source
stringlengths 4
21.6k
| target
stringlengths 4
757
|
---|---|
Stawianie budynków, budowa dróg, prace ziemne i inne roboty budowlane to ekstremalne warunki dla sprzętu, zwłaszcza elektronicznego. Wilgoć, pył, kurz to szara budowlana rzeczywistość. Budowlańcy, do sprawnego i bezpiecznego przeprowadzenia postawionego przed nimi zadania budowlanego, potrzebują pewnej, niezawodnej łączności radiowej. Koordynacja pracy dźwigu, kierowanie ruchem, koordynowanie dostaw materiałów budowlanych, pomiary geodezyjne – wszędzie tam potrzebna jest łączność pomiędzy pracownikami. Najlepszym rozwiązaniem do tego celu jest zastosowanie komunikacji radiowej w paśmie komercyjnym lub paśmie PMR 446. Jaki sprzęt wybrać, aby nie zepsuł się po pierwszym upadku czy w wyniku zapylenia? Poniżej kilka propozycji krótkofalówek idealnych dla budowlańców.
Motorola TLKR T80 Extreme
To krótkofalówka pracująca w popularnym, niewymagającym zezwolenia na nadawanie, paśmie PMR446 MHz. Radiotelefon oferuje 8 kanałów, każdy z 38 kodami CTCSS, co zapewnia niemal nieograniczoną możliwość wyboru wolnego kanału do komunikacji. Krótkofalówka Motorola TLKR T80 Extreme ma jaskrawą, żółtą obudowę odporną na wilgoć, zapewniającą ochronę na poziomie IPx4. Moc nadawcza urządzenia to dozwolone 0,5W, co zapewnia pokrycie zasięgiem w terenie mocno zurbanizowanym na poziomie do 2-3 km. Powinno to wystarczyć na komunikację na największym nawet placu budowy. Radio jest oczywiście w pełni kompatybilne z wszystkimi innymi radiotelefonami pracującymi w paśmie PMR446. Radia Motoroli dostarczane są w komplecie 2 sztuk, z zestawem akcesoriów, w odpornej na udary walizce. Komplet kosztuje na Allegro ok 350 złotych.
Radiotelefon Baofeng BF-888s
To w pełni profesjonalne radio, pracujące w paśmie UHF, w zakresie częstotliwości 400-470 MHz. Szeroki zakres pracy umożliwia zaprogramowanie zarówno częstotliwości komercyjnych, jak i kanałów PMR446. Urządzenie oferuje aż 16 programowalnych kanałów pracy. Bardzo wytrzymała obudowa, a także możliwość pracy w temperaturach od -30 do 60°C, zapewnia odporność na wszelkie uszkodzenia, a także na warunki atmosferyczne. Radio pracuje z maksymalną mocą 5 Watt, co w połączeniu z wymiennymi antenami daje pokrycie zasięgiem nawet na kilkanaście kilometrów (w sprzyjających warunkach). Dodatkową zaletą jest prostota obsługi. Urządzenie posiada tylko dwa pokrętła służące do regulacji głośności oraz zmiany kanału pracy. Radiotelefon Baofeng BF-888s kosztuje na portalu Allegro ok. 75 zł za sztukę.
Krótkofalówka Baofeng UV-5R
To najbardziej zaawansowane urządzenie w tym zestawieniu. Oprócz legendarnej wręcz odporności na urazy mechaniczne i warunki atmosferyczne, daje nieograniczone wręcz możliwości indywidualnej konfiguracji. Krótkofalówka Baofeng UV-5R pracuje z mocą maksymalnie 4W z możliwością przycięcia mocy do 1W. Obsługiwane zakresy częstotliwości to pasmo 2m – 136/174 MHz oraz pasmo 70cm – 400/480MHz. Umożliwia także odbiór stacji radiowych FM w zakresie od 65 do 108 MHz. Radio, po zaprogramowaniu z poziomu klawiatury lub komputera PC, współpracuje z wszystkimi krótkofalówkami PMR446, co czyni je uniwersalnym narzędziem na budowie. Baofeng ma także skaner częstotliwości oraz może pracować na dwóch kanałach jednocześnie. Funkcja VOX umożliwia nadawanie bez użycia rąk.
W ciemnych pomieszczeniach przyda się na pewno wbudowana w radio latarka oraz podświetlana klawiatura. Funkcja Roger Beep, wysyłająca sygnał po zakończeniu nadawania, nie pozostawia odbiorcy komunikatu wątpliwości, czy informacja została przekazana w całości. Blokada klawiatury zapewnia, że użytkownik krótkofalówki przypadkowo, nieświadomie nie zmieni sobie kanału, na którym pracuje. Baofeng UV-5R zasilany jest standardowym akumulatorem o pojemności 1800 mAh, plus opcjonalnym o pojemności aż 3800 mAh, dzięki czemu ma zapas prądu na cały długi dzień pracy. Radiotelefon Baofeng UV-5R można kupić na Allegro już za ok. 130 złotych.
Pewna i niezawodna łączność na placu budowy to nie tylko sprawnie przeprowadzone prace – to także często kwestia zdrowia i życia pracowników. | Krótkofalówka dla ekipy budowlanej – co wybrać? |
Zdarza się, że stary, dobry pecet musi spełnić wymagania wielu osób. Jak sprawić, aby dobrze służył wszystkim członkom rodziny? Oto oprogramowanie, które pomoże uczynić z niego prawdziwie wszechstronne narzędzie. Garść elementów podstawowych
Pierwszym krokiem po podłączeniu komputera do sieci internetowej powinno być zainstalowanie antywirusa. Programy tego typu chronią przed zagrożeniami, jakie przez Internet mogą przedostać się do systemu, by infekować kolejne pliki, a w efekcie – mocno zaburzyć działanie urządzenia. Do najpopularniejszych antywirusów należy avast! dostępny w wersji Home Edition (darmowa wersja testowa przez 30 dni) lub Free Antivirus. Chroni on przed zagrożeniami zewnętrznymi, regularnie skanuje system w poszukiwaniu zarażonych plików, a także w czasie rzeczywistym sprawdza zawartość stron internetowych. Polscy użytkownicy często używają nie tylko avasta!, ale również AVG Anti-Virusa, a także programu ESET NOD32. Do korzystania z bogactwa technologii, w jakich wykonane zostały materiały na stronach internetowych, potrzebna jest nie tyle przeglądarka, co odpowiednie do niej dodatki. Do najczęściej instalowanych wtyczek należy Adobe Flash Player. Ten w najnowszej wersji umożliwia prawidłowe wyświetlanie znajdujących się w witrynach treści multimedialnych, tj. filmów, plików audio, animacji, a także aplikacji sieciowych, w tym przeglądarkowych gier. Równie ważne są dodatki do systemu Windows, takie jak Java SE Runtime Environment. Program ów zapewnia prawidłową obsługę oraz uruchamianie różnorodnych aplikacji, napisanych w języku Java – a takie na każdym pececie muszą się pojawić, aby móc w pełni wykorzystać jego funkcjonalność.
Do pracy i do nauki
Komputer to dzisiaj niezastąpione narzędzie pracy oraz edukacji. W obydwu dziedzinach często przydają się pakiety biurowe, pozwalające na kreowanie różnego rodzaju dokumentów. Na Microsoft Office składają się programy służące m.in. do tworzenia plików tekstowych, arkuszy kalkulacyjnych, prezentacji czy baz danych. Darmową alternatywą dla produktu Microsoftu jest Open Office – zestaw programów o bardzo podobnej funkcjonalności, umożliwiający zapisywanie plików również w standardzie pierwszego pakietu. Projekty szkolne i biurowe wymagają odpowiedniej oprawy graficznej. Poczynając od najprostszego Painta, przez GIMPa czy Photoshopa, stworzyć ją można w wielu różnych formatach. Dobrym rozwiązaniem jest zgromadzenie na pececie kilku programów do edycji grafiki – w Paincie wygodnie jest zmieniać rozmiary fotografii, w GIMPIe edytować kolory, w Photoshopie natomiast wykonywać skomplikowane operacje na zdjęciach. Zarówno do pracy, jak i do szkoły przydadzą się też kursy językowe. Od wielu lat na rynku dostępne są te multimedialne firmy Edgard, a zakres możliwych do nauczenia języków obejmuje europejskie oraz azjatyckie. Największą popularnością cieszą się lekcje języka angielskiego, dostępne w ofercie wielu firm wydawniczych.
Wirtualna rozrywka na wysokim poziomie
Po ciężkiej pracy czas na zabawę! Zaawansowany technologicznie sprzęt pozwala „wycisnąć" z wielu gier to, co najważniejsze piękną grafikę, płynność działania, a co za tym idzie – świetną grywalność. Najmłodszym członkom rodziny na korzyść wyjdzie zapoznanie się z grami niosącymi wartość edukacyjną. Ostatnimi czasy do najpopularniejszych należą wszelkie symulatory farmy, pociągu, ciężarówki, śmieciarki, a nawet... mechaniki samochodowej – cieszą one głównie chłopców. Na twardym dysku znajdzie się miejsce również na kilka gier dla pełnoletnich użytkowników pecetów. Najczęściej kupowane są obecnie najnowsze wersje klasyków, tj. Wiedźmin 2, FIFA 15, Diablo III, Grand Theft Auto V czy The Sims 4. Szczególnie ta ostatnia pozwala na długie godziny wciągającej, symulującej życie codzienne (choć w nieco podrasowanej wersji) zabawy. Niektórym więcej rozrywki niż gry przysporzyć mogą filmy i muzyka . Do niezbędnego oprogramowania każdego peceta doliczyć należy zatem programy do ich odtwarzania. Jeśli chodzi o pliki dźwiękowe, to czasy Winampa odeszły już w niepamięć. Obecnie użytkownicy chętnie wybierają iTunes'a (przyjaznego nie tylko posiadaczom urządzeń Apple'a), Songbirda, AIMP-a czy Foobara. Wygodne odtwarzanie filmów umożliwiają z kolei ALLPlayer, VLC media player, KMPLayer i Media Player Classic, jak również wiele innych, utworzonych niekiedy amatorsko programów.
Jak sprawić, aby pecet spełniał wymagania wielu różnych użytkowników, np. członków rodziny? Należy wyposażyć go w programy podstawowe oraz takie, które odpowiadają indywidualnym potrzebom. Antywirusy, dodatki do systemu i przeglądarek, pakiety biurowe, programy graficzne oraz gry i odtwarzacze składają się na standardowe oprogramowanie, zainstalowane na statystycznym polskim komputerze. Od lat starają się maksymalnie wykorzystać jego funkcjonalność. Instalując oprogramowanie na nowym urządzeniu, pamiętaj o kolejności – najpierw antywirusy, następnie wszystkie inne pobierane z sieci darmowe programy. Te zakupione w sklepie nie niosą bowiem ryzyka w postaci wirtualnej infekcji. Przed wyborem każdej aplikacji zapoznaj się z jej funkcjami – być może konkurencja w danej kategorii stworzyła lepszy produkt? | Oprogramowanie, które przyda się w każdym domu |
Wymiana dwumasowego koła zamachowego w wielu modelach samochodów może kosztować kilka tysięcy złotych. Nic zatem dziwnego, że kierowcy poszukują rozwiązań alternatywnych. Jednym z nich jest trwałe usunięcie dwumasowego koła zamachowego. Czy jest to opłacalne? Dwumasowe koło zamachowe jest obecnie montowane w 75% nowych aut opuszczających fabryki. Zadebiutowało ono w 1985 roku. Jednakże jego kariera rozpoczęła się kilkanaście lat później, kiedy na rynku pojawiły się turbodoładowane silniki wysokoprężne. Wówczas producenci samochodów zaczęli masowo montować dwumasowe koła zamachowe. Kilka lat później koła dwumasowe trafiły pod maski benzyniaków.
Na samym początku wykorzystywano je w benzyniakach o dużej mocy silnika. Potem przyszła era downsizingu. Małe, mocno wysilone silniki benzynowe o niewielkiej pojemności i zredukowanej liczbie cylindrów generują mnóstwo drgań w czasie pracy. Nic więc dziwnego, że w większości przypadków konieczne stało się zastosowanie nowych poduszek silnika i dwumasowego koła zamachowego.
Dlaczego stosuje się dwumasowe koło zamachowe?
Wbrew opiniom wielu kierowców dwumasowe koło zamachowe nie zostało wynalezione po to, aby obciążać ich wysokimi rachunkami za jego naprawę. Podzespół ten pełni bardzo ważną funkcję.
Każdy pracujący silnik spalinowy jest źródłem wielu drgań. Drżą przede wszystkim silniki Diesla i downsizingowe „maluchy”. Gdyby nie dwumasowe koło zamachowe, drgania generowane przez silnik przechodziłyby na skrzynię biegów, powodując przyspieszone zużycie jej synchronizatorów i łożysk. Poza tym przyspieszonemu zużyciu ulegałyby także półosie napędowe i wał napędowy. To nie wszystko, gdyż dwumasowe koło zamachowe zapewnia także komfort osobom znajdującym się w kabinie samochodu. Bez jego zastosowania słyszałyby one mnóstwo hałasów (w czasie pracy silnika na biegu jałowym, podczas jazdy, a także podczas uruchamiania i wyłączania silnika), a do tego odczuwałyby wyraźne drżenie nadwozia.
Kilka słów o budowie dwumasowego koła zamachowego
Standardowe koło zamachowe ma jednolitą budowę. Tymczasem dwumasowe koło zamachowe składa się z kilku podstawowych elementów, nie tylko precyzyjnie wykonanych, ale też dokładnie wyważonych.
Są to: koło masy pierwotnej (zamontowane od strony silnika), koło masy wtórnej (zamontowane od strony sprzęgła), sprężyny łukowe, łożysko ślizgowe (w starszych modelach kulowe), tarcza zabierakowa i pokrywa koła masy pierwotnej. Koło pracuje w specjalnym smarze.
Jak to działa? Silnik napędza koło masy pierwotnej. Moment obrotowy przekazywany jest na skrzynię biegów przez tarczę zabierakową. Ta łączy się z kołem masy wtórnej, które z kolei łączy się z tarczą sprzęgła. Łożysko umożliwia wychylanie się kół masy pierwotnej i wtórnej względem siebie, a układ sprężynująco-tłumiący dba o neutralizację drgań.
Co powinno się zrobić przy awarii dwumasowego koła zamachowego?
Zgodnie z zaleceniami producentów właściciel samochodu powinien zakupić nowe dwumasowe koło zamachowe i zlecić jego montaż w odpowiednim warsztacie.
box:offerCarousel
Wysoki koszt wymiany może być jeszcze większy, gdyż w większości przypadków powinno się także wymienić sprzęgło na nowe. Jest to opłacalne, ponieważ za robociznę płaci się wówczas jednorazowo, a do tego niewymienione, uszkodzone sprzęgło niszczy dwumasowe koło zamachowe. Przy okazji warto sprawdzić, w jakim stanie są uszczelki pomiędzy silnikiem a skrzynią biegów. Je także dobrze jest od razu wymienić na nowe. Bez trudu można zakupić zestaw, w skład którego wchodzi dwumasowe koło zamachowe i sprzęgło.
box:offerCarousel
W przypadku popularnych samochodów można znaleźć szereg zamienników, które są znacznie tańsze. Mówimy o zamiennikach porównywalnej jakości, z oznaczeniami i logo producenta, a nie o produktach bezmarkowych, które mogą rozsypać się po przejechaniu kilku tysięcy kilometrów. Nowe dwumasowe koło zamachowe do wielu aut można kupić już za mniej niż 2 tysiące złotych. W przypadku aut klasy wyższej czy SUV jego ceny mogą jednak przekroczyć nawet 5 tysięcy. A do tego trzeba doliczyć koszt sprzęgła i usługi mechanika.
Usunięcie dwumasowego koła zamachowego
W sklepach motoryzacyjnych i na aukcjach internetowych można zakupić kompletne zestawy zastępujące dwumasowe koło zamachowe. Taki zestaw jest dopasowany do konkretnego modelu samochodu. W jego skład wchodzi sztywne, jednomasowe koło zamachowe i tarcza sprzęgła o zmienionej konstrukcji. Ma ona większe tłumiki drgań skrętnych. Zestaw jest tańszy od wielu nowych, oryginalnych dwumasowych kół zamachowych, ale tylko niewiele tańszy od zamienników DKZ do popularnych aut.
Dlatego warto się zastanowić nad sensem jego montażu. Właściciel auta premium powinien być bowiem przygotowany na wyższe koszty jego utrzymania. Właściciel tańszego, popularnego auta może rozważyć kwestię zakupu zamiennika.
Montaż zestawu ze sztywnym, jednomasowym kołem zamachowym kosztuje tyle samo co montaż DKZ. Teoretycznie konstrukcja się sprawdza, ale tylko w autach z silnikami o małej mocy. Niestety, zdarzają się także problemy. W opinii mechaników bywały sytuacje, w których montaż zestawu zastępującego DKZ powodował przyspieszone zużycie skrzyni biegów i elementów układu napędowego.
Poza tym trzeba pamiętać o tym, że montaż zestawu zastępującego DKZ powoduje szereg niedogodności. W kabinie czuć drgania silnika. Słychać hałas w czasie pracy silnika (podczas jazdy i na biegu jałowym), słyszalne są także odgłosy w czasie uruchamiania i wyłączania jednostki napędowej. Jest zatem oszczędność (czasami pozorna, ze względu na możliwość uszkodzenia łożysk i synchronizatorów skrzyni biegów czy półosi napędowych), ale nie ma mowy o komforcie.
Drugi sposób, stosowany przez wyjątkowo zdesperowane osoby, to usunięcie dwumasowego koła zamachowego i montaż w jego miejsce standardowego, nowego koła zamachowego i zwykłego, nowego sprzęgła. To działanie kompletnie pozbawione sensu. Od razu odczuwalny będzie hałas i brak komfortu. W krótkim czasie dojdzie do awarii skrzyni biegów i innych elementów układu napędowego.
Ten sposób naprawy wybierają czasem osoby, które chcą sprzedać samochód, w którym doszło do uszkodzenia DKZ. Takich „okazji” trzeba oczywiście unikać, nawet w przypadku bardzo atrakcyjnej ceny i „nagłego wyjazdu” sprzedającego.
Osoba, która decyduje się na zakup auta z dwumasowym kołem zamachowym, powinna dbać o to, aby służyło ono jak najdłużej. DKZ wytrzymuje nawet 200 tys. km, ale tylko w autach, które są eksploatowane głównie na trasach i przez spokojnych kierowców. DKZ niszczy gwałtowne ruszanie, sportowa jazda, hamowanie silnikiem, ekojazda i gwałtowne puszczanie sprzęgła. | Czy można usunąć dwumasowe koło zamachowe? Czy jest to opłacalne? |
Układ hamulcowy jest jednym z najważniejszych mechanizmów w pojeździe. Pamiętajmy, aby regularnie dokonywać jego przeglądu. Wymiana klocków hamulcowych
Klocki hamulcowe są podstawowym elementem układu hamulcowego. To one podczas kontaktu z tarczą hamulcową przyczyniają się do zatrzymania pojazdu, mają więc ogromny wpływ na nasze bezpieczeństwo. Już pierwsze objawy ich zużycia powinny być sygnałem, że czas najwyższy dokonać ich wymiany.
box:offerCarousel
Same klocki nie należą do drogich części, a ich wymiana nie jest skomplikowana i nie pochłania dużo czasu, dlatego cena tej usługi w warsztacie nie powinna być wysoka. Jeżeli mamy duszę majsterkowicza, wymiany klocków hamulcowych możemy dokonać samodzielnie. Większość z nich wyposażonych jest w specjalne blaszki, które podczas hamowania wydają charakterystyczny metaliczny dźwięk, który informuje o konieczności ich wymiany.
Klocki, które nie zostały wyposażone w blaszki, w momencie znaczącego zużycia zaczynają piszczeć. Obecnie coraz więcej pojazdów jest wyposażonych w klocki, w których znajdują się specjalne czujniki. W momencie zużycia klocka pojawi się komunikat na desce rozdzielczej. W przypadku poruszania się po mieście wymiana klocków może być konieczna już po pokonaniu około 20 000 kilometrów. Jeżeli poruszamy się głównie w terenie niezabudowanym, klocki starczą nawet na 50 000 kilometrów.
Wymiana tarcz hamulcowych
Najprostszym sposobem na sprawdzenie, czy tarcze hamulcowe są do wymiany, jest zmierzenie ich grubości. Do pomiaru najlepiej użyć suwmiarki. W instrukcji obsługi tarcz hamulcowych znajdziemy wartość minimalną grubości tarczy. Jeżeli odczyt jest mniejszy, przystępujemy do wymiany. Możemy też pokusić się o ich ocenę wzrokową.
box:offerCarousel
W przypadku, gdy widoczne są duże ranty lub mikropęknięcia, nie zwlekajmy z wymianą. W wielu przypadkach rant możemy spróbować usunąć przez przetoczenie. Pamiętajmy, że tarcza po przetoczeniu musi być grubsza niż minimalna wartość podana przez producenta. Częstotliwość wymiany tarczy hamulcowej, podobnie jak klocków, jest uzależniona od wielu czynników. W przypadku dynamicznej jazdy tarcze mogą być zużyte nawet po 25 000 kilometrów, a w przypadku spokojnej jazdy pozamiejskiej ich żywotność będzie wynosić około 100 000 kilometrów.
Wymiana płynu hamulcowego
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Płyn hamulcowy znajdujący się w układzie wraz z upływem czasu traci swoje właściwości. Płyn jest higroskopijny, czyli wchłania wilgoć – im większa zawartość wody w płynie hamulcowym, tym niższą ma temperaturę wrzenia. Według zaleceń producentów wymiana płynu powinna odbywać się raz na dwa lata lub co 60 000 kilometrów. Pamiętajmy, że nowoczesne pojazdy wyposażone w ABS lub ESP są szczególnie wrażliwe na jakość płynu. W takich systemach ważna jest nie tylko temperatura wrzenia, ale również odpowiednia lepkość płynu. Poza tym regularnie sprawdzajmy stan płynu hamulcowego.
Dobrym zwyczajem jest, aby podczas wymiany oleju i filtrów poprosić mechaników o sprawdzenie stanu układu hamulcowego. | Eksploatacja hamulców. Kiedy i co wymieniać? |
Urlop zbliża się wielkimi krokami, a ty nie masz czasu na bieganie po sklepach i spędzenia długich godzin w centrum handlowym? Spokojnie, przygotowaliśmy specjalny poradnik na zakupy last minute, a w nim listę najpotrzebniejszych rzeczy. Wakacyjny niezbędnik
Twój wakacyjny ekwipunek zależy oczywiście od miejsca, w które się wybierasz. Jednak pewne przedmioty przydadzą się wszędzie na świecie. Przeczytaj, co radzimy zabrać ze sobą, po czym zastanów się spokojnie, czy wszystko już masz.
Lista rzeczy niezbędnych na wakacjach
1. Krem z filtrem przeciwsłonecznym
Jest to pozycja obowiązkowa dla każdego. Nieważne, czy jedziesz w góry, nad rzekę czy nad morze – ochrona przed słońcem jest istotna w każdym miejscu, czy to w Polsce, czy za granicą. Promieniowanie słoneczne działa na nas również wtedy, kiedy nie zdajemy sobie z tego sprawy. Dlatego tak ważne jest, by stale stosowaćfiltr, nawet jeśli słońca jest ukryte za chmurami. Filtr do twarzy powinien być mocniejszy niż do ciała.
2. Okulary przeciwsłoneczne
Nie ma wakacji bez okularów przeciwsłonecznych! Jest to rzadkie połączenie stylu i praktyczności. Gdy nie będzie ci się chciało malować, wystarczy, że założysz ładne okulary przeciwsłoneczne, a na zdjęciu i tak wyjdziesz jak gwiazda. Obecnie praktycznie każdy fason jest modny, więc wybierz te, które naprawdę ci się podobają i nie bój się, że popełnisz modowe faux pas.
3. Kostium kąpielowy
Pozycja obowiązkowa, jeśli jedziesz nad wodę, ale nie tylko. Nawet jeśli zamierzasz chodzić po górach, kostium może ci się przydać, gdy zechcesz się wykąpać w górskim strumyku lub gdy po trudach wspinaczki pojedziesz do aquaparku. Kostiumy są leciutkie i nie zabierają miejsca, dlatego zawsze warto mieć je ze sobą. A nuż ci się przyda.
4. Nakrycie głowy
Kolejny obowiązkowy punkt dla każdego. Nakrycie głowy latem jest niezbędne, jeśli planujesz spędzać czas na świeżym powietrzu. Obecnie masz do wyboru różne rodzaje kapeluszy i czapek, zarówno damskich, jak i męskich. Warto je potraktować jako przydatny dodatek, który może się stać kropką nad i twojego stylu.
5. Wygodne buty
Choć każdy wie, że wygodne buty to podstawa, i tak rzadko poświęca się dużo czasu na ich zakup. Pomyśl, jaki urlop planujesz – aktywny czy relaksowy? Jeśli jedziesz na wakacje all inclusive i nie zamierasz ruszać się znad basenu, kup ładne plażowe klapki i espadryle na koturnie. Dwie pary butów w zupełności wystarczą. Jeśli jednak planujesz dużo chodzić, to wygodne buty sportowe i takież sandały to podstawa. Przypominamy: po górach nie chodzi się w klapkach.
6. Plecak/torba plażowa
Oczywista pozycja, jednak warto zdecydować, w czym będziesz nosić drobiazgi. Zabieranie skórzanej torby na plażę spowoduje tylko, że będziesz wyglądać śmiesznie, a sama torba się zniszczy. Plażowy koszyk jest uroczy i praktyczny, nie popsuje się, jeśli dostanie się do niego słona woda. Jeśli jedziesz na sportowe wakacje, nie bierz zwykłego plecaka, tylko kup sportowy, który został stworzony z myślą o tego typu wyprawach. Różne plecaki mają różne funkcje i właściwości, dlatego wybierz taki, który najbardziej ci się przyda.
7. Szorty
Jeśli nie jesteś fanką swoich nóg, będziesz musiała poświęcić więcej czasu na poszukiwanie dobrych krótkich spodenek. Możesz kupić ultrakrótkie albo do kolan, typu bermudy. Szortyw wakacje to podstawa, są wygodne i bardzo praktyczne. Nie gniotą się i zajmują mało miejsc. Warto się zaopatrzyć w jedną parę, czy jedziesz tylko na działkę, czy do nadmorskiego kurortu. Poza tym, chodząc w krótkich spodenkach, szybciej opalisz nogi bez leżenia plackiem na plaży.
8. Lekka tunika
Lekka tunika jest idealna na wakacje. Musi być przewiewna, dość krótka i niekrępująca ruchów. Zarzucisz ją na kostium kąpielowy, gdy pójdziesz do hotelowej restauracji coś zjeść. Jeśli nie jesteś zadowolona ze swojej figury, możesz siedzieć w tunice na plaży i nikt nie będzie się dziwnie patrzył. Przyda się także, gdy poparzy cię słońce i trzeba będzie ukryć czerwony dekolt oraz ramiona. | Przedurlopowe zakupy na ostatnią chwilę |
Modem GSM do komputera to urządzenie zapewniające łączność z Internetem z wykorzystaniem karty SIM. W sprzedaży obecnych jest mnóstwo urządzeń tego typu od wielu producentów. Modemy GSM różnią się nie tylko ceną, ale także parametrami. Podpowiadamy, jak dobrze wybrać modem GSM do 150 zł. Urządzenie nazywane modemem GSM można podłączyć do komputera. Dzięki umieszczeniu w środku karty SIM antena znajdująca się w obudowie takiego akcesorium może nawiązać łączność z pobliską stacją bazową operatora telefonii komórkowej. Pozwoli to na nawiązanie połączenia z Internetem z dowolnego miejsca objętego zasięgiem sieci.
Jak podłączyć modem GSM do komputera?
Dawniej modemy do komputera można było podłączyć za pomocą specjalnego slotu na karty rozszerzeń. Dzisiaj już nie stosuje się takiego rozwiązania. Modemy GSM podłącza się najczęściej za pośrednictwem standardowego portu USB. Urządzenia tego typu wyglądają podobnie jak pendrive i umieszcza się je w porcie komputera w taki sam sposób jak pamięć przenośną.W sprzedaży są też modemy GSM łączące się z komputerem za pośrednictwem sieci bezprzewodowej. Takie modemy GSM nazywane są kieszonkowymirouterami oraz Mi-Fi. Akcesoria tego typu generują bezprzewodową sieć Wi-Fi, z którą może połączyć się komputer, tablet lub smartfon. Zaletą tego rozwiązania jest znacznie większa wygoda, a wadą konieczność pamiętania o ładowaniu akumulatora.
Blokada simlock i Aero2
Modemy GSM, podobnie jak telefony komórkowe, są sprzedawane przez operatorów telefonii komórkowej. Na aukcjach internetowych można znaleźć produkty nabyte w tym kanale sprzedaży. Zdarza się, że modem GSM ma blokadę simlock, która uniemożliwia użycie karty od innego operatora niż ten, u którego urządzenie zostało nabyte przez pierwszego właściciela.Kupując modem GSM, warto zwrócić też uwagę na to, czy jest on kompatybilny z siecią Aero2. Nie wszystkie urządzenia z tego segmentu wspierają odpowiedni zakres częstotliwości. Taka karta pozwala, po uiszczeniu kaucji i odebraniu karty SIM, skorzystać po spełnieniu kilku warunków z bezpłatnego połączenia internetowego o ograniczonej prędkości.
Czy potrzebny jest slot na kartę microSD?
Niektóre modemy GSM są jednocześnie czytnikami kart microSD. Szukając sprzętu w cenie do 150 zł, warto się jednak zastanowić, czy musi to być urządzenie wielofunkcyjne.Osoby posiadające już czytnik kart microSD lub niepotrzebujące takiego akcesorium powinny rozważyć zakup innego modelu. Może on być tańszy lub mieć lepsze inne parametry.
Modem GSM – 3G czy LTE?
Modemy GSM podobnie jak smartfony mogą obsługiwać różne zakresy częstotliwości oraz łączyć się z sieciami 3G i 4G. Przed zakupem modemu warto sprawdzić, jakie sieci obsługuje posiadany plan taryfowy Internetu mobilnego.Jeśli użytkownik nie ma zamiaru korzystać z sieci LTE, nazywanej też siecią 4G, to zakup tańszego przenośnego modemu GSM obsługującego wyłącznie sieci 2G i 3G może okazać się lepszym pomysłem niż modemu podłączanego przez USB obsługującego LTE.Kupując modem GSM, warto też sprawdzić, czy umożliwia on wymuszenie połączenia z siecią 3G lub 4G, czy zawsze będzie się przełączał automatycznie na najlepszy możliwy nadajnik. Może mieć to znaczenie w abonamentach z nielimitowanym transferem wyłącznie w ramach LTE.Modem GSM to przydatny gadżet, który umożliwi połączenie się z siecią niemal w każdym miejscu. W cenie do 150 zł można kupić już dobrej jakości urządzenie, które będzie odpowiadało naszym potrzebom.
Uwaga! W dniach od 13 listopada do 13 grudnia szukaj promocyjnych ofert modemów GSM na Festiwalu Okazji! Tylko tam router 3G Nexpring w rewelacyjnej cenie 25 zł! | Wybieramy modem GSM do 150 zł |
Zanim wyruszysz z rodziną w wakacyjną podróż, upewnij się, że wasza apteczka wypełniona jest niezbędnymi medykamentami i kosmetykami. Wśród nich nie może zabraknąć kosmetyków chroniących skórę przed słońcem – także tych przeznaczonych dla dzieci. Są one niezwykle ważne, bowiem delikatna skóra dziecka narażona jest na szkodliwe działanie promieni, przed którymi należy ją chronić. Cechy kremu przeciwsłonecznego dla dzieci
Szukając odpowiedniego kosmetyku, bierzemy pod uwagę to, jakiego rodzaju jest nasza skóra, jaki chcemy uzyskać efekt przy stosowaniu specyfiku i jaki skład jest dla nas najbardziej optymalny. Podobnymi kryteriami należy kierować się, wybierając kosmetyk na słońce dla naszych pociech. Przede wszystkim sprawdźmy, czy krem, który zamierzamy kupić, jest przeznaczony dla dzieci i od jakiego wieku.
Pamiętajmy, że niemowląt nie wystawia się na słońce, ale warto mimo to stworzyć na ich skórze bezpieczną warstwę, zwłaszcza jeśli jesteśmy miłośnikami długich spacerów. Preparaty dla niemowląt powinny mieć adnotację, że są przeznaczone dla dzieci poniżej 1. roku życia. Oznaczenie 0+ informuje, że można stosować go już od pierwszego dnia życia.
Inną ważną informacją, na którą powinniśmy zwrócić uwagę przed wyborem produktu jest to, czy kosmetyk chroni przed dwoma rodzajami promieniowania, czyli UVA i UVB. Ważny jest także wskaźnik ochrony przeciwsłonecznej SPF. W pochmurne dni, gdy słońce nie doskwiera zbyt mocno, wystarczą kremy SPF 10. Przy mocnym nasłonecznieniu warto stosować kremy o SPF 30. Jeśli planujemy spędzić dzień na plaży albo wybieramy się na wakacje w gorące południowe kraje, zdecydowanie przyda się krem o SPF 40. Dostępne są także kremy 50+, które są przeznaczone dla dzieci reagujących alergicznie na słońce.
W przypadku kosmetyków, zwłaszcza tych dla dzieci, ważny jest ich skład. Najlepiej, jeśli składniki kremu będą pochodzenia naturalnego. Unikajmy tych, w których składzie znajdziemy parabeny, konserwanty czy laurylosiarczan sodu, określany mianem SLS. Może on podrażniać, wywoływać stany zapalne, a nawet wywołać atopowe zapalenie skóry. Dodatkowym atutem kosmetyku jest wodoodporność. Taki preparat sprawdzi się zwłaszcza u starszych dzieci, które często bawią się w wodzie.
Polecane kosmetyki
Jednym z popularnych kremów na słońce jest Nivea Baby Sun. Ma on system filtrów UVA i UVB, które chronią przed poparzeniem słonecznym i uszkodzeniami skóry. Dodatkowo zawiera witaminę E i wyciąg z aloesu, który nawilży skórę dziecka. Nie ma w składzie parabenów ani barwników, jest kosmetykiem bezzapachowym, przeznaczonym dla dzieci powyżej 3. miesiąca życia.
Także Soraya stworzyła linię kosmetyków na słońce przeznaczoną dla najmłodszych. Znajdziemy wśród nich wodoodporne balsamy do opalania z SPF 20, 30 i 50. Wart uwagi jest balsam po opalaniu, który nawilży i ukoi wysuszoną skórę po zabawie na słońcu.
Popularne jest ochronne mleczko do opalania dla dzieci i niemowląt Bielenda Bikini. Wyróżnia go przyjemny zapach lodów, które dzieci uwielbiają. Ma SPF 50, nawilża skórę dziecka podczas harców na słońcu. Jego atutem jest wodoodporność i niska cena.
Dobrym wyborem będzie także Pharmaceris Baby. Preparat jest hipoalergiczny i ma wysoką tolerancję oraz skuteczność podczas stosowania. Polecany jest do skóry normalnej, nadwrażliwej, a nawet atopowej. Chroni przed promieniowaniem UVA i UVB. Nie zawiera parabenów, alergenów ani chemicznych filtrów. Ma pozytywną opinię Instytutu Matki i Dziecka.
Wśród polecanych kosmetyków warte zakupu są także środki do opalania Eco Cosmetics, Lavera czy Alphanova. Przeznaczone są dla dzieci i niemowląt, mają naturalne składniki i nie zawierają syntetycznych środków barwiących czy zapachowych. Są to kosmetyki ekologiczne, które mogą być stosowane przez wegan. | Przegląd kosmetyków na słońce dla dzieci |
Mogłoby się wydawać, że wraz z pojawieniem się Apple Watcha – pierwszego smart zegarka marki Apple, dla użytkowników iPhone’ów nie będzie już żadnej sensownej alternatywy. Nic bardziej mylnego. Apple Watch – pierwszy, ale nie jedyny
Apple Watch – pierwszy smart zegarek marki Apple – rozkochał w sobie miliony użytkowników i to pomimo dostępności w zaledwie kilku krajach na świecie. Jednak nie każdemu użytkownikowi iPhone’a zegarek Apple się podoba. Jedni zarzucają mu kiepskie parametry i zbyt krótki czas pracy na baterii. Innym nie odpowiada jego wzornictwo, które za bardzo odstaje od klasycznego wyglądu zegarka.
Problemem jest również cena. Brak oficjalnej dystrybucji w naszym kraju oraz popyt przewyższający podaż mocno wywindował ceny na Allegro. Tym, których Apple Watch najzwyczajniej w świecie rozczarował, polecamy produkty innych marek, które również współpracują z iPhonem, a przy tym są pozbawione wytykanych mu wad.
Cogito Classic – połączenie klasycznej koperty zegarka z funkcjami smart
Francuski producent przy tworzeniu tego czasomierza skorzystał ze światowej sławy projektanta Xaviera Houva. Ten smartwatch swoim wyglądem nie różni się od tradycyjnych zegarków. Natomiast wśród smartwatchów wyróżnia go właśnie klasyczne wzornictwo z umiejętnym połączniem funkcji smart. W ofercie jest dostępnych kilka wersji modelu Classic, różniących się od siebie paskiem i kopertą.
W zależności od upodobań możemy wybierać Classic z paskiem gumowym, parcianym lub skórzanym. Dla najbardziej wymagających została przygotowana wersja z masywną, stalową bransoletą. Kiedy funkcje smart są wyłączone, zegarek pokazuje aktualną godzinę tradycyjnymi wskazówkami.
Do zasilania mechanizmu kwarcowego zastosowano małą baterię „zegarkową”. Funkcje smart zasila druga bateria CR2032. To gwarantuje, że nawet gdy po dłuższym czasie używania smartwatcha jego bateria zostanie wyczerpana, bez problemu będziesz mógł sprawdzić, która jest godzina. Monochromatyczny wyświetlacz LCD powiadamia użytkownika o zdarzeniach (nowy mail, nieodebrane połączenie, nowy SMS lub wiadomości na portalach społecznościowych). Dodatkowo wyświetlana jest informacja, kto do nas dzwoni lub pisze.
Zegarek komunikuje się ze smartfonem przy pomocy Bluetooth 4.0 w wersji LE. Dzięki temu jedna bateria pozwala na kilka tygodni intensywnej pracy. Czas ten ulegnie skróceniu podczas korzystania z wbudowanych funkcji fitness (takich jak liczenie kroków, spalonych kalorii i przebytego dystansu). Zegarek jest wodoszczelny. Można z nim nie tylko brać prysznic czy pływać, ale również nurkować. W zależności od tego, jaka koperta i pasek nas interesuje, zegarek Cogito Classic można kupić na Allegro już od około 400 złotych.
Pebble – dziecko crowdfundingu
Ten smartwatch narodził się w 2012 roku za sprawą ogłoszenia na popularnej platformie pozwalającej zbierać fundusze od internautów na stworzenie ciekawych projektów i urządzeń – Kickstarter.
Obecnie możemy wybierać miedzy dwoma modelami Pebble – Steel oraz Original. Pierwszy charakteryzuje się klasycznym wzornictwem. Koperta i bransoleta zostały wykonane ze stali. Natomiast Pebble Original jest tańszą alternatywą. Jego obudowa została wykonana z wysokiej jakości tworzywa sztucznego. Zegarek wyposażono w graficzny ekran typu E-Paper, który do pracy wymaga niewiele energii elektrycznej. Dzięki temu jedno pełne ładowanie umożliwia nieprzerwaną pracę przez tydzień.
Za pomocą tego czasomierza możemy kontrolować odtwarzacz muzyczny telefonu, monitorować aktywność fizyczną i sen oraz korzystać ze wszystkich funkcjonalności zegarka na stałe podłączonego do smartfonu – sprawdzać powiadomienia, wiadomości czy odrzucać połączenie od osoby, której numer i nazwa wyświetli się na tarczy.
To jednak nie wszystkie możliwości Pebble, gdyż we wbudowanej platformie sprzedażowej dostępne są tysiące różnych tarcz pozwalających spersonalizować wygląd smartwatcha oraz aplikacji wzbogacających funkcjonalność Pebble. Watch Pebble jest wodoszczelny. Pozwala nurkować do 50 m pod wodą. Najtańszy model Pebble kosztuje na Allegro około 500 złotych.
Cogito POP – analogowy zegarek z cyfrowym powiadamianiem
Nie posiada wyświetlacza, a mimo to pozwala na powiadamianie o najważniejszych zdarzeniach bez zerkania na telefon. Dzięki systemowi podświetlanych diodami LED ikon znajdujących się na tarczy Cogito POP, jednym zerknięciem na zegarek dowiesz się o nieodebranych wiadomościach SMS, mailach czy połączeniach. Dzięki temu zegarkowi w sposób niezwykle dyskretny sprawdzisz wszystkie powiadomienia. Oprócz tego POP pozwala kontrolować muzykę zapisaną w pamięci iPhone’a, lokalizować zagubiony telefon czy zdalnie wykonać zdjęcie, wykorzystując zegarek jako spust migawki aparatu.
Cała ta funkcjonalność została zamknięta w zegarku wykonanym z wysokiej jakości tworzywa sztucznego z gumowym paskiem. Cogito POP są dostępne w wielu różnych kolorach. Niewielkie rozmiary koperty, lekkość, kolorystyka i wykonanie sprawiają, że może to być świetny smartwatch dla modnej kobiety lub dziecka. Zegarek komunikuje się za pomocą Bluetooth 4.0. Bateria CR2032, która go zasila, pozwala na pracę przez długie tygodnie. Zakup Cogito POP to wydatek niewiele ponad 200 złotych.
Withings Activité – nie do końca smart, ale bardzo fitness
Są użytkownicy iPhone’a, dla których posiadanie zegarka, który co chwila wibruje i informuje ich o każdej wiadomości, połączeniach czy like’u na Facebooku jest mocno drażniące i niepotrzebne. Z chęcią jednak włożą dobrze wyglądający czasomierz, który przy okazji będzie monitorował ich aktywności fizyczną i sen. Odpowiedzią na takie potrzeby jest produkt znanej francuskiej firmy Withings. Withings Activité to zegarek zaprojektowany w Paryżu, wykonany przez największych fachowców od tworzenia zegarków – Szwajcarów.
Zegarek wyprodukowano z wysokiej jakości materiałów. Koperta została zrobiona ze stopu stali nierdzewnej 316L. Piękną ascetyczną tarczę chroni szafirowe szkło odporne na zarysowania i uszkodzenia mechaniczne. Całość dopieszcza pasek wykonany z wysokiej jakości skóry cielęcej. Activité to zegarek analogowy, pozbawiony jakiegokolwiek wyświetlacza. Nie zobaczymy na jego tarczy ani kto dzwoni, ani żadnych innych powiadomień. Po co więc tu łączność Bluetooth? Do przesyłania informacji o naszej aktywności fizycznej oraz jakości snu.
Wbudowane sensory pozwalają liczyć kroki, przebyty dystans oraz spalone kalorie. Ponadto podczas snu Activité sprawdza, jak często się przebudzamy i wiercimy. Rano zegarek obudzi nas cichym budzikiem w postaci wibracji, co doceni szczególnie nasza druga połowa, która wstaje później niż my. Zegarek jest wodoszczelny. Można z nim pływać w basenie, wówczas monitoruje i przedstawia nasze postępy w formie czytelnych wykresów. Wymienna bateria CR2025 pozwala pracować bez przerwy przez dobre kilka miesięcy. Zegarek od Withings nie jest tani. Na portalu Allegro można go obecnie kupić za 1900 złotych.
Krüger&Matz SmartWatch Classic – tani, nie znaczy kiepski
Aby kupić funkcjonalny smart zegarek, wcale nie trzeba wydawać dwóch czy więcej tysięcy złotych. Takie funkcje, jak prowadzenie rozmów głosowych przez zegarek, odczytywanie wiadomości SMS, a nawet odpisywanie na nie z poziomu tarczy zegarka są możliwe w urządzeniu dostępnym za niewiele ponad 300 złotych. Mowa o SmartWatch Classic zegarku marki Krüger&Matz.
Bezprzewodowa komunikacja Bluetooth 4.0 w standardzie Low Energy pozwala na 2 dni nieprzerwanej pracy smartwatcha. Wbudowanej baterii nie musimy wymieniać – jest ładowalna za pomocą dołączonego do zestawu kabla USB. Koperta tego czasomierza została wykonana z dobrej jakości materiału sztucznego w kolorze grafitowym. Natomiast pasek jest gumowy. Z poziomu dotykowego ekranu spersonalizujemy tarczę, zlokalizujemy nasz zagubiony telefon, możemy zarządzać odtwarzaczem muzycznym czy korzystać z prostych funkcji fitness (liczenie kroków, itd.).SmartWatch Classic posiada stopień ochrony przed kurzem, pyłem oraz wodą na poziomie IP67. Możemy go z powodzeniem używać w trudnych warunkach pracy, brać prysznic czy pływać. Zegarek można moczyć w wodzie przez 30 minut do maksymalnej głębokości 1 metra. SmartWatch Classic to przykład dobrej funkcjonalności dostępnej w rozsądnej cenie. Za nowy zegarek zapłacimy niewiele ponad 300 złotych. | Smartwatch dla użytkowników iPhone’a |
Wszyscy czekamy na „Cyberpunk 2077” od CD Projekt RED, ale już teraz można zagrać w znakomite pozycje utrzymane w tej futurystycznej konwencji. Mroczna przyszłość, w której społeczeństwo i człowieczeństwo definiowane są przez technologię, jest bliżej niż może nam się wydawać. Wiele wizji literackiego cyberpunka, wypracowanych w latach 80. ubiegłego wieku, dziś jest już rzeczywistością lub wręcz się zdezaktualizowało, co jednak nie przeszkadza wcale twórcom gier sięgać do tego gatunku. I najczęściej z powodzeniem, o czym poświadczą niżej wymienione, bardzo dobre gry, utrzymane właśnie w tej specyficznej stylistyce.
“Binary Domain”
„Binary Domain” to dość standardowa strzelanka w stylu „Gears of War”, jeśli spojrzeć na nią od strony samej rozgrywki. Ta japońska produkcja wyróżnia się jednak mocno swoją stroną fabularną i bardzo cyberpunkowymi pytaniami o przyszłość naszej cywilizacji w obliczu lawinowej automatyzacji robotyzacji, która może prowadzić do powstania Sztucznej Inteligencji… niekoniecznie przyjaźnie do nas, ludzi, nastawionej.
“Deus Ex: Bunt Ludzkości”
box:offerCarousel
Pierwszy „Deus Ex” to nie tylko klasyk cyberpunkowego gatunku i prekursor action-RPG, ale również jedna z najlepszych gier w historii. Kilka lat temu wskrzeszono serię za pomocą „Deus Ex: Bunt Ludzkości” a następnie kontynuowano w „Deus Ex: Rozłam Ludzkości”, obydwiema grami wyznaczając nowe standardy, jeśli chodzi o oprawę wizualną, narrację oraz wielowymiarową rozgrywkę.
“Gemini Rue”
Mała, niezależna, utrzymana w stylistyce retro gra przygodowa, która zabiera nas w mroczną przyszłość, łączącą klasyczny cyberpunk z klimatem rodem z kryminałów noir. „Gemini Rue” bazuje na wielu popularnych kliszach gatunkowych i opowiada przejmującą, zmuszającą do zastanowienia historię utraty kontroli nad technologią.
“Invisible Inc.”
Niezależna, mocno stylizowana wizualnie gra taktyczna, w której dowodzimy oddziałem futurystycznych cyber-szpiegów dokonujących kolejnych włamań do siedzib wielkich korporacji. Gra stawia na sprytne przemykanie w cieniu lub też pozostanie niezauważonym za pomocą hakowania systemów bezpieczeństwa. Konfrontacja w „Invisible Inc.” jest ostatecznością i może skończyć się nieodwracalną śmiercią jednego z naszych bohaterów.
“Observer”
box:offerCarousel
Jedyna polska gra na liście, dzieło studia odpowiedzialnego za horror „Layers of Fear”, jest również opowieścią grozy, osadzoną w mrocznym, futurystycznym… Krakowie. W „Observer” gracz wciela się w tytułowego Obserwatora, członka elitarnego oddziału korporacyjnej policji, potrafiącego włamywać się do umysłów podejrzanych i przeżywać ich wspomnienia. Tym razem jednak prowadzi własne śledztwo, poszukując zaginionego syna…
“Remember Me”
„Remember Me”, dynamiczna gra akcji francuskiego studia DONTNOD, kreśli przed nami niepokojącą wizję przyszłości, w której zdigitalizowane wspomnienia stają się rynkowym towarem. Gracz wciela się w Nilin, byłą złodziejkę wspomnień, która włamywała się do cudzych umysłów i kradła ich pamięć, a teraz budzi się w więzieniu i sama nic nie pamięta. Zadaniem gracza jest rozwiązanie tej zagadki i odkrycie mrocznych sekretów korporacji Memorize, monopolisty na rynku cyfryzacji myśli.
“Satellite Reign”
„Satellite Reign” to niezależna produkcja w konwencji gry taktycznej, nawiązująca mocno, i składająca jednocześnie hołd, klasycznemu „Syndicate”. Gracz kontroluje tutaj mały oddział wyspecjalizowanych cyber-najemników, którzy za właściwą cenę podejmą się każdego zlecenia. Gra osadzona jest w fantastycznie wykreowanym, czysto cyberpunkowym mieście przyszłości, które oglądamy z izometrycznej perspektywy.
“Shadowrun Returns”
box:offerCarousel
„Shadowrun Returns” i jego następca, „Shadowrun: Daggerfall” to gry role-playing utrzymane w konwencji retro i bazujące na jednym z najbardziej popularnych systemów fabularnych, Shadowrun. Łączy on w hybrydowy sposób klasyczne motywy cyberpunkowe z tymi znanymi z fantasy, więc możemy tutaj grać elfickim cyberninją czy też krasnoludzkim hakerem, którzy, na dodatek, pracują na zlecenie korporacji należącej do jednego ze… smoków.
“Transistor”
„Transistor” to wysmakowana uczta audio-wizualna, która przybrała formę niezależnej gry action-RPG. Gracz wciela się tu w młodą dziewczynę, która przypadkiem wchodzi w posiadanie potężnego cyber-miecza i musi z tego powodu walczyć o życie. Gra ta charakteryzuje się ciekawą rozgrywką i wciągającą fabułą, ale główną jej siłą jest niesamowita, pięknie stylizowana, futurystyczna oprawa wizualna oraz równie znakomita, zapadająca w pamięć ścieżka muzyczna.
“Watch Dogs”
Ta gra akcji z otwartym światem osadzona jest w naszej aktualnej rzeczywistości, w bardzo niedalekiej przyszłości i ma wiele cech charakterystycznych dla narracji cyberpunkowych. Główny bohater „Watch Dogs” to doskonały haker, który może włamać się wszędzie – do telefonu przechodnia, do bankomatu, do kamer bezpieczeństwa, do samochodowego autopilota a nawet do policyjnych komputerów kierujących systemami miejskimi. Gra patrzy niedaleko w naszą przyszłość i stawia bardzo ważne pytania o dostępność i bezpieczeństwo informacji.
Jedni uważają, że już żyjemy w cyberpunku. Inni twierdzą, że jest on tuż za rogiem. I tylko jedno jest pewne – następna gra osadzona w tych klimatach, wyczekiwany niecierpliwie na całym świecie polski „Cyberpunk 2077” od twórców „Wiedźmina”, pojawi się w sklepach nie wcześniej niż w 2020 roku. Te dwa lata wyczekiwania mogą wszystkim fanom gatunku uprzyjemnić gry z powyższej listy lub też inne, nie wymienione tutaj, lecz też warte uwagi produkcje, które również odwołują się do tej oddziałującej na wyobraźnię stylistyki. | Cyberpunk - mroczna przyszłość w grach |
Niewiele książek miało ostatnimi czasy tak dużą reklamę jak „Starość aksolotla” Jacka Dukaja. Każdej książki tego autora zawsze niecierpliwie wypatrują miłośnicy fantastyki, a tym razem apetyt został jeszcze zwiększony zapowiedziami, iż będzie to coś zupełnie nowego – może nawet nie w samej treści, co w formie. Sama decyzja, by wydać ten tytuł jedynie w formie e-booka, była odważna – oto po raz pierwszy dostajemy nie książkę przerobioną na cyfrową wersję, ale produkt od początku pomyślany i dedykowany do lektury jedynie na urządzeniach elektronicznych – czytnikach, tabletach i komórkach.
Początek rewolucji?
Może i nie jest to jeszcze nic tak przełomowego jak 3D czy techniki komputerowe w kinie, ale w pewien sposób wydawcy wraz z autorem pokazują kierunek i zadają pytanie – czy tak będzie wyglądać książka w przyszłości? Nie tylko sam tekst jest tu ważny. Został on obudowany wieloma dodatkami, które mają nam pomóc lepiej poznać świat, jaki widzimy w powieści – począwszy od klimatycznych ilustracji Marcina Panasiuka (w jakości HD), ekslibrisów rozpoczynających każdy podrozdział, mnóstwa przypisów odsyłających nas do opisów różnych pojęć, wyjaśniania genealogii nazw i wydarzeń, a zakończywszy na projektach robotów stworzonych przez Alexa Jeagera (to ten od „Transformersów”), które można wydrukować w 3D.
Poczekajmy jeszcze trochę i rzeczywiście książka do nas zaśpiewa, będziemy ją mogli poczuć albo część wydarzeń będzie rozgrywać się na naszych oczach niczym film. Bajka? Jeszcze kilka lat temu na widok człowieka z czytnikiem stukano się w głowę, że czyta na kalkulatorze.
Dla mnie wciąż jednak najważniejszy w książce jest tekst
I na szczęście Jacek Dukaj jak zwykle nie zawodzi. Choć tym razem dostajemy do rąk jedynie minipowieść (raptem niecałe 160 stron), to autor nie tylko kreśli przed nami ciekawą wizję świata, ale i zadaje pytania o to, co stanowi o ludzkim istnieniu, o człowieczeństwie. Ciało? Umysł? Niepowtarzalność? Czy nawet jeżeli wszystko sprowadzimy do cyfrowych danych, do oprogramowania, to nadal będzie można mówić o osobowości ludzkiej? Czy taka cyfrowa kopia naszego umysłu będzie miała zdolność rozwoju? Uczuć? Wiary? Szaleństwa?
Tak oto kończy się świat – nie hukiem, lecz wizgiem metalu
Oto kosmiczny kataklizm spustoszył ziemię, zabijając na niej wszystkie organizmy żywe. Nieliczni ludzie, widząc nadchodzącą z każdą godziną katastrofę, zdecydowali się wykorzystać oprogramowanie używane np. do gier komputerowych, by przekopiować swoje umysły do rzeczywistości wirtualnej. Życie na ziemi toczy się dalej, ale tylko w formie cyfrowych danych, indywidualnych dla każdego z uratowanych, przenoszonych na kolejne serwery, kopiowanych czy wgrywanych do maszyn/robotów, które dają namiastkę ciała.
Hardware’owa depresja
Dukaj kreśli wizję wyjątkowo smutną, melancholijną opowieść pełną nostalgii za ziemią sprzed zagłady, tęsknoty za tym, by zamiast tych wszystkich cholernych nowinek technicznych, które dają masę możliwości (błyskawicznego kontaktu, przekazywania informacji), móc cieszyć się emocjami, ich odcieniami, budowaniem relacji, prostymi przyjemnościami. Budowanie cywilizacji od nowa też wcale nie okazuje się rzeczą prostą. Choć tym razem osobowość ludzka ma zupełnie inny wymiar, jest obdarzona nie tylko ograniczeniami, ale i przywilejami (jak nieśmiertelność), to ciągnie się za nią wszystko to, co było przekleństwem ludzi. Podziały, wojny, zdrady, fanatyzm, nienawiść, szaleństwo, wizje, w których nie ma miejsca dla innych. Czyż to nie smutne?
„Starość aksolotla” to fascynująca postapokaliptyczna wizja i lektura na pewno niebanalna, choć język, jakim to jest napisane, mnóstwo niuansów technologicznych i żargonu informatycznego (a może raczej rodem z gier komputerowych) nie ułatwiają lektury. Warto jednak spróbować, zarówno ze względu na treść, jak i na sposób wydania. A cena, jaką Allegro proponuje, czyli 10 złotych, to naprawdę niedużo.
Zobacz także inne książki Jacka Dukaja. | „Starość aksolotla” Jacek Dukaj – recenzja |
Naprawa złamanej nogi w konsolce oraz wymiana blatu to czynność, z którą poradzi sobie prawie każdy majsterkowicz. Potrzeba do tego kilku narzędzi stolarskich i nieco umiejętności. Naprawianie mebla to za każdym razem inna historia i za każdym razem trzeba zastosować inne metody i narzędzia. Tym razem trzeba naprawić konsolkę z dwiema złamanymi nogami oraz blat tak uszkodzony, że nadaje się tylko do wymiany. Poniżej przedstawimy krok po kroku, jak przywrócić blask meblowi.
Przygotuj:
klej stolarski,
ściski stolarskie,
wiertarkę,
wkręty,
kołki stolarskie,
tarczę do szlifowania,
młotek,
deseczki,
farby,
szablon.
Krok 1.
Konsolka ma dwie złamane nogi tuż pod podstawą blatu.
Krok 2.
Na szczęście złamanie jest w linii ukośnej, co zwiększa powierzchnię klejenia.
Krok 3.
Tak wygląda ułamany element, który pozostał w konstrukcji konsolki.
Krok 4.
Oczyszczamy powierzchnię złamania (przy podstawie oraz nogi) i smarujemy ją klejem do drewna.
Krok 5.
Przykładamy złamaną nogę, wpasowując ją w odpowiednie miejsce.
Krok 6.
Obie części dociskamy do siebie ściskami stolarskimi. Pod ściski warto włożyć deseczki, aby zwiększyć powierzchnię docisku i zapobiec odgnieceniom na drewnie. Zostawiamy do wyschnięcia.
Krok 7.
Konstrukcję należy dodatkowo wzmocnić wkrętami i kołkami stolarskimi. W tym celu robimy otwór wiertarką.
Krok 8.
Mocujemy wkręt, który przyciągnie do siebie oba klejone wcześniej elementy.
Krok 9.
Obok wiertarką robimy drugi otwór.
Krok 10.
Wkładamy do niego kołek stolarski wcześniej posmarowany klejem. Jego zadaniem jest utwardzenie i wzmocnienie klejonych elementów.
Krok 11.
Kołek wbijamy młotkiem.
Krok 12.
Wygładzamy miejsce, w którym są mocowania.
Krok 13.
Ze sklejki wycinamy odpowiedni rozmiar blatu. W miejscach, w których będzie zamocowany do podstawy, wiercimy otwory (w każdym narożniku po jednym).
Krok 14.
Kołki stolarskie znajdujące się w podstawie konsolki smarujemy klejem stolarskim.
Krok 15.
Nakładamy blat, celując znajdującymi się w nim otworami w kołki stolarskie w podstawie, i dobijamy młotkiem gumowym. Pod młotek warto podłożyć deseczkę, aby nie uszkodzić powierzchni blatu.
Wyrzucenie tej pełnej wdzięku konsolki byłoby ogromnym błędem. Wprawdzie naprawienie jej wiązało się ze sporym nakładem pracy, ale w rezultacie opłacało się, ponieważ zyskaliśmy piękny mebel oraz satysfakcję z własnoręcznie wykonanej naprawy. | Naprawa konsolki |
Warsztat domowy to miejsce, w którym odnajdzie się każdy majsterkowicz. Narzędzia i inne urzadzenia nie powinny jednak bezładnie spoczywać w każdym kącie. Odpowiednie uporządkowanie i pogrupowanie znacznie ułatwi pracę. Sprawdź, jak utrzymać ład w tym pomieszczeniu. Porozrzucane gwoździe, śruby i inne drobiazgi sprawiają, że trudno jest cokolwiek odnaleźć. Bywa to szczególnie uciążliwe podczas prac remontowych. Nawet, jeśli jesteś tylko majsterkowiczem, zadbaj o to, aby twoje narzędzia znajdowały się w odpowiednim miejscu. Rozmieść je tak, by mieć do nich łatwy i szybki dostęp w razie potrzeby.
Przestrzeń
Na początku zastanów się, ile miejsca chcesz przeznaczyć na przechowanie narzędzi i innych materiałów (wszelkiego rodzaju uszczelek, pozostałości farb, klejów itp.). Idealnie, jeśli będzie to kilka metrów kwadratowych. Wtedy powinien znaleźć się tam regał, szafka (stojąca lub na kółkach) i różnego rodzaju skrzynki. Możliwość takiego zagospodarowania przestrzeni pojawia się zazwyczaj w domach jednorodzinnych.
Jeśli nie dysponujesz dodatkowym pomieszczeniem, pomyśl o szafie gospodarczej (najlepiej wnękowej). Oprócz sprzętów niezbędnych w gospodarstwie domowym, zmieszczą się tam narzędzia niezbędne do majsterkowania. Zamontuj w niej wysuwane półki i metalowe kosze albo umieść pojemną skrzynkę narzędziową.
Szafki i wózki
To niezbędnik każdego domowego warsztatu. Pomogą utrzymać porządek i odpowiednio zagospodarować przestrzeń. Wybierając szafki czy wózek, zwróć uwagę na ich ergonomię i trwałość. Zazwyczaj zrobione są z metalu lub aluminium i wyposażone są w szuflady. Obecnie producenci prześcigają się w pomysłach, jak zachęcić klienta do zakupu ich produktu. Możesz więc przebierać w rodzajach i wzorach. Na rynku znajdziesz szafki uzupełnione o dodatkowe akcesoria. Mogą to być różnego rodzaju pojemniki,zawieszki czy tablice perforowane. Wszystko po to, by stworzyć funkcjonalne i wygodne miejsce pracy. Do wyboru masz również szafki z wyposażeniem gotowym do użytkowania. Meble projektowane są tak, aby zapewnić komfort i ułatwić dostęp do narzędzi.
Wiszące półki
Pomocne przy zorganizowaniu warsztatu mogą okazać się wiszące półki. Umieścisz na nich rzeczy, których nie trzeba mieć zawsze pod ręką. Nie zajmują przestrzeni podłogowej, więc idealnie sprawdzą się w niewielkich pomieszczeniach. Wybór materiału, z którego są zrobione, uzależniony będzie od tego, co zamierzasz na nich przetrzymywać. Do farb, klejów i innych substancji chemicznych lepiej zamontować półki metalowe. Pojemniki z gwoździami i innymi drobiazgami śmiało możesz postawić na drewnie.
Inne pomysły
Jeśli dysponujesz dość dużą przestrzenią, możesz dodatkowo zakupić stół, który będzie twoim miejscem pracy. Musi być stabilny, trwały i wyposażony w pomocnicze półki. Wiąże się to jednak z dodatkowymi kosztami. Jeśli twój budżet jest ograniczony, a przestrzeń niewielka, funkcję blatu może równie dobrze spełniać szafka narzędziowa.
W domowym warsztacie egzamin zdadzą również wszelkie skrzynki, torby i organizery. Ich największą zaletą jest poręczność i możliwość szybkiego przenoszenia z miejsca na miejsce. Zamiast nieustannego szukania odpowiednich narzędzi, możesz je mieć zawsze pod ręką. Szczególnie przydadzą się, kiedy trzeba będzie naprawić usterkę w innej części domu.
Bezpieczeństwo
Praca w domowym warsztacie ma być nie tylko komfortowa, ale również bezpieczna. Na rynku pojawia się coraz więcej mebli, które mają gumowe albo miękkie wykończenia. Narzędzia powinny być solidnie umieszczone na swoim miejscu . Jeśli do pomieszczenia mają dostęp dzieci, zwróć szczególną uwagę na to, by narzędzia znajdowały się poza zasięgiem twojej pociechy. W dobrze wyposażonym warsztacie powinien się także znajdować komplet odzieży ochronnej.
Powszechnie wiadomo, że ład i porządek poprawia jakość pracy. Jeśli zadbasz o swój kącik do majsterkowania, zapewnisz sobie komfort i wygodę. Wybierz takie meble, które poprawią funkcjonalność pomieszczenia i ułatwią dostęp do narzędzi. Pamiętaj przy tym o bezpieczeństwie. | Jak utrzymać porządek w domowym warsztacie? |
Każdy, kto w czasie studiów lub później wynajmował mieszkanie i próbował stylowo je urządzić, ma świadomość, jakie to wyzwanie. W kawalerkach i na stancjach rzadko można cieszyć się naprawdę dobrym standardem. Na ich wyposażenie najczęściej składają się przypadkowe meble – staromodne regały, tapczany lub masywne kanapy, niepasujące do siebie biurka i biblioteczki. Co zrobić, aby z wynajmowanego mieszkania uczynić ładne i przyjemne miejsce, w którym chce się spędzać czas? Zrób przemeblowanie
Nie każdy właściciel wyraża zgodę na usunięcie z mieszkania wszystkich lub części mebli, ale wielu nie ma nic przeciwko temu i umożliwia przeniesienie niektórych elementów wyposażenia na przykład do piwnicy. Warto skorzystać z takiego rozwiązania. Jeśli jednak nie możesz zmienić umeblowania, nie przejmuj się – wiele niedoskonałości wnętrza można zamaskować niewielkim kosztem. Jak to zrobić?
Jeżeli wynajmowane mieszkanie jest niewielkie i ciasne, a właściciel wyraża zgodę na zmianę wyposażenia, warto zadbać o poziomowe rozmieszczenie mebli. Można to zrobić przez zastąpienie regału lub biblioteczki wiszącymi półkami w ciekawym kształcie. Dobrze zaprojektowane i solidnie wykonane dostępne są już za mniej niż 60 zł. Tanio i efektownie zmienić można również szafę. Jeśli zależy ci na tym, aby zyskać na przestrzeni, a jednocześnie mieć miejsce na wszystkie ubrania, rozważ zakup stojącego, podłużnego wieszaka. Pokój od razu będzie wydawał się bardziej przestronny, a ty możesz wybierać spośród wielu wariantów.
Nie przejmuj się, jeśli zmiana mebli nie wchodzi w grę. Skorzystaj wówczas z tanich i efektownych folii samoprzylepnych, które całkowicie odmienią wnętrze, a w dodatku niczego nie zniszczą. Wzorzystą folią możesz ozdobić szafę, blat stołu, parapet, drzwi i wiele więcej, a wybierać możesz spośród całej gamy barw i wzorów. Warta uwagi jest samoprzylepna tablica kredowa czy intrygująca folia lustrzana – niezwykły efekt gwarantowany.
Zainwestuj w dodatki
Zakup drobnych akcesoriów to zdecydowanie najłatwiejszy i najbardziej opłacalny sposób urządzenia pokoju lub mieszkania, zwłaszcza jeśli masz w perspektywie jego zmianę. Na jakie dodatki zwrócić uwagę? Najlepiej zacząć od wyboru narzuty i poduszek na łóżko lub kanapę, ponieważ to właśnie na nie najczęściej zwraca się uwagę, wchodząc do pomieszczenia. Oferta sprzedawców jest tak szeroka, że bez problemu można odpowiednio dopasować je ze względu na kolor albo fakturę. Nie zapominaj też, że niewiele akcesoriów nadaje miejscu tyle charakteru, co odpowiednio dobrane zasłony – w nie także warto zainwestować.
Pamiętaj, że jasne dodatki optycznie powiększą pomieszczenie, dlatego jeśli masz wrażenie, że twoja sypialnia czy salon są ciasne i mało przestronne, zdecyduj się na akcesoria w odcieniach bieli, szarości albo delikatnych pasteli.
Nie zapominaj też o oświetleniu i mniejszych dodatkach, które nadadzą charakteru twojemu lokum. Odpowiedni abażur lampy może zdziałać cuda, całkowicie zmieniając światło w pokoju. Papierowy, ale solidny klosz, który pomoże rozjaśnić pomieszczenie, kupisz już mniej niż 5 zł. Innymi tanimi dodatkami, które zmienią wnętrze, są zapachowe świece albo wazony na kwiaty – ładne i bardzo praktyczne. Fani roślin doniczkowych mogą urozmaicić mieszkanie za pomocą pięknych osłon na donice.
Nie zapominaj o ścianach
Wynajmowane mieszkania nie zawsze pozwalają na drastyczną metamorfozę ścian – przyklejenie tapet albo malowanie często nie wchodzi w grę ze względu na duży koszt albo brak zgody właściciela. Co więc można zrobić, aby poprawić wygląd pomieszczeń bez remontu i dużych inwestycji? Nie trzeba wiele, aby zakryć nieestetyczną ścianę, ożywiając przy tym całe wnętrze. Ilustracje i fotografie mogą zdziałać cuda. Zdjęcia będą wzbudzać mnóstwo dobrych wspomnień, dodając przy okazji bardziej przytulnego wyrazu całemu pomieszczeniu. Wariantów oprawienia i zaaranżowania fotografii jest bardzo wiele – możesz wybrać segmentowe ramki układające się w napisy lub wzory albo pojedyncze, które pozwolą ci rozmieścić zdjęcia dowolnie na ścianie albo półce. Oprawianie i wieszanie na ścianie kolorowych lub czarno-białych ilustracji jest coraz bardziej modne – rozważ tę opcję, jeśli zechcesz nadać swojemu wnętrzu charakteru.
Nie zapominaj też o plakatach i fototapetach – powieszenie ich na ścianie jest niezawodnym sposobem na zakrycie mało estetycznej przestrzeni. Pierwszy wariant będzie lepszy, jeśli nie dysponujesz dużą ilością miejsca, a zależy ci na posiadaniu interesującego dodatku. Fototapeta to zwykle większa inwestycja, dobrze prezentuje się na sporej przestrzeni. Wybór motywu i wzoru jest ogromnie szeroki – wszystko zależy od twojej wyobraźni i pomysłu na aranżację wnętrza.
Urządzenie wynajmowanego mieszkania wymaga dużej dozy kreatywności, ale przynosi też wiele satysfakcji. Akcesoria i dodatki nie są drogie, mogą jednak całkowicie zmienić każdy pokój i dodać mu niezwykłego charakteru. Warto poświęcić trochę czasu na ich odpowiedni wybór i aranżację, aby móc cieszyć się przytulnym i pięknym wnętrzem. Owocnych poszukiwań. | Jak urządzić wynajmowane mieszkanie? |
Na zapalenie zatok można zachorować w każdym miesiącu roku, jednak w okresie infekcyjnym (jesień-zima) wzrasta liczba zachorowań. Ocenia się, że co drugi Polak przynajmniej raz w życiu miał ostre zapalenie zatok, a ok. 15% cierpi z powodu przewlekłego zapalenia zatok przynosowych. Jak o siebie zadbać, żeby uniknąć tej nieprzyjemnej choroby? Początek choroby
Zapalenia zatok związane są z klimatem i tam, gdzie jest ciepło i wilgotno zdarzają się rzadko. Choroba przechodzona raz w sezonie to norma. Kiedy jednak pojawia się 3-4 razy w jednym sezonie, należy wykonać badanie tomograficzne zatok. Zapalenie zatok rozpoczyna się silnym bólem głowy i zaburzeniami niedrożności nosa. Wirusowy katar powoduje obrzęk błon śluzowych nosa, co prowadzi do jego zatkania. Początkowo rzadka wydzielina nosowa zmienia się w wydzielinę ropną nadkażoną bakteriami, która zatyka kanaliki zatokowe. Gęsta wydzielina spływająca po tylnej ścianie gardła zaczyna powodować ból głowy i ucisk na twarzy i w okolicach czoła, kiedy powietrze nie może opuścić zatok.
Dorośli cierpią najczęściej na zapalenie zatok przynosowych, szczękowych, czołowych, sitowych (w okolicach oczu) oraz klinowych (okolice szczytu głowy i ucha). U dzieci w większości przypadków stan zapalny rozwija się w zatokach sitowych. Ostre zapalenie zatok pojawia się gwałtownie najczęściej na skutek infekcji wirusowej, a jego objawy ustępują zazwyczaj po 4-5 dniach, jeśli nie dojdzie do zakażenia bakteryjnego.
Dużo groźniejsze od wirusowego zapalenia zatok jest ostre bakteryjne zapalenie zatok objawiające się wysoką gorączką i silnym bólem głowy. Żeby uniknąć niebezpiecznych powikłań i nie doprowadzić do przewlekłego zapalenia zatok, w przypadku nadkażenia bakteryjnego stosuje się przez 10-14 dni antybiotykoterapię. Nawracającym zapaleniom zatok oraz przewlekłemu stanowi chorobowemu towarzyszą zmiany błony śluzowej nosa oraz bóle głowy.
Przyczyny zapalenia zatok
Do ostrego zapalenia zatok dochodzi na skutek infekcji wirusowej lub bakteryjnej. Przy nawracających stanach chorobowych przyczyną mogą być nieprawidłowości w budowie nosa (skrzywienie przegrody nosowej), polipy, alergie, suche i zanieczyszczone powietrze, nurkowanie. Przewlekłe zapalenie występuje najczęściej u pacjentów, którzy raz zaniedbali chorobę i ją nieodpowiednio wyleczyli. U tych osób w zatokach tworzy się biofilm, czyli bakterie kolonizujące zatoki, które pokrywają się śluzem w celu ochrony przed działaniem antybiotyków. Mimo stosowania antybiotykoterapii, u pacjentów z przewlekłym zapaleniem zatok wydzielina cały czas spływa do nosa i gardła.
box:offerCarousel
Leczenie choroby
W pierwszej fazie infekcji, czyli przez 2-3 dni, kiedy przyczyną niedrożności nosa są wirusy, stosuje się domowe sposoby leczenia – inhalacje nad gorącą wodą z solą oraz ciepłe okłady na czoło i nos. Pacjenci powinni również przyjmować krople donosowe obkurczające błonę śluzową nosa oraz ujście zatok przynosowych, żeby rozrzedzić wydzielinę, udrożnić nos i nie doprowadzić do nadkażenia zalegającej wydzieliny bakteriami. Jeśli po 2-3 dniach bóle i ucisk głowy nadal się utrzymują, a wydzielina jest coraz gęstsza, lekarz zaleci antybiotyk. Leczenie farmakologiczne stosuje się przez 10-14 dni ze względu na utrudnioną penetrację zatok i docieranie do nich niskiego stężenia leków. U osób z przewlekłym zapaleniem zatok stosuje się płukanie, które usuwa z zatok biofilm bakteryjny i pomaga skutecznie zadziałać antybiotykom. Przy nawracających zapaleniach udrażnia się zatoki metodą balonikowania, czyli poszerzania kanalików zatokowych (działa to podobnie jak przy stentach naczyniowych) lub stosuje interwencję chirurgiczną, jeśli występuje skrzywienie przegrody nosowej. Zignorowanie zapalenia zatok może doprowadzić do poważniejszych powikłań jak np. ropnia oczodołu lub zapalenia nerwu wzrokowego, dlatego za każdym razem przy bólu zatok należy udać się do lekarza.
Przeciwdziałanie zapaleniu zatok
U pacjentów bez zmian anatomicznych w obrębie nosa zapalenie zatok pojawia się przy osłabieniu organizmu. Dlatego tak ważna jest zdrowa dieta bogata w świeże warzywa i owoce. Szczególnie w okresie jesienno-zimowym, kiedy wzrasta ryzyko zachorowania, należy zadbać o prawidłową florę bakteryjną jelit, jedząc kiszonki (kapusta kiszona, ogórki) oraz inne produkty zawierająceprobiotyki (jogurty, kefiry, maślankę). Na osłabienie organizmu wpływają też wszelkie używki, dlatego warto ograniczyć spożywanie alkoholu, a także palenie papierosów. W chłodne jesienne dni, szczególnie te wietrzne, należy zakładać ciepłą czapkę i nie wychodzić na dwór z mokrymi włosami. Żeby zapobiec chorobom zatok, warto sprawdzić swój stan uzębienia i wyleczyć ewentualne zapalenia. Niesymetryczne problemy z zatokami mogą się pojawić, jeśli pacjent wymaga kanałowego leczenia zębów.
Nagrzewanie zatok, robienie ciepłych okładów i inhalacji w pierwszej fazie choroby, może powstrzymać rozwój bakterii i nie doprowadzić do zapalenia zatok. | Chore zatoki. Jak o siebie dbać, żeby uniknąć infekcji? |
Makijaż to nieodłączny element wizerunku każdej kobiety. Bez niego czujemy się niekompletne, odsłonięte, a może nawet trochę nagie. Dobrze wykonany maskuje niedoskonałości i wydobywa na światło dzienne atuty naszej urody. Czy można wykonać go przy użyciu wyłącznie polskich kosmetyków? Oferta polskich marek makijażowych z roku na rok zaskakuje. Palety do konturowania, palety nude, doskonałej jakości lakiery, kremy BB, bazy, korektory, matowe szminki w płynie – wydaje się, że producenci robią wszystko, by nadążyć za światowymi trendami. Sprawdzamy, czy faktycznie można w całości skompletować kosmetyczkę, używając tylko kosmetyków rodzimych marek.
Twarz i policzki
Cienie pod oczami po imprezie lub nocy spędzonej na nauce do egzaminu? Wszystkie to znamy. Z pomocą przyjdzie korektor w płynie – koniecznie wodoodporny. Dzięki niemu bruzdy i cienie znikną, spojrzenie się rozjaśni, a skóra odzyska blask. Ten z **Catrice z powodzeniem można stosować także w roli bazy pod cienie na powiekę.**
Na potrądzikowe przebarwienia, plamki, strupki i inne niedoskonałości warto nałożyć korektor w sztyfcie lub kremie. Dzięki niemu skóra odzyska zdrowy, świeży wygląd. Kolejnym krokiem jest aplikacja fluidu. W zależności od oczekiwanego efektu możemy wybrać lekki krem BB albo mocno kryjący fluid w płynie, np. Catrice HD Liquid Coverage, który zda egzamin podczas wieczornych wyjść lub ważnych uroczystości, gdy chcemy wyglądać szczególnie pięknie.
box:offerCarousel
Na tak przygotowaną skórę warto nałożyć róż, rozświetlacz i bronzer. Produkty te występują w pojedynczych lub zbiorczych opakowaniach – w formie wygodnych palet. Zdecydowanie warto używać paletek – np. od Wibo, ponieważ pozwalają one na stopniowanie efektu i uzyskanie bardzo naturalnego i profesjonalnego looku.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Oczy i brwi
Wykonanie profesjonalnego makijażu oczu to prawdziwa sztuka. Po jakie kosmetyki warto sięgnąć, by nadać spojrzeniu wyrazu?
Podstawą codziennego make-upu może stać się paletka cieni do powiek w kolorach nude marki Wibo. Szarości, brązy, beże – te neutralne, stonowane kolory pozwolą wykonać wyjątkowo elegancki make-up, który znakomicie sprawdzi się do biura, na uroczystą kolację, ślub, randkę – czyli wszędzie tam, gdzie chcemy wyglądać pięknie i kobieco.
box:offerCarousel
Aby dodać spojrzeniu głębi, linię wodną warto podkreślić czarną automatyczną kredką. Zaś na górną powiekę nałożyć eyeliner – ten w żelu marki Hean, będzie wyjątkowo trwały, a przy tym prosty w nakładaniu. Jeśli zależy nam wyłącznie na podkreśleniu spojrzenia – wystarczy namalować pędzelkiem cienką kreskę na linii rzęs, jeśli lubimy mocniejszy look, nie bójmy się wyciągnąć kreski wysoko w stronę brwi – to naprawdę modne!
Tusz do rzęs to podstawa kosmetyczki. Wodoodporny, wydłużający, pogrubiający? Polscy producenci mają w swojej ofercie naprawdę zadziwiającą ilość doskonałych produktów, które jakością nie odbiegają od kosmetyków zachodnich marek. Tusz z Bell z silikonową, zaokrągloną szczoteczką pozwoli dokładnie rozczesać rzęsy i wyczarować spektakularny efekt – wprost idealny na wieczorne wyjście z przyjaciółmi do klubu.
Makijaż oka należy zakończyć na podkreśleniu brwi. Wiele kobiet o tym zapomina, a to właśnie ten krok nadaje spojrzeniu mocy. Pomada w żelu od Wibo z dołączonym do zestawu wygodnym pędzelkiem i grzebykiem to naprawdę szybki i prosty sposób na podkręcenie swojego make-upu. Warto wybierać pomadę w brązowym kolorze – świetnie dopasuje się ona do delikatnej urody blondynek, a także znakomicie zgra się z oprawą oczu brunetek.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Usta i paznokcie
Doskonały manicure i zadbane usta to zwieńczenie idealnego makijażu. W odróżnieniu od poprzednich sezonów, w których królowały mocne, neonowe szminki, w tym roku warto sięgnąć po eleganckie, matowe pomadki. Ta marki Bell w płynie, w kolorze nude świetnie zgra się z delikatnym, letnim makijażem, zaś matowa szminka w sztyfcie, w kolorze klasycznej czerwieni (również od Bell) doda charakteru wieczorowemu make-upowi i podkreśli jego zmysłowy charakter.
Tej wiosny rządzi denim – poszarpane dżinsy, ogrodniczki, dżinsowe szmizjerki – świetnie dopasuje się do nich matowa, koralowa szminka wspominanej już wcześniej marki Wibo – jej niebanalny charakter przyciągnie niejedno męskie spojrzenie.
Co na paznokciach? Choć hybrydy niemal zdominowały rynek lakierów do paznokci, ciągle nie brakuje zwolenniczek tradycyjnych produktów – warto wziąć je pod uwagę, bo polscy producenci stworzyli ofertę wyjątkowych kolorów, które idealnie wpisują się w aktualne trendy. Miętowe i fioletowe lakiery od Inglot to idealne propozycje na wiosnę – dobrze napigmentowane, o mocnym kryciu, pozwolą osiągnąć wymarzony efekt już przy pierwszej nałożonej warstwie.
Bordowy lakier żelowy – to całkowita nowość na rynku, która już zyskała rzeszę zwolenniczek. Dzięki temu produktowi wyczarujemy profesjonalny manicure o wyglądzie żelowych paznokci – bez konieczności używania lampy. Taki manicure doda szyku nie tylko codziennym, ale też wyjściowym stylizacjom.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Polskie marki kosmetyczne zaskakują nie tylko wyjątkową jakością – eleganckie opakowania, stylowe etykiety, bogata gama kolorystyczna i szybko pojawiające się nowości sprawiają, że coraz częściej rodzime marki przykuwają uwagę konsumentek. Panie, które do tej pory miały w swojej kosmetyczce wyłącznie brytyjskie, francuskie i amerykańskie marki, zdecydowanie powinny zwrócić wzrok w stronę polskich kosmetyków, które od dawna nie kojarzą się już z taniością i bylejakością. W miejsce średnio trwałych i kiepsko promowanych produktów otrzymujemy bowiem ofertę na światowym poziomie w przystępnej cenie – dlaczego by więc nie spróbować?
Sprawdź też nasz poradnik o polskich ekologicznych kosmetykach i pielęgnacji po polsku! | Makijaż po polsku |
Lekka, wyrazista i z poczuciem humoru. Tak ma wyglądać tego lata męska koszula. Uciekamy od klasycznych kolorów i wzorów w stronę bardziej ekstrawaganckich. Koszula w takim wydaniu doda świeżości i nonszalanckiego luzu każdemu mężczyźnie. Koszula to tajna broń prawdziwego mężczyzny. Świetnie prezentuje się nie tylko w połączeniu z garniturem, lecz także w stylizacjach mniej oficjalnych. Wykorzystanie klasycznej koszuli w codziennym ubiorze zawsze gwarantuje efektowny i schludny wygląd. Choć jednak klasyka niezmiennie jest w cenie, w niektórych sytuacjach może się wydawać nazbyt układna. Zwłaszcza letnia atmosfera sprzyja powstawaniu fantastycznych wariacji na temat różnych części garderoby. Nic dziwnego, że wakacyjnej przemianie poddała się również koszula. W aktualnym wydaniu pomaga dodać stylizacjomszczyptę ekstrawagancji i radosnego luzu.
Pitti Style wyznacza trendy
Obowiązujący w danym sezonie wizerunek modnego mężczyzny kształtują targi Pitti Uomo. Odbywają się dwa razy w roku we Florencji, która przyciąga wówczas pasjonatów mody męskiej z całego świata, projektantów i producentów, trendsetterów i stylistów. To podczas Pitti Uomo rodzą się trendy w modzie męskiej. To tu można zobaczyć niebanalne i odważne stylizacje. To tu narodził się znany na całym świecie Pitti Style.
Kolejna edycja targów potwierdziła mocną pozycję oryginalnych deseni. Wzory drukuje się naspodniach, wewnętrznej stronie marynarek bez podszewki, także na koszulach (mogą być również wyszywane). Najczęściej pojawiają się wzory małe, geometryczne, jakby żywcem wzięte z krawatów. Dobieramy je wedle nastroju i charakteru właściciela. Koszule zdobią też motywy roślinne i zwierzęce, ponadto wzory rodem z komiksów. Razem z dżinsami lub bawełnianymi spodniami typu chino tworzą idealny zestaw na miejskie spacery, ale sprawdzą się także z garniturem – jako ożywienie biurowego looku i na mniej formalne okazje. Stanowią doskonały nowoczesny, miejski strój nowoczesnego dżentelmena.
Bogactwo możliwości
Pasjonaci mody, którym niestraszne jest łączenie barw i wzorów, wydawałoby się rodem z kobiecej szafy, mogą wyrazić siebie, łącząc printy na różnych częściach garderoby. Koszula w deseń, a do tego wzorzysta marynarka oraz krawat lub mucha, a nawet poszetka są dozwolone. Trzeba jednak umiejętnie i z wyczuciem komponować takie stylizacje, aby look nonszalancki nie przerodził się w kiczowaty.
Cóż jednak mają do wyboru panowie, dla których wielobarwne kwiatki, paisley, ananaski, rajskie ptaszki, papugi, lilijki, żaglówki czy grafiki z komiksów dla dzieci to pomysły zbyt odważne? Z myślą o mężczyznach ceniących klasykę i minimalizm przygotowano koszule w subtelne mikrowzory do zestawiania z gładkimi i stonowanymi elementami garderoby. Dla panów, którzy lato spędzają w mieście i na spotkaniach służbowych, doskonałą propozycją okaże się garnitur z bawełny typu pima. Jego piaskowy kolor bardzo łatwo daje się zestawiać ze zwariowanymi wersjami koszul. Świetną bazą do tego typu zestawów jest też wełniany klasyczny garnitur w kolorze granatu. W tym sezonie sporo miejsca zajmują lekkie marynarki dzianinowe – znakomite do nieformalnych stylizacji, odpowiednie do zestawiania ich z koszulami w beztroskie wzorki. Będą świetnie współgrały z szeroką ofertą chinosów i klasycznych spodni.
Wielość propozycji sprawia, że najmodniejsze koszule sezonu – jednocześnie eleganckie i przekorne, nieco nonszalanckie i radosne – bez trudu wkomponują się w garderobę każdego mężczyzny. I dżentelmena, i nowoczesnego dandysa. | Koszula w zabawne wzorki odświeży klasyczny męski look |
Jeśli jesteśmy na bardziej zaawansowanym stopniu aktywności fizycznej i pragniemy wprowadzić do swojej diety suplementy, warto poznać je bliżej. Wśród setek „przedtreningówek” można znaleźć te o delikatnym lub dużo mocniejszym działaniu – mające w składzie np. tyrozynę, norwalinę czy jabłczan cytruliny. Należy pamiętać o tym, że w skład sporej części odżywek przedtreningowych wchodzą nieprzebadane substancje, które mogą zawierać szkodliwe składniki. Zachęcam do zapoznania się ze sprawdzonymi, skutecznymi produktami od najlepszych producentów.
Odżywki klasyczne
Ich działanie jest wszechstronne. Pobudzają, zwiększają "pompę" mięśniową i poprawiają wytrzymałość podczas treningu. Są polecane osobom zdrowym, którym problemy z krążeniem krwi są obce.
Urx Bombshell. Ma dużą skuteczność działania, choć jego skład nie jest wyjątkowo skomplikowany. Bardzo odważna receptura produktu została przygotowana z użyciem najbardziej efektywnych substancji, zostało też uwzględnione ich dawkowanie. Bombshell gwarantuje osiągnięcie maksymalnego pobudzenia, ogromnej motywacji do działania, koncentracji, a wszystko to z ponadprzeciętną pompą mięśniową.
Jack’d. Skład nie jest skomplikowany, za to efekty są na najwyższym poziomie. Zdecydowanie zwiększa chęć działania, siłę, wydolność i wytrzymałość. Poprawia waskularyzację oraz umożliwia odbycie dłuższego i bardziej męczącego treningu niż zazwyczaj. Zmniejsza zakwaszenie ustroju i promuje produkcję tlenku azotu (NO).
Odżywki pompujące
To produkty, które zostały pozbawione stymulantów układu nerwowego (mam tu na myśli np. kofeinę, teofilinę, efedrynę). Sa polecane osobom, którym zależy na ukrwieniu mięśni.
Nitraflex. Ta nowoczesna odżywka przedtreningowa zwiększa siłę i wytrzymałość mięśni, dając silne uczucie pompy mięśniowej zarówno podczas wysiłku, jak i po nim. Produkt zawiera składniki anaboliczne, które pobudzają, podnoszą wytrzymałość i zwiększają objętość komórek.
Alpha Drive. Bardzo mocna odżywka, którą powinno się stosować tylko przed treningiem. Produkt jest pozbawiony zbędnego cukru, sztucznych barwników i aromatów. Alpha Drive gwarantuje niesamowitą energię, zwiększoną koncentrację i skupienie.
Odżywki wytrzymałościowe
Zwiększają poziom energii i poprawiają wydolność (nie zwiększają pompy mięśniowej). Sa polecane osobom uprawiającym sporty siłowe i wytrzymałościowe, np. sporty walki.
Hypermax. Wyprodukowany ze składników najwyższej jakości, by poprawić trzy najważniejsze aspekty przedtreningowej suplementacji: zwiększenie wytrzymałości, koncentracji i spotęgowanie produkcji tlenku azotu. Mimo że został zaprojektowany, by zagwarantować maksymalny poziom energii, z powodzeniem dostarcza substancje przyspieszające wzrost masy mięśniowej.
Speed X3. Mocno skoncentrowana odżywka przedtreningowa, która została stworzona specjalnie po to, by poprawić pompowanie mięśni, wzmocnić wytrzymałość oraz wspomagać budowę masy i siły. Znacząco wpływa na koncentrację i energię, a sama nazwa wpływa na jego bardzo szybkie działanie. Już po 30 minutach od spożycia można poczuć maksymalne skupienie i moc. | Odżywki przedtreningowe – przegląd |
Lata 70. kojarzą się z istnym szaleństwem na modowej scenie, a już szczególnie w świecie mody męskiej. Odważne fasony, hipnotyzujące wzory, żywe kolory – w modzie działo się wtedy bardzo dużo. W sezonie jesień-zima 2017 wiele z tych trendów powraca do męskiej szafy. Masz chęć i gen przygody, by się z nimi zmierzyć? Chociaż lata 70. przyniosły wiele pomysłów, które chciałoby się na dobre wymazać z pamięci, to trudno nie przyznać, że zapoczątkowały erę indywidualizmu i wolności na wielu płaszczyznach. Pojawiła się wielka chęć do wyrażania siebie poprzez ubiór, eksperymentowania z paletą kolorów, fakturą i bezkompromisowymi wzorami. Sezon jesień-zima 2017 sięga do przepastnych archiwów tamtej epoki w poszukiwaniu inspiracji i oferuje wiele ubrań, które naśladują styl tamtych barwnych, wyzwolonych lat. Jeśli masz na tyle modowej odwagi, żeby wprowadzić je do swojej garderoby, to będziesz miał w czym wybierać. Wyraziste koszule w duże kwiatowe wzory, kultowe kurtki z barankiem, t-shirty z logo w stylu vintage i kolorowy sztruks – masz przed sobą mnóstwo możliwości. Wiarygodne odtworzenie mody lat 70. może okazać się nie lada wyzwaniem, nawet dla największych modowych zapaleńców. Jednak czerpać z tego, co najlepsze zostawiła nam w spadku ta epoka, może każdy. Wchodzisz w to?
Kurtki z barankiem
Moda zimowa lat 70. to przede wszystkim kurtki i płaszcze z tak zwanym „barankiem”, czyli futerkiem wyściełającym kołnierz. Ten fason jest nie tylko bardzo ciepły i przyjemnie otula szyję, ale również świetnie wygląda. Doskonale sprawdzi się w odcieniach brązu lub beżu, z kremowym golfem, dżinsami i wysokimi, czarnymi lub brązowymi botkami. Poszukaj takich z wywijaną cholewką, która doda stylizacji trochę zadziorności i charakteru.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin)
Bardziej eleganccy panowie z pewnością ucieszą się z ciekawej propozycji, jaką jest długi płaszcz z szerokimi klapami i szykownym barankiem. Załóż go do stylizacji z szarym, kraciastym garniturem, stylowymi monkami i ciepłym szalikem. Ciepły płaszcz zadba o twój komfort termiczny, gdy temperatura porządnie spadnie, a do tego zapewni ci modny wygląd inspirowany latami 70.
Szał sztruksu
Szalone lata 70. to także czas wielkiej popularności sztruksu. Właśnie jesteśmy świadkami jego wielkiego powrotu. Nic dziwnego – to materiał doskonały na chłody jesieni i zimy, który cechuje się miękkością i sporą wygodą, które rekompensują jego nieco mało elegancki odbiór. W swoich stylizacjach wypróbuj spodnie sztruksowe w głębokim, ciepłym, rudym odcieniu, a jeśli chcesz dodać do nich jeszcze więcej ducha lat 70. to dorzuć biały golf. Sprawdzi się również dzianinowy sweter w czerwonym odcieniu. Na górę legendarna dżinsowa kurtka z ociepleniem i zamszowe botki w granatowym kolorze.
Nie tylko sztruksy biły rekordy popularności w tamtych latach. Również sztruksowe kurtki, a nawet sztruksowy total look cieszył się dużym wzięciem. Może poeksperymentujesz i stworzysz stylizację rodem z lat 70. z taką kurtką w roli głównej? Choć brązy i beże królowały w tamtej epoce, sztruksowa kurtka w kolorze wiśniowym, jasne spodnie i mięsisty sweter będą idealnie nadawać się na spacery w słoneczne, zimowe popołudnia. Nie zapomnij uzupełnić zestawu zamszowymi botkami o okrągłym przodzie i przeszyciami po bokach – noszono je w tamtych czasach.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Wzory i kolory
Świat mody stanowczo należy do odważnych, a lata 70. są tego idealnym przykładem. W tych czasach moda męska eksperymentowała ze wzorami i kolorami, ochoczo umieszczając geometryczne i kwiatowe printy na praktycznie każdej części garderoby. Wielki powrót lat 70. na salony modowe stanowi świetną okazję dla tych, którzy lubią wyróżniać się z tłumu właśnie w ten sposób. Odważ się i załóż wzorzyste spodnie w kant w nietuzinkowym kolorze, jasną kurtkę z barankiem, a do tego ulubiony golf. Eksperymentuj do woli i niczego się nie bój, lata 70. pokazały, że w modowym świecie warto czasem porzucić wszelkie zasady i zaszaleć! | Daj się porwać latom 70. – modne stylizacje na zimę |
Wiosna sprzyja długim spacerom na świeżym powietrzu. Wyższe temperatury, słońce i natura budząca się do życia to miła odmiana po zimowych chłodach i szarudze. To także idealna pora roku, aby dziecko mogło się wyszaleć na podwórku. Rowerki
W życiu każdego rodzica przychodzi taki czas, kiedy trzeba pociechę nauczyć jeździć na rowerze. Tę jakże wspaniałą umiejętność można trenować już od najmłodszych lat. Dla małych dzieci poleca się tzw. rowerki biegowe lub klasyczne trójkołowce. Rowerki biegowe wyglądem przypominają miniaturowy rower bez pedałów. Mają hamulec – umieszczony na kierownicy na wypadek, gdyby dziecko za bardzo się rozpędziło i nie umiało wyhamować nogami.
Jazda na rowerku biegowym polega na naprzemiennym rozpędzaniu się i swobodnej jeździe. Na takim rowerku dziecko uczy się łapania równowagi i koordynacji ruchowej. Po takim treningu łatwiej nauczyć się jazdy na dwóch kółkach. Klasyczne trójkołowce to rowerki, w których są dwa tylne koła rozstawione na boki. Taki rowerek się nie przechyli i jest o wiele stabilniejszy niż biegowy lub na dwóch kółkach. Są dostępne w wielu rozmiarach, aby jak najlepiej dopasować go do małego cyklisty. Starszakom, którzy wstydzą się jeździć na trójkołowcu, można sprezentować „dorosły” rower z przymocowanymi małymi bocznymi kółkami. W miarę postępu nauki jazdy, można je odczepić.
Hulajnoga
Jazda na hulajnodze to wielka frajda dla dziecka. Jest bardzo zwrotna i można na niej naprawdę szybko jeździć. Występuje kilka typów hulajnóg. Mogą mieć dwa lub trzy kółka (na tylnym lub przednim końcu umieszczone są dwa obok siebie). Przy wyborze hulajnogi warto zwrócić uwagę na możliwość regulacji kierownicy, gdyż musi ona być na odpowiednim poziomie. Niektóre hulajnogi, szczególnie te dla małych dzieci, mogą być także jeździkiem.
Kiedy dziecko jest zbyt małe, aby szusować na hulajnodze, może poruszać się tak, jakby jeździło na jeździku, a gdy dorośnie siedzenie składa się i powstaje hulajnoga. Dla starszych dzieci i nastolatków bardzo dobrym rozwiązaniem jest hulajnoga trzykołowa. Różni się wyglądem od tej przeznaczonej dla maluchów tym, że nogi stoją na dwóch płozach zaopatrzonych w kółka, a nie na jednej. Dzięki takiemu rozwiązaniu, aby jechać, wystarczy przechylać się na boki, nie ma konieczności odpychania się nogą.
Wrotki i rolki
Kiedyś wszyscy jeździli na wrotkach, obecnie ich miejsce zajmują rolki. Wiosna jest idealną porą roku na rozpoczęcie sezonu rolkowego. Nie jest zbyt zimno ani zbyt gorąco, więc spokojnie można śmigać. Dzieci uwielbiają rolki, bo są poręczne, nie trzeba nikogo prosić, aby wyprowadził je z piwnicy czy balkonu, szybko się je zakłada i dają naprawdę dużo frajdy.
Jeżeli nasza pociecha dopiero zaczyna swoją przygodę z rolkami czy wrotkami, należy kupić jej ochraniacze na dłonie, łokcie i kolana, a także kask. W czasie jazdy nietrudno przecież o upadek, szczególnie jeśli dziecko dopiero uczy się jazdy. Wrotki są bardziej stabilne niż rolki, ale nie można na nich wykonywać tak dużo trików. Na rynku dostępne są wrotki rosnące razem ze stopą dziecka. To idealne rozwiązanie, ponieważ stopa dziecka rośnie bardzo szybko i wrotki kupione w jednym sezonie rzadko mają odpowiedni rozmiar w następnym.
Dziecko powinno spędzać na świeżym powietrzu jak najwięcej czasu. Dotlenia wtedy organizm, co skutkuje lepszą pamięcią, koncentracją i snem. Jeżeli chcemy, aby nasza pociecha aktywnie spędzała czas, warto zainwestować w rower, hulajnogę albo rolki. Nasze dziecko na pewno będzie zadowolone z takiego prezentu. | Wiosenna aktywność dla dzieci – pomysły |
Chcesz zostać mistrzem florystyki? Hoduj i ścinaj przeróżne kwiaty, a następnie twórz z nich przepiękne zestawienia i bukiety. Możesz nauczyć się tej wspaniałej sztuki! Dbaj o to, aby wyhodować jak najokazalsze egzemplarze, i skomponuj z nich możliwie najpiękniejszy układ z jak największą liczbą kwiatów. Pomogą ci w tym specjalne magiczne doniczki; przyda się też odrobina szczęścia! Uważaj, bo przeciwnik również będzie je ścinał i hodował. Wykonanie i przygotowanie do gry
W średniej wielkości pudełku znajdziemy parę świetnie wyglądających elementów. Są to 4 płytki specjalnych doniczek, na których będziemy hodować nasze piękne kwiaty, 6 znaczników akcji oraz znakomicie wykonane karty kwiatów. Mają one bardzo żywą kolorystykę, a co najważniejsze, przypominają prawdziwe rodzaje kwiatków. Wszystkie karty są bardzo kolorowe, a na niektórych z nich znajdziemy specjalnie dodane elementy. Może to być latający motylek, biedronka, a nawet gąsienica. Nie dość, że karty świetnie wyglądają, to są także dość trwałe – po parunastu rozgrywkach wciąż są w dobrej kondycji. Instrukcja została dobrze napisana, jest zrozumiała i krótka. Można powiedzieć, że zawartość pudełka wykonano naprawdę solidnie.
„Kwiatki” to gra karciana dla dwóch zawodników o tworzeniu przeróżnych, kolorowych bukietów. W zabawie mogą uczestniczyć dzieci w wieku ośmiu lat, bo gra ma naprawdę proste zasady i jest to idealny tytuł na początek przygody z planszówkami. Przygotowanie do gry nie zajmuje dużo czasu. Tasujemy bardzo dokładnie stos kart kwiatów i rozdajemy po dwie karty dla każdego gracza. Następnie rozkładamy cztery doniczki na stole i dajemy każdemu graczowi odpowiednie żetony akcji. Aby zacząć zabawę musimy przygotować kwiaty na wcześniej rozłożonych doniczkach. Nad każdą z nich kładziemy po jednym kwiatku tak, aby nie powtarzał się z innymi na stole. Każda doniczka powinna posiadać unikatowy kwiatek. Jakby tego było mało, odrzucamy jedną kartę ze stosu kwiatków. Stosujemy takie rozwiązanie po to, aby podczas gry jeden rodzaj kwiatka miał mniej egzemplarzy w talii. Całe przygotowanie nie zajmuje więcej niż 5 minut, więc można szybko zacząć zabawę.
Przebieg rozgrywki
Celem graczy jest stworzenie jak najlepszych bukietów kwiatów. Będziemy punktować liczbę oraz różnorodność naszych kwiatów w wiązance. Aby uzyskać najwięcej punktów, musimy planować nasze ruchy, wykorzystywać specjalne akcje i mieć… szczęście! To naprawdę sporo ułatwia podczas gry. W trakcie każdej tury gracz musi zacząć od akcji rozrostu. Podczas niej ciągniemy kartę ze stosu kwiatków i rozpatrujemy, czy dany kwiatek może wyrosnąć w którejś doniczce. Jeśli nie, mamy pecha i kolejka przechodzi na przeciwnika. W innym wypadku kwiatek rośnie w odpowiedniej doniczce, a my mamy możliwość wyboru. Możemy ponownie zaryzykować i pociągnąć kartę, możemy użyć jednej ze zdolności specjalnych, dołożyć kartę z ręki, spasować lub ściąć kwiatki. W przypadku dwóch ostatnich akcji podczas ich wykonania tura aktualnego gracza kończy się i przechodzi do oponenta. Jeśli wybierzemy inną, możemy wykonywać więcej ruchów. Rozgrywka dobiega końca, gdy w talii zabraknie kart. Następnie przechodzimy do punktacji naszych bukietów i sprawdzamy, kto wygra. Tak jak wcześniej wspomniałem, liczą się liczba i różnorodność naszych kwiatków. Gracz z większą liczbą wygrywa grę i zostaje mistrzem!
Podsumowanie
„Kwiatki” są grą karcianą dla nowych lub średnio doświadczonych graczy. Jej wykonanie jest wręcz znakomite. Wszystkie karty wykonano pięknie, są one kolorowe i realistyczne, a na niektórych znajdziemy ciekawe smaczki. Do tego są trwałe i wytrzymałe. Już po pierwszej rozgrywce mechanika staje się naprawdę prosta i intuicyjna. Rozwijamy nasze kwiatki i ścinamy je. Niestety gra posiada trochę elementów losowości, a tą nie możemy manipulować. Rozgrywka już na początku wymaga wykonania akcji rozrost, która jest jak dla mnie zbyt losowa. Możemy trafiać na złe kwiatki, a przeciwnik na dobre. To powoduje, że oceniam tę pozycję nieco niżej. Może byłoby ciekawiej, gdyby gra tego nie wymagała. To tytuł przeznaczony dla dwóch osób, więc jeśli chcecie grać parą albo z młodszym rodzeństwem, to nie widzę przeszkód, żeby posiadać ją w swojej kolekcji. | „Kwiatki” – recenzja gry |
Czasem lepiej od razu kupić dobry, choć droższy środek, niż eksperymentować z nieznanymi, ale tanimi, które mogą nie dać spodziewanego rezultatu. Co mamy do wyboru? Truizmem byłoby stwierdzenie, że środki dzielą się na tanie, w średniej cenie i drogie. Tak naprawdę dzielą się na skuteczne, takie sobie i bezużyteczne. Dziś zajmiemy się skutecznymi. A możemy je znaleźć niemal w każdej grupie cenowej, choć faktycznie znana marka to praktycznie synonim dobrej jakości.
Pianki? OK!
Obecnie najbardziej skutecznymi preparatami są pianki. Po spryskaniu zabrudzonej powierzchni, wnikają w nią, a następnie wiążą cząstki brudu. Brzmi jak magia, ale działa. Do tego wszystkiego potrzebujemy jeszcze odkurzacza, by oczyścić powierzchnię przed użyciem pianki oraz po nim, wsysając powiązane cząstki brudu. Nieodzowna jest też duża, miękka gąbka lub – lepiej – miękka szczotka, również duża. Po prostu wygodniej się ich używa, nawet jeśli czyścimy tylko kawałek fotela czy kanapy. Szczotka powinna być na tyle delikatna, by można było bezboleśnie szorować nią własną skórę na przedramieniu.
Jednym z najpopularniejszych na rynku preparatów do czyszczenia tapicerki jest pianka STP Tuff Stuff. Kosztuje dwadzieścia kilka złotych, a sławę zdobyła dzięki swojej skuteczności. Dobrze usuwa plamy niemal każdego rodzaju. Doskonale czyści każdą tapicerkę z tkaniny, radzi sobie też z dywanikami, podsufitkami i wykładzinami. Można jej używać do domowych mebli, a nawet do armatury łazienkowej. Naprawdę godna polecenia.
Podobnie zresztą jak słynna pianka Prestone. Produkt nosi nazwę „Pianka do tapicerki i dywanów”. Producenci dodali do zestawu szczotkę do czyszczenia tapicerki. Jest sprytnie wbudowana w zamknięcie pojemnika, a to w sumie oznacza oszczędność, bo nie musimy już kupować szczotki. Także czasu, bo jej nie zapomnimy. Pianka Prestone nie tylko czyści, ale i neutralizuje zapachy. Kosztuje mniej więcej tyle samo, co Tuff Stuff. Na dodatek, jeśli widzimy, że plama na tapicerce jest wyjątkowo nieprzyjazna, od razu możemy sięgnąć po drugi produkt z gamy Prestone, o nazwie „Odplamiacz do tkanin w piance”. Cena zbliżona, a intensywność działania podniesiona do potęgi.
Bardzo duży wybór środków do czyszczenia wnętrza (i nie tylko) auta ma Sonax. Do tapicerki świetnie nadaje się pianka Extreme, oferowana przynajmniej w dwóch odmianach. Puszka z niebieskimi motywami to pianka do tapicerki, z zielonymi – do tapicerki i dywanów. Produkt Sonaksa to porządna gęsta piana, świetnie czyści i neutralizuje zapachy. Firma produkuje też płyny do wnętrza auta w opakowaniach z atomizerem. Nadają się do czyszczenia, a może raczej odświeżania delikatnie zabrudzonej tapicerki. W gamie produktów znajdziemy też całkiem skuteczny neutralizator zapachów.
Pianka marki Meguiar’s to trochę wyższa liga jakościowa i cenowa. Kosztuje przynajmniej 40 zł. Ma dwufunkcyjny spryskiwacz, który pozwala pokryć większą powierzchnię albo użyć preparatu punktowo. Mimo sporej ceny zbiera bardzo pozytywne recenzje użytkowników.
Trochę taniej
Z tańszych środków godnych polecenia warto wspomnieć o produktach firmy CarPlan. Oferuje ona całkiem spory wybór preparatów do czyszczenia tapicerki, zarówno w postaci pianki ze szczotką, jak i płynów. | 5 topowych preparatów do czyszczenia tekstylnej tapicerki |
Nie ma nic lepszego niż prawdziwy akustyczny zestaw perkusyjny, gdzie każdy ruch powietrza uwalniający się po uderzeniu stopy, każda różnica w dynamice oraz wszystkie niuanse artykulacyjne są słyszalne natychmiast. Brzmienia prawdziwych talerzy nie zastąpi żaden moduł perkusji elektronicznej, a feeling akustycznego zestawu jest nie do podrobienia przez jakikolwiek elektroniczny odpowiednik. Oczywiście chcemy brzmieć jak najlepiej i oprócz odpowiedniej techniki dobre brzmienie zapewni nam odpowiedni instrument. Jednak nie zawsze wiemy jak lub po prostu nie chcemy samemu kompletować własnego zestawu, kupując oddzielnie blachy, tomy, werbel oraz osprzęt. Z pomocą przychodzą nam firmy, produkujące kompletne zestawy. Zatem spójrzmy na najlepsze modele zestawów perkusyjnych.
Pearl Roadshow
Pearl Roadshow jest modelem bardzo popularnym wśród perkusyjnych entuzjastów i co najważniejsze cieszy się niezwykle dobrą reputacją pośród pozostałych zestawów, jeżeli chodzi o ogólną jakość wykonania. Jest to pięcioczęściowy zestaw, w którego skład wchodzi wysokiej jakości ciepło brzmiący werbel, talerze oraz bęben basowy. Oprócz świetnie brzmiących części zestawu, dostajemy również bardzo dobry osprzęt (wszystkie statywy są bardzo stabilne). Mamy dostępnych kilka konfiguracji, między innymi zawierających statyw pod talerz, statyw pod hi-hat, statyw pod werbel, stopę, stołek, statywy na tomy, crash/ride (17 cali) oraz hi-hat (14 cali). Rozmiary tomów oraz werbla zależą od konkretnego modelu (Fusion, Jazz, New Fusion oraz Rock). Dodatkowo, dostajemy dwie pary pałeczek. Model ten dostępny jest w kilku wykończeniach: jet black, red wie, charcoal metallic oraz bronze metallic.
Gretsch Catalina
Gretsch Catalina jest kolejnym przykładem zestawu o świetnym stosunku jakości do ceny. Mamy tutaj do czynienia z naprawdę bardzo dobrym wykonaniem oraz porządnym drewnem klonowym (siedmiowarstwowym), które jest uwielbiane przez wielu perkusistów. Ponadto, czysto i zwarcie brzmiące klonowe korpusy dają wrażenie bardzo łatwego w grze, profesjonalnego zestawu za niewielkie pieniądze. Dostępny jest w kilku wykończeniach oraz konfiguracjach, jeżeli szukamy zestawu większego niż standardowy, pięcioczęściowy. Oczywiście, zestaw ten daje możliwość późniejszego rozszerzania go o kolejne elementy.
PDP New Yorker
Firma PDP znana jest przede wszystkim ze swoich werbli, często też można spotkać nazwę marki w zestawieniach najlepszych akustycznych zestawów perkusyjnych. Jednym z takich zestawów jest model New Yorker, będący również jednym z najbardziej popularnych modelów firmy. New Yorker jest świetnym wyborem dla kogoś, kto szuka pełnego zestawu w średniej cenie, który będzie pewniakiem jeśli chodzi o jakości wykonania – z pewnością nie nadwyrężymy naszego portfela za bardzo, a w zamian dostaniemy świetny sprzęt. PDP New Yorker posiada korpusy wykonane z topoli o krawędziach profilowanych pod kątem 45 stopni. Zestaw ten występuje w dwóch kolorach – diamond oraz sapphire. Wiele osób potraktuje ten zestaw jako perkusję dla początkujących, będzie ona też świetnym wyborem dla kogoś, kto szuka podstawowego instrumentu bez udziwnień.
Pearl Export
Kolejny model Pearla, tym razem Export – jedna z najlepiej sprzedających się serii zestawów perkusyjnych w historii. Pearl powraca tym samym do korzeni, oferując wszystko to, z czego słynął Export, dodając i modyfikując pewne pozycje ze specyfikacji. Export od zawsze był wychwalany za jakość wykonania, która w połączeniu z ceną nie ma sobie równych. Brzmieniowo oferuje znacznie więcej, niż można byłoby się spodziewać po perkusji w takiej cenie – pełne brzmienie, bogate w niskie częstotliwości. Pearl Export dostępny jest w kilku różnych wariacjach kolorystycznych: smokey chrome, jet black, pure white, red wine, electric blue sparkle, grindstone sparkle.
Mapex Saturn V
Firma Mapex obecna jest na rynku już od wielu lat, każdym produktem udowadnia wysoką klasę swojego sprzętu. Nie inaczej jest w przypadku modelu Saturn V, który jest jednym z wielu droższych zestawów tej firmy. Klon i orzech, użyte do budowy korpusów, zapewnią najwyższej klasy brzmienie oraz unikalny feeling podczas gry. Występuje w wielu konfiguracjach, trzy, cztero lub pięcioczęściowych. Dodatkowo w przypadku Saturn V mamy do czynienia z krawędziami profilowanymi w technologii SONIClear Edge. | Najlepsze modele perkusji akustycznych |
Wokół nas powstaje coraz więcej miejsc parkingowych, a co za tym idzie – częściej dochodzi do uszkodzeń parkingowych, w których poszkodowany zostaje zderzak naszego pojazdu. Co w takiej sytuacji zrobić? Zarysowanie a pęknięcie
W przypadku gdy nasz zderzak został uszkodzony przez inny pojazd, musimy dokładnie przyjrzeć się powstałym uszkodzeniom. Jeżeli pojawiły się na nim tylko rysy, naprawa będzie wymagała stosunkowo mało pracy. Wówczas mamy dwa sposoby rozwiązania problemu. Pierwszym z nich jest zlecenie malowania profesjonalnemu zakładowi świadczącemu usługi lakiernictwa samochodowego. Uśredniony koszt pomalowania jednego elementu to około 300 złotych. Jeżeli jednak czujemy się pewnie w drobnych naprawach lakierniczych, możemy sami pokusić się o polakierowanie zderzaka.
Co nam będzie potrzebne? Najważniejszy będzie dobór odpowiedniego lakieru. Najłatwiej odczytać kod producenta, a następnie kupić lakier w sprayu. Warto również wyposażyć się w podkład do lakieru, papier ścierny i benzynę ekstrakcyjną.
Przed przystąpieniem do lakierowania fragment zderzaka należy przygotować. Zacznijmy od jego dokładnego wyszlifowania. Odpowiednie wyszlifowanie jest bardzo ważne, ponieważ od efektu, jaki osiągniemy papierem ściernym, zależeć będzie wygląd końcowy. Powierzchnia po wyszlifowaniu powinna być gładka; jeżeli taka jest, oczyśćmy dokładnie miejsce malowania przy pomocy benzyny ekstrakcyjnej.
Przed przystąpieniem do malowania zabezpieczmy dokładnie miejsca, których nie chcemy pomalować, np. lampy. Przystępując do malowania, pamiętajmy o wykonywaniu płynnych ruchów w odpowiedniej odległości od powierzchni. Zastosowanie się do tych wskazówek zapewni idealną powłokę lakieru.
Jeżeli zderzak został mocno zgnieciony, a w jego konstrukcji pojawiły się pęknięcia, mamy do wyboru dwie możliwości. Pierwszą z nich będzie wymiana na nowy, natomiast druga to jego naprawa.
Jak naprawić zderzak?
Naprawa zderzaka to stosunkowo trudne zadanie. W tym przypadku najlepszym rozwiązaniem będzie zlecenie tego zabiegu zewnętrznej firmie. Dlaczego? Ponieważ naprawa wymaga klejenia i dokładnego szlifowania. Klejenie zderzaka na własną rękę w większości przypadków przynosi więcej strat niż korzyści.
Pamiętajmy, że zlecenie naprawy zderzaka wymagać będzie jego ponownego malowania. Pozostaje również aspekt bezpieczeństwa. Nawet idealnie sklejony zderzak nie będzie już tak wytrzymały, jak zderzak, który jest nienaruszony. Podczas wypadku element sklejony jest o wiele bardziej narażony na pęknięcie, a co za tym idzie – nie będzie odpowiednio pochłaniał energii wytworzonej podczas zderzenia.
W przypadku pękniętego zderzaka o wiele lepszym rozwiązaniem będzie jego wymiana na nowy. Jeżeli nasze auto jest kilkuletnie, a na naprawę nie możemy przeznaczyć dużej kwoty, najlepszym rozwiązaniem będzie zakup używanego zderzaka w takim samym kolorze. Koszt używanej części, w zależności od modelu auta i jego rocznika, to wydatek rzędu kilkunastu złotych. Oczywiście, możemy pokusić się o zakup nowego zderzaka do naszego pojazdu, jednak będziemy zmuszeni go polakierować.
Demontaż i montaż zderzaka nie jest trudnym zadaniem. Pamiętajmy, aby podczas wykonywania prac nie działać siłowo, ponieważ w bardzo łatwy sposób możemy uszkodzić zaczepy, które w dalszej fazie prac będą niezbędne.
Reasumując, jeżeli zderzak jest porysowany, warto go ponownie pomalować, natomiast w przypadku gdy jest pęknięty, najlepszym rozwiązaniem będzie jego wymiana na nowy. | Przedni zderzak – naprawiać czy wymieniać? |
Fotografia to dziedzina sztuki, którą może zająć się właściwie każdy, kto posiada aparat. Coraz więcej amatorów-pasjonatów spędza czas na robieniu mniej lub bardziej udanych zdjęć. Te drugie wychodzą głównie tym, którym nie brak wrażliwości estetycznej i kreatywności. Cechy te na pewno pomagają w tworzeniu pięknych zdjęć, ale są równie ważne co wiedza z zakresu podstaw fotografii. Przygotowanie aparatu
Amatorzy podczas fotografowania nie przywiązują dużej wagi do ustawień aparatu. Zapominają o tym, że naciśniecie przycisku migawki to nie wszystko. Zdają się na automatyczne tryby, dostosowujące przysłonę, światłoczułość i czas naświetlania zdjęcia (nazywany również czasem otwarcia migawki) do zastanych warunków. Popełniają tym samym duży błąd.
Przysłona to mechanizm regulujący ilość światła przechodzącego przez obiektyw. Zazwyczaj oznaczana jest literą „F” i liczbą – im ta wyższa, tym mniej światła dociera do obiektywu. Zdjęcia w pełnym słońcu wymagają ustawienia wyższych wartości przysłony niż wtedy, gdy fotografuje się w pochmurny dzień czy wewnątrz. Należy pamiętać o tym, że ustawienia przysłony istotnie wpływają na głębię ostrości. Jeśli więc zależy nam na wyrazistości elementów poza pierwszym planem (np. na zdjęciu krajobrazu), powinniśmy wybrać wyższą wartość przysłony. Niższe wartości zaleca się do zdjęć typu makro czy portretów, ze względu na mniejszą wyrazistość tła.
Czas otwarcia migawki, nazywany również czasem naświetlania zdjęcia, to wartość podawana w ułamkach sekundy. Krótki czas otwarcia migawki jest równoznaczny z szybkim wykonaniem zdjęcia, stabilnym obrazem, ale i mniejszym naświetleniem. Długi sprawia, że fotografia jest lepiej doświetlona, choć może być poruszona. Czas naświetlania zdjęcia powinien równoważyć się z wartością przysłony. Bardzo krótki czas otwarcia migawki pozwala na zatrzymanie ruchu, na przykład zdjęcie kropli deszczu, długi z kolei umożliwia uwiecznienie efektu smug (np. smug świetlnych na ruchliwej ulicy).
Kolejnym parametrem, którego wartość należy ustawić, jest światłoczułość ISO. Im wyższa, tym mniej światła potrzeba do prawidłowego wykonania zdjęcia. W trudnych warunkach oświetleniowych (np. w pochmurny dzień, podczas szarówki czy w pomieszczeniach) trzeba użyć wyższego ISO, natomiast w jasnym otoczeniu oczywiście niższego. Wysokie ISO może powodować, że zdjęcie stanie się ziarniste.
Kadr i kompozycja
Większość amatorów, niestety, nie dba o te parametry w takim stopniu jak profesjonaliści, czego wynikiem są nudne, nieciekawe fotografie. Najczęściej popełnianym błędem jest zbyt szerokie kadrowanie. Na dole, górze oraz po bokach zdjęcia pojawiają się mało interesujące, niewiele wnoszące elementy tła, które uniemożliwiają skupienie się na sednie fotografii, np. uwiecznionej postaci czy zabytku. Jeśli celem zdjęcia jest sfotografowanie znajomej, należy skadrować je tak, aby fotografowana osoba znalazła się na pierwszym planie i była jak najlepiej widoczna.
Kolejnym bardzo częstym błędem jest stosowanie kompozycji centralnej. Niby nie ma nic złego w tym, że fotografowany obiekt znajduje się na środku kadru, jednak taki zabieg stanowczo obniża atrakcyjność obrazu. Najlepiej jest umieszczać najważniejszy obiekt po prawej lub lewej stronie fotografii, pozwalając tym samym działać perspektywie. Warto też wykonać kilka fotografii próbnych i wybrać najlepszy kadr.
Amatorzy często nie zwracają uwagi na to, co dzieje się na krawędziach kadru. Ucinają postacie i przedmioty, tworząc przez to nieświadomie nieestetyczne punkty skupiające uwagę obserwatora. Takich działań powinno się wystrzegać. Podczas wykonywania zdjęć na imprezie trzeba zadbać o to, by żadna postać nie była ucięta. Warto też zwróć uwagę na to, jak kończy się kadr. Nie powinno się podkreślać newralgicznych miejsc ludzkich sylwetek, takich jak szyja, biodra, kolana czy pas.
Należy także poszukać odpowiedniego punktu widzenia. Gwarantuje on bowiem wykonanie naprawdę zachwycającej fotografii. Nie trzeba przecież robić zdjęć jedynie od frontu. Zmiany pozycji, położenia aparatu i zagięcia zdjęcia często okazują się bardzo korzystne, gdyż pozwalają na przedstawienie obrazu w nietuzinkowy sposób. Podczas robienia zdjęć warto pozwolić sobie na kreatywność.
Amatorskie zdjęcia mogą być ciekawe i piękne. Ustaw najlepsze parametry migawki, światłoczułości ISO oraz przesłony, a także zwróć uwagę na kadr i kompozycję fotografii. Do dzieła! | Kilka porad dla amatora fotografii |
Wydanie przyjęcia komunijnego to nie lada wyzwanie, które wiąże się nie tylko z radością, ale również mnóstwem przygotowań. Rodziców czeka kupno dekoracji, przystrojenie pomieszczeń oraz przygotowanie nakryć. Aby ułatwić sobie to zadanie, warto wcześniej wybrać kolor przewodni i zaplanować całą aranżację. Podpowiadamy, jak urządzić przyjęcie w odcieniach błękitu. Elegancki kolor
Błękit jest kolorem uniwersalnym, dobrze współgra z innymi barwami (przede wszystkim srebrną, złotą) i pasuje do wnętrz o różnej stylistyce. Choć jest odcieniem chłodnym, tworzy atmosferę spokoju, harmonii, zadumy i wyciszenia. Ma dziesiątki odcieni, od pastelowych, kojarzących się z pokojem niemowlęcym, przez kolor nieba, aż po elegancką barwę szafiru. Jest jednym z najchętniej wykorzystywanych kolorów podczas przyjęć weselnych, spotkań biznesowych i uroczystych obiadów. Doskonale sprawdzi się także podczas przyjęcia z okazji pierwszej komunii. W sklepach bez problemu znajdziemy błękitne serwetki, balony, serpentyny i inne dekoracje.
box:offerCarousel
Spójna koncepcja
Planując przyjęcie komunijne, musimy się zastanowić nad tematem przewodnim i stylem całego przedsięwzięcia. Wnętrza powinny być urządzone skromnie, ale w sposób podkreślający wyjątkowość chwili, a także współgrający z aranżacją stołu. Możemy się zdecydować na kilka odcieni błękitu, przełamując je bielą, lub postawić na kontrast, dodając elementy złote oraz srebrne. Jeżeli mamy mieszkanie urządzone w stylu nowoczesnym, na stole powinna się znaleźć porcelana o kształcie geometrycznym, szklane świeczniki i sztućce polerowane na wysoki połysk. Miłośnicy klasyki powinni się zaopatrzyć w zastawę o bogato zdobionych brzegach, kute obrączki na serwetki i porcelanowe filiżanki. Niektóre sklepy oferują tematyczne dekoracje komunijne z motywem hostii, kielicha czy gołąbków, które można wpleść w każdą aranżację.
box:offerCarousel
W domu i na stole
Pomieszczenie, w którym będziemy przyjmować gości, powinno się prezentować elegancko, ale bez zadęcia. Ponieważ to dziecko jest najważniejszą tego dnia osobą, dekoracje należy dobrać z myślą o nim. Zawieszane pod sufitem błękitne balony, serpentyny, papierowe lampiony i tematyczne konfetti (np. w kształcie gołąbków) do rozsypania na stole – tych rzeczy nie może zabraknąć na naszej liście zakupów. Warto pomyśleć także o świeżych kwiatach, dzięki którym aranżacja nabierze lekkiego wiosennego charakteru. Dobrym pomysłem jest zakup prostych białych świec, będą efektownie wyglądały samodzielnie, w świeczniku, w szklanej misie (świece pływające) lub metalowym lampionie. Jeżeli budżet na to pozwala, możemy się dodatkowo zaopatrzyć w dekoracje wykonane z drewna, np. figurki-serduszka.
Centralnym elementem aranżacji jest stół, przy którym goście zasiądą do uroczystego posiłku. Nie może na nim zabraknąć białego obrusa, który w zestawieniu z bawełnianymi niebieskimi serwetkami będzie wyglądał zachwycająco. Zastawa jest zazwyczaj biała, ale jeżeli chcemy nadać przyjęciu nowoczesny charakter, możemy wybrać wersję z błękitnymi motywami. Na stole muszą się znaleźć także niebieskie kwiaty, np. niezapominajki czy cebulice, w małych szklanych wazonach lub kielichach. Możemy się również zastanowić nad rozłożeniem między nakryciami błękitnego tiulu lub rozsypaniem szklanych niebieskich kamyków, które będą wyglądały jak szafiry. Kieliszki i sztućce powinny być proste, żeby nie wyróżniały się na tle stonowanej aranżacji. Kompletując dekoracje, trzeba pamiętać o umiarze oraz o tym, że na stole musi się znaleźć miejsce na tort komunijny. | Przyjęcie komunijne w odcieniach błękitu |
Liczba rodzajów silikonów budzi podziw, tym bardziej należy pamiętać, że mają one różne przeznaczenie, a tym samym inne właściwości fizyczne. Aby kupić odpowiedni, trzeba dokładnie określić, do czego zostanie wykorzystany i jakie czynniki zewnętrzne będą na niego wpływały. Do parametrów decydujących o zastosowaniu odpowiedniego silikonu zaliczają się przede wszystkim: temperatura, jakiej zostanie poddany po zastosowaniu, odporność na wilgoć, promieniowanie ultrafioletowe, a także na działanie czynników chemicznych, takich jak środki stosowane w gospodarstwie domowym.
Silikon do łazienki – sanitarny
Dobierając odpowiedni silikon do łazienki, trzeba zwracać uwagę również na jego kolor. Producenci, chcąc spełnić oczekiwania estetyczne potencjalnych klientów, oferują silikony w różnych barwach, które będą idealnie współgrać z deseniem glazury wybranej do poszczególnych pomieszczeń.
Pierwszym polecanym przeze mnie produktem jest silikon sanitarny Tytan. Świetnie sprawdzi się jako uszczelnienie na łączeniach glazury z elementami ceramicznymi, takimi jak bidet czy też elementami z tworzyw sztucznych, np. brodzikiem pod prysznic. Ponadto zawiera składniki zapobiegające powstawaniu grzybów, pleśni i glonów, które występują w pomieszczeniach o podwyższonej wilgotności.
Kolejnym produktem wartym uwagi jest silikon marki Wurth, bardzo odporny na wpływ szkodliwych czynników środowiska oraz starzenie się. Dodatkową jego zaletą jest możliwość stosowania jako uszczelniacza do ram okiennych oraz kanałów kablowych. Produkt ten można nanosić w temperaturze 5–40°C.
box:offerCarousel
Silikony do rur – uszczelniacze do rur
Na rynku nie ma „ogólnych” uszczelniaczy do rur. Rury kanalizacyjne wykonane z polichlorku winylu na łączeniach mają specjalne uszczelki zapobiegające wysunięciu się ich z kielicha, a także niedopuszczające do przecieków. Inne z kolei są zgrzewane, co eliminuje potrzebę dodatkowego uszczelniania. Niekiedy jednak silikon jest niezbędny, np. do rur kominowych. Tego typu instalacje muszą być wyjątkowo szczelne, aby został zachowany ciąg grawitacyjny, a spaliny z kominków, pieców gazowych czy węglowych nie stanowiły zagrożenia zdrowia i życia mieszkańców i nie brudziły pomieszczeń.
Do uszczelnienia rur polecany jest silikon marki Soudal. Powierzchnia, na którą będzie nakładany, musi być sucha, wolna od tłuszczu oraz innych zabrudzeń. Produkt ten można nanosić w temperaturze od 5–30°C. Producent zaleca powolne ogrzewanie go przez 12 godzin po nałożeniu, co zapobiega tworzeniu się pęcherzyków powietrza w jego strukturze. Produkt jest idealny do uszczelniania nie tylko rur, ale również rusztów pieców CO i wkładów kominkowych. Temperatura maksymalna, w jakiej spełnia swoje zadanie, to 1500°C.
Silikon do dachu – uszczelniacz dekarski
Uszczelniacze tego typu świetnie nadają się do wypełniania dziur wokół kominów. Jak wiadomo, oprócz położeniu dachówki na dachu konieczna jest również obróbka blacharska. Tak zwana blacharka to wykończenie komina oraz krawędzi dachu tak, aby woda nie podciekała, tylko spływała do rynien. Łączenie blach i komina uszczelnia się właśnie silikonem do dachu.
box:offerCarousel
Do tego celu służy uszczelniacz Soudal. Produkt ten świetnie się sprawdzi nie tylko jako uszczelnienie połączeń dekarskich, ale również przeciekających rynien czy też połączeń papy na zimno.
Innym bardzo dobrym uszczelniaczem dekarskim jest produkt marki Wkręt-Met. Idealny do połączeń dekarskich, bardzo odporny na długotrwałe działanie szkodliwych warunków atmosferycznych. Tego silikonu można z powodzeniem używać do elementów ruchomych. Jedną z jego najważniejszych cech jest to, że nie zawiera rozpuszczalników, więc nie niszczy styropianu. Ponadto można nim uzupełniać ubytki w wyszczerbionych płytkach.
Reasumując, przy wyborze silikonu nie trzeba się ograniczać do tego, w jakim celu zostanie użyty i jakie ma przeznaczenie. Obecnie równie ważny jest kolor, zwłaszcza gdy chodzi o silikon sanitarny. Przed zakupem właściwego preparatu warto sprawdzić próbnik danego producenta, by dokładnie dopasować barwę do elementów wyposażenia, np. łazienki lub kuchni. Silikony dekarskie i do rur powinny być kupowane pod kątem konkretnych prac, z uwzględnieniem zaleceń producenta, który zapewnia ich skuteczność. | Silikon silikonowi nierówny – jakiego używać w łazience, jakiego do uszczelniania rur, a jakiego, by uszczelnić dach |
Tak jak w wielu dziedzinach i w kosmetyce pojawiają się różne trendy. Wszyscy pamiętamy, jakim przebojem był koenzym Q10. Potem na rynku pojawił się kwas hialuronowy, który dzisiaj stracił na atrakcyjności, chociażby z powodu pojawienia się preparatów kosmetycznych z udziałem komórek macierzystych. Natomiast sól z Morza Martwego od wielu lat jest doceniania, a jej popularność ciągle utrzymuje się na stałym poziomie. Skąd ta sól?
Morze Martwe to jezioro leżące na pograniczu Izraela i Jordanii. Powstało ono około 60 tys. lat temu – według ocen ekspertów – dzięki wodom rzeki Jordan i okresowo powstających strumieni, które, podmywając okoliczne tereny, naniosły do jeziora dobroczynne składniki. Dodatkowo intensywne parowanie, doprowadziło do bardzo wysokiego stężenia soli w tym akwenie. Skład wody w jeziorze różni się od składu wody w oceanie. Sól pochodząca z oceanu to w 97% sól NaCl czyli sól kuchenna. Sól z Morza Martwego to 53% chlorku magnezu, 37% chlorku potasu, w mniejszych ilościach znajdziemy tu również sód, chrom, cynk, żelazo, miedź oraz mangan.
Dobroczynne działanie składników
Ludzkość odkryła dobrodziejstwa Morza Martwego wieki temu. Sam mikroklimat okolicy jeziora doskonale wpływa na osoby cierpiące na alergie i astmę. Składniki wody, soli i błota z jeziora pomagają zaś w leczeniu wielu chorób, takich jak łuszczyca, grzybica, zmiany zapalne skóry, trądzik, a nawet wypryski skórne. Kąpiele w soli z Morza Martwego bardzo odprężają, dlatego stosuje się je w leczeniu nerwic i depresji.
Niewiele osób może sobie pozwolić na podróż nad Morze Martwe. Z resztą, okolica jeziora nie obfituje w ośrodki wypoczynkowe. Na szczęście minerały bardzo często wykorzystuje się w kosmetykach pielęgnacyjnych, a ich wpływ na naszą urodę możemy zbadać w zaciszu własnej łazienki.
Maski z czarnym błotem
Błoto pochodzi z brzegów Morza Martwego. Występuje jako samodzielny produkt w formie bogatej glinki lub jako składnik produktów gotowych do użycia. Zastosowanie czarnego błota jest bardzo szerokie. Można je spotkać w formie masek lub okładów na wybrane części ciała. Zrobimy z niego oczyszczającą maseczkę na twarz, wyszczuplający okład na uda, a nawet otworzymy pory na głowie. Jako bonus otrzymamy odprężenie. Błotne zabiegi wyrównują tętno i rozluźniają mięśnie.
Sól z Morza Martwego
Sól z Morza Martwego zawiera wyjątkowo dużo magnezu, dzięki czemu jest bardzo mokra, wręcz oleista. Jest ona wykorzystywana w preparatach do kąpieli, w kompresach, peelingach i innych roztworach. Po kąpieli z dodatkiem soli z Morza Martwego możemy się spodziewać cudownego nawilżenia skóry, zwiększenia przemiany materii, rozluźnienia mięśni i stawów, poczucia błogości, poprawy kondycji skóry z problemami czy likwidacji nadmiernego pocenia.
Peelingi z solą z Morza Martwego
Jednym z lepszych zabiegów oczyszczających skórę jest peeling. Jeśli wykonamy go produktami zawierającymi minerały z Morza Martwego, efekt będzie oszałamiający. Skóra będzie po nim gładka oraz natłuszczona. Drobinki masując, poprawią mikrokrążenie skóry. Taki peeling poradzi sobie nawet z wyjątkowo wymagającą skórą łokci, kolan i stóp.
Codzienna pielęgnacja
Godne polecenia są całe linie kosmetyków, zawierające składniki z Morza Martwego. Stosując je w codziennej pielęgnacji, utrzymamy naszą skórę w dobrej kondycji, nawet wtedy, gdy zabraknie czasu na urządzenie sobie domowych zabiegów spa. Kilku producentów postawiło na zastosowanie składników z Morza Martwego w liniach swoich preparatów kosmetycznych, takich jak Linia Aqua Mineral, Linia Apis Optima, Linia Danielle Laroche, Linia minus 417, Linia Planeta Organica.
Po raz kolejny okazuje się, że warto wiedzieć, jakie składniki zawierają używane przez nas kosmetyki. Kto by pomyślał, że kąpiel w soli, maska z błota, czy krem na dzień z dobroczynnymi składnikami pochodzącymi z Morza Martwego, w tak uniwersalny sposób mogą wpłynąć nie tylko na stan naszej skóry, a także na nasze samopoczucie. | Sól z Morza Martwego – wspaniały składnik kosmetyków pielęgnacyjnych |
Długi weekend, wakacje i rowery... Jak przetransportować swoje dwukołowce w wybrane miejsce, a przy okazji zmieścić w aucie rodzinę? Przedstawiamy bagażniki rowerowe – samochodowe platformy do przewozu rowerów. Bagażniki w formie platform są bardzo komfortowe i bezpieczne. Rowery stoją w specjalnych rynienkach, co powoduje dużą stabilność transportu. Ostrożność przyda się w przypadku parkowania, gdyż platforma wydłuża pojazd.
Platformy na hak holowniczy
Gdy do przewiezienia mamy od dwóch do czterech rowerów, jest to metoda najbezpieczniejsza i najwygodniejsza (nie wymaga podnoszenia ich na dach samochodu). Dzięki funkcji odchylania platforma nie przeszkadza w użytkowaniu bagażnika auta nawet wtedy, gdy rowery są już zamontowane. W czasie jazdy opory powietrza są dużo mniejsze niż w przypadku przewożenia rowerów na dachu. W efekcie transport jest cichszy. Większość platform tego typu jest uniwersalna i pasuje do każdego modelu auta z zamontowanym hakiem holowniczym. Bagażniki na hak mają oddzielne stanowiska dla każdego roweru, a niektóre modele –dodatkowe paski z klamrą zaciskową, którymi można mocować rowery do uchwytów. Jeszcze inne mają funkcję zamykania uchwytów rowerowych na kluczyk. W skład zestawu zwykle wchodzi tablica oświetleniowa z miejscem na tablicę rejestracyjną.
Od 1 stycznia 2016 roku obowiązują nowe przepisy, mówiące o możliwości zamówienia w wydziale komunikacji trzeciej tablicy rejestracyjnej, którą należy umieścić na bagażniku rowerowym. Tylko z taką legalnie wydaną tablicą można się poruszać po drogach publicznych.
Montaż bagażnika jest bardzo prosty i nie wymaga dużych umiejętności. W komplecie jest instrukcja, jak to zrobić samemu. Bagażnik ma łatwe i stabilne mocowanie na kuli haka, które nie wystaje ponad zderzak samochodu. Dodatkową funkcją jest zamykanie mocowania na kluczyk. Po demontażu platformy można ją złożyć – zajmuje niedużo miejsca i jest wygodna w przechowywaniu.
Ceny platform na hak holowniczy zaczynają się już od około 500 zł. Tyle kosztuje np. popularny modelPeruzzo Siena. Gdy dysponujemy nieco większymi środkami, dobrym wyborem będą platformy markiInter Pack.
Platformy na klapę bagażnika
Te modele mieszczą od dwóch do trzech rowerów, których łączna masa nie powinna przekraczać 45 kg. Bagażnik na klapę to dobry wybór dla osób mających samochody w wersji hatchback, kombi lub minivan. Nie nadają się z kolei do aut z nadwoziem sedan. Są nieco tańsze od montowanych na hak – można je kupić za mniej więcej 300 zł. Trafnym wyborem będzie w tym przypadku bagażnik firmy Aguri, który charakteryzuje się mocną konstrukcją i łatwym montażem. Z kolei za 999 zł można skorzystać z oferty firmy Thule lub Menabo, które produkują bagażniki wyższej klasy.
Montaż w tym wypadku również nie jest trudny i nie wymaga użycia dodatkowych narzędzi. Zestaw zawiera zwykle sześć mocowań, które zapewniają dopasowanie uchwytu do pojazdu oraz stabilność zarówno uchwytu, jak i rowerów. Jednak podczas montażu należy być ostrożnym, aby nie uszkodzić tylnej szyby lub nie zarysować klapy bagażnika swojego samochodu. Na trasie należy również uważać, aby podróż nie skończyła się porysowaniem lakieru, szczególnie gdy jedziemy po nierównych drogach.
W komplecie są specjalne szczęki, za pomocą których mocuje się rowery. Koła umieszcza się w specjalnych aluminiowych rynnach, co powoduje stabilność transportu, a dodatkowo możliwość przewozu rowerów o różnej wielkości. Platformy na klapę mają ten plus, że nie zasłaniają tablic rejestracyjnych ani świateł.
Z badań wynika, że podczas transportu rowerów na klapie bagażnika zużycie paliwa wzrasta najbardziej, natomiast jest najmniejsze, gdy korzysta się z platform na haku. | Bagażniki rowerowe – platformy w cenie do 999 zł |
Długie godziny spędzone w pracy przed komputerem w pozycji siedzącej źle wpływają na nasze samopoczucie. Podpowiadamy, jak szybko i w prosty sposób zregenerować siły. Po kilku godzinach w tej samej pozycji każdego dopada znużenie. Jeżeli w dodatku nasza praca polega na ciągłym kontakcie z ekranem monitora, to szybciej je odczuwamy. Co zrobić, gdy czas mija, lista zadań wcale nie wydaje się krótsza, a zmęczenie staje się coraz bardziej dotkliwe? Pomóc może krótka przerwa na regenerację, tyle że musi być odpowiednio wykorzystana. Najczęściej niestety sięgamy po kolejną kawę lub słodycze w nadziei, że kofeina albo cukier pobudzą nas na tyle, że dotrwamy do końca dnia i uda się nam doprowadzić jakieś sprawy do końca. Warto jednak spróbować innych rozwiązań i spędzić 5 minut na zajęciu, które pozwoli nam się zrelaksować i odzyskać trochę siły.
Trzy sprawdzone sposoby na szybką regenerację w pracy
1. Gimnastyka oczu
Dla osób pracujących przy komputerze to ćwiczenie nieodzowne. Jeśli spędzamy godziny przed świecących ekranem, nasze oczy się męczą i wysuszają. Poświęćmy 5 minut na następujące ćwiczenia i nie patrzmy podczas ich wykonywania na komputer:
* Zamknijmy oczy i policzmy do 30, otwórzmy bardzo szeroko – policzmy do trzech, znów zamknijmy i policzmy do 30.
* Przenośmy wzrok na zmianę na różne przedmioty – skupiajmy wzrok na tych, które są bliżej, a potem przenośmy na umieszczone dalej. Zróbmy kilka zmian, następnie znów zamknijmy na chwilę oczy.
* Kierujmy wzrok na sufit i na kolana, nie poruszając przy tym głową. Zróbmy kilka zmian i znów na chwilę zamknijmy oczy.
* Wybierzmy dwa skrajne punkty po prawej i po lewej stronie w naszym polu widzenia i energicznie przenieśmy wzrok z jednego na drugi i z powrotem, nie ruszając przy tym głową. Możemy też ustawić tak dłonie, by trzymając głowę skierowaną przed siebie, móc kątem oka zauważyć prawy i lewy palec wskazujący skierowany do sufitu. Przenośmy wzrok z dłoni na dłoń bez poruszania głową – to ćwiczenie pozwala na zresetowanie połączeń między neuronami i regeneruje zmęczony mózg.
* Zrezygnujmy z przygotowania listy zadań w komputerze lub aplikacji telefonicznej – skorzystanie z klasycznego notesu i długopisu pozwoli oczom na odpoczynek od niebieskiego światła.
2. Ćwiczenia oddechowe
Pozwolą dotlenić organizm oraz rozprawić się ze stresem wynikającym z nagromadzenia obowiązków. Praca nad oddechem nie wymaga specjalnego przygotowania, chociaż warto usiąść wygodnie w pozycji wyprostowanej, by móc swobodnie poruszać klatką piersiową. Taką pozycję pomagają utrzymać poduszki sensomotoryczne lub duże piłki gimnastyczne, które coraz częściej można spotkać w biurach jako zamiennik sztywnego krzesła. Podczas oddychania wielu osobom pomaga zamknięcie oczu. Oto proste i skuteczne ćwiczenia:
Długi i rozluźniający wydech – po spokojnym długim wdechu przez nos robimy szybko wydech przez usta, wydając przy tym dźwięk. Wydychamy powietrze w taki sposób, by wydech zakończył się rozluźnieniem ciała i delikatnym opadnięciem barków – potocznie nazywamy taki wydech westchnieniem. To ćwiczenie doskonale rozluźnia ciało – powtarzamy je 10 razy.
Oddech rozluźniający brzuch – siadamy wygodnie w taki sposób, by kolana były nie niżej niż biodra, ponieważ wtedy trudniej będzie rozluźnić brzuch. Robimy spokojny wdech i kierujemy oddech aż do brzucha, aktywizując po drodze obszary góry klatki piersiowej i dolnych żeber, brzuch delikatnie się wysuwa, ale nie jest twardy. Z wydechem powoli opróżniamy kolejne tory oddechowe z powietrza – brzuch staje się miękki. Wdech i wydech robimy przez nos, staramy się, by były tej samej długości. Powtarzamy ćwiczenie 10 razy.
Oddech naprzemienny – układamy opuszki palców kciuka i wskazującego na skrzydełkach nosa i zamykamy dziurki, oddychamy, wpuszczając i wypuszczając powietrze na zmianę raz prawą, a raz lewą dziurką To ćwiczenie doskonale dotlenia, oczyszcza zatoki i resetuje połączeniu neuronów w mózgu, przyczyniając się do jego odświeżenia i regeneracji. Powtórzmy ćwiczenie przynajmniej 10 razy, stopniowy wydłużając wdech i wydech.
3. Stretching i masaż za biurkiem
Najprostszym ćwiczeniem stretchingowym jest przeciągnięcie się, które trwa dosłownie kilka sekund, a dokładnie rozluźnia spięte mięśnie w zamkniętym i pochylonym do przodu ciele. Oto kilka innych prostych ćwiczeń, które możemy zrobić bez wstawania od biurka:
Rozciągnięcie nóg – na chwilę zdejmujemy buty i prostujemy nogi pod biurkiem, mocno wypychając przed siebie pięty, a stopy zginając na siebie (ułożenie flex), a potem mocno prostujemy stopy, wydłużając palce (ułożenie point). Robimy 10 spokojnych zmian.
Masaż stóp – zdejmujemy buty i masujemy stopy, wykorzystując do tego niewielki sprzęt mieszczący się w szufladzie biurka, czyli piłki jeżyki, wałeczek do masażu stóp albo poduszkę masującą.
Otwieranie klatki piersiowej – doskonale regeneruje, pozwala wziąć głębszy oddech, daje więcej przestrzeni sercu i zapobiega zaokrąglaniu się pleców – można to ćwiczenie zrobić w pozycji stojącej i siedzącej. Przenosimy do tyłu ramiona i zaplatamy dłonie, prostujemy łokcie, ściągamy dłonie w stronę podłogi, wycofujemy barki, staramy się pociągnąć w górę mostek i zassać pępek do środka ciała. Przytrzymujemy to ułożenie, licząc do 30, rozluźniamy i powtarzamy jeszcze dwa razy, jeżeli mamy kłopot z zapleceniem dłoni. Możemy użyć paska do jogi albo gumy gimnastycznej, które swobodnie zmieszczą się w szufladzie biurka.
Nadgarstki i dłonie – ćwiczenia niedużych stawów dłoni mogą przynieść odprężenie, jeżeli skupimy się na ich wykonywaniu, niech to będzie chwila oderwania się od wszystkiego. Chwytamy dłonią główkę ciężarka o wadze 0,5 kg (może to być mała butelka wody mineralnej), opieramy łokieć o podłokietnik krzesła, odwracamy i nawracamy dłoń. Wykonujemy 10 takich zmian i przekładamy ciężarek do drugiej dłoni. Następnie otwieramy szeroko palce dłoni i składamy je w pięść, rozpoczynając od małego palca, potem powoli zamykamy w dłoni kolejne palce, ostatni wędruje kciuk, następnie otwieramy, rozpoczynając od kciuka i kończąc na małym palcu. Możemy pracować raz jedną dłonią, a raz drugą albo obydwoma jednocześnie, wtedy ćwiczenie zawiera też element koordynacyjny, angażując mocniej nasz mózg, który w tym czasie odpoczywa od innych zadań.
Jeżeli to możliwe, warto w czasie pracy choć raz wybrać się na krótki spacer. Nawet 5 minut na powietrzu pozwala na regenerację i nabranie dystansu do zadań, które jeszcze tego dnia stoją przed nami. | Sposoby na 5-minutową przerwę regeneracyjną w pracy |
Sukulenty, to rośliny, które dzięki wykształceniu tkanki wodnej, są w stanie przez długi czas żyć w trudnych warunkach. Nazywane są z tego powodu "roślinami dla zabieganych" lub zapominalskich.m. W dobie gonitwy za sukcesem i uciekającymi okazjami, zaczęliśmy zwracać olbrzymią uwagę na to, by przedmioty, którymi się otaczamy, były możliwie najbardziej uniwersalne i wymagające jak najmniejszej opieki. W czasie, w którym królują niepodzielnie portale internetowe oraz aplikacje takie jak Instagram, Facebook czy Pinterest, czujemy ogromną potrzebę, by rzeczy były również jak najbardziej efektowne. Jak odnieść tę analizę społeczeństwa początku XXI wieku do świata roślin domowych? Nic prostszego: wystarczy przyjrzeć się modzie na sukulenty, czyli zielone parapetowce, które stały się ostatnimi czasy prawdziwym hitem.
Łyk wiedzy
Jeżeli wśród naszych czytelników jest ktoś, kto nie wie jeszcze, czym są owe sukulenty, spieszę z wyjaśnieniem – za tą egzotycznie brzmiącą nazwą kryje się łacińskie słowo succulentus, czyli soczysty. Nie, absolutnie nie chodzi o to, że można z nich wyciskać przepyszny sok, a raczej o wynikającą z ewolucji cechę, która sprawiła, że rośliny te, naturalnie występujące w środowisku pustynnym, wykształciły tkankę wodną, służącą do magazynowania życiodajnej wody. No i właśnie te charakterystyczne, mięsiste liście bądź łodygi, czynią z nich rośliny tak wyjątkowe. Sukulenty dzielimy na liściowe oraz pędowe. Te pierwsze, czego można się domyślić z samej ich nazwy, gromadzą wodę w liściach, które pokryte są powstrzymującą parowanie kutykulą. Naturalnym środowiskiem sukulentów liściowych jest Afryka, a najbardziej znanymi ich przedstawicielami są aloesy. Pędowe spotkać można najczęściej na amerykańskich pustyniach – są to wiecznie popularne kaktusy. Magazynują one wodę w grubych pędach, natomiast ich liście występują zazwyczaj pod postacią kolców.
Gwiazdy wśród sukulentów
Najwyższy czas, by przyjrzeć się kilku najznamienitszym przedstawicielom sukulentów. Najpopularniejsze są oczywiście kaktusy, których odmian jest bez liku. Są one uniwersalną ozdobą parapetów nawet w tych mieszkaniach, gdzie obecność roślin z różnych powodów nie jest wskazana. Drugie na mojej liście są grubosze, znane również drzewkami szczęścia. Te urocze sukulenty występują również w wielu odmianach, choć ostatnio najpopularniejsze są grubosze owalne, zwane także srebrzystymi. Taka roślina będzie doskonała ozdobą każdego salonu lub sypialni. Na tle innych przedstawicieli swojej rodziny wyróżnia się agawa. Powodem jej wyjątkowości są charakterystyczne, ostre liście, które nadają atrakcyjnego, choć nieco groźnego wyglądu. Idealna ozdoba każdego tarasu. No i w końcu aloes, którego długie, mięsiste, kolczaste na brzegach liście rozgałęziają się wprost z przyziemnych rozetek. Są one pełne substancji bezcennych dla naszego zdrowia.
Nie dla nadgorliwych!
Mówi się, że sukulenty są wymarzonymi roślinami dla osób zabieganych, zapracowanych, leniwych albo po prostu zapominalskich. Nie oznacza to, ma się rozumieć, że o rośliny te nie trzeba dbać wcale – troska należy im się tak samo, jak każdym innym przedstawicielom flory! Rzecz jednak w tym, że polega ona na czymś nieco innym. To prawda, sukulenty wytrzymają dłuższy okres zaniedbania, a ponadto są bardzo proste w uprawie. Lista zasad postępowania z tymi roślinami jest bardzo krótka, a jej pierwszym punktem jest bez wątpienia umiarkowanie w podlewaniu. Tak jest, nadmierne nawodnienie sukulentom szkodzi.
Kilka zasad
Jak już wspomniałem, sukulentów nie wolno nadmiernie nawadniać. Ich podłoże również nie powinno być mokre. W dni ciepłe lub w okresie letnim wystarczy podlewać je maksymalnie dwa razy w tygodniu, natomiast zimą nawet raz w miesiącu. Doskonałym środowiskiem dla sukulentów są pomieszczenia o małej wilgotności powietrza. Przesadzamy sukulenty dopiero, kiedy urosną do tego stopnia, że zaczną rozsadzać doniczkę (zwykle coś takiego zdarza się raz na trzy lata). Warto wiedzieć, że sukulenty nie w każdym miejscu, w którym je postawimy, czują się równie dobrze. Dlatego poleca się znaleźć im miejsce w południowo-wschodnim zakątku naszego mieszkania – poranne słońce działa na nie najlepiej! | Moda na sukulenty – w kuchni, na balkonie, w salonie |
Bielizna to najintymniejsza część kobiecej garderoby. Choć chowamy ją pod ubraniem, ma duży wpływ na nasze samopoczucie. W ciągu chwili potrafi sprawić, że czujemy się seksownie i powabnie. Jest kwintesencją kobiecości. W dniu ślubu wszyscy zwrócą uwagę na twoją suknię, fryzurę, makijaż. Jednak to również bielizna przyczyni się do efektu końcowego. Czym byłaby nawet najpiękniejsza suknia bez odpowiednio dobranej bielizny, która zbierze, podniesie, a co trzeba ukryje? Doradzamy, na co zwrócić uwagę podczas jej wyboru.
Kolor bielizny
Bielizna ślubna musi idealnie pasować do twojej sukni ślubnej. Sukienkę możesz mieć w kolorze od bieli, przez ecru, na odcieniu kości słoniowej kończąc. Bielizna musi mieć podobny odcień, inaczej będzie się odznaczać i odstawać od reszty. Na tak wyjątkową okazję lepiej poszukać specjalistycznej bielizny ślubnej, niż kupić ją w tradycyjnym sklepie. Masz w nim do wyboru tylko bieliznę białą lub beżową, natomiast specjaliści wiedzą, że suknia ślubna może mieć wiele odcieni i właśnie pod tym kątem stworzyli swoje projekty.
Fason
Bielizna ślubna jest przeznaczona do „zadań specjalnych”. Powinna modelować sylwetkę, podkreślić twoje atuty, a ukryć niedoskonałości. Jest szczególnie istotna, jeśli decydujesz się na suknię ślubną bez ramiączek. Odpowiednio dobrana musi podnieść i pięknie wyeksponować biust.
Jakie są możliwości?
1. Gorset
Klasyka. Większość z nas na myśl o ślubie od razu ma w głowie obraz pięknego, zmysłowego gorsetu w połączeniu z pasem do pończoch. Nic dziwnego. Gorset modeluje figurę, wyszczupla talię i eksponuje piersi. Jest przy tym niezwykle seksowny. Niestety, nie nadaje się do sukienek z cienkiego materiału, ponieważ fiszbiny byłyby bardzo widoczne. Co więcej, jeśli sukienka ma mocno wycięte plecy, gorset będzie wystawał.
2. Body
Delikatniejsza wersja gorsetu. Jednoczęściowa konstrukcja utrzyma twoją sylwetkę w ryzach. Body idealnie się sprawdza przy cienkich sukienkach, ponieważ nie ma zbyt dużej liczby szwów, które mogłyby prześwitywać. Body zazwyczaj jest mocno wycięte, więc głęboki dekolt na plecach nie będzie stanowić żadnego problemu. Możesz wybrać seksowne, koronkowe body, idealne na noc poślubną. Istnieje również wersja z mocno ściągającego materiału, który wyszczupli twój brzuch i podkreśli talię.
3. Komplet bielizny
Ten wariant oferuje najwięcej możliwości zdobień – koronki, kokardki, perełki. Wszystko, czego dusza zapragnie. Możesz wybierać wśród fig, stringów, bardotek… Ważne, by bielizna była idealnie dopasowana do figury, by nic nie odstawało ani nie było przyciasne. Musi idealnie przylegać do ciała. Należy uważać na ozdobne elementy, gdyż mogą uczulić lub podrażnić skórę. Zaletą kompletu jest możliwość noszenia go również po ślubie.
4. Pończochy
Jeśli zastanawiasz się, czy lepsze będą pończochy, czy rajstopy, podpowiadamy: definitywnie pończochy! Nie będą się zsuwać ani odznaczać się pod sukienką. Wybierz jednak model zapinany na pasie – silikon w samonośnych pończochach może uczulać.
5. Podwiązka
Kiedyś podwiązka panny młodej była biała – symbolizowała jej czystość. Obecnie podwiązki mogą być białe lub ecru, ozdobione kwiatami, koronkami lub perłą. Jednak najczęściej bywają niebieskie, zgodnie z przesądem, że panna młoda powinna mieć „coś niebieskiego”. Ślubna podwiązka ma zapewnić szczęście oraz dostatek w małżeństwie, a kolor niebieski - wierność męża. | Ślubna bielizna – wybierz coś dla siebie |
Allegro Paczka w RUCHu Korzyści dla Ciebie i Twoich klientów
Jak nadać przesyłkę
Jak włączyć Allegro Paczka w RUCHu Odbiór w Punkcie w swoich ofertach
Cennik
Klienci są zainteresowani dostawą zamówionych towarów do punktów odbioru, świadczą o tym liczby:
zanotowaliśmy 76% wzrost udziału liczby paczek kierowanych do punktów odbioru w stosunku do roku ubiegłego*,
już w 45% ofert na Allegro sprzedawcy udostępnili odbiór w punkcie.
Odpowiedz na oczekiwania kupujących i udostępnij Allegro Paczka w RUCHu Odbiór w Punkcie w swoich ofertach.
*dot. okresu pierwszych pięciu miesięcy 2018 r, dla punktów obsługowych. Dane nie uwzględniają Paczkomatów.
Korzyści dla Ciebie i Twoich klientów:
Szeroka sieć punktów nadawczych i odbiorczych - 3700 punktów RUCHu i punktów partnerskich
Łatwa dostępność - 50% punktów jest zlokalizowana w mniejszych miejscowościach i na obszarach wiejskich
Bezkonkurencyjna cena za ciężkie paczki - maksymalna waga to 20kg, a wymiary 20x30x50cm - sprawdź cennik
Śledzenie przesyłki - informacje o przesyłce wyświetlimy w zakładce Kupione
Wygodny odbiór przesyłki - wystarczy kod, który klient otrzyma w treści smsa i wiadomości e-mail
Jak nadać przesyłkę
W pierwszej kolejności podpisz umowę z RUCHem - Dowiedz się więcej.
Menedżer sprzedaży - wyeksportuj dane o transakcjach z metodą dostawy Allegro Paczka w Ruchu do pliku xml, a następnie zaimportuj plik do programu nadawczego Paczka w RUCHu,
Ręczna awizacja - możesz przygotować etykietę nadawczą samodzielnie w programie nadawczym partnera.
Jak włączyć Allegro Paczka w RUCHu Odbiór w Punkcie w swoich ofertach
W Formularzu wystawiania, w Cennikach dostawy oraz w Menedżerze Sprzedaży udostępnij opcję dostawy Allegro Paczka w RUCHu Odbiór w Punkcie (płatna z góry i za pobraniem).
Maksymalna cena, jaką możesz ustawić podczas w ofercie to:
* 8,60 PLN dla opcji płatnej z góry
* 11,06 PLN dla opcji z pobraniem
Cennik
Wszystkie wartości są cenami netto.
Opłata za nadanie przesyłki jednopaczkowej:
| Waga paczki | Opłata ryczałtowa netto |
| -------- | -------- |
| do 10 kg | 5,44 PLN |
| od 10,01 do 20 kg | 6,99 PLN |
| Przesyłka za pobraniem | należy doliczyć 2 PLN |
Usługi dodatkowe:
Ubezpieczenie przesyłek o wartości:
| Wartość przesyłki | Opłata ryczałtowa netto |
| -------- | -------- |
| od 500,01 PLN do 1.500,00 PLN | 0,80 PLN |
| od 1.500,01 PLN do 2.500,00 PLN | 1,00 PLN |
| od 2.500,01 PLN do 5.000,00 PLN | 2,00 PLN |
Odbiór od nadawcy mniej niż 10 przesyłek
* 20,00 PLN - odbiór przesyłek od nadawców w miejscu położonym w ramach gmin miejskich: Warszawa, Bydgoszcz, Gdańsk, Olsztyn, Katowice ( i miasta GOP), Kielce, Kraków, Lublin, Łódź, Białystok, Poznań, Rzeszów, Szczecin, Wrocław;
* 25,00 PLN - odbiór przesyłek od Nadawców w miejscu położonym w ramach gmin miejskich: Lubin, Legnica, Opole, Gdynia, Sopot, Ożarów Mazowiecki, Błonie k. Warszawy, Pruszków, Piastów, Piaseczno, Łomianki, Wołomin, Marki, Ząbki, Legionowo, Jelenia Góra, Bolesławiec, Zgorzelec, Wałbrzych, Kłodzko, Inowrocław, Włocławek, Grudziądz, Toruń, Bielsk Podlaski, Łomża, Suwałki, Zamość, Biała Podlaska, Puławy, Radzyń Podlaski, Kutno, Piotrków Trybunalski, Sieradz, Elbląg, Ełk, Ostrów Wielkopolski, Konin, Leszno, Kalisz, Zielona Góra, Gorzów Wielkopolski, Krosno, Jarosław, Sanok, Stalowa Wola, Koszalin, Stargard, Ciechanów, Płock, Plewiska, Oborniki, Ostrów Wielkopolski, Sochaczew, Siedlce, Nowy Sącz, Tarnów, Nowy Targ, Częstochowa, Rybnik, Bielsko-Biała, Starogard Gdański, Słupsk, Radom, Sandomierz, Busko Zdrój, Skarżysko Kamienna.
* 100 PLN - za odbiór mniej niż 25 przesyłek w lokalizacjach innych niż powyższe
* 25,00 PLN - odbiór przesyłek w sobotę
* 45,00 PLN - odbiór przesyłek w niedzielę | Allegro Paczka w RUCHu |
Żarówki to podzespół auta dość często podlegający wymianie. Z tego powodu wielu kierowców, szukając oszczędności, świadomie decyduje się na zakup najtańszych produktów. Czy takie działanie ma sens? Tanio, taniej, najtaniej
Najtańsze żarówki halogenowe najpopularniejszego typu, a więc H7, można kupić już za kwotę poniżej 3 zł za sztukę. Są to produkty niewyróżniające się żadnymi specjalnymi cechami, a oferujące jedynie, oprócz niskiej ceny, zadowalającą jakość świecenia. Trudno liczyć także na znalezienie w najtańszej kategorii cenowej produktów mniej lub bardziej znanych firm. Większość z nich to bowiem tzw. noname, a więc żarówki niefirmowane żadną marką.
Za ok. 5 zł możemy natomiast nabyć żarówkę posiadającą filtr obniżający temperaturę jej świecenia. W takim wypadku kolor snopa świetlnego będzie jaśniejszy, co daje także większy kontrast widzenia podczas jazdy w nocy i w trudnych warunkach atmosferycznych. Większość kierowców kupuje jednak tego typu żarówki z uwagi na atrakcyjną barwę światła, która przypomina nieco tę znaną z lamp ksenonowych. Niestety, zdarza się, że filtry nie dość, że ograniczają długość snopa światła, to z czasem także blakną, a efekt znika.
Dla kogo najtańsze żarówki?
Trudno liczyć na to, aby najprostsze żarówki halogenowe imponowały jasnością czy zasięgiem świecenia. Nie są więc dobrym rozwiązaniem dla kierowców często podróżujących w nocy po nieoświetlonych drogach. Produkty typu noname oferują raczej przeciętną żywotność świecenia i trzeba je często wymieniać. Z tego powodu wiele osób kupuje ich większą ilość i przechowuje w garażu lub wozi w aucie.
Komponenty wykorzystane do produkcji najtańszych żarówek są mało wytrzymałe na działanie warunków atmosferycznych i skoków napięć, dlatego zdarza się, że stanowią częstą przyczynę awarii elektryki w aucie. Mimo to najprostsze modele żarówek sprawdzą się dobrze w starszych samochodach niższej klasy, które nie są wyposażone w zaawansowaną elektrykę. Tanie żarówki z pewnością będą niezłym rozwiązaniem dla kierowców, którzy rzadko siadają za kółkiem i pokonują niewiele kilometrów. Im bowiem nie będzie doskwierać problem niskiej żywotności.
Trudno jednak wyobrazić sobie, aby najtańsze żarówki były idealnym wyborem dla wymagających kierowców, często jeżdżących w dłuższe trasy. Takie osoby powinny zainteresować się przede wszystkim markowymi żarówkami, które oferują dobre parametry świecenia.
Tanie i markowe żarówki
Wielu kierowców nie wie, że w stosunkowo niskiej cenie nabyć można podstawowe produkty uznanych producentów. Żarówki te nie dość, że wytwarzają dłuższy snop światła, to są także trwalsze i bezpieczniejsze od swoich najtańszych konkurentów.
Już za 10 zł kupimy żarówkę Osram Original, która instalowana jest w wielu autach na tzw. pierwszy montaż w fabryce. Nieco taniej, bo za ok. 9 zł, nabędziemy natomiast najprostszy produkt firmy Hella, a więc kolejnego uznanego producenta oświetlenia samochodowego. Kwota 7,5 zł to budżet, który będziemy potrzebować, chcąc zaopatrzyć się w żarówkę H7 firmy Tungsram, słynącej z produktów o dobrym stosunku ceny do jakości.
Najtańsze żarówki będą faktyczną oszczędnością tylko dla niewymagających kierowców, którym nie będą przeszkadzać wady takiego wyboru. W innym wypadku warto zdecydować się chociażby na zakup podstawowych modeli żarówek uznanych producentów, których cena nie przekracza 10 zł za sztukę. | Kupujemy najtańsze żarówki – oszczędność faktyczna czy tylko pozorna? |
Szukasz najmodniejszego płaszcza na jesień? Sięgnij po nieśmiertelny model parki lub trencz o męskim, oversizowym kroju. Zamaskuj się i odważ na militarną zieleń lub print moro w kolorach mchu, paproci czy pożółkłych liści. To idealny kamuflaż na co dzień, przeznaczony nie tylko dla niepokornych wojowniczek! Militarny look
Projektanci w sezonie jesień-zima 2014/2015 proponują ogromny wybór: kurtek, płaszczy i futer na chłodniejszy czas. To idealny moment, aby „poeksperymentować” z modą i wybrać model nieszablonowy, ale dopasowany do naszej osobowości i stylu.
Jeśli tej jesieni nie chcesz spędzić w ekstrawaganckim i obszernym futrze, postaw na coś, co jest zupełnie temu przeciwne, czyli na prostotę. Wyróżnij się minimalizmem i zwykłą, nieprzeskalowaną formą.
Sięgnij po klasykę gatunku, a więc militarną parkę w kolorze khaki. Pokuś się na rozpinany model kurtki o długości mini, a zatem sięgający do pasa lub na wysokość bioder, albo midi – do kolan, bądź tuż za nie. Długości maxi najlepiej wypadną przy płaszczach o męskim i niewymuszonym kroju lub oversizowych kształtach.
Najbardziej praktyczna będzie parka z kapturem, która idealnie sprawdzi się w przypadku „kapryśnej”, jesiennej pogody. Zarówno wnętrze kaptura, jego obrzeża, jak i klapy przy kurtce (zamiennie mankiety bądź często podpinka kurtki) mogą być dodatkowo ozdobione akcentem ze sztucznego futra. To ciekawe rozwiązanie, jakie doskonale zaznacza się w trendzie militarnym i stanowi jego uzupełnienie. Jest również ciepłe i chroni przed zimnem, dzięki czemu kurta nada się też na chłodniejsze dni.
Jeżeli chodzi o kolory, to śmiało żongluj między wyszarzałymi i spłowiałymi odcienami zieleni – od barwy najjaśniejszej w kolorze trawy, do tej najciemniejszej w tonacji butelkowej. Inne warianty kolorystyczne, często mieszające się z militarną zielenią, to odcienie: rdzawej czerwieni, zgaszonej pomarańczy, brudnej żółci, a także orzechowe oraz czekoladowe brązy w kolorach ziemi. Ponadto obowiązkowa będzie mocna i wyrazista czerń, jak i grafit.
Parka jest odzieniem na tyle uniwersalnym, że pasuje do wielu stylizacji. Doskonale wpisuje się w styl casualowy czy streetowy, jako opcja na co dzień – do pracy bądź na miasto. Sprawdzi się także na wieczorne, ale niezobowiązujące wyjścia. Pamiętaj jednak, że militarny look obliguje do poczynienia konkretnych kroków, dlatego dodatki i buty dobierz również w zbliżonym stylu. Śmiało sięgaj po typowo militarne obuwie typu: workery, sznurowane botki o różnej długości lub półbuty. Jeśli lubisz wyróżniać się z tłumu, do swojej stylizacji dobierz kontrastujące kobiece szpilki, najlepiej w odważnym połączeniu ze skarpetkami albo „charakterne” buty na grubej platformie, tzw. creepersy. Mocne i wyraziste obuwie wypadnie szczególnie interesująco w połączeniu z militarnymi płaszczami.
Moja rada: Jeżeli musisz ubrać się elegancko i szykownie, proponuję parkę zastąpić długim płaszczem w męskim stylu, o najmodniejszej, pudełkowej formie. Nie musisz jednak rezygnować z militarnych barw. Zgniłe zielenie, brązy, czernie czy rudości, to kolory, broniące się przy każdej okazji, także w wersji solo.
Modny kamuflaż
Camo style – to nic innego, jak akcenty moro na ubraniu, często w wydaniu totalnym, czyli od stóp do głów. Wbrew pozorom, motywy moro nie są zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn, leśników, żołnierzy czy wędkarzy. Mogą nosić je wszyscy, a szczególnie kobiety, pragnące podążać za tegorocznymi trendami z wybiegów. Ten print to idealna alternatywa militarna dla gładkiego płaszcza czy kurtki, na punkcie której w tym sezonie oszaleli projektanci.
Najmodniejszy kamuflaż to moro, goszczące na krótkich, rozpinanych kurtkach, tzw. bomber jacket. Alternatywą będą też maxi płaszcze – rodem z żandarmerii – długie i luźne, o mocno zarysowanych ramionach, zdobne w liczne pagony, pokaźne kieszenie oraz akcenty moro. Idealne będą te o rozmiarze XXL, o kilka numerów większe od naszego obecnego wymiaru, śmiało przewiązane w talii skórzanym, szerokim paskiem. Innym przykładem okrycia wierzchniego są płaszcze tzw. „2w1”, czyli o funkcji poncza, z dużymi otworami na dłonie, znajdującymi się przy rękawach. Często dwurzędowe i bardzo efektowne – bogato zdobione pozłacanymi guzikami na klatce piersiowej oraz okraszone printami moro.
Prawdziwym hitem są również luźne, wojskowe kamizelki, spełniające rolę nowych okryć wierzchnich (obowiązkowo w barwach zieleni), które nonszalancko zarzucamy na ramiona.
Ponadto stroje lotników nie mogły zostać pominięte przez czujne oko projektantów. Krótkie, skórzane kurki z licznymi kieszeniami bocznymi i frontowymi, naszytymi na materiał, to ciekawa propozycja dla wszystkich odważnych kobiet. Taka stylizacja zobowiązuje, dlatego pozostałe ubrania, dodatki oraz obuwie powinny także być utrzymane w charakterystycznym, militarnym trendzie. Do wyboru masz: luźne, wojskowe spodnie typu baggy, kobiece kombinezony o wyszarzałych i stonowanych barwach oraz połyskujące swetry lub gabardynowe żakiety w komplecie ze spodniami.
Uzupełnieniem całego looku z pewnością będą też bardziej kobiecie akcenty w postaci takich najmodniejszych dodatków, jak: skórzane paski, rękawiczki, bogato zdobione kopertówki z stylu glamour i koniecznie – czerwony akcent na ustach. Wśród butów królują wsuwane sztyblety, sznurowane botki, wysokie oficerki i kozaki za kolano, a także: szpilki, obuwie na wysokiej platformie oraz te z odważnie odsłoniętym noskiem.
Militaria w tym sezonie pewnym krokiem wkroczyły na wybiegi. Pojawiają się nie tylko na kurtkach, ale również na: modnych parkach, eleganckich płaszczach, ponczach czy wojskowych kamizelkach w nowej odsłonie. Są zapożyczeniem ze strojów żandarmerii, służb wojskowych oraz lotnictwa. Okrycia wierzchnie koniecznie utrzymane są w militarnym trendzie, zdobne w naturalny kamuflaż (jakim jest moro) oraz wyszarzałe i wyblakłe barwy zieleni, brudnych brązów, rudości czy czerni.
Zainspiruj się tym najmodniejszym trendem i noś się po wojskowemu tej jesieni, tworząc swoje niepowtarzalne stylizacje na każdą okazję. Stań się niepokorną buntowniczką w militarnej oprawie!
) | Militarne płaszcze na jesień |
Rodzice chłopców – prędzej czy później – stają przed dylematem: kupić synowi pistolet czy nie? Z pomocą psychologa, pedagoga i rodziców postaramy się odpowiedzieć na pytanie: Czy wypada kupić chłopcu pistolet? Czy zabawki militarne mogą czegoś nauczyć? Niestety na niektóre pytania nie ma prostej odpowiedzi. Zawsze pojawią się plusy i minusy. W przypadku zabawek militarnych wszystko zależy od podejścia rodziców i zasad, które wpoją dziecku. Na pewno samowolna zabawa w wojnę, bez żadnej kontroli ze strony dorosłych i pozwolenie na agresywne zachowania względem innych nie jest niczym dobrym. Kiedy pistolet nie jest odpowiednią zabawką dla dzieci? Kiedy jest tylko rekwizytem w zabawie i nauką historii?
Opinia psychologa
Poprosiliśmy psycholog dziecięcą, Panią Małgorzatę Dąbrowską z Ośrodka Diagnostyczno-Terapeutycznego Promyk, o wypowiedź w kwestii zakupu dzieciom pistoletu. „Przy kupowaniu każdej zabawki zawsze dobrze jest zastanowić się, do czego dziecko ją wykorzysta. Jeżeli dostanie pistolet, to wiadomo – będzie strzelać. Ale jest jeszcze ważniejsze pytanie: kim stanie się ono dzięki tej zabawce? Dzielnym szeryfem, szlachetnym rycerzem czy super bohaterem, unicestwiającym bezdusznie całe armie potworów? Jeżeli tym ostatnim, to z całą pewnością nie warto kupować mu broni. Niestety jest duże prawdopodobieństwo, że wzorem do identyfikacji dla dziecka będzie właśnie taki bohater, który ma stalowe mięśnie, dysponuje bronią masowego rażenia, ma nadprzyrodzone moce i nieskończoną liczbę „żyć”. Nie jest na ogół ważne, o co walczy i z kim. Nie liczą się również żadne cechy charakteru, które nam – zwykłym ludziom – pomagają w przezwyciężaniu codziennych życiowych trudności.”
Jak dodaje Pani psycholog: „Pamiętajmy, że dziecko wciela się przede wszystkim w te postacie, z którymi najczęściej spotyka się w książkach, filmach i grach. Obecnie wiele popularnych scenariuszy zabaw pochodzących z powyższych źródeł polega na tym, że „dobrzy” walczą ze „złymi”, a różnią się wyłącznie tym, że jedni mają np. kostiumy czerwone, a drudzy czarne. W takim świecie nie ma miejsca na uczucia czy dylematy moralne, więc broń może, a nawet powinna być wyjątkowo mordercza. Chyba żadnemu rozsądnemu rodzicowi nie może zależeć na tym, aby dziecko rozwijało się w duchu, który ogranicza jego uczuciowość?
Należy pamiętać, że jak świat światem dzieci lubiły wcielać się w role bohaterów walczących przy pomocy patyka o dobro i sprawiedliwość. Patyk stawał się wówczas, w zależności od potrzeb, włócznią wodza Indian, rycerską szablą, strzelbą szeryfa lub karabinem dzielnego żołnierza. W końcu od czego jest dziecięca wyobraźnia? Ale w tych zabawach był on przede wszystkim tylko rekwizytem uwiarygadniającym kreowanego bohatera – walczyło się nim, jednak równie ważne było urządzanie wigwamów, galopowanie na koniach, ratowanie księżniczek czy tropienie groźnych przestępców, których w końcu zamykało się w więzieniach. Dopóki dzieciaki wzorowały się na postaciach ludzkich zawdzięczających swoją sławę, przede wszystkim odwadze i szlachetnemu postępowaniu, dopóty celem ich zabaw nie było zabijanie dla samego zabijania. Mimo to rzadko miały wówczas „prawdziwe” pistolety i karabiny? Wynikało to stąd, że ich dziadkowie i rodzice przeżyli wojnę, więc doskonale wiedzieli, jak bardzo jest okrutna. Nie chcieli więc kupować dzieciom zabawek militarnych kojarzących im się z autentyczną zagładą i cierpieniem. My też powinniśmy pamiętać, aby uczyć dzieci, że wartością jest tworzenie a nie destrukcja.”
Opinia rodzica
Zapytaliśmy również panią Beatę – mamę 6 letniego Wiktora, co myśli na temat pistoletów i innych zabawek militarnych. „Uważam, że wychowanie dzieci oswajające je z bronią, to duży błąd. Sama nigdy nie kupiłam zabawki, która przypomina prawdziwą broń. Nie unikniemy jednak kontaktu dziecka z tego rodzaju zabawkami, ale podstawą jest rozmowa z młodym człowiekiem, że nawet zabawka może wyrządzić krzywdę i nigdy nie wolno w nikogo celować. Pozwalając bawić się dzieciom bronią i strzelać do siebie – nawet na niby, jak mamy im wpoić, że to jest złe zachowanie i tak nie wolno? Zatracają zahamowania przed użyciem prawdziwej broni w przyszłości. Zastanawiam się, czy kiedyś pozwolę synowi strzelać, pewnie tak, ale na strzelnicy i zawsze będę powtarzać, że nie wolno nikomu wyrządzać krzywdy.”
Czy zabawki militarne mogą czegoś dziecko nauczyć?
Nauką może być strzelanie do celu, które może przerodzić się w dyscypliną sportową – na przykład łucznictwo. Jeżeli dziecko ma pasję i zdolności, to dlaczego ich nie rozwijać? Znana wszystkim zabawa w policjantów i złodziei uczy odróżniać dobro od zła. Jak wspomniała pani psycholog, niegdyś dzieci tworzyły do zabawy w Indian czy policjantów całą scenerię – namioty, domki z krzeseł, wigwam i inne, a zwykły patyk był łukiem lub bronią. Dziś, niestety, jest to rzadkością. Szkoda, gdyż zabawa taka rozwijała wyobraźnię i była powodem do wspólnego budowania czegoś z niczego.
Poprosiliśmy również o opinię panią Agnieszkę, pedagoga i matkę 20-latka, która chciała pozostać anonimowa. Jej podejście do broni militarnej dla chłopców, również jest bardzo ciekawe. „Powszechnie uważa się, że dobrą zabawką dla małych chłopców jest pistolet lub miecz. Panuje również opinia, iż nie jest to do końca dobre rozwiązanie ze względu na wzmaganie agresji, czy skłonności do nieakceptowanego zachowania. Wydaje mi się, że można jednak połączyć te dwie pozorne sprzeczności. Myślę, że jeśli rodzic będzie przy dziecku i spróbuje skierować jego uwagę na historię, na bitwy rozgrywane przez żołnierzy, na rodzaje broni itd., to będzie to dla podopiecznego dobry fundament do lekcji historii. Ważne jest jednak, aby tego typu prezenty dawać nie za wcześnie – na pewno nie przed 3 rokiem życia.”
Pani Anna, pedagog z 17-letnim stażem, zwraca uwagę na bezpieczeństwo zabawek militarnych. Według niej to, czy rodzic powinien kupować pistolet lub inną broń – zależy od samego dziecka, które ma się nią bawić oraz od podejścia opiekuna. Rolą rodzica jest bowiem wytłumaczenie, jak należy bawić się taką zabawką i czuwanie nad bezpieczeństwem. Jak podkreśla pani Anna, od bardzo dawna popularne są pistolety na wodę, którymi bawi się duża liczba dzieci i dorosłych. Nie są one uznawane za broń niebezpieczną, w przeciwieństwie do patyków.
„Uważam, że – mówi pani Anna – patyki jako zabawka militarna mogą być bardziej niebezpieczne niż zakupiony pistolet lub miecz. Bez względu na rodzaj broni, używanie jej powinno zawsze odbywać się pod kontrolą osoby dorosłej. Zabawki z ostrymi krawędziami mogą spowodować krzywdę zarówno osobie bawiącej się, jak innym uczestnikom zabawy. Moim zdaniem, powinniśmy unikać podróbek pistoletów, które są często dostępne na różnego rodzaju festynach. Broń taka nie ma zazwyczaj żadnych atestów i certyfikatów bezpieczeństwa. Jeżeli chodzi o chłopców, którzy mają charakter nadpobudliwy i często nastawieni są wojowniczo i agresywnie do innych, warto ich wyciszyć, a nie rozbudzać dodatkowe waleczne zachowanie. Dobrym rozwiązaniem jest zapisanie ich na zajęcia sportowe, gdzie wyładują swój nadmiar energii.”
Zanim dasz dziecku pistolet zabawkę – postaw jasne zasady
Pistolet zabawka, czy inna broń militarna, wymaga jasnych i stanowczych zasad, których dziecko musi bezwzględnie przestrzegać. Łamanie ich powinno być powodem do natychmiastowego odebrania pistoletu lub innej zabawki militarnej.
Nie należy celować do człowieka. Zasada ta powinna być priorytetem – tarcza, betonowa ściana lub inny element jest celem.
Nie wyrządzamy nikomu krzywdy, nie poniżamy.
Warto również wytłumaczyć dziecku, że jest to tylko zabawa, że w rzeczywistości broń działa zupełnie inaczej – może mocno zranić, boleć, a nawet zabić drugą osobę. Zabawa powinna pozostać zabawą, a nie przeobrazić się w pokaz siły.
Jeżeli ktoś nie chce brać udziału w zabawie – nie jest do niej zmuszany.
Jeżeli jakakolwiek zasada została złamana, należy niezwłocznie interweniować.
Zanim kupisz dziecku pistolet zabawkę…
…przemyśl, jak młody człowiek ją wykorzysta. Postaw jasne zasady, których będzie musiał przestrzegać. Jeżeli chcesz, aby dziecko rozładowało swoje negatywne emocje, zdobyło większą pewność siebie i wykazało się siłą, szybkością i sprytem – są na to lepsze sposoby niż zabawa w wojnę. Mowa tu przede wszystkim o sporcie. Znajdź dyscyplinę, w której dziecko będzie mogło się wykazać. Ponadto, sport poprawi kondycję fizyczną i pomoże osiągnąć sukces.
Z odpowiednim podejściem i traktowaniem zabawkowej broni jako źródła informacji, można – jak mówią pedagodzy – w ciekawy sposób uczyć dzieci historii. Pamiętajmy tylko, że najważniejsze jest bezpieczeństwo, zarówno dziecka, jak i osób w jego otoczeniu. Pistolet nie jest zabawką, która ma obowiązkowo znaleźć się w każdym domu. Jak widać, da się bez niej wychować syna, ale można również traktować zabawki militarne jako wstęp do poznawania historii i rodzajów broni. | Czy wypada kupić dziecku pistolet? |
Dzieci uwielbiają wszelkie słodkości. Zjadanie kolorowych muffinek, lukrowanych ciastek i deserów lodowych jest jeszcze przyjemniejsze, kiedy brzdąc sam je wcześniej ozdobił. Jakie zabawki i gadżety sprawią radość małemu cukiernikowi? Wspólne przygotowywanie łakoci
Chyba nic nie cieszy kilkuletnie smyki tak bardzo, jak pomaganie rodzicom i dziadkom w ich dorosłych obowiązkach. Pieczenie placka z sezonowymi owocami, przygotowywanie tortu urodzinowego albo ozdabianie deseru owocowego uwalnia ogromne pokłady mocy twórczych i stymuluje wyobraźnię. Delektowanie się takimi łakociami i obserwowanie, jak zajadają się nimi najbliżsi, to dla dziecka powód do radości i zadowolenia z własnej pracy. Kiedy dorośli chwalą estetykę deseru przygotowanego przy udziale dziecka, duma brzdąca z efektów własnej pracy jest tym większa.
Kiedy chcesz zaangażować malca do pomocy w kuchni, pamiętaj o najważniejszych zasadach bezpieczeństwa. Zorganizuj pracę tak, żeby dziecko nie mogło się oparzyć ciepłym piekarnikiem ani wrzątkiem. Pilnuj też, by nie skaleczyło się nożem albo nie przycięło sobie paluszków, otwierając szufladę z przyborami kuchennymi. Reszta bezpiecznych zadań sprawi mu wiele radości. Chcąc ochronić ubranka pociechy, a przy okazji dodać powagi zadaniu, jakie postawiłaś przed córką czy synem, wręcz dziecku fartuch kuchenny. Dostrzeżesz dziecięce fartuszki w całej gamie barw i z najróżniejszymi nadrukami – od białych, przez kraciaste, po takie z wesołą krówką. Możesz też wybrać fartuszek dla cukiernika z prawdziwego zdarzenia, do którego dołączono rękawicę kuchenną, wałek do ciasta i foremki do wycinania ciasteczek.
Przegląd akcesoriów dla małego cukiernika
Gdzie ma pracować kilkuletni cukiernik, jeśli nie w kuchni do zabawy? Szukając najlepszego upominku dla kilkuletniego fana słodkich wypieków i kolorowych łakoci, zacznij od zabawkowej kuchni, koniecznie z piekarnikiem, w którym maluch będzie mógł piec wyśmienite babeczki i kuszące ciasta. Koszt zakupu takiej zabawki zaczyna się od kilkudziesięciu złotych, ale jeśli zależy ci na wielofunkcyjnej kuchni dla dziecka, musisz liczyć się z wydatkiem rzędu kilkuset złotych. Zaletą droższej zabawki są jej duże rozmiary, których proporcje sprawią, że kilkulatek będzie rzeczywiście czuł się jak mama lub tata, myjąc naczynia w zlewie albo gotując na jednym z palników.
Bez wątpienia warto zwrócić uwagę także na inne cechy droższych kuchni – wiele modeli wyposażono w świecące elementy albo takie, które wydają dźwięki, a bawiąc się nią, dziecko może nie tylko korzystać z piekarnika, ale też kuchenki z wieloma palnikami, zlewu, szafek, półek do przechowywania i obszernego blatu roboczego. W wielu zestawach pociecha znajdzie również naczynia i sztućce, produkty spożywcze, garnki, a nawet małe AGD, takie jak czajnik czy toster. Kiedy mały cukiernik poczuje w sobie nagle pasję do kucharzenia, może w mgnieniu oka oddać się rozrywkom typowym dla małego kucharza.Szykując niespodziankę dla swojej pociechy, nie zapominaj o akcesoriach niezbędnych do przygotowania ciasta. Nie obejdzie się nie tylko bez stroju dla cukiernika, ale i bez foremek do wykrawania chrupiących łakoci. Kształtów do wycinania ciastek z ciastoliny albo innej masy plastycznej możesz poszukać nawet w waszej prawdziwej kuchni. Idealnie sprawdzą się foremki do pierniczków, których używacie jedynie w okresie przygotowań do świąt Bożego Narodzenia. Pamiętaj, że w skarbnicy zabawek małego kucharza powinna znaleźć się też blaszka i wałek do ciasta.
Pozwól dziecku poczęstować rodziców tortemlub przygotować dla nich łakocie z ciasto liny. Tort do zabawy z drewnaalbo z tworzywa sztucznegourzeka kolorystyką i jakością wykonania. Wielokolorowe ciasto urodzinowe łatwo podzielić na mniejsze kawałki, dziewczynka może więc świętować urodziny ukochanej lali czy pluszowego misia razem z rodzeństwem, przyjaciółmi z przedszkola lub z ulubionymi zabawkami. Spraw dziecku także jeden z zestawów ciastoliny. Samodzielne przygotowywanie łakoci to zupełnie inna zabawa niż rozdzielanie drewnianego tortu – rozwija kreatywność i zmysł plastyczny, pozwala ćwiczyć paluszki i trenować sprawność rączki.Przygotowywanie prawdziwych słodkości dla całej rodziny albo zabawa drewnianymi łakociami, które zjedzą ukochane lale, to świetna rozrywka dla kilkuletnich smyków. Spraw maluchowi niezbędne zabawki i akcesoria dla małego cukiernika, zaproś go też do pomocy w prawdziwej kuchni. | Zabawki i gadżety dla małego cukiernika |
Nie przepadasz za wysokimi obcasami czy wąskimi czółenkami ściskającymi palce? Szukasz butów na płaskiej podeszwie, które będą eleganckie i jednocześnie wygodne? Oto brogsy – angielskie, eleganckie buty męskie, które znajdziesz teraz w wielu damskich wersjach. Klasyka rodem ze szkockich mokradeł zawitała na ulice polskich miast i miasteczek – szykowne brogsy z doszywanymi noskami zdobionymi dziurkowanymi wzorkami w kształcie ptasich skrzydeł to w obecnym sezonie trend niemal obowiązkowy. Sprawdzamy, do czego pasują najlepiej.
Na cienkiej podeszwie
Brogsy to oczywiście nawiązanie do klasycznych, męskich butów półwizytowych, odpowiednich do stylizacji z codziennymi dżinsami i eleganckimi spodniami z tkaniny. Niektórzy panowie noszą je także do garniturów, ale każdy mężczyzna wie, że brązowych brogsów absolutnie nie wkłada się do czarnego garnituru. W przypadku modeli damskich nie ma takich sztywnych ograniczeń. Nadal obowiązuje jednak zasada, że im cieńsza podeszwa, tym buty będą bardziej eleganckie. Kwestia ta może być nieco dyskusyjna w czasach wielkiej popularności grubej podeszwy.
box:offerCarousel
Elegancja w chłopięcym stylu
Jeszcze kilka lat temu wszelkie buty nawiązujące do tych klasycznie męskich chętnie noszone były przez kobiety jako uzupełnienie stylu preppy – niezobowiązującej, codziennej elegancji, nawiązującej nieco do szkolno-biurowych mundurków. Niektórzy socjologowie doszukiwali się w nim wpływów genderowych i chęci przekraczania granic płci. Jednak w stylu preppy chodzi przede wszystkim o schludność, elegancję i swobodę oraz dobrą jakość ubrań. Jeśli wybór brogsów jest dla ciebie naturalny, to zapewne lubisz nosić także białe koszule i proste spodnie. W tym sezonie wybierz modele w delikatną krateczkę lub szalenie modne proste spodnie z lampasami. Ale warto wiedzieć, że w stylu preppy buty niekoniecznie muszą być bardzo szykowne – z chinosami dobrze wyglądają też białe tenisówki na lekkiej platformie, zwykłe converse'y czy balerinki.
Miejski eklektyzm
Łączenie różnych stylów to cecha mody miejskiej ostatnich sezonów. Nic dziwnego – mieszanie trendów, różnych tkanin i deseni owocuje interesującymi kontrastami, o które w modzie często właśnie chodzi. Nikogo już nie dziwią dresy ze szpilkami czy mokasynami, cekiny z dżinsami czy trampki do eleganckiej spódnicy ołówkowej. Brogsy – jako element szykowny – doskonale wpisują się w ten miejski eklektyzm. Ładnie będą wyglądały ze spódnicą plisowaną lub z prostą, długą, dzianinową. Możesz też wybrać spódnicę w stylu baletnicy i połączyć ją z dresową bluzą z kapturem. Ciekawie będą wyglądały luźne, proste spodnie w kwiaty zestawione z brogsami na jasnej podeszwie, bomberką oraz złotą, prostokątną, płaską torebką.
Sportowy szyk
Wolisz spodnie w stylu sportowo-dresowym lub odrobinę do niego nawiązującym? Wybierz brogsy na grubszej podeszwie oraz spodnie w stylu joggersów z lampasami. Jeśli na co dzień wolisz spódnice, włóż dopasowaną, elegancką – może być granatowa w podłużne paseczki – i ulubiony, sprany T-shirt. Na wierzch narzuć marynarkę – może być czerwona lub granatowa. Które brogsy będą najbardziej pasowały do tego zestawu? To zależy od tego, czy chcesz się wyróżnić, czy raczej wtopić się w tłum. W pierwszym przypadku możesz włożyć złote lub srebrne – wiele takich modeli ma hiszpańska Zara, znajdziesz je także w ofertach innych popularnych sklepów sieciowych. Jeśli zaś wolisz zniknąć w tłumie, wybierz obuwie bardziej neutralne – np. dziurkowane brogsy zamszowe na cienkiej podeszwie, beżowe lub w odcieniach szarości. | Wielki powrót damskich brogsów – dla kogo i do czego są odpowiednie? |
Tej zimy nie zmarzniesz, zwłaszcza gdy zarzucisz na siebie obszerny kożuszek. To on jest teraz przebojem w świecie mody. Noś go na sportowo lub elegancko. Nie tylko umili ci pobyt poza domem, ale również sprawi, że twoje stylizacje nabiorą wyjątkowego, nieco swojskiego charakteru. W tym sezonie nie możesz obyć się bez kożucha. Oferują je wszystkie popularne sieciówki. Naturalne ze skóry owczej lub też sztuczne w wersji ekologicznej. Choć pojawił się na wybiegach już w zeszłym roku, tym razem to on jest hitem. Modelki w fantazyjnie skrojonych kożuchach spacerowały po wybiegach takich domów mody, jak Balmain, Saint Laurent, Sonia Rykiel czy Chloé. Zarzucały je na dresy lub dresowe spodnie z lampasami, dżinsy mom lub na zwiewne, lekkie sukienki w kwiaty, ultrakrótkie lakierowane i tzw. slip dresses przypominające bieliznę. Bo kożuszek tej jesieni musisz umieć nosić i w zależności od preferowanego stylu wybrać jego odpowiedni krój oraz długość.
Wiele modeli
box:offerCarousel
Kożuszek może być długi jak płaszcz lub krótki niczym kurtka. Elegancki bądź sportowy. Z dłuższymi, a nawet zakrywającymi dłonie rękawami lub uszyty na wzór kamizelki (Anna Sui). Ma dłuższe lub krótsze włosie. Bywa też gładki lub przyozdobiony folkowymi haftami, które nadal są na czasie (Coach 1941). Wprawdzie to już było, a jednak dzisiejszy kożuszek wbrew pozorom wcale nie przypomina tego z czasów PRL-u czy kupowanego u góralek. W dodatku kto powiedział, że musi być wyłącznie czarny, beżowy lub brązowy (Just Cavalli czy Fendi)? Tym razem zachwyca wieloma kolorami i to niejednokrotnie takimi, które wydają się nieprawdopodobne. Kto by pomyślał, że może być ostro pomarańczowy, ogniście czerwony, pudrowo różowy lub srebrny (Chanel)? A co powiesz na dżinsowy lub z nabłyszczanej, lakierowanej skóry?
Kożuszkowa ramoneska
box:offerCarousel
Jeśli szukasz kurtki na pierwsze chłody, postaw na krótki kożuszek o miejskim charakterze zwany ramoneską. Taki model po raz pierwszy pojawił się już kilka lat temu w kolekcji szwedzkiego domu mody Acne, a teraz na pokazach, np. Hermès, Sonia Rykiel, Diesel i Nicholas K. czy Saint Laurent. Zwykle jest szeroki, z futrzanym kołnierzem o różnym kolorze lub z kapturem obszytym barankiem. Może też być bardziej dopasowany, wtedy noś go ze skórzanym paskiem pięknie podkreślającym talię, tak jak proponuje Isabel Marant. Żeby nie zaburzyć proporcji sylwetki, do dużej kurtki wybieraj obcisłe kroje i delikatne tkaniny.
Długie kożuchy
Marzysz o tym, by otulić się miękkim okryciem? Zdecyduj się na długi kożuszek. Za kolana, do połowy łydki lub do kostek. O równej lub asymetrycznej długości. Zapinany na zatrzaski lub guziki albo wykończony szalowo, który nosi się z paskami (Liu Jo). W cieplejsze dni możesz go po prostu nonszalancko zarzucić na ramiona, ale nie chowaj go od razu do szafy! Nie chodzi przecież tylko o to, by było ciepło, ale ma być przede wszystkim stylowo. Najmodniejszy model ma tradycyjny odcień naturalnej skóry, jest czarny i wtedy dla kontrastu wykańczany białym barankiem, może też być fantazyjnie neonowy lub lakierowany (Kenzo). W dłuższym fasonie pojawił się w kolekcjach takich projektantów jak Sonia Rykiel. Najefektowniej będzie wyglądał z długimi kozakami w odcieniu karmazynu, spodniami w kratkę, ale z wąską spódniczką różnej długości.
Kożuszkowe wykończenia
Jeśli nie zdecydujesz się na kożuch, możesz postawić na kożuszkowe wykończenia. I to w różnych miejscach i o najbardziej wyszukanych kolorach. Przy kołnierzach – najlepiej dużych, opadających na ramiona – oraz na rękawach lub rękawiczkach. Hitem jest ich obecność na torebkach lub plecakach. A może zdecydujesz się na kożuszkowe czapki z daszkiem całe obszyte barankiem?
Naturalny kożuszek jest bardzo ciepły, stąd sprawdzi się podczas chłodniejszych dni. Ekologiczny z kolei można nosić już jesienią, a potem zimą łączyć z grubymi swetrami i szalikami. Jedno jest pewne: w tym sezonie to must have i świetna alternatywa dla sztucznych futerek i oversize’owych płaszczy. Jeśli stawiasz na elegancję, wybierz fason dłuższy, przypominający płaszczyk. Szukasz kurtki na co dzień? Postaw na jego krótszą wersję. Z pewnością doda ci stylu, tym bardziej że ciągle jeszcze na ulicach kożuszki pojawiają się nieczęsto. | Zimowe trendy 2017. Kożuszek długi czy krótki? |
„Battlefield 1” to gra zrealizowana z wielkim rozmachem. Ci, którzy już dawno przeszli wersję podstawową, teraz mogą sięgnąć po ostatnie duże rozszerzenie tego tytułu pod nazwą „Apokalipsa”. „Apokalipsa” to czwarty i ostatni już dodatek do pierwszoosobowej strzelanki „Battlefield 1”.
Nowości
Jak zapowiadało studio DICE, należące do Electronic Arts, dzięki rozszerzeniu będziemy mieli okazję uczestniczyć w najbardziej krwawych starciach I wojny światowej, która na zawsze zmieniła świat. Co to oznacza w praktyce?
Twórcy „Battlefield 1: Apokalipsa” dodali do trybu wieloosobowego pięć nowych map. Zalane błotem i krwią piekielne Passchendaele oraz starcie pomiędzy Austrią a Włochami o Kobarid to dwie najstraszliwsze bitwy I wojny światowej, w których będziemy uczestniczyć za sprawą gry. Ostrzały artyleryjskie na naszych oczach zamienią malownicze pola pszenicy nad Sommą w scenerię z koszmarów.
Niebo nad Londynem i Na krawędzi to dwie kolejne mapy. W tym przypadku walka odbywa się w powietrzu. Gracze zasiadają za sterami myśliwców. Dzięki temu zagorzali fani „Battlefield 1” spełnią wreszcie swoje pragnienia o wspaniałych podniebnych pojedynkach. Można zostać asem przestworzy w nowym trybie „Powietrzny szturm”.
Oprócz nieodstępnych wcześniej map rozszerzenie „Battlefield 1: Apokalipsa” zostało uzupełnione o kilka innych nowości. Są to nowe pojazdy, bronie (np. tasak używany w walce wręcz) i gadżety, które wykorzystamy podczas walki. Do tego w grze pojawiają się nowe rangi, specjalizacje, nieśmiertelnicy i przydziały służbowe. Ale zmiany, które są kosmetyczne, docenią raczej tylko wierni fani „Battlefield 1”, grający w tę grę przez długie godziny.
Mapy i inne zmiany w trakcie rozgrywki nie robią piorunującego wrażenia i naprawdę trudno odnieść wrażenie, że mamy tutaj do czynienia z wybitnym dziełem. Wszystko to mogło zostać umieszczone w podstawowej wersji „Battlefield 1”. Wydawanie tych nowości w formie dodatku wydaje się nieco naciągane.
Groza pustki
Testując dodatek „Battlefield 1: Apokalipsa”, natrafiłem na niemały problem. Może trudno w to uwierzyć, ale chcąc przetestować nowe mapy, które oferuje to rozszerzenie, miałem ogromne trudności ze znalezieniem innych chętnych do gry. Dołączenie do serwera, na którym toczą się zaciekłe walki pomiędzy graczami, w środku dnia graniczyło z cudem. Czyżby tak mało osób grało w „Battlefield 1” w sieci? A może tylko garstka z nich kupiła rozszerzenie „Apokalipsa” i nie posiada zainstalowanych nowych map? Cokolwiek byłoby powodem, to smutny obraz tego, jak bezużyteczne mogą okazać się nowe mapy, jeśli nie mamy z kim na nich grać. W tym samym czasie, dokładnie o tej porze dnia, serwery Counter-Strike: Global Offensive czy Playerunknown's Battlegrounds tętniły życiem...
Pustki na serwerach i problemy ze znalezieniem kompanów do zabawy na serwerach „Battlefield 1” stawiają pod znakiem zapytania sens wprowadzenia dodatku „Apokalipsa”, skupionego właśnie na trybie wieloosobowym.
Czy warto?
Czy warto sięgnąć po rozszerzenie „Battlefield 1: Apokalipsa”? Jeśli jesteś zagorzałym fanem tej gry i od dawna znasz na wylot wszystkie dotychczas dostępne mapy w trybie wieloosobowym, z pewnością docenisz garść nowości, które przynosi ostatni dodatek, tym bardziej że masz już wykupioną przepustkę sezonową, dzięki której uzyskasz – podobnie jak do poprzednich dodatków – dostęp do „Apokalipsy”.
Jeśli jesteś jednak okazjonalnym graczem w „Battlefield 1” i po przejściu trybu fabularnego dawno zapomniałeś o tym tytule, oddając się zabawie w kolejne i nowsze gry, dodatek „Apokalipsa” możesz sobie odpuścić.
Gra dostępna na: PC, PlayStation 4, Xbox One
Wymagania minimalne:
* Intel Core i5-6600K 3,5 GHz/AMD FX-6350 3.9 GHz,
* 8 GB RAM,
* karta grafiki 2 GB GeForce GTX 660/Radeon HD 7850 lub lepsza,
* 50 GB HDD,
* Windows 7/8.1/10 64-bit.
Wymagania zalecane:
* Intel Core i7-4790 3,6 GHz,
* 16 GB RAM,
arta grafiki 3 GB GeForce GTX 1060/4 GB Radeon RX 480 lub lepsza,
50 GB HDD,
Windows 10 64-bit. | „Battlefield 1: Apokalipsa” – recenzja gry |
Wiosną przyroda budzi się do życia, natura rozkwita, robi się coraz cieplej. Również my otrząsamy się z zimowego letargu i coraz częściej jesteśmy chętne do zmian w zakresie wizerunku. To także idealny moment na decyzję o ścięciu włosów. Krótkie fryzury są teraz bardzo na czasie. Wiosenne metamorfozy napawają nowymi chęciami do życia. Nie bójmy się zmian, które sprawią, że nasz wygląd nabierze energii. Dobrze wykonane strzyżenie zaoszczędzi nasz czas, bo codzienna stylizacja zajmie dosłownie kilka chwil.
Trendy w stylizacji włosów na wiosnę
Obecnie styliści zgodnie stawiają na naturalność. Misternie ułożone fale oraz gładkie, ugrzecznione fryzury odchodzą w zapomnienie już od kilku sezonów. Wybierajmy te nieco niesforne, czesane wiatrem, łatwe w stylizacji. Starajmy się zachować naturalny charakter naszego włosa. Pasma powinny się swobodnie układać. Dobrze, jeśli się wywijają czy też opadają w ich własnym kierunku. Krótkie włosy są szalone i seksowne w wyrazie. Nadajemy im objętości, nie stronimy od pokaźnej wielkości grzywek.
Wiosną warto również odświeżyć kolor. Trendy w tym zakresie są bardzo różnorodne, więc każda z nas na pewno znajdzie coś idealnego dla siebie. Hitem jest wplatanie w naturalne pasma bardzo cienkich refleksów, które dodają im wielowymiarowości. Szczególnie pięknie prezentują się w ruchu oraz pełnym świetle. Wiosną nie strońmy również od blondów. Teraz decydujemy się na miedziane i średnie odcienie, które będą wyglądać świeżo bez ryzyka sztuczności. Powoli zapominane już ombré ewoluuje w tzw. bronde, czyli połączenie odcieni miodowych i orzechowych. Polega na zmiksowaniu szerokich pasm i refleksów, tworząc bardzo naturalny efekt włosów rozjaśnionych przez słońce.
Krótka fryzura w odcieniach bronde
Bronde cieszy się powodzeniem przy każdej długości włosów. Również na krótkich fryzurach świetnie się prezentuje, nadając twarzy charakteru nietypową koloryzacją. Strzyżenie powinno być zdecydowane, w stylu chłopczycy. Poszarpane i wycieniowane końce dodadzą niejednolitej struktury, na której użyte kolory będą prezentować się jeszcze efektowniej. Na co dzień idealny look zapewnimy sobie jedynie szybkim przeczesaniem palcami nasmarowanymi woskiem do stylizacji.
Powrót pixie z modną grzywką
W Polce znana jako fryzura „na zapałkę” znów wraca do łask stylistów. Nieco uniesiona u nasady góra z gładko opadającymi bokami oraz obfitą, ale wycieniowaną na końcach grzywką, okalającą całą twarz. Świetnie uwydatnia nasze rysy twarzy i pasuje niemal do każdego typu urody. Efekt możemy wzmocnić koloryzacją na modny truskawkowy blond, który jest nieszablonowy i wciąż jeszcze niespotykany na naszych ulicach. Warto się wyróżnić!
Długa grzywka czesana na różne sposoby
Zwykło się twierdzić, że tylko długie włosy dają nam możliwość codziennej odmiany wyglądu poprzez układanie różnorodnych fryzur. Nic bardziej mylnego! Dobrze wykonane cięcie krótkiej czupryny również pozwala cieszyć się szeroką gamą możliwości. Przedłużona grzywka czesana na bok pozwala wysmuklić twarz i dodać wizerunkowi nutę zadziorności. Czesana do tyłu z pełną objętością tworzy wyrafinowany, biznesowy look, zaś pozostawiona prosto sprawia wrażenie grzecznej odsłony na uroczyste okazje. Mając ochotę na więcej szaleństwa, postawmy na szaloną koloryzację w odcieniach czerwieni i fioletów przenikających się w kolejnych pasmach bez wyraźnych odcięć kolorów. Takie fantazyjne i spontaniczne uczesania wystarczy utrwalić lakierem, aby przetrwały cały dzień.
Lob – propozycja dla mniej odważnych metamorfoz
Dla kobiet, które nie są do końca przekonane do drastycznego skrócenia włosów, styliści opracowali zupełnie nowy rodzaj boba – lob, czyli jego dłuższą wersję (Long Bob). Kosmyki sięgają równo po obu stronach i kończą się tuż przed ramionami. Można je czesać na różne sposoby: kręcić, falować, prostować, układać z grzywką lub z przedziałkiem po środku. Pasuje prawie do każdej twarzy, dlatego jest tak chętne polecanym rozwiązaniem.
Wiosenna metamorfoza to niemal terapia dla duszy. Nowy sezon zaczynamy z nowym wizerunkiem, a krótkie fryzury w ciepłym okresie roku to strzał w dziesiątkę. Nie wymagają pracochłonnej stylizacji, a ich koloryzacja daje bardzo ciekawe efekty. | Krótkie fryzury na wiosnę |
Barcelona to bardzo wdzięczne tło powieściowe. Miasto o niezwykłym klimacie i trudnej historii posłużyło Núrii Pradas do opowiedzenia wciągającej historii o niełatwych ludzkich relacjach i pewnym domu mody. Poznajcie tych, którzy śnili „Barcelońskie sny”. Urodzona w stolicy Katalonii autorka świetnie portretuje miejsce i czasy. Zabiera czytelników w podróż w przeszłość, do 1917 roku. Snuje historię ludzi związanych z domem mody Santa Eulalia oraz historię miasta, którego mieszkańcy nie mają jeszcze świadomości tego, że przyjdzie im zderzyć się z koszmarem wojny.
Wzloty i upadki pracowników domu mody
Andreu Molins skończył zaledwie dwadzieścia dwa lata, gdy odziedziczył Santa Eulalię, więc choć był dobrze wykształcony, nie miał doświadczenia pozwalającego mu na godne zastąpienie ojca na stanowisku właściciela magazynów bławatnych. Tak przynajmniej można by pomyśleć, ale młody mężczyzna miał dryg do interesów. Firmę czekały wielkie zmiany. Powstały dom mody przyciągał bogatych klientów, marka odzieżowa wzbudziła duże zainteresowanie, a zorganizowany przez Santa Eulalię pokaz mody był pierwszym w historii miasta.
Podczas gdy firma rosła w siłę, jej pracownicy przeżywali wzloty i upadki. Núria Pradas wikła ich w niełatwe relacje. Pęknie niejedno serce i niejedna łza popłynie.
W plątaninie uczuć
Współautorem sukcesu Molinsa jest Ferran, projektant wzbudzający żywe zainteresowanie wśród przedstawicielek płci przeciwnej (i nie tylko ich). Zakochała się w nim stażystka Laia. Ukradkowe spotkania z żonatym mężczyzną nie mogły jednak trwać wiecznie. A rozstanie… cóż… będzie bolesne.
Takich trudnych relacji będzie w tej powieści więcej. I biedni, i bogaci nieustannie toczą walkę o lepsze jutro. Jedni o przetrwanie, inni o życie na poziomie. W mikroświecie pracowników Santa Eulalii nie brak emocji. Zderzają się tu nadzieje i złudzenia, marzenia i brutalna codzienność. Jest miejsce na miłość, namiętność, przyjaźń, zaufanie, ale i zdrady, rozczarowania, stracone szanse. Ambitne cele nie zawsze uda się zrealizować, zniszczone relacje przywrócić, a naiwność może mieć wysoką cenę.
Choć autorka nie tworzy wielce skomplikowanych portretów psychologicznych, to całość jest wiarygodna, a historia wciąga.
Inspirowane życiem
Inspiracją dla Núrii Pradas była prawdziwa historia, opowieść Lluisa Sansa, obecnego właściciela rzeczywistej Santa Eulalii, pierwszej barcelońskiej luksusowej marki odzieżowej. Autorka mocno osadza opowieść w realiach (nie tylko barcelońskich, ale także paryskich). Skupia się nie tylko na historii bohaterów, ale i miasta. W tle dokonują się przemiany społeczno-polityczne, które doprowadzają do wybuchu wojny domowej, a ta ma ogromny wpływ na losy bohaterów. Między fikcją literacką pojawiają się w fabule postacie i wydarzenia znane z rzeczywistości.
„Barcelońskie sny” to opowieść o trudnych relacjach, wielkich emocjach, życiowych rewolucjach, często bolesnym zderzeniu oczekiwań z rzeczywistością i nie zawsze spodziewanych konsekwencjach podjętych decyzji.
Tematycznie powieść przywodzi na myśl „Wstąp do El Encanto” Susany López Rubio. Obydwie powieści są warte uwagi.
Źródło okładki: www.gwfoksal.pl | „Barcelońskie sny” Núria Pradas — recenzja |
G603 to najnowsza myszka bezprzewodowa o imponujących osiągach. Autorski sensor HERO ma 12000 dpi, jest jeszcze szybszy od modelu PixArt PWM3366, a mysz może działać nawet do 18 miesięcy na baterii. Gdzie jest haczyk? Logitech postawił sobie za cel stworzenie najlepszej myszki bez kabla i udało mu się go osiągnąć. Model G900 niczym nie ustępował wersji z transmisją przewodową. To samo można było powiedzieć o nowszej i prostszej G403 (test). Niestety względem myszek biurowych oba gryzonie oferowały gorszy czas pracy – uzyskiwały maksymalnie około 32 godziny na baterii. Model G603 ma być rozwiązaniem tego problemu. Myszka zasilana jest zwykłymi paluszkami i ma zaoferować rekordowy czas pracy.
Specyfikacja Logitecha G603
sensor: optyczny HERO (200–12000 dpi)
interfejs: USB Lightspeed i Bluetooth
mikroprocesor: 32 bit ARM, pamięć wbudowana
rozdzielczość 200–6000 dpi
maksymalne przyspieszenie: 40 G
maksymalna szybkość: 400 ips (10,16 m/s)
odświeżanie: 1000 Hz (1 ms) w trybie HI, 125 Hz (8 ms) w trybie LO, 88–133 Hz (7,5–11,25 ms) w trybie Bluetooth
trwałość przycisków: 20 milionów kliknięć (przełączniki Omron z systemem naciągu)
trwałość ślizgaczy: 250 km
wymiary: 124 x 68 x 43 mm
masa: 88,9 g (tylko mysz), 112,3 g (z 1 baterią AA), 135,7 g (z 2 bateriami AA)
Wyposażenie i konstrukcja
W zestawie z myszką są dwie baterie typu AA marki Duracell, adapter USB typu nano (Lightspeed) oraz przedłużacz z kablem o długości 150 cm. Nie zabrakło również skróconej instrukcji obsługi.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Model G603 podobny jest do konstrukcji znanej z G403/G703. To wyższa myszka o ergonomicznym kształcie, przeznaczona dla osób praworęcznych, z przyciskami bocznymi umieszczonymi tylko na jednej stronie. Obudowa wykonana jest z matowych i lekko ogumowanych tworzyw sztucznych. Barwy są stonowane, myszka jest szaro-czarna, ma srebrne logo serii gamingowej.
Pokrywa urządzenia jest zespolona – biegnie przez całą długość myszki i została połączona z przyciskami głównymi. Pomiędzy przyciskami widać wcięty, czarny panel z wyraźnie odstającą i ogumowaną rolką, przyciskiem zmiany dpi oraz z diodą. Pokrywkę można zdjąć, trzyma się magnetycznie. Jej demontaż daje dostęp do dwóch baterii AA, w środku jest także schowek na adapter USB.
Kształt myszki jest lekko zagięty, bardziej wklęsły z lewej strony – tam właśnie trafiły dwa przyciski boczne, tylny jest krótszy niż przedni. Oba mają połyskujące pokrywki, są wypukłe i wyraźnie od siebie oddzielone. Prawa strona myszki pozostała pusta.
Na spodzie znajdują się trzy ślizgacze – po jednym łukowatym przy przedniej i tylnej krawędzi oraz ślizgacz pierścieniowy, umieszczony wokół samego sensora o niewidocznym świetle. Obok niego jest suwak włącznika i wyboru trybu (HI i LO), a po drugiej stronie widać przełącznik interfejsów (Bluetooth i Lightspeed).
Wykonanie myszki nie daje powodów do narzekania. Tworzywa są wysokiej jakości, zostały odpowiednio spasowane; całość jest zwarta i nie trzeszczy. Wizualnie jest również dobrze, ale nie tak efektownie, jak w przypadku G403 lub G703. Zabrakło podświetlenia RGB, a matowa czerń wspomnianych urządzeń prezentuje się jednak bardziej uniwersalnie od betonowej szarości G603.
Użytkowanie i ergonomia
Pod względem ergonomii myszka wypada dobrze. Przeznaczona jest raczej do chwytu palcami lub wnętrzem dłoni, czyli tzw. fingertip grip lub palm grip. G603 gorzej sprawdzi się w chwycie typu claw grip, czyli samymi koniuszkami palców, gdyż jest dosyć wysoka – mierzy ponad 4 cm wysokości. Palce można ustawiać zarówno w kolejności 1+2+2, jak i 1+3+1, czyli z dwoma lub z trzema palcami na pokrywie.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Przyciski pracują wzorowo. Boczne mają odpowiednio głęboki klik i odskok. Rolka jest trochę za twarda, ale precyzyjna, obraca się z odpowiednim oporem, skokowo i cicho. Przyciski główne zostały zespolone z pokrywą – wypadają ciut gorzej względem tych z G403, które miały wydzielone klawisze, ale poziom obsługi jest nadal satysfakcjonujący. Klawisze pracują średnio głośno, mają optymalną głębokość kliku i delikatną amortyzację na końcu skoku.
Nie ma także problemów z podnoszeniem myszki, gdyż jej kształt ułatwia chwyt, a tworzywa nie są śliskie. Gorzej z masą, to jest największy problem opisywanego gryzonia. G603 może działać zarówno z dwoma bateriami lub z jedną, umieszczoną z lewej lub prawej strony. Z dwoma urządzenie waży 135,7 g, zatem może zmęczyć nadgarstek, raczej lepiej sprawdzi się w grze typu hi-sens (bez podnoszenia myszki). W przypadku korzystania z jednej baterii jest już dużo lepiej – 112,3 g, ale to nadal cięższa mysz od G403 lub G703, które miały wbudowane akumulatory, a jednak ważyły około 88 g. O dziwo, nie ma problemów z wyważeniem – gdy umieszczałem baterię z lewej strony, praktycznie nie czułem dysproporcji w rozłożeniu masy.
Rezygnacja z jednej baterii przełoży się oczywiście na krótszy czas pracy. Myszka może działać do 18 miesięcy z dwoma bateriami, ale w trybie LO, czyli z odświeżaniem 125 Hz. Tryb HI pozwoli na 500 godzin gry bez przerwy przy odświeżaniu 1000 Hz. Można więc założyć, że pojedynczy akumulator pozwoli na około 250 godzin ciągłej gry. To i tak znakomite wyniki, jak na wydajny sensor gamingowy. Dla porównania G403 lub G703 oferują maksymalnie około 32 godzin działania bez podświetlenia.
Obsługa myszki jest prosta. Adapter USB można podłączyć bezpośrednio do portu komputera lub skorzystać z przedłużacza – producent zaleca takie rozwiązanie, by zminimalizować zakłócenia. Nie czułem jednak żadnej różnicy podczas korzystania z przedłużaczem lub bez. Sterowniki instalowane są automatycznie, ale do pełnej konfiguracji potrzebne będzie oprogramowanie Logitech Gaming Software.
Oprogramowanie
Program do obsługi myszki działa w tle, ale jest lekki i stabilny. Nie ma tylu możliwości, co w modelach przewodowych lub tych z wbudowanym akumulatorem i podświetleniem RGB. Do dyspozycji jest tylko konfiguracja przycisków z wieloma skrótami multimedialnymi i możliwością nagrywania makr, a także regulacja sensora (co 50 dpi w 5 poziomach) oraz odświeżania (125 Hz, 250 Hz, 500 Hz i 1000 Hz). Ostatnia ikonka pozwala rejestrować statystyki w postaci map termicznych wciśniętych klawiszy.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Zabrakło więc precyzyjnej prognozy czasu działania, możliwości zeskanowania podkładki pod myszkę, jak również ustawień podświetlenia RGB. Braki wynikają jednak z konstrukcji myszki, więc trudno traktować je jako wady.
Wydajność
Sensor jest rewelacyjny, pod wieloma względami trudno odróżnić go od PixArta PWM3360 (lub 3360), znanego z G403, G703, G903 oraz wielu innych myszek z wysokiej półki. To ten sam responsywny feeling, precyzyjny ruch bez akceleracji i mocnego wygładzania. Jeśli zignorowałbym różnicę masy, nie odróżniłbym G603 z sensorem HERO od G403 z PWM3366. Różnicę czuć jednak w wysokości lift-off distance. Sensor G403 wyłącza się już gdzieś powyżej 1 mm wysokości, a G603 potrzebuje do tego około 2 mm – mimo wszystko to nadal bardzo niski LOD.
Specyfikację potwierdzają testy praktyczne. Wszystkie wartości rozdzielczości rejestrowane są poprawnie, bez interpolacji – nawet 12000 dpi. To samo tyczy się odświeżania od 125 Hz do 1000 Hz. Sensor HERO jest szybszy od wspominanego PixArta – może maksymalnie osiągnąć aż 10,16 m/s w porównaniu do 7,62 m/s z PWM3366. W obu przypadkach to i tak duży zapas, nawet dla najszybszych graczy. W praktyce udało mi się rozpędzić mysz aż do 8,26 m/s na podkładce, przy ustawieniu 800 dpi, wykonując zamaszysty ruch ręką.
Myszkę sprawdzałem na podkładkach materiałowych (Mionix Alioth XXL, XtracGear Carbonic XXL, Steelseries QcK, A4Tech X7, Ozone Ground Level, Gigabyte XMP300), a także plastikowych (HyperX Skyn Control i Speed, Corsair MM400) – na wszystkich działała poprawnie.
Z satysfakcją grałem zarówno w gry TPP (Wiedźmina 3, GTA V, Rise of the Tomb Raider), jak i FPP (Dooma, Wolfensteina II: New Colossus, Dishonored 2, CS:GO). Nie odczuwałem żadnych ograniczeń względem G403 lub G502 (test).
Podsumowanie
Logitech G603 to świetna myszka gamingowa, ale sprawdzi się również do innych zastosowań. Wygląda uniwersalnie, w trybie LO może działać jako wysokiej jakości mysz do pracy. Urządzenie pokazuje możliwości w grach, jego sensor działa znakomicie. Pochwalić należy wykonanie, ergonomię oraz rolkę i przyciski – to topowe rozwiązania Omron. Czas pracy nie daje powodów do narzekania, także z jedną baterią. Według mnie G603 jest zdecydowanie warta 349 zł. Warto wspomnieć, że producent oferuje do kompletu bezprzewodową klawiaturę mechaniczną G613 za 650 zł – to również innowacyjny sprzęt.
Nasuwa się pytanie: czy zakup myszki G403 lub G703 zupełnie stracił sens i lepiej wybrać G603? Niekoniecznie. Za długi czas pracy płacimy zwiększoną masą – G603 jest ciężka nawet z jedną baterią. To więc wybór dla osób, którym nie przeszkadza cięższy gryzoń, a priorytetem jest zupełne pozbycie się przewodów. G403 lub G703 pozostaną atrakcyjne dla fanów podświetlenia RGB, niskiej masy oraz najniższego LOD-u. Takim użytkownikom nie będzie przeszkadzać ładowanie myszki raz na jakiś czas.
Zalety: ładne wzornictwo; bardzo dobre wykonanie; wysoka ergonomia; interfejs USB lub Bluetooth; tryb LO i HI; solidne przyciski i rolka; rewelacyjny sensor; rekordowy czas pracy na baterii; świetna do pracy i gier.
Wady: duża masa (szczególnie z dwoma bateriami); brak czarnej opcji kolorystycznej; trochę zbyt twardy klik rolki. | Test myszki gamingowej Logitech G603 – bezprzewodowy rekordzista |
Wegańskie przepisy na sos czosnkowy opierają się na białej fasoli, nasionach słonecznika lub tofu. Każdy z nich zawiera też sos z cytryny, sól, pieprz, zieleninę i olej. Makaron dla weganina będzie pyszny także z dipem ze świeżych pomidorów. Warto przygotować także sos pieczarkowy z dodatkiem roślinnej śmietanki. Sosy to doskonały dodatek do makaronu. Połączenie penne, spaghetti lub świderków z pysznym dipem stanowi szybki sposób na przygotowanie pysznego obiadu. W wegańskich przepisach nie używa się śmietany, mleka, ani sera w tradycyjnej wersji, czyli na bazie krowiego mleka.
Wegański sos pieczarkowy
Do wykonania sosu pieczarkowego w wersji wegańskiej najlepiej wybrać brązowe pieczarki. Są one bowiem bardziej aromatyczne niż ich biała odmiana. Oprócz grzybów potrzebne będa też: cebula, kilka ząbków czosnku, oliwa, sól i pieprz. Można też dodać nieco kurkumy, która urozmaici smak dipu i nada mu ciekawą barwę. Sos wybornie smakuje po podaniu go z zieleniną: koperkiem, natką pietruszki bądź z kolendrą. Aby przyrządzić ten wegański dip z pieczarek, trzeba rozgrzać oliwę i dorzucić do niej pokrojoną w kostkę cebulę. Kiedy się zeszkli, dodaje się umyte i pokrojone w plasterki pieczarki. Te składniki należy dusić pod przykryciem dotąd, aż grzyby zmiękną. W tym czasie można obrać ząbki czosnku i przecisnąć je przez praskę. Po około minucie trzeba wlać do sosu sojową, ryżową lub migdałową śmietankę roślinną. Następnie wystarczy wszystko dokładnie wymieszać i zostawić dip na niewielkim ogniu. Powinien się podgotować tak, aby ilość płynu się zredukowała, a sos zgęstniał. Kiedy tak się stanie, należy go doprawić solą i pieprzem do smaku i dorzucić opłukane i posiekane zielone liście.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:offerCarousel)
Jak zrobić wegański sos czosnkowy?
Wegański sos czosnkowy można przygotować nawet w 5 minut. Istnieje kilka wersji tego pysznego dodatku. Najszybszą opcję stanowi dip z naturalnego tofu. Nieco więcej czasu trzeba przeznaczyć na przyrządzenie sosu czosnkowego z białej fasoli lub ziaren słonecznika.
Aby zrobić go w 5 minut, potrzebne będą:
kostka tofu,
sok z ½ cytryny,
płatki drożdżowe nieaktywne,
ząbek czosnku,
łyżka oleju,
nieco ciepłej wody,
sól i pieprz.
Tofu należy podzielić na mniejsze części i włożyć do blendera. Następnie trzeba do niego dodać obrany i przeciśnięty przez praskę czosnek, sok i woda i zmiksować na gładką masę. Kolejne kroki to dosypanie płatków drożdżowych, soli i pieprzu oraz dolanie oleju. Wszystkie składniki trzeba miksować, aż się połączą. Teraz wystarczy tylko ugotować makaron i podawać.
Do przyrządzenia sosu czosnkowego na bazie białej fasoli dodaje się natomiast ostrą musztardę, kilka ząbków czosnku. Niezmienne w przepisach wegańskich są: olej, sok z cytryny, pieprz i sól, woda oraz zielona pietruszka (lub inna zielenina). Fasolę należy zalać wodą i pozostawić, najlepiej na noc. Ewentualnie można użyć fasoli z puszki. Namoczone ziarna po około 12 godzinach należy ugotować w lekko osolonej wodzie. Powinny być miękkie. Następnie trzeba obrać czosnek i pokroić lub przecisnąć przez praskę, po czym dodać do fasoli wraz z sokiem z cytryny i musztardą. Całość należy zblendować, powoli dolewając oleju. To od jego ilości zależy gęstość sosu.
Kolejne kroki to doprawienie sosu do smaku. Po kilku godzinach i połączeniu smaków można posypać dip umytą i pokrojoną zieleniną, po czym wymieszać wszystkie składniki. Trzeci przepis na wegański sos czosnkowy bazuje na nasionach słonecznika. Trzeba je namoczyć, najlepiej na całą noc. Następnie trzeba odlać wodę, przepłukać ziarna i wrzucić je do blendera. Należy do nich dodać obrany i rozdrobniony czosnek, sól i szklankę wody. Można też wycisnąć sok z około ⅓ cytryny. Wszystkie składniki powinny zostać zblendowane na gładką masę.
box:offerCarousel
Wegański sos pomidorowy
Najprostszy przepis na wegański sos pomidorowy z bazylią bazuje na pomidorach, cebuli, zielonych oliwkach oraz dużej ilości bazylii. Doprawia się go cukrem, solą, pieprzem i - co ciekawe - cynamonem. Po umyciu pomidorów trzeba je lekko ponacinać i zalać je wrzącą wodą. Następnie należy obrać i drobno posiekać cebulę, po czym podsmażyć ją na patelni z rozgrzaną oliwą. Sparzone pomidory dobrze jest obrać ze skórki i pokroić w kostkę, usuwając zieloną, twardą część owocu. Kiedy cebula się lekko zeszkli, dodaje się do niej pomidory i zielone oliwki. Całość trzeba doprawić szczyptą cebuli, łyżeczką cukru, pieprzem i szczyptą cynamonu. Po wymieszaniu należy dusić sos na niewielkim ogniu pod przykryciem. Makaron należy lekko podgotować. Dodaje się go na patelnię i łączy z dipem. Do tych składników trzeba dolać 2-3 łyżki wody, w którym gotował się makaron. Następnie należy opłukać i drobno posiekać bazylię, po czym wsypać ją do sosu. Kolejne kroki to wymieszanie całości i duszenie dotąd, aż makaron zmięknie do pożądanej konsystencji. | Wegańskie sosy do makaronu |
Tradycyjna kolacja wigilijna kojarzy się nam głównie ze słynnym karpiem w galarecie. Jednak smażona ryba jako jedno z dań podanych tego wieczoru jest także dobrym pomysłem i nie wymaga zbyt wielkich przygotowań. Rybę usmażyć można szybko, prosto i przede wszystkim smacznie! Smażenie kojarzy się nam z niezbyt zdrową metodą przygotowywania jedzenia. A już zwłaszcza smażona ryba nie jest pierwszym daniem przychodzącym nam na myśl, gdy mowa o kolacji wigilijnej – tradycyjnie na naszych stołach króluje karp w galarecie, a ryba smażona jest jedynie dodatkiem, np. dla dzieci. Pora jednak, aby smażony karp zawojował wigilijne stoły. Smażenie nie musi być wcale niezdrowe ani skomplikowane – tak przyrządzona ryba może być niezwykle soczysta i delikatna. Jej atutem jest także to, że lubią ją nie tylko dzieci, ale także dorośli. Jak zatem ją przyrządzić, aby była pyszna?
Co należy przygotować?
Oprócz składników spożywczych należy przygotować także odpowiednie naczynia. Niezbędne będą miski, najlepiej różnych wielkości, w których będziemy przyrządzać potrawy. W głębszych przygotujemy umytą rybę i zalejemy ją zalewą. Płytsze przydadzą się do obtaczania jej w mące, jajku i bułce. Jeśli chcemy poczuć atmosferę świąt także w kuchni, warto użyć świątecznych misek, które pięknie ozdobią kuchenny blat.
Niezastąpionym ułatwieniem w procesie przygotowania wigilijnego karpia okaże się także deska do oprawiania ryb. Powinna być wykonana z tworzywa niepochłaniającego zapachów i pokryta antypoślizgowym materiałem, a także mieć zacisk, który ułatwi proces oprawiania karpia.
Smażenie – jak robić to dobrze?
Aby usmażyć rybę, która będzie zdrowa, soczysta i delikatna w smaku, niezbędna jest odpowiednia patelnia. Jaką wybrać? Dobra patelnia to taka, która ma stosunkowo grube dno i można poczuć jej ciężar w ręce. Gdy już mamy taką, jak trzeba, można przejść do etapu smażenia. Aby smażone jedzenie zawsze było pyszne, należy pamiętać o kilku zasadach:
na samym początku należy dobrze rozgrzać patelnię, następnie lekko przykręcić płomień;
na patelnię wlewa się niewielką ilość oleju, najlepiej rzepakowego, kokosowego, ryżowego lub oliwy z oliwek extra virgin. Nie należy smażyć na oliwach z pestek winogron ani na oleju słonecznikowym – wysoka temperatura zabija ich właściwości odżywcze;
jedzenie kładziemy na patelnię dopiero wtedy, gdy olej się dobrze rozgrzeje. Należy pamiętać, aby mięso lub rybę przewracać co najmniej trzy razy – dzięki temu uzyskamy chrupiącą skórkę i delikatny soczysty środek.
Jak się nie poplamić ani nie poparzyć?
Przy smażeniu należy uważać, aby rozgrzany olej nie prysnął na nasze ubrania lub skórę. Dlatego dobrym rozwiązaniem jest smażenie w fartuszku kuchennym. Świetnym wyborem będzie fartuszek utrzymany w świątecznej kolorystyce – dzięki temu poczujemy się jak prawdziwi wigilijni kucharze. Przydarzą się także kuchenne rękawice, które będą chroniły nasze dłonie – sprawdzą się zarówno materiałowe, jak i silikonowe łapki.
Jak podawać usmażoną rybę?
Podawanie wigilijnego posiłku jest niemalże tak ważne, jak jego przygotowanie. Odpowiednia świąteczna zastawa sprawi, że nasz dom będzie wyglądał niezwykle nastrojowo, a domownicy i goście poczują rodzinną atmosferę. Zastawa może być zarówno tradycyjnie świąteczna, utrzymana w barwach czerwieni i zieleni, ale też bardziej nowoczesna. Modne są zwłaszcza jasne pastelowe naczynia, ozdobione prostymi wzorkami, które zachwycają dyskretną elegancją. Dobrym rozwiązaniem jest także zastawa ozdobiona złotymi elementami. Odpowiednia oprawa jedzenia sprawi, że nasi goście będą zajadali się smażonym karpiem z prawdziwą przyjemnością. | Smażenie ryby na kolację wigilijną – wszystko, co musisz wiedzieć |
Choć koszykówka jest w Polsce sportem zdecydowanie mniej popularnym niż piłka nożna, w przypadku gier sportowych powinno być zupełnie odwrotnie. „NBA 2K19” pokazuje bowiem innym tego typu produkcjom, jak powinien wyglądać wzorowy przedstawiciel gatunku. Co roku ekscytujemy się pojedynkiem (niestety, dość jednostronnym) pomiędzy FIF-ą a PES-em. Zapominamy jednocześnie o wielu produkcjach traktujących o innych dyscyplinach, a zwłaszcza o jednej, która rokrocznie pokazuje, że ten segment gier nie kończy się na futbolu. Mowa o koszykarskiej serii NBA 2K, która jak co roku pojawia się pod koniec wakacji i jak co roku przekonuje, że warto zamienić trawiaste murawy na lśniące parkiety w ogromnych halach. NBA 2K19 jest tak dobre, że tak naprawdę można by zapomnieć i o FIF-ie, i o *PES-ie*, i o całej plejadzie sportówek.
Odstawcie futbol – teraz trendy jest wirtualny kosz!
Szczerze – kiedy słyszę o hucznie zapowiadanym powrocie serii NBA Live Electronic Arts, to z jednej strony mam nadzieję, że saga studia Visual Concepts wreszcie zyska jakąkolwiek sensowną konkurencję, a z drugiej zadaję sobie pytanie: po co komu ta gra? NBA 2K19 pokazuje, że mamy do czynienia z absolutnie pełną i kompleksową symulacją basketu, której do ideału brakuje naprawdę niewiele. I nie będę dłużej utrzymywać Was w niepewności – na kilkanaście dni przed premierą FIF-y 19 mogę śmiało zaryzykować stwierdzenie, że właśnie czytacie recenzję najlepszej gry sportowej, jaka kiedykolwiek ukazała się na konsolach czy pecetach. A szanse na to, by ten stan rzeczy zmienił się po premierze futbolu EA Sports, są bardzo małe.
Powiedzmy sobie wprost – żadna gra sportowa nie pozwala na wykonanie praktycznie dowolnego ruchu, który w danej chwili sobie wymyślimy. Żadna, poza NBA 2K19. Mimo że sterowanie w tym tytule jest bardzo intuicyjne, wachlarz zachowań i rzutów okazuje się przeogromny i gwarantuję Wam, że nawet po kilku miesiącach nadal będziecie odkrywać nowe zagrywki. Panuje tutaj pełna dowolność – oczywiście w ramach dyscypliny taktycznej, którą należy przestrzegać, by wygrywać kolejne spotkania. Niemniej sposobów na to, by zyskać następne punkty, są nie dziesiątki, nie setki, a tysiące. Zdobycie dwóch takich samych punktów pod rząd praktycznie graniczy z cudem, również dzięki agresywnej obronie ze strony sztucznej inteligencji, która potrafi wykorzystać każdą chwilę naszej nieuwagi.
Komputerowy przeciwnik to nie lada wyzwanie
SI radzi sobie naprawdę znakomicie, nie przegapiając żadnego z naszych słabych punktów. Zapomnijcie o taśmowym wykonywaniu „rzutów za trzy” – po kilku próbach gracze obwodowi zaczną z należytą uwagą pilnować strzelców i uprzykrzać im życie. Lubicie zagrywki pick’n’rollowe? Po dwóch czy trzech udanych akcjach nasze zasłony tylko sprowokują rywali do podwojenia krycia. Tutaj każde zagranie i uporczywe trzymanie się schematów bardzo szybko powoduje reakcję i konieczność zastosowania nowych technik gry.
A z tym – jak już wspomniałem – nie powinno być żadnego problemu. Liczba dostępnych wariantów wsadów, rzutów, podań czy zwodów jest przeogromna. A przecież do tego dochodzą bloki, zasłony, akcje dwójkowe, dwutakty, rzuty z odchyłu... i mógłbym tak wymieniać bez końca. Najważniejszy jest fakt, że NBA 2K19 to wszystko po prostu ma. Na wirtualnym parkiecie dzieje się naprawdę wiele – ustawienie całego zespołu zmienia się z sekundy na sekundę, zawodnicy szukają różnorodnych wariantów sfinalizowania akcji, a gracze siedzący na ławce rezerwowych tylko czekają na to, by wyskoczyć z niej po zdobyciu efektownych punktów.
W grze oczywiście nie brak wielu różnorodnych trybów rozgrywki. Wzorem FIF-y mamy tutaj fabularyzowaną kampanię menedżerską (znacznie ciekawszą niż w produkcji EA Sports w module „Droga do sławy”), ale możemy też standardowo objąć pieczę nad zespołem i poprowadzić go do triumfów w NBA. Oprócz tego możemy rozwijać własnego zawodnika od najmłodszych lat do sportowej emerytury, a także rozegrać spotkania ulicznej koszykówki.
Do tego dochodzą rozliczne tryby sieciowe, w których każdy fan basketu spokojnie straci setki godzin. Braków nie odnotowuję, podobnie jak w przypadku licencji. W grze znajdziemy pełny zestaw aktualnych składów zespołów amerykańskiej ligi koszykówki, a także klasyczne ekipy sprzed lat z wieloma gwiazdami. A całość uzupełnia soundtrack, złożony ze świeżych kawałków, tematycznie pasujący do rozgrywek koszykarskich.
Jak w telewizji
Ekipa Visual Concepts zadbała jednak nie tylko o to, by rozgrywka była płynna, realistyczna i piekielnie wciągająca, ale także – aby przedstawiała się znakomicie pod względem prezentacji okołomeczowej. Jeśli zdarzyło się Wam oglądać transmisje telewizyjne ze spotkań NBA, to zauważycie, że NBA 2K19 naprawdę niewiele brakuje do tego poziomu. Liczba różnorodnych ujęć kamery na reakcje zawodników, sędziów czy trenerów jest ogromna i co więcej – wyglądają one po prostu naturalnie. Nie brak zawiedzionych min po zmarnowanej okazji, trenerów ciskających notatnikami czy zbiorowej radości całego zespołu po trafieniu arcyważnego kosza pod koniec meczu.
W kluczowych momentach możemy podsłuchać motywacyjną przemowę trenera w trakcie przerwy na żądanie, a także obejrzeć efektownie zmontowane powtórki. To jednak nie koniec – każda dłuższa pauza w grze pozwala zobaczyć w akcji zespół cheerleaderek czy wygłupy klubowej maskotki, nie brak również koszykarskich freestylerów lub konkursów z publicznością.
Całość zaś uzupełniają kapitalnie zrealizowane pogawędki na temat spotkania w wykonaniu ekipy kultowego programu „Inside the NBA”: Erniego Johnsona, Shaqa O’Neala oraz Charlesa Barkleya, a także wywiady wprost z parkietu przeprowadzane przez Davida Aldridge’a. A do tego mamy niezwykle precyzyjny i celny komentarz Kevina Harlana oraz Boba Simmonsa. Nie pozostaje mi powiedzieć niczego innego niż to, że polskie telewizje mogłyby uczyć się sposobu realizacji transmisji sportowych od studia Visual Concepts. To naprawdę znakomita robota.
Sportówka idealna?
A przy tym ta gra faktycznie świetnie wygląda – jasne koszykarskie parkiety są znacznie mniejsze niż piłkarskie murawy, ale NBA 2K19 to po prostu najlepiej prezentująca się gra sportowa na rynku. Zarówno sami zawodnicy, jak i animacja ich ruchów robią spore wrażenie, podobnie zresztą jak cała otoczka parkietu. Tylko w tym tytule publiczność zachowuje się jak żywa – każdy widz zupełnie inaczej reaguje na to, co dzieje się w trakcie meczu, ale też potrafi bawić się z całą halą, intonując przyśpiewki czy rytmicznie klaszcząc. A ekstazy na trybunach po zwycięstwie przy trafieniu tzw. buzzer beatera, czyli rzutu równo z końcową syreną, naprawdę nie da się opisać. To po prostu trzeba zobaczyć.
Szkoda więc, że twórcy niestety wpakowali do gry rozbudowany system mikropłatności. Jest on co prawda mniej irytujący, a zdobywanie wirtualnej waluty szybsze niż w przypadku poprzedniej odsłony cyklu, ale w grze za ponad 200 zł moduł dodatkowych płatności nie powinien w ogóle się pojawić. Problem dotyczy zwłaszcza trybu MyCareer, choć – jeżeli nie jesteście fanami kupowania dodatkowych ciuszków czy bajerów uatrakcyjniających wygląd postaci – to nie powinniście tak bardzo odczuć obecności mikrotransakcji. Nie da się jednak ukryć, że jest to postawa mająca na celu tylko jedno – wyciągnięcie od graczy dodatkowych pieniędzy. Na szczęście istnieje mnóstwo innych trybów, w których sięganie do portfela nie jest konieczne.
Koniec końców, jeśli jesteście fanami gier sportowych, to obok NBA 2K19 nie możecie przejść obojętnie. Jeżeli nie należycie do miłośników basketu – nie szkodzi, w tę produkcję i tak trzeba zagrać. Czy to jedna z najlepszych pozycji sportowych w historii? Jak najbardziej. I jestem pewien, że na następną tak dobrą sportówkę przyjdzie nam czekać okrągły rok, do premiery kolejnej odsłony serii NBA 2K.
Plusy:
1. płynność i różnorodność rozgrywki;
1. sztuczna inteligencja na najwyższym poziomie;
1. rewelacyjna oprawa meczowa i strona wizualna;
1. rozbudowany soundtrack złożony z nowych kawałków;
1. mnogość trybów gry w sieci oraz dla jednego gracza.
Minusy:
* malutkie niedociągnięcia w płynności gry na PS4 (okazjonalne spowolnienia przy rozpoczynaniu meczu);
* rozbudowany system mikropłatności.
Gra NBA 2K19 dostępna jest na PC oraz konsolach Xbox One, PlayStation 4 i Nintendo Switch.
Wymagania sprzętowe:
* minimalne: Intel Core i3-530 2.93 GHz / AMD Phenom II X4 805 2.5 GHz, 4 GB RAM, karta grafiki 1 GB GeForce GTS 450 / Radeon HD 7770 lub lepsza, Windows 7/8.1/10 64-bit;
* rekomendowane: Intel Core i5-4430 3.0 GHz / AMD FX-8370 3.4 GHz, 8 GB RAM, karta grafiki 2 GB GeForce GTX 770 / Radeon R9 270 lub lepsza, Windows 7/8.1/10 64-bit. | „NBA 2K19” – recenzja |
Astrofotografia pozwala spojrzeć w gwiazdy i pobudza wyobraźnię, trudno więc się dziwić, że każdy chciałby wykonać udane zdjęcie tego typu. Może w tym pomóc specjalny aparat, ale tak czy inaczej musimy ruszyć za miasto ze statywem. Fotografowanie nieba i gwiazd to bardzo satysfakcjonujące zajęcie. Poza spektakularnymi zdjęciami, które cieszą oko, daje możliwość obcowania z naturą. Najlepsze zdjęcia gwiazd można wykonać w miejscach oddalonych od tzw. zanieczyszczenia świetlnego, czyli większych skupisk miejskich.
Każdy z pewnością zauważył na jakimś wakacyjnym wyjeździe w głuszę, że nocne niebo gdzieś w górach czy nad morzem wygląda dużo lepiej niż w mieście. Miejskie oświetlenie i smog nie pozwalają na fotografowanie nieba, bo je po prostu przysłaniają.
Zestaw do robienia zdjęć nieba w nocy
Podstawowy zestaw do fotografii nocnego nieba to aparat z manualnymi ustawieniami, najlepiej czasem B. Przydają się też dobre osiągi na wysokich czułościach, statyw i obiektyw, zdecydowanie jasny. Z takim sprzętem wystarczy wybrać się w miejsce, gdzie dobrze widać nocne niebo.
Najłatwiej osiągnąć efekt gwiazd poruszających się po nieboskłonie. Wystarczy skadrować niebo i pozostawić aparat na długi czas naświetlania – przynajmniej 30 minut, a nawet 3–4 godziny. Jeżeli chcemy osiągnąć efekt wirowania gwiazd wokół gwiazdy polarnej, jedynego punktu na niebie, którego ruchu nie widzimy z Ziemi, musimy umieścić ją w środku kadru i ustawić ekspozycję na kilka godzin, nawet 6–7.
Gdy chcemy zrobić zdjęcie nieba pełnego gwiazd, powinniśmy zastosować krótki czas migawki do 1/60 s i jasny obiektyw oraz wysoką czułość, np. ISO 1600. Dzięki takiemu zestawowi parametrów uzyskamy nieporuszone gwiazdy. Korzystając z dłuższych ogniskowych albo teleskopu, można robić zdjęcia kraterów na Księżycu czy bardziej konkretnych skupisk gwiazd i mgławic.
Jak już wspomniałem, do fotografowania gwiazd wystarczy aparat z manualnymi ustawieniami i statyw. Oczywiście im lepszy aparat, tym lepsze zdjęcia uzyskamy. Większa matryca i liczba megapikseli ma znaczenie w astrofotografii. Kilku producentów oferuje także aparaty przeznaczone do tego rodzaju fotografii, które oferują ciekawe rozwiązania.
Aparaty przeznaczone do astrofotografii
Jednym z producentów, którzy mają w swojej ofercie aparat z funkcjami do astrofotografii, jest Pentax (blisko 5 tys. złotych). Model K-3 II oferuje funkcję Astrotracer, która dzięki modułowi GPS pozwala na śledzenia ruchu gwiazd. Pozwala ona podążać za poruszającymi się po nieboskłonie gwiazdami. Dzięki temu nawet przy wykorzystaniu dłuższych czasów ekspozycji otrzymamy zdjęcia nieba bez poruszonych gwiazd i możemy je fotografować na niskich czułościach ISO.
Kolejnym aparatem przeznaczonym do astrofotografii jest Canon EOS 60Da (około 2,5 tys. zł). Jest to zmodyfikowana wersja EOS-a 60D, która zapewnia trzy razy większą transmisję fragmentu widma podczerwonego o długości 656 nm. Takie fale świetlne są emitowane m.in. przez chmury wodoru, które są w mgławicach, a także przez inne ciała niebieskie, dzięki czemu obraz nieba będzie wiernie oddany.
Dodatkowo aparat można obsługiwać dzięki elektronicznemy węzykowi spustowemu z timerem TC-80N3, który pozwala aprogramować czasi liczbę ekspozycji w dowolny sposób.
Nikon D810A (około 11,5 tys. zł) to kolejny aparat do astrofotografii. Właściwie mamy do czynienia ze specjalnie przystosowanym Nikonem D810 dzięki specjalnej konstrukcji filtra podczerwieni, który dostosowano do światła emitowanego przez mgławice. Nikon D810A został też wyposażony w funkcje do astrofotografii. Oprócz czasu B i ustawienia T dostępny jest nowy tryb manualny z długim czasem otwarcia migawki nawet do 900 s.
Aktualizacja: luty 2016 | Aparat dla amatora astrografii |
Wybór odpowiedniego prezentu dla mamy to zawsze nie lada wyzwanie. Niezależnie od okazji czy święta – ważne, aby był on przemyślany i dopasowany idealnie do gustu oraz potrzeb obdarowywanej osoby. Perfumy to świetny pomysł na prezent. Kobiety uwielbiają otulać się przyjemnymi zapachami, a wiele z nich może pochwalić się z dumą cała kolekcją flakoników przeznaczonych na różne wyjścia. Jak wybrać odpowiedni zapach i czym kierować się przy zakupie?
Jak wybrać perfumy na prezent dla mamy?
Już wybór odpowiedniego zapachu dla siebie może być kłopotliwy. A co, jeśli kupujemy perfumy na prezent? Jak podjąć odpowiednią decyzję, aby podarunek był odebrany z uśmiechem i radością? Oczywiście musimy liczyć się z możliwością, kiedy wybrany przez nas aromat nie trafi w gust mamy. Jeżeli jednak wybierzemy jeden z proponowanych schematów postępowania, zminimalizujemy to ryzyko.
Najprostszym sposobem jest kupno ulubionych perfum mamy. Są po prostu takie zapachy, które niezależnie od zmieniającej się mody czy pór roku zawsze miło przyjmujemy, które przypominają nam miłe wydarzenia. Jeżeli tylko posiadamy taką wiedzę, możemy dokonać takiego zakupu.
Innym sposobem na kupno perfum, które przypadną mamie do gustu, jest wybór pokrewnej kategorii zapachowej. Idealnie sprawdzi się tu porada doświadczonego sprzedawcy perfum, którego możemy zapytać o wskazówki. Dobrze jest podpatrzeć, co znajduje się na toaletce osoby obdarowywanej. Spisanie kategorii zapachowych bardzo ułatwi poszukiwania idealnego prezentu.
Dobrym pomysłem jest również nawiązanie spontanicznej rozmowy na temat perfum. Każdy ma swoje ugruntowane gusta, które potrafi wyrazić. Niektórzy uwielbiają ciężkie i wyraziste zapachy, inni zaś wolą lekkie kwiatowe wonie. Już taka ilość informacji znacznie ułatwi nasze zadanie.
Perfumy na prezent – kultowe czy modne?
Niestety, ale nikt jeszcze nie opracował zapachu uniwersalnego, który podobałby się każdemu. Jeśli tak by było, moglibyśmy dokonywać zakupów w ciemno. Jeżeli nie mamy świadomości o guście naszej mamy nawet w najmniejszym stopniu, pozostają nam dwie drogi, które mogą okazać się słuszne. Jedną z nich jest wybór perfum kultowych, osławionych, cenionych i obrosłych w legendy od lat. Prawie każda kobieta chciałaby choć raz użyć niesamowitych Chanel No. 5 czy Miss Dior. Takie pachnidła to również eksponaty, które mogą zdobić toaletkę, zapewniając o klasie i szyku właścicielki.
Drugim sposobem na kupno perfum dla mamy jest wybór modnego, nowego zapachu, który ma duże szanse na przypadnięcie do gustu. Osoby światowe, które podążają za trendami, na pewno docenią naszą wiedzę oraz chęci uaktualnienia kolekcji zapachowej obdarowywanej osoby. Obecnie na topie są:
YSL Black Opium – tajemnicza, elegancka i zmysłowa kompozycja zapachowa. Łączy nuty: kawy, jaśminu, kwiatu pomarańczy czy różowego pieprzu. Bardzo kobiecy, ale również odważny zapach zamknięty w niesamowicie eleganckim, zdobionym czarnym brokatem flakonie. Nie pozostanie niezauważony.
Hugo Boss Ma Vie– zapach inspirowany momentem w życiu, kiedy silna i niezależna kobieta ma chwilę, aby odpocząć, odetchnąć, cieszyć się ciszą i spokojem. Wyczuwalne są nuty: kaktusa, różowej frezji, jaśminu, róży i cedru. Początkowo świeży i mocny, po chwili przekształca się w słodki i kwiatowy aromat. Perfumy znajdują się w eleganckim, minimalistycznym opakowaniu, które zachwyci miłośniczki estetyki.
Roberto Cavalli Paradiso – nazwa oraz sam zapach mają nawiązywać do raju, jakiego możemy za ich sprawą doświadczyć na ziemi. Aromat jest nieskazitelny i czysty, napawa niepohamowanym szczęściem. Wyczuwamy tu: cytrusy, bergamotkę, jaśmin, cyprys, sosnę oraz wawrzyn. Bardzo szykowne opakowanie sprawia, że całość prezentuje się zachwycająco.
Darowanie perfum w prezencie nie jest łatwym zadaniem, jednak przemyślany wybór może sprawić niesamowitą radość. Możemy kierować się gustem mamy bądź wybierać sprawdzone, popularne zapachy, które mają duże szanse na trafienie w upodobania. | Perfumy jako prezent dla mamy – jakie wybrać? |
Maseczka w płachcie to jeden z najmilszych elementów w koreańskim rytuale pielęgnacyjnym. Wiąże się z relaksem połączonym z intensywnym nawilżaniem skóry, po którym wyglądasz zdecydowanie piękniej. Jakie maseczki w płachcie znajdziesz na polskim rynku? Wywodzące się z Korei maseczki w płachcie zawojowały także rynek europejski. Nic w tym dziwnego! W końcu dostarczają skórze skondensowanych składników, głęboko ją nawilżając i odżywiając, przez co mogą być alternatywą dla zabiegów w salonach kosmetycznych.
Cudowne działanie maseczek w płachcie
Tak, maseczki w płachcie potrafią zdziałać cuda. Jaki inny kosmetyk w dwadzieścia minut sprawi, że twoja skóra będzie bardziej promienna, elastyczna i doskonale nawilżona, jak po wyjściu od kosmetyczki? I to w zdecydowanie niższej cenie?
Takie magiczne działanie maseczek w płachcie spowodowane jest bogactwem aktywnych składników, którymi nasączone są te produkty oraz formą, jaką nakładamy na twarz. Maseczki z tkaniny (np. mikrofibry) lub hydrożelu uznawane są za najskuteczniejsze właśnie ze względu na to, że dobroczynne substancje nie ulatniają się i intensywnie wnikają w skórę.
Działanie maseczek w płachcie będzie najefektywniejsze, jeśli zaaplikujesz ją co najmniej raz w tygodniu. W zimie możesz robić to częściej ze względu na okres grzewczy i suche powietrze. Maseczki nakłada się na twarz zaraz po tonizowaniu i ściąga po około dwudziestu minutach. Esencją, która skapnie z maseczki lub zostanie w opakowaniu, możesz wysmarować inne części ciała potrzebujące nawilżenia. Nie zmywaj esencji po zdjęciu maseczki – najlepiej wklep ją lekko w skórę i nałóż krem nawilżający.
Rodzaje maseczek w płachcie – które wybrać?
Co prawda maseczki w płachcie przede wszystkim nawilżają, ale nie tylko. Bez problemu znajdziesz maseczkę, która będzie również niwelować konkretny problem twojej skóry. Znajdziesz produkty przeciwzmarszczkowe, odżywiające czy też redukujące trądzik. Wypróbuj kilka polecanych maseczek i wybierz najlepszą dla swojej skóry.
Garnier Maski Kompres – wyraźnie zmiękczają i nawilżają skórę twarzy. Wśród masek w płachcie firmy Garnier znajdziesz produkty dla cery potrzebującej intensywnego nawilżenia, kojące dla cery suchej i wrażliwej oraz odświeżające dla cery mieszanej i tłustej.
L’Biotica Maski na tkaninie – firma L’Biotica posiada bogatą ofertę maseczek w płachcie, które bez problemów dopasujesz do swojego rodzaju skóry. Masz do wyboru maskę węglową, z dodatkiem alg, aloesową, hialuronową, kolagenową, z witaminami C i E oraz dotleniającą.
box:offerCarousel
Orientana Maski z naturalnego jedwabiu– polska firma, inspirująca się pielęgnacją rodem z Azji, musiała uzupełnić swoją ofertę o maseczki w płachcie. Posiadaczki cery tłustej mogą wypróbować produkt z dodatkiem alg filipińskich. Dla cery normalnej polecaną maską jest ta z granatem i zieloną herbatą, a z problemami cery suchej i dojrzałej poradzi sobie wersja z aloesem i miłorzębem japońskim. Dostępne są również jedwabne maski pod oczy.
Bielenda Maski w hydroplastycznym płacie 3D – na fali popularności koreańskiej pielęgnacji firma Bielenda również wypuściła na rynek swoje wersje maseczek w płachcie. Wśród nich znajdziesz wersję liftingującą, silnie nawilżającą z kwasem hialuronowym, niwelującą niedoskonałości z kwasem migdałowym i laktobionowym oraz odmładzającą dla cery dojrzałej.
W polskich sklepach, a zwłaszcza na Allegro, są już dostępne maski w płachcie również koreańskich marek, np. Holika Holika. Znajdziesz je w bardzo przystępnych cenach i oryginalnych kształtach. Jednak zarówno azjatyckie, jak i prezentowane przez nas, będą świetnym sposobem na pielęgnacyjny relaks. Którą maseczkę wypróbujesz najpierw? | Koreańska pielęgnacja, polskie zamienniki – maseczki w płachcie |
Podróże kształcą, rozwijają wyobraźnię i pomagają nam zrozumieć świat. Podróżowanie z dziećmi może być wyzwaniem, ale również fascynującą przygodą. Te książki zarażą wasze pociechy podróżniczym bakcylem! Wiosna i lato to idealny moment na krótsze lub dłuższe wyjazdy z dziećmi. Najmłodsze maluchy lepiej zniosą krótkie wyprawy po Polsce, ale ze starszymi możemy już planować bardziej ambitne podróżnicze przedsięwzięcia. A nawet jeśli na razie nie macie w planach żadnych rodzinnych wycieczek, to może zaproponujecie swoim dzieciom którąś z polecanych przez nas książek o podróżach – z każdej z nich można się bowiem nauczyć czegoś nowego i bardzo ciekawego.
1. „10 niesamowitych przygód Neli” praca zbiorowa
Nela to rezolutna 8-letnia dziewczynka, której odwagi i ciekawości świata mogłoby pozazdrościć wielu dorosłych. Gdy miała 5 lat, zaczęła jeździć po świecie i odwiedzać kraje, do których rzadko wybierają się nawet dużo bardziej doświadczeni podróżnicy. Możecie kojarzyć ją z jej programu „Nela, mała reporterka”, a także z serii bestsellerowych książek o jej przygodach w podróży. „10 niesamowitych…” to pierwsza książka z tej serii, która wprowadza nas w niezwykły świat „małej reporterki”. Nela w prosty i zrozumiały dla najmłodszych – ale wciąż barwny i wciągający! – sposób opisuje swoje podróże, miejsca, które odwiedziła, i spotkania z ciekawymi ludźmi i egzotycznymi zwierzętami. Jeśli Twoje dziecko jeszcze jej nie zna, to szybko zapragnie, by Nela została jego przyjaciółką.
2. „Podróże Tappiego po Szumiących Morzach” Marcin Mortka
W zestawieniu takim jak to nie może też oczywiście zabraknąć dobrej literatury przygodowej. Jedną z najlepszych polskich książek podróżniczych są „Podróże Tappiego po Szumiących Morzach”autorstwa Marcina Mortki. Mortka – uznany twórca fantasy dla młodzieży i dorosłych – od kilku lat tworzy także dla najmłodszych czytelników, do czego zainspirowały go narodziny jego własnego syna. Sięgając po tę książkę, możemy więc mieć pewność, że wybieramy zabawną, ciepłą i odpowiednią dla maluchów literaturę. Tappi, główny bohater książki, to dobry wiking, który kocha swoich przyjaciół i Szumiący Las, w którym mieszka. Po przygodach z pierwszej części sagi (spokojnie możecie jednak zacząć tę znajomość od drugiego tomu) zamarzył o dalszych wyprawach i jeszcze bardziej szalonych perypetiach. Tappi buduje więc wraz z przyjaciółmi okręt i wyrusza w rejs po Szumiących Morzach, a na swojej drodze spotka wiele barwnych postaci.
3. „Rzym dla młodych podróżników. Przewodnik ilustrowany” Marta Spingardi
Rzym to jedno z tych miejsc, które po prostu trzeba zobaczyć. Liczba zabytków i miejsc wartych odwiedzenia w Wiecznym Mieście może jednak czasem przerazić nawet dorosłych podróżników, a co dopiero rodziców odwiedzających włoską stolicę z małym dzieckiem. Na szczęście z pomocą przychodzi przewodnik „Rzym dla młodych podróżników” autorstwa Marty Spingardi. To kolejny z serii przewodników po europejskich miastach przeznaczony właśnie dla najmłodszych. Bogato ilustrowana książka opowiada o najważniejszych miejscach w Rzymie za pomocą krótkich i zabawnych historyjek. Spingardi nie ogranicza się do zabytków antyku, ale na kolejnych kartach przewodnika odkrywa przed nami i naszą pociechą tajemnice renesansowych dzieł sztuki czy miejsca znane z kultowych filmów Felliniego. Przewodniki z tej serii z pewnością będą dla was dużym ułatwieniem w planowaniu wyprawy po Rzymie i innych europejskich miastach, a także w wyjaśnianiu dzieciom historii, jaka kryje się za podziwianymi właśnie zabytkami.
4. „Baśnie dla dzieci i dla dorosłych” Beata Pawlikowska
Beaty Pawlikowskiej nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Co jednak ciekawe, znana z głęboko filozoficznych książek o podróżowaniu i odkrywaniu siebie pisarka, dziennikarka i podróżniczka zaczęła też tworzyć dla najmłodszych to jej pierwsza książka skierowana właśnie do młodszego czytelnika, ale i dla jego rodziców będzie to bardzo interesująca lektura. Narracja książki to swoisty dialog między Pawlikowską a jej kotem, Krzysiem Kolumbem. Razem opowiadają oni ciepłe i wzruszające historie o niezwykłych bohaterach. Choć opowieści różnią się od siebie tematyką i występującymi w nich bohaterami, to łączy je przesłanie, które głosi, że osiągniemy szczęście tylko wtedy, gdy będziemy żyć uczciwie i w zgodzie z naturą.
5. „Dzieciaki świata” Martyna Wojciechowska
Martyna Wojciechowska tym razem nie pisze o swoich niesamowitych dokonaniach, ale oddaje pole do popisu najmłodszym. Na świecie nie brakuje bowiem niezwykłych dzieci, których codzienne życie fascynuje i budzi emocje. Bohaterami książki jest piątka dzieciaków z różnych stron świata, które odpowiadają na pytania na temat miejsc, z których pochodzą. Burzą stereotypy i wyjaśniają to, co trudno czasem byłoby przekazać ciekawym świata dzieciom przez ich rodziców.Książkauczy tolerancji, wrażliwości na inność i poszerza horyzonty.
Jak widać, rodzajów podróżniczej literatury dla najmłodszych jest niemal tyle samo co samych kierunków, w które możecie się wybrać z waszymi pociechami. Mamy nadzieję, że nasze zestawienie choć w części pomoże wam w zaplanowaniu wspaniałego rodzinnego wyjazdu. | 5 książek o podróżach dla dzieci |
Szminka nude to jeden z najmodniejszych trendów w makijażu, utrzymujący się od kilku sezonów. Taki makijaż ust wymaga idealnie dobranego odcienia pomadki, w innym przypadku usta będą wyglądać jakby były pomalowane korektorem. A tego chcemy uniknąć. Jak zatem dobrać idealną szminkę nude? Nieśmiertelny beż?
Większość osób, słysząc „pomadka nude”, myśli o beżowych ustach, tymczasem odcieni nude jest mnóstwo. Makijaż ust wykonany tą szminką ma być jak najbardziej naturalny, dlatego też nie dla każdego nieśmiertelny beż będzie kolorem idealnym. Unikajmy pomadek z dużą ilością białego lub bardzo ciemnego pigmentu, gdyż sprawiają one, że usta robią się płaskie i są bez wyrazu. Przy wyborze pomadki nude musimy spojrzeć na swój odcień skóry i typ karnacji. Jednym z najprostszych sposobów, aby przekonać się o tym, czy nasza karnacja wpada w ciepłe czy chłodne tony, są żyłki na nadgarstku. Jeśli prześwitują na zielono, mamy ciepły odcień skóry, jeśli na niebiesko – chłodny.
Typ karnacji
Jeżeli jesteś posiadaczką jasnej karnacji, poszukaj na Allegro szminek z różowymi odcieniami. Kobiety z cerą wpadającą w beż powinny wybierać pomadki z domieszką różu łososiowego, indyjskiego, ewentualnie brzoskwiniowego. Jeśli masz problem z określeniem, jaki kolor będzie najlepszy, przygryź lekko wargi i zobacz, jaki kolor wtedy mają.
Posiadaczki skóry, której odcień wpada w róż, powinny postawić na zgaszony mglisty róż lub odcienie z domieszką brązu. Unikajmy wyraźnych tonów różowych czy brzoskwiniowych, które podkreślą jeszcze bardziej różowawy ton skóry.
Jeśli nasza cera jest oliwkowa, to mamy dużo szczęścia, gdyż pasuje do niej większość odcieni nude. Możemy wybierać wśród pomadek nieco ciemniejszych niż nasza skóra, ale też jaśniejszych. Dobrze prezentują się szminki z domieszką pigmentów brzoskwiniowych, liliowego różu czy złota. Unikamy natomiast typowych pudrowych kolorów.
Kobiety o ciemniejszym kolorze skóry mają trudne zadanie do wykonania, jeśli chcą dobrać idealnie cielistą pomadkę. Dobrym rozwiązaniem jest poszukanie szminki o podtonach brązowych, czekoladowych, cappuccino czy toffi. Mogą być przełamane różem. Gdy nie znajdziemy odpowiedniej szminki, warto użyć bezbarwnego błyszczyku, który uwydatni naturalny kolor ust.
Jak przygotować usta?
Makijaż pomadką nude wymaga odpowiedniego przygotowania ust. Przede wszystkim należy zrobić peeling, który usunie warstwę martwego naskórka. Można go wykonać gotowymi kosmetykami lub przyrządzić go samemu. Domowy peeling robimy z fusów kawy, miodu czy zwykłego cukru. Wystarczy nanieść miód albo cukier zmieszany z wazeliną kosmetyczną na usta i lekko masować, a następnie zmyć. Jeżeli usta mają mocny kolor, dobrze jest delikatnie nanieść na nie odrobinę korektora lub podkładu, który nieco przygasi ich barwę, uwydatniając odcień pomadki.
Pomadka nude zazwyczaj ma lekką konsystencję i bardzo naturalny wygląd. Aby cera nie wyglądała zbyt blado, trzeba zaakcentować nieco mocniej oczy, brwi i kości policzkowe. W innym przypadku skóra będzie sprawiać wrażenie zmęczonej i płaskiej.
Szminki nude są idealnym rozwiązaniem dla kobiet ceniących naturalny wygląd i makijaż typu no make up. Sprawdzają się zarówno na co dzień, jak i na specjalne okazje. Dlatego powinny się znaleźć w każdej kobiecej kosmetyczce. | Jak dobrać idealną szminkę nude? |
Zapraszamy ptaki do ogrodu. Czym je karmić? Jak zbudować ptasią enklawę i karmnik? O czym jeszcze warto pamiętać? Ptaki i inne zwierzęta lubią przede wszystkim ogrody, gdzie mogą znaleźć dodatkowy pokarm. Jeśli chcemy stworzyć na działce przyjazne środowisko dla naszych małych przyjaciół, należy szczególnie zastanowić się nad gatunkami roślin, które hodujemy. Dziś przedstawiamy kilka sprawdzonych sposobów, jak zwabić ptaki do naszego ogrodu. O czym warto pamiętać? Jakie owoce są szczególnie lubiane przez ptaki?
Jak stworzyć ptasią enklawę?
Jeśli chcemy zaprosić ptaki do naszego ogrodu, należy przede wszystkim zapewnić im odpowiednie warunki, które zaspokoją ich potrzeby. Najczęściej ogrodnicy wydzielają w swoim sadzie specjalną strefę dla ptaków. W chłodnych miesiącach jest to stołówka, z kolei na wiosnę i lato (sezon lęgowy) – miejsce do gniazdowania i schronienia przed deszczem czy silnym wiatrem.
Tzw. ptasia strefa w ogrodzie powinna być daleko od wszelkich ciągów komunikacyjnych czy miejsc dla relaksu. Zazwyczaj wykorzystywany jest narożnik ogrodu, który jest daleko odsunięty od zabudowań działkowych. Aby stworzyć dla ptaków przyjazną i wystarczająco dużą enklawę do życia, możemy połączyć narożnik swój i sąsiedniego ogrodu, dzięki czemu uzyskamy stosunkowo dużą przestrzeń. Oczywiście pomysł należy najpierw uzgodnić z sąsiadem.
Aby zwabić jak największą liczbę ptaków, musimy zastanowić się nad stworzeniem warunków najbardziej zbliżonych do naturalnych. W tym celu należy obsadzić narożnik ogrodu roślinami, które owocują zimą. W ten sposób zapewnimy ptakom dodatkowy pokarm w miesiącach zimowania. Możemy wziąć pod uwagę kwaśnicę (berberysy), jałowiec, jarzębinę, dzikie róże czy ozdobne jabłonie. Ptaki chętnie odwiedzają także pęcherznice kalinolistne.
W jaki sposób powinniśmy sadzić rośliny?
Przy tworzeniu ptasiej enklawy szczególną uwagę warto zwrócić na sposób sadzenia drzew i krzewów. Najlepiej wybrać strukturę klombową. Wysokie rośliny sadzimy w środku, z kolei mniejsze okazy – po bokach wokół nich. Warto postawić na różnorodność roślin. To da pewność, że nasz ogród będzie odwiedzany przez większą liczbę gatunków ptaków. Aby wydzielić strefę od ogrodu, wokół klombu możemy umieścić żywopłot, np. wykorzystując ligustr pospolity.
Karmnik dla ptaków
Oprócz posadzenia drzew i krzewów warto także zbudować karmnik, gdzie ptaki będą mogły znaleźć pożywienie, zwłaszcza późną jesienią i w zimowym sezonie. Karmnikmożna przymocować do parapetu okna lub też umiejscowić na drzewie (np. na grubej gałęzi). W środku możemy zamieścić różne ziarna. W zależności od gatunku pokarm będzie nieco się różnić. Najbardziej uniwersalnym rozwiązaniem będzie pomieszanie pszenicy, płatków owsianych oraz pestek dyni czy słonecznika.
Zapraszając ptaki do ogrodu, najlepiej stworzyć dla nich specjalną strefę (np. narożnik ogrodu). Oprócz posadzenia drzew i krzewów owocujących zimą możemy zamontować także karmnik na drzewie, gdzie umieścimy mieszankę nasion dla różnych gatunków ptaków. Jeśli chcemy sprawić naszym mniejszym przyjaciołom smakołyk w postaci mięsa, warto pamiętać, że słonina czy boczek nie mogą być wędzone i słone. | Jakie rośliny zwabią ptaki do ogrodu? |
Szukasz czegoś świeżego, ale klasycznego jednocześnie? Podobają ci się motywy folklorystyczne, ale nie znosisz kiczu? Chcesz ożywić stonowane wnętrze kolorowym dodatkiem? Odpowiedź na twoje pytania to ceramika z Bolesławca. Bolesławiec to niewielka miejscowość na Dolnym Śląsku. Już w XIV wieku okolice te słynęły z wyrobu naczyń ceramicznych. Od XIX wieku naczynia z Bolesławca zaczęły zyskiwać miano pożądanego rękodzieła artystycznego, co odzwierciedlało też prężny rozwój ruchów sztuki użytkowej na całym świecie, takich jak Arts and Crafts w Wielkiej Brytanii. Rozwój miasta w XX wieku powiązany był, m.in., właśnie z rozwojem licznych zakładów trudniących się wyrobem i dekoracją charakterystycznych naczyń. Od lat 90., pod koniec sierpnia, w Bolesławcu, co roku, odbywa się kilkudniowe Święto Ceramiki. Ale ceramika bolesławiecka to symbol nie tylko tej konkretnej miejscowości, ale i całej Polski. Kiedy w lipcu 2017 roku nasz kraj odwiedził angielski książę William wraz z małżonką, księżną Katarzyną, jednym z darów ofiarowanych im przez polską parę prezydencką był właśnie bolesławiecki serwis kawowy.
Eleganckie, ale wytrzymałe
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Ceramika formowana jest z glin kamionkowych wydobywanych w okolicach Bolesławca od ponad 700 lat. Naczynia są ręcznie malowane, pokrywane szkliwem i wypalane w temperaturze ponad 1250 stopni Celsjusza. Tak wysoka temperatura w połączniu z malunkiem podszkliwnym nadaje naczyniom bolesławieckim niezwykłą trwałość, jak na naczynia dekoracyjne – ich kolory nie bledną, a one same są odporne na ciepło, dzięki czemu można w nich podawać i przechowywać nawet gorące potrawy. Ceramika bolesławiecka nadaje się również do mycia w zmywarce. Sam proces technologiczny zmieniał się na przestrzeni lat, ale jego nieodłącznym elementem pozostaje ręczne zdobienie naczyń malunkami i stemplami.
Mariaż tradycji z nowoczesnością
Współczesne naczynia z Bolesławca wyróżniają się prostymi kształtami i przykuwającymi oko wzorami nawiązującymi do tych znanych z polskiej sztuki ludowej. Największą popularnością cieszą się motywy kwiatowe i roślinne oraz proste ornamenty geometryczne – koła, kropki, faliste linie. Drobne, pieczołowicie odmalowane wzory pokrywają całą powierzchnię naczyń, ale łatwo można też znaleźć całe serwisy o bardziej stonowanej stylistyce. Ceramika bolesławiecka występuje w niemal wszystkich możliwych kolorach, ale niekwestionowanym królem jest uświęcony tradycją kobalt. Charakterystyczny ciemnoniebieski kolor pojawia się na naczyniach najczęściej i najsilniej kojarzy się z bolesławiecką marką.
Jak wykorzystać ceramikę z Bolesławca w urządzaniu mieszkania?
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Ceramika bolesławiecka występuje nie tylko w wielu wzorach i kolorach, ale też formach – od pełnych serwisów obiadowych czy deserowych aż po pojedyncze kubki, a nawet sztućce zdobione kamionkowymi detalami. Bogato zdobione naczynia bolesławieckie to zatem prosty i efektowny sposób na ożywienie nie tylko twojego stołu w czasie posiłków, ale też salonu czy jadalni na co dzień. Duża misa na owoce lub wazon ustawione w wyeksponowanym miejscu mogą dopełniać kolorowe pomieszczenie albo w zaskakujący sposób przełamywać monotonię stonowanych wnętrz, np. utrzymanych w stylu skandynawskim. Nie ograniczaj swojej fantazji do zastawy kuchennej – w Bolesławcu produkowane są też np. mydelniczki czy bombki na choinkę.
W ostatnich latach piękne naczynia z Bolesławca zaczęły wracać do łask. Nic dziwnego – to elegancka wariacja na temat motywów folklorystycznych, utrzymana w wysmakowanej kolorystyce i wykonana z ogromną pieczołowitością. Być może warto pomyśleć o tym, by samemu zaopatrzyć się w ten jeden z bardziej atrakcyjnych polskich produktów eksportowych. | Ceramika z Bolesławca znowu jest modna: te wzory pokochasz! |
Planowanie zaręczyn to dla mężczyzny mnóstwo dylematów. W jaki sposób poprosić o rękę? Jakie miejsce i data będą najodpowiedniejsze? W końcu: jaki pierścionek wybrać, aby ukochana była nim zachwycona? Oferta jubilerska jest bardzo szeroka i dostosowuje się do przeróżnych wymagań oraz możliwości nabywców. W ramach 1000 złotych jest dość szeroki asortyment, z którego na pewno wybierzesz przepiękny pierścionek.
Czy pierścionek zaręczynowy musi być z brylantem?
Brylantto bardzo klasyczny kamień szlachetny kojarzący się już jednoznacznie z zaręczynami. Jeżeli twoja wybranka ceni sobie tradycję, będzie to dla niej idealny wybór. W granicach 1000 złotych można wybierać w niewielkich brylantach, które zachwycają blaskiem, przejrzystością i nienaganną barwą. W światowych trendach jednak widać wyraźne odejście od standardowych rozwiązań. Coraz częściej na tę szczególną okazję panowie wybierają barwne klejnoty jak: rubiny, szafiry czy szmaragdy. Taki pierścionek na pewno się wyróżni, a jeśli wiesz, że twoja panterka lubi nietypowe rzeczy, na pewno doceni indywidualnie podejście. Kamienie szlachetne mają bogatą symbolikę, więc ich znaczeniem można zasugerować się, wybierając idealny pierścionek. I tak szafirbędzie symbolem pokoju i niezmiennej przyjaźni, rubin – namiętności, a ametyst zapewni o trwałości i wierności darczyńcy.
Czy każdy pierścionek zaręczynowy jest złoty?
Złoto jest szlachetnym, ponadczasowym i bardzo symbolicznym kruszcem. Najbardziej tradycyjnym wyborem jest właśnie taki pierścionek. Również w jego zakresie mamy pewną dowolność. Jest złoto żółte, czyli najpopularniejsze oraz bardzo klasyczne, białe, któremu nadano barwę domieszkami innych metali oraz rzadko spotykane różowe złoto, które będzie można kupić już w kwocie 1000 złotych. Bardzo ciekawym i modnym rozwiązaniem są pierścionki zaręczynowe wykonane z dwóch kolorów złota tzw. łączone. Obrączki często dopasowuje się do koloru pierścionka zaręczynowego, dlatego wybierając taki model, pozostawiasz przyszłej żonie pełną dowolność. Rozwiązaniem minimalizującym koszty jest srebro, które z powodzeniem imituje białe złoto, ale nie każdy twierdzi, że jest to odpowiedni materiał na taką okazję.
Jaki rozmiar pierścionka?
Uzyskanie wiedzy o rozmiarze konkretnego palca partnerki jest dla panów kolejnym wyzwaniem. Można więc wziąć do porównania jeden z obecnych pierścionków wybranki i w sklepie jubilerskim poprosić o pomiar albo chociaż przymierzyć go na swój palec i zaznaczyć miejsce, do którego krążek się wsuwa. Iście szpiegowskich umiejętności wymaga mierzenie nitką palca wybranki, gdy śpi, jednak jest to możliwe do wykonania. Najlepszą sytuacją będzie, gdy ktoś w rodzinie kupował kiedyś biżuterię dla niej i pamięta rozmiar.
Oświadczyny to wyjątkowe wydarzenie. Warto zadbać, aby pozostało w pamięci was obojga miło wspominane. Dopilnuj niecodziennej oprawy oraz romantycznego nastroju. Pierścionek dobierz pod względem gustu i charakteru wybranki, a na pewno będzie zachwycona. | Pierścionki zaręczynowe do 1000 zł |
Owce (czy inne zwierzęta pastewne) w świecie gier planszowych związane są zazwyczaj z różnego rodzaju tytułami ekonomicznymi i stanowią jedno z dostępnych dóbr lub surowców. Wydawnictwo FoxGames wypuściło na rynek grę, w której owce występują w głównej roli – i wcale nie jako towar handlowy… Zawartość pudełka
Kolorowe pudełko zawiera w środku funkcjonalną wypraskę (często brakuje mi jej w grach). W jej otworach znajdziemy: 16 kafli terenu, 64 żetony owiec (po 16 w każdym z 4 kolorów) oraz instrukcję. Co ciekawe, zestaw żetonów owiec danego koloru zawiera ich różne, niepowtarzalne oblicza. Gra przewidziana jest dla 2-4 graczy w wieku od 7 lat. Rozgrywka zajmuje ok. 15 minut.
Wredne owce
„Owce na wypasie” stanowią połączenie warcabów z szachami po przełożeniu na język nowoczesnych gier planszowych. Cała zabawa rozpoczyna się od rozłożenia kafli terenu. Każdy gracz posiada 4, które naprzemiennie dokłada do leżących już na stole. Musi się kierować jedynie zasadą, że dokładany kafel musi stykać się minimum 2 bokami z obecnymi. Wszelkie dziury czy rozgałęzienia powstałe w ten sposób będą urozmaicać i utrudniać rozgrywkę. Kiedy plansza jest już gotowa – gracze ustawiają na jednym ze skrajnych pól swoje stadko – 16 żetonów owiec ułożonych jeden na drugim. Następnie gra polega na rozlokowywaniu swoich owiec zgodnie z zasadą, że stadko (w dowolnej liczbie żetonów, przy czym minimum 1 musi pozostać na obecnie zajmowanym polu) przesuwa się po linii prostej i do samego końca, w zależności od możliwości. Kiedy żaden z graczy nie będzie miał już możliwości przesunięcia żetonów, następuje koniec gry i podliczenie punktacji. Ta osoba, która zajęła największą liczbę pól – wygrywa.
Wspomniałem, że „Owce na wypasie” to połączenie warcabów z szachami. Warcabów ze względu na prostotę wykonywanych ruchów (podobnie jak „damka”). Szachów za sprawą konieczności planowania co najmniej kilku ruchów do przodu i przewidywania poczynań przeciwników. Zdarzyła nam się nawet taka partia, że już po 3 ruchach wiadome było, kto, kogo i w jaki sposób zablokuje oraz ile finalnie pól będzie kontrolował.
Podsumowanie
„Owce na wypasie” to gra paradoksu. Zapowiada familijną rozrywkę – grafiki są kolorowe i przyjemne dla oka. Mechanika jest bardzo prosta, co potęguje wrażenie rodzinnej rozgrywki. Jednak kiedy już rozpocznie się grę i przejdzie przez kilka partii… okazuje się, że „Owce na wypasie” wręcz kipią negatywną interakcją, draństwem i koniecznością blokowania pozostałych, zanim oni to zrobią. Czasem też wymaga dylematów i podejmowania ryzyka – który ruch będzie najbardziej korzystny, ile owiec pozostawić na zajmowanym obecnie polu, w jaki sposób nie dać się zablokować. Nieodzownym elementem gry, ze względu na szybki czas rozgrywki, jest syndrom „jeszcze jednej partii”. Zdarzało się, że w trakcie jednej sesji planszówkowej wyciągaliśmy ten tytuł kilkukrotnie. „Owce na wypasie” mogę śmiało polecić każdemu, kto poszukuje fillera napełnionego negatywną interakcją. Grę można kupić na Allegro za ok. 70 zł. | „Owce na wypasie” – recenzja gry |
Tess Gerritsen to współczesna amerykańska pisarka, która z wykształcenia jest lekarzem internistą. W roku 1987 w księgarniach pojawiła się jej pierwsza powieść Telefon po północy – romans z wątkiem kryminalnym. I tak rozpoczęła się jej kariera pisarska, która zaowocowała kolejnymi ośmioma tytułami o podobnej tematyce. Czas na sukces
Jednak o sukcesie w przypadku Gerritsen można mówić, kiedy w 1996 roku na rynku wydawniczym znalazła się książka Dawca – jej pierwszy thriller medyczny. Autorka postanowiła zakończyć swoją lekarską praktykę i skoncentrować się tylko na pisaniu. Inne tytuły Tess Gerritsen, docenione nawet przez samego Stephena Kinga, to Chirurg, Skalpel, Grzesznik, Sobowtór, Autopsja czy najnowsza powieść, która ukazała się w 2012 roku – Ostatni, który umrze.
Zaczęło się w Bostonie
W roku 2007 spod pióra autorki wyszła książka Ogród kości. Stała się ona bestsellerem w kategorii thriller medyczny.
Wszystko zaczyna się od porządków w ogrodzie. Julia Hamill, która po rozstaniu z mężem przeprowadza się do Massachusetts i tam kupuje starą posiadłość z 1880 roku, odkrywa w swoim ogrodzie czaszkę, która nosi na sobie ślady zbrodni. Kim jest zamordowana osoba? W jaki sposób zginęła? Te pytania dręczą Julię, dlatego szuka na nie odpowiedzi i nie zdaje sobie sprawy, gdzie te poszukiwania ją doprowadzą. W rozwikłaniu tajemnicy wspiera ją przyjaciel rodziny, do której wcześniej należał stary dom. Dla kobiety będzie to szansa nie tylko do przeniesienia się w przeszłość, ale i do poznania mrocznej historii.
Jest rok 1830, Boston. Na scenie pojawia się młody student medycyny – Norris Marshall. Niestety, ma on mroczną tajemnicę – jest zamieszany w handel zwłokami. Chłopak staje się głównym podejrzanym, gdy dochodzi do serii brutalnych morderstw. Chcąc dowieść swojej niewinności, Norris musi odszukać jedynego naocznego świadka mordu – młodą kobietę o imieniu Rose, a będzie to niełatwe zadanie.
Cała historia – jak w wielu książkach Gerritsen – opiera się na elementach ze współczesnego świata medycyny, ale w przypadku Ogrodu kości pojawiają się także informacje z historii medycyny XIX wieku. Autorka nie tylko idealnie przeplata współczesność z przeszłością, ale także miesza wątki, pojawia się miłość i wszystkie konsekwencje związane z tym uczuciem. Romans jednak nie jest na pierwszym planie, jest sprytnie wkomponowany w temat zbrodni.
Ogród kości – podobnie jak inne thrillery medyczne Tess Gerritsen – jest pełen dosadnych opisów, które są oczywiście częścią integralną każdej książki, w której pojawia się wątek medyczny. Autorka jest świadoma, że opisy są często makabryczne, mogą budzić kontrowersje, ale to tylko świadczy o jej profesjonalnym podejściu do tematu.
Jak na dobry książkowy thriller przystało, czytelnik ma szansę obserwować i analizować wydarzenia od momentu morderstwa do działań bohaterów, które doprowadziły ich do rozwiązania tajemnicy. Atutem tej książki są inteligentne dialogi i mniejsza ilość opisów, które nie są nużące.
Ogród kości to precyzyjnie skonstruowana opowieść, która wciąga i trzyma w napięciu czytelnika już od pierwszych stron. Dodatkowo każdy, kto sięgnie po ten tytuł, będzie miał okazję przyjrzeć się wiernie oddanym realiom wieku XIX.
Źródło okładki: http://www.wydawnictwoalbatros.com | Tess Gerritsen, Ogród kości – recenzja |
Naturalne kamienie są rozchwytywanymi i wyjątkowo cenionymi materiałami. Dzieje się tak z uwagi na uniwersalność i dopasowanie do każdego wnętrza, bez względu na styl, jaki w nim panuje. Niestety kamienie naturalne posiadają porowatą strukturę, co z kolei znacząco wpływa na zabrudzenia, niekiedy trudne do usunięcia. Podpowiadamy, jak należy o nie dbać i prawidłowo czyścić, aby zachować ich piękno na długie lata. Kamień naturalny – rodzaje
Granit – jest to bardzo twardy i odporny na ścieranie kamień. Nadaje się nie tylko do wykorzystania wewnątrz mieszkań, ale także na zewnętrz. Jego codzienna pielęgnacja nie należy do zbyt skomplikowanych, bowiem możemy się posłużyć dostępnymi na rynku środkami czyszczącymi. Pamiętajmy, że powierzchnia granitu jest błyszcząca i gładka, dlatego należy zrezygnować ze stosowania produktów służących do przecierania kamienia, a także z użycia wosku nabłyszczającego. W przypadku trudnych do usunięcia plam idealnym rozwiązaniem okaże się benzyna ekstrakcyjna. Należy polać ją na zabrudzenie i pozostawić na 15 minut. Po tym czasie preparat powinien odparować, a powierzchnia pozostać bez skazy.
Marmur – w aranżacjach wnętrz spotykamy go przede wszystkim na schodach, parapetach, a także podłogach. Jeśli chcemy, aby marmur wykorzystany w naszym wnętrzu zachował piękny wygląd, należy o niego odpowiednio dbać. Pierwszym krokiem jest jego właściwe czyszczenie poprzez zamiatanie. Wydawać by się mogło, że nie jest to tak naprawdę istotne, ale nic bardziej mylnego. W przypadku mycia stosujmy delikatny środek myjący, który nie wpłynie negatywnie na polerowaną powierzchnię. Na naturalnych i oszlifowanych powierzchniach marmurowych zaleca się również stosowanie środków pielęgnujących do przecierania. Szczególnie ważna jest krystalizacja kamienia. Zabieg ten pozytywnie wpłynie na jego połysk, przedłużenie trwałości oraz pogłębienie intensywności kolorów. Do bieżącej pielęgnacji warto zastosować preparat nabłyszczający. Produkt ten skutecznie czyści i chroni, nie powodując matowienia i erozji.
Piaskowiec – to bardzo delikatny kamień, który niestety łatwo jest uszkodzić. Charakteryzuje się dużą ścieralnością i nasiąkliwością, dlatego powinien być odpowiednio pielęgnowany. Należy go czyścić gąbką i łagodnym środkiem przeznaczonym do piaskowca. Słaba wytrzymałość tego materiału wyklucza jego szorowanie twardą szczotką. Odpowiednia pielęgnacja piaskowca zakłada również, że poza zwykłymi środkami do czyszczenia powinno się używać preparatów do przecierania.
Trawertyn – stosowany jest coraz częściej we wnętrzach i wykonuje się z niego podłogi, ściany, blaty kuchenne czy też umywalki. Jeśli zdecydujemy się na podłogę z nim w roli głównej, należy zatroszczyć się o dodatkową impregnację. Do tego celu przeznaczone są specjalne lakiery. W porównaniu do marmuru powierzchnia trawertynu jest podatniejsza na zadrapania. Dodatkowo kamień ten wymaga zastosowania emulsji nabłyszczającej po uprzednim gruntownym oczyszczeniu.
Wnętrza ozdobione kamieniem naturalnym są modne, a przez to stają się coraz popularniejsze. Pamiętajmy jednak, że bez właściwej pielęgnacji mogą w szybkim czasie stracić swój urok. Koniecznie musimy używać środków pielęgnacyjnych, które zabezpieczą nasz kamień przed zaplamieniem czy zniszczeniem. Niezbędny okaże się impregnatlub emulsja. Jeśli więc chcemy cieszyć się pięknem kamieni przez długie lata, powinniśmy zainwestować w odpowiednią impregnację i staranne czyszczenie przy pomocy profesjonalnych detergentów. | Jak czyścić i dbać o kamienie naturalne we wnętrzu? |
W samochodach spędzamy bardzo dużo czasu, są one niezbędne w wykonywaniu większości zawodów. Oczywiste jest to, że to mężczyźni dbają o nie bardziej niż kobiety, troszcząc się niemal jak o członków rodziny. Czyszczenie aut jest ważną sprawą, ponieważ chyba każdy człowiek lubi jeździć czystym samochodem. Jak się okazuje sprzątanie wnętrza auta wymaga zachowania pewnych zasad i odpowiedniej kolejności. Jak zacząć sprzątać auto?
Na samym początku najlepiej jest wziąć worek na śmieci i po prostu rozpocząć segregację przedmiotów, jakie wozimy w samochodzie. Niektórzy mają w zwyczaju zbierać niepotrzebne rzeczy, które powodują bałagan. Kolejnym działaniem jest odkurzanie, następnie przechodzimy do czyszczenia plastików. Dlaczego w takiej kolejności? Odpowiedź jest prosta. Jeśli najpierw wyczyścimy plastiki, nanosząc na nie specjalny środek, to używając potem odkurzacza, doprowadzimy do tego, że piach i kurz przykleją się do wilgotnej powierzchni.
W kwestii sprzątania samochodu ważny jest każdy detal, w innym wypadku nasze starania mogą iść na marne. Błędem, jaki często popełniamy, jest zbyt powierzchowne odkurzanie i zamiatanie okruchów pod chodnik, z nadzieją, że nikt nie zobaczy. Po to używamy odkurzacza, aby mieć możliwość łatwiejszego dotarcia do najdrobniejszych zakamarków i usunięcia z nich nieczystości. Przychodzi czas na tapicerkę. Jeśli zauważymy na niej jakieś plamy, to koniecznie usuwajmy je specjalnymi środkami, odpowiednimi dla danego poszycia, aby nie zniszczyć wnętrza samochodu. Może zaistnieć taka sytuacja, że nie będziemy potrafili poradzić sobie z usunięciem zabrudzenia. Najlepszym wyjściem jest wybranie się do profesjonalnej myjni, zajmującej się praniem tapicerek. Do wycierania plastików można użyć gąbki, da nam to na pewno lepszy efekt niż ściereczka.
Środki chemiczne – używać czy nie?
Istnieją dwa poglądy na temat stosowania środków chemicznych.Czyszczenie skóry oraz czyszczenie tekstyliów w samochodzie to istotna kwestia. Jedni kierowcy uważają, że warto używać tłuszczów w sprayu, a inni sądzą, że nie jest to konieczne. Jedni kierowcy uważają, że dzięki plakom auto będzie wyglądało tak, jakby właśnie wyjechało z salonu. Drudzy się z nimi nie zgadzają, gdyż plastiki w nowych autach są przecież matowe. Uważają, że plaki mogą zadziałać szkodliwie, bo gdy nabłyszczymy nimi fotele, to one nie będą już takiego samego koloru jak przedtem. Używając ich do nabłyszczenia deski rozdzielczej narażamy się na niebezpieczeństwo, ponieważ tłusta powierzchnia może odbić światło, a wtedy na szybie pojawią się zacieki utrudniające prowadzenie auta.
Deskę rozdzielczą, tunel środkowy, kierownicę, dźwignię zmiany biegów oraz wewnętrzne boczki drzwi możemy wyczyścić za pomocą pianki nałożonej na szmatkę. Kolejnym ważnym zadaniem jest mycie szyb od strony wewnętrznej. Warto kupić płyn przeznaczony do mycia szyb samochodowych, gdyż zwykłe zostawiają po sobie smugi. Konieczne jest używanie czystych ściereczek, które nie doprowadzą do pozostawania zabrudzeń na szybach.
Największy problem z utrzymaniem porządku w aucie mają ludzie, którzy palą papierosy. Sprzątanie takiego samochodu to długotrwały i trudny proces. Charakterystyczną oznaką tego, że kierowca jest palaczem, jest zabrudzona podsufitka, której czyszczenie jest bardzo trudne. Człowiek palący powinien szczególnie dbać o czystość w swoim aucie, gdyż w pewnym momencie może się okazać, że nie zdoła już uratować swojej podsufitki, a co za tym idzie, plamy na suficie pozostaną już na zawsze. Dopóki to palacz posiada samochód może nie stanowi to zbyt dużego problemu, oprócz tego, że nieładnie wygląda. Natomiast w przypadku zamiaru sprzedaży będzie to kłopotliwe. Na koniec sprzątania warto zastosować zapach samochodowy, chociażby w postaci zawieszki.
Czasami jesteśmy tak zabiegani, że nie wiemy „w co ręce włożyć”, a umycie samochodu to ostatnia rzecz, o której pomyślelibyśmy. Jeśli sami nie mamy czasu na porządne wyszorowanie auta, to może dobrym rozwiązaniem jest udanie się do profesjonalnej myjni, gdzie pracownicy zadbają o jego odpowiedni wygląd. Są oni odpowiednio przeszkoleni, więc nie musimy się obawiać, że nasze auto zostanie nieodpowiednio umyte. Przed tym powinniśmy chociaż posegregować swoje prywatne rzeczy, przecież nikt oprócz nas nie wie, co nam jest potrzebne, a co można wyrzucić. | Czyszczenie auta w środku |
Słynące z tworzenia efektownych i emocjonalnie angażujących gier przygodowych studio Telltale Games tym razem zaprasza do zabawy głównie młodszych graczy. Minecraft: Story Mode to gra dalece mniej dojrzała i chwytająca za serce niż komputerowe adaptacje The Walking Dead czy Gry o Tron, za to dużo bardziej od nich dynamiczna i zwariowana. Choć to przygodówka przypominająca interaktywny film, zabawę zaczynamy od wybrania jednej z dostępnych postaci niczym w oryginalnym Minecrafcie czy grach fabularnych pokroju Dragon Age: Inkwizycja.Do wyboru mamy chłopaka i dziewczynę o różnych kolorach skóry – dzięki temu najmłodszym użytkownikom łatwiej będzie utożsamić się z prowadzoną postacią, nikt też nie powinien poczuć się urażony czy zaniedbany. Wybór, przynajmniej w pierwszym odcinku tej podzielonej na 5 epizodów przygody, ma znaczenie czysto kosmetyczne i nie wpływa na przebieg fabuły. Niewykluczone jednak że, podobnie jak podejmowane w trakcie zabawy wybory moralne, przyniesie jakieś poważniejsze w kolejnych odcinkach (które będą ukazywać się mniej więcej co 2 miesiące). Na razie nasze decyzje nie zmieniają praktycznie nic – nie to, co w wydanym niedawno Until Dawn, gdzie prawie każdy wybór stanowił o życiu lub śmierci bohaterów.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Z pamiętnika awanturnika
Zabawa przebiega podobnie jak w The Walking Dead: Season 2 czy innych grach Telltale – przez większość czasu obserwujemy toczące się na ekranie wydarzenia, podejmujemy decyzje w trakcie rozmów między bohaterami, a w trakcie pełnych akcji sekwencji szybko wciskamy odpowiednie klawisze, by postać uniknęła śmierci. Od czasu do czasu chodzimy też po niewielkich lokacjach, gdzie przyglądamy się interaktywnym elementom otoczenia i używamy zdobytych przedmiotów.
Pojawiają się tu również elementy typowe dla Minecrafta – niekiedy musimy na przykład stanąć do walki z charakterystycznymi stworami. Walczymy mieczem z zombiakami i szkieletami, odbijamy pociski ghastów czy bronimy się przed gigantycznymi pająkami. Fanów oryginału ucieszy też fakt, że kilka razy w ciągu naszej przygody zajmujemy się tworzeniem przedmiotów na stołach do craftingu. Oczywiście możemy wyprodukować tylko najprostsze, przewidziane przez scenariusz obiekty, ale niekiedy da się wybrać spośród kilku dostępnych. Nie gubimy się więc ani nie zacinamy na zagadkach, jak to bywa w innych grach. Jest łatwo i przyjemnie. Z drugiej strony trochę za mało tu grania, a za dużo oglądania.
Lawina szalonych zdarzeń
Na szczęście toczące się na ekranie wydarzenia chłonie się z przyjemnością, jak wciągający film animowany. Ani na moment nie robi się nudno – bohaterowie cały czas odkrywają mroczne tajemnice, wywołują katastrofy i uciekają co sił w nogach przed spektakularnymi niebezpieczeństwami, a wszystkiemu towarzyszą pocieszne animacje i żwawa muzyka. Praktycznie nie ma kiedy złapać oddechu! Cieszy fakt, że widowisko może spodobać się również osobom, które w temacie Minecrafta są kompletnie zielone, jeśli tylko zaakceptują „klockowatą” konwencję świata. Wszystko zostało tu dobrze wyjaśnione i ma sens także dla szarego człowieka.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Oczywiście gra przesiąknięta jest smaczkami, które wywołają uśmiech na twarzach fanów oryginału. Poza wspomnianymi stołami do craftingu i mobkami, pojawia się między innymi Ender Dragon i Wither (choć mocno przekombinowany), maszyna do gnębienia kurczaków, konwenty czy wycieczka do wymiaru Nether. Nie spodziewajcie się jednak, że produkcja zmieni wasz sposób postrzegania uniwersum czy zdradzi jakąkolwiek wiedzę tajemną na jego temat. Nic z tego. Nie uświadczycie też wywołujących opad szczęki budowli czy zaawansowanej maszynerii – pod tym względem świat wykreowany przez Telltale nie dorasta nawet do pięt temu, co tworzą zapaleni gracze.
Z humorem, bez napinki
Scenariusz Minecraft: Story Mode, choć pełen klisz i motywów znanych z innych gier czy powieści fantasy, po pierwszym odcinku zapowiada się całkiem nieźle. Raczej nie ma szans na to, że okaże się pod jakimś względem odkrywczy czy wywoła u kogokolwiek opad szczęki, ale wygląda na to, że dostarczy odpowiednią dawkę frajdy fanom kina przygodowego i luźniejszych klimatów. Podobnie ma się sprawa z bohaterami – porywczym Alexem, rozważną Olivią, niezwykle dzielną Petrą, nieco wycofanym Lukasem czy strachliwą i wrażliwą świnką Reuben. To postaci stosunkowo płaskie i stereotypowe, ale na tyle sympatyczne i wygadane (poza świnką, rzecz jasna), że nie boli to aż tak, jak mogłoby. W końcu to produkcja dla młodszych użytkowników – nie potrzeba im realizmu i dramaturgii (ba, są one wręcz niewskazane!), z której słynęło growe The Walking Dead, by dobrze się bawili. Starszym graczom taki odpoczynek od powagi też krzywdy nie zrobi.
Produkcje Telltale słyną ze świetnych scenariuszy i trudnych decyzji, ale też z niezbyt dopracowanej warstwy technicznej. Na porządku dziennym są w ich przypadku drobne, choć irytujące problemy z dźwiękiem czy szarpiąca animacja. Na szczęście Minecraft: Story Mode wydaje się być wolne od takich wpadek. W trakcie zabawy uświadczyłem zaledwie kilku drobnych spadków płynności – właściciele starszych maszyn także nie powinni mieć więc powodów do rwania włosów z głowy. Dźwięki i dialogi również odtwarzają się bez najmniejszych problemów. Mało tego – stoją na wysokim poziomie, także aktorskim. Choć w obsadzie zabrakło gwiazd światowego formatu, zatrudniono osoby, które nie dość że mają doświadczenie w dubbingowaniu gier, to jeszcze dobrze odnalazły się w dynamicznej, kreskówkowej rzeczywistości. Szkoda jedynie, że gra nie jest dostępna po polsku – nie przygotowano ani dubbingu, ani napisów. Trzeba grać po angielsku.
Pierwszy, trwający około półtorej godziny odcinek Minecraft: Story Mode nie jest ani idealny, ani wybitny, ale fajnie sprawdza się w charakterze odskoczni od poważniejszych tytułów. Dzieciakom sprawi masę frajdy (nawet jeśli nie będą rozumiały słów – historia w dużej mierze opowiedziane jest obrazem), fanów oryginału nie raz i nie dwa przyprawi o uśmiech, a za sprawą swej lekkości i wysokiego tempa zabawy będzie też w stanie przykuć do monitora osoby, którym stworzone z klocków uniwersum jest zupełnie obojętne. Kto wie – może dzięki niej jednak złapią minecraftowego bakcyla?
Wymagania systemowe „Minecraft: Story Mode – Episode 1: The Order of The Stone”
Minimalne:
* System operacyjny: Windows XP (SP3)
* Procesor: Intel Core2 Duo 2.0 Ghz
* Pamięć: 3 GB RAM
* Karta graficzna: GeForce lub Radeon z 512 MB VRAM
* DirectX: wersja 9.0
* Miejsce na dysku: 3 GB dostępnej przestrzeni | Recenzja Minecraft: Story Mode – Episode 1: The Order of The Stone |
Co roku wraz z nadejściem ciepłych dni powraca sezon na grilla. Grillujemy wszyscy – w ogrodzie, w ogródku, na campingu i na tarasie. Wspólne przyrządzanie potraw na świeżym powietrzu stało się stałym i co najważniejsze przyjemnym sposobem na spędzenie wolnego czasu z bliskimi, ale również swego rodzaju rytuałem towarzyskim. Jeżeli planujemy zakup przenośnego grilla ogrodowego, warto postawić na urządzenie praktyczne, proste do złożenia i przechowania, odporne na ciepło i łatwe do utrzymania w czystości. Do wyboru mamy wiele rodzajów – grille węglowe, elektryczne, gazowe, z blatami roboczymi, na kółkach albo z wygodną półką. A do tego przydatne akcesoria.
Jaki grill wybrać?
Grill na węgiel – to najbardziej popularny typ grilla. Przystępny cenowo i wygodny, cieszy się niesłabnącą popularnością wśród amatorów kuchni na świeżym powietrzu. Palenisko grilla węglowego wykonane jest najczęściej z grubej blachy stalowej i pokryte odporną na ogień farbą. Urządzenie wyposażone jest w ruszt ze stali nierdzewnej, nieco rzadziej żeliwny, cechujący się podwyższoną odpornością na wysoką temperaturę. Warto wybrać grill z popielnikiem, co ułatwi czyszczenie już w trakcie pracy. Rozwiązanie to sprawdzi się przy wydłużonej obróbce termicznej potraw, która wymaga dorzucania węgla. Pokrywa z wbudowanym termometrem pomaga dodatkowo kontrolować przebieg i czas pieczenia mięsa, kiełbasek i warzyw.
Grill na gaz – zyskuje sobie coraz więcej zwolenników. Nie trzeba go długo rozpalać, nie trzeba pilnować ognia, a grillowane potrawy smakują dokładnie tak samo jak z tradycyjnego grilla węglowego. Grille na gaz są dość ciężkie i przypominają w konstrukcji szafkę na kółkach, w której schowano butlę gazową. W blat wmontowane są kurki, za pomocą których regulujemy siłę płomienia i palenisko, nad którym umieszczony jest ruszt. Aby zapobiec zgaszeniu gazu przez wiatr, używamy specjalnej pokrywy. Taki grill różni się od tradycyjnego nie tylko rodzajem paliwa, ale przede wszystkim łatwością w czyszczeniu, gdyż nie wymaga usunięcia wypalonych węgli i resztek popiołu.
Grill na prąd – czyli grill elektryczny – jest niewielki i łatwy do przenoszenia. Podobnie jak w przypadku grilla na gaz, obsługa i konserwacja urządzenia pozostaje prosta, bez konieczności usuwania popiołu. Wystarczy umyć ruszt i taki grill elektryczny gotowy jest do schowania. Jedyne co nas ogranicza to kabel, ponieważ do grillowania tą metodą konieczny będzie stały dostęp do energii elektrycznej. Przydatny w takiej sytuacji będzie odpowiednio zabezpieczony przed wilgocią przedłużacz.
Akcesoria do grilla
Aby grillowanie było prostsze, warto sięgnąć po odpowiednie akcesoria. Oto krótki przegląd użytecznych gadżetów, które sprawią, że grillowanie będzie jeszcze łatwiejsze i przyjemniejsze.
Blat roboczy – niewielki stolik, który stawiamy w pobliżu grilla. Położymy na nim produkty, przyprawy oraz wszystkie potrzebne przedmioty, z których będziemy korzystać podczas przygotowywania potraw.
Nóż – koniecznie ostry, przydatny do nacinania, porcjowania i sprawdzania postępów w pieczeniu.
Szczypce – z ich pomocą położymy produkty na rusz, będziemy je obracać i przekładać na tacki. Dodatkowo użyta rękawica żaroodporna zabezpieczy nasze dłonie przed poparzeniem.
Szpikulce do szaszłyków – mogą być jednorazowe, drewniane lub metalowe, przeznaczone do wielokrotnego użytku.
Termometr – pomoże w ocenie postępów w pieczeniu mięsa, zwłaszcza jeśli opiekamy większe kawałki.
Pędzelki – przydadzą się do równomiernego rozprowadzania marynat i przypraw.
Koszyki grillowe – sprawdzą się do pieczenia produktów o delikatnej strukturze, takich jak ryby i łatwo pękające warzywa.
Spryskiwacz – wypełniony olejem i użyty do spryskania rusztu zapobiegnie przywieraniu potraw, w to miejsce można również użyć tacki aluminiowej.
Przed nami pogodne popołudnia i ciepłe wieczory w gronie przyjaciół i bliskich. Wspólne jedzenie zbliża i cementuje więzi. Warto zadbać o to, aby jedzenie z grilla pięknie pachniało i wyglądało zachęcająco. Odpowiednio dobrany grill i akcesoria z całą pewnością w tym pomogą. Reszta zależy już od naszej fantazji ze szczypcami w ręku. | Grillowanie w ogrodzie |
Churros to tradycyjny hiszpański przysmak. Chrupiące z zewnątrz, a miękkie w środku ciasto można posypać cukrem bądź cynamonem. Churros stanowią świetną alternatywę dla pączków lub faworków. Zapoznajcie się z przepisem poniżej. Składniki:
ciasto ptysiowe
100 g drobnego cukru
1 łyżka cynamonu
jednorazowy rękaw cukierniczy
1 l oleju
Krok po kroku:
Ciasto przekładamy do rękawa cukierniczego i wyciskamy do gorącego tłuszczu. Staramy się, aby miało kształt podkowy. Smażymy 5 minut. Następnie odsączamy na ręczniku papierowym i obtaczamy w cukrze wymieszanym z cynamonem.
Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia. | Churros z cynamonem |
Kiedy 5 lat temu wróciłem do grania za sprawą „Osadników z Catanu”, okazało się, że świat planszówek przeżył rewolucję, a nowoczesne gry zalały rynek. Jak w tym szaleństwie znaleźć metodę? Trzeba wyodrębnić tytuły kultowe, w które każdy powinien zagrać, a przynajmniej o nich usłyszeć… „Osadnicy z Catanu”
„Osadnicy” wzbudzają w świecie gier planszowych skrajne emocje. Z jednej strony jest to gra bardzo często polecana jako dobra dla początkujących. Z drugiej strony zarzuca się jej ogromną losowość i brak jakiegokolwiek wpływu na przebieg rozgrywki. Osobiście jestem rozdarty między jedną a drugą opinią. Dla mnie „Osadnicy” byli pierwszą nowoczesną grą planszową, do której usiadłem po kilkunastoletniej przerwie od gier bez prądu. Jako gra na początek sprawdziła się idealnie. Jednak po odkryciu i rozegraniu wielu bardziej zaawansowanych tytułów „Catan” spadł bardzo nisko w mojej hierarchii, co paradoksalnie nie przeszkadza w powrocie do niego od czasu do czasu i rozegraniu partii.
Przechodząc jednak do samej gry – uczestnicy starają się rozwinąć jak najbardziej swoje drogi, osady, miasta na nowo zajętej wyspie Catan. Muszą w tym celu rozbudowywać infrastrukturę, handlować surowcami i w dużej mierze polegać na szczęściu. Całą grę bowiem napędza rzucanie kostką i bardzo duża losowość z tym związana. Na szczęście podstawowy wariant ma możliwość rozbudowania o kilka dodatków, które mają realny wpływ na przebieg rozgrywki. Dzięki temu „Osadnicy z Catanu” na stale wpisali się w kanon gier dla początkujących. „Catan”w wersji podstawowej można kupić na Allegro za ok. 90 zł.
„Wsiąść do Pociągu”
W grze „Wsiąść do Pociągu” zadaniem graczy jest budowanie połączeń (stawianie wagoników pociągów kupowanych za odpowiednie karty) pomiędzy miastami Europy, Azji czy Stanów Zjednoczonych (w zależności od wersji). W Polsce najpopularniejsza jest wersja europejska (recenzja). Wspomniane przeze mnie łączenie miast Europy służy realizacji tras określonych przez bilety, które gracze losują na początku partii (a także mogą je dobierać w trakcie rozgrywki). Jeśli nie uda im się połączyć odpowiednich lokalizacji swoimi wagonikami zgodnie z posiadanym biletem – otrzymują punkty ujemne na koniec gry. Należy pamiętać, że wiele połączeń między miastami pomieści jedynie wagoniki jednego gracza, dlatego pośpiech jest bardzo mile widziany…
„Wsiąść do Pociągu”, podobnie jak „Catan”, polecane jest bardzo często początkującym. Decyduje o tym przede wszystkim prostota zasad, przyjemne dla oka wykonanie graficzne i dość duża regrywalność. Kolejnym atutem jest mnogość dodatków, które z jednej strony dokładają nowe mapy czy bilety, a z drugiej ingerują w samą rozgrywkę i jej przebieg. Najnowsze rozszerzenie, którego nie ma jeszcze na polskim rynku, ma wprowadzić możliwość budowania połączeń wodnych. Najpopularniejszą na naszym rynku wersję „Europa”można kupić na Allegro za ok. 125 zł.
„Talisman: Magia i Miecz”
Kto z nas, będąc dzieckiem, nie marzył nigdy o przygodach w fantastycznych krainach, zostaniu bohaterem, pokonywaniu wszelkiej maści potworów i zdobywaniu drogocennych skarbów? Każdy tego w głębi duszy pragnął i każdy rozpoczynający przygodę z przygodowymi grami planszowymi tego oczekuje. Ze względu na wieloletnią obecność na rynku, cieszące oko grafiki i proste zasady „Talisman” wpasowuje się w te oczekiwania bardzo dobrze. I właśnie dzięki temu doceniany jest przez nowych graczy, a tak często nienawidzony przez bardziej doświadczonych.
Celem w „Magii i Mieczu” (recenzja) jest zdobycie Korony Władzy, która znajduje się w wewnętrznym kręgu planszy. Aby ją zdobyć, gracz musi przejść przez 3 kręgi na planszy, pokonując po drodze różnych przeciwników oraz innych bohaterów, a także jak najbardziej rozwijać statystyki swojej postaci. Takie założenia nowemu graczowi kojarzą się z rozbudowaną grą przygodową. Ponadto do tej pory zostało wydanych kilka mniejszych (mają wpływ na rozgrywkę/zasady) i większych (rozbudowują planszę, dostarczają dużej ilości nowych kart) dodatków, aby jeszcze bardziej rozbudować rozgrywkę.„Talisman: Magia i Miecz”można kupić na Allegro za ok. 170 zł.
„Carcassonne”
W zestawieniu kultowych gier nie mogło zabraknąć miejsca dla gry kafelkowej. „Carcassonne” jest jej klasycznym przykładem, który od wielu lat kradnie serca graczy ze względu na połączenie prostych zasad, a jednocześnie dużej regrywalności i sporej losowości. Zadaniem graczy w „Carcassonne” jest dokładanie wylosowywanych kafli terenu w taki sposób, aby stworzyć jak najlepiej punktujące obszary. Dzięki temu, że gracze tworzą wspólnie jedną dużą planszę, dochodzi do sporej interakcji. Do wersji podstawowej przygotowanych jest kilka dodatków, które urozmaicają rozgrywkę, jeśli komuś znudzi się sama podstawa (Jakie dodatki do gry Carcassonne kupić w pierwszej kolejności? - poradnik). Dodatkowo w 2015 roku wydawca gry odświeżył ją pod kątem graficznym, co dla jednych jest zaletą, a dla innych wadą. „Carcassonne” w wersji z 2015 roku można kupić na Allegro za ok. 80 zł.
Przeczytaj również: Jakie dodatki do gry Carcassonne kupić w pierwszej kolejności?
„Dixit Odyssey”
Wśród gier imprezowych skierowanych do większej liczby graczy niepodzielnie od wielu lat króluje „Dixit”. Jest to gra, w której kluczową rolę odgrywają wyobraźnia oraz umiejętność odgadywania czyichś skojarzeń. W każdej turze zmienia się narrator, który wybiera jedną ze swoich obrazkowych kart i tworzy do niej historię bądź skojarzenie. Następnie gracze wybierają ze swoich kart taką, która pasuje do usłyszanej historii, i odkładają ją na wspólny stos. Kiedy już wszystkie karty trafią na stół – gracze odkrywają je awersem do góry i muszą odgadnąć, która karta należy do narratora. Zasady gry są niewiarygodnie proste, a interakcja między graczami bardzo duża. Biorąc pod uwagę fakt, że każda osoba widzi i interpretuje te same obrazy inaczej – ogrom śmiechu podczas zabawy gwarantowany. Do wersji podstawowej zostało wydanych już kilka dodatków, a każdy z nich rozbudowuje talię o kolejne, przepiękne i coraz bardziej abstrakcyjne grafiki. „Dixit Odyssey” można kupić na Allegro za ok. 85 zł.
„Agricola”
Wśród tzw. euro-gier jednym z najbardziej znanych i cenionych autorów jest Uwe Rosenberg, który stworzył najbardziej rozpoznawalny tytuł tego gatunku – „Agricolę” (recenzja). Gra opowiada o życiu na wsi i stawia przed graczem zadanie rozwoju chłopskiej chaty i należących do niej włości. Musi zatem rozbudować sień, aby mieć miejsce na potomstwo, dbać o dostęp do pożywienia, zbierać surowce niezbędne do przeżycia czy hodować i rozmnażać trzodę. Akcji do wyboru jest bardzo dużo, a każda z nich ma ogromny wpływ na to, jak dużo punktów na koniec zostanie naliczonych. Rosenberg jest także autorem „Kawerny” (bardzo podobnej pod względem mechaniki do „Agricoli”) czy „Pól Arle” (bardzo zbliżonych tematycznie, ale z lepszą moim zdaniem mechaniką). Każdy, kto oczekuje od gry planszowej wzmożonego wysiłku umysłowego, powinien zainteresować się grami tego autora. „Agricolę”można kupić na Allegro za ok. 140 zł.
Patrząc na powyższe tytuły, odnoszę wrażenie, że są tak różne i reprezentują tak bardzo inne style, że ciężko stwierdzić, która z nich jest „lepsza” czy bardziej zasługuje na znalezienie się w kanonie kultowych gier planszowych. Jedno jest pewne – zagranie w każdą z nich na początku swojej planszówkowej drogi pozwoli na zidentyfikowanie, jakiego rodzaju gry najlepiej pasują do danej osoby. | Kultowe gry planszowe, które każdy powinien znać |
Mała łazienka wymaga nie lada kreatywności, aby jej zagospodarowanie było w pełni funkcjonalne i praktyczne. Na kilku metrach kwadratowych musimy bowiem zmieścić podstawowe urządzenia sanitarne. Podpowiadamy, na co warto zwrócić uwagę, aby ta mała przestrzeń była dostosowana do naszych potrzeb i sprawiała wrażenie większej niż jest w rzeczywistości. Zaprojektowanie łazienki w dzisiejszych czasach nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać. Szukając inspiracji, coraz częściej możemy trafić na wnętrza, które już na starcie są dla nas nieodpowiednie. Jeśli jednak wdrożymy w nasze urządzanie kilka prostych zasad, nawet najmniejsza łazienka ma szansę stać się w pełni wygodna, estetyczna i łatwa w utrzymaniu.
Od czego zacząć?
Zanim przystąpimy do projektowania, musimy zastanowić się nad tym, co ma w sobie mieścić i jakie ma spełniać funkcje. Przemyślany projekt to podstawa. Urządzanie powinniśmy zacząć od odpowiedniego doboru kolorystyki. Unikajmy ciemnych kolorów. Biele, kremy i szarości sprawdzą się tutaj najlepiej. Im mniej płytek w łazience, tym wyda się ona większa. Chcąc uzyskać efekt jednolitej płaszczyzny, wybierajmy duże płytki ceramiczne.
Co koniecznie musi się znaleźć w małej łazience?
Pierwszy problem, który pojawia się przy urządzaniu, to decyzja odnośnie wyboru pomiędzy wanną a prysznicem. Najczęściej jednak wybierane są kabiny prysznicowe, ponieważ zajmują mało miejsca, a jednocześnie gwarantują nam duży komfort. Ze względu na wygodę do małych łazienek poleca się kabiny prostokątne lub kwadratowe. Kiedy stwierdzimy, że tradycyjny brodzik nie spełnia naszych oczekiwań względem wielkości, możemy zamontować w podłodze kratkę odpływową. W ten sposób zaoszczędzimy powierzchnię, a jednolita płaszczyzna optycznie powiększy nasze pomieszczenie. Jeśli jednak wybór padnie na wannę, to ciekawym i funkcjonalnym rozwiązaniem jest ta o asymetrycznym kształcie. Dzięki jej gabarytom, m.in. szerokości 80-90 cm, można dopasować ją niemalże do każdej łazienki. Kolejnym dylematem jest wybór rodzaju miski WC. Standardowy kompakt zwykle ma około 67-70 cm długości i 35-37 cm szerokości. Długość najmniejszej miski ustępowej wynosi tylko 46 cm. W przypadku małego metrażu jest to naprawdę znacząca różnica, którą powinniśmy wziąć pod uwagę. Nie możemy zapomnieć o umywalce. Jeżeli jest to możliwe, warto zamontować ją w rogu łazienki. Idealnie sprawdzą się narożne asymetryczne, np. Roca. Możemy też zagospodarować wolną przestrzeń pod umywalką i zamontować podwieszaną szafkę.
Lustra i światło powiększą nasze pomieszczenie
W niewielkich pomieszczeniach bardzo ważną rolę odgrywają lustra. Jest to dobrze znany sposób na powiększenie małych wnętrz. Ustawienie naprzeciw siebie dwóch dużych luster zagwarantuje nam optycznie powiększenie. Nawet najbardziej pomysłowo urządzona łazienka bez odpowiedniego oświetlenia nie będzie się dobrze prezentować. Oprócz jednego, centralnego oświetlenia, warto zamontować jeszcze kinkiety, podświetlane lustro bądź szafki.
Idealne rozwiązania wielofunkcyjne
Jednym z takich rozwiązań jest połączenie grzejnika i wieszaka na ręczniki. Grzejnik drabinkowy jest bardzo estetyczny. Nie zajmuje wiele miejsca, można powiesić go wszędzie, a przy okazji sprawia, że ręczniki schną szybciej. Równie ciekawym pomysłem może być umieszczenie lustra na drzwiach szafki nad umywalką. Będzie pełnić funkcję schowka na kosmetyki i przybory toaletowe. Ważne jest natomiast, aby głębokość szafki nie przekraczała 10 cm. Urządzanie małej łazienki tak, aby była funkcjonalna i przestronna nie należy do najłatwiejszych zadań. Wszystko musi być idealnie dopasowane i dobrze rozplanowane. Pamiętajmy jednak, że odpowiednio dobrane wielkości, kolorystyka i oświetlenie to już połowa naszego sukcesu. | Jak funkcjonalnie urządzić małą łazienkę – polecane rozwiązania |
Żyjesz w ciągłym biegu? Masz stresującą pracę, a obowiązki cię przytłaczają? Styl slow jest właśnie dla takich osób jak ty! Ten trend przekształci twoje mieszkanie w prawdziwą ostoję i przyniesie ukojenie dla nadwyrężonych nerwów. Zapoznaj się ze sposobami na spowolnienie czasu. Okazuje się, że odpowiedni dobór kolorystyki otoczenia, a także meble czy dodatki, na które postawisz w swojej sypialni, kuchni czy salonie, mogą oddziaływać na twój nastrój. W stylu slow chodzi o harmonię, ukojenie i odpoczynek. Sprawdź, jak zbliżyć się do takiego efektu.
Slow, czyli jak?
Styl slow to nie tylko tendencja w urządzaniu wnętrz. To wręcz filozofia, którą, dla własnego zdrowia, warto się kierować. Mamy więc kuchnię slow, w której potrawy gotuje się powoli, osiągając pełnię smaku. Nie używa się przetworzonych produktów ani takich, które musiały przejechać pół świata, aby dotrzeć na talerz. To także sposób życia dający spokój duszy, harmonię ciała i odporność na stres. To czas na medytację i chwilę refleksji. To również uwolnienie się od podporządkowania technologii. Taki też jest dom, w którym czas upływa niespiesznie. Naturalny, pełen spokoju i przemyślanych decyzji.
Kolory w stylu slow
Kolorystyka wnętrza w stylu slow pozbawiona jest mocnych kontrastów i pobudzających odcieni. Inspiracje czerpie z natury w jej najbardziej kojącym wydaniu. Warto tu stawiać na spokojne zielenie, zestawiane w wielu pokrewnych odcieniach, niebiańskie błękity, wybielone pastele, które świetnie relaksują. Przestrzeń powinna być czysta, bez rozpraszających akcentów. Ma dawać podświadome poczucie bezpieczeństwa i kontroli. Takie wybory to prawdziwa kojąca terapia we własnym zaciszu.
Ekologia a styl slow
Na pierwszy rzut oka da się zauważyć, że styl slow ma wiele wspólnego z tendencjami ekologicznymi. Dzieje się tak ze względu na nacisk na szeroko pojętą świadomość i przemyślane postępowanie. Styl slow wolny jest od szalonego konsumpcjonizmu, a kolejne zakupy dokonywane są w wyniku szczerej potrzeby. Slow to też recykling i DIY. Przerabianie, przemalowywanie i nadawanie nowego życia starym przedmiotom to pochwała dla przedłużania ich funkcjonalności. Takie perełki „z duszą” można wyszukać na aukcjach za grosze i uchronić przed niszczeniem lub likwidacją. To też metoda na odkrycie nowej pasji, która działa odprężająco, a o to tu właśnie chodzi!
Materiały we wnętrzu w stylu slow
Wybierając wyposażenie i meble do wnętrza w stylu slow, stawiaj na naturalność. Drewniane stoły, kamienne blaty, trawa morska na podłodze, bawełna, len – to wszystko sprawi, że poczujesz się w harmonii z naturą. Pamiętaj, aby ogólny wyraz aranżacji był przytulny i miły dla oka. Stawiaj na miękkie tkaniny, w które aż miło jest się zanurzyć. Możesz pomyśleć też nad budową kominka, który także umili czas wolny, a do tego świetnie się prezentuje w salonie, a nawet sypialni.
Dodatki w stylu slow
Prócz wspomnianych wcześniej wyrobów rzemieślniczych i własnych dzieł hand-made warto zainwestować w przedmioty, które po prostu cieszą oko. Zastanów się nad pejzażem znanego artysty – taki obraz warto powiesić na ścianie w sypialni lub salonie. W chwilach relaksu taki bodziec wręcz hipnotyzuje. Ważna jest harmonia barw i tonów charakteryzująca całość. Miej na uwadze również niepowtarzalność i wyjątkowość obiektów, którymi się otaczasz.
Rośliny dla ukojenia duszy
Mówi się, że umysł odpoczywa najlepiej podczas spaceru w lesie. Jest w tym mnóstwo racji, jednak nie zawsze mamy na to czas i odpowiednie możliwości. Zapewnij sobie otoczenie roślin doniczkowych w salonie. Zieleń liści dobrze wpływa na oczy, a niektóre gatunki nawet aktywnie oczyszczają powietrze. W kuchni wygospodaruj zaś półkę na świeże zioła, które wzbogacą potrawy.
Styl slow to racjonalna odpowiedź na problemy obecnych czasów. To jakby wracać do domu na długo wyczekiwany urlop. Zafunduj sobie własny kąt, który sprawi, że poukładasz myśli i odetchniesz po trudach dnia pracy. | Styl slow – czym się charakteryzuje? |
Ciąża to podobno najpiękniejszy czas w życiu kobiety. Jednak, żeby tak rzeczywiście było, należy się do niej dobrze przygotować, zwracać uwagę na sygnały, jakie wysyła ciało oraz dbać o dobre samopoczucie. Prócz odzieży dla przyszłych matek ważna jest również odpowiednio dobrana bielizna. Rosnący brzuch, obrzmiałe piersi i spuchnięte nogi to codzienność kobiety, która spodziewa się dziecka. Prócz kompletowania wyprawki dla malucha należy zadbać również o siebie. Jaki biustonosz, majtki i rajstopy wybrać, aby czuć się świetnie i nie zaszkodzić zdrowiu?
Z jakich materiałów powinna być wykonana bielizna ciążowa?
box:imagePins
box:pin
box:pin
Pierwszym etapem przy wyborze bielizny ciążowej jest sprawdzenie składu materiału, jaki został użyty do jej wykonania. Najlepiej stawiać na naturalność. Bawełna, bambus czy jedwab – wszystkie sprawiają, że skóra jest dobrze wentylowana, a jej oddychanie niezakłócone. To również tkaniny, które nie wywołują reakcji alergicznych. Odparzenia i gromadzenie się wilgoci może być przyczyną mnożenia się bakterii i powstawania infekcji intymnych. Wśród syntetyków z przepuszczaniem powietrza dobrze radzą sobie: mikrofaza i poliamid. Należy też pamiętać by wybierać bieliznę bezuciskową.
Wybierając miękkie, miłe w dotyku, pozbawione aplikacji, koronek i szwów modele majtek i biustonoszy, można mieć również pewność wygody. W ofercie firm produkujących bieliznę dla kobiet w ciąży znajdziesz przykłady, które spełniają wszystkie powyższe kryteria, będąc jednocześnie atrakcyjnymi wizualnie!
Jaki biustonosz nosić w ciąży?
Piersi rosną już od pierwszych tygodni ciąży. Do porodu mogą znacznie zwiększyć swoją objętość, dlatego tak ważny jest poprawny dobór biustonosza. Dzięki temu zmniejszyć można ryzyko powstania rozstępów i zapobiec utracie jędrności.
Przyszłym mamom poleca się biustonosze typu full cup. Są najbardziej zabudowane z dostępnych na rynku modeli. Gwarantują idealne podtrzymanie i stabilność. Dobry stanik powinien mieć również wysoki mostek, szerokie ramiączka i regulację obwodu. Ważnym elementem są fiszbiny – nie da się ich całkowicie wykluczyć, bo dzięki nim biust pozostaje na miejscu. Powinny być jednak jak najlepiej dopasowane do wielkości piersi, nie przecinać ich pod pachą, nie odstawać od ciała, a do tego być dobrze wyścielone, aby nie sprawiały dyskomfortu. Biustonosz należy wymieniać na większy od razu, kiedy poprzedni staje się ciasny.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
W ciąży warto także spać w biustonoszu. Zwiększony ciężar piersi może sprzyjać rozciąganiu skóry i utracie elastyczności. To także czynnik, który wywołuje bóle kręgosłupa. Odpowiedni wypoczynek zapewni sportowy, bezszwowy model stanika zakładany na noc.
Jakie majtki nosić w ciąży?
W sprzedaży znaleźć można dwa rodzaje majtek dedykowanych kobietom w ciąży. Bardzo wygodną propozycją mogą być zwykłe figi, które trzymają się na gumce pod brzuchem. Ważne, aby materiał nie był zbyt obcisły i nie obcierał miejsc intymnych. Dostępna jest także druga wersja, czyli majtki z wysokim stanem, które zaciąga się na cały brzuch. To idealny pomysł na chłodne dni, by zapobiec wychłodzeniom. Ich zaletą jest także fakt, że pomagają podtrzymać ciężar rozwijającego się dziecka, podobnie jak pas ciążowy.
box:offerCarousel
box:imagePins
box:pin
Jakie rajstopy nosić w ciąży?
Rajstopy i legginsy to jedne z wygodniejszych ubiorów na czas ciąży. Nie poleca się jednak nosić zwykłych, tradycyjnych odpowiedników. Dla kobiet w ciąży produkowane są specjalne modele uciskowe. Dzięki właściwej konstrukcji i ułożeniu włókien redukują ilość krwi i jej ciśnienia w żyłach. Zapobiegają obrzękom, powstawaniu opuchlizny i żylakom, na które szczególnie narażone są przyszłe mamy.
Oferta bielizny dla kobiet w ciąży jest bardzo różnorodna. Bez trudu znaleźć można modele, które zapewnią idealny komfort, sprzyjają zdrowiu i jednocześnie wyglądają pięknie. | Jaką bieliznę nosić w ciąży? |
Gry planszowe coraz częściej mogą być wydawane dzięki udanym zbiórkom funduszy na portalach crowdfundingowych. Jednym z takich tytułów jest „Orlean” – gra autorstwa Reinera Stockhausena, w Polsce wydana przez Baldar. Gracze przenoszą się do rejonów centralnej Francji okresu średniowiecza, gdzie będą rywalizować o największe wpływy i władzę... Zawartość gry
Przyznaję, że uwielbiam gry z dużą liczbą elementów. „Orlean” wpisuje się w to założenie idealnie, ponieważ w pudełku znajdziemy: 1 dużą planszę, 1 małą planszę, 4 plansze graczy, 4 sakiewki na poddanych, 4 pionki kupców, 40 faktorii, 28 znaczników graczy, 104 żetony poddanych, 90 żetonów towarów, 16 żetonów uprawnień, 14 żetonów mieszczan, 47 monet, 20 kafli budynków, 18 kafli klepsydr, 2 karty pomocy, 1 znacznik gracza rozpoczynającego i oczywiście instrukcję. Dodatkowo podczas kampanii wspierający mieli możliwość zakupu dodatku „Orlean w drewnie”, w skład którego wchodziły drewniane znaczniki poddanych i usprawnień. Dzięki temu gra się jeszcze przyjemniej. „Orlean” przewidziany jest dla 2-4 graczy w wieku od 12 lat, a rozgrywka trwa ok. 90 minut.
Zdobywanie wpływów i bagbuilding
Rozgrywka w „Orlean” zmusza graczy do podejmowania działań na wielu frontach i opracowywania najlepszej strategii do zdobycia jak największej liczby punktów. Każda z osób rozpoczyna grę, mając do dyspozycji 4 poddanych, których deleguje do wykonywania różnego rodzaju akcji. Po rozpatrzeniu tychże poddani trafiają do sakiewki, z której będą losowani w kolejnej turze. Akcje powodują, że gracze uzyskują dodatkowych poddanych danego rodzaju, zdobywają żetony towarów (warte na koniec gry określoną liczbę punktów), zdobywają możliwość losowania większej ilości poddanych, budują faktorie, przesuwają pionki kupców i zdobywają w ten sposób towary, zyskują usprawnienia swoich budynków, przesuwają swoje znaczniki na torze nauki lub wysyłają poddanych do miasta, aby zdobywać tam wpływy (wykorzystane w ten sposób znaczniki nie wracają już do sakwy).
Zastosowana w grze mechanika bagbuildingu przypomina tę znaną z gier karcianych, kiedy w czasie rozgrywki tworzy się własną talię kartę, z której wylosowane w każdej turze karty wykorzystywane są do zagrywania określonych akcji. Tutaj zamiast kart losowani są poddani w określonych kolorach. Wydawałoby się, że taki system generuje znaczną losowość rozgrywki i poniekąd tak jest, jednak umiejętne delegowanie poddanych w pewnym stopniu tę losowość minimalizuje.
Należy pamiętać, jakich poddanych trzyma się w sakwie i w prawidłowy sposób przyporządkowywać ich do odpowiednich budynków. Nie da się ukryć, że strategiczne myślenie jest kluczowe w tym przypadku i niezbędne do osiągnięcia sukcesu.
Podsumowanie
„Orlean” jest uznawany za jedną z najlepszych gier strategicznych na rynku. Potwierdza to chociażby nominacja w konkursie Kennerspiel des Jahres 2015, a także ogromny sukces finansowy w ramach kampanii crowdfundingowej. Całość przyozdobiona jest klimatycznymi i jednocześnie czytelnymi grafikami. O ile wiele gier strategicznych cierpi na mnogość skomplikowanych zasad, o tyle „Orlean” już po kilku pierwszych rundach staje się zrozumiały nawet dla planszówkowych laików. „Orlean” (w wersji z kampanii) można kupić na Allegro za ok. 160zł. | „Orlean” – recenzja gry |
Mało kto wie, że otaczające nas barwy wpływają na nasze samopoczucie, nastrój, koncentrację czy chęć do działania. W dziecięcym pokoju odgrywają one szczególną rolę. Tu bowiem maluch spędza najwięcej czasu – bawiąc się, ucząc, a także śpiąc. Jakie kolory najlepiej sprawdzą się w dziecięcym pokoju? Sprawdźmy. Do sypialni wybieramy najczęściej kolory stonowane, które wprowadzają spokój i harmonię. W pracowni sprawdzą się barwy dodające energii i sprzyjające działaniu, zaś w przypadku salonu możemy postawić na przykład na barwy natury – beż, czerń, szarość czy ponadczasową biel.
W przypadku dziecięcego pokoju sprawa wydaje się nieco bardziej skomplikowana. Musimy bowiem stworzyć wnętrze, które z jednej strony będzie sprzyjało dobremu wypoczynkowi (w końcu dzieci, zwłaszcza w pierwszym roku swego życia, poświęcają sporo czasu na sen), z drugiej zaś dodawało energii, pobudzało intelekt czy działało stymulująco podczas zabawy i nauki. Jakie kolory najlepiej sprawdzą się w dziecięcym pokoju? Poniżej kilka wskazówek, które ułatwią wybór.
Znaczenie kolorów
Wybierając kolory farb, tapet czy mebli do dziecięcego pokoju warto kierować się psychologią koloru.
Biały – to symbol czystości, świeżości. Łagodzi emocje i wprowadza spokój. Choć często podkreśla się, że zbyt duża ilość bieli tworzy chłodne wnętrze, co może budzić poczucie osamotnienia i smutku, to w przypadku dziecięcego pokoju sprawdza się idealnie. Nawet jeśli wszystkie ściany pomalujemy na biało, to za sprawą zabawek czy kolorowych mebli pokój malucha i tak będzie wesoły. Ponadto biały kolor doskonale komponuje się z wieloma barwami. Możemy połączyć biel na przykład z zielenią czy błękitem. Dobrym rozwiązaniem będzie zarówno układ, w którym na ścianach dominuje biel, a wnętrze delikatnie ożywiają meble oraz dodatki w kolorze soczystej zieleni i pastelowej żółci, jak i aranżacja, w której zieleń pełni rolę wiodącą, a biel jest dodatkiem.
Niebieski – najczęściej kojarzony jest z wypoczynkiem, spokojem i harmonią. Koi nerwy i uspokaja. Należy jednak pamiętać, aby wybierać jego jasne odcienie. Zbyt ciemna barwa może sprawić, że dziecko będzie smutne i osowiałe. Chłodne kolory warto łączyć z cieplejszymi, na przykład pomarańczowym lub czerwonym. Te ożywią i rozweselą pomieszczenie, pobudzając do zabawy i nauki.
Zielony – to bardzo popularny w aranżacji dziecięcego pokoju kolor. I trudno się dziwić. Zieleń odpręża, relaksuje i uspokaja. Działa kojąco na nasze zmysły. Świetnie sprawdzi się zwłaszcza w pokoju nadaktywnych maluchów. Poza tym to kolor uniwersalny. Może być stosowany zarówno w pokoju chłopca, jak i dziewczynki. Zieleń może być jednak ciepła i zimna. Jasne odcienie w zestawieniu na przykład z bielą, delikatnym żółcieniem czy kolorem kremowym stworzą ciepłe i harmonijne wnętrze. Uważajmy jednak na ciemne odcienie, które mogą potęgować uczucie przygnębienia. Te wybierajmy z rozwagą, zestawiając na przykład dwa odcienie tej samej barwy – jedna ściana ciemniejsza, pozostałe jaśniejsze.
Żółty – pobudza, poprawia myślenie i koncentrację. To symbol radości i optymizmu. Doskonale rozświetla pomieszczenie. Jasne, pastelowe odcienie możemy stosować na całych ścianach. Bardziej intensywne barwy lepiej ograniczyć, gdyż mogą męczyć. Choć żółty kolor najlepiej sprawdza się w kuchni czy jadalni, to w połączeniu na przykład z delikatną zielenią stworzy wesołe i ciepłe wnętrze.
Pomarańczowy – to niezwykle energetyczny kolor. Działa stymulująco i pobudza do wysiłku intelektualnego. Dlatego idealnie sprawdzi się w pokoju ucznia. W nadmiarze może jednak drażnić, dlatego lepiej wykorzystać go jako intensywny dodatek będący doskonałym uzupełnieniem błękitu czy zieleni. Pomarańczowe akcenty świetnie sprawdzą się również w połączeniu z bielą.
Czerwony – rzadko spotykany w dziecięcym pokoju. Stosowany raczej w postaci akcentów i dodatków niż jako barwa dominująca. W nadmiarze powoduje rozdrażnienie, irytację, a nawet wzbudza agresję, dlatego nie powinien być stosowany w pomieszczeniach wymagających koncentracji, na przykład w pokoju ucznia.
Fioletowy – to kolor o szerokiej gamie odcieni. Wybierany często przez dziewczynki. Jasne odcienie, na przykład wrzosowy czy lawendowy, nadają wnętrzu delikatności, łagodności oraz romantyzmu. To także oznaka elegancji i luksusu. Świetnie współgra zwłaszcza z bielą.
Różowy – idealny dla małej księżniczki. Podobnie jak fiolet, oznacza delikatność, subtelność i łagodność. Jako pochodny czerwieni dodaje pomieszczeniu ciepła. Przez niektórych uważany za symbol infantylizmu, kiczu i braku gustu. Tymczasem róż na ścianie, oczywiście w odpowiednich proporcjach (wystarczy jedna ściana pomalowana na różowo lub wyłożona tapetą w tym kolorze), może dać zaskakujący efekt.
Zestawienie kolorystyczne
Wybierając kolory ścian w dziecięcym pokoju najczęściej decydujemy się na jedną barwę. Tak jest bezpiecznie (nie ma ryzyka, że wybrane odcienie nie będą ze sobą współgrały), szybko (nie trzeba zabezpieczać łączeń dwóch kolorów czy myć wałków) i ekonomicznie (kupujemy jedno, duże opakowanie farby, które starczy nam na pomalowanie całego pokoju). Czasami warto jednak poeksperymentować, wybrać 2-3 kolory i stworzyć oryginalne wnętrze. Co zrobić, aby kilka barw stanowiło jedną całość? Istnieje kilka zasad, które ułatwią wam aranżacje wnętrza.
Po pierwsze, możemy zdecydować się na zestawienie monochromatyczne, czyli jedną barwę o kilku odcieniach – od nasyconych, ciemnych po zupełnie jasne. Z pozoru może się wydawać, że takie połączenie będzie mało oryginalne i jednostajne, lecz liczba odmian jednej barwy jest tak duża, że możliwości są praktycznie nieograniczone, a przy tym dają zaskakujące efekty. W zestawieniach monochromatycznych świetnie prezentują się barwy neutralne – biel, krem, beż. Te jednak sprawdzą się najlepiej w salonie. W pokoju dziecka możemy zdecydować się na przykład na żółcienie – od ciepłych o lekko czerwonawym zabarwieniu po zimne, o odcieniu zielonkawym. Równie ciekawie mogą wyglądać ściany zróżnicowane odcieniami – od pudrowego, pastelowego różu po mocny amarant. Wnętrza o monochromatycznej kolorystyce możemy urozmaicić dodatkowo wzorami fakturowymi, na przykład wzorzystą tapetą.
Druga propozycja to zestawienie harmoniczne, pokrewne, czyli wybranie dwóch sąsiadujących ze sobą barw. Aby właściwie dobrać kolory, należy kierować się zasadami koła barw. Koło barw obejmuje 12 kolorów: podstawowe (czerwony, niebieski, żółty), pochodne (będące kombinacją barw podstawowych) oraz kolory będące połączeniem barw podstawowych z pochodnymi. Przykładem trójki barw harmonicznych są zielona, żółta oraz pomarańczowa. Kombinacja harmoniczna to bezpieczne połączenie, odpowiednie zwłaszcza dla tych, którzy nie lubią ostrych, kontrastowych zestawień, a przy tym dająca ciekawe efekty.
Najbardziej wyrazistym połączeniem kolorystycznym jest zestawienie kontrastowe, czyli dobór barw znajdujących się po dwóch przeciwnych stronach koła barw – bieli z czernią, czerwieni z zielenią, żółcieni z fioletem.
Dobór koloru według wieku i płci
Barwy pełnią ważną rolę w rozwoju dziecka. Noworodek zaraz po urodzeniu nie rozróżnia kolorów. Widzi jedynie kontrastowe zestawienia bieli i czerni. Z czasem uwagę malucha coraz bardziej przykuwają jaskrawe, intensywne barwy, na przykład czerwony, żółty, pomarańczowy. Około 4. miesiąca niemowlę umie rozpoznawać już pełną paletę barw. Trudno jednak wymagać od rodziców, aby urządzając dziecięcy pokój, co miesiąc zmieniali kolory ścian czy mebli. Stymulować wzrok dziecka możemy za pomocą odpowiednio dobranych do etapu jego rozwoju zabawek. Najlepiej takich, które ćwiczą koordynację wzrokowo-ruchową.
W przypadku ścian warto wybrać kolory, które posłużą nam dłużej. Przy czym pokój dziewczynki nie musi być różowy, a chłopca niebieski. Możliwości jest znacznie więcej. Dziewczynki równie dobrze będą czuły się w pokoju o odcieniu écru, żółcieni czy pomarańczy. W przypadku chłopca możemy zdecydować się na turkus czy brąz. Uniwersalnym kolorem jest biel i zieleń. Te sprawdzą się w pokoju rodzeństwa. Starsze dzieci możemy zapytać o to, jaki jest ich ulubiony kolor i jak chciałyby, aby wyglądał ich pokój, a jeśli nie mamy pomysłów na aranżację wnętrza, możemy wspólnie poszukać inspiracji w Internecie. | Kolory w pokoju dziecka. Poznaj ich znaczenie |
Wiele osób stara się kontrolować – mniej lub bardziej dokładnie – poziom otłuszczenia organizmu. Ma to istotne znaczenie, gdyż otyłość wyraźnie zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia chorób układu krążenia (o 82%) i innych zaburzeń zdrowotnych. Tymczasem podwyższony poziom tkanki tłuszczowej w organizmie może dotyczyć również osób, które na pierwszy rzut oka wydają się mieścić w normie. W takim wypadku zaniedbanie również może prowadzić do niepożądanych konsekwencji. Dlatego właśnie warto określić ten parametr w stosunku do swojej osoby i przyjąć adekwatną strategię działania. W jaki sposób ustalić poziom tłuszczu w organizmie? Waga do pomiaru tkanki tłuszczowej
Najbardziej optymalnym sposobem będzie skorzystanie ze specjalnej wagi do pomiaru tkanki tłuszczowej. Zazwyczaj wygląda ona jak normalna waga łazienkowa. Podczas pomiaru wyświetla ona dodatkowe informacje. Przed zważeniem – koniecznie na bosych stopach – należy wprowadzić niezbędne dane (wiek, płeć, poziom aktywności ruchowej). Następnie waga wysyła impuls elektryczny, który przemieszcza się od stopy do stopy (w niektórych urządzeniach dodatkowo od dłoni do dłoni). Czas przepływu tego sygnału determinują tkanka tłuszczowa i tkanka mięśniowa w naszym organizmie.
Im więcej jest mięśni, tym sygnał jest szybszy, ponieważ to właśnie one zapewniają lepsze przewodzenie. Składają się bowiem w około 70% z wody. W tym samym czasie otrzymujemy często informację (oprócz poziomu tkanki tłuszczowej) o poziomie tłuszczu brzusznego, poziomie nawodnienia organizmu, gęstości kości czy o wieku metabolicznym. Wyniki należy porównać z odpowiednią tabelą norm. Pamiętajmy przy tym, że widełki dla kobiet i mężczyzn w różnym wieku są nieco inne. Taka informacja pozwala ocenić, czy w zdrowy sposób gospodarujemy swoim własnym ciałem.
Kaliper i matematyka
Innym przyrządem służącym do pomiaru zawartości tkanki tłuszczowej w organizmie jest kaliper. Ma on postać specjalnie skonstruowanych szczypiec. Szczękami analizatora łapiemy skórę i odczytujemy grubość całej fałdy (podanej w milimetrach). Miejsca pomiaru u kobiet i u mężczyzn nie do końca się pokrywają. Kobiety mierzą się na tricepsie, na biodrze oraz na udzie. Natomiast mężczyźni sprawdzają grubość fałdy na klatce piersiowej, na brzuchu w okolicach pępka oraz na udzie. By uzyskać jak najbardziej dokładny pomiar, najlepiej dokonać go kilkakrotnie, zawsze w tym samym miejscu. Następnie uzyskane wyniki podstawia się do gotowych wzorów, które ostatecznie określą procentową zawartość tkanki tłuszczowej.
Kobiety: zawartość tkanki tłuszczowej = 1,099421 – (0,0009929 x suma trzech pomiarów podana w milimetrach) + (0,0000023 x suma trzech pomiarów podniesiona do drugiej potęgi) – (0,0001392 x wiek)
Procentowa zawartość tkanki tłuszczowej = (457/zawartość tkanki tłuszczowej) – 414,2
Mężczyźni: Zawartość tkanki tłuszczowej = 1,1093800 – (0,0008267 x suma trzech pomiarów) + (0,00000016 x suma trzech pomiarów podniesiona do drugiej potęgi) – (0,0002574 x wiek)
Procentowa zawartość tkanki tłuszczowej = (457 / zawartość tkanki tłuszczowej) – 414,2
Metoda opiera się na założeniu, że tłuszcz ma największe tendencje do gromadzenia się pod skórą. Należy przy tym brać pod uwagę, że u osób starszych, kiedy zmienia się stosunek tłuszczu podskórnego do całej zawartości tkanki tłuszczowej w organizmie, wynik ten może być zafałszowany. Metoda obwodów – pomiary dokonywane miarką krawiecką na wysokości talii, bioder i brzucha – funkcjonuje na podobnej zasadzie. Chociaż wzory te wydają się na pierwszy rzut oka dość skomplikowane, samo obliczanie nie jest trudne. Obiektywnie rzecz biorąc, użycie wagi jest jednak wygodniejsze.
Są to domowe sposoby pomiaru zawartości tkanki tłuszczowej, które mogą nam pomóc w dokonaniu samooceny i zmobilizować nas bądź nagrodzić – w zależności od otrzymanego wyniku. Istnieją jeszcze inne metody (np. DEXA), które wykonywane są przez specjalistów. W zależności od potrzeb i możliwości, wybierzmy tę najbardziej odpowiednią dla siebie. | Jak zmierzyć poziom tłuszczu w organizmie? |
Katarzyna Michalak to jedna z najpopularniejszych autorek w Polsce, czytana głównie przez kobiety i kojarzona z pełnymi ciepła i emocji powieściami obyczajowymi. Każda jej książka jest gorąco przyjmowana, a kontynuacje wyczekiwane niczym woda na pustyni. Dawać wzruszenie, podnosić na duchu
„Gwiazdka z nieba” otwiera nowy cykl autorki, zwany serią mazurską, i znając jej poprzednie książki, z góry można spodziewać się gorzko-słodkiej historii o zwykłych ludziach, ich smutkach i radościach. To talent Katarzyny Michalak i choć pewnie można wskazać pewne schematy w budowaniu jej książek, każda kolejna znajduje rzesze tych, których one wzruszają i wciąż proszą o kolejne. Tragedie przeplatają się tu ze szczęściem i nadzieją, zranienia z przebaczeniem i nowymi szansami, a smutek z ogromną radością. Chyba właśnie dlatego tego typu historie są tak lubiane: z jednej strony pokazują prawdziwe życie, ale z drugiej są też pewnego rodzaju bajką, podnoszącą na duchu, dającą siłę i wiarę, choćby w to, że dobroć prędzej czy później zostanie nagrodzona.
Niełatwo cieszyć się życia, nie mając nic
Jednym z bohaterów „Gwiazdki z nieba” jest Nataniel. Sporo w ostatnich latach przeszedł, życie go mocno doświadczyło, a po tym, jak przez tzw. czyścicieli kamienic znalazł się na bruku, jest zmuszony zaczynać życie zupełnie od początku, nie mając prawie nic. Uciekając przed przeszłością, trafia do niewielkiej mazurskiej wsi, gdzie znajduje swoje nowe miejsce do życia, choć opuszczona chata nad jeziorem, na odludziu miała być jedynie przystankiem na chwilę. Poznaje nowych przyjaciół, zakochuje się w tym domu i nabiera nadziei, że wszystko zacznie się układać. Trochę na przekór miejscowym legendom, które mówią, że kto zamieszka w tej chacie, straci wszystko, co kocha. Tyle, że on przecież nie ma nic, co więc może się stać?
Prędzej czy później nieszczęśliwy los się odwraca
Pamiętajmy, że to dopiero początek historii, więc nie spodziewajmy się, że „Gwiazdka z nieba” będzie miała słodkie i szczęśliwe zakończenie. Dużo tu emocji i to nie zawsze tych pozytywnych, Michalak nie oszczędza nam spraw bolesnych i smutnych, lecz pamięta też o tym, by zawsze zostawiać jakieś światełko nadziei. Nawet opisując okrucieństwo wobec zwierząt, bezmyślność i zło wyrządzane innym, konfrontuje to z postawą przeciwną, byśmy nie stracili zupełnie wiary w to, że w ludziach jest więcej dobra. Przesłanie, by się nie poddawać, by uwierzyć w to, że dobro dawane w końcu zaprocentuje, jest tu bardzo wyraźne. Obcy ludzie mogą okazać się dobrymi aniołami, a w mało znaczących zdarzeniach można znaleźć jakieś pocieszenie.
To powieść może i smutna, ale i pełna ciepła, przyjaźni i nadziei. Nawet odrobina miłości i erotyki się znajdzie. Kończąc ją, od razu ma się ochotę sięgnąć po jej kontynuację, licząc na to, że problemy bohatera będą powoli znikać, a jego los się odmieni. Jeżeli ktoś lubi książki obyczajowe, nie przeszkadzają mu zbiegi okoliczności, cudowne zdarzenia i masa kłębiących się w bohaterach emocji, zanurzy się w serii mazurskiej z przyjemnością.
Źródło okładki: wydawnictwoznak.pl | „Gwiazdka z nieba” Katarzyna Michalak – recenzja |
Zakup materaca to inwestycja długoterminowa, dlatego ważne jest określenie wymagań, jakie powinien spełnić. Gra toczy się o komfort snu, na który poświęcamy średnio dwadzieścia lat życia. W trakcie snu organizm się regeneruje, napięte mięśnie rozluźniają, a skołatane nerwy uspokajają. Zdrowy wypoczynek zapewni tylko dobrze dobrany materac, który jednocześnie zadba o kondycję kręgosłupa. Materac to nie tylko zwykły element wyposażenia sypialni – od niego zależy nasze zdrowie.
Czy warto oszczędzać?
Materace kosztują od kilkuset nawet do kilkunastu tysięcy złotych. Niestety ich cena wzrasta wraz z jakością, a na tym nigdy nie warto oszczędzać.
Tańsze materace wykonane są z materiałów gorszej jakości, dlatego z pewnością nie posłużą przez lata, za to szybko i nieestetycznie się odkształcą. Poza tym nie gwarantują dość stabilnej podpory dla kręgosłupa, co może skutkować dolegliwościami bólowymi.
Materace z wyższej półki są wytrzymalsze, bardziej odporne na nacisk, nie odkształcają się pod wpływem pozycji, jaką przybieramy podczas snu. Są po prostu inwestycją w zdrowie. Droższe są materace z naturalnych surowców, np. z naturalnego lateksu. Tańsze wykonuje się z surowców syntetycznych, np. z pianki poliuretanowej.
Kieszeniowy czy bonelowy?
box:imagePins
box:pin
Materac kieszeniowy, zwany inaczej woreczkowym, złożony jest z tradycyjnych sprężyn umieszczonych w oddzielnych kieszeniach wykonanych z tkaniny. Taka konstrukcja sprawia, że sprężyny pracują zupełnie niezależnie od siebie – nacisk na jedną nie powoduje automatycznego ugięcia drugiej. Dzięki temu materac jest cichy, idealnie dopasowuje się do kształtu ciała, a ułożenie się na łóżku drugiej osoby właściwie nie jest wyczuwalne.
Warto wiedzieć, że im więcej kieszeni w materacu, tym większy komfort dla kręgosłupa.
box:offerCarousel
Z kolei materac bonelowy to system pojedynczych sprężyn spiętych w całość spiralnym drutem. W związku z tym siła ciężaru śpiącej osoby działająca na materac zostaje rozłożona na całą jego powierzchnię. Zatem materac może służyć różnym osobom, o różnej masie ciała i o różnych preferencjach ułożenia ciała podczas snu. Ma to jednak również taki skutek, że jeśli na materacu śpią dwie osoby, każda zmiana pozycji jednej będzie mocno odczuwana przez drugą.
Można więc stwierdzić, że materace kieszeniowe będą lepszym wyborem w domowym sypialniach. Bonelowe, ze względu na uniwersalność i niższą cenę, sprawdzą się lepiej w hotelach i pensjonatach, w których na tym samym materacu nawet codziennie śpi ktoś inny.
box:offerCarousel
Inne ważne aspekty
Niezależnie od wyboru konstrukcji materaca należy zwrócić uwagę również na inne kwestie. Przede wszystkim musi być odpowiednio twardy. Osoby starsze oraz cierpiące na dolegliwości kręgosłupa powinny się poradzić w tej sprawie lekarza ortopedy lub zaufanego fizjoterapeuty.
Ostrożnie należy podchodzić do opinii o dobroczynnym działaniu wykorzystanych w konstrukcji materacy włókien naturalnych. Trawa morska czy włókna kokosowe są barierą dla grzybów i roztoczy, dobrze utwardzają materac, ale żeby zapobiec ewentualnym procesom gnilnym, nasącza się je środkami chemicznymi. Przy zakupie warto więc sprawdzić, czy producent gwarantuje przewiewność takiego materaca.
Bardzo istotnym aspektem wyboru jest pokrowiec, który chroni wnętrze materaca przed uszkodzeniami, ale może także poprawić jakość korzystania z niego. Najlepsze są pokrowce pikowane, oddychające, a jednocześnie wytrzymałe, uszyte z naturalnych tkanin, które zapobiegają poceniu się podczas snu. Alergicy powinni wybierać pokrowce antyalergiczne – z pewnością noc minie im spokojnie.
Ze względów higienicznych zawsze najlepiej wybierać pokrowce, które można z materaca zdjąć, wyprać, a następnie z łatwością znów założyć.
Na zakup materaca poświęć trochę czasu. Nie decyduj się bez zastanowienia ma wypróbowany przez kogoś model. To, co odpowiada twoim znajomym, niekoniecznie będzie
odpowiadało tobie.
Przeczytaj również: Materac dla osób z problemami kręgosłupa | Który materac lepszy: bonelowy czy kieszeniowy? |
Opaska treningowa powinna się znaleźć w wiosenno-letnim wyposażeniu osoby uprawiającej sport. Jeśli odpowiednio ją dobierzemy, to w czasie biegu, trekkingu czy jazdy na rowerze pot nie będzie zalewał nam oczu, a uszy, skronie i czoło pozostaną zabezpieczone przed wiatrem – w efekcie będzie chroniła przed przeziębieniem. Co znaczy ból ucha albo zatok, wie sporo entuzjastów aktywnego życia, którzy zlekceważyli starą mądrość, że z pogodą, szczególnie w górach, nie ma żartów, i ruszyli nieprzygotowani w trasę… Po co narażać się na takie nieprzyjemności i być wyłączonym z treningów na kilkanaście dni? Wystarczy już kilka złotych, by kupić dobrej jakości opaskę na głowę. Nic nie jest jednak absolutnie uniwersalne, więc na początku warto się zdecydować, czy zamierzamy kupić opaskę sportową, czy też ma ona być elementem naszej codziennej stylizacji miejskiej. To uwaga szczególnie do panów, którzy czasami w chłodne, wietrzne dni zakładają je do eleganckiego płaszcza i oxfordów.
Opaska to nie buty antygrawitacyjne, więc mamy ich wielki wybór. Przede wszystkim są modele:
ekonomiczne (np. Radical, Avento), które kupimy już za kilka–kilkanaście złotych, często cechują się dobrą jakością, ale nie można liczyć, że będą miały efektywność mobilnej klimatyzacji;
markowe (np.Adidas, Nike), które zazwyczaj kosztują co najmniej dwa razy więcej (od 24,90 zł), ale mamy większą pewność, że zostały wykonane z dobrej jakości materiałów i będą spełniać swoje zadanie.
Rodzaje opasek
Przed kupnem odpowiedzmy sobie na kolejne pytanie: czy chcemy, by opaska służyła nam już wczesną wiosną i w czasie wycieczek górskich, czy będziemy z niej korzystać np. w czasie treningu biegowego w ciepłe dni (wówczas przyda się opaska z daszkiem). Jeżeli chcemy, by chroniła nas również przed chłodem, to warto wziąć pod uwagę nie tylko cenę, ale i właściwości związane z tym, jak i z czego została zrobiona.
Opaski polarowe. Są bardzo popularne. Mają doskonałe właściwości termoizolacyjne i dobrze odprowadzają pot. Zazwyczaj dokładnie przylegają do głowy i osłaniają uszy. Zakończone są estetyczną lamówką np. z lycry, dzięki której nie zsuwają się podczas gwałtownych ruchów. Wiele modeli ma właściwości antybakteryjne, dzięki – jak zapewniają producenci – jonom srebra znajdującym się w materiale.
Opaski bawełniane. Tanie, dobre dla alergików, bo wykonane z naturalnego materiału. Zanim kupimy opaskę, należy sprawdzić skład materiału. Produkt wykonany w 100 procentach z bawełny, bez żadnych dodatków, może się rozciągać i opadać na oczy. Ciekawym rozwinięciem bawełnianych opasek są szerokie opaski ze sznurkiem do regulacji, mogące służyć również jako czapka czy komin.
Opaski wełniane. Zawsze cieszą się dobrą opinią, bo wełna jest zdrowa dla skóry i odprowadza wilgoć. Producenci oferują artykuły wyprodukowane z wełny owiec nie tylko polskich, ale i z australijskich merynosów – jednakże ta przyjemność oznacza wydatek ponad 100 zł.
Opaski frotki.Bardzo popularne przed pojawieniem się na rynku polaru. Słabiej odprowadzają pot, ale nadal mają swoich zwolenników.
Opaski warstwowe. Szyje się je zazwyczaj z trzech warstw. Pierwsza jest termoaktywna, druga – ocieplająca, trzecia – zewnętrzna, która powinna być wodoodporna, wiatroodporna i oddychająca.
Termoaktywna z systemem 3D. Materiał o strukturze plastra miodu ma trójwymiarowe komory powietrzne gwarantujące odpowiednią wymianę ciepła. Dzięki temu opaska schładza skórę, gdy jest ciepło, a grzeje, gdy np. wieje zimny wiatr. W czasie użytkowania ciepłe powietrze i wilgoć odprowadzane są z powierzchni skóry do komór, skąd nadmiar wody jest wydalany na zewnątrz. Jednakże w komorach pozostaje część wilgoci, by chłodzić skórę i nie doprowadzać do jej nadmiernego wysuszenia. Opaski mają specjalne powłoki, które hamują rozwój bakterii, ale jednocześnie nie niszczą flory bakteryjnej na zdrowej skórze użytkownika. Taki sprzęt można kupić już za 120 zł.
Po co nam opaska
Oczywiście, żeby ładnie wyglądać i wyróżnić się z tłumu ćwiczących. To ważne, bo dobry nastrój pomaga nam w ćwiczeniach. Przede wszystkim jednak opaska powinna zapewniać komfort, nawet gdy wieje chłodny wiatr, oraz odprowadzać pot, by nie zalewał nam oczu. | Opaska na głowę dla sportowca amatora |
Jest taka stara prawda, powtarzana jak mantra przez trenerów i dietetyków: „Brzuch robi się w kuchni”. Wiele osób myśli błędnie, że aby mieć płaski brzuch z zarysowanymi mięśniami, wystarczy tylko trening. Nic bardziej mylnego. Sześciopak na brzuchu to 30% ćwiczeń i 70% diety. Jeśli zatem chcemy pochwalić się piękną figurą, nie bagatelizujmy znaczenia diety, a swoją przygodę z odchudzaniem zacznijmy od kuchni. Tłuszcze
Do niedawna krążył mit, że w czasie odchudzania należy całkowicie wyeliminować tłuszcze, gdyż są kaloryczne i odkładają się w postaci tkanki tłuszczowej. Nie jest to do końca prawda. Tłuszcze wchodzą w skład wielu hormonów, błon komórkowych, osłonek włókien nerwowych oraz stanowią doskonałe źródło energii. Nie można ich wobec tego eliminować z jadłospisu.
Tłuszcze można podzielić na 4 grupy: jednonasycone, wielonienasycone, nasycone i kwasy tłuszczowe typu trans. Tych ostatnich w ogóle nie powinno się spożywać, gdyż przyczyniają się do chorób serca, zwiększając ryzyko zawału. Nasycone kwasy tłuszczowe również nie są zdrowe, ale trudno je całkowicie wyeliminować, gdyż dodaje się je do znacznej ilości produktów. Jeżeli jednak możemy ograniczyć ich ilość, wyjdzie nam to tylko na dobre. Najzdrowsze są kwasy wielo- i jednonienasycone, ponieważ poprawiają pracę mózgu i dbają o nasze serce.
Dodatkowo w tłuszczach rozpuszczają się bardzo ważne witaminy: A, D, E i K. Ich brak w diecie przyniesie tragiczne konsekwencje, jak chociażby problemy ze wzrokiem. Tłuszcze powodują, że dłużej czujemy się syci, gdyż hamują pracę wydzielniczą żołądka. Bilansując dietę, tłuszcze powinny stanowić od 15 do 25%, czyli 1–1,5 g na każdy kilogram masy ciała.
Białka
Białka to główny budulec mięśni, a dzięki nim spalamy kalorie. Więcej mięśni to szybsze pozbycie się zbędnej tkanki tłuszczowej. Są najdłużej trawione i na długo zaspokajają głód. Jeśli chcemy mieć płaski brzuch, białko powinno znaleźć się w każdym naszym posiłku. Czerpać je możemy z produktów odzwierzęcych i roślinnych.
Wybierając mięso, zwróćmy uwagę na to, aby było dość chude. Najwięcej białka znajduje się w 100 g: piersi z kurczaka – 22 g, polędwicy wieprzowej – 25 g, polędwicy wołowej – 20 g oraz tuńczyka w sosie własnym – 21 g. Jeśli chodzi o roślinne źródła białka, tu królują rośliny strączkowe i orzechy. Jest to w 100 g: soji – 35 g, fasoli białej – 23 g, soczewicy – 23 g, orzeszków ziemnych – 25 g, orzechów laskowe – 12 g.
Białka pochodzenia zwierzęcego są tzw. białkami pełnowartościowymi, czyli takimi, które dostarczają nam wszystkich aminokwasów. Białka roślinne nie są pełnowartościowe, przez co trzeba odpowiednio zbilansować dietę, by nie doprowadzić do niedoborów.
W diecie przeciętnego człowieka białka powinny stanowić około 20–30%, czyli 1 g białka na 1 kg masy ciała. Sportowcy, kulturyści lub osoby ciężko pracujące fizycznie mogą spożywać nawet do 4,5 g. W tym celu do swojej diety dodają odżywki białkowe. Jednak taki sposób odżywiania powinien być prowadzony pod czujnym okiem trenera i lekarza sportowego, gdyż może obciążyć nerki.
Węglowodany
Węglowodany to wróg numer jeden naszego sześciopaka. Niestety, wiele osób haruje na siłowni, robiąc miliardy brzuszków, leżąc deską przez wieczność, a po powrocie do domu rzucają się na cukry. Węglowodany to doskonałe, łatwo przyswajalne źródło energii, dlatego lepiej je spożywać rano, kiedy mamy pewność, że je spalimy. W innym przypadku ich nadwyżka zostanie zmagazynowana. Węglowodany możemy podzielić na proste i złożone. Cukry proste nie są pożądane w naszej diecie, a są prawie wszędzie. Mitem jest to, że węglowodany zawarte w owocach nie tuczą. Jeśli jemy ich bardzo dużo, będą tuczyć tak samo, jak batoniki. Węglowodany złożone dłużej trawimy, więc idealnie nadają się na śniadanie. Ogólna zasada mówi, że im późniejsza pora dnia, tym mniej węglowodanów powinno lądować na naszym talerzu.
Trening
Dieta i trening powinny iść w nierozłącznej parze. Głównymi ćwiczeniami na płaski brzuch wcale nie są ćwiczenia siłowe czy brzuszki, tylko aeroby. Bieżnia, orbitrek i stepper znacznie szybciej spalą tkankę tłuszczową niż wykonywanie 1000 brzuszków podczas treningu. Ćwiczenia siłowe, owszem, wzmocnią mięśnie brzucha, jednak nie będzie ich widać, jeśli nie pozbędziemy się oponki. | Brzuch robi się w kuchni |
Góry – miejsce piękne, tajemnicze, ale i niebezpieczne. Wie o tym każdy, kto decyduje się na górską wyprawę, zwłaszcza gdy wybiera się w rejony nieco bardziej spiętrzone niż osiedlowe pagórki, po których zimą dzieciaki śmigają na sankach. O tym, jak wielkim wyzwaniem może być wyprawa górska, pisze Martyna Wojciechowska w jednej ze swoich pierwszych książek – „Przesunąć horyzont”. To jednak książka nie tyle o górach, co o walce z własnymi słabościami. Nie jest łatwo sprostać wyzwaniom, jakie wysokie szczyty stawiają przez wspinaczami.
Misja zakończona wypadkiem
W październiku 2004 roku dziennikarka wraz z ekipą programu „Misja Martyna” zbierała materiały na Islandii. To właśnie tam wydarzył się paskudny wypadek, w którym zginął główny operator, przyjaciel dziennikarki. Martyna Wojciechowska miała więcej szczęścia, choć to nie do końca fortunne określenie, zważywszy na jej złamany kręgosłup i inne ciężkie obrażenia. Wpakowano ją w gorset, posadzono na wózku inwalidzkim. Fizycznie było źle, psychicznie nie lepiej.
Walka
Martyna Wojciechowska nie należy do osób, które łatwo się poddają. Do walki o siebie, do walki o odzyskanie sprawności i powrót do aktywnego życia zmobilizował ją sukces Piotra Morawskiego i Simone Moro, którzy zimą zdobyli himalajski szczyt Shisha Pangma. „Kiedy jest tak bardzo, bardzo źle, to musisz przesunąć sobie horyzont” – pisze Martyna Wojciechowska, a później relacjonuje najpierw swoją walkę o odzyskanie władzy nad własnym ciałem, a następnie pierwsze górskie zmagania. Jej celem staje się zdobycie szczytu Aconcagua (najwyższego szczytu obu Ameryk), a następnie Mount Everestu. Swoją walkę opisuje w książce „Przesunąć horyzont”.
Siła i… lekkomyślność
Trudno nie podziwiać Martyny Wojciechowskiej za upór i wytrwałość. Wielu by się poddało, wielu odpuściło, ale nie ona. Uparcie „przesuwa horyzont”. Jest silną osobą, lubi wyzwania. Imponuje siłą, ale i czasami przeraża lekkomyślnością. Wiele ryzykuje, nie pozwala sobie na słabość, choć niekiedy konsekwencje jej działań mogą być tragiczne. Musi zmierzyć się z trudnymi warunkami, ale także uwierzyć we własne możliwości, zawalczyć o powrót do dawnego życia, o spełnienie marzeń.W tekst książki wplecione są fragmenty pisanego przez podróżniczkę pamiętnika, jej e-maile i smsy (niekiedy bardzo osobiste). Liczne zdjęcia ilustrują zmagania autorki. Na końcu publikacji znajdziecie słowniczek terminów specjalistycznych, porady dla wspinaczy. Wojciechowska przedstawia również bohaterów książki – w tym także górę, która jest tak ważna dla tej opowieści – Mount Everest. Książka Martyny Wojciechowskiej to świetna pozycja nie tylko dla miłośników podróży i górskich wypraw, ale także dla tych, którzy nie wierzą we własne możliwości.„Przesunąć horyzont” dostępny jest w wersji elektronicznej w formatach EPUB i MOBI w cenie ok. 32 zł.
Źródło okładki: www.burdaksiazki.pl | „Przesunąć horyzont” Martyna Wojciechowska – recenzja |
O azjatyckich kosmetykach głośno jest już od pewnego czasu. Co więcej, na ich temat pojawia się wiele pozytywnych opinii. Zatem, czy naprawdę warto w nie zainwestować? Podpowiadamy, czym się charakteryzują i na jaki produkt należy się zdecydować. Czy jest coś, czego zazdrościmy Azjatkom? Oczywiście, że tak! Przede wszystkim gładkiej, wprost idealnej cery. Nic zatem dziwnego, że gdy tylko pojawiły się na naszym rynku azjatyckie kosmetyki, wiele kobiet bez problemu się na nie zdecydowało. Tylko czy one są tak wspaniałe, jak o nich mówią? Poniżej więcej informacji na ten temat.
Azjatyckie kosmetyki – czym się charakteryzują?
Jedną z głównych zalet azjatyckich kosmetyków jest ich jakość, ale również efekty, jakie można uzyskać już od pierwszego użycia. Która z kobiet nie marzy o szybkim działaniu? Z pewnością takich kobiet nie ma. Nic dziwnego, że te produkty nie tylko podbiły serca kobiet za granicą, ale także w Polsce. Warto wspomnieć o luksusowych opakowaniach. Każde z nich prezentuje się niezwykle stylowo.
Czy warto testować na własnej skórze?
Kosmetyki azjatyckie cenione są za oryginalne rozwiązania, ale także efektywność działania. Zawarte w kosmetykach odżywcze formuły sprawią, że każda kobieta pokocha je od pierwszego zastosowania. Niewątpliwą zaletą są opatentowane naturalne składniki, odpowiednio dobrane do każdego typu cery. Wszystkie zawarte składniki dobierane są z wyjątkową starannością tak, aby jak najlepiej odpowiadać na potrzeby danej cery i wydobyć jej naturalne piękno. A jak wiadomo, w dziedzinie kosmetologii naturalność to podstawa.
Które kosmetyki azjatyckie wybrać?
Kremy do twarzy – rynek oferuje wiele produktów pochodzących z Korei i Japonii, jednak do tych najbardziej popularnych zaliczają się przede wszystkim kremy. Nie ma kobiety, która nie byłaby zadowolona z ich działania. Dzieje się tak dlatego, że producenci bazują tylko i wyłącznie na naturalnych składnikach. Jest to między innymi wyciąg z jadu żmii, śluz ślimaka albo ekstrakt z jadu pszczelego. Brzmi groźnie? Bez obaw, wszystkie te składniki niesamowicie wpływają na skórę, odżywiając ją, regenerując i mocno nawilżając. Dużą popularnością cieszą się produkty marki Skin 79.
Kremy BB – azjatyckie odpowiedniki standardowych kremów BB charakteryzuje połączenie kremu nawilżającego z lekkim podkładem, bazą oraz kremem chroniącym przed szkodliwym działaniem promieniowania słonecznego. Kremy te stapiają się ze skórą, tworząc niezwykle naturalny makijaż. Dodatkowo, dzięki zawartych w nich silikonach, posiadają właściwości mocno wygładzające. Oznacza to, że wyrównują cerę, ukrywają rozszerzone pory oraz małe zmarszczki.
Obok wspomnianych kremów na dużą uwagę zasługują wszelkie podkłady, pomadki, błyszczyki oraz akcesoria do makijażu oczu. Warto inwestować także w odżywki do rzęs, które, jak żadne inne, mają niezwykle szybkie działanie. Ciekawą propozycją są maski do stóp, które działają w oparciu o różne kwasy, między innymi mlekowy i salicylowy, a w ich skład wchodzi również wiele ekstraktów naturalnego pochodzenia.
Jeśli nadal zastanawiasz się nad zakupem azjatyckich kosmetyków, nie zwlekaj! Po ich zastosowaniu bez wątpienia staną się Twoimi faworytami. Wybór jest duży, dzięki czemu każda kobieta znajdzie kosmetyk dopasowany do swoich potrzeb. | Najmodniejsze kosmetyki azjatyckie |
Charakterystyczne elementy ubioru słynnego archeologa Indiany Jonesa zagościły na dobre w kobiecych kolekcjach. Kapelusz, safari jacket, dżinsowa koszula, torba na ramię i botki traperki – całość pasuje nie tylko do podróży w dzikie zakątki świata, ale także na miejskie wybiegi mody. Z męskiej szafy
Wyrazisty filmowy bohater zawładnął umysłami milionów kinomanów. Nieobojętni na jego osobowość i styl pozostali również projektanci mody. W efekcie powstał wizerunek dziewczyny godnej towarzyszyć szykownemu awanturnikowi Indiemu w jego przygodach. Narodziła się niezależna buntowniczka, która sprytnie miksuje typowo męskie ubrania i dodatki ze stylem safari, wplata w nie elementy boho chic. Z takiego połączenia powstają stylizacje z charakterem i – co nie bez znaczenia - zniewalające brzydszą płeć. Wiadomo bowiem nie od dziś, że element garderoby „zapożyczony” z męskiej szafy dodaje kobiecie seksapilu, tajemniczości i nonszalancji. Panie chętnie wykorzystują ten potencjał, zwłaszcza że zestawy w stylu Indiana girl są szalenie wygodne. Sprawdzają się podczas wakacyjnych podróży w nieznane, stanowią też doskonałą propozycję na co dzień, która pozwala nam wyróżnić się z tłumu.
Projektanci pracujący dla luksusowych marek wiedzą wszystko o zaletach stylu à la Indiana Jones. Wariacje na jego temat proponują m.in. Burberry Prorsum czy Ralph Lauren. W ich kolekcjach pojawiają się skórzane paski, duże kieszenie i wszechobecne kolory ziemi – trzy elementy stanowiące podstawę trendu „podróżniczo-przygodowego”. Styl inspirowany wizerunkiem niezwyciężonego, przebiegle inteligentnego archeologa zafascynował także światowe blogerki i celebrytki. Dzięki nim na dobre przyjął się w miejskich tropikach. Lansują one zwłaszcza sprytne łączenie motywów podróżniczych z elegancją.
Dżins i zamsz
Trend wzorowany na stylu Jonesa pokochało wiele fashionistek ze względu na jego „kompatybilność”. Nie musimy rezygnować z kultowego dżinsu ani supermodnego zamszu, gdyż oba są nierozerwalnie związane z garderobą Indiana girl. Tworzą duety doskonałe. I wiedział o tym już sam superbohater Jones. Denimowa koszula zestawiona z modnymi w tym sezonie szortami z zamszu to modowy pewniak. Indiana girl, skłaniająca się do stylu boho, może wybrać też kurtkę lub kamizelkę z frędzlamii połączyć je z dżinsami – zestawienie jak najbardziej pożądane. Kropką nad „i” tej propozycji jest kapelusz – choć tu istnieje dowolność, może to być model kowbojski, fedora lub kojarząca się bardziej z wakacjami na południu panama. Jeśli w kapeluszu nam nie do twarzy, wystarczy nonszalancko i wysoko upięty kok.
A teraz o mile widzianych szczegółach. Idealne dopełnienie kompozycji w stylu Indiany stanowią skórzane, plecione sandały, mogą być ozdobione frędzlami. Na chłodniejsze dni wybieramykowbojki, obowiązkowo na gołe nogi, szczególnie jeśli są ozdobione złocistą opalenizną. Jeśli jednak twój buntowniczy charakter pragnie wyrazić się mocniej, postaw na klasyczne szpilki w odcieniu dobranym do aranżacji. Będzie bardzo zadziornie.
Biżuteria à la Indiana
Indiana girl nie może też zaniedbać kwestii biżuterii, która powinna mieć rodowód etno. Kolczyki w indiańskim stylu – z piórkami, do tego kilka bransoletek z koralikami. Takie uzupełnienie subtelnie, aczkolwiek bardzo seksownie zaakcentuje całość stylizacji.
Ubrania dziewczyny Jonesa lubią też zwierzęce printy. To klasyka, ale tworząc wizerunek, trzeba działać z umiarem. Wzory nie mogą wyglądać zbyt drapieżnie. Wprowadzajmy je zatem do ubioru oszczędnie. Wzór panterki dobrze komponuje się z kolorami beżu, khaki, ecru oraz oczywiście z uniwersalnym dżinsem. Aby nie przedobrzyć, niech drapieżny deseń zdobi tylko jeden element aranżacji, np. plecak lub trampki.
Wojowniczki biznesu
A co dla wojowniczek na co dzień związanych z biznesem? Cóż, klasyczny kostium to typowy biurowy look. Ale i tu można czerpać z „przygodowego” entourage’u. Warto wybrać np. tkaniny w kolorze khaki, wtedy korporacyjny strój zyska więcej luzu. Ten sam efekt uzyskamy, wybierając duże naszywane kieszenie, nawiązujące do stylu safari. Można też przewiązać żakiet skórzanym paskiem w naturalnym kolorze albo dobraćtorbę z frędzlami. Stylizacja będzie wyglądała bardzo profesjonalnie, ale zarazem drapieżnie i z klasą. Dla bardziej zasadniczych kobiet biznesu projektanci przewidzieli beżowe szmizjerki o kroju prostym lub rozkloszowanym. Salomonowe rozwiązanie. Z subtelną biżuterią typu celebrytka, stylową aktówką i skórzanymi czółenkami wiązanymi w kostce stworzą look na miarę eleganckiej, a zarazem „niepokornej” Indiana woman! | Indiana girl – aranżacje inspirowane stylem Indiany Jonesa |
Lalki superbohaterki, lalki syrenki, lalki z dziećmi, lalki z końmi i pieskami – na Allegro jest dostępna szeroka gama modeli i wzorów lalek. Wśród nich znajdują się również takie, które dbają o formę. Mała dziewczynka dzięki nim będzie pamiętać, że ruch w życiu jest bardzo ważny. Dlatego w tym poradniku przedstawiamy 5 lalek sportsmenek, na które warto zwrócić uwagę. Czym charakteryzują się lalki sportsmenki dostępne na Allegro i jaka jest ich cena? 1. Gimnastyczka Dora
Jedną z lalek sportsmenek jest gimnastyczka Dora od Fisher Price. Wysokość lalki to około 20 cm. Postać Dory dziewczynki znają z serialu animowanego Dora i Przyjaciele, w którym uczy ona języka angielskiego. Lalka ma miękkie w dotyku włosy, które można dowolnie czesać i upinać. Może stanąć na głowie i zrobić szpagat. W zestawie znajdziemy hula-hoop i wstążkę z materiału do ćwiczeń. Lalkę można też ustawić w pozie do robienia gwiazdy i salta. Ma ona zaprogramowanych ponad 30 wypowiedzi w języku polskim i angielskim. Kosztuje około 70 zł.
2. Barbie gimnastyczka
Wśród lalek gimnastyczek znajdziemy Barbie, która doskonale potrafi wyginać ciało. Lalka Barbie z serii Made to move ma ruchome stawy w kolanach, kostce, nadgarstkach, łokciach, szyi i biodrach. Dzięki temu można ją ustawić w realistycznych pozach. Przykładowo lalka gimnastyczka Barbie może usiąść ze skrzyżowanymi nogami, wygiąć się do tyłu i zrobić mostek, a nawet jeździć na rowerze. Cena – około 80 zł.
3. Piłkarka
Na Allegro znajdziemy również inne lalki sportsmenki, w tym piłkarkę, która ma profesjonalny strój piłkarski i piłkę. Dzięki ruchomym stawom można odegrać wiele bardzo realistycznych scenek, ustawiając lalkę w wielu pozycjach. Lalka może wyglądać tak, jakby biegła, przejmowała piłkę, odbijała ją kolanami itp. Lalka piłkarka ma aż 22 punkty ruchu, które znajdują się w szyi, ramionach, łokciach, nadgarstkach, torsie, biodrach, udach, kostkach i kolanach. Możemy być zaskoczeni, jak ogromny ma zakres ruchów. Kosztuje około 80 zł.
4. Sztafeciarka
Lalka sztafeciarka ma wiele ruchomych stawów, więc może skakać przez płotki i biegać. Została wyposażona w specjalny strój do biegania, obuwie i niezbędne akcesoria, takie jak pałeczka do podawania w sztafecie, płotek, przez który można skakać oraz trofeum w postaci pucharu. Całość jest wykonana ze starannością i dokładnością. Lalka kosztuje około 50 zł.
5. Tenisistka
Lalka tenisistka ma odpowiedni strój do uprawiania swojej dyscypliny – koszulkę, krótką spódnicę i obuwie. Dodatkowo w zestawie znajdziemy rakietkę do gry w tenisa, piłkę i puchar za zdobycie mistrzostwa. Jak na prawdziwą sportsmenkę przystało, lalkę można ustawić w dowolnej pozycji dzięki ruchomym stawom. Odgrywanie scenek w grze w tenisa nabiera zatem bardziej realistycznego wyrazu. Cena – około 60 zł.
Wszystkie lalki sportsmenki mają miękkie i długie włosy, które mała dziewczynka może dowolnie upinać i wiązać. Możliwa jest więc nie tylko zabawa w sport, ale też w salon fryzjerski i odgrywanie innych scenek. Lalki sportsmenki to także świetny pomysł, aby zachęcić dziewczynkę do ruchu. Umożliwiają pokazanie dziecku, że w piłkę nożną nie muszą grać tylko chłopcy, tenis jest jak najbardziej dla dziewczynek, a jeśli chce zająć się gimnastyką, należy dużo ćwiczyć, aby stawy były elastyczne i umożliwiały wykonanie różnych ruchów. | Lalki, które uprawiają sporty - sprawdź 5 naszych propozycji |
Gra studia Naughty Dog o tytule „The Last of Us” była jedną z najlepszych gier, jakie kiedykolwiek ukazały się na konsolę PlayStation 3. Jej twórcy postanowili wprowadzić do sprzedaży odświeżone wydanie tego tytułu jako „The Last of Us: Remastered” z myślą o posiadaczach konsoli PlayStation 4. „The Last of Us: Remastered” to nowa wersja hitu wydanego ekskluzywnie na konsolę PlayStation 3 od twórców serii gier przygodowych „Uncharted”. Studio Naughty Dog postanowiło wprowadzić swoją grę również na PlayStation 4, aby dotrzeć do większej liczby graczy.
Pierwsza wersja „The Last of Us”
Główną postacią w „The Last of Us: Remastered” jest przemytnik Joel. To mężczyzna w średnim wieku, który umie sobie poradzić w nieprzyjaznym świecie. Pewnego dnia podejmuje się on misji przeszmuglowania z bezpiecznej enklawy niezwykłej młodej dziewczyny o imieniu Ellie. W wyniku splotu nieszczęśliwych wypadków ta niecodzienna para zmuszona jest wyruszyć w podróż przez spustoszone Stany Zjednoczone.
Nowa gra twórców serii „Uncharted” to kolejny tytuł, który można zaklasyfikować do gatunku interaktywnych filmów. Gra opowiada liniową historię, w której gracz poznaje kolejne losy pary głównych bohaterów. Fabuła rzuca nas do świata przyszłości, który opanowany został przez zombie. Kolejne lokacje są bardzo różnorodne, a „The Last of Us” wyglądało zjawiskowo nawet na podstarzałym PlayStation 3. Recenzję przeczytasz tutaj.
„The Last of Us” nie pozwala się nudzić
Gracz wyrusza z Joelem i Ellie w niezwykłą i chwytającą za serce podróż. Pierwsze skrzypce gra tutaj fabuła, ale pomiędzy kolejnymi sekwencjami filmowymi pojawiają się zróżnicowane, interaktywne poziomy.
Zadaniem gracza jest nie tylko eksploracja kolejnych lokacji oraz walka z wrogimi postaciami. Okazuje się, że dla bohaterów wielokrotnie większym zagrożeniem od wszechobecnych zombie są… inni ludzie.
Co wnosi „The Last of Us: Remastered”?
Odświeżona edycja gry wydanej pierwotnie na PlayStation 3 daje graczom zupełnie nowe doznania graficzne. Konsola nowej generacji uruchamia tytuł w wersji „Remastered” w rozdzielczości 1080p, czyli 1920 na 1080 pikseli. Pierwotnie gra uruchamiana była w rozdzielczości 720p, czyli 1280 na 720 punktów. Na uwagę zasługuje też wzrost szybkości odświeżania obrazu do 60 klatek na sekundę, który pozytywnie wpływa na wrażenia płynące z gry.
W „The Last of Us: Remastered” powrócił tryb multiplayer znany z pierwotnej wersji. Twórcy postanowili też zintegrować w odświeżonej edycji rozszerzenie DLC o tytule „Left Behind”, za które nie trzeba płacić dodatkowo. Jedną z nowości w grze jest także ciekawy tryb fotograficzny. W każdym momencie można zatrzymać rozgrywkę i wykonać „zdjęcie” wirtualnym aparatem, czyli taki zrzut ekranu. Przed wciśnięciem „migawki” można zmienić ustawienia kamery.
Kto powinien zagrać w „The Last of Us: Remastered”?
Grą „The Last of Us: Remastered”powinni zainteresować się nie tylko gracze, którzy nigdy nie mieli z nią styczności, ale również osoby, które już skończyły rozgrywkę na konsoli poprzedniej generacji od Sony.
Nowe wydanie ma poprawioną względem oryginału grafikę i oferuje dostęp do DLC o nazwie „Left Behind”. Przy grze z pewnością miło czas spędzą fani pierwotnej edycji, a także nowi gracze.
Źródło okładki: www.naughtydog.com | „The Last of Us: Remastered” (PS4) – recenzja |
Oryginalne obiektywy zawsze charakteryzują się tym, że ich cena nie jest adekwatna do funkcjonalności. Nie można mieć zastrzeżeń co do wykonania, ale przeważnie zamienniki w tej samej cenie oferują większe możliwości. Na szczęście jest w czym wybierać… W tej chwili na rynku jest kilka firm, które specjalizują się w produkcji zamienników dla oryginalnych obiektywów aparatów Nikona. Obecnie warto zwrócić uwagę na to, co oferują takie marki jak Yongnuo, Sigma, Tamron, Samyang czy Tokina. Ale przed wyborem konkretnego modelu należy odpowiedzieć sobie na kilka ważnych pytań.
Na co zwrócić uwagę przy wyborze zamiennika dla oryginalnego obiektywu NIkona?
Przede wszystkim trzeba spojrzeć, jakie mocowanie zostało umieszczone w naszym aparacie Nikon i do niego należy szukać obiektywu. Gdy już wybraliśmy odpowiednie, to w następnej kolejności należy zwrócić uwagę na jakość wykonania takiego mocowania. Musi być ono solidne, aby podczas pracy nic się nie uszkodziło.
Wypadałoby także zwrócić uwagę na funkcjonalność danego obiektywu: czy nadaje się do zdjęć portretowych, czy tylko do krajobrazu i architektury. Ponadto ważne jest, aby nie zabrakło autofokusa czy stabilizacji obrazu. To niezbędne, aby z jakości wykonywanych materiałów być po prostu zadowolonym.
Na rynku są też dostępne egzemplarze używane, ale do nich trzeba podchodzić z dużą dozą ostrożności. Zdecydowanie bardziej polecam wybór nowego modelu.
Zamienniki obiektywów Nikona do 500 zł
W tej cenie obiektywy przeznaczone są raczej dla amatorów, którzy dopiero co zaczynają przygodę z fotografowaniem. Jednak z powodzeniem mogą mieć domowe zastosowanie.
Pierwszym polecanym obiektywem zamiast oryginalnego produktu Nikona jest Yongnuo YN-50 mm f/1.8. To profesjonalny, jasny obiektyw ze stałą ogniskową, który współpracuje ze wszystkimi aparatami z mocowaniem Nikon AF wraz z trybami M/AV/TV/P. Ponadto użytkownik może skorzystać z autofokusa oraz manualnego trybu ostrzenia obrazu. Obiektyw składa się 6 soczewek ułożonych w 5 grupach. Ponadto oferuje kąty widzenia: diagonalnie 46°, wertykalnie 27° i horyzontalnie 40°. Natomiast minimalny dystans ostrzenia wynosi 45 cm.
Z kolei Tamron AF 70-300 to idealny obiektyw dla osób, które rozpoczynają przygodę z fotografowaniem i zamierzają pracować głównie na dworze. Przeznaczony jest do zdjęć w plenerze, ale sprawdzi się także podczas wykonywania autoportretów. Liczba listków przysłony wynosi 9, a konstrukcja optyczna składa się z 13 elementów umieszczonych w 9 grupach. Cena Tamrona AF 70-300 wynosi około 450 zł.
Yongnuo 35 mm f/2 dla aparatów to kolejna ciekawa propozycja. Wyróżnia się przysłoną na poziomie f/2 oraz obecnością autofokusa. Oryginalny produkt Nikona oferujący podobne możliwości kosztuje około 1000 zł, a w tym wypadku trzeba zapłacić niecałe 500 zł.
MeiKe MK-50 50mm to kolejny obiektyw stałoogniskowy z przysłoną f/2. W tym modelu soczewki pokryto wielowarstwowymi powłokami przeciwodblaskowymi. Produkt składa się z 9 listków przesłony. Obiektyw jest kompatybilny z matrycami APS-C. MeiKe MK-50 50mm nadaje się do fotografii portretowej i krajobrazowej. Cena to niecałe 500 zł.
Zamienniki obiektywów Nikona do 1500 zł
W tej cenie można kupić obiektywy, które z powodzeniem wykorzysta się w pracy. Sigma 17-50mm to jasny obiektyw przeznaczony zdecydowanie dla profesjonalistów. Wyposażony jest w system stabilizacji obrazu oraz ultradźwiękowy silnik HSM, który gwarantuje cichą i szybką pracę. Produkt nawet przy ogniskowej 17 mm oferuje szeroki kąt widzenia, jednak cały czas gwarantuje przysłonę na poziomie f/2.8. Sigma 17-50mm sprawdzi się podczas fotografowania różnych obrazów: portretów, krajobrazów, architektury. Cena wynosi około 1300 zł.
Podobne parametry oraz niemal identyczną cenę co model wyżej ma Tamron 17-55.
MeiKe MK-8 to najtańsza propozycja z wszystkich wymienionych w tym przedziale cenowym. Jest to obiektyw typu fisheye. Co to oznacza? Zwany inaczej rybim okiem, charakteryzuje się ultraszerokokątnym kątem widzenia. Aby zminimalizować występowanie flar i efekt ghostingu, soczewki pokryto wielowarstwowymi powłokami przeciwodblaskowymi. Obiektyw składa się z 9 listków przesłony. Model MeiKe MK-8 dedykowany jest aparatom NIkon z matrycą APS-C. Produkt przeznaczono do fotografii krajobrazowej oraz do ujęć nietypowych. Cena wynosi niecałe 900 zł.
Konkurencyjnym modelem jest Tamron 18-200, za którego również należy zapłacić podobnie. Producent zachwala w tym egzemplarzu stabilizację obrazu oraz jego dobrą jakość, przy jednocześnie najlżejszym zoomie w swojej klasie. | Zamienniki obiektywów Nikona |
Grzejniki konwekcyjne, podobnie jak wszystkie urządzenia grzewcze, muszą być wyposażone w odpowiednie elementy służące do ich regulacji. Regulują one moc grzejników w taki sposób, aby w pomieszczeniu utrzymywała się pożądana przez nas temperatura. W poniższym wpisie doradzamy, jak sterować wydajnością instalacji, aby pracowała ona efektywnie i ekonomicznie. Grzejniki to niezbędny element każdego pokoju – rozprowadzają ciepło do pomieszczeń i utrzymują w nich stabilną temperaturę. Grzejniki w standardzie wyposażone są w zawory i głowice termostatyczne, które pozwalają regulować przepływ wody grzewczej przez grzejnik, dostosowując jego moc do potrzeb cieplnych pomieszczenia. Gdy zawór pozostaje otwarty, grzejnik swobodnie ogrzewa pomieszczenie. Gdy temperatura w pomieszczeniu staje się za wysoka, zawór przymyka się samoczynnie – przepływ wody grzewczej ustaje, tym samym obniża się temperatura grzejnika.
Jak ustawić zawór termostatyczny?
Zwróćmy uwagę na obrotową głowicę termostatyczną – poszczególnym nastawom na głowicy odpowiadają określone temperatury w zakresie np. od 6 do 28°C. Przykładowo, ustawienie nastawy w położeniu 1 oznacza, że głowica będzie pilnować, aby temperatura w pomieszczeniu nie spadła poniżej temperatury 6°C. Nastawa 5 zwykle oznacza pełne otwarcie zaworu, grzejnik pracuje więc z maksymalną mocą. Jeżeli chcemy utrzymać temperaturę pomieszczeń na poziomie 20-22˚C, głowicę powinniśmy ustawić na środkowym położeniu, czyli na 3. Kupując zawór termostatyczny do grzejnika, musimy sprawdzić, z której strony będzie on zamontowany. Do wyboru mamy zestawy do grzejników zasilanych bocznie oraz do grzejników zasilanych od dołu. Niektóre grzejniki mogą mieć wbudowany zawór termostatyczny – wówczas głowicę kupujemy osobno, po uprzednim sprawdzeniu wymiaru gwintu. Powinien on być taki sam jak gwint wewnętrzny głowicy. Pamiętajmy, że głowica nie będzie pracować prawidłowo, gdy przysłonimy ją meblem lub firanką. Należy jej zapewnić swobodną przestrzeń do kontrolowania temperatury.
box:offerCarousel
Elektroniczne głowice
Rosnącym zainteresowaniem cieszą się głowice elektroniczne – te, oprócz precyzyjnej regulacji temperatury, dają sposobność do ustawienia harmonogramu ogrzewania, np. przez zastosowanie trybu nocnego. Należy wspomnieć, że wielu producentów uzupełnia swoją gamę produktów o automatykę sterującą głowicami. Może to być ścienny panel sterujący, pozwalający na zdalną kontrolę nad głowicami termostatycznymi. Komunikacja na poziomie panelu i termostatu odbywa się bezprzewodowo, za pośrednictwem sieci Wi-Fi. Takie rozwiązanie ma wiele zalet – sterujemy ogrzewaniem całego domu za pomocą jednego dotykowego urządzenia, mamy możliwość wprowadzenia rozbudowanego harmonogramu ogrzewania oraz zyskujemy zdalny podgląd z poziomu aplikacji.
box:offerCarousel
Sterowanie grzejnikiem kanałowym
Grzejniki kanałowe ze względu na zabudowę w podłodze wymagają zamontowania głowicy poza kanałem, np. na przyległej ścianie. Zawór z głowicą łączy się za pomocą kapilary prowadzonej wewnątrz peszla. Nie powinniśmy instalować głowicy wewnątrz wanny, bezpośrednio na zaworze, bo w takim rozwiązaniu termostat będzie reagował na temperaturę grzejnika, a nie tę w pomieszczeniu. Poza tym przy takim usytuowaniu dostęp do głowicy byłby bardzo utrudniony. Pracą grzejnika można sterować ręcznie (np. za pomocą przełącznika obrotów – grzejnik kanałowy z wentylatorem) lub automatycznie (poprzez zastosowanie termostatu pokojowego z automatycznym przełącznikiem obrotów). | Ekonomiczne sterowanie grzejnikami – w jaki sposób? |
Rival 700 od Steelseries to myszka z wyższej półki o niezwykłej funkcjonalności. Została wyposażona w wyświetlacz OLED, system wibracji i modularną obudowę, która umożliwia personalizację. Czy to praktyczne urządzenie? Warto wydać na nie około 370 zł? Nareszcie coś nowego! Ostatnio urządzenia peryferyjne właściwie stoją w miejscu, a producenci ścigają się głównie w elemencie podświetlenia RGB, które rzadko można wykorzystać w praktyce. Steelseries zdecydował się na eksperyment – Rival 700 to myszka z wymiennymi przewodami, modułami sensora, elementami obudowy, systemem wibracji, a także wyświetlaczem OLED. Nie zapomniano też o dobrym sensorze, mysz wyposażono w PixArt 3360, który jest prawdopodobnie odpowiednikiem modelu 3366 z myszek Logitecha.
Specyfikacja Steelseries Rival 700
sensor optyczny PixArt 3360 (od 100 do 16000 dpi)
opcjonalny sensor laserowy PixArt 9800 (8200 dpi, 150 IPS, przyspieszenie 30 g)
szybkość 300 IPS (7,62 m/s)
przyspieszenie 50 g
odświeżanie 1000 Hz (1 ms)
7 przycisków o trwałości do 30 mln kliknięć
długość przewodu bez oplotu 1 m, z oplotem 2 m
podświetlenie RGB 16,8 mln kolorów
wsparcie Steelseries Engine 3 i GameSense
wymiary 124,85 x 68,46 x 41,97 mm
waga 135 g
Wyposażenie i konstrukcja
W zestawie z myszką możemy liczyć „tylko” na okablowanie i instrukcję obsługi, nie ma dodatkowych pokrywek czy modułów – trzeba je nabyć dodatkowo. Trudno specjalnie narzekać, gdyż mimo że myszka jest przewodowa, to kabel można dobrać według własnych preferencji. Do wyboru jest krótszy, metrowy, bez oplotu – idealny do laptopa, oraz dłuższy, dwumetrowy, w oplocie, który sprawdzi się we współpracy z komputerem stacjonarnym.
Design myszki jest nowoczesny, ale nie został przekombinowany. Dominują ciemne barwy oraz gładkie i ogumowane tworzywa. Konstrukcja nie jest symetryczna, zastosowana ergonomia sugeruje, że to bardziej urządzenie dla praworęcznych.
Pokrywa jest w kolorze stalowym lub tytanowym, oba te odcienie są ciemne. Ma podwójny grzbiet, sześcienną fakturę i podświetlane logo producenta. Można ją podważyć i zdemontować. Matowe przyciski są oddzielone od obudowy – lewy jest nieznacznie większy, oba mają wytłoczenia tuż przy rolce. Sama rolka jest ogumowana, została podświetlona i mocno schowana w obudowie. Obok niej odstaje wąski przycisk zmiany rozdzielczości sensora.
Lewy bok zawiera trzy przyciski: dwa boczne i jeden dodatkowy, który znajduje się przy połyskującej szybce. Za nią (szybką) jest wąski, biały wyświetlacz OLED. Boki są bardzo delikatnie ogumowane, mają wyraźne wypustki, a z lewej strony widać także dwie pomarańczowe wstawki, to wskaźnik pozycji bocznych przycisków.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Pod spodem oprócz trzech dużych ślizgaczy (w tym podłużnego z tyłu) rzuca się w oczy wymienny sensor, przykręcony za pomocą czterech śrub. Z przodu jest miejsce na mocowanie kabla, to gniazdo microUSB z systemem blokady. Z tyłu znajduje się gumowa wstawka z logo Rival. Co ciekawe, można ją wyjąć i zamiast niej wydrukować w 3D element ze swoim logo, ksywką itp. Producent udostępnia odpowiedni model 3D.
Wykonanie nie budzi wątpliwości. Spasowanie jest wzorowe, tworzywa wysokiej jakości, a podświetlenie mocne i nasycone. Przewody są cienkie, ale mocne. Oplot wydaje się szorstki, ale z pewnością jest trwały.
Użytkowanie i ergonomia
Myszkę można chwycić na trzy sposoby. Da się to zrobić zarówno palcami, „pazurami”, jak i pełną dłonią. Według mnie najlepiej sprawdził się fingertip grip (chwyt koniuszkami palców) oraz palm grip (całą dłonią) – mysz jest dosyć wysoka, wyraźnie wyprofilowana z tyłu w sposób, aby wypełnić dłoń. Nie jest to jeszcze tak ergonomiczna myszka, jak Mionix Naos 7000, ułożenie palców to nadal 1+2+2 lub 1+3+1. Kształt pokrywki jest jednak trochę dziwny, grzbiety są wyczuwalne pod dłonią, więc wolałem trzymać urządzenie luźniej. To też dość ciężki gryzoń, mocno obciążony w tylnej części konstrukcji.
Wszystkie przyciski pracują wzorowo. Klik głównych oraz rolki jest szybki i bardzo cichy, ale także wyczuwalny i sprężysty. Amortyzacja na końcu jest minimalna, a sam skok płytki. Rolka posiada świetne ogumowanie i stopniowy obrót oraz wyraźne, niesłyszalne skoki. Niestety nie ma opcji wychylania. Boczne przyciski są głośniejsze, ale również pracują świetnie. Narzekać można tylko na lokalizację specjalnego przycisku na lewym boku – jest bardzo daleko, trzeba do niego mocno sięgać kciukiem, nie każdy użytkownik sobie z tym poradzi.
Nie mam zastrzeżeń co do przewodów. Są lekkie, a ich wtyki trzymają się pewnie. Mimo że trafiają bardzo blisko spodu myszki, nie przycierają o podkładkę.
Funkcje dodatkowe nie zawodzą, ale nie dla każdego okażą się praktyczne. Wibracja w myszce budzi obawy, jednak nie wpływa na ruch kursora. Skierowana jest ku wnętrzu dłoni, można wybrać różne typy oraz intensywność. Jest silna, zwarta i wyraźnie wyczuwalna. Może służyć jako sygnał w niektórych grach (np. start rozgrywki w Counter-Strike’u: Global Offensive), wibrować po określonym czasie (np. odliczając czas regenerowania się zaklęć), a można dodać opcję wibracji w momencie przyciskania rolki lub klawiszy bocznych. Myszka jednak nie będzie działała jak kontroler z konsoli – nie wibruje w trakcie wybuchów czy jazdy po nierównej nawierzchni w GTA V.
Wyświetlacz to czarno-biały ekranik o niskiej rozdzielczości, może wyświetlać logo, animowane gify – pliki graficzne możemy stworzyć sami. W grach GameSense, np. w Counter-Strike’u: Global Offensive pokazuje statystyki na koniec rundy. To także ekran konfiguracji – można więc jej dokonać bez oprogramowania, np. na turniejowym komputerze. Przytrzymanie przycisku dpi włącza konfigurację, na myszce można ustawić profile, wysokość LOD, odświeżanie itp., okręcając rolką i potwierdzając kliknięciami. Ekran może wyświetlać także wybrany poziom dpi. Ogólnie byłem z tego rozwiązania zadowolony, ale na myszkę raczej rzadko patrzymy podczas rozgrywki, to więc bardziej gadżet niż wysoce pożądana opcja.
Oprogramowanie
Do myszki dedykowane jest oprogramowanie Engine 3. To czytelny, intuicyjny interfejs. Program został podzielony na trzy zakładki.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Pierwsza (Gear) to lista wspieranego sprzętu. Po wybraniu myszki pozwala skonfigurować dwa tryby dpi w wielu profilach, funkcje przycisków, wibrację, akcelerację, jak również wyzwalacz czasowy wibracji, aktywowany odpowiednim przyciskiem (np. bocznym specjalnym). Opcji jest więcej, w tym rozbudowana kontrola RGB, ale konfiguracji LOD-u dokonuje się z poziomu wyświetlacza myszki.
Zakładka Library pozwala dodać swoje gry i ustawić do nich odpowiednie profile myszy, a GameSense umożliwia wykorzystanie podświetlenia w grach, np. jako wskaźnika zdrowia, funduszy itp. Niestety, podobnie jak ze słuchawkami, nie jest to zbyt praktyczne zastosowanie – jakby nie było, myszkę przecież cały czas zasłaniamy dłonią.
Wydajność
Przetestowałem Rivala 700 na kilku rodzajach podkładek materiałowych – Steelseries QcK oraz Mionix Sargas 320, a także plastikowych – HyperX Skyn Control i Speed. Sprawdziłem wydajność sensora zarówno w programach testujących, jak i grach: Fallout 4, Crysis 3, Wiedźmin 3, Counter-Strike: Global Offensive, GTA V, Doom, Rise of the Tomb Raider i wielu innych. Firmware był zaktualizowany, oznaczony jako 0.096.0.0.
Sprawa jest prosta, sensor jest świetny. Spisuje się bardzo podobnie do sensora PixArt 3366 w Logitechu G502. To szybki, wyjątkowo precyzyjny czujnik. Nie ma akceleracji, ruch myszki jest idealnie odwzorowany, ale czuć lekkie wygładzanie, to znaczy mysz gładko płynie po ekranie, ruch nie jest tak szybki i rwany, jak w Logitechu G502. Obie myszki różnią się rozdzielczością, ale okazuje się że ta realna u obu oscyluje na poziomie 12000 dpi, powyżej, aż do 16000 dpi rozdzielczość jest interpolowana (oznaczona jako DCPI). Trudno narzekać, rozdzielczość 12000 dpi to i tak przesada dla posiadaczy pojedynczych monitorów Full HD, QHD czy nawet 4K.
Udało mi się rozpędzić myszkę do ponad 5,5 m/s, a jest jeszcze sporo zapasu. Nawet wyjątkowo szybkie ruchy nie powodują gubienia się kursora. Rewelacyjnie wypada LOD – to 1,5–2 mm na różnych podkładkach. Jest więc bardzo niski, a w myszce można go zwiększyć do 3 mm. Gracze low-sens często podnoszący myszkę będą zadowoleni. Nie było problemów z predykcją, jitterem czy odświeżaniem.
Podsumowanie
Rival 700 to bez wątpienia oryginalna i atrakcyjna myszka. W tej chwili za sprawą systemu wibracji i ekranu jest jedyna w swoim rodzaju. Doceniam obie funkcje, ale bardziej podoba mi się opcja wibracji – zrealizowano ją świetnie, sam szybko dodałem wibrację do przycisku rolki i klawiszy bocznych. Wyświetlacz to już bardziej gadżet, ekranik będzie służył raczej do dodatkowej personalizacji, podobnie jak podświetlenie myszki. Sensor jest bardzo dobry i precyzyjny, korzystanie z Rivala 700 to sama przyjemność, także dzięki świetnej ergonomii.
Rival 700 nie jest tanią myszką, ale uważam że cena jest i tak bardzo dobra. Aktualnie można ją mieć za 370 zł. To cena Razer Mamba Tournament Chroma czy też Diamondback, które nie mają funkcjonalności Rivala 700, a moim zdaniem ustępują jej także pod względem sensora. Logitech G502 Proteus Core jest tańsza o około 70 zł, oferuje więcej przycisków oraz wychylaną rolkę z opcją bezwładnego obrotu. Wizualnie wygrywa jednak Rival 700, a testowana mysz może być również wygodniejsza.
Zalety: uniwersalny design; bardzo dobre wykonanie; modularna obudowa; wysokiej jakości przyciski; bardzo dobre podświetlenie; wyświetlacz OLED oraz system wibracji; wymienne przewody; świetny sensor.
Wady: wybór długości przewodu to także wybór typu oplotu; wysoka waga myszki; rolka bez wychylania; wyświetlacz może nie być praktyczny; modularność wymaga kolejnych inwestycji. | Test myszki Steelseries Rival 700 – jedyna w swoim rodzaju |
Inwestując w pralkę około 3000 zł, możemy wymagać od sprzętu bardzo wysokiego zaawansowania, obecności wielu systemów i ciekawych funkcji, ponadprzeciętnej ładowności i energooszczędności na najwyższym poziomie. Poznajmy kilka urządzeń, na które warto zwrócić uwagę podczas zakupu. Samsung WD90J6410AW
Zaczynamy od propozycji marki Samsung. Model WD90J6410AW to pralka dla dużej i wymagającej rodziny, choć jej gabaryty mogą niektórych nieco odstraszyć – głębokość to 65 cm. Wynagradza to bardzo imponująca ładowność – aż 9 kg suchej odzieży. Warto wspomnieć o bardzo ważnej funkcji – suszarce.
box:offerCarousel
Opisywane urządzenie ma opcję suszenia prania, co znacząco przyspiesza cały proces, eliminując konieczność rozwieszania mokrej odzieży. Klasa energetyczna sprzętu to A, co pozwoli zaoszczędzić nie tylko czas, ale i pieniądze. Oczywiście nie zabrakło takich funkcji, jak Eco Bubble (wytwarzanie aktywnej piany ułatwiającej usuwanie zabrudzeń) oraz silnika inwerterowego z 10-letnią gwarancją. Jest także funkcja Speed Spray wykorzystująca dodatkowe natryski wodne oraz wiele programów do wyboru, wraz z szybkim praniem lekko zabrudzonych tkanin. Całość prezentuje się bardzo nowocześnie i elegancko. Cena tego modelu na Allegro to około 3000 zł.
Samsung WW90K6414QW
Kolejny model jest nieco tańszy od poprzednika – około 2500 zł w dniu publikacji – ale również oferuje pełen wachlarz ciekawych funkcji. Co prawda, Samsung WW90K6414QW nie ma suszarki, ale ma aż 9 kg ładowności, maksymalną prędkość wirowania na poziomie 1400 obrotów na minutę oraz klasę energetyczną A+++. Na pewno przydatne okażą się dodatkowe drzwiczki AddWash, pozwalające na dodanie niewielkiej porcji prania już po uruchomieniu programu – idealne dla zapominalskich. Oczywiście pamiętano o automatyce prania Fuzzy Logic (dobór programu do masy odzieży), bębnie typu „Diamond” (minimalizuje zagniecenia) i systemie produkcji aktywnej piany Eco Bubble. Zwieńczeniem całości jest silnik inwerterowy z 10-letnią gwarancją.
Bosch WAW24740PL
Tym razem propozycja marki Bosch. Model WAW24740PL to pralka o głębokości 59 cm, ładowana od frontu, o bardzo pojemnym bębnie – możemy zmieścić w nim nawet 9 kg odzieży. Pralka opiera się na technologii ActiveOxygen, co sprawia, że zapewnia wspaniałe rezultaty prania delikatnych tkanin nawet w niskiej temperaturze. Maksymalna prędkość obrotowa podczas wirowania to 1200 obrotów na minutę, zaś klasa energetyczna to A+++. Do wyboru mamy również dwie opcje prania – TimePerfect (skraca czas prania) lub EcoPerfect (zmniejsza zużycie energii). Jest też opcja ActiveWater Plus, polegająca na inteligentnym zarządzaniu zużyciem wody. Cena tego modelu na Allegro to około 2800 zł.
box:offerCarousel
Electrolux EWF1408WDL2
Za około 2660 zł otrzymamy model Electrolux EWF1408WDL2. Cechą szczególną tej propozycji jest ładowność bębna na poziomie aż 10 kg, co z pewnością docenią duże rodziny. Maksymalna prędkość wirowania to 1400 obrotów na minutę, dzięki czemu po zakończeniu prania tkaniny są niemal suche. Klasa energetyczna to A+++, co przekłada się na duże oszczędności na rachunkach za prąd i wodę. Funkcja Time Manager umożliwia skrócenie czasu prania, zachowując dotychczasową jakość. Na uwagę zasługuje przedni panel z dużym i czytelnym wyświetlaczem.
box:offerCarousel
AEG L98699FL2
Na zakończenie model AEG L98699FL2, którego cechą szczególną jest bardzo wysoka prędkość wirowania – maksymalnie aż 1600 obrotów na minutę. Ładowność bębna to 9 kg suchej odzieży. Producent zadbał o funkcję opóźnionego startu i zapewnił klasę energetyczną A+++. Duży i czytelny wyświetlacz ułatwia obsługę. Design pralki jest minimalistyczny, nowoczesny i elegancki. Cena? W dniu publikacji była to kwota około 2850 zł. | Pralka do 3000 zł – I kwartał 2017 selekcja modeli |
Bujny zarost to prawdziwa oznaka męskości. Długa, gęsta broda i elegancko zaczesane wąsy od wielu sezonów przyciągają damskie spojrzenia. Jak odpowiednio dbać o zarost? Jakich środków pielęgnacyjnych używać? Zarost, podobnie jak fryzura czy okulary, stanowi nieodłączny element wizerunku. Dodaje powagi, określa charakter i styl. Delikatnego chłopca zamienia w prawdziwego mężczyznę. Wyhodowanie jednak bujnego zarostu nie jest wcale taką prostą sprawą. Okazuje się, że by cieszyć się elegancką i szlachetnie wyglądającą brodą, trzeba poświęcić jej mnóstwo czasu i wykonać sporo zabiegów pielęgnacyjnych.
Jak dbać o brodę, by wyglądać modnie i stylowo? Przede wszystkim regularnie ją myć i często strzyc. Dbanie o higienę będzie szczególnie ważne latem, kiedy skóra się poci i wytwarza większą ilość sebum. Brodę warto także codziennie nawilżać, by wzmocnić kondycję skóry, a włoskom dostarczyć odpowiedniej ilości witamin i minerałów. Na rynku dostępnych jest wiele doskonałych produktów dedykowanych pielęgnacji męskiego zarostu. Po które z nich warto sięgnąć?
Akcesoria do stylizacji
Jak skompletować kosmetyczkę dla brodacza? Obowiązkowo powinny znaleźć się w niej szczotki z miękkim włosiem dzika. Okrągła szczotka będzie służyła do codziennej pielęgnacji – z powodzeniem można wykorzystać ją nie tylko do rozczesania gęstego zarostu, ale także do masowania skóry.
Szczotka osadzona na długim trzonku doskonale sprawdzi się podczas stylizacji brody i dłuższych wąsów. Miękkie włosie pobudzi krążenie mikrokomórkowe i pomoże wyczesać martwy naskórek.
Gadżetem, na który warto zwrócić uwagę, jest grzebień do stylizacji zarostu. Specjalny kształt pozwala uzyskać równą linię zarostu na policzkach, precyzyjnie wygolić włoski na linii szczęki oraz wystylizować fryzurę zgodnie z oczekiwaniami. Grzebień okaże się szczególnie pomocy w przypadku panów dopiero rozpoczynających swoją przygodę z zapuszczaniem brody.
box:offerCarousel
Maszynka do zarostu to podstawa kosmetyczki każdego brodacza. Jaką wybrać? Warto postawić na wielofunkcyjny model umożliwiający strzyżenie brody i włosów oraz dodatkowo wyposażony w trymer. Wymienne nasadki o różnych długościach pozwolą stopniować efekt i tworzyć różnorodne stylizacje.
Posiadacze krótkiego i zdyscyplinowanego zarostu raczej nie będą potrzebowali dodatkowych akcesoriów do stylizacji, ale właściciele dłuższych bród chętnie sięgną po praktyczny wosk do modelowania. Wytworzony z naturalnych składników odżywi i odświeży zarost, a jednocześnie pozwoli go zdyscyplinować i ułożyć dokładnie według naszego zamysłu.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Kosmetyki pielęgnacyjne
W wielu drogeriach pojawiły się specjalne sekcje poświęcone kosmetykom przeznaczonym wyłącznie do pielęgnacji zarostu. Na które produkty warto spojrzeć przychylnym okiem?
Podstawą pielęgnacji każdego zarostu jest oczywiście dbanie o higienę. Brodacze mogą zdecydować się albo na delikatny szampon do brody, albo na specjalne mydło do zarostu. Łagodne formuły nie tylko pomogą usunąć zabrudzenia, ale także znakomicie odżywią wrażliwą skórę i szorstkie włoski, pozostawiając uczucie świeżości na długi czas.
box:imagePins
box:pin
Wielu brodaczy – szczególnie dopiero rozpoczynających przygodę z zapuszczaniem zarostu, zapomina o tym, że brodę warto nie tylko myć, ale też odpowiednio ją odżywiać. Specjalna odżywka do brody, wzbogacona w pantenol, kwas mlekowy, czy ekstrakt z morwy indyjskiej nawilży włoski, zmiękczy je i odpowiednio odżywi, wyraźnie poprawiając ich kondycję.
Oprócz odżywki i szamponu, warto, szczególnie upalnym latem, regularnie sięgać po peeling do brody. Zawierający naturalne drobiny łupin orzecha pomoże złuszczyć i skutecznie usunąć martwy naskórek. Pielęgnacyjne składniki takie jak masło shea, olejek migdałowy, czy ekstrakt z liści eukaliptusa wzmacniają skórę i odżywiają zarost.
Szlachetny olejek do brody to produkt, wobec którego mężczyźni często bywają nieufni – zupełnie niepotrzebnie. Mieszanina olejków (arganowego, ze słodkich migdałów i jojoba) szybko wnika do wnętrza włosa i właśnie tam koncentruje swoje działanie. W efekcie broda jest doskonale odżywiona i pobudzona do wzrostu, bez cienia tłustego efektu.
Niektórzy brodacze podczas swojej męskiej przygody spotkają się z problemem gęstego i szorstkiego zarostu, który będzie trudny w pielęgnacji. Jak sobie z nim poradzić? Specjalny eliksir zmiękczający nawilży i uelastyczni nawet bardzo oporne włoski, by łatwiej poddawały się codziennej stylizacji.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Zapuszczanie brody stało się w ostatnim czasie niezwykle modne. Jak grzyby po deszczu wyrastają w wielu Polskich miastach stylowe salony specjalizujące się w strzyżeniu i układaniu męskich zarostów. Oprócz regularnego podcinania brody warto jednak także nauczyć się o nią odpowiednio dbać. Dzięki przemyślanej pielęgnacji opartej o wysokiej jakości produkty z naturalnymi składnikami, bez silikonów i SLS, każda broda ma szansę wyglądać stylowo i modnie. Dokładnie rozczesana, o fantazyjnym kształcie, a może zafarbowana na ekstrawagancki kolor? Z nowoczesnymi gadżetami i kosmetykami pielęgnacyjnymi każdy mężczyzna z całą pewnością znajdzie swój wyjątkowy sposób na długą i zadbaną brodę. | Broda ciągle modna – produkty do stylizacji zarostu |
Jeżeli macie dość tematów ponurych, pogody brzydkiej i ludzi niebezpiecznych, to śpieszę na ratunek z powieścią, która przeniesie was do małej, urokliwej miejscowości położonej w Górach Świętokrzyskich. Nie jest tam co prawda idealnie, bo zawsze znajdą się tacy, którzy będą chcieli zmącić szczęście innych, ale „Marzenia szyte na miarę” Karoliny Wilczyńskiej to ciepła powieść pozwalająca choć na moment zapomnieć o niezbyt optymistycznych doniesieniach z Polski i świata. Karolina Wilczyńska wraca z kontynuacją „Zaplątanej miłości”, jednak tym razem akcję osadza przede wszystkim w niewielkim Jagodnie, w którym mieszka babcia Róża, mądra staruszka, która niejednemu pomoże spojrzeć na życie z zupełnie innej strony.
Powieść pełna tajemnic
Tamara i jej córka Marysia mieszkają w Kielcach, ale w każdej wolnej chwili jeżdżą do pobliskiego Jagodna, by opiekować się przyszywaną babcią Różą, która niedawno wyszła ze szpitala. Jagodno pachnie kompotem z rabarbarem, w domu jest ciepło, rodzinnie i przytulnie, a pobliski las zachęca do spacerów. Relacje Tamary i Marysi są coraz lepsze, choć nastolatka ma przed mamą małą tajemnicę.Oprócz bohaterów znanych z pierwszego tomu pojawią się w „Marzeniach szytych na miarę” nowe postaci i związany z nim bardzo ciekawy, choć tajemniczy wątek. Dwie starsze kobiety żyją na uboczu w dworku, który lata świetności ma już za sobą. Mają maniery hrabianek, na obcych patrzą niechętnie, ale gdy w ich życie wkracza Marysia, coś się zmienia. Wciąż jednak nie wiadomo, jaka jest historia dam żywcem wyjętych z minionej epoki.
W cieniu tyrana
Tajemnic jest w tej powieści sporo. Ma je Ewa, matka Marysi, ma Łukasz – pomocnik babci Róży, ma Zofia, którą Tamara zatrudniła jako opiekunkę dla staruszki. Obie panie świetnie się dogadują, bo i pokolenie to samo, i serca tak bardzo szczere są i kochające. A jednak Zofia nie jest szczęśliwa. Jej wątek jest najbardziej emocjonującym, choć niestety niewiele w nim powodów do radości. Własny dom jest dla niej piekłem, którym rządzi zięć-tyran wspierany przez zaszczutą żonę, córkę Zofii. Teściowa jest dla niego służącą, której nic nie należy się od życia. Nie liczą się jej uczucia, zdrowie czy marzenia. Czy babcia Róża i na ten problem znajdzie radę?
Wachlarz emocji
„Marzenia szyte na miarę” to powieść o miłości, przyjaźni, zaufaniu. O trudnych relacjach międzyludzkich, szacunku i przełamywaniu słabości. O nowych rozdziałach w życiu i radzeniu sobie z przykrymi wspomnieniami. To powieść pełna ciepła, z aurą tajemnic, piękna, mądra, ale nieprzesłodzona. Autorka buduje wiarygodnych bohaterów, świetnie opisuje emocje, kreuje rzeczywistość, w której łatwo odnalazłby się każdy z nas.Najnowsza powieść Karoliny Wilczyńskiej to doskonałe lekarstwo na smutki i ratunek przed dołującym wpływem jesienno-zimowej aury. „Marzenia szyte na miarę” dostępne są nie tylko w wersji papierowej, ale także w elektronicznej. Książkę w formacie EPUB lub MOBI można kupić już za ok. 21 złotych.
Źródło okładki: www.czwartastrona.pl | „Marzenia szyte na miarę” Karolina Wilczyńska – recenzja |
„Ciasne, ale własne!” – takie słowa cisną nam się na usta, kiedy rozpoczynamy urządzanie kawalerki. Do dyspozycji mamy niewiele metrów kwadratowych, warto zatem zagospodarować je przestrzennie. Jakimi zasadami należy się kierować przy urządzaniu małego mieszkania, aby było funkcjonalnie, wygodnie, a zarazem stylowo? Przestrzennie
Podstawowe M1 ma ok. 40 m2 – tutaj każdy metr jest na wagę złota. Zwykle do dyspozycji mamy niewielki przedpokój, łazienkę i salon z aneksem kuchennym lub oddzielną kuchnię. Ważne jest wydzielenie obszarów w mieszkaniu tak, abyśmy dysponowali: miejscem, w którym spokojnie będziemy mogli przygotować i zjeść posiłek; kącikiem do pracy; strefą wypoczynku.
Urządzenie trzech pomieszczeń w jednym to nie lada wyzwanie, ale istnieją triki, które optycznie powiększą niewielką przestrzeń. Przede wszystkim postawmy na stonowane kolory farb. Doskonale sprawdzą się jasne kolory ziemi, odcień kości słoniowej, piaskowy czy beż, przełamane chłodną szarością lub zielenią. Są to uniwersalne barwy, które wpasowują się zarówno w klasyczny styl wnętrza, jak i art deco. Jasne kolory budują aurę bezpieczeństwa oraz wrażenie czystości i porządku, tworząc harmonijną kompozycję. W kawalerce warto także postawić na jasne meble, które nie będą zbytnio przytłaczać.
Widnie
Optyczne powiększenie wnętrza uzyskamy za pomocą luster. By nie tracić miejsca na ścianie, wybierzmy szafę z lustrem (na zewnętrznej stronie drzwi). Od razu będzie się nam wydawało większe. Pamiętajmy, że kawalerkę łatwo jest zagracić, więc wystrzegajmy się zbędnych elementów wystroju. Designu dodadzą stylowe lampy.
W kuchni zamontujmy wiszące ledy, których nowoczesne wzornictwo stworzy przytulny klimat. Zaletą lamp ledowych są także niskie koszty zużycia energii elektrycznej. Pod wiszącymi szafkami warto zamontować małe lampki ledowe. W łazience na suficie powieśmy plafon, a przy lustrze – kinkiet. W pokoju dziennym, a zarazem sypialnianym, będziemy potrzebować żyrandolu i lampy stojącej lub lampki nocnej.
Funkcjonalnie
Wnętrze wielofunkcyjne musi być spójne stylistycznie. Meble kuchenne powinny pasować do salonowych zarówno kolorem, jak i stylem. W kuchni dobrze sprawdzą się wiszące szafki, które pozwolą nam zaoszczędzić miejsce na podłodze. W pokoju dziennym postawmy niską komodę czy regał, podobnie warto zainwestować w niewielki gabarytowo wypoczynek. Doskonale sprawdzi się rozkładana sofa z pojemnikiem na pościel, która w ciągu dnia będzie służyła do siedzenia, a nocą jako łóżko do spania.
Jeśli mieszkanie jest wysokie i dość nasłonecznione, świetnym rozwiązaniem będzie antresola, która pozwoli oddzielić część sypialnianą od wypoczynkowej.
Do spożywania posiłków, spotkań towarzyskich i do pracy przyda się rozkładany stół i siedziska, np. pufyz funkcją schowka, w którym możemy przechowywać podręczne przedmioty czy chociażby gazety.
Łazienki w kawalerkach nie mogą poszczycić się zbyt dużym metrażem, dlatego każdy element musi być przemyślany. Lepiej sprawdzi się tu niewielka kabina prysznicowa niż wanna. Ponadto często w małych łazienkach rezygnuje się z brodzików i montuje odwodnienia liniowe, dzięki którym zyskujemy dodatkową przestrzeń. Ważna jest także umiejętna zabudowa – szafka nad stelażem WC to dodatkowy schowek na papier toaletowy, ręczniki czy środki czystości.
Niezbędna będzie też mała pralka, nie szersza niż 45 cm. Jeśli w łazience nie ma na nią miejsca, możemy postawić ją w kuchni – dobrze wkomponowana w zabudowę nie będzie problematyczna, ponadto pralka pod zabudowę gabarytowo dostosowana jest do mebli kuchennych i działa ciszej niż tradycyjne modele.
Rynek oferuje wiele nowatorskich rozwiązań, które pomogą nam maksymalnie wykorzystać przestrzeń mieszkalną. Nim przystąpimy do urządzania kawalerki, pozbądźmy się zbędnych przedmiotów. Nie ma sensu zagracać wnętrza, zwłaszcza że z czasem i tak zacznie nam przybywać dodatkowych bibelotów. | Stylowa i przestrzenna kawalerka – podstawowe zasady urządzania |
Od 23 lipca zamykamy oferty ze starym opisem Od 23 lipca zaczniemy zamykać oferty, które nie spełniają nowych standardów.
Jeśli nadal masz oferty ze starym opisem, zadbaj o komfort kupujących i przejdź na nowy opis. Dzięki niemu Twoje oferty będą:
* bardziej przejrzyste i czytelne
* dostosowane do smartfonów i tabletów
* łatwiejsze w zarządzaniu
Aby przejść na nowy opis, skorzystaj z migratora opisów. W tym celu wejdź do tej zakładki, sprawdź ile masz ofert ze starym opisem i zaktualizuj je grupowo.
Co stanie się z ofertami ze starym opisem od 23 lipca:
jeśli korzystasz z automatycznego wystawienia po zakończeniu oferty - nie wystawimy nowej, gdy aktualna się zakończy
jeśli korzystasz z formatu “do wyczerpania przedmiotów” - zakończymy ofertę w ciągu 30 dni od 23 lipca
Dowiedz się więcej. | Od 23 lipca zamykamy oferty ze starym opisem |
Nie od dziś wiadomo, że naturalne składniki kosmetyków najkorzystniej wpływają na naszą skórę. Po owocach, olejkach naturalnych i miodzie, czas wypróbować algi. Jednak nie wszystkie rodzaje alg charakteryzują się nadzwyczajnymi właściwościami. Spośród prawie 30 000 gatunków, jedynie 50 nadaje się do celów pielęgnacyjnych. Wielorakie właściwości pozwoliły na ich wykorzystanie w wielu kosmetykach, przeznaczonych do różnych partii ciała. Co znajdziemy w składzie alg?
Algi to ogromne bogactwo minerałów, witamin i innych składników, które odpowiadają za młody i promienny wygląd skóry. W ich składzie znajdziemy witaminy: A, C, D, E i K oraz witaminy z grupy B. Algi to także źródło zdrowych tłuszczów, białka, węglowodanów oraz magnezu, chloru, żelaza, potasu i jodu. Wymienione składniki wpływają na bogate zastosowanie alg w kosmetyce.
Działanie nawilżające
Zawartość karagenianów i polisacharydów gwarantuje skórze głębokie nawilżenie. Są to składniki, które w połączeniu z wodą tworzą hydrozole i roztwory koloidalne. Kremy na dzień i na noc, maseczki czy serum do twarzy, w których składzie znajdują się algi, docierają do najgłębszych warstw skóry i zapewniają nie tylko nawilżenie, ale także elastyczność i jędrność. Regularnie aplikowane na skórę kosmetyki z algami, nie pozwalają na utratę wody, ale też łagodzą podrażnienia spowodowane np. zabiegami kosmetycznymi. Dlatego po mechanicznym oczyszczaniu twarzy warto nałożyć maskę z algami, która zmniejszy zaczerwienienie i pozwoli na szybsze gojenie się zmian skórnych.
Działanie antycellulitowe i wyszczuplające
Algi często można znaleźć wśród składników balsamów i maseł do ciała. Zawartość kwasu alginowego zapewnia skuteczne usuwanie złogów tłuszczu oraz poprawia krążenie krwi, dzięki czemu w łatwiejszy sposób pozbędziemy się cellulitu. Obecne w składzie niektórych rodzajów alg estyny i rutyny mają dodatkowe działanie wzmacniające oraz uszczelniające drobne naczynia krwionośne. Zapobiegniemy więc powstawaniu na udach i pośladkach nieestetycznych pajączków. Balsamy z algami warto stosować po każdym opalaniu, ponieważ zapobiegają skutkom zbyt długich kąpieli słonecznych, takim jak zbytnie przesuszenie czy przedwczesne starzenie się naskórka.
Działanie oczyszczające
Zawartość siarki i wielu węglowodanów pozwoliło na wykorzystanie alg w kosmetykach przeznaczonych do cery tłustej i trądzikowej. Taki skład gwarantuje działanie odkażające i antybakteryjne. Algi stabilizują pracę gruczołów łojowych, dzięki czemu regulują wydzielanie sebum. Codzienne mycie twarzy żelem z algami powoduje mniejsze przetłuszczanie się skóry, a co za tym idzie – redukuje powstawanie zaskórników i ropnego trądziku. Jeśli więc zmagamy się z trądzikiem, warto w swojej codziennej pielęgnacji korzystać z żeli do mycia twarzy, toników i mleczek, w których składzie znajdują się algi.
Kto nie powinien stosować kosmetyków z algami?
Niektóre algi, zwłaszcza te ze źródeł słonowodnych, mogą zawierać wysokie stężenie jodu. Nadmiar jodu może zaszkodzić m.in. osobom z nadczynnością tarczycy. Również ze względu na jod, kosmetyków z algami nie powinni stosować alergicy. Bezpieczeństwo stosowania i uniknięcie powikłań alergicznych oraz endokrynologicznych zapewnią algi pochodzenia słodkowodnego.
Algi nie występują jedynie jako składnik kosmetyków. Równie dobrze możemy kupić je samodzielnie i we własnym domu przygotować naturalne kosmetyki. Do najbardziej popularnych, a zarazem najłatwiej dostępnych, alg zaliczamy pochodzącą ze słodkich wód spirulinę i chlorellę, a także zarówno słono-, jak i słodkowodne brunatnice i zielenice. | Algi w kosmetyce |
„Mała apokalipsa” to powieść-legenda. Zakazana, wydana jeszcze przed ogłoszeniem stanu wojennego w drugim obiegu, mimo niewielkiego nakładu szybko zdobyła rozgłos. Kolejne edycje po roku 1989 też były rozchwytywane, a sama książka gorąco dyskutowana. Chodziło nie tylko o treść, która tak bardzo zbulwersowała władze PRL, ale również o groteskową formę i głęboko pesymistyczny ton, w jakim została napisana. To rozliczenie pisarza z samym sobą i ze społeczeństwem, z bylejakością, poddaństwem, zatraceniem się w rzeczach codziennych i małych. Protest, symbol i ofiara
Bohaterem powieści Konwickiego jest starzejący się pisarz, kiedyś piewca potęgi socjalizmu, dziś postrzegany przez opozycję jako autorytet. Można by się nawet doszukiwać w tej postaci alter ego samego autora, choć przecież sama treść fabuły nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Oto bowiem ostatni dzień życia pisarza, jego przedziwna pielgrzymka przez miasto w poszukiwaniu… zapałek. Bez nich nie będzie mógł dokonać się jego wielki akt sprzeciwu wobec komunistycznej władzy, która właśnie świętuje kolejną rocznicę powstania PRL. W taki dzień przed kamerami dokonać samospalenia – to decyzja odważna, symboliczny gest protestu przeciw podległości naszej ojczyzny wobec Wielkiego Brata ze Wschodu, choć trudno nawet powiedzieć, czy tak naprawdę nie zależy na tym wydarzeniu nie samemu bohaterowi, a raczej tym, którzy dostarczyli mu kanister z benzyną.
Kto ma obalić ten ustrój?
Konwicki kpi bowiem nie tylko z władzy, ale równie gorzko wypowiada się na temat opozycjonistów: ludzi małych, uwikłanych w jakieś swoje wizje, ambicje, konflikty i lęki. Żaden z nich nie odważyłby się na taki czyn, ale chętnie wykorzystają ofiarę poczynioną przez kogoś innego. Oto konspiratorzy, którym wydaje się, że pisarze słowami wygrają wojnę, a oni staną na czele nie tylko prawdziwej rewolty, ale potem również sięgną po władzę i staną na pomnikach. No, może i autorowi, jako symbolowi odwagi, postawią jakiś obelisk. Gorzki to portret Polaków. Pogodzonych ze zniewoleniem, zobojętniałych, zajętych własnymi sprawami, a nawet jeżeli próbujących coś robić, to podzielonych na frakcje i koterie, bo to takie nasze, swojskie.
Rozliczenie i pożegnanie
„Mała apokalipsa” jest więc nie tylko protestem przeciw systemowi totalitarnemu, ale w jeszcze większym stopniu sprzeciwem wobec tego, co ten system zrobił z ludźmi. Ta wędrówka przez szare, brzydkie miasto z Pałacem Kultury pośrodku, spotkania z ludźmi, po których jedynie rośnie w pisarzu gorycz i żal, nie ma w sobie zbyt dużej dawki optymizmu. W skarlałym społeczeństwie, gdzie na wartości i wielkość nie ma specjalnie miejsca, również czyn, jakiego ma dokonać pisarz, traci swoje znaczenie, wydaje się jakiś mizerny. Będzie to jednak sposób na wyrażenie własnej niezgody na to, co się wokół dzieje, również w wymiarze egzystencjalnym.
Mieszają się przedziwne obrazy i sytuacje z przemyśleniami nad życiem w takiej rzeczywistości, w społeczeństwie, które nijak pisarza nie wspiera, nie rozumie, nawet nie słucha, a oczekuje od niego jedynie gestów.
Chyba jedna z najważniejszych książek Tadeusza Konwickiego to powieść pełna symboliki, niełatwa, ale warto po nią sięgnąć nie tylko jako lekturę ważną w latach 80. Bliska fantastyki, nierealna, a mimo wszystko jest tak podobna do rzeczywistości. W pewnych fragmentach dotyczących postaw ludzi, można by rzec, że nawet dość prorocza – zdobyliśmy wolność, ale czy potrafimy ją dobrze wykorzystywać i docenić?
Mamy do czynienia z groteską i przerysowaniem, które raczej nie budzą uśmiechu, a bardziej refleksję i smutek. Szczególnie, gdy czytelnik pamięta jeszcze tamte czasy.
Źródło okładki:www.supernowa.pl | „Mała apokalipsa” Tadeusz Konwicki – recenzja |
Metoda BLW (Baby-led weaning) zakłada, że dziecko samodzielnie podejmuje inicjatywę związaną z poznawaniem nowych smaków. To możliwość niezwykle łagodnego przejścia od mleka do pokarmów stałych. Początki samodzielnego jedzenia to dla dziecka zabawa i element poznawania świata. Każde warzywo czy owoc ma przecież inny smak, kolor, konsystencję. Dziecko dokonuje wyboru i sięga po tę potrawę, która wydaje się mu być najciekawsza. Uczy się przy tym precyzyjnego chwytania i poznaje takie cechy jedzenia, jak soczystość, kruchość, lepkość. Aby dziecko osiągnęło samodzielność w sferze żywieniowej, konieczne są miesiące nauki charakteryzujące się w tym przypadku… bałaganem. Można się jednak przed nim odpowiednio zabezpieczyć.
Jak ochronić dziecięce ubranko?
Przed posiłkiem warto włożyć dziecku wodoodporny fartuszek lub tradycyjny śliniaczek. Latem sprawdza się siadanie do stołu w samej pieluszce lub majteczkach, by zaraz po posiłku móc zmyć resztki jedzenia z ciała dziecka. Pod krzesełko do karmienia dobrze jest podłożyć matę lub kawałek większego materiału, który można będzie łatwo wyprać.
Trzeba mieć na uwadze, że metoda BLW nie tylko pozwala na samodzielne jedzenie i poznawanie nowych smaków, ale również jest doskonałym ćwiczeniem koordynacji i elementem poznawania swojego ciała. Nie jest zatem zaskakujący fakt, że po posiłku jedzenie może znajdować się dosłownie wszędzie. Dla własnego komfortu odpada więc poznawanie nowych smaków w pomieszczeniach, gdzie blisko krzesełka dziecka znajduje się dywan lub usunięcie pozostałości po jedzeniu będzie niezwykle uciążliwe.
Musimy pamiętać, że dziecko powinno siedzieć w odpowiednim krzesełku. Ich wybór jest niezwykle szeroki. Wybierając model odpowiedni dla naszej pociechy, warto zwrócić uwagę na kilka elementów. Jednym z nich są szelki, najlepiej pięciopunktowe, które zapewnią dziecku bezpieczeństwo. W nauce jedzenia przyda się również regulacja położenia tacy, ale dobrze jest też sprawdzić, czy jest możliwy jej szybki demontaż (co pozwoli na dokładne umycie). Jeśli siedzisko jest obite materiałem, istotne jest, aby i on był łatwy do wyczyszczenia. Doskonale sprawdzają się krzesełka o jednolitej i gładkiej powierzchni.
Pierwsza zastawa dziecka
W początkach przygody z jedzeniem w ramach reguł BLW można zaserwować dziecku jedzenie, kładąc je bezpośrednio na blacie. Ruchy rączek – na początku nieco chaotyczne – mogą bowiem dość szybko zrzucić na podłogę każdy pojemnik. Pewnym ułatwieniem mogą być talerzyki z przyssawką, które dobrze trzymają się powierzchni blatu lub tacki. Po pewnym czasie można pokusić się o zakup pierwszej zastawy. Idealna będzie ta wykonana z bezpiecznych materiałów przeznaczonych do kontaktu z żywnością, bez bisfenolu A. Dobrze, aby talerzyk miał antypoślizgowe dno, dzięki czemu nie będzie się przesuwał.
Ciekawym rozwiązaniem są talerzyki z elastycznym wyłapywaczem okruszków oraz te, które posiadają przegródki. Przed zakupem dobrze jest się upewnić, czy dziecięcą zastawę można myć w zmywarce. Jeśli zdecydujemy się na mycie ręczne, pamiętajmy, żeby do tego celu użyć delikatnego (hipoalergicznego) płynu do mycia naczyń.
Ucząc dziecka samodzielnego jedzenia, warto zachęcić je do korzystania z bidonu, co pozwoli w łatwy sposób pożegnać butelkę. Pojemnik z piciem (najlepiej wodą) dobrze jest położyć w zasięgu małych rączek. Gdy maluch po niego sięgnie, z pewnością szybko pojmie, w jaki sposób go używać. Starszym dzieciom łatwo idzie nauka picia bezpośrednio z kubka. Warto więc wykorzystać ten moment.
Zwolennicy metody BLW przekonują, że to naturalny i niezwykle radosny dla dziecka sposób osiągania samodzielności w sferze żywieniowej. Jeśli podejdziemy do niego w pełni rozumiejąc istotę tej metody, możemy mieć pewność, że jedzenie nie będzie się kojarzyło naszemu dziecku z przymusem. Maluchy, które miały dużą swobodę w poznawaniu nowych smaków, rzadko są niejadkami. I choćby dla tego argumentu warto bliżej przyjrzeć się tej metodzie. | Akcesoria niezbędne przy metodzie BLW |
W dalekim kraju naprzeciw siebie stanęły dwie armie. Przez dziewięć dni toczyły walki i potyczki, a szala zwycięstwa przechylała się na jedną i na drugą stronę. Prawie do końca nikt nie mógł być pewien wygranej. Kronikarze rozpisywali się ze szczegółami na temat każdego starcia. Do boju ruszyli również generałowie. Sytuacja była naprawdę poważna. Tak mogłaby wyglądać najkrótsza recenzja z tej gry. Ale... O wojnach nie opowiada się krótko
„Sztuka wojny” to gra dla dwóch osób. Poprowadzą one do boju dwie wrogie sobie armie. Każdy z graczy otrzyma podobny zestaw kart i figurek. Siły będą wyrównane, więc o zwycięstwie zdecydują umiejętności dowódcze i szczęście.
Na początek jednak przegrupujmy wojska i sprawdźmy zawartość pudełka. A znajdziemy tam:
planszę,
40 kart akcji,
10 kart generałów,
5 kart wydarzeń (dla wariantu zaawansowanego),
10 znaczników (stojaczków) z punktacją,
srebrną figurkę – znacznik punktacji,
złotą figurkę – znacznik rund,
42 figurki oddziałów wojsk.
Wszystkie elementy są bardzo ładnie stylizowane i cieszą oko, choć trzeba całkiem szczerze powiedzieć, że wykonanie techniczne mogłoby być trochę lepsze. Trójwymiarowe stojaczki wymagają nieco uwagi (i siły) przy składaniu żeby uniknąć uszkodzeń. Z kolei figurki wojsk... odrobinę zbyt często przyjmują pozycję „na spocznij”, niż można by tego oczekiwać od żołnierzy. Ale są to w końcu tylko pionki i możemy skupić się również na innych elementach.
Rozdanie
Przygotowanie do gry polega na rozłożeniu planszy, wylosowaniu pięciu znaczników punktacji i rozmieszczeniu ich przy nazwach prowincji. Potem jeszcze tylko musimy podzielić talie, wybrać generałów i umieścić na planszy dwie figurki – złotą na torze rund i srebrną na torze punktów.
Talie obu graczy są prawie takie same, ale różnice występują wśród generałów. I to głównie od nich będzie zależało, jaką taktykę zechcecie wprowadzić.
Z pięciu generałów wybieramy jednego, który będzie dowodził naszymi wojskami. Pozostałych odkładamy do pudełka. Będą musieli poczekać na kolejną wojnę. Z pozostałych kart wybieramy po jednej na każdą prowincję i kładziemy je zakryte w odpowiednich miejscach przy planszy. Przeciwnik robi to samo po swojej stronie mapy. Następnie odkrywamy je po kolei i porównujemy wyniki. Wygrany umieszcza w danej dzielnicy liczbę żołnierzy równą różnicy wyników kart. Podobne działania przeprowadzamy na pozostałych prowincjach.
Gdy zakończymy pierwszą ofensywę, należy zebrać karty. Te, które mają wynik w ramce, wracają do nas na rękę. Pozostałe odkładamy do pudełka.
Przystępujemy do drugiej rundy, w której tak samo zagrywamy karty wojsk. Jednak tym razem, jeśli wygramy w prowincji, w której wcześniej przegraliśmy, nie możemy od razu być pewni przejęcia kontroli. Po zakończonej bitwie następują ruchy wojsk i panowanie nad danym terenem zależy od tego, czy zmienił się również układ sił. Gracze dokładają na planszę oddziały ze swojej puli. Jeśli jednak się ona wyczerpie, a będą potrzebne następne jednostki, należy dokonać przesunięcia z jednej z sąsiednich prowincji. Oczywiście decyzja, jaką podejmiemy w tym miejscu, może mieć wpływ na późniejsze rozstrzygnięcia.
Wynik bitwy
Całość powtarzamy w trzeciej rundzie. Różnica polega na tym, że na koniec (oraz na koniec rund 6 i 9) będziemy podliczać punkty. Za każdą prowincję, którą kontrolujemy, otrzymujemy odpowiednią liczbę punktów widoczną na stojaczku stojącym przy nazwie danego terenu. Każdy z tych wskaźników pokazuje trzy wartości – po jednej na każdą punktowaną rundę. Gracze najpierw sumują zdobyte punkty, a następnie odejmują wynik przegranego od wyniku zwycięzcy. Różnica oznacza, o ile pól należy przesunąć srebrną figurkę.
Tor punktacji przypomina grę w przeciąganie liny. Nie ma tam konkretnych wartości liczbowych, a jedynie punkt centralny i pola biegnące w stronę obu graczy. Jeśli w jednej rundzie wygrał czerwony i przesunął znacznik o np. trzy pola w swoją stronę, to niebieski będzie potrzebował przynajmniej czterech punktów przewagi w następnej, by zacząć wygrywać.
Jeśli jednak zdarzy się tak, że jeden z graczy osiągnie w rundzie punktowanej taką przewagę, że przesunie srebrną figurkę aż do końca toru, to natychmiast wygrywa rozgrywkę. Jeśli taka sytuacja nie zdarzy się ani w trzeciej, ani w szóstej rundzie, to wygrywa ten z graczy, który zdołał uzyskać przewagę. W przypadku remisu decyduje ilość wojsk w puli. Wygrywa generał z większą rezerwą wojsk.
Ogólne wrażenie
Na klimat gry bardzo silnie wpływa jej warstwa wizualna. Mechanika już trochę mniej. Nie brakuje tu również interakcji – jest to w końcu gra dwuosobowa i mamy do czynienia z pojedynkiem. Instrukcja wydaje się całkiem prosta, choć trzeba zwracać uwagę na szczegóły. W pewne zakłopotanie wpędza też sposób rozstrzygania bitew – przypominający jedną z najprostszych karcianek – ale w ogólnym rozrachunku to przyjemna i dość egzotyczna pozycja. Musicie jednak pamiętać, że jest to gra wyłącznie dla dwóch osób i niewiele się da z tym zrobić.
Gdybyście zatem chcieli się wybrać na podbój pięciu prowincji, to musicie się liczyć z wydatkiem ok. 80 zł. Z drugiej strony – za chwałę i sławę to nie jest aż tak wygórowana cena.
Zdjęcie pudełka: www.foxgames.pl | „Sztuka wojny” – recenzja gry |
Można by powiedzieć, że niwelatory optyczne to już przeszłość, że technika laserowa kompletnie wyparła tradycyjne rozwiązania optyczne. Nic bardziej błędnego. Obie technologie funkcjonują równolegle i mają swoich zwolenników. Główną zaletą niwelatorów optycznych i czynnikiem wpływającym na ich popularność są przyzwyczajenia fachowców do tej tradycyjnej i intuicyjnej techniki niwelacji. Niwelatory optyczne są też urządzeniami na ogół dokładniejszymi od niwelatorów laserowych. Jest to w końcu optyka, a nie elektroniczny obraz lub elektroniczne przenoszenie poziomu. Błąd wynikający z odczytu optycznego to przede wszystkim błąd ludzki polegający na błędnym odczycie i celowej akceptacji marginalnego błędu poziomowania.
Krótka charakterystyka
Niwelator Topcon AT-B4A to następca legendarnego niwelatora Topcon AT-B4. Jest to jeden z bardziej popularnych na budowach w Polsce i na świecie niwelatorów optycznych. Swoją popularność zawdzięcza nienagannej opinii, która wiąże się z jego solidną budową, świetnymi parametrami, dobrą optyką, co składa się na niezawodność i wysoką precyzję instrumentu.
Funkcje
Niwelator Topcon AT-B4A posiada trójśrubowy system poziomowania, który pozwala na dokładne usytuowanie niwelatora w poziomie. Dużym ułatwieniem dla kontroli poziomu jest lusterko, które umożliwia kontrolę libelki poziomującej praktycznie bez odrywania wzroku od wizjera lunety.
Celownik pozwala na dokładne ustawienie w dowolnie zdefiniowanej osi na placu budowy. Dokładnego ustawienia wzdłuż osi można dokonać przy pomocy skali obrotowej wycechowanej w stopniach. Dokładna regulacja możliwa jest dzięki śrubie nastawczej sprzężonej z pokrętłem – leniwce.
Pokrętło do ustawiania ostrości sprzężone jest z optycznym mechanizmem, który pozwala wyostrzyć układ soczewkowy na odległość nawet 0,2 m od niwelatora. Dzięki temu możliwa jest niwelacja punktów znajdujących się nawet w bliskim sąsiedztwie instrumentu.
Użyte materiały
Solidna, metalowa obudowa jest dobrym fundamentem dla stabilizacji elementów optycznych i kompensatora urządzenia. Dzięki uzyskanej szczelności niwelator odporny jest na trudne warunki atmosferyczne panujące na placu budowy i posiada stopień ochronności przed wodą i pyłem IPX6.
Parametry
Niwelator Topcon AT-B4A powiększa obraz 24-krotnie. Dzięki temu instrumentowi możliwe jest niwelowanie terenu z błędem poziomowania nie większym niż 2 mm na kilometr podwójnej niwelacji.
Rozwiązania techniczne
W niwelatorze optycznym oprócz powiększenia i dokładności niwelacji istotną cechą jest jasność obiektywu, która wpływa na wygodę pracy i dokładność odczytu. Obiektyw o średnicy 32 mm, który zastosowano w niwelatorze AT-B4A, sprawia, że niwelator ma świetną jasność. Dobrej jakości optyka zapobiega parowaniu soczewek i innych elementów.
Wbudowany magnetyczny kompensator dobrze stabilizuje i poziomuje nawet w czasie występowania drgań na placu budowy.
Wyposażenie
Niwelator AT-B4A dostarczany jest w kufrze transportowym. Jest on tam bardzo stabilnie posadowiony, po to, by kufer dobrze go zabezpieczał przed drganiami w transporcie oraz ewentualnymi skutkami upadku w czasie przenoszenia. W kufrze oprócz niwelatora znaleźć można igłę rektyfikującą oraz zasłonę lunety, by nie ulegała ona zabrudzeniu przez nieumyślne dotknięcie rękoma w czasie ustawiania instrumentu.
Podsumowanie
Niwelator Topcon AT-B4A to instrument przeznaczony do pracy w trudnych warunkach, wszędzie tam, gdzie wymagana jest wysoka precyzja i niezawodność. O jakości tego urządzenia świadczy również udzielana na nie 5-letnia gwarancja producenta. | Test niwelatora optycznego Topcon AT-B4A |
Buty do kręgielni to – zdawałoby się – zbyteczny wydatek. Kręgle nadal nie są zbyt popularne w Polsce, nic więc dziwnego, że niewiele osób rozumie sens nabywania takiego obuwia. Tymczasem okazuje się, że nie jest to czczy wymysł, by zarobić na grających – buty pełnią ważną funkcję. Faktycznie, jeśli gramy jedynie na imprezach integracyjnych z pracy, zakup ich nie jest konieczny, ale jeśli zakochani w filmie "Big Lebowski" pojawiamy się na kręgielni często, to takie buty są nam niezbędne. Będą się dopasowywać jedynie do naszej stopy, no i użyjemy ich tylko my.
Odmiany gry w strącenie przedmiotów znane są od tysiącleci, uważa się, że gry tego typu uprawiane były już w starożytnym Egipcie. W średniowiecznej Anglii zabroniono tej zabawy żołnierzom, bo za bardzo ich pochłaniała. Teraz przeżywamy prawdziwy rozkwit zainteresowania tą dyscypliną.
Co będzie potrzebne do gry?
Bez wątpienia tor, ale takich jest po kilka w każdym większym mieście. Można pokusić się o zakup własnej kuli, torby do jej noszenia, skarpet czy nawet koszulek.
Jak się gra?
Na grę składa się dziesięć rund, tak zwanych ramek, z ang. frame. W przypadku każdej rundy piny (kręgle) zostają ustawiane ponownie. W każdej rundzie gracz może oddać dwa rzuty. Runda dobiega końca wtedy, gdy zawodnik strąci wszystkie kręgle, lub skończą mu się rzuty. Za każdy strącony pin gracz dostaje 1 punkt. Są jeszcze pewne złożoności. No ale jak do tego wszystkiego mają się buty?
Buty do kręgli
Najbardziej znane firmy produkujące buty do kręgli to Dexter, Storm, Brunswick, Hammer, KR Strikeforce, Etonic i Flexiko. Są to zresztą producenci, którzy zajmują się wyrabianiem również kul i kręgli, oraz odzieży do gry w kręgle. Każda z tych firm produkuje zarówno modele ekonomiczne jak i modele Premium – można je dopasowywać nie tylko do rozmiaru stopy, ale również jej tęgości, ciężaru gracza ale także tego czy jest prawo czy leworęczny. Wypożyczane obuwie nie jest dostosowane do naszej stopy, co więcej jest odkształcane przez innych użytkowników, co może niekorzystnie przekładać się grę, ale również na obciążanie stopy i kolan.
Tradycyjnie buty wykonuje się ze skóry – maja również skórzaną podeszwę – zapobiega to ślizganiu się na parkiecie. Buty mają zapewniać maksymalną przyczepność na torze, ale noga ślizgowa ma mieć podeszwę, która ten ślizg umożliwi. Jak to jest możliwe? Otóż jeden z butów ma przednią część podeszwy wykonaną ze skóry o innej fakturze, dlatego producenci obuwia do kręgli najczęściej proponują obuwie z wymienną białą podeszwą – prawą dla leworęcznych i lewą dla praworęcznych.
Aczkolwiek jeśli kupujemy buty tylko dla siebie, warto wybrać model z białą podeszwą zamocowaną na stałe, daje to maksymalną stabilizację konstrukcji obuwia, a graczowi zapewnia największy komfort nie tylko fizyczny.
Buty firmy Dexter to wydatek rzędu 200–600 zł, buty Flexico w bardzo tradycyjnym wzornictwie są znacznie tańsze, bo można je dostać już od 135 zł.
Każdy, kto rozsądnie zaopatrzył się w specjalne buty do podnoszenia ciężarów, z łatwością zauważy pewne podobieństwo butów do kręgli z tymi do ćwiczeń ciężkoatletycznych. Również są sztywne, mają podwyższoną piętę – ma to za zadnie chronić nasze stawy podczas rzutu kulą. Dodatkowo dzięki podeszwie, która oryginalnie była wykonywana z naturalnej skóry, można wykonać ślig w końcowej fazie rzutu, ale rozbieg jest bezpieczny. Sztywne obszycie oraz zapiętek wzmacniają śródstopie a wyprofilowany przód ze sztywnymi szwami ma za zadanie chronić palce przed złamaniem w przypadku upuszczenia kuli na stopę.
Buty do kręgli nie mogą być zastąpione innym obuwiem, bo może ono uszkadzać parkiet, przeszkadzać w grze oraz narażać nasze stawy. A kręgle powinny być dobrą zabawą. | Kupujemy buty do kręgielni |
W czasach mojego dzieciństwa książki o piratach były szalenie popularne, najpopularniejsza była chyba „Wyspa skarbów” Roberta Stevensona, a Long John Silver na wiele lat stał się archetypem pirata. Po okresie sporej popularności ten gatunek powoli zaczął tracić na znaczeniu, jego miejsce zajęły najpierw opowieści o kowbojach, a potem historie SF. Aż nadeszła chwila, że piraci znowu wspięli się na szczyt, wpadli z hukiem do świata filmu i dzięki genialnej postaci, jaką jest Jack Sparrow, wzięli w posiadanie umysły kolejnego pokolenia młodych chłopców. Bo przecież w naszej wyobraźni pirat funkcjonuje bardziej jako przystojny Johnny Depp niż chuderlawy Somalijczyk z „Kapitana Philipsa”.
Piraci na papierze
Nie tylko z powodu sympatii do morskich rozbójników sięgnąłem po książkę Marcina Mortki „Morza wszeteczne”, wiedziałem mniej więcej, czego się spodziewać. Już wcześniej czytałem jego marynistyczne opowieści ze szczyptą magii, a wraz synem zachwycaliśmy się przygodami Wikinga Tappiego. Okazało się, że „Morza wszeteczne” są jednak najlepszym morskim fantasy, jakie czytałem.
Bohaterowie książki to kapitan Roland Wywijas i jego dzielna piracka załoga. Na plecach Rolanda rosną macki, których pojawienie się wywołane zostało podłą klątwą, a w jego załodze nie znajdziemy zbyt wielu „zwykłych” ludzi, praktycznie każdy z nich ma jakieś zaskakujące umiejętności. Opowieść zaczyna się w iście hitchcockowskim styl, po wielkiej rozpierdusze w pirackim porcie Roland traci swój statek, a w zamian od smoka otrzymuje tajemniczy skelenberski galeon. Tak, wiem, że brzmi to trochę dziwnie, ale spokojnie, Mortka pięknie to wszystko opowiedział i wszystko wyjaśnił. A dalej dzieje się jeszcze więcej. Walka wywiadów, odkrywanie możliwości magicznego statku, morskie batalie i spotkania z aniołami, pojawia się nawet diabeł, siedzący w szafie steward i królowa demonów.
Autor stworzył cudownie różnorodną załogę piratów i świat, do którego nie można się przyczepić. Piraci są jak trzeba, magia jest jak trzeba, morska sceneria robi wrażenie. Na tym ostatnim Mortka zna się naprawdę dobrze, jest w końcu tłumaczem najpopularniejszej chyba na świecie serii marynistycznej Patricka O'Briana o przygodach kapitana Jacka Aubreya. Okrasił jeszcze to wszystko potężna dawką lekkiego, chwilami przewrotnego poczucia humoru, które rozbawiło mnie przy czytaniu do łez.
Zdecydowanie warto!
Autor stworzył bohaterów i świat, do którego chciałoby się wracać i teoretycznie jest na to szansa, bo z tego, co słyszałem, cała fabuła została zaplanowana na trzy tomy. Przyznać trzeba jednak, że zakończył książkę naprawdę znakomicie. Z jednej strony widać, że dalsza historia, jeśli powstanie, nie będzie pisana na siłę, wątki są tak skonstruowane, że jest o czym opowiadać. Z drugiej strony, jeśli nic więcej o Rolandzie nie napisze, to mamy przed sobą zamkniętą opowieść, nie ma tak jak w sporej części cykli fantasy, że dostajemy niekompletny, można by rzec wybrakowany towar. „Morza wszeteczne” to w stu procentach towar klasy pierwszej, bez zastrzeżeń.
A może posłuchacie?
Książka poza standardową papierową wersją jest także dostępna w wersji elektronicznej i jako audiobook. Zwłaszcza ten ostatni chciałem wam wszystkim polecić. Lektorem jest Waldemar Barwiński i przeczytał książkę tak, że chyba lepiej się nie dało.
Polecam zdecydowanie w każdej możliwej formie, książka przynosi mnóstwo przyjemności przy czytaniu czy słuchaniu. Relaks gwarantowany.
Źródło okładki: www.gwfoksal.pl | „Morza wszeteczne” Marcin Mortka – recenzja |
Jeśli szukasz prezentu dla kogoś, kto nie wyobraża sobie życia bez muzyki, to mam dla Ciebie kilka pomysłów. Wybrałem produkty z różnych przedziałów cenowych – są wśród nich urządzenia audio, akcesoria i gadżety, które powinny sprawić przyjemność fanowi muzyki. Stojak lub uchwyt na słuchawki
Stojak na słuchawki lub specjalny uchwyt mogą okazać się świetnym prezentem. To zarówno ozdoba, jak i praktyczne rozwiązanie zapewniające wygodne przechowywanie słuchawek. Nie trzeba być audiofilem, by traktować słuchawki niczym dzieło sztuki, a z dobrym stojakiem można je efektownie wyeksponować.
Brainwavz oferuje szereg wieszaków lub stojaków na słuchawki nagłowne. Bardzo popularnym modelem jest Hengja (79 zł), czyli solidny, metalowy uchwyt, przypinany za pomocą klamry do blatu biurka. Jest on regulowany, można także przeorientować jego pozycję i wpiąć go w pionie, zaczepiając np. o półkę. W podobnej cenie dostępny jest biurkowy stojak Zirconia (79 zł) – wykonany z przezroczystego akrylu. To pionowa tabliczka, która zmieści nawet duże słuchawki.
Bardzo dobre są produkty marki Samdi. To drewniane stojaki o ładnej obróbce, wygięte w kształt greckiej litery omega. Dostępne są już za około 115 zł, w różnych wersjach wykończeniowych. Cechują się stabilnością i nie odkształcają opaski pałąka jak wieszaki.
box:offerCarousel
Głośnik Bluetooth
Mobilny głośnik bezprzewodowy to chyba najbardziej atrakcyjny prezent dla melomana, podarunek tego typu nie wymaga dużych inwestycji. Nawet niedrogi głośnik Bluetooth to efektowny gadżet, który będzie nieźle brzmiał.
Za około 100 zł można kupić mały głośnik JBL GO. Cechuje się on prostym wzornictwem: wygląda jak miniaturka dużej kolumny głośnikowej. Działa na akumulatorze do 5 godzin, pozwala też na prowadzenie rozmów. Brzmi ciepło, dosyć naturalnie i uniwersalnie. Około 30 zł drożej dostępny jest Snab JB-11 – efektowny, metalowy głośnik o minimalistycznym wzornictwie. Brzmi bardzo klarownie i czysto, ale nadaje się bardziej do lżejszych brzmień, gdyż nie generuje mocnego basu. Jeśli ważne są niskie tony, to Creative Muvo 2C za około 150 zł będzie lepszym wyborem – urządzenie działa także jako cyfrowy głośnik podpięty pod port USB komputera. Do 200 zł najlepszym wyborem jest Sony XB-10 – solidnie wykonany i ładny głośnik monofoniczny o mocnym basie, który brzmi energicznie i rozrywkowo.
Z wyższej półki bardzo dobrym wyborem będą głośniki JBL – np. Flip 4 (450 zł) lub Charge 2+ (ok. 470 zł). Pierwszy ma poręczną konstrukcję, brzmi klarownie i przestrzennie. Drugi oferuje podobny charakter dźwięku z nieznacznie głębszym basem, ale jego funkcjonalność jest wyższa – urządzenie zostało zintegrowane z bankiem energii, można za jego pomocą ładować np. smartfona. Dodatkowa funkcjonalność sprawia, że jest ono mniej poręczne i nieco większe.
box:offerCarousel
DAC/AMP do komputera
Tajemnicze skróty łatwo odszyfrować – DAC to Digital Analog Converter, czyli przetwornik cyfrowo-analogowy, a AMP to amplifier, czyli wzmacniacz. Można w uproszczeniu powiedzieć, że DAC/AMP jest zewnętrzną kartą dźwiękową do słuchawek lub głośników, która poprawi jakość dźwięku laptopa lub PC. Nawet małe i stosunkowo niedrogie urządzenia tego typu oferują często brzmienie godne miana Hi-Fi.
Marka FiiO ma w swojej ofercie wiele ciekawych urządzeń tego typu. Najtańszy jest model K1, dostępny za 199 zł. To urządzenie wielkości pendrive’a, które można podłączyć zarówno do komputera, jak i smartfona. Wystarczy wpiąć swoje słuchawki, by cieszyć się dobrym brzmieniem – klarownym, dynamicznym i przestrzennym. Droższy jest trochę większy FiiO E10k Olympus 2, kosztuje 319 zł – ma pokrętło głośności, dodatkowe wyjście na głośniki, a układ wzmacniacza generuje więcej mocy. Jego brzmienie będzie lepsze od niejednej zintegrowanej karty dźwiękowej. Tańszą alternatywą może być SMSL M2 – to płaska tabliczka oferująca wysokiej jakości brzmienie, można ją nabyć za 269 zł. Z wyższej półki warto zainteresować się modelem Encore mDSD za 499 zł – to niewielki przetwornik o audiofilskiej jakości dźwięku, wpinany bezpośrednio w port USB.
box:offerCarousel
Głośniki komputerowe
Dobre nagłośnienie komputera stacjonarnego lub laptopa może zupełnie zmienić odbiór muzyki, a także filmów oraz gier. Podobnie jak w przypadku głośników Bluetooth zakup nagłośnienia stacjonarnego nie wymaga dużych inwestycji. Wszystko za sprawą takich marek, jak: Edifier, Modecom lub Microlab.
Za 235 zł dostępne są głośniki Microlab B77 – to większe kolumienki, wykonane z drewna, które posiadają przetworniki średniotonowe, wysokotonowe oraz tunele bass-reflex. Mają głęboki bas, brzmią dynamicznie i klarownie. W podobnej cenie dostępne są Modecom HF50 – czarne głośniki o fortepianowym wykończeniu, które również robią wrażenie jakością dźwięku, a można je mieć już za 219 zł.
Z pośród urządzeń z wyższej półki warto zainteresować się głośnikami Edifier. Model R1600TIII za 430 zł charakteryzuje się świetnym wyglądem, jak również bardzo dobrym wykonaniem. Można liczyć na przestrzenne, odpowiednio głębokie i przyjemne w odbiorze brzmienie, dobre do wielu gatunków muzycznych. Podobne są droższe R1700BT, dostępne za około 600 zł, mają ładniejszą okleinę, głębszy bas i dodatkowy interfejs Bluetooth – nagłośnią muzykę zarówno z komputera, jak i ze smartfona. Zdecydowanie polecam także głośniki Modecom Eclipse 60 za około 480 zł – wspierają moduł Bluetooth z obsługą kodeka aptX, poprawiającego jakość dźwięku, oraz posiadają wbudowaną kartę dźwiękową ze złączem optycznym. Brzmią rewelacyjnie: dźwięk jest uniwersalny, z odpowiednim basem i dynamiką.
box:offerCarousel
Dobre słuchawki
Mobilność to od lat myśl przewodnia w technologii użytkowej, dlatego słuchawki przenośne mogą okazać się idealnym prezentem. Z pewnością umilą podróże, np. dojazdy na uczelnię lub do pracy, wyizolują słuchacza od zgiełku miasta. Najlepiej postawić na słuchawki dokanałowe lub zamknięte nagłowne – nauszne lub wokółuszne. Ze słuchawek można bez problemu korzystać również w domu.
Warto zwrócić uwagę na słuchawki dokanałowe Brainwavz Omega – są metalowe i kosztują 50 zł. Brzmią basowo i efektownie, ale poradzą sobie z różnymi gatunkami muzycznymi. Za 79 zł świetnym wyborem będą FiiO F1 – naturalnie i uniwersalnie brzmiące, a także wygodne. Za 110 zł model FiiO F3 nie ma sobie równych – to efektowna i komfortowa konstrukcja o świetnym brzmieniu. Kwota 150 zł pozwoli na zakup energicznych SoundMagic E10 (dobrych do rozrywkowej muzyki), a niewiele droższe są ProAlpha lub M1 od Brainwavz, które poradzą sobie z lżejszymi brzmieniami. Warto pomyśleć o zakupie słuchawek Bluetooth – to najbardziej praktyczne rozwiązanie. Niedrogie JBL E25BT za 230 zł są zdecydowanie warte zakupu.
Wśród słuchawek nagłownych znajdzie się kilka dobrych propozycji na prezent. Świetne są Encore RockMaster Live za 130 zł – to niewielkie słuchawki nauszne oferujące brzmienie dużego formatu. Nie brakuje im basu, szczegółowości, a można liczyć także na sporą scenę dźwiękową. Jeśli liczy się lepszy komfort i bardziej basowe brzmienie, to Krüger&Matz Street (99 zł) lub Street 2 (185 zł) mogą być strzałem w dziesiątkę – są wokółuszne i posiadają solidne futerały. Słuchawki Bluetooth również będą trafionym wyborem. Za około 190 zł dostępne są JBL T450BT – słuchawki nauszne w uniwersalnym stylu, które oferują rozrywkowe brzmienie z podkreślonym basem.
box:offerCarousel
Odtwarzacz muzyki
Z pozoru wydaje się, że przenośne odtwarzacze muzyki odchodzą do lamusa, gdyż są zastępowane przez smartfony. Moim zdaniem urządzenia tego typu mają nadal rację bytu i mogą sprawić wiele przyjemności – oferują zazwyczaj dużo lepsze brzmienie, a pozwalają też skupić się na muzyce. Wszystko dlatego, że nie rozpraszają powiadomieniami, nie kuszą multimediami i Internetem.
Wśród tańszych urządzeń prym wiodą odtwarzacze SanDiska z serii Sansa. Model Clip Sport z 4 GB (115 zł) lub 8 GB pamięci (140 zł) to niewielki odtwarzacz, który obsługuje wiele formatów muzyki, jest wygodny w obsłudze i działa długo na akumulatorze. Brzmi klarownie i czysto, powinien współpracować z przeróżnymi słuchawkami. Warto rozważyć alternatywę w postaci Audiomagic Player za 99 zł w wersji bez pamięci (z czytnikiem kart microSD) lub za 149 zł z dodatkowo wbudowanymi 8 GB miejsca na muzykę. To ulubiony model wymagających użytkowników – sterowanie nie będzie tak proste, jak w odtwarzaczach Sansa, ale brzmienie jest lepsze jakościowo. Za 284 zł można kupić FiiO M3, to niewielki odtwarzacz o bardzo naturalnym i ciepłym brzmieniu, który jest obsługiwany za pomocą dotykowych przycisków.
Z wyższej półki kuszący jest inny odtwarzacz FiiO, model X1 II za 499 zł, który wygląda świetnie i oferuje bardzo przyjemne brzmienie. Za 50 zł więcej furorę robi Shanling M1, który został doceniony przez audiofilów – to niewielka kostka z dotykowym ekranem. | Prezent dla melomana – Święta 2017 |
Jeśli chcesz śledzić oferty ulubionych sprzedających, całe kategorie lub konkretne wyszukiwania, dodaj je do Obserwowanych Wyszukiwań. Jeśli chcesz śledzić oferty ulubionych Sprzedających, całe kategorie lub konkretne wyszukiwania, dodaj je do Obserwowanych wyszukiwań.
Dzięki tej opcji zaoszczędzisz czas i nie przegapisz nowych ofert spełniających Twoje oczekiwania. O pojawieniu się nowych ofert poinformujemy Cię codziennie e-mailem. Jednocześnie możesz śledzić do 300 wyszukiwań.
Dokładną instrukcję obserwowania Sprzedającego, wyszukiwania lub całej kategorii znajdziesz na tej stronie.
Jeśli w danej kategorii nie będzie przedmiotów, które Cię interesują, wyszukiwarka sprawdzi również pozostałe kategorie. Jeśli mimo to chcesz śledzić przedmioty w wybranej wcześniej kategorii, kliknij link w powiadomieniu:
Powrócisz wówczas do wcześniejszego wyszukiwania, gdzie wystarczy kliknąć [obserwuj wyszukiwanie].
Gdy klikniesz [obserwuj wyszukiwanie] wyniki zapiszemy w zakładce Obserwowane wyszukiwania, w której:
* możesz wyłączyć powiadomienia o nowych ofertach z ostatnich 24h,
* sprawdzisz najnowsze oferty bez czekania na powiadomienie. Aby to zrobić, przy wybranym wyszukiwaniu kliknij [Zobacz oferty] - najnowsze oferty pojawią się na górze listy. | Jak obserwować ulubionych sprzedających, kategorie oraz wyszukiwania? |
Troy to bajecznie kolorowy, fantastyczny świat stworzony przez francuskiego scenarzystę Christophego Arlestona. Tego od znakomitych przygód Lanfeusta. Tym razem Egmont zdecydował się zachować chronologię wydarzeń i zaprezentował jako pierwszy album pod tytułem „Zdobywcy Troy”. Początek historii
Troy to planeta, na której za sprawą tajemniczego Magohamotha u mieszkańców rozwijają się różne talenty magiczne. Potężna korporacja zwana Konsorcjum Kwiatów wyszukuje ludzi z potencjałem psionicznym w całej galaktyce i albo dobrowolnie, albo siłą przekonuje ich do zamieszkania na tej planecie. Chce za sprawą oddziaływania magicznego globu rozwinąć możliwość czarowania u jak największej części populacji. Proces ten dopiero się zaczyna, więc nie na całym Troy można czarować, a i ludzi obdarzonych mocą jest jeszcze niewielu.
Bohaterowie
Główni bohaterowie tej historii to rodzeństwo porwane z jednego z zamieszkałych księżyców, które znalazło się na planecie niejako przy okazji. Rodzice bohaterów, umiejący znakomicie sobie radzić z roślinami, zostali porwani przez Konsorcjum Kwiatów, a dzieci zabrano wraz z nimi. Dziewczyna imieniem Tabula to zdecydowanie bardziej wojownicza część tego tandemu. Jej brat Rasan początkowo nie ma ochoty szukać rodziców, ale sytuacja, w jakiej się znaleźli, bardzo szybko przekonuje go, że trzymanie się siostry jest najbezpieczniejsze.
Humor, dynamika i mnóstwo koloru
„Zdobywcy Troy” to znakomita historia fantasy, pełna magii, dynamicznej akcji i barwnych kadrów. Tym razem francuski scenarzysta Christophe Arleston zaprosił do współpracy włoskiego rysownika Ciro Totę, który z powierzonego zadania wywiązał się znakomicie. Jego wizja świata, w którym siłą woli można przyspieszyć wzrost roślin czy sprawić, ze powietrze zgęstnieje i stanie się twarde niczym kamień, urzeka, a momentami wręcz zachwyca.
Co dostaliśmy tym razem?
Wydanie zbiorcze, które trafiło do polskich czytelników, zawiera wszystkie cztery wydane dotąd albumy. Zakończenie sugeruje, że może będzie dalszy ciąg tej historii, ale trudno powiedzieć kiedy. Jak na razie dowiadujemy się, skąd się wzięła akademia Ecmul, w jaki sposób ustanowiona została władza na Troy i czym tak właściwie jest Magohamoth, na poszukiwanie którego już wkrótce, bo w kolejnym albumie, wyruszy Lanfeust.
Przyjemność z czytania
„Zdobywców Troy” czytałem z prawdziwą przyjemnością, sposób, w jaki opowiadana jest ta historia, bardzo mi odpowiadał. Interesujący bohaterowie, ciekawa historia i cudowny świat kolejny raz mnie pochłonęły. Ważne jest jednak jeszcze to, że choć na pierwszy rzut oka, przede wszystkim za sprawą rysunków, mamy do czynienia z komiksem dla dzieci, to w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Z racji tego, że komiks opowiada o początkach kolonizacji nowego lądu, to jak w każdym podobnym przypadku na Ziemi, tak i tutaj mamy pewną dozę brutalności. Ostrzega o tym na końcu logo z informacją, że to komiks tylko dla dorosłych. Słusznie ostrzega, a ja polecam.
Źródło okładki www.swiatkomiksu.pl | „Zdobywcy Troy” Christophe Arleston, Ciro Tota – recenzja komiksu |
Jeżeli jesteś fanem fotografii, z pewnością wiesz, że czasem sam aparat to za mało, żeby zaspokoić twoje potrzeby. Jest wiele dodatków i akcesoriów, które sprawią, że przygoda z fotografią będzie łatwiejsza i przyjemniejsza. Opisywanie ich wszystkich zajęłoby wieczność, ale postanowiliśmy przybliżyć dla was 5 takich akcesoriów do sprzętu, które powinien mieć każdy, zarówno profesjonalista, jak i amator. Pokrowiec
Pokrowiec lub torba na aparat fotograficzny jest niezbędna, szczególnie jeżeli nie pracujesz tylko w studiu, ale dużo jeździsz i wychodzisz w plener. Torba ochroni twój sprzęt przed uszkodzeniami. Warto zwrócić uwagę na to, jaką kupujemy. W niektórych zmieścimy jedynie aparat, w innych możemy schować też obiektyw, ładowarkę, kable i karty pamięci. W przypadku tych największych jest też szansa, że pomieści statyw. Zawsze przed zakupem zastanów się, ile sprzętu tak naprawdę potrzebujesz, co ci się przydaje, a co nosisz ze sobą niepotrzebnie. Torbę przewiduj raczej na te najpotrzebniejsze elementy. Nie chodzi przecież o to, żeby chodzić wszędzie z ogromną walizką. Ważna będzie ilość dostępnych kieszeni. Jeżeli w torbie zmieścisz dokumenty, portfel i inne potrzebne drobiazgi, nie będziesz musiał nosić ze sobą nic więcej. Zwróć uwagę na jakość produktu. Wybieraj te torby i pokrowce, które uszyte są z porządnego, nieprzemakalnego materiału. Muszą też mieć porządne szwy. Wszelkie niedociągnięcia mogą skutkować szybszym zniszczeniem i koniecznością zakupu nowej.
Statyw
Jeżeli bierzesz fotografię bardziej na poważnie, nie obejdziesz się bez statywu. Dzięki niemu uzyskasz stabilniejszy obraz i większą kontrolę nad ujęciami. Umożliwi ci on również korzystanie z samowyzwalacza. Na rynku jest kilka rodzajów statywów. Najbardziej popularne są trójnogi, dzięki którym ustawimy aparat na dowolnej powierzchni i uzyskamy sto procent stabilizacji. W zależności od kategorii cenowej mają one głowicę wymienną lub mocowaną na stałe, na co warto zwrócić uwagę przy zakupie. Innym rodzajem są tak zwane statywy stołowe, trójnogi o krótkich podporach, które wymagają postawienia na jakiejś wyższej powierzchni. Kolejne to monopody – statywy z jedną nogą, które nie zapewniają pełnej stabilności aparatu, ale znacznie ułatwiają robienie zdjęć. Wybierając swój sprzęt, zwróć uwagę na jakość, a także na to, jakie obciążenie przewiduje konstrukcja. Te zbyt lekkie nie są bezpieczne dla cięższych, profesjonalnych aparatów.
Karta pamięci
Karta pamięci to niezbędne wyposażenie fotografa. Warto mieć co najmniej jedną zapasową, o większej pojemności. Dzięki temu nigdy nie musisz się martwić, że w połowie pracy zabraknie ci miejsca na kolejne zdjęcia. Kupując kartę pamięci, upewnij się, że jest ona kompatybilna z twoim aparatem, to znaczy działa we właściwym dla twojego sprzętu systemie i jej pojemność nie przekracza maksymalnej pojemności akceptowanej przez aparat. W przeciwnym razie karta nie zostanie rozpoznana i nie będzie można z niej skorzystać.
Zapasowy akumulatorek
Absolutnie niezbędne jest posiadanie zapasowej baterii do aparatu. Nigdy nie wiadomo, jak długo potrzebować będziesz sprawnego urządzenia. Jedna bateria może nie wystarczyć. Warto wtedy mieć pod ręką drugi, naładowany i gotowy do pracy akumulatorek. Kupując go, upewnij się, że jest przeznaczony do twojego modelu aparatu. Nawet jeżeli zgadza się producent, w zależności od modelu, baterie mogą się od siebie nieznacznie różnić. Nie ufaj sobie i własnemu oku. Sprawdzaj specyfikacje przed zakupem.
Lampa błyskowa
Nawet jeżeli twój aparat ma wbudowaną lampę błyskową, zakup tej zewnętrznej może być dobrym pomysłem. Zewnętrzne urządzenie ma większą siłę błysku, dlatego sprawdzi się nawet przy robieniu zdjęć z większej odległości. Dodatkowe dostępne w przypadku takiej lampy opcje pozwolą na uzyskanie ciekawych efektów. Zdjęcia wyglądać będą bardziej naturalnie i uda się zredukować efekt czerwonych oczu, który powstaje, gdy lampa jest zbyt blisko osi optycznej.Te pięć akcesoriów to minimum wyposażenia, jakie powinieneś mieć, jeżeli interesujesz się fotografią na poważnie. Pozwolą ci utrzymać aparat w dobrym stanie, pracować długo i robić duże ilości ciekawych, dobrych jakościowo zdjęć. Zastanów się nad zainwestowaniem w nie, bo bardzo ułatwią pracę. | 5 przydatnych akcesoriów do sprzętu fotograficznego |
Wybitna postać polskiego himalaizmu. Fascynująca osoba, intrygująca kobieta o niejednoznacznym charakterze. Wanda Rutkiewicz doczekała się kolejnej biografii. Elżbieta Sieradzińska przyjrzała się zarówno dokonaniom himalaistki, jak i jej życiu prywatnemu. Po biografii „Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz” autorstwa Anny Kamińskiej na półkach w księgarniach pojawiła się kolejna pozycja prosząca się o włączenie do górskiej biblioteczki. Warto zwrócić na nią uwagę nie tylko miłośników wspinaczek, bo jej bohaterka to nie tylko himalaistka, ale także bardzo ciekawa, silna postać kobieca.
Nie tylko sukcesy
Elżbieta Sieradzińska nie tworzy portretu swojej bohaterki w oparciu o same dokonania alpinistyczne czy himalaistyczne. Opowiada także o życiu prywatnym Rutkiewicz. O dramatycznej śmierci brata, o brutalnym morderstwie ojca, o trudnych kontaktach z matką i kolejnych relacjach z mężczyznami, które nie wytrzymywały konkurencji z największą miłością Wandy. Górami.
Z opisów wyłania się postać dość samotna, skryta, często nierozumiana. Jednocześnie jest to jednak osoba o niezwykłej sile, charyzmie, determinacji. Środowisko wspinaczkowe często nie było jej przychylne. Z tym również musiała się zmierzyć, gdzieś pomiędzy walką o zdobycie funduszy na wyprawę a niełatwą drogą na kolejne szczyty.
Silna i kobieca, wytrwała i wrażliwa
Jako pierwszy Polak stanęła na Mount Evereście i na K2 (w tym drugim przypadku także jako pierwsza kobieta na świecie). W zespole kobiecym przeszła bardzo wymagającą północną ścianę Matterhornu. Wspięła się na osiem z czternastu ośmiotysięczników. Zaginęła, wspinając się na dziewiąty z nich, Kanczendzongę.
Elżbieta Sieradzińska opowiada o swojej bohaterce bardzo ciekawie. Udanie łączy techniczne aspekty wypraw z aspektami prywatnymi. Pisze o Wandzie-himalaistce, ale i Wandzie córce, partnerce życiowej i wspinaczkowej, o Wandzie organizatorce i uczestniczce wypraw, o Wandzie silnej, przebojem wkraczającej w świat, który wielu nazywa męskim, ale też Wandzie kobiecej, wrażliwej.
Rozmawia tak z himalaistami polskimi, jak i zagranicznymi. Przytacza zapiski Marii Błaszkiewicz, matki bohaterki biografii. Dociera do ważnych miejsc i ludzi, by stworzyć jak najpełniejszy obraz Rutkiewicz.
Porusza i fascynuje
W pewnym stopniu „Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt” to nie tylko biografia niesamowitej kobiety, która zapisała się wielkimi literami w historii polskiej wspinaczki wysokogórskiej, ale także opowieść o himalaizmie kobiecym. Wanda Rutkiewicz zdecydowanie była jedną z tych kobiet, które udowodniły mężczyznom, że ich rola nie ogranicza się do bycia matką, żoną, kucharką.
Wzbogacona zdjęciami biografia autorstwa Elżbiety Sieradzińskiej porusza i fascynuje, tak jak i jej bohaterka. To sprawia, że jest to jedna z tych historii, którą warto podsunąć każdemu.
Źródło okładki: www.marginesy.com.pl | „Wanda Rutkiewicz. Jeszcze tylko jeden szczyt” Elżbieta Sieradzińska – recenzja |
Zęby dziecka zmieniają się na każdym etapie jego rozwoju. Końcówkę szczoteczki elektrycznej musimy więc dopasować do wieku naszej pociechy. Mycie zębów stanowi codzienny rytuał w każdym domu, w którym jest dziecko. Szczoteczka elektryczna zaś zachęca maluchy do samodzielnej nauki czyszczenia zębów i dbania o higienę jamy ustnej. Niezależnie od jej modelu musimy pamiętać, że główka zużywa się co jakiś czas i trzeba ją wymienić. Dentyści zalecają, aby robić to co najmniej raz na trzy miesiące. Gdy już przyjdzie ten moment i przystępujemy do wyboru nowej końcówki, warto wiedzieć, czym się kierować i jakie wersje tego produktu są na rynku. Podstawowym kryterium, które narzuca rodzaj szczoteczki i jej końcówki, jest wiek dziecka. Główki różnią się wielkością i rodzajem włosia – dla maluszków przeznaczone są mniejsze i z włosiem bardziej miękkim, a im starsze dziecko, tym szczoteczka większa, a włosie przystosowane do twardości szkliwa.
Dla najmłodszych
Pierwsze zęby są niezwykle delikatne i wymagają odpowiedniej pielęgnacji. Końcówka Brush-Baby do szczoteczki BabySonic jest przeznaczona dla dzieci w wieku od 18 do 36 miesięcy. Jest wyposażona w niezwykle miękkie włosie, które nie podrażni wrażliwych dziąseł i kruchego szkliwa. Mała główka została doskonale dopasowana do rozmiarów dziecięcej buzi. Czyszcząc regularnie zęby taką końcówką, zapobiegamy gromadzeniu się osadów i płytki nazębnej. W ten sposób zapobiegamy również próchnicy i dbamy o zdrowie naszego dziecka. Brush-Baby może posłużyć także do masażu dziąseł w czasie wyrzynania się ząbków. Oczywiście pamiętajmy, że tak małe dzieci nie mogą samodzielnie używać szczoteczki elektrycznej. To rodzic dba o higienę jamy ustnej malucha na początkowym etapie jego rozwoju. Taka troska na pewno zaprocentuje w przyszłości zdrowymi, mocnymi ząbkami.
Dla przedszkolaka
Trzy lata to wiek, kiedy dziecko może zacząć samodzielnie czyścić zęby. Pamiętajmy, że rodzic powinien po każdym myciu przeprowadzić „kontrolę jakości”, aby mieć pewność, że zęby będą czyste i zdrowe. Końcówki Oral B Stages mają kilka kategorii wiekowych, które dobieramy odpowiednio do każdego etapu rozwoju dziecka. Dzięki włóknom o różnej długości główka szczoteczki dotrze nawet do najmniej dostępnych miejsc w jamie ustnej i usunie wszystkie resztki pokarmów. Niebieski pasek włókien na środku główki po pewnym czasie traci kolor, co sygnalizuje konieczność wymiany końcówki (zużywa się mniej więcej po trzech miesiącach. To bardzo wygodne rozwiązanie da nam pewność, że pielęgnacja ząbków będzie zawsze skuteczna. Włókna końcówki Oral B Stages są na tyle miękkie, że nie podrażniają dziąseł. Dodatkowym atutem końcówek, który bardzo spodoba się dzieciom, jest ich bogata kolorystyka i szata graficzna – wizerunki postaci z ulubionych bajek. Wielbiciele „Gwiezdnych wojen”, ”Krainy lodu” czy postaci z filmów Disneya będą zachwyceni.
box:offerCarousel
Dla ucznia
Pójście do szkoły to nowy etap i ważny moment dla każdego dziecka i jego rodzica. Coraz więcej mleczaków wypada i zaczynają rosnąć pierwsze stałe zęby. W takim momencie dbanie od higienę jamy ustnej jest szczególnie ważne. Stałe zęby muszą nam wystarczyć na całe życie, więc to, czym je myjemy i w jaki sposób, ma ogromne znaczenie. Końcówki do szczoteczki Philips Sonicare 7+ polecane są dla dzieci powyżej siódmego roku życia. Główka końcówki pokryta jest cienką warstwą gumy chroniącą zęby dziecka przed mikrourazami szkliwa. Końcówka jest również odpowiednio wyprofilowana, aby idealnie się dopasować do rosnących dziecięcych zębów. Przeznaczona jest do szczoteczek w technologii sonicznej, dzięki którym cała moc z uchwytu przenosi się do samego końca główki szczoteczki. Taka szczoteczka wykonuje 31 tysięcy ruchów na minutę, co umożliwia dokładne, a zarazem delikatne czyszczenie zębów.
Dziecko powinno używać szczoteczki z odpowiednio dopasowaną końcówką. Wybierajmy przede wszystkim przeznaczone dla konkretnej kategorii wiekowej. Wtedy będziemy mieć pewność, że zęby naszego dziecka są pielęgnowane prawidłowo. | Jakie końcówki do szczoteczki elektrycznej wybrać dla dzieci? |
Drgania, odczuwalne podczas hamowania, są sygnałem, że układ hamulcowy cierpi na pewnego rodzaju uszkodzenia. Nie można ich lekceważyć. Dziś sprawdzimy, co jest powodem drgań, odczuwalnych w czasie hamowania samochodem. Drgania podczas hamowania mogą być odczuwalne w dwojaki sposób. W pierwszym przypadku są one odczuwalne na pedale hamulca. W drugim na kole kierownicy. Niemal zawsze oznaczają one uszkodzenie ważnych elementów układu hamulcowego. Przede wszystkim chodzi tu o tarcze hamulcowe, klocki hamulcowe a także zaciski hamulcowe.
Drgania odczuwalne na pedale hamulca
Ich powodem może być niewłaściwy montaż tarczy hamulcowej do piasty koła. Mechanik powinien zawsze stosować klucz dynamometryczny i znać właściwy moment dokręcenia śruby. Jeśli tego nie robi albo nie zachowuje właściwej kolejności montażu śrub, dochodzi do odkształcenia płaszczyzny na styku tarczy oraz piasty koła. Odkształcenie to powoduje drgania na pedale hamulca. Rozwiązaniem jest wymiana tarcz hamulcowych na nowe na jednej osi i ich odpowiednie dokręcenie.
Przed montażem nowej tarczy hamulcowej zawsze należy dokładnie oczyścić piastę koła z rdzy. Do tego celu wystarczy szczotka druciana albo papier ścierny. Jeśli się tego nie zrobi, to następuje bicie osiowe tarczy hamulcowej, które nie tylko powoduje drgania, ale jeszcze do tego w przyspieszonym tempie niszczy klocki hamulcowe. Rozwiązanie to demontaż tarcz i dokładne oczyszczenie piasty koła przed ponownym zamontowaniem tarczy.
Pulsowanie pedału hamulca może także wywołać źle pracujący tłoczek w zacisku hamulcowym. Najczęściej problemy z jego poruszaniem są powodowane przez korozję. Sprawny tłoczek powinien poruszać się płynnie. Korozja powoduje, że tłoczek porusza się z ogromnymi oporami. Rozwiązaniem w tym przypadku może być zakup zestawu naprawczego, regeneracja zacisku hamulcowego, albo kupno nowego zacisku hamulcowego.
Drgania odczuwalne na kole kierownicy
Najczęstszym powodem drgań, odczuwalnych podczas hamowania na kole kierownicy, jest skrzywienie tarcz hamulcowych. Można bardzo łatwo do niego doprowadzić. Wystarczy, że po silnym hamowaniu, które bardzo mocno rozgrzewa tarcze hamulcowe, kierowca wjedzie w głęboką kałużę. Nastąpi bardzo szybkie, szokowe schłodzenie rozgrzanych tarcz, które spowoduje w konsekwencji ich zwichrowanie. W tym przypadku niestety, jedynym rozwiązaniem jest wymiana tarcz hamulcowych na nowe.
Drgania odczuwalne na kole kierownicy i na pedale hamulca
W tym przypadku powodem drgań może być bicie osiowe tarczy hamulcowej, którego powodem może być wymieniony wcześniej zły montaż. Ale powodów jest o wiele więcej.
Drgania mogą być powodowane przez zbyt duży luz łożyska piasty koła. W tym przypadku niestety, jedynym rozwiązaniem jest jego wymiana na nowe. Wymiana łożyska może być skomplikowana, albowiem może być potrzebna specjalna prasa.
Powodem bicia pedału hamulca a także koła kierownicy mogą być niewyważone koła. Małe ciężarki mogą się niestety urwać w czasie jazdy. Koła powinno się wyważać podczas każdej wymiany sezonowej. Poza tym warto pamiętać, aby przynajmniej raz w roku kontrolnemu wyważaniu poddać koła z oponami wielosezonowymi.
Drgania mogą być wywoływane także przez nierównomierną powierzchnię roboczą tarczy hamulcowej. Ta może być nierównomiernie starta na skutek złego doboru klocków hamulcowych, w tym przypadku źródłem problemu są klocki bardzo niskiej jakości.
Warto także pamiętać o tym, że drgania występują szczególnie w tych autach, w których jest źle ustawiona geometria kół a także w tych, w których są duże luzy w zawieszeniu.
Drgania odczuwalne na kole kierownicy i na pedale hamulca przy mocno rozgrzanych hamulcach
W tym przypadku drgania pojawiają się w czasie jazdy autem mocno obciążonym, w czasie bardzo dynamicznego prowadzenia auta z częstym agresywnym hamowaniem, jak również podczas jazdy w górach.
W takich warunkach tarcze hamulcowe rozgrzewają się do bardzo wysokiej temperatury, nawet do 700 stopni Celsjusza. Następnie dochodzi do wtarcia w nie materiału ciernego z klocków hamulcowych. Wtarcia będą źródłem pulsowania tarcz w czasie hamowania.
W tym przypadku problem może ustąpić. Tarcze muszą przede wszystkim ostygnąć, a może się to stać, gdy kierowca uspokoi swoją sportową jazdę, albo wyjedzie z gór. Jest wtedy szansa, że po ostygnięciu i kilku standardowych, spokojnych hamowaniach, materiał cierny z klocków, wtarty w powierzchnię tarcz, ostanie usunięty i drgania ustąpią. Jeśli tak się nie stanie, układ hamulcowy trzeba poddać przeglądowi w warsztacie. Być może doszło do jego poważnego przegrzania, co może skutkować koniecznością wymiany kilku elementów eksploatacyjnych.
Sprawny układ hamulcowy w samochodzie to gwarancja bezpieczeństwa dla kierowcy, jego pasażerów i innych użytkowników drogi. Kierowca musi reagować na wszelakiego typu niesprawności, takie, jak wymienione w artykule drgania | Skąd biorą się drgania podczas hamowania? Jak je usunąć? |
Jak pisał Julian Tuwim – „szczęście pachnie kawą”. Kawa to miły zapach kojarzący się z domem, z porankiem, z nową energią na nadchodzący dzień – przynajmniej dla tych, którzy nie potrafią się obudzić bez tego napoju. Kawa jest popularnym zapachem stosowanym w hotelarstwie i gastronomii – rozpylana ma wyzwalać u klientów pozytywne skojarzenia z domem i wzbudzać ich zaufanie do nowego miejsca. Według badań, zapachy kawy i czekolady polepszają percepcję oraz wydajność umysłową w pracy. To także niekwestionowany afrodyzjak. Jednym z najprostszych sposobów na utrzymanie aromatu kawy w domu, oprócz włączenia ekspresu albo młynka do kawy, jest uprażenie na teflonowej patelni kawy w ziarnach. Nie da się jednak przypiekać jej cały dzień, zatem wykorzystajmy inny pomysł – wykonajmy samodzielnie kawowy świecznik.
Czego potrzebujemy?
miseczki lub miseczek
kawy w ziarnach
tealightów lub świec zwykłych albo zapachowych (pomieszane z kawą mogą dać ciekawe mieszanki zapachowe)
Krok 1: przygotowanie miseczek i kawy
Wybierz miseczki ceramiczne lub szklane, najlepiej jednolite i w jasnym kolorze, dzięki temu ziarna kawy będą ładnie kontrastować z ceramiką. Miseczki dokładnie umyj i wysusz.
Przygotuj kawę w ziarnach. Dla wydobycia aromatu możesz przez chwilę prażyć ziarna na teflonowej patelni, ale nie jest to konieczne, bowiem kawa podgrzewana w świeczniku, sama zacznie wydzielać zapach.
Krok 2: wsypujemy kawę do miseczek
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Zamiast misek, do w stworzenia świeczników możemy wykorzystać wazony lub szklane słoiki.
Krok 3: wkładamy świece lub tealighty
Między ziarnami kawy umieść świece lub tealighty. Świece płoną dłużej, ale w wyniku topienia się wosku ziarna kawy szybciej się niszczą i przestają wydzielać aromat. Im większe naczynie wykorzystasz, tym większą świecę do niego włóż.
Krok 4: zapalamy świece
Tak wykonane świeczniki możemy wykorzystać jako dekorację w domu. Mogą być także elementem nakrycia stołu podczas posiłku.
Jeśli nie masz czasu samodzielnie wykonać, sprawdź nasze propozycje gotowych produktów. | Kawowy świecznik – sposób na piękny zapach w domu |
Można pomyśleć, że ile kobiet, tyle stylów. I jest w tym sporo prawdy, gdyż każde wnętrze, nawet o sportowym czy loftowym charakterze, można zaaranżować na kilka sposobów, m.in. w stylu kobiecym lub męskim. Kawalerka, czyli mieszkanie jednopokojowe o niedużej powierzchni, już samo w sobie sprzyja temu, co kobiece, ponieważ styl ten często określany jest jako ciepły, przytulny i ozdobny. Pozostaje nam więc tylko z głową wykorzystać potencjał tkwiący w naszych małych „czterech kątach”. Częstym błędem popełnianym przez samozwańczych dekoratorów wnętrz jest skoncentrowanie największej wagi na wypełnieniu wnętrza jak największą ilością ozdób i kolorów. Idąc tą drogą, niestety bardzo łatwo osiągnąć efekt przesycenia, bałaganu, a w skrajnych przypadkach nawet kiczu. Ale osoby szczególnie wrażliwe na estetykę potrafią tak dobrać kolory, faktury materiałów, meble i dodatki, żeby osiągnąć artystyczny nieład lub wręcz przeciwnie – styl minimalistyczny. Jak idealnie urządzić małe mieszkanie bez pomocy projektanta? Dowiedz się, czym kierować się przy urządzaniu kawalerki, by jej wnętrze emanowało kobiecością.
Kawalerka kawalerce nie równa
Bardzo ważną kwestią przed podjęciem się wybierania kolorów ścian, mebli i dodatków oraz ogólnego charakteru poszczególnych obszarów mieszkania jest zwrócenie uwagi na układ pomieszczeń oraz stopień ich doświetlenia. Jeżeli nasza kawalerka sprawia wrażenie ciemnej, np. ze względu na to, że znajduje się na parterze lub okna wychodzą na północ, warto zdecydować się na bardzo jasne (a najlepiej białe) kolory ścian w mieszkaniu. W tym przypadku warto również rozważyć otwarcie przestrzeni poprzez wyburzenie niektórych z nich (oczywiście przed malowaniem). Dużo światła w mieszkaniu, to zdecydowanie więcej możliwości. Warto jednak pamiętać o tym, że decydując się na ciemne kolory we wnętrzu, należy zrównoważyć efekt całości wystroju poprzez jasne meble i dodatki np. w postaci zasłon, poduszek, roślin doniczkowych ustawionych na parapetach i kwietnikach oraz ramek za zdjęciami.
Moje mieszkanie, moje zasady
Nie da się ukryć, że kobiece stylizacje charakteryzują się częstszym wykorzystaniem jasnych kolorów. Wskazują na to niemal wszystkie modne aranżacje. To, co wyróżnia te stylizacje to również dbałość o szczegóły i to nie tylko w postaci kompletnego wyposażenia funkcjonalnego mieszkania, ale również estetycznych dodatków. Małe kawalerki, których lokatorkami są panie, to często mieszkania wyposażone w systemy szaf wnękowych, dzięki którym łatwo utrzymać porządek.
Przestrzeń powinna być podzielona na strefy, zgodne z potrzebami ich właścicielek, które trzeba umiejętnie dopasować do ich przeznaczenia. Jednym z najlepszych przykładów tego typu stref jest miejsce, w którym znajdzie się kobiecatoaletka. Najlepiej ustawić ją w okolicy okna, czyli u źródła światła słonecznego, które sprzyja malowaniu. Poza tym nie zapominajmy o strefie relaksu i pracy, które powinny znajdować się w możliwie najdalej od siebie położonych częściach kawalerki.
Najbardziej kobiecy styl
Zapewne każdy profesjonalny projektant zgodzi się ze zdaniem, że mówiąc o najlepszym stylu dla każdej z nas, należy mówić o naszym indywidualnym stylu, na który składa się gust, upodobania i charakter. Jedne z nas będą szukać gustownych firan i stylowych ram na lustra, a inne kolorowych hamaków i nowoczesnych lamp do swojej kawalerki. Co do tego nie ma reguły, najważniejsze to wsłuchać się we własne wnętrze i odnaleźć styl, który najlepiej nas wyrazi, podkreślając naszą osobowość. Wówczas powinno pójść szybko, łatwo i przyjemnie. | Kawalerka w kobiecym stylu |
Subsets and Splits
No community queries yet
The top public SQL queries from the community will appear here once available.