source
stringlengths 4
21.6k
| target
stringlengths 4
757
|
---|---|
Jeśli marzysz o bajecznym relaksie w salonie SPA, ale nie możesz sobie pozwolić na taki luksus z powodu braku czasu albo pieniędzy, nie wszystko stracone! Wyobraź sobie przyjemny, pielęgnacyjny rytuał w zaciszu własnego domu. Koncentracja na stopach będzie strzałem w dziesiątkę! Z pewnością przyznasz, że swoim stopom nie poświęcasz zbyt wiele czasu. Szczególnie w czasie chłodnych pór roku stają się zapomniane, a na wiosnę nie zachęcają do noszenia odkrytych butów. Tylko regularna, staranna pielęgnacja sprawi, że będą prezentować się zawsze świetnie, a bóle i opuchnięcia odejdą bez śladu.
Miejsce i czas dla domowego SPA
Domowe SPA powinno być dopracowane w każdym szczególe. Co z tego, że nie jest to profesjonalny salon? Tu też możesz poczuć się wyjątkowo! Wygospodaruj sobie odpowiednią ilość czasu, aby nikt ci nie przeszkadzał. Potrzebujesz go na ukojenie zmysłów i uporządkowanie myśli, a to idealna okazja do relaksu! Włącz nastrojową muzykę, zapal zapachowe świeczki, przygotuj kilka ręczników i ulubiony napój.
Relaksująca kąpiel – domowe SPA
Rytuał pielęgnacyjny i relaksujący w domowym zaciszu zacznij od ciepłej kąpieli dla stóp. W ofercie firm kosmetycznych znajdziesz gotowe, aromatyczne sole oraz płyny, które skutecznie zmiękczą naskórek oraz wspaniale przygotują go do dalszych zabiegów. Zadziałają odświeżająco i odprężająco. Pomyśl także o naparach ziołowych, które stosowane w ten sposób działają leczniczo, łagodząco na podrażnienia czy też redukują pocenie. Mocz stopy w ciepłym płynie przez minimum 15 minut. To idealny czas na przemyślenia albo napawanie się odprężeniem.
Peeling i złuszczanie skóry stóp
Kiedy skóra Twoich stóp jest zmiękczona po kąpieli, możesz przejść do etapu pozbywania się martwego naskórka. To tutaj zaobserwować można wzmożone rogowacenie, powstawanie odcisków i przesuszenie, które wyeliminujesz regularnymi zabiegami peelingującymi. Wybieraj kosmetyki gruboziarniste, na bazie soli, cukru albo owocowych drobinek. Jeśli stan jest bardzo ciężki, sięgnij po pumeks lub tarkę. Pamiętaj, aby wymieniać je systematycznie, ponieważ w wielu przypadkach to takie narzędzia właśnie są siedliskiem bakterii i grzybów w Twojej łazience.
Maska – domowe SPA dla stóp
Po pobudzającym krążenie peelingującym masażu osusz dokładnie całe stopy. Teraz czas na prawdziwy odpoczynek! Całą skórę od czubków palców po same kostki pokryj odżywczym kremem nawilżającym lub skoncentrowaną maską. Szukaj bogatych składów, które zawierają składniki nawilżające, olejki i naturalne ekstrakty z roślin. Najlepsze rezultaty osiągniesz, jeśli wszystko zabezpieczysz foliowymi woreczkami oraz skarpetkami. Z takim ciepłym kompresem odczekaj około 15 minut. Po upływie wyznaczonego czasu zdejmij skarpetki, a pozostałość preparatu wsmaruj w skórę. Twoje stopy poczują prawdziwą ulgę!
Paznokcie – domowe SPA dla stóp
Po części pielęgnacyjnej warto również zaplanować typowe estetyczne zabiegi. Opiłuj płytki, skróć je i nadaj im pożądany kształt. Za pomocą drewnianego patyczka odsuń skórki. Maluj paznokcie wedle zasady: odżywka, lakier, utwardzacz. Na stopach świetnie sprawdzają się ciemne kolory oraz klasyczne czerwienie. Jeśli wolisz naturalność, postaw na beże albo perłowe opcje. W malowaniu pomogą ci separatory, dzięki którym nic się nie rozmaże. Poczekaj cierpliwie, aż wszystko dokładnie wyschnie! Nawet jeśli wyjazdy do ośrodków SPA nie leżą w Twojej naturze, postaraj się wygospodarować na rozpieszczanie swoich stóp trochę czasu. Może uda Ci się robić to raz w tygodniu? To też dobry pomysł na spotkanie z przyjaciółką, siostrą czy mamą. W kobiecym gronie rozmowy się nie kończą, a jeśli masz stać się w tym samym czasie jeszcze piękniejsza? Brzmi świetnie! | Domowe SPA dla stóp – czego będziesz potrzebować? |
Giętarka to zaawansowana technicznie maszyna do zaginania rur na przygotowanych wcześniej formach, nazywanych matrycami. Ze względu na wszechstronne zastosowanie urządzenie to wykorzystuje się w różnych dziedzinach przemysłu wytwórczego do produkcji m.in. narzędzi do siłowni, wózków sklepowych oraz złączek hydraulicznych. Przedstawiamy najlepsze profesjonalne modele giętarek do rur. Maszyna do gięcia i formowania
Giętarka umożliwia formowanie rur oraz profili z różnego typu surowców, przede wszystkim stali. Na rynku są modele trzpieniowe, beztrzpieniowe oraz trójrolkowe; wybór odpowiedniego zależy przede wszystkim od parametrów materiału, który będzie poddany obróbce. Giętarki trzpieniowe owijają elementy stalowe na wzorniku, trójrolkowe walcują materiał za pomocą specjalnych rolek, natomiast beztrzpieniowe wyposażone są w obrotowy korpus gnący, umożliwiający pracę w małych pomieszczeniach. Na rynku znajdziemy zarówno giętarki hydrauliczne, jak i nowe modele elektromechaniczne. Każdy z nich można wyposażyć w dodatkowe oprzyrządowanie, m.in. gładkie i profilowane zaciski, matryce otwierane do rur kwadratowych, matryce wygładzające, rolki oraz kleszcze. Ceny giętarek do rur wahają się od 375 zł do nawet 375 000 zł.
Dobre oferty
Giętarka do rur Amob MAM 50/2. Maszyna portugalskiej marki AMOB, istniejącej od 1960 roku. Solidna konstrukcja według autorskiego projektu producenta. Wyposażona w dwie rolki napędowe, rolkę dociskową regulowaną ręcznie za pomocą śruby, mechanicznie regulowane wałki do gięcia w spiralę oraz pedał z zabezpieczeniem. Możliwość pracy w pionie oraz w poziomie. Silnik umożliwiający wybór dwóch prędkości walcowania. Średnica wałka: 50 mm, rolek: 148 mm. Moc: 1,1 kW. Waga: ok. 400 kg. Wymiary: 950 mm × 910 mm × 1270 mm. Maszyna zgodna ze standardami CE. Firma oferuje 12-miesięczną gwarancję oraz profesjonalny serwis pogwarancyjny. Cena: ok. 16 100 zł.
Giętarka hydrauliczna 16 T.Wolnostojąca giętarka hydrauliczna w zabudowie blokowej z automatycznym powrotem tłoka, o prostej i bezawaryjnej konstrukcji. Wyposażona w siłownik o nacisku 16 t. Sprzedawana z zestawem 8 profili umożliwiających wyginanie rur oraz kształtowników. Profile w rozmiarze: 1/2” 3/4”, 1 1/4”, 1 1/2”, 2”, 2 1/2” oraz 3”. Zakres kąta cięcia: 90°. Ergonomiczna dźwignia posuwu ułatwia wytwarzanie ciśnienia ręczną pompą przy użyciu niewielkiej siły. Optymalne dostosowanie segmentów gięcia umożliwia obróbkę bez ryzyka pojawienia się pęknięć. Urządzenie przeznaczone do precyzyjnego cięcia na zimno, nadające się do użytkowania zarówno w pionie, jak i w poziomie. Idealna m.in. na placu budowy. Sprzedawca oferuje 12-miesięczną gwarancję. Cena: od 538,99 zł.
Giętarka do rur, prętów i profili Stiler SBG 40.Uniwersalna i prosta w użyciu giętarka przeznaczona do gięcia wyrobów metalowych, czyli m.in. rur, prętów oraz płaskowników. Umożliwia obróbkę pod kątem, na okrągło oraz spiralnie, na ciepło i na zimno. Stabilna konstrukcja do zamontowania w imadle lub przykręcenia do stołu. Wyposażona w bezstopniowo regulowany ogranicznik zaginania, układ szybkiego mocowania oraz komplet matryc. Wysoka dokładność powtórzeń. Z urządzenia można korzystać podczas produkcji balustrad, ogrodzeń oraz elementów ślusarskich. Maksymalne wymiary: płaskownik stalowy – 30 mm × 8 mm, pręt okrągły – 15 mm, pręt kwadratowy – 13 mm × 13 mm. Waga: 23 kg. Cena: od 999 zł.
Giętarka ręczna Yato 15 mm. Giętarka ręczna do wyginania rur o średnicy 15 mm do maksymalnego kąta 180°. Na korpusie oznaczono wartości kątów ułatwiające pracę. Specjalny zamek umożliwia wygodne mocowanie nawet bardzo krótkich odcinków rur. Giętarka przeznaczona do obróbki elementów z miedzi, aluminium oraz miękkiej stali. Aluminiowy korpus zapobiega zgnieceniom, wytrzymałe stalowe ramiona gwarantują odpowiednią siłę nacisku, a ergonomiczna rękojeść pewnie leży w dłoni. Producent oferuje również giętarki do obróbki rur o innych średnicach (12, 14, 16 i 18 mm). Waga: ok. 1,7 kg. Cena: ok. 119 zł. | Giętarka do rur. Przegląd modeli profesjonalnych |
Smartwatch to – mówiąc w skrócie – dużo nowocześniejsza odmiana standardowego zegarka. Dzięki temu urządzeniu możemy nie tylko sprawdzić aktualny czas, ale także np. odczytać wiadomości z naszego smartfonu, sprawdzić, kto akurat do nas dzwoni itp. Bardziej zaawansowane modele potrafią działać niezależnie od smartfonu, więc za ich pomocą możemy np. wykonać połączenie telefoniczne. Jaki smartwatch kupić, jeśli do wydania mamy 200 zł? U8
Jak się okazuje, smartwatch można kupić już za naprawdę niewielkie pieniądze, bowiem model U8 kosztuje zaledwie 60–100 zł. Spodziewacie się może, że tak tani smartwatch oferuje niewiele funkcji. Nic bardziej mylnego. Dzięki U8 możemy m.in. odbierać, odrzucać i wykonywać połączenia, przeprowadzać rozmowę głośnomówiącą, odbierać SMS-y, otrzymywać powiadomienia z portali społecznościowych, a także mierzyć liczbę kroków, jaką wykonujemy każdego dnia.
Funkcji jest oczywiście dużo więcej. Ten inteligentny zegarek współpracuje z systemami iOS oraz Android. W kwestii technicznej U8 dysponuje dotykowym 1,48-calowym ekranem, a komunikacja między smartfonem odbywa się za pomocą Bluetootha.
DZ-09
Kolejnym inteligentnym zegarkiem, jaki pragnę wam zaprezentować, jest DZ-09. To urządzenie kupimy za około 90–110 zł. Co w ramach tej kwoty może nam ono zaoferować? Mamy tu w zasadzie te funkcjonalności, które są dostępne we wspomnianym przed chwilą U8. Dodatkowo do wykorzystania jest wbudowana kamera 2 Mpix, dzięki której możemy np. niepostrzeżenie robić zdjęcia.
Producent nie zapomniał o radiu FM i slocie na kartę microSIM, dzięki któremu zegarek może pełnić funkcję pełnoprawnego telefonu. Rzecz jasna, sprzęt może komunikować się także ze smartfonem za pomocą Bluetootha. Współpracujące systemy to Android oraz iOS. Co z ekranem? Jest tu 1,54-calowy wyświetlacz dotykowy.
GT-08
GT-08 to kolejny inteligentny zegarek, którego cena nie przekracza 200 zł. Ten model jest pod względem funkcjonalności bardzo zbliżony do wspomnianego przed momentem DZ-09. Mamy tu kamerę (z sensorem 1,3 Mpix), 1,54-calowy dotykowy ekran, a także miejsce na kartę microSIM, dzięki której GT-08 może stać się niezależnym urządzeniem, za pomocą którego można odbierać wiadomości SMS i wykonywać połączenia głosowe.
Cechą, która w tym przypadku szczególnie zwraca uwagę jest dostępność modułu NFC, odpowiadającego za komunikację na bliskie odległości. Dzięki NFC możliwe jest np. wykonywanie bezdotykowych płatności lub korzystanie z tagów NFC. Z informacji podawanych przez sprzedawców wynika, że nie ma tu radia FM. Ciekawą funkcją jest za to możliwość sterowania migawką smartfonu za pośrednictwem smartwatcha. W takim przypadku ustawiamy aparat w telefonie, a za pomocą zegarka zwalniamy migawkę. Sprzęt współpracuje zarówno z Androidem, jak i iOS, a jego koszt to ok. 120–140 zł.
GV-18
Ten smartwatch to w zasadzie bliźniaczy model do GT-08. Za kwotę ok. 170 złotrzymujemy 1,54-calowy ekran dotykowy, kamerę 1,3 Mpix, możliwość współpracy z urządzeniami wyposażonymi w system Android lub iOS. Może on również działać niezależnie, jako telefon, ponieważ dysponuje slotem na kartę microSIM. Według sprzedawców GV-18 jest urządzeniem odpornym na zachlapanie wodą. Oznacza to, że możemy go używać np. na lekkim deszczu, jednak nie nadaje się on do zanurzania pod wodą.
OVERMAX TOUCH GO 2.1
Na zakończenie inteligentny zegarek firmy, która jest znana głównie ze smartfonów i tabletów, czyli OVERMAX. Model TOUCH GO 2.1 kosztuje ok. 160–190 zł i w tej cenie oferuje nieco inne funkcje niż prezentowane wcześniej smartwatche. GO 2.1 to urządzenie przeznaczone przede wszystkim do monitorowania naszych osiągnięć sportowych, może więc mierzyć kroki, przebyty dystans, pokazywać ilość spalonych kalorii, a także monitorować nasz sen.
Sprzęt jest wodoodporny, i to nawet wtedy, gdy zapragniemy z nim popływać. Ten inteligentny zegarek współpracuje z systemami iOS oraz Android, dzięki czemu posłuży do wykonywania zdjęć smartfonem, pokaże powiadomienia o połączeniach lub wiadomościach SMS oraz może sterować odtwarzaczem muzycznym. | Smartwatch do 200 zł – maj 2016 |
Uprawianie aktywności fizycznej to niezwykle ważny element zachowania zdrowia. Nie powinniśmy jednak zaniedbywać odpoczynku po treningach, by ciało zdążyło się zregenerować. Jednym z pomysłów na ponowne nabranie sił jest właśnie masaż. Wśród specjalistów czuwających nad formą profesjonalnych sportowców jest nie tylko trener, ale też fizjoterapeuta. Osoby, które uprawiają amatorsko różne dyscypliny, nie przykładają tak wielkiej wagi do regeneracji potreningowej, a pomocy u fachowca szukają wtedy, gdy dojdzie do kontuzji.
Tymczasem regeneracja po wysiłku fizycznym to nie tylko odpowiedni posiłek i ćwiczenia rozciągające. Warto skorzystać z zabiegów odnowy biologicznej u specjalisty w gabinecie, ale możemy zrobić coś dla siebie również w domu – wykorzystajmy różne pomoce do automasażu.
Co daje masaż?
Masaż przyśpiesza regenerację po wysiłku. Rozluźnia tkankę powięziową, mięśnie i eliminuje zakwasy, dzięki czemu szybciej wracamy do formy. Niejednokrotnie przekłada się to na lepsze efekty treningowe, ponieważ masaż poprawia krążenie krwi i limfy, dzięki czemu mięśnie są lepiej odżywione. Masaż to świetny sposób na odprężenie, relaks i poprawę wyglądu, ale też niezwykle ważny element profilaktyki urazów.
Z czego skorzystać?
Sprzętu do automasażu jest sporo, warto wybrać to, co nam odpowiada. Pamiętajmy, że jeśli od dawna nie masowaliśmy ciała i poświęcaliśmy niezbyt wiele uwagi ćwiczeniom rozciągającym, początki naszej przygody z automasażem mogą być zwyczajnie bolesne, dlatego nie forsujmy się i rozpocznijmy od 3–5 minut, które poświęcimy na konkretną grupę mięśni, np. kark. Z czasem zaczną się rozluźniać i będziemy mogli wydłużać masaż, czerpiąc z tego przyjemność.
Roller
Piankowe rolki to dość popularne narzędzie do masażu w domu. Można nimi masować różne partie ciała – uda, łydki, pośladki, plecy. Zapewne nie jest to pomoc, która zagwarantuje nam głęboką terapię, ale jeżeli niczego od dawna dla ciała nie robiliśmy, to roller jest najlepszym rozwiązaniem. Firma HMS proponuje rollery o długości 45 cm już za 39 zł.
box:offerCarousel
Wałek z wypustkami
Doskonale nadaje się do masażu nóg i pośladków. Dzięki wypustkom masuje mocniej i głębiej. Tego typu wałki polecane są szczególnie osobom, które już trochę przyzwyczaiły swoje ciało do masażu przyrządami, dla początkujących ból może być tak dotkliwy, że tylko się zniechęcą. Wałki z wypustkami chwalą sobie biegacze, chodziarze i rowerzyści, ponieważ pozwalają na bardziej efektywną pracę nad mięśniami najmocniej obciążonymi podczas trenowania ich dyscyplin. Wałki można kupić w cenie od 45 do 135 zł – różnią się długością i fakturą wypustek.
Minirolki
Świetnie sprawdzą się w masowaniu ramion, przedramion, dłoni, stóp i łydek. Mają mniejszą średnicę i dlatego pasują do mniejszych grup mięśni. Szczególnie polecane osobom, które trenują dyscypliny obciążające barki i ręce, np. tenisistom i siatkarzom. Również bardzo pomocne w terapii po uszkodzeniach ścięgna Achillesa oraz w cieśni nadgarstka. Firma Blackroll, lider w produkcji akcesoriów do automasażu, oferuje minirolki w cenie ok. 50 zł.
Piłeczki
Jeżyki, tenisowe i kauczukowe... Wszystkie doskonale się sprawdzą. Jeżyki są miękkie i przyjemne, więc poleca się je osobom po urazach, które muszą wykonywać pewną część zabiegów lub ćwiczeń w domu. Firma Spokey oferuje zestaw 4 sztuk za 12,90 zł. Na głębszy masaż pozwalają piłki do tenisa ziemnego. Doskonale nadają się właściwie do masowania wszystkich mięśni, choć najlepiej do karku i mięśni przykręgosłupowych. Piłeczki kauczukowe, którymi często bawią się dzieci, to świetne masażery stóp. Polecane są każdemu, ponieważ stopy niosą nas wszędzie, a zazwyczaj mało uwagi poświęcamy ich kondycji. Koszt amatorskiej piłki tenisowej to maksymalnie ok. 5 zł, a kauczukowej – 2 zł.
box:offerCarousel
Podwójne piłeczki
Stworzone specjalnie do automasażu karku i mięśni przykręgosłupowych. Ich kształt zapewnia odpowiednie ułożenie, dzięki czemu faktycznie masowane są mięśnie, a nie kręgi kręgosłupa. Doskonała propozycja dla każdego sportowca – trenującego zarówno regularnie, jak i od święta. Nasze kręgosłupy nie są zazwyczaj w najlepszej kondycji, więc dbajmy o mięśnie, które je przytrzymują. Piłeczki Lacrosse to wydatek ok. 35 zł.
Kiedy skonsultować się ze specjalistą?
Pamiętajmy, że masaż jest jednak zabiegiem, nawet ten, który wykonujemy w domu. Jeżeli uczucie bólu, które mu towarzyszy, jest duże, pojawia się czerwony odczyn na skórze lub powtarza się drętwienie masowanej partii ciała, skonsultujmy się z fizjoterapeutą. Oceni on prawidłowość wykonywania automasażu, pokaże dobrą technikę lub też zasugeruje wizytę u lekarza, jeżeli coś go zaniepokoi. | Masaż jako forma regeneracji po treningu |
Oczekiwania każdego kierowcy, niezależnie od pory dnia czy roku, są zawsze takie same. Wsiąść do auta, przekręcić kluczyk albo w nowszych nacisnąć przycisk i usłyszeć cichutki (a w tańszych autach głośniejszy) odgłos pracującego silnika. Niestety, nie zawsze oczekiwania pokrywają się z rzeczywistością, a problem pojawia się nie tylko zimą. Pierwsze, o czym warto pamiętać, to pod żadnym pozorem nie zatrudniać rodziny, znajomych i nieznajomych do uruchamiania „na pych” i nie holować pojazdu w celu jego uruchomienia. Chyba że chcemy zrobić mu krzywdę, a przy okazji sobie, gdy przyjdzie do pokrywania kosztów naprawy poważnego uszkodzenia. Zerwany pasek rozrządu i jego następstwa – remont silnika bardzo zaboli. Tak ryzykować to można w samochodzie wartym 500 złotych.
Skoro rozrusznik nie jest w stanie uruchomić silnika, to od razu powinno się wymienić rozrusznik! Na nowy albo na zregenerowany! W dużej części przypadków tak, rozrusznik też ma się prawo zużywać. Zwłaszcza w autach, które są eksploatowane intensywnie, ale przeważnie na krótkich trasach, co wiąże się z wieloma uruchomieniami i wyłączeniami silnika w ciągu doby.
Nie zawsze jednak winien jest sam rozrusznik. Czasami powodem awarii są inne podzespoły samochodu. I to one obarczają winą nasz niczemu nie winien, sprawny rozrusznik.
Przyjrzymy się teraz tego typu problemom, dzieląc je na dwie grupy. Pierwsza to sytuacje, w których nasz rozrusznik jest sprawny, a mimo to silnik nie odpala. Druga grupa to sytuacje, w których rozrusznik samochodu jest winien tego, że nasza maszyna nie chce wystartować.
Rozrusznik jest sprawny – ale silnik się nie uruchamia!
Powodów takiej sytuacji może być wiele.
Brak paliwa w baku. Trywialne? Ale się zdarza. Wielu kierowców jeździ na rezerwie, do ostatniej chwili. Może się okazać, że czerwona linia została w danym przypadku przekroczona. Auto dotoczyło się na parking, ale dalej już nie pojedzie. Co trzeba zrobić? Pędzić z butelką albo kanistrem z tworzywa na stację, aby przynieść ze sobą choć jeden litr paliwa i wlać go do wygłodniałego metalowego brzuszka. O tym, że częsta jazda na rezerwie jest wyjątkowo szkodliwa, wspominaliśmy już na łamach poradników Allegro nie jeden raz.
Uszkodzona pompa paliwa. Ona również może się zepsuć i najczęściej psuje się wtedy, gdy… tu zaglądamy do poprzedniego akapitu. Gdy często jeździmy na rezerwie! Elektryczne pompy paliwa, zanurzone w baku, są chłodzone paliwem. Jeśli jest go mało, przegrzewają się i psują. I w końcu któregoś dnia zakończą swoje życie. Pompa paliwa często ostrzega o tym, że jest z nią źle, ale w wielu przypadkach może to być przez kierowcę zignorowane. W sytuacji zbliżającej się awarii pompy paliwa silnik może od czasu do czasu gasnąć, zdarza się też sporadyczne szarpanie w czasie jazdy.
Powodem problemów z właściwą pracą pompy może być też awaria bezpiecznika odpowiedzialnego za jej działanie albo przekaźnika. Skrzynka z bezpiecznikami i przekaźnikami znajduje się albo pod maską silnika, albo pod deską rozdzielczą. Wymiana bezpieczników jest prosta – każdy kierowca powinien mieć przy sobie komplet bezpieczników, a także wiedzieć, jak wygląda bezpiecznik sprawny i przepalony. Wymiana przekaźnika również nie powinna sprawić przeciętnemu kierowcy większych problemów. W przypadku pomp paliwa czasami dochodzi do zaśniedzenia styków. Do czyszczenia styków odpowiedni jest preparat chemiczny w sprayu.
Co zrobić, jeśli bezpiecznik i przekaźnik, odpowiedzialne za działanie pompy, są sprawne? W takim przypadku nie pozostaje nic innego jak zakup nowej pompy paliwa. A potem odholowanie pojazdu do warsztatu celem jej zamontowania.
W samochodach z silnikami benzynowymi problemy z uruchomieniem mogą być powodowane przez uszkodzone kable zapłonowe (przewody wysokiego napięcia). One również są elementami eksploatacyjnymi. Kable stosowane przez producenta na pierwszym montażu są trwałe. Potrafią bez problemu wytrzymać do 150 tys. km przebiegu. Tańsze zamienniki nie mają już takiej trwałości. Są jednak wielokrotnie tańsze od części oryginalnych, nic zatem dziwnego, że kierowcy wybierają zamienniki, zwłaszcza do starszych, nastoletnich pojazdów. 50 zł za komplet zamiast 300 zł?
Wybór nasuwa się sam. Producenci przewodów zapłonowych, nawet tych dobrych, zalecają, aby wymieniać je co 50 tys. km przebiegu. Wystarczy też, że dojdzie do minimalnego uszkodzenia (mechanicznego, przepalenia po dotknięciu o gorący blok silnika) izolacji i kable nadają się do wyrzucenia. Jak już wspomnieliśmy, komplet zamienników kabli zapłonowych nie jest drogi. Kable oryginalne są dużo droższe i trwalsze. Z wymianą kabli zapłonowych poradzi sobie każdy. Nie wolno tylko pomieszać kolejności ich podłączania. Przy wymianie kabli zapłonowych warto zamontować nowe świece zapłonowe.
W samochodach z silnikami wysokoprężnymi problem związany z niemożnością uruchomienia auta może być spowodowany przez uszkodzone świece żarowe. Zadaniem świec jest podgrzewanie komory spalania do odpowiedniej temperatury. Kiedy jedna lub więcej świec nie działa, mieszanka oleju napędowego i powietrza z pewnością nie zapłonie. Co zrobić? Samodzielna diagnoza i wymiana świec żarowych jest ryzykowna, zwłaszcza w przypadku nowych, cieniuteńkich i bardzo drogich świec. Ich ukręcenie pociągnie za sobą ogromne koszty.
Samodzielnie lepiej też świec nie testować, bo trzeba wiedzieć, jakie w danym aucie stosuje się do nich napięcie. To, że w instalacji auta płynie prąd o napięciu 12 V, nie oznacza, że taki sam prąd płynie do świec żarowych. Mogą być one zasilane prądem 5 V. Świece żarowe to również element eksploatacyjny, który się po prostu zużywa. Najtaniej nowe świece żarowe można zamówić na aukcjach internetowych. A potem warto zlecić ich montaż w warsztacie, chyba że mamy starszy silnik, z grubszymi świecami i czujemy się na siłach, aby samodzielnie je zamontować i dokręcić z odpowiednim momentem za pomocą klucza dynamometrycznego.
Za niskie obroty silnika w czasie mrozów w silnikach wysokoprężnych. W tym przypadku winien może być zbyt słaby akumulator. Bywa też, że problem leży w oprogramowaniu silnika. ECU pozwala na włączenie silnika przy osiągnięciu przez niego właściwej liczby obrotów. Po mroźnej nocy może być z tym kłopot.
Jeśli nie pomoże doładowanie akumulatora, problem może wynikać właśnie z oprogramowania. Wtedy z pomocą przyjdzie tylko wyspecjalizowany warsztat, który będzie ingerował w oprogramowanie silnika i zmniejszy liczbę obrotów niezbędną do uruchomienia silnika.
Problemem może być też uszkodzony przewód masowy, a więc ten, który łączy biegun ujemny akumulatora z karoserią pojazdu. Jeśli doszło do korozji lub zaśniedzenia metalowego oczka, rozrusznik nie jest w stanie osiągnąć odpowiedniej prędkości. O tej awarii pisaliśmy już wcześniej w innym poradniku.
Rozrusznik nie ma siły uruchomić silnika… i ten się nie uruchamia
Pierwszym winnym niemalże zawsze jest akumulator – rozładowany (często po mroźnej nocy) albo zużyty. Cóż, akumulator też jest elementem eksploatacyjnym i po paru latach wymaga wymiany. Jeśli jest niedoładowany po mroźnej nocy, najwygodniejszym rozwiązaniem będzie skorzystanie z boostera, czyli baterii rozruchowej. W ostateczności mogą to być kable rozruchowe, którymi „pożycza się” prąd z innego auta.
Problem może być też wywołany przez uszkodzony regulator napięcia, zwarcie w instalacji albo po prostu zużycie rozrusznika.
Rozruszniki można regenerować, ale tylko wtedy, gdy zaczynają zdradzać objawy awarii. Można też kupić urządzenie zregenerowane albo nowe. Najlepiej zdecydować się na zakup nowego rozrusznika. Mamy wtedy pewność, że przez wiele lat nie zawiedzie.
W przypadku awarii rozrusznika albo innych podzespołów nie ma niestety czarodziejskich trików, które pozwolą nam jednym ruchem palca dokonać cudu. Nie istnieją cudowne środki. W większości przypadków jedynym rozwiązaniem jest wymiana uszkodzonych podzespołów na nowe. | Co zrobić, gdy rozrusznik nie jest w stanie uruchomić silnika? |
Wrzosy to motyw, który nigdy się nie znudzi. Nawet jeśli nie jesteśmy jego szczególnymi fanami, warto wprowadzić do wnętrza mieszkania pewne jego elementy. Podpowiadamy na co zwrócić uwagę, aby nadać naszemu salonowi niepowtarzalny wygląd. Świeczki, woski, olejki i akcesoria
Czym byłby nasz salon bez nastrojowych światełek i aromatycznych zapachów? Dzięki nim w bardzo szybki i nieinwazyjny sposób spowodujemy niemałą rewolucję w naszym wnętrzu. Dodatki te z pewnością nie umkną uwadze zaproszonych gości, poza tym mają bardzo przystępne ceny. Najtańsze produkty w kolorze lub o wrzosowym zapachu zaczynają się już od 1 zł za sztukę lub komplet, np. niezwykle eleganckie pływające świeczki (o kształcie kuli lub dysku), kadzidełka indyjskie marki Krishan wyprodukowane w Bombaju (w komplecie 8 sztuk) czy bardzo proste, ale jakże efektowne tea lighty.
Osoby, które mają smykałkę do tworzenia „czegoś z niczego”, mogą taką oryginalną świeczkę stworzyć samodzielnie, poprzez wypełnienie rozpuszczonym woskiem wnętrza dowolnego naczynia, np. muszelki czy słoika, a także zatopienie w nim ulubionych przedmiotów, takich jak ziarenka kawy, kamienie, suszone kwiaty czy owoce. Jeśli marzy nam się świeży, wrzosowy zapach we wnętrzu naszego salonu, dodajmy nieco olejku do odkurzacza, nawilżacza powietrza czy zapachowego kominka.
Wrzosowe dodatki na ścianę
Urządźmy z naszego salonu prawdziwe wrzosowisko! To motyw wciąż modny i niewyeksploatowany, z którego można czerpać korzyści niemal na każdą okoliczność. Również w sercu naszego domu bądź mieszkania! Najbardziej „podatne” na zmiany są ściany. One wprost stworzone są do tego, by się o nie troszczyć. Jednym z pomysłów na ich udekorowanie jest zakup drukowanego, wrzosowego krajobrazu (w rozmiarze 150x70 cm), który będzie nie tylko cieszył oko czy wyróżniał się oryginalnym designem, ale także pełnił funkcję zegara. Cena takiego obrazu to ok. 139 zł. Dla osób szukających nieco tańszych rozwiązań interesujący może się okazać jednoczęściowy obraz na płótnie. Jego cena to ok. 54 zł, a wymiary – 100x40 cm.
Wrzosowe tekstylia
Jeśli wyznajemy zasadę, że wnętrza tworzą nie tylko meble, ale przede wszystkim dodatki, które możemy dobierać i dowolnie zmieniać według naszego uznania, koniecznie pomyślmy o wrzosowych tekstyliach. Zwłaszcza jeśli mamy zdolności krawieckie, możemy zakupić gotowy materiał i stworzyć z niego niebanalne zasłony, serwety czy pokrowiec na poduszki. Materiały zamawia się na tzw. metry bieżące (m b.).
A jak idealnie połączyć walor estetyczny z praktycznością? Polecamy zakup plamoodpornego, wykonanego z poliestru (również w kolorze wrzosowym) obrusu, który można zamawiać na wymiar według uznania – koszt każdych 10 cm tkaniny to niecałe 2 zł. Obrus można wybrać w wersji gładkiej lub matowej.
Aby dodać naszemu salonowi nieco przytulności, warto pomyśleć o miękkim podłożu, np. o antyelektrostatycznej, przyjaznej alergikom, odpornej na zagniecenia, łatwej do czyszczenia wykładzinie. Cena za 1 m2 wrzosowej wykładziny zaczyna się już od 24,90 zł.
Małe, a cieszą oko
Oprócz powyższych dodatków, warto wspomnieć również o tych mniej standardowych, o których mało kto pamięta, a które bardzo ładnie prezentują się w naszych domach. Jednym z nich są kule rattanowe (np. te o średnicy 5 cm), które można nabyć już w cenie ok. 4,99 zł (jest to cena kompletu zawierającego 6 sztuk takich kul). Idealnie nadają się one do powieszenia, udekorowania parapetu, półek czy stołu, przy którym siedzą goście.
A propos gości – jeśli wrzosy są naszym ulubionym dekoracyjnym motywem, nie bójmy się zainwestować w oryginalny serwis obiadowy z porcelany, który motyw ten zawiera. W skład takiej zastawy wchodzi 41 elementów w kształcie kwadratu: talerze płaskie, głębokie, deserowe, mały i duży półmisek, salaterka, sosjerka oraz waza z pokrywą – całość przeznaczona dla 12 osób. Naczynia te nadają się do mycia w zmywarce oraz posiadają roczną gwarancję producenta. Koszt zakupu takiej zastawy to ok. 480 zł.
Wrzos w swej naturalnej postaci
Oczywiście czym byłby nasz wrzosowy salon bez prawdziwego wrzosu? Świeża, pięknie pachnąca roślina to element „must have”. Sposób, w jaki ją wyeksponujemy, może uczynić z tej niepozornej krzewinki autentyczne minidzieło sztuki. Idealnie nada się do tego specjalny kwadratowy koszyczek z uchwytami o wymiarach 17x 7x10 cm, ręcznie wyplatany, wykonany z wikliny i zabezpieczony wewnątrz specjalną folią. Wrzosowa kompozycja (można również zestawić z innymi roślinami) ożywi każdy stół czy parapet, nadając wnętrzu sielski, nieco rustykalny klimat.
Nasz salon – nasza sprawa
Pamiętajmy, że to, w jaki sposób będzie prezentował się nasz salon, zależy tylko i wyłącznie od naszego gustu i pomysłu. Nie przywiązujmy się do jednego konkretnego koloru czy wzoru, starajmy się co jakiś czas wprowadzać zmiany. I nie zmieniajmy od razu wszystkiego – czasem wystarczy jedna drobna metamorfoza (np. nowe poduszki czy świeczki), która może okazać się strzałem w dziesiątkę! | Salon we wrzosowych dodatkach |
Kolejna część dobrze znanego cyklu. Czy tym razem otrzymamy coś więcej niż tylko setki zombie i hektolitry krwi? Fabuła
W grze wcielamy się we Franka Westa, byłego fotografa, który poszukiwał sensacji. Podczas pewnej zimowej nocy dzwoni do niego młoda kobieta. Jest zafascynowana jego dokonaniami. Sprawa, którą chciała poruszyć, dotyczy pewnego tajemniczego wojskowego kompleksu, który znajduje się w miejscowości Willamette. Podobno wojskowi przeprowadzają tam różne niehumanitarne eksperymenty na ludziach. Nasza postać z początku nie chce zgodzić się na infiltrację tego ośrodka, jednak po krótkiej rozmowie z młodą dziewczyną postanawia tam z nią pojechać oraz sprawdzić, co się dzieje w kompleksie. Oczywiście okazuje się, że w tym miejscu nie prowadzi się badań nad zarazą, która trawiła ludzkość w poprzednich częściach gry, a nad tym, aby opanować tę chorobę i wykorzystać ją do niecnych celów. W dalszych etapach rozgrywki fabuła nabiera tempa, jednak nie można od niej oczekiwać niesamowitych zwrotów akcji oraz głębi.
Strach
Jeżeli szukacie mocnych wrażeń, gęstej atmosfery horroru oraz wszechogarniającej bezradności i lęku, to „Dead Rising 4” zdecydowanie wam tego nie dostarczy. Nie ukrywam, że w kilku momentach tętno przyśpiesza, ale są to chwile, które można zliczyć na palcach jednej ręki. Rozumiem, że Capcom nie chciał stworzyć typowego horroru, ale w sytuacji gdy zaczynamy odczuwać strach, wówczas nasza postać mówi tak żenujący dowcip, że nie wiemy, czy się śmiać, czy wyłączyć grę… Warto jednak zaznaczyć, że absurd, z którym mamy do czynienia, bardzo często, np. podczas przebijania się przez hordy zombie, pozwala również niejednokrotnie uśmiechnąć się dosyć szeroko.
Broń
Jeżeli jesteś domorosłym inżynierem z lekko psychopatycznymi naleciałościami, to witaj w grze stworzonej specjalnie dla ciebie! W świecie gry czekają na nas setki przeróżnych śmiercionośnych rzeczy. Do dyspozycji graczy zostały oddane takie sprzęty jak: karabiny, pistolety, miecze, maczety, noże, piły łańcuchowe, wiertarki, paralizatory i wiele, wiele innych niesamowitości. Jakby tego było mało, Capcom kolejny raz pozwolił na modyfikacje posiadanego uzbrojenia. Wyobraź sobie, że znajdujesz halabardę – możesz do niej podłączyć źródło prądu i masz broń masowego rażenia. Chcesz stworzyć oręż, który pozwoli na zaatakowanie silnego przeciwnika? Czemu by nie użyć wiertarek, którymi przewiercisz wiaderko i założysz je na głowę swojej nemezis? Tak, to jest możliwe. Jest to rewelacyjny system, który przynosi świeżość nawet w rozgrywce, która trwa kilkanaście godzin.
Multiplayer
Nie spodziewałem się, że w grze pokroju „Dead Rising 4” tryb multiplayer sprawi mi tak ogromną radość. Capcom postanowił oddać w ręce graczy kilka epizodów, w których muszą wzajemnie sobie pomagać w niszczeniu hord nieumarłych przeciwników. Według mnie jest to świetne rozwiązanie, bo niestety często zdarza się, że tryb wieloosobowy pozwala przejść jedynie główny wątek wspólnie i na tym koniec. Tutaj mamy zapewnione kolejne kilka godzin gry, która nie ma nic wspólnego z tym, czego zaznamy w podstawowej fabule. Cieszy również możliwość dopasowania ubioru naszego awatara. Nie wnosi to praktycznie niczego do rozgrywki, ale miło jest czymś się wyróżnić na tle innych graczy, z którymi przeżywamy daną przygodę.
Podsumowanie
Seria „Dead Rising” gości w naszych domach od kilkunastu lat. Od samych jej początków było to coś świeżego oraz niespotykanego w świecie gier. Jej czwarta odsłona pozwala nam przeżyć kolejny raz to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Można odczuć delikatną powtarzalność rozgrywki, która nawiązuje do poprzednich odsłon. Dla wielu graczy może to być problemem, chociaż znajdą się i tacy, dla których nawiązanie do korzeni serii jest czymś oczywistym i w pełni zrozumiałym. Jeżeli szukasz gry, która sprawi, że w samotny wieczór będziesz bał się każdego stuknięcia w pokoju, to zdecydowanie „Dead Rising 4” nie jest grą, jakiej szukasz. Jeżeli natomiast chcesz bawić się w człowieka pokroju Rambo, który dziesiątkuje hordy nieumarłych, to w grze Capcomu odnajdziesz się bez mrugnięcia okiem. Tysiące przeciwników, z którymi przyjdzie ci walczyć, to prawdziwe wyzwanie. Przetestują oni twoją zręczność oraz dostosowanie do ich działań. Jeżeli kupujesz gry z myślą o tym, aby wystarczyły na co najmniej kilkanaście godzin dobrej zabawy, to „Dead Rising 4” z możliwościami przerabiania broni oraz trybem multiplayer jest zdecydowanie dla ciebie.
Wymagania
Zalecane:
* procesor: Intel Core i7-3770 3,4 GHz
* RAM: 8GB
* karta graficzna: GeForce GTX 970
* pamięć: 8GB
* system: Windows 7, Windows 8.1, Windows 10 (64-bit)
* DirectX: 11
Minimalne:
* procesor: Intel Core i5-2400 3,1 GHz
* RAM: 6GB
* karta graficzna: GeForce GTX 760
* pamięć: 8GB
* system: Windows 7, Windows 8.1, Windows 10 (64-bit)
* DirectX 11
Gra dsotępna na: Xbox One, PC, PlayStation 4. | „Dead Rising 4” – recenzja gry |
Dziecięca kąpiel to nie tylko codzienny rytuał i zabieg higieniczny, ale przede wszystkim kolejna okazja do wspaniałej zabawy, poznawania świata i nauki nowych rzeczy. Uatrakcyjnieniem tej czynności pielęgnacyjnej może być wspólne przeglądanie kolorowych książeczek. Długa lista zalet
Zachęcanie maluchów do oglądania, a w przyszłości czytania książek to jeden z bardzo istotnych aspektów wychowania dziecka. Rozbudzone w młodości zainteresowanie literaturą pozostaje już na całe życie, dzięki czemu nasza pociecha z pewnością będzie łatwiej i szybciej przyswajać wiedzę, a także niestraszne jej będą nawet najgrubsze szkolne lektury. Kąpielowe książeczki to dopiero początek tej drogi, jednak najmłodszym dzieciom mogą dostarczyć fantastycznej rozrywki. Sprawdzą się świetnie nie tylko podczas kąpieli, ale także na wakacjach, np. na plaży lub podczas zabawy w ogrodowym baseniku. Możemy zabrać je również do samochodu lub innego środka komunikacji. Są znacznie lżejsze i bardziej miękkie od tradycyjnych, a przez to bezpieczniejsze.
Kiedy zacząć
Wodoodporne książeczki są przeznaczone dla najmłodszych dzieci – takich, które już pewnie siedzą w wanience i mogą swobodnie je przeglądać. Przeważnie składają się z kilku w całości zadrukowanych stron przedstawiających historyjki obrazkowe. Tylko w nielicznych znajdziemy tekst, np. nazwy przedmiotów lub zwierzątek na rysunku. Taka zabawka może być świetnym pomysłem nie tylko dla miłośników kąpieli. Dzięki ciekawym, barwnym ilustracjom przyciąga wzrok dziecka i skutecznie może odwrócić jego uwagę od nielubianych zabiegów, do których często należy np. mycie głowy lub obcinanie paznokci.
Wciągające historie
Z szerokiej oferty dostępnych na Allegro książeczek na pewno wybierzemy taką, która najbardziej będzie odpowiadała gustom naszego maluszka. Różnorodność kształtów, kolorów i bohaterów książeczek zadowoli nawet najbardziej wybrednych. Wybierać możemy między książkami z postaciami z najpopularniejszych bajek Disneya, wśród których znajdziemy uwielbianą przez dzieciaki na całym świecie Myszkę Miki czy kochanego Kubusia Puchatka wraz z całą ekipą jego towarzyszy. Równie ciekawą propozycję stanowią edukacyjne książeczki przyrodnicze, opowiadające np. o życiu w głębinach oceanu, zwyczajach leśnych zwierzątek, przygodach na farmie czy perypetiach domowych pupili. Najmłodsi miłośnicy dinozaurów również znajdą coś dla siebie.
Efekty wizualne i dźwiękowe
Poza wersją klasyczną są również książeczki wyposażone w dodatkowe urozmaicenia. Należą do nich np. książeczki piszczące. Po naciśnięciu ich w odpowiednim miejscu maluch usłyszy charakterystyczny dźwięk. W ofercie znajdziemy również zabawki wyposażone w lusterko, w którym dziecko może się przeglądać lub odbijać za jego pomocą światło padające z lampy. Taka zabawa to fantastyczna lekcja fizyki dla najmłodszych. Ciekawą propozycją są książeczki wykonane z pianki. Dzięki wyjmowanym elementom maluch uczy się rozpoznawać rozmaite figury geometryczne, kształty zwierzątek lub pojazdów.
Szeroki wybór postaci i różnorodna tematyka pozwolą na dobranie odpowiedniej książeczki dla naszego dziecka. Będzie to pierwszy krok w rozwoju czytelniczych zainteresowań pociechy, który zaprocentuje w przyszłości. Codzienne przeglądanie książeczek rozbudza w maluchu naturalną ciekawość i sprawia, że ma on ochotę poznawać nowe rzeczy oraz konfrontować je z tym, co go otacza. Taka aktywność, połączona z przyjemną kąpielą i relaksem, będzie z pewnością miłym i interesującym elementem dnia. Zachęcenie dziecka do poznawania świata poprzez kolorowe książeczki zaprocentuje w kolejnych latach, kiedy to książki staną się nieodłącznym elementem nauczania dziecka w przedszkolu, a później w szkole. | Książeczki do kąpieli |
Kobalt to tajemnicza nazwa jednego z odcieni koloru niebieskiego. Jest barwą mocno nasyconą, raczej ciemną i zdecydowanie chłodną. Co kilka lat wraca na wybiegi i do domów mody. Przyciąga uwagę, intryguje, nie pozostawia obojętnym. Ukochany kolor odważnych i nowoczesnych kobiet. Czy da się go zastosować we wnętrzu? I z jakim efektem? Kobalt – minerał, barwnik, odcień
Doskonała i intensywna barwa kobaltu przez długi czas była obiektem poszukiwań chemików i naukowców. Kobalt jako barwnik – błękit kobaltowy – znany był już w starożytności. W XV wieku w Wenecji wytwarzano niebieskie szkło, które swój piękny nasycony kolor zawdzięczało formule barwiącej zwanej kobaltem. Jednak ani starożytni, ani renesansowi artyści i rzemieślnicy nie pozostawili receptury koniecznej do jego uzyskania. W XVIII wieku wielu chemików i naukowców pracowało nad wyodrębnieniem kobaltu. Z rud wytapiali takie metale, jak: cyna, srebro, miedź czy ołów. Jednak za każdym razem otrzymywali szary, bezużyteczny proszek. Tym początkowo nieudanym poszukiwaniom nasz barwnik zawdzięcza swoją piękną nazwę. Uznano, że za niepowodzenia winny jest zły duszek, chochlik, w języku niemieckim zwany Kobaldem. Minerały i rudy, z których nie można było otrzymać szukanego barwnika, zaczęto określać mianem Kobald. Dopiero w 1735 roku szwedzkiemu chemikowi George’owi Brandtowi udało się wyodrębnić z rudy nowy metal, który nazwał kobaltem.
Wpływ koloru kobaltowego na nastrój
Niebieski jest barwą chłodną, dlatego będzie na nas wpływał kojąco i uspokajająco. Kojarzy się z niebem, morzem, bezkresem i wywołuje w nas podobne odczucia. Wspaniale wyciszy po pracy i zdejmie z nas niepotrzebne emocje. Jednak jeżeli mamy skłonność do popadania w przygnębienie, powinniśmy uważać z niebieskim kolorem, bo jego chłód będzie potęgował ten nastrój. Z drugiej strony skojarzenie z mroźnym powietrzem i dynamiką zimy sprawi, że błękit pobudzi nas do pracy, pomoże w koncentracji i skupieniu myśli.
Gdzie i jak go użyć?
Niebieski to kolor, którego należy używać bardzo rozważnie. Kobalt, jako jeden z intensywniejszych jego odcieni, wymaga jeszcze większej uwagi. Jednak jeżeli będziemy wiedzieli jak i po co chcemy go użyć, efekt okaże się spektakularny.
Ze względu na swoją wyrazistość i elegancję, kobalt dobrze sprawdzi się w miejscach reprezentacyjnych, takich jak salon. Może to być intensywnie niebieska jedna ściana, niebieska sofa lub dywan. Jeżeli boimy się tak dużych plam w nasyconym kolorze, wprowadźmy kobalt do pokoju dziennego za sprawą dodatków. W tej funkcji świetnie sprawdzi się dekoracyjne niebieskie szkło, porcelana, niebieskie poduszki na sofę i fotele czy doniczki do kwiatów. Możemy też poszukać niebieskich inspiracji w sztuce i kupić grafiki lub obrazy na ścianę w tym kolorze.
Tradycyjnie niebieski kolor chętnie używany jest w dekoracji łazienki. Chłód tej barwy kojarzony jest z czystością i świeżością. Najbardziej typowe są jasnobłękitne kafelki, dlatego jeżeli chcemy bardziej oryginalnej łazienki w odcieniach niebieskiego, wybierzmy właśnie intensywny kobalt. Wyjątkową, nawiązującą do kubizmu propozycję ma w swojej ofercie Maciej Zień, który swoją serię mocno niebieskich płytek ceramicznych nazwał właśnie Tegel Kobalt.
Kobalt dobrze sprawdzi się też w nowoczesnej kuchni. Możemy pomalować tym kolorem ścianę nad płytkami lub kupić nasycone niebieskie kafle. Odważnym proponuję kobaltową podłogę. Wybierzmy do niej ciemniejszy odcień. W zestawieniu z jasnymi ścianami i szafkami ładnie będzie wyglądać nawet bardzo ciemna, prawie czarna podłoga. Możliwości w wyborze materiałów mamy bardzo wiele. Drewnianą starą podłogę wystarczy przygotować i pomalować starannie farbą do drewna. Możemy też położyć duże, imitujące szlachetny kamień granatowe płytki. A modny i współczesny efekt uzyskamy, jeśli zdecydujemy się na wylewkę żywiczną, oczywiście w intensywnym niebieskim kolorze.
Najlepsze kolory dla kobaltu
Kobalt łatwo łączyć z innymi kolorami. Ponieważ to mocna i podstawowa barwa, najlepszym towarzystwem będą dla niego inne podstawowe, nasycone kolory. Unikajmy zestawiania go z kolorami pastelowymi, ponieważ może je zgasić, przez co naszemu wnętrzu zabraknie harmonii. Naturalnym, największym sojusznikiem intensywnych niebieskości będzie biel. Następnie czerń i grafit oraz naturalne brązy, na przykład mahoniowa lub dębowa podłoga czy meble. Kobalt polubi towarzystwo zarówno srebra, złota, jak i miedzi — wydaje się stworzony do wszelkich luksusowych i bogatych stylizacji. Jeżeli chcemy uzyskać ekspresyjne wnętrze z charakterem, zestawmy intensywnie niebieski kobalt z żywą czerwienią i żółcią. | Kobalt w domu - jak i z czym go łączyć? |
Co zakładasz w chłodniejszy dzień latem? Sięgasz po ciepły sweter, bluzę czy przejściową kurtkę? Na listę ubrań, które sprawdzą się, gdy jest chłodniej, wpisz również płaszcz. Tak, tak, nie tylko wczesną wiosną czy jesienią jest na niego dobry czas. Również latem wykorzystasz go w warstwowych stylizacjach z charakterem. Zwyczajowo płaszcz przypisany jest do zimnego sezonu, kiedy potrzebna jest nam dodatkowa warstwa ciepła. Myśląc o lecie i letnich stylizacjach, mało kto bierze go pod uwagę. W płaszczu latem? Tymczasem okazuje się, że lekki prochowiec lub inny płaszcz bez podszewki doskonale sprawdza się w letnie dni. W końcu nie zawsze świeci słońce i nie zawsze masa ciepłego powietrza znad Afryki rozgrzewa do czerwoności. Weź go pod uwagę, jeśli chodzi ci po głowie warstwowa stylizacja z charakterem. Wychodzenie poza schematy często rodzi nowe trendy i daje początek nowym stylom, więc może warto zamienić bomberkę na trencz i zaskoczyć samego siebie nieszablonową stylizacją w środku lata. Zobacz, jakie mamy pomysły i zrób z nich dobry użytek!
Ponadczasowy trencz, jeans i sztyblety
Kochasz wygodę i najchętniej nie nosiłbyś nic innego niż ulubiona para jeansów i t-shirt? Nie ma w tym nic złego, bo to bardzo dobra baza do zbudowania wygodnych, niepozbawionych stylu codziennych stylizacji. Żeby nadać jej więcej indywidualnego charakteru, wystarczy wzbogacić ją o stylowe dodatki, i szybko okazuje się, że prosty zestaw „t-shirt + jeansy” może wyglądać inaczej każdego dnia. Zadbaj o paski w różnym charakterze, zarówno te eleganckie z licowej skóry, jak i parciane z metalową klamrą, które przydadzą się w stylizacjach ze sportową nutą. Buty też mają ogromne znaczenie! Jeśli założysz eleganckie skórzane brogsy i lekką marynarkę, twój prosty zestaw od razu nabierze elegancji. Gdy postawisz na płócienne trampki, nadasz mu wyluzowany charakter i młodzieńczego ducha.
box:offerCarousel
W naszej stylizacji postawiliśmy na zamszowe sztyblety na chropowatej, gumowej podeszwie. Będą dobrze wyglądać w parze z białym t-shirtem i niebieskimi jeansami, zwłaszcza wtedy, gdy zawadiacko podwiniesz ich mankiety. No i wreszcie bohater stylizacji – ponadczasowy i zawsze modny trencz w beżowym kolorze. Klasyk nad klasyki! Założony na t-shirt dobrze się spisze w chłodniejszy dzień, a jednocześnie doda stylizacji brytyjskiego szyku. Pobaw się jego formą. Możesz zawiązać pasek na plecach, podwinąć rękawy płaszcza, rozłożyć klapy i postawić kołnierz dla większego efektu. Jeszcze tylko okulary przeciwsłoneczne na nos i właśnie stworzyłeś bardzo prosty, ale również stylowy zestaw, w którym trudno wyglądać źle. Założysz się?
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
W kracie i z charakterem
Do odważnych świat należy, również w kwestii mody. Masz ochotę wybić się z tłumu i pokazać się w stylizacji, która przyciąga uwagę? Postaw na wyrazisty wzór, jak na przykład duża kolorowa krata. Płaszcz w taki deseń na pewno nie jest standardową propozycją, ale to właśnie takie ubrania zamieniają nawet najprostszą stylizację w zestaw godny uwagi. Wykorzystaliśmy go w propozycji z udziałem białej casualowej koszuli, którą sugerujemy ci założyć do czarnych jeansów z przetarciami. Na takim tle wzorzysty płaszcz zrobi piorunujące wrażenie! Czas na dodatki, które również zadecydują o charakterze stylizacji – u nas są to czarne płócienne trampki i sportowy pasek, bo stylizacja miała mieć zawadiacki miejski styl, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś wybrał czarne skórzane monki i pasek z licowej skóry. Wtedy taki strój nabierze elegancji, ale również pozostanie dość awangardowy za sprawą długiego płaszcza w intensywny wzór. Odważnie i nieszablonowo!
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Długi płaszcz odnajdzie się w wielu letnich stylizacjach, mimo że możesz pomyśleć, że jego miejsce jest jedynie w wiosennej lub jesiennej garderobie. Pogoda lubi płatać figle nawet latem, a twoje stylizacje mogą stać się o wiele ciekawsze, jeśli dasz mu szansę właśnie wtedy. | Długi płaszcz latem - na dwa sposoby |
Coraz większą popularnością cieszą się domowe serwery plików. Czym są i jaki budżet należy przeznaczyć na odpowiednie urządzenie? Czym jest serwer plików?
Serwer plików NAS jest pojedynczym urządzeniem pracującym w sieci. Jego zadaniem jest udostępnianie lub blokowanie dostępu do udostępnionych na nim zasobów. Łącząc się z serwerem NAS, zostajemy uwierzytelniani oraz w zależności od uprawnień – wpuszczani bądź blokowani w dostępie do danych.
Budżet do 500 złotych
W cenie do 500 złotych największą popularnością cieszą się serwery firmy Synology oraz Qnap. Należy zdawać sobie sprawę, że większość serwerów plików nie posiada wbudowanych dysków twardych, dlatego trzeba się liczyć z dodatkowym wydatkiem, który jest uzależniony od wielkości, szybkości oraz producenta dysku.
Dużą popularność zyskał model Synology DSJ115j, który jest wyposażony w jeden slot na umieszczenie dysku twardego. Jego największą zaletą jest prosta konfiguracja oraz bardzo rozbudowane funkcje. Należą do nich m.in.: aplikacja do podłączenia monitoringu, tworzenie kopii zapasowej oraz bardzo rozbudowana biblioteka multimediów, w skład której wchodzą Photo Station, Audio Station i Video Station. Urządzenie jest wyposażone w serwer multimediów z certyfikatem DLNA, który umożliwia strumieniowe przesyłanie muzyki, zdjęć, video do urządzenia zgodnego z DLNA, np. telewizora lub konsoli.Kolejnym ciekawym urządzeniem jest produkt firmy QNAP TS-112P, który ma takie same funkcje, jak Synology. Dodatkową zaletą QNAP-a są dwa złącza USB 3.0, które zapewniają szybki transfer plików.
Budżet do 1000 złotych
Dysponując budżetem do 1000 złotych, mamy do wyboru serwery plików posiadające minimum dwa sloty na dysk twardy. Dzięki temu możemy zastosować w nich technologię RAID. Opiera się ona na współpracy dwóch (bądź większej ilości) dysków twardych, by zapewnić dodatkowe możliwości, które nie są osiągalne przy wykorzystaniu jednego dysku lub kilku połączonych oddzielnie. Wykorzystanie technologii RAID pozwala na zwiększenie niezawodności (odporności na awarie), wydajności transmisji danych oraz przestrzeni dostępnej jako całość.
Urządzaniem wartym uwagi jest My Cloud WD, który po podłączeniu tworzy chmurę osobistą. Jego największym plusem jest to, że od wyjęcia go z opakowania do pełnej konfiguracji mija bardzo mało czasu. Urządzenie fabrycznie jest wyposażone w dysk twardy, odpadają więc dodatkowe wydatki.
Decydując się na zakup urządzenia z dwoma slotami, najlepszą ofertą jest serwer plików Synology DS215j, który od dłuższego czasu cieszy się sporą popularnością oraz niezawodnością. Jego największym rywalem na rynku jest produkt QNAP TS-212P oferujący praktycznie te same funkcje, co Synology.
Co wybrać?
Jeżeli mamy dużo czasu i wprawę w konfiguracji elektronicznych urządzeń lub chęci, aby się tego nauczyć, zdecydowanie polecam zakup serwera plików NAS firmy Synology lub QNAP. Dzięki prostemu i przede wszystkim graficznemu interfejsowi możemy skonfigurować dość rozbudowane funkcje bez konieczności zagłębiania się w specjalistyczną literaturę. W przypadku gdy nie mamy ochoty lub umiejętności, a chcemy mieć swój prywatny serwer plików, zdecydujmy się na gotowe rozwiązania firmy WD. Konfiguracja zajmie dosłownie kilka minut i nie sprawi nikomu problemu. | Serwer plików do 1000 złotych |
Każda z nas chce, aby wykonany rano makijaż utrzymał się cały dzień, w końcu błyszczenie się twarzy, wytarta szminka czy osypujący się tusz nie dodają naszej twarzy uroku. Kupujemy więc drogie podkłady, sypkie pudry i tusze do rzęs, ale nie zawsze dają one oczekiwany przez nas efekt. Zamiast bardzo drogich kosmetyków lepiej zainwestować w bazę pod makijaż i utrwalacz, które pozwolą przedłużyć trwałość naszego make-upu nawet o kilka godzin. Baza pod pokład
Baza pod podkład pozwala utrzymać się fluidowi na twarzy. Jest to kosmetyk o lekkiej formule, który dzięki zawartym w nim silikonom przygotowuje naszą skórę na przyjęcie podkładu. Wygładza jej powierzchnię i nadaje miękkości. Tak jak w przypadku podkładów, bazę dobieramy, biorąc pod uwagę kolor i typ naszej karnacji.
Jeśli więc skóra naszej twarzy pozbawiona jest blasku, ma ziemisty odcień, a pod oczami często tworzą się cienie, powinnyśmy wybrać bazę rozświetlającą, która odmłodzi naszą skórę i doda jej blasku. Jeżeli jednak naszym utrapieniem jest cera tłusta, na której w ciągu dnia pojawia się nadmiar wydzielonego sebum, wybierzmy bazę matującą. Oprócz tego, że dobieramy bazę ze względu na nadawany przez nią połysk lub mat, to do wyboru mamy także kolorowe bazy, które spełniają konkretne funkcje.
Baza zielona przeznaczona jest dla kobiet, których problemem jest częste zaczerwienienie twarzy, a także popękane naczynka widoczne przy płatkach nosa i na policzkach. Baza różowa jest wypełniona drobinkami, dzięki którym nadaje cerze żywego koloru. Dostępna jest także baza fioletowa i pomarańczowa. Ta w kolorze fioletowym neutralizuje żółte pigmenty skóry, dzięki czemu nadaje jej naturalny kolor. Pomarańczowa z kolei pozwala na zamaskowanie brązowych i sinych plam na skórze.
Baza pod cienie do powiek
Ten rodzaj bazy spełnia dwie funkcje. Po pierwsze, działa jak korektor i pozwala na zamaskowanie sińców i ciemniejszego koloru powiek. Po drugie, przygotowuje powieki na przyjęcie cieni. Zapobiega ich osypywaniu się i „wałkowaniu” na powiece. Warto zwrócić uwagę, aby wybrany przez nas produkt miał działanie nawilżające, ponieważ często zdarza się, że cienka skóra wokół twarzy jest wysuszana przez cienie i kredki do powiek, które mogą powodować pieczenie i łzawienie oczu.
Baza pod tusz do rzęs
Nic tak nie powiększy naszych oczu jak długie i gęste rzęsy. Nie zawsze wybrany przez nas tusz jest w stanie zapewnić nam efekt sztucznych rzęs. To zadanie może jednak ułatwić baza pod tusz. Nakładamy ją na rzęsy przed ich wyszczotkowaniem i wytuszowaniem maskarą. Taką bazę dostaniemy w kolorze białym lub przezroczystym. Biała jest trudniejsza w stosowaniu, ponieważ wymaga wprawy i precyzji w nakładaniu tuszu. Ze względu na to, że doskonale odbija kolor, polecana jest przed nałożeniem kolorowej maskary, np. turkusowej bądź zielonej.
Utrwalacz makijażu
Nie zaleca się jego stosowania każdego dnia, a jedynie na wielkie wyjścia, kiedy potrzebujemy, aby nasz makijaż przetrwał w nienaruszonym stanie przez kilkanaście godzin. Zabezpieczy też nasz make-up przed wiatrem, deszczem, a także łzami czy potem. Utrwalacze makijażu są najczęściej dostępne w postaci sprayu, którym spryskuje się twarz z odległości ok. 40 centymetrów. Dzięki temu makijaż zostanie utrwalony jedynie lekką mgiełką produktu i nie nada mu efektu maski. Wystarczy chwilę odczekać, aby utrwalacz się wchłonął i możemy być pewne, że nasz make-up wytrzyma nawet w najcięższe warunkach.
Odpowiedni makijaż może zdziałać cuda. Nie tylko ożywi i odmłodzi naszą twarz, ale także ją wyszczupli i nada charakteru. Dzięki bazom na co dzień i utrwalaczom na specjalne okazje możemy zachwycać naszym makijażem także wieczorem, po całym dniu pracy. | Utrwalacze i bazy pod makijaż |
Odzież i akcesoria na narty to spory wydatek. Muszą one jednak spełniać szereg wymogów dotyczących bezpieczeństwa, a ponadto mają chronić przed mrozem i śniegiem. Producenci i projektanci od lat starają się o to, by odzież outdoorowa była wykonywana z materiałów termoaktywnych, a w przypadku tej na narty, by miała aerodynamiczny kształt. Wciąż jest udoskonalana, pojawiają się w niej nowe rozwiązania zabezpieczające przed śniegiem czy przykrymi skutkami upadków. Na narty ubieramy się „na cebulkę”, wybierając „oddychające” ubranie pod spód, a także wygodną bieliznę odprowadzającą wilgoć. Na bieliznę i koszulę wkładamy ciepły polar lub bluzę narciarską. Ubrania, które wkładamy pod spodnie i kurtkę czy kombinezon, muszą być idealnie dobrane pod względem rozmiaru i niezbyt grube, aby nie krępowały ruchów. Jeszcze dekadę temu na głowach narciarzy widniały jedynie opaski, kominiarki lub czapki. Obecnie nieodzowny jest kask. Jednym z niezmiernie ważnych elementów stroju narciarskiego są też rękawice. Ważne są również ciepłe, koniecznie termoaktywne skarpety pod narciarskie buty.
Jak dobrać kurtkę narciarską?
box:offerCarousel
Kurtka i kombinezon czy spodnie powinny być nieprzemakalne i oddychające (odprowadzające pot na zewnątrz, a pobierające tlen). Spełnienie obu tych warunków zapewnia membrana, czyli dodatkowa powłoka zabezpieczona od środka podszewką. Wodoodporność odzieży i akcesoriów z membraną jest opisywana w tysiącach milimetrów słupa wody. Jeśli na metce kurtki podano 1000 mm, oznacza to, że nie przemoknie podczas krótkiego przebywania na niezbyt intensywnym deszczu, 2000 mm-3000 mm – w takim ubraniu można spędzać więcej niż godzinę na intensywnym deszczu, 4000 mm-5000 mm – do użytkowania podczas ulewy, 5000-10 000 mm – nadaje się do noszenia w czasie długotrwałej ulewy, 10 000 i więcej – najtrwalszy materiał, który sprawdza się w ekstremalnych warunkach pogodowych. Na stok wystarczy membrana 2000 mm. A jeśli planujemy dłuższy bieg, podczas którego mogą zaskoczyć nas obfite opady, to wybierzmy 4000 mm. Membrany z podszewką powinny być także oddychające, co ocenia się za pomocą współczynnika oporu parowania RET (im niższy, tym oddychalność większa). Dobre kurtki na zimowe aktywności powinny mieć poniżej 20 RET.
Wiele modeli ma obecnie tzw. śniegołapy, które blokują śnieżynkom dostęp do wnętrza stroju.
W takiej kurtce do zadań specjalnych dziecku będzie ciepło i sucho mimo pocenia się podczas sporego wysiłku w temperaturze minusowej.
Jak dobrać rękawice narciarskie?
box:offerCarousel
Wszystkie rękawice narciarskie spełnią swoją funkcję lepiej niż nawet najwyższej jakości rękawiczki standardowe. Ale nie warto kupować pierwszych lepszych, tylko takie, które przetrwają kilka sezonów i faktycznie zabezpieczą dziecku dłonie i ręce przed zimnem oraz otarciami. Rękawice narciarskie są wykonane ze specjalnych materiałów – te dobrej jakości wewnątrz będą miały naturalną skórkę, a w warstwie zewnętrznej nieprzemakalny poliester. Dodatkowe zabezpieczenia na nadgarstkach czy od wewnętrznej strony dłoni mogą być z neoprenu. Rękawica ma często ściągacz zapobiegający wpadaniu do środka śniegu. Dla maluszka warto wybrać rękawice z jednym palcem, starsze dzieci zapewne chętniej będą nosić pięciopalczaste.
Odzież outdoorowa dla dzieci powinna mieć odpowiednie certyfikaty, takie jak „Bezpieczne dla dziecka”, GOTS, Oeko-Tex Standard 100. Gwarantują one, że została wykonana z materiałów ekologicznych (nawet jeśli sztucznych, to „obrabianych” w sposób zgodny ze standardami) i przede wszystkim przyjaznych dla skóry. Ciekawym rozwiązaniem, stosowanym w kaskach, butach i innych elementach ekwipunku narciarza, jest system Recco. Działa w przypadku lawiny czy wpadnięcia do szczeliny skalnej. Specjalny reflektor informuje ratowników, wyposażonych w detektor, o miejscu, w którym przebywa osoba potrzebująca pomocy. Warto sięgnąć po takie dodatkowe zabezpieczenie, jeśli decydujemy się zabrać dziecko w góry.
W przedszkolu narciarskim (maluch 3+)
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
W przedszkolu narciarskim czy z mamą i tatą na stoku dziecko powinno mieć na sobie ciepły kombinezon. Można wybrać dodatkowo ocieplony albo lżejszy, membranowy – przy tej opcji trzeba zadbać o cieplejszą drugą warstwę, czyli cieplutki polar i spodnie pod spód. Kombinezon – w newralgicznych miejscach takich jak kolana, łokcie i pupa – powinien być dodatkowo zabezpieczony materiałem (H&M). Stonowana kolorystyka kombinezonu – brąz z różowymi elementami – pozwala poszaleć z barwami pozostałych elementów stroju. Kolorowe będą gogle (Born On Board), śliczne rękawiczki (Disney) i kask z antyalergiczną wyściółką i zabezpieczeniem w postaci polikarbonowej skorupy (Uvex). Buty narciarskie dla najmłodszych muszą być lekkie i wygodne, aby nie zrazić dziecka na starcie, a wręcz przeciwnie – zaszczepić w nim miłość do nart. Te marki Rossignol są bardzo dobrze wyprofilowane, a solidne klamry mocno przytrzymują nogi z tyłu.
Maluch 5+ na stoku
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Spodnie narciarskie dla dziecka powinny być bezpieczne. Firma Reima produkuje odzież z certyfikatami Oeko-Tex Standard 10, „Bezpieczny dla dziecka” i GOTS. Pod spodnie wybierzmy termoaktywną bluzkę (Stanteks), uszytą ze specjalnego, szybkoschnącego mikrowłókna z jonami srebra, które działa antybakteryjnie. Na wierzch ciepła kurtka (Helly Hansen). Do niebieskiego kasku (4F) pasują gogle z dużą ramą (Head). Przy wyborze gogli zwracajmy uwagę na to, by chroniły oczy, a jednocześnie nie ograniczały widoczności. Powinny też dobrze odprowadzać ciepło, aby nie zaparowywały podczas zjazdu. Dłonie zabezpieczą rękawice narciarskie (Reusch) dopasowane kolorystycznie.
Białe szaleństwo juniora 8+
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Dziecko ośmioletnie i starsze to już nie maluszek, ale jeszcze nie nastolatek, chociaż chce już porzucić dziecięcy styl. Wybierzmy więc zestaw, który pozwoli dziecku czuć się pewnie i modnie. Spodnie w czarne moro (4F) i bluza z wełny merynosów (Ortovox), do tego bluza i kurtka (Colmar), które mają techniczny krój, zaprojektowany pod kątem intensywnego ruchu w górach. Kurtka jest wyposażona w system Recco Rescue. Kask z szybką pozwoli uniknąć wydatku na gogle. Kask marki Wed’ze jest kompatybilny z większością okularów korekcyjnych. Ma też certyfikat zgodny z normą EN 1077, która zapewnia odporność na wgięcia i wstrząsy. Chłopiec ucieszy się z kominiarki termoaktywnej (4F). Buty biegowe Fischer mają świetne trzymanie, a dzięki systemowi reakcji na wydzielane ciepło dopasowują się do anatomicznego kształtu stopy. Warto korzystać z nowych technologii, które są już szeroko dostępne i pomocne w pokonywaniu śnieżnego żywiołu. | Dziecko na stoku – 3 stylizacje na narciarskie szaleństwo |
Ogrody w stylu wiejskim cieszą się ogromną popularnością, gdyż zachwycają różnorodnością zieleni, wyglądają naturalnie i przywołują wspomnienia z dzieciństwa. Jak urządzić taki zakątek? Wiejski styl urządzania ogrodu charakteryzuje się dużą różnorodnością i daje dość elastyczne możliwości tworzenia kompozycji. Składa się zarówno z dobrze rozwiniętej części ozdobnej, jak i istotnej części praktycznej. Znajdzie się w nim miejsce na ogrodowe konstrukcje małej architektury oraz rozwiązania proekologiczne, takie jak deszczownie czy kompostowniki. Ogród wiejski warto jednak zbudować wtedy, gdy pozwala na to wygląd domu czy budynków gospodarczych. Najbardziej optymalne są domki drewniane, nieco mniej tradycyjne domy budowane z cegły lub suporexu. Styl ten zaś nie pasuje do nowoczesnej architektury – w tym wypadku lepiej postawić na ogród minimalistyczny. Aby urządzić ogród wiejski, należy pamiętać o kilku zasadach.
Materiały i mała architektura w ogrodzie wiejskim
Z materiałów używanych w ogrodzie wiejskim największe znaczenie mają drewno (zwłaszcza krajowe gatunki, egzotycznych używa się niszowo, np. do budowy pomostów), kamień naturalny i dekoracyjny. Z elementów drewnianych tworzy się konstrukcje (altany, pergole, ławki) i ozdoby (kratownice, figurki). Kamień najczęściej służy do budowy nawierzchni, skalniaków oraz dekoracji zbiorników wodnych. Ponadto z architekturą ogrodową komponuje się cegła (zwykła lub klinkierowa). Można jej używać nie tylko do budowy ogrodzeń i konstrukcji, ale nawet stosować jako nawierzchnię lub rozdzielać nią trawnik od rabaty. Częstym materiałem nawierzchniowym – ze względu na cenę, dostępność i łatwość układania – jest kostka brukowa. Nie jest to jednak rozwiązanie dopasowane do stylu.
Główne elementy i dodatkowe dekoracje
Zazwyczaj frontową część ogrodu wiejskiego stanowią rabaty z roślin jednorocznych, dwuletnich i bylin. To podstawa. Takie kompozycje są „rozdrobnione” w różnych częściach ogrodu. Ważną cześć stanowi także ogród praktyczny – przydomowy sad, warzywnik (często obejmujący także uprawę pod osłonami) oraz zielnik. Modny ostatnio trend w uprawie warzyw i ziół to stosowanie drewnianych skrzyń. Trawnik ma znaczenie, chociaż nie tak duże jak w ogrodach angielskich czy minimalistycznych. Dobrą alternatywną dla niego jest łąka kwietna. To raj dla dzikich stworzeń, w tym rzadkich gatunków. Ponadto takie miejsce nie wymaga szczególnej opieki (łąkę kosi się 1–2 w sezonie).
Praktyczną dekoracją ogrodów wiejskich są studnie. Ponadto w wodę można się zaopatrywać, ustawiając pojemniki na deszczówkę. W dużych ogrodach zamiast oczka wodnego lepiej i naturalniej wygląda staw. Z dekoracji duże znaczenie mają sprzęty i przedmioty gospodarstwa wiejskiego. Są to m.in. beczki, gliniane naczynia, koła, sieczkarnie, stare odświeżone meble, a nawet całe wozy drabiniaste, które najczęściej służą jako kwietniki. Poszczególne elementy ogrodu można oddzielić od siebie, sadząc niskie rośliny żywopłotowe, np. pigwowce. Innym sposobem jest płotek, np. pleciony z wikliny lub wierzbowych kołków.
box:offerCarousel
Rośliny do ogrodu wiejskiego
Najcenniejszymi gatunkami rabatowymi są tradycyjne gatunki, często spotykane w ogrodach naszych babć. Są to m.in. nasturcja większa, nagietek lekarski, cynia wytworna, goździki (różne gatunki), aksamitka pierzasta, jeżówka purpurowa, chaber bławatek, dalia, bratek, kosmos podwójnie pierzasty. Do ogrodu wiejskiego pasują rośliny o intensywnie wybarwionych kwiatach. Połączenia mogą być ryzykowne (np. amarantowy z pomarańczowym), co w innych stylach bywa niedopuszczalne. Na ozdobę ogrodzeń, ścian, murów (a także wysokich rabat) nadaje się malwa różowa, ostróżka ogrodowa, a także słonecznik zwyczajny. Z drzew i krzewów najlepiej wybierać gatunki krajowe (chociaż nie jest to regułą). Szczególnie dobrze wyglądają brzozy, graby, buki, lipy, dęby, głogi, dzikie róże, bzy czarne i jarzęby pospolite. Z pnączy często uprawia się groszek pachnący, powojniki oraz winorośle.
Ogród wiejski to wspaniałe miejsce pozwalające odpocząć od trudów dnia codziennego. Przy odrobienie wprawy i dużej systematyczności taką enklawę można zbudować samemu. | Ogród wiejski – jak go urządzić? |
Słuchawki dokanałowe wyposażone są w różne przetworniki, także z kilkoma na jedną słuchawkę. Różnią się od siebie metodą noszenia, wyposażeniem i ceną – od kilkudziesięciu do kilku tysięcy złotych. Co dobrze wiedzieć o „dokach” i dlaczego warto je mieć? Słuchawki dokanałowe, czyli jakie?
Właściwie wyjaśnienie zawiera się w samej nazwie słuchawek. Wkłada się je do kanału słuchowego, a nie do małżowiny. Słuchawki dokanałowe są często mylone ze słuchawkami dousznymi, które nie wchodzą do kanału słuchowego, a opierają się o małżowinę. Słuchawki douszne nazywa się popularnie „pchełkami”, a dokanałowe „dokami”. Różnice są większe, niż może się wydawać.
„Doki” vs „pchełki”
Słuchawki dokanałowe powinny szczelnie wypełniać kanał słuchowy – izolacja od otoczenia jest kluczowa dla poprawnej reprodukcji niskich tonów i odpowiedniej słyszalności dźwięku. Słuchawki douszne nie izolują lub izolują w stopniu minimalnym, więc trudno osiągnąć dobre brzmienie w głośnych warunkach. Ma to jeszcze jedną konsekwencję – na słuchawkach dousznych słucha się muzyki głośniej, by przebić się przez hałas otoczenia. To niezdrowe dla słuchu. Słuchawek dokanałowych używa się ciszej, ale za to powodują wzrost ciśnienia w uszach, co po długim czasie może być szkodliwe dla narządu słuchu.
Słuchawki douszne pozostawiają jednak kontakt ze światem i nie są tak wrażliwe na tzw. efekt mikrofonowy – nie słychać w uszach hałasu stukającego przewodu. Z tego powodu wybierane są często przez sportowców, jeśli mają dodatkowe zausznice stabilizujące je w uszach. Słuchawki dokanałowe rzadko wypadają, a przydadzą się tam, gdzie hałas nie pozwoli na rozkoszowanie się muzyką lub jest męczący po dłuższym czasie, na przykład w środkach transportu.
Obie konstrukcje mają więc swoje wady i zalety, ale dla mobilnego melomana to „doki” są bardziej praktyczne. Należy jednak pamiętać o przerwach i kontrolowaniu poziomu głośności, co zresztą dotyczy każdych słuchawek, a nawet głośników. Osobiście polecam konstrukcje dokanałowe; jeśli dobrze izolują, to pozwalają na bycie z muzyką sam na sam.
Przetworniki dynamiczne kontra armaturowe
Dostępne są dwa typy przetworników w słuchawkach dokanałowych. Dynamiczne, zazwyczaj w tańszych modelach, oraz armaturowe w droższych – z wyjątkami. Te pierwsze mają właściwie zminiaturyzowane przetworniki znane ze słuchawek nagłownych lub głośników, czyli to membrana z cewką zawieszoną w polu magnetycznym odpowiada za generowanie dźwięku. Często pokrywa się je tytanem, korzysta z różnych materiałów na membrany, a nawet produkuje się je z nanorurek węglowych, w czym przoduje JVC.
Przetworniki armaturowe, czyli z kotwiczką zrównoważoną, działają inaczej. W polu magnetycznym zawieszony jest rdzeń, którego drgania przenoszone są na membranę. To mniejsze przetworniki, łatwiej zmieścić ich więcej w jednej słuchawce. Przetworniki dynamiczne mają zazwyczaj więcej basu, ich brzmienie jest miękkie i rozrywkowe, a przetworniki armaturowe to wyższa jakość, bardziej precyzyjny i twardszy dźwięk, ale nie tak mocny bas. Są jednak wyjątki od reguły.
Dostępne są wieloprzetwornikowe słuchawki, także dynamiczne. Te są zazwyczaj tańsze, mają do trzech przetworników na jedną słuchawkę, choć zwykle spotyka się podwójne, tak zwane „duale”. Przetworników armaturowych można zmieścić dużo więcej, od dwóch do nawet dwunastu na stronę – co chwilę padają kolejne rekordy. Wieloprzetwornikowe „doki” to zazwyczaj wyższa jakość dźwięku, dlatego że sygnał dzielony jest na poszczególne przetworniki. Można trafić także na słuchawki hybrydowe, które mają oba rodzaje przetworników, a dynamiczny najczęściej odpowiada za niskie tony. To jednak rzadkość i są one dosyć drogie.
Kabel płaski, okrągły czy pleciony?
Producenci mają swoje sposoby na nietrwałe i plączące się przewody. Kiedyś słuchawki bardzo szybko psuły się w okolicy wtyku 3,5 mm, teraz stosuje się kątowe wtyki i wzmacniane kevlarem przewody o różnym kształcie, by temu zapobiec.
Najbardziej typowe są przewody o okrągłej izolacji, może być śliska, matowa, gumowana lub wzmacniana. Różni się stopniem elastyczności, czasami lekko się rozciąga. To typ przewodu, który dosyć mocno się plącze, ale dobrze układa się na ciele.
Kabel płaski miał wyeliminować efekt plątania. Jest bardziej sztywny, grubszy, łatwiej go rozplątać, choć sam problem nadal występuje. Słuchawki zajmują jednak więcej miejsca, są cięższe, ale też lepiej wyglądają – szeroka taśma przewodu, często w efektownym kolorze, przyciąga wzrok.
Spotykane są także plecionki. Zaizolowano poszczególne żyły przewodu, które zostały ze sobą splecione niczym warkocz. To trwałe kable, są odporne na przypadkowe pociągnięcia, ale może się zdarzyć, że się lekko odplączą i o coś zahaczą. Kable te są lekkie, elastyczne i bardzo łatwo je zwinąć, świetnie układają się na ciele.
Z kablem za uchem czy klasycznie?
Dominują słuchawki z kablem prowadzonym od dołu. Czyli słuchawka włożona do ucha ma zwisający swobodnie przewód doprowadzony od spodu. To metoda, która ma pewne wady. Słychać efekt mikrofonowy, stukanie przewodu, słuchawki mogą wypadać z uszu. Efekt mikrofonowy można zminimalizować klipsem do ubrania, ale jest na to lepszy sposób – słuchawki z kablem prowadzonym za uchem.
To tak zwane OTE, czyli Over The Ear. Kopułki słuchawek mają odpowiedni kształt i wlot przewodu od góry, a kable prowadzi się za uchem, opiera o małżowiny. Słuchawki tego typu są często wyposażone w zausznice, których kształt można dopasować do uszu. Da się tak również założyć typowe „doki”. Nie wszystkie się sprawdzają, ale w wielu przypadkach to wygodniejsze rozwiązanie. W tym najlepiej radzą sobie modele z okrągłym lub plecionym przewodem, kabel płaski jest trochę za szeroki, by wygodnie leżał na uszach. Tak założone słuchawki trzymają się pewniej, nie słychać stukania i szurania przewodu. Dobrze jeśli słuchawki mają dodatkowy suwak na kablu, który można podciągnąć pod brodę, stabilizując przewody na uszach. Bardzo wygodny sposób na wypadające słuchawki dokanałowe.
Polecane modele do 350 zł
Philips SHE3590 (około 30 zł)
dynamiczne
kabel klasyczny, okrągły
plastikowe
Tanie i kolorowe „doki” od Philipsa. Są bardzo małe i dosyć wygodne, zarówno wykonanie, jak i brzmienie jest przyzwoite. Podkreśla bas i sopran, średnica jest wycofana – dobre do efektownej i popularnej muzyki.
Brainwavz Delta (około 70 zł)
dynamiczne
kabel klasyczny, okrągły
metalowe
Delty można mieć srebrno-czerwone lub czarno-różowe, są także dostępne z mikrofonem. To nieźle wykonane i całkiem równo brzmiące słuchawki, bez efektownego basu. Łagodne brzmienie do wielu utworów.
SoundMagic PL11 (około 80 zł)
dynamiczne
kabel klasyczny, okrągły
metalowe
PL11 to niezłe wykonanie, wygoda i dobre brzmienie. Są ciepłe, efektowne i zdecydowanie basowe – przy czym bas jeszcze nie dominuje i nie zalewa wszystkiego, stąd nieźle radzą sobie w wielu gatunkach. Raczej dla gustujących w efektownym brzmieniu.
SONY XBA-C10 (około 100 zł)
armaturowe
kabel klasyczny, okrągły
plastikowe
Chyba najtańsze dostępne armatury. Brzmią ciepło, z niezłą równowagą, mają przyciemnioną górę. Zaznaczona jest przestrzeń, słuchawki brzmią szeroko. Sprawdzą się w wielu brzmieniach, choć nie jest to dobry wybór dla fanów basu i efektownych gatunków – raczej łagodnych, relaksujących.
Brainwavz M1 (około 130 zł)
dynamiczne
kabel klasyczny, zaizolowana plecionka
plastikowe
Ładnie zrównoważone brzmienie o czystym i przejrzystym charakterze. Dobre do wielu gatunków, nie męczy. Są wygodne, mają mocny przewód – to splecione żyły w pojedynczej izolacji. Brainwavz to także bogate wyposażenie.
SoundMagic E10 (około 150 zł)
dynamiczne
kabel klasyczny, zaizolowana plecionka
metalowe
E10 to podkreślony bas i sopran, drugoplanowa średnica. Brzmią jasno, czysto, szybko i rozrywkowo. Są dobrze wykonane – masywne metalowe kopułki i mocny kabel, także pleciony pod wspólną izolacją.
Brainwavz R1 (około 150 zł)
podwójne dynamiczne
kabel za uchem, okrągły
plastikowe
Jedne z najtańszych słuchawek o dwóch przetwornikach na kanał, jeden odpowiada za bas, drugi za resztę pasma. Brzmią ciepło, basowo i stereofoniczne – szeroko w przestrzeni. Zakłada się je z kablem za uchem, są dobrze wyposażone, ale dosyć duże.
NuForce NE-700X (około 200 zł)
dynamiczne
kabel klasyczny, okrągły
metalowe
Wygodne i świetnie wyglądające słuchawki, są bardzo masywne, a w najnowszej wersji mają wzmocniony przewód. Brzmią bardzo przestrzennie, muzykalnie, są basowe i łagodne w sopranie – idealne do mocnych gatunków, dla osób wrażliwych na ostre brzmienie.
SoundMagic PL50 (około 250 zł)
armaturowe
kabel za uchem, okrągły
plastikowe
Zrównoważone, analityczne i przestrzenne brzmienie. To dźwięk dla szukających detali, spokoju, raczej do wnikania w muzykę niż rozrywkę. Wygodna konstrukcja OTE, a w zestawie są opcjonalne zausznice, stabilizujące przewody na uszach.
Shure SE215 (około 350 zł)
armaturowe
kabel za uchem, okrągły
plastikowe
Monitory studyjne oparte o armaturowe przetworniki, ale tym razem o mocnym basie i ciekawej średnicy – to ciemniejsze brzmienie, masywne i wciągające. SE215 wyglądają świetnie, mają wymienny przewód i są bardzo wygodne. | Słuchawki dokanałowe – które wybrać? |
Płyty indukcyjne stają się w naszym kraju coraz popularniejsze. Choć wciąż kosztowne, to jednak stopniowo poszczególne modele zaczynają być dostępne również dla osób nieprzygotowanych na wydatek rzędu kilku tysięcy. Czy da się znaleźć wśród nich coś naprawdę atrakcyjnego? Przekonajmy się. O czym należy pamiętać, kupując płytę indukcyjną?
Kuchnia indukcyjna jako sprzęt elektryczny ma swoje wymagania. Wiele zależy od modelu, co musimy każdorazowo sprawdzić przed zakupem. Część płyt zasilana będzie mocą 230V, inne z kolei będą wymuszały 400V – prawdopodobnie w takim przypadku konieczna będzie również specjalna instalacja elektryczna.
Inne zasady bezpiecznego korzystania z płyty indukcyjnej są identyczne jak w przypadku gazowych – lepiej nie umieszczać ich w pobliżu lodówek, jak również warto zadbać o odpowiednią wentylację pomieszczenia, na przykład instalując również okap.
Pozostałe rzeczy nie są już kwestiami bezpieczeństwa, lecz komfortu codziennego użytkowania. Warto poświęcić chwilę i zastanowić się, jak właściwie będziemy użytkować płytę. Jeżeli jesteśmy singlami, być może nie ma potrzeby ponosić większych kosztów i wystarczy nam mniejszy rozmiar?
Warto również dokładnie pomyśleć, jakiego rodzaju potrawy przygotowujemy. Większość podstawowych płyt będzie wyposażona w cztery okrągłe pola o podobnej średnicy umieszczone na planie kwadratu, ewentualnie prostokąta. Znajdą się jednak i takie, w których osobne pole grzewcze może mieć na przykład kształt dostosowany do brytfanny. Wszystko sprowadza się do naszych oczekiwań.
Płyty indukcyjne wymagają też odpowiednich garnków. Nie wszystkie standardowe z nimi współpracują. Część płyt posiada specjalne sensory, które poinformują nas o niewłaściwym wyposażeniu, lecz nie wszystkie, dlatego warto upewnić się samodzielnie, czy dysponujemy odpowiednimi naczyniami.
Polecane płyty indukcyjne do 1200 zł
Górnej granicy naszego budżetu dotyka Electrolux EHH16340 FK. Posiada cztery pola grzejne, sterowanie sensorowe, timer i funkcję Stop&Go. Do tego jest to sprzęt bezramowy, co oznacza, że jego krawędź idealnie wyrówna się z sąsiadującym blatem.
W zależności od sprzedawcy w założonym budżecie lub raptem kilkadziesiąt złotych powyżej znajdziemy świetną płytę indukcyjną Whirlpool ACM 816. Oprócz standardowych elementów jak sensory czy suwak regulacji mocy grzania oraz czterech pól grzewczych posiada jedną, bardzo interesującą opcję nazwaną Flexi Cook. Dzięki niej możemy ustawić łączenie mocy dwóch sąsiadujących ze sobą pól i gotować potrawy w większych naczyniach.
W założonej kwocie możemy też znaleźć na Allegro płytę Bosch PIE 611F17E. Ona również posiada cztery pola grzewcze i jest standardowych wymiarów. Posiada za to jedną szczególnie interesującą funkcję – PowerBoost. Pozwala ona zwiększyć moc pojedynczego pola bez ingerencji w pozostałe, co nie jest standardem w płytach indukcyjnych.
Warto przyjrzeć się również modelowi Amica PI6509LN. Za niewiele ponad tysiąc złotych dostajemy wygodną w użytkowaniu płytę z łatwym sterowaniem i szeregiem przydatnych funkcji, jak na przykład system podtrzymywania ciepła, dzięki czemu nasze potrawy będą je trzymały długo po ugotowaniu.
Ostatnim godnym uwagi modelem w zestawieniu będzie kosztująca niecały tysiąc złotych płyta Whirlpool ACM 756 NE. Przy tej cenie możemy mówić o standardowych opcjach i wyposażeniu, w tym czterech polach grzewczych różnej wielkości, które powinny spokojnie grzać najbardziej typowe rozmiarowo garnki i patelnie.
Płyty indukcyjne zyskują w naszym kraju coraz większe grono zwolenników. Wyglądają elegancko, powoli też stają się dostępniejsze cenowo – więc nic w tym dziwnego. Jak widać, za rozsądne pieniądze da się znaleźć naprawdę interesujący sprzęt, dzięki któremu nasza wymarzona kuchnia nabierze nowego wymiaru. Zainwestowane na starcie złotówki zwrócą się dzięki dużo niższym kosztom codziennego gotowania. | Płyty indukcyjne do 1200 zł – polecane modele |
Razer Tiamat 2.2 V2 to nowe słuchawki, zastosowano w nich dwa przetworniki na stronę. Mają zaoferować mocny bas oraz odpowiednie pozycjonowanie, są wyposażone w interfejs analogowy. Czy warto wydać na nie około 550 zł? Razer słynie z bardzo dobrych urządzeń peryferyjnych dla graczy – klawiatury oraz myszki producenta oferują znakomity poziom i świetne wzornictwo. Ze sprzętem audio było do tej pory różnie, ale producent z każdym kolejnym modelem zapewniał coraz wyższy poziom. Ostatnio bardzo duże wrażenie zrobił na mnie głośnik Bluetooth, czyli Razer Leviathan Mini, oraz bezprzewodowe dokanałówki Hammerhead BT. Z entuzjazmem podszedłem więc do testu modelu Tiamat 2.2 V2 – słuchawki mają aż po dwa przetworniki 50 mm w jednej muszli, to bardzo rzadko spotykane rozwiązanie.
Specyfikacja Razer Tiamat 2.2 V2
przetworniki: dynamiczne 4x 50 mm, powlekane tytanem
interfejs: 3,5 mm
pasmo przenoszenia: 20 Hz–20 kHz
impedancja: 32 Ω (głośniki przednie) i 16 Ω (tylne)
maksymalna moc wejściowa: 50 mW
mikrofon: jednokierunkowy, elektretowy, o paśmie 100 Hz–10 kHz
długość kabla: 1,3 m (combo 3,5 mm), przedłużacz 2 m (mikrofonowe i słuchawkowe 3,5 mm)
masa: 389 g
Wyposażenie
Solidne pudełko jest prawie w całości wypełnione formą z gąbki, która wzorowo zabezpiecza słuchawki. Akcesoria są skromne – w zestawie jest dwumetrowy przedłużacz kabla i rozdzielacz w jednym. Zakończony został wtyczką audio oraz mikrofonową i zabezpieczony mocnym oplotem. Wraz ze słuchawkami otrzymujemy także dwie opaski silikonowe, służące do zwinięcia kabli, instrukcję obsługi i dwie naklejki z logo Razera.
Wygląd
Producent postawił na bardziej klasyczne kształty. Mamy do czynienia z charakterystyczną dla marki matową czernią tworzyw sztucznych. Użyte materiały są wysokiej jakości. Można liczyć na bardzo solidne nauszniki z grubej sztucznej skóry, ale wzornictwo Tiamat 2.2 V2 nie zachwyca – słuchawki są dosyć kanciaste, wyglądają staromodnie i trochę topornie.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Muszle słuchawek są prawie prostokątne, nieznacznie rozszerzają się ku górze. Obudowy są duże – muszą pomieścić nadprogramowe przetworniki, więc komory wyraźnie odstają. Na lewej słuchawce znajduje się składany do góry, giętki mikrofon. Kabel wpięto w dolnej części, jest zamocowany na stałe, został zabezpieczony oplotem i ma płaski pilot z regulacją głośności oraz suwakiem wyciszania mikrofonu. Na spodzie prawej słuchawki znalazł się przełącznik trybów, za pomocą którego włącza się podbicie basu, czyli uruchamia dodatkowe głośniki.
Widełki pałąka wszczepione są w słuchawki po obu stronach. Pozwalają na swobodny ruch na boki, lekki w pionie i składanie na płasko. Zostały wpięte w pałąk, który składa się z dwóch metalowych szyn i podwieszanej opaski – opaska przypomina tę ze słuchawek AKG. Jest obszyta od dołu siateczką, a od góry materiałem skóropodobnym. Porusza się na dodatkowych szynach ze stali, a za jej naciąg odpowiadają mocne gumki.
Komfort i obsługa
Ergonomia jest bardzo dobra, mimo że słuchawki są dosyć ciężkie. Masa została rozłożona równo, nacisk pałąka jest odpowiednio eliminowany przez miękkie i pojemne nauszniki, a tłumienie odgłosów otoczenia wypada dobrze. Słuchawki jeszcze nie odcinają od świata, ale podczas rozgrywki hałas nie powinien przeszkadzać. Bardzo dobrze sprawdza się też samoregulacja rozmiaru – opaska jest odpowiednio szeroka, idealnie przylega do twarzy i nie uciska czubka głowy. Trzeba pamiętać, że słuchawki mają duży rozmiar, mogą być za duże lub zbyt ciężkie dla użytkowników o małych głowach.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Trochę gorzej wypada obsługa. Mikrofon można było bardziej dopracować – nie wyłącza się on automatycznie po złożeniu, trzeba korzystać z suwaka wyciszania na pilocie. Można go lekko dogiąć i skierować do twarzy, ale ustawienie nie daje pełnej swobody. Jakość przekazu dźwięku przez mikrofon również nie zachwyca – szumy są zminimalizowane, głos dosyć naturalny, ale nie do końca czysty i lekko szeleszczący. Dobrze, że pilot jest wygodny w obsłudze, łatwo na niego trafić. Docenić należy także analogowe pokrętło, co prawda ma dosyć wąski zakres, przez co wymaga precyzji podczas ustawiania regulacji głośności, ale korzystanie z niego jest wygodne.
Oplot na kablu prezentuje się ładnie i zabezpiecza przewód, ale niestety nieco uprzykrza korzystanie ze słuchawek. Wszystko przez efekt mikrofonowy – wyraźnie słychać szorowanie kabla, gdy przesuwa się po ubraniu lub zahacza o zamek bluzy. Trzeba pamiętać, by go odpowiednio ułożyć przed rozpoczęciem gry.
Wiele słuchawek w tej cenie posiada już adaptery USB, więc może działać zarówno analogowo, jak i cyfrowo. Niestety Razer Tiamat 2.2 V2 nie oferują tego rodzaju funkcjonalności. Zabrakło też wymiennych nauszników oraz podświetlenia RGB, co w przypadku słuchawek jest jednak małą stratą (podczas gry i tak przecież nie widać podświetlenia).
Razer Tiamat 2.2 V2 w grach
Spodziewałem się zdecydowanie więcej – Razer Tiamat 2.2 V2 mają wyraźne wady brzmieniowe w paśmie basu, średnicy oraz pod względem przestrzeni. Wykluczam problemy ze źródłami dźwięku – słuchawki sprawdzałem zarówno ze zintegrowanymi kartami dźwiękowymi (Realtek ALC1220), dedykowanymi (AIM SC808), jak i sprzętem klasy audiofilskiej.
Słuchawki działają w dwóch trybach – z podbiciem basu lub bez. Według mnie dźwięk wypada lepiej w tym drugim przypadku. Wzmocniony bas ma masywny, rozlewający się charakter, który jest na pograniczu dudnienia. Niestety potrafi przytłumić pozostałe pasma, przykrywając dialogi, głosy postaci lub innych graczy. Męczyło mnie to podczas grania w Wolfensteina II: New Colossus, Wiedźmina 3, GTA V i w wiele innych tytułów. Bas robi wrażenie podczas wybuchów, które potrafią wyraźnie zawibrować – tryb podbicia basu sprawdzi się więc lepiej w grach akcji podczas przechodzenia kampanii dla pojedynczego gracza. W grach sieciowych radzę wyłączyć podbicie. Tiamat 2.2. V2 lepiej przekazują pasmo średnie, ale i z tym są problemy. Średnica wydaje się nieco zgaszona, jakby stłumiona. Brakuje bezpośredniości i czystości, przekaz nie jest jasny i klarowny, lecz przyciemniony. Dźwięk cały czas wydaje się zdystansowany i zniekształcony, jakby dobiegał z puszki. Efekt ten powstaje także za sprawą złagodzonego sopranu, który tłumi szczegółowość. Dźwięk jednak nie syczy i nie kłuje w uszy.
Przestrzeń jest przeciętna. Pozycjonowanie jest mocne w stereo, czyli wyraźnie rozdziela dźwięki dobiegające z lewej lub prawej strony gracza, ale dużo gorzej wypada ono w płaszczyźnie przód-tył oraz góra-dół. Wszystkie dźwięki są raczej blisko, trudno rozpoznać dystans do innego gracza.
Razer Tiamat 2.2 V2 w muzyce
Fani basu docenią pierwszy tryb dźwięku. Gdy jest on włączony, niskie tony zdecydowanie dominują, mają masywny i gęsty charakter. Nie jest to bas szybki i z mocnym uderzeniem, lecz raczej przelewający się i powolny. Swoim charakterem imituje subwoofer, nada się do nowoczesnych brzmień. Słuchawki raczej nie przypadną do gustu fanom lżejszych gatunków muzycznych, także w trybie bez podbicia basu. W muzyce, tak jak w grach, zawodzi średnica – jest zniekształcona, słychać pogłos. Daleko słuchawkom do konkurencyjnego sprzętu muzycznego z tego samego przedziału cenowego, odstają też w porównaniu do HyperX Cloud (pierwszej lub drugiej generacji).
Podsumowanie
Zawiodłem się – oczekiwałem dużo więcej. Okazuje się, że Razer Tiamat 2.2 V2 nadal cierpią na przypadłości typowe dla słuchawek dla graczy. Mają ograniczoną rozdzielczość dźwięku, nie oferują zrównoważonego przekazu, a producent nadal próbuje przyciągnąć basem, który wcale nie jest tak ważny w grach. Podczas rozgrywki liczy się przestrzenność, dobre pasmo średnie oraz szczegółowy i klarowny dźwięk. Tiamat 2.2 V2 to raczej przyciemnione i „przymulone” słuchawki. Brzmienia nie ratuje nawet podwójna ilość przetworników. Testowane urządzenie jest za drogie w stosunku do tego, co oferuje.
Słuchawki oceniam z perspektywy melomana z zacięciem audiofilskim. Ich poziom nie jest tragiczny, nadal może dać sporo satysfakcji zarówno w grach, jak i muzyce. Problem w tym, że w tej cenie (lub nawet taniej) można kupić zdecydowanie lepsze urządzenia. Wspominane HyperX Cloud (I lub II) to sprzęt, którego podstawą były świetne Takstar Pro-80. Nie tylko oferują wyższą rozdzielczość dźwięku, ale są też lepiej wykonanie oraz wyposażone. Model II jest teraz tańszy od Razerów, a posiada kartę dźwiękową pod USB. Basu również nie powinno mu brakować, a jest lepszej jakości od tego ze sprzętu Razera.
Steelseries Arctis 5 są również lepszym wyborem. To ładne i świetnie wykonane słuchawki, podłączane przez USB, mają podświetlenie i brzmią klarownie, są bliższe w średnicy i bardziej przestrzenne. Basu mają mniej od słuchawek HyperX, więc nie są tak efektowne w niskich tonach. Ciekawszą alternatywą będą także Logitech G433, które są bardzo bogato wyposażone. Mogą zarówno przytłaczać basem, jak i zabrzmieć lżej – w trybie cyfrowym dostępny jest korektor oraz różne efekty dźwiękowe.
Zalety: bardzo dobre wykonanie; solidne okablowanie; wysoka ergonomia i dobre tłumienie; wygodny mikrofon; dwa tryby dźwięku i mocny bas.
Wady: słabe wyposażenie i brak karty dźwiękowej z USB; nieciekawe wzornictwo; problemy z pasmem średnim i kontrolą basu; niska szczegółowość i przeciętne pozycjonowanie; mikrofon nie wyłącza się automatycznie po złożeniu. | Test słuchawek gamingowych Razer Tiamat 2.2 V2 – podwójnie mocny bas |
Cieplejsze noce i dłuższe dni zachęcają nas do weekendowych wypadów za miasto, a zbliżające się wakacje sprawiają, że coraz poważniej myślimy o kompletowaniu naszego wakacyjnego ekwipunku. Dla tych, którzy nie lubią przez długi czas przebywać w jednym miejscu i chcą zaoszczędzić na noclegach, kluczową sprawą będzie wybór namiotu. Jak spośród wielu propozycji na rynku wybrać tę najlepszą? Zadaj sobie kilka pytań
Zanim podejmiemy decyzję dotyczącą wyboru namiotu, warto zadać sobie kilka pytań, które z pewnością ułatwią nam zakupy. Przede wszystkim zastanówmy się, z iloma osobami będziemy podróżować i ile z nich będzie spało z nami w namiocie. Weźmy również pod uwagę miejsce – góry, kemping na polu namiotowym czy nocleg w tropikalnej dżungli. Ostatnie pytanie powinno dotyczyć środka transportu – czy będziemy podróżować samolotem, samochodem, a może pieszo. Odpowiadając na te pytania, łatwiej określimy, jakiego namiotu potrzebujemy.
Wielkość namiotu
Na każdym modelu namiotu umieszczona jest informacja o maksymalnej liczbie osób, jaką jest w stanie pomieścić. Na rynku znajdziemy popularne jedynki, czyli namioty jednoosobowe, ale także namioty ośmioosobowe, czyli największe, jakie są dostępne. Oczywiście, w większym namiocie będzie nam znacznie wygodniej zmieścić się z całym bagażem, jednak namioty wieloosobowe są dużo cięższe od jedynek, co może stanowić problem podczas podróżowania samolotem lub na piechotę.
Konstrukcja namiotu
Konstrukcja to zaraz po wielkości najważniejsza cecha namiotu. Na rynku dostaniemy trzy rodzaje namiotów. Pierwszym z nich jest namiot dwuspadowy, który kształtem przypomina chatkę z daszkiem. Są to obecnie najmniej popularne namioty, ponieważ nie dość, że są mało stabilne, to jeszcze trudno się rozkładają i są bardzo ciężkie. Ten rodzaj namiotów powoli odchodzi do lamusa i jest zastępowany przez nowsze modele.
Kolejnym rodzajem namiotów są tzw. namioty tunelowe, które kształtem przypominają małe szklarnie. Ich ogromnym plusem jest bardzo dobra wentylacja, która pozwala uniknąć przemoczenia rzeczy z powodu skraplającej się pary w trakcie chłodnej nocy. Namioty tunelowe są bardzo stabilne, dlatego doskonale nadają się na duże wysokości, gdzie wieje silny wiatr.
Namioty igloo to ostatni rodzaj. Są popularne, zwłaszcza wśród samotnych wędrowców, ponieważ składają się zazwyczaj z jednego lub dwóch pałąków, przez co rozkładają się do niewielkich rozmiarów. Kompaktowy rozmiar i niewielka waga to z pewnością ich wielka zaleta, jednak należy liczyć się z tym, że w takim namiocie może zabraknąć miejsca na spory bagaż. Ostatnio serca turystów podbijają namioty, które dzięki wmontowanemu stelażowi rozkładają się w zaledwie kilka sekund.
Materiał namiotu
Od tego, z czego wykonany jest nasz namiot, zależy, czy w trakcie nocnego deszczu zmokniemy z naszymi bagażami i następnego dnia będziemy musieli czekać długie godziny, aż wszystko wyschnie. Zwróćmy uwagę, z czego wykonany jest tropik, czyli wierzchnia warstwa namiotu, jego podłoga i stelaż. Solidne materiały, z których zbudowana jest konstrukcja naszego przenośnego domu, pozwolą nam mieć pewność, że wiele lat użytkowania namiotu nie będzie na nim widoczne, a silne wiatry i ulewy nie będą mu straszne.
To właśnie nieprzemakalność powinna być kluczem do wybrania właściwego namiotu – w końcu nikt z nas nie chce, aby w trakcie ulewy lało mu się na głowę. Nieprzemakalność materiału, z którego wykonany jest namiot, określa się jako wysokość słupa wody, którą jest w stanie wytrzymać 10 cm materiału. Namioty, które zapewnią nam skuteczną wodoszczelność, powinny mieć parametry od 2000 mm wzwyż. Obecnie dobre tropiki wykonane są z Gore-texu i materiałów odpornych na działanie promieni słonecznych.
Zwróćmy też uwagę na wygląd szwów. Jeśli są widoczne, a po naciągnięciu rozchodzą nam się w rękach, to sięgnijmy po inny model. Porządny namiot powinien mieć podklejane szwy, które nie rozejdą się nawet podczas silnej wichury. Sprawdźmy, czy nasz namiot ma odpowiednie otwory wentylacyjne. Jeśli wybieramy się w góry, zadbajmy o to, aby miał elementy odblaskowe, dzięki którym będziemy bardziej widoczni. I pamiętajmy – jeśli chcemy, aby namiot posłużył nam wiele lat, nie warto na nim oszczędzać. | Wybieramy namiot – na co zwrócić uwagę? |
Wissper zna prawie każdy maluch – bajka o uśmiechniętej dziewczynce skutecznie podbija świat. Nic dziwnego, że dzieci chcą mieć gadżety i zabawki z aplikacjami z tej animacji. Wybraliśmy kilka lalek i akcesoriów godnych uwagi, które przypadną do gustu naszym milusińskim. Kim jest Wissper?
Wissper to rezolutna dziewczynka z bajki o właśnie takim tytule. Kilkulatka potrafi przenosić się do świata zwierząt i z nimi rozmawiać. W każdym odcinku pomaga zwierzakom rozwiązywać problemy. Jest pomocna, dzielna i zawsze uśmiechnięta. Uczy, jak nieść pomoc i nikogo przy tym nie oceniać. Brzmi jak bajka typowo dla dziewczynek, ale wcale tak nie jest. Wissper to produkcja dla każdego, choć jej bohaterką jest właśnie dziewczynka. Być może dlatego większość zabawek z animacji trafia głównie w ich w gusta.
Lalki z Wissper
box:offerCarousel
Jedną z najbardziej popularnych zabawek ze świata Wissper jest lalka. Warto przyjrzeć się tej interaktywnej. Postać pomocnej dziewczynki ma wysokość 34 cm, mówi charakterystyczne „Shhhhh”, wypowiada trzy zwroty w języku polskim, umie także zaśpiewać piosenkę oraz zagrać na dołączonym instrumencie. Co ciekawe, zabawka ma ruchome ręce i nogi. Z radością będzie przemierzać morskie głębiny, bujne lasy i porośnięte krzewami łąki razem z twoim dzieckiem. Jej koszt to ok. 160 zł.
Jeśli szukasz czegoś nieco tańszego, przyjrzyj się lalce klasycznej. Nie mówi, ale za to w zestawie z nią dostajemy Peggy – małą pingwinkę z animacji. Oprócz tego w pudełku są także: fletnia pana, lornetka, aparat, szczotka, lusterko oraz torebka. Całość to koszt ok. 100 zł.
Dla troszkę młodszych dzieci proponujemy lalkę szmacianą, która będzie idealna do przytulania. Wissper ubrana jest w pomarańczową bluzkę i błękitną sukienkę. Jej wysokość to ok. 38 cm. Cena w tym przypadku to ok. 100 zł.
Zestawy z Wissper
Wśród licznych zabawek z bajki Wissper są zestawy też z innymi postaciami. Dotyczą one różnych krain geograficznych. W zestawie Świat wody znajdziemy figurkę aligatora oraz czółno, którym Wissper może się poruszać. Z kolei Świat pustyni to trzy figurki surykatek oraz ich tunel. Do tych kompletów można dokupić samą postać Wissper oraz figurki jej zwierzęcych przyjaciół. Mowa o koniu Herbercie, żyrafie Gertie, pingwinie Peggy i pandzie imieniem Dan.
Akcesoria z bajki
box:offerCarousel
Lalki i akcesoria to nie jedyne zabawki z bajki Wissper. Dziewczynki, które lubią się przebierać za ulubionych bohaterów, będą zadowolone z gadżetów, jakie w animacji posiada dziewczynka. Mowa o torebce i aparacie fotograficznym. Przyjrzyjmy się najpierw torebce. Jest ona wykonana z dobrej jakości silikonu i może być przekładana przez ramię. Zdobi ją różowy kwiatek. W środku są dwie bransoletki oraz kompas w formie kwiatka. Z kolei aparat fotograficzny to urządzenie w kształcie motyla. Wystarczy, że twoje dziecko włoży jeden z trzech dysków do aparatu, spojrzy w wizjer, a później naciśnie przycisk – zdjęcie zostanie zrobione!
Jeśli jeszcze nie wiesz, co twoja córka znajdzie pod choinką, przyjrzyj się zabawkom z Wissper. Być może okażą się strzałem w dziesiątkę. | Lalki i akcesoria z bajki Wissper |
Pyszna pizza, makaron z sosem pomidorowym, wielowarstwowy burger, bajecznie kolorowe babeczki na deser… A to wszystko z ciastoliny! Kuchenne zestawy Play Doh rozwijają wyobraźnię i zachęcają maluchy do kulinarnych eksperymentów. Najnowsze produkty Play Doh to wymarzone propozycje dla wszystkich dzieci uwielbiających zabawy w gotowanie. Tematyczne zestawy pozwalają stworzyć niesamowite i skomplikowane dania, które zachwycają bogactwem składników i wyrazistą kolorystyką. Oto najciekawsze z nich:
1. Ciastolina Play-Doh: Makaronowa zabawa
Makaronowa zabawa (od 40,41 zł) spodoba się wszystkim wielbicielom włoskiej kuchni. Głównym elementem zestawu jest maszynka do wyciskania makaronu. Możemy użyć do tego jednej z 4 wymiennych końcówek, które pozwolą na wytłoczenie m.in. szerokich wstążek czy klasycznego spaghetti. Boki maszynki posiadają wytłoczenia do wyciskania mniejszych form, np. kokardek, ale także pozostałych składników dania, np. krewetek czy pomidorów koktajlowych. Oprócz tego w pudełku znajdziemy foremkę do tworzenia klasycznych włoskich pierożków, radełko, miskę i 5 kolorowych tub z ciastoliną oraz talerzyk i sztućce.
2. Ciastolina Play-Doh: Wesoła kuchenka
Wesoła kuchenka (od 49 zł) to nie tylko zabawka kreatywna, ale także realistycznie wyglądający i wydający dźwięk sprzęt do zabawy w gotowanie. Wystarczy postawić dołączoną do zestawu patelnię na jednym z palników, a usłyszymy skwierczenie. W komplecie znajdują się foremki do przygotowania takich dań, jak jajko sadzone, ryba czy stek. Tłoczenia na brzegach kuchenki pozwalają ulepić m.in. marchewkę i brokuły. Formowanie i serwowanie dań jest możliwe dzięki specjalnym szczypcom, szpatułce, sztućcom i dwóm talerzom oraz 5 dużym tubom z ciastoliną.
3. Ciastolina Play-Doh: Pizza
Pizza (od 34,90 zł) umożliwi małemu kucharzowi stworzenie smakowitego placka z ulubionymi składnikami. W zestawie znajdziemy 5 pojemników kolorowej ciastoliny, formę na pizzę, łopatkę do wyciągania jej z pieca (wyposażoną dodatkowo w foremki do wyciskania składników, m.in. pomidorów, pieczarek, krewetek), tarkę do sera, obrotowy nóż do pizzy, wałek, talerz i sztućce. Upieczoną pizzę możemy zapakować do specjalnego pudełka.
4. Ciastolina Play-Doh: Hamburgery
Hamburgery (od 32,90 zł) to, mimo mylącej nazwy, rozbudowany zestaw kreatywny, który pozwala na tworzenie burgerów, hot dogów i frytek, razem z mnóstwem smakowitych dodatków. Podstawą zestawu jest duża wyciskarka, w której jednocześnie może powstać kotlet do burgera, świeża bułka, przypieczona kiełbaska, plaster pieczarki i cebulowy krążek. Do tego wyciskarka do keczupu, musztardy i frytek oraz nożyki do krojenia i formowania, 5 tub ciastoliny i talerzyki do serwowania. Marzenie każdego wielbiciela fast foodów.
5. Ciastolina Play-Doh: Zakręcona Lodziarnia
Zakręcona lodziarnia (od 44,90 zł), czyli idealna propozycja na gorące dni, która zachwyci wszystkich smakoszy deserów lodowych. W komplecie wyciskarka do świderków z rozmieszczonymi dookoła podstawkami do prezentacji deserów. Oprócz tego mnóstwo wytłoczeń, z których mogą powstawać wspaniałe dekoracje i posypki, oraz pucharki i łyżeczki do serwowania smakołyków. Wyjątkowym elementem zestawu są 3 tuby ciastoliny Play Doh Plus. Jest znacznie bardziej miękka i plastyczna od klasycznej, dzięki czemu wspaniale nadaje się do formowania małych elementów dekoracyjnych i nie przykleja się do foremek.
6. Ciastolina Play-Doh: Ciasteczkowe przyjęcie
Ciasteczkowe przyjęcie (od 44,90 zł) zapewni świetną zabawę wszystkim małym adeptom cukiernictwa. Wyciskarka do kremu, foremki do blatów i praska do tortów oraz kilkadziesiąt otworów do odciskania dekoracji (m.in. kwiatki, gwiazdki, misie, świeczki, różnych rozmiarów kulki, listki, muszelki). W zestawie znajduje się również nietypowa ciastolina z zatopionym confetti w kontrastującym kolorze, dzięki czemu kremy i torty są kolorowe i realistyczne.
7. Ciastolina Play-Doh: Babeczkowy festiwal
Babeczkowy festiwal (od 39,99 zł) zachwyca obrotowym diabelskim młynem, na którym wirują kolorowe smakołyki przygotowane przez naszego kucharza. Pomoże mu w tym wyciskarka do kremu, maszynka do tworzenia posypek, praska do ciasteczek w formie namiotu cyrkowego, mnóstwo foremek do odciskania dekoracji oraz 5 tub ciastoliny (w tym 3 najnowszej Play Doh Plus).
Ciastolinowe zestawy kulinarne to świetna zabawka rozwijająca kreatywność i zdolności manualne. Sprawdzi się zarówno dla niejadków, których być może zachęci do gotowania, ale też próbowania realnych dań, jak i przyszłych kucharzy, którzy będą mogli w pełni samodzielnie tworzyć wspaniałe arcydzieła.
Przeczytaj też test zestawu „Szalony fryzjer” | „Potrawy” z ciastoliny – 7 smacznych zestawów od Play-Doh |
Elektroniczne podzespoły instalowane w pralkach automatycznych mogą być drogie w naprawie. Jeżeli koszt przywrócenia do życia zepsutego urządzenia opiewa na kilkaset złotych, warto zastanowić się nad jego całkowitą wymianą. Nowa pralka posiadać będzie kompletną gwarancję producenta, a zastosowane w niej rozwiązania mogą przyczynić się do oszczędności w domowym budżecie. BEKO WMB 51022
Pralka spełniająca standardowe oczekiwania każdego użytkownika. Sprawdzi się zarówno w kawalerce singla, w domu rodziny z dziećmi, jak i u miłośników czworonogów. Piętnaście programów prania pozwoli łatwo dopasować pracę urządzenia do naszych potrzeb. Co ciekawe, pralka posiada specjalistyczne programy, które ułatwiają usuwanie zabrudzeń i prasowanie – na przykład program do prania koszul „Shirt”, który zmniejsza stopień ich wygniecenia, oraz program „BabyCare”, przeznaczony do delikatnego prania ubranek dziecięcych. Warto zwrócić uwagę, iż urządzenie posiada także dodatkowe funkcje – opcja „Pupil” pozwala pozbyć się z ubrań uciążliwej sierści zwierząt domowych, a „Pranie ekspresowe” przyspiesza czas trwania każdego z dostępnych programów pralki. Pralka została wyposażona w wydajną i gwarantującą bardziej efektywną pracę niklowaną grzałkę, dzięki której urządzenie jest mniej narażone na awarie.
Specyfikacja techniczna:
Pojemność: 5 kg
Klasa energetyczna: A++
Wymiary: 84 x 60 x 41,5 cm
Inne: automatyczna kontrola wody, elektroniczny system wyważania wsadu, ochrona przed skokami napięcia, wyciszenie drgań, zdejmowany blat
ELECTROLUX EWT 1062
Ergonomiczna pralka ładowana od góry. Zajmuje niewiele miejsca, co świetnie sprawdza się w niedużych pomieszczeniach. Zaprojektowana tak, aby mimo niedużych rozmiarów mieścić aż 6 kilogramów prania. Technologia „FuzzyLogic” pozwala urządzeniu dopasować parametry prania do wagi i rodzaju wsadu. Posiada kilkanaście programów prania, w tym na przykład specjalne ustawienia do prania jedwabiu, lekkich ubrań sportowych, koszul, jeansu i kołder. Urządzenie posiada opcję opóźnienia startu, dzięki której możemy rozpocząć pranie w najdogodniejszym dla nas momencie – wcześnie rano lub gdy nie ma nas w domu. Wyjmowany dozownik detergentów ułatwia utrzymanie pralki w czystości. Urządzenie zostało wyposażone w system zabezpieczenia przed zalaniem oraz ochronę przed niekontrolowanym uruchomieniem przez dzieci.
Specyfikacja techniczna:
Pojemność: 6 kg
Klasa energetyczna: A+
Wymiary: 89 x 60 x 40 cm
Inne: dwie regulowane nóżki, opcja dodatkowego płukania
BOSCH WAB 2026
Oszczędna pralkao klasycznym, 6-kilogramowym wsadzie bębna. Dzięki specjalnemu oprogramowaniu „VarioPerfect” pozwala na oszczędności w domowym budżecie na dwa sposoby – można opcjonalnie skrócić czas trwania większości programów o 10% („Time Perfect”) lub zmniejszyć zużycie energii nawet do 10% („Eco Perfect”). Urządzenie programuje się na kilkanaście sposobów. Specjalne programy prania zostały przeznaczone na przykład dla jeansów, koszul i bluzek, ubrań sportowych czy jedwabnych. Pralka posiada także odrębny program „AntyAlergia”, z certyfikatem Fundacji Europejskiego Centrum Badań Alergii, przeznaczony dla alergików i osób o wrażliwej skórze. Dwustopniowy czujnik „ActiveWater”, który rozpoznaje ilość odzieży w bębnie, pozwala zużyć mniej wody w trakcie prania. Urządzenie posiada wielostopniową ochronę przed zalaniem pomieszczenia. W pełni elektroniczną obsługę urządzenia ułatwia jedno pokrętło do sterowania wszystkimi poleceniami. Co istotne, w trakcie prania kontrolowana jest ilość wytwarzanej przez detergenty piany.
Specyfikacja techniczna:
Pojemność: 6 kg
Klasa energetyczna: A++
Wymiary: 84,8 x 59,8 x 55 cm
Inne: regulowana prędkość obrotów wirowania, elektroniczny wyświetlacz, automatyczne ważenie wsadu, opóźnienie startu
SAMSUNG WF-60F4E0W0W
Standardowych rozmiarów, ładowana od frontu pralka z elektronicznym wyświetlaczem, przeznaczona do codziennego użytkowania nawet dla kilkuosobowej rodziny. Specjalnie opracowane 12 programów prania sprawdzi się zarówno w przypadku bawełny, wełny oraz tkanin delikatnych, jak i przy praniu ubranek dziecięcych („Baby Care”) lub zimowych kurtek czy płaszczy („Outdoor”). Pralka została wyposażona w dwie kluczowe technologie marki Samsung. „Eco Bubble” pozwala prać tkaniny w niskich temperaturach, w pełni efektywnie wykorzystując moc detergentów. Umożliwia to specjalny generator spieniający, który łączy ze sobą wodę, bąbelki powietrza oraz detergent w aktywną pianę, dzięki czemu łatwiej i lepiej usuwane są plamy. Wyprofilowanie bębna typu „Diamond Drum” gwarantuje delikatne przemieszczanie się odzieży wewnątrz pralki. Łagodne ruchy prania umożliwiają otwory na powierzchni bębna o innowacyjnym stożkowym kształcie, przypominającym wyglądem oszlifowane diamenty. Warto wspomnieć także, że pralka posiada wewnętrzną pamięć („Last Memory”), która zachowuje ustawienia ostatniego programu piorącego, którego używaliśmy.
Specyfikacja techniczna:
Pojemność: 6 kg
Klasa energetyczna: A++
Wymiary: 85 x 60 x 40 cm
Inne: grzałka ceramiczna, system elektronicznego sterowania „FuzzyLogic”, diagnostyka błędów we wczesnym stadium „Smart Check” i natychmiastowa pomoc w aplikacji na smartfon
WHIRLPOOL AWE6519
Pralka z bardzo bogatą ofertą programów – aż 18 różnych sposobów prania spełni oczekiwania nawet najbardziej wymagających użytkowników. Poza standardowymi programami prania codziennego czy tkanin delikatnych, urządzenie pozwoli bezpiecznie wyprać także odzież sportową i wełnianą. Dodatkowo mamy możliwość prania w zaledwie 15 minut oraz w technologii ekologicznej, pozwalającej zaoszczędzić na wodzie i energii. Ładowanie od góry sprawdzi się w małych pomieszczeniach. Elektroniczny wyświetlacz umożliwia kontrolę, ile czasu zostało do zakończenia trwającego prania, a opcja opóźnionego startu pozwoli zrobić pranie w dogodnym dla nas czasie. Pojemność bębna pralki wynosi 5,5 kg. Urządzenie posiada specjalne kółka zamiast nóżek, co ułatwia jego przemieszczanie. Diodowy wyświetlacz pokazuje, w której fazie programu jest właśnie nasze pranie.
Specyfikacja techniczna:
Pojemność: 5,5 kg
Klasa energetyczna: A+
Wymiary: 94 x 60 x 45 cm
Inne: oddzielne, stopniowe ustawianie temperatury wody | Popsuta pralka? Zamiast naprawiać kup nową! Wybieramy 5 najlepszych pralek do 1500 zł |
Kuchnia to pomieszczenie, które jak żadne inne powinno być funkcjonalnie zaaranżowane. Liczą się tutaj nie tylko meble, ale przede wszystkim sprzęt AGD i armatura kuchenna. Tylko co w przypadku, kiedy stoisz przed wyborem dotyczącym zakupu baterii kuchennej, a zupełnie się na tym nie znasz? Podpowiadamy, co należy wiedzieć, zanim zdecydujemy się na jej zakup. Bateria kuchenna to urządzenie, z którego korzystamy bardzo często. Dlatego nic dziwnego, że podjęcie decyzji dotyczącej zakupu nie należy do łatwych zadań. Warto mieć na uwadze nie tylko estetykę, ale przede wszystkim funkcjonalność i trwałość takiego urządzenia. Poniższe informacje pomogą nam podjąć ostateczną decyzję.
Bateria kuchenna – rodzaje
Zanim zdecydujemy się na konkretny produkt, warto poznać poszczególne jego rodzaje. Na rynku dostępne są baterie sztorcowe, ścienne, jak również jedno- i dwuuchwytowe. Każdy rodzaj różni się nie tylko instalacją, ale także zupełnie innym wyglądem. Dzięki temu z powodzeniem dopasujemy bateriędo każdego wnętrza, niezależnie od stylu, jaki w nim panuje. 
Baterie jednouchwytowe, jak sama nazwa wskazuje, mają jedną dźwignię, za pomocą której możemy ustawiać jednocześnie siłę strumienia i temperaturę wody. Baterie dwuuchwytowe mają dwa kurki, jeden do wody ciepłej, drugi do zimnej. Niestety w drugim rozwiązaniu zużycie wody jest nieco większe, ponieważ zanim ustawimy odpowiednią temperaturę, to część cieczy się marnuje. Największą zaletą baterii o dwóch uchwytach jest design, ponieważ idealnie pasują do kuchni urządzonych w stylu retro.
Baterie kuchenne sztorcowe z kolei charakteryzują się montażem na obrzeżu zlewozmywaka lub też instalowane są w blacie kuchennym. Jest to chętnie stosowany typ, ponieważ nie wymaga od nas dużego nakładu pracy w trakcie montażu. Modele ścienne zazwyczaj są montowane w ścianie na wysokości od 25-35 cm od zlewozmywaka.
Jaka wysokość?
Kolejna kwestia, którą należy wziąć pod uwagę, to wysokość baterii kuchennej. Aby można było z niej wygodnie korzystać, powinna być dopasowana do głębokości naszego zlewozmywaka. Jeśli jest on bardzo głęboki, sięgający nawet 20 cm, wtedy mamy problem z głowy. Pasują do niego wszystkie modele baterii, nawet te niskie z prostymi wylewkami. W przypadku zlewozmywaka o głębokości 16 cm odpowiednie będą baterie w kształcie litery U. Jeśli natomiast mamy model stosunkowo płytki, wtedy warto zainwestować w baterię z wylewką w kształcie litery F.
Bateria kuchenna – jakie funkcje?
Producenci wychodzą naprzeciw naszym oczekiwaniom i dzięki temu powstają modele z niezwykle przydatnymi funkcjami. Jednym z powszechnie występujących udogodnień w bateriach jest wyciągana wylewka. Umożliwia nalewanie wody w dowolnie wybrane przez nas miejsce poza zlewozmywakiem. Ciekawym rozwiązaniem jest też zmienna wysokość baterii. Przyda się zwłaszcza wtedy, gdy nie mamy zbyt wiele miejsca w kuchni. Równie ciekawym modelem jest bateria z filtrem. Okaże się dobrym pomysłem, gdy woda z kranu jest mocno chlorowana.
Zakup baterii kuchennej powinien być odpowiednio przemyślany. Jest to bowiem urządzenie, którego nie kupujemy na rok czy dwa, ale na wiele lat. Pamiętajmy zatem, aby decydować się na baterie wykonane z wysokiej jakości materiałów. Tylko wtedy zyskamy pewność, że przetrwają ten czas bez zarzutu. | Zakup baterii kuchennej – na co zwrócić uwagę? |
Planując spędzić kilka dni na rybach wraz z kolegami, koniecznie trzeba przygotować się jak najlepiej. Ważne jest, żeby spakować wszystko, co może się przydać, niezależnie od okoliczności, jakie nas zastaną. Możesz nie mieć możliwości dokupienia brakujących akcesoriów tam, gdzie się wybierasz, dlatego lepiej sprawdź kilka razy, czy niczego nie zapomniałeś. Dla ułatwienia podpowiadamy, co powinieneś zabrać na kilkudniowe łowienie ryb. Ubrania na każdą pogodę
Pogoda może okazać się nieprzewidywalna. Łowić będziesz o świcie, w dzień i późnym wieczorem, co również może oznaczać zmiany warunków atmosferycznych. Dodatkowo deszcz nie zawsze zniechęci cię do łowienia. Być może zechcesz nawet wtedy pozostać na łowisku. Przygotuj się więc na każdą pogodę. Weź ze sobą kalosze, które ochronią twoje stopy przed zimnem i wilgocią. W zależności od pory roku mogą być potrzebne też ciepłe skarpety. Nie zapomnij również o swetrze i kurtce przeciwdeszczowej. Nawet w środku lata zabierz ze sobą czapkę i rękawiczki. Temperatury w nocy i nad ranem mogą być naprawdę niskie. Jeżeli trzymasz wędę w ręku, zimno będzie w dłoni jeszcze bardziej odczuwalne. Zabierz też ubrania odpowiednie do wyższych temperatur. Zarówno wychłodzenie, jak i przegrzanie często doprowadzają do przeziębienia. Pakując się, zabierz więcej kompletów ubrań. Nad wodą łatwo przemoknąć, a proszenie o odzież kolegów, nie jest komfortowe. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Namiot z wyposażeniem
Zapewne planujesz nocleg w namiocie. Wybierz wysoki model, który umożliwi ci schowanie się przed deszczem i wiatrem bez spuszczania oka z wędki. Nie zapomnij śpiwora. Dobrą propozycją są te zajmujące niewiele miejsca, ale dobrze chroniące przed zimnem. Warto w namiocie mieć też matę lub dmuchany materac. Odizoluje cię od zimnego i wilgotnego podłoża, a jednocześnie złagodzi jego nierówności. Bardziej wymagający wędkarze mogą pokusić się o zabranie ze sobą leżanki lub polowego łóżka.
Prowiant na drogę
Zabierz ze sobą zapas pożywnego, łatwego w przechowywaniu jedzenia oraz drobne przekąski. Te drugie przydadzą się, żeby zaspokoić pierwszy głód, gdy w pobliżu nie znajduje się żaden sklep czy bar.
Zanęty i sprzęt
Nie zapomnij o pokarmie dla ryb. Jeżeli chcesz, żeby połów był udany, weź ze sobą dużo różnych przynęt i dodatkowe ilości zanęty. Nigdy nie wiesz na pewno, co może się przydać. Zabierz też cały potrzebny sprzęt, to chyba oczywiste. Dodatkowe kołowrotki, żyłki, szpule do kołowrotków czy linki głównej, wędzidła, sygnalizatory zarówno mechaniczne, jak i elektryczne – wszystko może się przydać, ale nie przesadzaj, nie wyjeżdżasz na roczny połów. Pomocne będą również podpórki lub statywy. Nie zapomnij o markerach do oznaczania łowiska. Absolutną podstawą jest też wygodne siedzisko, bo przecież to w nim spędzisz wiele godzin. Przydadzą się: podbierak, maty i worki karpiowe – niemal niezbędne do połowu i przechowywania zdobyczy – oraz miska na wodę i waga, dzięki której będziesz mógł precyzyjnie określić rozmiary ryb.
Inne drobiazgi
Podczas kilkudniowej zasiadki przyda ci się też kilka urządzeń ułatwiających życie. Skorzystasz zapewne z butli gazowej z palnikiem, garnka i kompletu podróżnych naczyń. Dodatkowo, warto zaopatrzyć się w ostry nóż, saperkę lub toporek. Nie zapomnij spakować apteczki. Szczególną uwagę zwróć na środki dezynfekujące i opatrunki.Przydatne mogą się też okazać: aparat fotograficzny, powerbank, latarka, zapalniczka, lodówka turystyczna. Jeżeli zabierasz ponton, spakuj również zestaw naprawczy. Czas możesz sobie umilać, słuchając turystycznego radia. Byle nie za głośno. Nie chcesz przecież spłoszyć ryb.Kilkudniowa zasiadka to przedsięwzięcie, do którego trzeba się porządnie przygotować. Potrzebne będzie jedzenie, sprzęt i inne akcesoria. Pakując się zawsze miej na względzie warunki, w jakich będziesz mieszkać, swoje bezpieczeństwo i zdrowie. Staraj się przewidywać, co może się wydarzyć i do takich sytuacji dostosuj ekwipunek. Dzięki temu będziesz gotowy na wszystko i nigdy nie zaskoczy cię brak potrzebnych przedmiotów w torbie. Przed wyjazdem zrób listę i z nią sprawdzaj, czy wszystko zostało spakowane. No i pamiętaj, nie zostaw kanapek na stole. | 5 niezbędnych rzeczy na kilkudniową zasiadkę karpiową |
Druga powieść młodego pisarza, bo Wojciech Engelking ma zaledwie dwadzieścia cztery lata(!), wywołuje ogromne zainteresowanie i prowokuje spekulacje odnośnie jej wartości literackiej. Czy sama objętość świadczy o jej bogactwie? Czy autor nie spoczął na laurach po wyjątkowo udanym debiucie? Ponieważ nie czytałam pierwszej powieści młodego autora, trudno mi będzie się odnieść do tego drugiego pytania. Jednakże z całkowitą pewnością mogę powiedzieć, że Wojciech Engelking deklasuje wielu twórców, pozostawiając w tyle tych, którzy pretendują do miana pisarzy totalnych. Jednocześnie muszę dodać, że niekoniecznie jest to autor, którego będziecie czytać chętnie. Dlaczego?
Podwójne życie Jakuba/Jacoba
Trzeba to przyznać: Wojciech Engelking wie, skąd czerpać wzorce i jakimi motywami literackimi operować, by powieść nabrała znamion niezwykłego dzieła. Manipulowanie w powieści dwoma światami dwóch Jakubów w dwóch różnych przedziałach czasowych oraz pauzowanie fabuły przy ważnych wypowiedziach bohaterów, bądź istotnych i rozstrzygających dalsze losy wydarzeniach, przykuwa uwagę i sprawia, że mimo trudności, ta „lepka” od patologii fabuła wzbudza niezdrowe zainteresowanie i skupia czytelnika na swojej treści jakby na przekór jego woli.
Bezczelność, narcyzm oraz brak pruderii Witkacego i Gombrowicza, eksperymentowanie ze stylem narracji jak u Twardocha, i wreszcie dużo psychoanalizy jak w filmach Kieślowskiego. Tutaj także mamy podwójne życie Jakuba Dejmana, choć można dywagować, czy to tylko jedna postać przedstawiona w dwóch epokach, czy może dziadek i wnuk, przeżywający podobne sytuacje? Trudno orzec z całkowitą pewnością. I już sama zagadkowość, kim tak naprawdę są obydwaj Jakubowie, jest jednym z wielu walorów Lekcji anatomii doktora D.
Dyspozytariusze wiedzy
Mamy dwóch bohaterów. Jakuba Dejmana oraz Jacoba von Deymanna, który woli myśleć o sobie bez owego „von”. Obydwaj mieli bliźniaczkę Julię, choć siostra Jakuba urodziła się jako pierwsza i była prawdziwą pięknością, zaś Julia Jacoba przyszła na świat druga w kolejności i ze zdiagnozowanym mongolizmem, jak wówczas nazywano zespół Downa. Jakub do śmierci ojca i siostry nie czuł, że żyje. Jacob swoje poczucie niskiej wartości będzie podsycał przystąpieniem do Domu Salomona, a później do eksperymentów doktora Mengele.
Obaj są w swoich życiorysach zawodowych równie nieudolni i nie potrafią sformalizować studiów medycznych. Zarówno jeden, jak i drugi Jakub mają zaburzone osobowości. Świat i ludzi traktują jako coś wrogiego, pozytywniej reagują na niechęć, zazdrość czy nawet nienawiść. Nie wiedzą, co to znaczy kochać i nie potrafią obdarzyć tym uczuciem. Właściwie wszystko i wszystkich traktują jak pewien eksperyment. I nawet nie potrafią zrozumieć, jak bardzo przekraczają wszelkie granice.
„Wie mi się”
Narracja prowadzona jest z pozycji narratora wszechwiedzącego i jednocześnie narratora świadka objawiającego siebie w drugoplanowych postaciach. Ten nietypowy zabieg z tajemniczym narratorem, który przedstawia się w przypadkowych osobach spotykanych przez każdego z Jakubów, sprawia, że enigmatyczność utworu ulega podwojeniu. Dodajmy do tego niegramatyczną frazę, jakiej nadużywa ów narrator: „wie mi się”, by jeszcze bardziej denerwować, irytować i podważać pruderię językową zarówno polskiej prozy współczesnej, jak i czytelnika.
Jeżeli zadaniem pisarza jest tak wzburzyć czytelnika, jak twierdził Bohumil Hrabal, ażeby ten miał ochotę wyskoczyć z łóżka i pobiec do pana literata i sprać go po pysku, to Wojciech Engelking wywiązał się z tej roli z nawiązką. Jego bohaterowie irytują, odstręczają, bulwersują, wywołują niesmak i ogólne poczucie, że ten świat zawsze był, jest i będzie zepsuty oraz pełen takich obrzydliwych Jakubów.
Wysłać bohatera literackiego na kozetkę
Przez całą lekturę powieści Lekcje anatomii doktora D. miałam ochotę wysłać zarówno jednego, jak i drugiego Jakuba na porządną psychoterapię, niewątpliwie połączoną z leczeniem farmakologicznym. Dawno nie miałam tak silnie negatywnego odczucia wobec postaci literackiej i nie pamiętam, żebym tak bardzo chciała komuś mocno zaszkodzić za wyrządzone krzywdy innym.
Wykreowanie takich postaci, pokrętnej fabuły oraz bardzo sprawne i inteligentne, choć również niesmaczne, wykorzystanie do tego tematu eksperymentów doktora Mengele, plasuje powieść na przysłowiowej wysokiej półce. Jednocześnie jest to proza ospała w fabule i zniechęcająca. Zawierająca wiele zbędnych szczegółów, jak wygląd pomieszczeń, widok za oknem czy przejażdżka taksówką z opisem wszystkich mijanych ulic. Wielka proza i duże przegadanie jednocześnie.
Do tego do lektury nie skłania aura obrzydliwości zawarta w powieści. Czytałam Lekcje anatomii doktora D. z przerwami, na raty, dość chętnie odrywając się od książki do innych obowiązków. To nie jest pozycja, którą można czytać do poduszki, ani nie jest to przyjemna rozrywka. A jednak musiałabym zadziałać bardzo wbrew samej sobie, żeby do niej zniechęcać. Jest trochę jak wyrzut sumienia, że pozwalamy na zepsucie. Jest jak wielkie przypomnienie, że okropieństwa z Auchwitz nie muszą być jednorazowym przypadkiem w historii. Jest niewygodna, brudna i niestety brutalnie prawdziwa. Czytajcie i oceniajcie, naprawdę widzę w niej potencjał na powieść, która mocno podzieli czytelników!
A jeśli nie lubicie opasłych tomów, to wersja elektroniczna powieści na pewno będzie świetnym rozwiązaniem. Książka jest dostępna w formatach EPUB i MOBI.
Źródło okładki: www.wydawnictwoliterackie.pl | „Lekcje anatomii doktora D.” Wojciech Engelking – recenzja |
W ciągu ostatnich lat na rynku wydawniczym mówi się o dwóch zjawiskach. Po pierwsze „ludzie nie czytają książek”. Wystarczy jednak się rozejrzeć wokoło, by szybko sobie ten pogląd zweryfikować. Druga sprawa to ilość wydawanych książek – liczona obecnie w dziesiątkach tysięcy tytułów rocznie. To oczywiste, że nie da się ich wszystkich przeczytać, ale mnie bardziej zaintrygowało pytanie – ile z tych książek przetrwa próbę czasu? Książka dojrzewająca
Bo dobra książka nie powinna się obawiać tego, czy za dziesięć lat nadal będzie tak samo wciągająca. I z pewnością znajdzie nowych amatorów. Są jednak książki, nawet jeśli jest ich niewiele, które dorastają razem z czytelnikiem. „Piotruś Pan i Wanda” jest właśnie jedną z takich pozycji i ocenianie jej tylko raz i tylko w jeden sposób będzie bardzo krzywdzące. No dobrze – zachwalanie Piotrusia Pana właściwie niczym nie różni się od odkrywania Ameryki na nowo. A jednak wciąż warto. Historia poznana po raz pierwszy przedstawia się jako bajka o przygodach chłopców w najwspanialszej ze znanych krain. Wyobraźnia jest jedynym ograniczeniem. Potem to właśnie wyobraźnia dochodzi do głosu i czytelnik zaczyna się zastanawiać, w jaki sposób niektóre z tych przygód w ogóle mogły się wydarzyć. Być może nawet pojawia się żartobliwe pytanie „gdzie byli rodzice?”. A jeszcze później, kiedy czytelnik jest już dorosły, książka zaczyna odsłaniać przed nim zupełnie nieznane strony.
Piotruś Pan znany i nieznany
Można odnieść wrażenie, że historia Piotrusia Pana jest poznawana poprzez filmowe adaptacje. Sama postać pojawiła się „na świecie” za sprawą sztuki teatralnej. Kolejne wydania książkowe też nie ustrzegły się redakcyjnych zmian. W przypadku polskiego tłumaczenia w grę wchodziło również wprowadzenie bardziej swojsko brzmiących imion. Tak jest właśnie w wypadku tej edycji. Wendy stała się Wandą. Czy to cokolwiek zmienia? Być może uczucie egzotyki będzie nieco słabsze, być może nowi czytelnicy będą szukali Nibylandii gdzieś na Mazurach lub na północ od Ustki. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że skończy się na luźnej krytyce nowszego tłumaczenia. A takie zastrzeżenia biorą się najczęściej z jednego – z przyzwyczajenia.
Książka na pokolenia
Bo „Piotruś Pan” to również książka na kilka pokoleń. Obok „Kubusia Puchatka” i „Alicji w Krainie Czarów” jest jedną z tych pozycji, którą rodzice powinni czytać ze swoimi dziećmi, a tym samym przypominać sobie te najbardziej beztroskie chwile, kiedy najważniejsza była fantazja. Być może dopowiedzą to i owo od siebie, a tym samym dołożą się do legendy wiecznie młodego chłopca.
Nie, o tej książce nie da się powiedzieć zbyt wiele... nowego. To pozycja, którą po prostu trzeba mieć u siebie na półce. A tak się akurat składa, że papierowa wersja w tej edycji jest na to świetnie przygotowana. Twarde okładki, kapitałka i obwoluta pozwolą cieszyć się historią przez lata, a może i przez pokolenia. No i możecie ją dostać na Allegro już od ok. 22 PLN.
Źródło okładki: www.zysk.com.pl | „Piotruś Pan i Wanda” J. M. Barrie – recenzja |
Drewniany płot, choć niewątpliwie należy do najbardziej efektownych ogrodzeń, wymaga dużego nakładu pracy. Zwłaszcza jeśli zależy nam na tym, aby przez wiele lat prezentował się w nienagannie. Podpowiadamy, jakie czynności należy wykonać, by móc cieszyć się jego wspaniałym wyglądem. Zmieniające się gwałtownie warunki atmosferyczne – silne upały, a także siarczyste mrozy – zaburzają trwałość i wytrzymałość całej konstrukcji, powodując, że drewniane elementy ogrodzeń szybko się starzeją. Dodatkowo wnikająca w strukturę drewna wilgoć jest pożywką dla mchów, grzybów i wszelkiego rodzaju glonów, a szczeliny, które powstają wskutek pęcznienia i kurczenia materiału, powodują z czasem zagnieżdżanie się owadów. Bez obaw, istnieją jednak metody, dzięki którym pozbędziemy się tych przykrych konsekwencji.
Odnawiamy drewniany płot – od czego zacząć?
Chcąc przeprowadzić renowację drewnianego ogrodzenia, musimy odpowiednio się do tego przygotować. Należy wziąć pod uwagę diagnozę stanu desek i ich starej powłoki. Jest to niezwykle ważne z tego względu, że jeśli drewno całkowicie wyblakło, a powłoka została doszczętnie złuszczona, wtedy musimy wykonać szlifowanie. To właśnie od tego w dużej mierze zależy jakość drewnianej powierzchni i jej późniejszej ochrony. W przypadku niewielkich powierzchni wystarczy jedynie przetarcie ich papierem ściernym o grubości 100-120, z kolei gdy ogrodzenie jest rozmieszone na całej powierzchni podwórka, wtedy warto postawić na wykonanie czynności mechaniczną szlifierką. Chcąc ułatwić sobie wykonanie tego zadania, możemy zdecydować się także na zastosowanie specjalnego środka do usuwania starych powłok. Możemy posłużyć się benzyną ekstrakcyjną, która skutecznie usunie nagromadzone warstwy lakieru, farby, lazury, a przy tym nie zniszczy drewnianej powierzchni.
Nie wolno pominąć nam również istotnej kwestii, jaką jest rozwijanie się mchu, a należy się tym zająć przed zabezpieczeniem płotu. Rynek oferuje wiele preparatów, które pomogą nam z walce z tymi nieprzyjemnymi naroślami. Aby pozbyć się mchu, środek należy rozpylić na zwilżonej uprzednio powierzchni, następnie musimy poczekać kilka minut, aż preparat zacznie działać, aby można go było usunąć za pomocą szczotki. Pamiętajmy jednak, że konieczne jest późniejsze opłukanie ogrodzenia wodą, aby substancja została całkowicie usunięta wraz z narastającym mchem, jednocześnie zapobiegając ponownemu jego rozwojowi.
Jakie preparaty wybrać?
Na rynku dostępnych jest wiele specjalistycznych preparatów zapewniających pomoc w renowacji drewnianych ogrodzeń. Zanim jednak podejmiemy ostateczną decyzję dotyczącą ich wyboru, musimy wiedzieć, czy zakupiony płot został już wcześniej zabezpieczony przed biokorozją, czy też nie. Z uwagi na klimat, jaki panuje w naszym kraju, i zmieniające się gwałtownie warunki atmosferyczne powinniśmy zastosować impregnat techniczny. To dzięki niemu ochronimy deski przed grzybami pleśniowymi, domowymi, a nawet owadami, które żerują w drewnie. Innym rozwiązaniem jest często stosowany – impregnat dekoracyjny. Jego niewątpliwą zaletą jest łatwość nakładania, dostępność szerokiej gamy kolorystycznej oraz stosunkowo duża wydajność.
Kiedy już zaimpregnujemy drewno, wtedy należy pokryć je lakierobejcą, bejcą, olejem do drewna, farbą lub specjalnym lakierem do drewna. Wybór oczywiście uzależniony jest od tego, na jakim efekcie nam zależy, począwszy od wykończenia powierzchni czy też wyglądu drewna, m.in. jego koloru i widocznych słojów. Pamiętajmy, że korzystając ze wszystkich wyżej wymienionych preparatów chemicznych, musimy postępować zgodnie ze wskazówkami zawartymi na opakowaniu, ponieważ są one szkodliwe dla naszego zdrowia. Dbajmy więc o bezpieczeństwo pracy, stosując się do zaleceń producenta. | Jak odnowić drewniany płot? |
Kasza jaglana należy do wyjątkowo zdrowych kasz, choć wciąż rzadko gości na naszych stołach. Tymczasem to istne bogactwo wartości odżywczych i leczniczych. Jagły mają właściwości zasadotwórcze, pomagają oczyścić organizm z toksyn, a przy tym doskonale smakują. Znakomicie pasują do wielu potraw – zarówno słonych, jak słodkich. Jeśli zdecydujesz się na detoks kaszą, nie musisz zmagać się z nieznośnym uczuciem głodu. Bezcenne jagły
Jagły kryją w sobie wiele zalet. Pozwalają pozbyć się z organizmu szkodliwych substancji, a dzięki właściwościom alkalizującym przywracają równowagę kwasowo-zasadową (odkwaszają). Zawierają też szereg cennych składników odżywczych. Kasza jaglana to bogate źródło witamin (m.in. E, K, z grupy B) i minerałów (jak żelazo, wapń, cynk, sód, potas, fosfor). Znajduje się w niej sporo błonnika pokarmowego, który wspomaga trawienie i reguluje perystaltykę jelit. Panie cenią ją za skład, zwłaszcza za krzem i krzemionkę – elementy, które wywierają zbawienny wpływ na stan włosów, paznokci i skóry, wzmacniają również układ kostny.
Ze względu na bezcenne walory odżywcze kaszy jaglanej, podczas detoksu nie musisz zmagać się z głodem czy choćby nieprzyjemnym ssaniem w żołądku. Bez zbędnych cierpień i w nieskomplikowany sposób możesz usuwać toksyny z organizmu o każdej porze roku – nie tylko latem. Kasza jaglana to idealny element menu również w chłodne miesiące, ponieważ ma właściwości rozgrzewające.
Jak wygląda oczyszczanie organizmu jagłami? Przede wszystkim detoks tego rodzaju nie powinien trwać dłużej niż miesiąc. Na początek zaplanuj sobie potrawy z kaszą na maksymalnie 10-12 dni. Przez dwa początkowe dni ogranicz się wyłącznie do spożywania zupy z kaszy, a potem łącz ją z ulubionymi warzywami i owocami. Możesz je zapiekać, dusić i gotować na parze – najlepiej bez dodatku tłuszczu (szczególnie zwierzęcego).
Detoks kaszą: zdrowy, smaczny i bezpieczny
Detoks jagłami z powodzeniem zastępuje odtruwanie sokami i na pewno jest bezpieczniejsze od głodówki. Jeśli nie ma przeciwwskazań do spożywania kaszy jaglanej, można oczyszczać się bez obaw. Ale pamiętaj: nie należy przechodzić na dłuższą detoksykację bez uprzedniego przygotowania organizmu. Kilkanaście dni wcześniej starannie nawodnij organizm – poleca się wodę alkaliczną – pij ją na czczo i przed każdym posiłkiem, a potem sięgaj po kleik z gorącej wody i zmielonego siemienia lnianego. W tym czasie zrezygnuj z produktów przetworzonych i postaw na warzywa i owoce.
box:video
Przez 2 tygodnie unikaj fast foodów, wyklucz z jadłospisu również mleko i żółte sery. Miejsce tłuszczów pochodzenia zwierzęcego niech zajmą roślinne. Kilka kropel oliwy z oliwek do sałatki wybornie podkreśli jej smak. W ramach podwieczorku schrup garść ulubionych orzechów, pestek czy nasion. Wyeliminuj z diety cukry, w tym słodzone soki i napoje (zwłaszcza gazowane). Źródeł „dobrych” węglowodanów szukaj w pełnoziarnistych produktach zbożowych. Warto zamienić kawę na zieloną herbatę, ale jeśli nie wyobrażasz sobie dnia bez małej czarnej, pij tylko filiżankę dziennie.
Jeżeli nie masz ochoty na dłuższy detoks – wystarczy, jeśli poświęcisz mu dzień-dwa. To idealny sposób na oczyszczenie organizmu po wakacyjnych biesiadach i często niezdrowym menu. Tym bardziej że nie musisz specjalnie przygotowywać się do tak krótkiej detoksykacji.
Jak gotować kaszę jaglaną?
Kiedy będziesz przyrządzał sobie dania z jagłami, zwróć uwagę na kilka szczegółów. Warto znać parę sprytnych trików – dzięki nim kasza nie będzie mieć specyficznego, gorzkawego posmaku. Jeśli masz czas – namocz kaszę na parę godzin w wodzie z sokiem z cytryny. Jeżeli ci się spieszy – wystarczy przed ugotowaniem przelać kaszą zimną, a potem bardzo gorącą wodą. Gdybyś zapomniał i od razu wsypał kaszę do gotującej się wody – nic straconego. Musisz tylko raz ją odcedzić i na powrót wrzucić ją na (nowy) wrzątek.
Amatorzy kasz, które po ugotowaniu zachowują zwartą, nieco kleistą strukturę, powinni przed przystąpieniem do gotowania połączyć kaszę z odrobiną wody i mleka, a następnie wlać tę mieszaninę do wrzącej wody w stosunku: litr kaszy na 3,5 do 4 litrów wody. Gotuj jagły co najmniej pół godziny. Wolisz sypką kaszę jaglaną? Nic prostszego – wrzuć ją na wrzątek w stosunku: litr kaszy na 2,5 litry wody. Gdy woda zostanie wchłonięta, zawiń garnek w czysty ręcznik i pozwól jagłom „dojść” przez godzinę. Smacznego! | Męski detoks kaszą: bez ssania w żołądku |
Blogerzy książki piszą. Coraz chętniej, coraz liczniej. Jedni osiągają sukces, o literackich próbach innych szybko się zapomina. Albo chce zapomnieć. Ucieszyłam się, kiedy przeczytałam, że w roli pisarki zadebiutuje Katarzyna Czajka, a tematem jej powieści będzie coś, na czym zna się bardzo dobrze, a co i mnie ogromnie ciekawi. Zwierza popkulturalnego znają na pewno wszyscy zainteresowani szeroko pojętą popkulturą. Blogerka pisze głównie o filmach, serialach, komiksach, czasem książkach. Tak, to właśnie Katarzyna Czajka, która niedawno zadebiutowała powieścią „Dwóch panów z branży”.
Pierwsze kina w Warszawie
Autorka przeniosła swoich czytelników do Warszawy z początków XX wieku, a głównym tematem powieści uczyniła zmagania pary przyjaciół w świecie kinematografii. Katarzyna Czajka napisała pracę magisterską dotyczącą warszawskich kin z okresu dwudziestolecia międzywojennego, można więc być spokojnym o to, że solidnie przygotowała się do podboju świata beletrystyki. I faktycznie – autorka przemyciła sporo wiedzy w swej powieści, w dialogach, opisach, przemyśleniach.
Klimat „Dwóch panów z branży” wyszedł jej znakomicie. Podobnie jak relacje między bohaterami, a trzeba dodać, że tytułowi bohaterowie – Adam i Marian – mają charaktery bardzo różne, a pomysły i poglądy nie zawsze zbieżne. Również ich żony (świetnie nakreślone postaci) mają twarde charaktery i także dają temu wyraz.
Niełatwe jest życie właścicieli kina
Słabiej poszło autorce w tworzeniu ciekawej fabuły i utrzymaniu skupienia czytelnika od pierwszych do ostatnich stron. Historię cechuje dość duża powtarzalność, co w pewnym momencie może się stać nużące.
Polsko-żydowski duet postanawia założyć kino w Warszawie, ale trudności ma z tym co nie miara. Adam i Marian nie mogą liczyć na wsparcie rodziców (ci wciąż nie potrafią im wybaczyć złamanych prawniczych karier), finansowo wciąż nie wiedzie im się najlepiej, a konkurencja rośnie w siłę. Borykają się z podatkami i uciążliwymi kontrolami, są na bakier z przepisami, z trudem nadążają za nowinkami, a ludzie z ich otoczenia nie zawsze postępują uczciwie.
To tylko część ich problemów, bo przecież i wojna ich dotknie, i odruchy antysemickie nie pozostaną bez wpływu na kinową działalność. Ciekawy to obraz, ale mimo dynamicznych zmian w tle – dość statyczny. Niby wojna, niby pożar, niby problemów co nie miara, ale brakuje w tym wszystkim takich emocji, które sprawią, że historia porwie, a losy bohaterów będzie się przeżywać niemal jak własne.
Z humorem i nostalgią
Mimo iż „Dwóch panów z branży” Katarzyny Czajki nie jest powieścią idealną, czyta się ją dobrze, klimat się udziela, kinowa pasja autorki też. Po lekturze aż chce się poczytać jeszcze więcej o tamtych czasach, kiedy to X muza dopiero raczkowała, a kina zyskiwały na popularności. Autorka zadbała o wierne oddanie realiów, wprowadza na scenę znane postaci (np. Chaplina czy Negri) i wplata w fabułę rzeczywiste wydarzenia (jak choćby premierę „Przeminęło z wiatrem”). Historię opowiada nieśpiesznie, z odrobiną humoru i nostalgii.
Styl powieści jest zupełnie inny od tego, z którego znają autorkę czytelnicy jej blogu. Warto poznać i tę odsłonę Katarzyny Czajki.
„Dwóch panów w branży” w wersji elektronicznejmożna zakupić już za ok. 22 złote.
Źródło okładki: www.czwartastrona.pl | „Dwóch panów z branży” Katarzyna Czajka – recenzja |
Święta Bożego Narodzenia to czas radości oraz spotkań w rodzinnym gronie. Zapraszamy do siebie bliskich oraz dalekich krewnych, którzy często przybywają do nas z daleka. Chcąc ich ugościć w swoim domu przez te kilka wyjątkowych dni, musimy pomyśleć, jak przenocować rodzinę w sprawny i komfortowy dla wszystkich sposób. Nic tak nie cieszy, jak wesołe, gwarne Święta Bożego Narodzenia. Przygotowujemy się na nie z odpowiednim wyprzedzeniem, planując, jakie jedzenie podamy na świątecznym stole, jak udekorujemy dom, gdzie będzie stała choinka. Zapraszamy do siebie krewnych, dla których często jest to jedyna okazja w roku, aby spędzić z nami kilka dni. W natłoku przedświątecznych zajęć i przygotowań łatwo zapomnieć o miejscu do spania dla gości. Często do ostatniej chwili nie wiemy też, kto będzie mógł u nas przenocować. Myślimy, że w razie potrzeby rozłożymy kanapę w salonie, w ten sposób tworząc dodatkowe miejsce do spania. Warto jednak odpowiednio wcześniej zaplanować przenocowanie większej liczby osób, aby wspólne świętowanie było przyjemnością zarówno dla nas, jak i dla naszych krewnych.
Komfort na materacu
Najprostszym rozwiązaniem dostarczającym dodatkowej przestrzeni do spania jest zakup dmuchanego materaca. Możemy wybierać spośród modeli pojedynczych i podwójnych, w zależności od potrzeb i wielkości mieszkania. Zaletą dmuchanych materacy jest ich lekkość i łatwość przechowywania. Gdy spuścimy powietrze, materac zajmuje niewiele miejsca, dlatego możemy go przechowywać nawet w niedużym mieszkaniu. Dmuchane materace są także bardzo wygodne, ponieważ składają się z dużej ilości komór powietrznych. Pokryte są welurową powłoką, sprawiającą, że nie ślizga się leżący na nich śpiwór czy pościel, co znacząco podnosi komfort spania. Dodatkowo mają one antypoślizgową powierzchnię, która zapobiega przesuwaniu się materaca, gdy chcemy na niego wejść. Niektóre modele mają także wyściółkę antybakteryjną, która sprawia, że powierzchnia zostaje przez długi czas czysta i higieniczna.
Uniwersalny materac
Zaletą dmuchanych materacy jest także cena – modele jednoosobowe znajdziemy już w cenie do 39 zł. Wybierając materac, warto zwrócić uwagę, czy w zestawie znajdziemy łatkę naprawczą oraz pompkę do materaca. Zaletą dmuchanego materaca, oprócz niskiej ceny i łatwości przechowywania, jest także uniwersalność. W przeciwieństwie do rozkładanej kanapy możemy go zabrać ze sobą, wyjeżdżając na wakacje czy jadąc do znajomych. Materac przyda się w wielu sytuacjach i zawsze będzie pod ręką.
Pościel dla każdego
Chociaż śpiwór jest czasem koniecznością, przygotowując posłanie dla rodziny, warto zadbać o ich własną pościel. Spanie pod przytulną i miękką kołdrą jest z pewnością przyjemniejsze od spania w śpiworze. Możemy wyznaczyć jedną szufladę w szafie na komplet pościeli przeznaczony specjalnie dla odwiedzających nas gości. Dzięki temu nie tylko zadbamy o ich komfort, ale także pokażemy, że zawsze są mile widziani w naszym domu. Przygotowując gościnne posłanie, warto dołożyć miękki koc lub narzutę. Wykorzystując okres Świąt, możemy postarać się, aby dodatkowe przykrycie było wyjątkowe, zwłaszcza dla najmłodszych członków rodziny. Znajdziemy wiele świątecznych wzorów, takich jak np. koc w renifery czy narzuta w gwiazdki. Wybierając taki dodatek, z pewnością sprawimy, że spanie poza domem będzie dla dzieci przyjemniejsze.
Przygotowując nocleg dla dużej rodziny, musimy pamiętać, aby zapewnić wszystkim maksymalny komfort snu. Przygotowując wygodne, miękkie posłanie i odpowiednią ilość koców i narzut, sprawimy, że święta będą miło przez wszystkich wspominane, a krewni z pewnością będą chcieli nas ponownie odwiedzić. | Rodzinne spotkania świąteczne – jak przenocować dużą rodzinę? |
Wybór materiału na podłogę wpływa nie tylko na estetykę balkonu, ale także na jego funkcjonalność i pielęgnację. Do wykończenia podłogi w strefach pośrednich (na balkonie i tarasie) najchętniej wykorzystywane są płytki podłogowe, deski kompozytowe oraz płyty gumowe. Szukając podłogi na balkon lub taras, powinniśmy sprawdzić jej możliwości antypoślizgowe oraz odporność na uszkodzenia. Przemyślany wybór materiału wykończeniowego, sprawi, że podłoga posłuży nam przez wiele lat, nie obciąży konstrukcji balkonu i nie będzie wymagać kosztownych zabiegów konserwacyjnych.
Na co zwrócić uwagę przed zakupem materiału na podłogę balkonu?
Zanim zakupimy materiał do wykończenia podłogi na balkonie bądź tarasie, powinniśmy sprawdzić jego cechy i parametry. Do najważniejszych należą:
odporność na warunki atmosferyczne: słońce, deszcz, mróz, wilgoć,
stopień trudności układania kolejnych elementów (szczególnie, kiedy decydujemy się na samodzielne ułożenie podłogi),
wymogi konserwacji - niektóre materiały, np. drewno lub naturalny kamień, wymagają regularnej pielęgnacji specjalnymi impregnatami, z czym wiążą się dodatkowe koszty i konieczność poświęcenia czasu,
cenę, w którą należy wliczyć także materiały potrzebne do ułożenia podłoża, np. w przypadku płytek - klej i fugę.
Deski drewniane na balkonie
Drewno to najdroższy, ale też najbardziej efektowny materiał na podłogę balkonów i tarasów. Dobrze komponuje się w elewacją w każdym stylu i daje wrażenie ciepła oraz przytulności. Decydując się na wybór podłogi drewnianej, najlepiej wybierać dąb bądź modrzew, ponieważ te gatunki lepiej niż inne znoszą zmienne warunki pogodowe. Deski drewniane wymagają impregnacji (zwykle olejem). Warto sprawdzić tę kwestię jeszcze przed zakupem, ponieważ w sprzedaży dostępne są wersje przed i po olejowaniu. Zabieg impregnowania drewna najlepiej powtarzać dwukrotnie w ciągu roku, aby deski dobrze utrzymywały swój kolor. Minimalna grubość desek tarasowych powinna wynosić 20 mm, dzięki czemu nasza podłoga będzie trwała i zbyt szybko nie ulegnie biodegradowaniu. Podczas układania, drewno montuje się na legarach, a na brzegach układa się specjalnie przygotowane przez stolarza deski brzegowe.
box:offerCarousel
Podłoga na balkon z desek kompozytowych
Alternatywą dla klasycznej podłogi drewnianej są tarasowe deski kompozytowe. Stanowią połączenie włókien drewnianych (np. bambusowych), tworzyw sztucznych, takich jak polietylen oraz materiałów uszlachetniających. Ich główną zaletą jest połączenie estetycznych walorów drewna oraz odporności na pleśń, wilgoć i mróz, typowej dla materiałów syntetycznych. Produkowane są w szerokiej gamie kolorystycznej, nie wymagają konserwacji ani malowania i są łatwe w montażu. Ich podstawę stanowią legary, a łączy się je zależnie od modelu - za pomocą wkrętów lub klipsów. Położone u podstawy legary, możemy wcześniej trwale przymocować po betonowej posadzki lub zostawić pływające - z zachowaniem przestrzeni dylatacyjnej, tak jak przy układaniu paneli wewnątrz pomieszczenia. Dzięki zawartości dodatków syntetycznych, łatwo poddają się pielęgnacji - do ich czyszczenia wystarczy woda z dodatkiem detergentu odtłuszczającego. Nie łuszczą się, nie wypaczają i nie ulegają biodegradacji. Są odporne na promieniowanie UV, mają antypoślizgową powierzchnię i wieloletnią gwarancję.
box:offerCarousel
Płytki ceramiczne na balkon
Płytki podłogowe są najchętniej wybieranym materiałem podłogowym na balkon. Jest to spowodowane ich niską ceną, różnorodnością kolorystyczną, rozmiarową oraz wysoką trwałością. Ceramika jest odporna na niekorzystne warunki atmosferyczne oraz uszkodzenia mechaniczne. Płytki nie odbarwiają się, a właściwie ułożone tworzą efektowną posadzkę. Zaletą płytek, szczególnie z gresu strukturalnego, jest antypoślizgowość, która umożliwia bezpieczne korzystanie z tarasu lub balkonu także zimą. Decydując się na ułożenie podłogi z płytek, powinniśmy zwrócić uwagę na ich klasę ścieralności - im wyższy będzie jej parametr, tym bardziej będą one odporne na działanie sił zewnętrznych. W przypadku podłogi balkonowej, gdzie płytki będą narażone na częste ruchy mebli (np. wiszących foteli na stelażach lub hamaków na stelażu ) oraz zarysowania donicami bądź piaskiem, najlepiej sprawdzą się płytki o IV lub V klasie ścieralności.
Wykończenie balkonu płytami gumowymi
Płyty gumowe to dobre rozwiązanie dla rodzin z dziećmi. Ułożone na balkonie lub tarasie zapewnią miękkie podłoże, które będzie amortyzować każdy upadek. Miękkie płyty gumowe dostępne są w różnych kolorach i układa się je bezpośrednio na posadzce. Są trwałe i odporne na wilgoć, promienie słoneczne, mróz oraz szkodniki. Nie wymagają regularnych zabiegów konserwacyjnych i łatwo poddają się pielęgnacji. Ich powierzchnia ma warstwę strukturalną, dzięki czemu płyty są antypoślizgowe i nie ulegają trwałej deformacji.
Sztuczna trawa na na balkonie
Popularną wykładziną balkonową jest sztuczna trawa. Jest trwała, odporna na zniszczenia i na pierwszy rzut oka do złudzenia przypomina naturalną trawę. Rozłożona na podłodze tarasu lub balkonu wygląda atrakcyjnie i jest praktyczna. Szybko wysycha, nie traci koloru pod wpływem promieni słonecznych i nadaje się do ułożenia na każdej powierzchni. Produkowana jest z tworzyw sztucznych, tkanych na krosnach przypominających kanwę dla dywanu. Jest odporna na wycieranie i może imitować różne rodzaje i gatunki traw. Wybierając sztuczną trawę na balkon, warto zwrócić uwagę na jej miękkość oraz grubość i długość włosia. | Remont balkonu - płytki, wykładzina czy deski, jakie rozwiązanie najlepiej się sprawdzi? |
Motyw podróży w czasie pojawia się co chwilę w książkach, komiksach, filmach i serialach. Nie inaczej jest w przypadku gier wideo. W tym roku doczekaliśmy się premiery „Quantum Break”, ale przedstawiamy inne tytuły, w których gracz musi zmagać się z efektami podróżowania w czasie. Ludzkość od zawsze marzy o możliwości przenoszenia się w czasie, by zmienić bieg wydarzeń. Upust swoim fantazjom dotyczącym tego motywu twórcy często dają w dziełach, które opisują losy fikcyjnych postaci. Nie brakuje gier wideo, w których podróże w przeszłość lub w przyszłość stanowią główną oś fabuły. Przedstawiamy kilka ciekawych propozycji.
„Quantum Break”
Najnowsza gra Remedy o tytule „Quantum Break” zadebiutowała na konsoli Xbox One i na komputerach osobistych z systemem Windows 10 na początku 2016 roku. Studio stanęło na wysokości zadania i bardzo poważnie potraktowało motyw podróży w czasie, tłumacząc go quasi-naukowo w bardzo dokładny sposób.
Protagonistą w „Quantum Break” jest Jack Joyce. W wyniku wypadku czas zostaje uszkodzony, a zadaniem bohatera jest niedopuszczenie do zatrzymania jego biegu. Wskutek zbliżenia się do eksplozji wehikułu ciało Jacka przenikają chronony, czyli fikcyjne cząsteczki, dzięki którym istnieje przyczynowość, i zyskuje on nadnaturalne zdolności manipulowania czasem.
Zadaniem gracza jest odkrywanie kolejnych części składowych fabuły i likwidowanie wrogów za pomocą arsenału rożnych broni i licznych supermocy. Rozgrywka przeplatana jest serialem aktorskim, którego zawartość zmienia się w zależności od wyborów podjętych w grze.
„Life is Strange”
Gra przygodowa Square Enix o tytule „Life is Strange”opowiada historię nastolatki imieniem Max, która w niewyjaśnionych okolicznościach nabywa zdolność cofania czasu. Gracz obserwuje codzienne życie swojej bohaterki i pomaga jej zmagać się z trudnościami życia w cichym i spokojnym miasteczku Arcadia Bay. Wokół bohaterki zaczynają z dnia na dzień dziać się niewytłumaczalne rzeczy, a ze względu na powracające wizje jest przekonana, że jej miastu grozi zagłada.
„Bioshock: Infinite”
Trzecia część kultowej serii strzelanin nie jest bezpośrednią kontynuacją poprzednich gier osadzonych w podwodnym mieście Rapture. „Bioshock: Infinite” zabiera gracza do utrzymanego w steampunkowej stylistyce podniebnego miasta Colimbia na początku XX wieku. Detektyw znany jako Booker DeWitt, w którego wciela się gracz, ma za zadanie odszukać dziewczynę imieniem Elizabeth. Zlecenie jest dobrze płatne, ale szalenie niebezpieczne, bo Columbia rządzona przez despotycznego władcę kryje więcej sekretów, niż można by było przypuszczać. Postać gracza co prawda nie umie na zawołanie manipulować czasem, ale ma inne nadnaturalne zdolności, a podróże w czasie wpisują się mocno w opowiadaną historię.
„Singularity”
Kolejna na liście pierwszoosobowa strzelanka o tytule„Singularity”to dzieło Raven Software. Postać gracza to amerykański żołnierz, który ma zbadać wyspę targaną anomaliami czasowymi. Po zdobyciu Uniwersalnego Manipulatora Czasu gracz może niemal dowolnie odmładzać lub postarzać otoczenie, przedmioty oraz… wrogów.
„Spider-Man: Edge of Time”
„Spider-Man: Edge of Time” to jedna z serii gier z Człowiekiem-Pająkiem w roli głównej. Bohater komiksów Marvela musi sprzymierzyć się ze swoim odpowiednikiem z przyszłości. Dzięki podróżom w czasie herosi, którzy zbytnio za sobą nie przepadają, chcą zapobiec przedwczesnej śmierci Petera Parkera – czyli człowieka kryjącego się pod maską tytułowego Spider-Mana.
„Back to the Future: The Game”
Druga na liście gra przygodowa, za którą odpowiada studio Telltale znane najbardziej z adaptacji w formie gry wideo komiksu „The Walking Dead”. Podzielone na epizody i przypominające serial telewizyjny „Back to the Future: The Game”opowiada o dalszych losach bohaterów kultowej serii filmów „Powrót do przyszłości”. | Gry o podróżach w czasie, w które warto zagrać |
Parasolka do wózka to nie tylko gadżet. Jej zadaniem jest ochrona naszego dziecka przed szkodliwym działaniem promieni UV. By jednak faktycznie tak było, musi posiadać odpowiednie filtry. Parasolka jest już często dołączona do wózka. Montowana na specjalny zaczep, chroni przed słońcem niemowlę zarówno w gondoli, jak i w spacerówce. Zdarza się jednak, że musimy kupić ją sami. Jaką zatem wybrać?
Uniwersalna parasolka do wózka
box:offerCarousel
Za nieco ponad 20 zł na Allegro kupić można uniwersalną parasolkę do wózka, która zapewnia ochronę przed słońcem i deszczem. Wykonana jest z dobrej jakości materiałów. Metalowa rurka wyposażona jest w sprężynę, dzięki której można ustawić parasolkę w odpowiednim kierunku. Kolorystyka tkanin dopasowana jest do kolorów wózków, jakie można kupić na polskim rynku. Do wyboru jest klasyczny owalny kształt lub kwadrat.
Parasolka Safety 1st
Droższa jest parasolka Safety 1st, dedykowana wózkom Quinny, którą jednak można zamocować do większości wózków dostępnych w Polsce. Kosztuje ok. 60 zł. Posiada szeroki kąt regulacji pochylenia oraz powłokę UPF 40+, która skutecznie chroni przed promieniowaniem UV.
Zaletą tego modelu parasolki jest łatwy montaż i demontaż. Mocowanie dodatkowo posiada gumkę, która zapobiegając ślizganiu się uchwytu na ramie, co czyni parasolkę bardzo stabilną.
Parasolka Reer
Na Allegro znaleźć można również parasolkę przeciwsłoneczną renomowanej niemieckiej firmy Reer. Wyróżnia się bardzo wysoką ochroną przed szkodliwymi promieniami UV (98 proc.), za co odpowiada powłoka UV 50+. Ma dwa regulowane przeguby i pozwala na ustawienie parasolki w dowolnej konfiguracji.
Parasolkę tego modelu mocuje się za pomocą uniwersalnej klamry, którą można zamocować do ramy o średnicy do 5 cm. Jej koszt to ok. 50 zł.
Parasolka Elodie Details
Na tle tradycyjnych parasolek do wózka wyróżnia się model Elodie Details. Jest zaprojektowany w unikalny sposób. Nie tylko zapewnia dziecku maksymalną ochronę przed słońcem, ale też stanowi ciekawą ozdobę wózka. Można ją ustawić pod dowolnym kątem.
Za parasolkę Elodie Details zapłacić trzeba 189 zł. Dostępna jest w kilku wersjach kolorystycznych, m.in. Brilliant Black, Vanila White, Pretty Petrol.
Uniwersalny daszek przeciwsłoneczny do wózka
box:offerCarousel
Alternatywą dla klasycznej parasolki jest daszek przeciwsłoneczny. Można go kupić już od 14 zł. Łatwo go zdemontować i schować, pozwala też na regulację osłanianej powierzchni. Daszek chroni dziecko, ale nie zasłania mu widoku. Jest przy tym trwały i łatwy w czyszczeniu.
Daszek przeciwsłoneczny można stosować w wózkach głębokich oraz spacerowych, o ile posiadają możliwość ustawienia budki tyłem do kierunku jazdy.
Osłonka przeciwsłoneczna BabyLux
Osłonka firmy BabyLux na Allegro kosztuje 19 zł. Wykonana jest z grubych, impregnowanych tkanin z atestem. Jest nieprzemakalna i chroni przed szkodliwym działaniem promieni UVA i UVB. Łatwo ją zamontować, wystarczy przywiązać gumę na budkę, a sznurek do rączki lub podnóżka.
Tego rodzaju osłonkę można zamontować w niemal wszystkich dostępnych modelach wózków. Można ją przesuwać na boki w zależności od kąta padania promieni słonecznych.
Mając na wyposażeniu wózka parasolkę lub daszek, nie wolno zapominać o dodatkowej ochronie skóry. Zapewni ją odpowiedni krem z filtrem. | Letnie parasolki do wózków – przegląd |
Każdy dobrze ubrany mężczyzna powinien mieć w swojej szafie co najmniej jedną parę eleganckich butów pasujących do stylu określanego jako smart casual, czyli codziennej elegancji. Hitem ostatnich kolekcji włoskich, a także polskich projektantów są półbuty zwane monkami. Przypominają popularne brogsy, jednak sznurówki zastąpiono tu klamerkami i właśnie one przesądzają o ich szykowności. Pod względem formalnym monki sytuują się między oxfordkami – półbutami z zamkniętą przyszwą, czyli miejscem, w którym znajdują się sznurówki, a derbami – butami z otwartą przyszwą. Te zgrabne półbuty powróciły w wielkim stylu i noszą je dziś wszyscy entuzjaści oryginalnego i nieco ekstrawaganckiego wyglądu. Klasyczne, odrobinę staromodne – ale tylko pozornie, za to z ponadczasowym, delikatnie sportowym zacięciem. Oto monki – poznaj je lepiej i wybierz parę dla siebie.
Buty z... kościoła rodem
Nazwa „monki” pochodzi od angielskiego monk's strap (mnisi rzemyk) i nawiązuje do sandałów noszonych przez francuskich mnichów kilka wieków temu. Mnisi postanowili zastąpić tradycyjne sandały właśnie butami z zabudowaną cholewką, ponieważ okazało się, że dzięki zapięciom dużo wygodniej się je zakłada i zdejmuje. Ponadto zakryta cholewka lepiej chroniła stopę podczas prac ogrodowych, którymi się zajmowali.
Elegancja w stylu dandy
Na polskich ulicach klasyczne monki jeszcze do niedawna były rzadkością. A to piękne buty, które podkreślają styl. W przeciwieństwie do wielu modeli brogsów, które nie nadają się do wizytowych garniturów, monki, zwłaszcza z cholewkami z licowej skóry w eleganckich kolorach – brązowym, czarnym lub wiśniowym – pasują znakomicie także na oficjalne uroczystości. Jednak licz się z tym, że jeśli założysz je do szykownego garnituru, twoja stylizacja może nabrać nieco ekstrawaganckiego i dandysowskiego charakteru.
Na co dzień monki w roli głównej
Buty mnicha są tak stylowe, że z łatwością stają się dominującym elementem większości stylizacji. Monki w różnych odcieniach brązu to również bardzo uniwersalny model, który pasuje też do swobodniejszych zestawów codziennych. Wybierz je, jeśli zakładasz jasne spodnie lub błękitne jeansy. Ale możesz je też wkomponować w zestawy ze spodniami szytymi z grubszych tkanin, do których dobierzesz np. marynarkę dwurzędową, granatową lub w kratę z wełny albo sztruksową w drobne prążki. Jeśli chcesz dodatkowo wyeksponować swoje stylowe monki, wybierz wąskie spodnie z zaprasowanym kantem i mankietami. Pamiętaj o skarpetach – ich kolor wcale nie musi korespondować ze spodniami lub butami, przeciwnie – za ich pomocą możesz wprowadzić trochę fantazji do swojego ubioru.
Monki nie tylko do biznesowych uniformów
Klasyczne, czarne monki możesz bez obaw zakładać do garnituru lub stylizacji biznesowych. Zwłaszcza jeśli wybierasz spodnie z długimi nogawkami – wówczas klamerki i tak będą przysłonięte. Uważaj jednak na monki zamszowe – ten rodzaj skóry nadaje zarówno butom, jak i całej stylizacji charakter nieformalny i raczej nie pasuje do eleganckiego garnituru na oficjalną okazję. Monki z zamszu możesz jednak z powodzeniem włączyć w zestaw z garniturem półoficjalnym, a więc w jaśniejszym kolorze lub z tkaniny w kratkę. Zamszowe buty, także te w odcieniach brązu i beżu, warto na pewno nosić na co dzień – sprawdzą się w swobodnych kompozycjach z klasycznymi jeansami lub chinosami i koszulami, w których podkreślą twój dobry gust i dbałość o solidnej jakości dodatki.
Jedna, dwie lub trzy klamerki
Najpopularniejszym modelem są double monk, czyli monki zapinane na dwie klamerki. Niektóre wersje mają boczne wstawki z gumy, by łatwiej je było wkładać bez rozpinania. Jednak w modelach bardziej szykownych i klasycznych nie wprowadza się takich ułatwień, a na dokładne zapięcie klamerek trzeba poświęcić każdorazowo około pół minuty. Monki podwójne często przypominają brogsy – ich noski zdobione są charakterystycznymi półkolistymi wycięciami, a przeszycia mają drobne dziurki. Monki zapinane na jedną klamerkę są dużo rzadsze. Ich cholewki mają zazwyczaj jeden szeroki pasek i większą klamrę. Zdarzają się jednak modele z bardzo wąskim paskiem i małą klamerką. Modele z trzema klamerkami to prawdziwe białe kruki.
Trudno jednoznacznie określić, który model jest najbardziej elegancki – wydaje się, że są to półbuty właśnie z jedną lub dwiema klamerkami, jako przykłady minimalizmu i prostoty. Gładkie noski będą też oczywiście bardziej formalne od zdobionych w stylu brogsów. Modele z licowej, błyszczącej skóry są bardziej szykowne od zamszowych.
Zainwestuj w monki
Ile pieniędzy trzeba przeznaczyć na dobrej jakości monki? Podstawowe modele z dwiema klamerkami można kupić już za mniej więcej 200 zł. Wśród producentów tych wyjątkowych butów jest kilka marek o ugruntowanej pozycji. Hiszpańska Zara oferuje ciekawe modele zamszowe w cenie od 139 zł, wśród których uwagę zwracają np. monki z białymi podeszwami. Włoskie monki marki Apia to ekskluzywne półbuty z wyższej półki. Ich niezwykle staranne wykonanie sprawia, że posłużą długie lata, a ich fason nie wyjdzie z mody. Ceny butów tej marki zaczynają się od mniej więcej 600 zł, ale są również wersje kosztujące powyżej 2000 zł. Polskie monki produkowane przez firmę Duo Men w niczym nie ustępują zagranicznym. W kolekcji tej marki znajdziemy np. modele w efektownym, granatowym kolorze. Firma Husar oferuje bardzo klasyczne wersje z podwójną klamerką, które będą dobrym wyborem, jeśli szukasz monków w cenie od 129 zł. | Półbuty monki – ciekawa alternatywa dla brogsów |
Krem i maść nie są takimi samymi kosmetykami. Dość często mają zbliżony skład, a najbardziej różnicuje je nazwa i zastosowanie. Czym więc powinien kierować się rodzic kupujący preparat dla niemowlaka? Profilaktyczne zastosowanie kremu
Krem zawiera zazwyczaj niewiele lipidów, czyli fazy tłuszczowej. Specyfik nie wylewa się z tubki lub opakowania, ponieważ jest w formie stałej. Ma postać lekkiej emulsji. Krem ma charakterystyczne cechy:
Łatwo się rozsmarowuje, dobrze się wchłania.
Ma przede wszystkim działanie nawilżające i pielęgnacyjne.
Stosując go, rozprowadzamy krem na skórze, z pominięciem błon śluzowych.
Dodatkowe funkcje, jakie mogą pełnić kremy, wynikają ściśle z dodania do nich różnych składników. I tak alantoina i d-pantenol łagodzą podrażnienia, a tlenek cynku zapobiega odparzeniom pupy niemowlęcia. Cały czas mówimy jednak o działaniu profilaktycznym kremów, ponieważ stężenie dodawanych substancji jest bardzo małe. Funkcja kremu w tym miejscu się kończy, tzn. kosmetyk zwykle okazuje się być niewystarczający, gdy problem skórny dziecka się nasila.
W każdej kosmetyczce niemowlaka powinny znaleźć się kremy:
Nawilżający, do twarzy lub do ciała, np. Marsjanki DERMO (z dodatkowym marsjańskim tatuażem w opakowaniu – cena 7,30 zł) lub delikatny krem pielęgnacyjny do twarzy Nivea Baby (cena 21 zł).
Ochronny na zimę – chroniący przed wiatrem i mrozem, np. Dermosan (chroni skórę nawet przed silnym mrozem i przyspiesza jej regenerację; zawiera wysokie, fotostabilne filtry; cena ok. 16 zł), Floslek Sopelek (właściwości ochronne zostały potwierdzone w testach przeprowadzonych w klimacie górskim; nie działa drażniąco, nie uczula; cena ok. 15 zł), AQUASTOP (również dla noworodków od pierwszych dni życia, cena 12 zł).
Przeciw pieluszkowym odparzeniom – Allerco (odpowiedni do stosowania od pierwszych dni życia, cena ok. 20 zł), Sudocream (zalecany również w wielu innych dolegliwościach, cena ok. 17 zł), Linoderm Plus z pantenolem (cena ok. 10 zł).
Krem ochronny na słońce, np. Nivea Baby krem ochronny na słońce SPF 30 (powyżej 3. miesiąca życia, cena ok. 26 zł).
Krem na ciemieniuchę, np. Oillan Baby (cena ok. 18 zł).
Lecznicze działanie maści
Maść wkracza wtedy, gdy skóra ma zdecydowanie problem. Maści zawierają substancje lecznicze i są przepisywane na receptę (zwłaszcza te z zastosowaniem sterydów), mogą być też stosowane bez zalecenia lekarza. Leczenie odbywa się miejscowo lub ogólnoustrojowo, zazwyczaj jednak na niewielkiej powierzchni skóry.
Kilka cech charakterystycznych maści:
Trudniejsza do rozsmarowania niż krem.
Specyficzna konsystencja powoduje, że składniki aktywne utrzymują się dłużej na skórze.
Można smarować nią błony śluzowe.
Stężenie dodawanych substancji jest znacznie większe niż w kremie. Maść jest po prostu skuteczniejsza niż krem w rozwiązywaniu problemów skórnych (podrażnień lub pieluszkowego zapalenia skóry).
W kosmetyczce niemowlaka powinny znaleźć się:
Maść majerankowa, np. Hasco (pomocniczo w czasie kataru, cena ok. 3 zł).
Maść na odparzenia, np. Ziajka maść pośladkowa przeciw odparzeniom (od 1. dnia życia, cena ok. 7 zł), Bepanthen Baby Extra maść 100 g na odparzenia (od pierwszych dni życia, cena ok. 30 zł), Linomag (na odparzenia, łuszczycę i suchą skórę, cena ok. 8 zł).
Zarówno krem, jak i maść dla niemowlaka powinny mieć atesty PZH. Wybierając kosmetyk, zwróćmy uwagę na jego zastosowanie. Pamiętajmy o jakości produktu, terminie ważności i składzie z małą ilością konserwantów i środków zapachowych. | Krem czy maść w pielęgnacji niemowląt? |
T-shirty z rockowymi nadrukami wróciły do łask i są ciekawą alternatywą dla gładkich i jednolitych kolorystycznie bawełnianych koszulek. Także w modzie męskiej stały się niezbędnym uzupełnieniem wielu stylizacji. Modny pan chcący wyglądać nietuzinkowo musi się postarać, by znalazły się w jego garderobie. T- shirty zdobione pomysłowymi nadrukami wyrażają często upodobania i poglądy noszących je osób. W latach 90. najbardziej popularne były koszulki z rockowymi motywami. Wkładało się je zwykle na festiwale i koncerty ulubionych zespołów lub na co dzień, by zamanifestować swoje muzyczne preferencje. Dziś rockowe T-shirty weszły do świata mody i stały się niezbędną częścią codziennych stylizacji. Do tego stopnia, że mają je w swoich najnowszych kolekcjach niemal wszystkie znane marki. Nie trzeba ich już szukać w specjalistycznych sklepach muzycznych albo być fanem rocka, żeby je nosić. Wystarczy sprawdzić ofertę popularnych sieciówek lub przejrzeć propozycje na Allegro. Bez względu na osobiste sympatie rockowe T-shirty w tym sezonie trzeba mieć, by wyglądać modnie. Już w cenie do 50 zł można znaleźć modele, które stylowemu i śledzącemu trendy mężczyźnie przypadną gustu.
Klasyczne rockowe T-shirty
Rockowe koszulki lansują gwiazdy kina, estrady oraz wyznaczający nowe trendy znani blogerzy modowi. Wiadomo przecież, że muzyka i moda zawsze idą w parze. A jak wyglądają najbardziej charakterystyczne koszulki rockowe? W klasycznej wersji koszulki grunge, podgatunku alternatywnego rocka, powinny być czarne z białymi grafikami. Kupimy je w cenie ok. 40 zł. Zwykle są na nich hasła muzyczne, nazwy popularnych i legendarnych zespołów, takich jak: Iron Maiden, Metallica, AC/DC, Slayer, Guns N’Roses, Slipknot, Rammstein. Pojawiają się także motywy graficzne z okładek płyt, cytaty z piosenek, czaszki, szkielety, podobizny muzyków, czyli wszystko, co utrzymane jest w klimacie rockowym. Ten sezon przełamuje jednak sztampowy kolor czarny i obfituje w bogatsze kolorystycznie zestawienia. Pojawiają się: biel, różne odcienie szarości, khaki czy beże. Także w wersji nieco pogniecionej, spranej i oversize’owej.
Jak nosimy rockowe koszulki?
Bawełniane, rockowe koszulki w kształcie litery T wybierane są zarówno do codziennych, jak i bardziej eleganckich stylizacji. Zgodnie z aktualnymi trendami śmiało można włożyć je do chinosów, klasycznych jeansów, spodni z obniżonym krokiem typu baggy czy szortów. Doskonale komponują się też z bluzami z kapturami, kurtkami jeansowymi, bomberkami czy ze skórzanymi pilotkami. Nowością jest noszenie ich także w wersji eleganckiej. Zestawiane z marynarkami i klasycznymi spodniami stają się ciekawą i wygodną alternatywą dla tradycyjnych koszul.
Dobra jakość w modzie
Rockowe T-shirty są obecnie jednym z najbardziej pożądanych elementów garderoby. Wygodne i praktyczne podbiły serca kobiet i mężczyzn na całym świecie. Kupując je, warto zwrócić uwagę nie tylko na motywy graficzne, ale także na materiał, z którego zostały uszyte, bo dzisiaj paradowanie w rozciągniętej na wszystkie strony, wypłowiałej koszulce nie jest dobrze widziane. Kontestacja owszem, ale w dobrym stylu. Zwłaszcza że ceny T-shirtów wysokiej jakości są niewygórowane i stać na nie prawie każdego. Najlepsze będą z bawełny dobrej jakości, bez syntetycznych domieszek, które zapewnią największy komfort. Jeśli zależy nam na tym, by nadruk nie znikł po kilku praniach, sprawdźmy, czy jest wykonany techniką full print, która gwarantuje doskonałą, fotograficzną jakość i największą trwałość. Z pewnością w takiej oryginalnej koszulce każdy pan będzie wyglądał niebanalnie i przyciągnie uwagę ciekawą i modną stylizacją. | Męski T-shirt z rockowym nadrukiem do 50 zł |
Zima wciąż trwa, a parki i place aż roją się od dzieci. Wszystko dzięki opadom śniegu, które ucieszyły najmłodszych miłośników sanek. Jednak dobra zabawa i czerwone policzki to nie jedyny atut zimy. Jest nim także moda na czapki i szaliki. Muszą być nie tylko trendy, ale przede wszystkim ciepłe. Podpowiadamy zatem, które warto wybrać. Komplety Disney
Jedne z najbardziej popularnych kompletów to te na licencji Disneya. Ich popularność wynika z uwielbienia dla Disneyowskich postaci przez dzieci. Bawią one już kolejne pokolenia i wciąż dochodzą nowi ulubieńcy.
Wśród nich jest znany na całym świecie Kubuś Puchatek, Myszka Miki czy Minnie. Komplety z Myszką Miki najczęściej wybierają chłopcy. Dziewczynki zdecydowanie częściej stawiają na Minnie. Dlatego zestawy z Minnie dostępne są w kolorystyce różowej, czerwonej i fioletowej. Często mają duże kokardy albo odstające, czarne mysie uszka. Komplet czapka plus szalik z myszką lub Kubusiem to wydatek od 69 do 99 zł. Popularne są także komplety z Zygzakiem lub Złomkiem z bajki Auta oraz z Księżniczkami lub postaciami z bajki Kraina Lodu. Ich ceny zaczynają się już od 59 zł.
Zestawy dla chłopców
Wśród zimowych kompletów dla chłopców modne są nie tylko te z szalikiem, ale przede wszystkim czapki z kominami. Królują one nie tylko w modzie damskiej, ale też dziecięcej, i są idealne podczas zabawy w śniegu, ponieważ nie rozwiązują się i nie przeszkadzają.
Modne są komplety jednokolorowe oraz te z ciekawymi wzorami, np. rowerami, okularami czy sowami. Popularne są zestawy z dżerseju oraz dresowe. Kupimy je już od 29 zł. Proponowane są jednak na sezon wiosenny. Na zimę warto wybrać takie z ciepłym podszyciem od wewnątrz, np. polarowe. Ciekawe są również komplety – komin i kominiarka. Podwójnie chronią szyję, a kominiarkę dostaniemy w wersji z daszkiem lub bez. Najpopularniejsze wzory to poziome paseczki i gładka czapka z zimowym motywem, np. płatkami śniegu. Za tego rodzaju komplet zapłacimy ok. 49 zł.
Dla chłopców przeważają czapki bez pomponów, za to z wyrazistymi nadrukami bądź naszywkami. Na topie są oczywiście komplety ze Spidermanem oraz Minionkami. Na małych wielbicieli mody czekają czapki-pilotki, które są hitem zwłaszcza na górskich stokach. Popularnością cieszą się czapki wiązane pod szyją, także dla starszaków. Do tego rodzaju czapki najlepiej sprawdzi się długi szalik lub szeroki, marszczony komin. Ceny za czapki-pilotki zaczynają się od 59 zł.
Zestawy dla dziewczynek
Czapki i szaliki to nieodzowny element każdej dziewczęcej stylizacji. Oprócz szalików modne są kominy oraz tzw. tuby. Przypominają za długie szaliki zszyte ze sobą tak, że nakłada się je przez głowę. Dodają uroku zarówno zimowym kurtkom i płaszczykom, jak i tym przejściowym. Modne są komplety z czapkami z dużymi pomponami, zwłaszcza włochatymi, oraz z długim tyłem. Hitem są czapeczki z zabawnymi uszkami i noskami, np. misie, króliki, pieski. Warto zwrócić uwagę na zestawy, w skład których wchodzą także rękawiczki. Zapłacimy za nie od 49 do 79 zł.
Komplety handmade
Moda na rękodzieło cały czas trwa, a szydełkowe czapeczki i szaliki podbijają serca dzieci i rodziców. Decydując się na ten rodzaj zimowej czapki i szalika, upewnij się, że jest on podszyty ciepłym pluszem. Duże oczka przepuszczają sporo powietrza, a w konsekwencji nie chronią dobrze głowy przed zimnem. Dlatego szukając kompletów handmade, wybieraj te z grubą warstwą np. polaru, podszytą od środka.
Popularne są czapeczki z minky, weluru oraz dresowe. One również muszą być odpowiednio uszyte, aby spełniały swoją funkcję podczas zimowych zabaw. Najmodniejsze są te w pastelowych kolorach i z zabawnymi nadrukami. Zestawy handmade nie muszą być idealnie zgrane kolorystycznie. Modne jest dobieranie czapki i szalika na bazie kontrastu, np. różowa czapka i granatowy szalik dla dziewczynki albo jaskrawo-limonkowa czapka i fioletowy szalik dla chłopca. Ceny kompletów handmade, w zależności od materiału, z jakiego są uszyte, to przedział od 25 do 89 zł.
Zobacz również: Czapki z futrzanym pomponem – najmodniejszy dodatek 2017 | Modne zestawy na zimę dla dzieci – czapka i szalik |
Kiedy opcja “weź w leasing” będzie dla mnie dostępna? Przycisk “weź w leasing” znajdziesz w ofercie lub w koszyku, jeśli wybierzesz oferty:
* z kategorii objętej leasingiem, których łączna cena wynosi od 700 do 60 000 złotych,
* z dostępną fakturą (VAT, VAT marża lub bez VAT),
* w których jedną z metod dostawy przedmiotu jest przesyłka kurierska.
W przypadku jednoosobowej działalności gospodarczej o leasing może wnioskować tylko osoba, na którą zarejestrowana jest firma. W przypadku spółek, o leasing mogą wnioskować reprezentanci firmy uwzględnieni w KRS. Gdy wpiszesz dane firmy na stronie partnera leasingowego, system podpowie, które osoby mogą zlożyć wniosek.
Zobacz także:
Czym jest leasing i jak działa w Allegro - informacje ogólne
Jak wziąć przedmiot w leasing?
W jakich kategoriach możliwy jest leasing?
Gdzie kierować pytania o leasing?
Czy mogę reklamować lub zwrócić przedmiot wzięty w leasing?
Leasing - jaki jest czas i koszt dostawy przedmiotów? | Gdzie znajdę opcję "weź w leasing"? |
Każde gospodarstwo domowe powinno w swoim wyposażeniu posiadać choć kilka podstawowych i uniwersalnych narzędzi. Które są najczęściej wykorzystywane? Jakich elementów nie może zabraknąć w twoim osobistym „zestawie naprawczym do wszystkiego”? Narzędzia – bez nich ani rusz
Obecny świat, w coraz większej mierze, opiera się na różnego rodzaju technologiach. Z tego też powodu ogrom otaczających cię produktów składa się z mniej lub bardziej skomplikowanych podsystemów mechanicznych, elektronicznych, hydraulicznych bądź zupełnie innych. I pomimo całej gamy zastosowań i funkcjonalności takich rozwiązań, jedyną ich wspólną cechą jest zawodność.Oczywiście w przypadku różnych produktów, może być ona całkowicie odmienna. Auto nowe i zadbane z pewnością nie ulegnie awarii tak nagle, jak pojazd kilkuletni, pozbawiony jakiejkolwiek troski właściciela. Nierzadko dochodzi również do tzw. zdarzeń losowych, kiedy to najlepszym rozwiązaniem jest samodzielne przeprowadzenie „pierwszej pomocy”.Co jednak ważne, w zdecydowanej większości przypadków, nie jest to możliwe bez posiadania choćby kilku prostych narzędzi. I choć są one obowiązkowym wyposażeniem każdego warsztatu, wiele z nich przyda ci się nie tylko podczas drobnej naprawy samochodu, ale także w domu i na działce.
Śrubokręt krzyżakowy i płaski
Elementy te zna właściwie każdy, nawet osoby, które z mechaniką nie mają kompletnie nic wspólnego. Popularność tego narzędzia jest wprost proporcjonalna do jego użyteczności i mnogości zastosowań. W wielu przypadkach odkręcenie śrubki (bądź jej zakręcenie) jest praktycznie niemożliwe bez zastosowania śrubokręta z odpowiednią końcówką.W osobistym zestawie narzędzi warto trzymać po dwa egzemplarze zarówno śrubokrętów krzyżakowych (czasem określanych jako gwiazdkowe), jak i płaskich. Mniejszy model przydaje się do pracy z niewielkimi elementami, większy natomiast nie tylko radzi sobie z produktami o większym obrysie i rozmiarach, lecz również może służyć jako efektywny przyrząd do podważenia klapy, chociażby podczas rozbierania lampy samochodowej.
Klucze nasadowe
Niemal z każdą śrubą, której gwint nie jest przystosowany do korzystania ze śrubokręta, poradzą sobie klucze nasadowe. Do największych zalet tego rozwiązania zalicza się wygodę użytkowania oraz prostotę obsługi. Wystarczy posiadać jeden odpowiedni klucz, często w żargonie określany jako „grzechotkę”. Nazwa ta jest wynikiem oczywistego skojarzenia z dźwiękiem obecnym w czasie dokręcania lub odkręcania śrub.Najważniejszą kwestią związaną z kluczami nasadowymi, jest odpowiednia liczba końcówek. Cały „sekret” popularności tego narzędzia związany jest z tym, że tak naprawdę w obrębie jednego urządzenia wymienia się jedynie nasadki, w zależności od potrzeby chwili. W profesjonalnych warsztatach czy serwisach mechanicy posiadaja kilkadziesiąt lub nawet kilkaset końcówek, twój domowy zestaw narzędzi nie musi być jednak aż tak rozbudowany. Do podstawowych napraw i załagodzenia najczęstszych awarii wystarczą 3-4 nasadki.
Kombinerki lub szczypce
Element tego rodzaju przydaje się nie tylko w motoryzacji, lecz także przy okazji wielu innych czynności, choćby takich jak skręcanie mebli, naprawa szafki czy wieszanie obrazu. Doskonale nadaje się również do naprawiania drobnych błędów – krzywo wbity gwóźdź można wyprostować, albo podnieść nakrętkę, która wpadła w wąskie i trudno dostępne miejsce.Podobnie jak w przypadku kluczy nasadowych, warto zwrócić baczną uwagę na rozmiar. Kombinerki o nieco potężniejszych gabarytach wymagają użycia mniejszej siły, dzięki stosunkowo dużemu ramieniu dźwigni. Szczypce natomiast winny zwykle mieć dosyć długie i cienkie krawędzie, co ułatwia pracę szczególnie z drobnymi elementami. Staraj się wybierać narzędzia z uchwytami wykonanymi z gumy, która będzie stanowiła znakomitą izolację, co jest niezbędne w szeroko rozumianej elektryce.
Młotek
Ostatnim typowym produktem, w prywatnym zestawie narzędzi jest młotek. Znany od wieków, przetrwał w niemal niezmienionej i jednocześnie wyjątkowo praktycznej formie. Zazwyczaj wystarczający jest pojedynczy egzemplarz niewielkich lub średnich rozmiarach. W praktyce domowej oraz innych pracach wykonywanych w zaciszu własnego podwórza, raczej nie korzysta się z potężnych, kilkunastokilogramowych młotów. Do tego zresztą potrzeba niemałej siły, a także sporego doświadczenia. Nieumiejętna obsługa nawet tak prostego narzędzia, jak młotek, może prowadzić do złamanego lub zmiażdżonego palca oraz wielu innych poważnych kontuzji. | Narzędzia do prywatnego użytku – w co warto zainwestować? |
Początkowo konwertery służyły do tego, aby poprawiać jakość dźwięku z płyt CD. Nawet dla zagorzałych miłośników dobrego brzmienia była to spora rozrzutność. Jednak czasy się zmieniły. Dzisiaj konwertery DAC mają zdecydowanie szersze zastosowanie. Przede wszystkim służą do konwertowania sygnału cyfrowego, np. z komputera, na sygnał analogowy i przesyłania do innych urządzeń, np. wzmacniacza. Ale na co zwrócić uwagę przy kupowaniu konwertera DAC? Konwertery DAC to urządzenia dla miłośników dobrego dźwięku. Jeśli kogoś w pełni zadowala dźwięk streamingu muzyki lub plików MP3, to nie ma sensu kupowanie tego typu sprzętu. Zresztą, jeśli chcielibyśmy go używać właśnie w takich sytuacjach, to też lepiej sobie odpuścić jego zakup. Konwerter DAC to sprzęt dla audiofilów, którzy odtwarzają płyty CD lub bezstratne pliki, np. FLAC. Tylko jaki przetwornik kupić?
Złącza
Chociaż konwertery DAC to stosunkowo niewielkie urządzenia, to jednak potrafią być wyposażone w sporą liczbę złączy. To, jakich potrzebujemy, zależy tylko od tego, do czego dany przetwornik będzie wykorzystywany. Jeśli zamierzamy tylko przerabiać dźwięk cyfrowy na analogowy i puszczać do systemu audio, to wystarczy stosunkowo prosty model z portami USB i dwoma RCA. Sytuacja komplikuje się, jeśli zamierzamy podłączyć np. konsolę do gier. Wtedy potrzebujemy albo wejścia optycznego, albo koaksjalnego. A jak konsola lub odtwarzacz CD, to przydałoby się także złącze mini-jack 3,5 mm na słuchawki, a nawet regulacja głośności. No chyba że takie mamy na kablu od słuchawek, wtedy będzie to raczej zbędny dodatek. Jak widać, wszystko zależy od przeznaczenia sprzętu. Trzeba pamiętać, że im więcej złączy, tym bardziej skomplikowany model i tym wyższa cena.
Obsługiwana jakość sygnału
Jeśli zależy nam na jakości dźwięku, a tak powinno być, skoro kupujemy konwerter DAC, to koniecznie należy zwrócić uwagę na parametry danego modelu. Zakładanym minimum powinna być obsługa 24-bitowego sygnału o częstotliwości próbkowania 192 kHz. Jest to standard wykorzystywany między innymi na płytach CD. Jeśli nasz przetwornik będzie gorszy, to nie wykorzystamy pełni możliwości odtwarzacza. Koniecznie trzeba też zwrócić uwagę, czy dany model oferuje taką jakość także na złączu USB. Czasami zdarza się, że konwerter ma kość 24 bit/192 kHz, ale w praktyce nie wykorzystuje tego właśnie na złączu USB. Oczywiście jeśli zamierzamy kupić model 32 bit/384 kHz, to będzie to zdecydowanie lepsze urządzenie. Nie można także zapomnieć o obsługiwanym paśmie przenoszenia (im szerszy zakres, tym teoretycznie lepiej), zniekształceniach (im mniejsze, tym lepiej) czy też zakresie dynamicznym.
Systemy operacyjne
Jeśli zamierzamy podłączyć konwerter DAC do komputera, to musimy zadbać o obecność portu USB. Ale to nie jedyny aspekt, na który trzeba zwrócić uwagę. Konieczne jest także sprawdzenie obsługiwanych systemów operacyjnych. Przetwornik będzie widziany przez komputer jako zewnętrzna karta dźwiękowa. A to oznacza, że konieczne będzie zainstalowanie sterowników. Większość konwerterów DAC bez problemu obsługuje systemy operacyjne z rodziny Windows, Apple OS X, a także dystrybucje Linuksa. Jednak lepiej sprawdzić to dokładnie przed zakupem, aby nie spotkała nas niemiła niespodzianka.
Polecane firmy
Ceny konwerterów DAC są bardzo różne. Zaczynają się od ponad 100 złotych, kończą zaś na kilku, a nawet kilkunastu lub kilkudziesięciu tysiącach za audiofilskie modele. Jeśli szukamy czegoś z najwyższej półki, to polecane są urządzenia takich marek, jak: Marantz, Denon, iFi Audio czy też Wadia. W cenie do 900 zł ciekawą alternatywą jest Onkyo DAC-HA200 lub FiiO E10K.Kupując konwerter DAC, musimy dokładnie wiedzieć, do czego będziemy go używać. Nie warto jednak zamykać się na lepsze urządzenia, bo z czasem nasze wymagania mogą wzrosnąć. Podobno dobrej jakości dźwięk strasznie uzależnia. | Konwerter DAC – jaki wybrać? |
Redmi 5 Plus to niedrogi smartfon z ekranem 5,99 cala, w proporcjach 18:9, ośmiordzeniowym Snapdragonem 625, 3 GB RAM-u, 32 GB pamięci oraz akumulatorem 4000 mAh. Czy jest warty zakupu? Specyfikacja Xiaomi Redmi 5 Plus
wyświetlacz: 5,99 cala, IPS, 18:9, Full HD+ (2160 x 1080 pikseli), szkło 2.5D
chipset: Qualcomm Snapdragon 625 (8x 2,0 GHz, rdzenie Cortex-A53)
grafika: Adreno 506
RAM: 3 GB
pamięć: 32 GB + obsługa kart microSD do 128 GB
format karty SIM: nano (hybrydowy Dual SIM)
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11n (dwuzakresowe), Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.2 LE GPS z A-GPS i GLONASS, Beidou
system operacyjny: Android 7.1.2 Nougat (nakładka MIUI 9.5)
aparat główny: 12 Mpix, f/2.2, dioda dwutonowa LED, autofocus z detekcją fazy, nagrywanie wideo w maksymalnej rozdzielczości 2160p/30 fps
aparat przedni: 5 Mpix, nagrywanie wideo w rozdzielczości 1080p
funkcje: czytnik linii papilarnych, port podczerwieni
czujniki: akcelerometr, zbliżeniowy, światła, kompas, żyroskop
bateria: 4000 mAh
wymiary: 158,5 x 75,5 x 8,1 mm
masa: 180 g
Konstrukcja
Redmi 5 Plus to smartfon wykonany głównie z aluminium oraz hartowanego szkła Gorilla Glass nieznanej generacji. Plastikowe są tylko wstawki, a ogólna jakość wykonania prezentuje się bardzo dobrze. Wzornictwo jest typowe dla chińskiego producenta – z tyłu Redmi 5 Plus wygląda jak wiele urządzeń serii, ale na froncie ma „bezramkowy” ekran z efektownie zaokrąglonymi rogami i zaoblonymi krawędziami.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Front mieści duży, bo prawie 6-calowy wyświetlacz, który otaczają zminimalizowane, chociaż nadal dosyć szerokie ramki. Mimo tego Redmi 5 Plus ma wymiary wielu smartfonów z ekranem 5,5 cala w proporcjach 16:9. Pod ekranem nie ma przycisków dotykowych ani ozdób, a nad wyświetlaczem umieszczono: czujniki, diodę powiadomień, diodę doświetlającą, przedni aparat oraz głośnik rozmów.
Aluminiowe boki są matowe i wypukłe. Na prawą stronę trafiły przyciski, a na lewą hybrydowa tacka czytników, która pomieści dwie karty nanoSIM lub jedną wraz z nośnikiem microSD. Na spodzie ulokowano: monofoniczny głośnik, złącze microUSB oraz mikrofon. Uwagę zwracają podwójne maskownice, które nadają konstrukcji symetrii. Na szczycie umieszczono natomiast: wyjście słuchawkowe, dodatkowy mikrofon oraz port podczerwieni.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Pokrywa smartfona jest również aluminiowa, ale nie w całości – w dolnej i górnej części zamontowano plastikowe elementy usprawniające pracę anten, które jednak z powodzeniem imitują aluminium Trzeba pamiętać, że są one bardziej podatne na zarysowania niż reszta obudowy. Pojedynczy obiektyw aparatu został ulokowany w górnej części i wyraźnie odstaje, a poniżej niego znalazła się dwutonowa dioda doświetlająca, a także okrągły czytnik palca.
Ergonomia i użytkowanie
Xiaomi Redmi 5 Plus to duży i dosyć ciężki (180 g) smartfon. Urządzenie jest przeznaczone do obsługi obiema rękoma i zostało stworzone dla osób, którym zależy na jak największym ekranie. Opisywany smartfon, mimo dużych wymiarów, jest poręczny, a dzięki zaoblonej i matowej konstrukcji dobrze leży w dłoni i nie ślizga się podczas obsługi. Może jednak zmęczyć w trakcie długich rozmów telefonicznych, gdyż 180 g daje się we znaki. Podoba mi się, że zastosowano aluminium zamiast szkła, obudowa jest bardziej odporna na rysy i nie zbiera odcisków palców. Świetnie też, że wyświetlacz jest pokryty warstwą oleofobową, dzięki temu smugi nie stanowią problemu. Atut stanowi też dodane do zestawu elastyczne etui.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Przyciski na boku pracują bardzo dobrze, wyraźnie odstają i precyzyjnie klikają, chociaż są dosyć twarde i znalazły się trochę za wysoko. Tyle dobrego, że z uwagi na aktywny czytnik linii papilarnych sięga się do nich rzadko. Czytnik jest umieszczony w odpowiednim miejscu, łatwo na niego trafić, pozwala na sprawne odblokowanie smartfona. Skaner nie jest rekordowo szybki, ale za to praktycznie nie zdarzają mu się pomyłki. Nie zabrakło wyjścia słuchawkowego, jak również portu podczerwieni, dzięki któremu smartfon może służyć jako uniwersalny pilot. Producent nie zrezygnował także z wyraźnej, białej diody powiadomień. Świeci się ona w trakcie ładowania i gaśnie po uzupełnieniu akumulatora.
Niestety Xiaomi ponownie nie zdecydowało się na port USB typu C, nie ma co liczyć także na czujnik NFC. Głośnik jest tylko monofoniczny i łatwo go zasłonić, ale generowany dźwięk jest donośny i brzmi czysto nawet na wyższych poziomach głośności. Zawodzi wibracja, która bardziej hałasuje, niż wibruje i trudno ją wyczuć w kieszeni.
Podczas intensywnej obsługi smartfon praktycznie się nie nagrzewa – obudowa może zrobić się co najwyżej letnia.
Wyświetlacz
Ekran IPS działa w rozdzielczości Full HD+, czyli 2160 x 1080 pikseli. Przekłada się to na wysoką ostrość, zagęszczenie wynosi 403 ppi. Barwy są przyjemne dla oka, chociaż nie tak nasycone, jak w droższych smartfonach. Czerń jest lekko spłycona, ogólny kontrast prezentuje wysoki poziom, biel również wygląda naturalnie. Kąty widzenia nie zawodzą, a pochwalić należy także podświetlenie. Ekran jest wystarczająco jasny do obsługi w słońcu, a także nie oślepia nocą. Interfejs dotykowy działa precyzyjnie i obsługuje 10 punktów dotyku.
System operacyjny i wydajność
Urządzenie działa pod kontrolą systemu Google Android 7.1.2 Nougat z nakładką MIUI 9.5 – szkoda, że nie zdecydowano się od razu na Androida 8.1 Oreo. System jest mocno zmodyfikowany, ale zarazem imponuje możliwościami. Ekran główny nie ma szuflady aplikacji, lewy pulpit zajmują wyszukiwarka oraz dodatkowe widżety, a górna belka zawiera praktyczne skróty (szkoda, że tylko cztery w rzędzie). Standardowo nawigacja odbywa się za pomocą przycisków ekranowych, ale można włączyć pełnoekranowe gesty, które są intuicyjne. Świetnie, że da się rozwijać górną belkę na dole ekranu, skorzystać z drugiej przestrzeni (czyli sklonować smartfona), jak również wybudzać ekran podwójnym stuknięciem. Niektóre elementy wymagają przyzwyczajenia lub dodatkowej konfiguracji, np. domyślnie nie wyświetlają się ikonki powiadomień na górnej belce, a menu ustawień jest mocno przeorientowane.
Wydajność jest średnia. Układ Qualcomm Snapdragon 625, wspierany przez 3 GB RAM-u, pozwala na sprawne działanie smartfona, tempo pracy nie jest jednak błyskawiczne. Aplikacje mogą uruchamiać się z lekkim opóźnieniem, większe gry startują dłużej, a czasami zdarzają się też drobne przycięcia animacji. Smartfon szybko usypia aplikacje trzymane w tle, a także dosyć często je przeładowuje – mimo tego korzystało mi się z Redmi 5 Plus bardzo dobrze. To jeszcze nie poziom tzw. premium średniaków, ale wydajność i tak jest satysfakcjonująca. AnTuTu w wersji 7.0.8 ocenił smartfona na 76403 punkty, a Geekbench 4 na 868 punktów w single-core i 4304 punkty w multi-core. Wydajność graficzna w teście 3D Mark SlingShot Extreme to 463 punkty w OpenGL ES3.1 i 427 punktów w Vulkan.
Bateria
Czas pracy jest rewelacyjny! Akumulator 4000 mAh pozwala na około 9 godzin działania na włączonym ekranie z Wi-Fi i 7–8 godzin w przypadku korzystania zarówno z Wi-Fi, jak i z LTE. Przy rzadszym sięganiu po smartfona przez kilka dni można liczyć na 5–6 godzin pracy na aktywnym ekranie. Smartfon bez problemu wytrzyma nawet 2 lub 3 dni, a to w dzisiejszych czasach rzadkość. Ładowanie do pełna trwa ponad 2 godziny.
Multimedia – gry, aparat, audio
Wydajność graficzna jest wystarczająca, by z powodzeniem grać w gry 2D i 3D ze sklepu Google Play. Jedynie duże tytuły 3D, takie jak np. PUBG Mobile, będą wymagały obniżenia jakości grafiki do płynnego działania.
Aplikacja aparatu jest intuicyjna, ale nieco uproszczona. Z prawej strony umieszczono standardowe wyzwalacze, a także skróty: zmianę aparatu, filtry oraz opcje. Z lewej strony można znaleźć skrót diody doświetlającej oraz HDR-u. Do dyspozycji są różne tryby, m.in.: panorama, samowyzwalacz, poziomica, nocny, a także tryb ręczny. Niestety ten ostatni pozwala tylko na dostosowanie ISO (w zakresie 100–3200) oraz balansu bieli. Aparat główny radzi sobie dobrze w odpowiednich warunkach świetlnych. Nie ma co liczyć na wysoką szczegółowość lub zbliżenia, ale ostrość jest dobra, a kolory naturalne. Smartfon ma tendencję do prześwietlania fragmentów kadru (warto skorzystać z HDR-u), a czasami szwankuje też balans bieli – niektóre ujęcia są ochłodzone, zaś inne ocieplone, dlatego lepiej wykonać więcej ujęć. Nie ma co liczyć na udane fotografie po zmroku lub w ciemnych pomieszczeniach. Przykładowe zdjęcia dostępne poniżej.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Redmi 5 Plus potrafi nagrywać wideo w rozdzielczości 4K. Zdarzają się artefakty, brak stabilizacji daje się we znaki, ale efekty są i tak niezłe – ostrość jest dobra, a barwy naturalne. Nie zachwyca aparat do selfie, w dobrych warunkach autoportrety satysfakcjonują, ale często występują problemy z ostrością.
Jakość dźwięku na słuchawkach jest przyzwoita. Bas jest podkreślony, a dźwięk łagodny dla uszu. Scena dźwiękowa ma jednak małe rozmiary, a na większe słuchawki może zabraknąć mocy.
Łączność i jakość rozmów
Nie natrafiłem na problemy z działaniem Wi-Fi lub LTE – zasięg był dobry. Nieźle spisywało się Wi-Fi, które osiągało do 120 Mb/s. GPS wyszukiwał satelity GLONASS i Beidou, zgodnie ze specyfikacją. Jakość rozmów była dobra w obu kierunkach.
Podsumowanie
Xiaomi Redmi 5 Plus nie jest pozbawiony wad, trochę brakuje mu pod względem wydajności, ergonomii, jakości zdjęć i funkcjonalności. Zabrakło też łączności NFC i portu USB typu C, a głośnik na dolnej krawędzi nie zachwyca. To jednak i tak znakomita oferta, bowiem urządzenie w wersji z 3 GB RAM-u i 32 GB pamięci kosztuje tylko 750 zł (modele z polskiej dystrybucji), a wersja 4 GB/64 GB wymaga około 100 zł dopłaty. W zamian otrzymujemy smartfona z dużym i dobrym ekranem, długim czasem pracy oraz funkcjonalnym systemem operacyjnym.
Moim zdaniem Xiaomi Redmi 5 Plus jest zdecydowanie wart zakupu. To mocny konkurent Huaweia P Smart lub Honora 9 Lite. Wydajność procesora w Redmi 5 Plus jest trochę niższa, ale smartfon Xiaomi działa dużo dłużej na baterii i oferuje wyższą wydajność graficzną. Warto rozważyć też dopłatę do Xiaomi Redmi Note 5, który wyposażono w dużo wydajniejszy procesor Qualcomm Snapdragon 636. | Test smartfona Xiaomi Redmi 5 Plus – długodystansowiec ze średniej półki |
Najpopularniejszą i najbardziej rozpoznawalną lalką na świecie bez wątpienia jest Barbie. Dla wielu dziewczynek posiadanie ubrań z wizerunkiem ich ulubienicy to spełnienie marzeń. Moda na Barbie sprawia, że przybywa zabawek i gadżetów z nią związanych. Obecnie lalka ta jest oferowana w niezliczonych wersjach, ma specjalnie zaprojektowaną dla niej odzież, samochody i domy, a jej wizerunek można znaleźć na wielu dziecięcych zabawkach, akcesoriach czy ubraniach. Z mody na Barbie skorzystali też producenci odzieży dziewczęcej, a wybór jest ogromny: od bielizny, czyli majtek i koszulek, piżam, poprzez bluzki, sukienki, spódniczki, T-shirty, legginsy, aż po odzież wierzchnią. Mała posiadaczka Barbie może nosić ubrania z wizerunkiem swojej ulubionej lalki przez cały rok, bez względu na pogodę za oknem.
Ubranie dla wielbicielki Barbie
A jak ubrać fankę Barbie, by się nie przeziębiła podczas zimowych zabaw na śniegu? Należy zacząć od warstwy spodniej, która przylega bezpośrednio do ciała. Najczęściej jest to T-shirt. W mroźne dni idealnie pasować będzie koszulka z długim rękawem Barbie, uszyta z bardzo miękkiej i przyjemnej w dotyku bawełny wysokiej jakości. Co ważne, nowoczesna technika gwarantuje, że nadruk nie wyblaknie ani nie popęka, a materiał się nie rozciągnie. Koszt takiej koszulki to 19,90 zł. Przed chłodem małą fankę Barbie skutecznie ochronią ciepłe, miłe w dotyku rajstopy, najlepiej w kolorze różowym. Następnie wkładamy dziecku bluzę, która może być uszyta z polaru lub grubszej bawełny. Najwygodniejsza będzie różowa polarowa z wizerunkiem ukochanej lalki, zapinana na suwak, który w każdej chwili można lekko rozsunąć. Cena takiej bluzy to 99 zł.
W cieplejsze dni sprawdzi się np. miękka w dotyku, dostępna w różnych kolorach – niebieskim, fioletowym i pudroworóżowym – kangurka z kapturem w cenie 69 zł lub sweter. Na rajstopy wkładamy dziecku spodnie. Mogą to być dżinsy z naszytymi zdobieniami Barbie lub ocieplane, niekrępujące ruchów spodnie dresowe, z kolorową aplikacją, które w pasie mają wszytą nieuciskającą gumkę, dzięki czemu są bardzo wygodne. Nogawki powinny być zakończone ściągaczem, co dodatkowo ochroni przed zimnem. Koszt takich dresów to 26,99 zł.
Kolejną warstwą jest okrycie wierzchnie. Powinno być wodo- i wiatroszczelne, ale materiał, z którego jest wykonane, powinien oddychać. Mowa tu o kombinezonie jednoczęściowym, kurtce lub płaszczu, najlepiej z kapturem, który dodatkowo ochroni przed śniegiem, deszczem i wiatrem. W tej roli świetnie sprawdzi się elegancki, pikowany płaszczyk Rossa zapinany na guziki w kolorze różowym. Ma kaptur obszyty futerkiem, ozdobne naszywki i torebkę do kompletu. Cena to 129,90 zł.
Czapki z Barbie
box:offerCarousel
Równie ważna jest też ochrona głowy – nie ma mowy o wypuszczeniu z domu dziecka bez czapki. Powinna zakrywać głowę, uszy i czoło tak jak miękka i przyjemna w dotyku, ocieplana polarem ciepła czapka z nausznikami i daszkiem w cenie 11 zł, która ma naszywkę z wizerunkiem Barbie. Małej elegantce na pewno do gustu przypadnie biała czapka z warkoczami, która ma dwie warstwy – zewnętrzną z bawełny i wewnętrzną z polaru. Kosztuje 25 zł. Oczywiście do kompletu przyda się też ciepły, mięsisty szalik, który skutecznie osłoni szyję przed wiatrem i mrozem.
Coś na nogi i ręce
Bardzo ważnym elementem zimowego wyposażenia są buty. Oczywiście najlepsze będą nieprzemakalne, wsuwane biało-różowe śniegowce, w których nogi nie zmarzną ani nie zamokną. Mają ocieplenie z grubego kożuszka z naturalnej wełny, wkładkę z folii aluminiowej otoczoną włókniną i podeszwy z termokauczuku, który nie twardnieje na mrozie. Kosztują 68 zł.
Na cieplejsze dni i roztopy przydadzą się kalosze Barbie, do których można dokupić ocieplacze filcowe lub włożyć dziecku dodatkową parę skarpet z wizerunkiem ulubionej lalki, by uchronić stopy przed przemarznięciem. Pamiętać też należy, że buty powinny być większe przynajmniej o pół numeru, by dziecko mogło swobodnie poruszać palcami. Nie wolno zapomnieć o rękawiczkach. To ważne, jeśli dziecko bawi się śniegiem. Do tego najlepsze są ortalionowe, z nieprzemakalnego materiału, które mają wzmocnienie po wewnętrznej stronie oraz ściągacze na nadgarstkach. Za takie rękawiczki z Barbie zapłacimy ok. 30 zł. Na spacer w bezśnieżne i suche dni wystarczą pięciopalcowe rękawiczki wełniane wzmocnione futerkiem. | Zimowy ubiór dla małej fanki Barbie |
Minimalizm to filozofia, którą coraz więcej osób stara się wprowadzić do swojego życia. W dzisiejszych czasach, kiedy sklepowe półki uginają się od rozmaitych gadżetów, a reklamy budzą w nas coraz to nowe potrzeby, dobrowolna rezygnacja z nadmiaru rzeczy staje się bardzo kusząca. Niektórzy rodzą się z zacięciem do minimalizmu i wcale nie potrzebują otaczania się mnóstwem rzeczy. Inni wręcz przeciwnie – uwielbiają zakupy, ale z czasem nadmiar przedmiotów staje się dla nich męczący. Minimalizmu można się jednak nauczyć. W tym celu warto sięgnąć po ciekawe książki, które znakomicie przybliżają zarówno zasady minimalistycznego stylu życia, jak i wskazówki, które pomagają we wdrożeniu go w codziennych nawykach.
Sztuka minimalizmu w codziennym życiu – Dominique Loreau
To świetna propozycja dla osób, które nie miały do tej pory większej styczności z filozofią minimalizmu. Dominique Loreau odnosi się w niej do tradycji buddyzmu i filozofii Zen, które przestrzegają przed posiadaniem zbyt dużej ilości rzeczy. Czy jednak da się jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, kiedy jest ich zbyt wiele? Czy dla każdego minimalizm powinien być tym samym? Na te i inne pytania odpowiada Sztuka minimalizmu, jedna z najbardziej inspirujących książek o tej tematyce. Warto po nią sięgnąć nawet wtedy, gdy nie mamy w planach pozbywania się połowy swojej szafy, ale chcielibyśmy po prostu zrewidować swoje poglądy na temat posiadania i ograniczeń, które są z tym związane.
Minimalizm po polsku, czyli jak uczynić życie prostszym – Anna Mularczyk-Meyer
Książka jest jedną z najlepszych prób przeniesienia idei minimalizmu do polskich realiów. Autorka wyjaśnia w niej przede wszystkim, skąd bierze się w nas tak duże przywiązanie do posiadania jak największej liczby dóbr i dlaczego wciąż jest to wyznacznik sukcesu życiowego oraz statusu społecznego. To idealna propozycja dla początkujących w tym temacie, ponieważ pomaga zrozumieć, że cele, do których dążymy, czasami wymagają od nas zrezygnowania z życia „tu i teraz”. Minimalizm po polsku to świetna książka dla osób, którym ilość posiadanych rzeczy zaczyna ciążyć i przeszkadzać. W prosty i bardzo przystępny sposób wprowadza w świat minimalizmu.
Minimalizm. Żyj zgodnie z filozofią minimalistyczną – Leo Babauta
Praktyczny poradnik, który wprowadzi w minimalizm nawet całkowitego laika. Autor, Leo Babauta, to znany bloger, który na bieżąco relacjonuje wdrażanie tej filozofii do życia prywatnego i rodzinnego. Minimalizm pełen jest rad i wskazówek dotyczących tego, w jaki sposób pozbyć się ze swojego otoczenia zbędnych rzeczy, ale też ograniczyć konsumpcjonizm. Proponowane rozwiązania są łatwe do wprowadzenia, chociaż nie dla każdego będą one realne. Co ważne, autor niejednokrotnie zapewnia, że nie ma jednej, uniwersalnej drogi dla minimalisty. Każdy musi dopasować tę filozofię do własnego stylu życia.
Minimalizm dla zaawansowanych, czyli jak uczynić życie jeszcze prostszym – Anna Mularczyk-Meyer
Kolejna książka jednej z najpopularniejszych polskich pisarek, poruszająca tematykę minimalizmu. Tym razem posuwa się o krok dalej, zadając poważniejsze pytania: o to, komu i do czego taki styl życia może się przydać. Nie ogranicza się on bowiem jedynie do rezygnacji z cotygodniowych zakupów czy wypadów do kina. Minimalizm ma nam przynieść coś więcej – poczucie świadomości, poznanie siebie i swoich potrzeb. Bardzo pomocne są w tym doświadczenia osób, które wprowadziły już tę filozofię do swojego życia i dzielą się swoimi spostrzeżeniami na ten temat. Minimalizm dla zaawansowanych to książka dla tych, którzy oczekują od tego stylu życia czegoś więcej niż tylko większej ilości wolnego miejsca w szafie.
Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków – Marta Sapała
Na koniec książka, która bardziej inspiruje, niż wskazuje konkretne, uniwersalne rozwiązania. Mniej Marty Sapały to opowieść o eksperymencie, który przeprowadziła razem ze swoimi bliskimi i znajomymi. Wybrane rodziny przez rok ograniczyły wydatki i nowe zakupy do minimum, skupiając się na innych sposobach pozyskiwania dóbr. Znajdziemy tu zarówno rezygnację z nowych ubrań, jak i zbieranie warzyw pozostawionych na polu zaprzyjaźnionego rolnika. Historie bohaterów dowodzą jednego – tak naprawdę do życia i szczęścia potrzebujemy znacznie mniej, niż nam się na ogół wydaje, a rezygnacja ze zbędnych rzeczy pozwala skupić się na tych, które powinny być najważniejsze.
Minimalizm nie jest stylem życia, który będzie odpowiadał każdemu i warto zdać sobie z tego sprawę już na początku. Wprowadzenie ograniczeń tylko dlatego, że są one modne nie przyniesie zakładanego szczęścia i spokoju. Filozofia ta jest jednak na tyle uniwersalna, że warto poznać chociażby jej podstawy i główne przesłanie. Być może nie wprowadzimy ich wszystkich do naszego życia, ale nawet kilka z nich może wnieść powiew świeżości i pozwoli oderwać się od przymusu kupowania nowych przedmiotów. To droga, która przede wszystkim ułatwia poznanie swoich standardowych zachowań i dowiedzenie się, co jest dla nas najważniejsze. | Książki, które nauczą cię minimalizmu |
W połowie lat 50. producenci aut zaczęli montować pasy bezpieczeństwa. Nie spotkały się one z wielkim entuzjazmem. Obecnie ich negowanie nie ma żadnego uzasadnienia. Niejednokrotnie ratują zdrowie oraz życie ludzkie podczas kolizji. Jak działają pasy bezpieczeństwa?
Mechanizm montowania pasów w różnych modelach aut jest podobny. Głównymi elementami są: pas bezpieczeństwa, zwijacz oraz zamek. Pas wpinamy w zamek, a podczas nagłego szarpnięcia jest blokowany przez zwijacz. Współczesne modele pasów zostały wyposażone w pirotechniczny napinacz, który podczas zderzenia dociska ciało kierowcy lub pasażera do fotela.
Zasada działania pasów bezpieczeństwa jest dość prosta. W momencie wypadku, gdy pas wykryje nagłe zderzenie, tłoczek napinacza przesuwa się do tyłu w wyniku wybuchu ładunku pirotechnicznego. W ten sposób długość pasa zostaje skrócona, jednocześnie dociskając ciało do fotela. Cały proces trwa około 15 ms.
Trzypunktowe pasy bezpieczeństwa
W obecnych czasach trudno sobie wyobrazić jazdę samochodem bez pasów bezpieczeństwa. Są one najważniejszym elementem systemu, który ratuje nasze życie, a jego stosowanie stało się powszechnym obowiązkiem. Minęło już prawie 50 lat od kiedy po raz pierwszy pojawił się samochód z zainstalowanymi trzypunktowymi pasami. Ich twórcą był Nils Bohlin – inżynier Volvo.
Nowatorska koncepcja szybko została doceniona przez firmy motoryzacyjne, a trzypunktowe pasy stały się standardem montowanym na stałe w autach koncernu Volvo. Do Polski wynalazek trafił dopiero w roku 1972. Wprowadzono obowiązek montażu pasów przy przednich siedzeniach, a w roku 1983 został wprowadzony przepis o obowiązku zapinania pasów poza terenem zabudowanym. Dopiero w 1993 weszło rozporządzenie o obowiązku zapinania ich także w terenie zabudowanym. Przepis dotyczył również pasażerów siedzących na tylnej kanapie auta.
Od tamtego czasu wiele się zmieniło. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat pasy bezpieczeństwa przeszły ewolucję techniczną. Stały się obowiązkowym elementem wyposażenia każdego nowoczesnego samochodu. Zostały wyposażone w bezwładnościowe lub pirotechniczne napinacze. Montowane są również tzw. ograniczniki siły napięcia, które niwelują siłę uderzenia. Posiadają regulację wysokości punktów kotwiczenia, pozwalającą dostosować pas do wzrostu użytkownika.
Pasy są wciąż najprostszym, a zarazem najskuteczniejszym systemem bezpieczeństwa, który chroni nasze ciało podczas wypadku.
Prawidłowo zapięte pasy ratują życie
Podstawowym warunkiem prawidłowego funkcjonowania pasów jest ich odpowiednie ułożenie. Żeby mogły zadziałać, muszą być starannie zapięte. Nie mogą być one poskręcane, muszą ściśle przylegać do ciała oraz mieć odpowiednią wysokość, dostosowaną do użytkownika auta.
Podczas wypadku pasy odbierają część energii i opóźniają siłę uderzenia. W tym czasie pozwalają zadziałać poduszkom powietrznym (otwarcie i zamortyzowanie uderzenia). Górna część pasa powinna przebiegać po obojczyku. W momencie kiedy pasy dotykają szyi kierowcy lub pasażera, należy obniżyć punkt mocowania za pomocą regulatora. Biodrową część pasa trzeba poprowadzić pod kolcami bioder. Dzięki takiemu zapięciu podczas wypadku impet przejmuje miednica, chroniąc narządy wewnętrzne ciała. Istotne jest również ścisłe przyleganie pasów do ciała. Luz między pasem a ciałem jest przyczyną wielu obrażeń. Podczas czołowego zderzenia nasze ciało przesuwa się do przodu z zawrotną szybkością. W wyniku luzu uderza ono o pasy. Tego typu zdarzenie prowadzi do złamania żeber oraz obrażeń jamy brzusznej. Powszechnie stosowane napinacze zapobiegają takim sytuacjom i podczas zderzenia dociągają pasy do ciała. Działają bardzo szybko i są uruchamiane za pomocą niewielkiego ładunku pirotechnicznego. Niestarannie zapięte i nieprawidłowo zaciśnięte pasy nawet przy drobnej stłuczce prowadzą do poważnych obrażeń, a nawet śmierci.
Inżynierowie firm motoryzacyjnych sukcesywnie pracują nad poprawą naszego bezpieczeństwa, doskonaląc pasy tak, aby zapewniały jak najlepszą ochronę. Stosowane są m. in. rozwiązania, które ułatwiają ich użytkowanie, np. podczas zapinania pasy najpierw się zaciskają, a potem ulegają lekkiemu poluzowaniu. Podczas wypadku odpowiednio się naprężają. Każdy kierowca powinien wyrobić sobie nawyk ich zapinania. Nie należy tego lekceważyć. Chronią nas przed kalectwem i śmiercią. | Pasy - podstawa bezpieczeństwa |
Regularna aktywność fizyczna połączona z racjonalną dietą to klucz do osiągnięcia szczupłej sylwetki. Działanie to warto jednak wspomagać także przy pomocy kosmetyków aktywnych, które ujędrniają skórę. Poznaj listę 10 kosmetyków wyszczuplających! Antycellulitowe balsamy wyszczuplające
Pielęgnując skórę ciała, warto zwrócić uwagę na to, aby balsamy pielęgnacyjne wykazywały zarówno działanie wyszczuplające, jak i antycellulitowe. Jędrne ciało kobiety nie będzie się dobrze prezentować, jeżeli na powierzchni jej ud będzie widoczna skórka pomarańczowa.
Atw balsam wyszczuplający – głównym składnikiem aktywnym jest guarana, która stymuluje mikrokrążenie skóry oraz redukcję cellulitu. Kosmetyk zawiera także ekstrakt z bluszczu działający ujędrniająco. Balsam ten skutecznie przeciwdziała powstawaniu rozstępów.
Bandi balsam wyszczuplający – zawiera ekstrakt z wąkrotki azjatyckiej, która uelastycznia i ujędrnia skórę. Obecna w jego składzie kofeina pobudza cyrkulację krwi, a tym samym przyczynia się do eliminacji cellulitu. Aplikując ten balsam na skórę, odczujesz przyjemne ciepło związane z działaniem tego składnika!
Clarins Body Lift Balsam – cechuje się lekką konsystencją, dzięki czemu doskonale się wchłania. Zawarte w nim substancje silnie napinają skórę i zwiększają jej elastyczność. Obecna w jego składzie sosna nadmorska przyczynia się do redukcji uporczywej skórki pomarańczowej.
Soraya balsam do ciała – składnikiem biologicznie czynnym tego balsamu jest ekstrakt z pieprzu, który przyśpiesza procesy eliminacji tłuszczu zachodzące w organizmie. Balsam zawiera również guaranę, która przyczynia się do redukcji cellulitu. Produkt ten cechuje się wyjątkowo przystępną ceną.
Apis sorbet wyszczuplający – jego charakterystyczną cechą jest piękny aromat pomarańczy. Balsam ma konsystencję żelu-kremu i szybko się wchłania. Zawiera kompleks składników antycellulitowych, w skład których wchodzą: kofeina, imbir oraz ekstrakt z pomarańczy.
Silnie odżywiające balsamy wyszczuplające
Jeżeli twoja skóra jest wymagająca i skłonna do wysuszenia, powinnaś stosować odżywcze balsamy wyszczuplające. Zawierają one w składzie substancje napinające skórę oraz silnie ją nawilżające.
Clarena Caviar Balm – balsam ten zawiera składniki stymulujące naturalne procesy detoksykacji w organizmie. Regularne jego stosowanie przyczynia się do poprawy kondycji i napięcia skóry. Ekstrakty z alg i kawioru silnie nawilżają skórę i zapewniają jej gładkość.
Jadwiga balsam wyszczuplający – obecne w jego składzie algi oraz witaminy przyczyniają się do zwiększenia poziomu nawilżenia naskórka, a także wygładzenia jego powierzchni. W momencie aplikacji na skórę warto wykonać delikatny masaż okrężnymi ruchami dłoni.
Ziaja balsam wyszczuplający – głównym składnikiem biologicznie czynnym jest kofeina. Substancja ta wykazuje właściwości wspomagające procesy redukcji tkanki tłuszczowej. Zawiera również w swojej recepturze substancję lekko brązującą skórę. Dzięki temu możesz się cieszyć piękną opalenizną przez cały rok!
Balea balsam wyszczuplający – jest źródłem cennych dla skóry olejków roślinnych, które silnie nawilżają skórę. Dzięki temu staje się ona gładka i miękka w dotyku. Produkt ten łatwo rozprowadza się na skórze, a także szybko się wchłania. Będzie zatem odpowiedni dla kobiety, która ma niewiele czasu na codzienną pielęgnację.
Lirene balsam wyszczuplający – zawiera masło kakaowe, które doskonale natłuszcza skórę i redukuje jej suchość. Ekstrakt z noni zapewnia jej prawidłowe napięcie i gładkość.
Stosując balsamy wyszczuplające, zapewnisz skórze odpowiednią elastyczność i gładkość. Bez wątpienia kosmetyki te stanowią skuteczną metodę wspomagającą walkę z nadmierną ilością tkanki tłuszczowej. | 10 kosmetyków, które wyszczuplą twoje ciało |
Bezpieczeństwo danych – jeden z najważniejszych tematów związanych z IT, ale coraz częściej również i z naszą codziennością. Jeśli jeszcze nie dbasz należycie o ochronę swoich plików, wkrótce może być na to za późno. Wielkie firmy są chronione przez sztaby specjalistów i trzymają swoje dane w przeznaczonych do tego i zabezpieczonych po zęby centrach. A co może zrobić zwykły człowiek? Na przykład sprawić sobie szyfrowanego pendrive’a. Jak działa szyfrowany pendrive
Do tej pory, kiedy chcieliśmy zabezpieczyć dane przechowywane na pamięci zewnętrznej, musieliśmy korzystać z prostego ustawienia hasła lub dedykowanego oprogramowania. Od jakiegoś czasu na rynku dostępne są jednak pendrive’y szyfrowane już na poziomie sprzętowym.Jak to działa? W pendrivie umieszczony jest specjalny procesor odciążający pod kątem szyfrowania komputer, do którego go podłączamy.Cały proces ochrony działa mniej więcej podobnie w przypadku każdego z modeli dostępnych na rynku. Ustawiamy hasło dostępu do nośnika, a po określonej liczbie nieudanych prób jego wpisania dysk blokuje się i formatuje (więc lepiej dobrze je zapamiętać!). W celu ustawienia hasła nie musimy instalować żadnego dodatkowego oprogramowania na komputerze – wszystko robi za nas właśnie dedykowany temu procesor umieszczony w samym urządzeniu. Większość czołowych producentów ma już w swojej ofercie szyfrowane pendrive’y, a nawet całe linie tych gadżetów. Część z nich nada się idealnie dla użytkowników prywatnych, inne dedykowane są pracownikom firm, którzy muszą mieć na przykład w podróży dostęp do ważnych danych. Jakiego więc pendrive’a wybrać?
Polecane modele szyfrowanych pendrive’ów
Pierwszym wartym wzięcia pod uwagę modelem jest Kingston Data Traveler Locker+ G3. Występuje w kilku wersjach: z pamięcią 8, 16 lub nawet 64 GB. Co ważne, jest to pendrive obsługujący USB 3.0, dzięki czemu możemy liczyć na szybki transfer danych na wejściu i na wyjściu. Poszukując rozwiązań profesjonalnych na przykład na potrzeby firmowe (lub szczególnie wrażliwe dane, którymi dysponujemy), warto rozejrzeć się wśród innych modeli tego producenta.
ednym z nich może być na przykład Data Traveler VaultPrivacy 3.0. Czym jego mechanizm działania różni się od rozwiązań przygotowanych dla klienta indywidualnego? Mianowicie ten pendrive pozwala na odtwarzanie go w trybie tylko do odczytu, co blokuje złośliwemu oprogramowaniu możliwość zainstalowania się na urządzeniu. Dodatkowo, jakby tego było mało, ten pendrive ma również wbudowany moduł antywirusowy ESET NOD32. Istnieje również wersja (tzw. Management Ready), która pozwala sterować urządzeniem zdalnie – od resetowania haseł po format. Na wypadek kradzieży – opcja idealna. Jeżeli naprawdę obawiamy się o bezpieczeństwo danych, możemy posunąć się jeszcze dalej w trosce o ich ochronę. Istnieje bowiem ryzyko, że jakiś złośliwy program przechwyci nasze hasło podczas wprowadzania go celem uruchomienia pendrive’a. Jednak i na to jest sposób.
Pamięci iStorage na tę ewentualność wyposażone są w fizyczną klawiaturę, na której wklepujemy, niczym w bankomacie, kod PIN. Dopiero wówczas zyskujemy dostęp do plików zapisanych na urządzeniu. Niestety, takie zabezpieczenie to nie jest tania impreza. W zależności od wielkości dysku będzie to wydatek rzędu od pół do tysiąca złotych.Bezpieczeństwo danych to temat, którego lekceważyć nie można. Coraz częściej w sieci możemy natknąć się na próby wyłudzenia dostępu do naszych kont, hakerzy opracowali nawet metody przekierowywania przelewów. W przypadku posiadanych przez nas ważnych plików ryzyko jest równie wysokie. Abstrahując od sytuacji włamania na laptop czy zainstalowania wirusa, samo zgubienie pendrive’a z ważnymi (prywatnymi lub firmowymi) dokumentami to spory stres. Lepiej więc zainwestować w odpowiedni nośnik zawczasu i przestać się martwić! | Szyfrowany pendrive – jak działa i jaki wybrać? |
Bieganie jest bardzo popularnym sportem, ale wiele osób może mieć na początku obawy. Powodów jest dużo, mogą to być kłopoty ze stawami lub słaba kondycja. Dobrym rozwiązaniem jest wypróbowanie slow joggingu. To trening biegowy w bardzo wolnym tempie, w czasie takiego truchtania przemieszczasz się wolniej niż podczas chodzenia. Taki rodzaj treningu narodził się w Japonii i już zdobył miano nowej dyscypliny sportowej. Jogging może nie odpowiadać każdemu, ale jego wersja slow ma o wiele mniej przeciwwskazań. Przyjemność przede wszystkim
Profesor Uniwersytetu Fukuoka – Hiroaki Tanaka, przez wiele lat badał wpływ różnych dyscyplin sportowych na zdrowie i samopoczucie. Zwieńczeniem jego wysiłków było stwierdzenie, że najlepiej działa aktywność podejmowana każdego dnia przez 30–60 minut. Powinna być ona na tyle lekka, że będzie robiona z chęcią. Ma być to czas dla siebie, coś przyjemnego i niezbyt obciążającego organizm.
Do slow joggingu niezbędne są odpowiednie buty, które zapewnią odpowiednią amortyzację i stabilizację stawu skokowego. Wiele osób sceptycznie nastawionych do biegania ceni slow jogging za to, że nie wymaga od nich morderczych treningów. Truchtać można z przyjemnością, nie przejmując się tętnem czy tempem biegu. Dzięki wieloletnim badaniom wiadomo, że bardzo wolny bieg jest tak samo skuteczny, jak klasyczny jogging.
Dlaczego warto spróbować?
Wysiłek fizyczny to najlepsza inwestycja w zdrowie. Nieważne, jaką formę ruchu wybierzemy, najważniejsza jest systematyczność. Lepiej poświęcić na ćwiczenia 30 minut codziennie niż 2 godziny dwa razy w tygodniu. Slow jogging nie wymaga specjalnego sprzętu. Poza obuwiem sportowym przyda się wygodny, oddychający strój. Koszulka termoaktywna, bluza, spodnie dresowe lub getry – to wszystko, czego potrzebujesz.
Co wyróżnia slow jogging?
To naturalna forma ruchu, nie obciąża stawów i – jak wykazały badania – wpływa skutecznie na obniżenie śmiertelności. Nie jest to sport pozwalający spalić ogromną ilość kalorii, ale skutecznie podnosi wydolność organizmu. Pokonując około 5 km bardzo wolnym truchtem, możemy spalić około 300 kalorii.
Osoby trenujące regularnie zauważają też pozytywny wpływ na kondycję umysłu. Z wiekiem kondycja intelektualna obniża się – można spowolnić lub zatrzymać ten proces, zwiększając ilość ruchu każdego dnia. Ma to duży wpływ na zmniejszenie zachorowalności na chorobą Alzheimera, może pomóc uniknąć demencji starczej i spowolnienia procesów myślowych. Pozytywne aspekty były stwierdzane u osób, które trenowały minimum 3 razy w tygodniu przez godzinę. W czasie biegu można słuchać muzyki czy audiobooka. Ułatwią to słuchawki bezprzewodowe, które nie będą zakłócać biegu i dobrze przylegają do uszu.
Jak wygląda trening?
Bieg w bardzo wolnym tempie nie prowadzi do zadyszki i nadmiernego zmęczenia. Nie martw się, kiedy będą wyprzedzać cię osoby spacerujące. Trucht najczęściej odbywa się w tempie 4–5 km/h. Oddech powinien być spokojny, naturalny. Sylwetka wyprostowana, a wzrok skierowany przed siebie.
Najważniejszą pracę wykonują stopy – lądowanie na śródstopiu umożliwi naturalną amortyzację. Stopy w czasie truchtu powinny być ustawione równolegle do siebie. Slow jogging jest aktywnością, którą można trenować cały rok, w zimie przyda się ciepła kurtka, która ochroni przed niską temperaturą. Duży komfort zapewni również bielizna termoaktywna. Dzięki niej na pewno nie zmarzniemy. Sportowe rękawice i dobre skarpety uzupełnią strój.
Jak zacząć?
Cel, do jakiego warto dążyć, to 30–60 minut dziennie. Nie każdy da radę ćwiczyć tak od razu. To całkiem normalne, lepiej zacząć od 10 minut codziennie i stopniowo zwiększać czas. Dzięki temu ciało będzie mogło stopniowo przystosowywać się do nowej formy ruchu. Przed truchtem dokładnie rozgrzej stawy, szczególnie kończyn dolnych, ale nie zapominaj też o barkach, które w czasie truchtu są w ciągłym ruchu. Regularność się opłaci, dzięki niej zyskasz lepsze zdrowie. | Slow jogging – czy jest skuteczny? |
Zakup nowej deski snowboardowej to na pierwszy rzut oka nic trudnego – sklepy ze sprzętem sportowym oferują pełną gamę modeli, od bardzo tanich do bardzo drogich. Ta mnogość oferty sprawia, że mniej doświadczeni miłośnicy sportów zimowych wybierają sprzęt niedopasowany do swoich umiejętności. Często sugerują się jedynie ceną oraz atrakcyjnym wyglądem deski. Zima to dla wielu snowboardzistów okres, na który czekają niecierpliwie przez cały rok. Kiedy wreszcie warunki pozwalają na wyciągnięcie sprzętu ze schowka i udanie się na stok, nierzadko okazuje się, że deska przeżyła już swoje i należałoby kupić nową. Wielu doświadczonych zawodników bez problemu wybiera odpowiedni dla siebie snowboard. W gorszej sytuacji są osoby, których wiedza na temat sprzętu jest niewielka. Nie dziwi to, nie każdy bowiem od razu musi być fachowcem w tej dziedzinie. Zanim jednak zdecydujemy się na konkretny model, warto poznać opinię eksperta, który z pewnością pomoże dokonać odpowiedniego zakupu.
Serce deski
Jednym z najważniejszych elementów budowy deski snowboardowej jest jej rdzeń. Głównym jego zadaniem jest zapewnie odpowiedniej kontroli nad deską, od niego zależy bowiem jej sztywność, a także sposób, w jaki deska przenosi ciężar ciała na krawędzie. Najczęściej we współczesnych modelach snowboardów występują rdzenie wykonane z pianki lub drewna. Tej pierwszej używa się w tanich, niskiej jakości deskach. Piankowa budowa sprawia, że o wiele szybciej ulega uszkodzeniu, a także słabo reaguje na ruchy snowboardzisty. Odradzam wybór tego rodzaju desek, nawet jeśli kupujemy sprzęt dla dziecka, które dopiero zaczyna przygodę z tym sportem. Rdzeń drewniany natomiast zapewnia doskonałe czucie deski. Dobrze tłumi wszelkie powstające w trakcie jazdy drgania, a także nie traci szybko sprężystości.
Parametry deski, takie jak sztywność czy masa własna, zależą najczęściej od materiału, jakim pokryto rdzeń.
Profil
Profil deski, czyli najprościej mówiąc sposób jej wygięcia, decyduje o tym, jak snowboard będzie reagował na ruchy wykonywane przez jej użytkownika. Przed zakupem sprzętu warto więc zastanowić się, czego oczekujemy od deski i jaki rodzaj jazdy preferujemy. Najpopularniejsze profile występujące w snowboardach to camber i rocker. Warto też zapoznać się z takim rodzajem jak hybryda i flatrock.
Camber to typ deski przeznaczony głównie dla osób zaawansowanych oraz średnio zaawansowanych. Dzięki charakterystycznej budowie (wygięcie w górę na środku deski, co daje dwa punkty styku z podłożem za wiązaniami) jazda z dużą prędkością jest relatywnie bezpieczna. Cambery w porównaniu do rockerów zapewniają lepszą kontrolę nad deską w trakcie jazdy „w skręcie”, co sprawia, że trudniej nią złapać niechcianą krawędź, co mogłoby skończyć się upadkiem. Im twardsza deska typu camber, tym mniej błędów wybacza. Dlatego jest przeznaczona raczej dla doświadczonych snowboardzistów.
Z kolei deska typu rocker wybacza o wiele więcej szlifującym swoje umiejętności snowboardzistom, np. trudniej łapie krawędź. Sprawdza się w puszystym śniegu. Zapewnia szybszy i łatwiejszy skręt. Deski o tym profilu (odwrócony camber) są używane głównie przez freestyle’owców za sprawą stosunkowo miękkiej budowy. Dzięki niej deska jest bardzo elastyczna, toteż łatwiej na niej wykonywać różnego rodzaju skoki. Główną wadą rockerów jest słaba kontrola nad deską podczas jazdy z dużą prędkością.
Hybryda łączy cechy profili camber i rocker. Popularne są jej dwie odmiany: pierwsza – z wygięciem do dołu na środku deski i wygięciami do góry pod wiązaniami, druga – z wygięciem do góry na środku i do dołu pod wiązaniami.
Flatrock to profil desek, na których wielu amatorów stawia pierwsze kroki. Są płaskie między wiązaniami, z rockerami na końcach.
Top 3 modeli na rok 2018
1. Burton Descendant
box:offerCarousel
Deska dla osób szukających sprzętu ze średniej półki. Cena modelu Descendant 2018 wynosi ok. 1500 zł. Rdzeń deski został wykonany z wysokiej jakości drewna o stosunkowo miękkiej budowie. Deska o profilu PurePop Camber gwarantuje całkiem dobrą kontrolę podczas skrętu. Umożliwia tym samym agresywne wchodzenie w zakręty przy zmniejszonym ryzyku wywrotki. W modelu zastosowano również technologię Squeezebox low charakteryzującą się przemiennymi grubościami rdzenia. Taki system znacznie łagodzi flex, czyli giętkość deski snowboardowej, a tym samym sprawia, że deska łatwiej się prowadzi. Tłoczony ślizg to dobra wiadomość dla nieco leniwych snowboardzistów – w porównaniu z pozostałymi rodzajami nie wymaga on praktycznie pielęgnacji, za to gorzej absorbuje smar, a także sprawia, że deska wolniej się rozpędza.
2. Raven Core Carbon 2018
box:offerCarousel
Jedna z cieszących się dużą popularnością desek snowboardowych, która wciąż jest ulepszana. Raven Core Carbon 2018 to średniej twardości sprzęt. Jest modelem deski o profilu hybrydowym, czyli łączącym właściwości typowego cambera z freestyle’owym rockerem. Zastosowana hybryda to układ camber/rocker/camber. Rocker na środku deski daje poczucie lepszej kontroli podczas jazdy, camber natomiast umożliwia szybką jazdę w zakrętach. Ślizg w tym modelu, tak jak w Burton Descendant 2018, również został wytłoczony, czyli jest bardzo tani w eksploatacji, a także nie wymaga częstego smarowania. W Raven Core Carbon 2018 zastosowano w pełni drewniany rdzeń oraz potrójną siatkę z włókna szklanego, dzięki czemu wszelkiego rodzaju drgania są jeszcze lepiej tłumione. Oznacza to jednak, że deska jest sztywniejsza i bardziej reaguje na błędy niż modele z podwójną siatką. Cena modelu z seryjnymi wiązaniami to ok. 1400 zł. Bez nich zapłacimy ok. 400 zł mniej.
3. Raven Venus 2018
box:offerCarousel
Jest deską dla pań, które dopiero zaczynają swoją przygodę ze snowboardem. Model Venus 2018 zyskuje dużą popularność dzięki dobrej jakości i niewygórowanej cenie. Zestaw z wiązaniami kosztuje ok. 1000 zł. Zastosowano w nim flatrock, czyli rockery na końcach deski, oraz płaski profil pomiędzy wiązaniami ułatwiający amatorom wykonywanie skrętów. W pełni drewniany rdzeń o miękkim flexie pozwala na lekką zabawę freestyle’ową. W tym modelu również zastosowano ślizg tłoczony pozwalający ograniczyć serwis deski.
Zakup nowej deski snowboardowej wbrew pozorom wcale nie jest łatwy. Wybierając konkretny model, warto przeanalizować jego budowę i ocenić, czy jest odpowiedni do naszych umiejętności. Nie zawsze cena idzie w parze z jakością, dlatego najlepszym rozwiązaniem jest pomoc specjalisty. | Modele desek snowboardowych na 2018 r. – przegląd |
Liczba gier wideo w sprzedaży jest tak duża, że nie sposób zapoznać się ze wszystkimi. Szukając kolejnej rozrywki na komputer lub konsolę, warto przyjrzeć się propozycjom uznanych wydawców w branży o wielkiej renomie. Przedstawiamy najważniejszych z nich. Twórców gier wideo na świecie jest całe mnóstwo, ale tak naprawdę istnieje tylko kilka firm, które odpowiadają za największe hity. Zrobiliśmy w kolejności alfabetycznej listę dziesięciu deweloperów gier wideo, których produkcje po prostu wypada znać.
1. Activision, czyli Call of Duty w trzech odsłonach
Cykl „Call of Duty” jest jedną z najpopularniejszych serii gier wideo w historii. To strzelaniny, które dziś na zmianę wydają trzy różne studia. Od 2003 roku zajmuje się nimi Infinity Ward, w 2005 dołączyło studio Treyarch, a od 2011 za część kolekcji odpowiada Sledgehammer Games. Najnowszą odsłoną cyklu jest „Call of Duty: Infinite Warfare”.
2. Bethesda pokazała, że wojna nie zawsze jest taka sama
Bethesda to nowy właściciel marki „Fallout”, czyli gier RPG osadzonych w świecie zniszczonych ogniem atomowej apokalipsy Stanów Zjednoczonych. Ostatnim z cyklu jest „Fallout 4”, a gra doczekała się już kilku dodatków. Najnowszy „Fallout” czerpie garściami z doświadczeń zdobytych przez twórców przy serii „The Elder Scrolls”, której najświeższą odsłoną jest „Skyrim” – ostatnia część tej sagi została wydana właśnie w uaktualnionej wersji.
3. Efekt masy w wydaniu Bioware, czyli jeszcze więcej RPG
Druga firma, której nazwa rozpoczyna się na „B”, i która odpowiedzialna jest za fenomenalne gry cRPG to Bioware. W ich dorobku znajdują się takie hity, jak seria „Baldur’s Gate”, czyli tytuł oparty o system RPG Dungeons & Dragons. Z nowszych produkcji można wymienić takie przeboje, jak: „Jade Empire”, „Star Wars: Knights of the Old Republic” i „Neverwinter Nights”. Ostatnie głośne realizacje studia, które zostały przejęte przez Electronic Arts, to cykl „Mass Effect” i „Dragon Age”.
4. Świat Blizzarda nie kończy się na „Warcrafcie”
Trzecia z wielkich firm na literę „B” to Blizzard. To twórcy nie tylko uznanych strategii „Warcraft” i „Starcraft” oraz slasherów „Diablo”, ale także najpopularniejszego MMO w historii gier wideo, czyli „World of Warcraft”. WoW doczekał się niedawno kolejnego i bardzo ciepło przyjętego przez graczy dodatku zatytułowanego „Legion”. Nie sposób nie wspomnieć też o grze karcianej „Heartstone” i sieciowej strzelaninie w kolorowej oprawie: „Overwatch”.
5. Polskie CD Projekt RED szturmem wdarło się na salony
Traf chciał, że początek alfabetu zdominowały studia zajmujące się grami RPG. Należy do nich polskie CD Projekt RED, które odpowiedzialne jest za serię produktów na podstawie twórczości Andrzeja Sapkowskiego. Rodzimy „Wiedźmin 3: Dziki Gon” okazał się prawdziwym hitem, który pokazał wielu zagranicznym wydawcom miejsce w szeregu. Następną realizacją w planach studia jest „Cyberpunk”.
6. EA Digital Illusions CE, czyli w skrócie DICE
Kolejne studio na liście należące do Electronic Arts to twórcy jednych z najlepszych strzelanin w historii, konkurujących z cyklem „Call of Duty”. Najnowsza gra DICE to „Battlefield 1”, czyli wieloosobowy shooter przenoszący gracza w czasy pierwszej wojny światowej. Zaledwie rok wcześniej wydano natomiast „Star Wars: Battlefront”, w której gracze mogą walczyć na polach bitew Odległej Galaktyki. Nie sposób nie wspomnieć też o parkourowym i ślicznym „Mirror’s Edge: Catalyst”.
7. Rockstar, a konkretnie Rockstar North
Mało która seria gier zapisała się w kanonie tak jak produkcje markowane przez Rockstar jako „Grand Theft Auto”. Najnowsza odsłona serii, czyli „GTA 5”, okazała się największym hitem w historii branży. Możliwość wcielenia się w przestępcę, charakterystyczna karykaturalna kampania fabularna i przemyślany tryb GTA Online pozwoliły Rockstar North zdobyć uznanie i ogromny kredyt zaufania fanów. Na horyzoncie pojawiło się już „Red Dead Redemption 2” zaplanowane na 2017 rok, a sama zapowiedź tej gry sprawiła, że Internet wręcz się zagotował.
8. Nie o to prosiłem, czyli Square Enix
Fani gier RPG w perspektywie pierwszoosobowej zwykle na początku jako ulubioną produkcję wymienią „Deus Ex”. Niedawno zadebiutowała najnowsza odsłona serii, czyli „Deus Ex: Mankind Divided”, pokazująca dalsze losy Adama Jensena z prequela do cyklu, czyli „Deus Ex: Human Revolution”.
9. Asasynci w odwrocie, czyli Ubisoft
„Assassin’s Creed” to od lat jedna z najbardziej znanych marek w świecie gier wideo i twór molocha w postaci Ubisoftu. Po wydanym w 2015 roku „Assassin’s Creed: Syndicate” nie doczekaliśmy się jeszcze nowej produkcji z serii, ale firma ma wiele innych gier na podorędziu – trzyma w ręku takie marki, jak „Far Cry” i „Watch_Dogs”.
10. Valve, twórcy platformy Steam
Naszą listę zamyka Valve, czyli twórcy legendarnej już serii strzelanin „Half-Life”. Firma zasłynęła realizacją platformy dystrybucji gier Steam na komputery osobiste, a jej bodaj najgłośniejszą produkcją jest drużynowa strzelanina „Counter Strike”, a najnowsza odsłona serii to „Counter Strike: Global Offensive”.
Podsumowanie
Nie było w historii lepszego czasu dla fanów gier wideo. Deweloperzy operują milionowymi budżetami, które pozwalają przygotować im fantastyczne produkcje dające możliwość zanurzenia się w kolejnych wygenerowanych cyfrowo światach. Warto znać studia, które odpowiedzialne są za te najważniejsze wytwory w historii całej branży. | Deweloperzy gier, których powinieneś znać |
Jak samodzielnie zrobić zaprawki na nadwoziu samochodu? Czy można samodzielnie usunąć niewielkie lub większe uszkodzenia lakieru samochodowego? Jakie produkty będą do tego potrzebne? Niektóre proste prace związane z naprawą uszkodzeń nadwozia można wykonać samodzielnie. Przy zachowaniu dużej staranności będą one wyglądać prawie tak, jak prace wykonane przez profesjonalnego blacharza i lakiernika. Prawie, bo samodzielnie nigdy nie uda się osiągnąć tak dużej precyzji ze względu na brak odpowiednich urządzeń, umiejętności i doświadczenia. Niemniej jednak samodzielnie można zrobić naprawdę wiele – i to za niewielkie pieniądze. To ważne w szczególności dla właścicieli starszych samochodów, którym po prostu nie opłaca się inwestować dużych pieniędzy w auto.
Dlaczego trzeba robić zaprawki?
W każdym samochodzie dochodzi do mniejszych lub większych uszkodzeń lakieru. Mniejsze to najczęściej zadrapania powodowane przez gałęzie drzew, otarcia o elementy architektoniczne (słupki parkingowe, ciasne bramy) i inne. Może też dojść do szeregu poważniejszych uszkodzeń, powodujących nie tylko otarcia, ale nawet uszkodzenia blachy karoserii. Do większych uszkodzeń karoserii dochodzi także w przypadku uderzeń kamieni wyrzucanych w powietrze przez koła.
Jednakże najczęstszą przyczyną uszkodzeń karoserii są ataki korozji. Rdza pojawia się najczęściej na nadkolach, w dolnej części drzwi, na przedniej i tylnej klapie, jak również na progach. Są oczywiście i inne miejsca, nie tylko psujące estetykę, ale i znacznie zmniejszające bezpieczeństwo, jak np. kielichy reflektorów.
Zaprawki trzeba robić z dwóch powodów:
* po pierwsze – skutecznie (jeśli są odpowiednio wykonane) zabezpieczają przed atakami korozji. Wszelakie głębsze uszkodzenia lakieru (odpryski) powodują, że w danym miejscu szybko może pojawić się rdza;
* po drugie – zwiększają estetykę pojazdu. Nie oszukujmy się. Obojętnie, czy to miejski mikrus klasy A, czy elegancka limuzyna klasy E – ze rdzawymi nalotami korozji auto będzie wyglądać wyjątkowo paskudnie.
Co jest potrzebne, aby samodzielnie móc zrobić zaprawki na nadwoziu samochodu?
Dobrze, jeśli mamy odpowiednie miejsce do wykonania naszych amatorskich prac – ideałem byłby czysty, dobrze oświetlony garaż. Chodzi o to, aby miejsce naprawy chronić przed osadzającym się na nim pyłem, a także przed opadami atmosferycznymi. W naszym przypadku, ze względu na konieczność wykonania zdjęć, wszystkie prace były wykonywane na zewnątrz.
Na zrobienie jednej porządnej zaprawki trzeba około dwóch godzin. Wszystkie nowoczesne materiały schną dość szybko.
Co musimy kupić, aby móc samodzielnie wykonać zaprawki?
Zmywacz do rdzy (neutralizator) i podkład w jednym – można zastosować dwa środki osobno, ale tak jest wygodniej, taniej – i szybciej.
Lakier bazowy, dobrany na podstawie kodu koloru – jak znaleźć kod koloru? Jest on zapisany w numerze VIN samochodu. Poza tym może znajdować się na tabliczce umieszczonej w bagażniku lub pod maską. Wszystko zależy od producenta samochodu. Nie dobieramy koloru na oko. Dla przykładu – koncern Volkswagen stosował około dwudziestu odcieni koloru srebrnego. Na mniejsze uszkodzenia wystarczy mała buteleczka lakieru z niewielkim pędzelkiem. Na większe – przyda się lakier bazowy w sprayu, co ułatwi jego wygodne nakładanie na większe powierzchnie.
Lakier bezbarwny – zabezpieczamy nim lakier bazowy przed uszkodzeniami. Najczęściej stosuje się lakier nabłyszczający – akrylowy. Niekiedy lakier bezbarwny sprzedawany jest w dwóch opakowaniach – osobno znajduje się utwardzacz. Przed zastosowaniem odpowiednią ilość lakieru należy wymieszać z odpowiednią ilością utwardzacza.
Szpachla samochodowa – do uzupełniania większych ubytków.
Narzędzia do rozprowadzania szpachli – miniaturowe szpachelki z tworzywa sztucznego.
Niewielkie naczynie – przydatne do wymieszania szpachli z utwardzaczem.
Narzędzia do usuwania korozji – takie, z którymi nam się wygodnie pracuje – specjalne końcówki do wkrętarki, gruby papier ścierny itd.
Narzędzia do zapewnienia idealnej powierzchni przed malowaniem – najlepszy będzie papier ścierny wodny o średniej i niskiej gradacji.
Rozpuszczalnik – aby oczyścić dłonie i nadwozie.
Rękawice – do ochrony dłoni.
Folia malarska i taśma malarska – do zabezpieczenia okolic wykonywanej naprawy, a także do ochrony naprawianych miejsc przed kurzem.
Przykre niespodzianki, na które trzeba być przygotowanym
Czasami może wydawać się, że uszkodzenie jest tylko powierzchowne. Niestety, po usunięciu całej rdzy może się okazać, że naszym oczom ukaże się dziura na wylot. Tak często dzieje się w przypadku progów samochodu. Cóż, nie ma co panikować. Trzeba rozszerzyć działania. Do wnętrza progu należy wtrysnąć środek do konserwacji profili zamkniętych. Potrzebna będzie też mata szklana i żywica epoksydowa, służąca do jej utwardzania. To wszystko po to, aby zbudować swoistą „konstrukcję”, dzięki której szpachla samochodowa będzie mogła zatkać dziurę powstałą po usunięciu korozji.
Jak zrobić zaprawki krok po kroku? Bierzemy się za nadkole Seata!
W nasze ręce wpadł Seat Cordoba, na którego nadkolach pojawiło się coś wyjątkowo paskudnego. Przed nami dość skomplikowane zadanie, albowiem mamy do usunięcia nie tylko ślady samej korozji, ale też nieudolnie wykonanej naprawy. Przez to nadkole wygląda naprawdę nieciekawie. Czas to zmienić, aby auto nie straciło swojego uroku.
Ogólny plan w przypadku robienia zaprawek wygląda następująco:
* oczyszczenie naprawianego miejsca i jego okolic (mycie plus zastosowanie odtłuszczacza);
* zabezpieczenie karoserii wokół naprawianego miejsca;
* mechaniczne usunięcie całej rdzy w miejscu naprawy.
* zastosowanie neutralizatora do rdzy, a potem podkładu albo środka, który pełni funkcję neutralizatora do rdzy i równocześnie podkładu.
* po wyschnięciu środka nakładamy cieniutkie warstwy szpachli. Każda kolejna po wyschnięciu poprzedniej (ok. 10 minut).
* przy pomocy papieru ściernego wygładzamy szpachlę do gładkości.
* malujemy miejsce naprawy lakierem bazowym.
* po jego wyschnięciu nakładamy na miejsce naprawy lakier bezbarwny.
Jak to wyglądało w naszym przypadku?
Nasze działania rozpoczęliśmy od mechanicznego usunięcia korozji z naprawianego miejsca. Wkrętarka elektryczna z nałożoną na nią metalową szczoteczką wykonała zadanie w stu procentach.
Następnie przyszedł czas na użycie bardziej brutalnych narzędzi – nawet pilnika i śrubokrętu, aby podważać, zdzierać i usuwać rdzawe paskudztwo, pożerające nadkole naszej srebrnej strzały.
Jeszcze odrobina szlifowania z użyciem wkrętarki i specjalnej nakładki, aby usunąć resztki rudego paskudztwa.
Kiedy całe miejsce było dokładnie oczyszczone, przyszedł czas na nałożenie neutralizatora rdzy i podkładu w jednym. Z racji niezbyt dużego pod względem powierzchni miejsca, używaliśmy środka w płynie, nie w sprayu. Trzeba go nakładać dokładnie, centymetr po centymetrze, na całą oczyszczoną mechanicznie blachę. Środek pozostawił po sobie delikatnie bursztynową warstwę. Neutralizator z podkładem muszą wyschnąć. Trwa to do 20 minut.
Czas na uzupełnienie powstałych ubytków. W tym celu przygotowujemy jakieś niewielkie naczynie i rozrabiamy w nim odpowiednią ilość szpachli samochodowej. Szpachla znajduje się w metalowej puszeczce. W komplecie dostępny jest utwardzacz w niewielkiej tubce. Producent zaleca, aby stosować kilka procent utwardzacza do szpachli. Tak też robimy. Szpachlę należy dokładnie wymieszać z utwardzaczem. Można przystępować do kolejnego etapu.
Do nakładania szpachli potrzebne są nam małe szpachelki z tworzywa sztucznego. Szpachlę nakłada się bardzo cieniutkimi warstwami. Następną można położyć dopiero wtedy, gdy poprzednia w pełni wyschła (do 15 minut). Naprawiane miejsce było sporym wyzwaniem ze względu na swój kształt.
Teraz przed nami obróbka mechaniczna. Do tego celu używamy najpierw kostki polerskiej, potem wodnego papieru ściernego. Trzeć trzeba tak długo, aż naprawiana powierzchnia będzie gładka jak lustro.
Wygładzone miejsce czyścimy specjalną szmatką przeciwpyłową, aby usunąć wszelkie zanieczyszczenia.
Naprawiane miejsce należy oddzielić od reszty nadwozia. Po to, aby nie zabrudzić pozostałych części nadwozia lakierami. Do tego celu wystarczy taśma maskująca, a przy większych powierzchniach także folia malarska.
Można przystąpić do malowania. W naszym przypadku stosujemy lakier bazowy w buteleczce. Posiada on niewielki pędzelek, którym rozprowadzamy lakier na miejscu pokrytym szpachlą. Dla uzyskania lepszego efektu można zastosować lakier w sprayu. Trzeba wówczas zabezpieczyć znacznie większą powierzchnię nadwozia, a sam lakier wpierw wypróbować, np. na kawałku tektury. Następnie nałożyć 2-3 cieniutkie warstwy farby (nie pryska się punktowo, bo można zrobić zacieki) i poczekać do wyschnięcia. Po nałożeniu lakieru warto ochronić naprawiane miejsce przed osadzaniem się na nim zanieczyszczeń i wszelakich pyłków.
Po kwadransie lakier wysycha i naprawa jest zakończona. Na poniższych zdjęciach nie widać pełni efektu (widać między innymi pył od szlifowania). Pełen efekt pojawił się dopiero następnego dnia, gdy wszystko całkowicie wyschło, a karoseria została dokładnie umyta i nawoskowana.
Osiągnięty efekt jest zadowalający, auto wygląda o wiele lepiej niż przed naprawą. Z pewnością rezultat nie jest tak dobry jak w przypadku naprawy wykonanej przez profesjonalnych blacharzy i lakierników, ale... środki użyte do naprawy kosztowały nas łącznie ok. 70 zł (neutralizator z podkładem, lakier bazowy, lakier bezbarwny, szpachla, papiery ścierne). Zużyliśmy ich niewiele, można dzięki nim naprawić jeszcze kilka podobnych uszkodzeń. Całość trwała ok. dwóch godzin. | Fotoporadnik – jak zrobić zaprawki krok po kroku? |
Xperia XA to najnowszy smartfon Sony ze średniej półki. Wyceniane na około 1300 zł urządzenie wyposażono w ośmiordzeniowy procesor, 2 GB RAM-u oraz 5-calowy ekran HD. Specyfikacja
wyświetlacz: 5 cali, 1280 x 720 pikseli, IPS, szkło odporne na zarysowania
chipset: Mediatek MT6755 Helio P10 (4x 2 GHz, rdzenie A53)
grafika: Mali-T860MP2
RAM: 2 GB
pamięć: 16 GB + czytnik microSD (do 256 GB)
obsługa kart w standardzie nanoSIM
łączność: Wi-Fi 802.11 a/b/g/n, Wi-Fi Direct, DLNA, Bluetooth 4.1 z NFC i aptX
system operacyjny: Android 6.0.1 Marshmallow
aparat główny: 13 Mpix, sensor 1/3 cala, autofocus z detekcją fazy, dioda doświetlająca, nagrywanie wideo w 1080p w 30 kl./s
aparat przedni: 8 Mpix, sensor 1/4 cala, nagrywanie wideo w Full HD
funkcje: szybkie ładowanie Pump Express 2.0
czujniki: akcelerometr, zbliżeniowy, kompas
bateria: 2300 mAh
wymiary: 143,6 x 66,8 x 7,9 mm
masa: 137,4 g
Jak na telefon ze średniej półki, specyfikacja urządzenia robi dobre wrażenie, chociaż już niekoniecznie w tej cenie. Zastosowany układ (SoC – Single-on-Chip) jest niezły, ale można by już oczekiwać ekranu w rozdzielczości Full HD, mimo że HD na 5 calach nadal daje wysokie zagęszczenie pikseli (294 ppi). Bateria (2300 mAh) również nie należy do pojemnych, cieszy natomiast dobra łączność, ciekawie zapowiada się też aparat. Brakuje za to czytnika linii papilarnych, w zamian Xperia XA wspiera szybkie ładowanie w technologii Pump Express 2.0 Mediateka, ale w zestawie brakuje specjalnej ładowarki.
Konstrukcja
Design zmienił się mocniej niż w modelu wyższym, czyli Xperii X. Tym razem widać więcej podobieństw do Xperii Z3 (układ przycisków, krawędzie boczne), chociaż opisywany telefon ma świeższą, bardziej wydłużoną formę i prawie nieistniejące ramki boczne. Producent reklamuje model XA jako smartfona bez ramek po bokach, co nie do końca jest prawdą. XA wykonany został ze szkła, metalu oraz tworzyw sztucznych. Urządzenie można nabyć w kolorze białym, czarnym-grafitowym, różowym złotym i złotym limonkowym (ten wariant był testowany).
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Front to szklana tafla wykonana w technologii 2,5D, krawędzie są więc zaoblone, a szkło ma być odporne na zadrapania. Wyświetlacz wydaje się rozciągać bezpośrednio od lewej do prawej krawędzi urządzenia, niemniej wciąż można dostrzec minimalną, około półmilimetrową ramkę (chociaż widać ją jedynie po włączeniu ekranu). Nad wyświetlaczem znalazły się: czujniki, obiektyw przedniego aparatu, delikatnie zaznaczone logo producenta oraz dioda ładowania i powiadomień. Głośnik rozmów jest praktycznie zespolony z górną krawędzią. Pod ekranem nie ma nic, a miejsca jest sporo – wolny pasek ma 1,5 cm i spokojnie pomieściłby głośnik oraz dotykowe przyciski nawigacyjne.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Krawędzie są metalowe, mocno zaokrąglone, tak jak w modelu Z3 i inaczej niż w Z5. Prawy bok to komplet przycisków rodem ze starszych Xperii, składa się na niego okrągły włącznik, umieszczony trochę powyżej środka krawędzi, regulacja głośności, a poniżej wyzwalacz aparatu. Lewa strona to podłużna zaślepka skrywająca szczeliny kart nanoSIM oraz microSD. Dolna ścianka zawiera port microUSB, mikrofon oraz szczelinę głośnika multimedialnego. Na górnej krawędzi ulokowano dodatkowy mikrofon oraz wyjście słuchawkowe.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Plecy również mają zaoblone krawędzie, podobnie jak szkło wyświetlacza. W górnej części widać znaczek NFC, a pod nim zakamuflowane logo producenta. Górny lewy róg zajmują obiektyw aparatu wraz z diodą doświetlającą, które praktycznie nie wystają ponad bryłę urządzenia, mimo że ta ma zaledwie 7,9 mm grubości.
Wykonanie urządzenia jest rewelacyjne, materiały są wysokiej jakości, a spasowanie elementów precyzyjne. Kolory obudowy robią wrażenie, chociaż limonkowe złoto jest dosyć odważne, niemniej efekt wygląda ciekawie – obudowa połyskuje jednocześnie na zielonkawo i na złoto. Kształt urządzenia jest specyficzny – to coś nowego – nie każdemu może się podobać. Według mnie jest zbyt wydłużony, a puste miejsce pod wyświetlaczem wygląda dziwnie (pomijając nawet zmarnowaną przestrzeń).
Ergonomia i użytkowanie
W praktyce wydłużona tabliczka sprawdza się bardzo dobrze, a zminimalizowane ramki poprawiają ergonomię. Xperia XA jest wąska, nie męczy dłoni i wygodnie trzyma się ją w palcach – krawędzie nie drażnią opuszków, są na tyle matowe, że chwyt jest pewny.
Mimo że obudowa nie wypełnia dłoni i jest raczej płaska, to pomagają zaoblenia krawędzi – zarówno szkła, jak i pleców. Nie ma ostrych krawędzi, nic nie drażni skóry. Gorzej jest z podnoszeniem urządzenia z blatu – sam podważałem telefon za pomocą pokrywki przycisków regulacji głośności, ale czasami przez przypadek odpychałem telefon. Obudowa jest śliska, więc opisywana Xperia może ześlizgnąć się z biurka.
Przyciski sprawdzają się świetnie. Osobiście preferuję taką konfigurację dużo bardziej niż tę znaną z Z5, Z5 Compact czy nowej Xperii X. Tutaj regulacja głośności jest blisko włącznika, w bardzo dobrym miejscu, tuż pod kciukiem. Przyciski spisują się wzorowo; wyraźnie odstają, są sprężyste i wyczuwalne.
Na pochwałę zasługuje też obecność diody powiadomień, która miga nawet wtedy, gdy ktoś dzwoni. Zabrakło jednak czytnika linii papilarnych, który obecnie montowany jest w smartfonach z coraz niższej półki cenowej, a Xperia XA to jednak drogi średniak. Niestety nie znalazłem także opcji wybudzenia ekranu podwójnym stuknięciem, a to również coraz bardziej popularna i wyjątkowo praktyczna funkcja.
Obudowa nieznacznie nagrzewa się podczas intensywnego użytku czy pobierania danych w tle, ale wszystko pozostaje w granicach normy – obsługa smartfona cały czas jest komfortowa.
Głośnik na spodzie bardzo łatwo zasłonić. Jego dźwięk jest donośny, ale brzmi przeciętnie. Szkoda, że producent zrezygnował z głośników stereo. Podobnie jak w przypadku Xperii X, wersja XA nie posiada wodoodporności.
Wyświetlacz
Niestety to nie ekran tej samej jakości co w Xperii X. Zagęszczenie pikseli nie daje powodów do narzekania (294 piksele na cal), ale gorzej jest z kolorami, które sprawiają wrażenie wypłowiałych i matowych, nawet z włączonym ulepszaniem Bravia Engine 2 lub w trybie superżywych kolorów. To nie nasycenie rodem z wyświetlaczy AMOLED Samsunga ani nie poziom wysokich modeli serii Z od Sony. Kolorystyka nie jest też wierna, wiele barw wydaje się wręcz wymieszanych z szarościami. Biel jest lekko niebieska (co można dostosować), a czerń płytka. Nie zachwycają także kąty widzenia – od boku biel robi się bardziej błękitna, a ekran lekko się przyciemnia. W pełnym słońcu zabraknie podświetlenia – wyświetlacz jest trochę zbyt ciemny, nawet przy ustawionej ręcznie maksymalnej jasności. Moim zdaniem, oceniając całościowo, ekran zawodzi, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę cenę smartfona. Nadal nie jest to poziom skandaliczny, ale zdecydowany krok wstecz w stosunku do ekranów, jakie zwykle oferowało Sony.
Interfejs dotykowy spisuje się natomiast bardzo dobrze, jest odpowiednio czuły i precyzyjny. Xperia XA obsługuje cztery punkty dotyku.
System operacyjny i wydajność
Interfejs jest nowy, zdecydowanie odświeżony. Systemu natomiast nie zmodyfikowano znacząco, w wielu miejscach widać czystego Androida. Odświeżono ikonki, przez co system jest bardziej atrakcyjny i stanowi bezpośrednie rozwinięcie konstrukcji samego smartfona. Ma kolorowe motywy czy barwne tapety, które idealnie pasują do kształtu i designu opisywanej Xperii. Nowości wprowadzono kosztem okienkowych aplikacji (np. kalkulatora dostępnego z listy aplikacji działających w tle), już nie da się ich uruchomić w taki sposób, ale nadal można zamknąć wszystkie otwarte aplikacje jednym przyciskiem. Menu ustawień jest czytelne i logicznie rozplanowane. Wizualnie system robi dobre wrażenie, a do wyboru jest też wiele motywów graficznych. Producent wgrał też dodatkowe aplikacje, takie jak odtwarzacze, galerie, czytniki newsów, pogodę i wiele innych.
System działa nieźle, ale, jak to w średniakach bywa, czasami zwolni, zdarzają się przycięcia. To jednak wciąż sprawnie działające urządzenie, które pozwala przełączać się pomiędzy aplikacjami, pobierać w tle pliki lub aktualizacje, ale czasami trzeba trochę poczekać. To nie poziom wysokiej średniej półki, ale także nie Xperia X. Nie jest to wydajność dla wymagających, ale zwykły użytkownik, który nie miał kontaktu z szybszymi smartfonami, raczej nie powinien narzekać, tym bardziej, że system działa stabilnie.
W benchmarku AnTuTu 6.1.4 urządzenie zdobywa 47779 punktów. Z nieznanych powodów nie udało się przeprowadzić testu w GeekBench 3. W teście grafiki 3DMark Slingshot ES3.1 telefon uzyskał 429 punktów. Jak na średnią półkę jest nieźle, ale da się znaleźć zdecydowanie szybsze smartfony, które będą oferowały taką wydajność za niższą cenę, np. starsze flagowce LG, urządzenia Meizu czy Xiaomi. Gdy priorytetem jest zatem najwyższa wydajność, Xperia XA nie będzie dobrym wyborem.
Bateria
Pojemność akumulatora nie imponuje, czas działania smartfona również. Przy normalnym użytkowaniu to około 1,5 dnia pracy, a osoby oszczędne wyciągną dwa dni bez rezygnowania z Wi-Fi, z kolei intensywny użytek pozwoli na dzień pracy.
Ładowanie baterii od 10% do pełna trwa około 1,5 godziny – to niezły wynik. Szybkie ładowanie jest obsługiwane, ale należy dokupić odpowiednią ładowarkę Sony.
Multimedia – gry, aparat, audio
Wydajność telefonu pozwoli docenić wiele tytułów z Google Play – popularne gry zręcznościowe w 2D i 3D nie będą dla Xperii XA wyzwaniem, to jednak wyświetlacz 720p, dzięki czemu układ graficzny jest mniej obciążony niż w przypadku matrycy Full HD. Wymagające gry 3D – wyścigowe lub strzelanki – mogą mieć obniżoną grafikę, nie być idealnie płynne, ale pozostaną grywalne.
Aplikację aparatu cechuje prosty interfejs. Prawy bok zawiera spust migawki, skrót do galerii oraz przycisk ustawień (rozdzielczość, kolor i jasność, samowyzwalacz, śledzenie, zdjęcia z uśmiechem i wiele innych). Tryby zmienia się gestem lub z belki po lewej stronie – nad nią (belką) jest zmiana obiektywu, pod nią ustawienia lampy. Interfejs pokazuje wskazówki, jest intuicyjny, ale nie można liczyć na wyjątkowo zaawansowane opcje – tryb manualny to tylko balans bieli i wybór scenerii. Zdjęcia są zwykłe, nie prezentują niczego specjalnego. Kolory są przyzwoite, a w słoneczny dzień rejestrowanych jest sporo detali. Nocą nie ma co liczyć na udane ujęcia, a i w dzień bywają problemy – czasami zdjęcia wychodzą nieostre, rozmyte, a balans bieli się gubi. Fotografie z przedniego obiektywu też często są nieostre, a wideo ma przeciętny poziom. Przykładowe zdjęcia dostępne w linkach poniżej:
zdjęcie 1, zdjęcie 2, zdjęcie 3.
Od głośnika nie można wiele wymagać, ale na słuchawkach jest już bardzo dobrze – smartfon zadowoli melomanów. Dźwięk jest czysty, mocny, ma podkreślony bas. Całość brzmi raczej rozrywkowo, ale czytelnie, brzmienie ma niezłą przestrzeń. Dostępne są także dodatkowe efekty przestrzenne, symulacje większych pomieszczeń i filtry – dodają one sztuczności, ale brzmienie jest nadal satysfakcjonujące. To jeszcze nie poziom flagowych konstrukcji, ale Xperii XA wcale do nich nie tak daleko.
Łączność i jakość rozmów
Nie ma problemów z łącznością – smartfon jest nieźle wyposażony. Podczas testów dobrze spisały się GPS i Bluetooth, nie było też problemu z Wi-Fi czy LTE. Na pochwałę zasługuje obsługa łączności NFC i Bluetooth z aptX – można wykorzystać potencjał droższego sprzętu audio. Jakość rozmów jest również bardzo dobra, co dotyczy zarówno przekazu głosu rozmówcy, jak i naszego.
Podsumowanie
Sony Xperia XA to telefon, który może zachwycać designem, wykonaniem i ergonomią. To bardzo praktyczny sprzęt pracujący stabilnie i oferujący sensowną wydajność. Należy zwrócić uwagę na wysoką jakość dźwięku na słuchawkach, obecność czytnika kart microSD czy wielu modułów łączności.
Czy to zatem smartfon godny polecenia? Tak, ale jeszcze nie teraz. Jeśli stanieje, to może być dobrym wyborem, ale przy aktualnej cenie trudno nie czepiać się słabszego wyświetlacza, braku czytnika linii papilarnych i mimo wszystko nie najwyższej wydajności oraz przeciętnej jakości zdjęć. | Test smartfona Sony Xperia XA – gdy liczy się design |
Wyjeżdżając z dzieckiem na wakacje, z pewnością w każdej walizce znajdzie się strój kąpielowy. A kapok? Już niekoniecznie. Tymczasem jest to ważny zakup szczególnie w przypadku mniejszych dzieci, do 3. roku życia. Sprawdź, jakie rodzaje kapoków są dostępne na Allegro. Czym jest kapok do pływania?
Kapok jest innym określeniem kamizelki do pływania. Poleca się go zwłaszcza dzieciom, które dopiero rozpoczynają przygodę z wodą i nauką pływania. Idealne dopasowanie do małego użytkownika pozwala na bezpieczne podtrzymywanie go na powierzchni wody. Ponadto kolorystyka kapoków sprzyja dobrej widoczności dziecka. Sprzęt sprawdza się wszędzie tam, gdzie jest woda – na basenie, nad jeziorem czy na nadmorskiej plaży. Kamizelka stwarza warunki bezpiecznej zabawie, dzięki czemu dzieci nabierają pewności i przełamują strach przed wodą. Kapok przypomina wyglądem kamizelkę ratunkową, którą tak naprawdę nie jest.
Rodzaje kapoków do pływania
Kapoki do pływania zasadniczo dzielimy na dmuchane i neoprenowe. Te pierwsze są zdecydowanie tańsze, ale mają dużo mniej właściwości. Co prawda, mają opcję regulowania zapięć, jednak nie można np. zmieniać w nich ilości pływaków. Kamizelki neoprenowe są dużo bardziej trwałe, a dopasowywanie poziomu wyporności umożliwia maksymalne dostosowanie do wieku i potrzeb małego użytkownika. Ponadto kapok pomaga w podtrzymywaniu ciepłoty dziecka.
Kapoki do pływania – przegląd
Na Allegro dostępny jest dość duży wybór kapoków/kamizelek do pływania, szczególnie w wersji dmuchanej.
1. Do nauki pływania Bestway – duża dostępność i niska cena (8–19 zł), dla dzieci od 3. do 6. roku życia, a więc do ok. 30 kg. Jego atrybutami są lekkość i poręczność, gdyż nienadmuchany zajmuje niewiele miejsca. Ma paski, których długość można regulować, oraz dwie sprzączki. Kapok mimo swojej lekkości jest wytrzymały, na co pozwala użyty w produkcji materiał winylowy. Produkt posiada certyfikat CE. Najbardziej dostępny jest kapok w kolorze żółtym, choć do wyboru są również kamizelki z postaciami bajkowymi, m.in. Minnie czy Spidermanem.
2. Intex – kapok również w wersji do samodzielnego nadmuchania, żółty lub czerwony, z kołnierzem. Ma dwa regulowane paski, które umożliwiają jak najlepsze dopasowanie do sylwetki. Poza tym ma szybkie i wygodne zapinanie na dwie klamry. Przeznaczony dla dziecka od 3. do 6. roku życia. Cena – do 16 zł.
3. Kapok pływak do nauki pływania – kapok z miękką pianką, którą wkłada się w specjalne kieszonki. Gdy dziecko jest starsze, pianki można wyciągać parami, co zmniejszy wyporność. Cena – ok. 50 zł.
4. Kamizelka kapok pływak do nauki pływania 2–3 lata – dla dziecka ważącego 15–18 kg. Ma aż osiem komór, w których znajdują się usuwalne pianki. Wyciąganie pianek powinno odbywać się wraz z rozwojem zdolności pływackich. Kapok ten jest dużo droższy od swoich poprzedników – ok. 140 zł.
5. Kamizelka kapok pływak do nauki pływania 4–5 lat – dla dziecka o wadze 18–26 kg. Jest dość drogi (ok. 140 zł), ale cena jest warta jego możliwości, m.in. wyciągania pianek z ośmiu komór czy zapinania kapoka na suwak zabezpieczany rzepem. Wyróżnia go piękna kolorystyka.
6. Swimming Kapok-Koło – stosunkowo nowy model, który zakłada się na szyję i pod ramionami. Dwa kolory do wyboru: niebieski i różowy. Jest bardzo lekki, w przedniej części spinany klamrą. To kapok do samodzielnego nadmuchania. Cena – 18 zł.
Kapok do pływania pozwala na przełamywanie barier w pływaniu i wspomaga naukę. Trzeba jednak podkreślić, że nie spełnia on funkcji kamizelki ratunkowej. Korzystanie z niego wymaga więc ciągłej obecności i czujności osoby dorosłej. | Bezpieczne, wakacyjne kąpiele - wybieramy kapok dla dziecka |
Choć niewielka, dobrze urządzona potrafi zaskoczyć. Kawalerka w typowo męskim wydaniu, bez pluszu, kryształków i poduszek na kanapie. Lecz jakiś miękki akcent w salonie lub sypialni może się przydać. Gdy mieszkanie urządza mężczyzna, wbrew pozorom nie musi to być jaskinia z dwiema szafkami na czyste i brudne rzeczy. Panowie w obliczu nowych wyzwań, a takim z pewnością jest aranżowanie wnętrza, wykazują się nie tylko funkcjonalnością, ale także zmysłem estetycznym.
Idealne zaplecze
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Fot. Nodus Rug, Muraspec, Bonaldo, Magnat, The London Tile Co, Quick Step
Pierwsze mieszkanie, zwykle kawalerka z ograniczoną ilością miejsca, zapowiada wejście w świat aranżacji wnętrz. Urządzanie własnego lokum warto zacząć od bazy – ścian (farbi i tapety), podłóg, dywanów czy zabudowy meblowej. Pamiętajmy, że mieszkanie ma niewielki metraż, meble więc powinny być kompaktowe, w miarę możliwości składane i wielofunkcyjne.
W męskich stylach występują barwy stonowane, raczej ciemniejsze, takie jak szarości, granaty i czerń czy głębokie brązy – coraz częściej rozświetlone nowoczesnym panelem sterującym w sprzęcie elektronicznym niż złotym czy srebrnym designerskim akcentem. Ale tych też nie brakuje. Nie oszukujmy się, przesyt ciemnego barwnika wokół może przytłaczać i działać depresyjnie, dlatego warto przyjąć zasadę doboru akcesoriów na zasadzie kontrastu. Jeśli baza jest jasna, co wcale nie ujmuje męskiemu stylowi, dobierzmy do niej ciemniejsze detale. Świadomość, że w kawalerce poza gospodarzem nikt inny nie przebywa, musi się zmierzyć z rzeczywistością – zjawią się i znajomi, i rodzina. Z myślą o nich warto zadbać przynajmniej o dodatkowe miejsce do siedzenia i kubki do kawy, a przy aranżacji wnętrza popracować nad drobiazgami.
Gadżety budują nastrój
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Fot. IKEA, Artisanti, Karlsson, CreativeTops, CasaLola, Eva Solo
Wśród niezbędnych elementów męskiej samotni z pewnością znajdą się akcesoria kuchenne, takie jak stalowy stojak na noże, garnki ze stali nierdzewnej czy kawiarka. Wszystko w rozmiarach pasujących do niewielkiej kuchni. W dalszym ciągu obracając się w stonowanej, nieco mrocznej męskiej stylistyce, wybierzmy też ciemne kubki, a do salonu wyraziste grafiki nadające wnętrzu charakter. W łazience mogą pojawić się akcesoria, takie jak czarny lub grafitowy ręcznik i kubek na szczotki.
Niemal każdy z obowiązujących stylów aranżacji wnętrz przypadnie panom do gustu. Klasyczny, w którym dominują ciemne drewno i skóra, czy skandynawski, oparty na prostych w formie i funkcjonalnych detalach, zestawionych z jasnym drewnem. Warto wybrać też takie elementy dekoracyjne, które nieco ocieplą wnętrze. Nawet w minimalistycznie urządzonym mieszkaniu dobrze będzie wyglądać miękka narzuta na kanapę (łóżko w kawalerce to nieraz luksus), a przy oknie lub w pobliżu lampy fotel uszak, obowiązkowo w ciemnej tapicerce. Obok możemy ustawić gazetownik, stolik z surowego drzewa i regał na książki. Czytanie ma w końcu wymiar uniwersalny i nie jest przypisany płci. | Kawalerka w męskim stylu |
Wielkanocne śniadanie to jeden z najbardziej uroczystych posiłków, które spożywamy w rodzinnym gronie. O jego znaczeniu mówi nie tylko wyjątkowe menu i strój, który zakładamy na tę okoliczność, ale też nakrycie stołu. W niejednym polskim domu w te świąteczne dni dania serwuje się na specjalnej zastawie stołowej, wyjmowanej z kredensu jedynie kilka razy do roku. Jeżeli jeszcze takowej nie posiadamy, warto przyjrzeć się ofercie producentów. Menu na śniadanie wielkanocne
Co znajdzie się na wielkanocnym stole w domach większości polskich rodzin? Tego poranka będzie królował przede wszystkim żurek na samodzielnie przygotowanym zakwasie oraz jajka w wielu odsłonach, które symbolizują nowe życie. Pojawią się też dania mięsne, co oznacza koniec postu. Nie powinno zabraknąć słodkości: paschy, mazurka lub babki wielkanocnej.
Zastawa stołowa marki Lubiana
Lubiana to polski nowoczesny producent porcelany stołowej, który oferuje wyroby na najwyższym poziomie zarówno dla klientów krajowych, jak i zagranicznych. Marka funkcjonuje od 1969 roku. Asortyment firmy obejmuje produkty w 35 różnych fasonach. Lubiana specjalizuje się w produkcji porcelany białej i twardej. W asortymencie znajduje się serwis obiadowy ze śnieżnobiałej porcelany (kolekcja o nazwie Tiago). Jego elementy charakteryzują się prostotą, są utrzymane w nowoczesnym stylu. Mają zaokrąglone brzegi i ozdobę w postaci delikatnych pasków.
W skład tego zestawu wchodzą talerze: głęboki, obiadowy i deserowy. Można go uzupełnić o dodatkowe elementy z tej samej serii: filiżanki ze spodkiem i salaterki – niezbędne na wielkanocnym stole. Jak zapewnia producent, wszystkie produkty cechują się wysoką jakością i trwałością m.in. za sprawą zastosowanej dodatkowej warstwy szkliwa. Zastawa stołowa marki Lubiana jest dostępna na Allegro w cenie od 119 (komplet 18-elementowy) do 450 zł (42 elementy).
box:offerCarousel
Zastawa stołowa marki Ćmielów
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Ćmielów to polska fabryka porcelany cienkościennej. W jej asortymencie znajdują się unikatowe przedmioty, które zostały wyprodukowane z dbałością o detal, ręcznie wykonane i zdobione. Skierowane są m.in. do wielbicieli tradycji, gdyż firma odtwarza kolekcjonerskie fasony porcelanowej zastawy stołowej w nowym, ekskluzywnym wydaniu. Początki ćmielowskiej fabryki sięgają 1790 roku. W ofercie marki Ćmielów znajduje się zastawa stołowa z kolekcji Astra (linia Classic), w której skład wchodzą talerze, filiżanki i dzbanki w trzech wersjach: pozbawionej zdobień, udekorowanej złotą kreską i z ornamentowym wzorem. Serwis reprezentuje styl klasyczny.
Jest dostępny zarówno w typowych zestawach dla 12 gości, jak również kawowych i herbacianych przygotowanych z myślą o 6 osobach, do których można dokupić kolejne elementy według upodobań i potrzeb, np. kieliszek lub spodek do jajka, maselniczkę czy imbryk. Zastawa stołowa marki Ćmielów jest dostępna na Allegro w cenie od 219 do 704 zł (w zależności od liczby elementów).
box:offerCarousel)
Zastawa stołowa marki Ikea
Uwagę zwolenników kolorowych naczyń prawdopodobnie zwróci zastawa stołowa marki Ikea, np. zestaw naczyń z linii Fargrik lub Dinera (jest dostępny w takich odcieniach, jak: niebieski, szaro-niebieski, jasnoróżowy, beżowy i zielony). Poszczególne elementy tych kolekcji wykonano z kamionki. Pierwsza linia obejmuje naczynia o prostej formie, zaś druga wyróżnia się przytłumioną kolorystyką, dzięki czemu sprawdzi się w aranżacji stołu wielkanocnego w stylu rustykalnym. Każdy z zestawów składa się z 18 elementów: 6 talerzy głębokich, 6 obiadowych i 6 deserowych. Można je uzupełnić o miseczki i kubki z tej samej serii (są utrzymane w podobnej stylistyce i kolorystyce). | Zastawa stołowa na wielkanocne śniadanie |
Zmiana Regulaminu Allegro Zgodnie z zapowiedzią, wprowadziliśmy dziś nową Politykę ochrony prywatności (Załącznik nr 5 do Regulaminu Allegro). Zaktualizowaliśmy także treść samego Regulaminu Allegro. Dzięki zmianom treść obu dokumentów jest zgodna z Rozporządzeniem o Ochronie Danych Osobowych. Zacznie ono obowiązywać w krajach Unii Europejskiej od 25 maja.
Zmiany w Regulaminie Allegro przedstawiamy w pliku PDF.
Dowiedz się więcej o RODO | Zmiana Regulaminu Allegro |
Czy kiedykolwiek pomyślałeś o tym, że w twojej kuchni nie tylko energooszczędna zmywarka, lodówka i kuchenka mogą być ekologiczne? Możesz stać się bardziej eko korzystając z „zielonych” desek do krojenia, akcesoriów kuchennych, a nawet zastawy stołowej. Poniżej lista akcesoriów kuchennych codziennego użytku w wersji eko. Ekologiczne deski do krojenia
Kupując deskę do krojenia, najlepiej wybierz tę wykonaną z drewna. Drewniane deski charakteryzują się dużą wytrzymałością, noże się na nich nie tępią i, w przeciwieństwie do desek plastikowych, nie są siedliskiem bakterii i zarazków. Najlepsze ekologiczne deski wykonuje się z bambusa – rośliny o drewniejących łodygach, która szybko rośnie i po ścięciu nie wymaga ponownego sadzenia.Bambusowe deski do krojenia wkomponują się w wystrój każdej kuchni.
„Zielona” zastawa
Ekologiczną zastawę stołową możesz używać albo do serwowania codziennych posiłków, albo na specjalne okazje. „Zielone” talerze produkuje się ze szkła nadającego się w 100% do ponownego przetworzenia lub z ekologicznej ceramiki. Eko zastawa wytworzona ręcznie będzie nie tylko przyjazna środowisku, ale stanie się też pięknym elementem wystroju kuchni.
Szklanki do ponownego przetworzenia
Jeśli zakupiłeś już ekologiczną zastawę, uzupełnij ją szklankami wykonanymi z materiału w 100% nadającego się do ponownego przetworzenia. Najpopularniejszym materiałem wykorzystywanym do produkcji szklanek jest szkło, ale możesz poszukać również kubków ceramicznych, bambusowych lub wykonanych z otrąb.
Bionaczynia do zjedzenia
Na wyposażeniu kuchni warto mieć też naczynia jednorazowe. Wykorzystasz je na domowej imprezie, grillu, czy przyjęciu dziecięcym. Ekotalerze, miski i miseczki wykonane z otrębów pszennych po użyciu można przeznaczyć na kompost lub nawet je… zjeść. Bionaczynia są bezpieczne, bo ani się nie tłuką, ani nie parzą w dłonie, kiedy położy się na nich gorącą potrawę. Powinny zagościć w każdym domu – nie tylko na dziecięcym przyjęciu w ogrodzie.
Ekologiczne akcesoria kuchenne i naczynia
Przybory kuchenne wykonane z palisandru są wytrzymałe i odporne na zniszczenia, a także łatwe do czyszczenia. Wystarczy umyć je pod wodą i osuszyć ręką. Ekologiczne akcesoria mogą być również wykonane z bambusa i stali nierdzewnej. Stal nierdzewna nie zawiera szkodliwej substancji BPA (obecnej w niektórych produktach plastikowych) i nie „zapamiętuje” zapachów.
Ekologiczne metalowe miski
Miski wytworzone z metaluświetnie prezentują się w kuchni i mogą służyć jako naczynia, w których podaje się pieczywo lub owoce. Metalową miskę możesz wykorzystać też jako serwetnik. Do kuchni wybieraj miski ekologiczne nadające się do ponownego przetworzenia. W sklepach znajdziesz je w różnych rozmiarach i kolorach.
Silikonowa mata do pieczenia
Zamiast za każdym razem, kiedy coś pieczesz używać papieru do pieczenia, kup specjalną silikonową matę do pieczenia. Potrawy przyrządzane na macie do niej nie przywierają – nie musisz więc dodatkowo smarować maty tłuszczem. Silikonowe maty wytrzymują wysokie temperatury, są wytrzymałe i dostępne w różnych rozmiarach i kolorach.
Pojemniki do przechowywania żywności w ekologicznym stylu
Najwygodniejsze do przechowywania żywności wydają się plastikowe pojemniki, jednak nie są one tak zdrowe i ekologiczne, jak pojemniki szklane. W szklanym naczyniu możesz przechowywać nawet bardzo aromatyczne potrawy, a potem tylko je przepłukać, żeby nie było czuć zapachu. Szkło w 100% można ponownie wykorzystać do produkcji kolejnych opakowań lub naczyń.
Gotowanie w stylu eko
Garnki jako niezbędne wyposażenie każdej kuchni też mogą być eko. Jednym z najbezpieczniejszych materiałów, z którego produkuje się garnki jest glina. Wytwarza się z niej ceramiczne naczynia do gotowania i smażenia. Kupując ceramiczne garnki, wybieraj tylko te matowe. Świecące (glazurowane) mogą mieć dodatek szkodliwych substancji jak kadm i ołów.
Maty i serwetki z ekologicznych materiałów
Do ekologicznych naczyń kuchennych można zaliczyć też dodatki codziennie używane w kuchni, jak np. maty na stoły, podkładki pod kubki i serwetki. Zamiast plastikowych podkładek pod talerze i szklanki, używaj mat bambusowych lub lnianych. Serwetki papierowe zamień na wytrzymałe serwetki lniane.
Wybierając ekologiczne naczynia do domu, dbasz nie tylko o środowisko, ale również o swoje zdrowie. Naczynia i sztućce wykonane z drewna i stali nierdzewnej są o wiele bezpieczniejsze i zdrowsze niż ich plastikowe odpowiedniki. | Ekologiczne naczynia w domu |
Stan cery każdej kobiety zmienia się w raz z upływem czasu. O utrzymaniu zdrowej i wiecznie młodej skóry myślą nie tylko panie po trzydziestce, ale coraz częściej także młode dziewczyny w wieku dwudziestu lat. W tym okresie skóra jest jeszcze jędrna i gładka. Mimo to warto już na początku zadbać o jej zdrowy wygląd, aby zapobiegać późniejszym niedoskonałościom, które funduje nam natura. Dwadzieścia lat to piękny wiek – jesteś młoda, zdrowa, piękna i z pewnością nie myślisz o zmarszczkach i starzeniu się skóry. Czas jednak płynie nieubłagalnie, dlatego warto pomyśleć o odpowiedniej pielęgnacji cery już teraz. To pozwoli uniknąć niechcianych problemów skórnych, które niestety pojawiają się z wiekiem u większości kobiet. Po 25 roku życia skóra kobiet zaczyna ulegać nieodwracalnemu starzeniu się. Naturalne włókna kolagenowe skóry wiotczeją i przesuszają się. Na pogorszenie się jej stanu mogą wpływać też czynniki hormonalne, ciąża, długotrwały stres, palenie tytoniu, alkohol. Jest kilka ważnych codziennych czynności, o których musisz pamiętać dbając o swoje skórę. Przedstawiamy kilka z nich.
Demakijaż
Pierwszą podstawową czynnością pielęgnacyjną jest poranny i wieczorny demakijaż twarzy. Przemywając rano twarz, najlepiej stosować płyn micelarny, tonik lub żel myjący, który w przeciwieństwie do mydła nie niszczy ochronnej warstwy lipidowej skóry powstającej przez noc. Dodatkowo należy nawilżyć skórę kremem z filtrem ochronnym, która uchroni cerę przed zbyt szybkim pojawianiem się zmarszczek (spowodowanych długotrwałym przesuszeniem skóry). Podobnie jest z wieczorną pielęgnacją – zmywanie makijażu po całym dniu jest konieczne, aby oczyścić cerę. Na noc najlepiej nawilżać cerę kremem beztłuszczowym oraz dodatkowo aplikować specjalny krem pod oczy, który zapobiegnie pojawianiu się zmarszczek w kącikach oczu.
Peeling
Dodatkowo warto przemywać twarz peelingiem, jednak tu trzeba uważać, aby nie stosować go częściej, niż dwa razy w tygodniu, ponieważ peelingi z granulkami niszczą naturalną warstwę ochronną skóry. Warto korzystać z peelingów kwasowych lub żelów oczyszczających, które nie powodują ścierania się naskórka i są bezpieczniejsze dla cery.
Makijaż
Robiąc codzienny makijaż, warto pamiętać o jakości kosmetyków, których używamy. Najlepiej wybierać produkty jednej marki, ponieważ będą uzupełniać się składem. Pierwszym krokiem do dobrego makijażu jest przygotowanie odpowiedniej bazy, czyli aplikacja kremu nawilżającego chroniącego cerę przed szkodliwymi czynnikami. Kolejnym krokiem jest nałożenie odpowiedniego podkładu (najlepiej wzbogaconego dodatkowo o krem z filtrem), a po nim pudru, najlepiej mineralnego, bogatego w składniki odżywiające cerę.
Usta
Podkreślaj swoje atuty, a jednocześnie chroń to, co najpiękniejsze. Możesz śmiało korzystać z całej gamy kolorów szminek, które powiększają optycznie usta i nadają im wyrazisty charakter. Zanim jednak wybierzesz odpowiedni kolor pomadki, pamiętaj o warstwie ochronnej dla swoich ust. Przed malowaniem posmaruj je bezbarwnym balsamem odżywczym, najlepiej z witaminą A i E, który odżywi usta i zarazem spowoduje, że szminka będzie się na nich trzymać dłużej. | Młoda skóra również wymaga pielęgnacji - najlepsze kosmetyki dla 20-latek |
Natec RX33 z serii Genesis to klawiatura stworzona z myślą o graczach lubiących oszczędność. Za tę pełnowymiarową klawiaturę z podświetleniem i przyciskami multimedialnymi trzeba zapłacić około 80 zł. Co oferuje i czy warta jest zakupu? Specyfikacja
liczba klawiszy: 104
mechanizm: membranowy
profil klawiszy: wysoki
wtyk: USB 2.0
przewód: 200 cm, w materiałowej izolacji, z filtrem
długość: 458 mm, szerokość: 190 mm, wysokość: 300 mm
Wyposażenie
Klawiatura pakowana jest w estetyczne, czarno-czerwone pudełko. Nie ma w nim jednak dodatkowych akcesoriów, producent nie dodał alternatywnych klawiszy do podmiany WASD lub strzałek (jakie są popularne w klawiaturach dla graczy). W zestawie odnajdziemy jedynie prostą instrukcję obsługi.
Wygląd
Natec RX33 zbudowano z tworzyw sztucznych o dominującej czerni. Klawisze są matowe, obudowę wykończono na wysoki połysk. Klawiatura bazuje na typowym układzie QWERTY, bez większych udziwnień i dodatkowo wydzielonych klawiszy. Jedyne odstępstwo od standardu to łukowaty, dolny rząd klawiszy z pogrubioną spacją (podobnie jak w klawiaturach Microsoftu). Enter jest duży, pionowy, a proporcje klawiszy Control oraz Shift zostały zachowane. Producent zadbał jednak o nietypowy, bardziej „agresywny” kształt.
Dłuższe krawędzie obudowy mają charakterystyczne wypustki, wcięcia w środkowej części. Obie strony są symetryczne, te dolne „skrzydła” zostały uformowane na kształt podpórek pod nadgarstki. Mają wytłoczoną heksagonalną fakturę, na kształt plastra miodu. Podpórki są bardziej szorstkie i matowe, nie ogumowano ich.
Klawisze mają delikatne wgłębienia, białe, półprzezroczyste nadruki. Przez nie „przebija się” podświetlenie w kolorze czerwonym. Nie jest to intensywne światło. Można wybierać spośród czterech trybów podświetlenia: wyłączone, ciemniejsze i jaśniejsze oraz pulsujące. Na Spacji nadrukowano kreskę, która nie świeci się.
Klawisz Windows klasycznie znajduje się z lewej strony, ma okrągłe wcięcie. Zamiast prawego mamy przycisk funkcyjny, z takim samym wyczuwalnym pod palcem wgłębieniem. Odpowiada on za szereg klawiszy dodatkowych, schowanych w rzędzie klawiszy funkcyjnych, a dokładniej F1-F6 oraz F12 a także w przyciskach 6 i 8 bloku numerycznego.
Nad blokiem numerycznym znalazły się 4 czerwone i bardzo wyraźne diody. Jedna jest dodatkowa, sygnalizuje blokadę lewego klawisza Windowsa – co stanowi niezwykle ciekawe uzupełnienie.
Klawiatura ma 2 gumowe podkładki przy dolnej krawędzi oraz 2 rozkładane stopki w górnej, te niestety nie są gumowane. Przewód został wpięty pośrodku, znajduje się w materiałowej izolacji w kolorze czarno-czerwonym. Na końcu ma solidny wtyk USB oraz filtr ferrytowy. Wygląda nieźle, chociaż jest sztywny.
Ogólne wykonanie klawiatury jest dobre. Widać, że w jej produkcji wykorzystano tańsze tworzywa, (obróbka na wysoki połysk może się rysować i zbierać odciski palców, ale pierwsze wrażenie jest pozytywne). Nieźle wyglądają klawisze, podświetlenie nie jest najlepsze, lecz spełnia swoje zdanie i to nietypowy dodatek, jak na klawiaturę w tej cenie.
W praktyce
Stopki klawiatury są dosyć niskie, a obudowa wysoka. Po ich rozłożeniu klawiatura jest tylko lekko pod kątem, dolna krawędź mocno się unosi. Lepiej, żeby klawiatura była ustawiona na podwyższeniu, np. na szufladzie biurka komputerowego. W przypadku stawiania jej na wysokich biurkach, nóżki okazują się być za niskie. Odpowiednio długi kabel (aż 2-metrowy) da się lekko kształtować. Jeśli zachowamy dyscyplinę podczas jego podłączenia, później nie powinien już przeszkadzać.
Układ klawiszy jest bardzo dobry. Lewy Alt nie utrudnia wpisywania polskich znaków, nie znalazł się ani zbyt daleko, ani zbyt blisko. Spacja posiada odpowiednią długość, jest szeroka, łatwo w nią trafić. Enter też jest również duży, także nie sprawia problemu. Kursory oraz blok numeryczny mają od siebie odpowiedni dystans, ich lokalizacja pozwala na swobodną pracę. Pomaga podświetlenie, nie jest regularne, ale i tak wygląda nieźle.
Klawisze charakteryzuje równy i głęboki skok, imitują wysoko profilowe klawiatury numeryczne. Pracują jednak cicho. Określiłbym tę klawiaturę jako dosyć twardą – wciśnięcie klawiszy wymaga pewnej siły. To sztywny produkt, nie jest luźny; przyciski są równe, dające zaskakująco dobry efekt. Klawiatura jest sprężysta i sprawia wrażenie trwałej. Nie sprawiło mi większego problemu przejście z wielokrotnie droższej klawiatury mechanicznej, a wręcz doceniłem cichą pracę klawiszy.
Co ciekawe, lewa strona klawiatury jest mocniejsza – tam w większości przypadków znajdzie się dłoń gracza – lewy Control i Shift są więc twardsze niż prawe, będą zapewne trwalsze. Bardzo duży plus stanowi możliwość zablokowania przycisku specjalnego Windows (klawisz funkcyjny + F12). Przypadkowe wciśnięcie nie zminimalizuje gry, nie przeszkodzi w rozgrywce sieciowej.
Używałem klawiatury do gry w: GTA V, Wiedźmina 3, a także Counter-Strike’a Global Offensive oraz Far Cry 4. Rozgrywka była przyjemna, bardzo szybko wyczułem klawiaturę. Preferuję jednak bardziej miękkie klawisze, Natec RX33 jest dla mnie trochę za twarda – wymagany nacisk jest podobny do przełączników mechanicznych Cherry MX Black, ale trochę słabszy. Nie miałem problemów z ghostingiem, bez problemu można wcisnąć wiele klawiszy jednocześnie.
Klawiatura sprawdzi się także do pisania. Nie ma udziwnionego układu, dodatkowych przycisków, zachowano prawie klasyczne proporcje. Natec RX33 nie wymagał przyzwyczajenia, od razu pisałem bez błędów, nie natknąłem się na żadne problemy. Początkowo jednak dłuższa praca z tym produktem może szybko zmęczyć, trzeba przywyknąć się do twardszych klawiszy. Słabo sprawdza się za to podpórka – na środku jej nie ma (więc lewa dłoń wisi w powietrzu), a podpórka prawa jest trochę za krótka na większe dłonie. Jednak to klawiatura do gier, więc można to wybaczyć.
Podsumowanie
Przyznaję, że Natec RX33 mnie zaskoczył. Spodziewałem się gorszego wykonania, słabszej pracy klawiszy. To dosyć twarda klawiatura, ale pracuje cicho i precyzyjnie, przyciski mają wyraźny skok, są sprężyste. Układ klawiszy jest standardowy, bez udziwnień – stąd to także dobry sprzęt do pracy, surfowania w sieci. Na pochwałę zasługuje także podświetlenie oraz blokada klawisza Windows. Szkoda, że stopki są trochę za niskie, a podpórka pod nadgarstki za krótka. Jednak Natec Genesis RX33 i tak warty jest zakupu. To bardzo dobrze wyceniony produkt.
Jeśli potrzeba nam więcej programowalnych klawiszy, warto rozważyć jeszcze droższą klawiaturę Natec RX66 (ok. 120 zł). Dobrą opcją może być też A4Tech B120 (około 100 zł).
Plusy: przyzwoite plastiki, matowe klawisze z przyzwoitymi nadrukami, sprężysty i wyczuwalny skok przycisków, niezłe podświetlenie, klawisze funkcyjne i blokada WinKey.
Minusy: trochę za wysoka/za niskie stopki, dosyć twardy skok klawiszy, krótka podpórka pod nadgarstki. | Test klawiatury Natec Genesis RX33 – tania i dobra klawiatura dla graczy? |
Od kilku lat tawuły na stałe zagościły w polskich ogrodach, a najbardziej widoczne są jako element krajobrazu miejskiego. Mało wymagające, odporne na zanieczyszczenia, ozdobne z liści jak i z kwiatów – tawuły robią furorę i przekonują do siebie miłośników roślin. Tawuła symbolem pełni wiosny
Tawuły przywędrowały do nas z półkuli północnej i bardzo szybko zadomowiły się w naszym klimacie. Dzięki obfitemu kwitnieniu, które rozpoczyna się w maju, zyskały sobie miano królowych majowych.
Przemierzając ulice miast, nie sposób nie zauważyć przystrzyżonych żywopłotów czy też pojedynczych krzewów. Z przewieszającymi się łukowo pędami, obsypanymi białym kwieciem, które z daleka wygląda jak śnieg – najpewniej będzie to tawuła wczesna lub tawuła szara. W zależności od odmiany, tawuły mogą być rozłożystymi krzewami dorastającymi do 3 metrów wysokości bądź niskimi krzewinkami nieprzekraczającymi 40cm.
Tawuła i wszystkie jej oblicza
Dla amatorów krzewów kwitnących na biało, ba – wręcz uginających się od ilości kwiatów w tym kolorze, najlepszym wyborem będzie tawuła wczesna, tawuła szara Grafsheim lub bardzo popularna tawuła van Houtte’a. Charakteryzują się sporym wzrostem i szerokością, obfitym kwitnieniem, a ich liście jesienią przebarwiają się na żółtopomarańczowy kolor. Swój olśniewający wygląd zawdzięczają kwiatom zebranym w płaskie kwiatostany, które ułożone są wzdłuż zeszłorocznych pędów. Okres rozpoczęcia kwitnienia tych tawuł przypada na koniec kwietnia.
Najpóźniej kwitnącą na biało odmianą jest tawuła nippońska Snowmound, której pędy – podobnie do jej kuzynek – również malowniczo przewieszają się. Krzewy te mogą rosnąć na niemal każdej glebie, nie przemarzają, aczkolwiek preferują stanowiska słoneczne i półcieniste.
W Polsce równie mocno cenione są odmiany tawuł japońskich, które swe zainteresowanie zyskały dzięki ładnemu, zwartemu i gęstemu pokrojowi, tworząc formę nie za wysokich krzewów. Charakteryzują ją również karminowe lub różowe, drobne kwiaty, które zebrane są w spore kwiatostany.
Młode przyrosty liściowe wiosną, w zależności od odmiany, mogą być czerwone jak u tawuły Magic Carpetczy Macrophylla, utrzymują się przez cały okres wegetacyjny. Starsze listowie intensywnie zielone – jesienią wybarwiające się na szkarłatny kolor. Tawuła japońcka Candlelight z kolei liście ma przez cały sezon złotożółte, a jesienią krwistoczerwone. Do żółtolistnych odmian należy także tawuła Goldflame, której młode liście w pąku są na początku brązowopomarańczowe, po czym żółkną, by na jesieni przeobrazić się w purpurowy kolor.
Tawuła Golden Princess, którą bardzo często wybiera się do nasadzeń miejskich, jest intensywnie żółta do końca okresu wegetacji. Można też spotkać wśród tawuł odmiany dwubarwne, jak np. popularna Genpei. Jest to wdzięczny krzew o zwartym pokroju, na którym kwitną kwiaty w kolorze białym oraz ciemnoróżowym. Na balkon polecana jest odmiana Bullata, która jest najniższą krzewinką ze wszystkich tawuł, a wyróżnia się drobniutkimi, zielonymi liśćmi oraz różowymi kwitami zebranymi w płaskie kwiatostany. Tawuła o kulistym pokroju to Little Princess, niezawodna w nasadzeniach zieleni miejskiej.
Jak dbać o tawułę
Stanowisko dla tawuł to ewidentnie pełne słońce lub delikatny półcień – ma to dość spore znaczenie przy przebarwianiu się liści. Krzewy te mogą rosnąć w niemal każdej ziemi, wiadomo jednak, że w glebie zasobnej w składniki odżywcze rośliny rosną dużo lepiej. Można samemu wzbogacić ziemię poprzez wymieszanie w dołku, oczywiście przed posadzeniem, kompostu z glebą. Aby tawuły lepiej się rozkrzewiały i kwitły, potrzebują cięcia. W pierwszym roku lepiej zrezygnować z ostrego przycinania, a czynić to tylko pobieżnie w celu kształtowania rośliny. W kolejnych latach chwycić za sekatori zaraz po kwitnieniu podciąć pędy starsze, te które są ponad rozkładającymi się pędami bocznymi. Gałęzie najstarsze, słabo lub w ogóle niekwitnące, wycinamy tuż przy ziemi. Przy uprawie tawuł warto raz na jakiś czas dobrze spulchnić glebę oraz odchwaścić wokół roślin, gdyż może to osłabić ich wzrost.
Tawuła – do czego przeznaczona?
Najczęściej wykorzystywane są jako rośliny żywopłotowe, nieformowane – wtedy najlepiej widać jak piękną jest rośliną. Dobrze znoszą cięcie i równie mocno zachwycają, gdy z nich formujemy granice naszego ogrodu. Dzięki całkowitej odporności na zanieczyszczenia miejskie, rewelacyjnie nadaje się jako obwódka przy drogach komunikacji miejskiej, skwerach czy uprawie balkonowej.
Tawuły to krzewy arcyskromne, bezproblemowe, niekapryśne. Tak mało wymagają od nas, a tak wiele dają: łatwość uprawy, piękną wiosnę oraz ferie barw do końca jesieni. Myśląc o nowych roślinach, warto to rozważyć i zaprosić je do ogrodu. | Tawuły – piękne i wdzięczne |
Z tłumikami motocyklowymi wiąże się wiele mitów. Ten najbardziej powszechny to kojarzenie zwiększonego hałasu z mocą motocykla. Większy hałas możemy uzyskać, instalując tłumik przelotowy, czyli taki, który nie stawia zbytniego oporu spalinom. Równie dobrze zamiast takiego tłumika moglibyśmy zainstalować w swoim motocyklu... rynnę. Na ogół po zainstalowaniu tłumika przelotowego szybko zauważamy, że z naszym silnikiem jest coś nie tak. Planując zainstalowanie nowego tłumika, warto mieć na uwadze również to, że część tłumików producenci dopasowują do konkretnej marki lub typu motocykla. Należy pamiętać o tym, że prawo stawia konkretne wymagania właścicielom motocykli, jeśli chodzi o barierę hałasu. W Polsce maszyny z większymi silnikami nie mogą przekroczyć bariery hałasu 96 dB, natomiast motocykle o pojemności skokowej 125 ccm nie mogą przekroczyć 94 dB. W najnowocześniejszych tłumikach niwelowanie nadmiernego hałasu powoduje system dodatkowych komór i perforacji. Z kolei nadmierna ilość komór nie sprzyja dynamice, dlatego motocykliści chętnie sięgają po tłumik absorpcyjny z jedną obszerną komorą otaczającą rurę przelotową. Dobrej efektywności tłumika sprzyja jego długość, ale zainstalowanie długiego nie zawsze jest proste.
Nie tylko sportowe i sportowo-turystyczne
Niektórzy motocykliści dla większego efektu zakładają tłumik przelotowy niwelujący prawie całkowicie opory spalin. Jest to spore ryzyko, ponieważ grozi nie tylko szybką stratą mocy, ale też tłumik może zamienić się w... palnik. Najlepszym wyjściem jest kupowanie tłumika wyprodukowanego pod konkretny silnik. Można również wybierać choćby pomiędzy tłumikiem sportowym i sportowo-turystycznym. Kupując tłumik, warto pomyśleć o jego dodatkowych elementach, choćby mocujących. Na Allegro można nabyć model sportowy Carbon Akrapovic Arrow ze sprężynami i obejmami mocującymi wydech. Dostępny jest także uniwersalny model tego tłumika.
Na polskich drogach coraz częściej można spotkać motocykle typu Chopper i tu można polecić wydech głośny Yamaha Honda Chopper Dragstar, nadający się też do kilku innych modeli – cena to niespełna 140 zł. Coraz więcej nabywców zdobywają modele Montii Oval, przy czym Montii Oval T15K reklamowany jest jako ekstremalny, głośny. Ceny mieszczą się w granicach od 250 do 500 zł. Modele Monti Oval chętnie wykorzystują właściciele motocykli Kawasaki. Tej marce i na przykład motocyklom Yamaha dobrze mogą służyć modele Gualdi. W cenach od 129 do niespełna 180 zł na Allegro można kupić polski tłumik WSK 125.
Nie tylko dla cięższych jednośladów
Zanim zdecydujemy się na kupno tłumika, dobrze jest wiedzieć, że jest ich kilka rodzajów. Oczywiście inne tłumiki będą służyły motocyklom sportowym, inne sportowo-turystycznym, inne natomiast skuterom. Wiele zależy od parametrów pojazdu, choćby od możliwości silnika i maksymalnej prędkości. Tłumiki można dzielić na rodzaje także ze względu na rodzaj techniki tłumienia hałasu. Mamy zatem tłumiki: absorpcyjne, refleksyjne, kombinowane i interferencyjne. Tłumiki do skuterów są na ogół krótsze, choćby do KINROAD, chińskich czterosuwowych.
Do tej marki skuterów i kilkunastu innych będzie nadawał się tłumik przelotowy 4T GY6 ZIPP WILGA ROMET. Również do kilkunastu typów skuterów można polecić tłumik kolanko Keeway MATRIX FACT. Spory jest wybór tłumików do Simsona w cenach już od 80 zł. Oprócz tłumika z kompletem niezbędnych obejm, uszczelek i śrub można kupić osobno same końcówki lub kolanka wydechu. Ponadto można wybierać nie tylko między chromowanym i czarnym. W motocyklu tłumik może niewątpliwie stanowić ozdobę. | Tłumik może stanowić ozdobę – przegląd tłumików motocyklowych |
Coraz więcej kierowców jest świadomych korzyści sezonowej wymiany opon. Wielu jednak ogranicza się do tzw. półśrodków, decydując się na jazdę na jedynie dwóch oponach zimowych, założonych na jedną oś pojazdu. Czy jest to bezpieczne rozwiązanie? Kto może się na nie zdecydować? I na jaką oś założyć opony zimowe? Wśród polskich kierowców rośnie świadomość korzyści stosowania opon odpowiednich do pory roku. Sezonowa wymiana ogumienia nie jest jednak obowiązkowa, a komplet nowych opon zimowych wiąże się często z poważnym uszczupleniem budżetu domowego. Dlatego cześć kierowców szuka rozwiązań, które nawet przy ograniczonych nakładach finansowych zapewniałyby bezpieczeństwo jazdy zimą.
Tańsze sposoby
Popularną praktyką wśród kierowców mniejszych aut o niewielkiej mocy jest jazda na oponach całorocznych. To dobre rozwiązanie, jeżeli pokonujemy niewielkie dystanse w ciągu roku. Niektórzy decydują się na zimowe opony bieżnikowane, które kuszą niską ceną. Opony bieżnikowane to kontrowersyjny temat, mają równie wielu zwolenników, co przeciwników. Warto jednak podkreślić, że opony bieżnikowane od sprawdzonych producentów często przechodzą surowe kontrole jakości i posiadają liczne atesty. Mogą więc z powodzeniem stanowić alternatywę dla oryginalnych opon zimowych w przypadku kierowców, którzy preferują ostrożny styl jazdy i mają samochody o mniejszej mocy.
Zobacz też:
* Polecane opony do miasta na zimę 2017/2018
* Najlepsze z najtańszych - opony zimowe na sezon 2017/2018
* Polecane opony na zimę 2017 – klasa budżetowa
Czy jazda na dwóch oponach zimowych jest bezpieczna?
Najmniej zalecaną i najbardziej ryzykowną, ale wciąż spotykaną praktyką jest jazda na oponach zimowych założonych tylko na jedną oś. Prawo nakazuje, aby na jednej osi pojazdu znajdowały się jednakowe opony, dopuszcza jednak możliwość założenie rożnych opon na oś przednią i tylną. Eksperci podkreślają, że samochód wyposażony w różne rodzaje ogumienia, w sytuacjach awaryjnych może zachowywać się nieprzewidywalnie, a jego właściwości trakcyjne będą trudne do przewidzenia.
Na jaką oś założyć opony zimowe?
Skutki uboczne jazdy na różnych kompletach opon zminimalizujemy, zakładając opony gwarantujące lepszą przyczepność (w naszym przypadku zimowe) na oś tylną. I od tej reguły nie ma wyjątków, niezależnie czy nasz samochód ma napęd na oś przednią czy tylną. Dla niektórych kierowców taka zasada jest wbrew logice. Wychodzą oni z założenia, że lepiej zapewnić lepszą przyczepność oponom, które napędzają samochód. Ta teoria nie znajduje jednak poparcia wśród ekspertów. Poruszający się samochód na skutek utraty przyczepności może wpaść w jeden z dwóch rodzajów poślizgu.
Bezpieczniejszym i łatwiejszym do opanowania dla przeciętnego kierowcy jest poślizg podsterowny, kiedy przód auta – mimo skręconych kół – podąża pierwotnym torem jazdy (wyjeżdża z zakrętu). Bardziej niebezpiecznym i znacznie trudniejszym do opanowania jest poślizg nadsterowny, kiedy tył pojazdu wymyka się spod kontroli i ucieka na zewnątrz zakrętu. Z tego względu powinniśmy zatroszczyć się o zapewnienie jak najlepszej przyczepności osi tylnej i to na niej montować opony zimowe. Warto jednak przekalkulować zakup jednie dwóch opon zimowych i sprawdzić, czy równie korzystny finansowo nie okaże się zakup kompletu opon całorocznych. Będzie to z pewnością bezpieczniejsze rozwiązanie niż zakładanie „zimówek” tylko na jedną oś, nawet jeżeli będą one wysokiej jakości.
Pamiętajmy, że na wszelkie tańsze alternatywy, w tym jazdę jedynie na dwóch oponach zimowych, mogą pozwolić sobie kierowcy, którzy poruszają się głównie po mieście, z niewielkimi prędkościami, a ich auta dysponują ograniczoną mocą. Wszyscy pozostali dla bezpieczeństwa własnego i innych użytkowników drogi powinni zdecydować się na opony zimowe na obu osiach auta. | Mam tylko jedną parę opon zimowych. Na którą oś powinienem je założyć? |
Jeśli na smartfon chcemy wydać 1000 zł, oczekujemy, że będzie to sprzęt z bardzo szerokim wachlarzem możliwości. Problem jednak w tym, że wśród ofert na Allegro znajdziemy całe mnóstwo smartfonów w tej cenie. Jaki wybrać? W tym poradniku przybliżę kilka modeli smartfonów, których cena nie przekracza wyznaczonego budżetu. Huawei P9 Lite
Na początku chcę polecić sprzęt chińskiego potentata w dziedzinie mobilności, firmy Huawei. Model P9 Lite, bo o nim będzie mowa, ma spory 5,2-calowy ekran, którego rozdzielczość wynosi aż 1080 x 1920 pikseli, 2 GB pamięci RAM oraz 16 GB przestrzeni na dane użytkownika. Do dyspozycji mamy bardzo wydajny 8-rdzeniowy procesor, taktowany zegarem 1,7 i 2 GHz. Fanów selfie zapewne ucieszy fakt, że przednia kamera w tym smartfonie ma sensor 8 Mpix, który zapewnia dobrą jakość fotografii. Co z kamerą główną? Ta ma aż 13 Mpix i nie powinna odstawać na tle konkurencji. System operacyjny to Android w wersji 6.0 Marshmallow, a zasilanie stanowi bateria 3000 mAh. Za Huawei P9 Lite trzeba zapłacić ok. 950 zł.
Samsung Galaxy J5 (2016)
Kolejny godny polecenia smartfon w cenie do 1000 zł to Samsung Galaxy J5 (2016). Mamy tu ekran o rozdzielczości wynoszącej 720 x 1280 pikseli i przekątnej 5,2 cala. Z kolei za wydajność odpowiada 4-rdzeniowy procesor z zegarem 1,2 GHz, a także 2 GB pamięci operacyjnej RAM. Co z miejscem na przechowywanie danych? Samsung zastosował w tym przypadku kość pamięci 16 GB. Dla fanów fluorografii jest tu kamera główna 13 Mpix i przednia 5 Mpix. Zasilanie stanowi spory akumulator 3100 mAh, natomiast system operacyjny to Android 6.0 Marshmallow. Ile musimy wydać na Samsunga Galaxy J5 (2016)? W chwili, kiedy piszę te słowa, trzeba za niego zapłacić ok. 900 zł.
HTC One M8
Za ok. 900–1000 zł można kupić może już nie najnowszy, ale nadal bardzo mocny smartfon tajwańskiego producenta, firmy HTC, model One M8. Co M8 ma do zaoferowania? Niekwestionowanym atutem jest jego 5-calowy ekran o rozdzielczości Full HD (1080 x 1920 pikseli). Pozostałe parametry obejmują mocny 4-rdzeniowy procesor o taktowaniu wynoszącym aż 2,3 GHz, 2 GB RAM, a także 16 GB pamięci na dane. Kamera główna składa się z podwójnego sensora 4 Mpix, natomiast przednia dysponuje przetwornikiem 5 Mpix. Warto wspomnieć o systemie Android, który dostał aktualizację do wersji 6.0 Marshmallow, oraz baterii 2600 mAh.
CAT S30
A co powiecie na sprzęt odporny na czynniki zewnętrzne, takie jak woda i kurz? Warto zwrócić uwagę na smartfon CAT S30, który kosztuje ok. 900 zł. Sprzęt ten został opatrzony certyfikatem IP68, świadczącym o wodoszczelności, a także MIL-810G, który potwierdza jego niezłą odporność na upadki. Co z resztą specyfikacji? Ta obejmuje 4,5-calowy ekran o rozdzielczości 480 x 854 pikseli, 4-rdzeniowy procesor z zegarem 1,1 GHz, 1 GB RAM oraz 8 GB przestrzeni na dane. System operacyjny to w tym przypadku Android 5.1 Lollipop, natomiast bateria ma pojemność 3000 mAh. Co z kamerami? Te mają 5 i 2 Mpix.
UMI SUPER
Na koniec zostawiłem smartfon, którego producentem jest bliżej nieznana w naszym kraju chińska firma UMI. Model SUPER ma specyfikację godną flagowych urządzeń. We wnętrzu zamontowano aż 4 GB RAM, 32 GB pamięci wewnętrznej, 8-rdzeniowy procesor z 2 GHz zegarem oraz ogromny 5,5-calowy ekran o rozdzielczości 1080 x 1920 pikseli. Kamery mają tu 13 i 5 Mpix, a za zasilanie odpowiada bateria 4000 mAh. System operacyjny to Android w wersji 6.0 Marshmallow. Dodatkowo SUPER wspiera dual SIM, co jeszcze bardziej podnosi atrakcyjność tego urządzenia. Cena? Za UMI SUPER przyjdzie zapłacić ok. 1000 zł. | Smartfony do 1000 zł – IV kwartał 2016 |
Dzień Dziecka zbliża się wielkimi krokami, bowiem już 1 czerwca nasze pociechy wyglądać będą wyjątkowych prezentów. Nie musisz się obawiać, że twój portfel ucierpi na tym najbardziej, bo w kwocie do 100 zł kupisz prezent, który zachwyci twoje dziecko i dostarczy mu wesołej zabawy. Jak wybrać prezent dla dziecka?
Przede wszystkim zwróć uwagę na wiek swojej pociechy. Maluchom spodoba się co innego niż przedszkolakom, a przedszkolakom co innego niż uczniom. Poznaj też trendy, jakie panują wśród jego rówieśników. Jeśli jednak twój smyk ma już wszystko, co w ostatnim czasie go fascynuje, zastanów się, jaki prezent ucieszyłby go najbardziej. Chłopcom zapewne przypadną do gustu gadżety sportowe, dziewczynki będą wolały coś do zabawy w dom lub zabawki kreatywne. Dużą popularnością wśród maluchów cieszą się także prezenty muzyczne. Strzałem w dziesiątkę są zwłaszcza gadżety edukacyjne.
Prezent edukacyjny
Zabawki edukacyjne są bardzo dobrym pomysłem dla najmłodszych. Królują oczywiście laptopy i tablety, dzięki którym maluch nauczy się cyferek, literek oraz pozna piosenki, także w języku angielskim. Warto zainwestować w stolik edukacyjny lub interaktywną książeczkę edukacyjną. Wiele z nich ma wgrane ciekawe quizy, np. odgadnięcie zwierzątka po odsłuchaniu dźwięku, jaki wydaje. Dużą popularnością cieszą się również pętle motoryczne. Uczą dziecko myślenia logicznego oraz ćwiczą precyzyjne chwytanie paluszkami. Wart uwagi jest minikosz do gry w koszykówkę.
Prezent sportowy
Wiosną i latem spędzamy z dzieckiem większość czasu na dworze. Zamiast jednak nudzić się na ławce w parku, zamieńcie spacer w przygodę. Wrotki czy rowerek biegowy gwarantują dobrą zabawę. Są modne, w rozsądnej cenie i dzieci je po prostu uwielbiają. Na letnie dni warto także kupić dmuchany basen ogrodowy. Rozłożysz go przy domu, a także na osiedlowym placu zabaw. Możesz zabrać go na wycieczkę nad jezioro, a nawet rozłożyć w pokoju i wykorzystać jako basen na plastikowe piłeczki.
Prezent muzyczny
Jest dobrym pomysłem nie tylko dla dzieci, które pasjonują się muzyką. Pianinka, gitary, czy mikrofony do domowego karaoke to świetna zabawa dla całej rodziny. Wystarczy wyjąć z szafy zapomniane apaszki, kapelusze i kamizelki dżinsowe, by zamienić się w ulubionego artystę. Warte uwagi są także zestawy muzyczne zawierające m.in. bębenki, marakasy czy tamburyny. Sprawdzą się zwłaszcza do zabaw rytmicznych i wprowadzą dziecko w świat instrumentów muzycznych.
Maskotki interaktywne
Dobrym pomysłem na prezent są maskotki interaktywne. Bardzo popularny jest Szczeniaczek Uczniaczek oraz Wesoła Małpka od Fisher Price. To jednak nie jedyne maskotki, z którymi maluch może się zaprzyjaźnić. Na topie jest też Myszka Miki, Myszka Minnie oraz śmieszne zwierzaki Furby. Ponadto możemy wybrać postacie Disneya, np. Kubusia Puchatka i psa Pluto.
Książeczki dla maluchów
Książki są zawsze dobrym prezentem, ponieważ dzieci zwykle chętnie do nich zaglądają. Dla malucha warto wybrać książeczki obrazkowe z grubszymi kartkami, aby zbyt szybko się nie zniszczyły. Jeśli maluch uwielbia słuchać bajek i wierszy czytanych na dobranoc, można kupić książkę ze zbiorem baśni lub wierszy. Dobrym pomysłem jest także audiobook, np. z historią o Kubusiu Puchatku.
Drewniane puzzle
Dla maluchów ciekawym prezentem będą puzzle. Ponieważ klasyczne mogą być zbyt trudne i zbyt małe dla malutkich rączek, warto wybrać drewniane. Najlepiej w formie sześcianów, które pozwalają na ułożenie aż 6 różnych obrazków, mogą też być wkładane. Te drugie to drewniany obrazek z wyjmowanymi elementami, np. zwierzątkami. Dziecko wkłada kształty w odpowiednie miejsce przy pomocy uchwytów. Ten rodzaj puzzli jest łatwy i bezpieczny dla małego dziecka. | Prezent na Dzień Dziecka dla malucha do 100 zł |
W czerwcu branża gier wideo żyje przede wszystkim targami E3 w Los Angeles, imprezą, na której najwięksi wydawcy prezentują nowości. Nie oznacza to jednak, że w tym miesiącu zabraknie premier. W najbliższych tygodniach możemy spodziewać się m.in. mrocznego RPG o wampirach, strategii ekonomicznej z dinozaurami w roli głównej oraz szalonej gry wyścigowej, w której oprócz samochodów pokierujemy też samolotami. Vampyr
Data premiery: 5 czerwca
W skrócie: ponure RPG, w którym każda nasza decyzja może zmienić bieg fabuły, sprowadzić nieszczęście na bliźnich, a nas przyprawić o moralnego kaca
Londyn, ostatnie dni I wojny światowej. Zabójcze żniwo zbiera epidemia hiszpanki, po ciemnych zaułkach plączą się chorzy, a jakby tego było mało – na ulice wychodzą także wampiry. Jednym z nich jest kontrolowany przez gracza Jonathan Reid, lekarz z powołania i jednocześnie świeżo przemieniony krwiopijca.
Vampyr oprócz ponurego fabularnego tła i niewielkiego, otwartego świata ma oferować także system powiązań społecznych. Gracz będzie zmuszony znajdować ofiary, by zaspokoić żądzę krwi, ale wybieranie ich na chybił trafił to kiepski pomysł – bo pojedyncze zabójstwo może mieć daleko idące konsekwencje. Z tego też powodu postaci niezależnych ujrzymy w Vampyrze niewiele, za to każda z nich posiadać będzie własną historię i charakter, tak byśmy mogli dowiedzieć się o niej jak najwięcej, zanim zadecydujemy o jej życiu lub śmierci.
Far Cry 3: Classic Edition
Data premiery: 26 czerwca
W skrócie: historia walki z szaleńcem i jego przestępczą organizacją na rajskich wyspach – jedna z ciekawszych strzelanek w otwartym świecie w odświeżonej wersji
Far Cry 3: Classic Edition to technicznie unowocześniona wersja gry wydanej jeszcze w czasach Xboksa 360 i PlayStation 3 i zgodnie uznawanej przez fanów za najlepszą w całej serii. Produkcja ta jeszcze w maju trafiła do osób, które kupiły przepustkę sezonową do Far Crya 5. W normalnej sprzedaży pojawi się jednak z miesięcznym opóźnieniem – dopiero 26 czerwca.
Classic Edition nie wprowadza nowości do fabuły i rozgrywki. Ponownie w trakcie wakacji dostaniemy się więc przypadkiem w łapy obłąkanego Vaasa Montenegro. Wyrwiemy się cudem z niewoli, zostawiając w niej przyjaciół, i staniemy do nierównej walki ze współczesnymi piratami. Gra oferuje mnóstwo swobody – możemy eksplorować niebezpieczny, acz przepiękny świat, polować na dziką zwierzynę, rozwijać swe bojowe umiejętności, szukać znajdziek, a także wykonywać dziesiątki misji fabularnych i pobocznych. Oczywiście podstawą jest tutaj strzelanie, ale tylko od nas zależy, czy będziemy się skradać, wysadzać wszystko w powietrze, czy na przykład zaczaimy się na wrogów z karabinem snajperskim.
Jurassic World: Evolution
Data premiery: 12 czerwca
W skrócie: strategia ekonomiczna, w której równie ważną rolę co gigantyczne dinozaury ma odgrywać infrastruktura i zadowolenie turystów
Filmowy cykl, zapoczątkowany w 1993 roku przez Park Jurajski, kojarzy się głównie z efektami specjalnymi i wartką akcją. Tymczasem jedna z najciekawiej zapowiadających się gier z tego uniwersum to... strategia ekonomiczna, w której zamiast sprytnych raptorów i krwiożerczych tyranozaurów największym zagrożeniem będą nieprzychylne opinie zwiedzających. W Jurassic World: Evolution wcielimy się bowiem w zarządcę Parku Jurajskiego.
Naszym głównym zmartwieniem będzie stały napływ klientów i pieniędzy. Aby to osiągnąć, nie wystarczy jednak wybudować kilku wybiegów. Niezbędna okaże się też odpowiednia infrastruktura, dostęp do sklepów z pamiątkami i przekąskami czy źródeł zasilania. Ogromną rolę odegrają również zabezpieczenia, bo wszelkie incydenty natychmiast zmniejszą zainteresowanie parkiem. Nieustannie trzeba też będzie eksperymentować z genetyką, by publiczność nie znudziła się ciągle takimi samymi dinozaurami.
The Crew 2
Data premiery: 29 czerwca
W skrócie: gigantyczny plac zabaw dla każdego, kto lubi się ścigać w zręcznościowym stylu – zarówno samochodem, jak i motorówką, quadem, motocyklem, a nawet samolotem
Firma Ubisoft robi wszystko, żeby stworzyć grę większą, ładniejszą i bardziej emocjonującą od pierwszego The Crew z 2014 roku. Ponownie dostaniemy otwarty świat, jednak tym razem będziemy się po nim poruszać nie tylko samochodami, ale także motorówkami czy małymi samolotami. Ba, niektóre wyścigi wymuszą na nas zmianę pojazdu w trakcie jazdy. Zawody możemy na przykład rozpocząć na motocyklu, ale skończyć za sterami awionetki. Realizm ma tu ustąpić widowisku i dobrej zabawie. To oznacza, że nie zabraknie szalonych skoków samochodami i niskich przelotów przez środek miasta.
The Crew 2 będzie grą wyścigową o bardzo zręcznościowym nastawieniu – miłośnicy realistycznej jazdy raczej nie mają tu czego szukać. Tytuł zaoferuje natomiast inne atrakcje, jak np. rozbudowane aspekty społecznościowe. Twórcy postanowili przy tym zrezygnować z wątku fabularnego, który został chłodno przyjęty w pierwszej części. Zamiast tego ich projekt będzie po prostu gigantycznym placem zabaw dla miłośników wyścigów.
LEGO Iniemamocni
Data premiery: 15 czerwca
W skrócie: bezstresowy miks gry zręcznościowej, akcji i platformówki, z dziesiątkami bohaterów i setkami sekretów do odkrycia
W lipcu Iniemamocni powrócą na ekrany polskich kin, natomiast już miesiąc wcześniej będzie można ich zobaczyć w najnowszej pozycji z popularnego cyklu gier inspirowanych klockami LEGO. Zapewni ona możliwość zagrania wszystkimi (nawet całkowicie pobocznymi) postaciami z animacji Disneya i Pixara oraz przedstawi wydarzenia zarówno z pierwszej, jak i z drugiej części filmu.
W LEGO Iniemamocni będziemy eksplorować rozbudowane poziomy, rozwiązywać zagadki, korzystać ze specjalnych umiejętności poszczególnych bohaterów, odnajdywać sekrety i walczyć z dziesiątkami przeciwników. Podobnie jak w przypadku poprzednich gier z tego cyklu możemy liczyć na całkowicie bezstresową rozrywkę. Poziom trudności ma być niski, a wszelkie niepowodzenia poskutkują jedynie utratą znalezionych monet. Tytuł zaoferuje także możliwość wspólnej zabawy ze znajomymi – w jednym momencie zagrają maksymalnie cztery osoby.
Mario Tennis Aces
Data premiery: 22 czerwca
W skrócie: zabawny zręcznościowy tenis z dobrze znanymi postaciami z gier Nintendo w rolach głównych
Oto główna atrakcja czerwca dla posiadaczy konsoli Nintendo Switch. Po wyśmienitym Mario Kart 8 Deluxe i fenomenalnym Super Mario Odyssey najpopularniejszy hydraulik na świecie wraca, żeby zabrać nas na tenisowy kort. Gra zaoferuje bardzo zręcznościową rozgrywkę, chociaż twórcy zapowiadają, że tym razem w trakcie meczów będziemy musieli myśleć taktycznie, by faktycznie zrobić użytek z ustawienia rywala i rodzaju uderzenia. Oprócz starć ze sztuczną inteligencją w Tennis Aces pojawi się opcja wspólnej rozgrywki z maksymalnie trzema znajomymi. W roli zawodników ujrzymy oczywiście dobrze znanych bohaterów, takich jak Luigi, Bowser, księżniczka Peach czy Donkey Kong.
Najważniejszą nowością w Mario Tennis Aces będzie jednak kampania fabularna, która po raz ostatni pojawiła się w tej serii w 2005 roku. W trakcie niej gracze zmierzą się z różnorodnymi misjami, poznają rozmaite style gry, a nawet staną do wielkich tenisowych starć z potężnymi przeciwnikami. | Gry czerwca 2018 – niezły miesiąc dla graczy |
Wybór najlepszej torby podróżnej nie zawsze jest łatwy, ponieważ zależy od wielu czynników, takich jak długość i rodzaj podróży, środek transportu czy osobiste preferencje i styl. Jak wybrać torbę idealną? Prostej recepty na to zadanie nie ma, istnieje jednak kilka zasad, których należy się trzymać przy podejmowaniu decyzji. Pokaż mi swojątorbę podróżną, a powiem ci, kim jesteś – wybierając odpowiednią torbę turystyczną należy zastanowić się nad jej funkcjonalnością, ale także komunikatem, jaki wysyła się do świata zewnętrznego. Torba jest bowiem częścią wizerunku, nieodłącznym elementem stroju – tak jak buty, kurtka czy odpowiednio dobrana czapka.
Bez względu na to, czy podróżujesz służbowo, czy dla przyjemności, samolotem czy pociągiem – wybór odpowiedniej torby podróżnej może albo znacznie ułatwić podróż, albo ją koszmarnie skomplikować.
Na rynku istnieje cała gama rozmaitych kuferków, walizek i plecaków, które mają swoje wady i zalety. Jeżeli chcesz wiedzieć, jakie czynniki wziąć pod uwagę podczas przygotowywania się do podróży, przeczytaj niniejszy artykuł.
Czy istnieje torba uniwersalna?
Niestety, chociaż wybór jest olbrzymi, idealnego modelu torby do wszystkich typów podróży nie znajdziesz. Wybierając się na pieszą wędrówkę po górach, z pewnością warto wybraćplecak, jadąc w podróż służbową wygodniej będzie spakować się w walizkę.
Przed zakupem warto zastanowić się, w jaki sposób najczęściej podróżujesz i w jakim celu. Zadanie sobie tych dwóch pytań przybliży cię do odpowiedzi na zasadnicze pytanie: „jakiego typu torba jest ci potrzebna?”. Należy się jednak liczyć z tym, że jeżeli nawet znajdziesz „tę jedyną”, sprawdzi się ona wyłącznie w przypadku określonego typu podróży.
Funkcjonalna i moda torba podróżna
Mimo że moda zmienną jest, a torbę podróżną zazwyczaj kupuje się na dłużej, warto postarać się połączyć funkcjonalność z modnym designem. Na rynku dostępne są kolorowe walizki oraz torby podróżne ozdobione pięknymi i oryginalnymi wzorami. Męskie kolekcje wyróżniają się ciekawymi połączeniami materiałów i faktur. Szczególnie efektowne są torby skórzane lub lakierowane.
Warto zdecydować się na wyróżniającą się na tle innych bagaży torbę podróżną. Z całą pewnością ułatwi to odnalezienie swojej walizki, plecaka czy kufra na lotnisku, gdzie często w całej masie czarnych lub granatowych bagaży bardzo łatwo o pomyłkę.
Cena ma znaczenie
W związku z tym, że torba podróżna najpewniej będzie jedną z wielu, nie warto inwestować w jej zakup dużych środków finansowych – zwłaszcza że wybór toreb podróżnych do 100 zł jest bardzo duży i atrakcyjny. W tej cenie możesz znaleźć wysokiej jakości produkty „no name” – to znaczy takie, które nie są sygnowane żadną znaną marką.
Przegląd toreb podróżnych
Plecak – tradycyjny plecak, wypełniony od dołu do góry, może być niepraktyczny, jednak specjalne plecaki podróżne to zupełnie inna sprawa, przede wszystkim dlatego, że zaprojektowane są w sposób umożliwiający łatwy dostęp do spakowanych skarbów. Ponadto nowoczesne plecaki podróżne zazwyczaj mają wewnętrzne kieszenie do przechowywania cennych przedmiotów – portfela, telefonu lub dokumentów – pozwalają więc na wygodniejsze rozłożenie rzeczy.
Plecaki są idealne na długie spacery, wycieczki górskie i wszelkie inne wyprawy, w których trzeba mieć wolne ręce. Najczęściej wybierane są przez młodzież, dla której niezwykle ważna jest mobilność, wygoda i luz, a nie elegancki czy profesjonalny wygląd. Dla osób, które boją się ciągłego noszenia ciężaru na plecach, idealnym rozwiązaniem będą torby 2w1, łączące w sobie zalety dwóch rozwiązań – plecaka i walizki.
Torba podróżna – można ją zarzucić na ramię lub, jeżeli jest wyposażona w kółka, używać jako walizki. Torba świetnie sprawdzi się w przypadku krótkich weekendowych wypadów. Wielką zaletą tego rozwiązania jest lekkość i elastyczność materiału – w przypadku podróży samolotowej, ze względu na rygorystyczne przepisy regulujące wielkość i wagę bagażu, to dodatkowy atut. Każdy centymetr i kilogram są na wagę złota.
Najpopularniejsze są torby sportowe, jednak w ofercie sklepowej można także znaleźć eleganckie torby w miejskim stylu.
Walizka– preferowana przez biznesmanów i bizneswoman, ale także osoby ceniące wysoki komfort i wygodę. Walizka jest idealnym wyborem na miejskie wypady oraz weekendy w SPA, sprawdzi się idealnie w warunkach, gdzie nie zagraża ci chodzenie po uciążliwych schodach czy nierównych chodnikach.Do wyboru masz walizki z materiału oraz twarde, wykonane zazwyczaj z tworzywa sztucznego. Osobiście jestem fanką tego drugiego rozwiązania – plastikowe walizki są odporne na uszkodzenia, dobrze chronią zawartość oraz dostępne są w fantastycznych kolorach i wzorach.
Osobiste preferencje
Torby podróżne są kwestią osobistego wyboru, odróżniają podróżnych od siebie i sprawiają, że dworce i lotniska są kolorowe i ciekawe. Obok siebie podróżują poważni przedsiębiorcy z walizkami, podróżnymi garderobami, rządni przygód studenci z plecakami, sportowcy z przerzuconymi przez ramię torbami, a gdzieś pośrodku ty – ze swoją idealnie dobraną torbą podróżną… | Podręczne torby turystyczne do 100 zł. Przegląd |
Podręczny zestaw narzędzi to podstawa nawet na krótkiej trasie. Dlatego warto sprawdzić, jakie cechy powinien mieć dobry multitool. Podpowiadamy! Podręczny zestaw minikluczy to podstawowe wyposażenie każdego rowerzysty. Nie ma znaczenia, czy jeździsz do pracy, czy turystycznie. Nieważne też, jaki masz rower. Każdy może się zepsuć, a brak możliwości choćby dokręcenia siodełka potrafi uniemożliwić bezpieczny powrót do domu.
Co powinien zawierać zestaw?
Miniklucze powinny umożliwić ci rozwiązanie najczęstszych problemów z rowerem, takich jak spadnięcie łańcucha, rozregulowanie przerzutek czy poluzowanie śruby. Bardziej skomplikowane naprawy, jak rozerwany łańcuch, będą wymagały bardziej rozbudowanego zestawu ze skuwaczem.
Zestaw podstawowy powinien zawierać: imbusy od 2 do 5, śrubokręt i klucz płaski. Bez problemu zmieści się on nawet w tylnej kieszonce koszulki kolarskiej. W zestawie rozbudowanym powinny się znaleźć dodatkowo imbusy do 8 i skuwacz do łańcucha. To narzędzie szczególnie istotne dla osób startujących na przykład w zawodach lub jeżdżących na długie wycieczki. Bo możliwość naprawy łańcucha oznacza powrót na trasę.
Proste zestawy trudniej zniszczyć (nie ma co się ułamać), ale produkt musi być wykonany z trwałego surowca – minizestawy są wożone w kiepskich warunkach, dlatego powinny być odporne na rdzę, złamanie czy „wytrząsanie”.
Zalety i wady minizestawów
Do wad należy zaliczyć:
ograniczony wybór narzędzi: im mniejszy zestaw, tym prostszy,
małe i niewygodne narzędzia: w domu warto mieć porządny, duży zestaw walizkowy, bo miniklucze nadają się raczej do doraźnej pomocy, niż dużych remontów.
Natomiast niekwestionowane zalety to:
poręczność: zmieszczą się do kieszonki i najmniejszej sakwy,
niska cena.
Jaki wybrać?
Podręczny zestaw kluczy warto mieć zawsze przy sobie. Wybór jest ogromny, dlatego warto zapoznać się z ofertą. Oto kilka zestawów wartych uwagi:
RW8 – zawiera nie tylko klucze, ale i zestaw do naprawy kół z kompletem łatek. Jego zaletą jest uniwersalność i niska cena. Praktyczne etui zawiera między innymi: 6 imbusów (2–6), 6 łatek i 2 wkrętaki (płaski i krzyżakowy).
Zestaw kluczy 16 w 1 – klucz w formie scyzoryka. Ten multitool pozwoli ci na dokonanie wielu napraw. W zestawie znajdziesz m.in. klucze imbusowe, wkrętaki oraz adapter umożliwiający obsługę innych nasadek niż wchodzące w skład zestawu.
Narzędziownik Bike Hand YC-279– w estetycznym etui znajdziesz nie tylko klucze, ale i łyżkę do opon oraz zestaw naprawczy. Zestaw zawiera między innymi imbusy, klucz nasadowy i scyzoryk.
Zestaw Y-16 – ze skuwaczem do łańcucha i końcówką pompki C02. Zawiera imbusy, wkrętaki, klucz do szprych.
Klucz wielofunkcyjny Prox – lekki zestaw ze skuwaczem. Polecany osobom, które wolą tradycyjną formę narzędziownika, a nie scyzoryka.
Zestaw kluczy imbusowych Park Tool AWS-10 – w formie wygodnego, antypoślizgowego scyzoryka z odpornej stali.
Zestaw Force Mini – rozbudowany zestaw z kluczem do szprych.
Można też sięgnąć po zestaw naprawczy z etui z paskami odblaskowymi, które można podpiąć do ramy, więc nie potrzebuje on osobnej sakwy. Komplet zawiera 22 narzędzia oraz minipompkę.
Wiele osób wybiera także rozwiązanie pośrednie, tzn. wozi przy sobie, w kieszonkach, kilka pełnowymiarowych narzędzi. Jednak takie rozwiązanie ma zasadniczą wadę: klucze łatwo się gubią i są ciężkie. Dlatego warto jednak postawić na mały zestaw podręczny.
Jak widać, wybór kluczy jest duży i można znaleźć odpowiedni do swoich potrzeb. | Zestaw kluczy rowerowych w wersji mini |
Piece kaflowe to wspaniała ozdoba wielu mieszkań i domów. Problemem nie jest ani metraż, ani wystrój wnętrza czy brak odpowiedniego komina, bo większość pieców lub ich atrapy można wpasować do każdej przestrzeni. Najlepsze są oczywiście prawdziwe, bo wydobywające się z nich ciepło wprowadza przytulną i ciepłą aurę. Poniżej o tym, jak urządzić różne wnętrza salonów, w których integralną część stanowi piec z kafli ceramicznych. Powrót pieca kaflowego na salony
Wszystko, co dobre, wraca. Nie inaczej jest z produkcją kafli ceramicznych i montażem tradycyjnych pieców. Jednych przekonują powody ekonomiczne takiego ogrzewania – w piecu wystarczy napalić porządnie raz czy dwa dziennie, żeby w domu na długo zapanowało przyjemne ciepło. Inni nad korzyści ekonomiczne przedkładają względy estetyczne, bo piec kaflowy może być atrakcyjnym elementem wystroju. Dziś nie kojarzy się już z zacofaniem i niskim standardem, jak było jeszcze 10-20 lat temu i moda na jego stawianie nie wydaje się tylko chwilowym trendem. Poza tym, jeśli nie interesuje nas tradycyjna forma palenia za pomocą drewna i węgla, istnieją różne rozwiązania ogrzewania konwekcyjnego (specjalne wkłady elektryczne). Na pierwszy rzut oka różnicy nie widać. Ponadto, do każdego pieca kaflowego można się przytulić i (jeśli nie jest atrapą) poczuć przyjemne ciepło.
Salon z kominkiem w stylu skandynawskim
To styl, w którym królują biele, beże i szarości i zwykle takie są też ściany i piece kaflowe. Podłogi są drewniane (naturalne lub bielone), a charakteru otoczeniu nadają dodatki. Te ostatnie cechuje naturalność, ekologia i funkcjonalność. W salonie musi się więc znaleźć coś z drewna, wełny, bawełny i nieco metalowych elementów. Ponadto, tekstylia (zasłony, dywan, poduchy czy pledy) mogą posiadać wzory geometryczne lub mocne, wyraziste kolory. Istnieją jednak wnętrza skandynawskie bardzo surowe, gdzie dominuje prawie i wyłącznie biel. Wtedy piec kaflowy jest niewidoczny i „wtapia” się w otoczenie.
Salon z kominkiem w stylu prowansalskim, rustykalnym i shabby chic
W każdym z tych rozwiązań dominuje sentymentalny charakter wystroju i wszystkie są do siebie bardzo podobne – zbliżają nas do klimatu wsi i domowego ciepła. Piec kaflowy w takim salonie będzie podkreśleniem pewnej regionalności. Styl prowansalski z południa Francji, podobnie jak skandynawski, nawiązuje do jasnych wnętrz i ekologicznych rozwiązań, a barwy (żółcie, błękit, lawendowy fiolet i szarości) widoczne są raczej w przedmiotach (taki może być też piec). Na obiciach mebli, poduszkach i pledach pojawiają się motywy kwiatowe i geometryczne.
Styl rustykalny jest bardziej prosty – ma mniej ozdobników, a drewniane meble występują w prostych formach (zwykle przecierane i pociągnięte kolorem). Tu dominuje błękit i biel. Najważniejszą cechą stylu shabby chic są rzeczy autentycznie stare lub nowe, które imitują stare i zniszczone. To wnętrza inspirowane pięknem angielskiej wsi, pełno więc romantycznych detali (zwłaszcza na tkaninach): roślin (zwłaszcza kwiat róży), koronek, haftowanych napisów. W meblach ważne są ubytki i spękania, a jeśli chodzi o barwy, to dominują biele i pastelowe odcienie (beże, błękity, pudrowe róże), a metalowe elementy pokryte są patyną. W takich wnętrzach obowiązkowo powinny znaleźć się wyrafinowane zegary i lampy, szkatułki na biżuterię, porcelana i ramki do zdjęć.
Salon z kominkiem w stylu vintage i retro
Style vintage i retro charakteryzuje łączenie stylów różnych epok. To powrót do „nowoczesnych staroci” (widocznych zwłaszcza w meblach i dodatkach: lampy, porcelana) przy jednoczesnym komponowaniu ich z nowoczesnymi elementami. Retro wydaje się stylem bardziej finezyjnym. W obu kolorystyka jest raczej dowolna. Stary lub nowy piec kaflowy będzie się idealnie prezentował w takim wnętrzu.
Salon z kominkiem w stylu nowoczesnym
W tym przypadku także znajdziemy odpowiedni piec, który formą i minimalizmem (żadnych zdobień) idealnie podkreśli styl nowoczesnego salonu. Najlepiej też, gdyby kolor kafli był identyczny z kolorem ścian, mebli i reszty wyposażenia (raczej tylko najbardziej funkcjonalne przedmioty: zasłony, dywan, pled i poduchy). Meble muszą być nowoczesne i proste – żadnych zdobień. Piec (zwłaszcza w formie nowoczesnego kominka z przezroczystymi drzwiczkami) ma być prawie niewidoczny, a o jego istnieniu sygnalizować będzie tylko palący się w nim ogień.
Zalety pieca kaflowego w domu
Bez względu na wystrój salonu, producenci współczesnych pieców kaflowych odwołują się do jego ponadczasowych i ponadstylowych zalet. Taki prawdziwy, zbudowany z gliny, cegły szamotowej i kafli jest podobno najzdrowszą formą ogrzewania pomieszczeń mieszkalnych. Podobno jego ciepło porównywalne jest do ciepła słonecznego, które jest bardzo korzystne dla organizmu. Jeśli w dodatku jest pięknie zdobiony (kafle, gzyms, czasem sztukaterie pod sufitem) nie odbierajmy mu pierwszeństwa – niech będzie wizytówką salonu. Jeśli piec jest skromny, jego urok można podkreślić ozdobnymi tkaninami (dywanem, zasłonami, poduszkami na kanapie i kocem), roślinami w donicach (mogą nawiązywać kolorem lub fakturą do drzwiczek pieca). Jeśli chodzi o kolor kafli, ich wybór jest bardzo duży. Ogólnie, piec kaflowy sprawdzi się w salonie w każdym stylu – w nowoczesnym, starym, surowym oraz takim pełnym barw i zdobień. | Salon z piecem kaflowym – jak go urządzić? |
Dobrej jakości radio samochodowe w cenie około 400 zł to już nie tylko radio i odtwarzacz płyt CD. W tej kwocie możemy znaleźć naprawdę interesujące i naszpikowane ciekawymi rozwiązaniami urządzenie, które zadowoli nawet wybrednych użytkowników oraz miłośników muzyki w najwyższej jakości. To też dobry początek na rozbudowę systemu audio. Alpine CDE-190R
Pierwsza propozycja w naszym zestawieniu to Alpine CDE-190R. Sprzęt legitymuje się wzmacniaczem wbudowanym o mocy 4 x 50 W oraz możliwością odtwarzania wielu formatów z różnych nośników. Podstawowym jest oczywiście napęd CD-R, CD-ROM oraz CD-RW, pozwalający na odtwarzanie muzyki z tradycyjnych płyt kompaktowych. Na przednim zdejmowanym panelu umieszczono także wyjście AUX i port USB.
Ten pierwszy pozwoli podłączyć takie urządzenia, jak odtwarzacze plików MP3. Port USB z kolei to całe spektrum możliwości. Możemy oczywiście odtwarzać muzykę zapisaną na pamięci zewnętrznej (w wielu folderach itp.) typu pendrive oraz na zewnętrznych dyskach twardych, bowiem port zapewnia odpowiednie zasilanie. To też sposób na doładowanie telefonu podczas jazdy. Jest oczywiście radio z funkcją RDS. Całość prezentuje się nowocześnie, ale elegancko. Cena na Allegro w dniu publikacji to około 400 zł.
box:offerCarousel
JVC KD-R771BT
Kolejny model to JVC KD-R771BT, wyposażony we wzmacniacz o mocy 4 x 50 W. Oczywiście nie zabrakło tradycyjnego odtwarzacza płyt CD, portu USB i wyjścia AUX, które są standardem w tym przedziale cenowym. Dodatkowo port USB oferuje zasilanie, co pozwoli nie tylko na ładowanie smartfonu lub innego urządzenia, ale też na zasilenie zewnętrznego dysku twardego z zapisanymi plikami muzycznymi w formacie MP3, WAV, WMA czy FLAC.
Ciekawostką może być technologia łączności Bluetooth, umożliwiająca jednoczesne podłączenie bezprzewodowe dwóch telefonów. Cyfrowy tuner radiowy z RDS i ogromna liczba funkcji poprawiających jakość odtwarzanego dźwięku dopełniają całości. Stylistyka jest nowoczesna, dzięki czemu świetnie wpisze się w wystrój sportowego auta. Cena? Około 400 zł.
box:offerCarousel
Pioneer DEH-3900BT
Następna propozycja to Pioneer DEH-3900BT. W tym modelu zastosowano wbudowany wzmacniacz o mocy 4 x 50 W, oczywiście z możliwością podłączenia zewnętrznego wzmacniacza i subwoofera. Cyfrowy tuner radiowy z RDS zapamiętuje do 24 stacji, zaś odtwarzacz płyt CD pozwala odtworzyć ulubione kolekcje płyt, również z plikami MP3. Nie zabrakło portu USB kompatybilnego z systemem operacyjnym Google Android, co pozwala na wygodne odtwarzanie plików muzycznych bezpośrednio z podłączonego do radia telefonu lub tabletu. Jest także funkcja iPod/iPhone Direct Control. Co więcej, sprzęt wyposażono w łączność bezprzewodową Bluetooth z możliwością podłączenia do dwóch urządzeń jednocześnie. Cena tego modelu na Allegro w dniu publikacji to około 400 zł.
box:offerCarousel
Sony CDX-G3200UV
Kolejna w naszym zestawieniu propozycja renomowanego producenta. Model Sony CDX-G3200UV, co prawda, nie ma modułu łączności Bluetooth, ale w zamian oferuje bardzo dobrą jakość dźwięku wzbogacaną przez liczne systemy i funkcje, jak również moc wzmacniacza na poziomie 4 x 55 W. Oprócz wejścia AUX jest port USB i pełna zgodność z urządzeniami marki Apple. Miłym dodatkiem jest z pewnością możliwość wyboru koloru podświetlenia. Nowoczesny wygląd ze wstawkami imitującymi włókno węglowe dopełnia całości. Cena w dniu publikacji – około 400 zł.
box:offerCarousel
Kenwood KMM-BT302
Na zakończenie niedroga propozycja w cenie około 330 zł. Mimo to model Kenwood KMM-BT302 oferuje bardzo bogate wyposażenie, z modułem Bluetooth i możliwością podłączenia bezprzewodowego do dwóch urządzeń jednocześnie na czele. Co więcej, urządzenie jest w pełni kompatybilne z systemami marki Apple i Google Android. Na uwagę zasługuje też obsługa bezstratnego formatu FLAC. Całość prezentuje się bardzo elegancko, z nutą sportowego sznytu. | Radio samochodowe do 400 zł – II kwartał 2017 |
Urządzenie wielofunkcyjne to sprzęt, który warto mieć nie tylko w biurze, ale i w domu. Łączy w sobie cechy skanera, drukarki, ksera, a nawet faksu. Obecnie ceny urządzeń wielofunkcyjnych są niezwykle przystępne. W tym zestawieniu przyjrzymy się najbardziej optymalnemu pułapowi – modelom do 300 złotych. HP DESKJET 2130
Pierwszym urządzeniem otwierającym zestawienie jest HP DeskJet 2130. Model ten charakteryzuje się prędkością wydruku do 20 czarnych stron na minutę lub 16 kolorowych stron na minutę. Zastosowany tutaj podajnik na kartki ma pojemność 60 stron, a rozdzielczość skanera to 1200 dpi. Dzięki zastosowaniu technologii Energy Star urządzenie zużywa tylko 10 W w trybie aktywności. Sprzęt z powodzeniem wykorzystamy również jako domowe ksero bez konieczności połączenia z komputerem. Cena modelu 2130 wynosi 190 złotych.
CANON PiXMA MG6450 WiFi
Za 300 złotych możemy kupić urządzenie firmy Canon. Model Pixima MG6450 to drukarka atramentowa wyposażona w łączność WiFi. Jest to nieoceniony element urządzenia wielofunkcyjnego – dzięki niemu nie musimy martwić się o połączenie kablem z naszym komputerem. Rozdzielczość, z jaką skanuje to urządzenie, wynosi 1200 dpi, a podajnik na kartki zmieści 100 arkuszy. Na uwagę zasługuje fakt, że Pixima potrafi łączyć się z naszym smartfonem i drukować pliki bezpośrednio z niego. W ciągu minuty wydrukujemy 15 czarnych stron lub 10 kolorowych.
EPSON WF-2630
Już za 280 złotych kupimy urządzenie marki Epson z wbudowanym faksem. Model WF-2630 również wyposażony jest w łączność WiFi, a w ciągu minuty wydrukujemy 34 strony czarne lub 18 stron kolorowych. Prędkość modemu faksu wynosi 33600/s. Urządzenie wykorzystuje technologię Epson Connect, pozwalającą na wydruk dokumentów z Google Cloud Print oraz Apple Air Print. Skaner pracuje w rozdzielczości 1200 dpi.
CANON MG2450
Nieco bardziej budżetowym urządzeniem wielofunkcyjnym od Canona jest model MG2450. Kupimy go już za 130 złotych. W jego specyfikacji znajdziemy takie dane, jak wydruk 4 stron kolorowych na minutę, 8 czarnych, rozdzielczość skanowania 1200 dpi czy tusze startowe w zestawie. Jest to najbardziej podstawowe urządzenie dostępne na rynku, które może służyć jako domowe ksero.
HP DESKJET 2135
Designerską propozycją dla estetów może być model DeskJet 2135 od HP. Charakteryzuje się on niespotykanie ładnym wyglądem i połączeniem odważnych kolorów. Wydrukuje 7 stron czarnych w ciągu minuty lub 5 kolorowych. Urządzenie to również posiada certyfikat Energy Star, dzięki czemu pobór prądu jest naprawdę niewielki. Cena wynosi 230 złotych.
Podsumowanie
Jak widzimy, na rynku są dostępne ciekawe urządzenia wielofunkcyjne w cenie do 300 złotych. Wybór zależy od osobistych preferencji. Jeśli szukamy nietuzinkowego wyglądu, to powinniśmy zastanowić się nad sprzętem HP. Jeśli natomiast zależy nam na prostocie i elegancji, doskonałymi propozycjami będą sprzęty od Epsona i Canona. | Urządzenie wielofunkcyjne – przegląd modeli do 300 złotych |
Nokia odświeżyła popularny model 6. Smartfon w wersji 6.1 posiada Snapdragona 630, 3 GB RAM-u, 32 GB pamięci wbudowanej, czytnik palca, a także aparat z optyką Zeiss. Czy to świetny wybór w segmencie smartfonów do 1000 zł? Specyfikacja Nokii 6.1
wyświetlacz: 5,5 cala, IPS, 16:9, Full HD (1920 x 1080 pikseli), Gorilla Glass 3 2.5D
chipset: Qualcomm Snapdragon 630 (8x 2,2 GHz, rdzenie Cortex-A53)
grafika: Adreno 508
RAM: 3 GB
pamięć: 32 GB + czytnik kart microSD do 256 GB
format karty SIM: nano (hybrydowy dual SIM)
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11ac (dwuzakresowe), Wi-Fi Direct, Bluetooth 5.0 LE, GPS z A-GPS, GLONASS, Beidou
system operacyjny: Android 8.1 Oreo (Android One)
aparat główny: 16 Mpix, f/2.0, 27 mm, optyka Zeiss, autofocus z detekcją fazy, dwutonowa dioda LED, nagrywanie wideo w rozdzielczości 2160p/30 fps, 1080p/30 fps
aparat przedni: 8 Mpix, f/2.0, nagrywanie wideo w rozdzielczości 1080p/30 fps
funkcje: czytnik linii papilarnych, szybkie ładowanie
czujniki: akcelerometr, żyroskop, zbliżeniowy, światła, kompas
bateria: 3000 mAh
wymiary: 148,8 x 75,8 x 8,2 mm
masa: 172 g
Konstrukcja
Wizualnie smartfon zmienił się nieznacznie od wersji pierwotnej. Nokia 6.1 jest wykonana z wysokiej jakości anodyzowanego aluminium oraz szkła Gorilla Glass 3 z zaoblonymi krawędziami. Ekran jest ponownie w proporcjach 16:9, ale tym razem ramki są węższe, ponieważ zrezygnowano z przycisków pod ekranem, a czytnik palca przeniesiono na tył. Muszę przyznać, że końcowy efekt mi się podoba – w dobie smartfonów-klonów, Nokia 6.1 wygląda oryginalnie, a jej jakość wykonania jest, jak zwykle, rewelacyjna.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Front otaczają wąskie odstępy po bokach, ale nadal dosyć szerokie poniżej i powyżej ekranu. Nawigacja jest ekranowa, więc spód jest pusty, a nad ekranem widać czujniki, głośnik rozmów, przedni aparat oraz logo marki.
Boki są płaskie i pościnane na krawędziach. Przyciski fizyczne znajdują się z prawej strony, wysoko na boku – regulację głośności umieszczono powyżej włącznika. Na przeciwnej ściance jest hybrydowy czytnik kart, zaś na górnej krawędzi samotne wyjście słuchawkowe. Na dolne widać: głośnik multimedialny, USB typu C oraz główny mikrofon.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Lekko wypukły spód smartfona został przeorientowany. W górnej części jest długi i nieznacznie odstający panel z pojedynczym aparatem, sygnowanym logo Zeiss, oraz podwójną i dwutonową diodą doświetlającą. Nad panelem można dostrzec dodatkowy mikrofon, a pod nim wklęsły czytnik palca.
Ergonomia i użytkowanie
Smartfon ma klasyczne proporcje, zatem, jak na dzisiejsze standardy, jest dosyć duży. Wysoka jest też masa urządzenia – 172 g to co prawda wynik daleki od rekordzistów, ale Nokia 6.1 należy już do cięższych smartfonów. Mimo tego urządzenie dobrze leży w dłoni – szorstkie i płaskie boki gwarantują pewny chwyt, a obła obudowa nie drażni skóry. Testowana wersja kolorystyczna nie jest podatna na smugi, nie widać ich na obudowie, a i te na szkle zostały zminimalizowane.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Przyciski na boku precyzyjnie klikają i sprężyście odskakują. Łatwo wyczuć je pod palcami i odróżnić. Tym razem czytnik palca przeniesiono na tył. U poprzednika był on za wąski i trochę zbyt kanciasty – nowa wersja to okrągły i wklęsły skaner, który działa szybko i precyzyjnie, ale niestety umieszczono go trochę za nisko – często zamiast skanera dotykałem diody flash. Czytnik może służyć też do rozwijania górnej belki systemowej, co jest praktyczne, ale niestety można to uczynić przypadkiem podczas trzymania smartfona.
Gniazdo microUSB u poprzednika zostało zastąpione przez USB typu C (standard 2.0), co należy pochwalić. Nie zabrakło też wyjścia słuchawkowego, NFC oraz interfejsu Bluetooth 5.0, a pamięć można rozszerzyć za pomocą karty microSD (o ile nie korzystamy z funkcji dual SIM). Niestety nie ma diody powiadomień, obudowa nie jest odporna na wodę, a głośnik jest tylko monofoniczny i, jak zwykle, łatwo go zasłonić. Brzmienie jest donośne i dość czyste, ale to nadal nic specjalnego. Wibracja również prezentuje się przeciętnie – jest zwarta i wyczuwalna, ale hałaśliwa i jakby szeleszcząca.
Nokia 6.1 praktycznie nie nagrzewa się w trakcie obsługi. Może zrobić się letnia jedynie w grach lub podczas wielogodzinnego oglądania filmów.
Wyświetlacz
Smartfon ma jasny ekran IPS o rozdzielczości Full HD, która gwarantuje wysokie zagęszczenie pikseli, wynoszące 403 ppi – ostrość jest bez zarzutu. To samo można powiedzieć o maksymalnej jasności, ponieważ ekran jest czytelny w słońcu oraz nie oślepia po zmroku. Dobre wrażenie robi niezły kontrast (przyzwoita czerń, jak na IPS-a) i nasycone kolory. Zawodzi właściwie jedynie odcień bieli, która jest lekko niebieskawa i nie można jej wyregulować. Interfejs dotykowy nie daje powodów do narzekania, obsługuje 10-punktowy multi-touch.
System operacyjny i wydajność
Nokia 6.1 należy do linii urządzeń z Android One, więc jest obsługiwana przez czystego Androida 8.1 Oreo, a obiecano już aktualizację do wersji 9.0 Pie. Ucieszą się fani prostoty – system wygląda minimalistycznie i jest intuicyjny. Szufladę aplikacji rozsuwa się gestem – jest tam wyszukiwarka oraz wyróżnione najczęściej używane aplikacje. Górna belka zawiera wiele skrótów i suwak regulacji podświetlenia. Ustawienia są logicznie posegregowane i można znaleźć w nich kilka dodatkowych opcji – wspominane rozwijanie górnej belki czytnikiem palca, budzenie dwuklikiem i ekran reagujący na podniesienie smartfona. W pamięci jest pakiet Google, a także radio FM oraz aplikacja z pomocą techniczną i konserwacją systemu operacyjnego.
Wolnego Snapdragona 430 z czterema rdzeniami użytego w Nokii 6 zastąpił ośmiordzeniowy układ 630, popularny wśród urządzeń ze średniej półki. Procesor ma też dużo wyższe taktowanie (2,2 GHz vs 1,4 GHz), więc ogólna wydajność stoi na dobrym poziomie. Operacje wykonywane są sprawnie, urządzenie działa stabilnie i umożliwia multitasking – można płynnie korzystać z dwóch aplikacji jednocześnie, jak również bez problemu przełączać się pomiędzy nimi. Niestety instalowanie lub uruchamianie większych aplikacji trwa dosyć długo, a w pamięci trzymane są jedynie te mniejsze. Ogólnie smartfon nie jest demonem szybkości, ale wydajność i tak satysfakcjonuje. Warto przyspieszyć animacje w opcjach, bo są one dosyć ospałe i wizualnie spowalniają działanie. Benchmark AnTuTu 7.1.0 ocenił smartfona na 89492 punkty, a Geekbench 4 wskazał 877 punktów w teście jednordzeniowym i 4173 punkty w wielordzeniowym. Wydajność graficzna według 3DMark Sling Shot Extreme to 809 punktów Open GL ES 3.1 oraz 687 punktów Vulkan.
Bateria
Akumulator 3000 mAh oferuje bardzo dobry czas działania. Można liczyć na 7–8 godzin pracy na włączonym ekranie podczas korzystania z Wi-Fi, jak i 4–5 godzin w przypadku używania LTE. Smartfon bez problemu wytrzymywał dzień intensywnego korzystania, a u oszczędnych może działać nawet 2 dni. Urządzenie wspiera także szybkie ładowanie, które jednak nie bije rekordów – w 30 minut uzupełni około 40% akumulatora, a cały w 2 godziny.
Multimedia – gry, aparat, audio
Wydajność graficzna jest średnia, więc nie można liczyć na wyjątkową płynność i jakość grafiki w zaawansowanych grach. Mniejsze gry 2D i 3D będą działały bezproblemowo, ale już w wymagających tytułach konieczne będzie obniżenie jakości grafiki. Rozgrywka w PUBG Mobile była płynna na niskich ustawieniach graficznych.
Aplikacja aparatu cechuje się intuicyjnym interfejsem. Z prawej strony są typowe wyzwalacze, a z lewej multum skrótów, w tym zmiany aparatu, lampy, HDR-u, upiększania i samowyzwalacza. Jest tam także rozwijane menu, które daje dostęp do ustawień, panoramy oraz trybu profesjonalnego. Ten ostatni można wywołać także gestem na przycisku migawki, pozwoli on dostosować: balans bieli, ostrość, ISO (100–3200), migawkę (1/500–4 s) oraz ekspozycję. Jakość zdjęć jest bardzo dobra – ujęcia są ostre, szczegółowe i bez widocznych wad optycznych na skrajach kadru. Dobre wrażenie robią naturalne kolory, poprawny balans bieli oraz optymalna ekspozycja – ujęcia nie są ani zbyt ciemne, ani prześwietlone. Trzeba uważać jedynie na zoom (zdjęcia przybliżone są mocno zmiękczone i rozmyte), a także wykonywać więcej fotografii – zdarzały mi się problemy z autofocusem, przez co niektóre ujęcia były nieostre. Jakość zdjęć w gorszych warunkach świetlnych drastycznie spada. To samo tyczy się przedniego aparatu, który pozwoli wykonać świetne selfie w słoneczny dzień, ale nie zachwyci w ciemnych pomieszczeniach. Wideo również nie zawodzi – Nokia 6.1 nagrywa w rozdzielczości 4K i 30 klatkach, a nagrania są szczegółowe i naturalne, chociaż brakuje im stabilizacji. Przykładowe zdjęcia dostępne poniżej.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Brzmienie na słuchawkach jest bardzo dobre. Bas jest głęboki, dźwięk czysty i bezpośredni, a także przestrzenny oraz dynamiczny. Niestety Nokia 6.1 nie obsługuje zaawansowanych kodeków Bluetooth – do dyspozycji są jedynie SBC i AAC.
Łączność i jakość rozmów
Modem LTE bez agregacji osiągał 50–60 Mb/s pobierania, a dwuzakresowe Wi-Fi pozwalało wykorzystać możliwości łącza 250 Mbit/s. GPS obsługiwał satelity GLONASS, Beidou, a nawet Galileo i szybko znajdował lokalizację. Jakość rozmów, jak zwykle, nie zawodziła.
Podsumowanie
Nokia 6.1 nie jest królem opłacalności. Kosztuje około 960 zł, a w tej cenie można mieć szybsze smartfony od Xiaomi lub Huaweia, a także urządzenia z ekranami w nowych proporcjach. Smartfonowi brakuje diody powiadomień, wodoodporności, a ma też pewne braki ergonomiczne, jak np. zbyt nisko umieszczony czytnik palca. Procesor to również już nic specjalnego.
Jednak jeśli zbierzemy wszystkie atuty, to okaże się, że Nokia 6.1 to nadal atrakcyjna opcja dla osób szukających stabilnego i trwałego smartfona. Urządzenie jest bardzo solidne, ładne i poręczne. Ma jasny ekran oraz intuicyjny system operacyjny, który działa z satysfakcjonującą płynnością. Można liczyć także na bardzo dobry aparat, szczegółowe nagrania 4K, wysoką jakość dźwięku na słuchawkach, nowy Bluetooth oraz moduł NFC do płatności zbliżeniowych. Nie zawodzi także akumulator, który nie jest wybitnie duży, ale zapewnia długi czas pracy. Producent rozpieszcza także częstymi aktualizacjami systemu i zabezpieczeń. Moim zdaniem plusem jest także aluminiowa obudowa, która w erze szklanych smartfonów stanowi miłą odmianę. | Test smartfona Nokia 6.1 – lubiany średniak w nowej wersji |
Każda ciocia, wujek lub dziadek zgodzi się ze mną, że o wiele łatwiej jest kupować upominki dla niemowląt niż dla przedszkolaków. Czterolatki to już istoty o wyrobionym guście i zainteresowaniach, które trzeba znać, by nie popełnić gafy. Tu już nie wystarczy „jakaś gra” albo „jakieś autko”. Co zatem kupić, żeby ujrzeć zadowolenie na twarzy dziecka i mieć satysfakcję z wydanych pieniędzy? Wybierajmy mądrze. Z myślą o zdrowiu i etapie rozwojowym dziecka. Czterolatki wciąż mają silną potrzebę ruchu. Przez poprzedni rok wzrosła ich sprawność motoryczna, umieją skakać na jednej nodze, łapać i kopać piłkę, jeździć na rowerze. Trzeba to wykorzystać. Im więcej zabaw na świeżym powietrzu angażujących ciało, tym lepiej!
Zabawy z piłką
Czterolatki kochają piłkę. Bawią się w kolory, kopią, podrzucają, turlają i trafiają piłką w cel. To dobry moment na nauczenie dziecka tego, że są różne gry, w których można wykorzystać piłkę. Na rynku jest bardzo duża oferta zestawów do gier i zabaw, a większość z nich nadaje się nie tylko do użytku w ogrodzie, lecz także w domu. Możemy więc wybierać spośród zestawów do koszykówki(rosnących wraz z dzieckiem),piłki nożnej, czy to w postaci bramek i piłki, czy piłki treningowej do kopania (sprawdza się w przypadku, gdy dziecko nie ma towarzysza zabaw) lub mini-golfa. Tego typu zabawy ćwiczą sprawność, koordynację i zręczność dzieci, a także poszerzają gamę wspólnych zabaw z tatą. Ojcowie, którzy stronią od prac plastycznych i gier na dywanie, z zadowoleniem zagrają z dzieckiem w piłkę nożną. Mogą zorganizować nawet zawody w grupie dzieci i tatusiów, ale uwaga – czterolatki nie lubią przegrywać, więc ducha współzawodnictwa należy rozbudzać ostrożnie. Na niepogodę warto zainwestować w mini boisko piłkraskie, czyli popularne piłkarzyki.
Rower i hulajnoga
Cztery lata to złoty wiek pojazdów kołowych. Jeśli dzieci do tej pory nie wykazywały zainteresowania rowerem albo hulajnogą, to właśnie nadszedł ten czas. Ściganie się z samym sobą lub z kolegami to jeden z obowiązkowych punktów wizyty na placach zabaw. Te dzieci, które miały już wcześniej kontakt z jeżdżeniem, będą właśnie przesiadać się na większe modele rowerów ihulajnog. Pojazd należy dostosować do wielkości dziecka, żeby jego użytkowanie było łatwe i nie wymagało ogromnej siły (drobne dzieci mogą mieć problem z jeżdżeniem na dużym modelu). Hulajnogi dostępne są w wersji dwu- i trójkołowej. Trójkołowe, jako że są stabilniejsze, będą zdecydowanie lepszym pomysłem dla dzieci, które dopiero zaczynają swoją przygodę z hulajnogą. Pojazdy ułatwiają też życie rodzicom. Droga do sklepu (być może wcześniej oprotestowana jako „głupia” lub „nudna”) nagle może stać się atrakcją. Pamiętajmy o tym, że nawet wprawni rowerzyści (nie wspominając o początkujących) mają różne wypadki i gorsze dni. Dlatego kask chroniący delikatną głowę jest absolutnym minimum zabezpieczeń koniecznych dla czterolatka-cyklisty.
Marzenie o lataniu: trampolina i latawce
Krajobraz polskich podwórek zmienił się w ciągu ostatnich kilku lat. Co się zmieniło? Zaroiło się w nich od… trampolin. Moda czy fajny sposób na spędzenie wolnego czasu? Nie ma co ukrywać: zabawa na trampolinie jest fantastyczna! Dotlenia ciało, relaksuje umysł, wprawia dziecko w świetny humor i pozwala na rozładowanie stresu, energii i różnych emocji. Propozycja doskonale sprawdza się zarówno w indywidualnej zabawie, jak i w towarzystwie. Dodatkowo poprawia koordynację ruchową, ćwiczy mięśnie i wydolność organizmu. Nawet dorośli, z początku nieśmiało podskakujący na trampolinie, w mig połykają bakcyla i nie chcą już się rozstawać ze stanem nieważkości. A skoro o lataniu mowa, marzeniem każdego czterolatka, oprócz samodzielnego latania (to akurat „załatwia” trampolina) jest posiadanielatawca. Prezent-klasyk, nieco zapomniany, ale warto do niego powrócić, ponieważ daje dzieciom dużo radości, pobudza wyobraźnię i jest ciekawym pomysłem na zabawę na świeżym powietrzu.
Udanych urodzin i zadowolonych jubilatów. Niech wszystkie życzenia i podarunki dodadzą im skrzydeł! | Czterolatek ma urodziny - pomysły na prezenty |
Młotowiertarki to dość mocno eksploatowane narzędzia. Ich charakter pracy jest niezwykle ciężki, bo pracują one pod dużymi obciążeniami, dlatego generują mocne drgania, a warunki ich użytkowania są bardzo niesprzyjające, gdyż wierceniu w betonie, do jakiego są przystosowane, najczęściej towarzyszy silne zapylenie. Do niedawna młotowiertarka kojarzona była wyłącznie z urządzeniem sieciowym. Wszystkie maszyny akumulatorowe o tym charakterze pracy były raczej stosowane jako urządzenia pomocnicze i uzupełniające. Zmieniło się to w ostatnich latach między innymi dzięki firmie Milwaukee, która udowodniła, że młotowiertarka w wersji akumulatorowej może być równie wydajna co urządzenie sieciowe.
Krótka charakterystyka
Młotowiertarki to urządzenia, które do pracy wykorzystują udar pneumatyczny. Jest to typ udaru, który powstaje na zasadzie sprężania powietrza w komorze udarowej przez mechanizm korbowo-wodzikowy, a następnie wywierania nacisku z impetem, który w formie uderzenia jest przenoszony przez wiertło na materiał obrabiany. Ta cecha odróżnia młotowiertarki od wiertarek udarowych (wyposażonych w udar mechaniczny o znaczenie mniejszym impecie działania). Jeśli ktoś poważnie myśli o efektywnym i wydajnym wierceniu w betonie, to właśnie młotowiertarka jest urządzeniem przeznaczonym do tych celów. Jeśli zatem dysponujemy młotowiertarką zasilaną bakteryjnie, z pewnością w wielu przypadkach bardzo ułatwi i usprawni ona pracę. Przykładem takiej maszyny jest Milwaukee M18 CHPX. Jest to najmocniejsza z młotowiertarek bateryjnych marki Milwaukee. Jej siła działania jest porównywalna do niektórych urządzeń sieciowych, i, co ciekawe, wiele z nich bije pod tym względem na głowę – to znaczy, że spotykamy się z przypadkiem, gdy młotowiertarka akumuatorowa jest mocniejsza i bardziej wydajna niż większość urządzeń sieciowych.
Funkcje
Młotowiertarka Milwaukee M18 CHPX jest urządzeniem wielofunkcyjnym. Posiada trzy tryby pracy, które zmienia się obrotowym przełącznikiem.
Tryby pracy to: wiercenie, wiercenie z udarem oraz podkuwanie. Oznacza to, że maszynę można wykorzystywać do wiercenia bezudarwego w takich materiałach, jak drewno czy metal albo w kruchych materiałach budowlanych, w któych chcemy wiercić z dużą precyzją bez uszkodzenia ich powierzchni, na przykład w szkliwie płytek ceramicznych. Wiercenie z udarem to funkcja do wiercenia w takich twardych materiałach jak beton. Podkuwanie pozwala na delikatne kucie betonu, cegieł i innych materiałów budowlanych, z naciskiem na słowo delikatne. Pamiętajmy, że nie jest to młot udarowy, lecz młotowiertarka z funkcją podkuwania.
Młotowiertarka pozwala na zmianę kierunku obrotów. Jest to przyzwolenie na dokonywanie zabiegów wkrętarskich, a więc wkręcania i wykręcania wkrętów. Funkcja może okazać się przydatna w przypadku awaryjnego działania, w momencie zakleszczenia wiertła w wykonywanym otworze. Zmiana obrotów na lewe pozwala na łatwiejsze jego wydobycie z otworu. Wymienny uchwyt narzędziowy pozwala na pełne wykorzystanie trybu wiercenia bezudarowego.
Nie trzeba wiercić wiertłami o uchwycie SDS-Plus, można zastosować typowe dla tego typu operacji wiertła z uchwytem cylindrycznym, co gwarantuje większą precyzję wiercenia, która dla tej operacji jest pożądana.
Każdy akumulator Milwaukee M18 posiada możliwość sprawdzenia stanu naładowania.
Pozwala to na oszacowanie czasu pracy na danej baterii. W narzędziach akumulatorowych niemal powszechne stało się oświetlenie LED, mające na celu doświetlenie obszaru roboczego. Również młotowiertarka M18 CHPX posiada diodę LED, która wspomaga pracę w zaciemnionych zakamarkach.
Elektroniczny włącznik pozwala na płynną regulacje prędkości obrotowej maszyny. Wartość prędkości obrotowej zależy od stopnia wciśnięcia klawisza włącznika. Dzięki tej funkcji możliwe jest powolne inicjowanie otworu, które sprzyja trafieniu dokładnie w wyznaczony punkt, nawet na śliskich powierzchniach roboczych.
Użyte materiały
Obudowa przekładni oraz mechanizmu udarowego wykonana jest ze stopu aluminium. Jest to materiał łączący w sobie trzy bardzo ważne cechy: lekkość, wytrzymałość i przewodność cieplną. Ta ostania cecha jest szczególnie ważna, nie posiadają jej obudowy z tworzywa sztucznego. Dzięki niej generowane wewnątrz skrzynki przekładniowej ciepło jest efektywnie emitowane do otoczenia, a temperatura wewnątrz maszyny utrzymuje optymalną wartość, nawet przy wytężonej pracy. Jest ona tylko zewnętrznie zabezpieczona tworzywem sztucznym przed skutkami ewentualnego upadku. Pozostała część korpusu wykonana jest z wytrzymałego tworzywa sztucznego. Elementy chwytowe rękojeści pokryte są antypoślizgową i miękką okładziną zwiększającą komfort pracy.
Parametry
Młotowiertarka M18 CHPX zasilana jest napięciem znamionowym 18 V. Dzięki temu należy do najbardziej rozbudowanej rodziny urządzeń akumulatorowych. Młotowiertarka wyróżnia się spośród innych narzędzi tego typu bardzo wysoką energią uderzenia, która wynosi 4 J. Jest to energia przewyższająca wiele maszyn zasilanych sieciowo. Dzięki niej młotowiertarką można wiercić otwory w betonie o średnicy do 28 mm. Maszyna wraz z akumulatorem waży 4,5 kg. Jest zatem dość ciężkim narzędziem, ale coś za coś – dysponuje przecież niezwykłym dla maszyn akumulatorowych impetem działania.
Rozwiązania techniczne
M18 CHPX, jak na młotowiertarkę przystało, wyposażona jest w uchwyt narzędziowy typu SDS-Plus. Jest to świetne rozwiązanie stosowane przy udarze pneumatycznym, którego zasada działania jest opisana powyżej. Uchwyt ten zapewnia spory skok osiowy wiertła, dzięki temu kruszenie materiału obrabianego jest wydajniejsze. Jest on, niestety, obarczony luzem promieniowym, co negatywnie wpływa na precyzję odwiertu. O ile przy wierceniu w betonie precyzja ta nie jest wymagana, o tyle przy wierceniu w stali lub drewnie przydaje się znacznie bardziej. Tutaj z pomocą przychodzi wymienny trójszczękowy uchwyt narzędziowy.
Jeśli chodzi o sam napęd maszyny, to bazuje on na bezszczotkowym silniku, którego główną zaletą są małe rozmiary i spora oszczędność energii. Silnik typu PowerState połączony z systemem akumulatorów RedLithium-Ion za pośrednictwem elektroniki sterującej RedLink-Plus to bardzo wydajny, bezpieczny i oszczędny system zasilania maszyny. Baterie litowo-jonowe charakteryzują się brakiem efektu pamięci, a więc możliwością doładowywania bez uszczerbku na ich pojemności. Ponadto dysponują bardzo istotną cechą – spadek mocy wraz z rozładowaniem akumulatora jest nieznaczny i można powiedzieć, że maszyna podczas całego cyklu rozładowywania pracuje z takimi samymi parametrami roboczymi. Wysoka energia udaru powoduje spore drgania. Antywibracyjny system AVS redukuje składowe drgań przenoszone na operatora. Działa za pomocą antywibracyjnych węzłów, które odseparowują rękojeść główną od mechanizmu roboczego.
Wyposażenie
Młotowiertarka M18 CHPX występuje w kilku opcjach wyposażenia. Różnią się one między sobą ilością i rodzajem akumulatorów. Może to być tak zwana wersja zerowa, która dostarczana jest w kartonie – bez ładowarki i akumulatorów, skierowana jest ona dla osób posiadających już warsztat narzędziowy, w którym znajduje się kilka akumulatorów Milwaukee M18. Istnieją również wersje z ładowarką i akumulatorami. Są one zapakowane w walizce narzędziowej, posiadają ładowarkę umożliwiającą ładowanie akumulatorów Milwaukee Li-Ion 12–18 V. Może zawierać dwa akumulatory o pojemności 5 Ah lub 9 Ah. Ponadto załączony jest dodatkowy trójszczękowy uchwyt narzędziowy, ogranicznik głębokości wiercenia oraz dodatkowa rękojeść.
Podsumowanie
Milwaukee M18 CHPX można nazwać śmiało jedną z najmocniejszych młotowiertarek akumulatorowych. Charakteryzuje się ona bardzo efektywną pracą i wysoką wytrzymałością. Jej kolejną zaletą jest to, że zasilana jest akumulatorami o napięciu 18 V, a więc jest kompatybilna z najbardziej rozbudowaną grupą narzędzi akumulatorowych Milwaukee. Oznacza to spore oszczędności przy chęci rozbudowy warsztatu o kolejne narzędzia akumulatorowe. Wystarczy inwestować jedynie w maszyny, bez konieczności dokupywania kolejnych kosztownych baterii. Milwaukee objęte jest 3-letnią gwarancją producenta, która obowiązuje po zarejestrowaniu urządzenia na stronie internetowe producenta. | Test młotowiertarki Milwaukee M18 CHPX |
Kojarzona w pierwszej chwili z jej właściwościami odchudzającymi zielona herbata ma do zaoferowania znacznie więcej. Ze względu na bogactwo występujących w niej witamin, składników mineralnych i polifenoli z powodzeniem wykorzystywana jest nie tylko jako orzeźwiający napar, ale również jako składnik kosmetyków czy dodatek do deserów. Camellia sinensis to wiecznie zielony krzew, którego ojczyzną są Chiny. Z jego liści wytwarza się wszelkie rodzaje suchych herbat: czarne, zielone, białe, czerwone, turkusowe i żółte. I choć Chiny są obecnie jedynym krajem, który wytwarza wszystkie sześć rodzajów herbat, warto mieć świadomość, że taki podział istnieje. Gdy już rozsmakujemy się w herbacie, z pewnością będziemy mieli okazję spróbować każdej jej odmiany.
Jak to jednak możliwe, że wszystkie herbaty wytwarzane są z tej samej rośliny? Otóż rodzaj herbaty, jej smak, kolor i aromat, a także właściwości zależą od wielu czynników, między innymi od wysokości, na jakiej znajdują się pola uprawne, ale i od jakości gleby, klimatu, a nawet od sposobu zbierania liści i ich dalszej obróbki. Zasadniczą różnicą między herbatami zielonymi a czarnymi jest to, że te pierwsze nie są herbatami fermentowanymi. Ich świeżo zebrane liście poddaje się kolejno procesom więdnięcia, parowania, zwijania i suszenia, omijając proces utleniania, czyli właśnie fermentacji. W Chinach wysokiej klasy herbaty zielone nadal produkowane są starą metodą, w której wszystkie czynności wykonuje się ręcznie.
Właściwości zdrowotne zielonej herbaty
Co takiego zawierają w sobie zielone herbaty, że uznaje się je za zdrowe? Przede wszystkim są nieocenionym źródłem antyoksydantów. Zawierają związki polifenolowe, w tym katechiny, które spowalniają procesy starzenia się, działają antywirusowo, zwalczają wolne rodniki, mają też ogromny wpływ na nasze samopoczucie. Poza tym zielona herbata jest bogata w witaminy C i E – również silne antyoksydanty, witaminę B i K, potas, wapń, żelazo oraz fluor. Ma też w swoim składzie kofeinę i taninę, a także zapobiegające nowotworom garbniki.
Te same listki zielonej herbaty parzyć można dwu-, a nawet trzykrotnie, za każdym razem wydobywając inne ich właściwości, kolor i aromat. Napar z pierwszego parzenia zawiera dużo teiny, działa więc na organizm pobudzająco. Napar z drugiego parzenia jest delikatniejszy, uspokaja, jest zatem idealny w radzeniu sobie ze stresem. Kolejnym plusem picia zielonej herbaty jest to, że obniża ona ciśnienie krwi, poprawiając jednocześnie jej krążenie. Jeśli z jakich powodów smak zielonej herbaty nam nie odpowiada, a mimo to chcemy korzystać z jej właściwości, możemy sięgnąć po suplementy diety, zawierające wyciąg z tej rośliny.
box:offerCarousel
Matcha – perła wśród herbat
Matcha jest najbardziej cenionym gatunkiem zielonej herbaty. Otrzymuje się ją z drobnych liści powstających przy przesiewaniu japońskich herbat gyokuro i tencha. W przeciwieństwie do pozostałych herbat, matcha ma postać proszku, który rozrabiamy z wodą specjalną miotełką lub dodajemy do różnych deserów: ciast, lodów, kawy lub słodyczy. W porównaniu do innych zielonych herbat, matcha zawiera dziesięciokrotnie większą dawkę antyoksydantów. Badania wykazały, że dzięki wysokiej zawartości katechin jest ona bardzo skuteczna w walce z nowotworami.
Matcha dodaje też sił i pobudza – w dodatku jest na tym polu bardziej skuteczna niż stosowana u nas powszechnie kawa. Naukowcy zauważyli, że regularne picie tej herbaty zwiększa wytrzymałość człowieka aż o 24 proc. Natomiast zawartość chlorofili sprawia, że matcha jest niezastąpiona, gdy chodzi o odtruwanie i oczyszczanie organizmu.
box:offerCarousel
Zielona herbata a pielęgnacja ciała
Właściwości zielonej herbaty docenili specjaliści w zakresie pielęgnacji ciała. Wyciąg z tej rośliny bez trudu znajdziemy w kosmetykach do codziennej pielęgnacji ciała: w szamponach (zielona herbata wzmacnia włosy i przyspiesza ich wzrost), nawilżających kremach i balsamach (zawierająca w sobie kofeinę, taninę i polifenole zielona herbata chroni komórki przed zniszczeniami spowodowanymi przez promieniowanie UV), środkach przeznaczonych do walki z trądzikiem (zielona herbata hamuje aktywność enzymów odpowiedzialnych za pracę gruczołów łojowych) i z cellulitem (katechiny i kofeina oczyszczają skórę z toksyn), a nawet w preparatach do higieny jamy ustnej (dzięki wysokiej zawartości fluoru zielona herbata chroni zęby przed próchnicą).
Ze względu na wszystkie właściwości zielonej herbaty z pewnością warto dać jej szansę i spróbować. Przy wyborze listków należy jednak pamiętać o odpowiednim sposobie parzenia – zielone herbaty nie lubią wrzątku, a swój smak i aromat wydobywają (w zależności od gatunku) w temperaturze od 60 do 90˚C. Jeśli pomimo prób specyficzny smak zielonej herbaty nie przypadnie nam do gustu, zawsze możemy sięgnąć po suplementy lub kosmetyki do pielęgnacji ciała. | Zielona herbata nie tylko do picia |
Czapka wiosną?! Bywa potrzebna. To dodatek, który może nadać charakter całej stylizacji. Podpowiadamy, jakie nakrycia głowy warto wybrać w tym sezonie. „W marcu jak w garncu”, „Kwiecień plecień co przeplata – trochę zimy, trochę lata” – znamy te przysłowia aż za dobrze. W naszej szerokości geograficznej wczesna wiosna jest piękna, ale bywa bardzo chłodna. Wtedy trudno się obejść bez czapki – na szczęście nie musi to już być wielka, zimowa czapa z grubej wełny, a wystarczy lekka, bawełniana. Takie nakrycia głowy często mają charakter sportowy, ale nie zawsze. Oczywiście nie wszystkie czapki pasują do każdego zestawienia, więc sprawdźmy, z czym najbezpieczniej je nosić.
Fasolka, smerfetka czy krasnal?
Najpopularniejszym modelem wśród czapek przejściowych jest bawełniana beanie. Nazwa pochodzi od słowa oznaczającego w języku angielskim fasolę – czapka rzeczywiście kształtem przypomina małe ziarno. To dość uniwersalny model, który dobrze komponuje się ze zdecydowaną większością wszystkich miejskich stylizacji – jeansy z podwiniętymi nogawkami, sneakersy lub markowe tenisówki, np. Nike Air Max, będą solidną bazą w stylu street. Włóż jeszcze zieloną bomberkę lub lekki płaszcz wełniany, np. w soczyście żółtym kolorze, i weź do tego małą torebkę listonoszkę. Podobna do beanie jest też czapka zwana smerfetką albo krasnalem. Może także być uszyta z cienkiej bawełny, ale często bywa z wciąż popularnej, szarej tkaniny dresowej.
Z daszkiem i błyskiem
Z czapkami z daszkiem jest tak: po pierwsze, nie do każdego pasują – niezbyt dobrze wyglądają np. z okularami – a po drugie, bardziej pełnią funkcję ozdobną, niż chronią przed zimnem. Załóżmy więc, że wiosna tym razem będzie nas rozpieszczać i możemy skupić się tylko na tym, by świetnie wyglądać, a nie na zabezpieczaniu się przed wiatrem i śniegiem, które wczesną wiosną jeszcze mogą się zdarzyć. Jeśli podobają ci się modne w tym sezonie błyszczące akcenty, możesz wybrać czapkę zdobioną cekinami. Będzie pasowała np. do czarnej, dresowej bluzy z kapturem, spodni rurek o postrzępionych nogawkach i tenisówek.
Kolory wiosny i blogerskie naszywki
Wiosną świat zyskuje soczyste barwy, wybierz więc czapkę w mocnych kolorach – różu, neonowej zieleni – lub zdecyduj się na model spokojniejszy, ale za to z naszywkami. To doskonała propozycja dla wszystkich młodych duchem dziewczyn – rzucające się w oczy dodatki zawsze podkreślają świeżość stylu i przebojowość noszącej je osoby. Możesz też wybrać czapkę z jeszcze bardziej młodzieżowymi napisami, którymi wyrazisz swoje poglądy na różne sprawy. Tego typu nakrycia głowy wpisują się w modową kulturę miejską, kochają je zwłaszcza blogerki modowe. W połączeniu z luźnymi płaszczami w kolorach szarym lub kamelowym i tenisówkami stanowią niemal obowiązkowy zestaw każdej nowocześnie ubranej dziewczyny. W tym sezonie przyda się jeszcze mały, skórzany plecaczek o zaokrąglonym kształcie.
Półczapka, czyli opaska
Wiadomo, że pod czapką włosy szybciej tracą blask, a fryzura się niszczy. Dlatego, jeśli masz już dosyć kojarzących się z zimą nakryć głowy – jest alternatywa: opaska! Najmodniejsza jest wersja z marszczeniem lub wywinięciem na środku. Ochroni twoje uszy i czoło, a ty bez obaw będziesz mogła wyeksponować swój kucyk lub kok. | Lekka czapka – idealny dodatek na wiosnę |
Klasyczne telefony komórkowe chyba nigdy nie odejdą do lamusa. Nokia Asha 206 góruje nad nowoczesnymi smartfonami w przynajmniej trzech aspektach. Producent kolejny raz udowadnia, że w tym segmencie sprzętu nie ma sobie równych. Jakość wykonania i pierwsze wrażenia
Architektura obudowy Nokii 206 nie różni się za bardzo od wzornictwa poprzednich modeli klasycznych telefonów fińskiego producenta. W urządzeniu ponownie postawiono na minimalizm i prostotę. Spodoba się to na pewno osobom, które już zdążyły przyzwyczaić się do produktów marki Nokia. Jeżeli coś się sprawdza, po co to zmieniać? Zamiast tego można udoskonalać i tym samym dążyć do perfekcji. Choć w portfolio firmy znajdują się warianty, którym bliżej do tytułu idealnego telefonu komórkowego, np. Nokii 515.
Zacznijmy od zawartości opakowania. W ekologicznym pudełku znajdziemy telefon, akumulator (Nokia BL-4U), zestaw słuchawkowy (Nokia WH-109), ładowarkę sieciową, kartę gwarancyjną oraz instrukcję obsługi. Jednym słowem standard.
Nokia 206 jest poręczna i lekka. Obudowa została wykonana z dobrej jakości plastiku. Funkcyjne przyciski posiadają wyczuwalny skok oraz mają odpowiednie rozmiary, nawet dla osób z większymi dłońmi. Po długim okresie pisania SMS-ów na dotykowym ekranie, z przyjemnością wróciłem do fizycznej klawiatury. Tego zawsze będzie mi brakować w smartfonach. Jednak coś za coś.
Tylna pokrywa skrywa „grill” głośnika oraz obiektyw aparatu, pod którym umieszczono logo producenta. Na górnej krawędzi znajdziemy port ładowarki oraz wejście mini-jack (3,5 mm). Na lewym boku ulokowano slot na drugą kartę micro SIM. Po zdjęciu tylnej klapki uzyskujemy dostęp do slotu na kartę SIM oraz microSD.
Ekran
Nokia Asha 206 została wyposażona w wyświetlacz TFT o przekątnej 2,4 cala i rozdzielczości 240 x 320 pikseli. Jakość obrazu daleka jest oczywiście od tej, prezentowanej przez nowoczesne smartfony. Taki ekran wystarcza jednak do komfortowej pracy. Maksymalna intensywność podświetlenia, jak również kąty widzenia są więcej niż dobre. Jedyne zastrzeżenia miałbym do odporności na zarysowania. Po kilku dniach testów, na szybce pojawiły się małe rysy.
Audio
Ulokowany z tyłu monofoniczny głośnik prezentuje ten sam poziom dźwięku, do jakiego zdążyliśmy przyzwyczaić się w poprzednich modelach Nokii. Jego głównym atutem jest donośność. Trudno w tym wypadku mówić o wysokiej jakości brzmienia. Załączony zestaw słuchawkowy – Nokia WH-109 – świetnie sprawdzi się podczas słuchania radia i utworów Mp3.
Bateria
Akumulatory w klasycznych telefonach komórkowych mają mniejszą pojemność niż te w smartfonach, mimo to serwują nam sporo dłuższą pracę urządzenia na jednym cyklu ładowania. W Nokii 206 umieszczono baterię o pojemności 1100 mAh. Według producenta model jest w stanie pracować w trybie uczuwania nawet przez miesiąc. Pierwszego dnia, gdy otrzymałem telefon do testów, naładowałem jego akumulator do pełna i nie musiałem już tej operacji powtarzać. Nokię 206 należy ładować co 5–7 dni. W dobie smartfonów wynik wprost rewelacyjny.
Kamera
W telefonie za tę cenę nie należy się spodziewać dobrego aparatu. W tytułowym modelu możemy liczyć jedynie na kamerę o rozdzielczości 1,3 Mpix. Trudno tutaj mówić o jakościowo satysfakcjonujących zdjęciach. Nokią 206 nakręcimy filmy w bardzo niskiej jakości QCIF (144 x 176 pikseli). W urządzeniu nie znajdziemy diody LED.
Interfejs i oprogramowanie
Telefon pracuje w oparciu o system Nokii – Series 40. Interfejs jest intuicyjny w obsłudze. Na pulpicie tradycyjnie znajdziemy informacje o: dacie, aktualnej godzinie, zasięgu obu sieci, ikony z nieodebranym połączeniem czy SMS-ami oraz (całkiem na dole) pasek skrótów. Dzięki temu szybko możemy się dostać m.in. do przeglądarki internetowej, Facebooka czy aparatu.
Przeglądanie zasobów internetowych, czy korzystanie z sieci społecznościowej na tak małym ekranie i tylko przy pomocy fizycznych przycisków, nie jest zbyt komfortowe. Strony wczytują się dłużej, niż to ma miejsce w smartfonach.
Nokia Asha 206 została wyposażona w aplikacje: Facebook, Twitter, Viber oraz Nokia Nearby. W pamięci telefonu znajdziemy też kilka podstawowych programów, takich jak: budzik, minutnik, notatnik, stoper, listę zadań, dyktafon, kalkulator oraz zegar światowy.
Łączność
Atutem Nokii 206 Dual SIM jest możliwość skorzystania z dwóch kart SIM jednocześnie. Z funkcji korzysta się bardzo prosto. W ustawieniach (dłuższe przytrzymanie przycisku z ikoną dwóch kart przenosi nas do tej opcji bezpośrednio) definiuje się, która karta ma być za co odpowiedzialna. Możemy ustawić połączenia wychodzące i SMS-y dla karty nr 1, a dane mobilne dla karty nr 2.
Telefon nie został wyposażony w moduł Wi-Fi, przez co, jeżeli chcemy korzystać z zasobów internetowych z Facebooka, jesteśmy zmuszeni wykupić odpowiedni pakiet danych u operatora. Do przesyłania plików służy jedynie Bluetooth 2.1. Jakość połączeń głosowych oceniam bardzo dobrze.
Podsumowanie
Największą zaletą Nokii Asha 206 jest niska cena, bowiem kosztuje około 180 złotych. Wersja z Dual SIM jest tylko o 10 złotych droższa. Za tą kwotę dostajemy solidnie wykonany telefon, który z sukcesem będzie nam służył do rozmów i SMS-ownia, tym bardziej, że fizyczna klawiatura jest komfortowa w użytkowaniu. Cały tydzień bez konieczności podpinania urządzenia do gniazdka z prądem to luksus, na jaki posiadacze smartfonów nie mogą sobie pozwolić.
Od telefonu można by wymagać lepszego aparatu oraz modułu Wi-Fi. Jednak to tylko dodatki, z których nabywcy Nokii 206 będą z pewnością rzadko korzystać. Jeżeli myślisz o prostym, niedrogim telefonie, przeznaczonym tylko do połączeń, to ten model jest dla ciebie. | Test Nokia Asha 206 Dual SIM |
Zanim zorientowano się, że każdy człowiek zostawia inne odciski palców, przestępcy mogli właściwie dowolnie zmieniać swoją tożsamość i powtarzać te same zbrodnie w różnych miejscach. Przed uzyskaniem wiedzy, w jaki sposób wykryć truciznę w organizmie albo odróżnić krew ludzką od zwierzęcej, udowodnienie morderstwa było właściwie niemożliwe. Dzisiaj kryminalistyka jest już znacznie dalej, nie tylko w dziedzinie toksykologii czy identyfikacji sprawców, ale jej początki to ciężka, opierająca się przede wszystkim na eksperymentach praca wielu ludzi. Podejmowano mnóstwo prób, które tylko czasami dawały jakikolwiek rezultat. Historię tych zmagań opowiada Jürgen Thorwald w „Stuleciu detektywów” – książce, którą czyta się jak naprawdę dobry kryminał.
Po nitce do mordercy
Co pocisk może nam powiedzieć o mordercy? Jak identyfikować przestępców? Czy można mieć pewność, że zmarły został otruty arszenikiem? Czy medycyna może być przydatna w procesach sądowych? Dzisiaj odpowiedzi na te pytania wydają się oczywiste, ale ich odkrycie zawdzięczamy ludziom, którzy toksykologii, balistyce czy medycynie sądowej poświęcili całe życie. Potrzeba było tytułowego „Stulecia detektywów”, żeby stworzyć podstawy kryminalistyki naukowej.
Jürgen Thorwald w „Stuleciu detektywów” opisuje najważniejsze, przełomowe momenty w rozwoju kryminalistyki. Przedstawia sprawy kryminalne, w których po raz pierwszy wykorzystywano wiedzę o truciznach czy broni, żeby wskazać przestępcę lub udowodnić mu winę. Pokazuje, ile wysiłku kosztowało wprowadzenie każdej zmiany. Problemem było nie tylko stworzenie nowej metody identyfikacji ludzi czy wykrywania trucizny, ale też przekonanie do niej opinii publicznej. Przysięgli potrzebowali pewności, że odcisk palca może doprowadzić do jego właściciela, żeby na tej podstawie podjąć decyzję o winie albo niewinności podejrzanego.
Historia odcisku palca
„Stulecie detektywów” to ciekawa, złożona historia o początkach kryminalistyki na świecie. Jürgenowi Thorwaldowi udało się zgromadzić w jednym miejscu mnóstwo ważnych informacji, które zwłaszcza dla laika mogą być interesujące, a często także zaskakujące. Podążając za rozwojem nauk takich jak toksykologia czy balistyka, łatwiej jest zauważyć wysiłek włożony w ich rozwój, a także docenić ich znaczenie dla współczesnego sądownictwa.
Książkę czyta się świetnie. Ma ona wszystko to, czego można szukać w dobrym kryminale - tajemnicze morderstwa i skomplikowane śledztwa, które prowadzą do rozwiązania kolejnych spraw niczym u Agathy Christie albo Arthura Conana Doyle’a. Z tym że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Opisywane przez Jürgena Thorwalda procesy były przełomowe dla rozwoju kryminalistyki. Po raz pierwszy wykorzystywano w nich nieznane wcześniej metody. Stały się one fragmentem wielkiej historii, którą możemy prześledzić, czytając rewelacyjną książkę „Stulecie detektywów” oraz jej kontynuację – „Godzinę detektywów”.
Źródło okładki: www.znak.com.pl | „Stulecie detektywów” Jürgen Thorwald – recenzja |
Forerunner 630 to sportowy zegarek z wysokiej półki, obsługujący funkcje smart. Urządzenie wyposażono w kolorowy ekran, GPS, Wi-Fi oraz Bluetooth. Smartwatch kosztuje około 1400 zł. Specyfikacja Garmin Forerunner 630
kolorowy wyświetlacz 1,23 cala, 215 x 180 pikseli
wodoszczelność: 5 ATM
GPS z GLONASS, akcelerometr, Wi-Fi
monitor aktywności
wsparcie dla czujników tętna ANT+, opaski HRM-Run
funkcje smart przez interfejs Bluetooth, alarmy, sterowanie muzyką itp.
bateria litowo-jonowa (4 tygodnie w trybie zegarka, 16 godzin w trybie treningu)
oprogramowanie: Garmin Connect
wymiary: 45 x 45 x 11,7 mm
masa: 44 g
Konstrukcja
Forerunner 630 to, jak łatwo się domyślić, kontynuacja modelu 620. Opisywany zegarek ma podobny design, lecz jego konstrukcja została udoskonalona. Najnowszy model cechuje się okrągłą tarczą oraz sportowym, choć jednocześnie uniwersalnym wyglądem. Wyraźnie powiększono wyświetlacz, i to bez zwiększania wymiarów zegarka. To bardziej profesjonalna oferta, szczególnie w porównaniu do niższych modeli Forerunner, pewnie dlatego do wyboru są ciemniejsze i bardziej stonowane kolory smartwatcha. Można nabyć wersję czarną oraz granatową.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Dotykowy wyświetlacz w okrągłej kopercie zegarka otoczony jest półcentymetrowymi ramkami, lekko ściętymi ponad i pod wyświetlaczem. Na dole widać trzy kreski pojedynczego przycisku dotykowego. Przyciski fizyczne rozmieszczono po dwa na stronę, są metaliczne i wyraźnie odstają.
Ekran jest kolorowy, a rozdzielczość 215 x 180 daje na powierzchni 1,23 cala zagęszczenie pikseli wynoszące 228 ppi, w efekcie czcionki są bardzo wyraźne i ostre. To jednak prosty wyświetlacz, nie ma co liczyć na jakość ekranu rodem z drogich smartwatchów. Kolory są blade i stanowią jedynie niewielkie akcenty. Sam interfejs jest bardzo prosty, oparty został na ramkach, cyfrowych tarczach i prostych grafikach. Wyświetlacz ma także wbudowane podświetlenie, choć nie jest ono najbardziej równomierne.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Pod spodem nie ma pulsometru (jest tylko złącze ładowania). Szkoda, bo nawet tańszy Forerunner 235 jest wyposażony w ten moduł. Producent dedykuje model 630 raczej do opaski HRM-Run, ale zegarek można kupić także bez niej.
Pasek jest klasyczny, chociaż widać pewne modyfikacje. Wykonano go z silikonu, jest gruby, ale elastyczny. Od wewnątrz ma kolor biały.
Design Forerunnera 630 przypadł mi do gustu. Jest nowoczesny, ale także poważny – zegarek można śmiało nosić na co dzień, nie jest zbyt jaskrawy ani nie ma przekombinowanego kształtu, zatem powinien pasować do różnych ubrań. W osprzęcie sportowym dominują jaskrawe kolory, poprawiające bezpieczeństwo, ale moim zdaniem w zegarku z funkcjami smart lepsze są bardziej stonowane barwy. Konstrukcję wykonano w większości z tworzyw sztucznych, na szczęście są one dobrej jakości – zostały odpowiednio spasowane, nic nie trzeszczy, a całość wygląda solidnie.
Ergonomia
Smartwatch jest bardzo lekki, co jest zaletą zastosowanych materiałów. Praktycznie nie czuć go podczas noszenia, chociaż nadal ma ponad centymetr grubości. Do tego zegarek bardzo pewnie trzyma się nadgarstka. Regulacja rozmiaru jest gęsta – często brakowało mi odpowiedniego otworu w pasku różnych smartwatchów, lecz w przypadku Forerunnera 630 problem ten nie występował. Nie ma szans, by zegarek spadł – żeby go zdjąć, trzeba tylko lekko nagiąć szlufkę, a ta swobodne się wypnie. Właściwie urządzenia nie trzeba zdejmować – jest wodoodporne (5 ATM), można z nim pływać, więc pot czy prysznic mu niestraszne. Podczas spania również nie przeszkadza, a posiada funkcję monitorowania snu.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
W przeciwieństwie do niższych modeli, Forerunnera 630 wyposażono w dotykowy wyświetlacz, co ma swoje wady i zalety. Przeszklony ekran jest przyjemny w kontakcie z opuszkami, a w przycisk dotykowy łatwo trafić. Na szczęście obsługa nie jest w pełni dotykowa – wiele operacji można wykonać za pomocą przycisków fizycznych, co bywa przydatne zwłaszcza w trakcie uprawiania sportu. Korzystanie z ekranu mokrymi lub spoconymi palcami może irytować, a sam interfejs dotykowy nie jest zbyt czuły – gesty trzeba wykonywać stanowczo, delikatne muskanie palcem może nie zadziałać. Przyciski pracują świetnie, mają wyraźny klik i odpowiedni opór.
Ładowanie to ten sam system co w niskich modelach serii Forerunner. O ile tam trudno narzekać, o tyle w cenie 630-tki można by już oczekiwać czegoś lepszego, np. magnetycznego złącza, nie wspominając o indukcyjnej stacji dokującej. Forerunnera 630 ładuje się łapiąc szczypcami przewodu i ustawiając piny z odpowiedniej strony. Szczypce trzymają się pewnie oraz mocno ściskają zegarek. Sam przewód USB ma około 50 cm długości.
Obsługa, możliwości, czas pracy
Korzystanie z zegarka jest proste, ekrany przewija się na boki. Ten główny to tarcza zegarka ze wskaźnikiem baterii, trybów oraz ładującym się po łuku paskiem aktywności, który przypomina o ruchu, aby zniknął, wystarczy przejść się na spacer – opcjonalnie zegarek powiadamia o tym także za pomocą komunikatów i wibracji. Kolejne ekrany to krokomierz (czytelny), sterowanie muzyką, kalendarz, pogoda, panel sterowania (wygodne skróty) oraz powiadomienia.
Hybrydowa obsługa pozwala wykorzystać także przyciski – górny z prawej to włącznik i podświetlenie, a dolny służy do cofania. Prawy górny włącza tryb treningu, zaś lewy wskazywanie kolejnego okrążenia, np. w przypadku biegania po zamkniętej trasie. Sam tryb treningu pozwala wybrać aktywność, do wyboru są: biegi, biegi w pomieszczeniu, rower oraz inne. Mimo że zegarek jest wodoodporny, nie ma specjalnych trybów pływackich. Kolarze mogą dokupić czujnik kadencji.
Opcji jest bardzo wiele, dotyczą tylko treningów i zegarka. Reszta ustawień dostępna jest przez aplikację Garmin Connect lub stronę internetową, która synchronizuje dane. Warto też wgrać Garmin Express, który pozwala przesyłać dane przez USB lub przez Wi-Fi, a po odpowiedniej konfiguracji urządzenie będzie synchronizowało dane automatycznie, nawet bez sparowania ze smartfonem.
Niestety zakup Forerunnera 630 bez czujnika tętna HRM-Run nie ma żadnego sensu, a do tego modele bez opaski są niewiele tańsze. Wersja testowa była pozbawiona czujnika, nie udało się więc sprawdzić pułapu tlenowego czy mleczanowego (obliczanie zmęczenia mięśni), nie wiem, ile wyniósł mój czas kontaktu z podłożem, nie dało się sprawdzić, ile potrzebuję czasu na regenerację ani skorzystać z funkcji prognozy jakości treningu (zegarek sprawdza zmęczenie po treningu) – traci się więc dużo funkcji. Precyzyjny GPS z GLONASS, czytelne trasy wyznaczone na mapach, alerty czy programowanie treningów sprawują się świetnie, ale wszystko to dostępne jest już w modelu Forerunner 230 lub w bardziej opłacalnym 235 z wbudowanym pulsometrem, oba są wyraźnie tańsze od testowanego smartwatcha.
Forerunner 630 to już urządzenie profesjonalne, przeznaczone dla bardziej wymagających użytkowników. Trzeba spędzić sporo czasu na zrozumienie i znalezienie funkcji oraz odpowiednie ich ustawienie. Do treningu trzeba się przygotować, swoją drogą cały proces mógłby zostać uproszczony. Niestety nie wszystko da się wykonać przez mobilną aplikację, np. treningi programuje się przez stronę internetową Garmin Connect i dopiero wtedy można je wybrać z poziomu aplikacji.
Producent obiecuje 16 godzin treningu, ale dotyczy to GPS-a bez GLONASS, a 4 tygodnie w trybie zegarka osiągalne jest raczej przy podstawowym użytku, bez sportu czy Wi-Fi. W przypadku kilku treningów, korzystania z GLONASS i funkcji smart, z włączonym modułem Bluetooth, zegarek wytrzyma około 5 dni. To i tak nieźle, szczególnie w porównaniu z drogimi smartzegarkami, które zwykle działają do 2 dni. Samo ładowanie z portu USB trwa około 2 godziny.
Oprogramowanie
Z aplikacji Garmin Connect trzeba koniecznie skorzystać, w przeciwnym wypadku straci się funkcje smart. Parowanie jest szybkie, a konfiguracja sprawna, chociaż trzeba pamiętać, żeby zmienić jednostki na metryczne. Dzięki aplikacji smartwatch może wyświetlić powiadomienia, odebrać rozmowę (co bywa przydatne ze słuchawkami Bluetooth), monitorować kalendarz, synchronizować dane i przeglądać je na kilku ekranach statystyk. Ten główny to podsumowanie dnia, kolejne to monitorowanie wagi i BMI, statystyki treningów, łącznie z precyzyjnymi mapami, wyświetlanymi na przestrzeni dni, tygodni czy miesięcy. Aplikacja nie jest niezbędna do działania, nie trzeba zatem mieć smartfona ze sobą w trakcie biegania – dane można zsynchronizować później.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Opcji jest dużo więcej – można dodawać obuwie czy rowery, analizując, ile służyły kilometrów. Dostępne są także funkcje społecznościowe, możliwość połączenia z MyFitnessPal oraz sklep Connect IQ z darmowymi aplikacjami oraz wieloma tarczami zegarka. Ilość konfiguracji robi wrażenie, ale można się w nich zgubić. Sama aplikacja działa jednak bardzo stabilnie.
Podsumowanie
Garmin Forerunner 630 to zegarek dla wymagających. Ma bardzo dużą ilość funkcji oraz bogate możliwości, ale tylko z czujnikiem tętna. Bez niego zakup urządzenia się nie opłaca, gdyż traci się zbyt dużo opcji. Zegarek jest jednak drogi, to koszt około 1400 zł. Bez opaski większy sens ma zakup modelu 230 lub 235 z pulsometrem, które są znacznie tańsze. Nie mają jednak ekranu dotykowego, choć, nawiasem mówiąc, obsługa przyciskami może okazać się bardziej praktyczna.
Należy pochwalić też wykonanie, design i ergonomię. Zegarka praktycznie nie czuć na ręku, obsługa wymaga opanowania, ale szybko można się jej nauczyć. Forerunner 630 posiada także dobre funkcje smart, oznaczone wyraźną wibracją – system powiadomień rozwiązano bardzo dobrze, a i alarmy sprawują się nienagannie. Do funkcji sportowych nie mam zastrzeżeń – świetnie sprawdza się GPS, Bluetooth i Wi-Fi, pomiary są precyzyjne, podobnie jak krokomierz. Zegarek może dać dużo satysfakcji, udoskonalić treningi, ale warto zastanowić się, czy naprawdę do końca wykorzysta się jego potencjał. Osobiście wybrałbym tańszy model Forerunner 235. | Garmin Forerunner 630 – test zaawansowanego smartwatcha dla biegaczy |
Gdy dziecko staje się nastolatkiem, rodzice stają przed koniecznością zmiany łóżka swojej pociechy na większe i bardziej funkcjonalne. Wybór łóżek młodzieżowych jest szeroki, dzięki czemu można dopasować je do potrzeb latorośli i przestrzeni, w której mebel ma się znajdować. Wielu rodziców uważa, że biurko to główny i najistotniejszy element młodzieżowego pokoju. Teoretycznie przy nim nastolatek spędza najwięcej czasu, ale to nie do końca prawda. Większość młodych ludzi właśnie na łóżku czyta, uczy się, korzysta z komputera, ogląda filmy i gra na konsoli. Leżąc na nim, nastolatki rozmawiają przez telefon, plotkują z przyjaciółmi i odrabiają lekcje. Dlatego wybierając nowy mebel do pokoju, powinniśmy postawić na taki, który będzie solidny i funkcjonalny.
Tradycyjne łóżko z materacem
Najprostszym wyborem jest typowe łóżko z materacem na stelażu. Do wyboru w tej kategorii są łóżka młodzieżowe różnej wielkości – zwykle mają 200 cm długości i różnią się szerokością. Łóżka z materacem najczęściej mają szerokość 80 lub 90 cm. Zaletą tego typu łóżek jest też możliwość doboru materaca do preferencji nastolatka i budżetu. Dostępne są materace o różnym stopniu twardości i z różnorakim wypełnieniem, np. z pianki albo włókien kokosowych czy wypełnieniem syntetycznym. Do łóżek w cenie do 700 zł najczęściej dodawany jest materac piankowy o stosunkowo niewielkiej grubości. Dowolny materac można dokupić także oddzielnie.
box:offerCarousel
Aby wykorzystać miejsce pod łóżkiem, warto dokupić pasujące do niego szuflady, w których da się schować zapasową pościel, zimowe ubrania czy akcesoria turystyczne. Równie dobrze do tego sprawdzą się papierowe lub plastikowe pudełka. Ceny klasycznych łóżek zaczynają się już od 160 zł i rosną w zależności od wielkości, materiału i elementów dostępnych w zestawie.
box:offerCarousel
Kolorowy tapczan
Od lat popularnym młodzieżowym meblem do spania jest tapczan. Jego dużą zaletą jest możliwość doboru tapicerki do kolorystyki wnętrza i indywidualnych upodobań nastolatka. Większość modeli ma również obszerny pojemnik na pościel, dzięki czemu codzienne ścielenie łóżka nie stanowi problemu. Solidny materac na sprężynach zapewnia wygodne miejsce do relaksu, a kompaktowa konstrukcja sprawia, że można ustawić go nawet w bardzo małym wnętrzu. Aby był również wygodnym siedziskiem, warto dokupić poduchy pasujące do niego kolorystycznie, które będą wyśmienitym podparciem pod plecy podczas korzystania z tapczanu w ciągu dnia. Proste tapczany na Allegro można kupić już za 220 zł.
Sen na antresoli
Jeśli pokój jest wystarczająco wysoki, można pokusić się o ustawienie w nim łóżka na antresoli. Taki pomysł spodoba się większości nastolatków. Umożliwi stworzenie intymnej przestrzeni, a jednocześnie funkcjonalne zagospodarowanie powierzchni pokoju. Pod antresolą otrzymuje się świetne miejsce na postawienie biurka. Wybór tego typu łóżek do 700 zł jest jednak stosunkowo niewielki.
Rozkładana kanapa
Najbardziej uniwersalnymi meblami, służącymi zarówno do wypoczynku w ciągu dnia, jak i spania w nocy, są rozkładane kanapy lub narożniki. Do ich niewątpliwych zalet należą szeroki wybór kolorów, szybkość i wygoda rozkładania, a także wbudowane dość duże pojemniki na pościel. Nastolatki cenią w nich również to, że są najbardziej „dorosłym” meblem ze wszystkich prezentowanych. Dostępne są już od 239 zł. Im większe i obite lepszym materiałem, tym droższe.
box:offerCarousel
Jakie łóżko dla nastolatka wybrać?
Kupując łóżko do pokoju nastolatka, należy przede wszystkim wziąć pod uwagę potrzeby dziecka i jego preferencje. Bardzo często to, co rodzice uważają za najodpowiedniejsze, nie spotyka się z uznaniem latorośli. W tym wypadku, jeśli tylko budżet na to pozwala, lepiej pozwolić dokonać młodemu człowiekowi samodzielnego wyboru, ponieważ to przede wszystkim on będzie z łóżka korzystał. | Łóżko dla nastolatka do 700 zł |
Rozgrzewka to obowiązkowa część każdego treningu. Niezależnie od tego, jaką dyscyplinę wybierasz, czy jest ona spokojna, czy wymaga dużo wysiłku, musisz przygotować organizm. Nie zapominaj o rozgrzewce ani nie pomijaj jej celowo, bo może to mieć nieprzyjemne konsekwencje. Dlaczego prawidłowa rozgrzewka jest tak ważna?
Przede wszystkim spokojne rozruszanie mięśni i stawów przygotuje organizm do zaplanowanego wysiłku fizycznego. Odpowiednie przygotowanie zwiększa zakres ruchu w stawach, więzadłach, ale też chroni mięśnie przed kontuzjami. Prawidłowa rozgrzewka powinna trwać około 10–15 minut i składać się z dwóch części. Zrozumienie działania rozgrzewki sprawi, że nigdy jej nie pominiesz. Nawet jeśli do tej pory wydawała się nudna.
Na początku należy skupić się na podniesieniu tętna, a co za tym idzie – przyspieszeniu krążenia. Dzięki temu stopniowo zwiększa się ciepłota ciała i ukrwienie mięśni. Zwiększa się ich pobudliwość, co sprawia, że mięśnie są gotowe do szybszego i częstszego skurczu. Mięśnie i więzadła stają się bardziej elastyczne, a dzięki temu mniej narażone na kontuzje.
Urazy i kontuzje to nie jedyny powód obowiązkowej rozgrzewki. Osoby, które ją pomijają, często narzekają na nadmierne zmęczenie mięśni czy bóle w stawach po wysiłku. Ciało musi przygotować się do wzmożonego poruszania się. Pominięcie rozgrzewki sprawia, że stawy nie zawsze zdążą przystosować się do nowej sytuacji i szybkiej zmiany kierunku ruchu. Przyczynia się to także do większej starty energii, co może powodować uczucie nadmiernego zmęczenia.
Część ogólna rozgrzewki ma na celu przygotowanie mięśni i stawów do kolejnej partii ćwiczeń. Druga część jest bardziej specjalistyczna i dostosowana do rodzaju uprawianej aktywności. Ma za zadanie przygotować do konkretnych ruchów.
Jak powinna wyglądać rozgrzewka?
Zaczynamy od najwyżej położonych stawów i schodzimy stopniowo w dół, aż do stóp. Nie pomijamy żadnego stawu. Najlepsze ćwiczenia, jakie powinny znaleźć się w rozgrzewce, to krążenia stawów, początkowo ruchy w mniejszym zakresie, później – w coraz większym. Skręty, skłony, przysiady, wypady nóg, w końcowej części można zrobić kilka pajaców albo wykonać krótki trucht.
Przykładowa rozgrzewka może wyglądać w ten sposób:
Marsz w miejscu.
Naprzemienne unoszenie kolan.
Marsz plus krążenia ramion.
Ruchy zgięcia i wyprostu w stawach barkowych.
Skręty tułowia.
Krążenia bioder.
Marsz szeroko – wąsko.
Krążenia raz prawą, raz lewą nogą.
Wysokie przysiady ze wspięciem na palce.
Wypady nóg do tyłu.
Krążenia w stawach skokowych.
Trucht.
Każde z tych ćwiczeń należy wykonywać przez około 20–30 sekund. Zmiany ruchów powinny być płynne. Oczywiście ćwiczenia można zmieniać, nawet jest to wskazane co 2–3 tygodnie. Ważne, żeby przygotować się do wysiłku. Biegacze więcej uwagi muszą poświęcić stawom skokowym, które są narażone na duże obciążenia w trakcie dłuższych biegów lub treningów interwałowych. Są też zwolennicy dynamicznego rozciągania mięśni w trakcie rozgrzewki. Każdy musi znaleźć dobry sposób dla siebie. Kilka głębokich wdechów na zakończenie rozgrzewki i jesteś gotowy do dalszego treningu.
Rozgrzewkę można przeprowadzić w domu lub na zewnątrz. Najważniejszym elementem stroju są odpowiednie buty sportowe. W domu dodatkowo przyda się mata do ćwiczeń. Wygodny strój znacznie poprawi jakość ruchów i sprawi, że każde ćwiczenie wykonamy prawidłowo. Rozgrzewki mogą być różne, warto je urozmaicać, żeby nie stawały się nudne. Co kilka dni dobrze jest sięgnąć po inny zestaw ćwiczeń. Czasem można wykonać je ze skakanką, innym razem – z hula-hop. Wszystko zależy od tego, jaki sprzęt lubimy. | Obowiązkowa rozgrzewka – jak ją prawidłowo przeprowadzić? |
Twoja ulubiona bluzka ma na przodzie wielką, ciemną plamę po herbacie? Na biały, elegancki obrus wylał się kieliszek czerwonego wina? To nie znaczy, że musisz te rzeczy wyrzucić do kosza. Na oporne plamy też są sposoby. Trudno usuwalnych zabrudzeń jest co najmniej kilka rodzajów. Jeden z nich to plamy po sokach i owocach, które zawierają kwasy i barwniki wnikające w tkaninę. Opornie schodzą plamy z tłuszczu, rdzy, tuszu, atramentu, flamastrów i długopisów. Niełatwo wywabić plamy po kawie i herbacie, o zielonych śladach trawy nie wspominając. Na wywabienie większości z tych plam znajdziemy domowe sposoby, a jeśli nie zadziałają, trzeba użyć chemicznych odplamiaczy. Można je kupić w bardzo różnej postaci: spreju, proszku, płynu i kostek mydła. Popularne marki to: Vanish, Gallseife, Frosch, Amway czy Dr. Beckmann, Kosztują od kilku do kilkunastu złotych za opakowanie.
Domowe specyfiki
Może nie wszyscy wiedzą, ale sporo produktów spożywczych, takich jak mleko, sól, sok z cytryny, spirytus, ocet czy kwaśne mleko, może posłużyć do wywabiania plam. Trzeba tylko wiedzieć, którego środka użyć w danym wypadku. Na przykład plamy z czerwonego wina można wywabić, posypując świeże zabrudzenie grubą warstwą soli. Tkaninę poplamioną krwią trzeba jak najszybciej zanurzyć w zimnej wodzie (w ciepłej natychmiast się utrwali). Podobnie postępujemy z plamami z buraków: płuczemy tkaninę w zimnej wodzie. Na trudno spieralne plamy z jagód najlepszy jest ocet spożywczy, sok z cytryny lub kwaśne mleko. Za pomocą rozpuszczalnikapozbędziemy się plam z lakieru, smaru i farb olejnych. W mleku moczymy miejsca pobrudzone czekoladą, natomiast spirytus może być pomocny w usuwaniu plam z kurkumy lub curry, a także atramentu. Zmywaczem do paznokci z acetonem wyczyścimy plamy z niektórych farb i lakierów (ale ostrożnie ze stosowaniem go w przypadku sztucznych tkanin!). Także amoniak, boraks i zwykłą pastę do zębów można wykorzystać do wywabiania plam z ubrań, tapicerek i dywanów.
Płyn do… mycia naczyń
Doświadczone gospodynie wiedzą nie od dziś, że pewien płyn do mycia naczyń genialnie usuwa większość plam, w wielu przypadkach zastępując nawet bardziej wyspecjalizowane środki. Mowa tu oczywiście o Ludwiku. Najlepszy i najbardziej skuteczny jest w wersji podstawowej, czyli bez dodatków zmiękczających, zapachowych itp. Wystarczy przed włożeniem ubrania do pralki polać zaplamione miejsce odrobiną płynu, następnie wyprać tkaninę jak zwykle. W większości przypadków pomaga – Ludwik stuprocentowo usuwa tłuste plamy z tkanin, ale działa też częściowo na inne oporne zabrudzenia.
Dodaj do prania
Wiele odplamiaczy jest tak „skonstruowanych”, że wystarczy wsypać je do pralki razem z proszkiem do prania. Sporo z nich ma właśnie postać proszku, np. odplamiacze popularnych marek Vanish czy Dr Beckmann. Można je wsypywać bezpośrednio do pralki albo rozpuszczać w wodzie i namaczać w takim roztworze tkaninę przed praniem. Uporczywe plamy producenci zalecają posypać proszkiem i pozostawić na jakiś czas.
Odplamiacze w płynie również można wlewać razem z proszkiem do pralki. Większość odplamiaczy – zgodnie z tym, co napisano na opakowaniu – powinna działać na większość „popularnych” plam. Koniecznie trzeba zwrócić uwagę, czy odplamiacz jest przeznaczony do tkanin białych czy
kolorowych, bo odplamiacze do białych tkanin zawierają również środki wybielające.
Namaczanie i czyszczenie
W przypadku niektórych uporczywych plam trzeba stosować bardziej wyszukane metody. Jeśli z jakichś powodów nie mogliśmy wywabić plamy krótko po jej powstaniu, jest duże prawdopodobieństwo, że utrwaliła się na tkaninie. Wówczas trzeba bezpośrednio nalać odplamiacz na plamę lub zamoczyć tkaninę w roztworze z odplamiaczem i pozostawić na kilka godzin. W takim przypadku trzeba dokładnie stosować się do instrukcji na opakowaniu, bo odplamiacze często zawierają silne środki chemiczne, które mogą uszkodzić tkaninę.
Odplamiacz ze szczoteczką
Niektóre zabrudzenia wymagają mechanicznego czyszczenia, wówczas musimy pobrudzone miejsca czyścić szczoteczką bądź szorstką gąbką. Nowością na rynku są płynne odplamiacze w butelkach zakończonych specjalnymi szczoteczkami. Odplamiacz ze szczoteczką stosujemy do wywabienia plamy jeszcze przed praniem. Specyfik na bazie naturalnego mydełka jest bezpieczny nawet dla delikatnych tkanin, takich jak jedwab czy wełna. Miejsca zaplamione nacieramy odplamiaczem za pomocą szczoteczki, zostawiamy na kilkanaście minut, a następnie pierzemy jak zwykle.
Warto na koniec wspomnieć o kilku podstawowych zasadach dotyczących odplamiania. Najłatwiej wywabić świeże plamy. Trudniej, jeśli zostawimy pobrudzone ubranie na kilka dni albo – co gorsza – wypierzemy je bez odplamiacza. Wtedy możemy mieć kłopot. Trzeba również pamiętać o tym, że ubrań z plamą, która nie zeszła, nie wolno prasować, bo wysoka temperatura ją utrwali. | Pięć pomysłów, jak poradzić sobie z trudno usuwalnymi plamami na ubraniach |
Narciarskie i snowboardowe szaleństwo na dobre zadomowiło się w naszym kraju. Infrastruktura polepsza się z roku na rok, co skłania do wypraw w góry. Niezbędny do przewiezienia sprzętu będzie samochodowy uchwyt narciarski. Sprawdźmy, jakie produkty są godne uwagi i zakupu. Sprzęt narciarski wewnątrz samochodu
Najtańszym sposobem na przewożenie sprzętu narciarskiego jest umieszczenie go wewnątrz samochodu. Nie jest to jednak rozwiązanie ani funkcjonalne, ani bezpieczne. Załadowanie długich nart do auta będzie wymagać złożenia tylnego siedzenia, oczywiście jeśli pojazd ma funkcję składania kanapy. Niektóre auta mają też specjalny otwór na narty w środkowej jej części. Jakkolwiek by tego nie zrobić, narty wewnątrz kabiny zajmują sporo miejsca, ograniczają komfort jazdy i pakowność.
Inną kwestią jest bezpieczeństwo. Mało który kierowca zaprząta sobie głowę odpowiednim umocowaniem sprzętu. W efekcie tego podczas wystąpienia zdarzenia drogowego narty mogą stanowić śmiertelne zagrożenie dla kierowcy i pasażerów podróżujących w aucie.
Po pierwsze – bagażnik bazowy
Bezpieczniejszym wyborem jest transport sprzętu narciarskiego poza kabiną auta, a więc na dachu pojazdu. Chcąc to uczynić, należy wyposażyć się w bagażnik bazowy, który stanowi swego rodzaju szkielet dla montażu dalszych akcesoriów. Najczęściej i najłatwiej montuje się go do relingów dachowych, w które wyposażone są głównie auta o nadwoziu kombi, van i SUV. W innym przypadku zakupić należy bagażnik bazowy przeznaczony do naszego modelu auta, co zagwarantuje kompatybilność z fabrycznymi otworami montażowymi na dachu.
Najtańsze bagażniki bazowe można kupić już za ok. 120 zł za komplet. Jeśli jednak przewidujemy częste jego wykorzystywanie, warto dopłacić do lepszych, bardziej wytrzymałych modeli kosztujących ok. 350 zł za komplet. Do polecanych firm zaliczyć można m.in. Thule, CRUZ, Aguri. Kupując bagażnik, warto wiedzieć, że można do niego przymocować nie tylko uchwyt narciarski, ale także rowerowy oraz box dachowy.
Po drugie – uchwyt narciarski
Posiadając bagażnik bazowy, można przejść do etapu wyboru uchwytu narciarskiego. Podstawowym kryterium różniącym poszczególne modele jest długość robocza, która wpływa na ilość sprzętu, którą można przewieźć na dachu. Krótkie uchwyty mają ok. 40 cm długości roboczej, co w praktyce pozwala na załadowanie 4 par nart zjazdowych lub 2 desek snowboardowych. Koszt zakupu najtańszych modeli to ok. 80 zł. Dłuższe uchwyty mierzą natomiast ok. 60 cm, co pozwala na przewiezienie nawet 6 par nart i 4 snowboardów. Za tego typu produkt będziemy musieli zapłacić co najmniej 150 zł.
Kupując uchwyt, warto zwrócić uwagę na możliwość regulacji wysokości mocowania. Przyda się to szczególnie przy transporcie nart o wysokich wiązaniach i pomoże ochronić dach przed uszkodzeniami mechanicznymi. Istotną kwestią jest kompatybilność z posiadanym bagażnikiem bazowym. Najprościej zakupić po prostu uchwyt uniwersalny, który przymocujemy zarówno do bagażników z rowkiem T, jak i tych prostokątnych.
Narciarskie uchwyty samochodowe wciąż cieszą się niesłabnącą popularnością, gdyż są zdecydowanie tańsze od boxów dachowych i bezpieczniejsze od przewożenia sprzętu w kabinie auta. Stanowią więc udany kompromis, który zadowoli większość miłośników białego szaleństwa. | Niedrogi samochodowy uchwyt narciarski. Jaki wybrać? |
Mokasyny to idealny dodatek do męskiej garderoby na cieplejsze dni jesieni. Charakterystyczne buty ze szwem w kształcie litery „U” kryją w sobie wiele zalet. Są wygodne, lekkie i zwykle wykonane z miękkiej skóry, która pozwala stopie oddychać. Obuwie wprost wymarzone na wszelkie nieformalne spotkania i okazje. Cenią je amatorzy mody, którzy szukają złotego środka między klasyczną elegancją a stylem stricte sportowym. Mokasyny – sportowy luz i elegancja
Jeśli marzysz o butach uniwersalnych, a przy tym stylowych – zwróć uwagę na mokasyny. Obuwie ze specyficznym szwem na cholewce to rodzaj kompromisu – mają w sobie nutę elegancji, ale nie przypominają tradycyjnych półbutów. Nawiązują też do mody sportowej, ale w zupełnie inny sposób niż klasyczne trampki i tenisówki. Ich formalność zależy od szeregu czynników – przede wszystkim od gatunku skóry, z której je wykonano, koloru i oczywiście wzoru.
Legenda głosi, że karierę mokasynów zapoczątkowały nieskomplikowane modele, szyte przez rdzennych Amerykanów z płata skóry zwierzęcej, który łączono w okolicach pięty i stopy. Takie obuwie służyło do przemierzania leśnych ustępów – a więc musiało być lekkie i ciche.
Nad Wisłą terminem „mokasyny” określa się dwa rodzaje obuwia: loafers i mocassins. Pierwsze z nich wyróżniają się podeszwą opatrzoną charakterystycznym obcasem. Poza tym podeszwę i cholewkę szyje się z dwóch gatunków skóry, co od razu rzuca się w oczy. Mocassins to buty dla panów, którzy nie przepadają za obcasami, stawiają za to na bardzo miękką podeszwę i modele w całości wykonane z jednego rodzaju skóry.Loafers i mocassins łączy litera „U”, w jaką układa się zewnętrzny szew – znak rozpoznawczy fanów mokasynów na całym świecie. Które z nich znajdą się w twojej szafie?
Nie tylko dla kierowców i żeglarzy
Tradycyjne car shoes (zwane też driving mocs) cieszą się dużą popularnością, jednak mieszkańcy południa Europy darzą je wyjątkową sympatią. Włosi chętnie zestawiają je ze sportowymi garniturami, które sprawdzają się zwłaszcza na początku jesieni. Garderoba z lnu lub cienkiej bawełny idealnie współgra z mokasynami.
Driving mocs łatwo rozpoznać po wyeksponowanych obszyciach z solidnej, grubej nici i specyficznej podeszwie, do której przyczepiono liczne, mniejsze części gumowe. To właśnie dzięki fragmentom gumy gwarantują stopień elastyczności, jakiego próżno szukać w innych modelach. Możesz bez przeszkód jedną ręką złożyć je w pół – kiedy puścisz, sprężyście wrócą do wyjściowego kształtu, bez najmniejszego uszczerbku.
Boat shoes wbrew pozorom przydają się nie tylko na jachcie. Obuwie z miękkiej skórki wyróżnia się białą podeszwą zespoloną z cholewą. Wiąże się je na skórzany rzemyk, który oplata kostkę. To klasyki męskiego stylu – buty, które nigdy nie wyjdą z mody. Są uniwersalne – połączysz je z każdą garderobą casualową. Ale pamiętaj, że w hierarchii elegancji stoją najniżej wśród mokasynów.
Na słoneczną i deszczową jesień
Penny loafers mają już tradycyjną podeszwę ze skóry i wspomniany obcas. Ich cechą rozpoznawczą jest pasek z rozcięciem, który biegnie w poprzek cholewy i któremu buty zawdzięczają swą nazwę. Ponoć w okresie międzywojennym panowie wkładali tu jednopensówki – niezbędne, by skorzystać z miejskich telefonów. „Pensówki” rozpropagowali miłośnicy stylu preppy, którzy początkowo łączyli je z luźniejszą garderobą, a po latach – również z garniturami.
Z czym komponować penny loafers tej jesieni? Z powodzeniem zestawisz je z garniturami: zarówno z wełny, jak cieńszymi, z bawełny.Jeśli chcesz – możesz wybrać tylko marynarkę, z „pensówkami” współgrają jeansy i bawełniane chinosy. W deszczowe dni wkładaj sztruksy albo spodnie z tweedu. W stylizacjach tego rodzaju raczej wystrzegaj się krzykliwych kolorów – postaw na buty w klasycznych barwach.
Tassel loafers pozbawiono „pensowego” paska, ale przyozdobiono oryginalnymi detalami i dodano smukłą „sylwetkę”. Trendsetterzy polecają ubierać je do letnich garniturów, więc jesienią raczej się nie przydadzą. Warto nadmienić, że uważa się je za najelegantszy wariant mokasynów.
Wbrew niektórym opiniom – do mokasynów bez przeszkód można nosić skarpety, zwłaszcza podczas chłodniejszych pór roku. Dla modowych purystów przewidziano alternatywę: dyskretne męskie skarpety, które na stopie po prostu znikają z oczu. | Jesienne mokasyny – niezbędny „drobiazg” w męskiej szafie |
Szczególnym elementem kobiecego stroju treningowego jest biustonosz treningowy. Jest on o tyle ważny, że źle trzymany biust może wywoływać ból, przez co zmniejsza się zaangażowanie w ćwiczenia. W dalszej kolejności obniża się ich efektywność i długofalowa motywacja. U kobiet o mniejszych gabarytach skutki nienoszenia odpowiednio dobranego biustonosza będą miały charakter raczej estetyczny. To również nie jest pożądane. Jak dobrać ten właściwy model? Budowa piersi i ich zachowanie podczas treningu
Kobiece piersi to zmodyfikowane gruczoły potowe, które tworzą gruczoł mlekowy (sutkowy). Umieszczone są w naszym ciele symetrycznie, na wysokości pomiędzy trzecim i siódmym żebrem, przede wszystkim na powierzchni mięśnia piersiowego większego i w niewielkim stopniu na powięzi mięśnia zębatego przedniego. Jeśli chodzi o budowę, to składa się na nie tkanka gruczołowa (ciało sutka) otoczona ciałem tłuszczowym i skórą. Przebiegają tamtędy również naczynia krwionośne, naczynia limfatyczne oraz nerwy. Podtrzymują je skonstruowane z tkanki łącznej więzadła Coopera, które przyczepione są do obojczyka. Cechuje je podatność na zużycie i rozerwanie. Duże obciążenie i wstrząsy mogą wpłynąć na osłabienie tej struktury. Dodatkowo relaksyna (hormon uwalniany podczas ciąży) może obniżyć elastyczność więzadeł Coopera. To w prostej drodze prowadzi do tego, że piersi stają się obwisłe.
Podczas treningu, w zależności od uprawianej dyscypliny, wykonujemy szereg podskoków, biegów, przewrotów. Wszelkie dynamiczne zmiany ułożenia ciała wpływają na to, że biust podlega drganiom, szarpaniom i przeciążeniom, chyba że jest odpowiednio zabezpieczony. Taką ochronę stanowi dobrze dobrany biustonosz.
Jak dobrać biustonosz?
Najczęstszymi kobiecymi błędami są zbyt duży obwód pod biustem i zbyt mała miseczka. 90% ciężaru powinno opierać się na obwodzie. Ustalamy go, posługując się miarką krawiecką okalającą ciało poziomo tuż pod biustem. Pomiar powinien być wykonywany na wydechu. Wynik zaokrągla się do pełnej „piątki” w dół i odejmuje kolejne 5 cm (ze względu na rozciągliwość materiałów, z których wykonane są biustonosze).
Kolejny pomiar ma miejsce luźno, na wysokości brodawek. Oba wyniki odszukujemy w tabeli, która pozwoli ustalić literkę z przypisanym jej właściwym rozmiarem miseczki. Całość zapinamy na najluźniejszą haftkę. Na koniec należy, pochylając się do przodu, wygarnąć piersi w miseczce ruchem spod pachy. Ponadto tył stanika powinien przylegać poziomo do pleców, a piersi mieścić się w miseczkach, które nie ulegają pofałdowaniu i nie marszczą się. Tak trzymane mają większą stabilność.
Czy muszę kupować oddzielny biustonosz na trening?
Jeśli na co dzień chodzisz w tradycyjnym staniku – nawet we właściwym rozmiarze – to warto dokupić egzemplarz w wersji treningowej. Wartości określające ograniczenie ruchów biustu wynoszą w powyższych przypadkach kolejno 38 i 74%. Zajęcia sportowe zwiększają zapotrzebowanie na taką ochronę. Wobec tego zabezpieczenie piersi podczas uprawiania sportu wydaje się być również naszą powinnością.
Na rynku jest wiele propozycji staników sportowych. Swoje linie wypuszczają również marki odzieżowe, dla których produkowanie tego typu odzieży stanowi raczej uzupełnienie asortymentu niż jego podstawę. Warto uważać na te egzemplarze. Zazwyczaj są one bowiem w najmodniejszych kolorach, ale samo ich wykonanie pozostawia wiele do życzenia, gdy w grę wchodzi trzymanie piersi podczas treningu. Pamiętajmy, że nie jest to tylko kawałek materiału, który zasłoni nasze kobiece atuty, ale który przede wszystkim je ochroni. Najlepiej wybierać te modele, których rozmiar oznaczony jest podwójną wartością (rozmiar pod biustem i miseczka) niż pojedynczym symbolem – S, M, L, XL, itd. Pierwsza opcja sprawia, że biustonosz jest bardziej zgodny z naszymi wymiarami.
Nosząc biustonosz treningowy, powinnyśmy odczuwać komfort podczas ćwiczeń. Swobodne podskoki, podnoszenie rąk, pochylanie, przewroty, itp. nie mogą obciążać piersi i wywoływać związanego z tym bólu. Warto wykonać test praktyczny już podczas mierzenia. Model dobrej jakości będzie ponadto wykonany z materiałów pozwalających skórze na swobodne oddychanie i odprowadzających wilgoć, a przy tym szybkoschnących.Jeżeli do tej pory nosiłaś źle dobrany stanik, to na pewno odczujesz zmianę na lepsze. Nawet jeśli jesteś właścicielką niewielkich piersi. Warto dbać o swoje ciało. Tym bardziej, że to właśnie m.in. z tego powodu uczestniczymy w treningach. | Biustonosz treningowy ma działać, a nie tylko wyglądać |
Każdy, kto ma dziecko, wie, że na plażę trzeba zabrać ze sobą zabawki. W przeciwnym wypadku ryzykujemy dość szybkim znudzeniem się szkrabów i koniecznością powrotu do domu. Zabawki na plażę umilą każdy odpoczynek, zarówno najmłodszych, jak i dorosłych. Wystarczy 30 zł, żeby kupić przedmioty do zabawy. Poza tym to świetny pomysł na prezent! Zabawki niezbędne na plaży
Teoretycznie wystarczyłoby nawet zwykłe pudełko po zużytych produktach, mimo to jednak warto kupić zabawki przeznaczone właśnie na plażę. Dlaczego?
Nie kosztują dużo, a wystarczą na długo.
Urozmaicą zabawę i umilą wspólnie spędzany czas.
W większości przypadków można wykorzystać je również w zwykłej piaskownicy.
Kupując zabawki na plażę, trzeba dokonać racjonalnego wyboru. Wszystkie zabawki przeznaczone do zabawy w piasku i wodzie są kolorowe i zachęcają do zakupu. Ważne jest, żeby były przede wszystkim bezpieczne. Dotyczy to szczególnie zabawek do pływania. Sprzęt do pływania musi być używany zgodnie z przeznaczeniem, ale też spełniać szereg wymogów. Siedziska pływackie mają za zadanie oswajanie szkrabów do 3. roku życia z wodą, a np. deski do trzymania ćwiczą umiejętności pływackie.
Bezpieczeństwo zabawek do kąpieli
O ile wiaderko nie będzie musiało spełniać wielu przepisów, o tyle akcesoria do pływania już tak. Niektórzy twierdzą, że należałoby zaliczyć je do sprzętu sportowego, ale dmuchane koła czy rękawki kupimy najczęściej w dziale z zabawkami. Wszelkie przedmioty ułatwiające naukę pływania powinny być w jaskrawych kolorach. W efekcie dziecko, przebywając w wodzie, będzie bardziej widoczne. Zwróćmy uwagę, czy do produktu jest dołączona instrukcja oraz czy znajduje się nieusuwalny napis o braku ochrony przed utonięciem.
Równie istotna jest ogólna jakość wykonania, a więc nieostre krawędzie czy zawór powietrza niewystający w przygotowanym sprzęcie ponad 5 mm nad powierzchnię. Dla mniejszych dzieci dmuchane zabawki raczej nie spełnią ważnej funkcji, lecz co najwyżej urozmaicą zabawę.
Kupujemy zabawki na plażę do 30 zł
Mając do dyspozycji 30 zł, możemy kupić świetne zabawki, które sprawią, że każdy wypad na plażę będzie ciekawy:
Koło dmuchane do kąpieli – przed nadmuchaniem zajmuje niewiele miejsca. Zabawka sprawi, że kąpiel stanie się dla dziecka bezpieczniejsza. Taki niewielki przyrząd pozwoli maluchowi utrzymywać się na powierzchni wody. Wybierając koło, trzeba zwrócić uwagę na jego wielkość i preferowaną wagę małego użytkownika. Dziecko będzie zachwycone wielością kolorów. Cena do 4 zł.
Dmuchane rękawki – przeznaczone przede wszystkim dla większych dzieci, chcących opanować naukę pływania, szczególnie tych pomiędzy 3. a 6. rokiem życia. Po nadmuchaniu zakładamy je na przedramiona. Maluchom z pewnością najbardziej spodobają się motylki z bajkowymi postaciami. Cena – do 7 zł.
Zestaw do piasku – bardziej praktyczny niż wiaderko, łopatka, grabki, sitko i kilka foremek kupowane oddzielnie. Zawartość zestawów jest zróżnicowana. Warto szukać takich, w których znajduje się przedmiot niestandardowy, np. młynek, betoniarka czy konewka. Zestaw do piasku kosztuje zwykle do 15 zł.
Konewka – niezastąpiona w wyposażeniu każdego małego plażowicza. Warto ją dokupić, jeśli posiadany zestaw foremek jej nie zawiera.
Pistolet do wody – to piankowa pompka strzelająca wodą. Świetna zarówno dla dzieci mniejszych, jak i większych. Dorośli również świetnie będą się nią bawić! Cena – do 10 zł.
Siatka na motyle, owady, ryby (podbierak) – to ważne wyposażenie każdego małego badacza, zarówno chłopca, jak i dziewczynki. Cena – do 10 zł.
Każda z zabawek uprzyjemni pobyt na plaży. Trzeba jednak pamiętać, że ciekawie spędzany czas powinien być przede wszystkim bezpieczny. Dorośli nie mogą spuszczać dzieci z oka! Wchodzenie do wody zawsze wymaga nadzoru. | Zabawki na plażę do 30 zł |
Jeśli ktoś poszukuje smartfona do wszystkiego i nie chce godzić się na kompromisy, w cenie do 2000 złotych znajdzie naprawdę świetne propozycje. Ładna stylistyka, doskonała wydajność, rewelacyjny aparat i mnóstwo ciekawych funkcji. Poznajmy modele, które spełniają te wymagania. Huawei P10
Procesor: 8-rdzeniowy procesor Kirin 960 (4 x 2.40 GHz + 4 x 1.80 GHz Cortex A53)
Pamięć: 64 GB pamięci na dane oraz 4 GB RAM
Ekran: 5.1", Full HD, IPS
Moduły łączności: 4G (LTE), Wi-Fi, Bluetooth, NFC
Aparaty: 20.0 + 12.0 Mpix (tył) oraz 8.0 Mpix (przód)
Ciekawe funkcje i dodatki: Dual SIM, czytnik linii papilarnych, świetne aparaty fotograficzne
System: Android 7.0 Nougat
box:offerCarousel
Pierwszą propozycją w naszym zestawieniu jest model Huawei P10. Nie jest to najnowsza konstrukcja, ale posiada wszystko, czego można oczekiwać po zaawansowanym smartfonie. W cenie około 1800 złotych otrzymamy urządzenie o bardzo dobrej wydajności, choć tak naprawdę cechą szczególną jest świetny aparat, stworzony we współpracy z firmą Leica. Zarówno tylny, podwójny aparat, jak i przedni, zapewnią świetnej jakości zdjęcia w każdych warunkach.
ASUS Zenfone 4 ZE554KL
Procesor: 8-rdzeniowy procesor Snapdragon 630 (4 x 2.2 GHz + 4 x 1.9 GHz)
Pamięć: 64 GB pamięci na dane oraz 4 GB RAM
Ekran: 5.5'', Full HD, IPS
Moduły łączności: 4G (LTE), Wi-Fi, Bluetooth
Aparaty: 12.0 + 8.0 Mpix (tył) oraz 8.0 Mpix (przód)
Ciekawe funkcje i dodatki: Dual SIM, czytnik linii papilarnych, głośniki stereo
System: Android 7.0 Nougat
box:offerCarousel
Kolejna propozycja to ASUS Zenfone 4 ZE554KL. Tutaj również postawiono na wydajność oraz świetne aparaty fotograficzne, a wszystko to zamknięte w bardzo eleganckiej obudowie ze szkła i metalu. Zadowoleni będą zarówno miłośnicy fotografii, jak i użytkownicy, dla których bardzo ważny jest dźwięk. Dzięki zastosowanym głośnikom stereo, muzyka i filmy będą brzmiały rewelacyjnie. Urządzenie dostępne jest w kolorze czarnym lub białym. Cena – około 2000 złotych.
Xiaomi Mi Mix 2
Procesor: 8-rdzeniowy procesor Snapdragon 835 (4 x 2.45 GHz, 4 x 1.9 GHz)
Pamięć: 64 GB pamięci na dane oraz 6 GB RAM
Ekran: 5.99'', Full HD+ (2160 x 1080 pikseli), IPS
Moduły łączności: 4G (LTE), Wi-Fi, Bluetooth, NFC
Aparaty: 12.0 Mpix (tył) oraz 5.0 Mpix (przód)
Ciekawe funkcje i dodatki: Dual SIM, czytnik linii papilarnych, bezramkowy ekran
System: Android 7.1 Nougat
box:offerCarousel
Już pierwszy rzut oka na model Xiaomi Mi Mix 2 zdradza, że nie jest to typowy przedstawiciel klasy średniej. To niezwykle imponujące urządzenie, wyposażone w ogromny ekran, który został niemal całkowicie pozbawiony ramek. Sprawia to duże wrażenie i z pewnością rzuca się w oczy, więc osoby, które chcą się wyróżniać w tłumie, będą zachwycone. Oprócz tego urządzenie posiada bardzo wydajne podzespoły, dzięki czemu nawet wymagające gry będą działały płynnie. Cena na Allegro w dniu publikacji artykułu – około 1900 złotych.
CAT S60
Procesor: 8-rdzeniowy procesor Snapdragon 617 (8 x 1.50 GHz)
Pamięć: 32 GB pamięci na dane oraz 3 GB RAM
Ekran: 4,7'', HD, IPS
Moduły łączności: 4G (LTE), Wi-Fi, Bluetooth, NFC
Aparaty: 13.0 Mpix (tył) oraz 5.0 Mpix (przód)
Ciekawe funkcje i dodatki: Dual SIM, pancerna obudowa, wydoszczelność, kamera termowizyjna
System: Android 6.0 Marschmallow
box:offerCarousel
O ile poprzednia propozycja była skierowana do estetów, dla których liczy się przede wszystkim niebanalny wygląd, tak CAT S60 to smartfon dla tych, którzy chcą mieć telefon do wszystkiego. Jest to bardzo odporne i wyposażone w niemal pancerną obudowę urządzenie, posiadające wiele ciekawych funkcji, które sprawdzą się w pracy, podczas uprawiania sportu i wielu ekstremalnych sytuacjach.
Samsung Galaxy S7 Edge
Procesor: 8-rdzeniowy procesor Exynos 8890 (4 x 2.3 GHZ + 4 x 1.6 GHz, 14nm)
Pamięć: 32 GB pamięci na dane oraz 4 GB RAM
Ekran: 5.5'', WQHD, Super AMOLED
Moduły łączności: 4G (LTE), Wi-Fi, Bluetooth, NFC
Aparaty: 12.0 Mpix (tył) oraz 5.0 Mpix (przód)
Ciekawe funkcje i dodatki: odporność na wodę i pył IP68, zakrzywiony ekran, świetny aparat
System: Android 6.0 Marschmallow
box:offerCarousel
Co prawda jest to propozycja sprzed kilku lat, ale nadal niezwykle udana i ciesząca się ogromną popularnością. Mowa o modelu Samsung Galaxy S7 Edge z fantastycznym, zagiętym na bokach ekranem oraz aparatem, który wyznaczał standardy. Urządzenie jest odporne na wodę i pył (certyfikat IP68), posiada wydajne podzespoły, a wszystko to otoczone ogromną ilością ciekawych opcji i funkcji. Cena tego modelu w dniu publikacji tekstu – około 2000 złotych.
Sony XZ1 Compact
Procesor: 8-rdzeniowy procesor Snapdragon 835 (4 x 2.45 GHz + 4 x 1.90 GHz)
Pamięć: 32 GB pamięci na dane oraz 4 GB RAM
Ekran: 4,6'', HD, TRILUMINOS
Moduły łączności: 4G (LTE), Wi-Fi, Bluetooth, NFC
Aparaty: 19.0 Mpix (tył) oraz 8.0 Mpix (przód)
Ciekawe funkcje i dodatki: odporność na wodę i pył IP68, świetne aparaty, kompaktowe wymiary
System: Android 8.0 Oreo
box:offerCarousel
Za około 2000 złotych znajdziemy model Sony XZ1 Compact. To mniejsza, bardziej kompaktowa wersja flagowca marki Sony. Dla wielu osób ekran 4,6 cala to powrót do czasów, w których smartfony były w miarę poręczne. Mimo niewielkiej obudowy, we wnętrzu znajdziemy ponadprzeciętną wydajność oraz rewelacyjne aparaty fotograficzne. Całość zamknięto w eleganckiej obudowie, która spodoba się miłośnikom stylu biznesowego.
Motorola Moto Z2 Play
Procesor: 8-rdzeniowy procesor Snapdragon 626 (8 x 2.2 GHz)
Pamięć: 64 GB pamięci na dane oraz 4 GB RAM
Ekran: 5,5'', Full HD, Super AMOLED
Moduły łączności: 4G (LTE), Wi-Fi, Bluetooth, NFC
Aparaty: 12.0 Mpix (tył) oraz 5.0 Mpix (przód)
Ciekawe funkcje i dodatki: smukła obudowa, możliwość stosowania dodatkowych modułów, Dual SIM
System: Android 7.1 Nougat
box:offerCarousel
Na zakończenie bardzo ciekawy i interesująco zaprojektowany model Motorola Moto Z2 Play. Z jednej strony świetna wydajność, rewelacyjny ekran i niezły aparat fotograficzny, z drugiej zaś bardzo smukła obudowa z możliwością stosowania wymiennych modułów, takich jak stylowe nakładki, głośniki, projektor, duża bateria itp. Dzięki temu jest to propozycja dla wielu użytkowników o zróżnicowanych priorytetach. Cena? Około 1800 złotych w dniu publikacji artykułu. | Smartfony do 2000 zł – I kwartał 2018 |
Zupa-krem z soczewicy to smaczny posiłek dla całej rodziny. Dodatek czarnego ryżu działa odżywczo i zdrowotnie na nasz organizm. Nie bez przyczyny ryż ten nazywany jest najzdrowszym na świecie. Składniki:
400 g czerwonej soczewicy
100 g ugotowanego czarnego ryżu
1 posiekana cebula
2 posiekane ząbki czosnku
1 łyżka startego imbiru
1 łyżeczka garam masali
100 g masła klarowanego
½ łyżeczki chili
½ łyżeczki kolendry
½ łyżeczki czarnego sezamu
sól
pieprz
Krok po kroku:
W garnku podsmażamy czosnek, cebulę i imbir. Następnie dodajemy soczewicę i zalewamy ją wodą. Gotujemy aż się rozpadnie. Doprawiamy do smaku solą, pieprzem i garam masalą. W rondelku podgrzewamy masło i łączymy je z chili, kolendrą i sezamem. Zupę nakładamy i polewamy masłem z przyprawami. Na koniec dodajemy ryż.
Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia. | Krem z soczewicy z czarnym ryżem i masłem klarowanym |
Skarpetowe botki lansują zarówno światowi projektanci, jak i twórcy mody ulicznej – trendsetterzy, blogerzy i influencerzy. Czy wiesz, o jakich butach mowa? Sprawdź, gdzie kupisz najmodniejsze botki! Według portali modowych skarpetowe botki po raz pierwszy pojawiły się na New York Fashion Week 2016. Ten trend bardzo szybko jednak wkroczył do mody ulicznej dzięki blogerkom. Skarpetowe botki wprowadziły także sieciówki i nic nie wskazuje na to, abyśmy miały się z nimi wkrótce pożegnać.
Botki jak skarpety?
Czym botki skarpetowe różnią się od zwykłych botków? Fasonem cholewki, który przywodzi na myśl właśnie skarpetkę. Botki tego typu sięgają zazwyczaj połowy łydki i mają bardzo obcisłą cholewkę, która jest wyraźnie inspirowana stylem lat 70. Komu zawdzięczamy ponowne wprowadzenie skarpetowych butów na ulice? Przede wszystkim takim projektantom, jak: Vetements, Balenciaga, Chloe, Tommy Hilfiger czy Kanye West. Skarpetowe botki nie muszą mieć obcasów – zdarzają się też wersje płaskie. Najważniejsze jest to, aby model, który wybierzesz, zasłaniał choć częściowo łydkę i ładnie przylegał do nogi.
Printy, welur, lakier?
Ilu designerów, tyle projektów, dlatego wybór skarpetowych botków jest ogromny. Możesz podkreślić ich wyjątkowy fason printem i postawić na wariant w cętki. Bardzo modne są także buty, których faktura przypomina skórę gadów. Węże i krokodyle są na topie, dlaczego więc nie połączyć dwóch trendów w jeden? Jeśli jednak takie modele wydają ci się zbyt ekstrawaganckie, wybierz botki z weluru lub aksamitu. Po wstążkach na szyję, sukienkach i bomberkach, przyszła kolej na buty wykonane z tych materiałów. Szczególnie efektownie będą prezentowały się botki z weluru o marmurkowej fakturze w dwóch odcieniach. Ewentualnie zamiast aksamitu lub weluru, możesz postawić na klasyczny zamsz. Botki z miękkiego zamszu również okażą się bardzo stylowe. Obecnie moda odnotowuje wielki comeback lat 80. Stąd wszechobecna lakierowana skóra, z której wykonane są płaszcze, kurtki, spódnice, torebki, a także buty. Skarpetowe botki z błyszczącej skóry będą mocnym akcentem każdej stylizacji. Możesz spokojnie nosić je na co dzień do pracy, wystarczy tylko, że postawisz na model w stonowanej kolorystyce.
Ze spódnicą czy spodniami?
Z czym zestawić skarpetowe botki? Co wyeksponuje je lepiej – spódnica czy spodnie? Nie musisz się ograniczać, jeśli tylko wybierzesz ubrania w odpowiedniej długości. Skarpetowe buty wyglądają bardzo szykownie ze spódnicą midi, jednak taki zestaw zaprezentuje się dobrze raczej na kobietach wysokich z długimi nogami. Niższe i drobniejsze panie powinny nosić tego rodzaju obuwie z sukienką mini. Stylizacja na bazie takich botków i spodni będzie korzystna dla każdego typu sylwetki, pod warunkiem oczywiście, że dobierzesz odpowiedni fason spodni dla swojej figury. Ważna jest także ich długość – chodzi w końcu o to, żeby wyeksponować modne buty. Wybieraj spodnie o długości 7/8 albo chociaż odsłaniające kostki.Zainspiruj się stylizacjami z minionych pokazów mody – zarówno tymi, które prezentowały na sobie modelki, jak i bywalczynie fashion weeków – i wybierz skarpetowe botki dla siebie. Wszystko wskazuje na to, że ten trend zagości w modzie na dłużej, dlatego nie zwlekaj i już dziś kup parę skarpetowych botków!
) | Skarpetowe botki – mocny trend |
Kwestionowanie wartości Nagrody Nobla w ostatnich latach przypomina bicie piany: każdy uważa, że to tylko komercyjna i nieistotna już nagroda, szczególnie w dziedzinie literatury, z drugiej strony, każdy spieszy, by owe nagrodzone dzieła poznać. Zagadka ludzkiej natury pozostanie nierozwiązana. Ponieważ o Alice Munro usłyszałam nie z powodu jej nagrody, a z powodu szumu, jaki powstał wokół jej opowiadań, co skądinąd miało związek jednakże z nagrodą, poczułam się zaintrygowana. Chęć poznania, skąd tyle pochwał wśród tak różnorodnie ukierunkowanych czytelników okazała się silniejsza od zdrowego rozsądku, który od początku czuł, że gdy wszyscy chwalą zgodnym chórem, sprawa jest co najmniej dziwna.
Przemijanie, miłość i zdrada w lekkiej melodii narracji
Przemijanie, miłość i zdrada to trzy tematy wiodące w zbiorze zatytułowanym „Księżyce Jowisza”. Miłość i zdrada wydają się u Munro czymś nierozerwalnie ze sobą związanym, jeśli jest jedno, drugie niejako w konsekwencji musi wystąpić również. Bohaterowie tego zbioru traktują miłość jako coś niezobowiązującego, lekkiego właściwie, co jest doskonale pozorowane na zewnątrz. Na zewnątrz ukazywana jest tendencja do pobłażania głupstwom, jakie ludzie sobie nawzajem mówią, by w środku kipieć od emocji z powodu wypowiedzianych słów.
Wspaniała jest tutaj zdecydowanie melodia narracyjna stworzona przez Munro. Czytelnik z łatwością wpada w klimat małych miasteczek, farm, dawnych i już raczej przeszłych zwyczajów domowych, a jej lekkość pióra pozwala na naturalne przeskoki w czasie, płynną zmianę miejsca, czasu i momentu doświadczenia życiowego bohaterów.
Czego pragną kobiety?
Pozornie kobiety wykreowane przez Munro zdają się podzielać marzenia wielu swoich powieściowych odpowiedniczek: kochać i być kochaną. Są jednakże obdarzone niezwykłą mieszanką cech charakteru. W ich codziennym zachowaniu jest dużo gry pozorów: udawania, że wszystko, co się dzieje, jest zgodne z ich wyobrażeniami, choć w środku wiele z nich przeżywa dramat.
Mimo tego zgadzają na romanse, na drugorzędne role w związkach czy na jawnie okazywany brak szacunku. Zdają się być przekonane, ze dogłębnie przeanalizowały swoje związki, choć po ich rozpadzie nie są w stanie dostrzec głównej tego przyczyny. W efekcie nawet gdy osiągają upragniony efekt stałego związku, nie są w nim szczęśliwe.
Urywane historie
Dużą trudnością w czytaniu opowiadań jest ich krótkość. Historia okazuje się naprawdę interesująca, bohaterowie ciekawi i wątki wciągające, gdy bez ostrzeżenia opowiadanie się kończy i pocieszać się można tylko następnym. U Munro to wrażenie pozostaje dotkliwsze, gdy w opowiadaniach oprócz ich krótkości pojawia się sporo ciekawych historii dygresyjnych, które są potraktowane po macoszemu i jedynie zaostrzają apetyt.
Jednakże jest coś w pisarstwie Munro, co pozwala wierzyć, że jej kolejne utwory mogą być jeszcze lepsze. Ten zbiór opowiadań z 1982 roku zdaje się być swego rodzaju nieoszlifowanym diamentem. Są one miejscami równie cyniczne i chłodne jak u Iris Murdoch czy poetycko intrygujące jak u Joyce Carol Oates, co powoduje, że mimo wspomnianych zastrzeżeń trudno mi zupełnie negatywnie oceniać „Księżyce Jowisza”. Polecam każdemu zaintrygowanemu fenomenem autorki. Myślę, że warto przyjrzeć się temu z bliska.
Dla lubiących czytanie e-bookowe książka jest dostępna w formatach EPUB i MOBI w cenie ok. 27zł.
Źródło okładki: www.wydawnictwoliterackie.pl | „Księżyce Jowisza” Alice Munro – recenzja |
Wielu kierowców zastanawia się, jak niedużym kosztem zwiększyć osiągi swojego samochodu. Z uwagi na dość wysokie koszty przeróbek silnika popularnym rozwiązaniem są modyfikacje układu dolotowego i wydechowego, w tym instalacja strumienicy. Na czym polega jej działanie i czy faktycznie może ona wpłynąć pozytywnie na pracę silnika? Strumienica i zasada jej działania
Strumienica to element, którego zadaniem jest zwiększenie tempa przepływu danego czynnika. W zależności od miejsca montażu czynnik ten może przyjmować różne postaci. W przypadku układu dolotowego chodzi o przyspieszenie przepływu powietrza docierającego do komory spalania. Inne zadanie będzie mieć strumienica wpięta jako element układu wydechowego, gdzie kluczem jest dynamizacja przepływu spalin, a więc opróżnianie komory spalania.
Konstrukcja strumienic dostępnych w powszechnej sprzedaży jest dość prosta i w praktyce w porównaniu do rury dolotowej lub wylotowej różni się głównie budową wewnętrzną. W zależności od typu strumienicy (np. łuskowa, szczelinowa) przekrój wewnętrzny przewodu transportującego czynnik jest po prostu nieco inny.
Efekt modyfikacji
Zarówno w przypadku strumienicy dolotu, jak i wydechu, efekt montażu w założeniu ma być taki sam i odnosić się do polepszenia charakterystyki przebiegu mocy silnika i osiąganego przez niego momentu obrotowego. Szczególnie ważny jest ten drugi element, gdyż w praktyce wpływa na odczucia podczas jazdy autem.
W większości przypadków strumienicę montuje się jednak w układzie wydechowym, a nie dolotowym, gdzie bardziej popularne są inne modyfikacje, np. instalacja sportowego filtra stożkowego. Kluczową kwestią związaną z efektami montażu strumienicy wydaje się konieczność przeprowadzenia stosownych pomiarów na hamowni, które potwierdzą lub zaprzeczą ewentualnym zmianom w osiągach. Każde auto inaczej reaguje na tuning mechaniczny, a w przypadku strumienic zaobserwować można głównie przyrost momentu w zakresie do kilku procent względem bazowej wartości.
Oferta strumienic i ich montaż
Najtańsze strumienice kupić można już od ok. 50 zł. Najczęściej są to strumienice łuskowe. Nieco droższe i bardziej skomplikowane są strumienice szczelinowe, które kosztują mniej więcej 80 zł.
Wiele z produktów oferowanych jest w postaci atrapy katalizatora, co sugeruje możliwość zamontowania ich w jego miejscu. W praktyce jednak próba wpłynięcia na osiągi silnika przez demontaż katalizatora często przynosi efekt przeciwny do zamierzonego, w szczególności w odniesieniu do nowszych aut, których silniki spełniają rygorystyczne normy emisji spalin. Próba oszukania elektroniki związanej z układem wydechowym i spalinami może spowodować nieprawidłowości w działaniu jednostki napędowej i wpłynąć na pogorszenie jej osiągów i zużycie paliwa.
Znacznie lepszym pomysłem będzie zamontowanie strumienicy w miejscu tłumika środkowego lub obok katalizatora. Dobre wyniki może przynieść instalacja strumienicy wraz z innymi modyfikacjami układu dolotowego i wydechowego, m.in. montażem końcowego tłumika sportowego czy filtra stożkowego.
Strumienica to stosunkowo niedrogi podzespół będący częścią tuningu mechanicznego auta. Kluczowy dla powodzenia przebiegu modyfikacji jest jednak najczęściej jej montaż, który ostatecznie przekłada się na efekty mogące przynieść kilkuprocentowy wzrost mocy i momentu silnika. | Potencjalne korzyści z montażu strumienicy |
Jakie cięcia będą królowały tej wiosny? Jak układać włosy, aby uzyskać modną fryzurę? Jaka koloryzacja wpisze się w gorące trendy? Jak nosić długie włosy?
Na wiosnę 2016 roku zapuszczamy włosy. Na większości światowych pokazów modelki zachwycały długimi, rozpuszczonymi pasmami. Z nadejściem pierwszych słonecznych dni będziemy chwaliły się lśniącymi i zdrowo wyglądającymi fryzurami. Nadchodzi trend na zadbane, naturalne włosy. Jeżeli nasze są obecnie w słabej kondycji, najwyższy czas, aby zafundować im regenerację. Możemy wcierać naturalne oleje, np. arganowy, migdałowy, kokosowy. Wybierajmy także mocno regenerujące maski. Do wiosny zdążymy również przeprowadzić kuracje wzmacniające włosy i cebulki.
Długie włosy zyskają w tym sezonie objętość. Seksowne loki w stylu lat 50. pojawiły się u Diane von Furstenberg. Takie napuszone i zmysłowe fryzury to świetna propozycja na wyjątkowe okazje. Wykonamy je przy użyciu termoloków lub wałków do włosów. Nie zapomnijmy natapirować całości i utrwalić lekkim lakierem do włosów.
Modna koloryzacja na wiosnę
Aby uzyskać modne fryzury, powinnyśmy pomyśleć także o koloryzacji. Światowe trendy dążą do efektu naturalności. Na wiosnę 2016 roku bardzo modne będą naturalne kolory. Jeżeli farbujemy włosy, może nadszedł czas, aby powrócić do swojego naturalnego odcienia? Stawiamy na jednolity efekt koloryzacji, bez widocznie odcinających się pasemek czy końcówek. Modne tonowania czy refleksy na włosach przechodzą płynnie, jakby stworzyła je natura.
W opozycji do naturalności w koloryzacji pojawi się również trend na odważne odcienie. Jeżeli wybieramy blond, niech będzie to platyna. Na odważnych czekają także szarości, fiolety, błękity. Możemy się skusić na pasemka w takich kolorach np. na grzywce. Nadal na topie pozostają miedziane odcienie. W tym roku warto postawić np. na przygaszoną marchewkę połączoną z blond refleksami.
Modne krótkie fryzury
Na miłośniczki krótszych fryzur czekają nowoczesne boby. Wyraźne, proste cięcia łączymy z delikatnymi falami. Takie uczesania uzyskamy przy pomocy grubej lokówki lub prostownicy.
Właścicielki kręconych i falowanych włosów mogą po umyciu wetrzeć np. krem do loków i pozostawić włosy do wyschnięcia. Dłuższe boby obowiązkowo łączymy z grzywkami. Wybieramy nowoczesne, wystrzępione grzywki, jak na pokazie marki Tom Ford. Warto również skusić się na grzywki z końca lat 70., jak na wiosennym wybiegu Gucci. Do uzyskania modnej, podkręconej grzywki przyda nam się szeroka, okrągła szczotka i pianka do włosów. Wśród krótkich fryzur zwracamy uwagę na asymetryczne uczesania połączone z odwrotnie wycinanymi, okrągłymi grzywkami. Na czasie wciąż są zmierzwione, króciutkie cięcia w męskim stylu, z długą wycieniowaną grzywką.
Modne uczesania, które warto wypróbować
Na topie pozostają naturalne fale – jedwabne fale zachwycały u Versace. W tym sezonie stawiamy na lśniące wykończenie. Nasza fryzura powinna elektryzować zdrowym błyskiem. Takie uczesania są idealne dla właścicielek cienkich włosów. Przy grubszych i niesfornych strukturach przydadzą nam się np. mleczka wygładzające. Po wysuszeniu włosów możemy wetrzeć w nie np. olejek i lekko ugniatać w dłoniach. Dzięki temu uzyskamy bardzo subtelny i modny efekt.
Kolejnym przebojem na wiosnę będą kucyki. Możemy upinać je nisko, jak na pokazie u Chanel czy Diora. Modnym rozwiązaniem okażą się również długie, wygładzone, wysoko upięte kucyki. Takie fryzury sprawdzą się zarówno na dzień, jak i na wieczorne wyjścia. Jeżeli nie mamy długich włosów, na specjalne okazje możemy je przedłużyć, przydadzą nam się clipy.
W gorące trendy wpiszą się skręcane warkocze i podwójne sploty. Na czasie pozostają wysoko upięte koki. Supły z włosów połączone z grzywką to hit. Podpowiadamy, że ta pozornie zwyczajna fryzura zyskuje coraz więcej wielbicielek. Warto też, inspirując się pokazem np. Dolce & Gabbana, stawiać na naturalne, wysokie koki i łączyć je z barwnymi przepaskami. | Najmodniejsze fryzury na wiosnę 2016 |
Pasztet bez mięsa to według ciebie dziwaczny wymysł? Przekonaj się, że tak nie jest! Prezentujemy przepisy na pyszne pasztety ze szparagów, soczewicy i selera. Pasztety, których nie może zabraknąć w diecie wegańskiej czy też wegetariańskiej, przyrządzane są z soczewicy, ciecierzycy, marchewki, szparagów lub selera. Wszystkie składniki są bogate w wartości odżywcze i zazwyczaj są dobrą alternatywą dla mięsa. Polecamy kilka przepisów, które musisz wypróbować.
Pasztet z soczewicy
Składniki:
200 g czerwonej soczewicy
100 g kaszy jaglanej
3 szklanki wody
2 marchewki
2 cebule
2 łodygi selera naciowego
2 ząbki czosnku
sól
½ łyżeczki pieprzu ziołowego
½ łyżeczki papryki wędzonej
½ łyżeczki majeranku
pęczek natki pietruszki
2 łyżki oleju kokosowego.
box:offerCarousel
Przygotowanie:
Soczewicę zalej 2 szklankami wody i gotuj przez 40 minut w dużym garnku. Kaszę jaglaną zalej 1 szklanką wody, dodaj szczyptę soli i gotuj, aż woda wyparuje. Soczewicę odcedź i ostudź, kaszę również ostudź. Cebulę, czosnek i seler naciowy drobno posiekaj. Marchew zetrzyj na tarce. Następnie rozgrzej na patelni olej i wrzuć warzywa, podsmaż. Dodaj podsmażone warzywa, kaszę, przyprawy i posiekaną natkę do soczewicy. Dokładnie wymieszaj, by wszystkie składniki dobrze się połączyły. Przełóż do natłuszczonej formy i piecz przez 40 minut w 180˚C.
Pasztet ze szparagów
box:imagePins
box:pin
box:pin
Składniki:
2 pęczki szparagów
½ selera
2 marchewki
2 korzenie pietruszki
2 ząbki czosnku
2 cebule
1 jajko
1 łyżeczka gałki muszkatołowej
3 łyżki oleju
sól i pieprz.
Przygotowanie:
Marchewkę, pietruszkę i seler ugotuj w osolonej wodzie. Szparagi obierz, odetnij końcówki, pokrój na mniejsze kawałki i gotuj przez około 10 minut. Rozgrzej olej na patelni, dodaj pokrojoną drobno cebulę i podsmaż. Dorzuć posiekany czosnek i podsmaż chwilkę. Ugotowane szparagi i warzywa rozdrobnij przy pomocy blendera na gładką masę. W trakcie blendowania dodaj sól, pieprz i gałkę muszkatołową oraz jajko. Masę wlej do natłuszczonej lub wyłożonej papierem do pieczenia formy i piecz przez około 40 minut w 180˚C.
box:offerCarousel
Pasztet z selera
Składniki:
2 duże selery korzeniowe
250 g pieczarek
2 duże cebule
3 jajka
3 łyżki oleju
1 szklanka otrębów owsianych
2 ząbki czosnku
1 szklanka bulionu z warzyw
sól, pieprz,
gałka muszkatołowa,
majeranek.
Przygotowanie:
Seler, cebulę i pieczarki bardzo drobno posiekaj ręcznie lub najlepiej w rozdrabniaczu. Rozgrzej olej na patelni, wrzuć osolone pieczarki i podsmażaj, aż woda z nich odparuje. Ściągnij pieczarki z patelni i podsmaż cebulę z posiekanym czosnkiem. Dodaj seler, przypraw solą i pieprzem i chwilkę podsmażaj. Następnie wlej bulion i duś około 50 minut, mieszając od czasu do czasu. Kiedy woda odparuje, zgaś ogień, dodaj pieczarki, dopraw do smaku i dokładnie wymieszaj. Poczekaj, aż mieszanka lekko ostygnie i zblenduj na gładką masę. Dokładnie wymieszaj z jajkiem i otrębami. Piecz w natłuszczonej formie w 180˚C przez godzinę.
Pasztety, których bazą są warzywa, będą świetną alternatywą dla ich mięsnych wersji. Wspaniale urozmaicają dietę wegetarian i wegan. Osoby unikające mięsa mogą wypróbować wszystkich przepisów, a dla wegan idealny będzie pasztet z soczewicy, który nie zawiera żadnych składników pochodzenia zwierzęcego. Smacznego! | Nietypowe pasztety: ze szparagów, z soczewicy, z selera |
Wśród paproci ogrodowych można znaleźć prawdziwe perełki – a są nimi wietlice. To kolorowe paprocie, które, mimo że nie kwitną, urzekają różnymi pierzastymi liśćmi w rozmaitych barwach. Mogą one być ażurowe, rozwidlone, dłoniaste i całobrzegie. Stanowią wspaniałe rozświetlenie dla cienistych części ogrodu wraz z tawułkami i hostami. Czemu aż tak zachwycają? Wietlica japońska – skąd się wzięła?
Paproć ta należy do rodziny rozrzutkowatych, a w naturalnym środowisku występuje od Japonii po Koreę. Osiąga niewielkie rozmiary, a jej wartość dekoracyjna różni się od innych paproci.
Kolorowe paprocie – najpopularniejsze odmiany
Wietlica japońska paproć ogrodowa „Pictum” – odmiana wybitnie dekoracyjna dzięki gęsto skupionym liściom o srebrzystoszarym marginesie i czerwonym nerwie głównym. Ponadto liście są bardzo gęsto skupione na szczycie krótkiego kłącza. Długość liści to przeważnie 30-40 cm. Charakteryzują się one spiczastymi wierzchołkami. Odmiana ta świetnie rośnie na stanowiskach półcienistych o stałej wilgotności podłoża i lekko kwaśnym odczynie. Szczególnie polecana do cienistych ogrodów skalnych i rabat bylinowych. Pięknie kontrastuje w kompozycji z funkiami, cieniolubnymi trawami i tawułkami.
Wietlica japońska paproć ogrodowa „Burgundy Lace” – wspaniała odmiana, której cechą charakterystyczną są liście o wyjątkowej barwie: od srebrzystej przez fiolet aż po róż. Jej podwójne pierzaste listki zmieniają swój kolor zależnie od stopnia rozwoju, wieku rośliny oraz warunków jej uprawy. Dobrze rośnie ona na stanowisku osłoniętym przed bezpośrednimi promieniami słońca. Gleba powinna być stale wilgotna, żyzna i próchniczna.
Wietlica japońska paproć ogrodowa „Silver Falls” – wieloletnia i cudna odmiana o regularnym pokroju, dorastająca do 50 cm wysokości. Barwa liści jest srebrzystoczerwona z metalicznym połyskiem i pięknie prezentuje się na zacienionych rabatach.
Wietlica japońska paproć ogrodowa „Ursula’s Red” – jedna z bardziej efektownych wietlic oraz paproci ogrodowych w ogóle. Ma ona pierzaste i podwójne liście, które przybierają srebrzysty odcień, natomiast unerwienie tej odmiany jest intensywnie fioletowoczerwone poprzez różne odcienie indygo w zależności od warunków i stopnia rozwoju rośliny.
Wietlica japońska paproć ogrodowa „Red Beauty” – kolejna wdzięczna odmiana cechująca się regularnym pokrojem, gęstością oraz wspaniałą barwą pierzastych i podwójnych liści. Kolor ma ona srebrzysty, a zabarwienie nerwów intensywnie czerwone.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Jak uprawiamy kolorowe wietlice ogrodowe?
Na całe szczęście kolorowe paprocie nie są problematyczne w uprawie, o ile oczywiście zapewnimy im odpowiednie, zbliżone jak najbardziej do naturalnego środowiska siedlisko. Najlepiej, jeśli będzie ono miało charakter leśny. Stanowisko nie może być zachwaszczone, najlepiej także je ściółkować – wpłynie to korzystnie na rośliny. Wilgotność w uprawie paproci ma bardzo duże znaczenie. Przy zbyt małej wilgotności podłoża piękne liście rośliny mogą zacząć schnąć. Z kolei jeśli posadzimy wietlice w zbyt słonecznym i ciepłym stanowisku, może zakończyć się poparzeniem listków. Zimą warto też miejsce z wietlicą okryć liśćmi i stroiszem, aby mieć pewność, że roślina nie przemarznie.
Ciekawostka: jeśli w kwietniu nie będzie jeszcze widać naszych wietlic – to nie musimy panikować. Są to rośliny nocy ciepłych, co oznacza, że do rozpoczęcia wegetacji potrzebują nie tylko ciepłych i słonecznych dni, lecz również ciepłych nocy i niekoniecznie wiosennych przymrozków. Zazwyczaj okres ten przypada na połowę maja. Do tego sprzyjającego terminu karpy wietlic powoli budzą się do życia, ale nie wytwarzają zbyt wielu listeczków.
Ponadto to ich cudowne wybarwienie liści stabilizuje się dopiero po 2-3 latach od posadzenia. Do tego czasu rośliny mogą wypuszczać liście w kolorach typowych dla gatunku botanicznego. | Kolorowe paprocie – czyli jak tchnąć kolor w cieniste zakątki |
Trawy ozdobne mają szerokie spektrum zastosowania. Mogą one być uprawiane zarówno w ogrodzie (niezależnie od tego, w jakim stylu go prowadzimy), jak i w kompozycjach na balkonach i tarasach. Gatunki te są długowieczne i w jednym miejscu mogą rosnąć nawet kilkadziesiąt lat. Są wspaniałym dopełnieniem rabat, ale te zjawiskowe byliny można też traktować jako główny element aranżacji ogrodu. Przeczytaj o trawach ozdobnych:
Czemu warto pokusić się o różne odmiany traw?
Przegląd najpopularniejszych i najchętniej sadzonych traw
Miskanty
Rozplenice
Kostrzewy
Ostnice
Imperata cylindryczna
Trzcinnik
Turzyce
Czemu warto pokusić się o różne odmiany traw?
Przez lata trawy uważane były za rośliny drugoplanowe, a obecnie stały się niezwykle popularne. I wydaje mi się, że ta wyjątkowa grupa bylin dopiero rozpoczyna swoje podboje w naszych ogrodach. Nie ma się co dziwić, dlatego że trawy są niezwykle efektowne i różnorodne, łatwe w uprawie, niewymagające i pasują totalnie do wszystkiego.
Przegląd najpopularniejszych i najchętniej sadzonych traw
Miskanty
Prym wiodą spektakularne miskanty. Przeważnie są to byliny bardzo wysokie, które głównie nadają się do dużych ogrodów. W naszych ogrodach najpopularniejszy jest miskant chiński, który pochwalić się może licznymi odmianami. Zazwyczaj byliny te osiągają około dwóch metrów wysokości, a ich kwitnienie przypada od sierpnia do października. Charakteryzują się bajecznie przewieszającymi się liśćmi oraz bardzo dekoracyjnymi kwiatostanami. Obecnie odmian miskanta chińskiego jest tyle, że każdy z nas znajdzie coś dla siebie. Mogą one dorastać do 80 cm, jak również do dwóch metrów. Szczególnie jesienią kwiatostany miskantów oraz ich dekoracyjne liście można podziwiać z zachwytem. W zależności od odmiany kwiatostany mogą być srebrzyste lub różowoczerwone.
box:offerCarousel
Rozplenice
Kolejnymi trawami, obok których nie można przejść obojętnie, są rozplenice japońskie. Trawy te dorastają do 80 cm wysokości i tworzą niesamowicie zwarte kępy. Liście przeważnie są wąskie i szarozielone. Cechą charakterystyczną rozplenic są ich kwiaty w formie czerwonobrązowych kłosów, które na roślinie pojawiają się od lipca aż do końca września. Dostępne są również odmiany o kwiatostanach brązowych i burgundowych.
Kostrzewy
Mówiąc o trawach ozdobnych, nie można zapomnieć o niezwykłych, choć małych kostrzewach. Są to trawy ozdobne o sztywnych i szczotkowatych liściach, które osiągają około 10 cm wysokości. Pięknie rozrastają się w spektakularne kobierce, a odmiany kostrzewy popielatej (sinej) mają cudowną niebieską barwę liści.
box:offerCarousel
Ostnice
Ostnice to efektowne byliny wieloletnie, które wytwarzają dekoracyjne wąskie wiechy z wąskimi i dużymi kłosami, które zakończone są długimi ościami – stąd nazwa rośliny. Są one delikatne i bardzo lekkie, dlatego też poruszają się nawet przy najmniejszym podmuchu wiatru. Najpiękniej wyglądają w promieniach zachodzącego i wschodzącego słońca.
Imperata cylindryczna
Imperata cylindryczna to kolejna wspaniała trawa o wzniesionym pokroju. Osiąga wysokość od 30 do 60 cm, z czasem tworząc dość luźne kępy. Najczęściej w naszych ogrodach sadzona jest imperata cylindryczna Red Baron. Liście tej odmiany są wąskie i długie, zielone, z czasem przebarwiają się tylko do połowy na intensywny czerwony kolor. Jest to znak rozpoznawczy imperaty cylindrycznej. Trudno przejść obok niej obojętnie.
Trzcinnik
Trzcinniki, a przeważnie trzcinnik ostrokwiatowy, to kolejne często goszczące w naszych ogrodach trawy. Mają kępiasty, ale niezbyt rozrośnięty pokrój, kępy średnio osiągają 60 cm średnicy. Liście trzcinników mają od 40 do 90 cm długości, a kwiatostany w formie kłosów przeważnie są czerwonobrązowe lub złote.
box:offerCarousel
Turzyce
Następną grupą, która występuje bardzo licznie, są turzyce. Rośliny te posiadają wzniesione sztywne i szorstkie pędy o trójkątnym przekroju. W zależności od odmiany osiągają maksymalnie 70 cm wysokości. Cechę charakterystyczną turzyc stanowią liście, które są wąskie i mają od 2 do 5 mm szerokości. Barwa waha się od szarozielonej do sinozielonej, a są również egzemplarze o niesamowicie brązowopomarańczowej barwie.
Trawy ozdobne winny znaleźć miejsce w każdym przydomowym ogrodzie czy też na tarasie. Pięknie prezentują się na mieszanych rabatach, a w kompozycjach w donicy wraz z innymi roślinami wręcz powalają. | Trawy ozdobne – odmiany |
„Brudny czołg hańbą twojego batalionu” – głosi stara prawda. W wypadku auta wybaczyć można nieco przykurzone nadwozie, ale bałagan w środku zniechęca do wsiadania do niego. Dziś podpowiadamy, jak zadbać o plastikowe elementy, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz auta. Plastiki zewnętrzne
Pierwsza faza czyszczenia plastików zewnętrznych to po prostu mycie auta. Akurat w ich wypadku nie trzeba być specjalnie delikatnym, gąbkę można mocniej przycisnąć. Plastiki nie są gładkie jak lakier, mają chropawą powierzchnię. Warto je domyć skutecznie. Trzeba je dokładnie spłukać i uważać, by nie wysmarować ich woskiem do lakieru. Czasami nie zostawi śladu, ale często pokrywa plastik trudno usuwalną, niezbyt estetyczną warstwą. Wosk jest – jak sama nazwa wskazuje – do lakieru. Do konserwacji plastików nadają się zupełnie inne środki. Na te elementy trzeba też szczególnie uważać podczas polerki, bo pasta potrafi zostawić na plastiku brzydkie ślady, a maszyny do polerowania – jeszcze brzydsze.
Działa to w obie strony – środki do plastików są niezbyt dobre do lakieru. Jakie wybrać? Przede wszystkim każdy środek mający w nazwie „do czyszczenia plastików zewnętrznych” będzie lepszy niż pasta do butów czy płyn do mebli – a i takie rzeczy zdarza się naszym rodakom aplikować. Dobre, niedrogie płyny produkuje K2, cenione są Sonax, Maguire's, Poorboy's World. Osobiście uważam, że lepiej wybrać płyn w spreju z atomizerem bądź żel – łatwiej nałożyć go na szmatkę, a następnie na plastik. Jest to bardziej precyzyjne dozowanie, nic nie spływa i nie pokrywa okolic. Składniki środka pokrywają plastik warstwą ochronną, dzięki czemu ładnie wygląda i wolniej blaknie.
Podczas czyszczenia może nas zadziwić liczba plastikowych elementów znajdujących się na zewnątrz naszego auta: spojlery, elementy lusterek, zderzaków itd. Jeśli zauważyliśmy, że któryś z nich zaczął blaknąć, możemy go potraktować czernidłem do plastików. Powinno mu przywrócić w miarę naturalną barwę i zabezpieczyć na dłużej.
Czyścimy wnętrze
Wewnętrzne plastiki są dużo trudniejsze do wypucowania. Zakładając, że ich konserwacja jest elementem szerzej zakrojonej akcji sprzątania, zostawmy je na sam koniec. Najpierw porządnie odkurzmy cały samochód, by kurz nie przeszkadzał nam w pracy. Drugą w kolejności czynnością powinno być... umycie szyb. To nie żart – szyby w aucie brudzą się również od wewnątrz, zbierając różne wyziewy, kurz itp. Płyn do mycia szyb aplikuje się przez spryskiwanie i konia z rzędem temu, kto nie zachlapie przy tym plastików. Dlatego zostawiamy je na koniec.
Tu również warto aplikować środek do czyszczenia – najpierw na szmatkę (idealnie sprawdzają się ściereczki z mikrofibry), a dopiero potem na elementy plastikowe. Części, które są bardziej narażone na zabrudzenia, np. progi czy dolne partie, gdzie machamy butami, można potraktować bezpośrednio sprejem i na przykład poszorować papierowym ręcznikiem.
Jakich środków używać? Tu również warto sięgnąć po sprawdzone marki, wspomniane wcześniej. Radzę ostrożnie podchodzić do środków reklamowanych jako „zapewniające połysk”. Blask we wnętrzu auta to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej. W słoneczne dni potrafi oślepiać, a nie jest dobrze, gdy deska rozdzielcza odbija się w szybie. Sięgnijmy po środki dające efekt matowy. Szczególnie trudne od czyszczenia są elementy pokryte modnym ostatnio „lakierem fortepianowym”. Widać na nich każdy odcisk palca i każdą drobinę brudu. Wymagają sporo polerowania.
Do czyszczeniu plastików wewnętrznych można użyć dwóch rodzajów płynów bądź jednego, zapewniającego efekt „2 w 1”. Łatwo kupić zestawy – jeden środek do czyszczenia, drugi do konserwacji. Nie sięgajmy przy tym po najtańsze. Warto zainwestować dosłownie parę złotych więcej w dobrą markę, która zapewni też przyjemny zapach. Nie ograniczajmy się do deski rozdzielczej – jest też osłona tunelu centralnego, elementy przy nogach, boczki drzwi oraz plastiki z tyłu. Do czyszczenia szpar dobrze się nadają patyczki kosmetyczne.
Uważajmy przy czyszczeniu koła kierownicy i drążka zmiany biegów. Lepiej, by nie stały się śliskie. Umyjmy je po prostu wodą z odrobiną detergentu. | Najlepsze środki do plastików w aucie |
Dzwonek rowerowy – niezbędny gadżet każdego rowerzysty. Używamy go, aby komunikować naszą obecność na ścieżce rowerowej lub drodze oraz ze względów bezpieczeństwa. Głośny dźwięk skutecznie zwróci uwagę nieostrożnych pieszych lub beztrosko podążającą szkolną wycieczkę. Wyposażenie obowiązkowe
Mało kto wie, że dzwonek rowerowy jest obowiązkowym wyposażeniem każdego rowerzysty, a za jego brak możemy otrzymać mandat w wysokości od 50 do 100 złotych. To na użytkowniku jednośladu spoczywa konieczność pamiętania o tym sprzęcie, ponieważ producenci nie są zobowiązani do wyposażania w niego rowerów. Pamiętajmy jednak, że dzwonek lub inny sygnał ostrzegawczy nie może przerażać wydawanym dźwiękiem.
Podkreślenie indywidualności
Wybór odpowiedniego dzwonka może być problemem dla niejednej osoby i wcale nie z powodu na przykład niekompatybilności z pojazdem. Po prostu oferta jest naprawdę bardzo szeroka. Przebierać możemy wśród dzwonków chromowanych, dzwonków z motywem, dzwonków w stylu retro, dzwonków małych, często jednodźwiękowych, a także klaksonów w formie zakręconej trąbki.
Zabawne dzwonki
Poza funkcjami podstawowymi dzwonek rowerowy może spełniać jeszcze jedną. To doskonały dodatek do naszego roweru, który podkreśli naszą osobowość, indywidualność, pokaże, że nie brak nam dystansu do siebie i poczucia humoru.
Zabawne duże dzwonki najlepiej prezentują się na rowerach typu holenderka. Polecane są także do jednośladów chooper i cruiser.
Wzorów, rozmiarów, kształtów i stylów dzwonków jest naprawdę sporo, a wiele oryginalnych egzemplarzy wywoła uśmiech na twarzy.
Dzwonek I love my bike – patrząc na niego, chyba nikt nie będzie miał wątpliwości, jaka jest nasza największa miłość. To również idealny prezent dla często podróżującego na swoim jednośladzie. Z pewnością spodoba się bliskiej osobie. Brat, siostra czy przyjaciółka będą zachwyceni, otrzymując tak oryginalny gadżet. Ceny dzwonka z napisem są bardzo zróżnicowane i wahają się od 5 do 50 złotych.
Dzwonek w kwiaty przypadnie do gustu niejednej użytkowniczce roweru miejskiego. Ma ona do wyboru kwiaty w barwach stonowanych lub nieco bardziej krzykliwych. Duży, kolorowy dzwonek zwróci uwagę przechodniów i stanie się niebanalnym dodatkiem do pojazdu.
Dzwonek w kropkizachwyci panie ceniące sobie szyk i elegancję. Doda koloru i wyrazu rowerowi, a dzięki zabawnym kropeczkom także gustownego charakteru.
Dzwonek dziecięcy w kształcie zwierzątka– marka XLC oferuje najmłodszym użytkownikom rowerów dzwonki kształtem przypominające zwierzęta, np. zebrę, królika czy tygrysa. Ten pasujący do każdego roweru dziecięcego gadżet sprawi, że smyk nie będzie chciał się rozstać ze swoim jednośladem. Za taki niebanalny dzwonek zapłacimy 26 złotych.
Klakson na rower– sprawi wiele radości i przyozdobi rower nie tylko dziecka, ale też dorosłego fana zabawnych gadżetów. Dzwonek w formie zakręconej trąbki, zamocowany do roweru w stylu retro będzie się na nim świetnie prezentował i z pewnością wyróżniał w tłumie.
Dzwonek-piłka – propozycja dla wszystkich osób, które oprócz jazdy na rowerze są fanami piłki nożnej. Lekki aluminiowy dzwonek sprawi, że w porę ostrzeżemy innych uczestników ruchu o ewentualnym niebezpieczeństwie.
Mały gadżet jest w stanie zmienić całkiem zwyczajny jednoślad w pojazd wyjątkowy, podkreślający naszą osobowość. Co więcej, jego zabawny wygląd może poprawić nam humor. | Zabawne dzwonki rowerowe |
Pewnie większość z was ma w domu drukarkę. Wiele współczesnych drukarek jest już na tyle nowoczesna, że posiada Wi-Fi oraz inne moduły łączności, pozwalające na bezprzewodowe drukowanie, np. za pośrednictwem smartfona. Co jednak, gdy dysponujemy starą drukarką, nie chcemy jej wymieniać na nową, a mimo wszystko przydałaby nam się możliwość bezprzewodowego drukowania? W takim przypadku z pomocą może nam przyjść serwer wydruku. Czym jest serwer wydruku?
Serwer wydruku (printserwer) to dość szerokie pojęcie, obejmujące zarówno rozwiązania programowe, jak i sprzętowe. Praktycznie każdy współczesny system operacyjny obsługuje tzw. spooler, czyli podsystem drukowania, który tak naprawdę jest serwerem drukowania. Jak się zapewne domyślacie, printserwery przyjmują postać nie tylko programową, ale także sprzętową.
Serwery wydruku możemy bez problemu kupić jako osobne urządzenia. Tego typu sprzęt jest zazwyczaj wyposażony w bezprzewodowy moduł w standardach IEEE 802.11b/g/n oraz klasyczne złącze RJ45 10/100 Mb/s LAN. Najważniejszą cechą serwera wydruku jest jednak port USB 2.0, do którego podłączamy naszą drukarkę. Printserwer nie jest urządzeniem o dużych gabarytach. Ten sprzęt ma zazwyczaj niewielkie wymiary, dużo mniejsze niż klasyczny router.
Po co nam serwer wydruku?
Jak już wspominałem, zastosowanie serwera wydruku wiąże się ze sporymi korzyściami. Główną z nich jest fakt, że nasza drukarka wcale nie musi stać blisko komputera. Drukarkę możemy podłączyć przez USB do printserwera, dzięki czemu mamy możliwość postawienia jej w dowolnym miejscu naszego mieszkania lub domu. Ważne, aby urządzenie, z którego chcemy drukować, znajdowało się w zasięgu bezprzewodowej sieci printserwera.
Swoboda w ustawieniu naszej drukarki to nie jedyna zaleta, jaką daje printserwer. Dzięki niemu możliwe staje się drukowanie nie tylko z jednego komputera, ale ze wszystkich urządzeń mających dostęp do serwera wydruku. Nie ogranicza już nas żaden kabel, bo przecież do printserwera możemy się podłączyć zarówno przez smartfona, jak i komputer stacjonarny czy laptop.
Czy wszystkie drukarki współpracują z serwerami wydruku?
Niestety, nie wszystkie drukarki współdziałają z serwerami wydruku. Jeśli mamy drukarkę tzw. Host-Based (bazującą na hoście), nie będzie ona działać. Printserwery współpracują jedynie z drukarkami opartymi o PCL lub PS (PostScript). Przed zakupem takiego urządzenia dobrze jest więc sprawdzić, czy nasza drukarka w ogóle będzie współpracować z serwerem wydruku. Spora część producentów tego sprzętu podaje w specyfikacjach, z jakimi drukarkami on współpracuje.
Ceny
W ofertach na Allegro znajdziemy wiele printserwerów. Ich ceny są dość mocno zróżnicowane. Jeden z najbardziej popularnych, bezprzewodowych modeli – serwer wydruku TP-LINK TL-WPS510U, możemy kupić za około 220 zł. Duża część ofert prezentuje printserwery przewodowe, jak np. kosztujący około 360 zł model D-Link DP-301P+.
Koniecznie należy dodać, że wydruk sieciowy obsługują nie tylko printserwery. Istnieje też spora grupa routerów posiadających funkcję serwera wydruku. Takim urządzeniem jest np. router TP-Link TD-W8969, który możemy kupić już za ok. 140 zł. Oprócz modemu ADSL2+ posiada on Wi-Fi, a także port USB, do którego da się podpiąć nie tylko drukarkę, ale też np. napęd USB o pojemności do 2 TB. | Serwer wydruku, czyli jak się cieszyć bezprzewodowym drukowaniem |
W ostatnich latach bardzo na popularności zyskały tzw. wideorejestratory, czyli niewielkie kamery, które służą do nagrywania naszej trasy. Moda na tego typu urządzenia przyszła do Polski ze Wschodu. Wielu kierowców kupuje wideorejestratory, aby mieć ewentualny dowód na swoją niewinność w przypadku zdarzenia drogowego. Podstawowe i najgorsze modele można kupić już w cenie kilkudziesięciu złotych, ale jeśli możemy przeznaczyć na ten cel do 1000 zł, to można kupić naprawdę świetne urządzenie. Co prawda polskie prawo nie określa jednoznacznie, czy zapis z wideorejestratorów może być traktowany jako dowód, np. w sądzie, ale nie przeszkadza to kierowcom w kupowaniu tego typu urządzeń. W cenie do 1000 zł można kupić sporo modeli, które zapewnią bardzo dobrą jakość nagrań i będą wyposażone we wszystkie najważniejsze funkcje.
Orllo RX600
To bardzo ciekawy, chociaż chyba dość mało znany w Polsce model. Kamera, dzięki zastosowaniu układu Ambrella A7, może nagrywać wideo w rozdzielczości nawet 2560 x 1080 pikseli, czyli tzw. Wide Full HD z prędkością 30 klatek na sekundę, lub HD 1280 x 720 pikseli z prędkością 60 klatek na sekundę. Model Orllo RX600 korzysta z G-Sensora 3D, więc zapisuje informacje o wszystkich przeciążeniach w trzech wymiarach (góra-dół, prawo-lewo i przód-tył). Dużą zaletą jest bardzo jasny obiektyw f/1.8 oraz kąt widzenia aż 160 stopni. W ten sposób nie tylko uzyskamy dobrej jakości nagrania nocne, ale także nagramy cały obszar przed samochodem. Producent pomyślał także o GPS-ie oraz ekranie o przekątnej 2,7 cala. Urządzenie waży zaledwie 60 gramów. Cena Orllo RX600 oscyluje w granicach 640-700 zł.
Mio MiVue 568
Mio MiVue to niezwykle popularne urządzenia w naszym kraju, co można zaobserwować po dużej ilości filmów ze znakiem wodnym marki. Model 568 to jeden z ciekawszych wideorejestratorów tej firmy. Wyposażony jest w szeroki obiektyw o kącie widzenia 130 stopni i jasności f/1.8 oraz 2,4-calowy, dotykowy ekran LCD. To, co przede wszystkim wyróżnia urządzenie na tle konkurencji, to bezterminowa aktualizacja bazy fotoradarów, bo dzięki wbudowanemu GPS-owi kamera może informować kierowcę o zbliżającej się kamerze. Dużą zaletą jest także czujnik ruchu, który automatycznie rozpocznie nagrywanie, gdy tylko wykryje ruch, także wtedy, gdy nie ma nas w samochodzie. Mio MiVue 568 nagrywa wideo w maksymalnej rozdzielczości Full HD 1920 x 1080 pikseli. Urządzenie kosztuje od 620 do 800 zł.
DOD LS460W
To kolejne urządzenie, które pozwala na rejestrowanie wideo w rozdzielczości Full HD 1920 x 1080 pikseli. Kamera jest wyposażona w matrycę Sony CMOS Exmor, która jest o 20% większa w porównaniu do poprzedniego modelu. To ma oczywisty wpływ na jakość nagrywanego wideo. Wideorejestrator ma wszystkie najważniejsze funkcje, jakich można wymagać od tego typu urządzenia, np. GPS, G-Sensor 3D, ekran LCD o przekątnej 2,7 cala czy też tryb nocny. Model DOD LS460W ma jednak coś, czego nie ma większość konkurentów – mechanizm monitorowania zmęczenia kierowcy. Gdy kamera wykryje, że kierujący autem opada z sił, zasygnalizuje mu potrzebę odpoczęcia. Przy tym wszystkim sprzęt charakteryzuje się bardzo dobrą jakością nagrań. Cena to mniej więcej 800-900 zł.
TrueCam A7
Ten model korzysta z układu Ambrella A7, który pozwala na nagrywanie w maksymalnej rozdzielczości 2560 x 1080 pikseli (format 21:9) lub 2304 x 1269 pikseli (format 16:9). W urządzeniu nie brakuje tego wszystkiego, co oferuje konkurencja (poza mechanizmem monitorowania zmęczenia kierowcy). Ciekawym dodatkiem jest natomiast funkcja WDR (Wide Dynamic Range), która ma poprawiać obraz w przypadku wysokiego kontrastu, np. wyjeżdżania z ciemnego tunelu w słoneczny dzień. Ciekawa jest także możliwość montowania i wymieniania filtrów polaryzacyjnych i UV. TrueCam A7 kosztuje około 650 zł.Chociaż polskie prawo nie określa w sposób jednoznaczny, czy materiał zarejestrowany przez kamerę w samochodzie może być traktowany jako dowód w sądzie, to jednak warto mieć takie urządzenie. Nigdy nie możemy mieć pewności, co się wydarzy i czy dany sędzia zaakceptuje tego typu dowód, czy też nie, ale po co kusić los? | Najlepsze wideorejestratory w cenie do 1000 zł |
Balsam to bardzo ważny kosmetyk na półce każdej kobiety. Preparat, bez którego panie nie wyobrażają sobie codziennej pielęgnacji, gdyż zapewnia skórze ukojenie. Dodatkowo dzięki niesamowitym, intensywnym zapachom pozwala poczuć się wyjątkowo. Miejsce balsamu do ciała w pielęgnacji
Balsam do ciała jest kosmetykiem, po który powinno sięgać się zawsze, bez względu na porę roku. Sprawia, że skóra jest głęboko nawilżona. Jest to szczególnie ważne w okresie grzewczym, gdy powietrze i ciepło z kaloryferów nie wpływają korzystnie na jej kondycję. Ponadto jakość wody również pozostawia wiele do życzenia. W efekcie umyte podczas kąpieli ciało woła o ratunek. Skóra jest często szorstka, zaczerwieniona i nieprzyjemnie swędzi.
Ochronne lipidy pokrywające skórę ulegają uszkodzeniu nie tylko na skutek działania wysuszającego powietrza czy długich kąpieli. Nie sprzyja im również pływanie w wodzie chlorowanej w basenie, przesiadywanie w suchym pomieszczeniu czy noszenie ciepłych, zimowych ubrań. Dzieje się tak, ponieważ substancje płaszcza lipidowego po prostu się zużywają. Skóra w dobrym stanie ma fantastyczne zdolności samoregeneracji, jednak potrzebuje na to czasu (nawet cztery godziny). Jest to pora na zadziałanie balsamu nawilżającego i wspomożenie pracy skóry.
Zastosowanie balsamu
Dobrze jest stosować balsam, bez względu na zapach, przynajmniej raz dziennie, najlepiej po kąpieli. Smarujemy nim całe ciało. Dla osiągnięcia lepszych efektów kosmetyk powinien być wmasowywany w skórę. Rezultat wzmocni sięgnięcie raz w tygodniu po peeling. Spośród wielu rodzajów balsamów największe zastosowanie mają preparaty nawilżające. Najczęściej szybko się wchłaniają i mają lekką konsystencję. Niekiedy są wzmacniane działaniem olejków.
Balsamy o niesamowitych zapachach
Świetny, kilkakrotnie wzmocniony efekt dają serie kosmetyków zapachowych, w których balsam występuje w towarzystwie np. żelu pod prysznic o tym samym zapachu. To prawdziwa rozkosz dla skóry i uczta dla zmysłów. Spośród wielu rodzajów warto wybierać preparaty, których zapach długo utrzymuje się na ciele. Aromat niektórych zaaplikowanych kosmetyków potrafi unosić się nawet przez kilka godzin. Takimi intensywnymi zapachami są m.in.:
Aromaty czekolady, np. mus-balsam Masło Shea Trufla Czekoladowa AVON. Odżywia, wygładza, upiększa skórę, ale też działa rozpieszczająco na zmysły przez rozkoszny zapach czekolady. Cena: 11–14 zł.
Aromaty wanilii, np. Nivea Cocoa 400 ml. Kosmetyk wzbogacony o masło kakaowe, w zapachu połączono kakao ze zmysłową wanilią. Świetny do zastosowania po depilacji i goleniu. Cena: ok. 16 zł.
Wanilia połączona z kwiatem pomarańczy, np. balsam Vivian Gray Crystals in brown; balsam o lekkiej konsystencji w eleganckim opakowaniu. Polecany do skóry normalnej i mieszanej. Cena balsamu to 24,90 zł.
Warto szukać również nietypowych zapachów, takich jak:
Piżmo, np. firmy Tesori d’Oriente. Ma intensywny piżmowy zapach, który jest niezwykle długotrwały i kuszący. Działa na mężczyzn jak afrodyzjak! Cena: do 25 zł.
Słodkie migdały, np. FARMONA Sweet Secret. Został stworzony na bazie słodkich trufli i migdałów. Odpręża, wprawia w dobry nastrój, daje uczucie komfortu. Cena: ok. 13 zł.
Często zapachy balsamów są wzmacniane dodatkowymi nutami cynamonu (np. Tutti Frutti Masło do ciała, cena: ok. 15 zł) czy aromatyzowanej gruszki. Każdy z użytkowników kosmetyku (bo przecież panowie też go mogą stosować) znajdzie idealny zapach dla siebie. Aromatów jest naprawdę wiele, m.in.:
Truskawkowy, np. Dairy Fun. Ma tak aromatyczny zapach, że na opakowaniu umieszczono zakaz spożywania. Pojemność to aż 400 ml. Cena: 15 zł.
Kwiatowy, np. Dove Balsam do ciała kwiatowy 400 ml. Cena: 16 zł.
Kokosowy, np. ZIAJA mleczko balsam do ciała KOKOSOWA TERAPIA. Pielęgnuje każdy rodzaj skóry. Cena: 9 zł.
Intensywna woń balsamu w świecy
Balsam w świecy jest stosunkową nowością. Nakłada się go po uprzednim roztopieniu. Zastosowanie ciepłego preparatu niesamowicie relaksuje i uspokaja, a zapachy są jeszcze bardziej intensywne. Aromat wanilii, pomarańczy czy piżma jest wręcz oszałamiający, przede wszystkim dzięki zastosowaniu olejków eterycznych. Cena to 22 zł. Niezmiernie intensywny zapach zapewniają ponadto balsamy perfumowane, również z dodatkiem olejków.
Balsamy o niesamowitych zapachach dają coś więcej niż tylko nawilżenie skóry. Pobudzają zmysły i relaksują. Rano aktywizują do działania, a wieczorem uspokajają. Mogą być też wyjątkowym pomysłem na prezent. Trzeba jednak pamiętać, że preferencje do określonych zapachów są sprawą bardzo indywidualną. | Balsamy do ciała o niesamowitych zapachach |
Rozróżniamy dwa typy felg samochodowych – droższą felgę aluminiową oraz tańszą, oferowaną w standardowym wyposażeniu pojazdu (oczywiście nie każdym), felgę stalową. Od czego zacząć?
Zanim przystąpimy do mycia felgi stalowej, sprawdźmy, czy znajduje się na niej kołpak. W wielu przypadkach to on ozdabia koła pojazdu i od niego należy rozpocząć proces mycia.
Na początek sprawdźmy, w jaki sposób jest on zamontowany do felgi. Istnieją dwa, a właściwie trzy sposoby. Pierwszym z nich jest metoda „na wcisk”, która jest najbardziej popularna – montaż i demontaż nie sprawi tu problemu. Drugą jest montaż przy pomocy śrub. Trzecią i niepolecaną metodą – biorąc pod uwagę estetykę – jest montaż kołpaków za pomocą opasek zaciskowych, potocznie nazywanych trytytkami.
Zarówno pierwsza, jak i trzecia metoda gwarantuje szybki demontaż kołpaków. Druga będzie wymagać podniesienia auta na lewarku i odkręcenia poszczególnych śrub kół. Zaletą jest możliwość dokładnego wyczyszczenia felgi. Po demontażu kołpaków należy dokładnie sprawdzić ich stan techniczny – czy nie są popękane, czy na ich powłoce nie znajdują się rysy, w wielu przypadkach dopiero po wstępnym myciu będziemy w stanie to dokładnie ocenić.
Najprostsze rozwiązania
Jeżeli z kół zostały usunięte kołpaki, najprostszym sposobem na umycie felg stalowych będzie wizyta na ręcznej myjni samochodowej. Dlaczego na ręcznej? Ponieważ w większości przypadków automatyczna myjnia nie jest w stanie dokładnie domyć felg. Oczywiście możemy użyć odpowiedniego środka chemicznego.
Polecany jest K2 ROTON w cenie około 13 zł oraz płyn SONAX XTREME do mycia felg w cenie około 25 zł. Zarówno jeden, jak i drugi środek wchodzi w reakcję z osadzonym pyłem i brudem, czego efektem jest zaczerwieniona barwa naniesionego płynu. Plusem stosowania płynu do mycia felg jest to, że działa on szybko i skutecznie oraz nie wymaga wysiłku. Zanieczyszczenia są usuwane bez ryzyka zarysowania powierzchni. Pamiętajmy, że płyn może być stosowany do mycia felg aluminiowych i stalowych. Najlepszym rozwiązaniem jest nałożenie preparatu na felgę, odczekanie około 5 minut, a następnie skorzystanie z myjni ręcznej w celu opłukania chemikaliów.
Oczywiście nie stoi nic na przeszkodzie, aby do mycia felg stalowych użyć tylko myjni ręcznej lub domowego karchera. Jedyne, o czym należy pamiętać, to dokładne opłukanie po myciu, ponieważ pozostawienie środków chemicznych będzie prowadzić do stopniowego niszczenia powierzchni felgi.
Najlepszym rozwiązaniem w przypadku czyszczenia felgi stalowej jest jej demontaż i dokładne wyczyszczenie z dwóch stron. Po umyciu warto zadbać o jej odpowiednie zabezpieczenie. Zastosujmy do tego zwykły wosk, który można użyć również do lakieru samochodowego. Najtańszy wosk to wydatek około 10 zł, a z efektu będziemy zadowoleni przez długi czas. Jeżeli po demontażu felgi zauważyliśmy uszkodzenia lakieru, warto zastanowić się nad jej pomalowaniem. Najlepszym rozwiązaniem będzie jej wypiaskowanie w celu usunięcia starego lakieru, a następnie pomalowanie przy użyciu technologii malowania proszkowego, ponieważ jest ona najbardziej trwała.
Dbajmy o regularne mycie felg, ponieważ są one wizytówką naszego pojazdu. | Jak dobrze umyć felgi stalowe? |
Zwykle na kilka dni przed mikołajkami losuje się nazwisko ucznia z tej samej klasy, który powinien zostać obdarowany prezentem. Najczęściej wychowawca ustala z dziećmi kwotę, w granicach której kupuje się smakołyk lub gadżety. Poznaj nasze propozycje dla kolegi w cenie do 35 zł. Małe upominki na Mikołajki
Dzień 6 grudnia nie służy obdarowywaniu się dużymi i drogimi podarunkami, tylko raczej tymi drobnymi i symbolicznymi. Często jest to po prostu drobiazg, który wkłada się do buta domownikom. Ważniejsze są pamięć i symbol niż wydawanie mnóstwa pieniędzy. Na to już wkrótce przyjdzie czas, mianowicie na Gwiazdkę. 35 zł to kwota optymalna, by kupić coś sensownego, a przy tym zabawnego i zaskakującego. Jeśli dany kolega z klasy nie jest szczególnie bliski obdarowującemu, lepiej postawić na rzecz bardziej uniwersalną.
1. Model do składania
Połączenie kreatywności, cierpliwości i ciekawego efektu. Do wyboru jest wiele opcji, w tym konstrukcja solarna. To idealny pomysł na prezent dla zapalonego majsterkowicza, ale nie tylko.
box:offerCarousel
2. Zestaw Zrób to sam
Tym razem upominek, który wymaga zaangażowania i działania, a więc świetny produkt dla niemal każdego chłopca. Wśród kompletów warto poszukać tych najbardziej chłopięcych – lepsze będą magnesy ze zwierzętami czy pojazdami niż wyszywanki. Na uwagę zasługują np. magnesy z autami. Wzory tworzy się z gipsu, a na koniec trzeba je pomalować farbami.
box:offerCarousel
3. Kubek
To pomysł na tyle uniwersalny, że można obdarować nim każdego chłopca bez większego ryzyka, że upominek okaże się nietrafiony. Bardziej spersonalizowany wariant to ten z nadrukiem i tu trzeba już uważać, zwłaszcza gdy dotyczy wybranej postaci bajkowej. Kubki kosztują zwykle ok. 10 zł, więc do prezentu za 35 zł należy coś jeszcze dołożyć.
box:offerCarousel
4. Woda toaletowa
Nawet chłopcy lubią piękne zapachy. Zatem ciekawa woda toaletowa z pewnością okaże się zaskakującym, ale ciekawym podarunkiem.
box:offerCarousel
5. Ramka na zdjęcia
Tym razem w miarę uniwersalny pomysł. Świetnym wyborem jest ramka do samodzielnego wykonania, najczęściej z gipsu. Jeżeli dziecko wylosowało kolegę z klasy, którego bradzo lubi, wówczas można wywołać wcześniej zrobione wspólne zdjęcie. Na pewno będzie to miłe zaskoczenie.
box:offerCarousel
6. Piłkarzyki
Ta gra zręcznościowa bez wątpienia zachwyci każdego kolegę. To znakomity pomysł na wspólne rozgrywki i spędzanie przerw w szkole. Przy tego typu dynamicznej grze nikt się nie będzie nudził nawet przez chwilę.
box:offerCarousel
7. Skarbonka
Tutaj możemy popuścić wodze fantazji i dobrać taki gadżet, który wywoła uśmiech na twarzy za każdym razem, gdy osoba obdarowana spojrzy na skarbonkę. To przy okazji praktyczna rzecz, ponieważ uczy oszczędzania pieniędzy. Do środka oczywiście wrzucamy przysłowiowy grosik na szczęście.
box:offerCarousel
8. Wykopaliska
To wyjątkowo zachwycający podarunek mikołajkowy. Wprost wymarzony! Do wyboru są różne szkielety, przede wszystkim dinozaurów.
box:offerCarousel
9. Gra planszowa
Kupując grę dla kolegi, trzeba zwrócić uwagę na preferowany wiek graczy, żeby się nie okazało, że jest za łatwa. W przypadku tego podarunku dobrze jest podpytać wcześniej kolegę o gry, które już posiada, aby uniknąć ewentualnej powtórki. Warto postawić na planszówki z elementem humorystycznym. Na uwagę zasługuje m.in. gra Czacha dymi, która oprócz świetnej zabawy dla całej rodziny dostarcza też mnóstwa wiadomości.
box:offerCarousel
10. Krawat
To z pewnością zaskakujący podarunek, który może zostać już wkrótce wykorzystany, np. na wigilii klasowej lub domowej. Zarazem jest on niezwykle „dorosły”. Świetnie, jeśli uda się zakupić model z motywem świątecznym.
Warto dołożyć wszelkich starań, aby przygotować koledze wyjątkową niespodziankę. Trzeba również pamiętać o tym, że w przypadku tańszego podarunku uzupełniamy paczkę do wartości 35 zł. Ważny jest rzecz jasna sposób opakowania i dołączona wizytówka, szczególnie z motywem świątecznym.
box:offerCarousel | Mały upominek na mikołajki dla kolegi z klasy – przegląd 10 propozycji do 35 zł |
Niedawno wyemitowano ostatni odcinek „Miasteczka Twin Peaks”, będący finałem serialu i książek z cyklu. Jeśli cierpisz na syndrom odstawienia i tęsknisz za dobrą książką z niepokojącym klimatem, koniecznie sprawdź nasze propozycje. 1. „Miasteczko kłamców” Miranda Megan
Tytułowe miasteczko kłamców to Cooley Ridge w Stanach Zjednoczonych. Jego mieszkańcy skrzętnie skrywają swoje tajemnice, kłamiąc na prawo i lewo. Jednak zastany porządek wkrótce ulegnie zmianie, bo do miasta po wielu latach wraca Nicolette. Dziewczyna wyjechała 10 lat temu, kiedy zaginęła jej najbliższa przyjaciółka. Wraca, ponieważ, jak sądzi, uda jej się odkryć prawdę o losach dziewczyny. Jednak tuż po jej powrocie w niewyjaśnionych okolicznościach znika kolejna kobieta – Annaleise. Kto stoi za jej zniknięciem? Czy to ta sama osoba, która jest odpowiedzialna za zaginięcie przyjaciółki Nicolette? Podejrzanym staje się każdy mieszkaniec miasteczka, ale też każdy ma alibi. W sieci strachu i wzajemnych oskarżeń tajemnice zaczną wychodzić na jaw.
box:offerCarousel
2. „Laura” J.K. Johansson
„Laura” to pierwszy tom cyklu „Miasteczko Palokaski”, który okrzyknięto fińską wersją „Twin Peaks”. W idyllicznym miasteczku dochodzi do zaginięcia uczennicy miejscowego liceum. Na temat tego, gdzie się podziała, krąży wiele teorii i plotek. Z jednej strony dziewczyna była lubiana, popularna i utalentowana, ale z drugiej nie wpisywała się stereotyp grzecznej dziewczynki, nie stroniąc od narkotyków i znajomości ze starszymi mężczyznami. Poszukiwania Laury powodują, że atmosfera w Palokaski się zagęszcza: niemal każdy jest podejrzany, a na światło dzienne wychodzą inne, niebezpieczne tajemnice. „Laura” to świetny kryminał dla miłośników psychologicznych thrillerów.
3. „Co kryją jej oczy” Sarah Pinborough
Podobnie jak w „Dziewczynie z pociągu”, tę historię opowiadają dwie narratorki, które łączy postać mężczyzny. Louise to samotna matka, która pewnego wieczoru całuje w barze Davida. Następnego dnia kobieta dowiaduje się, że mężczyzna będzie jej nowym szefem. To nie wszystko – David jest żonaty. Adele, jego żona, kocha go, ale jednocześnie się go boi. Louise brnie w romans z Davidem, jednocześnie zaprzyjaźniając się z Adele. Zauważa, że z pozornie idealnym małżeństwem psychiatry i jego pięknej żony coś jest wyraźnie nie w porządku. Mroczny thriller z miłosnym trójkątem w roli głównej genialnie odtwarza niepokojącą i dziwną atmosferę rodem z dzieł Lyncha.
box:offerCarousel
4. „Lśnienie” Stephen King
W „Lśnieniu” nie mamy do czynienia z tajemnicą dotyczącą całego miasteczka, a jedynie hotelu. Jednak niepokojąca atmosfera książki (jak i filmu) nasuwa skojarzenia z „Miasteczkiem Twin Peaks”. Największe podobieństwo to sylwetki dwóch bohaterów: Lelanda Palmera („Twin Peaks”) i Jacka Torrence’a („Lśnienie”). Ten pierwszy zostaje opętany przez demona, a drugi pogrąża się w szaleństwie za sprawą nawiedzonego hotelu. Sama adaptacja filmowa „Lśnienia” w reżyserii Stanleya Kubricka przypadnie do gustu fanom „Twin Peaks”, ponieważ jest bardzo lynchowska. Jednak warto sięgnąć po literacki pierwowzór, gdzie portrety bohaterów są zdecydowanie bardziej szczegółowe.
box:offerCarousel
5. „Ofiara dla burzy” Dolores Redondo
Powieść Dolores Redondo (trzecia w cyklu „Dolina Baztan”) przenosi czytelnika do Kraju Basków. W tym miejscu dawne legendy nadal lęgną się w wyobraźni miejscowych, więc nic dziwnego, że o tajemniczą śmierć niemowlęcia obwinia się demona. Śledczy jednak podejrzewają o dokonanie zbrodni ojca dziecka, który zachowuje się dość dziwnie. Kryminał, w którym rzeczywistość przeplata się z fantazją baskijskich legend, jest jedyny w swoim rodzaju. „Ofiara dla burzy” trzyma w napięciu do końca i nie pozwala oderwać się od lektury chociaż na chwilę.
Skończ z oglądaniem powtórek „Miasteczka Twin Peaks” i sięgnij po jedną z zaproponowanych wyżej książek. Obiecujemy, że nie pożałujesz! | 5 książek w klimacie „Miasteczka Twin Peaks” |
Subsets and Splits
No community queries yet
The top public SQL queries from the community will appear here once available.