source
stringlengths
4
21.6k
target
stringlengths
4
757
Praca DJ-a to dla wielu marzenie. Nie dość, że najlepsi są sławni, to jeszcze bardzo dobrze zarabiają i robią to, co kochają. Jednak tego typu praca nie jest łatwa. Wymaga przede wszystkim praktyki i dobrego słuchu. Poza tym sprzęt DJ-a nie należy do najtańszych. Dlatego też trzeba dobrze przemyśleć swój pierwszy zakup. Na przykład miksera. Mikser to jeden z najważniejszych elementów wyposażenia każdego DJ-a. Do wyboru są różne modele, a ceny oscylują od kilkuset do kilku tysięcy złotych. Dla początkującego, który dopiero chce się uczyć, to spory wydatek. Właśnie dlatego trzeba go dobrze przemyśleć. Behringer NOX202 Behringer NOX202 to idealne urządzenie dla początkującego DJ-a. Jest to 2-kanałowy mikser, czyli w pełni wystarczający dla osoby, która dopiero zamierza uczyć się fachu muzycznego. Urządzenie jest wyposażone w interfejs USB do nagrywania i odtwarzania plików cyfrowych. Współpracuje z komputerami Mac oraz PC i to bez konieczności instalowania sterowników. Behringer NOX202 ma 3-pasmowy korektor z filtrami odcięcia oraz 6-segmentowy wskaźnik poziomu z funkcją Peak Hold na każdym kanale. Mikser kosztuje około 600–700 zł. Reloop RMX-30 Reloop RMX-30 to mikser, który sprawdzi się zarówno w przypadku profesjonalistów, jak i początkujących DJ-ów. Jest to model 2+1-kanałowy, czyli ma dodatkowy kanał w porównaniu do tańszego modelu RMX-20. Model ten posiada crossfader TCT (45 mm) z regulowaną krzywą cięcia i odwracalny oraz liniowy fader (60 mm), także odwracalny i z regulowaną krzywą cięcia. Dużą zaletą jest kanał mikrofonowy z 3-stopniową regulacją dźwięku. Reloop RMX-30 kosztuje mniej więcej 600–800 zł, czyli niewiele więcej niż RMX-20 i właśnie dlatego jest już dużo bardziej opłacalnym wyborem. America Audio Q-2422 America Audio Q-2422 to 3-kanałowy profesjonalny mikser dla DJ-ów. Model ten jest wyposażony w 3-stopniowy equalizer na każdy kanał oraz zbalansowane wyjście XLR. Mikser ma także wskaźnik wysterowania LED na każdy kanał, wyjście Master na tylnym panelu oraz niezależną regulację balansu i głośności wejścia na każdym kanale. To wszystko sprawia, że jest doskonałym model tak dla początkujących, jak i zaawansowanych użytkowników. America Audio Q-2422 ma wymiary 482,2 × 177 × 97 mm i waży 3,4 kg. Trzeba za niego zapłacić od 650 do 900 zł. Numark M101 Numark M101 to bardzo podstawowy, ale jednocześnie tani mikser. Dzięki temu doskonale sprawdzi się u początkujących użytkowników, którzy nie będą musieli wydać wielu pieniędzy, a jednocześnie nauczą się podstawowej obsługi mikserów. M101 to model 2-kanałowy z dwoma wejściami Phono/Line, jednym wyjściem RCA oraz wejściami na mikrofon i słuchawki. Dzięki temu doskonale sprawdzi się na imprezach ze znajomymi, na których początkujący DJ będzie mógł oswoić się z widownią. Przy tym wszystkim Numark M101 kosztuje zaledwie 380–450 zł. Dixon MX-240 Dixon MX-240 to kolejny bardzo podstawowy, ale jednocześnie niezwykle tani mikser. Początkujący użytkownicy tak naprawdę nie potrzebują nic więcej, a wydając niewielką kwotę, mogą zorientować się, czy praca DJ-a jest rzeczywiście dla nich. To model 3-kanałowy z dodatkowym gniazdem USB oraz czytnikiem kart pamięci SD, dzięki którym może odtwarzać pliki MP3. Ma też 5-stopniowy wskaźnik wysterowania. Dixon MX-240 kosztuje zaledwie 150–200 zł, więc to idealna inwestycja dla kogoś, kto dopiero myśli o tym, aby zostać DJ-em.Inwestowanie od razu w drogi i zaawansowany sprzęt nie jest dobrym pomysłem. Wszystkiego trzeba się nauczyć. Zbyt dużo funkcji i możliwości może początkowo zniechęcić początkującego DJ-a. Warsztatu trzeba uczyć się powoli i stopniowo.
Miksery audio dla DJ-ów – polecane modele dla początkujących
Emu i Ugg to jedne z najcieplejszych butów na zimę. Są nie tylko wygodne, ale przede wszystkim chronią stopy przed gwałtownymi spadkami temperatury. Jednak mimo wielu zalet, skóra zamszowa wymaga specjalnego traktowania. Podpowiadamy, jak dbać zimą o buty zamszowe, aby służyły nam przez wiele sezonów. Zastanawiasz się, jak skutecznie zadbać o zamszowe buty? Choć z pozoru wydaje się to zadaniem nie do zrealizowania, to nic z tych rzeczy! Emu, Ugg i inne fasony wypełnione grubą wełną to modele wyjątkowo modne w okresie zimy, ale i przysparzające dodatkowych trudności. Są jednak sposoby, które pomogą szybko i skutecznie przywrócić utracony kolor oraz zabezpieczyć je przed wilgocią. Pielęgnacja butów zamszowych Zamsz to materiał niezwykle delikatny i z tego względu bardzo często ulega zabrudzeniom. Dlatego nic dziwnego, że wiele osób wzbrania się przed zakupem obuwia z tego materiału. Jeśli jednak będziemy stosować się do poniższych rad, z pewnością unikniemy przykrych niespodzianek, a nasze buty będą prezentować się nienagannie. Kupno pary zamszowych oznacza jednocześnie zaopatrzenie się w dobry impregnat, szczoteczkę i renowator. Impregnacja To, w jakim stanie obuwie zamszowe przetrwa zimę, tak naprawdę w dużej mierze zależy od nas. Już przed pierwszym założeniem powinniśmy pomyśleć o odpowiedniej impregnacji. Na rynku są specjalne spraye, które ochronią zamsz przed wycieraniem. Poza tym środki specjalistyczne tworzą powłokę, która nie przepuszcza zanieczyszczeń. Dlatego przez długi czas możemy pożegnać się z osadzającą na zamszu solą. Pamiętajmy jednak, że impregnacja nie zawsze okaże się kluczem do sukcesu. A wtedy należy pomyśleć o właściwym czyszczeniu obuwia. Czyszczenie Jeśli zależy nam na uzyskaniu trwałego efektu, to pierwszym krokiem jest dokładne wyczyszczenie obuwia. Przed zastosowaniem impregnacji musimy usunąć zaschnięte zabrudzenia. Do tego celu niezbędna będzie szczoteczka lub specjalna gumka do czyszczenia zamszu. Zaschnięte czy też świeże plamy, pozostałości po błocie – tych wszystkich niedociągnięć musimy się koniecznie pozbyć. Nie wszystkie plamy będziemy mogli usunąć szczoteczką za pierwszym razem. Dlatego jeśli napotkamy komplikacje, warto sięgnąć po gumkę. Zachowajmy jednak szczególną ostrożność, ponieważ zbyt mocne wcieranie jej może spowodować odbarwienie koloru. Plamy z soli – jak się ich pozbyć? Wiele osób rezygnuje z zakupu obuwia zamszowego na zimę właśnie z powodu soli. Choć jej usunięcie nie należy do łatwych zadań, to mimo to są sposoby, które sobie z nim poradzą. Jednym z nich jest przygotowanie specjalnego roztworu z wody i płynu do mycia naczyń lub wody z octem. Po przyrządzeniu odpowiedniej mieszanki należy zamoczyć ściereczkę i delikatnie pocierać o zamsz. Jeśli domowe sposoby zawiodą, wtedy warto sięgnąć po specjalistyczne produkty. Marka Emu i Ugg posiada w swojej ofercie szampon do mycia butów zamszowych. Zasady co do czyszczenia pozostają bez zmian. Należy przygotować czystą ściereczkę, zmoczyć ją w wodzie z roztworem, a następnie przecierać zabrudzoną powierzchnię. Renowacja Czyszczenie na mokro to nie wszystko. Co w przypadku, gdy zauważymy odbarwioną plamę? Wtedy musimy pokusić się o renowację. Bez obaw, możemy śmiało zrobić to w domu, bez ryzyka niepowodzenia. Wystarczy tylko sięgnąć po renowator w tym samym kolorze co nasze buty. Producenci oferują renowatory w sprayu, które w prosty i szybki sposób przywrócą naszym butom utracony kolor. Emu, Ugg i inne zamszowe buty są na topie od kilku sezonów. Nic w tym dziwnego, ponieważ to wygodne, efektowne i w dodatku łatwe w konserwacji obuwie. A jeśli będziemy postępować zgodnie z powyższymi wskazówkami, każdy z nas będzie w stanie uratować nawet najbardziej schodzone buty.
Emu, Ugg i inne zamszowe buty – jak dbać o nie zimą?
Czytelnik dostaje do ręki małą, niepozorną książeczkę z kolorową okładką. Taka zasłona dymna, bo dopiero, gdy się przyjrzeć jej bliżej, widać, że żółty kolor wiodący to ogromne skupisko kontenerów mieszkalnych, umieszczonych gdzieś na jakimś pustynnym krajobrazie. Gdy zaś wczytać się w treść, można odkryć, jak ciężki to los uciekać z własnego kraju. Uchodźctwo jest w dzisiejszych czasach równie obciążające i traumatyczne jak przeżycia żołnierzy podczas wojny. Wśród uchodźców bardzo często diagnozuje się zespół stresu pourazowego (w skrócie PTSD), a także wiele innych traum. Nie sposób oddać ogromu dramatu związanego z samą tylko koniecznością ucieczki z własnego kraju, gdy zaś do tego dochodzi problem prześladowań, przemocy, życia w poczuciu wiecznego zagrożenia, pomoc psychologa jest nieodzowna. Zdarza się jednak, że jedyna pomoc, jakiej można udzielić, to kontener mieszkalny i zaledwie skromne racje żywieniowe. Być traktowanym chociaż jak pies Wojna domowa, która wybuchła w Syrii na początku 2011 roku to początek wieloletniej tragedii Syryjczyków. Po dziesięciu latach autorytarnych rządów Baszszara al-Asada, syna syryjskiego dyktatora Hafiza al-Asada, syryjski ruch oporu rozpoczął protest. Najpierw wybuchło powstanie, które szybko sprowokowało eskalację nienawiści. Władze reagowały zbrojnie i mordowały cywilów, odcięto ludności dostęp do wody i elektryczności. Walka między ruchem oporu a rządem Baszszara al-Asada zmieniła życie Syryjczyków w piekło. Wielu z nich, nie mając innego wyboru, ratowało się ucieczką. Jednak funkcjonowanie bez własnej ziemi, własnego domu jest bardzo trudne. Dla Araba szczególnie. „Kiedy Arab opuszcza ukochaną kobietę albo drogą mu ojczyznę, czuje gurbę. To nostalgia, wyobcowanie, świadomość wygnania i żal za utraconym. Dręczące poczucie bycia nie u siebie”. Do nostalgii za porzuconą ziemią dochodzi rozpacz życia uchodźcy. Specjalnie stworzony dla nich obóz w Jordanii nie jest rajem. To obóz zbudowany z kontenerów mieszkalnych, życie w takim miejscu jest bardzo prymitywne, brakuje podstawowych środków, jest odczuwany brak szacunku, mieszanina lęku o przyszłość z próbą odczuwania ulgi, że najgorsze za nimi. „W Europie szanują zwierzęta, psy, koty, czytałem, walczą o ich prawa. Może świat nam kiedyś pomoże, może się opamięta i człowiek syryjski będzie, chociaż jak pies, a nie jak bydło rzeźne”. Bolesna relacja Do jordańskiego obozu uchodźców trafiamy dzięki dwójce reporterów: Katarzynie Boni i Wojciechowi Tochmanowi. To trudna wycieczka, do której oboje nie dodają żadnego odautorskiego komentarza. Relacjonują podroż, oddają klimat obozu, słuchają jego mieszkańców, notują ich historie, dialogi, obserwują. Stawiają siebie w pozycji czytelnika, który nie może zrobić nic poza tym, że przeczyta ten reportaż. A jednak trudniej o mocniejszy kontrast niż najpierw opowieść o ciężkim życiu w obozie uchodźców, a później o powrocie niemalże do świata luksusu, gdzie nie tylko jest wolność chodzenia po ulicach, ale i darmowy drink z oliwką na pokładzie samolotu. „Kontener” jest trudną opowieścią. Po jego lekturze nie wypada nawet cieszyć się, że to pięknie zrelacjonowana, choć bolesna historia. Trudno jest mówić o interesującym warsztacie, kompozycji i wiernym oddaniu uczuć opowiadających, gdy za tym kryją się prawdziwe dramaty. Bieda, głód i walka o przetrwanie. A mimo to warto czytać takie bolesne relacje. I próbować nie tylko wyciągać z nich naukę na przyszłość, ale także lepiej zrozumieć spotykanych we własnym kraju uchodźców. I może choć trochę im w tej trudnej sytuacji pomóc? Źródło okładki: www.agora.pl
„Kontener” Katarzyna Boni i Wojciech Tochman – recenzja
Kaszel czy katar w okresie jesiennym dręczą prawie każdego. Trening w czasie choroby ma swoich przeciwników i zaciekłych obrońców: jedni uważają, że lepiej go sobie odpuścić, inni nie widzą w tym nic złego. Prawda jak zwykle leży gdzieś pośrodku. Wysiłek a odporność Podczas wysiłku często powstają mikrouszkodzenia, które odczuwamy jako zakwasy. W trakcie ich powstawania rozwija się także stan zapalny, który jest sygnałem do rozpoczęcia walki z nim i regeneracji komórek mięśniowych. Te wszystkie procesy i reakcje są regulowane przez układ odpornościowy. Dodatkowo długotrwały wysiłek powoduje, że nasz organizm zaczyna się stresować. Wydziela on wtedy kortyzol – hormon, który odpowiada za dostarczenie glukozy. Oprócz tej funkcji kortyzol działa przeciwzapalnie i hamuje wytwarzanie przeciwciał odpornościowych. W efekcie, gdy ćwiczymy w trakcie choroby, nasz organizm zamiast walczyć z rozwijającą się infekcją, skupia się na regeneracji treningowej. Kiedy trenować, a kiedy nie? Coraz więcej badań naukowych wskazuje na to, że trening w czasie lekkiego przeziębienia ma pozytywny wpływ na naszą odporność. Problem zaczyna się, kiedy pomimo złego samopoczucia planujemy długotrwały wysiłek. Czasami trudno ocenić, kiedy męczy nas lekkie przeziębienie, a kiedy cierpimy na coś znacznie gorszego. Jeśli lekko pociągamy nosem, od czasu do czasu zakaszlemy, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby iść na trening. Jeżeli jednak męczy nas katar, ból głowy, zatok, uporczywy kaszel czy gorączka, to lepiej dać sobie spokój. Trening w takim stanie nie zakończy się bowiem niczym dobrym. Gdy mamy gęsty, zatykający katar, do naszego organizmu może dochodzić zbyt mało tlenu, przez co znacznie szybciej pojawią się zakwasy i zmęczenie. Jeżeli męczą nas wymioty czy biegunka, to kategorycznie powinniśmy zostać w domu. Organizm najprawdopodobniej będzie odwodniony i przemęczony. Zaburzenia gospodarki elektrolitowej wpływają zarówno na siłę i pracę mięśni, koncentrację i wytrzymałość, jak i ogólną kondycję organizmu. Trening w takim stanie może skończyć się nawet utratą przytomności. Przeziębiony na siłowni Jest jeszcze jeden argument przemawiający za tym, by w czasie przeziębienia zaszyć się w domu. Będąc na siłowni, jesteśmy wśród ludzi, którzy nie mają w planach wrócić z niej z chorobą, a niestety przeziębieniem można bardzo łatwo się zarazić. Wirusy czy bakterie mogą roznosić się przez: 1) Kichanie. 2) Kasłanie, szczególnie jeśli nie zasłonimy w porę ust. 3) Dotyk, jeżeli najpierw dotkniemy swojego nosa, a potem sztangi, zostawimy na niej zarazki. Wystarczy, że nie użyjemy środka do dezynfekcji po skończonych ćwiczeniach, a druga osoba może złapać to samo przeziębienie, co my. Należy poza tym wziąć pod uwagę fakt, że na siłowni przebywają różne osoby, które mogą mieć znacznie słabszą odporność niż my. Przeziębienie może skończyć się dla nich np. dużo gorszą chorobą. Jeśli musimy iść na trening... Jeżeli z jakichś względów nie możemy odpuścić sobie treningu w czasie choroby, lepiej nie forsować organizmu za bardzo. Trening siłowy powinien zawierać te same ćwiczenia, co zwykle wykonywany, tylko ze zmniejszonym obciążeniem. Powinno ono być mniejsze o 30%. Gdy nie chcemy podnosić hantli, ćwiczyć na ławeczce czy modlitewniku, to możemy wybrać się na długi spacer, zajęcia jogi czy pilatesu. Przyniosą one więcej korzyści niż obciążający trening wytrzymałościowy czy siłowy.
Dlaczego nie warto chodzić przeziębionym na siłownię?
Sport wymaga często sporej ilości sprzętu treningowego. Niektóre dyscypliny wiążą się z kupowaniem wielu akcesoriów. Są też osoby, które bardzo je lubią i nagradzają się nimi za osiągnięty cel. Tak czy inaczej, z czasem zbiera się coraz większa ilość ubrań treningowych, butów sportowych, ciężarków i innych sprzętów, która wymagają odpowiedniego przechowywania. Domowa siłownia jest dobrym i wygodnym rozwiązaniem. Ćwicząc w domu, nie tracisz czasu na dojazdy i możesz trenować, kiedy masz na to ochotę. To daje dużą wolność i sprawia, że aktywność jest przyjemniejsza. Nie każdy lubi trzymać się wyznaczonych sztywno godzin zajęć. W domu z powodzeniem można zorganizować przestrzeń do ćwiczeń. Jeśli twój sprzęt to coś więcej niż mata do ćwiczeń, którą łatwo można zwinąć i schować pod łóżkiem, dowiedz się, jak najlepiej przechowywać sprzęt. Duże kartonowe pudełka sprawdzą się przy większym sprzęcie. Mniejsze rzeczy będzie ciężko w nich odnaleźć. Do tego typu gadżetów lepszy okaże się organizer do szuflady. Zegarek sportowy, gymboss, okulary sportowe nie będą ginąć w kieszeniach czy innych przypadkowych miejscach. Większy sprzęt Wymaga innych rozwiązań, najczęściej potrzebne są pokrowce albo haki do zawieszenia roweru. To dobre w przypadku sprzętu, który zawsze chcesz mieć pod ręką. Sezonowe sporty są o wiele bardziej wymagające. Narty i deski snowboardowe są drogie, dlatego warto kupować je w zestawie z dobrym pokrowcem, dzięki któremu poza sezonem łatwiej będzie je przewieźć w miejsce, gdzie poczekają na kolejną zimę. Wakeboard czy deska do windsurfingu też wymagają dobrego pokrowca i środków konserwujących. Deskę trzeba impregnować i przechowywać w odpowiednich warunkach. Sport to najlepsze hobby, jednak niektóre dyscypliny wymagają o wiele większych nakładów finansowych. Emocje, jakich dostarcza sport, są bezcenne, dlatego inwestycja w pasję się opłaca. Dobrze używany sprzęt posłuży dłużej, warto o to zadbać. Po sezonie trzeba zrobić przegląd i naprawić drobne usterki. Dotyczy to rowerów, desek, rolek, rakiet tenisowych i wielu innych. Sprzęt sportowy trzymaj uporządkowany i zawsze pamiętaj, że szanowany zachowa sprawność o wiele dłużej. Podstawowy sprzęt, który zawsze zabierasz na siłownię czy inny trening, możesz trzymać w torbie lub plecaku. Dzięki temu łatwo sprawdzisz, czy masz wszystko, czego potrzebujesz. Utrzymuj porządek To najlepsza metoda na sprawne znajdowanie wszystkich przedmiotów i sprzętów sportowych. Najlepiej zawsze odkładaj je w to samo miejsce. W ten sposób zaoszczędzisz czas i nie będziesz dublować zagubionego sprzętu. Należy dobrze przemyśleć każdy zakup. Akcesoria sportowe często są drogie, ale warto inwestować w dobry sprzęt. To o wiele lepsze niż konieczność częstej wymiany uszkodzonego sprzętu albo psujących się części. Większy wydatek najczęściej wiąże się z większym komfortem w czasie ćwiczeń. Lepszy jakościowo sprzęt jest też bardziej trwały, powinien podobać nam się wizualnie i spełniać konieczne wymogi. Większy sprzęt poza sezonem można przetrzymywać w specjalnych przechowalniach, gdzie najczęściej trafia od razu do przeglądu technicznego. To sprawia, że nie trzeba się myśleć o zapewnieni odpowiednich warunków albo uszkodzeniu sprzętu, do którego może dojść w piwnicy czy garażu. Nie będziesz też obawiać się kradzieży.
Sprawdzone metody na przechowywanie sprzętu sportowego
Uwielbiam cykl thrillerów Simona Becketta z detektywem Hunterem w roli głównej. To właśnie dzięki nim autor zaczął mi się kojarzyć z literaturą mocną, mroczną, nokautującą od pierwszych stron. Gdy wpadła mi w ręce jego powieść „Zimne ognie”, czekało mnie więc nie lada zaskoczenie. Pamiętajcie, by sięgając po tę powieść, uzbroić się w cierpliwość. Mocne uderzenie nadejdzie. Tylko... trzeba na nie odrobinę poczekać. Zaczyna się niemrawo, ale... „Zimne ognie” to tak naprawdę wydanie poprawione już istniejącej książki. Namówiony przez wydawcę, Simon Beckett przerobił jedną ze swych pierwszych powieści, dostosowując ją do współczesnych realiów. Ogromnie jestem ciekawa porównania do pierwowzoru, ale niestety póki co nie miałam okazji go czytać. Mam za to za sobą „Zimne ognie” w wersji uwspółcześnionej, historię, która zaczyna się jak powieść obyczajowa z nutką dramatu, by w finale zmienić się w emocjonujący thriller psychologiczny niepozostawiający złudzeń, że napisał go autor cyklu o Hunterze. Idealny kandydat na ojca? Simon Beckettdostrzegł spory potencjał dramatyczny w temacie kobiety, która miałaby zapłacić mężczyźnie za to, by ten spłodził jej dziecko. Nasza bohaterka, Kate, nie chce jednak zgodzić się na to, by tożsamość dawcy pozostała jej nieznana. Postanawia zadziałać inaczej. W tym celu zamieszcza ogłoszenia w periodykach medycznych, licząc na zgłoszenia mężczyzn godnych zaufania, na poziomie. Cóż... Zgłoszenia jednak nie napływają. Wydaje się, że pomysł jest chybiony. I wtedy pojawia się Alex, psycholog kliniczny, z którym Kate znajduje wspólny język. Gdyby jednak Alex był tak idealny, jak oczekuje nasza bohaterka, nie byłoby tej powieści. W pewnym momencie szczęście pryska i zaczyna się prawdziwy dramat. Dramatyczna historia przyszłej matki „Zimne ognie” nie zapowiadają się na mocną lekturę. Akcja początkowo toczy się bardzo wolno, rozterki Kate przyćmiewają fabułę i ci, którzy oczekują silnych emocji od pierwszych stron, mogą się poczuć rozczarowani. W pewnym momencie wszystko się zmienia. Lawina zdarzeń porywa i rozpoczyna się ostra jazda bez trzymanki. Robi się naprawdę paskudnie. Simon Beckett stworzył emocjonujący thriller psychologiczny. Dzięki uwspółcześnieniu fabuły nie tylko opowiada o dramacie przyszłej matki, ale i tym, w jaki sposób nowoczesność, łatwy dostęp do informacji czy rozbudowana sieć mediów społecznych mogą z udogodnienia zmienić się w przekleństwo. Nie nastawiajcie się na historię podobną do tej, które znaleźć można w cyklu o Hunterze, ale i nie spisujcie „Zimnych ogni” na straty. Dostarczą wam sporo emocji. Książka dostępna jest w wersji papierowej i elektronicznej (epub i mobi w cenie ok. 24 złotych). Zobacz również inne książki autora. Źródło okładki: www.czarnaowca.pl
„Zimne ognie” Simon Beckett – recenzja
Tapas, czyli inaczej małe hiszpańskie przekąski, to świetna alternatywa na przyjęcie, wizytę niezapowiedzianych gości albo na wieczór przy lampce wina. Tylko w jaki sposób wykonać je samodzielnie, aby smakiem nie odbiegały znacząco od oryginału? Podpowiadamy, jak się za nie zabrać i co okaże się niezbędne do ich przyrządzenia. Wyraziste w smaku, podawane w niewielkich porcjach, z reguły na jeden kęs – takie są właśnie tapas. W Hiszpanii spożywane między posiłkami przy barze, na stojąco oraz dla podkreślenia smaku wina. Chcąc skosztować tych specjałów, nie musimy udawać się od razu do tej słonecznej krainy. My również możemy stworzyć swój samodzielnie wykonany tapas bar. Poniżej wskazówki jak go zrobić. Hiszpańskie tapas – kilka słów na ich temat Jak już wspomniano wyżej, tapas to małe przekąski, które podaje się w wielu hiszpańskich barach. Najczęściej odbywa się to pomiędzy posiłkami, dzięki czemu pozwalają na zaspokojenie większego głodu. Popija się je winem lub piwem. Jako że Hiszpania słynie z wielu wspaniałych kolorów i barw, tak również prezentują się tapas, ale urzekają nie tylko wyglądem, a przede wszystkim smakiem. Skąd się wzięły? Niestety nie ma konkretnie sprecyzowanej wersji pochodzenia hiszpańskich tapas. Jedna z legend głosi, że powstały one w XIII wieku, za czasów panowania króla Alfonsa X Mądrego. Poprzez jego problemy zdrowotne postanowił zmienić swój styl żywienia. Opierało się ono na spożywaniu małych przekąsek pomiędzy posiłkami, dodatkowo popijanych winem. Niezależnie jednak od tego, czy ta historia jest prawdziwa, czy też nie, w samej Hiszpanii tapas barów jest dzisiaj niezaliczona ilość. Tapas – jakie rodzaje? Cosas de picar – to jedne z najbardziej popularnych przekąsek, które przeważnie je się palcami. Mogą być to różnego rodzaju warzywa, między innymi nadziewane pieczarki, oliwki, chipsy z batatów lub też małe kawałki tortilli. Zaliczają się do nich także specjały podawane na kromkach chleba oraz serwowane pod postacią małych szaszłyków. Pinchos – ten rodzaj przekąsek to wersja bardziej „treściwa”. Swoje miejsce znajdą tutaj głównie mięsa, a warzywa są tylko dodatkiem. Wybór mięs w tym przypadku jest dowolny, gdzie można przygotowywać np. szaszłyki z wołowiną, nadziewane roladki z cukinii, czy klopsiki. Jak przygotować hiszpański tapas bar? Wbrew pozorom przygotowanie go nie należy do trudnych zadań. Najprostsze hiszpańskie tapas może być przyrządzone wyjątkowo szybko i z produktów, które aktualnie posiadamy w domu. Wystarczy kawałek pieczywa, szynka, ser, oliwki i warzywa. Świetna będzie papryka albo cukinia pokrojona w paski. Możliwości jest wiele, a wszystko zależy od tego, jakie składniki preferujemy. Jeśli jednak mamy czas, aby się odpowiednio przygotować do wykonania przekąsek, warto zakupić specjalny rodzaj szynki – jamon serrano. Jest to suszony rodzaj szynki parmeńskiej. Kolejny niezbędny hiszpański składnik to kiełbasa chorizo. Ona również używana jest do wielu różnych hiszpańskich potraw. Co jeszcze okaże się niezbędne? Pamiętajmy, że tapas *bar to nie tylko przekąski, ale przede wszystkim forma ich podania. Przyrządzając je samodzielnie w domu, należy w tym celu odpowiednio przygotować stół. Talerzyki, kieliszki, serwetki i mnóstwo półmisków to idealne naczynia na te małe przekąski. Jeśli mamy możliwość zainwestujmy w cazuelas* – małe gliniane miseczki. Do picia oczywiście serwujemy hiszpańskie wino. Tapas to nie tylko zwykłe jedzenie i spożywanie posiłku, ale także sposób na miłe spędzanie czasu ze znajomymi lub rodziną. Jeśli zatem poszukujemy ciekawych alternatyw na przyrządzenie małych posiłków, hiszpańska wersja będzie strzałem w dziesiątkę.
Hiszpański tapas bar - jak go zrobić w domu?
Ósma książka Camilli Läckberg, „Fabrykantka aniołków”, to – jak na razie – ostatnia wydana w Polsce część sagi tej poczytnej szwedzkiej pisarki. Sam tytuł napawa już grozą. Autorka po raz kolejny zagłębia się w otchłań ludzkiej psychiki, by zgłębić motywy, które kierują człowiekiem zdolnym do popełnienia morderstwa. Valö 1974 Niewielka wyspa w pobliżu Fjällbacki. Mieści się tam szkoła z internatem dla chłopców, której dyrektorem jest surowy i wyznający konserwatywne zasady Rune Elvander. W Wielkanoc 1974 roku z Valö znika cała pięcioosobowa rodzina. Zostaje tylko roczna dziewczynka, Ebba. Sprawa jest tym bardziej tajemnicza, że wszystko wskazuje na to, że rodzina zniknęła podczas jedzenia świątecznego obiadu. Obrazuje to nakryty stół oraz niedojedzone posiłki. Kiedy dziwne zaginięcie zostaje zgłoszone policji, nic sensownego nie daje się ustalić. Sprawa zostaje niewyjaśniona, a rodziny nigdy nie udało się odnaleźć. To jedna z najdziwniejszych i najbardziej tajemniczych zagadek, które miały miejsce nieopodal Fjällbacki… Widmo przeszłości Jak w każdej powieści Camilli Läckberg, tak i w „Fabrykantce aniołków” autorka zwraca się ku przeszłości – drastycznej i brutalnej, która kładzie się cieniem na kolejne pokolenia. Powraca sprawa tajemniczego zaginięcia rodziny na Valö. Ebba, będąc już dorosłą kobietą, wraca na wyspę, by nie tylko wyremontować zaniedbany dom, który przez lata służył jako ośrodek kolonijny, ale także by odbudować własne życie, które legło w gruzach w jednej chwili. Kiedy którejś nocy ktoś podpala dom, a Ebba wraz z mężem ledwo uchodzą z życiem, policja wiąże tę sprawę z dawnym zaginięciem i czyjąś wyraźną niechęcią do tego, by kobieta znów zamieszkała na wyspie. Podczas zbieranina dowodów pod podłogą w jadalni zostaje znaleziona stara, zaschnięta krew… Czy to krew członków rodziny Ebby? Do pracy wkracza znany z wcześniejszych powieści Läckberg policjant Patrik Hedström. Jak zawsze pomaga mu także ciekawska i bystra żona – pisarka Erika Falck. Fjällbacka 1908 Sprawa zaginięcia rodziny małej Ebby nie jest jedyną retrospekcją, z którą mamy do czynienia w „Fabrykantce aniołków”. Historia sięga aż do czasów, w których żyła praprababka Ebby – Helga, tzw. fabrykantka aniołków. Okrutny los sprawia, że każda kobieta z tego pokolenia jest w jakimś stopniu naznaczona – szaleństwem, chorobliwą pedanterią czy nieumiejętnością okazywania uczuć. Przede wszystkim jednak każda z nich naznaczona jest historią z przeszłości, która po latach znów wychodzi na światło dzienne. Jaką rolę odgrywa w tej historii Hermann Wilhelm Göring – jeden z twórców hitlerowskiej III Rzeszy, człowiek, który pomagał w budowaniu potęgi Adolfa Hitlera? Powieść z wątkiem historycznym w tle Oprócz ciekawych retrospekcji, które nawiązują do realnych wydarzeń historycznych, znajdziemy w powieści Läckberg wiele ważnych kwestii, z którymi można było się zetknąć, czytając „Niemieckiego bękarta”. Istotną rolę odgrywa tu wątek nacjonalistycznej partii Przyjaciół Szwecji (o której była już mowa we wcześniejszych powieściach pisarki), która to dąży do pozbycia się z kraju imigrantów oraz osób, które zagrażają szwedzkiej czystości rasowej. Wnikliwie zagłębiamy się również w psychikę bohaterów, zarówno tych z przeszłości, jak i teraźniejszych. Ważnymi postaciami powieści są kobiety. Choć żyją w różnych czasach, zmagają się z tymi samymi problemami – brakiem akceptacji, odrzuceniem społecznym czy żałobą po utracie dziecka. Symboliczny w tym wymiarze staje się także tytuł. Wiele dzieje się również w warstwie obyczajowej. Erika i Patrik zmagają się z wychowywaniem trójki dzieci, łącząc rodzicielstwo z pracą. Erika stara się także pomóc siostrze, która po tragicznych wydarzeniach spowodowanych wypadkiem nie potrafi dojść do siebie. W „Fabrykantce aniołków” szczególnie do serca przypadł mi wątek Anny – siostry Eriki. W końcu coś zaczyna się dziać! Anna, szukając ukojenia po stracie dziecka, łapie wspólny język z mężem Ebby. Zaczyna wychodzić z cienia, w którym przebywała od wielu tygodni. Czy rozsądna Anna, matka dwójki dzieci, pozwoli sobie na chwilę zapomnienia? Ósma już powieść Camilli Läckberg trzyma w napięciu do samego końca. Choć sprawców okrutnej zbrodni można się domyślić już w połowie książki, do ostatnich stron nie jest znany nam motyw. Choć zakończenie rodem z filmu sensacyjnego nie zrobiło na mnie wrażenia, książkę czyta się z zapartym tchem. Warto po nią sięgnąć chociażby ze względu na warstwę historyczną, zgrabnie wplecioną w fabułę. Läckberg „Fabrykantkę aniołków” ukończyła tydzień po zamachu bombowym w Oslo i masakrze na wyspie Utøya, które miały miejsce w lipcu 2011 roku. Przypadek sprawił, że książka o ludziach, którzy polityką usprawiedliwiają swoje zachowanie, powstała właśnie w tym czasie. Pokazuje to jednak obraz społeczeństwa, które i w dzisiejszych czasach potrafi być zaślepione jedną ideą. Zobacz inne książki Camilli Läckberg. Źródło okładki: www.czarnaowca.pl
Camilla Läckberg, „Fabrykantka aniołków”. Recenzja
Chociaż na Zachodzie ten element garderoby ma się całkiem dobrze, u nas białe spodnie nadal uważane są za strój nieco ryzykowny. Nawet jeśli wiele pań chciałoby je założyć, obawiają się, że nie będą prezentować się w nich najlepiej, a co gorsze – zostaną posądzone o brak gustu. Tymczasem stylizacja, w której to właśnie one grają pierwsze skrzypce, może dodać nam niezaprzeczalnego uroku i wdzięku. Wystarczy tylko pamiętać o kilku prostych zasadach. Po pierwsze – fason Zanim zdecydujemy się na zakup, zastanówmy się, jaki krój będzie naszym sprzymierzeńcem. Dopasowanie fasonu do typu figury jest w przypadku białych spodni szczególnie istotne. Nieodpowiednio dobrane mogą optycznie nas pogrubić, dlatego bardzo ważne jest, by idealnie współgrały z sylwetką – gruszką czy typowym jabłkiem. Uwagę powinnyśmy zwrócić także na materiał, z jakiego zostały wykonane. Chociaż obcisłe spodnie o wąskich nogawkach nie przestają być modne, białe rurki zarezerwowane są wyłącznie dla pań, które mogą pochwalić się nienaganną sylwetką. Spodnie pięknie podkreślą wówczas kształt pośladków i zgrabne nogi. Bardzo efektywnie prezentują się zwłaszcza fasony o długości 7/8. W upalne dni z powodzeniem możemy zastąpić je bermudami utrzymanymi w marynarskim tonie. Właścicielki figury w typie gruszki powinny postawić na fason prosty z szerokimi nogawkami, najlepiej zaprasowanymi w kant, co wizualnie wydłuży sylwetkę. W przypadku jabłek dobrze będą wyglądać spodnie z nogawkami zwężającymi się ku dołowi, które – podkreślając biodra – nadadzą nam kobiecych kształtów. W najbardziej komfortowej sytuacji są klepsydry – mogą pozwolić sobie właściwie na każdy fason, chociaż najkorzystniej zadziała ten z wysokim stanem. Po drugie – bielizna Białe spodnie są bardzo wymagające, jeśli chodzi o dobór bielizny. By uniknąć modowej wpadki, musimy dołożyć wszelkich starań, żeby nie odznaczała się ona pod ubraniem. Najlepszym wyborem będzie cielista, bezszwowa bielizna invisible, zwłaszcza jeśli spodnie wykonane są z dzianiny lub cienkich, prześwitujących materiałów. Wbrew powszechnej opinii nie sprawdzą się białe figi, które będą widoczne. Stanowczo powinnyśmy zapomnieć także o czarnej koronce i stringach – to zdecydowanie najgorszy z możliwych wyborów. Po trzecie – odpowiednia góra O tym, czy stylizacja z białymi spodniami stanie się w naszym przypadku hitem czy kitem, w dużej mierze decyduje właśnie góra. Kontrastowe połączenie czerni z bielą nie jest najlepszym pomysłem, jeśli nie ubieramy się na specjalną okazję. Na co dzień takie zestawienie może być dość nudne. Do dyspozycji mamy mnóstwo innych kolorów, które stanowią świetną alternatywę dla czerni. W wersji nieco bardziej delikatnej i eleganckiej sprawdzą się wszelkie odcienie błękitu, szarości, różu czy beżu, chociaż dobrze będzie się prezentować także seledynowa bluzka lub tunika. Rękaw – najlepiej krótki bądź 3/4. Pamiętajmy o zasadzie: obcisły dół – luźna góra. Całość podkreśli dobrze skrojona marynarka i czółenka na obcasie. Oficjalne wyjścia nie lubią krzykliwych dodatków, dlatego wybierzmy subtelną biżuterię wykonaną ze srebra lub złota. Jeżeli komponujemy stylizację utrzymaną w bardziej casualowym stylu, postawmy na mocny granat, czerwień lub śliwkę. Na wierzch możemy zarzucić nieco dłuższy kardigan lub lekki płaszcz w pastelowym odcieniu. Jeśli są nam bliskie nieco bardziej drapieżne, rockowe klimaty, odnajdziemy się w skórzanej kurtce w stylu biker. Możemy także nieco bardziej poszaleć z dodatkami – finezyjnymi naszyjnikami czy kolczykami. Niezastąpione są duże przeciwsłoneczne okulary z grubymi oprawkami. Atrybut letnich upałów? Przyjmuje się, że białe spodnie wypada nosić jedynie wiosną lub latem, kiedy w najmniejszym stopniu narażamy się na zabrudzenie, a przy okazji jest nam po prostu chłodniej. Zimą możemy sobie na nie pozwolić tylko i wyłącznie w wydaniu narciarskim. Znajdą się jednak odważne panie, które świetnie czują się w nich także wtedy, gdy temperatura nie sprzyja opalaniu. Białe dżinsowe rurki łączą ze swetrami oversize i butami w stylu motocyklowym. Wykorzystując białe spodnie, możemy skomponować wiele ciekawych stylizacji. To idealna alternatywa dla wszechobecnej czerni, która dobrze prezentuje się zarówno w biurze, jak i na sopockim molo. To przy okazji prawdziwy podmuch świeżości dla naszej garderoby, dlatego warto przełamać stereotyp i odważyć się na ich zakup.
Jak nosić białe spodnie?
Obrona konieczna to temat nadal skomplikowany prawnie. Można się spierać, kiedy i w jakiej sytuacji nastąpiła samoobrona lub kiedy została przekroczona. Pałki teleskopowe, paralizatory, gazy pieprzowe – wszystko to akcesoria niewymagające pozwolenia. Co jeszcze można użyć do samoobrony? Faktycznie obrona konieczna oznacza, że mamy prawo bronić swojej nietykalności cielesnej w każdy możliwy sposób. Poza tym możemy chronić osoby znajdujące się pod naszą opieką czy przebywające w naszym towarzystwie. Problem stanowi natomiast interpretacja obrony koniecznej w świetle prawa oraz w każdym indywidualnym przypadku. Przepisy precyzyjnie określają, które akcesoria wydawane bez pozwolenia mogą zostać użyte do samoobrony. Na liście tej znajdują się pałki teleskopowe, paralizatory, gazy obezwładniające, ale i kubotany czy długopisy taktyczne. Czym są dwa ostatnie przedmioty? Kubotan Wiele osób zapewne nigdy nie spotkało się z tym słowem. To rodzaj broni, narzędzie pochodzące z Japonii, przeznaczone ściśle do obrony koniecznej. Na międzynarodowy rynek wprowadził go japoński mistrz karate w stylu Gōsoku-ryū Sōke Takayuki Kubota. Jest to szkoła, która stawia na szybkość i siłę, a co za tym idzie efektywność. Kubota opracował ponadto zasady walki tym niewielkim narzędziem. Czym zatem jest kubotan? Klasyczny model to 14-centymetrowy walec noszony jako brelok do kluczy. Przeznaczony jest do uderzania i uciskania pewnych punktów ciała, takich jak twarz, szyja, krtań, sploty nerwowe czy stawy. Można nim również uderzać w kości. Urządzenie to szybko zmieniło swój kształt. Obecnie najczęściej jest on zakończony po obu stronach dosyć tępym stożkiem, ma dodatkowe żłobienia ułatwiające trzymanie oraz kółeczko, dzięki któremu można go przyłączyć jako brelok do kluczy. Co ciekawe, po roku 2009 rozszerzono określenie „kubotan” na inne przyrządy, głównie breloki, które można nosić przy sobie i używać do samoobrony. box:offerCarousel Długopis taktyczny Długopis taktyczny to oczywiście rodzaj kubotanu, który posiada dodatkowe funkcje. Przede wszystkim jest zamaskowany. Tylko osoby obeznane z tematem będą zdawać sobie sprawę z tego, że posługujemy się nie zwykłym długopisem, lecz akcesorium do samoobrony. Większość firm dołącza do produktu parę wymiennych wkładów w kolorze niebieskim lub czarnym. Najbardziej zaawansowane modele mają kilka dodatkowych opcji, jak ukryte krzesiwo i wbudowany kompas. Okazjonalnie do kompletów dodawana jest bransoletka z paracordu. Długopisy wykonane są albo z twardego plastiku, albo miękkiego i lekkiego metalu (np. aluminium). Do wyrobu dużych kubotanów i długopisów taktycznych nie używa się stali ani żelaza – zastosowanie takiego tworzywa byłoby dyskusyjne prawnie. Długopisy taktyczne wyglądają najczęściej jak klasyczne „klikane”. Dodatkowo mają klips, który umożliwia wpięcie urządzenia w kieszeń, pasek czy klapę – w ten sposób może być zawsze pod ręką. Breloki Trzeba pamiętać, że kubotany to nie kastety, tylko breloki albo zawieszki na szyję z dziurką na włożenie palca i zaokrąglonym stożkiem. Są to akcesoria legalne, podczas gdy na kastet wymagane jest zezwolenie. Wynika to nie tylko z rozmiaru i materiału, z jakiego są zrobione. Co ważne, mogą one niejednokrotnie okazać się bardzo przydatne, a poza tym nie zajmują dużo miejsca. Niektóre z nich nawet doskonale pasują do pewnych stylizacji modowych. Zastosowanie Jak wszystkich innych akcesoriów tego typu, kubotanów używamy tylko w sytuacji zagrożenia. Ich niewielkie rozmiary oraz nietypowa forma mogą podziałać na naszą korzyść – wielu napastników może znacznie pewniej atakować osobę, która pozornie trzyma tylko długopis czy zawieszkę do kluczy, więc na naszą korzyść działa element zaskoczenia. Zarazem nie ma się co oszukiwać – bez odpowiednich ćwiczeń mamy małą szansę obronić się przed przeciwnikiem, zwłaszcza jeśli jest dużo większy. Obrona tak małym przedmiotem nastręcza wielu trudności – wymaga pewności, wprawy oraz pewnego rodzaju odwagi. Dla wielu osób najbardziej paraliżujące jest znalezienie się tak blisko napastnika. Dlatego warto zapisać się na kurs samoobrony, na którym można przećwiczyć obronę tym niewielkim akcesorium, bo może się to okazać sprawą życia lub śmierci. Kubotan dzięki niewielkim rozmiarom, niskiej cenie i niepozorności może stanowić doskonałe narzędzie do obrony koniecznej dla każdego, szczególnie jeśli użycie go poprzedzi kilkumiesięczny trening samoobrony.
Czym są kubotany i długopisy taktyczne?
ProAlpha to ulepszona wersja słuchawek Alpha. Wykorzystują taką samą konstrukcję jak model Brainwavz M1, ale są inaczej zestrojone. Słuchawki zostały wycenione na około 130 zł. Jak się sprawują? Wyposażenie Brainwavz ProAlpha dostarczane są w efektownym, czarno-zielonym opakowaniu. Zawiera ono szczegółowe opisy i przykuwające wzrok grafiki. Słuchawki eksponowane są przez niewielką „szybkę”, aż chce się szybko zajrzeć do środka. Jest co oglądać, gdyż sprzęt został bogato wyposażony. Producent dodał: usztywniany futerał, klips do ubrania, 6 par silikonowych nakładek (S, M, L), parę silikonowych nakładek dwukołnierzowych, parę nakładek Comply S-400. Futerał jest charakterystyczny dla marki, pojemny, zamykany na podwójny zamek, a w środku ma dwie kieszonki. Zmieści nie tylko słuchawki, ale także wszystkie akcesoria oraz mały odtwarzacz muzyki. Silikonowe tipsy mają różne kolory trzpieni, w zależności od rozmiaru. Jest ich dużo, producent dostarczył też zapasowe w razie zagubienia. Długi klips zaciska się na sprężynkę, a pianki to nowy rodzaj Comply S – są bardziej gąbkowe. Mogą się przydać także nakładki podwójne. Jak na tę kategorię cenową, wyposażenie robi bardzo dobre wrażenie. Wygląd ProAlpha i M1 to bliźniacze konstrukcje. Nic dziwnego, że producent zdecydował się dwa razy wykorzystać ten sam kształt, gdyż jest on całkiem udany. ProAlpha mają trochę inny klips oraz dodatkowe ogumowanie grzbietu kopułki w porównaniu do modelu M1. Słuchawki wykorzystują tworzywa sztuczne oraz aluminium. Kopułki są zwężone ku końcówce, a do tego kątowe. Obudowy są idealnie wyprofilowane, by chwycić je w opuszki palców. Od góry do samego wtyku biegnie odstająca krawędź, która w przypadku ProAlpha została pokryta grubą warstwą gumy. Jest gładka i matowa. Po obu stronach kopułek znajdują się otwory odpowietrzające przetworniki. Tulejki, czyli srebrna część, są obrobione na wysoki połysk, mają krótki kształt oraz metalowe siateczki, pełniące funkcję filtrów. Przewód to plecionka, mocno zaizolowana. W efekcie widać charakterystyczne falowanie, kabel wygląda niczym łańcuszek. Izolacja jest gładka, bardzo przyjemna w dotyku. Splitter wydaje się krótki, nie ma jednak dodatkowego suwaka. Przewód ma 130 cm długości i został zakończony kątowym wtykiem mini-jack, dodatkowo pozłoconym. Wykonanie słuchawek uważam za dobre. Materiały są nieźle obrobione, gładkie, a elementy przyzwoicie spasowane. Widać jednak pewne pozostałości kleju tuż przy gumowanych elementach słuchawek. Same materiały są jednak grube i mocne, a jakość przewodu sprawia dobre wrażenie. Brainwavz ProAlpha wyglądają na trwałe, ale raczej nie mogłyby uczestniczyć w słuchawkowym konkursie piękności. Komfort Silikonowe nakładki wyglądają bardzo dobrze, są gładkie i grube, niezwykle przyjemne w dotyku. Dobrze wypełniają uszy, a do tego łatwo rozróżnić ich rozmiar – każdy ma inny kolor. Nakładki dobrze trzymają się słuchawek i stabilizują je w uszach. Zwężone kopułki zmniejszają słuchawki, te prawie chowają się w uszach. Kształt sprzyja wyjmowaniu z ucha i wkładaniu, trzyma się je jak korki. Duży plus stanowi ogumowana krawędź, dodatkowo ułatwiająca ich złapanie – to przewaga nad Brainwavz M1. Spleciony kabel może opierać się o twarz i delikatnie irytować skórę, trochę „łaskotać”. Przewód jest dosyć sztywny, zwinięty zapamiętuje swój kształt. Nie układa się idealnie na ciele, ale to konsekwencja wzmocnionej izolacji i splotu. Kabel może przenosić efekt mikrofonowy, stukanie przewodu o ciało lub tupanie stóp, wprost do uszu. Da się jednak słuchawki założyć z przewodem poprowadzonym za uchem (tak zwane OTE). Szkoda jednak, że kabel nie ma suwaka w odcinkach dousznych. Warto skorzystać z klipsa z zestawu, przypięcie do ubrania minimalizuje stukanie kabla. Słuchawki mogą być lekko chłodne po włożeniu do uszu, ale opierają się o małżowiny tylko delikatnie, co nie będzie większym problemem. Izolacja od hałasu otoczenia jest niestety słaba. Słuchawki mogą nie wygrać z wyjątkowo głośnym transportem publicznym, ale w większości warunków, z dobrze dobranymi nakładkami, będzie przyzwoicie. Wybór rozmiaru jest duży, a większe uszy docenią także nakładki podwójne. Średnie i mniejsze kanały będą dobrze współpracowały z piankami Comply S-400. Te są trochę szorstkie, ale nie psują dźwięku i szybko wypełniają kanał słuchowy po włożeniu. Specyfikacja przetwornik dynamiczny 10,7 mm impedancja 20 Ohm pasmo przenoszenia 20 Hz–20 kHz skuteczność 115 dB średni pobór mocy 10 mW długość przewodu 130 cm, pozłocony wtyk 3,5mm Słuchawki mają niską impedancję i wysoką skuteczność. Pobierają trochę więcej mocy niż dwuprzetwornikowe Brainwavz R1, ale należą do bezproblemowych. Zabrzmią głośno z każdego urządzenia, także z tańszego smartfona lub małego odtwarzacza mp3. Dźwięk Brzmienie słuchawek jest bardzo dobre. Od Brainwavz M1 nie różnią się mocno, ale na tyle wyraźnie, że można je dobrać do swoich preferencji. Oba modele stawiają na równowagę, lekkie i uniwersalne brzmienie. ProAlpha mają podkreślone niskie tony. Te są w idealnej ilości, bas nie dudni, nie zalewa muzyki i nie zamula dźwięku. To wyraźny, dobrze kontrolowany bas, który spisze się w wielu gatunkach. Nie spodoba się fanom ekstremalnych ilości basu, nie będzie brzmiał jak subwoofer w nowych gatunkach elektronicznych. Ładnie radzi sobie z gitarą basową lub kontrabasem. Średnica jest przejrzysta, lekko ciepła – brzmi naturalnie. Wokale są bliskie i czyste, wrażenie robią gitary, instrumenty dęte, ale także dobrze brzmią gatunki popularne i starsza elektronika. Sopran jest czysty i precyzyjny, słuchawki nie kłują uszu, a wokaliści nie syczą. To czyste brzmienie o wysokiej jakości. Dobre wrażenie robi przestrzeń, słyszalna jest stereofonia, brzmienie wydaje się dobrze odseparowane – instrumenty nie nachodzą na siebie. Dużo tutaj szczegółów, można śledzić każdy instrument oddzielnie, wsłuchać się w teksty ulubionych piosenek lub po prostu zrelaksować. Podsumowanie ProAlpha to równie dobre słuchawki co Brainwavz M1. Pierwsze spodobają się szukającym lekkiego i naturalnego brzmienia. Drugie będą jaśniejsze, bliższe neutralności i bardziej szczegółowe. Oba modele to bardzo dobry wybór. Nie są jednak przeznaczone dla poszukiwaczy mocnego basu i łagodnej góry, do ciężkiej muzyki metalowej czy nowej elektroniki, dubstepu lub drum and bass. Wrażliwi na wysokie tony powinni rozważyć Brainwavz R1 – te mają dużo mocniejszy bas. Przyczepić się można do słabej izolacji otoczenia (warto skorzystać z pianek Comply) oraz pewnych niedoróbek wykonania. Jak na tę półkę cenową słuchawki robią bardzo dobre wrażenie, także w kwestii wyposażenia. Zalety: solidne wykonanie, bogate wyposażenie, dobra ergonomia, świetne brzmienie – czyste, naturalne, przejrzyste, bardzo szczegółowe i przestrzenne. Wady: ślady kleju przy gumowanej części, słaba izolacja od otoczenia, może brakować basu.
Test słuchawek dokanałowych Brainwavz ProAlpha – dobra jakość dźwięku w ulepszonej wersji
Czy w cenie nieprzekraczającej 800 zł można kupić naprawdę przyzwoity smartfon? Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że w takiej kwocie mamy ogromny wybór różnorodnych sprzętów. Jakie urządzenie wybrać? Jeśli masz do wydania 800 zł i chcesz kupić dobry smartfon, w tym poradniku postaram się ułatwić ci decyzję, przybliżając kilka urządzeń, których cena nie przekracza 800 zł. Xiaomi Redmi 3 Pro Bardzo dobre smartfony w stosunkowo niskich cenach sprzedaje firma Xiaomi, która w naszym kraju nie ma swojego oficjalnego przedstawicielstwa. Od czego jest jednak Allegro, za pośrednictwem którego możecie kupić model Redmi 3 Pro? Smartfon ten ma 5-calowy ekran o rozdzielczości 720 x 1280 pikseli, 8-rdzeniowy procesor Snapdragon 616 taktowany zegarem 1,5 GHz oraz 1,2 GHz, a także 3 GB RAM oraz 32 GB pamięci na dane użytkownika. Co w kwestii aparatu? Mamy tu dwie kamery – główną, dysponującą 13 Mpix przetwornikiem, oraz przednią, mogącą się pochwalić 5 Mpix. System operacyjny to w tym przypadku Android 5.1 Lollipop. Cena urządzenia to ok. 770–800 zł. Samsung Galaxy Xcover 3 Jeśli do wydania masz 630–700 zł i potrzebujesz naprawdę odpornego urządzenia, być może warto zastanowić się nad smartfonem Samsung Galaxy Xcover 3. Sprzęt ten został zaprojektowany tak, aby wszelkie warunki zewnętrzne nie były w stanie mu zaszkodzić (o czym świadczą certyfikaty IP67 oraz MIL-STD-810G). Oprócz mocnej budowy znajdziemy tu 4,5-calowy ekran o rozdzielczości 480 x 800 pikseli, procesor Marvell Armada PXA1908 z czterema rdzeniami o taktowaniu 1,2 GHz, 1,5 GB RAM, 8 GB przestrzeni na dane użytkownika oraz system Android w wersji 4.4 KitKat (planowana jest jego aktualizacja do 5.0 Lollipop). Rzecz jasna, ważne są też kamery, które zostały wyposażone w przetworniki 5 oraz 2 Mpix. Apple iPhone 5S A może zamiast systemu Android wolelibyście coś z firmy Apple, pracujące pod dyktando systemu iOS? W takim razie koniecznie rozważcie zakup smartfonu iPhone 5S. W cenie 750–800 zł możemy kupić iPhone 5S, który ma 16 GB pamięci wewnętrznej, 1 GB RAM, dwurdzeniowy 1,3 GHz procesor Apple A7, a także kamery 8 oraz 1,2 Mpix. Ciekawą funkcją jest czytnik linii papilarnych, za pomocą którego możemy odblokowywać urządzenie. Co z ekranem? Ma 4 cale i rozdzielczość 640 x 1136 pikseli. Sony Xperia Z3 Compact Za około 730–800 zł możecie też zdecydować się na bardzo mocarny, ale gabarytowo niewielki smartfon – Sony Xperię Z3 Compact. Nabywca znajdzie w nim procesor Snapdragon 801 z czterema rdzeniami o taktowaniu aż 2,5 GHz, 2 GB RAM, 16 GB pamięci na dane użytkownika i 4,6-calowy ekran o rozdzielczości 720 x 1280 pikseli. Wyjątkowo mocnym punktem jest kamera główna o rozdzielczości 20,7 Mpix. Kamera przednia została wyposażona w przetwornik 2,2 Mpix. Co z OS? Fabrycznie sprzęt działa w oparciu o Android 4.4 KitKat, jednak bez problemu można go zaktualizować do najnowszej dostępnej w tej chwili wersji tego systemu – 6.0 Marshmallow. Microsoft Lumia 650 Na koniec dla odmiany smartfon, który oparto o system Microsoft Windows 10, a mianowicie Lumia 650. Sprzęt zaopatrzono w 5-calowy ekran o rozdzielczości 720 x 1280 pikseli, procesor Snapdragon 212 z czterema rdzeniami taktowanymi częstotliwością 1,2 GHz, 1 GB RAM oraz 16 GB pamięci wewnętrznej. W kwestii kamer mamy tu całkiem mocny zestaw – aparat główny 8 Mpix i kamerę przednią 5 Mpix. Ten smartfon kosztuje (w zależności od tego, czy obsługuje Dual SIM, czy tylko Single SIM) od 630 do 770 zł.
Smartfony do 800 zł – II kwartał 2016
Gdy nie ma stołu, na którym można rozłożyć planszę, a chciałoby się pograć w coś ze znajomymi – karcianki na ratunek! Granie w karty ma długą i nie zawsze chlubną tradycję, zwłaszcza w kontekście hazardowym. W dzisiejszych czasach jednak sytuacja mocno się zmieniła, nie tylko dlatego, że gra się w zasadzie już tylko dla przyjemności, ale też przez to, że podstawą gier karcianych przestały być tradycyjne talie. Powstały, i cały czas powstają, nowe, interesujące gry z własnymi zasadami i taliami. Poniżej prezentujemy dziesięć najciekawszych, naszym zdaniem, propozycji. “7 cudów świata” „7 cudów świata” to wielokrotnie nagradzana i wyróżniania gra karciana, od dwóch do siedmiu graczy może się zmierzyć z wyzwaniami starożytności. Każdy z nich przyjmuje rolę władcy jednego ze słynnych miast i musi, na przestrzeni trzech kolejnych wieków, rozbudować jego potęgę i być może nawet wznieść jeden z tytułowych cudów. Gra ma proste zasady, świetnie zbalansowaną mechanikę i szybkie, dynamiczne partie. “Eksplodujące kotki” Jedna z najprostszych, najbardziej zabawnych i najszybszych gier karcianych. Polega ni mniej, ni więcej, tylko na tym, by dobierając karty ze stosu nie trafić na wybuchającego kota, który kończy zabawę dla danego gracza. Sposobów na uniknięcie sierściucha jest sporo, w tym takich bazujących na negatywnej interakcji, więc nawet gdyby nie rozbawiające do łez, przeurocze ilustracje, „Eksplodujące kotki” wywoływałyby prawdziwe detonacje śmiechu. “Dominion” “Dominion” to kolejna gra, w której za pomocą kart budujemy potęgę swojego, na początku małego i skromnego księstwa. Przeznaczona dla od dwóch do czterech graczy, oferuje szybką rozgrywkę i wiele ciekawych opcji strategicznych. Wszystko polega na odpowiednim planowaniu i takim rozbudowywaniu swojej talii o nowe posiadłości, sługi i skarby, by na końcu władać prawdziwym, tytułowym dominium. “Legenda Pięciu Kręgów: Gra karciana” box:offerCarousel W przeciwieństwie do większości pozostałych gier z listy, “Legenda Pięciu Kręgów”, bazująca na znanym systemie RPG, jest tytułem bardzo rozbudowanym, skomplikowanym i wymagającym. Także czasowo, ponieważ przeciętna partia, w której biorą udział dwie osoby, może zająć nawet do kilku godzin. Intrygi, magia i wojna mieszają się w Szmaragdowym Cesarstwie Rokuganu, przywodzącym na myśl krainę dumnych samurajów, średniowieczny Nippon. “Magic: The Gathering” “Magic: The Gathering” to nie jest kolekcjonerska gra karciana, to prawdziwa instytucja. To właśnie od tego tytułu zaczęła się wiele lat temu rewolucja w grach tego typu, która doprowadziła do powstania niezliczonych naśladowców, chętnych, by powtórzyć sukces kultowego „Magica”. Nikomu się to nie udało jeszcze. Kolejne edycje, dodatkowe zasady, międzynarodowe turnieje – to naprawdę nie jest gra, raczej styl życia. “Munchkin” Jeden z największych karcianych przebojów, powszechnie znany, przez wszystkich lubiany. „Munchkin” występuje w przeróżnych odmianach a wszystkie mają dwie cechy wspólne – polegają na zabawie w stylu RPG i zasady jasno określają, że oszukiwanie jest dozwolone, dopóki ktoś nas na nim nie przyłapie. Każdy z graczy jest tutaj fantastycznym bohaterem, który wraz z dobieraniem kolejnych kart toczy starcia z potworami, gromadzi skarby, zdobywa poziomy i… czasem zmienia klasę. Lub rasę. Lub płeć. “Puerto Rico: Gra karciana” „Puerto Rico: Gra karciana” to mniejsza, szybsza wersja klasycznego, uwielbianego przez fanów, planszowego „Puerto Rico”, znanego również jako „San Juan”. Gracze mają za zadanie wspólną rozbudowę kolonii na tytułowej wyspie, przy czym choć działają razem, to liczy się to, kto jest najbardziej skuteczny w zapewnianiu dobrobytu w Puerto Rico. “Sabotażysta” box:offerCarousel Krasnolud krasnoludowi wilkiem – tak można w skrócie podsumować „Sabotażystę”, prostą, szybką, ale bardzo satysfakcjonującą zabawę dla kilku osób. Gracze wcielają się w niej w brodatych górników niskiego wzrostu, którzy przekopują podziemne tunele w celu dotarcia do skarbu. Niestety, jeden z nich, nie wiadomo który, jest tytułowym sabotażystą i jego zadaniem jest uniemożliwienie pozostałym dotarcie do celu przy jednoczesnym zachowaniu, w idealnych okolicznościach, swojej anonimowości. “Smash up” Kto zdobędzie władzę nad światem? Piraci? Ninja? Zombie? Dinozaury? Kosmici? A może roboty? W „Smash Up” nigdy tego nie wiadomo, ponieważ każdy z graczy wybiera dwie z wymienionych frakcji i z nich tworzy swoją unikalną talię, za pomocą której próbuje zdobyć najcenniejsze bazy zanim zrobią to jego przeciwnicy. Proste zasady i szybkie tempo rozgrywki, a także zaskakująca głębia ukryta w systemie dowolnego łączenia frakcji, sprawiają, że „Smash Up” jest jedną z karcianych pozycji obowiązkowych. “Star Realms” box:offerCarousel „Star Realms” to szybka i relatywnie prosta gra konfrontacyjna dla dwóch graczy, zaprojektowana przez zawodowych graczy w „Magic: The Gathering”, którzy chcieli za jej pomocą umożliwić zabawę o niech podobnym charakterze, bazującym na budowaniu odpowiednio przemyślanej i zaplanowanej talii. W tym przypadku jednak nie trzeba nabywać żadnych dodatkowych kart, wszystko, co jest nam potrzebne do tego, by zgnieść kosmiczną potęgę przeciwnika znajduje się w podstawowej wersji gry. Gier karcianych, dobrych gier karcianych, jest tak wiele, że listę tych najlepszych bardzo trudno zamknąć jest w dziesięciu tytułach. Prawdopodobnie nie byłoby to również proste, gdyby ten limit wynosił pięć albo i dziesięć razy więcej produkcji. Karcianki są przeróżne i nie ma żadnych wątpliwości, że każdy znajdzie w nich coś dla siebie i swoich przyjaciół.
Najlepsze gry karciane
Cztery portrety trzydziestoparolatków, ale przede wszystkim opowieść o mieście i jego mieszkańcach. O nadziejach, lękach i frustracjach. Ambicje i marzenia skonfrontowane z realiami, bo status społeczny to przecież nie tylko adres zamieszkania, ale zestaw wielu okoliczności, które potrafią nas ciągnąć w dół, wpędzać w kompleksy i odbierać entuzjazm. Tytułowe NW to kodowe oznaczenie północno-zachodniej części Londynu, dzielnic, które nie cieszą się raczej większym prestiżem. Zamieszkiwane przez biedniejszych, mniejszości i różne szemrane postacie, które w tym środowisku czują się jak w domu, są miejscem, z którego każdy chętnie by się wyrwał. Nawet jeżeli tu się ktoś wychował, nie ma zbyt dużych sentymentów do tych miejsc, ludzi ze szkoły, wspomnień. Tylko czy bez tego da się zbudować tak łatwo swoją przyszłość gdzie indziej, zapuścić korzenie, cieszyć się z nowych znajomości, akceptacji, szacunku? Czy wystarczy zmienić imię, zdobyć lepszy zawód, więcej pieniędzy, by życie zmieniło się w bajkę? Kłamstwa, narkotyki, udawanie, rozterki, samotność, poczucie porażki Cztery postacie i cztery jakby zupełnie inne części książki, bo każda z nich jest napisana w trochę innym stylu. Leah, Natalie, Felix i Nathan. Dwie pierwsze to przyjaciółki, które kiedyś były bardzo blisko siebie, a dziś coraz mniej mają ze sobą wspólnego. Losy pozostałych mężczyzn gdzieś przecinają się z ich historią. Przeszłość, na którą zerkamy, czasem pełna nadziei i młodzieńczej pasji, niestety w zestawieniu z dość gorzką współczesnością napełnia smutkiem i rozczarowaniem. Plany i wizje, cele, jakie sobie wyznaczali bohaterowie, nawet gdy wydawało się, że udało się je zrealizować, nie dawały takiego szczęścia, jakiego byśmy pragnęli. Małżeństwo, dzieci, praca, miłość, kariera, dom, przyjaciele Młodzi ludzie, a już próbujący dokonywać jakichś rozliczeń, ocen tego, co udało im się osiągnąć. Czy gdyby mieli jeszcze raz zaczynać, wybraliby tak samo? Czy żałują czegokolwiek? Co się traci, a co zyskuje poprzez ten szalony wyścig szczurów, by się wyrwać, by być najlepszym? Pragnienie wolności, przeżywania emocji, ekscytacji niesie za sobą ryzyko, ale przecież kusi. Stabilizacja, sukces, praca i poukładane życie, choć zazdroszczą go inni, wydają się jakieś nudne i męczące. Jedni jeszcze mają nadzieję na zmianę, inni już się poddają. A każde z nich już chyba zrozumiało, że szczęścia nie da się osiągnąć w pojedynkę. „Londyn NW” to lektura niełatwa, ale na pewno oryginalna. Może się podobać realizm w opisach miasta i życia jego mieszkańców, choć chyba nie każdemu będzie odpowiadać eksperymentowanie z narracją, które może utrudniać czytanie. Chwilami sprawia to wrażenie sporego chaosu, jakby ktoś kazał nam składać jeden obrazek z puzzli kilku wybrakowanych kompletów. Źródło okładki: www.znak.com.pl
„Londyn NW” Zadie Smith – recenzja
Litery, cyfry i napisy to niebanalny trend, który niedawno wkroczył do naszych mieszkań oraz domów. Ozdobienie pomieszczenia efektownym plakatem albo poduszką z ulubionym cytatem to prosty, niedrogi, a przede wszystkim modny sposób na ożywienie aranżacji. Podpowiadamy, jak wykorzystać typografię jako element dekoracyjny. Interesujący trend 2016 Litery coraz częściej pojawiają się na ścianach, meblach oraz dodatkach. To element dekoracyjny, który w ciekawy i intrygujący sposób uzupełnia wystrój. Plakaty typograficzne, przestrzenne litery wykonane z drewna czy cytaty wyhaftowane na poduszce nadają wnętrzu niepowtarzalny charakter. Są również uniwersalne, ponieważ modyfikując krój fontu, jego kształt oraz kolor, możemy dopasować je do dowolnej aranżacji. Metalowy napis „Welcome Home” podkreśli surowość industrialnego loftu, drewniane litery ocieplą skandynawski minimalizm, a uszyta na maszynie girlanda z imieniem ozdobi pokój malucha. Do nowoczesnych wnętrz należy wybierać litery o prostym kroju, a do romantycznych i rustykalnych – fantazyjne lub stylizowane na retro. Dekoracje w formie napisów mogą być namalowane lub naklejone na ścianie, ustawione na półce (wycięte z drewna, metalu lub tworzywa pojedyncze litery) lub jak obraz zawieszone na haczyku. Słowo za słowem Najpopularniejsze, a zarazem najłatwiejsze do zawieszenia i najtańsze są naklejki ścienne z cytatami. Z reguły wykonuje się je w kolorze czarnym, który sprawdza się w większości aranżacji, ale bez problemu znajdziemy inne, bardziej awangardowe wersje kolorystyczne. Naklejki są oferowane w dowolnych rozmiarach i krojach pisma, a sprzedawcy umożliwiają zaprojektowanie ich zgodnie z indywidualnymi potrzebami. Co do treści, najczęściej są to cytaty miłosne, motywacyjne lub ze znanych książek oraz filmów. Plakat typograficzny Prostym sposobem na udekorowanie dowolnego pomieszczenia jest kupno plakatu typograficznego. Oprawia się go w ramę lub antyramę, tak aby przypominał klasyczny obraz. Jeżeli wybierzemy tekst o prostym kroju i stonowanym kolorze, możemy zmieniać charakter tej dekoracji za pomocą samej ramy. Plakat będzie się prezentował inaczej w grubej złotej oprawie w stylu barokowym, a inaczej w prostej pastelowej ramce w odcieniu błękitu. Ciekawym rozwiązaniem jest zestawienie ze sobą kilku plakatów typograficznych w ramach o różnych kolorach, stylach i kształtach. Literowanie Coraz częściej pojawiają się w naszych wnętrzach pojedyncze litery wykonane z drewna, tworzyw sztucznych, metalu lub tekstyliów (np. zamszu). Mogą pełnić funkcję wyłącznie ozdobną lub skrywać różne drobiazgi. Na rynku znajdziemy każdą literę alfabetu, i to nie tylko polskiego, o niemal dowolnym wzorze oraz kolorze. Możemy ustawiać je samodzielnie, w grupach lub układać z nich całe wyrazy. Ten rodzaj dekoracji najczęściej spotykany jest we wnętrzach urządzonych w stylu skandynawskim oraz w pokojach dziecięcych (także w postaci pluszowych girland). Kute w mosiądzu Rzadziej spotykane, ale bardzo eleganckie są dekoracyjne napisy wykonane z drewna, kutego mosiądzu lub metalu. Są ciężkie i dość masywne, dlatego najlepiej pasują do surowych aranżacji industrialnych, wnętrz kolonialnych i niektórych projektów inspirowanych Skandynawią. W mieszkaniach czy domach urządzonych w duchu romantycznym i rustykalnym będą zbyt przytłaczające. Warto pamiętać, że te ozdoby wymagają specjalnych mocowań, a ich typ zależy od rodzaju ściany, na której mają zostać powieszone.
Słowa jako dekoracje, czyli piękna typografia
Kobiety kochają piękną biżuterię, wiadomo to nie od dziś. Kolczyki są popularną ozdobą, ponieważ mogą w prosty i dyskretny sposób podkreślić urodę. Wiele z nas nie wie, że powinny być dobierane do kształtu twarzy. Z tego krótkiego poradnika dowiemy się, w jaki sposób, za pomocą biżuterii, podkreślić nasze naturalne piękno. Każda twarz jest inna i powinnyśmy dobierać do niej biżuterię indywidualnie. Za pomocą kolczyków możemy podkreślić swoją urodę i uwypuklić nasze mocne strony. Możemy także, dobierając niewłaściwe ozdoby, podkreślić cechy naszego wyglądu, które wolałybyśmy, aby nie rzucały się w oczy. Przed wyborem kolczyków powinnyśmy spojrzeć w lusterko i zdecydować, jaki kształt ma nasza twarz. Twarz okrągła Jeśli mamy pełne policzki, niskie czoło i zaokrąglony podbródek, nasza twarz jest okrągła. Ponieważ jest tak samo szeroka jak wysoka, powinnyśmy ją optycznie wyszczuplić i wydłużyć. By wydawała się smuklejsza, wybierzmy kolczyki pionowe i długie, sięgające nawet do ramion. Aby twarz nabrała wyrazistszych rysów, najlepiej dobrać do niej biżuterię o kanciastym kształcie. Sprawdzą się wszelkie trójkąty, kwadraty oraz geometryczne, nieregularne wzory. Przy takim kształcie unikajmy także owalnych ozdób, zwłaszcza dużych kół i małych perełek, które sprawią, że twarz będzie optycznie jeszcze okrąglejsza. Twarz kwadratowa Panie o twarzy kwadratowej mają mocno zarysowaną żuchwę oraz kości policzkowe. Taka twarz jest wyrazista, o ostrych rysach, zatem zadaniem biżuterii jest ich złagodzenie. Aby je wysubtelnić, powinnyśmy wybrać kolczyki o opływowym kształcie, np. w formie łezki. Łagodny kształt kulistych perełek wysmukli optycznie twarz. Możemy także zdecydować się na kolczyki nieco dłuższe, aby lekko ją wydłużyć. Nie wybierajmy ozdób prostokątnych, o ostrych kątach. Twarz trójkątna Kształt trójkąta charakteryzuje się wąskim podbródkiem i szeroko rozstawionym kościami policzkowymi. Jeśli ten opis pasuje do naszej twarzy, powinnyśmy przede wszystkim unikać akcentowania jej górnej części. Należy zrównoważyć proporcje. W tym celu, idealnie sprawdzą się kolczyki w kształcie tzw. żyrandoli, czyli węższe na górze i rozszerzające się ku dołowi. Dobrze by było, aby ich kształt był opływowy, łagodzący rysy twarzy. Pamiętajmy także, że wąski podbródek optycznie wydłuża twarz, dlatego najlepiej zdecydować się na krótkie kolczyki, które ją skrócą. Twarz owalna Mając owalny kształt twarzy, mamy największą dowolność w wyborze biżuterii. Rysy twarzy są na ogół regularne i harmonijne. Czoło jest często wysokie, a podbródek nieco wydłużony. Aby nieco skrócić twarz, możemy dobierać np. duże koła. Warto także unikać bardzo długich i wąskich kolczyków, które mogą sprawić, że twarz stanie się zbyt pociągła. Jednak na ogół będą pasować nam wszystkie wielkości i kształty biżuterii. Nawet najbardziej nietypowe kolczyki będą wyglądać dobrze. Nie kieruj się trendami Najmodniejsze, reklamowane przez modelki i blogerki kolczyki zawsze są pokusą. Jednak w tym wypadku, gdy biżuteria znajduje się tuż przy naszej twarzy, nie powinnyśmy kierować się modą. Z aktualnych trendów możemy wybrać coś dla siebie, jednak zawsze należy kierować się kształtem swojej twarzy i tym, co podkreśla jej piękno. Pamiętajmy, by wybierając kolczyki, wziąć pod uwagę także naszą sylwetkę, wzrost oraz fryzurę. Malutkie perełki staną się zupełnie niewidoczne w burzy loków. Jeśli, mając modne ostatnio fale, wybierzemy kolczyki o geometrycznym kształcie, zaburzymy harmonię naszej fryzury. Z kolei wisząca biżuteria zupełnie zniknie w prostych, rozpuszczonych włosach. Dlatego dopasowujmy biżuterię do siebie. Dzięki temu staniemy się atrakcyjniejsze, a tym samym pewniejsze siebie. A to właśnie jest w nas najpiękniejsze.
Jak dobierać kolczyki do kształtu twarzy?
Nie musisz być doświadczonym podróżnikiem, aby zabrać rodzinę i przyjaciół na biwak, także jesienią. Żeby przygoda była pozytywnie wspominana przez lata, warto przygotować się nie tylko na zmianę planów wycieczki, ale przede wszystkim na pogodę, która jesienią bywa nieprzewidywalna. Szykując się więc na wypad pod namiot, dobrze jest zrobić listę niezbędnych rzeczy i zaszczepić w towarzyszach optymizm i dobrą energię. Po pierwsze – namiot Prawdziwy biwak to ten pod namiotem, dlatego jest on absolutnym numerem jeden podczas przygotowań do wyprawy. Z uwagi na chłodną i być może deszczową pogodę, wybierz namiot wodoodporny, któremu nie straszny jest wiatr czy opady. Tego rodzaju namioty kupimy już od 499 zł w zależności od jego wielkości i liczby osób, które jest w stanie pomieścić. Można też kupić dodatkowo folię przeciwdeszczową rozkładaną na namiot. Przy zakupie namiotu upewnij się, czy posiada niezbędne elementy do jego złożenia i zwróć uwagę, czego jeszcze będziecie potrzebować, np. młotka czy saperki. Śpiwór i karimata Ponieważ jesienią noce bywają dość chłodne, niezbędny będzie ciepły śpiwór i karimata, która posłuży za materac. Najpopularniejsze śpiwory to tzw. mumie, które posiadają kaptur. Śpiwory na jesienne wyprawy różnią się nieco od tych letnich, przede wszystkim dodatkową warstwą izolującą i wysoko zapinanym zamkiem. Wszystko po to, aby śpiwór był jak najbardziej szczelny i minimalizował utratę ciepłego powietrza. Szukając śpiwora na chłodniejsze wyprawy, warto postawić na ten z wypełnieniem puchowym – jest nie tylko ciepły, ale i trwały, dzięki czemu posłuży przez wiele sezonów. Zestaw ratunkowy Popularna apteczka – nieważne, czy jedziesz na biwak do lasu, górską polanę, czy planujesz rozbić się niedaleko własnej działki. Zestaw ratunkowy jest niepodważalnie konieczny w biwakowym ekwipunku. Powinien zawierać m.in. bandaż elastyczny, maseczkę do sztucznego oddychania, plastry samoprzylepne, waciki do odkażania, kompres, agrafki, nożyczki i chustę. To absolutne minimum, z którym możesz wyruszyć na wyprawę. Apteczka powinna być umieszczona tak, aby w nagłej sytuacji jak najszybciej z niej skorzystać. Dobrym pomysłem będzie odbycie kursu pierwszej pomocy przed wyprawą, zwłaszcza jeśli na biwaku będą dzieci. Zestaw survivalowy Możesz kupić gotowy lub możesz stworzyć go sam – zestaw survivalowy, czyli akcesoria, które mogą przydać się podczas biwaku. Wśród nich nie może zabraknąć noża lub scyzoryka, nożyczek, zapałek lub zapalniczki i kompasu. Wielu turystów dokłada świeczki oraz tabletki do odkażania wody, sznurki, taśmę i nylonową linkę. Pamiętaj, aby zabrać ze sobą nawet kilka latarek z dodatkowym kompletem baterii, w tym latarki na pasku zakładanym na czoło. Praktyczne gadżety Na jesiennym biwaku sprawdzą się także wodoodporne worki na dokumenty, a nawet duże worki, które zakryją plecak podczas wędrówki. Pamiętaj o płaszczu przeciwdeszczowym i butach przystosowanych do terenu, na którym się rozbijecie. Praktycznym gadżetem będzie termos trzymający wrzątek. Jeśli planujecie stołować się sami, zabierzcie ze sobą kuchenkę turystyczną. Dobrym pomysłem jest rozkładane krzesełko. Warto mieć także pod ręką dodatkowy koc i ręcznik. Na biwak dobrze jest zabrać ze sobą również krótkofalówkę do codziennego użytku, aby oszczędzać baterie w telefonach.
Jesienny biwak – co ze sobą zabrać?
Przełom listopada i grudnia to dobry moment, aby rozpocząć wprowadzanie mikołajkowego wystroju do naszych domów i mieszkań. Wystarczy kilka drobnych elementów, aby w pełni poczuć magię tego okresu i jego wyjątkową atmosferę. Pomysłowe gadżety nie muszą być kosztowne czy niepraktyczne. Z powodzeniem znajdziemy rozwiązania, które najlepiej sprawdzą się w naszym mieszkaniu. Mikołajkowa skarpeta na prezenty Zwyczaj wieszania dużych, czerwonych skarpetek na prezenty przywędrował do nas ze Stanów Zjednoczonych. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy wprowadzili go również w naszym domu. Duże, mikołajkowe skarpety kupimy już za 10–20 zł. Do wyboru mamy tradycyjne czerwone modele oraz ozdobione wizerunkiem reniferów, śnieżynek lub Mikołaja. Oczywiście im większe, tym lepiej – zmieści się w nich dużo prezentów. Takie skarpety możemy powiesić na ścianie lub meblach. Wystarczy przymocować je małym haczykiem lub mocną taśmą klejącą. Nie tylko poprawią nam nastrój, zwiastując miłe niespodzianki, ale też będą ciekawą dekoracją salonu lub sypialni. box:offerCarousel Śnieżny klimat Mikołajki nieodłącznie kojarzą się ze śniegiem. Nawet jeżeli pogoda nie sprzyja, możemy wprowadzić zimową aurę do naszego mieszkania. Wystarczy zaopatrzyć się w sztuczny śnieg w sprayu. Jest bardzo łatwy w użyciu, a jednocześnie gwarantuje ciekawy efekt dekoracyjny. Należy spryskać nim okna, lustra lub inne gładkie powierzchnie, aby stworzyć mikołajkowy klimat. Opakowanie sztucznego śniegu o pojemności 250 ml kupimy za 5–7 zł. Nie każdy będzie w stanie odręcznie stworzyć odpowiednie dekoracje przy pomocy śniegu w sprayu. W takiej sytuacji pomocne będą specjalne mikołajkowe szablony. Przykłada się je do wybranej powierzchni, a wolne miejsce spryskuje sprayem. Po zdjęciu szablonu uzyskujemy dekorację w postaci Mikołaja, płatków śniegu, prezentów lub choinki. Do wyboru mamy różne wielkości i kształty, które możemy ze sobą zestawiać lub wykorzystywać osobno. Koszt zestawu szablonów na Allegro to ok. 5–10 zł. box:offerCarousel Mikołajkowa jadalnia Wyjątkowy klimat możemy wprowadzić również w jadalni – miejscu, w którym spędzamy czas z bliskimi, celebrując wspólne posiłki. Pomocne będą w tym celu pokrowce na krzesła w kształcie czapek Mikołaja. To ciekawy sposób na ozdobienie ich w tym czasie. Koszt takiego pokrowca to ok. 5–7 zł. Świetnie będą się z nimi komponowały mikołajkowe podkładki na stół. Komplet to koszt 10–15 zł. Oba rozwiązania są szybkie w realizacji, a jednocześnie bardzo efektowne. Jeżeli zależy nam na wprowadzeniu dodatkowych akcentów w kuchni czy jadalni, możemy zdecydować się na inne świąteczne gadżety. Dobrym rozwiązaniem są świąteczne kubki, które umilą wieczorną herbatę lub kakao. Kupimy je już za 10 zł. Możemy zaopatrzyć się również w pokrowce na sztućce w mikołajkowych wzorach lub specjalne pokrowce na butelkę z wodą lub winem. Tak ozdobiony stół z pewnością będzie umilał posiłki i zwróci uwagę naszych gości. box:offerCarousel Magia światła Mikołajki to dla wielu osób zbyt wcześnie na przystrajanie choinki. Nie oznacza to jednak, że musimy zrezygnować z lampek i światełek. Wcale nie muszą znajdować się na świątecznym drzewku. Lampki choinkowe świetnie sprawdzą się jako ozdoba okna lub drzwi wejściowych. Przy pomocy haczyków lub taśmy klejącej możemy również przymocować świetlną dekorację na ścianie nad łóżkiem lub na meblach. Po ich włączeniu całe pomieszczenie nabierze świątecznego charakteru. Lampki, w zależności od rozmiaru i długości, kupimy za 10–30 zł. Ciekawą alternatywą dla klasycznych lampek choinkowych są cotton ball. To duże, okrągłe kulki, wykonane z materiału przypominającego bawełnę. Świetnie wpiszą się w mikołajowy wystrój salonu lub sypialni. Zestaw 20 kul to koszt ok. 80–90 zł. Możemy także zdecydować się na lampion w kształcie Mikołaja. W ciągu dnia będzie pełnił funkcję dekoracyjnej figurki, a wieczorem – interesującego źródła światła. W zależności od wielkości kosztuje ok. 10–20 zł. Mikołajki są tylko raz w roku, dlatego warto podkreślić charakter tego dnia kilkoma ciekawymi gadżetami. Umilą nam zimowe wieczory i sprawią, że mieszkanie nabierze wyjątkowego charakteru. To również świetny wstęp do okresu świątecznego, który wkrótce się rozpocznie. box:video
Gadżety, dzięki którym wprowadzisz mikołajkowy nastrój w mieszkaniu
Każda nastolatka prędzej czy później musi stanąć przed trudną decyzją dotyczącą zakupu biustonosza. Nie należy to do łatwych zadań, a wiele nastolatek zadaje sobie to samo pytanie – kiedy jest na to odpowiedni czas i jaki model wybrać? Poniżej przydatne informacje na ten temat. Bywa tak, że nastolatki nie wiedzą, jak zabrać się do zakupu biustonosza. Nie są pewne, czy nadszedł już ten właściwy czas, a jeśli tak, to który model okaże się dobry. Wątpliwości rozwieje odpowiedź na pytanie – czy brak biustonosza na ciele staje się przyczyną niekomfortowego samopoczucia, na przykład w trakcie chodzenia lub wykonywania ćwiczeń? A może niekomfortowy jest jego sam brak z uwagi na widoczność biustu pod ubraniami? Jeśli odpowiedzi na te pytania są twierdzące, to znak, że czas kupić pierwszy biustonosz. Jak dobrać biustonosz dla nastolatki? Dobierając biustonosz, warto pamiętać o tym, że musi być on szczególnie wygodny. Ma za zadanie pomóc tym nastolatkom, które narzekają na zbyt mały biust albo też zdecydowanie za duży, jak przystało na ich wiek. Niestety my kobiety nie mamy takiej możliwości, aby decydować o tym, jaki rozmiar obecnie posiadamy, a jaki chciałybyśmy mieć. Zostałyśmy obdarzone przez naturę i nic z tym fantem nie można zrobić. Warto jednak mieć na uwadze, że nastolatka która dopiero wkracza w świat biustonoszy, musi się oswoić z ich noszeniem. Jaki rodzaj wybrać? Biustonosz bez fiszbin – ten rodzaj charakteryzuje się tym, że nie posiada tak zwanych drucików u podstawy miseczek. Najczęściej wykonany jest z mikrofibry, bawełny lub z domieszką lycry. Oczywiście model bez fiszbin wybierany powinien być tylko wtedy, gdy biust jest niewielki. W przeciwnym razie nie będzie on spełniał podstawowych założeń. Rynek oferuje wiele modeli, choć tymi najczęściej wybieranymi są krótkie sportowe topy, braletki, a także top złożony z trójkątów. Ten ostatni rodzaj najbardziej przypomina prawdziwy biustonosz. Biustonosz z fiszbinami – jak już wspomniano, biustonosz z fiszbinami sprawdzi się w przypadku większego biustu. W przeciwieństwie do modeli wyżej wymienionych ten rodzaj jest w stanie utrzymać biust na swoim miejscu. Warto jednak pamiętać, że dobór odpowiedniego biustonosza z fiszbinami nie jest wcale tak łatwy, jak mogłoby się wydawać. Przed zakupem należy się dobrze zmierzyć. Tylko wtedy mamy gwarancję, że okaże się dobry i będzie idealnie przylegał do ciała. Dobrze dopasowany model oznacza, że biustonosz nie wbija się w piersi, zaś opiera się bezpośrednio na mostku. Kiedy należy zmienić biustonosz na większy? Zapewne każda nastolatka nie może doczekać się momentu, aż pierwszy biustonosz okaże się zdecydowanie za mały. Tak się z pewnością stanie, ponieważ biust młodych dziewcząt cały czas rośnie. Dlatego też warto kontrolować sytuację i gdy stanik zacznie być ciasny, oznacza to, że już najwyższy czas na zmianę. Miejmy jednak na uwadze, że przed kolejnym zakupem również należy się dobrze zmierzyć i pod żadnym pozorem nie wybierać rozmiaru na tak zwane „oko”.Zakup pierwszego biustonosza to dla nastolatki ważne wydarzenie. Na szczęście rynek oferuje wiele modeli, które spełnią swoje założenia i odpowiednio podtrzymają biust, ale jednocześnie będą atrakcyjnym elementem garderoby. Warto szczególnie skrupulatnie podejść do doboru rozmiaru biustonosza – to właśnie ten pierwszy stanik ma zachęcić młodą dziewczynę do ich noszenia, a źle dobrany może skutecznie zniechęcić do tego rodzaju bielizny.
Jak wybrać pierwszy biustonosz dla nastolatki?
Choć marzeniem niejednej kobiety jest możliwość używania kosmetyków kultowych marek, nie każda z nas może sobie pozwolić na zakup tak kosztownych produktów. Bywa, że jakość popularnych kosmetyków do makijażu nie jest lepsza od tych tańszych, a wysoka cena to efekt kosztów marketingowych i opakowania. Warto zatem szukać odpowiedników drogich produktów (np. do makijażu ust) wśród kosmetyków z niższych półek cenowych. Pomadki marki Inglot jako odpowiednik szminek MAC Szminki firmy MAC należą do najbardziej popularnych kosmetyków do makijażu ust na świecie – to dzięki nim marka stała się sławna. Rekomendują je zarówno profesjonalni wizażyści, jak i blogerki zajmujące się tematyką urodową. Wyróżniają się nasyconym i długotrwałym kolorem. Ponadto mają działanie wygładzające. Występują w 9 różnych rodzajach (np. matowym i satynowym). Koszt nabycia szminki MAC to około 86 zł (w zależności od miejsca zakupu). W tej cenie możemy nabyć kilka pomadek marki Inglot, które nie ustępują jakością produktom firmy MAC (koszt zakupu na Allegro wynosi około 23 zł). Ich formuły wzbogacono o składniki pielęgnacyjne (m.in. witaminę E i olejek z pestek moreli), które zapewniają nawilżenie i łatwą aplikację. Pomadki marki Inglot nadają ustom trwałe i intensywne zabarwienie. Są dostępne w dwóch wariantach: o wykończeniu matowym lub z połyskiem. W palecie barw tej firmy znajduje się odcień oznaczony numerem 293, który do złudzenia przypomina Rebel marki MAC. Kupując tę szminkę, możemy cieszyć się ustami w kolorze jagód, oszczędzając 1/3 ceny. Szminki w kredce Rimmel London Lasting Finish Colour Rush jako alternatywa dla Clinique Chubby Stick Moisturizing Lip Colour Balm Gdy na rynku kosmetyków do makijażu pojawiły się kredki (balsamy) do ust marki Clinique, z miejsca zyskały uznanie kobiet. Użytkowniczki doceniły nie tylko delikatny i długo utrzymujący się kolor, ale również łatwość aplikacji i fakt, że pielęgnują one skórę warg (mają działanie nawilżające i odżywcze m.in. dzięki dodatkom w postaci masła shea i olejku jojoba). Koszt nabycia szminki w kredce marki Clinique to około 80 zł. Kilka razy tańsze (na Allegro kupimy je w cenie od 10 do 16 zł) są kredki do ust marki Rimmel o nazwie Lasting Finish Colour Rush. Wykazują one takie samo działanie, nawet design mają podobny. Cechują się poręcznością, dzięki czemu ich aplikacja jest szybka i łatwa. Długo utrzymują się na ustach, jednocześnie je nawilżając. Są dostępne w 8 odcieniach – od różu po brąz. Błyszczyki marki Catrice jako odpowiednik produktów do ust Instant Light firmy Clarins Tańszą alternatywą dla popularnego błyszczyka firmy Clarins jest produkt do ust marki Catrice. Koszt zakupu pierwszego z nich wynosi około 80 zł. Nadaje wargom połysk, dzięki czemu wydają się one większe i są lśniące (to efekt pigmentów rozświetlających 3D). Ponadto pełni funkcję ochronną. Natomiast produkt do makijażu ust marki Catrice nabędziemy za kwotę kilkakrotnie niższą (na Allegro jest on dostępny w cenie około 15 zł). Beautifying Lip Smoother jest dostępny w kilku pastelowych odcieniach. Tak jak w przypadku droższego kosmetyku, malowanie ust tym produktem ułatwia praktyczny aplikator i poręczna tubka. Daje on błyszczące wykończenie i sprawia, że wargi wyglądają na zadbane. Wśród produktów z niższej półki cenowej warto poszukiwać tzw. perełek – kosmetyków, które działaniem nie ustępują pola tym drogim i kultowym. Zarówno zwolenniczki błyszczyków, jak i miłośniczki szminek znajdą odpowiedni dla siebie produkt, który nie nadszarpnie budżetu i zapewni pożądany efekt.
Tańsze odpowiedniki kultowych kosmetyków do makijażu ust
Na pewno każda z nas przynajmniej kilka razy w życiu przeraziła się, gdy zobaczyła jak wiele włosów zostaje codziennie na naszej szczotce. Normalnym stanem jest, kiedy codziennie wypada ich ok. 100. Kiedy jednak zaobserwujemy, że po każdym czesaniu nasza szczotka pełna jest włosów, a w ciągu dnia na ubraniach zostaje ich po kilka sztuk, to możemy uznać, że nie jest to sytuacja normalna. Powinnyśmy wtedy rozpocząć działanie, które sprawi, że włosy przestaną wypadać, staną się mocne i silne. Dlaczego włosy wypadają? Przyczyn takiego stanu jest wiele. Mogą być osłabione, na co niewątpliwie wpływa sezon jesienno-zimowy i towarzyszące mu niskie temperatury, wiatr i zimne deszcze. Wśród przyczyn nadmiernego wypadania włosów można znaleźć zaburzenia w gospodarce hormonalnej, ciążę, menopauzę, choroby skóry, a także niewłaściwą pielęgnację. Jeżeli nasza gospodarka hormonalna działa prawidłowo, nie jesteśmy w ciąży, a do menopauzy mamy jeszcze trochę czasu, to same w domu możemy zadbać o dobrą kondycję naszych włosów. Jak to osiągnąć? Kosmetyki Najprostszym i najszybszym rozwiązaniem będzie kupienie szamponu do wypadających włosów. Najczęściej tego typu szampony mają w składzie substancje, które nie tylko hamują nadmierną utratę włosów, ale także powodują wzmożony wzrost nowych. Warto takiego szamponu używać na zmianę z tym przeznaczonym do włosów słabych, cienkich i zniszczonych. Wzmocni on i pogrubi strukturę naszego włosa, a także odżywi jego cebulkę. Możemy rozpocząć też kurację specjalnymi ampułkami, w których składzie znajdziemy witaminy z grupy B, które hamują wypadanie, ekstrakt z żeń-szenia, witaminy A i H. Takie samo działanie dadzą nam odżywki do włosów, maski, olejki i pasty, które różnią się jedynie sposobem aplikowania na włosy. Szczotki do włosów Osłabienie włosa może też spowodować zbyt częste i nieumiejętne czesanie. Zdecydowanie naszej fryzurze nie sprzyja czesanie mokrych włosów, szarpanie i ciągnięcie. Chociaż możemy zaopatrzyć się w szampony, które wygładzą nasze włosy i zapobiegną ich plątaniu, to równie istotny jest wybór szczotki. Nie bez powodu rynek podbiły szczotki Tangle Teezer, które dzięki specjalnemu kształtowi i materiałowi, z jakiego są wykonane, powodują, że włosy, które niegdyś sprawiały mnóstwo problemów przy czesaniu, teraz są gładkie bez niepotrzebnego szarpania. Jeżeli jednak nie lubimy plastikowych szczotek, to dobrym zakupem dla naszych wypadających włosów będzie szczotka z naturalnego włosia. Suplementy diety Suplementy diety zadbają nie tylko o nasze włosy, ale też o skórę i paznokcie. W ich składzie znajdziemy skrzyp, cynk, żelazo, witaminę B12 i kwas foliowy, czyli wszystkie składniki, które odpowiadają za zdrowy i piękny wygląd każdej kobiety. Przyjmując takie suplementy, należy jednak uważać, gdyż w ich składzie mogą znajdować się składniki, które wejdą w reakcję z innymi przyjmowanymi przez nas lekami. Nie stosujmy suplementów z dziurawcem, gdy przyjmujemy tabletki antykoncepcyjne, gdyż mogą znacznie obniżyć skuteczność ich działania, a produktów z żelazem, gdy stosujemy leki przy dolegliwościach tarczycy. Zdrowa dieta W walce z wypadaniem włosów wspomoże też nas dieta. Warto, aby była bogata w produkty zawierające witaminę A, czyli jaja i ryby, oraz witaminy z grupy B: warzywa liściaste, pomidory i warzywa strączkowe. Warto też jeść owoce morza, głównie ostrygi bogate w cynk, a także białko z chudego mięsa, ryb i nabiału. O włosy warto dbać nie tylko wtedy, gdy zauważymy, że stały się osłabione, łamliwe i zaczęły wypadać. Dobre nawyki żywieniowe i odpowiednią pielęgnację warto praktykować przez cały rok. W końcu włosy to jeden z ważniejszych atrybutów kobiety, a utrzymane w dobrej kondycji świadczą dobrze o ich właścicielce.
Jak walczyć z wypadaniem włosów?
Kupujemy nowy samochód. Wybieramy kolor nadwozia, rodzaj silnika, dodatki. Równie ważne są decyzje dotyczące tapicerki auta, zwłaszcza gdy samochód będzie służył także dzieciom. Jeżeli dodatkowo prowadzimy aktywny tryb życia, uprawiamy narciarstwo lub inne sporty, musimy do wyboru tapicerki podejść bardzo praktycznie. Kierowca, podróżujący na ogół sam, w kabriolecie, może zdecydować się na białą lub kremową skórę. Wybór tapicerki do rodzinnego auta to poważniejszy problem. Tapicerka skórzana – prestiż i luksus Skórzana tapicerka najbardziej efektownie wygląda w jasnych kolorach: białym, kremowym, jasnoszarym. Takie wnętrze auta jest prestiżowe, jasne, jakby prześwietlone słońcem. Skórzane fotele to synonim luksusu, zwłaszcza te w jasnym kolorze, wykonane ze szlachetnych, porowatych skór. Trzeba jednak pamiętać, że nawet w niezwykle zadbanym samochodzie tapicerka może z biegiem czasu zmienić kolor i stracić swoje właściwości. Fotele po kilku latach nie będą już takie jasne, zrobią się ciemniejsze, skóra straci blask. Znacznie bardziej praktyczna, zwłaszcza w samochodzie użytkowanym rodzinnie, jest czarna skórzana tapicerka, raczej z tych mniej szlachetnych, gładkich i lśniących skór.Zdaniem fachowców skórzane wnętrze samochodu powinno konserwować się dwa razy do roku. Najpierw skórę należy dokładnie oczyścić odpowiednim preparatem myjącym i gąbką lub miękką irchową szmatką. Po osuszeniu tapicerki nanosimy środek pielęgnująco-ochronny, który pozostawiamy do wyschnięcia. Świeże plamy najlepiej usuwać od razu. Ponieważ istnieją różne rodzaje skór i sposoby ich impregnowania, warto – zanim rozpoczniemy czyszczenie wnętrza – spróbować w mało widocznym miejscu, czy dany środek nie odbarwia skóry. Tapicerka welurowa – miękka i puchata Tapicerka welurowa jest bardzo komfortowa w użytkowaniu, czyni wnętrze auta przytulnym, ale im bardziej jest puchata i miękka, tym gorzej dla kogoś, kto w samochodzie spędza pół życia lub dla rodziców małych dzieci. Okruchy, resztki jedzenia, wylane płyny – sprzątanie to poważny problem. Poza tym w puchate dywaniki i tapicerkę pod nogami wsiąka wilgoć i w długo niewietrzonym aucie zaczyna śmierdzieć. Czyszczenie takiej tapicerki to proces dość skomplikowany. Najpierw trzeba wnętrze auta dokładnie odkurzyć. To istotny element sprzątania, bo śmieci znajdujące się na fotelach lub w różnych zakamarkach utrudniają kolejny etap, którym jest pranie. Warto po czyszczeniu i praniu tapicerki auto dokładnie przewietrzyć i sprawdzić, czy wszystkie elementy są idealnie suche. Takie czynności najlepiej wykonywać w ciepły i wietrzny dzień. Jeśli nie przepadamy za sprzątaniem swojego auta, możemy zdecydować się na zamówienie kompleksowego prania wnętrza samochodu u fachowców. Dysponują oni specjalistycznym sprzętem i dobrymi, odpowiednio dobranymi do typu tapicerki detergentami. Ceny usług kształtują się w zależności od wielkości auta i typu tapicerki. Wyczyszczenie najtańszej tapicerki z materiału oraz plastików to koszt ok. 300 zł. Jeżeli fotele są ze skóry, cena będzie wyższa – od ok. 500 do 800 zł. Tapicerka z alcantary – praktyczna i trwała Tapicerka z alcantary jest zdecydowanie najlepsza pod względem praktycznym, a w ciekawym kolorze może stanowić ozdobę wnętrza auta. Idealnie nadaje się na rodzinne podróże i do sportowej aktywności. Alcantara to tkanina używana do produkcji ubrań, mebli, wykorzystuje się ją także w droższych wersjach wyposażenia samochodów osobowych. Jest odporna na ścieranie, miękka, łatwa w utrzymaniu, trwała, ma również dobrą przyczepność. Produkuje się ją z niezwykle drobnych mikrowłókien poliestrowych i poliuretanowych. Poliester sprawia, że tkanina jest wytrzymała, a poliuretan – dodaje jej miękkości. Tego typu wykończenie wnętrza samochodu jest zarówno wygodne, jak i zdrowe dla dzieci oraz alergików. Systematyczne czyszczenie oraz pielęgnacja alcantary pozwala zachować ją w dobrym stanie na długo. Wystarczy przetrzeć fotele i inne elementy z tej tkaniny mokrą ściereczką lub gąbką, ewentualnie zabezpieczyć specjalnymi, przeznaczonymi do tego środkami. Tapicerka z materiału – mało atrakcyjna To najtańsza i najmniej efektowna tapicerka stosowana w najniższych wersjach wyposażeniowych aut. Jest mało przyjemna w użytkowaniu – najczęściej szorstka i niemiła w dotyku, w nieatrakcyjnych kolorach. Do wykładziny podłogi, foteli i bagażnika w samochodach z tapicerką z materiału używamy odkurzacza piorącego i odpowiedniego środka czyszczącego. Trudne zabrudzenia usuwamy za pomocą miękkiej szczoteczki. Do czyszczenia wszelkiego rodzaju samochodowych tapicerek przeznaczone są odpowiednie zestawy różnych kosmetyków. Tego typu środki najczęściej są sprzedawane w specjalnych butelkach z aplikatorem piany lub żelu bądź w sprayu. Taki zestaw, np. do czyszczenia tapicerki skórzanej, składa się przeważnie ze środka czyszczącego w postaci żelu, piany lub płynu, który usuwa różne zabrudzenia z czyszczonych powierzchni. Preparaty mają również właściwości niwelujące nieprzyjemne zapachy, np. dym papierosowy. Drugi preparat z kompletu przeważnie służy do konserwacji, impregnacji, zabezpieczenia – w zależności od tego, do jakiej tapicerki jest przeznaczony. Po takich zabiegach tapicerka odzyskuje swoje właściwości, pachnie i jest zabezpieczona przed kolejnymi zabrudzeniami. Utrzymanie wnętrza samochodu w odpowiedniej czystości jest równie ważne, jak dbanie o jego mechaniczne podzespoły. Czyste i pachnące wnętrze auta robi znacznie lepsze wrażenie i łatwiej będzie nam zadbany samochód sprzedać.
Tapicerki samochodowe, przegląd i sposoby ich konserwacji. Które są najlepsze w utrzymaniu?
Najpopularniejsza skandynawska literatura to przede wszystkim kryminały noir, przesiąknięte brutalnością, intrygującymi wątkami, wszechogarniającym mrokiem i sensacją. Klasyczne skandynawskie kryminały z chłodem północy w tle to literatura warta uwagi. W tym roku swoją premierę miało wiele tytułów bardzo poczytnych autorów. Wśród nich znalazł się, m.in. „Macbeth” Jo Nesbø. „Klincz” Martin Holmén „Klincz” to pierwsza część utrzymanej w konwencji noir trylogii o byłym pięściarzu Harrym Kviście. Mężczyzna zostaje oskarżony o zabójstwo i za wszelką cenę pragnie dowieść swojej niewinności. Tłem wszystkich wydarzeń jest Sztokholm w latach 30. XX wieku, przedstawiony przez autora jako miejsce spowite zimowym smogiem, pogrążone w kryzysie gospodarczym, ekstremalnie niebezpieczne i mroczne. Harry Kvist to człowiek bezwzględny, twardy i zgorzkniały, traktujący innych instrumentalnie. Niegdyś odnoszący sukcesy bokser obecnie jest nie stroniącym od alkoholu egzekutorem haraczy. W momencie, gdy jeden z jego dłużników zostaje zamordowany, główne podejrzenie spada na Harrego, który postanawia zrobić wszystko, by oczyścić się z zarzutów. „Klincz” to pełna grozy i tajemniczości historia walki o dobre imię oraz fascynująca podróż po Sztokholmie. „Macbeth” Jo Nesbø Cykl powieści o słynnym komisarzu Harrym Hole wpisał się już na stałe do skandynawskiego kryminalnego kanonu literackiego. „Macbeth” to Szekspir w wersji „crime noir”. Jo Nesbø posłużył się szkieletem tej XVII-wiecznej tragedii do stworzenia thrillera, z głównym wątkiem walki o władzę, ściślej rzecz ujmując rywalizacji o stopień szefa policji. Tytułowy Macbeth to jeden z niewielu nieprzekupnych policjantów, dowódca Gwardii jednostki uderzeniowej, który po brawurowo zakończonym śledztwie przeciwko handlarzom narkotyków zaczyna w błyskawicznym tempie piąć się po szczeblach kariery. Mężczyzna przed wstąpieniem do policji zmagał się z uzależnieniem od substancji psychoaktywnych, które obecnie powraca w postaci uzależnienia od władzy. Niewątpliwym atutem najnowszej powieści Nesbø jest atmosfera lat 70. i skorumpowane miasto pełne kryminalistów. „Ostatnia sprawa Fredriki Bergman” Kristina Ohlsson Najnowsza powieść Kristiny Ohlsson zadowoli nawet najbardziej wybrednego wielbiciela i znawcę kryminałów. Na sztokholmskiej ulicy policja znajduje ciało zastrzelonego mężczyzny, w innej dzielnicy przedsiębiorca pogrzebowy nie może skontaktować się ze swoim bratem, pewna kobieta usiłuje pomóc swojemu mężowi, który staje się coraz bardziej niebezpieczny – czy te wydarzenia są ze sobą połączone? Według Fredriki Bergman i Alexa Rechta – tak. Ponadto Alex zaczyna dostawać listy od tajemniczego nadawcy, który „pragnie wszystko naprawić”, a opisywane przez niego sytuacje wskazują na to, że jest zawsze o krok przed policją. „Burza” Steve Sem-Sandberg Andreas Lehmann to jednocześnie główny bohater i narrator „Burzy”. Po tajemniczym zaginięciu rodziców Andreas wraz z siostrą wychowywał się na wyspie należącej do tajemniczego pana Kaufmanna. Opiekunem rodzeństwa był Johannes, specyficzny człowiek, który zdecydował się przygarnąć tragicznie osierocone dzieci. Po latach dorosły Andreas wraca do domu na wyspie, aby dopełnić formalności po śmierci opiekuna. Pozornie niewinna wycieczka przeradza się w sentymentalną podróż do lat dzieciństwa i wspomnień, które teraz zaczynają łączyć się w niepokojącą całość. Okazuje się, że pamięta wydarzenia, które miały ogromny wpływ nie tylko na życie jego i jego siostry, ale również na wszystkich mieszkańców wyspy, a także całej rodziny Kaufmanów.
Skandynawskie kryminały - nowości 2018
Czarne charaktery nieczęsto mają swoje odpowiedniki w zabawkach dla dziewczynek. Z lalką Włamywaczką jest jednak inaczej! Jaka jest jej rola w filmie, że doczekała się przełożenia na zabawkę? Czy jest ważnym elementem do zabawy? Z kinowego ekranu Każda nowa historia o przygodach Barbie, która doczekała się przełożenia na film animowany wzbudza w dziewczynkach wielkie emocje. Nie inaczej było tym razem! Tej wiosny na ekrany kin zawitał film Barbie Tajne Agentki (Spy Squad). Historia opowiada o trzech zdolnych, ambitnych i pracowitych gimnastyczkach – Barbie i jej dwóch przyjaciółkach. Zostają one zaproszone do współpracy w tajnej agencji wywiadowczej. Mają wytropić i schwytać sprytną włamywaczkę, która ukradła wielki klejnot. Podczas pościgów bohaterki wymieniają stroje, kamuflują się i mają oczywiście mnóstwo świetnych przygód, które bardzo podobają się dziewczynkom. Chyba każda z nich opuszcza kino zadowolona i żądna przygód! Jak to zwykle bywa, kinowe bohaterki zostają przeniesione do świata zabawek. Nasza Włamywaczka, czyli czarny charakter całej historii, również jest dostępna w formie lalki. box:imageShowcase box:imageShowcase Kolorowy czarny charakter Lalka Włamywaczka to zabawka o wysokości klasycznej Barbie. Przekornie ten czarny charakter to bardzo kolorowa lalka! Zaczynając od góry, możemy zauważyć burzę fioletowych włosów, ozdobionych różowym pasemkiem. Na głowie lalki znajduje się opaska z uszkami, chyba dla niepoznaki. Są to słuchawki, więc włamywaczka na pewno kontaktuje się z jakimś wspólnikiem! Twarz złodziejki zakrywają czarne okulary. Jej strój jest zarazem wygodny i szykowny! To krótka sukienka założona na niebieskie leginsy oraz niebieska kamizelka. Zarówno sukienka, jak i leginsy są malowane, nie możemy ich zdjąć i przebierać lalki. Jedynym zdejmowanym elementem jest kamizelka. Strój lalki uzupełniają dodatki: wspomniane wcześniej słuchawki i okulary, a także wysokie, czarne buty i ozdobny naszyjnik w różowym kolorze. Na spódniczce dziewczynki zauważą różowy pasek z kieszonkami. To pewnie w nich słynna włamywaczka trzyma wszystkie swoje tajne akcesoria. W zestawie z lalką jest jeszcze jeden, bardzo ciekawy gadżet. To duży „kryształ”, który właśnie włamywaczka ukradła. Jest to bransoletka z dekoracją, którą z łatwością możemy wpiąć na rękę lalki. Świetna zabawa W internecie znajdziemy mnóstwo filmików nagranych przez rodziców, na których widać, jak dziewczynki świetnie bawią się filmowymi lalkami. Jeśli któraś z nich zechce zostać sprytną włamywaczką, to z pewnością z wielką radością odegrają filmowe przygody. Dziewczynki potrafią nawet odegrać konkretne sceny, cytując dialogi swoich bohaterek! Jako scenerii do zabawy w zasadzie mogą użyć wszystkiego! Tył kanapy to świetna, pionowa ścina do zjazdu, stół z krzesłami to prawdziwy tor przeszkód do ucieczki, a schody to wspinaczka niczym na największy drapacz chmur! Zabawa będzie lepsza, jeśli dziewczynki zbiorą się w kilka i wyposażą w różne, filmowe bohaterki. Wtedy mogą najlepiej odtworzyć filmową fabułę. Oczywiście fanki Barbie mogą uruchomić swoją wyobraźnię i z powodzeniem wymyślić całe mnóstwo nowych przygód dla tajnych agentek i przebiegłej włamywaczki! Zabawa jest o tyle ciekawa, że lalki (zarówno włamywaczka, jak i inne z tej serii) mają ręce zginane w łokciach i nogi zginane w kolanach. Ta z pozoru błaha sprawa powoduje, że dziewczynki mogą ustawiać lalki w znacznie ciekawszych i bardziej ekspresyjnych pozach! Dzięki temu akrobacje zdolnych gimnastyczek są lepsze, a wyskoki i lądowania super włamywaczki wyglądają bardzo emocjonująco. Co jeszcze znajdziemy na sklepowych pólkach? Jeśli mowa o innych zabawkach z tej serii, to mogę nadmienić, że poza Włamywaczką jest ich jeszcze kilka. Przede wszystkim –Barbie Tajna Agentka z rączką do wykonywania akrobacji. To zapewne pierwsza pozycja na dziewczęcej liście życzeń. Poza Barbie dostępne są również dwie lalki przedstawiające jej filmowe przyjaciółki oraz filmowy Ken. Z mniejszych zabawek dziewczynki mogą cieszyć się z asortymentu Małych Agentek oraz Robozwierzaków. Dodatkową atrakcją tej serii jest motocykl Agentki, który w filmie służy jako główny środek lokomocji. Jak widać filmowa kolekcja jest całkiem obszerna, a zabawa z Tajnymi Agentkami to świetna i wielogodzinna rozrywka dla każdej fanki przygód Barbie.
Filmowa Włamywaczka – lalka z filmu Barbie Tajne Agentki
Zastanawiasz się nad zakupem wodoszczelnej latarki? Podpowiadamy, jaki model wybrać Jeśli tytuł tego artykułu zwrócił twoją uwagę, to prawdopodobnie nie zadowalają cię parametry zwykłej latarki turystycznej. Dlatego pomożemy ci ustalić, jakiej latarki potrzebujesz. Inną zabierzesz pod namiot w trudne warunki klimatyczne, a inna przyda ci się w trakcie pływania pod wodą. Latarka trekkingowa Na jakie ważne parametry zwrócić uwagę, wybierając latarkę do trekkingu? 1. Wytrzymałość obudowy. Latarka będzie stukała o skalne ściany, może być przydeptana lub wypaść z plecaka. Dlatego jej obudowa powinna być maksymalnie odporna na uszkodzenia. 2. Wygoda użytkowania. Jeśli dużo czasu spędzasz na wycieczkach, zastanów się także nad wyborem czołówki. Nie zajmuje rąk, a światło pada dokładnie tam, gdzie patrzysz. Wybierz model, w którym tryby pracy można przestawiać jednym przyciskiem – oszczędzi ci to macania palcami na oślep. 3. Czas pracy. To ważne, jeżeli wybierasz się gdzieś na długo. Sporo latarek nie wytrzymuje wielu godzin świecenia, dlatego warto się przygotować na taką sytuację. Zastanów się na przykład nad wyborem modelu informującego o poziomie naładowania, tak aby nagły brak światła nie zaskoczył cię w nieodpowiednim momencie. Zastanów się także, co jest dla ciebie wygodniejsze: wożenie powerbanku czy zapasowych baterii. 4. Moc światła. W większości przypadków nie potrzebujesz latarki o długim, mocnym świetle. Zastanów się nad latarką LED: co prawda diody dają słabsze światło, ale za to pobierają mniej energii i dłużej można z nich korzystać. 5. Wodoszczelność. Latarka trekkingowa powinna być odporna na zmiany pogody – na skoki temperatury, mróz, wilgoć oraz deszcz czy wpadnięcie do kałuży. Zanim zdecydujesz się na zakup konkretnego modelu, sprawdź, jego klasę wodoszczelności. Wodoszczelność mierzy się zwykle w 8-stopniowej skali IPX i z niej wyczytasz, czy produkt można zmoczyć, czy nawet zabrać ze sobą głęboko pod wodę. Na trekking nie kupuj produktów z numeracją poniżej 3. Nie wytrzymają nawet lekkiego zmoczenia. Postaw na IPX 4. Oznacza to, że latarka wytrzyma solidny deszcz. Pomyśl też o dodatkowej minilatarce, którą przyczepisz do plecaka karabińczykiem. Przyda się na wypadek, gdyby główne oświetlenie zawiodło. Latarka do nurkowania Na co zwrócić uwagę, kupując latarkę pod wodę? Poszukaj produktów do tego przeznaczonych. 1. Moc latarki. Latarka powinna dawać mocny snop światła, tak aby przebił się przez mętną wodę, oświetlając dalej położone obiekty. Zastanów się nad wersjami zasilanymi akumulatorem: mają często większą moc niż zasilane bateriami. Zastanów się też nad solidną latarką halogenową. Co prawda, halogeny zużywają więcej energii, ale nurkowanie rzadko trwa wiele godzin. Nie ma więc ryzyka, że źródło zasilania wyczerpie się przed wyjściem z wody. 2. Wodoszczelność. Im wyższa wodoszczelność w skali IPX, tym latarka będzie wytrzymalsza pod wodą. Model z numeracją 7 pozwoli na zanurzenie na pół godziny do głębokości mnie więcej metra. Jeśli potrzebujesz bardziej odpornej, wybierz ósemkę, która pozwala na nurkowanie przez nieograniczony czas do głębokości określonej przez producenta. Do nurkowania wybieraj produkty do tego przeznaczone. Zwykła latarka z gumowymi uszczelkami może zawieść w nieodpowiednim momencie, powodując zagrożenie dla ciebie i partnerów. Wybierając latarkę zgodnie ze swoimi potrzebami i dostosowując ją do warunków, w jakich będzie używana, sprawisz, że wolny czas spędzisz nie tylko bezpiecznie, ale i przyjemnie.
Wodoszczelne latarki: jakie do nurkowania, a jakie do trekkingu
Smoothie – koktajl ze zmiksowanych owoców. Najlepiej smakuje schłodzony. Często łączy się go z lodem lub jogurtem. Taki napój stanowi bombę witaminową. Polecany jest osobom dbającym o linię i wszystkim, którzy poszukują orzeźwienia w gorące dni. Smoothie dostępne jest w kawiarniach i restauracjach. Niestety za owocowy koktajl należy dość dużo zapłacić. Nawet do 20 złotych za porcję. To sporo, biorąc pod uwagę koszt wyprodukowania gęstego napoju z dodatkiem lodu. Lepszą opcją jest przyrządzenie smoothie samemu. Jak to zrobić? Blendery do owocowych koktajli Najprostszą opcją jest zmiksowanie owoców za pomocą blendera. Specjalna głowica sprawi, że truskawki, banan, ananas czy maliny zmienią się w mus. Mus ten nie będzie jednak tak przetworzony i tak gładki, jak w przypadku specjalnych maszyn, które w odpowiednim tempie, dokładnie stworzą ulubiony napój. Wracając jednak do blenderów – takie urządzenia to stosunkowo niewielki koszt. Oczywiście zależy od modelu, jaki wybierzemy, ale za kwotę około 100 złotych można kupić blender, który poradzi sobie z wrzuconymi do pojemnika owocami i zmiksuje je na gładką masę. Poszukując minusów tej metod przyrządzania, należy pamiętać, że proces przygotowywania napoju, od początku do końca spoczywa na nas. Inaczej rzecz ta wygląda w przypadku specjalnych maszyn. Maszyny do smoothie Uwielbienie do smoothie – pożywnych, gęstych i orzeźwiających koktajli, sprawiło, że na rynku pojawiły się specjalne maszyny. Znaleźć je można w sieci, pod hasłem: smoothie maker. One ograniczają ingerencję człowieka w powstanie napoju do wrzucenia do pojemnika wybranych owoców i kostek lodu. Resztę maszyna zrobi za nas, a ostateczny efekt będzie niebywale smakowity. Chłodny i pożywny mus po kilku minutach miksowania będzie gotowy do spożycia. Koszt takiego urządzenia oscyluje w granicach 150-200 złotych. Oczywiście urządzenie nie służy tylko do przygotowywania owocowych smoothie. Można w nim także przyrządzić warzywny koktajl lub mrożoną kawę. Akcesoria do smoothie Smoothie to stosunkowo gęsty koktajl, w którym miąższ owoców zmieszany jest z pochodzącym z nich sokiem. Koktajle najlepiej podawać w wysokich, pękatych szklankach. Żywe kolory smoothie będą wyglądać niezwykle zachęcająco. Koktajle najlepiej pić przez słomkę. Ponieważ są dość gęste, należy wybierać rurki nieco większe niż te tradycyjne. Szerokie i kolorowe będą doskonałym uzupełnieniem orzeźwiającego napoju. Ostatnio modne stały się szklane butelki, a nawet słoiki, do których przelewa się koktajle. To doskonała propozycja na organizowaną uroczystość w gronie znajomych lub rodziny. Przepisy na smoothie Ciężko mówić o konkretnych przepisach na smoothie, ponieważ ile osób tyle receptur. Każdy lubi coś innego i każdy ma różną fantazję, a smoothie smakuje doskonale w każdym wydaniu. Można pobawić się w kolory i przyrządzać koktajle tematyczne. Żółty stworzyć można przy pomocy bananów i ananasów. Do zielonego potrzebne będzie kiwi, winogrono oraz, dla odważnych, awokado. Czerwone powstanie, gdy to miksera wrzucimy truskawki, maliny oraz czerwone porzeczki. Pomarańcze i mango to także dobre zestawienieTo, jaki ostateczny smak i kolor będzie miało smoothie zależy tylko od nas. Smoothie jest na tyle gęste, że stworzyć można koktajl wielobarwny, w którym warstwy będą oddzielone od siebie. Koszt przygotowania gęstego musu nie jest wysoki. Warto kupować owoce już dojrzałe. Mają one intensywniejszy smak i często są dużo tańsze. Dobrym pomysłem jest wejście w bliższy kontakt z obsługą pobliskiego warzywniaka, która z chęcią odłoży dla nas nadmiernie dojrzałe owoce i sprzeda je w atrakcyjnej cenie. Zalet spożywania gęstego, składającego się w 100% z naturalnych składników koktajlu jest całe mnóstwo. Niewielka ilość kalorii, pożywność, doskonały smak, stosunkowo niski koszt oraz zaspokojenie głodu pomiędzy posiłkami. Wszystko to sprawia, że smoothie jest o niebo lepsze niż gotowe, przetworzone soki czy napoje i warto zainwestować w zakup specjalnego sprzętu, który usprawni przygotowywanie koktajli w domowym zaciszu. Czas przyrządzić napój! Smacznego
Smoothie na upalne dni. Maszyny do owocowych koktajli i przepisy na zdrowe napoje
Bruzdy na czole i kurze łapki w okolicach oczu to zmora wielu kobiet, które przekroczyły pewien wiek. Chociaż starzenie się to proces nieunikniony, istnieje wiele czynników, które go przyspieszają oraz wiele takich, które wpływają na jego opóźnienie. Skalpel to ostateczność! Zobacz, jak w prosty sposób możesz zahamować starzenie się skóry. Jak powstają zmarszczki? Czy wiesz, że pierwsze zmarszczki mogą pojawić się już po 25. roku życia? Na początku pojawiają się linie na czole, dookoła oczu i między nosem a ustami. Trudno temu przeciwdziałać, ponieważ najczęściej są one efektem ciągle powtarzanych grymasów mimicznych, stąd też nazwa: zmarszczki mimiczne. Wraz z wiekiem osłabieniu ulegają włókna kolagenu i elastyny, które odpowiadają za napięcie skóry. Toksyny i wolne rodniki nie tylko niszczą zdrowe włókna, ale też obniżają poziom witamin A, C i E oraz innych związków odpowiedzialnych za jędrność ciała. W efekcie skóra wiotczeje i pojawiają się na niej nieestetyczne bruzdy, czyli zmarszczki. Chociaż zmarszczki to nieodłączny element starzenia się, często same przyspieszamy proces ich powstawania. Wśród czynników, które przyczyniają się do powstawania niechcianych bruzd na twarzy, szyi i dekolcie, naukowcy na pierwszym miejscu wymieniają palenie papierosów. Jak się okazuje, ten zgubny nałóg nie tylko negatywnie wpływa na nasze zdrowie, ale i na cerę, która staje się szara i matowa. Również inne używki przyspieszają proces powstawania zmarszczek. Alkohol powoduje odwodnienie skóry. Wystarczy zobaczyć, jak wyglądamy po nocnym piciu trunków – rano twarz jest opuchnięta. Jeżeli pijemy często, wówczas skóra traci elastyczność, a ze względu na niskie nawilżenie pojawiają się deformacje. Kolejnym czynnikiem wpływającym na powstawanie zmarszczek jest zła dieta, a więc taka, która zawiera dużo węglowodanów i produktów o wysokim indeksie glikemicznym. Dochodzi do procesu nazywanego glikacją białek, który polega na tym, że cząsteczki cukru łączą się z proteinami (a więc również z kolagenem), co powoduje, że skóra sztywnieje, spada jej elastyczność, pojawiają się obrzęki, a to prosta droga do zmarszczek. Na ich pojawienie się wpływa nie tylko to, jak działamy na skórę od wewnątrz, ale i to, jak dbamy o nią zewnętrznie. Grzechem głównym jest niezmywanie makijażu. Wszelkie zanieczyszczenia na twarzy zatykają pory, co niszczy elastynę i kolagen. Dlatego zanim położysz się spać, zadbaj o dokładne oczyszczenie twarzy: najpierw dokładnie zmyj ją mleczkiem do demakijażu, a następnie umyj żelem. Jak „odmłodzić” twarz? Oprócz tego, że trzeba zrezygnować z używek i zadbać o odpowiednią dietę, warto zainwestować w dobre kosmetyki. Tajemnica ich działania tkwi w regularnym stosowaniu. Najważniejszy jest krem nawilżający, który powinno się stosować codziennie, rano i wieczorem, nakładając niewielką ilość na dwa palce i wmasowując w twarz, szczególną uwagę poświęcając okolicom oczu oraz tzw. strefie T (czoło, nos i broda). Warto też dwa razy dziennie nawilżać skórę szyi i dekoltu. Regularnie powinno się używać również kremów z filtrem UV, które spowalniają proces starzenia się skóry związany z ekspozycją na promieniowanie słoneczne. Zwracaj uwagę na oznaczenia kosmetyków i wybieraj te, które są dostosowane do twojego wieku i mają działanie przeciwzmarszczkowe. Dotyczy to także kosmetyków kolorowych. Podkład liftingujący powinien zawierać silikon, który nie tylko doskonale nawilża i wygładza skórę, ale również maskuje bruzdy, które już powstały i je wyrównuje. Pożądany w składzie jest kwas hialuronowy, który pozostawia skórę gładką i miękką w dotyku. Niektóre fluidy zawierają cząsteczki złota, które dodatkowo optycznie wygładzają powierzchnię skóry. Makijaż powinien być delikatny i uzupełniać skórę. Używaj naturalnych, matowych i neutralnych kolorów zamiast jasnych i błyszczących, które niepotrzebnie mogą wyeksponować niedoskonałości twojej cery.
Jak uzyskać efekt liftingu bez skalpela i nie zbankrutować?
Własny warzywniak na balkonie? Czemu nie! Wystarczy kupić kilka większych doniczek i posadzić w nich rośliny, by po kilku tygodniach mieć własną cukinię, szczypiorek czy pomidory. Nie każdy z nas ma przydomowy ogródek, w którym można uprawiać owoce i warzywa. Na szczęście niektóre z nich można też sadzić w doniczkach i na balkonie lub tarasie zaaranżować własny warzywniak. Niektóre zioła i przyprawy możemy hodować w mieszkaniu na parapecie przez cały rok, dzięki czemu zawsze mamy pod ręką listek świeżej bazylii czy mięty pieprzowej. Z nastaniem lata możemy powiększyć swoje domowe uprawy o większe rośliny, takie jak pomidory, sałata czy ogórki. Wybieramy doniczki Nie wszystkie rośliny nadają się do sadzenia w doniczkach. Najlepsze są takie, które nie wytwarzają zbyt wielkiego systemu korzeniowego. Należą do nich między innymi ogórki, cukinie, pomidorki drobnoowocowe, sałaty, rukola, fasola, papryka, bób, cebula dymka i pietruszka. W jakich donicach najlepiej sadzić warzywa? Przede wszystkim w dość sporych. Minimalna średnica doniczki na pomidory to 30–40 cm, a głębokość – co najmniej 20 cm. To, czy zdecydujemy się na doniczki plastikowe, czy ceramiczne, zależy od naszych upodobań. I w jednych, i w drugich odpowiednio pielęgnowane warzywa będą rosły i dojrzewały. Ziemia musi być żyzna box:offerCarousel W dnie donicy musi być otwór, aby korzenie roślin nie gniły od nadmiaru wody. Na spód najpierw sypiemy żwirek lub grys, a dopiero potem ziemię. Możemy kupić gotowe podłoże do uprawy warzyw. Opakowanie o pojemności 15 l podłoża do pomidorów i innych warzyw firmy Compo Bio kosztuje ok. 20 zł. Ale są też tańsze, na przykład za 5 l ziemi uniwersalnej Planta zapłacimy zaledwie 3 zł. Wybierając ziemię pod rośliny, zwróćmy uwagę na to, czy jest wystarczająco bogata w składniki odżywcze – na innej warzywa po prostu nie urosną. W doniczkach nie wolno też umieszczać zbyt wielu roślin naraz, bo będą rywalizowały o wodę i minerały. Sadzonki większych roślin, na przykład pomidorów, sadzimy w doniczkach pojedynczo. Mniejsze rośliny, na przykład cebulkę dymkę czy sałatę, możemy siać czy sadzić w podłużnych donicach, imitując układ na grządce. Nawozimy, podlewamy box:offerCarousel Aby warzywa w doniczkach osiągały odpowiednią wielkość i dojrzewały, muszą być odpowiednio nawożone i podlewane. Sprawę regularnego podlewania w pewnym stopniu załatwia hydrożel, zazwyczaj stosowany w doniczkach z roślinami ozdobnymi. Preparat magazynuje wodę, a w momentach jej niedoboru oddaje ją roślinom. Należy wymieszać go z ziemią, a będzie stanowił zabezpieczenie na czas naszej nieobecności w domu albo zwykłego zapominalstwa. Regularne nawożenie gwarantuje odpowiedni wzrost roślinom. Z nawozów najlepiej wybierać najbardziej naturalne, możemy dobrać też odpowiedni nawóz do gatunku rośliny (są specjalne nawozy do pomidorów, ogórków itp.) albo nawóz uniwersalny do warzyw. Warto pamiętać o dokładnym stosowaniu się do zaleceń producenta na opakowaniu, bo łatwo przedobrzyć i całkiem zniszczyć uprawę. Smaczne i efektowne Pomidor doniczkowy to specjalna odmiana tego smacznego warzywa, przewidziana do uprawy w doniczkach. Sadzonki zwykłych pomidorów są z reguły zbyt duże i zbyt wymagające na uprawę doniczkową. Za to wśród pomidorów karłowych możemy spotkać odmiany bardzo efektowne, na przykład o owocach w kolorze żółtym, pomarańczowym czy też kształtem przypominające gruszkę. Takie kolorowe pomidorki są nie tylko pyszne, ale też stanowią przepiękną ozdobę balkonu. Pomidory drobnoowocowe są coraz bardziej popularne, bo mają bardziej wyrazisty smak i więcej witamin, a dzięki niewielkim rozmiarom nadają się również do dekorowania potraw i konserwowania w całości. Ich zaletą jest również mniejsza podatność na choroby roślin, np. na zarazę ziemniaczaną. box:offerCarousel A może owoce? Ostatnio hitem upraw balkonowych i tarasowych jest specjalna odmiana truskawek, która kwitnie i owocuje niemal przez cały rok. Truskawka pnąca, posadzona w skrzynkach balkonowych, tworzy piękne, zielone kaskady liści, ozdobione na przemian białymi kwiatami i czerwonymi owocami. Może się piąć lub zwisać, w zależności od tego, gdzie zostanie posadzona. Idealnie pnie się po pergolach i drabinkach i jest rośliną wieloletnią. Niektóre odmiany są skrzyżowaniem truskawki z poziomką, i tak też się nazywają. Jedna sadzonka kosztuje średnio ok. 3 zł. Ogródek warzywny – zamiast w pojedynczych doniczkach – możemy też założyć w dużych drewnianych skrzyniach, ustawionych na tarasie lub balkonie. Drewnianą skrzynię wykładamy czarną folią, a na dno sypiemy żwirek lub keramzyt. Uprawa warzyw w skrzyni przypomina tę na zwykłej grządce, jednak musimy uważać, by nie przelać lub nie przesuszyć roślin – niestety, w zamkniętych pojemnikach nigdy nie będzie takiej cyrkulacji wody i powietrza jak w ogrodzie.
Warzywa do uprawiania w doniczkach
Boazeria wydaje się być reliktem minionej epoki, gdy przedpokoje wykładane drewnianymi listwami wyglądały niczym wnętrza fińskiej chatki. Tymczasem jest to coś więcej niż lakierowane drewno położone na całej wysokości ściany. Przykładem jest boazeria angielska, która nadaje mieszkaniu elegancki charakter. Angielska boazeria Początki boazerii angielskiej sięgają XVII wieku, kiedy stosowano ją w celu ocieplenia budynków. Dziś znamy lepsze metody zabezpieczenia domów przed zimnem, a angielska boazeria stała się elementem dekoracyjnym. Czym właściwie jest taka boazeria? Są to zazwyczaj około metrowej wysokości płyty wykonane z drewna dębowego lub MDF, które zostały ozdobione rozmaitymi frezami. Najbardziej klasycznym wzorem są prostokąty. Montuje się je do ścian. Niewątpliwą zaletą angielskiej boazerii jest łatwość utrzymania jej w czystości. Jest ona bowiem zabezpieczona lakierem, wystarczy ją zatem przecierać wilgotną szmatką, by była w dobrym stanie. Boazeria angielska może występować w dowolnym kolorze, najpopularniejszy jest biały, może także mieć naturalny kolor drewna. Zakończona jest listwą wieńczącą, która nadaje jej dodatkowej elegancji. Gdzie ją stosować? Boazerię angielską, ze względu na jej użyteczność, najczęściej stosuje się w przedpokojach, holach, korytarzach, ale także przy schodach. Znajduje zastosowanie wszędzie tam, gdzie ściany są narażone na większe niż zwykle zabrudzenie. Nie w każdym domu będzie jednak wyglądała równie dobrze. Najlepiej łączy się ze stylem tradycyjnym, retro. W nowoczesnym domu takie rozwiązanie będzie wyglądało jak wybrane przypadkowo. Boazeria angielska nadaje bowiem pomieszczeniom ciepło, pewien szyk i elegancję. Wymaga też pewnej konsekwencji. Białe panele boazerii powinny się łączyć z drzwiami w tym samym kolorze, a w przypadku schodów – współgrać z ich odcieniem. Boazerię angielską można stosować również w takich pomieszczeniach, jak kuchnia czy łazienka. Oczywiście nie powinna ona być narażona na bezpośredni kontakt z wodą, jednak odpowiednio zabezpieczona może ozdabiać ściany. Trzeba też pamiętać, że angielska boazeria wymaga bardzo prostych ścian. Oczywiście ich nierówności można lekko zakamuflować przez listwę wieńczącą, ale krzywe powierzchnie sprawią, że będzie miejscami tworzyła nieestetyczne szpary, a czasem jej położenie będzie niemożliwe. Montaż Ułożenie boazerii nie jest trudne. Najważniejsze jest odpowiednie przymocowanie jej za pomocą listwy przypodłogowej. Sam panel możemy przykleić do ściany lub przybić gwoździami. Górną część panelu wieńczy listwa ozdobna. Jeśli decydujemy się na samodzielne malowanie paneli, powinniśmy to zrobić zanim rozpoczniemy montaż. Cena boazerii angielskiej to od około 350 zł za m2 za panel z płyty MDF do 450 zł za m2 za panel drewniany. Do ceny trzeba doliczyć listwy przypodłogowe i montaż, jeśli nie będziemy wykonywać go samodzielnie. Choć tego typu boazeria może się kojarzyć z luksusem angielskich rezydencji, to wraca ona do łask i święci triumfy zarówno w dużych domach, jak i w zupełnie małych mieszkaniach, nadając im styl, ciepło i rozświetlając je jasnym kolorem. Taka ozdoba jest nie tylko niezwykle oryginalna i przyciągająca wzrok, ale też bardzo funkcjonalna.
Boazeria angielska – hit czy kit?
Czy nowy serial Netflixa, „The Crown”, opowiadający o objęciu tronu przez Elżbietę II pochłonął cię bez reszty? Piękne stroje, dystyngowany brytyjski akcent i zakulisowe intrygi sprawiły, że dzieje brytyjskiej rodziny królewskiej wzbudziły twoje zainteresowanie? Oto 5 książek, dzięki którym odkryjesz sekrety Windsorów! „Prawdziwa królowa. Elżbieta II, jakiej nie znamy” Andrew Marr Jaka jest naprawdę Elżbieta II? Tego nie wie nikt poza najbliższym kręgiem brytyjskiej rodziny królewskiej, ale próby odpowiedzi na to pytanie podjął się Andrew Marr – brytyjski dziennikarz polityczny. Publiczny wizerunek królowej to postać dystyngowana i pełna rezerwy, tymczasem okazuje się, że prywatnie Elżbieta jest zabawna, a nawet złośliwa w swoim parodiowaniu znajomych. Najdłużej panująca monarchini jest tytanem pracy i osobą wysoce odpowiedzialną – jak przeżyła rodzinne skandale, na temat których nigdy nie powiedziała ani słowa? W książce „Prawdziwa królowa. Elżbieta II, jakiej nie znamy” autor stara się odkryć jej prawdziwe oblicze, a przy okazji serwuje czytelnikowi szereg informacji dotyczących jej krewnych i bliskich. „Tajemnice Windsorów” Marek Rybarczyk „Tajemnice Windsorów” to książka o grzeszkach członków brytyjskiej rodziny królewskiej napisana z przymrużeniem oka. Marek Rybarczyk, wieloletni dziennikarz radia BBC, bierze pod lupę rodzinę Windsorów i odkrywa przed czytelnikami ich tajemnice. Autor opisuje ekscesy królowej Wiktorii, skandale z udziałem jej syna Edwarda VII oraz romans Edwarda VIII z Wallis Simpson, który zakończył się ślubem i abdykacją. Nie brak także anegdot o współczesnych Windsorach, np. księciu Karolu, którego odstające uszy (nazywane prześmiewczo „płetwami”) przylepiano taśmą do szyi przed rozpoczęciem sesji zdjęciowej. „Diana. W pogoni za miłością” Andrew Morton Żaden z członków brytyjskiej rodziny królewskiej nie wzbudzał chyba tak wielkich emocji jak księżna Diana. Nieszczęśliwa żona księcia Karola po rozwodzie poświęciła się pracy charytatywnej, zyskując przydomek „królowej ludzkich serc”. Andrew Morton, zaufany biograf Diany, w książce „Diana. W pogoni za miłością” opisuje ostatnie 5 lat jej życia. Autor nie przedstawia jednak księżnej jako nieskazitelnego ideału, ale również jako kobietę, która nie stroniła od manipulacji i intryg. Okazuje się, że wybory Diany – podyktowane depresją, poczuciem rozpaczy i pragnieniem prawdziwej miłości – miały ogromny wpływ na losy monarchii brytyjskiej, przyczyniając się do zmian jej sztywnych reguł. „Książę Karol. Serce króla” Catherine Mayer Książę Walii to postać bardzo często demonizowana ze względu na jego długoletni, pozamałżeński romans z Camillą Parker Bowles (dzisiejszą księżną Kornwalii) i tragiczną śmierć jego pierwszej żony, księżnej Diany. Catherine Mayer próbuje nakreślić prawdziwy portret następcy tronu poprzez rozmowy z jego przyjaciółmi, przeciwnikami, pracownikami pałacu, a także z nim samym. „Książę Karol” to książka, dzięki której poznasz nieznane dotąd oblicza: Karola ojca, przyjaciela, męża stanu i filantropa. „Wiktoria” Daisy Goodwin Jeśli nie przepadasz za typowym stylem książek biograficznych, sięgnij po zbeletryzowaną biografię królowej Wiktorii autorstwa Daisy Goodwin. Autorka umiejętnie przeplata fakty historyczne z fantazją, rysując niezwykły portret młodej królowej. Świetna powieść historyczna zdobyła serca czytelników na całym świecie, a jej autorka napisała także scenariusz serialu telewizyjnego o losach Wiktorii, który emitowany jest już w Polsce. Jeśli chcesz poznać szczegóły okoliczności wstąpienia Wiktorii na tron, jej małżeństwa i kryzysów, z którymi musiała radzić sobie jako królowa, sięgnij po książkę Daisy Goodwin. Przeczytaj pełną recenzję książki Daisy Goodwin „Wiktoria”. Brytyjska rodzina królewska, jak każda dynastia, której przypadły władza i pieniądze, nie stroniła od skandali, a jednocześnie rzadko wypowiadała się na ich temat publicznie. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o sekretach Windsorów i ich przodków, przeczytaj jedną z powyższych pozycji.
W klimacie „The Crown”, czyli książki o sekretach brytyjskiej rodziny królewskiej
Zjawisko gradobicia szczególnie w okresie letnim po dużych upałach jest już czymś normalnym i raczej nikogo nie zaskakuje. Często jednak może zdarzyć się tak, że spotka nas niespodziewanie w trasie, co stanowi zagrożenie uszkodzenia naszego auta. Co zrobić jeśli kawałki gradu uszkodzą karoserię naszego auta? Czy wizyta w zakładzie blacharskim jest koniecznością? Oto kilka wskazówek jak można spróbować sobie poradzić z uszkodzeniami spowodowanymi opadami gradu. Tanio a dobrze, bez zakładu blacharskiego Opady gradu mogą zaskoczyć nas w zasadzie w każdej chwili czy to w trasie czy na parkingu, czy nawet na podwórku przed domem. Opad taki trwa zaledwie kilka minut, jednak szkoda powstała w jego skutek może poważnie „pociągnąć nas po kieszeni”. Bardzo często nie jesteśmy w stanie ukryć samochodu czy to do garażu czy zjechać gdzieś pod dach np. na stację benzynową. Warto więc pomyśleć na początek o ubezpieczeniu się na skutek uszkodzeń związanych z gradobiciem. Szczególnie warto to zrobić jeśli dysponujemy nowym autem. Raczej nikt z nas nie chce przeżywać koszmaru związanego z wizyta u blacharza. Najprostszą czynnością jaką jesteśmy w stanie zrobić sami po opadzie lodowych kul na nasze auto jest zaszpachlowanie wgnieceń i ponowne położenie warstwy lakieru na elementy nadwozia. W zakładzie na pewno będziemy musieli zapłacić kilkaset złotych za każdy taki element, a jeśli ucierpi dach naszego samochodu wówczas koszty wzrosną jeszcze bardziej. Jeśli decydujemy się na szpachlowanie i lakierowanie to trzeba pamiętać, że wartość naszego auta na pewno pójdzie w dół. Jeśli zamierzaliśmy w niedługim czasie sprzedać auto, to musimy liczyć się z tym, że potencjalny nabywca na pewno będzie chciał zmierzyć poziom lakieru na całym aucie. Jeśli tego lakieru będzie zbyt wiele wówczas potencjalny kupiec może pomyśleć o tym, że auto po prostu pochodzi z wypadku. A może bez szpachli i lakieru? Wyciągając wnioski z tego co zostało napisane wyżej wychodzi na to, że idealnie byłoby przywrócić stan i wygląd auta sprzed ataku gradowych kul bez konieczności szpachlowania i lakierowania elementów. Czy jest to jednak możliwe? Nowinki technologiczne dotarły także do branży motoryzacyjnej. Istnieje szansa, że obejdziemy się bez blacharza ale musi być spełniony pewien warunek. Musimy mieć po prostu „szczęście w nieszczęściu” czyli jeśli kula gradowa wgniotła blachę ale lakier dobrze do niej przylega i nie odchodzi od niej to wówczas można zastosować technologię bez lakierowania. Ponadto auto nie może być wcześniej w tych samych elementach szpachlowane. Naprawy dokonuje się przy użyciu specjalnych zestawów do napraw klejowych wgnieceń. W miejscu uszkodzonym przez kawałek gradu nakleja się w wysokiej temperaturze specjalny grzybek, który umożliwia wyciągnięcie wgniecenia. Jeśli tych wgnieceń jest duża ilość można udać się do specjalisty. Ta metoda jest tańsza niż tradycyjne szpachlowanie i lakierowanie, tylko w przypadku małej ilości wgnieceń. Jeśli ich liczba jest duża wówczas koszty obu meto mogą się do siebie zbliżyć. Metoda ta również może okazać się nieskuteczna jeśli wgniecenie jest stosunkowo głębokie. Wówczas odwzorowanie układu blachy sprzed usterki może być niezwykle trudne. Jeśli już nakleiliśmy grzybek, wówczas czekamy aż klej wystygnie. Dalej w naszym zestawie szukamy urządzenia, które pozwoli „wyciągnąć” wgniecenie. Niestety jeśli wcześniej nasz uszkodzony element był już szpachlowany i lakierowany wówczas musimy zdecydować się na wizytę w zakładzie blacharsko-lakierniczym. Możemy oczywiście jeździć takim autem ale traci ono walory estetyczne. Trzeba zwrócić uwagę, że w miejscach gdzie lakier został uszkodzony może pojawić się niestety rdza. Warto więc zrobić auto raz a dobrze. Trzeba pamiętać, że położenie lakieru jest procesem, który wymaga uwagi specjalisty oraz czasu. Dodatkowo na pewno będzie nas trochę kosztować. Lepiej zapobiegać niż leczyć także warto pomyśleć o odpowiednim ubezpieczeniu od szkód związanych z opadami gradu. W innych krajach Europy Zachodniej jest ono bardzo popularne, np. w Niemczech, dlatego warto zaczerpnąć wzorce właśnie od naszych zachodnich sąsiadów.
W jaki sposób usunąć wgniecenia po gradzie z samochodu
Jednym ze sposobów na uzyskanie ciekawego i oryginalnego wystroju wnętrza są tapety, które od niedawna znów cieszą się popularnością. Ozdobione tak ściany nabierają charakteru, a wnętrza z taką dekoracją są ciekawe i stylowe. Tapeta do niedawna kojarzyła się głównie z koszmarem zdrapywania jej podczas remontu. Teraz jednak wraca do łask, bo potrafi całkowicie odmienić wnętrze, nadać mu charakter i styl. Tapeta sprawia, że możemy cieszyć się wzorami i dekoracjami, których ręczne namalowanie byłoby niemożliwe albo trwałoby w nieskończoność. Oto najmodniejsze tapety do twojego domu! Tapety z motywem roślinnym Ten motyw był niezwykle popularnym trendem dekoracyjnym w całym 2017 roku i nic nie zapowiada, by w przyszłym roku miał przestać cieszyć się uznaniem. Wiele osób decyduje się na żywe rośliny, które mają wprowadzić do domu nieco świeżości i egzotyki, ale dlaczego nie pójść o krok dalej i nie pokryć ściany tapetą w roślinny wzór? Zielone i liściaste nadruki są idealne, aby tchnąć w pomieszczenie nieco świeżości. Ponieważ kolory ziemi nie wychodzą z mody, ciemnozielone lub oliwkowe tapety, które stanowią tło dla beżowych lub brązowych mebli i dywanów, sprawią, że twój salon lub sypialnia będą pięknie wyglądać. Wybierz palmy, paprocie lub tropikalny druk, aby dodać wnętrzu koloru i egzotyki. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin Różowe tapety Trend na różowe złoto z 2016 roku ewoluował w tegoroczny millennial pink. Wygląda więc na to, że róż na razie ma się całkiem dobrze i nie zamierza odchodzić do lamusa. To oznacza, że pastelowe, stonowane odcienie tego koloru pozostają dostępne dla tych, którzy chcą nadążyć za trendami. Jeśli chodzi o tapetę, wybierz subtelne, popielate lub jasnoróżowe motywy, które będą efektowną ozdobą pomieszczenia, ale zbytnio go nie obciążą. Jeśli uważasz, że cała ściana w odcieniu różowego to dla ciebie za dużo, wytapetuj w ten sposób tylko jej kawałek lub mniejszą ścianę funkcyjną, np. tę wokół okna. Realistyczne fototapety W ostatnich latach obserwujemy ogromny wzrost popularności, opartych na naturalnych materiałach, motywów przemysłowych i industrialnych, które pojawiają się w całym domu – szczególnie na ścianach. Od wyeksponowanych cegieł, po łupki, dachówki, a nawet ściany z drewna. Jak osiągnąć realistyczny efekt bez potrzeby skuwania tynku? Instalowanie drewnianych, metalowych lub kamiennych płyt i paneli może być kosztownym i bardzo czasochłonnym zajęciem. Z pomocą przychodzą realistyczne fototapety. Taka tapeta daje efekt wykorzystania naturalnych materiałów praktycznie bez żadnego wysiłku, a na rynku dostępny jest szeroki wachlarz realistycznych projektów i wzorów, dzięki czemu bez kłopotu znajdziesz coś, co trafi w twój gust. Łupkowe, kamienne i ceglane projekty tapet idealnie nadają się do dodania pomieszczeniu głębi i charakteru. Coraz popularniejsze stają się też tapety z motywem drewna, egzotycznego lasu a nawet… zapełnionych książkami półek rodem ze starej biblioteki. Ten sposób na ozdobienie ściany możesz wykorzystać właściwie w każdym pomieszczeniu – od salonu, sypialni i jadalni, aż po kuchnię i łazienkę (choć do tych pomieszczeń najlepiej wybrać tapety odporne na działanie wilgoci i wysokich temperatur). box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin Metaliczne tapety Połyskujące metale to prosty sposób na wprowadzenie trochę luksusu i ekstrawagancji do pomieszczenia. Ogromną popularnością cieszą się teraz szczególnie tapety imitujące miedź i mosiądz, tworzące niezwykle elegancki efekt nawet na niewielkiej powierzchni. Wybierz modną złotą tapetę z ciepłymi tonami, które rozjaśnią pokój i dodadzą mu ciepła. Nowoczesne tapety mogą nie tylko kryć niedoskonałości ściany, ale również być wyjątkową i stylową ozdobą wnętrza. Dobrze więc zastanów się nad rodzajem, wzorem i paletą kolorystyczną wybranej przez ciebie tapety, by mogła cieszyć ciebie i domowników przez długi czas. Przeczytaj również: Jak kłaść tapety? Te porady ułatwią ci życie
Ściana jak obraz – najmodniejsze tapety do twojego domu
Po zimie zawsze mamy ochotę na zmiany. Uwalniamy się spod wielu warstw grubych ubrań i możemy poczuć się bardziej swobodnie i kobieco. Jednak na zwiewne letnie sukienki i szorty jeszcze trochę za wcześnie. Co na siebie założyć, jeśli znudził nam się nasz wiosenny płaszcz czy kurtka? Teraz jest czas, żeby na pierwszy plan wyszły swetry! Każda z nas ma w szafie co najmniej kilka swetrów, na pewno więcej niż płaszczy, a teraz można je często upolować w naprawdę okazyjnych cenach. Dlaczego więc nie dać im szansy i nie ponosić wiosną zamiast trenczu? Klasycznie, jak płaszcz Swetry znajdziemy w naprawdę wszystkich kolorach, wzorach i fasonach jakie przyjdą nam do głowy. Jednymi z najbardziej popularnych są swetry do połowy uda lub kolan, zapinane na guziki lub przewiązywane w pasie – bardzo przypominające klasyczne płaszcze. Możemy wybrać takie z płytkim dekoltem w łódkę, większym – w szpic lub z klapami, wszystko zależy od tego, co chcemy założyć pod spód. Sweter może grać pierwsze skrzypce w stylizacji, może mieć ciekawy deseń, splot lub kolor, albo być bardzo włochaty. Dobrze, żeby pozostałe elementy garderoby z nim nie konkurowały. Możemy też zdecydować się na model w stonowanym kolorze, który będzie świetnym tłem dla przykuwającego wzrok nakrycia głowy, odjazdowej torebki czy niezwykłych butów. Narzutka i poncho Od jakiegoś czasu do mody wróciły różnego rodzaju narzutki i peleryny. Latem były zrobione z cienkiego materiału, często w azteckie i indiańskie wzory, a zimą pojawiły się w swetrowej odsłonie. Nieraz nosiłyśmy je na płaszcz czy kurtkę jako kolejna warstwa chroniąca przed chłodem. Teraz świetnie sprawdzą się z lżejszymi ubraniami. Te modele często są wykonane z naprawdę dobrej jakości materiałów – z powodzeniem można je założyć do pracy czy na ważne wyjście i zestawić z elegancką sukienką czy marynarką i butami. Dobrze będą wyglądać z bardziej efektownymi dodatkami, np. kapeluszem czy długimi rękawiczkami. Można je spiąć efektowną biżuterią. Te fasony swetrów świetnie będą pasowały do bardzo modnych dodatków inspirowanych stylem indiańskim – butów i torebek z frędzlami, biżuterii z piór. Sweter oversize – absolutny hit Żeby być naprawdę modnymi tej wiosny, powinnyśmy wybrać sweter oversize, który dodaje nonszalancji i sprawdzi się w każdej sytuacji. Nosimy go zarówno do jeansów i T-shirtów, jak i do wszelkiej długości spódnic. Bardzo kobiece jest zestawienie grubego swetra i kozaków z letnią, zwiewną sukienką i gołymi nogami. Takie mieszanie ubrań z różnych pór roku jest bardzo trendy, więc jeśli będziemy chciały założyć duży, gruby sweter do szortów i bokserki – śmiało. Gdy zajdzie taka potrzeba możemy spiąć go paskiem do spodni. Obszerny „wierzch” zawsze będzie świetnie wyglądał z dopasowanym spodem i modną dużą torbą. Im większy sweter, dłuższe rękawy tym lepiej, dzięki temu będziemy wyglądać na drobniejsze i bardziej dziewczęce. A wieczorem, kiedy zrobi się chłodniej owiniemy się nim jak ulubionym kocem. Taki sweter sprawdza się także świetnie w sportowych stylizacjach. Nawet, gdy wybieramy się na siłownię możemy dodać sobie nieco kobiecości i przełamać sportowy look. Sportowa kurtka jest w takim wypadku bardzo oczywista i jednoznaczna, a klasyczny płaszcz jednak wyraźnie nie pasuje. Duży sweter nadaje sportowej stylizacji lekkości, pokazuje, że nie traktujemy siebie tak bardzo serio. Jednak za chłodno Kiedy zdarzy się chłodniejszy dzień i sweter zamiast płaszcza okaże się zbyt przewiewny, możemy śmiało założyć na niego kamizelkę. To też jeden z gorących trendów tej wiosny. W zależności od stylizacji wybieramy bardziej sportową wersję lub elegancką. Do grubego swetra świetnie pasują kamizelki futrzane – nadal jest wygodnie, ale trochę bardziej glamour. Jeśli natomiast potrzebujemy eleganckiego lub biznesowego looku, to zdecydujmy się na bezrękawnik o kroju płaszcza do tego buty na obcasie i możemy śmiało iść na spotkanie z klientem czy do filharmonii. Tu zadowolone będą zarówno miłośniczki klasycznego trenczu, zwolenniczki minimalizmu jak i poszukujące czegoś szalonego – wybór kamizelek jest ogromny. Jeśli na kamizelkę za zimno, to śmiało możemy założyć na długi sweter skórzaną ramoneskę, ta kurtka wygląda dobrze chyba w absolutnie każdym zestawieniu. Wiosna to czas nowej energii i odważnych pomysłów, a nic tak nie dodaje powera jak zmiany w wyglądzie. Nie bójmy się eksperymentować, mieszajmy style i ubrania z różnych pór roku. Wszystkie chwyty dozwolone.
Grube kardigany – alternatywa dla płaszcza na wiosnę
Jak powinien wyglądać nasz wielkanocny stół? Zanim zaczniemy go nakrywać, zastanówmy się nad wyborem jednego z dwóch najbardziej modnych stylów. Czy stawiamy na prostotę, czy wolimy rodzime wiejskie klimaty? Aby święta upłynęły w przyjemnej, rodzinnej atmosferze, należy zatroszczyć się również o ich piękną oprawę – m.in. o wyjątkowe dekoracje, które podkreślą magię tego wyjątkowego wydarzenia. Zabierając się za wystrój stołu, pamiętajmy, że Wielkanoc kojarzy się nie tylko ze świętem kościelnym, ale również z wiosną. Prócz tradycyjnych świątecznych symboli – zajączków, kurczaczków i pisanek – nie może zabraknąć typowych dla tej pory roku akcentów – roślin ciętych i doniczkowych, które wprowadzą do domu przyjemny zapach żywych kwiatów. Minimalistyczny stół wielkanocny Jeśli dom masz urządzony nowocześnie, również twój stół powinien być udekorowany w stylu minimalistycznym. Tylko wtedy zachowasz harmonię. Nie ma miejsca na przesadne dekoracje i bogactwo kolorów. Zgodnie z najnowszymi designerskimi trendami wszystko ma być w tonacji biało-czarnej lub też w królujących w tym sezonie kolorach ziemi. Prócz tego ma się pojawić naturalne drewno, lniane materiały i jasne, stonowane, często pastelowe kolory. Mogą być połączone z modną w tym sezonie zielenią w odcieniu Greenery, która doda wnętrzu wiosennej świeżości. Na stole powinna się pojawić prosta w formie i nowoczesna biała zastawa i szkło – kieliszki i szklanki. Zainwestuj w ceramikę ozdobioną geometrycznymi wariacjami. Postaw na wazę z podgrzewaczem o designerskim kształcie, dzięki której żurek będzie ciepły przez całe wielkanocne śniadanie. Nie zapomnij o kieliszkach do jajek. Możesz wybrać minimalistyczne, kwadratowe lub okrągłe, porcelanowe talerzyki na jajko. Niezbędne będą też patery na ciasto – szklane, dwu- lub trzypoziomowe. Dekoracji stołu dopełnią doniczki z rzeżuchą lub świeżymi ziołami oraz białe, biało-czarne lub pastelowe ceramiczne pisanki, zajączki czy kurczaczki. box:offerCarousel Stół w stylu rustykalnym box:offerCarousel Styl rustykalny, obok minimalistycznego, jest obecnie najchętniej wybieranym typem świątecznej dekoracji. Kojarzy się ze swojskością i folklorem, wakacjami spędzanymi u babci na wsi i wesołą, ciepłą atmosferą. Idealnie sprawdzi się w większości domów, w których stawia się na tradycję i wnętrza urządzone z duszą. Charakteryzuje go zamiłowanie do natury i rękodzieła. Także do przedmiotów, na których czas odcisnął swoje piętno. Można więc śmiało wyciągnąć stare, rodzinne naczynia. Jeśli takich nie mamy, możemy kupić tradycyjną wazę na zupę lub nowy kwiatowy serwis w stylu angielskim. Doskonale będą się prezentowały błękitne, fioletowe, zielone czy żółte dodatki. Na rustykalnie udekorowanym stole obowiązkowo musi się pojawić drewno – najlepiej surowe – a także inne naturalne materiały, jak rattan, pióra, gałęzie, sznurek, a nawet słoma. Można więc zaopatrzyć się w drewniane kieliszki na jajka i imitujące naturalne ptasie gniazda wiklinowe koszyczki. Pięknie będą się też prezentowały doniczki z terakoty lub w lnianych osłonkach. Na stole niech zagości obrus – koronkowy, haftowany lub przyozdobiony wielkanocnymi wzorami. Jeśli jednak masz drewniany stół, nie musisz zasłaniać go serwetą. Wystarczy prosty bieżnik lniany – biały, żółty, zielony lub szary, ozdobiony haftami, ażurami, podkreślający urodę stołu. Do tego wazon na cięte kwiaty i tradycyjne świąteczne dekoracje. Najlepiej wykonane ręcznie. Wśród nich wielokolorowe kraszanki lub żółte kurczaczki, baranki i zajączki. Stół rustykalny czy minimalistyczny? Wybór należy do ciebie. Na którykolwiek się zdecydujesz, pamiętaj o przemyślanym zakupie niezbędnych przedmiotów. Nic nie powinno być przypadkowe, tylko utrzymane z zachowaniem jednego stylu. Jego dopełnieniem niech będą tradycyjne, pyszne posiłki, przyrządzone oczywiście według najlepszych staropolskich receptur.
Wielkanocny stół 2017 – w stylu rustykalnym czy minimalistycznym?
Woda, choć jest nam niezbędna do życia, rzadko kiedy uchodzi za ulubiony napój. Szczególnie trudno przekonać do niej dzieci, ale i dorośli częściej wolą sięgać po mniej zdrowe alternatywy. Podpowiadamy, jak przygotować pyszną i orzeźwiającą wodę smakową o oryginalnym smaku. Latem lubimy sięgać po orzeźwiające, słodkie napoje. Niestety, większość z nich składa się głównie z cukru, a zdrowych składników jest tam jak na lekarstwo. Mimo to przetworzonymi sokami i napojami gazowanymi często zastępujemy ten najprostszy i najważniejszy dla naszego zdrowia płyn – wodę. Na szczęście łatwo możemy przygotować zdrowszą alternatywę sami. Co ciekawe, taki domowy napój wcale nie musi mieć wyłącznie smaku owoców. Sprawdźcie, co jeszcze można wykorzystać do przyrządzenia wody smakowej własnej roboty! Dlaczego warto regularnie pić wodę? Woda to najważniejszy składnik naszego organizmu, niezbędny dla jego prawidłowego funkcjonowania i rozwoju. Nic więc dziwnego, że lekarze zalecają, by dorosły człowiek codziennie pił przynajmniej 2 litry wody (nie licząc innych napojów jak kawa, herbata czy soki). Osoby aktywne fizycznie powinny zaś nawet podwoić tę liczbę! To szczególnie istotne wiosną i latem, gdy rośnie temperatura i wzrasta ryzyko odwodnienia. Woda ma właściwości ochładzające i pozwala nam lepiej znosić letnie upały. Woda ma za zadanie rozpuszczać i usuwać z organizmu powstałe podczas przemiany materii produkty. Pomaga również transportować niezbędne nam składniki odżywcze, a komórki są dzięki niej odżywione. Woda reguluje również temperaturę ciała i umożliwia ruchliwość stawów. Co więcej, regularne picie wody sprawia, że lepiej się czujemy i wyglądamy. Nawilżona od środka skóra staje się miększa, gładsza i bardziej jędrna, a włosy są mocniejsze i mniej łamliwe. Dodatkowym, miłym „efektem ubocznym” picia dużych ilości wody jest spadek wagi – wypełniony wodą żołądek nie potrzebuje już tyle jedzenia, a my chudniemy! box:offerCarousel Gotowa a domowa woda smakowa – czemu warto wybrać tę drugą? Choć może wydawać się, że kupno gotowej wody o owocowym smaku to zdrowsze rozwiązanie niż wypicie słodkiego gazowanego napoju albo mrożonej herbaty, to okazuje się, że wcale nie jest to takie oczywiste. Wystarczy tylko rzucić okiem na etykietę na butelce smakowej wody, by szybko zorientować się, że zawiera ona niemal tyle samo substancji konserwujących i słodzących co inne napoje! Cukry proste, kwas cytrynowy, benzoesan sodu czy syrop glukozowo-fruktozowy – to składniki, które nie mają dobrego wpływu na nasz organizm. Co więcej, w gotowej wodzie smakowej często znajdują się… śladowe ilości owoców, których smak czuć podczas picia. W litrze takiego napoju zwykle jest tylko… 0,1% soku owocowego. Przygotowując smakową wodę sami, możemy zadecydować o jej smaku, liczbie składników i aromatycznych dodatkach, na przykład tych wpływających na jej słodycz. Przeczytaj również: Czarna lemoniada dla miłośników superfoods Domowa woda smakowa nie tylko z owoców. Co jeszcze można do niej dodać? Choć utarło się, że woda smakowa powstaje głównie dzięki słodkim owocom, to wcale nie jest to jedyna dostępna opcja. Wyłącznym ograniczeniem są bowiem w tym przypadku tylko nasze preferencje smakowe. Co więc dodać do wody zamiast owoców, aby nabrała smaku? Ogórek – to popularny dodatek smakowy, który sprawi, że woda będzie jeszcze bardziej orzeźwiająca. Ogórek ma wyjątkowo odświeżające właściwości, a schłodzony doskonale oddaje zimno, pomagając nam w poradzeniu sobie z upałami. Do wody wkrójcie plastry ogórka i odstawcie dzbanek na około 2 godziny do lodówki. Ogórka możecie łączyć też z owocami (cytryną, mango lub gruszką) albo ziołami (jego smak wspaniale komponuje się z miętą). Zioła – mniej oczywisty, ale równie interesujący sposób na dodanie wodzie smaku. Najpopularniejszym ziołowym dodatkiem jest oczywiście mięta, ale coraz częściej stosuje się również rozmaryn. Gałązki tej rośliny warto przed dodaniem do wody trochę ugnieść w rękach, aby lepiej oddały swój smak i aromat. Rozmaryn w połączeniu z limonką lub mango będzie jeszcze bardziej orzeźwiający. Syropy kwiatowe – świetnie sprawdzą się dla miłośników bardziej oryginalnych doznań smakowych. Dodanie kilku kropli syropu z róży, lawendy czy bzu sprawi, że dzbanek wody zamieni się w elegancki, stylowy napój. Dla wzmocnienia efektu można do środka wrzucić kilka kwiatów lub różanych płatków. Zielona herbata – zaparzona, ale ostudzona zielona herbata to świetny sposób na letnie upały. Napój ten ma bowiem wychładzające właściwości, a w dodatku jest bardzo zdrowy. Woda to najprostszy i najzdrowszy napój. W kilka chwil możecie wyczarować z niej oryginalną, smaczną, a przede wszystkim zdrową alternatywę dla słodkich, gazowanych drinków.
Domowa woda smakowa nie tylko z owocami – co jeszcze sprawdzi się jako aromatyczny dodatek?
Z kataklizmami bywa tak, że zwykle nie kończą się wraz z ogłoszeniem w radiu lub gazecie. Na ogół przed końcem kataklizmu następuje jego stopniowe zamieranie i wtedy, jak w wypadku II drugiej wojny światowej, mogą dziać się różne potworności. Bywa też, że szarzy ludzie, których życie w takim czasie mocno doświadczyło, po latach okazują się sławni, a ich twórczość i działanie naznaczone jest przeżytą traumą. Przykładem może być Szymon Wiesenthal – z determinacją po wojnie ścigający zbrodniarzy hitlerowskich. O takich postaciach pisze Nicholas Best w książce Pięć dni, które wstrząsnęły światem. Gratka dla historyka Pięć dni, które wstrząsnęły światem jest książką obszerną, bo liczącą aż 400 stron. Została napisana w sposób drobiazgowy, ale nie inwentaryzatorski i dlatego przynajmniej część osób zainteresowanych historią przeczyta ją z zapartym tchem. Te pięć dni to okres od 28 kwietnia do 2 maja 1945 roku. Każdy rozdział jest opowieścią o innej osobie, która w tym czasie na swój osobliwy sposób doświadczyła końca II wojny światowej. Są ci, którzy żyli po stronie zwycięzców, i ci, którzy wiernie towarzyszyli przegranym, choćby Trudl Junge – osobista sekretarka Hitlera. Nicholas Best opisuje życie tych ludzi w sposób drobiazgowy i bardzo poruszający. Większość z nich po latach stała się sławna Autor niezwykle sugestywnie ukazuje wydarzenia, z których część dopiero wiele lat po wojnie dotarła do zbiorowej świadomości. Oto ranna i przestraszona Sophia Loren, wtedy jeszcze jako dziecko, próbuje uciec od alianckich żołnierzy, natomiast jeden z nich po prostu jej pomaga. Jedenastolatek Roman Polański ucieka z getta, Karol Wojtyła wyraża wdzięczność Opatrzności, że Kraków nie został zbombardowany, Joseph Ratzinger dezerteruje z Wehrmachtu, zaś późniejszy noblista Günter Grass próbuje zatuszować swoją obecność w szeregach Waffen SS. Szymon Wiesenthal przebywa w Mauthausen, Aleksander Sołżenicyn – na Łubiance. Część z bohaterów książki w opisywanym czasie była dziećmi, inni – osobami dorosłymi, choćby Marlena Dietrich, która opuściła Niemcy i wdziała mundur wojsk amerykańskich. Są też postaci bardziej kontrowersyjne, np. Paula Hitler, siostra Adolfa Hitlera, czy Leni Riefenstahl, aktorka i reżyserka, której część filmów były apologią Hitlera i faszyzmu (ciekawe, że Riefenstahl przeżyła 101 lat). Tym wspomnieniom towarzyszy sceneria zbrodni, odwetu i budzących się demonów, nawet wśród zwycięzców, biorąc pod uwagę gwałty sowieckich żołnierzy na Niemkach czy rozstrzelanie ponad 300 żołnierzy Waffen SS na rozkaz alianckiego oficera. Autor dopuszcza do głosu obie strony konfliktu Nie są to opowieści lub opisy wojennej apokalipsy jedynie z punktu widzenia tych, którzy ucierpieli od niemieckiego najeźdźcy. Jest to spojrzenie na wojnę dziewczyny z Volkssturmu lub nastolatka biorącego udział w obronie Berlina. W tym czasie, gdy w kancelarii Rzeszy Hitler przymierzał się już do samobójstwa, nad jego głową lub obok niego działy się rzeczy zarówno apokaliptyczne, jak i groteskowe. Gdzieś tam na Wschodzie i w samych Niemczech miały miejsce wydarzenia makabryczne związane z odkryciem tego, co działo się w obozach koncentracyjnych. Można rzec, że koniec wojny dał swoistą licencję na zabijanie również zwycięzcom. Wojna długo ciążyła na psychice ludności podbitych krajów, ale również na dzieciach i rodzinach nazistów. Walorem książki jest nie tylko porcja wiedzy, lecz przekaz psychologiczny. Jest to rzecz o demonach, które mogą obudzić się zarówno u zwycięzców, jak i pokonanych. Choć oczywistością jest to, że zbrodnie hitlerowskie nie znalazły bardziej drastycznych odpowiedników w historii ludzkości. Nicholas Best jest autorem wielu książek, m.in. The Kings & Queens of England, Tennis and the Masai. Można je kupić na Allegro.
N. Best, Pięć dni, które wstrząsnęły światem – recenzja
Paul Wade otwiera przed swoimi czytelnikami drzwi do Wielkiej Tajemnicy – pilnie strzeżonego systemu treningów, który rozwinął się za… kratami więzienia! Fascynująca lektura dla wszystkich tych, którzy dbają o swoją tężyznę fizyczną. W Polsce, podobnie jak na całym świecie, od kilku lat panuje prawdziwy szał na zdrowy styl życia. Siłownie przeżywają prawdziwe oblężenie, a firmy cateringowe dostarczające pudełka z dietetycznym jedzeniem nie nadążają z realizacją zamówień. W zalewie trenerek takich jak Ewa Chodakowska czy Anna Lewandowska na rynku pojawił się także ciekawy i dość niecodzienny męski głos. Paul Wade w swojej książce „Skazany na trening. Zaprawa więzienna” przedstawił swój rewolucyjny, a co najważniejsze – banalnie prosty system ćwiczeń, który w krótkim czasie może wyraźnie zwiększyć naszą siłę i wytrzymałość. Kalistenika dla początkujących Od razu uprzedzam, to nie jest książka dla fanów siłowni i sportów siłowych, bo Wade stawia wyłącznie na kilka (a dokładnie sześć) ćwiczeń wykonywanych w oparciu o ciężar naszego ciała. To dzięki odpowiedniemu ułożeniu treningów – składających się z brzuszków, pompek czy mostków (rozplanowanych w sześciu „pakietach”) – możemy w szybki sposób wzmocnić nasze ciało i zwiększyć wytrzymałość podczas treningów. Ta metoda, zwana kalisteniką, ma zarówno zagorzałych zwolenników, jak i przeciwników. Jak nietrudno się domyślić, Paul Wade należy do tych pierwszych i niemal na każdym kroku wytyka w swojej książce wady współczesnych treningów siłowych i podnoszenia ciężarów. Autor udowadnia też, że – wbrew powszechnie panującej opinii – to nie imponująca muskulatura świadczy o prawdziwej sile i wytrzymałości. Za to odpowiada bowiem układ nerwowy, który uruchamia komórki mięśniowe. Moc i siła są więc w znacznym stopniu determinowane przez to, jaką wydajność ma nasz system nerwowy. Treningi dla wtajemniczonych Oczywiście siła „Skazanego na trening” nie polega tylko na samej metodzie, jaką proponuje swoim czytelnikom autor. Wszak książek na temat dbania o sylwetkę znajdziemy na polskim rynku całą masę. Chodzi jeszcze o to, by swoją wiedzę odpowiednio sprzedać. Wade’owi pomaga w tym niewątpliwie otaczająca jego metodę aura tajemnicy i sekretu. Autor nie ukrywa bowiem, że pomysł spisania tego programu treningowego przyszedł mu do głowy w więzieniu, a wcześniej wiedzieli o nim jedynie wtajemniczeni skazańcy. Ile jest w tym prawdy? Tego nie wiemy, ale aura tajemniczości otaczająca metodę Paula Wade’a z pewnością sprzyja sprzedaży. Autor poświęcił też krótki rozdział swojemu życiu w więzieniu – nie jest to jednak ckliwa biografia skazanego za kratki, który przechodzi wielką metamorfozę. Autor chce raczej wprowadzić czytelników w swój świat i pokazać, że praca nad opracowywaniem i uporządkowaniem tej metody pomogła mu zachować zdrowy rozum, gdy był odizolowany od świata i pozbawiony wszystkiego, poza wiedzą, jaką zdobył za kratami. Kontynuacja Na polskim rynku pojawiły się również inne poradniki tego autora (między innymi kontynuacje serii „Skazany na trening”) przeznaczone dla bardziej zaawansowanych czytelników. Pierwszy tom idealnie sprawdzi się jednak dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z siłownią. Sama lektura „Skazanego na trening” z pewnością nie sprawi, że z miejsca staniemy się mistrzami fitnessu. Prawda jest jednak taka, że żadna metoda nie będzie dobra, gdy zabraknie nam najważniejszego – motywacji i silnej woli, która pomoże przetrwać trudne początki. To ciekawa lektura, a metoda proponowana przez Paula Wade’a naprawdę przynosi rezultaty, musimy tylko chcieć zmienić swoje przyzwyczajenia! Źródło okładki: www.wydawnictwoaha.pl
„Skazany na trening. Zaprawa więzienna” Paul Wade – recenzja
Edukacja i wspieranie prawidłowego rozwoju słabowidzącego maluszka to ogromne wyzwanie dla rodziców i opiekunów. Korekcja wady wzroku, specjalistyczna terapia, ale także domowa zabawa powinny stanowić terapeutyczną całość. Dlatego istotny jest odpowiedni dobór zabawek. Oto kilka propozycji. Bez względu na stopień wady wzroku naszego dziecka powinniśmy wybierać dla niego zabawki i akcesoria wspierające jego rozwój. Większość takich zabawek nadaje się również dla dzieci prawidłowo widzących, ponieważ głównym celem maskotek, książeczek, sorterów itp. jest delikatna stymulacja wzroku, np. wyrazistym kolorem lub kształtem, przy jednoczesnym działaniu na pozostałe zmysły, zwłaszcza dotyku. Kształcenie i uwrażliwianie tego ostatniego ma wyjątkowo duże znaczenie w przypadku dzieci, których wzrok znacząco się pogarsza lub wady nie są na tym etapie rozwoju możliwe do wyleczenia. Jednak atrakcyjna forma zabawek, interesujące faktury i kilka stopni trudności to wyzwanie, które zaangażuje wszystkich domowników i będzie również wspaniałym sposobem wspólnego spędzania czasu. Zabawki kontrastowe Rozwój wzroku u dziecka przebiega etapami. Pierwszym z nich jest dostrzeganie jedynie wyrazistych, kontrastujących ze sobą barw. Dlatego zarówno u niemowlaków, jak i starszych, lecz słabowidzących dzieci istotną rolę w stymulacji narządu wzroku odgrywają zabawki kontrastowe. Mogą to być m.in. tekturowe karty, najczęściej w kolorze biało-czarno-żółtym, z nadrukowanymi wzorami, figurami geometrycznymi lub prostymi kształtami. Młodszym dzieciom możemy je po prostu pokazywać i ułatwiać tym samym skupienie wzroku na konkretnym, wyraźnym obiekcie. Starsze możemy prosić o odgadnięcie, co przedstawia obrazek, lub pokazywać kolejno kilka kart w celu zapamiętania, a następnie odtworzenia ich kolejności. Proste, lekkie i łatwe do zabrania ze sobą karty z pewnością będą inspiracją do wymyślania kolejnych, coraz trudniejszych zabaw. W ofercie znajdziemy również kontrastowe książeczki, które dziecko może przeglądać i odkrywać samodzielnie, nawet w samochodzie czy w kolejce do lekarza. Zabawki dotykowe Bardzo istotnym elementem wspierania rozwoju dziecka słabowidzącego jest kształcenie i uwrażliwianie zmysłu dotyku, który będzie dla niego bardzo istotny w codziennym funkcjonowaniu. Pomogą nam w tym m.in. świetnie wykonane sortery dotykowe (Goki, Janod). Zabawa nimi polega na dopasowywaniem kształtu klocka do odpowiedniego otworu w planszy. Podpowiedzią, który klocek należy włożyć do którego otworu, jest taka sama tekstura klocka i otworu w planszy. Taka zabawka to nie tylko świetny trening dotyku, ale także skupienia, koncentracji i pamięci. Równie interesującą propozycją są układanki dotykowe (Melissa and Doug, Vilac). To starannie wycięte z drewna kształty, najczęściej rozmaitych zwierzątek, na które dodatkowo została naklejona tkanina imitująca ich futerko. Maluszek może więc uczyć się je rozpoznawać zarówno po kształcie, jak i po fakturze tkaniny. Zabawki sensoryczne Kładąc nacisk na rozwój i doskonalenie wzroku dziecka, nie możemy zapomnieć o równomiernym stymulowaniu innych zmysłów. Dlatego warto wyposażyć je również w kilka zabawek sensorycznych. Młodsze dzieci będą zachwycone wszelkimi szeleścikami, czyli malutkimi przytulankami, uszytymi najczęściej z mięciutkiego i wyjątkowo miłego w dotyku materiału z głośno szeleszczącym wypełnieniem, który podczas zabawy stymuluje słuch. Zabawka ma zwykle również kilka elementów o różnych fakturach, naszyte po bokach różnej długości tasiemki, a czasem nawet niewielkie, plastikowe elementy z wyraźnymi wypustkami. Dzięki nim dziecko rozwija zmysł dotyku i uczy się za jego pomocą rozpoznawać różne materiały. Na podobnej zasadzie działają książeczki sensoryczne. Możemy je dobierać według stopnia trudności, od prostych, kontrastowych egzemplarzy dla niemowląt, aż po skomplikowane, ręcznie wykonane zabawki dla przedszkolaków. Najprostszą, uwielbianą przez wszystkie dzieci i dającą nieograniczone możliwości zabawką sensoryczną jest piłka. Miękka, grająca, świecąca, wypełniona mieniącą się w słonecznym świetle żelową substancją – możliwości jest wiele, a każda w inny sposób będzie rozwijała zmysły dziecka. Aktywność przy użyciu odpowiednio dobranych zabawek będzie wspaniałym wsparciem prawidłowego rozwoju dziecka. Pamiętajmy jednak, że nie zastąpią one korekcji wzroku czy specjalistycznej terapii, a stanowią jedynie ich uzupełnienie.
Zabawki dla słabowidzącego maluszka
Czym najlepiej się leczyć? Czasy, gdy z każdą chorobą czy gorszym samopoczuciem szliśmy do lekarza, zaczynają przemijać. Na topie jest teraz… jedzenie. Właśnie tak, za pomocą odpowiednio zbilansowanej, przemyślanej diety możemy sprawić, że nasz organizm będzie zdrowy, pełen energii i sił. Tylko co w takim razie jeść? W drodze do zdrowia coraz częściej sięgamy po naturalne suplementy diety. Nie chodzi jednak o tabletki, ale o codzienne posiłki. Zaczynamy zwracać uwagę na to, co i jak jemy, patrzymy, czy dane potrawy są nie tylko smaczne, ale także czy zawierają odpowiedne dla nas wartości odżywcze, czy wspierają organizm w budowaniu odporności i poprawie ogólnej kondycji. Jak jednak zorientować się, które składniki są dla nas właściwe i jakie potrawy przyniosą nam najwięcej korzyści? Odpowiedzi dostarcza makrobiotyka. Makrobiotyka – co to takiego? Najprostszym wyjaśnieniem pojęcia makrobiotyki jest określenie jej jako stylu życia, który polega na szczególnym zwracaniu uwagi na to, co się je. Autorzy książki są przekonani, że spożywając odpowiednie potrawy, dostosowane do potrzeb indywidualnych organizmów, ludzie są w stanie nie tylko uniknąć wielu chorób, ale także wyleczyć te, na które już cierpią. Opisują także zbawienny wpływ jedzenia nie tylko na zdrowie fizyczne człowieka, ale również na równowagę psychiczną i szczęście. Skąd zatem wiedzieć, co należy jeść, aby cieszyć się zdrowiem i być zadowolonym z życia? Jedzenie – lekarstwo na wszystko? Autorzy książki „Makrobiotyka. Ścieżka do całkowitego zdrowia” to Michio Kushi i Alex Jack, światowej sławy propagatorzy makrobiotyki, którzy są przekonani, że wszystkie dolegliwości, na jakie może cierpieć współczesny człowiek, można wyleczyć w bardzo prosty sposób – właśnie za pomocą odpowiedniej diety. W swojej książce opisują podstawy makrobiotycznego podejścia do życia, które składa się nie tylko z samej diety, ale także z odpowiedniego stylu życia. Autorzy są przekonani, że jedzenie to najlepsze lekarstwo, jakim dysponuje człowiek, i naprawdę wystarczy niewiele poświęceń, aby nauczyć się jeść zdrowo, odżywczo i wręcz uzdrawiająco. „Makrobiotyka. Ścieżka do całkowitego zdrowia” to niezwykle ciekawa książka, która zawiera ogromną dawkę wiedzy o sposobach naturalnego leczenia się, a także całą masę przepisów, jadłospisów i właściwości produktów spożywczych. To wciągające kompendium wiedzy, które prezentuje naturalne sposoby leczenia się i pokazuje styl życia, którego zadaniem jest nie tylko zapobieganie, ale także uleczanie groźnych chorób, takich jak m.in. zapalenie stawów, cukrzyca, choroby serca, a nawet rak. Autorzy w przystępny sposób uczą i pokazują, jak zmienić swoje nawyki, zarówno dotyczące jedzenia, jak i samego stylu życia, aby długo cieszyć się dobrym zdrowiem i pogodą ducha. To dobra pozycja dla każdego, kto interesuje się zdrowym stylem odżywiania się i chciałby znaleźć inspirację. Źródło okładki: www.kos.com.pl
„Makrobiotyka. Ścieżka do całkowitego zdrowia” Michio Kushi, Alex Jack – recenzja
Creative wprowadził do sprzedaży niewielkie głośniki komputerowe 2.0, a dokładnie model Pebble, który zasilany jest z portu USB komputera. Głośniki mają zaoferować wysokiej jakości brzmienie, a także zrobić wrażenie wzornictwem i niską ceną. Nie każdy potrzebuje zaawansowanych głośników komputerowych z rozbudowanym interfejsem i dużą mocą. W wielu przypadkach lepiej sprawdzą się małe głośniki do laptopa lub tabletu, które nie zajmą dużo miejsca na biurku. Niestety wzornictwo w głośnikach komputerowych tego typu nie zawsze wygląda dobrze – w przypadku Creative Pebble ma być inaczej. Design głośników jest inspirowany orientalnymi motywami znanymi z japońskiego ogrodu zen, a dokładniej charakterystycznymi kamykami. Czy warto wydać na sprzęt około 99 zł? Specyfikacja Creative Pebble moc: 4,4 W przetworniki: średniotonowe 2 cale (5,08 cm) oraz pasywne membrany interfejs: 3,5 mm, USB (zasilanie) pasmo przenoszenia: 100 Hz–17 kHz SNR: 86 dB funkcje: regulacja głośności, zasilanie z portu USB wymiary: 114 x 113 x 116 mm masa: lewy głośnik 300 g, prawy głośnik 345 g Wyposażenie Głośniki są zapakowane w niewielkie pudełko, oprócz nich w zestawie jest tylko dokumentacja. Wszelkie okablowanie zostało zespolone z głośnikami. Konstrukcja Widać, że wzornictwo było dla producenta ważne – głośniki mają kształt kul, ściętych w kilku miejscach. Kształty są łagodne i nowoczesne, dzięki czemu Pebble wyglądają uniwersalnie i powinny dobrze komponować się z różnym wystrojem wnętrz. Creative Pebble są dostępne w dwóch wersjach kolorystycznych – czarnej oraz białej. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Głośniki zostały wykonane z tworzyw sztucznych, zarówno w wersji matowej, jak i połyskującej. Jakość materiałów jest dobra, a konstrukcja została odpowiednio spasowana. Należy jedynie uważać na fortepianowe wykończenie frontów – połyskujące plastiki zbierają odciski palców i są podatne na zarysowania. Fronty mają kształt wklęsłej elipsy. Przetworniki o średnicy wynoszącej 2 cale zostały zamocowane w górnej części, a ich membrany są w kolorze szampańskiego złota. Na prawym głośniku (aktywnym) widać wyraźnie odstające pokrętło głośności z delikatnym oznaczeniem oraz zieloną diodą zasilania. Natomiast na lewym głośniku znajduje się tylko logo producenta, ma ono barwę odpowiadającą kolorowi przetworników. Creative Pebble stoją na silikonowych pierścieniach o wysokiej przyczepności. Z tyłu obu głośników zamocowano pasywne membrany basowe, które mają eliptyczne pokrywki z tworzywa sztucznego, zostały dodatkowo wyżłobione i metalicznie mienią się w świetle. Okablowanie wpięto w dolnej części tylnego panelu – oba głośniki łączy przewód o długości około 115 cm, a z prawego głośnika wychodzą kabel USB oraz przewód 3,5 mm, które mierzą po około 123 cm. Wszystkie kable mają gładkie izolacje o przyzwoitej grubości oraz smukłe wtyczki. Ergonomia i obsługa Podłączanie głośników jest łatwe, ale w razie wątpliwości na opakowaniu znajduje się czytelny schemat, który ułatwi całą procedurę. Kabel USB należy wpiąć do portu USB komputera, a wtyczkę 3,5 mm (minijack) do wyjścia audio w laptopie, tablecie czy zewnętrznej karcie dźwiękowej. Konieczne jest wpięcie obu wtyczek, gdyż głośniki nie mają wbudowanej karty dźwiękowej, wtyczka USB jedynie zasila urządzenie. Lepiej nie ustawiać głośników bezpośrednio przy ścianie – ze względu na basowe membrany zamocowane z tyłu należy zachować pewien dystans. Następnie pozostaje tylko włączyć głośniki, przekręcając pokrętło głośności. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Włącznik w formie pokrętła oferuje precyzyjny klik, a sama regulacja jest płynna i gładka. Okablowanie pozwala na dosyć swobodne rozstawienie głośników, ale trudno uniknąć bałaganu. Z prawego głośnika wychodzą aż trzy kable, a do komputera lub tabletu trzeba będzie wpiąć jedynie dwa przewody. W czasach ultrabooków każdy port USB jest na wagę złota, więc warto rozważyć zastosowanie adaptera sieciowego, takiego jak do smartfona. W ten sposób na biurku będzie jeden kabel mniej, cenne złącze USB pozostanie wolne, a głośniki nie będą obciążać baterii laptopa lub tabletu. Konstrukcja jest udana. Bardzo podoba mi się, że głośniki są ustawione pod kątem 45°, dzięki temu dźwięk jest skierowany w stronę uszu użytkownika, i to nawet wtedy, gdy głośniki są rozstawione na niskiej ławie. Dobrze, że pokrętło z włącznikiem znajduje się na froncie, zawsze jest do niego łatwy dostęp. Może pokrętło lekko narusza styl i stronę wizualną głośników, ale za to jest praktyczne. Pochwalić należy także czytelną diodę umieszczoną obok regulacji, dzięki niej wiadomo kiedy głośniki są włączone. Świetnie spisują się też przylepne podkładki, które idealnie stabilizują głośniki – urządzenie nie przesuwa się nawet, gdy przypadkowo trącimy je ręką. Podkładki tego typu mają jednak pewną wadę, mocno przyciągają kurz, a przez to po czasie tracą swoje właściwości. Jednak jeśli głośniki zaczną ślizgać się na biurku, wystarczy przetrzeć spód wilgotną ściereczką. Brzmienie Creative Pebble zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie swoją sygnaturą brzmieniową. Spodziewałem się zniekształconego i płaskiego dźwięku, charakterystycznego dla wielu głośników tego typu. Mimo że pasmo przenoszenia Pebble jest wąskie, to dzięki membranom basowym głośniki generują dosyć głęboki bas. Jakość dźwięku jest dobra, brzmienie czyste, a nieźle wypada także scena dźwiękowa. Oczywiście nie można spodziewać się cudów – trzeba brać poprawkę na niewielkie wymiary głośników. Bas brzmi bardzo przyzwoicie. Dźwięk jest dosyć masywny i zagęszczony, a potrafi stać się nawet wibrujący – podczas odtwarzania niskich tonów biurko zaczyna wręcz lekko drgać. Dzięki temu muzyka nie brzmi chudo, co pozwala na komfortowe słuchanie rocka, elektroniki lub rapu. Dynamika nie będzie wyjątkowa, ale Pebble mają i tak sporo werwy, potrafią zabrzmieć przyjemnie i zaangażować swoim dźwiękiem. Bas jest przyzwoicie kontrolowany, głośniki nie mulą i nie dudnią. Pasmo średnie nie jest wycięte, ale zostało lekko oddalone względem niskich i wysokich tonów. W rezultacie dźwięk jest bardziej rozrywkowy i nowoczesny, ale nie należy do wyjątkowo naturalnych. Nadal z powodzeniem można posłuchać muzyki pełnej żywych instrumentów i wokali, podziwiać gitary, perkusję, jak również damskie oraz męskie głosy. Dźwięk jest odpowiednio czysty, słychać sporo szczegółów. Muzyka brzmi klarownie i bezpośrednio, nie wydaje się zgaszona, przytłumiona lub przyciemniona. Wysokie tony są podkreślone, podobnie jak bas. Nadaje to dźwiękowi jasności, ale jednocześnie lekko wyostrza brzmienie. Muzyka jeszcze nie kłuje w uszy i nie syczy, ale potrafi zabrzmieć trochę chłodniej i ostrzej w gorzej zrealizowanych nagraniach. Creative Pebble nadal radzą sobie nieźle z przekazem talerzy perkusyjnych, cyfrowych sampli w elektronice czy instrumentów smyczkowych. Dzięki pochylonej konstrukcji nie trzeba siedzieć w odpowiednim miejscu ani też odsuwać się od głośników. W efekcie Pebble dobrze sprawdzają się jako nagłośnienie laptopa na małym biurku lub nawet stoliku kawowym. Słychać stereo, daje się także wychwycić przyzwoitą głębię dźwięku. Głośniki nie generują dużo mocy i mają tendencję do lekkiego przesterowywania się w niskich tonach, zwłaszcza na wysokich poziomach głośności, ale są odpowiednio donośne, by nagłośnić komputer lub tablet, np. do oglądania filmów we dwoje. Podsumowanie Creative Pebble przyjemnie mnie zaskoczyły. Małe głośniki rzadko zasługują na dłuższy opis, są często słusznie określane dość pogardliwym mianem „zabawek”. Nie powiedziałbym tak o Creative Pebble. Nie zawiodłem się na dźwięku, wzornictwie, jak również stronie użytkowej głośników. Producent dostarczył dokładnie to, co obiecywał, czyli małe i ładne głośniki o dobrym brzmieniu. Bardzo podoba mi się, że zastosowano basowe membrany, sterowanie jest wygodne, a głośniki są odpowiednio odchylone. Z przyjemnością korzystałem z Pebble w celu nagłośnienia laptopa. Moim zdaniem Creative Pebble są zdecydowanie warte 99 zł i mogę je szczerze polecić. Do wad można zaliczyć trochę za jasną diodę na froncie oraz zintegrowane kable. Z jednej strony zasilanie z gniazda USB to zaleta, a z drugiej – wada, gdyż na biurku plącze się sporo kabli, a trzeba poświęcić też port USB komputera. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by zasilić głośniki z adaptera sieciowego. Lepiej nie przesadzać też z mocą, na maksymalnej skali głośności spada jakość niskich tonów. Zalety: dobre wykonanie; ładne wzornictwo; mocne i dosyć długie kable; zasilanie z portu USB; wygodny dostęp do włącznika/regulacji głośności; odchylona konstrukcja; brzmienie dobrej jakości z przyzwoitym basem, średnicą oraz wysokimi tonami. Wady: zintegrowane okablowanie, które trudno schować za biurkiem; zajmują port USB komputera; połyskujące plastiki podatne na zabrudzenia i rysy.
Test Creative Pebble – małe i ładne głośniki zasilane z USB
Przejmująca opowieść o bólu, który nosimy w sobie latami, nie potrafiąc się go pozbyć. Izraelska pisarka w mistrzowski sposób opisuje wewnętrzne rozterki kobiet. Poruszająca lektura. Zeruya Shalev z każdą kolejną powieścią umacnia swoją silną pozycję na współczesnej literackiej scenie Izraela. W Polsce ukazało się już sześć jej powieści i każda z nich wywołuje spore poruszenie. Nic dziwnego, że pisarka jak mało kto potrafi grać na emocjach czytelnika, jednocześnie unikając patosu i kiczu, o który tak łatwo w książkach tego typu. *Ból8, najnowsza powieść Shalev, która ukazała się w Polsce, też chwyta za serce i na długo po zakończeniu lektury zostawia po sobie głęboki ślad. Życie jest pełne bólu Bohaterką książki jest Iris, czterdziestokilkuletnia żona i matka dwójki dzieci. Kobieta przed dziesięcioma laty, w wyniku okrutnego zrządzenia losu, była jedną z ofiar zamachu terrorystycznego. Przeżyła, ale wciąż odczuwa skutki wydarzeń sprzed lat – na co dzień towarzyszy jej powracający ból, zarówno fizyczny, jak i psychiczny. Kruchą równowagę zewnętrzną Iris burzy przypadkowe spotkanie Ejtana, jej wielkiej młodzieńczej miłości, który porzucił ją przed trzydziestoma laty, niszcząc jej życie. Ból po tym rozstaniu towarzyszy kobiecie do tej pory. „Do dzisiaj mu nie wybaczyła, że nie żałował jej ani ich miłości, ani okrutnego rozstania, które im narzucił…” – pisze Shalev. Mimo tego żalu i złości do byłego ukochanego Iris podejmuje decyzję. Pochopną? Nierozsądną? Głupią? To ocenić musi każdy z was. Decyzję, która zaważy na całym jej dotychczasowym poukładanym życiu. Decyzja ta przyniesie ból każdemu, kogo dotknie – zarówno Iris, jak i jej mężowi i dzieciom. I nic już nie będzie takie jak przedtem. Mistrzyni niuansów Choć to Iris jest w Bólu główną bohaterką, trudno nie zauważyć, że to postać wyraźnie wybrakowana, pozbawiona charakteru, całkowicie dostosowująca się do otoczenia, w którym aktualnie przebywa. Patrzymy na nią przez pryzmat nieszczęśliwej żony, niespełnionej matki, ofiary terroryzmu czy odrzuconej kochanki, ale nigdy jej samej, kobiety z krwi i kości, osoby twardo stąpającej po ziemi i wiedzącej, czego chce od życia. Czy nowe doświadczenia, kolejne trudne przeżycia, sprawią, że Iris zechce powalczyć o samą siebie? Zeruya Shalev w mistrzowski sposób oddaje uczucia i emocje towarzyszące jej bohaterom. Nie przerysowuje, z maestrią i kunsztem wybierając tylko te słowa, które naprawdę są w tej historii konieczne. Jest przy tym mistrzynią subtelnych niuansów, z pozoru nieistotnych i nic niewnoszących epizodów, które tak naprawdę budują całą tę historię. Ból to historia wielopoziomowa, wielowątkowa i złożona. To przede wszystkim opowieść o trudnych relacjach rodzinnych, o walce o posiadanie szczęścia i decydowaniu o tym, czy mamy prawo być szczęśliwi, jeśli innym sprawia to ból i cierpienie. Całość, choć nie aż tak poruszająca jak poprzednie książki Shalev, ma jednak w sobie coś niepokojącego, chwytającego za gardło i niepozwalającego się oderwać. Jest w tej książce kilka bardzo mocnych scen, wybijających się ponad spokojną, żeby nie powiedzieć nieco miałką całość. To przede wszystkim momenty opisujące skomplikowane relacje rodzinne: walka Iris o córkę i jej własna relacja z matką, pogrążoną w otchłani demencji. Mimo tego całego bólu książka Shalev daje też nadzieję. Nadzieję na to, że przeszłość nie musi deprymować naszej teraźniejszości, a na pewno nie musi wpływać na naszą przyszłość. Że można ten rozdział zamknąć i zostawić za sobą. To też ważne. Źródło okładki: www.gwfoksal.pl
„Ból” Zeruya Shalev – recenzja
Kwiaty będą powoli znikać z ogrodów i parków. Mimo to, cały czas dobrze czują się w naszych garderobach. Florystyczne motywy to jedna z mocniejszych tendencji tego sezonu. Zobacz, w jakim wydaniu prezentują się najlepiej. Powiew lata jesienią „Kwiaty na wiosnę? Co za przełom.” – sarkastycznie skomentowała propozycję swojej stażystki Miranda Priestly w filmie Diabeł ubiera się u Prady. Projektanci najwyraźniej wzięli to sobie do serca i florystyczne motywy, dla odmiany, zaproponowali na sezon jesienno-zimowy. Nic więc dziwnego, że w trendzie tym dominują przede wszystkim przygaszone barwy, ale nie brakuje też kolorów kojarzonych z latem, takich jak: pomarańczowy, różowy czy niebieski. Nowością jest deseń „floral” w wersji metalicznej, która świetnie wpisuje się w baśniową konwencję lansowaną, między innymi, przez takie domy mody, jak Dolce & Gabbana oraz Valentino. Kwiecisty „total look” w tym sezonie schodzi na dalszy plan. Najbardziej pożądane jest połączenie kwiatów z czernią, zarówno w wydaniu sportowym, jak i eleganckim. Motyw florystyczny pojawia się praktycznie na wszystkich elementach garderoby. Gości na: sukienkach, spódnicach, spodniach, bluzach, a także okryciach wierzchnich. Kwieciste płaszcze, kurtki oraz marynarkach ożywią jesienną szarugę i sprawią, że wyróżnisz się w tłumie. Wzór ten występuje nie tylko w formie kolorowych nadruków. Ciekawą opcją są kwiaty w wymiarze 3D, które nadają sylwetce lekkości, gdy ta znajduje się w ruchu. Kwiaty na dodatek Warto wspomnieć także o akcesoriach. Kwiaty niezmiennie goszczą na: torebkach, butach i plecakach. Tej jesieni najbardziej pożądane są w okolicy dekoltu. Deseń ten wybieraj więc też na szalach i naszyjnikach. Niebanalnym pomysłem jest również stworzenie aplikacji z florystycznych broszek. Taka ozdoba sprawdzi się zarówno na prostych bluzkach, jak i płaszczach. Jeśli preferujesz niezobowiązujący styl miejski, postaw na kwiaty przy wyborze modnej czapki typu „full cap”. Opcją dla ciebie są także kwieciste trampki. Kwiaty pojawiły się, między innymi, na pokazach takich marek, jak: Alice + Olivia, Christopher Kane, Dolce & Gabbana, Giambattista Valli, Markus Lupfer, Thakoon oraz Valentino.
Kwiaty - ponadczasowy wzór
Wiosną kurtki zimowe chowamy głęboko do szafy, ale nie jest to jeszcze czas na zakładanie bluz. Idealnie na tę porę roku nada się „przejściówka”, a więc kurtka ani nie za bardzo ciepła, ani nie supercienka. Taka, która lekko ogrzeje w chłodniejszy poranek, ale nie będzie za gruba w południe i mimo swojej zwiewności ochroni przed wiatrem. Po prostu – bomberka. Skąd pomysł na kurtkę bomberkę? Początków tych kurtki upatruje się w kurtce MA-1, która została zaprojektowana dla pilotów. MA-1 była wojskową (dla załóg amerykańskich sił powietrznych) nylonową kurtką, którą w dużych ilościach i na szeroką skalę produkowano od połowy lat 50. Wersja nylonowa z powodzeniem zastąpiła swoją skórzaną poprzedniczkę. Materiał musiał być wysokiej jakości, a odkryto go kilkanaście lat wcześniej. W okresie wojny nylon był używany przede wszystkim do produkcji spadochronów. Został doceniony, ponieważ charakteryzował się lekkością, a jednocześnie chronił przed zimnem i wiatrem. Pierwsze oryginalne kurtki MA-1 miały określone cechy charakterystyczne, m.in. nie miały kołnierza, podszewka była koloru pomarańczowego, a na rękawach wszyto kieszenie. Kurtkę zapinało się na zamek błyskawiczny. Pierwsze kurtki produkowano tylko w dwóch kolorach – granatowym oraz w odcieniu oliwkowej zieleni. W latach 70. kurtki w tej drugiej barwie kojarzono z wieloma subkulturami, a w latach 90. stały się powszechnie stosowanym produktem w wielu wersjach kolorystycznych. Od kilku lat bomberki cieszą się niesłabnącą popularnością zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn. Bardzo chętnie ubierają je blogerki modowe. Moda wkroczyła również w dział z odzieżą dziecięcą. Każdego roku, szczególnie na wiosnę, pojawiają się nowe wzory. Cechy charakterystyczne bomberki Bomberka jest kurtką lekką, kolorową i ma cechy, które odróżniają ją od innych. Łatwo jest ją rozpoznać po braku kaptura i kołnierza (pojawia się charakterystyczna stójka) oraz ściągaczach. Bardzo często ściągacz jest wszyty na wysokości talii, dzięki czemu kurtka lekko opina talię i przyjmuje lekko nadmuchany kształt. Ściągacze są też obowiązkowe na końcach rękawów. Generalnie bomberkę można nosić, jak się chce – w wersji za dużej (jak po chłopaku) lub w wersji bardziej dziewczęcej (slim). Bomberka dla dziecka na wiosnę Bomberkę można zakładać dosłownie do wszystkiego, ale warto pamiętać, że nie prezentuje się zbyt dobrze na szerokich barkach. Polecana jest szczególnie dla szczupłych dzieci. Kurtka sprawdzi się na każdą okazję, ponieważ możemy przebierać nie tylko we wzorach, ale i materiałach. Wersja nylonowa jest obecnie najczęściej dostępna, ale pojawia się też bawełna, dres, zamsz, a nawet jedwab i satyna. Kurtka bomberka sprawdzi się w różnych stylizacjach: sportowej – w połączeniu z legginsami i sportowymi butami; bardziej dziewczęcej – z sukienką i sandałkami. Kurtka ma luźny fason, więc zaleca się nie łączyć jej z szerokimi spodniami, lecz bardziej z wąskimi typu legginsy czy rurki . Zestawienie np. ze spodniami dresowymi nie będzie prezentowało się dobrze. Kupując kurtkę bomber, warto postawić na oryginalność – niezwykłą paletę barw, naszywki i zabawne wzory. Kurtki tego typu dla najmłodszych mają ciekawe, ciepłe kolory, emblematy w zwierzęta, gwiazdki, grochy i kwiaty . Pojawiają się również nieszablonowe wykończenia na ściągaczach. Bomberki dla starszych dzieci są częściej stylizowane, m.in. w tematyce militarnej lub rockowej. Niewątpliwą zaletą kurtki jest łatwość jej składania. Złożona zajmuje niewiele miejsca i można schować ją do plecaka lub torebki. Niezastąpiona okaże się podczas wypadów wakacyjnych, gdy późnym popołudniem zrobi się chłodno.
Bomberka – must have dla dziecka na wiosnę
Farbowanie, trwała, mycie złymi szamponami, suszenie ciepłym powietrzem, kręcenie, układanie, prostowanie – wszystkie te zabiegi sprawiają, że włosy przesuszają się, rozdwajają, niszczą. Jak temu zaradzić domowymi metodami? Obciążone silikonami z szamponów i masek, przez chwilę wyglądają nieco lepiej, ale na dłuższą metę w pootwierane łuski zniszczonego włosa dostaje się tyle składników chemicznych, że włosy stają się oklapnięte, odbarwione, pozbawione blasku i kruche. Jedynym ratunkiem dla włosów bardzo zniszczonych jest często ich obcięcie, ale jeśli ich stan nie jest jeszcze agonalny, można próbować je ratować. Dobrze zacząć od podcięcia najbardziej zniszczonych pukli i na dłuższy czas zapomnieć o wszystkich zabiegach obciążających włosy – układaniu z dużą ilością kosmetyków i przy pomocy ciepła, farbowaniu i innych niszczących zabiegach chemicznych. Ratowanie przesuszonych włosów to długa droga, warto więc wyrobić w sobie pewną rutynę pielęgnacyjną i jej się trzymać. A cóż lepiej zadba o włosy niż domowe maski? Jajko Chyba każdy choć raz użył jajka do celów kosmetycznych. Nic dziwnego, żółtka jajka zawierają wszystkie grupy białek, mnóstwo mikroelementów i tłuszczy. Białko natomiast ma właściwości ściągające i oczyszczające. Do włosów zniszczonych należy użyć żółtek – przy długich włosach trzeba będzie zużyć kilka jaj, ale efekt zdecydowanie się opłaci, zwłaszcza jeśli dodamy do nich miodu. Maskę należy rozprowadzić na całej długości włosów i na skórze głowy. Najlepiej zostawić ją na co najmniej 30 minut, ale jeśli przykryjemy włosy czepkiem i ręcznikiem, można ją trzymać nawet godzinę. Już pierwsze użycie pozostawia włosy miękkimi, lśniącymi i puszystymi. Mankamentem może być jedynie zapach, ale dodanie do maski kilku kropli naturalnego olejku eterycznego powinno wyeliminować tę niedogodność. box:offerCarousel Majonez Do zrobienia maski na włosy półdługie użyjemy pół szklanki majonezu i dwóch łyżek miodu. Mieszankę nakładamy gęsto na całe włosy oraz skórę głowy i pozostawiamy na godzinę. Jest bardzo treściwa, więc nie ma konieczności stosować jej częściej niż raz na 7–10 dni. Również ta maska ma swój specyficzny zapach – nic dziwnego, majonez robiony jest z jaj, oleju i octu. To właśnie te składniki sprawiają, że maska działa tak dobrze – jajka odżywiają, olej nadaje gładkości, a ocet zamyka łuski włosa. Przy zmywaniu maski, zarówno tej z samego jajka, jak i majonezu, istotne jest, że nie można użyć gorącej wody. Powinna być chłodniejsza od temperatury ludzkiego ciała – około 30 stopni. W przeciwnym wypadku jajko zacznie się ścinać i oklejać włosy, które staną się poszarzałe, poklejone i przyklapnięte. Siemię lniane Maska z siemienia lnianego wygładzi włosy, zapobiegnie ich puszeniu się, a jednocześnie zapewni im lekkość, gładkość i nawilżenie. Zadziała niczym reklamowane produkty – wypełni ubytki w strukturze włosa i zamknie łuski. Trzeba pamiętać, że nie jest to efekt trwały, zniszczonego włosa nie da się odbudować. Faktem jest jednak, że po zastosowaniu maski włosy nabierają blasku, a fryzura – objętości. Przygotowanie jest proste: zalewamy łyżkę ziaren 200 ml wody i gotujemy na małym ogniu, aż siemię mocno zgęstnieje. Kisiel przecedzamy przez sito, aby pozbyć się nasionek, i nakładamy na włosy dwa razy w tygodniu na 30 minut. Najlepiej nakładać maskę na włosy suche, ponieważ więcej składników dociera wtedy w głąb włosa, a mniej spływa na ramiona. Zmycie wymaga niewielkiej ilości szamponu. Maska nie tylko wzmacnia włosy, ale też działa łagodząco na suchą skórę głowy. box:offerCarousel Banan i awokado Podobnie jak siemię lniane działa banan, natomiast awokado jest bogate w naturalne zdrowe tłuszcze i makroelementy. Pół banana mieszamy z połówką awokado i blendujemy wraz z połową szklanki jogurtu naturalnego w plastikowej miseczce. Do mieszanki można dodać miodu, olejku eterycznego, a nawet kilka kropli oleju. Mieszankę blendujemy na gładką masę i nakładamy na umyte i mocno osuszone ręcznikiem włosy. Maskę trzeba trzymać co najmniej 15 minut, ale najlepsze efekty daje stosowana raz w tygodniu przez około 2 godziny. Nie wymaga agresywnego mycia – jedno zmycie łagodnym szamponem jest zupełnie wystarczające, zwłaszcza jeśli włosy są bardzo zniszczone. Piwo Maska z piwa to stanowczo coś, czego nie pokochają panowie. Konieczne jest bowiem do niej zużycie szklanki bursztynowego płynu, i to najlepiej piwa rzemieślniczego, zawierającego jak najwięcej naturalnych składników i słodu, z możliwie krótkim terminem ważności. Piwo łączymy z połową szklanki jogurtu naturalnego i taką mieszankę nakładamy na całą głowę. Włosy trzeba przykryć czepkiem i zostawić tak na co najmniej pół godziny. Po zmyciu osiągamy efekt wygładzenia i nabłyszczenia włosów. Pozostałą częścią piwa możemy zaś raczyć się, czekając, aż maska upiększy nasze włosy.
5 masek z kuchennych produktów – włosy suche i zniszczone
Jeżeli potrzebujesz mobilnego głośnika sporadycznie, głównie do tego, aby uprzyjemniał ci relaks w plenerze, podczas opalania czy odpoczynku z zimnym napojem w ręku, nie przepłacaj! Na Allegro znajdziesz mobilne głośniki Bluetooth, które oferują całkiem niezły dźwięk, a przy tym są wodoodporne i kosztują mniej niż 100 zł. EARSON Głośnik Bluetooth Ten solidnie wyglądający głośnik został zamknięty w obudowie w kształcie trójkąta. Niezależnie od tego, jak go postawimy, zawsze będzie stał stabilnie i bezpiecznie. Membrana została zabezpieczona metalową, solidną maskownicą. Głośnik jest wodoodporny, wytrzymały na zabrudzenia, kurz i pył. Może pracować w naprawdę trudnych warunkach. Nie są mu straszne także uszkodzenia mechaniczne. Przypadkowy upadek po zrzuceniu ze stołu nie spowoduje większych strat. Wbudowana bateria o pojemności 1500 mAh umożliwia odtwarzanie ulubionych utworów przez około 5 godzin. Źródłem dźwięku może być smartfon lub tablet – wystarczy sparować głośnik za pomocą łączności Bluetooth. Oprócz bezprzewodowej komunikacji urządzenie można podłączyć kablem za pomocą przewodu JACK-JACK. Zapewni to dłuższą pracę na baterii. Głośnik kosztuje około 90 zł. Forever BS-310 Ten wodoodporny mikrogłośnik został zaprojektowany dla osób będących w ciągłym ruchu, które nie lubią rozstawać się z ulubioną muzyką. Urządzenie jest niewielkie (64 x 64 x 230 mm) i lekkie, a przy tym odporne na zamoczenie i zakurzenie. Z powodzeniem można go używać pod prysznicem i w deszczu. Solidna silikonowa zawieszka pozwala w łatwy sposób zamocować głośnik, co zwiększa doznania dźwiękowe. Urządzenie komunikuje się bezprzewodowo ze wszystkimi sprzętami wyposażonymi w komunikację Bluetooth. Jego bateria o pojemności 300mAh pozwala na pracę przez kilka godzin. Głośnik jest dostępny w kilku żywych kolorach. Cena to około 40 zł. Forever BS-320 Dobre rozwiązanie dla osób aktywnych – wodoszczelny głośnik mobilny Forever BS-320 idealnie odnajdzie się w każdej sytuacji aktywnego wypoczynku na świeżym powietrzu. Niezależnie od tego, czy wybieramy się do parku, na rower, basen czy pod prysznic, głośnik BS-320 może nam towarzyszyć zawsze i wszędzie. Ułatwiają to niewielkie gabaryty urządzenia (90 x 90 x 43 mm) i niewielka masa. Dzięki temu głośnik możemy mieć zawsze przy sobie. Wyposażony jest w bardzo mocną przyssawkę, dzięki której łatwo go przymocować do płaskich, gładkich powierzchni. Urządzenie jest wodoodporne i gotowe do odtwarzania muzyki przez 3 godziny po pełnym naładowaniu baterii. Źródłem dźwięku może być komputer, telefon, tablet z Bluetoothem. Koszt tego głośnika to 55 zł. Medion wodoodporny MD 84977 Wyglądający niezwykle futurystycznie głośnik marki Medion to doskonałe rozwiązanie do domu, gdzie możemy z niego korzystać w kabinie prysznicowej, saunie lub po prostu w łazience. Urządzenie sprawdzi się także podczas aktywnego spędzania czasu z rodziną na świeżym powietrzu. Wysoki poziom odporności na ciecz IPX7 sprawia, że możemy zamoczyć głośnik na głębokość 1 metra przez 30 minut. Taka kąpiel nie zrobi na nim żadnego wrażenia, dalej będzie pracował bez zarzutu. Dzięki specjalnemu pływakowi może też unosić się obok nas na wodzie w basenie i odtwarzać nasze ulubione utwory. Ze źródłem dźwięku komunikuje się bezprzewodowo za pomocą łączności Bluetooth. Głośnik kosztuje 79 zł. Ferguson Hearme 100BT Ten cylindryczny głośnik mobilny zadba o to, abyśmy spędzili miło dzień podczas wycieczki w góry, nad morze czy na basen. Urządzenie jest wodoodporne, dzięki czemu może pracować w trudnych warunkach. Jego łatwą obsługę zapewnia wbudowany pilot widoczny w górnej części. Za jego pomocą możemy uruchamiać i pauzować odtwarzanie, przełączać utwory, regulować poziom głośności, a nawet odbierać połączenia głosowe, gdyż urządzenie zostało wyposażone w mikrofon do prowadzenia rozmów głośnomówiących. Wbudowana bateria zapewnia nawet 8 godzin ciągłej pracy. Poziom odporności to IP67. Za głośnik trzeba zapłacić 69 zł.
Wodoodporny głośnik przenośny – modele do 100 zł
Najnowsze modele kombinezonów motocyklowych zaskakują przede wszystkim zaawansowaną technologią. Spełniają oczekiwania najbardziej wymagających miłośników jednośladów. Kombinezon to podstawa wyposażenia każdego motocyklisty. Ma zapewnić nie tylko bezpieczeństwo, ale również komfort i swobodę ruchów. Kombinezony przygotowane z myślą o sezonie 2017 to przede wszystkim modele stworzone z wykorzystaniem zaskakujących rozwiązań i nowoczesnych technologii. Dainese Avro D2 box:offerCarousel Dwuczęściowy, skórzany kombinezon Avro D2 ma garb aerodynamiczny z wlotami powietrza, a także przewody wewnętrzne, utrzymujące optymalną temperaturę ciała niezależnie od warunków atmosferycznych. Dainese Avro D2 został wykonany ze skóry bydlęcej, ze wstawkami z opatentowanego mikroelastiku, który zapewnia większą swobodę ruchów. Podszewka Nanofeel® to membrana jonizowana srebrem, mająca właściwości bakteriobójcze, więc zapobiega poceniu się i powstawaniu nieprzyjemnego zapachu. Zastosowanie tkaniny S1 z cordurą podwyższa wytrzymałość kombinezonu i odporność na wodę i olej. Miękkie ochraniacze kompozytowe na biodra, kolana i łokcie oraz tytanowe osłony ramion mocowane nitami gwarantują maksymalne bezpieczeństwo i doskonałą wentylację. Alpinestars Motegi V2 box:offerCarousel Jednoczęściowy kombinezon Alpinestars Motegi V2 to bardzo nowoczesny model, wyposażony w certyfikowane ochraniacze ramion, łokci i kolan, które można wyjąć i regulować. Elastyczne panele w okolicach klatki piersiowej, na rękawach i w kroku zapewniają idealne dopasowanie kombinezonu wykonanego ze skóry bawolej. Wygodę gwarantują także: obszerne panele wentylacyjne, miękkie neoprenowe wykończenie oraz wielowarstwowa podpinka, którą można odpiąć i wyprać. O bezpieczeństwo motocyklisty dbają certyfikowane protektory oraz system mocowania ochraniacza pleców z regulacją wysokości. Wielowarstwowe szwy sprawiają, że kombinezon jest odporny na rozdarcia. Samoblokujące się zamki YKK premium zapewniają niezwykły komfort noszenia. Berik 10543 box:offerCarousel Dwuczęściowy kombinezon Berik 10543 został zaprojektowany tak, aby zapewnić motocykliście jak największy komfort podczas jazdy i wygodę już po zejściu z maszyny. Elastyczne wstawki Tense-Tex® oraz rozciągliwe panele z karbowanej skóry pod pachami, na łopatkach i nad kolanami dają swobodę ruchów w codziennym użytkowaniu. Dodatkowo paski regulacyjne w talii pozwalają na dopasowanie kombinezonu do sylwetki. Perforowana skóra oraz odpinana podpinka z tkaniny mesh gwarantują dobrą wentylację i chronią przed przegrzaniem. Producent zadbał także o bezpieczeństwo, wyposażając model w liczne ochraniacze, zewnętrzny slider magnezowy oraz możliwość zamontowania dodatkowych protektorów. Dwuwarstwowa skóra na ramionach, łokciach i pośladkach zwiększa odporność na przetarcia, a zatem i bezpieczeństwo w razie upadku. RST Blade II box:offerCarousel Twórcy bestsellerowej kurtki Blade postanowili udoskonalić swój projekt i stworzyć na jego podstawie kombinezon RST Blade II dla wymagających motocyklistów. Dodali boczne panele elastyczne, które zapewniają idealne dopasowanie do sylwetki i swobodę ruchów podczas jazdy. Na plecach umieścili dwa protektory, a na biodrach kieszenie na opcjonalne ochraniacze. Przednia część stroju jest wykonana z perforowanej skóry, która pozwala na jak najlepszą wentylację. Podszewka w formie kamizelki jest w całości odpinana. 4SR Speed Gold Speed Gold to nowy, wzbogacony o technologiczne rozwiązania kombinezon marki 4SR. Dwuczęściowa wersja wyposażona jest w elastyczne ochraniacze Sas-Tec® oraz neoprenowe mankiety rękawów i podwójne zapięcie głównego zamka. Specjalny ochraniacz przedramienia ma uniemożliwić okręcenie się rękawa podczas upadku. Na biodrach, kości ogonowej i przedramionach umieszczono pamięciowe protektory Viscofoam®. Kombinezon wyróżnia się również ciekawą stylistyką – klasyczna czerń z dużymi wstawkami białymi i złotymi. W takim stroju jeżdżą zawodnicy MotoGP i BSB. Wygoda i bezpieczeństwo to podstawowe kryteria przy wyborze kombinezonu na motor. Nowoczesne modele stworzone przy użyciu najnowszych osiągnięć technologii spełnią wysokie wymagania fanów jazdy na motocyklu.
Męskie kombinezony motocyklowe – nowości 2017
Wiele osób często staje przed trudnym dylematem – podkuć swojego wierzchowca czy też nie. Jedni zdecydowanie popierają podkuwanie, inni kategorycznie się mu przeciwstawiają, argumentując swoje stanowisko tym, że koń powinien chodzić „boso“, o ile to tylko możliwe. Okazuje się, że zarówno jedni, jak i drudzy mają trochę racji. Koni żyjących dziko nikt nigdy podkuwać nie musiał i doskonale sobie radziły. Ścierały kopyta nieustannie poprzez ciągły, regularny ruch. Wszystko odbywało się w zupełnie naturalny sposób. Gdy koń poruszał się po terenie twardym, kamienistym, pewne części kopyta zużywały się znacznie intensywniej, co pobudzało ich odrastanie i odpowiednie wzmacnianie w konkretnych miejscach. U koni udomowionych ścieranie kopyta nie zachodzi już tak naturalnie, bowiem ich ruch nierzadko ogranicza się do paru godzin na padoku i godzinnego treningu. Dlatego też regularnym gościem w każdej stajni jest kowal, który ma za zadanie usuwać odrastający róg kopytowy lub podkuwać konia, gdy jego kopyta ulegają zbyt szybkiemu i silnemu ścieraniu w wyniku przebywania na twardym podłożu. Podkowa musi być starannie dopasowana, aby zapewnić równomierne i pewne podparcie całej powierzchni kopyta konia. Zadania podkowy Ochrona kopyta, które podczas treningów jest nieustannie narażone na liczne uszkodzenia. Zapewnienie jak najlepszej przyczepności kopyta do podłoża, np. na śliskiej nawierzchni bądź podczas rozwijania dużych prędkości. Specjalistyczne podkowy mogą korygować wady postawy (na przykład problemy z trzeszczkami) i ruchu wierzchowca, a także poprawiać jego chód. Podkowa może mieć też za zadanie redukować ból powodowany różnymi schorzeniami związanymi na przykład z trzeszczką. Dziś wielu ludzi pragnie wracać do trzymania koni w jak najbardziej naturalnych warunkach i rezygnuje z ich kucia. Pojawiają się nawet opinie, iż podkowy niszczą kopyta i niekorzystnie wpływają na możliwości ruchowe zwierzęcia. Tacy przeciwnicy twierdzą, że kucie koni może sprzyjać trwałym kulawiznom i niesie za sobą więcej szkody aniżeli pożytku. Wady podkuwania koni Wadą niewątpliwie jest waga, bowiem metalowa podkowa swoje waży. Im szybciej koń się porusza, tym bardziej odczuwa ciężar, jaki musi nieść jego kończyna. Z tego samego powodu na przykład konie wyścigowe mają specjalne lżejsze podkowy, lecz i one nie są doskonałe, ponieważ o wiele szybciej się zużywają. Metal podkowy nieustannie uciska kopyto zwierzęcia, głównie podczas poruszania się po twardym podłożu; w efekcie chrząstka kopytowa ulega skostnieniu. Podkowa pozbawiona jest jakiejkolwiek elastyczności, co przekłada się na zakłócenia poruszania się wierzchowca. Puszka kopytowa to niezwykle elastyczny twór i nie jest sztywna, jakby mogło się na pozór wydawać. Gdy kopyto styka się z ziemią i naciska na nie cały ciężar zwierzęcia, jego tylna część ulega automatycznemu rozszerzeniu, a podczas ruchu w górę ponownie się zwęża. Z tego powodu podkowiaki, czyli gwoździe, którymi przymocowuje się podkowę do kopyta konia, powinny być wbijane jedynie od jego przedniej strony. Tylna, ruchoma, część kopyta nie powinna być przytwierdzona do metalu, z którego wykonana jest podkowa. Należy też pamiętać, że liczne patologie kopyt mogą być często wywołane różnymi czynnikami, które nie wymagają tak drastycznych działań jak kucie. Jest to bowiem ostateczność. Często skutecznie sprawdza się po prostu używanie preparatów, które pozwolą na wzmocnienie kopyta zwierzęcia, zwłaszcza w suchej i gorącej porze letniej, ale też w czasie intensywnego użytkowania wierzchowca. Warto wzbogacić dietę naszego pupila w odpowiednie mikro- oraz makroelementy, a także w witaminy. Ogromne znaczenie ma też wybranie odpowiedniej paszy. Wielu ortopedów jest zdania, iż należy dążyć do tego, aby zwierzak co jakiś czas przynajmniej przez parę tygodni chodził bez podkucia, zupełnie boso. Ponadto nie zaleca się stosowania podków u koni poniżej piątego roku życia. To dopiero w tym wieku kościec jest zupełnie uformowany i koń potrafi chodzić pod jeźdźcem bez zaburzania własnej równowagi. Każdy właściciel czterokopytnego przyjaciela powinien poznać argumenty popierające podkuwanie, jak i te jemu przeciwne i zdecydować, co będzie najlepsze dla jego konia.
Podkuwanie konia – jak, po co i dlaczego?
Kluczowym wyposażeniem wnętrza każdego sportowego samochodu jest specjalna kierownica stworzona z myślą o wyścigach. Jak się okazuje, tę namiastkę auta rajdowego może mieć w swoim pojeździe praktycznie każdy kierowca. Mniejsza kierownica znaczy szybsza Większość miłośników tuningu kojarzy sportową kierownicę przede wszystkim z mniejszą średnicą jej obręczy w porównaniu do seryjnego steru pojazdu. Jest to najważniejsza różnica, która wpływa na sposób, w jaki zachowuje się auto. Mniejsze koło kierownicy powoduje, że auto prowadzi się dużo bardziej bezpośrednio. Pojazd szybciej reaguje na decyzje podejmowane przez kierowcę, co w wyścigach ma niebagatelne znaczenie dla osiąganych wyników, ale także dla bezpieczeństwa jazdy. W ruchu ulicznym zbyt mała kierownica może jednak przeszkadzać, gdyż będzie wymagać użycia proporcjonalnie większej siły do skręcenia. Szczególnie zauważalne pogorszenie komfortu jazdy odczują właściciele starszych samochodów, które nie są wyposażone we wspomaganie. Użytkując pojazd głównie w mieście, dość szybko może się okazać, że powrócimy do standardowej kierownicy. Warto zatem pamiętać, aby nie przesadzać z minimalizacją średnicy. Wielu kierowców wskazuje 35 cm jako optymalny rozmiar, choć na rynku dostępne są mniejsze kierownice, nawet o średnicy 28 cm. Pewny chwyt to podstawa Podczas szybkiej jazdy po wybojach, śliskiej nawierzchni czy w poślizgu szczególnie ważne jest zapewnienie bezwarunkowej styczności obu dłoni z kierownicą, co pozwoli na jak najlepsze panowanie nad autem, przekładając się na kwestię bezpieczeństwa jazdy. Niezwykle istotny jest materiał użyty do wykonania kierownicy sportowej. Najlepszy jest zamsz, który dzięki swojej chropowatej strukturze zwiększa tarcie między dłońmi a kierownicą, co gwarantuje pewność wykonywanych ruchów. Zamsz jest jednak materiałem mało wytrzymałym, dlatego w przypadku intensywnej eksploatacji drogich kierownic korzysta się z rękawiczek, które zapobiegają nadmiernemu zużyciu obręczy. Tańszą alternatywą o większej żywotności jest wybór produktów wykończonych skórą naturalną, która szeroko stosowana jest także w obiciu kierownic aut seryjnych. Niektóre kierownice mają naszyty pionowy pasek w miejscu wskazującym zegarową godzinę dwunastą. Pomaga to w zorientowaniu się w położeniu kierownicy podczas pokonywania ostrych zakrętów. Naba – niezbędne akcesorium Montaż sportowej kierownicy odbywa się przy użyciu 6 śrub, których jednak nie da się osadzić na klasycznym mocowaniu, zwanym wieloklinem. W takich wypadkach z pomocą przychodzi naba, czyli swoista przejściówka pozwalająca na przykręcenie rajdowej kierownicy do drążka. Między nabę a ster można przytwierdzić także dodatkowy dystans, który zmniejszy odległość kierownicy od fotela. Jest to bardzo istotna kwestia w kontekście aut wyposażonych w sportowe siedziska zamocowane do podłogi na stałe. Wybór kierownicy o właściwej głębokości lub zastosowanie odpowiednich akcesoriów umożliwia dostosowanie położenia kierownicy do wymagań kierowcy. Cena uzależniona od funkcji Wśród kierownic sportowych znaleźć można zarówno produkty profesjonalne, jak i przeznaczone dla amatorskiego tuningu wnętrza z naciskiem na efekty wizualne. Najtańsze kierownice nabędziemy za ok. 150 zł, ale jakość ich wykonania i wytrzymałość mechaniczna jest przeciętna, dlatego należy korzystać z nich z rozwagą. Podstawowe modele markowych producentów, jak np. MOMO, Sparco, czy OMP, kupimy za ok. 800–900 zł, co stanowi znaczącą różnicę w stosunku do modeli o przeznaczeniu tuningowym. Kierownice prawdziwie sportowe są jednak gwarantem wysokiej wytrzymałości i bezpieczeństwa prowadzenia w każdych warunkach.
Sportowa kierownica – jaką wybrać?
Naleśniki – proste danie, które można przyrządzić na wiele sposobów. Dzięki różnorodnym farszom naleśniki smakują wielbicielom słodkich, słonych i pikantnych potraw. Można je jeść o każdej porze dnia, dobierając nadzienie do upodobań smakowych. To jedno z najbardziej popularnych dań, które cieszy się uznaniem zarówno wśród dorosłych, jak i dzieci. Aby umilić ich przygotowywanie i spożywanie, warto zaopatrzyć się w kilka gadżetów stworzonych specjalnie dla naleśnikożerców. Oto i one. Patelnia do naleśników W odróżnieniu od tradycyjnych patelni, ta przeznaczona do smażenia naleśników jest płaska i lekka. Ma płytkie brzegi, które ułatwiają obracanie naleśników. Warto wybierać patelnie posiadające specjalną powłokę zapobiegającą przywieraniu ciasta. Ważne jest też, aby podczas smażenia patelnia zapewniała równomierny rozkład ciepła na całej powierzchni. W innym wypadku smażone danie może ulec przypaleniu. Zaletą patelni do naleśników będzie nienagrzewająca się rączka, dobrze wyprofilowany kształt oraz powłoka, która nie wymaga użycia dużej ilości tłuszczu. Ceramiczne patelnie do naleśników kosztują od 20 do 120 złotych, za teflonowe zapłacimy od ok. 20 do 100 złotych. Droższe są patelnie żeliwne – ich ceny wahają się od 90 do 350 złotych. Niektóre patelnie do naleśników można zakupić w zestawie z łopatką. W zależności od materiału, z jakiego są one wykonane, ceny wynoszą od ok. 20 do 130 złotych. Jednym z rodzajów naleśników są amerykańskie, określane również jako pancakes. Są to niewielkie placuszki wywodzące się ze Stanów Zjednoczonych, które na talerzu układane są warstwowo. Najczęściej polewa się je syropem klonowym. Do ich usmażenia najlepsza będzie tzw. dołkownica. Jej cena wynosi od ok. 25 do 350 złotych. Dozownik do ciasta Przydatnym sprzętem dla smakosza naleśników będzie dozownik do ciasta. Umożliwia on porcjowanie nawet bardzo rzadkiego ciasta i pozwala uzyskać naleśniki o jednakowej wielkości. Poza tym nadaje się do przyrządzenia gofrów, babeczek lub placuszków. Urządzenie to jest wyposażone w rączkę z dźwignią, po naciśnięciu której otwiera się tłok dozownika. Po zwolnieniu rączki zostaje on zamknięty, dzięki czemu ciasto się nie rozchlapuje. Dozownik do ciasta można kupić za niewiele ponad 20 złotych. Shaker do naleśników Szybkie wymieszanie składników umożliwi shaker do naleśników. Specjalna metalowa kulka znajdująca się wewnątrz pozwoli na dokładne połączenie produktów bez powstawania grudek. Dodatkowo, dzięki wygodnej pokrywce, ciasto można wlewać z shakera bezpośrednio na patelnię. Urządzenie przyda się także do przyrządzania sosów. Naczynie to łatwo utrzymać w czystości. Jego pojemność wynosi 600 ml, a cena to ok. 60–70 złotych. Łopatka do naleśników Do obracania naleśników niezbędna jest łopatka. Może być wykonana z drewna, metalu, nylonu lub silikonu. Najtańsza będzie łopatka drewniana. Można ją kupić już od złotówki. Łopatki metalowe kupimy od 3 złotych, nylonowe za ok. 10–15 złotych, a silikonowe od 10 do 18 złotych. Na Allegro znaleźć można także łopatki do naleśników, które dostępne są w zestawie z wałeczkiem umożliwiającym równomierne rozprowadzenie ciasta na patelni. Cena takiego zestawu wynosi ok. 20–25 złotych. Foremki silikonowe do naleśników Jeżeli znudzi się nam tradycyjny kształt naleśników, warto zaopatrzyć się w silikonowe foremki. Dzięki nim na śniadanie, obiad lub kolację zaserwować można naleśniki w kształcie kwiatów, motyli, gwiazdek, serc, rybek lub misia. To świetny pomysł na urozmaicenie posiłku dla najmłodszych i pobudzenie apetytu niejadka. Gładka silikonowa powłoka sprawi, że ciasto nie przylegnie do formy i pozwoli ukształtować wybrany przez nas wzór. Foremki silikonowe najczęściej można kupić po trzy sztuki. Cena takiego zestawu to niecałe 10 złotych.
Gadżety, które przydadzą się naleśnikożercom
Choć do sesji jeszcze trochę czasu, to dobry moment na rozpoczęcie kompletowania stylowych ubrań, w których wystąpisz na egzaminach. Jeśli masz dość klasycznych rozwiązań – spódnicy i białej bluzki – postaw na look inspirowany modą męską. Będziesz wyglądała nie tylko profesjonalnie, ale i modnie. Są sytuacje, które wymagają ubrań specjalnego rodzaju, odpowiednio eleganckich. Egzaminy w czasie studenckiej sesji z pewnością do nich należą. Wygodne sneakersy trzeba zastąpić szpilkami, a jeansy i T-shirt spódnicą, elegancką bluzką i żakietem. Trudno takie zestawienie nazwać wyjątkowo modnym i stylowym, więc jeśli nie znosisz nudy, postaw na styl męski. Nie od dziś wiadomo, że mężczyzna w krawacie wygląda elegancko i profesjonalnie, co można wykorzystać również w damskich stylizacjach, szczególnie w czasie sesji, kiedy trzeba się wykazać wiedzą i umiejętnością prezentacji swoich argumentów. Kobiety coraz chętniej sięgaj po krawaty, dodając sobie pewności, oryginalności oraz pokazując wyczucie stylu. Odrobina historii Choć historia krawatów sięga XVII wieku, to w obecnej formie pojawiły się w męskiej garderobie dopiero w roku 1926. Początkowo szyto je z jednego kawałka materiału, następnie zaczęto używać trzech, co umożliwiło wiązanie ich na więcej sposobów – obecnie 85. W XX wieku świat mody był wyraźnie podzielony na to, co męskie i damskie, szczególnie jeśli mowa o eleganckich stylizacjach. Jednak w 1966 roku na wybiegu u Yves’a Saint-Laurenta pojawiła się modelka w smokingu i od tego momentu rozpoczęła się era silnych, wyzwolonych kobiet. Jaki krawat wybrać? Do niedawna kobieta, która chciała założyć krawat, musiała dosłownie zabrać go z szafy swojego faceta lub szukać w sklepach z modą męską. Dziś sprawa jest znacznie ułatwiona, gdyż na rynku są krawaty zaprojektowane specjalnie dla pań lub tzw. unisex, które z powodzeniem można dzielić ze swoją połówką. Nie ma zasady mówiącej, jaki krawat jest najlepszy. Oczywiście przyjmuje się, że kobiety szczupłe lepiej wyglądają w modelach wąskich, a nieco okrąglejsze – w szerszych, ale już kwestia wzoru czy koloru zależy od twoich preferencji. Podobnie jest z wiązaniami. O ile w przypadku mężczyzn węzeł zawsze powinien być pod szyją, o tyle w damskim wydaniu świetnie wygląda poluzowany, dzięki czemu uzyskuje się efekt nonszalancji. box:offerCarousel Jak go wpisać w stylizację „sesyjną”? W damskich stylizacjach krawat zakłada się nie tylko na ważne okazje, ale również na co dzień – do jeansów, T-shirtów i trampek. Jeśli jednak przed wykładowcą chcesz zabłysnąć nie tylko wiedzą, ale i odpowiednim strojem, postaw na wersję bardziej elegancką. Klasycznie Co powiesz na męski look w pełnej krasie? Do damskiego garnituru włóż odpowiednią koszulę – gładką, w kratę, paski – a pod szyją zawiąż krawat. Spróbuj pobawić się formą i kolorem, a jeśli wolisz proste rozwiązania, postaw na czerń i biel, ale odwrotnie niż zazwyczaj. Co powiesz na biały garnitur i krawat oraz czarną koszulę, a do tego czarne szpilki? Bardzo stylowo, a zarazem elegancko będzie się prezentował komplet w stylu vintage – garnitur w kratę i błękitna koszula plus wełniany krawat i wiązane czółenka na słupku. Możesz również pod marynarkę włożyć kamizelkę, a krawat zastąpić muszką. box:offerCarousel Z pazurem Ta propozycja jest nieco bardziej kobieca, ale nie mniej szykowna i profesjonalna, czyli w sam raz na egzamin. Do czarnych, skórzanych spodni włóż białą koszulę, czarny, prosty, lekko poluzowany krawat i dłuższą, prostą marynarkę (podwiń rękawy i wyłóż mankiety na wierzch). Całości dopełnij wiązanymi sandałkami na klockach i dużą shopperką. Gotowe zestawy Najprostszym rozwiązaniem jest kupno gotowego damskiego zestawu składającego się z bluzki lub koszuli oraz krawata – albo jego imitacji w postaci dwóch doszytych pasków materiału, które w razie potrzeby możesz związać w klasyczny węzeł lub puścić swobodnie. Do tego zestawu pasuje spódnica – ołówkowa, rozkloszowana czy tiulowa – pod warunkiem, że będzie mieć długość co najmniej midi i stonowany kolor. Wspomniany zestaw równie fajnie będzie wyglądać z bardzo modnymi szwedami czy klasycznymi cygaretkami, ale w wypadku tych drugich klasyczne szpilki zastąp damskimi oxfordami lub lakierowanymi mokasynami. Egzaminacyjny strój wcale nie musi być nudny, dlatego jeśli chcesz w czasie najbliższej sesji pokazać, że poza opanowaniem materiału z całego semestru odrobiłaś również lekcję stylu, koniecznie załóż krawat! )
Studentka w krawacie – stylowo na egzaminie
Huawei P20 Pro posiada ekran AMOLED o przekątnej 6,1 cala i rozdzielczości Full HD+, ośmiordzeniowego Kirina 970 z 6 GB RAM-u oraz 128 GB pamięci. Jego potrójny aparat główny ma zapewnić świetne zdjęcia z dużym zoomem. Sprawdźcie, jak w praktyce spisuje się flagowiec Huaweia. Specyfikacja Huawei P20 Pro wyświetlacz: 6,1 cala, AMOLED, proporcje ekranu 18,7:9, Full HD+ (2240 x 1080 pikseli), szkło 2.5D chipset: HiSilicon Kirin 970 (4x 2,4 GHz Cortex-A73 + 4x 1,8 GHz Cortex-A53) grafika: Mali-G72 MP12 RAM: 6 GB pamięć: 128 GB (brak slotu na karty pamięci) format karty SIM: 2x nano (funkcja dual SIM) łączność: LTE, Wi-Fi 802.11ac (dwuzakresowe), Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.2 LE z NFC i aptX HD, GPS z A-GPS i GLONASS, Galileo system operacyjny: Android 8.1 Oreo (nakładka EMUI 8.1) aparat główny: 40 Mpix (f/1.8, 27 mm, 1/1.7) + 20 Mpix (monochromatyczny, f/1.6, 27 mm, 1/2.7) + 8 Mpix (teleobiektyw, f/2.4, 80 mm, 1/4), OIS, dioda LED, autofokus z detekcją fazy i laserowy, nagrywanie wideo w rozdzielczościach 2160p/30 fps, 1080p/30 lub 60 fps, 720p/960 fps aparat przedni: 24 Mpix, f/1.8, 27 mm, 1/1.7), nagrywanie wideo w rozdzielczości 1080p funkcje: czytnik linii papilarnych, skaner twarzy, odporność IP67, szybkie ładowanie, port podczerwieni, głośniki stereo z Dolby Atmos czujniki: akcelerometr, zbliżeniowy, światła, kompas, żyroskop, kolorów bateria: 4000 mAh wymiary: 155 x 73,9 x 7,8 mm masa: 180 g Konstrukcja Tym razem producent postawił na szklano-aluminiową konstrukcję, wykończoną niczym lusterko. Kształty P20 Pro są łagodne, a wzornictwo nowoczesne i efektowne. Przetestowałem stonowaną wersję czarną, ale dostępna jest także odmiana Twilight, która mieni się w wielu barwach. Do jakości wykonania nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Front zajmuje ekran o proporcjach 18,7:9 ze zminimalizowanymi ramkami, zaoblonymi rogami, zaokrąglonymi krawędziami oraz wcięciem w górnej części wyświetlacza. Na wcięciu umieszczono aparat przedni, głośnik rozmów oraz diodę powiadomień. Pod wyświetlaczem nie ma przycisków dotykowych, ale nie zabrakło czytnika palca. Boki smartfona są obłe i wypukłe. Przyciski trafiły na prawy bok, wyraźnie odstają, a włącznik zdobi dodatkowo czerwony akcent. Po przeciwnej stronie zamontowano tackę czytników kart, która przyjmie dwa nośniki nanoSIM. Na szczycie można dojrzeć dodatkowy mikrofon oraz port podczerwieni, a dolną krawędź zajmują: głośnik monofoniczny, mikrofon oraz USB typu C. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Gładkie plecy smartfona zdobią loga Huawei oraz Leica. Dwa obiektywy (40 Mpix RGB, 8 Mpix – teleobiektyw) są zespolone w jeden moduł, który wyraźnie odstaje, zaś aparat monochromatyczny 20 Mpix zamocowano oddzielnie, ten odstaje tylko delikatnie. Poniżej widać pojedynczą diodę LED z czujnikiem barw. Ergonomia i użytkowanie Spodziewałem się śliskiej tabliczki, jak to zwykle bywa w szklano-aluminiowych konstrukcjach. Okazuje się jednak, że szkło zostało obrobione tak, że smartfona chwyta się pewnie, aluminiowe boki dają stabilne oparcie dla palców. Niestety obudowa szybko pokrywa się warstwą odcisków, więc warto skorzystać z silikonowego etui dołączanego do zestawu. Trzeba jednak pamiętać, że P20 Pro to nadal dosyć ciężki (180 g) i spory smartfon z ekranem o przekątnej 6,1 cala. Dzięki nowym proporcjom wyświetlacza oraz ekranowemu wcięciu urządzenie nie jest jednak tak duże, jak mogłoby się z początku wydawać. box:imageShowcase box:imageShowcase Przyciski na boku pracują wzorowo, chociaż są dość twarde. Sięgać do nich trzeba jednak rzadko, ponieważ smartfona można odblokowywać za pomocą czytnika palca. Działa on idealnie, a z uwagi na umieszczenie go na froncie jest do niego zawsze łatwy dostęp, w przeciwieństwie do czytników ulokowanych z tyłu. Smartfon posiada także skaner twarzy, który może uruchamiać się bez konieczności wybudzania ekranu, przy samym podniesieniu urządzenia. Rozpoznawanie twarzy, dzięki doświetlaniu ekranem, jest momentalne, bardzo dobrze działa także po zmroku. Pozostałe aspekty również nie zawodzą. Huawei P20 Pro jest wyposażony w gniazdo USB C w standardzie 3.1, a konstrukcja jest także odporna na pył i wodę (standard IP67). Producent nie zrezygnował z diody powiadomień, która jest mała, ale za to emituje jasne światło. Głośnik monofoniczny na dole wspomaga głośnik rozmów, więc słychać efekt stereo – brzmienie jest donośne i bezpośrednie, chociaż na wyższych poziomach głośności trochę przesterowane. Nie zabrakło także portu podczerwieni, więc smartfon w razie konieczności może zastąpić pilota. Po podłączeniu do monitora przez opcjonalny adapter P20 Pro można zamienić także w komputer. Wątpliwości budzą jedynie trzy aspekty – zabrakło wyjścia słuchawkowego (ale w zestawie jest adapter oraz słuchawki ze złączem USB C) oraz czytnika kart microSD (chociaż do dyspozycji pozostawiono 128 GB pamięci wbudowanej), a ekran typu Always-On nie wyświetla powiadomień. Obudowa praktycznie się nie nagrzewa, cieplejsza robi się jedynie w grach 3D. Wyświetlacz box:imageShowcase box:imageShowcase Ekran AMOLED działa w rozdzielczości Full HD+ (2240 x 1080 pikseli), która przekłada się na zagęszczenie 408 ppi. Obraz jest odpowiednio ostry, więc moim zdaniem brak rozdzielczości QHD+ nie jest wadą. Kolory są znakomite, czerń idealna, biel neutralna, a pozostałe barwy nasycone i efektowne. Kolory można wyregulować, biel skonfigurować, a także skorzystać z filtra światła niebieskiego lub automatycznego dostosowywania barw za pomocą czujnika kolorów. Kąty widzenia są wzorowe, podświetlenia nie brakuje po zmroku, a interfejs dotykowy jest responsywny i obsługuje 10-punktowy multi-touch. System operacyjny i wydajność Huawei P20 Pro posiada najnowsze oprogramowanie, czyli Androida 8.1 Oreo z nakładką EMUI 8.1. Pulpit może działać z szufladą aplikacji lub bez, górna belka zawiera wygodne skróty, a ekran ustawień logicznie segreguje opcje. Możliwe jest ustawienie kolejności przycisków nawigacyjnych, włączenie paska obsługującego gesty lub w ogóle wyłączenie przycisków na rzecz sterowania gestami na czytniku palca. Dostępne jest także czarne, energooszczędne (w końcu mamy do czynienia z ekranem typu AMOLED) tło w menu ustawień, tryb obsługi jedną ręką, klonowanie aplikacji i wiele innych opcji. W pamięci jest szereg narzędzi producenta oraz tylko kilka dodatkowych aplikacji, które można odinstalować. Za wydajność odpowiada ośmiordzeniowy układ HiSilicon Kirin 970, wspierany przez 6 GB RAM-u. Kirin 970 może w wynikach benchmarków nie dorównuje Snapdragonowi 845, ale w praktyce nie ma to żadnego znaczenia – wydajność i tak jest znakomita. Smartfon działa płynnie, sprawnie pobiera aplikacje, szybko je instaluje, a także pozwala pracować w trybie podzielonego ekranu i natychmiastowo przełączać się pomiędzy wieloma aplikacjami czy witrynami internetowymi. Korzystanie z P20 Pro było w pełni satysfakcjonujące, jak przystało na flagowca. AnTuTu 7.0.9 ocenił układ na 208664 punkty, a Geekbench 4 na 1911 punktów w teście single-core oraz 6793 punkty w multi-core. Wydajność graficzna według 3DMark Sling Shot Extreme to 2996 punktów w OpenGL ES 3.1 oraz 3375 punktów w Vulkan. Bateria Akumulator o pojemności 4000 mAh umożliwia długi czas pracy. Uzyskiwałem 5–6 godzin działania na włączonym ekranie przy korzystaniu z Wi-Fi oraz LTE, a jeśli używałem głównie Wi-Fi, to rezultat wynosił nawet 7–8 godzin. Smartfon wytrzyma dzień intensywnej pracy lub, przy rzadszym sięganiu po urządzenie, dwa dni. P20 Pro nie obsługuje ładowania bezprzewodowego, ale ładowarka z zestawu jest superszybka – uzupełni 58% akumulatora w 30 minut, a pełny cykl potrwa około 80 minut. Multimedia – gry, aparat, audio Wydajność graficzna jest wysoka, a dzięki rozdzielczości Full HD+ można być spokojnym o działanie wszystkich gier. PUBG Mobile na ustawieniach automatycznych (wysoka jakość grafiki, wysoka płynność) działał wzorowo. Aplikacja aparatu została zmodyfikowana, by umożliwić wykorzystanie potencjału rozbudowanych aparatów. Z prawej strony zlokalizowano klasyczne wyzwalacze, a także listę trybów: m.in. zdjęcia nocne, niską przysłonę oraz tryb pro. Ten ostatni pozwala zapisywać zdjęcia w bezstratnym formacie RAW i dostosować: pomiar, ISO (50–10240), migawkę (1/4000–30 s), ekspozycję, ostrość i balans bieli. Opcji jest dużo więcej i nie starczyłoby miejsca na ich opisanie, więc skupię się na jakości zdjęć, która jest znakomita. Nie widać zniekształceń, ujęcia są ostre, kolory naturalne, poza tym rejestrowane jest dużo szczegółów. Wątpliwość budzi jedynie cyfrowe wyostrzanie ujęć – efekt jest zbyt intensywny. Dostępny jest także tryb AI (niestety schowany w menu), który rozpoznaje fotografowane obiekty lub scenerie i dostosowuje ujęcia. Moim zdaniem lepiej z niego nie korzystać – AI przejaskrawia kolory i przesadza z HDR-em. Rewelacyjnie sprawdza się zoom, zarówno 3x, jak i 5x – można sfotografować detale oraz obiekty, do których nie uda się zbliżyć. Pochwalić należy także ujęcia nocne, zaskakująco szczegółowe i jasne, oraz fotografie makro z niską głębią ostrości. Nie zachwycają za to tryby portretowe – rozmycie tła jest sztuczne i płytkie. Wrażenie robią nagrania wideo w rozdzielczości 4K, ale szkoda, że bez stabilizacji optycznej. Jest ona dostępna przy rozdzielczości Full HD, działa wzorowo, ale mocno zmiękcza nagrania i ujmuje szczegółowości. Przedni aparat do selfie wypada gorzej od aparatów głównych – jakość zdjęć jest wyraźnie niższa, a barwy sprane. Przykładowe zdjęcia dostępne poniżej. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Huawei P20 Pro raczej nie zadowoli wymagających melomanów. Adapter słuchawkowy oferuje rozrywkowe brzmienie z podkreślonym basem – dźwięk jest sztuczny, a przestrzeń mała. Może też brakować mocy, więc lepiej sięgnąć po słuchawki Bluetooth, np. wykorzystujące kodeki LDAC, aptX lub aptX HD. Łączność i jakość rozmów Nie miałem żadnych problemów z zasięgiem LTE oraz Wi-Fi, a ten drugi interfejs pozwolił wykorzystać możliwości łącza 250 Mbit. Bluetooth jest niestety w wersji 4.2 – przydałby się przyszłościowy wariant 5.0. GPS obsługiwał GLONASS oraz Beidou, ale nie wyszukiwał satelitów Galileo. Jakość rozmów była bardzo dobra w obie strony. Podsumowanie P20 Pro to zdecydowanie najlepszy smartfon Huawei i mój faworyt w portfolio tej marki – wygląda świetnie, jest wygodny i funkcjonalny. Ekran cechuje się wysoką jakością, czytnik palca działa wzorowo, a skaner twarzy bezproblemowo. Wydajność jest również znakomita, dotyczy to zarówno procesora, jak i układu graficznego. Aparaty są bardzo dobre, a tryb nocny i zoom łatwo wykorzystać w praktyce. Akumulator oferuje długi czas pracy, a szybkie ładowanie doceni każdy. Huawei P20 Pro kosztuje aktualnie około 3000 zł – to bardzo dobra opcja dla osób szukających wszechstronnego flagowca, a tym samym mocna konkurencja dla Samsungów Galaxy S9 i S9 Plus oraz HTC U12 Plus. Do pełni szczęścia zabrakło: czytnika microSD, interfejsu Bluetooth w wersji 5.0, ładowania bezprzewodowego, wyjścia słuchawkowego i ekranu QHD+. Jakość dźwięku mogłaby być wyższa, zdjęcia mniej wyostrzane, a wideo w 4K stabilizowane.
Test smartfona Huawei P20 Pro – najlepszy flagowiec do zdjęć?
W naszych samochodach pojawia się coraz więcej elektronicznych sprzętów, na które trzeba znaleźć odpowiednie miejsce. Oczywiście wszystkie są niezmiernie potrzebne i koniecznie muszą być pod ręką. Jak znaleźć dla nich idealne mocowania? Jak dziś wygląda jazda samochodem? Nawigacja GPS wisi na szybie, obok przyssana jest kamera – wideorejestrator jazdy. Obok gdzieś przymocowany został telefon z aplikacją do ostrzegania przed policyjnymi łapankami i fotoradarami, ale tak, żeby można go było bez trudu wyjąć. Łatwo przesadzić, choć trzeba przyznać, że funkcje nowoczesnej elektroniki są niebywale przydatne. Jak to wszystko rozsądnie przymocować? O ile kamery i nawigacje dostarczane są na ogół z porządnymi i sprawdzonymi w boju uchwytami, o tyle telefony wymagają zastosowania różnych rozwiązań. Można je montować w kilku miejscach, w zależności od swoich upodobań. Podkładki antypoślizgowe Najprostszym sprzętem, który sprawi, że telefon nie będzie „latał” po samochodzie, jest podkładka. To bardzo praktyczne i tanie rozwiązanie, kosztuje ledwie kilka złotych, a skutecznie zapobiega obijaniu się sprzętu – wartego nieraz kilka tysięcy – po aucie. Podkładkę antypoślizgową można zamontować na większości poziomych lub niemal poziomych powierzchni – dostosuje się do kształtu i skutecznie przytrzyma sprzęt. Łatwo ją zamontować, zdemontować, umyć. Wadą rozwiązania jest to, że nie widzimy ekranu, więc jeśli używamy telefonu jako nawigacji lub alertu przed fotoradarami, trzeba wybrać coś innego. Uchwyty na telefon Z pomocą przychodzi nam wielu producentów z różnymi patentami. Po pierwsze, są uchwyty dedykowane, czyli przeznaczone do konkretnych modeli telefonów. To rozwiązanie idealne, bo mamy pewność, że uchwyt będzie pasował i nie zasłoni bocznych czy górnych przycisków. Są więc uchwyty do iPhone'ów, do sztandarowych modeli Samsunga czy smartfonów Sony. Często można je dostać w komplecie z odpowiednią ładowarką bądź też uchwyt wyposażony jest w styk do dostarczania prądu naszemu urządzeniu. Jeśli często zmieniamy telefony albo mamy kilka (różnie się zdarza), warto kupić któryś z uchwytów uniwersalnych. Można je z grubsza podzielić na pionowe i poziome. Pierwsze przytrzymują telefon od góry i dołu, w pozycji wertykalnej, drugie trzymają horyzontalnie umieszczony smartfon, ale nadadzą się też do innych sprzętów, np. nawigacji. Musimy dobrać je do własnych upodobań – jedni wolą mieć sprzęt po lewej stronie, inni centralnie. Jeśli nie zamierzamy używać telefonu jako nawigacji, możemy sięgnąć po inne rozwiązanie – uchwyt na kratkę. W wielu samochodach kratka nawiewu to jedyne miejsce, gdzie można umocować jakiś sprzęt bez niszczenia kawałka wnętrza. To rozwiązanie dość uniwersalne, trzeba się jednak dobrze przyjrzeć swoim kratkom. Budowa niektórych uniemożliwia montaż czegokolwiek. Pewnym wyjściem z sytuacji może być uchwyt na kierownicę. Trzeba jednak zwrócić uwagę, żeby w żaden sposób nie utrudniał nam chwytu, i nie pisać, nie oglądać filmów ani nie przeglądać zasobów internetu podczas jazdy. Dla pasażerów Czasem samochód służy jako mobilne biuro, wtedy warto się zaopatrzyć w uchwyt do laptopa. Można go zamontować na fotelu i umożliwić korzystanie ze sprzętu pasażerowi na tylnej kanapie. Na ogół da się go również zahaczyć o kierownicę i – podczas postoju – zrobić coś szybciej i wygodniej, niż na tablecie czy telefonie. A propos tabletów – również stosunkowo łatwo zamontować je w aucie, np. na plecach foteli. To świetna opcja dla rodziców z dziećmi: my jedziemy, dzieciaki oglądają bajki. Każdy, kto ma dzieci, wie, ile wart jest święty spokój. W tym wypadku kosztuje kilkadziesiąt złotych, więc nie jest to drogie rozwiązanie. Są też uchwyty i podstawki umożliwiające umiejscowienie ich z przodu, wybór mocowań do tabletów jest naprawdę spory. Kupując uchwyty do różnych sprzętów, wybierajmy wykonane z solidnego plastiku. Szczególnie polecanym materiałem jest ABS – wytrzymały i estetyczny.
Uchwyty do elektroniki
Jeżeli jesteś fanką dużych, wyrazistych naszyjników, to sezon jesień – zima 2014/2015 pozwoli ci na pokazanie swoich skarbów i kolekcji. Na wybiegach światowych domów mody i ulicach wielkich miast królować będzie sztuczna, przyciągająca uwagę biżuteria, koło której nikt nie przejdzie obojętnie. Sprawdź najnowsze trendy i wybierz spośród nich swoje ulubione. Jesienne trendy w naszyjnikach Jesienne naszyjniki nie mogą „gubić się” w jesiennych kreacjach. Zamiast na delikatne łańcuszki i wisiorki, postaw na duże egzemplarze. Nie chowaj jednak tych delikatnych błyskotek – będą dobrze wyglądać z wzorzystymi koszulami i sukienkami w wyraziste wzory. Wystarczy jednolita sukienka, ciemne, kryjące rajstopy i naszyjnik w rozmiarze XXL, który stworzy całą stylizację. Już od kilku sezonów króluje błyszcząca, sztuczna biżuteria, którą na ulice wprowadziły gwiazdy i blogerki modowe. Jak wybrać taką, która będzie pasowała do naszych codziennych ubrań? Naszyjniki z łańcuchów To propozycja dla kobiet i dziewczyn z rockową duszą. Zamiast nosić łańcuch przy spodniach czy przy torebce – zawiń go wokół szyi. Możesz wybrać jeden gruby łańcuch lub połączyć ze sobą kilka mniejszych, bawiąc się ich fakturami i rozmiarami. Łańcuchowe naszyjniki będą świetnie wyglądały ze skórą i sztucznymi perłami. Nie bój się takich połączeń i postaw na ostrzejszą wersję klasyki. Im dłuższy naszyjnik, tym lepiej. Oprócz tego, że wygląda świetnie, to dodatkowo wydłuży i wysmukli twoją sylwetkę. Pomoże ci też podkreślić twój biust, zwłaszcza wtedy, gdy nie jest on zbyt duży. Czas na etno Kolory nie są dla ciebie? Daj się przekonać. Z takim naszyjnikiem nawet najzwyklejsza czarna, dzianinowa sukienka będzie wyglądała wyjątkowo. Kochamy etno, bo kojarzy nam się z wakacjami i wolnością, a kobiety noszące tę unikatową biżuterię wyglądają młodziej. Przełam rutynę i zdecyduj się na taki naszyjnik w wersji z codziennymi stylizacjami. A jeśli jesteś odważna i lubisz wyróżniać się z tłumu – łącz ze sobą ubrania i dodatki w stylu etno i folk. Elegancja w stylu Chanel Jeśli nie lubisz eksperymentować, a twoja szafa wypełniona jest klasycznymi sukienkami, prostymi spodniami i żakietami, to duże naszyjniki z pereł doskonale uzupełnią twój codzienny wygląd. Jeśli w dodatku twój zimowy płaszcz ma duży, futrzany kołnierz, to perły będą doskonale się z nim komponować. Możesz wybrać perły sztuczne lub prawdziwe, długie lub krótkie. Wszystko zależy od tego, jaką bluzkę czy sukienkę chcesz włożyć. Zapomnij o tym, że perły mogą być tylko białe. Jeśli lubisz, wybierz te różowe czy czarne. Nie bój się też łączyć ich z bardziej rockowymi dodatkami. Naszyjniki w stylu glam-rock nadal rządzą! Plastik czy sznurek? Na szyjach młodych kobiet z powodzeniem mogą znaleźć się naszyjniki wykonane z plastiku, a także te plecione ze sznurka czy innego materiału. Noś je do zwykłego T-shirtu, botków i jeansów. Świetnie będą też wyglądać w towarzystwie romantycznej, zwiewnej bluzki czy casualowej marynarki. Pamiętaj tylko, że tak jak młodej dziewczynie nie pasują diamenty i kolie, tak starsza kobieta nieprofesjonalnie będzie wyglądała z plastikowym, neonowym naszyjnikiem. Oczywiście nie każda kobieta będzie wyglądała dobrze z tego typu biżuterią. Jeśli jesteś dość wysoka i nie za chuda – śmiało zainwestuj w naszyjnik XXL. Warto też pamiętać, że nie wszędzie duży naszyjnik ze sztucznych kamieni będzie wyglądał odpowiednio. Na oficjalną kolację wybierz tę mniej wyrazistą biżuterię. Lepiej postawić też na minimalizm. Jeśli decydujesz się na duży naszyjnik – to na nim poprzestań. Stworzy całą stylizacją, a bransoletka i kolczyki nie będą już potrzebne.
Trendy wśród naszyjników
Większość osób, słysząc określenie „kuchnia japońska”, myśli o świeżych rybach. Tymczasem jedno z najpopularniejszych dań tamtego regionu to ramen – zupa oparta na mięsnym wywarze. Złota zasada mówi, że im dłużej gotuje się bulion, tym potrawa jest bardziej aromatyczna i esencjonalna, dlatego najlepsze azjatyckie restauracje serwują ramen, który powstaje powoli, nawet przez kilkanaście godzin. Poznaj oryginalny przepis, oparty na starej, oryginalnej recepturze japońskich mistrzów kulinarnych oraz nieco zmodyfikowany, w którym odnajdziesz polskie akcenty. Ramen azjatycki Potrzebne składniki: 500 g schabu bez kości jedno udko z indyka lub kurczaka warzywa (takie jak do normalnego rosołu) kapusta pekińska świeża, młoda cebula makaron przyprawa chilli sól (sos sojowy) i grubo mielony pieprz aromatyczny czosnek kiełki pędy bambusa kolendra imbir trawa cytrynowa świeży, drobno posiekany szczypiorek ugotowane jajko Warto zadbać o dobrą jakość mięsa, ponieważ to ono nadaje charakteru bulionowi, a ponadto, danie będzie miało zdecydowany, kompleksowy smak. Japończycy uważają, że ramen bez dobrej jakości wieprzowiny nie może się udać. Przygotowanie: Mięso dokładnie umyj, a następnie włóż do głębokiego garnka, wypełnionego zimną wodą i gotuj wszystko pod przykryciem przez 2,5 godziny na niewielkim ogniu. Pamiętaj, że w tej potrawie przejawia się cała filozofia prawdziwej kuchni – ramen powstaje bardzo powoli, dzięki temu ma tak niezwykły smak. W czasie, kiedy Twoje mięso będzie nabierało głębi, trzymaj cebulę nad ogniem do momentu, aż uzyska ciemny kolor. Następnie dodaj ją do wywaru, który po kilku chwilach stanie się złoto-brązowy. Po 90 minutach, wrzuć do garnka warzywa oraz przełamane pędy bambusa. Na koniec dodaj marchewkę oraz przyprawy. box:offerCarousel Gdy mięso będzie miękkie, wyciągnij schab i pokrój go na mniejsze części (najlepiej cienkie paski), a następnie dopraw przyprawami i aromatycznym czosnkiem. Ugotuj makaron i podsmaż mięso na oliwie dobrej jakości. Po kilku minutach zalej wszystko bulionem i gotuj przez chwilę. Przełóż wszystko do głębokiego naczynia. Możesz dodać pokrojony szczypiorek i posiekaną dymkę oraz ugotowane jajko, przekrojone na dwie części. Smacznego! box:offerCarousel Polski ramen Potrzebne składniki: 1,5 litra esencjonalnego bulionu grillowane kapusty pak choi niewielkie cebule ze świeżymi pęczkami szczypiorku kilka marchewek czerwona cebula cukinia makaron ryżowy limonka lub cytryna kolendra lubczyk świeże kiełki gotowane mięso ogonów wołowych Przygotowanie: Na suchej patelni podsmaż kapustę pak choi oraz świeżą cebulę. Nie usuwaj szczypioru, ponieważ nada on całości niezwykłego aromatu. Gdy makaron się ugotuje, włóż go do lodowatej wody. Zapobiegnie to jego sklejaniu. Przygotuj głębokie naczynia i na ich dnie połóż makaron. Dodaj pozostałe warzywa, mięso i zalej całość przygotowanym wcześniej wywarem. Smak podkręcą kiełki, szczypiorek oraz kolendra. Chcąc uzyskać odrobinę cytrusowej świeżości, dodaj sok ze świeżej limonki lub cytryny. Polska wariacja na temat ramenu jest gotowa. Ramen jest potrawą, w której każdy składnik ma znaczenie, dzięki temu, że gotuje się go bardzo długo. Z warzyw, przypraw oraz mięsa zostaje wydobyta pełnia ich smaku i aromatu. Przepis na ramen w polskim wydaniu to tylko jedna z wielu możliwości. Możesz dodać do potrawy jajko, polskie grzyby i wiele innych dodatków. Mamy nadzieję, że gotując ramen, przeniesiesz się w azjatyckie klimaty, które mogą urozmaicić polską kuchnię, tworząc oryginalną wariację.
Ramen po azjatycku i w polskim wydaniu
Żyrandol w pokoju dziecka to nie tylko źródło oświetlenia, ale również ozdoba. Producenci tego sprzętu stanęli na wysokości zadania i w ofertach można wręcz przebierać. Z pewnością każdy znajdzie żyrandol odpowiedni dla swojej pociechy, niezależnie od jej wieku. Żyrandole z motywami zwierzęcymi Wszystkie dzieci, niezależnie od płci, lubią zwierzęta. Można zatem zamontować w pokoju lampę delfina. Jest to żyrandol, którego LED-owa żarówka znajduje się we wnętrzu sympatycznego, złotego delfina. Dziewczynkom spodoba się z pewnością lampa sufitowa z motylami. Składa z dwóch żyrandoli – w każdym można umieścić klasyczną, 60-watową żarówkę. Rama lampy jest w kolorze pastelowego różu, a szklane klosze mlecznobiałe z szarymi motywami kwiatowymi. Główną atrakcję stanowią cztery różnobarwne motyle, które nie są zamontowane na stałe, a dzięki magnesom można je przyczepić w dowolnym miejscu lampy. Pozwala to również na zdjęcie ich z lampy i zamieszczenie na dowolnej powierzchni metalowej lub np. postawienie na półce czy regale. Jeśli dziecko jest trochę starsze i lubi grać w Angry Birds, wówczas dobrym pomysłem będzie listwa Angry Birds. Jest to listwa sufitowa z trzema abażurkami, na których pokazano w akcji bohaterów tej popularnej gry. W każdym abażurku można zamontować żarówkę o mocy do 60 W, a włączenie wszystkich wręcz zalewa pokój światłem. Lampy sufitowe dla chłopców W miarę dorastania zainteresowania chłopców i dziewczynek zmierzają w innych kierunkach, dlatego też trudno dobrać uniwersalną lampę dla obu płci. Wśród lamp przeznaczonych dla chłopców można spotkać motywy sportowe, a także związane z motoryzacją, samochodami oraz bohaterami kreskówek. Duża lampa motor to produkt niezwykle oryginalny ‒ konkretnie jest to model motoru o szerokości 57 cm. Wykonano go z matowego szkła doczepionego do podsufitki ze stali szlachetnej koloru srebrnego. Pojazd ten ma trzy źródła światła. Na przedzie można zamontować żarówkę o mocy 35 W, w baku znajduje się miejsce na dwie o mocy 40 W każda. Dzięki linkom na podsufitce można wyregulować wysokość motoru w optymalny sposób. Lampa taka kosztuje 269 złotych. Inna propozycja dla chłopca, czyli lampa football, to wydatek znacznie mniejszy ‒ 105 złotych. W tym przypadku jest to stelaż w kształcie litery C, na którym znajdują się dwie czarno-białe piłki futbolówki oraz złoty motyl. Nie są one źródłem oświetlenia ‒ żarówki o mocy 60 W umieszczone są w dwóch białych, szklanych kloszach. Stelaż jest w kolorze ciemnego brązu, a motyl może być umieszczony na nim w dowolnym miejscu ‒ jest wyposażony w magnes. Lampy sufitowe dla dziewczynek W ofercie lamp dla dziewczynek spotkać można mnóstwo modeli w kolorze różowym, ozdobionych sercami i kwiatami. Czasem mają one oryginalne kształty, na przykład motyla. Ta wykonana z metalu lampa przedstawia białego ażurowego owada. Są tu trzy oprawki na żarówki o mocy do 100 W każda, a to oznacza potężne oświetlenie, co przyda się zwłaszcza w dużym pokoju dziecka. Nieco mniej skomplikowany model to lampa filcowa z sercami. Ma kształt walca, na którym znajdują się otwory w kształcie różnej wielkości serduszek. Po włączeniu światła na ścianach pokoju pojawią się tego typu symbole, co stanowi miły widok dla oka. Za ile to wszystko? Koszt lampy do pokoju dziecka różni się w zależności od stopnia jej skomplikowania oraz producenta, dlatego też nie da się określić jednej ceny. Wśród ofert można znaleźć ciekawe lampy już za kilkanaście złotych, a także takie, które kosztują kilkaset. Na którą się zdecydujemy ‒ zależy to tylko od preferencji dziecka oraz indywidualnego gustu. Biorąc pod uwagę duży wybór, każdy znajdzie tu model mieszczący się w ramach jego budżetu.
Żyrandol do pokoju dziecka ‒ ozdoba i źródło światła
Maciej Stuhr, lat 40, ojciec, aktor, triathlonista. Człowiek, który wystąpił w wielu filmach, odniósł sukces zarówno w repertuarze komediowym, jak i zdecydowanie cięższym gatunkowo. Mistrz konferansjerki, osobowość, bez której gale polskiej nagrody filmowej najpewniej nie miałyby tak świetnej oprawy… Jeden z filarów bardzo wymagającego w odbiorze teatru Krzysztofa Warlikowskiego. Facet szanowany, lubiany i ceniony przez ogromne grono współpracowników, a to, nie czarujmy się, w aktorskiej społeczności nie jest częstym zjawiskiem. A i tak pierwsze określenie, które przychodzi do głowy, kiedy o nim mówimy, to Młody Stuhr. Ależ on musiał mieć momentami ciężko. Czy ta „Stuhrmówka” ma sens? Jaki sens ma pisanie książki podsumowującej dokonania w przypadku człowieka, który ma dopiero 40 lat? Wydawać by się mogło, że przecież najpewniej nie będzie o czym opowiadać, ileż ciekawego mogło mu się w życiu przydarzyć. No i tu was zaskoczę, rozmowa Macieja Stuhra z Beatą Nowicką to naprawdę interesująca lektura. Życiorys tego aktora jest na tyle bogaty, że spokojnie mógłby nim obdzielić kilka osób, a do tego jeszcze jest taką osobą, której po prostu świetnie się słucha. Złość Krakusa Przyznam szczerze, że lubię oglądać Pana Maćka na ekranie, należę do pokolenia, które traktuje wczesne komedie z jego udziałem jak filmy na swój sposób kultowe. „Fuks”, „Chłopaki nie płaczą” czy „Poranek kojota” oglądałem sporo razy i wciąż mnie te filmy bawią. Jego żarty kabaretowe śmieszą mnie nieustająco, a w gronie znajomych regularnie przerzucamy się fragmentami jego skeczu o rozmowie telefonicznej. „Glinę” z jego udziałem uważam za jeden z najlepszych polskich seriali kryminalnych i szczerze żałuję, że nie powstała druga seria. Kiedy dowiedziałem się, że zdecydował się wyprowadzić z Krakowa i porzucić nas na rzecz Warszawy, to przyznam szczerze, że patriotyzm lokalny sprawił, że na moment go znielubiłem. Nie był to jakiś przesadnie długi moment, ale jednak. Teraz, po lekturze „Stuhrmówki”, jestem przekonany, że taka decyzja była posunięciem z gatunku jedynie słusznych. Gdyby nie to, ten świetny aktor mógłby pozostać na zawsze wyłącznie synem swego ojca, a tak jego kariera rozwinęła się znakomicie i spokojnie można powiedzieć, że stał się już aktorem wybitnym. Umiejętne lawirowanie Przyznam też szczerze, że dawno nie czytałem tak sprytnie napisanej książki. O ile swoje dzieciństwo i młodość Stuhr opisuje dość dokładnie, chętnie dzieli się anegdotami i wpuszcza czytelnika w swoje prywatne życie, to już potem nie jest aż tak wylewny. Owszem, pozwala nam zobaczyć i posmakować tego, co jest z drugiej strony kamery czy za kulisami teatralnej sceny, ale do swojego warszawskiego mieszkania już nas nie wpuszcza. Strasznie mi się to spodobało, w odróżnieniu od wielu współczesnych celebrytów potrafi oddzielić swoją prace od swojej prywatności, a to cecha charakterystyczna przede wszystkim dla starych mistrzów, jak choćby Janusz Gajos. Niby oczywista sprawa, a jednak cieszy strasznie. Same superlatywy Książka jest uzupełniona wypowiedziami osób, które miały okazję współpracować z Panem Maćkiem, i tutaj też mamy zaskoczenie. Owszem, wszystkie te „wstawki” mają wydźwięk jednoznacznie pozytywny, ewidentnie jest on człowiekiem przez nich docenianym, ale chyba jestem tendencyjny, bo nie wyczuwam w nich ani krzty fałszu, brzmią bardzo wiarygodnie, to nie są jakieś wymuszone dusery. I ja się przyłączę do tego pochwalnego chóru, polecam, zdecydowanie warto. Źródło okładki: www.znak.com.pl
„Stuhrmówka, czyli gen wewnętrznej wolności” Maciej Stuhr, Beata Nowicka – recenzja
Rozstęp mięśni prostych brzucha jest stosunkowo często spotykaną przypadłością młodych mam. Im wcześniej zostanie rozpoznany, tym większe szanse, że brzuch szybko wróci do pełnej sprawności. Podpowiadamy, jak rozpoznać rozejście mięśni brzucha i jak sobie z nim poradzić. Co to za problem Rozstęp mięśni brzucha najczęściej dotyka świeżo upieczone mamy oraz osoby starsze. Polega na oddzieleniu się od siebie dwóch części mięśnia prostego (zaczyna się pod piersiami i biegnie w dół do miednicy). Zwykle obie jego części przylegają do siebie, jednak kiedy brzuch zaczyna się powiększać, a do dzieła wkraczają hormony powodujące rozluźnienie, obie części mogą się odseparować. Wtedy następuje rozejście (rozstęp). Powodów może być kilka: duża wielkość brzucha (ciąża mnoga, wysoka masa dziecka), liczne ciąże, starszy wiek matki, nadwaga lub bardzo drobna budowa, brak aktywności fizycznej i wzmacniania mięśni przed ciążą. Objawy Może przebiegać bezobjawowo, ale zwykle łatwo się domyślić, że coś jest nie tak. Poza bólem przy poruszaniu wskazaniem do diagnostyki może być... duża wielkość brzucha, mimo że połóg dawno się skończył. Z osłabionymi mięśniami możesz wyglądać jak w ciąży. Powinno cię to zaniepokoić, zwłaszcza jeśli wróciłaś do ćwiczeń. Regularny trening powinien „spłaszczyć” te rejony w ciągu kilku tygodni. Stan swoich mięśni możesz sprawdzić w domowym teście. Połóż się na podłodze. Zegnij kolana, pozostawiając stopy na ziemi. Głowę lekko podnieś, delikatnie napnij brzuch. Potem dotknij swoich mięśni, przesuwając palcami po osi ciała, od mostka do pępka. Rozstęp wyczujesz jako „dziurę”, dziwne zwiotczenie czy słabsze miejsce. Leczenie Rozstęp mięśni brzucha nie musi oznaczać zabiegu operacyjnego. Często wystarczy rehabilitacja i ćwiczenia. Ale najważniejsze jest, aby go nie zaniedbać, tylko jak najszybciej udać się do lekarza. UWAGA: jeżeli masz podejrzenia, że ta przypadłość ci się przydarzyła, nie podejmuj aktywności bez konsultacji z lekarzem lub fizjoterapeutą. Nie próbuj się także leczyć na własną rękę. To niebezpieczne. Nieleczony rozstęp może powodować nawet przepuklinę. Jak wrócić do formy? Wszystko zależy od twojego lekarza prowadzącego. Za każdym razem, kiedy chcesz wrócić do treningów, powinnaś mieć od niego pozwolenie (nawet jeżeli nie odczuwasz żadnych dolegliwości). Zwykle przez pół roku po porodzie zaleca się unikanie ćwiczeń brzucha i korpusu. Po tym czasie możesz zacząć wzmacniać wspomniane rejony. Co można robić? wzmacniać mięśnie skośne brzucha, wzmacniać mięśnie grzbietu, aby zapewnić stabilną pozycję tułowia. Spróbuj też prostego ćwiczenia. Połóż się na plecach na podłodze, na macie. Dłonie połóż niedaleko bioder. Teraz zacznij wykonywać ruch, jakbyś chciała zbliżyć do siebie boki brzucha. Weź wdech i z wydechem unieś delikatnie głowę, aż poczujesz napięcie mięśnia prostego. Uwaga: jeżeli planujesz zajście w ciążę, jak najszybciej zacznij wzmacniać mięśnie brzucha i pleców. Już kilka miesięcy ćwiczeń może mieć działanie profilaktyczne. Spróbuj robić trzy razy w tygodniu: deskę, serię brzuszków z obciążnikami, podciągaj się na drążku, pracuj z kettlebells. Możesz się też zapisać na pilates, na zajęcia „mocny brzuch” albo na tai chi, gdzie dodatkowo wzmocnisz mięśnie dna miednicy i nauczysz się technik oddechowych. Czego nie wolno robić Niedozwolone są dla ciebie następujące ćwiczenia: ruchy skośne i skrętne tułowia, podnoszenie ciężarów(w tym noszenie dziecka w foteliku), brzuszki zwykłe, skośne, z obciążeniem, z gumami, podnoszenie nóg w zwisie, brzuszki na ławeczce kulturystycznej, rozciąganie mięśni, wypinając brzuch do przodu, intensywne trenowanie, zwłaszcza wykonywanie ćwiczeń, w których następują szarpnięcia, zmiany kierunku czy mocne szybkie ruchy. Ważne: nie noś pasa podtrzymującego (chyba że zaleci to lekarz lub rehabilitant). Odciąża on mięśnie, ale i „oducza” je pracy, więc nie mają szansy na wzmocnienie i zagojenie. W przypadku rozejścia mięśni brzucha najważniejsze są: pozostawanie pod opieką lekarza, niezaniedbywanie rehabilitacji i konsekwentna praca nad powrotem do zdrowia.
Ćwiczenia na rozstęp mięśni brzucha
Utrzymuje się, że ślub to najważniejszy dzień w życiu kobiety. Nie podlega wątpliwości, że każda z nas chce wtedy wyglądać i czuć się wyjątkowo. Dlatego też tak wielką uwagę kobiety przywiązują do stroju – sukienki, którą nazywają tą jedyną. Sukienka na jeden dzień Większość panien młodych kupuje suknię, którą zakłada wyłącznie raz, właśnie w dniu ślubu. Towarzyszą temu długie poszukiwania, niekończące się przymiarki lub wizyty u krawcowej, jeśli kreacja jest szyta na miarę. Najczęściej wybieranym kolorem wciąż pozostaje biel. Sukienki ślubne są zazwyczaj bardzo wytworne, w zależności od preferencji przyszłej mężatki – zdobne i rozłożyste lub nieco skromniejsze, minimalistyczne. Wykonane przeważnie z tiulu, koronek, jedwabiu czy satyny. Sukienki, o których mowa, zaraz po uroczystości trafiają do pudełka i są przechowywane jako pamiątka, sprzedawane lub rzadziej – przekazywane z pokolenia na pokolenie. I choć są nośnikiem pięknych wspomnień, lądują na dnie szafy lub schowka, już nigdy nie oglądając światła dziennego. W przeciwieństwie do męskich garniturów ślubnych, suknie nie sprawdzą się podczas innej – nawet bardzo wytwornej i ważnej uroczystości. Kosztują od kilku do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych, więc śmiało można mówić o nich jak o inwestycji. Dlatego też coraz więcej kobiet, zazwyczaj odchodzących od tradycyjnych zaślubin, wybiera proste sukienki, które będą mogły później założyć na inne okazje. Nie musisz rezygnować z bieli. Wystarczy, że sięgniesz po mniej rozłożysty fason. Świetnie sprawdzają się koronkowe modele. W przypadku ślubów i wesel na powietrzu, utrzymanych w sielskim stylu, możesz pokusić się nawet o białą sukienkę festiwalową – wykończoną falbanami lub frędzlami. Jeśli ceremonia jest klasyczna i elegancka, postaw na minimalistyczną kreację z jedwabiu. Efekt często bywa bardziej spektakularny niż w przypadku sukienek z dużą ilością tiulu i falban, w których kobiety na ogół wyglądają jak wielkie bezy. Kiedy opadną emocje związane z weselem, będziesz mogła oddać ją do skrócenia, zyskując tym samym zupełnie nowy strój – idealny na większe wyjścia. Nie tylko biel Myślałaś kiedyś o wyborze sukni ślubnej w innym kolorze niż biel? To mało popularne wśród panien młodych rozwiązanie pozwala na dużo większą swobodę. Biel szybko ulega zabrudzeniu. Na innych odcieniach materiału jest ono znacznie mniej widoczne. Suknie w kolorze ecru, kości słoniowej, szampana, śmietankowym czy nawet limonkowej zieleni okażą się dobrą alternatywą dla klasycznej bieli, a po lekkich modyfikacjach krawieckich możliwe będzie noszenie ich na co dzień. Ułatwioną sytuację mają panie, które biorą wyłącznie ślub cywilny. Mogą wybierać wśród sukienek koktajlowych i wieczorowych, jasnych i bardziej nasyconych kolorów. Tu dozwolone jest naprawdę wiele, ale należy pamiętać, że istnieją pewne granice. Jedną z nich jest długość sukienki, która nie powinna być krótsza niż przed kolana. Najlepiej, by je zakrywała. W przypadku górnej partii ciała masz większą swobodę. Ramiona mogą pozostać odkryte. Dekolt także. Warto jednak mieć przy sobie dodatkowe okrycie wierzchnie (szczególnie istotne w przypadku ślubu kościelnego). Kobiety o drobnym biuście, które nie potrzebują biustonosza, mogą pokusić się o sukienkę z wycięciem na plecach. Jeśli wybierasz kolorowy model, uważaj na wzory. Sprawiają, że całość nabiera casualowego charakteru, a tego dnia każda panna młoda powinna wyglądać szykownie. Dlatego też lepszy będzie gładki materiał. Sukienka księżniczki Jeśli wybrałaś fason nazywany potocznie sukienką księżniczki, czyli model z dopasowanym gorsetem i rozłożystym dołem, nic straconego. Z pomocą krawcowej stworzysz z niej spódnicę oraz bluzkę i tym samym powiększysz swoją garderobę o dwa dodatkowe elementy. Dół może pozostać w wersji maxi lub zostać skrócony do długości midi. Wystarczy wszyć gumkę i zamek w pasie. Gorsetową górę, o ile jest zabudowana w ramionach, przekształć w krótki top odsłaniający brzuch. Będzie dobrze wyglądał zestawiony ze spódnicą z podwyższoną talią. Sukienka ślubna może mieć wiele żyć lub zostać rzucona w kąt zaraz po weselu. Na szczęście nie musisz o tym decydować przed zakupem. Nawet jeśli wybierzesz fason, który nie nadaje się do noszenia na inne okazje, po kilku przeróbkach wróci do obiegu jako sukienka koktajlowa, spódnica lub bluzka. Będzie więc przypominać ci o tym wspaniałym dniu za każdym razem, gdy ją ponownie założysz.
Przegląd sukien ślubnych, które założysz na wiele innych uroczystości
Chcesz kupić dobry, markowy smartfon i nie wydać przy tym więcej niż 700 zł? Masz zaskakująco duże możliwości wyboru. Czytaj dalej i przekonaj się, jakie modele możesz kupić za taką kwotę. Czym są smartfony mid-range? Wiele osób chce korzystać z możliwości oferowanych przez nowe smartfony, a przy tym nie płacić bajońskich kwot, jakie sprzedawcy życzą sobie za najnowszego iPhone’a czy LG G4. Dla osób o ograniczonej zasobności portfela stworzono smartfony mid-range, czyli takie, które zachowują większość funkcjonalności nowoczesnych urządzeń, ale są wytwarzane z użyciem niższej klasy komponentów lub stawiają na inne kompromisy pozwalające obniżyć koszty produkcji. Chcesz znaleźć markowy smartfon za 700 zł? Oto kilka proponowanych modeli. Zapoznając się z nimi, pamiętaj, że nawet smartfony reprezentujące jedną rodzinę sprzętu, są zwykle dostępne w różnych wariantach, np. z większą czy mniejszą pamięcią albo baterią. 1. iPhone 4S 16 GB Jeśli koniecznie chcesz mieć produkt Apple, iPhone 4S 16 GB kupisz już za nieco ponad 600 zł. To przystępna cena jak na tę markę, ale pamiętaj, że smartfon miał premierę w roku 2011, więc będzie odstawać technologicznie od równie tanich telefonów mniej renomowanych firm. Prezentowana wersja 4S z 16 GB ma ekran LED IPS 3,5 cala o rozdzielczości 640 x 960, aparat 8 Mpix i drugi – 0,3 Mpix. Urządzenie napędza procesor A5 800 MHz i bateria o dość małej pojemności 1420 mAh. To lekki, mały, elegancki smartfon od powszechnie uwielbianego producenta, który w trzy dni rozszedł się w liczbie 4 mln egzemplarzy. 2. Samsung Galaxy S4 mini Samsung Galaxy S4 mini jest młodszy od iPhone’a 4S – jego premiera miała miejsce w połowie roku 2013. Modele poniżej 700 zł są wyposażone w ekran 4,27 cala o rozdzielczości 540 x 960, wykonany w technologii AMOLED, czyli cieńszy i bardziej energooszczędny niż ten w produkcie Apple, ale nie tak jaskrawy. Pod obudową znajdziesz procesor Dual Core 1,7 GHz i baterię 1900 mAh. Wadą Galaxy S4 mini jest mniejsza niż w iPhonie pamięć: 8 GB – to jednak standard w przypadku telefonów do 700 zł. 3. Sony Xperia M2 Aqua Kolejna ciekawa propozycja to Sony Xperia M2 Aqua – smartfon oparty na technologii z roku 2014. Co za niemal 700 zł oferuje popularny japoński producent? 8 GB pamięci, wyświetlacz LCD 4,8 cala o rozdzielczości 540 x 960, procesor Quad Core 1,2 GHz i baterię 2300 mAh. Do tego dwa dobrej jakości aparaty, Wi-Fi, Bluetooth, GPS, USB 2.0 oraz wejście na słuchawki. 4. Microsoft Lumia 640 LTE Pięciocalowa Microsoft Lumia 640 LTE z 8 GB pamięci i obsługą sieci 4G to telefon od producenta najpopularniejszego systemu operacyjnego, działający z Windows 8.1. Jego zaletą jest wyświetlanie wyraźnego obrazu w rozdzielczości 1280 x 720 oraz niski pobór energii – przy zastosowaniu całkiem pojemnej baterii 2500 mAh. Sercem urządzenia jest wydajny procesor Snapdragon Quad Core 1200 MHz. Lumia 640 to bardzo dobry smartfon mid-range, który miał premierę w tym roku – jego zakup będzie zatem inwestycją na długie miesiące. 5. HTC Desire 610 Smartfon tajwańskiej produkcji HTC Desire 610 to propozycja dla oszczędnych. Znajdziesz oferty nawet w cenie niższej o ponad 100 zł w porównaniu z pozostałymi prezentowanymi telefonami. Nie znaczy to, że otrzymasz produkt zdecydowanie gorszy od nich technologicznie. Ekran 4,7 cala o rozdzielczości 540 x 960, 8 GB pamięci, procesor Quad Core Snapdragon 400 1,2 GHz, aparat 8 Mpix, bateria 2040 mAh i system Android 4.4.2 KitKat – to przyzwoita specyfikacja jak na tę cenę. 6. LG G3 S Choć LG G3 S nie ma tak potężnych podzespołów jak flagowy model G3, to jednak w cenie do 700 złotych ma sporo do zaoferowania. Sercem urządzenia jest czterordzeniowy układ Qualcomm MSM8926 Snapdragon 400 wspomagany przez 1 GB RAM. To wystarczająca moc, aby system operacyjny oraz popularne aplikacje pracowały płynnie. Do zalet LG G3 S należy zaliczyć 5-calowy wyświetlacz IPS o rozdzielczości HD. Przed zarysowaniami chroniony jest przez powłokę Corning Gorilla Glass 3. To co wyróżnia ten smartfon na tle konkurencji, to położenie przycisków do regulacji głośności oraz włączania/wyłączania. Znajdują się z tyłu urządzenia, co przy tej wielkości telefonie, ułatwia jego obsługę. Akumulator o pojemności 2540 mAh powinien zagwarantować satysfakcjonujący czas pracy. 7. Motorola Moto XT1068 Możesz rozważyć także wybór pochodzącego z USA smartfonu Motorola Moto XT1068. Za ok. 700 zł otrzymasz urządzenie ze Snapdragonem Quad Core 1,2 GHz, z dwoma aparatami – 8 i 2 Mpix, 8 GB pamięci, baterią 2070 mAh, systemem Android 4.4.4 i dobrej klasy 5-calowym wyświetlaczem o rozdzielczości 720 x 1280. To sprzęt, który bez problemu staje w szranki z pozostałymi prezentowanymi tu modelami.
Przegląd markowych smartfonów do 700 zł
28 września doprecyzujemy Artykuł 7.4 Regulaminu Allegro. 28 września doprecyzujemy Artykuł 7.4 Regulaminu Allegro. Dodamy do niego zapis o dodatkowej wiadomości z numerem przesyłki, którą otrzyma kupujący. Poznajcie brzmienie Regulaminu po zmianie. Dodany fragment zaznaczyliśmy na zielono.
28 września: aktualizacja Regulaminu Allegro
Jeśli marzy się nam talia osy, a nie jesteśmy miłośniczkami gorsetów i wycinania żeber, musimy się trochę pomęczyć. Wykonując odpowiednie ćwiczenia, można znacznie wysmuklić i wymodelować talię. Skrętoskłony Jednym z najprostszych ćwiczeń na talię osy są skrętoskłony. Stajemy w niewielkim rozkroku, ręce podnosimy do góry i rozkładamy na boki. Następnie skręcamy tułów w prawą stronę, po czym wracamy do pozycji wyjściowej. Kolejny skręt robimy w lewo. To ćwiczenie można modyfikować. Zrób skłon tak, by rękami móc dotknąć podłogi. Jeśli nie jesteś tak rozciągnięta, postaraj się wykonać głęboki skłon. Ręce rozłóż na boki. Prawą ręką postaraj się dotknąć lewej stopy, wykonując nią ruch po okręgu. Następnie wykonaj ćwiczenie w drugą stronę. Lepsze efekty dadzą ćwiczenia z obciążeniem. Można wykorzystać do treningu taśmy lub małe ciężarki. Jeśli nie mamy żadnej z tych rzeczy, zawsze można wziąć butelki po wodzie mineralnej czy paczki cukru. Skłony do boku Stań w rozkroku, nogi powinny być rozstawione na szerokość bioder. Jedną rękę wyciągnij do góry, a drugą oprzyj na biodrze. Następnie pochyl się pomału do boku, na którym oparta jest ręka. Ruch powinien być spokojny i wykonany z taką samą prędkością, tak by czuć napinające się mięśnie. Jeżeli chcesz sprawić, żeby trening był bardziej efektywny, wykonaj to ćwiczenie z użyciem taśm TRX. Kolano do łokcia Ugnij lekko nogi w kolanach, stopy powinny być rozstawione na szerokość bioder. Ręce wyciągnij przed siebie i ugnij w łokciach. Ćwiczenie polega na dotykaniu kolanem przeciwległego łokcia, czyli klasyczne prawe do lewego, lewe do prawego. Wykonuj to ćwiczenie w dość szybkim tempie, pamiętając o tym, aby napinać mięśnie brzucha i nie wyginać pleców. To samo ćwiczenie można wykonać, leżąc na plecach. Wypychanie bioder Kiedy już tak leżymy na plecach, możemy zrobić kolejne ćwiczenia na talię. Do jednego z nich trzeba przewrócić się na bok i oprzeć się na jednej ręce, jakbyśmy czytali książkę lub oglądali film. Następnie wypychamy biodro do góry, wytrzymujemy chwilę i wracamy do pozycji wyjściowej. Trudniejsza wersja tego ćwiczenia zakłada oparcie się na wyprostowanej ręce. Wymachy nóg do boku Stań w lekkim rozkroku i wykonaj skłon. Oprzyj ręce o ziemię, po czym wykonuj wymachy nóg do boku, jakbyś przeskakiwała z nogi na nogę. Na początku może być trudno złapać równowagę, ale z biegiem czasu nabiera się w tym wprawy. Rosyjskie brzuszki Usiądź w siadzie prostym, lekko odchylając się do tyłu. Nogi powinny być lekko zgięte i uniesione nad ziemię. Ruch polega na przenoszeniu piłki lub ciężarku z jednej strony ciała na drugą. Najlepiej, jeśli ciężarek waży około 3 kg, nie jest wtedy zbyt ciężki. Hula-hoop Świetnym ćwiczeniem na talię jest kręcenie hula-hoop. Rozmiar koła dobieramy do naszego wzrostu. Możemy wybrać model ze specjalnymi wypustkami, które masują ciało, zmniejszając tym samym cellulit. Każda kobieta marzy o talii osy. Na szczęście, aby to uzyskać, nie musimy już katować się w gorsetach. Wystarczy poświęcić naszej talii klika minut dziennie, a po pewnym czasie zobaczymy pierwsze efekty.
Ćwiczenia na talię osy
Wrotycz nie ma dużych wymagań glebowych ani co do stanowiska, rozrasta się szybko i ekspansywnie. Odwar i nalewka z tej rośliny mogą być stosowane do odstraszania owadów lub jako środek leczniczy w chorobach skóry i stanach zapalnych. Kwitnący wrotycz może być też ozdobą ogrodu. Wrotycz naturalnie występuje w Polsce. Ma około 70 gatunków, spośród których najpopularniejsze w naszym kraju to wrotycz pospolity, alpejski, maruna, Balsamita i Pyrethrum. Ziele jest toksyczne dla bydła, ale jego kwiaty wykorzystuje się w medycynie naturalnej. Ze względu na toksyczność, wrotyczu najlepiej używać wyłącznie zewnętrznie. Właściwości wrotyczu i jego zastosowania w ogrodnictwie i medycynie naturalnej Wrotycz dzięki zapachowi przypominającemu zapach kamfory jest repelentem. Oznacza to, że odstrasza owady, takie jak komary, muchy, kleszcze, mrówki i mole, a także niektóre szkodniki. Jest zatem naturalnym i ekologicznym środkiem zapobiegającym pogryzieniu przez owady. Dzięki właściwościom odstraszającym mszyce, pędraki czy wciornastki może być stosowany jako naturalny środek do ochrony upraw i roślin domowych podatnych na ataki mszyc czy wciornastków. Dawniej wrotycz był stosowany w kuchni, jednak współcześnie stosuje się go wyłącznie zewnętrznie. Wywar lub wyciąg z wrotyczu działa przeciwbakteryjnie, przeciwgrzybicznie oraz przeciwzapalnie. Można używać go wspomagająco w leczeniu stanów zapalnych skóry, grzybicy i jako osuszacz w leczeniu zmian ropnych. Przygotowanie wrotyczu – zbiór i suszenie, odwar z wrotyczu Wrotycz można zbierać przed kwitnieniem (w czerwcu), wówczas pozyskuje się ziele i liście, a także podczas kwitnienia – by pozyskać kwiaty. Najlepiej wybierać rośliny rosnące z dala od traktów komunikacyjnych i ruchliwych miejsc, a także z dala od upraw przemysłowych, w których stosuje się liczne nawozy i opryski. Zebraną roślinę należy ususzyć. Można użyć w tym celu suszarki do ziół lub powiesić pozyskane części w suchym, chłodnym i przewiewnym miejscu. Pierwsza metoda gwarantuje, że wrotycz nie spleśnieje, proces suszenia przebiega szybciej niż w przypadku suszenia drugą metodą. Susz służy do przygotowania odwaru z wrotyczu, który można stosować na skórę. Należy 3 łyżki ziela lub kwiatów zalać 2 szklankami wrzątku i gotować przez 5 minut, a następnie zdjąć z ognia i odstawić na 30 minut pod przykryciem. Po zagotowaniu miksturę można przelać do wygodnego dzbanka z zaparzaczem, co ułatwi oddzielenie ziela od odwaru. Na skórę może być stosowana także nalewka z wrotyczu wymieszana z octem i przegotowaną wodą. Nalewkę można przyrządzić z wrotyczu suszonego lub świeżego. 1 szklankę ziela należy zalać 250 ml alkoholu od 40 do 70 procent i odstawić w szczelnie zamkniętym pojemniku na tydzień w ciemne miejsce. Nalewki można używać po przefiltrowaniu. Uprawa wrotyczu – siew, ograniczenie ekspansji Wrotycz w zależności od odmiany może wyglądem przypominać dobrze znany rumianek, może też mieć intensywnie żółte, rurkowate kwiaty zebrane w baldachy. Wrotycz rośnie w Polsce naturalnie i jest rośliną bardzo ekspansywną. Dlatego wprowadzając go do ogrodu, należy pilnować, by nie rozrósł się zanadto. Warto regularnie wyrywać pojawiające się nowe rośliny i ograniczać rozrastanie poszczególnych osobników. Można to robić przy pomocy motyczki.
Wrotycz - roślina o wielu zastosowaniach, którą można uprawiać w ogrodzie
Jeremy Clarkson powrócił w nowym programie motoryzacyjnym, a do sprzedaży w Polsce trafiła właśnie jego najnowsza książka. Szósty tom cyklu Świat według Clarksona zatytułowany „Tak jak mówiłem…” to kolejna odsłona przemyśleń i anegdot legendarnego już brytyjskiego prezentera telewizyjnego. Po tym, jak stacja BBC rozwiązała umowę z Jeremym Clarksonem i odsunęła go od programu Top Gear, brytyjski dziennikarz motoryzacyjny zaczął szukać nowej pracy. O tym opowiadał już we wstępie do Tak jak mówiłem. Dziś wiemy, jak ta historia się skończyła, bo Amazon wyemitował już pierwsze odcinki nowego programu Clarksona o tytule The Grand Tour. Clarkson powraca na ekranie i do księgarni Powrót Clarksona do świata telewizji – tym razem w wydaniu internetowym – zbiegł się w czasie z premierą jego nowej książki. Tak jak mówiłem… to szósty tom cyklu Świat według Clarksona, w którym dziennikarz w niewybredny i sarkastyczny sposób opisuje otaczającą nas wszystkich rzeczywistość (skupiając się oczywiście na swojej rodzimej Wielkiej Brytanii). Jeremy Clarkson przez lata zdobył rzeszę fanów, który nie tylko oglądają go na ekranach swoich telewizorów, ale też czytają wydawane przez niego kolejne pozycje książkowe. Szósty tom serii spodoba się wszystkim entuzjastom jego twórczości, ale tak naprawdę każdy znajdzie w Tak jak mówiłem… coś dla siebie, i to nawet nie będąc fanem motoryzacji. Tak jak mówiłem… czyta się naprawdę szybko Cała książka podzielona jest na krótkie, kilkustronicowe rozdziały, z których każdy porusza inne zagadnienie. Jeremy Clarkson w swoich rozważaniach nie tylko bierze na tapet sytuację w swojej ojczyźnie, ale porusza też tematy globalne. Podpowiada przy tym absurdalne rozwiązania trapiących ludzkość problemów. Wśród poruszanych przez Clarksona kwestii znalazły się porady dla czytelnika (przygotowanie wykrywacza idiotów z wieszaka na ubrania, przegląd branż, w których można zarobić na oszukiwaniu) oraz władz Wielkiej Brytanii (w postaci sugestii, jak ma wyglądać nowa flaga Zjednoczonego Królestwa). Świat według Clarksona 6 to bardzo pouczająca lektura Autor książki pisał też o stereotypach (opowiadając o cechach swoich rodaków irytujących Niemców) i przewidywał przyszłość, poruszając zagadnienia, które będą trapić ludzi jutra (poprzez analizę tego, dlaczego w wypadku apokalipsy najbardziej męscy mężczyźni mieliby przechlapane). Przemyślenia Clarksona często bywają absurdalne, ale pod tym płaszczykiem poruszane jest wiele istotnych tematów. Tak jak mówiłem… tym samym nie tylko bawi dzięki ponadprzeciętnemu poczuciu humoru jego twórcy, ale też momentami nakłania do przemyśleń. Tak jak mówiłem… utrzymana jest w charakterystycznym, żartobliwym tonie Formuła jest znana i sprawdzona – identyczna jak w przypadku poprzednich pozycji z cyklu. Taki układ niezmiernie się sprawdza i sprzyja czytaniu kolejnego tomu Świata według Clarksona na raty, bo każdy rozdział to tak naprawdę felieton na zupełnie inny temat. W książce pojawił się też wątek Polaków w kontekście imigrantów przyjeżdżających do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu pracy. Nie zabrakło też komplementów kierowanej w stronę naszej rodzimej kuchni, a Jeremy Clarkson na kartach Tak jak mówiłem… chwali polskie pierogi. To jednak nie jest powód, by polscy czytelnicy powinni zapoznać się z nową książką brytyjskiego dziennikarza. Świat według Clarksona samo w sobie, nawet bez tych polskich akcentów, jest świetną pozycją, która potrafi wywołać w czytelniku niekontrolowane salwy śmiechu. Źródło okładki: insignis.pl
„Świat według Clarksona. Tak jak mówiłem...” Jeremy Clarkson – recenzja
Brakuje ci funduszy na zagraniczny wyjazd? A może po prostu nie możesz wyrwać się na dłużej z pracy i spędzić urlopu w jakimś egzotycznym miejscu? Nic straconego! Możesz mieć bardzo ciekawe wakacje w kraju i poznać Polskę, jakiej do tej pory nie znałeś. Nie będzie ci potrzebny długi urlop, paszport ani znajomość języków obcych. Warto natomiast zaopatrzyć się w jeden z przewodników ukazujących nasz kraj w zupełnie nowym świetle. Winne szlaki Większość osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak prężnie rozwijają się polskie winnice – a jest ich już całkiem sporo. Świetną propozycją dla wszystkich zainteresowanych winami i enoturystyką będzie przewodnik Winnice w Polsce. Przedstawiono w nim najważniejsze informacje na temat największych winnic w naszym kraju, ich historię, charakterystykę i okoliczne atrakcje. Dowiemy się też, kiedy wyruszyć na skosztowanie nowego wina i gdzie odbywają się największe imprezy winiarskie. To propozycja zarówno dla tych, którzy winnicami się interesują, jak i dla osób, które nie miały pojęcia, że w Polsce można poczuć się jak w Toskanii czy Burgundii. Filmowe doznania Wybierając się na weekend nad morze, nie możemy nie zabrać ze sobą Filmowego spacerownika po Trójmieście autorstwa Katarzyny Fryc-Hyży. To szczególna gratka dla fanów kina, ale każdy chętnie odwiedzi miejsca znane mu z takich hitów, jak Człowiek z żelaza, 07 zgłoś się czy Blaszany bębenek. Mamy jedyną w swoim rodzaju szansę wybrania się na wędrówkę, podczas której odwiedzimy znane z filmów budynki, miejsca i plenery. Wszystko to okraszone odpowiednią dawką informacji i ciekawostek. Autorka proponuje 8 tematycznych tras filmowych, więc każdy znajdzie coś dla siebie, a większość pewnie zwiedzi je wszystkie. Skarby ukryte pod ziemią Latem przyjemnie jest spędzić choć trochę czasu z daleka od słońca i upałów. W takich sytuacjach nieodzowną pomocą będzie książka Podziemne trasy turystyczne. Przewodnik po Polsce. Jej autorzy serwują dużą dawkę ciekawych miejsc, które znajdują się pod ziemią. Wybór jest naprawdę imponujący – wśród opisanych atrakcji znajdziemy stare sztolnie, podziemia elektrowni, grobowce, kopalnie, krypty czy jaskinie. Dzięki temu przewodnikowi mamy szansę poznać najciekawsze podziemne trasy turystyczne w naszym kraju i zobaczyć rzeczy, których próżno szukać na powierzchni. Polska magiczna Kolejna propozycja to prawdziwa gratka dla osób znudzonych klasycznymi atrakcjami turystycznymi w naszym kraju. Polska daj się zaskoczyć. Trasy magiczne to zbiór najbardziej niezwykłych miejsc, które możemy zobaczyć, nie ruszając się za granicę. Znajdziemy w niej gotowe trasy turystyczne polecane przez autorów – każda z nich zawiera spis najbardziej niezwykłych i widowiskowych miejsc w każdym województwie. Mamy szansę poznać mało znane zamki i pałace, stare cmentarze, przepiękne jeziora i wodospady czy perełki takie, jak szlak polskich czarownic. Z powodzeniem zaplanujemy weekendową wyprawę albo kilkudniowy urlop. Całość wzbogacają ciekawostki na temat opisywanych miejsc i przepiękne zdjęcia. Egzotyczny wschód Wschodnie granice naszego kraju to tereny niezwykłej mieszanki kulturowej i religijnej. Grzegorz Rąkowski w dwutomowym przewodniku Polska egzotyczna odkrywa te miejsca na nowo i opisuje zarówno ich historię, jak i współczesne walory. Wraz z autorem wędrujemy przez malownicze miasteczka, zwiedzamy kościoły, cerkwie i sanktuaria, podziwiamy pomniki przyrody i bierzemy udział w ciekawych wydarzeniach kulturalnych na tych terenach. Przewodnik na pewno zainspiruje do wielu bardzo egzotycznych wypraw przez nieznane większości osób obszary Polski. Na co dzień często nam się wydaje, że w Polsce widzieliśmy już to, co najważniejsze, odhaczając największe miasta i zabytki. Tymczasem czeka na nas tak wiele nieodkrytych miejsc, które często mamy na wyciągnięcie ręki. Warto zainspirować się i poznać całkiem nowe oblicze naszego kraju, które zapewni nam naprawdę niezwykle spędzone wakacje.
Przewodniki turystyczne, dzięki którym odkryjesz nowe oblicze Polski
Karnawał – czas szalonych imprez i wytwornych bali. Jak powinien wyglądać karnawałowy manikiur w 2017 roku? Blask, blask i jeszcze raz blask. Zobacz najciekawsze trendy w zdobieniu paznokci. Karnawał rządzi się swoimi prawami, dlatego w tym szczególnym okresie warto postawić na odrobinę ekstrawagancji – w końcu kiedy masz błyszczeć, jeśli nie teraz! Stonowanym kolorom i makijażom no make-up mówimy stanowcze „nie”, również manikiur powinien być fantazyjny. Zapomnij o frenchu czy kolorach nude, postaw na brokat, efekt lustra i cekiny – twoje paznokcie musi być widać. Czerń Na światowych wybiegach króluje czerń – jest elegancka i pasuje do wszystkiego. Decydując się na ten kolor, nie zapomnij o błyszczących dodatkach, a twój manikiur będzie naprawdę trendy. Dodatkowo, jeśli wybierzesz manikiur hybrydowy, będzie odpowiedni i do pracy, i na uczelnię. Jeśli stawiasz na zwykłe lakiery do paznokci, wybierz te naprawdę dobrej jakości, które nie sprawią ci przykrej niespodzianki w postaci odprysków, np. lakiery Revlon 2 w 1 (color&base) czy Sally Hansen Miracle Gel. Jako że paznokcie powinny lśnić, warto postawić na błyszczące dodatki. Supermodny efekt uzyskasz, naklejając na jeden paznokieć u każdej dłoni (najlepiej palec serdeczny) kryształki tak, aby pokryły całą płytkę. Świetnie nadają się do tego cyrkonie samoprzylepne, bo są oferowane w wielu kolorach i pięknie odbijają światło. Blask uzyskasz także, nakładając na płytkę lakier z brokatem. Wężowa skóra Motyw zwierzęcej skóry jest obecnie jednym z topowych pomysłów na niebanalny karnawałowy manikiur. Wszystkie paznokcie pokryte wężową skórą, a może jeden lub dwa na każdej dłoni? To już zależy od twoich upodobań. Samodzielne wykonanie wężowego zdobienia wcale nie jest trudne – osiągniesz je za pomocą lakierów hybrydowych, choć podobno nadadzą się także zwykłe lakiery do paznokci. W przypadku hybryd postępujemy następująco: nakładamy bazę i utwardzamy lampą. Następnie nakładamy kolor wymieszany z topem (możesz pokusić się o nałożenie pasami lub w inny nieregularny sposób dwóch, a nawet trzech kolorów, dzięki czemu osiągniesz efektowne przejścia) i nie utwardzamy. W następnym kroku szpatułką z kulką nakładamy na całej płytce kropki tak, by stykały się ze sobą. Utwardzamy, nakładamy top i znów utwardzamy. Gotowe. Jeśli nie masz zestawu do manikiuru hybrydowego ani do wykonania zdobienia, możesz wykorzystać naklejki wodne z efektem wężowej skóry – nadają się na lakiery każdego rodzaju, a efekt jest na prawdę znakomity. Kocie oko Kolejny motyw zwierzęcy, który króluje w trendach manikiurowych, to tzw. cat eye. Ten spektakularny efekt osiąga się wyjątkowo prosto. Cały sekret polega na zastosowaniu lakieru zawierającego tysiące opiłków, które przyciągane specjalnym magnesem tworzą trójwymiarową, świetlistą smugę, przypominającą źrenicę kociego oka. Dodatkową zaletą zdobienia „cat eye” jest fakt, że możemy je uzyskać dzięki hybrydom (sprawdź ofertę np. Neonail Cat eye), ale także dzięki zwykłym lakierom o formule magnetycznej. Efekt lustra Najbardziej efektownym trendem karnawałowych pazurków 2017 jest tzw. mirror effect, który osiągamy za pomocą specjalnego pyłku, nałożonego i wtartego w standardowo wykonany manikiur hybrydowy. Uzyskujemy dzięki temu gładką, metaliczną taflę, w której możemy się przejrzeć jak w lustrze. Jeśli nie jesteśmy fankami chromowanych srebrnych pazurków, możemy użyć złota lub miedzi. Dobrym sposobem, podobnie jak w przypadku zdobienia wężowego, jest nałożenie na paznokcie naklejek z efektem lustra. W tym wypadku rezultaty mogą być różne – od jednolitej tafli do mozaiki składającej się z różnokolorowych „lustrzanych” kawałków. Syrenka Niesłabnącą popularnością wśród manikiurzystek i klientek, rzecz jasna, cieszy się efekt syrenki. Jego zaletą jest to, że nadaje paznokciom wyjątkowy blask, ale w sposób bardzo delikatny – nałożenie specjalnego pyłku i wtarcie go w hybrydę sprawia, że płytka pozostaje gładka i mieni się milionem maleńkich drobinek jak syreni ogon. Podobnie jak w przypadku „cat eye” efekt syrenki możemy uzyskać na hybrydzie i na zwykłym lakierze. W pierwszym przypadku stosujemy specjalny pyłek, w drugim paznokieć pomalowany bazowym jednolitym kolorem malujemy lakierem z efektem syrenki – polecam Deni Carte Efekt Syrenkiza około 8 zł. Dla miłośniczek clubbingu na rynku są pyłki z efektem syrenki fluo – twoje paznokcie będą widoczne nawet w ciemności! Karnawał to czas szalonej zabawy, dlatego postaw na odważne wybory zarówno w kwestii mody, jak i urody. Jeśli nie wypróbowałaś któregoś z topowych pazurkowych efektów, teraz jest najlepszy czas. Bądź królową każdego balu!
Manikiur karnawałowy 2017
Kolacja walentynkowa to okazja do tego, żeby zaprezentować się ukochanemu mężczyźnie w nieco innym wydaniu niż na co dzień. Dobrym wyborem na ten wyjątkowy wieczór będzie „mała czarna” dopasowana do typu sylwetki, podkreślająca jej atuty i maskująca ewentualne mankamenty. Który model powinna wybrać kobieta o figurze klepsydry, jabłka i tuby? Mała czarna – must have w kobiecej garderobie Sukienka w ciemnym kolorze została spopularyzowana przez Coco Chanel, która była również zwolenniczką bluzek w marynarski wzór (czyli w pasy, pozbawionych dodatkowych ozdób) oraz spodni – dzięki niej ta komfortowa część męskiej garderoby znalazła zastosowanie w modzie damskiej. Mała czarna to kreacja o prostym kroju, którą wyróżnia uniwersalność. Jest odpowiednia na każdą okoliczność: zarówno na spotkanie biznesowe, uroczyste przyjęcie, jak i kolację we dwoje. O charakterze stylizacji decydują wówczas takie dodatki, jak buty, torebka i biżuteria, a także stosowna fryzura i makijaż (wieczorowy lub dzienny). Zgodnie z tym, co zwykła mówić ikona stylu i projektantka („czerń to tło dla piękna kobiecych oczu”), sukienka w tym kolorze powinna wisieć w szafie każdej kobiety. Mała czarna dla kobiety o figurze klepsydry Jeżeli nasza sylwetka przypomina klepsydrę (szerokość ramion jest równa szerokości bioder) i mamy wyraźnie widoczne wcięcie w talii, należymy do grona kobiet, które stanowią obiekt zazdrości niejednej koleżanki. To zasługa zachowanych proporcji między górną a dolną partią ciała. W tym przypadku na okoliczność walentynek należy założyć dopasowaną małą czarną (dostępną na Allegro już od 15 zł). Jeżeli jesteśmy wysokie, kreacja powinna mieć długość do kolan, natomiast jeśli natura poskąpiła nam cennych centymetrów wzrostu, wybierzmy model sięgający do połowy uda. Aby dodatkowo podkreślić kobiecą talię, warto zdecydować się na model z paskiem. Mała czarna dla kobiety o figurze jabłka Kobieta o tym typie sylwetki ma dosyć wąskie (w porównaniu z barkami) biodra. Jej talia nie jest widoczna, gdyż w tym miejscu gromadzi się nadmiar tkanki tłuszczowej. Posiada szerokie i mocne plecy. Typowy dla tej sylwetki jest duży biust (przyrost wagi najszybciej jest widoczny w tej partii ciała) oraz smukłe i zgrabne nogi. Kobieta-jabłko powinna podkreślić swój atut, czyli szczupłe nogi. Jak? Najlepiej będzie prezentować się w małej czarnej o długości mini. Na okoliczność kolacji walentynkowej powinna wybrać sukienkę o kroju litery A lub trapezu, uszytą z miękkiej tkaniny (może być odcinana pod biustem). Model ten pomoże wyrównać proporcje sylwetki (znajdziemy go na Allegro w cenie od 20 zł). box:offerCarousel Mała czarna dla kobiety o figurze prostokąta Jeśli jesteśmy smukłe i drobnej budowy, to znak, że przynależymy do grona kobiet o sylwetce zwanej tuba. Typową dla niej cechą jest taka sama szerokość barków i bioder oraz brak wcięcia w talii. Chłopczyce miewają kompleksy z powodu braku kobiecych kształtów. Niepotrzebnie, bo na ich szczupłych figurach ubrania prezentują się najlepiej. Na okoliczność kolacji walentynkowej kobieta-tuba powinna wybrać małą czarną z paskiem, który pomoże wykreować wcięcie w talii. Ponadto można rozważyć zakup sukienki z takimi ozdobami, jak falbany (dostępna na Allegro od 25 zł) czy koronka. Te detale dodadzą chłopięcej sylwetce optycznie objętości, a zarazem kobiecości.
Mała czarna na walentynkową randkę dla kobiet o różnym typie sylwetki
Kask i odpowiednia odzież to podstawa bezpieczeństwa podczas jazdy motocyklem. To jedyne co chroni nas podczas upadku lub zderzenia. Na tych akcesoriach nie ma co oszczędzać, dlatego tak ważne jest, aby były właściwie dobrane i miały odpowiednią jakość. Czego potrzebujesz? Podstawą jest kask, który stanowi ochronę głowy. Kierowca jednośladu narażony jest na bezpośrednie zderzenie z ewentualną przeszkodą. Urazy głowy są najbardziej niebezpieczne, dlatego warto zakupić kask najwyższej jakości. Jego styl jest kwestią gustu. Wzór, kształt i kolor nie mają takiego znaczenia. Jeżeli jednak chcesz się dobrze prezentować, wybierz wzór, który najlepiej będzie oddawał twój charakter.Oprócz głowy zabezpieczmy także plecy i kończyny. Niezastąpiona jest w tym przypadku skóra. Nigdy nie jeźdź z odkrytymi nogami i rękami. Podczas upadku zawsze lepiej zedrzeć sobie ubranie niż własne ciało. Zainwestuj w porządną skórzaną kurtkę i spodnie. Możesz też zdecydować się na specjalny kombinezonchroniący całe twoje ciało. To inwestycja, na którą warto się zdecydować. Taki strój znacznie zmniejsza ryzyko urazów. Chroni też przed działaniem warunków atmosferycznych. Jeżeli nie jesteś pewny swoich umiejętności albo po prostu chcesz mieć dodatkową ochronę, strój uzupełnij o specjalne ochraniacze na stawy i plecy. Nie zapominaj też o rękawiczkachi butach przystosowanych do jazdy motocyklem. Dobrze dobrane rękawice zagwarantują komfort jazdy, uchronią przed odciskami na dłoniach. Buty natomiast powinny mieć grubą podeszwę i chronić kostki. I pamiętaj, na odpowiednim stroju lepiej nie oszczędzaj. Tylko wysoka jakość zagwarantuje ci bezpieczeństwo. Na co zwracać uwagę? Wybierając kask, zwróć jednak uwagę na to, czy jest wygodny, pasuje rozmiarem i odpowiednio przylega do głowy. Nie może być zbyt luźny ani za ciasny. Powinien też być dopasowany do kształtu naszej głowy. Powinien zmieścić jeszcze kominiarkę, która zabezpieczy go przed wilgocią, a ciebie przed otarciami. Zawsze zwracaj uwagę, czy nie pojawiają się gdzieś gniotące szwy. Obniżą komfort jazdy, a na to nie możesz sobie pozwolić. Jeżeli wybierasz model z szybką, upewnij się, że odpowiednio zasłania ona twarz. Nie może być też wykonana z delikatnych, łatwo pękających materiałów. Uważaj na wszelkiego rodzaju tanie wersje. Upewnij się koniecznie, że wybrany przez ciebie model ma odpowiednią, określoną przez przepisy homologację. To nie tylko kwestia bezpieczeństwa, ale też przepisów. Jeżeli homologacji nie ma, kask mógł nie przejść wymaganych testów, co czyni go niebezpiecznym. Przy wyborze ubrań szczególną uwagę zwróć na rozmiar. Odzienie wierzchnie nie może być za bardzo dopasowane, bo w chłodniejsze dni będziesz pod nie jeszcze coś zakładał. Dobrze, jeżeli skóra jednak oddycha, dlatego najlepszą i najbardziej komfortową opcją jest ta naturalna. Unikaj zawsze plastikowych podróbek. Jeżeli z jakichś względów nie chcesz lub nie możesz nosić naturalnej skóry, upewnij się, że materiał jest solidny, wytrzymały i zapewnia ciału dostęp do tlenu. Dobra odzież motocyklowa trochę kosztuje, ale na tym nie ma co oszczędzać. Chodzi o twoje zdrowie i życie. Gdzie kupować? Akcesoria te można kupić przez internet, np. na aukcjach na portalu Allegro. Dobrze jest jeszcze przed zakupem przymierzyć to, co nas zainteresowało. Wyboru najlepiej dokonać w sklepie stacjonarnym. Przymierz kilka różnych zestawów, aby dobrze poczuć, czym się różnią. Wybierz ten, który leży najlepiej, jest wygodny i porządny. Jeżeli w sklepie ceny są bardzo wysokie, szukaj tych samych modeli, które chcesz kupić, w sklepach internetowych. Używana odzież motocyklowa może nie być w pełni sprawna. Pęknięcia przetarcia i dziury obniżają jej skuteczność.
Kilka wskazówek jak kupić kask i odzież na motocykl
Przedpokój to niewątpliwie wizytówka każdego mieszkania. Bez względu na jego wielkość, powinien nie tylko dobrze wyglądać. Ważne także, aby spełniał swoją funkcję użytkową. Dlatego planując remont, postarajmy się dopasować przedpokój nie tylko do stylu, zgodnego z naszym gustem i preferencjami, ale przede wszystkim zwróćmy uwagę na swoje potrzeby i wielkość zamieszkiwanego przez nas „gniazdka”. 1. W zgodzie z salonem – pomalujmy na gładko i jasno Jeśli nasz przedpokój nie należy do największych, postarajmy się urządzić go w taki sposób, by stał się on niejako przedłużeniem pokoju dziennego. Urządźmy go w zbliżonej konwencji i tonacji naszego mieszkania. Najlepiej jasnej, dzięki czemu dodatkowo uzyskamy wrażenie większej przestrzeni. Ponadto stonowane barwy pasują niemal do każdego wnętrza bez względu na to, czy nasz przedpokój będzie utrzymany w stylu minimalistycznym, klasycznym, czy glamour. Wszelkiego rodzaju barwy typu: kremy, budynie, piaski czy miodowe odcienie, ale także spokojne szarości, „porządkują” powierzchnię na której występują, potęgując wrażenie czystości i bezpieczeństwa. W niewielkim przedpokoju pożądane będą również gładkie ściany, dlatego postarajmy się nie wprowadzać wzorzystych tapet i kontrastowych deseni – mogą przytłoczyć nasze nieduże wejście, dodatkowo podkreślając jego mało funkcjonalny rozkład. Ponieważ ściany w przedpokoju szczególnie narażone są na zabrudzenia i uszkodzenia, zastosujmy tu farby o wysokiej odporności na czyszczenie. 2. Fototapeta lub zdjęcia w ramce – przełamujemy monotonię Jeżeli jasne, gładkie ściany wydają nam się monotonne, to na jednej z nich powieśmy zdjęcia w formie fototapety. Kolejnym sprawdzonym „zabiegiem” w małych przedpokojach, jest zawieszenie licznych fotografii w niewielkich ramkach, które z jednej strony przyciągną uwagę patrzącego, z drugiej zaś, dodatkowo stworzą przytulną atmosferę. Najlepszym rozwiązaniem będą w tym przypadku tapety lateksowe, jakie są zdecydowanie grubsze od zwykłych i, co najważniejsze, możemy je położyć samodzielnie. 3. Przedpokój w wersji otwartej – wyburzamy ściany W naszym niewielkim przedpokoju możemy pokusić się również o wyburzenie ścian, stwarzając przestrzeń otwartą. Wtedy nasi goście zapewne nie odczują ciasnoty niedużego metrażu, a ciekawie zaaranżowany zakątek z pewnością zachęci ich do wejścia i zwiedzenia pozostałej części mieszkania. 4. Zgodnie z listą potrzeb – wybieramy meble i sprzęty Kolejnym istotnym elementem w naszym niedużym przedpokoju jest odpowiedni dobór funkcjonalnych mebli i sprzętów. Zanim ostatecznie zdecydujemy się na konkretny zakup, stwórzmy sobie listę takiego wyposażenia. Na niej odnotujmy te elementy, które według nas powinny się znaleźć w przedpokoju. Niestety na niewielkiej przestrzeni trudno nam będzie wstawić jednocześnie: szafę, komodę, duży wieszak, toaletkę i lustro. Dlatego, poszukując poszczególnych rozwiązań, wybierzmy te, najbardziej funkcjonalne. Wiele współczesnych propozycji do przedpokoju łączy w sobie kilka elementów jednocześnie. Przykładem może być tutaj skrzynia, która mieści w sobie schowek na buty, a po zamknięciu posłuży nam za wygodne siedzisko. Częstym błędem, popełnianym przy aranżacji niewielkich przedsionków jest wstawianieszafy wnękowej, która, choć potrafi pomieścić naprawdę sporo, to często skutecznie zagraca i przytłacza nasze mieszkanie. Zamiast niej, w malutkim przedpokoju lepiej prezentować się będzie komoda lub nieduża zamykana szafka na buty. Coraz więcej producentów z myślą o małych przestrzeniach w swojej ofercie wysuwa gotowe propozycje w postaci kompaktowych mebli modułowych, przeznaczonych do przedpokoju (ze specjalnymi szafkami, koszykami i pojemnikami). Decydując się na podsuwane rozwiązania, zwróćmy uwagę na to, czy buty wszystkich domowników zmieszczą się do zaprojektowanych szafek i czy drzwiczki od nich prawidłowo się domykają. W niedużym pomieszczeniu zrezygnujmy także z masywnego wieszaka, montując kilka haków bezpośrednio na ścianie. Asymetrycznie zawieszone, ciekawie się zaprezentują, a my powiesimy na nie wierzchnią odzież, parasole, apaszki czy torebki, stwarzając przy okazji ciekawą aranżację naszego przedsionka. 5. W poszukiwaniu tafli – zawieszamy na ścianie duże lustro W każdym przedpokoju powinno znaleźć się lustro. Im nasz przedsionek jest mniejszy, tym lutro winno być większe. Dlatego najlepszym rozwiązaniem będzie powieszenie tafli na całej ścianie, w której będziemy mogli dostrzec całą naszą sylwetkę. W pomieszczeniu podłużnym warto powiesić nawet kilka luster na wprost drzwi. Dzięki temu, wrażenie typowej „klitki” zostanie nieco rozproszone, a nasz przedpokój sprawi wrażenie bardziej przestronnego. 6. Żółta barwa światła – nie zapomnij o oświetleniu Oświetlenie przedpokoju to kolejny istotny element, o którym nie powinniśmy zapominać. Najczęściej montowane jest ono po bocznych stronach lustra i dodatkowo wzmocnione światłem górnym. Przedpokój to przestrzeń z reguły pozbawiona okna i naturalnego światła, dlatego decydując się na stosowne do naszego przedsionka lampy, postarajmy się, by odpowiednio doświetlić tę, jakże istotną, część naszego mieszkania. Wybierzmy zatem rozwiązania z regulowaną siłą natężenia światła. Najlepiej, by wiązka światła miała barwę żółtą, jaka „ociepli” wnętrze i stworzy nastrojowy klimat. Oświetlenie powinno być dobrane również do stylu, w jakim urządziliśmy przedpokój. Jeśli nasze mieszkanie utrzymane jest w nowoczesnym klimacie, to zamiast tradycyjnie zawieszonej nad głową lampy, zastosujmy oświetlenia punktowe, bezpośrednio montując je w ścianie lub podłodze. Z kolei jeżeli nasze mieszkanie kocha vintage, to ciekawą alternatywą do przedpokoju może okazać się klasyczna lampa z fantazyjnym abażurem. 7. Diabeł tkwi w szczegółach – umiejętnie dobierz dodatki W aranżacji niewielkiego przedpokoju umiejętnie dobierzmy ewentualne dodatki.Zegar z kukułką, stylowa toaletka czy przywieszony bezpośrednio do ściany rower (jeśli tylko znajdziemy na nie miejsce), niewątpliwie podkreślą charakter naszego mieszkania. Na małej powierzchni warto zrezygnować z eksponowania dziesięciu par butów. Zastanówmy się też, czy wszystkie powieszone na haku kurtki i płaszcze w danym sezonie będą nam potrzebne. Również nadmierna ilość czapek, szalików, torebek czy kapci przeznaczonych dla gości, będzie lepiej wyglądała, gdy je schowamy. Powyższe przykłady to tylko niektóre z propozycji, jakie możemy zastosować w naszym mieszkaniu. Aranżując niewielki przedpokój, unikajmy: ciemnych kolorów (optycznie zmniejszą przestrzeń), kontrastowych zestawień kolorystycznych (dodatkowo podkreślą niewielki metraż), mocnych wzorów i deseni (przytłoczą wnętrze), masywnej szafy pod zabudowę (zajmie dużo miejsca i zagraci wejście), dużego wieszaka na ubrania (zabierze sporo powierzchni), otwartej szafki na buty (stworzy wrażenie bałaganu). Zobacz również: Urządź funkcjonalny przedpokój )
7 sprawdzonych sposobów na aranżację małego przedpokoju
Olej silnikowy podlega raz na jakiś czas wymianie i uzupełnieniu, dlatego wydatki na niego trzeba wpisać na stałe do budżetu eksploatacji samochodu. Wybór właściwego oleju to nie taka prosta sprawa. Obok wielu elementów „technicznych”, warto zastanowić się, kiedy kupować produkt w dużym opakowaniu (np. olej 4 l), a w jakich sytuacjach w małym (olej 1 l). Jaki wybrać? Na wybór oleju wpływa wiele elementów. Rozstrzygnięcie dylematu: kupić olej mineralny czy syntetyczny – to właściwie najprostsza sprawa. Oczywiście, trzeba się też zaznajomić z informacjami na etykiecie (np. 0W30), które dotyczą lepkości, i dobrać produkt do silnika (olej do diesla, pojazdu benzynowego, uniwersalny). Niektóre marki rekomendują oleje konkretnych producentów, choć to akurat ma trochę związek z typowo marketingowym działaniem. Te modele tak mają... Przygotowując się do zakupu oleju, nierzadko napotykamy na produkty o tych samych właściwościach i zastosowaniu, lecz różnej cenie. Wynika to zazwyczaj z dwóch powodów – nazwy producenta oraz litrażu opakowania. Nie zamierzamy tu dywagować, czy olej firmy X jest droższy od oleju firmy Y tylko ze względu na jego lepiej postrzeganą markę czy również jakość. Rozstrzygnięcie wymagałoby szczegółowych testów i analiz, które – jeśli miałyby spełniać wymogi obiektywizmu – zajęłyby dużo czasu. Jednak dylemat: małe czy duże opakowanie – jesteśmy w stanie rozstrzygnąć „na miejscu”. Właściciel samochodu zazwyczaj zna lub szybko poznaje „przyzwyczajenia” swojego auta. Są pojazdy wiecznie spragnione, które konsumują olej silnikowy znacznie szybciej niż inne, co nie musi (choć może) wynikać z wycieku czy innej usterki. Po prostu, „taka maszyna”. Wpływ na szybkie ubywanie płynu może mieć również np. agresywny styl jazdy kierowcy. W takim przypadku zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest zakup dużego opakowania. Przezorny... zawsze ma zapasy Opakowanie może nie zostać w pełni wykorzystane w okresie między wymianą oleju. Jednak mając określony model samochodu, rodzaj oleju nie ulegnie zmianie, warto więc zachować pozostały płyn na uzupełnianie w trakcie bieżącej eksploatacji. Mechanikowi przekażmy również duże opakowanie, zakupione przez siebie, wszak mając swój produkt, koszt wymiany oleju powinien być niższy niż w sytuacji, gdy korzystamy z zasobów danego serwisu. Nieco inaczej powinna kształtować się nasza strategia, gdy samochód nie pobiera zbyt wiele oleju i właściwie jeździmy „od wymiany do wymiany”. Nie tylko w tej sytuacji sugerujemy systematyczne dokonywanie tej czynności serwisowej według wskazań producenta auta. Wożenie ze sobą lub posiadanie w domu (garażu) jednolitrowego opakowania to wręcz obowiązek każdego kierowcy. Zresztą podobnie jak bieżące (raz na miesiąc, dwa miesiące, przed i po długiej podróży) sprawdzanie poziomu oleju, niezależnie od posiadanego czujnika i ewentualne samodzielne uzupełnianie płynu. Małe jest droższe Opakowanie jednolitrowe często jest kupowane również w sytuacjach „awaryjnych”, gdy użytkownik stwierdzi brak płynu w silniku, a na stacji paliw czy w sklepie są tylko produkty o zbliżonych właściwościach niż te dotychczas użytkowane. Powód inwestycji jest więc prosty – chęć dojechania bezawaryjnie do celu. Porównując oleje w opakowaniach jednolitrowych z olejami w opakowaniach czterolitrowych, biorąc pod uwagę te same parametry, oprócz wygody niezwykle ważnym kryterium jest cena. Teoretycznie za większe opakowanie zapłacimy więcej. Jednak w praktyce, gdy obliczymy cenę za jeden litr, mniejsze opakowanie może okazać się droższe.
Mały czy duży – kiedy warto zainwestować w większy litraż oleju?
Zimą nasze dłonie są szczególnie narażone na złe warunki pogodowe, które mają niekorzystny wpływ na naszą cienką i wrażliwą skórę. Przesuszone dłonie są nie tylko szorstkie i nieprzyjemne w dotyku, ale także wyglądają nieestetycznie. A wiadomo, że każda kobieta chciałaby pochwalić się pięknymi, zadbanymi dłońmi. Jak należy o nie dbać zimą, aby były zdrowe i piękne? Skóra dłoni jest wyjątkowo cienka i delikatna, co czyni ją szczególnie wrażliwą i podatną na czynniki zewnętrze. Negatywny wpływ na jej kondycję ma nie tylko zimno, ale także twarda woda, mocne detergenty, skrajne temperatury oraz mała wilgotność powietrza. Wrażliwa skóra dłoni potrzebuje odpowiedniego nawilżenia i codziennej pielęgnacji, aby była jak najdłużej sprężysta i młodo wyglądająca. Piękne i zadbane dłonie są tym bardziej ważne dla kobiet, ponieważ ciężko ukryć ich nienajlepszą kondycję. Jeśli mamy szorstkie, przesuszone dłonie, mogą nas wizualnie postarzać. Zniszczona skóra dłoni ma obniżoną zdolność regeneracji, dlatego musimy jej pomóc w odbudowie. Na szczęście jest wiele prostych sposobów pielęgnacji, dzięki którym skóra będzie odżywiona i gładka, a nasze dłonie zadbane. Odpowiednia dieta i dużo wody Wiadomo, że dbanie o kondycję naszego ciała należy zacząć od środka. Nie bez znaczenia jest odpowiednia dieta – powinna być bogata w niezbędne witaminy, minerały, białka i tłuszcze, aby nasz organizm miał siłę na odbudowę i regenerację. Należy także odpowiednio nawilżać go od środka. W tym celu pijmy kilka litrów wody dziennie. Na ratunek – kremy i oleje Aby wspomóc regenerację wrażliwej skóry na dłoniach, warto kupić intensywnie nawilżający krem do rąk, najlepiej z witaminami A i E. Wcieraj go w skórę 2-3 razy dziennie. Dobrym pomysłem będzie także zakup naturalnego oleju odżywczego, np. olejku migdałowego. Aby kosmetyk zadziałaj intensywniej, możesz posmarować na noc skórę dłoni olejem i założyć bawełniane rękawiczki. Rano twoje dłonie będą nawilżone i przyjemne w dotyku. Pamiętaj także o regularnym złuszczaniu uszkodzonego naskórka poprzez delikatne peelingi. Jeśli twoja skóra jest mocno przesuszona, dobrym rozwiązaniem jest zakup kremów i maści dostępnych bez recepty. Domowe sposoby na odżywienie skóry Peeling z kawy – przygotuj 4 łyżeczki kawy i zalej je wrzątkiem. Gdy się zaparzy, odsącz płyn, a fusy wetrzyj w skórę dłoni. Czynność możesz powtarzać nawet codziennie. Dzięki takiemu zabiegowi skóra stanie się odpowiednio natłuszczona, a dłonie delikatniejsze w dotyku. Kąpiel w siemieniu lnianym – zalej kilka łyżek siemienia wrzątkiem, po czym odczekaj około 10 minut do momentu, gdy siemię wytworzy śluz. Dłonie zanurz w wystygniętej masie i odczekaj około 20 minut. Zabieg parafinowy – parafinępodgrzej i wlej do pojemniczka, w którym zmieścisz dłonie. Dłonie warto przed zabiegiem umyć i posmarować kremem zawierającym w swoim składzie panthenol. Dłonie włóż do ciepłej parafiny, potrzymaj przez chwilę, po czym wyjmij na 2-3 minuty. Dłonie zanurz jeszcze kilka razy, za każdym razem robiąc krótką przerwę. Następnie owiń je folią aluminiową i ręcznikiem, w celu zatrzymania ciepła. Tak owinięte ręce należy trzymać przez 30 minut, po czym można usunąć parafinę. Skóra dłoni po takim zabiegu będzie delikatna i przyjemna w dotyku. Czasami okazuje się, że problem suchej, pękającej skóry na dłoniach jest o wiele poważniejszy, niż nam się wydaje na pierwszy rzut oka. Jeśli zatem domowe sposoby nie działają i odczuwasz dyskomfort, najlepszym rozwiązaniem jest wizyta u dermatologa. Lekarz obejrzy skórę twoich dłoni i najlepiej określi, czego jej potrzeba. Pamiętaj także, aby zakładać rękawiczki za każdym razem, gdy wychodzisz na zewnątrz.
Sposoby na suchą skórę na dłoniach
Coraz częściej widać tendencję do wykorzystywania filtrów przeciwsłonecznych w kosmetykach do makijażu. Obecnie wiele podkładów zawiera ten ochronny składnik. Pomadki, balsamy, pudry, bazy pod makijaż czy też podkłady i fluidy wzbogacone o filtr mają pełnić funkcję przede wszystkim ochronną. Producenci tych kosmetyków zapewniają, że stosowanie produktów bogatych w filtr przeciwsłoneczny chroni skórę przed przedwczesnym starzeniem, przebarwieniami, a także przesuszeniem. Podkład z filtrem słonecznym – czy rzeczywiście zapewnia wystarczającą ochronę skóry? Z pewnością stosowanie tego typu podkładu chroni twarz lepiej niż zwykły produkt. Trzeba jednak liczyć się z tym, że sam podkład może nie wystarczyć. Aby odpowiednio zabezpieczyć skórę, należy nałożyć 2 mg produktu przeciwsłonecznego na 1 cm kwadratowy skóry. W przypadku stosowania podkładu trzeba więc użyć aż 7-krotnej dawki kosmetyku, co – jak się można łatwo domyślić – dałoby efekt niechcianej skorupy na twarzy. Znacznie większą skuteczność przed promieniowaniem uzyskasz, stosując koloryzujący krem przeciwsłoneczny. box:offerCarousel W Polsce nie występuje takie promieniowanie słoneczne, które dyskwalifikowałoby podkład z filtrem przeciwsłonecznym. Wobec tego najlepszym rozwiązaniem będzie korzystanie z podkładów i pudrów z filtrem jako uzupełnienie fotoochrony skóry, a nie jako jej zamiennik. Ochrona przeciwsłoneczna - nie tylko wiosną i latem! Wiosna, lato, jesień i zima – każda pora roku ma swoje prawa, ale czy sądzisz, że pielęgnacja skóry powinna być ograniczona tylko do miesięcy letnich, kiedy jest ciepło i temperatura zazwyczaj przekracza 20°C? Otóż promieniowanie UVA obecne jest przez cały rok w takim samym natężeniu! Niezależnie od pory roku jest ono szkodliwe i należy zwrócić na nie szczególną uwagę, gdyż odpowiada za fotostarzenie się skóry. Przenika ono przez chmury, ubrania czy nawet szyby i dostaje się głęboko w skórę. Mając to na względzie, dbaj o skórę również zimą! W tym celu wystarczy krem ochronny minimum SPF 25-30. Używanie kosmetyków do makijażu z filtrem jest świetnym rozwiązaniem, gdyż malując się, dbasz zarówno o ochronę skóry, jak i jej wygląd. Poprawianie urody w ciągu dnia (np. przypudrowanie nosa pudrem z filtrem) wzmocni barierę ochronną tych kosmetyków, a jednocześnie poprawi ci samopoczucie. box:offerCarousel Cienie do powiek, pomadki z filtrem – czy to konieczne? Coraz większym zainteresowaniem cieszą się kosmetyki bogate w filtr przeciwsłoneczny. Jeśli istnieje możliwość wsparcia zabezpieczenia skóry dzięki ochronnemu składowi kosmetyku, większość z nas wybierze właśnie taki produkt. Połączenie kosmetyku z filtrem z kremem do twarzy, który ma za zadanie zabezpieczyć skórę przed promieniowaniem słonecznym, wzmocni jej ochronę. Nie myśl o zamiennikach, myśl o kosmetykach wspomagających działanie kremu. Jeśli jeszcze nie masz w swojej kosmetyczce cieni do powiek z filtrem czy też pomadek, które oferują tego rodzaju barierę ochronną, jak najszybciej uzupełnij ją o te produkty, a twoja skóra będzie ci wdzięczna! box:offerCarousel Kosmetyki z SPF ochroną naszej skóry Coraz więcej kosmetyków tego typu pojawia się w drogeriach, a także na stronach internetowych z ekoproduktami do makijażu. Zawartość SPF w kosmetykach do makijażu to najczęściej SPF 30. Kosmetyki te mają na celu zabezpieczyć skórę przed promieniowaniem słonecznym przez cały rok, a co za tym idzie – spowalniać procesy starzenia, chronić przed przebarwieniami i zachować odpowiedni poziom nawilżenia skóry. Jeśli zastanawiasz się, czy te kosmetyki są dla ciebie, nie ma lepszej metody niż wypróbowanie ich. Może dzięki nim znajdziesz własny sposób na zachowanie piękniej cery przez cały rok. Kosmetyki kolorowe z filtrem przeciwsłonecznym Jeśli odpowiednio zadbasz o skórę, efekty twoich starań będą długo widoczne. Kosmetyki z filtrem przeciwsłonecznym stanowią dopełnienie codziennej pielęgnacji. Dzięki nim będziesz mieć pewność, że dbasz o swoją skórę w najlepszy sposób. Kosmetyki z filtrem przynoszą długofalowe efekty, których nie zauważysz z dnia na dzień. Dopiero po systematycznym ich stosowaniu widoczna będzie różnica, która pozwoli ci cieszyć się stanem skóry. Pamiętaj, że sposób, w jaki dbasz o skórę dziś, będzie rzutował na to, jak będzie się prezentować w przyszłości. Pozwól sobie na komfort bycia piękną i zacznij i teraz!
Kosmetyki do makijażu z filtrem przeciwsłonecznym
Bukiet kwiatów to jeden z najczęściej wręczanych prezentów dla kobiety. Jest uniwersalny – można go podarować z okazji urodzin, imienin, rocznicy, walentynek lub Dnia Kobiet. W naszej kulturze przyjęło się, że kwiaty są mile widziane podczas odwiedzin, w ramach przeprosin lub w formie gratulacji. Bukiet kwiatów jest miłym dodatkiem do takich słów, jak „dziękuję” czy „przepraszam”. Mężczyźni wręczają go na pierwszej randce lub na późniejszych etapach znajomości, także bez okazji. Okazuje się jednak, że bukiet wcale nie musi składać się z kwiatów. Równie piękne i barwne mogą być bowiem bukiety, w których nie znajdziemy ani jednego żywego kwiatka. Co więc się w nich znajduje? Najczęściej praktyczne przedmioty lub słodkości. Jakie niestandardowe bukiety znajdziemy w serwisie Allegro? Bukiet z cukierków lub czekoladek Jeśli twoja ukochana jest łasuchem, to będzie idealny prezent. Zanim zdecydujesz się na zakup konkretnego modelu, przypomnij sobie, jakie są jej ulubione czekoladki. Do wyboru masz m.in. wiśnie w likierze, Ferrero Rocher i Raffaello. Prezent ten będzie cieszył nie tylko oko, ale i podniebienie. Jest wspaniałą alternatywą do tradycyjnych kwiatów, które są nietrwałe i szybko schną. Cukierki i czekoladki mają piękne zdobienia. Czasami są owijane w ozdobne bibułki tworzące barwne kwiaty. Niektóre są ukryte wewnątrz kwiatów. Do wyboru jest wiele wariantów kolorystycznych, dlatego z pewnością każdy znajdzie bukiet w ulubionym kolorze ukochanej. Bukiet z cukierków kupimy od ok. 20 do nawet 180 zł. Różnica w cenach wynika głównie z ilości cukierków lub czekoladek oraz użytych dekoracji. Bukiet z lizaków lub żelków Równie pomysłowy będzie bukiet z lizaków, który przypadnie do gustu wielbicielkom tych słodkości. Występuje w wielu wersjach kolorystycznych. Może zawierać znane wszystkim lizaki Chupa Chups, które stanowią środek kwiatów, lub mniej znane słodycze. Bardzo efektownie prezentuje się również słodki bukiet z żelków. Te niewielkie słodkości same w sobie potrafią być urocze, a podarowane w formie bukietu dostarczą niezapomnianych wrażeń. Koszt bukietu z lizaków wynosi od 10 do 50 zł. Bukiet z żelków kupimy natomiast za ok. 20 zł. box:offerCarousel Bukiet z ręczników Okazuje się, że piękny bukiet wcale nie musi zwiędnąć lub zostać zjedzony. Bukiet z ręczników z pewnością zaskoczy wybrankę, ponieważ na pierwszy rzut oka ciężko rozpoznać jego zawartość. Składa się z kilku ręczników zestawionych pasującymi do siebie kolorami oraz dodatków florystycznych. Do wyboru mamy wzór delikatny, niebieski, różowy, kwiatowy, fiołkowy, cukierkowy, bordo, a także słonecznik lub motyw łąki. Ciekawe są też połączenia czerwieni i bieli, bordo i fioletu, czerwieni i złota, złota i różu, zieleni i bieli lub zieleni i pomarańczy. Na Allegro znajdziemy także bukiety nazwane rubinową etiudą, czekoladową poezją, fioletową rozkoszą, błękitem nieba, słonecznym porankiem, lawendowym wzgórzem, różowym szczęściem, muśnięciem wiatru, kolorową tęczą, blaskiem słońca, wyjątkowym pięknem, pistacjową kropeczką, rubinowym klejnotem, soczystą pomarańczą i biedronkową łąką. Wszystkie są barwne i wyglądają jak małe dzieła sztuki. W wielu przypadkach dekoracje wyglądają jak żywe kwiaty, a nawet pachną różami. Najtańszy bukiet z ręczników kupimy już za niecałe 20 zł, najdroższy – za ok. 70 zł. Pamiętaj, że najważniejsze prezenty to te dawane prosto z serca, dlatego jeśli czujesz się na siłach, spróbuj stworzyć podobne bukiety samodzielnie. Może nie będzie to łatwe, ale z pewnością przyniesie satysfakcję i pozwoli zobaczyć zdumienie w oczach ukochanej. A to jest bezcenne!
Bukiet nie tylko z kwiatów – pomysł na oryginalny prezent dla ukochanej
Rzutnik to bardzo praktyczne urządzenie, które przydaje się tak w warunkach domowych, jak i biurowych. Jakie są jednak różnice pomiędzy projektorami optymalnymi do pracy w obu miejscach? Po co komu projektor? Rzutnik jest urządzeniem znanym już stosunkowo długo, niemal każdy kojarzy go już z lat dzieciństwa, gdy bywał używany chociażby w czasie szkolnych lekcji. Jego rola i zadania wydają się być oczywiste – wyświetla obrazy bądź filmy na ekranie o znacznie większej przekątnej, aniżeli przeciętny monitor komputera czy plazma.Samo słowo ekran może być nieco zwodnicze, gdyż rzutnik sam w sobie nie używa jako takiego monitora. W warunkach domowych obraz prezentowany może być na ścianie lub rozwieszonym prześcieradle, na pokazach firmowych należy stosować specjalną, gładką powierzchnię.Nie każdy jednak wie, że miejsce korzystania z projektora jest ściśle związane z jego parametrami. Dlatego też wybierając swoje wymarzone urządzenie, powienieneś wiedzieć, czy jest to zakup na prywatny użytek, czy też zamierzasz robić profesjonalne pokazy. Technologia wykonania Obecnie stosuje się dwie główne technologie, które w dużej mierze wyznaczają przydatność urządzenia: LCD i DLP. Pierwsze z wymienionych zalecane jest właśnie w przypadku projektorów domowych. Dlaczego? Technologia LCD działa dokładnie tak, jak w znanych na całym świecie telewizorach tego typu. Wykorzystanie trzech ciekłokrystalicznych matryc powoduje, że wyświetlane kolory są wyraziste i głębokie. Nieco inna jest zasada działania w przypadku DLP, tu bowiem za obraz odpowiada specjalnie przygotowany pryzmat. Miniaturowe i sterowane lustra wyświetlają w znakomity sposób barwę czarną i białą, pozostałe mogą być natomiast nieco wyblakłe. Warto tu wspomnieć, że przy LCD to właśnie czerń i biel są odrobinę słabsze. W niektórych warunkach różnice mogą być nawet niezauważalne, ale z uwagi na sposób wyświetlania, projektory LCD stosowane są raczej w domu, podczas gdy rzutniki DLP w warunkach biurowych. Jasność wyświetlania Wielkość tego parametru łatwo można sprawdzić, zawsze występuje on jako jeden z pierwszych przedstawianych w specyfikacji – co tym bardziej podkreśla jego wagę. Lumeny, bo o nich mowa, pokazują, jak jasny obraz wyświetlany jest przez projektor. Zwykło się uważać, że powinno być ich jak najwięcej, w rzeczywistości jednak, pogląd ten nie jest w pełni zgodny z prawdą. Bezpieczeniej zatem uznać, że wyższa wartość lumenów przydaje się do pokazów w lepiej oświetlonych pomieszczeniach. Jeżeli twój projektor ma jasność wyświetlania na poziomie nie wiekszym niż 2000 lm, nadaje się do użytku wyłącznie w całkowicie zaciemnionych pomieszczeniach. Bardziej uniwersalny będzie rzutnik w zakresie od 2000 lm do 3000 lm, da sobie radę nawet w pomieszczeniach o średnim zaciemnieniu. Wartość powyżej 3000 lm to domena rzutników biznesowych. Rozdzielczość Pojęcie doskonale znane każdemu posiadaczowi laptopa. Tu sytuacja wygląda nieco inaczej niż w przypadku jasności – im rozdzielczość wyższa, tym większa głębia szczegółów zostanie przedstawiona. Rozdzielczość możesz ustawić w menu urządzenia, większość modeli posiada od 2 do 4 podstawowych parametrów. Z powodzeniem sprawdzą się one w domu.Kupując jednak rzutnik do biura, warto wybrać model o wysokiej rozdzielczości, nawet 4K. Z pewnością będzie miało to swoje odbicie w cenie, jednak jakość i odwzorowanie szczegółów bez wątpienia będą tego warte. Kontrast Często spotyka się różnego rodzaju trudności z definicją tego pojęcia. Najprościej można je wyjaśnić jako szerokość lub zakres reprodukcji kolorów, który jest możliwy do wyświetlenia przez dane urządzenie. Ponownie, wyższa wartość wyznacza jakość produktu, co objawia się poprzez wyraźniejsze granice między kolorami oraz żywsze barwy obrazów. To szczególnie istotne podczas oglądania filmów czy zdjęć.Nie zapomnij jednak, że końcowy efekt może być nieco odmienny w przypadku rzutników LCD i DLP. Specjaliści uważają, że obraz z rzutnika LCD w stosunku do odpowiednika DLP, o takim samym kontraście, będzie czterokrotnie słabszy. Jak widzisz, zakup projektora nie należy do najprostszych, warto zatem poznać różnice między urządzeniami przeznaczonymi do domu i do zadań biznesowych. Dzięki temu łatwiej będzie ci wybrać optymalne urządzenie, które sprosta twoim potrzebom.
Czym różni się projektor biznesowy od domowego?
Czy chcemy, czy nie, płyty CD powoli odchodzą do lamusa. Coraz częściej źródłem muzyki w naszym samochodzie staje się smartfon. W starszych autach nie jest jednak tak łatwo połączyć go z głośnikami. Potrzebujemy do tego kilku akcesoriów. Na szczęście nie są one drogie! bbox:experiment Z tego artykułu dowiesz się więcej o niezbędnych akcesoriach takich jak: * Transmiter * Kabel AUX * Moduł AUX in * Nowe radio [/bbox] Czasy, w których woziliśmy ze sobą segregator pełen płyt kompaktowych, zmienianych w pośpiechu podczas postoju na światłach, minęły. Dziś możemy wyjechać w podróż bez żadnej płyty, a mimo tego słuchać ulubionych piosenek przez długie godziny. Posłuży nam do tego telefon komórkowy, który już od kilku lat służy jako mobilne… prawie wszystko. Również jako szafa grająca. W nowych samochodach jego podłączenie do systemu audio to kwestia dwóch, może trzech kliknięć. Włączamy Bluetooth, klikamy komendę „powiąż” i gotowe. Posiadacze starszych modeli mają trudniejsze zadanie. Muszą albo wymienić część wyposażenia swojego auta, albo użyć kilku akcesoriów. Transmiter box:offerCarousel Pierwszym i nieco już archaicznym – i niedrogim – sprzętem przydatnym przy połączeniu telefonu z autem jest transmiter FM. Taki gadżet jest zazwyczaj podłączany do gniazda zapalniczki w samochodzie. Zdarza się również, że wkłada się go do gniazda kasetowego radia – o ile oczywiście takie posiadamy. Urządzenie emituje muzykę z telefonu, do którego podłączane jest najczęściej kablem, na falach FM. Większość urządzeń daje możliwość własnego ustawienia częstotliwości, dlatego warto zrobić to w taki sposób, by nie pokrywała się z graniczną wartością częstotliwości innej stacji radiowej. Niektóre transmitery mają ekran, wejście na karty pamięci i możliwość transmitowania nie tylko muzyki, ale także rozmów telefonicznych. W czasie użytkowania transmitera FM mogą jednak wystąpić dokuczliwe zakłócenia, jakość dźwięku także nie jest imponująca. Zaletą tego rozwiązania jest niska cena i łatwość montażu. Kabel AUX box:offerCarousel Kolejnym rozwiązaniem jest wyprowadzenie kabla aux z radia. Można zrobić to we własnym zakresie, ale najwygodniej jest zlecić tę operację zaprzyjaźnionemu warsztatowi car audio. Najłatwiej jest, gdy mamy w aucie fabryczną zmieniarkę – wtedy możemy wykorzystać to wejście na podłączenie odpowiedniego interfejsu. Kabel AUX umożliwia podłączenie telefonu i słuchanie muzyki bez zakłóceń czy konieczności ustawiania częstotliwości. Wadą jest jednak obecność podłączania kabla i – zazwyczaj – brak możliwości sterowania muzyką z poziomu przycisków na radiu czy kierownicy. Musimy odblokowywać telefon, co wiąże się z odwracaniem uwagi od drogi. Moduł AUX in Jednym z najlepszych rozwiązań jest więc montaż emulatora zmieniarki, zwanego też zmieniarką cyfrową, mp3 lub modułem aux in. Tego typu niewielkie urządzenie podpinamy do fabrycznego gniazda zmieniarki CD w samochodzie (nie trzeba mieć takiego gadżetu, wystarczy samo gniazdo). Dzięki niemu zyskujemy możliwość odsłuchiwania muzyki z telefonu i przełączania jej z poziomu przycisków w radiu czy na kierownicy. Większość modeli ma wejścia USB, AUX czy moduł Bluetooth. Ten ostatni gadżet eliminuje konieczność „zabawy” kablami i daje też możliwość używania sprzętu jako element zestawu głośnomówiącego. Przy wybieraniu zmieniarki cyfrowej należy dobrać model do typu auta i modelu jego radia. Nowe radio Ostatnim, „najbardziej inwazyjnym”, choć niekoniecznie najdroższym rozwiązaniem jest wymiana całego radia. Nawet do starszych aut da się dopasować nowoczesny model radia lub stacji multimedialnej, z wejściem AUX lub modułem Bluetooth. box:offerCarousel Kontrowersyjna jest tylko strona wizualna takiej modyfikacji. Niektórzy twierdzą, że nowe radio ożywia i unowocześnia wnętrze starszego samochodu (zwłaszcza stacje 2 DIN). Inni podkreślają, że nowe radioodtwarzacze nie przystają do designu klasycznych kokpitów. Warto wybrać jedno z opisywanych rozwiązań, bo wygoda związana z posiadaniem „pod ręką” bazy kilkuset utworów (a mamy jeszcze przecież Internet mobilny) jest w długiej podróży nieoceniona. Przy dobrej muzyce jeździ się o wiele lepiej…
Muzyka z telefonu w głośnikach twojego samochodu – niezbędne akcesoria
„Zwierzaki cudaki” zabiorą was na niesamowitą wyspę zamieszkałą między innymi przez lwo-krokodyle, słonio-żyrafy i gorylo-lwy. Zamienicie się w poszukiwaczy i będziecie musieli odnaleźć jak najwięcej niecodziennych zwierząt. Z pozoru brzmi jak zadanie do wykonania w mig, jednak nie dajcie się zmylić! Będziecie musieli mocno się skupić, wytężyć wzrok, polegać na swoim refleksie, a przede wszystkim nie pozwolić, aby ubiegł was przeciwnik! Zawartość pudełka i przygotowanie gry Kolorowe pudełko ze zwierzakami zawiera… jeszcze więcej zwierzaków! Znajdziemy w nim: - 30 płytek zwierząt, - 55 kart (w tym 10 kart specjalnych, które oznaczone są kamieniami w prawym dolnym rogu), - 6 kolorowych znaczników graczy, - instrukcję. Przygotowanie gry jest bardzo szybkie i proste. 30 płytek zwierząt należy dobrze potasować, a potem rozłożyć 15 z nich awersem do góry, a z pozostałych 15 ułożyć (tym razem rewersem do góry) stosik obok. Karty również należy dokładnie potasować i położyć w stosiku (tytułem gry do góry), tak żeby wszyscy gracze mieli do nich łatwy dostęp. Następnie każdy z graczy wybiera znacznik gracza w dowolnym kolorze. Rozgrywka Gra przeznaczona jest dla dzieci od szóstego roku życia. Liczba graczy może wynosić od 2 do 6. Rozgrywka jest szybka – powinna zająć koło 20 minut. Podzielona została na dwie części – najpierw gracze zdobywają płytki z puli 15, a potem ze stosiku pozostałych. Obie części wyglądają tak samo. Pierwszy z graczy odkrywa kartę ze stosu, tak żeby wszyscy gracze mogli ją zobaczyć. Na kartach przedstawione są wizerunki zwierząt w zielonych kółeczkach – na przykład, jeżeli na karcie zobaczymy lwa i słonia, znaczy to, że gracze będą poszukiwać zwierzaka cudaka, który jest połączniem obu. Zaraz po odkryciu karty, gracze jednocześnie i jak najszybciej układają swoje znaczniki na płytkach. Jeżeli nie pomylili się – każdy zdobywa płytkę, którą oznaczył. W przypadku pomyłki trzeba jednak oddać jedną ze zdobytych już wcześniej. Wygrywa najbystrzejszy z graczy, któremu udało się zdobyć najwięcej płytek zwierzaków. Żeby jednak nie było tak prosto, oprócz kart ze zwierzakami obramowanymi na zielono, o których pisałam wyżej (karty nakazu), w grze są również karty zakazu – z wizerunkami zwierzaków w czerwonych kółeczkach. Jeżeli gracze wyciągną taką kartę, na której będzie na przykład krokodyl, oznaczać to będzie, że muszą odszukać zwierzę, które nie ma żadnej części ciała krokodyla. W grze znajdują się także karty specjalne, które podwyższają poziom trudności rozgrywki. Oznaczone są kamieniami w prawym dolnym rogu. Podczas rozgrywki z młodszymi graczami można z nich zrezygnować. Karty wprowadzają dodatkowe utrudnienia – przykładowo: gracze muszą znaleźć płytę ze zwierzęciem, które w danej chwili rozgrywki występuje na płytkach w największej ilości.
„Zwierzaki cudaki” – recenzja gry
Lato to wyjątkowy czas dla dzieci – przerwa od zajęć w szkole czy przedszkolu, wakacje i piękna słoneczna pogoda zachęcają do tego, aby spędzić czas na dworze. Nie trzeba nikogo przekonywać, że to doskonała chwila, aby porzucić na chwilę gry komputerowe i tablety i doskonale bawić się na świeżym powietrzu. Rodzice powinni dobrze przygotować swojego malucha do tego, aby mógł bezpiecznie oddać się przyjemnej rozrywce na dworze. Szczególnie istotną rolę latem pełni nakrycie głowy dziecka. Ten prosty element ubioru malucha nierzadko chroni go przed niebezpiecznymi poparzeniami, jakich może doznać podczas długiej zabawy na słońcu. Nie jest zaskoczeniem to, że wspaniała angażująca zabawa na świeżym powietrzu sprawia, że dziecko zapomina o tym, co dzieje się dookoła. Dlatego rolą rodzica jest zadbać o bezpieczeństwo podczas relaksu na dworze. Jakie nakrycie głowy dobrać dla dziecka? Sportowy styl Popularną propozycją letniego nakrycia głowy dla dziecka jest czapka z daszkiem, powszechnie określana mianem kaszkietki lub kaszkietówki. Czapka z daszkiem w doskonały sposób oddaje sportowy styl każdej letniej stylizacji. Ten rodzaj nakrycia głowy chroni nie tylko główkę dziecka, ale też oczy, gdyż daszek zapobiega mrużeniu oczu. Dobrze dopasowana czapka powinna idealnie przylegać do głowy i jednocześnie dawać dziecku poczucie swobody i komfortu. Czapki z daszkiem najczęściej są noszone przez chłopców, ale istnieją również dziewczęce odpowiedniki. Czapka z daszkiem dla dziewczynki stanowi szczególnie wygodne rozwiązanie, gdy mała księżniczka często jest uczesana w kucyk, bo można go swobodnie przepleść przy zapięciu czapki. To nadaje sportowego charakteru. Lekki kapelusz w sam raz na lato Alternatywną propozycją do czapki z daszkiem jest kapelusz. To niezwykle wdzięczne nakrycie głowy dodaje każdej dziecięcej stylizacji lekkości i nieco nonszalancji. Kapelusze, oprócz tego, że pełnią rolę ochronną i zapewniają osłonę dla dziecięcej główki, są nierzadko interesującym uzupełnieniem dziecięcego stroju. Kapelusz dla dzieci szczególnie jest polecany nad wodę. Taki dodatek będzie stanowił nieodłączny element dziecięcej stylizacji niezależnie od tego, czy planowany jest weekend nad jeziorem czy wakacje nad morzem. Cechą odróżniającą kapelusz od innych nakryć głowy jest to, że często stanowi on lżejsze i bardziej przewiewne nakrycie głowy, a zarazem doskonale sprawdza się w nieco bardziej eleganckich stylizacjach dziecięcych. I w tym przypadku należy wspomnieć o tym, że w ofercie Allegro można znaleźć zarówno kapelusze dla chłopców, jak i dziewczynek. Różnorodne materiały, które wykorzystano do ich wykonania, umożliwiają swobodny dobór dodatku w zależności od potrzeby. Niezbędnik na każdą podróż Lato to czas, w którym podróżowanie jest normą. Ciągłe wyjazdy i pakowanie walizek to duże wyzwanie logistyczne. Wtedy właśnie najczęściej pojawia się pytanie, jak to wszystko pomieścić. Kiedy trzeba zabezpieczyć się na różne ewentualności, warto pamiętać o prostych rozwiązaniach, które można zabrać ze sobą wszędzie – niezależnie od tego, czy dziecko wyjeżdża nad morze czy w góry, czy może ma spędzić jedynie weekend na działce u dziadków. W każdym momencie należy zapewnić mu ochronę głowy, a niezawodnym i wygodnym sposobem jest chustka. Ten rodzaj nakrycia nie dość, że doskonale trzyma się każdej głowy, to dodatkowo nie zajmuje wiele miejsca w walizce czy torbie. To ważny atut ze względu na wygodę pakowania – czapka z daszkiem lub kapelusz wymagają zwykle specjalnego traktowania. Nie jest łatwo zapakować te nakrycia głowy, by w czasie podróży nie uległy zniszczeniu. Chustka jest wygodną alternatywą, którą można zabrać ze sobą dosłownie wszędzie. Podsumowanie Dobierając nakrycie głowy dla dziecka, warto zastanowić się nad tym, gdzie najczęściej będzie z niego korzystało. Do codziennej zabawy na podwórku lub działce doskonale sprawdzi się czapka z daszkiem. Kapelusz natomiast stanowi ciekawą alternatywę dla tych, którym zależy na bardziej eleganckich stylizacjach. Opcją na podróż jest chustka, która nie zajmie wiele miejsca w bagażu, a zapewni dziecku ochronę na cały dzień.
Czapka z daszkiem, kapelusz czy chustka? Przegląd nakryć głowy dla dziecka
Czego można się spodziewać po smartfonie za 360 zł? Według marki Bluboo za tę cenę możemy oczekiwać całkiem sporo. Model Picasso to Android Lollipop z czterordzeniowym procesorem, 2 GB RAM-u oraz ekranem IPS. Oprócz przyzwoitej specyfikacji oferuje także nowoczesny wygląd. Specyfikacja Bluboo Picasso wyświetlacz: 5 cali, IPS 1280 x 720 pikseli, warstwa antysmugowa chipset: MediaTek MT6580 (4x 1,3 GHz) grafika: Mali-400 MP1 RAM: 2 GB pamięć: 16 GB + slot na karty microSD karta: microSIM (DualSIM) łączność: 3G, Bluetooth 4.0 LE, Wi-Fi a/b/g/n (2,4 + 5 GHz), GPS z A-GPS system operacyjny: Android 5.1 Lollipop aparat główny: 8 Mpix z podwójną diodą LED, f/2.0, nagrywanie wideo 720p w 30 kl./s aparat dodatkowy: 8 Mpix z diodą doświetlającą, nagrywanie 720p czujniki: zbliżeniowy, oświetlenia, G-Sensor bateria: 2500 mAh wymiary: 142 x 70 x 8,2 mm masa: 152 g W tej cenie jest dobrze. Cieszy obecność 2 GB pamięci operacyjnej, z kolei 16 GB pamięci wbudowanej można rozszerzyć za pomocą karty microSD. Picasso posiada czterordzeniowy procesor MediaTek oraz wyświetlacz o rozdzielczości HD, wykonany w technologii IPS. Nie można, co prawda, liczyć na łączność LTE, ale za to smartfon ma dwuzakresowe Wi-Fi i obsługuje dwie karty SIM. Producent obiecał też aktualizację do Androida 6.0 Marshmallow. Konstrukcja Pod względem wyglądu urządzenie rzeczywiście robi bardzo dobre wrażenie. Design to modna, charakterystyczna i prosta konstrukcja, której obudowę zdobi diamentowy wzór. Smartfon jest dosyć cienki, jego grubość to lekko ponad 8 mm. Picasso przypomina urządzenia Huawei lub – może nawet nieco bardziej – Honor. Jakość wykonania telefonu jest dobra. W konstrukcji dominują niezłej jakości tworzywa sztuczne, które częściowo imitują metal, ale wewnętrzna rama jest już aluminiowa. Telefon dostępny jest w wielu kolorach: szarym, czarnym, białym, niebieskim, zielonym, żółtym, różowym lub złotym. box:imageShowcase box:imageShowcase Front to gładkie tworzywa sztuczne (lekko uginające się pod naciskiem), które zostały dodatkowo zabezpieczone folią. Ekran otacza czarna ramka o grubości 1,5 mm, a od dołu i góry zostaje jeszcze około 1,5 cm przestrzeni. Dół jest pusty – przyciski wyświetlane są na ekranie. Nad wyświetlaczem ulokowano: maskownicę głośnika rozmów, diodę doświetlającą, sensory i obiektyw przedniego aparatu. W lewym rogu znajduje się jeszcze czerwona dioda sygnalizująca powiadomienia i zasilanie. Krawędzie zostały zwężone i lekko spłaszczone przy dłuższych bokach. Fakturą imitują lekko szczotkowany metal. Przyciski znalazły się z prawej strony (regulacja głośności umieszczona jest nad włącznikiem). Lewy bok pozostaje pusty, a na dolnej ściance widać złącze microUSB, umiejscowione pomiędzy dwoma maskownicami (głośnik jest jednak monofoniczny i mieści się z prawej strony). Górna krawędź zawiera dodatkowy mikrofon oraz wyjście słuchawkowe 3,5 mm. box:imageShowcase box:imageShowcase Plecy mają zaoblone krawędzie, ale obudowa nie jest wypukła. Klapka wpięta została w wielu punktach, trzyma się idealnie i ma świetną fakturę – to nie tylko trójkątny wzór, ale także gęste, przyjemne w dotyku żłobienia. Obiektyw aparatu minimalnie wystaje, wspierany jest przez podwójną, ale diodę doświetlającą. Po zdjęciu klapki zyskuje się dostęp do wymiennej baterii, która blokuje dwa czytniki microSIM oraz czytnik microSD. Wykonanie Bluboo Picasso jest zaskakująco dobre. Można narzekać na trochę gorsze spasowanie elementów, gdzieniegdzie widać nieznaczne wady produkcyjne, a pokrywka potrafi lekko zatrzeszczeć, jednak to wszystko przecież detale. Materiały są solidne, a konstrukcja zwarta – urządzenie wygląda na dwukrotnie droższe, niż jest w rzeczywistości Ergonomia i użytkowanie Picasso jest zaskakująco wygodny w obsłudze. Profilowane, zaoblone krawędzie poprawiają chwyt, przez co smartfon nieźle wypełnia dłoń, a dzięki licznym żłobieniom trzyma się go bardzo pewnie. Do tego łatwo unieść go z mebla. Nie ślizga się, gdy leży, co jest również zasługą żłobionej faktury. Krawędzie są płaskie, trochę bardziej śliskie, ale nie drażnią opuszków podczas dłuższych rozmów. Smartfona można obsłużyć jedną dłonią. Folia ekranu jest odpowiednio śliska, co ułatwia przesuwanie palca. Smugi rzeczywiście nie są większym problemem – nadal je widać, ale ich ilość jest niewielka. Przyciski boczne są przyzwoite, dosyć twarde, bez słyszalnego kliku, ale za to bardzo sprężyste – wyraźnie odstają, więc łatwo je wyczuć po zmroku. Szkoda jednak, że nie zdecydowano się na przyciski fizyczne pod ekranem, w końcu wolnego miejsca jest tam pod dostatkiem. Głośnik główny znalazł się na dolnej krawędzi, co jest aktualnie standardem. Jest bardzo głośny i pozytywnie zaskakuje jakością dźwięku. Można odnieść wrażenie, że producent się tym chwali, bowiem włączaniu i wyłączaniu smartfona towarzyszy dłuższy, głośny fragment muzyczny. Wibracja jest już trochę słabsza, ale Picasso ma diodę powiadomień, co także jest rzadkością w przypadku telefonów w tej cenie. Można jednak narzekać, że dioda świeci tylko w kolorze czerwonym (także dla powiadomień) – początkowo wydawało mi się, że coś stało się ze smartfonem lub że bateria się wyczerpuje. Obiektyw aparatu umieszczono blisko krawędzi i czasami zdarza się go lekko zasłonić. Ulokowano go jednak w rogu, więc przy uchwycie poziomym nie jest aż tak źle. Dioda na froncie to też rzadkość – trudno tutaj mówić o lampie flash – ma bardzo delikatne, żółte światło. Urządzenie nie nagrzewa się podczas korzystania, może robić się minimalnie ciepłe w trakcie grania lub dłuższego obciążenia układu. Wyświetlacz Ekran jest zaskakująco dobry. To 5-calowy IPS o rozdzielczości 1280 x 720 pikseli, co daje zagęszczenie na poziomie 294 ppi, czyli poziom jak najbardziej akceptowalny. Czcionki są ostre, a obraz gładki. Kąty widzenia są szerokie, ekran jedynie lekko przyciemnia się, gdy patrzymy na niego mocno od boku. Kolory są wyraziste, czerń spłycona, ale przyzwoita, biel lekko niebieskawa, a kontrast całkiem wysoki. Podświetlenie nie zachwyca. Co prawda, jest automatyczna regulacja, ale nawet ręczne ustawienie maksymalnego poziomu nie wystarczy w słoneczny dzień. Interfejs dotykowy ma pewne wady. Brakuje mu czułości, trzeba wykonywać gesty i uruchamiać aplikacje w bardziej zdecydowany sposób. Nie wystarczy lekkie muskanie, musimy wręcz lekko przyciskać i precyzyjnie przesuwać palec. Na początku często zdarzał się brak reakcji ze względu na zbyt delikatne dotykanie ekranu. Pod tym względem Bluboo Picasso odstaje od droższej konkurencji, ale do tego typu obsługi można się przecież przyzwyczaić. System operacyjny i wydajność Bluboo Picasso obsługiwany jest przez Androida 5.1 Lollipop, ale dosyć intensywnie zmodyfikowanego. Właściwie ze standardowego systemu zostały tylko górna belka i przyciski nawigacyjne. Na górze widać suwak podświetlenia i podstawowe skróty, w tym dostęp do ustawień. Ich rozplanowanie jest podobne, ale doszły nowe opcje, takie jak budzenie ekranu podwójnym stuknięciem (rzadkość w tanich smartfonach!). Szkoda, że funkcja ta jednak działa nazbyt czule i w kieszeni urządzenie może się odblokować, włączając przypadkowe aplikacje. Do wyboru jest kilka kolorowych motywów, w większości z nich widać inspirację systemem iOS, ale efekt nie wygląda tak dobrze, jak w systemie Apple’a. Na całe szczęście nie zrezygnowano z szuflady aplikacji. System działa dosyć płynnie, mimo że czasami trzeba dłużej poczekać na załadowanie aplikacji. Można pracować na wielu otwartych aplikacjach oraz dosyć sprawnie przełączać się pomiędzy nimi. Niestety, zawodzi stabilność oraz spolszczenie. System czasami się przycina, zdarzało się też, że zniknęły przyciski nawigacyjne i trzeba było zresetować telefon. Wiele zwrotów zostało źle przetłumaczonych, a czasami interfejs przełącza się chwilowo na język niemiecki. System wyszukał także aktualizację OTA, ale przez kilka dni nie udało się jej pobrać. Wyniki w benchmarkach są dobre i, jak na tę cenę, robią wrażenie. 22742 punkty w AnTuTu 6.1.4 to pułap często osiągany przez dwukrotnie droższe smartfony znanych marek. To samo dotyczy GeekBench 3 – 345 punktów single-core oraz 1103 multi-core. Wyniki nie rzucają na kolana, ale cieszy fakt, że Picasso wyposażono w całkiem niezły układ. Dorównuje on Moto G trzeciej generacji, Meizu M2 lub LG Spirit. Szkoda jednak, że optymalizacja systemu nie jest najlepsza. Bateria Można liczyć na 2 dni pracy na jednym ładowaniu. Przy intensywnym korzystaniu smartfon wytrzyma dzień. To ogniwo 2500 mAh, czyli niby bez rewelacji, ale biorąc pod uwagę taką rozdzielczość i wydajność, wyniki są dobre. Nie można tego niestety powiedzieć o czasie ładowania – w zestawie jest ładowarka 0,6 A, więc smartfon trzeba ładować kilka godzin, prawie całą noc. Multimedia – gry, aparat, audio Wydajność układu graficznego jest niska. Nie ma co liczyć na działające płynnie wymagające gry 3D, nowe strzelanki czy wyścigi. Proste gry 2D, najbardziej popularne na Androidzie, działają jednak płynnie, a rozgrywka jest całkiem przyjemna. Osoby lubiące grać od czasu do czasu będą zadowolone. Aplikacja aparatu przypomina oprogramowanie z KitKata (Androida 4.4) – to podobne ikonki z prawej (kamera, spust, ustawienia i galeria) i lewej strony (makijaż cyfrowy, panorama, śledzenie ruchu). Przy krawędzi są także skróty do lampy, zmiany obiektywu oraz wykrywania uśmiechu. Niestety w galerii znikają klawisze nawigacyjne, często nie można ich przywrócić gestem, więc żeby z niej wyjść, trzeba wrócić do samego aparatu, przewijając wszystkie zdjęcia po kolei. Poziom samych zdjęć jest nierówny. Wrażenie robią kolory, ale aparat lepiej radzi sobie z obiektami znajdującymi się blisko. Krajobraz często wychodzi rozmyty, detali jest mało, a na brzegach kadru występują problemy z ostrością. To raczej aparat do autoportretów, fotografowania ludzi i przedmiotów – w tych wypadkach radzi sobie całkiem nieźle, nawet z przedniego obiektywu. Wideo ma podobny poziom, jego wady to mało detali oraz rozmycie. Aplikacja wystarczy do podstawowego użytku. Nie ma tragedii, wiele smartfonów za około 600–800 zł jest wyposażone w podobnej jakości aparaty. Przykładowe zdjęcia dostępne w linkach poniżej: zdjęcie 1, zdjęcie 2, zdjęcie 3, zdjęcie 4. Łączność i jakość rozmów Nie miałem problemów z zasięgiem 3G. GPS dłużej się łączy, ale do podstawowej nawigacji wystarczy. Wi-Fi jest stabilne, a zasięg nie uprzykrza korzystania ze smartfona. Jakość rozmów jest dobra, ale głos bywa lekko sykliwy, wyostrzony. Telefon zbiera mocno hałas otoczenia, zatem rozmówca słyszy wyraźnie, co się dzieje wokół nas. Podsumowanie Bluboo Picasso to pozytywne zaskoczenie. Producent skupia się głównie na reklamowaniu wyglądu, tymczasem okazuje się, że jakość wykonania i ekranu również stoją na wysokim poziomie. To wygodny telefon z niezłą wydajnością, szczególnie gdy spojrzymy na cenę. Czas pracy na baterii jest przyzwoity, lepiej jednak wymienić ładowarkę, bo ta z zestawu jest zbyt słaba (wolna). Narzekać można właściwie tylko na sam system. Szkoda, że nakładka na Androida nie jest bardziej dopracowana: system czasami się przytnie i zwolni. Tłumaczenie jest miejscami kiepskie, a zdarzają się błędy – momentami nie widać paska nawigacji tudzież nagle język zmienia się częściowo na niemiecki. Smartfon wyszukał aktualizację, ale niestety nie udało się jej pobrać. Być może to wszystko jednak chwilowe problemy, które zostaną wkrótce poprawione. Mimo tego Picasso to i tak produkt zdecydowanie warty zakupu – w swojej cenie to lepszy wybór niż tanie smartfony np. Kruger&Matz czy Goclevera.
Test smartfona Bluboo Picasso – tani nie znaczy brzydki
Literatura kryminalna należy do mężczyzn? Ależ skąd! Polskie autorki kryminałów tworzenie zbrodniczych fabuł mają we krwi. Solidna dawka emocji, historie trzymające w napięciu, rozmaite style i konwencje (od retro po fabuły współczesne, od komedii po gęsty mrok) – jest w czym wybierać. Katarzyna Bonda Zygmunt Miłoszewski koronował ją na królową kryminału. Mistrzyni researchu, twórczyni postaci profilera w literaturze, była dziennikarka, obecnie autorka bestsellerowych opasłych tomiszczy, która z powodzeniem łączy literaturę kryminalną z innymi gatunkami literackimi. Laureatka Nagrody Publiczności na Międzynarodowym Festiwalu Kryminałów 2015 i nagrody Bestsellery Empiku 2015. Najpopularniejsze książki Katarzyny Bondy: cykl z Hubertem Meyerem („Sprawa Niny Frank”, „Tylko martwi nie kłamią”, „Florystka”). tetralogia z Saszą Załuską („Pochłaniacz”, „Okularnik”, „Lampiony”, „Czerwony Pająk”). „Polskie morderczynie”, „Zbrodnia niedoskonała”. Katarzyna Puzyńska Autorka serii kryminalno-obyczajowej, którą pokochały tysiące czytelników. Z wykształcenia psycholog (co widać w jej powieściach), z wyboru wegetarianka, na co dzień social media ninja, miłośniczka zwierząt, tatuaży i biegania. Wielbiciele jej twórczości raz w roku mają swoje święto, kiedy to w Pokrzydowie (pierwowzorze literackiego Lipowa) odbywają się zloty fanów. Książki Katarzyny Puzyńskiej: seria „Policjanci z Lipowa” („Motylek”, „Więcej czerwieni”, „Trzydziesta pierwsza”, „Z jednym wyjątkiem”, „Utopce”, „Łaskun”, „Dom czwarty”, „Czarne narcyzy”, „Nora”), „Policjanci: Ulica”. Joanna Opiat-Bojarska Trupy najchętniej rozrzuca w Poznaniu i Łodzi. Nie boi się trudnych tematów ani pisarskich wyzwań. Poruszała już m.in. temat handlu organami, parafilii czy problem dopalaczy. Niczym bohaterka reportaży wcieleniowych stara się nie tylko dowiedzieć jak najwięcej na temat opisywanych kwestii, ale także sprawdzić co się da osobiście (np. jeżdżąc karetką, zanim poruszyła temat ratowników medycznych). Najpopularniejsze książki Joanny Opiat-Bojarskiej: seria z Aleksandrą Wilk („Gra pozorów”, „Niebezpieczna gra”, „Gra o wszystko”), seria z Anną Rogozińską („Słodkich snów, Anno”, „Zaufaj mi, Anno”, „To koniec, Anno”), seria z Burzyńskim i Majewskim („Gdzie jesteś, Leno?”, „Koneser”, „Bestseller”, „Ucieczka”). Marta Guzowska Archeolożka, która swoją wiedzę zawodową udanie lokuje w kryminałach i powieściach przygodowo-sensacyjnych. Jej pełne przygód fabuły nie pozwalają na nudę, a bohaterowie należą do tych, o których nie da się łatwo zapomnieć. Cięty język, ciekawe plenery, tajniki archeologii, dynamiczna akcja – to główne cechy twórczości laureatki Nagrody Wielkiego Kalibru 2013. Najpopularniejsze książki Marty Guzowskiej: seria z Mariem Yblem („Ofiara Polikseny”, „Głowa Niobe”, „Wszyscy ludzie przez cały czas”, „Czarne światło”), seria z Simoną Brenner („Chciwość”, „Reguła nr 1”), „Ślepy archeolog”. Katarzyna Kwiatkowska Reprezentantka kryminału retro. Pochodzi z Poznania. Fascynacja wielkopolską kulturą i historią widoczna jest wyraźnie w jej twórczości. Pisze historie bezkrwawe, mocno osadzone w rzeczywistości opisywanej na podstawie dokumentów źródłowych. Jej bohaterowie mówią językiem swoich czasów, a historie, w które wikła ich autorka, opierają się na klasycznych zagadkach w stylu Agathy Christie. Książki Katarzyny Kwiatkowskiej: seria z Janem Morawskim („Zbrodnia w błękicie”, „Abel i Kain”, „Zobaczyć Sorrento i umrzeć”, „Zbrodnia w szkarłacie”, „Zgubna trucizna”). Olga Rudnicka Choć uwielbia mocne i mroczne historie, sama od lat dostarcza czytelnikom solidnej porcji humoru i dobrej zabawy. Miłośniczka zwierząt, twórczości Joanny Chmielewskiej oraz Stephena Kinga, jazdy konnej oraz literatury kryminalnej, oczywiście. Najpopularniejsze książki Olgi Rudnickiej: seria z siostrami Sucharskimi („Natalii 5”, „Drugi przekręt Natalii”, „Do trzech razy Natalie”), seria z Emilią Przecinek („Granat poproszę”, „Życie na wynos”), „Cichy wielbiciel”, „Były sobie świnki trzy”, „Zbyt piękne”. Sześć polskich autorek kryminałów, sześć pomysłów na literaturę spod znaku zbrodni. A to przecież zaledwie początek długiej listy pisarek, których kryminalną twórczość warto poznać.
Polskie autorki kryminałów
8 marca się zbliża, a ty wciąż zastanawiasz się, co kupić swojej wyjątkowej kobiecie? Wybór nie jest problemem, jeśli dziewczyna ma pasję i konsekwentnie ją realizuje. Dając jej prezent dopasowany do jej zamiłowań, udowodnisz, jak bardzo wspierasz ją w tym, co kocha. Jest miłośniczką biegania? Szereg propozycji znajdziesz w poniższym poradniku. Sportowy biustonosz Piersi są bardzo wrażliwe, a ich skóra jest delikatna. Podczas treningu należy im się maksymalny komfort i wygoda, które zapewni profesjonalny sportowy biustonosz. Zanim zdecydujesz się na zakup, najpierw określ, jaki rodzaj będzie najlepszy. Znając rozmiar piersi swojej partnerki, w prosty sposób określisz idealny typ biustonosza. Najpopularniejsze, przeznaczone dla kobiet z miseczką A lub B, są staniki typu compression bra. Ich celem jest przyciskanie piersi do klatki piersiowej, uniemożliwiając niekomfortowe podskakiwanie czy inne niekontrolowane ruchy. Kolejny typ biustonosza został stworzony dla pań z nieco większym biustem, gwarantując jego stabilność. Taki biustonosz dopasowuje się do każdej piersi osobno. Ostatni rodzaj sportowego stanika nie tylko chroni każdą pierś osobno, ale także umożliwia regulację długości paska pod biustem. Poza tym świetnie sprawdza się przy obfitym biuście, który często przeszkadza podczas treningów. Legginsy W szafie biegaczki legginsów nigdy za wiele. W końcu jeśli regularnie trenuje, z pewnością nie chce pojawiać się wciąż w tym samym sportowym stroju. Na co postawić? Kreatywne wzory, intensywne kolory, nieszablonowe kroje – takie legginsy znajdziesz na aukcjach Code fit, Trec i Under Armour. Zaskocz ją – mają dodawać jej motywacji i chęci do pokonywania kolejnych kilometrów. Roller Czy po intensywnym treningu twoja partnerka odczuwa zmęczone mięśnie nóg, pośladków lub pleców? Na zmęczenie najlepszym rozwiązaniem jest masaż, który pozwoli na regenerację, rozluźni spięte mięśnie i poprawi ich elastyczność. Od kiedy na rynku pojawił się gadżet do masażu znany jako roller, wykonanie sesji masażu samodzielnie jest banalnie proste. Ponadto świetnie sprawdza się do odciążenia kręgosłupa po siedzącym dniu pracy. Rollery na Allegro dostępne są m.in. z wypustkami, bez lub o niestandardowych kształtach. Termoaktywna odzież Bieganie oczywiście wiąże się z wysiłkiem, ale ma być jednocześnie przyjemnością. Odpowiednio dobrane ubrania sprawią, że każdy kolejny kilometr będzie pokonany w wygodny i komfortowy sposób. Termoaktywna odzież ma przede wszystkim na celu odprowadzanie potu i utrzymywanie odpowiedniej ciepłoty ciała. Jeśli więc chcesz, by biegało jej się przyjemnie, na Allegro masz do wyboru termoaktywne koszulki, bluzy, topy, spodnie, kurtki, a nawet skarpetki. Opaska na włosy W trakcie biegu ciężko jej ujarzmić włosy? Opaski wciąż się zsuwają, a w niej rośnie irytacja? Mamy proste, tanie i innowacyjne rozwiązanie. Opaski antypoślizgowe doskonale trzymają włosy, bez bolesnego ich wyrywania, szarpania czy ciągnięcia. Fajnym rozwiązaniem są też opaski od Nike, które zostały wyprodukowane z płaskimi szwami, odblaskowymi elementami i systemem typu Dri-Fit, który odpowiada za odprowadzanie wilgoci, gwarantując komfort podczas biegania. Shaker Nowy shaker z pewnością szybko znajdzie swoje zastosowanie. Idealnie sprawdzi się w trakcie lub po treningu, by uzupełnić niezbędne płyny lub odżywki, a także podczas przygotowywania warzywnego lub owocowego shake’a do pracy.
Sportowe prezenty na Dzień Kobiet dla miłośniczki biegania
Nawet co piąte dziecko w naszym kraju może borykać się z atopowym zapaleniem skóry. Choroba ta nie omija również dorosłych. Co zrobić, by w okresie letnim nie cierpieć z powodu tego typu dolegliwości? Atopowe zapalenie skóry (AZS) charakteryzuje się trudną do zwalczenia, swędzącą wysypką połączoną z występowaniem rumienia. Często pojawia się na zgięciach kończyn, co dodatkowo utrudnia leczenie. Drażnione zmiany przekształcają się w krwawiące ranki. AZS najczęściej ma podłoże alergiczne – skorelowane jest z uczuleniem na pyłki, roztocza czy popularne alergeny pokarmowe. Co ciekawe, choroba ta przenosi się genetycznie – jeśli jeden z rodziców na nią cierpi, szansa, że z podobnym problemem będą zmagać się jego dzieci, wynosi aż 20–40 procent. Osoby chore na atopowe zapalenie skóry muszą przykładać szczególną wagę do jej pielęgnacji – zaniedbane zmiany bywają trudne w leczeniu. Bezpieczne opalanie box:imagePins box:pin Okres letni i związane z nim duże nasłonecznienie przynosi atopikom dodatkowe wyzwania. Obserwacje lekarzy wskazują co prawda na dobroczynny wpływ ekspozycji na słońce na stan atopowej skóry, jednak z kąpielami słonecznymi nie wolno przesadzać. Wrażliwa tkanka szczególnie narażona jest na poparzenia. Najbardziej korzystnym stanem jest stałe utrzymywanie delikatnej opalenizny. Wybierając krem do opalania, należy koniecznie zwrócić uwagę na to, czy jest on odpowiedni dla alergików. Oprócz ogólnych informacji na etykietach, ważnym kryterium jest tu rodzaj zastosowanego filtra. Chorym na AZS poleca się kremy z filtrami mineralnymi, odradza się natomiast te z chemicznymi blokerami UV. Warto zrezygnować z korzystania z preparatów o intensywnym zapachu i kolorze – tego typu specyfiki zawierają najczęściej długą listę składników, które mogą dodatkowo podrażniać skórę. box:offerCarousel W przypadku małych dzieci, zadbajmy o odpowiednią wysokość filtra przeciwsłonecznego, na przykład 50 SPF (u dorosłych wystarczy na ogół 15–20 SPF). Przed wyjazdem na wakacje warto wypróbować specyfik na niewielkim fragmencie skóry. Tylko w ten sposób będziemy mieć pewność, czy preparat nie zawiera alergenów, na które jesteśmy uczuleni. box:offerCarousel Krem należy nakładać zgodnie z zaleceniami producenta, standardowo jest to około pół godziny przed ekspozycją na słońce, a w przypadku kąpieli jego aplikację najlepiej powtórzyć zawsze po wyjściu z wody. Każdą sesję opalania trzeba zakończyć prysznicem połączonym ze stosowaniem kosmetyków nawilżających. Nadmierne wysuszenie skóry jest dla chorych na AZS niekorzystne. Ostrożnie z kąpielami box:imagePins box:pin Do codziennej kąpieli bądź prysznica warto wykorzystać dostępne na rynku środki nawilżające. Szczególnie polecane są tak zwane emolienty, których zadaniem jest odbudowa płaszcza hydrolipidowego chroniącego skórę. Preparaty te mają na ogół prosty skład – nie ma w nich drażniących substancji zapachowych, a stosowane związki chemiczne są bezpieczne nawet dla skóry noworodków. box:offerCarousel Planując wakacje, pamiętajmy, że skórze o cechach atopowych nie służy kąpiel w ciepłej wodzie. Zrezygnujmy więc z przebywania w saunie czy z kąpieli w gorących źródłach. Jeśli wybieramy się nad morze (co zwykle jest korzystne dla alergików), miejmy na uwadze, że zawarta w wodzie sól również może w pierwszej chwili podrażniać zmiany skórne. Z dużą ostrożnością należy podchodzić do kąpieli w basenie – przed skorzystaniem z atrakcji, sprawdźmy, czy woda nie jest „wzbogacona” chlorem. Po każdej kąpieli zadbajmy koniecznie o dokładne opłukanie ciała wodą. Nie szorujmy skóry ręcznikiem, zwłaszcza gdy mogły pozostać na niej ziarnka piasku – niepotrzebnie uszkodzimy naskórek. W walce z atopowym zapaleniem skóry warto pamiętać również o odpowiednim ubiorze. Jest to szczególnie istotne w przypadku dzieci. Najmłodszych nie wolno ubierać zbyt ciepło – przegrzane ciało i wydzielający się pot błyskawicznie zaostrzają zmiany skórne. Atopikom polecane są przewiewne, naturalne tkaniny. Ubrania należy prać w specjalnych proszkach i płynach stworzonych z myślą o alergikach, ponieważ zawierają one mniej detergentów. Pamiętajmy, że przy problemach skórnych o podłożu alergicznym sama pielęgnacja może nie wystarczyć. Olbrzymią rolę odgrywa zdiagnozowanie i wyeliminowanie alergenów odpowiedzialnych za występujące zmiany. A do tego niezbędna jest konsultacja z lekarzem specjalistą.
Atopicy latem – jak chronić wrażliwą skórę?
Słuchawki są niezastąpionym dodatkiem dla wielbicieli dobrej jakości dźwięku. Nie wydając fortuny na drogi, profesjonalny sprzęt nagłośnieniowy, można cieszyć się przestrzennym czystym brzmieniem. Dodatek mikrofonu znacznie zwiększa funkcjonalność tego urządzenia. Słuchawki z wbudowanym mikrofonem to tak zwane słuchawki multimedialne. Do czego wykorzystuje się słuchawki z mikrofonem? Wbudowany mikrofon zwiększa wygodę użytkowania słuchawek, jeśli wykorzystuje się je do komunikacji z innymi ludźmi. Używa się ich podczas rozmów przez komunikatory internetowe, podczas rozgrywek sieciowych i do rozmów telefonicznych. Zintegrowany mikrofon zmniejsza liczbę wpinanych kabli i podnosi komfort użytkowania. Słuchawki przeznaczone do rozmów przez komunikatory internetowe, takie jak Skype, TeamSpeak, GG, ICQ i wielu innych, nie muszą oferować dźwięku najlepszej jakości. Ich zadaniem jest przede wszystkim odseparowanie dźwięków otoczenia oraz umożliwienie rozmowy bez zakłóceń. Trzeba pamiętać, że dźwięk przesyłany przez Internet jest poddawany kompresji, dlatego przydatną funkcją jest regulacja głośności i czułości mikrofonu na kablu. Takie urządzenia powinny więc bardziej niż na muzyce, skupiać się na czystym słyszeniu wypowiadanych słów drugiej osoby. Mikrofon natomiast powinien dobrze zbierać dźwięk bez zniekształceń. Standardowo multimedialne słuchawki są wyposażone we wtyki mini-jack (3,5 mm), pasmo przenoszenia wynosi 100 – 15 000 Hz, poziom ciśnienia akustycznego to min 60 dB/mW, moc nie ma większego znaczenia. Jeżeli chodzi o konstrukcję, to panuje tu pełna dowolność, zależnie od osobistych preferencji użytkownika. Słuchawki przeznaczone do gier sieciowych, bardziej niż w przypadku tych dedykowanych rozmowom przez komunikatory, powinny skupiać się na jakości dźwięku. Mikrofon, umożliwiający swobodną konwersację z innymi graczami, jest niezwykle wygodnym dodatkiem, jednak należy pamiętać, że równie ważna dla rozgrywki jest warstwa dźwiękowa oraz muzyka. Dobre słuchawki przenoszą szeroki zakres częstotliwości i oferują przestrzenne brzmienie dźwięków. Najbardziej zapaleni gracze spędzają w wirtualnych światach po kilka godzin dziennie, dlatego przy wyborze słuchawek gamingowych należy położyć nacisk na komfort użytkowania. Niestety ten typ słuchawek jest dosyć drogi. Wśród użytkowników funkcjonuje opinia, że w grach równie dobrze sprawdzają się słuchawki stereo, jednak jeżeli ich przeznaczeniem są sieciowe rozgrywki, trzeba dokupić osobny mikrofon. Słuchawki gamingowe powinny być wyposażone w regulację głośności, wtyki mini-jack (3,5 mm)/USB, pożądaną opcją jest redukcja szumów, pasmo przenoszenia to 30 – 20 000 Hz, poziom ciśnienia akustycznego to minimum 90 dB/mW, moc - minimum 100 mW. Konstrukcja słuchawek gamingowych nie ma większego znaczenia, zależy od upodobań gracza, jednak ważne jest to, żeby ich długotrwałe użytkowanie nie wiązało się z dyskomfortem. Powinny być duże i miękko otaczać całe ucho. Decydując się na słuchawki nauszne, należy zwrócić uwagę na stopień dopasowania pałąka. Słuchawki z mikrofonem wykorzystuje się również do słuchania muzyki czy audiobooków na smartfonie. Do przenośnych odtwarzaczy dedykowane są słuchawki douszne lub dokanałowe, wbudowany mikrofon umożliwia prowadzenie rozmów telefonicznych. W tego typu słuchawkach najważniejsza jest niska waga i niewielkie rozmiary, powinny dobrze izolować od dźwięków otoczenia. Standardem są wtyki mini-jack (3,5 mm), pożądaną opcją jest regulacja głośności. Pasmo przenoszenia dźwięku to 18 – 22 000 Hz, poziom ciśnienia akustycznego - min 90 dB/mW, moc - min 100 mW. Najważniejsze parametry słuchawek Niezależnie od przeznaczenia słuchawek i od tego czy mają wbudowany mikrofon, przed zakupem należy upewnić się, czy opisana specyfikacja techniczna wybranego sprzętu będzie odpowiednia do zapotrzebowania. Pasmo przenoszenia – pokazuje, jaki jest zakres słyszenia dźwięków. Słuchawki oferujące wysokiej jakości dźwięk, powinny mieć pasmo przenoszenia w zakresie minimum 20 – 20 000 Hz, który odpowiada zakresowi dźwięków słyszalnych przez ludzkie ucho. Moc wejściowa – jest to moc, jaką można doprowadzić do słuchawek bez zniekształcenia dźwięku lub uszkodzenia słuchawek. Ciśnienie akustyczne (czułość) – określa głośność grania słuchawek, może wynosić od 80 dB/mW do 130 dB/mW. Impedancja – informuje, jaką moc trzeba dostarczyć słuchawkom by głośno grały. Zakres tej wartości w słuchawkach przeznaczonych do smartfonów to 16 – 32 om, impedancja pozostałych typów słuchawek zamyka się w granicach 32 – 64 om. Zniekształcenie harmoniczne (THD) – określa stopień zniekształcenia dźwięku, nie powinno być większe niż 1% Wybór słuchawek do rozmów przez Internet nie jest prosty, zwróć uwagę na ich budowę, jeśli spędzasz po kilka godzin dziennie konwersując z przyjaciółmi, to słuchawki nie mogą sprawiać dyskomfortu. Sprawdź, jaką specyfikację techniczną mają najbardziej interesujące cię modele, porównaj je ze sobą i wybierz ten, który najlepiej odpowiada twoim potrzebom i jest dopasowany do źródła, którym dysponujesz. Pamiętaj o przydatnej podczas rozmów funkcji regulacji głośności i czułości mikrofonu. Wątpliwości z pewnością rozwieje sprzedawca, który odpowie na wszelkie dodatkowe pytania.
Słuchawki z mikrofonem – idealne do komunikatorów internetowych
Sony WH-CH500 to kompaktowe słuchawki mobilne o konstrukcji zamkniętej. Mimo niskiej ceny posiadają NFC i akumulator pozwalający na 20 godzin działania oraz mają zapewnić brzmienie wysokiej jakości. Sprawdźcie, jak wypadają w praktyce. Na pierwszy rzut oka Sony WH-CH500 przypominają udany i popularny wśród konsumentów model JBL T450BT (test). To minimalistyczne i niewielkie słuchawki przenośne, które mają zadowolić oszczędnych melomanów, chcących korzystać ze sprzętu bez kabla. Sony WH-CH500 są trochę droższe od JBL T450BT, ale posiadają moduł NFC i oferują dłuższy czas pracy. Przetestowałem możliwości tego modelu i porównałem go z JBL T450BT. Sprawdźcie, który z nich warto wybrać. Specyfikacja Sony WH-CH500 konstrukcja: nauszna, zamknięta interfejs: Bluetooth 4.2 z NFC, A2DP, AVRCP, HSP, HFP, SBC, AAC zasięg: do 10 m przetworniki: dynamiczne 30 mm pasmo przenoszenia: 20 Hz–20 kHz czas pracy: do 20 godzin (czuwanie 200 godzin) masa: 140 g Wyposażenie W zestawie ze słuchawkami Sony jest tylko instrukcja obsługi, dokumentacja oraz kabel USB do ładowania. Przewód mierzy 50 cm, prezentuje się przeciętnie, ale jest solidny. W tej cenie (189 zł) nie można wymagać bogatego wyposażenia, ale przydałby się chociaż woreczek na słuchawki. Wygląd Widać, że WH-CH500 są słuchawkami Bluetooth z niższej półki cenowej, choć ogólnie prezentują się dobrze. Konstrukcja została wykonana z tworzyw sztucznych, zarówno w wersji matowej, jak i połyskującej. Nie są to plastiki najwyżej jakości, ale zostały dobrze spasowane i wyglądają na trwałe. Wizualnie testowany model również wypada nieźle, design jest modny, minimalistyczny, a zarazem nowoczesny. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Muszle słuchawek Sony są okrągłe i płaskie, w przeciwieństwie do wypukłych i pofalowanych kształtów w JBL T450BT. Pokrywki Sony WH-CH500 ozdobione są przez logo marki, a także oznaczenie modułu NFC na lewej słuchawce. Pozostałe elementy trafiły na krawędź prawej muszli. Znajdują się tam: trzy przyciski, złącze microUSB oraz mikrofon, a także dioda statusowa w szczelinie przy pokrywce. Nie zabrakło otworów wentylujących, które umieszczono w górnej części i zamaskowano pod widełkami pałąka. Nauszniki to pierwsza znacząca różnica pomiędzy słuchawkami Sony a JBL T450BT. Model WH-CH500 posiada skóropodobne, grube pady oraz przetworniki zabezpieczone flizelinowymi filtrami. Nauszniki słuchawek JBL T450BT są cienkie i ceratowe, ale również wypełnione sprężystą gąbką. Na pierwszy rzut oka nauszniki Sony prezentują się znaczenie lepiej. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Słuchawki są wpięte w pałąk za pomocą charakterystycznych, łukowatych widełek, które przylegają równo do konstrukcji muszli. Mocowanie pozwala jedynie na składanie słuchawek na płasko. Pod tym względem JBL T450BT wypadają lepiej, ponieważ umożliwiają złożenie muszli także do wnętrza pałąka. Regulacja rozmiaru modelu Sony jest rozsuwana, a do dyspozycji mamy około dziesięciu pozycji na stronę. Sony WH-CH500 nie posiadają opaski pałąka, tak samo jak JBL T450BT. Komfort i obsługa Ergonomia testowanego modelu jest przeciętna, podobnie jak w T450BT. WH-CH500 to małe, zamknięte słuchawki nauszne o dosyć surowej konstrukcji, więc konieczne będzie przyzwyczajenie się do ich użytkowania. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Podoba mi się, że nauszniki są grubsze i trwalsze od tych z T450BT, ale wydają się nieco sztywniejsze – nie osiadają na uszach tak dobrze, jak nauszniki JBL-ów. Jednak w przypadku T450BT pady były szeleszczące i mniej przyjemne w dotyku, więc te z Sony całościowo wypadają lepiej. Oferowany komfort jest nadal niezły – gąbka neutralizuje dosyć mocny nacisk pałąka, który z kolei zapobiega zsuwaniu się słuchawek z głowy. Izolacja od odgłosów otoczenia wypada podobnie w obu modelach, jest przyzwoita. Hałas nie będzie idealnie przytłumiony, ale zgiełk miasta już nie powinien specjalnie przeszkadzać podczas odsłuchów. Regulacja rozmiaru jest także zbliżona. Zarówno słuchawki Sony, jak i JBL zmieszczą się na mniejsze i większe głowy, ponieważ posiadają dosyć obszerną i precyzyjną regulację rozmiaru. W obu modelach może dać się we znaki brak opaski na pałąku, który po pewnym czasie zaczyna doskwierać. WH-CH500 to nie słuchawki do długich odsłuchów, lecz raczej do użytkowania od czasu do czasu, np. w drodze do szkoły lub pracy. Szkoda, że Sony nie są w pełni składane. T450BT łatwiej przetransportować w torbie lub plecaku, zaś WH-CH500 trzeba nosić zawieszone na szyi. Obsługa testowanego modelu jest prosta do opanowania i nie rożni się specjalnie od JBL T450BT. Po kilku chwilach ze słuchawek Sony można korzystać bezwzrokowo. Przyciski są wklęsłe, łatwo na nie trafić. Dwa zespolone klawisze służą do zmiany głośności (krótkie kliknięcia) oraz sterowania muzyką (przytrzymanie), więc utwory muzyczne można przełączać zarówno do przodu, jak i do tyłu. Włącznik odpowiada także za parowanie i obsługę rozmów, a pozwoli również wywołać asystenta głosowego. Trzeba pamiętać, że słuchawek Sony, tak jak T450BT, nie można podłączyć kablem – do dyspozycji jest tylko interfejs Bluetooth. Czas pracy jest świetny. Sony WH-CH500 działają do 20 godzin na akumulatorze, wynik jest osiągalny, jeśli nie przesadzamy z poziomem głośności. W praktyce słuchawki wytrzymają kilka dni swobodnego korzystania. Pod tym względem Sony wygrywają ze słuchawkami JBL, które działają krócej, bo około 11 godzin. Ładowanie WH-CH500 trwa 4,5 godziny, ale już 15 minut pozwoli na godzinę słuchania lub rozmów. Brzmienie Jakość dźwięku obu modeli słuchawek jest podobna, ale sygnatura brzmienia jest już inna. Nie można liczyć na obszerną scenę dźwiękową czy wyjątkowo odseparowany, rozdzielczy dźwięk, ale oferowany poziom jest nadal satysfakcjonujący. Słuchawki marki JBL brzmią ciepło, basowo, natomiast Sony WH-CH500 są jaśniejsze i lżejsze w brzmieniu, a co za tym idzie – bardziej klarowne. Nadal nie brakuje basu, ale niskie tony WH-CH500 są mniej napompowane od tych z T450BT. Lekko odsunięta jest też średnica, więc brzmienie przypomina tzw. sygnaturę w kształcie litery „V”, która jest bardziej rozrywkowa i efektowna. Całe szczęście nie przesadzono z ilością basu, pasmo średnie jest nadal odpowiednio blisko, żeby z powodzeniem posłuchać utworów, w których wykorzystywane są żywe instrumenty. Bas słuchawek Sony przypadł mi do gustu. Jest trochę spokojniejszy od niskich tonów w modelu JBL T450BT, ale nadal brzmi w sposób zwarty, masywny i jest go pod dostatkiem. Po tak małych słuchawkach nie można oczekiwać grzmiącego subbasu, ale Sony WH-CH500 mają trochę głębsze „zejście” od T450BT, czyli brzmią bardziej subwooferowo. Dobrze słucha się zarówno żywych instrumentów, jak i gatunków elektronicznych. WH-CH500 poradzą sobie w jazzie, trip-hopie, dubstepie, rapie czy rocku. Pasmo średnie jest trochę oddalone w porównaniu do JBL T450BT. JBL-e brzmią ciepło i bardziej naturalnie, ale Sony są za to czystsze i bardziej klarowne. Środek w WH-CH500 nie ma priorytetu, lekko ustępuje niskim i wysokim tonom, ale nadal wspiera gitary, perkusję, a także wokale, zarówno kobiece, jak i męskie. Dobrze brzmi nowa elektronika, gatunki alternatywne oraz muzyka popularna. Sony WH-CH500 są jaśniejsze od JBL T450BT, które wydawały się trochę przyciemnione, przez co muzyka bywała jakby oddalona, a czasami przykryta i zgaszona. Sony brzmią bardziej krystalicznie, muzyka nie jest już zdystansowana, ale nadal nie bywa ostra – słuchawki nie powinny syczeć i kłuć w uszy. Jedynie osoby wyjątkowo wrażliwe na wysokie tony mogą nie być zadowolone, dla nich lepiej sprawdzą się T450BT, które brzmią łagodniej. Odbieram scenę dźwiękową Sony WH-CH500 jako trochę większą i szerszą od tej z T450BT, czyli bardziej rozciągniętą na lewo i prawo. Przestrzeń jest niska (instrumenty pojawiają się głównie na linii uszu) oraz płytka (niewiele dzieje się w płaszczyźnie przód-tył). T450BT brzmią bardziej gęsto i masywnie, więc wydają się rozbrzmiewać ciaśniej od słuchawek Sony, a tym samym trochę gorzej separują dźwięki. Podsumowanie Sony WH-CH500 to mocny konkurent dla JBL T450BT. Urządzenia są bardzo podobne, chociaż pod pewnymi względami górują słuchawki Sony, a pod innymi JBL. Sony WH-CH500 należy pochwalić za wzornictwo, przyzwoitą jakość wykonania, solidne nauszniki, wygodną obsługę, NFC, długi czas pracy i dobre brzmienie o rozrywkowym, ale nadal uniwersalnym charakterze. Szkoda, że na pałąku zabrakło opaski, a konstrukcja nie jest w pełni składana. Ostatecznie Sony WH-CH500 to i tak dobry wybór w cenie wynoszącej 189 zł. JBL T450BT wygrywają lepszym systemem składania oraz jakością tworzyw sztucznych i wykonania – plastiki są sztywniejsze, a konstrukcja bardziej zwarta. T450BT nie posiadają jednak NFC, działają krócej i moim zdaniem brzmią trochę gorzej, gdyż są ciemniejsze, lekko napompowane w basie i mniej klarowne. To jednak kwestia gustu – jeśli wolimy cieplejsze i basowe brzmienie, to T450BT przypadną do gustu. Słuchawki JBL są też tańsze, gdyż kosztują około 170 zł. Moim zdaniem warto dopłacić do Sony, ale gdy ważna jest jak najniższa cena, JBL T450BT będą również dobrym wyborem. Jeśli szukamy większych i wygodniejszych słuchawek, warto rozważyć dopłatę do Bluedio F2 (około 220 zł). To wokółuszne słuchawki, które posiadają ANC, a w praktyce oferują dwa rodzaje brzmienia – bardziej basowe oraz zrównoważone. To lepszy wybór do domu i w podróż, ale gorszy do użytku mobilnego na mieście. Sony WH-CH500 lub JBL T450BT to jednak słuchawki dużo mniejsze i bardziej kompaktowe od Bluedio F2. Zalety: * ładne wzornictwo; * dobre wykonanie; * wygodna obsługa; * solidne nauszniki; * przyzwoita ergonomia; * czujnik NFC; * długi czas pracy; * klarowne i bezpośrednie brzmienie z niezłym basem; * szeroka scena dźwiękowa. Wady: * brak opaski na pałąku; * duży nacisk pałąka; * brak wejścia 3,5 mm; * nadal mała scena dźwiękowa.
Test słuchawek Sony WH-CH500 – lepsze od JBL T450BT?
Kamery IP to już bardzo bogata kategoria produktów, czego nie można było o nich powiedzieć jeszcze jakiś czas temu. Z tego powodu jednak cierpi na typową klęskę urodzaju. Niedoświadczonemu kupującemu może być ciężko wybrać konkretny model, kierując się kryteriami innymi niż cena czy rozpoznawalna marka. Na co należy zwrócić uwagę, kupując kamerę IP? Do czego wykorzystuje się kamery IP? Kamery IP mają kilka zastosowań. Można je wykorzystać do monitoringu zarówno pomieszczeń, jak i wszelkiego rodzaju zewnętrz – posesji, parkingów czy innego typu nocnej obserwacji. Do każdego typu zadań lepsze mogą się okazać konkretne typy kamer i warto o tym pamiętać. Nie ma sprzętów uniwersalnych. Jak wybrać kamerę do monitoringu pomieszczeń? Decydując się na zakup kamery, która ma śledzić, co dzieje się w jakimś miejscu – na przykład wnętrzu sklepu – musimy zastanowić się mocniej i zadać sobie kilka dodatkowych pytań. Czy będziesz rejestrował, co dzieje się w pomieszczeniu także nocą, czy też wystarczy ci podgląd sytuacji za dnia? Model bez widzenia nocnego będzie dużo tańszy. Drugie pytanie, które musisz sobie zadać, brzmi: czy będę obserwować ludzi (jak to w sklepie) czy tylko przedmioty? Jeżeli chcesz zamontować kamerę we wnętrzu magazynu, gdzie kręcą się jedynie twoi pracownicy lub po prostu składujesz materiały, nie musisz przejmować się kształtem czy wyglądem kamery. W przypadku kamer do użytku w sklepach, galeriach, wszelkich miejscach, gdzie wchodzisz w interakcję z klientem, lepiej zamontować kamery mniej rzucające się w oczy – ludzie nie lubią czuć się obserwowani, a przecież nie chcesz wywoływać dyskomfortu wśród swoich kontrahentów, prawda? Podstawowy model kamery do monitoringu pomieszczeń to koszt oscylujący w granicach 500 do 1000 zł, więc jeżeli nie masz skomplikowanych wymagań, spokojnie zmieścisz się w tej kwocie. Jednym z tańszych modeli do domowych zastosowań – na przykład sprawdzania, co dzieje się w pokoju dziecięcym – będą kamery Dlink z serii DCS. Do zastosowań profesjonalnych lepiej wytoczyć cięższe działa, na przykład pod postacią Coolcam. box:video Jaka kamera do monitoringu placów? Wybór kamery do monitoringu placów to inna para kaloszy. Podstawową różnicą jest oczywiście czas obserwacji. W tym przypadku potrzebujemy kamery, która równie dobrze poradzi sobie za dnia, jak i nocą. Nie wszystkie modele – wbrew temu, co twierdzą od czasu do czasu producenci – spełniają ten warunek. Drugą niezbędną rzeczą jest doświetlenie obserwowanego terenu. Czy inwestujemy w lampy, czy też nastawiamy się na kamerę z podczerwienią? Decyzja należy do nas. Jakość obrazu każdorazowo będzie inna oraz oczywiście uzależniona od konkretnego modelu kamery, który zakupimy. Niektóre kamery IP przeznaczone są głównie do obserwacji nocą. Dzięki odpowiedniemu modułowi podczerwieni dostrzegą potencjalne zagrożenie – na przykład napastnika zbliżającego się do posesji –z kilkudziesięciu, a niektóre nawet i setek metrów. Tego typu kamery termowizyjne mogą być szczególnie przydatne do niektórych biznesów. Jaka kamera do obserwowania panoram? Jeżeli chcemy przesyłać obraz panoramiczny – na przykład na potrzeby strony internetowej czy chociażby miejskiego monitoringu – potrzebny będzie już profesjonalny sprzęt, który potrafi kosztować około 10 tysięcy złotych. Kluczowymi czynnikami przy zakupie tego typu kamery powinny być kąty obrotu oraz jakość strumieniowania obrazu dopasowana do serwerów. Jak widać, przy wyborze kamery IP pod uwagę wziąć należy nie tylko cenę czy markę produktu, ale także szereg czynników, o których na pierwszy rzut oka możemy nie pomyśleć: począwszy od zastosowań (pomieszczenia/zewnętrza), a na psychologicznych aspektach podglądania innych skończywszy.
Kamery IP – na co zwrócić uwagę przy wyborze?
Holowanie jest czynnością, której większość kierowców nigdy nie chce doświadczyć. Z dwóch prostych względów – po pierwsze bycie holowanym (ani samo holowanie) do najprzyjemniejszych nie należy, a po drugie z reguły wiąże się to z jakąś usterką samochodu, która może nieźle uszczuplić nasz portfel. Jeszcze bardziej kosztowne będzie jednak wzywanie autolawety, a w wielu przypadkach, aby poradzić sobie z problemem, wystarczy przecież lina holownicza i pomocny kierowca w drugim aucie. Pozostaje więc zakup odpowiedniego sprzętu. Samochody są dość skomplikowanymi maszynami, przez co mnóstwo elementów i podzespołów może się zepsuć. Szczęściarzami są posiadacze aut nowych, będących jeszcze na gwarancji. Po pierwsze, mało co się w nich psuje. Po drugie, z reguły posiadają pakiety Assistance, ubezpieczenia autocasco, dostęp do aut zastępczych i całą masę innych profitów pozwalających mniej przejmować się usterką auta. Posiadacze samochodów nieco starszych nie mają już tak łatwo, czasem też zwyczajnie szkoda im pieniędzy na coś, co w teorii są w stanie zrobić sami. W wielu sytuacjach znacznie taniej i szybciej będzie skorzystać z pomocy uczynnego kierowcy, niż bezradnie czekać na pomoc drogową. Wystarczy podstawowa wiedza i odpowiedni sprzęt. Kiedy holować, a kiedy wzywać pomoc? Podstawowa sprawa to prawidłowa ocena sytuacji. Trzeba stwierdzić, czy pojazd nadaje się do holowania. Jeżeli uszkodzenia obejmują układ jezdny samochodu, czyli koła lub układ napędowy, holowanie może tylko uszkodzić pozostałe elementy. Także w ekstremalnych przypadkach, gdy mamy urwane koło, nie podejmujmy się tej czynności. Jak łatwo się domyślić, samochód na trzech kołach nie da rady pojechać – wtedy konieczne będzie wezwanie autolawety. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku samochodów wyposażonych w automatyczną skrzynię biegów. Choć wiele modeli posiada przycisk zwalniający blokadę skrzyni, umożliwiający na przykład wciągnięcie auta na platformę lawety, to holowanie i tak może uszkodzić tryby skrzyni biegów. W tym przypadku dobrym rozwiązaniem jest tak zwany „motylek”, czyli swego rodzaju hybryda lawety i tradycyjnego holowania. Proces przewozu auta polega na uniesieniu i podczepieniu do wspomnianego „motylka” kół napędzanych pojazdu. Dzięki temu druga oś swobodnie toczy się po nawierzchni drogi, a skrzynia bezpiecznie pozostaje w spoczynku. Często taka usługa jest tańsza niż autolaweta. Najgorszą sytuację mają posiadacze aut z napędem na cztery koła (chyba, że istnieje możliwość rozłączenia napędu). Wówczas zarówno holowanie, jak i korzystanie z „motylka” może uszkodzić inne podzespoły pojazdu. Dla bezpieczeństwa auta oraz stanu portfela lepiej od razu złapać za telefon i wezwać na pomoc lawetę. Jest jeszcze całe mnóstwo innych usterek, które uniemożliwiają tradycyjne holowanie auta. Do holowania nie nadaje się również samochód z uszkodzonym układem hamulcowym. Łatwo wyobrazić sobie konsekwencje i niezadowolenie osoby holującej, gdy zatrzymamy się w jej bagażniku. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku niesprawnego układu kierowniczego. Choć holując auto na wyłączonym silniku nie korzystamy ze wspomagania, to skręcanie pojazdem jest konieczne. To samo tyczy się uszkodzonej instalacji elektrycznej, która uniemożliwi nam włączenie świateł pozycyjnych oraz używanie kierunkowskazów podczas skręcania. W tym miejscu warto podkreślić, że używanie świateł awaryjnych podczas holowania pojazdów jest zabronione. Środkiem ostrzegawczym dla innych kierowców jest trójkąt, który musi zostać umieszczony z tyłu pojazdu (powinien być stabilnie zamocowany w widocznym miejscu, na przykład do klapy bagażnika lub za tylną szybą). Jeżeli jednak uszkodzenia obejmują na przykład silnik, a pozostałe podzespoły pojazdu są w pełni sprawne, nie warto wzywać kosztownej pomocy drogowej, lepiej wziąć sprawy w swoje ręce. Jaka linka dla kogo? Podstawowe kryterium wyboru odpowiedniej linki holowniczej to masa naszego pojazdu. Jeżeli nasze auto waży ledwie ponad tonę, lina o maksymalnym uciągu do 2 ton powinna nam wystarczyć. Doświadczenie pokazuje jednak, że lepiej wybrać wariant co najmniej od 3 do 3,5 tony. Dzięki temu nie tylko mamy pełne zabezpieczenie przed ewentualnym zerwaniem linki, ale także możemy ją pożyczyć innej osobie znajdującej się w potrzebie. Jeżeli nasze auto nie należy do małych i subtelnych, a swoją masą grubo przekracza 2 tony, warto poszukać jeszcze większego udźwigu, na przykład do 4 lub nawet 5 ton. Teoretycznie holując auto o masie 1900 kilogramów na linie przeznaczonej do uciągu pojazdu o dopuszczalnej masie całkowitej do 2 ton, nic złego nie powinno się wydarzyć. Lepiej jednak dmuchać na zimne i zostawić sobie trochę zapasu. Parametry liny powinny być zatem co najmniej o tonę wyższe od masy własnej holowanego pojazdu. Druga kwestia to długość. Niektóre z linek bywają bowiem bardzo krótkie, mierzą zaledwie 3 metry, dlatego są tańsze. Jednak sytuacja, w której osoba holowana nie widzi niemal ani skrawka asfaltu, a pole widzenia nad szybą przednią zasłania zderzak naszego pomocnika, nie należy do komfortowych. Z tego względu lepiej zaopatrzyć się w linę o długości na przykład sześciu metrów, aby zostawić sobie więcej miejsca i czasu na hamowanie oraz reakcję w nieoczekiwanych sytuacjach. Pozostaje także kwestia uchwytów. Na rynku znajdziemy bowiem dwa rodzaje lin holowniczych. Jedne zakończone są hakami przypominającymi nieco karabińczyki, a drugie mają po prostu zawinięte i zabezpieczone końce tworzące swego rodzaju uszy. Teoretycznie drugi wariant jest bezpieczniejszy i wytrzymalszy, czego dowodem jest, iż właśnie taką budowę mają liny przeznaczone do holowania samochodów ciężarowych (o masie nawet 10 ton). Korzystanie z takiego wariantu powoduje jednak konieczność dodatkowego zakupu dwóch szekli, umożliwiających przymocowanie liny do samochodów. Szekle wykonuje się z bardzo dobrej stali, przez co są ekstremalnie wytrzymałe, czego niestety nie można zawsze powiedzieć o hakach w tanich linach holowniczych. Z tego względu lepiej odpuścić sobie linki za kilkanaście złotych, o grubości ledwie przekraczającej obwód palca. Lepiej zainwestować te 40–50 złotych w porządną linę, która nie zawiedzie nas, gdy będziemy jej potrzebowali. Poza tym jest to jednorazowy wydatek, ponieważ nawet często używana lina wystarczy nam na lata, a koszt jej zakupu jest nieporównywalnie mniejszy w stosunku do rachunku (lub rachunków) za lawetę. Vademecum holowania Auto jest zepsute, ale nadaje się do holowania, mamy pomocnika i odpowiednią linę, a trójkąt jest już umieszczony za tylną szybą. Co dalej? Przede wszystkim trzeba odpowiednio zamocować linę. Do holowania można używać wyłącznie uchwytów o takim przeznaczeniu. Przymocowanie liny holowniczej do zderzaka, haka transportowego lub – o zgrozo! – elementów zawieszenia, może mieć fatalne skutki. Do holowania służą charakterystyczne uszy, które znajdziemy pod zderzakami. W nowszych autach z przodu konieczny jest montaż dodatkowego haka, który powinien stanowić fabryczne wyposażenie pojazdu. Należy zdjąć zaślepkę w przednim zderzaku i w to miejsce wkręcić hak. Kolejny krok to odciążenie uszkodzonego pojazdu, czyli odesłanie wszystkich pasażerów na przystanek autobusowy i pozbycie się z pojazdu niepotrzebnego balastu (na przykład bagaży, zakupów itp.). W aucie holowanym powinien zostać jedynie kierowca, najlepiej, aby był to bardziej doświadczony (z dwójki holujący, holowany). Do zadań osoby holującej należy bowiem jedynie płynna i spokojna jazda oraz utrzymanie właściwej prędkości. Z drugiej strony jest nieco więcej roboty. Po pierwsze, konieczne jest utrzymywanie stałego napięcia liny, aby zapobiec szarpaniu, które nie tylko jest nieprzyjemne, ale może także uszkodzić linę lub jeden z samochodów. Po drugie, permanentne obserwowanie otoczenia przed pojazdem holującym jest niezwykle istotne. Kierowca zawczasu musi dostrzec potencjalne zagrożenia lub sytuacje powodujące konieczność zatrzymania się. Dodatkowo w większości przypadków holowane auto ma wyłączony silnik, co sprawia, że nie działa wspomaganie kierownicy ani hamulców. Należy wziąć na to poprawkę podczas zatrzymywania się i wykonywania manewrów. Osoba holująca powinna ruszać możliwie jak najpłynniej i zachować stałą prędkość. W obszarze zabudowanym należy przestrzegać ograniczenia prędkości do 30 kilometrów na godzinę, a poza nim do 60 kilometrów na godzinę. Nie powinno się również gwałtownie hamować, ponieważ łatwo można w ten sposób spowodować kolizję (choćby przez niedostateczne skupienie osoby holowanej lub niedziałający układ wspomagania hamulców). Kwestię hamowania lepiej zostawić w rękach osoby znajdującej się z tyłu. Wystarczy odpuścić gaz, a prawa fizyki zrobią swoje. Główna odpowiedzialność za hamowanie spoczywa bowiem na barkach osoby holowanej. Łatwiej wtedy utrzymać odpowiednie napięcie liny, a przy okazji unikamy ryzyka uderzenia w pojazd jadący z przodu. Holowanie samo w sobie nie jest trudne, jeśli wiemy jak się do niego zabrać. Kluczem jest zachowanie spokoju i elementarna wiedza z tego zakresu. Po zakupie liny warto mieć ją w samochodzie, aby w kryzysowej sytuacji możliwie szybko doprowadzić uszkodzone auto do warsztatu, a nie czekać, aż ktoś przywiezie nam niezbędny ekwipunek. Lina leżąca w garażu jest mało przydatna, szczególnie jeśli jesteśmy daleko od domu. W bagażniku nie zajmie dużo miejsca, a w razie potrzeby umożliwi nam szybkie i darmowe odholowanie auta.
Liny holownicze – jak wybrać, żeby się nie rozczarować?
Praca grafika komputerowego nie tylko wymaga odpowiednich umiejętności i artystycznego zacięcia, ale również właściwego sprzętu. Za obowiązkowe urządzenie uznaje się tablet graficzny, ale nie można też zapominać o komputerze. Co będzie lepsze – laptop czy stacjonarka? Odpowiednie narzędzia są bardzo ważne w każdej pracy. Tyczy się to tak samo pracownika budowlanego, biurowego, jak i grafika komputerowego. W przypadku tego ostatniego główną rolę odgrywają tablet graficzny oraz komputer. Z pewnością wielu grafików ma już wypracowany swój własny system pracy i wiedzą, jakie sprzęty najbardziej im odpowiadają. Jednak początkujący wciąż mogą mieć problem z wyborem odpowiednich urządzeń. Wiele osób może się zastanawiać, co w ich przypadku będzie lepszym wyborem – komputer stacjonarny czy może laptop? Najważniejszy jest ekran W pracy grafika najważniejszym elementem komputera jest ekran lub monitor, bez którego praca na takim stanowisku może nie mieć większego sensu. Na nic zdadzą się najwydajniejsze procesory, największa ilość pamięci RAM, a nawet najlepsze karty graficzne. Ekran jest najważniejszy. Dlaczego? Ponieważ słabszej jakości matryce, chociaż nie widać tego gołym okiem, mocno przekłamują barwy. W teorii może nam się wydawać, że stworzona grafika jest idealna, a wszystkie kolory dobrze dopasowane, ale po wydrukowaniu praca może wyglądać zupełnie inaczej. To właśnie wina słabej jakości ekranu. Co to ma wspólnego z laptopami i komputerami stacjonarnymi? W przypadku urządzeń przenośnych dużo trudniej o matrycę dobrze odwzorowującą barwy. Oczywiście jest wiele laptopów, które dobrze sprawdzają się w tej kwestii, ale znalezienie odpowiedniego jest dużo trudniejsze, taki sprzęt będzie też zdecydowanie droższy niż komputer stacjonarny. W przypadku stacjonarki to sami dobieramy monitor, więc mamy dużo większy wybór. Praktycznie wszyscy producenci mają w swojej ofercie modele dedykowane grafikom i fotografom, więc selekcja jest dużo łatwiejsza. Ale nie tylko to się liczy w przypadku wyświetlacza, na którym przyjdzie nam pracować. W pracy grafika ogromne znaczenie odgrywa również przestrzeń ekranowa. Im jest ona większa, tym lepiej. Wielu grafików wręcz nie wyobraża sobie już pracy na jednym monitorze i nie ma czemu się dziwić. Korzystanie z dwóch ekranów jest dużo wygodniejsze i praktyczniejsze. Osiągnięcie takiej wygody jest zdecydowanie łatwiejsze w przypadku komputerów stacjonarnych, w których karty graficzne mają kilka wyjść wideo. W laptopach musimy zadowolić się jednym. Oczywiście są sposoby na podłączenie większej liczby monitorów, ale wiążą się z dodatkowymi kosztami. Alternatywą może być też jeden ekran, ale w formacie 21:9. Nie zmienia to jednak faktu, że stacjonarki dają nam większe możliwości. Wydajność W pracy grafika mile widziany jest komputer, dla którego praca z grafikami w wysokiej rozdzielczości nie będzie wielkim problemem. Do tego potrzebna jest odpowiednia wydajność, czyli po prostu mocne podzespoły. W pracy profesjonalisty najważniejsze są przede wszystkim procesor i ilość pamięci RAM. W przypadku serca urządzenia jeszcze niedawno mówiło się, że jedynym sensownym wyborem są układy Intela z serii Core i7. Jednak w ostatnich miesiącach sytuacja znacząco się zmieniła. AMD wprowadziło do sprzedaży serię Ryzen, która doskonale radzi sobie w zastosowaniach profesjonalnych. W przypadku gier większa liczba rdzeni na niewiele się zdaje, bo większość tytułów i tak korzysta z maksymalnie 4 jednostek fizycznych, ale już przy obróbce grafiki dodatkowy krzem jak najbardziej ma zastosowanie. Do pracy świetnie sprawdzą się 8-rdzeniowe modele Ryzen 7 oraz 6-rdzeniowe Ryzen 5. Jeśli chodzi o ilość pamięci RAM, to reguła jest prosta i podobna do tej z rozmiarem ekranu – im więcej, tym lepiej. Do w miarę komfortowej pracy grafika zajmującego się przede wszystkim tworzeniem obrazu do Internetu minimum to przynajmniej 8 GB. W przypadku obrazów o wysokiej rozdzielczości powinniśmy pomyśleć chociaż o tych 16 GB, ale lepszy efekt dadzą 32 GB. Przy obróbce grafiki 3D niebo jest limitem, ale 64 GB to już rozsądny poziom, który gwarantuje wygodną pracę. Ale czemu tak duża ilość pamięci RAM jest nam potrzebna? W niej przechowywane są najważniejsze dane, jeśli jej brakuje, to komputer zaczyna wykorzystywać dysk twardy, który jest kilkukrotnie wolniejszy. W takiej sytuacji komputer znacząco spowalnia swoją pracę, co może bardzo nas irytować i przede wszystkim marnować nasz cenny czas. Ale jak to wszystko ma się do laptopów i komputerów stacjonarnych? W przypadku desktopów sami możemy wybrać podzespoły do swojego komputera. Dzięki temu stworzymy zestaw, który idealnie wpisze się w nasze wymagania. Z laptopami jest nieco trudniej. Oczywiście znalezienie odpowiedniego modelu jest możliwe, ale ceny komputerów przenośnych są o wiele wyższe od stacjonarnych, więc trzeba liczyć się ze sporym uszczupleniem konta. No i im notebook wydajniejszy, tym większy i cięższy się staje, więc traci swoją mobilność. Tylko stacjonarka? Jak na razie niemal wszystkie argumenty przemawiają za komputerem stacjonarnym. Wydamy na niego mniej pieniędzy, będzie najprawdopodobniej wydajniejszy (na pewno od laptopa w tej samej cenie) i pozwoli podłączyć więcej ekranów o odpowiedniej jakości. Ale czy to oznacza, że laptopy kompletnie nie nadają się do pracy grafika? Nic bardziej mylnego. Przede wszystkim stacjonarki nie zabierzemy nigdzie ze sobą, np. na spotkanie z klientem. Nie możemy mieć jej też przy sobie, gdyby pojawiła się konieczność wprowadzenia szybkich poprawek. Właśnie dlatego do pracy w biurze lepszy będzie desktop, ale porządnej jakości laptop również okaże się bardzo przydatny. Graficy przede wszystkim cenią sobie MacBooki Pro, ale nie jest to jedyna alternatywa. Coraz więcej producentów tworzy sensowne opcje z systemem Windows na pokładzie.
Komputer dla grafika – lepszy laptop czy stacjonarka?
Układanki rozwijają pamięć, koncentrację, małą motorykę i spostrzegawczość. Ich niewątpliwą zaletą jest fakt, że uczą logicznego myślenia. Puzzle dla najmłodszych powinny być nie tylko kolorowe, ale również wytrzymałe. Jakie puzzle wybrać dla dzieci 1+? Układanki – czy to dobry pomysł na zabawę? Układanki to pierwsze wyzwanie dla najmłodszych. Należy pomyśleć, aby ułożyć obrazek podzielony na mniejsze elementy. Dla dzieci powyżej jednego roku ciekawą propozycją są puzzle z pianki lub drewna. Zwyczajne tekturowe układanki mogłyby szybko ulec uszkodzeniu w małych rączkach. Puzzle z pianki i drewna mają większe wymiary niż standardowe, przez co maluch ich nie połknie. Różnorodność kształtów, kolorów i wzorów zachęca najmłodsze dzieci do dopasowywania do siebie poszczególnych elementów. Zabawa rozwija myślenie przestrzenne, wyobraźnię, pamięć i cierpliwość. Urozmaiceniem mogą być układanki dźwiękowe. Jeżeli szukasz zabawki, która rozwija, uczy i bawi – wybierz puzzle. Wspólne układanie wzmacnia rodzinne więzi. Poniżej prezentujemy krótki opis poszczególnych rodzajów układanek dla najmłodszych oraz ich ceny. Puzzle piankowe Puzzle piankowe to nie tylko układanie alfabetu lub poznawanie liczb. To także możliwość ułożenia ciekawego obrazka – jak w standardowej układance. Jedną z propozycji jest wzór podwodnego świata, domu lub zwierzątek. Wymiary pojedynczej układanki wykonanej z pianki EVA to na przykład: 60 x 90 cm. Puzzle z pianki są antyalergiczne, łatwe w czyszczeniu, elastyczne i trwałe. Są także przyjazne środowisku, amortyzują ewentualny upadek, mogą być ułożone w pokoju dziecięcym jako podest do zabawy. Koszt puzzli piankowych to od 8 do 110 zł. Układanki drewniane Drewniane układanki można podzielić na takie, gdzie poszczególne wyjmowane elementy posiadają uchwyty i są podzielone na kilka części, aby najmłodszym dzieciom łatwiej było je ułożyć. Ciekawą propozycją dla maluchów są układanki składające się z 9 elementów. Na podstawce znajduje się obrazek pomocniczy, który ułatwia umieszczanie puzzli we właściwym miejscu. Spośród różnych wzorów możemy wybrać: biedronkę, lwa, pszczółkę, auto, samolot, kraba, samolot i wiele innych. Każdy znajdzie coś dla siebie. Koszt drewnianych puzzli to 4–90 zł. Puzzle dźwiękowe Puzzle dźwiękowe to stymulowanie nie tylko wzroku, małej motoryki, ale również słuchu dziecka. Maluch ma za zadanie umieścić odpowiednie zwierzątko w pustym miejscu. Na farmie będzie to świnka, konik lub kogut. Kiedy umieści zwierzątko we właściwym miejscu, usłyszy jego odgłos. W wersji Transport mamy statek, motor, wóz strażacki i policyjny oraz pociąg. Wybierając układankę, gdzie z pojedynczych elementów powstaje wóz strażacki, słyszymy na końcu odgłos syreny. Koszt drewnianych puzzli z dźwiękiem to 40–50 zł. Wybierając puzzle dla dzieci 1+, kierujmy się bezpieczeństwem. Układanki powinny być wykonane z bezpiecznych materiałów. Dobrze, jeżeli drewniane puzzle są pokryte odpowiednimi farbami i posiadają specjalne certyfikaty oraz atesty. Puzzle powinny być wytrzymałe. Produkty, które posiadają ostre krawędzie, są uszkodzone i mają elementy, które można łatwo oderwać – nie nadają się dla dzieci. Zabawki dobrej jakości i starannie wykonane posłużą znacznie dłużej.
Układanki dla dzieci 1+ – jaką wybrać?
To nieprawda, że zimą nie można wyglądać stylowo i elegancko. Odpowiednio dobrane ciepłe okrycie wierzchnie, buty oraz dodatki pozwolą ci cieszyć się modą i prezentować doskonale nawet podczas silnych mrozów. Jeśli masz dosyć ciemnych zimowych kolorów, puchowych kurtek i bezkształtnych pelerynek, postaw na szary płaszcz. To obecnie bardzo pożądany element damskiej garderoby, który będziesz mogła z powodzeniem nosić jeszcze wczesną wiosną. Jak wybrać najlepszy szary płaszcz? Przede wszystkim zanim dokonasz zakupu musisz dokładnie przemyśleć, w jakim celu kupujesz szary płaszcz. Będziesz go nosić na co dzień? A może tylko na specjalne okazje? Ma być uniwersalny, elegancki, a może sportowy? Jeśli twój styl jest eklektyczny – lubisz łączyć casualowe elementy garderoby zarówno ze sportowymi adidasami, jak i eleganckimi sukienkami i dodatkami – postaw na szary płaszcz oversize o męskim kroju. Najmodniejszy i idealny również na mroźne dni i wieczory będzie ten o długości do kostek. Gdy na dworze zrobi się trochę cieplej, będziesz mogła go rozpiąć i wciąż zadawać szyku. Jeśli jednak jesteś kobietą, która stawia przede wszystkim na elegancję, a w twojej szafie znajduje się wiele sukienek, w dodatku jesteś fanką kozaków za kolano lub botków na obcasie – wybierz płaszcz dopasowany, wiązany niczym szlafrok w pasie, o długości przed kolano. Przemyślaną decyzję musisz również podjąć, wybierając materiał, z którego uszyty jest płaszcz. Bawełna lub zamsz będą idealne, gdy na dworze pojawią się pierwsze promienie słońca, a temperatura wzrośnie powyżej zera. Płaszcze z wełny i flauszu sprawdzą się zarówno zimą, jak i wczesną wiosną. Szary płaszcz na sportowo Na pierwszy rzut oka jest bardzo elegancki, klasyczny i nie każdy potrafi sobie wyobrazić, w jaki sposób można go połączyć ze sportowymi elementami damskiej garderoby. A jednak! Wystarczy spojrzeć na najpopularniejsze polskie blogerki modowe, takie jak Makelifeeasier czy What Anna Wears, bo dziewczyny robią to z ogromną klasą. Szare płaszcze lubią jeans. Gdy przyjdzie wiosna, postaw na poszarpane jeansy boyfriendy z wywiniętymi nogawkami. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Teraz, gdy na dworze wciąż panuje mróz, wybierz szare lub czarne rurki. Do tego obowiązkowo sportowe buty – Nike Air Max lub trapery marki Timberland. Jeśli masz ulubiony model sportowego obuwia, nie wahaj się ani chwili i wykorzystaj je do stworzenia unikalnych stylizacji. Wełniany komin i kaszkiet będą idealnym uzupełnieniem twojego stroju. Sportowy charakter stylizacji podkreśli również wełniana kolorowa czapka z dużym pomponem. Uzupełnieniem idealnego zestawu będzie modna shopper bag w pastelowym kolorze. Szary płaszcz w eleganckim wydaniu Szary płaszcz uwielbia wszystkie pastelowe ubrania, zwłaszcza w kolorze różowym. Elegancji dodają mu również białe elementy stylizacji. Do miękkich kardiganów i swetrów oversize będą pasować zamszowe kozaki za kolano, np. w kolorze beżowym lub khaki. W chłodniejsze dni nie zapominaj o kryjących grubych rajstopach i zakolanówkach. Wzorując się na stylu paryżanek, do szarego płaszcza zakładaj czarne skórzane spodnie i sznurowane mokasyny w męskim stylu. Do tego obowiązkowo szalik i berecik z angory. Mieszkanki Francji przez cały rok nie rezygnują z małych pikowanych torebek na łańcuszku, tzw. chanelek. Gdy pogoda się poprawi, nie zapominaj o stylowych czarnych okularach przeciwsłonecznych. Zainwestuj w modne Ray Bany, które będą ci służyć przez wiele lat.
Szary płaszcz – na sportowo i od święta
Często jest tak w okresie zimowym, że ujemna temperatura, opady oraz przenikliwy wiatr powodują u wielu osób zaprzestanie jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Potem dość trudno odbudować formę. Powroty zawsze są trudne i niezbyt przyjemne. Poza tym dobra kondycja przyda się zawsze. Warto więc zadbać o trening również zimą. Wcale nie trzeba ćwiczyć z dużą intensywnością. Można wolniej i nieco mniej, ale systematycznie, nie nadrabiając na siłę wiosną straconego czasu. Możesz poćwiczyć w domu Jest wiele możliwości, żeby zostając w domu, nie stracić formy. Wystarczą tylko dobre chęci, a nasz organizm będzie nam wdzięczny. Bardzo dobrze na ciało oraz umysł działają ćwiczenia jogi. Można je wykonywać na zwykłej macie lub karimacie. Poprawi się krążenie krwi i ogólne samopoczucie. Bardzo pomocny w stretchingu i rozluźnieniu relaksacyjnym jest roller, czyli wałek do ćwiczeń, który wpływa na masaż mięśni i wielu partii naszego ciała. Istotne jest, abyśmy nie zapominali o ćwiczeniach fizycznych. Możemy je wykonywać w każdej chwili, nawet w pomieszczeniu, gdzie znajdziemy niewielką ilość miejsca. Bardzo dobry na wzmocnienie mięśni brzucha, klatki piersiowej i ramion jest expander. Dzięki niemu również nasze nogi będą odpowiednio wzmacniane. Podobnie można wykorzystać tzw. taśmy rehabilitacyjne. Doskonałe do ćwiczeń oporowych dla każdej grupy mięśniowej. W mieszkaniu można zamontować drążek rozporowy lub taki mocowany do sufitu. Podciągając się, wzmocnisz mięśnie pleców i ramion. Podciągając kolana w zwisie, będziesz mógł popracować nad rzeźbą brzucha. Poza tym poprawi się ogólna kondycja i wytrzymałość. Wykonując podciągania nawet z nogami opartymi na krzesełku, można się nieźle napocić, gdyż wysiłek jest znaczny. Nie daj się lenistwu Ćwicząc z hantlami, nie tylko wzmacniasz różne partie mięśni, ale wpływasz także na budowanie siły. Jeśli np. zamierzasz latem startować w biegach górskich, to idealnym rozwiązaniem jest praca ze sztangą. Wypady i wykroki z obciążeniem odpowiednio cię przygotują do tego typu wysiłku fizycznego. Doskonałym rozwiązaniem są ćwiczenia na ławeczce oraz atlasie. Dzięki temu będziesz mógł wzmocnić mięśnie nie tylko korpusu i rąk, ale także ud oraz pośladków. Jeśli nie chcesz wychodzić z domu, bo pogoda do tego nie zachęca, a masz ochotę pobiegać, skorzystaj z bieżni elektrycznej. Dzięki zróżnicowanym programom będziesz mógł ustawić sobie poziom trudności, jaki będzie dla ciebie najbardziej odpowiedni. Gdy tęsknisz już do tego, żeby „poczuć wiatr we włosach”, możesz potrenować na rowerze stacjonarnym. Wzmocnisz płuca, poprawisz kondycję i w krótkim czasie mocno się zmęczysz. Urozmaicaj swój trening Odpowiednie dotlenienie i wdychanie zimowego powietrza też jest wskazane. Dlatego warto pobiegać przynajmniej dwa razy w tygodniu na dworze. Przede wszystkim zahartujesz się i następne wyjścia nie będą dla ciebie czymś nieprzyjemnym. Wystarczą tylko dobre buty trailowe i żadna nawierzchnia nie będzie stanowiła dla ciebie problemu. Nie zapominaj o pływaniu. Dobrze jest wzmacniać płuca i mięśnie rąk, co przyda się oczywiście w miesiącach letnich. Po co mieć zadyszkę i męczyć się po przepłynięciu kilku metrów kraulem, jeśli zimą można bardzo dobrze przygotować się na pływanie w jeziorze, morzu czy jakimkolwiek akwenie wodnym w cieplejszym okresie? Wybierając się na basen, nie zapomnij o czepku i okularach. Okres zimowy nie musi być spędzony przed telewizorem albo komputerem. Czasami warto podnieść się z wygodnej kanapy i zrobić coś dla swojego ciała. Po co czekać na wiosnę i z przerażeniem patrzeć na wagę, wiedząc, że trzeba będzie do lata nadrobić zaległości i trenować ponad miarę? Możesz przez cały okres zimowy ćwiczyć i być w doskonałej formie. Wystarczy tylko chcieć.
Jak nie stracić formy fizycznej w okresie zimowym?
Tuning mechaniczny pozwala zwiększyć moc samochodu i poprawić właściwości jezdne. W przeciwieństwie do często wykonywanego tuningu optycznego, modyfikacje techniczne mają istotny wpływ na osiągi pojazdu. Korzystając z dostępnych, niedrogich podzespołów, można zwiększyć moc i osiągi auta. Tuning mechaniczny wykonywany przez najbardziej znane marki sprawia, że dany model samochodu staje się zupełnie innym pojazdem. Koszty takich modyfikacji mogą przekroczyć cenę samego samochodu. Na szczęście współczesny rynek motoryzacyjny oferuje zwolennikom tuningu znacznie tańszy sposób modyfikacji technicznej samochodu. Zwiększamy moc Jeżeli zapas mocy, który dostępny jest w naszym pojeździe pod pedałem gazu wydaje się niewystarczający, możemy zacząć od wymiany filtra powietrza. Jak wiadomo, tlen jest niezbędny w procesie spalania, dlatego jakość powietrza, które wtłaczane jest do komory spalania ma istotne znaczenie dla efektywności pracy silnika. Zmiana filtra powietrza na sportowy, który posiada specjalny stożkowy kształt, daje zauważalne rezultaty. Efektywny przepływ powietrza zapewnimy, dbając o czystość filtra i regularną jego wymianę. Tuning elektroniczny Zmiana parametrów jednostki napędowej nie wiąże się obecnie z wykonywaniem skomplikowanych ingerencji w mechanikę silnika. Za moc odpowiada we współczesnych samochodach komputer. Dlatego zmiana parametrów w poszczególnych sterownikach owocuje zwiększeniem mocy pod maską. Takiego zabiegu można dokonać w specjalistycznym warsztacie. Wtedy poszczególne parametry zostaną ze sobą dostrojone w najlepszy sposób. Zwłaszcza, jeśli skorzystamy z pomocy mechaników posiadających odpowiednie doświadczenie w tuningu. Innym sposobem na wykonanie tuningu elektronicznego, który nie wymaga wizyty w warsztacie, jest zakup specjalnego chipa elektronicznego. Wiele firm znających upodobania kierowców do dynamiczniejszej jazdy, oferuje tak zwane power boksy. Są to niewielkie urządzenia elektroniczne, które podłącza się do oryginalnej instalacji pojazdu. Modyfikują one sterowniki silnika, które odpowiedzialne są za działanie wtrysku paliwa. Zazwyczaj montaż power boksu daje zadowalające efekty, jednak czasem są one trudne do przewidzenia. Dlatego decydując się na zakup chipa do swojego samochodu, warto zasięgnąć opinii innych użytkowników. Należy także pamiętać, że podniesienie mocy samochodu za pomocą elektroniki może powodować szybsze zużywanie się poszczególnych elementów jednostki napędowej. Jeżeli silnik generuje większą moc, jest narażony na większe obciążenia, które wpływają negatywnie na jego żywotność. Dlatego decydując się na chip tuning, warto pomyśleć o pozostałych podzespołach pojazdu. Moc pod kontrolą Zwiększenie mocy jednostki napędowej i poprawienie osiągów auta powinno iść w parze z modyfikacją hamulców i elementów zawieszenia. Dynamiczniej jeżdżące auto wymaga zastosowania odpowiednich tarczy hamulcowych i klocków, aby można było zatrzymać na czas samochód. Podniesienie efektywności działania hamulców uzyskuje się poprzez zastosowanie wentylowanych tarczy hamulcowych i specjalnych klocków. W branży motoryzacyjnej działa wiele firm, które wytwarzają specjalne wentylowane tarcze lub modyfikują elementy fabryczne. Do tarcz zakłada się także odpowiednio dopasowane zaciski oraz klocki hamulcowe z nieco innym materiałem ściernym. Wszystko to służy zwiększeniu siły hamulców oraz szybszemu odprowadzaniu ciepła z układu hamulcowego. Podobne funkcje spełniają specjalne sportowe felgi ze stopów lekkich. Dobierając alufelgi do tuningowanego samochodu, warto znaleźć model o najbardziej otwartym kształcie. Sportowe obręcze gwarantują najlepsze wentylowanie hamulców, zapewniają też świetny efekt estetyczny. Obniżenie zawieszenia Niższe zawieszenie jest charakterystyczne dla aut sportowych. Nie tylko poprawia aerodynamikę samochodu, ale także wpływa na zachowanie się pojazdu na drodze. Dlatego obniżenie zawieszenia jest nieodłącznym elementem tuningu mechanicznego. Samochód lepiej trzyma się drogi, a pokonywanie zakrętów jest bezpieczniejsze, ponieważ środek ciężkości pojazdu znajduje się bliżej ziemi. Do elementów, które musimy zmodyfikować, wykonując tuning mechaniczny, należą amortyzatory i sprężyny. W ofercie sklepów motoryzacyjnych znajdziemy ogromny wybór części. Musimy je dobrać odpowiednio do posiadanego modelu pojazdu i do zasobności naszego portfela. Tuning mechaniczny umożliwia podniesienie osiągów samochodu. Większą moc pod maską można uzyskać poprzez przestrojenie sterowników silnika lub zamontowanie dodatkowych boksów elektronicznych. Decydując się na modyfikacje mechaniczne, warto pomyśleć o całości samochodu i, oprócz podniesienia mocy, zmodyfikować hamulce oraz układ zawieszenia.
Ten sam samochód, ale wyższe osiągi. Tuning mechaniczny
Mali artyści chętnie spędzają długie godziny, malując, rysując czy wycinając. Dlatego warto stworzyć dziecku stałe miejsce do plastycznych zabaw w jego pokoju. Unikniemy wtedy ciągłego wyjmowania i sprzątania ekwipunku oraz zabezpieczania pomieszczenia przed zabrudzeniem, a następnie porządkowania miejsca pracy małego twórcy. Przeczytaj, jak urządzić pokój małego plastyka, aby był inspirującą przestrzenią do aktywności twórczej, a jednocześnie funkcjonalnym wnętrzem. Każdy ma jakiś talent Jednym z istotnych zadań stojących przed każdym rodzicem jest uważne obserwowanie dziecka i umiejętne dostrzeganie jego zainteresowań i zdolności. Te w porę zauważone mogą być dla malucha początkiem wspaniałej przygody i inwestycją w przyszłość. Sympatia do różnego rodzaju plastycznych aktywności pojawia się u dzieci dość wcześnie i warto od samego początku ją wspierać i kontynuować. Rysowanie, malowanie czy lepienie to nie tylko świetna rozrywka, ale także trening dla obu półkul mózgu oraz ćwiczenie rozwijające motorykę, koordynację i wrażliwość dziecka. Poza propozycjami aktywności dopasowanych do wieku i zainteresowań oraz zapewnieniem odpowiednich materiałów plastycznych, wspaniałym sposobem wsparcia pasji dziecka jest przemiana jego pokoju w artystyczną pracownię. Miejsce do pracy Najważniejsze w pokoju małego plastyka jest miejsce odpowiednio dostosowane do aktywności twórczej. Dla adeptów malarstwa idealna będzie sztaluga dopasowana do wzrostu. Najlepiej ustawić ją w pobliżu okna, aby zapewnić wystarczającą ilość naturalnego światła, które jest najzdrowsze dla młodych oczu. W dziecięcym pokoju zamiast zasłon i firanek lepiej zamontować rolety, które pozwolą łatwo i szybko odsłonić całe okno i wpuścić do pomieszczenia promienie słońca. Rysowników oraz miłośników prac manualnych powinniśmy wyposażyć w biurko z regulowanym blatem. Dzięki rozmaitym opcjom ustawienia bez trudu dobierzemy wysokość i kąt nachylenia stołu do wzrostu i potrzeb malucha. Bardzo istotne jest również wybranie wygodnego i ergonomicznego krzesła, które będzie wspierało prawidłową postawę ciała. Odpowiednie oświetlenie, zwłaszcza podczas długich jesiennych wieczorów, zapewni lampa biurkowa. Wyposażenie Istotnym elementem plastycznego kącika jest wyposażenie służące do przechowywania materiałów plastycznych. W tym celu możemy zamocować na ścianie półki i ustawić na nich funkcjonalne pojemniki na różnego rodzaju akcesoria. Warto również opatrzyć je naklejkami – etykietkami z opisem lub ilustracją zawartości, dzięki czemu dziecko szybko znajdzie potrzebne rzeczy. Dobrze sprawdzą się również różnego rodzaju organizery, pudła do przechowywania i komody z szufladkami. Aranżując przestrzeń, oddzielmy materiały plastyczne od ubrań i książek, by uniknąć ich przypadkowego pobrudzenia. Mała galeria Dużą przyjemność sprawimy dziecku, dbając o odpowiednią prezentację jego prac. W stworzeniu małej galerii w pokoju malucha pomogą nam tablice korkowe lub magnetyczne, na których szybko zamocujemy dziecięce rysunki. Możemy zdecydować się także na pomalowanie całej ściany farbą magnetyczną lub tablicową, na których nasza pociecha będzie mogła zarówno przyczepiać swoje dzieła, jak i tworzyć nowe bezpośrednio na ścianie. Do pokazania przestrzennych prac świetnie nadają się proste, kolorowe półki, na których ustawimy dzieła wykonane przez dziecko. Te same zabiegi możemy zastosować w innych pomieszczeniach, np. w kuchni lub przedpokoju, w których chcemy pokazywać prace małego plastyka. Urządzając pokój, decydujmy się na jasne, tęczowe barwy, które będą się świetnie komponowały z kolorowymi malunkami, kredkami i farbami. Dobrze się sprawdzą trwałe i odporne tworzywa – plastik, lakierowany metal, guma, które są odporne na działanie wody i farb. W pokoju małego malarza lepiej zrezygnować z dywanu na rzecz łatwych do zmycia paneli lub wykładziny. Dobierając akcesoria i wyposażenie pokoju, pamiętajmy, że artystyczna dusza naszej pociechy może sprawić, że szybko zostaną przemalowane, zaklejone i przemienione w coś zupełnie innego niż to, czym były podczas zakupu.
Pokój małego plastyka
Skóra niemowląt i małych dzieci jest cienka i niezwykle delikatna, a ubranko wyprane w nieodpowiednim proszku może ją podrażnić. Jak prać dziecięce ubranka, aby były czyste i świeże, a przede wszystkim bezpieczne dla maleńkiej pociechy? Odpowiednia temperatura prania Temperatura wody, w której pierzesz ubranka swojej córeczki czy swojego synka, ma ogromne znaczenie. Przede wszystkim proces prania ma za zadanie utrzymać ubranko w czystości i należytej sterylności, jednak pamiętaj, aby przed wrzuceniem ciuszka do pralki zaprać plamki. Jeżeli na koszulce zostaną ślady po soku marchewkowym, w pralce nie znikną – zabrudzenia tylko się utrwalą i właściwie niemożliwe stanie się ich usunięcie. Zanim włożysz ubranka do bębna pralki, zawsze zerkaj na metkę, na której znajdziesz symbole wskazujące na odpowiedni sposób prania. Odpowiednio ciepła woda nie niszczy ciuszków i ułatwia przekazanie ich w przyszłości innym dzieciom. Jeżeli planujesz kolejnego potomka, chcesz sprzedać ubranka albo podarować je ciężarnej kuzynce, właściwie o nie dbaj. Temperatura wody ma ogromne znaczenie dla wytrzymałości tkanin, dlatego przed zakupem niemowlęcego ubranka, upewnij się, czy upatrzony ciuszek może być prany w wysokiej temperaturze. Pieluszki tetrowe, których rodzice zazwyczaj używają do ulewania i wycierania fałdek pociechy po kąpieli, warto wrzucać do pralki, ustawiając program na 90 stopni Celsjusza. Tak wysoka temperatura pomoże także odkazić używane ubranka, które kupujesz z drugiej ręki, np. na aukcji internetowej. Pozostałe ciuszki w trzech pierwszych miesiącach życia pociechy warto prać w temperaturze 60 stopni Celsjusza, a te dla noworodka możesz jeszcze przeprasować. Wysoka temperatura prania i kontakt z gorącym żelazkiem pozwalają usunąć bakterie i roztocza. Temperatura prania 30 i 40 stopni Celsjusza jest odpowiednia dla delikatnych tkanin i dzianin, np. sweterków czy wełnianego kocyka. Preparaty do prania dla niemowląt Środki, w których możesz prać ubranka dla najmłodszych dzieci, powinny być hipoalergiczne i delikatne dla skóry. Warto wypróbować orzechy piorące, których łupinki zawierają naturalny odpowiednik mydła, czyli saponinę. Dobrym pomysłem są także płatki mydlane albo szare mydło, które zostawione na 30 minut na plamce pomoże w jej wywabieniu. Płatki i szare mydło można stosować tylko do prania ręcznego, a po namaczaniu długo płukać ubranka pod bieżącą wodą. Proszki, mleczka, żele do prania dziecięcych ubranek Lovela to seria proszków, mleczek i żeli do prania oraz płynów do płukania. Ceny wszystkich hipoalergicznych środków piorących dla niemowląt są zbliżone. Za 1,8 kg proszku Lovela do białego albo koloru zapłacisz 20-25 zł, butelka zawierająca 1,5 l mleczka do prania to wydatek rzędu 20-22 zł. Im większe opakowanie, tym proporcjonalnie niższa cena – 10 l żelu albo balsamu do prania kosztuje 80-100 zł, a zestaw dwóch opakowań proszku (każde waży 1,8 kg) wypatrzysz w cenie 43 zł. Dzidziuś, produkowany przez ostrzeszowską Pollenę, to jeden z najpopularniejszych środków do prania niemowlęcych ubranek. W bogatej ofercie marki znajdziesz proszki do prania białych i kolorowych ubranek, a także balsamy do prania różnych kolorów, których możesz używać także do prania ręcznego. Za półtorakilogramowe opakowanie zapłacisz 16-18 zł, 3 kg proszku to wydatek o 10 zł większy. Pierwszy z nich wystarczy na 11 prań, drugi – na 21. Zakup półtoralitrowej butelki balsamu to koszt około 15 zł. Jelp to hipoalergiczne środki piorące, odpowiednie już od pierwszych dni życia i wskazane dla małych alergików. Możesz wybrać opakowania proszków do prania różnej wielkości albo butelki płynu do płukania o zróżnicowanej pojemności. Za najmniejsze opakowanie proszku (80 g) zapłacisz 3 zł, za największe (1,6 kg) – 30 zł. Zakup 500 ml płynu do płukania to wydatek rzędu 5 zł, opakowanie o pojemności 3 l kosztuje 30 zł. Co ważne, ze specjalnych proszków i płynów do prania od pierwszych dni życia możesz zrezygnować, kiedy pociecha będzie miała rok. Pamiętaj, że tak jak z każdą nowością u maleńkiego człowieka, także w przypadku prania jego ubrań w dorosłym proszku powinnaś przeprowadzić test – jeżeli skóra pociechy nie zareagowała na skarpetki wyprane w silniejszym detergencie, możesz zrezygnować z hipoalergicznego. Pamiętaj jednak, że powinnaś dwukrotnie płukać ubranka w czystej wodzie, póki pociecha nie skończy trzech lat.
Jak prać dziecięce ubranka?
Poznaj Strefę Rodzica i zdobywaj dodatkowe Monety za zakupy w dziale Dziecko Ruszyła Strefa Rodzica - program, dzięki któremu otrzymasz dodatkowe korzyści za zakupy w dziale Dziecko: * więcej Monet za zakupy * kupony na tańsze zakupy produktów dziecięcych * dostęp do sprawdzonych porad i artykułów * informacje o promocjach Udział w programie jest bezpłatny. Na start przygotowalliśmy dla Ciebie coś jeszcze: od 4 do 18 września za zapisanie się do Strefy Rodzica i pierwszy zakup, otrzymasz 4 monety. Regulamin Promocji “Zgarnij ekstra 4 Monety za udział w Strefie Rodzica”
Poznaj Strefę Rodzica i zdobywaj dodatkowe Monety za zakupy w dziale Dziecko
W czasach, gdy coraz więcej osób zajmuje się prowadzeniem firmy, a jednoosobowa działalność nie budzi już w nikim zdziwienia, kwitnie również rynek oprogramowania firmowego. Różnego rodzaju produkty oferowane przedsiębiorcom pomagają w koordynowaniu działań biznesowych, prowadzeniu księgowości, rzetelnych wyliczeniach i wielu innych sytuacjach. Obecnie, jest tak wiele tego typu produktów na rynku, że poszukując oprogramowania, można trafić na naprawdę atrakcyjną ofertę. Gigant ustala reguły Znanym producentem, jeśli chodzi o oprogramowanie dla firm, jest Microsoft i jego sztandarowy, wieloletni program – Office. Od wielu lat jest nieustannie udoskonalany, ostatnie wersje zostały wydane w 2013 roku. Obecnie w skład pakietu wchodzi siedem programów, tj. Word, Outlook, Excel, PowerPoint, OneNote, Access i Publisher. Pierwszy z nich to najpopularniejszy na świecie program, służący do tworzenia i edytowania plików tekstowych. Daje bardzo wiele możliwości pracy nad tekstem, jest jednym z podstawowych programów w pakiecie. Microsoft Office służy do obsługi poczty elektronicznej. Wyposażony jest w wiele praktycznych opcji, które ułatwiają sprawne zawiadywanie korespondencją. Excel to także jeden z najpopularniejszych programów amerykańskiego koncernu, który służy do tworzenia i edycji baz danych. Z uwagi na intuicyjne menu i wysoką funkcjonalność jest liderem wśród programów tego typu. Microsoft PowerPoint zapoczątkował erę prezentacji multimedialnych – obecnie wiele firm używa go do przygotowania swojej oferty. Mało tego, jest również najczęściej używanym programem do tworzenia materiałów edukacyjnych. OneNote, jak sama nazwa wskazuje, służy to tworzenia notatek użytkowych w każdej formie – zarówno tekstowej, jak i zdjęciowej, filmowej czy dźwiękowej. Access jest kolejnym programem służącym do obsługi baz danych, jednak z racji na budowę, używa się go do mniej rozbudowanych sekcji. Ostatni, tj. Publisher, służy do tworzenia materiałów marketingowych, pozwala na ich drukowanie, publikowanie w sieci czy przesyłanie pocztą elektroniczną. Cały Office jest pakietem niezwykle kompletnym i funkcjonalnych, jednak z uwagi na stosunkowo wysokie koszty licencji, nie wszystkie firmy z niego korzystają. Darmowy odpowiednik Office Apache OpenOffice to oprogramowanie o bardzo podobnym zastosowaniu i funkcjonalności, co pakiet oferowany przez Microsoft, różni je jednak przede wszystkim cena. Apache jest bezpłatny, dlatego też wiele firm, szczególnie tych mniejszych, z niego korzysta. Standard dokumentu „Open Document" jest formą zalecaną nawet przez Unię Europejską. W OpenOffice znajduje się edytor tekstu, grafiki, arkusz kalkulacyjny, edytor prezentacji czy program służący do tworzenia i edycji baz danych. Z pewną dozą dystansu, można ten pakiet określić jako ubogiego krewnego Microsoftu – z jednej strony posiada wszystko, co niezbędne do prowadzenia małego przedsiębiorstwa, z drugiej jednak nie można pozbyć się wrażenia, że nie jest wystarczająco wygładzony, intuicyjny i funkcjonalny. Wystawianie faktur to nie problem Oprogramowanie Wapro łączy w sobie zarówno funkcjonalność, jak i przystępną cenę. W swojej ofercie posiada m.in. bardzo łatwy w obsłudze program WF Mag, służący do wystawiania faktur. Jest bardzo często używany w niedużych przedsiębiorstwach, z uwagi na niewygórowaną cenę licencji i praktyczne walory użytkowe. Pakiety oferowane przez Wapro są bogate w różnego rodzaju programy, wyspecjalizowane do obsługi danego sektora firmowego – działu kadr, płacowego, biura rachunkowego, a nawet systemu informacyjnego za pomocą wiadomości SMS. Darmowe odpowiedniki Oczywiście istnieją również programy oferujące podobne funkcje, które są bezpłatne. Najczęściej główną różnicą okazują się rzadkie aktualizacje czy brak obsługi technicznej. Jednym z takich programów jest GFaktura. Posiada on wszystkie niezbędne opcje do fakturowania sprzedaży, można nawet dowolnie edytować wzór graficzny dokumentu, na jakim będzie ona wystawiana. Jest intuicyjny w obsłudze, pozwala na archiwizowanie klientów. Charakteryzuje się wysoką funkcjonalnością. Bogaty wybór z korzyścią dla klientów Rynek oprogramowania dla firm oferuje bardzo wiele programów do wyboru dla przedsiębiorców. Istnieją bardzo rozbudowane pakiety, które właściwie samodzielnie mogą obsługiwać firmę, bez względu na jej rozmiary. Często jednak wraz z jakością wzrasta cena – pomimo starannych zabiegów producentów, z reguły widoczna jest różnica między oprogramowaniem płatnym i darmowym. W dużych przedsiębiorstwach, obsługujących wielu klientów, lepiej sprawdzają się oprogramowania renomowanych marek, ze stałą obsługą techniczną i płatną licencją. W mniejszych firmach, najczęściej wystarczają produkty bezpłatne, proste w obsłudze i nieco uboższe w funkcje. Jeśli szukasz programu, który wspomoże prowadzenie biznesu, najpierw musisz jasno określić swoje preferencje i potrzeby. Liczy się również budżet, jakim dysponujesz. Jeżeli zainwestowanie pewnych środków w oprogramowanie firmowe nie jest większym problemem, z pewnością korzystniejszy okaże się licencjonowany program. W przypadku, gdy twoja firma jest niewielka, a tobie zależy na bezbłędnym obracaniu gotówką, oszczędniejszą wersją będzie zakup produktu z licencją otwartą i tańszego w użytku. Wszystko zależy od twoich potrzeb.
Oprogramowanie użytkowe dla firm
Dziewczyny przygotujcie się na lato! Odpowiednie klapki sportowe dostarczą każdej z was dodatkowej odrobiny komfortu. Lato to idealny czas na długie spacery, plażowanie i morskie kąpiele. Jeśli jesteś kobietą aktywną fizycznie, która ceni sobie wygodę i jakość, zastanów się nad odpowiednim doborem klapek sportowych. Dobry wybór tego rodzaju obuwia pozytywnie wpłynie na twoje samopoczucie i sprawi, że będziesz znacznie bardziej wypoczęta. Klapki sportowe mogą także świetnie uzupełnić modne letnie stylizacje. Klapki sportowe Teoretycznie mogłoby się wydawać, że nie ma znaczącej różnicy pomiędzy klapkami typu japonki czy sandałami sportowymi. Jeśli jednak zależy Ci na komforcie, jakości i bezpieczeństwie, warto poświęcić trochę czasu i zastanowić się nad zakupem letniego obuwia. Klapki sportowe to nie to samo, co drewniaki czy eleganckie klapki na koturnie. Nie oznacza to oczywiście, że buty sportowe nie mogą stanowić modnego uzupełniania letniego stroju. Obecnie na rynku dostępne są zróżnicowane modele klapek sportowych, występują zarówno w uniwersalnej wersji i kolorystyce, jak i najbardziej wyszukanych barwach i urozmaiconym designie. Każdy znajdzie coś dla siebie. Ceny letniego obuwia są zróżnicowane, jeśli jednak nie zamierzasz wymieniać klapek po jednym sezonie, warto zwrócić uwagę na modele oscylujące w granicach 100 do 150 zł. Posiadają one udogodnienia – których być może nie widać na pierwszy rzut oka (nie chodzi bowiem o logo marki na cholewce) – zapewniające pozytywne samopoczucie i zwiększoną efektywność użytkowania. Niektóre modele wyposażone są w elementy odblaskowe poprawiające widoczność, a tym samym zwiększające bezpieczeństwo. Klapki sportowe różnią się pod względem wagi, stopnia amortyzacji, zakrycia stopy, materiału, z którego są wykonane, wysokości podeszwy oraz samej budowy. Warto przemyśleć także, na jakiej powierzchni będą najczęściej użytkowane i w jakich sytuacjach zamierzasz je nosić. Bez względu na wszystko pamiętaj o podstawowej zasadzie – w klapkach sportowych powinnaś się czuć wygodnie. Na co warto zwrócić uwagę przy wyborze odpowiedniego obuwia? Poniżej zaprezentowano kilka wskazówek praktycznych, które powinny pomóc w podjęciu ostatecznej decyzji przy zakupie klapek sportowych. Teren, na którym zamierzasz nosić klapki Zastanów się, czy najczęściej będziesz chodzić w klapkach sportowych po mieście (beton), na plaży, a może na basenie. Powierzchnia ma znaczenie w odniesieniu do właściwości podeszwy zewnętrznej obuwia, która może być wykonana z pianki, korka, gumy, itd. (materiały wpływają na wagę obuwia). Jeśli zamierzasz spacerować po twardym podłożu, warto by klapki miały grube spody – zapewni to odpowiednią amortyzację, przyczepność i zabezpieczy przed odczuwaniem nierówności terenu. Na plaży, oprócz lekkości i wytrzymałości, ważne by podeszwa nie odkształcała się pod wpływem temperatury i ciężaru. Jeśli używasz klapek na basenie, zwróć uwagę na właściwości antypoślizgowe, wyżłobienia oraz strukturę podeszwy, zwiększą one przyczepność na śliskiej i mokrej powierzchni. Niektóre modele pokryte są wodoodporną, przyjemną w użytkowaniu tkaniną (supercloudem). Kształt i rozmiar Niezależnie od tego, jaki kształt i rozmiar stopy posiadasz, pamiętaj, by klapki sportowe były lekkie. Waga obuwia ma duże znaczenie dla komfortu i wygody twoich stóp. Palce i pięty mogą być odkryte lub zakryte, obuwie wsuwane lub zapinane, stopy jednak nie powinny ślizgać się i wypadać z klapek. Dobrą stabilność zapewni odpowiednie wyprofilowanie podeszwy wewnętrznej. Dodatkowo pasek między palcami powinien trzymać stopę, a co za tym idzie, lepiej ją chronić. W niektórych modelach „tęgość” obuwia daje się regulować za pomocą paska, co nie jest bez znaczenia w przypadku wzmożonej aktywności fizycznej lub puchnięcia stóp pod wpływem wysokiej temperatury. Paski trzymające stopy powinny być pokryte miękkim materiałem, który zabezpieczy skórę przed otarciami i odparzeniami. Wysokość obcasów w klapkach jest zróżnicowana (od 0 do nawet kilku cm). Wyższy obcas wysmukla sylwetkę, jednak nie w każdej sytuacji zapewni taką wygodę jak płaska podeszwa. Dodatkowo należy zwrócić uwagę, czy materiał, z którego wykonana jest podeszwa wewnętrzna nie powoduje alergii i posiada właściwości antybakteryjne. Częstotliwość użytkowania Jeśli zamierzasz nosić klapki sportowe na co dzień, zadaj, żeby były wykonane solidnie i z trwałego materiału – nieźle sprawdza się kauczuk lub skóra ekologiczna, guma natomiast zwiększa elastyczność. Wybierz model, który będzie łatwy w czyszczeniu. Odpowiednio dopasowane klapki sportowe zapewnią ci komfort, bezpieczeństwo i dobre samopoczucie przez całe lato.
Damskie klapki sportowe
Walentynki na horyzoncie! Jedni wyśmiewają sztuczność tego święta, inni chętnie okazują sobie wtedy gorące uczucia i przypominają o tym, co ich łączy. Obchodzisz czy nie, walentynki to okazja równie dobra jak wszystkie inne, by założyć coś szałowego i miło spędzić czas z partnerem. Sceptycy zarzucają walentynkom konsumpcjonizm i widzą w nim jedynie kolejną, sztucznie wykreowaną okazję do wydawania pieniędzy. Pewnie jest w tym ziarno prawdy, ale czy czasem, w zagonionym codziennym świecie, nie jest przyjemnie chociaż przez chwilę uczcić to, co w życiu najistotniejsze? W końcu miłość napędza, dodaje energii, sprawia, że świat staje się lepszy i nadaje życiu sens. Nawet jeśli mielibyśmy sobie o tym przypomnieć w otoczeniu kiczowatych pluszowych miśków i czerwonych baloników w kształcie serca, to czemu tego nie zrobić i nie dać się porwać chwili … z przymrużeniem oka? Już niedługo nadarzy się kolejna taka okazja – wykorzystaj ją, by na chwilę się zatrzymać, spędzić czas z ukochanym i pobawić się modą. Ze stroju do pracy od razu wskakujesz w wygodne dżinsy? Nie masz czasu, żeby zbyt wiele myśleć o tym, co założyć i jak skomponować stylowy look? Nie jesteś sama, są nas tysiące! Ale może właśnie dlatego warto wykorzystywać takie chwile jak Walentynki, by zaskoczyć partnera (i samą siebie) strojem innym niż zawsze? Założyć coś zmysłowego, coś, co pokreśli sylwetkę, zaakcentuje kobiecość? Do tego oszałamiający makijaż, niezbyt wygodne, ale jakże seksowne szpilki, uśmiech na usta i jesteś gotowa do kolacji przy świecach ze świętym Walentym. Zmysłowo i bardzo kobieco, czyli walentynki w koronce To dokąd porywasz swojego ukochanego? Czy to on porywa ciebie na smakowitą kolację w wytwornej restauracji? Spraw, żeby ta chwila była szczególna. W koronkowej sukience wrażenie, które zrobisz, będzie piorunujące. W końcu koronki nie nosi się na co dzień, prawda? Postaw na wytworną czerwień o burgundowym odcieniu – ma w sobie pasję, ale jednocześnie jest bardzo gustowna i dobrze komponuje się z wieloma typami urody. Łatwo też dobierzesz do niej resztę, ponieważ tworzy udane kompozycje z czernią, granatem czy złotem, a te kolory idealnie sprawdzą się na uroczystej walentynkowej kolacji. Na sukienkę zarzuć smokingową marynarkę – ten nieco męski fason przełamie stylizację i doda charakteru. Czarne zamszowe lub bordowe szpilki i zabawna torebka na łańcuszku będą doskonałym uzupełnieniem twojego stroju. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Biała koszula, skórzana spódnica i elektryzujące dodatki Mów, co chcesz, ale kobieta w białej koszuli o męskim kroju potrafi być wyjątkowo zmysłowa. Zwłaszcza jeśli założy pod nią atłasowy top z koronkowym brzegiem i rozepnie górne guziki. Te dwie części garderoby to idealny początek do stworzenia seksownej stylizacji, w której wybierzesz się i do klubu potańczyć, i do restauracji rozpieścić podniebienie. Zawadiackiego charakteru dodaje jej czarna ołówkowa spódnica ze skóry, która swoją linią podkreśla kobiecą sylwetkę i wygląda obłędnie! Nie zapomnij o dodatkach – naszyjniku typu „różaniec”, który bije rekordy popularności wśród celebrytek, czerwonych szpilkach ze skrzyżowanymi paskami (walentynki to walentynki, coś czerwonego musi być!) i zgrabnej kopertówce. Model z ozdobnymi ćwiekami dołoży do całości swój niepokorny detal. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin W te walentynki zrób coś dla siebie. Nawet jeśli nie świętujesz w ten dzień jakoś specjalnie, zrób postanowienie, żeby wyglądać jak „milion dolarów”. Przede wszystkim dla siebie. Radość i pewność siebie, którą ci to da, będzie widać z daleka. Twój partner – obecny lub ten jeszcze nieznajomy – na pewno to zauważy. P.S. Wiesz, że św. Walenty jest patronem nie tylko zakochanych, ale i opętanych? Jest w tym jakiś sens!
Walentynki w wielkim stylu – 2 stylizacje, które zawrócą mu w głowie
Urządzanie pokoju dla alergika to nie lada wyzwanie. Wielu rodziców musi stawić czoła temu, co najważniejsze – łóżku. To właśnie w nim mały alergik będzie spędzał kilka godzin w czasie doby. Nie musisz zamieniać pokoju w sterylną salę. Wystarczy, że wybierzesz odpowiednie akcesoria, które będą zdrowe i łatwe do utrzymania w czystości. Wybór łóżka Wielu rodziców stawia na łóżko drewniane lub metalowe. Wyróżnia je przede wszystkim praktyczność, bowiem łatwo zetrzeć z niego kurz i umyć w razie potrzeby. Zrezygnuj zatem z tapczanów i rozkładanych sof, które szybko się kurzą i znacznie trudniej je wyczyścić. Plusem łóżka będzie także szuflada, do której można schować pościel, aby nie brudziła się w ciągu dnia. Wybierając łóżko drewniane, upewnij się, że zostało pomalowane farbami dopuszczającymi przedmiot do użytkowania przez dziecko. Możesz też kupić łóżko z naturalnego drewna i samodzielnie pomalować je farbami wodnymi. Są one mniej toksyczne i łagodniejsze dla alergików. Po kupieniu i rozłożeniu łóżka pozostaw je na kilka dni w pokoju, który będziesz wietrzyć. Dzięki temu ulotni się zapach farb, drewna czy kleju, który może przeszkadzać dziecku. Materac dla alergika Dla dziecka z alergią najlepszym wyborem będzie materac piankowy, pokryty specjalną powłoką antyalergiczną, która nie przepuszcza bakterii i roztoczy gromadzących się na materacu. Unikajmy materacy z naturalnym wkładem, np. gryką lub kokosem, jak również lateksowych. Mogą one powodować alergię kontaktową lub wziewną. Po zakupie materaca należy go odkurzyć i wytrzeć, aby pozbyć się z niego pyłu i kurzu sklepowego. Warto przez kilka dni dobrze go wywietrzyć. Poduszka i kołdra Niezwykle ważne są poduszka i kołdra, a zwłaszcza wypełnienie, które znajduje się w środku. Podobnie jak w przypadku materacy, unikajmy naturalnych wypełniaczy, gdyż są one idealnym siedliskiem dla roztoczy. Zastąpmy je środkiem poliestrowym lub silikonowym, np. w formie granulatu. Jest podobnie miękki i puchowy, jak tradycyjne kołdry, ale nie powoduje reakcji alergicznych. Kołdry i poduszki są łatwe do utrzymania w czystości, bo można je prać w pralce automatycznej. Sprawdzą się zarówno latem, jak i zimą, ponieważ dostosowują się do temperatury, zapewniając optymalną temperaturę ciała dzięki przewiewności (czyli tzw. oddychaniu materiału). Komplet pościeli Chętnie wybieraną pościelą dla alergików jestta wykonana z wysokogatunkowej 100-procentowej bawełny i bawełny organicznej. Jest ona miękka w dotyku i nie powoduje chłodnego, śliskiego odczucia, którego dzieci zwykle nie lubią. Dzięki jonom srebra ma właściwości antybakteryjne i antyalergiczne, zarówno przy alergii wziewnej, jak i kontaktowej. Dziecięce pościele bawełniane zwykle są dwuelementowe – składają się z poszewki na kołdrę i poduszkę. Warto dokupić antyalergiczne prześcieradło, które również powinno być bawełniane, lub wspomniany wcześniej pokrowiec, który stworzy barierę pomiędzy materacem a skórą dziecka. Oprócz dobrej jakości pościeli ważny jest jej wygląd, który umili dziecku sen. Wybór jest naprawdę duży, w tym wśród ulubionych bajkowych bohaterów. Na topie są zwłaszcza postacie zKrainy Lodu oraz ciuchcia Tomek czy Zygzak McQueen.
Łóżko małego alergika
Odpowiedź wydaje się banalnie prosta – praktyczny! Idealny na zimowy jogging, grę w piłkę na chłodnym powietrzu czy zajęcia na basenie. Święta są znakomitą okazją do podarowania najbliższej osobie czegoś, co będzie miłą niespodzianką. Aby zakup nie okazał się stratą czasu i pieniędzy, powinien być przemyślany i uwzględniać potrzeby, charakter i zamiłowania obdarowywanej osoby. Ciepła kurtka Do uprawiania sportów outdoorowych niezbędna będzie ciepła kurtka. To jednak zwykle wydatek sięgający nawet kilkuset złotych (250–450 zł). A jaką wybrać? Warto, żeby zakrywała biodra, była lekka, z kapturem i wieloma zapinanymi kieszonkami. Powinna też być wodoodporna, „oddychająca” i chronić przed wiatrem. Warto sprawdzić, czy da się ją tak złożyć, by zajmowała niewiele miejsca w torbie czy plecaku. Najcieplejsze są modele wypełnione gęsim puchem lub równie ciepłym tworzywem syntetycznym. Najciekawiej prezentują się kurtki kolorowe, lepiej widoczne na ścieżkach rowerowych czy trasach narciarskich Czapka, rękawiczki i szal Dobrym i zawsze trafionym prezentem będzie komplet zimowy, składający się z ciepłej czapki, szalika i rękawiczek. Jeśli interesuje cię oferta znanych firm, warto przyjrzeć się produktom Adidasa – za komplet tej marki zapłacisz ok. 130 zł. Każdą ze wspomnianych rzeczy można również kupić osobno i wówczas wybór jest większy. Warto wtedy wziąć pod uwagę rękawice ocieplane, np. firmy The North Face – 150 zł oraz stylową czapkę i szalik firm Nike, Adidas czy Puma w cenie 40–60 zł. Torba, kosmetyczka i portfel Każdej osobie ceniącej aktywną formę spędzania czasu przyda się torba. Powinna być na tyle duża, aby zmieściły się w niej wszystkie niezbędne sportowe ubrania, a także ręcznik i klapki. Najpraktyczniejsza ma osobną kieszeń na obuwie. Warto sprawdzić, czy są kieszonki na portfel, dokumenty czy okulary. Do każdej torby można dokupić kosmetyczkę w cenie ok. 50 zł oraz portfel – oczywiście sportowej marki. Lekki, z wodoodpornego materiału i z praktycznym zapięciem na zamek będzie niezbędnym dodatkiem każdej sportowej stylizacji. Zegarek niezbędny podczas treningu Doskonałym pomysłem na prezent jest zegarek. Na rynku znajdziesz wiele modeli w różnych cenach. Z pewnością każdy wybierze coś odpowiedniego na prezent dla bliskiej osoby w cenie dostosowanej do świątecznego budżetu. Zegarek dla sportowca powinien przetrwać niejedną przygodę. Koniecznie musi być wodoodporny (najlepsze modele pozwalają na zanurzenie do 100 m), mieć szkiełko – akrylowe, szafirowe lub mineralne. Przydałaby się też podświetlana tarcza, stoper i wiele innych funkcji pomocnych podczas treningu. Są nimi m.in.: wmontowany akcelerometr, krokomierz, lokalizator GPS, pomiar spalonych kalorii, kompas czy też funkcje treningów fitness, takie jak pułap tlenowy i asystent odpoczynku w połączeniu z czujnikiem tętna. Takie funkcje ma choćby zegarek Garmin Fenix 3, jednak nie należy on do najtańszych (cena ok. 1700 zł). W bardziej przystępnej cenie (200–330 zł) znajdziesz modele firm Casio, Tommy Hilfiger, Adidas czy Nike. A może dobrym pomysłem będzie praktyczny smartwatch (70–1400 zł ), wyposażony w: stoper, timer, krokomierz, monitor pracy serca i pozwalający na odtwarzanie muzyki oraz odbieranie rozmów telefonicznych? Okulary polaryzacyjne Okulary polaryzacyjne powinny się znaleźć w ekwipunku każdego sportowca, zwłaszcza gdy warunki pogodowe ograniczają widoczność. Polecane są przede wszystkim osobom uprawiającym narciarstwo, jazdę na rowerze, surfing czy sporty wodne. Gdy świeci słońce zwiększają kontrast, a dzięki temu jakość widzenia, bo eliminują większość rażących odblasków świetlnych z ulicy, śniegu czy wody. Dzięki obecności filtra polaryzacyjnego obraz jest nie tylko łagodniejszy dla oka, ale również bardziej wyraźny. Najlepsze modele, np. firmy Arctica, mają dodatkowo szkła antyrefleksyjne i fotochromowe oraz większą od standardowej ochronę przeciwsłoneczną, którą zapewniają filtry UV400. Można je kupić już za kilkanaście złotych, choć najdroższe modele kosztują ponad 200 zł. Mile widziane zestawy kosmetyków Zestawy kosmetyków to prezent, który zawsze wywołuje uśmiech na twarzy obdarowanej osoby. Zwykle w skład takiego zestawu wchodzą: dezodorant, woda toaletowa, żel pod prysznic czy krem do twarzy. Najdroższe zestawy przygotowała firma Givenchy oraz Body Shop, a tańsze, w granicach od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych – Ziaja, Nivea, Avon, Fa czy Adidas. To tylko kilka propozycji prezentów gwiazdkowych dla sportowców, które powinny być inspiracją do udanych zakupów. Każdy z nich z pewnością przyda się osobie aktywnej i pozwoli jej czerpać większą radość z uprawiania sportu.
Jaki prezent świąteczny jest najlepszy dla sportowca?
Tove Jansson w historii światowej literatury zapisała się przede wszystkim jako autorka słynnej serii o Muminkach. Trochę szkoda, bo, choć świetne, to nie jedyne jej dzieła warte naszej uwagi. Jansson była też autorką fantastycznych opowiadań dla dorosłych, które zebrano w wydanym w tym roku tomie „Wiadomość”. Autobiografia w odcinkach Na „Wiadomość” składa się aż 31 krótkich opowiadań, które autorka sama wybrała z całego okresu swojej literackiej kariery. Książka po raz pierwszy ukazała się w Finlandii w 1998 roku, na trzy lata przed śmiercią pisarki, i jest traktowana niejako jak jej literacki testament i autobiografia w jednym. Zbiór przesycony jest bowiem wszystkim tym, z czym Jansson może kojarzyć się fanom swojej twórczości. To opowiadania bardzo autobiograficzne, jakbyśmy zaglądali do jej dziennika czy do listów, które wymieniała z przyjaciółmi przez całe swoje życie. Oda do skandynawskiej przyrody Oprócz tego opowiadania ze zbioru „Wiadomość” są na wskroś fotograficzne i skandynawskie. To swoista oda do przyrody i krajobrazu rodzinnego kraju Tove Jansson – Finlandii. W opowiadaniach przewija się motyw sztuki – nie tylko rzeźbiarstwa czy malarstwa, ale także… komiksu. Ma to z pewnością związek z tym, że sama pisarka była także malarką i ilustratorką. Wszak to spod jej ręki wyszły słynne postaci Muminków. Uchwycić chwilę To nie są opowiadania, w których na pierwszym planie są wydarzenia, wartka akcja czy nawet bohaterowie. Jansson uchwyciła za to w wyjątkowy sposób atmosferę miejsc i rozmów, zatrzymała stopklatkę w chwili, która wydawała się jej najważniejsza. Opowiadania w „Wiadomości” są przepełnione smutkiem, samotnością, nostalgią za czymś, co minęło. Nie jest to jednak depresyjna lektura, choć z pewnością skłania do refleksji. Zdaję sobie sprawę, że oryginalny, malarski styl Jansson – który możemy przecież odnaleźć też, w pewnej formie, w „Muminkach”! – nie jest najłatwiejszy i może wymagać nieco samozaparcia, jednak z pewnością jest warty poświęconego mu czasu. „Wszyscy jesteśmy jak dzieci” Najlepiej twórczość Tove Jansson opisała chyba Olga Tokarczuk, która w rozmowie z Polskim Radiem przyznała, że „Tove ma szczególny dar odzierania świata z fałszywej dorosłości” i „sprowadza go do parteru, gdzie wszyscy jesteśmy jak dzieci”. A dzieciństwo, jak wiemy, to magiczny czas, do którego wracamy przez całe dorosłe życie, w czym pomaga nam z pewnością twórczość Finki. Zobacz również inne książki Tove Jansson. Źródło okładki: www.marginesy.com.pl
„Wiadomość” Tove Jansson – recenzja
Wiele z nas doceniło makijażowy hit, jakim stał się w ostatnim czasie konturing. Za pomocą różnych odcieni podkładów, korektorów, rozświetlaczy i bronzerów możemy optycznie wyszczuplić twarz, zmienić jej proporcje oraz wyostrzyć rysy. Nienaganny wygląd wymaga jednak poświęcenia czasu, a efekt znika wraz z demakijażem. Te problemy rozwiązuje tantouring. Dzięki nowości, jaką jest tantouring, spektakularna zmiana wyglądu jest o wiele bardziej trwała i nie wymaga powtarzania procesu każdorazowo przy codziennym makijażu. Na czym polega i jak się do tego zabrać? U kogo sprawdzi się świetnie, a kto powinien go sobie odpuścić? Na czym polega tantouring? Tantouring polega na modelowaniu i konturowaniu twarzy za pomocą kosmetyków samoopalających. Na wstępie nakładamy na całą powierzchnię skóry delikatny, jasny samoopalacz, aby nadać koloru z efektem muśnięcia słońcem. Następnie w miejscach tego wymagających rozprowadzamy ciemniejszy preparat, który da efekt bronzera. Są to zwykle obszary pod kośćmi policzkowymi, skronie i obrys czoła, żuchwa oraz boki nosa. Dzięki temu uzyskamy efekt optycznego wyszczuplenia, zaznaczenia i wyostrzenia rysów twarzy oraz skorygujemy proporcje. Pozwala to również pozbyć się kompleksów, które nierzadko dokuczają nam w znacznym stopniu. Zalety tantouringu Niewątpliwą zaleta tantouringu jest jego długotrwałość. Konturing ma to do siebie, że cała misterna praca znika wraz z wieczornym demakijażem. Nie wspominając już o tym, jak wiele czasu poświęcamy na nią rano. Dzięki modelowaniu uzyskanemu za sprawą samoopalacza skróci się czas przygotowania do wyjścia. Wystarczy lekki puder lub wygładzający podkład i możemy zająć się stylizacją oczu czy ust. Tantouring jest łatwy do wykonania samodzielnie. Wystarczy raz w tygodniu, wieczorem, rozłożyć preparaty, a rano rezultat będzie gotowy. Całość utrzyma się przez około tydzień. Zyskujemy świetny wygląd, pewność siebie i doskonałe samopoczucie. Tantouring – wady Nie obędzie się również bez wad, ale są one względne i zależą od wielu czynników. Pierwszą z nich jest konieczność pewnej dozy wprawy w nakładaniu płynnych kosmetyków i dokładności przy rozprowadzaniu samoopalacza na wybrane partie. Dzięki temu unikniemy plam i nieroztartych granic między odcieniami. Tantouring nie sprawdzi się również na cerze problematycznej, ze skłonnością do niedoskonałości oraz przesuszonej. Takie kosmetyki zatykają pory i sprzyjają tworzeniu się zaskórników, dlatego mogą pogarszać jej stan. Sucha skóra pokryta samoopalaczem może łuszczyć się nierównomiernie, przez co prowadzić do widocznych nawet pod podkładem plam. To absolutnie kłóci się z celem tantouringu. Produkty do tantouringu Tylko wysokiej jakości produkty samoopalające są warte wykonania nimi tantouringu. Ważne, aby kosmetyk świetnie się rozprowadzał, nie tworzył plam oraz z czasem odbarwiał się równomiernie. Dobrym pomysłem jest używanie propozycji, które mają w składzie ciemne barwniki, dające natychmiastowy efekt, aby wiedzieć dokładnie, gdzie je nałożyliśmy. Przydatnym narzędziem okazują się pędzle do makijażu oraz specjalne rękawice. Tantouring – nie tylko twarz! Nic nie stoi na przeszkodzie, aby pójść o krok dalej i zastosować zasady tantouringu również na innych partiach ciała. Samoopalacz nałożony na wewnętrzną część ud optycznie wyszczupli i wysmukli nasze nogi. Dzięki mieszaniu odcieni zaznaczymy talię i podkreślimy brzuch, nie wspominając już o pełnym i ponętnym dekolcie, który podkreślimy ciemniejszym odcieniem brązu. Dzięki samoopalaczom możemy wedle uznania i potrzeb nadać naszej twarzy oraz ciału określone kształty. Warto skorzystać z tej możliwości, aby pozbyć się kompleksów, a nawet po wzięciu prysznica cieszyć się nienagannym wyglądem.
Zapomnij o konturingu – czas na tantouring
Drogi rodzicu, to ty jesteś pierwszym nauczycielem języka swojego dziecka. Daj dobry przykład! Badania pokazują, że dzieci, do których się dużo mówi, którym się dużo czyta i dostarcza jak najwięcej możliwości do werbalnej interakcji, mają bogatsze słownictwo i lepiej radzą sobie z gramatyką. Rozwijanie zdolności językowych dziecka to pozornie łatwa rzecz. Badacze tego problemu zalecają jak najczęstszy kontakt dziecka z językiem. Rozmawianie, słuchanie, czytanie, pytania i odpowiedzi... bez końca. Brzmi prozaicznie. Niestety w obecnych czasach, kiedy rodzicom czas zajmuje głównie praca i związane z nią obowiązki, a w wolnych chwilach każdy z domowników przeważnie ucieka w wirtualną rzeczywistość, sztuka konwersacji ginie. W trosce o prawidłowy rozwój zdolności językowych dziecka powinniśmy zatem na nowo docenić wartość rozmowy, wspólnego czytania bajek, opowiadania historii, relacjonowania tego, co przydarzyło nam się w ciągu dnia oraz słownych zabaw, krzyżówek i łamigłówek. Tylko tak stwarzamy dzieciom idealną możliwość do doskonalenia języka, najpierw ojczystego, a później obcego. Jak zadbać o taki rozwój oraz wyposażyć dziecko w bogate słownictwo i łatwość wypowiadania się? Podpowiadamy. Daj dobry przykład Rodzic jest pierwszym nauczycielem języka. To od opiekunów dziecko uczy się nowego słownictwa i poznaje budowę zdania. Uczy się słownych komunikatów, struktury zdań i jak za pomocą języka osiągać swoje cele. Drogi rodzicu, daj więc dobry przykład. Mów do dziecka od chwili jego narodzin. Opowiadaj o wszystkim, co dzieje się dookoła i nie zakładaj, że na tym etapie rozwoju język nie ma znaczenia. Twoja mała pociecha cały czas słucha i uczy się. Na razie jeszcze nie odpowiada, ale już wkrótce stanie się partnerem w rozmowie. Mów wyraźnie i powoli, zwracając twarz w stronę dziecka. Gdy samo zacznie już mówić, pamiętaj, żeby nie używać słów, które wykraczają poza jego poziom językowy, ale nie popełniaj również częstego błędu polegającego na mówieniu do dziecka zdziecinniałym językiem. Tłumacz znaczenie nowych, niezrozumiałych słów, a jeśli poprawiasz błędy dziecka, rób to w delikatny sposób. Po prostu jeszcze raz powtórz zdanie lub słowo, ale bez błędu. Zadawaj otwarte pytania Jeśli zadasz dziecku otwarte pytanie, zachęcisz je do dłuższej wypowiedzi. Nie pytaj "Spędziłaś miły dzień w przedszkolu?", ale "Jak spędziłaś dzisiaj dzień w przedszkolu?". W ten sposób zmusisz dziecko do rozmowy, poszukania odpowiednich słów i zbudowania z nich zdań, które opisałyby to, o co pytasz. Jeśli maluch odpowiada opornie, zadawaj pomocnicze, zachęcające pytania. Słuchaj aktywnie i z entuzjazmem, nawet jeśli dziecko opowiada o najmniejszych detalach. Nie poganiaj! Dla niego te detale mogą być ważną częścią dnia i całej wypowiedzi. Czytaj, czytaj, czytaj Na wspólne czytanie nigdy nie jest za wcześnie ani za późno. Jeśli zależy ci na tym, żeby kiedyś dziecko samodzielnie sięgało po książki, udowodnij mu, że istnieją i że to świetna zabawa. Zacznij od książeczekz obrazkami, które wspólnie z maluchem będziecie przeglądać i uczyć się nowych słówek. Później przejdźcie do historyjek obrazkowych, które pobudzają wyobraźnię dziecka. Ilustracje możecie wykorzystać snując własne opowiadanie, zadając dodatkowe pytania i zagadki. Rozwijającą alternatywą są książeczki z samymi ilustracjami, dzięki którym za każdym razem możecie tworzyć inną historię. Na koniec sięgnijcie po prozę dla dzieci. Takie popołudniowe sesje z lekturą stwarzają możliwość wspólnego spędzenia czasu w rozwijający sposób. Wyłącz telewizor i komputer Oferta programów telewizyjnych dla dzieci nie należy do wyszukanej, a samo oglądanie nie uczy interakcji. Postaraj się ograniczyć wolny czas dziecka spędzany przed ekranem. Do 2. roku życia oglądanie telewizji nie jest w ogóle zalecane. Gry komputerowe, które są częstą rozrywką w obecnych czasach, dostarczają interakcji, ale nie są rozmówcą i nie reagują na pomysły ze strony dziecka. Tylko druga osoba jest w stanie dostarczyć wartościowej interakcji na płaszczyźnie językowej. Oglądaj, zwiedzaj i komentuj Spacer, wyprawa do parku rowerem, wyjście do muzeum lub na przedstawienie teatralne to świetne okazje do rozmowy, które otwierają nową przestrzeń językową dla dziecka. Pozwól mu komentować to, co widzi. Jeśli zauważysz, że jest czymś szczególnie zainteresowane, wykorzystaj ten moment, by dostarczyć mu jeszcze więcej inspiracji z tego tematu i zachęcić do opowiadania. Spodobała mu się wystawa modeli samolotów? Poszukajcie książek i zabawek z tej kategorii, które będą dobrym materiałem do kolejnych rozmów. Nie krytykuj, nie okazuj znudzenia, nie poprawiaj Nikt nie lubi mówić, jeśli słuchający nie okazuje zainteresowania lub poprawia błędy w niedelikatny sposób. Troszcząc się o rozwój językowy dziecka, bądź aktywnym słuchaczem. Takim, który okazuje zainteresowanie i żywiołowo reaguje na opowiadanie. Błędy dziecka poprawiaj w delikatny sposób. Wystarczy, że powtórzysz błędne zdanie, korygując w nim to, co było nie tak. Nie instruuj "Tak się nie mówi", daj dobry przykład! Dzięki takim zachowaniom dziecko będzie czuło się pewnie i samo z chęcią będzie ci opowiadać o tym, co dotyczy jego życia.
Jak rozwijać u dziecka zdolności językowe?