source
stringlengths
4
21.6k
target
stringlengths
4
757
W pracy fotografa brak inspiracji jest chyba najbardziej demotywującą rzeczą. Oto pięć sprawdzonych pomysłów na przełamanie fotograficznej blokady. Zainspiruj się fotografią na najwyższym poziomie Nic nie zmotywuje do fotografowania bardziej niż dobry przykład od mistrzów fotografii. Aby kop motywacyjny był jeszcze większy, warto sięgnąć po wysokiej jakości albumy, w których zdjęcia prezentują się o wiele, wiele lepiej niż w Internecie. Przeglądanie 500px czy fotoblogów jest dobre na co dzień, ale pachnący farbą album powinien być niczym nagroda. Polecam klasykę, jak Elliott Erwitt Dog Dogs czy Tadeusz Rolke Rolke albo coś nieco nowszego: Tomasz Tomaszewski To, co trwałe czy STIGMA Adama Lacha. Zrób porządek ze zdjęciami Bałagan w zbiorach zdjęć może zniechęcić do ich selekcji i obróbki. Dobrą motywacją do zrobienia porządku może być zakup nowego dysku. Małe, tanie dyski 2,5 cala szczerze odradzam – pomimo ich popularności i niskich cen mogą w bardzo łatwy sposób ulec awarii. Warto zainwestować w stabilny, 3,5-calowy dysk, jak WD Elements Desktop czy Seagate Expansion. Przeczytaj dobrą książkę o fotografii Jeden z najwybitniejszych polskich fotografów – Tomasz Tomaszewski, zapytany, co należy robić, aby zostać lepszym fotografem, odpowiada: „Czytaj więcej książek”. Czytanie pobudza wyobraźnię, kreatywność i rozwija myślenie. Jednym tchem mogę wymienić kilka pozycji wartych przeczytania: Bractwo Bang Bang Grega Marinovicha i João Silvy, 13 wojen i jedna. Prawdziwa historia reportera wojennego Krzysztofa Millera, O fotografii Susan Sontag, Fotobiografia PRL Łukasza Modelskiego czy Photofile Series Elliotta Erwitta, Magnum, Don McCullin lub klasykę: Historia fotografii od 1839 roku do dziś – Kolekcja George Eastman House. Tę listę można oczywiście znacząco powiększyć – wymieniłem tylko kilka pozycji wartych przeczytania w pierwszej kolejności. Spotkanie z fotografami Brakuje ci pomysłów na zdjęcia? Spotkaj się ze znajomymi fotografami, pogadajcie. Podpytaj ich, nad jakimi projektami obecnie pracują, na jakich ciekawych wystawach byli, gdzie fotografowali. Pokaż im swoje zdjęcia i omówcie je razem. Czasami warto zarazić się pasją od innych zafascynowanych tematem. Wyjedź w podróż Zmiana otoczenia, trochę odpoczynku, świeżego spojrzenia na rzeczywistość czy choćby wolny weekend mogą przynieść bardzo pozytywne rezultaty. Nie trzeba od razu lecieć na drugi koniec świata. Wystarczy pojechać w polskie góry, nad Bałtyk, a może nawet do małej poniemieckiej zapomnianej wsi.
Co zrobić, kiedy brakuje pomysłów i inspiracji do zdjęć?
Treści cyfrowe Art. 38. Ustawy z dnia 30 maja 2014 roku o prawach konsumenta: Prawo odstąpienia od umowy zawartej poza lokalem przedsiębiorstwa lub na odległość nie przysługuje konsumentowi w odniesieniu do umów: 13) o dostarczanie treści cyfrowych, które nie są zapisane na nośniku materialnym, jeżeli spełnianie świadczenia rozpoczęło się za wyraźną zgodą konsumenta przed upływem terminu do odstąpienia od umowy i po poinformowaniu go przez przedsiębiorcę o utracie prawa odstąpienia od umowy.
Treści cyfrowe
Jak pozbyć się nieefektownej oponki, która pojawiła się po urlopie? Dzięki naturalnym termogenikom schudniesz szybciej, przy znacznie mniejszym wysiłku, bez głodówki czy choćby ssania w żołądku. Brzmi niewiarygodnie? To wyjątkowo skuteczna metoda spalania tkanki tłuszczowej, oparta na solidnych podstawach naukowych. Jeśli zamienisz kaloryczną żywność na właściwe produkty spożywcze, które przyspieszą metabolizm i zwiększą wytwarzanie ciepła przez organizm, kilogramy zaczną znikać jeden po drugim. Wpływ diety na termogenezę Termogenezą w fizjologii określa się zespół procesów zachodzących w organizmach stałocieplnych, które zmierzają do wytwarzania ciepła w celu utrzymania stałej temperatury ciała. Co z tego wynika? Otóż większe wydzielanie ciepła pociąga za sobą wyższe wydatki energetyczne. Dlatego ustrój musi szybciej sięgać do swoich rezerw i zacząć spalać tkankę tłuszczową. Efekt termogeniczny wzmaga na przykład wysiłek fizyczny, ale nie tylko. Na procesy wpływa również dieta. Okazuje się, że trawienie niektórych produktów spożywczych wymaga większych nakładów energii – gdy organizm ją wykorzystuje, wydziela się ciepło. Jeśli swój jadłospis oprzesz na żywności zawierającej odpowiednie związki chemiczne, możesz kontrolować tzw. termogenezę poposiłkową i pozbywać się nadprogramowych kilogramów. Jak to możliwe? Kiedy spożywasz substancje termogenne, w ustroju dochodzi do szeregu przemian metabolicznych, które w znacznym stopniu upodabniają się do procesów zachodzących w wyniku aktywności fizycznej. Uważa się, że do najskuteczniejszych termogeników naturalnych należą m.in. kofeina i guarana. Na szczycie listy znajdują się również zdecydowane przyprawy, jak ostra papryka, pieprz czy imbir. Filiżanka kawy, herbaty, a może kieliszek wina? Substancje aktywne zawarte w herbacie, zwłaszcza zielonej i czerwonej oraz w czerwonym winie również sprzyjają odchudzaniu. Gubienie kilogramów przyspieszają związki polifenolowe – katechiny, które wpływają na działanie enzymów. Hamują na przykład aktywność enzymu, który bierze udział w rozpadzie adrenaliny. Natomiast wyższe stężenie adrenaliny we krwi skutkuje większą termogenezą. Katechiny utrudniają też przyswajanie i wchłanianie składników energetycznych z pokarmu. Kofeinę, która przyjmujesz wraz z małą czarną, naukowcy od lat cenią za właściwości odchudzające. Jednak, by uzyskać efekt termogeniczny, należy wypić aż trzy filiżanki kawy, przyrządzone z kawy mielonej (nie rozpuszczalnej). Guarana zaś zawiera guaraninę, substancję przypominającą kofeinę, ale jej działanie jest wydłużone. Stymulując układ nerwowy, podwyższa termogenezę i przyspiesza metabolizm. Warto sięgać również po produkty bogate w witaminę C – antyoksydant, który powstrzymuje szkodliwy wpływ wolnych rodników na organizm i spowalnia procesy starzenia komórkowego. Jednak to nie wszystkie zalety kwasu askorbinowego, który wzmaga też wytwarzanie L-karnityny, dzięki której tkanka tłuszczowa szybciej ulega spaleniu i zapobiega gromadzeniu nadmiaru zapasów energetycznych w organizmie. W czasie odchudzania przydają się dodatkowe właściwości witaminy C: przeciwutleniacz stymuluje produkcję kolagenu, który przeciwdziała obwisaniu skóry. Jeśli wzbogacisz menu w karczochy i zieloną kawę, łatwiej pozbędziesz się nadwyżki tkanki tłuszczowej. Znajduje się w nich kwas chlorogenowy, który hamuje wchłanianie glukozy, zaś obniżone stężenie cukru we krwi prowadzi do szeregu procesów. Ustrój zaczyna spalać rezerwy tłuszczowe, by zdobyć potrzebną mu glukozę. Termogeniki pochodzenia zwierzęcego i roślinnego W maśle, serze żółtym, a także mięsie kryje się kolejny dobroczynny związek: kwas linolowy CLA. Jego działanie ogranicza aktywność enzymu odpowiedzialnego za przenikanie triglicerydów do rezerw tłuszczowych organizmu. Ponadto CLA zwiększa zużycie kwasów tłuszczowych w procesie termogenezy. Warto nadmienić, że wspomniana L-karnityna również znajduje się w potrawach mięsnych i produktach mlecznych. Garcynia cambogia (azjatyckie drzewo) to, jak dotąd, jedyne znane i zatwierdzone źródło kwasu hydroksycytrynowego HCA, który istotnie podwyższa termogenezę. Poza tym spowalnia procesy przemiany węglowodanów w tłuszcze i wpływa na hamowanie łaknienia. Okazuje się, że warto ostro przyprawiać posiłki – curry, chilli, pieprz cayenne, imbir, cynamon i czosnek mają w składzie m.in. gingerol, kurkuminę oraz coraz bardziej popularną kapsaicynę. Wzrost termogenezy następuje w wyniku systematycznego spożywania związku. Kapsaicyna wzmaga także procesy utleniania kwasów tłuszczowych i wydzielania adenozyno-5′-trifosforanu (ATP), czyli nośnika energii chemicznej, wykorzystywanej w metabolizmie komórki. Większe wytwarzanie ATP pośrednio wpływa na ograniczenie procesów przemiany energii w zapasową tkankę tłuszczową. Związki termogeniczne z pokarmów mogą intensywnie pobudzać metabolizm, prowadzić do rozpadu tkanki tłuszczowej i przyspieszać jej spalanie. Jeśli właściwie skomponowaną dietę połączysz z aktywnością fizyczną, możesz liczyć na sukces – i to w krótkim czasie. Pamiętaj jednak, że substancji termogennych nie wolno przedawkować – czasem wywołują działania niepożądane.
Termogeniki w naturze: sposoby na zdrowe odchudzanie
Amerykańska pisarka Diana Gabaldon jest znana polskim czytelnikom przede wszystkim jako autorka serii powieści „Obca”. To właśnie w tym cyklu po raz pierwszy pojawiła się postać Johna Greya – brytyjskiego arystokraty i dandysa. Gabaldon postanowiła dać mu pole do popisu i uczynić głównym bohaterem nowej serii w całości poświęconej jego przygodom. „Lord John i sprawa osobista” to pierwsza, i jak twierdzi autorka, przypadkowa powieść o perypetiach zawodowego żołnierza. Sprawa osobista „Lord John i sprawa osobista” rozpoczyna się od szokującego odkrycia lorda Johna. W trakcie wizyty w klubie dla dżentelmenów mężczyzna korzysta z toalety, gdzie spotyka narzeczonego swojej kuzynki. Okazuje się, że Joseph Trevelyan nosi znamiona choroby wenerycznej. Mając na względzie dobro kuzynki i honor rodziny, lord John postanawia przeprowadzić na własną rękę śledztwo dotyczące reputacji Trevelyana. W tym celu rozpoczyna wędrówkę po XVIII-wiecznym Londynie, odwiedzając arystokratycznych znajomych, ale także domy uciech. Wstydliwa tajemnica narzeczonego Olivii okazuje się jednak znacznie wykraczać poza francuską chorobę… Jak ze zdobytą wiedzą postąpi lord John? Sprawa wagi państwowej Rozwiązły narzeczony kuzynki to jednak nie jedyny problem Johna Greya. W tym samym czasie, kiedy lord John stara się odkryć sekrety Trevelyana, Korona zleca mu śledztwo w sprawie morderstwa żołnierza, którego podejrzewa się o zdradę i kradzież dokumentów wojskowych. Główny bohater zostaje rzucony w wir wydarzeń, na które nie zawsze ma wpływ. Lord John znowu musi przemierzyć niemal cały Londyn, żeby wyjaśnić zagadkę śmierci O’Connella. Mężczyzna pozostawił po sobie dwie wdowy i mnóstwo pytań. Odpowiedzi na nie mogą udzielić mu pewien służący i dama w zielonej sukni, ale doprowadzenie do spotkania z nimi w cztery oczy okaże się trudną sztuką. Echa przeszłości Wyzwania, przed którymi staje lord John, będą wymagać od niego stawienia czoła wydarzeniom z przeszłości. Być może to właśnie jego wspomnienia okażą się kluczem do rozwiązania kryminalnej zagadki… W arystokracie odżyją także tłumione żądze: w trakcie śledztwa trafi do Lawendowego Domu, czyli przybytku z męskimi prostytutkami, gdzie ulegnie wdziękom jednego z pracujących tam chłopców. Ukryty homoseksualizm lorda Johna, który w owym czasie był w Anglii karany, to niewątpliwie duży atut książki Gabaldon, który pozwolił jej na stworzenie głównego bohatera z krwi i kości, zmuszonego do nieustannego ukrywania swojej prawdziwej tożsamości i pilnowania się na każdym kroku. Jeśli lubisz kryminały w stylistyce retro, koniecznie sięgnij po powieść Diany Gabaldon . Klimat XVIII-wiecznego Londynu przykuje twoją uwagę na równi z intrygą, w którą wplątany został główny bohater. „Lord John i sprawa osobista” to świetny portret londyńskiego wielkiego świata i półświatka, galeria niebanalnych charakterów oraz bohaterów, którzy często nie przebierają w słowach i burzą tradycyjną wizję powieści historycznej. Książka dostępna jest na Allegro także w wersji elektronicznej. Źródło okładki: www.wydawnictwoswiatksiazki.pl
„Lord John i sprawa osobista” Diana Gabaldon – recenzja
Korupcja, świat przestępczy, biznesowy, dziennikarski – oto w czym zanurzona jest książka Folletta o intrygującym tytule Papierowe pieniądze. Nie jest to jednak typowa fabuła sensacyjna. Powieść zdradza kulisy działania i przenikania się światów, których na co dzień większość z nas nie zna. Szczególnie interesujące jest środowisko dziennikarskie. Follett mówi, dlaczego niezależne dziennikarstwo nie istnieje. Książka bez bohatera Tim Fitzpeterson jest wpływowym politykiem, ale także mężem i ojcem. Poznajemy go, gdy po nocy z uroczą kobietą zastanawia się nad swoim życiem i przyszłością. Wydaje się, że nie jest to jego pierwsza przygoda miłosna w trakcie trwania małżeństwa. Tim odkrył bowiem przyjemność, o której istnieniu już dawno zapomniał. Snuje plany pogodzenia swojego dotychczasowego życia z romansem. Jego wyobrażenia o miłej odskoczni okażą się jednak niemożliwe do spełnienia. Poznajemy również niewierną żonę bogatego biznesmena, która miota się pomiędzy pokusą spędzania upojnych chwil z kochankiem a przywiązaniem do męża i wspólnego życia. Gdy okazuje się, że mąż i kochanek nie tylko się znają, ale też prowadzą wspólne interesy, kobieta staje przed koniecznością wyboru jednego z nich. W książce jest też postać Tony’ego Coxa, dawniej drobnego przestępcy, a dziś szefa gangu, który dzięki skomplikowanym kolejom losu i powiązaniom personalnym dokonuje skoku, który przynosi zupełnie nieoczekiwane efekty. Follett przedstawia ponadto środowisko dziennikarzy za pomocą kilku postaci – młodych oraz doświadczonych żurnalistów, którzy zupełnie inaczej patrzą na swoją pasję. Cała powieść nie ma jednego bohatera, wokół którego toczy się akcja. Jest to raczej spojrzenie na określone wydarzenia z perspektywy różnych osób. Słaba? Ken Follett, tworząc swoje powieści, sam sobie wysoko postawił poprzeczkę. Dla fanów pisarza książka ta jest raczej rozczarowaniem. Akcja toczy się zbyt szybko, brakuje budowania napięcia, suspensu. Być może przyczyną jest brak skupienia uwagi na jednym bohaterze, jednak można też upatrywać źródła rozczarowania w… długości powieści. Cała intryga jest ciekawa, lecz sposób, w jaki została poprowadzona sprawia, że książka jest zupełnie niewciągająca. I z pewnością nie chodzi tu o zbyt dużą liczbę bohaterów, tylko o ich nadmiernie pobieżną charakterystykę. Wprowadzanie tak wielu nowych postaci w stosunkowo krótkiej powieści sprawia, że nie zagłębiamy się w intrygę. Autor we wstępie podziela to zdanie, przyznając, że choć jest to ulubiona z jego powieści, które nie odniosły sukcesu, to pisanie jej sprawiło mu dużą przyjemność. Dostrzega, że choć jego celem było pokazanie wzajemnych powiązań pomiędzy światem przestępczym, biznesowym i dziennikarskim, to brak przywiązania czytelnika do postaci sprawił, że książka nie odniosła spektakularnego sukcesu. Z drugiej strony cel, jaki sobie założył, a więc przedstawienie od kuchni działania środowisk, do których większość ludzi nie ma dostępu, został z pewnością osiągnięty. Choć „Papierowe pieniądze” dla wielbicieli Folletta okazały się rozczarowaniem, to nowi czytelnicy z pewnością nie podzielają tego uczucia. Follet w niższej formie nadal pozostaje poza konkurencją dla wielu innych pisarzy. Książkę warto zatem polecić tym, którzy nie znają tego autora. Po jej przeczytaniu zapewne zapytają: jeśli to jest jedna z jego słabszych powieści, to ciekawe, jak wyglądają te najlepsze? Na deser zostawmy sobie wstęp autora. Zdradza w nim sekrety powstawania dobrej powieści, która może stać się hitem wydawniczym. Takie smaczki z pewnością są wartością dodaną do książki, szczególnie że serwuje je sam mistrz powieści uwielbianych przez miliony ludzi na świecie. Zobacz także inne książki Kena Folletta. Źródło okładki: www.wydawnictwoalbatros.com
K. Follett, Papierowe pieniądze – recenzja
Książki, których akcja osadzona jest w letniej aurze, przyjemnie czyta się właśnie o tej porze roku. Jest to jeden ze sposobów wybierania lektur na wakacje. W poniższym zestawieniu znalazło się pięć tytułów, które łączy jedynie słowo „lato” w tytule. Znalazły się tu: historia o wojnie i wielkim uczuciu, sielankowy opis rozmów babci z wnuczką w otoczeniu surowej fińskiej przyrody, wspomnienia ojca, opowieść o trojgu przyjaciół spędzających urlop w leśnej głuszy oraz zbiór trzech rzymskich romansów. „Ostatnie lato” - Catrin Collier box:offerCarousel „Ostatnie lato” to wspomnienia przeplatane wątkami autobiograficznymi autorki. Narracja prowadzona jest w dwóch płaszczyznach czasowych: okres od 1939 roku, do lat osiemdziesiątych w formie pamiętnika oraz czasy współczesne, których wydarzenia relacjonowane są w trzeciej osobie. Główna bohaterka - Charlotte von Datski - jest osiemnastoletnią dziewczyną, pochodzącą z zamożnej rodziny. Wychodzi za mąż za niemieckiego hrabię, ale niestety jej życie szybko okazuje się być dalekie od ideału. Wybucha druga wojna światowa, Charlotte zakochuje się w żołnierzu Armii Czerwonej. „Ostatnie lato” to wzruszająca opowieść o zakazanej miłości, dramatycznych wyborach, ludzkim okrucieństwie, tragedii wojny, poszukiwaniu tożsamości i śmiertelnie niebezpiecznej tajemnicy. „Lato” - Tove Jansson box:offerCarousel Tove Jansson jest znana przede wszystkim z książek o rodzinie Muminków i ich oryginalnych przyjaciołach, jednak warto sięgnąć po inne pozycje tej wyjątkowej autorki. Jedną z nich jest z pewnością „Lato”. To krótka i niespiesznie opowiedziana historia o celebrowaniu życia. Akcja toczy się na jednej ze szkierowych fińskich wysp, gdzie w drewnianym domku tytułową porę roku spędzają: sześcioletnia Sophia, jej ojciec oraz babcia. „Lato” to poruszająca i pełna mądrości opowieść o zderzeniu młodości ze starością, o uczeniu się życia i siebie nawzajem, o miłości, o sprawach trudnych i poważnych. Tove Jansson przedstawia czytelnikowi kompletny świat: zarówno z jasnej, jak i ciemnej strony. „Lato” - Karl Ove Knausgård box:offerCarousel „Lato” to część cyklu „Cztery pory roku”, który Karl Ove Knausgård zadedykował swojej córce. Ten prozatorski kolaż można czytać zgodnie z naturalnym rytmem przyrody, ale nie jest to obowiązkowa kolejność. W „Lecie” na świat przychodzi czwarte dziecko, rozpoczynają się wspólne zabawy. To też moment, w którym świadomego swojej roli, dojrzałego czterdziestolatka i głowy rodziny ogarniają obawy o przyszłość najmłodszej córki. „Lato” to wspaniały traktat o codzienności, miłości ojcowskiej, rodzicielstwie i prozie życia. „Lato leśnych ludzi” - Maria Rodziewiczówna box:offerCarousel „Lato leśnych ludzi” to książka idealna zarówno dla młodzieży, jak i dorosłych. Maria Rodziewiczówna opowiada w niej historię trójki młodych mężczyzn. Żuraw, Pantera i Rosomak, spędzają wspólnie lato w drewnianym domu nad jeziorem ulokowanym w leśnej głuszy. Ich codzienność to uprawa ogrodu, piesze wędrówki po okolicy i pomaganie zwierzętom. Żyją zgodnie z rytmem natury, przestrzegając tradycji wiejskich i szanując prawa puszczy. Autorka spędzała w ten sposób wakacje z dwiema przyjaciółkami, czego jednak nie odważyła się wprost opowiedzieć w swojej książce. „Lato w Rzymie” - Kate Hardy, Cathy Williams, Susanna Carr box:offerCarousel „Lato w Rzymie” to zbiór trzech opowiadań o miłości, których wspólnym mianownikiem jest wieczne miasto. Pierwsze z nich „Trzy dni w Rzymie” to historia właściciela sieci hoteli, który w wyniku nieporozumienia poznaje kobietę, z którą wdaje się w namiętny romans. Gdy prawda dotycząca mężczyzny wychodzi na jaw, sytuacja między kochankami zaczyna się komplikować. „W cieniu Kapitolu” to opowieść o Amerykance, która w czasie wakacji poznaje należącego do śmietanki towarzyskiej Włocha. Ich pozornie idealne wspólne życie zaczyna przeradzać się w zbiór perypetii, rozgrywek rodzinnych i tajemnic. Bethany to główna bohaterka „Rzymskich nocy”. Kobieta przyjeżdża do Rzymu, gdzie ma się opiekować ekskluzywnym apartamentem bogatej Włoszki. Podczas przymierzania drogich sukienek w mieszkaniu pojawia się gość, który bierze Bethany za właścicielkę domu.
Książki z latem w tytule
Charles Bukowski – jaki jest, każdy wie. A kto nie wie, niech weźmie do ręki jego dowolne dzieło i otworzy je na pierwszej lepszej stronie. W oczy od razu rzucą się liczne przekleństwa, zgrabnie wtopione w tekst niczym znaki interpunkcji z równie bogatą częstotliwością. Bo to jego domena, jego znak rozpoznawczy. Brutalna, szczera i szara rzeczywistość, przeplatana mocnymi słowami, zakrapiana dużą ilością alkoholu oraz kolorowana obfitą obecnością kobiet to cechy najbardziej opisujące wszystkie dzieła Bukowskiego. Nie do każdego może to przemawiać – jedni nazwą go prostakiem, inni człowiekiem z charakterem. Jedno jest jednak pewne – Bukowski stworzył sobie własną markę i nawet jeśli pierwsze skojarzenie z nią brzmi „brutalny alkoholik”, to trzeba mieć talent, by takie powiązanie nie nasuwało pejoratywnego wydźwięku. Chinasky, alter ego Bukowskiego Powieści Bukowskiego są mocno inspirowane jego własnym życiem. Po ukończeniu szkoły szukał sobie zajęcia, które pochłonęłoby go i dawało możliwość godnego życia. Podejmował się wielu prac fizycznych, aż w końcu trafił na pocztę, gdzie przepracował 12 lat. Nienawidził tego miejsca, ale już w żadnym innym później nie spędził tyle czasu. Jego pierwsza powieść „Listonosz” to relacja z okresu, którego tam doświadczył. Fikcyjna postać – Chinasky, którą można uznać za alter ego autora, opowiada mnóstwo anegdot, które ewidentnie są jego prywatnymi przeżyciami. Chinasky to alkoholik, kobieciarz i człowiek o mocno refleksyjnym umyśle. Jego przemyślenia, spostrzeżenia i sposób, w jaki o nich opowiada, może uwłaczać umysłom przepełnionym literaturą i sztuką piękną, bo tutaj czytelnik wiele tego piękna nie doświadcza. Brak ogłady i klasy w życiu Chinasky’ego nadrabia natomiast ciekawy punkt widzenia, który nie sposób spotkać w innej literaturze. Listonosz Legenda głosi, że książka „Listonosz” powstała w trakcie trzech tygodni nieprzerwanej pracy. Bukowski w – charakterystyczny dla siebie – rozbrajający sposób przyznał wprost, że napisał ją dla pieniędzy. Nikt się chyba jednak nie spodziewał, że dwieście stron przygód o pracy na poczcie wywoła takie poruszenie. A wywołało, i to międzynarodowe. Książka zaczyna się Kodeksem Etyki Pracownika Poczty Stanów Zjednoczonych. Warto się z nim zapoznać tytułem wstępu, by mieć świadomość, z jakimi wymogami boryka się na co dzień człowiek zajmujący się roznoszeniem listów. Chinasky jest samotnikiem, pogrążonym w swoich myślach, którymi skrzętnie dzieli się z czytelnikiem. Mimo jego oczywistych wad zarys jego postaci wzbudza w odbiorcy zainteresowanie. Duża ilość dialogów, niektórych przeprowadzonych na zasadzie rozmowy z samym sobą, oferuje nam przekaz dużo silniejszy niż taki przedstawiany za pomocą bogatych opisów, przeważnie spotykanych w literaturze. Krótkie rozdziały pozwalają zatrzymać się po każdym z nich i poświęcić chwilę refleksji tym – może i wulgarnym, ale jakże prawdziwym i trafnym – opowiadaniom. Zrezygnowanie autora, jego absolutne poddanie się otaczającym go codziennej rzeczywistości absurdom i ze zdwojoną mocą napierają podczas pracy na poczcie, wywołują czasem nostalgię, a czasem irytację. Nie można natomiast przejść obok tego obojętnie, zwłaszcza jeśli ubrane w tak prymitywne i dosadne słowa nie zniechęcają do kontynuowania tej przygody. Książka nie jest napisana wzniosłym stylem wielkiego pisarza, wygląda raczej jak na szybko spisane notatki – coś w rodzaju pamiętnika zgorzkniałego mężczyzny. Czy to źle? Nie! Nie każdemu może to przypaść do gustu, wiele osób wręcz odmawia nazywania Bukowskiego pisarzem właśnie z tego powodu. Z pewnością jednak warto poświęcić dwa wolne popołudnia, by zapoznać się z jego twórczością. Książkę „Listonosz” znajdziecie na Allegro również w wersji elektronicznej w formatach ePUB i MOBI. Źródło okładki: www.znak.com.pl
„Listonosz” Charles Bukowski – recenzja
Zaległość wpłacona, kiedy ponownie będę mieć możliwość sprzedaży? Jeśli otrzymaliśmy Twoją wpłatę, a nie możesz nadal wystawiać przedmiotów na sprzedaż, jedna z możliwych przyczyn to: Wpłaciłeś za małą kwotę. Sprawdź, ile masz do dopłaty, gdy: posiadasz konto zwykłe - rachunek powinieneś opłacić zgodnie z ostatnim powiadomieniem mailowym o wysokości zadłużenia, jakie wysłaliśmy do Ciebie, otrzymujesz od nas faktury za korzystanie z Allegro - w takim przypadku powinieneś opłacić zobowiązanie zgodnie z kwotą wskazaną w polu "razem kwota do zapłaty" na fakturze. Wszelkie nadwyżki (np. ze zwrotów prowizji) zostaną rozliczone po zakończeniu kolejnego miesiąca rozliczeniowego, co zostanie również uwzględnione w kolejnej fakturze. Upłynął już 14. dzień na opłacenie rachunku za ostatni miesiąc opłać go również, abyśmy mogli zdjąć blokadę sprzedaży z Twojego konta. Masz niedopłatę, a zależy Ci na szybkim zdjęciu blokady sprzedaży? Brakującą kwotę możesz wpłacić przez "szybką wpłatę online" w zakładce Bieżące saldo i wpłata. W takim przypadku księgowanie środków trwa do 1h.
Zaległość wpłacona, kiedy ponownie będę mieć możliwość sprzedaży?
Chwila nieuwagi, nieprzyjemny dźwięk i… stało się. Na naszym samochodzie pojawiło się wgniecenie. Czy jednak zawsze oznacza to wizytę u blacharza? Niekoniecznie! bbox:experiment Z tego artykułu dowiesz się: * Masowanie blachy * Metoda na klej, czyli PDR * Podgrzewanie i chłodzenie * Szpachlowanie i lakierowanie [/bbox] Mówi się, że pierwsze uszkodzenie nowego samochodu boli najbardziej, a później jest już z górki. Cóż, są też kierowcy, którym każde wgniecenie spędza sen z powiek. A nie ma co się oszukiwać – zwłaszcza samochód, który jeździ w mieście, prędzej czy później będzie miał na karoserii różne „ślady walki”. Albo uszkodzimy auto sami, albo zrobi to inny kierowca, np. na parkingu. Piesi opierający się o pojazd lub nieuważnie manewrujący wózkami sklepowymi również mogą spowodować wgniecenia. W takiej sytuacji pierwsze, co przychodzi nam na myśl, to wizyta u blacharza. Ale jeżeli ktoś lubi i potrafi majsterkować, może się uporać z wgniotkami na własną rękę. Oto sposoby. Masowanie blachy To sposób dość prosty i oczywisty, ale wymaga dostania się do spodniej części wgniecionej blachy. Może to być kłopotliwe i wymagać poświęcenia dłuższej chwili na prawidłowe zdemontowanie uszkodzonego elementu. Kiedy już zdemontowaliśmy kawałek „blachy” lub udało nam się dostać do niej w inny sposób (np. korzystając z otworów technologicznych samochodu) należy „wymasować” blachę. Zamiast olejków do masażu potrzebujemy jednak czegoś nieco cięższego. Mowa o młotku blacharskim lub o właściwym pobijaku. Podczas całej operacji – tak jak podczas dobrego masażu – wymagana jest spora doza wyczucia. Jest to idealny sposób na niewielkie wgniecenia, ale jeżeli jest ich więcej, lepiej sprawdzi się sposób opisany niżej. Metoda na klej, czyli PDR Oto metoda, która robi coraz większą karierę i którą łatwo polubić. W tym przypadku nie musimy niczego odkręcać ani zdejmować z samochodu. Metoda idealnie sprawdzi się również przy niewielkich wgnieceniach, np. powstałych po gradobiciu. Główną jej zaletą jest to, iż po jej zastosowaniu nie trzeba odwiedzać lakiernika – stąd jej angielska nazwa, czyli paintless dent repair, w skrócie PDR. Jak to działa? Wgniecenia „wyciąga się”, najpierw nanosząc na odtłuszczoną i oczyszczoną powierzchnię specjalny klej, a następnie doczepiając urządzenie, które prostuje blachę. Na końcu należy jeszcze usunąć klej specjalnym zmywaczem. Najlepiej zdecydować się na cały zestaw do usuwania wgnieceń. Ceny zestawów zaczynają się zazwyczaj od stu kilkudziesięciu złotych, a kończą nawet w okolicach tysiąca, choć droższe są przeznaczone raczej dla zawodowców. Jeżeli chodzi o wielkość wgnieceń, które można w ten sposób usunąć, zależy to od wielkości tzw. grzybka, który wyciąga wgniotkę. Są dostępne w różnych rozmiarach, choć przy dużej szkodzie lepiej zdecydować się na którąś z tradycyjnych metod i odwiedziny w warsztacie blacharskim. Podgrzewanie i chłodzenie Bywa też stosowana prawdziwa terapia szokowa dla blachy: najpierw się ją podgrzewa, by następnie raptownie ją ochłodzić, najczęściej wykorzystując do tego tak zwany suchy lód, czyli zestalony dwutlenek węgla. Jest to terapia skuteczna, bo wgniecenie znika, ale inwazyjna. Lakier pod wpływem zmian temperatury ulega zazwyczaj uszkodzeniu, więc pozbywamy się wgniecenia, ale za to dochodzą nam problemy z lakierem. Nie jest to też metoda, którą łatwo można zastosować w przydomowym garażu. Taką naprawę lepiej powierzyć specjalistom, którzy od razu zajmą się też lakierem. Szpachlowanie i lakierowanie Szpachlowanie to jedna z najstarszych, a przy tym najłatwiejszych metod. Niektórzy wykonują takie naprawy na własną rękę, ale by efekt był prawidłowy, po szpachlowaniu należy odwiedzić lakiernika. Jak to się robi? Miejsce wgniecenia pokrywamy szpachlą blacharską, czyli specjalną substancją, która zastyga. Gdy tak się stanie, szlifujemy jej nadmiar, a całość pokrywamy lakierem. Gdy uszkodzenia są duże, tradycyjne szpachlowanie uchodzi za najlepsze rozwiązanie. Pamiętajmy – z małymi wgnieceniami możemy poradzić sobie sami, masując blachę lub korzystając z techniki PDR. Gdy jednak mieliśmy większą przygodę, najlepiej odwiedzić blacharza. On najlepiej wie, którą metodę opłaca się zastosować.
Wgniecenie w karoserii? Możesz je usunąć własnoręcznie!
Dziecięca wyobraźnia nie zna granic, więc różnego rodzaju stwory i strachy wpływają dodatnio na ich kreatywność. Aby dzieci mogły się trochę poobawiać, można im dać do tego specjalną skrzynkę. Skrzynkę potworów autorstwa Enrica Llucha. Mój przyjaciel Kościotrup Czarownica, Dziad z workiem, Zombi, Kościotrup, Duch, Mumia i Ogr – oto bohaterowie serii książeczek Skrzynka potworów. Można by powiedzieć, że przeznaczona jest dla dzieci o mocnych nerwach. Niekoniecznie – oczywiście, jeżeli dziecko na samą myśl o potworach nie ma ochoty na dalszą lekturę, to nie ma potrzeby, żeby je do niej zmuszać – jednak warto zachęcić maluchy do zerknięcia do książeczek. Poznają tam całą gamę osobliwości, z którymi warto się zaprzyjaźnić. Jednym z bohaterów jest Kościotrup, który chodzi do szkoły, ale nie może grać w piłkę nożną, ponieważ mogą mu wypaść kości. Jest też bystra Czarownica Marysia, która bez wiedzy swojej przełożonej, przenosi się do bajki o Jasiu i Małgosi, w której robi niezły bałagan. Za to Zombido najbardziej błyskotliwych nie należy, przez co sprawia czarownikowi, który go ożywił, sporo kłopotów. Duchzostaje wynajęty przez Hrabiego Mantylkę w celu straszenia jego nieposłusznego syna, jednak robi więcej ambarasu i bałaganu niż jego pracodawca mógłby się spodziewać. Mumia, w przeciwieństwie do Ducha, chciałaby zrobić coś dobrego – mieszka w muzeum, które podobno ma zostać zamknięte, co wywołuje panikę wśród jego mieszkańców. Aby znaleźć rozwiązanie problemu, musi udać się do Egiptu, tylko nie bardzo wie, jak mogłaby się tam dostać... Ogrwłaśnie się przeprowadził, w miejsce, w którym nie ma dla niego jedzenia, czyli... dzieci. Zaczyna więc rozważać zmianę diety. Podobny problem ma Dziad z workiem, który nie może zjadać dzieci z okolicy, ponieważ są zbyt chude. Zaczyna porywać maluchy w innym celu i... staje się dobroczyńcą swojej okolicy. Po lekturze cała gromadka nieperfekcyjnych osobliwości wydaje się nawet całkiem sympatyczna. Nie taki potwór straszny, jak go malują Mówi się, że strach ma wielkie oczy. I zapewne tą maksymą kierowali się twórcy Skrzynki potworów. Wszystkie strachy mają swoje problemy – zupełnie inne niż te znane dziecięcemu czytelnikowi, ale dla samych potworów są ważne i trudne. Przez to Duch, Kościotrup i cała gromada nabierają ludzkiego oblicza i wcale nie są takie straszne, jak mogłoby się wydawać. Każda z potwornych osobistości ma swoją historię, każda ma swoje dylematy. Książeczki przedstawiają groteskowe, straszne, ale i zabawne opowieści, po lekturze których można nabrać przekonania, że nawet najgorszy Potwór z szafy i najchudszy Kościotrup może być dobrym kompanem. Potwory nie są więc takie straszne, jak je malują. A ilustracje bywają naprawdę mrożące krew w dziecięcych żyłach! Autorem wszystkich postaci jest Enric Lluch, za to każdy z tomów potwornych opowieści został zilustrowany przez kogoś innego. Wszystkie obrazki są utrzymane w podobnym klimacie. Choć książeczki są potworne (albo raczej „potworkowate”), to dominuje w nich optymistyczny, nawet żartobliwy ton. Na końcu każdego tomu znajdują się humorystyczne dodatki, jak na przykład poradnik dobrego ducha, z którego można się dowiedzieć, co potrzebne jest do tego, żeby móc naprawdę dobrze straszyć. Seria liczy sobie w tej chwili osiem książeczek, planowanych jest dziesięć (w przygotowaniu jeszcze opowieści o Potworze z szafy i Wilkołaku). Każda ma około trzydziestu stron. Są cienkie, lekkie, ładnie wydane. Można je wszystkie skompletować i umieścić w specjalnej skrzynce przygotowanej na pomieszczenie całej serii – tytułowej skrzynce potworów. Wtedy wszystkie dziwadła są szczelnie zamknięte i na pewno nie wyjdą straszyć. Książeczki można czytać w dzień, jak i na dobranoc. A najlepiej samodzielnie i studiować szczegółowe i potworne (jak na taką serię przystało) ilustracje. Źródło okładki: www.tako.biz.pl
Czego (nie) boją się dzieci? Seria książeczek Skrzynka potworów
Ostatnie chwile wolności to dobra okazja do świętowania. Można ją uczcić,wznosząc toast, wręczając przyszłej pannie młodej piękny prezent lub zabierając ją w wędrówkę po klubach. Obmyślając plan działania, dobrze jest zdecydować się na konkretny styl i dopasować stroje, menu i wystrój wnętrza do charakteru imprezy. Jednym z pomysłów jest impreza w słodkim stylu, na której nie może zabraknąć różu, pastelowych kolorów i słodkich przysmaków. Słodycze – uczta dla zmysłów Słodycze – któż z nas potrafi się im oprzeć? Słodki smak kojarzy się z czymś dobrym i przyjemnym. Od najmłodszych lat słodycze są traktowane jako forma wynagrodzenia za dobre zachowanie lub zjedzony obiad. Wręczamy je w formie podziękowania, w ramach przeprosin czy z okazji urodzin. Delektujemy się nimi podczas ważnych okoliczności. Jeśli przyszła panna młoda jest łasuchem, na jej wieczorze panieńskim również powinny się pojawić słodkości. W tym ważnym dla niej dniu postarajcie się, aby była mile zaskoczona. Z pewnością tak będzie, jeśli zadbacie o najmniejsze szczegóły i postaracie się, aby jedzenie cieszyło nie tylko podniebienie, ale i oczy. Candy bar Impreza w stylu candy nie może się odbyć bez candy baru – słodkiego bufetu, który będzie rajem dla wielbicieli słodkości. Kwestią waszego wyboru jest to, co na nim się znajdzie. Na stole mogą się pojawić: babeczki w foremkach, kolorowe desery w niewielkich kieliszkach, bezy, ciasta w barwach tęczy i nadziewane rurki. Wybierając słodkie menu, zwróćcie szczególną uwagę na ulubione smakołyki koleżanki, dla której jest organizowana impreza – każdy ma bowiem inne preferencje smakowe. Ważne jest, aby jedzenie na słodkim stole było urozmaicone. Dzięki temu każdy znajdzie coś dla siebie. Mile widziane są: różnego rodzaju ciasta, ciastka, czekoladki, żelki, a nawet słone przysmaki i owoce. Bardzo efektownie wyglądają małe ciasteczka, minipączki lub muffinki umieszczone w ozdobnych papilotkach, do których można włożyć patyczek z karteczką podpisaną „wieczór panieński (imię panny młodej)”. Możecie rozważyć zakup pudrowych cukierków, ptasiego mleczka lub bakalii w czekoladzie. W tematykę imprezy wpiszą się również makaroniki w pastelowych kolorach, lizaki, pianki, draże i orzeszki w kolorowych skorupkach. Zrezygnujcie z dostojnej zastawy na rzecz plastikowych lub papierowych kubków (koniecznie w pastelowych kolorach), postawcie na różowe ozdobne serwetki, papierowe słomki w kropki lub paski i małe widelczyki. Co nałożyć na wieczór w stylu candy girl? Styl ten jest skarbnicą pasteli. Powinny one pojawiać się zarówno w wystroju, gadżetach, przekąskach, jak i na ubraniach. Pamiętajcie, że motyw ten to nie tylko ogrom słodkości, obok których ciężko jest przejść obojętnie, ale również cukierkowy image, na który składać się będzie odpowiednie ubranie, fryzura, makijaż i dodatki. Idealne na tę okazję będą tiulowe sukienki lub spódniczki w jasnych kolorach. Na głowę możecie założyć opaskę z kolorowym tiulowym pomponem. Dla gwiazdy wieczoru, czyli przyszłej panny młodej, zaproponujcie opaskę z welonem i kokardką, ponieważ powinna ona wyróżniać się z tłumu. Postawcie na cukierkowy makijaż, w którym powinien przeważać róż i jasne pastelowe kolory. A co z prezentem dla przyszłej panny młodej? Wprost stworzona na taką okazję jest jadalna bielizna złożona z małych kolorowych cukiereczków – do wyboru mamy stringi lub stanik. Prezent ten nie tylko idealnie skomponuje się z motywem imprezy, ale i dostarczy niemałej uciechy pannie młodej.
Candy girl – pomysł na słodki wieczór panieński
LG Swift L5 to smartfon, kierowany do użytkowników z mniej zasobnym portfelem. Według koreańskiego producenta – firmy LG, L5 to urządzenie zapewniające duży komfort przeglądania stron WWW i świetną czytelność. Podczas testu postaram się sprawdzić, jak urządzenie poradzi sobie nie tylko z najprostszymi zadaniami, lecz także tymi bardziej skomplikowanymi. Zawartość pudełka Zestaw co prawda „nie powala” bogactwem, jednak jest tu wszystko, czego przeciętny użytkownik może potrzebować. Jeśli chodzi o jakość wykonania, to poszczególne elementy nie budzą moich zastrzeżeń. Ładowarka modułowa, chociaż bardzo przydatna, jednak mogłaby być nieco mniejsza. opakowaniu z telefonem znajduje się też zestaw słuchawkowy. Niestety, nie jest on zbyt dobrej jakości – jako sprzęt do prowadzenia rozmów powinien jednak w zupełności wystarczyć, chociaż słuchanie muzyki zalecam już na czymś innym. Co interesujące, producent do urządzenia dołączył także specjalną naklejkę NFC. Możemy ją umieścić np. w samochodzie. Każde zeskanowanie naklejki może np. zmieniać ustawienia telefonu (wyciszać go, przełączać w tryb głośnomówiący itp.). Obudowa Po sprzęcie ze średniej półki nie powinniśmy się spodziewać zbyt wiele. Urządzenie zostało wykonane z plastiku, a jego obudowa jest pokryta błyszczącym, metalicznym lakierem. Telefon prezentuje się jednak bardzo elegancko. Na froncie smartfona znajdziemy (nie licząc ekranu) fizyczny przycisk Home oraz „grill” głośnika. Na szczególną pochwałę zasługuje tylna pokrywa urządzenia, sprawiająca wrażenie dość solidnej – a co najważniejsze, ma chropowatą powierzchnię, którą dobrze się trzyma i nie pozostają na niej ślady naszych palców. Na tej części obudowy znajdziemy wizjer kamery wraz z fleszem LED oraz głośnik. Brzegi L5 kryją standardowe złącza i przyciski. Z lewej strony znajdziemy przyciski regulacji głośności, na górze włącznik i 3,5 mm złącze typu Jack, a na dole mikrofon oraz micro USB. Po otworzeniu tylnej klapki widoczne jest miejsce na baterię, kartę SIM oraz kartę pamięci microSD. Ekran LG w modelu Swift L5 zastosowało panel TFT o wielkości 4-cali i rozdzielczości 320 x 480 pikseli. Niestety, ale w mojej opinii to właśnie ekran jest w L5 największą wadą. Obrazy pokazywane na wyświetlaczu są wyjątkowo kiepskiej jakości, widać pojedyncze piksele, a kąty widzenia wołają o pomstę do nieba. Wystarczy lekko odchylić ekran, a ten momentalnie traci na czytelności. Jeśli chodzi o panel dotykowy, to znakomicie reaguje na dotyk. Wszelkie funkcje, które wywołujemy za jego pomocą, są wykonywane szybko i bez zbędnych spowolnień. Dźwięk W Swifcie L5 do dyspozycji jest głośnik mono, który według mnie nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle konkurencji. Sprzęt gra głośno, a dźwięki dzwonka praktycznie zawsze da się usłyszeć. Bateria Smartfon zasila ogniwo litowo-jonowe o pojemności 1540 mAh, które według producenta starcza na 900-godzinne czuwanie lub około 10 godzin rozmów. Moje testy baterii wykazały, że w pełni naładowana bateria pozwala na 4 godziny i 20 minut gry lub oglądania filmów na YouTube. Wynik przyzwoity, chociaż ze względu na kiepski ekran L5 raczej nie nadaje się zarówno do grania, jak i oglądania filmów. Wydajność Na pokładzie urządzenia mamy jednordzeniowy procesor Cortex-A5 o taktowaniu 800 MHz, grafikę Adreno 200 oraz 512 MB RAM. Smartfon zazwyczaj nie ma problemu z płynną obsługą systemu, niestety zdarzają się momenty, gdy interfejs nieco spowolni, np. podczas przewijania długiej listy kontaktów. Procesor Cortex-A5 to już dość archaiczna konstrukcja, po której niestety nie można się spodziewać zbyt wiele. Możemy zapomnieć o graniu w większość gier 3D. W L5 znajdziemy około 2,5 GB pamięci użytkownika. Jeśli pamięci nam zabraknie, możemy ją rozszerzyć poprzez wbudowany slot kart microSD. Kamera Kamera, jaką zastosowano w Swift L5, jest oparta o 5 Mpix przetwornik. Niestety po L5 nie powinniśmy się spodziewać oszałamiających rezultatów. W dobrych warunkach oświetleniowych zdjęcia mają należytą jakość, chociaż przy większym przybliżeniu widać dość mocne ślady algorytmów odszumiających, które pozbawiają fotografię szczegółów. Interfejs L5 producent fabrycznie wyposażył w system Android 4.0 Ice Cream Sandwich. W chwili pisania testu nie jest to już co prawda najnowsze dzieło Google, lecz i tak niesie ze sobą całą masę udogodnień w stosunku do poprzednich wersji Androida. LG na system operacyjny zainstalował swoją nakładkę LG 3.0 UI, która nie wszystkim przypadnie do gustu. Osobiście wolę sam dopasowywać wygląd systemu Android niż korzystać z nakładek producenckich. W markecie aplikacji Google Play jest cała gama tego typu programów, dzięki czemu każdy będzie mógł dostosować interfejs L5 do własnych potrzeb. Oprogramowanie LG na smartfonie nie zainstalowało zbyt wielu niestandardowych aplikacji. Chyba jedną z najważniejszych, jaką możemy tu znaleźć, jest pakiet biurowy Polaris Office. Dzięki niemu w wygodny sposób będziemy mogli zarządzać naszymi dokumentami. Oczywiście sam system Android obfituje w dość sporą ilość programów, np. Mapy Google, Gmail czy też przeglądarka internetowa. Łączność i GPS W telefonie do dyspozycji użytkownika jest HSDPA o prędkości 7.2Mbps, Wi-Fi w standardzie 802.11 b/g/n, Bluetooth 3.0, A-GPS oraz NFC. Wszystkie moduły działają z szybkościami, adekwatnymi do swoich standardów. Co ciekawe, do obsługi NFC LG zastosowało osobną aplikację LGTag+, rozpoznającą tagi Sen, Samochód i Praca. Oczywiście do każdego, zeskanowanego tagu możemy przypisać dowolne zachowanie telefonu (np. wyciszenie, przejście w tryb offline itp.). Smartfon nie miał większych problemów ze znalezieniem sygnału satelitów GPS. „Fix” nie był co prawda tak stabilny jak np. w Galaxy Note II, jednak nie sprawiał większych problemów. Podsumowanie LG Swift L5 budzi we mnie mieszane uczucia. Urządzenie jak na swoją półkę cenową, ma wiele świetnych cech, np. obecność NFC, zainstalowany system Android Ice Cream Sandwich, przyzwoitą żywotność baterii itd. Niestety tym, co zdecydowanie wpływa na minus tego urządzenia, jest jego fatalny ekran. Nie wiem, dlaczego koreański producent wpadł na „szatański” pomysł zastosowania 4-calowego ekranu z niską rozdzielczością 320 x 240 pikseli. Obraz wyświetlany na L5 jest ziarnisty, a kąty widzenia bardzo złe. Urządzenie „nie grzeszy” także wydajnością. Przestarzały procesor A5 czasami nie radzi sobie z płynną obsługą interfejsu, a o grach 3D możemy raczej zapomnieć. Podziwu nie budzi też kamera. Zdjęcia wykonane za jej pomocą są zaszumione.
LG Swift L5 - test budżetowego smartfona z Androidem
Kwiecisty makijaż oka jest bardzo oryginalny i przypomina dzieło sztuki. Nazwa terrarium eyes nawiązuje do wszelkiego rodzaju kwiatowych kompozycji wykonywanych w szkle, jakie wizażyści postanowili przenieść na powiekę. Makijaż oka terrarium eyes - nowy trend na wiosnę Makijaż oczu z wykorzystaniem żywych kwiatów to najnowszy trend, który będzie królować tegorocznej wiosny. Wykorzystanie roślin do wykonania make-upu nie umknęło również uwadze organizatorów 37. Międzynarodowego Kongresu i Targów Kosmetologicznych LNE, którzy przygotowali dla uczestników wykład pt.: “Siła koloru i struktury w makijażu – kwiaty jako motyw przewodni roku 2018”, na którym będzie można dowiedzieć się wielu ciekawostek dotyczących wykonywania oraz dobierania kosmetyków, aby stworzyć oryginalny, kolorowy i kwiecisty make-up. Targi kosmetologiczne odbędą się 21 i 22 kwietnia 2018 roku w Krakowie. Makijaż oczu terrarium eyes - na czym polega? Terrarium eyes to makijaż oczu polegający na ozdabianiu powieki żywymi kwiatami lub innymi darami natury, jak: gałązki, listki czy płatki roślin. Wiosenny make-up jest kolorowy i wyrazisty. Ze względu na to, że makijaż terrarium eyes jest bardzo artystyczny i oryginalny, najlepiej sprawdza się jako makijaż wieczorowy bądź na szczególne okazje, np. sesję zdjęciową. Kolorowy make-up można wykonywać na wiele sposobów, a inspiracji szukać w naturze. Ciekawym pomysłem na makijaż oka jest kreska na oku wykonana za pomocą błękitnych niezapominajek, zamiast tradycyjnego eyelinera czy kredki. Powiekę można również ozdobić innymi kwiatami o niedużych płatkach, jak: przylaszczki, stokrotki, zawilce, fiołki oraz kwiaty wiśni czy jabłoni. Ten make-up doskonale sprawdza się na specjalne okazje lub na sesje zdjęciowe. box:imagePins box:pin box:pin Jakie kosmetyki do makijażu terrarium eyes wybrać? Do wykonania kolorowego make-upu przydadzą się gotowe palety do makijażu. Na rynku kosmetycznym można dostać cienie do powiek o wyrazistych kolorach i silnej pigmentacji, od delikatnych odcieni w kolorze natury po intensywne róże, fiolety, błękity oraz czerwienie. Do rozcierania cieni najlepiej stosować pędzle do blendowania wykonane z miękkiego włosia, za pomocą których łatwo rozciera się granice między poszczególnymi kolorami. box:offerCarousel Częstym elementem makijażu terrarium eyes są ręcznie malowane wzory za pomocą kolorowych eyelinerów. Modne wiosenne produkty to np. eyelinery w odcieniach zieleni lub niebieskiego. Płatki kwiatów można przykleić do powieki za pomocą bezbarwnego kleju do rzęs. Wystarczy nałożyć odrobinę preparatu na kwiat, a następnie przyłożyć do skóry i poczekać do całkowitego wyschnięcia. To wszystko!
Makijaż oczu terrarium eyes, czyli dekorowanie oka kwiatami
Dzieci są różne, podobnie jak dorośli. Część z nas źle reaguje na różnego rodzaju bodźce pochodzące z otoczenia, np. na głośne dźwięki, intensywne kolory, dotyk czy ruch. Dla dziecka wszystko to jest zupełnie nowe i nie do końca zrozumiałe. Dlatego potrzebują naszej pomocy. Także maluchy bez nadwrażliwości czasami są po prostu „przeładowane” wrażeniami. W końcu dzisiejszy świat aż kipi od bodźców, a niedojrzały układ nerwowy nie ze wszystkimi potrafi sobie poradzić. Jak pomóc dziecku oswoić emocje? Aktywność dla wrażliwca W przypadku niemowląt i malutkich dzieci ważne jest podążanie za ich potrzebami, a więc włączanie się w to, czym same się interesują. Jeśli oglądają własne stopy, to połaskoczmy je w pięty, a jeśli gaworzą, spróbujmy naśladować ich mowę. Maluchy zwykle interesują się tym, co mają pod ręką i nie potrzebują wielu specjalnych zabawek. Często nowe przedmioty budzą ich niepokój, a właśnie podarowany przez babcię miś czy lalka zamiast uśmiechu - wywoła łzy. Wrażliwe dzieci najbezpieczniej czują się w znajomym, oswojonym otoczeniu i w kręgu dobrze poznanych osób. Nie rzucajmy ich na „głęboką wodę” i oswajajmy ze wszystkim stopniowo. Co działa na nadwrażliwego malucha? Świetnie sprawdza się kołysanie oraz wszelkie zabawy, które wiążą się z utrzymywaniem równowagi na ruchomej powierzchni. Jeśli dysponujemy podwórkiem, warto zainwestować w huśtawkęogrodową lub taką, którą wystarczy powiesić na gałęzi. Dobrze sprawdzi się także hamak. Takie sprzęty z powodzeniem można również zamontować w pokoju dziecięcym. Bujany fotel czy mocowana do sufitu materiałowa huśtawka, w której dodatkowo można się schować, ozdobią dziecięcą przestrzeń i pomogą maluchowi wyciszyć się po intensywnej zabawie. Dzieci uwielbiają się także chować i przeciskać w ograniczonej przestrzeni. Posiadając stół lub kilka krzeseł i koc, możemy zaaranżować brzdącowi miejsce, gdzie ukryje się na chwilę przed całym światem. Idealnie sprawdzają się także namioty dziecięce, których rozstawienie zajmuje zwykle tylko moment, oraz wszelkiego rodzaju tunele i kryjówki, w rodzaju kartonowych zamków, domkówitp. Jeśli maluch ma trudność z wyciszeniem się przed snem, dobrze zadbać o delikatne, rozproszone światło w sypialni oraz spróbować muzykoterapii. Dzieci zwykle chętnie słuchają kołysanek, wielu świetnie robi także dziecięca muzyka klasyczna. Czego unikać, gdy mamy nadwrażliwe dziecko? Producenci zabawek, podążając za rosnącymi wymaganiami dzieci i rodziców, dodają do znanych nam z dzieciństwa sprzętów coraz to nowe atrakcje. Bujany konik już nie tylko przyjemnie kołysze, ale także rży i wibruje, a nocnik nie służy tylko do załatwiania potrzeb fizjologicznych, ale śpiewa piosenki i klaszcze na wiwat. Bombardowanie wieloma bodźcami jednocześnie, a więc wystawianie na zmieniające się światło, głośną muzykę, ruch, może powodować, że maluch nie będzie w stanie skupić się na zabawie i zamiast cieszyć się atrakcjami, szybko popadnie w znużenie i podenerwowanie. Dzieci nadwrażliwe, jeśli nie respektuje się ich potrzeb, często reagują płaczem, agresją i zniecierpliwieniem. Zanim wybierzesz zabawkę dla malucha, spróbuj spojrzeć na nią obiektywnie. Jeśli nie ma regulacji głośności, wyłącznika, hałasuje lub stymuluje jednocześnie kilka zmysłów, lepiej odłóż ją na sklepową półkę i poszukaj czegoś innego.
Zabawki dla małego nadwrażliwca - pomóż dziecku oswoić emocje
Każdy mały i duży fan klocków lubi się otaczać nawiązującymi do nich gadżetami. Jednymi z najciekawszych są zegarki Lego. Spośród szerokiej oferty akcesoriów od Lego coraz większym zainteresowaniem małych miłośników cieszą się zegarki. Do wyboru mamy modele pokojowe, które są przyciągającą wzrok ozdobą dziecięcej przestrzeni, a także zegarki na rękę, które zachęcą do nauki odczytywania godziny i będą świetnym dopełnieniem każdej stylizacji. Zegarki na rękę Układanie klocków, ze względu na możliwość kreowania i tworzenia czegoś według własnego pomysłu, daje mnóstwo satysfakcji. Stanie się ona jeszcze większa, jeśli gotową układankę będzie można wykorzystywać na co dzień. Taką szansę dają wszystkie zegarki na rękę z oferty Lego. Każdy z nich umieszczony jest na bransolecie budowanej z kolorowych elementów łączonych ze sobą w dowolnej konfiguracji. Pozwala to łatwo dopasować długość paska do obwodu ręki, a także swobodnie zmieniać kolorystykę. Do kompletu dołączona jest również minifigurka wybranej postaci, którą można przymocować do paska, a w razie potrzeby łatwo odczepić i użyć do nowej zabawy. Zegarki mają analogowe wyświetlacze ze wskazówką godzinową, minutową oraz sekundową i są oparte na japońskim mechanizmie kwarcowym. Akrylowe szkiełko jest trwałe, odporne na różnego rodzaju zarysowania i otarcia, a wodoodporność do 50 m pozwala na swobodną zabawę w wodzie i chlapanie bez konieczności zdejmowania ulubionego zegarka. Najmodniejsze obecnie propozycje to: Szturmowiec – z serii Lego Star Wars. Zegarek wpadnie w oko każdemu wielbicielowi „Gwiezdnych wojen”, podobnie jak pasek z dowolnej konfiguracji białych, czarnych, żółtych i czerwonych modułów, minifigurka Szturmowca (do złożenia) i jego wizerunek na wyrazistej, żółtej tarczy. box:offerCarousel Bohaterowie Batman Movie – każdy model inspirowany jest jedną z postaci animowanej adaptacji historii o nocnym superbohaterze. Do wyboru mamy oczywiście Batmana, ale również Batgirl, Jokera czy Robin. Segmenty bransolety i tarcza zegarka są utrzymane w charakterystycznej dla każdego z nich kolorystyce. Do tego odpowiednia minifigurka do samodzielnego złożenia. box:offerCarousel Ninja z serii Lego Ninjago – wymarzony gadżet dla wszystkich wielbicieli niezwykłych wojowników: Cole’a, Jaya, Kaia Lloyda, Zane’a i Nyi. Każdy z nich ma inną cechę dominującą, żywioł i barwę stroju, co świetnie odzwierciedla kolorystyka każdego z zegarków. box:offerCarousel Przyjaciółki z Heartlake – propozycja dla wielbicielek Lego Friend. Do wyboru mamy dwa zegarki – z figurką Stephanie i różowo-niebieskimi elementami paska lub z figurką Olivii i segmentami w odcieniach fioletu, różu i błękitu. box:offerCarousel Zegarki – budziki Druga propozycja Lego to zegarki pokojowe – budziki w formie większych figurek bohaterów najpopularniejszych zestawów klocków. Każda z nich ma około 23 cm wysokości, jest kolorowa, świetnie wykonana i bardzo funkcjonalna. Figurki mają ruchome ręce i nogi, dzięki czemu mogą być dowolnie ustawiane w najróżniejszych pozycjach. Po naciśnięciu głowy możemy uruchomić drzemkę (gdy budzik zadzwoni) lub podświetlić wbudowany cyfrowy wyświetlacz LCD. Zegar pokazuje aktualną godzinę oraz informację o godzinie, na którą został ustawiony alarm. Całość zasilana jest dwiema bateriami AAA. Najpopularniejsze i najchętniej wybierane figurki to superbohaterowie z serii Lego Super Heroes. Znajdziemy wśród nich m.in. Supermana, Wonder Woman czy Harleya Quinna. To wymarzona propozycja do pokoju małego fana fantastyki. Bogata oferta obejmuje również bohaterów „Gwiezdnych wojen” (m.in. Yodę i Lorda Vadera), rycerzy z Lego Nexo, Emmeta z Lego The Movie czy wojowników z Lego Ninjago. box:offerCarousel box:offerCarousel Zegarek z ulubioną postacią zachęci każde dziecko do nauki odczytywania godziny. Pokojowy będzie supergadżetem, który zaprezentuje każdemu gościowi zainteresowania naszej pociechy, a noszony na ręku to funkcjonalny gadżet zaspokajający potrzebę posiadania ulubionej figurki zawsze ze sobą.
Zegarek z serii Lego - modny gadżet, który uczy
Coraz więcej Polaków korzysta z tych urządzeń zarówno w domu, jak i w pracy. Wiele osób wciąż jeszcze uważa, że elektroniczne urządzenie nie jest w stanie zastąpić drukowanej książki. Obalamy mity związane z czytnikami e-booków. W latach 2010-2014 wartość sprzedaży e-booków wzrosła z 2 mln do 40 mln zł. Jeszcze cztery lata temu e-książki były dostępne właściwie tylko w formacie PDF; teraz klienci mają do dyspozycji wszystkie istniejące formaty, w tym najpopularniejsze MOBI oraz EPUB. Dzisiaj, kupując e-book w internetowej księgarni, klient zazwyczaj otrzymuje produkt nie w jednym, ale we wszystkich dostępnych formatach. Dzięki temu nie musi płacić osobno za PDF, EPUB, MOBI itd. 1. Waga czytnika Czytniki posiadają liczne zalety, dzięki czemu w wielu przypadkach ich używanie jest wygodniejsze niż korzystanie z tradycyjnych książek. Masa 350-stronicowej książki może dochodzić nawet do 600 g. Tymczasem przeciętny czytnik waży nieco ponad 200 g. 2. Liczba dostępnych pozycji – tysiące książek w jednym czytniku W tym niewielkim urządzeniu możemy zgromadzić kilka tysięcy e-książek. Wybierając się w podróż, do przeciętnej walizki lub plecaka jesteśmy w stanie zabrać kilka (góra: kilkanaście) papierowych książek. W czytniku o pojemności wewnętrznej 4 GB można zmieścić 2500 tys. pozycji. Dokupując kartę microSD o pojemności 32 GB, uzyskujemy przestrzeń do pomieszczenia nawet 56 000 książek! 3. Wygoda czytania – jak książka drukowana Planując zakup czytnika, warto szukać urządzeń, u których w podświetleniu matrycy zastosowano technologię e-ink. Chodzi o tzw. e-papier, który najlepiej imituje druk na prawdziwym papierze. Technologia e-ink w przypadku czytników ma dwie podstawowe zalety. Po pierwsze nie męczy oczu w czasie czytania, tak jak ekrany z matrycami LED. Dlatego czytanie e-booków na urządzeniach z wyświetlaczami e-ink jest znacznie zdrowsze dla oczu niż używanie w tym celu tabletów lub smartfonów. Drugą zaletą jest oszczędność energii. E-ink zużywa ją jedynie wtedy, gdy przewijamy strony, dlatego żywotność baterii e-czytników jest znacznie dłuższa niż w przypadku innych urządzeń elektronicznych. 4. Tanie czytanie – ile kosztuje e-book? Dobrej jakości urządzenie można nabyć już za 200-300 zł, a wysokiej klasy czytnik kupimy za 600-900 zł. Początkowy wydatek zwróci się w przyszłości, bowiem szacuje się, że e-booki można kupić nawet o 20-30 proc. taniej niż książki drukowane. Często też księgarnie organizują dodatkowe promocje na książki elektroniczne. W kategorii „literatura piękna” średnia cena książki wynosiła w 2014 r. 19,90 zł. 5. Funkcjonalność e-readera, wygoda książki Czytniki poza funkcją e-readera posiadają także dodatkowe udogodnienia. Można z nich korzystać jak z odtwarzacza muzycznego i odsłuchiwać pliki MP3. Urządzenia zaopatrzone w moduł Wi-Fi mogą służyć do przeglądania stron WWW lub odbierania i wysyłania poczty elektronicznej. Niektóre urządzenia mają wbudowane dodatkowe aplikacje, np. słownik (przydatny np. w czytaniu obcojęzycznych e-booków). 6. Czytnik zamieni książkę w audiobook Niektóre czytniki mają wbudowane syntezatory mowy, dzięki którym załadowany plik e-książki zostanie odczytany ludzkim głosem. Ponadto istnieje możliwość odczytania tekstu w kilku językach (najczęściej po polsku, angielsku i niemiecku). Na niektórych urządzeniach można zainstalować zewnętrzne aplikacje do odczytywania książek. 7. Ulubiona książka zawsze pod ręką Posiadając czytnik e-booków, mamy możliwość bezpośredniego ściągania plików z utworem na urządzenie. Dodatkowo niektóre serwisy umożliwiają przechowywanie plików w chmurze. Dzięki temu nigdy nie dojdzie do sytuacji, w której czytelnik gubi lub zapomina zabrać ze sobą ulubioną książkę. Niezależnie od miejsca, w którym się znajdujemy, wystarczy połączyć się ze swoim kontem w chmurze i ściągnąć materiał na urządzenie, by cieszyć się lekturą. Oferta elektronicznych książek stale się powiększa – w połowie 2014 r. czytelnicy mogli wybierać spośród 35 tys. tytułów, a w tym roku rynek e-książek zaoferuje jeszcze więcej pozycji. Posiadanie czytnika e-booków to wiele nowych możliwości odkrywania literatury, przeglądania prasy i stron WWW.
7 przykładów dlaczego e-czytnik jest lepszy od książki
Pokój rodzeństwa, gdy dzieci w różnym wieku lub bardzo podobnym mają tylko jedną przestrzeń do podzielenia, może być niemałym wyzwaniem. Nie jest to jednak problem nie do rozwiązania. Odpowiednie meble i przestrzeń do spania można zorganizować, a dzisiejsze pomysły są bardzo funkcjonalne. Jak urządzić strefę sypialną w pokoju dla dwójki dzieci? Łóżko piętrowe Mateusz Łóżko piętrowe to najczęściej wybierane rozwiązanie do pokoju dla dwójki dzieci. Zajmuje tyle miejsca, co pojedyncze łóżko, a dodatkowo można wygospodarować przestrzeń do spania bliżej sufitu. Jedną z naszych propozycji jest łóżko piętrowe Mateusz. Model ten ma powierzchnię spania 184 x 80 cm na dole i na górze. W zestawie otrzymujemy ramę, dwa piankowe materace, zabezpieczenie na górnej części, które chroni dziecko przed wypadnięciem, oraz pojemną szufladę na pościel lub zabawki. Łóżko piętrowe zostało wykonane z wysokiej jakości drewna sosnowego, przy zastosowaniu śrub młoteczkowych, które gwarantują wytrzymałość i stabilność całej konstrukcji. W modelu Mateusz zastosowano lakiery wodne, które są całkowicie bezpieczne, a jednocześnie umożliwiają stworzenie łóżka piętrowego w wybranym przez siebie kolorze. Można również łączyć dowolnie dwa odcienie. Koszt łóżka to około 900 zł. Łóżko piętrowe Dominik Łóżko piętrowe Dominik zostało wykonane z płyty MDF. Cała konstrukcja jest solidna, wytrzymała i ma bardzo nowoczesny wygląd. W prezentowanym łóżku zastosowano stelaż z systemem FLEX, który charakteryzuje się wykorzystaniem listew sprężynujących, wpływających na większy komfort spania. Łóżko piętrowe Dominik nie ma standardowej drabinki ochronnej dla dziecka, które śpi na górze. W tym celu boki łóżka zostały wyprofilowane tak, aby tworzyć jednocześnie zabezpieczenie przed wypadnięciem. W zestawie znajdziemy dwa materace i pojemną szufladę na kółkach. Koszt łóżka to około 700 zł. Jeżeli nie łóżko piętrowe, to co? Mając dzieci w podobnym wieku lub obawiając się, że nasz wędrujący po łóżku podopieczny po prostu z niego wypadnie, należy przemyśleć inne rozwiązanie, którym są łóżka wysuwane. W ciągu dnia w pokoju jest tylko jedno pojedyncze łóżko. Kiedy przychodzi pora na spanie, z łóżka należy wysunąć drugi materac, który jest powierzchnią do spania dla drugiego dziecka. Łóżko wysuwane Dawid Jedną z propozycji łóżek tego typu jest łóżko wysuwane Dawid. Składa się z materaca piankowego o powierzchni 185 x 80 cm i drugiego o powierzchni 175 x 77 cm, dwóch stelaży pod materace i szuflady, z której wysuwany jest drugi materac. Łóżko wykonano z drewna sosnowego. Całkowite wymiary to 191 x 86 x 65 cm. Cena to około 1000 zł. Łóżko wysuwane Senso Łóżko wysuwane Senso ma dwie powierzchnie do spania, ale również praktyczne dwie szuflady na zabawki lub pościel. Wymiary to około 186 x 75 x 86 cm. W skład zestawu wchodzą dwa materace piankowe o grubości 8 cm, dwie szuflady na kółkach wykonane z drewna, stelaż pod materace z drewna sosnowego oraz solidna rama z barierkami ochronnymi. Łóżko wysuwane Senso dostępne jest w wielu kolorach, dzięki czemu możemy dobrać taki mebel, który wkomponuje się w wystrój pokoju rodzeństwa. Cena to około 1100 zł.
Jeden pokój, dwa łóżka – jak urządzić strefę spania w pokoju rodzeństwa?
Wakacje to w polskich domach tradycyjny okres remontów i zmian wystroju. Podpowiadamy, jak malować ściany, by zaoszczędzić maksimum pracy i czasu. Malowanie ścian to zwykle podstawa każdego remontu, niezależnie od pomieszczenia, którego wygląd chcemy odmienić. Sprawdźcie, jak prawidłowo malować ściany. Zabezpiecz podłogę i meble Choć wydaje się to oczywiste, również tu można popełnić kilka błędów. Nie wybieraj cienkiej folii malarskiej, bo łatwo ją podrzeć. Takie zabezpieczenie nie sprawdzi się też w przypadku podłóg wykonanych ze śliskich materiałów. Folię przykleja się taśmą malarską do listew przypodłogowych. Wybór dobrej taśmy też jest ważny. Nie warto na niej oszczędzać, bo najtańsze są wiotkie i szybko się odklejają. Im płachty folii są większe, tym lepiej – najlepszym rozwiązaniem jest przykrycie całego pokoju jedną płachtą. Mniejsze meble wynieś do innego pomieszczenia, półki odkręć od ściany (zabezpieczając taśmą listwy czy wsporniki), a duże elementy wyposażenia zsuń na środek pokoju. box:offerCarousel Malowanie ścian – przygotowanie podłoża Zanim przyłożysz wałek do ściany, musisz odpowiednio przygotować ją do malowania. W zależności od rodzaju tynku i farby, jaka pokrywała ją wcześniej, trzeba inaczej podejść do tego zadania. Ściany pokryte tradycyjnymi tynkami można malować (i gruntować) po co najmniej trzech tygodniach od tynkowania. Suche tynki (płyty gipsowo-kartonowe) maluje się po wyschnięciu masy szpachlowej wypełniającej spoiny pomiędzy nimi, czyli po upływie jednego lub kilku dni (w zależności od temperatury i wilgotności panujących w pomieszczeniu). Jeżeli pomieszczenie dawno nie było remontowane, jego ściany mogą być pokryte farbą klejową starego typu. Jeśli po przetarciu ściany dłonią lub wilgotną ściereczką pozostaje na nich widoczny ślad, to znak, że do jej pomalowania użyto właśnie takiej farby. Taką powłokę trzeba przed malowaniem dokładnie odkurzyć i zmyć. Stara farba emulsyjna może też nie trzymać się ściany. Najłatwiej to sprawdzić, przyklejając do niej taśmę malarską – jeśli przy odrywaniu taśmy farba odchodzi od ściany, należy ją namoczyć i usunąć mechanicznie. Również lamperie, czyli fragmenty ściany pokryte farbą olejną, trzeba usunąć, nawet gdy są w dobrym stanie. Nowoczesne farby wodorozcieńczalne zwyczajnie ich nie pokryją. box:offerCarousel Brudną, poplamioną tłuszczem ścianę trzeba zmyć wodą z mydłem malarskim lub odrobiną płynu do mycia naczyń. Warto oczyścić powierzchnie najczęściej dotykane, czyli te przy drzwiach, oknach czy wokół wyłączników. Pamiętaj, że umyte ściany muszą zupełnie wyschnąć przed malowaniem. Jeżeli na ścianach są tapety, należy ją zerwać. Można to zrobić, używając specjalnego preparatu rozpuszczającego klej mocujący ją do ściany – najpierw nakłuwa się tapetę, a potem nakłada na jej powierzchnię preparat i pozostawia na czas zalecany przez jego producenta. Tapetę papierową zrywa się łatwiej – wystarczy namoczyć ją ciepłą wodą z dodatkiem detergentu albo zastosować specjalne urządzenie do odmaczania parą wodną. Jak malować ścianę – wałek czy pędzel? box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin Najczęściej wybieranym do malowania dużych i płaskich powierzchni ścian narzędziem jest oczywiście wałek. Maluje się nim szybko i przede wszystkim wygodnie, bo farba równomiernie rozkłada się po ścianie. W sklepach dostępne są trzy rodzaje wałków różniących się od siebie długością włosia: krótkie (6-10 mm) – do gładkich powierzchni, średnie (13-15 mm) – do tradycyjnych tynków i tapet strukturalnych, długie (19-30 mm) – do malowania powierzchni chropowatych. Jeżeli będziesz malować wysokie pomieszczenie, zainwestuj w teleskop do wałka. Choć wałki będą stanowiły główne narzędzie naszej pracy, to nie możemy zapominać o pędzlach – mały, płaski pędzel sprawdzi się tam, gdzie wałkowi trudno będzie dotrzeć, np. za kaloryferem, przy listwach przypodłogowych czy wokół włączników i gniazdek elektrycznych. Nie wolno zapominać też o kuwecie malarskiej lub wiaderku z kratką do odsączania nadmiaru farby. Dobrze mieć też pod ręką wilgotną ściereczkę, którą na bieżąco (zanim farba wyschnie!) usuniemy przypadkowe plamy. Zanim zaczniemy pokrywać powierzchnię ścian czy sufitu warstwami nowej farby, warto pamiętać o kilku zasadach, które pozwolą na przeprowadzenie remontu bez nerwów i niepotrzebnych poprawek.
Jak prawidłowo malować ściany w mieszkaniu? O tym musisz pamiętać przed remontem
W opinii wielu – najwygodniejsze z butów. Zawsze stylowe i bardzo uniwersalne, odpowiednie dla kobiet i mężczyzn. Wykonywane najczęściej z miękkiej zamszowej skóry, są idealnym obuwiem do codziennych pieszych wędrówek. Uwielbiane przez gwiazdy i noszone szczególnie chętnie w letnich miesiącach. Mokasyny od kilku sezonów triumfalnie powróciły na salony i ulice miast. Zdaje się też, że długo nie wyjdą z mody. Indiański rodowód Mokasyny są kojarzone raczej z południem Europy. Szczególnie modni Włosi uwielbiają nosić je zarówno do szortów, jak i garniturów. Tymczasem buty te mają bardzo egzotyczne pochodzenie. Ich pierwowzór, czyli tradycyjne mokasyny wykonane ze skóry bizona, łosia czy jelenia nosili rdzenni Amerykanie. Sama nazwa pochodzi od indiańskiego słowa „mockasin” i oznacza po prostu but. Jest to uniwersalne obuwie typu unisex, które może być noszone także przez kobiety i dzieci. Mokasyny były szyte i zdobione w różny sposób w zależności od tradycji plemiennych. Wygodne i miękkie obuwie szybko wzbudziło zainteresowanie osadników i za ich pośrednictwem trafiło do Europy. Mokasyny: co je wyróżnia? Cechami charakterystycznymi tego rodzaju obuwia jest między innymi materiał, z którego są zrobione (prawie zawsze jest to naturalna skóra), płaska, zwykle dość miękka podeszwa, a także sposób zakładania – buty są albo wsuwane, albo wiązane za pomocą cienkich rzemieni (także wykonanych ze skóry). Najbardziej charakterystycznym elementem mokasynów jest sposób łączenia kawałków skóry na przedzie buta. Wyraźne wybrzuszenie i ślad grubej nici mają funkcję ozdobną, są bowiem wzorowane na indiańskim pierwowzorze. Indianie zszywali skórę na lewej stronie, po czym wywijali but tak, by owo szycie znalazło się po stronie zewnętrznej. Tak właśnie powstawał charakterystyczny „ścieg” z przodu buta oraz na pięcie. Po pierwsze wygoda Wybór mokasynów może przyprawić o zawrót głowy – mimo pozornie podobnych fasonów kolorystyka oraz ilość detali jest tak duża, że trudno oddzielić ziarno od plew. Mokasyny są zdecydowanie typem obuwia, które lepiej przymierzyć przed zakupem. Niewygodne, źle odszyte, niewystarczająco miękkie, po prostu nie będą spełniać swojej funkcji. Biorąc pod uwagę ich przeznaczenie, a także obowiązujące trendy, warto kupić mokasyny, które: – mają miękką, syntetyczną, bardzo elastyczną podeszwę, najlepiej w kolorze białym lub słomkowym, – są wykonane w całości ze skóry zamszowej (także detale oraz sznurowania), posiadają skórzaną, najlepiej wyprofilowaną, wkładkę (dzięki temu cała stopa „oddycha”. Jest to bardzo ważne, gdyż są to przecież buty, w których chodzimy WYŁĄCZNIE bez skarpet), – występują w eleganckich, neutralnych barwach lub żywych soczystych kolorach lata (stonowane poleca się do strojów miejskich, kolorowe są idealnym dopełnieniem stylizacji wakacyjnych), – nie udają butów sportowych (obecnie w ofercie sklepów obuwniczych, szczególnie męskich, często spotykany jest model wsuwanych trampek nieco wzorowanych na mokasynach. Trzeba mieć świadomość, że to innego rodzaju buty – mokasyny nie są obuwiem sportowym, nadają się dużo bardziej do noszenia z garniturowymi spodniami). Jak nosić mokasyny? Panowie powinni zdecydowanie wzorować się na Włochach, którzy kolorowe mokasyny bez skarpet noszą od wiosny do jesieni jako główne obuwie codzienne – czy to do eleganckich zestawów służbowych, jeansów i casualowych koszul czy spodni chinos nadających się na wieczorne wyjścia lub wakacyjne wyjazdy. Obuwie tego typu jest idealnym dopełnieniem stroju w stylu marynarskim, dobrze również wygląda zestawione z klasycznymi jeansami i T-shirtami, a jeszcze lepiej z bermudami i fantazyjnymi koszulami. Panie w mokasynach uwielbiają wygodę – często wybieramy je na aktywne dni albo jako obuwie do samochodu. Zawsze wtedy, gdy noszenie eleganckich szpilek jest niewygodne, warto zamienić je na mokasyny. Z tego założenia wychodzi jedna z najpopularniejszych polskich gwiazd – miłośniczka mokasynów – Anna Mucha, która na samochodowe przejażdżki i spacery z dziećmi zawsze wybiera ten rodzaj obuwia, często w żywych nasyconych kolorach. Mucha nosi mokasyny z dużym wdziękiem i wyczuciem. Warto zainspirować się jej stylizacjami i zakładać mokasyny do jeansowych szortów, prostych spodni czy lekkich krótkich sukienek. Mokasyny to także idealne obuwie dla stylizacji w klimacie boho oraz marynarskim. Czerwone, granatowe lub białe świetnie dopełnią zestaw z pasiastymi bluzkami i spodniami typu chinos lub cygaretkami.
ABC stylu: mokasyny
Jakie kosmetyki wybrać dla niej na prezent? Czym się kierować przy ich wyborze? Podpowiadamy kosmetyczne prezenty do 30 zł. Kosmetyki kolorowe na prezent – jak je dobierać? Mikołaj, ofiarowując kosmetyki kolorowe, powinien stawiać na neutralne kolory. Bezpiecznym upominkiem będą balsamy nawilżające do ust. Warto sięgnąć po ich ciekawą formę, np. kulki od marki Eos za ponad 21 zł. Jeżeli nasza obdarowywana jest fanką mody, sprezentujmy jej modny matowy odcień pomadki, np. beż. Przy dobieraniu cieni na prezent zachowujemy zasadę neutralności. W każdej kosmetyczce znajdzie się miejsce na bazowe cienie do powiek. W budżecie do 30 zł kupimy palety beżowych i brązowych cieni wielu marek, np. Makeup Revolution czy Catrice. Pod choinką znajdzie się również miejsce na prasowany puder. Podpowiadamy, że najlepiej wybierać transparentne odcienie. W przedziale cenowym do 30 zł znajdziemy np. Revlon Colorstay czy Delia Matt Pressed Powder. W przedziale do 30 zł sprezentujemy także tusz do rzęs. Dobieramy go do makijażowych preferencji naszej obdarowywanej. Na panie lubiące wyraziste rzęsy czeka np. Max Factor Masterpiece Max. Aktywnym warto sprezentować wodoodporny tusz do rzęs, np. Maybelline Lash Sensational Waterproof. Kosmetyki dla ciała – co znajdziemy do 30 zł? Produkty do pielęgnacji ciała to kolejna pozycja na gwiazdkowej liście prezentów. W naszym budżecie znajdziemy z pewnością żele pod prysznic. W okresie zimowym wybierajmy je w typowo zimowych nutach z cynamonem i pomarańczą. Do 30 zł dostaniemy także płyny do kąpieli, np. Palmolive Mleko i Miód czy Nivea Goodbye Stress. Przez chłodną temperaturę i centralne ogrzewanie nasza skóra jest wysuszona, dlatego w okresie zimowym warto ofiarować balsamy do ciała. Do 30 zł znajdziemy pachnące masła do ciała, np. Bingospa Melon Shea Body Butter. Krem do rąk również zmieści się w naszym przedziale cenowym do 30 zł. Zimą każda pani znajdzie na niego miejsce w torebce. Taki upominek możemy sprezentować mamie, babci czy siostrze. Wybierajmy preparaty z bogatym składem, np. z gliceryną, witaminą E, aloesem czy masłem shea. Uniwersalne kosmetyki na prezent – co znajdziemy do 30 zł? W gwiazdkowej paczce mogą pojawić się kosmetyki do demakijażu. Do 30 zł znajdziemy płyn micelarny marek Bielenda czy Mixa. Taki kosmetyk sprawdzi się przy większości cer, podobnie jak płyn do demakijażu oczu. Must have świątecznych prezentów to lakiery do paznokci. Zimą zdecydujmy się na ciemniejsze, modne kolory lakierów. Na czasie w tym sezonie są odcienie ciemnej czerwieni, bordo i śliwki. Bezpieczną opcją będą też topowe lakiery nawierzchniowe. Do 30 zł dostaniemy np. Seche Vite. Kosmetyki do włosów dla niej – co wybrać? Kolejną bezpieczną pozycją na liście Mikołaja są kosmetyki do stylizacji włosów. Klasycznym produktem, który możemy sprezentować paniom niezależnie od wieku, są lakiery do włosów. Dobieramy ich moc do fryzury i upodobań osoby, której mamy wręczyć upominek. W przedziale do 30 zł dostaniemy np. L’Oréal Professionnel Infinium. Pod choinką znajdzie się także miejsce dla suchego szamponu. Ten kosmetyk to gadżet, który każda pani powinna mieć w swojej łazience. Gdy zaśpimy czy nie będziemy miały czasu na umycie włosów, odświeżymy nim fryzurę. Do 30 zł dostaniemy np. Batiste czy Klorane. Kolejny sprawdzony upominek do 30 zł to dezodorant. Możemy sprezentować dezodorant w kulce lub w kremie. Stwórzmy z nim i żelem pod prysznic zestaw. Wśród pachnących prezentów w naszym budżecie dostaniemy również roletki.
Kosmetyki na prezent dla niej do 30 zł
Ozdoby do włosów są bardzo pomocne w okiełznaniu niesfornych loków i kosmyków. Przedstawiamy pomysły na proste fryzury, które łatwo wykonać przed wyjściem z domu i ozdoby do włosów, które nam w tym pomogą. Mamy dziewczynek mogą wykazać się nie lada wyobraźnią i zdolnościami manualnymi, które będą widoczne na głowach ich córek. Jeżeli wcześniej lubiły czesać lalki, to teraz tworzenie fryzur nie będzie większym problemem. Czasami jednak rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Zamiast cierpliwej modelki, mamy niecierpliwą złośnicę. Zamiast dużej ilości czasu, mamy 10 minut do wyjścia, aby nie spóźnić się do przedszkola, szkoły i pracy. Jak w krótkim czasie uczesać córkę, aby wyglądała jak mała księżniczka? Gumki do włosów Gumki do włosów mogą mieć różną wielkość i kolor. Niektóre mają drobną ozdobę w formie drewnianego motylka, biedronki, serduszka, itp. Jedno jest pewne, bez nich nie powstanie żaden warkocz ani kucyk. Wybierając gumki do włosów dla małych dziewczynek, warto sięgnąć po te, które są w całości wykonane z frotki lub innego materiału. W metalowy element, który łączy gumkę, niekiedy wplątują się włosy. Ważne jest również, aby ozdoba była dość wytrzymała. Jeżeli szybko się rozciąga i traci swój pierwotny kształt, nie będzie dobrze trzymała fryzury. Opaski do włosów Opaski do włosów mogą być wykonane z tworzywa, ale również z materiału. Te ostatnie są dobrym rozwiązaniem, aby poskromić niesforne loki na głowie najmłodszych dzieci. Co więcej, materiałowa opaska do włosów chroni głowę podczas chłodniejszych dni. U starszych dziewczynek opaska uniemożliwia opadanie włosów na twarz. Opaski do włosów mogą mieć różnego rodzaju elementy dekoracyjne, najczęściej są to kwiatki i kokardki. Spinki do włosów Spinki do włosów pomogą zatrzymać na miejscu kosmyki, które wciąż uciekają, na przykład z warkocza. Dzięki nim możemy również bardzo kolorowo wykończyć fryzurę córki. Spinki do włosów mogą mieć różne kolory i kształt. Znajdziemy takie z gwiazdkami, delfinkami, motylkami, serduszkami, kwiatkami, biedronkami, żabkami, pieskami, kotkami i wiele, wiele innych. Wybierając spinki do włosów, zwróćmy uwagę na materiał, z którego są zrobione i czy nie posiadają ostrych krawędzi. Zapytajmy również córkę, czy jest jej w nich wygodnie. Jeżeli cokolwiek ją niepokoi, warto wybrać inne. Jak uczesać dziewczynkę? Najprostszym rozwiązaniem jest tradycyjny kucyk. Wiążemy włosy w kitkę i koniec – córka idzie do przedszkola lub szkoły. Jeżeli chcemy puścić wodze fantazji, możemy tę fryzurę nieco odświeżyć. Nie zajmie nam dużo czasu, jeżeli kucyk wzbogacimy o kilka drobnych warkoczyków, a fryzura na tym niewątpliwie zyska. Możemy również stworzyć kilka warkoczyków po jednej stronie głowy i dopiero potem związać całość w kucyk. Innym pomysłem są dwa kucyki po obu stronach, dość wysoko na głowie. Na każdym kucyku zaplatamy jeden warkocz. Wybieramy gumkę do włosów z dużą kokardą lub kwiatkiem i gotowe. Powyższe fryzury nie zajmują wiele czasu. Są jednak takie, które wymagają większej wprawy – warkocze dobierane po jednej lub po obu stronach głowy, kłosy, koki z przeplatanymi warkoczami i inne. Warto trochę poeksperymentować, szczególnie na specjalne okazje. Przed samym wyjściem z domu wybierzmy coś klasycznego.
Ozdoby do włosów dla małej księżniczki
Czas dzieciństwa to okres, który spędzony jest głównie na zabawie. Wtedy właśnie maluch rozwija szereg swoich społecznych cech oraz umiejętności. W tym wszystkim pomocny jest zarówno kontakt z dorosłymi, rówieśnikami, jak i nauka zachowań społecznych wsparta odpowiednimi zabawkami. Naśladowanie i obserwacja Czy wiesz, dlaczego dzieci najczęściej bawią się w dom, sklep, pocztę czy lekarza? Tych wszystkich zachowań uczą się poprzez obserwację dorosłych, po czym naśladują ich właśnie podczas odgrywania ról w zabawach. Jakie zabawki mogą urzeczywistnić zabawę w życie, a tym samym wspomóc rozwój malucha? Sklep – dzieci uczą się od dorosłych i np. w sklepie bacznie przyglądają się zachowaniu rodziców. Jakie produkty wybierają, jak rozmawiają z kasjerkami. Im częściej dziecko będzie z rodziną na zakupach, tym więcej elementów zapadnie mu w pamięć. Oczywiście do takiej zabawy niezbędna będzie kasa fiskalna, imitacja pieniędzy oraz zabawki przypominające sklepowe produkty. Poczta – podobnie jak w przypadku sklepu, smyk spacerując z rodzicami, którzy załatwiają w tym czasie wiele spraw, ma oczy szeroko otwarte i poznaje nowe miejsca. Poczta jest dla niego fantastyczna, prawie każdy przynosi albo wynosi z niej duże paczki i koperty. A pani w granatowym uniformie zabawnie uderza pieczątką o listy. Do tego, gdy dziecko przypomni sobie bajkę o Listonoszu Pacie, koniecznie chce samo zostać pracownikiem małej poczty. Lekarz – wiele maluchów obawia się wizyty u lekarza, widzi kolejkę swoich rówieśników w poczekalni, potem w gabinecie dostrzega wiele nieznanych mu sprzętów. Wszystko jest białe, a pediatra ma na sobie fartuch i stetoskop. Wszystko wydaje się dziwne i przerażające. Jednak z koleją wizytą smyk przekonuje się, że doktor jest pomocny. Stąd stopniowo zaczyna doceniać jego rolę w swoim życiu i naśladować zachowania zaobserwowane w przychodni. Wtedy warto wyposażyć szkraba w zestaw dla małych doktorów. Dom – ukochane miejsce każdego malucha, bo przecież tam przez pierwsze lata spędza najwięcej czasu. Skoro dziecko uwielbia przebywać w domu, to jak tu nie odgrywać roli mamy i taty, których przecież widzi się codziennie. Wszystkie zabawy wymyślone przez dziecko poprzez obserwację dorosłych wpływają na uczenie się ról i norm społecznych. Sprzyjają także uczeniu się samodzielności i integracji z innymi.
Jakie zabawki pomagają w socjalizacji?
Rowerowe wyprawy w sezonie jesienno-zimowym? Czemu nie! Wystarczy odpowiednio się ubrać. Dzięki dobrze dobranym rękawiczkom twoje dłonie będą chronione przed zimnem oraz urazami. Opisujemy pięć modeli naszym zdaniem godnych uwagi. Pogarszająca się pogoda to dla wielu rowerzystów spory kłopot. Warto się zabezpieczyć przed niespodziankami aury odpowiednim ubiorem. Coraz bardziej popularne stają się czapki i kaski rowerowe. Zaczynają je nosić nie tylko profesjonaliści, ale także weekendowi fani rowerów. Ochrona głowy jest najważniejsza, ale trzeba również pamiętać o dłoniach, które szczególnie w chłodne dni wymagają zabezpieczenia. Kierowanie, hamowanie i zmiana przerzutek skostniałymi palcami to żadna przyjemność! A wystarczy włożyć jesienno-zimowe rękawiczki rowerowe, by podczas wyprawy czuć się bezpiecznie i komfortowo. Dlaczego warto nosić rękawiczki rowerowe? Przede wszystkim ich zadaniem jest ułatwienie nam jazdy. Znacznie zwiększają przyczepność dłoni do kierownicy, dzięki czemu unikniemy nieprzyjemnych sytuacji, w których możemy stracić kontrolę nad rowerem. Kolejną zaletą ich noszenia jest uniknięcie odcisków na dłoniach, które potrafią być bardzo bolesne. Najczęściej powstają, kiedy skóra jest wilgotna, dlatego większość sportowych rękawiczek doskonale odprowadza wilgoć z ich wnętrza. Dużym plusem jest także ochrona rąk podczas upadku. Jeśli spadniemy na „gołe” dłonie, konsekwencje nieposiadania ochraniaczy mogą być dotkliwe. Kolejna zaleta to ochrona przed warunkami pogodowymi. O przemarznięcie nie trzeba się długo starać, wystarczy chwila na zimnie. Najwyższej jakości rękawiczki zapewnią odpowiednią temperaturę rąk przy zachowaniu komfortu. Ciepłe rękawiczki wcale nie muszą być grube. Top 5 rękawiczek idealnych na chłodne dni box:offerCarousel * Rogelli Angoon – rękawiczki z softshellu na rower, doskonale nadające się na jesienno-zimowe wyprawy. Mimo że wykonane są z cienkiego materiału, to doskonale utrzymują ciepło. Antypoślizgowa warstwa sprawia, że dłonie bardzo dobrze leżą na kierownicy, dzięki czemu nie musimy się obawiać ich ześlizgnięcia w trakcie jazdy. Między palcem wskazującym a kciukiem znajduje się wzmocnienie, które zwiększa trwałość. Rogelli Angoon możemy kupić w jaskrawym kolorze, dzięki czemu będziemy lepiej widoczni po zmroku, a to gwarancja bezpieczeństwa. Cena to około 75 zł. box:offerCarousel Shimano Extreme Winter – propozycja jednego z najbardziej znanych producentów części i akcesoriów rowerowych. Shimano Extreme doskonale sprawdzają się nawet w temperaturze -10°C. Mają konstrukcję dwuczęściową – zewnętrzna część pełni funkcję izolującą, natomiast wewnętrzna, wykonana z miękkiego polaru, ociepla dłonie. Dolna część wykonana jest z syntetycznej skóry, która dodatkowo ma wstawki antypoślizgowe zapewniające dobrą przyczepność dłoni. Kolejnym atutem jest membrana, która doskonale chroni dłonie przed wiatrem. Decydując się na zakup tego modelu, musimy liczyć się z wydaniem około 170 zł. box:offerCarousel * Kellys Frosty – dzięki wydłużonym mankietom rękawiczki te zapewniają lepszą ochronę nadgarstków. Kellys Frosty mają system WINDBREAKER, który wzmacnia zabezpieczenie dłoni przed wiatrem. Wnętrze rękawiczek jest wyścielone ocieplanym materiałem, dzięki czemu mogą być używane w minusowych temperaturach. Dodatkowe bezpieczeństwo zapewniają elementy odblaskowe. Model Frosty kosztuje około 70 zł. box:offerCarousel Pearl Izumi Elite – wykonane w technologii Primaloft zapewniają doskonałą ochronę przed wiatrem i deszczem. Doskonale nadają się na jesienno-zimowe wypady rowerowe, nawet gdy temperatura spada do -7°C. Dzięki żelowej wkładce dłonie mają zapewnioną wygodę nawet podczas długich przejażdżek. Model Elite bardzo dobrze odprowadza wilgoć, dzięki czemu dłonie nawet w czasie dużego wysiłku wciąż pozostają suche. Wnętrze rękawiczek wykonane jest z polaru, natomiast rzepy na nadgarstkach pozwalają na jeszcze lepsze dopasowanie do dłoni. Dodatkowym atutem są odblaskowe elementy. Prezentowany model kosztuje około 200 zł. box:offerCarousel Accent Snowflake – to rowerowe rękawiczki idealne na chłodne dni. Dzięki zastosowaniu w modelu Snowflake żelowych wstawek komfort jazdy znacznie się zwiększa. Wzmocnienia między kciukiem a palcem wskazujących sprawiają, że rękawiczki posłużą nam na długo. Wnętrze tego modelu wyścielone jest miękkim materiałem, który doskonale ociepla nasze dłonie. Membrana NOWIND skutecznie chroni przed uciążliwym wiatrem. Cena rękawiczek wynosi około 80 zł. Odpowiednio dobrane rękawiczki rowerowe skutecznie ochronią nas w chłodne dni. Znacznie zwiększą także komfort jazdy, bo dłonie nie będą narażone na otarcia. Jeśli więc jeszcze nie masz swojej wymarzonej pary, nie zwlekaj z zakupem!
Rękawiczki jesienno-zimowe na rower. 5 modeli wartych uwagi.
Wcale nie trzeba mieć problemów zdrowotnych, by podczas długiej jazdy samochodem uskarżać się na ból szyi czy pleców w odcinku lędźwiowym. Sprawdźmy, czy na rynku są dostępne akcesoria, które pomogą w walce z takimi dolegliwościami. Na rynku występują setki modeli samochodów, a niemal każdy jest wyposażony w inny typ foteli. Niektóre są wielkie niczym te, które stawiamy w mieszkaniach przed telewizorami. Inne to wąskie i ciasne fotele kubełkowe, świetnie sprawdzające się podczas sportowej, szybkiej jazdy. Każdy z nich jest inaczej wyprofilowany, ma inny kształt i wielkość. Również ludzie mają różne konstrukcje anatomiczne i upodobania. Wreszcie niektóry cierpią na schorzenia kręgosłupa. Wszystko to sprawia, że trudno wybrać fotel, który w stu procentach spełnia wymagania konkretnego kierowcy lub pasażera. Wygoda to jedno, ale zapewnienie odpowiedniego podparcia ciała – tak, by nawet po wielu godzinach nic nas nie bolało – to drugie. Nie jest łatwo. Jednocześnie fotele trudniej wymienić na wygodniejsze. Czy to oznacza, że jesteśmy skazani na niewygodę? Na szczęście, nie. Jak zwykle z pomocą spieszy rynek akcesoriów i gadżetów. Akcesoria przynoszące ulgę plecom box:offerCarousel Pierwsze z nich polubią osoby, które jeżdżą autem niewyposażonym w podparcie lędźwiowe w fotelu. Takich aut na rynku jest mnóstwo, ponieważ tego typu udogodnienia zaczęły się pojawiać dopiero niedawno i to raczej w samochodach wyższej klasy. Mowa o podkładkach lędźwiowych, czasami zwanych też poduszkami. Tego typu niedrogi gadżet kładziemy na fotelu lub przypinamy do fotela za pomocą specjalnych pasów. Większość takich podkładek jest wykonana z pianki, która „zapamiętuje” kształt ciała i dostosowuje się do niego. Są także modele ze specjalnym, dodatkowym wyprofilowaniem. Dzięki takiej podkładce możemy ulżyć plecom i podróżować dalej i dłużej bez zmęczenia. Jeśli ktoś nie chce stosować podkładek, a preferuje bardziej konkretne rozwiązania, może zdecydować się na zestaw pokrowców ortopedycznych. Są one odpowiednio wyprofilowane, również w odcinku lędźwiowym. Występują w różnych odmianach, wzorach i kolorach. Sposoby na bolącą szyję box:offerCarousel. Są również dostępne poduszki łączone, dające podparcie zarówno odcinkowi lędźwiowemu pleców, jak i szyi. Maty masujące Wielu kierowców twierdzi, że sporą ulgę podczas jazdy przynosi im stosowanie maty z koralikami zakładanej na fotel. Ten gadżet szczyt popularności zanotował pod koniec XX wieku, ale i dzisiaj są tacy, którzy doceniają masującą funkcję koralików. box:offerCarousel Dla wielbicieli nieco nowocześniejszych rozwiązań przewidziano maty masujące, często wyposażone również w funkcję podgrzewania. Przyjrzyjmy się ustawieniu fotela Jeżeli jednak wyjątkowo często uskarżamy się na bóle pleców i szyi i nawet gadżety nie przynoszą ulgi, przemyślmy, czy fotel jest na pewno dobrze ustawiony. Jeśli znajduje się za daleko, powoduje to napięcie pleców i szyi. Niedobrze także, gdy jest za blisko lub gdy oparcie jest ustawione zbyt poziomo, czyli w pozycji półleżącej. Plecom możemy ulżyć, robiąc również przerwy w trasie, najlepiej co dwie godziny. Krótki spacer, „rozprostowanie nóg” lub nawet kilka prostych ćwiczeń fizycznych – będziemy sobie za to wdzięczni. Na koniec ciekawostka – zawodnicy startujący w rajdach dbają o stan szyi, stosując specjalne kołnierze usztywniające. Od najprostszych, zakładanych wokół szyi i mocowanych na rzep, aż po zaawansowane systemy typu HANS, obejmujące także ramiona i tors, zintegrowane z kaskiem i wykonane z włókna węglowego. Cena takiego zestawu sięga nawet kilku tysięcy złotych i wymaga też stosowania specjalnego kasku oraz pasów bezpieczeństwa…
Jak dodatkowo zabezpieczyć odcinki szyjny i lędźwiowy kręgosłupa podczas jazdy?
Laptopy cieszą się coraz większą popularnością, ale dla wielu użytkowników szukających maszyny do pracy znacznie lepiej sprawdzi się klasyczny komputer. Wskazujemy, czym powinien charakteryzować się dobry pecet i podpowiadamy, jak wybrać komputer stacjonarny do pracy. Szukając komputera, należy odpowiedzieć sobie na pytanie, jakiego typu pracę będzie wykonywał na nim użytkownik. Zupełnie inaczej wybiera się komputer do obróbki grafiki lub wideo, a inne parametry powinien mieć sprzęt do pracy biurowej. Komputer do pracy z multimediami Osoby poszukujące komputera do pracy z multimediami, czyli np. zajmujące się obróbką materiałów wideo lub grafiką komputerową, będą potrzebowały bardzo mocnej maszyny. Rozsądnym minimum jest procesor Intel Core i5 najnowszej generacji, kompatybilna z nim płyta główna oraz obudowa z dobrym systemem chłodzenia. Warto zamontować w komputerze 8 lub nawet 16 GB pamięci RAMoraz szybki dysk SSD na system i pojemny dysk HDD do składowania plików. Niezbędna będzie też wydajna karta graficzna – tak dobra, na ile pozwoli budżet – oraz mocny zasilacz, który zapewni zapas mocy dla wszystkich podzespołów. Profesjonaliści powinni przemyśleć też zakup komputera iMacod firmy Apple. To będzie dobry wybór, jeśli do pracy potrzebne jest zaawansowane oprogramowanie dostępne na system OS X, którego próżno szukać w wersji do systemu Windows. Jaki komputer stacjonarny do pracy biurowej? Osoby poszukujące maszyny do pracy biurowej, czyli z pakietem biurowym, pocztą elektroniczną i przeglądarką internetową, potrzebują innego komputera. Dla większości użytkowników wystarczy mniej wydajny, ale też tańszy procesor Intel Core i3 lub tani układ APU od AMD oraz podstawowy model płyty głównej. Warto za to przemyśleć zakup 8 GB kości pamięci RAM, co znacznie zwiększy komfort pracy w porównaniu do takiego samego komputera z zaledwie 4 GB pamięci. Dla osób pracujących z dokumentami tekstowymi wystarczający może być szybki dysk SSD o małej pojemności, a w wielu przypadkach sprawdzi się nawet jeszcze tańszy mały dysk HDD. Komputery stacjonarne do pracy biurowej nie potrzebują też wiele mocy obliczeniowej, więc nie potrzeba mocnego zasilacza. Do pracy biurowej nie jest niezbędny zaawansowany układ graficzny, a zintegrowane z procesorem układy graficzne powinny być wystarczające. Nie warto oszczędzać na komputerze stacjonarnym do pracy Chociaż komputer stacjonarny do pracy biurowej nie musi być demonem wydajności, to nie warto przesadnie oszczędzać na takiej maszynie. Zbyt słaba może przyczynić się do obniżenia wydajności pracownika. Pozorna oszczędność na sprzęcie w perspektywie kilku lat eksploatacji komputera może okazać się nieopłacalna. Czas poświęcony na konserwację mało wydajnej maszyny oraz wydłużony czas potrzebny na realizację obowiązków przez pracownika może zniwelować korzyści płynące z zakupu tańszego sprzętu. Droższe podzespoły są też zwykle bardziej energooszczędne, co w perspektywie kilku lat może okazać się bardzo istotne. Komputer to najczęściej zakup na lata, dlatego warto zastanowić się, czy nie wyposażyć się w jednostkę pozwalającą w przyszłości na rozbudowę. Warto zostawić sobie furtkę do wymiany dysku na szybszy lub pojemniejszy oraz kupić płytę główną, zasilacz i obudowę, które pozwolą np. zamontować lepszą kartę graficzną lub dołożyć więcej pamięci RAM. Kupując komputer stacjonarny do pracy w domu, warto zastanowić się też, czy przypadkiem nie będzie to jednocześnie platforma służąca do grania. Zakup komputera o parametrach umożliwiających uruchamianie nowych gier wideo może być bardziej opłacalny niż kupno prostego komputera do pracy biurowej i osobnej konsoli do gier.
Komputer stacjonarny do pracy – jaki wybrać?
Jasne, że warto! Szczególnie w polskich warunkach. Pozostaje pytanie – jakie, jak i za ile? Warto to bowiem zrobić mądrze i bez rujnowania domowego budżetu. Coś, co popularnie nazywamy osłoną pod silnik, na ogół składa się z jednego bądź kilku elementów chroniących nie tylko silnik, ale całe wnętrze komory silnikowej. Osłony są standardem w autach wyższej klasy, niekoniecznie jednak w tanich sedanach czy hatchbackach. Wielu producentów samochodów dba o to, by modele przeznaczone na rynki wschodniej i północnej Europy były wyposażone w osłony. Niekoniecznie są standardem w regionach ciepłych i w krajach o sieci równych, pięknych dróg. Czy osłona jest potrzebna? Zadaniem osłony jest – jak już wspomnieliśmy – ochrona wszystkiego, co znajduje się w komorze silnika. Nie chodzi tylko o motor. Osłona jest też dobra dla alternatora – to urządzenie elektryczne chłodzone powietrzem, a więc niezabudowane na amen. Musi mieć szparki, a przez nie dostaje się woda, piasek i brud. W zasadzie wszelkie części elektryczne i przewody (a w szczególności wszystkie styki) powinny być chronione przed wodą. Osobne osłony chronią również nadkola od wewnątrz. Auto z prawidłowo zamontowaną osłoną jest też lepiej wyciszone, co zwiększa komfort podróżowania. Warto więc sprawdzić, czy nasze auto ma zamontowaną osłonę i czy jest ona w dobrym stanie. Zdarzają się auta sprowadzane z krajów o cieplejszym klimacie niewyposażone w takie zabezpieczenia. Bywa też, że po jakimś uszkodzeniu osłona została zdjęta i nie zamontowano jej ponownie. Jak wybrać osłonę? Jest kilka rozwiązań. Dość pewne, ale drogie to montaż oryginalnej osłony. Rynek jest jednak pełen dobrych jakościowo i niedrogich zamienników. Najtańsze, plastikowe części kosztują nawet kilkadziesiąt złotych. Ich wytrzymałość może jednak pozostawiać sporo do życzenia. Warto więc zainwestować nieco więcej, bo około stu złotych. Zwróćmy szczególną uwagę na materiał, z którego wykonana jest osłona. Najlepiej, gdyby było to tworzywo HDPE. To gęsty polietylen, który łatwo nie pęka, a poza tym jest odporny na zmiany temperatur i środki chemiczne.Osłony z HDPE są po prostu rozwiązaniem najlepszym, łączącym przystępną cenę z dobrą jakością. Osłony metalowe są mniej więcej dwukrotnie droższe. Oczywiście są też wytrzymalsze. Można jednak uznać, że różnica w cenie nie jest dramatyczna, a na pewno się zwróci. Metalowe osłony warto więc montować przede wszystkim w autach jeżdżących dużo w trudnych warunkach. Mówimy tu szczególnie o samochodach firmowych, terenówkach czy pikapach. Tu metalowa osłona jest wręcz koniecznością. Podobnie jest w autach przystosowanych do sportów motorowych, choć tu sprawdzają się rozwiązania szyte na miarę i o dużo większej wytrzymałości. Podczas wyboru osłony zwróćmy uwagę na to, czy pasuje do naszego samochodu. Ważna jest nie tylko marka i model, ale i rocznik produkcji czy wersja silnikowa, bo różne silniki i rozwiązania konstrukcyjne wymuszają zastosowanie innego kształtu osłony. Z tego też powodu nie wybierajmy osłon reklamowanych jako uniwersalne – w większości przypadków będzie z tego więcej kłopotów niż pożytku. Montaż osłony Nie jest to specjalnie skomplikowane zadanie. Można sobie z nim poradzić samodzielnie. Potrzebujemy jedynie kanału lub najazdu, by dostać się do „brzucha” naszego pojazdu. Z tym bywa różnie, takich miejsc jest już niewiele. Można więc zlecić to mechanikowi. Rachunek nie będzie wysoki, bo to dość proste zadanie. Większość pojazdów jest przystosowana do montażu osłon i ma specjalne zaczepy w elementach konstrukcyjnych. Ważne jest natomiast, by wraz z osłoną kupić śruby lub zatrzaski do montażu. Osłony czasem są przykręcane, ale częściej trzymają się na plastikowych spinkach.
Czy warto montować osłony pod silnik?
Navitel R400 to kompaktowy wideorejestrator oferowany w przystępnej cenie. Czy warto zaopatrzyć się ten model, by nie przepłacać, a jednocześnie móc rejestrować nagrania dobrej jakości? Sprawdzamy! Parametry techniczne i zawartość opakowania Wideorejestrator Navitel R400 to bardzo małe, solidnie wykonane urządzenie. Sprzęt z powodzeniem mieści się w dłoni. Jego obudowę wykończono matowym, sprawiającym wrażenie solidnego plastikiem. Do obsługi służy pięć przycisków umieszczonych po bokach oraz na górze obudowy. box:imageShowcase box:imageShowcase Ten model ma ekran o przekątnej 2,7 cala o stosunkowo wysokiej rozdzielczości wynoszącej 960 x 240 pikseli. Dzięki temu obraz na wyświetlaczu jest ostry i czytelny, bez względu na to, czy odtwarzamy na nim nagrany wcześniej film, czy poruszamy się po dostępnym w języku polskim menu. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Obiektyw kamery samochodowej Navitel R400 został wykonany z czterech warstw szkła, producent nie podaje jednak parametru określającego jego jasność. Wiadomo natomiast, że kąt widzenia wynosi 120 stopni – a to pozwala uniknąć zniekształceń obrazu na rejestrowanych filmach, nie zapewni jednak widoczności okolic zderzaków na nagraniach, co w niektórych sytuacjach może okazać się bardzo istotne. Dla porównania – kąt widzenia niektórych wideorejestratorów dochodzi nawet do 160–170 stopni. box:imageShowcase box:imageShowcase Navitel R400 nagrywa filmy w rozdzielczości Full HD, czyli 1920 x 1080 pikseli. To rozdzielczość rzeczywista, a nie interpolowana. Oznacza to, że niektóre tanie kamery nagrywają mały obraz, a później go powiększają do rozmiarów Full HD, co obniża jakość. Na szczęście Navitel R400 nie robi takich „sztuczek”. Filmy są zapisywane dzięki kodekowi H.264 jako pliki w formacie MOV. Za pomocą urządzenia można również wykonywać zdjęcia, a wówczas są one zapisywanie na karcie pamięci w formacie JPG. W kamerę wbudowano mikrofon, dzięki któremu filmy są nagrywane z dźwiękiem, oczywiście dochodzącym z kabiny samochodu, w której znajduje się wideorejestrator. W pudełku oprócz kamery Navitel R400 znajdują się takie akcesoria, jak ładowarka, którą wpinamy do gniazda zapalniczki w samochodzie, kabel mini USB, podręcznik użytkownika, ściereczka z mikrofibry do czyszczenia obiektywu i ekranu oraz aż dwa uchwyty. Miłym dodatkiem w opakowaniu jest dodatkowa licencja do zainstalowania nawigacji Navitel na urządzeniu mobilnym typu smartfon czy tablet. Pozwala korzystać z map całej Europy przez 12 miesięcy. Navitel R400 jest mocowany do szyby za pomocą jednego ze znajdujących się w opakowaniu uchwytów. Producent umożliwia dwa rodzaje montażu – na przyssawkę lub mocną taśmę klejącą 3M. Jestem zdecydowanym zwolennikiem tego pierwszego wielokrotnego rozwiązania, doceniam jednak fakt, że marka pozwala każdemu nabywcy modelu R400 skorzystać w kwestii montażu z tego, co mu najbardziej odpowiada. Uchwyt umożliwia swobodne obracanie kamery w pełnym zakresie 360 stopni, dzięki czemu bez problemu można dobrać odpowiednie ustawienie kamery i kadr nagrywanych filmów. Jakość filmów Filmy nagrywane za pomocą Navitel R400 mają w zasadzie dobrą jakość, zważywszy na cenę tego urządzenia, wynoszącą ok. 150 zł. To jeden z najtańszych wideorejestratorów na rynku. Tablice rejestracyjne są czytelne niestety tylko w autach znajdujących się blisko kamery. Ponadto brakuje funkcji WDR (Wide Dynamic Range – szeroki zakres dynamiki), która pozwalałaby rozświetlić ciemniejsze partie obrazu. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase W kwestii jakości filmów należy wspomnieć o zamontowanym w modelu Navitel R400 mikrofonie, który zaskoczył mnie pozytywnie. Jest bardzo czuły i zapewnia dobrej jakości dźwięk na nagraniach, co wcale nie jest standardem wśród wideorejestratorów z tej półki cenowej. Warto wiedzieć Navitel R400 to niedrogie i proste urządzenie. Udostępnia jednak kilka funkcji, które czynią z niego sprzęt przyjemny w użyciu. Mam na myśli chociażby automatyczny start i rozpoczęcie nagrywania po włączeniu silnika (o ile wideorejestrator jest podłączony do ładowarki wpiętej w gniazdo zapalniczki samochodu), a także nagrywanie w pętli, co pozwala nadpisywać na karcie pamięci najstarsze filmy w celu zapewnienie ciągłości nagrań. Dodam, że urządzenie obsługuje karty pamięci o pojemności do 64 GB, a to wystarczy do zachowania wielu godzin filmów w pełnej rozdzielczości. Navitel R400 posiada również tryb parkingowy oraz czujnik ruchu, a także G-sensor wykrywający duże przeciążenia. Ta ostatnia funkcja jest wyjątkowo pomocna. W momencie, gdy samochód będzie uczestniczyć w stłuczce lub wypadku, na kamerę zacznie działać duża siła – czujnik wykryje to i oznaczy automatycznie wybrany fragment nagrania jako ważny i zapobiegnie tym samym jego usunięciu. Dzięki temu możemy mieć pewność, że w tak kluczowych momentach nagrania są bezpieczne na karcie pamięci. Werdykt Pamiętając o niskiej cenie, uznaję kamerę Navitel R400 za wartą zakupu. Jakość filmów jest raczej przeciętna, ale trudno spodziewać się po tym modelu jakości oferowanej przez kamery kosztujące dwa lub nawet trzy razy więcej. Jako inną propozycję rozważyłbym nowość z oferty Navitel, czyli model R200. Jest on jeszcze bardziej kompaktowy, kosztuje praktycznie tyle samo i nagrywa zbliżone pod względem jakości filmy. ZALETY: Przystępna cena Dobre wykonanie Rzeczywista rozdzielczość Full HD Dobrej jakości mikrofon Voucher na nawigację w prezencie WADY: Średnia jakość filmów Brak funkcji WDR
Navitel R400 – test wideorejestratora
Bielizna to podstawowy element garderoby i część składowa każdej stylizacji. Mimo że nie powinna być widoczna spod ubrania, to dla własnego dobrego samopoczucia i nastroju powinnyśmy zadbać, aby była efektowna i na czasie. Dobrze dobrana bielizna jest jak druga skóra. Zapewnia komfort, podkreśla atuty kobiecej sylwetki, a także dodaje pewności siebie. Projektanci na sezon wiosenny proponują wybór napawających świeżością kompletów w pastelowych barwach, które dodają optymizmu i dziewczęcego uroku! Pastelowe barwy jako hit wiosennych trendów Wraz z nastającą wiosną warto pomyśleć o odświeżeniu garderoby oraz szafki z bielizną. Delikatne pastelowe barwy są wręcz stworzone na tę porę roku. Spokojne i łagodne kolory dodają świeżości i lekkości zestawom. Do wyboru mamy szeroką gamę krojów i materiałów. Na uwagę zasługują koronkowe propozycje w romantycznym, bardzo dziewczęcym i radosnym stylu. Aplikacje w formie kwiatów i kokardek dodadzą dodatkowej słodyczy. W taki sposób można zupełnie odmienić swój wizerunek wraz z nastaniem nowego sezonu. Bielizna w kolorach, których dużym udziałem jest biel, jest również bardzo praktyczna. Idealnie sprawdza się pod przewiewnymi, jasnymi ubraniami, nie odznaczając się w dużym stopniu. Im odcień bardziej zbliżony do koloru skóry, tym bardziej uniwersalne ma zastosowanie. Mamy do wyboru pudrowe róże i morele, które wręcz dają odczuć swoją słodycz. Warto zwrócić uwagę również na jasne błękity i pastelowe fiolety przywodzące na myśl lawendowe pola. Teraz możemy odpocząć od mocnych, wyrazistych czerni i czerwieni i dodać sobie trochę delikatności. Jak wybrać odpowiedni rozmiar bielizny? O ile przy majtkach sprawa wydaje się prosta – wystarczy zmierzyć się w pasie oraz dobrać ulubiony krój, który pozostanie niewidoczny pod ubraniem – to z biustonoszem wszystko się komplikuje. Na przestrzeni ostatnich lat kobiety zostały uświadomione o tym, jakie błędy popełniały, kupując staniki. Warto sobie przypomnieć kilka zasad, aby kupując, nie popełnić gafy. Na wstępie należy dokonać dokładnych pomiarów. Najpierw pod biustem – to właśnie obwód stanika będzie utrzymywał ciężar piersi. Dopasowując rozmiar dla siebie, odejmijmy od wyniku od 5 do 10 cm, tak aby biustonosz przylegał ściśle, ale nie krępował ruchów. Miseczka powinna być na tyle duża, aby mieściła całą pierś i aby fiszbiny wyznaczały swoimi końcami dokładnie środek pachy. Nowo zakupiony model zawsze zapinajmy na pierwszą haftkę, co da nam możliwość zwężania po rozciągnięciu w trakcie noszenia. Krój biustonosza dobierajmy do naszej wygody oraz do stroju, jaki na niego założymy. Bielizna powinna być jak druga skóra. Idealnie komfortowa oraz skutecznie ukryta sprawdzi się idealnie. Jeżeli chcemy optycznie powiększyć, zaokrąglić i unieść piersi, wybierajmy modele typu push-up. Specjalnie zaprojektowane poduszeczki pozwolą wyeksponować biust. Mocno wycięte dekolty będą dobrze prezentowały się w zestawieniu z biustonoszem typu plunge – niski mostek i niezbyt zabudowana przestrzeń między miseczkami sprawią, że bielizna będzie niewidoczna, a biust ładnie podkreślony i podtrzymany. Balkonetki świetnie podtrzymują większy biust, uwydatniając go, zarazem zapewniając wygodę posiadaczce. Bardzo duże piersi dobrze utrzyma stanik tzw.full-cup, który zakrywa cały biust, stanowiąc jego stabilne podparcie. Wiosenna bielizna kusi świeżością, delikatnością i romantycznymi kolorami. Pastelowe odcienie nadają dziewczęcego uroku nawet najbardziej seksownej bieliźnie. Warto zapewnić sobie odrobinę odmiany wraz z nastająca słoneczną pogodą.
Romantyczny akcent – pastelowa bielizna na wiosnę
Konsola do gier PlayStation 3 miała swoją premierę w listopadzie 2006 roku. Urządzenie po siedmiu latach doczekało się następcy w postaci PlayStation 4, ale nawet dziś, po tylu latach od debiutu, ten sprzęt do gier od Sony jest bardzo ciekawą propozycją dla fanów cyfrowej rozrywki. Sony jest jednym z dwóch wiodących producentów konsol do gier obok Microsoftu wydającego kolejne wersje konsoli Xbox. Japońska firma zaprezentowała już cztery generacje produktów dla graczy, których cykl życia liczony jest nie w miesiącach, a w latach. PlayStation 3 debiutowało rok później niż Xbox 360 Konsola od Japończyków poprzedniej generacji miała pierwotnie trafić do sprzedaży w podobnym czasie co Xbox 360, ale ze względu na problemy z konstrukcją urządzenia i procesorem Cell firma musiała przełożyć premierę o rok. Mimo spóźnionego debiutu PlayStation 3 i wysokiej ceny początkowej za wersję z większym dyskiem i kartą Wi-Fi Sony z impetem weszło ponownie na rynek gier wideo i nawiązało równą walkę z Xboxem. Od czasu premiery pojawiło się wiele różnych wariantów PlayStation 3, w tym wersje Slim i Super Slim. Różnią się one nie tylko obecnością lub brakiem dodatkowego modułu łączności bezprzewodowej i pojemnością pamięci. Kolejne edycje konsol Sony były dodatkowo mniejsze, lżejsze i pobierały mniej prądu. Wszystkie jednak oferują takie samo oprogramowanie, a wrażenia płynące z gry nie różnią się w zależności od wariantu samego urządzenia. box:imageShowcase box:imageShowcase Przepastna biblioteka gier Przez 9 lat cyklu życia konsoli PlayStation 3 baza tytułów na nią wydanych rozrosła się do niebotycznych rozmiarów. Wiele z wydanych produkcji to tytuły multiplatformowe, które można znaleźć również na Xboxie 360 oraz komputerach osobistych. Niektóre z gier wydane były jednak jako produkcje ekskluzywne na konsole Sony. Gracze powinni zainteresować się PlayStation 3 chociażby z tego powodu, by móc zagrać w takie produkcje jak „Heavy Rain”, „The Last of Us”, trylogię „Uncharted”, serię „God of War” oraz świetne i odprężające kolejne części „Little Big Planet”. Konsola konkurencji też ma swoje gry na wyłączność, ale wymienione tytuły należą do klasyki. Producent nie porzucił konsoli Oprogramowanie konsoli PlayStation na przestrzeni lat doczekało się ogromnej ilości aktualizacji i nowych funkcji. Producent nie zapomniał o swoich klientach, a jedną z ostatnich nowości jest udostępnienie użytkownikom aplikacji serwisu Spotify w ramach usługi PlayStation Music. Na konsolę Sony można też pobrać wiele innych aplikacji multimedialnych. Chociaż PlayStation 4 trafiło do sprzedaży niemal półtora roku temu, to nadal znacznie więcej graczy korzysta z konsoli poprzedniej generacji. Użytkownicy wykupujący regularnie dostęp do konta PlayStation Plus zapewniającego możliwość robienia backupu danych i zniżki na cyfrowe kopie gier dostają co miesiąc świeże tytuły z najwyższej półki na własność. Sterowanie z wykorzystaniem pada Tak jak wszystkie inne konsole do gier PlayStation 3 zostało wyposażone w kontroler. Producent zdecydował się na model bezprzewodowy, co pozwala na wygodną zabawę w fotelu lub na kanapie bez martwienia się o ciągnące się po ziemi kable. Razem z pierwszą generacją PlayStation 3 pojawił się pad o nazwie Sixaxis, który nie przypadł do gustu graczom ze względu na brak wibracji, do których przyzwyczaił ich DualShock 2. Producent na szczęście naprawił ten błąd i do sprzedaży trafiły kontrolery DualShock 3 wyposażone w silniczek wibracyjny. Pady od PlayStation 3 ze względu na wykorzystany do produkcji plastik i nieco za niską wagę są mniej wygodne od tych do Xboxa 360 od Microsoftu, ale przy dobrzej grze bardzo szybko zapomina się o tej niedogodności. Dużym plusem jest wbudowany akumulator, który pozwala ładować kontrolery za pomocą kabla USB. PlayStation 3 jako centrum multimedialne Sony od lat przekonuje użytkowników, że ich konsola poprzedniej generacji będzie świetnym centrum rozrywkowym w domu. Wielu osobom może zastąpić platformę Smart TV. PlayStation 3 przyczyniło się do spopularyzowania standardu Blu-ray i jego zwycięstwa nad płytami HD-DVD. Dzięki wykorzystaniu płyt Blu-ray gracze nie muszą zmieniać płyty w napędzie w trakcie rozgrywki, bo nawet w 2015 roku pojemność takiego nośnika jest wystarczająca. PlayStation 3 pozwala też na oglądanie filmów nagranych na płytach Blu-ray. Wisienką na torcie jest obsługa standardu DLNA, co pozwala strumieniować do konsoli materiały multimedialne, w tym filmy, muzykę i obrazy w ramach domowej sieci. Nie wszystkie pomysły Sony okazały się trafione. Firmie nie udało się spopularyzować domowych okularów 3D. Kontroler ruchowy Movebędący konkurencją dla Nintendo Wii i podłączanego do konsol Microsoftu Kinecta daje mnóstwo zabawy, ale wymaga trzymania w ręku specjalnego świecącego akcesorium. Początkowe problemy udało się pokonać PlayStation 3 startowało z gorszej pozycji niż konsola Microsoftu, ale w perspektywie minionej dekady firmie Sony udało się obronić sztandarowy produkt przeznaczony dla graczy. Firma przekonała nie tylko klientów z całego świata, ale też deweloperów. Sprzedaż konsoli wyniosła 80 mln sztuk, z których wiele nadal pozostaje w użyciu. Grafika w grach wydanych pod koniec cyklu życia konsoli zapiera dech w piersiach w porównaniu do tego, jak wyglądały gry jeszcze 9 lat temu. PlayStation 4 to oczywiście zupełnie inna liga, ale ostatnie produkcje takie jak „The Last of Us” i „Grand Theft Auto 5” pokazały, jak wiele z przestarzałych podzespołów mogą wycisnąć programiści. Konsola PlayStation 3 trafiła do Polski w tym samym czasie co w innych krajach europejskich. Nie pojawiła się też żadna blokada trybu multiplayer. Na uwagę zasługuje to, że menu zostało przetłumaczone, a polski oddział Sony od samego początku dbał o lokalizacje gier. W tytuły wydane na PlayStation 3 możemy grać w polskiej wersji językowej, co docenią osoby wybierające konsolę do gier nie tylko dla siebie, ale też dla całej rodziny. Konsolę Sony PlayStation 3 można kupić na Allegro za ok. 700-900 zł.
Test Sony PlayStation 3 – czy warto kupić poprzednią generację konsoli?
Sprawdź odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania na temat reklamy graficznej Allegro Czym jest reklama graficzna na Allegro? Reklama graficzna to jedna z możliwości promowania Twoich ofert na Allegro. Polega ona na wyświetlaniu w określonych miejscach na Allegro komunikatu graficznego promującego produkt, ofertę lub markę. Te określone miejsca to tak zwane sloty reklamowe, w których wyświetlamy formaty reklamowe. Czym jest slot reklamowy i format reklamowy? Sloty reklamowe to wydzielone przestrzenie na Allegro, które nie pełnią roli funkcyjnej i są przeznaczone do promocji ofert dostępnych na Allegro. Sloty reklamowe są umieszczone w miejscach często odwiedzanych przez Klientów, takich jak strona główna Allegro, lista ofert czy strona logowania. W slocie wyświetlany jest format reklamowy, który ma określone wymiary i specyfikację. Przykładowo, na liście ofert po lewej stronie wyświetlany jest tak zwany skyscraper: Ile kosztuje taka reklama? Reklama graficzna na Allegro, w odróżnieniu do wyróżnień i promowania ofert, które dotyczą konkretnej oferty, jest sprzedawana w oparciu o ilości wyświetleń i kontaktów z Klientami. Jednym modelem zakupowym jest CostPerMille (CPM) – w którym płacisz za każde 1000 kontaktów z reklamą. Drugim modelem zakupowym dostępnym dla promujących jest model emisji stałej – nazywanym FlatFee (FF). W tym modelu płacisz stałą stawkę za wyświetlanie swojej reklamy w wybranym slocie reklamowym przez określony czas – na przykład jeden dzień, tydzień lub miesiąc. Jak rozliczana jest reklama graficzna? Skorzystanie z reklamy graficznej wymaga złożenia zlecenia zakupu w Biurze Reklamy Allegro. W zleceniu określisz z jakich formatów i w jakim okresie będziesz korzystać oraz wskażesz cenę, która jest wcześniej uzgadniana z Biurem Reklamy Allegro na podstawie cennika emisji reklam. Cennik zawiera ceny brutto, które podlegają rabatom w uzgodnieniu z Biurem Reklamy i w oparciu o politykę rabatową. Gdzie znajdę regulaminy emisji reklamy? Znajdziesz je na stronie Allegro Reklama, w częsci Materiały do pobrania. bbox:hint Masz pytanie o koszty i możliwość zakupu reklamy na Allegro? Napisz do nas na adres: [email protected]. [/bbox]
Reklama graficzna na Allegro - najczęściej zadawane pytania
Bezprzewodowe głośniki cieszą się coraz większą popularnością. Generują dużo lepszej jakości dźwięk niż przeciętny smartfon i są do tego zdecydowanie głośniejsze. Dziś przedstawiamy cztery modele z wyższej półki. Zapraszamy do obejrzenia video: box:video
Głośniki Bluetooth - przegląd czterech topowych modeli - video
Posiadasz ogród, który za chwilę zacznie przypominać małą dżunglę, a nie bardzo wiesz, jak doprowadzić go do wymarzonego stanu? Nie musisz się dłużej tym martwić! Sprawdź nasz test kosy spalinowej RPB 510 Riwall Pro. Specjaliści firmy Riwall opracowali model kosy spalinowej, który poradzi sobie z najbardziej zarośniętymi powierzchniami. Swoją bogatą ofertę powiększyli, dodając do listy produktów kosę spalinową, inaczej zwaną jako podkaszarka. Śledząc szybki rozwój firmy, można podejrzewać, że będzie to kolejny topowy model, który zostanie pokochany przez miłośników pielęgnacji zieleni, ale również osoby, które robią to od święta. Dwusuwowy znaczy trwały Model, który weźmiemy dzisiaj pod lupę, to kosa spalinowa RPB 510 Riwall Pro z serii TATRA. Urządzenie zostało wyposażone w 2-suwowy silnik, uzyskujący moc nominalną o wartości 2 KM. Prędkość obrotów oscyluje do 6500/minutę. Dzięki zastosowaniu tak wysokowydajnego silnika w kosie spalinowej urządzenie będzie w stanie poradzić sobie z największą trawą. Dla osób, które nigdy nie lubiły się zajmować swoim ogrodem, czynność ta stanie się przyjemnością. Żyłki, jakie zostały zastosowane w kosie, to 2 x 2,4. Są one napędzane przez solidnie wykonany bęben napędowy. Co więcej, głowica żyłki jest automatyczna. Jeśli posiadamy duży obszar do skoszenia, nie powinniśmy się obawiać o żywotność tego urządzenia. Japoński system wentylacji silnika bardzo dobrze odprowadza nagromadzane ciepło i nie dopuszcza do przegrzania się urządzenia. Przewiewna obudowa nie tylko dodatkowo chroni serce naszej kosy, ale również zwiększa jej czas pracy do 50%. Żadne chaszcze niestraszne Kosa spalinowa RPB 510 Riwall Pro została zaprojektowana z myślą o użytkownikach, którzy nie mają zbyt dużo czasu, na majsterkowanie przy niej. W skład wyposażenia modelu 510 wchodzi samo ostrzący się nóż typu Lange. Dzięki zastosowaniu specjalnej techniki ukształtowania noża nie ma potrzeby ostrzenia go. Kąt ostrza podczas pracy jest ułożony w taki sposób, aby nóż się nie tępił. Został on wykonany z wysokiej jakości metalu, który zapobiega uszkodzeniom mechanicznym w czasie pracy. Trójramienny nóż posiada szerokość 25,5 cm, daje nam możliwość podcinania krzewów oraz bardzo twardych łodyg. Wał napędowy, jaki znajduje się w urządzeniu, jest zamontowany na łożyskach stożkowych wykonanych z wysokiej klasy komponentów. Z całej listy plusów, jakie posiada kosa 510 możemy wyróżnić tryb ECO, który został zastosowany w tych urządzeniach. Dzięki tej wbudowanej funkcji podkaszarka spala znacznie mniej niż standardowe urządzenie. Po przeliczeniu model ten spala 30% mniej od urządzeń, jakie prezentuje konkurencja. box:offerCarousel Dla zwiększenia wygody oraz komfortu użytkowania podkaszarki, projektanci po raz pierwszy zastosowali szelki podtrzymujące urządzenie, które są stosowane w spadochroniarstwie. Materiał idealnie dopasowuje się do powierzchni ciała oraz nie obciąża naszego organizmu. Ergonomia Kolejną rzeczą, jaka ma ułatwić pracę osobom korzystającym z kosy, jest wygodna rękojeść. Uchwyty wykonane taką techniką zapewniają stabilność pracy oraz umożliwiają odciążenie naszych kończyn. Siła nacisku jest rozprowadzana po całym urządzeniu. Dodatkową zaletą jest tłumienie wibracji we wrzecionie. To kolejny atut, który bardzo mocno wpływa na użytkowanie podkaszarki. Rączka została również wyposażona w regulowaną kierownicę. Każdy użytkownik ma możliwość ustawienia jej według własnych wymagań. Kosa jest nieduża i dość lekka. Jej wymiary to zaledwie 185 x 32 x 21 cm, a waga to jedyne 5,5 kg. Konstrukcja wykonana jest z ultra lekkiego stopu aluminium. Urządzenie może być używane jednakowo przez mężczyznę lub kobietę, osobę postawną lub delikatną. Każdy użytkownik powinien sobie z nią poradzić, ponieważ posiada małe gabaryty. Projektanci nie ominęli również ważnego punktu związanego ze stroną wizualną urządzenia. Jest ono wykonane w sposób dokładny. Całość prezentuje się naprawdę dobrze, natomiast kolorystyka pomarańczowo-czarna nadaje mocny charakter podkaszarce. Podsumowanie Coś, co podsumowuje prezentowany model i czeskiego producenta to 4-letnia gwarancja. Firma Riwall zdecydowanie zostawia konkurencję w tyle. Bardzo mało producentów decyduje się na zapewnienie swoim klientom 48-miesięcznej gwarancji. Widać, że firma Riwall nie obawia się o niezawodność swoich produktów. Dzięki temu buduje bardzo mocne i dobre wrażenie co do solidności i jakości proponowanych modeli. Kosa spalinowa RPB 510 Riwall Pro idealnie sprawdzi się na małych, dużych i średnich powierzchniach. Model ten można spokojnie zastosować w trudnych warunkach z bardzo wysoką trawą. Dodatkowa wygoda oraz komfort pracy, jaką zapewnia producent, tylko i wyłącznie przekonuje nas, że cena, jaką przyjdzie nam za nią zapłacić, jest adekwatna do jakości.
Test kosy spalinowej RPB 510 Riwall Pro
Świnka Peppa to ulubienica przedszkolaków. Sympatyczny prosiaczek do złudzenia przypomina dziewczynkę – ma kochających rodziców, młodszego brata i grono sprawdzonych przyjaciół, poza tym mówi i zachowuje się podobnie jak kilkulatka. Nie ma więc się czemu dziwić, że postać w mig podbiła serca smyków, które chętnie bawią się bajkowymi zabawkami i ubierają się w ciuszki ze Świnką Peppą. Nie lada gratka dla fanki sukienek i spódnic Kilkulatka, która kocha się stroić, a zanim wyjdzie z domu na plac zabaw albo w odwiedziny do ulubionej kuzynki, kilka razy przegląda się w lustrze, na pewno z wypiekami na twarzy śledzi przygody sympatycznej Świnki Peppy. Brytyjska kreskówka to dzisiaj jedna z najpopularniejszych animacji wśród dzieci w wieku przedszkolnym. Poza książeczkami z rezolutnym prosiaczkiem, pluszową Peppą i innymi gadżetami możesz sprawić córce także kreację z jej ulubioną bohaterką. Przede wszystkim zwróć uwagę na sukienkę, której nie może zabraknąć w garderobie kilkuletniej modnisi. Sukienka-bombka albo wykończona tiulem jest idealna na najróżniejsze uroczystości, z chrzcinami młodszej siostry i urodzinami koleżanki z przedszkola włącznie. Bawełniany strój o asymetrycznym kroju, w typie tuniki czy z zadziornymi falbanami dziewczynka może nosić na co dzień. Na Allegro znajdziesz śliczne sukienki ze Świnką Peppą w cenie od 20 zł. Alternatywą dla sukienki jest spódniczka zestawiona z bluzką albo elegancką koszulką. Spódniczkę o kroju ołówkowym, z kieszonkami udekorowanymi kokardkami, pociecha założy zarówno na przedstawienie dziecięcego teatrzyku, jak i do zabawy z rówieśnikami na świeżym powietrzu. Do codziennych zestawów jak znalazł jest z kolei radosna spódniczka z falbanami. Najtańsze spódniczki ze Świnką Peppą kosztują na Allegro kilkanaście złotych. Wymarzone ciuszki dla entuzjastki spodni Bajkowych ciuszków ze Świnką Peppą nie brakuje. Poza prawdziwymi kreacjami na wielką okazję bez liku jest też wygodnych spodenek. Bogactwo wyboru zachwyci każdą mamę – szorty, legginsy i wygodne dresówki to w końcu ulubione spodnie wszystkich małych dam i kilkuletnich urwisek. Które z nich powinny znaleźć się w dziewczęcej szafie? S ięgnij po wygodny dres albo sama skomponuj komplet ubranek dla swojej córki – stwórz zgrany duet kolorystyczny ze spodenek i sweterka lub bluzy. Wybierając zestaw dresowy albo jego poszczególne elementy, zwróć uwagę na wykończenie i sposób zakładania. Zdecyduj się na taki komplet, który zachęci dziecko do nauki samodzielnego ubierania się. Możesz kupić rozpinaną bluzę z kapturem albo bluzę wciąganą przez głowę, przypatrz się również spodenkom na gumce ze ściągaczami na końcu nogawek. Koszt zakupu bluzy na Allegro to około 30 zł, na spodenki – w zależności od materiału użytego do ich uszycia i producenta – trzeba wydać około 40-50 zł. Wygodny dwuczęściowy dresik kupisz już za 50 zł. Wiosną, latem, a nawet podczas złotej polskiej jesieni dziewczynka będzie zadowolona z legginsów ze Świnką Peppą. Legginsy świetnie wypadają w parze z tuniką, możesz nadać im także nieco charakteru, zestawiając je z dziewczęcym żakietem z dzianiny dresowej. Pomyśl również o swetrze albo bluzie z przedłużanym tyłem – kiedy dziewczynka narzuci na nią puchową kamizelkę, znajdzie idealne ubranie na deszczowy dzień czy chłodniejszy majowy poranek. W trakcie deszczu trudno szukać bardziej przydatnych akcesoriów niż kalosze i parasolka, a tych ze Świnką Peppą nie brakuje. Kiedy dziewczynka skacze po kałużach, nogawki powinny być schowane w kaloszach – pociecha, zakładając legginsy, sama rozwiązuje ten problem… Nogawki legginsów schowane w cholewki na pewno się nie pobrudzą. Przylegające getry prezentują się przy deszczowej aurze szczególnie ładnie w komplecie z dziewczęcym płaszczykiem bądź kolorowym płaszczem przeciwdeszczowym. Cena legginsów ze Świnką Peppą dostępnych na Allegro mieści się w przedziale 12-20 zł. Kiedy kreska na termometrze przekroczy barierę 25˚C, to najwyższy czas, aby pociecha założyła lekkie szorty. Możesz wybrać modne ogrodniczki, szykowne szorty z denimu albo krótkie spodenki z tkaniny bawełnianej. Warto skompletować je z t-shirtem czy topem bez rękawów. Spodenki można kupić pojedynczo lub w dwupaku, cena w przeliczeniu na jedną parę szortów to 20-25 zł. Świnka Peppa to jedna z ulubionych bajek małych dzieci, a jej główna bohaterka od wielu lat gości w dziewczęcych garderobach. Wybierz spódniczkę na co dzień, sukienkę na rodzinną uroczystość albo uniwersalne spodenki – zachwyć swoją pociechę modnym ubrankiem.
Dziewczęce ubranka ze Świnką Peppą
Jajko to najpopularniejszy symbol Świąt Wielkanocnych, symbolizujący nowe życie. Jajka smakują doskonale w każdej postaci, a przed Wielkanocą stanowią też doskonałe pole do popisu dla wszystkich artystycznych dusz, a szczególnie dla dzieci. Pisanki, kraszanki czy wydmuszki mogą zdobić wielkanocny stół lub być miłym upominkiem dla bliskiej osoby. Pomysłów jest całe mnóstwo. Jak zrobić wydmuszkę? Najpopularniejsze są wydmuszki, choć aby je zrobić potrzeba precyzji i wprawy. Każdy ma na koncie nieudaną wydmuszkę, która pękła lub dziurka w niej zrobiła się tak duża, że utracono połowę skorupki. Wydmuszkę należy robić starannie. Potrzebne jest do tego surowe jajko, niewielki gwoździk lub inny, wąski szpikulec oraz mocne płuca. Niewielkie dziurki należy zrobić po obu, przeciwległych stronach jajka. Następnie trzeba odpowiednio dmuchnąć w jedną z nich, aby z drugiej strony wypłynęła zawartość skorupy. Oczywiście białko i żółtko przyda się do celów kulinarnych. Taką wydmuszkę można powiesić na sznureczku, a skorupkę ozdobić malunkami. Doskonale sprawdzają się tu farbki plakatowe i cieniutki pędzelek. Jajka można także udekorować gotowymi naklejkami. Farbki do jajek Jednym ze sposobów zdobienia jajek jest ich farbowanie. Czynność ta pozwala dokładnie zabarwić skorupkę na wybrany kolor. Wystarczy kupić specjalne farbki do jajek. Takie farbki mają konsystencję proszku, który wsypuje się do wody. Do roztworu należy wrzucić jajko i gotować je do momentu, aż będzie ugotowane na twardo. Po wyjęciu skorupki są już pomalowane na jednolity kolor. Barwniki do jajek dostępne są w zestawach z różnymi kolorami – czerwonym, żółtym, niebieskim czy zielonym. To łatwy i tani sposób na urozmaicenie wyglądu jajek. Może nie jest tak dekoracyjny, jak malowane pisanki, ale pozwala urozmaicić wielkanocny klimat. Naklejki na jajka Kolejny sposób ozdabiania jajek to naklejki. Nie są to zwykłe naklejki, ale specjalne, foliowe opaski. Naklejki na jajka mają średnicę zbliżoną do obwodu jajek. Wystarczy nałożyć opaskę na jajko i wrzucić całość do gorącej wody. Pod wpływem ciepła jajko twardnieje, a naklejka zaczyna przylegać i wtapiać się w skorupkę. Takie naklejki nazywane są termokurczliwymi. Naklejki mają rozmaite wzory, które najczęściej nałożone zostały na przezroczyste tło, dzięki czemu ozdobione jajko wygląda wyjątkowo ciekawie. Cekiny, pasmanteria i szpilki Coraz częściej jajka ozdabiane są materiałami tekstylnymi. Wstążki, materiałowe kwiatki, błyszczące cekiny pozawalają na szybkie i efektowne ozdobienie skorupki. Wystarczy ugotować jajko na twardo, przygotować szpilki – mogą być zwykłe, srebrne lub takie z kolorowymi łepkami. Za pomocą szpilek przytwierdza się ozdoby do skorupki. Tak udekorowane jajko wygląda jak prawdziwe dzieło sztuki – jest eleganckie i inne niż tradycyjne. Mnogość ozdób i ich kolorów sprawia, że barwę jajka można dopasować do aranżacji wielkanocnego stołu. Jajka styropianowe zamiast kurzych Jajka kurze coraz częściej wypierane są przez te styropianowe – lekkie i łatwe w zdobieniu. Takie styropianowe ozdoby to dekoracja na lata w momencie, gdy kurze jajko trzeba jednak wyrzucić. Styropianowe jajka to ogromne możliwości. Można je dowolnie ozdabiać – tasiemkami, decoupagem czy farbkami. Łatwo przytwierdzić do nich sznureczek, za który powieszone zostanie jajko. Mają one jeszcze jedną, dużą zaletę – występują w różnych rozmiarach. Można wybrać jajka w rozmiarze kurzych oraz większe, jak gęsie czy nawet strusie. Najczęściej kupuje się je w kompletach po kilka sztuk. Cena to kilka złotych za komplet. Pięknie wykonane jajka mogą stać się nie tylko wielkanocną, ale i całoroczną ozdobą. Jajko to nieodłączny symbol Wielkanocy. Warto jeszcze przed świętami pomyśleć o tym, jak ozdobić wydmuszki czy jajka, czy może lepiej zdecydować się na modele styropianowe. Decyzja należy do ciebie.
Jak udekorować pisanki – przydatne akcesoria
Walentynki sprawiają, że mamy ochotę podzielić się swoimi uczuciami z całym światem. Aby je trochę uzewnętrznić, warto przystroić mieszkanie w delikatne, tematyczne dodatki. Już na początku lutego, a nawet wcześniej, sklepowy asortyment zaczyna się czerwienić. Pojawiają się kwiaty, zestawy ozdobnych poduszek, kubki dla par, doniczki z kwiatami o krwistoczerwonych płatkach, cudownie pakowane czekoladki i ogrom innych „zakochanych” gadżetów. Miło jest wybrać coś z tej oferty dla ukochanej osoby. Ale fajnym pomysłem jest też samodzielne wykonanie kilku prostych dekoracji. Najlepiej razem. Wspólna praca może stać się pięknym wstępem do świętowania walentynek. Wprowadź nastrój Nic tak nie tworzy romantycznego nastroju w pomieszczeniu jak świece. To wręcz niezbędny atrybut romantycznej walentynkowej kolacji, który sprawia, że czujemy się jak we śnie, delikatnie, ciepło i nieco intymnie. Szeroka oferta producentów świec zachęca do zakupów, a pięknie zdobiony czy zapachowy zestaw może być także świetnym prezentem. Nawet zwykłe podgrzewacze mogą się stać elementem cudownego wystroju. Wystarczy nadać im odpowiednią oprawę. Do jej wykonania potrzebujesz jedynie słoika, farby akrylowej, tapownika lub gąbki i ozdobnego sznurka. Z niewielkiego kawałka kartki wytnij serce i dwustronną taśmą umocuj je na słoiku. Za pomocą gąbki lub specjalnego tapownika nanieś na szkło czerwoną farbę akrylową. Możesz także użyć koloru różowego lub delikatnego fioletu. Gdy farba wyschnie, odklej papierowe serce, a górną krawędź przewiąż sznureczkiem lub wstążką. W środku umieść świeczkę i ciesz się bajkowym nastrojem. box:offerCarousel Romantyczny obrazek Plakaty, zdjęcia i obrazy zdobią ściany większości mieszkań. Z tej specjalnej okazji możesz kupić wyjątkowy plakat na walentynki lub stworzyć samodzielnie bardzo prosty, przestrzenny obrazek. Do jego wykonania wystarczy ci zestaw kolorowych papierów w romantycznych kolorach (czerwień, fiolet, róż itp.), nożyczki i klej. Z kolorowego papieru wycinaj serca o tym samym kształcie, ale coraz mniejsze. Serca zegnij na pół i jedno po drugim naklejaj na wcześniej przygotowaną tekturę lub wnętrze ramki. Gdy klej wyschnie, odegnij skrzydełka serc tak, by tworzyły przestrzenną kompozycję. Urocze zawieszki Tematyczne zawieszki zawsze się sprawdzają, bo możesz je umieścić na gałązkach kwiatów doniczkowych, żyrandolu czy nawet na uchwytach szafek. Grawerowana zawieszka z dedykacją to także świetny pomysł na tani i efektowny upominek dla ukochanej osoby. Natomiast ja proponuję uszycie delikatnych zawieszek z filcu, które sprawią, że wnętrze stanie się bardziej walentynkowe, ciepłe i radosne. Potrzebujesz do ich wykonania jedynie kolorowego filcu, nożyczek, igły z nitką, wypełnienia (może to być wypełnienie poliestrowe z poduszki czy nawet ścinki starych ubrań), a także sznureczek lub wstążka. Z filcu wytnij po dwa serca tej samej lub różnej wielkości, jak wolisz. Zrób supełek na sznurku tak, by tworzył uchwyt, i wszyj go do wnętrza zawieszki. Połącz dwie części, korzystając z techniki szycia na okrętkę. To najprostszy sposób i całkiem fajnie wygląda. Ja wybrałam kontrastowe białe nici. Jeśli nie chcesz, by były widoczne, kup czerwone. Pamiętaj, by zostawić niewielki otwór, przez który będziesz wprowadzać wypełenienie serduszka. Dopiero po tym zabiegu zaszyj brzeg do końca. Gotowe serduszka możesz umieścić na lampie, kwiatach czy uchwytach mebli. box:offerCarousel Tablica zgaduj-zgadula Ten pomysł to jednocześnie dekoracja i gra sprawdzająca waszą pamięć. Możecie na niej umieścić daty kluczowe dla waszego związku lub romantyczne wyznania. Do wykonania tablicy potrzebujesz kolorowego papieru, mazaka, nożyczek i taśmy klejącej oraz zdobionej ramy do zdjęć. Z kolorowego papieru wytnij kilka lub kilkanaście serc, na których zanotujesz ważne dla was daty, wydarzenia lub wyznania. Serduszka przewlecz przez sznurek, następnie przyklej go od spodu do ozdobnej ramy. Gotową ramkę ustaw w salonie lub sypialni – niech będzie widoczna! Klimatyczna latarenka Uwielbiam lampiony wszelkiej maści. Od latarnii drewnianych, przez metalowe, plastikowe czy szklane – każda ma swój urok i każda czyni wnętrze przyjemniejszym. Lampiony są niezwykle nastrojowe, dlatego chcę wam zaproponować wykonanie bajecznie prostej kompozycji. Potrzebne materiały to: * duży ozdobny słój z wiekiem, * kolorowe piórka, * lampki led na druciku. Piórka i lampki umieść w słoju w taki sposób, by drucik został ukryty w kolorowym puchu. Gdy włączysz lampki, zamknij wieko słoika i odstaw go w dowolne miejsce. Ciesz się nastrojowym światłem przebijającym przez kolorowe piórka.
DIY – 5 pomysłów na walentynkowy wystrój domu
Kontynuacja bestsellerowego „Pochłaniacza” z pewnością zachwyci tych, którym spodobała się pierwsza część opowieści o profilerce Szaszy Załuskiej. To niezwykle przemyślana, szczegółowa powieść, która zachwyca nie tylko kryminalną zagadką, ale także autentycznością i emocjami, które wzbudza. Policyjna profilerka Sasza Załuska przybywa do Hajnówki, aby spotkać się z Łukaszem Polakiem. Jej dawny partner jest obecnie głównym podejrzanym w sprawie o kryptonimie „Czerwony Pająk”. Na miejscu okazuje się, że Polak został zwolniony z prywatnej kliniki psychiatrycznej, w której przebywał, i nikt nie wie, gdzie może być. Zniknięcie byłego partnera jest dopiero początkiem wydarzeń, a Załuska trafia w sam środek zagadkowej sprawy. Puszcza Białowieska pełna mrocznych tajemnic Na miejscu Sasza zaczyna interesować się sprawą zaginięcia Iwony, byłej kibolki i nacjonalistki, a od niedawna także żony Piotra Bondaruka. Mężczyzna, znany jest pod pseudonimem Sinobrody, jest nie tylko właścicielem lokalnego tartaku, ale także podejrzewany jest o udział w ciemnych interesach. Iwona jest jego trzecią kobietą, która zaginęła, jednak lokalne władze nie zdołały Bondarukowi nic udowodnić. Sinobrody w dalszym ciągu bezkarnie jeździ swoim mercedesem-okularnikiem. Mimo że policja podejrzewa najgorsze, ciało kobiety nie zostało odnalezione, a tym samym nie można udowodnić, że popełniona została zbrodnia. Powieść z ludzkimi bohaterami Świat zbudowany przez Katarzynę Bondę jest nie tylko wciągający i intrygujący, ale przede wszystkim także autentyczny. Wykreowani przez nią ludzie, zarówno policjanci, jak i rządząca Hajnówką elita, nie są tekturowymi postaciami powielającymi znane schematy. Wręcz przeciwnie, wydają się być ludźmi z krwi i kości, mieszkającymi na skraju autentycznej, tętniącej życiem, ale i skrywającej mroczne sekrety Puszczy Białowieskiej. Warte wspomnienia są także opisy relacji pomiędzy mniejszością białoruską a polskimi, nacjonalistycznymi grupami pokazane na autentycznym, historyczno-obyczajowym tle. Książka-pułapka Wszyscy ci, którzy lubią rozłożyć czytanie książki na kilka, kilkanaście wieczorów, powinni trzymać się jak najdalej od najnowszej powieści Bondy. „Okularnik” bowiem wciąga, i to jak! To powieść wyjątkowo długa, od której nie sposób się oderwać. Zasada „jeszcze jeden rozdział” w tym przypadku jest wyjątkowo prawdziwa i sprowadza się do tego, że ledwo czytelnik się obejrzy, a za oknem świta. Na spotkanie z Saszą Załuską najlepiej przeznaczyć sobie wolny weekend i przygotować się nie tylko na intelektualne odizolowanie się od świata, ale także na ogromne, skrajne emocje. „Okularnik” z pewnością nie jest powieścią dla wszystkich. Styl pisarski Katarzyny Bondy wzbudza skrajne odczucia, jej powieści nie śpieszą się z dostarczeniem odpowiedzi, a na rozwiązanie zagadki trzeba czekać długo. Jednak ci, których autorka „Pochłaniacza” przekonała do cierpliwości, będą zachwyceni. Zobacz również inne książki Katarzyny Bondy. Źródło okładki: www.muza.com.pl
„Okularnik” Katarzyna Bonda – recenzja
Specyficzny i atrakcyjny wizualnie styl spowodował, że gra „Torchlight” zyskała wielu fanów. Jej kontynuacja jest jeszcze ciekawsza, ponieważ pojawiają się w niej nowe rozwiązania! W tej grze z gatunku hack’n slash jako jedna z czterech klas postaci stajemy naprzeciw Alchemika. Ale to nie fabuła jest tu najważniejsza, liczą się pogoń za lepszym sprzętem oraz eksplorowanie niebezpiecznych lochów i pustkowi. Wszystko to w widoku izometrycznym przy świetnie rozwiązanej od strony mechaniki rozgrywki otoczce. Wiktoriańskie fantasy Akcja „Torchlight 2” rozpoczyna się tuż po wydarzeniach z części pierwszej. Ci sami bohaterowie uczestniczą w starciu z opętanym Alchemikiem i zostają pokonani. Alchemik niszczy miasteczko Torchlight i udaje się w kierunku Enklawy, jednego z głównych miast. Cała przygoda będzie się toczyć w świecie, który przypomina epokę wiktoriańską i świat magiczny (w grze nazwany Steampunkiem). Na drodze pojawiają czarnoksiężnicy i ich „sługusy”, a później robotyczni nomadowie parowi. Duży poziom abstrakcji, ciekawe pomysły i oprawa graficzna sprawiają, że druga odsłona „Torchlight” przyciąga nietuzinkowym światem. Twórcy nie ograniczają się do jednego stylu lokacji. Będziemy podróżować przez gęste lasy, lodowe pustkowia, przemierzymy gorące piaski pustyni, a w każdej z wspomnianych stref czekają inni przeciwnicy. Otoczenie – wraz z rozwojem akcji – zmienia się, ale nie za szybko. To zaleta, bo mamy szanse do pewnego stopnia poznać daną lokację. Nigdzie jednak nie zagrzejemy miejsca. Mamy wrażenie dynamiki, choć i tak poszczególne elementy świata są połączone w spójną całość. Mistyczne chramy i zaawansowane mechanicznie zbiory kół zębatych, przekładni i tłoków stanowią jedną lokację, ale designerom Runic Games udało się wykonać swoje zadanie na medal i wcale się przy tym nie nudzimy. Czterej pancerni i… fretka? Do wyboru mamy cztery klasy postaci (Berserker, Inżynier, Mag, Outlander). Każda ma inne umiejętności pasywne i aktywne podzielone na trzy drzewa umiejętności, które możemy rozwijać oddzielnie, a poszczególne umiejętności łączyć w najbardziej potrzebny w danej chwili zestaw zdolności. Naszego bohatera – w odróżnieniu do części pierwszej – możemy personalizować. Tym razem towarzyszy mu zwierzę, które pomaga w walce i nosi część przedmiotów. W dowolnej chwili możemy wybrać psa, kota, fretkę, wilka, sokoła czy inne zwierzę z długiej listy gatunków, które zdecydowały się asystować bohaterowi. Zwierzęta są bardzo pomocne. Można je wysłać do sklepu, aby sprzedały nasze przedmioty i kupiły mikstury. A my nie musimy odrywać się od ulubionej „sieczki”, by wyczyścić ekwipunek ze zbędnego złomu. Każda z klas postaci ze względu na swoje umiejętności oraz rodzaj używanej broni jest unikatowa. Mimo braku ograniczeń wiadomo, że z Berserkera czarodziej jest żaden i różdżki do niczego mu się nie przydadzą. Wyposażony w kastety, topory strzelby i pistolety radzi sobie o wiele lepiej, a dzięki dynamicznym doskokom i atakom strefowym oraz kradzieży życia Berserker daje dużo frajdy. Tak też jest w przypadku Inżyniera, który stawia na solidne zbroje płytowe i kolosalny klucz francuski, a przy tym ma jeszcze inne umiejętności. Rozgrywka w tej klasie zapewni towarzystwo, które będzie wykonywać czarną robotę i chronić w walce. Wyładowania elektryczne, miny, golem parowy to jedynie część arsenału Inżyniera. Każda z klas cechuje się innym stylem rozgrywki i odkrywanie, o co w niej naprawdę chodzi, jest najlepsze w „Torchlight 2”. Eksperymentowanie z doborem sprzętu, umiejętnościami i statystykami to podstawy późniejszej rozgrywki. Można to oczywiście pominąć, ale wtedy tracimy bardzo duży fragment rozgrywki, a przecież możemy planować kolejne starcia z bossami i hordami jego podwładnych. Dobór odpowiedniego poziomu trudności do oczekiwań jest bardzo ważny. Zbyt łatwa rozgrywka może znudzić, a zbyt trudna zniechęcić. Na szczęście mamy aż cztery poziomy, więc każdy znajdzie odpowiedni z poprzeczką zawieszoną na idealnej dla siebie wysokości. Smok i góra skarbów Kolejnym filarem rozgrywki w „Torchlight 2” jest gromadzenie przedmiotów. Mamy sprzęt zwyczajny, magiczny, epicki i szczyt marzeń, czyli legendarny. Każdy kolejny jest lepszy od poprzedniego, a co za tym idzie ma lepsze statystyki oraz dodatkowe efekty (w przypadku najrzadszych przedmiotów). Do przedmiotów można wkładać klejnoty, które wzmacniają ich działanie, a także swobodnie się przełączać między dwoma zestawami przedmiotów. Nie będziemy ich zbierać samodzielnie. Mamy możliwość grania w co-opie do maksymalnie ośmiu graczy. Podsumowanie „Torchlight 2” to solidnie wykonana kontynuacja poprzedniej części. Ma usprawnienia, których jedynce zabrakło, oraz sporo nowości sprawiających, że jest ciekawym tytułem z gatunku hack’n slash. Atrakcyjna oprawa graficzna oraz nietypowy design świata przyciągają i sprawiają, że od gry trudno się oderwać. Można zauważyć syndrom „jeszcze jednego lochu”. Dzięki wsparciu modów na steamie gra otrzymuje wciąż ciekawą i bezpłatną zawartość od społeczności modderów, co znacznie przedłuża jej żywotność. Gra dostępna na platformach: PC Minimalne wymagania sprzętowe: * System Operacyjny: Windows XP SP3/Vista/Windows 7 * Procesor: 1,4 GHz lub szybszy kompatybilny w technologii x 86 * Pamięć RAM: 1 GB * Dysk twardy: 1,7 GB * Grafika: karta 3D kompatybilna z DirectX z minimum 256 MB pamięci Zalecane wymagania sprzętowe: System operacyjny: Windows XP/Vista/7 Procesor: Pentium 4 1,4 GHz Pamięć RAM: 1 GB (2 GB RAM – Vista/7) Dysk twardy: 1,2 GB HDD Grafika: karta 256 MB (GeForce 7900 GTX lub lepsza) Źródło okładki: runicgames.com
„Torchlight 2” – recenzja gry
Wielu kierowców nie wyobraża sobie samochodu, który niewyposażonego w hak holowniczy. Jeżeli w naszym aucie nie został zamontowany fabrycznie, możemy go zainstalować na własną rękę. Ale jaki wybrać? Hak holowniczy ma wiele zastosowań – od ciągnięcia lekkiej przyczepy, przez montaż bagażnika rowerowego, aż po holowanie przyczepy kempingowej lub autolawety. Raczej nikt, kto decyduje się na hak, nie robi tego z kaprysu. Montuje go, bo rzeczywiście go potrzebuje. Hak z pewnością nie jest ozdobą samochodu, ale ma zalety. Jednak aby spełniał swoją funkcję, musi być odpowiedni. Hak do samochodu Po pierwsze – należy dopasować hak do samochodu, zwracając uwagę na to, czy pasuje nie tylko do modelu auta, ale i do rocznika, wersji nadwozia (sedan, kombi, hatchback), a nawet wersji wyposażenia. Niektóre haki nie są przystosowane do aut z pewnymi fabrycznymi pakietami stylistycznymi, na przykład ze względu na inny kształt zderzaka. Poza tym trzeba wybrać hak, który można zamontować w fabrycznych otworach montażowych danego samochodu. Nie ma sensu specjalnie wiercić dziur w aucie. Hak musi mieć także homologację, która dopuszcza go do ruchu w krajach Unii Europejskiej. Można to sprawdzić, szukając znaczka „e” lub „E”. Jakie są rodzaje haków? Najprostsze i najtańsze są haki mocowane na stałe. Nie da się ukryć, że ich zaletą jest niska cena, tyle że w niektórych krajach Europy (na przykład w Niemczech) są nielegalne. Tam hak, który akurat nie jest używany, musi być schowany. Poza tym taki model szpeci samochód i może być niebezpieczny dla innych aut. Polecam go tylko wtedy, jeżeli ktoś zamierza używać auta na terenie Polski, a najważniejsza jest dla niego niska cena. Lepszym wyborem będzie hak odpinany z mocowaniem śrubowym. Oznacza to, że aby odpiąć hak, należy odkręcić kilka śrub. Takie haki również nie są drogie. Najdroższe – ale i najwygodniejsze w użyciu – są haki z odpięciem automatycznym. Dzięki systemowi zapadek można je odpiąć w kilka sekund, wymagają jednak stosowania zamka na klucz w roli dodatkowego zabezpieczenia antykradzieżowego. Jakie parametry powinien mieć hak? Wybierając hak, powinniśmy wiedzieć, co zamierzamy nim ciągnąć. Ma to bowiem wpływ na co najmniej dwie istotne sprawy. Po pierwsze, musimy zwrócić uwagę na maksymalny dopuszczalny uciąg haka. Po drugie, sprawdźmy, czy do zestawu montażowego dołączona jest wiązka. Jeśli tak, sprawdźmy jaka – 7 PIN czy 13 PIN. Można także kupić specjalną przejściówkę 7/13 PIN. Dzięki wiązce możliwe jest działanie między innymi świateł stopu, cofania i kierunkowskazów w przyczepie. Wiązka 7 PIN jest stosowana w przypadku lekkich przyczep, do 750 kg dopuszczalnej masy całkowitej (DMC). W przypadku cięższych (na przykład przyczep kempingowych) należy wybrać wiązkę 13 PIN. Na co jeszcze warto zwrócić uwagę? Sprawdźmy, czy hak jest wykonany ze stali ocynkowanej. Jeśli nie, możemy się spodziewać kłopotów z korozją. Upewnijmy się też co do homologacji i tego, że dany model na pewno pasuje do naszego samochodu. Tani czy droższy? Im lepszy (i droższy!) hak, tym większa szansa, że wszystko będzie zgodne z naszymi oczekiwaniami. Można kupić także samą wiązkę, na przykład uniwersalną z modułem. Nie ma również problemu z zakupem samej kuli ani zaślepki haka. Jeżeli chodzi o producentów haków, najlepiej postawić na znanych i sprawdzonych, na przykład Steinhofa, brytyjską Westfalię, polskiego Auto Haka czy Bizuba Hak-Pol. Po montażu haka należy jeszcze pojechać do stacji diagnostycznej, gdzie pracownik sprawdzi, czy ma on homologację i tabliczkę znamionową i czy hak oraz wiązka zostały zamontowane zgodnie ze sztuką. Jeśli tak, dostaniemy odpowiedni wpis do dowodu rejestracyjnego. Takie badanie kosztuje obecnie 35 zł. Jeżeli podczas kontroli drogowej policjant zauważy, że samochód ma hak, ale nie jest on „wbity w dowód”, może nas ukarać i zatrzymać dowód rejestracyjny. Nie warto się narażać na takie nieprzyjemności, podobnie jak nie warto kupować haków używanych. Pochodzą one najczęściej z aut powypadkowych, więc z ich legalizacją może być problem.
Na co zwrócić uwagę, wybierając hak holowniczy? Jakie parametry powinien posiadać?
Koi nerwy, zmniejsza stres oraz sprawia, że ciało staje się gibkie i smukłe – joga, bo o niej mowa, cieszy się coraz większą popularnością. Z tego powodu pojawia się dużo gadżetów z nią związanych. Jednym z nich są klocki do jogi. Dla kogo? Klocki do jogi są przeznaczone zarówno dla osób początkujących, jak i zaawansowanych, a można ich używać i w domu, i w szkole jogi. Dzięki nim możemy podeprzeć się w tych pozycjach, w których nasze ciało jeszcze nie wykazuje wystarczającej elastyczności. Jest to szczególnie ważne na początku naszej przygody z jogą, kiedy nie jesteśmy aż tak bardzo rozciągnięci. Osoby z doświadczeniem będą z kolei mogły dzięki klockom do jogi pełniej wykonywać ćwiczenia i urozmaicić swój trening. Na co zwrócić uwagę, kupując klocki? Większość klocków do jogi ma ten sam rozmiar, oscylujący w granicach 21–23 cm długości, 11–12 cm szerokości i 6–7 cm wysokości. Zdarzają się modele nieco większe lub mniejsze, ale należą one do rzadkości. Przy wyborze musimy zwrócić uwagę na dwie rzeczy: ich ciężar i to, czy są stabilne. Jeśli nie planujemy treningów poza domem i zamierzamy ćwiczyć tylko i wyłącznie w zaciszu własnego pokoju, to najlepiej wybrać klocki cięższe. Są one bowiem bardziej stabilne. W połączeniu z matą do jogi sprawią, że poczujemy się jak w profesjonalnej szkole. Jeżeli jednak będziemy je zabierać w plener lub często nosić ze sobą, lepiej wybrać klocki lżejsze, które może są mniej stabilne, ale nie będą nas aż tak obciążać. Typy klocków Klocki do jogi mogą być wykonane z różnych materiałów. Najbardziej popularnym jest pianka. Produkty z niej zrobione są lekkie, więc z łatwością można je zabrać ze sobą wszędzie tam, gdzie chcemy poćwiczyć. Dodatkowo są one dość twarde i trwałe, więc nie musimy się obawiać, że szybko je zniszczymy. Przykładem takich klocków jest Avento. Innym materiałem często wykorzystywanym do produkcji klocków jest drewno. Najcięższe są klocki wykonane w 100% z drewna dębowego. Są one bardzo trwałe i charakteryzują się ostrymi krawędziami oraz niezwykłą stabilnością. To klocki dla osób z doświadczeniem. Klocki wykonane z drewna bukowego są natomiast nieco lżejsze od tych dębowych, ale nadal bardzo stabilne. Mogą z nich korzystać zarówno ci, którzy dopiero rozpoczęli przygodę z jogą, jak i starzy wyjadacze. Poza ciężarem od klocków dębowych odróżniają je zaokrąglone krawędzie. Klocki produkuje się ponadto z drewna sosnowego. Są najlżejsze z klocków drewnianych. Sosna jest dość miękkim drewnem, przez co na powierzchni mogą pojawić się małe odkształcenia w postaci np. wgnieceń. Nie wpływają one na stabilność, ale mogą być uznane za nieestetyczne. Oprócz klocków drewnianych i piankowych mamy jeszcze klocki korkowe. Największą ich zaletą jest to, że są wyjątkowo lekkie. Dzięki odpowiedniemu kształtowi są także bardzo stabilne. Idealnie nadają się do sesji na świeżym powietrzu czy wyjazdach. Po co używać klocków? Jeśli jesteśmy początkujący, to nasze ciało nie jest zbytnio rozciągnięte i wykonanie niektórych asan może być niemożliwe. Klocki do jogi można w takim przypadku wykorzystywać jako podporę przy wykonywaniu skrętów, pozycji stojącej, siedzącej, leżenia tyłem – wszędzie tam, gdzie nie jesteśmy w stanie dostać rękami do podłogi. Klocek podnosi punkt podłoża i pozwala prawidłowo wykonać daną pozycję, zaś bardziej stabilna pozycja umożliwia precyzyjniejsze ułożenie ciała oraz zmniejsza ryzyko kontuzji. Motywuje również do dalszej pracy nad sobą. Klocki do jogi stają się coraz bardziej popularne. Znajdziemy je prawie w każdej szkole jogi, w znacznej części siłowni i klubów fitness. Nie bójmy się ich używać, gdyż mogą nam pomóc w dążeniu do osiągnięcia wymarzonej sylwetki.
Klocki do jogi
Nie ma nic bardziej włoskiego niż kluchy. Tym razem proponujemy zapiekane gnocchi z pomidorami i mozzarella. Zobacz więcej przepisów na Allegro Kuchnia - www.allegro.pl/kuchnia Składniki: 500 g gnocchi ziemniaczanych 400 g pomidorów z puszki 4 ząbki czosnku posiekane 1/2 posiekanej cebuli 70 ml białego wina wytrawnego 2 łyżki startego parmezanu sól pieprz 1 kulka mozzarelli świeża bazylia 2 łyżki oliwy Krok po kroku: Na oliwie podsmażamy czosnek i cebulę, a gdy zmiękną, dodajemy wino. Czekamy aż odparuje, dolewamy pomidory i dusimy wszystko około 10 min. Dodajemy parmezan i miksujemy. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Gnocchi gotujemy do miękkości, nakładamy je do naczynek do zapiekania, polewamy sosem, nakładamy mozzarellę i zapiekamy w 200 stopniach przez 15 min. Przed podaniem nakładamy bazylię.
Zapiekane gnocchi z pomidorami i mozzarellą
Kiedy zima dobiega końca, warto pomyśleć o oczyszczeniu organizmu. Jeśli masz problemy z trawieniem, nie możesz schudnąć lub cierpisz z powodu nawracających infekcji, rozważ detoks oparty na zbożach bogatych w krzem. Krzem nazywany bywa „pierwiastkiem życia” – cenny minerał zapobiega miażdżycy, korzystnie wpływa na stan naczyń krwionośnych i tkanki kostnej, przy tym sprawnie usuwa niebezpieczne toksyny z komórek. Krzem – pierwiastek życia Wielu naukowców uważa, że życie na Ziemi rozwinęło się dzięki krzemowi. Dlaczego? Ponieważ jedynie węgiel i krzem mogą budować cząsteczki o długości, która pozwala na przenoszenie informacji biologicznej. Krzem (Si) należy do minerałów, które występują naturalnie w organizmie człowieka – znaleźć go można w niemal wszystkich narządach – w sercu, trzustce, wątrobie, nerkach, grasicy, tarczycy, nadnerczach i przysadce mózgowej, płucach, mięśniach i we krwi. Jego niedobory to powszechny problem – wysokoprzetworzona żywność nie może zaspokoić dobowego zapotrzebowania na krzem. Krzem bierze udział w wielu procesach, od których zależy prawidłowe funkcjonowanie naszego organizmu. Przede wszystkim umożliwia wchłanianie siedemdziesięciu pierwiastków – uczestniczy m.in. w przemianach metabolicznych wapnia, fluoru, cynku, siarki i chloru. Jego niedobór poważnie zaburza gospodarkę elektrolitową i przyczynia się do rozwoju wielu chorób. Na co pomaga krzemowy detoks? Detoks krzemowy to doskonały pomysł na pożegnanie mroźnej zimy, ale można wykonywać go również wiosną i jesienią. Jednak w upalne, letnie dni lepiej unikać rozgrzewających kasz, które tylko nasilą termiczny dyskomfort. Oczyszczanie organizmu przy pomocy zbóż, warzyw i owoców, które zawierają sporo cennego pierwiastka, łagodzi dolegliwości trawienne, bóle kości i stawów. Optymalny detoks opiera się na produktach ekologicznych. Jeśli wzbogacisz swoją dietę w krzem, wzmocnisz odporność, zadbasz o stan naczyń krwionośnych i wytrzymałość tkanki kostnej, poprawisz kondycję skóry, włosów i paznokci, a nawet spowolnisz procesy starzenia się organizmu. Jeżeli zdecydujesz się na oczyszczanie zbożami obfitującymi w krzem, pozbędziesz się toksyn, które zalegają w komórkach. Wyjątkowy minerał sprawnie usuwa szkodliwe substancje, skutecznie rozprawia się z metalami ciężkimi, w tym aluminium, które – skumulowane w organizmie – uszkadzają najważniejsze organy (np. mózg). Próbujesz się odchudzić, stosujesz kolejne diety cud i… nic z tego? Sięgnij po krzem, który usprawni metabolizm i zapobiegnie efektowi jo-jo. Krzemowy detoks poleca się wszystkim, którzy chcieliby zachować młodość na dłużej, wesprzeć odporność lub uchronić się przed chorobami układu sercowo-naczyniowego. Warto wcześniej zasięgnąć porady lekarza, który ustali, czy nie istnieją przeciwwskazania do takiej formy oczyszczania organizmu. Osoby chore (zwłaszcza przewlekle) przed rozpoczęciem detoksu powinny obowiązkowo skonsultować się ze specjalistą. Jak oczyścić organizm krzemem? Od czego zacząć krzemowy detoks? Ustal nowy rytm dnia: przyda ci się dokładny plan posiłków. Trzymaj się wyznaczonych godzin – nie podjadaj między posiłkami. Zaraz po przebudzeniu wypij szklankę ciepłej wody z cytryną i imbirem, pół godziny później sięgaj po szklankę soku z buraka, marchwi i jabłka. Do śniadania siadaj między godziną 7:00 a 9:00, obiad przyrządzaj sobie między 12:00 a 14:00, a kolację – między 17:00 a 19:00 (najpóźniej 3 godziny przed snem). Przerwy między posiłkami powinny wynosić co najmniej 2 godziny. Nie przygotowuj jedzenia na następne dni – jedz tylko to, co właśnie przyrządziłeś. W czasie detoksykacji nie korzystaj z kuchenki mikrofalowej. Pij jak najwięcej wody, która wspomaga oczyszczanie organizmu, ale – uwaga – nie w trakcie posiłków. Po płyny możesz sięgać pół godziny przed lub po jedzeniu. Każdego dnia przygotowuj dania tylko z jednego rodzaju zboża. Możesz zaplanować sobie gryczany poniedziałek, jaglany wtorek, owsiany czwartek itd. Pamiętaj, że 3. i 6. dzień detoksu należy zarezerwować dla orkiszu lub owsa – wybierz zboże, które twój organizm najlepiej toleruje. Co jeszcze (oprócz wody i soku) powinieneś pić w czasie krzemowego oczyszczania? Przyrządzaj sobie napary ze skrzypu polnego, który aż w 60 procentach składa się z krzemu. Sporo pożytecznego pierwiastka zawierają też pokrzywa, podbiał i ptasi rdest. Chcesz usprawnić proces detoksykacji? Przygotuj sobie kąpiel solną, która odpręży, usunie toksyny i złagodzi dolegliwości.
Zboża bogate w krzem: sposób na detoksykację
„Pewnego razu żył sobie Mały Książę, który mieszkał na planecie niewiele większej niż on sam...”. Nie ma chyba osoby, która nie znałaby historii tego małego chłopca i jego wymagającej róży oraz planety o trzech wulkanach i zagrażających jej baobabach. Dla prawdziwych marzycieli i miłośników opowieści Antoine’a de Saint-Exupéry’ego powstało mnóstwo produktów, które pozwalają zbliżyć się do tego magicznego i pełnego prostoty świata. Mały Książę zyskał kolejne grono miłośników po urokliwym filmie Marka Osborne’a , w którym dziewczynka zaprzyjaźnia się z ekscentrycznym staruszkiem – pilotem z sąsiedztwa. Dzięki niemu bohaterka poznaje niezwykły świat Małego Księcia, gdzie wszystko jest możliwe. Świat ten staje się również bliższy widzom, którzy z przyjemnością dają się wciągnąć w pełną magii i przygód podróż dziewczynki do krainy jej własnej wyobraźni. A o tym, jak ważne jest to przeżycie, wielu przekonało się osobiście. Małego Księcia, jego świata i mądrości płynącej z prostoty nie da się nie kochać! Czyż nie jest wobec tego milej, kiedy możemy obcować z nimi na co dzień, otaczając siebie i dorastające dzieci akcesoriami i gadżetami przypominającymi nam tę niezwykłą opowieść i jej przesłanie? Wszystko to z zachowaniem pierwotnych rysunków z powieści oraz charakterystycznej filmowej animacji komputerowej i stopklatkowej. Przyjaciele z dzieciństwa „Jedynie dzieci wiedzą, czego szukają. Poświęcają czas lalce z szyfonu, która nabiera dla nich wielkiego znaczenia, i płaczą, gdy się im ją odbierze”. Dzieciństwo to czas zabawy, marzeń i nieposkromionej fantazji. To dzieci najlepiej potrafią zamienić stos klocków w zamek, dom, sklepik, a z pluszowym przyjacielem przeżyć największe przygody. W chwilach smutku mogą z kolei przytulić się do miękkiego futerka swojej zabawki i nacieszyć się jej ciepłem. Któż może okazać się lepszym przyjacielem dla naszego malucha, jeśli nie mądry lisek, który wyjaśnił Małemu Księciu istotę przyjaźni. A może dziecko chętnie zaprzyjaźni się z pluszową podobizną samego Małego Księcia? Przygoda do przeżycia! Jeszcze bliżej świata stworzonego przez Antoine’a de Saint-Exupéry’ego pozwalają się nam znaleźć gry w nim osadzone. Dzięki pozycji Mały Książę: Droga do gwiazd firmy Rebel możemy zanurzyć się w tę baśniową rzeczywistość pełną niespodziewanych przygód, po drodze napotykając zarówno nowych przyjaciół, jak i pułapki. Podążając śladami Małej Dziewczynki z filmu, polecimy własnym dwupłatowcem wprost na spotkanie z Małym Księciem. Do przyjaźni z bohaterem powieści Antoine’a de Saint-Exupéry’ego zaprasza także inna gra firmy Rebel Mały Książę: Stwórz mi planetę. W niej każdy przyjaciel Małego Księcia buduje dla niego własną planetę – dom dla jego ukochanych zwierząt (lisa, owcy, słonia i węża) i osób, które chłopiec spotkał podczas swojej wędrówki. Na koniec gry każda planeta będzie oceniana przez jej mieszkańców. Tworząc planetę, należy być jednak bardzo uważnym… Marzenia na wyciągniecie ręki Jeśli mamy do czynienia z małym odkrywcą, który kocha marzyć i doceni bogactwo estetycznych wrażeń, dobrą zabawką może okazać się kalejdoskop firmy Hape ozdobiony motywami z Małego Księcia. Dostępne są cztery opcje tematyczne urządzenia: Podróżnik, Eksplorator, Przygoda i Odkrywca. Ta ponadczasowa zabawka, wynaleziona 200 lat temu, zachwyci i olśni każdego (nie tylko dzieci), a dodatkowo wspomoże rozwój wyobraźni przestrzennej dziecka i zachęci do eksperymentowania z optyką. Skręcając końcową część, młody podróżnik lub odkrywca będzie tworzyć niepowtarzalne, magiczne i opalizujące mozaiki, dzięki którym zanurzy się w świat niezapomnianych pokazów świetlnych. Wspomnień czar Oprócz zabawek i gier miłośnik Małego Księcia, zafascynowany pięknem i przesłaniem historii, może spróbować swych sił, samemu pisząc lub ozdabiając codzienne prace szkolne. Bogactwo artykułów piśmienniczych i plastycznych zachwyca, inspiruje i zachęca do korzystania z nich. Dzieci mogą cieszyć się naklejkami z bohaterami opowieści, karteczkami samoprzylepnymi z motywami z filmu, długopisami, a także zestawami kreatywnymi ze stemplami i kalkomanią. Natomiast swoje przygody, marzenia lub przemyślenia młodzi fani mogą uwiecznić w prostym, ale jakże praktycznym i stylowym pamiętniku. A może skorzystają z bogatego wyboru papeterii i spróbują napisać list do Małego Księcia, na planetę B-612? Naczynia i sztućce Jeśli chcemy otaczać się pięknem powieści Mały Książę i na co dzień pamiętać o tym, co najważniejsze, warto zakupić swojemu maluszkowi uroczy komplet naczyń i sztućców ozdobionych najbardziej rozpoznawalnymi motywami z książki. Z całą pewnością umili on każdy posiłek. Taki zestaw spodoba się zarówno dziewczynce, jak i chłopczykowi, i może towarzyszyć im przez wiele lat. Talerzyki i kubek wykonane są z porcelany, a sztućce z wysokiej jakości stali nierdzewnej. Komplet nadaje się też idealnie jako prezent na chrzest lub pierwsze urodziny dziecka, a zapakowany jest w gustowne pudełko. Starszemu dziecku można z kolei kupić kubek z postacią Małego Księcia lub liska, utrzymany w stylistyce animacji filmu Osborne’a. Na cokolwiek się zdecydujemy, pamiętajmy, że jesteśmy odpowiedzialni za to, co oswoiliśmy…
Zostań przyjacielem Małego Księcia – gadżety i akcesoria
Niektórzy nie wyobrażają sobie bez niej życia, inni – piją ją tylko okazjonalnie. Kawa jak żaden inny napój budzi ogromne emocje, a teraz stała się też bohaterką fascynującej książki. Kawa i herbata, niczym złoto i kamienie szlachetne, były w historii przyczynami konfliktów zbrojnych, skandali i tragedii. Dzisiaj o kawę nikt już wojen wprawdzie nie toczy, ale ten „najpopularniejszy napój na świecie” wciąż budzi ogromne emocje. Są wśród nas zwolennicy kaw rozpuszczalnych i ci pijący tylko napary z mocno palonych ziaren, gardzący „kawową komercją”. Są tacy, którym dzień zaczyna się dopiero po pierwszym kubku czarnego napoju, i tacy, dla których kawa mogłaby właściwie nie istnieć. Niezależnie od tego, w jakiej grupie się znajdujesz, jedno jest pewne: kawa ma w sobie to coś. I właśnie o tym jest książka „Kawa. Instrukcja obsługi najpopularniejszego napoju na świecie” Iki Graboń, jednej z największych w Polsce kawowych specjalistek, która potrafi o jej ziarnach i powstającym z nich naparze naprawdę świetnie opowiadać. W kawie najważniejsza jest… kawa Książka Iki Graboń przykuwa wzrok już swoją piękną okładką, a w środku jest jeszcze lepiej. To pozycja, która nie tylko poszerzy stan waszej kawowej wiedzy, ale też będzie przepiękną dekoracją i przyciągającą uwagę rozrywką, nie tylko na długie, zimowe wieczoru. Nie jest to zwykły poradnik, jak zaparzyć idealną kawę, gdy w domu pojawią się goście. „Instrukcja obsługi najpopularniejszego napoju na świecie” to coś zdecydowanie bardziej ekscytującego. W swojej książce Graboń uczy nas, jak smakować i pobudzać zmysły tak, by zatracić się w chwili i pokochać rytuał picia kawy na nowo. Autorka, która jest doświadczoną baristką, członkinią Specialty Coffee Association i sędzią branżowych zawodów, z prawdziwą, bijącą z każdej strony pasją dzieli się z czytelnikami swoją ogromną wiedzą na temat historii ziaren oraz selekcji gatunków. Graboń zdradza nam również zdumiewające ciekawostki i specjalne triki, dzięki którym każdy kolejny kubek kawy będzie wyjątkowy, po brzegi wypełniony szczęściem i pozytywną energią. Miłośnicy kofeiny zaklętej w filiżankach, a także bariści po przeczytaniu tej pozycji będą traktować ją jak ulubiony przewodnik po świecie kawosza. To książka, która zaskakuje, bo przecież po „Kawie” można by się było spodziewać zaledwie ciekawych przepisów na kawowe napoje i poradnika, jakie kawowe gadżety i akcesoria będą dla nas najprzydatniejsze, a tymczasem to zdecydowanie więcej. Pozycja Graboń jest przede wszystkim kompendium wiedzy o kawie, jej pochodzeniu, sposobach przetwarzania i metodach podawania. Książkę wypełniają rozmowy, jakie autorka przeprowadziła z przedstawicielami branży kawowej – nie tylko baristami, ale i sędzią sensorycznym, właścicielami kawiarni czy roasterem z Norwegii. Nie dziwi to, że wszyscy podkreślają jedno: w przypadku kawy najważniejsza jest… sama kawa. Nie sprzęt, nie umiejętności, ale właśnie jakość ziaren. Brzmi jak największa oczywistość? Nie do końca. Graboń uświadamia nam coś, o czym często zapominamy: to nie najnowocześniejszy ekspres i najbardziej wyszukane dodatki zapewnią nam wyjątkowe smakowe doznania. Najważniejsze są kawowe ziarna, ich jakość, pochodzenie i to, w jaki sposób się z nimi obejdziemy. „Kawa. Instrukcja obsługi najpopularniejszego napoju na świecie” to fascynująca podróż do świata wyjątkowej kawowej filozofii (autorka jest zapaloną propagatorką trzeciej fali kawy, skupiającej się na jakości kawowych ziaren i trosce o nie), a także pełna humoru i ciepła opowieść o pasji, którą udało się przekuć w sposób na życie. Źródło okładki: www.otwarte.eu
„Kawa. Instrukcja obsługi najpopularniejszego napoju na świecie” Ika Graboń – recenzja
Gladius M35 to jedna z najnowszych obudów ATX od SilentiumPC. Wyróżnia się otwartą, dwukomorową konstrukcją, która umożliwia cyrkulacje powietrza. Sprzęt ma oferować również bardzo dobre chłodzenie i solidne wykonanie, a wszystko to za około 200 zł. SilentiumPC to rodzima marka sprzętu komputerowego – obudów, zasilaczy i systemów chłodzenia. Producent wypracował sobie solidną pozycję, oferując sprzęt o korzystnej relacji jakości do ceny. Niedawno do jego oferty, oprócz M35, trafił także Gladius M20. To świetna obudowa w swojej cenie. M35 ma dużo bardziej rozbudowaną konstrukcję. Czy testowana obudowa jest równie udana jak poprzedniczka? Specyfikacja kompatybilna z ATX i mATX wymiary 486 x 502 x 200 mm waga 6,3 kg zewnętrzne zatoki 2 x 5,25” wewnętrzne 2 x 3,5”/2,5” oraz 3 x 2,5” 7 slotów PCI maksymalna długość GPU 415 mm maksymalna wysokość chłodzenia CPU 161 mm maksymalnie 5 wentylatorów 120 mm/140 mm (2 Sigma Pro w komplecie) 2 trzystopniowe regulatory obrotów Wyposażenie 35 śrub do montażu dysków 2,5” 6 śrub do montażu napędów optycznych 12 śrub do płyty głównej 12 śrub do montażu trzech dodatkowych wentylatorów 8 zapasowych szybkośrubek (10 w obudowie) 4 śruby do montażu zasilacza 6 dystansów płyty głównej (4 zamontowane) głośnik systemowy 4 zaślepki portów USB, 2 zaślepki gniazdo audio 5 zacisków na przewody Wygląd zewnętrzny Tym razem producent postawił na bardziej elegancki, poważny design. Nie jest to agresywne, gamingowe wzornictwo, lecz styl bardziej ambitny, klasyczny. Wygląd obudowy jest uniwersalny, będzie pasował zarówno do komputera biurowego, jak i sprzętu dla gracza. W konstrukcji dominuje stal. Tworzywa sztuczne ograniczono praktycznie do nóżek i przedniego panelu (oprócz maskownicy wentylatorów). Front w większej części pokrywa perforowana siatka z metalu, która przysłania miejsce na dwa wentylatory 120 mm lub 140 mm. Został tam już fabrycznie zamontowany wentylator 120 mm Sigma Pro w kolorze matowej czerni. Zadbano też o miejsce na radiator chłodzenia cieczą o długości aż do 360 mm (jeśli nie montujemy napędów optycznych). Na maskownicy jest metaliczne logo producenta, a nad siatką znajdują się dwie zaślepki zatok 5,25”. Panel otacza wyraźne wgłębienie, zaś tworzywa sztuczne są matowe i chropowate w dotyku. Front wyposażono w siatkowy filtr znajdujący się na środku. Panel przedni trafił na szczyt obudowy – są tam aż dwa regulatory obrotów (trójskokowe suwaki), cztery gniazda USB – dwa USB 2.0 i dwa USB 3.0. Obok nich znalazły się dwa plastikowe gniazda audio 3,5 mm (wyjście słuchawkowe i mikrofon). Skrajnie z lewej strony jest okrągły włącznik podświetlony od środka na biało, biała dioda pracy dysku oraz drobniutki przycisk resetu. Pozostała część szczytu jest dziurkowana i przykryta elastycznym filtrem przeciwkurzowym. Dookoła widać magnetyczne paski – całość trzyma się wzorowo i idealnie wypełnia wgłębienie. Z tyłu widać wąski obszar na wentylator 120 mm. Obok niego jest wycięcie na maskownicę płyty głównej, które ma zaokrąglone rogi. Siedem slotów kart rozszerzeń przysłaniają gęsto podziurawione, wentylowane zaślepki. Na prawo od nich mamy otwór umożliwiający dostęp powietrza dla kart. Na spodzie ulokowano miejsce na zasilacz, z wieloma otworami do montażu. box:imageShowcase box:imageShowcase Panele boczne są wysuwane, zaczepiają się w wielu punktach i posiadają rączki ułatwiające zdejmowanie. Przykręcone są na szybkośruby – to zwykłe śruby z dodatkowymi nakładkami z tworzyw sztucznych, pozwalające na beznarzędziowe odkręcanie. Panele są płaskie, nie mają dodatkowych wytłoczeń, jak miało to miejsce w Gladiusie M40. Cała konstrukcja stoi na czterech wysokich nóżkach z piankowymi paskami. Nóżki mają łącznie ponad 3 cm wysokości. Obszar wokół zasilacza wyposażono w dodatkowy filtr w postaci cienkiej siatki wczepionej w kilku punktach. Niestety nie jest ona wysuwana. Wykonanie jest bardzo dobre. Elementy są precyzyjnie spasowane, a otwory dobrze nawiercone. Blacha SECC ma od 0,7 do 0,8 mm, czyli standardową grubość. Bardzo dobre wrażenie robi górny panel, jest metalowy i efektownie zagięty – mocny i sztywny. Elegancko prezentuje się także magnetyczny filtr. Włącznik ma wyraźny skok, porty są mocne, przykręcone od środka. Jedynie suwaki regulatorów wentylatorów wydają się trochę krzywe, ale mają wyraźne i precyzyjne skoki. Obudowa wygląda dobrze. W porównaniu do Gladiusa M40 jest bardziej klasyczna, mniej otwarta. W M40 cały front był perforowany, a do jego konstrukcji użyto więcej plastiku. Zabrakło też wytłoczeń paneli, te w M35 są płaskie. Łatwiej je też wygiąć, ale nie wpływa to negatywnie na sztywność całej konstrukcji. Uwagę zwraca także kolor – trzeba pamiętać, że M35 nie jest mocno czarna, kolor wpada lekko w granat i odcienie szarości. Wygląd wewnętrzny Zdjęcie lewego panelu bocznego odsłania czarne wnętrze obudowy. Spód prawie w całości wypełnia kanciasta, metalowa komora na zasilacz oraz zatoka na dyski twarde. Wygląda to bardzo podobnie do rozwiązań zastosowanych przez NZXT. Całość, oprócz srebrnych główek szybkośrubek, utrzymana jest w kolorze czarnym. Przy przednim panelu nie ma klatek na dyski, jest on w pełni otwarty na dostęp powietrza. Na szczycie znajduje się jedynie miejsce na napędy optyczne z bardzo krótkim, demontowalnym uchwytem. Pod „sufitem” widać wiązkę czarnych kabli obudowy. Całe wnętrze zabudowano, ścianka jest płaska, posiada wiele otworów. Przy froncie są jeszcze dwa miejsca na dyski 2,5”. Wokół tacki płyty głównej jest aż 11 otworów. Dwa rzędy po trzy otwory z prawej strony płyty – oddzielnie dla płyt mATX i ATX. Powoduje to, że bez względu na rozmiar płyty, zawsze znajdzie się obok niej miejsce na przewody. Otwory na dole są wcięte w pokrywie komory zasilacza. Zachodzą akurat pod panel przedni z gniazdami USB oraz audio. Nie mają niestety gumowych przepustów, ale rozstawione zostały w idealnych miejscach. Śledzie slotów rozszerzeń są: metalowe, solidne, podziurawione i posiadają wytłoczenia. Przykręcono je za pomocą beznarzędziowych śrub. Tylny wentylator umieszczono na szynach, więc da się zmienić jego pozycję. Nad płytą główną pozostało dużo miejsca, zmieszczą się tam dwa wentylatory 140 mm lub radiator chłodzenia cieczą do 240 mm. Z tyłu tacki na płytę główną jest mocowanie dysku SSD 2,5”. Ten metalowy koszyczek jest przykręcany do ścianki za pomocą pojedynczej śruby. Na zasilacz przewidziano sporo miejsca oraz dodatkowe silikonowe podkładki. Obok niego znajduje się zatoka na dwa dyski 3,5” – sanki są plastikowe, beznarzędziowe. Okablowanie jest prawie w całości czarne. Wtyki przedniego panelu zamocowane są na czarnej taśmie. Podwójny kabel USB 3.0 ma tylko niebieską końcówkę, która chowa się w gnieździe. Niestety, widać kolorowe przewody gniazd HD Audio oraz USB 2.0 – szkoda, bo w Gladiusie M20 były w całości czarne. Wśród kabli mamy dwa gniazda MOLEX regulatorów obrotów oraz sześć wtyczek na wentylatory, mimo że miejsc na nie jest pięć – pomyślano więc o radiatorze 360 mm. Montaż Platforma testowa: procesor Intel i5-4690k z chłodzeniem Reeven Okeanos płyta główna MSI Z97 Gaming 5 RAM HyperX Savage 2400 MHz CL11 16 GB dyski HDD WD Green, Seagate Barracuda dysk SSD Samsung 840 EVO karta graficzna MSI GeForce GTX 970 Gaming 4 GB zasilacz BeQuiet PurePower L8 630 W (pełne okablowanie) karta dźwiękowa AIM SC808 z kartą córką Montaż komputera jest bardzo prosty. Zaczynamy od zasilacza, lepiej od razu wpiąć wszystkie przewody, jeśli jest to zasilacz modularny. Po jego zamontowaniu wypięcie ich może być utrudnione. Obok niego, pomiędzy koszykiem HDD a zasilaczem, jest dużo miejsca na przewody, można je tam wygodnie schować. Nie trzeba przekładać wcześniej kabli panelu przedniego – USB 2.0 oraz audio – otwory są duże, na wtyki jest sporo miejsca. Dotyczy to także kabla zasilającego procesor. Jego wtyczkę łatwo wpiąć, ponieważ nad płytą jest dużo miejsca na dłoń. Jest równie wygodnie, jak w Gladiusie M40, mimo że ten miał u góry dwa duże otwory w obudowie. Na pochwałę zasługuje kabel USB 3.0 – jest odpowiednio elastyczny, nie ma problemu z jego ułożeniem z tyłu tacki płyty głównej. Montaż SSD jest łatwy. Dodatkowe mocowanie zostało wpięte w dwóch miejscach i przykręcone jedną śrubą, zabudowuje ono cały dysk SSD, wystają tylko gniazda SATA. Przy nich znajduje się specjalne wcięcie, w którym wtyki kabli SATA mieszczą się bez problemu. Jest to duży plus testowanej obudowy, gdyż o takim rozwiązaniu często zapomina wielu producentów. Wokół mocowania procesora jest duże wycięcie, mieści backplate dwuwieżowego chłodzenia CPU. Nacięcie jest jednak bardzo blisko śrub mocowania, wyjątkowo duże backplate’y mogą wymagać wyjęcia płyty. Co ciekawe, producent podaje maksimum wysokości chłodzenia CPU na 161 mm, ale zmieścił się bez problemu schładzacz 163 mm. Zostawiono więc pewien zapas. Z tyłu, praktycznie na całym obszarze, są 2 cm na przewody, ale panel nie ma wytłoczenia, jak w Gladiusie M40. W wielu miejscach są mocowania na opaski zaciskowe, więc z kablami można łatwo zrobić porządek. Dużo z nich da się schować nad i obok zasilacza, cześć zmieści się do zatoki 3,5”. Jest mały problem z montażem opcjonalnego wentylatora przy froncie. Nie zostawiono tam dużo miejsca na śrubokręt – wentylator przykręca się od środka, więc potrzeba ekstremalnie krótkiego narzędzia lub specjalnego śrubokrętu kątowego. W komorze są otwory wentylujące dyski, część śrub dało się przykręcić, przekładając śrubokręt przez nie. Po złożeniu komputera bez żadnego problemu zamknąłem tylny panel, nie musiałem specjalnie mocno go dociskać, ani porządkować kabli. W praktyce Obudowa stoi stabilnie i mimo że nóżki są piankowe, a nie silikonowe, to nie przesuwa się po podłodze lub blacie biurka. Całość nie wibruje od pracy dysków HDD. Konstrukcja jest wąska, ale dosyć wysoka. Zmieści się jednak pod każdym biurkiem. Panel gniazd dosyć mocno odsunięto od krawędzi, więc lepiej nie chować mocno obudowy, bo dostęp do niej będzie utrudniony. Drobny przycisk resetu to zarazem wada i zaleta. Nie uda się go wcisnąć przez przypadek, ale gdy już jest potrzebny, to przyda się do tego podłużny przedmiot, choćby końcówka ołówka. Gladius M35 nie jest zamkniętą obudową, a panele nie zostały wytłumione, więc obudowa nie wycisza idealnie komponentów. Jest jednak lepiej niż w M40, ciszej słychać nawet pisk cewek karty graficznej. Hałas nie irytuje, gdy obudowa stoi na podłodze. Do tego zasilacz i dyski znajdują się w oddzielnej komorze, dlatego pracują wyraźnie ciszej. Na pochwałę zasługują nowe wentylatory Sigma Pro. Są ciche i wydajne, osiągają 1200 obrotów na minutę i generują silny strumień powietrza. Na pierwszym stopniu pracy są praktycznie niesłyszalne, na drugim już wyraźnie słychać szum, ale nie uświadczymy terkotania lub szorowania. Chłodzenie jest bardzo dobre, nawet gdy w obudowie są tylko dwa wentylatory z zestawu. Nie ma klatek wewnątrz urządzenia, w przeciwieństwie do Gladiusa M40. Testowany system był mocno podkręcony, a osiągnięte temperatury równie dobre, jak we Fractalu Define R5, który był jednak wyraźnie cichszy. Warto jednak zainwestować w dodatkowe wentylatory lub wymienić je na 140 mm. Wpłynie to na komfort pracy, urządzenie działa po prostu ciszej. Podsumowanie Za 200 zł otrzymujemy ładną, dobrze wykonaną obudowę, która ma bardzo praktyczną komorę na zasilacz i hałaśliwe dyski HDD. Sprzęt gwarantuje swobodny dostęp powietrza i dużo miejsca na chłodzenie – w tym radiatory chłodzenia cieczą. Zmieści się w nim też kilka dysków SSD, długie karty graficzne i wysokie chłodzenie procesora. Obudowa jest zdecydowanie warta zakupu. Wad nie ma dużo, ale nadal można je znaleźć. Są tylko dwa miejsca na dyski twarde 3,5”. Te niby odchodzą powoli do lamusa, ale nadal są potrzebne. Do tego, trudno zamontować dodatkowy wentylator na froncie, jest tam mało miejsca na śrubokręt. Trzeba też pamiętać o wpięciu potrzebnych kabli w zasilacz modularny przed jego montażem. Zalety: dobre wykonanie, ładny design, otwarta konstrukcja, sporo miejsca na kable i SSD, komora na zasilacz i dyski twarde, dobry system chłodzenia i wydajne wentylatory w zestawie, dużo miejsca na GPU i CPU, magnetyczny filtr na szczycie obudowy. Wady: montaż dodatkowego wentylatora na froncie jest utrudniony, brak wysuwanego filtra na spodzie obudowy, odsunięty panel gniazd przednich, tylko dwa miejsca na dyski 3,5”.
Test obudowy SilentiumPC Gladius M35 Pure Black – dwukomorowa obudowa w przystępnej cenie?
SteelSeries H Wireless to jedne z najbardziej zaawansowanych słuchawek w ofercie producenta. Główną cechą tego produktu jest oczywiście jego bezprzewodowość. Jak sprzęt spisał się w moim teście? Pierwsze wrażenia i jakość wykonania Już pierwsze otworzenie opakowania daje nam sygnał, że mamy do czynienia z artykułem klasy premium. Oprócz słuchawek w pudełku znajduje się też cała masa akcesoriów, m.in. zestaw różnych wtyczek zasilacza oraz kable: do urządzeń mobilnych, optyczny, analogowy oraz zasilający. Oczywiście tym, co najbardziej odróżnia ten zestaw od innych, jest obecność programowalnego transmitera, który służy nie tylko jako pośrednik między słuchawkami, a komputerem, ale także jako regulator parametrów. W opakowaniu znajdują się również dwie baterie. W naszych słuchawkach da się stosować je zamiennie. Akumulatory ładuje się za pomocą transmitera, posiadającego wbudowany, służący wyłącznie temu port. Wykonanie zestawu prezentuje najwyższy poziom. Skóropodobne wykończenie w połączeniu z dobrej jakości plastikiem sprawia naprawdę niezłe wrażenie. Na obudowie słuchawek zamontowano także regulator głośności oraz włącznik (co więcej, używa się go do wyciszania). Zarówno lewa, jak i prawa osłona części nausznej (ta z logo SteelSeries) jest zdejmowalna. Pod jedną znajduje się miejsce na akumulator, natomiast pod drugą umieszczono złącze miniUSB, przeznaczone do ładowania. Oczywiście H Wireless można też używać w sposób przewodowy. Na prawym nauszniku umieszczono wejście Chat Xbox oraz wyjście z możliwością podłączenia drugich słuchawek (i dzielenia się dźwiękiem ze znajomym). Co ze sterownikiem? Ma on kształt sporej, kwadratowej skrzyneczki, na której znajduje się pokrętło oraz przycisk funkcyjny. Jest tu też wcześniej wspomniany port ładowania akumulatora oraz szereg złączy (m.in. we/wy optyczne, miniUSB, analogowe). Frontowa strona mieści ekran pokazujący aktualny stan głośności, naładowania baterii itp. Użytkowanie i komfort Sparowanie SteelSeries H Wireless z komputerem jest dziecinnie proste. Jedyne co musimy zrobić, to połączyć PC za pomocą dołączonego kabla USB. Komputer automatycznie zainstaluje wszystkie sterowniki. Potem trzeba jeszcze skonfigurować profil PC na programatorze (zajmuje to góra 2 minuty) – i już możemy delektować się płynącym z zestawu dźwiękiem. Jeśli nasz PC ma wyjście optyczne, możemy skorzystać także i z niego. Naturalnie H Wireless da się też połączyć z innym dowolnym urządzeniem, posiadającym wyjście audio, np. konsolami PS3, PS4 lub Xbox 360. Nie nastręcza to żadnego problemu. SteelSeries w opakowaniu dodaje instrukcję obsługi, która w prosty sposób tłumaczy wszelkie zagadnienia związane z użytkowaniem i instalacją zestawu. Jak jest z komfortem noszenia? Nauszniki są dość mocno dociskane do uszu, więc podczas wielogodzinnego przesiadywania H Wireless mogą uwierać. Niektóre osoby, które miały przyjemność razem ze mną korzystać ze słuchawek, uskarżały się na zbyt intensywny nacisk na uszy. Ja podczas testów nie mogłem narzekać na brak komfortu. Docisk był należyty, a słuchawki można było w łatwy sposób wyregulować za pomocą pałąka. Nauszniki bardzo dobrze izolują nas od otoczenia. Podgłoszony zestaw sprawia, że nie słychać, co się wokół nas dzieje. Wyścielona skóropodobnym tworzywem część nauszna w całości zakrywa uszy. Rzecz jasna, jak przystało na zestaw dla gracza, H Wireless mają też wbudowany mikrofon. Znajduje się on na lewym uchu. Jego przewód jest giętki, a końcówka dodatkowo posiada diodę LED, która sygnalizuje stan pracy (podświetlenie na czerwono oznacza, że mikrofon jest nieaktywny). Z pewnością w przedstawianym produkcie ważną cechą jest zasięg. W tej kwestii SteelSeries wykonało kawał dobrej roboty. Ze słuchawkami od transmitera da się oddalić aż na około 12 metrów. Co z czasem działania akumulatora? W pełni naładowane ogniwo bez problemu starcza na około 20 godzin ciągłego używania zestawu. W razie wyczerpania – baterię podmieniamy na zapasową. Dźwięk Audio wydobywające się ze słuchawek jest dobrej jakości. Dobrze słyszalne są tony średnie i wysokie, co zostało podyktowane przeznaczeniem sprzętu. Basy są bogate, jednak nie tak mocne, jak bym sobie tego życzył. W tej cenie spodziewałbym się jednak czegoś więcej. Mimo wszystko, jakość dźwięku, według mnie, powinna zadowolić większość graczy. SteelSeries H Wireless wspierają także Dolby Digital 5.1 na konsolach oraz 7.1 na innych platformach, jak PC. Dzięki temu np. podczas gry bez problemu doznamy efektu imersji, który pozwala na usłyszenie dźwięków dochodzących z tyłu (np. skradającego się za nami przeciwnika). Ciekawymi funkcjami H Wireless jest Chat Mix oraz Live Mix. Ta pierwsza pozwala na manualne ustawienie balansu, pomiędzy dźwiękiem gry, a komunikacją. Z kolei druga automatycznie, bez naszego udziału, ustala ten parametr. Podsumowanie SteelSeries H Wireless to słuchawki, które są świetnie wykonane i zapewniają doskonałe parametry dźwięku podczas grania, oglądania filmów, a nawet słuchania muzyki. Komfort tego, że nie musimy „użerać się” z wiszącymi kablami jest ogromny. Nie zdejmując zestawu, możemy np. wstać od komputera i udać się do kuchni po coś do picia, ciągle słysząc, co się dzieje podczas rozgrywki. W sprzęcie urzeka też mnogość funkcji i ustawień, za pomocą których jesteśmy w stanie dostosowywać pracę H Wireless do własnych potrzeb. Niestety nie spodziewajmy się, że kupimy tego typu zestaw za nieco ponad 100 zł. Produkt SteelSeries w chwili pisania testu kosztuje… około 1000 zł. To spora kwota, a możemy zaoszczędzić kupując słuchawki przewodowe. Mimo wszystko, osoby spragnione „bezprzewodowego luksusu” mogą zastanowić się nad zakupem H Wireless.
SteelSeries H Wireless – test gamingowych, bezprzewodowych słuchawek
Szukasz ciekawych rozwiązań, które okażą się nie tylko praktyczne i funkcjonalne, ale będą również stanowiły ciekawą ozdobę? Jeśli tak, to bateria termostatyczna jest właśnie dla Ciebie. Jest to rozwiązanie, które oszczędza nasz czas, wodę, a co najważniejsze – nasze pieniądze. Podpowiadamy, jakie są wady i zalety montażu baterii termostatycznych. Zapewne każda osoba marzy o tym, aby zmniejszyć zużycie wody i energii, która jest potrzebna do jej ogrzania. Montując w mieszkaniu baterię termostatyczną, jesteśmy w stanie zmniejszyć te opłaty, a co więcej, automatycznie ustawiać temperaturę wody. Naszym zadaniem jest tylko regulowanie siły strumienia. Czy to nie brzmi przekonująco? Poniżej więcej informacji na temat tego rodzaju baterii. Czym charakteryzuje się bateria termostatyczna? Choć z zewnątrz nie różni się niczym szczególnym od innych baterii, to jednak wbrew pozorom sporo ją od nich dzieli. Bateria ta składa się z głównej bryły oraz dwóch pokręteł. Jeden z nich odpowiedzialny jest za regulowanie temperatury, a drugi za odcinanie dopływu wody. Bardzo często na regulatorze widoczna jest podziałka. Dzięki temu bez problemu ustawimy odpowiednią dla siebie temperaturę wody. Gdzie zamontować? Baterie termostatyczne mogą być montowane tak naprawdę w każdym pomieszczeniu, gdzie ma być podłączenie do wody. Jednak najczęściej są to baterie prysznicowe oraz wannowe. Dużą popularnością cieszą się także te modele, które stosowane są w bidetach. Rzadko z kolei wykorzystuje się je do umywalki oraz kuchennych zlewów. Rodzaje baterii Bateria natryskowa to model, który cieszy się największą popularnością. Montowana jest głównie w prysznicach oraz wannach. Okaże się przydatna szczególnie wtedy, gdy w naszym domu są małe dzieci. Warto wspomnieć o tym, że baterie termostatyczne dzielimy na natynkowe (naścienne), podtynkowe oraz wielootworowe. Natynkowe to baterie, które są bardzo proste w montażu i późniejszej obsłudze. Najczęściej wykorzystuje się je w panelach prysznicowych lub zestawach z deszczownicą. Podtynkowe z kolei charakteryzują się tym, że ich główny korpus znajduje się wewnątrz ściany. Z zewnątrz widoczne jest jedynie pokrętło do regulacji temperatury oraz strumienia wody. Rodzaj wielootworowy to baterie polecane do napełniania średnich i dużych wanien. Dzięki nim mamy zagwarantowany duży dopływ wody, nawet do 30 litrów na minutę. Niestety są to jedne z najdroższych modeli wśród baterii termostatycznych. Jakie zalety? Niepodważalną zaletą tych baterii jest bezpieczeństwo połączone z niezwykłym komfortem. Termostat zapewnia stałą temperaturę wody, nawet jeśli zmieni się ciśnienie tej dopływającej. Co więcej, w przeciwieństwie do tradycyjnych baterii ten rodzaj może mieć izolację termiczną i akustyczną. Kolejną zaletą jest oszczędność. Dzięki zamontowaniu baterii termostatycznych zmniejszamy zużycie wody nawet o 40%. W przypadku tradycyjnych modeli zanim uregulujemy temperaturę, musi upłynąć trochę czasu, a to z kolei powoduje marnowanie wody. Jeśli nadal nie jesteśmy przekonani do termostatycznych baterii, z pewnością pomoże nam w tym ich prosta obsługa. Wystarczy jedynie ustawić na jednym pokrętle odpowiednią dla nas temperaturę, a drugim regulować siłę strumienia. Dzięki temu oszczędzamy także czas, który musielibyśmy przeznaczyć na tradycyjną regulację. Wady baterii z termostatem Oczywiście każde rozwiązanie ma swoje pozytywne i negatywne strony. Największą wadą baterii termostatycznych jest ich wysoka cena, która znacznie przewyższa kwotę zakupu baterii jednouchwytowych. Jednak jak widać, zalet jest znacznie więcej i z całą pewnością za ten luksus warto zapłacić wyższą kwotę. Jeśli się już zdecydujemy i zakupimy baterię termostatyczną, pamiętajmy, że aby cały czas prezentowała się dobrze i sprawnie działała, musimy o nią odpowiednio dbać. Nie bez znaczenia są montowane w niej filtry siatkowe. Warto co jakiś czas je czyścić, a nawet wymieniać.
Baterie termostatyczne – wady i zalety
Joanna Opiat-Bojarska to obecnie jedna z popularniejszych pisarek kryminalnych. Chcecie wiedzieć, jak zaczęła się jej przygoda z tym gatunkiem? Sięgnijcie po „Gdzie jesteś, Leno?” i poznajcie historię pewnego zaginięcia. Tym tytułem autorka otwiera kryminalną serię z poznańskimi policjantami, podkomisarzem Przemysławem „Burzą” Burzyńskim i jego nowym partnerem – Michałem „Młodym” Majewskim. Feralna impreza Akcja „Gdzie jesteś, Leno?” rozgrywa się we współczesnym Poznaniu. Tamtego feralnego wieczoru tytułowa bohaterka bawiła się z przyjaciółką i kolegami z uczelni w jednej z dyskotek. Zapowiadała się świetna zabawa, ale cóż… Wszystko poszło nie tak. Od towarzystwa namolnego adoratora Lenie odechciało się imprezowania, a informacja o zdradach partnera kompletnie wyprowadziła ją z równowagi. Telefoniczna kłótnia z tym ostatnim była kroplą, która przelała czarę goryczy. Kobieta roztrzęsiona opuściła klub. Jakiś czas później Dorota Pietrzak zgłosiła zaginięcie córki. Lena po imprezie nie wróciła do domu. Niedobrany duet? Sprawą zajmują się Burza i Młody. Doświadczony pracoholik z sypiącym się życiem rodzinnym i pewny siebie młodzieniec ze znajomościami w policji i modnymi ciuchami w teorii stanowią ogromnie niedobrany duet. Różnią się wiekiem, doświadczeniem, poglądami, charakterem. Okazuje się jednak, że dzięki temu doskonale się uzupełniają. Czy to pomoże im rozwiązać sprawę zaginięcia Leny Pietrzak? Sporo miejsca autorka poświęca nie tylko pracy, ale i prywatnym wątkom policyjnego duetu. Emocji dostarcza zwłaszcza obserwowanie niełatwej prywatnej historii Burzy. Policjant mocno angażujący się w prowadzone sprawy nie jest idealnym mężem i ojcem, a to zaczyna zbierać żniwo... Niby banalnie, a jednak zaskakująco Muszę przyznać, że Joanna Opiat-Bojarska zadebiutowała udanie. Detektywi tworzą ciekawy zespół, osadzenie akcji w konkretnej przestrzeni pozwala poznać mroczną twarz Poznania, a sama fabuła, choć nie jest skomplikowana, intryguje od samego początku. Całość kończy się niby banalnie, ale jednak zaskakująco. Wydaje się, że to niemożliwe? A jednak! Chciałabym więcej opisów emocji matki zaginionego dziecka. Z pewnością dodałoby to całości pazura i sprawiło, że historia Leny mocniej zapadłaby w pamięć. Nie zmienia to faktu, że autorka umiejętnie podrzuca i wskazówki, i mylne tropy, a spośród podejrzanych niełatwo wytypować winnego. Bez wątpienia „Gdzie jesteś, Leno?” to udany debiut i warto go poznać przed sięgnięciem po najnowsze kryminały Joanny Opiat-Bojarskiej. Źródło okładki: www.replika.eu
„Gdzie jesteś, Leno?” Joanna Opiat-Bojarska – recenzja
Ciastolina Play-Doh już od wielu lat dostarcza rozrywki maluchom i sprawia im niezwykłą frajdę. Tym razem propozycją kultowej dziś już serii zabawek Play-Doh od firmy Hasbro jest Zakręcona Lodziarnia – zestaw umożliwiający przyrządzanie z kolorowej ciastoliny smakołyków. Play-Doh – kolorowa radość Ciastolina została wynaleziona już w latach 50. ubiegłego wieku, a jej właściwości szybko doceniono. Wiele lat później kolorowa masa zdobyła popularność także w Polsce, zaś od pewnego czasu ma już swoje grono wielbicieli wyczekujących kolejnych zestawów – zestawy tematyczne to coś, z czego słynie Play-Doh. Praca z nimi rozwija wyobraźnię dziecka. Zabawa z Play Doh sprzyja ćwiczeniu zdolności manualnych malucha, a w przypadku najmłodszych dzieci może służyć również nauce kolorów i cyfr. Warto pamiętać, że Play-Doh to masa bezpieczna dla dzieci! Co znajduje się w zestawie Zakręcona Lodziarnia? maszyna do robienia lodów, 3 kolorowe wafelki i 2 pucharki do nakładania, 2 łyżeczki, 2 kubeczki ciastoliny Play-Doh, 3 kubeczki ciastoliny Play-Doh Plus, instrukcja obsługi. Zakręcona Lodziarnia to zestaw przeznaczony dla dzieci od 3. roku życia. Podstawa i szkielet maszyny mają wytłoczone kształty. Dzięki nim możliwe jest wyciśnięcie małych elementów, które mogą posłużyć za dekorację przyrządzonych deserów. Warto do tego celu wykorzystać ciastolinę Play-Doh Plus. Jest ona bardziej miękka, dzięki czemu łatwiej wykonać z niej drobne detale. Do zestawu dołączone są 2 kubeczki klasycznej ciastoliny w kolorach jasnoróżowym i czerwonym, a także 3 kubeczki Play-Doh Plus w kolorach zielonym, żółtym i ciemnego różu. Jak to działa? Złożenie maszyny do lodów nie sprawia problemów – oczywiście asysta rodzica będzie nieoceniona, ponieważ zauważyłam, że instalacja niektórych elementów, np. pomarańczowej wajchy, wymaga użycia pewnej siły. Czerwone i fioletowe krążki należy przyczepić do białego szkieletu maszyny w wyznaczonym do tego miejscu – mają one służyć jako talerze do serwowania deserów. Po złożeniu maszyny czas na zabawę! Aby przygotować lody, najpierw musimy wybrać pojemnik, w którym mają być zaserwowane – do wyboru w zestawie mamy 3 wafelki (pomarańczowy, zielony i różowy) oraz 2 niebieskie pucharki. Jeden z wybranych umieszczamy na żółtym talerzu. W następnej kolejności trzeba włożyć porcję ciastoliny do niebieskiego pojemniczka. Zielona część i pomarańczowa wajcha służą do wypychania masy z pojemnika. Równocześnie należy kręcić żółtym talerzem z wafelkiem, aby masa równomiernie się ułożyła – i gotowe! Tak przygotowane lody można jeszcze ozdobić wybranym wzorem. Jak czyścić maszynę? Nic prostszego. Sam producent wskazuje, aby do czyszczenia nie używać wody. Pozostałości ciastoliny należy wyjąć z foremek i pojemników palcami lub za pomocą dostarczonych do zestawu łyżeczek. Jeśli to niemożliwe, wystarczy poczekać, aż masa zaschnie – wtedy bez problemu uda się jej pozbyć. Play-Doh – gwarancja jakości Ciastolina Play-Doh to zabawka idealna zarówno dla chłopców, jak i dziewczynek – jest w zupełności bezpieczna dla dzieci. Warto zwrócić jednak uwagę, że młodsze dzieci powinny bawić się nią pod nadzorem dorosłych. Dlaczego? Masa pachnie ciasteczkami! Zapach jest tak przyjemny, że dziecko może odczuwać pokusę, aby… zwyczajnie spróbować, jak smakuje! Zestaw jest wykonany bardzo solidnie – zabawka jest lekka i nie zawiera luźnych elementów, które mogą odpadać. Każdy z poszczególnych elementów spełniał swoją funkcję dokładnie tak, jak przeczytałam w instrukcji. Poza tym Zakręcona Lodziarnia nie posiada małych elementów, dlatego jest odpowiednia nawet dla trzylatków. Play-Doh to świetna zabawa, w czasie której maluch może poczuć się jak artysta – przygotowanie kolorowych deserów wymaga kreatywności. Każde dziecko oszaleje na jej punkcie!
Zakręcona Lodziarnia – test zestawu Play-Doh od firmy Hasbro
Symbolami okrucieństw hitlerowskiego najeźdźcy stały się obozy śmierci, takie jak choćby Auschwitz, Treblinka, Dachau. Napisano o nich już wiele, ale jak się okazuje, wciąż jeszcze w archiwach można znaleźć relacje, które w powszechnej świadomości nie są tak bardzo znane – wstrząsające świadectwa niewyobrażalnych zbrodni i tego, co człowiek może przetrwać, nie tracąc człowieczeństwa. Taką historią jest choćby los kobiet w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück. Nie można przejść obojętnie „Kobiety z Ravensbrück” powstały jakby przypadkiem: brytyjska pisarka i dziennikarka Sarah Helm, kiedy zbierała materiały do publikacji poświęconej postaci Very Atkins, tajnej agentki brytyjskiej, w jednym z pudeł zawierających jej prywatne dokumenty odkryła spisane ręcznie wstrząsające relacje kobiet, którym udało się przeżyć pobyt w obozie dla kobiet w Ravensbrück. Zdumiona tym, jak mało jest informacji na temat okrucieństw, jakich dopuszczali się tam Niemcy, postanowiła dotrzeć do ocalałych, wspomnienia i opublikować je w książce. To nie tylko dowód zbrodniczych eksperymentów i nieludzkiego traktowania, ale również świadectwo ogromnej siły ducha, która pomogła to wszystko przeżyć. Niczym króliki doświadczalne Przez obóz przeszło około 130 tys. kobiet, a szacunki mówią nawet o 90 tys., które nigdy go już nie opuściły. Wstępnie miał on być przeznaczony dla około 15 tys. więźniarek, ale ich liczba sięgnęła jednorazowo nawet 45 tys. To jednak nie trudne warunki, głód czy ciężka praca były najgorsze. Każdego dnia kobiety nie mogły być pewne swojego losu, były bite, torturowane, poddawane niewiarygodnym eksperymentom medycznym (np. wstrzykiwano im zarazki syfilisu), a najsłabsze rozstrzeliwane. Niemcy czuli się bezkarni, nie traktując więźniarek jak ludzi, ale jako ciała, których potem mogą się pozbyć w piecach krematoryjnych, niszcząc ślady swojego bestialstwa. Wśród trafiających do obozu były Polki, Rosjanki, Francuzki, Żydówki, Niemki i Czeszki, czasem po prostu podejrzane o to, iż nie sprzyjają hitlerowskiej władzy, albo ofiary łapanek. Ile jest w stanie znieść człowiek Sam nie wiem, co jest trudniejsze przy lekturze „Kobiet z Ravensbrück” – suche i porażające statystyki, liczby pokazujące skalę tego okrucieństwa, opis systemu, jaki wymyślili Niemcy, by nawet w takich miejscach panował „porządek”, czy też pojedyncze historie, wywołujące ogromne emocje opowieści kobiet, które przeżyły ten koszmar. W tym miejscu rodziły się i umierały dzieci, a codziennością były cierpienie i śmierć –nic dziwnego, że najbardziej wzruszające są dla nas ich wspomnienia, że nawet tam było miejsce na ludzkie odruchy, solidarność, a nawet odrobinę przyjemności. Walka o to, by zachować nie tylko życie, ale i poczucie godności, człowieczeństwo w sercu, toczyła się na każdym kroku. „Kobiety z Ravensbrück” to świadectwo tych, które przeżyły jedyny hitlerowski obóz pracy dla kobiet, i chcą opowiedzieć o tym miejscu, cierpieniu swoim oraz kobiet, które tam zginęły. Świadectwo zasługujące na naszą uwagę i pamięć. Bo mimo tego, że to tak niełatwa, miejscami bolesna lektura, dzięki niej możemy przekazywać prawdę o tym, co wtedy się wydarzyło. Zapomnieć nie wolno. Bo może dzięki temu kolejne pokolenia nie popełnią równie okrutnych czynów przeciw innym ludziom. Ponad 900 stron to nie lada cegła, jeżeli więc ktoś nad wersję papierową przedkłada e-booki, na szczęście też ma taką możliwość. Do znalezienia na Allegro już za niecałe 45 złotych. Źródło okładki: proszynski.pl
„Kobiety z Ravensbrück” Sarah Helm - recenzja
Kamień, osad, kurz i wilgoć – oto najwięksi wrogowie łazienki. Wielu osobom na samą myśl o konieczności posprzątania tego pomieszczenia robi się gorąco. Uciążliwe szorowanie, zakamarki, w których zbiera się bród – nikt tego nie lubi. Czy czyszczenie łazienki może być łatwiejsze? Oczywiście! Akcesoria Regularność – oto najważniejsze słowo dotyczące sprzątania w łazience. Żadne inne pomieszczenie nie potrzebuje jej tak bardzo. Wystarczy zaniedbać ją przez krótki czas, by skutki okazały się fatalne. Osady zbierające się na brodzikach i wannach tworzą wraz z twardą wodą trudne do wyszorowania plamy. Mokry kurz zalega na obrzeżach umywalki, sedesu i szafek. Obraz dopełniają pojawiające się w wilgotnych miejscach, takich jak kabina prysznicowa, czarne kropki, które są de facto grzybem. Wyczyszczenie takiej łazienki staje się dużo trudniejsze. Dlatego trzeba to robić bardzo regularnie, dzięki czemu sprzątanie będzie polegało tylko na przecieraniu i zalewaniu sanitariatów płynami bakteriobójczymi, a nie na żmudnym zeskrobywaniu starego kamienia z toalety. Sprzątanie powinno być poprzedzone przygotowaniem akcesoriów, które ułatwią nam to zadanie. Najważniejszymi z nich są gumowe rękawice, bez których nie można zacząć pracy. Chronią one dłonie przed szkodliwym działaniem silnych środków czyszczących. Trzeba przygotować także odpowiednią gąbkę oraz ręczniki papierowe, które można zastąpić zwykłym papierem toaletowym. Mycie kabiny, wanny i umywalki Czyszczenie umywalki oraz kabiny prysznicowej czy wanny bywa uciążliwe. Najtrudniejsze są tzw. zakamarki, których w kabinach prysznicowych nie sposób uniknąć. I to od nich możemy zacząć. Można je polać Domestosem i zostawić, a w tym czasie zająć się szorowaniem samej kabiny. Wyzwaniem przy czyszczeniu kabiny jest pozbycie się kamienia, który tworzy się na skutek działania twardej wody. Doskonałym preparatem, który radzi sobie z takim zabrudzeniem, jest W5 – płyn do mycia kabin prysznicowych, który kosztuje ok. 6 zł za 500 ml. Wystarczy polać nim czyszczoną powierzchnię, a następnie bez uciążliwego szorowania zetrzeć osad gąbką. Efekty są zadziwiające. Gdy już wewnętrzna część kabiny jest czysta, możemy wrócić do czyszczenia „zakamarków”. Po działaniu Domestosa zazwyczaj wystarczy wyczyścić gąbką pozostały brud i spłukać wszystko wodą. Domestos jest bardzo skutecznym i popularnym płynem, który ma właściwości czyszczące, bakteriobójcze i wybielające. Duża butelka, 1250 ml, kosztuje około 10,99 zł. Brodzik wystarczy, podobnie jak umywalkę, umyć płynem do czyszczenia armatury, np. Ajax płyn do czyszczenia łazienek w cenie 10,99 zł. Nie należy też zapominać o konieczności mycia kabiny z zewnątrz. W tym przypadku wystarczy papier i płyn do mycia szyb. Idealnie sprawdzi się Clin Anty-Para, który dzięki zawartości alkoholu chroni przed zaparowaniem powierzchni. Jego cena to około 5,95 zł za 500 ml. Czyszczenie toalety Toaleta jest tym miejscem, o którego czystość należy dbać szczególnie. Najważniejsze jest regularne „zalewanie” ustępu płynem bakteriobójczym, np. wspomnianym wcześniej Domestosem. Do czyszczenia zewnętrznej powierzchni toalety możemy użyć tego samego płynu, który stosujemy do mycia brodzika czy pozostałej armatury. W czystej toalecie warto zawiesić pachnącą kostkę toaletową. Najlepsze z takich produktów, jak np. Bref Power Activ, znane szerzej jako „kulki”, działają nie tylko odświeżająco i zapachowo, ale także bakteriobójczo. Poza tym usuwają kamień, pozostawiając po każdym spłukaniu pianę. Ich cena to około 12 zł za opakowanie zawierające trzy zawieszki. Jedna wystarcza przy intensywnym stosowaniu na 6–7 dni. Środki do czyszczenia łazienek są stosunkowo niedrogie, a najnowsze technologie w nich zastosowane pozwalają uniknąć żmudnego szorowania. Warto zatem ułatwić sobie życie i sięgnąć po nie, by łazienka wyglądała zawsze jak nowa.
Czym czyścić łazienkę – najlepsze preparaty
Lampy samochodowe to niezmiernie ważny element pojazdu. Sprawdź, jak w prosty sposób możesz wydłużyć życie swoich reflektorów! Dobre reflektory – podstawa bezpieczeństwa na drodze Najważniejszym czynnikiem w czasie każdej podróży jest bezpieczeństwo pasażerów pojazdu, kierowcy oraz pozostałych uczestników ruch drogowego. Natomiast jednym z podstawowych systemów, którego zadaniem jest zwiększeni komfortu prowadzenia pojazdu oraz jego widoczności, są odpowiednie reflektory przednie i tylne. Ich moc, zasięg, a także prawidłowe ustawienie, pozwala na optymalną obserwację drogi oraz pobocza. Co więcej, dzięki nim jesteś także lepiej widoczny. Dlatego tak istotne jest właśnie nakierowanie strumienia światła, gdyż jeśli będzie zbyt wysoko położony, może oślepiać pozostałych kierowców i pieszych.Choć reflektory są raczej urządzeniami stosunkowo trwałymi, czasami ulegają zwykłemu wyeksploatowaniu. Zakup nowych egzemplarzy może okazać się sporym wydatkiem, a w niektórych wypadkach znacznie tańsza będzie ich regeneracja. Czemu reflektory się niszczą? Wielu kierowców z pewnością pamięta, że dawniej auta z powodzeniem poruszały się po drogach z fabrycznym kompletem reflektorów nawet przez kilkanaście lat. Co więcej, straty eksploatacyjne nie wpływały w zbyt dużym stopniu na jakość. Było to efektem wykorzystywania innych materiałów, np. szklanych powłok wokół żarówek.Wbrew pozorom, zmiany miały jednak wiele pozytywów. Po pierwsze, reflektory z tworzyw sztucznych nie tłuką się, dzięki czemu nie tworzą ostrych odłamków szkła nawet w czasie wypadku. Co więcej, lampom tego rodzaju można nadać bardziej finezyjne kształty, co jest właściwie niezbędnym wymogiem wśród dzisiejszych projektantów. Kiedy i jak dokonać regeneracji reflektorów? W przypadku większości usterek lampy konieczna jest jej wymiana. Czasami jednak lepszym rozwiązaniem będzie doraźna regeneracja, szczególnie przy awariach o niewielkim nasileniu. Kiedy zatem zdecydować się na takie wyjście?Gdy powierzchnia lampy zżółknie, porysuje się lub zmatowieje. To zdecydowanie najczęściej spotykany typ usterki. Zewnętrzna powłoka reflektorów ulega najszybszemu niszczeniu, gdyż stanowi naturalną barierę ochronną przed wszelkimi uszkodzeniami, musi też stawiać opory powietrzu podczas jazdy. Co więcej, narażona jest na duże wahania termiczne – od ujemnych temperatur w środku zimy, po upalne słońce latem na odkrytym parkingu pod centrum handlowym. Dlatego właśnie zarysowania i zżółknięcie powierzchni to zwykle spotykane zjawisko – co jednak ogranicza twoją widoczność po włączeniu świateł. Warto wtedy odpowiednio wypolerować powierzchnię, czego możesz dokonać samodzielnie. Dodatkowym udogodnieniem jest brak konieczności demontażu lampy z pojazdu, co skróci potencjalny czas twoich działań. Nie zapomnij o użyciu dobrej jakości środków do polerowania. Możesz je kupić już za kilkanaście złotych, ufaj produktom raczej renomowanych producentów. Przed rozpoczęciem polerowania koniecznie oklej karoserię okalającą reflektor zwykłą taśmą malarską, by jej przez przypadek nie uszkodzić. Przeczytaj także uprzednio informacje znajdujące się na opakowaniu zakupionego środka, by działać zgodnie z zaleceniami wytwórcy.Przy przepaleniu żarówki. Jeżeli żarówka nie jest całkowicie przepalona, możliwa jest jej regeneracja. Wskutek użytkowania dochodzi bowiem do osadzania się zanieczyszczeń na bańce, w efekcie czego emitowany strumień traci na sile oraz intensywności.Przy zmatowionych odbłyśnikach. To także problem, który pojawia się dosyć często, również w przypadku lamp tylnych. Powodem tego jest ponownie wspomniany już osad, a także to, że część żarówek nie zostaje fabrycznie wyposażona w filtr UV. Usterkę dodatkowo potęgują nieszczelne klosze, które przepuszczają zabrudzenia i substancje szkodliwe, w tym sól czy ostre środki czyszczące. Niezbyt krzepiącą informacją będzie to, że niestety w tym wypadku nie poradzisz sobie samodzielnie. Regeneracji w postaci metalizacji próżniowej musi dokonać fachowiec, na szczęście koszt tej usługi zwykle nie przekracza 150 zł. Z uwagi na bardzo wysoką temperaturę we wnętrzu reflektora, zupełnie nieskuteczne okazuje się standardowe malowanie.Występowanie zabrudzeń i korozji. Nieco rzadziej winowajcą osłabienia strumienia światła bywają kłopoty związane z przepływem prądu. Bez większego problemu możesz to sprawdzić za pomocą zwykłego miernika, warto również zajrzeć do kostek w komorze jednostki napędowej. Czasami zostają one zalane wodą, co prowadzi do powstania korozji. Ostatnim ważnym elementem są złącza oraz gniazda przekaźników. Elementy te powinieneś odpowiednio oczyścić, a następnie zastosować preparat wzmagający przepływ prądu.
Jak zregenerować reflektory?
Zalety echosond wędkarskich są nie do przecenienia. Dzięki nim nie tylko określimy miejsce przebywania ryb, ale także poznamy charakter, strukturę oraz ukształtowanie dna. Bez narażenia się na niepowodzenie wykryjemy miejsca godne uwagi i będziemy mieli możliwość dokładnego zbadania łowiska. Współczesne echosondy wyposażone są w wiele funkcji, takich jak GPS, możliwość współtworzenia map i dzielenia się wartymi uwagi miejscami z innymi wędkarzami. Jednocześnie bardzo duża ilość parametrów podlega modyfikacjom, dzięki czemu wędkarz może dostosować pracę echosondy zarówno pod konkretne łowisko, jak i swoje preferencje. Warto również pamiętać, że w zależności od pory roku czy przejrzystości wody konieczna jest regulacja filtrów oraz czułości obrazowania. Jakie warte uwagi modele tych urządzeń kupimy w cenie do 3000 zł? Striker 5dv Amerykańska firma Garmin jest znanym i uznanym producentem sprzętu elektroniki wędkarskiej i żeglarskiej. Dowodem na to jest Striker 5dv z kolorowym 5-calowym ekranem WVGA o rozdzielczości 800 x 480 pikseli. Echosonda wyposażona jest w sonar CHIRP, który gwarantuje znacznie lepszą czystość i dokładność generowanego obrazu ryb oraz struktur dna w porównaniu z tradycyjnymi przetwornikami o częstotliwości 77/200 kHZ. Jest to możliwe, ponieważ CHIRP wysyła serię sygnałów o różnych częstotliwościach, a nie pojedynczy sygnał. Po powrocie do czujnika są one przetwarzane, dostarczając większą ilość informacji. Striker posiada m.in. możliwość udostępniania punktów i tras innym urządzeniom wielofunkcyjnym Striker i echoMap. Funkcja obrazowania Smooth Scaling zapewnia przełączanie między zakresem głębokości bez żadnych przerw w wyświetlaniu obrazu. Możliwość przewijania historii pozwala na powrót do już zarejestrowanego obrazu, dzięki czemu wyznaczymy punkty trasy, które mogliśmy pominąć lub przypomnimy sobie widok interesującego nas miejsca. Echosonda wyposażona jest również we wbudowany ekran sonaru pokazujący informacje dotyczące prędkości. W zestawie z urządzeniem otrzymamy uchwyt uchylno-obrotowy do instalacji na pawęży i do silników trollingowych, a także oprogramowanie i kable. Cena Strikera waha się w przedziale 1700–1800 zł. Lowrance Elite-5 Elite-5 CHIRP firmy Lowrance stanowi połączenie echosondy wędkarskiej z 16-kanałowym nadajnikiem GPS, który zapewnia orientację w każdych warunkach. Urządzenie obsługuje mapy w formatach Navionics (mapy morskie), a także nowe mapy śródlądowe MaxiMapa. Model ten jest następcą popularnej serii Elite HDI, został wyposażony również w technologię CHIRP Broadband Sounder, dzięki której poprawiono jakość obrazu. Elite-5 zyskał na czułości, separacji obiektów na większych głębokościach oraz jakości wyświetlania łuków ryb przy większych prędkościach łodzi. Przełomem jest połączenie technologii klasycznego obrazowania z DSI, czyli DownScan Imaging. W opisywanym modelu znajdują się one w jednym czujniku o częstotliwościach 83/200 kHz (CHIRP Broadband Sounder) oraz 455/800 kHz (DSI). Efekty zastosowania nowej technologii są zaskakujące. Precyzyjny przetwornik pozwala na bardzo dokładne odwzorowanie szczegółów dna, zatopionych przeszkód, roślinności czy ryb. Za sprawą technologii DSI obraz struktur dennych przypomina podwodne zdjęcia. W łatwy sposób odróżnimy duże ryby od drobnicy, roślinność, zatopione konary drzew czy kamienie. Również bez problemu zinterpretujemy, czy dno jest twarde czy muliste. Taka precyzja niesamowicie ułatwia rozpoznanie łowiska. Cena urządzenia to ok. 2600 zł. Raymarine Dragonfly 4PRO Kolejną prezentowaną echosondą jest Dragonfly 4PRO z ekranem o przekątnej 4,3 cala, również wyposażoną w sonar CHIRP i CHIRP DownVision. Technologia DownVision pozwala, podobnie jak w przypadku Lawrance Elite-5, na oglądanie dna w niemal fotograficznej jakości oraz precyzyjne namierzanie ryb, przy zasięgu działania echosondy do 183 m. Wszystkie echosondy z serii Dragonfly posiadają optycznie zespolone wyświetlacze LCD, co pozwala wyraźnie widzieć obraz w różnych warunkach atmosferycznych. Urządzenie posiada ponadto wbudowany 72-kanałowy odbiornik GPS, który jest kompatybilny z mapami LightHouse, Navionics Gold, Plus, Hotmaps, SonarChart oraz Jeppesen C-MAP. Z kolei aplikacja Wi-Fish pozwala użytkownikowi na bezprzewodowe strumieniowanie obrazu DownVision z sonaru do smartfonów lub tabletów. Darmową aplikację można pobrać w sklepach Apple iTunes i Google Play. Przesyłany przy jej pomocy obraz można dowolnie zatrzymać, powiększyć lub przewinąć i podzielić się nim np. z kolegami wędkarzami. Cena nawigacji Rymarine’a wynosi w przybliżeniu 1600 zł. Charakter dna oraz obecność ryb to dwie kwestie najczęściej rozważane przez każdego wędkarza znajdującego się na łowisku. Na szczęście postęp technologiczny, który obserwujemy w urządzeniach elektroniki wędkarskiej, sprawia, że za cenę dobrej jakości kija możemy zakupić echosondę, która dostarczy nam bezcennych informacji o łowisku.
Wybadać dno: echosondy dla wędkarzy do 3000 zł
Przydomowe przestrzenie – ogrody i tarasy – zaczynamy aranżować z podobnym zaangażowaniem, z jakim podchodzimy do urządzania salonów. I nic dziwnego, bo przecież odpowiednio przygotowane staną się miejscem relaksu i spotkań. Otoczenie zewnętrze zaczyna przyjmować taką samą rolę, jaka dotychczas przysługiwała salonom. Stąd też urządzamy je, kierując się podobnymi zasadami. Coraz częściej decydujemy się na wyznaczenie strefy wypoczynkowej z kanapą i fotelami oraz wprowadzamy dodatki o salonowym charakterze, np. dywany czy poduszki dekoracyjne. W połączeniu z otaczającą zielenią i roślinnością tworzy znakomitą scenerię do odpoczynku. Żeby być jeszcze bliżej salonowej estetyki, ogrodowym aranżacjom można nadać określony styl. Przygotowaliśmy trzy propozycje urządzenia salonu na zewnątrz. Ogród w nowoczesnej odsłonie box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. Brafab, Bizzotto, Fermob, Bloomingville, Esschert, Liv Interior Polacy najchętniej urządzają swoje domowe salony w stylu nowoczesnym. Sięgają w nich po proste meble i minimalistyczne dodatki. W podobnej estetyce można zaaranżować ogród. W nim także należy postawić na powściągliwe w wyrazie formy, stonowane akcesoria i wysokiej jakości materiały. Podstawą takiej aranżacji powinien być zestaw mebli wypoczynkowych do użytku zewnętrznego. W tej roli świetnie wypadną tapicerowane z metalową bądź drewnianą ramą. Lepiej zrezygnować z wikliny, rattanu bądź bambusa, które mają bardziej rustykalny niż nowoczesny wyraz. Meble można zorganizować wokół prostego paleniska. Ciekawym dodatkiem do aranżacji będzie dywan zewnętrzny, który ociepli całość. Nie należy też zapominać o praktycznych gadżetach, takich jak parasol ogrodowy. Najlepszy będzie podwieszany z regulowanym ramieniem, który zapewni cień i nie będzie zajmował dużo miejsca. Do tego warto dodać oświetlenie niezbędne wieczorami. W nowoczesną stylizację wpisują się lampy ledowe. Można sobie pozwolić też na nieco bardziej ekskluzywny dodatek jak osłonka na doniczki wykonana z marmuru. Naturalnie na świeżym powietrzu box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. Okūome, Jankurtz, Himla, House Doctor, Okūome Ogród kojarzy się z naturą, a ta może być znakomitym motywem przewodnim aranżacji salonu zewnętrznego. Warto tu postawić na drewno i tkaniny z naturalnych włókien. Wszystkie elementy wyposażenia powinny być w stonowanych, neutralnych kolorach. Idealnie sprawdzi się komplet mebli ogrodowych o prostej drewnianej ramie i z poduszkami, które dodają mu komfortu. Warto wprowadzić dodatkowe poduszki dekoracyjne, np. z lnianymi poszewkami. Gotowy komplet mebli można uzupełnić o inne sprzęty utrzymane w podobnej stylizacji, np. prosty leżak, który z pewnością będzie znakomitym miejscem wypoczynku. Żeby podkreślić inspiracje naturą, wstawmy kilka roślin w drewnianych donicach ogrodowych. Całość można uzupełnić lampionami, które zbudują odpowiednią atmosferę podczas letnich wieczorów. W egzotycznym klimacie box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. Tine K Home, Eightmood, Bizzotto, Kalaidu, Bloomingville, Safavieh Osobom, które chciałyby poczuć w swoim ogrodzie wakacyjny klimat, z pewnością przypadnie do gustu styl etno. Łączą się w nim wpływy różnych kultur. Wyróżnia się swobodą, luzem i odrobiną egzotyki. Żeby osiągnąć taki efekt, zamiast kupować gotowy zestaw mebli ogrodowych, lepiej skomponować własny z różnych sprzętów. Można zacząć od wygodnych foteli, np. z rattanu bądź innego naturalnego tworzywa. Do tego ławka z ozdobnym oparciem czy hamak, które wykreują letnią atmosferę. Poszczególnym meblom warto dodać nieco więcej komfortu, układając poduszki przeznaczone do użytku zewnętrznego. Świetnie spiszą się w roślinne wzory o egzotycznych konotacjach. Ważnym elementem takiej aranżacji jest oświetlenie dekoracyjne. Lampiony do wbicia w ziemię przypominające te z rajskich wysp sprawdzą się znakomicie. Można też się pokusić o świetlne girlandy.
Pomysły na aranżację – meble i dodatki w naszym ogrodzie
O pięknym ogrodzie na wiosnę musisz pomyśleć już jesienią! Aby po zimie cieszyć się widokiem zielonej przestrzeni za oknem, rośliny, oczko wodne, meble ogrodowe i akcesoria musisz właściwie zabezpieczyć. Jakie prace w ogrodzie czekają cię w najbliższym czasie? Jak przygotować rośliny ogrodowe na zimę? Przede wszystkim zacznij od gleby. Tam, gdzie rosły rośliny jednoroczne, ziemię należy przekopać i usunąć korzenie, a potem posypać ją świeżym obornikiem albo nawozem potasowym lub fosforowym. Nie należy jej jednak grabić, bo ostra skiba lepiej gromadzi wilgoć z jesiennych i zimowych opadów. Baczną uwagę należy też zwrócić na trawnik – póki rośnie trawa, trzeba ją kosić, a liście, które opadną na taki zielony dywan, zawsze zagrabiać. W żadnym wypadku nie można zostawić liści na zimę, bo wiosną odkryjesz tzw. pleśń śniegową. Pamiętaj, że skoszona trawa i zagrabione liście mogą wiosną posłużyć jako naturalny nawóz, jeśli odłożysz je teraz na kompostownik albo jesienią przydać się do okrycia wrażliwych roślin. Trawnik warto też nawieźć przed zimą, wówczas lepiej zniesie mrozy. Poza tym koniecznie sprawdź kwaśność gleby, pobierając próbki z głębokości 15–20 cm w kilku miejscach w ogrodzie. Większość roślin wymaga gleby o odczynie lekko kwaśnym albo w ogóle obojętnym, czyli z pH 6,0–7,0, dlatego jeśli kwasomierz wskaże zakwaszenie gleby, należy przeprowadzić wapnowanie, którego nie można łączyć z nawożeniem! Nawóz organiczny albo mineralny musi poczekać co najmniej 2 lub 3 tygodnie. Przed nadejściem zimy rośliny wieloletnie należy przyciąć, wyjątek stanowią krzewy, u których przycinanie mogłoby poskutkować przemarzaniem. Jeśli jesień nie należy do deszczowych, przed zimą trzeba zapewnić drzewom zimnozielonym i krzewomzapas wody, bo rozwijają się także w najchłodniejszej porze roku, a potem osłonić je agrowłókniną lub jutą. Zabezpieczamy oczko wodne na zimę Oczka wodne, szczególnie jeśli żyją w nich ryby, wymagają kilku ważnych zabiegów. Przede wszystkim z lustra wody trzeba usunąć wszystkie liście, a także wyjąćpompyi filtry wodne, aby wyczyścić je z glonów i mułu. Małe i średnie zbiorniki najlepiej w ogóle opróżnić i oczyścić na zimę, przenosząc do suchego wnętrza albo wypełniając je ciętą słomą lub trocinami, a następnie przykrywając. Duże zbiorniki, czyli takie o głębokości co najmniej 1 m, trzeba opróżnić (ryby należy przenieść na ten czas do akwarium) i wyczyścić, by potem móc znowu wypełnić je wodą i wpuścić pływających mieszkańców. Przez cały rok zwierzęta muszą mieć zapewniony dopływ powietrza, dlatego oczko wodne trzeba wyposażyć w styropianowy pływak, który podczas mrozu stworzy przerębel. Rośliny wodne, które zostaną w ogrodzie, należy przyciąć tuż nad lustrem wody. Pompy wodne i rośliny, jeśli nie będą zimować w ogrodzie, aż do wiosny trzeba przechowywać w wodzie. Meble i akcesoria ogrodowe gotowe na zimę – krok po kroku Kiedy zima zbliża się wielkimi krokami, właściwych zabiegów wymagają też meble i akcesoria ogrodowe. Cykl przygotowań powinnaś zacząć od dopływu wody – niezwykle istotne jest, aby odciąć jej dostęp, w przeciwnym razie zamarzająca woda może zniszczyć rury doprowadzające na ogród i działkowe krany. Z kolei, aby narzędzia ogrodowe dobrze zniosły zimę, należy je po prostu naoliwić i schować w suchym miejscu. Kosiarka do trawy wymaga natomiast rozkręcenia i oczyszczenia, a noże naostrzenia. Trochę bardziej praco- i czasochłonnych zabiegów wymagają meble ogrodowe. O ich łatwym przechowywaniu zimą warto pomyśleć jeszcze na etapie planowania zakupu. Przechowywanie krzeseł ułatwi na przykład możliwość układania jednego na drugim tak, aby stworzyły wieżę. Nie do przecenienia są także ława ze schowkiem – jeśli przeniesiesz ją do garażu albo większego domku narzędziowego, w takim schowku mogą przezimować niektóre narzędzia i tekstylia ogrodowe, m.in. miękkie poduchy na fotele. Takie meble, jak fotele i leżanki, a przede wszystkim stoły najlepiej wybierać składane, bo to bardzo ułatwia przechowywanie. Pamiętaj, że zanim schowasz meble na zimę, powinnaś je dobrze wyczyścić. Jeśli w domku na działce albo w domku narzędziowym nie znajdziesz miejsca na meble, możesz też pozostawić je na świeżym powietrzu, nie obędzie się jednak bez ich właściwego zabezpieczenia. Najlepiej poszukaj miejsca zadaszonego i osłoniętego od wiatru, koniecznie przykryj też krzesła i stół. Meble z drewna wymagają olejowania preparatem do twardego drewna oraz przykrycia materiałem przepuszczającym powietrze, w przeciwnym razie może je pokryć grzyb i pleśń. Wszystkie pozostałe meble możesz śmiało okryć odporną folią – wybierz chociażby plandekę albo wytrzymały pokrowiec na motocykl.
Jak przygotować rośliny, oczko wodne oraz meble i akcesoria ogrodowe na nadejście zimy?
Sprzęt narciarski i snowboardowy to nie tylko deska, narty i buty. To także liczne akcesoria, które sprawią, że zimowy wypad w góry będzie jeszcze bardziej udany i bezpieczny. Ochrona i przechowywanie sprzętu Ochrona sprzętu zimowego przed uszkodzeniami wynikającymi z przechowywania i transportu to podstawa. Warto zainteresować się tekstylnymi pokrowcami przeznaczonymi do nart i snowboardu. Są one wykonane z tkaniny wodoodpornej, dodatkowo impregnowanej i wytrzymałej na rozerwanie. Dzięki zastosowaniu nieprzemakalnego materiału można mieć pewność, że zachowamy czystość w pojeździe, którym przewozimy sprzęt. Pokrowce są otwierane na całej szerokości, dzięki czemu włożenie ekwipunku narciarskiego jest bardzo proste. Podczas zakupu należy zwrócić uwagę na długość pokrowca, która powinna być o kilka centymetrów większa od rozmiaru nart. Szerokie pokrowce umożliwiają dodatkowo włożenie kijków, kasku oraz przechowywanie snowboardu. Dzięki zastosowaniu praktycznych rączek przenoszenie ekwipunku narciarskiego jest proste i bezpieczne, gdyż nie grozi nam skaleczenie w styczności z ostrymi krawędziami. Zakup pokrowca do nart czy butów to wydatek ok. 40 zł. W zamian otrzymujemy produkt, który będzie nam służył przez wiele lat. Ważnym akcesorium są rzepy służące do spinania nart. Ich zastosowanie jest bardzo praktyczne, gdyż znacząco ułatwia przenoszenie nart, np. ze stoku do zaparkowanego auta. Rzepy są uniwersalne, wyściełane od wewnętrznej strony specjalną pianką, która zapobiega uszkodzeniom powłoki zewnętrznej narty. Zakup pary rzepów to wydatek rzędu 10 zł. Komfort szusowania Niezwykle przydatnym akcesorium jest wysuwany uchwyt na ski-pass, dzięki któremu karnet narciarski będziemy mieć zawsze na wierzchu. Oszczędzi nam to czasu i stresu związanego z koniecznością poszukiwania karnetu schowanego najczęściej w jednej z wielu kieszeni kurtki narciarskiej. Koszt zakupu jest symboliczny i wynosi kilka złotych. Ciekawym gadżetem są zapinacze do butów. Dociągnięcie klamer każdorazowo wymaga użycia dużej siły, przez co często na dłoniach tworzą się odciski. Zapinacz to tak naprawdę nakładka na rączkę klamry, która przedłuża ją i ułatwia zapięcie. Koszt – ok. 20 zł. Interesującą propozycją dla osób narzekających na marznięcie stóp podczas jazdy na nartach są podgrzewane wkładki. Zestaw składa się ze specjalnie profilowanych wkładek grzewczych, które umieszcza się w bucie, oraz niewielkiego zasilacza na baterie. Moduł ten montuje się do zewnętrznej części buta i łączy z wkładką przy pomocy płaskiego kabla. Wkładki są uniwersalne i można je wykorzystać nie tylko do butów narciarskich, ale też np. do butów górskich. Cena za luksus ciepłych stóp jest dosyć wysoka i wynosi ok. 340 zł za zestaw. Narzędzia zawsze pod ręką! Przydatnym narzędziem dla majsterkowicza okaże się klucz serwisowy. Jest to niewielki, wielofunkcyjny przyrząd pozwalający na zmianę ustawień sprzętu narciarskiego i snowboardowego w każdych warunkach. Najprostsze urządzenia tego typu posiadają różne końcówki do śrubokręta z systemem wkręcania i wykręcania opartym o grzechotkę. W zestawie otrzymuje się także dwustronny klucz płaski o rozmiarze 8/10. Bardziej rozbudowane klucze posiadają często ściągacz do sznurowadeł, kompas, a nawet termometr. Ceny kluczy wahają się od 30 do 150 zł. Dobry gadżet to taki, który wyróżnia się praktycznością i kosztuje niewiele. Amatorzy sportów zimowych mają w czym wybierać, gdyż oferta akcesoriów jest szeroka i nie zmusza do sięgania w głąb portfela.
Przydatne akcesoria narciarskie i snowboardowe
Rosnące koszty eksploatacji auta (np. ceny ubezpieczeń obowiązkowych) wzmagają u kierowców chęć szukania dodatkowych oszczędności. Czy oświetlenie auta jest tego dobrym źródłem? Stale przepalające się żarówki Najbardziej narażone na przepalenie się są żarówki, z których korzystamy najczęściej, co związane jest z obowiązkiem prawnym ich wykorzystywania podczas jazdy. Chodzi tu przede wszystkim o światła mijania, postojowe przednie i tylne oraz podświetlenia tablicy rejestracyjnej. Jazda z niesprawną żarówką może nieść konsekwencje prawne. Podczas kontroli policji skrupulatny funkcjonariusz z pewnością uzna auto za niesprawne i zabierze dowód rejestracyjny za pokwitowaniem. Będzie on do odbioru w najbliższym wydziale komunikacji, ale dopiero po usunięciu usterki. Jeżeli jednocześnie niesprawne okażą się obydwie żarówki, możemy dodatkowo otrzymać nawet 4 punkty karne. Awarie żarówek to także konieczność przeprowadzania często kłopotliwych wymian. W przypadku niektórych modeli aut należy zdemontować lampę, plastikowe nadkole, a nawet cały zderzak, aby uzyskać niezbędny dostęp pozwalający na zamontowanie nowej żarówki. Dłuższe świecenie = mniej kłopotów Chcąc oszczędzić sobie ciągłych zakupów żarówek i ich wymian, warto więcej uwagi przyłożyć do procesu wyboru właściwego produktu. Aby jednocześnie dokonać pewnych oszczędności, idealna żarówka powinna być niedroga i zapewniać wysoką żywotność. Jak się okazuje w praktyce, doskonałym wyborem jest zakup markowego produktu z jednej z podstawowych linii modelowych. Weźmy więc pod lupę popularne żarówki halogenowe H7. Za ok. 8,5 zł nabędziemy 1 szt. żarówki Bosch Pure Light. Osram Original to natomiast wydatek 10 zł za szt. Najtańsze oferty można natomiast znaleźć wśród produktów marki Hella – ok. 7 zł za szt. Wymienione wyżej żarówki charakteryzują się jakością OEM, a więc porównywalną do oryginalnych produktów stosowanych w nowych pojazdach. Gwarantuje to nie tylko długą żywotność, ale i dobre parametry świecenia oraz wysokie bezpieczeństwo eksploatacji. Podobną strategię zakupową można zastosować do innych żarówek, np. postojowych W5W. W tym przypadku ciekawy produkt oznaczony nazwą Longlife oferuje Philips, deklarujący 4-krotnie wyższą żywotność w porównaniu do konkurencji. Koszt to 3 zł za szt. LED-y w ofensywie W przypadku świateł postojowych, oświetlenia tablicy rejestracyjnej czy wnętrza auta można zastanowić się nad zakupem niedrogich LED-ów. Ich stosunek ceny do jakości jest bardzo dobry, a pobór prądu – niski. Cena za sztukę oscyluje w granicach 1,5 zł, ale w przypadku samochodów wyposażonych w szynę can-bus należy zakupić diody do niej przystosowane (ok. 2,5 zł). Wiele dyskusji wywołuje kwestia montażu modułów LED do jazdy w dzień. W teorii pozwala to na zmniejszenie zużycia świateł mijania i obniżenie spalania dzięki ograniczeniu poboru prądu. W praktyce jednak, jeśli będziemy chcieli kupić jeden z najtańszych zestawów, to warto ten pomysł odłożyć na bok. Jakość takich urządzeń, a przede wszystkim ich jasność świecenia, pozostawia bowiem z reguły wiele do życzenia. Żarówki Xenon Jednymi z największych wrogów oszczędzania na oświetleniu są tanie żarówki o podwyższonej barwie świecenia. Ich niska jakość sprawia, że często ulegają przepaleniu, dlatego w praktyce są nieekonomiczne. Podobne stwierdzenie można odnieść do tanich produktów o zwiększonym zasięgu świecenia. Dodatkowo trzeba mieć na uwadze, że nierzadko najtańsze żarówki stanowią zagrożenie dla instalacji elektrycznej, gdyż ich pobór prądu jest większy. Najlepszym sposobem oszczędzania na oświetleniu jest długa żywotność. Z tego powodu właśnie to kryterium należy w największym stopniu brać pod uwagę podczas wyboru żarówek.
Jak racjonalnie oszczędzać na oświetleniu auta?
Wiele osób mylnie uważa, że dildo i wibrator to to samo. W rzeczywistości są to dwa różne akcesoria. Dildo to nic innego jak sztuczny penis, mniej lub bardziej zbliżony do prawdziwego członka. Z kolei wibrator ma falliczny kształt i jest wyposażony w funkcję wibracji lub pulsacji, w zależności od wybranego modelu. Solidna podstawa box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Jeśli jesteście tradycjonalistami, będziecie zachwyceni różnorodnością modeli dildo na rynku. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Dilda od wibratorów różnią się przede wszystkim tym, że nie wibrują i są bardzo zbliżone wyglądem i teksturą do prawdziwego penisa. Mają anatomiczny kształt i często posiadają syntetyczne jądra, żołądź oraz widoczne żyłki. Są wykonane z wodoodpornego tworzywa, ponieważ nie posiadają żadnych stymulujących mechanizmów w środku, które mogłyby ulec uszkodzeniu w kontakcie z wodą. Dzięki temu, że dildo jest puste w środku, najczęściej wykonuje się je z miękkiego i giętkiego żelu. Kolejnym plusem posiadania dildo jest to, że nie trzeba go ładować ani wymieniać baterii. Najbardziej popularne są realistyczne dilda, które teksturą i wyglądem najbardziej przypominają penis. Materiał, z którego są wykonane, imituje ludzką skórę i jest bardzo przyjemny w dotyku. Zazwyczaj realistyczne dilda posiadają przyssawkę, dzięki której można zamocować je do ściany, drzwi, kafelek pod prysznicem lub wanny. Dużym powodzeniem cieszą się dilda wykonane z silikonu medycznego, który jest bardzo przyjemny w dotyku, ale najmniej przypominają kształtem naturalnego penisa. Na rynku dostępne są również coraz bardziej popularne dilda analne. Są dwustronne i niewiele cieńsze od pozostałych gadżetów dostępnych w sprzedaży. Dzięki niemu można stymulować jednocześnie dwa otwory. Szlachetna czerń i szkło box:imageShowcase box:offerCarousel box:offerCarousel Różnorodnością kształtów i kolorów wyróżniają się dilda szklane. Jak można przeczytać w opisie jednego z nich: „Produkt został wykonany ze szkła pyrex, które charakteryzuje się wysoką jakością i bardzo dużą wytrzymałością – gładki materiał sprawia, że produkt pozostaje przyjemny w dotyku, wodoodporny i odporny na zabrudzenia. Jest łatwy w utrzymaniu. Do tego lekki i prosty w użyciu”. Kolejny rodzaj dildo, który również cieszy się sporym powodzeniem, to dildo czarne. Ze względu na to, że czarnoskórzy mężczyźni z reguły posiadają większe członki niż przedstawiciele innych ras, producenci wprowadzili czarne dilda, aby wpłynąć na wyobraźnię i fantazję. Są one również większe od standardowych, ale dostarczają tyle samo rozkoszy. Jeszcze więcej doznań Wibratory to o wiele szersza kategoria zabawek erotycznych w porównaniu do dildo. Charakteryzuje je przede wszystkim wbudowany mechanizm wibracji, dzięki czemu stymulują pochwę i prowadzą na sam szczyt rozkoszy. Dzielą się na klasyczne (posiadające tylko opcję wibracji), wielofunkcyjne (stymulujące łechtaczkę obu partnerów lub zapewniają podwójną penetrację), stymulujące punkt G i naturalne. Te ostatnie do złudzenia mogą przypominać dildo z tą różnicą, że wibrują. Zazwyczaj wibratory są produkowane z gładkiego silikonu, dzięki czemu łatwo je utrzymać w czystości. Często wykonano je z miękkiego, żelowego lub przezroczystego tworzywa. Zanim jednak wybierzecie swój ulubiony gadżet, zastanówcie się, czy wolicie wibrator z akumulatorem, by móc go w każdej chwili podładować za pomocą ładowarki podłączonej do prądu, czy też wymieniać w nim baterie. Bardzo istotna jest również opcja wodoodporności, dzięki czemu możemy wykorzystać wibrator podczas zabaw w kąpieli. Wibrator, który posiada zdalne sterowanie pilotem, może zawładnąć zmysłami bez dotykania nawzajem swoich ciał. Jest to najlepsza forma relaksu – nie trzeba szukać panelu sterowania na wibratorze podczas penetracji. Dzięki wibratorowi z pilotem możesz kontrolować ciało partnerki, patrząc na jej rozkosz z pewnej odległości. W celu jeszcze większego zadowolenia i silniejszej stymulacji warto zdecydować się na wibrator z wypustkami. Kosmiczny orgazm gwarantowany. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Nie ma zatem jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, który z tych gadżetów wybrać. Wybór zależy od indywidualnych gustów i potrzeb. Polecamy wypróbować każdy i dzięki temu znaleźć ten idealny.
Co lepsze – dildo czy wibrator?
Czy wiesz, że puzzle to świetna rozrywka nie tylko dla dzieci? Również dorośli mogą umilić sobie brak innych zajęć układaniem puzzli. Taki sposób spędzania wolnego czasu szczególnie przypadnie do gustu tym, którzy szukają sposobów na wyciszenie i odstresowanie. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby układać puzzle w parze, grupie lub całą rodziną – jednak wtedy przygotuj się na niemałe zamieszanie! Oto kilka propozycji puzzli dla dorosłych, które wybraliśmy dla ciebie: Puzzle 3000+ Puzzle składające się z 3000 elementów wymagają cierpliwości i koncentracji, dlatego są polecane raczej dorosłym i młodzieży niż małym dzieciom. Wśród wielu wzorów układanek na pewno znajdziesz coś dla siebie. Możesz wybrać puzzle z motywem pejzażu, reprodukcją dzieła sztuki lub wizerunkiem dzikich zwierząt. 3000 kawałków to nie lada wyzwanie, ale satysfakcja, którą poczujesz, dopasowując ostatni element, będzie ogromna! Puzzle inspirowane kinem Fanów amerykańskiej kinematografii zainteresują puzzle z fotosami z superprodukcji filmowych ostatnich lat. I tak na Allegro znajdziesz puzzle np. z wizerunkami bohaterów „Szybkich i wściekłych”, „Spider-Mana” i „Harry’ego Pottera”. Miłośnicy seriali także znajdą coś dla siebie: puzzle ze scenami z „Hannibala”, „American Horror Story” lub „Arrow”. Jeśli twoi przyjaciele lub rodzina również są pasjonatami produkcji zza oceanu, pomyśl o sprezentowaniu im puzzli tego typu. Puzzle inspirowane grą komputerową Puzzle z grafikami odnoszącymi się do scen z gier komputerowych to gratka dla każdego gracza. Dużą popularnością cieszą się puzzle z serii gier komputerowych „Wiedźmin”. Każde z nich składają się z 1500 elementów, dlatego ułożenie ich może zająć nawet kilka wieczorów. Osobom, które w grach doceniają dobrą grafikę, spodobać się może seria puzzli „World of 1920+ by Jakub Różalski”. Artysta przeniósł alternatywną rzeczywistość autorstwa Jacka Komudy na grunt plastyczny, tworząc cykl obrazów łączący stylistykę Chełmońskiego z futurystycznymi akcentami w postaci maszyn. Puzzle 3D Puzzle 3D to najlepsza propozycja dla osób, którym frajdę sprawia samo dopasowywanie elementów. Puzzle 3D łączą w sobie puzzle tradycyjne i modele do składania, ponieważ układamy je w trójwymiarową bryłę. Na Allegro znajdziesz puzzle 3D, które są kopiami słynnych budowli, takich jak: wieża Eiffla, Taj Mahal czy Big Ben. Ale także w tej kategorii możesz trafić na odniesienia do popkultury, np. w postaci Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Różnorodność puzzli zdecydowanie sprzyja temu, aby sięgały po nie coraz starsze osoby. Wybierz jedną z naszych propozycji i sprezentuj ją siostrze, przyjaciołom, a nawet dziadkowi! Jeśli tylko trafisz w ich gusta z tematem puzzli, podarunek na pewno przypadnie im do gustu.
Puzzle dla dorosłych – przegląd najciekawszych propozycji
Gra polskiego studia Bloober Team to dziejący się w cyberpunkowym świecie przyszłości mroczny horror, którego akcja osadzona jest w Krakowie, jednym z miast V Rzeczypospolitej. Znajdziecie tam ciemność, cyberimplanty i… Rudgera Hauera z Arkadiuszem Jakubikiem. Twórcy „Observera” umiejętnie zmiksowali idealny zestaw składników na horror w cyfrowym świecie. Jest Rudger Hauer, znany z genialnej roli androida w filmie Ridleya Scotta „Łowca androidów” z 1982 roku, użyczający głosu głównemu bohaterowi. Głosem Arkadiusza Jakubika mówi niezbyt miły i zmęczony życiem dozorca krakowskiej kamienicy. Jest też mrocznie, brudno i przygnębiająco. Po prostu strasznie. W początkowych scenach starsi gracze z Polski znajdą mnóstwo smaczków – poloneza, rower Wigry 3, pralkę Frania czy tapetę z dużym fiatem. Wszystko to gustownie osadzone w świecie przyszłości. W stylu retro Chodząc po lokacjach, uważny gracz znajdzie też bez problemu całą masę genialnych smaczków – są futurystyczne serwery i implanty sąsiadujące z komputerami wyglądającymi jak Commodore C64, pierwsze IBM PC i wspomniana wcześniej postkomunistyczna rekwizytornia. Lądujemy w świecie, gdzie rządzi potężna korporacja, a ludzie wolą spędzać czas w wirtualnej rzeczywistości, a nie w brudnym i zapuszczonym świecie. Historia Bohaterem gry jest detektyw Daniel Lazarski, członek prywatnej, korporacyjnej policji. Jak na cyberpunk przystało mamy tutaj hakowanie i przejmowanie umysłów. Miejscem akcji są krakowskie slumsy, gdzie żyją obywatele najniższej kategorii C. Wszyscy marzą o awansie do wyższej klasy B, o najwyższej A nie wspominając. Lazarski dostaje niepokojącą wiadomość od syna, rusza na jego poszukiwanie, trafiając do zapuszczonej kamienicy. Z lokacji na lokację, od jednej historii do drugiej atmosfera się zagęszcza i robi się coraz ciekawiej. Gra wymaga myślenia i dokładnego przeszukiwania każdego pomieszczenia. Kilka momentów, w których można się zagubić, wymagało ode mnie powrotu i powtórnego przeszukania odwiedzonych już miejsc. Prócz głównego wątku warto szperać we wszystkich zakamarkach i realizować misje poboczne, które jednak nie są konieczne do ukończenia gry. Warto korzystać z dziennika, zawierającego aktualne cele misji. Akcja trzyma w napięciu, a typowo kryminalna na początku historia skręca z czasem w pożądanym kierunku horroru. Świetne sterowanie W grze podobać się może sprytny sposób sterowania, np. drzwi otwieramy, klikając lewym przyciskiem myszy i przesuwając ją w górę lub w dół w zależności od tego, czy chcemy otworzyć drzwi na zewnątrz, czy pociągnąć do środka. Sama „klawiszologia” jest genialnie prosta i do bólu klasyczna, a na pececie prócz WASD do chodzenia wystarczą trzy przyciski myszy oraz dwa klawisze włączające dwa różne skanery, dzięki którym poznajemy otoczenie. Jeden bada obiekty biologiczne, drugi – cyfrowe. Grafika i dźwięk Ciemne korytarze, kilometry kabli oraz... brud. Wszystko to jest pokazane szczegółowo, okraszone co chwilę cyfrowymi artefaktami zakłóceń. Głęboki głos Hauera sprawdza się doskonale w przypadku detektywa Lazarskiego, a efekty dźwiękowe otoczenia połączone z ponurym klimatem są świetne! Podsumowanie Observer to przede wszystkim świetna historia, która zainteresuje każdego wielbiciela horrorów, a dla fanów cyberpunka to obowiązkowa pozycja. Z jednej strony, jest to typowa gra, w której chodzimy i poznajemy otoczenie, zbieramy dane, przedmioty i coraz więcej dowiadujemy się o prowadzonym śledztwie. Ale z drugiej, to gra z genialnym, wciągającym klimatem, w której są i świetne momenty, i niespodziewane zwroty akcji. Poprzednia gra Bloober Team, „Layers of Fear”, opierała się na podobnych mechanizmach, jednak „Observer” jest moim zdaniem lepszy, bardziej rozbudowany i świetnie trafia ze swoją cyberpunkową, postpeerelowską wizją w gusta graczy. W Polsce gra dostępna jest w wersji na peceta, w specjalnym wydaniu z plakatem, artbookiem i cyfrowymi dodatkami – soundtrackiem i pakietem fana. Gra jest też dostępna na PS4 i Xboxa One. Minimalne wymagania na PC * System operacyjny: Windows 7 * Procesor: Intel Core i3 (3,4 GHz) / AMD A8-6700 (3,1 GHz) * Pamięć: 8 GB RAM * Karta graficzna: NVIDIA GeForce 660 / AMD R9 270 * DirectX: Wersja 11 * Miejsce na dysku: 10 GB
„Observer”, czyli Kraków w roku 2084 – recenzja gry
„Beast of Winter” zdecydowanie nie jest dla „Pillars of Eternity II” takim dodatkiem jak „Noc Kruka” dla „Gothica II” czy „Krew i wino” dla „Wiedźmina 3” – to zupełnie nie ta liga. Ale jak na DLC za niecałe 40 zł oferuje wystarczająco dużo atrakcji – które zrealizowano wystarczająco dobrze – by nie przejść obok tego rozszerzenia tak całkiem obojętnie. Przy drugiej części Pillars of Eternity studio Obsidian znacznie szybciej daje powody, by wrócić do Eory, niż miało to miejsce w przypadku poprzedniej odsłony cyklu. Przyczyna jest prosta. Wtedy deweloper zdecydował się na stworzenie jednego (choć dwuodcinkowego) dużego dodatku, na który musieliśmy czekać prawie pół roku. Teraz Obsidian stawia na mniejsze, łatwiejsze do opracowania DLC. Czy to słuszne podejście? Dzięki wydanemu niedawno pierwszemu rozszerzeniu, zatytułowanemu Beast of Winter, możemy zacząć wyrabiać sobie opinię na ten temat. Dość przychylną opinię, dodam już na wstępie. Siecz i rąb Na początek jeszcze jedna ważna informacja – „Zimowa Bestia” to przygoda dla wysokopoziomowych postaci. Jeżeli nie korzystacie z opcji skalowania trudności, a Wasza drużyna nie osiągnęła jeszcze, powiedzmy, 15. poziomu, nie macie w ogóle po co sięgać po ten dodatek. No, chyba że lubicie porządne wyzwania. Tych zaś jest tu pod dostatkiem. Motyw przewodni rozszerzenia stanowi polowanie na pewną wyjątkową smoczycę, która wystrychnęła na dudka bogów i oszukała śmierć, a teraz swoimi działaniami pośrednio ściąga wielkie zagrożenie – w postaci rozrastającego się lodowca – na cały świat. Tak, bez walki się nie obejdzie – a wiedzieć Wam trzeba, że nie jest to nawet najpotężniejszy przeciwnik, jakiemu mamy szansę stawić czoła w Beast of Winter. Pozostaje jeszcze tytułowa Zimowa Bestia, straszliwy awatar złowrogiego boga Rymrganda... Ogólnie rzecz biorąc, dodatek koncentruje się na przygodach w klasycznym stylu spod znaku dungeon crawlerów. Opowieść – choć wcale nie tak pospolita, jak mogłoby się wydawać – toczy się bocznym torem, a do bohaterów należy przemierzanie tajemniczych ruin, dziesiątkowanie przeciwników (wśród nich występują nowe „okazy”, takie jak kultyści i lodowe potwory), unikanie pułapek i obławianie się skarbami, w tym potężnymi magicznymi przedmiotami. Dialogów niby też nie brakuje w toku tych wszystkich działań, ale Beast of Winter raczej nie usatysfakcjonuje entuzjastów dokonywania wyborów moralnych, popisywania się talentami dyplomatycznymi, rozwiązywania zagadek czy przekradania się obok zagrożeń. Innymi słowy, zadania w rozszerzeniu nie są tak różnorodne jak te z „podstawki”. A szkoda. Powrót do korzeni Jednak „Zimową Bestię” wciąż można uznać za gratkę dla osób, które w Pillars of Eternity grają dla opowieści – pod warunkiem, że ktoś bardzo interesuje się światem stworzonym przez Obsidian Entertainment (Eorą) i łaknie wiedzy na jego temat. Dodatek pozwala zapoznać się bliżej przede wszystkim z „zimną” częścią uniwersum – począwszy od wspomnianego boga Rymrganda i jego kultu, na ludach regionu zwanego Wędrującą Bielą (na pewno zgadniecie, co kryje się pod tą nazwą) skończywszy. Ale to nie wszystko. Ponieważ w trakcie przygody nadarza się okazja, by poskakać po innych wymiarach, twórcy mogli trochę zaszaleć i pobawić się najróżniejszymi motywami Eory. Dość powiedzieć, że pojawia się tu zaskakująco dużo nawiązań do głównej linii fabularnej pierwszej gry z serii. Koniecznie zabierzcie Edera na tę wyprawę. Kolejna mocna strona dodatku to lokacje, jakie zwiedzamy, bardzo odmienne od tych z „podstawki”. Zaczynamy w klasycznej mroźnej krainie, która nasuwa przyjemne skojarzenia z serią Icewind Dale czy rozszerzeniem The White March do pierwszego PoE – i zanim zdążymy znudzić się tymi zimowymi krajobrazami, w scenariuszu następuje gwałtowny zwrot (wspomniane wcześniej skakanie po wymiarach) i widoki zostają diametralnie odmienione. Krótko mówiąc, nie sposób narzekać na brak różnorodności nowych obszarów – tak samo jak na ich jakość, bo każde miejsce jest równie ładne i klimatyczne jak wszystkie inne w Archipelagu Martwego Ognia. Przeczytawszy wszystko powyższe, zapewne dochodzicie do wniosku, że Beast of Winter to dodatek godny polecenia. Czy tak jest w istocie? Owszem – ale pod warunkiem, że w „podstawce” ma się już zrobione absolutnie wszystko, co było tam do zrobienia (za wyjątkiem głównego wątku, bo po jego skończeniu nie da się grać dalej), i jeszcze mało Wam przygód w Eorze. Nawet jeśli w rozszerzeniu dzieją się rzeczy, które zostają odnotowane w zakończeniu całej gry (w formie kilku plansz tekstu ekstra), to w istocie nie ma ono większego znaczenia. Ot, jeszcze jedna wyspa w archipelagu, na której można spędzić przyjemnie kilka godzin (ok. pięciu), obławiając się przedmiotami i doświadczeniem. Czy to powinien oferować produkt kosztujący niecałe 40 zł? Na to pytanie odpowiedzieć musicie już sobie sami. Plusy: dobrze opracowana przygoda spod znaku „lochów i smoków”; spora dawka ciekawostek dla miłośników świata Eory; klimatyczne, bardzo ładne lokacje; nowi przeciwnicy i potężne przedmioty do zdobycia. Minusy: * przydałoby się więcej sposobów wykonywania zadań; * w ostatecznym rozrachunku dodatek niewiele wnosi do gry; * za mało wyborów, za dużo walki (dla niektórych). Platforma: PC Wymagania sprzętowe: * rekomendowane: Intel Core i5-2400 3.1 GHz / AMD Phenom II X6 1100T 3.3 GHz, 8 GB RAM-u, karta grafiki 2 GB GeForce GTX 960 lub lepsza, 45 GB HDD, Windows 10 64-bit; * minimalne: Intel Core i3-2100T 2.5 GHz / AMD Phenom II X3 B73 2.8 GHz, 4 GB RAM-u, karta grafiki 1 GB GeForce 9600 GT / Radeon HD 4850 lub lepsza, 45 GB HDD, Windows Vista 64-bit. Przeczytaj również recenzję gry „Pillars of Eternity II: Deadfire”.
Recenzja „Beast of Winter”, dodatku do gry „Pillars of Eternity II: Deadfire”
Prosta, dwukolorowa okładka, zaprojektowana według znanego już schematu, z wyróżnionymi narożnikami i zdjęciem w centralnej części, skrywa barwną opowieść o człowieku, który przynajmniej pod kilkoma względami był jak książka – zbyt łatwo oceniany po pozorach. Śniadanie u Tiffany’ego „Truman Capote” to opowieść o potrzebie wyróżnienia, o byciu oryginalnym, o chęci zaistnienia i łamania społecznych kanonów, o byciu sobą i skupianiu się przede wszystkim na sobie. To także historia człowieka reprezentującego to wszystko – pisarza, scenarzysty i skandalisty, który wymyślił sobie, że będzie wyjątkowy i sprawi, że cały świat go zapamięta. Chyba najbardziej znaną powieścią Capotego jest „Śniadanie u Tiffany’ego”, opowiadające o młodej dziewczynie, która właśnie przyjechała do wielkiego miasta, gdzie zaczęła prowadzić życie zupełnie odmienne od dotychczasowego. Było ono zdecydowanie wystawniejsze i pełne szokujących szczegółów, które bardzo często wymyślała sama bohaterka. Pod tym kątem wiele osób mających okazję spotkać Trumana Capotego prawdopodobnie tak samo opisałoby również pisarza – jako osobę, która barwnie i intensywnie kreuje swój wizerunek. Czy nazwiemy to zawiścią czy zwykłymi obserwacjami, to jedno pozostaje niezmienne. Pisarz był bardzo ekscentryczną i wyjątkową postacią, która inspirowała i przykuwała uwagę wielu osób, w tym również innych twórców i artystów. Sam Truman Capote jako pisarz i rozmówca był niezwykle błyskotliwy i wnikliwy, ale prawdopodobnie również niebezpieczny. Miał pamięć absolutną i dokładnie zapamiętywał rozmowy, które przeprowadzał. To między innymi dzięki tej umiejętności potrafił zebrać materiały do swojej książki „Z zimną krwią”, która była pewnym rodzajem bardzo szczegółowej powieści dokumentalnej. Legendarny za życia W dzisiejszych czasach pisanie biografii za życia gwiazdy przyjęło się już uznawać za normę. Niewielką przesadą byłoby stwierdzenie, że swoją książkę ma już niemal każdy celebryta, bez względu na osiągnięcia czy rozpoznawalność. Jednak w czasach aktywności Capotego wyglądało to zgoła inaczej. Niemniej młody Truman zdążył już tak bardzo wstrząsnąć światem, w którym się obracał, że przykuł w końcu uwagę Geralda Clarke, który następnie spędził trzynaście lat na zbieraniu materiałów, przeprowadzaniu rozmów i spisywaniu biografii tego ekscentrycznego twórcy. Nie była to najwdzięczniejsza praca. Autor sam wspomina, że dzięki licznym (i długim) rozmowom z Trumanem zyskał szczerze oddanego przyjaciela, ale były też chwile, gdy musiał się mocno napracować, by – w tym, co usłyszał – oddzielić prawdę od koloryzowanych faktów, z których Capote był już przecież znany. Dzięki niemal mrówczej pracy badacza, czytelnik ma możliwość dość dokładnie poznać „nadzieję amerykańskiej literatury” i chociaż Clarke „filtrował” mniej prawdopodobne informacje, a pozostawiał tylko rzetelnie sprawdzone, to książka wciąż pełna jest niesamowitości. Tę biografię znajdziecie na Allegro już od ok. 35 złotych Źródło okładki: www.piw.pl
„Truman Capote” Gerald Clarke – recenzja
Prawdopodobnie większość z czytelników miała sposobność obejrzeć jakiś film szpiegowski. Być może był to jeden z filmów o Jasonie Bournie, Jamesie Bondzie, a może „Mission Impossible”? Każdy z nich opowiada o przygodach najbardziej znanych na świecie „szpiegów”. Prawie zawsze podczas seansu pojawia się też niedowierzanie – to się nie może tak odbywać. Prawda jest jeszcze bardziej emocjonująca O ile w przypadku wymienionych wcześniej filmów mieliśmy do czynienia z przedstawicielami klasycznego obozu „dobrych” – czyli tymi, na których sami chcielibyśmy liczyć w przypadku kłopotów, o tyle książka „Nie ma zadań niewykonalnych” opowiada o szpiegach zdecydowanie mniej znanych i, przynajmniej przez pewien czas, mniej lubianych. W historii literatury szpiegowskiej wywiad izraelski dość długo i skutecznie strzegł tajemnic swoich agentów. Dzięki temu wszelkie informacje o ich działalności wydawały się wyjątkowo niesamowite – nawet do granic filmowej niewiarygodności. A jednak – jak to często ma miejsce – prawda bywa barwniejsza od pisarskiej wyobraźni. Po prostu, dla ogólnego dobra, mniej się o niej mówi. Tym razem autorzy postanowili uchylić rąbka tajemnicy. I tak powstała książka o trzydziestu najbardziej brawurowych misjach. W dzisiejszych czasach czytelnik mógł słyszeć o wielu akcjach sił specjalnych izraelskich służb. Można nawet uznać, że ich zadania w dużym stopniu pokrywają się z tymi podejmowanymi przez wywiady innych państw. Oczywiście różny jest cel, czyli dobro konkretnego kraju. Jednak kiedy za pisanie książki zabiera się najlepszy specjalista od wywiadu i biograf najbardziej znanych izraelskich polityków, możemy się spodziewać zaskoczenia i wielu ciekawych smaczków. Chwała i niesława Autorzy przedstawiają nam historie jak najbardziej prawdziwe i pełne szczegółów. Oprócz samej akcji czytelnik otrzymuje również dosyć szeroki opis planów i przygotowań oraz kompletne (o ile było to możliwe) wyjaśnienie powodów podejmowania określonych działań, a także komentarze polityków i ważnych postaci historycznych. Ten aspekt z pewnością ucieszy osoby zainteresowane czymś więcej niż tylko sensacyjnym aspektem akcji oraz technicznym wyszkoleniem agentów sił specjalnych. Można przeczytać tu zarówno o typowych zadaniach antyterrorystycznych (takich jak odbijanie zakładników), jak i bardziej „hollywoodzkich” poczynaniach. Do tych ostatnich zdecydowanie należy misja polegająca na odebraniu Francji kutrów rakietowych, za które Izrael już zapłacił, ale których wydania – z powodów politycznych – odmawiał de Gaulle. Autorzy opisali szczególnie istotne akcje aż do roku 2014. Są wśród nich również takie, które „nigdy nie miały miejsca” oraz takie, które niekoniecznie pozwolą się zapisać po stronie „zwycięzców”. W każdym przypadku widać jednak, że izraelskie siły specjalne dokładają wszelkich starań, by faktycznie żadne zadanie nie było „niewykonalne”. Czytamy tu o, czasem zaskakujących, trudach należenia do takiej jednostki oraz o niebywałej dumie, którą odczuwają jej członkowie. Niesamowita lektura. Książkę znajdziecie na Allegro już za ok. 23 złote. Źródło okładki: www.rebis.com.pl
„Nie ma zadań niewykonalnych” Michael Bar-Zohar, Nissim Mishal – recenzja
Cukrowe zajączki czy jajeczka z czekolady? Co podarować chłopcu z okazji świąt? A może postawić na zabawkę, którą będzie mógł się bawić przez długie miesiące? Chłopcy w wieku 5–6 lat uwielbiają tworzyć własne, miniaturowe światy, odgrywać scenki i wchodzić w role bohaterów bajek i gier komputerowych. Jednocześnie chętnie angażują się w zabawy ruchowe z rodzicami lub kolegami i uczą się nowych rzeczy. Dlatego wybierajmy zabawki, które wpływają na rozwój ich kreatywności, fantazji i wrażliwości oraz zachęcają do poznawania świata. Tematyka może być różnorodna: zwierzęta, sport, muzyka, wojsko, Dziki Zachód. Nie musimy też wydawać majątku. Wystarczy kilka złotych, choć oczywiście możemy się zdecydować na bardziej kosztowny upominek. Prezent dla pięciolatka box:offerCarousel Pistolet na wodę. Prezent na czasie ze względu na lany poniedziałek! Plastikowy pistolet ma długość 29 cm, w tylnej części cylindryczny pojemnik na wodę i dodatkowo pompkę. Nalewamy wodę, pompujemy i wystarczy nacisnąć spust, a przeciwnik już będzie mokry! Cena: 7,49 zł. Cymbałki ośmiotonowe. Zabawka, która rozwija wrażliwość muzyczną dziecka, dostarcza bodźców estetycznych i mnóstwo radości z uprawiania muzyki. Dzięki półokrągłym blaszkom osadzonym na solidnym spodzie z naturalnego drewna dźwięki cymbałek są delikatne i przyjemne dla ucha. W zestawie dwie drewniane pałeczki. Wymiary: 29 cm x 22 cm. Cena: 22,90 zł. Śmieciarka Rowdy. Ulepione z ciastoliny butelki Rowdy przerabia na zabawne śmieci! W zestawie: śmieciarka, łopata, kontener na śmieci, forma do wyciskania butelek oraz 4 tuby Play-Doh. Ciastolina rozwija kreatywność i wyobraźnię. Nie brudzi podłóg i ubrań, a okruszki łatwo można usunąć! Cena: ok. 40 zł. Lego Super Heroes Wonder Woman Kontra Doomsday. Tym razem stają do walki Wonder Woman i Doomsday. Zestaw zawiera: minifigurki Wonder Woman i Doomsdaya, odrzutowiec Mighty Micros Wonder Woman z przezroczystymi elementami, ozdobiony płomieniami samochód Mighty Micros Doomsdaya, miecz i tarczę Wonder Woman, a także pałkę Doomsdaya. Cena: 65 zł. Wigwam Aztec. Ozdobiony indiańskimi wzorami w różnych odcieniach niebieskiego na wysokiej jakości płótnie bawełnianym. Elementem nośnym jest sześć drewnianych słupków z plastikowymi złączami. Nie ma podłogi, natomiast powłoka jest wodoodporna, dlatego nadaje się do użytku i w domu, i w ogrodzie. Cena: 234,90 zł. Z czego ucieszy się sześciolatek? box:offerCarousel Gra Kuleczka do dołeczka. Niezobowiązujący prezent za kilka złotych. W ślicznym drewnianym pudełeczku, przykrytym przezroczystą pokrywką plastikową, znajdują się małe kulki, które należy umieścić w otworach w planszy. Aby to zrobić, trzeba wytężyć wzrok i umysł. Gra rozwija umiejętność logicznego myślenia, równowagi i koordynacji ruchowej, ale najbardziej uczy dziecko cierpliwości. Jeśli kupimy co najmniej dwie gry, dzieci mogą urządzić zawody, które pierwsze umieści kulki w dołkach. Wymiary: 6,5 cm x 6,5 cm. Cena: 6,50 zł. Skarbonka-bankomat z kartą bankomatową, polskimi banknotami, monetami i blokadą na PIN pozwoli dziecku poznać zasady wpłacania i wypłacania pieniędzy. Należy włożyć kartę, wstukać PIN i wybrać rodzaj operacji. Ta niezwykła zabawka uczy kontrolować swoje oszczędności i sprawdzać stan konta. Kosztuje ok. 60 zł. Simba Wieża treningowa. Zabawka z serii związanej z dzielnym strażakiem Samem. Wyposażono ją w otwierane drzwi, ściankę, którą można „zburzyć”, jedno okno z ruchomym elementem imitującym płomienie ognia, drugie z balkonikiem, trzecie zaś z ruchomą plastikową szybką, którą można „rozbić”. Na szczycie wieży znajduje się mocowanie do rozwijanej na korbkę liny. W zestawie znajdują się: figurka strażaka Sama w żółto-granatowym stroju z ochronnym kaskiem, maską gazową i zbiorniczkiem na szelkach (można go zdjąć) oraz manekin, armatka wodna wystrzeliwująca pociski-strumienie wody, młot, kilof, łopata, a także inne akcesoria. Cena: 78,90 zł. Samochód brygady policyjnej Playmobil. Pojazd policyjny z efektami świetlnymi i dźwiękowymi, otwieranymi bocznymi i tylnymi drzwiami, zdejmowanym dachem i kabiną. W zestawie dwie figurki policjantów oraz akcesoria: kajdanki, karabin snajperski, pałka policyjna, latarka, pistolet i tarcza. Playmobil Policja to pełna akcji seria nawiązująca do ekscytującej pracy policjantów i policjantek. W kolekcji znajduje się mnóstwo różnych pojazdów policyjnych, a także posterunek policji. Cena ok. 80 zł. Lego Star Wars Gwiezdny Sęp. Rowan, Kordi i Zander to rodzeństwo. Wspólnie polują na kosmiczny złom statkiem Gwiezdny Sęp. Dziecko pomaga im w tym zadaniu, rozkładając silniki, okrętując minifigurkę i przyjaznego droida R0-GR do minipojazdu zbieraczy, wyposażonego w kosmiczną łyżkę. Zestaw zawiera minifigurki Rowana, Kordi i Zandera, a także Rogera, przyjaznego droida R0-GR. Dzięki modułowym skrzydłom, silnikom i blasterom statek może zmieniać konfigurację. Ma rozkładaną sekcję górną i jest wyposażony w dwa sprężynowe działka oraz miniaturowy pojazd zbieraczy z łyżką. W zestawie akcesoria: piła, klucz, kubek i makrolornetka. Cena: 269,90 zł. Oferta producentów jest bardzo szeroka. Pamiętajmy tylko o wybieraniu zabawek bezpiecznych dla dziecka. Dlatego przed zakupem sprawdźmy, czy mają stosowne certyfikaty.
Prezent dla 5–6-letniego chłopca z okazji Wielkanocy
Pokój dziecka to wyjątkowe miejsce. To tutaj odpoczywa, bawi się, spędza w nim ważne w swoim życiu chwile. To przestrzeń, która powinna być magiczna i przeznaczona tylko i wyłącznie dla twojego malucha. Aby było w nim szczęśliwe, nie wystarczy zadbać o odpowiednie meble. Bardzo ważna jest aranżacja wnętrza. Akcesoria, które się w nim znajdą, powinny stworzyć niepowtarzalny klimat, a jednocześnie współgrać z potrzebami i charakterem malca. Powinien o tym pamiętać każdy rodzic. Jednym z najistotniejszych elementów pokoju dziecka jest odpowiednie oświetlenie. To ono decyduje w dużej mierze o tym, jaki nastrój będzie panował w dziecięcym pokoju. Może sprawić, że pomieszczenie będzie ciepłe i przytulne, a przecież takie ma być królestwo twojego szkraba. W jakie oświetlenie warto zainwestować, aby stworzyć dziecku magiczny klimat? Cotton balls Na ich punkcie oszalał cały świat. Nic dziwnego, cotton balls to niezwykły rodzaj oświetlenia. To bawełniane kuleczki z żarówką w środku. Za te oryginalne, sprzedawane w zestawie, warto zapłacić nawet kilkaset złotych. Dają miękkie i delikatne światło, które po zmroku rozświetli w magiczny sposób dziecięcy pokój. Cotton balls wykonane są z przędzy bawełnianej i pasują zarówno do pomieszczenia młodszych dzieci, jak i nastolatków. To jednak coś więcej niż kolorowe lampeczki. Są dekoracją, która robi wrażenie również za dnia. Bawełniane kule można układać wzdłuż przewodu w dowolnej kolejności – wszystko zależy od twojej wyobraźni. Co więcej, lampki występują w wielu wersjach kolorystycznych. Te najmodniejsze zachwycają delikatnymi pastelami oraz pustynnymi barwami. A kiedy twojemu maluchowi znudzi się „kulkowe” oświetlenie, cotton balls możesz wykorzystać do rozświetlenia ogrodu, tarasu lub łazienki. Lampa pająk Lampa pająk daje mnóstwo możliwości. W zależności od tego, jaki model kupisz, może posiadać jedno, dziesięć, a nawet dwadzieścia ramion, a każde z nich jest zakończone żarówką. Dzięki nim możesz doskonale oświetlić każdy kąt dziecięcego pokoju. Lampa pozwoli ci wykazać się kreatywnością. Oryginalnie występuje w trzech kolorach – białym, czarnym i czerwonym, ale dzięki pomysłowości producentów możesz sam wybrać kolory sznurów oraz silikonowych oprawek i stworzyć unikalny zestaw z połączenia ulubionych kolorów twojego dziecka. Żyrandol ma niezwykle nowoczesny i oryginalny design. Jest uniwersalny, gdyż pasuje zarówno do pokoju przedszkolaków, jak i tych nieco starszych dzieci. Lampa pająk ma jeszcze jedną niezwykle istotną właściwość. Dzięki odpowiedniemu rozmieszczeniu pozwoli na otoczenie pokoju delikatnym i rozproszonym światłem bez cieni powstających przy centralnie umieszczonej lampie, a to będzie znacznie zdrowsze dla oczu twojej pociechy. Kulki GLO Przepięknie kolorowe. Niektóre dzieci powiedzą nawet, że kosmiczne! Świetlne kulki GLO stworzą wspaniały, bajkowy nastrój w pokoju twojego malucha. To niezwykła atrakcja, zwłaszcza dla najmłodszych, i skuteczny „usypiacz”, który przypadnie do gustu również rodzicom. Kulki to nic innego, jak interaktywna, świecąca w wielu kolorach ledowa lampka nocna. Co więcej, kulki są zdejmowane i dzięki temu sprawiają, że dzieci chętnie się nimi bawią przed zaśnięciem. Są fluorescencyjne, chłoną światło z diod led, aby wspaniale rozświetlić pomieszczenie, w którym się znajdują. Ich światło ma właściwości uspokajające. Są lekkie i wykonane z plastiku. Lampka – piłka nożna Emocje po EURO 2016 jeszcze nie opadły. Niezwykły występ reprezentacji Polski w piłkę nożną na tegorocznych mistrzostwach sprawił, że sport ten zyskał miliony nowych fanów zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych. To dyscyplina, którą pokochały dzieci bez względu na płeć. Jeśli twój skarb również do nich należy, spraw mu prezent i kup lampkę – piłkę nożną. Wśród dostępnych modeli znajdziesz kinkiety, żyrandole i wiszące lampy ozdobne. To nie lada gratka dla miłośników sportu. Dzięki szerokiej gamie kolorystycznej oraz dostępności w wielu rozmiarach będziesz mógł dobrać ten idealnie pasujący do wystroju pokoju twojego dziecka. To propozycja dobra zarówno dla nastolatków, jak i dla młodszych fanów.
Jak rozświetlić pokój dziecka i stworzyć w nim magiczny klimat?
W dzisiejszych czasach elektronika jest już niemal wszędzie. W autach gości od wielu lat, pomagając w takich rzeczach jak dystrybucja paliwa czy bezpieczeństwo pasażerów. Jednak oprócz tej montowanej fabrycznie, warto także zainteresować się innymi urządzeniami, które znacznie poprawią komfort jazdy. Nawigacja samochodowa i uchwyt Zalety nawigacji GPS są powszechnie znane i nie wymagają wyjaśnień. Dzięki temu urządzeniu człowiek, gdziekolwiek nie pojedzie, wie jak wrócić, a droga w nieznane staje się drogą „w znane”. Rozważając jego zakup, warto zainwestować w taki model, który posiada od razu uchwyt, pozwalający na montaż sprzętu w wygodnym miejscu. Jeśli w zestawie nie ma uchwytu, trzeba go kupić osobno. Wypada także zwrócić uwagę na to, co oprócz samych map i nawigacji, GPS ma do zaoferowania. Może to być na przykład radio, odtwarzacz mp3 i inne dodatki, które nie są niezbędne, ale zawsze mogą się przydać. Ceny nawigacji GPS wahają się od stu złotych do nawet kilku tysięcy, jednak na potrzeby przeciętnego kierowcy wystarczy spokojnie taka, które kosztuje 300-400 złotych. Samochodowy rejestrator obrazu Niektóre sytuacje wymagają możliwości zarejestrowania tego, co dzieje się na drodze. Samochodowy rejestrator obrazu, czyli po prostu kamera samochodowa, to urządzenie, z którego chętnie korzystają służby mundurowe, firmy transportowe oraz osoby prywatne. W zależności od wybranego modelu, różna jest ilość dostępnej pamięci do zapisywania obrazu oraz liczba dodatkowych funkcji. Na przykład model U-DRIVE UP samochodowy rejestrator obrazu MT4045 pozwala na zapis filmu w wysokiej rozdzielczości 1980x1080 pikseli, a podgląd można obejrzeć na niewielkim, 1,5-calowym wyświetlaczu. Z kolei samochodowy rejestrator obrazu DRIVE GUARD MT4044 zapisuje w maksymalnej rozdzielczości 1280 x 720 pikseli. Ładowarka samochodowa Ładowarka samochodowa to urządzenie, dzięki któremu bez problemu naładujemy wszelkie gadżety elektroniczne, takie jak smartfony, tablety, itp. Wyposażona w porty USB, doskonale nadaje się na długie podróże, w czasie których dzieci grają na telefonach czy przenośnych konsolach. Dzięki ładowarce można w razie potrzeby uzupełniać stan naładowania akumulatorów. Dla przykładu, bk742 ładowarka samochodowa 2 porty USB KOM MP4 posiada kilka wejść USB 2.0, a ładowarka samochodowa 3 x USB 4.8A AVANTREE TR408 ma tych wejść trzy. Standardem w każdej ładowarce jest dioda LED, która kolorem informuje o postępie ładowania. Barwa czerwona oznacza ładowanie w toku, a zielona - naładowany akumulator urządzenia. Słuchawka Bluetooth Jeżeli nie przepadamy za zestawami głośnomówiącymi, warto zamiast takiego sprzętu pomyśleć o słuchawce Bluetooth. W zależności od wybranego modelu, użytkownik ma opcję nie tylko odbierania i prowadzenia rozmów za jej pomocą, ale również słuchania radia czy muzyki, choć w tym ostatnim przypadku nie jest to wskazane, ponieważ może ona zagłuszyć ważne dźwięki informujące o wydarzeniach na drodze (sygnał karetki). Ceny słuchawek Bluetooth różnią się w zależności od producenta i typu urządzenia. Najtańsze to wydatek kilkunastu złotych, podczas gdy najdroższe to ponad dwieście złotych. Niektóre modele mają wiele dodatkowych zalet – na przykład słuchawki BT STERO BLUEANT PUMP HD 3 mogą poszczycić się posiadaniem wodoodpornej siatki, stabilizatorów oraz doskonałą stabilnością. Lokalizator GPS Lokalizator GPS to dobry pomysł, jeśli kierowca boi się kradzieży auta. W takim przypadku, to niewielkie urządzenie pozwoli mu zlokalizować skradziony lub zaginiony pojazd. Często używane są przez firmy, które chcą wiedzieć, gdzie znajdują się ich samochody służbowe. Lokalizator GPS TK102 umożliwia śledzenie w prosty sposób. Urządzenie wysyła sms-a zawierającego dane z pozycjami, które można następnie znaleźć w Google Maps. Możliwe jest trwałe podłączenie do samochodu przez zewnętrzny zasilacz. Koszt takich urządzeń dobrej jakości waha się między 100-300 złotych, nie jest to więc jakiś duży wydatek. Należy jednak pamiętać o tym, że urządzenie tego typu może być używane tylko i wyłącznie przez osoby uprawnione, nie można go traktować jako gadżet szpiegowski.
Elektronika w samochodzie - co warto mieć?
Okres menopauzy może wiązać się z bardziej lub mniej uciążliwymi dolegliwościami. Niektóre kobiety niemal zupełnie nie zauważają zmian, jakie zachodzą w ich organizmie. Ogromna jednak rzesza pań w wieku przekwitania skarży się na utrudnione codzienne funkcjonowanie. Jak sobie z tym radzić? W czasie klimakterium następują zmiany i wahania w poziomie hormonów we krwi. To prowadzi do nieregularności i stopniowego zaniku miesiączki, a także huśtawek nastroju, kłopotów ze snem, napadów gorąca, wahań masy ciała, osłabienia włosów, zatrzymywania wody w organizmie i wielu innych! Okazuje się, że istnieją sposoby na złagodzenie tych dolegliwości naturalnymi specyfikami. Jakie zioła mają takie właściwości? Niepokalanek pospolity Niepokalanek to krzew, którego owoce są cenionym surowcem zielarskim. Jagody wydawane są na jesień, a zawierają substancje czynne, które w sposób bezpośredni oddziałują na przysadkę mózgową. Dzięki temu bez zawartości hormonów i substancji hormonopodobnych mogą regulować ich gospodarkę w organizmie. Niepokalanekjest składnikiem wielu suplementów przeznaczonych dla kobiet, nie tylko tych w okresie menopauzy, ale również dla pań borykających się z problemami z nieregularnym cyklem miesiączkowym. Ponadto napary z tej rośliny niwelują drażliwość, poprawiają nastrój i są pomocne w leczeniu depresji. Suszone, zmielone owoce zalewa się w wrzątkiem i pije dwa razy dziennie. Dzięgiel chiński Dzięgiel to składnik wielu leków znanych od wieków z tradycyjnej medycyny chińskiej. Zawiera liczne substancje czynne, które przyniosą ulgę również kobietom w okresie menopauzy. Wśród nich są między innymi flawonoidy, fitoestrogeny, fitosterole, a także pierwiastki mineralne i moc witamin. Korzeń dzięgla stabilizuje pracę układu hormonalnego, zmniejsza gwałtowność uderzeń gorąca, wzmacnia mięśnie macicy, poprawia stan cery oraz nastrój. Kupić go można w gotowych mieszankach ziołowych z innymi wartościowymi składnikami, jako samodzielny preparat w kapsułkach oraz naturalny, suszony korzeń gotowy do przygotowywania naparów. Mniszek lekarski Mniszek lekarski jest zielem nieco niedocenianym na co dzień. Warto jednak zapoznać się z jego dobroczynnymi właściwościami i zacząć z nich korzystać również przed nastaniem klimakterium. Korzeń rośliny wspomaga funkcjonowanie wątroby. Jak wiadomo, organ ten jest odpowiedzialny za regulowanie poziomu estrogenów, których gospodarka w czasie menopauzy ulega zmianom. Dodatkowe działanie moczopędne pozwala skuteczniej pozbywać się wody oraz toksyn z organizmu. Koniczyna czerwona Kolejnym drogocennym środkiem zielarski, polecanym w szczególności kobietom w okresie menopauzy, jest koniczyna czerwona. Napary przygotowane z suszonych kwiatów zwiększają elastyczność i wytrzymałość naczyń krwionośnych oraz normalizują ciśnienie krwi. W efekcie uderzenia gorąca stają się mniej uciążliwe, nie dokucza nadmierne pocenie, a drażliwość i niepokój ustają. Koniczynę można kupić w postaci gotowego do zalewania wodą suszu albo w tabletkach. Terapie ziołowe polecane są wszystkim kobietom, u których nie można zastosować hormonalnej terapii zastępczej lub gdy dolegliwości nie są zbyt intensywne. Fitoestrogeny w skuteczny sposób oddziałują na organizm i regulują jego funkcjonowanie, w czasie gdy poziom estrogenów waha się lub gwałtownie maleje. W sprzedaży dostępnych jest wiele preparatów, od ziół w formie suszu do przygotowywania naparów aż po tabletki z ekstraktami i wyciągami z konkretnej rośliny.
Zioła, które pomogą w leczeniu objawów menopauzy
Fotografia nie jest sztuką łatwą. Nie tylko wymaga sporej wiedzy i doświadczenia, ale także dużej pomysłowości i kreatywności. Jest jednak kilka zasad, którymi należy się kierować i dzięki którym zdjęcia powinny prezentować się zdecydowanie lepiej. Takie reguły odnoszą się między innymi do sesji plenerowych. Zdjęcia plenerowe to chyba najpopularniejsza forma fotografii, a zarazem jedna z najtrudniejszych. Aby zrobić dobre zdjęcie w plenerze, nie wystarczy dobra modelka lub ciekawy obiekt i wysokiej klasy aparat. Drogie urządzenie nie daje gwarancji rewelacyjnych efektów, o ile nie będziemy kierować się kilkoma zasadami. Sprzęt Jeśli mamy aparat z wymienną optyką, to najważniejszymi sprzętami będą tak naprawdę wymienne obiektywy. Nie ma jednego uniwersalnego modelu, który sprawdzi się w plenerze. Wszystko zależy od tego, co tak naprawdę chcemy fotografować. W przypadku portretów dobrym wyborem będzie jasny obiektyw stałoogniskowy o jasności do f/2, dzięki któremu uzyskamy ładny efekt rozmycia tła i nie będziemy musieli martwić się słabszym światłem. Jeśli jednak chcemy fotografować np. zwierzęta, to najlepszym wyborem będzie tzw. teleobiektyw, czyli o dużej ogniskowej od 80 mm wzwyż. W ten sposób fotografię będziemy mogli zrobić z daleka i nie wystraszymy bohatera zdjęcia. Z kolei przy zdjęciach architektury świetnie sprawdzają się obiektywy szerokokątne, np. do 30 mm. Wszystko zależy od tego, co zamierzamy fotografować. Nie ma jednej, prostej reguły. Światło Odpowiednie światło to tak naprawdę najważniejszy element każdego zdjęcia, czy to plenerowego, czy też studyjnego. Bez dobrego światła nie ma dobrego zdjęcia. Wydawałoby się, że najlepszą porą na fotografowanie jest południe, kiedy to jest najjaśniej, a słońce wisi wysoko nad nami. Nic bardziej mylnego. Właśnie południa powinniśmy unikać. Ostre światło nie sprzyja fotografii. Dużo lepszą porą będzie wczesny poranek lub wieczór, kiedy słońce jest niżej. W ten sposób światło nie tylko nie będzie zbyt ostre, ale także pozwoli na uzyskanie ciekawych efektów. Jeśli chcemy fotografować modelki lub modelów, warto zaopatrzyć się w tzw. blendę, która pozwoli nam na odbicie promieni słonecznych. Dzięki temu będziemy mieli dużo większą kontrolę nad fotografowaną sceną. Ostrość Jeśli tylko mamy taką możliwość, to ostrość powinniśmy ustawiać ręcznie. Systemy automatyczne zostały tak zaprojektowane, aby punkt ostrości ustawiać na najbliższym obiekcie lub na podstawie uśrednionej odległości od poszczególnych punktów. Od czasu do czasu zdarzy się, że ostrość zostanie ustawiona dobrze, ale lepiej mieć nad tym pełną kontrolę. W przypadku portretów zawsze należy ustawiać ostrość na oczach fotografowanej osoby. Oczy są najważniejszym, najbardziej charakterystycznym i przyciągającym uwagę punktem naszej twarzy. Na każdym zdjęciu, o ile są widoczne, obowiązkowo muszą być ostre – nie ma wyjątków. Zapomnij o trybie auto Jeśli na poważnie chcesz się wziąć za fotografię, to zapomnij o trybie automatycznym w aparacie. Prawdziwy fotograf ma pełną kontrolę nad sceną i dokładnie wie, jakie efekty chce uzyskać. Oczywiście całkowicie ręczny tryb w wielu przypadkach będzie przesadą. Najpopularniejsze i najwygodniejsze są tryby preselekcji przesłony lub preselekcji migawki. Wbudowany w aparat czujnik światła dobierze pozostałe parametry. Jest jednak kilka zasad, o których trzeba pamiętać. Krótki czas naświetlania wykorzystujemy w przypadku scen dynamicznych, np. sportowców lub jadących samochodów. Z kolei przysłonę otwieramy, gdy chcemy mieć małą głębię ostrości, czyli np. rozmyte tło. Analogicznie duża głębia ostrości to przymknięta przysłona, ale wtedy wpada mniej światła do obiektywu, więc musimy zastosować dłuższy czas naświetlania lub wyższe czułości ISO. Jeśli już przy ISO jesteśmy, to zawsze starajmy się wykorzystywać jak najniższe wartości, ponieważ znacząco poprawi to jakość zdjęcia. No i fotografujemy w formacie RAW, jeśli pozwala nam na to sprzęt. Daje on dużo lepszą jakość i wiele rzeczy da się poprawić w trakcie późniejszej edycji.Fotografia to wiele zasad, którymi należy się kierować i które obowiązkowo trzeba znać. Jednocześnie robienie zdjęć to także zabawa, eksperymentowanie z formą, światłem i sceną. Warto poznać najważniejsze reguły, ale nie zawsze trzeba się ich trzymać. Warto o tym pamiętać.
Sesja w plenerze – co musi wiedzieć początkujący fotograf?
Podróżowanie z dzieckiem samochodem to duża przyjemność, ale również ogromne wyzwanie. Każdy rodzic chce, aby jego pociecha czuła się wygodnie i była bezpieczna. Na szczęście na rynku nie brakuje ciekawych akcesoriów, dzięki którym codzienne eskapady do szkoły i przedszkola staną się o wiele przyjemniejsze. Przedstawiamy najciekawsze z nich. Poduszki pod głowę i na pasy Małe dzieci często zasypiają w samochodzie nawet podczas krótkich podróży. Jeżeli nasz fotelik nie jest wyposażony w regulację położenia, głowa śpiącego malucha zacznie opadać na boki lub do przodu. W takim wypadku niezbędna będzie poduszka podróżna w kształcie rogala, którą można podłożyć dziecku pod kark. Jej unikatowy kształt sprawia, że maluch opiera się o nią policzkiem, co umożliwia mu komfortową drzemkę. Część poduszek uszyta jest z dwóch materiałów: po jednej stronie jest to ciepły welur (idealny na zimę), a po drugiej, pochłaniający wilgoć poliester lub tkanina frotté (w sam raz na lato). Do kompletu dokupić można pokrowiec do fotelika oraz specjalne osłonki na pasy, dzięki którym nie ocierają one skóry dziecka i nie zsuwają się z jego ramion. Ponieważ są zapinane na rzepy, można je w dowolnej chwili zdjąć i wyprać. Total Pillow. Nietypowa poduszka podróżna, która gwarantuje odpowiednie ułożenie kręgów szyjnych oraz ich stabilizację podczas podróży. Wypełniona jest miękkim tworzywem dopasowującym się do kształtu karku. Składa się z 12 segmentów, które można dowolnie układać, skręcać i rozciągać. Z jednej strony pokryta jest miękkim welurem, a z drugiej chłodnym poliestrem. Dostępna w kilkunastu kolorach. Wymiary: średnica – 32 cm, średnica otworu – 14 cm, grubość – 6 cm, waga – 100 gramów. Cena: od 12,89 zł. Lusterko do obserwacji dziecka Podróżne lusterko samochodowe to zabawny i bardzo funkcjonalny gadżet, który umożliwia rodzicom wygodne obserwowanie dziecka. Umieszcza się go na zagłówku samochodowym na tylnej kanapie, dzięki czemu rodzic – patrząc w lusterko wsteczne – może obserwować nawet malucha siedzącego w foteliku ustawionym tyłem do kierunku jazdy. Większość z nich umożliwia regulację kąta nachylenia, dzięki czemu nadają się do różnych modeli samochodów. Lusterka podróżnewykonane są z nietłukących materiałów, więc są całkowicie bezpieczne dla dziecka. A ponieważ są również niezwykle kolorowe i mają ciekawe kształty, są bardzo atrakcyjne dla malucha. Lusterko podróżne. Okrągłe lusterko do obserwacji dziecka siedzącego na tylnej kanapie. Mocowane na zagłówku za pomocą wygodnego paska ze sprzączką. Wykonane z wytrzymałego tworzywa sztucznego w kolorze czarnym. Średnica: 17 cm. Cena: od 24,99 zł. Podróżny stoliczek Stoliczek do fotelika samochodowego to doskonałe rozwiązanie dla starszych dzieci, które podczas podróży lubią rysować, budować z klocków lub bawić się samochodami. Sprawdzi się również podczas odrabiania zapomnianych prac domowych. Stolik jest wykonany z elastycznego materiału, co oznacza, że jest w pełni bezpieczny, łatwy do wyczyszczenia, nie ogranicza ruchów dziecka i pasuje do każdego fotelika samochodowego. Wysoki brzeg wokół blatu zapobiega spadaniu ustawionych na nim rzeczy na podłogę, a szerokie kieszenie boczne bez trudu pomieszczą bidon z wodą, książeczki, przekąski oraz ulubione drobiazgi. Wygodny pas mocujący umożliwia odpięcie stolika bez względu na to, po której stronie umieszczony jest fotelik. Stolik wielofunkcyjny. Niezastąpiony w podróży organizer samochodowy na siedzenie z rozkładanym stolikiem. Mocowany do zagłówka. Wykonany z odpornego na zabrudzenia czarnego materiału o właściwościach wodoodpornych został wyposażony w wiele małych kieszonek i przegródek, które pomieszczą wszystkie dziecięce drobiazgi. Boczne wstawki uniemożliwiają małym przedmiotom zsuwanie się z blatu. Wymiary: 35 cm × 31 cm. Cena: 39,90 zł. Aby wspólna podróż samochodem byłą bezpieczna, warto także zastanowić się nad zakupem tabliczki lub naklejki z napisem„Dziecko na pokładzie”, którą mocuje się na tylnej szybie. Kierowcy, którym rzuci się ona w oczy, mają zwyczaj jeździć nieco ostrożniej. Wybór akcesoriów, dzięki którym codzienna droga do szkoły czy przedszkola może być nieco bezpieczniejsza, jest ogromny. Warto wybrać kilka z nich, aby zapewnić dziecku to, czego potrzebuje. )
Bezpieczna podróż do szkoły i przedszkola. Przydatne akcesoria
Marzysz o gładkich nogach? Masz dość codziennego golenia? Chcesz trwałego i eleganckiego efektu? Pomyśl o depilacji. Sięgnij po wosk lub depilator i ciesz się gładkimi nogami na dłużej. Gładkie nogi to marzenie każdej kobiety. O ile zimą, kiedy częściej nosisz spodnie i rajstopy, możesz podejść do tematu z większą swobodą, o tyle latem, gdy do gry wkraczają krótkie szorty i bikini, nie ma zmiłuj. Jak zapewnić sobie trwały i elegancki wygląd nóg? Pora zapomnieć o jednorazowych maszynkach. Zresztą przyznaj – nigdy ich nie lubiłaś prawda? Zacięcia, zadrapania, no i te wrastające włoski… W przypadku depilacji jest zupełnie inaczej. Nie musisz bać się bólu – faktycznie kilka pierwszych zabiegów może wiązać się z pewnym dyskomfortem, ale szybko przyzwyczaisz się do tego uczucia, a długotrwały efekt gładkich nóg wszystko Ci wynagrodzi. Jak przygotować się do depilacji nóg? Oto sprawdzone sposoby na mto by zabieg depilacji był prostszy i mniej bolesny, a efekt gładkich nóg pozostał z Tobą na dłużej : Przed zabiegiem zafunduj sobie relaksującą kąpiel. W ten sposób zmiękczysz skórę a jej pory i cebulki włosów nieco się rozluźnią. Ułatwi to usunięcie włosków i zmniejszy dyskomfort podczas zabiegu. W trakcie kąpieli wykonaj peeling – najlepiej gruboziarnisty np. cukrowy. Dzięki temu usuniesz martwy naskórek i pozbędziesz się problemu wrastających włosków. Skróć włoski do długości max. 5 mm długości. W trakcie zabiegu okładaj skórę kostkami lodu, by ją znieczulić. Możesz też napinać skórę dłonią – w ten sposób ból będzie mniej odczuwalny. Po depilacji wetrzyj w skórę oliwkę lub balsam po depilacji, np. zawierający ekstrakt z rumianku, który zmniejsza podrażnienia i zaczerwienienia. Sprawdź balsamy po depilacji box:offerCarousel Depilacja przy użyciu depilatora Na rynku dostępnych jest wiele różnorodnych depilatorów. Philips Satinelle to już klasyka gatunku. Mały, poręczny i wygodny z łatwością zmieści się w każdej kosmetyczce. Bez obaw zabierzesz go w podróż, by używać w hotelu, na campingu, czy nawet pod namiotem. Depilator ma 2-stopniową regulację prędkości i nasadkę masującą. W zestawie znajdziesz też specjalny pędzelek, który pomoże ci wymieść włoski z głowicy. Depilator nie jest przeznaczony do używania pod prysznicem, ale po skończonym zabiegu możesz umyć głowicę pod wodą. Depilator firmy Rowenta jest całkowicie wodoodporny, więc bez obaw możesz używać go w wannie i pod prysznicem. To świetna wiadomość – szczególnie jeśli jesteś raczej wrażliwa na ból. Depilacja na mokro mniej boli, bo zmiękczona skóra, masowana dodatkowo strumieniem wody łatwiej radzi sobie z nieprzyjemnymi doznaniami podczas wyrywania włosków. Depilator ma ruchomą głowicę, która świetnie dopasowuje się do kształtu ciała i jeszcze lepiej zbiera włoski. Depilator wyposażony jest w akumulator, który może pracować nawet 40 minut na jednym naładowaniu. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin Jeśli szukasz urządzenia wielofunkcyjnego, które oprócz depilacji, pozwoli ci w razie potrzeby ogolić nogi lub pachy, a do tego zadbać też o kondycję pięt, to dobrze trafiłaś. Urządzenie od Kemei ma trzy wymienne końcówki, które pozwalają zamienić depilator w maszynkę do golenia lub we frezarkę do pięt. Jedno urządzenie i aż trzy zastosowania. Oszczędzaj miejsce w kosmetyczce i kompleksowo dbaj o swoje nogi i stopy. Propozycją, która zyskuje coraz większą popularność, są depilatory laserowe. Technologia depilująca impulsami świetlnymi pozwala na całkowicie bezbolesne pozbycie się owłosienia. Z każdym zabiegiem włoski stają się coraz słabsze, aż w końcu całkowicie znikają. Depilator wyposażony został w 5-stopniową regulację mocy, więc możesz bezpiecznie używać go do usuwania owłosienia w zasadzie z każdej partii – także z twarzy. box:offerCarousel Depilacja przy użyciu wosku i pasty do depilacji Depilacja woskiem to tradycyjna metoda, która wciąż ma się świetnie. Jest co prawda raczej bolesna, ale efekty utrzymują się długo, bo nawet 4-6 tygodni. Jej minusem jest to, że podrażnia skórę i pozostawia zaczerwienienia. Jeśli masz cerę naczynkową i na twoich nogach pojawiają się pajączki, to raczej depilacja woskiem nie będzie dobrym pomysłem. Jaka jest zaleta tej metody? Rozgrzany wosk dokładnie oblepia włoski i pomaga usunąć je wraz z cebulkami, więc gładkimi nogami możesz cieszyć się naprawdę przez wiele tygodni. Depilacja woskiem to świetny zabieg szczególnie w okresie wakacyjnym – dzięki niemu przez cały urlop możesz zapomnieć o sięganiu po tradycyjną maszynkę. Jak przygotować zabieg depilacji woskiem? box:imagePins box:pin W domowych warunkach możesz użyć wygodnego wosku w rolce. Wystarczy, że rozgrzejesz wosk w podgrzewaczu i nałożysz porcję na skórę – ważne, by zrobić to zgodnie z kierunkiem wzrostu włosków. Na wosk przyklej pasek flizelinowy, a gdy masa ostygnie, sprawnie oderwij wosk od skóry. Zobacz, czy udało ci się usunąć wszystkie włoski – jeśli nie, to czynność powtórz. Jeśli wosk w rolce nie sprawdza się dobrze i potrzebujesz skuteczniejszego sposobu, to zaopatrz się w profesjonalny podgrzewacz i wosk w dropsach. Tę metodę stosują salony kosmetyczne, więc przy odrobinie wprawy i tobie uda się dojść do perfekcji. Płynny wosk nałóż szpatułką na skórę - uważaj by się nie poparzyć - na . Masa bardzo dokładnie wniknie we wszystkie zakamarki i precyzyjnie zbierze nawet małe włoski. Gdy wosk zastygnie, szybko oderwij go od skóry. Pamiętaj o nałożeniu specjalnej oliwki lub balsamu łagodzącego. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin Alternatywną metodą usuwania włosków jest depilacja pastą cukrową. Powszechnie wykorzystuje się ją do depilacji brazylijskiej, ale spokojnie możesz używać tej masy także do depilacji nóg. Czym ta metoda różni się od depilacji woskiem? Pasta cukrowa jest delikatniejsza – nie przykleja się do skóry, a jedynie okleja włoski. Z powodzeniem mogą więc stosować ją osoby o wrażliwej skórze i pękających naczynkach. Pastę cukrową można stosować także w przypadku krótkich włosków, których długość nie przekracza 1-2 mm. Podrażnienia po takim zabiegu są niewielkie i całkowicie znikają w przeciągu jednego dnia. Efekt utrzymuje się ok. 2 tygodni. Marzysz o gładkich nogach? Już teraz wiesz, który ze sposobów depilacji będzie dla Ciebie lepszy.
Wosk czy depilator – sposób na gładkie nogi!
Wszystkie fanki mody w tym sezonie powinny dołączyć do swojej garderoby białe szerokie spodnie z wysokim stanem. Spodnie w stylu retro z przewiewnych tkanin staną się hitem tej wiosny. Białe spodnie z wysokim stanem – jak je nosić? Podpowiadamy, że fasony z marszczeniami dodają optycznie centymetrów. Panie z szerszymi biodrami powinny poszukać gładkich modeli bez zakładek z szerokimi nogawkami. Eleganckie białe pumpy dopełnią przylegające góry. Jeżeli chcemy podkreślić talię, sięgnijmy po krótkie topy i żakiety. Gustowne połączenie to zestawy na bazie bieli i beżu. Koszulka plus kardigan w odcieniu kawy okażą się strzałem w dziesiątkę. Całość wzmocnią zamszowe szpilki i mała torebka na pasku, również w beżowych odcieniach. Przy takich połączeniach postawmy na złotą biżuterię, np. długie kolczyki i cienkie pierścionki. Luźne spodnie wpiszą się też w totalnie białe zestawy. Do dołów z wysokim stanem dopasujmy klasyczną białą koszulkę lub elegancką bluzkę z jedwabiu. Na wierzch załóżmy białą taliowaną marynarkę. Przy butach postawmy na modne białe brogsy lub białe czółenka z wężowej skóry. Akcesoria ograniczamy do minimum, wystarczy delikatny srebrny łańcuszek. Białe rurki – co do nich dobrać? Białe dopasowane spodnie będą świetną bazą dla marynarskich stylizacji. Takie zestawy to wygodna propozycja na weekend. Wystarczy dobrać granatową koszulkę w białe paski. Alternatywą dla granatu są biało-czerwone lub czarno-białe góry w pasy. Możemy skusić się na T-shirt lub bluzę z rękawem do łokcia. Na wierzch wkładamy klasyczny trencz w karmelowym odcieniu lub jeansową kurtkę. Na nogi zakładamy modne trampki slip on na grubszej podeszwie. W tym sezonie na popularności zyskują białe jeansy skinny z przecięciami na kolanach. Takie spodnie czekają szczególnie na panie o zgrabnych nogach. Do dopasowanych rurek zakładamy dla równowagi obszerne góry. Na chłodną pogodę wkładamy np. sportową bluzę z kapturem oversize w czarnym kolorze. Dobrym uzupełnieniem rurek będzie także gładka bluzka w stalowym odcieniu i skórzana ramoneska. Sportowe buty, np. czarne Nike Run Roshe czy białe Reebok Classic, dopełnią stylizację. Białe rurki wkomponują się także w eleganckie zestawy. Zestawmy z nimi np. czarną satynową koszulę ze stójką. Szyku dodadzą transparentne czarne koszule z kołnierzykiem. Dobrym wyborem będą ponadto kontrastowe czarne bluzki z białym kołnierzykiem. Przy takich połączeniach zakładamy czarne proste szpilki, do ręki bierzemy czarny kuferek z tłoczeniami krokodylej skóry, a całość uzupełniamy dużym złotym zegarkiem. Najmodniejsze połączenia z białymi cygaretkami Wiosną sięgnijmy po białe cygaretki. Spodnie odsłaniające kostki sprawiają, że sylwetka wydaje się smuklejsza. Warto skusić się na bawełniane spodnie typu capri z kantem. Włóżmy do nich błękitną koszulę i dzianinowy kardigan w karmelowym odcieniu. Jedwabne cygaretki zestawmy z baskinką w kolorze cytryny lub bieli. Duży naszyjnik, liczne bransolety i okulary przeciwsłoneczne podkręcą całość stylizacji. Klasyczne baleriny lub aksamitne lordsy okażą się niezastąpione przy tego typu dziewczęcych zestawach. Białe proste spodnie świetnie komponują się również z szarością. Szara bawełniana koszulka i modna długa stalowa kamizelka sprawdzą się z nimi na co dzień. Dodajmy do nich szary lekki płaszcz lub asymetryczny blezer. Akcesoria, którymi uzupełnimy nasz zestaw, zadecydują o charakterze stylizacji. Gdy chcemy wyglądać na sportowo, wybierzmy białe tenisówki i skórzany plecak. Gdy zależy nam na casualowej kompozycji, zdecydujmy się na szare buty na koturnie, małą białą torebkę na łańcuszku z błyszczącej skóry i kryształowy wisiorek.
Białe spodnie – z czym je zestawiać?
Xperia X Performance to droższa wersja najnowszego smartfona Sony, nastawiona – jak sama nazwa wskazuje – na wysoką wydajność. Urządzenie wyposażone zostało w topowego Snapdragona 820, 3 GB RAM-u, i 5-calowy ekran IPS. Specyfikacja Sony Xperia X Performance wyświetlacz: 5 cali, IPS LCD, Full HD (1920 x 1080), technologia Triluminos, z warstwą oleofobową chipset: Qualcomm Snapdragon 820 (2x 2,15 GHz + 2x 1,6 GHz) grafika: Adreno 530 RAM: 3 GB pamięć: 32 GB + microSD do 256 GB karta: nanoSIM łączność: LTE, Wi-Fi 802.11 a/b/g/n/ac, dual-band, Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.2 z aptX, GPS z A-GPS i GLONASS system operacyjny: Android OS, v6.0.1 (Marshmallow) aparat główny: 23 Mpix, f/2.0, 24 mm, autofocus z detekcją fazy, dioda LED, nagrywanie 1080p w 60 kl./s aparat dodatkowy: 13 Mpix, f/2.0, 22 mm, nagrywanie 1080p w 30 kl./s funkcje: czytnik palca, Quick Charge 2.0, wodoodporność IP68, głośniki stereo czujniki: akcelerometr, żyroskop, zbliżeniowy, barometr, kompas bateria: 2700 mAh wymiary: 143,7 x 70,4 x 8,7 mm masa: 164 g Głośno było o Xperii X, reklamowanej jako flagowiec. Tymczasem to wersja Performance zasługuje na miano topowego smartfona Sony, w końcu ma na pokładzie najnowszego Snapdragona 820, w którego wyposażona została większość tegorocznych hi-endowych smartfonów. Opisywany telefon jest podobny do modelu X, ale przywrócono mu wodoodporność oraz głośniki stereo. Jednocześnie dziwi wyświetlacz o rozdzielczości Full HD. Oczywiście, to wciąż bardzo dobry poziom, ale większość flagowców ma już ekran QHD. To nietypowe zagranie, zważywszy że marka lansowała ekran 4K w modelu Z5 Premium (test). Konstrukcja Xperia X Performance jest prawie identyczna jak zwykła X – niewiele większa i grubsza, ma za to większy akumulator. To zatem połączenie designu Xperii Z3 oraz Z5. Od pierwszego modelu X Performance odziedziczyła głośniki stereo na froncie, natomiast układ przycisków i gniazd jest bardzo podobny do tego z Z5. X ma też zbliżony kształt metalowej ramki, ta jest jednak inaczej wykonana. Smartfona można nabyć w kolorach białym, czarnym grafitowym, a także złotym w wersji limonkowej lub różowej. box:imageShowcase box:imageShowcase Front to sztywna, szklana tafla. Jest bardzo gładka i gruba, delikatnie zaoblona przy krawędziach, choć jeszcze nie tak mocno, jak w ekranach typu 2,5D. Ramki boczne mają około 1,5 mm, a te od góry i dołu mierzą 1,5 cm. Smartfon ma głośniki stereo – jeden jest pod ekranem, a drugi nad nim, ten ostatni pełni także funkcję głośnika rozmów. Pod ekranem nie ma nic więcej, ale nad nim widać jeszcze czujniki, obiektyw kamery, czujnik NFC oraz diodę powiadomień, umieszczoną w maskownicy głośnika. box:imageShowcase box:imageShowcase Ramka wygląda na jednoczęściową, ale jest łączona w dolnej części. To lekko zaokrąglone boki z aluminium, matowe, gładkie, obrobione lekko ziarniście. Z prawej strony, na środku ramki jest srebrny, wklęsły włącznik, zintegrowano go z czytnikiem palca. Przy dolnej krawędzi umieszczono regulację głośności oraz spust migawki. Lewy bok to zaślepka na tackę czytnika kart nanoSIM oraz microSD. Dolna krawędź zawiera gniazdo ładowania (niestety nadal w standardzie microUSB) oraz szczelinę mikrofonu. Dodatkowy mikrofon znajduje się na szczycie, obok niego jest także wyjście słuchawkowe 3,5 mm. Płaskie plecy smartfona są delikatnie szczotkowane, podłużnie i płytko. Środek zdobi wygrawerowane logo producenta, a obiektyw kamery z diodą LED znalazł się w lewym górnym rogu i w ogóle nie odstaje. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Jakość wykonania jest wzorowa. Bryła jest zwarta, sztywna, elementy wzorowo spasowane, a obróbka wysokiej jakości. Czuć, że to smartfon z najwyższej półki. Design jest już dobrze znany, to właściwie nic nowego, ale nadal prezentuje się bardzo atrakcyjnie i nowocześnie. Ergonomia i użytkowanie Xperia X to płaska tabliczka, więc telefon trzyma się raczej za krawędzie, spód nie wypełnia dłoni. Urządzenie może też ślizgać się na blacie mebla i niezbyt wygodnie się je unosi. Kształt boków jest za to bardzo dobry – są one odpowiednio szerokie i pozwalają pewnie chwycić bryłę, palce się na nich nie ślizgają. Nie podoba mi się układ przycisków. Włącznik jest w dobrym miejscu, pasuje akurat pod kciuk prawej dłoni – należy go wcisnąć, by zeskanował palec, sam proces jest błyskawiczny i właściwie bezbłędny. Trochę gorzej to wygląda, gdy trzyma się smartfona w lewej dłoni, wtedy, by trafić na czytnik linii papilarnych, trzeba obejmować go palcem wskazującym. Większość osób powinna jednak być w stanie obsłużyć smartfon jednorącz, narzekać będą głównie leworęczni. Przyciski regulacji głośności są za to umieszczone zdecydowanie za nisko – to, co dobrze sprawdza się w małej Z5 Compact (test), w większej Xperii X Performance już nie jest tak udanym rozwiązaniem. Głośniki stereo to bardzo duży plus. Są odsunięte od krawędzi (inaczej niż w Z5), więc trudno je zasłonić, oferują też czysty i donośny dźwięk. Pod tym względem smartfon wygrywa z większością flagowców z głośnikiem mono. Xperia X Performance ma odporność na kurz i wodę (IP68), co również nie jest jeszcze standardem we flagowych smartfonach. Na pochwałę zasługuje także dioda powiadomień – wolę ją niż aktywnie podświetlany ekran, jak np. w Motorolach czy Samsungu Galaxy S7. Dziwi jednak lokalizacja czujnika NFC, który znalazł się z przodu, tuż przy obiektywie, standardowe ulokowanie go na plecach byłoby bardziej praktyczne. Według mnie najlepiej wybrać wersję białą, czarną lub różową. Wariant złoto-limonkowy jest dosyć jasny, lekko blady i ma nietypową wadę – w ostrym słońcu bardzo mocno odbija światło, przez co obudowa czasami... oślepia. Wyświetlacz Rozdzielczość Full HD przy 5 calach daje zagęszczenie na poziomie 441 ppi, a zatem to bardzo gęsto rozłożone piksele. Obraz jest klarowny i ostry, nie sposób dojrzeć pojedynczych pikseli. Z jednej strony większe flagowce mają rozdzielczość QHD (2560 x 1440 pikseli), z drugiej Full HD jest nadal bardzo rozsądnym wyborem, o ile nie planuje się korzystać z okularów VR, gdzie QHD sprawdza się lepiej. Podobnie jak w Xperii X, ekran jest bardzo wysokiej jakości: kąty widzenia są wzorowe, jasność mocna w słońcu i odpowiednio niska nocą. Barwy są mocne, nasycone, wręcz lekko jaskrawe, podobnie jak w ekranach typu AMOLED. Nasycenie można dostosować (trzy tryby), da się skonfigurować także temperaturę barw (suwakami RGB). Biel standardowo wypada bardzo dobrze, a czerń jest głęboka. Interfejs dotykowy jest wzorowy, obsługuje 10 punktów dotyku. System operacyjny i wydajność Nakładka Sony została odświeżona. To nowy, prostszy wizualnie interfejs, taki sam jak w Xperiach X czy XA. Górna belka jest niczym z czystego Androida, szuflada aplikacji ma dodatkowy ekran z wyszukiwarką, a menu ustawień zostało logicznie rozplanowane. W pamięci jest sporo dodatków od Sony, które często wymagają naszej uwagi. Te aplikacje w większości aktualizują się z poziomu ustawień, a nie tylko ze sklepu Google Play. Oprócz typowych aplikacji, np. Album, Szkic, w pamięci są także antywirus AVG, Facebook, aplikacja Amazon Shopping i kilka innych. W przypadku nowych smartfonów Xperia X system jest częścią designu – motyw graficzny stanowi rozwinięcie samej konstrukcji i idealnie pasuje do smartfona. Poziom jest flagowy, system działa stabilnie i płynnie. Aplikacje uruchamiają się szybko, a gdy raz umieści się je w pamięci, to wręcz momentalnie. Ze smartfona korzysta się wyjątkowo przyjemnie, nie trzeba na nic czekać, można wygodnie pracować na wielu aplikacjach, pobierać dane w tle. Konkurencja oferuje jednak 4 GB RAM-u, ale i 3 GB w X Performance w zupełności wystarczają i w praktyce trudno odczuć różnicę. Nie miałem żadnych problemów z wydajnością czy stabilnością, w czym zasługa potężnego układu Snapdragon 820. To niby tylko czterordzeniowiec, ale właściwie jest bezkonkurencyjny. W benchmarku AnTuTu 6.1.4 smartfon uzyskał 123130 punktów, w GeekBench 3 2210 punktów w teście single-core oraz 5196 punktów w multi-core. Benchmark 3DMark Slingshot ES3.1 ocenia smartfona na 2361 punktów. To bezkompromisowa wydajność, czołówka rankingów, pod tym względem smartfon z pewnością nie odstaje od Galaxy S7, LG G5 czy HTC 10. Jest się czym zachwycać. Bateria Ogniwo nie jest specjalnie duże (2700 mAh), jednak czas pracy jest typowy. To zasługa wyświetlacza Full HD i mniejszej przekątnej ekranu (modele flagowe z reguły bywają nieco większe). Urządzenie potrafi wytrzymać do 2 dni na baterii przy oszczędzaniu, a normalny czas pracy to około 1,5 dnia. Udało mi się osiągnąć do 4,5 godziny na włączonym wyświetlaczu. Dostępne są także dwa tryby Stamina, które pozwolą zdecydowanie przedłużyć korzystanie, w tym Ultra, który wyłącza też interfejsy bezprzewodowe. To jednak gorszy czas pracy niż u Samsunga Galaxy S7, zbliżony do tego z HTC 10. Smartfon wspiera technologię Qualcomm QuickCharge 2.0, ale w zestawie brakuje stosownej ładowarki. Ta dołączona do pełnego naładowania potrzebuje ponad 3 godzin. Plusem jest zastosowanie ogniwa Qnovo w Xperia X, które wolno się zużywa – smartfon ładuje baterie inteligentnie nocą, oszczędzając tym samym akumulator. Multimedia – gry, aparat, audio Fani gier będą zachwyceni. Snapdragon 820 radzi sobie świetnie z wymagającymi grami 3D nawet w rozdzielczości QHD, a na Full HD jest jeszcze lepiej. Gry są idealnie płynne, grafika wygląda rewelacyjnie. Aplikacja aparatu charakteryzuje się prostym interfejsem – belką z prawej ze spustem, galerią i ustawieniami oraz belką z lewej z trybami, lampą i zmianą obiektywu. Tryby można zmieniać, przesuwając palec do góry i do dołu. Oprócz automatu jest tryb manualny, który niestety oferuje tylko wybór sceny, balansu bieli i ISO (schowane w menu). Jak przystało na Sony, dostępne są też dodatkowe filtry, efekty, które można pobrać. Jakość zdjęć jest bardzo dobra, to solidny krok naprzód w porównaniu do Z5. Zdjęcia są ostre, autofocus prawie się nie gubi, a może też śledzić wskazany obiekt. Kolory są świetne, nasycone, a rejestrowana jest też spora ilość detali w zacienionych obszarach. Czasami jednak zawodzi ekspozycja, smartfon ma tendencję do prześwietlania. Można liczyć także na wysokiej jakości selfie. Barwy i płynne nagrania 60 kl./s (Full HD) robią wrażenie. To może nie poziom Samsunga Galaxy S7, ale aparat jest godny flagowca. Przykładowe zdjęcia dostępne w linkach poniżej: zdjęcie 1, zdjęcie 2, zdjęcie 3. Głośniki są donośne i oferują wypełniony dźwięk, obudowa nawet lekko wibruje od basu. Na słuchawkach brzmienie jest bardzo dobre: czyste, czytelne z wyraźnymi niskimi tonami oraz dobrą przestrzenią. Według mnie to jeszcze nie krystaliczność i szczegółowość HTC 10, ale dźwięk również jest wysokiej jakości. Łączność i jakość rozmów Pod względem łączności nie miałem żadnych problemów. Jakość rozmów jest również bardzo dobra, przekaz głosu odpowiedni, ale słychać pewne wyostrzenie głosu rozmówcy. Podsumowanie Sony Xperia X Performanceto nietypowy flagowiec. To nie jest bezwzględny top, lecz raczej rozsądna konfiguracja. Zastosowano ekran Full HD przy przekątnej 5 cali, gdzie jest to w pełni wystarczające. Wyświetlacz robi wrażenie kolorami, kontrastem i ostrością. Wydajność układu jest topowa, a graficzna, z uwagi na niższą niż zazwyczaj rozdzielczość, znakomita. System został dobrze zoptymalizowany, działa szybko, sprawnie i stabilnie. Wykonanie jest bardzo dobre, a ergonomia wysoka. Także wizualnie jest co podziwiać. Trudno byłoby się czepiać, gdyby nie cena wynosząca około 3000 zł, czyli drożej od Galaxy S7, LG G5 czy HTC 10. W tej cenie konieczne byłoby 4 GB lub więcej RAM-u, obecność złącza USB typu C, ekranu w rozdzielczości QHD, dłuższego czasu pracy na baterii czy technologii QuickCharge 3.0 z odpowiednią ładowarką w zestawie. To więc oferta dla użytkownika, dla którego cena nie gra roli lub dla wielbicieli smartfonów Sony. Może jednak warto poczekać aż Xperia X Performance stanieje? Można też rozważyć zakup Xperii X, która dla wielu powinna okazać się wystarczająca.
Test smartfona Sony Xperia X Performance – flagowy X w wersji dla wymagających
Wychowanie dzieci nie jest sprawą prostą. Nikt nie mówił, że takie będzie. Kiedy dzieci są małe, problemy, z którymi się zmagamy też są w pewnym stopniu małe. Wraz z wiekiem podopiecznych życie stawia przed nami nowe wyzwania. Jednym z nich jest rywalizacja między rodzeństwem. Każdy chce być „naj”. Każdy chce być lepszy od tego drugiego. Jak sobie z tym poradzić? Jakie gry i zabawy mogą nauczyć rodzeństwo współdziałać, a nie rywalizować? Wychowując dzieci, już od najmłodszych lat, należy mieć w sobie dawkę luzu – inaczej można by było zwariować – oraz ogromne pokłady cierpliwości i konsekwencji: jak już się raz coś powiedziało, to należy przy tym wytrwać. I kiedy już stajemy przed kłócącymi się dziećmi – „bo on mi to, a ten mi tamto, bo on zaczął, bo jednak nie on, a ten drugi” – odetchnijmy głęboko. Wysłuchajmy i zastanówmy się, kiedy warto interweniować, a kiedy jednak stanąć z boku. Nauka komunikacji Dwójka dzieci w domu rywalizuje ze sobą od samego początku. Przede wszystkim o uwagę rodziców, później o względy kolegów i koleżanek – „a tak, żeby się przypodobać, to mojemu bratu, siostrze zrobię coś na złość”. Duże znaczenie w tym przypadku ma postawa rodziców. Jeżeli wejdą między kłócące się dzieci i rozwiążą za nich konflikt lub staną po jednej ze stron, rywalizacja będzie się pogłębiać. Zamiast tego dobrym pomysłem jest przedstawienie sytuacji – takie krótkie podsumowanie tego, co się wydarzyło lub co właśnie się dzieje – i pozostawienie rozwiązania im samym. Co więcej, jeżeli dzieci się obrażają, wyzywają lub biją, nie naskakujmy od razu na dziecko, które w danej chwili jest agresorem. Odsuńmy je, aby nikomu nie stała się krzywda i pokażmy, w jaki inny sposób mogą wyrazić swój gniew. Spokój i opanowanie ze strony rodzica uczy dzieci, że przemoc i siła nie są rozwiązaniem. W końcu zrozumieją, że siła tkwi w dobrej komunikacji – rozmowie o emocjach i pragnieniach. Ciekawie zostało to przedstawione w książce A. Faber i E. Mazlish Rodzeństwo bez rywalizacji. Jak pomóc własnym dzieciom żyć w zgodzie, by samemu żyć z godnością. Lektura ta pomoże znaleźć rozwiązanie w najtrudniejszych sytuacjach. Wzmacnianie więzi i nauka współdziałania Kiedy mamy już teoretyczną wiedzę na temat tego, jak działać, warto zastosować ją w praktyce. Pomocne mogą być gry i zabawy różnego rodzaju. Warto, aby rodzeństwo było w nich zmuszone do współdziałania; dobrze też pokazać, że jedynie w taki sposób odniosą sukces. Pierwszym pomysłem może być puszczanie latawca. Niby proste, ale jedna osoba musi trzymać sznurek, a druga pomóc zabawce wznieść się w powietrze. Jeżeli obie strony nie współdziałają – latawiec nie poleci. Inną propozycją jest rzucanie do celu lub rzucanie kółek na paliki. Jest tu nutka rywalizacji, bo w grze wygrywa ten, kto narzuci na paliki najwięcej kółek lub trafi więcej piłek do kosza. Wybierzmy dwie drużyny. W jednej jest mama z tatą, w drugiej – rodzeństwo. Jeżeli rodzeństwo będzie się kłócić, nie wygra. Jeżeli dzieci będą współpracować i wspierać się nawzajem, kibicować sobie – zwycięstwo mają na wyciągnięcie ręki. Rodzice oczywiście grają tak, żeby pokazać dzieciom, czym jest dobra komunikacja i wspieranie swojego zawodnika. Dzieci uczą się bardzo szybko, szczególnie przez obserwację. Ten sam trik można zastosować w wielu grach planszowych oraz zabawach na świeżym powietrzu. Kolejnym pomysłem może być planowanie zbudowania wspólnego placu zabaw w ogródku. Przed realizacją usiądźmy z dziećmi i spiszmy ich pomysły. Później poprośmy, aby wspólnie wybrały dwa, które zostaną zastosowane. Jeżeli widzimy, że wymiana zdań zmierza powoli do kłótni – jedno z dzieci nie chce odstąpić od swojego pomysłu, znów wykonajmy próbę podsumowania sytuacji. Chodzi o to, żeby dzieci zrozumiały, że wspólnie będą miały domek na drzewie lub zestaw wieży z huśtawkami, a kłócąc się, niczego nie wybudują. Podsumowanie W przypadku rodzeństwa, które wciąż się kłóci i ze sobą rywalizuje, warto równie często powtarzać przysłowie: „Zgoda buduje, niezgoda rujnuje”. Pamiętajmy również, że faworyzując jedno z dzieci, stając wciąż po którejś ze stron, tylko nasilamy konflikt między nimi. Wyjściem jest nauczenie pociechy dobrej komunikacji – rozmowy o emocjach, uczuciach, tym, co złości i boli. Zresztą taka forma działania dobra jest nie tylko w przypadku dzieci. Można zrobić o wiele więcej, o ile działa się razem.
Rywalizacja rodzeństwa – jak ją poskromić, aby wzmocnić więź między dziećmi?
Świetnie znają je fizjoterapeuci i rehabilitanci. Uwielbiają sportowcy zawodowi i amatorzy. Piankowe rollery to świetny sposób na zdrowie nie tylko dla aktywnych! Piankowy wałek do automasażu pomaga samodzielnie wymasować całe ciało. Można go też używać jako narzędzia ułatwiającego wykonywanie ćwiczeń (np. w niektórych sytuacjach zastępuje klocek do jogi). Warto się z nim zaprzyjaźnić, nawet jeżeli nie uprawiasz żadnego sportu. Podziękuje ci nie tylko twój kręgosłup, ale całe ciało. Narzędzie idealne Poleca się go jako przyrząd uzupełniający rozciąganie w treningu sportowym, ale może być także samodzielnym urządzeniem do automasażu całego ciała. Rolując napięte mięśnie, poprawiasz ich ukrwienie, rozluźniasz i przyśpieszasz regenerację tkanki. Rozbijasz zgrubienia powstałe na skutek treningu, ale także wad postawy i złych nawyków, takich jak np. nieprawidłowy sposób siedzenia przy biurku. Dodatkowo poprawiasz stan powięzi (błony, która „trzyma” mięśnie na miejscu i spełnia ważną funkcję w organizmie). Jaki wybrać? Przede wszystkim warto postawić na sprawdzonych producentów. Roller wyglądający jak zrobiony z karimaty szybko się ubije i straci kształt. Ponadto za miękki materiał nie spełni swojej funkcji. Stopień twardości. Początkującym przyda się wersja bardziej miękka. Rolowanie bywa bolesne i lepiej przyzwyczajać do niego ciało stopniowo. Poza tym, jeżeli ktoś nigdy nie pracował nad rozluźnieniem mięśni, na początek powinien stosować łagodniejsze bodźce. Jeżeli jednak, korzystając z miękkiego rollera, nic nie czujesz, czas na kolejny poziom twardości. Gładki czy z wypustkami? Gładki ma zastosowanie uniwersalne i zwykle wystarcza. Wałek z wyżłobieniamimoże być służyć np. do walki z cellulitem (gdyż poprawia krążenie w tkankach pod skórą). Wersja z wypustkami używana bywa do bardziej wyspecjalizowanej terapii. Kształt. Na początek warto zainwestować w model podstawowy, potem dokupować kolejne w miarę potrzeb. Do wyboru jest kilka rodzajów. Są też różnego rodzaju kulki do masażu punktowego, połączone ze sobą kule np. do masażu pleców, a także minirolki do pracy nad mięśniami stopy. Jak z niego korzystać? Przed tobą leży nowy wałek. Co teraz? Rolowanie można stosować na rozgrzewkę przed treningiem, po nim lub niezależnie, jako element regeneracji organizmu. Możesz masować całe ciało lub skupić się tylko na niektórych partiach. Automasaż jest często dosyć bolesny, ale to normalne. Z czasem, kiedy mięśnie i powięzie się rozluźnią, będzie lepiej. Jeżeli jednak ból jest nie do zniesienia, może to być sygnał, że warto wybrać się do specjalisty. Rolowanie wykonujesz wzdłuż mięśnia na całej jego długości przez 10–30 sekund i powtarzasz kilka razy (poświęcając do 3 minut na jedną partię). Ruch wykonuj powoli, nawet jeżeli będzie bolało. UWAGA: nie roluje się kości ani stawów. Udo. Połóż się twarzą do ziemi, podeprzyj na łokciach. Przednia część uda leży na wałku, druga noga opiera się o ziemię. Łydka. Usiądź na podłodze. Pod jedną łydkę podłóż wałek, drugą ułóż na masowanej. Podeprzyj się na rękach, podnieś biodra i wymasuj mięśnie od kostki do zgięcia pod kolanem. Jeśli to jest zbyt bolesne, zdejmij nogę z masowanej łydki i podeprzyj się nią o ziemię. Pośladek. Usiądź na wałku pośladkami. Prawą nogę załóż na kolano. Potem przenieś środek ciężkości tak, aby na rollerze był tylko lewy mięsień pośladkowy. Turlaj się krótkimi ruchami do przodu i do tyłu. Potem zamień nogi. Plecy. Połóż się plecami na rollerze. Ręce skrzyżuj na klatce piersiowej. Powolnym ruchem przemieszczaj się od miejsca nad odcinkiem lędźwiowym do łopatek. Piankowy roller to świetny zakup nie tylko dla sportowca. Efekty jego działania są widoczne szybko, a używanie nie jest skomplikowane.
Rolowanie – patent na zdrowie
Powodów płaczu u dziecka jest wiele. Jak nauczyć się je rozróżniać, by zaspokoić wszystkie potrzeby malucha? Jak przetrwać pierwsze tygodnie po pojawieniu się dziecka w domu? Jak zbudować wzajemne relacje? Do rozmowy na ten temat zaprosiliśmy blogerki parentingowe. Najtrudniejsze pierwsze dni Pierwsze dni z dzieckiem są zazwyczaj najtrudniejsze. Obie strony wiele się wtedy uczą. Jedną z umiejętności, której nabywają wtedy rodzice, jest właśnie rozpoznawanie, co dziecko chce wyrazić poprzez swój płacz. „Przede wszystkim trzeba pamiętać, że tylko początki relacji rodzic-dziecko są trudne. Każdy z nas po paru tygodniach będzie wiedział, o co maluszkowi chodzi. Co jednak robić w pierwszym okresie wspólnego życia? Ja zawsze odpowiadam sobie po kolei na następujące pytania: czy coś moje dziecko wystraszyło, czy jest głodne, czy ma sucho, czy mu zimno/gorąco, czy ma gorączkę? Jeśli odpowiedzią na te wszystkie pytania jest „nie”, wtedy wierzę, że takiego małego człowieka trzeba po prostu przytulić” – mówi Justyna Basińska, autorka bloga Flow Mummy. Podobnego zdania jest Justyna Kasprzyk prowadząca blog mazumazu.pl: „Pierwsze miesiące życia dziecka to naprawdę trudny czas dla rodziców i dziecka – czas nauki siebie nawzajem. To czas budowania niesamowitej więzi i relacji. Nie ma możliwości czerpania z tego przyjemności, kiedy nie poznamy języka naszego dziecka”. „Na początku wydawało nam się, że płacz dziecka jest zawsze taki sam. Różni się po prostu natężeniem dźwięków w miarę, jak nie reagujemy prawidłowo i nie robimy tego, czego dziecko oczekuje. Im dłużej trwa płacz, tym bardziej jest donośny. Dopiero po około dwóch miesiącach zaczęliśmy rozróżniać nawet bardzo subtelne różnice w tonie płaczu. Zorientowaliśmy się też, że przebiega on falami. Teraz, jako rodzice półtoraroczniaka, mamy już 100% pewności, że dziecko w tym wieku potrafi płakać na zawołanie i symulować żal czy smutek” – przytakuje Ilona Pawłowska-Nawrot, współautorka bloga Bless The Mess. „W pierwszych miesiącach życia dziecka komunikacja z nim jest niezwykle trudna. Maluch swoje potrzeby wyraża bowiem jedynie poprzez płacz. Jest głodne – płacze, jest zmęczone – płacze, ma mokrą pieluchę – płacze, jest mu zimno lub za ciepło – płacze” – potwierdza Monika Ziarek, prowadząca blog BycieMamą.pl. Jak zatem nauczyć się zrozumienia potrzeb dziecka na podstawie jego płaczu? Jak zinterpretować płacz dziecka? „Warto wiedzieć, że na język niemowląt jest metoda. Płacz dziecka jest bowiem różny w zależności od jego potrzeb. Może być głośny i intensywny, ale też łagodny, przypominający miauczenie kota. Dodatkowo dziecko komunikuje się z nami za pomocą gestów. Mruganie, ziewanie, chwytanie za ucho znaczy, że maluch jest senny. Oblizywanie ust, ssanie kciuka, wkładanie piąstek do buzi powinno nam zasugerować, że niemowlę jest głodne. Inaczej dziecko zachowuje się również w sytuacji, gdy przyczyną płaczu jest ból” – mówi Monika Ziarek. Justyna Kasprzyk oraz Ilona Pawłowska-Nawrot stworzyły własne „słowniki” interpretujące płacz maluchów. Oto, co mogą oznaczać łzy u dzieci. Justyna Kasprzyk „Halo, zupę mleczną dwa razy, na już poproszę”, czyli po prostu „jestem głodny”. „Uwaga, niebezpieczeństwo” – bardzo rzadki, rozpaczliwy płacz. Najczęściej wystarczy delikatne uspokojenie i objęcie dziecka. „Może mała drzemka?” – maluch jest zmęczony. Poznawanie świata to w końcu ciężka praca. Pomóż mu zasnąć, tworząc przyjazne dla snu warunki. „Poproszę mamę do pokoju nr 1” – kiedy dziecko zaczyna być coraz bardziej kontaktowe (drugi kwartał życia), potrzebuje uwagi i zainteresowania. „Ratunku, boli!” – o ile kolki nie muszą dotyczyć wszystkich, o tyle ząbkowanie jest nieuniknione. Często też niestety bywa dość bolesne. Rodzic najlepiej ukoi ból swojego dziecka. „Proszę wezwać doktora”, czyli „chyba jestem chory”. Pamiętaj: zawsze lepiej zadzwonić do lekarza jeden raz za dużo niżeli za mało. Internet nie jest najlepszym diagnostą. Ilona Pawłowska-Nawrot „Jestem głodny” – podstawowa funkcja płaczu w pierwszej fazie życia, potem w zasadzie się nie zdarza. „Zmień mi pieluszkę!” – dziecko sygnalizuje, że ma zbyt mokro, że zrobiło kupkę, że nie czuje się w pieluszce zbyt komfortowo. Ba! Płacze też, gdy pieluszka swędzi, ociera skórę, jest niewygodna. „Boli!” – tego rodzaju płaczu nie da się pomylić z żadnym innym. Jest najbardziej przejmujący. Dziecko płacze donośnie, wyraz twarzy także wiele mówi o jego stanie. „Miałem zły sen!” – u nas ten powód pojawia się dość często. Dziecko budzi się w nocy i odczuwa niepokój. Płacz jest na początku donośny, ale szybko zmienia się w ciche zawodzenie, kwilenie. Dziecko zwykle uspokaja się samo, ale czasem potrzebuje przytulenia albo nawet kilku minut zabawy. „Jest mi smutno” – trudno mi przypomnieć sobie, kiedy po raz pierwszy wychwyciłam ten rodzaj płaczu, który jest dość cichy, z charakterystycznym „chlipaniem pod nosem”. „Jestem zły!” – płacz, krzyk, tupanie nogami, próby wyjęcia szczebelków z łóżeczka – zły i sfrustrowany mały człowiek dobitnie daje znać, że sytuacja życiowa wybitnie mu nie odpowiada. Płacz ze złości przychodzi nagle, wybucha silnie i długo pozostaje intensywny. Aż do utraty sił. Wtedy dziecko przycicha na chwilę, by złapać oddech, a potem… płacze ze zdwojoną siłą. „Jest tak śmiesznie!” – ostatnio często odnotowujemy płacz na pograniczu śmiechu czy śmiech na pograniczu płaczu. Dzieje się to wtedy, gdy zabawa osiąga apogeum, bardzo dużo się dzieje, śmiejemy się do rozpuku, szczególnie przy łaskotkach. Dziecko, które jest bardzo rozbawione, często daje znać kilkusekundowym płaczem, że atrakcji jest nieco za wiele i trzeba zwolnić obroty samolotu, zmniejszyć liczbę rzucanych na raz piłek albo ilość łaskotek na lewej nóżce. „Jestem zmęczony” – płacz prawie tak przejmujący, jak ten z bólu i prawie tak irytujący, jak ten ze złości. Coś pomiędzy jednym i drugim to właśnie sygnał zmęczenia, potrzeby wyciszenia się, snu, świętego spokoju. Jak zatem zachować zimną krew, gdy powodów płaczu u dziecka jest tak wiele? „Najważniejsze to nie zapomnieć, że dziecko jest tylko człowiekiem. Ma prawo być znudzone, zaniepokojone, ma prawo być mu źle. Jeśli będziemy o tym pamiętać, to w chwilach największego kryzysu (dziecka i naszego) zachowamy zimną krew i pomożemy naszemu maluchowi” – radzi Justyna Basińska.
Co mówi dziecko, kiedy płacze? (opinie blogerek)
Nie jest łatwo napisać coś nowego o miłości, ponieważ i tu obowiązują schematy, których się nie uniknie. Dlatego, aby opowieść była atrakcyjna, pisarz musi zadbać o niepowtarzalne detale i osobowości. Jak owe schematy mają się do Jordan Woods, bohaterki książki „Dziewczyna z drużyny”? I to jest ciekawostka, bo dziewczyna robi wszystko, by wyjść na brzydkie kaczątko. Nie uznaje makijażu ani przelotnych flirtów. Przyglądając się tej siedemnastolatce, można odnieść wrażenie, że zauroczenie jest dla niej oznaką słabości. Dlatego, przynajmniej w początkowej fazie powieści, nie liczy się dla niej nic oprócz futbolu. Sport jest jej najważniejszym życiowym celem, tym bardziej że jest kapitanem drużyny. Już w pierwszym akapicie książki Jordan wyznaje: „Osobiście nie mogłam się doczekać końca wakacji i rozpoczęcia rozgrywek. Futbol. Moje być albo nie być, miłość mojego życia”. Czy to naprawdę tylko futbol? Pierwszy akapit mówi o czymś innym istotnym – autorka w pewnym sensie podwyższyła skalę trudności, gdyż główna bohaterka przekazuje siebie w pierwszej osobie. Jej charakter musimy odebrać z dialogów i osobistych refleksji. Od Jordan emanuje energia. Zawodników ze swojej paczki potrafi traktować kategorycznie, nawet wymierzając „lekkiego kuksańca w klatę”. Chłopcy z drużyny są dla niej tylko kumplami, z którymi można porozmawiać bez posuwania się zbyt daleko. Kiedy mama proponuje Jordan, by na zakupy założyła sukienkę, siedemnastolatka mówi: „Boże, gdybym włożyła sukienkę, stałabym się pośmiewiskiem wszystkich chłopaków…”. Mimo to jej zaangażowanie w futbol nie do końca można określić jako nieskończone, jest bowiem w podświadomości Jordan zapotrzebowanie na inne uczucia. Wszak człowiek jest tylko człowiekiem i to „coś” o niego się i tak upomni. Świadczyć może o tym choćby to wymowne zdanie: „Przytulając podręcznik do piersi, poczułam przez moment ukłucie samotności. Miałam ochotę zawołać za Henrym”. Jednak to nie Henry stanie się przyczyną niepokojów Jordan, choć jest osobą niezwykle dla bohaterki ważną i świetnie wyeksponowaną przez autorkę. Pojawi się nowy uczeń – nie dość, że wyjątkowo przystojny, to na dodatek świetnie grający w futbol. Nazywa się Ty Green. Miłość czy zagrożenie? Pierwsze zetknięcie z Ty Greenem niejako demaskuje Jordan, jest sygnałem, że tę twardą, znającą swój cel dziewczynę, jak każdego normalnego człowieka nie jest trudno zmiękczyć. Wszystko zależy od odpowiednich okoliczności. Jordan dzieli się pierwszym wrażeniem: „Chłopak miał włosy w kolorze piaskowego blondu, układające się naturalnie w kuszące fale. Jego oczy w kolorze czystego błękitu przywodziły mi na myśl kredkę Crayola. Znoszona koszulka polo i wyblakłe jeansy leżały na nim wprost idealnie”. Najgorsze jest to, że Ty ma grać w jej drużynie i podobnie jak Jordan jest rozgrywającym. I tu warto się zatrzymać, ponieważ napięcie rośnie i niejeden czytelnik będzie z niepokojem śledził drogę Jordan i Ty’a do sympatii lub niechęci. Warto zwrócić uwagę na psychologię głównych postaci powieści, które autorka przedstawiła dzięki ciekawym zabiegom, niby zdawkowym refleksjom Jordan. Istotnym walorem warsztatu Mirandy Kenneally jest siła niuansów, a nie szerokich opisów. Warta podkreślenia jest humorystyczna lekkość języka. Wydaje się również, że Dziewczyna z drużyny może się spodobać zarówno młodzieży, jak i dorosłym czytelnikom. Źródło okładki: pascal.pl
M. Kenneally, Dziewczyna z drużyny – recenzja
Osoby aktywne muszą nauczyć się odpoczywać. Bez odpowiedniej regeneracji i zadbania o swoje ciało nie ma mowy o poprawieniu kondycji. Warto to zrozumieć i wziąć sobie do serca. Prawidłowo rozplanowane treningi i dieta to nie wszystko. Czas na odpoczynek i regenerację zmęczonych mięśni także jest niezbędny. Zasada „im więcej, tym lepiej” nie obowiązuje w sporcie. Trenując zbyt dużo, można nabawić się kontuzji albo przeciążyć mięśnie. Nie znaczy to jednak, że kiedy nie trenujesz, musisz zalegać na kanapie. Jest sporo sposobów na poprawę kondycji. Wykorzystaj w pełni czas na odpoczynek, żeby nabrać sił na kolejne intensywne treningi. Dyscyplina Trzymanie się wyznaczonego planu sprawi, że forma będzie rosła systematycznie. Warto wypracować sobie nawyk regularnego uprawiania sportu, który zaprocentuje. Nawet jeśli ćwiczysz regularnie, zapisuj swoje treningi. Możesz robić to w kalendarzu lub dzienniku treningowym. Notuj też swoje uwagi i postępy, dzięki temu będzie ci o wiele łatwiej planować kolejne wyzwania. Co robić w dzień wolny? Jeśli kilka dni w tygodniu trenujesz z dużym obciążeniem dla organizmu, biegasz długie dystanse, uprawiasz spinning lub wybierasz trening ze sztangą na siłowni, zwolnij na jeden lub dwa dni. Możesz wybrać się wtedy na dłuższy spacer. Załóż wygodne buty i zrób power walk, który pobudzi krążenie, ale nie będzie zbyt męczący. Możesz też zabrać ze sobą kije do nordic walking i dodatkowo rozruszać górne partie ciała. 30–40 minut spaceru każdego dnia to zdrowy nawyk, który warto sobie wypracować. Rozciąganie to kolejny dobry pomysł na dzień wolny od treningu. Rozwiń matę i poświęć około 30 minut na porządny stretching. To świetna forma relaksu i przy okazji praca nad większą elastycznością mięśni. Szczególnie mężczyźni mają z tym problem. Często pomijają ten element treningu, uważając go za nudny. Nie musi być to monotonne. Postaw na dynamiczne rozciąganie, które będzie świetnym uzupełnieniem treningu. Załóż wygodny strój, legginsy i koszulkę. Rozciągaj się na boso. Możesz wspomóc się gumą albo paskiem do rozciągania. W dzień wolny na pewno znajdziesz czas na dokładniejsze rozciągnięcie mięśni, po ciężkim treningu zazwyczaj poświęca się na to najwyżej kilka minut. Dbanie o elastyczność mięśni jest konieczne dla zachowania sprawności na długie lata. Regeneracja to podstawa. Bez tego nie będziesz miał sił na kolejne wyzwania. Brak czasu na odpoczynek mocno odbija się na zdrowiu, kondycji i odporności. Zwiększa także ryzyko urazów i przeciążeń stawowo-mięśniowych. Przemęczenie prowadzi do produkowania większej ilości kortyzolu, czyli hormonu stresu. Nie sprzyja to rozwojowi tkanki mięśniowej. Nie wymagaj od siebie zbyt wiele i dostosuj treningi do własnych możliwości. Jeśli nie masz ochoty na aktywny odpoczynek i potrzebujesz relaksu, weź ciepłą kąpiel i posmaruj mięśnie olejem kokosowym z dodatkiem olejku miętowego lub eukaliptusowego. Taki delikatny masaż pozwoli rozluźnić i zregenerować mięśnie. Możesz też użyć rollera do bardziej głębokiego masażu. Już kilkanaście minut sprawi, że mięśnie skorzystają z jego dobroczynnego wpływu. Jeśli nie masz rollera, zróbć masaż ręczny. Dobrą pomocą dla obolałych mięśni jest piłeczka z wypustkami, którą także wykonasz przyjemny masaż. Zdecydowanie warto poświęcić czas na zajęcie się sobą i zadbanie o zdrowie. Daje to zadowolenie i sprawia, że jest czas zatęsknić za wyrzutem endorfin po treningu.
Co robić w dni wolne od treningów?
Skutery, kiedyś bardzo popularne we Włoszech, Chorwacji czy Grecji, teraz w Polsce wracają do łask. Wracają, bo nasz kraj ma już za sobą okres, w którym te maszyny, i to polskiej produkcji, były bardzo popularne – pod koniec lat 50. XX wieku Warszawska Fabryka Motocykli rozpoczęła produkcję modelu OSA. Dzisiejsze skutery różnią się technologicznie od OS, ale cel zakupu pozostał bez zmian – tanie przemieszczanie się w miejskich korkach. Dziś pod lupę bierzemy maszyny w cenie do 3000 zł. Czym jest skuter? Skuter to nic innego jak motocykl przystosowany do ruchu miejskiego. Ma zazwyczaj stałe osłony nóg i podesty na stopy zamiast podnóżków jak motor. Konstruktorzy skupiają się na wygodzie użytkowania i praktyczności, a nie na osiągach, dlatego w najmniejszych skuterach montowane są silniki o pojemności do 50 cm³. Te większe i przeznaczone dla osób dorosłych mogą osiągać pojemność nawet powyżej 800 cm³. W tym artykule zajmiemy się skuterami dla nastolatków, czyli z silnikami do 50 cm³. Pamiętajmy, że użytkując skuter nawet o tak małej pojemności silnika, należy zadbać o bezpieczeństwo własne i innych uczestników ruchu drogowego. Dobrej jakości kask to podstawa, ale warto także pamiętać o ochraniaczach czy rękawicach. To wszystko wpływa na bezpieczeństwo i może uchronić kierowcę przed utratą zdrowia, a nawet życia. box:offerCarousel Nastolatek także potrzebuje prawa jazdy! Kiedyś do używania skutera wystarczała karta motorowerowa, którą można było zdobyć w szkole. W roku 2014 to się zmieniło i zgodnie z obowiązującymi przepisami o ruchu drogowym osoby w wieku 14–18 są uprawnione do poruszania się na skuterach, jeśli mają prawo jazdy kategorii AM. Ten typ prawa jazdy upoważnia do kierowania motorowerem, rozumianym jako pojazd dwu- lub trójkołowy zaopatrzony w silnik spalinowy o pojemności skokowej nieprzekraczającej 50 cm³ lub w silnik elektryczny o mocy nie większej niż 4 kW, którego konstrukcja ogranicza prędkość jazdy do 45 km/godz. Ponadto osoby mające prawo jazdy kat. AM mogą używać czterokołowców lekkich, czyli takich, których masa własna nie przekracza 350 kg i ich konstrukcja ogranicza prędkość jazdy do 45 km/godz. Egzamin na takie prawo jazdy należy zdać w wojewódzkim ośrodku ruchu drogowego. Przystąpienie do egzaminu uwarunkowane jest uzyskaniem pisemnej zgody rodziców lub opiekunów prawnych. Pojawiają się głosy, że planowane jest przywrócenie kart motorowerowych wydawanych przez szkoły, ale obecnie brak konkretów i nie są znane żadne terminy, kiedy miałoby to nastąpić. Zobacz też: Jak wybrać kask do jazdy na skuterze? Skutery do 3000 zł – przegląd rynku box:offerCarousel Rynek skuterów zarówno na świecie, jak i w Polsce rozwija się dynamicznie, ponieważ duże aglomeracje są coraz bardziej zatłoczone, a skuterem łatwiej jest pokonywać zakorkowane ulice. W przypadku nastolatków to także doskonały sposób na dojazd do szkoły czy dodatkowe zajęcia pozaszkolne. Popularnymi i polecanymi modelami skuterów w cenie do 3000 zł z silnikami o pojemności do 50 cm³ są: ZIPP TOROS F16 – skuter popularny wśród nastolatków, dostępny już za ok 2000 zł. Wyposażony został w silnik jednocylindrowy, czterosuwowy i chłodzony powietrzem, o pojemności 50 cm³ oraz mocy 3 KM. Zastosowano w nim ogranicznik prędkości do 45 km/godz. Rama wykonana jest ze stali, przednie zawieszenie to widelec teleskopowy, tylne zaś to podwójny element resorująco-tłumiący. Ogólnie skuter ten cechuje się dobrą jakością wykonania, a nawet dwie osoby mogą nim jechać wygodnie i bezpiecznie. ROMET ROUTER BASSA 50 – to skuter równie popularny jak ZIPP, kosztujący ok. 2500 zł. Wyposażony jest w silnik o pojemności 49,5 cm³ oraz mocy 3 KM, jednocylindrowy, czterosuwowy i chłodzony powietrzem. Posiada także ogranicznik prędkości do 45 km/godz., automatyczną skrzynię biegów oraz hamulce bębnowe zarówno z przodu, jak i z tyłu. ROMET ROUTER PLUSS 2T) – to skuter dostępny za niespełna 3000 zł. Charakteryzuje się ciekawym wyglądem, który może się podobać młodym użytkownikom. Wyposażony w silnik o pojemności 49 cm³ oraz mocy 4,35 KM, jednocylindrowy, czterosuwowy i chłodzony powietrzem. Z przodu zastosowano tarczowy układ hamulcowy, z tyłu zaś klasyczny bębnowy.
Skuter dla nastolatka do 3000 zł
Niższa temperatura, plucha, coraz krótszy dzień – jest wiele powodów, by jesienią na nowo rozsmakować się w relaksujących, ciepłych kąpielach. Nie zawsze z pianką, bo najnowsze i najmodniejsze produkty do kąpieli to już nie, jak bywało wcześniej, bąbelkowe płyny, a olejki i inne wynalazki, które zbliżają domową kąpiel do zabiegu SPA. Co nam daje kąpiel? Dlaczego wylegiwanie się w wannie pełnej wody jest takie przyjemne? Ciepła woda rozluźnia mięśnie i odpręża ciało po ciężkim dniu. Dodatkowo jeśli kąpiel zawiera dobroczynne składniki, to potrafi także detoksykować, ujędrniać, wygładzać oraz nawilżać skórę. Dla umysłu kąpiel w aromatycznych olejkach również jest rodzajem odprężenia, relaksu i wyciszenia. Ten prosty zabieg kosmetyczny służy więc nie tylko oczyszczaniu ciała, ale też odnowie skóry, relaksowi mięśni i ukojeniu ducha. Domowy hammam Coraz bardziej popularne stają się zabiegi nawiązujące, inspirowane tradycyjnymi zabiegami hammam. Wraz z ich popularyzacją rośnie świadomość na temat roli odpowiedniego doboru kosmetyków w osiągnięciu nie tylko oczyszczającego, ale przede wszystkim pielęgnacyjnego efektu. Czasy kąpieli w pianie pełnej wysuszających skórę SLS mamy na dobre za sobą. Miejsce płynów z SLS zajmują obecnie: sole, kule, pyłki, mleczka, olejki, masła, pianki do kąpieli. Wszystkie one nasycają skórę dobroczynnymi składnikami, a łazienkę wypełniają przyjemnym aromatem. Sól boheńska, sól himalajska... Wybór soli kąpielowych jest ogromny! W sprzedaży znajdują się sole z różnych regionów świata, także z Polski. Sól zabłocką czy boheńską sól ekologiczną oferuje np. polska marka kosmetyków naturalnych Pat&Rub. Sole mają zdolności oczyszczające, detoksykujące, wzmacniające i odprężające. Każdą z nich można wzbogacić olejkami i innymi dodatkami, dzięki którym staną się jeszcze bardziej dobroczynne dla skóry. Ogromną popularnością cieszą się sole z dodatkiem olejku i płatków róży. Kwiaty i owoce róży są znane ze swoich właściwości przeciwstarzeniowych, regenerujących, antyrodnikowych, dodatkowo odprężają umysł i redukują bóle głowy. Równie zdrowe są olejki ze słodkiej lub gorzkiej pomarańczy (zapewniają odprężenie, nawilżenie i ujędrnienie skóry), a także eteryczne olejki z ziół, np. z intensywnie relaksującego rozmarynu, czy kwiatów, np. lawendy, która odpręża i ułatwia nocny odpoczynek. Sole aromatyzuje się także sztucznymi aromatami owocowymi, takimi jak: truskawka, mango, brzoskwinia, kwiatowymi: orchidea, kwiat wanilii, jaśmin lub korzennymi: cynamon, anyż. Przed zakupem warto sprawdzić skład kosmetyku, by mieć świadomość, czy dodana do kąpieli sól po prostu ładnie pachnie i faktycznie ma działanie odprężające dla umysłu (takie mają tylko naturalne olejki eteryczne). Polecane produkty z tej kategorii: sól zabłocka,sól naturalna różana, sole z Morza Martwego, sól lawendowa (naturalna), sól z olejkiem arganowym. Kule, pudry, pastylki Bardzo przyjemne doznania dają pudrowe produkty do kąpieli. Spotkać je można w postaci proszku, małych pastylek lub dużych kąpielowych kul. Pachną owocami, kwiatami i ziołami, mają bajkowe kolory, ale oczywiście najważniejsze są ich właściwości pielęgnacyjne. Proszki kąpielowe zazwyczaj zawierają w składzie mleko (najczęściej kozie), które nawilża i odżywia skórę. Po jego dodaniu woda robi się mlecznobiała, a kąpiel przypomina tę, jakiej poddawała się Kleopatra. Z kolei kule kąpielowe i pastylki, przyjemnie musując, uwalniają nie tylko piękny zapach, ale także składniki odżywcze. Są to produkty pozornie suche, pudrowe, jednak w ich składzie często znajdują się oleje, więc po kąpieli z dodatkiem kul nie trzeba już używać balsamu – skóra jest od razu gładka i miękka, a w łazience jeszcze długo roznosi się przyjemny pudrowy aromat. Pianki, musy, babeczki Produkty do kąpieli, które wyglądają jak smakowite desery. Teraz to możliwe. Jak się oprzeć pachnącemu cukrowemu musowi, babeczce truskawkowej z bitą śmietaną albo czekoladowemu musowi do mycia ciała? Tego typu produkty, choć zwykle nie mają aromaterapeutycznych olejków w składzie, to jednak poprawiają humor podczas kąpieli i pozytywnie nastrajają na kolejny dzień. Zarówno produkty o konsystencji pianek, musów, galaretek, jak i zwarte kule w formie babeczek, masełek, a nawet kostek kąpielowych przypominających mydło, to w rzeczywistości mieszanka natłuszczających i nawilżających substancji w nietypowej formie. Co zaskakujące, cukierkowe dodatki do kąpieli składają się głównie z naturalnych olejów i maseł, mają więc dobroczynny wpływ na skórę, nasycają ją niezbędnymi kwasami tłuszczowymi i zapobiegają odparowywaniu wody z jej głębokich warstw. Dzięki zawartości witamin działają też antyrodnikowo i sprawiają, że kąpiele mogą mieć właściwości odmładzające. Perełki do kąpieli Pierwsze kulki kąpielowe o wyglądzie perełek pojawiły się w Polsce jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku. Były absolutną innowacją w kraju, w którym znano wyłącznie płyny i sole do kąpieli. Tymczasem perełki nie dość, że magicznie rozpuszczały się w wodzie, to jeszcze nie pozostawiały ani koloru, ani bąbelków na jej powierzchni. Można było pomyśleć, że nie działają. Jednak ich tajemnicą były olejki umieszczone wewnątrz miękkiej, żelowej osłonki. To właśnie dzięki nim skóra po kąpieli była przyjemnie nawilżona i pachnąca. Po latach kąpielowe kapsułki nie mają już wyłącznie form perełek. Przybierają kształty zwierząt, poduszeczek wypełnionych płynami i olejkami, gwiazdek i inne abstrakcyjne formy. Pachną także bardziej różnorodnie – nie tylko owocami i kwiatami, ale np. czekoladą, wanilią, karmelem czy morską bryzą. Istnieją także specjalne edycje perełek dla dzieci. Są one wypełnione łagodnym płynem myjącym i bajecznie, wręcz karnawałowo, kolorowe (złote lub srebrne kapsułki pachnące szampanem). Nowoczesne perełki nie zawsze mają postać oleistego płynu – zdarzają się czasem wersje bardziej kremowe. To, co łączy współczesne kapsułki i perełki do kąpieli, to nawilżające i zmiękczające działanie. Aż trudno uwierzyć, że jedna mała kapsułka wystarcza na całą wannę wody. Aromatyzuje przy tym łazienkę i nadaje zapach skórze na długi czas. Oleje i olejki aromaterapeutyczne Większość wspomnianych kosmetyków do kąpieli właśnie im zawdzięcza nawilżające działanie. To one zapewniają jednoetapową, wieczorną pielęgnację. Po kąpieli w olejkach nie trzeba już używać balsamów ani kremów do ciała. Skóra jest wygładzona, aksamitna, nawilżona i bardziej jędrna. To dzięki połączeniu składników natłuszczających oraz działaniu ciepłej wody, które poprawia ich przenikalność, dlatego doznania podczas kąpieli są tak przyjemnie otulające i rozpieszczające. A jeśli olejek do kąpieli ma dodatkowo działanie aromaterapeutyczne, to kąpiel można już porównywać do seansu w SPA – relaksuje się przy niej nie tylko ciało, ale i zestresowany, zmęczony umysł. Warto sprawdzić ofertę olejów naturalnych, np.: migdałowego (dobry dla dzieci i alergików), oliwy z oliwek (mocno uelastycznia, opóźnia procesy starzenia), orzechowego (kondycjonuje i odżywia), ryżowego (łagodzi, wygładza, rozjaśnia), arganowego (odżywia, chroni, regeneruje), z dzikiej róży (regeneruje i łagodzi zaczerwienienia). Ogromną przyjemnością jest także kąpiel w płynach z zawartością olejków, dzięki połączeniu dwóch produktów uzyskujemy zarówno działanie nawilżające, jak i delikatną piankę na powierzchni wody. Kąpiel idealna według własnego przepisu A gdyby tak pomysłu na odprężającą kąpiel poszukać w zakamarkach Internetu oraz... we własnej kuchni? Istnieje wiele produktów spożywczych, które można śmiało wykorzystać w zabiegach kosmetycznych. Da się także uzupełnić nimi pielęgnację, złożoną dotychczas wyłącznie z kosmetyków gotowych. Np. kąpiel nawet w zwykłym płynie będzie mniej wysuszająca, gdy dodamy doń kilka łyżek oleju słonecznikowego, oliwy z oliwek albo rozpuszczonego oleju kokosowego. Każdą sól do kąpieli można wzbogacić o substancje oleiste poprzez wymieszanie jej wcześniej z olejami i rozpuszczenie powstałej mikstury w wodzie albo przez dodanie składników bezpośrednio przed kąpielą. Wyjątkowe doznania aromaterapeutyczne możemy zafundować sobie same, dodając kilka kropel ulubionych olejków (olejki zapachowe można kupić za kilka złotych w sklepach zielarskich albo on-line. Warto sprawdzić przed zakupem, jakie mają działanie). Dodatkowy bonus z kąpieli? Jeszcze bardziej gładka skóra. Uzyskamy ją, wcierając miksturę soli kąpielowej i olejów w skórę tuż przed zanurzeniem się w wodzie. Pobudzenie krążenia, złuszczenie naskórka i pojędrnienie skóry gwarantowane!
Pełen relaks. Przegląd aromatycznych dodatków do kąpieli
Letnie festiwale, koncerty muzyki gitarowej i imprezy z przyjaciółmi przy dźwiękach muzyki rockowej – czego chcieć więcej? Szukając idealnej kreacji na jedno z takich wydarzeń, podpatrz znane „kobiety rocka”. Ich stroje to często prawdziwa kopalnia inspiracji. Na jakie style powinnaś zwrócić uwagę? Styl rockowy jest bardzo wyrazisty i odważny. Rockowe ubranie i dodatki skąpane są w ciemnych barwach, uszyte ze skóry, ekoskóry czy jeansu. Akcesoria są masywne, z wyraźnymi zdobieniami, takimi jak chociażby ćwieki. Wzory i kolory panują za to w innych stylach kojarzonych z konkretnymi okresami w historii muzyki. Miłośniczki rocka szukają inspiracji także w innych trendach związanych z muzyką gitarową. Warte uwagi są stylizacje spod znakurockabilly, hippie i grunge. Szaleństwo rock and rolla, które wybuchło w latach 50. minionego stulecia, odbiło się też na modzie. Styl rockabilly, który widać na parkietach nie tylko podczas tradycyjnych fajfów i balów przebierańców, jest niezwykle kolorowy i radosny. W damskich szafach królują sukienki wiązane na szyi i modele z szerokim dołem, ulubione wzory to duże grochy i kratka oraz owoce wyraźnie kontrastujące z tłem. Nie mniej wesoły jest styl, w jakim nosili się nieskrępowani hippisi. Orientalne wzory, kwiatowe desenie, żywe barwy, luźne kroje, frędzle, zamsz, zwiewne materiały i długie sukienki – tak można scharakteryzować modę damską spod znaku Flower Power. Zamiłowanie do zamierzonego nieładu przejawia się z kolei w grunge’owych zestawach. Duża krata, sprany jeans i dziurawa dzianina to ważne elementy tego stylu. Swobodę grunge’u podkreślają trampki, które powinny mieć swoje stałe miejsce w twojej szafce na buty. Pomysły na rockowe stylizacje z sukienką w roli głównej Szalone i z pazurem, kolorowe lub stonowane, ale zawsze wyraziste – takie są rockowe sukienki. Znajdź własny sposób na rockowy look. Jakie stylizacje sprawdzą się na festiwalu plenerowym, koncercie albo imprezie ze znajomymi? Sięgnij po klasyczną sukienkę i zadaj szyku dodatkami – tak na pewno zrobiłaby Kate Moss, supermodelka znana ze swojego uwielbiania dla rockowego stylu. Załóż małą czarną, w której jeszcze niedawno zdawałaś egzaminy na studiach, możesz sięgnąć nawet po małą czerwoną. Dodaj zestawowi „pazura” – załóż czarną ramoneskę i ciężkie buty, np. bikery albo glany. Jeżeli wybierasz się na wieczorny koncert plenerowy albo bawisz się właśnie na skąpanym w deszczu festiwalu, postaw na modne czarne kalosze do kolan. Wybierz rozkloszowaną sukienkę z tiulowym dołem, która dzięki umiejętnej zabawie dodatkami świetnie sprawdzi się jako element romantycznej stylizacji i ważna część rockowego zestawu. Zwiewny tiul, połączony z podartymi rajstopami, glanami, skórzaną kurtką i zwierzęcymi printami był kiedyś ważnym elementem wizerunku scenicznego Courtney Love, gitarzystki i wokalistki m.in. rockowego zespołu Hole, a prywatnie żony Kurta Cobaina, lidera legendarnej Nirvany. Warto podpatrzeć niektóre elementy jej stylu i połączyć tiulową sukienkę z ramoneską z ciemnej skóry albo karmelowego zamszu. Tak odważna stylizacja nie zdziwi ani stałych bywalców festiwali, ani twoich przyjaciół zgromadzonych na domówce. Sukienka w grochy z rozkloszowanym dołem i buty typu peep toe to stylizacja, która doskonale wpisałaby się w gust Amy Winehouse. Artystka uwielbiała styl rockabilly, dlatego wybierając się na przyjęcie z przebraniami, możesz sięgnąć także po gładką sukienkę wiązaną wokół szyi, a bujne włosy przewiązać kolorową opaską typu pin-up. Jeżeli jesteś zakochana w stylu i muzyce Janis Joplin, pozwól, aby latem ogarnęło cię hipisowskie szaleństwo. Długa sukienka, etniczna biżuteria, torebka albo kurtka z karmelowego zamszu ozdobiona frędzlami i delikatne sandały – to kwintesencja stylu, w jakim ubierały się uczestniczki ruchów kontrkulturowych przełomu lat 60. i 70. XX wieku. Hipiski samodzielnie farbowały ubrania, chętnie sięgały także po te zkwiatowymi albo etnicznymi wzorami. Na Allegro znajdzieszhippisowskie sukienki idealne na letni festiwal rockowy. Inspiracją może stać się dla ciebie także muzyka grunge i charakterystyczny sposób ubierania się gwiazd. Choć nie było ich zbyt wiele, to nie bez powodu matką chrzestną grunge’u jest Kim Gordon, gitarzystka i wokalistka zespołu Sonic Youth. Szukając inspiracji w świecie brudnej muzyki gitarowej, możesz przypatrzeć się stylowi Kim Gordon lub założyć sukienkę w kratę (podobną do tej z flanelowych koszul) i trampki. Młodzież i studenci coraz chętniej słuchają muzyki gitarowej, lubią poznawać także wykonawców sprzed lat. Jeżeli wybierasz się na letni festiwal czy rockową imprezę, przygotowując ubranie, poszukaj inspiracji nie tylko w stylu rockowym, ale też w sposobie ubierania się hippisów i rockandrollowców sprzed lat.
Szukamy sukienki z rockową duszą
Firma znana z produkcji smartfonów do kompletu proponuje słuchawki z interfejsem Bluetooth i NFC. Prestigio PBHS2 to tanie słuchawki nauszne o zamkniętej konstrukcji, do użytku przenośnego. Jak się sprawują i czy warto je kupić? Wyposażenie Efektowne, czarno-czerwone pudełko z karbonowym wzorem skrywa słuchawki umieszczone w plastikowej foremce. Pod nią znajduje się wyjątkowo elastyczny kabel do ładowania (microUSB) o długości 100 cm oraz przewód słuchawkowy (wtyki 3,5 mm) mierzący 150 cm, a do tego instrukcja obsługi. To tani sprzęt, nie ma co liczyć na pokrowce, ale okablowanie jest niezłe, a przewód analogowy przyda się, gdy wyczerpie się bateria. Wygląd Produkt został wykonany z lekkich tworzyw sztucznych. To fortepianowa, połyskująca i gładka czerń. Producent postawił na wizualne rozwiązania znane ze słuchawek Beats, ale zaproponował kopułki w innym stylu – trapezowe i kanciaste. PBHS2 dostępne są w dwóch kolorach (bieli i czerni). Obudowy słuchawek mają kształt prostokąta, zwężają się ku mocowaniu w pałąk. Od nauszników oddziela je srebrna ramka, a te nie mają wycięcia pośrodku – są jedynie gęsto podziurawione. Zostały jednak wyłożone miękką gąbką wyłącznie na obrzeżach. Dodatkowo na lewej kopułce znalazł się czujnik NFC, który jest dużym zaskoczeniem w słuchawkach w tej cenie. W spodniej części lewej osłonki mamy ponadto wgłębienie na wtyk przewodu. Samo gniazdo znajduje się jednak na pałąku. Kopułki zamocowane są w pałąk na mechanizmach kulkowych, pozwalając na delikatny ruch we wszystkich płaszczyznach. Ciekawie rozwiązano lokalizację przycisków interfejsu, nie trzeba ich szukać na kopułkach, a znalazły się na mocowaniu pałąka. Po prawej stronie jest włącznik, w samym środku, a z lewej umiejscowiono przyciski do sterowania muzyką (oddzielne do regulacji głośności oraz przycisk PLAY w centrum). Pałąk jest symetryczny, równy, a do tego łamany. Ramiona pałąka składają się jedna na drugą do jego wnętrza (z mechanizmem blokady po rozłożeniu). Słuchawki posiadają rozsuwaną regulację rozmiaru, osadzoną na metalowym rdzeniu. Jest skokowa, ma łącznie 15 stopni. Spód pałąka wyklejono sprężystą gąbką w skóropodobnej opasce. Wykonanie słuchawekjest zaskakująco dobre. Dominują tworzywa sztuczne, widać że są z niższej półki, lecz spasowano je porządnie. Są też precyzyjnie obrobione. Słuchawki wyglądają na droższe, co jest zasługą dość eleganckiego kształtu produktu. PBHS2 wyglądają więc całkiem nieźle. Komfort i obsługa Słuchawki komfortowo przylegają do uszu, ale by do tego doszło, trzeba mocniej rozsunąć pałąk. Jego nacisk nie jest mocny, jednakże są wówczas dobrze ustabilizowane na głowie. Na pochwałę zasługuje gąbka wypełniająca nauszniki – jest miękka i dzięki temu dobrze neutralizuje nacisk słuchawek. Nie gorzej sprawdza się też opaska pałąka, delikatnie uciskająca czubek głowy. Nie męczy to nawet podczas dłuższych odsłuchów. Nauszniki nie obejmują uszu, stąd tłumienie hałasu dobiegającego z otoczenia jest trochę gorsze. Jednak i tak podczas słuchania muzyki to, co dociera z zewnątrz jest wyraźnie wyciszone, a muzyka w słuchawkach pobrzmiewa stosunkowo głośno. Z pewnością sprzęt nie zapewnia poziomu izolacji na przykład pociągu, lecz w komunikacji miejskiej i podczas spaceru sprawdzi się znakomicie. Rozmiar pałąka dostosowany jest do średnich i mniejszych głów. Na większych kopułki mogą nie przylegać idealnie w dolnej części małżowiny. Obsługa słuchawek jest bardzo prosta. Włącznik umiejscowiono samotnie z lewej strony, nie odstaje, ale to duży przycisk, więc łatwo go wyczuć. Służy także parowaniu oraz odbieraniu rozmów telefonicznych. Każda operacja sygnalizuje się komunikatem głosowym – damski głos informuje na przykład o udanym parowaniu czy włączaniu urządzenia. Gorzej jest z prawym panelem sterowania, gdyż mamy tam sporo przycisków, trudno je wyczuć. Szkoda, że chociaż delikatnie nie odstają. Mają też głęboki klik o wysokim oporze, zatem dobrze jest przytrzymywać słuchawki podczas zmiany głośności bądź utworu. To detale, w końcu sprzęt ma wydzielone przyciski natężenia dźwięków i zmiany kawałków, co jest rzadko spotykane w tanich urządzeniach Bluetooth. Słuchawki działają na baterii do 10 godzin (po 3 godzinach ładowania). W trybie czuwania mogą wytrzymać do 100 godzin. Ogólnie PBHS2 są całkiem wygodne – jak na nauszne i przenośne słuchawki. Obsługa jest też prosta i intuicyjna. Nie miałem problemu z parowaniem poprzez czujnik zbliżeniowy, a jakość rozmów prezentowała się przyzwoicie. Proces parowania przebiegł szybko, a połączenie było stabilne. Specyfikacja słuchawki: nauszne, zamknięte przetworniki: 40 mm impedancja: 32 ohm pasmo przenoszenia: 20 Hz–20 kHz skuteczność: 118 dB mikrofon o paśmie: 20 Hz–20 kHz, skuteczność: 32 dB Bluetooth: 4.0 z NFC bateria: 250 mAh Brzmienie Brzmienie oceniam jako satysfakcjonujące, słuchawki zaskakują niezwykle pozytywnie. Słychać, że działa efekt cyfrowy, a dźwięk ma lekko sztuczny charakter. Podkreślono niskie tony, średnicę lekko wycofano i podkreślono sopran. To brzmienie nowoczesne, nastawione na rozrywkę, ale dosyć uniwersalne. Słuchawki oddają brzmienie o ciepłym charakterze, nie ostrym i zimnym, a przyjemnym i łagodnym. Niskie tony są lekko uwypuklone, ale nie ma ich dużo. Najmniej jest najniższych rejestrów, czyli subbasu – bas nie zawibruje na głowie. Nie przesadzono z jego ilością, bas nie buczy i nie dudni. Dobrze „dociąża” brzmienie, jest energiczny, brzmi przyjemnie. Nieźle przekazuje brzmienie gitar basowych, ale całkiem dobrze radzi sobie także z kontrabasem. Najlepiej spisuje się podczas odtwarzania brzmień popularnych i elektronicznych, tam gdzie bas jest bardziej efektowny, mocniejszy. Średnica ustępuje niskim i wysokim tonom. Daje to efekt nowoczesności, ale także sztuczności. Wokalistów nie usłyszymy wyjątkowo blisko, żywe instrumenty też wydają się dobiegać z większego dystansu. Jest jednak jasno i czytelnie, brzmienia nie zalewa się syczącym basem. To dobre strojenie również do żywych instrumentów, wiele gatunków pobrzmiewa dobrze, ale priorytet mają te rozrywkowe. Wysokie pasma zostały lekko zaznaczone, są cyfrowe. Talerze perkusyjne – czyste, lekko sztuczne. Pasmo nadaje brzmieniu odpowiedniej jasności, nie jest przyciemnione, ani ukryte. Sopran – ostry i niesyczący, dobrze wspierający bas, nadający brzmieniu ostatecznego szlifu. Ponownie najlepiej brzmi muzyka popularna i elektroniczna, dubstep, drum’n’bass, ale też rap. Słuchawki posiadają wyraźną stereofonię, efekty przenikania robią dobre wrażenie. Instrumenty są dobrze odseparowane, a brzmienie wydaje się wychodzić poza obszar głowy – dobiega głównie z prawej i lewej strony. Nie jest to duża przestrzeń, ale wymiary tak zwanej sceny dźwiękowej są bardzo dobre. Podsumowanie Takich pozytywnych wrażeń po użytkowaniu produktu się nie spodziewałem. Słuchawki nie dość, że nieźle wykonane, to okazały się być bardzo funkcjonalne (oddzielne przyciski i czujnik NFC). Utrzymujący się na wysokim poziomie komfort ich noszenia oraz przyjemne, dobre jakościowo brzmienie – te wszystkie aspekty tylko przyciągają do zakupu. PBHS2 oferują rozrywkowy i przyjemny dźwięk, ale bez dudniącego basu, syczenia sopranu lub szorstkiej średnicy. Nie ma co się oszukiwać, słyszalne są braki jakościowe, ale w tej cenie nie powinniśmy narzekać. Zdecydowanie warto je zakupić. Taniej dostępne są słuchawki ART AP-B01. To podobna konstrukcja, wyceniona na 70 zł, lecz dużo gorsza brzmieniowo, ergonomicznie i funkcjonalnie. Moim zdaniem niewątpliwie lepiej dołożyć grosza do Prestigio PBHS2. Zalety: czyste i rozrywkowe brzmienie, porządne wykonanie, niezła ergonomia, czujnik NFC, oddzielne przyciski. Wady: sztuczne brzmienie, trudno zlokalizować klawisze
Test słuchawek Bluetooth Prestigio PBHS2 – bezprzewodowy hit za 120 zł
Chciałbyś sprawnie poruszać się w świecie męskiej elegancji? Świetny pomysł – dobrze ubrany mężczyzna ma większą szansę osiągnąć swoje cele! W zwięzły sposób przypominamy ci zasady, którymi powinieneś się kierować, aby wyglądać elegancko! Czy są jeszcze mężczyźni, którzy nie siadają do stołu bez marynarki, nie rozstają się z krawatem lub muchą, pilnują koloru garnituru i liczby rozcięć w marynarce? Oczywiście! I miło na nich popatrzeć, bo potrafią się poruszać w świecie sztywnych zasad męskiej elegancji. Przypomnimy ci, jak wyglądać na dżentelmena i unikać wpadek! Oficjalny dress code obowiązuje przede wszystkim w polityce, dyplomacji i świecie biznesu. O ile w polityce nie ma wątpliwości, w pozostałych przypadkach zasady ubioru są często interpretowane z większą swobodą. Co mieści się zatem w kanonie zasad, których warto przestrzegać? Garnitur To podstawa ubioru eleganckiego mężczyzny. Najbardziej oficjalny będzie w kolorze granatowym. Czarny garnitur zakłada się wyłącznie po godz. 18.00 na wyjątkowo eleganckie uroczystości, np. do teatru, filharmonii, na bale i gale. Szary garnitur jest strojem codziennym, który możesz włożyć np. do biura, jeśli nie piastujesz reprezentacyjnego stanowiska, podobnie jak modne modele we wzory (pamiętaj, że są mniej oficjalne od gładkich). Unikaj garniturów w kolorze brązowym – w powszechnej świadomości funkcjonują jako nieeleganckie. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Marynarki mają najczęściej rozcięcia z tyłu, tzw. szlice – jedną lub dwie. Te, które nie mają żadnej, są uznawane za najbardziej oficjalne i najtrudniej znaleźć je w sklepach. Tam zdecydowanie królują modele z dwoma rozcięciami, które są obecnie najpopularniejsze, zapewniają największą swobodę ruchów i na sylwetkach większości typów najlepiej się układają. Jedno rozcięcie uznawane jest za najbardziej sportowe (wywodzi się od marynarki do jazdy konnej), dlatego raczej się go unika. Pamiętaj, że stojąc, powinieneś mieć zapięty pierwszy od góry guzik marynarki i nigdy nie zapinać dolnego. Aby marynarka dobrze się układała, siadając, rozpinasz guzik i lekko naciągasz materiał, wyrównując linię ramion. W przypadku spodni zwróć uwagę na długość – na butach powinno być widoczne maksymalnie jedno załamanie materiału. Pamiętaj też, aby dobrać do garnituru ciemnogranatowe lub czarne skarpetki sięgające pod kolana – gdy usiądziesz, nogawki spodni się podwiną i nie powinieneś dopuścić do tego, że oczom zebranych ukażą się twoje nagie łydki! Koszula Oczywiście biała, najlepiej gładka i niefakturowana. Zwróć uwagę na materiał – powinien przepuszczać powietrze i się nie gnieść. Najlepszym wyborem będzie bawełna o odpowiedniej gramaturze. Koszule mogą mieć kołnierzyki kilku typów. Dobiera się je do kształtu twarzy i preferencji. Ważne, aby kołnierzyk „chował się” pod klapami marynarki. Jeśli do oficjalnego stroju chcesz dobrać muchę, wybierz koszulę z plisą zakrywającą guziki. Sama mucha powinna być wiązana i wykonana z jedwabiu. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Dodatki Elegancki mężczyzna wie, że garnitur bez krawata lub muchy nie jest kompletny. Jeśli chodzi o krawat, pamiętaj, że powinien sięgać do rozporka, a wzór na nim nie może się dublować z tym na poszetce, którą warto wykorzystać w oficjalnej stylizacji. Oba elementy powinny jedynie nawiązywać do siebie kolorystycznie. Do eleganckiego garnituru zakładamy wyłącznie skórzane derby lub oxfordy, które powinny mieć zakrytą przyszwę, aby sznurówki były schowane pod spodem. Do granatowego garnituru rekomendujemy czarne buty. W mniej oficjalnych sytuacjach dopuszczalne są także brązowe. Ostatnim elementem jest pasek. Powinien być wykonany z takiej samej skóry jak buty i odpowiednio dobrany do obwodu bioder – pamiętaj, aby zapinał się na środkową dziurkę. Zwróć uwagę, jak nieestetycznie wygląda pasek zapięty na ostatnią lub pierwszą dziurkę... Detale są ważne!
Oficjalny męski dress code – co go charakteryzuje?
Wody kolońskie są powszechnie kojarzone jako produkt dla mężczyzn – kosmetyk do twarzy, stosowany po goleniu. Nie każdy wie, że również kobiety mogą cieszyć się zaletami ich odświeżających zapachów w specjalnie skomponowanych mieszankach. Woda kolońska ma niewielką zawartość substancji zapachowych, przez co krótko utrzymuje się na skórze. Dzięki temu możesz po nią sięgać wielokrotnie w ciągu dnia, fundując sobie porcję orzeźwienia na zawołanie. Czym są wody kolońskie? Woda kolońska wzięła swoją nazwę od niemieckiego miasta Kolonia. To tu na początku XVIII wieku Włoch Giovanni Maria Farina założył fabrykę perfum i stworzył pierwszą w swoim rodzaju Eau de Cologne. Sława mieszanki nut bergamotki, cytryny, pomarańczy, lawendy i rozmarynu sięgnęła arystokracji, a moda na podobne produkty trwała przez lata. Cechą charakterystyczną wód kolońskich jest cytrusowo-ziołowa tonacja. To przede wszystkim zapachy odświeżające, które od pierwszego kontaktu wnikają głęboko w nozdrza i szybko uwalniają pełnię kompozycji. Całość pobudza i dodaje energii natychmiastowo, co sprawia, że woda kolońska jest doskonałym wyborem na upalne letnie dni. Należy zauważyć, że zawartość składników zapachowych oscyluje między 3 a 5%, więc w porównaniu do perfum i wód toaletowych występuje kolosalna różnica. Ekspozycja jest krótka i aromat szybko wietrzeje. Jak używać wody kolońskiej? Większość wód kolońskich sprzedawana jest w butelkach o dużych pojemnościach, bez atomizera. Po prostu wylewa się je bezpośrednio na ciało. Najlepiej jest używać ich tam, gdzie naczynia krwionośne przebiegają najbliżej powierzchni skóry: na nadgarstkach, zgięciach łokci i kolan, jak również na szyi. Aplikację należy powtarzać kilkukrotnie w ciągu dnia. Polecane wody kolońskie Na rynku perfumeryjnym istnieje wiele marek oferujących wody kolońskie dedykowane kobietom. Swoją przygodę z ich stosowaniem warto zacząć od uznanych na świecie pozycji, które cieszą się wielką popularnością wśród użytkowniczek. Acqua di Parma Colonia Marka Aqua di Parma zaczęła swoją działalność w 1916 roku we włoskim mieście, od którego zaczerpnęła swoją nazwę. Od samego początku produkuje wody kolońskie, które mogą być używane zarówno przez kobiety, jak i przez mężczyzn. Wieloletnie przywiązanie do tradycji poskutkowało nazwaniem wyrobów tej firmy prawdziwymi legendami na rynku perfumeryjnym. Aqua di Parma Colonia to zapach kultowy: najpierw rozpieszcza połączeniem róży i lawendy, aby zaraz potem zaskoczyć tonami cytrusowymi, rozmarynem i werbeną. Bułgarska róża, wetyweria i drzewo cedrowe to wspaniała podstawa, która znacząco przedłuża trwałość zapachu. Bottega Veneta Essence Aromatique Marka Bottega Veneta została założona w 1966 roku we Włoszech. Jej znakiem rozpoznawczym są luksusowe produkty wykonane z plecionej skóry. Już po 50 latach wypuściła na rynek pierwsze perfumy, a kosmetyki tej marki cieszą się uznaniem do dziś. Woda kolońska Essence Aromatique to propozycja dla kobiet, które doceniają wyjątkowość i niekonwencjonalne spojrzenie na życie. W kompozycji znalazły się naturalne składniki pochodzące z najdalszych zakątków świata. W linii głowy znaleźć można bergamotkę i kolendrę, w linii serca: różę, fasolę tonka i wanilię, a podstawę stanowi drzewo sandałowe i paczula. Hermès Eau d'Orange Verte Hermès to francuska marka założona w latach trzydziestych XIX wieku. Jej początki związane były z przemysłem skórzanym, produkcją siodeł do jazdy konnej i uprzęży. Na przestrzeni lat rozszerzała swój asortyment o inne produkty skórzane: torebki, paski, a następnie również jedwabne apaszki, biżuterię, aż po kosmetyki. Perfumy tej firmy są zmysłowe, świeże. Nie brak im inspiracji aromatem skóry, a co za tym idzie: zmysłowości i wyrafinowania. Woda kolońska Eau d'Orange Verte to propozycja unisex. Urzeka orzeźwiającymi nutami cytrusowymi. Świeżo zerwana pomarańcza łączy się z: mandarynką, cytryną amalfi, miętą, liściem czarnej porzeczki, mchem dębowym i paczulą w dobrze zharmonizowaną całość. Choć wody kolońskie kojarzą się z męskimi kosmetykami po goleniu, to rynek perfumeryjny oferuje mnóstwo wariantów zapachowych, opracowanych dla kobiet. To idealny wybór na letnie upalne dni. Zapachy są orzeźwiające, cytrusowo-ziołowe, a ich projekcja nie jest długa i męcząca.
Wody kolońskie dla kobiet
Kaliny to piękne krzewy, należące do rodziny Viburnaceae. Zachwycają pokrojem, kwiatami i jesiennym przebarwieniem. Te niedoceniane rośliny charakteryzują się łatwą uprawą i zróżnicowaniem odmian. Dziś przedstawię wam portrety kalin. Kalina koralowa – Viburnum poulus Kalina ta dorasta do około 4 m wysokości, można ją również śmiało przycinać i formować – dobrze znosi cięcie. Jej cechą szczególną są okrągłe kwiatostany zebrane w płaskie podbaldachy – wyglądają jak wiszące białe kule. Mnie osobiście kojarzą się z okresem komunijnym w maju. To właśnie wtedy kalina koralowa w odmianie „Roseum” wygląda najpiękniej. Inną ciekawą kaliną koralową jest karłowa, gęsta odmiana „Nanum”. Roślina ta nie kwitnie, dorasta do 50 cm wysokości i wspaniale przebarwia się jesienią na szkarłatny kolor. Godna polecenia jest kalina koralowa „Aureum”. Odmiana ta dorasta do 2,5 m i podobnie jak inne kaliny dobrze znosi przycinanie. Mało wymagająca, o złocistym kolorze liści, które przy dużym nasłonecznieniu potrafią mieć nawet kremową barwę. Jesienią zaś mienią się różnymi odcieniami karminu. Dodatkowo na krzewie pozostają czerwone owoce, bardzo lubiane przez ptaki zimujące i pięknie kontrastujące z pokrywą śnieżną. box:offerCarousel Kalina koreańska – Viburnum carlesii Kalina koreańska to kulisty krzew dorastający do 1,5 m wysokości, który wyróżnia się bardzo dekoracyjnymi kwiatami o bardzo intensywnym zapachu. Gatunek ten jest tolerancyjny pod względem gleby, może rosnąć na stanowisku słonecznym, jak i półcienistym. Ze względu na zniewalający i bardzo silny zapach kwiatów najlepiej sprawdzi się w miejscu wypoczynkowym, np. przy tarasie. Kalina sztywnolistna – Viburnum rhytidophyllum Gratka dla miłośników roślin o całorocznym ulistnieniu. Gatunek ten ma zimozielone, grube liście o długości nawet 20 cm. Krzew osiąga 3 m wysokości i prawie taką samą szerokość. Podobnie jak u innych kalin, białe, baldachowate kwiatostany pojawiają się w maju. Po przekwitnięciu, u kaliny sztywolistnej, tak jak u kaliny hordowiny, wyrastają owoce, początkowo czerwone, potem czarne. Stanowisko dla tej rośliny to ewidentnie półcień, dość mocno osłonięty od wiatru, a gleba umiarkowanie wilgotna i żyzna. Kalina hordowina – Viburnum lantana Gatunek roślin dorastający do około 3 m wysokości, z charakterystycznymi, płaskimi kwiatostanami i bardzo dekoracyjnymi owocami. Kwiaty zdobią krzew w maju, a następnie pojawiają się owoce: początkowo żółte, następnie czerwone, a na koniec czarne. Zdarza się, że w jednej kiści znajdują się zarówno owoce czarne, jak i niedojrzałe czerwone. Warta uwagi jest kalina hordowina ‘Aureovariegata’, której znakiem rozpoznawczym są zielone liście z żółtymi plamami. Kalina wonna – Viburnum fragrans Krzew o wzniesionym pokroju, osiągający wysokość 2 m. Kwitnienie jest jak na kalinę wczesne, rozpoczyna się już w marcu. Czasami przy długotrwałej odwilży roślina ta potrafi kwitnąć już w lutym. Biało-różowe kwiaty kaliny wonnej, bardzo pachnące, wydające później czerwone i kuliste owoce. Kalina japońska – Viburnum plicatum Mimo że to gatunek niezbyt wrażliwy na mrozy, wart jest okrywania. Kalina japońska jest krzewem wyjątkowym, a to przez swe ułożone horyzontalnie gałęzie i piramidalny pokrój. Dekoracyjne są też białe kwiaty zebrane w płaskie kwiatostany oraz liście z mocno zaznaczonym nerwem, jesienią pięknie przebarwiające się na różne odcienie szkarłatu. box:offerCarousel Jak uprawiamy kaliny? Kaliny najlepiej czują się na stanowisku słonecznym do półcienistego, aczkolwiek gatunki zimozielone, jak np. kalina szerokolistna, lepiej sadzić w osłoniętym półcieniu. Podłoże musi być umiarkowanie wilgotne, a gleba żyzna i próchniczna. Jeżeli podłoże będzie słabsze – rośliny te także dadzą sobie radę. Gdy nasze stanowisko jest słoneczne i bardzo suche, świetnie sprawdzi się kalina hordowina. Jak pielęgnujemy kaliny? Uprawa tych krzewów nie jest ani pracochłonna, ani trudna. Musimy koniecznie monitorować rośliny wczesną wiosną. Mszyca dość mocno lubi kaliny, dlatego aby nie zdążyła ona zdeformować młodych kwiatów, trzeba być przygotowanym na jej ewentualne pojawienie się. Jeżeli posadzimy kaliny w dość słabej ziemi, możemy ją wzbogacić poprzez rozłożenie kompostu wokół rośliny. Nie tylko dostarczy on niezbędnych składników odżywczych, ale także poprawi strukturę gleby. Krzewy kalin dobrze jest ściółkować – ograniczymy przez to parowanie wody z podłoża. Podsumowując Czy to kalina o ciężkich i okrągłych kwiatach, czy też ta o silnym zapachu, czy może zimozielona – każda jest warta bliższego poznania. Gorąco polecam!
Kalina – walory
Styl sportowy kojarzony jest z luźnymi bluzami z kapturem, powyciąganymi dresami i masywnym obuwiem. To jednak tylko stereotypy. Obecnie na topie są sneakersy i nikt nie mówi o tym, aby zakładać je jedynie do sportowych stylizacji. Podpowiadamy, jakie modele są najmodniejsze w tym sezonie. Lubisz styl casualowy? A może na co dzień chętniej wybierasz sportowe, niezwykle wygodne zestawy? Niezależnie od upodobań, sneakersy wpiszą się niemal w każdy klimat. Świetnie będą szły w parze z dresami, przetartymi jeansami, spódniczką przed kolano czy też białą koszulą. Poniżej kilka sprawdzonych propozycji na letnie zestawienia ze sneakersami w roli głównej. Sneakersy – podbijają rynek modowy Jeszcze do niedawna nie do pomyślenia było założenie na wieczorne wyjście sportowego obuwia. Dzisiaj jest to zupełnie normalne zjawisko. Co więcej, takie rozwiązanie uwielbiają projektanci, blogerki i modelki. W stylu tym nie ma miejsca na nudę, ponieważ co pewien czas pojawiają się nowe modele butów, które wpisują się w najnowsze trendy. W zależności od pory roku różnią się nie tylko materiałem czy kolorystyką, ale przede wszystkim fasonem. Lato 2017 – najmodniejsze modele sneakersów Co sezon pojawiają się nowe modele sneakersów, które podbijają zarówno serca kobiet, jak i mężczyzn. Jednym z nich jest model z dziurami. Buty tego typu najczęściej nie mają sznurówek i są wkładane bezpośrednio na stopę, a większość modeli dzięki najnowszym technologiom idealnie się do niej dopasowuje. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Kolejny model sneakersów to oczywiście buty na koturnie. Wielu projektantów zaproponowało już w swoich kolekcjach taki fason, ale w tym sezonie szczególnie modne są metaliczne kolory. Złoto, srebro lub różowe złoto – każdy z tych wariantów zasługuje na uwagę w sezonie wiosna-lato 2017. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Nie sposób nie wspomnieć o sneakersach z dodatkami. Ostatnimi czasy na topie są te z dużą kokardą. Niezwykle kobiece i efektowne. Mogą być noszone na co dzień, ale sprawdzą się także podczas wieczornego wyjścia. Pamiętajcie, że ogromne kokardy i aplikacje na pewno wyróżnią was z tłumu. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Jak je nosić? Zastanawiasz się, jak nosić sneakersy, aby być zawsze na topie? Nie ma w tym nic trudnego. Wystarczy śledzić aktualne trendy w modzie. W sezonie wiosna-lato królują sneakersy w pastelowych odcieniach, z motywami tropikalnymi lub o metalicznym zabarwieniu. Każdy rodzaj może dopełnić stylizację, ale pod warunkiem, że będzie odpowiednio dopasowany. Sneakersy warto zestawiać przede wszystkim z jeansami – klasycznymi rurkami lub poprzecieranymi boyfriendami. Tak samo sytuacja wygląda w przypadku krótkich szortów. Jest to jedno z klasycznych rozwiązań, ale nie jedyne. Kolejna propozycja to plisowana spódnica z białą koszulą – choć dla wielu kobiet może stanowić złamanie zasad dress code’u, efekt okaże się spektakularny. Warto pamiętać również o sneakersach w połączeniu ze spodniami w kant – taki outfit idealnie sprawdzi się w pracy. Nie wyobrażasz sobie codziennych stylizacji bez sportowego obuwia? Jeśli tak, sneakersy są przeznaczone właśnie dla ciebie. Uniwersalne i efektowne, a to wszystko za sprawą szerokiej oferty modeli, bogatej kolorystyki i różnorodnych materiałów, z jakich są wykonane. Projektanci co sezon wypuszczają nowe fasony, które wpisują się w modowe trendy.
Najmodniejsze sneakersy na lato 2017
Wytyczenie szlaku rowerowego ma z jednej strony ułatwić jazdę miłośnikom tej dziedziny sportu, a z drugiej wiadomo, że wytrawny rowerzysta lubi wyzwania z pewną skalą trudności. Dlatego na pewno niemal każdy z rowerzystów znajdzie coś dla siebie na niedawno otwartym, najdłuższym w Polsce szlaku rowerowym Green Velo, ciągnącym się ponad 2000 km w wzdłuż granicy północno-wschodniej Polski aż po świętokrzyskie. Jakie rowery można zaproponować użytkownikom tej trasy? Wszelkie – od spacerowego, przez górskie i trekkingowe, po full suspension. Goetze na odcinki podmiejskie i miejskie Odcinki podmiejskie i miejskie Green Velo w większości są wyasfaltowane, dlatego śmiało można korzystać z rowerów spacerowych, przeznaczonych do jazdy po mieście, choćby tych marki Goetze. Ich opływowa, nawiązująca do stylu vintage, linia od razu przyciąga oko. Nieprzypadkowo niektórzy nazywają Goetze rowerami z duszą. Producent oferuje bogatą kolorystykę. Zwraca uwagę wyposażenie sprzyjające robieniu zakupów lub wycieczce na piknik. Może to być koszyk umieszczony z przodu kierownicy i bagażnik rurkowy z zatrzaskiem. Oświetlenie jest wspomagane przez torpedo. Jeżeli zastanawiamy się nad tym, gdzie kupić rowery damskie i męskie, to Allegro jest do tego najlepszym miejscem. Ceny rowerów Goetze są przystępne – od niespełna 500 do nieco powyżej 1000 zł. Na żwirowe odcinki może być Medano Na Green Velo kilkadziesiąt kilometrów można pokonać wręcz niepostrzeżenie, tyle że do tego potrzebujemy już roweru typu górskiego – wielobiegowego, lżejszego i dobrze zamortyzowanego. Tym, którzy chcą pogodzić dobry komfort jazdy z nie za dużym wydatkiem, można zaproponować rowery Medano. Do wyboru są modele damskie i męskie. Na odcinek żwirowy, z którego zamierzamy zboczyć na pobliskie wzgórza lub na kręte leśne ścieżki, warto wybrać Medano Photon 02 MTB. Jest to rower dosyć lekki (13,6 kg), z hamulcami tarczowymi, aluminiową ramą i rozmiarem koła 27,5". Podczas jazdy wyraźnie odczuwa się dobrą amortyzację przodu. Cena jest nie za wysoka jak na duże możliwości roweru, bowiem nowy kosztuje niewiele ponad 2500 zł. Na dłuższą wyprawę Kross Jeśli zamierzasz przemierzyć kilkaset kilometrów Green Velo z sakwami, pomyśl o rowerze trekkingowym. Szlak jest wszędzie utwardzony, lecz poza miejscowościami często wiedzie odcinkami żwirowymi. Nie martw się tym, że rowery trekkingowe mają na ogół dosyć gładkie bieżniki. Mimo to są przystosowane do długiej jazdy, także po szutrówkach. Godne polecenia są opony Continental SportContact 700x37c. Nie są one tanie, ale dają duży komfort i bezpieczeństwo jazdy. Jeśli idzie o markę, to nie zaryzykujesz, jeśli kupisz którąś z propozycji firmy Kross, na przykład nie za drogi Kross Trans Global 28. Bez akcesoriów kosztuje niespełna 2800 zł, ma 27 biegów i hamulce hydrauliczne. Waży 18 kg, przód ma zamortyzowany. Wyposażenie dodatkowe stanowią błotniki, bagażnik, stopka i oświetlenie. Dla wyczynowców Giant Jeśli szukasz większych emocji i lubisz trudniejsze wyzwania, to na wielu odcinkach rowerowego szlaku Green Velo znajdziesz doskonałe punkty wypadowe do jazdy crossowej w trudniejszych górskich warunkach. Dobrze, jeśli będzie to rower typu full suspension, z dwoma amortyzatorami, ale takim niekoniecznie wygodne jest pokonywanie dłuższych tras. Aby to pogodzić, proponujemy rowery typu Giant Trance X z podwójną amortyzacją z przodu i tyłu. Każda edycja Giant Trance X charakteryzuje się dynamiczną sylwetką, aluminiową ramą i aż 30 biegami. Nie są to rowery tanie, gdyż cena nowych waha się od 5500 zł do kilkunastu tysięcy. Ale tu mówimy o zawodowcach, którzy tej pasji potrafią poświęcić dużo czasu i środków finansowych.
Green Velo nie tylko dla amatorów
Obecnie dbanie o wygląd jest o wiele łatwiejsze, szybsze, bardziej skuteczne i przyjemne. Depilatory, regularnie stosowane, pomagają pozbyć się zbędnego owłosienia z nóg, okolic bikini, pod pachami, a nawet twarzy. Poznajmy kilka ciekawych modeli w cenie do 400 zł. Philips BRE650 Pierwszym depilatorem w naszym zestawieniu jest topowy model z nowej serii marki Philips – BRE650. Na uwagę zasługuje między innymi bardzo ładny design urządzenia – łagodne linie, piękne akcenty kolorystyczne oraz solidna budowa. Te zalety z pewnością przypadną do gustu paniom, które zwracają uwagę nie tylko na funkcjonalność, ale i na wygląd depilatora. Jeśli chodzi o funkcjonalność, na tym polu również propozycja marki Philips może się popisać. Aż osiem akcesoriów do nóg, ciała i twarzy zapewni wygodną i skuteczną depilację. Oprócz głowicy depilującej z ceramicznymi dyskami w zestawie znajduje się nasadka goląca, szczoteczka do peelingu oraz specjalna nasadka do masażu. Oczywiście jest to depilator bezprzewodowy, można go używać zarówno na sucho, jak i mokro, np. pod prysznicem. Cena tego modelu na Allegro w dniu publikacji – około 340 zł. box:offerCarousel Braun Silk-epil 7 7561 Kolejna propozycja w naszym zestawieniu to wysoki model Braun Silk-epil 7 7561. Tu także mamy do czynienia z miłą dla oka, stonowaną i łagodną stylistyką oraz z bogatym wyposażeniem w postaci aż ośmiu akcesoriów. Oprócz głowicy depilującej z elementami masującymi oraz głowicy golącej i kilku nasadek w zestawie jest wygodny trymer do okolic bikini. Jego budowa przypomina długopis, dzięki czemu depilacja jest bardzo wygodna i komfortowa. Depilator wyposażono w dodatkowe oświetlenie pozwalające wychwycić nawet najmniejsze włoski. Poza tym są tu dwie prędkości pracy. Rzecz jasna jest to urządzenie bezprzewodowe, pozwalające na depilację na sucho lub mokro. Cena? Około 400 zł w dniu publikacji. box:offerCarousel Panasonic ES-ED90 Następna propozycja to model Panasonic ES-ED90 wyposażony w podwójną głowicę depilującą. Wyposażono ją w aż 48 par pęset, więc już za jednym pociągnięciem pozbywamy się większości włosków. Co więcej, głowica jest ruchoma, co znacząco poprawia komfort depilacji. Dla skóry delikatnej i skłonnej do podrażnień przygotowano dodatkową nasadkę chroniącą skórę, dzięki której pęsety depilatora łapią włoski nieco wyżej. Na uwagę zasługuje też nasadka goląca z trymerem oraz głowica do peelingu, np. skórek lub pięt. Taki zestaw to koszt około 350 zł. box:offerCarousel Remington EP7030 Na zakończenie depilator marki Remington, a konkretnie model EP7030. W tym przypadku mamy do czynienia z tańszą konstrukcją (koszt to około 270 zł w dniu publikacji), a co za tym idzie z odrobinę skromniejszym wyposażeniem. Mimo to, oprócz standardowej głowicy depilującej, w zestawie znajdziemy praktyczną foliową nasadkę golącą z nakładką grzebieniową do depilacji okolic bikini czy twarzy. Urządzenia można używać na sucho i mokro, zaś pełne ładowanie akumulatora pozwoli na około 40 minut depilacji. Zaletą jest także lampka pozwalająca dostrzec najmniejsze włoski oraz antypoślizgowy uchwyt.
Depilator do 400 zł – co wybrać w 2017 roku?
Mówi się, że moda zatacza koło. To powiedzenie najczęściej odnosi się do ubrań, makijażu, dodatków. Jednak powracanie do trendów sprzed lat nie jest zarezerwowane wyłącznie dla przemysłu odzieżowego. Coraz częściej sięgamy po meble, które wiele lat temu były niezwykle popularne, a teraz postrzegane są jako kultowe. Co jest obecnie wnętrzarskim hitem, który miał swoją premierę kilka dekad temu? Ponadczasowe meble mają w sobie coś przyciągającego – zachwycają unikatowym wyglądem i są oryginalne. Dzięki nim jesteśmy w stanie tak zaaranżować przestrzeń naszego mieszkania, aby była nowoczesna, a jednocześnie odnosiła się do tradycji, była przytulana i przyjazna. Kultowe meble to także swego rodzaju prestiż – pokazujemy, że znamy się na trendach i potrafimy je umiejętnie przemycić w naszej własnej przestrzeni. Jakie zatem hity sprzed lat obecnie święcą triumfy i wzbudzają westchnienia zachwytu? Wielki powrót patyczaka Czym są meble-patyczaki? Nazwa odnosi się do stolików, stołów i krzeseł z lat 60. W PRL-u przebojem były meble na cienkich nóżkach. Elementy te były wysokie i szczupłe, dzięki czemu sprzęt wyglądał jak owad z szerszym tułowiem, przez co powstała nazwa patyczak. Meble z charakterystycznymi, wąskimi nogami wydają się lekkie, dzięki czemu nie przytłaczają swoimi gabarytami. Świetnie sprawdzą się w niewielkich przestrzeniach. Fotel patyczak – to doskonałe uzupełnienie nowoczesnego, jasnego salonu. Możemy wybrać odrestaurowany model, jak również poszukać oryginalnego, nawet trochę zniszczonego fotela. Samodzielna renowacja wymaga trochę pracy, ale efekty i satysfakcja na pewno przyniosą dużo radości. Krzesło patyczak– sprawdzi się jako niezastąpiony dodatek do jadalni. Będzie pasowało do drewnianego, tradycyjnego stołu, jak i do modeli nowoczesnych, np. z cienkimi, chromowanymi nogami. Na krzesło warto położyć kontrastującą poduszkę, np. w kratkę. Powiew PRL-u Dobrym rozwiązaniem jest także postawienie na fotel uszak. Ten charakterystyczny mebel jest przede wszystkim wygodny, a także można dobrać do niego dowolne obicie i sprawić, że będzie także bardzo nowoczesny. W sam raz do przytulnego salonu lub kącika w sypialni. Krzesło tulipan Czym jest krzesło tulipan? Charakteryzuje się zawiniętym, przypominającym falę oparciem, które najczęściej jest lekko pozaginane na rogach, dzięki czemu przypomina płatki tulipana. Ma także cienkie, zazwyczaj chromowane nóżki lub jedną, rozszerzającą się ku górze. Doskonale sprawdzi się jako krzesło do jadalni czy fotel do pracy przy biurku. Występuje w dwóch rodzajach – z podłokietnikami lub bez. Z reguły oparcie jest wykonane z wytrzymałego, elastycznego plastiku malowanego na pastelowo. Coraz popularniejszą opcją jest także wariacja na temat tulip chair – krzesło występuje w wariancie z drewnianymi, krzyżowanymi nóżkami, łączonymi za pomocą stalowych rurek. Kształt siedzenia jednak w dalszym ciągu odpowiada „tulipanowej” wersji. Kredens jak po babci Kredensy i komody także wracają do łask. Chociaż styl minimalistyczny wciąż króluje w naszych domach i wiele komód utrzymanych jest w tej gładkiej, pozbawionej ozdób stylistyce, coraz większym zainteresowaniem cieszą się bardziej tradycyjne rozwiązania. Niewielki kredens na lekko wygiętych nóżkach to prawdziwy hit. Jak sprawić, aby wyglądał nowocześnie? Mebel powinien być utrzymany w jasnej kolorystyce. Najpopularniejszą opcją jest kolor biały, ale sprawdzą się też wersje pastelowe. Doskonałym pomysłem jest wymiana gałek – najlepiej na jak najbardziej rzucające się w oczy. Ozdobne gałki, np. w kształcie złotych liści czy kryształów, sprawią, że kredensbędzie wyglądał nowocześnie i bardzo stylowo. Meble, które niegdyś były typowym elementem wystroju pomieszczeń mieszkalnych, teraz wracają do łask – i robią to w niezwykle stylowy sposób. Charakterystyczne kształty i wzory sprzed dziesięcioleci zyskują nowe życie dzięki odświeżonym dodatkom i kolorom. A my otrzymujemy ciekawe aranżacje i oryginalne wnętrza.
Wnętrzarskie trendy sprzed lat, które przeżywają drugą młodość
Ramiona to partia ciała często pomijana przez kobiety podczas treningu lub ćwiczona mniej intensywnie. Zazwyczaj panie skupiają się głównie na nogach, pośladkach i mięśniach brzucha. Mięśnie ramion z wiekiem tracą jędrność, dlatego warto poświęcić im czas i wykonywać regularnie trening górnych partii ciała. Często kobiety pomijają te ćwiczenia z obawy przed zbyt rozbudowaną muskulaturą, jednak nie ma powodów do takich zmartwień. Kobietom jest znacznie trudniej wypracować muskularną sylwetkę ze względu na inny niż u mężczyzn układ hormonalny. Żeby wzmocnić i wyrzeźbić mięśnie ramion, trzeba ćwiczyć z dodatkowym obciążeniem. Początkowo mogą to być lżejsze hantle, jednak z czasem trzeba zamienić je na większe ciężarki. Trening ramion wraz z ćwiczeniami na inne partie ciała pomoże wypracować sportową, umięśnioną i proporcjonalną sylwetkę. Otłuszczone ramiona są miejscem, gdzie może się pojawić cellulit, tkankę tłuszczową można wyeliminować skutecznym treningiem i odpowiednim odżywianiem. W czasie treningu należy skupiać się nie tylko na mięśniach ramion – dwugłowym, trójgłowym czy naramiennym, ale także na mięśniach klatki piersiowej. Zachętą do takiego treningu mogą być szybkie efekty, mięśnie ramion szybko reagują na bodźce treningowe. Odpowiednio przygotowany plan ćwiczeń razem ze zbilansowaną dietą pomoże osiągnąć dobre efekty. Jaki trening będzie najlepszy? Do wyboru jest kilka opcji treningowych. Jedną z nich jest trening aerobowo-siłowy. Idealnie byłoby przeznaczyć trzy dni w tygodniu na trening siłowy i wykonywać go co drugi dzień. Wykonywany naprzemiennie z treningiem aerobowym (także co drugi dzień) przyniesie najlepsze rezultaty. Jeden dzień w tygodniu zawsze powinien być wolny, co pomoże zregenerować się organizmowi. Trening aerobowy spala tkankę tłuszczową, siłowy – wzmacnia mięśnie. Wykonując oba, szybciej zobaczymy efekty i osiągniemy jędrne, umięśnione ciało. Trening mięśni ramion Dla uzyskania najlepszych rezultatów należy wykonywać ćwiczenie jednoręcznie oraz oburęcznie. Skoncentrowanie się na każdej ręce oddzielnie pozwala na równomierne budowanie siły mięśni kończyn górnych. Przy pracy oburącz często jedna strona wykonuje większą pracę, przez co druga cały czas pozostaje słabsza. Izolacja jednej ręki w niektórych ćwiczeniach może poprawić wytrzymałość i wyrzeźbić mięśnie. Jak zaplanować trening? Ćwiczenia powinny wzmacniać wewnętrzną, środkową i tylną część ramion. Zaczynamy od niewielkich ciężarów i stopniowo je zwiększamy co kilka tygodni. Ćwiczenia należy wykonywać 3 razy w tygodniu, najlepiej w trzech seriach składających się z 4–5 ćwiczeń po 15–20 powtórzeń. Należy pamiętać, by nie odpoczywać za długo pomiędzy seriami, 20–30-sekundowe przerwy będą optymalne. Dobrym przyborem do ćwiczeń poza hantlami jest sztanga i drążek do podciągania. Przed treningiem niezbędna jest rozgrzewka, a po jego zakończeniu – rozciągnięcie zmęczonych mięśni. Przykładowe ćwiczenia Prostowanie ramion w pozycji stojącej. Stań w lekkim rozkroku. Można wykonywać to ćwiczenie przy użyciu hantli lub sztangi. Ruch wykonują przedramiona. Wykonaj ruch, przenosząc ciężar przed siebie, wykonuj ruch w pełnym zakresie. Wyciskanie „francuskie” sztangi lub hantli. W pozycji stojącej lekko pochylamy się do przodu, cały czas napinamy mięśnie brzucha, żeby zabezpieczyć odcinek lędźwiowy. Opuszczamy sztangę i przyciągamy ją do siebie. Cały czas kontrolujemy ruch. Wyciskanie sztangi w pozycji leżącej. Ruch także wykonujemy w pełnym zakresie, sztangę trzymamy na wysokości barków. Pompki – można je wykonywać w podporze przodem i tyłem. To bardzo efektywne ćwiczenie. Podciąganie na drążku – początkowo może być trudne, ale warto ćwiczyć systematycznie dla polepszenia rezultatów. Wariantów ćwiczeń jest znacznie więcej, przedstawiłam tylko niektóre z nich. Żeby trening przynosił lepsze rezultaty, należy zmieniać ćwiczenia, a z czasem zwiększać obciążenia treningowe oraz liczbę powtórzeń. Wyrzeźbione mięśnie sprawią, że już nigdy nie będzie konieczne zakrywanie ramion. Silne ręce umożliwią też wykonanie wielu wymagających ćwiczeń, które wcześniej sprawiały trudność.
Trening ramion dla kobiet
Rodzinne wyprawy rowerowe to świetny sposób na aktywne spędzenie czasu, który gwarantuje niezapomniane przeżycia. Planując podróż ze starszymi dziećmi, które już wyrosły z fotelika rowerowego czy przyczepki, a nadal są za małe na samodzielną podróż swoim jednośladem, producenci stworzyli specjalne rowerki doczepiane oraz drążki holownicze, podczepiane do roweru rodzica. Sztywny hol rowerowy Drążek holowniczy to urządzenie dla dzieci, które już samodzielnie jeżdżą na swoim rowerku, jednak robią to ciągle niepewnie i nie zawsze są w stanie dotrzymać nam tempa. W dowolnym momencie wyprawy, mając sztywny hol, możemy przyczepić dziecięcy rowerek do naszego pojazdu i kontynuować podróż. Hol pozwala dziecku na pedałowanie, jednak nie musi ono tego robić, kiedy jest zmęczone wyczerpującą trasą. Uniesione przednie koło i unieruchomiona kierownica sprawiają, że maluch traci możliwość kierowania i to my przejmujemy pełną kontrolę nad jednośladem dziecka. Taka „doczepka” pozwala na czerpanie radości z wyprawy bez łez i skracania wycieczki. Drążek holowniczy bardzo łatwo jest przewieźć, wystarczy przymocować go odpowiednio do roweru dorosłego i wykorzystać w zależności od potrzeby na trasie. Wśród wielu dostępnych na rynku modeli warto zwrócić uwagę na propozycje znanych firm specjalizujących się w produkcji takiego sprzętu. Hol do roweru dziecięcego Trail Angel– uniwersalny i bezpieczny hol rowerowy, pozwalający na szybki – trwający około minuty – montaż rowerów. Trail angel sprawdzi się na drogach szybkiego ruchu, dając nam kontrolę nad pojazdem malucha. Może się także okazać idealny w trakcie nauki jazdy na rowerze, pomagając utrzymać równowagę. Drążek dostępny w trzech kolorach do wyboru: czerwonym, żółtym i zielonym. Produkt ma certyfikat bezpieczeństwa TUV-GS. Cena sztywnego holu to ok. 250 zł. Hol holowniczy FollowMe– zaczep do jednośladu opiekuna, pozwalający na bezpieczne wycieczki. Możemy przymocować go do naszego roweru, jeśli ruch na drodze, którą się poruszamy, jest spory lub jeśli nasz maluch już się zmęczył jazdą. Drążek FollowMe pasuje do rowerków dziecięcych w przedziale wiekowym od 3 do 9 lat oraz do większości „dorosłych” rowerów. Cena – prawie 1000 zł. Rowerek doczepiany Rowerek doczepiany to tylna część rowerka dziecięcego, którą podczepiamy do większego jednośladu za pomocą długiej ramy. Takiego rodzaju tandemy świetnie się nadają dla dzieci od 4. nawet do 9. roku życia. Pojazd gwarantuje bezpieczeństwo i angażuje malucha w jazdę. Również w takim doczepianym rowerku smyk może pedałować lub też odpoczywać. Dzięki takiemu rozwiązaniu mamy możliwość podróżowania na dość długich trasach bez konieczności ciągłych postojów. Najbardziej popularne rowerki w Polsce to WeeRide Co-Pilot oraz ROLAND. Doczepka WeeRide Co-Pilot– rowerek podłączany pod siodełko rodzica, zamieniający go w tandem. To odpowiedź na potrzeby rodziców, których pociechy są jeszcze za małe na dłuższą wyprawę na swoim rowerku. Maluch ma okazję poczuć się jak prawdziwy rowerzysta i wziąć aktywny udział w wyprawie. WeeRide Co-Pilot umożliwia jazdę równym tempem, kontrolę prędkości i kierunku, gwarantując bezpieczeństwo małemu turyście. Doczepka ma dodatkowo regulowaną kierownicę, wygodne siodełko oraz widoczną z daleka chorągiewkę. Koszt rowerka marki WeeRide to ok. 500 zł. Rodzinna wyprawa rowerowa może dać nam mnóstwo frajdy i radości oraz okazać się niezapomnianym przeżyciem. W trosce o bezpieczeństwo i wygodę najmłodszych jej uczestników warto się zaopatrzyć w drążek holowniczy lub doczepiany rowerek, które sprawią, że nasza podróż będzie przyjemna i unikniemy zdenerwowania.
Rowerki doczepiane i rowerowe drążki holownicze
Wielu mężczyzn wyklucza ze swoich stylizacji wzorzyste swetry, kojarząc je głównie z świątecznymi modelami w renifery. Jeśli do nich należysz, zmień zdanie. Swetry we wzory są teraz szalenie modne i mogą być podstawą bardzo ciekawych stylizacji. Trudno wyobrazić sobie zimową garderobę bez ciepłego swetra. To baza wielu stylizacji na chłodny sezon, bez której ani rusz, gdy temperatura spada. Jeśli znudziły ci się gładkie fasony lub modele w gruby warkoczowy splot, daj szansę nowościom. Poszukaj inspiracji wśród najmodniejszych opcji, czyli wzorzystych kolorowych swetrów i przełam nudę w swojej szafie. W końcu moda to zabawa i czasem warto wyjść poza schemat. Wzory geometryczne Chyba najbardziej popularnym rodzajem wzorów są różnego rodzaju geometryczne kształty. Bardzo możliwe, że sweter w kultowe romby kojarzy ci się z niespecjalnie modnym wujkiem zasiadającym w święta przy rodzinnym stole, ale prawda jest taka, że takie zgeometryzowane wzory są po prostu bardzo modne. Pójdź na całość i wypróbuj miękki wełniany sweter z okrągłym dekoltem ozdobiony różnymi kształtami. Za bazowy kolor wybierz na przykład ciemny granat, czerń lub écru. Wzory powinny mieć kontrastujący kolor, dobrze więc sprawdzi się biel, bordo czy też brąz. Dopełnij swoją stylizację prostą, błękitną koszulą o niewysokim stopniu formalności, a także granatowymi jeansami i brązowymi, sznurowanymi botkami. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Motywy zwierzęce i printy Romby, kraty i prążki to nie wszystko. Dla zainteresowanych pójściem o krok dalej ciekawą propozycją będą swetry z motywami zwierzęcymi na całej powierzchni lub sloganem na przodzie. Najczęstsze propozycje w tej kategorii to zakładane przez głowę swetry dzianinowe o drobnym splocie. Pamiętaj, że formalność tych wzorów będzie stanowczo mniejsza niż w przypadku wzorów geometrycznych, a hasła i slogany na przodzie to propozycja jedynie na czas wolny. Wypróbuj sweter w jakimś jaśniejszym kolorze, na przykład błękitnym czy beżowym, a do tego zwykłe, szare chinosy oraz białe sportowe buty. Idealny swobodny look na sezon jesienno-zimowy. Paski i krata – wzory klasyczne box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin O ile w geometrycznych wzorach mamy do czynienia z bogactwem kolorów, to prostsze, klasyczne wzory najlepiej sprawdzą się w mniejszej ilości barw. Prosty, minimalistyczny deseń świetnie nada się do eleganckich stylizacji i zestawów na co dzień, przełamanych jeansami czy obuwiem o podniszczonym wykończeniu. Sweter w kratkę będzie idealną propozycją do założenia pod marynarkę w zimniejsze dni. Czarny sweter w brązowe lub oliwkowe kwadraty, a do tego czarna wełniana kurtka oraz szare chinosy i czarne botki z licowej skóry – oto nasza propozycja na zimowy dzień. Taka stylizacja z pewnością odmieni twoje zdanie na temat swetrów we wzory.
Wzorzyste swetry na zimowe chłody – pomysły na stylizacje z fantazją
Jesień to czas, kiedy po letnim urlopie wracamy do pracy. Początkowo wypoczęci i pełni zapału, często z radością rzucamy się w wir obowiązków i zajęć. Kiedy jednak ostatnie ciepłe dni ustępują miejsca tym coraz chłodniejszym, nasz zapał pomału wygasa. Jak sobie z tym radzić? …Pomogą nam zajęcia sportowe. Zmiany sezonów to czas, kiedy zarówno nasz nastrój, jak i poziom energii do działania znacznie się obniżają. Obowiązki w pracy, w szkole oraz w domu zaczynają nas przytłaczać. Brakuje nam siły i chęci do tego, żeby podejmować nowe wyzwania , takie jak na przykład zapisanie się na popołudniowe zajęcia sportowe. Jednak rezygnacja z ćwiczeń podczas chłodnych miesięcy nie jest dobrym pomysłem. Właściwa kondycja fizyczna jest bowiem tym, co podczas jesiennych i zimowych dni pomoże nam podnieść naszą odporność, a przez to uniknąć typowych dla tych sezonów przeziębień. Jak więc znaleźć w czas na aktywność fizyczną w natłoku pracy? Poniżej znajduje się kilka rad, jak być aktywnym mimo wszystko. Spacery – nie tylko niedzielne Dla wielu z nas piesze wędrówki to sposób na spędzenie wolnego popołudnia. Często spacerujemy całymi rodzinami po niedzielnym obiedzie, kiedy nie czekają już na nas tego dnia żadne obowiązki. Przemierzenie kilku kilometrów wolnym tempem raz w tygodniu to jednak za mało, aby dobrze zadbać o nasze zdrowie. Spacery to, obok jazdy na rowerze, rodzaj aktywności fizycznej, który przynosi korzyści ludziom w każdym wieku. Pozwalają poprawić wytrzymałość organizmu i są dobre dla serca. Dlatego też, niezwykle ważne jest, żeby poświęcać na nie więcej czasu niż to jedno popołudnie w tygodniu. Jak to zrobić? Chodząc do pracy lub do szkoły na piechotę. Jeśli zaś miejsca te są znacznie oddalone od naszego domu, należy pokonywać pieszo dwa lub trzy przystanki autobusowe lub tramwajowe na tej codziennej trasie. W ten sposób zapewnimy sobie regularną dawkę ruchu, spędzimy czas na świeżym powietrzu i zyskamy nową energię do działania. To, co pomoże nam sprawić, że takie codzienne spacery będą jeszcze przyjemniejsze, to dobór właściwych butów. Buty do biegania lub lekkie buty trekkingowe, które przebrać będzie można po dotarciu do na miejsce sprawią, że przemierzając pieszo kolejne kilometry, będziemy czuć się naprawdę komfortowo. Rowerowe wyzwanie Dla tych, którzy nie lubią spacerować, alternatywą dotarcie w sportowym stylu do pracy lub szkoły będzie rower. Przejechanie pięciu kilometrów zajmuje przeciętnie trzydzieści minut. Pokonując w ten sposób drogę z domu i do domu, zapewniamy sobie codziennie pełną godzinę lekkiego treningu, poprawiającego ogólną kondycję organizmu. To tak, jakby pięć razy w tygodniu wybrać się na godzinne zajęcia na siłowni. Czas spędzany na rowerze zmarnowalibyśmy w innym wypadku w autobusie oraz czekając i marznąc na przystanku. Mądrzej jest więc właściwie wykorzystać tę godzinę w ciągu dnia i zadbać w ten sposób o swoje zdrowie. Pamiętajmy jednak o zagrożeniach czekających na nas na drodze. Bezpieczeństwo podczas jazdy zapewnimy sobie, wsiadając na rower w kasku. Telewizja dla aktywnych Wieczorne oglądanie telewizji to dla wielu z nas sposób na zrelaksowanie się po ciężkim dniu pracy. Jednak może ono być również okazją do sportowej aktywności. Oglądając swój ulubiony serial lub mecz piłki nożnej, możemy równocześnie ćwiczyć, jeżdżąc na przykład narowerze stacjonarnym. Takie ćwiczenie nie jest męczące. Pozwala ono jednak spalić nadmiar kalorii oraz – podobnie jak jazda na zwykłym rowerze – wzmocnić nasz organizm i serce. Ci, którzy niechętnie spędzają czas przed telewizorem, a za to z wielką chęcią poświęcają jesienne wieczory na czytanie książek, mogą również oddawać się temu zajęciu aktywnie. Książkę można bowiem wygodnie ułożyć na rowerowej ramie i „jeździć” czytając. Jesienny, powakacyjny natłok pracy z pewnością daje nam się już we znaki. Nawet jeśli pogoda za oknem nie sprzyja podejmowaniu sportowych wyzwań, spróbujmy zmobilizować się do tego, aby choć trochę zadbać o naszą kondycję fizyczną. Zaowocuje to z pewnością lepszym zdrowiem przez całą jesień i zimę.
Zajęcia sportowe dla zapracowanych – jak znaleźć czas na aktywność fizyczną
Trzy lata po światowej premierze Chromebooki, czyli laptopy pracujące pod kontrolą systemu operacyjnego Google, oficjalnie zadebiutowały w Polsce. Czy to wyłącznie sprzęt dla komputerowych zapaleńców czy też realna alternatywa dla notebooków z konkurencyjnymi systemami operacyjnymi? Sprawdźmy! Laptopy są tak różne, tak jak różni są ich użytkownicy. To banalne na pozór stwierdzenie powala nam zauważyć, że nie ma czegoś takiego, jak uniwersalny komputer przenośny dla każdego. Innego laptopa będzie potrzebował zapalony gracz, a zupełnie innego osoba pracująca głównie z internetową przeglądarką i pakietem programów biurowych, często poza domem lub biurem. Chromebook a laptop – czym się różnią? W tym pierwszym przypadku kluczowe znaczenie będzie miał przede wszystkim wydajny procesor, szybka karta graficzna i liczba pamięci podręcznej RAM. Z kolei w drugim przypadku konfiguracja sprzętowa nie odgrywa tak dużego znaczenia, a dużo bardziej kluczowe okazują się być takie parametry, jak relatywnie niska waga lub długi czas pracy na zasilaniu bateryjnym. I to właśnie z myślą o tej drugiej grupie użytkowników firma Google razem z czołowymi producentami elektroniki konsumenckiej rozpoczęła produkcję Chromebooków, laptopów pracujących pod kontrolą systemu operacyjnego Chrome OS. W pewnym uproszczeniu można przyjąć, że system operacyjny stanowi tutaj rozbudowana wersja znanej przeglądarki internetowej Chrome. W tak funkcjonującym komputerze do naszej dyspozycji jest szereg narzędzi i serwisów ekosystemu Google, znanych większości internautów. Do naszej dyspozycji mamy zatem: dokumenty Google, dysk Google, Gmaila, YouTube, Google Zdjęcia. Oprócz tego do naszej dyspozycji jest również szereg aplikacji/dodatków/pluginów do przeglądarki Chrome, np. webowa wersja Spotify. Co można zaliczyć do atutów chromebooków? Na pierwszy plan wysuwa się z całą pewnością relatywnie niska cena zakupu. Notebooka z Chrome OS możemy nabyć już za ok. 1000 zł. Drugi plus jest ściśle powiązany z rozwiązaniami przyjętymi w tym systemie – w związku z przechowywaniem danych na dysku internetowym, w chwili awarii komputera, jego zagubienia lub kradzieży nie tracimy do nich bezpowrotnie dostępu, tak jak w przypadku plików i folderów zapisanych na tradycyjnym dysku klasycznego notebooka. Ponadto część użytkowników tradycyjnych laptopów z dyskami wykonanymi w technologii HDD, może być „mile zaskoczona” szybkością ładowania się systemu i błyskawiczną gotowością do pracy. Co należy zaliczyć na poczet wad? Nie ulega wątpliwości, że chromebooki to komputery, których filozofia działania jest całkowicie odmienna od tej, która przyświeca laptopom działającym pod kontrolą Windowsa lub Mac OS. Po pierwsze, po sprzęt nie powinny sięgać osoby, które z Internetu korzystają okazjonalnie – taki zakup będzie bowiem mijał się z celem – Chrome OS to system, który z założenia jest zaprojektowany do pracy w środowisku sieciowym. Po drugie, to narzędzie pracy adresowane jest do osób, które doskonale odnajdują się w ekosystemie usług Google, tj. codziennie korzystają z Gmaila, dysku Google, dla których jedną z ulubionych przeglądarek internetowych jest Chrome OS i w dodatku są w stanie dobrowolnie i w pełni świadomie zrezygnować z szeregu programów i aplikacji znanych z systemu Windows, których nie znajdą w Chromebookach. Jednym z ciekawszych modeli, godnych polecenia, dostępnych na Allegro jest 12,1-calowy ChromeBook Samsung 500C, wyświetlający obraz w rozdzielczości 1280x800 pikseli. W jego wnętrzu znajdziemy dwurdzeniowy procesor Intel Celeron 867, taktowany zegarem 1,3 GHz, 2 GB pamięci RAM DDR3 oraz 16 GB wewnętrzną pamięć typu flash. W zakresie portów możemy liczyć na 2 porty USB oraz obecność specjalnego adaptera, udostępniającego złącze VGA. Atutem jest z całą pewnością matowa matryca i niewielka waga wynosząca ok. 1,5 kg. Na Allegro znajdziemy go w cenie ok. 1000 zł.
Chromebooki – dla kogo?
Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi na myśl, jeśli chodzi o bufiaste rękawy, to chyba stroje historyczne. Czytelniczki książek Lucy Maud Montgomery skojarzą je od razu z tytułową bohaterką cyklu jej powieści – Anią z Zielonego Wzgórza i jej sukienkami. Zatem wydawać by się mogło, że to krój, który już dawno przeszedł do lamusa. Nic bardziej mylnego! Bufiaste rękawy zatoczyły koło i wróciły na wybiegi i czerwone dywany. Czasem słyszy się pogląd, że w modzie już wszystko zostało wymyślone, tylko wraca co jakiś czas w nieco zmodyfikowanych odsłonach. Ten pogląd sprawdza się również w tym przypadku. Jeśli któraś z nas przechowała gdzieś koszulę po mamie czy babci z bogactwem materiału na rękawach, to ma szczęście i już jest za pan brat z najnowszymi trendami. Bufki to kolejny trik modowy podkreślający kobiecość. W przeszłości bufiaste rękawy były noszone także przez panów, ale już nigdy do męskich szaf nie wróciły. Bufki, choć znów modne, nie należą do najłatwiejszych. Trzeba bardzo umiejętnie łączyć je z pozostałym częściami garderoby. A jak to robić? Komu poleca się noszenie bufiastych rękawów, a kto powinien ich unikać? Przyjrzyjmy się bliżej. Dla kogo bufki? Przede wszystkim bufki dedykowane są kobietom o drobnej budowie w górnej partii ciała (wąskie ramiona, nieduży biust, wąska klatka piersiowa) i dość szerokiej dolnej części ciała, która wyraźnie kontrastuje z drobną górą. Dodanie objętości na linii ramion to doskonały pomysł na zrównoważenie ich z pokaźnymi biodrami. Bufki, choć usytuowane na wysokości ramion, uwydatnią talię, zwłaszcza w zestawieniu z taliowaną spódnicą. Paniom, które mają tzw. męską, atletyczną sylwetkę, poleca się bufiaste rękawy oraz także taliowane spódnice, aby wydobyć jak najwięcej kobiecych kształtów. Koszule z bufiastymi rękawami W modnym ostatnio stylu hippie to absolutny must have. Do tego długa zwiewna spódnica i koniecznie wianek we włosach – odważna, ale najmodniejsza stylizacja w tym klimacie. Komu nie pasuje taki styl, ten i tak nie musi rezygnować z koszuli z bufiastymi rękawami. Bowiem bufka od bufki się różni, najczęściej wielkością, ale także krojem. Bywają bufki układające się bardziej na okrągło i bufki uszyte w taki sposób, że tworzą smukłe, trójkątne kształty. Zatem bywają koszule z dyskretnymi, małymi bufkami, które często można schować pod żakietem, oraz te większe, które same w sobie są ozdobą stylizacji. Taliowane koszule z niedużymi bufkami nadają się praktycznie na każdą okazję: na co dzień oraz do pracy, na spotkanie formalne i szybką kawę z przyjaciółką. Od reszty elementów garderoby zależy, czy taka koszula zyska na elegancji, czy też nabierze casualowego charakteru. Sukienki Sukienki z bufkami to strzał w 10 dla kobiet, które lubią minimalizm, ale nie przeciętny wygląd. Brzmi paradoksalnie? Należy pamiętać o jednym. Bufiaste rękawy same w sobie są ozdobą, dlatego do sukienki z takimi rękawami należy bardzo ostrożnie dobrać pozostałe elementy stroju. Ostrożnie z biżuterią, zwłaszcza kolczykami i naszyjnikiem, bo znajdują się one w linii bufek. Bluzki i golfiki Zwykła bluzka wzbogacona o bufiaste rękawy staje się oryginalna i jest ciekawym pomysłem na codzienne, szybkie stylizacje. Doskonale pasuje do jeansów i spodni rurek, a także do powracających do mody dzwonów. Golf z bufkami to krój bardzo popularny na okres tzw. przejściowy – jesienno-zimowy. Golf chroni naszą szyję przed nieprzyjemnym zimnem, a bufki dodają kobiecości. Kurtka z bufkami? To niezaprzeczalny hit! Pikowane kurtki z bufkami to top ostatnich sezonów. Jedna pozornie drobna różnica w kroju sprawia, że efekt jest piorunujący. Bufki uczyniły z pikowanych kurtek o sportowym charakterze część garderoby, którą bez wahania można zakładać do spódnic, sukienek i szpilek. W szafie każdej kobiety, która śledzi modowe trendy, musi znaleźć się ramoneska z bufkami. To absolutny niezbędnik każdej fashionistki, który zastępuje żakiety i marynarki, zimą i latem. Doskonale prezentuje się do sukienek zarówno zwiewnych, delikatnych, jak i do tych uszytych z grubszych materiałów. Ramoneska nadaje trochę rockowy look delikatnym kobiecym stylizacjom, jednocześnie dodając kobiecości, zwłaszcza ta z bufkami. Nie ma chyba wątpliwości, że bufiaste rękawy mogą tylko dodać uroku kobiecej sylwetce, zatem odpowiedź na tytułowe pytanie jest oczywista: bufki to hit!
Bufiaste rękawy – hit czy kit?
Motywy zwierzęce cieszą się wśród projektantów biżuterii niesłabnącą popularnością. Prawie każda marka wyrobów ze złota i srebra może poszczycić się kolekcją dedykowaną miłośnikom fauny. Jeśli również należysz do grona osób, które nie wyobrażają sobie życia bez zwierzaka, możesz to pokazać za pomocą naszyjnika lub bransoletki. Na rynku znajdziesz wszystkie rodzaje ozdób: od broszek, poprzez zegarki aż po kolczyki. Wzory są naprawdę różnorodne, dlatego z pewnością dopasujesz drobiazg do swoich oczekiwań. Na co mogą liczyć miłośniczki kotów, psów i innych? Psy i koty w biżuterii Czy może być lepszy dowód miłości do domowego czworonoga niż naszyjnik z odciskiem jego łapki? To bardzo uroczy symbol, który możesz nosić na szyi lub przy bransoletce. Pomyśl o łańcuszku z zawieszką w tym kształcie również wtedy, gdy chcesz uczcić pamięć pupila, który już cię opuścił. Taka pamiątka przywiedzie na myśl wiele ciepłych chwil. W sprzedaży znajdziesz także mnóstwo przykładów ozdób z wizerunkami pyszczków albo sylwetek psów i kotów. Do wyboru są wszystkie rasy, ale i dachowce czy kundelki! Poświęć chwilę, a wyszukasz taką zawieszkę lub kolczyki, które wyglądać będą jak twój zwierzak albo wymarzony przyszły towarzysz. Ptaki w biżuterii Wśród biżuterii z motywami zwierzęcymi znajdziesz również różnorodny przekrój gatunków ptaków: od jaskółek i kanarków, po orły i pawie. Na uwagę zasługują modele ozdabiane kamieniami szlachetnymi i półszlachetnymi. Nawet jeśli nie pasjonujesz się ornitologią, to ptactwo ma też wiele znaczeń symbolicznych. Przykładowo: gołąb oznacza pokój, a orzeł siłę i wolność. To również idealny pomysł na prezent dla bliskiej osoby. Konie w biżuterii Biżuterią z ulubionymi zwierzakami nie pogardzą również koniarze. Rumaki to piękne stworzenia, którym warto oddać cześć za pomocą naszyjnika lub bransoletki. Z takim dodatkiem na pewno wzbudzisz zainteresowanie wśród znajomych z padoku. Ciekawym wyborem jest też symbol podkowy. Jej znaczenie przyciągnie szczęście do posiadacza. Możesz wybrać zawieszkę na łańcuszku albo obrączkę. Słonie w biżuterii Doskonałym amuletem, który łączy w sobie znaczenie pomyślności oraz pokazuje miłość do zwierząt, jest słoń z podniesioną trąbą. Te zwierzęta budzą poczucie szacunku dla natury oraz wywołują miłe skojarzenia. Słonik na nadgarstku czy kostce będzie pięknym, egzotycznym akcentem każdej stylizacji. Inne zwierzęta w biżuterii Prócz prawdziwych gwiazd w świecie zwierząt, jak koty, psy czy konie, miłośników znajdują także mniej typowe zwierzęta. Fanki mrocznych klimatów zainteresują dodatki z nietoperzymi skrzydłami. Swoje miejsce wśród uwielbianych zwierząt mają też myszy i króliki. Dla niektórych pupilem może okazać się pająk. Z jego niebanalną sylwetką także znajdziesz biżuterię, która nie umknie uwadze otoczenia! Trudno znaleźć osobę, która nie pała sympatią do zwierząt. Jeśli przepadasz za którymś z gatunków lub masz w domu ukochanego czworonoga, możesz wyrazić swoje uczucia za pomocą efektownych dodatków. Biżuteria to idealne dopełnienie kreacji, a w połączeniu z symbolicznym znaczeniem nabierze dodatkowej wartości!
Biżuteria dla miłośniczek zwierząt
Nie da się ukryć, że laptop w cenie do 1000 zł to dość budżetowe urządzenie. Tym bardziej jego zakup wymaga sporego rozeznania w tego typu sprzętach. W tym poradniku zaprezentuję kilka interesujących laptopów, co być może nieco ułatwi wam dokonanie wyboru. Kruger&Matz Explore 1403 Kruger&Matz Explore 1403 to w cenie niecałych 900 zł naprawdę świetny laptop. Jedną z jego głównych zalet jest to, że wszystkie podzespoły zostały zamknięte w smukłej obudowie. Producent chwali się, że urządzenie waży zaledwie 1386 g, a więc niewiele ponad kilogram. Z całą pewnością sprawdzi się do najprostszych zadań, jak np. przeglądanie stron internetowych czy edycja tekstu. Wielkim atutem jest tu bowiem ekran, który ma przekątną 14 cali oraz rozdzielczość wynoszącą aż 1920 x 1080 pikseli. Mocy obliczeniowej dostarcza 4-rdzeniowy procesor Intel Atom X5-Z8350 z zegarem o częstotliwości 1,44 GHz (do 1,92 GHz), wspomagany przez 4 GB pamięci RAM. Jak przystało na laptopa w tej cenie, karta graficzna jest tu zintegrowana – Intel HD Graphics 400. Kruger&Matz Explore 1403 działa pod kontrolą preinstalowanego systemu Windows 10. Jedyne, czego może trochę brakować, to pamięć wewnętrzna, ponieważ jest jej tu 32 GB. box:offerCarousel Kiano Slimnote 14.2 Kruger&Matz Explore 1403 to dla was zbyt duży koszt? W takim razie powinniście zwrócić uwagę na Kiano Slimnote 14.2. Jak się możecie domyślać, jest to pełnowymiarowy laptop, który posiada sporą, bo aż 14,1-calową matrycę cechującą się rozdzielczością 1366 x 768 pikseli. Procesor? W tej roli mamy CPU Intel Atom X5-8350 z zegarem taktowanym częstotliwością 1,44 GHz (do 1,92 GHz). Jeśli chodzi o pamięć operacyjną, jest jej tu 2 GB RAM. Karta graficzna jest rzecz jasna zintegrowana (Intel HD Graphics), a w kwestii miejsca na dane mamy 32 GB pamięci wewnętrznej. Co z systemem? Jak przystało na sprzęt w tej cenie, zainstalowano Windows 10. Cena? Ta zaskakuje chyba najbardziej, ponieważ Kiano Slimnote 14.2 można kupić za ok. 570 zł. box:offerCarousel Lenovo IdeaPad 100S Wśród urządzeń kosztujących poniżej 1000 zł koniecznie rozważcie laptopa chińskiego producenta – firmy Lenovo. Model IdeaPad 100S jest sprzedawany w wielu różnych wariantach. Jeden z nich kosztuje ok. 960 zł, a w zamian oferuje całkiem sporo. Przede wszystkim mamy tu spory ekran o przekątnej 14 cali i rozdzielczości 1366 x 768 pikseli. Procesor to Intel Celeron N3060 z zegarem taktowanym częstotliwością 1,60–2,48 GHz, wspierany przez 2 GB RAM. Producent oczywiście zainstalował system operacyjny – w tym przypadku jest to Windows 10. Pamięci wewnętrznej jest 64 GB, co może nie jest ogromną przestrzenią, ale do podstawowych potrzeb spokojnie powinno wystarczyć. box:offerCarousel Asus Transformer Book T100H A co powiecie na urządzenie konwertowalne? Co to w ogóle znaczy? Asus Transformer Book T100H jest dobrym przykładem takiego sprzętu, ponieważ jego klawiaturę i ekran można ze sobą rozłączyć lub połączyć, uzyskując w razie potrzeby pełnoprawny tablet lub laptop. Asus Transformer Book T100H jest więc urządzeniem 2w1. Występuje w kilku wariantach, a jednym z ciekawszych – w cenie ok. 800 zł – jest model wyposażony w 32 GB pamięci na dane oraz 2 GB RAM. Jako procesor zastosowano Intel Atom x5-Z8500, który ma 4 rdzenie z częstotliwością zegara 1,44–2,24 GHz. Z omawianych w tym poradniku sprzętów jest to z całą pewnością najbardziej mobilny laptop, a to dzięki niewielkiej 10,1-calowej matrycy o rozdzielczości 1280 x 800 pikseli. System operacyjny to rzecz jasna Windows 10.
Laptopy do 1000 zł – IV kwartał 2017
Drugie śniadanie podtrzymuje chęci do pracy i nauki, którym bieg nadało pierwsze śniadanie. Posiłek zjadany przed południem powinien być pożywny i zdrowy, co wcale nie znaczy, że niesmaczny. Szczególnie pyszne jest jarskie drugie śniadanie zabierane do szkoły albo do pracy. Jak je przygotować? Pożywne, zdrowe, a przede wszystkim pyszne! Drugie śniadanie wegetarianina Najważniejszym posiłkiem w codziennym menu jest śniadanie – w tej kwestii nie ma różnicy między wegetarianami a miłośnikami mięsnych przekąsek. Pamiętaj, że pierwsze śniadanie należy zjeść około 40 minut po przebudzeniu, a jego wartość kaloryczna powinna wynosić mniej więcej 1/3 kaloryczności wszystkich posiłków, które jesz w ciągu dnia. Drugie śniadanie zjadane przed południem ma na celu podwyższenie poziomu glukozy we krwi, tak aby pobudzić cię do działania i poprawić zdolność skupienia uwagi. Nawet jeśli dla siebie albo swoich najbliższych wybierzesz jarską przekąskę, doskonale odegra ona rolę pożywnego i zdrowego drugiego śniadania, które zasmakuje i dzieciom, i mężczyznom. Czego nie może zabraknąć w takim posiłku? Największą bolączką wegetarian jest podaż białka, żelaza, a także witamin z grupy B i D. Z białkiem łatwo jest sobie poradzić – białko roślinne jest tak samo wartościowe jak białko zwierzęce, a jego głównym źródłem są rośliny strączkowe. Wybierając pastę kanapkową z ciecierzycy (hummus) albo dodając soczewicę czy czerwoną fasolę do sałatki, miej jednak na uwadze, że rośliny strączkowe są kaloryczne i wzdymają, dlatego podawaj je z głową. Witaminę D, szczególnie w mało słonecznym sezonie jesienno-zimowym, należy suplementować. Pozostałe mikro- i makroelementy niezbędne do zachowania dobrego samopoczucia znajdziesz w produktach pochodzenia roślinnego. W pudełku z drugim śniadaniem wegetarianina nie może zabraknąć: 1. Warzyw i owoców, które są bogate w przeciwutleniacze i witaminy. Szczególnie wartościowe są zielone warzywa, np. jarmuż, szpinak, brokuły, brukselka, natka pietruszki czy sałata. Zawsze wybieraj świeże, sezonowe owoce i warzywa ze swojej strefy klimatycznej, a jesienią i zimą sięgaj po mrożonki. Zainteresuj się też suszonymi owocami i warzywami, np. pomidorami. Unikaj za to gotowych soków, które są dosładzane – soki owocowe i warzywne możesz przecież przygotowywać w domu, używając sokowirówki. 2. Produktów z pełnego ziarna, takich jak kasze, pieczywo z mąki pełnoziarnistej i płatki owsiane. Dostarczają węglowodany, białko i witaminy z grupy B, są też cennym źródłem takich minerałów, jak żelazo, magnez i cynk. 3. Strączków, które są głównym źródłem białka w jarskim menu. Rośliny strączkowe to nie tylko fasola, ale też bób, soczewica, soja, ciecierzyca i groch. Szukając urozmaicenia, sięgnij też po grzyby boczniaki, które zawierają dobrze przyswajane białko, a przy tym niewiele tłuszczu, są więc i mało kaloryczne. 4. Pestek i orzechów, jednak w ilości najwyżej kilku łyżek dziennie. Wprawdzie pestki i orzechy są bogate w minerały, białko i zdrowe nienasycone kwasy tłuszczowe, ale wysoka wartość energetyczna zachęca do traktowania ich jako dodatek do potraw. Jarskie drugie śniadanie nie tylko dla wegetarianina Drugiego śniadania z szynką albo wędzoną rybą wystrzegają się nie tylko wegetarianie. Wielu entuzjastów mięsnych dań również sięga po jarskie przekąski. Zanim przygotujesz bezmięsne danie dla najbliższych, warto, abyś zdała sobie sprawę, że nie każdy wegetarian je to samo – na talerz laktoowowegetarianina trafiają i jajka, i produkty mleczne, za to owowegetarianin rezygnuje z mleka, a laktowegetarianin z jajek. Przygotowując zdrowy posiłek dla rodziny, pomyśl też, w jakich warunkach będą go jedli. Dzieci na dużej przerwie mogą wymieszać płatki z jogurtem, ale tak jak ty w pracy nie odgrzeją kremowej zupy w mikrofali. Oto nasze propozycje zdrowego, jarskiego drugiego śniadania do szkoły, pracy albo na uczelnię: Sałatka ze zblanszowanych brokułów z serem feta, suszonymi pomidorami i pestkami dyni. Taki posiłek warto przechowywać w specjalnym pojemniku na sałatkę z dołączonym widelcem albo w uniwersalnym pojemniku na żywność. Jogurt naturalny w dwucześciowym pojemniku z dodatkowym zbiorniczkiem na pestki, rodzynki i suszone morele albo otręby. Kanapka z pełnoziarnistego pieczywa z wędzonym tofu, sałatą, kiełkami brokułów i kiszonym ogórkiem zapakowana do pudełka na kanapkę albo do śniadaniówki. Kanapce towarzyszyć mogą pomidorki cherry lub zielone oliwki. Zupa-krem z kalafiora albo sezonowy specjał, czyli pikantna kremowa zupa z dyni, którą najlepiej jeść na ciepło z dodatkiem kiełków rzodkiewki. Jeżeli twoje stanowisko jest zmianowe, wybierając się do pracy po południu, możesz przelać porcję aromatycznej zupy do termosu, gdy jednak pracujesz od samego rana, najlepiej sięgnij po pojemnik do mikrofalówki. Możesz pomyśleć też o zakupie torby termicznej, która nie tylko utrzyma temperaturę zupy, ale przyda się też w upalne letnie dni, kiedy łatwo o zepsucie się żywności. Pożywna sałatka z kaszy gryczanej, do której dodasz podsmażoną szalotkę, zielony ogórek i paprykę w różnych kolorach. Takie danie, spełniające nie tyle funkcję drugiego śniadania, co raczej lunchu, możesz podawać z zapieczonym wcześniej krążkiem sera camembert. Drugie śniadanie wegetarianina jest pyszne i sycące, a przy tym zdrowe. Po pożywne sałatki z kaszą i kolorowe kanapki sięgają nie tylko jarosze, ale i miłośnicy mięsnych dań. Pamiętaj, że posiłek ten jest niezwykle ważny w każdym wieku, bo sprzyja zachowaniu koncentracji, a także chęci do nauki i pracy.
Drugie śniadanie wegetarianina - pomysły na przyrządzenie i przechowywanie jarskich przekąsek
Jeszcze do niedawna zakup nowego smartfona poniżej 300 złotych był niemożliwy. Elektronika ma to do siebie, że dość szybko tanieje. Także producenci starają się wzbogacać swoje portfolio o produkty z każdej półki cenowej. Dziś zakup urządzenia mobilnego w rozsądnej cenie nie stanowi już problemu. Choć należy przygotować się na pewne kompromisy związane z niższą ceną. GOCLEVER Quantum 2 400 Quantum 2 400 to niedrogi sprzęt z przeciętną specyfikacją. Niemniej, może zaoferować większość funkcji, jakie znajdziemy w droższych modelach. Czterordzeniowy procesor oraz 1 GB RAM nie czynią z niego demona prędkości, jednak to w zupełności powinno wystarczyć do płynnego działania. 10-punktowy ekran IPS o przekątnej 4 cali i rozdzielczości 480 x 800 pikseli to wyrazisty obraz o nasyconych barwach. Dodatkowo obsługuje dwie karty SIM jednocześnie. LG L3 II E430 Do zalet drugiej generacji LG L3 na pewno należy zaliczyć wyświetlacz wykonany w technologii IPS, całkiem mocne ogniwo (1540 mAh) oraz diodę sygnalizacyjną wokół fizycznego przycisku. Niestety rozczarowuje rozdzielczość, która wynosi tylko 240 x 320 pikseli. Pozostała specyfikacja nie różni się zbytnio od modeli z tej półki cenowej. Aparat o rozdzielczości 3,2 Mpix wykonuje przyzwoite zdjęcia przy odpowiednich warunkach oświetleniowych. LG L40 LG L40 posiada zauważalnie lepszą specyfikację od LG L3 II E430. Ma ekran o większej przekątnej – 3,5 cala i wyższej rozdzielczości - 320 x 480 pikseli (zagęszczenie pikseli na cal wynosi 165 ppi). Moc obliczeniowa opiera się na sprawdzonym układzie - MSM8210 Snapdragon 200, renomowanego producenta mobilnych procesorów firmy Qualcomm. Ilość pamięci RAM jest w obu modelach taka sama i wynosi 512 MB. Podobnie jest z wbudowaną pamięcią, która wynosi 4 GB (na szczęście można ją rozbudować o karty microSD). Pojemności baterii L40 wynosi 1540 mAh. Pentagram Rebel 4.0 Zaskakująca w tym sprzęcie jest technologia wyświetlacza. Pentagram Rebel 4.0 został wyposażony w 4-calowy ekran AMOLED. To dość niespotykane rozwiązanie dla telefonów z niższej półki. Matryca AMOLED gwarantuje szeroką paletę barw oraz perfekcyjną czerń. Za jakość zdjęć odpowiada 5 Mpix aparat z diodą LED. Ponadto w smartfonie znajdziemy 2-rdzeniowy procesor, 512 MB RAM, 4 GB pamięci oraz Dual SIM (czyli obsługę dwóch kart SIM). Niekorzystnie wypada bateria, ponieważ ma tylko 1200 mAh pojemności. Nokia Lumia 520 oraz 530 Większość wymienionych w tym zestawieniu smartfonów pracuje w oparciu o system Android. Inaczej jest z Nokią Lumią 520 oraz 530. To dobra propozycja dla osób, które preferują system operacyjny Windows Phone w wersji 8.1. Oba telefony oferują podobną wydajność opartą na układach firmy Qualcomm oraz 512 MB RAM. Większą przestrzeń na pliki posiada Lumia 520 – 8 GB. Niemniej, w obydwu urządzeniach znajdziemy slot na karty pamięci. W przypadku Lumii 520 mamy do czynienia z 4-calowym wyświetlaczem o rozdzielczości 480 x 800 pikseli, u Lumii 530 jest minimalnie więcej - 480 x 854. Producent wyposażył je także w jednakowe baterie - Li-Ion 1430 mAh (BL-5J) oraz aparaty fotograficzne – 5 Mpix. HUMMER H1 HUMMER H1 to smartfon dla osób, które bardziej od mocy obliczeniowej cenią sobie wytrzymałość i odporność urządzenia na czynniki zewnętrzne. Został wyposażony w podobne parametry techniczne, do wymienionych wyżej modeli. Jednakże posiada nad nimi istotną przewagę, jaką jest wodoodporność potwierdzona certyfikatem IP67, więc kurz i piasek mu niestraszne. Dodatkowo może pochwalić się akumulatorem o pojemności aż 2800 mAh. Samsung Galaxy Young S6310 Smartfonów z rodziny Galaxy jest naprawdę sporo. Także do kwoty 300 złotych znajdziemy kilka modeli. Jednym z bardziej interesujących telefonów z tej grupy jest Young S6310. Ten kompaktowy smartfon z wyświetlaczem o przekątnej 3,27 cala i rozdzielczością 320 x 480 pikseli, zbiera dużo pochlebnych opinii. Choć specyfikacja nie przyprawia o szybsze bicie serca (1-rdzeniowy procesor, 512 MB RAM), to praca na nim powinna odbywać się sprawnie. Sony Xperia E1 Ostatni, ale wcale nie najgorszym w tym zestawieniu smartfonem jest – Sony Xperia E1. To poręczny telefon o donośnym głośniku i zapleczu muzycznym w postaci aplikacji WALKMAN. Do obsługi muzyki przeznaczono w nim dodatkowy fizyczny przycisk. Bardzo dobrze ze swojej roli wywiązuje się bateria (1750 mAh), która jest w stanie zapewnić około 2,5 dnia pracy. Nieco gorzej prezentuje się obudowa wykonana z plastiku oraz aparat fotograficzny. Zobacz również: Ukryte funkcje smartfonów
9 interesujących smartfonów do 300 złotych
Oświetlenie to bardzo ważna część aranżacji wnętrz. Dobry projekt będzie uwzględniał nie tylko funkcjonalność, ale także wyeksponuje najbardziej atrakcyjne elementy domu czy mieszkania. Czy warto zatem inwestować w lampę, która ma ograniczać się tylko do oświetlenia biurka? ="12px"Oświetlenie w domu czy mieszkaniu kieruje się własnymi prawami. Nie ma tu ścisłych wytycznych – jego dobór w dużej mierze opiera się na funkcjach światła: oświetlaniu całego wnętrza, pewnych jego punktów czy zapewnieniu bezpiecznego poruszania się. Na końcu – choć jest to także istotne – odpowiednio dobrane lampy powinny dekorować nasze cztery kąty, a często stanowią tak naprawdę przysłowiową kropkę nad „i”, dopełniając całą aranżację. Warto więc inwestować w designerskie lampy, gdyż te na pewno przyciągną uwagę koneserów pięknych wnętrz. Biurko nie musi być nudne Praca w biurze kojarzy nam się zwykle z pewną powtarzalnością, czasem wręcz nudą. Wszystkie biurka wydają się takie same i brak tu miejsca na jakąkolwiek fantazję. Nic bardziej mylnego. To siedzące miejsce pracy nie musi być nudne, a praca w odpowiednim oświetleniu nie tylko pójdzie sprawniej, ale też nie spowoduje uszczerbku na zdrowiu naszych oczu. Jasno, jaśniej, najjaśniej Istotnym parametrem jest natężenie światła, którego jednostką jest luks (lx). Żeby bezpiecznie wykonywać określone czynności, przyjmuje się, że natężenie powinno wynosić pewne przybliżone wartości. Do zajęć wymagających średniej uwagi potrzebujemy około 300 lx. Praca przy komputerze wymaga już oświetlenia 500 lx. Precyzyjne zabiegi to już 750 jednostek. Najlepiej zrelaksujemy się przy 20-30 lx. LED czy żarówka? Wybór lampy biurkowej możemy zacząć od podjęcia decyzji czy źródłem światła mają być żarówki LED, czy zwykłe. Jest to bardziej kwestia upodobań i w żadnym wypadku nie wpływa na jakość światła wytwarzanego przez lampę. LED-y mają jednak większą żywotność i zmniejszają zużycie energii. Zazwyczaj to fantazja projektanta wpływa na rodzaj żarówki, ale wybierając futurystyczne lampy o finezyjnych kształtach częściej spotykamy się z paskami diod LED. W takich modelach możemy regulować jasność i barwę światła, począwszy od ciepłej, przez naturalną, a na zimnej skończywszy. Nie tylko lampa Futurystyczne lampy na biurko nie ograniczają swojej funkcji jedynie do oświetlenia naszych zapisków czy laptopa. Nowoczesne lampki XXI wieku wyposażone są w panel dotykowy, za pomocą którego regulujemy wspomnianą wcześniej jasność i miękkość światła. Wielofunkcyjny wyświetlacz pokaże nam godzinę i datę, a także zmierzy panującą w pomieszczeniu temperaturę. Nie musimy też konkurować z lampą o miejsce w gniazdku, gdyż za jej pomocą – a dokładniej dzięki portowi USB, w który jest zaopatrzona – naładujemy telefon czy odtwarzacz muzyki. Kształt ma znaczenie Świetnym pomysłem dla osób, które szybko się nudzą, będzie lampa z giętkim ramieniem. Można ją zwinąć w spiralę albo postawić na baczność. Takie rozwiązanie umożliwi również łatwiejsze kierowanie światła w konkretne miejsce na biurku. Część takich lamp zakończona jest klamrą. Można je przymocować nie tylko do blatu, co idealnie sprawdzi się w przypadku mniejszych biurek. Lampki z klamrą możemy wykorzystać również w innych miejscach mieszkania. Świetnie sprawdzą się nawet w namiocie! Są też lampy, których podstawa może zmieniać barwę. Te również zaopatrzone są w dotykowy pasek zmiany koloru, a wybraną iluminacją możemy cieszyć nasze oko również wtedy, gdy lampka jest wyłączona. Na akumulator? Futurystyczne lampy biurowe mogą wędrować wraz z użytkownikiem. Nie trzeba wymieniać w nich baterii, a tylko ładować wbudowany w lampie akumulator. Są odporne na kurz, wstrząsy a nawet wodę. Ponadto można je złożyć – wtedy ich rozmiar nie przekracza wielkości małego pudełka, dlatego bez problemu zmieszczą się nawet w torebce czy walizce. Czyż nie jest to świetny prezent dla wyjątkowego pracusia? Wybór lampy może nie tylko poprawić jakość naszego miejsca pracy, ale również sprawić, że z większą przyjemnością będziemy spędzać czas przy biurku. Futurystyczny kształt czy dodatkowe funkcje, w jakie zaopatrzone są nowoczesne lampy, spowodują, że codzienna monotonia pracy biurowej może okazać się całkiem znośna. Piękna lampa może być też wyjątkową ozdobą każdego gabinetu czy biura (światło ma bowiem ogromny wpływ na estetykę pomieszczenia) i eksponować jego walory. Być może warto zainwestować w nią nieco więcej.
Futurystyczne lampki biurkowe do 200 zł. Czy warto w nie inwestować?
Najsłynniejsza pisarka świata ma w swojej biografii epizod, który sam mógłby posłużyć za kanwę bestsellerowego kryminału. O tym pisze w swojej książce „Agatha Christie i jedenaście zaginionych dni” brytyjski dziennikarz Jared Cade. Agatha Christie to najpopularniejsza pisarka świata, której książki sprzedały się w łącznym nakładzie ponad 2 miliardów egzemplarzy. Mogłoby się więc wydawać, że o jej życiu i twórczości napisano już wszystko i nic nie mogłoby nas zaskoczyć. Okazuje się jednak, że w biografii autorki najsłynniejszych kryminałów jest dziura, która sama mogłaby posłużyć za kanwę trzymającej w napięciu powieści. Wyjaśnieniem tej sprawy zajął się dziennikarz Jared Cade, znany jako największy specjalista od twórczości Christie, którego książka „Agatha Christie i jedenaście zaginionych dni” w nowym, rozszerzonym wydaniu ukazała się w zeszłym roku w Polsce. Życie w pigułce Chociaż książka Cade’a skupia się przede wszystkim na próbie wyjaśnienia krótkiego i najbardziej tajemniczego okresu w życiu słynnej pisarki, to można potraktować ją właściwie za skondensowaną biografię Agathy Christie. Autor jest bowiem powszechnie uznawany za największego speca od życia i twórczości Brytyjki, a w 1993 r. wystąpił w teleturnieju „The 64,000 Dollar Question”, w którym poprawnie odpowiedział na wszystkie pytania dotyczące powieści Agathy Christie i wygrał największą w dotychczasowej historii telewizji wygraną. Zanim więc przejdziemy do trzymającej w napięciu historii „jedenastu zagubionych dni”, dowiemy się, kim właściwie była twórczyni postaci Herkulesa Poirota i panny Marple. Jared Cade, pracując nad książką, odbył bowiem prawdziwie mrówczą pracę, docierając do nigdy wcześniej niepublikowanych zapisków, listów i wspomnień Christie oraz jej najbliższej rodziny i przyjaciół. Czarna dziura Właściwa akcja książki rozpoczyna się jednak dopiero w grudniu 1926 roku. Wtedy to Agatha Christie, która była już publikującą pisarką, a także żoną i matką, nagle zniknęła ze swojego domu w Berkshire w Anglii. Przez jedenaście długich dni Christie nie dawała znaku życia, a w jej poszukiwania zaangażowały się nie tylko zastępy policji z całego kraju, ale także tysiące fanów, zafascynowanych zaginięciem autorki kryminałów. Po prawie dwóch tygodniach zakrojonej na wielką skalę akcji, której towarzyszyło bezprecedensowe zainteresowanie mediów, Agatha Christie została odnaleziona w… luksusowym pensjonacie w hrabstwie York, a jej powrót do domu wywołał jeszcze większy skandal niż samo zniknięcie. Pisarka tuż po swoim odnalezieniu zasłoniła się utratą pamięci, a potem, aż do śmierci w styczniu 1976 roku, konsekwentnie odmawiała wypowiedzi na ten temat. Wszystko to sprawiło, że okres jedenastu dni, podczas których nie było wiadomo, co się z nią działo, obrósł w legendy i mity. Z nimi właśnie rozprawia się Jared Cade w swojej książce. Wypadek czy może… dobry sposób na promocję? Zaginięcie Agathy Christie było pierwszym w historii wypadkiem znanej osoby, któremu media poświęciła tyle czasu i uwagi. Miało to oczywiście swoje dobre strony, bo Christie z nieznanej szerszej grupie odbiorców pisarce stała się nagle największą gwiazdą literatury na świecie. Zainteresowanie mediów sprawiło jednak, że na jaw wyszły też informacje, o których pisarka raczej nie chciała mówić publicznie. W mediach głośno było o jej depresji, problemach finansowych i niewierności męża, a brukowce podejrzewały nawet, że całe zniknięcie, które na początku traktowano bardzo poważnie, obawiając się o życie Christie, było tylko świetnie zaplanowaną intrygą, mającą na celu wypromowanie jej twórczości. Jared Cade w swojej książce drobiazgowo analizuje każdy fragment biografii pisarki, próbując znaleźć rozwiązanie tej niemal 90-letniej zagadki. Dziennikarz, dzięki swojej ogromnej wiedzy i zaufaniu, jakim obdarzyła go rodzina Agathy Christie, mógł w niezwykły sposób połączyć fakty z życia autorki słynnych kryminałów z tym, co działo się w jej bestsellerowych powieściach, opowiadaniach i sztukach teatralnych. Lektura powieści Jareda Cade’a pozwala w wyjątkowy sposób zajrzeć do świata, którego już dawno nie ma. Oprócz wyjątkowo interesującego tekstu, który powinien według mnie poznać każdy wielbiciel kryminałów, nie tylko autorstwa Angielki, znajdziemy w niej także prawie 50 niezwykłych fotografii, z których część nigdy wcześniej nie była publikowana. Cade w „Agacie Christie i jedenastu zaginionych dniach” pisze o tym, że Christie nigdy nie wspominała o swoim zniknięciu, bo po prostu chciała zapomnieć o nim i o tym, co popchnęło ją do tego czynu. Zamiast tego pisarka skupiała się na tym, co dobre w jej życiu. I taka właśnie jest też poświęcona tej sprawie książka – to swoisty hołd dla wielkiej twórczyni, której precyzyjnie skonstruowane kryminały do dzisiaj zaskakują i fascynują. Źródło okładki: www.grupawydawniczafoksal.com
„Agatha Christie i jedenaście zaginionych dni” Jared Cade – recenzja
Czasami tak jest. Tak bardzo chcemy sobie wmówić, że coś się nie wydarzyło, że to tylko sen, z którego zbudzimy się nagle i po krótkim okresie dezorientacji będziemy śmiać się z naszego wyimaginowanego strachu. Michał bardzo pragnął się obudzić. Wyjść z domu, pobiegać, pójść na siłownię, przespać z fajną laską, zasnąć w swym pokoju w akademiku, a rano znów cieszyć się życiem beztroskiego studenta. Nie tym razem, niestety. Nie tym razem. Śmiertelny wypadek rodziców nie był snem, a dla dwudziestoczteroletniego mężczyzny skończył się właśnie okres szaleństw. Czas dojrzeć. Może nawet nie tyle dla siebie, co dla czteroletniego braciszka. To na Michała spadnie obowiązek opieki nad chłopcem. O tym, jak potoczą się jego dalsze losy, pisze Agnieszka Olejnik w „Dziewczynie z porcelany”. Życie przed Michał studiował informatykę, dorabiał jako fotograf. Kręciły się wokół niego kobiety, a on się od nich nie opędzał. Miał też kogoś na stałe. Piękną partnerkę, świetną w łóżku, idealną do pokazania kumplom. A że wyrachowana, to już nieważne, że czasem zimna i jakby pozbawiona empatii. Michał nie zamierza angażować się emocjonalnie. Pierwsza, zawiedziona miłość kazała mu zwątpić w sens i szczerość jakichkolwiek uczuć. Życie po Mija pierwszy szok. Michał przenosi się do domu rodziców. Ma do spłacenia kredyt, do utrzymania brata, a do poznania sąsiadkę. Zuzanna mieszka tuż obok i chętnie opiekowała się małym Tomaszkiem za życia jego rodziców. Teraz też oferuje pomoc. Co prawda opinię ma nienajlepszą, nie jest też takim typem kobiety, na który Michał zwraca uwagę, ale każda pomoc się przyda, więc warto mieć kogoś uczynnego pod ręką. Jak nietrudno zgadnąć, sąsiedzka znajomość przerodzi się w coś więcej. Cały problem w tym, że wśród pojawiających się wówczas emocji, sporo będzie tych negatywnych. Tajemnice i emocje „Dziewczyna z porcelany” miejscami opiera się na dość przewidywalnych schematach, a jednak wciąga. Czasami ma się ochotę potrząsnąć którymś z bohaterów, bo oni widzą mniej niż czytelnik, mniej rozumieją i przez to popełniają błędy, które ranią ich i ludzi z otoczenia. Dbają o to, by czytelnik się nie nudził. Wywlekają brudy i tajemnice, kłócą się, godzą, podejmują mądre decyzje, miewają głupie pomysły, ranią, pomagają, wypowiadają niepotrzebne słowa, koją ból ciepłymi gestami. W tej powieści sporo jest skrajnych emocji, a wokół Michała i Zuzanny nie brak postaci, które dodatkowo te emocje podsycają. Nie bez znaczenia są też zdarzenia z przeszłości, tajemnice, które stopniowo wychodzą na światło dzienne.Jak poradzi sobie Michał? Czego nie wie o swojej rodzinie? Jakie tajemnice skrywa Zuzanna? Co wyniknie z sąsiedzkiej znajomości? Czy dwie zranione osoby mogą wspólnie dotrzeć do momentu, w którym uwierzą w to, że miłość istnieje? Patrząc na to, jak bardzo się ranią, jak absurdalna i egoistyczna jest gra, w której oboje uczestniczą, łatwo w to zwątpić.„Dziewczyna z porcelany” Agnieszki Olejnik to powieść życiowa, w której niewesołe myśli przeplatają się z nadzieją. To powieść o życiu i śmierci. O przyjaźni i miłości, dorastaniu, poczuciu obowiązku, zwątpieniach, słabościach, ale i sile. To powieść o ludziach niedoskonałych, ale przecież zasługujących na szczęście. Wersja elektroniczna „Dziewczyny z porcelany” dostępna jest w formatach EPUB i MOBI za ok. 24 złote. Źródło okładki: www.czwartastrona.pl
„Dziewczyna z porcelany” Agnieszka Olejnik – recenzja