source
stringlengths
4
21.6k
target
stringlengths
4
757
Pomysł na sterowanie fabrycznym systemem audio z kierownicy miał na celu przede wszystkim podniesienie bezpieczeństwa i komfortu obsługi podstawowych funkcji. Takie wyposażenie w połączeniu z seryjnym radioodtwarzaczem (zazwyczaj niezbyt zaawansowanym) wymagało sporej dopłaty. Chcąc zainstalować w samochodzie sprzęt wyższej klasy, często trzeba było pogodzić się z faktem, że przyciski na kierownicy staną się bezużyteczne. Jest jednak rozwiązanie, które pomoże wyeliminować ten problem. Interfejs do sterowania z kierownicy Interfejs to specjalny adapter, który jest idealnie dopasowany do modelu samochodu i radioodtwarzacza. Pozwala on na podłączenie sterowania na kierownicy do niefabrycznego systemu audio. Sprzedawany jest jako rozszerzona wersja wiązki ISO, więc automatycznie zyskujemy niezbędną do montażu przejściówkę. Ceny adapterów są bardzo zróżnicowane i wahają się od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. Jeśli mamy problem ze znalezieniem odpowiedniej wersji, to istnieją firmy, które wykonują takie produkty na zamówienie. Wystarczy podać markę i model samochodu oraz typ radioodtwarzacza. Takie przypadki zdarzają się jednak sporadycznie i do większości urządzeń czołowych producentów (Alpine, Blaupunkt, Clarion, JVC, Pioneer, Sony) adaptery kupimy niemalże od ręki. Montaż Zakup odpowiedniego interfejsu, który będzie kompatybilny z instalacją w samochodzie i wybranym radioodtwarzaczem, to dopiero połowa sukcesu. Drugim równie ważnym etapem jest montaż. Stopień trudności zależy głównie od tego, czy będziemy tylko rozbudowywać funkcjonalność o sterowanie z kierownicy, czy także wymieniać fabryczny radioodtwarzacz. W pierwszym przypadku dysponujemy zazwyczaj pewnym doświadczeniem, w jaki sposób krok po kroku przeprowadzić całą operację. Jeśli robimy to pierwszy raz, najpierw trzeba będzie wyjąć fabryczne radio, co bardzo często wymaga zdemontowania niektórych elementów deski rozdzielczej i zastosowania specjalnych ramek montażowych czy zaślepek. Jeśli w samochodzie jest już zainstalowany niefabryczny radioodtwarzacz, to do jego demontażu niezbędne będą specjalne klucze, tzw. wyjmaki – standardowo są one w zestawie z urządzeniem. Po wyjęciu radia odłączamy jego wiązkę od fabrycznej instalacji – w to miejsce wpinamy zakupiony interfejs i z powrotem łączymy wszystko w całość. Dzięki temu sygnał biegnący od przycisków sterujących na kierownicy dotrze do wbudowanego w adapter modułu, który przetworzy go na postać zrozumiałą dla niefabrycznego systemu audio. Ostatnim krokiem jest podłączenie interfejsu do zdalnego sterowania radioodtwarzacza – w zależności od modelu służy do tego gniazdo mini jack lub przewód wychodzący bezpośrednio z wiązki. Sterowanie radiem z kierownicy ogranicza się praktycznie do zmiany poziomu głośności i wyboru konkretnej stacji, utworu muzycznego czy innego źródła dźwięku. Są to jednak funkcje, z których korzystamy najczęściej, dlatego warto, aby kierowca miał do nich jak najlepszy dostęp. Konieczność rezygnacji ze sterowania na kierownicy często stanowiła główną barierę przed wymianą fabrycznego radioodtwarzacza – dzięki dedykowanym interfejsom ten problem został wyeliminowany.
Sterowanie niefabrycznym radiem z kierownicy – montujemy odpowiedni interfejs
Jeśli twój maluszek stabilnie siedzi i w jego wanience zrobiło się za mało miejsca na wygodną kąpiel i wodne atrakcje, pomyśl o przeprowadzce do dużej wanny. Zazwyczaj dzieci pozytywnie reagują na taką zmianę, ale żeby zapobiec strachowi i niepewności towarzyszącym niektórym pociechom podpowiadamy, jak przeprowadzić ten zabieg bez stresu dla każdej ze stron. Dzieci rosną z zawrotną szybkością i w ekspresowym tempie wyrastają nie tylko ze swoich ubranek, ale również wózków, wanienek i łóżeczek. Większość rodziców ma jeszcze dobrze w pamięci pierwszą kąpiel bobasa, gdy nagle przychodzi moment, kiedy okazuje się, że dotychczasowa wanienka nie spisuje się już tak dobrze jak na początku. Dziecko siedzi, radośnie bawi się, rozlewa wodę, opryskuje rodziców i walczy o miejsce w wanience z dmuchaną kaczuszką. W takim momencie rodzice zdają sobie sprawę, że oto nadszedł czas na przenosiny do dużej wanny. Czasami takiej przeprowadzce towarzyszy trwoga o bezpieczeństwo dziecka i jego reakcję na nowe, nieznane otoczenie. Na szczęście kilka sprawdzonych sposobów, o których mowa poniżej, powinno pomóc w sprawnych przenosinach. Przygotuj malucha do zmiany wanny Aby zminimalizować strach dziecka przed dużą wanną, nowym otoczeniem i tym, co będzie się tam działo, podejdź do przeprowadzki w kilku krokach. Stopniowa zmiana otoczenia zminimalizuje zaskoczenie i ewentualny strach dziecka oraz pozwoli wam wspólnie sprostać nowemu wyzwaniu. Oto jakie triki sprawdzają się w takiej sytuacji. Wstaw wanienkę do dużej wanny Jeśli do tej pory maleństwo kapane było w swoim pokoju, przenieś wanienkę do łazienki i wstaw ją do wanny. Przez kilka dni dziecko pozna otoczenie i towarzyszące mu nowe dźwięki (prysznic, odgłos spuszczanej wody). Wykąp malucha dokładnie tak samo jak do tej pory, stopniowo wprowadzając „nowości” - prysznic, wodę wlewającą się do wanny, nowe zabawki i udogodnienia. Niech dziecko ma komfort przyzwyczajania się do całej sytuacji. Wykąp się z dzieckiem Kolejnym krokiem może być wspólna kąpiel rodzica z dzieckiem, jeśli widać, że pociecha nie czuje się komfortowo i bezpiecznie w dużej wannie. Pamiętaj, żeby umyć się wcześniej i nie zapomnij dostosować temperatury wspólnej kąpieli do potrzeb dziecka. Woda nie może być zbyt gorąca! Zadbaj o bezpieczeństwo Bezpieczeństwo dziecka jest zasadniczą kwestią podczas kąpieli w wannie. Jest ona zazwyczaj bardziej śliska, twardsza i więcej w niej wody. O wypadek w takim miejscu jest o wiele łatwiej, a chwila nieuwagi rodzica może skończyć się tragedią. Dobrym pomysłem jest wyłożenie dna wanny matą antypoślizgową - dziecko będzie siedziało stabilniej i poczuje się bardziej bezpieczne podczas zabawy, a dla rodzica mycie będzie o wiele łatwiejsze. Kolejnym udogodnieniem jest krzesełko do kąpieli, które dzięki antypoślizgowej powierzchni, przyssawkom i swojej budowie zapewnia bezpieczeństwo podczas zabawy w wodzie, ale nie pozbawia dziecka swobody ruchu. Nie przesadzaj z zabawami Pierwsze kąpiele w dużej wannie niech będą spokojne. Musi upłynąć jakiś czas, zanim dziecko i asystujący mu w toalecie opiekun nabiorą pewności i przyzwyczają się do nowych warunków. Nie rezygnuj z zabawek, ale wprowadzaj je stopniowo. Gwarantują przyjemne urozmaicenie i nierzadko pomagają rodzicom w odwróceniu uwagi dziecka od nielubianych czynności, na przykład od mycia włosów. Postaraj się nie wystraszyć dziecka - nie baw się z nim w „fale”, nie opryskuj go wodą, przypadkowo nie oblej zimnym lub gorącym strumieniem z prysznica. Nielubiane czynności przesuń na koniec Zazwyczaj dzieci dobrze bawią się podczas kąpieli w wannie. Nie oznacza to, że wszystkie lubią być myte i poddają się temu bez oporu. Aby toaleta nie była przykrym obowiązkiem dla dziecka i rodzica, dobrze jest zacząć ją od zabawy. Zrelaksowane ciepłą wodą i zabawą maleństwo będzie chętniej poddawało się myciu. Nielubiane czynności, do których często należy mycie włosów, dobrze jest wykonać na końcu kąpania. Dzięki temu kąpiel będzie się maluchowi kojarzyć głównie z zabawą i przyjemnością. Wypuszczaj wodę po wyjęciu dziecka Dla wielu dzieci dźwięk spuszczanej wody i odgłosy wydobywające się z odpływu są przerażające. Aby nie serwować maluchowi takich niemiłych niespodzianek, wypuszczanie wody z wanny najlepiej wykonać po zakończeniu kąpieli i wyjęciu dziecka z wanny. Kluczem do udanej przeprowadzki z wanienki do wanny jest przede wszystkim zapewnienie dziecku poczucia bezpieczeństwa. Temperatura otoczenia i wody, znajome zabawki i uśmiechnięty opiekun są niezbędnymi elementami radosnych harców w wodzie. Spełnienie tych warunków sprawia, że większość maluchów cieszy się na myśl o kąpieli, a wieczorna toaleta staje się przyjemnością i dla dzieci, i dla rodziców.
Kąpiel w dużej wannie. Pomóż maluchowi się jej nie bać
Uprawiasz trekking, wspinaczkę czy jogging? Jeśli tak, to w twojej sportowej garderobie powinna się znaleźć odpowiednia kurtka. Wygodna, dostosowana do panującej na dworze pogody, chroniąca przed wiatrem i wilgocią. W zależności od rodzaju aktywności i pory roku zdecyduj się na hardshellową lub softshellową. Gdy wybierasz odzież sportową, spotykasz się z terminami „hard shell” i „soft shell”. Często jednak nie wiesz, co one znaczą. Czy kupując kurtkę przeznaczoną do uprawiania danej dziedziny sportu, należy zdecydować się na jeden lub drugi rodzaj? Który będzie praktyczniejszy i lepiej się sprawdzi? Aby odpowiedzieć na te pytania, wyjaśnijmy, co kryje się pod obiema nazwami. Kurtka hard shell Kurtka hardshellowa uszyta jest z grubszego, a więc i sztywniejszego materiału. Dzięki umieszczonej między dwiema warstwami jej materiału membranie zawierającej mikropory doskonale chroni przed zimnem, wiatrem i wilgocią, a jednocześnie zapewnia skórze oddychalność. Mikropory są na tyle małe, by chroniły przed deszczem, ale odpowiednio duże, by pozwoliły parze wodnej wydostać się na zewnątrz. W górach, podczas wysokich wspinaczek, kiedy potrzebujesz maksymalnej ochrony, najlepszy będzie model z membraną o bardzo wysokiej wodoszczelności, wystarczająco gruby, by był odporny na rozdarcia i przetarcia oraz przetrwał trudy niejednej eskapady. Do celów turystycznych lub do użytku w mieście wybierz kurtkę lekką, cieńszą, z niższymi parametrami membrany. Z kolei do aktywności typu jazda na rowerze czy wypad skiturowy najlepszy będzie model o większej oddychalności, np. kurtka Malierax. box:offerCarousel box:offerCarousel Jaki fason? Ponieważ kurtka typu hard shell przewidziana jest na trudne warunki pogodowe, powinna być nieco dłuższa z tyłu, by lepiej chroniła plecy przed zimnem i przewianiem. Poza tym odpowiednio dopasowana do ciała, ale nie za ciasna, aby zmieściła się pod nią ciepła bielizna, sweter lub polar. Przydadzą się też umieszczone pod pachami i zapinane na zamek wywietrzniki zapewniające wentylację. Niezbędny jest kaptur ze ściągaczami, na tyle obszerny, by w razie potrzeby zmieścił się pod nim kask. W większości modeli do kaptura doszyty jest daszek chroniący twarz przed deszczem. Dobra kurtka powinna mieć też regulowaną szerokość mankietów i pasa oraz gardę – szczelnie zabezpieczającą szyję przed przewianiem. Musi też mieć wiele kieszonek na drobiazgi czy mapę. Jeśli chcesz, by służyła ci zarówno przy niższych, jak i wyższych temperaturach, możesz wybrać model z podpinką, np. marki Texar. Kurtka softshell Alternatywą dla hardshellu jest softshell. To nowoczesny materiał składający się z zewnętrznej warstwy o dużej oddychalności i wewnętrznej, którą jest krótko strzyżony polar (fleece) lub dzianina o różnej grubości. Jest ciepły, a co najważniejsze miękki, wygodny i bardzo lekki. Doskonale sprawdzi się podczas uprawiania sportów outdoorowych, zwłaszcza wiosną lub jesienią, kiedy panują wyższe temperatury. Kurtki softshellowe mogą być z membraną lub – jeśli jej nie mają – pokryte są warstwą impregnującą DWR (durable water repellent), zabezpieczającą je przed wilgocią. Będą doskonałym rozwiązaniem nie tylko jeśli uprawiasz sport, ale także gdy szukasz praktycznego i wygodnego okrycia wierzchniego na co dzień. Zwróć uwagę na wygodne i funkcjonalne modele z membraną 4F i Elbrus oraz zapewniające znakomitą oddychalność kurtki The North Face. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Na co zwrócić uwagę? Kurtka softshellowa powinna być lekka i elastyczna, bo tylko taka nie będzie krępowała ruchów. Jeśli ma ci posłużyć także w cieplejsze dni, zdecyduj się na cienki soft shell, tzw. ultralight, idealny do biegania. Natomiast grubszy i ocieplany „misiem” wkładaj, kiedy na dworze jest chłodniej. A jaki fason jest najodpowiedniejszy? Idealna kurtka softshellowa powinna być dopasowana do ciała, zapinana na zamek, mieć stójkę i odpinany kaptur, koniecznie kieszonki zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne oraz system regulacji rękawów pozwalający na dopasowanie danego modelu do sylwetki i warunków panujących na zewnątrz. Wybór między kurtką softshellową czy hardshellową zależy zarówno od podejmowanej aktywności, jak i pogody. Dlatego najlepiej kup oba rodzaje i wkładaj je w zależności od potrzeb i okoliczności. Tylko wówczas zapewnisz sobie odpowiedni komfort i skutecznie uchronisz się przed niesprzyjającymi warunkami panującymi na dworze.
Różnice między kurtką typu hard shell i soft shell
Kobiety znają wiele sposobów, by uwydatnić atuty swojej urody. Uroku dodać mogą pociągnięte ulubionym odcieniem szminki usta, podkreślający głębię spojrzenia makijaż oczu czy odpowiednio dopasowana do rysów naszej twarzy fryzura. Aby osiągnąć pełny efekt, nie można zapomnieć o biżuterii. Właściwie dobrana sprawi, że nasza stylizacja nabierze niezapomnianego charakteru, a my poczujemy się bardziej kobieco i atrakcyjnie. Przedstawiamy najmodniejsze dodatki, na które pozwolić mogą sobie panie dysponujące kwotą 1500 zł. Bransoletki Piękne dłonie to nasza najlepsza wizytówka. A nic tak nie upiększa, jak właściwie dobrana bransoletka. Dobór kruszcu zależy od naszych upodobań – świetnie prezentuje się zarówno złoto, które idealnie współgra z kamieniami szlachetnymi, jak i chłodne srebro. Niezwykle efektownie wyglądają bransoletki ażurowe, kuszące różnorodnymi kształtami splotu. Wykonane często z różnych kolorów złota łączą elegancję z nowoczesnością. Niezwykle popularne są obecnie bransoletki z zawieszkami typu charms, które zdobyły uznanie nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Ich atutem jest fakt, iż można je tworzyć według własnego uznania i – zakładając zawieszki na srebrnym czy złotym łańcuszku lub obręczy – każdego dnia układać nowe kompozycje. Naszyjniki Naszyjnik to najbardziej klasyczny element biżuterii, znany od starożytności. Dobór tego typu dodatku regulują ścisłe zasady, dlatego warto zastanowić się, na jaką okazję go kupujemy. Pod uwagę wziąć należy przede wszystkim rodzaj dekoltu – innego naszyjnika wymaga dekolt typu owalnego, fala czy serek, a innego – dekolt zabudowany bądź stójka. Co ważne, jego długość możemy wykorzystać, by podkreślić atuty naszej sylwetki, takie jak np. pełny biust czy atrakcyjne wcięcie w talii. Z mody nie wychodzą naszyjniki typu kolia wykonane m.in. ze złotych lub srebrnych kuleczek, obrączek czy pierścieni. Nieustającym uznaniem cieszą się także perły. Zaletą tych ostatnich jest z pewnością uniwersalność – dobrze prezentują się zarówno podczas spotkań biznesowych, jak i wieczornych przyjęć. Podobnie jak klasyczne łańcuszki z ekskluzywnymi zawieszkami. Kolczyki Kolczyki współgrać powinny nie tylko z naszym strojem, ale – co ważniejsze – z kształtem twarzy. Jeżeli jest owalna, wybierajmy kolczyki kwadratowe lub trójkątne. Kwadratowa, na zasadzie kontrastu, wymaga założenia ozdób kolistych. Twarzom okrągłym ostrości nadadzą kolczyki długie, natomiast panie o twarzach trójkątnych postawić powinny na ozdoby krótsze. Niebagatelna liczba kształtów dopełniona jest bogatą ornamentyką wykorzystującą najróżniejsze motywy: od tradycyjnych przez orientalne ku nowoczesnym abstrakcjom. Przepięknie prezentują się klasyczne kolczyki z brylantami, choć równie szykownie wyglądają te z perłami. Od lat prym wiedzie perła biała. Odrobinę tańszym, choć mniej trwałym rozwiązaniem, są kolczyki zdobione cyrkonią łączoną często z innymi kamieniami, np. szafirem. Pierścionki Wśród tego typu biżuterii niepodzielnie królują pierścionki z brylantem, cieszące się uznaniem zwłaszcza podczas zaręczyn. Ich cena uzależniona jest od jakości kamienia, którą określa się według czterech kryteriów: masy podawanej w karatach, barwy (najrzadsze są te najjaśniejsze), czystości oraz jakości szlifu (najbardziej popularny jest okrągły, choć uznaniem cieszy się też owal, kształt serca oraz gruszki). Paniom ceniącym tradycyjne wzornictwo z pewnością przypadnie do gustu pierścionek ze szmaragdem. Jego głęboka zieleń świetnie współgra z ubraniami w ciepłych kolorach: czerwieni, pomarańczu czy brązu. Wraz z brylantem tworzy on przepiękną kompozycję, choć równie gustownie prezentuje się samodzielnie. W szkatułce każdej kobiety powinien znajdować się przynajmniej jeden reprezentant wszystkich wymienionych grup. Jest to inwestycja na długie lata, ponieważ moda na drogocenne kruszce nie jest ulotna, a część z nowocześnie wykonanych dodatków możemy wedle uznania personalizować. To idealny pomysł na ekskluzywny prezent, który z pewnością zachwyci każdą z nas.
Modna biżuteria damska do 1500 zł
Dziewczyna, która staje się kimś innym, żeby rozwikłać zagadkę śmierci innej dziewczyny, o której nic nie wiadomo. Irlandzka pisarka rozbudowuje ten intrygujący pomysł, pisząc tworząc książkę będącą połączeniem kryminału i powieści psychologicznej. Postać, która nie istnieje Cassie jest młodą i pełną zapału policjantką, kiedy zgłasza się na ochotniczkę do wydziału narkotykowego. Szukają osoby, która mogłaby wyglądać na dwudziestolatkę i wniknąć do grupy przestępczej. Cassie nie ma doświadczenia, ale przypada do gustu szefowi. Na poczekaniu wymyśla dla siebie nowe imię i nazwisko, historię rodzinną, adres, a także całą resztę życiorysu. Stanie się teraz Lexie Madison, zamieszka wśród obcych i będzie próbowała być kimś, kto nie istnieje. Wiele lat później Lexie Madison już nie ma. Ślad po niej został w policyjnych komputerach i w pamięci osób, które ją znały, nawet sama Cassie próbuje o niej zapomnieć. Zajmuje się teraz ofiarami przemocy domowej, ma też za sobą pracę w wydziale zabójstw, której nie lubi wspominać. Jakież jest jej zdziwienie, kiedy któregoś dnia odbiera telefon od kolegi z tego wydziału. Gdy niechętnie stawia się na jego wezwanie na miejscu zbrodni, widzi zamordowaną dziewczynę, która mogłaby być jej sobowtórem. W kieszeni ofiary tkwi portfel z dokumentami wystawionymi na nazwisko Lexie Madison. Jak być kimś innym Były szef Cassie, uroczy manipulator, namawia ją do podjęcia niezwykłego ryzyka. Cassie wcieli się w zmarłą Lexie, będzie udawała, że cudem przeżyła atak, i zamieszka z czwórką młodych ludzi, którzy było przyjaciółmi zamordowanej dziewczyny. Jak jednak udawać kogoś, kim się nie jest i kogo się właściwie nie znało (mimo że przez pewien czas nosiło się nazwisko tej osoby)? Wpadka wydaje się nieunikniona. Cassie uczy się, czego tylko może – wie, co Lexie lubiła, jak się zachowywała, ale przecież nie jest w stanie dowiedzieć się wszystkiego. Atmosfera w domu, w którym mieszkała Lexie, jest bardzo intymna, współlokatorzy bardzo dobrze się znają. Łatwo popełnić błąd, łatwo też polubić ludzi, których się przecież szpieguje. Kryminał bez cech kryminału Tana French wypracowała sobie charakterystyczny, nie przez wszystkich czytelników lubiany styl. Choć jej powieści zawierają zagadki kryminalne, a bohaterami są policjanci i detektywi, trudno je uznać za typowe kryminały lub thrillery. Akcja toczy się niespiesznie, autorka relacjonuje pozornie nic nieznaczące rozmowy, skupia się na szczegółach tworzących atmosferę, buduje psychologiczny portret swoich bohaterów. Można by to wszystko zagęścić i przyspieszyć, ale po co? „Lustrzane odbicie” ma może kilka dłużyzn, ale jednak czyta się świetnie. Autorka unika łatwych rozwiązań i potrafi długo trzymać czytelnika w niepewności. Fan kryminałów może się zirytować, miłośnik niebanalnej literatury powinien być bardzo usatysfakcjonowany. Źródło okładki: strona wydawnictwoalbatros.com
„Lustrzane odbicie” Tana French – recenzja
Parka to ostatnimi czasy jedno z najmodniejszych ubrań. Idealna na chłodne dni i pasująca niemal do każdej części garderoby. Duże kieszenie, kaptur i ściągacz w pasie to charakterystyczne elementy każdej z nich. Podpowiadamy jak ją nosić, aby zawsze prezentować się nienagannie. Za oknem jesienna aura, a co więcej, maleńkimi krokami zbliża się zima. Oznacza to, że już dawno na dnie szafy powinny leżeć delikatne ubrania, zastąpione grubymi swetrami, kardiganami i ciepłą odzieżą wierzchnią. Jeśli jednak nadal mamy problem z wyborem odpowiedniego płaszcza lub puchowej kurtki warto zastanowić się nad parką. Poniżej cztery polecane stylizacje z parką w roli głównej. Parka, niezbędnik każdej kobiety Szukasz ubrania, które nie tylko zapewni poczucie komfortu, ale także bezpieczeństwa w chłodne, jesienne dni? W takiej sytuacji warto sięgnąć po parkę, która okaże się idealnym wyborem. Nie tylko zapewni ochronę przed niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi, ale sprawi, że będziemy zawsze modnie wyglądać. 1. Wygodny casual Chcesz, aby twoja stylizacja była modna, a zarazem wygodna? Dobierając do parki klasyczne spodnie, bluzę lub koszulkę z długim rękawem będziemy w stanie taki efekt uzyskać. W okresie jesienno-zimowym trampki warto zastąpić botkami, czy to na płaskim, czy też wysokim obcasie. Taka stylizacja z powodzeniem okaże się strzałem w dziesiątkę w przypadku wyjścia na zakupy, czy spotkanie z przyjaciółmi. 2. Elegancja w roli głównej Kto powiedział, że parka nie może stanowić zestawienia z elegancką odzieżą? Wprost przeciwnie, decydując się na model z lejącej tkaniny w połączeniu z klasyczną sukienką będą tworzyć idealny duet. Pamiętajmy, aby dodać do tej stylizacji nieco charakteru poprzez dodatki. Mogą być to ciekawe botki, np. z frędzlami, które są szczególnie modne w tym sezonie. Jeśli jednak stawiamy na klasykę w pełni tego słowa znaczeniu, wtedy warto posłużyć się oryginalną biżuterią. Dzięki niej dopełnimy cały look. 3. Awangardowo Lubisz się wyróżniać z tłumu? Jeśli tak, to parka Ci w tym pomoże! Sezon jesienno-zimowy nie musi wcale oznaczać nudnych, monotematycznych zestawień. W końcu, kiedy za oknem jest szaro i buro, warto dodać nieco koloru do naszych stylizacji. Co powiesz na parkę w kwiaty? W połączeniu z dopasowanymi jeansowymi rurkami, kaloszami za kolano i ozdobnymi akcesoriami będziemy wyglądać oryginalnie, a zarazem wyjątkowo barwnie. 4. Sportowy look Parka sprawdzi się równie dobrze w sportowej stylizacji. Spodnie dresowe, bluza z kapturem i sneakersy za kostkę – takie zestawienie będzie odpowiednie w przypadku wszystkich kobiet, które ponad wszystko cenią sobie wygodę. Do tego sportowego looku przyda się także jakiś kobiecy detal. Może być to ozdobne okrycie głowy lub ciekawa biżuteria. W takim stroju z powodzeniem stawisz czoła jesiennej szarudze. Parka to hit tego sezonu! Dzięki swojemu praktycznemu krojowi podbiła serca kobiet i nic nie wskazuje na to, aby ta kwestia uległa zmianie. Szczególnie dużą popularnością cieszą się modele z podpinkami i futrem – sztucznym lub naturalnym. Oczywiście wszelkie dopinane futrzane kołnierze również są jak najbardziej na czasie. Jeśli i Ty chcesz wyglądać wspaniale, warto zdecydować się na powyższe stylizacje.
Parka na jesień i zimę - modowy hit sezonu
Jaką sukienkę wybrać na zabawę studniówkową? To pytanie zadaje sobie niejedna tegoroczna maturzystka. Najbardziej powszechnym wyborem jest mała czarna. A jaką kreację wybrać, gdy chcemy wyróżniać się w tłumie dziewcząt tańczących w czarnych sukienkach o długości mini? Czarna sukienka na studniówkę Mała czarna to sukienka odpowiednia na każdą – formalną i mniej oficjalną – okazję. Sprawdzi się zatem również na okoliczność zabawy studniówkowej. Jej obecność w swoich szafach kobiety zawdzięczają Coco Chanel. Projektantka spopularyzowała ten element damskiej garderoby w latach 20. ubiegłego wieku. Ówczesna ikona stylu twierdziła, że czerń jest najlepszym tłem dla kobiecych oczu. Czarna sukienka to must have w damskiej garderobie. Jeśli trafnie dopasujemy jej krój do swojej sylwetki, będzie podkreślała zalety figury (np. wyraźnie widoczne wcięcie w talii) lub maskowała ewentualne niedoskonałości, takie jak zbyt szerokie biodra i masywne uda. Wówczas będziemy mieć w szafie kreację na wiele okazji, którą można założyć bez zastanowienia. Kolory sukienek na tegoroczną studniówkę W trakcie poszukiwań odpowiedniej kreacji na zabawę studniówkową pod uwagę należy wziąć przede wszystkim typ sylwetki. Najlepszym wyborem dla dziewcząt o figurze gruszki będzie sukienka z rozkloszowaną spódnicą i dopasowaną górą. Dobrze, jeśli ma pasek, który pozwoli podkreślić wąską talię. W przypadku bardzo szczupłych maturzystek, których ramiona i biodra mają tę samą szerokość, sprawdzi się kreacja warstwowa. Model z falbankami doda figurze chłopczycy kobiecości. Natomiast nastolatkom o sylwetce klepsydry poleca się wybierać dopasowane modele sukienek, które podkreślają idealne proporcje figury (w ich przypadku szerokość ramion jest równa szerokości bioder, mają też wyraźnie widoczne wcięcie w talii). Nie bez znaczenia są karnacja czy kolor włosów. Dla kobiet o jednym z ciepłych typów urody – wiosny i jesieni – odpowiednie są odcienie żółci i czerwieni. W pierwszym przypadku najlepiej sprawdzają się kolory świetliste, w drugim – ziemiste i bardziej nasycone. Dla zimnych typów kolorystycznych (zimy i lata) najlepsze będą chłodne barwy, np. wszelkie odcienie błękitu. Barwy lata są bardziej rozmyte i lżejsze niż pokrewne im kolory zimy. Warto pamiętać, że nieprawidłowo dobrane pod względem koloru ubranie może mieć negatywny wpływ na urodę, np. niepotrzebnie dodawać lat. Pod uwagę warto wziąć aktualnie panujące trendy w modzie. W tegorocznym sezonie zabaw studniówkowych prym wiodą m.in. złoto i srebro. Dobrze zatem rozważyć zakup sukienki w jednym z tych kolorów lub ze wstawkami w tych barwach. To gwarancja, że dziewczyna zostanie zauważona przez współtowarzyszy zabawy. Szczególnie mocno nalezy zastanowić się nad sukienką w odcieniu srebra, gdyż według danych Instytutu Pantone jest to najpopularniejszy kolor sezonu jesienno-zimowego 2016/2017 (można zdecydować się np. na srebrną kreację o matowym wykończeniu lub wersję błyszczącą). Ponadto styliści polecają nastolatkom sukienki w odcieniach strażackiej czerwieni, bladego różu, szmaragdowej zieleni czy chabrowym. Choć są to propozycje raczej dla dziewcząt odważnych, to być może warto zaryzykować, by tego wieczoru wyróżniać się w tłumie maturzystek, które zdecydowały się na kreację w bezpiecznej czerni?
Nie tylko mała czarna. Kolory sukienek na studniówkę 2017
Wędkarstwo to hobby, które jest bardzo popularne w naszym kraju. Dla wielu osób jest to także dyscyplina sportowa. Nie trzeba nikogo przekonywać co do faktu, że dziedzina ta rozwija się bardzo szybko. Nie chodzi tylko o sprzęt wędkarski – wędki, kołowrotki, przynęty, akcesoria elektroniczne, ale także o metody połowu. W tym wpisie warto poświęcić kilka zdań metodzie zwanej „drop shot”. Na czym polega metoda „drop shot”? Warto zacząć od tego, że jest to metoda połowu ryb drapieżnych, takich jak sandacze, szczupaki czy też okonie. Jak wiele innych metod, przywędrowała do Polski z zachodu, a głównie ze Stanów Zjednoczonych. Wiele osób, szczególnie tych ceniących sobie klasyczny spinning, podchodziło do niej z dużym dystansem, a nawet słychać było głosy sceptyczne. Obecnie jednak coraz więcej osób przekonuje się do „drop shota”. Wielu wędkarzom wydaje się ona bardzo podobna do metody „bocznego troka”. Mimo tych podobieństw obie metody różnią się od siebie przede wszystkim budową zestawu, a także innym sposobem pokazywania i prowadzenia przynęty. Zaletą i ideą tej metody jest prezentacja przynęty w jednym miejscu przez jak najdłuższy czas. Sprzęt i technika w metodzie „drop shot” Jak to zostało wspomniane, budowa zestawu, a co za tym sprzęt, różni się od innych metod spinningowych. Pierwszym elementem zestawu jest wędzisko do „drop shota”. Na ogół stosuje się tutaj kije krótsze, w granicach 200-210 cm, wyposażone w bardzo czułą szczytówkę. Dzięki temu, że kij jest krótszy wędkarz ma większą możliwość prezentowania naturalnego zachowania przynęty. Dłuższe wędzisko daje nam pewne zalety, na przykład możliwość oddawania dłuższych rzutów. Jednak podczas prowadzenia przynęty wykonywane ruchy (skoki) będą zbyt długie, a co za tym idzie nie będą zbyt naturalne. Warto zwrócić uwagę, że wędka w tej metodzie jest trzymana pionowo, jak kto woli „do góry”, aby można cały czas kontrolować napięcie żyłki. Kolejnym elementem zestawu jest kołowrotek. Najlepiej stosować tutaj kołowrotki spinningowe, które dopieramy według własnego upodobania. Pozostałe elementy są kluczowe do skutecznego łowienia tą metodą. W odróżnieniu od klasycznego spinningu, w tej metodzie nie ma główki jigowej. Zamiast niej przynętę zbroi się tylko specjalnym haczykiem, który nie posiada żadnego obciążenia. Skoro haczyk nie jest niczym dociążony, aby móc łowić tą metodą stosujemy specjalne ciężarki w kształcie łezki bądź walca. Wahają się one w granicach 15 gramów i są montowane na przyponie „przelotowo”, nie na stałe. Przypon powinien być wykonany z żyłki lub fluorocarbonu, który jest niewidoczny dla ryb. Warto dodać, że haczyk powinien znajdować się kilkadziesiąt centymetrów powyżej ciężarka. Tak przygotowany przypon należy połączyć z żyłką główną, która ma średnicę 0,20-0,22 mm. Jeśli warunki połowu tego wymagają, można stosować także cienką plecionkę. Jeśli chodzi o dobór przynęt, to stosujemy zarówno kopyta, rippery, imitacje dżdżownic i wiele innych. Coraz więcej pojawia się na rynku przynęt przeznaczonych tylko i wyłącznie do łowienia tą metodą. Łowienie metodą „drop shot” w rzece i wodach stojących Na „drop shota” można łowić zarówno z brzegu jak i z łodzi. Jeśli wędkarz znajduje się na środku pływającym powinien zarzucić zestaw kilka-kilkanaście metrów od burty. Przynętę prowadzi się spokojnymi skokami. Najważniejsze, aby wyczuć ciężarek. Po każdym podbiciu należy robić krótką przerwę, w czasie której może nastąpić branie. Jeśli wędkarz łowi z brzegu, automatycznie należy posłać zestaw nieco dalej, a także warto zwiększyć odległość pomiędzy ciężarkiem i haczykiem. Metodą „drop shot” można łowić zarówno w rzece, jak i wodzie stojącej. Jeśli łowimy w rzece wówczas należy zdecydować się czy obławia się konkretne miejsce, czy chce się spenetrować nieco większy obszar. W wodzie stojącej sprawdzi się technika wachlarza. Wiele osób zapewne słyszało o omawianej metodzie, ale nie miało okazji jeszcze jej spróbować w rzeczywistości. Jeśli komuś w początkowych fazach wędkowania będzie ona sprawiać problemy, nie należy się zrażać. Trzeba przede wszystkim nabrać wprawy, a efekty mogą przerosnąć oczekiwania.
Łowienie ryb metodą „Drop shot”
Niedługo rozpocznie się sezon grzewczy. Jeśli twoje dziecko często choruje, ma katar czy problemy z oddychaniem, sprawdź, czy wilgotność w sypialni dziecka jest odpowiednia. Być może potrzebujesz nawilżacza powietrza. Zobacz, jaki najlepiej wybrać. Dlaczego odpowiednia wilgotność powietrza jest tak ważna? Odpowiednie nawilżenie w pokoju, szczególnie dziecka, ma bardzo duże znaczenie. Nie tylko dla jego samopoczucia, lecz także zdrowia. Optymalna wilgotność w pomieszczeniu, przy której czujemy się najlepiej, to od 40 do 60%. Dlaczego jest to takie ważne? Zbyt suche powietrze – gdy wilgotność spada poniżej 30% – wysusza błony śluzowe gardła, nosa i oczu. Jest to bardziej dokuczliwe, gdy mamy katar lub zapalenie górnych dróg oddechowych. Co więcej, przy suchym powietrzu w pokoju spada nasza odporność, mamy obniżoną koncentrację oraz problemy z zasypianiem. Kiedy warto nawilżać sypialnię? W sezonie wiosennym i letnim dodatkowe nawilżenie powietrza nie jest z reguły potrzebne. Problemy pojawiają się w sezonie jesienno-zimowym, gdy zaczynamy grzać. Wilgotność w takich warunkach może spaść nawet do 20%. Wówczas warto zastanowić się nad zakupem nawilżacza powietrza. Warto przy tym pamiętać, że przy nawilżaniu pokoju i utrzymaniu odpowiedniej wilgotności należy zachować stałą temperaturę. Nie powinna przekraczać 20 stopni Celsjusza. Dodatkowo pomiar wilgotności powinniśmy określać za pomocą higrometru. Rodzaje nawilżaczy Na rynku mamy dostępne nawilżacze ultradźwiękowe i nawilżacze parowe. Nawilżacz ultradźwiękowy – działa na zasadzie rozbijania cząstek wody pod wpływem drgań ultradźwiękowych. Z urządzenia unosi się chłodna lub ciepła mgiełka, która jest bezpieczna dla dziecka – nie parzy. Urządzenie pracuje bardzo cicho – poniżej 50 dB. Nawilżacze ultradźwiękowe należy napełniać wodą destylowaną. Posiadają automatyczną kontrolę poziomu wilgotności. Dodatkowa opcja humidistat umożliwia samoistne włączenie i wyłączenie urządzenia, aby zachować stały poziom wilgotności. Nawilżacz parowy – działa na zasadzie podgrzewania wody ze zbiornika i rozpylania w pomieszczeniu pary wodnej. Mgła, która wydobywa się z nawilżacza, jest gorąca – dziecko może się sparzyć. Pracuje głośniej niż nawilżacz ultradźwiękowy i pobiera od 200 do 400 W. Nie posiada automatycznego poziomu kontroli wilgotności. Jak wybrać odpowiedni nawilżacz do sypialni dziecka? Kupując nawilżacz do sypialni dziecka, należy w pierwszej kolejności zwrócić uwagę na wielkość pomieszczenia. Mniejsze nawilżacze nie poradzą sobie z nawilżeniem dużego pokoju. Większość tych urządzeń jest przeznaczona do utrzymania optymalnej wilgotności w pokojach do około 25–30 m2. Kolejnym punktem, na który warto zwrócić uwagę przy wyborze nawilżacza, jest częstotliwość użytkowania. Jeżeli nie będziemy używali nawilżacza codziennie, a jedynie sporadycznie, na przykład podczas przeziębienia lub choroby dziecka, należy brać pod uwagę pobór energii. Jeżeli przewidujemy, że nawilżacz będzie pracował długo, warto wybrać ten z większym zbiornikiem na wodę. Warto jednak pamiętać, że wodę należy regularnie wymieniać i sprawdzać jej poziom. Woda, która zbyt długo stoi w zbiorniku, może doprowadzić do powstawania bakterii i do odkładania się kamienia. Dobrze, jeżeli zbiornik jest przezroczysty oraz można go bez problemu wyjąć z urządzenia. Ułatwia to czyszczenie. Dodatkowe funkcje w nawilżaczach powietrza Samo zapewnienie odpowiedniej wilgotności w pomieszczeniu to nie wszystko. Niektóre nawilżacze powietrza potrafią o wiele więcej. Możemy zakupić urządzenie, które dodatkowo oczyszcza pomieszczenia z niekorzystnych jonów ujemnych (jonizacja), jak również umożliwia inhalację. Nawilżacze powietrza mogą także służyć do aromaterapii. Co więcej, nawilżacze mogą oczyszczać powietrze z kurzu, bakterii i pyłków – dobre rozwiązanie, gdy mamy małego alergika. Mogą również osuszać pokój, gdy wilgotność jest zbyt wysoka – przekracza 65%. Może nam się wydawać, że wystarczy ułożyć mokre ręczniki na grzejniku lub ustawić w pokoju miskę z wodą, tak jak robiły nasze babcie. Niestety, choć sposoby te rzeczywiście podniosą wilgotność w pomieszczeniu, to nie utrzymają jej na długo. Dodatkowe funkcje w nawilżaczach powietrza sprawiają, że jest to urządzenie wielofunkcyjne, korzystne dla utrzymania dobrego samopoczucia i zdrowia wszystkich domowników.
Wybieramy nawilżacz powietrza do sypialni dziecka
Jak nosić biel jesienią? Z czym zestawiać białe ubrania, aby wyglądać trendy? Przedstawiamy modne pomysły na stylizacje oparte na bieli. Moda ciągle nas zaskakuje i zmienia reguły. W tym roku jesienią stawiamy na totalną biel. Nie jest to łatwy do noszenia kolor, dlatego wybierajmy pasujące do naszej karnacji odcienie bieli. Śnieżna biel zdecydowanie podkreśli urodę zimy, lato może pokusić się o śmietankową biel. Natomiast panie w typie urody wiosny i jesieni powinny szukać przybrudzonej bieli z odrobiną ciepłej domieszki. Biel w wygodnej odsłonie na jesień Białe, luźne stroje będą przebojem jesieni. Podpowiadamy, że ten sezon to ostatni dzwonek na sportowe stylizacje. Niech podstawą naszego zestawu będą białe rurki typu skinny. Dołączamy do nich modny T-shirt z zawijanymi rękawkami. Możemy wybrać wersję gładką lub z inspirującą grafiką. Bluzkę modnie wpuszczamy przodem do środka spodni. Ten zabieg wydłuży nam nogi i podkreśli talię. Na wierzch zakładamy obszerny biały kardigan o grubym splocie. Możemy skusić się także na luźne białe ponczo lub biały sweter typu płaszcz. Stawiamy również na wygodne dodatki. Białe sportowe buty za kostkę zapinane na rzepy będą strzałem w dziesiątkę. Do ręki bierzemy duży shopper, np. w odcieniach szarości, lub modną torebkę-worek. Białe zestawy do pracy Jesienią biel warto nosić też w męskim wydaniu. Białe, luźne garnitury w stylu lat 90. okażą się modną bazą biznesowych zestawów do pracy. Eleganckie spodnie z zakładkami i szerszymi nogawkami to hit sezonu. Białe spodnie z wyższym stanem pięknie podkreślą szczupłą sylwetkę. Dla równowagi dobieramy dopasowaną górę. Wysokie dziewczyny mogą pozwolić sobie na biały półgolf lub golf z lekkiej dzianiny. Dłuższa marynarka o prostym kroju doda nam szyku. Przy dodatkach nie musimy już sztywno trzymać się białej tonacji. Możemy postawić na kontrast w postaci czarnych akcesoriów. Mokasyny z frędzlami na grubszej podeszwie to propozycja dla pasjonatek mody. Całość uzupełni skórzany, elegancki plecak lub prosta, duża kopertówka. Modna biel na co dzień Biały sweter to must have tego sezonu. Najmodniejsze góry z wełny pojawią się w wersjach z dekoltem pod szyję lub z grubym golfem. Inspiracje czerpane z lat 90. są głównym kluczem mody tej jesieni. Góry oversize zagoszczą w każdej modnej szafie. Biały golf połączmy z ołówkową spódnicą za kolano. W tej stylizacji warto skusić się na kobiece dodatki. Na stopy zakładamy beżowe szpilki z noskiem w czubek lub botki na słupku. Kapelusz z małym rondem, zamszowa torebka z frędzlami, naszyjnik z etniczną zawieszką oraz złoty zegarek modnie uzupełnią nasz strój. Jak modnie nosić białą koszulę? Obok białej koszuli nie wypada tej jesieni przejść obojętnie. Ciekawym tłem dla białej bluzki będą białe dopasowane cygaretki. Miłośniczki kobiecych połączeń powinny natomiast skusić się na rozkloszowaną spódnicę w pastelowym kolorze. Do zestawu ze spodniami wkładamy na wierzch białą kamizelkę. Sweter z okrągłym dekoltem założony na koszulę to także modna propozycja. Białe trampki sprawdzą się podczas aktywnego dnia. Natomiast wieczorem stawiamy na wysokie obcasy. Jako torebkę wybieramy małą teczkę, np. w wersji z krokodylej skóry. Chłodna jesień w bieli? Gdy nadejdą chłodne dni, w naszych stylizacjach niezastąpiony okaże się biały płaszcz z grubej wełny. Możemy założyć pod niego ołówkową sukienkę z dzianiny. Najmodniejsza wersja tej kreacji pojawi się oczywiście z golfem. Dziewczyny z większym biustem powinny poszukać dopasowanej sukienki z okrągłym dekoltem. Szare kozaki za kolano nadadzą charakteru całości, podobnie jak srebrna, delikatna biżuteria.
5 modnych stylizacji z bielą na jesień
Miód znany był już w starożytności, podobnie jak jego zbawienne właściwości dla człowieka. Jest nie tylko smaczny, z powodzeniem może zastąpić cukier, ale także ma działanie antybakteryjne. W licznych badaniach dowiedziono, że miód oddziałuje na układ immunologiczny człowieka, wzmacniając jego siły obronne. Zawiera też ogromną ilość składników odżywczych i witamin oraz białek. Istnieją różne miody, z różnymi właściwościami. Miód – który jest najlepszy na przeziębienie? Miód lipowy – jest to niezwykle cenny gatunek miodu ze względu zarówno na właściwości, jak i na trudne pozyskanie. Trudne, dlatego że lipa jest gatunkiem dość rzadko sadzonym w dużych skupiskach – jak najdalej od spalin przemysłowych i samochodowych. Miód ten ma piękną jasnobursztynową barwę, a po skrystalizowaniu wygląda nieco jak olej rycynowy – przybiera barwę białą lub złocistożółtą. W smaku miód lipowy jest lekko ostry, ma też intensywny zapach kwiatów lipy. Ten szczypiący w język smak jest jego wizytówką i cechą charakterystyczną. Miód z lipy zawiera związki goryczkowe, garbniki, flawonoidy, olejek eteryczny, witaminę C i glikozydy. Spożywanie go polecane jest przy dolegliwościach układu oddechowego, przy infekcjach gardła i przy chorobach przeziębieniowych. Dodatkowo pomaga przy bezsenności, obniża ciśnienie krwi i gorączkę, działa uspokajająco i przeciwkaszlowo. box:offerCarousel Miód gryczany – to gatunek miodu, który jest pozyskiwany jako najpóźniejszy. Cechę charakterystyczną tego miodu stanowi jego ciepła i bardzo ciemna barwa: od ciemnoherbacianej aż po brunatną. W smaku miód ten jest słodko-ostry, a zapach ma bardzo intensywny – to aromat kwiatów gryki. Miód z gryki zawiera bardzo unikatową substancję – rutynę. Możemy znaleźć ją w kwiatach, nektarze i w roślinie. Substancja ta wzmacnia i oczyszcza naczynia krwionośne i polecana jest osobom po 40. roku życia. Spożywanie tego gatunku miodu polecane jest przy złamaniach kości, anemii i słabej odporności. Zawiera on bowiem mnóstwo dobroczynnych substancji: witaminę PP, C, jod, nikiel, potas, bor, magnez, sód, żelazo, kobalt. box:offerCarousel Miód akacjowy – to jeden z najjaśniejszych miodów, o bardzo delikatnym i niezwykle słodkim smaku. Stosowany przy skrajnym wyczerpaniu fizycznym i psychicznym, przeziębieniach, zapaleniach górnych dróg oddechowych, jak i bezsenności. Uwielbiany przez dzieci! box:offerCarousel Miód wielokwiatowy – miód ten nazywany jest często bukietem kwiatów, gdyż pszczoły zbierają go z różnych roślin uprawnych, kwiatów i ziół. Smak tego miodu jest wyjątkowy: silny, podobny do wosku pszczelego i bardzo słodki. Zapach także jest bardzo intensywny, pod tym względem przebija inne miody, a dzieje się tak dzięki tym zróżnicowanym pyłkom, jakie są w nim zawarte. Kolor miodu również może być różny: od ciepłych kremów po ciemne bursztyny – wszystko zależy od tego, z jakich roślin pozyskany był pyłek. Dzięki tej wspaniałej mieszance miód wielokwiatowy ma działanie antybakteryjne, jest bardzo pomocny przy przeziębieniach, chorobach górnych dróg oddechowych i grypie. Ponadto wzmacnia organizm w stanach skrajnego wyczerpania psychicznego i fizycznego. box:offerCarousel Miód wrzosowy – nazywany królem miodów, a pozyskiwany od sierpnia do października z kolorowych wrzosowisk. Jest to absolutnie wyjątkowy miód: ma jasnobrunatną barwę i konsystencję galaretki. Smak ma słodko-gorzko-ostry i urzeka wspaniałym zapachem wrzosów – które zawierają olejki eteryczne. Pomimo że miód ten nie zawiera aż tylu witamin co inne gatunki, może poszczycić się dużą zawartością enzymów i wolnych aminokwasów, które wspierają organizm po przejściu choroby i w stanach dużego zmęczenia. Spożywając miód wrzosowy, ograniczamy także rozwój bakterii. Stosuje się go również przy leczeniu zapalenia gardła. box:offerCarousel Miód spadziowy – wyjątkowy miód, który pozyskiwany jest przez pszczoły w najczystszych lasach, przez co można w nim wyczuć zapach igliwia i żywicy. Zabarwienie miodów spadziowych jest bardzo ciemne, aż brunatne, bywa że nawet z zielonym odcieniem. W smaku miód jest łagodny, słodki, lekko żywiczny, o cudownym zapachu lasu. Cecha charakterystyczna miodów spadziowych to większa gęstość i ciężkość w porównaniu do miodów nektarowych. Miody spadziowe wykazują działanie przeciwzapalne, łagodzą uporczywy kaszel i działają wykrztuśnie.
Najlepsze miody do walki z przeziębieniem
Jak odmienić zwyczajne krzesło i sprawić, że zyska nowy styl? Położyć na nim odpowiednią poduszkę. Modele w stylu prowansalskim wniosą do twojego domu słońce, swobodę, a zarazem francuskie wyrafinowanie. Prowansja – kraina na południu Francji, która kojarzy się z fioletowymi polami lawendowymi, wakacjami, wyjątkowo smacznymi serami i leniwie płynącym czasem. Domy urządzane w stylu prowansalskim są przytulne, pełne jasnych barw oraz delikatnych zdobień – falbanek, pastelowych kratek i kwiatowych oraz owocowych motywów. Naturalne kolory przyrody komponują się w prowansalskich wnętrzach z kamienną podłogą, która ma chłodzić podczas upałów, a także stołami i krzesłami na surowych, żeliwnych nóżkach. Być może właśnie dlatego poduszki są tak popularnym elementem wystroju wnętrz w stylu prowansalskim – dodane do ciężkich sprzętów zmiękczają je i nadają im lekkość. Przetarcia, przebarwienia Jednym z popularnych motywów zdobniczych, który przeniknął do wnętrz europejskich domów – także nowoczesnych – jest przecieranie sprzętów w taki sposób, by spod nowej warstwy farby lub lakieru widać starą. Sprzęty są stylizowane na nadgryzione zębem czasu, ale zadbane. Niektóre rodzaje poduszek prezentują właśnie styl zwany shabby chic. Będą pasowały, jeśli masz w swoim domu drewniane, malowane na biało półki, komody o zaokrąglonych brzegach i nogach, a także pastelowe, lniane narzuty i zasłonki. Retrofalbanki w domu i ogrodzie Zwolennicy subtelnych zdobień rodem z bieliźniarki będą zachwyceni wyjątkowymi poduszkami wykończonymi falbankami lub koronką. Ozdoby te pasują do salonu i kuchni utrzymanych w rustykalnym stylu retro, ale sprawdzą się także na zewnątrz. Na drewniano-stalowych krzesłach ogrodowych dobrze będą się prezentowały w towarzystwie narzut z kwiatowymi motywami oraz mis lub koszy wypełnionych owocami z ogrodu. Lubisz subtelne krzesła z okrągłymi siedziskami? Do nich także możesz dobrać poduszki w tym kształcie i stworzyć w swoim ogrodzie przytulny kącik, idealny do relaksu z rodziną i znajomymi. Troczki, gumki, kokardki box:offerCarousel box:offerCarousel Dobrze uszyte poduszki na krzesła powinny mieć specjalne mocowania, za pomocą których przywiązuje się je do siedzenia. Poduszki w stylu prowansalskim wprost słyną z pięknych, subtelnie zdobionych tasiemek lub gustownych troczków szytych na maszynie z tego samego materiału, z którego wykonana jest cała poduszka. Ten sposób wykończenia sprawia, że poszewki są eleganckie i gustowne – sprawdzą się w wielu typach jadalni i salonów. Niektóre modele zaopatrzone są w gumki, które przytrzymują poduszkę na właściwym miejscu. Pikowane, piankowe czy z luźnym wypełnieniem – jakie poduszki wybrać? Poduszki z piankowym wypełnieniem są najbardziej kształtne i jednocześnie płaskie. Wybierz je, jeśli zależy ci na tym, by sprawiały smukłe wrażenie i równo leżały na siedzeniu krzesła. Poduszki z luźniejszym wypełnieniem, zazwyczaj z anilany – to tak naprawdę małe jaśki, które układasz na krześle. W zależności od tego, jak ugniecie się wypełnienie, taki będzie kształt poduszki. Możesz też wybrać poduszki pikowane. Przeszycia w poszewkach są zazwyczaj umieszczone symetrycznie, dlatego ten rodzaj poduszek będzie najbardziej kształtny. Ale takie ozdoby kojarzą się też nieformalnie i mniej elegancko (chyba że wykonane są z błyszczącego atłasu, ale takich tkanin styl prowansalski raczej unika). Dobrze będą wyglądały z meblami ogrodowymi, natomiast nie zawsze sprawdzą się w minimalistycznych, nowoczesnych wnętrzach.
Poduszki na krzesło w stylu prowansalskim
„Activity” jest klasykiem gier imprezowych, który zapoczątkował falę dobrej zabawy na początku lat dziewięćdziesiątych. Gra sprawdza się w dużym gronie podczas różnych spotkań towarzyskich i wywołuje nie lada emocje. Kto nigdy nie grał w kalambury? Przyszedł czas, aby to zmienić… Wnętrzności i przygotowanie do gry W pudełku znajdują się: plansza do gry, 440 kart z hasłami, klepsydra oraz 4 pionki. Każda karta zawiera 6 haseł, więc starczy ich na wiele rozgrywek. Choć trzeba będzie o nie dbać, bo są bardzo cienkie. Gra jest przeznaczona dla 3 do 6 graczy w wieku przynajmniej 12 lat. Przed rozgrywką rozkładamy planszę i układamy karty z hasłami na odpowiednich miejscach. Część zadań będzie wymagać rysowania, więc przydadzą się jakieś kartki (tablica) i coś do pisania. Gracze dzielą się na drużyny (każda musi się składać z co najmniej dwóch osób) i rozpoczynają pojedynek. Przebieg rozgrywki Gracz z drużyny rozpoczynającej wybiera jedną kartę z talii, z której będzie naprowadzać na hasło. Na kartach z cyfrą „3” hasłem jest pojedynczy wyraz, z „4” są dwa wyrazy, a pod „5” kryje się trzywyrazowe hasło. Cyfra na karcie odpowiada liczbie punktów, które zdobędzie drużyna po odgadnięciu hasła, i o ile przesunie swój pionek. Jeśli pionek wchodzi na to samo pole, na którym stał pionek innej drużyny, to go zbijają i cofają o jedno pole do tyłu. Kolor pola, na którym stoi pionek graczy, decyduje o kolorze hasła na karcie (pokazywanie, mówienie lub rysowanie). Drużyna, która jako pierwsza wpadnie na metę, wygrywa. Stojąc na starcie, można wybrać dowolne hasło z karty, ale należy zachować sposób naprowadzania na hasło widoczny na obrazku. Jeśli naprowadzamy poprzez rysowanie, to nie można się odzywać, gestykulować ani używać żadnych cyfr lub liter. Podczas pokazywania nie wolno wydawać dźwięków ani używać przedmiotów znajdujących się wokół. Opisując hasło słownie, im więcej opowiemy, tym lepiej, ale nie można używać słów zawartych w haśle (w różnej formie gramatycznej). Drużyna ma ograniczony czas na odgadnięcie hasła – wyznacza go przesypujący się piasek w klepsydrze. Kiedy odgadną, przesuwają się o odpowiednią liczbę pól, a w przeciwnym przypadku pionek zostaje na miejscu. Później ruch należy do kolejnej drużyny. Jeśli hasło na karcie jest w czerwonym kolorze, to następuje otwarta runda. W tym przypadku hasło mogą odgadywać członkowie wszystkich drużyn. Jeśli uda się to przeciwnej drużynie, to przesuwają się o cztery pola, a drużyna gracza naprowadzającego cofa się o dwa pola. Natomiast w sytuacji, gdy hasło odgadnie drużyna pokazującego, przesuwa się o trzy pola. Podsumowanie „Activity” jest typową grą z serii łatwych i przyjemnych, która nie wymaga od graczy wielkiego zasobu wiedzy, a jedynie chęci do zabawy. Tytuł ma dobrą skalowalność przy różnej liczbie graczy (choć wiadomo, że im nas więcej, tym weselej) i wypada bardzo uniwersalnie w przeróżnym gronie. Różne odmiany gry w kalambury połączyły się tutaj w całość, która zapewnia graczom rozrywkę na bardzo wysokim poziomie. Do dyspozycji graczy jest aż 2500 haseł, więc trudno o ich szybkie powtórzenie. Mówienie, pokazywanie, rysowanie… Zapowiada się niezła integracja, a niejedno hasło przejdzie do legendy. Jeśli szukacie tytułu, który zapewni wam dobrą i pełną śmiechu zabawę w gronie rodzinnym lub towarzyskim, to „Activity” wypadnie idealnie. Grę można kupić na Allegro za około 70 złotych.
„Activity” – recenzja gry
Pierwsza zasada letniej sztuki makijażu brzmi: im mniej, tym lepiej. Mniej nie oznacza jednak wcale. Przy temperaturze powyżej 25 stopni wykonanie trwałego makijażu rodzi komplikacje. Można też użyć kilku tricków, by minimalnym nakładem czasu i sił wyczarować subtelny, estetyczny letni makijaż. Lato, słońce, upały – jak to znosi skóra? Dlaczego latem makijaż spływa z twarzy? To przez naszą fizjologię. Latem potrzeby i stan skóry ulegają modyfikacjom. Skóra twarzy podczas upałów traci wodę, gdyż poci się tak samo, jak reszta naszego ciała. Dlatego z jednej strony walczymy z nieestetycznym błyszczeniem się twarzy (podczas upałów zwiększa się też ilość wydzielanego serum, co w połączeniu z potem skutkuje lśniącą powłoką na twarzy, szczególnie w strefie T, czyli na nosie, czole i brodzie), z drugiej – z odwodnieniem i objawami przesuszenia. Ale to jeszcze nie koniec. Słońce sprzyja także głębokim zmianom w strukturze skóry. Promienie UV przyspieszają procesy starzenia, powodują powstawanie przebarwień, mogą też działać drażniąco na skórę skłonną do wyprysków, sprawiając, że jest ich jeszcze więcej niż zwykle. Do tego dochodzi ryzyko poparzenia skóry podczas opalania, a co za tym idzie, dalszego jej uwrażliwienia i odwodnienia. Te problemy często następują łącznie lub jeden po drugim. Trudno zatem oczekiwać, że nie odbije się to na makijażu. Najpierw pielęgnacja Zanim przystąpimy do wykonywania jakiegokolwiek makijażu, należy zapewnić skórze odpowiednią, dostosowaną do jej stanu, dawkę pielęgnacji. Latem warto postawić na kosmetyki mocno nawilżające o lekkiej kremowo-żelowej konsystencji, które nie będą powodować błyszczenia się twarzy. Cerom mieszanym dedykuje się latem preparaty pielęgnacyjne z dodatkiem pudrów matujących, natomiast cerom suchym i normalnym kremy nawilżające o delikatnej, półpłynnej lub jogurtowej konsystencji. Kluczowe dla pielęgnacji każdego rodzaju cery, niezależnie od wieku i ilości godzin spędzonych na słońcu, jest osłanianie twarzy niewidzialnym parasolem filtrów ochronnych. SPF dodaje się do tradycyjnych kremów nawilżających na dzień. Nowością są także preparaty, które nakładamy na zwykle używany krem, by zminimalizować ryzyko uszkodzeń. Tego typu kosmetyk to np. krem Clinique Even Better Dark Spot Defence SPF45 – choć stworzony do ochrony przed plamami słonecznymi dla skór skłonnych do przebarwień, sprawdzi się na każdej twarzy, bo jest lekki i niewidoczny. Także produkty typowo przeciwsłoneczne, dotychczas kojarzące się wyłącznie z wyjściami na plażę, mają już na tyle lekkie konsystencje i nie bielą skóry, przez co można nakładać je także pod makijaż. Lekkie, często nawet matujące formuły (np. Vichy Capital Soleil), wodoodporne żele, odpowiednie nawet dla cery alergicznej (Eucerin krem-żel do cery z alergią na słońce SPF50), a nawet silnie przeciwzmarszczkowe kremy dla kobiet dojrzałych (np. Substiane XL La Roche Posay) – wszystkie zawierają wysokie filtry ochronne i świetnie nadają się pod letni makijaż. Dopiero nawilżona i chroniona przed słońcem twarz jest gotowa na przyjęcie podkładu, pudru czy korektora. I na tak przygotowanej cerze kosmetyki kolorowe utrzymają się dłużej. Podkład i puder do kosza? Niekoniecznie. Wszystko zależy od stanu cery i okazji, na którą ma być wykonany makijaż. Inaczej malujemy się na plażę, inaczej na kolację w nadmorskim kurorcie, jeszcze inaczej do pracy. Warto postawić na minimum makijażu – coś dla cery (podkład, puder, krem BB z filtrem – chronią przed słońcem), balsam do ust (nawilża), tusz do rzęs (nadaje wyrazu twarzy). Jeśli makijaż ma być bardziej wyrazisty, świetnie sprawdzą się kosmetyki w płynie i lekkim kremie – łatwiej je nałożyć i rozsmarować, szybciej stapiają się ze skórą, a jeśli wybierzemy warianty wodoodporne, będą też bardziej trwałe niż ich „pudrowi” kuzyni. Oto propozycje kosmetyków do makijażu wodoodpornego i przeciwsłonecznego w zależności od okazji, na którą jest wykonywany. 1: Makijaż na plażę Czasy, gdy podśmiewano się z pań używających podczas plażowania makijażu, bezpowrotnie minęły. W dobie świadomości o szkodliwości promieni UV nie powinno dziwić używanie podkładu czy pudru mineralnego podczas kąpieli słonecznych. Lekarze dermatolodzy polecają wzmacniać makijażem efekt przeciwsłoneczny uzyskany poprzez aplikację kremów z SPF. Szczególnie buzie skłonne do przebarwień, powinny skorzystać ze specjalnych produktów przeznaczonych do korygowania kolorytu i ochrony skóry. A: Cera Apteczne marki kosmetyczne, poza klasycznymi podkładami, oferują specjalne preparaty do makijażu twarzy o wysokim stopniu ochrony przeciwsłonecznej (najczęściej SPF 30 lub 50). Mają one najczęściej formę podkładu/pudru w jednym, dzięki czemu łatwo użyć ich także w ciągu dnia. Takie produkty to np. Photoderm Max Compact marki Biodermaz filtrami mineralnymi (odpowiedni także dla osób alergicznie reagujących na filtry chemiczne), który chroni, kryje i delikatnie brązuje. Warto zwrócić uwagę także na pudry, które nieznacznie kryją, matują, ocieplają koloryt cery i chronią przed słońcem, a jednocześnie są wodoodporne i nie spływają pod wpływem serum. Liderem w gamie takich wielofunkcyjnych podkładów jest od lat Shiseido, twórca podkładu Suncare Sun Protection w formie fluidu lub kompaktu. Są to produkty tak dobrej jakości, że można ich używać także do makijażu dziennego w innych okolicznościach niż tylko wakacje. Jeśli jednak upieracie się przy braku na twarzy podkładu podczas plażowania, to znajdzie się sposób na ochronę przed słońcem i wyrównanie kolorytu twarzy w jednym. La Roche Posay oferuje krem ochronny do twarzy (bardzo wysoka ochrona SPF50+) delikatnie tonujący i matujący. To Anthelios XL ultralekki fluid barwiący. Odpowiedni dla cer normalnych, mieszanych i tłustych może okazać się uniwersalnym i skutecznym sposobem na zdrową i świeżą cerę podczas urlopu. B: Oczy Plaża to idealne miejsce, by zrezygnować z kolorowego makijażu. Mimo wszystko wiele kobiet bez podkreślonych oczu czuje się niczym bez ubrania, więc wybierają tzw. plażową opcję minimum, czyli podkreślone rzęsy. Warto jednak pamiętać, że w kontakcie z wodą, potem i wysoką temperaturą niejeden tusz poddaje się zaledwie po 4 godzinach. Po upływie tego czasu maskara zaczyna się kruszyć, rozpływać i osypywać. Dlatego najbardziej rozsądną opcją na plażowy makijaż jest zakup produktu wodoodpornego. Taki tusz wytrzyma nawet kąpiele w morzu czy opalanie. Zakup specjalnego tuszu na lato daje też możliwość wyboru maskary kolorowej: niebieskiej, fioletowej, zielonej. Takiej, której obawiałybyśmy się nałożyć do biura. Jest też opcja dla spragnionych bardziej spektakularnych efektów albo totalnego odpoczynku od malowania rzęs. Mowa o przedłużaniu rzęs w gabinetach kosmetycznych. Taka usługa polega na przyklejaniu do naturalnej rzęsy jednej, dwóch lub trzech sztucznych (najczęściej jedwabnych). Efekt zabiegu utrzymuje się przynajmniej miesiąc, a rzęsy wypadają stopniowo zgodnie z rytmem, w jakim robią to ich naturalne odpowiedniki. To rozwiązanie sprawdziłam podczas urlopu dwa lata temu i bardzo dobrze je wspominam. C: Usta Usta na plaży odpoczywają od koloru Chronione są przed słońcem sztyftami z wysokim filtrem przeciwsłonecznym (np. Avon Sun SPF30). Ponieważ skóra wokół warg starzeje się bardzo szybko, warto ten sztyft stosować nie tylko na samą skórę warg, ale także wokół niej. 2. Wieczorne wyjście Czy podczas lata w mieście, czy na wakacjach, po zmroku najprzyjemniej spędza się czas w restauracjach, bistro lub na imprezach. I także w tych sytuacjach makijaż letni jest nieco lżejszy niż wieczorowy makijaż całoroczny. Zdarzają się jednak wyjątki. Pewne trendy (np. dolna powieka podkreślona mocną turkusową kredką, świetliste bronzery nakładane na policzki i dekolt) pojawią się, by umożliwić podkreślenie zdobytej w ciągu dnia opalenizny. To dlatego kosmetyki do makijażu na lato mocno połyskują, zawierają drobinki i mają nieco bardziej krzykliwą kolorystykę. A: Cera Po raz kolejny można nałożyć na twarz podkład w kompakcie – delikatnie ją zmatowi i pokryje zaczerwienione od opalania miejsca. Alternatywnym wyborem są podkłady rozświetlające dodające opalonej cerze blasku. Lekkie, półprzejrzyste z delikatnie mieniącymi się cząsteczkami nie obciążą skóry, ale ją upiększą. Polecam sprawdzony Touche Eclat YSL – lekki jak żel, trwały jak podkład, przejrzysty jak BB. Jeśli koloryt twarzy jest ładny, śmiało jednak zrezygnujcie z podkładu na rzecz kropli korektora pod oczy (odświeża spojrzenie) oraz solidnej dawki lekkiego pudru brązującego. Latem, nawet wieczorem, mat na twarzy wygląda sztucznie (długo się też zresztą nie utrzyma), za to świetlista, opalona cera i zaznaczone rysy pięknie rozpromieniają naszą buzie. Hitem dla każdej cery, nawet wrażliwej, jest brązujący puder Avene Couverance, zwany mozaikowym. Składa się ze sprasowanych pudrów w kilku odcieniach, które wymieszane dają niepowtarzalny kolor i wielowymiarowy efekt makijażu. Brązują, rozświetlają i delikatnie matują. B: Oczy Wieczorowy makijaż letni powinien być wzmocnieniem dziennego, plażowego. Kolorowe, wodoodporne tusze znakomicie sprawdzą się podczas wypadów do klubów i restauracji, a podkreślone kreską płynnego (najlepiej też wodoodpornego) eyelinera lub kajalu (czarne kredki do oczu pochodzące z dalekiego wschodu) nabiorą wyrazu nawet przy mocno opalonej buzi. Proponuję dwa sprawdzone linery do oczu: Benefit They’re Real lub Max Factor Masterpiece. Bardzo czarne, bardzo łatwe w nakładaniu, bardzo trwałe. C: Usta Błyszcząca, brązowa cera i mocno podkreślone oczy lubią towarzystwo naturalnych, połyskujących ust w odcieniach różu, oranżu lub fioletu. Najlepsze szminki na takie okazje są półprzezroczyste, delikatnie błyszczące, mogą mieć także brokatowe drobinki. Cechy te posiada m.in. Lancome Rouge In Love, pomadka do ust o dużej mocy nawilżania i niezłej odporności na ścieranie podczas jedzenia i picia (utrzymuje się 4 godziny). Latem dobrze sprawdzają się też lekkie błyszczyki np. L’Oreal Glam Shine Sorbet. 3. Lato w mieście. Makijaż do pracy Oczekiwania wobec miejskiego makijażu na lato są ogromne: ma być bardzo trwały, świeży, lekki, ale jednak kryjący. Podstawową zasadą makijażu w tym przypadku jest umiar i umiejętne korzystanie z kosmetyków o jak najlżejszych konsystencjach i przedłużonej trwałości A: Cera Użyć czy nie użyć podkładu, oto jest pytanie! Paniom o normalnej i suchej cerze bez widocznych skaz podkład jest niepotrzebny. Zamiast niego wystarczy krem BB lub CC z filtrem UV (Olay Total Effects ma SPF 15 ma przyjemną konsystencję), ewentualnie zwykły krem BB oraz warstwa kremu z filtrem nałożona na wierzch (Clinique Even Better). Nie inaczej wyglądać może makijaż pań dojrzałych, z tą tylko różnicą, że trzeba jeszcze zadbać o korektor pod oczy, który rozjaśni i odmłodzi spojrzenie. Jeśli jednak na twarzy widać wyraźnie przebarwienia, rozszerzone pory i wypryski, konieczny staje się kosmetyk kryjący. Może być to podkład z serii długotrwałych (np.Lancome Teint Idole 24), ale jest rozwiązanie lepsze – naturalne kosmetyki mineralne. Odpowiednie nawet dla alergików. Posiadają pudrowe formuły zapewniające średni mat i stopniowane krycie, mają nad klasycznymi podkładami przewagę – są naturalną barierą ochronną przed promieniowaniem UV. Sprawdzony mineralny podkład to – Lily Lolo podkład SPF15. Chroni, upiększa i nie szkodzi nawet podrażnionej opalaniem skórze. Odrobina bronzera wystarczy, by wykończyć taki make up. B: Oczy Letni makijaż nie musi być bardzo dopracowany. Ważne, by był twarzowy i trwały. Warto do jego wykonania wykorzystać kosmetyki w kredce, sztyfcie lub żelu. I takie właśnie produkty znajdziemy w wielu letnich, limitowanych kolekcjach makijażowych. Włoska marka Collistar proponuje cienie w formie kredki w neutralnych barwach, które nakładają się tak łatwo, jak klasyczne kredki, ale są trwałe niczym cienie pudrowe. Nieco tańsze są cienie kremowe marki Pupa (City Safari Cream Eyeshadow) w kolorach brązu, złota i srebra. Są to cienie o przedłużonej trwałości, bardzo łatwe w aplikacji. Dla podkreślenia spojrzenia można też użyć wodoodpornej kredki do oczu albo wyczarować eyelinerem (płynnym lub żelowym – takie są najtrwalsze) delikatną kreskę tuż przy linii rzęs. Latem nie warto też rezygnować z makijażu brwi. Dobry pędzelek (np. Lily Lolo) oraz żelowa farbka do brwi, która opiera się wszelkim upałom (najlepsza to Aqua Brow Make Up For Ever) wystarczą, by nadać twarzy wyrazu. C: Usta Wspaniałym produktem do makijażu ust są… farbki do malowania rumieńców na policzkach. Te delikatnie płynne jak woda różana (legendarny Bene Tint Benefit) po prostu nakładamy dołączonym pędzelkiem, by uzyskać naturalnie różowy, świeży makijaż ust. Bardziej kremowe (Róż w kremie Rimmel) wklepujemy palcami. Świetną opcją są także koloryzujące balsamy w kredce (ma je w ofercie m.in. Clinique, Collistar, Clarins, Revlon) lub szminki w pisaku (np. Maybelline czy Astor). Twarz to nie wszystko Makijaż ciała latem? Jak najbardziej. Najlepszym miejscem do kolorystycznych eksperymentów są paznokcie. Zarówno na dłoniach, jak i stopach warto postawić na soczyste kolory i ciekawe efekty (kryształki, kawior, printy). Większość marek oferuje lakiery żelowe, bardziej trwałe od klasycznych emalii. Można też kupić supertrwałe naklejki na paznokcie imitujące lakier – nie ścierają się i nie odpryskują. Letni makijaż można też zafundować innym partiom naszej skóry, poprawiając jej koloryt kremami BB przeznaczonymi specjalnie do nóg lub całego ciała. Część tego typu kremów jest wodoodporna i brązująca, mogą więc zastąpić samoopalacz (St Tropez Instant Tan).
Makijaż, który przetrwa lato w mieście i wakacje w tropikach
Jesień w ogrodzie to nie tylko czas na porządki, ale również ostatni dzwonek dla sadzenia drzew i krzewów ozdobnych i owocowych, jak również posianie roślin jednorocznych, które zakwitną w przyszłym roku. Październik to także ostateczny termin posadzenia roślin bulwiastych. Październik w ogrodzie – drzewa i krzewy Z drzewami i krzewami liściastymi mającymi odkryte korzenie – brzozą lub porzeczką krwistą – postępujemy tak samo, jak wiosną. Należy wykopać dołek, dodać warstwę próchniczą lub ziemię ogrodową i zasypać. Następnie podlewamy rośliny, aby się ukorzeniły. Październik to dobry okres do posadzenia zarówno roślin liściastych ozdobnych, tj. bluszczu, powojników, jak i również owocowych, typu: śliwa, grusza, jabłoń, czereśnia, wiśnia oraz winorośl. Drzewa i krzewy owocowe można w zasadzie sadzić do wystąpienia pierwszych przymrozków. Duże znaczenie ma przygotowanie dla nich stanowiska. Teren trzeba odchwaścić, a glebę wzbogacić nawozami organicznymi i mineralnymi. Strukturę gleby natomiast należy doprowadzić do odpowiedniego odczynu. Październik jest dobrą porą na sadzenie róż. To ostatni dzwonek przed nadchodzącą zimą. Zdążą się ukorzenić, a wiosną rozpoczną wegetację. Najlepszą lokalizacją dla nich jest miejsce słoneczne i osłonięte od wiatru. Dla swojego rozwoju potrzebują wilgotnego oraz piaszczysto-gliniastego podłoża o dość dużej zawartości próchnicy. Miejsce, w którym mamy zamiar posadzić róże, należy odpowiednio wcześniej przygotować. Ziemię przekopujemy na głębokość ok. 40 cm i mieszamy z nawozem przeznaczonym dla tych kwiatów. Po dwóch tygodniach możemy przystąpić do posadzenia roślin. Na koniec należy usypać kopczyk ziemi na wysokości ok. 20 cm. Uchroni on róże przed przemarznięciem w okresie zimowym. Dobrze jest też osłonić je agrowłókniną przed zimnymi wiatrami. Późną jesienią nie sadzimy roślin iglastych, gdyż nie zdążą się ukorzenić i zgromadzić dostatecznej ilości wody i soli mineralnych przed nadchodzącą zimą. Najlepiej sadzić je w okresie od wiosny do początku września. Jeżeli zrobimy to później – wiosną możemy być rozczarowani. Październik w ogrodzie – rośliny cebulowe Do połowy października możemy jeszcze posadzić cebule takich roślin, jak: czosnek ozdobny, kosaciec cebulowy (irys), przebiśniegi, lilie, tulipany, bulwy krokusów. Należy zrobić to bezpośrednio po ich zakupie, wówczas nie ulegną przesuszeniu. Pamiętajmy, aby miały one zdrowy wygląd – zarażone lub zaatakowane zgnilizną bądź pleśnią należy odrzucić. Z własnego doświadczenia mogę podpowiedzieć, że zdrowe cebulki zawsze namaczam w roztworze miedzianym, który chroni przed atakiem grzybowym. Do sadzenia również nie nadają się cebule, które zaczęły kiełkować. Lepiej wysadzić je w donicach i poczekać do wiosny. Wyselekcjonowane bulwy należy posadzić na głębokości 2-3 razy większej od wysokości rośliny i obficie podlać. Po pierwszych przymrozkach warto przykryć je ok. 4-centymetrową warstwą kory lub torfu. W październiku jedne cebule sadzimy, natomiast te, które nie zimują w gruncie, należy wykopać. Do nich należą, popularne mieczyki ogrodowe oraz acidanter lub galtonii. W październiku rozdzielamy również kłącza pospolitej byliny – konwalii, którą możemy posadzić w miejscach zacienionych lub półcienistych. Najlepiej w otoczeniu drzew. Kłącza sadzi się w rzędach oddalonych o 20-25 cm i odstępach co 3-4 cm. Październik w ogrodzie – rośliny jednoroczne Większość z nas rośliny jednoroczne wysiewa wczesną wiosną. Wiele z nich możemy jednak zasiać późną jesienią, a w przyszłym roku zakwitną wcześniej. W październiku najlepiej zrobić to z czarnuszkami, chabrami, makami, kosmosami, nagietkami i ostróżkami. Niektóre z nich, kiedy zima nie jest sroga, mogą się pojawić, gdy zalega jeszcze śnieg. Należy je wtedy okryć rzezami (gałązkami roślin iglastych). Podczas ciepłych zim (często się tak dzieje) rośliny wcześniej budzą się i wchodzą w stan wegetacji. Poranne przymrozki mogą „zwarzyć” je, dlatego należy w odpowiednim czasie zareagować. Październik to bardzo intensywny okres prac w ogrodzie. Sprzątanie liści, sadzenie lub sianie roślin. Niektóre z kolei należy wykopać, gdyż ich bulwy przemarzają.
Rośliny, które można sadzić w październiku
Podczas trekkingu, przy zakładaniu obozowiska czy w trakcie uprawiania sportów mały nóż podręczny może okazać się niezbędny. Do przecięcia linki, odcięcia bandażu, naostrzenia patyka na ognisko czy w końcu posmarowania chleba masłem. Nie zawsze muszą być to modele specjalistyczne, których używa się w survivalu. W turystyce bowiem liczy się przede wszystkim waga oraz funkcjonalność takiego narzędzia. Zobaczmy zatem, co oferują nam marki outdoorowe i jaki nóż wybrać na kompana naszych górskich eskapad. Dwa w jednym – Light My Fire Swedish FireKnife box:offerCarousel Z pomocą tego narzędzia można wypatroszyć rybę, przygotować danie, zastrugać rozpałkę i dzięki krzesiwu wzniecić ogień. Nóż marki Light My Fire prócz bardzo solidnego ostrza w rączce mieści również krzesiwo. Produkt ten jest owocem współpracy szwedzkiej firmy Mora, od 120 lat produkującej niezawodne noże, z outdoorową marką Light My Fire. W rezultacie mamy ważący zaledwie 94 gramów nóż wykonany ze stali nierdzewnej. Jego rękojeść jest gumowana, co zapewnia solidny chwyt. Ostrze chowa się do pokrowca wyposażonego w uchwyt, dzięki czemu nóż można łatwo przytroczyć. Nóż czy scyzoryk – Victorinox Sentinel box:offerCarousel Tej szwajcarskiej firmy nie trzeba nikomu przedstawiać. Victorinox produkuje noże od 1884 roku i dziś jest wiodącą i rozpoznawalną na świecie marką. Wśród swoich produktów ma wiele ciekawych wielofunkcyjnych scyzoryków, które powinny być absolutnym must have każdego turysty. W ofercie znajdziemy również podstawowe noże turystyczne, składane, jak na przykład model Sentinel. Sentinel to absolutnie minimalistyczne narzędzie dla tych, którzy poszukują czegoś niezawodnego i ultralekkiego. Znajdziemy tu pojedyncze blokowane ostrze, które składa się do rękojeści noża. Tak jak we wszystkich modelach Victorinoxów, tak i tu w rękojeści znajdziemy pęsetę oraz wykałaczkę. Waga noża to 71 gramów. Niezawodny w góry – Petzl Spatha box:offerCarousel Tam, gdzie liczy się bezpieczeństwo – w ścianie, w trakcie wspinaczki – obowiązkowym wyposażeniem jest nóż. I tutaj naprzeciw wymaganiom wspinaczy wychodzi marka Petzl ze swoim modelem Spatha. Ostrze noża jest częściowo gładkie, a częściowo karbowane. Ostrze w pozycji otwartej można zablokować. Dzięki specjalnemu pokrętłu jego otwarcie możliwe jest również w grubych zimowych rękawicach. Waga noża to 43 gramy. Klasyka gatunku – nóż składany Opinel box:offerCarousel To prostota, szyk i kwintesencja tego, czego w nożach poszukujemy. Drewniana rękojeść wykonana jest z trwałego buka, ostrze natomiast z nierdzewnej stali Sandvick 12C27. Gładkie ostrze noża chowa się płynnie w rękojeść, używane natomiast blokowane jest opatentowaną blokadą Viroblock. Francuska marka Opinel działa na rynku już od 1890 roku, a ich lekkie, składane noże turystyczne wielokrotnie nagradzane były na międzynarodowych targach outdooru. Terenowy nóż ze stałą głownią – Mora Companion box:offerCarousel Na koniec zestawienia znów przeniesiemy się do Skandynawii, przedstawiając szwedzką markę Mora. W tym przypadku model z głownią stałą – Companion. Nóż ten produkowany jest z dwóch rodzajów stali. Stainless, czyli stali nierdzewnej, oraz Carbon, czyli stali węglowej. W obu przypadkach jest to najwyższej jakości stal szwedzka. Grubość ostrza ze stali nierdzewnej to 2,5 mm, natomiast grubość ostrza w przypadku stali węglowej wynosi 2 mm. W komplecie z nożem nabędziemy praktyczną kaburę wykonaną z tworzywa. Dzięki otworowi odprowadzającemu możemy włożyć doń mokry lub zabrudzony nóż, nie bojąc się o to, w jakim stanie wyciągniemy go następnym razem. Wybierając odpowiedni dla siebie model noża, warto zwrócić uwagę na materiał, z którego wykonane jest ostrze, oraz jego konstrukcję. Ostrza gładkie dominują w większości noży turystycznych – precyzyjnie tną, strugają, obierają. Ostrza ząbkowane natomiast mają bardziej precyzyjne zastosowania – agresywne cięcia – na przykład materiałów, żagli, taśm.
Nóż turystyczny – przegląd modeli
Miastem wyznaczającym granice postępu i nadającym światu kierunek w XIX wieku był Londyn. W XX wieku stolica świata przeniosła się do Nowego Jorku. XXI wiek przyniósł kolejną zmianę – najambitniejsze, najszybciej rozwijające się miasta ulokowane są na kontynencie azjatyckim. Ich symbolem może być Szanghaj – fascynujące, wciąż zmieniające się miasto będące magnesem dla tych, którzy chcą zrobić karierę. To niezwykłe miasto jest głównym bohaterem powieści młodego malezyjskiego pisarza. Egzotyczne dla nas miejsce jest nowym centrum świata, to tu życie toczy się najszybciej i to tu widać zmiany, które już nadeszły. Pięć splecionych historii Szanghaj przyciąga ambitnych ludzi nie tylko z Chin. Bohaterami powieści są imigranci z Malezji – pięć osób, które przyjechały do Szanghaju, by zmienić swoje życie. Pheobe to ambitna dziewczyna z malajskiej wsi. Udaje, że pochodzi z Chin i buduje fałszywą historię swojego życia. Chce złapać bogatego męża i zrobić karierę. Gary zwyciężył w jednym z konkursów talentów i chce zrobić karierę jako gwiazda muzyki pop, jednak jedyne oferty, jakie dostaje, to występy w galeriach handlowych. Yinghui to odnosząca sukcesy kobieta biznesu, której wszyscy powtarzają, że powinna znaleźć męża. Justin to adoptowany syn bogatych rodziców, który przyjechał do Szanghaju w interesach. On i Yinghui już się kiedyś spotkali, nietrudno przewidzieć, że los znowu ich ze sobą zetknie. Wreszcie ostatnim bohaterem jest tajemniczy Walter Chao, autor poradnika dotyczącego bogacenia się. Mieszkańcy dużych chińskich miast bezwzględnie dążą do poprawienia swojego statusu materialnego. Wskutek tego wszystko wokół nich się zmienia. Ich rodzinne wioski wyludniają się, gdy oni przenoszą się do miast w poszukiwaniu pracy i szans. Bohaterowie powieści biorą udział w czymś, co porównać można z dziewiętnastowieczną gorączką złota, ale ich szanse na sukces nie są zbyt duże. Wydaje się, że autor bawi się w grę w węże i drabiny – po drabinie jego bohaterowie wspinają się, by chwilę później znowu upaść, zjeżdżając wzdłuż ciała węża. Miasto wyzwań i pułapek Szanghaj to miasto, które wiele obiecuje, jednak niewiele daje. Nic nie jest tu stałe – tempo życia wydaje się przerażająco szybkie, nikt też nie dąży do zmian, które by coś znaczyły. To świat podróbek – sfałszować można wszystko: torebki, buty, nawet własną tożsamość, jak się to dzieje w przypadku Phoebe. Tu możesz być, kim tylko zechcesz, ale cena, jaką za to zapłacisz, może być wysoka. Przyzwoitość nie jest tu w cenie, nikt też nie przejmuje się korupcją, traktowaną jako naturalny środek do osiągnięcia celu. Przerażająca wizja chińskich miast, którą być może widzieliśmy już wcześniej oczyma wyobraźni, w tej powieści zyskuje potwierdzenie. Tash Aw pisze bardzo elegancko, przejrzystym i chłodnym językiem. „Pięć okien z widokiem na Szanghaj” to długa książka i choć czyta się ją łatwo i przyjemnie, narracja zwalnia czasem nadmiernie. Łatwo też przewidzieć, że losy całej piątki bohaterów muszą się w pewnym momencie spleść, choć nie sposób zawczasu zgadnąć, jak to się stanie. Brakuje punktu kulminacyjnego, który sprawiłby, że od książki trudno by się było oderwać. Mimo tych drobnych zastrzeżeń Tash Aw napisał bardzo dobrą powieść, bardziej subtelną, niż się to mogło wydawać na początku lektury. To przede wszystkim historia o samotności, o tym, jak łatwo zgubić siebie i jak trudno odnaleźć to, co istotne. Warto przeczytać, choćby dlatego, że to właśnie Chiny, Szanghaj zaś w szczególności, są miejscem, które może wyznaczać trendy przyszłości. Warto więc wiedzieć i rozumieć więcej, tym bardziej kiedy wiedza ta podana jest w formie dobrej powieści. Książka „Pięć okien z widokiem na Szanghaj” dostępna jest też w wersji elektronicznej w formatach EPUB i MOBI za ok. 29 zł. Źródło okładki: www.muza.com.pl
„Pięć okien z widokiem na Szanghaj” Tash Aw – recenzja
Większość osób lubi ułatwiać sobie nawet najprostsze codzienne czynności. Żyjemy szybko i nie chcemy tracić czasu na drobiazgi. Zwykłe sznurowanie butów przed wyjściem na trening potrafi czasem nieźle zirytować. Stare porzekadło mówi, że czas to pieniądz i jest w tym sporo racji. Podobno diabeł tkwi w szczegółach, dlatego warto ułatwiać sobie nawet takie proste i prozaiczne czynności. Prostota i funkcjonalność Sposobem na szybkie zakładanie butów i bezproblemowe wiązanie sznurówek jest system Cliks.Life. Są to magnetyczne zapinki na sznurówki w cenie od 43,99 do 44,99 złotych, skonstruowane z bardzo silnych magnesów neodymowych, zaprojektowanych tak, aby w łatwy sposób poradzić sobie z zakładaniem obuwia – bez denerwowania się, złoszczenia i używania dużej siły. Czasami zdarza się, że nie możemy użyć obu dłoni. Kiedy mamy kontuzję, jedną rękę na temblaku lub jakiś uraz, jesteśmy zmuszeni do korzystania z pomocy innej osoby. W przypadku magnetycznych sznurówek bez problemu poradzimy sobie sami, wykorzystując jedną dłoń, a właściwie tylko dwa palce: wskazujący i kciuk. Prosto, łatwo i bez wysiłku z takim zapięciem upora się nawet małe dziecko, któremu tradycyjne wiązanie sznurówek sprawia duży kłopot. Komfort Wkładanie i zdejmowanie buta w przypadku użycia magnetycznych zapinek jest łatwe i szybkie. Takie sznurówki to przede wszystkim komfort dla użytkownika. Zdarzają się sytuacje, że musimy w dość krótkim czasie kilkakrotnie zdejmować obuwie. Tak jest np. w sklepach, gdzie przymierzamy inne buty. Mając magnetyczne zapinki, nie musimy za każdym razem wiązać sznurówek. Wystarczy tylko rozłączyć magnesy i nasza stopa będzie wolna. Bardzo często zdarza się, że nasze nogi nie mają możliwości ruchu nawet przez kilka godzin. Tak jest np. podczas wykładów na uczelni lub lekcji w szkole, a także w pracy, gdy siedzimy długi czas przy biurku. Wtedy wystarczy szybkim ruchem rozłączyć magnesy i już dajemy trochę luzu i odpoczynku zmęczonym i ściśniętym w butach stopom. Poprawiamy w ten sposób krążenie i unikamy uczucia zdrętwienia. Łatwość w obsłudze Zamontowanie magnetycznych zapinek jest bardzo proste. Najpierw należy z trzech rzędów dziurek w butach wyjąć zwykłe sznurówki. Następnie wpleść je w zapinki, by ich koniec znajdował się we wnętrzu buta. Teraz ważne jest dopasowanie siły wiązania. Należy je sprawdzić i wyregulować w taki sposób, aby po złączeniu magnesów noga nie miała ani dużego luzu, ani nie była zbyt ciasno opięta. Po zawiązaniu pętelki na sznurówce ucinamy wystającą jej część lub chowamy pod wkładkę buta. Ważną zaletą magnetycznych sznurówek jest to, że zapewniają dobre trzymanie buta na nodze. Magnesy bardzo mocno się łączą i dlatego nie ma obawy, że obuwie zsunie się ze stopy podczas wykonywania różnego rodzaju ćwiczeń, ewolucji akrobatycznych lub szybkiego biegu. Nie martwimy się też, że potkniemy się o rozwiązane sznurówki. Taka sytuacja po prostu nie jest możliwa. Nasze bezpieczeństwo jest w pełni zachowane. W magnetycznych zapinkach wiązanie wygląda oryginalnie. Poza tym są one bardzo estetycznie wykonane. Dwie symetryczne fale dają efekt elegancji i nowoczesności. Zaletą jest to, że można je dobrać do koloru butów, gdyż występują w różnych barwach. Spełniają więc nie tylko rolę funkcjonalnego gadżetu, ale również stanowią szykowną ozdobę przy wiązaniach. Magnetyczne sznurówki to doskonałe rozwiązanie nie tylko dla uprawiających sport, ale także dla osób starszych, niepełnosprawnych, małych dzieci i wielu innych. Dzięki szybkiemu rozpięciu wiązania, możemy dać odpocząć stopom, zwłaszcza jeśli długo pozostajemy w bezruchu. Ważne jest też to, że przy gwałtownych ruchach nie musimy obawiać się rozwiązania sznurówek. Zapinki zapewniają każdemu użytkownikowi komfort i wygodę.
Magnetyczne zapinki na sznurówki – świetny prezent nie tylko dla biegaczy
Sztuka przetrwania, czyli popularny survival, kojarzona jest nie tylko z dramatyczną walką o życie, ale przede wszystkim z alternatywną formą turystyki i świetną zabawą. Miłośnicy survivalu to w dużej mierze ludzie kochający naturę, z ogromną pasją i pragnieniem przygody. Jednak survival nie należy do najłatwiejszych hobby. Aby lepiej przygotować się do tego rodzaju rozrywki, oprócz wiedzy teoretycznej i praktycznej, warto nabyć kilka przydatnych gadżetów. Minimum zbędnego bagażu, plecak, pozytywne nastawienie i jeden cel – przetrwać. Obcowanie z naturą w skrajnych warunkach nie jest łatwe, jednak posiadając odpowiedni sprzęt i umiejętności zdecydowanie łatwiej damy sobie radę. Sprzęt, który proponujemy, przyda się nie tylko w lesie, górach czy innych warunkach terenowych, znajdzie również zastosowanie w miejskiej dżungli, ułatwi codzienne życie i będzie źródłem świetnej zabawy (przecież o nią także w tym wszystkim chodzi). Gadżety, które przedstawiamy, to również dobra propozycja na prezent dla osób uprawiających survival. 1. Filtr wody LifeStraw – z wodą jak z tlenem, bez niej po prostu nie da się przeżyć. W skrajnych warunkach terenowych, gdzie brak jest dostępu do wody pitnej, pozostaje nam czerpanie wody z rzek lub jezior, ta jednak może być zanieczyszczona. LifeStraw usuwa praktycznie wszystkie bakterie i pasożyty znajdujące się w wodzie. Do tego jest bardzo mały, lekki i wystarczy do przefiltrowania ok. 1000 l wody. Cena to od ok. 100 do 170 zł. 2. Zestaw survivalowy Survival Kit Bear Grylls – jest to zestaw składający się z 16 elementów, które pomogą przetrwać w nawet najcięższych warunkach. Całość zamknięta została w nylonowej, wodoszczelnej saszetce, którą zmieścimy w każdym plecaku. Waży zaledwie 120 g. Wewnątrz znajdziemy m.in. nóż, śrubokręt, multitool, zestaw do łowienia ryb, gwizdek ratowniczy, koc ratowniczy, zapałki sztormowe, krzesiwo i miniporadnik survivalowy Beara Gryllsa. Cena zestawu waha się od ok. 150 do 270 zł. 3. Piła strunowa – ten praktyczny gadżet pomoże przeciąć nawet bardzo grube gałęzie. Użyjemy go przy budowie szałasu lub w trakcie przygotowywania drewna na ognisko. Dzięki niewielkim rozmiarom bez problemu zmieści się w każdej kieszeni. Cena: od ok. 5 do 55 zł. 4. Bransoletka survivalowa – jest to bransoletka wykonana z mocnej linki, najczęściej paracordu (wytrzymała linka spadochronowa), która oprócz ciekawego i estetycznego wyglądu posiada również wiele praktycznych funkcji. Po rozplątaniu uzyskujemy ok. 3–4 m linki, którą możemy wykorzystać do budowy schronienia, przytroczenia czegoś do plecaka lub użyć jako sznurowadła. Tak naprawdę jej zastosowanie ogranicza jedynie nasza wyobraźnia. Zapięcia niektórych modeli zostały dodatkowo wyposażone w krzesiwo, stalowe ostrze lub gwizdek. Cena to ok. 10 do 30 zł. 5. Karta przetrwania – to kolejny, prosty, tani i bardzo ciekawy przedmiot, który ma wiele zastosowań. Karta survivalowa ma wielkość karty kredytowej, dlatego też bez problemu włożymy ją w każdą kieszeń czy portfel. Wśród funkcji tego sprytnego narzędzia znajdziemy m.in. śrubokręt, otwieracz do puszek, linijkę, ostrze tnące, otwieracz do butelek, klucz 2- i 4-pozycyjny, klucz motylkowy, kątomierz oraz ostrze z piłką. Modele wykonane ze stali hartowanej będą bardziej wytrzymałe. Dużym atutem jest cena: od ok. 2 do 10 zł. Jeżeli chcesz się dowiedzieć więcej o karcie przetrwania, zapoznaj się z poradnikiem - Karta przeżycia – dlaczego warto ją wziąć na wycieczkę? 6. Nóż z krzesiwem Light My Fire – nóż w survivalu jest niezbędny. Szwedzki FireKnife wyposażony został dodatkowo w wysokiej jakości krzesiwo współpracujące z krawędzią noża. Co ważne, działa ono zawsze tak samo – bez względu na poziom zawilgocenia czy wysokość. Nóż waży zaledwie 94 g, a gumowa rękojeść gwarantuje pewny chwyt. Cena wynosi ok. 100 zł. Krzesiwo jest wymienne, po zużyciu można dokupić nowe za 25 zł. 7. Ładowarka solarna – bardzo przydatny gadżet w obecnych czasach, w których elektronika jest wszędzie. Dzięki ładowarce solarnej, wyposażonej w panel fotowoltaiczny, przy pomocy promieni słonecznych naładujemy telefon komórkowy lub urządzenie GPS. Nie będziemy musieli korzystać z energii elektrycznej. Choć ładowarka działa również w okresie jesienno-zimowym, to ze względu na ograniczony dostęp do słońca będzie mniej wydajna. W zależności od modelu i jego pojemności zapłacimy za nią średnio od ok. 40 do 450 zł. 8. Książka tematyczna – książka o survivalu może być pierwszym źródłem wiedzy o zasadach sztuki przetrwania lub stanowić uzupełnienie i wzbogacenie posiadanych już informacji. Jeśli chcemy pogłębić temat, to warto wyszukać sobie ciekawą pozycję. Na Allegro jest ich naprawdę dużo.
Praktyczne i minimalistyczne gadżety survivalowe
Smażone kopytka z masłem to dobry pomysł na pyszny, bezmięsny, ale sycący posiłek. Gdy do kopytek dodamy dynię i bazylię, uzyskamy charakterystyczny, oryginalny smak. Wypróbujcie poniższy przepis! Składniki: 800 g ugotowanych kopytek 400 g dyni 150 g masła 1 pęczek bazylii sól, pieprz Krok po kroku: Dynię obieramy i kroimy w kostkę. Na patelni rozgrzewamy masło. Dodajemy dynię. Gdy zmięknie, dodajemy kopytka. Doprawiamy do smaku. Gdy się usmażą, przekładamy na talerz. Polewamy masłem i dodajemy bazylię. Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia.
Smażone kopytka z masłem, dynią i bazylią
Sam pewnie wiesz, że przetrwanie okresu zimowego bez kilku dodatkowych kilogramów i centymetrów w pasie jest bardzo trudne. Spędzenie kilku godzin na świeżym, zimnym powietrzu sprawia, że po przyjściu do domu mamy ochotę na herbatę z cytryną i gorący, niekoniecznie lekkostrawny posiłek. Filmowe wieczory z chipsami i orzeszkami także nie wpływają pozytywnie na naszą figurę. Jak nie wpaść w zimową pułapkę i nie dopuścić do sytuacji, w której nasze spodnie nie będą chciały się dopiąć? Poranek Kontrolę swojej wagi zaczynaj już od rana. Warto zainwestować w tym okresie w wagę, która codziennie sprawdzi, czy wczorajsza kolacja nie spowodowała wzrostu masy ciała. Ważne, aby ważyć się na czczo, przed śniadaniem. Na rynku dostępnych jest wiele modeli wag, od tych najprostszych, w których kilogramy wskaże wskazówka, do tych, które oprócz wagi zmierzą też poziom wody i tkanki tłuszczowej w twoim organizmie. Dzień warto rozpocząć od wypicia szklanki przegotowanej wody z cytryną, która skutecznie zahamuje głód i sprawi, że idąc do pracy, nie nabierzesz ochoty na wizytę w piekarni. Inna poranna rada? Ubierz się ciepło, kiedy zmarzniesz, to możesz być pewien, że po powrocie do domu rzucisz się na jedzenie. W ciągu dnia Przede wszystkim staraj się jeść regularnie co 3 godziny. Zjedzenie śniadania i dużej, tłustej kolacji to największa zbrodnia, którą popełniasz na swoim metabolizmie w zimie. Nie musisz jeść obfitych posiłków. Niech będzie to konkretne śniadanie, obiad i kolacja, a między nimi postaw na przekąski, takie jak migdały, żurawina czy orzechy włoskie. Przygotowując posiłek, dodaj do niego „zimowe” przyprawy, takie jak cynamon, chili, curry czy kurkuma, których rozgrzewające działanie sprawi, że podkręcisz swój metabolizm do działania. Warto też spróbować oszukać swój mózg i żołądek. Zamiast nakładać obiad na duży talerz, wybierz ten mniejszy, a weźmiesz mniejszą porcję i szybciej się najesz. Wieczorem Jeżeli lubisz kończyć dzień kubkiem pełnym grzanego piwa lub wina, to jeśli nie chcesz przytyć paru kilogramów, zrezygnuj z tego. Kaloryczną pułapką jest nie tyle sam alkohol, co głód, który dopada nas po jego wypiciu. Zdradliwe mogą być też przedświąteczne zakupy, dlatego pamiętaj, aby nigdy nie chodzić na nie z pustym żołądkiem. Pamiętaj też, aby ostatni posiłek zjeść najpóźniej na 2 godziny przed snem. W innym wypadku organizm nie zdąży go strawić. Wspomóż metabolizm Mniej ruchu oraz świeżych owoców i warzyw zawierających błonnik, który pomaga nam w trawieniu posiłków, sprawia, że nasz metabolizm zwalnia. Warto więc o niego zadbać i przyjmować suplementy diety, które pozwolą utrzymać idealną wagę. Zwróćmy uwagę na ich skład. Powinny zawierać składniki pochodzenia naturalnego, takie jak jagody acai, młody jęczmień czy zielona kawa. Wspomagaj się też witaminami, które zapewnią ci ochronę przed przeziębieniem. A jak wiadomo, leżąc w łóżku pod kołdrą, będzie towarzyszył ci większy apetyt. Dlatego uzupełnij swoją dietę w witaminę C i witaminy z grupy B, które zadbają o twoje dobre samopoczucie i zapobiegną „zajadaniu stresów”. Postaw na ćwiczenia w domu Wiem, że aura nie nastraja do ćwiczeń i wytężonego treningu. Kto jednak powiedział, że musi się on odbywać na świeżym powietrzu. Wystarczy, że wyposażysz się w matę, na którą będziesz mógł się położyć, oraz przyrządy, które pozwolą ci pozbyć się tkanki tłuszczowej z ramion, pleców czy brzucha. Jeżeli jednak zamiast ćwiczeń siłowych, preferujesz raczej fitnessowe, to możesz je robić bez pomocy żadnego sprzętu. Wystarczy, że położysz się na plecach, zaczniesz wykonywać popularne „brzuszki” czy „nożyce”, a będziesz cieszyć się umięśnionym brzuchem i zgrabnymi nogami. Wiem, że okres zimowy to wielkie wyzwanie dla naszego organizmu. Na próbę zostaje wystawiony układ odpornościowy, nerwowy, a także nasza silna wola, zwłaszcza gdy mamy ochotę na gorącą, słodką czekoladę z cynamonem. Warto jednak oprzeć się pokusom, aby twoim pierwszym noworocznym postanowieniem nie było, już kolejny rok z rzędu, zrzucenie zbędnych kilogramów z boczków i brzucha.
Jak przetrwać zimę bez dodatkowych kilogramów?
Lubisz blask? Mam świetną wiadomość! Właśnie teraz cekinowe spódnice i sukienki zawładnęły wybiegami. Na tym jednak nie koniec dobrych informacji. Za sprawą nietuzinkowych kreacji, jesienna melancholia odejdzie do lamusa. A więc łam zasady i lśniące ubrania miksuj z codzienną dzianiną, kolorowymi swetrami, tiulem, skórzaną kurtką, szpilkami i glanami. Czas na blask! Kreacje na wysoki połysk – dla kogo? Kto powiedział, że cekiny dozwolone są tylko w karnawale? Najnowszymi kolekcjami projektanci udowodnili, że świecących kreacji nigdy dość i cekinowe sukienki i spódnice możemy nosić także jesienią. Celowo napisałam, możemy, ponieważ przy tym fasonie metryka nie ma znaczenia. Liczy się umiejętność komponowania zestawu i oczywiście efekt. Zatem nie wyszukuj milionów powodów, dla których nie możesz lśnić jesienią, lecz daj się uwieść barwnym cekinom. Okazji do wskoczenia w błyszczącą sukienkę z pewnością nie zabraknie. Począwszy od spotkania z koleżanką, poprzez wesela, na szalonych imprezach skończywszy. Zwykle mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach, w tym przypadku diabeł tkwi w fasonie. Możesz nabyć egzemplarz w stylu total look albo postawić na subtelne akcenty i wybrać kreację kunsztownie zdobioną cekinami. Zarówno pierwszy, jak i drugi okaz, jest hitem. Podsumowując: kto może zaszaleć z zestawem na wysoki połysk? Każdy, kto nie lubi nudy. Kto pragnie dobrze bawić się jesienią bez względu na aurę, kto z gracją porusza się w aktualnych trendach, ma w nosie krytykę i czerpie z życia pełnymi garściami. Na koniec krótka refleksja. Otóż żaden trend nie trwa wiecznie. I to, co dziś jest hitem, juro stanie się kiczem. Dlatego odważnie poskramiaj cekiny! Fasony na czasie Tej jesieni, blask pojawia się w dwóch wersjach, czyli we wspomnianym wyżej total looku oraz w postaci nietuzinkowych akcentów. Wybór kreacji uzależniony jest, tradycyjnie, od okazji. Wiadomo, że żadna z nas nie wyskoczy w cekinowej mini załatwiać spraw urzędowych. Bardzo krótka błyszcząca spódniczka sprawdzi się na klubowej imprezie bądź spotkaniu z przyjaciółmi. Na spotkanie z ukochanym lepszy będzie fason sięgający do kolan w kolorze butelkowej zieleni. Ołówkowa spódnica plus zgrabne czółenka – opcjonalnie botki na szpilce, szyfonowa bluzka z kokardą bądź T-shirt z modnym printem, to przepis na udaną randkę. Lubisz błysk, ale w skromniejszym wydaniu? Wybierz czarną spódnicę z cekinowym wzorem, transparentną bluzkę i modny żakiet. Efekt „WOW!“ gwarantowany. Wracając do urzędu, na tego typu wycieczkach obowiązuje stonowany, schludny strój bez upiększeń. Nie musi być modny ani drogi. Im bardziej wtopisz się w tłum, tym lepiej. Równie dużym powodzenie co błyszczące spódnice, cieszą się sukienki z cekinami. Dostępne są egzemplarze wieczorowe i, nieco skromniejsze, dzienne. W zależności od fantazji projektanta cekiny występują solo albo u boku brylancików i koralików. Łatwo się domyślić, że taka kreacja zapiera dech w piersiach, sprawdzi się ona na przyjęciu weselnym, balu, prywatce itp., ale nie w pracy. Jest to doskonała alternatywa dla kobiet, które marzą o baśniowej stylizacji, lecz nie przepadają za ażurem. Chcesz olśnić znajomych? Na party załóż małą czarną z cekinami. Będziesz królową wieczoru. Tylko nie przesadź z makijażem i biżuterią. Cekiny nie lubią konkurencji. Sukienki z subtelnym wzorem nadają się na kolację w restauracji, randkę, nieformalne spotkanie oraz przyjęcie w rodzinnym gronie. Z kolei bawełniane modele zdobione błyszczącą aplikacją są bezkonkurencyjne w codziennych zestawach. I, co ważne, znakomicie rezonują ze skórzaną kurtką, parką, puchówką, sportowym obuwiem, workerami, glanami i botkami. Nie masz czasu na komponowanie oryginalnego ubioru? Wystarczy bawełniana sukienka z cekinami. Jak stylowo miksować cekiny? Cekiny są proste w obsłudze. Powód? Po pierwsze zerwały z imprezowym wizerunkiem. Po drugie, dostępne są okazy mniej i bardziej strojne, w krzykliwych i stonowanych barwach, co sprawia, że ozdoby kojarzone od zawsze z młodością i dobrą zabawą, bez kompleksów wychodzą na światło dzienne. Upraszczając, błyszczące spódnice i sukienki możesz swobodnie łączyć z elementami garderoby o innej strukturze, np. z kolorowymi swetrami, dzianiną, jeansem, skórą, tiulem, aksamitem. Ważne jest, by nie przesadzać z błyskotkami, co w praktyce oznacza, że wkładając sukienkę z cekinowym kołnierzykiem, rezygnujesz z podobnej torebki, długich kolczyków, kilkunastu bransolet i świetlistego make upu. Tylko umiejętne zestawianie dodatków, nada całości szyku. Wspomnianą kreację proponuję łączyć z wysokimi kozakami. Będzie glamour pod warunkiem, że nie wybierzesz zamszowych butów. Ten fason, choć bardzo modny, kiepsko wygląda u boku zestawów na wysoki połysk. Jak stylowo miksować cekiny? Zasada jest prosta: umiar. Owszem, możesz eksperymentować z rozmaitymi tkaninami, łamać zasady, tworzyć miksy na miarę Aleksandra Wanga, ale nie możesz nafaszerować stylizacji błyskotkami. To najkrótsza droga do kiczu. Dlatego jeszcze raz: umiar. Jeden mocny akcent – cekiny, reszta stonowana i wyglądasz odlotowo! Miłośniczki spodni zachęcam do flirtu z błyszczącymi bluzkami i topami, które wyglądają rewelacyjnie włożone na szyfonową koszulę lub transparentne body. Tiulowa spódnica w mrocznej tonacji będzie tzw. wisienką na torcie. Zatem dziewczyny, nie czekajmy do zimy, lecz już dziś wskakujmy w kolorowe cekiny!
Cekinowe spódnice i sukienki na jesień
Nie każdy zdecydowałby się na kąpiele zimą w lodowatej wodzie. Dla zapaleńców nie stanowi to jednak wielkiego problemu. Na początku rzeczywiście wejście do jeziora przy minusowej temperaturze do przyjemności nie należy, ale wraz z upływem czasu spokojnie można to wytrzymać. Nie należy jednak przesadzać z przebywaniem w wodzie. Dotyczy to zwłaszcza początkujących. Jest wiele zasad, których trzeba przestrzegać, żeby morsowanie było komfortowe. Przygotuj odpowiednio swoje ciało Przed wejściem do wody należy się rozgrzać. Pobiegaj, porób skłony i przysiady. Ćwicz jeszcze w ubraniu, np. w bluzie termoaktywnej i legginsach lub dresach. Poświęć na to kilkanaście minut, tak żeby twój organizm był przygotowany na nagłe oziębienie. Po rozgrzewce należy zdecydowanie wchodzić do wody, bez niepotrzebnego zatrzymywania się. Oczywiście, spodnie i bluzę zostaw na brzegu. Panie morsują np. w strojach jednoczęściowych, a panowie w kąpielówkach. Przede wszystkim należy pamiętać o tym, żeby się nie wychłodzić. Jeśli dopuścimy do tego, możemy się przeziębić lub zachorować, a przecież właśnie tego chcieliśmy uniknąć poprzez morsowanie. Hartowanie się też ma swoje granice. Do wszystkiego trzeba podchodzić z rozsądkiem. Należy więc chronić te miejsca, poprzez które ciepło najszybciej ucieka z organizmu. Wchodząc do wody, musimy mieć na nogach specjalne buty. Chodzenie bosymi stopami po lodzie nie jest dobre. Chroń organizm przed wyziębieniem Poza tym dzięki obuwiu nie będziemy narażeni na obtarcia i zranienia różnymi przedmiotami, które mogą znaleźć się pod wodą i na brzegu. Antypoślizgowa podeszwa zapewni również stabilne stąpanie po lodzie i śniegu. Najlepszym rozwiązaniem jest zakup butów z neoprenu, które sięgają za kostkę. Są tak zrobione, żeby woda nie przenikała do wnętrza. Wygodne zapięcie na zamek umożliwia szybkie zdjęcie buta. Jest to bardzo komfortowe rozwiązanie.Jeśli ktoś nadal odczuwa zimno w stopy, może dodatkowo założyć skarpety neoprenowe, które sięgają za kostkę. Doskonale izolują ciało od zimna nawet podczas długiego przebywania w chłodnej wodzie. Materiał chroni stopę przed obtarciami, dobrze dopasowuje się do nogi. Kiedy jest cieplej, można ich używać zamiast butów. Oczywiście, jest to uzależnione od panującej temperatury powietrza. Nie trać ciepła Morsujemy w czapce, żeby się nie wyziębić. Ważne też jest, żeby w wodzie nie zamaczać dłoni, które szybko mogą się wychłodzić. Dlatego zakładamy rękawiczki, najlepiej neoprenowe, dające dobrą ochronę przed zimnem. Ręce najlepiej trzymać nad głową tak, żeby nie dotykać łokciami wody. W trakcie morsowania staramy się nie stać w jednym miejscu. Możemy stawiać kroki, ale uważając, żeby nie stracić równowagi, albo podskakiwać w miejscu. Cały czas musimy być aktywni ruchowo. Po wyjściu z wody trzeba od razu wytrzeć się ręcznikiem, a następnie przebrać w suchą bieliznę oraz założyć wcześniej przygotowaną odzież. Działaj planowo, nie marudź przy ubieraniu, żeby nie doprowadzić do wyziębienia organizmu. Jeśli założyłeś suche rzeczy i nadal odczuwasz zimno, zrób kilka podskoków, przysiadów albo pobiegaj. Wypij ciepłą herbatę z termosu. Natychmiast się rozgrzejesz i wprawisz w dobry humor. Pamiętaj, że morsowanie poprawia nasze zdrowie, ale trzeba się do niego odpowiednio przygotować. Nie można niczego zaniedbać. Popytaj osoby, które mają doświadczenie w zimowych kąpielach, na co należy zwrócić uwagę, czego się wystrzegać i jak się zachowywać w wodzie. Najważniejsze jest jednak to, że sam musisz tego spróbować, żeby dokładnie wiedzieć, o co w tym chodzi. Morsowanie daje mnóstwo radości i ty też możesz tego doznać.
Morsowanie – na co zwrócić uwagę?
Podniesienie mocy silnika to jeden z priorytetów każdego tunera, chcącego ulepszyć swoje auto nie tylko pod kątem wyglądu, ale także osiągów. Modyfikacje dolotu to szybka i skuteczna przeróbka, która może przynieść wymierne korzyści pod warunkiem, że odpowiednio zamontujemy sportowy filtr. Układ dolotowy, czyli „płuca” silnika Podstawowym zadaniem układu dolotowego samochodu jest dostarczenie powietrza do komory spalania silnika. Do głównych elementów składających się na ten układ zalicza się kolektor, filtr oraz rurę (przewód) łączącą obydwa wymienione podzespoły. Najwęższym gardłem dolotu z reguły jest filtr, który hamuje przepływ powietrza, jednocześnie go filtrując i zabezpieczając silnik przed dostaniem się do jego wnętrza niepożądanej materii. Z tego powodu właśnie filtr stanowi najczęstszy przedmiot modyfikacji i przeróbek mających na celu zwiększenie osiągów silnika. Sportowy filtr stożkowy Przyspieszenie powietrza wpadającego do kolektora dolotowego jest skutecznym sposobem na zwiększenie efektywności spalania paliwa i uzyskanie wymiernych korzyści na tle mocy i momentu silnika. Ograniczenie oporów stawianych przez klasyczny filtr wzmaga jednak konieczność wymiany go na inną konstrukcję. Z pomocą przychodzi filtr stożkowy, którego budowa została zoptymalizowana pod kątem zwiększenia pędu powietrza dostarczanego do komory spalania. Jego charakterystyczny kształt ma jeszcze jedną zaletę – nadaje jednostce napędowej rasowego brzmienia podczas otwarcia przepustnicy (przyspieszania). Trzeba pamiętać, że filtry stożkowe mają pogorszone właściwości wyłapywania zanieczyszczeń, dlatego poleca się stosować produkty uznanych marek. Przykładem są chociażby K&N oraz Pipercross, których produkty – w zależności od wielkości – kosztują od 80 zł wzwyż. Co ważne, w wielu przypadkach filtry stożkowe można regenerować, a więc ponownie czyścić i impregnować w trakcie użytkowania. Zmniejsza to efektywne koszty eksploatacji. Poprawny montaż to podstawa Nie w każdym przypadku filtr stożkowy wpłynie na poprawę osiągów silnika. Wszystko zależy od sposobu jego montażu, który często może decydować o uzyskaniu efektu odwrotnego od zamierzonego, a więc obniżenia mocy i momentu jednostki napędowej. Chcąc tego uniknąć, należy zastosować się do kilku ważnych zasad. Najbezpieczniej jest zachować oryginalną długość dolotu, który zapewnia optymalny przepływ powietrza. Filtra stożkowego nie powinno się więc zakładać bezpośrednio na kolektor dolotowy. Co najważniejsze, należy skutecznie odseparować filtr od gorącego powietrza z silnika, aby mógł zasysać powietrze o jak najniższej temperaturze. Wynika to z praw fizyki, gdyż chłodniejszy gaz charakteryzuje się wyższą gęstością, dzięki czemu jest nośnikiem większej ilości energii. Filtr stożkowy powinien być więc zamocowany blisko fabrycznych wlotów powietrza, które z reguły mieszczą się z przodu pojazdu lub w okolicach przednich nadkoli. Filtr można dodatkowo obudować tzw. airboxem lub samodzielnie wykonaną przegrodą. Najlepszym sposobem na sprawdzenie efektów modyfikacji jest zmierzenie osiągów silnika przed i po wykorzystaniu hamowania. Wielu amatorom tuningu wydaje się, że sam fakt montażu filtra stożkowego przełoży się na wzrost mocy silnika. Niestety, takie myślenie jest błędne, dlatego zarówno podczas zakupu filtra, modyfikacji dolotu, jak i montażu poszczególnych elementów warto wziąć pod uwagę wymienione w poradniku wskazówki.
Jak poprawnie zamontować sportowy filtr stożkowy?
Niskie kobiety często oddałyby wiele za choć kilka dodatkowych centymetrów wzrostu. Największym problemem pań o filigranowym typie sylwetki jest dobór odpowiednich ubrań. Przedstawiamy zatem kilka prostych modowych trików, dzięki którym będziesz wydawała się wyższa. Postaw na jeden kolor Sekret optycznego wydłużenia sylwetki tkwi w monochromatyzmie. Technika dobierania elementów stroju w jednym kolorze sprawdzi się zwłaszcza w przypadku pań, które nie muszą zbytnio narzekać na zbędne kilogramy. Jednobarwny kostium świetnie podkreśli zgrabną talię, sprawiając, że będziemy wydawać się wyższe. Najlepiej postawić na odcień, który pasuje do typu naszej urody, chociaż dobrze spisze się także połączenie bieli i czerni. Aby stylizacja nie wydawała się nudna, warto urozmaicić ją oryginalnymi, rzucającymi się w oczy dodatkami. W ich przypadku wykorzystajmy nieco ciemniejsze barwy, chociaż nie musi to być czerń. Ładnie prezentować się będą odcienie granatu, bordo lub głęboka zieleń. Pamiętajmy, że buty dobrane pod kolor spodni optycznie wydłużą nogi. Wysoki stan To kolejny przyjaciel niskiej kobiety. Szorty i spodnie z podwyższonym stanem świetnie współgrają z krótkim topem lub wpuszczoną koszulą. Modele z niską talią optycznie skrócą nogi i niepotrzebnie wyeksponują środkową część ciała. Dobierajmy spodnie z prostymi nogawkami, dzięki czemu optycznie wydłużymy sylwetkę. Zrezygnujmy natomiast z fasonów z podwijanymi mankietami. Na naszą niekorzyść zadziałają także naszywane kieszenie dużych rozmiarów. Rewelacyjnie prezentuje się ołówkowa spódnica z podwyższonym stanem, która przy okazji ładnie podkreśli kształt bioder i pośladków. Pozwólmy sobie założyć naprawdę wysoki model, może sięgać pod sam biust. Nieco zmylimy w ten sposób obserwatorów, którym trudność sprawi ustalenie tego, w którym właściwie miejscu zaczynają się nasze nogi. Fason ten sprawi, że pośladki powędrują odrobinę w górę. Odpowiednia długość Kobiety o niskim wzroście wychodzą najczęściej z założenia, że powinny unikać długich spódnic. W rzeczywistości mogą one zakładać fasony maxi, pod warunkiem, że do zestawu dołączą krótką bluzkę lub żakiet. Dzięki temu wizualnie wydłużą ciało. Efekt wprost przeciwny przyniesie założenie spódniczki sięgającej do połowy łydki. W naszej szafie nie może zabraknąć także sukienek. W ich przypadku długość nie jest tak ważna. Istotny jest natomiast krój podkreślający walory sylwetki. W połączeniu z wysokimi butami zrobi piorunujące wrażenie. W pionie Ubrania z dekoltem w serek to idealne rozwiązanie dla niezbyt wysokich pań. Ten prosty trik sprawi, że będziemy wydawały się wyższe i szczuplejsze. Aby umocnić efekt, postawmy na pionowe linie i wertykalnie ułożone wzory. Szczupłe kobiety nie powinny jednak przesadzać z ich ilością. Pasy nie mogą być przy tym zbyt szerokie, gdyż zaburzy to proporcje sylwetki. O wiele lepiej sprawdzi się drobny deseń bądź pionowo rozmieszczone aplikacje, szwy czy lamówki. Pozornie błahe drobiazgi Pamiętajmy o sprawdzonej zasadzie, według której ubranie nie powinno dzielić sylwetki na pół. Zaszkodzą nam także wszelkiego rodzaju naramienniki, które poszerzą górne partie ciała, sprawiając, że nabierze ono nieco kanciastych kształtów. Wybierając obuwie, zrezygnujmy z krótkich botków i modeli z paskiem zapinanym w okolicach kostki. Zamiast tego zdecydujmy się na obcasy, koturny lub platformy. Zbyt wielkich rozmiarów torba również nie powinna być stałym elementem stylizacji niskich pań. Zdominuje ona wizerunek, zaburzając proporcje. Tak samo niekorzystnie zadziała nadmiernie szeroki pasek, zwłaszcza jeżeli kolorystycznie będzie kontrastował z resztą ubioru. Umiejętnie skomponowany strój może zdziałać cuda. Dzięki przestrzeganiu kilku prostych zasad będziemy wydawać się wyższe, a nieestetycznie układające się sukienki i spodnie przestaną być naszym problemem. Pozwólmy, by zakupy wreszcie sprawiały nam przyjemność!
Filigranowa moda
Kosmetyki ekologiczne są wciąż bardzo modne i co raz bardziej skuteczne. Coraz częściej sięgają po nie panowie w różnym wieku. W twojej szafce powinno znaleźć się chociaż kilka specyfików naturalnych. Zanim jednak wybierzesz się na ekozakupy, naucz się odróżniać preparaty naturalne od zwykłych chwytów reklamowych. Czy to na pewno kosmetyki naturalne? Kosmetyki ekologiczne z reguły nie zachwycają opakowaniem – z zasady umieszcza się je w szklanych flakonach czy tekturowych opakowaniach, które podlegają recyklingowi. Mimo to konsumenci je wybierają. W czym kryje się ich sekret? Są delikatne dla skóry i coraz skuteczniejsze. Podczas ich wytwarzania stosuje się tzw. zieloną chemię. Dzięki najnowocześniejszym technologiom uzyskuje się mikrocząsteczki, które bez trudu wnikają w głąb męskiej skóry, przyspieszają jej regenerację, przywracają naturalną równowagę i nadają ciału zdrowy, młodszy wygląd. Kiedy kupujesz kosmetyki oznaczone symbolami „eko”, „bio”, „organic”, zwróć uwagę na ich skład – wnikliwie czytaj ulotki i etykiety. Uregulowania prawne dotyczące tej kategorii środków pielęgnacyjnych właściwie nie istnieją lub są bardzo mgliste. Wszystkie luki i niejasności sprzyjają dużym koncernom, które wykorzystują je i umieszczają na wieczkach chwytliwe znaczki, nawet jeśli receptura preparatu zawiera niewiele składników naturalnych. Z założenia kosmetyki ekologiczne obejmują elementy pochodzące z tzw. upraw ekologicznych, a procesy ich produkcji są całkowicie przyjazne środowisku. Jak zyskać pewność, że wybrałeś kosmetyk eko? Pomogą ci certyfikaty instytucji, które nadzorują wytwarzanie takich produktów (np. Ecocert, BDIH, Cosmebio). Czasem nie warto odrzucać kosmetyków, które zawierają 98% (i więcej) składników naturalnych, ale nie zyskały certyfikatu (to długi, skomplikowany proces, który wymaga sporych nakładów finansowych). box:imagePins box:pin) Czytaj etykiety! Na co powinieneś zwrócić uwagę, czytając etykiety? Przede wszystkim na oleje. W kosmetykach naturalnych znajdziesz jedynie oleje roślinne (z ekologicznych upraw), nierafinowane, tłoczone na zimno. Preparaty „zwykłe” na ogół zawierają tzw. oleje petrochemiczne. Co jeszcze powinno kryć się w składzie specyfików eko? Na pewno olejki eteryczne, które tworzą naturalny zapach, wyłącznie roślinne emulgatory, witaminy, czasem odrobina alkoholu roślinnego, ewentualnie detergenty roślinne. Kosmetyki naturalne są wybawieniem dla osób ze skórą wrażliwą i alergików. Mimo to mężczyźni ze skłonnością do uczuleń, powinni przestudiować ich skład – niektóre olejki eteryczne potrafią wywołać reakcję alergiczną. Specyfiki te wybierają również panowie, którzy nie mają żadnych problemów z cerą. Preparaty na bazie składników pochodzenia roślinnego wyjątkowo delikatnie obchodzą się ze skórą. Ale zdarza się, że skutecznością ustępują produktom tradycyjnym. box:offerCarousel Na pewno spotkałeś się już z kosmetykami, które na opakowaniu opatrzono informacją: nie zawiera parabenów. Jednak w kosmetykach klasycznych ten składnik zwykle nie stanowi największego problemu. Co prawda, to konserwanty ale wnikliwie przebadane przez rzesze naukowców i bardzo bezpieczne dla ciała. Kiedy wnikną w skórę, ulegają przemianie, a następnie są wydalane przez organizm. Kosmetyki naturalne działają łagodnie, a zatem nie powinieneś oczekiwać, że efekty zauważysz z dnia na dzień. Pierwsze rezultaty pojawią się najwcześniej po kilku tygodniach stosowania. Które preparaty warto kupić? Co powinno znaleźć się w męskiej kosmetyczce? Na początek wybierz dwa, maksymalnie trzy kosmetyki ekologiczne. Sprawdź, jak reaguje na nie twoja skóra i czy delikatne, ale wolniejsze działanie na pewno ci odpowiada. Wśród męskich preparatów naturalnych zwróć uwagę na kremy nawilżające i balsamy do ust. Poleca się też żele pod prysznic i szampony do włosów, które subtelnie nawilżają skórę i nie przesuszają jej jak kosmetyki tradycyjne. Jeśli myślisz o zakupie ekologicznych środków do pielęgnacji włosów – przyjrzyj się ofercie odżywek dla mężczyzn. Również maski do włosów są skuteczne i mniej inwazyjne niż „chemia” w „zwykłych” specyfikach. box:offerCarousel) Zbliża się wiosna, więc warto wypróbować kremy z mineralnymi filtrami UV, które w naturalny sposób zabezpieczają skórę przed szkodliwym wpływem promieniowania. Panowie wybierają także balsamy do ciała oraz kremy do dłoni i stóp z eko-certyfikatem. Męskie kosmetyki ekologiczne to nie tylko moda – często przejaw całej filozofii życiowej. Na pewno powinieneś po nie sięgnąć i zastanowić się, czy to propozycja dla ciebie. Prócz naturalnego, łagodnego wpływu na ciało, przemawia za nimi jeszcze jeden istotny argument: podczas ich produkcji nie cierpi Matka Ziemia. Może zatem warto się na nie skusić?
Naturalne kosmetyki ekologiczne w męskiej kosmetyczne
Sterylizator ułatwia życie rodzicom i czyści za nich butelki. W kilka lub kilkanaście minut butelki mogą być ponownie użyte – całkowicie wolne od bakterii. Jakie sterylizatory są obecnie dostępne na rynku? Czym się kierować przy ich wyborze? Jak działa sterylizator? Sterylizator jest wykonany z tworzywa i służy do dezynfekcji butelek. Co więcej, wewnątrz niego znajduje się nie tylko miejsce na butelki, ale również wypustki, na których możemy umieścić smoczki. Szybkość nagrzewania i czyszczenie za pomocą pary wodnej zależy od mocy urządzenia – im większy, tym woda nagrzewa się szybciej. Zalety sterylizatora Dużą zaletą sterylizatora jest to, że zużywa niewiele wody. Poza tym nie musimy tracić czasu na wyparzanie butelek – wystarczy włożyć je do urządzenia i gotowe, resztę wykona za nas sterylizator. Butelki mogą pozostać w urządzeniu aż do czasu ich użycia. Sterylizatory parowe i mikrofalowe Na rynku wyróżniamy sterylizatory parowe oraz mikrofalowe. Sterylizator mikrofalowy to urządzenie dla tych, którzy posiadają kuchenkę mikrofalową. Wystarczy napełnić wodą zbiornik, umieścić butelki i włożyć całość do mikrofalówki. Dezynfekcja zajmuje kilka minut. Niektóre modele służą również do czyszczenia laktatorów. Mają niewielkie rozmiary i są tańsze niż sterylizatory parowe. Koszt sterylizatora mikrofalowego to od około 40 do 100 zł. Sterylizator parowy to elektroniczne, samowystarczalne urządzenie, które czyści butelki za pomocą pary wodnej. Temperatura wody nagrzewa się do około 100 stopni Celsjusza. Niektóre urządzenia umożliwiają również przygotowywanie posiłków na parze – to takie 2 w 1. Wraz ze zdezynfekowanymi naczyniami idzie w parze przygotowanie ciepłego i zdrowego posiłku dla malucha. Jest to ciekawe rozwiązanie, gdyż sterylizator służy nam dłużej – nie tylko w okresie niemowlęcym naszego dziecka. Koszt sterylizatora parowego to od około 90 do 350 zł. Jego zaletą jest jednak fakt, że jest to urządzenie przenośne. Na co zwrócić uwagę, wybierając sterylizator? Przede wszystkim należy sprawdzić, czy rodzaj butelek, które posiadamy, będzie do niego pasował. W przypadku sterylizatora mikrofalowego dodatkowo, czy mieści się w naszej kuchence. Warto wiedzieć, że do niektórych urządzeń pasują butelki tylko tego samego producenta, co sam sterylizator. Interesujące mogą się również okazać funkcje dodatkowe, które może posiadać sterylizator – suszenie, wyświetlacz LCD, który pokazuje czas do zakończenia czyszczenia, sygnał dźwiękowy informujący o zakończeniu pracy i automatyczne wyłączanie. Który sterylizator wybrać? Sterylizator odgrywa duże znaczenie szczególnie w przypadku, gdy mamy więcej niż jedno dziecko, na przykład bliźniaki. Wówczas każda minuta jest na wagę złota, a podczas karmienia – jeszcze cenniejsza. Mniejsze sterylizatory z większą mocą będą nagrzewały się szybciej, co jednocześnie skraca cały czas dezynfekcji. Warto jednak dobrać sterylizator do własnych potrzeb i w razie potrzeby kupić urządzenie z dodatkowymi funkcjami. W przypadku osób, które lubią, gdy zakupiony sprzęt posłuży im dłużej – dobrym rozwiązaniem będzie sterylizator z podgrzewaczem lub z funkcją przygotowywania posiłków na parze.
Wybieramy sterylizator
Co jakiś czas na rynku pojawiają się zabawki, które w krótkim czasie stają się hitem. Wszystkie dzieci chcą taki gadżet mieć i zazdroszczą tym, którym rodzice już go kupili. Na półkach w sklepach z zabawkami, stacjonarnych oraz internetowych, bez trudu znajdziemy te, które przedstawiają postaci z bajek czy popularnych filmów. Takie zabawki produkuje się w oparciu o tzw. licencję i muszą na to wyrazić zgodę właściciele praw autorskich do danej produkcji. Przedmioty nawiązujące do znanych postaci cieszą się dużym powodzeniem. Nic dziwnego – jeśli dzieci mają swoją ulubioną bajkę czy film, to chcą mieć również zabawki, które będą się z nimi kojarzyły. Do kin wchodzi właśnie kolejny film z serii Transformers. To seria amerykańskich produkcji, w których o władzę nad planetą Cyberton walczą roboty: dobre Autoboty i złe Deceptikony. Premierze towarzyszy oczywiście pojawienie się w sprzedaży zabawek i gadżetów z bohaterami filmu Tranformers. Zabawki z bohaterami Różne są upodobania najmłodszych. Jedne dzieci wolą klocki, inne gry planszowe, jeszcze inne uwielbiają wcielać się w postaci z filmów i kreskówek. Na szczęście każdy znajdzie w sklepach zabawkę, która spełni jego oczekiwania. Może będą to figurki robotów Transformers? Małą można kupić już poniżej 10 zł, duży zestaw to koszt około 300 złotych. Jeśli zaś komuś przyjdzie do głowy stanąć samodzielnie do walki z okrutnym i podstępnym Megatronem, na pewno przyda mu się kusza lub pistolet na piankowe strzałki, ewentualnie miotacz pocisków. Do pokonania Deceptikonów potrzeba dużo zręczności. Można ją ćwiczyć przy pomocy wyrzutni krążków. Kusza to wydatek rzędu około 4 zł, pistolet – około 25 zł, wyrzutnia – około 40 zł. Komplet dodatkowych 10 strzałek z gąbki (lubią się gubić w czasie zabawy) można kupić za 10 zł. W świecie robotów Wielbiciele klocków również nie mają na co narzekać – znajdą w sklepie niejeden zestaw, z którego samodzielnie stworzą postaci z filmu. Za najmniejsze pudełko klocków trzeba będzie zapłacić około 70 zł. Wielki zestaw, który umożliwia stworzenie niemal kompletnej scenografii do walki Deceptikonów z Autobotami to już wydatek rzędu 160 zł. A może fan robotów woli ułożyć ich wizerunek z puzzli? Proszę bardzo! Transformers występują również w takiej postaci – w zestawach od kilkudziesięciu do nawet kilkuset elementów. Puzzle Transformers można znaleźć w cenie od 13 zł za 100 elementów do 20 zł za 260 elementów. Miłośnicy układanek wymagających nie tylko spostrzegawczości, ale również zręczności na pewno chętnie pobawią się klockami Jenga Transformers (około 20 zł za zestaw). Zabawa polega na zbudowaniu z klocków na przykład postaci złego przywódcy Deceptikonów Megatrona, a następnie zniszczenie jej przy pomocy dołączonej do zestawu wyrzutni. Przenieś się do świata robotów A gdyby tak choć na chwilę przenieść się do świata robotów? To marzenie wielu małych wielbicieli serii Transformers może się spełnić, a pomocne w tym będą gry Transformers. Można na przykład zagrać w jedną z planszówek, które pozwalają dzieciom wcielić się w bohaterów filmu i stoczyć walkę po stronie dobra jako Autoboty lub zła jako Deceptikony. Na rynku dostępne są również gry karciane Transformers, których popularność rośnie od kilku lat. Mogą to być proste karty dla młodszych dzieci inspirowane „Czarnym Piotrusiem” (w cenie około 5 złotych za talię) lub bardziej skomplikowane gry strategiczne. Jedną z nich jest „Transformers Cartamundi”, w której gracze zdobywają kolejne krainy. Robot o największej sile (liczba podana na karcie) wygrywa rundę, a zwycięzcą całej gry zostanie ten, kto jako pierwszy zdobędzie cztery krainy. Rozgrywkę na pewno urozmaici internetowa aplikacja. Koszt gry to około 25 zł. Na rynku dostępne są również gry elektroniczne z grafiką Transformers (około 160 zł). Jednym słowem, każdy znajdzie coś dla siebie i na pewno będzie się świetnie bawił. Masz wrażenie, że wokół ciebie nagle zaroiło się od tajemniczych robotów, które, gdy nie patrzysz, zamieniają się w superszybkie samochody? Nic dziwnego. Świat wyobraźni małych i dużych dzieci został opanowany przez Transformers.
Transformers - zabawki, które podbijają serca dzieci
Pompa wodna to proste w budowie urządzenie, którego awaria może jednak wyrządzić w pojeździe spore szkody. Dlatego warto prewencyjnie wymieniać ją przy każdym serwisie rozrządu. Jakim producentom zaufać? Wymień pompę zanim dojdzie do awarii Główną funkcją pompy wodnej jest wymuszenie obiegu płynu w układzie chłodzenia. Dzięki temu ciepło wytworzone przez metalowe elementy silnika zostaje sprawnie przetransportowane do chłodnicy. Wszelkie awarie pompy skutkować będą zatrzymaniem krążenia płynu, a co za tym idzie jego zagotowaniem, które może prowadzić do trwałych uszkodzeń silnika, z naciskiem na układ korbowy. Koło pasowe pompy wodnej napędzane jest paskiem rozrządu, dlatego zatarcie jej łożysk skutkować będzie zerwaniem paska i unieruchomieniem pojazdu. Z powyższych powodów zaleca się, aby pompę wymieniać przy każdym serwisie rozrządu, którego interwały wynoszą przeważnie ok. 100 000 km. Podzespół ten zasadniczo nie jest ani skomplikowany w budowie, ani drogi w zakupie. Z tego powodu nie ma sensu na nim oszczędzać i najlepiej wybrać produkt jednego z uznanych producentów. Airtex – rodem ze Stanów Zjednoczonych box:offerCarousel Airtex to amerykańskie przedsiębiorstwo wyspecjalizowane w produkcji pomp wodnych i paliwowych zarówno na potrzeby rynku OEM (samochody nowe), jak i wtórnego (samochody używane). Firma ta posiada ponad 80-letnie doświadczenie w branży oraz bardzo szeroki asortyment, w skład którego wchodzą praktycznie wszystkie pojazdy dostępne w Europie. Airtex może pochwalić się licznymi certyfikatami jakości ISO, a także rozbudowanym procesem kontroli jakości, który obejmuje kilkanaście testów. Ceny pomp wodnych tej marki zaczynają się od ok. 65 zł za części do aut starszej produkcji (np. Golf III) do ok. 110 zł (np. Golf VI). SKF – z polskim akcentem box:offerCarousel SKF to szwedzki potentat, którego oferta dotyczy przede wszystkim łożysk, części do układu napędowego, zestawów rozrządu oraz pomp wodnych. Firma ta na rynku funkcjonuje od ponad 110 lat, zatrudniając 45 000 osób w 32 krajach. Również w Polsce znajdują się zakłady produkcyjne skandynawskiego przedsiębiorstwa. Pompy wodne SKF wyróżniają się wysoką wytrzymałością i precyzyjnym pasowaniem, dzięki czemu ich montaż jest łatwy. Oferta zamyka się w prawie 550 zestawach obejmujących ok. 96% samochodów na rynku europejskim. Pompy SKF są nieco droższe aniżeli Airtexa. Do takich pojazdów, jak Volkswagen Golf czy Passat, będą one kosztować ok. 110–150 zł w zależności od jednostki napędowej. Valeo – jakość OEM box:offerCarousel Valeo to francuski potentat części zamiennych, którego asortyment jest bardzo szeroki. Firma ta znana jest jednak przede wszystkim z produkcji podzespołów do układu napędowego, hamulcowego i chłodniczego oraz elementów elektryki i oświetlenia. Wiele z części dostarczanych jest na tzw. pierwszy montaż, co może świadczyć o wysokim zaufaniu ze strony koncernów motoryzacyjnych. W kontekście pomp wodnych produkty Valeo również wyróżniają się ponadprzeciętną jakością. Podzespoły do Volkswagena Golfa będą kosztować od 110 do 200 zł w zależności od zastosowanego silnika i generacji pojazdu. Meyle – niemiecka precyzja box:offerCarousel Wśród polecanych producentów pomp wody warto wymienić niemiecką firmę Meyle, która znana jest z wytwarzania części do układu zawieszenia, napędowego i chłodniczego. Pompy tej marki, podobnie jak Valeo, znajdują zastosowanie też w przypadku aut zupełnie nowych. Wszystko dzięki wiodącym technologiom z zakresu wytrzymałości i uszczelnienia oferowanych podzespołów. Za zamiennik na potrzeby Golfa III zapłacimy od 60 zł. Ceny pomp do nowszych pojazdów oscylować będą w przedziale 120–160 zł.
Czołowi producenci pomp wody układu chłodzenia
Piękna, słoneczna wyspa Korfu, przeplatająca się przeszłość i teraźniejszość, historia Polski i Grecji oraz dwójki ludzi, których losy tworzą prawdziwą mozaikę. Nowa powieść Hanny Cygler to przyciągająca i poruszająca opowieść o emocjach i uczuciach – tych teraźniejszych i tych z przeszłości. Jannis Kassalis to Grek, który urodził się i wychował w Polsce, ale od wielu lat mieszka na Korfu. Pewnego dnia w jego życiu pojawia się Nina, młoda Polka, która twierdzi, że może być jego córką. Jak potoczą się losy dwójki nieznajomych sobie ludzi, których łączy historia? Układanka ze wspomnień Hanna Cygler zaprasza czytelnika do wspaniałej, wciągającej podróży po wspomnieniach Jannisa. Grek opowiada historię swojej rodziny, powoli otwierając się przed Niną. Jego opowieści są skomplikowane, niekiedy zagmatwane, ale warsztat pisarski Hanny Cygler sprawia, że opowiadania Jannisa są czytelne i niezwykle interesujące. Przyciągające uwagę są zwłaszcza wątki mało znane z polskiej historii, jak powojenni emigranci z Grecji przebywający w Bieszczadach, a także ciężkie dla nich czasy komunizmu. Przeplatające się losy Polaków i Greków to zdecydowanie jeden z mocniejszych elementów opowieści, który sprawia, że historia opowiadana przez Jannisa zyskuje zupełnie nowy, zaskakujący wymiar. Opowieść z historią w tle Autorka „Greckiej mozaiki” balansuje pomiędzy różnymi czasami i odległymi miejscami. Historia przenosi się ze współczesnej Grecji do II wojny światowej, zahaczając o Bieszczady, Gdańsk i Kraków. Hanna Cygler odsłania wiele historycznych wątków, które bohater powieści łączy w całość, tworząc skomplikowany obraz losów swojej rodziny. Autorka prezentuje niezwykle klimatyczną opowieść, wypełnioną emocjami, a także niezwykłymi zwrotami akcji, które kształtują przeszłość i przyszłość zarówno Jannisa, jak i Niny. Jednak czy dziewczyna rzeczywiście jest córką Greka? O tym każdy czytelnik musi przekonać się sam. Historia uczuć i dramatów „Grecka mozaika” to przede wszystkim opowieść o emocjach, uczuciach ludzi na przestrzeni lat, ich doświadczeniach, często dramatycznych, oraz o sile miłości. Autorka sprawnie posługuje się słowami, tworząc skomplikowaną, bogatą historię, pełną szczegółowych wątków, którą czyta się szybko i sprawnie. Opowieść wciąga od pierwszych stron, sprawiając, że czytelnik w całości zostaje pochłonięty przez narrację, która wciąż i wciąż odkrywa przed nim kolejne elementy układanki. Hanna Cygler przyciąga czytelnika do swojej opowieści i sprawia, że bardzo ciężko się od niej oderwać. Zwolenników e-booków z pewnością ucieszy fakt, że książka dostępna jest w formatach EPUB i MOBI za ok. 27 zł. Źródło okładki: www.rebis.com.pl
„Grecka mozaika” Hanna Cygler – recenzja
Urodziny to bardzo ważne święto w życiu dziecka. Wyczekiwane są z niecierpliwością i nadzieją, że ten dzień będzie wyjątkowy. Aby sprawić swojemu dziecku radość, możemy zorganizować mu przyjęcie. Dobrze przemyślane i obfite w atrakcje zostanie w jego pamięci na długi czas. Miejsce, dekoracje, tort – o czym jeszcze trzeba pamiętać? Wydawałoby się, że dziecięca zabawa to łatwizna, jednak po przeanalizowaniu sprawy zaczynają pojawiać się wątpliwości. Gdzie zorganizować urodziny dziecka? Pierwszym pomysłem, jaki przychodzi nam do głowy, jest oczywiście nasz dom lub mieszkanie. Dziecko będzie czuło się swobodnie w znanym otoczeniu. Takie przedsięwzięcie może wiązać się z koniecznością przemeblowania, aby urządzić bezpieczną przestrzeń dla gości. Dobrze jest ją również ograniczyć, unikając sytuacji, gdy rozbawione dzieci opanują dosłownie każdy zakątek domu. Jeśli okazja wypada w okresie letnim, możemy pokusić się o przyjęcie na świeżym powietrzu bądź piknik. Pamiętajmy, aby przygotować alternatywę lub schronienie w razie nagłej zmiany pogody. Inną możliwością jest wynajęcie sali w firmie wyspecjalizowanej w zabawach dziecięcych. Takie rozwiązanie może jednak okazać się dość drogie. Jeśli się na nie decydujemy, sprawdźmy dokładnie, czy przestrzeń jest zabezpieczona, aby uniknąć nieszczęśliwego wypadku. O ostatecznym rozstrzygnięciu tej kwestii zaważy określenie dokładnej liczby zaproszonych gości. Dekoracje urodzinowe Aby atmosfera na przyjęciu była bajeczna, warto zadbać o niecodzienne dekoracje przestrzeni. Balony niemal jednoznacznie kojarzą się z urodzinami. Dobrze jeśli jest ich dużo i w różnych kolorach. Dla wzmocnienia efektu zaopatrzmy się w butlę z helem, która pozwoli balonikom unosić się w powietrzu. Serpentyny, trąbki, konfetti, a pod sufitem kolorowe girlandy dodające niesamowitego klimatu. Dekoracje to bardzo ważny element przyjęcia. Wprowadzają w odświętny nastrój i poprawiają samopoczucie – już w trakcie ich aranżacji czuje się ekscytację! Innym sposobem na obmyślenie przestrzeni imprezy jest nadanie jej tematu przewodniego. Taka droga pozwala na realizację marzeń albo pomysłów naszej pociechy. Być może zorganizujemy w efekcie wytworne spotkanie księżniczek albo wróżek? Z mnóstwem diademów, różdżek i biżuterii? Albo będzie to przyjęcie wesołych piratów lub kowbojów w przebraniach. Zapytaj dziecko, o czym marzy i w miarę możliwości stwórz krainę, która zrobi na nim wrażenie. Jedzenie na przyjęciu urodzinowym dziecka Dzieci są bardzo żywiołowe i ruchliwe, na pewno nie zatrzymamy ich przy stole na dłuższy czas. Ugośćmy naszych małych gości słodkimi i słonymi przekąskami, które będą mogły szybko zjeść, a następnie wrócić do zabawy. Jeśli nie tolerujemy słodyczy, paluszków czy chipsów, możemy je zastąpić kolorowymi kanapeczkami, mini tortillami z warzywami czy też koreczkami. Na słodko zawsze dobrze sprawdzą się owoce. Podanie wszystkiego na dziecięcej jednorazowej zastawie jest bardzo trafnym posunięciem. Po zabawie łatwo będzie posprzątać. Nie wolno zapomnieć o najważniejszym punkcie wieczoru – torcie, dmuchaniu świeczek i śpiewaniu „Sto lat”! Przydadzą się papierowe talerzyki, serwetki i widelce. Animacje i zabawy na dziecięcych przyjęciach Coraz popularniejsze staje się wynajmowanie na dziecięce przyjęcia urodzinowe profesjonalnego animatora. Taka osoba zajmuje się organizacją czasu i zabaw. Jeśli jednak mamy odrobinę zapału oraz pomysły, możemy sami się tym zająć. Konkursy sprawnościowe, kalambury, gry w berka lub chowanego, puszczanie baniek. Dokładnie przeanalizuj możliwości pomieszczenia, w którym odbywa się zabawa, aby czas minął miło i przede wszystkim bezpiecznie. Kiedy już wszystko gotowe, pozostaje tylko wręczyć zaproszenia i zrealizować plan. Nie ma nic piękniejszego niż zachwyt na twarzy dziecka. Dlatego warto sprawić, aby jego urodziny były przyjemnym i radosnym przeżyciem na długo pozostającym w pamięci.
Urodziny dziecka – jak je zorganizować?
Niewielka książeczka autorstwa Bohumila Hrabala mimo upływu lat, wciąż przykuwa uwagę. Dzieło rozsławione przez świetny film reżyserii Jiriego Menzla w cudowny sposób łączy specyficzny humor i budzącą grozę wojnę. Odczytywana jako powieść o inicjacji, o młodości, która nie ma szansy na rozkwitnięcie, w groteskowy sposób pokazuje nam dramaty indywidualne na tle dużo przecież bardziej dramatycznej rzeczywistości wojennej. Jeden marzy o tym, by stać się mężczyzną... Głównym bohaterem „Pociągów pod specjalnym nadzorem” jest Miłosz: młody chłopak, stażysta na stacji kolejowej, przygotowujący się do bycia zawiadowcą. Przez dworzec przejeżdżają niemieckie pociągi pełne sprzętu wojskowego i amunicji, rannych, wagony bydlęce przewożące ludzi do obozów, ale on przeżywa swoją własną tragedię. Po tym jak nie wyszło mu z dziewczyną, próbował odebrać sobie życie, a teraz wciąż wydaje mu się, że wszyscy już wiedzą o jego problemie i że się z niego śmieją. Czyżby nigdy miał nie mieć już okazji, by stać się mężczyzną i przeżyć ten swój pierwszy raz? Drugi wciąż udowadnia, że nim jest Na drugim biegunie można by postawić inną postać pracującą na tej stacji, czyli dyżurnego ruchu, pana Całuska. Jego podboje są wręcz legendarne i wydaje się, że myśli on tylko o damskich wdziękach, czym doprowadza do palpitacji serca zawiadowcę dworca, który boi się, że skandale będą katastrofą dla ich miejsca pracy i zablokują jego awans. Cała ta historia pełna jest podobnych zabawnych scenek, dialogów, przemyśleń i wspomnień – życie wydaje się toczyć jak przed wojną, jakby nic się wokół strasznego nie działo. Oni przeżywają własne problemy, marzenia i obawy, a na horyzoncie widzą płonące, bombardowane miasto. Obaj dokonują czegoś, na co stać niewielu Nie ma tu kompletnie miejsca na patos i na bohaterstwo: nawet decyzja o tym, by wziąć od partyzantów ładunek wybuchowy i rzucić go na pociąg z amunicją, jest opisana jakoś od niechcenia, jakby to był żart, a nie czyn wymagający odwagi i ryzykowania życiem. To spojrzenie na okupację hitlerowską zupełnie inne, może odrobinę żartobliwe, ale przecież cały czas czujemy, że życie tych mężczyzn jest skażone tym, w jakich czasach przyszło im żyć i pracować. Zdajemy sobie sprawę, na co muszą przymykać oczy, co muszą myśleć przepuszczając wagony, które wiozą sprzęt do zabijania. Co z tego, że wiele kilometrów dalej... „Pociągi pod specjalnym nadzorem” na pierwszy rzut oka mogą wydawać się rubaszne, może groteskowe, dopiero przeczytanie książki w całości zmienia naszą ocenę i sprawia, że zupełnie inaczej patrzymy na ten tekst. Hrabal napisał swoją powieść ponad 50 lat temu, a wciąż zachwyca ona swoim urokiem. Mało kto potrafi pokazać ludzką wrażliwość, zarówno słabości, jak i mocne strony naszej natury, nie epatując przecież w żaden sposób wielkimi dramatami i pisząc o sprawach małych i prozaicznych. Źródło okładki: wydawnictwoagora.pl
„Pociągi pod specjalnym nadzorem” Bohumil Hrabal – recenzja
Lata 70. w pełni powróciły do modowych łask – letnie trendy to przede wszystkim długie, zwiewne sukienki, rozszerzane spodnie, kapelusze, a także charakterystyczne buty na platformach. Jakie są najmodniejsze modele, które sprawdzą się podczas wakacji 2016? Kobiety uwielbiają buty na platformach – wydłużają i wysmuklają sylwetkę, dodają kilka centymetrów wzrostu, a jednocześnie są zdecydowanie wygodniejsze niż klasyczne szpilki. Platforma sprawia, że stopa jest mniej wygięta, a także ma dodatkowe podparcie i lepszą stabilność. Buty w stylu lat 70. różnią się od szpilek też tym, że na ogół mają gruby, stabilny słupek lub wygodny koturn. Platformy sprawdzą się przy wielu stylizacjach – pasują każdej kobiecie, niezależnie od wieku czy figury. Jeśli chcesz wyglądać modnie i wpasować się w letnie trendy, postaw na dodatki w stylu lat 70., które staną się doskonałym uzupełnieniem wakacyjnej garderoby. Sandały na każdą okazję Zamszowe sandały na platformie idealnie wpisują się w letnie trendy. Najpopularniejsze modele są w kolorze czarnym – wyjątkowo uniwersalne i pasują niemalże do wszystkiego. Jednak dobrym pomysłem będą także buty w kolorze intensywnych odcieni niebieskiego, żółtego albo czerwonego – podkreślą wakacyjny, luźny styl. Zamszowe sandały możemy połączyć np. z torbami-workami wykonanymi z takiego samego materiału. Stworzy to jednolitą, modną stylizację utrzymaną w letnim, festiwalowym klimacie. Drewniane chodaki to kwintesencja stylu lat siedemdziesiątych. Wysokie, drewniane platformy noszone do dzwonów i crop topów to prawdziwy hit lata, który pokochały światowe modelki, np. Gigi Hadid, Emily Ratajkowski i Alessandra Ambrosio. Jeśli chcesz ubrać się jak gwiazda, wybierz drewniane sandały na platformie, rozpuść włosy i załóż modne okulary-muchy. Do takiego zestawu pasować będzie boho torebka z frędzlami i etniczna biżuteria. Chodaki na drewnianej platformie możemy nosić także wieczorem – wtedy sprawdzą się skórzane, ozdobione ćwiekami modele. Kto powiedział, że nie można łączyć stylu boho z rockowymi dodatkami? Sandały na ząbkowanej, białej platformie to połączenie inspiracji szykiem lat 70. i normcore, czyli stylu, który polega na podkreśleniu luzu i „normalności” w ubieraniu się. Takie buty najlepiej będą wyglądać w połączeniu z typowo miejskimi stylizacjami – luźnymi spodniami typu boyfriend czy dzianinowymi, dopasowanymi sukienkami. Najpopularniejsze opcje kolorystyczne to czarna góra z białą podeszwą albo cały biały but, ale możemy także eksperymentować – modne są również modele z metalicznymi, błyszczącymi na tęczowo paskami. Taka wersja idealnie sprawdzi się jako uzupełnienie młodzieżowej stylizacji. Wszystko, co się błyszczy Trendy na lato 2016 pozwalają na łączenie wielu trendów naraz. Nawet jeśli obecnie w modzie króluje styl boho, nie oznacza to, że musimy rezygnować z innych, modnych dodatków. Nadal masz w szafie złote albo srebrne buty? Świetnie się składa! Metaliczne i błyszczące mokasyny na platformie będą charakterystycznym i stylowym elementem letniej stylizacji. Klapki na wysokości Klapki na platformie? To doskonała propozycja na lato! Są przewiewne, lekkie i pasują do wielu codziennych stylizacji. Możemy wybierać między modelami na wygodnym słupku albo koturnach. Modne są zarówno modele z gumową, drewnianą, jak i korkową podeszwą. Przy tak odkrytych butach należy pamiętać o wcześniejszym zadbaniu o stopy – pedicure to konieczność! Platformy to doskonały wybór na lato – są nie tylko modne, ale także bardzo wygodne i uniwersalne. Można je nosić do pracy, na spotkanie z przyjaciółkami na mieście, a także na wieczorną randkę. W zależności od dodatków ubrania mogą prezentować się elegancko lub casualowo – wszystko zależy od naszej fantazji.
Buty w stylu lat 70. – platformy
Dom i Ogród z nowymi wartościami parametru stan Nowe wartości parametru stan dodacie we wszystkich nowych, wznawianych i trwających ofertach, w podkategoriach: Budownictwo i Akcesoria, Wyposażenie, Meble, Narzędzia, Ogród, Utrzymanie czystości, Zwierzęta. W poszczególnych podkategoriach dostępne warianty parametru stan mogą się różnić - wynika to z cech produktów. Wszystkie dostępne wartości parametru stan w Dom i Ogród: nowy - produkt nieużywany, pełnowartościowy, całkowicie sprawny używany - produkt może nosić ślady użytkowania uszkodzony – produkt z wadą, która wpływa na jego działanie lub całkowicie uniemożliwia użytkowanie produktu po zwrocie - produkt zwrócony, mógł zostać rozpakowany niepełny komplet - produkt, który nie ma wszystkich elementów wchodzących w skład oryginalnego zestawu powystawowy – produkt z wystawy sklepowej, może nosić ślady użycia, bez uszkodzeń wpływających na jego działanie odnowiony przez producenta - produkt używany, po odnowieniu przez producenta przywrócony do pełnej sprawności odnowiony przez sprzedawcę - produkt używany, po odnowieniu przez sprzedawcę przywrócony do pełnej sprawności
Dom i Ogród z nowymi wartościami parametru stan
Roślinność w domu tworzy niezwykły klimat. Dodaje uroku miejscom, które na pozór wydają się nudne i bezużyteczne. Potrafi też tchnąć życie w nawet najbardziej smutne pomieszczenia, nadając im charakter i powiew radości. Roślinność w mieszkaniu to nie tylko piękna ozdoba, ale również korzyści dla naszego zdrowia i samopoczucia. Dziś zamiast na kwiatach doniczkowych, które ma prawie każdy z nas, skupmy się na drzewkach, w dodatku tych egzotycznych. Mandarynka Mandarynka to nieziemsko pachnące drzewko cytrusowe, które do Europy trafiło już na początku XIX wieku. Jeśli wydaje ci się, że uprawa cytrusów w domu jest trudna, jesteś w błędzie. Musisz im zapewnić przede wszystkim odpowiednią glebę. W tym przypadku najlepsza będzie ziemia próchnicza, lekko kwaśna. Mandarynka wymaga również delikatnego podlewania i dużej ilości światła. Uwaga – jeśli masz kuchenkę gazową, nie hoduj mandarynki w jej pobliżu. Gaz dla tej rośliny jest śmiertelnie trujący. Drzewko bonsai Drzewka bonsaito bardzo wymagające i delikatne rośliny, które najlepiej czują się w pobliżu naturalnego światła. Parapet więc będzie dla nich idealnym miejscem. Optymalne podłoże dla drzewka bonsai, które zapewni mu optymalny wzrost, to mieszanina gruboziarnistego piasku, gliny i torfu. Bardzo istotną częścią procesu pielęgnacyjnego jest podlewanie – podłoże nigdy nie powinno być przesuszone, dlatego w wielu przypadkach zaleca się codzienne podlewanie. Oliwka europejska Jej naturalnym środowiskiem jest basen Morza Śródziemnego, ale oliwka europejska może być hodowana także w warunkach domowych. Dużą uwagę przyciągają jej liście o bardzo charakterystycznym, srebrno-zielonym kolorze. To bardzo łatwa w uprawie roślina, gdyż jest odporna na brak wody i silny wiatr – w przypadku domowej rośliny oczywiście na przeciągi w mieszkaniu. Oliwka europejska lubi jasne, nasłonecznione pomieszczenia. Bananowiec Bananowiec osiąga wysokość nawet do 6 metrów. To drzewko o pięknych, dużych liściach, które w ciepłych pomieszczeniach będą ozdobą przez cały rok. Roślina lubi gleby kwaśne i wilgotne. Dzrewko swoją okazałością zachwyca wszystkich. Latem może stać bezpośrednio na słońcu, ale zimą warto zapewnić mu ciepły kąt w mieszkaniu. Ręka Buddy To drzewo niezwykłe, o pięknych liściach i niezwykłych owocach. Ręka Buddy to drzewko, które potrzebuje 8 godzin światła dziennego do prawidłowego rozwoju. Powinno być chronione przed wiatrem oraz zbyt wysokimi i zbyt niskimi temperaturami. Zwłaszcza w okresie letnim wymaga stałego podlewania. Roślina nazywana jest „ręką Buddy” ze względu na kształt swoich owoców. W Japonii pełniła przez wieki nie tylko funkcję dekoracyjną, ale i religijną. Zielone zdrowie Rośliny i kwiaty doniczkowe wykazują zarówno właściwości ozdobne, jak i zdrowotne. Potrafią oczyścić powietrze ze szkodliwego dwutlenku węgla i innych substancji związanych z zanieczyszczeniem środowiska. W zamian dostarczają tak potrzebny nam tlen, dzięki czemu poprawiają jakość powietrza w mieszkaniu i zwiększają jego wilgotność. Co więcej, niektóre gatunki roślin poprawiają koncentrację, dodają energii i wigoru. Są wśród nich również takie, które odprężają i ułatwiają zasypianie. Zostało udowodnione, że zieleń bardzo pozytywnie wpływa na psychikę, a nawet poprawia funkcjonowanie organizmu (np. układu krążenia). Można zatem powiedzieć bez przesady, że kwiaty to naturalne lekarstwo – zarówno dla duszy, jak i ciała.
Egzotyczne drzewka w twoim domu
Woda jest jednym z żywiołów, którego okiełznanie sprawia ludziom niesamowitą frajdę. Spływy pontonowe po rwących, górskich potokach to rozrywka zapewniająca sporą dawkę adrenaliny. Im woda zimniejsza, a rzeka bardziej stroma i kręta, tym emocje większe. Rafting do niedawna uważany był za sport ekstremalny dla ludzi nie odczuwających strachu. Obecnie stanowi doskonałą rozrywkę i sposób na spędzenie wolnego czasu w gronie znajomych. Czy aby na pewno sobie poradzę? Rafting na pierwszy rzut oka może wydawać się banalną rozrywką. I rzeczywiście nie wymaga specjalnego przygotowania. Wystarczy dobra współpraca, wzajemne zaufanie oraz zdolność do podejmowania szybkich decyzji. To od nas samych zależy, czy obierzemy za cel utrzymanie się w pontonie i możliwie spokojny spływ. A może poszukujemy rzeki, gdzie rwący nurt i skalne progi zapewnią ekstremalną przygodę? Najważniejsze jest dostosowanie stopnia trudności rzek do posiadanego doświadczenia. Dla początkujących wystarczające będą spływy o stopniu trudności WWI lub WWII. Trasy o trzecim stopniu wymagają już pewnego doświadczenia z silnym nurtem i wysokimi falami. Ostatnie dwa poziomy przeznaczone są wyłącznie dla profesjonalistów. Jak ubrać się na spływ pontonem? Zacznijmy od tego, że na rafting zawsze należy zabrać dwa komplety odzieży. Jeden na spływ, natomiast drugi powinien czekać na nas suchy po wyjściu z wody. Do raftingu nie potrzebujemy specjalnej odzieży. Są jednak elementy, które pozwolą nam czuć się bezpieczniej. Po pierwsze buty. Mogą to być tenisówki lub adidasy. Ważne, aby były lekkie i dobrze przylegały do stopy. Możemy także użyć dość popularnego w sportach wodnych obuwia neoprenowego. Specjalnie dobrane materiały syntetyczne zapewniają stopie komfort termiczny oraz stabilność na śliskich nawierzchniach. Górną część garderoby powinny stanowić ubrania z materiałów szybkoschnących, stroje kąpielowe bądź pianki pływackie. Unikajmy odzieży bawełnianej, która szybko nasiąka wodą i potęguje uczucie zimna. Lepszym rozwiązaniem będzie windstopper lub bardzo popularna w ostatnich latach odzież termiczna. W jaki sposób mogę zwiększyć swoje bezpieczeństwo? Pamiętaj – przezorny zawsze ubezpieczony. Z rwącym, górskim potokiem nie ma żartów. Jeżeli stopień trudności spływu jest wyższy niż WIII obowiązkowo kup kask ochronny. Przy zakupie zwróć uwagę czy zakrywa czoło, skronie i uszy. Niezmiernie istotne są otwory odprowadzające wodę. Bez nich woda może przedostawać się pod kopułę kasku, napływając do uszu oraz oczu. W dalszej kolejności nie możemy zapomnieć o kamizelce asekuracyjnej lub ratunkowej. Te używane w raftingu nieco różnią się od powszechnie stosowanych w ratownictwie lub żeglarstwie. Pamiętajmy, że w trakcie spływu nic nie może krępować naszych ruchów. Zbyt obszerna kamizelka może ograniczać ruchy podczas wiosłowania. Najistotniejszą jej cechą jest jednak wyporność. Jeżeli specyfikacja wskazuje minimum 70N, to znaczy, że powinna nas bezpiecznie utrzymać na powierzchni wody. Przechowywanie telefonu komórkowego, aparatu, jedzenia w kieszeni spodni lub plecaku pośród szalejących fal nie jest najlepszym pomysłem. Zbawienne mogą okazać się wodoszczelne torby. Bezpośrednio nie chronią uczestników spływu, ale zabezpieczają zabrane przedmioty przed szalejącą wodą. Torby nie musimy zakładać na siebie – producenci zapewniają szereg sposobów montowania ich na powierzchni pontonu. Jaki ponton wybrać na rafting? Pierwszym kryterium przy wyborze pontonu jest ilość osób jaką powinien pomieścić. Producenci oferują nam pontony od pięcioosobowych do nawet jedenastoosobowych. Praktycznie w każdym modelu znajdziemy dmuchane ławki oraz wiosła. Ważnym elementem każdego pontonu raftingowego są uchwyty na stopy, dłonie oraz olinowanie. Bez nich możliwość utrzymania się na krętej rzece znacząco spada. Bardzo istotnym elementem każdego pontonu jest podłoga. Profesjonalne wersje produkowane są z bardzo mocnego PVC wzmacnianego dodatkowo kilkuwarstwową siatką poliestrową. W związku z dużą ilością wody dostającej się do wnętrza pontonu, pokład powinien być zaopatrzony w odpływy na wodę. Rafting staje się doskonałym sposobem na spędzenie wolnego czasu na urlopie. Ten z pozoru niebezpieczny sport nie wymaga odpowiedniego przygotowania ani predyspozycji. Odrobina odwagi zapewni wam emocje, których nie zapomnicie na długo po zakończeniu wakacji.
Rafting – jak się na niego dobrze przygotować?
Szybkie tempo życia, siedzący tryb pracy, są przyczyną naszego ciągłego zmęczenia. Pośpiech sprawia, że nie mamy czasu dla rodziny, bliskich przyjaciół, ale również i dla siebie. Często marzymy o gorącej kąpieli, bo na co dzień zazwyczaj wystarcza szybki prysznic. Świetnym pomysłem na regenerację sił jest weekend w SPA. Ośrodki takie cieszą się dość dużą popularnością i z roku na rok zdobywają coraz więcej wielbicieli. Można tutaj odpocząć, zrelaksować się, zadbać o ciało i umysł. Jednak nie musimy wydawać fortuny na tego typu atrakcje. Możemy przygotować SPA we własnym domu. Masaż i jego pozytywny skutek Masaż całego ciała, dłoni, stóp i twarzy to podstawowy zabieg, który oferują ośrodki SPA. Jest on relaksujący, zwiększa tlen w naszym organizmie, usuwa toksyny z mięśni, poprawiając ich elastyczność. Dzięki masażowi mięśnie stają się rozluźnione, a napięcie i stres zredukowane. Domowym sposobem na przyniesienie ulgi zmęczonemu ciału oraz na odprężenie się, jest zakup odpowiedniego masażera. Jak działa masażer i jaki kupić? Głównym zadaniem masażera jest wyeliminowanie bólu oraz dostarczenie relaksu naszemu ciału. Urządzenia wyposażone są w różne programy, dzięki którym możemy dostosować masaż do naszych potrzeb. Ma on na celu rozszerzenie porów, pobudzając nasz układ krwionośny, nerwowy oraz odpornościowy. Urządzenia do masażu powodują kurczenie i rozkurczanie się mięśni, jednocześnie uśmierzając ból. Wspomagają również metabolizm, sprzyjając odchudzaniu i modelowaniu naszej sylwetki. Tylko regularne stosowanie masażera przynosi oczekiwane skutki – wygładzanie skóry, pozbycie się cellulitu itp. Rodzaje masażerów Masażer uniwersalny – poręczne i niewielkie urządzenie, które możemy zastosować na dowolną partię ciała – dobieramy wówczas odpowiednią nakładkę. Masażer do twarzy – pozwala pozbyć się zmęczenia i nie tylko. Wyposażony jest różne końcówki, które służą do oczyszczania skóry i jej wygładzania. Zastosowanie jego pobudza krążenie. Masażer głowy – jest to urządzenie ręczne (nie wymaga zasilania), które swoim wyglądem przypomina trzepaczkę. Jego działanie jest relaksujące, uśmierza ból, przyczynia się do zmniejszenia stresu i poprawia ukrwienie głowy. Masażer karku – najczęściej posiada podłużny kształt w formie zagłówka. Dzięki niewielkiej wadze możemy go zabrać ze sobą do pracy lub w podróż. Łagodzi bóle karku i pomaga pozbyć się zakwasów. Świetnym rozwiązaniem jest tzw. poduszka masująca, która posłuży nie tylko do masażu karku, ale również pleców, stóp i dłoni. Masażer stóp – stopy to dość newralgiczna część ciała. W stopach znajdują się punkty, które połączone są z wieloma narządami naszego organizmu. Tego typu urządzenie jest idealne do odprężenia. Pozwala się pozbyć uczucia zmęczenia oraz różnego rodzaju bólu. Masażer wibracyjny – jest to kompleksowy zestaw, który wytwarza drgania przenoszone następnie na ciało. Ćwiczenia na tzw. platformie masującej pozwalają kształtować sylwetkę i mają wiele zalet. Poprawiają nasze samopoczucie psychiczne, stan skóry, wzmacniają kości, a także zwiększają elastyczność stawów, wiązadeł oraz ścięgien. Ćwiczenia na platformie wspomagają pracę układu krwionośnego i hormonalnego. Zabiegi upiększające ciało Oprócz treningów potrzebny będzie dzień, który poświęcimy na pielęgnację naszego ciała. Kurorty SPA oferują szeroką gamę zabiegów, które poprawiają urodę. Ogromną popularnością cieszy się kosmetyka estetyczna. W ofercie SPA mamy również zabiegi mezoterapii, czy fal radiowych, które rewelacyjnie wpływają na wygląd. W domowym zaciszu prostymi sposobami możemy również przygotować zabiegi, dzięki którym znów poczujesz się atrakcyjna. Nic tak nie odpręża, jak długa ciepła kąpiel, do której możesz dodać olejki aromatyczne oraz sól oczyszczającą organizm z toksyn. W czasie kąpieli zadbaj również o włosy i twarz. Ciepła para rozszerza pory skóry oraz rozchyla łuski włosów. Nakładając maseczkę, zapewniasz jej większą skuteczność. Dopełnieniem wszystkiego będzie nastrojowa muzyka oraz świece zapachowe.
Zabiegi SPA jako idealny sposób na wypoczynek
Każda z nas marzy o pięknej opaleniźnie nie tylko latem, ale także przez cały rok. Nie zawsze chcemy jednak korzystać z solarium, a drogeryjne samoopalacze też nas nie zadowalają. Rozwiązaniem jest samoopalacz wykonany we własnym zakresie z wykorzystaniem domowych składników. Dobre samoopalacze nie muszą kosztować fortuny. Przedstawiamy przepis na własnoręczne przygotowanie samoopalacza. Po jego użyciu skóra będzie wyglądać świeżo, a dzięki nawilżającym składnikom uzyskasz naturalny, piękny blask lekkiej opalenizny. Samoopalacz czy solarium Jest dość pokaźna grupa pań korzystających z usług solarium. Warto jednak pamiętać, że nie jest to najrozsądniejszy wybór. Z badań przeprowadzonych przez UOKiK wynika, że tylko co szóste solarium w Polsce jest bezpieczne dla zdrowia. Warto więc zainwestować w samoopalacz lub uzyskać opaleniznę podczas wypoczynku w ciepłych krajach. Ale i na wyjazdach należy opalać się, zachowując zdrowy rozsądek. Trzeba pamiętać o odpowiedniej ochronie, używać kremów z filtrem i pić duże ilości wody, a skórę często nawilżać. Naturalne opalanie prowadzi również do starzenia się skóry i powstawania przebarwień, dlatego świetną alternatywą jest samoopalacz dostępny przecież w każdej drogerii czy aptece. Domowy samoopalacz krok po kroku Można też pokusić się o przygotowanie samoopalacza w domowym zaciszu. Do takich należy samoopalacz w formie balsamu, gdyż jego konsystencja jest najbardziej trwała i przyjemnie się ją nanosi. Samoopalacze w formie sprayu nie są zbyt trwałe, a przy tym mogą brudzić ubrania czy zostawiać smugi. Przy samodzielnie wykonanym balsamie brązującym prawdopodobieństwo tego rodzaju wpadek jest mniejsze. Jakich sprzętów będziesz potrzebować? * garnka z rączką, * specjalnego naczynia do kąpieli wodnej lub mniejszego garnuszka do umieszczenia w kąpieli, * miksera. Składniki jakich potrzeba do stworzenia samoopalacza DIY znajdziesz na poniższej liście: box:shoppingList box:shoppingItem) Możesz również dodać dwie łyżeczki witaminy E, która doskonale nawilża skórę i przeciwdziała jej wysuszaniu, a także regeneruje i wygładza. Do dzieła! Jeśli masz już wszystkie składniki możesz przystąpić do tworzenia samoopalacza. Podążaj za poniższymi krokami: Krok 1 Po zgromadzeniu wszystkich składników zacznij od rozpuszczenia masła shea i masła kakaowego. Przygotuj garnek z wodą. Na jego dnie umieść kawałek materiału, na którym postawisz pojemnik z masłem. Krok 2 Następnie wymieszaj kakao z olejem słonecznikowym i dodaj te składniki do miski z roztopionym masłem. Krok 3 Kolejno dodaj miętowy (lub cytrynowy - w zależności od tego, który wolisz) i jeśli chcesz, to również witaminę E. Wymieszaj wszystkie składniki w misce i pozostaw do ochłodzenia w lodówce. Krok 4 Gdy masa zastygnie, zacznij ubijać ją mikserem na średnich obrotach, aż do uzyskania kremowej konsystencji. Gotowe – oto twój pierwszy własnoręcznie przyrządzony samoopalacz w balsamie! Pamiętaj, aby przechowywać go w szczelnie zamkniętym pojemniku, najlepiej nieprzezroczystym. Samoopalacz to hit! Od dzisiaj będziesz cieszyć się wspaniałym kolorem opalenizny, a twoja skóra będzie odżywiona i pełna blasku. To zasługa naturalnych produktów użytych do przygotowania samoopalacza. Skóra jest zregenerowana i uzupełniona o niezbędne substancje. Pamiętaj jednak, że domowy samoopalacz nie jest tak trwały jak kupiony w drogerii, należy więc używać go codziennie, aby utrzymać efekt zdrowej opalenizny.
Samoopalacz DIY – stwórz go sama!
Pierwszy tom bestsellerowego cyklu fantasy to doskonała lektura zarówno dla dzieci, które potrzebują trochę zachęty, aby sięgnąć po książkę, jak i dla dorosłych chętnie przypominających sobie baśniową atmosferę książek czytanych w dzieciństwie. Brandon Mull czerpie bowiem pełnymi garściami z klasycznych powieści fantasy. Wiele w „Baśnioborze” motywów i postaci, których inspiracją były książki Tolkiena, Lewisa, a nawet Rowling. Wartka akcja i sympatyczni bohaterowie przykują uwagę wymagającego, młodego czytelnika, jednak i dorosły czytelnik może na parę godzin poczuć się dzieckiem. Ukryty przed obcymi świat czarów Podobnie jak w książkach o Harrym Potterze, w „Baśnioborze” istnieje świat zamieszkany przez magiczne stworzenia, który ukryty jest przed wzrokiem zwykłych ludzi. Wróżki, satyry i inne dziwne stworzenia potrzebują przed tym zwyczajnym światem ochrony. Baśniobór to nazwa rezerwatu, w którym mogą czuć się bezpieczne. Rezerwatem opiekuje się dwoje starszych ludzi, którzy nie spodziewają się, że odwiedzające ich wnuki będą w stanie dostrzec magiczne istoty. Seth i Kendra nie wierzą własnym oczom, gdy w pozornie zwyczajnym ogrodzie dziadka spotykają latające, maleńkie wróżki. Zaskoczeni tym są także dziadkowie, którzy jednak objaśniają dzieciom, czym jest rezerwat, którym się opiekują. Odpowiedzialnej Kendrze to wystarczy, jednak młodszy od niej Seth nie będzie potrafił zachować się rozsądnie i przestrzegać wskazówek, które otrzymał od dziadka. Wkrótce ściągnie niebezpieczeństwo zarówno na siebie, jak i na rezerwat. Walka dobra ze złem Fabuła opierająca się na przygodach dwójki dzieci, które muszą ocalić świat przed niebezpieczeństwem, nie należy może do szczególnie oryginalnych. „Baśniobór” jest jednak poniekąd rozbudowaną baśnią, której centralnym tematem jest walka dobra ze złem. Wiadomo, po której stronie opowiedzą się nasi bohaterowie, nieco bardziej skomplikowane są wybory dokonywane przez magiczne istoty zamieszkujące rezerwat. Doskonale czyta się tę książkę razem z dziećmi, dyskutując przy okazji o odpowiedzialności, konsekwencjach różnych decyzji, o ochronie przyrody (magiczne stworzenia to także ginące gatunki), o ciekawości i łamaniu zasad. Dwoje bohaterów W miarę rozwoju wydarzeń coraz lepiej poznajemy dwójkę rodzeństwa – narracja prowadzona jest naprzemiennie, skupiając się na doznaniach i przygodach jednego z dzieci. Kendra, początkowo nieśmiała i ostrożna, potrafi zdobyć się na odwagę i dokonać wielkich czynów w obronie swojej rodziny. Seth to typowy rozrabiaka, z którym zidentyfikuje się niejeden czytelnik – ciekawski i nierozważny, pakuje w kłopoty siebie i innych. Łatwo ich polubić. „Baśniobór” to pierwsza część pięciotomowego cyklu, który podbił serca czytelników w wielu krajach, a wkrótce zostanie przeniesiony na duży ekran. Adresowany do dzieci w wieku 9-12 lat może oczarować także starszego czytelnika. „Baśniobór”dostępny jest także w formie e-booka w formatach EPUB i MOBI za ok. 22 zł. Zobacz również inne książki Brandona Mulla. Źródło okładki: www.grupawydawniczafoksal.pl
„Baśniobór” Brandon Mull – recenzja
Lodówka to z pewnością jeden z najbardziej potrzebnych sprzętów AGD, znajdujących się w praktycznie każdym domu. Ostatnio panuje moda na kuchnie w zabudowie. Ze względu na ten trend producenci oferują klientom coraz więcej chłodziarko-zamrażarek przeznaczonych do zabudowy. Nie rezygnują przy tym z produkcji modeli wolnostojących. Pytanie tylko, które są lepsze i bardziej funkcjonalne? Lodówki do zabudowy – wady i zalety Lodówki do zabudowy są pod wieloma względami do siebie podobne. Mają prawie identyczne wymiary i pojemności – muszą odpowiadać współczesnym standardom kuchennym. Gabaryty i pakowność to nie jedyne ich podobieństwa. Chłodziarko-zamrażarki przeznaczone do zabudowy są bardzo zbliżone do siebie pod względami funkcjonalnym. Mają nieskomplikowane wnętrza o podstawowym układzie i skromnym wyposażeniu. Rzadko spotyka się w nich nowoczesne rozwiązania, np. specjalne strefy chłodzenia czy kostkarki do lodów. Lodówki do zabudowy mają też mniejszą pojemność od podobnych wymiarów sprzętów wolnostojących. Producenci chłodziarko-zamrażarek tego typu zadbali o to, aby poszczególne modele różniły się – od strony czysto ekonomicznej – klasą energetyczną i generowanym stopniem hałasu. Oczywiście każda marka oferuje także inne funkcje i technologie, których znaczenia nie da się zignorować. Jednak przede wszystkim lodówki do zabudowy to sprzęty do nowoczesnych kuchni, nie rzucające się w oczy i naturalnie komponujące się z wystrojami wnętrz. Stąd właśnie bierze się ich wielka popularność. Lodówki wolnostojące – wady i zalety Lodówki wolnostojące do tej pory nie straciły zwolenników. Nic dziwnego, w końcu to, że nie da się ich zabudować nie jest największym problemem, nawet dla osób planujących montaż mebli na wymiar. Jest bardzo dużo modeli chłodziarko-zamrażarek wolnostojących, spośród których można bez problemu wybrać taki, w stu procentach odpowiadający potrzebom nawet najbardziej wymagających klientów. Sprzęty różnią się znacznie, zarówno wymiarami jak i pojemnościami. Dostępne są zarówno lodówki do mikroskopijnych kawalerek, przeznaczone dla singli, jak i duże modele dwudrzwiowe, nadające się nawet dla wieloosobowej, dużej rodziny. Chłodziarko-zamrażarki wolnostojące charakteryzują się też zróżnicowanym wyglądem. Designerzy wykazują się niezwykłą kreatywnością. Projektują lodówki w stylu nowoczesnym, minimalistycznym, pop art, vintage – takie, które same w sobie mogą zdobić kuchnię. W kalejdoskopie lodówek wolnostojących znajdują się też sprzęty o różnorodnych funkcjach. Właściwie tylko w tego typu chłodziarko-zamrażarkach można spotkać dystrybutory do wody, kostkarki do lodów, specjalne strefy chłodzenia i inne zaawansowane technologicznie rozwiązania. Dlaczego? Z prostego powodu – w lodówkach do zabudowy zwyczajnie nie ma na nie miejsca. Lodówki wolnostojące to także jedyne, które posiadają zewnętrzny panel sterujący lub wyświetlacz, na którym pojawiają się ważne informacje, np. o temperaturze stref chłodzenia. Którą lodówkę wybrać? Moment na zakup nowego sprzętu często z remontu kuchni. Zmiana wystroju, wiążąca się zazwyczaj z montażem nowych, zrobionych na wymiar mebli, często wiąże się z koniecznością wymiany lodówki na tego typu model. Te do zabudowy warto kupić, jeśli posiada się małą kuchnię lub aneks kuchenny. Nie przytłacza ona wnętrza jak wolnostojąca, dlatego idealnie nadaje się do pomieszczeń o mniejszych metrażach. Pamiętaj jednak, że chłodziarko-zamrażarka do zabudowy to sprzęt dla użytkowników o standardowych potrzebach. Lodówkę wolnostojącą warto kupić, kiedy oczekuje się dodatkowych funkcji lub niestandardowych wymiarów, np. poszukuje się chłodziarki mikroskopijnej lub wręcz przeciwnie —potrzeba dużej i pojemnej lodówki. Tego typu sprzęt oferuje zazwyczaj szeroki wachlarz funkcji, zastosowań i nowych technologii. Lodówka wolnostojąca to dobry zakup również wtedy, gdy wybiera się model o specyficznym designie, który ma się stać ciekawym akcentem w kuchni. Decyzję o kupnie lodówki poprzedź analizą potrzeb i wymagań oraz trendów panujących na rynku. Dzięki niemu będziesz w stanie ocenić, która lodówka –wolnostojąca czy do zabudowy, będzie dla ciebie najodpowiedniejsza. Sprawdź wszystkie propozycje i dokonaj dobrego wyboru!
Lodówka wolnostojąca czy do zabudowy – która będzie bardziej funkcjonalna?
Kto powiedział, że smartfony muszą być trudne w obsłudze i skomplikowane dla osób starszych lub „odpornych” na nowoczesne technologie? Polski dystrybutor sprzętu elektronicznego wypuścił na rynek model NavRoad NEXO iZi, który jest odpowiedzią na potrzeby i oczekiwania wspomnianej grupy użytkowników. Dane techniczne Telefon został wyposażony w dotykowy ekran, wykonany w technologii IPS o przekątnej 4 cali, pracujący w rozdzielczości 800×480 pikseli. Matryca rozpoznaje do 5 punktów nacisku jednocześnie. W urządzeniu znajdziemy dwurdzeniowy procesor MTK MT6572. Taktowanie każdego z rdzeni to 1 GHz. Pamięć RAM stanowi kość o pojemności 512 MB. Z kolei pamięć wewnętrzna to 4 GB (z czego do dyspozycji użytkownika są niecałe 2 GB). Na szczęście producent pomyślał o zastosowaniu w opisywaniem telefonie slotu na karty micro SD, dzięki któremu w prosty sposób możemy rozszerzyć dostępną ilość przestrzeni na dane użytkownika. Zainstalowany system operacyjny to Android 4.2.2 ze specjalną, „kafelkową” nakładką, ułatwiającą korzystanie z urządzenia. Taka specyfikacja tworzy, nie bójmy się tego napisać, dość słabe możliwości w zakresie mocy obliczeniowej. Ale czy to dziwne, że w takim smartfonie nie doświadczymy najnowszych chipsetów z czterema rdzeniami, wydajnych układów graficznych i 3 lub nawet 4 GB pamięci RAM? Ani trochę. To w końcu sprzęt o jasnym przeznaczeniu – ma służyć osobom, które nie będą go wykorzystywać do grania w najnowsze, mobilne gry 3D, ale do wykonywania prostych, typowych czynności, takich jak dzwonienie, SMS-owanie, okazjonalne użycie aparatu lub skorzystanie z aplikacji mobilnej. Co jeszcze? Co jeszcze znajdziemy w NEXO iZi? Producent umieścił tam – jak na smartfon przystało – moduł Wi-Fi oraz Bluetooth w wersji 4.0. Dzięki temu drugiemu możliwe jest „sparowanie” urządzenia z innym smartfonem czy telefonem lub podłączenie do np. bezprzewodowych głośników Bluetooth. W urządzeniu NavRoad znajdziemy ponadto moduł GPS, który sprawi, że w razie wystąpienia takiej potrzeby produkt będzie mógł pełnić funkcję przenośnej nawigacji. Nie zapomniano również o akcelerometrze, dzięki któremu ekran urządzenia automatycznie ustawia się poziomo lub pionowo, w zależności od tego, w jakiej pozycji trzymamy urządzenie. Model iZi został wyposażony w dwie kamery: tylną o rozdzielczości 5 Mpix oraz przednią 0,3 Mpix. Tej pierwszej towarzyszy dioda LED, która w razie potrzeby doświetli ciemne miejsca, z kolei druga przyda się podczas korzystania z aplikacji do przeprowadzania wideorozmów, np. popularnego programu Skype. Tak mała rozdzielczość zdradza jednak, że przekazywany obraz nie będzie zbyt dobrej jakości. Z przydatnych funkcji warto jeszcze wymienić możliwość nadawania sygnału SOS oraz możliwość używania iZi w charakterze latarki. Obie aplikacje są uaktywnianie fizycznymi przyciskami. To moim zdaniem duży plus – nie ma potrzeby „przedzierania się” przez interfejs menu, wystarczy wcisnąć przycisk. Aplikacje Nabywcy NEXO iZi otrzymują urządzenie z zainstalowanymi, gotowymi do użycia kilkoma całkiem przydatnymi aplikacjami. Pierwszą z nich jest Telegrosik z doładowaniem o wartości 20 złotych, który pozwoli skorzystać z tanich połączeń międzynarodowych na telefony stacjonarne i komórkowe. Kolejna aplikacja Caller Name Talker za pomocą wbudowanego syntezatora mowy odczytuje dane kontaktowe osoby dzwoniącej bądź wysyłającej SMS. W razie potrzeby może również odczytywać całe wiadomości tekstowe. Bardzo przydatna jest z całą pewnością aplikacja Real Time Tracker 2, która daje możliwość udostępnienia informacji o swojej lokalizacji członkom rodziny lub innym zaufanym ludziom. Dzięki temu osoby cierpiące na różne schorzenia mogą poczuć się bardziej bezpiecznie gdziekolwiek są – w domu, na spacerze czy na zakupach. Na Allegro smartfon NavRoad Nexo iZi znajdziemy w cenie ok. 300 zł. To moim zdaniem dość atrakcyjna oferta, biorąc pod uwagę, że jest to smartfon w tak dużym stopniu dopasowany do oczekiwań potrzeb osób starszych. Źródło zdjęcia: navroad.com
NavRoad NEXO iZi – idealny smartfon dla seniora
Jakiś czas temu powerbanki były tylko ciekawym gadżetem, który mógł się przydać przede wszystkim użytkownikom lubiącym dalekie podróże. Dziś to niemal obowiązkowe wyposażenie każdego posiadacza nowoczesnego smartfona, w którym bateria nie zawsze jest w stanie wytrzymać cały dzień intensywnej eksploatacji. Obecnie oferowane smartfony, zarówno z najwyższej półki, jak również te kosztujące rozsądne pieniądze, są niezwykle wydajne, szybkie i naszpikowane najnowocześniejszymi rozwiązaniami oraz przydatnymi gadżetami. Urządzenia te są również bardzo smukłe, a to niestety ogranicza do minimum możliwość stosowania dużych i wydajnych baterii. Rezultat? Krótkie działanie na jednym ładowaniu. W zależności od sposobu eksploatacji, może to być kilka dni lub nawet kilkanaście godzin. W podróży, gdy musimy być ciągle dostępni, wydajny i pojemny powerbank może być idealnym wyjściem z sytuacji. Poznajmy kilka polecanych modeli. Xiaomi Mi Powerbank PRO box:offerCarousel Na początek model Xiaomi Mi Powerbank PRO. To wielofunkcyjny i bardzo uniwersalny powerbank o pojemności 10 000 mAh. Sprzęt wyposażono w port USB Typ C, co daje możliwość szybkiego ładowania w obie strony, jak również możliwość ładowania bardzo niskim natężeniem. Wystarczy bowiem dwa razy nacisnąć przycisk Power, aby bez obaw naładować niewielkie urządzenia, takie jak słuchawki bluetooth czy smartwatch. Całość prezentuje się bardzo elegancko i stylowo, zaś smukła i kompaktowa obudowa sprawia, że każdy będzie mógł mieć powerbank zawsze przy sobie. Cena w dniu publikacji artykułu – około 140 złotych. Xiaomi Powerbank 20000mAh box:offerCarousel Jeśli komuś zależy przede wszystkim na pojemności, powinien zwrócić uwagę na model Xiaomi Powerbank 20000mAh. Wysoka realna pojemność 20000 mAh oraz 2 wyjścia USB z funkcją szybkiego ładowania Quick charge 3.0 pozwalają szybko naładować nawet dwa urządzenia jednocześnie, np. smartfona oraz tablet. Pojemność pozwoli również na naładowanie większych urządzeń, takich jak laptopy. Zdaniem producenta, powerbank jest w stanie naładować smartfona nawet 7-krotnie. Przydatny jest również wskaźnik naładowania, dzięki czemu zawsze wiemy, ile energii jeszcze zostało. PQI Power Bank 12000 mAh box:offerCarousel Kolejna propozycja to klasyczny powerbank PQI Power Bank 12000 mAh. Sprzęt wyposażono w dwa ładujące złącza USB z prądem wyjściowym 2,1 oraz 1,5 A. Oczywiście nie zabrakło zabezpieczeń termicznych, antyprzepięciowych oraz przed zbyt wysokim prądem. Wszystko zamknięto w minimalistycznej aluminiowej obudowie o niewielkiej grubości, dzięki czemu powerbank możemy mieć zawsze przy sobie. Cena na Allegro – około 120 złotych w dniu publikacji artykułu. Smartools MC10 box:offerCarousel Na zakończenie bardzo ciekawa propozycja dla tych, którzy chcą się wyróżniać i posiadać powerbank inny od wszystkich. Model Smartools MC10 dostępny jest w wielu wariantach kolorystycznych – obudowę pokrywa kolorowa grafika w różnych wersjach, np. przypominającą ciastko, grę Tetris, puszkę itp. Całość prezentuje się naprawdę ciekawie, ale najważniejsze jest to, co kryje się we wnętrzu tej nietypowej obudowy – pojemność 10 000 mAh z szybkim ładowaniem 2,1 A, wskaźnik naładowania baterii oraz kabelek USB ze złączem magnesowym.
Powerbanki do 150 złotych – przegląd modeli
Jednym z najważniejszych parametrów monitora, jaki jest brany pod uwagę podczas zakupu, jest jego wielkość. Oczywiście nie chodzi tu o gabaryty obudowy, ale o przekątną ekranu. Przekątna, jak w przypadku ekranów odbiorników telewizyjnych, tabletów czy telefonów, wyrażana jest w calach i informuje o tym, jak duży jest ekran, wyświetlający obraz na danym urządzeniu. Parametr pozwala dostosować wielkość monitora do jego przeznaczenia. Na etapie wyboru monitora należy wziąć pod uwagę jego późniejsze zastosowanie. Inne przeznaczenie będzie miał monitor w domu, inne w biurze. Różne będą przekątne monitorów, których przeznaczeniem jest wyświetlanie podstawowych programów, od tych, które służyć będą profesjonalnemu grafikowi czy montażyście. Inne monitory kupowane są do codziennego, podstawowego użytku, wreszcie inne do gier. Jaki zatem monitor wybrać? Ilu calowy ekran kupić? Wybór odpowiedniego monitora Fakty, że przekątna monitora jest ważna i że jest to parametr brany pod uwagę przy zakupie jako pierwszy, są bezsprzeczne. Z przekątną monitora wiąże się także parametr rozdzielczości oraz proporcji ekranu. Te z kolei wpływają na jakość obrazu, jego wyrazistość oraz dokładność. Im większy monitor i rozdzielczość, tym obraz jest lepszy, widać na nim więcej szczegółów i nie trzeba wytężać wzroku, aby je dostrzec. Na rynku dostępnych jest wiele modeli monitorów. Są takie, których proporcje wynoszą 4:3 lub 5:4, a zatem są to modele małe, oraz takie o proporcjach 16:9 i 16:10, które nazywane są ekranami panoramicznymi. Wraz z proporcjami idzie w parze rozdzielczość ekranu. To parametr wyrażany w pikselach, który informuje o tym, ile linii poziomych i pionowych obrazu wyświetla ekran. Rozdzielczość dostosowana powinna być do programów, z których korzysta użytkownik. Na przykład podstawowe oprogramowanie Microsoft Office zostało dostosowane do niewielkich rozdzielczości, aby nawet monitory o małych gabarytach umożliwiły ich wyświetlanie. W przypadku programów graficznych dla profesjonalistów lepiej sprawdzają się duże, panoramiczne ekrany w wyższej rozdzielczości, zatem wyraźniejszym obrazie. Takie modele wybierane są często przez miłośników gier komputerowych oraz wielbicieli filmów. Co mają do zaoferowania producenci monitorów? Ile cali i w jakiej cenie oferują? Dla kogo jaki monitor? Monitory do 18 cali Wśród nich znaleźć można modele o przekątnej równej 17 lub 18,5 cali. Oczywiście dostępne są także monitory 15-calowe, ale producenci coraz częściej odchodzą od praktyki wprowadzania ich na rynek. Nic w tym dziwnego, ponieważ tak niewielkie monitory nie dają przyjemności korzystania z komputera. Większe, bo 17-calowe, nadają się do użytku domowego oraz pracy w biurze. Należy jednak pamiętać, że praca z ich użyciem z czasem może zostać uznana za mało komfortową. Wynika to z faktu, że monitory oznaczone 17' przybierają kształt zbliżony do kwadratu, a ludzkie oko znacznie lepiej radzi sobie z monitorami prostokątnymi. Poszukując zatem małego monitora, lepiej postawić na ten 18,5-calowy, który umożliwia wyświetlanie obrazów o rozdzielczości równej 1366 x 768 pikseli. Takie monitory w swojej ofercie ma Samsung, Dell, HP orazLG, a ich koszt waha się od około 300 do 500 złotych. Ekrany o przekątnej do 25 cali To najpopularniejsze i najczęściej wybierane modele. Monitory mniejsze – 20-calowe – doskonale sprawdzą się podczas prac biurowych. Radzą sobie z podstawowymi programami, a rozdzielczość i proporcje ekranu są także w pełni bezpieczne dla ludzkiego wzroku. Za ekrany duże uważa się te o przekątnej od 24-cali. Są one często wybierane do domowego użytku i służą do wyświetlania filmów. Ponadto nie są jeszcze na tyle duże, aby konieczna była reorganizacja przestrzeni. Ceny takich modeli są wyższe. Nierzadko należy za nie zapłacić około 1000 złotych. Asus, Philips, Acer – w ofercie tych producentów znaleźć można dobry jakościowo monitor. Panoramiczne monitory To modele, których przekątne wynoszą najczęściej od 25 do 28 cali. To duże ekrany, które wykorzystywane są najczęściej przez profesjonalistów, zajmujących się grafiką komputerową lub filmowych montażystów. Rzadko monitory takie spotkać można w domach. Są one bardzo wymagające – konieczne jest posiadanie odpowiedniej przestrzeni i biurka, które umożliwi „objęcie” całego ekranu wzrokiem. Na duży monitor należy patrzeć z odpowiedniej odległości. Ceny takich monitorów znacznie przekraczają kwotę 1000 złotych. Na rynku dostępne są także modele nawet 55-calowe, które nazywane są wielkoformatowymi. Zastępują one najczęściej telewizory, wykorzystywane są często w firmach lub montowane na ścianach w salach konferencyjnych. Jeśli zatem planujesz zakup nowego monitora, w pierwszej kolejności zastanów się, w jakim celu będziesz go używać najczęściej. Jeśli natomiast nie wiesz, na jaki model się zdecydować, wybierz optymalny 20 – 24-calowy monitor sprawdzonego producenta.
Ile cali powinien mieć monitor w zależności od przeznaczenia?
30 sierpnia: aktualizacja Regulaminu Programu Monetowego 30 sierpnia zaktualizujemy w kilku miejscach treść Regulaminu Programu Monetowego. Nowe brzmienie dokumentu prezentujemy w pliku PDF. Fragmenty, które usuniemy, zaznaczyliśmy na czerwono, a te, które dodamy - na zielono. Więcej o Programie Monetowym
30 sierpnia: aktualizacja Regulaminu Programu Monetowego
Problem: mam zwyczajną, prostą komodę sosnową, zakupioną kilkanaście lat temu w znanej sieciówce. Ponieważ była używana w pokoju dziecinnym i z założenia często myta i odkurzana, profilaktycznie pokryta została dość grubą warstwą lakieru bezbarwnego. Z czasem sosnowe drewno pożółkło, więc dziś komoda nie prezentuje się dobrze, jest błyszcząca, nieestetyczna, nie pasuje do niczego. Co z tym zrobić? Rozwiązanie: Jeśli masz mebel, którego szkoda ci wyrzucić, a chciałabyś zmienić jego kolor, wykorzystaj do metamorfozy farby kredowe. Farby kredowe umożliwiają pomalowanie mebla bez konieczności wcześniejszego jego przygotowywania – nie trzeba będzie zdzierać lakieru i szlifować komody, można nimi malować samodzielnie. Farby kredowe dostępne są w wielu kolorach, najczęściej pastelowych, dlatego doskonale wpisują się w aktualne trendy wnętrzarskie. Są łatwe w użyciu, szybko schną i – co najważniejsze – nie wymagają wielu godzin pracy. Efekt końcowy da nam matową powierzchnię, co będzie miłą odmianą dla gładkiego i błyszczącego lakieru. Do naszej metamorfozy wybrałam dwa kolory kontrastowe: czerń Autentico Nearly Black i biel Autentico Vintage Milk. Takie zestawienie doskonale sprawdzi się we wnętrzach tradycyjnych, urządzonych w stylu skandynawskim albo prowansalskim. box:imageShowcase box:imageShowcase Krok 1: rozkładamy mebel na części Wyjmujemy szuflady, odkręcamy niepotrzebne elementy. Krok 2: odtłuszczamy mebel Wystarczy zetrzeć kurz, umyć komodę płynem do naczyń oraz odtłuścić benzyną albo specjalnym preparatem, kupionym np. na Allegro. Nie musimy zdzierać poprzednich powłok na meblu. Niepotrzebne jest matowienie komody papierem ściernym. Krok 3: pokrycie rogów ciemną farbą Ponieważ chcemy osiągnąć efekt lekko przecieranego mebla, wykorzystałam ciemną farbę do pomalowania kantów i rogów komody. Możesz pominąć ten krok, jeśli nie chcesz uzyskać efektu przecierki i pragniesz, aby mebel był jednolity. box:imageShowcase box:imageShowcase Krok 4: woskowanie Smarujemy świecą te miejsca, w których chcemy uzyskać potem efekt przetarcia. Jeśli masz problem z zapamiętaniem tych punktów, zrób zdjęcie. Pomijamy ten krok, jeśli chcesz zachować jednolitą barwę mebla. box:imageShowcase box:imageShowcase Krok 5: właściwe malowanie Pierwsze malowanie właściwym kolorem (w tym wypadku białym) nie pokryje powierzchni, ale zmatowi już warstwę lakieru, przez co kolejne nakładanie farby będzie łatwiejsze. box:imageShowcase box:imageShowcase Krok 6: druga i trzecia warstwa farby Liczba kolejnych warstw tak naprawdę zależy od efektu, jaki chcemy uzyskać. Ja pomalowałam komodę trzykrotnie. box:imageShowcase box:imageShowcase Krok 7: przecieranie mebla Meble przecierane nie wszystkim się podobają, niektórzy uważają je za nieestetyczne. Według mnie efekty przecierki ożywią bardzo prosty kształt naszej komody i nadadzą jej charakteru. Przecierki warto zacząć wykonywać na meblu o regularnym kształcie i takim, który bez żalu przemalujemy ponownie, jeśli efekt nam się nie spodoba. Farba kredowa daje grubą warstwę, dlatego przecierki wykonywane na tej powłoce są bezpieczne. Farba łatwo się ściera i możemy kontrolować efekt. Przecierkę wykonujemy papierem ściernym, aż do uzyskania pożądanego efektu. Ja przecierałam mebel do koloru czarnego, ale też do naturalnego drewna. box:imageShowcase box:imageShowcase Krok 8: woskowanie Wosk spełnia rolę konserwującą oraz wiąże farbę z malowaną powierzchnią. Jest to konieczny element naszych prac. Wosk może być jasny lub ciemny. Wcieramy go szmatką tak, jakbyśmy pastowali buty – miejsce przy miejscu. Do naszej metamorfozy wybrałam jasny wosk Soft Wax Clear marki Autentico, ale możesz z powodzeniem użyć innej marki. Szeroki wybór wosków znajdziesz tutaj. box:imageShowcase box:imageShowcase Efekt końcowy Komoda jest gotowa. Pozostaw ją na kilka dni aby poszczególne elementy połączyły się ze sobą. Otrzymaliśmy efekt lekkiego postarzenia i przybrudzenia mebla. Jeśli jednak nie lubisz takiego stylu, wystarczy samo pomalowanie. Wtedy komoda będzie jednolicie biała. Jeżeli nie masz komody do metamorfozy, spróbuj swoich sił na małych komódkach albo innym drewnianym elemencie, a jeżeli nie masz czasu samodzielnie jej wykonać, sprawdź nasze propozycje gotowych produktów.
Metamorfoza komody – farby kredowe
Urlop poza granicami kraju i podróż tam samochodem – to coraz częstsze połączenie. Jak przygotować się do takiej wyprawy? W ostatnich latach znacznie popularniejsze stały się urlopowe wyprawy samochodem poza Polskę. Co ciekawe, Polacy wybierają ten środek transportu nie tylko latem, ale również w czasie pozostałych pór roku, udając się na narty lub do cieplejszych rejonów kontynentu jesienią lub wczesną wiosną. Warto zauważyć, że już nie tylko Bułgaria stała się popularnym kierunkiem samochodowych eskapad, lecz równie chętnie nasi rodacy wyjeżdżają do Portugalii, Włoch czy na Bałkany. Zalety podróży własnym samochodem Warto zastanowić się, dlaczego właśnie ten środek transportu zyskuje w ostatnich latach coraz większą grupę zwolenników. Przecież podróż autem nie jest ani najszybsza, ani też najwygodniejsza. Do większości rejonów Europy można bardzo łatwo dostać się samolotem już w kilka godzin, a tanie linie oferują bardzo gęstą siatkę połączeń.Mocnych stron wyjazdów samochodowych należy szukać gdzie indziej. Przede wszystkim własne auto gwarantuje ci całkowitą niezależność. Bez względu na miejsce docelowe twojego urlopu, w każdej chwili możesz wyskoczyć po zakupy lub zwiedzić okolice. Poza tym, nawet w zwykłe, miejskie auto zapakujesz znacznie więcej bagaży, niż do samolotu. Oczywiście, lecąc na urlop samolotem, możesz wykupić kilka dodatkowych bagaży rejestrowanych, to jest już jednak całkiem spory wydatek.A skoro już o wydatkach, to przecież jadąc samochodem z całą rodziną na urlop, koszty związane z dojazdem często są znacząco mniejsze w stosunku do pozostałych środków transportu. Przygotowanie do wyjazdu – po pierwsze stan techniczny Nim jednak ruszysz na wymarzoną wyprawę pamiętaj, aby skontrolować swój samochód pod względem technicznym. To bez wątpienia najważniejszy element przygotowań, a jego pominięcie znacznie zwiększa ryzyko wystąpienia awarii na trasie, a nawet doprowadzenia do niebezpiecznego zdarzenia na drodze. A przecież zdrowie i życie najbliższych jest bezcenne.Musisz sprawdzić poprawność działania układu hamulcowego, napędowego i zawieszenia. W tym celu warto udać się do mechanika na zwykły przegląd. Głównym polem zainteresowania będą amortyzatory, skrzynia biegów, silnik i klocki hamulcowe, a także elementy z pozoru mniej ważne, takie jak filtr powietrza czy oleju.Z pewnością samodzielnie możesz natomiast sprawdzić poziom oleju silnikowego, płynu do spryskiwaczy czy płynu hamulcowego. Koniecznie uzupełnij ewentualne braki, możesz również zabrać ze sobą niewielki zapas każdego z nich. Kupienie odpowiedniego zamiennika w niektórych miejscach za granicą może okazać się bardzo problematyczne.Zmniejszenie prawdopodobieństwa awarii auta za granicą jest też wyjściem często korzystnym ekonomicznie. Nie dość, że profilaktyka zawsze wygrywa z naprawą, to jeszcze koszty wizyty w warsztacie poza Polską mogą przyprawić cię o niemały ból głowy. Sprawdź przepisy To bardzo istotna część przygotowań, która niestety często jest przez wielu kierowców bagatelizowana. Niektórzy z nich uważają, że przecież auto wszędzie prowadzi się tak samo, a takie myślenie może okazać się bardzo kosztowne, na przykład w czasie policyjnej kontroli.Najważniejsze są oczywiście podstawy, takie jak ograniczenia prędkości, choć faktycznie informacje tego rodzaju zobaczysz na trasie. Znaki drogowe są w większości uniwersalnymi symbolami.W czasie jazdy nie dowiesz się jednak, jakie wymogi powinno spełniać wyposażenie auta. W niektórych krajach kierowcy mają obowiązek posiadać nie tylko apteczkę czy trójkąt ostrzegawczy, ale i kamizelkę odblaskową. Sprawdź również, jakie obowiązują zasady przewożenia dzieci, jeśli wybierasz się na urlop ze swoimi pociechami.Warto przeczytać także o wysokościach opłat za przejazd autostradami, akceptowanymi metodami płatności oraz długością winiet. W ten sposób będziesz w stanie wybrać optymalną wersję dla siebie. Zaplanuj trasę przejazdu Staraj się dokonać tego z jak najwyższym stopniem szczegółowości. Sprawdź, czy nie planowane są remonty lub inne utrudnienia, skutkujące nieplanowanymi objazdami. Praktycznie niezbędna jest już nawigacja GPS, jednak na wszelki wypadek powinieneś mieć w schowku aktualną mapę papierową. Urządzenie w każdej chwili może się zawiesić, zepsuć lub zniszczyć, należy więc być przygotowanym na każdą okoliczność.
Jak przygotować się do wyjazdu samochodem poza Polskę?
Święta zbliżają się dużymi krokami, więc warto już dziś zacząć myśleć o prezentach dla rodziny i przyjaciół. Jeśli mamy w bliskim gronie sympatyka jazdy na łyżwach lub osobę, która założyła sobie za wszelką cenę, że nauczy się jeździć na łyżwach w najbliższym sezonie, warto sprezentować jej właśnie ten sprzęt. Nils NH401S Jako pierwsze prezentujemy łyżwy hokejowe o standardowym kształcie. Przeznaczone są dla osób początkujących i średniozaawansowanych. Materiał EVA, z którego zostało wykonane wnętrze buta, idealnie dopasowuje się do kształtu stopy, gwarantując komfort użytkowania i ochronę przed utratą ciepła. Przód łyżwy został wzmocniony, dzięki czemu skutecznie zapobiega urazom przy uderzeniach, z kolei budowa tylnej, wewnętrznej części świetnie stabilizuje kostkę. Płozy Nils NH401S zostały wyprodukowane z wysokiej jakości stali nierdzewnej i gwarantują długie i bezpieczne użytkowanie. Tempish Boston Przeznaczone do jazdy rekreacyjnej łyżwy Tempish Boston zostały wykonane bardzo starannie, z dbałością o najmniejsze szczegóły. Materiał zewnętrzny zachowuje swoje właściwości do -25 stopni Celsjusza, jest wodoodporny, ostrze zostało zrobione ze stali węglowej – galwanizowanej. Stopa jest chroniona dzięki anatomicznemu kształtowi buta w okolicach kostki i Achillesa. Sprzęt jest solidny, przeznaczony głównie dla łyżwiarzy rekreacyjnych i początkujących hokeistów. Jeśli szukamy czegoś w miarę taniego, ale niewadliwego i bezpiecznego, warto zdecydować się na ten model. Tempish Dream Kolejny model znów od Tempish, ale tym razem są to eleganckie, klasyczne łyżwy figurowe. Wyprodukowano je z bardzo wysokiej jakości grubej skóry syntetycznej, są sztywne oraz na całej długości i szerokości wzmocnione, a więc bezpieczne dla stopy i kostki. Wyściółka wewnątrz buta jest wykonana z miękkiej i ciepłej wełny. Tempish Dream idealnie sprawdzą się dla łyżwiarzy początkujących i bardziej zaawansowanych. Bauer Supreme One.4 Hokejówki renomowanej firmy Bauer spełniają najwyższe standardy. Są wygodne, wytrzymałe – idealne dla początkujących i średniozaawansowanych łyżwiarzy. Doskonałe wsparcie kostki przez wypełnienie stawu skokowego, anatomiczna konstrukcja języka i podeszwa wykonana z gęstego TPR – to wszystko sprawia, że jazda Bauer Supreme One.4 jest bardzo komfortowa, wygodna i przede wszystkim sprawia ogromną przyjemność. Meteor Swan 26100–26105 Ostatnia propozycja to figurówki od Meteor Swan 26100–26105, wyprodukowane z wysokiej jakości materiału, są nie tylko stylowe, ale i bardzo zwrotne. But jest zrobiony z grubej skóry syntetycznej, wodoodporny i bardzo łatwy w czyszczeniu. Idealnie wyprofilowana cholewka gwarantuje stabilizację stawu skokowego oraz doskonałe dopasowanie. Wnętrze jest pokryte delikatnym materiałem chroniącym przed potencjalnymi podrażnieniami i obtarciami. Klasyczny biały kolor, opływowe kształty i stylowa linia zewnętrzna podkreślają elegancję i klasę tych łyżew.
Łyżwy w prezencie – przegląd produktów do 300 zł - Święta 2016
Owoce, soczyste owoce! Rozkoszujemy się ich smakiem każdego dnia. A może by tak na dłużej zagościły w naszych wnętrzach, np. w postaci akcesoriów? Przygotowaliśmy więc propozycje przedmiotów codziennego użytku w formie ananasów, arbuzów, bananów i cytryn. Owocowe motywy są chętnie wykorzystywane przez projektantów wyposażenia wnętrz. Są więc zarówno zegary, których okrągła tarcza przedstawia rozkrojonego arbuza, jak i doniczki, które kształtem przypominają naturalnej wielkości ananasy. Podobnie jest z przedmiotami kuchennymi (deska do krojenia w wymyślnym kształcie, talerze pomalowane w owocowe wzory) i łazienkowymi. Takie niecodzienne, zabawne dodatki sprawiają, że mieszkanie staje się przytulne, a my mamy większą ochotę w nim przebywać, dodają energii do działania i pobudzają kreatywność. Przywołują na myśl słoneczne dni lub młodzieńcze lata. Dodatki w kształcie owoców możemy postawić nie tylko w salonie, sypialni czy kuchni, ale także w łazience. Będą idealną ozdobą również pokoju dzieci – dodadzą mu pozytywnej aury. Ważne by nie przesadzać z ich ilością – dwa przedmioty to maksimum. Są tak charakterystyczne i wyraziste, że pomieszczenia zaczną przypominać ogród botaniczny, a przecież nie o to chodzi. Chcemy tylko delikatnie urozmaicić wystrój wnętrza. Zatem talerz w kształcie kiwi, pojemnik na mydło przypominający ananasa czy proporczyki wyglądające jak kawałki arbuza – co wybierasz? Każdemu z nas coś innego w duszy gra. To, co dla jednego jest zachwycające, dla drugiego może być nie do przyjęcia. Jeśli przemawiają do ciebie modne, nowoczesne wnętrza, nie boisz się wyzwań i eksperymentów, podążaj za nowościami i wprowadź do domu owocowe dodatki. Jeżeli natomiast wolisz tradycyjne, klasyczne rozwiązania, nie rób niczego na siłę, nie próbuj wpasować się w obecnie obowiązujące trendy i zamiast sztucznymi cytrynami udekoruj kuchnię tymi prawdziwymi – ponadczasowa forma dekoracji także jest piękna. Kuchnia pełna smaku box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. New Look, H&M, Next, Amara, Amara, TK Maxx Gdzie najlepiej będą wyglądały akcesoria w kształcie owoców? Oczywiście w kuchni, bo przecież to ich naturalne miejsce. Łyżeczki do sałaty zakończone ananasami, solniczka w kształcie banana czy owocowa torba termiczna dodadzą każdej kuchni inspirującego charakteru. W tak urządzonym pomieszczeniu przygotowywanie posiłków stanie się przyjemnością. Jeśli lubimy kolorowe wnętrza, postawmy na owocowe akcesoria w ich naturalnym kolorze – żółtego ananasa, czerwonego arbuza, żółtą cytrynę. Jeśli natomiast chcemy dodać kuchni elegancji, wybierzemy dodatki w kolorach złota lub srebra. Takie błyszczące owoce też są piękne! Owocowy powiew świeżości box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. H&M, New Look, Next, Oliver Bonas, TK Maxx, M&Co. Wielbiciele oryginalnych rozwiązań na pewno polubią propozycję udekorowania salonu świecą w kształcie ananasa albo talerzem przypominającym kiwi. Owocowych dodatków jest w bardzo dużo, dlatego trzeba się zastanowić nad ich skomponowaniem z meblami i akcesoriami, które już mamy. Jeśli salon jest wykończony srebrnymi akcentami, wybierzmy pudełko w kształcie ananasa w kolorze srebrnym, jeśli zaś dominuje kolor różowy, to dobrym pomysłem będzie różowa podpórka do książek w kształcie jabłka. Pamiętajmy, żeby w tak oryginalnych aranżacja zachować umiar, tylko to jest gwarancją sukcesu. Dobrym rozwiązaniem jest wybór białych dodatków, np. podpórek do książek. Białe akcesoria świetnie wyglądają w każdym pomieszczeniu – rozświetlają je i sprawiają, że stają się bardziej nowoczesne.
Dodatki w kształcie owoców – słodka pokusa do każdego wnętrza
Żegnamy (bez żalu!) romantyczne pastele, żeby zrobić miejsce dla intensywnych i rzucających się w oczy kolorów. To one będą w tym sezonie najważniejsze. Choć patrząc za okno, trudno w to uwierzyć, wiosna zbliża się wielkimi krokami. To najlepszy moment na przewietrzenie garderoby i sprawdzenie, jakie trendy będą rządzić wiosną i latem. Najważniejsze jest jednak słowo-klucz: KOLOR. 1. Zielony z zazdrości Zieleń powraca do łask w wielkim stylu. Jest bowiem wreszcie żywa i energetyczna, a nie pastelowa i delikatna, jak w poprzednich sezonach. Pantone ogłosił ją nawet Kolorem Roku 2017, nadając jej szczególnie intensywnemu odcieniowi (zbliżonemu barwą do wiosennej trawy albo apetycznego jabłka) nazwę Greenery. Ten kolor w stylizacjach najlepiej wygląda w pojedynkę, ale jeżeli obawiacie się, że będziecie wyglądać jak żaba Kermit, to zielony połączcie z elegancką czernią lub granatem. Greenery ma dodawać wam energii i przebojowości, nie bójcie się więc z nim zaszaleć. Przeczytaj także: Zielonkawy – kolor 2017 roku. Kto i z czym może go nosić? 2. Cytryna nie taka kwaśna Innym supermodnym w tym sezonie kolorem jest intensywna żółć. Kiedyś uznawany za niezbyt elegancki i trudny do łączenia z innymi barwami odcień skórki cytryny dzisiaj wraca do łask i triumfuje. To już nie pastelową żółć czy ciepłą maść miodu nosimy na co dzień i od święta. Przedsmak tego trendu można było zaobserwować chociażby na tegorocznych galach rozdania Złotych Globów czy SAG Awards, na które kilka gwiazd wybrało kreacje właśnie w takim intensywnie cytrynowym odcieniu. Ten kolor świetnie sprawdzi się zarówno jako podstawa stylizacji, np. jako odcień koszuli lub sukienki, ale też ożywiający look dodatek. Żółte botki lub torebka będą wyglądały świetnie. 3. Biel zawsze w modzie Choć wiosną i latem bezapelacyjnie króluje kolor, to nieśmiertelna biel też ma się dobrze. Tym razem nosimy ją raczej w wersji romantycznej i dziewczęcej. Biała bluzka z koronką albo długa sukienka to prawdziwy hit tego sezonu. Nie oznacza to jednak, że klasyczne koszulowe bluzki czy białe jeansy wychodzą z mody – wręcz przeciwnie. box:offerCarousel Ubrania i dodatki w tym kolorze są uniwersalne i wyjątkowo kobiece, a teraz także bardzo stylowe. Stawiamy albo na total looki, albo łączymy biel na zasadzie kontrastu z innym mocnym kolorem, np. żółcią lub zielenią. Nie boimy się też białych butów, które wcale nie muszą być sportowe. 4. Pomarańczowy to nowa… czerwień Twórcy popularnego serialu Orange Is the New Black prawie mieli rację. W tym sezonie intensywny oranż zajmuje bowiem miejsce nie czerni, lecz czerwieni, innego, zdawałoby się, nieśmiertelnego koloru. Pomarańcz w takim wydaniu najlepiej prezentuje się w zestawieniach wieczorowych. Jeśli preferujesz klasykę, to do małej czarnej dobierz pomarańczowe dodatki. Eleganckie szpilki czy torebka ożywią twój wieczorny look i sprawią, że będziesz wyglądała modnie i stylowo. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel 5. Fuksja ma fuksa Fuksja, czyli intensywny odcień różowego wpadający w fiolet, to kolor doskonale znany fashionistkom. Od dawna jest on bowiem jednym z ulubionych odcieni branży kosmetycznej. O ile dotychczas fuksja królowała jednak głównie na ustach, to w tym sezonie trafia też do damskiej garderoby. Zastąpi w niej delikatny, pastelowy róż, z którym żegnamy się wraz z końcem zimowych miesięcy. Podobnie jak w przypadku Greenery i cytrynowej żółci, fuksję nosimy od stóp do głów, najlepiej w total looku. To jednak raczej wybór dla prawdziwych fashion victims. Jeśli preferujecie trochę bardziej subtelne akcenty koloru, zdecydujcie się na fuksjowe paznokcie, a nawet… włosy (pasemka albo ombre w takim kolorze zmyją się po kilku myciach). W stylizacjach fuksja najlepiej sprawdzi się jako kolor modnej kurtki w stylu bomber albo sportowych legginsów, które nosi się wiosną na co dzień. 6. Błękit oceanu nie tylko na wakacjach Równie modny wiosną, a zwłaszcza latem, będzie lapis, czyli głęboko niebieski odcień, który swoją nazwę wziął od popularnego półszlachetnego kamienia. Ten kolor jest elegancki oraz kobiecy i przywodzi na myśl ciepłe wakacyjne dni. Bijący z niego blask dodaje energii, dobrze więc sprawdzi się jako dodatek do bardziej stonowanej stylizacji. Niebieski lakier do paznokci, torebka czy szpilki – to klasyczne kobiece akcesoria. Jako główny element looku lapis najlepiej wyglądał będzie na maxi spódnicach i sukienkach.
6 najmodniejszych kolorów na sezon wiosna-lato 2017
Moda, jak powszechnie wiadomo, jest bardzo zmienna. Dotyczy to także trendów w męskich zegarkach, które w ostatnim czasie pozwalają na dużą odwagę. Możemy wybierać spośród różnorodnych form, fasonów i kolorów, wśród których każdy mężczyzna znajdzie coś odpowiedniego dla siebie. Podpowiadamy zatem, jakie zegarki są w tym sezonie modne i w co warto zainwestować. 1. Złoto– nie tylko powróciło do łask, ale także stało się obowiązkowym elementem w tym sezonie. Sądząc po zdobytej w tak szybkim czasie popularności, zdominuje także kolejne trendy. Pamiętajmy jednak, że złoto nie tylko jest modne samo w sobie, ale również w połączeniu z innymi wariantami kolorystycznymi – takimi jak srebro, biel lub czerń. Absolutnym hitem są na chwilę obecną zegarki na bransolecie, z dużą tarczą oraz te w klasycznym, znacznie mniejszym wydaniu. To właśnie za ich sprawą jesteśmy w stanie dodać charakteru każdej stylizacji. Nie ma dużego znaczenia, czy to będzie strój casualowy, sportowy, czy elegancki. Złoty zegarek odnajdzie swoje miejsce w każdym przypadku. 2. Różowe złoto – jeśli jednak złoto nie do końca do nas przemawia, możemy wybrać model w nieco innym, ale bardzo ciekawym kolorze. W ostatnim czasie projektanci przygotowali wiele ciekawych propozycji z wykorzystaniem właśnie tego rodzaju złota. Powstaje ono w wyniku połączenia klasycznego odcienia złota z innymi metalami, palladu i cynku. To za ich sprawą uzyskuje się delikatną i subtelną barwę. Dodatkowym atutem tych zegarków jest fakt, że wyżej wymienione metale charakteryzują się znacznie większą wytrzymałością. 3. Zegarki fluorescencyjne – przyciągają uwagę i zachwycają unikalnymi rozwiązaniami. Zegarki fluo podbijają rynek. Za sprawą kolorowego plastiku lub gumy na pierwszy rzut oka wyglądające na dziecięcą zabawkę. Niech nas to jednak nie zmyli. W wielu produktach w środku kryje się solidny, kwarcowy mechanizm, często także urzekają dodatkowymi funkcjami. Dostępne są w wielu wariantach kolorystycznych i bardzo modnych w tym sezonie neonowych odcieniach. Jeśli chcemy wyróżniać się z tłumu, fluorescencyjny gadżet na ręku może nam w tym pomóc. 4. Oldschool– nawiązuje on w swojej formie do zegarków popularnych w latach dziewięćdziesiątych. Wzbogacone są one o kilka ciekawych funkcji, takich jak podświetlana tarcza, możliwość ustawienia drzemki w postaci kilku alarmów, tradycyjny stoper i timer. Dodatkowo w niektórych modelach można zapisywać imiona i numery telefonu. Te zegarki z reguły są wodoszczelne, choć nie w każdym przypadku. Różnią się od swoich poprzedników niebanalnym stylem, różnorodnością barw, a także materiałem, z jakiego są wykonane. Niby takie jak w danych czasach, ale znacznie bardziej udoskonalone. 5. Plastikowe – ostatni trend, który krąży w ofertach, jakie przedstawiają nam znani projektanci. Plastik nigdy nie wzbudzał takiego zaufania jak złoto czy srebro. Plastikowe gadżety słynęły z tego, że z reguły są wykonane tandetnie. Inaczej zaś ma się sprawa z zegarkami. Starają się podbić rynek i całkiem dobrze im to wychodzi. Modele charakteryzuje atrakcyjna cena, dzięki czemu każdy jest w stanie znaleźć coś dla siebie – na każdą rękę i każdą kieszeń. Najczęściej wykonane są z tworzywa sztucznego, takiego jak guma czy plastik. Kolejnym atutem jest to, że nie obciążają nadgarstka i nie powodują reakcji alergicznych. Zegarkijuż dawno utraciły swoją najważniejszą funkcję, a na to miejsce wskoczyła biżuteryjna forma, którą zakłada się pod konkretne stylizacje i ubiory. Pamiętajmy jednak, że dokonując wyboru, warto rozważyć wszelkie możliwości, aby ten zakup okazał się trafiony i posłużył przez lata.
5 dominujących trendów wśród męskich zegarków
Miękkie, kolorowe i kochane pluszaki to nieodłączny element zabawkowej kolekcji każdego dziecka. Są zawsze miłym, trafionym i lubianym przez maluchy upominkiem na różnego rodzaju okazje i spotkania. Sprawdzamy, co ciekawego można kupić w cenie do 100 zł. Większość z nas miała w swoim życiu tę jedyną, ulubioną maskotkę, która pełniła funkcję prawdziwego, najlepszego i niezastąpionego dziecięcego przyjaciela. Dzisiejsze pluszaki to już nie tylko zwykłe misie, kotki i pieski. Firmy produkujące zabawki prześcigają się w nowatorskich rozwiązaniach i projektach, aby wciąż zaskakiwać i przyciągać najmłodszych klientów. Maskotki, poza standardowymi funkcjami przytulanek, uspokajaczy i usypiaczy, dodatkowo uczą i bawią, grają, śpiewają i wibrują, mają wbudowane rozmaite interaktywne funkcje, a wiele z nich ma również wartość kolekcjonerską. Dla najmłodszych Główne zadanie zabawek dla niemowląt i bardzo małych dzieci to wspieranie ich prawidłowego rozwoju. Tak jest również w przypadku maskotek. W szerokiej ofercie znajdziemy zabawki wykonane specjalnie dla maluchów. Większość z nich szyta jest z materiałów o mocnych, kontrastujących ze sobą barwach i ciekawych, różnorodnych fakturach, które stymulują jednocześnie wzrok i dotyk. Wbudowane szeleszczące i grzechoczące elementy ćwiczą sprawność manualną oraz słuch. Chcąc zabierać ulubioną zabawkę malucha na spacer czy w podróż samochodem, warto wybrać coś z propozycji maskotek do zawieszenia. Wszystkie mają wbudowane zaczepy, dzięki którym szybko przymocujemy zabawkę do wózka lub fotelika samochodowego, co skutecznie uniemożliwi jej zgubienie podczas spaceru. Interaktywne zabawy W ofercie przygotowanej dla starszych dzieci znajdziemy wiele zabawek, które umożliwiają im pasjonujące i jednocześnie rozwijające aktywności. Bardzo interesujące są przytulanki do malowania. Każda z nich uszyta jest z białego lub biało-czarnego materiału, niektóre mają zaznaczone miejsca do pomalowania. Do zabawki dołączony jest zestaw farb lub flamastrów, którymi dziecko może namalować na niej dowolny wzór zgodnie ze swoimi upodobaniami. Barwy są żywe, a farby trwałe i niebrudzące po malowaniu, jednak po wypraniu zabawki kolor się zmywa, a dekorowanie można rozpocząć od nowa. Dla dzieci, które lubią zabawki elektroniczne, przygotowano rozwijające interaktywne postaci z bajek Disneya, grające i śpiewające, uczące maluchy cyferek, literek i piosenek, a naciskając wyznaczone miejsca, dziecko poznaje części ciała i kolory. Kształtami maskotki przypominają najsłynniejszych bajkowych bohaterów w wieku dziecięcym, dzięki czemu wyglądają uroczo i podobają się również rodzicom i opiekunom. Najmodniejsze W każdym sezonie pojawiają się pluszaki-hity, które podbijają serca maluchów. Tym razem przebojem jest między innymi Zhu Zhu Pets, seria interaktywnych maskotek w kształcie chomików. Każda zabawka z kolekcji ma swoje imię, różni się kolorem, długością futerka, szybkością i sposobem poruszania oraz odgrywanymi dźwiękami. Producenci stworzyli również zestaw rozmaitych akcesoriów – ubranek i gadżetów oraz tuneli, które dziecko może ze sobą łączyć, budując dla chomika prawdziwy labirynt. Od kilku sezonów w grafikach, memach i komiksach internetowych królują koty, których wielbicielami są zarówno dorośli, jak i dzieci. Dla tych, którzy nie mogą mieć w domu żywego zwierzaka, stworzono kolekcję kotków-przytulanek. Miękkie futerko czyni z nich wymarzoną maskotkę do zasypiania. W ofercie znajdziemy również pluszaki będące podobiznami najpopularniejszych obecnie bohaterów bajek, filmów i seriali dla dzieci. Aktualnie są to zabawne, żółte Minionki, cała rodzina Świnki Peppy, kultowy Krecik i kochana przez dziewczynki na całym świecie, słodka kotka z serialu Hello Kitty. Oferta pluszowych zabawek jest wyjątkowo szeroka i urozmaicona, dlatego każdy na pewno znajdzie wśród nich taką, która będzie najbliższa sercu maluszka i stanie się jego ulubioną maskotką i niezastąpioną przytulanką.
Przegląd pluszowych zabawek do 100 zł
Wystrój pokoju nastolatka zależy zazwyczaj od decyzji dziecka. Jest już na tyle duże, by móc sprecyzować, co mu się podoba, a co nie. Możemy jednak pomóc w wyborze elementów dekoracyjnych, takich jak chociażby zegary. Zazwyczaj pokój nastolatka urządzamy tematycznie, licząc się z dziecka zainteresowaniami, ulubionym motywem lub kolorem. Poza wyborem tak zwanej bazy pokój ten musi spełniać kilka ważnych funkcji. Jest bowiem sypialnią, pokojem do nauki, miejscem rozrywki, relaksu i przyjmowania gości. Bibeloty Nowoczesny i minimalistyczny wystrój wnętrz pasuje do wielu mieszkań i podoba się większości z nas. Takie rozwiązanie daje większe pole manewru w doborze dekoracji i bibelotów. A dzięki temu pokój staje się przytulniejszy, inspirujący i niebagatelny. Poza figurkami, grafikami, narzutą na łóżko i oświetleniem ważnym elementem dekoracyjnym jest zegar. Odmierzacz czasu w pokoju nastolatka to istotny atrybut. Dzięki temu nasze dziecko nauczy się punktualności i samodzielności, będzie kontrolowało, o której kładzie się spać, czy o której powinno wstać do szkoły. Steampunk zaklęty w czasie Jeśli wasze dziecko nie podziela zachwytu nad skandynawskim stylem, pastelowe kolory przyprawiają go o mdłości, a styl z Prowansji to dla niego babciny gust, warto przerwać nudę i zdecydować się na zupełnie nowy wnętrzarski świat. Steampunkowe wnętrze to propozycja tylko dla odważnych fanów tego stylu! Jeśli boicie się wystylizować cały pokój na wiktoriańsko-przemysłowo-industrialne lokum, dobrze jest zacząć od drobnych dodatków, które tylko utwierdzą was w przekonaniu, jak fantastycznie może odmienić się wasze wnętrze. Zegary w tym stylu są bardzo wyraziste. Postawione na półce lub powieszone na ścianie wzbudzą ogromne zainteresowanie i wprowadzą industrialny charakter. Wszystkie zegary w tym stylu znajdziecie tutaj. Retro klasyk Dla wielbicieli starych modeli i stylu vintage z pewnością warto polecić piękne, ciężkie i metalowe zegary. W większości przypadków swoją formą przypominają one stare zegary używane na dworcach w czasach kolei parowej. Nie musimy ograniczać się do wyboru czarnego koloru, ponieważ producenci proponują te cudeńka w wielu barwach. Metalowe zegary pięknie prezentują się na ścianie i mogą być jej jedyną ozdobą. Taki duży dodatek stworzy odpowiedni, indywidualny charakter wnętrza. box:offerCarousel Czas i zdjęcia Zegar w asyście zdjęć rodziny i najlepszych przyjaciół? Idealne rozwiązanie na połączenie dekoracji z praktycznym przedmiotem. Kolaż ze zdjęć wokół mechanizmu należy tylko i wyłącznie do naszej inwencji twórczej. Możemy powkładać do ramek same czarno-białe zdjęcia, tworząc w ten sposób stonowany klimat pokoju. Kolorowe zdjęcia z kolei ożywią wnętrze i nadadzą mu niepowtarzalny, radosny charakter. Taki zegar ucieszy każdego, nawet najbardziej wymagającego nastolatka. box:offerCarousel Nietypowe wyczucie czasu Wśród klasycznych modeli pasujących do większości wnętrz pora na zegary o nietypowych kształtach (np. surrealistycznych) i kolorach. Takie oryginalne gadżety pięknie prezentują się w minimalistycznych i nowoczesnych wnętrzach. Zegarek zrobiony z książek, święcący w ciemności albo odmierzający czas do tyłu? Wszystkie znajdują się na wyciągnięcie ręki, wystarczy jedynie zdecydować się na model, a potem z zachwytem podziwiać go na ścianie bądź półce.
Designerskie zegary do pokoju nastolatka
Dostęp do Internetu w dzisiejszych czasach dla nikogo nie jest już problemem. Możemy zdecydować się na stałe łącze domowe, ale jeśli zależy nam na mobilności oraz dostępie do szybkiego Internetu w podróży, na spacerze lub na pikniku, warto zainteresować się routerem MiFi. Czym w ogóle jest router MiFi i do czego może się przydać? O ile stacjonarny router Wi-Fi może być wykorzystywany tylko w domu, tak router MiFi, choć ma nieco mniejszą funkcjonalność i osiągi, może być wykorzystywany praktycznie wszędzie. Urządzenia tego typu wyposażone są we wbudowany akumulator, dzięki któremu możemy z niego korzystać poza domem bez dostępu do prądu nawet przez kilka godzin. Poza tym z łącza internetowego, które udostępniane jest za pomocą MiFi, może korzystać kilka urządzeń jednocześnie np. laptop, smartfon, tablet itp. Huawei E5785 box:offerCarousel Pierwszą propozycją jest model Huawei E5785. To bardzo popularne i wydajne rozwiązanie, które sprawdzi się zarówno w podróży, jak i w domu, głównie ze względu na wysokie transfery. Sprzęt obsługuje sieć 4G LTE Cat.6, co przekłada się na prędkość pobierania do 300 Mb/s w sprzyjających warunkach. Na jednym ładowaniu możemy korzystać z urządzenia nawet przez 12 godzin, co jest fantastycznym wynikiem. Co więcej, do urządzenia może być podłączonych nawet 16 urządzeń jednocześnie. Cena tego modelu w dniu publikacji artykułu – około 380 złotych. Huawei E5577 box:offerCarousel Kolejna propozycja to nieco tańszy, kosztujący około 200 złotych model Huawei E5577. W tym przypadku mamy do czynienia z obsługą technologii LTE Cat.4, a to oznacza maksymalną prędkość transferu na poziomie do 150 Mb/s. Urządzenie wyposażone jest w moduł Wi-Fi, który pracuje na dwóch częstotliwościach – 2,4 oraz 5 GHz – co zapewnia stabilność połączenia. Wymienna bateria o pojemności 3000 mAh zapewnia do 12 godzin pracy. Do urządzenia można podłączyć 10 urządzeń jednocześnie. ZTE MF63 box:offerCarousel Następne urządzenie przeznaczone jest dla mniej wymagających użytkowników, którzy nie chcą przeznaczać na router MiFi zbyt wiele. Model ZTE MF63 w dniu publikacji artykułu kosztował na Allegro około 100 złotych. Sprzęt ten oferuje dostęp do Internetu maksymalnie 10 urządzeniom jednocześnie. Zastosowano tu technologię HSPA+, która zapewnia transfer pobierania do 21,6 Mb/s oraz wysyłania do 5,76 Mb/s. Nie jest to wiele w porównaniu z topowymi rozwiązaniami LTE, ale wystarczy do komfortowego przeglądania stron internetowych. Alcatel Link Zone Airbox box:offerCarousel Następna niedroga propozycja to Alcatel Link Zone Airbox. Za około 140 złotych otrzymujemy urządzenie umożliwiające dostęp do Internetu 10 urządzeniom jednocześnie, oferując technologię LTE o prędkości transmisji do 150 Mb/s oraz do 50 Mb/s prędkości wysyłania. Nie zabrakło również obsługi kart microSD do 32 GB, dzięki czemu po podłączeniu karty np. ze zdjęciami możemy je udostępniać podłączonym urządzeniom. D-Link DWR-932 box:offerCarousel Na zakończenie bardzo ciekawy stylistycznie router MiFi D-Link DWR-932. W cenie około 370 złotych otrzymujemy urządzenie oferujące technologię LTE Cat.4 do 150 Mb/s, wbudowaną baterię o pojemności 2020 mAh zapewniającą do 4 godzin nieprzerwanej pracy oraz wysokim poziom bezpieczeństwa oparty na technologii WPA/WPA2 PSK Auto (TKIP/AES) z przyciskiem WPS.
MiFi – 5 polecanych modeli
Im wcześniej nauczymy dziecko dbania o porządek, tym lepiej. W praktyce jednak maluchy są często wyręczane, ponieważ bliskie im osoby uważają, że zrobią to szybciej i dokładniej. Tymczasem nawet najmniejsze szkraby mogą zacząć sprzątać. Dlaczego nauka sprzątania jest ważna? Powód, dla którego warto jest uczyć dziecko sprzątania, wydaje się być oczywisty – nie chcemy przecież wychować małego bałaganiarza i wciąż po nim sprzątać. Sprawa przedstawia się zwykle następująco: my sami dbamy o porządek małego dziecka, a im więcej przybywa mu lat, tym trudniej jest wyegzekwować utrzymywanie ładu. Sprzątanie może nie jest dla większości z nas przyjemne, ale jest po prostu konieczne. Jeśli jesteś rodzicem maluszka, już czas pomyśleć o tym, jak pokazać mu, na czym polega dbałość o czyste mieszkanie. Gdy widzisz, że twój dom jest zabałaganiony i trudno jest przejść po podłodze pełnej zabawek, najwyższa pora to zmienić. Na naukę porządkowania nigdy nie jest za późno. Podstawą jest uczenie malucha sprzątania po sobie – po skończonej zabawie, zmianie aktywności lub zabawki. Gdy wyrobimy w dziecku nawyk odkładania zabawek na swoje miejsce, możemy pogratulować sobie dobrej roboty wychowawczej. Początki nauki sprzątania Musimy uzbroić się w cierpliwość, a po każdej zabawie pamiętać, przypominać i zachęcać, żeby dziecko odłożyło zabawkę na miejsce. Możemy tego uczyć już 2- czy 3-latka, a nawet mniejsze szkraby. Z pewnością nie zawsze będzie nam się chciało pilnować porządku, ale nasza uważność będzie procentować w przyszłości. Podstawą wszelkiego porządkowania jest miejsce wyznaczone dla każdej zabawki lub grupy zabawek. W tym tkwi sekret utrzymywania ładu, nie tylko w pokoju dziecka. Niezbędne są regały i półki na zabawki. Przydadzą się też wszelkie pojemniki do przechowywania. Świetną opcją są skrzynie na zabawki, kufry z pokrywami, na kółkach, a także pudełka ozdobne. Ponadto utrzymywanie porządku ułatwiają organizery. Wyróżniamy wśród nich modele, które można zawiesić m.in. w łazience. Ważne jest, żebyśmy zadbali o atmosferę zabawy. Wtedy maluchom sprząta się łatwiej i szybciej. Zaproponujmy celowanie zabawkami do pojemników albo zawody, kto zbierze z podłogi więcej klocków bądź sprzątanie według kolorów, np. dziecko zbiera klocki w kolorze niebieskim, a dorosły – w czerwonym. Niestety, raczej nie liczmy na to, że prosząc malucha o zrobienie porządku w czasie, gdy my gotujemy obiad, zastaniemy czysty pokój. Dziecko potrzebuje naszej obecności, zachęty i wskazywania (najpierw sprzątamy wszystkie książeczki, potem klocki, itd.). Porządkowania nie zostawiajmy na wieczór. Dziecko jest wtedy zmęczone, rozdrażnione i może nie chcieć. Rola rodziców w nauce sprzątania Edukacja w tym zakresie zależy od nas, a także od osób, które spędzają z dzieckiem najwięcej czasu. Nawet najpiękniejsze regały i pojemniki nie rozwiążą problemu, jeśli pokój malucha będzie przepełniony zabawkami. Im będzie ich mniej, tym łatwiej utrzymać porządek. Segregujmy zabawki, wyrzucajmy zużyte przedmioty, a takie, którymi szkrab już się nie bawi, oddajmy innym dzieciom. Część zabawek można też zapakować, schować i sięgnąć do nich po pewnym czasie. Maluch będzie wtedy nimi bardziej zainteresowany. Musimy również pamiętać, że my sami dajemy dziecku przykład. Trudno jest oczekiwać od malca dbania o porządek, jeśli mamy problem z odkładaniem rzeczy na miejsce, a w domu panuje bałagan. Jeśli chcemy zachęcić dziecko do porządkowania, włączajmy je do wspólnego sprzątania. Szkraby są zachwycone własnymi sprzętami do sprzątania. Malec może być właścicielem małego odkurzacza czy żelazka. Wszystkie pomoce w utrzymywaniu porządku przyniosą efekt, jeśli będziemy często chwalić i dziękować małemu pomocnikowi. Jest to dla niego bardzo ważne i motywuje do częstszego sprzątania. Raczej unikajmy obiecywania czegoś za posprzątanie oraz grożenia karami.
Jak nauczyć dziecko sprzątania?
Cykoria to bardzo zdrowe warzywo, które ma bogaty skład mineralny. Zawiera wapń, fosfor, magnez, żelazo, cynk oraz wiele witamin – B, A, E. Odpowiednio przyrządzona cykoria będzie nie tylko zdrowa, ale i smaczna. Zapoznajcie się z przepisem poniżej. Składniki: 3 cykorie 3 łyżki oleju 4 łyżki miodu sól cukier roszponka 200 g orzechów włoskich Krok po kroku: Cykorię dzielimy na mniejsze kawałki. Doprawiamy solą i cukrem. Skrapiamy oliwą i grillujemy. Gdy cykoria zmięknie, przekładamy ją na talerz. Polewamy miodem, dodajemy orzechy i roszponkę. Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia.
Grillowana cykoria z roszponką, orzechami i miodem
Dorosłym deszcz zwykle krzyżuje plany. Dla dzieci to okazja do skoków po kałużach i ucieczek przed kroplami wody. Ale warunkiem udanej zabawy jest właściwe wyposażenie. Sprawdzamy, czego potrzebuje energiczny siedmiolatek. Ciepły letni deszcz w żadnym razie nie powinien być powodem do zamykania się z dzieckiem w domu. Spadające z nieba kropelki przyjemnie orzeźwiają i mogą stanowić inspirację do fantastycznej zabawy. Poszukiwania największej kałuży czy berek łapiący tylko tych, którzy nie znaleźli się pod daszkiem, to ułamek możliwości. Często siarczysty deszcz zaskakuje nas w najmniej oczekiwanym momencie – na plaży czy podczas górskiego spaceru. W każdej z tych sytuacji nasza pociecha powinna być przygotowana i odpowiednio chroniona. Sprawdzamy, jakie rozwiązania są najlepsze dla chłopców. Parasol dla chłopca – czy to ma sens? Dziecięce parasole (od 6,99 zł za sztukę) wbrew pozorom mają mnóstwo zalet. Są kompaktowe i łatwo mieszczą się np. w bocznej kieszeni szkolnego plecaka, dzięki czemu dziecko może mieć je zawsze przy sobie, idąc do szkoły. Świetnie sprawdzają się podczas kapryśnej pogody, gdy równie szybko deszcz zaczyna padać i przestaje. Wtedy wkładanie i zdejmowanie kurtki (np. podczas wycieczki) jest wyjątkowo uciążliwe. Parasol można szybko złożyć i rozłożyć, ochronić przed zmoknięciem również kolegę lub koleżankę, co będzie bardzo miłym gestem. Odpada również konieczność nieustannego naciągania na głowę kaptura czy pilnowania, aby wystające spod kurtki kolana nie zamokły. Pod parasolem dziecko jest całkowicie osłonięte. Ostatnia, lecz dla dzieci zwykle najistotniejsza kwestia przemawiająca za wyborem parasola, to jego wygląd. Oferta modeli i nadruków jest szeroka. Znajdzie się coś zarówno dla wielbicieli samochodów – grafiki nawiązujące do wchodzącej właśnie do kin kolejnej części filmu Auta czy telewizyjnego Blaze’a i megamaszyn, superbohaterów, np. Batmana, oraz uwielbianych seriali animowanych, takich jak Psi Patrol czy Strażak Sam. Parasole są lekkie i bezpieczne, automatyczne rozkładanie ułatwia ich użytkowanie, a prosta konstrukcja sprawia, że niełatwo je zepsuć. Kurtki do zadań specjalnych Parasol idealnie sprawdza się na spacerach i wycieczkach, natomiast podczas szaleństw na placu zabaw, jazdy na rowerze czy wakacyjnych kajakowych wojaży dziecko powinno mieć wolne ręce. Niezbędna będzie więc kurtka przeciwdeszczowa. Wybierzmy lekki model z bawełnianą podszewką – ochroni przed deszczem i będzie tzw. kurtką przejściową, która świetnie się sprawdzi wiosną, jesienią, a także w chłodniejsze sierpniowe wieczory. Wybierając taką kurtkę, zwykle stawiamy na klasykę i odcienie granatu, zieleni czy szarości. Rozbrykanemu siedmiolatkowi znacznie bardziej przypadną do gustu kolorowe modele nawiązujące do jego sympatii i zainteresowań. Dla małych zgrywusów idealna będzie kurtka imitująca strój żółciutkiego Minionka, za to małym fanom piłki nożnej serce zabije mocniej na widok okryć w klubowych barwach np. FC Barcelony. Nieustraszonym odkrywcom, którzy kochają zabawy w deszczu, polecamy gumowany sztormiak. Cyrkulacja powietrza w tym wypadku pozostawia wiele do życzenia, jednak mamy gwarancję, że maluch jest dobrze chroniony przed wodą i wiatrem. Kurtka i parasol – zestaw idealny Duże opady deszczu wymagają wzmocnionej ochrony. Warto zwrócić uwagę na ofertę firmy Skip Hop, czyli na parasole i płaszcze przeciwdeszczowe z wizerunkami zabawnych zwierzaków znanych z innych produktów (m.in. bidony, plecaki), pozwalające stworzyć praktyczny zestaw na deszczowe spacery. Lekkie parasolki mają miękkie rączki i bardzo głęboki daszek z przezroczystym okienkiem, dzięki czemu można spacerować, będąc jednocześnie świetnie osłoniętym od deszczu. Do tego zapinana na zatrzaski peleryna z kapturem (z uszami lub czułkami) i dużymi kieszeniami, w których zmieszczą się wszystkie odnalezione na wycieczce skarby. Do wyboru mamy kilku wesołych bohaterów, m.in. psa, żyrafę, pszczołę czy małpkę. Gdy mamy już odpowiednią nieprzemakalną kurtkę i lekki parasol, pozostaje nam jeszcze wyposażyć chłopca w kalosze dopasowane do nich stylem i kolorem. Z takim kompletem może wyruszyć na wyprawę do deszczowej krainy, a my będziemy spokojni o jego zdrowie.
Parasolka czy kurtka przeciwdeszczowa – w co wyposażyć siedmiolatka
Myślisz, że w pielęgnacji ciała najważniejsze jest nawilżanie skóry? Mylisz się – głównym etapem powinno być złuszczanie martwego naskórka. Dzięki peelingowi wygładzisz ciało, odsłonisz świeże warstwy skóry i przygotujesz ją na przyjęcie odżywczych i nawilżających kosmetyków. Używasz gotowych ścierających kosmetyków? Czas wypróbować akcesoria do peelingu ciała, które działają mocno i skutecznie. Luffa, czyli naturalna gąbka Luffa to naturalna gąbka, która tak naprawdę jest rośliną. Była używana do mycia i masażu ciała już setki lat temu. Dlaczego luffa jest tak wyjątkowa? To naturalny produkt o niezwykłych właściwościach dla skóry. Myjąc ciało tą gąbką, złuszczysz naskórek i poprawisz mikrokrążenie w skórze. Na jakie problemy pomoże ci naturalna gąbka? Luffa świetnie sprawdza się jako broń do walki z cellulitem – regularne masowanie ciała pod prysznicem ujędrnia i wygładza skórę. Luffa powinna być też w łazience każdej kobiety, która ma problemy z wrastającymi włoskami po depilacji. To również świetny sposób na pozbycie się szorstkiego, zgrubiałego naskórka z pięt, łokci i kolan. Systematyczne stosowanie luffy pod prysznicem wygładza skórę, dodaje jej blasku i elastyczności. Jak stosować luffę? Gąbkę trzeba namoczyć, nałożyć na nią żel pod prysznic i masować całe ciało okrężnymi ruchami. Po kąpieli luffę należy dokładnie wypłukać i wysuszyć. W naturalnej gąbce nie rozwijają się bakterie, dlatego jej używanie jest całkowicie bezpieczne i higieniczne. Marokańska rękawica Kessa Dzięki marokańskiej rękawicy Kessa twoja łazienka zmieni się w orientalne spa! Rękawica Kessa używana jest podczas rytuałów pielęgnacyjnych Hammam w krajach arabskich. W czym tkwi sekret tego produktu? To zasługa struktury materiału, z którego jest wykonana. Chropowata powierzchnia bardzo skutecznie złuszcza naskórek, pozostawiając skórę głęboko oczyszczoną i gładką. Masaż rękawicą Kessa ma same zalety – usuwa martwy naskórek i zanieczyszczenia, poprawia krążenie i wygładza. To świetny produkt do walki z pomarańczową skórką, która jest problemem większości kobiet. Poza tym po oczyszczeniu rękawicą skóra jest przygotowana na przyjęcie kosmetyków pielęgnacyjnych. Balsamy, mleczka i olejki świetnie się wchłaniają i wnikają w głębokie warstwy. Kessa sprawi, że twoja skóra będzie jedwabiście gładka, promienna i lepiej dotleniona. Jak używać rękawicy Kessa? Najlepiej w połączeniu z czarnym mydłem Savon Noir. Na początku namocz rękawicę, nałóż na ciało mydło z czarnych oliwek i pozostaw na kilka minut, a następnie zrób masaż przy pomocy rękawicy. Po peelingu skóra świetnie wchłania kosmetyki, dlatego warto zaaplikować bogate masło do ciała albo olejek, np. arganowy. Pumeks wulkaniczny dla gładkich stóp Nie tylko skóra ciała wymaga regularnego złuszczania, stopy również zasługują na odrobinę troskliwej pielęgnacji. Pumeks wulkaniczny to doskonały sposób na szybki i skuteczny pedicure w domu. Naturalny pumeks to tak naprawdę kawałek skały magmowej, powstałej z lawy wulkanicznej. Ziarnista struktura sprawiła, że zaczął być powszechnie stosowany w kosmetyce. Nic dziwnego – ostry pumeks doskonale radzi sobie ze zgrubieniami, szorstką i łuszczącą się skórą. Czym pumeks wulkaniczny różni się od dostępnych w każdej drogerii sztucznych pumeksów? Pumeks z lawy lepiej ściera naskórek, dlatego wystarczy kilka ruchów pod prysznicem, by cieszyć się gładkimi i pięknymi stopami. Regularne stosowanie sprawi, że całkowicie zapomnisz o odciskach, stwardnieniach oraz przesuszonej skórze. Dzięki temu przez cały rok twoje stopy będą gotowe na chodzenie w seksownych szpilkach i sandałkach. Pumeks wulkaniczny może być używany podczas prysznica oraz kąpieli. Po skończonym zabiegu wystarczy wypłukać go dokładnie pod bieżącą wodą. Warto wiedzieć, że pumeks raz w miesiącu należy zdezynfekować. Najłatwiej zrobić to, pozostawiając go na całą noc w pojemniku z osoloną wodą. Ścieranie martwych warstw naskórka to najlepszy sposób na gładką i zadbaną skórę. Akcesoria do peelingu pomagają w szybki i prosty sposób pozbyć się przesuszonych miejsc na ciele. Warto mieć w swojej łazience kilka gadżetów, które ułatwią codzienne zabiegi.
Akcesoria do peelingu ciała
Podczas wybierania najszybszego dysku nie wystarczy kierować się jego typem, a także wykorzystywanym złączem oraz interfejsem. Trzeba też zwrócić uwagę na używany przez niego protokół. Kilka porad ogólnych O czym zatem należy pamiętać, wybierając najlepszy dysk? Przede wszystkim, musi to być model półprzewodnikowy, znany też jako SSD. Dyski takie są o wiele szybsze od modeli talerzowych, znanych też jako HDD. Napędy SSD mają też kilka innych pozytywnych cech. Wyjątkowo istotne jest, że dyski SSD są pozbawione części mechanicznych. Dzięki temu są bezgłośne i znacznie bardziej odporne na uszkodzenia mechaniczne. Kolejna niezwykle istotna sprawa, to używane przez nie złącze oraz interfejs. Nie należy mylić tych dwóch pojęć. Złącze jest to bowiem fizyczny port, z którego korzysta podzespół, zaś interfejs to rodzaj używanego przez niego połączenia. Dlatego w najszybszych obecnie dyskach wykorzystuje się miniaturowe złącze M.2 i protokół PCI-Express. Rodzaj złącza jest istotny z kilku względów. Przede wszystkim dlatego, że wiele obecnych na rynku komputerów nie obsługuje najnowszych standardów. Kupując dysk, należy zatem upewnić się, że będzie pasował do naszego komputera. Trzeba sprawdzić, czy w posiadanej maszynie znajduje się złącze SATA, SATA Express, mSATA, M.2 czy może PCI-Express. Warto też pamiętać o tym, że rodzaj zastosowanego złącza wpływa na używany interfejs, a ten z kolei na wydajność. Prawdą jest, że dyski SSD wykorzystujące interfejs PCI-Express są znacznie szybsze od dysków SSD ze złączem SATA, nie mówiąc już o stosunkowo starych, talerzowych dyskach PATA. Trzeba więc pamiętać, że do złączy M.2 i PCI-Express podłączymy nowoczesne dyski korzystające z interfejsu PCI-Express, a do SATA i mSATA przestarzałe dyski SATA. Ciekawym przypadkiem jest złącze SATA Express. To złącze przejściowe, które umożliwia podłączanie zarówno dysków ze złączami SATA, jak też PCI-Express. Ważne są też protokoły Powyższe rady to zbiór podstawowych informacji, które powinna znać każda osoba wymieniająca lub kupująca dysk SSD. Będą one absolutnie wystarczające dla zdecydowanej większości użytkowników, postrzegających dyski półprzewodnikowe przez pryzmat znacznie wolniejszych dysków talerzowych. Jednak istnieje grono osób, dla których nawet popularne dyski SSD są zbyt wolne i szukają jeszcze wydajniejszych modeli. Takie osoby powinny zwracać uwagę na jeden, dodatkowy parametr dysku, a mianowicie wykorzystywany przez niego protokół. Do tej pory, kwestia ta nie była zbyt często poruszana, ponieważ praktycznie wszystkie dyski wykorzystywały, pochodzący z 2003 roku, protokół AHCI. W czasach jego powstawania nie korzystaliśmy jeszcze z dysków SSD, więc był on projektowany głównie z myślą o napędach talerzowych. Jak na swoje czasy był on bardzo dobry i pozwalał na wykorzystanie pełni możliwości dostępnych wówczas napędów. Jednocześnie wprowadzał bardzo ciekawe funkcje, takie jak możliwość odłączenia dysku przy włączonym zasilaniu, oszczędzanie energii oraz kolejkowanie zadań. W czasach mało skomplikowanych kontrolerów, a także niezbyt wydajnych dysków talerzowych i pierwszych dysków półprzewodnikowych ten protokół, używający niezbyt wielu rozbudowanych komend, można było uznać za wystarczający. Teraz jednak jego możliwości są zdecydowanie za małe. Z tego powodu potrzebny był jego następca, czyli Non-Volatile Memory Express. Nowy protokół korzysta z dużej liczby prostych, nieskomplikowanych poleceń. Dzięki temu jest mniej wymagający pod względem liczby transferów do pamięci operacyjnej, charakteryzuje się też bardzo małymi opóźnieniami. Pozwala sprzętom wchodzić w stan niskoenergetyczny, bez interwencji oprogramowania. Jego kolejna unikatowa cecha, to możliwość korzystania z kilku kanałów komunikacji w tym samym czasie. Tym samym doskonale sprawdzi się w przyszłości, gdy dyski SSD będą na tyle szybkie, że do przesyłania danych będą potrzebować wielu kanałów komunikacji. Dyski wspierające NVMe Jak na razie dysków wspierających NVMe jest jak na lekarstwo, Na dobrą sprawę, na rynku konsumenckim pojawiły się dwa tego typu modele – Intel 750 oraz Samsung SM951, które pod względem wydajności faktycznie górują nad konkurencją. Można się jednak spodziewać, że ich liczba będzie gwałtownie rosnąć. Należy pamiętać, że do uruchomienia tych dysków potrzebna jest płyta główna wspierająca nowy protokół. Przed wymianą dysku na nowy konieczne jest więc sprawdzenie, czy używany przez nas podzespół otrzymał odpowiednią aktualizację UEFI (następca BIOS-u), która pozwala na korzystanie z nowych funkcji.
Czym są dyski z protokołem NVMe?
Lubisz kolor niebieski? Mamy dobrą wiadomość – w sezonie wiosenno-letnim nosimy go dużo, a wybieramy zwłaszcza jasne odcienie. Oto przegląd trendów z kolorem nieba w roli głównej. Można śmiało stwierdzić, że niebieski to modowy klasyk – powraca co roku i lubią go chyba wszyscy kreatorzy. Jest twarzowy, uniwersalny, praktyczny, a w zależności od odcienia może być subtelny albo wyrazisty. W tym sezonie sięgamy po jego jaśniejsze odmiany. Żeby nie pogubić się w gąszczu rzeczy w tym kolorze, zobaczmy, co proponują na wiosnę i lato 2017 projektanci i wybierzmy to, co najbardziej stylowe. MORSKI: trawa + woda Niebieski pomieszany z zielenią lansuje amerykańsko-dominikański dom mody Óscar de la Renta – trend ten łączy się u niego z motywami kwiatowymi. Kolor morski to tak naprawdę właśnie mieszanka niebieskiego i zielonego. Efekt? Czasem turkusowy, ale często rezultatem jest też barwa bardziej przypominająca trawę, niż wodę. Prawdziwy festiwal kolorów nieba i wody zaprezentowała wenezuelska projektantka tworząca w Nowym Yorku Carolina Herera. Jej suknie – koktajlowe, codzienne i biurowe – szyte są m.in. z tkanin przypominających nieco jeans. Lubimy ten trend, ale jeszcze bardziej kochamy dresówkę – jeśli cenisz swobodne ubrania w stylu oversize, spodobają ci się też prawdopodobnie sukienki z dzianiny w intensywniejszym, kobaltowym odcieniu. To propozycje, w których możesz zaistnieć nie tylko w pracy czy na zakupach (dobierz srebrne buty sportowe – błyszcząca skóra wspaniale kontrastuje z chłodem morskiego), ale też na przyjęciu (zamień tenisówki na szpilki, np. z odkrytą piętą, zapinane na cienki paseczek na kostce). Na wiosenno-letnie dni możesz wybrać lżejsze od kobaltu odcienie – jadąc na urlop, koniecznie spakuj sukienki w kolorze turkusowym. TROPIKALNY: paski + hafty Ten odcień jest jeszcze jaśniejszy od morskiego. Bliższy jest błękitowi lekko zachmurzonego nieba, kojarzy się ze słońcem odbijającym się w ciepłym morzu. Proste sukienki koszulowe ma w tym kolorze Stella McCartney. Wybiegi projektantów podbijają też niebieskie paseczki – dużo cienkich, podłużnych pasków w różnych odcieniach niebieskiego proponuje Chloé. U Fendi pasy są szersze, ale również niebieskie, a z tej wyjątkowo kojarzącej się z latem bawełnianej tkaniny powstają też garnitury z krótkimi spodenkami. Włoski dom mody kierowany przez Karla Lagerfelda ma dużo lazurowych, prostych sukienek z rozcięciami po bokach. Polecamy dłuższe bluzki w błękitne paski, ozdobione haftami w soczyście kolorowym, włoskim stylu Dolce & Gabbany. Klasyka pięknie łączy się w nich z motywami etno. Wyjątkową kreację w rześkim, tropikalnym odcieniu zaprezentował dom mody GUCCI – sukienka z falbanami i jednym, długim rękawem podbiła serca publiczności. Także u nas modele sukienek z dekoltem na jedno ramię uznajemy za bardzo szykowne – dlatego trend ten obowiązuje niezmiennie od kilku sezonów w modzie weselnej. BŁĘKITNY: koszula + jeansówka Baby blue to odcień, który najłatwiej zdefiniować – jest jasny, pastelowy i delikatny. Lubią go blondynki, ponieważ dobrze się komponuje ze słonecznym kolorem włosów. Kojarzy się z ubrankami dla niemowląt oraz... z aktorkami – Małgorzatą Kożuchowską i Małgorzatą Foremniak. Błękitne, rozkloszowane sukienki z wiązaniem na kokardę pod szyją proponuje Valentino. Za to Versace stawia na niebieskie bluzki koszulowe – nikogo nie trzeba chyba do nich przekonywać, wypada je po prostu w szafie mieć. Sprawa z błękitną bluzką jest o tyle poważna, że projektant słynie z zamiłowania do wyrazistych kolorów i geometrycznych wzorów, a subtelnej prostoty raczej unika. Koszulowa, jasnoniebieska bluzka zapewnia uniwersalne i jednocześnie dziecinnie proste rozwiązanie, jeśli potrzebujesz szybkiej i eleganckiej stylizacji. Wystarczy dobrać odpowiedni dół – spodnie z zaprasowanym kantem lub spódnicę ołówkową albo rozkloszowaną oraz szykowne buty. Błękitna może też być koszula z cienkiej tkaniny imitującej jeans. To również klasyka, ale w nieco bardziej swobodnym stylu. Przyczynił się do tego niewątpliwie aktor Chuck Norris, a obrazek dziewczyny w kowbojkach, kapeluszu i jasnoniebieskiej bluzce wszedł już na dobre do popkultury. Sekret jeansówki polega na tym, że możesz nosić ją na tysiąc sposobów, a zawsze będzie dobrze wyglądała – unikaj tylko tworzenia mundurków ze spodniami jeansowymi. Za to bez obaw możesz włożyć błękitne mokasyny, np. marki Gino Rossi. Czy wiesz, że... NIEBIESKI: Działa uspokajająco i pomaga zasnąć – więc jaki kolor powinna mieć twoja pościel? Pobudza wyobraźnię i twórcze myślenie – do pracy warto nosić niebieską koszulę. Odstrasza owady – dlatego domy w rejonach tropikalnych, np. w Indiach, są błękitne. Zmniejsza apetyt i pomaga walczyć z nadwagą – jeśli jesteś na diecie, noś się niebiesko! Hamuje stany zapalne – na skaleczenia z zestawu kolorowych plasterków dziecięcych wybierz właśnie kolor blue.
Morski, tropikalny, błękitny – jakie odcienie niebieskiego będą modne w 2017 roku
W literaturze nie brakuje postaci heroin z prawdziwego zdarzenia. Niektóre z nich zainspirowały pisarzy, a inne pozostały wytworem wyobraźni artystów. Specjalnie dla was przygotowaliśmy przegląd 5 książek, w których prym wiodą silne kobiety. Cykl „Harda królowa” Elżbieta Cherezińska Elżbieta Cherezińska bohaterką swojej serii uczyniła Świętosławę, siostrę Bolesława Chrobrego. Za przykładem większości polskich historyków autorka utożsamia Świętosławę z Sygrydą Storrådą – królową Szwecji i Danii. Cherezińskiej na podstawie przekazów średniowiecznych kronikarzy i nordyckich sag udało się stworzyć bohaterkę z krwi i kości. Trudne wybory, przed którymi stanęła piastowska księżniczka i zawirowania historii, skutecznie przykuwają uwagę czytelnika. Mimo że w „Hardej królowej” nie brakuje solidnej dawki faktów, to nie przypomina w żadnym wypadku nudnej powieści biograficznej. Książkę czyta się z wypiekami na twarzy i bliżej jej raczej do sensacji, niż monografii. Świętosława urzeka swoją ambicją i siłą – cechami politycznego gracza. Jej świat to jednak nie tylko władza – w cyklu „Harda królowa” nie brak także wątków miłosnych. Przeczytaj recenzję książki „Harda”. Przeczytaj recenzję książki „Królowa”. box:offerCarousel Cykl „Jeździec miedziany” Paullina Simmons „Jeździec miedziany” to powieść, która zapoczątkowała cykl o tym samym tytule. Głównymi bohaterami Simmons uczyniła dwójkę młodych ludzi: Tatianę i Aleksandra. Nastolatka i przystojny oficer spotykają się w momencie inwazji nazistowskich Niemiec na Związek Radziecki w czerwcu 1941 roku. Para od początku jest sobą zainteresowana, jednak na drodze do ich związku staje wiele przeszkód, a pierwszą jest siostra Tatiany. Młoda kobieta próbuje postępować zgodnie ze swoim sumieniem i rezygnuje z walki o Aleksandra, nie chcąc krzywdzić siostry. Tatiana pragnie uratować swojego brata, walczy każdego dnia o przeżycie całej rodziny w odizolowanym od świata Leningradzie, a w końcu także o życie swojego ukochanego. Paullina Simmons łącznie poświęciła losom Tatiany i Aleksandra trzy książki: „Jeźdźca miedzianego”, „Tatianę i Aleksandra” oraz „Ogród letni”. W cyklu znalazły się także dwa tomy poświęcone rodzicom Aleksandra: „Dzieci wolności” i „Bellagrand”. „Hotel New Hampshire” John Irving „Hotel New Hampshire” zdecydowanie nie jest powieścią dla wszystkich. To książka, którą można określić mianem czarnej komedii, choć nie brak w niej także prawdziwie dramatycznych i wzruszających scen. Narratorem jest John Berry, drugi syn małżeństwa hotelarzy Wina i Mary. John jest bardzo blisko związany ze swoją starszą siostrą Franny – dziewczyna jest wyjątkowo atrakcyjna, dominuje w grupie rodzeństwa i nierzadko przewodzi rodzinie, którą chce chronić za wszelką cenę. W pewnym momencie Franny staje się ofiarą, doświadczając gwałtu i przemocy ze strony szkolnych kolegów. Chociaż to wydarzenie ujawnia jej wrażliwość, dziewczyna nie załamuje się i nadal jest podporą dla najbliższych. Franny ostatecznie mści się na swoim oprawcy z pomocą rodzeństwa, robi karierę i poślubia przyjaciela z dawnych lat. Mimo, że cała rodzina Berrych została dotkliwie doświadczona przez los, to Franny czuje odpowiedzialność za opiekowanie się członkami rodziny i pomaganie im w spełnianiu marzeń. Przeczytaj pełną recenzję książki Johna Irvinga „Hotel New Hampshire”. box:offerCarousel „Mistrz i Małgorzata” Michał Bułhakow „Mistrz i Małgorzata” to powieść, której nie mogło zabraknąć w tym zestawieniu. Tytułowa Małgorzata to jedna z najbardziej popularnych postaci literatury rosyjskiej. Nie zważając na konwenanse nawiązała pozamałżeński romans z mężczyzną, którego darzyła prawdziwym uczuciem. To dla niego była gotowa porzucić męża i wszystkie luksusy. Plany kochanków przerwało jednak tajemnicze zniknięcie Mistrza. Kiedy nadarza się okazja na odzyskanie ukochanego, Małgorzata jest gotowa do działania. Nie przeraża ją to, że musi spotkać się z diabłem ani to, że Mistrz może nie być już tym samym człowiekiem, w którym się zakochała. „Odzyskać utracone” Katarzyna Kołczewska „Odzyskać utracone” to powieść, w której pierwsze skrzypce grają dwie kobiety: matka i córka. Obie doświadczone przez wojnę zupełnie inaczej radzą sobie z odciśniętym po niej piętnem. Miranda po 10 latach katorżniczej pracy na Syberii wraca do rodzinnego miasta, Białegostoku. Jej ukochany ojciec (oficer Wojska Polskiego) nie żyje, a matka wydaje się świetnie odnajdywać w nowej rzeczywistości. Kobieta jest rezolutna, potrafi wszystko załatwić i na wszystkim zarobić. Takie zachowanie mierzi Mirandę, która pozostała wierna przedwojennym zasadom. Obie kobiety doświadczyły piekła wojny, które je rozdzieliło. Każda z nich przeszła w ostatnich latach inną drogę, co budzi napięcia w ich relacji. Czy tak silnym osobowościom uda się nawiązać nić porozumienia na nowo? Tego dowiecie się z powieści Kołczewskiej. Silnych kobiet w życiu i w literaturze nie brakuje, a ich siła może przejawiać się w różnoraki sposób. Z pewnością każda z powyższych książek, będzie gratką dla fanów prawdziwych heroin.
Silne kobiety – powieści, w których kobiety grają główną rolę
Lato w pełni, chcesz założyć skąpe bikini, a tu na skórze nieestetyczny cellulit… Jak się go pozbyć? Sięgnij po kosmetyki antycellulitowe z naturalnych składników, a już w niedługim czasie twoja skóra odzyska jędrność i elastyczność. Cellulit nie ma związku z wiekiem. Nawet u nastolatek na skórze ud, brzucha czy pośladków zdarza się szpecąca, „pomarańczowa skórka”. I nie zawsze ma związek z nadwagą, choć częściej występuje u osób z nadmiarem tkanki tłuszczowej. Cellulit to, w pewnym uproszczeniu, nierównomiernie rozłożona pod skórą tkanka tłuszczowa, tworząca nieestetyczne zgrubienia, grudki i nierówności. Częściej narzekają na niego kobiety, a do jego powstawania przyczynia się m.in. antykoncepcja hormonalna. Redukcji cellulitu sprzyjają ruch, odpowiednia dieta i specjalne kosmetyki antycellulitowe. Sprawdźmy, jakie preparaty antycellulitowe z naturalnymi składnikami są dostępne na rynku. Kofeina i karnityna W balsamach, kremach i koncentratach antycellulitowych możemy znaleźć różne składniki aktywne pochodzenia naturalnego. Najbardziej popularne z nich to kofeina oraz L-karnityna, a także olejki cytrusowe, ekstrakt z guarany, z imbiru, z zielonej kawy i jagód goji, a także algi i witamina E. Kremy i balsamy antycellulitowe służą do codziennego stosowania. Należy je aplikować co najmniej raz dziennie, najlepiej po kąpieli. Nie wystarczy naniesienie preparatu na skórę, trzeba go starannie, dłuższą chwilę wmasowywać. Preparaty zawierają czynne składniki, przyśpieszające spalanie tłuszczu (dlatego mają też działanie wyszczuplające), ujędrniające i nawilżające naskórek. Ceny kremów i balsamów są różne, od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych. Dla przyszłej mamy Preparaty antycellulitowe dla mam mają za zadanie pielęgnować skórę pań oczekujących dziecka. Ciąża, która jest okresem „huśtawki” hormonalnej, sprzyja powstawaniu rozstępów i właśnie cellulitu. Preparaty dla ciężarnych muszą być całkowicie bezpieczne dla mamy i malucha, dlatego przygotowuje się je na bazie wyłącznie naturalnych składników, np. wyciągu z nagietka, ekstraktu z wąkroty azjatyckiej, odbudowującej kolagen, oraz L-karnityny, naturalnej substancji przyśpieszającej spalanie tłuszczu. Preparaty antycellulitowe dla mam są niedrogie – opakowanie kosztuje 20–30 zł. Należy je stosować nie tylko podczas ciąży, a także po porodzie i w okresie karmienia piersią. Silnie skoncentrowane Jeśli cellulit jest już w dość zaawansowanym stadium, warto skorzystać z koncentratów antycellulitowych. Mają one nieco inne działanie niż kremy czy balsamy i inaczej się je stosuje. Zawierają silnie stężone składniki, np. ekstrakt z pomarańczy, olej z nasion czarnej porzeczki, bluszcz, wyciąg z pokrzywy indyjskiej (kosmetyki marki Bielenda). Koncentraty nakłada się grubą warstwą na miejsca dotknięte cellulitem, owija folią i pozostawia na skórze przez jakiś czas: najpierw na 15 minut, potem na dłużej. Takie kuracje trzeba powtarzać co jakiś czas (zwykle informacja znajduje się na opakowaniu), a w przerwach stosować krem antycellulitowy. Ceny koncentratów są wyższe niż balsamów i oscylują w okolicach 100 zł, ale też są od kremów znacznie bardziej skuteczne. Dieta i peeling Niezależnie od stosowania kosmetyków w celu pozbycia się cellulitu nie wolno zapomnieć, że podstawą zdrowego wyglądu skóry jest tryb życia i właściwa dieta. Powstawaniu „pomarańczowej skórki” sprzyja brak ruchu i dieta bogata w tłuszcze i węglowodany. O skłonności do cellulitu decydują też geny, na przykład większe do niego predyspozycje mają panie o jasnej karnacji oraz te o budowie gruszki (szczupłe i smukłe rzadziej cierpią na tę przypadłość). Działanie kosmetyków możemy wspomóc, które są bardzo istotne, oraz częstym peelingiem skóry całego ciała. Peelingi do ciała zazwyczaj zawierają również składniki ujędrniające naskórek, a tym samym działają antycellulitowo. Poza tym skóra oczyszczona peelingiem lepiej przyjmuje wszelkie preparaty, a składniki aktywne kosmetyków docierają do głębszych warstw skóry. Jeśli cellulit jest bardzo zaawansowany i preparaty nie przynoszą spodziewanych efektów, warto udać się do gabinetu medycyny estetycznej. Tu możemy skorzystać z takich zabiegów, jak endermologia, mezoterapia, ultradźwięki czy laser, którymi redukuje się cellulit. Niezależnie od tego pamiętajmy o codziennej pielęgnacji, wspomagającej walkę z uporczywą przypadłością.
Antycellulitowe eliksiry z naturalnych składników
Znasz dobrze ćwiczenia aerobowe, ale nie jesteś zadowolona z ich efektów? A może chciałabyś wyrzeźbić ciało i szybciej spalać tłuszcz. Przeszło ci przez myśl wybranie zajęć z ciężarami, ale obawiasz się rozrostu mięśni? Zobacz, dlaczego warto spróbować ćwiczeń ze sztangą. Zbuduj sylwetkę bez nadmiernego rozrostu mięśni Nie obawiaj się nadmiernie widocznych mięśni. Kobiety ćwiczą z mniejszymi obciążeniami niż mężczyźni. Dobieraj ciężar tak, abyś mogła wykonać pewną liczbę powtórzeń, którą z czasem będziesz zwiększać. Poza tym panie mają na tyle niewielką ilość testosteronu w organizmie, że naprawdę trudno jest im zbudować widoczną masę mięśniową. Przyspiesz spalanie tkanki tłuszczowej dzięki ćwiczeniom ze sztangą Trening z wykorzystaniem wolnego ciężaru angażuje rozwój wielu mięśni jednocześnie. Dzięki temu stają się pięknie wyrzeźbione. Jednocześnie przyspieszamy przemianę materii, zwiększając spalanie tkanki tłuszczowej. Dzieje się tak, gdyż mięśnie są bardziej aktywne metabolicznie niż komórki tłuszczowe. Oznacza to, że dzięki większej ilości mięśni szybciej spalamy kalorie. Każdym kilogram mięśni zużywa od 7 do 100 kilokalorii, podczas gdy tłuszcz spala tylko 3 kilokalorie. Badania przeprowadzone na grupie kobiet ćwiczących siłowo 2–3 razy w tygodniu wykazały, że w ciągu 2 miesięcy straciły one średnio 1,5 kg tłuszczu, zyskując 1 kg beztłuszczowej masy mięśniowej. Łatwo przeliczyć, w jaki sposób działa to na metabolizm. Ćwiczenia z wolnymi ciężarami czy na maszynach? Trening siłowy możemy spokojnie połączyć z ćwiczeniami na maszynach dostępnymi w każdej siłowni. Szczególnie przydadzą się one osobom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z ciężarami. Jednak skupianie się wyłącznie na treningu na maszynach nie przyniesie takiego efektu, jak włączenie wolnych obciążeń do naszej rutyny treningowej. Maszyny wymuszają w większości ćwiczenie wyizolowanych mięśni. Zdecydowanie bardziej korzystne są ćwiczenia wielu grup mięśniowych naraz, jak ma to miejsce przy treningu ze sztangami. Trening z ciężarami powinien być dopasowany do możliwości osoby ćwiczącej. Warto zwiększać obciążenie co jakiś czas. Kiedy nie mamy siły sięgnąć po cięższą sztangę, spróbujmy zwiększyć liczbę powtórzeń. Trening ze sztangą to nuda? Zdecydowanie nie! Do wyboru mamy ćwiczenia na różne grupy mięśniowe. Wyciskanie na ławeczce wzmocni mięśnie klatki piersiowej, co uniesie biust. Przysiady z obciążeniem ukształtują tylną część ud i zagwarantują zgrabne pośladki. Trening ze sztangą wzmocni i wymodeluje ramiona. Oprócz sztangi są też inne przyrządy: hantle, piłki lekarskie, odważniki kulowe (kettle), sandbag, ciężarki neoprenowe (obciążniki). Na każdym z nich można regulować obciążenie: wybierz lżejsze kettle przy treningu ramion, jeśli uważasz, że są słabsze. Na uda, które są mocniejsze, zastosuj obciążniki, które ważą więcej. Ćwicząc ze sztangą i innymi ciężarami, zapewniamy sobie szybsze spalanie tkanki tłuszczowej, dzięki czemu ciało staje się jędrne i lepiej ukształtowane. To wpływa na pewność siebie i wzrost poczucia własnej atrakcyjności, a także wartości. Co ważne, ćwicząc z obciążeniem wzmacniamy mięśnie, chroniąc stawy i zwiększając gęstość kości. To z pewnością zaprocentuje w przyszłości. Nie bójmy się ciężarów!
Ćwiczenia ze sztangami – również dla kobiet
Współczesny mężczyzna, podobnie jak kobieta, nie wyobraża sobie funkcjonowania w pracy, szkole, na wyjeździe bez właściwego akcesorium, w którym może schować najpotrzebniejsze rzeczy. Obecnie wybór tego typu dodatków jest szeroki. Na rynku dostępne są bowiem plecaki, torby, worki, saszetki. Jakie są ich rodzaje i na jakie okazje je nosić? A co spośród tego zestawu wybierzesz ty? Sprawdź nasz przegląd najmodniejszych męskich akcesoriów. Przede wszystkim plecak To nieoceniony męski dodatek. Odpowiednik damskiej torebki. Jeszcze do niedawna wyparty przez torbę, jednak kilka sezonów temu tryumfalnie powrócił do gry. Noszą go wszyscy i wszędzie. Przedstawiamy wam te najbardziej popularne modele, czyli plecaki podróżne, sportowe i na co dzień. Zalety? Pojemne – potrafią naprawdę wiele zmieścić, zwłaszcza plecaki wojskowe i podróżne. Wygodne i komfortowe – podobno na głowie i na plecach człowiek potrafi unieść największy ciężar, którego nie odczuwa. Modne – producenci dbają o zgodność swych produktów z najnowszymi trendami. Funkcjonalne – można nosić je na każdą okazję, pojawiają się nawet modele plecaków eleganckich. Wady? Nie zarejestrowaliśmy. Plecak sportowy i podróżny. Idealny na wyjazd szkolny lub wypad ze znajomymi. Zabierz go ze sobą na górskie wycieczki, biwak. Sportowy model plecaka jest niezbędny w aktywności fizycznej i sportowej na zewnątrz. Polecamy te wykonane z materiałów wodoodpornych, z wieloma kieszeniami i suwakami, w stylu wojskowym/moro lub traperskim. Na dłuższe wyprawy radzimy wybrać plecak typowo podróżny, bardzo pojemny i wygodny plecak turystyczny, często sprzedawany w zestawie biwakowicza, czyli z karimatą i/lub śpiworem albo z bukłakiem. Plecak na co dzień to model zaprojektowany dla panów ceniących sobie wygodę z wielofunkcyjnością. Wyposażony jest w przegródki na aparat czy telefon komórkowy, drugie śniadanie oraz inne potrzebne przedmioty. Proponujemy plecaki miejskie z modnymi aplikacjami, printami i pinami. Masz do wyboru różne kolory, fasony i zapięcia. Dostępne są modele półokrągłe, kwadratowe, z różną liczbą kieszeni, z ciekawymi zdobieniami, napisami. Nasz wybór to workoplecak, czyli połączenie worka i plecaka. Zapięcie typowo plecakowe z jedną przegródką na ściągaczu. Czas na worek! Wielu z was kojarzy worek z wyposażeniem wojskowym amerykańskich żołnierzy, a już z pewnością każdy miał swój własny worek na szkolne kapcie. Dzisiaj worki faktycznie królują, zwłaszcza w modzie streetowej. Noszą je przede wszystkim nastolatki, studenci, ale i mężczyźni w wieku średnim. Moda na worki została rozpowszechniana przez środowiska alternatywne, blogerów modowych i fashionistów. Jakie worki wybrać? Najpowszechniejsze to te na cienkich sznurkach/ściągaczach, które można nosić zarówno na plecach, jak i w ręku. Młodzież i wielkomiejscy hipsterzy pokochali te kolorowe, w różne wzory, z reprodukcjami zdjęć, obrazów, fresków i rzeźb oraz z napisami. Są w sprzedaży również workoplecaki i workotorby, bardziej solidne, wykonane z trwalszych materiałów. Worki mają charakter produktu unisex. Worki wykonane są z wielu materiałów, m.in. poliestru, skóry, dżinsu, siatki, nylonu, filcu, a nawet folii czy papieru. Jako prawdziwy modowy i sprzedażowy hit, uzyskały status must have. W związku z tym producenci prześcigają się w pomysłach na ich szycie. To już nie tylko różne materiały, ale i wzory, aplikacje, faktury. Są worki pikowane, szyte ze skrawków materiałów, worki w formie maskotek. Zalety? Wygodne i lekkie – wykonane z cienkich materiałów, z reguły bez usztywniaczy. Pojemne – o dużej kieszeni/przegrodzie. Oryginalne – świadczy o tym mnogość kolorystycznych, fakturowych i materiałowych rozwiązań. Wady? Nie porządkują rzeczy jak plecak. Równocześnie mogą być workiem na wszystko i na nic. Posiadają mniej przegródek, głównie jedną, są mniej stabilne i trwałe niż plecak. Torba – złoty środek Obecnie istnieje wiele propozycji połączenia torby z plecakiem lub workiem (dodatkowe paski lub sznurki na ramiona), co niewątpliwie wzbogaca jej funkcjonalność. Torba nadal wybierana jest przez największą liczbę mężczyzn. Chyba jest najbardziej uniwersalna, dzięki czemu noszą ją zarówno chłopcy, nastolatki, jak i dorośli mężczyźni. Uniwersalność toreb przejawia się głównie w ich przeznaczeniu – szkolne, biurowe, zawodowe, sportowe, podróżne. Spośród wielu zastosowań najczęściej nadal pojawia się cel podróżniczy. Torby podróżne są pojemne i trwałe, bo uszyte z dobrych jakościowych materiałów, chroniących przed deszczem, wiatrem, mrozem. Podobne wykonanie mają torby sportowe. Jest w nich wiele kieszeni przeznaczonych na różne rzeczy. Mogą to być torby treningowe na konkretny sprzęt i ekwipunek sportowy lub bardziej uniwersalne. Najczęściej mają dwie rączki lub/i długi pas. Kolejny typ toreb to te na ramię. Spokojnie pomieszczą wszystkie potrzebne rzeczy, jak portfel, dokumenty, książki, telefon, itd. Wyróżnić można torby szkolne i biurowe w formie teczki, aktówki i tzw. listonoszki. Zwykle oprócz paska na ramię każdy model posiada dodatkowo rączkę. Pas może być odpinany. Oprócz klasycznych skórzanych w kolorach brązu, czerni, grafitu, które pasują prawie każdemu mężczyźnie, proponujemy bardziej miejskie, z ciekawymi aplikacjami, zasuwane, zapinane na sprzączkę, zatrzaski, klamrę. Jeżeli musisz zabrać ze sobą kilka rzeczy, bo chcesz wyjść na chwilę, coś szybko załatwić, to polecamy mniejsze torby zakładane przez jedno ramię, to tzw. notesówki, mniejsze teczki. Możesz też wybrać torbę na laptopa lub iPhone’a. Ciekawą alternatywą dla mniejszych torebek są saszetki zapinane przy pasie albo w postaci małych torebeczek zakładanych przez ramię, przypominających torby na aparat fotograficzny.
Torby, worki, plecaki – przegląd najmodniejszych męskich akcesoriów
Każda okazja jest dobra, aby stworzyć dla swojego malucha nietuzinkową stylizację. Zwłaszcza kiedy małymi krokami zbliżają się jego pierwsze urodziny. Najlepiej, jeśli będzie elegancka, kolorowa, a przede wszystkim wygodna. Tylko co w przypadku, kiedy za oknem zimowa aura? Poniżej kilka propozycji na zimowy strój na roczek dla chłopczyka. Przed tobą organizacja pierwszych urodzin swojego dziecka, a ty nadal zastanawiasz się nad strojem? Bez obaw, poniższe propozycje pomogą w doborze odpowiednich elementów garderoby, w których każdy maluch będzie wyglądał jak prawdziwy mężczyzna. Elegancka marynarka box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin Stylizacja dla chłopca na roczek? Postaw na marynarkę! Niezależnie od tego, jaki model wybierzemy, marynarka sprawdzi się w każdym zestawie – czy to z jeansami czy materiałowymi chinosami. Okaże się strzałem w dziesiątkę, zwłaszcza wtedy, gdy w grę wchodzi strój zimowy. Możemy dopełnić ją koszulą z długim rękawem i koniecznie parką z kapturem. Ciepłe okrycie wierzchnie to absolutny must have dla dziecka. W przypadku tego zestawu niezbędne będą także dodatki. Koszula koniecznie musi być ozdobiona krawatem. Jeśli zdecydujemy się na gładką, jednokolorową koszulę, wtedy najlepiej wybrać krawat we wzory. Paski, kratka bądź też inne florystyczne lub geometryczne wzory – wybór jest bardzo duży. Stylowy garnitur box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin Kolejną propozycją na stworzenie zimowego stroju na roczek będzie połączenie garnituru ze sportowymi akcentami – zestaw, który idealnie sprawdzi się podczas pierwszych urodzin. Eleganckie elementy odzieży, w tym garnitur, wyjątkowo dobrze wpisują się w set ze sportowymi dodatkami – zwłaszcza klasycznymi trampkami w białym kolorze. Oprócz casualowych dodatków, zawsze możemy pokusić się o klasyczną muchę. Ten mały dodatek sprawi, że nasz chłopiec przeistoczy się w prawdziwego dżentelmena. Mucha może być dopasowana kolorystycznie do garnituru lub obuwia. Jeśli zdecydujemy się na garnitur w granacie lub czerni, wtedy wybrana przez nas koszula powinna być w stonowanym odcieniu – najlepiej écru, błękicie lub delikatnej szarości. Wybór odpowiedniego stroju na roczek dla chłopca to nie lada wyzwanie. Jedni stawiają na klasyczne garnitury z lakierowanym obuwiem, inni na spodnie z szelkami i bawełniany sweterek. Jednak coraz więcej osób decyduje się na casualowe zestawy, które łączą w sobie zarówno nutę elegancji, jak też sportowe akcenty. Powyższe propozycje pomogą nam w ich tworzeniu.
Zimowy strój na roczek dla chłopczyka
Ten płyn pomaga silnikom spełnić wyśrubowane normy emisji spalin i rozkłada na czynniki pierwsze najgroźniejsze, silnie rakotwórcze tlenki azotu. Ale na jego użytkowników czeka kilka pułapek… AdBlue to rynkowa nazwa pewnego środka chemicznego. Składa się w 32,5% z mocznika, reszta to po prostu woda. Jest stosowany w układach wydechowych nowoczesnych diesli. Muszą one spełniać coraz bardziej wyśrubowane normy emisji spalin – Euro 6. W pewnym uproszczeniu: Euro 6 różni się od poprzedniej normy Euro 5 głównie tym, że jest dużo bardziej restrykcyjna w kwestii tlenków azotu. To bardzo toksyczne związki, oznaczane często jako NOx, gdzie symbol x zastępuje zmienną liczbę atomów tlenu. NOx-y powodują choroby płuc i układu oddechowego, w tym astmę i nowotwory. box:offerCarousel Mgiełka AdBlue Inżynierowie wpadli na genialny pomysł, pozwalający pozbyć się ok. 90% tlenków azotu ze spalin diesla. Jest nim zastosowanie systemów SCR, czyli układów selektywnej redukcji katalitycznej. Na czym to polega? Otóż do katalizatora, prosto w strumień spalin, wtryskiwana jest mgiełka AdBlue. Mocznik w nim zawarty reaguje z tlenkami azotu i w rezultacie większość nich jest neutralizowana. W efekcie zastosowania AdBlue powstaje woda i azot. A ten, jako gaz wypełniający ok. 78% powietrza, którym oddychamy, szkodliwy nie jest. Jak używamy AdBlue? Jest to czynnik, dla którego konstruktorzy samochodów muszą znaleźć odpowiednie miejsce, czyli osobny zbiornik. Stamtąd wędruje do układu wydechowego. AdBlue zużywa się w miarę jazdy. Na ogół stanowi ok. 5% zużytego paliwa. Oznacza to, że w aucie spalającym 10 litrów ropy na setkę zużycie AdBlue będzie wynosiło pół litra na 100 km. Jako że zbiorniki AdBlue w samochodach osobowych mają na ogół pojemność kilkunastu litrów, można wyliczyć, że czynnika wystarczy na ładne kilka tysięcy kilometrów. Standardowo komputer samochodu alarmuje, jeśli do wyczerpania się zawartości zbiornika pozostaje 2400 km, kolejny raban podnosi przy 1000 km, potem zaś częściej. Należy go słuchać, bo bez AdBlue nie pojedziemy. Auto przełączy się w tryb awaryjny i będziemy mogli jedynie dotoczyć się do najbliższego serwisu, gdzie uzupełnią nam czynnik i zresetują komputer samochodu. Ale policzą sobie za to. Niektóre autoryzowane serwisy doleją nam AdBlue tak, jak się nalewa płynu do spryskiwaczy. Inne są mniej hojne i bez skrupułów liczą sobie za nie sporo więcej, niż jest warte. Ile kosztuje? Trzeba zaś wiedzieć, że mówimy o płynie, który kupimy za mniej, niż 2 złote za litr. Tymczasem rozrzut cen tego czynnika może przyprawić o zawrót głowy. Tak zwane oryginalne płyny, sygnowane nazwą producenta pojazdu, osiągają ceny w granicach 70–100 złotych za 10 litrów. Cóż, warto pamiętać, że to ciągle jest wodny roztwór mocznika i nie ma prawa różnić się niczym od produktu kosztującego 20 zł za te same 10 litrów. Jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać? Znaczenie mają jednak inne szczegóły. AdBlue zastosowano najpierw w ciężarówkach. Te palą sporo, więc mają spore zbiorniki na ten płyn i na stacjach benzynowych można go zatankować wprost z dystrybutora. Ale w osobówkach nie jest już tak łatwo, są nawet producenci aut, którzy utrudniają samodzielne dolewanie tego czynnika, stosując bardzo nietypowe wlewy. Na szczęście jest ich niewielu. Jednak przez dolaniem AdBlue sprawdźmy dokładnie, czy do zbiornika łatwo się dostaniemy i czy dolewka będzie prosta. box:offerCarousel Zwróćmy przy tym uwagę na fakt, że mocznik działa korozyjnie na blachy i może zostawiać plamy na tapicerce w bagażniku – a tam często umieszczony jest wlew płynu, choć obecnie najczęściej znajduje się przy wlewie paliwa. Być może dobrym wyjściem będzie kupienie specjalnego adaptera, czyli po prostu lejka do AdBlue. Niestety AdBlue sprawia też wiele innych poważnych problemów. Przy -5˚C zaczyna krzepnąć, przy -11C˚ zamarza, źle znosi podgrzanie już do 25˚C. W takich przypadkach wytrącają się z niego kryształki mocznika, zatykające cały układ.
Co to jest AdBlue i jak go używać?
Prostota. Jeśli właśnie jej szukacie w motoryzacji, w Mitsubishi ASX ją znajdziecie Mitsubishi jako producent samochodów ma niejako dwa oblicza. Pierwsze, zdecydowanie mocniej chwytające za serce, jest związane ze sportem i rasowością. Niestety takie modele jak kultowy Lancer Evolution, 3000 GT czy Eclipse to obecnie powiew historii. Mitsubishi koncentruje się obecnie na produkcji samochodów, które mają być użyteczne, proste, przewidywalne, funkcjonalne i niestety… nudne. Przykładem drogi, którą współcześnie obrał japoński producent aut, jest model ASX. Do bólu przewidywalny Mitsubishi ASX należy do gatunku miejskich crossoverów, powinien więc łączyć cechy samochodu przeznaczonego do miejskiej dżungli z właściwościami terenowymi. Wyglądem model ASX z daleka daje do zrozumienia, że należy do dzieł wyprodukowanych przez koncern Mitsubishi Heavy Industries. Świadczy o tym przede wszystkim przednia atrapa chłodnicy, którą montowano już w takich modelach jak Lancer, Colt czy Outlander. Co ciekawe, grill jest ponoć inspirowany samolotami myśliwskimi. Jego wygląd zmienił się wraz z faceliftingiem, który ASX zdążył już przejść w 2012 r. Teraz strefę pod reflektorami zdobią chromowane listwy i światła LED do jazdy dziennej, nadające autu bardziej nowoczesny wygląd. Pod spodem Mitsubishi ASX również nie zaskakuje. Płyta podłogowa została wykorzystana wcześniej w takich modelach, jak Lancer czy Outlander. Warto zaznaczyć, że cały samochód powstał w bliskiej współpracy z koncernem PSA, czyli właścicielem Peugeota i Citroëna. Efektem są bliźniacze modele Peugeot 4008 i Citroën C4 Aircross, niedostępne jednak na naszym rynku. Pod maską pracują stonowane silniki dla spokojnych kierowców – benzynowe 1.6 o mocy 117 koni mechanicznych lub diesle – 1.6 lub 2.2 o mocach od 114 do 150 koni. Konfigurując Mitsubishi ASX, trafiłem na sporo ograniczeń. Można zamówić napęd na cztery koła, który jest jednak dostępny wyłącznie z silnikami wysokoprężnymi – połączenia motoru benzynowego z napędem 4WD nie uświadczymy, a szkoda. Podobnie ze skrzynią biegów – najmocniejszy diesel jest dostępny wyłącznie z automatem, podczas gdy inne silniki można zamówić wyłącznie z przekładnią ręczną. Dowolności przy komponowaniu wymarzonej wersji ASX-a raczej nie ma. Warto wspomnieć o przestrzeni bagażowej, która w Mitsubishi ASX wynosi 406 litrów. To wynik zadowalający. Prowadzenie Mitsubishi ASX prowadzi się tak, jak wygląda, czyli spokojnie i bez zaskoczeń. Trzeba przyznać, że w testowanej wersji z silnikiem benzynowym 1.6 i napędem na przednią oś samochód jest lekki, waży bowiem zaledwie 1260 kg. Niska masa pozytywnie wpływa na prowadzenie i hamowanie. Wersja z napędem 4WD i dieslem 2.2 pod maską jest już niestety sporo cięższa, jego masa własna wynosi 1540 kg. W wersji z jedynym silnikiem benzynowym Mitsubishi ASX nie pali tak mało, jak zapowiada producent. Podczas tygodniowej jazdy nim, w normalnej jeździe, głównie w mieście, średnie spalanie przekroczyło 10 l/100 km. To sporo, szczególnie w porównaniu do podawanej przez Mitsubishi wartości 7,4 l/100 km w cyklu miejskim. Auto jest proste w obsłudze. Wsiadając na jego pokład po raz pierwszy, niczego nie musiałem się uczyć – po prostu ruszyłem w drogę i cieszyłem się jazdą. To zdecydowana zaleta tego samochodu. Testowany przeze mnie ASX w wersji specjalnej Cool Edition miał nawleczone na felgi opony przypominające balony, dzięki czemu jazda tym samochodem jest komfortowa. Komfortowego zawieszenia nie należy jednak mylić z ogólnym komfortem podróżowania, szczególnie w trasie. Tutaj rozczarowuje hałas generowany przez silnik podczas jazdy autostradą. Manualna skrzynia biegów o zaledwie pięciu przełożeniach nie pozwala wyeliminować wycia silnika i wysokich obrotów, które przy prędkości 140 km/h są dokuczliwe. Samochód. Po prostu Mitsubishi ASX to na wskroś japoński samochód – prosty i skromny. Niczego nie udaje i oferuje dokładnie to, co widać. Nie mami przesadną stylizacją nadwozia, pstrokatym wnętrzem czy ryczącym silnikiem pod maską. Jeśli samochód traktujemy jako środek transportu z punktu A do punktu B, a nie obiekt pasji, to auto będzie dobrym wyborem. Zalety: Prosty samochód z łatwą obsługą Komfortowe zawieszenie Wady: Wysokie spalanie przy kiepskich osiągach Skromne wyposażenie Hałas w trasie przy 5-biegowej manualnej skrzyni biegów
Mitsubishi ASX – test samochodu
Nie ma nic lepszego od serialu, który wciąga. Czy aby na pewno? Seriale często oparte są na książkach i to właśnie one posiadają bardziej rozbudowaną fabułę oraz przemyślenia i uczucia bohaterów. Po które z nich powinieneś sięgnąć najpierw? 1. Cykl „Ania z Zielonego Wzgórza” Lucy Maud Montgomery Któż z nas nie słyszał o przygodach rudowłosej, piegowatej dziewczynki? Jeśli należysz do nielicznych, którzy o niej nie czytali, koniecznie musisz sięgnąć po tę serię! „Ania z Zielonego Wzgórza” liczy 10 tomów, a każdy z nich zaskakuje coraz bardziej. To prawdziwy bestseller! Maryla i Mateusz Cuthbertowie decydują się na adopcję chłopca. Jednak na Zielone Wzgórze przybywa nie chłopiec, a… dziewczynka! Wywraca ona życie mieszkańców do góry nogami i co najważniejsze w końcu znajduje ciepły, prawdziwy dom. Na podstawie cyklu powstał serial produkcji Netflixa – „Ania, nie Anna”. Jeśli do tej pory nie mieliście okazji śledzić przygód rudowłosej Ani, obowiązkowo przeczytajcie najpierw książkę. Po lekturze możecie zdecydować się na serial, w którym aktorzy tworzą niesamowicie realne kreacje bohaterów. Wbrew pozorom to serial nie tylko dla młodzieży. box:offerCarousel 2. Cykl „Pieśń Lodu i Ognia” George R.R. Martin „Gra o tron” to serial, który podbił serca milionów ludzi na całym świecie. Jedni kochają go za rozwój wydarzeń i niesamowite zwroty akcji, a ci, którzy go nienawidzą, i tak z niecierpliwością czekają na kolejne odcinki. Jednak wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że całość powstała na podstawie cyklu „Pieśń Lodu i Ognia”. Całość składa się z 7 tomów. Zarówno wersja papierowa, jak i serial potrafią stworzyć niesamowity klimat i zaskoczyć zwrotami akcji w najmniej oczekiwanym momencie. Na czym polega cała fabuła? Otóż kilka rodzin szlacheckich rozpoczyna walkę o panowanie nad ziemiami krainy Westeros. Seksualne i polityczne intrygi stają się codziennością. Nikomu nie można ufać, nikt nie może czuć się bezpieczny. Scenografia, gra aktorska, niesamowite krajobrazy – całość robi świetne wrażenie. Produkcja „Gra o tron” już jakiś czas temu zyskała miano najlepszego serialu od lat! box:offerCarousel 3. Cykl „Pretty Little Liars” Sara Shepard Prawdziwa gratka dla fanów wielotomowych cyklów – „Pretty Little Liars” to aż 16 tomów fantastycznej opowieści o życiu nastolatek z intrygą w tle. Rok po zniknięciu szkolnej gwiazdy Ally cztery przyjaciółki – Emily, Aria, Spencer i Hanna – zaczynają otrzymywać niepokojące SMS-y. Tajemnicza A., jak podpisuje się ich nadawca, zna wszystkie ich tajemnice. Ile są w stanie poświęcić dziewczyny, aby prawda nie wyszła na jaw? Kim jest A.? Serial „Pretty Little Liars” to 7 sezonów, które obfitują w niesamowite zwroty akcji, kryminalne intrygi oraz romanse. Obowiązkowa pozycja na liście każdego fana powieści (lub seriali) z motywem tajemnicy! box:offerCarousel 4. „Opowieść podręcznej” Margaret Atwood Powieść przedstawia świat z przyszłości, a tak naprawdę z najgorszego koszmaru – piekło kobiet. Freda, która jest Podręczną, może opuszczać dom swojego Komendanta i jego Żony tylko raz dziennie i tylko po to, aby udać się na targ. Nie wolno jej czytać – wszystkie napisy zastąpione są obrazkami. Tylko ciężarne Podręczne są coś warte, dlatego kobieta co wieczór modli się, aby jej zarządca ją zapłodnił… Brzmi strasznie? Jak funkcjonuje kobieta, która nie ma szans na prawdziwą miłość? Możesz poznać ten świat, czytając książkę „Opowieść podręcznej” lub oglądając serial o tym samym tytule, który jest dostępny na platformie Showmax. Przeczytaj pełną recenzję książki Margaret Atwood „Opowieść podręcznej”. box:offerCarousel 5. „13 powodów” Jay Asher Numer 1 na liście „New York Times’a”, międzynarodowy bestseller – tu może być mowa tylko o jednym serialu – „13 powodów”. Serialowa ekranizacja powieści opowiadającej o nastolatce o imieniu Hannah, która popełniła samobójstwo. Jednak to nie wszystko. Dziewczyna zostawiła 13 kaset magnetofonowych z nagraniami, w których wyjaśnia, co skłoniło ją do tego czynu. Clay, jej przyjaciel, jest jednym z tych powodów. Dlaczego musiało dojść do takiej tragedii? Czy można było tego uniknąć? Powieść porusza cały czas aktualny problem depresji wśród młodzieży. Powinien przeczytać ją nie tylko każdy nastolatek, ale również rodzic.
5 książek, na podstawie których powstały najlepsze seriale ostatnich lat
Kultowy przepis na uwielbiane przez wielu danie - rybę z frytkami - bez problemów przygotujesz w domowej kuchni! Wystarczy zaopatrzyć się w kilka niezbędnych akcesoriów! Składniki: 600 g dorsza 200 g mąki pół opakowania drożdży instant 200 ml piwa sól pieprz 4 ziemniaki olej do smażenia Krok po kroku: Mąkę łączymy z drożdżami, piwem, solą i pieprzem. Odstawiamy na godzinę do sfermentowania. Dorsza kroimy w paski i solimy. Ziemniaki obieramy i kroimy w słupki. Dorsza moczymy w cieście i smażymy w garnku na oleju rozgrzanym do 170 stopni. Następnie smażymy ziemniaki. Podajemy w papierze. Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia box:video
Fish and Chips
Wiele osób boryka się z problemem wilgoci w mieszkaniu. Nie wolno go bagatelizować, gdyż przekroczenie odpowiedniego poziomu wilgoci w pomieszczeniu może być przyczyną wielu problemów zdrowotnych. Są jednak sposoby, które szybko i skutecznie pomogą nam się z nią uporać. Podpowiadamy, jak się jej pozbyć, a tym samym nie dopuścić do rozwinięcia się pleśni. Wilgoć nie tylko nieestetycznie prezentuje się na ścianie, ale także jest sprawcą problemów natury zdrowotnej. Jest szczególnie niebezpieczna dla dzieci, najczęściej wywołuje alergiczne choroby układu oddechowego. Rozwijające się dzięki wilgoci grzyby mogą wytwarzać związki toksyczne, które prowadzą do wystąpienia astmy czy grzybicy. Poniżej wskazówki, jak w porę zareagować i wilgoci się pozbyć. W przeciwnym razie może niekorzystnie wpłynąć na samopoczucie domowników. Skąd się bierze wilgoć? Wilgoć wdziera się do pomieszczenia wraz z powietrzem zewnętrznym, choć może się tak stać także w wyniku przedostania się jej z gruntu, nieszczelnych instalacji czy przecieków z rynien, rur, a nawet dachu. Parę wodną wytwarzamy także my sami – mieszkańcy, pojawia się ona bowiem podczas wielu codziennych czynności, takich jak pranie, kąpiel, gotowanie, a nawet oddychanie. Najczęściej objawia się długotrwałym zaparowaniem szyb i luster, niewysychającymi ręcznikami, a kolejnym krokiem są zawilgocone ściany. Wszystkie wyżej wymienione objawy mają swoje uzasadnienie, wynikające z niewłaściwej wentylacji oraz niewystarczającego ocieplenia mieszkania. W taki właśnie sposób para wodna gromadzi się najczęściej w mało widocznych miejscach. Jak pozbyć się wilgoci? Jak widać, przyczyn nadmiernej wilgoci może być wiele, choć najczęściej spotykaną jest niesprawna wentylacja bądź słabo szczelne okna. Pamiętajmy jednak, że istnieją skuteczne metody, które ułatwią nam pozbycie się jej raz a dobrze. Regularne wietrzenie – najprostsza metoda, która w większości przypadków potrafi wypędzić wilgoć z naszego mieszkania. Jeśli pomieszczenia nie są wyposażone w wentylację, to wietrzenie jest bardzo istotne. Niestety należy uzbroić się w cierpliwość, gdyż wymaga dużego zaangażowania i skrupulatności. Aby uzyskać zamierzone efekty, trzeba wietrzyć mieszkanie kilka razy dziennie. Przed wietrzeniem warto zakręcić grzejniki, a okna otworzyć na oścież. Najlepiej wietrzyć krótko, ale intensywnie, bo w przeciwnym razie możemy uzyskać efekt zupełnie odwrotny od zamierzonego. Popraw wentylację – za stały przepływ powietrza w naszym domu odpowiedzialna jest wentylacja. Polega ona na właściwej wymianie powietrza w pomieszczeniu poprzez dostarczenie świeżej dostawy z zewnątrz i usunięcie zużytego powietrza przez kanały wentylacyjne, wraz ze wszystkimi zanieczyszczeniami. Jeśli zależy nam na sprawdzeniu wentylacji, możemy przystawić do kratki wentylacyjnej zapaloną świeczkę. W przypadku, kiedy płomień nie odchyla się w jej kierunku, koniecznie należy wezwać na pomoc kominiarza. Pochłaniacze wilgoci– kolejną, równie skuteczną metodą w walce z wilgocią są pochłaniacze powietrza. Warto je umieścić w miejscach, w których problem może się najczęściej pojawiać, między innymi w kuchni i łazience. Pochłaniacze działają w ten sposób, że wchłaniają nadmiar wilgoci, a następnie zmieniają ją w roztwór soli, zbierany w pojemniku. Dodatkowo neutralizują nieprzyjemny zapach. Wilgoć to problem znany nie od dziś. Wiele osób się z nim zmaga, ale nie zawsze prawidłowo. Wyżej wymienione wskazówki pomogą nam skutecznie pozbyć się problemu, jednocześnie nie martwiąc się o własne zdrowie.
Wilgoć – jak z nią walczyć?
Nadmiar obowiązków zawodowych i domowych, problemy osobiste i ze zdrowiem powodują, że często się denerwujemy. Żyjemy w stresie, nierzadko popadamy w stany lękowe. W trosce o stan zdrowia zazwyczaj wykorzystujemy techniki medycyny tradycyjnej. Warto również stosować preparaty na bazie ziół. Jakie leki uspokajające o naturalnym składzie warto zażywać? Zalety ziołowych preparatów uspokajających Dlaczego warto stosować ziołowe tabletki lub kapsułki? Są bezpieczne. Nie uzależniają. Ich stosowanie nie wiąże się z wystąpieniem skutków ubocznych (jeżeli przestrzegamy zasad dotyczących dawkowania i nie jesteśmy uczuleni na żaden ze składników). Są to preparaty o niskim stopniu inwazyjności. Jednocześnie ziołowe leki uspokajające wykazują działanie wszechstronne, co oznacza, że gdy przyjmujemy je na układ nerwowy, będą również wpływać np. na układ pokarmowy. W związku z tym zaleca się, aby ziołowe leki o właściwościach uspokajających stosować tylko czasowo.Przed rozpoczęciem przyjmowania tych preparatów warto skonsultować się z lekarzem. W przypadku długotrwałych problemów ze zdrowiem psychicznym ziołowe leki mogą okazać się niewystarczającą formą leczenia. Jakie zioła przyjmować na uspokojenie nerwów? W celu przywrócenia równowagi stosuje się przede wszystkim takie zioła, jak: Melisa lekarska. Żeń-szeń. Lawenda. Waleriana, czyli kozłek lekarski. Ziele dziurawca. Leki uspokajające na bazie ziół Melisa na uspokojenie. W sytuacjach stresujących lub gdy się zdenerwujemy, zazwyczaj życzliwe osoby zalecają nam zażyć środek zawierający melisę lub wypić napar przygotowany z tego ziela. Na Allegro kupimy zarówno tabletki zawierające wyciąg suchy z liści zioła, herbatę z melisą i olejek zapachowy (opakowanie 30 tabletek melisy kosztuje około 7 zł), jak i suszone liście melisy (od 1,75 zł za 50 g) do przygotowania napoju uspokajającego we własnym zakresie. Właściwości melisy lekarskiej wynikające z zawartości olejku eterycznego powodują, że jest ona stosowana przez osoby cierpiące z powodu nerwicy czy depresji. Mogą ją zażywać również kobiety, które skarżą się na bóle menstruacyjne, gdyż zioło to łagodzi dolegliwości bólowe. Żeń-szeń na uspokojenie. Pomaga zredukować poziom stresu. Po zastosowaniu preparatu z tym składnikiem wracamy do równowagi emocjonalnej.Na Allegro dostępne są preparaty z tym składnikiem (od 8 do 79 zł) oraz suszony żeń-szeń syberyjski (od 7 zł za 100 g). Waleriana na uspokojenie. Od wielu lat znany jest pozytywny wpływ waleriany na problemy ze snem (ułatwia zasypianie). Co więcej, ziele to sprzyja wyeliminowaniu uczucia niepokoju. Waleriana pomaga zredukować poziom stresu i znosi nadmierne napięcie emocjonalne. Na Allegro ziele to występuje w postaci suplementu z wyciągiem z korzenia waleriany w tabletkach (od 4 do 79 zł). Lawenda na uspokojenie. Osoby, które lubią zapach liliowych lub fioletowych kwiatów w sytuacjach stresujących mogą sięgnąć po lawendę. Roślina ta zapewnia spokojny sen – wystarczy wsypać suszone kwiaty lawendy do płóciennego woreczka i ułożyć go nieopodal głowy. Ponadto ziele to zmniejsza uczucie niepokoju. Na Allegro kupimy suszone kwiaty lawendy od 1,50 zł za 20 g. Dziurawiec na uspokojenie. Oprócz melisy, waleriany, lawendy i żeń-szenia na ukojenie skołatanych nerwów poleca się stosować ziele dziurawca. Wyraźnie poprawia ono nastrój. Co więcej, dziurawiec wykazuje właściwości antydepresyjne. Koszt zakupu ziela dziurawca to od 1,60 zł za 50 g. Ziołowe leki uspokajające to remedium na niepokój i nerwy, ale z powodzeniem mogą je stosować osoby, które cierpią z powodu wahań nastroju. Warto zaopatrzyć w nie domową apteczkę na wypadek wystąpienia sytuacji stresowej.
Ziołowe leki uspokajające
Im bliżej końca lata, tym wieczory robią się coraz chłodniejsze. W dalszym ciągu chcemy siedzieć na tarasach, przechadzać się nocą po mieście. Co zatem założyć, aby dalej wyglądać wakacyjnie, ale nie zmarznąć, gdy temperatura spadnie? Jak się ubrać, aby jednocześnie wyglądać wakacyjnie i stylowo, a przy okazji osłonić się przed wieczornym chłodem i pierwszymi podmuchami zimnego powietrza zwiastującymi powolne zbliżanie się jesieni? Pod koniec lata wieczory stają się chłodne, ale to nie znaczy, że musimy od razu rezygnować ze swoich ulubionych, letnich stylizacji. Wystarczy do stroju dobrać odpowiednie okrycie, które sprawi, że będzie nam ciepło, miło, a przede wszystkim będziemy wyglądać stylowo. Jaką narzutkę wybrać, aby pasowała do naszego stylu? W stylu boho Stylizacje w stylu boho to prawdziwy przebój lata 2016. Festiwalowa moda zapanowała na dobre, a osoby ubrane w rzeczy z frędzelkami, koronkami, zamszem czy koralikami można było spotkać niemalże wszędzie. Świetnie czujesz się w takim stylu i nie chcesz z niego rezygnować wieczorem, gdy robi się chłodniej? Doskonałym rozwiązaniem będzie ponczo. Najlepiej szukać modelu z frędzlami, który idealnie dopełni resztę naszej stylizacji. Ponczo można połączyć z krótkimi spodenkami i wysokimi kowbojkami. Do tego modna aksamitka wiązana na szyi, dużo pierścionków z turkusowym oczkiem i wakacyjna opalenizna – festiwalowy look na wieczór gotowy! Niezawodna parka Styl militarny modny był jesienią – i najwyższy czas, aby ten trend powrócił! Można go przemycić w letnich stylizacjach, wybierając na chłodniejsze wieczory cienką, zieloną parkę z charakterystycznym, przedłużanym tyłem. Najlepiej nosić ją rozpiętą, z delikatnie podwiniętymi rękawami. Do lekkiej parki pasują krótkie, postrzępione jeansowe szorty i koszula w kratę. W rockowym stylu Jesteś fanką klasycznych rozwiązań? A może lubisz ubrania z pazurem? W każdym wypadku odpowiednim wyborem będzie ponadczasowa, skórzana ramonseka. Chociaż najpopularniejszy i najbardziej uniwersalny model to czarny, latem warto zaszaleć z kolorem. Ramoneska w kolorze intensywnej czerwieni z pewnością sprawi, że stylizacja będzie wakacyjna i radosna. A kolorową kurtkę będzie można nosić także jesienią! Innym pomysłem na ramoneskę jest wykorzystanie modnego motywu metallic. Metaliczna kurtka, utrzymana w jasnych, pastelowych kolorach to element garderoby, dzięki któremu każda stylizacja będzie wyglądała jak prosto z wielkiego tygodnia mody. Możemy łączyć ją zarówno z eleganckimi, kobiecymi sukienkami, jak i z luźnym zestawem utrzymanym w bieli. Wystarczy dobrać do tego białe trampki lub kolorowe sandałki i modna, cieplejsza stylizacja gotowa. Bomber jacket, czyli okrycie na sportowo Bomber jacket, czyli cienka kurteczka ze ściągaczem w talii to hit tego lata, wylansowany przez fashionistki i blogerki. Popularne bomberki można nosić praktycznie do wszystkiego – pasują do sportowych stylizacji, ale także tych bardziej eleganckich, przy których sprawdzą się jako doskonałe przełamanie klasyki. Warto wybierać modele ozdobione kolorowymi motywami roślinnymi lub zwierzęcymi. Dobrym pomysłem jest także postawienie na srebrny lub złoty model – będzie doskonale wyglądała w połączeniu z bawełnianą, czarną sukienką i czerwoną szminką. Bomberka narzucona na letnią sukienkę to wygodne i modne rozwiązanie na wieczorny spacer po mieście czy wyjście na imprezę. Chłodniejsze, letnie wieczory to doskonała okazja do spędzania czasu na świeżym powietrzu i cieszenia się ostatnimi chwilami lata. Aby niższa temperatura nie zakłócała nam zabawy, wystarczy narzucić na siebie ponczo lub cienką kurtkę – i stylizacja idealna na koniec wakacji gotowa!
Chłodne letnie wieczory – jakie okrycie wybrać?
Po dobrym i bardzo ciepło przyjętym przez czytelników debiucie „Nie patrz w tamtą stronę” Marcin Grygier nie kazał nam długo czekać na kolejny tom o komisarzu Walterze. Wśród polskich twórców piszących kryminały pojawiło się nazwisko, które warto pamiętać. Facet po przejściach Za sukcesem cyklu stoi wciągająca fabuła, ale i pomysł na głównego bohatera, który sprawia, że chcemy mu kibicować i przyglądać się jego kolejnym sprawom. To na pewno autorowi się udało. Komisarz Walter jest twardym gliniarzem ze starej szkoły. Potrafi, nawet kosztem własnego życia prywatnego, całkowicie poświęcić się dochodzeniu. Praca być może pomaga mu nie wpaść w zupełny dołek psychiczny i nie zapić się na śmierć. Także tym razem, w „Nie myśl, że znikną”, będzie potrzeba stuprocentowego zaangażowania w sprawę. Waltera właśnie przeniesiono z komendy stołecznej do Katowic i dość szybko trafia mu się pierwsza sprawa morderstwa. Co gorsza, niedługo po pierwszym ciele zostają znalezione kolejne zmasakrowane zwłoki. Czyżby dochodzenie miało dotyczyć jakiegoś szaleńca? Uparty i twardy Sprawy się coraz bardziej komplikują, a podejrzenia wskazują na wysoko postawionych ludzi, więc Walter nie będzie miał łatwej przeprawy. Dodatkowo czytelnik otrzymuje pewne fragmenty historii sprzed wielu lat, w których bohaterką jest zgwałcona w Niemczech dziewczyna. Jak to wszystko wiąże się ze sobą i czy uda się znaleźć na to dowody? Wszak najgorszym przekleństwem policjanta jest świadomość, że jego praca może pójść na marne, bo sędzia uzna, że nie ma pewności co do orzeczenia winy. Czy to takie dziwne, że rodzi się czasem pokusa, by samemu wymierzyć sprawiedliwość? Nie zostawi zagadki bez rozwiązania Walter, mobilizowany przez swoją partnerkę, będzie starał się ogarnąć psychicznie, nie dając się ponieść emocjom, a dopadając mordercę. Schemat w „Nie myśl, że znikną” może i brzmi typowo: śledztwo, morderca i ścigający go gliniarz, ale ci, co lubią kryminały, wiedzą, że z wykonaniem bywa różnie. U Grygiera jest naprawdę dobrze. Fabułę zaplanowano ciekawie, historia trzyma w napięciu i wcale nie jest tak prosto przewidzieć finał. Jest realistycznie, w dialogach udało się zawrzeć trochę ostrzejszego humoru, no i Walter. Niby nie do końca lubimy faceta, ale trudno mu nie kibicować. „Nie myśl, że znikną” to niezła mieszanka kryminału i thrillera z ciekawym i wielowymiarowym bohaterem. Jeżeli ktoś nie boi się trochę mocniejszych powieści, pełnych krwawych opisów, na pewno będzie usatysfakcjonowany. I pewnie podobnie jak ja zacznie wypatrywać kolejnych książek z komisarzem Walterem. Książkę na Allegro znajdziesz także w wersji elektronicznej. Źródło okładki: www.proszynski.pl
„Nie myśl, że znikną” Marcin Grygier – recenzja
Bezwypadkowy, z małym przebiegiem i książką serwisową, od starszego pana – to najpopularniejsze chwyty handlarzy samochodami. Wielu kupujących traktuje je z rezerwą, ale sprzedawcy używanych aut potrafią stosować znacznie bardziej wyrafinowane sztuczki. Na wstępie należy zaznaczyć, że nie można wszystkich handlarzy traktować stereotypowo. Każdy z nich zarabia na życie, próbując kupić samochód taniej i sprzedać drożej. Coraz więcej jest sprzedawców, którzy sprowadzają stosunkowo drogie, ale zadbane auta z pełną dokumentacją. Niestety, wiele ofert od handlarzy nadal trzeba traktować z dużą rezerwą – ślepe zawierzenie opisowi sprzedawcy naraża nas na duże ryzyko. Należy również pamiętać, że często sam handlarz nie wie, co sprzedaje – po pobieżnych oględzinach kupuje samochód od zagranicznego właściciela lub komisu, przyjeżdża nim do Polski i od razu wystawia na sprzedaż. 1) Samochód gotowy do rejestracji Takie hasło oznacza, że pojazd nie jest zarejestrowany w kraju. Kupujący będzie musiał uiścić akcyzę (chyba że została opłacona; dla aut z silnikiem o pojemności do 2 l to 3,1% od wartości, dla pozostałych – 18,6%) oraz zapłacić za pierwszą rejestrację (po zniesieniu opłaty recyklingowej to 256 zł). Wymagany może być też przegląd rejestracyjny (ok. 100 zł) oraz przetłumaczenie dokumentów (150 zł). Należy upewnić się, ile tak naprawdę będzie kosztować rejestracja i czy sprzedający ma wszystkie niezbędne dokumenty. 2) Pełne wyposażenie W dzisiejszych czasach wielu producentów – zwłaszcza aut premium – stosuje rozbudowane konfiguratory, a niektóre opcje wykluczają się wzajemnie (np. sportowych foteli nie można zamówić z funkcją wentylacji). Dlatego hasło „pełna opcja” jest raczej wabikiem, a sprzedający często wpisują je na wyrost. Aby sprawdzić dokładny zakres wyposażenia danego egzemplarza, najlepiej poprosić o numer VIN i skorzystać z internetowego dekodera lub pomocy użytkowników forum internetowego danej marki aut. Uwaga! Przy oględzinach należy koniecznie sprawdzić działanie poszczególnych dodatków – od klimatyzacji przez „elektrykę” foteli aż po aktywne zawieszenie. 3) Stan licznika Cofanie liczników używanych aut to częsty proceder wśród handlarzy. Co prawda w 2014 r. wprowadzono usługę „Historia pojazdu” (pozwala sprawdzić przebiegi aut zarejestrowanych w Polsce podczas okresowych badań technicznych pod adresem historiapojazdu.gov.pl), ale wiele egzemplarzy trafia do „korekty” tuż po sprowadzeniu, jeszcze przed pierwszym przeglądem. Widać to po przebiegach w ogłoszeniach: w przypadku wielu modeli wynoszą one maksymalnie 200 tys. km, chociaż statystyczny diesel klasy średniej nierzadko pokonuje 30 tys. km rocznie. Przez 10 lat daje to 300 tys. km. A takie auta kupujący omijają, bojąc się poważnej awarii. Tymczasem i tak kupują samochód z dużym przebiegiem, tyle że… o tym nie wiedzą. Dlatego przed zakupem zawsze należy wyliczyć potencjalny przebieg samochodu (średni przebieg prywatnie eksploatowanych aut popularnych klas plasuje się pomiędzy 10 a 20 tys. km rocznie) oraz ocenić realny stopień zużycia w oparciu o stan nadwozia, wnętrza, zawieszenia i układu napędowego. Jeśli brakuje nam doświadczenia, najlepiej obejrzeć kilka egzemplarzy danego modelu – często pozwala to zweryfikować, które defekty są charakterystyczne (np. łatwo rysujące się tworzywa we wnętrzach japońskich samochodów), a które sygnalizują ponadnormatywne zużycie. W przypadku aut wybranych marek można posiłkować się sprawdzeniem historii w bazie producenta – o ile dany egzemplarz odwiedzał autoryzowaną stację obsługi. Niestety producentów dysponujących ogólnoeuropejską bazą serwisową jest niewielu (wyjątek stanowią m.in. BMW, Mazda, Mercedes oraz Volkswagen, ale dotyczy to młodszych aut). Niemal w każdym przypadku prawdziwość informacji zawartych w książce serwisowej można jednak zweryfikować w punkcie, w którym auto było serwisowane – dlatego warto tam zadzwonić lub wysłać wiadomość e-mail z pytaniem, czy wpis z ostatniego przeglądu dla pojazdu o wskazanym numerze VIN jest autentyczny. Istnieje również możliwość weryfikacji przebiegu aut sprowadzonych z niektórych krajów: * Wielka Brytania: https://www.check-mot.service.gov.uk / https://vehicleenquiry.service.gov.uk (potrzebny jest numer rejestracyjny); * Szwecja: https://fu-regnr.transportstyrelsen.se/extweb/ (potrzebny jest numer rejestracyjny); * Holandia: https://publiek.vwe.nl/ / https://ovi.rdw.nl/ (potrzebny jest numer rejestracyjny); * Dania: http://selvbetjening.trafikstyrelsen.dk/sider/soegning.aspx (potrzebny jest numer rejestracyjny lub nr VIN); * Belgia: https://www.car-pass.be/en (potrzebny jest certyfikat Car-Pass). Należy zwrócić też uwagę na autentyczność samej książki serwisowej. Niektórzy handlarze kupują czyste szablony, wyrabiają pieczątki nieistniejącego serwisu i samodzielnie „tworzą” historię pojazdu. Świeży papier, wpisy dokonane tym samym charakterem pisma i odcieniem długopisu, identyczne pieczątki – to wszystko sugeruje, że książka mogła zostać podrobiona. Przede wszystkim należy sprawdzić rok jej produkcji (zazwyczaj zamieszczony na przedostatniej lub ostatniej stronie dokumentu). 4) Rozgrzany silnik Znając datę i godzinę oględzin, handlarze potrafią nagrzać wcześniej silnik samochodu, aby ukryć te usterki, które dają o sobie znać „na zimno”. Dlatego wybierając się na spotkanie ze sprzedawcą, należy poprosić o nieuruchamianie samochodu lub nie podawać dokładnej godziny wizyty. 5) Nieopłacona rata OC Sprzedający podaje informacje o długim terminie obowiązywania ubezpieczenia, ale tak naprawdę opłacona jest jedynie pierwsza rata polisy. 6) Dwa komplety kluczyków Mimo deklaracji okazuje się, że samochód ma tylko jeden oryginalny kluczyk; drugi okazuje się dorobiony, niekiedy bez zabezpieczenia antykradzieżowego. Po pierwsze, może oznaczać to, że samochód brał za granicą udział w wypadku i kluczyk zabrała ubezpieczalnia, po drugie – jeśli kupujący będzie chciał wykupić polisę AC – oryginalny kluczyk będzie musiał dorobić na swój koszt, a to nierzadko wydatek 1-2 tys. zł. 7) Auto długie miesiące jest wystawione na sprzedaż Wielu handlarzy używa hasła „świeżo sprowadzony”, warto jednak spojrzeć na datę sprowadzenia pojazdu do Polski – zdarza się, że było to kilka miesięcy temu. Może to sugerować, że pojazd był po wypadku i przechodził poważną naprawę albo z jakiegoś powodu nie cieszy się zainteresowaniem kupujących. 8) Po dużym przeglądzie Bez dokumentacji i rachunków taka deklaracja nic nie znaczy. Należy wziąć to pod uwagę zwłaszcza w przypadku aut drogich w utrzymaniu, na przykład modeli koncernu Volkswagen z silnikiem 3.0 TDI z kosztownym w naprawie i niezbyt trwałym układem rozrządu. 9) Do lekkich poprawek Po pierwsze, zdarza się, że pozostałości po lekkiej stłuczce służą zamaskowaniu śladów poważniejszych wypadków w przeszłości – mają uśpić uwagę kupującego. Po drugie, u profesjonalnego lakiernika naprawa np. porysowanych drzwi wymaga cieniowania sąsiednich elementów, co sprawia, że w wyliczeniach należy uwzględnić lakierowanie trzech elementów, a nie jednego. Gdyby chodziło o naprawdę niewielkie poprawki, handlarz dokonałby ich samodzielnie. 10) Wnętrze w stanie idealnym Jedna z ulubionych półprawd handlarzy. W praktyce auto zawsze ma mniejsze lub większe usterki estetyczne. Żeby ukryć szczególnie zużyte elementy, handlarze uciekają się do obszywania kierownic i gałek zmiany biegów, wymieniają poszycie foteli. Duży przebieg mogą jednak zdradzić: luzy na prowadnicach siedzenia, mocowaniach boczków drzwi, porysowana przednia szyba lub starta farba na przyciskach. 11) Gwarancja Niektóre komisy oferują trwającą 6-12 miesięcy gwarancję na najdroższe podzespoły auta. W praktyce to rodzaj ubezpieczenia, w dodatku o dyskusyjnej „skuteczności” – wszelkie usterki bardzo łatwo uzasadnić stylem eksploatacji nowego właściciela. 12) Nowa instalacja gazowa Najczęściej oznacza: „założona, żeby przyspieszyć sprzedaż paliwożernej wersji, w dodatku nie do końca wyregulowana”. 13) Klimatyzacja do nabicia Klimatyzacja jest dziś coraz powszechniejszym elementem wyposażenia, ale w starszych autach często nie działa. Wielu handlarzy zwala w tym wypadku winę na brak czynnika, sugerując, że wystarczy 100-200 zł na napełnienie układu. Tymczasem nierzadko klimatyzacja wymaga kompleksowej naprawy, np. wymiany kompresora. Nawet jeśli sprzedawca napełni układ i klimatyzacja działa, nie można być pewnym jej sprawności – z powodu nieszczelności czynnik może ulotnić się w ciągu kilku dni. Zdarzają się też przypadki, gdy samochód ma jedynie… przycisk od klimatyzacji. By sprawdzić, czy należy ona do seryjnej specyfikacji, należy rozszyfrować numer VIN. 14) Umyty silnik W pierwszej chwili zachęca do zakupu i sugeruje wręcz przesadną dbałość właściciela. W praktyce sugeruje, że ktoś próbuje zatuszować ślady wycieków. 15) Bezwypadkowy Standardowy termin spotykany w ogłoszeniach. Sprzedający jako „bezwypadkowy” potrafią zakwalifikować nawet pojazd po naprawie podłużnic. Dlatego przy zakupie należy samodzielnie sprawdzić kondycję nadwozia i ewentualne ślady jego napraw. Na szczęście niezły czujnik lakieru to dziś wydatek niespełna 200 zł (np. Blue Technology MGR-10-S-FE, który można dostać w cenie od 160 zł, czy Prodig-Tech GL-2+ dostępny od ok. 120 zł). Prawidłowy pomiar uwzględnia nie tylko zewnętrzne panele karoserii (ze szczególnym naciskiem na dach i słupki nadwozia), ale również sprawdzenie powłoki na panelach wewnętrznych (środkowy słupek, wewnętrzne profile błotników i drzwi, podłoga bagażnika). Zewnętrzna powłoka lakiernicza zazwyczaj ma grubość 80-140 mikronów, a ta na elementach wewnętrznych – 40-80 mikronów. Okolice 200 mikronów to już dwie warstwy lakieru, a wynik 500-2000 sygnalizuje warstwę szpachli. Przy okazji należy sprawdzić oznaczenia rocznika na szybach (jeśli są) – wszystkie okna powinny pochodzić z tego samego lub sąsiedniego roku produkcji. Trzeba zwrócić też uwagę na szerokość szczelin pomiędzy panelami karoserii oraz kompletność tzw. galanterii – czyli listew ozdobnych i emblematów. W tym celu najlepiej porównać zdjęcia sprzedawanego pojazdu z fabrycznymi fotografiami producenta. Ewentualne braki mogą zdradzać niechlujnie przeprowadzoną naprawę lakierniczą. W przypadku aut sprowadzonych z USA historię wypadków można sprawdzić, wykupując raport CarFax lub Auto Check – wystarczy numer VIN. Niekiedy taki dokument zawiera nawet zdjęcia z aukcji, na której pojazd był sprzedawany. Uwaga! Nie warto przekreślać aut po szkodach parkingowych – lakierowanie 2-3 elementów to jeszcze nie „wypadek”. Wszelkie chwytliwe hasła w tytułach ogłoszeń i opisy z samymi superlatywami powinny zapalać u kupującego światełko ostrzegawcze. To samo dotyczy retuszowanych zdjęć. Często uczciwsze są te oferty, w których sprzedający nie wymienia długiej listy wyposażenia, ale w stonowanej formie przekazuje informacje na temat historii eksploatacji danego egzemplarza (np. wykonane czynności serwisowe, ewentualne naprawy). Wszelkie zapewnienia sprzedawcy należy w miarę możliwości samodzielnie weryfikować albo skorzystać z pomocy mechanika. Dotyczy to zwłaszcza droższych pojazdów – nowocześniejsze samochody, przede wszystkim klasy premium, w wielu modułach mają zapisane dane o przebiegu. Choćby z tego względu warto wydać 200-500 zł na przegląd przed zakupem w specjalistycznym serwisie.
Najczęstsze kłamstwa handlarzy samochodowych
Stawy biodrowe często są sztywne, co jest spowodowane siedzącym trybem życia. Towarzyszy temu napięcie i bolesność dolnego odcinka pleców. Zbyt długie siedzenie w ciągu dnia jest szkodliwe i bez odpowiedniego treningu na co dzień może mieć groźne dla zdrowia skutki. Sztywne stawy to nie jest najpoważniejszy problem, ale trzeba w porę zadbać o ruchomość, żeby zachować sprawność na długie lata. Długie przebywanie w pozycji siedzącej sprawia, że mięśnie i zginacze bioder ulegają skróceniu. Wpływa to na ustawienie miednicy i dolny odcinek kręgosłupa. Ignorowanie problemu nie jest dobrym pomysłem, bo prędzej czy później odbije się to na prawidłowej postawie. Problemy ze zginaczami Są spowodowane osłabionymi mięśniami i brakiem elastyczności. Ciągłe ustawienie mięśni w pozycji zgiętej przez większość dnia w pracy, a potem w domu, powoduje zaniki mięśniowe. Pojawiają się też duże ograniczenia w ruchomości. Aby do tego nie dopuścić, konieczne jest uprawianie sportu. Na co dzień postaw na aktywne spędzanie czasu, postaraj się o to, żeby znaleźć minimum 30 minut na szybki spacer. Potrzebujesz do tego jedynie wygodnych butów. Pamiętaj o wysiłku kardio około 3 razy w tygodniu. Postaw na bieganie, rower albo pływanie. Dzięki temu zachowasz lepszą wydolność, wzmocnisz płuca i poprawisz ogólną wydolność. W sportach tego typu przyda się pulsometr, który pomoże śledzić przebieg treningu i postępy. Postaw na rozciąganie Wydolność i ogólna kondycja są bardzo ważne, ale nie można zapominać o rozciąganiu. Powinien to być obowiązkowy element każdego treningu. Jeśli nie lubisz treningów kardio, możesz postawić na siłownię. Trening ze sztangą, kettlem lub lżejszymi hantlami jest bardzo wskazany. Pomaga zbudować gorset mięśniowy, który stabilnie będzie trzymał prosty kręgosłup i miednicę w prawidłowym ułożeniu. To bardzo ważne. Joga To jedna z lepszych form aktywności. Wbrew pozorom nie trzeba być bardzo rozciągniętą osobą, żeby ją praktykować. Elastyczność przyjdzie z czasem. Koniecznie kup dobrą matę antypoślizgową i praktykuj każdego dnia, choćby tylko przez 15–20 minut. Joga działa wzmacniająco i wydłużająco na mięśnie. To bardzo dobra forma aktywności dla każdego. Jest wiele odmian i każdy może dobrać coś dla siebie. Joga statyczna odpowiada częściej osobom starszym, jest też dobra dla osób po przebytych urazach. Dynamiczna natomiast sprawi, że mocno się zmęczysz i poczujesz intensywny wysiłek. Joga nie wymaga drogiego sprzętu. Poza matą przyda się wygodny strój – legginsy i koszulka – oraz trochę wolnego czasu. Warto mieć pod ręką kilka prostych przyborów, które zdecydowanie ułatwią praktykę. Szczególnie jeśli masz problemy z rozciągnięciem, przyda się pasek do jogi i klocki. To proste przybory, które są tanie i nie zajmują wiele miejsca. Po dłuższym wysiłku możesz rozmasować zmęczone mięśnie za pomocą rollera. Pomoże to szybciej zregenerować się mięśniom i sprawi, że praktyka będzie bardziej efektywna. Rozciągaj się skutecznie Do rozciągnięcia mięśnia prostego uda potrzebna jest pozycja, która zgina staw kolanowy i wyciąga biodro. Kiedy usiądziesz między piętami i położysz się w tej pozycji, odczujesz rozciąganie mięśni. Początkowo ta pozycja może być kłopotliwa, dlatego możesz oprzeć się na łokciach zanim całkowicie się położysz. Wejście do pełnej pozycji może zająć nawet kilka tygodni, nie zrażaj się. Konsekwencja jest najlepszą drogą do sukcesu. Staraj się rozciągać w niskich pozycjach na rękach i kolanach, ze stopami przy ścianie. Połóż prawy goleń na ścianie i daj lewą stopę do przodu tak, by leżała pod lewym kolanem. Połóż ręce na kolanie i wyciągaj kręgosłup do góry. Powinieneś poczuć silne rozciąganie przedniej części uda. Ćwicz wyciąganie kolców biodrowych, przesuwanie kości ogonowej w dół i wyciąganie kręgosłupa lędźwiowego. Dzięki temu po jakimś czasie takie ustawienie wejdzie w nawyk także w codziennym życiu. Dla uzyskania najlepszego efektu praktykuj codziennie nawet przez 15–20 minut.
Pozbądź się napięć z bioder
Wielu kierowców nie zdaje sobie sprawy, że sprawny i czysty układ wentylacji i klimatyzacji oraz brak wilgoci we wnętrzu samochodu ma wpływ nie tylko na komfort podróży. To elementy, które pośrednio przekładają się również na bezpieczeństwo jazdy i zdrowie kierowcy. Obecnie klimatyzacja jest standardowym wyposażeniem większości nowych samochodów. Zasada jej działania oraz budowa nie zmieniły się zasadniczo od czasu debiutu w aucie. W dalszym ciągu jest układem, który wymaga regularnej konserwacji i czynności serwisowych. Jakie problemy może sprawić zaniedbana klimatyzacja? Zaniedbana klimatyzacja potrafi sprawić mnóstwo problemów. Najmniejszymi z nich wydają się parujące szyby czy nieprzyjemny zapach wydobywający się z kratek nawiewów. Znacznie poważniejsze są problemy zdrowotne, jakie może powodować. Należy wiedzieć, że układ klimatyzacji tworzy idealne środowisko dla rozwoju grzybów i bakterii, które wraz z nawiewanym powietrzem dostają się do kabiny. Mogą one wywoływać u kierowcy objawy alergiczne, łzawienie oczu czy rozmaite schorzenia górnych dróg oddechowych. Dłuższe przebywanie w takim wnętrzu z pewnością odbije się negatywnie na zdrowiu kierowcy. Mimo postępu technologicznego nawet współczesne układy klimatyzacji nie są w żaden sposób zabezpieczane przed namnażaniem się drobnoustrojów. Kierowca musi pamiętać o tym, aby serwisować klimatyzację regularnie, nie rzadziej niż raz w roku, najlepiej po trudnym dla klimatyzacji okresie zimowym. Dobra informacja jest taka, że podstawowe czynności konserwacyjne klimatyzacji możemy z łatwością wykonać samodzielnie. Chodzi tu przede wszystkim o dwa zabiegi – wymianę filtra kabinowego oraz odgrzybianie. Wymiana filtra kabinowego Zawilgocony filtr kabinowy to najczęstsze źródło typowych problemów z klimatyzacją. To wilgoć i gromadzące się na filtrze zanieczyszczenia są przyczyną nieprzyjemnego zapachu z nawiewów oraz parujących szyb. Tymczasem wymiana filtra – konieczna przynajmniej raz w roku i szczególnie zalecana po zimie – w większości samochodów nie jest skomplikowaną czynnością i z powodzeniem możemy ją wykonać sami. Filtr kabinowy najczęściej jest zlokalizowany w okolicy schowka lub w podszybiu. W drugim przypadku niezbędny może się okazać demontaż niektórych elementów wnętrza. Zakup filtra kabinowego to niewielka inwestycja oscylująca w okolicach 30 zł. Odgrzybianie klimatyzacji Odgrzybianie klimatyzacji przy użyciu specjalnych środków dostępnych na rynku również nie jest skomplikowanym zadaniem. Najprostszą metodą jest wykorzystanie preparatu w sprayu, który za pomocą wężyka wprowadzamy przez kratki nawiewów do wnętrza kanałów. Innym sposobem jest wykorzystanie środka odgrzybiającego w specjalnym pojemniku. Pozostawiamy go we wnętrzu samochodu z pracującą klimatyzacją w obiegu zamkniętym. Środek jest stopniowo uwalniany z pojemnika i wraz z powietrzem penetruje układ klimatyzacji, odświeżając i dezynfekując przewody wentylacji. Osuszanie wnętrza Częstym problemem we wnętrzu samochodu, niekorzystnie wpływającym na samopoczucie kierowcy, jest nadmierna wilgoć. Gromadzi się ona szybko, szczególnie zimą, ale z jej usunięciem nie jest już tak łatwo. Jeżeli w samochodzie przez okres jesieni i zimy posiadaliśmy dywaniki welurowe, to wraz z nadejściem cieplejszych dni powinniśmy je wymienić na nowe. To elementy, w których gromadzi się najwięcej wilgoci. Staranne przewietrzenie samochodu w słoneczny dzień również będzie dobrym pomysłem. Warto wyposażyć wnętrze w pochłaniacz wilgoci, który powinien skutecznie zapobiegać problemowi parujących szyb. Po wymianie filtra, odgrzybieniu klimatyzacji i osuszeniu wnętrza pozostają nam tylko ostateczne porządki, aby zapewnić sobie zdrowy klimat za kierownicą.
Jak zagwarantować sobie zdrowy klimat we wnętrzu auta?
Sezon na pluchę i niskie temperatury w pełni, a coraz większymi krokami zbliżają się także zimowe mrozy. W taką pogodę trzeba zadbać o ciepły strój, który zapobiegnie zmarznięciu. Warto więc odpowiednio wcześniej kupić dziecku komplet ciepłej bielizny, która ogrzeje ciało malucha. Przydatnym elementem w chłopięcej garderobie mogą okazać się kalesony. Jaki model wybrać, aby jak najlepiej spełniał swoje zadanie? Bielizna na chłodne dni – jaką wybrać? Niskie temperatury wymagają ubierania się w cieplejsze ubrania, jednak nie zawsze wierzchnie warstwy wystarczą. Zwłaszcza dzieci powinny nosić w chłodne dni grubszą bieliznę, która ochroni je przez zimnem. Warto więc kupić dziecku komplet bielizny, który sprawdzi się jesienią oraz zimą. Kierując się zasadą ubierania "na cebulkę" warto także zakładać maluchowi dodatkową warstwę pod ubrania. Dlatego podczas chłodnych dni można założyć chłopcu pod spodnie ciepłe rajstopy lub kalesony, a pod sweterek bawełniany podkoszulek lub bokserkę. Dzięki temu możesz mieć pewność, że nawet podczas wietrznej pogody twojemu synkowi będzie ciepło i będzie czuł się komfortowo. Pamiętaj także o grubszych skarpetach. Ważne jednak jest to, aby mieć pewność, że wełniane skarpetki nie spowodują ucisku po założeniu butów. Jeżeli wybierasz się z dzieckiem na długi spacer podczas wyjątkowo zimnego dnia lub twój syn będzie uprawiał jakiś sport na świeżym powietrzu, to w takich wypadkach warto ubrać maluchowi bieliznę termoaktywną. Gwarantuje ona nie tylko ogrzanie ciała, ale także zapobiega poceniu się. Specjalny materiał zapewnia bowiem odpowiednią cyrkulację powietrza, dzięki czemu chłopiec będzie czuł się w niej swobodnie. Kalesony dla chłopca – jakie będą odpowiednie? Dobrze dobrane kalesony to gwarancja sukcesu. Chłopcy bardzo cenią sobie komfort i swobodę ruchów, a niewygodne kalesony mogą sprawić, że nie będą chcieli ich nosić. Zanim więc kupisz odpowiedni model upewnij się, że będzie on właściwie spełniał swoją rolę. Najważniejszą rzeczą, na jaką warto zwrócić uwagę, jest materiał, z jakiego wykonano ubranie oraz sposób, w jaki je uszyto. Dobrze jest wybierać oddychające tkaniny, które nie tylko będą dobrze ogrzewać ciało, ale także będą zapewniać przewiewność oraz odprowadzanie wilgoci na zewnątrz. To, jak kalesony są uszyte może natomiast wpływać na komfort ich noszenia. Upewnij się więc, że ubranie nie posiada zbyt twardych przeszyć, jest dobrze skrojone, nie odznacza się na spodniach oraz dobrze przylega do ciała, jednocześnie nie uciskając w żadnym miejscu. Przegląd kalesonów dla chłopców Na rynku ubrań dla dzieci znajdziesz mnóstwo solidnie wykonanych kalesonów dla chłopców, które zapewnią im ciepło nawet w najchłodniejsze dni. Jednym z lepszych rozwiązań jest wybór kalesonów bawełnianych. Miękki materiał doskonale sprawdza się w kontakcie ze skórą, nie podrażnia jej, daje ciepło, jednak nie dopuszcza do przegrzania. Do tego jest to stosunkowo cienka tkanina, która nie będzie krępować ruchów, ani odznaczać się na spodniach. Kolejną propozycją, która jest nieco udoskonaloną wersją tradycyjnej bielizny, są kalesony termoaktywne. Oznacza to, że tkanina, z której je wykonano, doskonale zabezpiecza przed wyziębieniem, a do tego świetnie radzi sobie z odprowadzaniem wilgoci na zewnątrz. W takim ubraniu chłopiec będzie mógł spędzać długie godziny na zimnym powietrzu bez obawy o to, że zmarznie. Takie kalesony wspaniale sprawdzą się zwłaszcza podczas uprawiania sportów, kiedy skóra poci się, a na zewnątrz jest zimno. Dzięki odpowiedniej bieliźnie można uniknąć dyskomfortu. Owiane złą sławą kalesony wracają do łask, dzięki solidnemu wykonaniu i funkcjonalności. Kiedy na zewnątrz robi się coraz chłodniej, warto zakładać je chłopcu pod spodnie, aby mieć pewność, że nie zmarznie. Dobrze uszyte kalesony wykonane z odpowiedniego materiału to bardzo praktyczny element w dziecięcej garderobie i z pewnością przyda się w codziennym komponowaniu stroju. Wybierając taką bieliznę dla swojego dziecka, pamiętaj, aby dokładnie dopasować rozmiar oraz zwrócić uwagę na solidność wykonania. Dzięki temu twój synek będzie czuł się komfortowo i z pewnością nie zmarznie.
Wybieramy kalesony dla chłopca na chłodniejsze dni
Myślisz o kolekcjonowaniu dzieł sztuki, a może już poszukujesz nowych eksponatów? W obu przypadkach poniższe wskazówki powinny ułatwić dalsze działania. Pasja dotycząca kolekcjonowania dzieł sztuki udziela się coraz większej liczbie osób. Ważne w niej jest jednak wskazanie cech, dzięki którym indywidualny zbiór w największym stopniu spełni oczekiwania i potrzeby jego właściciela. Zdefiniuj cele Tworzenie indywidualnej kolekcji dzieł sztuki można rozpatrywać pod wieloma względami, lecz u podstaw tego przedsięwzięcia stoją dwie, często przenikające się sfery: emocjonalna i materialna, przy czym nawet wytrawnym kolekcjonerom trudno uzyskać równowagę pomiędzy nimi. I tak podstawowe pytanie, na jakie należałoby odpowiedzieć, analizując swoje podejście do gromadzenia cennych eksponatów, powinno brzmieć, jaki jest jej nadrzędny cel. Czy kolekcja ma mieć przede wszystkim walory estetyczne i zaspokajać egoistyczne potrzeby właściciela, czy społeczne, będąc jednocześnie pretekstem do spotkań towarzyskich. A może dydaktyczne – stanowiąc doskonałe podłoże wychowania kolejnych pokoleń i oswajania ich z wartościami niematerialnymi, czy wręcz funkcje terapeutyczne, będące jednocześnie znakomitą odskocznią od dnia codziennego. A może ma to być lokata kapitału, co dla sporej grupy wytrawnych koneserów i wielbicieli sztuki jest głównym argumentem potwierdzającym zakup dzieła malarskiego, rzeźby, kolekcji monet, znaczków (dla artystów argumenty finansowe często są cechą, do której prawdziwa sztuka nie przystaje). Przeprowadź ze sobą wywiad Na tej podstawie warto zatem gruntownie odpowiedzieć na kilka pytań, dzięki którym być może uda się w jak największym stopniu zdefiniować pojęcie idealnej kolekcji. Poszukaj zatem odpowiedzi na pytania: Dlaczego kolekcjonujesz dzieła sztuki? Czy twoja dotychczasowa kolekcja ci się podoba? W jakim stopniu podczas zakupu dzieł kierujesz się ich potencjałem inwestycyjnym? Czy w doborze eksponatów kierujesz się wybranym kluczem? Czym wyróżnia się twoja kolekcja, w czym jest wyjątkowa? Jak i dlaczego w taki właśnie sposób eksponujesz swoje zbiory? Czy znasz historię swoich eksponatów i potrafisz powiedzieć coś ciekawego o każdym z nich? Czy podczas dokonywania wyborów zachowujesz się analitycznie, czy impulsywnie? Czy nowych eksponatów poszukujesz na rynku pierwotnym, czy wtórnym? Czy kupujesz regularnie, czy okazjonalnie i z czego to wynika? Pytania te nie wyczerpują tematu, a być może nawet połowy zagadnień z nim związanych. Mogą jednak stanowić dobry początek do usystematyzowania informacji, które dla wytrawnych koneserów lub funduszy inwestujących w sztukę jest podstawą działania, a dla początkujących kolekcjonerów nie zawsze wydają się oczywiste. Stwórz kolekcję idealną dla siebie Dzięki tego rodzaju analizie będziesz w stanie zrewidować swój artystyczny stan posiadania od strony zarówno materialnej, jak i mentalnej, a jednocześnie powiedzieć o sobie, że jesteś nie tylko zbieraczem, ale także kolekcjonerem w pełnym tego słowa znaczeniu. Pasja, konsekwencja, wiedza, wytrwałość, swego rodzaju skłonność do ryzyka i odpowiedni (czytaj minimalny) budżet – to podstawowe warunki umożliwiające zgromadzenie udanej kolekcji. Ważne są również sentymenty, które z jednej strony są nieodłącznym elementem jakiejkolwiek pasji i fascynacji konkretnym dziełem sztuki, techniką bądź artystą, z drugiej – potrafią namieszać w głowie (a często także w portfelu) i spowodować, że zbiory wymkną się spod kontroli. Sentymenty, a raczej ich brak, zarówno w trakcie kupowania, jak i sprzedaży dzieł sztuki, pomimo z gruntu ich pozytywnego charakteru, to najprawdopodobniej najtrudniejszy element procesu decyzyjnego, zmierzającego do zachowania odrębności i wyrazistości kolekcji. Czym zatem jest idealna kolekcja? Na pewno to przemyślany i dynamicznie zarządzany zbiór dzieł sztuki, w pełni realizujący oczekiwania i założenia jego właściciela.
Kolekcja idealna – jak podejść do tworzenia własnych zbiorów sztuki?
Do czyszczenia skórzanych mebli nie wystarczy wilgotna ściereczka. Niezbędny będzie profesjonalny preparat. Przedstawiamy 10 najlepszych środków do pielęgnacji tapicerki ze skóry naturalnej. O czym warto pamiętać? Do pielęgnacji naturalnej skóry nie należy używać płynu do mycia naczyń, mydła ani żadnych domowych detergentów, ponieważ mogą uszkodzić jej strukturę. Ten rodzaj materiału jest dość wymagający i potrzebuje szczególnej uwagi. Właśnie dlatego najlepszym rozwiązaniem będzie kupno specjalnego preparatudo czyszczenia skórzanej tapicerkimeblowej. W sklepach znajdziemy środki przeznaczone do różnych gatunków skóry – gładkiej, anilinowej, semianilinowej oraz zamszowej – które różnią się zawartością składników aktywnych, sposobem działania oraz ceną. Wybierając jeden z nich, należy się upewnić, czy będzie się nadawał do mycia posiadanych przez nas mebli i przetestować niewielką ilość środka na niewidocznej na co dzień części tapicerki. Warto pamiętać, że do czyszczenia mebli skórzanych wykorzystujemy wyłącznie miękkie szmatki oraz szczotki o delikatnym włosiu, a przed rozpoczęciem pracy dokładnie odkurzamy wszystkie zakamarki. Zabrudzenia pojawiające się na skórze należy usuwać niezwłocznie, tak aby nie wnikały w strukturę materiału. Zlikwidowanie uciążliwych plam może niestety wymagać pomocy fachowca. Top 10 środków czyszczących Na rynku jest minimum kilkadziesiąt różnych preparatów do czyszczenia praktycznie każdego rodzaju tapicerki skórzanej. Mają postać mleczka, wosku, kremu, balsamu oraz nasączanych chusteczek i działają podobnie, dlatego trudno wybrać taki, który będzie w pełni odpowiadał naszym potrzebom. Aby nieco rozjaśnić temat, przedstawiamy 10 najlepszych środków do pielęgnacji mebli wykonanych ze skóry. Mleczko Astonish.Niezwykle skuteczny oraz łatwy w użyciu środek w formie mleczka przeznaczony do czyszczenia skóry. Wnika głęboko w strukturę materiału i przywraca mu naturalny wygląd. Ma również działanie nabłyszczające oraz nawilżające. Preparat wyprodukowany w Anglii. Pojemność: 235 ml. Cena: od 6,50 zł. box:offerCarousel Ściereczka Furniture Clinic.Kieszonkowy preparat do usuwania zabrudzeń ze skórzanych mebli. Miękka chusteczka nasączona środkiem myjącym szybko usuwa plamy z jedzenia, ślady palców, kurz oraz inne zanieczyszczenia. Preparat wystarczy stosować raz w tygodniu. Cena: 5 zł. Płyn Tarrago Cleaner. Uniwersalny środek do czyszczenia skór licowych, lakierowanych, gładkich, a także zamszu oraz nubuku. Produkt jest bezbarwny, dzięki nadaje się do wszystkich kolorów tapicerki skórzanej. Skutecznie usuwa zabrudzenia z mebli, galanterii skórzanej, obuwia oraz odzieży. Pojemność: 125 ml. Cena: od 18,90 zł. box:offerCarousel Mleczko Poliboy. Środek do czyszczenia, pielęgnacji oraz konserwacji wszystkich typów skór. Idealny do skóry gładkiej, szorstkiej, ziarnistej oraz kolorowej. Intensywnie pielęgnuje tapicerkę skórzaną, przywraca jej kolor i poprawia wytrzymałość. Zawarty w składzie wosk zabezpiecza skórę przed plamami oraz wilgocią, a naturalne olejki sprawiają, że staje się ona miękka i elastyczna. Pojemność: 200 ml. Cena: od 20,95 zł. Balsam Bufalo Classic. Bezbarwny preparat z wygodnym rozpylaczem, który ułatwia nanoszenie go na czyszczone powierzchnie. Dodatek wosku pszczelego odświeża kolor skóry, uelastycznia ją i uodparnia na uszkodzenia mechaniczne. Pojemność: 500 ml. Cena: 24,99 zł. Balsam Renoskór.Kosmetyk do pielęgnacji i odświeżania wszystkich gatunków skóry. Dzięki niemu tapicerka odzyskuje pierwotny kolor, a ponadto staje się gładka, miękka i elastyczna. Preparat wystarczy stosować 1–2 razy w roku. Pojemność: 200 ml. Cena: 19 zł. box:offerCarousel Płyn K2 Leather Cleaner.Środek w formie wygodnego atomizera przeznaczony do kompleksowego czyszczenia oraz konserwacji skóry. Można go stosować do usuwania zabrudzeń z mebli, galanterii skórzanej, obuwia oraz odzieży. Najlepsze rezultaty osiągniemy, stosując go w komplecie ze środkiem K2 Leather Conditioning Cream. Cena: 29,50 zł. Mydło Avel. Mydło regenerujące o wysokiej zawartości gliceryny, stworzone z myślą o meblach skórzanych oraz tapicerce samochodowej. Nawilża, konserwuje i uelastycznia skórę, zapobiega jej pękaniu i usuwa zabrudzenia. Do zestawu dołączona jest delikatna gąbka do mycia skóry. Mydła nie można stosować na powierzchnie zamszowe oraz z nubuku. Pojemność: 100 ml. Cena: od 37,90 zł. Zestaw Comodo. Pakiet specjalistycznych preparatów ochronnych i pielęgnacyjnych przeznaczonych do stosowania na różnych gatunkach skóry naturalnej oraz syntetycznej. W zestawie: środek Soft Clean usuwający zabrudzenia, mleczko LV Protector zabezpieczające tapicerkę przed uszkodzeniami, gąbka oraz szmatka. Cena: 99 zł. Zestaw Leather Care Kit.Składa się z kilku preparatów oraz akcesoriów do czyszczenia mebli. W pakiecie m.in. Leather Ultra Clean do wszystkich rodzajów skór (z wyjątkiem zamszu oraz nubuku), Leather Protection Cream z olejkami, dzięki którym tapicerka nie wchłania wody i pozostaje zabezpieczona przed słońcem. Akcesoria: szmatka, gąbka oraz aplikator. Cena: 85 zł. Jak wybrać preparat? Jedyna rzecz, o której należy pamiętać, to wybór preparatu przeznaczonego do właściwego gatunku skóry. Meble zamszowe wymagają zupełnie innego traktowania niż wykonane ze skóry licowej. W sklepach znajdziemy również zestawy do mebli ze skóry kolorowej, zawierające środki do maskowania ubytków, likwidowania przebarwień oraz usuwania nieestetycznych plam. Warto wyszukać preparaty wysokiej jakości, które nie zawierają rozpuszczalników mogących uszkodzić powierzchnię skóry. Znane i cenione marki kosmetyków do pielęgnacji tapicerki meblowej to m.in. Gliptone, Leather Master, Swiss Power Shine, Furniture Clinic oraz wiele innych. Jeżeli mamy jakiekolwiek wątpliwości, warto zasięgnąć porady fachowca lub uzyskać informacje bezpośrednio od producenta mebli. Czyszczenie skórzanej tapicerki może być proste i przyjemne, o ile wybierzemy odpowiednie środki pielęgnacyjne. Na szczęście ich na rynku nie brakuje, dlatego na pewno znajdziemy preparat w pełni odpowiadający naszym potrzebom. Sprawdź, który z nich możesz wykorzystać! )
10 najlepszych preparatów do czyszczenia skórzanych mebli
Okres jesienny to czas wzmożonej pracy wulkanizatorów. Wiadomo przecież, że trzeba zmienić opony letnie na zimowe. Czy warto jednak stać w kolejkach i tracić czas? Sprawdźmy, na czym polega różnica między ogumieniem letnim a zimowym. Opony należą do ważnych elementów każdego pojazdu. Jako jedyne mają bezpośredni kontakt z jezdnią, dbając zarówno o komfort, jak i bezpieczeństwo podróżujących autem. Mimo że to właśnie od czarnych krążków w dużej mierze zależy m.in. przyczepność czy długość drogi hamowania, wielu kierowców wciąż nie przykłada dużej wagi do parametrów opon. Wśród największych błędów trzeba wskazać zbyt późną wymianę gum letnich na zimowe lub w ogóle pozostanie przy nieodpowiednich do pory roku oponach. Różnica zarówno w składzie, jak i na zewnątrz letniej opony i zimowej jest bardzo duża, dlatego zalecamy ich zmianę w terminie. Umiejętność ich odróżnienia może się przydać, szczególnie podczas zakupu samochodu używanego. Znalezienie jesienią egzemplarza na dobrych zimówkach może znacznie odciążyć portfel. Poza przeznaczeniem warto zwrócić też uwagę na kilka istotnych oznaczeń, które zdradzą nieco informacji na temat ogumienia. Jak poznać zimówkę? Rozpoznanie, czy mamy do czynienia z oponą letnią, czy zimową nie powinno nikomu sprawić większych kłopotów. Najłatwiejszym sposobem jest spojrzenie na boczną ścianę gumy, na której widnieją istotne informacje. Jeśli jest to opona zimowa, powinien znajdować się tam znaczek w kształcie śnieżynki, który często jest obramowany figurą w kształcie gór. Oponie zimowej zazwyczaj towarzyszy również inny charakterystyczny symbol. Chodzi o skrót M+S, który oznacza gumę nadającą się do jazdy po śniegu i błocie pośniegowym. Warto jednak pamiętać, że ta informacja często towarzyszy oponom terenowym i całorocznym, dlatego trzeba poszukać wspomnianej śnieżynki. box:imageShowcase box:imageShowcase Bieżnik prawdę ci powie? Doświadczony wulkanizator wystarczy, że spojrzy na oponę, by stwierdzić, z jaką gumą ma do czynienia. Jak to robi? Wbrew pozorom nie jest to trudne. Trzeba popatrzeć na bieżnik, który znacznie różni się na oponie letniej i zimowej. Na czym polega różnica? Ogumienie letnie ma zdecydowanie więcej kanałów wzdłuż bieżnika, co zapewnia bardzo dobrą przyczepność na suchej drodze. Bieżnik jest mniej „agresywny”, a powierzchnia gładka – ma znacznie mniej nacięć. Zimą, kiedy mamy do czynienia ze śniegiem, taki rodzaj budowy nie spełnia swojego zadania. Na oponie zimowej znajdują się najczęściej jeden lub dwa kanały główne, są one jednak połączone z poprzecznymi rowkami, które są szersze, a tym samym skuteczniej odprowadzają wodę spod koła. Ponadto duża liczba poprzecznych falowanych nacięć, tzw. lamel, sprawia, że bieżnik wbija się w śnieg, znacznie stabilizując tor jazdy. Dzięki lamelom poprawia się też ruszanie czy hamowanie na oblodzonej i śliskiej nawierzchni. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Inne ważne oznaczenia Zanim zdecydujemy się na zmianę opon, warto sprawdzić, czy właściwie koła nadają się jeszcze do użytku. Na początku radzimy ocenić stan i wysokość bieżnika. Sprawdźmy dokładnie, czy guma nie ma nadmiernych pęknięć i wybrzuszeń. Wysokość bieżnika najłatwiej sprawdzić za pomocą suwmiarki lub wyposażyć się w specjalny miernik. Według przepisów minimalny bieżnik musi wynosić co najmniej 1,6 mm. Zalecamy jednak nie czekać do ostatniej chwili i zdecydować się na zakup nowych opon w przypadku przekroczenia granicy 3 mm w letnich gumach i 4 mm dla zimówek. Warto pamiętać, że bieżnik to nie wszystko. Duże znaczenie odgrywa również wiek opony. Niestety na naszych drogach wciąż można spotkać samochody z 10- czy nawet 15-letnimi krążkami. Najczęściej są to gumy używane, które mimo sporego wieku mają nadal bieżnik na poziomie np. 6 mm. Niestety z biegiem czasu guma zaczyna tracić swoje właściwości, odkształca się, pęka, a jej mieszanka twardnieje. W konsekwencji pogarsza się przyczepność i znacznie wydłuża droga hamowania. Zaleca się, aby nie przekraczać 5 lat od daty produkcji. Na szczęście wiek opony możemy łatwo sprawdzić. Każdy producent ma obowiązek umieszczać na zewnętrznej stronie informację, kiedy dany egzemplarz opuścił fabrykę. Data wyprodukowania opony wchodzi w skład kodu DOT. Trzeba poszukać owalnej ramki, w której znajdują się 4 cyfry. Dwie pierwsze oznaczają tydzień, pozostałe rok produkcji danego egzemplarza. box:imageShowcase box:imageShowcase Jesień to czas, gdy temperatura za oknem zaczyna zbliżać się do zera stopni. Zalecamy nie czekać na pierwsze opady śniegu, tylko zdecydować się na założenie zimowych opon, gdy temperatura w ciągu dnia zacznie spadać poniżej 7 stopni Celsjusza. Poniżej tej granicy letnia mieszanka twardnieje i już nie spełnia swoich zadań.
Opony letnie a zimowe – jak je właściwie rozróżnić?
Zanim Katarzyna Bonda zdobyła koronę królowej dzięki kryminalno-obyczajowej powieści „Pochłaniacz”, napisała m.in. interesujący cykl kryminalny z profilerem Hubertem Meyerem w roli głównej. Pierwszy tom „Sprawa Niny Frank” (wznowiony po czterech latach od premiery pod tytułem „Dziewiąta runa”) to zarazem debiut literacki Katarzyny Bondy. Debiut bardzo udany, trzeba dodać. Nominowana do Nagrody Wielkiego Kalibru „Sprawa Niny Frank” wprowadza w tajniki profesji równie mało popularnej, co interesującej, dzięki czemu kryminalne śledztwo staje się podwójnie intrygujące. Zawód: profiler O profilowaniu słyszy się coraz częściej, zarówno w świecie rzeczywistych śledztw, jak i w literaturze kryminalnej. To właśnie Katarzyna Bonda przybliżyła to niezwykle ciekawe zagadnienie polskim czytelnikom. Do niedawna mało kto o nim słyszał, a jeszcze mniej osób poważnie traktowało tę metodę śledczą. Kojarzyło się ono raczej z jasnowidztwem, czymś, czego nie da się naukowo udowodnić, a więc jest niezbyt wiarygodne. Profilowanie polega na ograniczeniu kręgu podejrzanych o popełnienie zbrodni poprzez ustalenie na podstawie rozmaitych przesłanek prawdopodobnego wieku, płci, wykształcenia czy potencjalnego miejsca zamieszkania sprawcy. Jeszcze jako dziennikarka, Katarzyna Bonda zainteresowała się tematem i postawiła sobie za cel poznanie Bogdana Lacha, najbardziej cenionego profilera w Polsce. To właśnie on stał się pierwowzorem postaci Huberta Meyera, bohatera „Sprawy Niny Frank” i to dzięki informacjom zdobytym od Lacha w polskiej literaturze pojawił się nowy typ detektywa w szeregach ekip śledczych. Profiler. Brutalne morderstwo Hubert Meyer ma do rozwiązania zagadkę morderstwa znanej aktorki, której skatowane zwłoki znaleziono w jej własnej sypialni. Komu mogło zależeć na śmierci kobiety? Profiler wkracza do akcji, zadając przy tym mnóstwo dziwnych i bardzo szczegółowych pytań dotyczących kwestii często bardzo ignorowanych przez pozostałych śledczych. To naprawdę niesamowite, jak znajomość ludzkiej natury, spostrzegawczość i analityczny umysł mogą zawęzić obszar poszukiwania sprawcy i ograniczyć liczbę podejrzanych. Tylko czy wnikliwość Meyera pomoże odnaleźć mordercę, czy też oryginalne metody pracy nie sprawdzą się w tym przypadku? Lektura „Sprawy Niny Frank” to nie tylko ciekawa zagadka kryminalna, ale także wspaniała okazja, by podejrzeć pracę profilera. Na uwagę zasługuje zakończenie tej historii, zaskakujące i przewrotne. Debiut królowej polskiego kryminału jest bez wątpienia jedną z tych książek, z którymi warto się zapoznać, zgłębiając kryminalną twórczość naszych rodaków. Zobacz również inne książki Katarzyny Bondy. Źródło okładki: www.videograf.pl
„Sprawa Niny Frank” („Dziewiąta runa”) Katarzyna Bonda – recenzja
Na temat silników Diesla krąży wiele opinii, które są rozpowszechniane wręcz na masową skalę w internecie. Które z nich to prawda, a które fałsz? Oto najpopularniejsze fakty i mity dotyczące silników wysokoprężnych. Silniki Diesla są szkodliwe dla środowiska Diesle przez ostatnie kilka czy nawet kilkanaście lat zmieniły swoją konstrukcję. Wraz z wprowadzaniem kolejnych bardziej restrykcyjnych norm emisji spalin dodawano do silników kolejne technologie, mające na celu redukcję szkodliwych spalin powstały w wyniku spalania paliwa. Filtry DPF, katalizatory SCR – to wszystko sprawiło, że silniki Diesla mogą emitować mniej sadzy, tlenków azotu i dwutlenku węgla niż jednostki benzynowe. box:imageShowcase box:imageShowcase Współczesne silniki wysokoprężne muszą spełniać normę Euro 6 obowiązującą wszystkich producentów samochodów od roku 2014. Oznacza to, że w porównaniu do diesli choćby sprzed 20 lat obecnie montowane w samochodach jednostki wysokoprężne są co najmniej kilkakrotnie bardziej przyjazne dla środowiska. Podsumowanie: MIT Diesla trudno uruchomić zimą Okres zimy i ujemnych temperatur to czas, kiedy wielu kierowców ma problemy z uruchomieniem samochodu, co z kolei przekłada się na utrudnienia w dotarciu do pracy na czas. W większości przypadków problemy z uruchomieniem dotyczą właśnie silników Diesla. Wynika to z kilku powodów. Po pierwsze – paliwo. Ropa jest bardziej narażona na zamarzanie niż benzyna, dlatego zdecydowanie warto tankować paliwo odporne na temperatury ujemne. Po drugie – diesel potrzebuje do rozruchu dużej dawki prądu, więc jest bardziej czuły na nienaładowany lub zużyty akumulator. Po trzecie – kierowcy samochodów z silnikami wysokoprężnymi muszą zadbać o regularną wymianę wszelkich filtrów, gdyż wytrącająca się z oleju napędowego parafina i korki lodowe w przewodach paliwowych mogą unieruchomić każdego diesla. Podsumowanie: FAKT Diesle mało palą Średnie spalanie samochodu wiąże się bezpośrednio ze stylem jazdy kierowcy, jednak ogólnie można przyjąć, że silniki Diesla palą mniej niż benzynowe. Znakomite wyniki spalania uzyskują jednostki TDI z grupy Volkswagena (Volkswagen, Skoda, Seat), jak również BlueHDI spotykane w Peugeotach i Citroenach. Mając lekką nogę, można spokojnie osiągnąć w samochodzie napędzanym takim silnikiem spalanie na poziomie ok. 5 l/100 km. Jednym z najbardziej oszczędnych samochodów z dieslem pod maską jest Volkswagen Lupo 3L. Niewielki apetyt na paliwo cechuje również Citroena C1 z silnikiem 1.4 HDI oraz Smart Fortwo z 0,8 CDI pod maską. Ich spalanie nie powinno przekraczać 4–4,5 l/100 km. Podsumowanie: FAKT Popularność silników Diesla spada Jeszcze kilka lat temu, bo w roku 2011, udział silników Diesla w sprzedaży nowych samochodów w Europie był bardzo wysoki i wynosił aż 56%. W pierwszym półroczu bieżącego roku udział jednostek wysokoprężnych spadł do zaledwie 36%. Jest to niepodważalny dowód na to, że zainteresowanie dieslami maleje. Dlaczego tak się dzieje? Spadek popularności diesli wiąże się z krytycznymi opiniami na temat tego rodzaju napędu w samochodach w związku z zagrożeniem dla środowiska, co paradoksalnie niekoniecznie jest prawdą. Wielką rolę w wykreowaniu tego trendu mieli producenci aut, w tym Volkswagen, który w 2015 roku zasłynął z afery „dieselgate” związanej z manipulowaniem w oprogramowaniu w silnikach TDI. Od tego czasu kierowcy coraz rzadziej kupują diesle, wybierając silniki benzynowe lub hybrydy. Podsumowanie: FAKT Za kilka lat nie odsprzedam auta z dieslem Dużo obecnie się mówi o całkowitym odwrocie od silników Diesla w krajach zachodnich. Przykładowo w Niemczech złomowane są samochody mające zaledwie kilka lat, tylko dlatego że wyposażono je w jednostki wysokoprężne. W perspektywie kilku najbliższych lat na pewno nie czeka nas wyeliminowanie diesli z rynku. We flotach czy u kierowców, którzy regularnie pokonują długie trasy, samochody z dieslem pod maską nadal będą niezastąpione, zwłaszcza że koszt paliwa w przypadku diesli jest mniejszy niż benzyny. Kupując nowy samochód z silnikiem Diesla, nie musimy obawiać się problemów z odsprzedażą za kilka lat. W tym czasie jednostki wysokoprężne nadal będą chętnie kupowane. Może zmienić się to dopiero w perspektywie kilkunastu lat, kiedy to większa część rynku będzie należeć do samochodów hybrydowych. Podsumowanie: MIT Silniki Diesla są drogie w serwisowaniu O ile jednostki wysokoprężne przyciągają klientów niskim spalaniem i możliwością oszczędności podczas tankowania, o tyle zniechęcają wysokimi kosztami serwisowania i napraw. Jest w tym niestety sporo prawdy. Nie jest tajemnicą, że silniki Diesla wymagają z czasem wymiany tych części, które zużywają się w trakcie jazdy. Mowa o wtryskiwaczach, kole dwumasowym czy turbosprężarce. Niestety koszt nowych części oraz ich wymiany przez wyspecjalizowanego mechanika jest duży. Warto przy tym pamiętać, że również silniki benzynowe borykają się z usterkami, które są drogie w naprawie – związane choćby z uszczelką pod głowicą czy układem rozrządu. Zdecydowanie najmniej narażonymi na kosztowne awarie są silniki elektryczne, który mają o wiele mniej części ruchomych, które mogłyby się zepsuć. W ich przypadku najbardziej kosztownym serwisem jest wymiana akumulatorów/baterii. Podsumowanie: FAKT
Fakty i mity na temat silników Diesla
Nowością na rynku produktów spożywczych i ekologicznych jest ostatnio miód manuka. Pochodzi z Nowej Zelandii i produkowany jest przez pszczoły miodne z kwiatów krzewu manuka. Zdobywa coraz większe grono zwolenników. Tajemnicze MGO Tym skrótem jest określany związek metyloglioksal, dzięki któremu miód manuka zawdzięcza swoje cudowne właściwości. Jest on głównym składnikiem UMF (Unique Manuk Facetor). Miód manuka wykazuje działanie przeciwbakteryjne, szczególnie przeciw szczepom gronkowca złocistego (Staphylococcus aureus), pałeczce ropy błękitnej (Pseudomonas Aeruginosa) i Escherichia Coli. Dzięki frakcji fenolowej miód ma także działanie antybiotykowe, zaś frakcja węglowodanowa, która przeważa w składzie, daje właściwości przeciwbakteryjne. Ponadto, miód manuka zawiera 180 substancji, w tym aminokwasy, witaminy, minerały i ponad 500 enzymów. Zastosowanie miodu manuka Zastosowanie miodu manuka jest bardzo szerokie. Wykorzystuje się go przy leczeniu przewlekłych i zakażonych ran, oparzeń i odleżyn, a nawet przy stopie cukrzycowej. Dzięki właściwościom przeciwbakteryjnym i regenerującym przyspiesza on gojenie i chroni przed zakażeniem. Opatrunki z miodem manuka stosuje się w klinikach w Wielkiej Brytanii, a jako produkt medyczny został on wprowadzony na terenie Europy, Australii, Hongkongu, USA i Nowej Zelandii. Przy tym jest o wiele delikatniejszy dla tkanek niż inne związki stosowane jako opatrunki. Działanie przeciwzapalne wykorzystuje się w różnych stanach zapalnych i bólach. Dodatkowo miód działa wspomagająco przy problemach żołądkowych, leczeniu próchnicy (ogranicza liczbę baterii w płytce nazębnej) i zapaleniu śluzówki jamy ustnej. Wykazuje także silny potencjał antyproliferacyjny, trwają badania nad wykorzystaniem go w terapiach nowotworowych. Na co zwrócić uwagę, kupując miód manuka? Pierwszą rzeczą, na którą należy zwrócić uwagę, kupując miód manuka, jest jego pochodzenie. Najwięcej prozdrowotnych właściwości oraz najbogatszy skład mają miody pochodzące z Nowej Zelandii, na rynku dostępne są także produkty z Australii, ale różnią się one składem. Kolejną rzeczą godną uwagi jest zawartość metyloglioksalu. Na opakowaniach można spotkać oznaczenie MGO oraz liczbę, która wskazuje, ile miligramów metyloglioksalu jest w kilogramie produktu. Najwięcej MGO występuje w miodzie MGO 550+, a najmniej w miodzie 30+. Im więcej, tym większe właściwości przeciwbakteryjne posiada dany produkt. Tradycyjne miody dla porównania zawierają od 0 do 10 mg/kg. Miód manuka nie jest tani, jego cena w zależności od ilości waha się od 100 do 350 zł. Stosowanie i przeciwwskazania przy stosowaniu miody manuka Aby miód zadziałał tak, jak tego oczekujemy, musimy spożywać go w odpowiedni sposób. Miodu manuka nie powinno się rozpuszczać w wodzie, ponieważ ulega on rozcieńczeniu. Dodatkowo należy go jeść na około 20 minut przed posiłkiem. Dziennie wskazane jest spożywanie 1–3 łyżek miodu. Głównym przeciwwskazaniem do jego stosowania są alergie na produkty pszczele. Cukrzycy powinni zasięgnąć opinii lekarza, gdyż głównym składnikiem miodu są cukry, które będą podnosić poziom glukozy we krwi. Miodu nie powinno się podawać dzieciom poniżej 1 roku życia. Ciągle trwają badania na kolejnymi cudownymi właściwościami miodu manuka, który – jako naturalny produkt – stanowi świetne wsparcie konwencjonalnego leczenia. Pomimo dość wysokiej ceny warto więc rozważyć jego zakup.
Właściwości zdrowotne miodu manuka
Układ wydechowy w każdym aucie jest mocno narażony na awarie i uszkodzenia. Składa się też z bardzo różnych elementów, których usterki mogą się objawiać w zaskakujący sposób. Jak je wyłapać? Na samym początku zwróćmy uwagę na pewien paradoks. Układ wydechowy teoretycznie jest nieskomplikowany. Ot, parę zespawanych rur, a na końcu wylatują spaliny… Nie tak szybko, moi drodzy! Układ wydechowy w każdym aucie jest precyzyjnie zaprojektowany i wykonany. Owszem, jego ogólnym zadaniem jest odbieranie spalin, ale w określony sposób. Nie za szybko, nie za wolno. Niestety różni domorośli tunerzy uważają, że im większe wiadro nasadzą na rurę wydechową, tym lepiej. Otóż nie. Silnik z nieprawidłowo przerobionym układem wydechowym pracuje gorzej. Rzućmy okiem na to, z czego się ten układ składa. Kolektor wydechowy Pierwszym elementem za silnikiem jest kolektor wylotowy. Zdarza mu się czasem pęknąć, bo jest narażony na dość wysokie temperatury. Niechciana szczelina może się pojawić zarówno na jego bloku, jak na łączeniach z silnikiem. A co się dzieje, gdy mamy gazy pod wysokim ciśnieniem i szparkę? Coś gwiżdże! Specyficzny świst dochodzący spod maski może być oznaką nieszczelności kolektora. Nasila się on przy dodawaniu gazu. Objawem towarzyszącym rozszczelnieniu bądź pęknięciu kolektora może być też spadek mocy i nierówna praca silnika na biegu jałowym. Z tą usterką raczej sami sobie nie poradzimy, lepiej jechać do mechanika, który będzie wiedział, co robić. Cały układ wydechowy umieszczony pod spodem auta jest narażony na korozję i uszkodzenia. W zasadzie jego stan oceni co roku diagnosta podczas przeglądu rejestracyjnego. Jeśli zwróci uwagę na to, że rdza zaczyna się przegryzać przez metalowe rury, to nie warto czekać, aż popękają. Należy wybrać się do zakładu specjalizującego się w naprawie wydechów. Tam zdiagnozują uszkodzenie i zarekomendują naprawę. Awaria wydechu Może do niej dojść podczas jazdy. Dość często, szczególnie w starszych samochodach, urywają się zaczepy. Rury wydechu nie są zamocowane na sztywno, lecz podwieszone pod podwoziem. Punkty mocowania rdzewieją albo pękają od uderzeń kamieni czy po wjechaniu na krawężnik lub inną przeszkodę. Z tym akurat dość trudno sobie poradzić w warunkach bojowych. Pomóc może podniesienie auta na lewarku i – przy zachowaniu wszelkich zasad bezpieczeństwa! – przymocowanie rury drutem, sznurkiem czy taśmą. Powinno wystarczyć na dojechanie do warsztatu. Tegu typu uszkodzenie objawia się od razu trudnym do zniesienia hałasem, cały układ wibruje albo po prostu opada i szoruje po asfalcie. Rdza i kamienie Jeśli w trakcie jazdy usłyszymy, że po dodaniu gazu coś nam pod spodem zaczyna dudnić albo – przepraszam za wyrażenie – pyrkać, to możemy podejrzewać, że któryś element układu został przedziurawiony. Przez rdzę albo po uderzeniu. Z tym akurat możemy sobie poradzić, owijając uszkodzone miejsce specjalną taśmą do reperowania wydechu. Fachowo nazywa się to taśma termiczna, potocznie – bandaż na wydech. Spadek mocy i zwiększone zużycie paliwa to z kolei objawy, jakie może dać uszkodzona sonda lambda, zapchany katalizator albo filtr cząstek stałych. Nie są to rzeczy łatwe do wymiany. Stosunkowo najprościej jest z sondą lambda, w niektórych autach dostęp do niej bywa prosty, a sama część kosztuje od kilkudziesięciu złotych w górę. Filtr i katalizator to niestety wydatek od kilkuset do tysiąca złotych w wersji optymistycznej. W praktyce możemy wydać grubo ponad tysiąc złotych, i to u mechanika, bo sami tego nie wymienimy.
Jak rozpoznać i usunąć usterki wydechu?
Najnowszą wersję A5 wyposażono w szybszy procesor, więcej RAM-u oraz konstrukcję odporną na pył i wodę. Co potrafi i czy warta jest zakupu? Specyfikacja Galaxy A5 (2017) wyświetlacz: 5,2 cala, Super AMOLED, 1080 x 1920 pikseli, szkło 2,5D Gorilla Glass 4 chipset: Samsung Exynos 7880 Octa (8x Cortex A53 1,9 GHz) grafika: Mali-T830MP3 RAM: 3 GB pamięć: 32 GB + obsługa kart microSD do 256 GB format karty SIM: nano łączność: LTE, Wi-Fi 802.11ac (2,4 + 5 GHz), Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.2 z aptX i LE, GPS z A-GPS i GLONASS system operacyjny: Android 6.0.1 Marshmallow aparat główny: 16 Mpix, f/1,9, 27 mm, LED, autofocus, nagrywanie wideo 1080p/30 fps aparat przedni: 16 Mpix, f/1,9, nagrywanie wideo w rozdzielczości 1080p funkcje: czytnik linii papilarnych, USB typu C (2.0), szybkie ładowanie, certyfikat IP68 czujniki: akcelerometr, żyroskop, światła, zbliżeniowy, kompas, barometr bateria: 3000 mAh wymiary: 146,1 x 71,4 x 7,9 mm masa: 157 g Konstrukcja Opisywany smartfon przeszedł lifting. Co prawda nadal jest wykonany ze szkła i aluminium, ale tym razem kształty są bardziej nowoczesne, a design został uproszczony i ujednolicony kolorystycznie, w efekcie nowy A5 mocno przypomina Galaxy S7. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Ekran przeszklono zaoblonym szkłem Gorilla Glass 4, otaczają go typowe dla modeli Samsunga ramki oraz wąska, czarna obwódka. Pod ekranem znajduje się fizyczny przycisk główny (ze zintegrowanym czytnikiem palca) oraz dwa pozostałe, które są dotykowe i podświetlane. Nad ekranem dostrzec można szeroką maskownicę głośnika rozmów, czujniki oraz obiektyw przedniego aparatu. Włącznik trafił na prawą stronę, a nad nim ulokowano głośnik multimedialny. Lewa strona zawiera przyciski regulacji głośności oraz tackę czytnika kart nanoSIM. Na szczycie, oprócz dodatkowego mikrofonu, umiejscowiono czytnik kart microSD. Gniazda oraz główny mikrofon trafiły na dolną krawędź – są tam wyjście minijack 3,5 mm oraz najnowsze USB typu C (choć tylko w standardzie 2.0). box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Szklane plecy smartfona są zagięte przy krawędziach. Zdobi je metaliczne logo producenta, a w górnej części ulokowano obiektyw głównego aparatu wraz z pojedynczą diodą doświetlającą (optyka w ogóle nie odstaje). Wykonanie telefonu jest rewelacyjne, do czego zresztą Samsung w serii A zdążył już przyzwyczaić. Urządzenie cechuje się wzorowym spasowaniem elementów oraz idealnie obrobionymi materiałami wysokiej jakości, to po prostu najwyższa półka. Design również robi świetne wrażenie, a nietypowe kolory wpadają w oko. Smartfona można nabyć w barwie czarnego nieba, złotego piasku, brzoskwiniowej chmury lub błękitnej mgły. Ergonomia i użytkowanie Szklana konstrukcja wygląda świetnie, jest bardzo przyjemna w dotyku i wspiera ładowanie bezprzewodowe. Opisywany smartfon jest za to śliski i łatwo zbiera smugi. Mimo że boki pewnie się chwyta, to telefon może wyślizgnąć się z dłoni lub zjechać z gładkiej powierzchni mebla, warto zatem wyposażyć się w dodatkowe etui. Ogólna ergonomia wypada bardzo dobrze. Rozstawienie przycisków jest poprawne, a ich działanie nienaganne – klik jest wyraźny, skok odpowiedni i sprężysty. Dotyczy to też przycisku głównego, który działa również jako czytnik palca. Skanowanie przebiega prawie bez pomyłek, ale nie jest jednak tak szybkie, jak np. w smartfonach Huawei. Guzika nie trzeba wciskać, wystarczy przyłożyć palec. Przyciski dotykowe również odpowiednio „łapią” i są mocno podświetlone, chociaż przez nieco zbyt krótką chwilę. Głośnik multimedialny jest donośny, czytelny i brzmi całkiem nieźle. Niestety jego lokalizacja z prawej strony budzi wątpliwości – choć z jednej strony rzadziej się go zasłania, co często zdarza się w telefonach z głośnikiem zamontowanym na spodniej krawędzi, nie jest to położenie idealnie, czasami również przytrafiało mi się go zakryć. Na pochwałę zasługuje zastosowanie portu USB typu C, który trafił do flagowej serii dopiero w modelu S8. Docenić należy też obecność minijacka – azjatycki producent nie poddał się panującej modzie na nieumieszczanie tego gniazda w nowszych modelach smartfonów. Jak zwykle, brakuje diody powiadomień, która stanowiłaby bardzo praktyczny dodatek. Rekompensatą ma być aktywny wyświetlacz (Always On Display), który pokazuje godzinę, datę, poziom baterii oraz powiadomienia. Jest on, co prawda, czytelny, ale w przeciwieństwie do ekranu ze smartfonów Moto pełni tylko funkcję informacyjną. Konstrukcja jest tym razem w pełni odporna na pył i wodę – może być zanurzona do 1,5 m na maksymalnie 30 minut, ale i tak lepiej traktować wodoodporność jako ochronę przed zalaniem. Przez okres testów urządzenie nie przegrzewało się, obudowa nawet pod wysokim obciążeniem pozostawała komfortowa w dotyku. Wyświetlacz Zaskoczenia nie ma, telefon wyposażono w rewelacyjny ekran Super AMOLED o rozdzielczości Full HD, co na przekątnej 5,2 cala daje zagęszczenie pikseli na poziomie 424 ppi. Czcionki są ostre jak brzytwa, a grafiki równe i efektowne. Barwy są nasycone, wręcz lekko jaskrawe, zaś kontrast wzorowy – czerń jest idealna. Podświetlenia nie zabraknie w słońcu, a ekran nie oślepi po zmroku. Małe wątpliwości budzą kąty widzenia – widoczność jest odpowiednia, ale przy patrzeniu od boku biel wpada wyraźnie w błękit, czego nie dostrzegłem w przypadku innych ekranów AMOLED. Mimo tego ogólny poziom i tak należy uznać za znakomity. Wyświetlacz obsługuje 5 punktów dotyku, do pracy interfejsu dotykowego nie mam zastrzeżeń. System operacyjny i wydajność Smartfon działa pod kontrolą Androida 6.0.1 Marshmallow, aktualizacja do wersji Nougat została przewidziana na lipiec 2017 roku. W praktyce nie ma to większego znaczenia, bo dostępna jest nakładka w najnowszej wersji Grace UX. Interfejs jest nowoczesny i minimalistyczny. Górna belka zawiera masę praktycznych skrótów oraz wyszukiwarkę. Skrót do szuflady umieszczony jest, niestety, nadal z prawej strony i nie można go przesunąć. Menu ustawień zostało mocno przeorientowane, ale łatwo się w nim odnaleźć – kolorowe ikonki grupują funkcje na kategorie, a opcji do wyboru jest sporo, np. filtr światła niebieskiego, chmura Samsunga czy ustawienia konserwacji. System analizuje zużycie energii przez aplikacje i oferuje ich optymalizację. Lewy pulpit zajmuje czytnik newsów Upday – to również ładny, czytelny i konfigurowalny interfejs, ale szkoda, że wyświetla reklamy południowokoreańskiego producenta. Do wyboru są także dodatkowe motywy, wiele świetnych tapet oraz opcja zabezpieczonego folderu. System jest według mnie udany, zarówno wizualnie, jak i funkcjonalnie. Ogólna wydajność jest bardzo dobra, ale to nadal wyższa średnia półka – nowy A5 nie jest dużo szybszy od zeszłorocznego modelu serii. AnTuTu 6.2.7 ocenia urządzenie na 60882 punkty, a Geekbench 4 na 780 punktów w single-core oraz 4177 punktów w multi-core. Wydajność graficzna jest również średnia – 807 punktów w 3DMark Sling Shot Extreme. W praktyce jest bardzo dobrze, ale do topowych smartfonów trochę brakuje. Aplikacje startują szybko, chociaż nie momentalnie. System działa stabilnie i sprawnie, ale czasami zdarzają mu się małe opóźnienia. RAM-u jest dużo, można bez problemu pracować na wielu aplikacjach, także dwóch jednocześnie na podzielonym ekranie. Bateria Akumulator o pojemności 3000 mAh i dobra optymalizacja gwarantują niezły czas pracy. Przy normalnym użytkowaniu czas działania urządzenia to 2 dni. Osoby bardziej wymagające raczej nie rozładują A5 w jeden dzień, a na włączonym ekranie można uzyskać około 7 godzin. Nie jest to rekord, ale taki wynik należy uznać za satysfakcjonujący, szczególnie że ładowanie jest szybkie – trwa około 1,5 godziny, a po 30 minutach akumulator jest napełniony w około 40%. Multimedia – gry, aparat, audio Wydajność graficzna jest w pełni wystarczająca do zaawansowanych gier 3D. Rozgrywka w Real Racing 3, Asphalt 8: Airborne lub Dead Trigger 2 jest płynna, grafika wygląda bardzo dobrze, a grywalność stoi na wysokim poziomie. Smartfon poradzi sobie z każdym tytułem. Interfejs aplikacji aparatu został odświeżony, jest estetyczny i czytelny. Prawa strona klasycznie zawiera skrót do galerii, tryb wideo i spust migawki, a lewa ustawienia diody, zmianę obiektywu i skrót do ustawień. Gest w prawo otwiera tryby – HDR, jedzenia, tryb nocny itp. Ręcznie da się zmieniać balans bieli, ISO (tylko w zakresie 100–800), tryb pomiaru oraz ekspozycję. Gest w lewo daje dostęp do filtrów. Jakość zdjęć jest bardzo dobra, ale potrzeba odpowiednich warunków. Ostrość jest bardzo dobra, barwy naturalne, a szczegółowość wysoka. Obiektyw nie odstaje od bryły, ale wpływa to na jakość optycznej stabilizacji – trzeba pamiętać o stabilnym trzymaniu smartfona, wykonaniu kilku ujęć, nie ma też co liczyć na wideo bez wstrząsów. Zdjęcia są robione w wyższej rozdzielczości niż u poprzednika – aparaty przedni i tylny mają po 16 Mpix. Ten główny pozwala nawet na pewien zoom oraz wykonywanie udanych fotografii makro z niską głębią ostrości. Za pomocą przedniego obiektywu da się zrobić niezłe autoportrety, ale do tego również potrzeba dobrego oświetlenia. Zdjęcia poniżej. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Jakość dźwięku na słuchawkach jest bardzo dobra – można liczyć na pełny bas, klarowne brzmienie, czysty i szczegółowy dźwięk. Dobre wrażenie robi przestrzeń, a do wyboru są też dodatkowe efekty dźwiękowe. Łączność i jakość rozmów Podczas testów nie miałem problemów z zasięgiem LTE lub Wi-Fi, smartfon obsługuje pasmo 5 GHz i osiąga wysokie transfery. Moduł GPS wspiera system GLONASS i jest precyzyjny. Jakość rozmów oceniam jako bardzo dobrą – głos rozmówcy jest bliski, bardzo szczegółowy, dotyczy to również przekazu mikrofonu. Podsumowanie Samsung Galaxy A5 (2017) to bardzo dobry smartfon z półki premium. Oferuje świetne wykonanie, piękny design, wysoką ergonomię i wzorowy wyświetlacz. Jego funkcjonalność robi bardzo dobre wrażenie – system jest rozbudowany i logiczny, a urządzenie zostało bogato wyposażone. W praktyce wydajności nie brakuje i z telefonu korzysta się przyjemnie. Nie będzie problemu z multimediami, a można liczyć też na niezłe fotki oraz wydajny czas pracy na baterii. Szkoda, że czytnik palca nie jest szybszy oraz że zabrakło optycznej stabilizacji, ale dzięki temu obiektyw nie odstaje od bryły telefonu. Głównym problemem jest cena smartfona, która wynosi około 1800 zł. Wydajność jest nadal średnia, za taką sumę można nabyć Galaxy S6, a nawet, w promocji, Galaxy S7. Tegoroczny A5 ma też mocną konkurencję w postaci Huawei Nova (test), Honor 8 (test), Moto Z Play lub OnePlus 3T, czyli telefonów albo wyraźnie tańszych, o podobnych możliwościach, albo w tej samej cenie, ale o dużo wyższej wydajności. Warto zatem poczekać, aż opisywane urządzenie stanieje lub polować na okazje, ewentualnie wybrać poprzednika, bowiem A5 Anno Domini 2016 to nadal bardzo dobry smartfon.
Test smartfona Samsung Galaxy A5 (2017) – nowa wersja średniaka klasy premium
Shine Lite to bardzo ciekawy przedstawiciel niższej średniej półki. Smartfona wykonano ze szkła i metalu, ma czterordzeniowy procesor, 2 GB RAM-u, pięciocalowy ekran oraz czytnik linii papilarnych, a to wszystko już za 750 zł. Specyfikacja Alcatel Shine Lite wyświetlacz: 5 cali, 720 x 1280 pikseli, IPS, szkło Asahi Dragontrail 2,5D chipset: Mediatek MT6737 (4x 1,3 GHz, rdzenie A53) grafika: Mali-T720MP2 RAM: 2 GB pamięć: 16 GB + obsługa kart microSD do 256 GB 2 sloty na karty nanoSIM (funkcja dual SIM) łączność: LTE, Wi-Fi 802.11n (2,4 GHz), Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.2, GPS z A-GPS system operacyjny: Android 6.0 Marshmallow aparat główny: 13 Mpix, dual LED, autofocus, nagrywanie wideo w 720p/30fps aparat przedni: 5 Mpix funkcje: czytnik linii papilarnych czujniki: akcelerometr, zbliżeniowy, kompas bateria: 2460 mAh wymiary: 141,5 x 71,2 x 7,5 mm waga: 156 g Konstrukcja Shine Lite od początku zaskakuje, jest ładny i wykonany z solidnych materiałów. Posiada metalową ramę, jego front i spód zostały przeszklone szkłem Dragontrail z zaoblonymi krawędziami. Smartfon przypomina trochę Galaxy A3 2016 (test) i wygląda na dużo droższe urządzenie, dostępny jest w kolorach: złotym, białym lub czarnym (wszystkie połyskujące). box:imageShowcase box:imageShowcase Pięciocalowy wyświetlacz schowano za grubym, gładkim w dotyku szkłem. Ramki są dosyć szerokie, a rogi zaokrąglone. Pod ekranem miejsca jest sporo, ale przestrzeni nie zmarnowano – znajdują się tam dotykowe i podświetlane przyciski nawigacyjne. Nad ekranem, oprócz dużej maskownicy głośnika, widać też czujniki, przedni obiektyw, a nawet diodę powiadomień. Metalowe boki są lekko wypukłe i mają ścięte krawędzie. Z prawej strony, dosyć wysoko na krawędzi umieszczono przyciski – włącznik znalazł się wyżej, a regulacja głośności niżej. Po przeciwnej stronie jest wysuwana tacka na karty nanoSIM oraz microSD. Na spodzie widać gniazdo microUSB oraz podwójną maskownicę głośnika. Na szczyt trafiły wyjście słuchawkowe i dodatkowy mikrofon. Krawędzie na spodzie również zostały zaoblone. Lewy górny róg zajmuje mały obiektyw aparatu z diodą, oba te elementy nie wystają ponad bryłę urządzenia. Na środku górnej części obudowy widać wklęsły czytnik palca, który został ozdobiony logo producenta. Dostępu do akumulatora brak. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Smartfon wygląda świetnie, jest zgrabny i smukły. Zastosowane materiały zachwycają, design cieszy oko, a wrażenie robi też obecność czytnika linii papilarnych. Zastrzeżenia można mieć co do obróbki, która jest gorsza niż w Samsungu A3 (2016) – krawędzie boków są dosyć szorstkie i ostre w dotyku. To jednak nadal mocne i bardzo dobrze spasowane urządzenie. Ergonomia i użytkowanie Opisywany smartfon dobrze leży w dłoni. Szkło 2,5D jest przyjemne w dotyku, ale szorstkie krawędzie czasami lekko drażnią skórę. Do zestawu dołączone jest silikonowe etui, które rozwiązuje ten problem. Jest ono przezroczyste, a umieszczone w nim urządzenie nadal wygląda ładnie. Etui poprawia też chwyt – obudowa jest bowiem śliska, przez co telefon może wysunąć się z dłoni lub ześlizgnąć się z nierównej powierzchni. Rozmieszczenie przycisków jest kontrowersyjne – ostatnio producenci umieszczają włącznik poniżej regulacji głośności, bo w końcu korzysta się z niego częściej. W Shine Lite powrócono do klasycznego (odwrotnego) rozmieszczenia klawiszy, ale do włącznika trzeba sięgać daleko. Przyciski jednak pracują dobrze, łatwo je wyczuć, mają też precyzyjny i niezbyt twardy klik. Sytuację poprawia czytnik palca, który pozwala pominąć włącznik przy odblokowywaniu. Gdy trzyma się smartfona w dłoni, dostęp do niego jest wygodny, a skaner działa bardzo sprawnie i prawie się nie myli. Gorzej, gdy urządzenie leży, wtedy do dyspozycji pozostaje fizyczny włącznik oraz blokada ekranowa. Docenić należy także obecność przycisków pod ekranem. Cechuje je duży punkt styku i delikatne białe podświetlenie. Dobre wrażenie sprawia też biała dioda powiadomień/ładowania, której brakuje w wielu smartfonach, także tych droższych. Dobrze wypada głośnik – co prawda, łatwo go zasłonić, gdyż jest umieszczony na dolnej ściance, ale nie brakuje mu mocy i brzmi nieźle. Smartfon trochę nagrzewa się podczas intensywnego grania, ale przy typowym użytkowaniu pozostaje chłodny. W obu przypadkach Shine Lite jest komfortowy w dotyku. Wyświetlacz Ekran wykonano w technologii IPS. Ma on przekątną 5 cali i rozdzielczość HD, zatem zagęszczenie pikseli wynosi 294 ppi. Ogólny poziom jest bardzo dobry – obraz jest ostry, kolory mocne i nasycone, a kąty widzenia szerokie. Biel jest neutralna (chociaż lekko szara), a czerń spłycona, ale to typowy poziom – kontrast jest i tak całkiem wysoki. Podświetlenia nie zabraknie w słońcu, a nocą ekran nie będzie oślepiał. Całościowo to jeszcze nie jakość wyświetlacza Super AMOLED z zeszłorocznego Samsunga Galaxy A3, ale i tak jest bardzo dobrze. Interfejs dotykowy jest odpowiednio czuły i precyzyjny, obsługuje 5 punktów dotyku. System operacyjny i wydajność Smartfon działa pod kontrolą zmodyfikowanego Androida 6.0 Marshmallow. W tym aspekcie Alcatel nie przekombinował – do dyspozycji jest szuflada aplikacji, a górna belka oraz menu ustawień również są praktycznie niezmodyfikowane w stosunku do czystego systemu Google’a. Zmiany są nieznaczne, np. opcjonalne skróty na ekranie blokady (konfigurowalna opcja Func), przezroczystość szuflady aplikacji czy skrót do zamykania wszystkich aplikacji naraz. System ma też dodatkowe narzędzia – przy niskim poziomie baterii pojawia się ikonka pozwalająca włączyć oszczędzanie, a w pamięci zainstalowanych jest dużo dodatkowych aplikacji, które jednak można usunąć. Czasami wyskakują powiadomienia o niewykorzystanych funkcjach, które mogą być przydatne, ale i lekko irytujące. Zastosowany układ zapewnia podstawową wydajność w tej półce cenowej. Shine Lite nie dorównuje Xiaomi Redmi 3S (test), sprawuje się też trochę gorzej od Samsunga Galaxy A3 (2016). Urządzenie osiąga 28410 punktów w AnTuTu 6.2.7, a według Geekbench 4 jest to 527 punktów w teście single-core oraz 1485 punktów w multi-core. Wydajność graficzna jest niska, ale nie najniższa – 3DMark Slingshot Extreme ocenia telefon na 100 punktów. W praktyce jest jednak dobrze, system został odpowiednio zoptymalizowany, a smartfon działa stabilnie i płynnie. Aplikacje startują czasami z opóźnieniem, które jednak nie drażni. Z uwagi na zastosowanie 2 GB RAM-u można przełączać się pomiędzy nimi i trzymać je w pamięci. Surfowanie w Internecie nie jest najszybsze, ale również nie sprawia większych problemów. Bateria Akumulator (2460 mAh) nie jest duży, nie można zatem oczekiwać rekordowego czasu pracy. Z aktywnym LTE i Wi-Fi, bez oszczędzania na jasności ekranu uzyskiwałem 3–4 godziny pracy na włączonym ekranie. Smartfon wytrzyma około 2 dni pracy, ale przy częstym korzystaniu będzie go trzeba ładować codziennie. Proces nie jest też specjalnie szybki, bo na napełnienie ogniwa potrzeba około 2,5 godziny. Multimedia – gry, aparat, audio Wydajność graficzna jest podstawowa, ale z uwagi na ekran w rozdzielczości 720p wystarczająca, by z przyjemnością pograć w wiele gier. Nie można jednak oczekiwać cudów – zaawansowane gry 3D mogą przycinać i mieć spadki płynności. W przypadku popularnych gier 2D nie powinno być jednak większych problemów. Aplikacja aparatu ma ładny i nowoczesny interfejs. Z prawej strony jest belka z wyzwalaczem, skrótem do kamery i galerii. Obok niej są trzy wyraźnie podpisane tryby, zmieniane za pomocą gestów: panorama, normalny i tryb zdjęć dzielonych (z podziałkami do wyboru). Z lewej strony znajdują się skróty do zmiany obiektywu, trybu nocnego, HDR, lampy oraz ustawień. Są tam też podstawowe opcje, ale trybu manualnego brak. Jakość zdjęć jest przeciętna – w dobrych warunkach świetlnych można liczyć na ostre ujęcia z niezłymi kolorami, ale wiele z nich wygląda niczym malowane farbą olejną. Szczegółowość jest niska, a występują też problemy z ostrością na brzegu kadru. Kiepsko wypada tryb HDR, który w bardzo sztuczny sposób wyostrza i rozjaśnia zdjęcia. Do dobrego selfie również potrzeba słońca. Shine Lite rejestruje wideo maksymalnie w rozdzielczości 720p – wtedy nieźle sprawdza się cyfrowa stabilizacja, a sama jakość nagrań jest przyzwoita. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Jakość dźwięku na słuchawkach jest przeciętna, brakować może również mocy. Nie ma co liczyć na mocny bas czy wyjątkowo czysty dźwięk, ale muzyka brzmi łagodnie i jest łatwa w odbiorze. Łączność i jakość rozmów Podczas testów nie miałem problemów z zasięgiem LTE, interfejsami Bluetooth czy Wi-Fi. Szkoda jednak, że GPS nie obsługuje satelitów GLONASS. Jakość rozmów jest dobra, rozmówców słyszałem wyraźnie, a i oni nie narzekali na przekaz mojego głosu. Podsumowanie Alcatel Shine Lite to całościowo bardzo dobra oferta. Smartfon posiada metalowo-szklaną konstrukcję, jest bardzo ładny i smukły. Jego ekran jest dobry, ergonomia wysoka, a praktyczna wydajność satysfakcjonująca. Co prawda, to jeszcze nic wyjątkowego, także pod względem grafiki, niemniej ze smartfona korzysta się z przyjemnością i da się na nim pograć w wiele gier. Docenić należy też obecność dodatków, takich jak czytnik linii papilarnych, podświetlane przyciski oraz dioda powiadomień, których często brakuje w modelach z niskiej półki cenowej. Trzeba jednak pamiętać, że Shine Lite ma jednak pewne ograniczenia. Obróbka mogłaby być lepsza, jakość zdjęć wyższa, a czas pracy dłuższy. W systemie fabrycznie zainstalowanych jest dużo dodatkowych aplikacji, a zbędne powiadomienia bywają irytujące. To wszystko jednak drobiazgi, bowiem całościowo oferta jest i tak bardzo dobra – za 750 zł jest to smartfon zdecydowanie wart zakupu. Ma on jednak sporą konkurencję. Przywoływany w niniejszym teście Samsung Galaxy A3 (2016) nie jest wiele droższy, a posiada lepszy ekran, oferuje wyższą jakość zdjęć, ciut lepszą wydajność, ale brakuje mu czytnika palca. W tę ostatnią funkcję wyposażono Xiaomi Redmi 3S, który również jest nieco droższy, ale i bardziej wydajny. Alcatel wypada za to lepiej niż Moto G4 Play czy Sony Xperia E5, a także Lenovo K5, także pod kątem designu i jakości wykonania. )
Test smartfona Alcatel Shine Lite – bogato wyposażony średniak
Te niezwykle zdrowe tłuszcze, które musisz przyjmować w diecie, niosą szereg ważnych korzyści dla twojego ciała i mózgu. Kwasy omega-3 należą do rodziny wielonienasyconych kwasów tłuszczowych i grupy NNKT (Niezbędnych Nienasyconych Kwasów Tłuszczowych). W przeciwieństwie do innych tłuszczy, które organizm potrafi sam wyprodukować, kwasów omega-3 dla utrzymania zdrowia potrzebuje z zewnątrz. Jak NNKT wpływają na zdrowie i w jakich pokarmach je znajdziesz? 3 rodzaje kwasów tłuszczowych omega-3 Do rodziny omega-3 należą 3 najważniejsze kwasy tłuszczowe: EPA (kwas eikozapentaenowy), DHA (kwas dokozaheksaenowy) i ALA (Kwas α-linolenowy). Kwas EPA znajduje się głównie w tłustych rybach i owocach morza. W organizmie odgrywa wiele niezbędnych funkcji, m.in. zmniejsza zapalenia pojawiające się w ciele. EPA działa też skutecznie na przypadłości psychiczne, szczególnie na depresję. Kwas DHA występujący w tłustych rybach, owocach morza, tłuszczu rybim i algach stanowi ok. 40% wielonienasyconych kwasów tłuszczowych znajdujących się w mózgu. Jest składnikiem komórek nerwowych mózgu i oczu. To wyjątkowo ważny kwas podczas ciąży i karmienia piersią, ponieważ odpowiada za rozwój systemu nerwowego u dziecka. ALA to kwas znajdujący się w roślinach bogatych w tłuszcz, takich jak siemię lniane, nasiona chia i orzechy. Choć ALA jest najpopularniejszym kwasem z rodziny omega-3 przyjmowanym w diecie, pozostaje nieaktywny. Żeby zaczął działać, musi zamienić się w kwas EPA lub DHA, jednak dla organizmu to niewydajny proces. Dlatego większość kwasu ALA, który spożywasz, wykorzystujesz jako źródło energii. Czytaj dalej, jak kwasy wpływają na zdrowie. Kwasy omega-3 zwalczają depresję i zaburzenia lękowe Depresja jako najpopularniejsze na świecie schorzenie psychiczne charakteryzuje się takimi objawami jak: głęboki smutek, letarg i utrata zainteresowania życiem. Zaburzenia lękowe to często występująca przypadłość, której towarzyszy ciągłe zamartwianie się i nerwowość. Osoby spożywające odpowiednie ilości kwasów omega-3 są mniej narażone na depresję. Dotknięci tą chorobą, po przyjmowaniu zwiększonych dawek kwasu EPA, czują się lepiej, a ich symptomy stają się łagodniejsze. Kwasy omega-3 poprawiają wzrok Kwas DHA należy do najważniejszych składników strukturalnych mózgu i siatkówki oka. Kiedy w twojej diecie brakuje DHA, mogą pojawić się problemy ze wzrokiem. Przyjmowanie odpowiedniej ilości kwasów omega-3 zmniejsza ryzyko wystąpienia zwyrodnienia plamki żółtej, czyli postępującej choroby oczu prowadzącej do uszkodzenia siatkówki, pogorszenia widzenia, a nawet utraty wzroku. Przyjmowanie kwasów DHA jest szczególnie ważne dla kobiet w ciąży, wpływają one na prawidłowy rozwój wzroku u nienarodzonego dziecka. Kwasy omega-3 zmniejszają ryzyko choroby serca Zawały serca i udary mózgu to wiodąca przyczyna śmierci na całym świecie. Kilka dekad temu odkryto, że społeczeństwa jedzące duże ilości ryb, rzadko umierają na choroby serca. A wszystko dzięki kwasom tłuszczowym omega-3. Obniżają one stężenia trójglicerydów, u osób z wysokim ciśnieniem zmniejszają jego poziom, podnoszą „dobry” cholesterol (HDL) oraz zapobiegają tworzeniu się zatorów. Niestety, mimo tego, że kwasy omega-3 poprawiają zdrowie serca, nie zmniejszają ryzyka jego zawału czy udaru mózgu. Kwasy omega-3 zwalczają zapalenia Zapalenia powodują uszkodzenia w organizmie, dlatego trzeba je jak najszybciej zwalczać. Czasami nie daje ono o sobie znać w postaci infekcji i przechodzi w chroniczne (długoterminowe). A taki rodzaj przyczynia się do niemal każdej chronicznej choroby, włączając w to choroby serca oraz nowotwory. Kwasy omega-3 zmniejszają produkcję molekuł i substancji przyczyniających się do powstawania zapalenia. Kwasy omega-3 poprawiają stan kości i stawów Osteoporoza i artretyzm to dwie najbardziej znane choroby dotykające układ kostny. Kwasy omega-3 wzmacniają kości przez zwiększenie ilości wapnia w kośćcu, co zmniejsza ryzyko osteoporozy. Przyjmowanie suplementów z kwasami omega-3 pomaga również przy artretyzmie, redukując bóle stawów i zwiększając siłę chwytu. Kwasy omega-3 zapewniają zdrową skórę DHA jako strukturalny składnik skóry odpowiada za zdrowie błony komórkowej, która buduje jej dużą część. Zdrowa błona to miękka, nawilżona oraz wolna od zmarszczek i niedoskonałości skóra. Kwasy omega-3 chronią ją również przed negatywnym działaniem słońca. EPA pomaga blokować substancję, która „zjada” kolagen po ekspozycji ciała na promienie słoneczne. Kwasy omega-3 są niezbędne dla utrzymania optymalnego zdrowia. Żeby zapewnić sobie odpowiednią dawkę NNKT, zjadaj tłuste ryby 2 razy w tygodniu. Jeśli to niemożliwe, zażywaj suplementy z kwasami omega-3.
Kwasy omega-3 – jak wpływają na zdrowie?
Agregat prądotwórczy to mała prywatna elektrownia, która może zasilać różnego rodzaju urządzenia. Sprawdza się tam, gdzie nie ma dostępu do sieci elektroenergetycznej oraz jako zapasowe źródło zasilania w przypadku tymczasowych awarii. Podpowiadamy, jaki agregat wybrać na działkę i czym się kierować podczas zakupu. Niewielki agregat na działkę Agregat prądotwórczy może się przydać w garażu, na biwaku, na działce rekreacyjnej albo w innym miejscu, w którym nie ma dostępu do sieci. Umożliwia majsterkowanie z wykorzystaniem elektronarzędzi, ułatwia sezonowe roboty w ogrodzie i przyśpiesza prace remontowe. Sprawdzi się także w domu jako awaryjne zasilanie podczas przerw w dostawie prądu, które często wiążą się z brakiem ogrzewania, ciepłej wody czy możliwości przygotowywania posiłków. Do zastosowań domowych najlepsze są agregaty o niewielkich gabarytach i niedużej mocy, najlepiej mobilne (np. w formie walizki lub z kółkami). Zanim jednak zdecydujemy się na konkretny model, musimy się zastanowić, do czego będziemy go używać, by jak najlepiej określić interesujące nas parametry urządzenia. To od nich zależy jego cena, która waha się od 400 do nawet 20 000 zł. Jaka powinna być moc agregatu? Aby wybrać generator o konkretnej mocy, należy się zastanowić, jakie urządzenia zamierzamy do niego podłączać. Najważniejsza jest moc znamionowa agregatu (maksymalna średnia wartość poboru energii podczas pracy), którą musimy dostosować do jego planowanego obciążenia. Przed zakupem agregatu należy zsumować zapotrzebowanie energetyczne wszystkich urządzeń, które zamierzamy do niego podłączyć, pamiętając o tym, że w momencie rozruchu jest ono wyższe, niż podczas pracy. Nie mogą one pobierać więcej niż 80% jego mocy znamionowej. Warto pamiętać, że wraz z mocą agregatu rosną jego gabaryty, cena i koszty eksploatacji. W rozsądnej cenie (ok. 1500-5000 zł)można kupić urządzenie o mocy od 0,5 do 5 kVA. Jaki typ silnika wybrać? Agregaty prądotwórcze wyposażone są najczęściej w silnik spalinowy(benzynowy, diesel), gazowy (LPG, gaz ziemny) lub akumulatorowy. Modele spalinowe po napełnieniu zbiornika do pełna mogą pracować przez kilka godzin, ale nie nadają się do wykorzystywania w pomieszczeniu. Po pierwsze, wytwarzają spaliny, a po drugie, wymagają chłodzenia powietrzem i bardzo głośną pracują. Trzeba je zatem ustawiać tam, gdzie hałas nie będzie uciążliwy. Agregaty akumulatorowe to małe urządzenia, które wyglądem przypominają walizkę. Można je swobodnie przenosić, ale nawet po całkowitym naładowaniu działają maksymalnie przez kilkadziesiąt minut. Sprawdzą się na kempingu, jako źródło zasilania elektronarzędzi i niewielkich odbiorników (np. radia). Jednofazowy czy trójfazowy? Urządzenia w gospodarstwie domowym zasilane są głównie prądem jednofazowym (230 V). Są jednak takie, które wymagają prądu trójfazowego (400 V), np. zestawy hydroforowe, przepływowe podgrzewacze wody czy kotły elektryczne. Jeżeli agregat będzie zasilał zarówno urządzenia jednofazowe, jak i trójfazowe, musimy się zaopatrzyć w uniwersalny agregat trójfazowy. Trzeba jednak pamiętać o dwóch rzeczach: obciążenie gniazd jednofazowych nie może przekraczać 60% mocy całego agregatu, a przypadku jednoczesnego podłączenia urządzeń jedno- i trójfazowych fazy muszą być obciążone równomiernie. Co jeszcze warto wiedzieć? Kupując agregat, należy wziąć pod uwagę generowany przez niego poziom hałasu (taka informacja powinna być umieszczona w specyfikacji przygotowanej przez producenta). Większość dostępnych w sprzedaży urządzeń wytwarza hałas na poziomie 90–95 decybeli. Urządzenia zabudowane, ze specjalnymwytłumieniem akustycznym lub tłumikiem przygotowanym do cylindra, będą o ok. 20 decybeli cichsze, ale również droższe. Należy sprawdzić, w jakie zabezpieczenia wyposażony jest wybrany przez nas agregat i jakie dodatkowe funkcje oferuje. Jeżeli będziemy wykorzystywali go jako awaryjne źródło zasilania, powinien włączać się samoczynnie. W innym wypadku elementem rozruchowym będzie linka (taka jak m.in. w silnikach motorówek).
Wybieramy agregat prądotwórczy na działkę
Pies jest najlepszym przyjacielem człowieka, a zabawka przypominająca czworonoga może stać się najwierniejszym kompanem nawet kilkumiesięcznego szkraba. Jakie zabawki i akcesoria z psami warto wybrać dla dzieci w różnym wieku? Zabawki dla miłośnika czworonoga… Jest w czym wybierać! Zabawa z pieskami cieszy nawet wtedy, kiedy dziecko nie ma czworonożnego przyjaciela. Jeśli pociecha jest uczulona albo z wielu innych względów pies nie może stać się kolejnym domownikiem, dziecku warto podarować interaktywnego psa. Różnorodność funkcji takiej zabawki zależy od tego, który model wybierzesz. Zdecyduj się na pieski szczekające, merdające ogonem, chodzące na smyczy albo tańczące. Możesz sięgnąć też po większe czworonogi ze sporą liczbą funkcji, np. brązową Lucy, która jest idealna dla pociech marzących o cocker spanielu czy seterze irlandzkim. Ulubiona rasa twojego dziecka to zatem ważna wskazówka w trakcie podejmowania decyzji o zakupie interaktywnej zabawki. Alternatywą dla czworonogów na baterie okazują się maskotki i pluszaki z bajek. Myśląc o maluszku, rozejrzyj się za maskotką bez aplikacji i oczek, które może oderwać i połknąć, natomiast dla przedszkolaka wybierz pluszowego czworonoga z ulubionej bajki. Kilkulatek, ale i starsza pociecha na pewno ucieszy się z Reksia,Clifforda, Pluta lub Scooby’ego Doo. Mały fan teatru będzie za to zachwycony pieskiem pacynką, z pomocą której odegra niejedną zabawną scenkę. Zabawki małe i duże, na rodzinny wieczór i do zabawy w pojedynkę Szukając najwspanialszej zabawki dla syna czy córki, pomyśl o edukacyjnej rozrywce albo o tym, w jaki sposób lubicie spędzać rodzinne weekendy. Kreatywność i zdolności manualne pociecha może trenować, kiedy podsuniesz jej zestaw do prac ręcznych z psem w roli głównej. W oko na pewno wpadnie ci obrazek albo witraż do malowania, twórczym rączkom twojej córki bez wątpienia spodoba się przytulanka do uszycia. Z myślą o rodzinnej zabawie, sięgnij z kolei po puzzle i gry zręcznościowe. Układankę z wesołymi pieskami może składać cała rodzina, a gotowy obrazek warto oprawić w lekką, plastikową ramę i powiesić w królestwie dziecka. W pokoju najmłodszego domownika można też bawić się zręcznościówką, np. hitem wśród gier tego typu o wiele mówiącym tytule Gryzący pies. W zabawie przeznaczonej dla graczy powyżej 3. roku życia należy dotknąć psiego zęba, ale cofnąć rękę tak szybko, aby czworonóg jej nie ugryzł. W świecie zabawek nie może zabraknąć też małych i dużych gadżetów – figurki z serialu My Littlest Pet Shop mogą sąsiadować np. z psem na biegunach. Pokój miłośnika czworonogów – dodatki, które spowodują wielkie zmiany Metamorfoza dziecięcego pokoju nie musi wiązać się z kosztownym i czasochłonnym remontem. Wystarczy, że sięgniesz po kilka wyrazistych dodatków z psim motywem, a w mgnieniu oka nadasz dziecięcemu królestwu całkiem innym wyraz. Zacznij od przemiany ścian. Chociaż na myśl najpierw przychodzi ich przemalowanie, zmiana koloru ani odświeżenie ścian wcale nie jest konieczne. Wystarczy, że zdecydujesz się na fototapetę, którą można łatwo i szybko ozdobić ścianę, możesz też poprosić o pomoc uzdolnioną plastycznie koleżankę – na pewno namaluje na ścianie uroczego psa aportującego piłkę. Co powiesz na naklejki ściennne albo obrazek? Naklejki może przykleić najmłodszych domownik, pociechę warto też poprosić o wskazanie miejsca, w którym najlepiej powiesić obrazek. Odmianę atmosfery, jaka panuje we wnętrzu dziecięcego pokoju, można oprzeć też na nowych tekstyliach. Postaw na kilka wyrazistych akcentów z psami – sprawdzi się ozdobna poduszka i kocyk, którym smyk się przykryje, przeglądając ukochaną książeczkę. Zwróć również uwagę na komplet pościeli z czworonogami.Zabawki z czworonogami to wstęp do „psich” zakupów z myślą o własnej pociesze. Jeżeli twoje dziecko marzy o pokoju z czworonogami, wybierz kilka wyrazistych dekoracji, które szybko odmienią wnętrze. Rowerek biegowy albo hulajnoga z psem jest natomiast wymarzonym gadżetem dla aktywnego brzdąca.
Zabawki i akcesoria dla miłośników psów
Zygmunt Miłoszewski znany jest przede wszystkim z kryminalnej trylogii z prokuratorem Teodorem Szackim. Zadebiutował jednak książką reprezentującą zupełnie inny gatunek. „Domofon” jest bowiem… horrorem. I to całkiem niezłym, działającym na wyobraźnię zwłaszcza mieszkańców blokowisk. Nawiedzone domy zawsze działały na wyobraźnię. Skrzypiące drzwi i podłogi, cienie przemykające po ścianach, duchy przeszłości zamieszkujące strychy i piwnice. Zygmunt Miłoszewski poszedł o krok dalej. U niego nawiedzony jest cały blok. Co może wydarzyć się w windzie? Wszystko zaczęło się od wizyty na warszawskim Bródnie. Podróż windą w jednym z tamtejszych bloków uruchomiła wyobraźnię Zygmunta Miłoszewskiego i jego brata, Wojciecha. Koncepcji na historie mogące wydarzyć się w windzie nie brakowało. Część w nich przerodziła się w powieść grozy. „Domofon”jest książką ogromnie klimatyczną. Autor nie potrzebował flaków i hektolitrów krwi, by stworzyć nastrój wywołujący dreszcze i zapewnić bezsenne noce co wrażliwszym czytelnikom (oraz tym, którzy kilka dni po skończeniu lektury mieli nieprzyjemność znajdować się w windzie, która na moment zatrzymała się między piętrami – coś o tym wiem). Zygmunt Miłoszewski udanie połączył thriller psychologiczny z horrorem. Koncepcja z osadzeniem akcji w dobrze znanej nam blokowej przestrzeni i uczynienie bohaterami zupełnie zwyczajnych jej mieszkańców okazały się pomysłem ogromnie trafionym. O ileż łatwiej sobie wyobrazić nas samych w podobnej sytuacji, a to oczywiście potęguje nastrój grozy. Czyste zło Co właściwie dzieje się w nawiedzonym bloku? Lokatorów dręczą koszmarne wizje, telefony nie działają, nie ma wody ani prądu, opuszczenie budynku jest niemożliwe (nawet dla mieszkańców-kaskaderów próbujących wydostać się przez balkon). Blok staje się więzieniem, w którym na uwięzionych nie czeka nic dobrego. Jeśli ktoś ma wątpliwości co do tego, że sytuacja jest dramatyczna, szybko rozwieje je widok bezgłowego trupa w kałuży krwi. Co jeszcze czeka bohaterów? I najważniejsze: co takiego sprawiło, że zwykły budynek opanowało czyste zło? Zygmunt Miłoszewski nie skupia się wyłącznie na elementach grozy. Umiejętnie buduje napięcie, ale znajduje też czas dla wykreowanych przez siebie postaci, starając się przybliżyć ich sylwetki i emocje. Przy tej okazji przygląda się funkcjonowaniu społeczności blokowisk i pokazuje życie toczące się za zamkniętymi drzwiami. Jedyny minus tej powieści to brak mocnego finału. Samo rozwiązanie zagadki jest jednak bardzo ciekawe, choć autor wprowadza je dość łagodnie. „Domofon” jest jak najbardziej wart uwagi. Warto poznać pierwszą książkę popularnego autora kryminałów, a miłośnicy powieści grozy nie powinni być zawiedzeni. Zwłaszcza ci, którzy na co dzień mieszkają w bloku… Właściciele czytników mogą zakupić „Domofon” w wersji elektronicznej (EPUB i MOBI) za ok. 21 złotych. Zobacz inne książki Zygmunta Miłoszewskiego. Źródło okładki: www.grupawydawniczafoksal.pl
„Domofon” Zygmunt Miłoszewski – recenzja
Pewnie wielu z was zmaga się z uporczywym, ale bardzo powszechnym problemem, a mianowicie niechcianymi połączeniami telefonicznymi. Telemarketerzy, ukryte numery, a nawet połączenia zagraniczne. Czasem okazuje się, że jeden numer dzwoni do nas kilka, a nawet kilkanaście razy dziennie. Jest na to jeden prosty sposób - blokada numeru. Niezależnie, czy korzystamy ze smartfona z systemem Android, iOS, czy Windows 10 Mobile możemy zablokować niechciane rozmówcę na wiele sposób. Korzystamy z opcji w ustawieniach telefonu lub z dedykowanej do tego aplikacji. Co ciekawe dany numer może mieć zablokowany również kontakt z nami poprzez wiadomości SMS. Zobaczmy zatem, jak taką funkcję włączyć na najbardziej popularnych systemach operacyjnych. System Android Smartfony z systemem Android w wersji co najmniej 7.0 Nougat mają opcję blokowania numeru. Wystarczy poczynić kilka prostych kroki - wchodzimy w listę ostatnich połączeń lub kontaktów. Wyszukujemy niechciany numer i rozwijamy listę opcji u góry ekran. Tam znajdujemy funkcję blokuj, później już tylko wybieramy ją i potwierdzamy. Od tej chwili dany numer będzie na naszej liście blokowanych numerów i dana osoba nie będzie miała możliwości połączenia się z nami. Nieważne, czy jesteśmy użytkownikami flagowe modeli, takich jak: Samsung Galaxy S8 lub S9, Huawei P20 Pro czy Sony Xperia XZ Premium, czy budżetowych smartfonów zablokujemy niechciany numer bez większych problemów. Opcja wymieniona powyżej była sprawdzana również na Huawei P10 Lite, Samsungu Galaxy J7 (2017) oraz Motoroli G5s Plus. Jeśli zaś mamy starszy model smartfona lub po prostu wolimy mieć na urządzeniu odpowiednią aplikację, to z pomocą zawsze przychodzi nam Sklep Play. Istnieje ogrom programów do blokady połączeń oraz SMSów. Na liście znajdziemy chociażby: “Odebrać telefon?”, “Blokada połączeń”, “Blokowanie numeru - Calls Blacklist” i wiele, wiele innych. Ich obsługa jest wyjątkowo intuicyjna. Zazwyczaj wchodzi w dany program, dajemy mu uprawnienia do kontaktów i połączeń. Następnie wczytuje on udostępnione dane i jednym kliknięciem możemy już blokować numery, z którymi nie życzymy sobie kontaktu. Dzięki takim rozwiązaniom każdy smartfon z systemem Android może mieć czarną listę numerów. System iOS Użytkownicy iPhone’ów również mogą blokować niechcianych rozmówców. Metody blokowania połączeń są wyjątkowe proste w obsłudze, podobnie, jak w przypadku smartfonów z Androidem. Jeśli więc posiadamy sprzęt, pracujący na bazie systemu Apple iOS (m.in. iPhone’a 8 lub iPhone’a X), to wystarczy, że wejdziemy w ustawienia, następnie w zakładkę “telefon” i później klikniemy w “blokowani” - tam możemy dodać numery, od jakich nie chcemy otrzymywać połączeń i wiadomości. Producent zapewnia nas, że gdy zablokujemy dany numer telefonu lub cały kontakt, to przypisana do niego osoba nadal może zostawiać wiadomości na naszej poczcie głosowej. Jednak nie otrzymamy w związku z tym żadnych powiadomień. Wysyłane lub odbierane wiadomości nie będą dostarczane. Zablokowane kontakty nie otrzymują informacji o zablokowaniu połączenia lub wiadomości. Oczywiście w sklepie App Store znajdziemy też odpowiednie oprogramowanie zewnętrzne do tego typu operacji. Windows 10 Mobile oraz system BlackBerry Niechciane numery możemy blokować również w systemie Windows 10 Mobile - zadowoleni będą użytkownicy smartfonów Nokia Lumia. Jeśli posiadamy takowy sprzęt, to wystarczy, że wejdziemy w ustawienia, następnie w filtr połączeń + SMS, a w opcjach zaawansowanych znajdziemy możliwość dopisania blokowanych numerów. Nokia pozwoliła również na odrzucanie wszystkich połączeń pochodzących od nieznanych numerów, co zapewnia skuteczną walkę m.in. z natrętnymi marketingowcami. System BlackBerry także posiada opcję, pozwalającą na odrzucanie połączeń. Wystarczy, że na swoim smartfonie wejdziemy w kontakty, potem przejdziemy do menu, gdzie znajduje się „czarna lista”. To właśnie do niej należy dopisać wszystkie te numery, które nie mają do nas dzwonić. Dla tego systemu jest też dostępna nieco bardziej zaawansowana aplikacja (Calls Blocker), zezwalająca nie tylko na oznaczanie numerów jako niechciany, ale również na odrzucanie połączeń, pochodzących z zastrzeżonych i nieznanych numerów.
Jak skutecznie blokować niechciane połączenia?
Wakacyjny wyjazd tuż, tuż? Poza spakowaniem letnich akcesoriów, ubrań dla całej rodziny i kilku przydatnych drobiazgów, musisz też zadbać o komfort podróży samochodem do miejsca, w którym spędzicie tegoroczny urlop. Jednym z najważniejszych elementów kilkugodzinnej podróży są smaczne posiłki. Jak zapakować jedzenie na podróż? Akcesoria do przechowywania jedzenia, które sprawdzą się w podróży samochodem Kilkugodzinna podróż nad morze albo w góry na pewno sprawi, że współpasażerowie zgłodnieją, a kierowca będzie potrzebował krótkiego odpoczynku. Zanim wyjedziecie z domu, możesz przygotować pożywną sałatkę z makaronem albo kaszą kuskus i kolorowe kanapki czy upiec owsiane ciasteczka. W podróży przydadzą się też suszone owoce (np. morele, żurawina, rodzynki), a także jabłka i banany, które łatwo się przechowuje. W cieplejsze dni nie do przecenienia jest też niegazowana woda do picia. Pomyśl poza tym o kierowcy i kawoszach – wlej do termosu kawę albo mocną herbatę, która szybko pobudzi i poprawi koncentrację. W szerokim termosie-pojemniku możesz z kolei przechować delikatne jedzenie, np. sałatkę z rukoli, gruszek lub winogron i sera pleśniowego – sałata w termosie zachowa świeżość na dłużej. W podróż, szczególnie ci wepłe dni, warto, abyś zamiast łatwo psujących się kanapek zabrała trwałe, a jednocześnie zdrowe przekąski. Poza owocami pasażerowie chętnie zjedzą plasterki ogórka albo małe pomidory, z przyjemnością schrupią również dietetyczny chlebek i pełnoziarniste herbatniki. Jakie akcesoria przydadzą się w podróży? Lodówka samochodowa w ciepłej temperaturze pozwoli dłużej przechowywać nawet tak delikatne jedzenie, jak kanapki z pieczywa pełnoziarnistego. Na Allegro możesz poszukać poza tym pojemników na owoce i warzywa (np. takich w kształcie jabłka, pomidora czy cebuli), latem na pewno sprawdzą się także pojemniki z wkładem chłodzącym. Chłodniejsze napoje i kanapki (schowane do zwykłych pojemników z tworzywa sztucznego albo zawinięte w folię aluminiową) warto z kolei przechowywać w torbie termicznej. Przeczytaj również: Zdrowe przekąski na wynos Drobiazgi i gadżety, które przydadzą się dzieciom w różnym wieku Kiedy na tylnej kanapie maluchy mniej lub bardziej cierpliwie wypatrują celu wyprawy, warto urozmaicić im tę podróż. Kilkuletnie dzieci najlepiej uczą się poprzez zabawę, dlatego suszone owoce czy drobne herbatniki można zmienić ze zwykłej przekąski w pomoc dydaktyczną. Owoce pomogą w nauce rozpoznawania kolorów, a herbatniki w kształcie literek, cyferek lub zwierzątek będą równie nieocenione w zdobywaniu wiedzy przedszkolnej. Tak niewielkie smakołyki możesz schować do pojemnika z przegródkami – dzięki niemu nie tylko łatwiej będzie ci sięgać po kolejne porcje, ale też nie będziesz musiała zawracać sobie głowy pustymi opakowaniami, na które nigdy nie ma dobrego miejsca w aucie. Pozwól dziecku być odpowiedzialnym za część prowiantu na drogę – do lanczówki albo niewielkiego plecaczka smyk może schować swoją butelkę wody z tzw. dzióbkiem, w aucie przyda się też ukochany bidon, który pociecha zazwyczaj zabiera na wycieczkę rowerową. Takie pojemniki na napoje sprawią, że w aucie malcom na pewno nic się nie wyleje. Kosz piknikowy w nietypowej roli W podróży i nie tylkokosz piknikowy z wikliny okazuje się nieoceniony. Przyda się nie tylko podczas dłuższej jazdy autem na wakacje, ale też wtedy, kiedy będziesz chciała zorganizować piknik rodzinny w swojej okolicy. Możesz wybrać dwa rodzaje koszy piknikowych. Pierwszy z nich zawiera w zasadzie wszystko, czego możesz potrzebować podczas posiłku wśród zieleni – znajdziesz w nim talerze i sztućce, w niektórych kompletach nie brakuje też kieliszków do szampana albo szklanek. Kosze tego typu są zazwyczaj na tyle pojemne, że zmieścisz w nich także niewielkie danie. Drugi koszyk jest owalny, wykonany z wikliny, z dwiema uchylnymi przykrywkami, które są na stałe do niego przymocowane. Kiedy jedziecie na wakacje albo zaplanowaliście obiad pod chmurką, możesz spakować tam domowe pyszności, naczynia i sztućce. Poza sezonem kosz sprawdzi się jako alternatywa ekologicznej torby na zakupy – szczególnie wygodnie nosi się w nim delikatne owoce i warzywa.Dłuższa podróż samochodem wymaga przygotowania prowiantu na drogę. Warto zadbać o zdrowe jedzenie dla całej rodziny, chowając je do pojemników, które pozwolą dłużej zachować jego świeżość. Izolacja termiczna i wkłady chłodzące zapewnią świeżość kanapkom i sałatkom, warto pomyśleć też o przekąskach dla dzieci, chowając je do pojemników z przegródkami.
Jak zapakować jedzenie na podróż?
Każdy, kto kiedykolwiek grał w gry planszowe wie, że pomiędzy cięższymi tytułami warto zrobić sobie przerwę na coś lżejszego. Takie tytuły, których poziom skomplikowania jest zdecydowanie niższy, a i czas rozgrywki dość krótki przydadzą się także na początek sesji planszówkowej. Jeśli dołożyć do tego jeszcze ciekawy temat i ładną oprawę graficzną powstaje filler idealny. Jedną z tego typu propozycji jest „Sushi Go!”. Opakowanie sushi Wydawnictwo Rebel odpowiedzialne za wydanie tego tytułu dołożyło starań, aby gracze otrzymali solidny, dobrze wyglądający i wysokiej jakości produkt. „Sushi Go!” zapakowane jest w metalową puszkę, która skrywa plastikową wypraskę z dwoma przegródkami na karty. Gracze otrzymują do dyspozycji 108 kart, dzięki czemu w rozgrywce może brać udział od 2 do 5 osób, w wieku od 8 lat. Myślę jednak, że już młodszych można nauczyć samej mechaniki gry. Dzięki kolorowym grafikom będzie to dla nich dobra zabawa, nawet jeśli nie będą jeszcze dokładnie planować swoich ruchów i zdobywać dużej liczby punktów. Sama rozgrywka trwa ok. 15 minut. Zbieramy swoje sushi Na czym polega zabawa w „Sushi Go!”? Gracze (w zależności od liczby uczestników) otrzymują na start od 7 do 10 kart, które będą tworzyć ich początkową talię. Każdy z nich wybiera jedną z nich, którą kładzie zakrytą przed sobą, a pozostałe przekazuje osobie po swojej prawej stronie. Następnie wszyscy odkrywają wybraną kartę. Sytuacja powtarza się aż do momentu wyczerpania się kart. Następuje wtedy podliczenie punktów, w zależności od tego, jakie karty, a raczej ich zestawy udało się poszczególnym graczom przed sobą zgromadzić. A w grze znajdują się m.in. futomaki (które przynoszą punkty dwóm osobom z ich największą liczbą), sashimi (punktują tylko w momencie posiadania zestawu 3 kart), tempura (podobnie jak Sashimi z tą różnicą, że punktuje para), różne rodzaje nigiri, których wartość wzrasta, jeśli zostaną polane sosem wasabi, czy pierożki gyoza, których wartość rośnie z każdą kolejną kartą. Dodatkowo gracze mogą korzystać z pałeczek, które dają możliwość wyłożenia nie jednej, a dwóch kart, aczkolwiek same w sobie nie przynoszą punktów. Ponadto do wielu egzemplarzy sprzedawcy dokładają karty sosu sojowego, który przynosi punkty w momencie, kiedy gracz posiada najwięcej kart w różnych kolorach. Podczas całej gry rozgrywa się 3 rundy, w których gracze rozpoczynają z pełną ręką kart, ponownie wybierają jedną, przekazują resztę dalej i tak do wyczerpania całego kompletu. A co po daniu głównym? Czas na deser! Karta puddingu przynosi punkty graczowi na koniec gry, jeśli podczas 3 rund zgromadzi ich najwięcej. Wygrywa oczywiście osoba, która zgromadziła największą liczbę punktów. Podsumowanie Wspomniałem na początku o fillerze idealnym, którym może stać się „Sushi Go!”. W moim odczuciu zdecydowanie takim jest, ponieważ zasady można opanować bardzo szybko, a zabawne grafiki dopełniają całości i potęgują przyjemność z gry. Jeśli zatem ktoś poszukuje niewielkiej karcianki, którą może zabrać ze sobą wszędzie, powinien sprawdzić ten tytuł. „Sushi Go!” można kupić na Allegro za ok. 40zł.
„Sushi Go!” – recenzja gry
Jeżeli twój syn interesuje się motoryzacją, możesz sprezentować mu warsztat samochodowy, parking na kolekcję resoraków lub tor wyścigowy, aby mógł ścigać się na nim z kolegami, czy silnik do własnego zmontowania. To wszystko i znacznie więcej możesz znaleźć na Allegro. Sprawdź, jaki prezent wybrać dla chłopca interesującego się motoryzacją do 150 zł. Parkingi Wader Parkingi na samochody mogą mieć kilka poziomów i windę, którą autka będą przemieszczały się z piętra na piętro. Niektóre modele są wykonane z drewna, ale większość jest z tworzywa sztucznego. Wszystkie parkingi zostały stworzone z wytrzymałych i bezpiecznych dla dzieci materiałów. Wader Multi Parking ma nie tylko miejsce do zaparkowania dla małych autek, ale również 9-metrową trasę do przejechania. Zajmuje trochę miejsca, lecz daje wiele pomysłów do zabawy i rozwijania wyobraźni. Koszt parkingu Wader Multi Parking to około 120 zł. Warsztat samochodowy Hot Wheels Warsztat samochodowy może się spodobać każdemu miłośnikowi motoryzacji. Warsztaty dają możliwość stworzenia czegoś samodzielnie, naprawienia niedziałającego autka lub zbudowania go od podstaw. Jedną z propozycji jest Mega Bloks Hot Wheels – dla fana tych samochodzików może to być prawdziwy rarytas. Mega Bloks Hot Wheels składa się ze 168 elementów i daje możliwość budowania nowych wyścigówek. Dodatkowo można podnieść autko na rampie i sprawdzić jego stan techniczny przed kolejnym wyścigiem. Koszt Mega Bloks Hot Wheels to około 70 zł. Tory wyścigowe Tory wyścigowe umożliwiają ściganie się ulubionych resoraków. Możemy wybrać model z obręczami, wyrzutniami itp. Niektóre zestawy umożliwiają konfigurację jednego toru na kilka sposobów. Dzięki temu, kupując jeden tor, mamy kilka możliwości zabawy i efektów dla małych samochodzików. Koszt pojedynczego toru wyścigowego zaczyna się już od około 50 zł. Silnik – rozkręć i sprawdź, co kryje w środku Propozycją dla najmłodszych fanów motoryzacji może być pierwszy silnik do rozkręcenia. Zestaw składa się z dużego silnika, kluczyka do odpalenia, 2 świec zapłonowych, 2 gumowych przewodów zapłonowych, śrubokrętu, kluczy nasadowych z dwiema końcówkami, klucza płaskiego, śruby, zestawu śrub wkręcanych w silnik. Wymiary silnika to 25 x 26 x 7 cm. Dzięki tej zabawce mały chłopiec może zobaczyć, z czego jest zbudowany silnik i jak działa. Koszt zakupu to około 45 zł. Gra planszowa Automobile Inną propozycją, dla nieco starszych dzieci, które interesują się motoryzacją, jest gra planszowa Automobile – początki motoryzacji. Gra polega na rozwinięciu przemysłu motoryzacyjnego przez przeprowadzanie badań, produkowanie coraz lepszych pojazdów i mocniejszych silników, a to wszystko biorąc pod uwagę upodobania potencjalnych nabywców i dbając o konkurencyjne ceny. Co więcej, gracze będą mogli wziąć udział również w wyścigach Grand Prix. Automobile – początki motoryzacji składa się z planszy do gry, 4 planszy graczy, 41 płytek nadwozi, 39 płytek silników, 8 płytek kupców, 50 kart badań, 9 płytek inżynierów, 56 żetonów cen, 10 żetonów akcji, 56 znaczników pracowników, 4 znaczników samochodów, 1 czarnego znacznika, 4 płytek startowych, 10 płytek premiowych, 12 bonusowych żetonów akcji i instrukcji. Cena gry Automobile – początki motoryzacji to około 120 zł. Fototapeta z samochodami Jeżeli nasz pomysł na prezent dla chłopca interesującego się motoryzacją nie zmierza w kierunku kolejnej zabawki, zawsze możemy postawić na dekorację dziecięcego pokoju. Fototapeta z autem wyścigowym może szybko i łatwo odmienić cztery ściany. Na Allegro znajdziemy fototapety w różnych rozmiarach w cenie, która nie przekracza 150 zł.
Prezent dla chłopca interesującego się motoryzacją do 150 zł
Czy rzeczywiście panowie są nieczuli na historie o porywach serca? Czy nie chcą wiedzieć, jak mówić o swoich uczuciach i skuteczniej wyrażać swoje pragnienia? Przyjrzyjmy się książkom o miłości, których mężczyźni nie powstydzą się na swojej półce. Książki o miłości to nie tylko popularne harlequiny czy poradniki dotyczące uwodzenia. To także wzruszające fabuły czy psychologiczne rozważania o naturze ludzkich uczuć. To mit, że wśród tej literatury znajdą coś dla siebie tylko kobiety. Rozmowy, które warto przeprowadzić Przykładem może być pozycja „Intymnie.Rozmowy nie tylko o miłości” autorstwa znanego i cenionego seksuologa Zbigniewa Izdebskiego i Janusza L. Wiśniewskiego. To rozważania na temat wierności, monogamii, kobiecych i męskich pragnień. Książka jest zapisem rozmowy, w której nie ma tematów tabu, a padające podczas niej stwierdzenia zachęcają do refleksji – niezależnie od płci. Książka może być inspiracją do szczerej rozmowy ze swoim partnerem czy partnerką i nowego spojrzenia na swój związek. Udana droga od randki do związku Warta polecenia jest też pozycja „Kocha, lubi, pragnie”, również autorstwa seksuologa, tym razem Zbigniewa Lwa Starowicza. Pozycja wydana nakładem wydawnictwa ZNAK to nie tylko szkoła uwodzenia czy porady dotyczące pierwszej randki. To także wskazówki co zrobić, aby utrzymać namiętność w związku i jak dbać o relację tak, aby zbudować trwałą więź, która będzie oparciem i źródłem poczucia bezpieczeństwa. To książka zarówno dla tych, którzy dopiero marzą o związku, jak i dla tych, którzy już mają partnera czy partnerkę. Z fantazją o fantazjach Od innej strony relacje partnerskie prezentuje książka „Chuć, czyli normalne rozmowy o perwersyjnym seksie”. Jej autorzy – Ewa Wanat i Andrzej Depko – podejmą temat fantazji erotycznych czy seksualnych eksperymentów. Książka rozprawia się ze stereotypami dotyczącymi męskiej i kobiecej seksualności, pomaga odkryć swoją seksualność i wskazuje, jak rozmawiać o swoich pragnieniach z partnerem. „Chuć, czyli normalne rozmowy o perwersyjnym seksie” pomoże wprowadzić do relacji nową jakość i usprawnić wzajemną komunikację. Rozmowy bez tabu Tematy uważane przez wielu za tematy tabu podejmują także Paulina Reiter i edukatorka seksualna dr Alicja Długołęcka. Książka „Seks na wysokich obcasach” to zbiór ich rozmów, które ukazały się na łamach dodatku do weekendowego wydania „Gazety Wyborczej”. Autorki mówią o zmieniających się relacjach damsko-męskich, o seksualności i potrzebach. To lektura obowiązkowa nie tylko dla czytelniczek „Wysokich obcasów”, ale także ich partnerów. Dodatkową zaletą publikacji są rysunki wykonane przez Agatę Endo Nowicką. Nie tylko dla psychoterapeutów Warta polecenia jest też pozycja „Terapia par. Miłość, seks i dramaty”. Autorzy (Barbara Bloomfield i Chris Radley) zabierają czytelników za drzwi gabinetu terapeutycznego. Poznajemy kolejno historie trzech par i ich trudności. To gratka nie tylko dla przyszłych psychologów, ale także dla tych, którzy ciekawi są mechanizmów rządzących ludzkimi emocjami. Poznacie tu nie tylko podstawowe zagadnienia związane z psychoterapią, ale też zmierzycie się z codziennymi problemami, jakich doświadczamy w życiu. Refleksyjnie o życiu Miłość jest też jednym z przedmiotów felietonów Wojciecha Eichelbergera. „Krótko mówiąc” to zbiór refleksji o sprawach ważnych: uczuciach, samotności, lęku, hedonizmie. Ich autor – psychoterapeuta i pisarz, autor wielu poczytnych książek – dzieli się z czytelnikami swoimi przemyśleniami na wiele tematów. To felietony krótkie, ale treściwe w swojej formie. Z pewnością warto się z nimi zapoznać. Historia dla przyszłych ojców Literatura o miłości, po którą powinni przeczytać mężczyźni, to nie tylko poradniki. Wśród pozycji, które zainteresują panów, są także fabuły. Przykładem może być „Miłość... i nieprzespane noce” wydawnictwa MUZA SA. To książka o tym momencie życia, kiedy dwoje zamienia się w troje. Autor, Nick Spalding, przedstawia czytelnikom losy pary zakochanych, którzy dowiadują się, że zostaną rodzicami. Czytelnicy wraz z głównymi bohaterami czekają na moment przyjścia na świat ich potomka, a przy okazji poznają kolejne perypetie na tej drodze. Na kartach książki opisane są zarówno poranne mdłości, które dopadają przyszłą mamę w miejscu publicznym, jak i nostalgia za bardziej imprezowym stylem życia. To pozycja, po którą powinni sięgnąć zwłaszcza przyszli tatusiowie. Podział na to, co kobiece i na to, co męskie od dawna się zaciera. Poszukując wśród książek prezentu dla ojca, przyjaciela czy ukochanego nie warto koncentrować się tylko na reportażach czy sensacji. Książki, które pozwolą panom odkryć przed światem swoją wrażliwość, będą nie tylko sposobem na spędzenie wolnego czasu. Mogą wzbogacić nie tylko samego obdarowanego, ale także korzystnie wpłynąć na relację z osobą, która go taką książką obdarowuje.
Mężczyźni, którzy nie wstydzą się wrażliwości
Książki o duchach i zjawiskach paranormalnych to gratka dla miłośników mocnych wrażeń. Okres Halloween to czas, w którym pozwalamy sobie na więcej, częściej i chętniej się boimy. Ci, którzy pragną zgłębiać tematy związane z istotami nie z tego świata oraz trudnymi do racjonalnego wyjaśnienia zjawiskami, znajdą w literaturze wiele odpowiedzi na nurtujące ich pytania. W przedstawionych poniżej 5 propozycjach znajdują się różnego rodzaju książki. Są publikacje paranaukowe, opowiadania grozy, jest również jedna, która w naukowy sposób podchodzi do tematu niemal niemożliwych do wyjaśnienia wydarzeń. „Równoległe rzeczywistości” – Hartwig Hausdorf box:offerCarousel Hartwig Hausdorf jest uznanym na całym świecie badaczem zjawisk nadprzyrodzonych, przez niektórych porównywanym do Ericha von Dänikena. „Równoległe rzeczywistości” to zbiór ciekawie opisanych zjawisk, przeczących prawom logiki i fizyki. Autor analizuje sytuacje dotyczące nagłych tajemniczych zaginięć ludzi, czarnych serii, kul przenikających ściany, symboli pojawiających się na skórze zwierząt, tajemniczych świateł i energii, przedmiotów, które toczą się pod górę po stromym zboczu i wielu innych. Poparciem znajdujących się w książce tez są m.in. znajdujące się w niej fotografie. „Niewytłumaczalne zjawiska” – Viktor Farkas box:offerCarousel Książka Viktora Farkasa z pewnością zadowoli największych miłośników bardzo dziwnych i trudnych do wyjaśnienia historii. Znajduje się w niej około trzystu opowieści, które poruszają szeroki obszar tematyki związanej ze zjawiskami paranormalnymi. W trzech rozdziałach („O realności tego, co fantastyczne”, „Białe plamy na mapie nauki”, „Świat bez granic”) można znaleźć m.in. zagadnienia dotyczące: zmarłych, którzy nie zaznali spokoju, UFO, samozapłonów, tajemniczych stworzeń, duchów i wielu innych trudnych do wyjaśnienia zjawisk. Warto podkreślić, że wszystkie opisane przez Farkasa historie zostały rzetelnie przez niego udokumentowane. „Duchy. Fakty czy fikcja” – Anne Canadeo box:offerCarousel Poltergeisty, upiory i zjawy to trzy główne rodzaje duchów, które opisuje w swojej książce Anne Canadeo. Autorka za pomocą ciekawych pseudonaukowych historii przybliża świat, którego na co dzień nie widzimy, a który współistnieje razem z nami. Canadeo nie narzuca swojego zdania, pozostawiając wolą rękę w kwestii odniesienia się do poszczególnych zjawisk. Osoby interesujące się spirytyzmem z pewnością znajdą w tej publikacji ciekawe informacje. „Domy, które zabijają” – Roger de Lafforest box:offerCarousel Roger de Lafforest w bardzo przystępny sposób przedstawia zagadnienia dotyczące fali kształtu, pamięci ścian, radiestezii i wielu innych. Nie jest to publikacja naukowa, jednak poruszane w niej tematy ściśle nawiązują do formalnych obszarów wiedzy. W książce jest mnóstwo ciekawostek – można się z niej m.in. dowiedzieć, dlaczego w niektórych domach czujemy niepokój, a w innych odprężenie, czemu czasem po przeprowadzce w inne miejsce nagle zaczynamy chorować i w jaki sposób można się zabezpieczyć przed szkodliwym działaniem przestrzeni, w której się mieszka. „Opowieści o duchach” – M. R. James box:offerCarousel M.R. James (Montague Rhodes) to mistrz grozy, którego twórczość była inspiracją dla H. P. Lovecrafta. Jego historie o duchach uważane są za najbardziej przerażające i perfekcyjnie dopracowane pod względem merytorycznym. „Opowieści o duchach” to zbiór 15 znakomitych opowiadań, wśród których znalazły się m.in. „Jęcząca Studnia”, „Nawiedzony domek dla lalek” oraz „Przestroga dla ciekawych”. Literatura grozy z początków XX wieku ma swoisty urok, jest niezwykle subtelna i pełna wdzięku. To gatunek dla miłośników klasyki, a nie poszukiwaczy mrożących krew w żyłach historii.
Haloween 2018 - książki o zjawiskach paranormalnych i duchach
Taktyczna czy turystyczna? Czy są między nimi istotne różnice? Podpowiadamy, którą zabrać ze sobą na nocne rozgrywki ASG, a którą na wycieczkę w Tatry. W tej kwestii doszło do pomieszania pojęć. Terminem taktyczny zaczęto nazywać nawet te przedmioty, które mgliście kojarzą się z wojskowością. Jeśli coś jest w panterkę, ma wojskowy sznyt i można to zabrać ze sobą na poligon czy arenę ASG, zostało już w ofercie handlowej ometkowane jako produkt taktyczny. Są więc kamizelki taktyczne w panterkę, które w odrobinę innej kolorystyce sprzedawane są jako kamizelki wędkarskie, czy buty w kolorze „pustynna burza”, a w ciemniejszych odcieniach przy dokładnie tych samych parametrach produktu są oferowane jako buty turystyczne. Ten miszmasz pojęć dotyczy również wydawałoby się tak oczywistego i znanego przedmiotu, jakim jest latarka. Taktyczna, czyli… box:offerCarousel Tymczasem latarka taktyczna jest specyficznym rodzajem latarki elektrycznej o wybitnie militarnym przeznaczeniu. Charakteryzuje się tym, że emituje punktowe światło, ma niewielkie rozmiary, jest bardzo wytrzymała na uderzenia i serie silnych wstrząsów oraz zbudowana tak, by można było przymocować ją bezpośrednio lub za pomocą adaptera do lufy lub szkieletu broni (również do pistoletu). Dobrej jakości sprzęt posiada włącznik na elastycznym przewodzie, który strzelec montuje w łatwo dostępnym miejscu, by móc włączyć go jednym, szybkim ruchem kciuka. Służy do błyskawicznego, ograniczonego wąskim snopem światła oświetlenia celu lub oślepienia go. Źródłem światła są najczęściej dioda LED, nieco rzadziej żarówki ksenonowe. Obudowa jest wykonywana z wysokiej jakości ultralekkich materiałów, takich jak tworzywa kompozytowe czy duraluminium. Jest zasilana bateriami. Obudowa powinna mieć takie kolory, by latarka była prawie niewidoczna w otoczeniu. Ledlenser MT. Dzięki systemowi Rapid Focus można ogniskować snop światła, a dzięki płaskiej zaślepce stawiać pionowo na podłożu. Wszystkie funkcje SLT można w łatwy sposób wybierać kciukiem, wciskając przycisk Softtouch Wydajny akumulator można ładować poprzez USB 3.0, posiada funkcję szybkiego ładowania. Obudowa została wykonana z utwardzonego aluminium. W modelu MT 14 źródłem światła jest pojedyncza Xtreme Power LED, w modelu MT 18 – potrójna Xtreme Power LED. Cena: od 460 zł za MT 14 i od 1000 zł za MT 18. box:offerCarousel Mactronic M-Force 1.1. Ważącą jedynie 103 g latarka M-Force 1.1, która mimo wagi „piórkowej” nie straciła imponujących możliwości ani w przypadku zasięgu światła, ani czasu pracy. Producent opisuje ją następująco: „Nie poczujesz jej na broni, ale z pewnością zobaczysz efekt jej pracy i wszystko co znajduje się w odległości 200 m od ciebie”. Dzięki specjalnej konstrukcji odbłyśnika latarka uzyskała jeszcze większy zasięg niż jej „większa siostra” M-Force 2.1. Ma 320 lumenów mocy, zasilanie: 1x CR123. W zestawie są latarka, włącznik żelowy, filtry RGB, montaż 22 mm, baterie, śrubokręt. Cena: ok. 200 zł. box:offerCarousel Latarka turystyczna box:offerCarousel Ten termin oznacza szerokie spektrum produktów użytecznych w czasie biwakowania lub wycieczek w teren. Na Allegro są oferowane i bardzo małe na jedną baterię, i duże, w których mieści się kilka dużych baterii. Do noszenia w ręku, zawieszane na troczkach, noszone na czole. Zasilane bateriami, paliwem, energią z dynama. Wykonane z superodpornych materiałów, a także zwykłego plastiku. Latarki turystyczne służące do oświetlenia drogi emitują światło punktowe, a używane w namiotach – rozproszone (są modele, które emitują w zależności od ustawienia oba rodzaje światła). Cree Nextorch. Typ PA5 został wyposażony w najnowszą soczewkę Fresnela, a zarazem w regulowaną główkę 360° pozwalającą na dokładne ustawienie jej ostrości. Wykorzystano w niej neutralne oświetlenie LED o mocy do 660 lumenów. Maksymalna długość oświetlenia tej latarki wynosi 220 m. Jest zasilana za pomocą akumulatora litowo-jonowego 18650 bądź dwóch baterii CR123A. Wyposażona we wskaźnik i dobrze ukryty port ładowania USB. Materiał obudowy to aluminium lotnicze 6061-T6 . Wykończenia anodowe. Cena: ok. 430 zł. Latarka taktyczna i latarka turystyczna to dwa różne produkty. A o tym, do jakiej grupy należy konkretny model, nie decyduje kolor jej obudowy, lecz funkcje, które spełnia.
Czym się różni latarka taktyczna od latarki turystycznej
Wykładzina dywanowa – naturalna czy sztuczna? Jakie materiały wybrać? Czego potrzebujemy do montażu? W końcu, jak prawidłowo ją czyścić? Oto kilka informacji, które warto wiedzieć na starcie! Wykładziny dywanowe mogą być świetną opcją aranżacji podłogi. Jest to coraz częściej stosowana alternatywa dla desek podłogowych czy zwykłych dywanów. Wykładzinę dywanową możemy zamontować zarówno w mieszkaniu, jak i w pomieszczeniach biurowych. Jest miękka, może mieć różny kolor, a także – co chyba jest najważniejsze – idealnie się sprawdza w czyszczeniu. Przygotowaliśmy kilka inspiracji i rad, o których należy wiedzieć przed zamontowaniem tego rodzaju podłoża. Podstawowe zalety wykładzin dywanowych Wykładzina dywanowa swoim wyglądem i strukturą przypomina dywan. Stworzona jest z identycznych materiałów (np. sztucznych lub naturalnych włókien). Wykładzinę montuje się zazwyczaj na całej szerokości podłogi pomieszczenia. Dzięki dywanowemu pokryciu podłogi nie tylko świetnie izolujemy ciepło, ale także dźwięk. Wykładziny dywanowe pełnią także rolę swoistego filtra, który wsysa kurz z powietrza. W taki sposób powietrze w domu jest o wiele czystsze. Zaletą jest także uniwersalność takiego rodzaju podłoża. Wykładziny dywanowe mogą mieć różną fakturę materiału, a pod względem koloru możemy wybrać barwę, która pasuje do naszego wnętrza. Materiał wykładziny dywanowej Naturalne modele są dość kosztowne. Mogą być wyprodukowane z owczej lub koziej wełny. Tymczasem sztuczne wykładziny to najczęściej poliamid, poliester lub akryl. Dobrze sprawdzi się także nylon, który jest odporny na bakterie i mole. Prawie się nie gniecie oraz jest wydajny użytku, bo prawie się nie ściera. Z reguły włókna sztuczne dobieramy do pomieszczeń użytkowych, gdzie podłoże jest często deptane przez obuwie. Tymczasem do mieszkań i domów radzimy wybrać wykładziny wełniane. Są miękkie i nie przyciągają zbytnio kurzu. Montaż wykładziny dywanowej – co należy mieć pod ręką? Jeśli zdecydowaliśmy się na montaż wykładziny dywanowej, należy mieć pod ręką kilka akcesoriów, które znacznie ułatwią nam całą pracę. Po pierwsze, warto kupić pianomat pod wykładzinę, czyli specjalny podkład zapewniający miękkość podłoża. Po drugie, przyda się mieć masę poziomującą, która wyrównuje podłogę. Przydatne będą także środki gruntujące, klej oraz listwy i profile do montażu i wykończenia wykładziny. Jak czyścić wykładzinę podłogową? Jak już wspomnieliśmy we wstępie, wykładzina podłogowa jest dość łatwa w czyszczeniu, a pielęgnacja nie wymaga wielkich nakładów pracy. Raz na tydzień wystarczy kosmetycznie odkurzyć podłoże za pomocą zwykłego odkurzacza, tymczasem raz w miesiącu możemy przetrzeć wykładzinę specjalnym środkiem czyszczącym. Należy nabyć także środek odplamiający, który świetnie poradzi sobie nawet z głębokimi plamami. Wykładzina dywanowa to świetna alternatywa dla desek podłogowych czy parkietu. Nadaje podłożu miękkości oraz izoluje ciepło i dźwięk. Świetnie także sprawdza się w czyszczeniu. Przed montażem należy nabyć kilka akcesoriów (np. klej, środki gruntujące, podkład oraz listwy), a także wybrać odpowiedni materiał, z jakiego ma być wykonana wykładzina – naturalny (do domów) lub sztuczny (do biur lub pomieszczeń użytkowych).
Jak wybrać wykładzinę dywanową?
Rozdrabniacz do gałęzi jest bardzo ciekawym sprzętem ogrodniczym. Precyzyjny mechanizm tnący szybko i sprawnie rozdrabnia gałęzie. Takie rozdrobnione drewno znakomicie nadaje się do ściółkowania roślin w ogrodzie. Sprawdźmy, jaki rozdrabniacz możemy kupić do 800 zł. Po co w ogrodzie rozdrabniarka do gałęzi? Jest to urządzenie coraz częściej używane na działkach i w przydomowych ogródkach. Przy zastosowaniu rozdrabniarki pozbędziemy się zdrewniałych pędów oraz cieńszych gałęzi – pozostałości po przycinaniu krzewów i drzew. Części roślin są mielone, dzięki czemu zajmują mniej miejsca i szybko ulegają przekompostowaniu. Po dokonaniu prac porządkowych w ogrodach i na działkach pozostaje wiele części roślin, w przypadku których pojawia się problem, co z nimi zrobić. Dawniej zwykle je palono, co wywoływało zadymienie, do powietrza dostawały się szkodliwe substancje, a nawet zdarzało się, że ogień wymykał się spod kontroli. Zastosowanie rozdrabniacza do gałęzi wydaje się być świetną alternatywą. Dzięki niemu pozostałości po przycinaniu drzew i krzewów możemy ponownie wykorzystać w ogrodzie. Zastosowanie rozdrobnionych resztek gałęzi jest bardzo szerokie: Zastąpienie kory. Ściółkowanie gleby pod roślinami (ściółka chroni glebę przed przesychaniem, zachwaszczeniem i głębokim przemarzaniem). Dodatek do kompostowania. Do wysypywania ścieżek w ogrodzie oraz na ogrodowe place zabaw (ochrona przed bolesnymi stłuczeniami). Przegląd rozdrabniarek do 800 zł box:offerCarousel Jeśli mamy niewielki ogródek, wystarczy elektryczna rozdrabniarka do gałęzi, np. rozdrabniacz NAC LSG2506 frezowy 2500 W lub NAC GY 6000 2500 W. Poradzą sobie one z gałęziami o średnicy do 4 cm. Ich średnia moc wynosi od 1200 do 2500 W. Trochę większą moc ma rozdrabniacz do gałęzi frezowy 2800 W rębak 45 mm. Frez jest walcem nożowym. Ten model jest wyposażony w pojemnik wykonany z przezroczystego, wzmocnionego PCV o pojemności 60 litrów, a także solidne kółka ułatwiające transport. Zdarzają się również rozdrabniarki o mocy 3000 W, np. rozdrabniacz do gałęzi 3000 W 40 mm. Ten model jest wyposażony w ochronę przeciążeniową, dzięki której – gdy nóż ulegnie zablokowaniu – urządzenie automatycznie zostanie odłączone od prądu. Bardzo ciekawe funkcje ma także elektryczna rozdrabniarka do gałęzi UD2500 MAKITA. Łatwy w użyciu panel sterowania ma automatyczny system antyblokujący oraz włącznik przód/tył. Standardowym wyposażeniem rozdrabniarek jest funkcja automatycznego wciągania gałęzi oraz mechanizm wsteczny umożliwiający wyciąganie zaklinowanych. W przypadku większych potrzeb (duży ogród lub sad) lepszym rozwiązaniem będzie zakup rozdrabniarki spalinowej. Modele są raczej głośne, ale rozprawią się z gałęziami o średnicy 6–7 cm. Niestety, rozdrabniarka tego typu jest droga i nie wystarczy nam na nią 800 zł. Jeszcze większe możliwości działania mają rozdrabniarki o dużej mocy, które rozdrobnią gałęzie o grubości nawet do 20 cm. Takie modele używane są przez firmy pielęgnujące zieleń miejską. Jeśli nie mamy doświadczenia w stosowaniu tego typu urządzeń ogrodniczych, zastanówmy się nad zakupem cichego, zębatkowego mechanizmu rozdrabniającego. Praca przy jego zastosowaniu jest bezpieczna dzięki bezodrzutowemu cięciu odpadków. Ponadto cięte gałęzie są automatycznie wciągane. W trosce o bezpieczeństwo Podczas pracy z rozdrabniaczem gałęzi musimy bezwzględnie zadbać o zachowanie bezpieczeństwa. Ważne jest zastosowanie okularów ochronnych i rękawic. Jeśli model naszej rozdrabniarki nie posiada drążka do popychania ciętego materiału, warto jest się w niego zaopatrzyć. Rozdrabniacz do gałęzi jest przydatny w ogrodzie przez cały rok. Dzięki niemu utrzymamy porządek na działce. Jego użycie jest bardzo wygodne, trzeba tylko pamiętać, żeby do rozdrabniacza nie wrzucać roślin z objawami chorobowymi.
Rozdrabniacz do gałęzi do 800 zł
Piłka nożna to ulubiona dyscyplina Polaków i nasz sport narodowy. W swojej nowej książce kontrowersyjny dziennikarz ujawnia, że za kulisami „nogi” toczą się rozgrywki nie gorsze niż te na murawie. Krzysztof Stanowski to postać budząca kontrowersje. Przez jednych uwielbiany za szczerość i bezkompromisowość, przez innych szczerze nielubiany za stronniczość i tendencję do ubarwiania rzeczywistości. Nikt jednak nie może odmówić mu wiedzy i doświadczenia – wszak Stanowski pracuje jako dziennikarz sportowy od… trzynastego roku życia. Jego nowa książka Stan futbolu to próba znalezienia odpowiedzi na wiele ważnych pytań dotyczących piłki nożnej. Jak wyszło? Jest na pewno mocno i kontrowersyjnie, jak to u Stanowskiego. Stan umysłu kibica (i gracza) Krzysztof Stanowski wie, jak wzbudzać emocje i przykuwać uwagę. Jego cotygodniowe felietony, publikowane na prowadzonym przez niego portalu Weszlo.com, mają już swoją wierną, wielotysięczną publikę. Nic więc dziwnego, że dziennikarz postanowił wykorzystać to oddanie i – jak sam szczerze przyznaje – napisać tę książkę „dla pieniędzy”. Stanowski nie poszedł jednak na łatwiznę, bo przecież mógł po prostu wydać w formie książkowej swoje wcześniejsze felietony. Zamiast tego autor serwuje je nam w wersji 2.0., rozszerzone, uzupełnione o nowe i ciekawe informacje i anegdoty. Dziennikarz wziął sobie za cel wyjaśnienie, jakimi prawami rządzi się dzisiaj polski futbol. Wyjaśnia i zdradza przy okazji czytelnikom wiele o tym, co dzieje się za kulisami (te rozgrywki są często dużo ciekawsze niż to, co dzieje się na boisku!). Zastanawia się też głośno nad wieloma spornymi punktami we współczesnej polskiej piłce nożnej. Dlaczego, słowo klucz Stanowski w Stanie futbolu nie boi się stawiać odważnych tez, ale chętnie też pyta. Właściwie każdy kolejny rozdział rozpoczyna się od słowa „dlaczego”. Dziennikarz pyta więc, czemu to właśnie Zbigniew Boniek jest najlepszym polskim piłkarzem w historii, dlaczego reprezentacja pod wodzą trenera Franciszka Smudy musiała przegrać mistrzostwa Euro 2012 i czemu większość piłkarzy naszej reprezentacji w dekadę po zakończeniu sportowej kariery całkiem bankrutuje, tracąc zgromadzoną przez lata gry na murawie (często naprawdę imponującą) fortunę. Stan… szybko sobie sam na te pytania odpowiada, przytaczając mnóstwo zabawnych i zaskakujących ciekawostek, anegdot i informacji, które nie są dostępne dla zwykłych śmiertelników. „Tabloid Sportowy” Książka Stan futbolu już w kilka dni po premierze zdążyła narobić sporo zamieszania. I to nie tylko z winy autora, który od lat uchodzi za jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci polskiego dziennikarstwa sportowego, ale również z powodu mocnych i odważnych historii, jakie Stanowski zawarł w swoim tomie. Choć dziennikarz swoją karierę na długie lata związał z prestiżowym Przeglądem Sportowym (to właśnie do tej redakcji w 8. klasie podstawówki wysłał swój pierwszy tekst i, o dziwo, został przyjęty), kierując nawet jego działem o piłce nożnej, to trudno oprzeć się wrażeniu, że wiele z przytaczanych przez niego historii i anegdot dużo bardziej niż w tym periodyku pasowałaby do… Super Expressu albo Faktu. Stanowski nie unika bowiem personalnych wycieczek (od lat w świecie futbolu tajemnicą poliszynela jest choćby jego konflikt z Cezarym Kucharskim, menedżerem m.in. Roberta Lewandowskiego, któremu mocno się w tej książce dostaje), i obawiam się, że za to, co napisał w Stanie futbolu, mogą posypać się przeciwko niemu pozwy o zniesławienie. Ale cóż, czego nie robi się dla prawdy? Nowa książka Krzysztofa Stanowskiego to mocna lektura i pozycja obowiązkowa dla każdego fana piłki nożnej. Choć tom liczy ponad 400 stron, to czyta się go szybko i nie sposób oderwać się od tej lektury. To za sprawą nie tylko interesującej tematyki, ale również charakterystycznego, pełnego cierpkiego humoru stylu, w jakim pisze autor. Choć momentami Stan… ociera się formą o tabloidowe artykuły poszukujące taniej sensacji, to w większości jest kawałem porządnej, eksperckiej literatury, napisanej przez kogoś, kto naprawdę wie, o czym mówi. Źródło okładki: www.czerwoneiczarne.pl
„Stan futbolu” Krzysztof Stanowski – recenzja
Flow 2 to najnowszy, 5-calowy smartfon Kruger&Matz wyceniany na około 640 zł. Co potrafi? Specyfikacja ekran 5”, IPS 720 x 1280 pikseli (szkło Dragontrail), procesor Qualcomm Snapdragon 410 (4x 1,4 GHz), karta graficzna Adreno 306 (400 MHz), RAM: 1 GB, pamięć 8 GB + czytnik microSD, system Google Android 4.4.4 KitKat, karta microSIM, obsługa LTE, Dual SIM, Bluetooth 4.0, Wi-Fi a/b/g/n, GPS z A-GPS, GLONASS, Beidou, bateria: 2300 mAh, wymiary: 141 x 68 x 7 mm, waga: 128 g. Zmiany w przypadku Flow 2 nie są tak duże, co w odświeżonych modelach z serii Live lub Drive. Układ pozostał ten sam, Flow 2 to więc bardziej wersja powiększona – ekran urósł o pół cala, a rozdzielczość wzrosła z 540 x 960 do 720 x 1280 pikseli. Zwiększono też pojemność baterii z 1800 do 2300 mAh oraz dodano łączność LTE, nie przybyło za to pamięci wewnętrznej oraz operacyjnej. Zmiany niby niewielkie, ale, jak się okaże, dużo znaczące w praktyce. Konstrukcja Wykonanie jest klasyczne – Flow 2 to ten sam standardowy design Kruger&Matz. Dominuje czerń, prostota i elegancja, nie znajdziemy tu ozdobników charakterystycznych dla smartfonów z wyższej półki cenowej. Flow 2 wygląda trochę „tanio”, ale jakość wykonania robi dobre wrażenie. Front to szklana tafla, nie tak gładka jak najnowsze Gorilla Glass, ale i tak dobrze się prezentuje. Ramki boczne zostały zminimalizowane, powyżej wyświetlacza znalazł się głośnik oraz obiektyw aparatu przedniego, poniżej zaś widać 3 dotykowe, podświetlane przyciski. Na boki urządzenia zachodzi tylna pokrywa. Włącznik trafił na prawą stronę, a regulacja głośności na lewą. Dolna krawędź zawiera tylko szczelinę mikrofonu, a górna wyjście słuchawkowe i gniazdo microUSB. Obiektyw głównego aparatu wylądował w lewym górnym rogu, towarzyszy mu dioda flash. Środek obudowy zdobi logo modelu, a spód – logo producenta, umieszczone nad maskownicą pojedynczego głośnika. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Obudowę podważa się w dolnym rogu. Pokrywa daje dostęp do baterii, dwóch czytników microSIM (z blokadą) oraz czytnika microSD, zabezpieczonego w ten sam sposób. Wykonanie telefonu jest bardzo dobre, mimo że tworzywo, z którego zrobiono pokrywę nie jest najwyższej jakości. Urządzenie jest matowe, ale niegumowane. Dobre wrażenie robi spasowanie elementów, masywność i sztywność konstrukcji. Nic się nie ugina ani nie trzeszczy. Ergonomia i użytkowanie Flow 2 to udana konstrukcja nie tylko pod względem wizualnym. Wklęsłe krawędzie poprawiają uchwyt, ale nie są ostre, przez co nie podrażniają palców. Obudowa jest matowa i nie ślizga się w dłoni. Głośnik znalazł się z tyłu, ale całe szczęście ma dwie wypustki, które unoszą go ponad blat mebla, dźwięk nie jest więc tłumiony. Telefon łatwo unieść, do czego ponownie przyczyniają się sprytne wgłębienia na krawędziach. Włącznik został ulokowany bardzo dobrze, dokładnie pod kciukiem. Dostęp do przycisków dotykowych również jest łatwy, trochę gorzej jest z regulacją głośności, mogłaby się znaleźć nieznacznie niżej. W praktyce nie czuć, że ma się do czynienia z 5-calowcem – Flow 2 wydaje się bardzo zgrabny i poręczny. Wyświetlacz Ekran prezentuje dobry poziom. Matryca IPS gwarantuje szerokie kąty widzenia, barwy są odpowiednio nasycone, a podświetlenie bardzo jasne, wystarczające nawet w wyjątkowo słoneczny dzień, dobrze spisuje się też czujnik światła. Czerń nie jest wyjątkowo głęboka i momentami srebrzy. Dobre wrażenie robi za to biel. Rozdzielczość 720 x 1280 pikseli daje zagęszczenie na poziomie 320 dpi, przez co obraz jest odpowiednio ostry. Ekran dotykowy obsługuje 5 punktów dotyku. Skończyły się czasy, w których tańsze telefony oznaczały nieprecyzyjną obsługę gestów i zbyt małą czułość. Pod tym względem nie mam nic do zarzucenia Flow 2. Jego wyświetlacz jest czuły i responsywny. System operacyjny i wydajność Flow 2 działa pod kontrolą Androida w wersji 4.4.4. To więc stosunkowo świeży system, powoli wypierany przez wersję 5.0 Lollipop. Typowo dla modeli Kruger&Matz system jest lekko zmodyfikowany wizualnie: inne, większe ikonki paska powiadomień i skrótów oraz kolorowe ikony w menu ustawień. To bardzo praktyczne rozwiązanie, łatwo bowiem rozróżnić i znaleźć poszczególne funkcje. Nie ma w pamięci telefonu zbędnych aplikacji, co jest dużym plusem i różnicą względem innych tzw. B-brandów. Niestety zmieniono funkcje dolnych przycisków, a to duża wada. Przycisk po lewej nie wyświetla listy aplikacji działających w tle, lecz klawisz ustawień, jak to miało miejsce w starszych wersjach Androida, mocno utrudnia to multitasking. Benchmark AnTuTu w wersji 5.7.1 ocenia urządzenia na 20 tys. punktów. To poziom droższej Motoroli Moto G wyposażonej w podobne podzespoły, chociaż KitKat we Flow 2 jest trochę lepiej zoptymalizowany – reaguje szybciej na polecenia, ale potrafi się przyciąć, gdy przesadzi się z ilością pobieranych plików, co nie zdarza się w Moto G. Bateria Akumulator jest zaskakująco dobry – półtorej dnia pracy (bez oszczędzania) to norma, a da się osiągnąć nawet 2-3 dni, nie trzeba więc nosić przy sobie ładowarki czy powerbanka. Oczywiście wielogodzinne surfowanie w Internecie lub rozgrywka w gry 3D potrafi akumulator szybko wykończyć, ale to normalne dla większości tego typu urządzeń. Multimedia – gry, aparat, audio Flow 2 radzi sobie bardzo dobrze z większością gier 3D, choć czasami wymagają one obniżenia poziomu detali. Przy 5-calowym ekranie oraz sprawnie działającym interfejsie dotykowym rozgrywka jest przyjemna. Co ciekawe, niektóre tytuły działają lepiej niż na telefonach z dużo wyższej półki wyposażonych w Androida Lollipop. Aplikacja aparatu jest standardowa. Dostęp do dodatkowych opcji i efektów nie jest ulokowany zaraz „pod ręką”, ale za to mamy odsłonięty podgląd wykonywanego zdjęcia. Przydałby się jednak oddzielny przycisk do przełączania obiektywów – ten schowano bowiem w rozwijanej liście. Można wybrać punkt ostrzenia, a autofocus działa sprawnie. Jakość zdjęć jest standardowa, przeciętna, brakuje detali, widać zaszumienie, rozmycie, ale dla zdjęć przechowywanych w telefonie nie trzeba więcej. Przedni aparat to również nic specjalnego, ale do podstawowych autoportretów wystarczy, ma też funkcję wykrywania twarzy i uśmiechu. Przykładowe zdjęcia w linkach poniżej: Zdjęcie 1, zdjęcie 2 Główny głośnik ma sporo mocy, dzwonki są bardzo wyraźne, ale nie stają się przesadnie ostre. Flow 2 dobrze nagłaśnia YouTube’a lub filmy. Niestety jakość dźwięku na słuchawkach nie zachwyca. Jakość rozmów i łączność Jakość dźwięku podczas rozmów to również średni poziom, ale jest dobrze – głos rozmówcy jest czysty, a mikrofon dobrze zbiera głos. Bezproblemowo działają też Wi-Fi i Bluetooth, a GPS radzi sobie z podstawową nawigacją. Podczas testów nie było także problemów z zasięgiem LTE oraz obsługą Dual SIM. Podsumowanie Jaki jest Flow 2? Dobry. Charakteryzuje się bardzo zrównoważonym poziomem, w niczym nie jest jednak wybitny, ale to wciąż całkiem solidna oferta w swoim przedziale cenowym. Smartfon ma dobry wyświetlacz, jest zgrabny i wygodny. Nie kusi designem, lecz stawia na prostotę. Nieźle radzi sobie na baterii, jest wydajny i stabilny. Jedyną wadę stanowi brak dostępu do aplikacji działających w tle, co bardzo utrudnia multitasking. Obsługa LTE, dwóch kart SIM, microSD oraz wymienna bateria to natomiast zdecydowane walory Flow 2. Flow 2 ma mocną konkurencję w Motoroli Moto E 2014 oraz trochę droższej Moto G 2014. Oba telefony nie mają tak chudych obudów, ale obsługiwane są przez nowszego Androida Lolipop. Czas pracy na baterii stoi jednak po stronie Flow 2, który ma też wymienne ogniwo, więc jego zakup może być satysfakcjonujący.
Kruger&Matz Flow 2 – konkretny smartfon z LTE i Dual SIM