source
stringlengths
4
21.6k
target
stringlengths
4
757
Kolorowe kreski pojawiły się już w trendach na jesień i zimę. Wiosną zostaną z nami w nieco odświeżonej wersji. To znakomity sposób na wprowadzenie świeżych akcentów do codziennego makijażu, który będzie odpowiedni nawet dla kobiet, które nie czują się zbyt pewnie z dużą ilością kolorów na twarzy. Dobrze dobrane kreski będą pasować nawet do pracy lub na uczelnię. Jedyne, o czym musimy pamiętać, to odpowiednio dobrany kolor i nieco umiaru. Kreski na powiekach – jaki kolor wybrać? Wiosną możemy pozwolić sobie na małe szaleństwo w kwestii makijażu. Kolorowe kreski będą idealnym sposobem na wprowadzenie do niego nieco odważniejszego elementu. Ogranicza nas jedynie wyobraźnia. Warto sugerować się nie tylko upodobaniami, ale też tym, jakie kolory pasują do naszych oczu. Posiadaczki brązowych lub piwnych oczu powinny rozważyć w szczególności niebieski eyeliner, który doskonale je podkreśli. Ciekawym pomysłem będą też kreski w odcieniach starego złota. Dla zielonych oczu doskonałym rozwiązaniem będą eyelinery w odcieniach fioletu. Do wyboru są zarówno delikatniejsze, jasne odcienie, jak i dużo ciemniejsze, zbliżone do koloru bakłażana lub dojrzałej śliwki. Będzie to doskonałe uzupełnienie codziennego makijażu. Błękitnookie panie powinny z kolei rozważyć zakup eyelinera w kolorze zielonym. Odcień ich oczu doskonale podkreślą szmaragdowe kreski lub te wykonane kredką w kolorze świeżej wiosennej trawy. Szare tęczówki warto natomiast ożywić bordową kredką lub kosmetykami w kolorystyce zgaszonego różu. Kolorowe kreski – jak je wykonać? Kolorowe kreski na powiekach doskonale prezentują się same. Powiekę możemy pokryć cieniem w odcieniu nude lub jasnego beżu, jednak z powodzeniem możemy zrezygnować z tego kroku. Zadbajmy wówczas, aby kreska była wykonana perfekcyjnie. Nieocenione są w takich sytuacjach eyelinery w żelu, pozwalające na wykonanie bardzo precyzyjnego pociągnięcia pędzelkiem. Kreska wykonana produktami tego typu będzie bardzo intensywna i dłużej utrzyma się na powiekach. Zagwarantuje nam to, że makijaż przetrwa w niezmienionym stanie przez cały dzień. Kolorową kreskę na powiekach możemy również wykonać przy pomocy kredki do oczu. Pozwoli to na uzyskanie nieco łagodniejszego efektu. Powstałą w ten sposób kreskę możemy dodatkowo rozetrzeć przy pomocy pędzelka, tworząc dużo swobodniejszy, casualowy efekt. Kredki do oczu sprawdzą się także podczas podkreślenia dolnej powieki. Z łatwością wykonamy nimi lekko wyciągniętą kreskę, wychodzącą kilka milimetrów poza zewnętrzny kącik oka. Taki makijaż doskonale prezentuje się w otoczeniu dobrze wytuszowanych rzęs. Jeżeli zestawiamy kreskę wykonaną przy pomocy kolorowej kredki do oczu z cieniami, musimy pamiętać o tym, aby ze sobą współgrały. Jeżeli nie mamy doświadczenia lub boimy się zbyt odważnego efektu, dobrym rozwiązaniem będzie postawienie na neutralne cienie (np. beże lub szarości) z kreską w intensywnym odcieniu. Odważniejsze panie mogą z powodzeniem pozwolić sobie na więcej szaleństwa, zestawiając szmaragdowe cienie z zieloną kreską. Taki makijaż z pewnością nie pozostanie niezauważony. Kolorowe kreski na powiekach to świetny sposób na wiosenny makijaż, nawiązujący do kolorów charakterystycznych dla tej pory roku. Odważniejsze kolory będą doskonałe na swobodniejsze okazje. Możemy je wówczas zestawić z kontrastowym cieniem do powiek. Do pracy lub na uczelnię lepszym rozwiązaniem będzie postawienie jedynie na kolorową kreskę, która będzie stanowić centralny punkt naszego makijażu.
Wiosna w makijażu – kolorowe kreski na powiekach
Decyzja o podjęciu samodzielnej nauki języka obcego wynikać może z różnych przyczyn: praca, studia, podróże, chęć samorozwoju. Pewne jest natomiast to, że każdy początkujący chciałby uczyć się w sposób szybki i przyjemny. Czy są na to metody? Poznajmy je na przykładzie języka czeskiego. Uczyć się samemu czy nie? Rezultaty samodzielnej nauki jakiegokolwiek języka obcego uzależnione są tak naprawdę od naszego zaangażowania i chęci. W przypadku języka czeskiego mamy też pewne ułatwienie, ponieważ należy on do tej samej rodziny językowej co język polski, a więc niektóre zasady w nim obowiązujące będą takie same lub zbliżone do polskich. Wiadomo powszechnie, że znajomość języka z tej samej rodziny języków ułatwia naukę kolejnego. Z tego względu nauka słówek i zwrotów nie będzie bardzo trudna. Więcej problemów możemy mieć natomiast z przyswajaniem wiedzy na temat poprawnej wymowy poszczególnych słów. Jeśli nie mamy możliwości wyjechania do Czech i posłuchania tego języka na żywo, nie musimy się martwić. W obecnych czasach na rynku istnieje wiele produktów i kursów, które pomogą nam nauczyć się czeskiego nawet bez wychodzenia z domu. Sprawdźmy zatem jakie metody nauki dostępne są na rynku. Fiszki Najlepsza opcja dla początkujących. Fiszki gwarantują naukę w łatwy i przystępny sposób. Oczywiście, potrzebna jest regularność i samozaparcie, ale fiszki są nie tylko formą nauki, ale jednocześnie zabawy. Kolorowe, zawierające obrazki, mogą służyć nie tylko nauce, ale również rozrywce - chociażby z przyjaciółmi. Podstawowy, ogólny zestaw zawiera co najmniej 500 fiszek, ale możemy też zdecydować się na wersje tematyczne, w których liczba słówek jest nieco mniejsza. Słownik Aby poznać słówka i zwroty używane powszechnie w danej kulturze, na początek niezbędny okaże się słownik. Zależnie od tego jakie mamy potrzeby, możemy zaopatrzyć się w duży, kilkusetstronicowy słownik polsko-czeski zawierający niemal wszystkie używane przez Czechów słówka lub minisłowniczek, w którym znajdziemy najpotrzebniejsze, najczęściej używane zwroty, np. w czasie podróży. Dla bardziej wymagających znajdą się również słowniki w wersji cyfrowej, które można odtworzyć na komputerze, tablecie lub nawet na smartfonie. Co ważne, ceny każdej z pozycji nie są zbyt wygórowane, co powoduje je przystępnymi dla każdego. Audiobook Uczenie się na pamięć słówek w języku czeskim będzie przydatne, ale niestety niewystarczające. Jeśli zamierzamy prowadzić rozmowy w języku obcym musimy poznać zasady wymowy całego alfabetu. Jak tego dokonać samemu? Wbrew pozorom nie potrzebujemy chodzić na dodatkowe zajęcia z nauczycielem. Już samo słuchanie wiadomości w czeskim radiu pomoże nam osłuchać się z tym językiem. Wymowę czeskich liter możemy doskonale poznać na dostępnych audiobookach. Na rynku znajdziemy wiele opracowań i kursów, do których dołączone są płyty CD. Dostępnych jest wiele poziomów i zestawów tematycznych, co z pewnością ułatwi nam wybór. Ćwiczenia Po opanowaniu podstaw można zdecydować się na przejście na nieco wyższy poziom. Wypełniając ćwiczeniauzupełnimy i utrwalimy wiedzę, którą zdobyliśmy wcześniej. Najlepiej wybrać taki zestaw do nauki, w którym będziemy mieć możliwość samodzielnego porównania czy nasze odpowiedzi są prawidłowe. Wybierać możemy spośród ćwiczeń gramatycznych, jak i tych dotyczących samego słownictwa. Wszystko zależy od naszych potrzeb i stopnia zaawansowania. Czytanki Czytając rozmaite teksty szybciej i skuteczniej zapamiętamy większość słówek, a ponadto będziemy je łączyć z często stosowanymi zwrotami. Nawet jeśli nie uczyliśmy się jeszcze gramatyki, czytając proste opowiadania, zauważymy jakie są jej zasady. Najwięcej tekstów znajdziemy w podręcznikach do nauki języka czeskiego. Istnieją wersje przeznaczone dla uczniów i studentów, ale dostępne są także pozycje przeznaczone wyłącznie dla samouków. Regularność Z powyższymi narzędziami z pewnością nauka języka będzie łatwiejsza i szybsza, jednak nie możemy zapominać o elemencie podstawowym - regularności. Bez niej nawet najbardziej zaawansowane metody nauki nie przyniosą oczekiwanych rezultatów. Dlatego, najlepszym rozwiązaniem będzie systematyczne obcowanie ze słownikami, audiobookami, czytankami itd. Wystarczy poświęcić na to minimum 30 minut dziennie, a rezultaty będą gwarantowane.
5 pomocy dydaktycznych do samodzielnej nauki języka czeskiego
Bezlusterkowce prawdopodobnie nie zdominują rynku aparatów cyfrowych, jednak z powodzeniem zjednują sobie nowe rzesze zwolenników. Nic dziwnego, ponieważ przy niewielkiej wadze i gabarytach dają świetnej jakości zdjęcia oraz filmy. Na rynku pojawia się też coraz więcej obiektów, przez co wybór staje się coraz trudniejszy. Na które obiektywy warto zwrócić uwagę? Producenci starają się zaspokoić potrzeby użytkowników bezlusterkowców, dostarczając coraz to nowe modele szkieł. Na rynku znajdziemy zarówno stałki, jak i obiektywy zmiennoogniskowe. Szerokokątne, jak i teleobiektywy. Wciąż jest ich mniej niż obiektywów dedykowanych do lustrzanek, jednak musimy pamiętać, że są dostępne na rynku o wiele krócej. Aczkolwiek nie możemy narzekać na ich jakość i możliwości. Olympus M.Zuiko ED 12-100 mm f/4 IS PRO Olympus M.Zuiko ED 12-100 mm f/4 IS PRO to bardzo dobry, uniwersalny obiektyw ze stabilizacją obrazu. Jego konstrukcja jest bardzo wytrzymała i świetnie wykonana. Jest odporny na wilgoć oraz kurz. Przy niedużym budżecie, kiedy decydujemy się na zakup jednego obiektywu, warto rozważyć właśnie ten. Szeroki zakres ogniskowych sprawia, że doskonale sprawdzi się jako tak zwany obiektyw spacerowy. To elastyczne rozwiązanie zarówno do fotografowania z bliska, jak i na większych odległościach. Płynne i ciche ustawianie ostrości powoduje, że jest to ulubiony obiektyw zarówno filmujących, jak i fotografujących użytkowników. Jest przy tym lekki oraz redukuje drgania, dlatego w połączeniu z aparatem Olympus stworzą fantastyczną parę do wielu zastosowań. Za szkło musimy zapłacić ok. 5 600 zł. Zeiss Batis 85 mm f/1.8 Ten obiektyw jest wprost stworzony do portretów. Idealna jest zarówno ogniskowa, jak i otrzymywana jakość zdjęć. Zeiss Batis 85 mm F/1.8 to obiektyw dedykowany przede wszystkim do serii A7, choć oczywiście możemy zastosować go w aparatach Sony z matrycą APS-C. Obiektyw cechuje niezwykle solidne i eleganckie wykonanie. Wszystkie ruchy soczewek odbywają się w środku zamkniętego korpusu. Dodatkową nowością jest to, że obiektyw został wyposażony w elektroniczny wyświetlacz OLED na obudowie, informujący fotografa o dystansie ostrzenia. Szkło ma bardzo dobre światło 1.8 i pięknie rozmywa tło, co jest dodatkową zaletą w fotografii portretowej. Jest stosunkowo drogi, jednak cena odzwierciedla świetną jakość. Kupimy go w cenie od ok. 4500 do 5500 zł. Fujinon XF 35 mm f/1.4 R Jest to jest jeden z ulubionych obiektywów stałoogniskowych użytkowników bezlusterkowców FujiFilm serii X. Sam producent zapewnia, że jest to bardzo uniwersalne szkło. Zostało wykonane z dobrych jakościowo materiałów, jest bardzo jasne i nie powoduje przerysowań. Cena również jest bardzo przystępna i wynosi około 2500 zł. Czego więcej trzeba? Fujifilm Fujinon XF 35 mm f/1.4 R dobrze radzi sobie w słabszych warunkach oświetleniowych. Dzięki specjalnie uformowanym lamelkom tworzącym przysłonę możemy uzyskać ładny bokeh. Jednocześnie krawędzie zostały precyzyjnie zaokrąglone, co zapewnia ostrość zdjęć. Panasonic 25 mm f/1.7 Konstrukcja pochodzi z drugiej połowy 2015 roku. Jest to obiektyw o wyjątkowo małych rozmiarach i niewielkiej wadze wynoszącej zaledwie 125 g. Kosztuje niewiele powyżej 700 zł. Panasonic 25 mm f/1.7 gwarantuje przyjemną obsługę dzięki płynnym i lekko poruszającym się pierścieniom. Szkło wyposażono w siedmiolistkową przysłonę, która w połączeniu z dużą jasnością gwarantuje świetnej jakości zdjęcia, plastyczne i miłe dla oka rozmycie z małą głębią ostrości. Dodatkowo soczewki zostały pokryte warstwami redukującymi odbicia i flary. Minimalna odległość ostrzenia to 25 cm. Niestety nie posiada stabilizacji. Carl Zeiss Sonnar T FE 55mm f/1.8 Konstrukcja obiektywu, czyli znaczne zbliżenie ostatniej soczewki do matrycy, powoduje, że możliwa jest współpraca jedynie z bezluserkowcami. Sony Zeiss Sonnar 55 mm F/1.8 jest świetny, wyjątkowo dobrze ostrzy obraz w centrum kadru już od maksymalnego otworu względnego. Jakość wykonania jest bez zarzutów. Obiektyw jest metalowy, przez co jego waga jest odczuwalna. Został uszczelniony, a wszystkie ruchy są bardzo płynne i precyzyjne. Praca w trybie AF jest niezwykle cicha, wręcz niesłyszalna. Przy cenie poniżej 4000 zł może z powodzeniem konkurować z najlepszymi konstrukcjami na rynku. Wybów bezlusterkowców oraz kompatybilnych obiektywów jest coraz bogatszy. Są świetnie wykonane i dają równie dobre rezultaty. Ich niewielkie rozmiary i waga sprawiają, że to świetny sprzęt do codziennego użytku. Bardzo dobrze sprawdzają się także w podróży, kiedy każdy dodatkowy kilogram ma znaczenie. Pamiętajmy, aby przy zakupie zwracać uwagę na jakość wykonania oraz jasność obiektywu. Wtedy będą nam dobrze dłużyły przez wiele lat.
Polecane obiektywy do bezlusterkowców
Dobrym pomysłem na ożywienie spotkania ze znajomymi jest zagranie w planszówki. Jakie tytuły wybrać, aby każdy z gości dobrze się bawił? Jak je kupić, by nie płacić za ich dostawę? W sprzedaży jest wiele tytułów należących do kategorii „gra imprezowa”. Nie zawsze jednak są one warte polecania. Jakie pozycje warto posiadać w swojej bibliotece? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Najlepiej, gdy nasza kolekcja składa się z gier różnych kategorii, aby goście mogli przebierać w tytułach. Zakup w Allegro Smart! Zakup większej liczby gier wcale nie oznacza, że wydamy na nie całe oszczędności. Usługa Allegro SMART! pozwala nie tylko zaoszczędzić pokaźną kwotę, ale także wejść w posiadanie mnóstwa tytułów bez ponoszenia opłat za dostarczenie ich do naszego domu. Jak ona działa? Rozpoczynamy od: 1. wykupienia usługi na okres 6 lub 12 miesięcy, 2. wydajemy na to odpowiednio: 39 lub 49 zł. W ramach Allegro SMART! otrzymujemy: 1. bezpłatną dostawę naszych zakupów do paczkomatów i punktów odbioru w całej Polsce, 2. dodatkowe Monety Allegro za zakup, priorytetową obsługę klienta i bezpłatne zwroty paczek. W ciągu całego roku w ramach usługi możemy zamówić aż 365 paczek objętych bezpłatną dostawą. Podczas składania zamówienia wystarczy spełnić dwa warunki, by móc skorzystać z usługi. Są to: 1. łączny koszt przedmiotów od jednego sprzedającego musi wynosić co najmniej 40 zł, 2. łączny koszt dostawy tych przedmiotów nie przekracza 40 zł. Uwaga, w ramach programu wybieramy produkty oznaczone na Allegro specjalną ikoną „allegroSMART!”. Jakie tytuły kupić, kiedy przygotowujemy się na spotkanie? Propozycje gier zostały podzielone ze względu na gatunki, które reprezentują, oraz główną mechanikę rozgrywki. Spostrzegawcze oko, szybka ręka Pierwszą propozycją jest „Jungle Speed” należąca do najpopularniejszych gier zręcznościowych. Rozgrywka opiera się na odkrywaniu przez kolejnych graczy kart z ich talii. Karty na awersie mają różne wzory. Gdy wzór na nowo wyłożonej karcie będzie taki sam, jak na już leżącej na stole, zaczyna się pojedynek. Osoby z tymi samymi wzorami na kartach muszą złapać postawiony między graczami drewniany totem. Kto pierwszy go chwyci, zwycięża i oddaje wszystkie odkryte karty przeciwnikowi. Rozgrywkę wygrywa osoba, która pierwsza pozbędzie się wszystkich kart. „Jungle Speed” to dynamiczna i pełna emocji gra. Charakteryzuje się prostymi zasadami. Nie ma limitu liczby graczy, co czyni ją świetną propozycją na spotkania w większej grupie znajomych. Jest to propozycja idealna dla osób lubiących ruch i rywalizację. Cena: od 56 zł. box:offerCarousel Kreatywne umysły Kolejnym tytułem, którego nie mogło zabraknąć w tym zestawieniu, jest gra „Dixit”. Jest już ona owiana sławą dzięki genialnym zasadom i przepięknym ilustracjom. Rozgrywka rozpoczyna się od rozdania kart i wyznaczenia gracza, który jako pierwszy zostanie Narratorem. Narrator w tajemnicy wybiera jedną ze swoich kart i kładąc ją rewersem do góry, mówi graczom, jakie wywołuje u niego skojarzenia. Może być to zarówno pojedyncze słowo, cały cytat, jak i wyraz dźwiękonaśladowczy. Pozostali gracze wybierają kartę z puli własnych kart najlepiej pasującą do skojarzenia przedstawionego przez Narratora. Następnie karty są zbierane, tasowane i wykładane na stół. Gracze mają za zadanie zgadnąć, która karta należy do Narratora. Zabawa nabiera smaku, gdy odbywa się burzliwa dyskusja, podczas której gracze rozważają „za” i „przeciw” konkretnemu wyborowi kart. Runda kończy się głosowaniem, wskazaniem przez Narratora swojej karty i przyznaniem punktów osobom, które ją odgadły. Następnie kolejna osoba zostaje Narratorem i rozpoczyna się nowa runda. Gra się toczy do momentu, aż któryś z graczy uzbiera 30 punktów. W "Dixit Odyssey” może uczestniczyć od 3 aż do 12 graczy. Ma ona pokaźną liczbę wariatów rozgrywki, w tym drużynowy. Dostępnych jest wiele dodatków, które zwiększają liczbę kart, co urozmaica zabawę. Cena: od 89 zł. box:offerCarousel Odrobina klasyki Jeśli ktokolwiek grał w słowną „Mafię”, od razu zorientuje się, o co chodzi w grze „BANG!” przeznaczonej dla 4–7 osób. Jest to wariacja na temat klasycznej gry imprezowej wzbogacona dodatkowymi mechanikami. Wcielamy się w niej w zastępców szeryfa i bandytów mieszkających na Dzikim Zachodzie. Jedna grupa chce zlikwidować drugą, jednak nikt nie wie, kto jest kim. Jedynie tożsamość szeryfa jest wiadoma wszystkim graczom. Każdy z nich w czasie rozgrywki przyjmuje jedną z kilku ról: szeryfa, bandyty, zastępcy szeryfa lub renegata. Każdy z nich ma cel, który musi zrealizować, aby wygrać. Rozgrywka polega na zagrywaniu kart, wśród których znajdzie się m.in. strzał do któregoś z graczy, czyli tytułowy „Bang!”. Zagrywając karty, będziemy zmniejszać wytrzymałość oponentów i odkrywać, kto jest kim. „BANG!” wymaga spostrzegawczości i drobiazgowej analizy zachowania przeciwników. Jest to tytuł, który śmiało można polecić osobom mającym doświadczenie w grze w „Mafię” i darzącym ją sympatią. Cena: od 50 zł. box:offerCarousel Klątwa śmiechu „Vudu” to propozycja dla osób lubiących pośmiać się podczas rozgrywki. Jej mechanika nawiązuje do znanej „Kragmorthy” i opiera się na rzucaniu klątw na innych graczy. Nie będziemy jednak zsyłać na rywali długich lat nieszczęścia, a raczej pstryczki w nos. Klątwy polegają bowiem na zadaniach, które gracz musi wykonać w wyznaczonym czasie. Przykładowo, musi zagdakać jak kura, stać na jednej nodze lub na początku swojej tury obejść stół. Prawdziwa zabawa rozpoczyna się w momencie kumulacji klątw, kiedy gracze przepraszają za zdobycie punktów falsetem czy grają spod stołu, trzymając jednocześnie jedną z rąk na ramieniu sąsiada. Tytuł obowiązkowy dla osób lubiących czasami potarzać się ze śmiechu. „Vudu” to gra wyróżniająca się prostymi zasadami, a rozgrywka przynosi mnóstwo zabawy. Jest przeznaczona dla 3–6 graczy, jednak tę liczbę możemy zwiększyć do 8 po zaopatrzeniu się w dodatek, np. „Pigmeje vs Nindża”. Cena wersji podstawowej: od 55 zł. box:offerCarousel Człowiek, człowiekowi… Munchkinem? Ostatni z tytułów oznacza skok na głęboką wodę. „Munchkin” to gra, którą wiele osób jednocześnie kocha i nienawidzi. Ta gra karciana jest przeznaczona dla 3–6 osób. Wcielamy się w niej w bohaterów penetrujących lochy pełne potworów. Głównym celem jest zdobycie dziesiątego poziomu, do którego gracz dojdzie po zabiciu wszelakich kreatur. Nie jest to jednak łatwe zadanie, gdyż na naszej drodze staną nie tylko potwory i klątwy, lecz także… inni gracze! „Munchkin” to tytuł opierający się w dużej mierze na negatywnej interakcji między graczami. Pojawiające się złośliwości jednak podkręcają rozgrywkę i zachęcają graczy do rywalizacji. Będziemy więc rzucać na siebie klątwy, wzmacniać potwory, z którymi walczą nasi oponenci, czy zmuszać ich do ucieczki. Gra oferuje wiele kreatywnych sposobów na rzucanie innym kłód pod nogi i wykaraskanie się z kłopotów. „Munchkin” to propozycja dla osób, które uwielbiają gry kombinacyjne. Mimo wyższego progu wejścia tytuł ten oferuje dobrą zabawę. Świetnie nawiązuje do popkultury przez ilustracje czy opisy kart. Do wyboru mamy wiele edycji tego tytułu. Możemy wcielać się nie tylko w fantastycznych bohaterów, ale także w kowbojów, piratów czy nawet zombie. Do dyspozycji mamy również sporo dodatków, które wprowadzają nowe karty i oferują nieznane dotychczas sposoby rozgrywki. Cena wersji podstawowej: od 59 zł. box:offerCarousel Zbierz je wszystkie i oszczędzaj Jeśli zdecydowalibyśmy się na zakup większej liczby tytułów, musielibyśmy zapłacić za kilka wysyłek od różnych sprzedawców. Przy zakupie 3 tytułów od różnych sprzedawców koszty wyniosłyby 30–40 zł. Dzięki usłudze Allegro SMART! możemy zaoszczędzić kilkadziesiąt złotych. Za te pieniądze możemy zrobić dodatkowe zakupy, np. nabyć dodatki „Vudu: Pigmeje vs Nindża” (cena: od 29 zł) lub „Munchkin 2: Wielosieczny Topór” (cena: od 40 zł). Jest więc okazja, by mieć więcej za mniej.
Skompletuj tytuły na planszówkową imprezę z Allegro Smart!
„Kocham cię, Lilith” to powieściowy debiut Radka Raka, który ukazał się na sklepowych półkach w 2014 roku. Po książkę sięgnąłem zafascynowany lekturą wydanej w zeszłym roku drugiej powieści autora pt. „Puste niebo”. Mimo że w obu pozycjach dominuje realizm magiczny, zupełnie nie da się ich porównać. „Kocham cię, Lilith” to opowieść zwodnicza, niby zaczyna się jak zwykły, popularny romans, z początku fabuła przypomina nawet płytkie historie rodem z harlequina, ale im dalej się w nią zagłębiamy, tym staje się bardziej niejednoznaczna i nieoczywista. Miłosna karuzela Robert Z., główny bohater, a zarazem narrator powieści, przybywa na dwutygodniowy odpoczynek do sanatorium w Beskidzie Niskim, aby podreperować zdrowie. Mężczyzna to samotny, zapracowany, lekko sfrustrowany, ale wciąż przystojny trzydziestolatek. Bardziej niż na zdrowotnych zabiegach i aktywnościach zależy mu na poznaniu jakiejś atrakcyjnej kobiety. Swój czas dzieli pomiędzy spotkania z młodą lekarką – Małgorzatą, oraz Iwoną, tajemniczą artystką, malarką. Gdy akurat nie oddaje się flirtom, najczęściej zaczytuje się w wypełnionej mocną erotyką powieści o lwowskim detektywie, Jesipowiczu. Wątek literacki jest dość ważny, gdyż książkowy detektyw staje się głównym doradcą bohatera w sprawach sercowych. Szybko łapiemy się na tym, że pragnienia i fantazje Roberta zaczynają wpływać na jego umysł, a w konsekwencji również na powieściową rzeczywistość. Literatura staje się rzeczywistością, a rzeczywistość fikcją – porządki zostają zachwiane, bohater i czytelnik mają w pewnym momencie problem z ich odróżnieniem. Piękna, dominująca Iwona, uosobienie mitycznej Lilith, która jest obiektem westchnień Roberta przez praktycznie całą pierwszą część powieści, okazuje się jedynie jego wyimaginowanym marzeniem. Czy jednak na pewno? Proza erotyczna? To, co przede wszystkim rzuca się w oczy podczas lektury, to obecność bardzo dużej ilości fragmentów wręcz przesyconych erotyką, czasem bardziej, czasem mniej subtelną. Radek Rak ma inklinacje do tworzenia opisów zbliżeń, seksu czy masturbacji, niekiedy można odnieść wrażenie, że przesadza i w powieści jest ich nieco zbyt dużo, zapewne dlatego niektórzy recenzenci i krytycy przyszywają książce łatkę prozy erotycznej. Jednak trzeba pamiętać, że Kocham cię, Lilith nie jest jedynie prostą historią miłosną, opisującą żałosną masturbację samotnego faceta w sanatorium i jego lekko poronione marzenia – tak może się wydawać, gdy tekst przeczytamy zbyt dosłownie. To przede wszystkim opowieść o nieradzeniu sobie z samotnością, o potrzebie zbliżenia i fizycznego, i psychicznego oraz o wielkiej tęsknocie za kobiecą bliskością. Motyw pożądania jest tu kluczowy, tak samo jak poszukiwanie fizycznego spełnienia. To też historia o męskości, niewinności i grzechu. Trzeba oddać Rakowi, że jego lekkie pióro i poetycki język maskują dobrze erotyczne sceny, nadając im lekkość i świeżość. Widać, że autor bardzo zgrabnie sobie z nimi radzi, czego, niestety, nie omieszkuje pokazywać na każdym korku. Jednym słowem erotyka w powieści nie razi, ale ilość tego typu scen sprawia, że lektura momentami zaczyna zwyczajnie nużyć. Mit, apokryf, fantazja Książka została podzielona na trzy części. Każda z nich zasadniczo rożni się od siebie. Po pierwszej, w której dominuje motyw klasycznego romansu, autor zabiera czytelnika w mityczną podróż w głąb psychiki głównego bohatera, do świętego miejsca – Jeruzalem. Tam właśnie Robert, wraz z podobnymi sobie, wiecznie samotnymi i niespełnionymi przyjaciółmi, ma odnaleźć ideał kobiecości. Ideał, który stanowi tytułowa Lilith. Według apokryficznych żydowskich legend była ona pierwszą żoną Adama, kochanką Boga, szatana i człowieka, dla tych dwóch ostatnich stała się swoistą femme fatale, której nie sposób ujarzmić i posiąść; zawsze władcza, zawsze dominująca, wybierająca i porzucająca kochanków według własnych zachcianek. Lilith to uosobienie tęsknoty mężczyzn za dziką, namiętną, cielesną miłością – jej przeciwieństwem jest Ewa, posłuszna mężowi kobieta, pragnąca poddać się jego woli, która jednak nie wzbudza w nim takiego pożądania. Rak w drugiej części książki przechodzi do realizmu magicznego, w którym zdecydowanie czuje się najlepiej. Wizja stworzenia świata przez Boga oraz mityczna historia tytułowej Lilith to jedne z lepszych fragmentów powieści. Kilka przedstawionych życiorysów brata Drowniaka (towarzyszącego w podróży Robertowi) również pokazuje kunszt i drzemiący w autorze talent. Fantastyczne, mityczne wątki napisane poetyckim, lirycznym językiem świetnie wykorzystał w drugiej swojej powieści, Pustym niebie, ale już w Kocham cię, Lilith widać, że autorowi po prostu pasuje tego typu stylistyka. Trzecia część powieści to powrót do realizmu, ale tutaj również możemy liczyć na różne niespodzianki, nie ufajmy bezgranicznie w opowieści narratora. Fabularny labirynt Książka składa się z wielu historii, które przenikają się wzajemnie do tego stopnia, że trudno jednoznacznie stwierdzić, czy nadal czytamy o fantazjach Roberta, czy jesteśmy w świecie książki o detektywie Jesipowiczu, czy może twardo drepczemy po ziemi w sanatorium w Ruskich Bukownikach. Tego typu zabieg powoduje uczucie zagubienia i może powodować trudności w lekturze, trzeba być niezwykle czujnym i uważnie śledzić wydarzenia. Narracja jest stylowo niejednolita, narrator wplata mnóstwo dygresji, a to o swoim rodzinnym Lublinie, a to o Lwowie, a to znów o Drohobyczu (Rak ewidentnie czerpie dużo od Brunona Schulza, urodzonego właśnie w Drohobyczu). Dygresje oraz zdarzające się fabularne dłużyzny sprawiają, że Kocham cię, Lilith nie jest lekturą dla wszystkich. Całość to żmuda wędrówka strona po stronie, w której łatwo się zgubić. Jeżeli nie macie ochoty na dużą dawkę erotyki oraz lubicie proste, klarowne fabuły i jednoznaczne zakończenia, to nie macie czego szukać w tej pozycji. Przy takim nastawieniu tytuł wyłącznie was zirytuje. Jest jednak druga strona medalu – powieść może zachwycić poetyckim, lirycznym, hipnotyzującym językiem. Opisy przyrody, piękna gór, dolin i wąwozów oddane są w naprawdę plastyczny sposób, wręcz namacalny. Również sceny erotyczne i inne dygresje czyta się dobrze, fraza wybrzmiewa odpowiednio, rytmicznie, a język pieści wyobraźnię. Pełno tu też symboliki, biblijnych aluzji i literackich odniesień. Książka fragmentami porywa, pozwala zatracić się w lekturze, choć całościowo nie jest idealna, widać, że to powieściowy debiut. Warto sięgnąć po Kocham cię, Lilith chociażby ze względu na warsztat autora, to szczera, odważna powieść, która przeniesie czytelnika w rzadko odwiedzane rejony ludzkiej psychiki. Źródło okładki: proszynski.pl
„Kocham cię, Lilith” Radek Rak – recenzja
Jak zostać najlepszym i największym budowniczym Yamataï? Najlepiej zacząć od przygotowania dobrej strategii i zatrudnienia specjalistów. Stolica ma stać się klejnotem wspaniałego imperium królowej Himiko. Dlatego musimy zakasać rękawy i zabrać się do ciężkiej pracy. Zawartość i przygotowanie do gry W całkiem dużym pudle znajdziemy: planszę do gry, 34 drewniane budynki, 4 plansze graczy, 6 żetonów kolejności w turze, 80 drewnianych łodzi przewożących towary, 10 żetonów flot, 28 kafelków budowli, 7 kafelków budowli prestiżowych, 3 drewniane Torii, 4 drewniane pałace, 7 żetonów gór, 34 żetony kultury, 8 żetonów świętych miejsc, 73 monety, 24 żetony punktów prestiżu oraz 18 kafelków specjalistów. Można powiedzieć, że pudło jest wypakowane po brzegi. Grafika cieszy oko, a jakość wykonania jest świetna. Gra jest przeznaczona dla od 2 do 4 graczy w wieku przynajmniej 13 lat. Na początku rozkładamy planszę. Tasujemy kafelki specjalistów i układamy je w postaci zakrytego stosu. Następnie 5 górnych odkrywamy i umieszczamy w odpowiednich miejscach na planszy. To samo robimy z kafelkami budynków, ale odkryty rząd umieszczamy obok planszy. Kafelki flot tym samym sposobem trafiają na pierwsze 5 pól toru flot na dole planszy. Pozostałe kafelki flot układamy zakryte na ostatnich 5 polach toru flot. Tasujemy żetony kultury i rozmieszczamy je losowo – po 1 sztuce na każdej wyspie. Po ich odkryciu umieszczamy pod każdym górskim żetonem kultury kafelek gór, a puste żetony usuwamy z planszy. Wręczamy każdemu graczowi pionek, monety i odpowiednią liczbę budynków zależną od liczby graczy. Dzielimy drewniane łodzie według rodzajów i kładziemy obok planszy wraz z pozostałymi elementami. Chwilę to trwało, ale w końcu możemy przejść do zabawy… Przebieg rozgrywki Celem graczy jest tak rozstawiać statki wokół wysp, aby osiągnąć układ kolorystyczny pozwalający wznieść budowle dające punkty zwycięstwa. Jak powszechnie wiadomo, im więcej punktów, tym większa nasza radość, bo wzrasta tym samym szansa na zwycięstwo. Gracze mogą cały czas korzystać z podpowiedzi na planszach graczy, co ułatwia przejście przez wszystkie fazy swojego ruchu. Wybór kolejności graczy wpłynie zarówno na otrzymane towary, jak i indywidualne akcje specjalne. Oznacza to, że samo ustalanie kolejności naszych ruchów wymaga dobrego przemyślenia i zaplanowania działań na planszy. Kolejna faza umożliwia rozstawienie statków. Oczywiście najlepiej zrobić to w taki sposób, aby samemu zyskać jak najwięcej i jednocześnie nie pozostawić zbyt wielu możliwości naszym przeciwnikom. Następnie za zebrane z wyspy żetony możemy zatrudnić jednego specjalistę. Pozwalają nam oni zdobywać zdolności do następnych akcji i zwiększać liczbę punktów. Jeśli w trakcie przygotowań do nowej rundy zabraknie któregoś elementu do uzupełnienia, rozgrywka się kończy. Gracz z największą liczbą punktów zdobytych w trakcie gry zostaje zwycięzcą. Podsumowanie „Yamataï” jest grą strategiczną dla bardziej zaawansowanych graczy. Jakość wykonania wszystkich elementów jest znakomita, wprowadzenie do pierwszej rozgrywki niezbyt długie, a sama mechanika w miarę prosta i intuicyjna. Ze względu na wiele możliwości i losowość w doborze kafelków gra jest bardzo regrywalna. Dodatkowo sprawdza się zarówno przy dwóch, jak i czterech graczach. Jednym słowem, jeśli szukacie gry pozwalającej nieco pokombinować, warto zainwestować w „Yamataï”. Jest gra, przy której możemy zarówno nacieszyć oczy barwną grafiką, jak i dobrze się bawić.
„Yamataï” – recenzja gry
Jakie makijaże będą modne jesienią? Jakie kolory pomadek i cieni zagoszczą w naszych kosmetyczkach? Zdradzamy trendy w makijażu na jesienny sezon 2016. Makijaż z intensywnymi pomadkami Jesienią 2016 w modnej kosmetyczce z pewnością pojawią się pomadki w intensywnych odcieniach. W nadchodzącym sezonie w trendy makijażach stawiamy na wyraziste usta. Odważne dziewczyny powinny skusić się na czekoladowe i czarne pomadki. Najmodniejsze makijaże będą inspirowane stylem gotyckim. Ciemne kolory szminek w połączeniu z jasną cerą królowały na pokazie np. Christiana Diora. Wyraziste szminki zestawiamy w kontraście z delikatnym makijażem oka. Na powieki nakładamy cienie w tonacjach beżowych. Dobrym wyborem będą jasne, matowe brązy w chłodnych odcieniach. Wykonując makijaż, gdzie głównym akcentem będzie np. śliwkowa pomadka, oko zostawiamy naturalne. Wystarczy wytuszować rzęsy, delikatnie wyczesać brwi i wykonturować twarz. Czy w modnym makijażu warto postawić na czerwone usta? Jesienią 2016 nie zabraknie również modnych makijaży z udziałem czerwonej szminki. Krwiste usta pojawiły się na pokazie kolekcji jesiennej 2016 np. Dolce&Gabbana czy Saint Laurent. W tym roku czerwień dobieramy w zależności od upodobań albo w wersji matowej, albo błyszczącej. W dziennym makijażu na powieki kładziemy matowe, delikatne cienie. W wieczorowej wersji warto skusić się na ciemniejsze powieki, np. z graficznym efektem. Alternatywą dla czerwieni będą ciemniejsze różowe pomadki typu matowa fuksja. Gorące makijaże z wybiegów – jak je wykonać? Z mody nie wychodzą naturalne makijaże. Efekt naturalności można było obserwować u Gucci czy Miu Miu. Tutaj kluczem do modnego wyglądu jest idealna cera. Duży nacisk kładziemy na nawilżającą pielęgnację i dobór idealnego podkładu. Skóra powinna być gładka i jednolita. Niedoskonałości przykrywamy korektorem lub kamuflażem. Kolejny krok to subtelne konturowanie twarzy i delikatne muśnięcie różem. Linię rzęs możemy zagęścić np. brązową kredką. Dobrym wyborem będą także brązowe tusze do rzęs. Sięgamy po cienie w kolorach jasnego beżu lub brzoskwini. Wybieramy elegancki makijaż do pracy Kolejny przebój na jesień 2016 to elegancki make-up. Powiekę malujemy satynowym lub lekko połyskującym cieniem w tonacji przygaszonych fioletów, kawy czy popielatej szarości. Szykowne makijaże oka z udziałem delikatnych cieni nosiły modelki np. u Chanel. Przy jednolitej, zgaszonej powiece dodajemy np. morelowy róż i naturalną pomadkę. Na wieczór wybierzmy ciemniejsze odcienie chłodnych brązów. Zestawmy je z przygaszonymi ustami w tonacjach różowo-beżowych. Makijaż z modnymi brwiami – trendy jesieni Modny jesienny make-up zwraca uwagę na brwi. Zapominamy o mocno wyrysowanych, szerokich łukach ze sztucznym efektem. Najmodniejsze jesienią będą naturalne kształty. Stąd kluczowe w naszej kosmetyczce okażą się kredki do brwi. Pamiętajmy o doborze ich tonacji do naturalnego koloru włosków. Niezastąpione w tym sezonie będą również grzebyki i szczoteczki do brwi, którymi wyczeszemy nadmiar produktów. U Givenchy królowały trendy rozjaśnione brwi. Ten efekt świetnie wygląda na pokazach czy sesjach zdjęciowych. Natomiast na co dzień może pozbawiać naszą twarz wyrazu. Zamiast rozjaśniać brwi na wzór trendów, lepiej postawić na sprawdzoną naturalność. Makijaż na jesień dla odważnych W tym roku także miłośniczki zdecydowanych makijaży znajdą coś dla siebie. Ciemne, czarne makijaże oka to nadchodzący trend nie tylko na specjalne okazje. Do ich wykonania niezbędne okażą się czarne cienie i miękkie czarne kredki typu kohl. Dużą popularność zyskają czarne smoky eyes z efektem kociego oka. Wyciąganie górnej powieki to modny detal na jesień. Odważne fanki trendów mogą zaszaleć z eyelinerem. W trendach pojawią się kreski połączone z zagłębieniem powieki, wyciągnięte czy fantazyjnie narysowane.
Trendy makijaże na jesień 2016
Ostatni „Tekken” zagościł na naszych Xboxach, Playstation oraz PC 8 lat temu. Przez ten czas ekipa Namco Bandai dopracowywała swoje dzieło, aby w końcu przedstawić nam najnowszą odsłonę jednej z najbardziej znanych marek świata gier. Sprawdźmy, czy jedna z najlepszych bijatyk wciąż utrzymuje wysoki poziom. Fabuła Może się wydawać, że gry takie jak „Tekken” nie mają skomplikowanej historii czy charakterystycznych bohaterów. Po części jest to prawda, jednak ekipa Namco Bandai od początku serii ukazuje nam perypetie kontrowersyjnej rodziny Mishima. W siódmej części również powracają nasi ulubieńcy. Tym razem Japończycy zdecydowali się na podkreślenie ciężkiego klimatu, co udało im się osiągnąć dzięki narracji, która sprawia, że najnowszy Tekken jest zdecydowanie mroczniejszą grą niż poprzednie części. Gracz zostaje wciągnięty w rodzinne konflikty, które toczą się pomiędzy Kazuyą a jego ojciem Heihachim Mishimą. Warto zaznaczyć, że całą fabułę można zwyczajnie pominąć i brać udział tylko w pojedynczych walkach lub grać w trybie sieciowym. Jednocześnie śmiało można stwierdzić, że historia przedstawiona w „Tekken 7” wyróżnia się spośród poprzednich części i dlatego warto nie rezygnować z tej niezwykle ciekawego części składnika gry. Wiernych fanów nie zaskoczy informacja, że „Tekken” w swojej historii był mieszany z inną serią bijatyk – „Street Fighterem”, jednak dla nowych graczy może być zaskoczeniem, że w grze pojawia się postać Akumy. Kolejną niespodzianką jest to, że jako bohater ma całkiem duży wpływ na całą fabułę najnowszego „Tekkena”. Bohaterowie Każda gra z serii „Tekken” pozwala na wybór bohatera z szerokiego wachlarza postaci, którymi można stoczyć bój. Najnowsza część również nie zawodzi pod tym względem. Wśród grywalnych awatarów znajdziemy takie legendy, jak Yoshimitsu czy Hwoarang. Miłym zabiegiem, który prowadzi Namco jest ciągłe dodawanie nowych postaci oraz usuwanie tych, które graczom nie przypadły do gustu. W siódmej odsłonie gry „Tekken” otrzymamy sześciu nowych zawodników. Pozostali bohaterowie zostali odświeżeni oraz otrzymali nowe stroje. Uderzaj, skacz i blokuj Jeżeli jesteś graczem, który na „Tekkenie” zjadł zęby, to „siódemka” może okazać się dla ciebie zupełnie nowym doświadczeniem. Postaci poruszają się w zauważalnie inny sposób. W porównaniu do poprzednich części, bohaterowie najnowszego „Tekkena” są jakby lżejsi i bardziej mobilni. Sprawia to, że rozgrywka na początku wydaje się żywcem wyjęta ze starych automatów. Dla weteranów może stanowić to problem, jednak po kilkunastu pojedynkach, każdy odnajdzie się na polu walki. Ciekawostki i nowości, które zostały wprowadzone do mechaniki walk to tzw.: Power Crush, Rage Art oraz Screw Attack. Pierwsza z nich wprowadza większą losowość do pojedynku. Jeżeli jesteś w trakcie wyprowadzania ciosów, a przeciwnik uderzy twoją postać, to i tak masz szansę na kontynuowanie swojego combo. Rage Art to nic innego, jak szał bitewny. Gdy twoja postać jest bliska przegranej, otrzymujesz możliwość wyprowadzenia serii ataków, które mogę odwrócić losy całego pojedynku. Ostatnią nowością, która ma duży wpływ na pojedynki (szczególnie online), jest Screw Attack. Jeżeli jesteś mistrzem „Tekkena” o wyćwiczonym refleksie, jest to nowość przeznaczona dla ciebie. Gdy przeciwnik znajdzie się w powietrzu, możesz użyć Screw Attack co spowoduje odrzucenie go na bok, a tobie da więcej czasu na wyprowadzenie kolejnych kilku ciosów. „Tekken 7” – wymagania sprzętowe PC Zalecane: * procesor: Intel Core i5-4690 3,5 GHz * RAM: 8GB * karta graficzna: GeForce GTX 1060 * pamięć: 60GB * system: Windows 7, Windows 8.1, Windows 10 (64-bit) * DirectX: 11 Minimalne: procesor: Intel Core i3-4160 3,6 GHz RAM: 6GB karta graficzna: GeForce GTX 660 pamięć: 60GB system: Windows 7, Windows 8.1, Windows 10 (64-bit) DirectX 11 Dostępność: Xbox One PS4 PC Podsumowanie „Tekken 7” jest zdecydowanie bijatyką nowej generacji. Grafika oraz zastosowane efekty niejednego przyprawią o zachwyt. Sama mechanika rozgrywki oraz ogromna liczba postaci i aren zdecydowanie przedłużą żywotnośc tego tytułu dla graczy, którzy większą część czasu spędzą na pojedynczych walkach. Tryb online, pomimo drobnego falstartu, otrzymał wsparcie ze strony producenta, co wywarło pozytywny wpływ na jego funkcjonowanie. Warto również wspomnieć o tym, co dla wielu współczesnych deweloperów jest solą w oku, a mianowicie tzw. kanapowy multiplayer. W „Tekkenie” działa on świetnie i miejmy nadzieję, że w kolejnych częściach nadal będzie implementowany. Widać, że Namco dba o swoje najmłodsze dziecko i nie zamierza spocząć na laurach po udanych poprzednich częściach. Jeżeli szukasz innowacyjnej bijatyki, która dostarczy ci niezliczonych godzin dobrej zabawy, „Tekken 7” okaże się świetnym wyborem.
„Tekken 7” – recenzja gry
W realiach polskich mieszkań rzadko można wygospodarować osobne pomieszczenie na jadalnię. Często miejsce na spożywanie posiłków jest wydzielane w kuchni. Jak wówczas zaaranżować taką przestrzeń? W amerykańskich domach stół w kuchni jest zwyczajowo miejscem spożywania jedynie śniadań, a pozostałe posiłki są spożywane w jadalni. W polskich domach najczęściej brakuje miejsca na takie rozwiązania. U nas funkcję jadalnianą przejmuje kuchnia. Jak urządzić taką przestrzeń, by z niej w pełni korzystać? Oto kilka podpowiedzi. Jadalnia w małej kuchni box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. RCR, Stelton, House Doctor, Safavieh, Bello, Bloomingville Kuchnia z miejscem do spożywania posiłków w małych mieszkaniach bywa prawdziwym wyzwaniem. Niekiedy nie ma wówczas miejsca na wprowadzenie stołu z prawdziwego zdarzenia. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy skazani na jedzenie na kolanie. Istnieje wiele możliwości, które pozwolą wykreować kącik jadalniany. Gdy miejsca jest mało, można wprowadzić dodatkowy blat, np. pod oknem, który zastąpi stół. Warto też zamontować na ścianie blat składany, który nieużywany nie będzie zajmował miejsca. Inna opcja, choć zajmująca nieco więcej miejsca, to wyspa kuchenna, najlepiej na kółkach. Można ją ustawić w dowolnym miejscu. Będzie stanowić nie tylko miejsce do jedzenia, ale także przygotowywania posiłków i przechowywania. Z powodzeniem zastąpi część tradycyjnych szafek kuchennych. Jest to rozwiązanie szczególnie polecane do kuchni otwartych i aneksów kuchennych. Wówczas przy okazji zaakcentujemy przejście między poszczególnymi strefami. Do każdego ze wspomnianych rozwiązań wystarczy dobrać stołki barowe, zwane hokerami. Żeby blat wyspy szybko się nie zniszczył, warto stosować podkładki pod talerze, świetnie się sprawdzą te z naturalnych materiałów. Ponadto można zaopatrzyć się w naczynia, które pomogą w podawaniu i ekspozycji jedzenia – w końcu jest to miejsce pozostające na widoku. Mowa o takich przedmiotach jak koszyk na pieczywo, patera czy dzbanek na kawę. Do większych kuchni box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. Erika Vaitkute, Menu, Royal Doulton, By 46, Martinsen Gdy w kuchni dysponujemy nieco większą przestrzenią, można postawić w niej klasyczny stół. Pamiętajmy jednak, żeby jego rozmiar nie był przesadzony. Nie kupujmy wielkiego modelu na 12 osób tylko dlatego, że raz w roku na Boże Narodzenia przyjmujemy gości. Rozmiar powinien być dostosowany do aktualnej liczby domowników. Jeśli chcemy być gotowi na każdą ewentualność, warto rozważyć model rozkładany. Do stołu konieczne są krzesła. Nie musimy kupować całego kompletu w tym samym stylu. Siedziska mogą być inne. Dobrze w niezbyt dużych przestrzeniach sprawdzają się krzesła ażurowe i przeźroczyste. Wyglądają lekko i wizualnie nie zajmują wiele miejsca. Dla wygody użytkowników za każdym krzesłem powinno być co najmniej pół metra wolnej przestrzeni, aby każdy mógł swobodnie wstać. Do codziennego użytku nie potrzebujemy wystawnej zastawy. Prosty komplet talerzy doskonale spełni swoją funkcję. Żeby jednak stół zawsze wyglądał dobrze, można na nim położyć bieżnik w uniwersalnym odcieniu. Warto postawić pieprz i sól, żeby były zawsze pod ręką. Polecamy praktyczne młynki do przypraw, które nie tylko wydobywają więcej smaku, ale także efektownie prezentują się na stole. Te wszystkie elementy sprawią, że jadalnia, nawet jeśli jest urządzona w kuchni, będzie funkcjonalna i ładna.
Kiedy kuchnia jest jadalnią
Urządzenie pokoju dziecka to wielkie pole do popisu dla talentu i pomysłowości rodzica. Wybór tematu przewodniego takiego pomieszczenia zagwarantuje spójny i estetyczny wygląd wszystkich elementów, które się w nim znajdą. Indiańskie motywy to bardzo kolorowy i wdzięczny sposób na taką aranżację. Pokój dziecięcy spełnia wiele ważnych funkcji. To w nim dziecko się uczy, bawi i relaksuje. Jego wygląd powinien zachęcać do spędzania w nim czasu i stymulować umysł do aktywnego rozwoju. Dodatki i elementy dekoracyjne w stylu znanych z legend i opowieści Indian to doskonały wybór. Ściany w indiańskim pokoju dziecka W indiańskim pokoju dziecka nie może zabraknąć żywej kolorystyki. Takie klimaty świetnie odnajdują się w otoczeniu czerwieni, żółtego i naturalnych brązów. Warto pomyśleć o pomalowaniu ścian w palecie tych odcieni. Innym sposobem na nadanie tła indiańskiej aranżacji są fototapety. Odzwierciedlone na nich fotografie mogą pochodzić z autentycznych amerykańskich stepów albo nawiązywać do bajek o Dzikim Zachodzie. Szukaj kaktusów, czerwonych skał i złotego piasku. Wzory etniczne i pióropusze to też świetny motyw do odbicia za pomocą szablonu malarskiego albo naklejek ściennych. Łóżko w indiańskim pokoju dziecięcym Łóżko jest jednym z najważniejszych mebli, które powinny znaleźć się w pokoju dziecka. To tutaj będzie ono układać się do snu i spędzać swoje pierwsze samodzielnie przespane noce. Powinno być atrakcyjne i zachęcające dla maluszka. Do pokoju w indiańskich klimatach wybierz pościel we wzory znane z etnicznych ubrań i pledów. Możesz dodać dekoracyjne poduszki i narzuty ozdabiane piórami lub sylwetkami koni. Wspaniałym pomysłem, który na pewno zainteresuje Twoje dziecko i zagwarantuje mu wiele godzin szalonej zabawy, ale także wyciszenia we wnętrzu, jest tipi! Maluchy kochają bawić się w namiotach, a w indiańskim pokoju nie powinno takiego zabraknąć. W sprzedaży znajdziesz gotowe, dedykowane najmłodszym modele, w których można się schować i przesiadywać godzinami z rówieśnikami. Możesz też spróbować wykonać taki samodzielnie. Wystarczy kilka cienkich listewek i pokrycie dekorowane wspólne z maluszkiem. Do tego okrągły otwór i gotowe! Dekoracje i dodatki w indiańskim pokoju dziecka Wystrój pokoju dziecka powinien być ciekawy i różnorodny. Prócz obrazków na ścianach przydadzą się też zabawki nawiązujące do tematu przewodniego. Dobre będą maskotki: orły, bizony i wilki. Wszystko to utrzymane w przyjaznej dziecięcej stylistyce. Do aranżowania historyjek o pogoni wśród prerii wspaniały okaże się też koń na biegunach. Nawet jeśli nie wierzysz w indiańskie legendy, to dobrym pomysłem jest umieszczenie pod sufitem lub na ścianie łapacza snów. Ich formy i różnorodność dopasujesz doskonale do kolorystyki. Świetnie też podkreślą charakter pomieszczenia. Piórka i koraliki będą powiewać przy każdym podmuchu powietrza. Taki element wystroju na pewno zainteresuje Twojego szkraba. Indiański pokój dziecka to bardzo kolorowy i piękny sposób na aranżację pomieszczenia. Jest łatwy do wykonania. Większość dodatków i dekoracji możesz wykonać podczas wspólnej zabawy z najmłodszym albo kupić gotowe za niewielkie pieniądze. Pamiętaj, aby wszystkie elementy były ze sobą spójne. Nie bój się zainwestować w tipi, łapacze snów albo pióropusze. Wrażenia przytulności dodasz wzorzystymi narzutami i miękkimi poduszkami.
Pokój dla dziecka w stylu indiańskim – niezbędne dodatki
Joga nidra jest praktyką zapewniającą głęboki relaks poprzez wyciszenie. W trakcie zajęć przebywa się pomiędzy jawą a snem. Ten rodzaj jogi pozwala pozbyć się lęków i ułatwia rozwój osobisty. Jogę nidrę stworzył Swami Satyananda Saraswati z Bihar School of Yoga. Nazwa praktyki pochodzi od słów: „yoga” (tłumaczonego jako unia lub ukierunkowana świadomość) i „nidra”, które oznacza sen. Joga nidra – najważniejsze informacje Joga nidra jest określana mianem techniki snu psychicznego. Polega ona na tym, że osoba praktykująca jest przytomna i zachowuje świadomość, jednak dzięki oddziaływaniu fal mózgowych delta ma dostęp do swojej podświadomości. Te fale są typowe dla snu, dlatego też ten typ jogi określa się mianem jogi nidry. Uczestnicy zajęć przebywają w stanie między jawą a snem. Dzięki temu umysł może odpocząć, przerywając nieustanną gonitwę myśli. Nidra to proces kontrolowany, w trakcie którego wrażenia dochodzące z zewnętrznego świata są wyłączane. Tzw. technika pratayahary polega na oddzieleniu bodźców z zewnątrz od ciała, zmysłów oraz umysłu praktykującego jogę snu. Pozwala to na pełen relaks w każdym kontekście: fizycznym, emocjonalnym i umysłowym. To wspaniałe zajęcia dla początkujących – podobnie jak jogę kundalini mogą je praktykować wszyscy. Nieważny jest tutaj poziom kondycji, siła czy wytrzymałość. W trakcie procesu ważne jest podjęcie świadomej decyzji o tym, czy chce się poznać siebie głębiej i wejrzeć do podświadomości czy też samo odprężenie jest wystarczające. Na zajęciach nidry wystarczy wygodne ubranie: sportowy stanik, legginsy, koszulka i bluza. Przydadzą się także mata do jogi i kocyk. Warto ciepło się ubrać, ponieważ podczas praktyka w większości odbywa się na leżąco i łatwo o wychłodzenie ciała. Joga snu – wspaniały sposób na rozwój osobisty Dzięki jodze snu można rozpocząć proces wejrzenia w siebie, tzw. introspekcję. Zajęcia pozwalają na większą uważność i lepsze skupienie się na wnętrzu. Przed sesją właściwą odbywają się ćwiczenia fizyczne i psychiczne. Mają na celu uspokojenie i wyciszenie uczestników. Wykorzystywane są do tego asany znane z jogi, a także ćwiczenia oddechowe. Zanim zajęcia się zaczną, dobrze jest wyznaczyć sobie cel na daną sesję, np. zmiana niezdrowego nawyku na poziomie podświadomości lub po prostu relaks. W trakcie zajęć jogi nidry niektóre osoby przypominają sobie zdarzenia z przeszłości. Inni obserwują to, co odbywa się w ich umyśle oraz w ciele. Zdarzają się też uczestnicy zajęć, którzy widzą kolory. Warto wiedzieć, że podczas sesji bądź w noc po niej można doznać nieprzyjemnych odczuć. Jest to sygnał od podświadomości, że należy przepracować pewne problemy. W ten sposób rozpoczyna się tzw. proces, który warto kontynuować w czasie praktyki jogi snu oraz poprzez inne działania w dziedzinie rozwoju osobistego, takie jak medytacja. Dzięki głębokiemu rozluźnieniu w trakcie sesji można w pełni zrozumieć siebie i doświadczyć tzw. integracji. Jest to pewien etap w rozwoju osobistym człowieka, który oznacza dystans do siebie i świata oraz poczucie wewnętrznej równowagi. Inne skutki jogi nidry w zakresie psychiki to doznanie jedności z innymi ludźmi, działanie w zgodzie ze sobą i wzbogacenie tym samym życia swojego oraz najbliższych. Najlepiej praktykować jogę nidrę niedługo przed zaśnięciem. Joga snu – zalety Zalety, jakie przynosi joga snu, to m.in: * zmniejszenie niepokoju, * pozbycie się lęków, * uwolnienie od traum, * głębokie odprężenie, * zmniejszenie stresu, * wzmocnienie odporności na stres, * poprawa nastroju, * podniesienie witalności, * zwiększenie jasności umysłu, * pozbycie się niezdrowych nawyków, * poprawa koncentracji, * pobudzenie nieaktywnych do tej pory obszarów mózgu, * wzmocnienie potencjału praktykującego.
Joga nidra (joga snu) – wspaniały sposób na relaks i samopoznanie
Baśnie od setek lat zabierają nas w niezwykłe podróże po fantastycznych światach. Choć czasem straszą, to również uczą i inspirują. Także innych twórców. Twórcy uwielbiają „artystyczny recykling” – wykorzystywanie sprawdzonych motywów w nowych dziełach. Podane w innej, świeżej formie, często ukazują zupełnie nową stronę klasycznych historii, o których – wydawać by się mogło – wiemy wszystko. Oto pięć książek inspirowanych dobrze znanymi baśniami, które sprawią, że na nowo pokochacie te wyjątkowe opowieści. 1. „Gniew i świt” Renee Ahdieh „Księga z tysiąca i jednej nocy” to chyba najczęstsze źródło inspiracji dla twórców książek opartych na znanych historiach. Nic dziwnego, wszak chyba każdy pisarz chciałby mieć taki talent do snucia niezwykłych opowieści jak Szeherezada. „Gniew i świt” to pierwszy tom nowej serii Renee Ahdieh, przedstawiający tę baśń w innej formie. Autorka nie pokusiła się wprawdzie, jak zdarza się wielu innym twórcom, o uwspółcześnienie tej historii, ale pokazała za to nie tylko relację między Shahrzad a okrutnym kalifem Khalidem, lecz również pełne intryg i tajemnic życie jego dworu. Szybko okazuje się więc, że 18-letni władca być może nie jest wcale tak straszny, jak się jej wydawało, a obiektem zemsty za śmierć jej przyjaciółki powinien stać się ktoś inny. 2. „Chłopcy” Jakub Ćwiek Co zrobić, gdy Piotruś Pan znika, a zamieszkujący jego Nibylandię chłopcy zostają pozostawieni samym sobie? Do akcji musi wkroczyć Dzwoneczek, która dla dobra dzieci przybiera ludzką postać. Mijają lata, a chłopcy – choć starsi wiekiem – wciąż nie myślą o tym, by dorosnąć. Są teraz członkami motocyklowego gangu rodem z kultowego serialu „Synowie Anarchii”, którym twardą ręką rządzi wróżka. Brzmi jak dziwaczny sen? Nie, to zarys fabuły fantastycznych opowiadań Jakuba Ćwieka, zebranych w tomie „Chłopcy”. Akcja zawiązuje się tu już od pierwszych stron, a potem pędzi coraz szybciej, ani na moment nie zwalniając tempa. Każdy, kto pokochał klasyczną opowieść o „Piotrusiu Panu”, z pewnością zachwyci się fantazją i lekkością, z jaką Ćwiek prowadzi swoich bohaterów. Piotruś byłby dumny! Zobacz także inne książki Jakuba Ćwieka. 3. „Królestwo łabędzi” Zoe Marriott „Dzikie łabędzie”, nieco mniej znana w Polsce baśń Andersena, posłużyła Zoe Marriott za podstawę i inspirację dla tej książki. Aleksandra i jej trzej bracia wiodą beztroskie życie na królewskim dworze. Pewnego dnia ta sielanka raptownie się kończy, gdy ich matka, królowa, zostaje zamordowana w tajemniczych okolicznościach. Pogrążeni w żałobie, mają złe przeczucia, gdy król wraca z polowania z uratowaną przez siebie kobietą, która niemal natychmiast zostaje jego nową żoną. Szybko okazuje się, że mieli rację, bo macocha nienawidzi pasierbów i zrobi wszystko, by pozbyć się ich z dworu. Czy Aleksandrze uda się odnaleźć zaginionych braci i odzyskać władzę? „Królestwo łabędzi” to porywająca opowieść przeznaczona raczej dla dorastających czytelników, choć z pewnością przypadnie do gustu każdemu, kto lubi baśniową atmosferę i walkę dobra ze złem. 4. „Alicja w krainie zombie” Gena Showalter Jeśli wydawało się wam, że oryginalna „Alicja w Krainie Czarów” jest już wystarczająco zakręcona, to książka Geny Showalter zdecydowanie was zaskoczy. Bo połączenie klasycznej historii Lewisa Carrolla ze światem… zombi (bez „e”, bo książkowi zombiacy nie żywią się ludzkim ciałem, lecz duszą) to prawdziwie wybuchowa mieszanka. I choć momentami można odnieść wrażenie, że autorka nie do końca potrafiła udźwignąć potencjał drzemiący w tym pomyśle, to „Alicję w Krainie Zombie” czyta się szybko i z wypiekami na twarzy. 5. „Dwór Cierni i Róż” Sarah J. Maas „Piękna i Bestia” w filmowej wersji weszła niedawno do kin, ale to nie jedyna wariacja na temat tej klasycznej opowieści, jaką możecie się cieszyć. „Dwór Cierni i Róż” autorstwa Sarah J. Maas to kolejna książka, dla której inspiracją była ludowa baśń Francuzów o zaklętym w wilkołaka księciu i pięknej dziewczynie, która powoli się do niego przekonuje. Tym razem zamiast Belli jest jednak waleczna Feyre, a Bestię zastępuje pochodzący z Wysokiego Rodu Tamlin. Całość mniej przypomina też sympatyczną Disneyowską baśń, a bardziej uzupełnienie do… „Gry o tron”. Zobacz także inne książki Sary J. Maas. Baśniowe historie są niekończącym się źródłem inspiracji. To nie dziwi, bo przesłanie, jakie niosą te opowieści, często jest dzisiaj jeszcze aktualniejsze i bardziej uniwersalne.
5 książek inspirowanych baśniami
Fotografowanie to w ostatnim czasie bardzo popularny sposób na spędzanie wolnego czasu i wyrażanie swoich zainteresowań artystycznych. Aby czerpać możliwie największą przyjemność z robienia zdjęć, warto poszerzać swoją wiedzę w tej dziedzinie. Nic nas przecież nie cieszy bardziej niż poczucie, że jesteśmy w czymś coraz lepsi, a nasze prace zyskują popularność wśród rodziny i znajomych. W tym poradniku zaprezentuję podstawowe sposoby na skuteczne rozwijanie umiejętności z zakresu fotografii. Czytaj literaturę i pisma fotograficzne To najprostsza metoda na zdobywanie wiedzy na temat fotografii. Jej największą zaletą jest to, że możesz czytać w każdej wolnej chwili i właściwie niezależnie od miejsca, w którym się znajdujesz. Stosunkowo łatwo dobrać też literaturę do swojego poziomu wiedzy. Jeśli jesteś początkującym fotografem, polecam skorzystać z poradników poruszających ogólne tematy dotyczące fotografii, w których znajdziesz bardzo różne informacje – zarówno z zakresu komponowania kadru, jak i obróbki cyfrowej. W przypadku planowanego zakupu nowego aparatulub obiektywówpolecam zapoznanie się z poradnikami dotyczącymi stricte sprzętu fotograficznego. Jeśli jesteś bardziej zaawansowany, warto zagłębić się w dziedzinę, która szczególnie cię interesuje. Według mnie najbardziej pasjonujące i zarazem najtrudniejsze jest fotografowanie ludzi, więc polecam poradnikiz zakresu fotografii reporterskiej i portretowej. Rób zdjęcia, fotografuj i rób jeszcze więcej zdjęć Poznawanie teorii dotyczącej kompozycji, pracy ze światłem czy doboru odpowiednich narzędzi bardzo pomaga w rozwijaniu umiejętności. Moim zdaniem najważniejsze jest jednak samo fotografowanie. Zdobycie wiedzy zawartej w poradnikach to za mało, aby nauczyć się robić dobre zdjęcia. Po poznaniu elementarnych zasad obsługi aparatu jak najszybciej warto przejść do samego fotografowania. Cytując jednego z najwybitniejszych fotoreporterów, Henri Cartier-Bressona: „Twoje pierwsze 10 000 zdjęć jest najprawdopodobniej najgorszymi”. Jeśli zależy ci na robieniu dobrych fotografii, postaraj się przekroczyć tę liczbę możliwie jak najszybciej. Oczywiście nie mam na myśli bezmyślnego naciskania spustu migawki– postaraj się, aby uważnie obejrzeć każde ujęcie i pomyśleć, co można było zrobić lepiej, po czym ponownie weź aparat do ręki i zaplanuj kolejną okazję do wykonania zdjęć. Tylko robiąc dużo fotografii, nabierzesz wprawy w obsłudze aparatu i jednocześnie wyrobisz u siebie nawyk wychwytywania ciekawych kadrów. Prawdopodobnie zdziwiłbyś się, jak dużo zdjęć robią profesjonaliści zanim wykonają to jedno, które uznają za naprawdę dobre. Weź udział w warsztatach fotograficznych Poznałeś już teorię i nabrałeś płynności w obsłudze aparatu? Najwyższy czas na poznanie opinii zawodowca na temat twoich zdjęć. Poszukaj warsztatów, na których będziesz mógł porozmawiać z osobą, która profesjonalnie zajmuje się fotografią. Podczas spotkania będziesz mógł zadać pytania, na które nie zawsze znajdziesz odpowiedzi w książkach. Z doświadczenia wiem, że to właśnie podczas takich szkoleń można nauczyć się najwięcej i najszybciej. Zdecydowanie najbardziej polecam warsztaty indywidualne – prowadzący może na nich najlepiej skupić się na twoich pracach i przekazaniu wiedzy, której w danym momencie potrzebujesz najbardziej. Wybierając prowadzącego, zwróć uwagę, czy specjalizuje się w tym rodzaju zdjęć, które najbardziej lubisz wykonywać. Jeśli znajdziesz na to czas, warto wziąć udział w programie mentorskim. Oglądaj i analizuj, nie przestając fotografować Proces nauki nie kończy się na przeczytaniu kilku książek i uczestnictwie w warsztatach. To dopiero początek. Kiedy już wiesz, na co zwracać uwagę, aby powstała dobra fotografia, powinieneś pogłębiać zdobytą wiedzę. Polecam uważne oglądanie zdjęć – zarówno własnych, jak i tych robionych przez mistrzów. Dzięki częstemu obcowaniu z dobrymi fotografiami możesz dowiadywać się coraz więcej o pracy ze światłem i kolorem. Przenoś tę wiedzę na swoje zdjęcia, zastanawiaj się, co możesz w nich poprawić. Nauka to proces. Warto mieć świadomość, że im więcej wiesz o fotografowaniu, tym więcej tajemnic pozostaje do odkrycia. To wspaniałe hobby, jednak jeśli chcesz być w nim naprawdę dobry, musisz czerpać wiedzę z wielu źródeł i nie przerywać – samo robienie zdjęć lub czytanie podręczników nie wystarczy. Ciesz się z coraz to nowych, ciekawych ujęć, ale jednocześnie bądź krytyczny wobec siebie. W taki sposób zachowasz zarówno chęć do fotografowania, jak i motywację do dalszego doskonalenia się w tej dziedzinie. Szczerze zachęcam do nauki – to niesamowita przygoda, która nigdy się nie kończy.
Jak rozwijać swoje umiejętności fotograficzne?
Opłata za utrzymanie oferty Opłata utrzymaniowa dotyczy ofert starszych niż rok, w których przez ostatnie 365 dni nie doszło do zakupu. Opłata wynosi 10 groszy i jest naliczana co 10 dni, do momentu aż w ofercie dojdzie do zakupu lub zostanie ona zakończona przez Sprzedającego. Opłaty utrzymaniowej nie naliczamy w: ofertach ogłoszeniowych, ofertach z kategorii, w których pobieramy opłatę za wystawienie. Opłata za utrzymanie oferty - pytania i odpowiedzi Naliczyliście mi opłatę (10 gr), a dwa dni później sprzedałem przedmiot w ofercie. Czy oddacie mi pieniądze? Nie, opłat nie zwracamy. Sprzedałem dziś przedmiot, czy przez najbliższy rok nie naliczycie opłaty utrzymaniowej za oferty? Tak, przez najbliższe 365 dni nie naliczymy takiej opłaty. Po każdej sprzedaży czas - 365 dni - będziemy odliczać ponownie. Czy jeśli wystawię ponownie ofertę to czas - 365 dni - będziecie liczyć ponownie? Tak. Jeśli wystawiasz ponownie ofertę, to tworzysz nową ofertę (nowy numer oferty), dlatego traktujemy ją jako nową także dla opłat. Czy jeśli zatrzymam i przywrócę oferty to czas - 365 dni - będziecie liczyć ponownie? Nie. To nadal jest ta sama oferta (o tym samym numerze). Gdzie sprawdzić, w których ofertach naliczycie opłaty? Zrobisz to w narzędziu Nadchodzące opłaty, w którym sprawdzisz wszystkie nadchodzące opłaty dla ofert, w tym także opłatę utrzymaniową. W narzędziu informujemy o opłatach z maksymalnie 30 dniowym wyprzedzeniem. Czy za pomocą API sprawdzę czy naliczycie taką opłatę? Tak, udostępnimy taką możliwość. Kiedy dokładnie zostanie naliczona opłata? Na następny dzień, po upływie 365 dni? Opłatę naliczymy dokładnie po 365 dniach od daty utworzenia oferty lub daty ostatniej transakcji. Czy narzędzie do sprawdzania nadchodzących opłat wyświetla pojedyncze oferty, czy pokazuje wszystkie oferty, których dotyczy dana opłata? Wszystkie. Wybierz interesujące Cię filtry, a narzędzie pokaże wszystkie oferty, których one dotyczą. Jeśli wybierz filtr np. "typ opłat - opłata utrzymaniowa" - zobaczysz wszystkie oferty, których dotyczy ta opłata.
Opłata za utrzymanie oferty
Chcesz stworzyć niepowtarzalny, bajkowy pokój dla dziecka? Wykorzystaj bogatą kolekcję tapet oraz naklejek ściennych z różnorodnymi, dziecięcymi motywami. Te stworzą niepowtarzalny klimat, ożywią wnętrze, pobudzą dziecięcą wyobraźnię. To prosty i szybki sposób na pokój marzeń. Tym, co czyni dziecięcy pokój wyjątkowym, są dekoracje i ozdoby. Pokój dziecka powinien zachęcać do zabawy i aktywności, być wesoły i kolorowy, ale jednocześnie nie przytłaczać zbyt dużą ilością barw i dodatków. Musimy bowiem pamiętać, że dziecięcy pokój to miejsce szczególne. Tu maluch spędza większość swojego czasu, bawiąc się, ucząc, ale także odpoczywając i śpiąc. Dzięki nowoczesnym rodzajom i niezwykłym wzorom tapet możemy w prosty sposób stworzyć bajkowy klimat. Doskonałym sposobem na szybką dekorację dziecięcego pokoju są także naklejki ścienne. Nie ma chyba łatwiejszej metody. Z ich aplikacją poradzi sobie nawet początkujący dekorator wnętrz, a do tego ich wybór jest naprawdę ogromny. Dzięki naklejkom zamienisz zwykły pokój w pełną dzikich zwierząt dżunglę, baśniowy zamek księżniczki czy piracki statek. Dlaczego warto wybrać tapetę? Wbrew pozorom tapetowanie ścian nie jest tak trudną czynnością, jak może się wydawać. Nawet jeśli nigdy wcześniej tego nie robiliście i nie posiadacie doświadczenia w tym temacie, to możecie z powodzeniem zrobić to samodzielnie. A jeśli wybierzecie nowoczesne tapety na flizelinie, z pewnością przyznacie, że tapetowanie to szybka i prosta praca. Tapety doskonale kryją nierówności i ubytki w ścianie. Jeśli zatem ściany w pokoju dziecka wyglądają niczym mur obronny po wielkiej bitwie, okazać się może, że położenie tapety będzie znacznie szybszym i tańszym rozwiązaniem niż łatanie dziur i malowanie. Produkty z wyższych półek cenowych są także bardziej odporne na zabrudzenia niż pomalowana ściana. Bez problemu można myć je gąbką z mydłem czy płynem do czyszczenia. Nie bez znaczenia jest również fakt, że niektóre tapety bardzo dobrze tłumią hałas i ocieplają pomieszczenie. Wreszcie należy dodać, że tapety dają praktycznie nieograniczone możliwości aranżacji wnętrza. Rodzaje tapet. Jaką wybrać do pokoju dziecięcego? Papierowe – mogą być jednowarstwowe, najczęściej o gładkiej powierzchni lub wielowarstwowe, gładkie albo tłoczone. Tapety wielowarstwowe dostępne są także w formie zmywalnej. Nie są odporne na wilgoć, więc nie nadają się do takich pomieszczeń jak kuchnia czy łazienka. Są dość cienkie, więc powierzchnia ściany musi być w miarę gładka. Ich zaletą jest niewątpliwie niska cena. Rolkę tapety papierowej możemy kupić już za niecałe 20 zł. Winylowe – dzięki zewnętrznej warstwie folii PCV, tapety winylowe charakteryzują się wysoką odpornością na zmywanie. Są także odporne na wodę i ogień oraz bardzo trwałe, dlatego stosowane są najczęściej w intensywnie eksploatowanych i narażonych na uszkodzenia pomieszczeniach, jak kuchnia, łazienka czy pokój dziecka. Doskonale kryją także wszelkie nierówności. Ich zalety sprawiają, że cieszą się dużą popularnością i coraz częściej zastępują tradycyjne, papierowe dekoracje. Niestety są nieco droższe od zwykłych tapet i kosztują ok. 40 zł za rolkę. Na flizelinie – to nowoczesne tapety winylowe lub papierowe podklejone włóknem flizelinowym. Wyróżniają się niezwykłą łatwością nakładania na ścianę, przez co zyskują coraz więcej zwolenników. Z ich położeniem poradzi sobie nawet laik, bowiem tapet flizelinowych nie smaruje się klejem, a nanosi się go bezpośrednio na ścianę. Po położeniu tapety możemy ją także delikatnie przesuwać, przypasowując wzory lub poprawiając ewentualne błędy. Dodatkową zaletą tapet na flizelinie jest łatwość ich usuwania ze ściany. Pas tapety wystarczy mocno pociągnąć, a ta bez problemu odchodzi, nie rwąc się i nie pozostawiając żadnych skrawków, jak to jest w przypadku tapet papierowych. Tapeta na flizelinie kosztuje ok. 50 zł za rolkę. Rauhfazer – to tapeta, która tworzy na ścianie ciekawą, chropowatą fakturę, np. imitującą tynki strukturalne czy szlachetne tkaniny. To najbardziej popularna tapeta do malowania. Można ją pokrywać białymi oraz kolorowymi farbami akrylowymi. Doskonale maskuje wszelkie nierówności i jest przy tym niedroga. Z włókna szklanego – to także rodzaj tapety do malowania, ale w przeciwieństwie do tapet typu rauhfazer, te z włókna szklanego są niezwykle trwałe i łatwo utrzymać je w czystości. Są odporne na wszelkiego rodzaju zarysowania, środki chemiczne, ogień oraz wodę. Co więcej, tapety z włókna szklanego wykonane są z naturalnych surowców, pozwalają ścianom oddychać, a dzięki temu hamują rozwój wszelkiego rodzaju drobnoustrojów. Dlatego polecane są zwłaszcza alergikom. Niestety należą do jednych z droższych na rynku. Za rolkę tapety z włókna szklanego zapłacimy nawet ponad 200 zł. Która tapeta najlepiej sprawdzi się w dziecięcym pokoju? Większość z was pewnie odpowiedziałoby, że trwała, zmywalna i odporna na szorowanie, aby bez problemu wytrzymać artystyczne zamiłowanie dzieci oraz wszelkie psoty i harce. I po części będziecie mieli rację. W pomieszczeniach tak intensywnie eksploatowanych jak pokój dziecka warto zainwestować w droższą, lecz znacznie bardziej wytrzymałą tapetę np. winylową lub z włókna szklanego. Z drugiej jednak strony, musimy pamiętać, że dziecko bardzo szybko rośnie i za dwa, trzy lata może powiedzieć, że jest już po prostu za duże na Kubusia Puchatka czy różowy pokój księżniczki. Dlatego moim zdaniem do pokoju dla małego dziecka nie warto kupować drogich tapet, ale wybrać prostą i tanią tapetę papierową z motywem dziecięcym. W przypadku starszych dzieci i uniwersalnych wzorów, które posłużą nam na lata, warto wydać więcej pieniędzy. Znaczenie kolorów. Jaki wybrać, a których lepiej unikać? Wybierając tapetę do dziecięcego pokoju, warto dokładnie przemyśleć także kwestię koloru. Ten bowiem ma niebagatelny wpływ na samopoczucie, nastrój czy energię do działania. Jeśli twoje dziecko jest żywe i na co dzień rozpiera je energia, lepiej zrezygnuj z czerwieni czy pomarańczy. Te barwy pobudzają, dlatego jeśli już się na nie zdecydujemy, lepiej położyć je na pojedynczej ścianie. Poczucie harmonii i spokoju wprowadzi z kolei zieleń. W pokoju dziecka najlepiej stosować jej ciepłe odcienie, np. limonkę. Dobrze sprawdzi się także kolor niebieski. Ten uspokaja, pomaga się wyciszyć. Należy jednak pamiętać, aby wybierać jego jasne odcienie. Ciemny niebieski może powodować uczucie przygnębienia. Uniwersalnym i najbezpieczniejszym kolorem jest biały. Barwa ta daje poczucie czystości i porządku, a w pokoju dziecka sprawdza się idealnie. Jeśli nawet wszystkie ściany wytapetujemy w tym kolorze, to i tak dziecięcy pokój za sprawą zabawek, pościeli czy rysunków będzie kolorowy. Dziecięce motywy – na co się zdecydować? Jeśli wydaje wam się, że wzory tapet są nudne, a kolory blade, to jesteście w błędzie. Na Allegro znajdziecie bogatą kolekcję tapet z dziecięcymi motywami. Dziś na tapecie może znaleźć się każdy wzór, możliwości są praktycznie nieograniczone – bohaterowie ulubionej kreskówki, wizerunki zwierząt czy roślin, a nawet rodzinne zdjęcia. Jeśli twój maluch lubi rysować i niejednokrotnie musieliście usuwać ze ściany ślady po kredkach świecowych, to z pewnością przypadną wam do gustu specjalne tapety do kolorowania. Co będzie kolorowało twoje dziecko zależy wyłącznie od ciebie i małego artysty. Wybór jest ogromny. A może naklejki? Jeśli jednak z jakiegoś powodu nie chcecie tapetować ścian, a zależy wam na tym, aby pokój dziecka był wyjątkowy, sięgnijcie po naklejki ścienne. To najszybszy i jednocześnie najłatwiejszy sposób na dekorację pomieszczenia. Nie trzeba być złotą rączką czy mieć niebywałych zdolności manualnych, bowiem z aplikacją naklejek poradzi sobie nawet dziecko, a dla tych bardziej opornych producenci dołączają zwykle instrukcję, która dokładnie, krok po kroku, wyjaśnia, co musimy zrobić. Na Allegro znajdziecie także ogromną kolekcję naklejek ściennych. Papierowe, piankowe, welurowe. Pojedyncze, małe aplikacje oraz ogromne zestawy, które przemienią pokój dziecka w prawdziwą amazońską dżunglę, kwiecistą łąkę czy zoo. Naklejki ścienne to prosty sposób na dekorację dziecięcego pokoju bez konieczności wydawania dużej ilości pieniędzy. A co najważniejsze, jeśli wystrój pokoju nam się znudzi, naklejki możemy z łatwością usunąć, nie uszkadzając przy tym ściany.
Tapety i naklejki ścienne do pokoju dziecka
Wakacje to czas spacerów, kąpieli w morzu i wylegiwania się na słońcu. Aby jednak przeżyć ten czas beztrosko, do wyjazdu należy się dobrze przygotować. Przede wszystkim nie wolno zapomnieć o spakowaniu do podróżnej torby kosmetyków, które ochronią naszą skórę przed poparzeniami słonecznymi. Coraz częstsze wyjazdy rodaków za granicę, zwłaszcza do ciepłych krajów, gdzie słońce grzeje bez umiaru, stwarzają konieczność szczególnego zadbania o skórę. Nie tylko po to, aby zdrowa opalenizna dodała urody. Także dlatego, by uniknąć niebezpiecznych poparzeń, które mogą się skończyć wizytą u lekarza, gorączką, a nawet udarem słonecznym, w najlepszym zaś przypadku nieestetycznie wyglądającym złuszczeniem uszkodzonej skóry. Aby uniknąć tych wszystkich nieprzyjemności, należy się odpowiednio przygotować. Jak przygotować się do opalania Lekarze biją na alarm, ostrzegając przed niebezpiecznymi dla zdrowia promieniami UVA oraz UVB, i radzą, byśmy unikali słońca, a jeśli jest to trudne, to chociaż odpowiednio się przed nim chronili. Dlatego nim wyjedziemy na urlop, warto trochę wcześniej pobyć na świeżym powietrzu – podczas spaceru, jazdy na rowerze czy też pracy w ogródku. Skóra, która „złapie” pierwsze promienie słoneczne, lepiej zniesie silniejszą na nie ekspozycję. Niezbędna ochrona dla każdego Zbyt silna opalenizna nie jest ani zdrowa, ani modna. Dlatego koniecznie trzeba ze sobą na wakacje zabrać kremy do opalaniai bardzo starannie przeczytać ulotkę informująca, jak je stosować. Muszą ich używać nawet osoby o ciemnej karnacji, które jeśli nie przygotują się do przebywania na słońcu odpowiednio wcześniej, także będą miały duże problemy z ewentualnym poparzeniem. Szczególnie jednak muszą uważać osoby o jasnej skórze, dla których silne słońce jest szczególnie niebezpieczne i może wywołać zmiany nowotworowe. Kremy o wysokim filtrze Zaleca się używanie kremów do opalania w przypadku skóry każdego rodzaju. Ich stosowanie nie chroni całkowicie przed promieniami UVA i UVB, a jedynie zmniejsza ryzyko powstania poparzeń. Wskazane jest rozpoczęcie opalania od zastosowania preparatów o numerze SPF 50+, które tworzą znakomitą barierę ochronną. Kiedy skóra się przyzwyczai, można stopniowo przechodzić na niższe filtry. Najlepiej kupić przynajmniej dwa kosmetyki do opalania – jeden o bardzo wysokiej numeracji i jeden o niższej.Kremy SPF 50+ stosujemy także w przypadku zaczerwienionej skóry dla jej ochrony i smarujemy nimi miejsca szczególnie wrażliwe. Dla jednych będzie to nos, czoło, uszy, dla innych np. dekolt. Nakładanie na nos listków z drzew to już raczej przeżytek. Ochrona przed wypryskiem słonecznym i starzeniem Kosmetyki o filtrze SPF 50+ mają dodatkową zaletę – chronią przed wypryskiem słonecznym, czyli częstą dolegliwością pojawiającą się zwykle w czasie opalania, a będącą konsekwencja podrażnienia skóry wywołanego promieniami ultrafioletowymi lub alergią. Jeśli wyprysk słoneczny się pojawi, należy miejsce nim objęte zasłonić przed słońcem i grubo posmarować zabezpieczającym kremem. Można też wypić wapno, zalecane przy tego rodzaju dolegliwościach, albo użyć maści na poparzenia, którą można kupić w aptece. Kremy SPF50+ stanowią bardzo dobre zabezpieczenie przed starzeniem się skóry wywołanym słońcem. Kremy i balsamy do 50 zł Większość kremów o wysokim filtrze dostępna jest w cenie do 50 zł. Przykładowe: Krem Ivostin Solecrin SPF 50+ doskonale chroni przed promieniami UVA i UVB, jest antyalergiczny, zabezpiecza skórę przed fotostarzeniem i przebarwieniami – cena ok. 25 zł. Krem Vichy Ideal Soleil do twarzy ma delikatną konsystencję, jest też wodoodporny – cena ok. 50 zł. Pharmaceris S krem do twarzy jest hipoalergiczny i zalecany nawet dla dzieci od 6 miesiąca życia – cena 33 zł. Avene Sun SPF 50+ jest wodoodporny, przeznaczony dla osób o jasnej karnacji, chroni przed poparzeniem słonecznym – cena 43 zł. Bioderma Photoderm Ar to krem tonujący przeznaczony dla skóry z problemami naczyniowymi – kosztuje 43 zł. Koniecznie należy zabezpieczać też wrażliwą skórę dzieci. Takie preparaty, np. Pharmaceris SPF dla dzieci i niemowląt czy Kolastyna Baby SPF krem ochronny są specjalnie przystosowane do wrażliwej skóry najmłodszych. Są też bezzapachowe i hipoalergiczne. Kremami do opalania smarujemy się ok. 20 minut przed wyjściem na słońce. Stosujemy je obficie wiele razy dziennie, gdy tylko czujemy, że skóra robi się sucha. Wszystkie dobre kosmetyki do opalania są wodoodporne, można więc bez obawy korzystać z kąpieli. Zawsze jednak należy ich użyć przed wejściem do wody i dobrze, jeśli zrobimy, to także po wyjściu z niej, kiedy skóra wyschnie. Nie wolno zapomnieć o ochronie ust. W tym celu zaleca się używanie specjalnych sztyftów, które dają uczucie komfortu i dodatkowo chronią wrażliwą skórę przed wysuszeniem, popękaniem, a nawet opryszczką.
Idealna ochrona skóry przed słońcem – kremy SPF 50+
Kiedy znudziło im się rozbudowywanie swoich włości, postanowili wsiąść w rakiety i wyruszyć na podbój kosmosu. Tak w jednym zdaniu można by przedstawić grę „Projekt Gaja”. Tytuł ten jest następcą „Terry Mystiki”, w której gracze budowali swoje budynki, zdobywali nowe tereny i rozwijali technologie. W „Projekcie Gaja” zadanie dla graczy jest niemal takie samo, największą jednak różnicą jest wyjście w przestrzeń kosmiczną i zorganizowanie całej mechaniki wokół tego tematu. Zawartość pudełka Każdy, kto miał do czynienia z grą „Terra Mystica” na pewno był pod wrażeniem liczby elementów i złożoności rozgrywki. W „Projekcie Gaja” również nie będziecie narzekać na małą liczbę komponentów. Kiedy otworzymy sporej wielkości pudełko (ważące ok. 3 kg!), naszym oczom ukaże się 10 kafli sektorów, plansza rozwoju, plansza punktowania, 7 dwustronnych plansz frakcji, 6 żetonów punktowania końcowego, 10 żetonów punktowania rundy, 10 żetonów wzmocnienia, 35 żetonów technologii podstawowych, 15 żetonów technologii zaawansowanych, 6 stacji kosmicznych, 19 żetonów przymierza, 12 planet Gai, Czarna Planeta, 15 znaczników przymierza, 20 znaczników akcji, 25 kart automy, 4 karty pomocy, karta kolejności rundy, budynki w każdym z siedmiu kolorów (po 8 kopalni, 4 placówki handlowe, 3 laboratoria, 2 akademie, 1 instytut planetarny, 3 gajaformery, 7 znaczników gracza, 25 satelitów), znacznik pierwszego gracza, 14 znaczników kredytów, 7 znaczników rudy, 7 znaczników wiedzy, 30 KIK-ów, 50 znaczników mocy, 1 Kamień Umysłu oraz oczywiście instrukcja. Gra przewidziana jest dla 1-4 osób powyżej 12 lat. Rozgrywka trwa od 60 do 150 minut. Za polskie wydanie odpowiada Games Factory. Czas podbić kosmos „Projekt Gaja”, podobnie jest „Terra Mystica”, jest grą pozbawioną losowości. Oznacza to, że wszystkie decyzje, które podejmujemy, muszą wynikać z posiadanych zasobów czy budynków i będą wywoływać w dalszej grze jasne konsekwencje. Gracze muszą zatem być świadomi strategii, którą wybiorą, i potrafić ją dostosować do zmieniającej się sytuacji na planszy. Nie ma natomiast możliwości wystąpienia sytuacji, w której sukces jakiegoś przedsięwzięcia będzie zależał od rzutu kostką. Jak z resztą widać w spisie elementów – kostek „Projekt Gaja” nie posiada. Gdybym chciał wymienić wszystkie możliwe akcje i decyzje, które gracze podejmują w trakcie gry, musiałbym zapewne przepisać zdecydowaną większość instrukcji. Zamiast tego powiem, że o ile faktycznie liczba decyzji do podjęcia jest duża, o tyle same zasady po przyswojeniu i rozegraniu kilku partii nie stanowią problemu. Cała złożoność gry zamknięta jest w zrozumiałych mechanizmach i sugestywnej ikonografice. Nie zmienia to faktu, iż próg wejścia jest wysoki i gra przeznaczona jest dla bardziej doświadczonych graczy. Kosmos czy fantastyka? Jak już wspomniałem, „Projekt Gaja” bazuje na mechanizmach „Terry Mystiki”, zmieniając tematykę i wprowadzając trochę uaktualnień do zasad. Pojawiają się głosy, które wskazują w związku z tym wyższość „Projektu” nad „Terrą”. Z drugiej strony wiele osób twierdzi, że pierwowzór bije następcę na głowę. Co zatem wybrać? Myślę, że obie gry są bardzo udane i zadowolą graczy, którzy szukają wyzwań strategicznych i ekonomicznych. Kwestia tego, czy ktoś woli podbijać kosmos, czy przekształcać np. bagna w lasy. Grę „Projekt Gaja” można kupić na Allegro za ok. 220 zł.
„Projekt Gaja” – recenzja gry planszowej
Wizualna odmiana swojego auta jest bardzo kusząca dla wielu kierowców. Przed sezonem letnim szczególnie popularne staje się montowanie progów oraz spojlera. Lato – czas wszelakich zmian Wraz z drastycznym wzrostem temperatur i większym nasłonecznieniem każdego dnia, wszędzie wkoło dochodzi do wielu zmian. O ile w przypadku przyrody to oczywiste – przecież to naturalna kolej rzeczy – to równie wiele metamorfoz można zauważyć w innych dziedzinach życia.Nowe fryzury, nowa garderoba – czasem trudno poznać członków dalszej rodziny! Podobnie sytuacja wygląda w motoryzacji. Część właścicieli aut decyduje się na zmianę swoich czterech kółek na inny model, co najmniej równie wielu wybiera jednak szeroko rozumiany tuning wizualny.Czasy malowania podłużnych, białych pasów na poczciwym Polonezie czy Fiacie 126p minęły już (na szczęście!) bezpowrotnie, wśród obiektów zainteresowania kierowców są obecnie zgoła inne elementy. Odświeżenie lakieru, nowelampy ksenonowe lub efektowne alufelgi – to wszystko prezentuje się atrakcyjnie i z klasą. Dziś przyjrzymy się jednak atrybutom o zabarwieniu stricte sportowym: progom oraz spojlerom. Po co tuningować optycznie? Odpowiedź na to pytanie jest w zasadzie prostsza, niż można byłoby się spodziewać. Człowiek podświadomie dąży do piękna i harmonii, choć przybiera ono niejednokrotnie różne oblicza. Co więcej, gusta na przełomie dziesięcioleci całkowicie się zmieniają. Wystarczy spojrzeć na auta produkowane kilkanaście lat temu i porównać je z tymi, które dziś opuszczają koncernowe fabryki. Jakby tego było mało, wszystko to podlega też trendom i modzie.Nie może zatem dziwić fakt, że każdy pragnie czas odmiany – choćby nawet miałaby być ona zaledwie kosmetyczna. Tym bardziej że czasem wystarczy stosunkowo niewielka inwestycja w wysokości zaledwie około kilkuset złotych. Z pewnością nie jest to zbyt wygórowana cena za możliwość zmiany wizualnej swoich czterech kółek. Nowe progi do samochodu Progi to stosunkowo charakterystyczny element, który właściwie momentalnie zmienia wygląd całego auta. Po ich założeniu uzyskuje się przede wszystkim efekt obniżenia nadwozia, dzięki czemu samochód zyskuje sportową sylwetkę. Pamiętaj, że progi zazwyczaj znajdują się faktycznie tylko trochę wyżej od podłoża, przez co łatwo zawadzić nimi np. podczas parkowania na wysokich krawężnikach.Sam montaż nie jest zbytnio skomplikowany i możesz dokonać go tak samodzielnie, jak i w warsztacie. Oczywiście usługa w serwisie w większym stopniu nadwyręży twój portfel, pozwoli ci jednak zaoszczędzić trochę gotówki.Koszt zakupu progów może być bardzo różny. Wiele zależy od modelu auta, jaki posiadasz. Cena rośnie proporcjonalnie do wartości twojego pojazdu, dlatego zakup progów to aut takich jak Mercedes czy BMW zwykle wiąże się z niemałym wydatkiem. Szczególnie jeżeli szukasz oryginalnych części, w niektórych przypadkach to nawet kilka tysięcy złotych.Jednak najczęściej znajdziesz klasowe elementy w cenie nieprzekraczającej kilkuset złotych. Spojler To zdecydowanie najpopularniejszy element, który wykorzystywany jest w wizualnym tuningu. Musisz jednak być bardzo ostrożny w kwestii wyboru wzoru, bowiem bardzo łatwo zamontować spojler, który zupełnie nie pasuje do sylwetki pojazdu. Obecnie modne są raczej produkty niezbyt duże o opływowych kształtach. Spojlery o bardziej wyraźnej linii i zarysowanych kształtach lepiej prezentują się na starszych autach, lecz tu także wskazana jest rozwaga – dwudziestoletnie auto sprowadzane zza zachodniej granicy po zamontowaniu spojlera raczej nie prezentuje się zbyt estetycznie.Koszt spojlera jest zbliżony do ceny progów, raczej nie przekracza kilkuset złotych. Zaleca się wybieranie elementów od znanych i renomowanych producentów, których wyroby odznaczają się lepszą jakością wykonania. Dobranie koloru Zarówno w przypadku progów, jak i spojlera, najtrudniejszym zadaniem jest dobranie odpowiedniej barwy lakieru – o ile oczywiście chcesz utrzymać element w tej samej tonacji kolorystycznej.Najłatwiej zajrzeć do książki pojazdu i odnaleźć kod lakieru. Ta metoda sprawdza się jednak tylko w przypadku stosunkowo nowych aut, gdyż wraz z eksploatacją, lakier traci na swojej wyrazistości i matowieje. Jeżeli jeździsz samochodem kilkuletnim, lepszy efekt osiągniesz, dobierając lakier „na oko”. Warto przy tym skorzystać z pomocy lakiernika, którego doświadczenie może okazać się niezbędne.
Wakacyjny tuning – progi i spojler
Gdy czterdzieści lat temu światło dzienne ujrzała ta pozycja, było już w zasadzie po wszystkim. Stała się ona mniej lub bardziej, w zależności od punktu widzenia, wisienką na torcie afery znanej jako afera Watergate. A mowa o nietypowym śledztwie dziennikarskim, którego rezultaty wprawiły w zdumienie całą Amerykę, na zawsze zmieniając mentalność jej mieszkańców upatrujących odtąd we wszystkich rządowych działaniach jakieś zakłamanie. Nieufność, na którą już wcześniej zapracował amerykański rząd ze względu na działania wojenne w Wietnamie, które nie były podawane do wiadomości publicznej, wzrosła niebotycznie, sięgając do granic absurdu. Motyw ten zaś jest wykorzystywany do dziś, od seriali typu „Z archiwum X”, przez filmy w rodzaju „Szpiega publicznego” do tematyki podejmowanej w grach. Ludzie prezydenta Początek jest niemalże filmowy. Jest oto rok 1972, a więc minęły trzy lata od momentu zaprzysiężenia Richarda Nixona na prezydenta. Trwają przygotowania do kolejnych wyborów, trwa wielka kampania. Do budynku Watergate, gdzie znajdowało się biuro Komitetu Krajowego Partii Demokratycznej, a więc opozycji Partii Republikańskiej, której przedstawicielem był Nixon, próbują nieudolnie włamać się jacyś ludzie, co jednak właśnie przez brak umiejętności zostaje łatwo udaremnione przez ochronę. Dość szybko w toku śledztwa wykryto, że celem włamania było założenie podsłuchu. Ludzie prezydenta okazali się co najmniej nieudolni. Próba założenia podsłuchu, by ratować malejącą popularność partii Republikańskiej i samego Nixona, była sromotną klęską. Ta wpadka pociągnie za sobą lawinę nie do zatrzymania. Co zniszczy nie tylko karierę Nixona, ale także wpłynie na nowe postrzeganie polityków, na ich działania, a wreszcie wydobędzie na światło dzienne podwójną moralność najbliższych współpracowników prezydenta. Woodward i Bernstein wkraczają do akcji Woodward, redaktor „The Washington Post”, został przydzielony do tej sprawy, co na początku odebrał jak karę, upatrując w niej kolejny nudny temat. Dzięki wizycie w sądzie szybko zweryfikuje swoją pomyłkę, gdy tylko zostanie ujawniona tożsamość włamywaczy. Zaintrygowany Woodward zaczyna drążyć temat, ale dopiero współpraca z drugim dziennikarzem, Bernsteinem, rozbudzi większą ciekawość ich obydwu i wywoła w nich zacięcie godne śledczego. Rozpocznie się żmudna praca dziennikarsko-śledcza. Woodward i Bernstein spędzą godziny na wykonywaniu telefonów do różnych osób, których nazwiska będą łączyły się ze sprawą, na szukaniu powiązań i kontaktów wśród ludzi prezydenta, na pozyskiwaniu dziwnych informatorów, na odwiedzinach w domach i godzinach często jałowych rozmów. Powoli jednak części układanki zaczynają pasować do siebie coraz lepiej, a duet dziennikarski tak efektywny w swoich działaniach zyska żartobliwy przydomek Woodstein. Najlepsze filmy reżyseruje życie Nie samą aferą ta książka żyje, można by rzec. Jej atuty to czysta, żywa relacja obydwu partnerów w śledztwie, którzy nie szczędzą szczerości w swoich wypowiedziach, nie ukrywają pierwotnej wzajemnej niechęci, przeradzającej się powoli w szacunek, a na koniec przyjaźń. Ich opowieść w związku z tym nabiera charakteru prawdziwego życia, sensacyjność samej afery staje się ledwie tłem do ukazania niezwykłych ludzkich charakterów. Po pierwsze, sami dziennikarze wykazali się cierpliwością i niezłomnością w badaniu wszystkich poszlak. Po drugie, są tu ukazani zwykli ludzie, którzy choć wciągnięci w otoczenie prezydenckie, niejednokrotnie w jakiś sposób biorący udział w wydarzeniach, nadal próbują być uczciwi, zeznawać i przeciwstawiać się ogólnemu poczuciu zastraszenia. To właśnie historie tych zwykłych ludzi są największym atutem „Wszystkich ludzi prezydenta”. Zwalczanie mitów Prawdopodobnie udział tak dużej liczby osób odbił się na rozpowszechnianiu coraz większej ilości mitów wokół afery. Największym jest ten, jakoby tylko Woodward i Bernstein ukrócili działania Nixona, a paradoksalnie ich książka wyjaśnia, że nie było tak do końca. To śledztwo prowadziło równolegle wielu innych dziennikarzy, bez wsparcia i pomocy pracowników FBI nie miałoby ono szansy na tak spektakularne zakończenie, a obaj dziennikarze mieli dużo szczęścia, trafiając właśnie na ludzi, dla których prawda okazała się równie ważna jak dla nich. Mimo tak znacznego poślizgu z wydaniem tej pozycji na polskim rynku warto poznać fabułę „Wszystkich ludzi prezydenta”. Odmitologizowanie niektórych przypowieści na pewno przysłuży się lepszemu zrozumieniu, co tak naprawdę wydarzyło się w Stanach Zjednoczonych na początku lat 70. ubiegłego wieku, a sama książka wzbudzi emocje godne całkiem niezłego filmu. Nie bez powodu prawdziwy film, który powstał na jej podstawie, nadal należy do najpopularniejszych i najbardziej rozpoznawalnych w swoim gatunku. Źródło okładki: www.agora.pl
„Wszyscy ludzie prezydenta” Bob Woodward, Carl Bernstein – recenzja
Śruby, wkręty, nakrętki – ich montaż jest o tyle prosty, że nie wymaga od nas wyjątkowo specjali-stycznego sprzętu. Posiadanie w pogotowiu odpowiednich kluczy i śrubokrętów pozwala na łatwe wkręcenie tego rodzaju metalowych części w różne powierzchnie: metal, szkło, drewno i plastik. Abyś sam mógł poczuć się jak profesjonalista i szef swojego własnego warsztatu sprawdź, jakie klucze i śrubokręty wybrać, żeby nie zapłacić majątku, a każdą pracę wykonać szybko i sprawnie. Wieloczęściowe zestawy kluczy i śrubokrętów są właśnie takim niezbędnym sprzętem, mającym ułatwić ci remont, czy też zwykłe naprawy domowe. Ich wielką zaletą jest uporządkowanie oraz mnogość rozmiarów i nakładek skryta w niewielkim futerale lub pudełku. Nie musisz inwestować w nie fortuny, ponieważ porządne komplety dostępne są w bardzo przystępnej cenie. Poniżej znaj-dziesz kilka propozycji takich zestawów do 150 zł. Klucze płaskie i płasko-oczkowe CONDOR Klucze płaskie CONDOR cechują się niezawodnością oraz łatwością w korzystaniu. Występują w różnych rozmiarach wyraźnie zaznaczonych bezpośrednio na kluczu oraz na futerale, w którym się znajdują. Wykonane ze stali chromowo-wanadowej nie tylko będą długo służyły, ale dodatkowo bardzo dobrze zaprezentują się czy to w warsztacie, czy skrzynce z narzędziami. Użycie takiego sto-pu metali zapewnia ich trwałość oraz odporność na działania korozyjne czy utleniające, które są niestety przypadłością tradycyjnej stali. Obecnie producenci postanowili pójść jednak o krok dalej i urozmaicić zwykłe klucze płaskie poprzez produkcję hybrydy klucza płaskiego z oczkowym. Klucze oczkowe są przystosowane nie tak jak płaskie do śrub sześciokątnych a do dwunastokątnych. Po-wstała hybryda ograniczy ilość potrzebnego do ich przechowywania miejsca, jednocześnie dając poczucie posiadania dwóch różnych kluczy. Podobnie jak płaskie tak i płasko-oczkowe wykonane są ze specjalnego stopu, zapewniającego trwałość. Klucze nasadowe YATO Ciekawą alternatywą dla zwykłych kluczy płaskich i oczkowych są klucze nasadowe YATO . Ich wielo-zadaniowość oraz skuteczność w każdych warunkach pozwala uzyskać im przewagę nad kluczami klasycznymi. Dzięki ergonomicznej, specjalnie wyprofilowanej rączce pokrytej antypoślizgowym materiałem, uzyskasz pewność chwytu nawet w najgorszych warunkach pogodowych. Ich dobrze zaprojektowany kształt ułatwia pracę nawet w trudno dostępnych miejscach, ale jeśli z jakichś względów sam klucz z nasadką nie jest w stanie dosięgnąć śruby bądź nakrętki, można śmiało sko-rzystać z dołączonej do zestawu przedłużki. Wykonane z najlepszej stali chromowo-wanadowej klucze te zapewnią ci komfort pracy oraz trwałość i niezawodność działania. Neo klucze imbusowe Imbusy to klucze, których nie będziemy w stanie zastąpić zwykłymi modelami płaskimi czy nasado-wymi. Dlatego właśnie warto mieć w swoim warsztacie i skrzynce przynajmniej mały zestaw tego typu narzędzi. Wykonane są z wysokiej jakości stali SNCM+V, czyli nierdzewnej z dodatkiem chromu, molibdenu oraz wanadu. Wykorzystany stop metali nie tylko zapewni kluczom długo-wieczność, ale sprawia, że są one lekkie i wygodne w użytkowaniu. Co więcej, w kluczach imbuso-wych NEO ich rozmiar został oznaczony różnymi kolorami, co znacznie ułatwia pracę i nadaje im nie-powtarzalnego, nowoczesnego designu. Zestawy śrubokrętów STANLEY box:offerCarousel Klasyka klasyki, czyli stare dobre śrubokręty. Każdy powinien mieć w domu przynajmniej dwa: płaski oraz gwiazdkę. Pójdźmy jednak o krok dalej, aby podczas majsterkowania nie martwić się brakiem odpowiednich rozmiarów śrubokręta. Wieloczęściowe zestawy śrubokrętów STANLEY sprawią, że poczujesz się jak profesjonalista. Wykonane z wysokiej jakości stopów metali są bardzo trwałe i jednocześnie lekkie. Ich rękojeść została wyprofilowana w możliwe najbardziej ergonomiczny spo-sób, ułatwiający pracę szczególnie podczas wykonywania obrotów. Jednocześnie chwyt poprawio-no przez zastosowanie materiału antypoślizgowego oraz nieprzewodzącego, co jest charaktery-styczne dla wysokiej jakości narzędzi. Dodatkowo, końcówki śrubokrętów zostały specjalnie nama-gnesowane, co znacznie ułatwia trzymanie śrubki przy wkręcaniu lub trafienie w nią w miejscu trudno dostępnym. Do zestawów dołączono specjalny magnetyzer oraz demagnetyzer, który w razie konieczności może przywrócić lub usunąć magnetyczne właściwości naszych śrubokrętów w zależności od indywidualnych potrzeb.
Zestawy kluczy i śrubokrętów do 150 zł
Trendy wnętrzarskie nie zmieniają się tak dynamicznie jak te związane z modą odzieżową i stylizacją wyglądu. Są jednak źródła, którymi można się inspirować podczas zmiany wystroju mieszkania, tak aby było zawsze na czasie i zgodne z tendencjami w sztuce architektonicznej. Co jakiś czas warto zastanowić się nad odmalowaniem mieszkania bądź zmianą jego aranżacji. Działa to korzystnie na samopoczucie i odświeża wszystkie cztery ściany. Jakie kolory warto wziąć pod uwagę w sezonie 2016? Zmiany z nowym rokiem zacznij od mieszkania Nowy rok to świetny czas na zmiany. Nie tylko te dotyczące stylu życia albo sposobu odżywiania. Pod uwagę warto również wziąć odświeżenie wystroju mieszkania. Dzięki temu poczujemy się lepiej, aktywnie spędzimy trochę czasu, poświęcając się nowemu zajęciu, a także przygotujemy się do wiosny. Ponadczasowa biel w sezonie 2016 Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że biel jest zawsze modna i nigdy się nie nudzi. Świetnie prezentuje się na ścianach, nawet jeśli pokrywa je wszystkie. Ta barwa optycznie powiększa pomieszczenie, dodaje poczucia przestrzeni i czystości. Jest bardzo elegancka, a w obecnej modzie na styl skandynawski jest po prostu niezastąpiona. Warto więc pomyśleć nad malowaniem wnętrza właśnie na ten kolor. To idealny plan na to, jak w szybki i tani sposób poczuć się jak w nowym mieszkaniu. Pastele sezonu 2016 wg Pantone Według Pantone Color Institute rok 2016 ma barwę Rose Quartz i Serenity. Mniej wprawnym znawcom w świecie kolorów wystarczy informacja, że jest to jasny róż oraz delikatny błękit, a aż dwa odcienie wiodące w sezonie to nie lada wydarzenie w świecie stylizacji wnętrz. Oczywiście podpowiedź instytutu jest tylko sugestią, którą warto się zainspirować. Po czasach panowania ciemnych, eleganckich odcieni bordo i łamania wszystkiego czernią można odetchnąć z ulgą i rzucić się w wir lekkich pasteli. Do malowania ścian warto wybierać wspominane wcześniej błękity i róże, ale także lawendę i żółty, które świetnie jest stylizować w popowym wydaniu z lat 80. Poza tym dobrze sprawdzą się wybielane beże, które w tym sezonie wykańczamy dodatkami z metalowych rurek: złotych, miedzianych i chromowanych. Kolory naturalne i inspiracje etniczne Inspiracje etniczne nie kończą się nigdy. Powracają co sezon, zarówno w modzie, jak i wystroju wnętrz. W tym roku zwróćmy uwagę na brązy, zielenie i hit, jakim okazała się dawno niedoceniana ochra. Takie połączenia dalekie są od szalonego folkowego miksu, ale nadają wnętrzu wrażenia bliskości z naturą i braku sztuczności. To propozycja dla osób szukających ukojenia w stylu slow. Szarości jako sposób na tonowanie barw Jak widać, w tym roku stawiamy na delikatność i kojenie zmysłów. Szarość jest tu niezastąpiona, ponieważ zestawienie jej z jakąkolwiek inną barwą działa tonująco i uspokajająco. Jeśli nie wiemy, z czym zestawić swój ulubiony odcień zieleni czy granatu, to popielaty w kilku stopniach nasycenia będzie genialną odpowiedzią. Modernistyczne wzory powracają w 2016 roku Dla osób, dla których same kolory to za mało, przygotowano również inspirujące wzory. W tym względzie czerpiemy z modernizmu i motywów, które są jego dziełem. Warto tu zwrócić uwagę na kultowy wręcz „cubes”, czyli sześciany w tonacji czerń-biel-szarość. Geometryczne, niemal hipnotyzujące desenie to świetny pomysł na tapety albo okleiny mebli, chociaż w klasycznej podłogowej wersji wyglądają po prostu najlepiej. To rozwiązanie należy oczywiście do droższych. Kolory w naszym życiu odgrywają większą rolę, niż może nam się wydawać. Oddziałują na nastrój i samopoczucie, pomagają się zrelaksować lub pobudzają. Trendy we wnętrzarstwie to oczywiście jedynie podpowiedź i sugestia, z którą mimo wszystko warto się zapoznać.
Kolory we wnętrzach – trendy 2016
Moto G5S Plus to wersja specjalna Moto G5 Plus z ekranem o przekątnej 5,5 cala. Design jest nowy, a smartfon napędza ośmiordzeniowy Snapdragon 625, wspomagany 3 GB RAM-u i 32 GB pamięci wbudowanej. Urządzenie posiada też dwa aparaty z tyłu obudowy. Specyfikacja Motoroli Moto G5S Plus wyświetlacz: 5,5 cala, 1080 x 1920 pikseli, IPS, szkło 2.5D Gorilla Glass 3 chipset: Qualcomm Snapdragon 625 (8x 2,0 GHz, rdzenie Cortex-A53) grafika: Adreno 506 RAM: 3 GB pamięć: 32 GB + obsługa kart microSD do 256 GB format karty SIM: nano (hybrydowy Dual SIM) łączność: LTE, Wi-Fi 802.11n (2,4/5 GHz), Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.2 z NFC i aptX, GPS z A-GPS i GLONASS system operacyjny: Android 7.1 Nougat aparat główny: 2x 13 Mpix, f/2.0, dwutonowa dioda LED, autofocus, nagrywanie wideo w 2160p/30 fps lub 1080p/60 fps aparat przedni: 8 Mpix, f/2.0, dioda LED, nagrywanie wideo w 1080p funkcje: czytnik linii papilarnych, odporność na zachlapania czujniki: akcelerometr, żyroskop, zbliżeniowy bateria: 3000 mAh wymiary: 153,5 x 76,2 x 8 mm masa: 168 g Konstrukcja Moto G piątej generacji, jako pierwsza w serii, posiadała częściowo metalową obudowę. Teraz producent poszedł o krok dalej – nowe Moto G5S oraz G5S Plus to już w pełni aluminiowe konstrukcje, zmieniło się też wzornictwo. Motorola G5S Plus jest prostsza wizualnie, ale tym samym mniej oryginalna. Jednak dzięki charakterystycznemu obiektywowi nadal nie ma wątpliwości, że to smartfon produkcji Motoroli. Nie mam najmniejszych uwag do wykonania urządzenia – G5S Plus to masywna tabliczka, wzorowo spasowana i świetnie obrobiona. Front ma podobny kształt i rozstaw elementów do poprzedniego modelu, ale tym razem proporcje są bardziej korzystne – ekran 5,5 cala otaczają węższe ramki. Wyświetlacz jest przeszklony taflą Gorilla Glass 3 z zaoblonymi krawędziami. Pod nim umieszczono tylko czytnik palca, znajdujący się we wgłębieniu, natomiast nad ekranem są: przedni aparat, czujniki, duża maskownica głośnika rozmów, logo producenta oraz dioda doświetlająca. Boki są wypukłe i mają profilowane krawędzie, które mienią się metalicznie. Żłobiony włącznik oraz gładka regulacja głośności trafiły na prawą stronę – ulokowano je niżej niż zazwyczaj. W dolnej części lewej ścianki znajduje się tacka czytników kart, która mieści dwie karty nanoSIM lub jedną wraz z kartą microSD. Na szczycie widać tylko wyjście słuchawkowe, a na dole znalazły się: złącze microUSB, głośnik multimedialny i szczelina mikrofonu. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Łukowate plecy zdobi logo producenta, które na powrót jest wklęsłe, w przeciwieństwie do odstających znaczków z G5 i G5 Plus. Pokrywę przecina szereg pasków antenowych, które mocno rzucają się w oczy. W górnej części wyraźnie odstaje optyka aparatu (dwa obiektywy oraz dwutonowa dioda LED), schowana w kolistym module, a przy górnej krawędzi obudowy dostrzec można szczelinę dodatkowego mikrofonu. Ergonomia i użytkowanie Motorola Moto G5S Plus to dosyć duży i ciężki smartfon. Nie ma co liczyć na wygodną obsługę jedną ręką, ale producent postarał się, by ergonomia była jak najlepsza. Pozycja bocznych przycisków została obniżona, więc łatwo do nich sięgnąć. Wyraźnie odstają i mają bardzo dobry klik: wyczuwalny i sprężysty. Świetnie, że wróciło wklęsłe logo na pokrywie smartfona – idealnie stabilizuje palec, dzięki niemu urządzenie trzyma się bardzo wygodnie. Eliptyczny czytnik palca jest przyjemny w dotyku i sprawnie wybudza smartfona. Cechuje się satysfakcjonującą precyzją, chociaż do rekordzistów pod względem szybkości działania (np. modeli Huawei) trochę mu brakuje. box:imageShowcase box:imageShowcase Obsługa smartfona oparta jest na ekranowych przyciskach nawigacyjnych oraz wydzielonym czytniku palca. Można jednak włączyć tryb jednego przycisku (podobnie jak w Moto Z2 Play) – wtedy urządzenie obsługuje się gestami na czytniku palca. Wciśnięcie to powrót do pulpitu, gest w lewo wyzwala cofanie, zaś w prawo otwiera listę aktywnych aplikacji. Po krótkim okresie adaptacji obsługa w ten sposób nie sprawia najmniejszych problemów. Szkoda, że G5S Plus nie naśladuje Moto Z2 Play (test) w innych kwestiach. Głośnik smartfona nadal jest monofoniczny i wspiera go głośnik rozmów. Łatwo go zasłonić, brzmienie nie zachwyca, ale mocy nie brakuje. Można także liczyć na intensywną wibrację, którą łatwo wyczuć w kieszeni. Wersja specjalna G5S Plus aż prosi się o obecność portu USB typu C, ale, niestety, potencjalny użytkownik jest nadal skazany na używanie gniazda microUSB – producent uparcie trzyma się tego lekko już przestarzałego interfejsu. Ponownie brakuje diody powiadomień – w zamian otrzymujemy aktywny ekran, który reaguje na ruch oraz powiadomienia. Tyle tylko, że G5S Plus nie ma ekranu typu AMOLED, więc nie jest to tak energooszczędne rozwiązanie, jak np. w modelach Samsunga. Dobrze, że nie zabrakło modułu NFC, cieszy także obudowa odporna na zachlapania. Smartfon może się lekko nagrzewać podczas intensywnego korzystania z multimediów, ale przy normalnej obsłudze pozostaje chłodny w dotyku. Wyświetlacz Ekran jest dobry, ale jednocześnie trochę zawodzi. Rozdzielczość Full HD przy przekątnej 5,5 cala przekłada się na zagęszczenie pikseli równe 401 ppi – obraz jest ostry jak brzytwa. To bardzo jasny wyświetlacz o lekko ochłodzonej bieli i przyzwoicie głębokiej czerni, z wzorowymi kątami widzenia. Niestety, jakimś sposobem mniejsza Moto G5S ma wyższy kontrast i lepiej radzi sobie z odwzorowaniem zieleni i błękitów, które na ekranie wersji Plus wyglądają dosyć matowo. W praktyce to jednak detale, ekran nadal cieszy oczy oraz palce, które gładko suną po wyświetlaczu z interfejsem obsługującym aż 10 punktów dotyku. System operacyjny i wydajność Nie ma niespodzianek – Motorola od dawna stawia na praktycznie czystego Androida 7.1 Nougat (z obiecaną aktualizacją do wersji 8.0 Oreo), który został rozbudowany o aplikację Moto do obsługi gestów, aktywnego ekranu itp. W pamięci są jednak nieliczne dodatkowe aplikacje, których nie było w innych Motorolach, czyli LinkedIn oraz Outlook. Sam interfejs jest standardowy – szufladę aplikacji z wyszukiwarką wysuwa się gestem, a górna belka zawiera standardowe skróty oraz suwak regulacji podświetlenia. Lewy ekran zajmuje Asystent Google Now, a w ustawieniach jest standardowy pakiet opcji. G5S Plus wyposażono w ten sam układ, co G5 Plus, czyli Snapdragona 625 z 3 GB pamięci RAM oraz 32 GB pamięci wbudowanej. W praktyce efekty są, jak zwykle, znakomite – Motorola jest chyba aktualnie najlepszą marką pod względem optymalizacji swoich urządzeń. G5S Plus działa bardzo szybko i stabilnie. Nie zdarzają się żadne przycięcia, aplikacje startują sprawnie, a można trzymać ich dużo w pamięci i płynnie się pomiędzy nimi przełączać. W praktyce niewiele brakuje do poziomu Z2 Play – spowolnienia dostrzec można jedynie przy pobieraniu i instalowaniu aplikacji czy podczas uruchamiania bardziej wymagających gier. Testy syntetyczne nie zawierają niespodzianek – G5S Plus uzyskała 63912 punktów w AnTuTu 6.2.7, a w Geekbenchu jej wynik to 828 punktów w teście single-core oraz 4262 punkty w multi-core. Wydajność graficzna według 3D Mark SlingShot Extreme to 462 punkty. Bateria Pod względem czasu pracy G5S Plus również nie zawodzi. Akumulator 3000 mAh przekłada się na 7 godzin pracy na włączonym ekranie przez dobę użytkowania, bez oszczędzania na podświetleniu z Wi-Fi i LTE. W normalnej obsłudze smartfon spokojnie wytrzyma 2 dni. W zestawie jest ładowarka TurboPower – na uzupełnienie akumulatora potrzeba około 1,5 godziny. Multimedia – gry, aparat, audio Zastosowany układ nadal oferuje sensowną wydajność, jeśli chodzi o mobilny gaming w rozdzielczości Full HD. Małe gry z Google Play nie będą stanowić wyzwania, a i większe tytuły 3D, jak Dead Trigger 2, Asphalt 8 lub Real Racing 3, działają płynnie i wyglądają bardzo dobrze. Aplikacja aparatu jest prosta i czytelna – ważne skróty umieszczono na wierzchu, można tam znaleźć także ikonkę trybu nocnego (słabe światło). Gest w prawo otwiera listę ustawień, a w lewo – galerię. Dodatkowe opcje rozwija się ikonką hamburgerową, są tam tryb ręczny (ostrość, balans bieli, migawka 1/6000–1/4, ISO 100–3200, ekspozycja), niska głębia ostrości oraz panorama. Jakość zdjęć jest dobra, ale liczyłem na więcej, to w końcu podwójny aparat z dedykowaną matrycą monochromatyczną. Dobre wrażenie robi ekspozycja, naturalne odwzorowanie barw oraz bezproblemowy balans bieli. Bardzo dobrze sprawdza się automatyczny HDR, który ratuje ujęcia o wysokiej dynamice przed prześwietleniem. Niestety, na dużym ekranie widać przeciętną ostrość – kontury są rozmyte i przypominają obraz malowany farbą olejną, więc nie ma co liczyć na wysoką szczegółowość. Nie zachwyca też efekt niskiej głębi ostrości – rozmycie tła jest sztuczne, a wokół fotografowanego obiektu widać wyraźną poświatę. Jakość zdjęć selfie jest typowa – potrzeba dobrych warunków świetlnych, barwy są już gorsze, a twarze potrafią być wyraźnie ziarniste, ale za to nie wyglądają na gumowe. Wideo w 4K nie zawodzi – to jakość podobna do zdjęć, gorzej jest z Full HD w 60 klatkach, gdzie widać zniekształcenia oraz ciągłe korygowanie ostrości. Jakość rejestrowanego dźwięku nie zawodzi. Przykładowe zdjęcia poniżej: box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Meloman będzie zadowolony – brzmienie na słuchawkach jest przestrzenne, dynamiczne i zrównoważone, bez specjalnych braków w basie. Na plus zaliczyć trzeba także obsługę kodeka aptX – słuchawki lub głośniki Bluetooth wspierające ten interfejs będą mogły rozwinąć skrzydła. Łączność i jakość rozmów Nie natrafiłem na problemy z zasięgiem LTE, Wi-Fi działało stabilnie. Smartfon obsługuje zakres 5 GHz, ale w standardzie n – osiąga około 120 Mb/s. GPS obsługuje satelity GLONASS, pozycjonowanie jest szybkie i precyzyjne. Niestety ponownie brakuje kompasu. Jakość rozmów oceniam jako wysoką. Głosy rozmówców były klarowne i szczegółowe, a mikrofon przekazywał mowę w sposób naturalny. Podsumowanie Wersja specjalna Moto G5S Plus nie zawodzi. To ładny i solidnie wykonany smartfon, który działa szybko i stabilnie oraz jest wygodny w obsłudze. Nie zawodzi czysty system ze świetnymi gestami, a na pochwałę zasługuje także obsługa za pomocą czytnika palca – innowacyjna i intuicyjna. Akumulator pozwala na długi czas pracy, a ekran jest jasny i przyjemny dla oczu. Fotograf doceni jakość barw na zdjęciach, a meloman będzie cieszył się z dobrego brzmienia. Urządzenie kosztuje około 1300 zł, co przy jego możliwościach stanowi sensowną ofertę. Nie obyło się jednak bez wad. Szkoda, że zabrakło portu USB typu C oraz diody powiadomień. Ekran powinien mieć trochę wyższy kontrast i lepsze odwzorowanie barw. Więcej spodziewałem się też po podwójnym aparacie. Bezpośrednim konkurentem testowanego urządzenia jest Lenovo P2 – smartfon z ekranem Full HD i rekordowym czasem pracy. Ma ten sam układ, ale wspierany przez 4 GB RAM-u. Alternatywą jest także Huawei P10 Lite o przekątnej 5,2 cala oraz Samsung J7 (2017) z ekranem Super AMOLED i dużym akumulatorem 3600 mAh.
Test smartfona Motorola Moto G5S Plus – metalowy średniak z podwójnym aparatem
Coś dla artystycznych dusz i osób z zacięciem tanecznym: rolkarstwo figurowe. Warto rozwinąć skrzydła i spróbować tej dyscypliny. Jaki sprzęt będzie potrzebny? Rolkarstwo figurowe wywodzi się z łyżwiarstwa. Jeśli lubisz jeździć na łyżwach, będzie dla ciebie ciekawą opcją, bo w wielu miejscach nie ma lodowisk całorocznych, no i przestawienie się na rolki jest relatywnie łatwe. Do wyboru masz także zwykłe wrotki z czterema kółkami. One także nadadzą się do jazdy figurowej, chociaż technika w ich przypadku będzie odrobinę inna. Jednak to właśnie łyżworolki są ostatnio bardziej popularne w przypadku tego sportu. Ważne! Wybierając rolki figurowe, dokładnie dobierz rozmiar, ponieważ zbyt luźne lub za ciasne buty zmniejszą komfort i bezpieczeństwo jazdy. Dobre rolki figurowe Co charakteryzuje wysokiej jakości rolki figurowe? Buty do jazdy figurowej są dobrze wentylowane, ponieważ w odróżnieniu od ślizgania na lodowisku na rolkach można jeździć także w upał. A nic tak nie psuje zabawy, jak zapocona stopa. Rolki do jazdy figurowej mogą mieć buty taki same jak łyżwiarskie. Można oczywiście przekręcać płozy i raz jeździć po lodzie, raz po asfalcie, ale podeszwy niedługo wytrzymają takie manewry. Dlatego lepiej mieć osobno rolki i osobno łyżwy lub kupić model dostosowany do różnych płóz. Płozy do rolek figurowych umożliwiają wykonywanie ewolucji. Ich kształt ma naśladować kształt płóz łyżwiarskich, są więc lekko wygięte. Dzięki temu możliwe jest dokładne odwzorowanie ewolucji łyżwiarskich poza lodowiskiem. Mają hamulec przedni, co odróżnia je od pozostałych modeli. Kółka z syntetycznego kauczuku zapewniają odpowiednią amortyzację np. w czasie lądowania po wybiciu do góry. Wybierz kółka oznaczone parametrem A, by mieć poczucie wygody na różnych nawierzchniach. Pamiętaj także o zasadzie: im mniejsze kółka, tym większa zwrotność. Dobierz ich rozmiar do swojego doświadczenia. Jakie rolki wybrać? Croxer Flower. Mają możliwość przełożenia hamulca oraz wymiany kółek na płozy na lód. Wyposażone są w podwójny system tłumienia drgań, co sprawia, że osoby początkujące będą czuły większy komfort w czasie wykonywanie ewolucji. Podwójna pianka wewnątrz butów sprawia, że jazda jest komfortowa nawet dla osób, które dopiero uczą się jeździć. Raven Profession. To ciekawe rozwiązanie dla osób lubiących jeździć i zimą i latem. Zestaw zawiera wymienne płozy – ostrza lub kółka do wyboru. Buty są przystosowane do zmiany tak, aby nie niszczyły się od przekręcania płóz co sezon. Produkt ten ma także specjalny system tłumiący drgania. 4S Light Blue. Umożliwiają regulację. Trzystopniowe zapięcie zapewnia bezpieczeństwo stawu skokowego, bo buty można bardzo dokładnie dopasować do kształtu nóg. Klamry mają zabezpieczenie przed przypadkowym otwarciem w czasie jazdy. W tym modelu buty zapewniają dużą stabilość. Croxer Dahlia. Łyżworolki unisex. Kompozytowe płozy charakteryzują się dużą lekkością (bez utraty wytrzymałości), co pozwoli na swobodne wykonywanie nawet skomplikowanych figur. Hamulce z poliwęglanu są wytrzymałe i zużyją się niezbyt szybko. Warto spróbować wrotkarstwa figurowego, bo ta dyscyplina jest nie tylko pełna wyzwań, ale i bardzo dobrze wpływa na zdrowie i figurę. Zachęcamy do dobrej zabawy!
Rolki do jazdy figurowej
Gra w piłę nożną to niesamowita frajda dla większości chłopców – małych i dużych, ale również dla dziewczynek. Bieganie za piłką daje jednak nie tylko radość, bowiem poprawia kondycję fizyczną, koncentrację i celność. Jakie piłki do gry w nogę znajdziemy na Allegro? Piłki nożne gumowe Profesjonalne piłki nożne są dość twarde i po mocnym kopnięciu mogą silnie uderzyć. Jeżeli miłośnikiem gry w piłkę nożną jest najmłodszy członek rodziny lub dziecko dopiero zaczyna swoją przygodę z tą dyscypliną, warto wybrać coś lekkiego. Gumowe piłki nożne to propozycja dla kilkulatków, których nie chcemy zrazić do gry. Ten rodzaj piłek znacznie łatwiej kopnąć, złapać, a w przypadku uderzenia nie zadają dużego bólu. Średnica gumowych piłek, stworzonych na wzór tradycyjnej piłki do nogi, ma około 23 cm. Dostępne są w sześciu kolorach – czerwonym, niebieskim, żółtym, zielonym, pomarańczowym i białym. Koszt to około 6 zł. Piłka nożna Adidas Errejota Gliders Piłka Adidas Errejota Gliders to propozycja dla małych profesjonalistów, dla których gra w nogę stała się już prawdziwą pasją. Piłka Adidas ma rozmiar 5, została uszyta maszynowo z materiału termoplastycznego. Waży około 400 g. Dobrze się sprawdza do treningów i gry rekreacyjnej. Koszt to około 60 zł. Piłka neoprenowa Jeżeli w wakacje myślimy o morzu i plaży, ale nie chcemy rozstawać się z grą w piłkę, możemy wybrać piłkę neoprenową (wykonaną z kauczuku syntetycznego). Jest odporna na działanie wody, miła w dotyku i wytrzymała na działanie warunków atmosferycznych. Z tego samego tworzywa wykonuje się też skafandry dla płetwonurków. Możemy zatem być pewni, że piłka neoprenowa nie ulegnie szybkiemu uszkodzeniu i dobrze sprawdzi się podczas zabawy nad wodą. Koszt to około 30 zł. Piłka nożna dmuchana Pozostając w tematyce wakacyjnej, dobrą zabawą dla najmłodszych, ale również nieco starszych dzieci, może być gra w piłkę nożną dmuchaną. Piłka w tradycyjną biało-czarną kratę ma pokaźne rozmiary – około 80 cm średnicy. Małe dzieci mogą się na niej kłaść, kopać nią i podrzucać. Starsze mogą poczuć się jak te mniejsze przy tak dużej piłce. Dmuchana piłka to także ciekawy pomysł na spędzenie czasu na basenie, plaży lub w ogrodzie. Koszt to około 20 zł. Piłka nożna szyta ręcznie Dla młodzieży, która szybciej biega i kopie piłkę znacznie mocniej niż młodsze dzieci, warto wybrać coś wytrzymałego i sprawdzonego. Przykładowo ręcznie szyta piłka Stihl jest wykonana z poliuretanu i syntetycznej skóry. Jej średnica to 21 cm. Koszt to około 40 zł. Piłka nożna na gumie Kiedy brakuje kompana do zabawy lub gdy chcemy trochę urozmaicić grę w piłkę nożną, możemy wybrać piłkę nożną na gumie. Dzięki zamocowaniu gumy piłka zawsze wraca i można szybko wykonać kolejne uderzenie. Co więcej, tego rodzaju zabawa rozwija koordynację wzrokowo-ruchową, refleks i celność. Piłka nożna na gumie ma 19 cm średnicy i sprzedawana jest w zestawie z podstawą, którą należy wypełnić piaskiem lub wodą, aby ją obciążyć. W komplecie znajdziemy również gumę oraz pompkę do piłki. Koszt zestawu to około 50 zł.
Przegląd piłek do gry w nogę
Choć mogłoby się wydawać, że esej to symbol zamierzchłej przeszłości, ta forma wciąż ma się świetnie. Teraz może nawet lepiej niż przed laty. Dzisiaj uwielbiamy wyrażać opinie i dzielić się nimi z innymi. Paradoksem jest jednak fakt, że rozwój internetu i mediów społecznościowych (które z założenia miały nam w tym pomóc) sprawia, że z zalewu informacji trudno wyłuskać te najważniejsze z nich. Być może dlatego esej, forma niezwykle osobista, subiektywna, ale też mająca skłaniać do przemyśleń i refleksji, znowu cieszy się taką popularnością. Na rynku ukazują się nowe wydania zbiorów klasycznych autorów, ale na pisanie esejów porywają się też ci całkiem współcześni. Ich teksty bywają jeszcze bardziej osobiste i często dotykają tematów trudnych, a nawet intymnych. Wybraliśmy dla was pięć najciekawszych zbiorów esejów, które ukazały się w ostatnich latach. Po który sięgniecie najpierw? 1. „Esej wybrane” Virginia Woolf Woolf to autorka uznana i popularna, choć w Polsce słynna chyba bardziej z powodu swojego burzliwego życia prywatnego i tragicznej, samobójczej śmierci niż z wybitnych osiągnięć literackich, których ma na koncie bez liku. To poniekąd nie dziwi, bo książki Brytyjki, choć uznawane za dzieła o wyjątkowej wadze, bywają trudne. Eksperymentalne powieści, jak „Pani Dalloway” czy „Fale”, czyta się ciężko. Twórczość Virginii Woolf trzeba jednak znać, a najlepszym do tego krokiem jest lektura wydanych u nas w 2015 roku „Esejów wybranych”. To zbiór pisany klasyczną „woolfszczyzną”, jednak na tyle przystępny i zachęcający, że powinien rozbudzić w was chęć do dalszego poznawania książek Brytyjki. W liczącym niespełna 500 stron tomie zebrano teksty pochodzące z różnych etapów twórczości pisarki. Podzielone są wedle tematyki, jaką porusza w nich Woolf. Są tu więc teksty o czytaniu, wybitnych postaciach nauki i sztuki, pisaniu, ale również o podróżowaniu, kobietach i ich roli w społeczeństwie, a także o Londynie. Wszystkie napisane z wyjątkowym poszanowaniem i wiedzą na temat każdego z tematów. Są ubrane w piękny język, który doskonale przetłumaczyła na polski tłumaczka Magdalena Heydel. 2. „Triumf człowieka pospolitego” Ryszard Legutko Autor to postać kontrowersyjna, budząca wiele emocji. Niemniej jednak zbiór jego esejów poświęconych kondycji współczesnego człowieka, a szczególnie tych z nas, którzy uważają się za demokratów, to fascynująca i wciągająca lektura. Już na wstępie „Triumfu człowieka pospolitego” Legutko rzuca szokującą z pozoru tezę, porównując socjalizm z demokracją liberalną, potem rozwijając ją i przedstawiając swoje – rzeczowe – argumenty. Nawet jeśli na politycznym spektrum nie moglibyście znaleźć się od filozofa dalej, to i tak warto zapoznać się z tym, co do powiedzenia ma „druga strona”. 3. „Rok magicznego myślenia” Joan Didion To książka, która niedawno weszła do kanonu literatury i została uznana za jedną z najważniejszych. Dawno nie było jednak tytułu, który budziłby równocześnie tak skrajne opinie. „Rok magicznego myślenia” nie jest zbiorem esejów sensu stricto, jednak intymne zapiski autorki, opisującej w niezwykle przejmujący i poruszający sposób odchodzenie swojego ukochanego męża, najlepiej przyporządkować chyba właśnie temu gatunkowi. Niektórzy zarzucają Didion przekroczenie w książce granic dobrego smaku i własnej prywatności, jednak inni uznali dzieło Amerykanki nie tylko za przełamywanie tabu dotyczącego śmierci, ale i sposób na terapię dla tych, którzy stracili kogoś bliskiego. 4. „Interwencje 2” Michel Houellebecq Poszerzone wydanie słynnego zbioru esejów, wywiadów i felietonów kontrowersyjnego pisarza. Francuz w „Interwencjach 2” jak zwykle nie stroni od odważnych i budzących skrajne opinie ocen. Dużo tu polityki, krytyki islamu i zmian, jakie zachodzą w zachodnich społeczeństwach. Houellebecqa czyta się szybko, choć w dużych dawkach jego twórczość może męczyć. 5. „Nie taka dziewczyna” Lena Dunham Aktorka, scenarzystka, producentka filmowa, feministka – a teraz także pisarka. Lena Dunham, twórczyni i gwiazda kultowego serialu „Dziewczyny”, to prawdziwa kobieta renesansu. I o ile jej serial nie każdemu przypadnie do gustu, to jej bystre, zabawne i pełne celnych spostrzeżeń teksty, na które składa się „Nie taka dziewczyna”, są fascynującą lekturą. Dunham mówi głosem całego pokolenia pewnych siebie, przebojowych dziewczyn, które wiedzą, czego chcą od siebie, życia i facetów, ale nie boją się popełniać błędów i wybierać trudniejszych ścieżek. Inspirujące. Zbiory esejów nie muszą kojarzyć się z ciężkimi, naukowymi tekstami, przez które trudno przebrnąć. Dzisiaj ta niełatwa i bardzo osobista forma jest częścią szeroko rozumianej popkultury.
5 najciekawszych zbiorów esejów wydanych w ostatnich latach
Wybieramy dziesięć najlepszych gier na Androida, które w lipcu zrobiły na nas największe wrażenie. Angry Birds 2 Angry Birds 2 to żadna rewolucja. Na pierwszy rzut oka zmian w porównaniu do pierwszej części – i kolejnych wariacji na jej temat – zbyt wielu nie ma. Rozgrywka pozostała ta sama: wystrzeliwuje się ptaki, które muszą zestrzelić świnie schowane w wybudowanych przez siebie budowlach. I co z tego, że schemat jest ten sam, skoro Angry Birds 2 ponownie bawi i wciąga tak, że przy ekranie przesiedzieć można kilka godzin? Rovio dołożyło do tego kilka naprawdę ciekawych pomysłów, jak rozbudowane poziomy czy “żyjące” obiekty – np. kwiaty, które połykają przedmioty i wypluwają je. Pochwalić twórców trzeba też za to, że powtarzany poziom nigdy nie wygląda tak samo – budowle zmieniają się, świnie znajdują się w innym miejscu, więc planszy nie można wyuczyć się na pamięć. Trzeba po prostu znaleźć sposób na to, jak dobrać się przeciwnikom do skóry. A to wszystko w naprawdę ładnej, kolorowej oprawie graficznej. Podobać może się nie tylko tło, ale też animacje – na ekranie ciągle coś się dzieje. A to wybucha skrzynia z dynamitem, a to odlatuje rakieta, a to świnia ląduje przed naszymi oczami. Jest naprawdę efektownie! Agrar.io Gra, która podbiła pecety, w lipcu trafiła też na Androida. Agrar.io ma niezwykle proste zasady. Zaczynamy jako malutka kulka, która żywi się dostępnym na mapie pożywieniem lub… innymi żywymi graczami. Tutaj rządzi proste prawo: większy zjada mniejszego. I w ten sposób rośnie. Będąc małą kulką, poruszamy się niezwykle szybko, przez co trudno zapanować nad sterowaniem. Gdy trochę się najemy, zaczynamy się toczyć – nasze ruchy są ograniczone, przez co trudniej uciec jeszcze większemu przeciwnikowi. Agrar.io wciąga, bo rozgrywka z jednej strony jest dynamiczna, a z drugiej wymaga taktyki, myślenia. Zaryzykować i gonić mniejszą kulkę, czy może dać sobie spokój, bo to grozi zetknięciem z większym rywalem? Agrar.io jest nieprzewidywalne – właśnie dzięki temu, że rywalizuje się z żywymi graczami. This War of Mine Gra Polaków z 11bit studios najpierw pojawiła się na pececie, by w lipcu trafić też na tablety z systemem Android. Pod względem rozgrywki to ta sama produkcja co na komputerach – sterujemy cywilami, którzy muszą zrobić wszystko, żeby przeżyć w mieście ogarniętym wojną. Dlatego też rozbudowują swoją kryjówkę, handlują z innymi ludźmi, a nocami szukają zapasów w okolicy. To od nas zależy, czy będziemy starali się być ludzcy i pomożemy innym wirtualnym cywilom, czy może postawimy wszystko na jedną kartę i zrobimy wszystko, żeby przeżyć, z napadaniem na innych i zabijaniem ich włącznie. This War of Mine pokazuje wojnę z perspektywy zwykłego człowieka: jest mrocznie, strasznie, beznadziejnie. Wzruszająca produkcja. Pod względem technicznym idealnie dopasowana do dotykowego sterowania – kontrola nad bohaterami jest prosta i intuicyjna. Dzięki temu możemy zanurzyć się w wyjątkowy klimat stworzony przez Polaków. Przeczytaj też recenzję gry "This War of Mine: The Little Ones (PS4)". Spacecom Kolejna – i nie ostatnia! – polska gra w tym zestawieniu. Podobnie jak This War of Mine, tak i Spacecom najpierw dostępny był na pececie, a dopiero potem pojawił się na platformach mobilnych. Te gry łączy też wydawca – 11bit studios. I niewątpliwie jakość, bo Spacecom to niezwykle wciągająca strategia. Musimy bronić własnej stolicy, atakując przy tym bazy wroga. Trzeba więc kombinować: rozwijać swoje własne miejsca, przy okazji wysyłając jednostki do ataku. To wciąga, bo Spacecom pod płaszczykiem prostej gry przemyca naprawdę wymagającą rozgrywkę. Earthcore: Shattered Elements I jeszcze jedna produkcja “made in Poland” – lipiec należał do nas jeżeli chodzi o gry mobilne wydane na Androida. Earthcore: Shattered Elements to karcianka w klimatach fantazy od rodzimego studia Tequila Games. Za pomocą kart budujemy talię, która musi pokonać karty wybrane przez przeciwnika. Każda z nich charakteryzuje się inną zdolnością, więc trzeba dobierać je tak, by zaskoczyć oponenta. Walka jest ciekawsza, jeżeli mamy okazję toczyć pojedynki z żywym graczem – w Earthcore: Shattered Elements znajdziemy tryb multiplayer. Co ciekawe, w polskiej wersji językowej możemy usłyszeć Piotra Fronczewskiego. Rumble City Rumble City to produkcja Avalanche Studios, które znane jest z gier pecetowych i konsolowych. W lipcu zadebiutowali na platformach mobilnych. I choć ich Rumble City raczej nie będzie takim sukcesem jak seria Just Cause, to i tak jest to gra, przy której można spędzić kilka miłych chwil. To strategia turowa, w której wcielamy się w członków gangu motocyklowego. Wszystkie ruchy wykonujemy w turach – mamy więc czas na to, by zastanowić się, którego przeciwnika zaatakować, od którego trzymać się z daleka i z jakiego miejsca na mapie szykować się do starcia. A wszystko to w sympatycznej, komiksowej oprawie graficznej. Nie jest to mega hit, ale klepanie wrogów po twarzach czy rzucanie w nich butelką w barach może sprawić frajdę. Sprawdźcie to na przystanku, czekając na autobus. Zleci szybciej. Vault! Za takie tytuły uwielbiam gry mobilne. Niby wszystko jest tu tak proste i banalne. Niby nie ma tu niczego, czego byśmy wcześniej nie widzieli. A mimo to Vault! tak wciąga, że trudno odłożyć tablet na półkę i zająć się czymś innym. To jeszcze jeden endless runner, w którym stukamy palcem w ekran. Najważniejsze jest to, by trafić we właściwym czasie – wtedy postać, którą sterujemy (trudno ją dokładnie opisać – przyjmijmy, że jest to żelek) odbija się tyczką. W ten sposób pokonuje przeszkody, których nie brakuje. Pod tym względem Vault! przypomina trochę wymagające, kultowe już Flappy Bird. Też wymaga od nas refleksu, też wykonane jest w stylu gier z lat osiemdziesiątych. Pikselowa oprawa jest urocza, gra wciągająca – czego chcieć więcej? Sword Of Xolan Wspomnienia przywróci także Sword Of Xolan – dwuwymiarowa produkcja, która wygląda tak, jakby żywcem wyjęto ją z lat osiemdziesiątych. Nie tylko oprawa budzi takie skojarzenia. Rozgrywka jest do bólu klasyczna. Przedzieramy się przez lokacje, omijamy pułapki podskakując, walczymy z różnymi przeciwnikami. Walka wymaga sprytu, refleksu i odpowiedniej taktyki – nie można “szaleć” i ruszać na przeciwników bezmyślnie, bo to szybko kończy się śmiercią. Trzeba wyczuć idealny do ataku moment. Produkcja dostępna jest za darmo – trzeba jednak liczyć się z wyświetlanymi reklamami. Można je ominąć, sięgając do portfela. Warto to zrobić, żeby delektować się rozgrywką – Sword Of Xolan to naprawdę wciągający tytuł! Divide by Sheep Niech nie zwiedzie was słodka, kolorowa grafika. Divide by Sheep to gra mroczna, ba, brutalna – wystarczy zobaczyć, co dzieje się z owcami, gdy spotkają się z laserem. Albo wpadną w paszczę wilków. Brrrr…. A to przecież tylko gra logiczna, w której trzeba kombinować, jak bezpiecznie przeprowadzić owce na łódkę. Ewakuacja prosta nie jest, trzeba myśleć, główkować, zastanawiać się. Bez wątpienia Divide by Sheep to jedna z ciekawszych gier logicznych. Cloud Path Cloud Path to kolejny przykład magii gier mobilnych. Tutaj prosty pomysł zawsze się sprawdzi. Sterujemy sympatycznym ptaszkiem – wystarczą dwa przyciski, by kontrolować bohatera. Stuknięcie w prawą część ekranu sprawia, że ptaszek się przesuwa, w lewą – że podskakuje. I co? I już? Tak. Brzmi banalnie, ale rozgrywka jest naprawdę wymagająca. Łatwo zapomnieć się i odruchowo wcisnąć “skacz” zamiast “idź”. Albo odwrotnie. Trzeba się skupić. Sęk w tym, że na zastanawianie się nie ma czasu, bo droga, po której się poruszamy, bardzo szybko się rozpada i wpada w przepaść. Cloud Path nie wygląda oszałamiająco, ale może się podobać. Ważne, że jest kolorowo i… stylowo. Mnie pomysł autorów się bardzo podoba. Polecam.
Top 10 najlepszych gier lipca na Androida
Jednym słuchawki za 20 zł z kiosku będą służyły wiele miesięcy, inni zaś inwestują naprawdę wysokie kwoty, szukając modelu o odpowiednim brzmieniu, który uwydatni nawet najdelikatniejsze niuanse dźwiękowe w ulubionych utworach. Jeśli należysz do tej drugiej grupy i dźwięk to dla ciebie nie tylko zjawisko, ale przede wszystkim pasja i zamiłowanie, zwróć uwagę na poniższe modele topowych słuchawek dokanałowych. Klipsch Reference X20i Zaczynamy od produktu z bardzo wysokiej półki, gdyż zestawienie otwiera model Klipsch Reference X20i w cenie około 1999 zł w dniu publikacji. To flagowy model amerykańskiego producenta znanego z ciekawych rozwiązań z dziedziny między innymi nagłośnienia do kina domowego. Na pierwszy rzut oka słuchawki te nie wyróżniają się spośród konkurencji i nie krzyczą stylistyką, ale jak zwykle najważniejsze jest to, co znajdziemy w środku. A tam producent zastosował dwudrożny system składający się z pary całkowicie niezależnych agregatów. Ich zadaniem jest przetwarzać niskie i wysokie dźwięki, za które odpowiadają odpowiednio przetworniki KG-926T oraz KG-125B. Takie rozwiązanie zapewnia wysoki poziom odtwarzania dowolnego dźwięku w pełnym zakresie pasma przenoszenia. Do budowy słuchawek użyto między innymi wysokiej jakości stali chirurgicznej, a prawdziwi melomani docenią możliwość bezinwazyjnej wymiany okablowania. Pasmo przenoszenia mieści się w zakresie 5–40000 Hz, zaś skuteczność to 111 dB. box:offerCarousel Etymotic ER4 Kolejne słuchawki dla miłośników bezkompromisowej jakości dźwięku. Za około 1790 zł otrzymamy model Etymotic ER4 w wersji XR bądź SR. Słuchawki charakteryzują się bardzo minimalistyczną konstrukcją i dwużyłowym plecionym kablem. Pasmo przenoszenia tego modelu zawiera się w przedziale od 20 Hz do 16 kHz, zaś całość opiera się na specjalnie zestrojonych przetwornikach armaturowych. Skuteczność tego modelu to około 122 dB, a zastosowany kabel o długości 150 cm można wymienić bez ingerencji w konstrukcję. W zestawie znajdziemy między innymi komplet tipsów w różnym rozmiarze, filtry akustyczne oraz zestaw do ich wymiany. Nie zabrakło gustownego etui. box:offerCarousel Chord & Major (słuchawki tonalne) Tym razem model dość niecodzienny. O ile w większości przypadków mamy do czynienia z modelami o z góry określonym brzmieniu, zaś ich barwę można regulować u źródła (np. w odtwarzaczu) za pomocą korektora, o tyle propozycja Chord & Major łamie ten stereotyp. Otóż słuchawki dostępne są w wielu wersjach tonalnych, dostrojonych do konkretnych stylów muzycznych. Mamy zatem modele dostosowane do muzyki elektronicznej, popularnej, ballad, muzyki poważnej lub rockowej. Kupując taki model, mamy gwarancję, że zagra idealnie z konkretnym stylem muzycznym bez konieczności ingerencji w ustawienia korektora. W przypadku modelu zestrojonego pod muzykę elektroniczną możemy liczyć na głęboki i „tłusty” bas, lekko wycofaną średnicę i szeroką scenę, natomiast w przypadku słuchawek do muzyki rockowej poczujemy punktowy bas, szczegółowe soprany i wysoką dynamikę. Każdy model ma inne pasmo przenoszenia i dynamikę oraz styl wykończenia, np. klasyczny czarny bądź czerwony ze złotymi akcentami. Cena? W zależności od wersji – od około 880 do 1300 zł. box:offerCarousel RHA T20 Na zakończenie mocno izolujące od otoczenia i bardzo dynamiczne słuchawki RHA T20. W cenie około 1030 zł otrzymamy model wyposażony w technologię DualCoil. To ręcznie składane przetworniki zapewniające precyzyjny i dynamiczny dźwięk wysokiej klasy. Całość zbudowana jest z ciśnieniowo formowanej stali nierdzewnej i z zastosowaniem wielu filtrów dostrajających brzmienie. W zestawie znajdziemy ciekawą kartę na wkładki oraz gąbki w różnych rozmiarach. Na uwagę zasługuje również wzmacniany, wykonany z beztlenowej miedzi, przewód sygnałowy z pozłacanymi wtykami i pamięcią kształtu, co pozwala ułożyć przewód wokół ucha. Całość prezentuje się bardzo stylowo i elegancko.
Dyskretne, ale potężne – słuchawki dokanałowe wysokiej klasy
Jeśli zapytasz mnie, co jest podstawowym i niezbędnym elementem dekoracyjnym w domu, odpowiem, że wianek. Zdziwiona? Dziś spróbuję przekonać cię do wianków i pokazać, że nie muszą one opuszczać kartonów tylko przy okazji Adwentu. Bardzo mocne skojarzenia wianka i czasu Adwentu, a potem Bożego Narodzenia jest zrozumiałe. W wielu polskich domach przygotowywany jest wtedy wieniec adwentowy, z czterema zapalanymi co tydzień świecami. Potem wianek wykorzystywany jest jako element dekoracji świątecznego stołu. Czasem możemy go jeszcze zobaczyć na drzwiach wejściowych niektórych domów. Tymczasem zmiana podejścia do wianka na zawsze pozwoli nam na rozwiniecie skrzydeł aranżacyjnych w tym temacie. Po pierwsze – stwórz sobie bazę Moja zasada brzmi – jeśli masz w domu przynajmniej dwa surowe wianki, jesteś w stanie robić z nich dekoracje przez cały rok, bez przerwy. Co to znaczy surowy wianek? To znaczy obręcz bez dodatków. Na rynku dostępnych jest wiele propozycji. Najczęściej spotykamy: wianki wiklinowe– są różnej wielkości, możemy kupić całkiem malutkie i naprawdę duże. Dostępne są w różnych wersjach kolorystycznych: jasne, ciemne, a nawet pomalowane lub bielone. Wianek może być splatany luźno, ciasno, możemy wybrać sobie masywny i gruby oraz cienki, nieco subtelniejszy. Wianki wiklinowe są najbardziej popularne i uniwersalne – pasują do wnętrz tradycyjnych, skandynawskich, retro. Wianki wiklinowe są wygodne w użyciu, bo można je myć. Dobierzesz do nich wiele dekoracji. wianki słomiane – ich zaletą jest przede wszystkim to, że są bardzo lekkie. Splatane ze słomy idealnie wpiszą się we wnętrza w stylu prowansalskim i country. Zdaniem przeciwników, ich główną wadą jest to, że nie można ich odkurzać i nie wszystkie ozdoby do nich pasują. wianki ze sztucznej choinki – takie wianki nieco ograniczają ich wszechstronne zastosowanie, bowiem choinka bardzo mocno kojarzy nam się okresem świątecznym. Zwykle jednak przez swoją dorodność i rozłożystość gałęzi, okazale prezentują się jako dekoracja. Czasem można znaleźć zielone sztuczne wianki z eukaliptusa albo innych roślin. Wtedy można je wykorzystywać przez cały rok. Pamiętaj jednak, że sztuczne elementy, w dobie ekotrendów, nie wszystkim przypadną do gustu. wianki styropianowe – najlżejsze ze wszystkich wianków i najtańsze na rynku. Doskonale nadają do wkłuwanych na pikach dekoracji oraz do owijania ich tkaninami. Po ozdobieniu nie wiadomo, że wianek jest ze styropianu. wianki drewniane – ponieważ drewno jest ostatnio numerem jeden we wnętrzach, powoli pojawiają się drewniane obręcze, krążki i tarcze z surowych plastrów drewna. Są alternatywą dla wiklinowych wianków, takim dizajnerskim smaczkiem, który w połączeniu z oryginalnymi ozdobami może dać bardzo ciekawy efekt. wianki metalowe – idą w parze z industrialnym, surowym stylem. Nierzadko składa się na nie po prostu zwój drutów z łańcuchami lub metalowa obręcz. Taki wianek zwykle sam w sobie jest ozdobą i nie potrzebuje wielu dodatków. wianki z tkaniny – szyte i najczęściej zaplatane w warkocz. Można je prać, przez co mogą mieć kontakt z dziećmi. Bardzo popularne w pokoju niemowlaków i w kuchni. Po drugie – wyjdź poza schemat Wyjście poza schemat Bożego Narodzenia, Adwentu i Zaduszek pozwoli nam wykorzystywać wianek przez cały rok. Zaczynając od wiosny, poprzez Wielkanoc, słoneczne lato, złotą jesień, czas dyniowy i wreszcie zimę. Do posiadanej przez nas bazy wianka dodajemy elementy charakterystyczne dla danej pory roku lub okresu. W ten sposób dekoracja mimo, że jest taka sama będzie cały czas inna. Drugim krokiem w przekraczaniu schematów jest wyjście z wiankiem poza drzwi wejściowe oraz stół. Rozejrzyj się dookoła. Dla wianka możesz znaleźć miejsce na ścianie, w kuchni, na oknie, a nawet w łazience czy pokoju dziecka. Poszukaj odpowiedniej przestrzeni i zdziwisz się, jak wiele miejsc w domu może ozdobić zwykły wianek. Wianek nie musi wisieć przytulony do ściany. Może zawisnąć pod żyrandolem, stać oparty na półce, wisieć na krześle albo leżeć na stole lub skrzyni. Bądź kreatywna Nic tak nie cieszy jak własnoręcznie wykonane dekoracje. Zatem pobaw sie czasem w samodzielne zdobienie wianka. Owiń wianek tkaniną, dodaj wstążki, kwiaty albo gotowe dekoracje. Poeksperymentuj i sama stwórz idealny zestaw. Pamiętaj jednak, aby to robić z umiarem. Zasada –lepiej mniej niż więcej – zapobiegła już niejednej katastrofie.
Wianek w domu – gdzie można go wieszać i jaki wybrać?
Nie każde mieszkanie jest na tyle duże, by pomieścić pełnowymiarową szafę na ubrania. Poza tym nie wszyscy są zwolennikami wielkogabarytowych mebli, które podczas przeprowadzki stanowią niemały problem. Jak zatem zaimprowizować garderobę, która zastąpi szafę? System wieszaków i półek Klasyczną szafę czy komodę możemy zastąpić wieszakami, półkami oraz pudełkami, które pozwolą nam zaaranżować otwartą garderobę. Możemy samodzielnie wybrać elementy, które posłużą za miejsce przechowywania ubrań, akcesoriów i dodatków, lub skorzystać z gotowych modułów zaprojektowanych z myślą o właścicielach małych mieszkań. Dużą popularnością cieszą się mobilne wieszaki na kołach, które znajdziemy na planach filmowych oraz w garderobach modelek. Można je dowolnie przestawiać, a poza tym mają przystępną cenę (od 30 zł). Równie ciekawe są metalowe konstrukcje mocowane do ściany, do których możemy dobierać druciane kosze, drążki, a także półeczki idealne do przechowywania pudełek z butami. Miłośnicy naturalnych rozwiązań mają do wyboru konstrukcje wykonane z drewna, np. przypominające drabinę. Jedynym ich minusem jest to, że większość ubrań znajduje się na wierzchu, co oznacza, że są widoczne dla wszystkich i podatne na zabrudzenia, głównie unoszący się w powietrzu kurz. Wieszaki Metlex. Seria stabilnych i solidnych wieszaków na kółkach. Wszystkie produkty wykonane zostały z chromowanej stali polerowanej na wysoki połysk oraz tworzywa sztucznego. Każdy z wieszaków ma inną konstrukcję – w niektórych są wyłącznie drążki na ubrania, natomiast w innych półeczki na buty oraz szuflady na akcesoria. Cena: od 72,90 zł. box:offerCarousel Sprytnie osłonięta wnęka Niewielką wnękę lub nietypowy układ murów, w którym nie mieści się żaden większy mebel, możemy wykorzystać jako podręczną garderobę. Wystarczy zamontować w niej kilka półek oraz drążek, żeby w praktyczny sposób wykorzystać dostępną przestrzeń. Możemy tu przechowywać ubrania, pudełka z butami, koszyki z akcesoriami (np. szalikami czy rękawiczkami), a także ręczniki, pościel albo koce. Zaaranżowaną w ten sposób garderobę możemy oddzielić kolorową zasłoną – wystarczy w tym celu przymocować do ściany karnisz. Jeżeli w naszym mieszkaniu nie ma niszy, która mogłaby posłużyć za improwizowaną szafę, możemy – zasłoną bądź parawanem – wydzielić część większego pomieszczenia. Jest to rozwiązanie oszczędne i nieinwazyjne, z którego wykonaniem poradzimy sobie samodzielnie. box:offerCarousel Zasłony Happy. Gotowe zasłony wykonane z matowego poliestru o gramaturze 260 g/m². Materiał jest odporny na zagniecenia, łatwy w czyszczeniu i prasowaniu, a dzięki grubej strukturze bardzo przyjemny w dotyku. Do wyboru aż 30 soczystych kolorów oraz dwa sposoby wykończenia – z marszczoną taśmą (do zawieszenia na żabkach) lub z przelotkami. Wymiary: długość – 250 cm, szerokość – 140 cm. Cena: 28,90 zł /1 zasłona. Praktyczne rozwiązania Osoby, które często się przeprowadzają lub nie mają miejsca na duże meble, powinny rozważyć zakup szafy tekstylnej na składanym stelażu, którą zapina się na zamek błyskawiczny. Jej wnętrze można dowolnie modyfikować, dokładając elastyczne pojemniki, pudełka oraz wiszące torby, które bez trudu pomieszczą wszystkie niezbędne akcesoria. Po złożeniu zajmuje ona niewiele miejsca, a poza tym pokrowiec można prać w pralce. Zaletą tego rozwiązania jest niska cena (ok. 100 zł), ale wadą – niezbyt elegancki wzór. W niewielkim mieszkaniu buty przechowywać można w specjalnym stojaku teleskopowym, który montuje się na ścianie, a sezonowe szpargały w pudełkach umieszczonych na półce zamontowanej wzdłuż ściany pod samym sufitem. W sklepach są również wieszaki rozkładane i rozsuwane, które pomieszczą bardzo dużo ubrań, ale zajmują niewiele miejsca. Możemy także wybrać dedykowane organizery, np. na apaszki, kapelusze czy torebki. Szafa tekstylna. Składana szafa w rozmiarze XXL. Wykonana z oddychającego, wytrzymałego i łatwego w czyszczeniu materiału o gramaturze 80 g/m². Konstrukcja nośna z metalowych rurek gwarantuje stabilność. Szafa składa się z trzech niezależnych części zapinanych na suwak. W środku znajduje się łącznie 12 półek i drążek na ubrania. Produkt dostępny jest w 6 kolorach. Wymiary: wysokość – 175 cm, szerokość – 150 cm, głębokość – 45 cm. Cena: od 109,99 zł. W nowoczesnych mieszkaniach szafę można zastąpić na wiele oryginalnych sposobów. Każdy z nich ma swoje wady oraz zalety, ale po chwili namysłu bez problemu wybierzemy rozwiązanie, które spodoba się wszystkim domownikom. Przeczytaj również: Gadżety, które ułatwiają utrzymanie porządku w domu )
Co zamiast szafy, czyli jak zaimprowizować garderobę?
Osoby, które uczyły się hiszpańskiego lub nadal szlifują umiejętność posługiwania się tym językiem w czasie lekcji w szkole, w trakcie prywatnych zajęć lub samodzielnie w zaciszu domowym, mogą przystąpić do egzaminu DELE, aby udokumentować znajomość tego języka obcego. Warto podjąć tę próbę, ponieważ dyplom DELE jest uznawany na arenie międzynarodowej przez wybrane placówki publiczne i prywatne. Co to jest egzamin DELE? Pomyślnie zakończony egzamin DELE owocuje dyplomem, który potwierdza znajomość języka hiszpańskiego jako języka obcego. Test można zdawać na jednym z sześciu poziomów: Nivel A1, Nivel A2, Nivel B1, Nivel B2, Nivel C1 i Nivel C2. W trakcie egzaminu jest sprawdzana umiejętność rozumienia tekstu słuchanego i samodzielnie czytanego, znajomość zasad gramatyki i słownictwa hiszpańskiego, a także zdolność konwersacji i formułowania myśli w obcym języku w formie pisemnej. Słowniki i książki do nauki gramatyki hiszpańskiej Aby wzbogacić zasób słownictwa języka hiszpańskiego, warto systematycznie korzystać ze słowników polsko-hiszpańskich (koszt zakupu waha się od 5 do 280 zł) i hiszpańsko-polskich (cena od 4 do 220 zł). Osoby przygotowujące się do egzaminu DELE powinny zwrócić szczególną uwagę na słowa należące do takich kategorii tematycznych, jak praca, zdrowie, podróże, sport czy charakterystyka postaci. Wiedzę na temat czasów przeszłych, teraźniejszych i przyszłych pozwolą utrwalić książki na temat gramatyki hiszpańskiej (podręczniki można nabyć już od około 4 zł). Na Allegro znajdziemy również publikacje poświęcone konkretnym zagadnieniom gramatycznym, na przykład czasownikom hiszpańskim z ich odmianami (koszt nabycia książki waha się od 3,60 do 95 zł) i idiomom hiszpańskim (cena od 10 do 110 zł). Rozmówki hiszpańskie Na końcową ocenę części ustnej egzaminu ma wpływ m.in. zasób słownictwa, umiejętność zastosowania czasów hiszpańskich i płynność mówienia. Zgodnie z poleceniem egzaminowany musi opisać, co znajduje się na wylosowanym przez niego obrazie lub zdjęciu, wyrazić opinię na zaproponowany temat i przeprowadzić krótką rozmowę z egzaminatorem. W celu zapoznania się z często używanymi zwrotami warto nabyć rozmówki hiszpańskie (na Allegro kupimy je już od 5 zł), które zawierają użyteczne wyrażenia i zasady wymowy obcojęzycznych słów. Repetytoria Przed przystąpieniem do egzaminu DELE warto powtórzyć i usystematyzować zdobytą wiedzę. Wówczas pomocne będą repetytoria, na przykład Testy gramatyczno-leksykalne opracowane przez wydawnictwo Edgard (do nabycia na Allegro w cenie od 15 zł). Publikacja ta jest polecana osobom, które planują podejść do egzaminu na poziomie A2 lub B1. Książka zawiera około 200 ćwiczeń wraz z kluczem odpowiedzi, a także listę potocznych zwrotów, zagadnień gramatycznych i idiomów. Książki z modelami egzaminu DELE Na Allegro można nabyć również podręczniki z zadaniami analogicznymi do tych, które egzaminowany będzie musiał rozwiązać w trakcie egzaminu. Książki z przykładowymi modelami testu (w cenie od 29 do 70 zł) zapewniają możliwość zapoznania się ze specyfiką poleceń i sprawdzenia zdolności ich realizacji w wyznaczonym czasie. Walorem tych publikacji (na przykład Aprueba el DELE) są wskazówki dotyczące metod przygotowania się do egzaminu. Aby zdać egzamin Diplomas de Espanol como Lengua Extranjera, trzeba uzyskać pozytywny wynik z każdej z jego części. Warto podjąć tę próbę, ponieważ ważność otrzymanego dyplomu jest bezterminowa (nie ma potrzeby powtarzania raz zdanego egzaminu).
Jak przygotować się do egzaminu DELE? Przegląd materiałów dydaktycznych do nauki języka hiszpańskiego
Każdy, kto kiedykolwiek miał pecha zachorować na zapalenie ucha, wie, jak bardzo bolesna jest to dolegliwość. Nawet zapalenie ucha zewnętrznego, obejmujące małżowinę i zewnętrzną część przewodu słuchowego, może spowodować kilka nieprzespanych nocy z powodu bólu i gorączki. Leczenie antybiotykami można jednak wspomagać metodami domowymi. Objawy Zapalenie ucha objawia się na wiele sposobów i wiele zależy od stopnia zaawansowania infekcji. Zapalenie ucha zewnętrznego obejmuje małżowinę uszną i przewód słuchowy zewnętrzny. Powstaje ono często na skutek nieprawidłowej higieny – czyszczenia uszu patyczkami, zapałkami, wsuwkami. Częste korzystanie z basenów również może powodować niedobory w wydzielaniu się woskowiny chroniącej ucho, co może się objawiać swędzeniem, strzykaniem, bólem i pogorszeniem słuchu. Niechronione ucho narażone jest na zakażenia bakteriami, grzybami i wirusami, a nieleczona infekcja może powodować rozszerzenie się zapalenia na ucho środkowe i wewnętrzne, a w konsekwencji utratę słuchu. Zapalenie ucha środkowego to typowa choroba wieku dziecięcego – ponad 90% dzieci do wieku przedszkolnego przechodziło tę infekcję głównie z powodu specyficznej budowy gardła, ucha i migdałków, która powoduje, że każda infekcja nosa czy gardła może się przenieść na uszy. U dorosłych zapalenie ucha środkowego jest natomiast najczęściej wynikiem zaniedbania w leczeniu zapalenia ucha zewnętrznego. Bardzo ważne jest obserwowanie uszu dzieci, które jeszcze nie umieją nam zakomunikować bardziej abstrakcyjnych objawów. Wysiękowe zapalenie ucha środkowego często przebiega u maluchów bez bólu i gorączki, a jedynym objawem jest szum w uszach, rozpieranie i pogorszenie słuchu. Dopiero przy dokładniejszym wglądzie można zauważyć opuchnięcie i ropny wyciek. Zapalenie ucha wewnętrznego to stan, w którym zainfekowany jest błędnik i przewody słuchowe, co może prowadzić do zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych, zapalenia kości skroniowej, ropnego zapalenia móżdżku oraz nieodwracalnej utraty słuchu. W pierwszym stadium zapalenie ucha wewnętrznego wiąże się z bardzo silnymi bólami głowy i żuchwy, wymiotami, utratą równowagi, ropnym wyciekiem z ucha. Postępująca infekcja niekiedy oznacza zmniejszenie dolegliwości bólowych, jednak warto patrzeć na to, co pokazuje termometr – rozszerzająca się infekcja będzie powodowała wzrost gorączki. box:offerCarousel Leczenie Każdy objaw wskazujący na infekcję ucha powinien być niezwłocznie skonsultowany z lekarzem. Domowe leczenie powinno tylko wspomagać leczenie infekcji albo jej zapobiegać. Nie należy odkładać wizyty lekarskiej. Infekcja może postępować bardzo szybko, bo ucho stanowi bardzo dogodne miejsce do rozwoju drobnoustrojów. Pierwszą rzeczą, o jakiej należy pamiętać, jest to, że – niezależnie od tego, czy mamy infekcję – nigdy nie czyścimy uszu patyczkami (można ich używać do czyszczenia małżowiny), zapałkami i innymi przedmiotami. W ogóle najlepiej unikać wkładania do ucha obcych przedmiotów, manualne czyszczenie powinien przeprowadzać lekarz. box:imagePins box:pin Jak prawidłowo pielęgnować uszy Powszechnie znana prawda mówi, że "lepiej zapobiegać niż leczyć". Jest to stwierdzenie w pełni prawdziwe, dlatego warto dbać o odpowiednią higienę narządu słuchu. Pamiętajmy, że popularne "patyczki do uszu" nie służą do czyszczenia przewodu słuchowego, a wyłącznie małżowiny! Użycie patyczka w celu wyczyszczenia wnetrza ucha może spowodować więcej szkód niż pożytku - tym samym woskowina zamiast wydostać się na zewnątrz jest wpychana do środka ucha. Do czyszczenia uszu w domu możemy używać specjalistycznych preparatów dostępnych na Allegro już od kilku złotych np. Ceruclear spray, Otodrop, Akustone, Cerumex, Antotalgin, A-cerumen. Mają one za zadanie rozpuszczać złogi woskowiny, w której mogą rozwijać się drobnoustroje i która może blokować przewód słuchowy. Nie zaleca się używania do tego celu popularnej wody utlenionej – może przesuszyć ucho i narazić je na infekcje. Preparat można wylać z ucha albo odessać przy pomocy urządzenia do czyszczenia uszu, które delikatnie wysysa płyn z ucha. Jednym ze sposobów jest też używanie w tym celu specjalnych świec do czyszczenia uszu, które mają za zadanie wyciągać wosk na zewnątrz. Kochowanie uszu - co to jest? Konchowanie, a inaczej świecowanie uszu, to zabieg medycyny naturalnej mający na celu oczyszczenie ucha ze złogów woskowiny oraz oczyszczenie zatok. Wykonuje się go za pomocą specjalnie do tego przeznaczonych, ręcznie produkowanych świeczek konchy hopi, które mają kształt woskowej rurki. Po uprzednim posmarowaniu ujścia przewodu słuchowego kremem, świecę wsuwa się na głębokość ok. 1 cm i podpala. Świeczka powinna spalić się w całości - jest to bezpieczne, gdyż jej dolna część jest niepalna, więc chroni osobę poddającą się zabiegowi przed poparzeniem. Po zakończeniu świecowania wewnątrz świecowej rurki widoczna jest ilość zanieczyszczeń jaka została wydobyta z ucha podczas zabiegu. Najlepiej wykonywać zabieg pod okiem profesjonalisty, gdyż nie każdy może skorzystać z dobrodziejstw świecowania. Przeciwwskazaniami do świecowania uszu są m.in.: * ostry stan zapalny ucha, * uczulenie na produkty pszczele, * uszkodzona błona bębenkowa, * urazy głowy. box:offerCarousel) bbox:hint Szczególnie o higienę uszu powinny dbać osoby z alergiami, cukrzycą, skłonnością do angin. Dla zdrowia naszych uszu ważne jest też dokładne ich osuszanie po pływaniu na basenie lub w jeziorze, unikanie dymu tytoniowego, szybkie leczenie infekcji gardła i noszenie czapki. [/bbox] Leczenie zapalenia ucha zewnętrznego można wspomagać domowymi sposobami: sok z cytryny albo sok z wyciśniętego przez praskę czosnku pomaga rozpuszczać wydzielinę woskową, dodatkowo czosnek działa jak antybiotyk, co przyspiesza zwalczanie infekcji. Pomocne mogą być takie preparaty, jak Fonix czy Dolgit krople, które miejscowo wspomagają leczenie i łagodzą ból. W przypadku wysokiej gorączki i dużego nasilenia dolegliwości bólowych trzeba zastosować leczenie objawowe, unikamy jednak ochładzania ciała chłodnymi kompresami oraz leków, które mogą zwiększyć ciśnienie. Warto pamiętać, że ulgę może przynieść przykładanie do twarzy ciepłego termofora. Podstawą jest jednak dbałość o to, by ucho nie było wystawiane na zimne powietrze oraz regularne przyjmowanie antybiotyku przepisanego przez lekarza i wypoczynek.
Domowe sposoby pomocne w leczeniu zapalenia ucha
Jednym z warunków otrzymania środków z Programu Ochrony Kupujących, jest zgłoszenie sprawy organom ścigania. Jednym z warunków otrzymania środków z Programu Ochrony Kupujących, jest zgłoszenie sprawy organom ścigania (pobierz wzór zawiadomienia o popelnieniu przestepstwa). Jeśli Twoje zgłoszenie dotyczy przedmiotu, który do Ciebie nie dotarł, możesz samodzielnie złożyć zawiadomienie lub poprosić nas, abyśmy to zrobili. Pamiętaj, że jeśli to my zgłosimy sprawę, Policja wciąż może Cię wezwać w celu złożenia wyjaśnień. Jak złożyć zawiadomienie Jeśli samodzielnie zgłaszasz sprawę organom ścigania, szczegółowo opisz i udokumentuj całą sytuację. Przekaż komplet posiadanych informacji i dokumentów: numer oferty, login i dane Sprzedającego (również teleadresowe), numer rachunku bankowego, na który zostałe przelane pieniądze, dokument potwierdzający zapłatę za towar. Warto też dołączyć wydruki treści korespondencji prowadzonej ze Sprzedającym, wydruk strony przedmiotu oraz e-maila potwierdzającego zawarcie transakcji, na którym widoczne będą dane Sprzedającego. Poinformuj organy ścigania, że na ich wniosek udostępnimy wszelkie dane, które posiadamy na temat Sprzedającego. Nasz adres korespondencyjny to: Allegro.pl sp. z o.o., ul. Grunwaldzka 182, 60-166 Poznań. Na Twój wniosek Policja / Prokuratura wydaje potwierdzenie złożenia zawiadomienia, zawierające datę oraz miejsce jego przyjęcia. Wskazuje też organ przyjmujący zawiadomienie wraz z danymi do kontaktu, sygnaturę sprawy, dane określające tożsamość pokrzywdzonego, czas i miejsce popełnienia czynu, którego dotyczy zawiadomienie, oraz zwięzły opis czynu i wyrządzonej szkody (zgodnie z art. 304b Ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r., Kodeks postępowania karnego - Dz.U. z 1997 nr 89 poz. 555 z późniejszymi zmianami). W terminie do 6 tygodni od złożenia zawiadomienia, Policja / Prokuratura powinna zakończyć czynności sprawdzające i przesłać listownie postanowienie o wszczęciu lub odmowie wszczęcia postępowania przygotowawczego. W tym piśmie znajdziesz numery sprawy - jednostki Policji nadają numery RSD (rejestr śledztw i dochodzeń) a Prokuratury - numery Ds. Zachowaj ten dokument. Może być przydatny w czasie, gdy będziemy weryfikować Twój wniosek o rekompensatę.
Jak złożyć zawiadomienie o przestępstwie?
Jeździki to jedna z ulubionych zabawek maluchów. Dzięki nim mogą przemieszczać się znacznie szybciej, niż pozwalają na to niewprawne jeszcze nogi. Bogata oferta wzorów pojazdów pozwala wybrać wzór dostosowany do zainteresowań dziecka, który będzie inspirować je do nowych, fantastycznych zabaw. Poznaj propozycje najnowszych modeli. 1. Z siłą grawitacji Swing car (od 70 zł) to całkowicie innowacyjna zabawka, łącząca zalety klasycznego jeździka z nowatorskim sposobem napędzania. Pojazd o całkowicie futurystycznym wyglądzie ma specjalnie zaprojektowaną kierownicę, którą wystarczy delikatnie poruszać raz w lewo, raz w prawo, aby jeździk zaczął się przemieszczać. Pięć cichych kółek sprawia, że zabawka może być używana zarówno na świeżym powietrzu, jak i w pomieszczeniach. Do wyboru mamy kilka wersji kolorystycznych, wśród których każdy maluch z pewnością znajdzie swoje ulubione zestawienie. 2. Dla małych motocyklistów Motor ścigacz Funny Moto (od 99 zł) zachwyca wyglądem stylizowanym na ultraszybki sportowy motocykl, do wyboru w kolorze niebieskim lub czerwonym. Ma stabilne, szerokie koła, więc dziecku łatwo jest utrzymać równowagę. Aby móc się przemieszczać, siedzący na nim maluch musi odpychać się stopami od ziemi. Będzie to dla niego świetny trening koordynacji. Jeździk został wykonany z trwałego tworzywa. Jest lekki i ma wygodny uchwyt ułatwiający jego przenoszenie. Zabawka przeznaczona jest dla dzieci powyżej 1. roku życia i ważących do 30 kg. 3. Zabawa na budowie Wszystkich małych budowniczych zachwyci jeździk koparka od Toyz (od 99 zł). Zabawka 2 w 1 może pełnić funkcję zarówno jeździka, jak i pchacza, dlatego świetnie nadaje się dla tych, którzy zamiast do jazdy wolą używać go do transportu zabawek. Jest wyposażona w duży, ruchomy i obrotowy wysięgnik, zakończony do wyboru łyżką (wersja Scoop) lub chwytakiem (wersja Lift), i interaktywną kierownicę ze światełkami, odtwarzającą różne i melodie. Każde dziecko poczuje się jak prawdziwy konstruktor. Jeździk jest przeznaczony dla dzieci od 18. miesiąca i ważące do 20 kg. 4. Do nauki chodzenia Kolejna propozycja o futurystycznym wyglądzie to Beetle (od 75 zł). Niezwykłe wzornictwo zachęca do zabawy i testowania możliwości produktu. Jeździk może być używany już przez maluszki od 9. miesiąca życia i pomagać im w samodzielnym staniu na nóżkach i stawianiu pierwszych kroków. Roczniaki mogą już próbować swoich sił, odpychając się nóżkami od ziemi. Pojazd ma cztery duże, gumowe koła, które są ciche i nie rysują podłogi, waży jedynie 2 kg i składa się do kompaktowych rozmiarów, co pozwala zabrać go ze sobą wszędzie. 5. Jeździk, podnośnik i nie tylko Wózek widłowy (od 147,79 zł) to świetnie wyglądająca i multifunkcjonalna zabawka. Każdy, kto marzy o poprowadzeniu prawdziwej maszyny, będzie zachwycony. Pojazd do złudzenia przypomina miniaturową wersję prawdziwego wózka widłowego – ma duże koła, siedzisko z oparciem, kierownicę z klaksonem i, a co najważniejsze, działający w górę i w dół podnośnik. Praktyczną opcją jest również umieszczony w siedzisku wyjmowany pojemnik, który może pełnić funkcję nocnika lub schowka na zabawki. 6. Klasa i zabawa BMW Racer (od 399 zł) to jeździk z wyższej półki. Zabawka wykonana jest z najlepszych materiałów, ma gumowe koła, ergonomiczną kierownicę z logo BMW i klaksonem, zaczep do holowania oraz podświetlane diodami LED reflektory. Cały pojazd utrzymany jest w nowoczesnej stylistyce i przypadnie do gustu nawet najbardziej wymagającym małym kierowcom. 7. Dla miłośników dużych samochodów Land Rover Evoque (od 128 zł) to oryginalny jeździk produkowany na licencji firmy Rover. Świetnie wykonana zabawka ma bardzo wytrzymałą konstrukcję w trzech kolorach do wyboru (niebieski, czerwony i biały), interaktywną kierownicę z klaksonem, skrętne koła oraz wygodne siedzenia ze schowkiem na zabawki. Stylu dodają jej elementy chromowane. Nowoczesne jeździki cieszą oko dopracowanym wyglądem i wysokiej jakości materiałami. Oferta modeli stylizowanych na rozmaite pojazdy pozwoli każdemu dziecku wybrać model idealny, który spełni jego oczekiwania i umożliwi niezapomnianą jazdę i zabawę.
Bez jeździka ani rusz – 7 najnowszych modeli
Najnowszy Galaxy J7 to powiększona wersja modelu J5, wyposażona w ten sam układ, ale także w większy, 5,5-calowy ekran o wyższej rozdzielczości, więcej RAM-u i pojemniejszy akumulator. Warto dopłacić, czy lepiej pozostać przy J5? Specyfikacja Samsunga Galaxy J7 (2017) wyświetlacz: 5,5 cala, 1080 x 1920 pikseli, Super AMOLED, szkło 2.5D chipset: Exynos 7870 Octa (8x 1,6 GHz, rdzenie Cortex-A53) grafika: Mali-T830 MP1 RAM: 3 GB pamięć: 16 GB + obsługa kart microSD do 256 GB format karty SIM: 2x nano (funkcja Dual SIM) łączność: LTE, Wi-Fi 802.11ac (2,4 + 5 GHz), Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.1, NFC, GPS z A-GPS i GLONASS system operacyjny: Android 7.0 Nougat aparat główny: 13 Mpix, f/1,7, dioda LED, autofocus, nagrywanie wideo w rozdzielczości 1080p/30 fps aparat przedni: 13 Mpix, f/1,9, dioda LED, nagrywanie wideo w rozdzielczości 1080p funkcje: czytnik linii papilarnych czujniki: akcelerometr, żyroskop, zbliżeniowy, kompas bateria: 3600 mAh wymiary: 152,5 x 74,8 x 8 mm masa: 181 g Konstrukcja Nowa seria Galaxy J przyniosła zmianę wzornictwa i wykonania. Galaxy J7 jest aluminiowy, jego ekran został zabezpieczony szkłem z zaoblonymi krawędziami. Pod względem jakości wykonania niewiele brakuje mu do smartfonów z serii Galaxy A, ale wizualnie to jeszcze nie ten poziom – wygląd nieco psują specyficzne paski antenowe na spodzie urządzenia. Mimo wszystko całość i tak należy ocenić pozytywnie. Front zajmuje ekran o przekątnej 5,5 cala, z wąskimi ramkami bocznymi i standardowymi na dole i górze. Na dół trafiły przyciski nawigacyjne – środkowy jest fizyczny i zintegrowany z czytnikiem palca, a dwa pozostałe to przyciski dotykowe. Nad wyświetlaczem dojrzeć można duży obiektyw przedniego aparatu, szczelinę głośnika rozmów, czujniki oraz przednią diodę flash. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Włącznik trafił na prawą stronę, a nad nim – podobnie jak w serii Galaxy A – ulokowano głośnik multimedialny. Regulacja głośności jest z lewej strony, a poniżej niej widać tacki czytników kart, które mieszczą dwie nanoSIM (w wersji DUOS) oraz microSD. Górna krawędź pozostała pusta, zaś na dole umiejscowiono port microUSB, wyjście słuchawkowe oraz szczelinę mikrofonu. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Plecy smartfona zdobi metaliczne logo producenta, a ich krawędzie zostały zagięte. Paski antenowe mocno wcinają się w obudowę przy krótszych bokach, tworząc charakterystyczne łuki. Obiektyw głównego aparatu wraz z diodą trafił na eliptyczną wstawkę w kolorze czarnym, która została delikatnie wpuszczona w obudowę. Ergonomia i użytkowanie Galaxy J7 jest dużym i dosyć ciężkim smartfonem – 5,5-calowy ekran trudno obsłużyć kciukiem. Urządzenie jednak bardzo dobrze leży w dłoni: krawędzie są obłe i nie drażnią skóry, a boki pozwalają na pewny chwyt. Pochwalić należy również świetne przyciski fizyczne, które są sprężyste i mają bardzo precyzyjny skok. box:imageShowcase box:imageShowcase Czytnik palca jest aktywny – aby odblokować urządzenie, nie trzeba wciskać przycisku głównego. Czasami zdarzają się pomyłki, a samo odblokowanie nie jest jeszcze rekordowo szybkie, niemniej poziom należy uznać za w pełni satysfakcjonujący. Szkoda jedynie, że dotykowe przyciski pod ekranem nie zostały podświetlone, ale mimo wszystko ich kolejność łatwo zapamiętać. Samsung nie zdecydował się na USB typu C, do dyspozycji jest nadal niewygodne złącze microUSB. Nie ma też diody powiadomień, ale, w przeciwieństwie do modelu J5 (test), testowany smartfon posiada ekran typu Always On, który domyślnie prezentuje godzinę, datę oraz ikonki powiadomień. Lokalizacja głośnika multimedialnego na prawym boku budzi wątpliwości, ale w praktyce sprawdza się nieźle. Głośnik monofoniczny na dłuższej krawędzi trudniej przypadkowo zasłonić. Jego brzmienie jest donośne, ale trochę brakuje mu czystości – przekaz głosu wydaje się cały czas lekko przesterowany. Głośnik wspomaga niezła wibracja, co prawda, nie jest tak zwarta, jak w droższych smartfonach Samsunga, ale już odpowiednio mocna. Podczas obsługi, nawet intensywnej, smartfon praktycznie się nie nagrzewa. Wyświetlacz Ekran typu Super AMOLED o rozdzielczości Full HD zapewnia zagęszczenie pikseli równe 401 ppi, obraz jest więc idealnie ostry nawet z bliska. Pochwalić należy także wysoki kontrast, jak również niezłą reprodukcję bieli – jest ona delikatnie niebieska, ale można dostosować jej odcień za pomocą filtra światła niebieskiego. Barwy robią dobre wrażenie – są mocne i nasycone, bardzo przyjemne dla oczu. Ekran jest jasny, czytelny w słońcu. Kąty widzenia są szerokie, nie ma problemu z widocznością od boków, chociaż podczas patrzenia z jednej strony widać zakłamania kolorystyczne, np. wyraźne ochłodzenie bieli. Interfejs dotykowy działa bez zarzutu, obsługuje aż 10 punktów dotyku. System operacyjny i wydajność Smartfon działa pod kontrolą Androida 7.0 z nakładką Samsung Experience w wersji 8.1. To mocno przebudowany system, także pod względem wizualnym – prezentuje się czysto i estetycznie. Nie ma przycisku otwierania szuflady aplikacji, wyzwala się ją gestem do góry lub do dołu. W szufladzie znajdziemy wyszukiwarkę z dodatkowymi opcjami segregowania. Górna belka zawiera dużo praktycznych skrótów oraz pasek regulacji jasności. Ustawienia są przeorientowane, a niektóre tłumaczenia mocno skrótowe, gdyż nie mieszczą się w jednej linii. Początkowo można się pogubić, ale sprawę ułatwia wyszukiwarka opcji. Warto wspomnieć także o lewym pulpicie, który zajmuje czytnik newsów Upday, oraz o fabrycznie wgranych dodatkowych aplikacjach od Samsunga i Microsoftu. Smartfon posiada ten sam układ, co model J5, ale ma o 1 GB RAM-u więcej. Do dyspozycji jest tylko 16 GB pamięci wbudowanej, ale można ją rozszerzyć za pomocą karty microSD. Ośmiordzeniowy Exynos 7870 oferuje typową wydajność dla smartfona ze średniej półki – potrafi czasami lekko spowolnić, dłużej wczytywać aplikacje, ale jego działanie i tak należy uznać za sprawne. Można z powodzeniem pracować na wielu aplikacjach i trzymać ich dużo w pamięci. Nie ma problemów z surfowaniem w Internecie i przełączaniem się pomiędzy wieloma kartami. To zatem dobry poziom, nawet mimo przeciętnych wyników testów syntetycznych. AnTuTu 6.2.7 ocenił smartfona na 47237 punktów, a Geekbench 4 na 736 punktów w teście single-core oraz 3767 punktów w multi-core. Wydajność graficzna według 3D Mark SlingShot Extreme to 250 punktów. Bateria Akumulator 3600 mAh zapewnia długi czas pracy. To około 5,5 godziny intensywnego użytkowania przez dobę, gdy korzysta się z transmisji danych LTE. W przypadku połączenia Wi-Fi można uzyskać nawet ponad 7 godzin, więc mimo większego ekranu o wyższej rozdzielczości, rezultaty są podobne do modelu J5. Pochwalić należy także czas czuwania – akumulator rozładowuje się powoli, nawet przy aktywnym ekranie Always On. Osoby oszczędne będą mogły korzystać ze smartfona nawet przez 2–3 dni. J7 nie wspiera szybkiego ładowania, więc proces napełniania ogniwa trwa około 2,5 godziny. Multimedia – gry, aparat, audio Pod względem wydajności w grach model J7 wypada trochę gorzej od J5 – układ graficzny jest ten sam, ale rozdzielczość wyższa, więc do wygenerowania jest więcej pikseli. To nadal dobry poziom, żeby docenić większość wymagających gier 3D. Nie będą one działać idealnie płynnie, ale większych przycięć być nie powinno. Aplikacja aparatu ma estetyczny interfejs. Z prawej strony są standardowe wyzwalacze, a z lewej – praktyczne skróty. Gest w lewo otwiera listę filtrów, a w prawo daje dostęp do trybów. Do wyboru są: HDR, profesjonalny, panorama, seria zdjęć, tryb nocny, sport oraz dźwięk i obraz (zdjęcie z 9-sekundowym nagraniem audio). Nie zabrakło także rozpoznawania twarzy i animowanych nakładek, a także cyfrowego makijażu. Tryb ręczny nie zachwyca, konfigurować można tylko pomiar, balans bieli, ISO (100–800) oraz ekspozycję. Jakość zdjęć wypada tak samo, jak w modelu Galaxy J5 – to te same aparaty. Fotografie wychodzą bardzo dobre, ale w odpowiednich warunkach słonecznych, o co jesienią trudno. Ostrość jest prawie wzorowa, małe problemy widać jedynie na samych rogach kadru. Barwy są naturalne, a szczegółowość dosyć wysoka. Nieźle radzi sobie także ekspozycja oraz balans bieli, choć czasami zdjęcia mogą być prześwietlone lub lekko ochłodzone, zatem warto wykonywać więcej ujęć. Selfie mogłyby być lepsze – twarze wychodzą miękko, jakby nieostro (i to bez cyfrowego makijażu). Podczas nagrywania wideo daje się we znaki brak stabilizacji, ale nagrania w Full HD w 30 klatkach są ostre, nie ma widocznego pulsowania autofocusu. Przykładowe zdjęcia dostępne poniżej. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Jakość dźwięku na słuchawkach jest bardzo dobra – brzmienie jest klarowne, jasne i szczegółowe, chociaż sprawia wrażenie lekko sztucznego. Szkoda, że zabrakło wsparcia dla kodeka aptX, ogranicza to potencjał wyższej klasy słuchawek Bluetooth. Łączność i jakość rozmów Zasięg poszczególnych interfejsów był bez zarzutu. Wi-Fi jest dwuzakresowe i nie spowalnia łącza 250 Mbit. GPS obsługuje satelity GLONASS i pozwala na precyzyjną nawigację. Jakość rozmów była bardzo dobra – głos był klarowny i bezpośredni w obie strony. Podsumowanie Samsung Galaxy J7 (2017) to udany smartfon: solidnie wykonany, dobrze wyposażony i wygodny. Posiada bardzo dobry ekran z funkcją Always On, sprawnie działający system i niezłe aparaty. Nie jest demonem pod względem wydajności, ale ogólnie korzystanie jest już satysfakcjonujące. Jeśli ważny jest zrównoważony poziom we wszystkich aspektach, to urządzenie warte jest swojej ceny (1200 zł). Szkoda, że zabrakło USB typu C, a wydajność nie jest wyższa względem modelu J5 – oba smartfony wyposażono w te same układy. Galaxy J7 oferuje większy ekran o wyższej rozdzielczości, więcej pamięci RAM, ale reszta parametrów jest identyczna. Warto więc zastanowić się, czy rzeczywiście potrzeba 5,5-calowego ekranu z funkcją Always On, czy też lepiej zaoszczędzić i wybrać Galaxy J5 (5,2 cala, rozdzielczość 720p) za około 950 zł.
Test smartfona Samsung Galaxy J7 (2017) – zrównoważony poziom
Większość kierowców nie cieszy się z przyjścia zimy, padającego śniegu i szczypiącego w nos mrozu. Uroki tej malowniczej pory roku kojarzą się im z problemami z włączeniem silnika, skrobaniem szyb czy rozładowanym akumulatorem, a z tym wkrótce będą musieli się zmierzyć. Są jednak akcesoria, które pozwalają wyeliminować te niedogodności, a nawet pokochać zimę. Nadchodzi ciężka pora roku dla każdego pojazdu. Przekona się o tym ta część kierowców, która nie przygotowała samochodu do zimy. Zabezpieczenie auta, zanim pojawią się pierwsze mrozy, to wbrew pozorom bardzo ważna rzecz. Osoby, które pamiętały o zakonserwowaniu uszczelek czy nawoskowaniu karoserii, z pewnością tego nie pożałują. Ci kierowcy, którzy w porę zabezpieczyli podwozie, uzupełnili wszelkie ubytki lakieru oraz pamiętali o wymianie niezbędnych płynów eksploatacyjnych, spędzą zimę bez martwienia się o awarie auta. Czy są inne sposoby ułatwiające przetrwanie mrozów? Tak! Niewiele osób wspomina o akcesoriach, które w okresie zimowym służą ogromną pomocą. Część z nich poprawia komfort jazdy, inne w sytuacjach kryzysowych są ostatnią deską ratunku. Uporczywe skrobanie? Osoby niemające garażu dobrze wiedzą, jak irytuje skrobanie zamarzniętych szyb, szczególnie jeśli wcześniej padał deszcz, który zamarzając, na szybie utworzył grubą taflę lodu. Drapanie szyb nie dość że nie jest niczym przyjemnym, to jeszcze może wyrządzić szkody, zwłaszcza gdy podenerwowani robimy to w pośpiechu. Klasyczną skrobaczką łatwo uszkodzić uszczelki, które na mrozie robią się twarde i podatne na zniszczenie. Można też niechcący porysować szyby. Wystarczy, że pod skrobaczkę dostanie się ziarenko piasku lub kamyk i problem gotowy. Aby móc jechać samochodem, szyby muszą być czyste, dlatego warto pomyśleć o bardziej praktycznym rozwiązaniu. Do takich należy odmrażacz, który po spryskaniu zamarzniętej powierzchni szybko poradzi sobie z jej oczyszczeniem. Później wystarczy tylko usunąć pozostałości lodu skrobaczką lub szmatką. Na szczęście nie jest to zadanie czasochłonne. Do wyboru są preparaty w sprayu oraz klasyczne atomizery. box:offerCarousel K2 Alaska to skuteczny odmrażacz do szyb, który działa nawet w temperaturze -70 stopni Celsjusza. Jest bezpieczny zarówno dla lakieru, szyb, jak i gumy oraz plastiku. Preparat jest dostępny w formie atomizera oraz jako spray. Cena płynu: ok. 8 zł/700 ml. Cena aerozolu: ok. 11 zł/750 ml. Nie chcesz odmrażacza? Wypróbuj to! Odmrażacze, choć skutecznie zastępują klasyczne skrobaczki, mają jedną wadę. Podczas silnego wiatru rozpylenie preparatu wyłącznie na szybę jest utrudnione. W praktyce oznacza to, że część środka rozwiewa wiatrem. Mimo to odmrażacze to skuteczne rozwiązanie, które jest lepsze niż męczenie się skrobaczką. Jeszcze efektywniejszym, choć nieco mniej popularnym sposobem ochrony przed zamarzaniem i odśnieżaniem jest zabezpieczenie samochodu plandeką. To pozwala zapomnieć o uporczywym drapaniu. W sprzedaży są dostępne pokrowce o różnych wymiarach, w większości dobierane do konkretnego modelu samochodu. Plandeki osłaniające cały pojazd, choć zapewniają ochronę całej karoserii, czasami trudno rozłożyć bez pomocy drugiej osoby. box:offerCarousel Alternatywą dla nich są tzw. półpokrowce, które osłaniają jedynie dach i szyby. W tym przypadku samodzielne założenie nie powinno sprawiać większych problemów. Co ciekawe, po złożeniu pokrowiec zajmuje niewiele miejsca, dlatego wystarczy nieco otrzepać go ze śniegu i schować do bagażnika. Kiedy akumulator odmawia współpracy Problem z uruchomieniem silnika podczas mrozów to częsty problem. Najczęściej winny jest akumulator, który zimą często odmawia współpracy. Bez źródła prądu uruchomienie silnika jest niemożliwe. Co prawda problem nie jest poważny, a żeby go usunąć, wystarczy podpiąć kable rozruchowe i skorzystać z zasilania np. innego pojazdu. Gorzej, jeśli nie mamy przewodów lub jesteśmy w miejscu, w którym nie można liczyć na pomoc innego kierowcy. W takich sytuacjach wiele osób rozkłada ręce, nie wiedząc, co zrobić. Na szczęście jest rozwiązanie! Wystarczy mieć przy sobie jumpstarter, czyli przenośne urządzenie rozruchowe. Na pierwszy rzut oka niczym nieróżniące się od popularnych powerbanków, z tym że poza funkcją ładowania urządzeń jak smartfon czy tablet umożliwia również awaryjne włączenie pojazdu za pomocą niewielkich klem dołączonych w zestawie. W przypadku problemów z akumulatorem poradzimy sobie więc bez pomocy. Jeśli jednak kłopoty z baterią występują regularnie, radzimy sprawdzić jej stan, np. multimetrem, i w razie potrzeby rozważyć zakup nowego akumulatora. Wartym polecenia boosterem jest NOCO Genius® Boost™GB40, który na pełnym ładowaniu wystarcza na odpalenie ok. 20 pojazdów. Dzięki niewielkim wymiarom (17x8x4 cm) nie zajmuje wiele miejsca. 1000A powerbank może posłużyć też jako źródło energii dla kompresora do kół, telefonu czy laptopa. Ponadto ma wbudowaną latarkę LED pracującą w 7 trybach. Cena: ok. 490 zł. box:offerCarousel Warto pomyśleć też nad zakupem pokrowca na akumulator, który nieco odciąży baterię. Podczas dużych mrozów jej pojemność może spaść nawet o kilkadziesiąt procent. Ocieplacze są wykonane z materiału izolującego, dzięki czemu chronią akumulator przed skokami temperatury, wydłużając ich żywotność. Ceny pokrowców zaczynają się od kilkunastu złotych, jest to więc niedrogi i praktyczny gadżet. ZOBACZ TEŻ: Multimetr – jak z niego korzystać i czego możemy się dzięki niemu dowiedzieć o samochodzie? Co jeszcze warto mieć? box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Pozostając przy temacie pokrowców, mamy propozycję dla osób, którym ukrywanie samochodu pod plandeką nie przypadło do gustu. Jeśli wolisz klasyczną skrobaczkę lub użycie odmrażacza, ciekawym rozwiązaniem na zimę będzie pokrowiec na wycieraczki. Dzięki niemu pióra wycieraczek będą skutecznie chronione przed lodem i śniegiem. Nie przymarzają też do szyby, co jest częstym problemem zimą. Próba ich oderwania często kończy się uszkodzeniem piór i wymianą wycieraczek. Z pokrowcami ich utrzymanie podczas mrozów będzie znacznie łatwiejsze. Kosztują zaledwie kilka złotych. Podczas zimy warto mieć przy sobie plastikowe opaski antypoślizgowe. W czasie podróży w trudnych warunkach zastępują one klasyczne łańcuchy śniegowe, znacznie poprawiając przyczepność. Takie rozwiązanie może się sprawdzić podczas zimowego urlopu w górach, gdzie drogi są zaśnieżone. Plastikowe opaski bardzo szybko i łatwo zakłada się na koła. Ich montaż nie trwa dłużej niż 5 minut. Wbrew pozorom rozwiązanie to jest skuteczne i niedrogie. Cena gotowych do założenia zestawów zaczyna się od 25 zł. Jeśli w samochodzie są welurowe dywaniki, trzeba wymienić je na gumowe. Mimo że wyglądają mniej atrakcyjnie, to są praktyczniejsze zimą. Materiałowe szybciej się brudzą, a przede wszystkim wchłaniają wodę, której pod podeszwami butów zimą nie brakuje. W konsekwencji szyby od środka parują, a czasem pojawia się nich szron. Nie wspominając już o rdzy, która może się rozwijać na przesiąkniętej wilgocią podłodze. Mając gumowe dywaniki z wysokimi rynienkami, nie musimy się obawiać o przedostanie się wody poza wycieraczki. Raz na jakiś czas wystarczy tylko wyjąć je i wylać wodę. Dobre przygotowanie się do mrozów pozwoli bez problemu przetrwać za kółkiem zimę. Poza wyposażeniem w przydatne akcesoria warto pamiętać o przygotowaniu pozostałych elementów pojazdu. Trzeba więc nawoskować karoserię, zakonserwować wszelkie uszczelki silikonem oraz w miarę możliwości zabezpieczyć ubytki lakieru na karoserii, a także wymienić płyn chłodniczego i płyn do spryskiwaczy. Powinno się to zrobić przed pierwszym mrozem.
Zabezpiecz samochód przed zimą – sprawdź jak
Specjaliści z dziedziny żywienia są zgodni co do tego, że zaplanowana i zbilansowana dieta wegetariańska, która zawiera w sobie wszystkie niezbędne składniki odżywcze jest bezpieczna, może przynieść korzyści zdrowotne i jest elementem prozdrowotnego stylu życia. Nie ma tu rozgraniczenia na wiek, płeć czy miejsce w którym żyjemy. Wegetarianinem może być niemowlę, dziecko, nastolatek, kobieta w ciąży, a także mama karmiąca piersią! Wymieniam celowo te grupy, ponieważ bardzo często słyszy się, że dzieci albo kobiety w tych wyjątkowych okresach życia powinny jeść mięso – nawet, gdy nie mają ochoty. Wegetarianin kojarzy się wszystkim z osobą, która nie je mięsa. To mocno uproszczone określenie, ponieważ mamy kilka odmian tego sposobu odżywiania: - semiwegetarianizm – gdy wykluczamy z diety wyłącznie czerwone mięsa np. wieprzowinę i wołowinę, - laktoowowegetarianizm – gdy nie jemy mięsa i ryb, - laktowegetarianizm – gdy nie jemy mięsa, ryby oraz jajek, - pescowegetarianizm – gdy nie jemy produktów odzwierzęcych (mięsa, jaj, mleka), a jedynie ryby z warzywami i owocami, - weganizm – gdy zapominamy o wszystkich produktach pochodzenia zwierzęcego i jemy wyłącznie owoce i warzywa. Wszystkie powyższe odmiany wegetarianizmu są bezpieczne dla dzieci, z wyjątkiem weganizmu. Dlaczego? Ponieważ w tym przypadku, zawężając bardzo rygorystycznie dietę dziecka, zwiększamy ryzyko niedoborów wszystkich najważniejszych składników pokarmowych, czyli pełnowartościowego białka, kwasów DHA, wapnia, żelaza, cynku oraz witamin A, D oraz niektórych z grupy B. Bez tych składników nie można zbilansować posiłków w sposób zabezpieczający wszystkie potrzeby rosnącego organizmu. Jeżeli rozważasz ten sposób żywienia swojego dziecka, bądź świadoma konieczności suplementacji dziecka. Warto, abyś skonsultowała takie żywienie z dobrym pediatrą lub dietetykiem dziecięcym, ponieważ niedobory mogą prowadzić do nieodwracalnych zaburzeń rozwoju, wzrastania i dojrzewania twojego dziecka. Jeżeli podoba Ci się idea wegetarianizmu to najlepszą i najprostszą odmianą dla dzieci jest laktoowowegetarianizm. Źródłem białka są tu przede wszystkim jajka, produkty mleczne i nasiona roślin strączkowych, więc masz w czym wybierać. Pamiętaj, że w pierwszym roku życia dziecka mleko (mamy lub modyfikowane - zobacz jak wybrać najlepsze) jest podstawą żywienia. Jeśli nie karmisz piersią to w tym czasie nie ma mowy o ograniczeniu mleka modyfikowanego, jako produktu od krowy czy kozy. box:offerCarousel Co powinno znaleźć się w diecie wegemalucha? Dzieci są o wiele bardziej aktywne niż dorośli. Potrzebują dobrego źródła energii i okazuje się, że dieta wegetariańska nie ustępuje tutaj diecie konwencjonalnej. Ważne, aby dziecko jadło na co dzień produkty zbożowe, nasiona roślin strączkowych (fasola, soja, soczewica, ciecierzyca, groch), warzywa, owoce oraz bakalie. Młody organizm rośnie, a cegiełkami są białka, zbudowane z aminokwasów. Włączając do diety niemowlaczka lub małego dziecka takie produkty jak rożne kasze, nasiona słonecznika i dyni, orzechy włoskie, pistacje, migdały, otręby i zarodki pszenne, rośliny strączkowe, kakao, sezam, a także mak łatwiej osiągniesz zalecany poziom białka. Problemem może być uzupełnienie diety dziecka w cholesterol. Jest on niezbędny do tworzenia nowych tkanek i hormonów. Źródłem cholesterolu są u większości wegetarian masło, żółtka jaj oraz produkty mleczne. Niektórzy uważają olej kokosowy za zamiennik masła, ponieważ jest bogaty w tłuszcze nasycone. Faktycznie, to zdrowy olej, ale nie zawiera on cholesterolu. To dobra wiadomość dla dorosłych, ale dla dzieci niekoniecznie. Koniecznie dodawaj do potraw dziecka tłuszcze roślinne nienasycone, czyli oliwę z oliwek, olej rzepakowy, lniany, słonecznikowym czy z pestek dyni. Zadbaj o zawartość kwasów DHA w diecie swojego dziecka. Pełnią one ważną funkcję w dojrzewaniu siatkówki oka oraz ośrodkowego układu nerwowego (mózgu). Znajdziesz je w suplementach, siemieniu i oleju lnianym, nasionach chia (u dzieci maksymalnie 1 łyżeczka dziennie), czy oleju rzepakowym nierafinowanym. Aby jak najwięcej dobrych kwasów tłuszczowych zostało wbudowanych do komórek należy wyeliminować niekorzystnie utwardzone oleje roślinne, które są źródłem kwasów tłuszczowych w formie trans. Sprawdzaj skład przekąsek, w szczególności słodyczy, aby mieć pewność, że zdrowo odżywiasz dziecko. A co z suplementami? Wszystkie niemowlęta, także młodzi wegetarianie, powinni przynajmniej przez cały pierwszy rok otrzymywać witaminę D3 pod postacią suplementu. Warunkuje ona dobrą mineralizację kości i zębów, wpływa na odporność, a nawet na dobry nastrój. Jeżeli w diecie Twojego małego wegetarianina brakuje tłustych ryb, zdecydowanie suplementuj dziecko w kolejnych latach, przynajmniej między jesienią a wiosną. Latem nie jest to konieczne z uwagi syntezę tej witaminy na skórze pod wpływem promieni słonecznych. Uwaga! Jest jedna witamina, która występuje wyłącznie w mięsie i produktach pochodzenia zwierzęcego. Chodzi o B12, której niedobory w okresie pierwszych lat są szczególnie groźne, a niedokrwistość jest jednym z najdelikatniejszych objawów. Nie wierzcie w zapewnienia, że tę witaminę znajdziecie np. w drożdżach. Poza suplementacją można ją dostarczyć dziecku poprzez produkty spożywcze oznaczone dodatkiem witaminy B12 np. niektóre płatki śniadaniowe. Mimo to, jeżeli jesteście wegańską rodziną, powinniście postawić na suplementy. Jest jeszcze jeden bardzo ważny składnik, który występuje w obfitości w mięsie – żelazo. Aby zwiększyć przyswajalność żelaza z produktów roślinnych podawaj dziecku świeże owoce i warzywa bogate w witaminę C. Na koniec dwa słowa o składnikach antyodżywczych, które w dużej ilości znajdują się w diecie wegetariańskiej. Jest to np. kwas fitynowy w roślinach strączkowych, dlatego pamiętaj o całonocnym moczeniu nasion przed ich ugotowaniem. Nie przesadzaj też z ilością produktów zawierających kwas szczawiowy czyli szpinaku, rabarbaru, botwiny, buraków czy szczawiu. A jeżeli podajesz dziecku surówki, wcześniej blanszuj kapustę, aby dezaktywować glukozynolany.
Wegemaluch – czy Twoje niemowlę lub małe dziecko musi jeść mięso?
Przystojni kowboje, gorączka złota i maleńkie miasteczka, w których o sprawiedliwości może zadecydować jeden strzał z rewolweru – właśnie taki obraz Dzikiego Zachodu utrwalił się w beletrystyce. Trudno czasem oprzeć się pokusie beztroskiego zatopienia się w tym awanturniczym świecie. Są też jednak powieści, które starają się przedstawiać nieco bliższy rzeczywistości obraz tego świata. „Złoto Gór Czarnych. Trylogia indiańska” Alfred i Krystyna Szklarscy box:offerCarousel Nasze zestawienie otwiera propozycja z rodzimego podwórka, na dodatek przeznaczona dla odbiorców w każdym wieku. Alfreda Szklarskiego zapewne nie trzeba nikomu przedstawiać – to dobrze znany polskim czytelnikom autor uwielbianych przez kolejne pokolenia książek o przygodach Tomka Wilmowskiego i jego przyjaciół. W latach 70. wraz z żoną Krystyną napisał również trylogię w zajmujący sposób opowiadającą o losach rdzennych Amerykanów w czasach burzliwych walk z białymi osadnikami. Powieści te cechuje nie tylko wartka akcja, która z pewnością przyciągnie młodszego czytelnika, ale również rzetelność historyczna. Szczegółowe badania Krystyny Szklarskiej pozwoliły na autentycznie przedstawienie w trylogii wierzeń, zwyczajów i kultury plemion indiańskich, a także wielu wydarzeń historycznych, które przesądziły o ich tragicznym losie i klęsce w walce o dominację nad amerykańskimi preriami. „Krwawy południk” Cormac McCarthy box:offerCarousel Powieść McCarthy’ego z pewnością przeznaczona jest wyłącznie dla dojrzałego odbiorcy. Uważany, obok Thomasa Pynchona czy Philipa Rotha, za jednego z największych współczesnych powieściopisarzy amerykańskich, McCarthy wykorzystuje bezimiennego nastoletniego bohatera, aby wprowadzić czytelnika w świat krwawych masakr dokonywanych na rdzennych Amerykanach przez żądnych krwi włóczęgów. Na kartach powieści McCarthy’ego Dziki Zachód z połowy XIX wieku przypomina raczej piekło lub wizję świata po apokalipsie niż znaną z filmów przygodowych krainę pełną „dobrych” kowbojów i „złych” Indian. „Krwawy południk” do dziś uchodzi za jedną najlepszych powieści McCarthy’ego, cenioną szczególnie za przejmującą dekonstrukcję westernu jako gatunku. „Na południe od Brazos” Larry McMurtry box:offerCarousel „Na południe od Brazos” to pierwsza wydana książka z cyklu o tym samym tytule. Nagrodzona Pulitzerem powieść opowiada o losach kilku podstarzałych kowbojów, którzy decydują się wyruszyć z bydłem na wyprawę z Teksasu do Montany. Długa, pełna trudów podróż staje się okazją do refleksji nad przyjaźnią, miłością i przemijaniem, zarówno ludzkiego życia, jak i „starego” Zachodu z jego specyficznym klimatem i zwyczajami. Czytelnik ma okazję stopniowo poznawać coraz lepiej bohaterów, a wnikliwe studium ich charakterów i emocji staje się tym bardziej przejmujące. Na podstawie powieści, przez wielu uważanej za najlepszy western, jaki napisano, nakręcono obsypany nagrodami miniserial. W rolach głównych wystąpili Robert Duvall i Tommy Lee Jones. „Prawdziwe męstwo” Charles Portis box:offerCarousel Powieść Portisa wyróżnia przede wszystkim postać narratorki. W świecie westernów trudno, niestety, o pierwszoplanowe, ciekawe kobiece bohaterki. Tymczasem Mattie Ross nie tylko obdarzona jest niezwykłą inteligencją i odwagą, ale także talentem do opowiadania, czego dowodzi, snując powieść z czasów swojej młodości, kiedy w wieku 14 lat zdecydowała się szukać zemsty na mordercy swojego ojca. Zainteresowanie powieścią, należącą zresztą do amerykańskiego kanonu, odżyło w 2010 roku, kiedy to ukazał się oparty na jej fabule film braci Coen. Cykl „Mroczna Wieża” Stephen King box:offerCarousel Opus magnum Stephena Kinga to propozycja dla spragnionych pewnej odmiany. Świat „Mrocznej Wieży” przypomina postapokaliptyczny Dziki Zachód, a Rolanda – głównego bohatera cyklu – z pewnością wiele łączy z postaciami znanymi z klasycznych westernów. Jednocześnie jednak powieści z tej serii zdążyły już przejść do kanonu fantasy i literatury grozy. To z pewnością nie tylko lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów twórczości Kinga, ale również dla każdego czytelnika zainteresowanego nowocześniejszym obliczem westernu.
5 powieści z Dzikim Zachodem w tle
W dobie XXI wieku człowiek wymyśla różne rzeczy, aby ułatwić sobie życie. Praktycznie w każdej dziedzinie powstają gadżety, dzięki którym w sprytny sposób możesz uprościć rutynowe czynności. Tak samo jest w motoryzacji, gdzie rynek oferuje różne rozwiązania, które sprawiają, że prowadzenie samochodu jest o wiele łatwiejsze. Oto podsumowanie ciekawych gadżetów dla czterech kółek. Praktyczny must have Do wyboru jest bardzo dużo praktycznych gadżetów, dzięki którym znacznie ułatwisz sobie jazdę samochodem. Są takie, które po prostu muszą znaleźć się w twoim ekwipunku oraz takie, które ucieszą zapalonych gadżeciarzy. Do podstawowego zestawu z pewnością należy solidna nawigacja. Urządzenie z pewnością ułatwi ci podróż w dalekie strony, gdzie musisz wiedzieć, jak szybko i bezpiecznie dojechać. Dużą popularność zdobyły kamery samochodowe, inaczej zwanerejestratorami jazdy. To bardzo przydatny gadżet zarówno dla młodych kierowców, którzy chcą analizować swoje umiejętności za kółkiem, jak i dla chcących zabezpieczyć się na wypadek kolizji lub poważniejszej stłuczki. Dla osób, które większość czasu spędzają za kółkiem, nie lada gratką będzie rozgałęźnik. Zazwyczaj samochody mają pojedyncze ładowarki elektryczne, a kiedy potrzebujesz w jednym momencie naładować swój telefon i skorzystać jednocześnie z przenośnej nawigacji, taki rozgałęźnik będzie dla ciebie wybawieniem. Dla prawdziwych gadżeciarzy Prócz gadżetów stricte użytkowych istnieje cała masa rozwiązań dla prawdziwych zapaleńców. Gadżety są bardzo efektowne, więc na pewno zrobisz wrażenie na swoich znajomych, a i aspekt użytkowy też jest zachowany. Do tej grupy należy inteligentna opaska, która analizuje, czy odpowiednio w porę reagujesz na to, co się dzieje na drodze. Kiedy twoja reakcja jest spóźniona – opaska zaczyna albo wibrować, albo piszczeć. Dość kontrowersyjnym gadżetem jest roleta do tablic rejestracyjnych. To marzenie niejednego posiadacza czterech kółek, jednak zastanów się dwa razy, czy nie zadziałają jako broń obosieczna. Zdecydowanie godnym polecenia gadżetem są czujniki równoległego parkowania. Dla każdego, kto często jeździ po mieście i wielokrotnie musi kombinować z miejscem do parkowania taki gadżet będzie wielkim ułatwieniem. W czasie parkowania samochodu czujniki zaalarmują cię, jeśli samochód będzie zbliżał się do przeszkody i jednocześnie podpowiedzą, w jakiej pozycji go najlepiej ustawić. Na dobry początek Rozglądając się za gadżetami, zawsze zastanawiaj się, czego tak naprawdę potrzebujesz. Zacznij więc od ustalania swoich potrzeb. Jeśli jesteś początkującym kierowcą i chcesz rozwijać styl jazdy, na pewno dobrym rozwiązaniem będzie rejestrator. Jeśli jednak przeprowadzasz się do innego, praktycznie obecnego miasta, a wiesz, że w nowej pracy będziesz dużo jeździć – rozważ zakup dobrej nawigacji. Jeśli z czasem zauważysz, że nie masz czasu co chwilę wietrzyć samochodu, pomyśl o uszlachetniaczu powietrza. Gadżetów samochodowych jest bardzo dużo, a z roku na roku jest ich coraz więcej. Warto być na bieżąco, bo kto wie, czy właśnie nie wprowadzono nowych produktów, które skutecznie ułatwią ci życie. Kierując się swoimi potrzebami i wyzwaniami, jakie przed tobą stoją, z pewnością znajdziesz coś dla siebie.
Gadżety do auta
Islandia – odległa kraina lodu i wulkanów – przyciąga skrywanymi tajemnicami. Zauroczyła wielu podróżników i pisarzy. Jeśli ciebie też ciągnie do jej bezkresnych przestrzeni, zobacz, jakie książki o Islandii wybraliśmy. „Zostawić Islandię” Hubert Klimko-Dobrzaniecki Hubert Klimko-Dobrzaniecki, zauroczony Islandią już od dzieciństwa, w swojej książce pisze o jej wyjątkowości. Na wyspie z odległej północy studiował, pracował i przyjaźnił się z jej mieszkańcami przez wiele lat. Z lektury „Zostawić Islandię” wyłania się więc jej specyficzny obraz, którego nie pozna zwyczajny turysta. Odkryjesz codzienność Islandczyków, ich zwyczaje, ale także dzięki wielu fotografiom urzekającą i nietypową przyrodę kraju. „Lawa, owce i lodowce. Zadziwiająca Islandia” Agnieszka Rezler Wypad do Islandii Agnieszki Rezler i jej rodziny poskutkował napisaniem książki „Lawa, owce i lodowce. Zadziwiająca Islandia” i oczywiście kompletnym zafascynowaniem tą wyspą. Mimo że należy do Europy, wydaje się być egzotycznym zakątkiem i tak właśnie autorka ją opisuje. Ta opowieść o miejscu niezwykłym, a wręcz magicznym, której dodatkiem jest wiele praktycznych wskazówek i zdjęć niesamowitych islandzkich przestrzeni, nakłania do jak najszybszego kupienia biletu lotniczego linii Iceland Express! box:offerCarousel „Rekin i baran. Życie w cieniu islandzkich wulkanów” Marta i Adam Biernat Książka Marty i Adama Biernat „Rekin i baran. Życie w cieniu islandzkich wulkanów” to z pewnością nietypowy przewodnik, choć znajdziesz tutaj i fakty historyczne i opisy miejsc, które koniecznie musisz zobaczyć. Dzięki lekturze przede wszystkim dogłębnie poznasz kulturę i zwyczaje, jakie panują na Islandii. Dowiesz się, jak Islandczykom udaje się zachować radosny nastrój przy tak mało komfortowej pogodzie. Odkryjesz, dlaczego mieszkańcy wyspy tak bardzo lubią Eurowizję i gustują w zadziwiających – i często odpychających – potrawach. box:offerCarousel „Szepty kamieni. Historie z opuszczonej Islandii” Berenika Lenard, Piotr Mikołajczak Berenika i Piotr to autorzy bloga IceStory, którzy zamieszkali w Islandii, by poznać bliżej jej mieszkańców i warunki, w jakich przyszło im żyć. W książce „Szepty kamieni. Historie z opuszczonej Islandii” opisują opuszczone przez Islandczyków miejsca, takie jak Djúpavík, gdzie dawniej była przetwórnia ryb – jedna z największych na świecie – i mnóstwo ludzi. Z książki Bereniki i Piotra wyłania się nieznany obraz Islandii, którego na próżno szukać w przewodnikach. box:offerCarousel „Tajemnica wyspy Flatey” Viktor Arnar Ingólfsson Viktor Arnar Ingólfsson to jeden z poczytniejszych autorów kryminałów w Islandii. Cieszy się również sporą popularnością w Polsce. „Tajemnica wyspy Flatey” to opowieść o sielankowym miasteczku, którego mieszkańcy żyją w spokoju i w zgodzie z naturą. Ów spokój zakłóca jednak znalezienie zwłok na wybrzeżu, które okazują się nie być wynikiem zwykłego wypadku. Śledztwo prowadzone przez Kjartana odkrywa mroczne tajemnice mieszkańców. Świetny kryminał z bardzo dobrze zarysowanym tłem historycznym i kulturowym Islandii trzyma w napięciu od początku do końca! Propozycje książkowe zdradzają sekrety tej odległej i tajemniczej wyspy, zwłaszcza mroczny kryminał Ingólfssona, który potrafi wprowadzić w melancholijny klimat. Nasze zestawienie świadczy również o tym, że Islandia zaintrygowała wielu Polaków, którzy zdecydowali się ją odwiedzić lub w niej zamieszkać i oddać jej niesamowitości. Być może zostaniesz kolejnym oczarowanym?
Książki z Islandią w tle
Harry Hole to niezwykle barwna postać stworzona przez Jo Nesbø, dzięki której autor stał się pisarzem znanym i cenionym niemal na całym świecie. Seria o Harrym to imponujący zbiór 11 tomów, w których norweski detektyw rozwiązuje fascynujące zagadki. Jo Nesbø przedstawił go światu po raz pierwszy w wydanej w 1997 r. powieści „Człowiek nietoperz”. Niestety, cykl o niepokornym Harrym zdaje się zbliżać do końca – autor w jednym z wywiadów powiedział: „zabiję Harry'ego Hole. Wiem, jak i kiedy, i będzie to śmierć nieodwracalna. Obiecałem to Harry'emu”. Wszyscy, którym proza Jo Nesbø przypadła do gustu i którzy nie mogą pogodzić się z finiszem historii o Harrym, powinni sięgnąć do innych książek autora, których na szczęście nie jest mało. „Łowcy głów” „Łowcy głów” to kryminał, którego głównym bohaterem jest tytułowy headhunter Roger Brown. To człowiek pełen kompleksów, mimo że pozornie wydaje się spełniony w każdej dziedzinie życia. Oprócz poszukiwania specjalistów, którzy są rekrutowani na wysokie stanowiska, Brown w tajemnicy przed żoną zajmuje się kradzieżą dzieł sztuki. Powieść Jo Nesbø, jak na dzieło mistrza, jest znakomicie napisana, a poprowadzona intryga wciąga i zaskakuje. „Łowcy głów” to książka, w której jest wiele doskonałego (momentami nieco fekalnego, niestety) humoru, zawiłych zagadek, zaskakujących rozwiązań i nieoczekiwanych zwrotów akcji. „Syn” „Syn” to powieść kryminalna, której głównym bohaterem jest więzień zakładu karnego w Oslo o zaostrzonym rygorze – Sonny Lofthus. Nie można być do końca pewnym, czy odsiaduje on wyrok zasłużenie. Wiodącym wątkiem jest relacja ojciec–syn. Sonny zaczyna dowiadywać się o swoim zmarłym ojcu rzeczy, które burzą w jego świadomości wyidealizowany obraz rodzica, jaki miał do tej pory. Napięcie stale rośnie, ma się wrażenie, że z każdą kolejną kartką intryga się zagęszcza, a finał książki zaskakuje w bardzo nietypowy sposób. box:offerCarousel „Krew na śniegu” i „Więcej krwi” „Krew na śniegu” to krótka historia Olava, płatnego zabójcy, którego życie zaczyna się niesamowicie komplikować w momencie, gdy dowiaduje się, że musi wykonać wyrok na kobiecie swojego życia. „Więcej krwi” jest kontynuacją „Krwi na śniegu”, jednak nie można określić tej książki do końca mianem kryminału. Jo Nesbø oferuje czytelnikowi konsekwentnie to, za co jest szczególnie ceniony, czyli fatalizm, humor i nietuzinkowe postaci, jednak robi to tym razem w nieco inny i bardziej klasyczny sposób. „Więcej krwi” to opowieść o próbie ucieczki przed śmiercią, która finalnie staje się wędrówką ku miłości. „Serum” „Serum” to opowieść odbiegająca od stylu Jo Nesbo, można powiedzieć nawet, że oryginalna. To historia, w której głównym wątkiem jest relacja pomiędzy ojcem Stanem a synem Kenem, pochodzących z bogatej brytyjskiej rodziny. Dorobiwszy się pokaźnego majątku – Stan postanawia spędzić jesień życia w Botswanie (Afryka), gdzie założył fermę specjalizującą się w hodowli jadowitych węży. Produkowana z jadu gadów surowica jest towarem bardzo niszowym i pożądanym, z tego względu firma Stana zdecydowanie dobrze prosperuje. W czasie gdy ojciec zajmuje się hodowlą węży, Ken prowadzi hulaszcze życie w Anglii. Popada w długi i uzależnienia. Jego ostatnią deską ratunku jest ojciec, do którego postanawia przylecieć. Gdy pojawia się na miejscu, wybiera się wraz z nim do buszu, gdzie obaj zostają ukąszeni przez tego samego węża. Zapas surowicy, jaki mają, wystarczy tylko na uratowanie jednego z nich. Doktor Proktor Doktor Proktor to bohater pięcioczęściowej serii książek dla dzieci o tematyce przygodowo-sensacyjnej, w skład której wchodzą następujące tytuły: „Doktor Proktor i Proszek Pierdzioszek”, „Doktor Proktor i wanna czasu”, „Doktor Proktor i koniec świata, Być może”, „Doktor Proktor i wielki napad na bank” oraz „Doktor Proktor i niemal ostatnie święta”. Historie opisywane przez Nesbø są pełne humoru, a ich fabuła wciąga nie tylko najmłodszych czytelników. Każdy tom jest bogato ilustrowany, dzięki czemu z pewnością przypadną do gustu nie tylko najmłodszym czytelnikom.
Nie tylko Harry Hole – czy inne książki Jo Nesbø są warte uwagi?
Książki, w których pojawia się wątek z zaburzeniami odżywiania mogą pełnić dwie funkcje. Pierwszą jest drążenie istoty problemu i poszerzenie perspektywy dla opiekunów osoby chorej, drugą zaś jest poradnik dla ludzi, którzy przejawiają tendencje do popadania w tego typu schorzenie. Przedstawione poniżej powieści są różnorodne pod względem podejścia do tematyki zaburzeń odżywiania. Pisane są z różnych perspektyw – zarówno osób zmagających się z chorobą, jak i ich bliskich. „Samotność liczb pierwszych” - Paolo Giordano „Samotność liczb pierwszych” to opowieść o Mattii i Alice, których życiorysy łączą się jeszcze w czasach szkolnych. Każde z nich nosi ciężkie brzemię traumy z dzieciństwa komplikujące im relacje z rówieśnikami. Dla obojga codzienność jest przykrą mozolną walką o siebie, mają problemy z własną cielesnością, są outsiderami, doświadczają również przemocy szkolnej. Alice ucieka przed surowym ojcem w anoreksję, Mattia nie potrafi pogodzić się z tym, że przyczynił się do zaginięcia własnej siostry, przez co zaczyna się okaleczać. Łączy ich bardzo wiele, przez całe życie spotykają się w różnych momentach, ale za każdym razem nie mogą się do siebie zbliżyć. Powieść Paolo Giordiano to wciągająca i wzruszająca historia o samotności z wyboru, wielkim bólu i niemożliwej miłości. „W sidłach anoreksji” - Heidi Hassenmüller Bohaterką powieści Heidi Hassenmüller jest czternastoletnia Maja - dziewczyna, która od zawsze była doskonała. Okres dojrzewania traktuje jako zagrożenie ze strony własnego ciała. Boi się zachodzących w nim zmian i tego, że może utracić nad nim kontrolę. Z tego względu postanawia schudnąć, co bardzo szybko zamienia się w obsesję. Autorka skupia się najmocniej na przyczynach anoreksji, drąży kwestie dotyczące tego, co skłoniło Maję do sięgnięcia po tak drastyczne metody samokontroli. To mimo wszystko zagubiona nastolatka, która żyje pod presją oczekiwań własnej matki. Zawsze była idealnym dzieckiem i wspierała mamusię w obowiązkach: opiekowała się umierającym ojcem, pomagała bratu w nauce, gotowała i miała najlepsze oceny w szkole. Zakres obowiązków w tak młodym wieku był na tyle przytłaczający, że doprowadził do fatalnych w skutkach konsekwencji. „W sidłach anoreksji” jest lekturą godną polecenia szczególnie dla rodziców i opiekunów, zwłaszcza w przypadku, gdy zauważyli u swojego dziecka niepokojące objawy mogące świadczyć o chorobie. „W krzywym zwierciadle bulimii. Zaburzenia odżywiania oczami matki i córki” - Lorri Antosz Benson, Taryn Leigh Benson „W krzywym zwierciadle bulimii” to książka napisana przez matkę i córkę. To oparta na ich wspólnych przeżyciach relacja o zmaganiach z ciężką chorobą. Szesnastoletnia Taryn jest uważana przez otoczenie za szczęśliwą dziewczynę, dobrze się uczy, ma wspierających ją rodziców, duże grono przyjaciół – pozornie niczego nie powinno jej brakować. Rzeczywistość jest jednak inna. Dziewczyna nie potrafi zaakceptować siebie takiej, jaką widzą i kochają ją inni. Uważa, że jest bezwartościowa i gruba, jedyny ratunek upatruje w rozpoczęciu walki ze zbędnymi (w jej odczuciu) kilogramami. O zmaganiach z bulimią opowiadają obie – matka i córka – Lori i Taryn. Dzięki poprowadzonej w ten sposób narracji, uzyskany został obraz schorzenia widzianego z dwóch dramatycznie różniących się perspektyw. Dzielą się swoimi przeżyciami, mierzą się z problemem i rozpoczynają żmudną walkę o życie. Przez chorobę Taryn cierpi nie tylko matka, ale również jej dwie młodsze siostry i ojciec. Cała rodzina podporządkowuje się rytmowi zaburzeń nastoletniej bulimiczki. Ta książka to bardzo rzetelne źródło informacji na temat tego, jak destrukcyjną i podstępną chorobą jest bulimia oraz studium degeneracji relacji międzyludzkich i ich ponownego budowania. „Na krawędzi widelca” - Natalia Krzesłowska „Na krawędzi widelca” Natalii Krzesłowskiej to pewnego rodzaju pamiętnik. Wspomnienia kobiety, która zmagała się z pustką i poczuciem utraty sensu, w które wpędziła ją bulimia, anoreksja i spowodowana nimi depresja. To historia Natalii, która postanowiła zawalczyć o siebie i walczy do dziś. Jej książka to wzruszający i szczery raport ze zmagań z samą sobą. Opisuje w nim bardzo dokładnie etapy rozwijających się chorób. Autorka – główna bohaterka powieści - dopiero po latach cierpień i długiej psychoterapii dotarła do źródeł swoich problemów, rozwikłała zagadkę swojej choroby. „Na krawędzi widelca” to również książka, w której można znaleźć wiele wskazówek dotyczących możliwości leczenia, pochodzących przede wszystkim z doświadczenia Natalii Krzesłowskiej. To też w pewnym stopniu apel o pomoc, wsparcie i akceptację dla osób, które na własny i niestety destrukcyjny sposób postanowiły radzić sobie z przytłaczającymi ich problemami. # „Zaplecze” - Marta Syrwid „Zaplecze” to odważny, przekorny i buntowniczy debiut literacki Marty Syrwid. Główną bohaterką powieści jest Sara. Dziewczyna, która postanowiła być perfekcyjna i dąży do tego w ramach zemsty na ojcu, który surowo karał ją za każdym razem, gdy nie chciała jeść. W małej dziewczynce narastał bunt, który znalazł ujście w zaburzeniach odżywiania. Klara zaczyna się odchudzać już w podstawówce, przed rozpoczęciem nauki w liceum waży czterdzieści pięć kilogramów przy 172 centymetrach wzrostu. Waga ciągle spada, w momencie, gdy dziewczyna zdaje maturę waży już pięć kilogramów mniej. Jej życiem rządzi przekora, na złość babci wdaje się w romans z otyłym szewcem, potem uwodzi bogatego Włocha. „Zaplecze” to pewnego rodzaju antyporadnik, przestroga przed tym, co się dzieje z życiem młodego człowieka, który walczy sam ze sobą i poszukuje akceptacji w destrukcyjnych zachowaniach. Głodzenie się to sposób Klary na bunt i rozpaczliwa próba udowodnienia samej sobie, że jest coś warta. W odróżnieniu od innych książek, których wątkiem wiodącym są zaburzenia odżywiania autorka nie pochyla się nad zagadnieniami dotyczącymi leczenia, hospitalizacji czy walki o życie. W tym przypadku Klara pozornie sama sprawuje kontrolę nad własną chorobą i życiem.
5 powieści z wątkiem dotyczącym zaburzeń odżywiania
Większość ludzi marzy o własnym przydomowym ogródku. Gdy marzenia te stają się rzeczywistością, przychodzi czas na podjęcie decyzji, jak ten ogród ma wyglądać. Jeśli mamy do dyspozycji działkę przed domem, zwróćmy uwagę, czy teren jest płaski. Niektóre domy są bowiem położone na innej wysokości niż działka. Pojawia się wówczas pytanie, jak bezpiecznie dostać się do ogrodu? Pomocne mogą się okazać schody. W pierwszej kolejności musimy zmierzyć teren. Następnie obliczamy ilość stopni, z których będą składać się nasze schody. Kolejny etap to wycinanie biegu schodów – robimy to od dołu do góry, na wyciętych stopniach układając wybrany materiał. Pamiętajmy, że spadek schodów powinien wynosić ok. 1–2%, dzięki czemu woda będzie mogła swobodnie spływać podczas deszczowych dni. Schody drewniane Ze wszystkich rodzajów najłatwiejsze do zbudowania są schody drewniane. Najlepsze są takie, których głębokość ma co najmniej 40 cm, a wysokość wynosi ok. 12–15 cm. Bardzo dobrze prezentują się schody, które nie są ułożone prosto, lecz co jakiś czas skręcają. Urozmaica to ich wygląd i umila spacery. Zaletą takich schodów jest to, że nie wymagają wylewania fundamentów. Należy pamiętać o tym, że do ich budowy używamy twardego drewna o jak najgrubszym przekroju. Ważną sprawą jest też to, aby zrobić żłobienia. Zapewnią one bezpieczeństwo i uchronią przed poślizgiem. Schody drewniane muszą być odpowiednio zabezpieczone – impregnacja zwiększy ich trwałość i zapewni ochronę. Schody betonowe Popularne są także schody betonowe. Materiał, z którego powstają, jest bardzo trwały, a zarazem niedrogi. Po wylaniu betonu schody można wyłożyć kostką lub cegłą. Można je także przyozdobić drobnymi kamieniami, aczkolwiek trzeba uważać na to, by były one płaskie. Jeśli schody są zbudowane z ciężkich materiałów (np. płyt kamiennych), na ich końcu należy wylać fundament z betonu. Schody żwirowe Wykopane wcześniej stopnie możemy wyłożyć żwirem lub grysem kamiennym, ale czy to zapewni im trwałość? Niestety, żeby je zbudować nie wystarczy sam żwir. Potrzebne będzie też zabezpieczenie krawędzi przed osunięciem. Materiałem, który nadaje się do tego jest drewno. Ułożone wzdłuż krawędzi paliki zabezpieczą schody przed uszkodzeniem. Należy pamiętać o tym, aby drewno użyte do takiego rodzaju schodów było dobrze zaimpregnowane, by schody mogły być wytrzymałe. Schody z płyt kamiennych Ostatnią naszą propozycją są schody wykonane z płyt kamiennych. Płyty lub bloki układa się na stabilnym gruncie. Duże i ciężkie płyty warto zabezpieczyć, stosując podstopnice np. z kamiennych ciosów. Zaletą jest to, że są one trwałe i w przeciwieństwie do poprzednich materiałów nie nasiąkają wodą. Jeśli wybierzemy schody, które będą się składać z dużych elementów, z powodzeniem znajdziemy gotowe płyty przyozdobione grysem kamiennym. Zaprojektowanie i zbudowanie schodów możemy zlecić fachowcom, ale równie dobrze możemy zrobić to sami. Wystarczy tylko dobrać materiał, z jakiego chcemy je wykonać (np. żwir i kamienie, drewno, beton lub płyty kamienne), wyliczyć dokładnie wymiary i zabrać się do pracy. Po jej zakończeniu warto zadbać o dekoracje. Mile widziane są wszelkie kwiaty ozdobne, które możemy posadzić w dużych doniczkach lub dekoracyjnych pojemnikach. Pamiętajmy, że schody powinny pasować do naszego ogrodu. Dla przykładu do ogrodów nowoczesnych proponowane są schody z płyt betonowych, a w tzw. ogrodach naturalnych lepiej prezentują się schody wykonane z drewna.
Schody w ogrodzie – jaki typ wybrać?
Książki historyczne wcale nie muszą być nudne. To nie zawsze daty i suche fakty. Czasem wydarzenia i życiorysy są tak ciekawe lub wstrząsające, że książkę czyta się jak powieść. Przygotowaliśmy dla was kilka takich tytułów. Sprawdź, czy znajdziesz wśród nich coś dla siebie. Starożytność Książką podejmującą temat starożytności jest „Życie prywatne i erotyczne” w starożytnej Grecji i Rzymie Sławomira Kopra. Badacz w bardzo nietypowy sposób podchodzi do tematu wydarzeń historycznych. Analizuje decyzje wielkich władców i dostojników pod kątem ich życia prywatnego. Koper nie boi się również poruszać tematu erotyki, który inne podręczniki ze wstydem pomijają. Wskazuje na to, że miłość i polityka niejednokrotnie idą w parze. Nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy świata, gdyby nie uczucia i żądze władców. Średniowiecze Zazwyczaj mamy mgliste pojęcie o średniowieczu. Zwykle uosabia się je tylko z Bogiem i Kościołem. Książka „Kobieta w czasach katedr” francuskiej badaczki Régine Pernoud ukazuje inny obraz tej epoki. W prosty i przystępny sposób opisuje, jak wyglądała w tamtych czasach codzienność człowieka. Autorka skupia się przede wszystkim na roli kobiety. Obala również mity i uświadamia nam ogrom oraz ułomność tej epoki. Kolejna książka to nie tylko średniowiecze – opowieść sięga aż do czasów współczesnych. Mowa o „Historii czystości i brudu. Higiena ciała od czasów średniowiecza” Georgesa Vigarello. To kolejny francuski badacz, który skupia się na życiu codziennym. W książce rozważa pojęcie „czystości” i opisuje zabiegi pielęgnacyjne na przestrzeni wieków. Czy wiedzieliście, że czystość nie zawsze wiązała się z kąpielą? Polscy królowie Jeśli lekcje historii o dynastiach, królach i ich wyczynach cię znudziły, musisz sięgnąć po książkę „Skandaliści w koronach. Łajdacy, rozpustnicy i głupcy na polskim tronie” Andrzeja Zielińskiego. Polacy mają tendencję do gloryfikowania swoich władców i zamiatania ich występków pod dywan. Dzięki tej książce dowiemy się, jacy byli naprawdę. Zieliński pokazuje zarówno zaszczytne wydarzenia z życia naszych królów, jak i skandale, zbrodnie i niemądre decyzje. Dwudziestolecie międzywojenne Pozostając w sferze skandali, warto sięgnąć również po „Afery i skandale Drugiej Rzeczypospolitej” Sławomira Kopra. Wielu chciałoby idealizować ten dwudziestoletni okres w polskiej historii, niestety każda epoka ma swoje afery i skandale. Historyk pokazuje różne aspekty takich wydarzeń, jak zabójstwo Narutowicza, zaginięcie generała Zagórskiego, czy afery korupcyjne i kryminalne. Polityka to jednak nie wszystko, w książce znajdziemy też skandale związane z życiem prywatnym i literackim. II wojna światowa Zostawmy na chwilę atmosferę skandalu i tabu. Spójrzmy na „Łączniczki. Wspomnienia z Powstania Warszawskiego” Wiktora Krajewskiego i Marii Fredro-Bonieckiej oraz „Dziewczyny z powstania” Anny Herbich. Pierwsza to zbiór wspomnień dziewięciu dziewcząt, które w wieku 14–15 lat uczestniczyły w wydarzeniach sierpnia 1944 roku – były łączniczkami lub sanitariuszkami. Druga to spojrzenie na 63 dni powstania oczami kobiet. Nietypowa historia o tym, jak umawiały się na randki, brały śluby i szukały sposobów na przetrwanie… Przeczytaj pełną recenzję książki Anny Herbich „Dziewczyny z powstania”. box:offerCarousel Kolejna propozycja to świadectwo jednych z najbardziej dramatycznych zdarzeń współczesnego świata – „Doktorzy z piekła rodem. Przerażające świadectwo nazistowskich eksperymentów na ludziach” autorstwa Vivien Spitz. Autorka była najmłodszą dziennikarką obecną podczas procesów norymberskich. Dzięki temu powstała wstrząsająca książka opisująca drastyczne praktyki, których dopuszczali się lekarze w obozach koncentracyjnych. PRL Na koniec coś lżejszego, czyli „PRL. Najweselszy barak w socjalistycznym obozie” Marcela Skryptora. To pozycja zarówno dla tych, którzy doświadczyli PRL-u na własnej skórze, jak i tych, którzy znają go tylko z opowieści. To książka o absurdach życia codziennego w Polsce Ludowej, które teraz nas śmieszą, ale dawniej przysparzały ludziom wielu problemów. To również zbiór autentyków i dowcipów, które mogą być powodem do wspominek lub sięgnięcia po dalsze lektury.
Historia inaczej – książki historyczne, które czyta się jak powieść
Spawanie metodą MMA nie jest trudne. Otulona topnikiem metalowa elektroda, przez którą płynie prąd, topi się na żużel. Efektem tego działania jest połączenie dwóch materiałów. Spawanie tą metodą jest możliwe dzięki spawarce inwertorowej. Metoda spawania elektrodami otulonymi należy do najprostszych i już zdominowała cały rynek spawalniczy. Po raz pierwszy zastosowano ją w 1885 roku. Zasada jej działania opiera się na wykorzystaniu zjawiska łuku elektrycznego. Co ciekawe, od wynalezienia tej metody konstrukcja spawarek i całego oprzyrządowania zmieniła się w niewielkim stopniu. W tej dziedzinie zmieniono jedynie rodzaj elektrod (od nietopliwej węglowej po współczesną topliwą otuloną) oraz transformatory na inwertory. Mimo wielu zalet metoda ta ma również wady. Podczas spawania często pojawiają się rozpryski, pory w spoinie czy pęknięcia. Ustawiając odpowiednie natężenie prądu, a tym samym wygięcie łuku i zachowując odpowiednią długość łuku, unikniemy błędów podczas spawania. Przedstawiamy kilka modeli spawarek inwertorowych do 1000zł. Spawarka inwertorowa Berhard Producent spawarki Berhard, stosując najnowsze technologie, opracował spawarkę idealnie nadającą się do pracy zarówno w przydomowym warsztacie, jak i podczas wykonywania prac specjalistycznych. Jej konstrukcja umożliwia generowanie prądu stałego wygładzonego na wyjściu, dzięki czemu możliwe jest spawanie miedzi, stali kotłowej czy też stali o podwyższonej wytrzymałości. Prąd spawania można z łatwością i dużą precyzją regulować za pomocą pokrętła znajdującego się w przedniej części korpusu spawarki, a jego dokładna wartość pojawia się na wyświetlaczu obok potencjometru. Spawarka została wyposażona w wydajny wentylator chroniący przed przegrzaniem sprzętu. Dodatkowo posiada zabezpieczenie termiczne wyłączające urządzenie przy nadmiernym nagrzaniu. Podłączenie kabli – spawalniczego z rączką i masowego z zaciskiem – jest szybkie i proste dzięki zastosowaniu szybkozłączek. Takie rozwiązanie przyspiesza również zmianę biegunowości, gdy np. są spawane stale szlachetne. box:offerCarousel Spawarka inwertorowa Most Ponte 200 Spawarka marki Most jest produktem, który zadowoli nawet najbardziej wprawnego spawacza. Jest badzo poręczna i łatwa w transporcie dzięki kompaktowej budowie i małej wadze wynoszącej zaledwie 5 kg. Ten model został wyposażony w wentylator o mocy odpowiedniej dla wydajnego chłodzenia urządzenia. Potencjometr umieszczony na obudowie spawarki pozwala na płynną regulację prądu spawania w zakresie od 20 A do 200 A. W zestawie wraz ze spawarką znajduje się pełne okablowanie, czyli przewód zasilający, kabel spawalniczy z uchwytem na elektrodę oraz kabel masowy z zaciskiem. box:offerCarousel Spawarka inwertorowa Magnum Snake 200 Kolejnym polecanym przez nas produktem jest spawarka Magnum Snake 200 o mocy 200 A. Ten model, oprócz możliwości spawania stali konstrukcyjnych zwykłych i o podwyższonej jakości, pozwala na spawanie żeliwa na gorąco i na zimno. Wygodny uchwyt na górze urządzenia, mała masa i kompaktowa obudowa sprawiają, że sprzęt jest bardzo poręczny i umożliwia pracę w warunkach terenowych. Spawarka jest standardowo zasilana z gniazdka 230 V, co znacznie zwiększa możliwości pracy w terenie. Zasilanie zostało zabezpieczone do wartości maksymalnej 25 A. Standardowo w zestawie znajdują się kable niezbędne do wykonywania prac spawalniczych. box:offerCarousel Poszczególne modele spawarek różnią się od siebie w niewielkim stopniu, ale zapewniają pracę w różnych warunkach i są stosowane do spawania różnych materiałów. Zarówno amator, który po raz pierwszy przyjmuje rolę spawacza, jak i profesjonalista, spawający materiały trudno spawalne, w temacie tego typu urządzeń znajdą coś dla siebie.
Jaka spawarka inwertorowa do 1000 zł
Wysoka temperatura i słoneczna aura zachęcają do długich spacerów z maluchem. Poza torbą pełną akcesoriów, dla małej pociechy powinnaś przygotować nie tylko zdrową przekąskę, ale też odpowiednią ilość płynów. W czym najwygodniej będzie ci zabrać wodę albo soczek? Woda czy soczek – oto jest pytanie! Dziecięcy dietetycy przestrzegają przed podawaniem maluchom soczków, szczególnie tych bogatych w cukry. Gęsty sok może z powodzeniem zastąpić maluchowi posiłek, a jeśli jest popijany pomiędzy posiłkami – rodzic może stworzyć dziecku prostą drogę do otyłości. Zastanawiając się nad tym, w czym zabrać ze sobą napój, warto też zadać sobie pytanie, co smyk będzie pił. Niegazowana niskomineralizowana woda, ewentualnie rozcieńczony sok co najmniej w proporcji 1:1 to dobry pomysł na letni spacer. W zależności od wieku pociechy napój można wlać do butelki, niekapka lub kubka z dzióbkiem. Co wybrać? Butelka Dzieci karmione sztucznym mlekiem doskonale wiedzą, jak pić z butelki. Nauka picia wody ze smoczkiem może jednak sprawić trudność brzdącom karmionym naturalnie, choć nie jest to regułą. Technika picia ze smoczka odpowiada bowiem sposobowi, w jaki niemowlę pije mleko swojej mamy. Już od chwili narodzin można poić dziecko butelką, oczywiście pod warunkiem, że wielkość otworu w smoczku dostosowana jest do jego wieku. Warto wybrać również butelkę wyposażoną w smoczek albo specjalną rurkę zapobiegającą kolkom. Skoro szukasz butelki na spacer, powinnaś wybrać taki model, które ma wygodnie zdejmowaną lub odkręcaną przykrywkę. Kubeczek na spacer – na co zwrócić uwagę? Kiedy maluch skończył już pierwszy kwartał życia, może próbować pić z kubeczka. W trakcie zakupów powinnaś jednak pamiętać, żeby wybrać kubeczek dostosowany do wieku swojej pociechy. Oferta kubeczków jest na tyle duża, że można się w niej pogubić. Warto jednak przemyśleć, które naczynie sprawdzi się na spacerze, a jednocześnie będzie dobrze służyło smykowi. Im wcześniej zdecydujesz się na podawanie napojów z kubeczka, tym dla malucha lepiej. W trakcie picia z takiego naczynia uruchamiają się zupełnie inne partie mięśni niż podczas ssania maminego sutka czy smoczka butelki. Doskonałym pomysłem na naukę picia z „dorosłego” kubka jest Doidy Cup – kubeczek, którego kształt ułatwia malcowi przechylanie naczynia z wodą czy soczkiem. O ile starszemu dziecku możesz na spacerze nalewać wodę do takiego kubeczka prosto z butelki, o tyle Doidy nie sprawdzi się na spacerze z niemowlakiem – wychodząc z domu, lepiej zabierz przykryty kubeczek z dodatkowymi uchwytami. Półrocznemu brzdącowi łatwiej będzie pić z takiego kubeczka, a ty nie będziesz musiała martwić się o rozlanie napoju. Pamiętaj, że lepsza przykrywka to ta zakręcana, bo wciskana może odpaść i sprawić, że dziecko się obleje. Kubek-niekapek czy kubek z dzióbkiem? Przejście z butelki na kubeczek może na początku sprawiać malcowi trudności, ale taki moment musi nastać najpóźniej pomiędzy 10. a 12. miesiącem życia. Zabierając kubek na spacer, musisz wziąć pod uwagę, że kilkumiesięczne niemowlę może mieć problemy z przełknięciem całego napoju, bo naturalnie wysuwa język do przodu, wypychając wypijany płyn. Ściekającą wodę czy soczek po policzkach powinnaś na spacerze od razu wycierać, żeby dziecko nie zamoczyło sobie ubranek, a słodki napój nie skusił owadów. Kiedy maluch ma od 6 do 8 miesięcy, może chcieć sam trzymać kubeczek z rączką. Na spacer najlepsze są kubki-niekapki z miękkim ustnikiem lub kubeczki z twardym dzióbkiem. Ich używanie zaleca się u niemowląt, który skończyły pół roku. Zastępując butelkę niekapkiem, warto najpierw wybrać ten z miękkim ustnikiem. Ważne jest, aby wargi malucha dobrze przylegały do ustnika, wypukłego ze wszystkim stron i wyposażonego w odpowietrzacz. Po upływie kolejnego kwartału spacerujący bobas może korzystać już z kubeczka 360˚, z którego pije się podobnie jak ze zwykłego kubeczka bez przykrywki – z tą różnicą, że specjalna nakładka nie pozwala malcowi na rozlanie zawartości. Wybór właściwego pojemnika na napoje to nie tylko kwestia wygody na spacerze, ale także wspierania rozwoju i stymulacji mięśni twarzy twojego malucha. Pamiętaj, że butelka czy kubeczek powinien być dostosowany do wieku pociechy, wtedy spełni twoje oczekiwania i potrzeby brzdąca. Nie zapomnij też, że maluch nigdy nie może pić w pozycji leżącej, bo łatwo wówczas o zakrztuszenie!
Butelka, kubek z dzióbkiem czy niekapek – co sprawdzi się na spacerze z dzieckiem?
Londyn sam w sobie jest niezmiernie ciekawym miastem. Niemniej jednak muszę przyznać, że do lektury tej książki zachęcił mnie przede wszystkim przypadek związany z innym tytułem. „Spryciarz z Londynu” Terry’ego Pratchetta opowiada o młodym człowieku, który większość swojego życia spędzał w kanałach i całkiem nieźle na tym wychodził. Szybki rzut oka na książkę Ackroyda pozwolił mi stwierdzić, że ta profesja nie była całkowicie fikcyjna. Przeszłość jest w tunelach „Londyn podziemny” – najkrócej rzecz ujmując – jest bardzo zwięzłym katalogiem mitów i legend miejskich, które w tym wypadku miały szanse zbierać się przez długie stulecia. Być może wspominanie o minusach książki już na początku recenzji nie jest najlepszym pomysłem, ale wydaje mi się, że tego jednego nie można pominąć. Największą wadą tej pozycji jest jej rozmiar. Czytelnik mógłby odnieść wrażenie, że autor nie powiedział wszystkiego, a najciekawsze wątki urywają się w najważniejszych momentach. Cóż – czy nie na tym właśnie polega tajemnica? Jeśli potraktujecie „Londyn podziemny” jako przewodnik, to jego wymiary okażą się tak naprawdę jego zaletą. Tym bardziej że na końcu książki Ackroyd zamieszcza całkiem przyjemnie wyglądającą bibliografię. Wieki tajemnic Osadnictwo w okolicach Londynu rozpoczęło się prawie dwa tysiące lat temu i niemal od początku było ono zaawansowane cywilizacyjnie. Dzięki temu w historii miasta znajduje się wiele pozostałości z czasów rzymskich. Również i Ackroyd zaczął sięgać do najstarszych czasów, by znaleźć wzmianki o potworach i innych okropnościach, które mogły się chować pod ziemią i w tunelach. Poza siedzibą dla różnego rodzaju monstrów kanały często skrywały też efekty niegodziwości mieszkańców powierzchni. Wraz z rozwojem osadnictwa znaczenie podziemnej infrastruktury zaczęło się zmieniać. Pojawiły się nowe cele i nowe możliwości. Pod ziemią płynęły całe rzeki, jeździły pojazdy, ludzie odnajdowali skarby i odprowadzali nieczystości. Wzajemna symbioza „góry” i „dołu” zacieśnia się, a obie strony wydają się nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, jak wielki wpływ na siebie mają. Ale kanały to nie tylko „ciemne sprawki”. Ackroyd wspomina o bankietach, które bywały urządzane w podziemnej scenerii. Miejsce na pewno nietypowe i oryginalne, przyciągające uwagę. Dość szybko rozwinęła się też sieć komunikacji, która pozwala uniknąć korków ulicznych. Autor zwraca uwagę, jak wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo ich życie zależy od tego, co dzieje się pod chodnikami. Książkę czyta się bardzo przyjemnie i z lekkim dreszczykiem. Mamy tu mieszankę opowieści prawdziwych i zupełnie nieprawdopodobnych (choć ludzie ówcześni mocno w nie wierzyli). Każdy, kto choć trochę interesuje się legendami miejskimi, na pewno znajdzie tu coś dla siebie. Jeśli sami chcielibyście zgłębić kilka tajemnic, to na Allegro tę książkę możecie nabyć już za ok. 22 zł. Źródło okładki: www.zysk.com.pl
„Londyn podziemny” Peter Ackroyd – recenzja
Wieś dla dziecka jest magicznym miejscem, które zachwyca świeżym powietrzem, przyrodą, zwierzętami gospodarskimi i maszynami. Wszystko jest tutaj inne niż w mieście, dlatego dzieci wręcz uwielbiają zabawki inspirowane wsią i farmą. Oto kilka propozycji zestawów farm dla najmłodszych, na które nie wydamy fortuny. Lego Duplo, Moja pierwsza farma Lego Duplo cieszy się ogromną popularnością wśród dzieci i rodziców, którzy chętnie kupują je swoim pociechom. To już o czymś świadczy. Klocki są wykonane z wytrzymałego materiału, ich kolory nie blakną. Figurki dołączane do zestawu są praktycznie niezniszczalne – trzeba naprawdę się postarać, aby je uszkodzić. To wszystko sprawia, że są idealnymi zabawkami dla dzieci. Moja pierwsza farma to zestaw klocków, w którego skład wchodzi 26 elementów. Są to figurki takich zwierzątek, jak krowa, owca i kura, dwie figurki dzieci, klocki do budowy farmy oraz takie, na których są rysunki przedstawiające pożywienie poszczególnych zwierząt. Dzięki nim dziecko nie tylko może bawić się w farmę, ale też poznawać zwierzęta i dopasowywać do siebie pasujące elementy. Drewniany zestaw do układania farmy Jeżeli ktoś nie jest zwolennikiem sztucznych materiałów, ten zestaw do układania farmy powinien mu przypaść do gustu, bo jest wykonany z drewna. Zawiera 48 elementów, wśród których znajdziemy: traktor, kota, psa, kury i krowy. Dodatkowo dołączone są budynki gospodarskie, takie jak kurnik, obora i młyn z ruchomymi elementami. Oczywiście wszystkiego na podwórku dogląda farmer z żoną, którzy mogą sprzątać swoje podwórko za pomocą dołączonych narzędzi, sadzić warzywa i zbierać plony. Wszystko wykonane jest z dużą dbałością o szczegóły. Dzięki tak bogatemu zestawowi nasza pociecha rozwija swoje zdolności manualne, zmysły oraz poznaje życie na farmie. Farma Wader Polska firma Wader słynie z produkcji zabawek, które ciężko zniszczyć. Są naprawdę bardzo wytrzymałe i nie szkodzi im rzucanie czy siadanie na nie przez dziecko. Jeśli mamy w domu małego dewastatora, to te zabawki będą dla niego idealne. Farma została wykonana z wytrzymałego plastiku. Cały zestaw jest utrzymany w żywej kolorystyce, która przyciągnie wzrok dziecka. Farma firmy Wader to stodoła z dźwigiem, którym dziecko może poruszać. W stodole mieszkają konie, krowy i kury. Do zestawu dołączony jest mały traktor z przyczepką. Firma Wader pomyślała także o przechowywaniu zabawki. Całość składa się w walizeczkę z poręcznym uchwytem. Klocki Duża Farma JIXIN Klocki Duża Farma JIXIN to zestaw zawierający aż 72 elementy. Dziecko znajdzie tutaj traktorek, stodołę, wóz do przewożenia mleka, figurki krowy, konia, owcy i koguta. Stodoła jest dwupiętrowa i wyposażona w dźwig, którym dziecko może transportować różne produkty na poddasze. Dzięki zastosowaniu ruchomych elementów dziecko ćwiczy koordynację ruchową i zdolności manualne. Każde dziecko przechodzi taki okres w swym rozwoju, kiedy farma i maszyny rolnicze są na pierwszym miejscu wśród jego zainteresowań. Zestawy farm są świetnym pomysłem na prezent dla dwu- i trzylatka, niektóre z nich są również przeznaczone dla starszych dzieci. Czytaj więcej o zestawach klocków Lego Duplo
Zestawy farm dla najmłodszych do 100 zł
Na pytanie, kiedy wymienić daną część, można odpowiedzieć – gdy się zużyje. Faktycznie, nie ma tu złotej zasady. Są jednak pewne wskazówki i sygnały, które wskazują, że czas zainteresować się stanem np. klocków albo alternatora. Zużycie części samochodowych zależy w dużej mierze od ich jakości, stylu jazdy kierowcy, warunków, w jakich auto się porusza, a nawet przypadku. I tak np. gdy po bardzo ostrym hamowaniu wjedziemy w głęboką kałużę, nowe tarcze hamulcowe mogą nadawać się do wyrzucenia. Postarajmy się oszacować, co i kiedy może nie wytrzymać w samochodzie. Na wstępie zaznaczmy, że wiele części powinniśmy wymienić w tzw. pakiecie startowym, czyli po zakupie „nowego używanego” auta. Na pewno należą do nich filtry (powietrza, paliwa i kabinowy), świece oraz wszystkie płyny eksploatacyjne (olej, płyn hamulcowy i płyn chłodniczy, ewentualnie olej przekładniowy). Ile wytrzymają filtry? Najłatwiej przedstawia się sytuacja zfiltrem oleju – trzeba go wymieniać przy każdej zmianie oleju. Z koleifiltr powietrza w normalnych warunkach należy wymieniać raz w roku. Tę czynność można wykonać przy użyciu najprostszych narzędzi w ekspresowym tempie, w wielu przypadkach nie potrzebujemy nawet śrubokręta. Filtr kabinowyrównież warto wymieniać raz w roku, choć niektórzy zalecają dwie wymiany rocznie – wiosną i jesienią. Koszt większości filtrów wynosi od kilkunastu do 30 zł za sztukę. Nieco trudniej jest określić trwałość filtra paliwa, w dużej mierze bowiem zależy to od jakości paliwa i warunków pracy. Brudne paliwo równa się brudny filtr. Filtry paliwa również są dość tanie, można je wymieniać co roku, najlepiej w warsztacie samochodowym. Filtr bywa sprytnie ukryty. Dobrym rozwiązaniem jest wymiana wszystkich filtrów raz w roku, wtedy na pewno o żadnym nie zapomnimy. Ile świecą świece? Świece zapłonowewytrzymują na ogół 50-60 tys. km, ich wymiany dokonuje się co kilka lat w przypadku normalnej eksploatacji. Na przebieg powinni patrzeć ci, którzy dużo jeżdżą. Koszt wymiany świec zaczyna się od kilkudziesięciu złotych za produkt, do którego należy dodać koszt usługi. Osoby niedoświadczone nie powinny samodzielnie wymieniać świec. Rozrząd – kiedy? W niektórych autach rozrząd trzeba wymienić po 50 000 km przebiegu, inne dociągną niemal do 100 000 km. Uznajmy, że po przejechaniu 50 000 km warto co roku poprosić mechanika o sprawdzenie rozrządu. Jeśli zerwiemy pasek, uszkodzenia mogą być bardzo poważne, łącznie z dziurą w silniku. Słynna uszczelka Symptomy zużycia uszczelki pod głowicą można dostrzec. Są to: biały dym z rury, plamy na silniku, nierównomierna praca. Kiedy się pojawią? Warto zachować ostrożność przy przebiegach poczynając od kilkudziesięciu tysięcy, choć sporo aut nie ma z uszczelką problemów nawet przy 2-, 3-krotnie dłuższych przebiegach. Podobnie jest z panewkami. W tej sprawie warto poradzić się mechanika. Jego wyćwiczone ucho bywa skuteczne, a na pewno tańsze niż rozbieranie silnika. Zużytą panewkę naprawdę słychać. Hamulce Zużycie tarcz i klocków zależy tylko i wyłącznie od stylu jazdy i częstości hamowania. Przejechanie 300 km autostradą bez deptania środkowego pedału kompletnie nie odpowiada pokonaniu 300 km w mieście, gdzie co chwila hamujemy. Podobnie jest z elementami zawieszenia – amortyzatorami, sworzniami wahaczy czy końcówkami drążków kierowniczych. Nie sposób przewidzieć, kiedy się zepsują. Pomocą służy diagnosta, który co roku poświadcza ich badanie w dowodzie rejestracyjnym. Zawsze podpowie, kiedy trzeba coś wymienić.
Czas eksploatacji części samochodowych
Druga powieść kontrowersyjnej autorki nie zawiedzie jej fanów. Świst trzyma poziom, choć literackiego Nobla raczej nie dostanie. „Komisarz” to zdecydowanie pozycja dla fanów. Niesamowity sukces serii „50 twarzy Greya” sprawił, że literatura z wątkami erotycznymi ma się od kilku lat lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. A jeżeli doda się do tego równie popularny wątek kryminalny lub sensacyjny, to sukces murowany. Dobrym tego przykładem mogą być książki pisarki ukrywającej się pod pseudonimem Paulina Świst. Choć ani pierwszy „Prokurator”, ani wydany niedawno „Komisarz” nie są literaturą najwyższej klasy, to ich popularność świadczy o jednym: na rynku była nisza, którą twórczość Świst doskonale wypełniła. Oszukana miłość Nieśmiała i spokojna Zuzanna żyje w oderwaniu od rzeczywistości i problemów zwyczajnych ludzi. Dzięki bogatemu ojcu nigdy nie musiała się przejmować przyziemnymi rzeczami, a pracę pedagoga traktuje jak pasję i misję, nie zaś jak sposób na utrzymanie się. Pewnego dnia na jej drodze staje przystojny i szarmancki Radosław, który z miejsca oczarowuje ją swoimi manierami i uwagą, jaką poświęca dziewczynie. Ta szybko się w nim zakochuje, jednak wtedy czeka ją rozczarowanie: okazuje się, że Radosław to pracujący pod przykrywką policjant wykorzystujący ich znajomość, by zbliżyć się do ojca Zuzy. Szanowany biznesmen też okazuje się kimś innym, niż wydawało się jego ukochanej córce. Prowadząc szemrane interesy, wpadł w poważne tarapaty. Znalazłszy się pod ścianą, ojciec Zuzanny zgadza się na współpracę z prokuratorem Łukaszem Zimnickim. Ale to dopiero początek prawdziwych kłopotów. Ostrzejsza literatura kobieca Druga powieść Świst to książka, która budzi chyba jeszcze większe emocje niż debiut pisarki. Niektórzy zarzucają autorce brak wyobraźni i powielanie schematów, a inni są zachwyceni otwartością, z jaką opisuje ona sceny erotyczne wypełniające znaczną część tej książki. To uzupełnienie okazuje się istotne, bo sama intryga kryminalna nie jest szczególnie zagmatwana czy skomplikowana, a zakończenie raczej nie zaskoczy co bardziej wprawionego fana kryminałów. Również sam styl pisarki wymaga jeszcze sporej pracy, bo często można odnieść wrażenie, że zagubiona pośród swoich bohaterów, sięga po ostre sceny i przekleństwa, by jakoś odwrócić naszą uwagę. O ile jednak w „Prokuratorze” dało się wyczuć, że Świst w pewnych momentach ogranicza tę ostrość i porusza się w ciasnych granicach tzw. literatury kobiecej, to w drugiej książce zdecydowanie przestała się tym przejmować. Osoby nieprzyzwyczajone do mocnego, ulicznego języka z pewnością będą więc zaskoczone. Pisarka wciąż ma spory problem z tworzeniem bohaterów, którzy będą z krwi i kości, a nie karykaturalnie przerysowani lub całkiem płascy. Udało jej się jednak z powodzeniem połączyć wątki postaci poznanych w poprzedniej części z nowymi bohaterami, co tchnęło w całość powiew świeżości. Połączenie kryminału z erotykiem po raz kolejny wydaje się dobrym pomysłem, czymś nietypowym, innym od dziesiątek innych powieści kryminalnych, które można u nas dostać. To więc niewątpliwy plus tej książki. „Komisarz”, podobnie jak poprzednia pozycja Pauliny Świst, nie spodoba się czytelnikom wymagającym i szukającym intelektualnych wyzwań. Jeżeli jednak potrzebujesz lekkiej, niezobowiązującej rozrywki w nieco mocniejszym klimacie, ta powieść będzie doskonałą odskocznią od codzienności. Mroczny świat mafijnych porachunków i policyjno-prawniczych zmagań o przywrócenie porządku z pewnością cię pochłoną, nawet jeśli lektura nie wywoła w tobie większej refleksji. Źródło okładki: www.muza.com.pl
„Komisarz” Paulina Świst – recenzja
Wiele badań potwierdza, że bieganie boso wpływa korzystnie na zdrowie, ale… sporo temu zaprzecza. Jedni traktują bieganie bez obuwia jak modę, wręcz fanaberię, dla innych to często filozofia życia. Nie tylko szewc bez butów chodzi, okazuje się bowiem, że zawodowi biegacze również. Pierwszym czarnoskórym tryumfatorem olimpijskiego maratonu był bosonogi etiopski biegacz Abebe Bikila, który wygrał igrzyska w Rzymie. Pokonał swoich przeciwników, którzy biegli w butach. Cztery lata później powtórzył zwycięstwo w Tokio. Korzyści płynące z treningów boso Bieganie boso to inaczej bieganie minimalistyczne, naturalne. Jest łączone przede wszystkim z nieskrępowanym kontaktem z naturą i własnym ciałem, a także z poczuciem wolności i sprzeciwem wobec korporacyjnego świata. Czym jest bieganie bez butów, trzeba przekonać się na własnej skórze. Najlepszą inspiracją powinien być obraz małego dziecka biegnącego boso – dzieci nie mają dysfunkcji aparatu ruchu i wyrobionych nieprawidłowych przyzwyczajeń powstałych na skutek długotrwałego siedzenia, chodzenia w butach i braku aktywności. Ich ruchy są naturalne, sylwetka wyprostowana, krok nie za długi i nie za krótki. Te argumenty, jeśli nie przekonują, mogą dać wiele do myślenia. Dlaczego ortopedzi zalecają chodzenie boso jako sposób rehabilitacji i wzmocnienia stopy? Skąd się biorą i co dają metody masażu stóp? Dlaczego chodzenie boso po plaży czy łące jest tak przyjemne? Kiedy nie mamy butów na nogach, biegniemy ostrożniej, lepiej kontrolujemy podłoże, ruchy są bardziej świadome. Jesteśmy bardziej tu i teraz. Ze względu na fakt, że obuwie towarzyszy nam od początku naszego życia, aparat ruchu zaadoptował się do wygody, jaką ono daje. Część mięśni nie jest już pobudzana. Na pytanie, czy to źle, czy dobrze, każdy powinien odpowiedzieć sobie sam. Bieg naturalny powoduje, że stopy są bardziej obciążone i są pobudzane przede wszystkim mięśnie i ścięgna odpowiedzialne za ich stabilizację. Cały aparat ruchu pracuje inaczej, bardziej efektywnie, naturalnie. Łydka oraz ścięgno Achillesa są bardziej narażone na zmęczenie, zwłaszcza w początkowych etapach bosego biegania, ale też bardziej się rozciągają. Bieg bez butów może zmniejszyć ryzyko kontuzji biodra czy kolana, ponieważ zostaje przywrócony naturalny, bardziej techniczny ruch ciała, poprawia się mechanika pracy w trakcie biegu. Sylwetka się prostuje, mięśnie grzbietu się wzmacniają, łopatki się ściągają. Generalnie poprawia się cała postawa i to nie tylko w trakcie biegania, ale także długo po nim. Nie bez znaczenia jest kwestia hartowania ciała, które prowadzi do większej odporności na przeziębienia, lepszego samopoczucia i ogólnego wzmocnienia. Poprawia się też ukrwienie stóp. Podczas kontaktu z podłożem niemal wszystkie receptory na stopach są pobudzane, co korzystnie wpływa na narządy i układy w ciele. Jak zacząć? Trzeba pamiętać, że zmiana, jaką jest bieganie boso, wymaga innej techniki biegu oraz przygotowania siłowego i sprawnościowego. Często potrzebne jest przywrócenie ciału elastyczności, szczególne stopom. Jeśli podejdziemy do tego procesu z cierpliwością i rozwagą, bieganie boso będziemy stopniowo wprowadzać do naszego treningu. Gdy przyzwyczaimy stopy do pracy, będziemy mogli w pełni doświadczać korzyści płynących z treningów bez obuwia. Dodatkowo ciało zacznie dawać sygnały – poprzez otarcia, bóle zmęczeniowe – które mięśnie, pasma mięśniowe, ścięgna w aparacie ruchu działają nieprawidłowo. Chodzenie boso najlepiej zacząć od chodzenia boso w domu. Następnie po każdym treningu biegowym w obuwiu, w ramach schłodzenia, możemy chodzić po trawie. W związku z tym powinniśmy rozważyć zakup wytrzymałych skarpetek. W dalszej kolejności możemy kupić tzw. buty naturalne lub free run albo buty z tzw. zerowym dropem, czyli z podeszwą, która ma tę samą wysokość pod piętą co pod palcami – symulują bieganie boso i przyzwyczajają do niego aparat ruchu. Przyda się również plecak biegowy, do którego możemy włożyć buty do biegania. Trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy biegi boso są zdrowym treningiem, gdyż w dużej mierze zależy to od indywidualnych uwarunkowań. Ważne jest to, kto biega, w jaki sposób i jaki jest stan zdrowia trenującego. Z całą pewnością można jednak powiedzieć, że coś w takim bieganiu jest. Najlepsza rada to spróbować. Nawet jeśli miałaby to być krótka przygoda, warto, bo bieganie boso może być przyczynkiem do lepszego poznania ciała i świetnym sposobem na rozbudzenie głębszego czucia siebie i otoczenia oraz integracji z naturą.
Bieganie boso – czy jest zdrowe?
Google Chromecast i Apple TV – oba urządzenia należą do kategorii telewizyjnych przystawek zwiększających smart funkcjonalność telewizora. Chromecast należy do Google, czyli twórcy nie tylko najpopularniejszej internetowej wyszukiwarki, ale też chociażby systemu mobilnego Android, który poza smartfonami i tabletami coraz częściej gości także w telewizorach, a ostatnio w… lodówkach. Apple TV to produkt marki Apple – tej od iPhone’a, Maców czy iPada. Którą przystawkę warto wybrać? Czym się różnią? Przystawka od Apple Najnowszym modelem przystawki od Apple jest Apple TV 4. generacji. Urządzenie – w przeciwieństwie do swoich poprzedników – otrzymało własny system operacyjny tvOS, dzięki któremu – poza funkcjami multimedialnymi, takimi jak odtwarzanie filmów, słuchowisk czy muzyki z zasobów domowej kolekcji oraz iTunes Store – możliwe jest instalowanie aplikacji. Pobieramy je ze sklepu AppStore, który wraz z premierą Apple TV 4. generacji wzbogacił się o osobny dział z aplikacjami dla telewizyjnej przystawki. Aplikacje to przede wszystkim ograniczona jedynie wyobraźnią programistów (no i oczywiście cenzorów z Apple) możliwość wykorzystania urządzenia w najlepszy dla nas sposób. Każdego dnia w sklepie AppStore dla tvOS pojawiają się nowe gry z ciekawą fabuła i piękną grafiką. Nie brakuje również aplikacji użytkowych i funkcjonalnych. Dzięki Plex możemy wykorzystać przystawkę do odtwarzania filmów z dysku sieciowego. Dzięki Netflixowi uzyskamy dostęp do zasobów tego jednego z najpopularniejszych serwisów wideo na życzenie. Przystawką Apple możemy sterować na dwa sposoby – za pomocą dołączonego pilota lub iPhone’a czy iPada po pobraniu bezpłatnej aplikacji Remote. Warto wspomnieć, że z urządzenia nie skorzystają użytkownicy konkurencyjnego systemu mobilnego – Androida, Windows Phone itp. Apple TV 4G w związku z możliwością zainstalowania aplikacji i przechowywania w nim danych dostępny jest w dwóch wersjach pamięciowych – 32 oraz 64 gigabajty. Do Internetu podłączymy go kablem ethernetowym bądź bezprzewodowo za sprawą Wi-Fi. Dużym plusem jest wsparcie dla szybkiego Wi-Fi 802.11 ac. Może to być przydatne podczas streamingu wideo czy klonowania obrazu z naszego komputera w czasie rzeczywistym, bo i taką funkcję producent przewidział. Choć Apple TV 4G nie jest produktem przeznaczonym dla graczy, wielu użytkownikom zastępuje popularną konsolę do gier. Apple i producenci akcesoriów dobrze wiedzą, jaki potencjał drzemie w 4. generacji przystawki, nic więc dziwnego, że wprowadzono możliwość prowadzenia dwuosobowej rozgrywki (jedna osoba gra pilotem, druga smartfonem), jak również podłączenia bezprzewodowych padów. Tu pionierem była firma SteelSeries ze swoim padem – model Nimbus. Na koniec warto powiedzieć jeszcze o obrazie. Ten, niestety, jak na nadchodzącą albo może już raczej trwającą rewolucję obrazu ultrawysokiej rozdzielczości, nie zachwyca. Rozdzielczość oferowana przez Apple TV 4G to tylko Full HD 1080p. Jeżeli dysponujemy ekranem 4K UHD, to nie wykorzystamy jego możliwości w pełni. Sama przystawka nie sprawdzi się także jako odtwarzacz filmów 4K. To chyba jej największa wada, zaraz po niewielkiej ilości usług sieciowych dostępnych dla klientów z Polski. Przystawka od Google W przypadku Chromecast 2. generacji Google oferuje dwa urządzenia. Jedno jest przeznaczone do podłączenia do telewizora. Drugie, które w nazwie ma słowo „audio”, służy do słuchania muzyki. Zacznijmy jednak od podstawowego modelu Chromecasta. Jest to urządzenie niewielkie, wpinane bezpośrednio do portu HDMI telewizora i zasilane kabelkiem microUSB. W przeciwieństwie do wcześniej opisywanego, Chromecast pozwala na współpracę nie tylko z urządzeniami z systemem Android, ale także z iOS – mobilnym systemem Apple. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że możliwości w przypadku tego drugiego są ograniczone. W zestawie z tą przystawką nie znajdziemy żadnego pilota. Jedynym urządzeniem sterującym jest smartfon lub tablet. Nowy Chromecast nie odstaje funkcjonalnością od produktu Apple. Pozwala na klonowanie obrazu z urządzeń mobilnych i komputerów na ekranie telewizora. Istnieje także baza aplikacji do uruchomienia oraz cały pakiet serwisów VOD, z których możemy skorzystać. Urządzenie do podłączenia się do Internetu wykorzystuje wyłącznie domową sieć Wi-Fi. Niestety, nie istnieje możliwość podłączenia się do sieci kablem ethernetowym. Trzeba więc zadbać o dobrej jakości sieć Wi-Fi w domu, by podczas oglądania streamu z sieci wideo się nie zacinało. Urządzenie obsługuje sieć 802.11ac, co sprawia, że jeżeli tylko nasz router jest w odpowiedniej jakości i pozwala na komunikację w pasmie ac, nie powinniśmy doświadczyć problemów z siecią. Co do obrazu, nie jest wcale lepiej niż w przypadku Apple TV 4G. Przystawka Chromecast również oferuje obraz w rozdzielczości 1080p. Ile to kosztuje? Oba urządzenia dzieli ogromna przepaść cenowa. Za produkt Google zapłacimy niewiele ponad 100 zł za poprzednią generację oraz 199 zł za najnowszy model. Droższy jest typ audio, choć oferuje znacznie bardziej okrojoną funkcjonalność niż podstawowe urządzenie. Jego podstawową funkcją jest umiejętność przekształcenia dowolnego głośnika aktywnego czy domowego zestawu Hi-Fi w nowoczesny smart sprzęt muzyczny. Podłączenie muzycznej przystawki sprawi, że będziemy mogli bezprzewodowo odtwarzać muzykę nie z pamięci naszych smartfonów, tabletów czy komputerów, ale również wygodnie korzystać z serwisów muzycznych. Za model audio musimy zapłacić jednak ponad 200 zł. Cena Apple TV 4G przy tych kwotach nieco osłabia. Model z mniejszą pamięcią, o pojemności 32 gigabajtów, to wydatek około 800 zł. Za wersję mniejszą trzeba wysupłać już około 1000 zł i więcej. Co wybrać? Którą przystawkę zatem wybrać? Wszystko zależy od systemu, w którym pracujemy i zasobności naszego portfela. Oczywiście, jeżeli pracujemy na PC, w naszej kieszeni nosimy smartfon z Androidem, a sieć przeglądamy na tablecie z systemem zielonego robota, to Apple TV raczej powinniśmy sobie odpuścić, chyba że nie zależy nam na współpracy z naszymi mobilnymi gadżetami. Natomiast właściciele komputerów i reszty sprzętu, na którym widnieje logo z nadgryzionym jabłkiem, zdecydowanie większy użytek zrobią z Apple TV niż z Chromecasta. Do podstawowych funkcji i doposażenia naszego LCD czy plazmy bez smartTV tani Chromcast zdecydowanie wystarczy. Zobacz również: ShowMax i nie tylko – do czego może się przydać Apple TV
Google Chromecast czy Apple TV 4G – jaką przystawkę telewizyjną wybrać?
Szybki sposób na błyszczący lakier? Odpowiedź może być tylko jedna: quick detailer. Sprawdzamy, które produkty wyróżniają się najlepszym stosunkiem ceny do jakości. W jakich przypadkach warto skorzystać z quick detailera? Każdy kierowca, który kiedyś próbował wydobyć z lakieru swojego auta pełnię blasku, wie, że wykorzystując tylko szampon, można co najwyżej usunąć nagromadzony brud i zanieczyszczenia. Do osiągnięcia satysfakcjonującego sukcesu potrzebne są inne środki. Najskuteczniejsza jest korekta lakieru przy użyciu pasty polerskiej w połączeniu z aplikacją powłoki ochronnej lub wosku, które nadadzą karoserii lustrzanego blasku. Czynności te są jednak czasochłonne i wykonuje się je sezonowo, a nie rutynowo. Do regularnej pielęgnacji lakieru potrzebny jest zatem środek, który pozwoli na szybkie podbicie głębi koloru lakieru po każdym myciu. Temu służy właśnie quick detailer. W praktyce jego zastosowanie jest jeszcze szersze. Jest to bowiem doskonały kosmetyk do przedłużania żywotności zaawansowanych powłok ochronnych, zarówno kwarcowych, jak i ceramicznych. Quick detailer może także pełnić rolę lubrykantu podczas wykorzystywania glinki w celu usunięcia trudnych zabrudzeń z powierzchni karoserii. Tenzi Car Shine – polimerowy detailer box:offerCarousel Do grona niedrogich i polecanych quick detailerów zaliczyć można produkt Car Shine marki Tenzi, który jest dostępny w atrakcyjnej cenie wynoszącej ok. 15 zł za opakowanie o pojemności 1000 ml. Tenzi, jak przystało na profesjonalny quick detailer, opiera swój skład o syntetyczne polimery. Mają one wielorakie zastosowanie, gdyż nie tylko wzmacniają połysk, ale też potrafią wypełnić niewielkie rysy na lakierze. Ponadto skutecznie usuwają zacieki powstałe podczas spłukiwania karoserii twardą wodą. Użycie tego kosmetyku jest bardzo proste, gdyż butelka posiada rozpylacz. Co ważne, nie ma konieczności polerowania i praktycznie natychmiast po rozprowadzeniu uzyskujemy lakier czysty i błyszczący. K2 Spectrum – detailer oparty na płynnym wosku box:offerCarousel Przykładem kolejnego skutecznego i niedrogiego quick detailera jest K2 Spectrum kosztujący ok. 20 zł za opakowanie o pojemności 770 ml. W praktyce produkt ten został oparty o płynny syntetyczny wosk, który można łatwo aplikować dzięki butelce z rozpylaczem. Kosmetyk marki K2 nie tylko wzmocni połysk lakieru i usunie drobne zabrudzenia, ale dodatkowo utrwali ochronę przed szkodliwym działaniem warunków atmosferycznych. Zawarty w składziewosk pozwoli również na przedłużenie żywotności wcześniej nałożonych powłok kwarcowych lub ceramicznych. K2 Spectrum można kupić także w zestawie z mikrowłóknem, które umożliwi skuteczne i bezpieczne dla lakieru zebranie pozostających na lakierze zanieczyszczeń czy usunięcie plam i smug po twardej wodzie. Shiny Garage Quick Detail Spray – najtańszy z wyższej półki box:offerCarousel Za kwotę ok. 30 zł można nabyć opakowanie o pojemności 500 ml quick detailera marki Shiny Garage, słynącej z tworzenia produktów o najlepszej relacji jakości do ceny. Jest to kosmetyk, w którego składzie są zarówno polimery, jak i duża ilość wosków. Potrafi nadać karoserii śliskości i wytworzyć efekt hydrofobowy. Jednocześnie wypełni drobne zarysowania i wzmocni ochronę lakieru przed warunkami atmosferycznymi. Shiny Garage Quick Detail Spray to kosmetyk uniwersalny, który – jak podaje producent – w niektórych przypadkach może jednak wymagać polerowania z uwagi na dużą zawartość środków aktywnych.
Niedrogie, ale skuteczne quick detailery
Bajkowa maskotka to prezent uniwersalny, który sprawi radość dziecku w każdym wieku. Jest tylko jeden warunek – musisz wiedzieć, którym bohaterem jest aktualnie zafascynowane i co jest na topie. Każde dziecko ogląda bajki, posiada też ulubionych bohaterów, których chciałoby mieć zawsze przy sobie. Nie tylko maluchy ucieszą się z bajkowych przytulanek – starsze, a nawet nastoletnie uśmiechną się na widok zabawnych kreskówkowych postaci. Wybór jest tak duży, że z pewnością znajdziesz maskotkę idealną dla swojej pociechy. W stronę klasyki Postacie z bajek Disney’a to sprawdzony pomysł na udany prezent. Disney'owskie produkcje cieszą się nieustanną popularnością, wychowuje się już kolejne pokolenie. Mimo że co roku do kin wchodzi wiele nowości, warto postawić na klasykę – każdy przecież zna Kubusia Puchatka czy Myszkę Mickey. Oczywiście, poza tytułowymi bohaterami, znajdziemy także ich przyjaciół – jeśli twoje dziecko jest fanem konkretnej bajki, na pewno będzie chciało mieć całą kolekcję. Do Kubusia możesz więc dokupić z czasem (lub – jeśli np. maluch obchodzi urodziny – podsunąć propozycję zaproszonym gościom): Tygryska, Prosiaczka, Kłapouchego, Królika, Pana Sowę i Kangurzycę z Maleństwem, a Mickey z pewnością ucieszy się z towarzystwa: Minnie, Pluta, Daisy, Donalda i Goofy,ego – tak, na sklepowych półkach znajdziesz wszystkie postacie! To jednak nie koniec listy disneyowskich bohaterów – dostępne są także maskotki z innych kultowych animacji, takich jak: Król Lew, Zakochany kundel, 101 dalmatyńczyków, Dumbo, Kopciuszek czy Królewna Śnieżka – wybór jest naprawdę zaskakujący. Bez trudu odnajdziesz też bohaterów nowszych produkcji, takich jak: Lilo i Stich, Toy Story albo Auta. Dwie ostatnie propozycje przypadną do gustu szczególnie chłopcom. Kinowe hity Dla miłośników, a w tym przypadku – zwłaszcza miłośniczek, nowości polecamy wybór maskotek z Krainy lodu. Urocza historia o Elsie, Annie i sile ich siostrzanej miłości odniosła ogromny sukces i niemal z dnia na dzień stała się światowym hitem. Sklepowe półki zapełniły się bajkowymi gadżetami – bohaterów Krainy lodu znajdziemy na plakatach, zeszytach, ubraniach, plecakach, kubkach… – można wymieniać bez końca. Nic dziwnego, że powstały także rozmaite zabawki, m. in. figurki, lalki i maskotki. Elsa, Anna czy zabawny bałwanek Olaf, który skradł serca widzów, to obecnie zdecydowany must have wśród dziewczynek w wieku przedszkolnym i szkolnym. Równie popularne – ze względu na niedawną kinową premierę kolejnej części ich przygód – są Minionki. Podobnie jak bohaterowie Krainy lodu, małe, zabawne, żółte stworki podbijają zabawkowy rynek. Jeśli twoje dziecko jest fanem tej bajki, z pewnością ucieszy się zminionkowej maskotki. Do kinowych postaci, które dzieci chętnie będą gościły w swoich pokojach należą też przedstawiciele kolejnego hitu – Epoki lodowcowej. Oferta maskotek jest bardzo bogata. Któż nie chciałby przytulić mamuta Mańka albo rozkosznego Sida? Starszym dzieciom humor poprawi kultowy wiewiór z orzeszkiem, od którego wszystko się zaczęło. Wyjęte z małego ekranu Producenci zabawek nie zapomnieli także o małych fanach telewizyjnych bohaterów. Jakie maskotki znajdziemy w tej kategorii? Z pewnością nie może tu zabraknąć Boba Budowniczego, dzieciom znanego przede wszystkim z dobranocki. Jeśli twój mały majsterkowicz uwielbia Boba, sprawisz mu nieopisaną radość, kupując tytułową maskotkę lub którąś z pozostałych postaci , np. Martę albo Stracha. Na miłośników dawnych bajek czekają m.in. rozmaite Smerfy, Krecik, bohaterowie Pszczółki Mai – Maja, Gucio i konik polny Filip – a nawet… Miś Uszatek! Najmłodszych widzów ucieszą bajkowe postacie z dedykowanych im kanałów telewizyjnych. Upsy Daisy, Iglle Piggle i Makka Pakka z Dobranocnego Ogrodu, kultowe Teletubisie, pajączek Woolly, urocze misie z Krainy Troskliwości czy niezwykle popularna ostatnio Peppa – to tylko niektóre przytulankowe propozycje. Z pluszowego Skippera, Rico, Kowalskiego, Szeregowego albo Króla Juliana będą zadowolone nawet nastoletnie dzieci, wśród których Pingwiny z Madagaskaru są niezwykle popularne. Jak widać, wybór bajkowych pluszaków jest tak duży, że każdy rodzic znajdzie idealnego dla swojej pociechy. Maskotka to zabawka uniwersalna, cieszy wszystkie dzieci, niezależnie od wieku – dla najmłodszych będzie ukochaną przytulanką, z którą nie będą się chciały rozstać nawet na chwilę, dla starszych – świetną ozdobą pokoju, zabawnym gadżetem. Większość animowanych bohaterów posiada swoje pluszowe odpowiedniki, dlatego warto poświęcić trochę czasu na znalezienie tego wymarzonego.
Bajkowe maskotki – prezent idealny na każdą okazję
Rozgrzewka jest podstawowym elementem każdego treningu. Wielu z nas pomija rozgrzewkę uważając ją za zbędny element treningu. Na szczęście na rynku dostępne są przyrządy, który nie tylko odpowiednio rozgrzeją mięśnie, ale również urozmaicą rozgrzewkę. Skakanka Wielu z ćwiczących zapomina, jak wiele korzyści może przynieść skakanie naskakance. Ćwiczenie na niej powoduje wzrost tętna, jednocześnie wzmacniając układ krążenia. Znakomicie rozgrzeje całe ciało: od mięśni nóg aż do partii ramion. Wielu entuzjastów treningu na skakance z pewnością uznaje jej zalety traktując skakanie jako główny element treningu. Skakanka jest bowiem idealnym sprzymierzeńcem diety – wystarczy pół godziny intensywnego skakania by spalić 300 – 400 kalorii. Ćwiczenie na niej kształtuje cała sylwetkę. Ponadto możesz ćwiczyć zarówno w domu, jak i na świeżym powietrzu. Na rynku dostępne są nawet skakanki z licznikami kalorii – możesz cały czas kontrolować, ile udało się ich spalić. Co ważne sprzęt ten w żaden sposób nie obciąży naszego budżetu – najtańsza skakanka to wydatek w wysokości ok. 2 – 3 złotych. Stepper To popularny przyrząd, zwłaszcza dlatego, że zajmuje niewiele miejsca, a same ćwiczenia na nim nie są absorbujące – można je wykonywać oglądając np. telewizję. Idealnie nadaje się na rozgrzewkę, wystarczy intensywnie wykonać kilka serii. Wykonywane na stepperze ruchy są podobne do tych, które wykonuje się wchodząc po schodach, nie obciążają one jednak stawów. Ćwiczenia na stepperze pobudzają układ sercowo – naczyniowy i zwiększają wydolność organizmu. Przyspieszają spalanie tłuszczu i stanowią znakomite uzupełnienie treningu. Najpopularniejszy model to obecnie stepper skrętny – z linkami, które naciągamy podczas ćwiczeń. Bardzo często są one wyposażone w komputer, który zapisuje nasze wyniki oraz liczbę spalonych kalorii. Za tego typu przyrząd musimy zapłacić ok 100 – 110 złotych. Mata do ćwiczeń Nieważne czy ćwiczymy w domu, czy w klubie. W obu przypadkach warto zainwestować w matę do ćwiczeń. Pozwoli ona na bezpieczne i stabilne wykonywanie ćwiczeń. Wykonana z tworzywa sztucznego jest lekka a zwinięta zajmuje niewiele miejsca. Jest przydatna nie tylko podczas rozgrzewki – jej walory docenimy również ćwicząc jogę, trenując aerobik czy pilates. Nawet podstawowe ćwiczenia rozciągające warto wykonywać przy jej użyciu. Dodatkowo jej zakup nie wymaga dużego wkładu finansowego – jest dostępna w sprzedaży już od 7 złotych. Hula hop Hula hop wielu z nam kojarzy się z dzieciństwem, podobnie zresztą jak skakanka. Tymczasem ćwiczenie na tym przyrządzie jest znakomitym sposobem na rozgrzewkę. Wydaje wam się to banalnie proste? Spróbujcie sami – zanim nabierzecie wprawy, czeka was wiele prób, by utrzymać hula hop na wysokości pasa czy bioder. Jeśli chcecie wzmocnić działanie ćwiczeń – wybierzcie model hula hop z wypustkami, które dodatkowo będą masować mięśnie. Co ważne –większość z dostępnych na rynku hula hop jest modułowych – to znaczy możemy je rozłożyć i schować a sam sprzęt ma przyjazną cenę – już od 5 złotych. Twister Twister jest kolejnym sprzętem, który ma nas zachęcić do ćwiczeń. To płaski talerz, który wystarczy położyć na podłodze, stanąć na nim i wykonywać ruchy obrotowe. To znakomity sposób na rozgrzania mięśni, zwłaszcza w obszarze bioder i pasa. Ćwiczenia na nim są również mało inwazyjne, można je wykonywać w domu, oglądając przy tym film, czy słuchając muzyki. Znakomicie też poprawia kondycję. Najlepsze efekty osiąga się, ćwicząc na twisterze boso – wbudowane magnesy masują stopy, zwiększając komfort wykonywanych ruchów. Posiadaczem twistera można się stać już za ok. 10 złotych. Hantle Chcesz wzmocnić efekt wykonywanych ćwiczeń? Połącz je z ćwiczeniami z hantelkami. Do zwykłej rozgrzewki wybierz te lżejsze – o wadze od 0,5 do 1 kilograma. Wykonane z winylu lub neoprenu, często mają specjalne uchwyty, dzięki czemu nie ślizgają się w dłoni. Możemy z nimi wykonywać przysiady, skłony, czy nawet lekką rozgrzewającą przebieżkę. Przede wszystkim wzmacniają one mięśnie rąk. Za podstawowy zestaw handelek o wadze 0,5 kilograma, zapłacimy 9 złotych. Jak widać, nie potrzeba wiele inwestować, by zaopatrzyć się w wybrany zestaw akcesoriów. Za przystępną cenę możemy sprawić, że nawet zwykła rozgrzewka stanie się przyjemną chwilą. Ważne jest to, że sprzęty te nie zajmują dużo miejsca, nie musimy wyznaczać specjalnego kąta na ich przechowywanie. Wszystkie są małe (poza stepperem) i zmieszczą się w szufladzie. Spróbujcie i przekonajcie się, jak przyjemne staną sią nawet najprostsze ćwiczenia!
Sprzęt na rozgrzewkę
Oszczędza energię, wodę i nasz czas. Nic zatem dziwnego, że bez niej nowoczesna kuchnia praktycznie nie ma racji bytu. To z kolei oznacza, że sama decyzja o kupnie zmywarki – bo o niej właśnie mowa – do specjalnie trudnych się nie zalicza. Pewne kłopoty mogą zacząć się dopiero później, kiedy przyjdzie nam zdecydować się na propozycję konkretnego producenta. Ci najbardziej renomowani traktują zmywarki jako bardzo ważny element swojej oferty, dzięki czemu, przeglądając asortyment sklepów, naprawdę mamy w czym wybierać. Na co konkretnie mogą więc liczyć klienci? Przyjrzyjmy się kilku ciekawym i popularnym modelom zmywarek. Zużywa mniej energii i zabija bakterie Zajmiemy się najpierw modelem – Bosch SMS 69U88EU. Reklamując swój produkt, firma wskazuje przede wszystkim na „EcoZeolith”. Chodzi o system suszenia naczyń, który, w porównaniu do większości tego typu urządzeń, pozwala na znacznie mniejsze zużycie energii – nawet do ponad 20 procent. Za odpowiednie (czyli możliwie jak najniższe) zużycie wody odpowiada natomiast inny z systemów, „AquaSensor ”. Jego działanie opiera się na czujnikach, które ściśle nadzorują poziom zabrudzenia wody. Wskutek tego dopuszczają jej do zmywarki tylko tyle, ile jest konieczne do uzyskania optymalnego efektu zmywania. Podobne zadanie ma tzw. „sensor załadunku”, który kontroluje liczbę naczyń włożonych do urządzenia. Tym sposobem komputer nie dopuści do nich większej ilości wody niż to potrzebne. I jeszcze parę słów o funkcji „HygienePlus”. Wspominamy o niej nieprzypadkowo, bo odgrywa bardzo ważną rolę, podwyższa temperaturę wewnątrz urządzenia, co daje pewność pozbycia się wszystkich bakterii. Model ten poza zmywaniem, dba więc o nasze zdrowie. Szczególnie zabrudzone naczynia kontra mocniejszy strumień Teraz weźmy pod lupę zmywarkę firmy Siemens . W modelu SN26V891EU producent umieścił system „HalfLoad”, który przydaje się wówczas, gdy zmywarka nie jest w pełni załadowana. Skoro zaś naczyń do umycia jest mniej, mniej też potrzeba wody. Urządzenie samo wybiera inny cykl pracy, w rezultacie uzyskując niższe zużycie nie tylko wody, ale także i energii. Szczególnie zabrudzonymi naczyniami skutecznie zajmie się natomiast tzw. „strefa intensywna”. Pozwala ona na potraktowanie tychże naczyń strumieniem o 20 procent mocniejszym. Warto wspomnieć także o funkcji „Rackmatic”, której zadaniem jest znalezienie w zmywarce jak największej ilości wolnego miejsca. Swój cel realizuje poprzez dopasowanie wysokości górnego kosza. Poza tym w sprzęcie Siemensa spotykamy systemy, o których mówiliśmy już przy okazji produktu marki Bosch, czyli „AquaSensor” i „HygienePlus”. Urządzenie, które szuka złotego środka W jakie możliwości wyposażona została z kolei zmywarka Beko DFN6838X? Program „Quick&Clean ” firma reklamuje jako najszybszy i najlepszy do lekko i poważnie zabrudzonych naczyń. Do tego w cenie zmywarki otrzymujemy program „Auto”, który sam rozpoznaje stan zabrudzenia naczyń i na tej podstawie decyduje, jaki cykl pracy będzie dla niego najbardziej odpowiedni. Chodzi o to, aby naczynia stały się idealnie czyste przy możliwie najniższym zużyciu wody i energii. Za bardzo dużą zaletę zmywarki Beko uznaje się silnik bezszczotkowy, który ma za zadanie zapewnić większą trwałość urządzenia, lepszy moment obrotowy i jednocześnie cichszą pracę. Klienci, zwłaszcza po dłuższym czasie użytkowania, docenią również zalety antybakteryjnej uszczelki. Jak sama nazwa wskazuje, zapobiega ona rozprzestrzenianiu się wewnątrz urządzenia różnego rodzaju zarazków. To problem, o którym coś więcej mogą na pewno powiedzieć właściciele starszych generacji zmywarek. Już nigdy więcej zalanego mieszkania Sprawdźmy jeszcze, czym na tle konkurencji wyróżnia się Amica ZWV624I. W jej przypadku naszą uwagę zwrócił zwłaszcza bardzo praktyczny system „Aqua Stop ”. Piszemy „bardzo praktyczny”, bo jego możliwości doceni każdy, kto chociaż raz w swoim życiu doświadczył zalania mieszkania. Po zaopatrzeniu się w sprzęt Amiki takie rozczarowanie już go nie napotka, bowiem wspomniany program to gwarancja odcięcia wody w kranie oraz zatrzymania jej wewnątrz zmywarki. Atutem urządzenia jest również swobodna regulacja wysokości górnego kosza. Dzięki temu przestrzenią wewnątrz zmywarki można zarządzać na wiele sposobów, w zależności od aktualnych potrzeb. Sam chyba przyznasz, że wybór najlepszej zmywarki może powodować solidny ból głowy. Wszystko to dlatego, że producenci mają w zanadrzu wiele interesujących modeli tych urządzeń. Co istotne, oferują one wiele różnych funkcji – od jakości mycia, przez poziom zużycia wody i energii, aż po higienę wewnątrz urządzenia. Wypada nam więc tylko życzyć ci, abyś przy zakupie zmywarki wybrał tę najlepiej dopasowaną do twoich potrzeb. Już dziś, zacznij poszukiwania idealnego sprzętu.
Wiodący producenci zmywarek – co oferują Bosch, Beko i Amica
Zakup pierwszego samochodu to wielkie wydarzenie w życiu młodego człowieka. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego szybko nadchodzi też ochota na wprowadzenie kilku modyfikacji w aucie. Gwiazdka to świetna okazja, by spełnić te marzenia. Pierwsze auto to coś, co każdy kierowca będzie wspominał do końca życia. Nocne przejażdżki bez celu, pierwsze szlify za kierownicą, pierwsze dalsze trasy. Niezależnie od tego, czy pierwszy samochód został samodzielnie wybrany, czy też otrzymany np. w spadku, wcześniej czy później pojawiają się pomysły, by nieco odróżnić go od innych aut. Niektórzy ograniczają się do zakupu rzeczy ułatwiających życie (np. parkowanie), inni idą w stronę tuningu – wizualnego lub mechanicznego. Felgi 1. "Alusy" Pierwszą propozycją mikołajkowego prezentu jest komplet felg aluminiowych. Trzeba je dopasować – zarówno wzorem, jak i rozmiarem – do samochodu obdarowywanego, ale jedno jest pewne: zapewne nie ma auta, które prezentuje się gorzej niż na pospolitych stalówkach. box:offerCarousel box:offerCarousel Model Dotz Hammada wyróżnia się klasyczną, nieprzekombinowaną stylizacją, która pasuje do wielu modeli aut. Producent to uznana na rynku firma niemiecka. Felgi są dostępne w dwóch wersjach kolorystycznych – srebrnej i grafitowej – oraz w wielu rozmiarach i konfiguracjach rozstawu śrub. Cena od 1889 zł za komplet o rozmiarze 15 cali. Aby słyszeć 2. Radioodtwarzacz box:offerCarousel box:offerCarousel Nieco tańszą propozycją gadżetu dla młodego kierowcy będzie radioodtwarzacz z MP3. W końcu każdy młody (i nie tylko!) człowiek lubi posłuchać w aucie swojej ulubionej muzyki. Tymczasem w wielu samochodach albo nie ma radia w ogóle, albo jest wyłącznie z odtwarzaczem kaset ewentualnie CD. A kto używa jeszcze kaset? Także poczciwa płyta CD odchodzi już do lamusa. Zamiast nich najczęściej używa się formatu MP3, najlepiej za pośrednictwem wejścia AUX lub USB. Takie funkcje – i wiele więcej – oferuje np. Vordon HT862v2. To radio 2 DIN, więc oferuje duży (aż 7 cali!), czytelny, dotykowy wyświetlacz, który ożywi kokpit każdego auta i sprawi, że wnętrze pojazdu będzie prezentowało się nowocześnie. Vordon ma moduł Bluetooth, wejścia AUX i USB, slot na karty SD, a także można go połączyć ze smartfonem za pomocą funkcji MirrorLink. Posiada również wejście na kamerę cofania. Aby widzieć 3. Kamera cofania box:offerCarousel box:offerCarousel Wiadomo że dla osób, które nie mają wielkiego doświadczenia za kierownicą, pewne manewry mogą sprawiać trudność. Za sprawą kamery cofania parkowanie tyłem będzie łatwe. Taki sprzęt można kupić wraz z oddzielnym wyświetlaczem albo zdecydować się na samą kamerę. Z pomocą ponownie przychodzi firma Vordon. Model Vordon 8IRPL to kamera wodoodporna i wstrząsoodporna z 8 diodami LED zapewniającymi widoczność w nocy. Kamera włącza się po włączeniu biegu wstecznego. Cena: od 74,99 zł. 4. Czujniki parkowania box:offerCarousel box:offerCarousel Alternatywą dla kamery są czujniki parkowania, np. firmy Valeo. To produkt uniwersalny, takie czujniki można zainstalować w dowolnym aucie. Wydają dźwięk o różnym natężeniu, w zależności od odległości do przeszkody. Zestaw zawiera także wyświetlacz LCD pokazujący graficznie odległość do przeszkody. Czujniki są zazwyczaj matowe, czarne, ale zdarzają się również produkty w innych kolorach. Cena: od 213,50 zł (zestaw na tył). Wygląd i praktyczność 5. Folia przyciemniająca box:offerCarousel Kolejną propozycją prezentu dla młodego kierowcy jest folia przyciemniająca na szyby. Przyciemnienie szyb musi być wykonane zgodnie z przepisami (należy zachować odpowiednią przejrzystość szyb bocznych z przodu). Poprawia nie tylko wygląd auta, ale także jego praktyczność w gorące, słoneczne dni. 6. Oświetlenie LED box:offerCarousel Gdy słońce już zajdzie, wygląd wnętrza poprawi oświetlenie wnętrza diodami LED. Mogą być białe, ale zdarzają się także kolorowe – czerwone, niebieskie czy w innym kolorze. Nie będą pasować każdemu, ale są tacy, którzy bardzo lubią tego typu modyfikacje. 7. Pokrowce box:offerCarousel Zestaw pokrowców na fotele to również świetna propozycja prezentu. Taki produkt pozwala na zmianę koloru wnętrza auta i poprawia praktyczność. Pokrowce łatwiej utrzymać w czystości. Ponadto jeśli oryginalna tapicerka samochodu jest zużyta, pokrowce idealnie ukryją ten mankament.
7 prezentów gwiazdkowych dla młodego kierowcy
Standardowa kuchenka mikrofalowa w zasadzie tylko podgrzewa nasze potrawy i napoje za pomocą promieniowania mikrofalowego. Okazuje się jednak, że bardziej zaawansowane modele mają także inne funkcje, takie jak grill czy możliwość gotowania na parze. Jak więc odnaleźć się w gąszczu ofert? W tym poradniku postaram się przybliżyć wam kilka interesujących modeli mikrofalówek. Zelmer 29Z018 Jedną z najbardziej popularnych, dostępnych obecnie na Allegro kuchenek mikrofalowych, jest urządzenie firmy Zelmer 29Z018. Nie liczmy jednak w tym przypadku na dodatkowe funkcje. 29Z018 to standardowa kuchenka mikrofalowa, nieposiadająca ani grilla, ani funkcji gotowania na parze. Mamy tu za to solidną moc, wynoszącą 700 W, którą można regulować na 5-stopniowej skali. Urządzenie jest bardzo proste w obsłudze i posiada tylko dwie gałki – jedną odpowiedzialną za regulowanie mocy, drugą – za ustawianie czasu działania. Ważna jest także pojemność kuchenki, która wynosi 20 litrów. Jak przystało na prosty produkt, jest on też niedrogi. Za Zelmera 29Z018 zapłacimy nie więcej niż 200 zł. Amica AMG20M70V W podobnej cenie, co wspomniany przed chwilą produkt Zelmera (cena nie wyższa niż 200 zł), znajdziemy też kuchenkę firmy Amica, a konkretnie model AMG20M70V. Moc mikrofal w tym przypadku wynosi 700 W, a liczba poziomów mocy to aż 6. Rzecz jasna, jak przystało na niedrogi sprzęt, mamy tu sterowanie mechaniczne, opierające się o dwa pokrętła: czasu i mocy. Jedną z bardziej przydatnych funkcji z pewnością jest opcja rozmrażania produktów spożywczych. Amica AMG20M70V posiada 20-litrową komorę. Niestety, próżno tu szukać grilla lub innych, bardziej zaawansowanych funkcji. Pamiętajmy jednak, że jest to mikrofalówka dość niedroga. Gorenje MO 4250 Jeśli styl w waszej kuchni stawiacie na jednym z czołowych miejsc, być może zainteresujecie się kuchenką mikrofalową Gorenje MO 4250. Urządzenie, jak na tego typu sprzęt, cechuje się nietuzinkowym wyglądem w stylu retro. Już sam kształt gałek sterujących sprawia, że urządzenie bardzo mocno wyróżnia się na tle konkurencji. Co jednak MO 4250 może zaoferować oprócz ładnego wyglądu? Kuchenka posiada standardowe, mechaniczne sterowanie, opierające się o dwie gałki. Moc mikrofal w tym przypadku wynosi 700 W, jednak producent wyposażył ten sprzęt dodatkowo w grill elektryczny o mocy 800 W. Liczba stopni mocny, którymi możemy regulować siłę mikrofal, wynosi 5. Z kolei pojemność komory urządzenia to 20 litrów. Ciekawą funkcją jest Golden Crust, która nie tylko zarumienia podgrzewane potrawy, ale także sprawia, że stają się one chrupiące. Co z ceną? Niestety, nie jest niska, bo za Gorenje MO 4250 trzeba zapłacić ok. 600 zł. WHIRLPOOL JT 379 IX Na koniec zostawiłem najbardziej zaawansowaną kuchenkę mikrofalową z prezentowanych w tym poradniku. WHIRLPOOL JT 379 IX posiada aż 1000 W mocy mikrofal, pojemność 31 litrów oraz grill kwarcowy o mocy 1200 W. Rzecz jasna, jest tu także sterowanie elektroniczne. Jedną z najważniejszych funkcji tej kuchenki jest jednak opcja JetStream, która wymusza obieg powietrza wewnątrz kuchenki. Sprawia on, że potrawy pieką się dużo bardziej równomiernie. Mamy tu też odpowiednik Golden Crust ze wspominanego produktu Gorenje, a mianowicie funkcję Crisp. Mówiąc o JT 379 IX, nie można też zapomnieć o możliwości gotowania na parze (funkcja Steam). Kuchenka automatycznie zagotowuje wodę w naczyniu, po czym zmniejsza moc mikrofal, aby podtrzymać wysoką temperaturę. Dzięki gotowaniu na parze nasze potrawy staną się jeszcze zdrowsze. Szkoda tylko, że ten zaawansowany sprzęt kosztuje aż tak dużo. Za WHIRLPOOL JT 379 IX musimy bowiem zapłacić ok. 1200 zł.
Topowe kuchenki mikrofalowe – przegląd najbardziej funkcjonalnych modeli
Sanki to nie tylko dobra zabawa dla dzieci w czasie zimy, ale również doskonałe rozwiązanie dla rodziców, którzy po sporych opadach śniegu w mieście muszą wyjść z dzieckiem na spacer. Znacznie łatwiej jest pchać czy ciągnąć sanki niż pchać wózek. Oferta sanek dla dzieci jest ogromna, można dobrać je do wieku i upodobań dziecka oraz potrzeb i możliwości finansowych rodziców. Naprawdę dobre sanki można kupić od 60 do 500 zł. Sanki drewniane z oparciem i drążkiem do pchania Właściwie dobrane sanki to podstawa komfortowego poruszania się i zabawy dla rodziców i dziecka. Obecnie mamy do wyboru wiele modeli sanek wykonanych z różnych materiałów – są sanki metalowe, aluminiowe, plastikowe i drewniane. Ponadto osobną kategorię stanowią sanki do zjeżdżania, które pozwalają na błyskawiczne poruszanie się i ślizganie się po górkach. Sanki trzeba dostosować przede wszystkim do wieku dziecka. Te dla najmłodszych posiadają bardzo wygodny drążek, który może służyć do pchania lub do ciągnięcia. To produkt, po który najczęściej sięgają rodzice dzieci do lat dwóch i najbardziej troskliwe matki, bo to bardzo praktyczna opcja. Rodzice niezwykle takie rozwiązanie cenią, ponieważ mają możliwość prowadzenia sanek przed sobą i kontroli nad maluchem. Najczęściej sanki takie wykonane są w całości z drewna lub ewentualnie łączone z metalem. Istotnym elementem jest oparcie i jego konstrukcja. Lepiej, by było drewniane z pionowymi szczebelkami, bo jest bardziej komfortowe dla malucha i łatwiej oprzeć o nie poduszkę. Dobrym rozwiązaniem jest zakup w komplecie dopasowanego do sanek materacyka i śpiworka. Warto wybrać sanki amortyzowane, choć są najdroższe z dostępnych na rynku – ich cena waha się od 200 do 500 zł. Sanki dla starszych dzieci Dla dzieci nieco starszych odpowiednie będą sanki drewniane w wersji łączonej z metalem lub aluminium: na przykład siedzisko jest wykonane z drewna, zaś płozy i oparcie z metalowych rur. Zaletą sanek z metalowym oparciem jest możliwość jego zlikwidowania, gdy dziecko podrośnie. Wystarczy odkręcić kilka śrub. Siedzisko wykonane z drewnianych desek to także praktyczne rozwiązanie – drewno chroni przed zimnem i bezpośrednim kontaktem ze śniegiem. Dla kilkulatków przeznaczone są sanki drewniane, które wzmocnione zostały lakierowanymi, pozbawionymi elementów łączenia rurami. Części metalowe zabezpieczone zostały specjalnym preparatem chroniącym przed korozją. Takie sanki są stabilne, solidnie wykonane, może zjeżdżać na nich rodzic z dzieckiem. Siedzisko zostało mocno przymocowane za pomocą śrub do stelaża. Niestety sanki nie posiadają amortyzatorów ani prowadnicy. Kierować nimi może wyłącznie osoba ciągnąca za długie i wytrzymałe ,,lejce”. Na ich korzyść przemawia niska waga oraz atrakcyjna cena i ogromny wybór w sklepach. Zaletą sanek drewnianych jest waga – są lekkie i przenoszenie czy wynoszenie ich nie stanowi problemu. Dla wyjątkowych „ekologów” najbardziej odpowiednie będą sanki drewniane posiadające specjalne certyfikaty, które informują o pochodzeniu i rodzaju drewna oraz lakierowane są nietoksycznym lakierem. Ich ceny wahają się od 40 do 200 zł. Jeżeli nasz maluch ma już sześć lat, na ogół jest na tyle świadomy panujących w „saneczkarstwie” trendów, że sam będzie decydował o rodzaju sanek, na których zechce jeździć. Rodzice mogą mu tylko ten wybór ułatwić, referując wady i zalety poszczególnych modeli. Zanim wybierzemy się na sanki, warto pamiętać o kilku sprawach. Dziecko można zabrać na sanki, kiedy siedzi już samodzielnie. Wcześniej lepiej tego nie robić, bo pozycja leżąca na sankach nie jest dla dziecka zbyt wygodna – albo zbyt mocno świeci słońce, albo na twarz maluch opada wilgotna mgła. Przed wyjściem z domu trzeba nasmarować buzię dziecka kremem ochronnym. W zależności od rodzaju sanek i ich wyposażenia warto podłożyć pod pupę specjalny materacyk dostosowany do określonego rodzaju sanek lub kocyk. W zależności od ruchliwości naszego dziecka można „zapakować” je w śpiworek lub otulić kocykiem, albo ubrać w ciepły, nieprzemakalny kombinezon, który zapewni większą swobodę ruchów. Sezon zimowych szaleństw przed nami, a sanki to świetna zabawa nie tylko dla dzieci. Wiele tych zimowych pojazdów przeznaczonych jest do wspólnych zabaw dzieci z rodzicami i wspólnego zjeżdżania.
Sanki dla dzieci
Crucial zaprezentował niedawno nowy dysk SSD 2,5” z niższej półki cenowej. Chodzi o model BX100, który wyceniany jest na 260 zł za wariant 120 GB i 360 zł za 250 GB. Prezentujemy, jak dysk wypadł w testach i co warto o nim wiedzieć. BX100 to następca MX100, popularnego dysku SSD Cruciala. W stosunku do poprzednika zmienił się kontroler pamięci, producent dopracował także oprogramowanie. BX100 dostępny jest w wersjach 120 GB, 250 GB, 500 GB i 1 TB – im większy, tym szybszy. Sprawdziłem jak radzą sobie dwa pierwsze modele. Specyfikacja kontroler Silicon Motion 2256EN interfejs SATA III (6 GB/s) pamięć NAND 16 nm MLC Micron odczyt 535 MB/s, zapis 185 MB/s, losowy odczyt IOPS 87k, zapis IOPS 43k dla 120 GB odczyt 535 MB/s, zapis 370 MB/s, losowy odczyt IOPS 87k, zapis IOPS 70k dla 250 GB średni czas bezawaryjnej pracy 1500000 h, maksymalny łączny zapis 72 TB wsparcie TRIM, NCQ, S.M.A.R.T, ECC temperatura pracy 0-70°C wymiary 100 x 70 x 7 mm firmware MU02 gwarancja 3 lata Wyposażenie i konstrukcja Nie ma co liczyć na bogate wyposażenie. BX100 ma tylko jedno, nietypowe akcesorium – ramkę. Nie ma w zestawie kabla SATA, adaptera 3,5” lub śrubek, ale jest ramka z tworzywa sztucznego. Nakleja się ją na dysk, przez co zwiększa się jego grubość do 9,5 mm. Ten zabieg sprawdzi się w laptopie, gdzie 7 mm obudowy to za mało i dysk po wpięciu pozostaje luźny. BX100 na oko nie różni się praktycznie niczym od poprzednika (MX100). Dysk zamknięty został w aluminiowej obudowie, która jest gładka i ma matową powłokę – lekko mieni się na niej ziarnista faktura. Na pokrywie widać dużą niebiesko-białą naklejkę – model zdradzają jedynie kontury liter w tle. Informację o pojemności dysku umieszczono pod spodem, na drugiej naklejce. Po bokach i na spodzie znajdują się otwory na śruby, wwiercone bezpośrednio w aluminium obudowy. Muszę przyznać, że jakość wykonania dysku zaskakuje. Nie ma tutaj tworzyw sztucznych, materiał jest gładki w dotyku, a krawędzie zaokrąglone. Obudowa jest na tyle solidna, że dysk może służyć jako pamięć przenośna lub miejsce na kopię zapasową. Grubość obudowy jest odpowiednia, dysk nie ugina się, a przy tym pozostaje lekki. BX100 wygląda lepiej niż droższy Plextor M6S. Należy jednak pamiętać, by przykręcać go precyzyjnie, w przeciwnym wypadku można uszkodzić gwinty. Oprogramowanie Producent oferuje także opcjonalne oprogramowanie, czyli Crucial Storage Executive. To prosty i czytelny program, który pozwala sprawdzić status dysku, odczytać dane wewnętrznego testu S.M.A.R.T oraz zaktualizować oprogramowanie. Program działa w tle, ale otwiera się niestety jako strona w przeglądarce internetowej. Niestety nie zadziałała aktualizacja oprogramowania z poziomu programu, konieczna była operacja manualna przeprowadzona za pomocą pobranego obrazu ISO, który można wypalić na płytę lub wgrać na pendrive’a. Crucial BX100 w liczbach Testy benchmarków przeprowadzone zostały na komputerze PC z procesorem Intel I5-4690k, płytą główną MSI Z97 Gaming 5 z SATA III, 8 GB RAM-u HyperX DDR3 2400 MHz, wyposażonym w dysk HDD Seagate 1 TB, WD Green 1 TB oraz SSD Samsung 840 EVO 120 GB z zainstalowanym systemem Windows 8.1 Pro w wersji 64 bitowej. Do testów użyłem programów: AS SSD, Crystal Disk Mark, ATTO Disk Benchmark, HD Tune. Ostatni program kiepsko współpracuje z SSD, ale można na nim odczytać zużycie procesora podczas testu oraz prędkość transferu danych do Windowsa, czyli tzw. Burst Rate. Wyniki BX100 120 GB: box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Wyniki BX100 250 GB: box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Jak widać, producent nie kłamie, realne osiągi są praktycznie takie, jak te podane w specyfikacji – a nawet trochę lepsze. Uwagę zwraca szybki odczyt sekwencyjny, oba dyski przekroczyły 500 MB/s – standardowo wyższy model jest odpowiednio szybszy. Natomiast zapis jest dla obu wersji BX100 niższy niż u droższej konkurencji, gdzie często osiąga on wartości zbliżone do prędkości odczytu. Prędkość wersji 250 GB jest satysfakcjonująca, wersja 120 GB trochę pod tym względem zawodzi. Oba dyski mają także dobry losowy zapis próbki 4K (pojedynczy blok, małe pliki), a przeciętny odczyt. Wyniki testów sekwencyjnych dało się odczuć w praktyce – kopiowanie jest dużo szybsze na dysku 250 GB. Poniżej Crucial BX100 na tle innych, testowanych dysków: Crucial BX100 w praktyce Dyski były używane jako przestrzeń na dane, gry i pliki multimedialne, a także system operacyjny Windows 8.1. Podłączone zostały także do starszego laptopa z interfejsem SATA II. Przez okres testów działały stabilnie, bez niespodzianek, przegrzewania się ani piszczenia. W wersji 120 GB, na dane jest dostępne 111 GB, a 250 GB oferuje 238 GB takiego miejsca. Standardowo dla SSD system startował w około 10 sekund (z hybrydowym wyłączeniem Windowsa 8.1) oraz w kilka sekund z przyspieszeniem startu UEFI. Czas wczytywania gier lub programów skrócił się praktycznie o połowę. Laptop z Intel Core 2 Duo 2.0 GHz z interfejsem SATA II również odczuł przyspieszenie – ograniczył możliwości BX100, ale krótszy czas dostępu i tak wpłynął pozytywnie na jego pracę. Różne pliki o pojemności 2 GB wersja 120 GB przekopiowała w 15 sekund. Dla dysku 250 GB czas ten wyniósł 10 sekund. Duży folder o pojemności 38 GB to dla 120 GB około 5 minut kopiowania, a dla wersji 250 GB to tylko 3 minuty i 40 sekund. Przez większą część operacji transfer był stabilny z małymi spadkami, ale bez pauz. Podsumowanie Czy warto zakupić Cruciala BX100? Zdecydowanie tak. To solidny, stabilny dysk o przyzwoitej prędkości. Jego wyniki testowe sprawiają, że zasłużył na rekomendację. Będzie zdecydowanie szybszy niż dysk HDD w laptopie lub komputerze stacjonarnym. Lepiej jednak wybrać większą pojemność. Uważam, że w przypadku BX100 250 GB to minimum. Wersja 120 GB (ok. 260 zł, czyli 2,2 zł za 1 GB) to również dobry sprzęt, ale nie zachwyca prędkością zapisu. Zakup modelu 250 GB (ok. 360 zł, czyli 1,4 zł za 1 GB) bardziej się opłaca. Stąd też warto rozważyć BX100 w wersji 500 GB lub 1 TB, gdyż mają one prędkość zapisu na poziomie 450 MB/s. Zalety: dobre wykonanie, stabilna praca, dobre prędkości, w zestawie ramka zwiększająca grubość z 7 mm do 9,5 mm Wady: problemy z aktualizacją oprogramowania, przeciętny zapis w wersji 120 GB
Test dysku Crucial BX100 (120 i 250 GB) – świetne SSD za rozsądną kwotę
Termosy turystyczne są przydatne podczas wypraw w góry czy długich wędrówek po lesie lub spacerów brzegiem morza. Ciepły napój w termosie na pewno poprawi samopoczucie i doda sił, gdy zaczniemy drżeć z zimna. Na rynku jest wiele rodzajów termosów, np. na napoje i żywność. Wśród termosów na napoje znajdziemy zamykane korkiem automatycznym i zakręcanym oraz termosy-kubki. Producenci, chcąc sprostać oczekiwaniom potencjalnych klientów, wymyślają kolejne typy termosów, stosują nowe technologie, nadają im wymyślne kształty i rozmiary. Podstawowym zadaniem termosu jest utrzymanie ciepła jego zawartości, gdy panuje chłód lub temperatura na zewnątrz jest ujemna. Dlatego w specyfikacji producenta należy przede wszystkim sprawdzać, ile czasu i w jakiej temperaturze ich wyrób utrzymuje to ciepło. Sprawność produktu na pewno poprawi zastosowanie dodatkowych izolatorów, takich jak neoprenowe koszulki na termosy. Oto kilka termosów próżniowych, w których pomiędzy ściankami jest próżnia, która zwiększa możliwości termiczne produktu. box:offerCarousel Termosy Esbit Niemiecki producent Esbit od wielu lat specjalizuje się w produkcji sprzętu do przygotowywania posiłków na wędrownym szlaku. Początkowo były to tylko paliwa do kuchenek turystycznych, teraz ma szeroką ofertę, począwszy od paliw, a skończywszy na naczyniach tytanowych. Warte uwagi są termosy tej marki z serii Vacuum Flask, która została przygotowana dla najbardziej wymagających użytkowników, ceniących długotrwałe utrzymanie ciepła wewnątrz naczynia. Produkty tej serii są standardowo wyposażane w korki automatyczne i tradycyjne, czyli zakręcane, tak aby można było przenosić nie tylko napoje, ale np. zupę. Ogromną zaletą jest wyposażenie w dwa kubki: jeden jako nakrętka, drugi, wykonany z tworzywa, dla innego użytkownika. Termosy są przeznaczone do przenoszenia płynów, największy z nich pomieści 2100 ml napoju – na bardzo długie wypady lub dla większej liczby osób. Mają składaną rączkę oraz pasek na ramię. Jeżeli nie planujemy długich wypadów lub napój przyrządzamy tylko dla siebie, na pewno wystarczy bardzo poręczny model o pojemności 500 ml. Termosy z tej serii zostały wykonane ze stali nierdzewnej, a ich zdolności termiczne to utrzymanie temperatury 45°C przez 24 godz. przy spełnieniu warunku, że wlewamy napój o temperaturze około 98°C. box:offerCarousel Termosy Fjord Nansen seria: Honer Fjord Nansen jest polskim producentem sprzętu turystycznego. Zajmuje się produkcją plecaków, namiotów oraz termosów turystycznych. W serii Honer oferuje termosy o pojemności 500 ml, 700 ml i 1000 ml, standardowo wyposażone w korki zakręcane, które wydłużają czas utrzymania temperatury wewnątrz. Termos pokryto gumową czarną okładziną, dzięki czemu jest bardziej odporny na uszkodzenia mechaniczne i pewniej się go trzyma w dłoni. Producent Fjord Nansen zapewnia, że w temperaturze otoczenia 20°C utrzyma przez 24 godz. temperaturę – w zależności od pojemności – od 57,4°C do 66,6°C. box:offerCarousel Termosy Salewa Produkty tej marki cechują się bardzo wysoką izolacją termiczną i odpornością na działanie czynników zewnętrznych. Termosy Salewa są podgumowane od spodu, dzięki czemu mają dobrą przyczepność, a faktura termosu zapobiega wyślizgnięciu się z ręki. Gwarancje termiczne – po wlaniu zimnego płynu o temperaturze 4°C po 24 godz. wzrośnie do 13°C, natomiast po wlaniu gorącego płynu spadek temperatury wynosi od 98°C w chwili wlania do 60°C po 24 godz. Standardowo termosy są wyposażone w automatyczny korek, który dzięki swojej konstrukcji chroni przed nadmierną utratą ciepła. box:offerCarousel Wybór termosu jest trudny. Należy określić, do jakich dokładnie celów będziemy go wykorzystywać i czy będziemy potrzebować modelu o większej pojemności dla liczniejszego grona towarzyszy wędrówek. Warto również pomyśleć o zakupie dodatkowych narzędzi izolujących termos. Zobacz również: Termosy na wiosenne wypady
Termos turystyczny – najwygodniejsze modele do użytku, gdy jest zimno
Wiosna to taki przełomowy czas w roku, kiedy to wykazujemy większą podatność na infekcje i przeziębienia. Zatkany nos, katar, kaszel, bóle głowy i ogólne osłabienie to niezbyt przyjemny sposób na doświadczanie rozkwitu przyrody. Warto więc zadbać o siebie i nie dać się rozłożyć! Aby uchronić się przed wiosenną chorobą, warto wzmocnić swoją odporność. Dzięki temu wirusy nie będą nam straszne, a organizm świetnie się przed nimi obroni. Jeśli czujemy, że coś nas „bierze”, warto od razu działać. Nieleczone przeziębienie może przerodzić się w grypę, a jej powikłania mogą być bardzo niebezpieczne. Dieta na odporność Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielki wpływ na wszystkie aspekty naszego życia ma jakość i rodzaj pożywienia, jakie wybieramy na co dzień. Jeśli mamy problemy z odpornością, jest to pierwszy aspekt, który należy przeanalizować. Aby być zdrowym i pełnym energii, spożywana przez nas żywność powinna być naturalna, w jak najmniejszym stopniu przetworzona. Stawiajmy na bogate w minerały i witaminy warzywa, owoce, kasze, ryż oraz zboża. Zapewnijmy sobie dobrze zbilansowane ilości białka, tłuszczów oraz węglowodanów. Być może nie tylko poczujemy się lepiej, ale i zrzucimy zbędne kilogramy? Warto to sprawdzić! Prawidłowe nawodnienie organizmu także ma ogromny wpływ na odporność. Woda, wypijana w ilości minimum 2 litrów dziennie, świetnie nawilża śluzówki, które chronią przed wnikaniem bakterii do organizmu. Powłoki ciała nie są też przesuszone, jak zdarza się często po mroźnej zimie i sezonie grzewczym. Rozgrzewająco podziałają ziołowe napary, np. z rumianku lub szałwii, albo herbaty owocowe, jak malinowa czy z lipy. Witaminy i minerały przeciw przeziębieniu Zdrowy organizm powinien mieć pod dostatkiem witaminy A i C, które aktywizują układ odpornościowy, wpływają na uszczelnianie błon śluzowych i zmniejszają przepuszczalność ścianek naczyń krwionośnych. Warto mieć na uwadze również możliwe braki witaminy D, które są powszechne w sezonie zimowym, i je uzupełniać. Natomiast minerały, takie jak cynk, potas i selen, zwiększają liczbę przeciwciał, dzięki czemu utrudniają rozmnażanie drobnoustrojów chorobotwórczych. Te wszystkie składniki niezbędne do wzmocnienia odporności znajdziemy w zdrowych pokarmach: owocach, warzywach, kaszach. Nie strońmy od czosnku, pietruszki czy jogurtów, które wzbogacą florę bakteryjną jelit. W razie zagrożenia niedoborami nie bójmy się suplementów, które mogą dostarczać organizmowi wszystkiego, co niezbędne do prawidłowego funkcjonowania. Higieniczny tryb życia – zadbajmy o siebie na wiosnę Na naszą odporność wpływ mają wszystkie codzienne wybory. Warto zwrócić uwagę na odpowiednią ilość i jakość snu. Regeneracja powinna przebiegać w całkowitej ciemności, w wywietrzonym pomieszczeniu. W ciągu dnia starajmy się spędzać czas aktywnie: wybierać schody, a nie windę lub spacer zamiast autobusu. Hartowanie organizmu wyjdzie nam na dobre! Pamiętajmy też, aby dbać o czystość dłoni. To na nich zwykle gromadzą się zarazki, przenoszone następnie w okolice ust, oczu i nosa. Zawsze myjmy ręce po powrocie do domu, a nawet dezynfekujmy je co jakiś czas. Ubierajmy się raczej „na cebulkę”. Pogoda jest wiosną bardzo zmienna, kusi do wymiany garderoby na lżejszą, ale nadal zdarzają się deszcze i chłodny wiatr. Lepiej zdjąć dodatkowy sweterek niż przemarznąć bez niego. Wiosna to chyba najpiękniejszy okres w roku. Łatwo jednak dać się oszukać jej zdradzieckiej aurze i przeziębić. O ile krótkie infekcje da się przeczekać, to już rozwój poważnej choroby może mieć groźne konsekwencje. Lepiej nie kusić losu i już teraz zadbać o swoją odporność, zdrową dietę i higieniczny tryb życia.
Jak się nie dać wiosennemu przeziębieniu?
Jeżeli autor za każdą napisaną książkę nominowany jest do prestiżowej nagrody Bookera, to znak, że warto zainteresować się jego twórczością. Jon McGregor nie należy do tych, których czyta się łatwo i przyjemnie, jednak to proza warta uwagi. Gdzie jest Becky? „Zbiornik 13” rozpoczyna się jak rasowy thriller: spokojne życie w jednej z angielskich wsi przerywa zniknięcie trzynastoletniej turystki. Rebecca Shaw wyszła z rodzicami na spacer na wzgórza i już nigdy z niego nie wróciła. Natychmiast uruchamiają się w nas skojarzenia z masą innych książek, które czytaliśmy, z podobnym początkiem. Czy chodziło o wypadek? Ucieczkę? Może porwanie? Pytamy się o to, co się z nią stało i kto mógł zrobić jej krzywdę. Brak jednoznacznych śladów, dowodów, domysły prowadzą w różnych kierunkach, a plotki jeszcze bardziej komplikują sytuację. U McGregora gatunkowy schemat zostaje rozbity, bo tak naprawdę pozostawia nas z naszymi wątpliwościami i pytaniami do samego końca. Poczujcie upływający czas W trakcie organizowanych akcji poszukiwawczych licznie angażują się miejscowi, wspierając zrozpaczonych rodziców. I to właśnie oni są w centrum tej powieści, a nie sama potencjalna ofiara, rodzina, dziennikarze i funkcjonariusze, którzy zjechali się do ich wsi. Są przez chwile uczestnikami dramatycznych wydarzeń, może obserwatorami zza taśm policyjnych, przez jakiś czas rozmawiają o tym, co się stało, ale potem życie toczy się dalej. Sprawa nie znajduje finału, więc dziewczyna staje się jedną z wielu pozycji w statystykach, nazwiskiem na liście zaginionych. „Zbiornik 13” w zaskakujący sposób zwraca nam uwagę na to, co dzieje się po takim dramacie, ale skupiając się na jego tle. Swoimi sprawami, tak jakby nic się nie stało, żyją ludzie z tej wsi, przyroda również jest obojętna na to, co dla kogoś może być tragedią. W tle trzynaście wodnych zbiorników Przez kolejnych trzynaście lat przyglądamy się toczącemu się spokojnym, zwyczajnym rytmem cyklowi życia i śmierci. Prawda o zaginionej, gdzieś ukryta i czekająca na odkrycie, wydaje się schodzić kompletnie na drugi plan. Tu nie tylko sam pomysł, ale i wykonanie może dziwić, bo powieść jest napisana praktycznie bez dialogów, sugestywnymi, trochę surowymi opisami. To na pewno sprawiać może pewną trudność przy lekturze, wiele osób zniechęconych powolnym tempem i oryginalnym sposobem narracji być może odłoży ją po bez skończenia. Warto jednak dać jej szansę. Wgryźć się w ten obraz społeczności, obserwację życia wioski i jej mieszkańców, ich spraw i ich tajemnic. „Zbiornik 13” to propozycja lektury dla bardziej wymagających czytelników, szukających nie tylko rozrywki, ale i pewnych wyzwań. Książka ciekawa i pozostawiająca nas w stanie niepokoju. Choć pewnie trudno będzie powstrzymać się będzie od wypatrywania śladów, które mogłyby nas doprowadzić do zaginionej, nie skupiajmy się jedynie na samym zniknięciu i ofierze. Dajmy sobie szansę na spojrzenie trochę szersze. Kto wie, co zobaczymy. Dla tych, którzy nie mają już miejsca na kolejne tomy na swoich półkach, dobra wiadomość. Ten tytuł jest dostępny również jako e-book. Na Allegro kupicie go za około 32 złote. Źródło okładki: czytelnik.pl
„Zbiornik 13” Jon McGregor – recenzja
Zastanawiając się nad drewnianym ogrodzeniem, musimy wiedzieć, jak o nie odpowiednio dbać. Nie jest to bowiem zadanie, bez którego można się obejść, zwłaszcza jeśli warunki atmosferyczne ulegają gwałtownym zmianom. Wilgoć, deszcz, śnieg – wszystko to składa się na pogorszenie stanu drewna, dlatego też konieczne jest prawidłowe jego zabezpieczenie, nim nasze wysiłki pójdą na marne. Podpowiadamy, jak należy dbać o ogrodzenie wykonane z drewna i co okaże się w tym przypadku niezbędne. Drewno to materiał ponadczasowy, który bez względu na zmieniające się trendy w modzie pozostaje zawsze na topie. Aby jednak prezentowało się dobrze, musimy pamiętać o odpowiedniej pielęgnacji oraz impregnacji całej jego powierzchni. Dużą uwagę powinniśmy poświęcić również właściwemu doborowi produktów ochronnych. Rynek oferuje wiele preparatów dopasowanych do naszych potrzeb i przeznaczonych do odpowiedniego rodzaju ochrony. Począwszy od wodochronnych, ogniochronnych, ochrony biologicznej, a zakończywszy na ochronie przeciwsłonecznej. Poniżej wskazówki, które pomogą nam w wykonywaniu zabiegów pielęgnacyjnych. Drewniane ogrodzenie – dlaczego ulega niszczeniu? Ogrodzenie wykonane z drewna to niezwykle efektowne rozwiązanie, choć szczególnie narażone na niekorzystne działanie czynników zewnętrznych. Zmiany temperatury, silny wiatr czy promienie UV sprawiają, że drewno bez odpowiedniej ochrony w szybkim czasie ulegnie pęcznieniu. Dodatkowo długotrwałe zawilgocenie materiału sprzyja rozwojowi grzybów i bakterii. Dlatego jeśli zależy nam na tym, aby tego uniknąć, niezbędne będzie pokrycie wszystkich drewnianych elementów impregnatem. Tylko w ten sposób jesteśmy w stanie zapewnić naszemu ogrodzeniu trwałość na długie lata. Jak zabezpieczyć drewniany płot? Impregnacja – jest to jedna z najważniejszych czynności, od której w dużej mierze zależy to, jak bardzo drewno będzie podatne na zmiany warunków atmosferycznych, ataki wszelkich grzybów czy też szkodników. Pamiętajmy, że niezależnie od tego, czy zakupione przez nas drewno zostało już fabrycznie zaimpregnowane, czy nie, podczas budowy ogrodzenia koniecznie należy powtórzyć tę czynność. Do wyboru mamy wiele rodzajów produktów, lecz zanim zakupimy dany preparat, powinniśmy się upewnić, w jaki sposób ma on działać na naszą powierzchnię. Do wyboru mamy impregnaty wodorozcieńczalne, olejowe i rozpuszczalnikowe. Dostępne są w wersjach bezbarwnych i kolorowych, dzięki czemu ich właściwe dopasowanie do ogrodzenia nie będzie stwarzać większych problemów. Powłoka ochronna– kolejnym krokiem po zaimpregnowaniu drewnianej powierzchni jest zabezpieczenie jej trwałą i w pełni elastyczną powłoką. To za jej sprawą jesteśmy w stanie ochronić strukturę drewna przed pękaniem, rozsychaniem się włókien, promieniami UV oraz niszczeniem spowodowanym pojawieniem się szkodników. Do tego celu warto użyć specjalistycznego preparatu, np. lazury. Możemy wybrać także produkt w postaci lakieru. Trwałość – trwałość ogrodzenia wbrew pozorom nie zależy tylko od czynników biologicznych i atmosferycznych, ale w dużej mierze również od tego, w jaki sposób zostanie przez nas przygotowane. Dlatego też pamiętajmy, że o drewniane ogrodzenie musimy odpowiednio dbać. Konieczne jest regularne odnawianie powierzchni i zabezpieczanie jej na nowo. Tylko w ten sposób jesteśmy w stanie zapewnić doskonały i nieskazitelny wygląd. Jak widać, nie potrzeba tak naprawdę wiele, aby nasze drewniane ogrodzenie cieszyło oko przez długi czas. Wystarczy tylko wykonywać systematycznie wszystkie wspomniane wyżej czynności, a tym samym uzyskamy nie tylko funkcjonalne, ale i w pełni dekoracyjne ogrodzenie.
Drewniane ogrodzenia – jak prawidłowo o nie dbać?
Pierwszy kompas powstał w Chinach w XI wieku lub wcześniej. Na samym początku była to żelazna igła położona na pływającym drewienku, tak by mogła się swobodnie obracać. Obecnie kompasy są bardziej skomplikowane i dokładniejsze. Kompasy płytkowe To jedne z najprostszych i najtańszych kompasów dostępnych na Allegro. Tarcza jest umieszczona na przezroczystej płytce. Na jej bokach znajdują się podziałki w różnych skalach, co ułatwia pracę z mapą. Igła magnetyczna jest pomalowana na dwa kolory lub posiada fluorescencyjną plamkę na końcówce, która pokazuje północ. Jeśli takiej plamki nie ma, północ zawsze wskazuje strzałka czerwona. Kompasy płytkowe mogą być noszone na szyi lub zakładane na kciuk. Ten ostatni pomysł przyszedł ze Skandynawii. Dodatkowo mogą być wyposażone w lusterko, dzięki któremu razem z przyrządami celowniczymi można dość precyzyjnie określić azymut. Dużą zaletą tego typu urządzeń jest ich mały rozmiar i to, że zawsze możemy mieć je pod ręką. Są proste w obsłudze i tanie, bo najprostszy model kupimy już za kilka złotych. Minusem jest to, że są niezwykle wrażliwe na uszkodzenia. Jeśli zapomnimy wyjąć kompas z kieszeni, może się połamać przy siadaniu. Kompasy wojskowe Przy produkcji kompasów wojskowych duży nacisk jest położony na ich wytrzymałość. Niestraszne są im upadki, nadepnięcia czy inne wypadki, które mogą się zdarzyć na szlaku. Niektórzy producenci twierdzą, że ich produkty wytrzymają ciężar czołgu i nie ulegną zepsuciu. Najczęściej kompasy wojskowe są wyposażone w klapkę, w której znajdują się przyrządy celownicze. Z drugiej strony umieszczona jest podpórka na policzek i kolejny przyrząd celowniczy. Dzięki takiemu rozwiązaniu można precyzyjnie wyznaczyć kierunek czy azymut. Przy wyborze takiego kompasu lepiej postawić na oryginalne produkty. Podróbki mogą nie być tak trwałe, a poza tym zwykle nie są zbyt dokładne. W takich kompasach często może nie być linijki czy wskaźnika stałego azymutu. Na Allegro możemy również znaleźć kompasy wojskowe typu szwajcarskiego. Od wcześniej opisanych różnią się tym, że podstawa jest przezroczysta, co zdecydowanie ułatwia pracę z mapą. Niestety, umieszczona linijka jest dość symboliczna i ciężko za jej pomocą wyznaczyć dokładnie kierunek. Kompasy dla nurków Kompasów można używać nie tylko na suchym lądzie, ale także pod wodą. Zasadę działania mają taką samą, jak klasyczne modele, tyle że ich tarcza jest pociągnięta fluorescencyjną farbą, aby była widoczna w głębinach. Dobre kompasy dla nurków są tak skonstruowane, że można z nich korzystać w rękawicach. Inne rodzaje kompasów Kompasy można dodatkowo podzielić na: 1) Magnetyczne – najbardziej popularne, służą do wyznaczenia kierunku południka magnetycznego. 2) Geodezyjne – to precyzyjne kompasy magnetyczne, które są wyposażone w dokładny celownik. Służą do opracowywania zdjęć topograficznych. 3) Geologiczne – oprócz standardowego wyposażenia posiadają jeszcze klinometr i klizymetr. 4) Elektomechaniczne – to tzw. kompasy żyroskopowe, stosowane na łodziach. 5) Słoneczne – do wykorzystania przy wyznaczaniu kierunku północnego na podstawie położenia Słońca. Kompasy od wieków pomagają człowiekowi w poruszaniu się w terenie. Pomimo tego, że obecnie są wypierane przez GPS, nadal warto je mieć. W końcu nie zawsze mamy zasięg, a sprzęt elektroniczny lubi się psuć w najmniej odpowiednim momencie. Dlatego dobrze jest umieć się nimi posługiwać – nigdy nie wiadomo, kiedy wykorzystamy taką umiejętność.
Rodzaje kompasów
Kolejna wydana w Polsce książka norweskiego pisarza nie rozczarowuje. „Ślepy trop” to solidny opis policyjnych procedur, a zarazem wciągająca opowieść o rozwiązywaniu naprawdę skomplikowanej zagadki. Jørn Lier Horst pracował kiedyś w policji jako szef wydziału śledczego i siłą rzeczy sporo wie o tym, jak wygląda prowadzenie śledztwa. Wiedzą tą chętnie dzieli się z czytelnikami. Wydaje się nawet, że jednym z celów, które sobie postawił jako pisarz, jest przybliżenie szerokiemu gronu problemów, z jakimi muszą się mierzyć policjanci. Zwyczajny bohater Powodzenie, jakim cieszą się te kryminały, jest niemalże zaskakujące, biorąc pod uwagę to, jak zwyczajny jest ich główny bohater. William Wisting jest wprawdzie samotny, jak na skandynawskiego policjanta przystało, ale nie topi smutków w alkoholu, nie jest od niczego uzależniony, a jego myśli zajmują po równo jego córka Line i śledztwo, które aktualnie prowadzi. Jest tak zwyczajny, że aż nudny. A jednak w tej zwyczajności tkwi jego siła. Nie urzeka nas jego osobowość, ale doceniamy to, jak bardzo oddany jest swojej pracy i jak skrupulatnie dąży do prawdy. Dochodzenie Śledztwo, które prowadzi Wisting, dotyczy zaginięcia pewnego taksówkarza. Nie ma tu żadnych spektakularnych scen, przynajmniej nie w pierwszej części książki. Dochodzenie jest po prostu żmudnym zbieraniem kolejnych kawałków układanki i dopasowywaniem ich do siebie. Niczego nie można założyć z góry, trzeba zachować otwarty umysł i ciągle mieć wątpliwości. Horst zgrabnie splata wątki i buduje wielopiętrowe zagadki, których nie sposób rozwiązać przed czasem. Choć akcja jego powieści toczy się raczej niespiesznie, nie sposób się nudzić, ponieważ nic nie jest z góry przesądzone, a kolejne tropy budzą zaciekawienie i nie pozwalają opaść napięciu. Zaginięcie taksówkarza okazuje się w jakiś sposób powiązane z nieżyjącym już starszym panem, który zamieszany był w handel narkotykami. W jego domu znaleziony zostaje sejf, którego zawartość nie tylko skomplikuje śledztwo, ale także utrudni życie córce Wistinga, która przyjaźni się z wnuczką właściciela sejfu. Line i jej ciąża Czytelnicy poprzednich części cyklu mogą się poczuć rozczarowani tym, jak w „Ślepym tropie” przedstawiona została Line. Córka Wistinga, która wielokrotnie przyczyniała się do rozwiązania zagadek kryminalnych, została tutaj zepchnięta na margines. Jest w zaawansowanej ciąży, boi się porodu i zajmuje tylko remontem domu. Mam wrażenie, że Horst nie do końca wiedział, na co może pozwolić ciężarnej bohaterce, w efekcie jednak stworzył postać bardzo papierową i nieciekawą. „Ślepy trop” nie przypadnie zapewne do gustu wszystkim czytelnikom. To specyficzny rodzaj kryminału, w którym tło obyczajowe jest niezbyt istotne. Jednak miłośnicy skomplikowanych zagadek i drobiazgowych śledztw nie poczują się zawiedzeni. Książka dostępna jest także jako e-book (formaty EPUB i MOBI) za ok. 25 zł. Zobacz również inne książki Jørna Liera Horsta. Źródło okładki: www.smakslowa.pl
„Ślepy trop” Jørn Lier Horst – recenzja
Historia fikcyjna, ale inspiracją stało się życie. Laura Lippman, amerykańska autorka kryminałów, przyznaje, że historie prawdziwe raczej nie są tym, co interesuje ją jako pisarkę, ale zniknięcie Juliusa Salsbury’ego, który majątku dorobił się na przedsiębiorstwie hazardowym, zainspirowało ją do napisania powieści kryminalnej „Kiedy ciebie zabraknie”. Autorka nie skupia się jednak na historii zaginięcia, ale na losach pięciu kobiet pozostawionych przez uciekiniera. Żona, trzy córki i... kochanka muszą nauczyć się żyć bez niego. Czy będą potrafiły zapomnieć o kimś, kogo kochały, a kto odszedł tak po prostu, nie wyjawiając kierunku ucieczki? Kobieta, która nie uciekła daleko „Kiedy ciebie zabraknie” Laury Lippman to wbrew zapowiedziom nie kryminał, a raczej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Ten ostatni zaznacza się dość słabo i dotyczy głównie nie samego zaginięcia, a kobiecych zwłok odnalezionych w lesie dziesięć lat po tym, jak Feliks Brewer (powieściowe alter ego Salsbury’ego) opuszcza rodzinny dom. Ku zdumieniu wszystkich, okazuje się, że ciało należy do Julie Saxony, kochanki Feliksa. Jest to o tyle zadziwiające, że wielu (z żoną Brewera na czele) wierzyło, że Saxony dołączyła do ukochanego i razem ukrywają się przed stróżami prawa, których dociekliwość zmusiła przedsiębiorcę do ucieczki. Gdy odejdzie ukochany mężczyzna… Autorka nie skupia się więc na samym zniknięciu ani nawet na fakcie odnalezienia szczątków Julie, a na emocjach i życiu porzuconych kobiet. Dzięki nieliniowej narracji w licznych retrospekcjach poznajemy historie bohaterów powieści. Towarzyszymy to jednemu, to drugiemu, co pozwala nam spojrzeć na całą opowieść z różnych perspektyw. Jesteśmy świadkami początków znajomości Feliksa i jego żony, wspieramy detektywa w prowadzeniu śledztwa, podążamy za starszymi córkami, dla których wspomnienie o ojcu jest wciąż żywe, i za tą młodszą, która owych wspomnień bardzo siostrom zazdrości, patrzymy, jak pani Brewer stawia czoła rzeczywistości, razem z „tą drugą” czekamy na jakiś sygnał od kochanka. Komu pisany jest happy end? „Kiedy ciebie zabraknie” nie sprawdzi się jako lektura dla tych, którzy poszukują dynamicznej akcji. Autorka stawia na szczegółowe opisy sytuacji, w jakich postawieni są bohaterowie, drobiazgowo analizuje ich kolejne kroki, co znacząco rozciąga fabułę. Napięcie rośnie dopiero w finale i tu, przyznaję, autorce udało się zaskoczyć mnie rozwiązaniem zagadki śmierci Julie.W tej historii jest mnóstwo ran, zadr, zazdrości i goryczy. Relacje między bohaterami są niełatwe, a oni sami nieszczęśliwi. Czy bohaterów czeka happy end? Wiemy już, że Julie opuściło szczęście. Jak poradzili sobie pozostali uczestnicy tej historii? Tego dowiecie się już z książki.E-book „Kiedy ciebie zabraknie” można kupić w formatach EPUB i MOBI za ok. 27 złotych. Źródło okładki: www.grupawydawniczafoksal.com
„Kiedy ciebie zabraknie” Laura Lippman – recenzja
Dzięki bogatemu asortymentowi preparatów przywracających blask możemy przez długie lata podziwiać detale swojego auta, zadbać o jego doskonały wygląd, perfekcyjnie przygotować je do sprzedaży lub odnowić po długiej i ciężkiej dla pojazdów zimie. Pielęgnacja samochodu to rzecz prosta, ale nieumiejętne zastosowanie i wykonanie poszczególnych czynności zamiast oczekiwanych efektów przyniesie szkody. Warto więc wiedzieć, jak zadbać o poszczególne elementy nadwozia, inne niż lakierowane powierzchnie. Plastikowe części nadwozia jak nowe Zderzaki z przodu i z tyłu auta, plastikowe listwy ochronne, błotniki są szczególnie narażone na wszelkiego rodzaju uszkodzenia, a także na działanie żwiru, piasku i soli. Po okresie zimowym często są w opłakanym stanie i jeżeli zależy nam na dobrym wyglądzie samochodu, warto je zregenerować. Z usunięciem wszelkich uszkodzeń z nielakierowanych elementów plastikowych doskonale poradzi sobie fachowiec, ale również możemy zrobić to sami. Odpowiedni preparat wyrówna i wypełni rysy lub defekty na zderzakach lub innych elementach przy użyciu zaawansowanych technik plastycznych wypełniaczy, utwardzanych chemicznie lub termicznie. Części plastikowe wykonane są z różnego rodzaju tworzywa sztucznego i – w zależności od jego rodzaju – dobierane są odpowiednie wypełniacze. Substancja wypełniająca trwale łączy się z naprawianym elementem w efekcie działania szybkich aktywatorów lub właściwie dobranej temperatury reakcji. Taka naprawa przywraca również wymaganą wytrzymałość, a regenerowanie części z tworzywa jest o wiele tańsze niż ich wymiana. Po takiej „operacji”, w następnej kolejności, przywracamy kolor i blask plastikowym detalom. Pierwotna barwa jest odzyskiwana poprzez naniesienie nowej warstwy barwnika w kolorze precyzyjnie dobranym do fabrycznego. Wyjątkowy sposób aplikacji oraz odpowiednie preparaty umożliwiają nawet odtworzenie porowatej struktury. Następnie wystarczy nałożyć preparaty nabłyszczające i zabezpieczające, odczekać 10–15 minut i auto wygląda jak nowe, a przynajmniej znacznie lepiej. Zaaplikowane preparaty chronią również dany element przed ponownymi uszkodzeniami i wpływem niekorzystnych warunków atmosferycznych. Warto taką renowację przeprowadzić na wiosnę lub gdy mamy ochotę sprzedać auto. Pozwoli to zwiększyć jego wartość. Felgi, kołpaki pod ochroną Środków przeznaczonych do zabezpieczenia i utrzymania w czystości felg samochodowychjest bardzo wiele, zarówno takich do obręczy metalowych, jak i aluminiowych. Deszcz, brud oraz inne zanieczyszczenia wpływają negatywnie na wygląd felg, a ich dokładne wyczyszczenie bywa czasem bardzo trudne. Korzystając jednak z odpowiedniego środka, jesteśmy w stanie doczyścić felgi oraz zabezpieczyć je na dłuższy czas, tak by kolejna ich regeneracja była znacznie łatwiejsza. I znowu – albo powierzamy pracę fachowcom, albo decydujemy się wykonać ją samodzielnie. Najpierw wypełnia się powierzchnie obręczy odpowiednim preparatem, wnikającym w mikroskopijne pory metalu. Tworzy się w ten sposób niewidzialna warstwa ochronna, która zabezpiecza felgę przed wszystkimi szkodliwymi czynnikami nawet przez 6 miesięcy. Produkty do czyszczenia i konserwacji felg chronią przed promieniami UV, deszczem, brudem, zanieczyszczeniami. Są łatwe w użyciu, występują w postaci pasty, płynu, żelu. Efekt: zadbane i błyszczące felgi. Aby chrom błyszczał Chromowane części samochodu: klamki, emblematy, obramowania szyb i reflektorów po latach „piaskowania” na drogach, wyglądają źle lub bardzo źle. Utraciły swój lustrzany połysk, który nadawał autu prestiżu i cieszył oczy. Chromowane elementy wymagają regularnej pielęgnacji, ponieważ warstwa tego metalu jest niezmiernie cienka i bez odpowiedniej konserwacji nie tylko szybko zmatowieje i stanie się porowata, ale również może ulec korozji. Używając środka do polerowania, przy pomocy miękkiej szmatki lub gąbki możemy przywrócić dawny blask. Jednak chromowanych powierzchni nie możemy czyścić preparatami o zbyt mocnym działaniu lub takimi z substancjami ściernymi, które zniszczą nieskazitelny połysk chromu, pozostawiając nieładne włoskowate zarysowania. Więcej światła w lampach W miarę użytkowania samochodu klosze lamp tak przednich, jak i tylnych, mogą się zabrudzić nie tylko z zewnątrz, ale i od środka, a także nieco stracić na przejrzystości. Brudne klosze nie tylko nieestetycznie wyglądają, ale przede wszystkim zagrażają bezpieczeństwu na drodze, ponieważ nie dają tyle światła, ile powinny. Dla komfortu jazdy i ogólnego wyglądu auta warto je wyczyścić. Można to zrobić, myjąc je dokładnie z wierzchu, a następnie wypolerować miękką szmatką z preparatem w postaci mleczka, przeznaczonym specjalnie do czyszczenia i polerowania kloszy reflektorów. Ewentualnie można również próbować – bo czasem nie jest to proste – wykręcić i zdjąć klosze, i wyczyścić je od wewnątrz.
Jak przywrócić blask nielakierowanym elementom nadwozia?
Oboje samotni z pustką w środku. Czy uda im się odnaleźć, pokonać dzielące ich bariery i zaznać szczęścia? W przypadku Tristana i Elizabeth jest to kwestia złapania oddechu – miłość może być dla nich jak powietrze. Czy odważą się zaryzykować i odetchnąć pełną piersią? Co może sprawić, że człowiek zamyka się w sobie? Jaka musi się stać tragedia, że zamiast żyć w pełni i cieszyć się z dobrych chwil oraz wyciągać lekcję i wnioski z tych gorszych, powoli zamyka się na wszystko, co dobre, napycha się gniewem i złością, pozwala, aby ból przyćmił mu zmysły i wypaczył obraz świata? Dla bohaterów nowej powieści Brittainy C. Cherry, Tristana i Elizabeth, takim nieszczęściem była niespodziewana strata kogoś, kto był im najbliższy. Wyjść z własnej klatki Elizabeth rok temu straciła swojego ukochanego męża, wspaniałego i ciepłego człowieka, ojca jej córeczki Emmy. Kobieta postanawia jednak otrząsnąć się z tej tragedii i dla dobra własnego, a także córki, przestać się ukrywać w domu swojej matki i wrócić do życia. Powraca do swojego domu i jest gotowa, aby nauczyć się żyć na nowo. I właśnie wtedy, pewnego dnia, najeżdża na psa. Na szczęście zwierzęciu nic się nie dzieje. Bohaterka spotyka właściciela potrąconego psiaka i jest pewna, że nie będzie on zachwycony, że naraziła jego pupila na niebezpieczeństwo. Nie przypuszczała jednak, że mężczyzna zareaguje nie tyle nerwowo, co chamsko i bardzo gwałtownie. Wkrótce okazuje się, że nieprzyjemny człowiek jest jej nowym sąsiadem. Nazywa się Tristan Cole i plotki, które krążą po okolicy, przedstawiają go w bardzo negatywnym świetle. Doświadczył ogromnej tragedii – stracił żonę i syna, lecz ludzie nie podchodzą do niego ze współczuciem, a wręcz przeciwnie – nazywają go psychopatą, dziwakiem i mordercą. Plotkarze się go obawiają, szepczą, że jest niebezpieczny. A Elizabeth powinna trzymać się od niego z daleka. I początkowo tak właśnie robi. Jednak z czasem tajemniczy, gniewny mężczyzna zaczyna ją intrygować. Jest w nim coś, czego nie widzą pozostali – tylko Elizabeth zdaje się to dostrzegać. Zbliża się do sąsiada, a Tristan zaczyna się przed nią otwierać. Czy jednak ich relacja ma szanse powodzenia? Czy dwójka tak zamkniętych, doświadczonych tragedią ludzi będzie w stanie się odnaleźć i zrozumieć? Nadzieja na lepsze Powietrze, którym oddycha to pozycja z kolejnej serii książek popularnej pisarki Brittainy C. Cherry – tom rozpoczyna nowy cykl „Elements”. I jest to bardzo dobry początek – wciągający, poruszający życiowe problemy i pokazujący, że każdy, nawet najbardziej zamknięty człowiek, kryje w sobie tajemnice, które warto odkryć. Bo czasem pod warstwą gniewu i złości kryje się samotna, nieszczęśliwa dusza, która łaknie czyjejś uwagi i towarzystwa. I być może jest idealnie dopasowana do naszej. Źródło okładki: www.wydawnictwofilia.pl
„Powietrze, którym oddycha” Brittainy C. Cherry – recenzja
Większość dzieci od najmłodszych lat lubi rysować, malować, a także lepić z plasteliny. Niektórzy rodzice denerwują się, gdy maluch sięga po pędzel, ponieważ boją się, że ich ulubiona kanapa lub dywan stanie się płótnem dla młodego malarza. Warto jednak zadbać o to, aby dziecko miało własny kącik, w którym będzie mogło do woli rysować i malować, a tym samym rozwijać swoje artystyczne zdolności. Jest to o tyle ważne, że dzięki temu młody człowiek uczy się wyrażać siebie. Dzięki rysunkom pokazuje swoje myśli i uczucia, a także rozwija wrażliwość i pobudza wyobraźnię. Mała motoryka Umiejętność trzymania kredek czy pędzla wspomaga rozwój motoryki, czyli sprawności ruchowej dłoni dziecka. Może to być doskonały wstęp do uczenia się trzymania długopisu w szkole podczas nauki pisania. Do prawidłowego funkcjonowania dłoni potrzebne jest doświadczenie w dotykaniu i chwytaniu przedmiotów o różnych właściwościach. Dzięki temu zwiększa się wrażliwość dłoni dziecka, czyniąc ją też mocniejszą. Pozwólmy zatem dziecku malować palcami, odciskać dłonie na kartce. Ważne jest, aby wybrać do tego odpowiednie farby, które nie uczulą wrażliwej skóry dzieci. W początkowym okresie dziecko powinno również bawić się plasteliną, modeliną lub ciastoliną. Możemy ją wykonać w domu lub kupić gotową masę. Wykonane z niej dzieło możemy upiec lub utwardzić w inny sposób, a następnie pomalować. Możemy w niej odcisnąć również dłoń dziecka – będzie to doskonała pamiątka z dzieciństwa. Kącik małego artysty Jeśli dziecko jest już w stanie chwycić kredkę czy ołówek, pozwólmy mu na twórcze bazgroły na kartce. Możemy również przygotować w części pokoju dziecka specjalną tablicę lub pomalować kawałek ściany farbą do tablic, na której maluch będzie mógł tworzyć do woli. Obrazki, z których dziecko jest wyjątkowo dumne, oprawmy w ramki i powieśmy w pokoju dziecka – wpłynie to na jego poczucie własnej wartości, jeśli zobaczy, że doceniamy jego wysiłek. Rysunki i laurki, którymi zostaniemy obdarowani, również przechowujmy lub powieśmy w widocznym miejscu, na przykład na lodówce. Nie krytykujmy dziecka, jeśli coś mu nie wyjdzie. Może wówczas zniechęcić się do zajęć plastycznych. Poprzez twórczość artystyczną dziecko doskonali swoje umiejętności, wyrabia w sobie poczucie ładu, estetyki, a także pokazuje swoje emocje. Często zdarza się, że właśnie po rysunkach dziecka można zauważyć zmiany jego nastroju. Warto rozbudzać w dziecku chęć do aktywności plastycznej. W miarę możliwości uczestniczmy w takiej zabawie, możemy również zapisać dziecko na zajęcia plastyczne. Jeśli widzimy, że dziecko robi postępy, chwalmy je, zachęcajmy do wykonywania trudniejszych prac. Podczas kolorowania zwracajmy uwagę na to, by starało się nie wychodzić za linię, pokazujmy mu kształty, uczmy barw. Malując pokażmy dziecku barwy podstawowe i nauczmy jak uzyskać barwy pochodne. Dzięki temu podczas zabawy wiele się nauczy. Coś z niczego W dobie internetu zanika kreatywność u dzieci. Coraz mniej dzieci potrafi zająć się sobą bez konkretnych wskazówek dorosłych lub określonych reguł. Pokażmy dziecku jak może bawić się kreatywnie. Wykorzystując skrawki materiału i guziki, uszyjmy z dzieckiem przytulankę. Wykonana własnymi rękoma będzie wyjątkowa i niepowtarzalna. Możemy również zakupić gotowe zestawy dziecięce do szycia, dzięki którym uszyjemy lalkę, torebkę lub inną zabawkę. Jeśli mamy w domu nieużywane słoiki, wykorzystajmy je do zrobienia z dziećmi oryginalnych lampionów. Z bezużytecznych kartonów możemy wykonać z dzieckiem dom dla lalek, który maluch będzie mógł samodzielnie pomalować i urządzić. Taka rozrywka z pewnością będzie bardziej kreatywna i wyjątkowa niż gotowa zabawka ze sklepu.Pamiętajmy, że nie da się rozwinąć zdolności plastycznych na siłę. Każde dziecko jest inne, co innego lubi i czymś innym się interesuje. Warto jednak zadbać o to, by mogło spróbować swoich sił w różnorodnych zajęciach, aby poznało swoje zainteresowania i wiedziało jak może wyrażać siebie. Dla jednych będą to zajęcia plastyczne, dla innych muzyczne lub sportowe. Ważne, żeby takie zajęcia były dla dziecka przyjemnością i odskocznią od codziennych obowiązków.
Jak rozwinąć zdolności plastyczne u dziecka?
Kiedy temperatury zaczynają coraz bardziej spadać, wiele z nas staje przed dylematem, jak się ubierać, aby nie zmarznąć. Buty to bardzo istotny element całej stylizacji. Jak dopasować je odpowiednio do biznesowego looku? Szukając modnych, eleganckich i stosownych do biura butów na chłodniejsze dni, mamy do wyboru kilka propozycji. Wystarczy dobrać coś pasującego do naszego stylu lub dress code’u narzuconego przez firmę, w której pracujemy. Botki na obcasie Eleganckie botki na wysokim obcasie to klasyka formalnego stylu na jesienne chłody. Dzięki modnym w obecnym sezonie szerokim słupkom będziemy czuć się stabilnie zarówno w biurze, jak i w drodze do pracy. Do wyboru mamy wiele fasonów, które bez trudu dopasujemy do reszty stroju. Bezpiecznym wyborem będą proste, czarne skórzane modele. Możemy również postawić na te nieco zdobione w stylu retro, jednak pamiętajmy, aby w tej kwestii nie przesadzać. Cały strój powinien wyglądać przede wszystkim profesjonalnie. Sztyblety Sztyblety to sprawdzony i lubiany przez kobiety model. Jeśli stawiamy na wygodę, warto zdecydować się na ich zakup. Będą również dobrym obuwiem, kiedy pojawią się opady deszczu. Bardzo modnym akcentem, który wyróżnia się wśród najnowszych kolekcji projektantów, jest faktura krokodylej skóry. Wyglądają nietypowo i bardzo stylowo, pozostając nadal sprawdzonym i eleganckim obuwiem do pracy. Mokasyny i oksfordki Poszukując butów do pracy na chłodniejsze dni, warto zainteresować się modelami w męskim, eleganckim stylu. Wiązane na sznurówki mokasyny na grubej podeszwie to strzał w dziesiątkę, zarówno w połączeniu ze spodniami, jak i spódnicą. Możemy również rozważyć oksfordki lub niesamowicie wygodne slip-ony. To obuwie, które pokochałyśmy latem, ale sprawdza się równie dobrze, gdy pogoda nas nie rozpieszcza. Kozaki Kozaki zwykle zakładamy, kiedy robi się naprawdę zimno. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby wyjąć je z szafy już przy pierwszych chłodach. Niesamowicie stylowo i elegancko prezentują się z sukienkami i spódnicami, a dobrej jakości wykonanie i wykorzystanie najlepszych tkanin zagwarantuje naszym stopom skuteczną wentylację, przez co na pewno nie będzie nam zbyt gorąco. Różnorodność fasonów jest ogromna. Od płaskich oficerek z wysoką cholewką po muszkieterki i kozaki na obcasie. Podejście praktyczne pokazuje nam, że barwami odpowiednimi na chłodniejsze dni są typowe jesienne kolory: czerń, burgund, granat czy różne odcienie brązów. Dzięki temu nie będziemy miały problemu z doczyszczeniem naszego obuwia z błota. Odpowiednia impregnacja, dopasowana do rodzaju materiału, z jakiego zostały wykonane buty, na pewno ułatwi nam zadanie oraz uchroni nasze stopy przed zamoknięciem. Dostępne są przeróżne, zaawansowane technologicznie preparaty, dzięki którym nasze buty będą jak nowe przez długi czas. Moda daje nam mnóstwo możliwości. Początkowy dylemat w kwestii dopasowania ciepłego obuwia do kapryśnej pogody zostanie szybko zażegnany, jeśli tylko zapoznamy się z mnogością możliwości.
Buty do pracy na chłodne dni
2000 zł to bardzo wysoki budżet na zakup tabletu. Od urządzenia kupowanego w tej cenie spodziewamy się mocnej specyfikacji i dużej funkcjonalności. Jak to wygląda w praktyce i czy faktycznie w tej kwocie mieszczą się same świetne sprzęty? O tym przekonacie się, czytając niniejszy poradnik. Zaprezentuję w nim kilka naprawdę ciekawych urządzeń, których cena nie przekracza 2000 zł. Apple iPad Air 2 Kwota, którą dysponujemy, pozwala na zakup sprzętów marki Apple, które – jak dobrze wszyscy wiemy – nie należą do najtańszych. W naszym budżecie mieści się tablet iPad Air 2, który kosztuje od ok. 1800 do 2000 zł. Dostępnych jest kilka wersji tego sprzętu, zróżnicowanych m.in. ze względu na ilość dostępnej pamięci wewnętrznej (16/32/64 GB) lub obecność modułu umożliwiającego komórkową transmisję danych LTE. iPad Air 2 nie należy do najnowszych sprzętów Apple, ale nadal dzięki sukcesywnym aktualizacjom oprogramowania jest w czołówce tabletów. Znajdziemy w nim m.in. 2 GB RAM, kamerę główną 8 Mpix, kamerę przednią 1,2 Mpix, głośniki stereo i 3-rdzeniowy procesor z zegarem o taktowaniu 1,5 GHz. Jak na sprzęt Apple przystało, w pamięci zainstalowano system operacyjny iOS, który może być zaktualizowany do wersji 10.2. Oczywiście jedną z najważniejszych cech jest tutaj ekran, mający rozdzielczość wynoszącą aż 1536 x 2048 pikseli i przekątną 9,7 cala. W kwestii zasilania zamontowano tu pokaźną baterię 7340 mAh. box:offerCarousel Samsung Galaxy Tab S2 9.7 T813 W cenie do 2000 zł Samsung ma swojego mocnego przedstawiciela. Model Galaxy Tab S2 9.7 T813, bo o nim mowa, kosztuje ok. 1700 zł. Jak przystało na sprzęt tego producenta, działa on pod kontrolą systemu Android w wersji 6.0 Marshmallow. Co prawda, nie jest to najnowsza odsłona Androida, ale można powiedzieć, że jest „prawie najnowsza”. Galaxy Tab S2 9.7 T813 może pochwalić się naprawdę mocną specyfikacją, w niczym nieustępującą omawianemu przed chwilą tabletowi Apple. Mamy tu 8-rdzeniowy procesor z zegarem 1,8 GHz i 1,4 GHz, 3 GB RAM, a także 32 GB pamięci na dane. Co z kamerami? I w tej kwestii tablet Samsunga ma się czym pochwalić, ponieważ główną kamerę stanowi tu przetwornik 8 Mpix, natomiast przednią – 2,1 Mpix. Ekran to w tym przypadku 9,7-calowa matryca, której rozdzielczość wynosi 1536 x 2048 pikseli. Energii dostarcza ogniwo o pojemności wynoszącej 5870 mAh. Są też głośniki stereo. box:offerCarousel Apple iPad mini 4 Nasze zestawienie nie mogłoby się obejść bez jeszcze jednego tabletu Apple, modelu iPad mini 4. Ten sprzęt z pewnością wybiorą wszyscy, którzy niekoniecznie chcą posiadać tablet z dużym ekranem, bo wolą coś dużo bardziej poręcznego. Apple iPad mini 4 ma matrycę o przekątnej 7,9 cala i dużej rozdzielczości wynoszącej 1536 x 2048 pikseli. Reszta parametrów obejmuje 2-rdzeniowy procesor 1,5 GHz, 2 GB RAM, 16/32/64 GB pamięci na dane oraz kamery 8 Mpix i 1,2 Mpix. Podobnie jak w omawianym na początku tego tekstu tablecie Apple iPad Air 2, także tutaj znajdziemy głośniki stereo. Sprzęt ten można kupić w wersji z modułem łączności LTE lub z samym Wi-Fi. box:offerCarousel Co z systemem operacyjnym? Jak przystało na Apple, mamy tu iOS, który może być zaktualizowany do wersji 10.2. Jak na tak niewielkie gabarytowo urządzenie producentowi udało się zainstalować całkiem sporą baterię, która ma pojemność 5124 mAh. Co z ceną? Ta różni się w zależności od tego, jaki wariant pamięciowy kupimy (i czy posiada moduł LTE). Za Apple iPad mini 4 przyjdzie zapłacić ok. 1650–1950 zł.
Tablety do 2000 zł – selekcja modeli I kwartał 2017
Czeka cię malowanie ścian. Dobór kolorów i farb to najprostsza część zadania. Po tych przyjemnościach przychodzi jednak czas na pracę. I tu pojawia się problem: czym malować? Wybór pędzli i wałków jest ogromny. Wystarczy, że przeczytasz ten krótki poradnik i śmiało możesz zacząć malowanie. Wszystko zależy od powierzchni jaką masz do pokrycia i jaki efekt chcesz osiagnąć. Pędzle stosuje się zazwyczaj do malowania detali oraz chropowatych i trudno dostępnych miejsc. Wymaga to jednak więcej pracy i zaangażowania. Wałek natomiast pozwoli ci zaoszczędzić czas i zużyć mniej farby, ale nie nadaje się do prac precyzyjnych. Kiedy i jaki wybrać pędzel? Jeśli przygtowujesz się do malowania ścian, najlepiej zaopatrz się w dwa rodzaje pędzli. Większy, którym pokryjesz całą ścianę czy sufit i mniejszy, do detali i krawędzi. Jakość narzędzi ma tutaj duże znaczenie. Wybierając pędzel sprawdź przede wszystkim czy jego włosie jest elastyczne i sprężyste. To ułatwi ci równomierne rozmieszczenie farby. Upewnij się również, że nie wypadają z niego włókna, gdyż mogą one zostać potem na twojej ścianie. Pędzle malarskie możemy podzielić na naturalne i syntetyczne. Włosie naturalne (pochodzenia zwierzęcego, zazwyczaj świńskie lub końskie), jest trwałe i odporne na zagniecenia. Równomiernie rozprowadza farbę po powierzchni. Nie nadaje się jednak do farb, które rozcieńczane są z wodą. Wchłania ją i pęcznieje, co znacznie utrudnia pracę. Może rówież gubić włosie podczas malowania. Pędzle syntetyczne, zazwyczaj z poliestru lub nylonu, nie wchłaniają rozpuszczalników, są bardziej elastyczne i podatne na zagięcia i zagniecenia. Nieumiejętne użycie pędzla może pozostawić smugi, które wyglądają nieestetycznie. Jeśli zamierzasz malować duże, gładkie powierzchnie, lepiej zrezygnować z pędzla na rzecz wałka. Kiedy i jaki wybrać wałek? Odpowiednio dobrany i użyty wałek malarski pozwoli ci nie tylko zaoszczędzić czas, ale również wykorzystywane materiały. Najprostsza zasada, którą musisz zapamiętać: im gładszą powierzchnię chcesz pokryć farbą, tym krótsze runo pownien mieć wałek. Najkrótszym pomalujesz więc meble czy płyty kartonowo-gipsowe. Średniej długości wałka możesz użyć do drewna, a długie włosie świetnie sprawdzi się przy pokrywaniu nierównych płaszczyzn takich jak cegła albo beton. Tak samo jak w przypadku pędzli, wałki mają różne rodzaje runa. Tych z tworzyw sztucznych (nylon, poliester) możesz użyć do farb wodorozcieńczalnych. Natomiast welurowe czy moherowe będą idealne do farb rozpuszczalnikowych. Istnieją także wałki gąbowe, które sprawdzą się w połączeniu z farbami olejnymi. Szerokość wałka również ma znaczenie. Im większa powierzchnia, tym szerszy wałek musisz wybrać. Te wąskie pozwolą ci dotrzeć do trudno dostępnych miejsc i zakamarków. Farbę można nakładać na dwa sposoby. Pierwszy to malowanie pionowymi ruchami tak, aby następna porcja farby była tuż obok świeżo pomalowanej. Drugi to tak zwane „malowanie w literę V”. Namaluj wałkiem na powierzchni literę V i szybkimi ruchami rozprowadź farbę w prawą i w lewą stronę. Dzięki tym technikom nie pozostawisz smug i zaoszczędzisz swój czas. Niezależnie, które narzędzia wybierzesz, pamiętaj, aby po zakończonej pracy dokładnie je umyć letnią wodą z dodatkiem detergentu bądź rozpuszczalnika (w zależności od rodzaju używanej farby) i pozostawić do całkowitego wyschnięcia. Jeśli zaś robisz sobie przerwę w malowaniu, to owiń pędzel lub wałek szczelnie folią tak, by nie dostało się powietrze. Po kilku godzinach powinien nadal być gotowy do pracy. )
Pędzel czy wałek, czyli czym malować?
Jakie jest pierwsze skojarzenie, gdy wspominamy Amerykę Południową? Jest ich kilka, ale czy którekolwiek z nich kieruje się w stronę literatury? Pomyślimy o skandalach, operach mydlanych, może o Amazonce... Pisarze jednak są wciąż cokolwiek egzotyczni. Boom i zwariowane lata siedemdziesiąte Jeśli zaczniecie szukać informacji na temat pisarzy z Ameryki Południowej, to z całą pewnością odnajdziecie notatkę o swoistej eksplozji popularności tychże literatów, jaka przetoczyła się przez Europę (ale nie tylko) już w latach 70. ubiegłego wieku. Oczywiście zdania są podzielone. Jedni twierdzą, że ów boom rozpoczęło zaledwie kilka nazwisk z bogatym i ciekawym dorobkiem, a inni, że to rosnąca i rewolucyjna fala, która zwiększa swoją objętość z każdym kolejnym rokiem. Jakkolwiek by do tego tematu nie podchodzić, większość z nas i tak ze zdumieniem zauważy, że ciągle znajdują się osoby, które właśnie odkryły Marqueza, Cortázara, Coelho czy samą Allende. A skoro był ten boom, dlaczego wciąż nas takie odkrycia zaskakują?Ameryka Południowa – z wielu różnych powodów – może być (i często jest) uznawana za literacką prowincję. Pisarze zaś – mieszkający z daleka od twórczości mainstreamowej i z własnym, charakterystycznym punktem widzenia – ciężko walczą, by zainteresować tzw. „zachodniego” czytelnika. I nagle okazuje się, że im się udaje. Co więcej – zaskakujące jest to, że sami zdajemy sobie sprawę, iż prawdopodobnie sami też daliśmy się zainteresować. Isabel Allende Tylko przez alfabetyczny przypadek raczej niż przez kurtuazję jedyna kobieta pojawiła się w tym zestawieniu jako pierwsza. Isabel Allende pochodzi z Peru. Największą popularność zdobyły jej liczne powieści obyczajowe. Autorka nie stroni jednak również od innych gatunków i kierunków. Do młodszych czytelników skierowana była na przykład książka „Miasto bestii”. Ta pozycja otwierała nowy cykl „Wspomnienia Orlicy i Jaguara”. Już sama jego nazwa może przywodzić na myśl Amerykę Południową. Allende spróbowała też swoich sił w thrillerze – „Gra o życie”. Tym razem zdania są podzielone i choć przeważa opinia, że dreszczowce nie wychodzą autorce najlepiej, to z pewnością znajdą się i tacy, którzy choćby z ciekawości po tę książkę sięgną. Roberto Bolaño Roberto Bolaño pochodzi z Chile. Można chyba powiedzieć, że był on pisarzem co nieco niebezpiecznym. W swoich książkach często odwoływał się do historii Chile i do jej najważniejszych wydarzeń. Równie często jednak mieszał wydarzenia autentyczne z wymyślonymi przez siebie, a robił to w taki sposób, że niejednokrotnie nie można było ich od siebie odróżnić. Jednym z lepszych przykładów jest „Literatura faszystowska w obu Amerykach”. Autor przedstawia nam swoisty leksykon ze szczegółowymi biografiami najbardziej nieprawdopodobnych pisarzy. Książka jest napisana w taki sposób, że spokojnie można uwikłać się w poważne dyskusje na temat opisanych postaci. Dopiero na koniec prawda wychodzi na jaw – że mamy do czynienia wyłącznie z wytworem fantazji Bolaño. Paulo Coelho Ten autor stał się poniekąd ofiarą swojej własnej popularności. Kiedy autor pisze dużo, ciężko się spodziewać rewelacyjnej jakości po każdym jego utworze. Paulo Coelho jest obecnie głównie bohaterem „złotych” myśli w internetowych memach, ale chyba każdy kiedyś słyszał zachwyty nad „Alchemikiem” czy „Zahirem”. Julio Cortázar Autor pochodzący z Argentyny – w Polsce znany jest już od lat 60., a część jego książek zyskiwała nawet miano kultowych. Tak było między innymi z „Grą w klasy”, która była eksperymentem pozwalającym na różne sposoby czytania tej pozycji. Na dużą uwagę zasługuje również „Książka dla Manuela”. Z jednej strony jest to najbardziej upolityczniony tytuł w dorobku autora, a z drugiej ciekawy manifest skierowany w stronę młodszych czytelników i obywateli. Warto docenić gry słowne i zabawy wątkami Cortázara, choć dla niektórych może to spowodować trudności w płynności lektury. Mario Vargas Llosa Mario Vargas Llosa o mały włos nie zostałby pisarzem. Jego zainteresowania nie przypadły do gustu ojcu i ten wysłał go do szkoły wojskowej, by wybić mu z głowy „niewieście hobby”. Jeśli uwzględnimy fakt, że w 2010 roku pisarz ten otrzymał literacką Nagrodę Nobla, to chyba dobrze się stało, że Llosa wytrwał przy swoich zainteresowaniach. W tym samym roku wydał też książkę „Marzenie Celta”, która jest formą biografii Rogera Casementa – urzędnika rewolucjonisty. Gabriel García Márquez To kolejny noblista z Ameryki Południowej. W odróżnieniu od Llosy (który swoją nagrodę uzyskał za wnikliwą analizę działań politycznych) Márquez został uhonorowany za wyjątkową umiejętność łączenia realizmu z fantazją. Nie można w tym miejscu nie wspomnieć o „Stu latach samotności”. To właśnie ta książka przyczyniła się do ukucia terminu „realizm magiczny”. Historia, która wydaje się zwykłym zapisem losów pewnej rodziny, daje niemal nieograniczone możliwości, by poobserwować to, co działo się w kraju i w polityce tamtych krajów. Luis Sepúlveda Na koniec jeszcze jeden pisarz z Chile. Tym razem jest to Luis Sepúlveda, którego chciałbym polecić ze względu na grupę, dla której pisał. Choć autor miał za sobą dość bogatą i niezbyt wesołą przeszłość o podłożu politycznym, to najciekawsze książki skierował do młodszych czytelników. Nie oznacza to, że były to książki dziecinne. Wręcz przeciwnie. Często były to dorosłe książki dla młodzieży – poruszające zupełnie dojrzałe tematy. Na młodą wyobraźnię szczególnie mocno może zadziałać zbiór zapisków z podróży – „Express Patagonia”, szczególnie jeśli kiedykolwiek marzyliście o egzotycznych wędrówkach. Od boomu minęło już kilkadziesiąt lat i od tego czasu wielu nowych autorów pojawiło się na rynku. Ameryka Południowa jednak wciąż trąci egzotyką. Ale może tak jest po prostu lepiej.
7 interesujących pisarzy z Ameryki Południowej
Jest takie powszechnie znane powiedzenie – podróże kształcą. Najczęściej pomagają w nauce radzenia sobie w trudnych sytuacjach i nieznanych okolicznościach. Często w grę wchodzą bariery poznawcze i komunikacyjne oraz dość znaczące różnice kulturowe. Natomiast książki o podróżach mają tę przewagę nad samymi wędrówkami, że kształcą nieco mniej doświadczalnie i zazwyczaj opierają się na sukcesach oraz porażkach innych osób. O czym pisać w podróży? Wyprawa sama w sobie potrafi być bardzo ciekawym i wartym opisania przeżyciem. Są jednak podróżnicy, którzy podnoszą sobie poprzeczkę i wybierają się w drogę własnym środkiem transportu. Oczywiście w dobrym podróżniczym smaku jest, by pojazd taki był nieco mniej oczywisty i komfortowy niż samochód. Do zwykle spotykanych przemyśleń odkrywcy można dołożyć jeszcze całkiem dużą porcję obserwacji związanych z usterkami i innymi technicznymi aspektami wyprawy. „Motocyklem przez Indie” to właśnie taki przykład. Wyprawa opisana przez Witolda Palaka została pierwotnie zaplanowana na dwie osoby i dwa motory. Jednak już na samym początku para musiała zweryfikować swoje zamiary, bo jeden z motocykli uległ wypadkowi. Być może taki bieg wydarzeń był lepszym rozwiązaniem, bo towarzyszka autora wydawała się nieco mniej doświadczonym kierowcą. Na szczęście dla podróżników (i dla czytelnika również), obojgu udało się zabrać jednym pojazdem, choć dyskusje na temat redukcji bagażu nie zapowiadały wiele dobrego. Prywatnie Książki podróżnicze to jednak przede wszystkim bagaż osobistych spostrzeżeń i w tej książce również tego nie zabraknie. Dotyczą one oczywiście wielu aspektów – a wśród nich: troska o bliskich, radość z życia oraz gotowość do poznawania różnych miejsc i zawierania nowych znajomości. A okazji do tych ostatnich jest niemało. Zmotoryzowany podróżnik w obcym kraju prawdopodobnie będzie mógł zaprzyjaźnić się z przynajmniej kilkoma warsztatami i mechanikami. Jeśli będzie miał szczęście, to może przy tej okazji nie zbankrutuje, albo – jak to miało miejsce w przypadku pary bohaterów książki Palaka – nawet odrobinę zarobi. Wyprawa zakończyła się przejechaniem ponad 7 tysięcy kilometrów. Przez całą drogę powstało też mnóstwo materiału fotograficznego, który bogato zilustrował całą książkę. Kolorowe zdjęcia pojawiają się praktycznie co kilka stron, dzięki czemu czytelnik może przez cały czas trwać wewnątrz egzotycznej przygody, o której opowiada autor. W tym miejscu można mieć tylko jedno małe zastrzeżenie. Powiązania pomiędzy zdjęciami, a tekstem mogą się wydać odrobinę zbyt luźne, ale nie zmienia to faktu, że są świetnym tłem do całości. Małym elementem, który spowoduje ukłucie zazdrości w sercu żądnego podróży czytelnika, może być lekkość, z jaką autorzy odnoszą się do spotykanych ludzi i nawiązywanych znajomości – a nawet przyjaźni. Jest to bez wątpienia jeden z najprzyjemniejszych aspektów wędrowania. Książka jest wydana w serii „Poznaj Świat” i stanowi świetnego kandydata na podróżniczego półkownika. Twarda okładka i papier dobrej jakości gwarantują bezpieczeństwo treści. Autor zaś zadbał o to, by w publikacji pełno było ciekawostek i interesujących, poza podręcznikowych szczegółów na temat Indii i lokalnej ludności. Możecie się o tym sami przekonać – na Allegro dostaniecie tę książkę już za ok. 32 PLN. Źródło okładki: bernardinum.com.pl
„Motocyklem przez Indie” Witold Palak – recenzja
Otwarte szafki w kuchni to rozwiązanie, które w ostatnim czasie zyskuje grono zwolenników i cieszy się niezwykle dużą popularnością. Nic w tym dziwnego, ponieważ dzięki temu wszystkie produkty mamy pod ręką. Niestety, oprócz zalet otwarte szafki mają również wady. Podpowiadamy, co należy o nich wiedzieć, zanim zdecydujemy się na to rozwiązanie. Urządzasz swoje mieszkanie i zastanawiasz się, czy lepszym pomysłem będą szafki zamknięte, czy otwarte? Ze względu na walory praktyczne i estetyczne każdy wariant zyskał swoje grono zwolenników i przeciwników. Mimo to otwarte szafki dopiero zaczynają na stałe wkraczać do kuchennych aranżacji. Poniżej ich wady i zalety. Jakie zalety? Niewątpliwą zaletą otwartych szafek w kuchni jest łatwy dostęp do przypraw, naczyń lub sprzętów kuchennych. Dlatego też szczególnie docenią to rozwiązanie osoby, które spędzają w kuchni dużo czasu. Zdecydowanie szybkie sięganie po artykuły spożywcze ułatwia wykonywanie posiłków. A zatem jeśli zależy nam na czasie, otwarte szafki okażą się strzałem w dziesiątkę. Kolejna kwestia to walory estetyczne. Otwarte szafki pozwalają nie tylko urozmaicić wystrój kuchni, ale przede wszystkim dodają temu pomieszczeniu lekkości i niezwykłego uroku. Aby jednak tak się stało, warto wyposażyć je w dopasowane do siebie pod względem kolorystycznym lub wzorniczym przedmioty. Pamiętajmy o tym, że umieszczone przedmioty to nie wszystko. Półki muszą być wykonane z materiałów, które wpiszą się w kuchenny styl. Mogą być wykonane z drewna, materiałów drewnopochodnych, metalu, a nawet szkła. Zwolennicy tego rozwiązania decydują się na nie również ze względów praktycznych. Otwarte szafki są w stanie optycznie powiększyć niewielką kuchnię. A zatem jeśli nasze pomieszczenie ma mały metraż, warto rozważyć ten rodzaj umeblowania. Wtedy pamiętajmy, aby dekorować je w mocnych i odważnych kolorach, które skupią na sobie całą uwagę – jednocześnie odwracając ją od niewielkiego rozmiaru pomieszczenia. Jakie wady? Trudność w zachowaniu nieskazitelnej czystości to niewątpliwie kwestia, która bardzo często podważa wszystkie wyżej wymienione pozytywne aspekty. Niestety, otwarte szafki – w przeciwieństwie do zamkniętych – wymuszają na nas częste porządki. Dlatego jeśli nie zaliczamy się do osób, którym sprawia to przyjemność – lepiej pozostać przy tradycyjnych meblach. Chaos i bałagan. Takie określenia bardzo często pojawiają się przed podjęciem ostatecznej decyzji. Otwarte szafki mają to do siebie, że mogą sprawiać wrażenie zatłoczonego i nieuporządkowanego pomieszczenia. Zwłaszcza wtedy, gdy nie mamy naczyń lub dodatków, które są w stanie tworzyć ze sobą spójną całość. Jeśli lubisz mieć w mieszkaniu porządek, lśniące meble i uporządkowane przedmioty, warto postawić na szafki zamknięte. W przeciwnym razie otwarte meble w kuchni mogą przysporzyć wiele trudności. Natomiast gdy cenisz sobie oryginalność i chcesz wyeksponować kuchenne skarby, zawsze możesz zdecydować się na powyższe rozwiązanie.
Otwarte szafki w kuchni – wady i zalety
W konfrontacji z polskimi drogami zawieszenie auta znajduje się niemal na straconej pozycji. Często jednak sami kierowcy swoimi decyzjami nie pomagają w przedłużeniu żywotności podzespołów prowadzących i resorujących. Wzrost masy nieresorowanej Masa nieresorowana pojazdu to całkowita waga podzespołów niepodlegających amortyzacji, do których można zaliczyć m.in. felgi, opony, hamulce i elementy prowadzące. Części te biorą na swoje barki ciężar absorpcji i przenoszenia drgań powstałych podczas jazdy. Wzrostowi masy nieresorowanej towarzyszy także zmniejszenie trwałości zawieszenia. Im większa jej wartość, tym silniejsze wstrząsy będą powstawać m.in. podczas wpadnięcia koła w ubytek jezdni. Warto o tym pamiętać, decydując się na zakup felg o większym rozmiarze lub tuning układu hamulcowego. Negatywnie na trwałość zawieszenia wpłyną ponadto modyfikacje jego twardości, co jest szczególnie popularne w przypadku aut o zacięciu sportowym. Zwlekanie z naprawami Plagą wśród kierowców jest długotrwałe zwlekanie z naprawami uszkodzonych podzespołów zawieszenia. Czasem wynika to ze świadomej ignorancji, a czasem z chęci przesunięcia w czasie wydatków, które należałoby ponieść na przywrócenie auta do pełnej sprawności. Niestety, takie posunięcie negatywnie odbije się na pozostałych elementach zawieszenia. Każda część odpowiada bowiem za absorpcję określonych drgań. Jeśli powstaną luzy, dodatkowe siły będą oddziaływać na inne podzespoły i skracać bezpowrotnie ich żywotność. Nadmierna zwłoka nie znajduje zatem ani uzasadnienia ekonomicznego, ani tym bardziej w kontekście bezpieczeństwa. Jakość wykorzystanych podzespołów Jednym z najczęstszych błędów popełnianych podczas napraw zawieszenia jest wybór zamienników najniższej jakości. Zapewnienie odpowiedniej trwałości nie wymaga tymczasem kupowania drogich części oryginalnych. Postawić można na produkty marek, które zaopatrują fabryki koncernów samochodowych. Dzięki temu będziemy mieć pewność, że kupowane części charakteryzują się trwałością na poziomie OEM. Wśród powszechnie polecanych firm można wyróżnić markę Lemforder. Za łącznik stabilizatora tego producenta do Golfa IV zapłacimy 40 zł. Dla porównania produkty z najniższej półki kosztują ok. 22 zł za sztukę. Różnica 18 zł z pewnością zostanie zrekompensowana znacznie dłuższą trwałością. Do innych firm produkujących części wysokiej jakości zaliczamy m.in. TRW, Febi Bilstein czy MOOG. Nieprofesjonalne naprawy Swoje przysłowiowe „trzy grosze” w kontekście trwałości zawieszenia wtrącają również mechanicy. Wielu z nich skupia się na jak najszybszym przeprowadzeniu naprawy, czego oczywiście nie można zaliczyć do chwalebnych praktyk. Zdarza się, że śruby przykręcane są z niewłaściwym momentem lub wykorzystuje się stare, przerdzewiałe nakrętki, nadające się w zasadzie tylko do wyrzucenia. Wbrew pozorom, jeśli tylko posiadamy podstawową wiedzę i umiejętności mechaniczne, warto niektóre naprawy przeprowadzić samodzielnie. Agresywna jazda Styl jazdy oraz planowanie drogi mają ogromne znaczenie dla żywotności zawieszenia. Nadmierna agresja czy pokonywanie zakrętów z dużą szybkością sprawiają, że podzespoły ulegają silniejszym naprężeniom, a więc oddziałują na nie siły o większej wartości. Ważne są także skupienie i roztropność na drodze. Nie warto jeździć blisko prawej strony drogi, ponieważ znacznie częściej posiada ona ubytki w nawierzchni. Każdy z omówionych wyżej czynników w pewnym stopniu przekłada się na trwałość zawieszenia. Połączenie kilku z nich daje niemalże pewność wpadnięcia w spiralę napraw pochłaniających kolejne zasoby pieniężne.
Czynniki mające wpływ na trwałość zawieszenia
Góry są twoim żywiołem? W takim razie na pewno jesteś świadomy niebezpieczeństwa stwarzanego przez lawiny. Na szczęście istnieją gadżety, dzięki którym szanse przetrwania w przypadku osunięcia śniegu zbliżają się do 100 procent. Z ryzykiem lawinowym stykają się nie tylko osoby uprawiające wspinaczkę wysokogórską, ale również narciarze i snowboardziści lubujący się w naturalnych, długich i niekoniecznie trudnych stokach. Wybierasz się w wysokie, przykryte puchem góry? Nie musisz się niepotrzebnie narażać, skoro w prosty sposób – i w wielu przypadkach całkiem niedrogo – możesz zabezpieczyć się na wypadek osunięcia śniegu. Przystępne akcesoria górskie Ryzyko związane z lawinami można podzielić na kilka kategorii, m.in. brak dostępu do świeżego powietrza, urazy spowodowane wciągnięciem w śnieżną falę oraz możliwość wyziębienia organizmu. Ostatniemu z zagrożeń możesz łatwo zapobiec, nawet jeśli nie dysponujesz wielkim budżetem na gadżety turystyczne. Podstawą twojego wyposażenia powinien stać się koc termiczny. To cienka i bardzo łatwa do złożenia płachta, wykonana z nieprzepuszczającego wiatru ani wody materiału zapobiegającego utracie ciepła. Istnieją niedrogie koce, które po złożeniu bez problemu zmieszczą się w kieszeni. Nie warto żałować na nie pieniędzy. Hipotermii zapobiegają również ubrania termoaktywne. Wykorzystywany w ich produkcji materiał chroni przed zimnem i nie przesiąka wodą, a jednocześnie umożliwia szybkie jej odparowanie. Większość tego typu odzieży jest hipoalergiczna, co oznacza, że nie wywołuje uczuleń. Zestaw złożony ze specjalnej bielizny, spodni i bluzy przyda ci się nie tylko w przypadku zejścia lawiny, ale również w trakcie każdej zimowej wyprawy. Specjalistyczny sprzęt przeciwlawinowy Dla doświadczonych podróżników, którzy uprawiają wspinaczkę w terenach szczególnie zagrożonych lawiną, opracowano profesjonalny sprzęt przeciwlawinowy – pomysłowy i skuteczny, a jednocześnie... dość oryginalny. Rozwiązaniem, które już na dobre zakorzeniło się na rynku gadżetów turystycznych, jest plecak lawinowy, znany także jako plecak ABS. Korzystają z niego zwłaszcza narciarze i snowboardziści śmigający po niebezpiecznych stokach. Jest to w zasadzie zakładana na plecy poduszka powietrzna, czy też swoiste „koło ratunkowe”, które utrzymuje człowieka na powierzchni śniegu. Plecaki lawinowe są skuteczne do tego stopnia, że nie tylko ratują życie większości osób, które – mając je na plecach – zostają przysypane śniegiem, ale również chronią przed jakimikolwiek obrażeniami. Ich zakup to spory wydatek, niekiedy sięgający kilku tysięcy złotych, lecz dla podróżnika często odwiedzającego niebezpieczne tereny będą to dobrze wydane pieniądze. Możesz również zaopatrzyć się w detektor lawinowy, czyli urządzenie wysyłające sygnał umożliwiający szybkie odnalezienie zasypanej osoby. Czujnik można umieścić na ciele, w plecaku, kieszeni czy innej części ubrania. Jest bardzo lekki, a zarazem bardzo trudny do uszkodzenia lub wyłączenia. Nietypowy sprzęt ratunkowy Najbardziej pomysłowe sprzęty ratunkowego dla miłośników szusowania po górskich stokach są jednocześnie rozwiązaniami najbardziej niszowymi. Co powiesz na prototypowe deski ratunkowe, które można wystrzelić spod śniegu wraz z flarą sygnalizacyjną na ponad 100 m wzwyż? Brzmi interesująco – podobnie jak plecak, który pozyskuje tlen ze śniegu, zapewniając zasypanej osobie powietrze na niemal godzinę.Te i podobne propozycje są ciekawe, jednak dla większości podróżników nadal są nieosiągalne. Dlatego, jeżeli wybierasz się w góry, powinien zainteresować cię sprzęt dla podróżników dostępny na wyciągnięcie ręki. O bardziej zaawansowanym ekwipunku możesz pomyśleć innym razem.
Nie daj się lawinie. Gadżety dla turystów, które ratują życie
Fantazyjne warkocze zdobiące grube swetry to nieodłączny atrybut zimy. Wystarczy jednak zestawić je z cienkim, białym topem i stylizacja zyskuje lżejszy charakter. Podpowiadamy, jak je nosić przez cały rok. Wiele z nas wraz z nadejściem wiosny żegna się na długie miesiące ze swetrami, rezerwując je na chłodne, jesienno-zimowe wieczory. Modelem, który pierwszy ląduje na dnie szafy obok ciepłych skarpet, jest sweter o grubym splocie. Czy decyzja o rozstaniu jest słuszna? Z pewnością nie. W odpowiednim zestawieniu może nam się przydać do tworzenia wielu stylizacji wiosennych, a nawet letnich. Podobnie rzecz się ma z białymi topami – zdecydowana większość z nas ma je w swojej szafie, ale wkłada je albo w upalne letnie dni, albo pod inne ubrania, żeby zyskać dodatkową warstwę grzejącą. Tymczasem zestawienie białego topu i swetra o grubym splocie sprawi, że nasz look nabierze niebanalnego charakteru Ponadczasowa klasyka Jeśli myślałaś, że biały top włożony pod sweter zarezerwowany jest dla casualowego looku, to czas zmienić zdanie. To zestawienie wraz z odpowiednim dołem i dodatkami sprawdzi się wszędzie tam, gdzie wymagany jest nieco bardziej elegancki strój. Absolutnym hitem tego sezonu są szwedy – długie spodnie o bardzo szerokich nogawkach, z kantem – przypominamy, że na naszym podwórku zakochały się w nich m.in. Kinga Rusin, Karolina Szostak, za granicą Jessica Alba. Największą zaletą szwedów jest wyszczuplający krój – wysoki stan ukrywający wystający brzuszek i boczki – w połączeniu z wysokimi koturnami wyglądają megakobieco. Dodając do nich klasyczny, dopasowany biały top i sweter-kopertę, stworzysz wygodną stylizację idealną do pracy. Nie zapomnij o sandałach na koturnie i torebce-kuferku. Crop-top i kardigan w wersji letniej Crop-top to idealny rodzaj koszulki na ciepłe dni. Zasłania ramiona, ale odsłania brzuch, gdyż charakterystyczna jest jej długość – kończy się kilka centymetrów pod linią biustu. Lata 90. XX wieku to czas, kiedy królowały crop-topy, niestety bardzo często w wulgarnym wydaniu. Obecnie powróciły, ale z jednym głównym zastrzeżeniem: odsłaniamy brzuch, ale tylko pozornie, tzn. wybieramy dół o podwyższonym stanie. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Ta propozycja idealnie sprawdzi się w czasie wiosennych wypadów z przyjaciółmi, spacerów, a nawet w chłodniejsze letnie dni czy wieczory. Do krótkich jeansowych ogrodniczek dodaj biały crop-top, szeroki kardigan sięgający ud, białe tenisówki lub sneakersy i dużą shopperkę. Jeśli nie lubisz ogrodniczek (choć w tym roku są wyjątkowym hitem!) zastąp je najbezpieczniejszą wersją – szortami z podwyższonym stanem. Fajny efekt osiągniesz, zamieniając kardigan na długą kamizelkę o warkoczykowym splocie – koniecznie z dużymi, naszytymi kieszeniami. W takim wydaniu przetrwasz nawet cieplejsze dni, a zamiast płaskich butów włóż sandałki na wysokiej szpilce, wiązane na nogach. Z sypialni na ulicę Grube swetry idealnie wyglądają w towarzystwie lekkich i zwiewnych materiałów, dlatego jeśli chcesz, by twoja stylizacja zyskała kobiecy i nieco zmysłowy charakter, wybierz bieliźniany biały top. Zasada jest jedna – postaw na minimalizm i stonowane kolory. Ten rodzaj topu króluje w modzie już kolejny sezon, ale jeszcze wiele kobiet sceptycznie podchodzi do stylizacji z jego udziałem. Powodów jest kilka, główny to brak pomysłu na ciekawe zestawienie, które nie przekroczy granic dobrego stylu. Jeśli to także twój problem, wypróbuj naszą propozycję. Bieliźniany biały top będzie się świetnie prezentował wsunięty w przecierane jeansy o nogawkach podwiniętych lekko nad kostkę i z grubym, nietoperzowym szarym midikardiganem. Nie zapomnij o szpilkach nude, na platformie i z odkrytymi palcami. Jeśli nie chcesz w całości ukazywać topu, możesz włożyć luźny, pastelowy sweter oversize, odkrywający jedno ramię i z głębszym dekoltem w serek. Tu jednak poszalej nieco z krojem bieliźnianego topu – zamiast luźnego sięgnij po model bardziej dopasowany, koniecznie wykończony u góry wyrazistą koronką lub z innym zdobieniem (np. fantazyjnie przeplatanymi paseczkami). Pamiętaj, że w modzie chodzi przede wszystkim o zabawę, a więc eksperymentuj z fakturami i materiałami, baw się kolorami, ale ponad wszystko stawiaj swoje samopoczucie – musisz się dobrze czuć się w tym, co na siebie wkładasz, bo to jest klucz do sukcesu.
Sweter o grubym splocie i biały top – dobrana para
Musujące kule do kąpieli sprawią, że kąpiel dostarczy maksimum relaksu. Warunek jest jeden – wanna w łazience lub głęboki brodzik. Już dziś zadbaj o odrobinę luksusu. Kule są najczęściej pięknie opakowane, możesz więc sprezentować je bliskiej osobie. Efekt musowania Wrzucasz kulę do wody i efekt jest niesamowity – kula syczy, musuje, tworzy bąbelki, zabarwia wodę i oszałamiająco pachnie. Czujesz, że dbasz o siebie, kąpiel relaksuje cię jeszcze bardziej. Zastanawiałaś się kiedyś, jak taka kula została wyprodukowana? Najczęściej jest to połączenie sody oczyszczonej i kwasku cytrynowego wraz z innymi dodatkami. Czy kule musujące mają jakieś szczególne właściwości poza relaksacyjnymi i aromaterapeutycznymi? Oczywiście! Mają nie tylko ładnie wyglądać, pachnieć, ale też efektywnie działać: Zmiękczać wodę. Neutralizować toksyny. Nawilżać i natłuszczać skórę. Efekt końcowy będzie w znacznej mierze uzależniony od zastosowanych w produkcji kuli dodatków, np. olejków roślinnych. Po wrzuceniu do wody soda oczyszczona wraz z kwaskiem cytrynowym zaczynają działać, a w drodze musowania zostają uwalniane składniki pielęgnacyjne. Towarzyszy temu wydobywanie się przyjemnego zapachu. Przegląd kul musujących do kąpieli Kule musujące możemy rozróżnić przede wszystkim ze względu na dwie cechy: właściwości i zapach. Ważne jest, aby kupując kulę, zwrócić uwagę na dołączony do niej opis. Najczęściej mamy do czynienia z przeznaczeniem do każdego rodzaju skóry lub do skóry suchej. Do pielęgnacji skóry suchej przeznaczone są m.in. produkty firmy Stenders. Kule zostały ręcznie zrobione, skóra staje się dzięki nim elastyczna i miękka. Kompozycja soli morskiej i oleju z pestek winogron nadaje się do każdego rodzaju cery, w tym właśnie do suchej. Cena to ok. 19 zł. Silnymi właściwościami nawilżającymi charakteryzuje się również kula marki Organique. Obłędnie pachnie soczystymi winogronami, ale przede wszystkim pielęgnuje i natłuszcza skórę suchą. Oleje z soi i pestek winogron świetnie regenerują, a skrobia zmiękcza. Po kąpieli na skórze pozostaje delikatny film ochronny. Cena to 7,50 zł. Jeśli nasza skóra jest nie tylko sucha, ale też zmęczona, sięgnijmy po kulę Celestin. Została ona wyprodukowana na bazie naturalnych składników, z dodatkiem olejków eterycznych. Sucha i zmęczona skóra zostanie odpowiednio oczyszczona i odżywiona, a woda – zmiękczona. Kula dostępna jest w wielu zapachach (róża, pomarańcza, czekolada, marakuja, żurawina). Cena to 9,50 zł. Poszukując idealnej kuli musującej, warto kierować się ulubionym zapachem. Wybór aromatu jest kwestią indywidualną, jednak producenci zadbali o różnorodność. Możemy znaleźć kule: Jagodowe – np. Dairy Fun. Ich receptura została opracowana tak, by skóra w kąpieli została dobrze nawilżona. Produkt zawiera wosk pszczeli, krowie mleko, masło shea oraz naturalne oleje (z awokado i pestek winogron). Zestaw składa się z 3 kul, każda o innym zapachu – jagodowym, truskawkowym i brzoskwiniowym. Cena to ok. 16 zł za zestaw. Owocowe, np. Delia Dairy Fun. Zestaw 3 kul o niesamowitych zapachach: brzoskwinia – mango, karmel – jabłko oraz mleko – miód (bądź jagoda, truskawka, brzoskwinia). Cena to 15 zł za zestaw. Waniliowe, np. vanilia domowe Spa. Zestaw 4 kul, ekskluzywnie ozdobionych. Cena to 18 zł za komplet. Na uwagę zasługują również kule marki See You. W zestawie są 3 kule wyprodukowane z dodatkiem naturalnych olejków z pestek winogron i awokado. Kule mają kuszące zapachy: caramel sweets, mango tangerine oraz tropical fruits. Komplet kosztuje ponad 13 zł. Zestaw kul musujących do kąpieli może okazać się oryginalnym pomysłem na prezent. Być może bliska ci osoba zapomina o chwili relaksu? Ty o nią zadbaj.
Kule musujące do kąpieli
Osoby praktykujące jogę często cenią też akupresurę i inne naturalne metody radzenia sobie z napięciem i różnymi dolegliwościami. Regularne praktykowanie jogi niesie wiele zalet dla ciała i ducha. Pozwala zachować ładną sylwetkę, ale też spokój i pogodne nastawianie. Do praktyki nie potrzeba wiele, wystarczy dobra mata i wygodny strój. W jodze najlepiej sprawdzają się legginsy i dopasowany top oraz koszulka. Praktyka jogi kończy się wyciszeniem organizmu i leżeniem w pozycji Savasana, czyli nieboszczyka. Pozwala to na kompletny relaks i odpoczynek. W tym czasie ciało może w pełni skorzystać z praktyki, usunąć zmęczenie i oczyścić umysł. Długość trwania w tej pozycji zazwyczaj wydłuża się wraz z praktykowaniem jogi. Mata do akupresury To obok paska, krzesła i klockówdo jogi kolejny gadżet, który jest bardzo przydatny. Jak działa? Mataprzypomina wyglądem cienki materac, na którym znajdują się specjalne kolce i wypustki. W czasie leżenia wywierają nacisk na ciało, powodują przekrwienie i dzięki temu lepszy dopływ krwi. Nacisk nie jest zbyt mocny ani dokuczliwy, pomaga się wyciszyć. Dodatkowo lepsze ukrwienie mięśni wspomaga ich rozluźnienie. Dzięki działaniu akupresury i odpowiedniemu ułożeniu się na maciemożna skorzystać także z leczniczych właściwości. Uciskane punkty powodują poprawę wszystkich funkcji życiowych. Chińska filozofia wierzy w egerię życiową zwaną QI. To siła przepływająca przez całe ciało, która ma bezpośredni wpływ na zdrowie. Dla kogo jest mata? Może być narzędziem do głębszego relaksu dla osób regularnie praktykujących jogę. Jej używanie nie musi być jednak związane z jogą. Mata wpływa korzystnie na zdrowie i warto się nią zainteresować, jeśli dotykają cię dolegliwości bólowe. Pozytywny wpływ na leczenie i samopoczucie stwierdzono u osób chorujących na migrenę, bóle kręgosłupa, choroby zwyrodnieniowe, rwę kulszową, choroby układu krążenia, układu oddechowego i nerwowego. Pomaga także rozluźnić nadmiernie napięte mięśnie. Znacznie poprawia komfort życia osób pracujących cały dzień w pozycji siedzącej. Relaks na macie zwiększa ulgę mięśni w pozycji leżącej i sprawia, że szybciej się regenerują. To także dobre rozwiązanie dla osób, które są bardzo aktywne fizycznie. Jak używać maty do akupresury? Wystarczy rozłożyć ją na twardym podłożu i położyć się na niej na około 20–30 minut. Taki czas będzie optymalny dla rozpracowania wszystkich punktów bólowych. Ciało będzie mogło się rozluźnić, a umysł się wyciszy. W czasie odpoczynku warto wyłączyć telewizor i radio, by skupić się na ciele. Można włączyć muzykę relaksacyjną. Najlepszym momentem jest czas tuż przed snem, może to być dobry sposób dla osób mających problem z zasypianiem. Po zejściu z maty można zrobić sobie delikatny masaż w miejscach szczególnie bolesnych i spiętych. Rozgrzane mięśnie należy okryć, aby utrzymać efekt rozgrzania. Najlepiej od razu położyć się pod kołdrą. Początkowo mata może wydawać się niewygodna, nie należy się jednak zbyt szybko zrażać. Z czasem ciało przyzwyczai się do nacisku i nie będzie to nieprzyjemne uczucie. Maty są łatwe w utrzymaniu i trwałe. Można myć je wodą z użyciem naturalnych detergentów. Dobrze przechowywana mata może zostać z tobą na długie lata, jeśli odpowiednio o nią zadbasz. To świetny prezent dla osób mających wymienione wyżej problemy, a także dla miłośników jogi, którzy chcą zgłębiać swoją praktykę. Ceny wahają się od 50 do 300 zł, w zależności od materiałów, z jakich wykonano matę.
Mata do akupresury – czy to działa?
Zwykły stół do ping-ponga wystawiony na działania czynników zewnętrznych szybko niszczeje i nie nadaje się do dalszej gry. Dlatego kiedy kupujemy stół z przeznaczeniem outdoor, musimy zwrócić uwagę na jego impregnację lub rodzaj użytych materiałów, abyśmy mogli grać na nim na świeżym powietrzu bez ryzyka uszkodzenia. Tenis stołowy narodził się w Anglii w latach 80. XIX wieku. Gra szybko zyskała na popularności zwłaszcza wśród zamożnych i jak przedtem „five o’clock tea”, tak obecnie ping-pong jest na porządku dziennym w sferach, mających dużo czasu i pieniędzy pisał „Kurier Warszawski” w roku 1902. Podobnie jak w tenisie ziemnym, w tenisie stołowym chcemy podać piłkę w taki sposób, by przeciwnik miał trudność z jej odbiciem. Nie każdy jednak może sobie pozwolić na własny kort za domem i dlatego wiosną, kiedy pogoda zachęca do aktywności na świeżym powietrzu, warto przyjrzeć się propozycjom stołów do ping-ponga z przeznaczeniem outdoor. Stół pod wiatę Z wyglądu niczym się nie różnią od stołów przeznaczonych do pomieszczeń. Jednak właśnie to, co jest niewidoczne, czyli lakiery impregnujące, pozwalają nam na pozostawieniestołów do ping-ponga outdoorna zewnątrz bez obawy o zniszczenia wywołane zmianami temperatury czy wilgocią. Dodatkowo stoły z przeznaczeniem zewnętrznym często są pokrywane warstwą zapobiegającą odbijaniu promieni słonecznych. Dzięki temu w słoneczny dzień słońce odbijające się od stołu nie będzie nas oślepiać, co znacznie zwiększa komfort gry. Zależnie od modelu stół może być składany, co zapewnia jego mobilność i możliwość schowania, lub jednoelementowy, co utrudnia przeniesienie. Oferta stołów outdoor jest bardzo bogata. Producenci zachwalają je jako absolutnie odporne na działanie warunków atmosferycznych i po części mają rację. Wiele z tych stołów można ustawić również np. w ogródku, bo niestraszny im nawet ulewny letni deszcz. Jednakże z praktyki wynika, że rzadko który zachowa idealne parametry, jeśli pozostawimy go pod chmurką od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Nie pomoże nawet dokładne czyszczenie go płynami do czyszczenia stołów tenisowych. Dlatego rekomendujemy ustawianie ich na świeżym powietrzu, ale pod wiatą. Warto zwrócić uwagę również na siatki stołu. W mobilnych stołach siatka jest zazwyczaj miękka, czyli podatna na rozerwania, natomiast stoły stacjonarne często mają siatkę metalową, co na pewno zwięsza odporność na uszkodzenia mechaniczne. Ceny takich stołów rozpoczynają się od ok. 1000 zł, czyli są one wyraźnie droższe od przeznaczonych do pomieszczeń. Stół pod chmurkę Stawi czoło największym mrozom i upałom. Suche powietrze czy deszcz nie robią na nim wrażenia. Mowa oczywiście o betonowym stole do ping-ponga. Można je postawić na dwa sposoby: zwyczajnie osadzić na gruncie lub – by były bardziej stabilne – je wkopać. Ze względu na materiał, z jakiego są wykonane, nie są składane. Cała powierzchnia stołu jest doskonale zaimpregnowana lakierami zapewniającymi odporność na działanie niekorzystnych warunków atmosferycznych. Bardzo interesującym i zachęcającym do zakupu rozwiązaniem może być kształt stołu – coraz częściej jego rogi są zaokrąglone na obrzeżach ze względu na bezpieczeństwo nasze, a zwłaszcza często bawiących się dookoła stołu dzieci. Siatka takiego stołu również podlega wzmocnieniu. Nie jest bowiem wykonana z miękkiego tworzywa, lecz ze stali, co uniemożliwia jej wyginanie się lub zerwanie pod wpływem silnego wiatru czy przypadkowo przez bawiącego się urwisa. Z tego względu mamy pewność, że betonowy stół nie będzie tylko kosztownym wydatkiem (ok. 3000 zł), ale miejscem rekreacji i zabawy na długie lata.
Stół do ping-ponga outdoor
Kasza jaglana, choć od lat wykorzystywana w polskiej kuchni, od niedawna stała się prawdziwym hitem i polskim „superfood”. Nic dziwnego – jest nie tylko pyszna, ale i bardzo zdrowa. Ugotowana kasza jaglana może z powodzeniem zastąpić nie tylko klasyczne płatki z mlekiem, ale również uznawaną za królową zdrowych śniadań owsiankę. Popularność jaglanek nie powinna jednak dziwić – te polskie zboża, porównywane z komosą ryżową, to prawdziwy „superfood”, który jest niskokaloryczny i bardzo zdrowy. Jedzenie kaszy jaglanej sprzyja więc nie tylko odchudzaniu, ale również odkwaszaniu organizmu. Jaglanki można w dodatku dowolnie dostosowywać do naszych potrzeb, przygotowując każdego dnia inną wariację na temat tego dania. Oto kilka przepisów na pożywną jaglankę na śniadanie. Jaglanka z jabłkiem i żurawiną Składniki: 2 szklanki mleka kokosowego szklanka suchej kaszy jaglanej 2 szklanki wody 2 małe jabłka 2 łyżki żurawiny łyżka wiórków kokosowych 2 łyżeczki miodu 1/2 łyżeczki cynamonu szczypta soli łyżeczka masła Przygotowanie: Suchą kaszę jaglaną delikatnie upraż na patelni lub w garnku z grubym dnem, a następnie ugotuj w wodzie w proporcjach 1:2, dodając łyżeczkę masła i szczyptę soli. Odstaw ugotowaną kaszę na około 15 minut, a potem przełóż ją do misek, zalej podgrzanym mlekiem i wymieszaj. Dodaj jabłko, wiórki kokosowe, żurawinę i cynamon. box:offerCarousel Kasza jaglana z bananami Składniki: kasza jaglana banan (najlepiej dość twardy) mleko roślinne (opcjonalnie) orzechy Przygotowanie: Kaszę jaglaną gotuj w wodzie w proporcji 1:2. Do gotowej kaszy możesz dodać mleko roślinne. Następnie dodaj pokrojone banany. Całość udekoruj orzechami. Jaglanka z cytryną i lawendą Składniki: 1/2 szklanki suchej kaszy jaglanej 1/3 szklanki orzechów nerkowca namoczonych przez noc łyżka wiórków kokosowych łyżka syropu klonowego 3/4 soku z cytryny 1/2 limonki suszona lawenda Przygotowanie: Kaszę jaglaną ugotuj z dwiema szklankami wody, aż wchłonie cały płyn i stanie się gęsta. 2 łyżki kaszy zmiksuj z orzechami nerkowca i wiórkami kokosowymi. Następnie dodaj resztę jaglanki, syrop klonowy oraz sok z cytryny i limonki. Zmiksuj całość na gęsty, jednolity krem. Przelej go do miseczek. Kiedy wystygnie, posyp powstały w ten sposób "serniczek" lawendą, kruszonym, surowym kakao, płatkami kokosa lub kawałkami owoców. box:offerCarousel Budyń jaglany z owocami Składniki: 200 g kaszy jaglanej 3/4 szklanki mleka roślinnego szklanka owoców (mogą być maliny, truskawki, jagody – także mrożone) 4 daktyle (świeże lub wcześniej namoczone) brzoskwinia 2 łyżki wiórków kokosowych Przygotowanie: Kaszę jaglaną ugotuj w wodzie w proporcji 1:2. Po wystudzeniu zmiksuj ją razem z mlekiem, daktylami, wiórkami, pokrojoną na kawałki brzoskwinią oraz wybranymi owocami. Przełóż gotową jaglankę do słoiczków lub miseczek i serwuj ją ze świeżymi owocami, orzechami lub ziarnami oraz listkami świeżej mięty. Jaglanka z zielonym pesto Składniki: 1/2 szklanki kaszy jaglanej kurkuma 1/2 avocado garść rukoli oliwa z oliwek lub olej rzepakowy extra virgine ząbek czosnku sól, pieprz siemię lniane (opcjonalnie) Przygotowanie: Do uprażonej w suchym garnku kaszy dodaj wodę z dużą szczyptą kurkumy i łyżeczką masła (wodę dolej w stosunku 2:1). Gotuj przez około kwadransa, aż kasza wchłonie wodę, napęcznieje i stanie się miękka. Avocado obierz ze skórki i pokrój w kostkę. Przygotuj pesto: w blenderze zmiksuj rukolę z oliwą lub olejem, przeciśniętym przez praskę czosnkiem oraz szczyptą soli i pierzu. Na koniec dodaj siemię lniane i całość wymieszaj do gładkiej konsystencji. Kaszę wyłóż na talerz, posyp avocado, a na górze połóż łyżkę pesto. Całość dopraw do smaku solą i pieprzem. Kasza jaglana to prosty i szybki sposób na pożywne śniadanie. Dzięki swojej uniwersalności pasuje zarówno do dań słodkich, jak i bardziej wytrawnych, a przy tym jest niezwykle zdrowa. Smacznego!
5 przepisów na pożywną jaglankę na śniadanie
Szaro-bura jesień jest prawdziwym wyzwaniem, jeśli chodzi o skomponowanie praktycznych i zarazem modnych stylizacji dla dziecka. Jeśli chcemy, aby nasz brzdąc wyróżniał się i błyszczał w towarzystwie (dosłownie i w przenośni), postawmy na najmodniejsze w tym roku metaliczne kurtki dla dzieci. Dobrej jakości kurtka to inwestycja nie do przecenienia zwłaszcza na początku sezonu jesienno-zimowego. Jako że aura przyzwyczaiła nas przez ostatnie lata do tego, że zimy są bardziej wietrzne i deszczowe niż mroźne, należy zwrócić uwagę przede wszystkim na nieprzemakalność materiału oraz na to, czy kurtka ma stójkę, kaptur i ściągacze przy rękawach i u dołu. Tym, którzy przykładają szczególną wagę do trendów, polecamy kurtki metalik. Ubierz dziecko na cebulkę Gdy jest jeszcze niezbyt zimno, wystarczy ubrać dziecko w ciepły polar oraz wiatrówkę, obowiązkowo z najmodniejszym w tym sezonie metalicznym połyskiem. Można znaleźć taką chociażby w najnowszej kolekcji Kenzo. Metaliczna kurtka przeciwdeszczowa w kolorze srebra wygląda kosmicznie, a nasz brzdąc nie tylko będzie się wyróżniać, ale także będzie widoczny z daleka. Dla nieco starszej latorośli możemy zafundować srebrną metaliczną ramoneskę z NYC Kids. Bezpieczeństwo i odjazdowy wygląd w jednym – czego chcieć więcej? Hot bomberka Ulubioną kurtką dzieci bez względu na wiek jest bomberka. Projektanci doskonale o tym wiedzą i również w najnowszych kolekcjach wprowadzili kilka wyjątkowych modeli. Małej księżniczce na pewno spodoba się dwustronna bomberka z aktualnej kolekcji Guess Junior. Taką samą kurtkę mogą nosić np. siostry: różowa o metalicznym połysku bomberka z haftem przypadnie do gustu młodszej, starsza wybierze raczej połyskliwą czarną ze wzorem w koła.Trendy jest obecnie łączenie różnych materiałów i faktur. I tak np. w Hannah Bannana możemy znaleźć kurtkę, w której przód i tył wykonano z metalizowanej, srebrnej, nieprzemakalnej tkaniny połączonej z rękawkami z futerka. Całość jest utrzymana w słodkiej, pastelowej kolorystyce. Z kolei w Mayoral połączono stonowany zamsz z metalizowanym poliestrem. Absolutny must have dla każdej dziewczynki, która chce dodać swojej stylizacji pazura. Czadowa puchówka Nie musimy rezygnować z modnych stylizacji nawet wówczas, gdy temperatury zrobią się bardziej przyjazne dla niedźwiedzi polarnych niż dla ludzi. Na nasze małe modelki i małych modeli czekają czadowe puchówki z metalizowanym połyskiem. Nam najbardziej spodobała się klasyczna kurtka puchowa z kolekcji Guess Junior. Prosty krój, z praktycznym kołnierzem na stójce i kapturem w kosmicznym srebrnym lub złotym kolorze. Całość tonuje jedynie ciemne przyjemne w dotyku futerko wypełniające kaptur. Bardzo podobną można znaleźć również u Kenzo. Mając taką kurtkę, nasze dziecko nie będzie zwlekać z ubraniem się do przedszkola czy szkoły. A jeśli szukamy modnej kurtki, obok której nikt nie przejdzie obojętnie będącej zarazem modelem praktycznym, warto zajrzeć do Mayoral. Wzrok przykuwa przede wszystkim dwustronna ocieplana kurtka z praktycznymi suwakami na rękawach, które ułatwiają wkładanie. W zależności od tego, na którą stronę włożymy dziecku kurtkę, będzie albo połyskująca metalicznym złotem, albo skromna brązowa ze złotym wykończeniem kaptura. Świetny wybór na każdą okazję! Bomberka w ultrafiolecie box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. Gucci Kids, Pinokio, 5.10.15., Bartek Błyszcząca kurteczka potrzebuje towarzystwa stonowanych elementów, bo jeśli przesadzimy z błyskiem, możemy osiągnąć efekt przebrania, a nie ubrania. Dobrym wyborem będzie czerń, szarość czy granat. Tu do zjawiskowej, lśniącej ultrafioletem kurteczki pasują spodenki typu baggy i bluza-kangurka z kapturem. Do tego sneakersy na rzepy i mamy gotową oryginalną stylizację. Srebrna gwiazdka box:imagePins box:pin box:pin) Fot. 5.10.15., F&F, Cool Club, Mrugała Idealny zestaw dla małej modnisi to metalizowana, srebrna kurtka puchowa, słodki komplet sukienka plus legginsy i sztyblety oraz torebeczka, ozdobione gwiazdkami. Nasza pociecha będzie lśnić i czuć się jak prawdziwa celebrytka! Złoty chłopiec box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. Yo!, Mango, Cool Club, 5.10.15., Toms Mieniąca się złotem puchowa kurteczka to must have tego sezonu. Ożywi każdą stylizację, nawet wyjściową. )
Metalizowane kurtki – brzdąc na wysoki połysk
Dla niektórych to tylko „droższy Ford Focus”. Inni są zrażeni do tego modelu po niezbyt udanym pierwszym Volvo S40. Ale prawda jest taka, że Volvo S40 II i V50 to bardzo ciekawe i trwałe samochody. Co oczywiście nie oznacza, że nie mają słabych stron. Na początek kilka faktów: Volvo S40 drugiej generacji (czyli sedan) zadebiutowało w 2003 roku. Kombi na jego bazie nazwano V50. Tej nazwy użyto po raz pierwszy – poprzednio kombi na bazie S40 nosiło nazwę V40. Oba te modele były spokrewnione z kompaktowym Fordem Focusem. Dzieliły z nim m.in. płytę podłogową i wiele części. Stało się tak, ponieważ koncern Forda był od 1999 roku właścicielem Volvo. Różnice S40 II/V50 mocno się jednak różnią od Focusa. Mają zupełnie inny wygląd i kompletnie inne wnętrze. Volvo jest nieco lepiej wykonane i wyciszone, ma też więcej możliwych opcji silnikowych i wyposażenia – zwłaszcza z zakresu bezpieczeństwa, z którego od zawsze słynęła ta szwedzka marka. Pokrewieństwo z fordem należy rozpatrywać jako zaletę. Focus to popularny model, a części do niego są niedrogie i łatwo dostępne. W związku z tym również koszty utrzymania tego volvo spadają, bo pasuje do niego wiele elementów z Focusa. Silniki Zarówno wybór silników, jak i typowe usterki są takie same dla S40 II i V50. Mimo różnych nazw to po prostu dwie wersje nadwoziowe tego samego samochodu. Benzynowe box:offerCarousel) Zestaw jednostek benzynowych otwiera 1.6 o mocy 100 KM. Mocniejszy jest 1.8 125 KM, później 2.0 145 KM i dwie wersje jednostki 2.4 – 140 i 170 KM. Na szczycie stoi 2.5T, który w zależności od rocznika ma 220 lub 230 KM. Dwie ostatnie jednostki, 2.4 i 2.5T, są pięciocylindrowe. Pozostałe mają cztery cylindry. Na szczęście wszystkie silniki benzynowe są dobre i właściwie się nie psują. Zależność jest prosta – im większy motor, tym większa przyjemność z jazdy, ale i wyższe koszty utrzymania. Egzemplarze z jednostką 2.4 niestety dość trudno znaleźć, za to jeśli natkniemy się na 2.5T, a będzie już ona „zmęczona życiem”, może to oznaczać, że naszej szczególnej uwagi wymaga turbosprężarka. Diesle box:offerCarousel) Czterocylindrowe silniki Diesla dostępne w tych modelach to: 1.6D o mocy 110 lub 114 KM i 2.0D 136 KM. Gama wysokoprężnych jednostek pięciocylindrowych składała się z motorów: 2.0D 150 KM, 2.0D 177 KM i 2.4D 180 KM. Silnik 1.6D cierpi na kłopoty z turbosprężarką i napinaczem paska rozrządu. W 136-konnym 2.0D psuje się koło pasowe na wale korbowym. Jednostki pięciocylindrowe są trwalsze, świetnie brzmią i świetnie jeżdżą, ale takich egzemplarzy jest mniej i więcej palą. W 2.4D uszkodzeniu ulega czasami przepustnica. Każdy diesel może też doznać usterki koła dwumasowego. Zawieszenie S40/V50 to auta, które dobrze się prowadzą, a przy tym są bardzo komfortowe nawet podczas jazdy po nierównej drodze. Zawdzięczają to wielowahaczowej konstrukcji zawieszenia, która – w odróżnieniu od wielu konkurencyjnych rozwiązań tego typu – jest dość trwała. Użytkownicy zwracają uwagę jedynie na konieczność częstej wymiany tulei wahaczy z tyłu. Popularni i sprawdzeni producenci to między innymi Lemforder, MOOG, czy TRW. Co jakiś czas należy także wymieniać łożyska kół i łączniki stabilizatora. Elektryka Jeden z bardzo charakterystycznych elementów tych volvo to cienka konsola środkowa. Jest niewiele grubsza od kilku kartek papieru, a za nią umieszczono sprytny schowek. Niestety ceną za innowację i ciekawy wygląd jest awaryjność wspomnianego rozwiązania. Przyciski umieszczone na tej konsoli często się zacinają i odmawiają posłuszeństwa. Czasami psuje się wręcz cała konsola. Zdarza się też uszkodzenie sterownika poduszek powietrznych. Irytującym, choć niegroźnym defektem bywa awaria wyświetlacza radia. Od czasu do czasu zawodzi rozrusznik. Wnętrze Wnętrze S40 II/V50 nie grzeszy przestronnością, ale nada się dla niedużej rodziny. Niestety, spora część właścicieli tych samochodów wspomina o trzeszczących plastikach kokpitu. Podsumowanie Volvo S40 II i V50 to stylowe auta klasy premium, które z racji pokrewieństwa z popularnym fordem nie są tak drogie w eksploatacji, jak mogłoby się wydawać. Zwłaszcza jeśli wybierzemy któryś z czterocylindrowych silników benzynowych, koszty utrzymania będą przyzwoite. Jednostki o pięciu cylindrach to już raczej wybór dla koneserów. Świetnie brzmią, zapewniają doskonałe osiągi i kulturę pracy, ale niestety ich utrzymanie kosztuje o wiele więcej. Choć nie da się ukryć, że są bardzo kuszące.
Typowe usterki: Volvo S40 II/V50
Torebka, subtelna biżuteria, zegarek – oto uniwersalne akcesoria dla pań. Jakie dodatki muszą się znaleźć w szafie każdej kobiety? O tym, że dodatki tworzą cuda, wiemy wszyscy. Subtelnie dobrane akcesoria mogą nie tylko odświeżyć stylizację, ale także nadać ubraniu odpowiednich akcentów. Dodatki oczywiście powinniśmy wybierać w zależności od okazji i dopasowywać je do swojego stylu. Przedstawiamy 3 uniwersalne akcesoria, które powinna mieć w swojej garderobie każda kobieta. Jak prawidłowo dobierać dodatki do ubrania? Zacznijmy od teorii. Jak już wspomnieliśmy wcześniej, dodatki są nieodłączną (wręcz integralną) częścią stylizacji. To właśnie dlatego wybór akcesoriów warto uzależnić od ubrania, które na sobie mamy. Należy także pamiętać, że dodatki powinny dodawać akcentów, podkreślać styl i w żadnym wypadku nie mogą przyciemnić całości looku. Akcesoria dodają kontrastów ubraniu, więc nie warto wybierać dodatków w tym samym kolorze, co stylizacja. Najłatwiej jest oczywiście dobrać akcesoria do ciemnych stylizacji lub tzw. „małej czarnej”. W przypadku biżuterii z czernią idealnie komponuje się zarówno złoto, jak i srebro. Ciekawym dopełnieniem całości może być kolorowa chusta (np. czerwona czy granatowa) oraz elegancka skórzana torebka. Do kolorów pastelowych można dobrać ciemne akcesoria, które efektownie podkreślą kontrast całej stylizacji. Aby uzyskać jak najlepszy efekt, a zarazem poruszać się w granicach bezpiecznej estetyki, warto pamiętać o zasadzie trzech podstawowych kolorów. Idealna stylizacja nie powinna zawierać wszystkich kolorów tęczy. Wystarczy ograniczyć się do trzech z nich. Uniwersalne dodatki, które powinna mieć w szafie każda kobieta Efektowna torebka Torebki są małym fetyszem każdej miłośniczki mody. Oczywiście jedna torebka nie zaspokoi wszystkich modowych pragnień fashionistki. W szafie warto mieć w gotowości co najmniej trzy torebki różnego stylu i formy. Jedna powinna być uniwersalna, bardzo pojemna i elegancka. Wszystko, co potrzebne do życia w wielkomiejskiej dżungli, powinno w niej się zmieścić. Jest to idealny wybór dla kobiet pracujących. Przed kupnem koniecznie należy sprawdzić wymiary torebki, by w środku mógł pomieścić się laptop, dokumenty A4 oraz kosmetyczka. Druga torebka powinna być typową weekendową XXL-ką. W takiej torebce z łatwością powinny się zmieścić ubrania na weekend za miastem. Tutaj warto zainspirować się legendarną Birkin od Hermès, która łączy w sobie miejską klasykę oraz podróżną wygodę. Na koniec, coś na imprezę. Na nocną zabawę najlepiej się sprawdzi efektowna kopertówka. Ta torebka jest co prawda o wiele mniejsza i zmieścimy tam najwyżej kilka kosmetyków, portfel oraz telefon komórkowy, niemniej jednak jest to chyba najodpowiedniejszy dodatek na imprezę. Wygodny, a do tego bardzo stylowy. Zegarek Nawet w czasach powszechnej dominacji smartfonów zegarek wcale nie traci na znaczeniu. Stylowy czasomierz jest atrybutem luksusu oraz nieodłącznym dodatkiem biznesowego dress code’u. Zegarki możemy podzielić na codzienne (np. na skórzanym pasku), sportowe (gumowy pasek) oraz te na specjalną okazję (zazwyczaj na łańcuszku). Na rynku znajdziemy czasomierze klasyczne (czyli nakręcane ręcznie), o mechanizmie kwarcowym, a także elektryczne. Z pewnością każda z pań znajdzie coś dla siebie. Biżuteria Rzecz jasna nie sposób zapomnieć o biżuterii. Najróżniejsze wisiorki, bransoletki, korale czy kolczyki mogą dodać wdzięku stylizacji oraz podkreślić wyjątkowy styl kobiety. Z dodatkami lepiej jednak nie przesadzać. Małe kolczyki i piękny wisior w zupełności wystarczą. Pamiętajmy, minimalizm jest wciąż na topie. Chcemy podkreślić swoją stylizację, a nie wystroić się jak świąteczna choinka! Podsumowanie Dodatki są nieodłącznym elementem każdej damskiej stylizacji. Poza subtelną biżuterią warto także zainwestować w kilka modeli efektownych torebek, które z łatwością pomieszczą wszystkie potrzebne rzeczy do życia w wielkim mieście. Nie można także zapominać o zegarku, który może pełnić nie tylko funkcję praktyczną, ale także estetyczną. Do stylizacji wieczorowej najlepiej będą nadawać się eleganckie zegarki na łańcuszku. Warto pamiętać, że dodatki muszą dodawać akcentów stylizacji i przede wszystkim komponować całość. Rzecz jasna nie sposób zapomnieć o biżuterii. Najróżniejsze wisiorki, bransoletki, korale czy kolczyki mogą dodać wdzięku stylizacji oraz podkreślić wyjątkowy styl kobiety. Z dodatkami lepiej jednak nie przesadzać. Małe kolczyki i piękny wisior w zupełności wystarczą. Pamiętajmy, minimalizm jest wciąż na topie. Chcemy podkreślić swoją stylizację, a nie wystroić się jak świąteczna choinka!
Dodatki, które musi mieć w swojej szafie każda kobieta
Luz i swoboda kalifornijskich plaż, świeżość surferów, nonszalancja hipisów, ekstrawagancja nowojorskich ulic, a do tego artystyczny nieład cygańskiej bohemy – to wszystko znajdziesz w nowoczesnym stylu boho. Dzięki połączeniu wielu charakterystycznych elementów stał się on jednym z ulubionych stylów kobiet na całym świecie. Nic dziwnego – jest wygodny, a do tego bardzo seksowny. Ubrania w stylu boho są wizytówką sióstr Mary Kate i Ashley Olsen, projektantki i stylistki gwiazd Rachel Zoe, Nicole Richie czy Kate Moss. Co charakteryzuje styl boho? Styl boho jest wyjątkowo eklektyczny, ale ma również charakterystyczne elementy. Są to ubrania w kolorze ziemi i pustyni, lekko wypłowiałe od promieni słonecznych, sprane. Dominują luźne elementy garderoby. Często są wykorzystywane torebki z frędzlami, wianki i opaski na głowę, wiszące kolczyki i kolorowe bransoletki, plecione sandały, jeansowe kurtki, skórzane ramoneski, szyfonowe tuniki. Najbardziej charakterystyczną częścią stylu boho są zwiewne sukienki. Mają różne długości, różnią się kolorami i fasonem. Aby znaleźć tę idealną dla siebie, w której będziemy czuć się wygodnie i kobieco, trzeba znać słabe i mocne strony swojej figury. To dlatego warto wiedzieć, jakie sukienki będą pasować do naszej sylwetki. Sylwetka jabłko To jeden z najtrudniejszych typów kobiecej sylwetki. Charakteryzuje się małym wcięciem w talii i wystającym brzuchem, który jako pierwszy przybiera na wadze. Właścicielki tego typu figury mają zazwyczaj średniej wielkości piersi, większe ramiona i plecy oraz wąskie biodra i szczupłe nogi. Nie jest łatwo dobrać odpowiedni krój sukienki do takiej sylwetki. Wybieraj sukienki boho rozkloszowane, z głębokim dekoltem, odcięte pod biustem i rozszerzające się ku dołowi. Doskonale sprawdzą się te w kształcie litery A. Sylwetka gruszka To najczęściej spotykana sylwetka u kobiet. Charakteryzują ją wąskie ramiona, szerokie biodra, dosyć płaski brzuch, wyraźnie zarysowana talia i mały biust. Kobiety o tym kształcie sylwetki powinny postawić na ubrania, które wyrównają proporcje ciała. Jak to zrobić? Kupuj sukienki boho odsłaniające ramiona. To obecnie najgorętszy trend. Sprawdzą się również te z przewiązanym paskiem w talii i dekoltem w kształcie łódki. Wybieraj sukienki boho w etniczne wzory, które odciągną uwagę od wszelkich dysproporcji ciała. Sylwetka klepsydra Sylwetka gruszka i klepsydra są bardzo często ze sobą mylone. Warto zwrócić uwagę, że właścicielki sylwetki o kształcie klepsydry mają pełne, duże piersi, bardzo krótką talię, okrągłe, ale proporcjonalne do ramion biodra oraz mocne uda. Mówi się, że jest to sylwetka idealna. Kupując tego lata sukienki w stylu boho, zwróć szczególną uwagę na te o dopasowanej górze i rozkloszowanym dole. Dzięki takim fasonom podkreślisz piękne ramiona i biust, a zamaskujesz masywne uda. Unikaj sukienek boho oversize – zakryjesz nimi największe atuty swojej figury i odbierzesz sylwetce kobiece kształty. Sylwetka kolumna Właścicielki tej sylwetki są zazwyczaj bardzo szczupłe i wysokie. Mają wąskie biodra i ramiona, mały biust, słabo zarysowaną talię, długie i szczupłe nogi. To sylwetka pozbawiona kobiecych krągłości, ale na szczęście za pomocą odpowiednio dobranych ubrań można je odzyskać. Jeśli twoja figura to kolumna, wybieraj długie sukienki w stylu boho w kwiaty. Sprawdzą się także te krótkie, które optycznie dodadzą ci krągłości i jednocześnie wyeksponują piękne nogi. Postaw na mocne kolory, duże wzory i przede wszystkim sukienki z falbanami.
Sukienki w stylu boho – dobierz najlepszą do swojej figury
Nagła eksplozja kolorów, komiksy, Marilyn Monroe i Andy Warhol. Taki właśnie jest pop-art! To starannie dobrane dodatki, które niewielkim kosztem są w stanie zmienić niejakie wnętrze w gustownie urządzoną przestrzeń niebanalnego optymisty. Z uwagi na odważne kolory i niejednokrotnie młodzieżowe wzory taki typ aranżacji doskonale sprawdzi się u osób młodych. Niektórzy sądzą, że to umiejętne balansowanie na graniczy kiczu, dlatego należy znaleźć równowagę i nie przesadzać z nasyceniem stylowych dodatków. Pop-art charakteryzuje się eklektyzmem, czyli swobodnym łączeniem różnych elementów. Niebagatelny wpływ na rozwój tego kierunku miał konsumpcjonizm świata zachodu. Słynni artyści tego nurtu postanowili uwieczniać w swoich pracach symbole ówczesnego okresu. Jeden z najsłynniejszych przedstawicieli pop-artu, Andy Warhol, postawił sobie za cel produkcję sztuki na skalę masową. Zupa w puszkach marki Campbell’s i logo Coca Coli są wszechobecne w jego dziełach. Gadżety z tymi logo będą równie dobrze prezentować się w aranżowanej przez nas przestrzeni. Na co jeszcze zwrócić uwagę, aby wnętrze nabrało pop-artowego stylu? Kuchnia w stylu pop-art Przestrzeń kuchenna bardzo dobrze będzie się prezentować w bieli, ale warto zadbać także o kolorowe akcenty, np. kilka kolorowych frontów szafek. Ponadto na ścianie można powiesić kolorową tabliczkę ze starą reklamą lub ciekawe hasło z amerykańską pin-up girl. Pop-artowa kuchnia wymaga również kolorowego sprzętu AGD. A jeżeli mówimy o barwnych urządzeniach, nie może zabraknąć lodówki SMEG. Włoski klasyk dostępny jest w wielu pięknych kolorach, nierzadko także z wyjątkowym wzorem. Czynnikiem odstraszającym może być dość wysoka cena, dlatego warto rozejrzeć się za nieco bardziej ekonomicznym rozwiązaniem. Lodówka Gorenje RB60299 zachwyca kolorami, a uchwyt przymocowany do drzwi przypomina klamkę do starego cadillaca. Pop-artowe ściany Chcąc zaaranżować mieszkanie rodem z epoki Warhola, nie jesteśmy zmuszenie do gruntownego remontu. Kolor ścian odgrywa kwestię drugorzędną, ale najłatwiej bawić się stylistyką, gdy kolor jest neutralny, dlatego biel będzie zawsze mile widziana. W pop-arcie olbrzymią rolę odgrywają dodatki, warto więc w każdym pomieszczeniu powiesić większy lub mniejszy akcent utrzymany w tej stylistyce. Tabliczki z chwytliwymi hasłami, etykiety po napojach, kolorowe blaszane tablice, kolorowe reprodukcje z wizerunkami Marilyn Monroe czy Audrey Hepburn będą ładnie prezentować się na każdej ścianie. W męskiej aranżacji doskonale sprawdzą się komiksowe plakaty utrzymane w stylistyce retro, np. Batman, czy plakaty z bohaterami stajni Marvel Comics. Posiedzenie w stylu pop-art Zarówno krzesła, fotele, jak i sofy w stylu pop-art powinny być kolorowe i posiadać niebanalny kształt. Ciekawym rozwiązaniem do salonu będzie barwna pikowana sofa. Spotkanie ze znajomymi na takiej kolorowej kanapie jest gwarancją przyjemnego i wygodnego spędzania czasu. Czy to w jadalni, czy to w salonie, przy stole sprawdzą się krzesła inspirowane projektem Eames Plastic Chair. Bogatą ofertę znajdziemy wśród krzeseł Enzo, gdzie możemy wybierać spośród siedzisk utrzymanych w różnorodnej kolorystyce. Nogi to solidne drewno, które jest połączone z siedziskiem za pomocą sieci wsporników tworząc ciekawy efekt wizualny. Pop-artowe oświetlenie Lampy utrzymane w stylu pop-art powinny być przede wszystkim nietuzinkowe, co za tym idzie, muszą przykuwać uwagę swoją niebanalna formą. Prostym i godnym zainteresowania rozwiązaniem jest lampa w loftowym stylu. To lampa, która składa się z żarówki zawieszonej w kolorowym oplocie. Ten nowoczesny pomysł na oświetlenie wnętrza, jest już w modzie od dłuższego czasu. Inną godną uwagi lampą jest model Perlota. Składa się z sześciu kloszy, które ściśle do siebie przylegają. Doskonale sprawdzi się przy oświetleniu większego metrażu. Innym ciekawym rozwiązaniem jest lampa durszlak. Taką lampę możemy wykonać własnoręcznie, wystarczy oprawka, kabel i durszlak, który będzie zwisał z sufitu, np. w przestrzeni kuchennej. Na stworzenie przedmiotu hand-made będziemy potrzebować trochę czasu, jednak satysfakcja z własnoręcznie wykonanego produktu na pewno będzie ogromna.
Jak urządzić mieszkanie w stylu pop-art
Škoda Fabia drugiej generacji to wdzięczny i popularny samochód. Nie nosi łaty zbyt awaryjnego, ale – jak każdy model – ma słabe punkty. Czego należy się obawiać i na co trzeba się przygotować, mając nieduże auto z Mlada Boleslav? Historia modelu Fabia drugiej generacji weszła na rynek w 2007 r., czyli już dekadę temu. Zastąpiła pierwszą Fabię, która była produkowana od 2001 r. Poprzedniczka była bardzo udanym samochodem, który szybko pokochali kierowcy. Przez lata znajdował się na szczycie listy najchętniej kupowanych aut w Polsce. Również druga generacja spodobała się Polakom. Zachowała zalety poprzedniczki, ale jednocześnie stała się ładniejsza, lepiej się prowadziła i zyskała lepszą jakość wykończenia. Fabię kupowano jako samochód zarówno prywatny, jak i służbowy. W niektórych miastach często była samochodem do nauki jazdy. Dziś, jako auto używane, ta Škoda nadal ma plusy – przestronna w środku, w wersji kombi (na rynku od 2009 r.) sprawdzi się również jako auto dla rodziny. Jest dość prosta konstrukcyjnie (w dodatku oparta na technice Volkswagena) i nie cierpi z powodu zbyt wielu kosztownych usterek. To dobry wybór dla osób, które szukają niedrogiego samochodu do miasta i w niedalekie trasy. Przed zakupem trzeba jednak wiedzieć, na co zwracać uwagę i z jakimi mniej więcej kosztami trzeba się liczyć w przypadku typowych awarii. Typowe usterki Użytkownicy Fabii II skarżą się często m.in. na awarie dmuchawy. Na szczęście, nawet w przypadku konieczności ich wymiany koszt nie jest duży. Zdarza się, że niezbyt trwałe okazują się elementy przedniego zawieszenia. Poddają się zwłaszcza silentblocki, a także gumy stabilizatora. Niezbyt groźną, ale za to irytującą usterką jest trzeszczenie ograniczników drzwi. Niepożądane hałasy mogą być spowodowane również pękającymi uchwytami tylnej półki. Część kierowców Fabii skarży się na niepokojące stuki dochodzące z komory silnika. Na szczęście zwykle nie oznacza to dużych kłopotów z silnikiem, powodem zazwyczaj jest zużycie poduszek pod mocowaniem jednostki napędowej. Awarie a jednostki napędowe Jeżeli chodzi o usterki silników Fabii, wszystko zależy od tego, na który z wielu dostępnych tam motorów się zdecydujemy. Podstawowe, 3-cylindrowe silniki 1.2 o mocy 60 lub 70 KM nie tylko irytują kiepskimi osiągami i słabą kulturą pracy, ale także rozczarowują relatywnie wysokim zużyciem paliwa. Co gorsza, po poważnej awarii ich naprawa może być nieopłacalna. Lepszym wyborem będą jednostki 1.2 HTP. Zdarzają się tam wprawdzie awarie cewki zapłonowej, ale nie jest to usterka droga i skomplikowana w usunięciu. Turbodoładowane jednostki 1.2 TSI zapewniają bardzo dobre osiągi przy rozsądnym zużyciu paliwa, ale cierpią z powodu awarii napinacza łańcucha rozrządu. Taka naprawa jest dość droga, a usterka może pociągnąć za sobą poważne konsekwencje. Tego typu silniki, podobnie jak jeszcze mocniejszy 1.4 TSI (180 KM, z wersji sportowej RS) cierpią też z powodu zwiększonego zużycia oleju. 1.4 TSI jest wyposażony w kompresor, który także ulega awariom. Zdarzają się przypadki uszkodzenia uszczelki pod głowicą. 2. W przypadku zarówno 1.2 TSI, jak i 1.4 TSI należy się liczyć z koniecznością wymiany lub regeneracji turbosprężarki. Rozsądnym wyborem, jeśli chodzi o silniki benzynowe, będą proste, dość stare konstrukcyjnie motory wolnossące 1.4 i 1.6. Nie są przesadnie oszczędne, ale wyższe spalanie zostanie zrekompensowane niskimi kosztami napraw. Jeśli chodzi o silniki Diesla, odradza się podstawowy 1.4 TDI – pojawia się w nim luz na wale korbowym oraz duże zużycie oleju. Dobrze znany 1.9 TDI występujący w Fabiach przed liftingiem (miał miejsce w 2010 roku) jest udanym silnikiem, ale należy pamiętać o możliwości wystąpienia typowych dla starszych diesli awarii turbosprężarki czy pompowtryskiwaczy. Pojawiają się też awarie przepływomierza. Na szczęście części do 1.9 TDI jest na rynku sporo. Bardzo dobrym silnikiem jest 1.6 TDI, czyli następca 1.9 TDI w ofercie Škody. Ze względu na obecność filtra cząstek stałych raczej nie powinien jeździć wyłącznie w mieście. Kupować czy nie? Może się wydawać, że Fabię II trapi mnóstwo typowych usterek. Tak jednak nie jest – to dobry, trwały model, usterki zaś nie pojawiają się w każdym egzemplarzu i w każdej wersji. Są też zwykle proste i tanie do usunięcia. Części do Škody nie są drogie. Ponadto Fabia II jest świetnie zabezpieczona przed korozją. To rozsądny wybór dla osób, które nie oczekują od auta porywającej stylistyki, tylko niskich kosztów eksploatacji.
Typowe usterki: Škoda Fabia II
Pojazdy wyposażone w silniki wysokoprężne cieszą się olbrzymią popularnością. Niestety nadal wielu posiadaczy nie do końca wie, jak postępować z samochodem wyposażonym w silnik wysokoprężny. Regularne przeglądy Kluczem do bezawaryjnej jazdy samochodu wyposażonego w silnik wysokoprężny jest jego regularny przegląd wraz z serwisem. Nie dajmy się nabrać na przeglądy typu long-life, ponieważ wielce prawdopodobne jest, że nasz samochód będzie kojarzyć nam się wyłącznie z czarnym koszmarem. Podstawą bezawaryjnej pracy jednostki jest regularna wymiana oleju silnikowego wraz z filtrem. Wymiana powinna odbywać się w przedziale od 10 000 do 15 000 kilometrów lub raz w roku. Dodatkowo podczas wymiany oleju warto wymienić filtr powietrza oraz dla naszego komfortu filtr kabinowy. Paliwo i jeszcze raz paliwo Samochód wyposażony w silnik wysokoprężny szczególnie czuły jest na jakość paliwa, które jest mu dostarczane do pracy. Unikajmy tankowania na nieznanych stacjach paliw, a w okresie zimowym stosujmy odpowiednie dodatki do paliwa, które uniemożliwią wytrącenie parafiny, prowadzącej do wielu problemów. Dobrym zwyczajem jest wymiana filtra paliwa przynajmniej raz na 30 000 kilometrów. Pamiętajmy, że jego wymiana wymagać będzie odpowietrzenia układu. Styl jazdy Niestety większość właścicieli posiadających samochody wyposażone w jednostkę diesla nie posiada wiedzy na temat współpracy z takim silnikiem. Pamiętajmy, aby przed odpaleniem jednostki napędowej zadbać o rozgrzanie świec – w przypadku jednostek starszych i dużych mrozów czynność grzania świec przed odpaleniem możemy powtórzyć. Wykonanie tej czynności ułatwi rozruchu jednostki napędowej. Po odpaleniu pojazdu należy unikać wysokich obrotów – powyżej 2000, a w przypadku jednostek wyposażonych w koło dwumasowe unikać bardzo niskich obrotów – około 1000. Nawet po rozgrzaniu jednostki napędowej starajmy się nie przekraczać 3000 obrotów, ponieważ silnik diesla to jednostka, która największą sprawność osiąga w graniach 1750–2500 obrotów na minutę. Niestety nadal wielu kierowców nie zdaje sobie sprawy, że poruszając się z prędkością 150 kilometrów na godzinę nagłe zatrzymanie pojazdu i wyłączenie jednostki napędowej nie jest niczym dobrym. Pamiętajmy, aby przed zgaszeniem pojazdu (szczególnie, gdy chwile wcześniej silnik pracował "na pełnych obrotach") odczekać kilka sekund zanim wyłączymy jednostkę napędową. Zastosowanie tej zasady zmniejszy szansę na awarię turbosprężarki, której naprawa nie należy do najtańszych. Unikajmy niesprawdzonych rozwiązań Niestety większość problemów silników wysokoprężnych wiąże się z filtrami cząstek stałych. Co gorsza, wielu mechaników radzi usunąć filtr i przeprogramować sterownik silnika, by rozwiązać problem. Niestety nie do końca. Zamiast wycinać filtry, zastanówmy się, dlaczego doszło do jego zapchania? W większości przypadków dochodzi do tego w autach, których licznik wskazuje 160 000 kilometrów, a w rzeczywistości przejechały 460 000 kilometrów. Drugim problemem jest brak wiedzy o tym, w jakich momentach dochodzi do procesu wypalania filtra, jak go rozpoznać i jak wtedy postępować. Większość użytkowników nie zdaje sobie sprawy z takiego procesu, przez co przeważnie go przerywa. Oczywiście jeżeli przerwiemy parę razy nic złego się nie stanie, natomiast jeżeli proces będzie przerywany cały czas, w końcu dojdzie do zapchania filtra i powstania problemu. Pojazdów wyposażonych w silniki wysokoprężne nie trzeba się bać, jednak zanim zdecydujemy się na taki samochód, odpowiedzmy sobie na pytanie: czy moja wiedza jest na tyle duża, aby poruszać się samochodem wyposażonym w silnik diesla?
Jak dbać o diesla, aby nie generował dodatkowych kosztów?
Mimo stałego ogrzewania mieszkania i noszenia wełnianych swetrów nadal odczuwasz chłód? Z natury jesteś zmarzlakiem i każda zima daje ci się we znaki? Być może czas rozważyć zakup koca elektrycznego? Obecnie na rynku oprócz samych kocy znajdziesz także prześcieradła i maty elektryczne, które również pomogą ogrzać ciało w chłodne noce. Wybór odpowiedniego może przyprawić o ból głowy. Na co się więc zdecydować? Zapoznaj się z naszymi wskazówkami i sprawdź, czym kierować się przy zakupie koca elektrycznego. Bezpieczeństwo Zanim zdecydujesz się na jakikolwiek koc elektryczny, musisz upewnić się, że jego użytkowanie nie zagrozi twojemu życiu i zdrowiu. W tym celu najlepiej zapytać sprzedawcę (jeśli ta informacja nie znajduje się w opisie oferty) o certyfikat bezpieczeństwa. Oczywiście najlepiej zakupić produkt od renomowanego producenta AGD, ponieważ wtedy masz pewność, że wszystkie standardy bezpieczeństwa zostały zachowane. Do takich marek należą Camry, Gotie czy Eldom. Jakość i trwałość Elektryczny koc dobrej jakości powinien bez problemu służyć ci przez co najmniej 5 lat. Dotyczy to zarówno pracy kontrolera temperatury, jak i wytrzymałości tkaniny w praniu. Zwróć uwagę właśnie na materiał, z którego wykonano koc – na pewno nie chcesz, aby zaczął się szybko kulkować lub przyczepiać do ubrania i pościeli. Pamiętaj także o tym, że kable powinny być umieszczone w kocu w sposób, który nie sprawi ci dyskomfortu. Jeśli chcesz kupić koc elektryczny przez internet, zapoznaj się z recenzjami wybranego produktu – opinie osób, które miały okazję go przetestować na pewno pomogą ci podjąć ostateczną decyzję. box:offerCarousel Koc czy prześcieradło? Choć koc elektryczny jest najbardziej popularną formą tego typu urządzeń, warto zastanowić się, czy w twoim wypadku nie sprawdzi się lepiej prześcieradło lub mata elektryczna. Jakie są główne zalety takiego ogrzewacza? Po pierwsze ciepło generowane przez prześcieradło pozostaje w okolicy twojego ciała (między materacem a kołdrą), podczas gdy 50% ciepła wytwarzanego przez koc unosi się do góry pod sufit. Po drugie istnieje mniejsze ryzyko przegrzania prześcieradła niż w przypadku koca, ponieważ jest ono rozłożone na materacu, a nie zwinięte w kulkę (co utrudnia oddawanie ciepła), jak to bywa w przypadku koców. Na Allegro kupisz taką matę grzewczą marki Lauson już za ok. 60 zł. Oczywiście, jeśli planujesz zakup dodatkowego ogrzewacza, który pomoże uporać się z chłodem w zimowe dni, w zupełności wystarczy ci koc elektyczny. Będzie on zdecydowanie wygodniejszym urządzeniem, jeśli szukasz czegoś, co pozwoli ci bez szczękania zębami przeczytać książkę lub obejrzeć film na kanapie. Funkcje dodatkowe Na co jeszcze warto zwrócić uwagę podczas zakupu koca elektrycznego? Z pewnością na kontroler temperatury. Jeśli produktu będzie używać osoba starsza, która miewa już problemy z chwytaniem, najlepiej wybrać model z jak najprostszym włącznikiem. Także waga koca ma znaczenie – niektórzy odczuwają dyskomfort pod ciężkim przykryciem, więc należy zwrócić uwagę na jego grubość. Zapoznaj się z kocami elektrycznymi na Allegro i wybierz ten idealny dla ciebie oraz twoich bliskich. Jedno- lub dwuosobowy, gładki lub w kratę – każdy z nich na pewno skutecznie cię rozgrzeje!
Zima nie odpuszcza – jaki koc elektryczny wybrać?
Margo żyje we własnym, mrocznym świecie – zarówno tym zewnętrznym, jak i wewnętrznym. W jej głowie rozgrywają się scenariusze, które przerażają ją samą. Gdy zostaje popełniona brutalna zbrodnia, mrok zbierający się w głowie dziewczyny zaczyna przybierać na sile. Z ciemności w ciemność Bone to ponure miasteczko, w którym nie dzieje się nic dobrego. Każdy, kto przejeżdża przez jego okolice, intuicyjnie stara się ominąć je szerokim łukiem. W Bone stoi dom szczególnie mroczny i przygnębiający. Żyje w nim dziewczyna, która pozwala, by ciemność powoli dopadła także ją. Margo nie jest zwyczajną nastolatką. Tkwi w niej ciemność, której dziewczyna nie potrafi przezwyciężyć. Nie pomaga jej w tym otoczenie – żyje ona w ciemnym, mrocznym domu razem z cierpiącą na depresję matką. Ta nie ma żadnego kontaktu z córką – nie odzywa się do niej, a jedyne interakcje wskazują, że traktuje nastolatkę jak osobistą służącą. Nieoczekiwane spotkanie Margo nie utrzymuje zbyt wielu kontaktów z rówieśnikami. Unika ich tak samo skutecznie, jak oni unikają jej. Samotność jej nie przeszkadza, przyzwyczaiła się do tego. Życie na uboczu wydaje się jej przeznaczone. Jednak wszystko zmienia się, gdy poznaje chłopaka z sąsiedztwa. Judah jest starszy, sparaliżowany i mimo że porusza się na wózku inwalidzkim, odkrywa przed Margo zupełnie inny świat. Czy nowy znajomy będzie w stanie wyrwać dziewczynę z wewnętrznej ciemności i pomóc jej patrzeć na życie inaczej? Tajemnicze morderstwo Wkrótce do Bone znów zagląda ciemność – w okolicy ginie siedmioletnia dziewczynka. Margo i Judah, poruszeni tragedią, postanawiają rozpocząć własne śledztwo. Dziewczyna zaczyna planować w głowie własną, brutalną zemstę. Mrok, który się w niej tkwił, powraca i Margo fantazjuje o ukaraniu morderców w imię zasady „oko za oko, ząb za ząb”. Jednakże dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, że czające się w niej samej zło może powrócić w zaskakującej formie, a za chęć zemsty przyjdzie jej sporo zapłacić. „Margo” to powieść skupiona na temacie prawdy o nas samych. Tarryn Fisher zaprasza czytelników do świata bohaterki, który jest mroczny, ciemny i brutalny. To nie rzeczywistość, w jakiej chcielibyśmy się znaleźć. Bone jest miasteczkiem zepsutym, prymitywnym, pozbawionym kompasu moralnego. To miejsce, które odkrywa w człowieku jego najgorsze instynkty – czasem tak mocne, że nie możemy się przed nimi obronić. „Margo” to mroczna książka dla młodzieży. Przytłacza ciężkim klimatem, ale skutecznie wciąga w fabułę i sprawia, że chcemy śledzić poczynania bohaterki. Jakie by one nie były. Źródło okładki: www.wsqn.pl
„Margo” Tarryn Fisher – recenzja
Sukienka jest uważana za symbol kobiecości. Mogą ją nosić panie w każdym wieku. Potrafi – jak żaden inny element garderoby – podkreślić atuty kobiecej figury i zatuszować niedoskonałości. To doskonały strój zarówno na co dzień, jak i na wyjątkowe okazje. Niestety, wiele przedstawicielek płci pięknej wciąż nie docenia zalet sukienek. Młode kobiety uważają, że są one niewygodne, a dojrzałe, że już nie wypada ich zakładać. Nic bardziej mylnego – modne, oryginalne, klasyczne – projektanci co roku dbają o kobiety w różnym wieku, dlatego każda z nas może znaleźć coś dla siebie. Wystarczy poznać kilka cennych wskazówek. Sukienki dla 20-latki To wiek, który wybacza największe szaleństwa. Możesz pozwolić sobie praktycznie na każdą długość i kolor – oczywiście przy zachowaniu dobrego gustu i smaku. Sukienki w kwiaty w stylu boho już kolejny sezon królują bezapelacyjnie na wybiegach. Takie sukienki dodadzą ci kobiecości i lekkości – będą idealne na wypad nad jezioro, zakupy, koncert, a także na randkę i niezobowiązujące spotkanie z przyjaciółmi. Są luźne i zwiewne – dodadzą twojej sylwetce lekkości. Dwudziestolatki wyglądają dobrze zarówno w kolorach delikatnych, pastelowych, jak i w tych mocnych, neonowych. Z tymi drugimi należy jednak uważać. Najbardziej korzystne będą kolory owoców cytrusowych – pomarańczowy i żółty. Dodadzą energii i charakteru. Pamiętaj o zachowaniu umiaru – jeśli stawiasz na sukienkę w mocne wzory, dodatki, takie jak biżuteria, torebka czy buty, powinny być jak najprostsze. Sukienki dla 30-latki Kobiety w tym wieku wciąż mogą pozwolić sobie na bardzo dużo i świetnie wyglądają praktycznie w każdym kolorze i fasonie. Do kozaków lub butów na obcasie świetne będą najmodniejsze rozkloszowane sukienki. Dodadzą dziewczęcego wdzięku i uroku. Takie sukienki wspaniale podkreślają talię, a maskują krągłe biodra. Będą idealne zarówno na rodzinny obiad, jak i wieczorne spotkania. W zależności od okazji możesz zdecydować się na długi lub krótki rękaw, delikatny lub głęboki dekolt. Przy rozkloszowanych sukienkach najlepiej zrezygnować z mocnych wzorów na rzecz intensywnych kolorów. Idealna będzie również głęboka czerń lub nieskazitelna biel. Uwagę przyciągnie sukienka w kolorze limonki lub turkusu. Postaraj się też o to, żeby dodatki były w zbliżonym lub identycznym kolorze. Sukienki dla 40-latki Kobiety w tym wieku bardzo często rezygnują z sukienek na rzecz eleganckich garniturów i garsonek. To duży błąd, ale możesz go bardzo szybko naprawić. Zarówno na spotkanie biznesowe, jak i firmowy brunch świetnie sprawdzą się sukienki koszulowe. Męski akcent w kobiecym wydaniu to jeden z najgorętszych trendów. Sukienki koszulowe z kołnierzykiem dodadzą ci elegancji i energii, wiązane w pasie podkreślą talię, a zapinane na guziki delikatnie wyeksponują dekolt. W tym wieku postaw na odważny kolor. Dla odważnych, nietuzinkowych kobiet najlepsza będzie sukienka w kolorze fuksji. Z kolei dla pań ceniących klasykę – najmodniejszy kolor nadchodzącej wiosny, czyli mocna zieleń. Sukienki dla 50-latki Kobiety w tym wieku są wciąż bardzo aktywne – robią karierę, podróżują, przeżywają drugą młodość. Warto, aby nie zapominały o swojej kobiecości. Dojrzałe kobiety powinny wybierać sukienki klasyczne. Idealne będą te o prostym kroju przed kolano. Warto również nosić te, które zasłaniają ramiona, z lekko szerszymi rękawami przed łokieć. Jeśli kwiaty – to wyłącznie duże, jeśli kolor – to intensywny lub pastelowy. Dojrzałe kobiety doskonale wyglądają w intensywnej czerwieni, która przyciąga uwagę i podkreśla temperament. Dobrym kolorem będzie też ultramaryna. Dodatki mogą kontrastować z kolorem sukienki, ale nie zapominaj o ich jakości. Postaw na skórzane baleriny lub dużą klasyczną torbę.
Najmodniejsze sukienki na nadchodzący sezon dla 20-, 30-, 40- i 50-latki
Jeśli znudziły ci się twoje krzesła, ich kolor nie pasuje do reszty wnętrza albo po prostu są lekko zniszczone – bez problemu uszyjesz na nie pokrowce. Dzięki temu niskim kosztem odświeżysz ich wygląd. Jedyne, co ci potrzeba, to trochę cierpliwości i podstawowe umiejętności szycia. To co, zaczynamy? Co będzie ci potrzebne? Aby uszyć jeden pokrowiec na krzesło, niezbędne będą: bawełna w wybranym kolorze, owata, tasiemka satynowa, maszyna do szycia, podstawowe akcesoria krawieckie. 1.Zaczynamy od zdjęcia miary z naszego krzesła. Wszystkie wymiary zapisujemy na kartce – planujemy kształt, wielkość i ilość potrzebnych części (siedzisko, przód oparcia, tył oparcia, boki). 2.Wycinamy poszczególne części wykroju z materiału, natomiast z owaty – samo siedzisko. 3.Zszywamy części. Do siedziska (materiał razem z owatą) doszywamy trzy boki oraz przód oparcia. 4.Do górnej krawędzi przodu oparcia doszywamy tył oparcia. box:offerCarousel 5.Robimy przymiarkę na krześle. Jeśli wszystko pasuje, podkładamy surowe krawędzie materiału (zakładamy trzy razy na 0,5 cm i stębnujemy). Dokładnie rozprasowujemy. 6.Po bokach krzesła doszywamy kawałki tasiemki. Aby tasiemka nie pruła się, jej końce lekko topimy nad płomieniem świecy. box:offerCarousel Pokrowiec jest już gotowy, w taki sam sposób możesz odnowić kolejne krzesła. Jeśli potrzebujesz więcej inspiracji, sprawdź gotowe produkty na Allegro.
Pokrowce na krzesła - DIY
Co zrobić, aby regularne treningi nie stały się nudne? Jak wytrwać w realizowaniu planu? Często obawy przed tym, że nie damy rady, sprawiają, że w ogóle nie podejmujemy aktywności. Nie jest to dobra decyzja. Warto uwierzyć w swoje możliwości i starać się trenować z przyjemnością. To nie takie trudne. Grunt to systematyczność Najważniejsze są regularne treningi. Niezależnie od tego, jaką dyscyplinę wybierzesz, pilnuj, żeby trenować minimum 3–4 razy w tygodniu. Tylko wtedy możesz liczyć na efekt, który będzie satysfakcjonujący. Ćwicząc regularnie, zobaczysz, że kondycja jest coraz lepsza, ciało się zmienia, a co najważniejsze – nie tracisz zapału do ćwiczeń. Każdy ma czasem gorsze dni i momenty zwątpienia. Zebranie się i wyjście na trening może być najlepszym sposobem na poprawę nastroju. Dobrą motywacją do ćwiczeń mogą być też nowe ubrania treningowe, szczególnie kobiety lubią ładnie wyglądać w czasie aktywności fizycznej. Dobrym pomysłem może być nowy top, stanik sportowy czy kolorowe legginsy. Zawsze przydadzą się także nowe buty sportowe. Panów zazwyczaj bardziej cieszą użyteczne gadżety, takie jak pulsometr czy plecak do biegania. Unikaj rutyny Niezależnie od tego, jaką dyscyplinę sportu lubisz, staraj się urozmaicać treningi. Nigdy nie powtarzaj tego samego w danym tygodniu. Jeśli biegasz, pływasz albo jeździsz na rowerze, pamiętaj, żeby szukać nowych wyzwań. Narzuć sobie inny odcinek do pokonania, inne tempo, zmieniaj natężenie wysiłku. Potrzebne są treningi szybkościowe, ale też wolne i spokojne pokonywanie dłuższych tras. Wszystkie treningi kontroluj i zapisuj w dzienniku treningowym. Pozwoli to śledzić postępy. Jak ułożyć najlepszy plan dla siebie? Będzie to zależne od celu, jaki sobie postawisz. Każdy potrzebuje innych bodźców, ale warto ułożyć plan tak, żeby treningi dobrze ze sobą współgrały. Między mocnymi treningami warto zrobić sobie dzień wolny albo przeznaczyć go na mało intensywną aktywność, np. popływać w wolnym tempie. W zależności od tego, jaki masz cel, wybierz odpowiedni plan dla siebie. Poprawa kondycji Poniedziałek: trening interwałowy. Wtorek: trening kardio. Czwartek: trening siłowy. Sobota: trening cardio około 30 minut + trening wzmacniający. Odchudzanie Poniedziałek: trening siłowy. Wtorek: trening kadrio. Czwartek: trening kardio około 30 minut + trening wzmacniający. Sobota: trening kardio. Modelowanie sylwetki Poniedziałek: trening siłowy. Wtorek: trening kardio. Czwartek: trening wzmacniający. Sobota: trening kardio około 30 minut + trening wzmacniający. Dla osoby, która chce przytyć Poniedziałek: trening siłowy. Środa: trening siłowy. Piątek: trening kardio (bieganie, marsz, pływanie). To ogólny plan, którego warto się trzymać, ale trzeba zadbać, żeby w każdym tygodniu ćwiczenia były inne. W jednym w ramach treningu kardio można pobiegać, a w kolejnym iść na rower. Podobnie z treningiem siłowym. Ważne jest też stosowanie innego sprzętu treningowego. Jednego dnia użyj sztangi, następnego – odważników kettlebells. Po każdym treningu bardzo ważne jest rozciągnięcie mięśni, które pracowały w czasie ćwiczeń. Przydatny może okazać się roller, który pomoże szybciej się zregenerować. Dla poprawy ukrwienia wystarczy rollować się około 5–7 minut. Jeśli trening był wyjątkowo mocny, warto wydłużyć ten czas. Jaka pora jest najlepsza do ćwiczeń? Ćwicz, kiedy masz najwięcej energii i chęci. Wiele osób lubi ćwiczyć rano, żeby nabrać energii na cały dzień. Jest też sporo osób, które wybierają wieczorny trening po pracy. Od ciebie zależy to, kiedy wyjdziesz z domu albo rozłożysz matę w mieszkaniu. Najważniejsze, żeby trening się odbył. Trenuj regularnie, a na pewno nie pożałujesz.
Zaplanuj ciekawy plan treningowy, żeby szybko się nie znudzić
Wpatrzona w swoje maleństwo świeżo upieczona mama pewnie nie znajdzie chwili, aby podsunąć pomysł na upominek, jaki chciałaby znaleźć w mikołajkowej skarpecie. To jednak świetna okazja do obdarowania jej praktycznym prezentem, który sprawi jej przyjemność. Podczas opieki nad niemowlakiem istotne są przede wszystkim proste i funkcjonalne rozwiązania, które sprawiają, że młoda mama może więcej czasu spędzić na zabawie i zacieśnianiu więzi z dzieckiem. Dlatego idealny prezent powinien ułatwiać życie młodej mamy i sprawiać, by było ono jeszcze przyjemniejsze. Przedstawiamy tegoroczne propozycje. 1. Szczotka do masażu Lullalove box:offerCarousel Marka znana z produkcji ekologicznych gryzaków i zabawek dla maluszków tym razem przygotowała coś dla mam, które nie mają czasu na wizyty w spa. Całkowicie naturalna szczotka wykonana z drewna bukowego i włosia z kaktusa agawy jest przeznaczona do suchego masażu całego ciała. Codzienne masowanie skóry przed kąpielą pozwala osiągnąć fantastyczne efekty. Szczotkowanie ujędrnia i uelastycznia skórę (efekty widoczne już po 3–4 masażach), usuwa martwy naskórek i oczyszcza z toksyn, relaksuje i koi napięcie oraz ból barków, karku i pleców, zwiększa ukrwienie, stymuluje układ odpornościowy, pomaga walczyć z zastojami wody i opuchlizną. Dzięki szczotce do masażu każda, nawet najbardziej zabiegana mama będzie mogła urządzić salon odnowy we własnej łazience. 2. Torba dla mamy Unique Babyono box:offerCarousel Bardzo funkcjonalna torba, o eleganckiej klasycznej linii z wykorzystaniem nowatorskich rozwiązań. Wpadnie w oko wszystkim mamom, które mają dość infantylnego wzornictwa. Torba jest dostępna w kilku wersjach kolorystycznych, głównie odcieniach czerni i szarości. Wewnątrz znajduje się aż 10 specjalnie zaprojektowanych, które umożliwiają wykorzystywanie jej zarówno na spacerach z dzieckiem, jak i na biznesowych spotkaniach. Są to m.in. kieszeń na tablet (mieszcząca również 15-calowy komputer), kieszenie na klucze, telefon chusteczki, smycz na klucze, uchwyty na długopisy lub np. dziecięce sztućce, a także zewnętrzna termokieszeń na napoje. Torba ma długi, regulowany pasek na ramię i uchwyty przeznaczone do noszenia w ręku. Zestaw karabińczyków pozwala również łatwo przypiąć ją do wózka. 3. Bidon termiczny Zoli box:offerCarousel Łyk ciepłej kawy czy herbaty podczas całodobowej opieki nad maluszkiem bywa zbawienny. Dzięki funkcjonalnemu bidonowi Zoli mama będzie mogła mieć pod ręką coś do picia. Butelki termiczne mają podwójną powłokę ze stali nierdzewnej z próżnią między ściankami, dzięki czemu utrzymują temperaturę zarówno ciepłych, jak i zimnych napojów nawet przez kilka godzin. Nowoczesny kształt, przyciągająca wzrok kolorystyka i łatwość użytkowania sprawiają, że bidon jest bardzo atrakcyjnym gadżetem. Szczelna zakrętka utrzymuje napój wewnątrz nawet po przechyleniu, a ścianki butelki pozostają przyjemnie chłodne. Bidony są produkowane z dbałością o środowisko, a w składzie użytych do ich wykonania materiałów nie ma BPA, PVC, ftalanów i ołowiu. 4. Naszyjnik do gryzienia box:offerCarousel Dla wielu mam czas ząbkowania to najtrudniejszy okres podczas opieki nad niemowlakiem. Ulgę bolącym dziąsłom przynosi gryzienie przez dziecko wszystkiego, co tylko pojawi się w zasięgu rączek. Dlatego fantastycznym pomysłem są funkcjonalne gryzaki, które pełnią funkcję jednocześnie biżuterii dla mamy. Wykonane z silikonu naszyjniki dostępne są w kilku wersjach kolorystycznych, a także różnych wielkościach, od małych identycznych koralików, aż do dużych asymetrycznych kształtów. Wszystkie są w pełni bezpieczne dla dziecka i mogą być przez niego gryzione podczas noszenia przez mamę czy wspólnej zabawy. 5. Ramka na odcisk bobasa box:offerCarousel Pierwszy rok macierzyństwa obfituje w mnóstwo wspaniałych i niepowtarzalnych momentów, które chcielibyśmy uwiecznić i zatrzymać na zawsze. Jednym ze sposobów uwiecznienia błyskawicznie upływającego czasu jest wykonywanie odcisków stopek i rączek maluszka. Miłym prezentem dla mamy będzie elegancka ramka, w której może umieścić taki odcisk wraz ze zdjęciem dziecka i odpowiednim podpisem. Mikołajkowa niespodzianka będzie dla młodej mamy miłym gestem, który sprawi jej dużą przyjemność. Dlatego warto, aby Święty Mikołaj poświęcił chwilę na wybór cudownego prezentu.
Mikołajki 2017. 5 upominków dla młodej mamy
Kreatyna to od lat najskuteczniejsza, najbezpieczniejsza i najlepiej przebadana, całkowicie legalna substancja używana w celu wzrostu masy i siły mięśni. Dla każdego pasjonata sportów siłowych stanowiła jeden z pierwszych suplementów, a niektórzy stosują ją cały czas od wielu lat. Kreatyna to niezbędna do życia cząsteczka naturalnie produkowana w organizmie człowieka. Jej główną rolą jest przechowywanie reszt kwasu fosforowego i dostarczanie ich adenozynodifosforanowi (ADP) przez pierwsze kilka – kilkanaście sekund intensywnej pracy mięśni. W tym okresie proces ten stanowi jedyne źródło energii. Właśnie w mięśniach notuje się największe stężenie kreatyny. Produkowana jest przede wszystkim w wątrobie, nerkach i trzustce z dwóch aminokwasów: glicyny i argininy. Dodatkowo dostarczamy ją, jedząc mięso i ryby. Badania nad kreatyną rozpoczęły się w latach dwudziestych poprzedniego stulecia, lecz na rynek suplementów wdarła się przebojem dopiero siedemdziesiąt lat później, kiedy zoptymalizowano produkcję jej syntetycznej postaci. Cele stosowania Kreatyna jest uważana za jeden z najefektywniejszych legalnych środków dla rozwoju mięśni i stosowana przede wszystkim w sportach siłowych i sylwetkowych. Wzrost jej stężenia w komórkach mięśniowych, dzięki suplementacji, prowadzi do zwiększenia masy, siły i wytrzymałości mięśni. Kreatyna pozwala wydajniej budować i magazynować glikogen mięśniowy oraz prowadzi do większej produkcji anabolicznego hormonu IGF-1. Za to wszystko odpowiedzialna jest przede wszystkim spowodowana suplementacją retencja wody w komórkach mięśniowych. Uefektywnia ona pracę wielu hormonów i enzymów, pozwalając tym samym na budowę nowych łańcuchów białkowych. box:offerCarousel Teraz kilka słów o szkodliwości kreatyny. Krótko mówiąc, u zdrowych osób takowa nie istnieje. Niektórzy boją się, że kreatyna obciąża nerki, które usuwają jej nadmiar pod postacią kreatyniny, ale tak naprawdę ich obarczenie pracą rośnie wtedy tylko o pomijalny ułamek. Jest prawdą, że wyniki badania moczu, jakie otrzymujemy w trakcie stosowania tego suplementu, pozornie kwalifikują nas do osób z problemami zdrowotnymi, ale przecież jakoś organizm musi usunąć nadmiar kreatyny. W sytuacji, gdy mięśnie są wysycone i stan ten chcemy podtrzymać przez tygodnie, miesiące czy lata, ciało usuwa kreatyninę wraz z moczem, ale absolutnie mu ten proces nie szkodzi. Monohydrat od zawsze na pierwszym miejscu Podstawowa postać kreatyny ma formę monohydratu, czyli każda cząsteczka substancji aktywnej jest połączona z jedną cząsteczką wody. Obecnie możemy przebierać w niesamowitej liczbie innych odmian, gdzie cząsteczkę kreatyny połączono z różnymi molekułami. W czystych preparatach lub suplementach złożonych znajdziemy jabłczan kreatyny, cytrynian, orotan, chlorowodorek, glukonian, alfaketoglutaran, fosforan, azotan, ester etylowy i wiele innych form. Producenci prześcigają się w zapewnieniach, że te bardziej zaawansowane rodzaje niosą ze sobą szereg zalet. Z pewnością dostajemy lepszą rozpuszczalność w wodzie, co przekłada się na nieco efektywniejsze wchłanianie w układzie pokarmowym i brak uczucia piasku w shakerze, choć ten ostatni czynnik został rozwiązany dzięki dokładnemu zmieleniu kreatyny. Tak naprawdę na tym się kończą zalety, gdyż większość wymienionych form w układzie pokarmowym i tak zmieni się w monohydrat, więc są po prostu mniej ekonomiczne. W cyklach czy ciągle? Kiedyś zalecano stosować kreatynę cyklicznie. Zaczynało się od tygodniowej fazy ładowania po 10–20 g dziennie, a następnie przychodziło kilkutygodniowe podtrzymanie, gdzie dawki oscylowały między 5–10 g dziennie. Po takim cyklu należało sobie zrobić przerwę o tej samej długości i wszystko powtórzyć. Dzienną dawkę suplementu najlepiej rozbić na 2 lub 3 porcje. Obecnie nawet przy cyklicznym stosowaniu kreatyny nie zalecanie się robić ładowania, tylko stosować stałe dawki od samego początku. Ewentualnie trochę wyższe w dni treningowe i niższe w beztreningowe. Jednak coraz więcej osób, szczególnie tych zaawansowanych, przychyla się do suplementacji stałej, gdy bez przerwy, całymi latami stosuje się 2–3 g kreatyny codziennie lub 3–5 g tylko przed treningiem. To absolutnie bezpieczny suplement i takie podejście jest najlepsze dla osób o dużym stażu. Pora okołotreningowa to idealny moment na przyjęcie porcji tego suplementu. Wiele odżywek typu pre-workout zawiera już w sobie kreatynę, a jeżeli jest inaczej, zawsze można dodać do shakera pół łyżeczki jej czystej postaci. Kreatyna jest suplementem, który efektywnie działa na 80 proc. populacji. U 20 proc. osób poziom fosfokreatyny w komórkach jest już na tyle wysoki, że dostarczenie nawet dużych ilości tego suplementu z zewnątrz nie doprowadzi do wzrostu stężenia w włóknach mięśniowych. Spożyty suplement oczywiście wchłonie się w jelicie, ale zostanie w całości wydalony przez nerki. Pamiętać należy, że głównym źródłem kreatyny w naszej diecie jest mięso, a kulturystyczna dieta często zawiera go kilogram dziennie. Najwrażliwsi na kreatynę są zatem wegetarianie.
Kompendium wiedzy o kreatynie
Masaż bańkami chińskimi znajduje się obecnie w ofercie każdego dobrego salonu kosmetycznego. Panie, decydując się na ten zabieg, najczęściej liczą na pomoc w walce z cellulitem. Okazuje się jednak, że taki masaż może pomóc nam także na inne dolegliwości. Ale od początku. Czym są bańki chińskie? Jest to odmiana tzw. baniek próżniowych, które wysysają powietrze pod ciśnieniem. Obecnie na rynku można najczęściej spotkać gumowe bańki chińskie, ale występują też szklane i bambusowe. Charakteryzują się okrągłym kształtem i zaokrąglonymi brzegami, które nie ranią skóry w trakcie zasysania. Skąd nazwa? Bańki te wywodzą się z tradycyjnej, chińskiej medycyny ludowej, według której pomagały m.in. na bóle brzucha. Masaż bańkami w salonie kosmetycznym Zasysanie skóry w trakcie stawiania baniek powoduje pobudzenie krążenia krwi i limfy w organizmie, co w konsekwencji prowadzi do szybszego pozbywania się toksyn z ciała. Przed przystąpieniem do samego zabiegu, należy ciało posmarować oliwką nawilżającą, która ułatwi przesuwanie bańki po kolejnych partiach. Następnie z bańki wyciskane jest powietrze tak, aby po przyłożeniu do skóry zassała jej fałdę. Potem masażysta powinien wykonywać podłużne i okrężne ruchy w kierunku węzłów chłonnych, jednak nie dłużej niż przez 3 minuty (zazwyczaj tyle wystarczy, aby na skórze pojawiły się zasinienia). Cały masaż trwa – w zależności od partii ciała – od 15 do 60 minut, aby zobaczyć efekty, należy go powtórzyć ok. 12 razy. Skutkiem ubocznym masażu bańkami chińskimi są liczne zasinienia i krwiaki, które jednak powinny się wchłonąć po kilku dniach. Po każdym zabiegu warto wmasować w ciało balsam nawilżający, który pozwoli na ich szybsze zniknięcie. Dla kogo taki masaż? Masaż ten polecany jest nie tylko kobietom zmagającym się z problemem cellulitu, ale także osobom, u których występuje nadciśnienie, astma, bóle stawów, pleców, karku, zapalenie korzonków, często nawracająca grypa, problemy z potencją, a także blizny potrądzikowe i rozstępy. Oczywiście każde schorzenie wymaga innej techniki masażu bańkami, czasami wystarczy tylko przyłożenie bańki do chorobowo zmienionego miejsca. Cena zabiegu w gabinecie kosmetycznym waha się od 50 do ok. 200 zł. Można jednak zaopatrzyć się w bańki i wykonywać masaż w domu. Warto jednak wiedzieć, że jest on przeciwwskazany dla osób cierpiących na choroby nowotworowe, stany zapalne skóry, hemofilię, stwardnienie rozsiane, niewydolność krążenia, padaczkę czy gorączkę nieznanego pochodzenia. Na zabieg ten nie powinny się też decydować kobiety, które borykają się z cerą naczynkową, są w ciąży lub w trakcie miesiączki. Samodzielne wykonanie masażu Jeżeli kupiłeś zestaw baniek chińskich i masaż chcesz wykonać w domu, to – aby nie zrobić sobie krzywdy – powinieneś poznać podstawowe zasady. Po pierwsze, wejdź pod prysznic i dokładnie umyj ciało. Po wysuszeniu nasmaruj nawilżającą oliwką miejsca, które chcesz masować i dopasuj do nich rozmiar bańki. Upewnij się, że dobrze i pewnie leży ona w twojej dłoni, ponieważ zabieg jest intensywny i wymagać będzie odpowiedniej siły. Następnie podgrzej bańkę w 40-stopniowej wodzie, wyciągnij i osusz. Przystaw bańkę do skóry, dwoma palcami ściśnij jej wierzchołek, przyciśnij do ciała i przesuwaj pionowymi ruchami. Aby ją odessać, delikatnie włóż do niej palec. Jeżeli w trakcie masażu poczujesz, że coś jest nie tak – natychmiast przerwij. Masaż z użyciem chińskich baniek nie jest trudny i z powodzeniem możemy go wykonywać w domu. Nie zrażajmy się niepowodzeniami. Doświadczenie pozwoli nam dojść do wprawy i pomoże w usunięciu męczących nas dolegliwości.
Bańki chińskie nie tylko na cellulit
Akcesoria łazienkowe to niezbędne elementy każdego mieszkania. Mydelniczka, pojemnik na szczoteczki, wieszak na ręczniki, dozownik do mydła – korzystamy z nich codziennie i aby służyły nam jak najdłużej, muszą być wykonane z wysokiej jakości materiałów. Kamionka to dobry wybór, nie tylko ze względu na efektowny wygląd, ale przede wszystkim cenne właściwości. Zakup akcesoriów łazienkowych to nie lada wyzwanie. Nie jest łatwy, ponieważ na rynku dostępnych jest wiele alternatyw. Różnią się od siebie kształtem, kolorystyką, a także materiałami. Ostatnio na topie szczególnie modne są wersje z kamionki. To zmodyfikowane tworzywo ceramiczne charakteryzuje się szczególną trwałością i efektownym wyglądem. Poniżej dodatkowe informacje na ten temat. Co to jest kamionka? Kamionka to nic innego jak wyrób ceramiczny, który otrzymuje się z gliny z dodatkiem piasku kwarcowego lub szamotu. Następnie wypalany jest w wysokiej temperaturze, a poprzez pokrycie sproszkowanymi minerałami na jego powierzchni wytwarza się szklista glazura. Dzięki temu kamionka jest szczególnie trwała i efektowna. Mydelniczka z kamionki może przybierać różne postaci. Producenci oferują szeroki wachlarz możliwości. Dostajemy wybór spośród nowoczesnych, prostych form, jak również akcesoriów wykonanych w stylu retro. Bogaty asortyment umożliwia nam dopasowanie mydelniczki do stylu, jaki panuje w naszym mieszkaniu. Proste formy zazwyczaj cechuje minimalizm, natomiast dodatki retro wprost przeciwnie – wiele kształtów i często kwiatowe motywy. Kubek na szczoteczkę to kolejny przedmiot, który powinien znaleźć swoje miejsce w łazience. W przypadku kamionki stawiajmy na ozdobne kubeczki z kutymi ornamentami, starymi etykietami i motywem kwiatowym. Pamiętajmy również o tym, aby nasze akcesoria były na nóżce. Jest to jeden z tych elementów, który wyjątkowo wpisuje się w styl retro. A zatem, jeśli zależy nam na powrocie do konwencji sprzed kilku dekad, w ten sposób uzyskamy zamierzony efekt. Styl retro w łazience Akcesoria łazienkowe w stylu retro to idealny sposób na urozmaicenie wystroju wnętrza. A jeśli dodatkowo są wykonane z kamionki, to tym bardziej wpisują się w tę konwencję. Jeżeli więc i nam zależy na uzyskaniu takiego efektu, pamiętajmy o dodatkach. Nadruki, wyraziste wzory i cukierkowe kolory – tego potrzebujemy, aby nasza łazienka przypominała swoim wyglądem łazienki pałacowe z lat 50. Styl nowoczesny w łazience Prostota i minimalizm. Tym powinna cechować się nowoczesna łazienka. Żadnych bogatych wzorów, ozdób, tylko kolor i gładka powierzchnia. Jedynymi dodatkami, jakie mogą pojawić się na nowoczesnych akcesoriach łazienkowych, to elementy stalowe i szklane. Takie modele będą znakomitym dopełnieniem minimalistycznie urządzonego mieszkania. Planujesz zmianę dodatków w łazience, a może przed tobą generalny remont? Jeśli jesteś już na etapie szukania odpowiednich akcesoriów łazienkowych, warto wziąć pod uwagę wersje wykonane z kamionki. Ten ceramiczny materiał ma to do siebie, że nie potrzebuje zbyt wielu ozdób, aby prezentował się efektownie. Co więcej, ze względu na bogactwo wariantów możemy łączyć go niemal z każdym wnętrzem. Odnajdzie się zarówno w nowoczesnej łazience, jak również konwencji sprzed wielu lat.
Łazienkowe akcesoria z kamionki
Transport ciężkich ładunków to nie tylko duża umiejętność, ale też duża odpowiedzialność. Podstawowym czynnikiem wpływającym na bezpieczne przetransportowanie ciężkiego ładunku jest jego odpowiednie zabezpieczenie. Jak zabezpieczyć ciężki ładunek podczas transportu? Najlepszym narzędziem do zabezpieczenia ciężkiego ładunku podczas transportu jest odciąg łańcuchowy , który jest najbezpieczniejszą i najmocniejszą formą zabezpieczania ładunku. Na rynku dostępne są dwa podstawowe i najbardziej popularne rodzaje odciągów łańcuchowych. Pierwszym z nich jest odciąg jednoczęściowy. W tym systemie dwa fragmenty łańcucha złączone są na stałe z napinaczem. Większą popularnością cieszy się odciąg dwuczęściowy, w którym łańcuch to oddzielna część. Zestaw odciągu dwuczęściowego z dwóch stron zakończony jest hakami z metalowymi zapadkami, które są dla niego zabezpieczeniem. Największym plusem tego rozwiązania jest uniwersalność, a konkretnie możliwość regulowania odciągu. Odciąg łańcuchowy jednoczęściowy Decydując się na zakup odciągu łańcuchowego jednoczęściowego, zwróćmy uwagę na jego klasę. W zupełności wystarczy klasa 8. Następnie sprawdźmy, co wchodzi w skład zestawu. Produktem wartym zainteresowania jest zestaw odciągu łańcuchowego jednoczęściowego o długości 3,5 metra w cenie 309 zł. Składa się z napinacza grzechotkowego i zintegrowanego łańcucha zakończonego dwoma hakami, które przyczynią się do łatwego zabezpieczenia ładunku. Produkt posiada wszystkie atesty, a jakość wykonania jest na najwyższym poziomie. W przypadku, gdy zmuszeni jesteśmy zabezpieczyć większe towary, możemy zdecydować się na zakup odciągu łańcuchowego jednoczęściowego o długości 5 metrów . Cena zestawu wynosi około 360 zł. W zamian otrzymujemy identyczny zestaw, jak w przypadku zestawu o długości 3 metrów. Odciąg łańcuchowy dwuczęściowy Rynek odciągów łańcuchowych otwiera zestaw dwuczęściowy w cenie 265 zł. W zamian otrzymujemy łańcuch fi 10 o długości 3,5 metra. Zestaw posiada atest, który świadczy o najwyższej jakości wykonania. Sprzedawca zapewnia, że w jego ofercie znajdziemy każdą długość łańcucha o dowolnej wytrzymałości. Łańcuchy zakończone są hakiem, który pomaga w łatwy sposób zabezpieczyć ładunek. W przypadku, gdy nie potrzebujemy łańcucha fi 10, alternatywą jest zakup zestawu odciągu łańcuchowego z łańcuchem fi 6 . Cena wynosi 270 zł. Długość łańcucha to 3,5 metra. Zestaw jest produktem niemieckim. Odciąg łańcuchowy, cieszący się największym zainteresowaniem wśród nabywców, to zestaw 5-metrowy. Składa się z dwóch części – w przypadku zainteresowania sprzedawca oferuje możliwość wykonania 1-częściowego zestawu. Zdolność mocowania zestawu to 6,3 tony. Odciągi łańcuchowe są podstawowym elementem podczas zabezpieczania ciężkich transportów. W trakcie ich zakupu szczególną uwagę zwróćmy na jakość wykonania i niezbędne certyfikaty.
Niezbędny przy ciężkim ładunku – przegląd odciągów łańcuchowych
Dzieci muszą odrabiać lekcje również w długie jesienne i zimowe wieczory, więc potrzebują odpowiednio oświetlonego miejsca do pracy. Właściwa ilość światła pozwoli im zachować zdrowe oczy i efektywnie się uczyć, dlatego na każdym uczniowskim biurku powinna się znaleźć lampka. Lampki biurkowe to nie tylko niezbędny element wyposażenia każdego pokoju. Odpowiednio dobrane sprawią, że nawet jednolite kolorystycznie pomieszczenie nabierze ciekawych akcentów. Oświetlenie LED czy halogenowe? I tu zaczyna się dylemat. Oświetlenie halogenowe z pewnością pozwoli uzyskać światło bardziej zbliżone barwą do słonecznego. Jego wadą jest jednak wyższy koszt użytkowania i łatwość, z jaką się nagrzewają, a gorąca żarówka może być dla dziecka niebezpieczna. Aby uniknąć poparzeń, a także by dziecku przy lampie nie było za ciepło, lepiej wybrać oświetlenie LED. Również żarówki LED mogą emitować światło o barwie zbliżonej do dziennego, a nie rozgrzewają się tak jak halogenowe. Ich dodatkową zaletą jest możliwość regulacji barwy światła w zależności od tego, czy dziecko zamierza się uczyć przy biurku, czy też przebywać w innym miejscu. Lampy nowej generacji, tzw. power LED-y, dzięki specjalnym soczewkom zapewniają większy kąt rozproszenia światła. Niezbędne elementy Wybierając lampkę, zwróćmy uwagę na odpowiednią długość, elastyczność i możliwość dowolnej zmiany położenia jej ramienia. To ono sprawi, że światło zawsze będzie można ustawić pod odpowiednim kątem, w zależności od potrzeb dziecka oraz jego wzrostu, zmieniającego się z wiekiem. Warto również zwrócić uwagę na sposób przytwierdzania lampki do stołu. Mamy do wyboru modele w zależności od potrzeb stawiane na stole lub w innym miejscu albo wyposażone w klips umożliwiający przyczepienie ich do blatu biurka. Modele lampek biurkowych Lampka składana – model zasilany akumulatorem, który można złożyć, gdy nie jest używany. Doskonale sprawdzi się podczas wyjazdów lub wszędzie tam, gdzie nie ma dostępu do gniazda elektrycznego. Można ją przenieść w dowolne miejsce, by umożliwić dziecku czytanie lub odrabiane lekcji również na kanapie, w łóżku czy na dywanie. Niektóre modele po złożeniu mogą posłużyć jako latarki. Zajmują niewiele miejsca, a zimne, białe światło LED idealnie nadaje się do czytania. Cena: 15–25 zł. Lampka ze ściemniaczem – wyposażona w ściemniacz dotykowy z płynną regulacją natężenia światła. Dowolnie można wybrać barwę oświetlenia: ciepłą, neutralną lub zimną. Kosztuje 100–190 zł. Lampka zmieniająca kolor – w podstawie ma regulator barw umożliwiający jej świecenie w jednym z 258 kolorów dostępnych po przesunięciu palcem po panelu dotykowym. Cena: ok. 140 zł. Lampka z wyświetlaczem – dodatkowo wyświetla godzinę, temperaturę w pomieszczeniu i datę. Kosztuje ok. 200 zł. Interesujący wygląd Dostępne na rynku modele lamp mają zwykle nowoczesny, minimalistyczny wygląd. Choć są niewielkie i zajmują na biurku niewiele miejsca, zapewniają doskonałe oświetlenie, bezpieczne dla oczu i idealnie nadające się do nauki. Dostępne w szerokiej gamie kolorystycznej różnią się też kształtem ramienia i formą klosza. Planując oświetlenie w pokoju dziecięcym, musimy pamiętać, że oprócz lampki na biurku konieczne jest górne światło. Pamiętajmy też o zapewnieniu dziecku najlepszego oświetlenia również w ciągu dnia. W tym celu zawsze stawiajmy biurko blisko okna, by jak najdłużej zapewnić dopływ naturalnego światła. Przed zakupem lampki warto również sprawdzić, czy ma ona wszystkie wymagane atesty i system eye-protection, czyli filtr zmiękczający światło, jest stabilna, lekka i – co najważniejsze – czy spodoba się naszemu dziecku.
Najciekawsze lampki biurkowe dla ucznia