source
stringlengths
4
21.6k
target
stringlengths
4
757
Wielu kierowców daje się namówić na najnowsze, multifunkcjonalne i największe modele nawigacji satelitarnej. Nie zawsze jest to sensowny pomysł. Jak racjonalnie wybrać odbiornik GPS? Jest to temat nie tylko dla osób, które mają nieco starsze auto, bez seryjnie zamontowanej nawigacji. Wbrew pozorom również wielu nabywców nowych samochodów usilnie rozważa sens zakupu tego sprzętu jako wyposażenia opcjonalnego. Dlaczego? Z powodu niemałych kosztów. Zdarza się, że producenci oferują nam nawigację w jakimś pakiecie, co może być całkiem atrakcyjną ofertą, ale nie musi. Jednak okazuje się, że zgodnie z wartością cennikową nawigacja może kosztować ładne kilka tysięcy złotych. Warto tyle płacić? W pakiecie może się to opłacić, bez niego chyba lepiej kupić dobrą nawigację za ułamek tej sumy. Kupno nawigacji„w pudełku” ma też kilka innych zalet. Przede wszystkim łatwiej aktualizować mapy – wystarczy podłączyć się do internetu. Małe auto – kompaktowe wymiary Część nabywców zestawów do nawigacji ulega magii wielu funkcji. Są modele, które mogą służyć jako odtwarzacze muzyki, filmów, przeglądarki zdjęć, wyświetlacze kamer cofania itd. Absolutnie nie neguję faktu, że komuś może się to naprawdę przydać, ale trzeba przyznać, że grupa takich osób jest naprawdę niewielka. Do słuchania muzyki lepiej nadaje się radio i samochodowy zestaw audio, mało kto przechowuje filmy w nawigacji, a jeszcze mniej osób przegląda w niej zdjęcia. Przede wszystkim mierzmy siły na zamiary – lepiej za tę samą kwotę kupić lepszą nawigację, niż kombajn, który ma tyle funkcji, ale do celu nas nie doprowadzi… Bardzo ważną kwestią jest też wielkość wyświetlacza. Co prawda, zdarzają się osoby, które jeżdżą z przyczepionym do przedniej szyby tabletem (to nie żart), warto jednak wybrać bardziej dopasowany sprzęt. Miejskie auta i popularne kompakty na ogół zadowalają się nawigacjami z ekranem 4-5-calowym. Naprawdę nie potrzeba więcej. Im mniejsze auto, tym bliżej szyby siedzimy, nie musimy się więc martwić o to, czy dostrzeżemy znaczki na ekranie. Zyskujemy też pewność, że nawigacja nie zasłoni nam połowy przedniej szyby. 6, 7 cali czy więcej to może być zdecydowanie za dużo do małego samochodu. Jaka marka? Jakie mapy? Przede wszystkim musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, jak często i gdzie będziemy korzystać z naszej nowej nawigacji. Większość z nas porusza się po Polsce, więc nie potrzebujemy map Francji, Hiszpanii czy Rosji. Ale jeśli czasem wyjeżdżamy gdzieś blisko za granicę, warto mieć wgrane mapy regionu Europy Środkowej. Jeżeli w samochodzie jest tylko jedno gniazdo zapalniczki i nawigacja będzie je dzielić z telefonem, zwróćmy uwagę, czy GPS ma baterię pozwalającą na minimum 30 min pracy na wysokich obrotach. Inaczej możemy zostać bez nawigacji i bez telefonu… Wybór marki jest kwestią drugorzędną. W naszym kraju jest dostępnych kilka marek łączących przystępną cenę z dobrą jakością.TomTom produkuje niewielkie, sprawne modele, ma też własne mapy. Pierwszy rok aktualizacji jest za darmo. Niektóre marki oferują dożywotnią aktualizację map. Ambitne zadanie, choć w sumie po paru latach każde urządzenie i tak padnie ze starości. Ostatnio dużą popularnością cieszą się urządzeniaNavitel – kosztują ok. 300 zł, a w komplecie dostajemy mapę Europy oraz Rosji, Kazachstanu, Białorusi i Ukrainy. A to wszystko z dożywotnią aktualizacją. Bardzo ciekawe mapy i przejrzyste systemy oferują dwaj kolejni światowi liderzy branży,Mio i Garmin. Wybór sprzętu jest naprawdę spory, a ceny – o ile nie skusimy się na masę niepotrzebnych wodotrysków – przystępne. W zasadzie za 300–500 zł dostaniemy porządny sprzęt z dobrymi mapami.
Nawigacja do małego samochodu
Paski, groszki, kwiatki – kolorowe skarpety z ciekawymi wzorami to hit ostatnich sezonów. W Polsce zabawa tą częścią garderoby nadal dopiero się rozkręca, mimo że na światowych salonach i ulicach trend ten obecny jest już od dobrych kilku lat. Jak i kiedy nosić kolorowe skarpetki? O tym dowiesz się, czytając nasz modowy poradnik. Projektanci wzięli się za skarpetki W Polsce duet Paprocki i Brzozowski czy marka Bohoboco zachęcają do korzystania z ogólnoświatowego trendu na noszenie kolorowych skarpetek tak, by było je widać. W swoich kolekcjach i pokazach skarpetki eksponowały już takie domy mody, jak: Prada, Marni, Dior czy Burberry. Przez specjalistów trend ten nazywany jest London look, pewnie dlatego że właśnie brytyjskie ulice jako pierwsze dostrzegły potencjał w kolorowych skarpetach. Gwiazdy zakochane w colorful socks Skarpetki królują także w stylizacjach celebrytów i gwiazd. Doceniły je już m.in. siostry Olsen, Rihanna, Taylor Swift, Paris Hilton, Maja Sablewska. Pojawiają się również coraz częściej w trakcie tygodni mody, m.in. New York Fashion Week, London Fashion Week, czy Warsaw Fashion Week. Jakie skarpety wybrać? W modzie na eksponowanie skarpetek nie chodzi o tzw. stopki, ale skarpety, które będzie wyraźnie widać. Modne są długie skarpety jednokolorowe – pastelowe, fluoroscencyjne, a także słynne podkolanówki – pasiaki. Innym rozwiązaniem są skarpetki, w których każdy palec ma inny kolor. Co ciekawe, modne są zarówno cienkie, jak i grube, ciepłe skarpety, w odważnych kolorach i z oryginalnmi wzorami. Skarpety wykonane są głównie z bawełny, ale także z pluszu, wełny, dzianiny. Możesz wybrać spośród stopek, skarpet krótkich i regularnych, podkolanówek, zakolanówek, sięgających ud, w wersjach ze szwem i bezszwowych. Skarpety mają również swoje określone przeznaczenie. Inne są modele wkładane do jazdy na rowerze, inne do biegania, inne na narty, a jeszcze inne do codziennego chodzenia. Przy wyborze skarpet ważna jest także pora roku. W okresie jesienno-zimowym sięga się raczej po grubsze materiały i modele typowo zimowe, jak np. zakolanówki albo ocieplacze, natomiast wiosną i latem np. po stopki, cienkie podkolanówki z delikatnych materiałów. Zabawa skarpetkowa Wprost proporcjonalnie do mody na noszenie kolorowych skarpet wzrasta ich produkcja. W ofercie wielu znanych sieciówek (Reserved, House, H&M, Pull&Bear, Zara, River Island) pojawiają się skarpety z aktualnie obecnymi trendami. Paski, groszki, flagi narodowe, zebra, panterka, cętki, psy, kwiaty i wszystko, co tylko można sobie wyobrazić. Coraz większe znaczenie nabierają również modowe firmy specjalizujące się przede wszystkim w skarpetach. Hot sox, Socksmith czy Happy Socks tworzą skarpety designerskie. Można na nich znaleźć miniarcydzieła i reprodukcje znanych obrazów, rzeźb, fresków. Mona Lisa na skarpetach? Jak najbardziej tak! Co jeszcze? Zwierzęta – motyle, psy, koty, nietoperze. Figury geometryczne – romby, trójkąty, kwadraty. Jedzenie i picie – cola, frytki, pizza, sushi. Wzory etniczne, bohaterowie kreskówek, napisy i wiele, wiele innych opcji. Firmy te tworzą limitowane edycje skarpet, a także całe kolekcje. Skarpety są również w specjalny i dekoracyjny sposób pakowane. Okazjonalnie pojawiają się skarpety m.in. świąteczne, walentynkowe albo na Halloween. Jak nosić skarpety? O ile różne materiały i modele przekonują o określonym celu, to skarpety kolorowe możesz nosić niemal zawsze, na każdą okazję i do każdych butów. W związku z tym śmiało włóż je nie tylko do trampek, ale także do pantofli czy szpilek. Wyeksponuj długie skarpety, wkładając botki. Kolorowe skarpety świetnie wyglądają włożone na getry, legginsy czy spodnie rurki. Ocieplacze możesz włożyć również na buty. Bardzo modne jest także podwinięcie spodni w celu wyeksponowania śmiesznych i oryginalnych skarpetek. Co ciekawe, skarpety – nawet te grube – nosi się teraz także wiosną i latem. Typowy polski „obciach” związany z noszeniem skarpet do sandałów już dawno się zdezaktualizował. Domy mody, takie jak: Howell, Marni, czy Marc Jacobs lub John Galliano, od kilku sezonów przekonują, że to trend bardzo na czasie. Ja mogę tylko dodać, że to nie tylko modne, ale i wygodne. Nosząc kolorowe skarpety czy wkładając skarpety do sandałów lub szpilek, można podkreślić nie tylko swoją oryginalność i znajomość panujących trendów, ale także poczuć się komfortowo. Kiedy jest za zimo, by zrezygnować ze skarpet, a za ciepło na buty sportowe, z powodzeniem sprawdzą się sandały ze skarpetkami. Mniej narażeni jesteśmy wówczas na podrażnienia stóp. Kolorowe skarpety przeznaczone są dla osób znających modę, które mają wypracowany własny styl i są otwarte na nowe, czasami zaskakujące trendy. Tylko świadome noszenie ubrań pozwoli na właściwe włączenie kolorowych skarpet do swoich stylizacji.
Kolorowe skarpetki w roli głównej! Postaw na odważny i oryginalny trend
Od wieków afrykańskie plemiona przebijały języki, usta, nosy i policzki, niedawno archeolodzy odkryli mumię z przebitymi uszami pochodzącą sprzed 5000 lat. Jak widać przekłuwanie części ciała to żadna nowość – w wielu kulturach zwyczaj ten funkcjonuje od tysięcy lat. W kulturze Zachodu piercing osiągnął masowy zasięg na przestrzeni ostatnich 15-20 lat, chociaż na kartach europejskiej historii dziejów możemy znaleźć liczne przykłady tradycji związanych z przekłuwaniem i ozdabianiem ciała. Do niecodziennych i interesujących tradycji można zaliczyć przekłuwanie sutków – w XIV wieku przekłuwano i ozdabiano złotymi kółeczkami z diamentami sutki dziewczynek w okresie dojrzewania. Sięgając jeszcze dalej w głąb historii, w starożytnym Rzymie sutki przebijali mężczyźni na dowód siły, odwagi i poświęcenia. Kto i dlaczego decyduje się na piercing? W przeszłości przekłuwanie ciała określało status społeczny, przynależność religijną lub etniczną. Obecnie piercing został oderwany od tego typu znaczeń, stanowi raczej kwestię estetyczną, trend, szybko rozwijającą się modę oraz sposób na wyrażanie własnej indywidualności. Przekłuwanie ciała stało się szczególnie popularne wśród buntowników, artystów i młodzieży. Niejeden rodzic drży na myśl o pytanie: „mamo, tato, czy mogę przekłuć pępek albo brew?”. Obawy rodziców są jednak w dużej mierze nieuzasadnione. Ozdoby w postaci kolczyków oraz tuneli wyglądają świetnie, a przy zachowaniu wszelkich środków bezpieczeństwa i higieny piercing nie stanowi większego zagrożenia dla posiadacza tego typu ozdób. Piercing – jak podjąć dobrą decyzję? Jeśli oryginalna fryzura, ubiór i makijaż już nie wystarczają, to najprawdopodobniej nadszedł czas na wykonanie stałej ozdoby w postaci piercingu. Decyzja dotycząca permanentnej modyfikacji ciała powinna zostać jednak solidnie przemyślana. Piercing to nie żart! Trzeba wziąć pod uwagę wiele czynników, takich jak towarzyszący przekłuwaniu ciała ból, długość okresu gojenia się rany, ale także odbiór społeczny i wewnętrzną gotowość do trwałej zmiany wyglądu. Jak podjąć dobrą decyzję i uniknąć życiowego błędu? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Z pewnością warto podejść do tematu poważnie i odpowiedzialnie, szczegółowo zapoznać się z rodzajami kolczyków, a następnie przez kilka dni wypróbować ozdobę tymczasową, upewniając się co do słuszności podjętej decyzji. Rodzaje kolczyków do piercingu Gdybym chciała wymienić wszystkie rodzaje i modele kolczyków do piercingu, musiałbym rozszerzyć format tego artykułu przynajmniej o kilka stron – samo ucho można przekłuć przynajmniej na siedem sposobów (lobe, helix, conch, daith, tragus, dermal punches), podobnie sytuacja wygląda w przypadku pozostałych części ciała. Kształty kolczyków dostosowane są przede wszystkim do miejsca przekłucia skóry – inny kolczyk umieścimy w pępku, nosie, a jeszcze inny w brwi. Kolczyki różnią się między sobą rozmiarem, tj. długością, średnicą i grubością – rozmiar i kształt pierwszego kolczyka warto omówić z profesjonalnym piercerem. Po zagojeniu się przekłucia, założony w salonie kolczyk, można wymienić – wybór między kółkiem, sztangą, tunelem czy bananem zależy wyłącznie od ciebie. Z jakiego materiału wykonane są kolczyki do piercingu? Przy wyborze odpowiedniego kolczyka do piercingu bardzo ważny jest materiał, z którego został on wykonany. Niskiej jakości tworzywo może spowodować odrzucenie kolczyka przez organizm oraz nieprzyjemne skutki uboczne, takie jak ból i obrzęk. Do przekłucia ciała należy używać wyłącznie biżuterii hipoalergicznej, czyli wykonanej z bioplastu, tytanu,stali chirurgicznej, PTFE, złota lub platyny. Kolczyk w pępku W starożytnym Egipcie Faraon miał wyłączne prawo do noszenia ozdoby w pępku, obecnie – od mniej więcej połowy lat 90., prawie każda dziewczyna w wieku między 15. a 16. rokiem życia marzy o kolczyku w pępku. Samo przekłucie skóry nie jest bolesne, jednak proces gojenia może trwać nawet do 9 tygodni. Podstawowym modelem kolczyka do pępka jest tak zwany banan. Do klasyki można zaliczyć kolczyki z cyrkoniami, wiszącymi ozdobami, takimi jak suwak, czaszka, motyl lub kwiat. Od niedawna hitem są kolczyki z kryształkami Swarovskiego. Dla rock & rollowych dziewczyn odpowiednim wyborem będzie świetnie wyglądające kółko zamykane kulką. W sklepach dostępne są także kolczyki ciążowe, zapobiegające zarastaniu dziurki – wykonane z bioflexu, przezroczyste pozwalają przejść okres ciąży bez wyjmowania kolczyka. Kolczyk w języku Zwyczaj przekłuwania języka stanowi pozostałość po rytuałach Majów i Azteków. Obecnie to jeden z najpopularniejszych typów piercingu. Standardowym rodzajem kolczyka do języka jestsztanga. Bardzo ważna jest jej długość – pierwsze tygodnie noszenia kolczyka w języku często wiążą się z opuchlizną i dyskomfortem, dlatego należy wybrać możliwie jak najdłuższy model – nawet sięgający 16 mm. Z czasem, gdy język wróci do normy, kolczyk trzeba wymienić na krótszy. Polecam kolczyki do języka z akrylu – nie niszczą zębów oraz mają niesamowite kolory, dostępne są nawet kolczyki akrylowe UV (świecące w ciemności) lub ozdobione brokatem. Kolczyk do wargi Kolczyk okolic twarzy jest dość kontrowersyjnym wyborem – zdecydowanie nie jest tak subtelny jak wcześniej opisane typy piercingu. Plusem i minusem piercingu wargi jest to, że nie da się go nie zauważyć. Jeśli lubisz przyciągać wzrok innych oraz uważasz, że taki kolczyk pasuje do ciebie – śmiało zdecyduj się na przekłucie wargi! Kolczyk można umieścić pod lub nad ustami, jak i w samej wardze. Podstawowym typem kolczyka do wargi jestlabret, bardzo modne są także kolczyki typu twister lub podkowa. To tylko kilka przykładów na modny i atrakcyjny piercing, szczerze zachęcam do zainteresowania się przekłuwaniem i innymi typami modyfikacji ciała, takimi jak industrial, microdermal czy play piercing – jest to niewątpliwie niezwykłe zjawisko kulturowe, warte bliższego poznania.
Kolczyki do piercingu – na co warto zwrócić uwagę podczas ich wyboru?
Stolik kawowy wykonany z drutu o przestrzennej, geometrycznej formie stał się w ostatnich sezonach prawdziwym hitem. Lekki, wygodny i bardzo praktyczny – po zdjęciu blatu może służyć również za kosz do przechowywania poduszek czy koców. Sprawdź, do jakich wnętrz pasuje najlepiej i z jakimi akcesoriami warto go zestawiać. Podczas urządzania wymarzonego salonu, najwięcej czasu spędzasz na wyborze sofy? Błąd! Stolik kawowy jest niemniej ważnym meblem, a jego odpowiedni dobór sprawi, że wnętrze zyska urzekający klimat. Wykonany z drutu stolik z delikatnym, drewnianym blatem wpisze się świetnie zarówno w nowoczesne, jak i romantyczne wnętrza, a jego współczesna i niecodzienna forma stanie się doskonałym wyróżnikiem na tle klasycznych, drewnianych stolików. Druciany stolik w skandynawskim salonie Salon w stylu skandynawskim nie musi wcale być wypełniony wyłącznie szarymi i białymi meblami. Najważniejsza jest prostota, stylistyczna spójność i jasne barwy. Zamiast tradycyjnego szarego narożnika, wybierz ten w oryginalnym różowym kolorze. Dobierz do niego dekoracyjne poduszki albo pastelowy pled w geometryczne wzory i urządź przytulny kącik do wypoczynku. W pobliżu narożnika ustaw lampę podłogową – najlepiej z regulacją – w ten sposób łatwo zmienisz natężenie światła i ustawienie klosza w zależności od stopnia zaciemnienia pomieszczenia i twoich aktualnych potrzeb. Koniecznie pomyśl o wygodnym stoliku kawowym. W skandynawskim salonie świetnie sprawdzi się druciany, lekki stolik. Jego wygodna konstrukcja pozwoli przesuwać go w dowolne miejsce pokoju, a po podniesieniu blatu zyskasz sprytną przestrzeń do przechowywania drobiazgów. Kropką nad „i” będzie nowoczesny dywan z krótkim włosiem – na przykład ten w szary zygzak – ociepli on wnętrze i nada mu nowoczesnego wyrazu. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Druciany stolik w loftowym wnętrzu Druciane, geometryczne formy to rewelacyjne uzupełnienie wnętrz o loftowym klimacie. W eleganckim salonie o stonowanej kolorystyce swoje miejsce znajdzie zarówno wykonany z czarnego drutu stolik, jak i podłogowa lampa o drucianej podstawie. Prawda, że taki zestaw wygląda wyjątkowo i niebanalnie? Kompaktowa sofa z wygodnymi poduchami i urzekającą atłasową tapicerką to mebel niemalże doskonały – w dzień będzie służył za przytulne siedzisko, a w nocy zmieni się w łóżko dla gości. Dobierz do niej jaśniejsze, dekoracyjne poduszki – również wykonane ze stylowego atłasu i zobacz, jak sofa rozkwita nowym blaskiem. Obowiązkowym elementem w każdym loftowym wnętrzu jest metalowa, solidna lampa sufitowa. Stylistyka nawiązująca do fabrycznych, industrialnych przestrzeni to ciekawe urozmaicenie nawet dla skromnego mieszkania w bloku. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Druciane stoliki kawowe to praktyczne i funkcjonalne meble, które rewelacyjnie sprawdzą się zarówno w dużym, przestronnym salonie, jak i w małym kąciku wypoczynkowym. Zdają się wprost idealnie pasować do ciasnych mieszkań w bloku, które wymagają sprytnych i przemyślanych rozwiązań. Lekka konstrukcja i możliwość wykorzystania stolika również w formie kosza na przechowywanie drobiazgów sprawiają, że zdecydowanie warto przyjrzeć się im z bliska.
Druciany stolik kawowy – praktyczny i piękny!
Haruki Murakami, japoński pisarz od lat wymieniany jako kandydat do Literackiej Nagrody Nobla, znany jest z kreowania niezwykłych światów. W szarą rzeczywistość, którą zamieszkują zwyczajni ludzie, wplata solidną dawkę oniryzmu. Efektem jest proza zaskakująca, nietuzinkowa, magiczna. Jedyna w swoim rodzaju. Napisana w 2013 roku powieść „Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa” bardzo szybko trafiła do rąk polskich czytelników. Japoński bestseller pojawił się u nas już po kilku miesiącach od premiery w rodzinnym kraju autora. Polskie wydanie było pierwszym europejskim przekładem. Trudno się dziwić pośpiechowi wydawcy, gdyż proza Murakamiego cieszy się u nas niesłabnącym zainteresowaniem. Tsukuru – idealny bohater japońskiej powieści Tytułowy bohater, Tsukuru Tazaki, od pierwszych stron okazuje się jednym z tych mężczyzn, których Japończyk chętnie widzi w rolach pierwszoplanowych. Przeciętny mężczyzna w średnim wieku, dręczony przez samotność i niezałatwione sprawy. Nie ma przyjaciół (ci znikają zwykle jak sen złoty), wikła się w przelotne romanse z kobietami, próżno w nim szukać radości życia. Wręcz przeciwnie, poznajemy go w chwili, gdy nie mogąc sobie poradzić z ciężarem smutku, rozważa popełnienie samobójstwa. Być może Tsukuru potrafiłby odnaleźć szczęście, gdyby nie dręcząca go przeszłość. Z niewiadomych przyczyn grupa licealnych przyjaciół nadających jego życiu sens z dnia na dzień go od siebie odsunęła, zakazując wszelkich kontaktów. Mimo upływu lat bohater nie zdołał zapomnieć o tej zdradzie. Ciężar poczucia odrzucenia i pytań bez odpowiedzi przygniata go do dziś, choć jako mężczyzna około czterdziestoletni powinien już dawno zapomnieć o rozczarowaniach nastolatka. Tazaki zawsze czuł się przeciętny. W przyjaciołach widział wyjątkowe cechy, w sobie nie. Nie wyróżniał się. Bezbarwność tę zdawało się potwierdzać jego nazwisko. Podczas gdy nazwiska przyjaciół kojarzyły się kolorystycznie, a oni sami nosili ksywki: Czarna, Biała, Czerwony i Niebieski, on był po prostu Tsukuru, bez kolorystycznych konotacji. Czuł się więc inny już w tamtych czasach, trudno się więc dziwić, że gdy został sam, ciężko mu było pozbyć się przygnębiających emocji. „Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa” to zapis wędrówki, jaką odbywa wielu ludzi. W poszukiwaniu własnej tożsamości, leku na samotność, odpowiedzi na pytania, które dręczą, nie pozwalając cieszyć się życiem. Niewyjaśnione zagadki z przeszłości rzutują na teraźniejszość. Poczucie niesprawiedliwości jest wciąż żywe. Strach przed odrzuceniem zbyt wielki. Oniryzm vs realizm Proza Murakamiego jest pełna zagadkowych scen, których znaczenie można odczytywać na różne sposoby. Autor łączy realizm i oniryzm. Wyczucie w tej materii, umiejętność kreowania światów, w których sen splata się z rzeczywistością, tworząc magiczną, wyjątkową i spójną całość, jest charakterystyczną cechą jego prozy. „Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa” należy do tych powieści Japończyka, w których warstwa oniryczna jest mniej wyczuwalna niż „Przygodzie z owcą” czy „Kronice ptaka nakręcacza”, zadowoli więc także czytelników twardo stąpających po ziemi. Mimo to nie zabraknie w tej książce momentów magicznych i pytań, na które próżno szukać jasnych odpowiedzi. Haruki Murakami uwodzi słowem, obrazem i muzyką obecną w jego tekstach. „Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa” jest popisem ogromnej wyobraźni autora, powieścią, która porusza tematy bliskie wielu czytelnikom, a jednocześnie przenosi ich w zupełnie inny wymiar rzeczywistości. Książka dostępna jest również w formie e-booka w formatach EPUB i MOBI w cenie ok. 24 zł. Źródło okładki: muza.com.pl
„Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa” Haruki Murakami – recenzja
Duszony rabarbar z bitą śmietaną to alternatywny przepis dla ciasta z rabarbarem. Kiedy mamy mało czasu i ochoty na rabarbar, wystarczy chwila, by przygotować ten deser. Przekonajcie się sami, jakie to szybkie i łatwe. Składniki: 1 kg rabarbaru 100 g masła 4 łyżki cukru 300 ml śmietany kremówki 36% 2 łyżki cukru pudru Krok po kroku: Rabarbar kroimy w mniejsze kawałki i dusimy na maśle. W trakcie duszenia dodajemy cukier. Cukier puder ubijamy ze śmietaną. Ciepły rabarbar podajemy z ubitą śmietaną i posypujemy cukrem. Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia.
Duszony rabarbar z bitą śmietaną
Laptop na prezent komunijny? Dlaczego nie? Wbrew powszechnie panującym stereotypom, aby kupić laptop, nie trzeba wydawać 3000–4000 zł, ponieważ wśród ofert można znaleźć wiele dużo tańszych modeli. W tym poradniku zaprezentuję kilka laptopów z różnych półek cenowych, które mogą stanowić świetny prezent komunijny. Kruger&Matz Explore 1402 Laptop za ok. 1000 zł? Nie ma problemu – poznajcie Kruger&Matz Explore 1402. Sprzęt ten nie nadaje się do wymagających gier, ale do przeglądania stron internetowych, edycji dokumentów i przeglądania multimediów sprawdzi się idealnie. Producent zamontował tu 4-rdzeniowy procesor Intel Atom X5-Z8300 (1,44–1,84 GHz), układ graficzny Intel HD Graphics, 4 GB RAM i 32 GB pamięci wewnętrznej. Tym, co rzuca się w oczy, jest ekran, który ma przekątną 14 cali i rozdzielczość aż Full HD (1920 x 1080 pikseli). Warto dodać, że zamontowana w Explore 1402 matryca została wyprodukowana w technologii IPS. Oprócz tego laptop ma naprawdę pojemną baterię (10 000 mAh) i preinstalowany system Windows 10. box:offerCarousel Lenovo IdeaPad 100 W okolicach kwoty 1000–1300 zł możecie kupić laptop Lenovo IdeaPad 100. Urządzenie jest w sprzedaży w kilku różnych wersjach sprzętowych. Jedna z popularniejszych ma procesor Intel Celeron N2840 (2 rdzenie taktowane zegarem 2,16–2,58 GHz), 4 GB RAM, zintegrowaną kartę graficzną Intel HD Graphics i 500 GB dysk twardy HDD. Ekran w tym przypadku ma 15,6 cala przekątnej i rozdzielczość 1366 x 768 pikseli, co do codziennych zadań i prostych gier powinno w zupełności wystarczyć. Całość zasila 4-komorowy akumulator. W kwestii systemu producent zainstalował Windows 10. box:offerCarousel Dell Inspiron 5755 (17R) Jeśli na prezent z okazji pierwszej komunii świętej chcecie wydać ok. 2000 zł, dobrym pomysłem może okazać się laptop firmy Dell, model Inspiron 5755. Sprzęt wyróżnia przede wszystkim 17-calowa matryca o rozdzielczości 1600 x 900 pikseli. W zależności od wariantu parametry tego urządzenia są inne, ale jeden z bardziej popularnych modeli działa pod kontrolą procesora AMD A8-7410U (4 rdzenie o taktowaniu 2,2–2,5 GHz), 8 GB pamięci RAM, natomiast karta graficzna to w tym przypadku zintegrowana AMD Radeon R5. Co z dyskiem twardym? Jest tu pojemny HDD, mogący się poszczycić przestrzenią na dane wynoszącą aż 1000 GB. We wnętrzu zamontowano także 4-komorową baterię, a jako system preinstalowano Windows 10. box:offerCarousel Apple MacBook Air Osoby z nieco bardziej zasobnym portfelem wcale nie muszą się ograniczać z wydatkami. W cenie ok. 4000 zł można kupić laptop firmy Apple, model MacBook Air. W takiej kwocie bez problemu kupimy Air z procesorem Intel Core i5-5250U (2 rdzenie, zegar 1,6–2,7 GHz), 8 GB pamięci RAM, 128 GB dyskiem SSD i zintegrowaną grafiką Intel HD Graphics 6000. Ekran w tym przypadku ma 13,3 cala przekątnej przy rozdzielczości wynoszącej 1440 x 900 pikseli. Według Apple sprzęt ten na jednym ładowaniu potrafi wytrzymać nawet 12 godzin. A co z systemem operacyjnym? Nie znajdziemy tu Windowsa, tylko system stworzony przez Apple – OS X El Capitan. box:offerCarousel Lenovo Y700-17 Jeśli chcesz kupić swojemu milusińskiemu naprawdę mocarny laptop, który z powodzeniem nada się do nawet najbardziej wymagających gier, pomyśl nad zakupem Lenovo Y700-17. Jest on dostępny w sprzedaży w wielu różnych wariantach konfiguracyjnych. Jedna z bardziej zaawansowanych (kosztująca ok. 5500 zł) jest wyposażona w procesor Intel Core i7-6700HQ (4 rdzenie, zegar 2,6–3,5 GHz), 16 GB RAM, 512 GB dysk SSD, a także 17,3-calową matrycę IPS o rozdzielczości Full HD. Co ważne, jako kartę graficzną mamy tu dedykowany układ NVIDIA GeForce GTX960M z 4 GB pamięci własnej. System operacyjny to Windows 10. Podsumowanie Nie da się ukryć, że laptop to świetny, chociaż dość drogi pomysł na prezent komunijny. Mimo wszystko najtańszy laptop z naszego zestawienia można kupić już za ok. 1000 zł. Jeśli jednak wymagamy prezentu bardziej wszechstronnego, trzeba będzie wydać na niego nieco więcej. Mam nadzieję, że niniejszy poradnik ułatwił wam wybór prezentu i już wiecie, jaki model kupić.
Laptop na prezent komunijny – polecamy 5 modeli – Komunia 2017
Interesuje cię przyroda? Lubisz wiedzieć, jak nazywają się rośliny i zwierzęta, oraz słuchać opowieści o nich? Zajrzyj do książek, które przybliżą ci bogaty świat przyrody. Atlasy, opowieści, relacje, gawędy – wybór książek o roślinach i zwierzętach jest ogromny i każdy znajdzie coś dla siebie. Obalanie mitów Wilki to zwierzęta, które wywołują powszechny lęk. Czy słusznie? Kto komu wyrządził więcej krzywd: wilki ludziom czy ludzie wilkom? „Wilki” Adama Wajraka przybliżają nam te fascynujące zwierzęta, a równocześnie obalają stereotypy z nimi związane. Wajrak mieszka w Puszczy Białowieskiej i wilki ma za sąsiadów, więc jego opowieść oparta jest na własnych obserwacjach, a przy tym zawiera sporą dawkę wiedzy na temat tych dumnych i niezależnych zwierząt. Fascynujące opowieści Andrzej G. Kruszewicz to jeden z najlepszych polskich znawców ptaków, ale i na temat innych zwierząt ma sporo do opowiedzenia. Do tego ma dar opowiadania i książki jego autorstwa wciągają niczym najlepszy kryminał. „Ptaki Polski” to przegląd wszystkich polskich ptaków, dostarczający kompleksowej wiedzy o naszej rodzimej awifaunie. Książka nie jest suchym wykładem, ale barwną opowieścią opartą o doświadczenia autora, wzbogaconą historyjkami o ptakach, mapkami występowania poszczególnych gatunków i pięknymi zdjęciami oraz rysunkami poglądowymi. „Andrzej Kruszewicz opowiada o zwierzętach” to ciekawa opowieść o 25 gatunkach polskiej fauny. Dowcipne skojarzenia, lekki język, niesztampowe zestawienia faktów, a przede wszystkim duża dawka wiedzy to mocne strony tej książki, która zainteresuje zarówno dorosłych, jak i młodzież oraz dzieci. Gawędy z puszczy Simona Kossak, przedstawicielka słynnego rodu Kossaków, po ukończeniu biologii porzuciła rodzinny Kraków i zamieszkała w Puszczy Białowieskiej. Nie tylko pracowała ze zwierzętami, ale także dzieliła z nimi dom. Przez wiele lat w radiu można było słuchać gawęd Simony Kossak o zwierzętach, teraz zostały one wydane w książce „Serce i pazur” i wzbogacone o zdjęcia. Możemy z nich dowiedzieć się, czy zwierzęta kłamią, jak się ze sobą komunikują, jak okazują radość i wyrażają miłość, smutek czy rozpacz. Badaczka szympansów o roślinach Jane Goodall zasłynęła jako wybitna ekspertka zajmująca się życiem szympansów, ale wykazała się ona nie tylko znajomością zwierząt, ale także roślin. W książce „Mądrość i cuda świata roślin” badaczka przyrody zabiera czytelników do swojego domu w Tanzanii i pokazuje związki człowieka z roślinnością. Autorka barwnie opowiada o komunikacji roślin między sobą, o zagrożeniu różnych gatunków, a także o wybitnych botanikach, którzy ratują rośliny. Ciekawostki ze świata roślin Jarosław Molenda jest pisarzem, dziennikarzem i podróżnikiem. W książce „Rośliny, które udomowiły człowieka” pisze o roślinach ważnych dla człowieka. Wyjaśnia między innymi, który olej ma więcej zalet niż oliwa, które drzewo ma korę przypominającą skórę Godzilli i gdzie jest wytwarzany najlepszy olejek różany na świecie. Książka, która się nie starzeje Arkadego Fiedlera nie trzeba nikomu przedstawiać. Pisarz i podróżnik, autor bestsellerowych opowieści o przyrodzie dalekich krajów oraz słynnego „Dywizjonu 303” w „Zwierzętach z lasu dziewiczego” zabiera nas do amazońskiej puszczy, gdzie razem z nim podpatrujemy takie zwierzęta jak ostronos, pancernik, anakonda czy mrówkojad. Choć od wydania książki minęło wiele lat, nadal czyta się ją z zapartym tchem.Jeśli interesujesz się przyrodą, na Allegro na pewno znajdziesz książki, które cię zaciekawią i zainspirują do samodzielnego poznawania świat roślin i zwierząt.
Z przyrodą za pan brat – wartościowe lektury dla tych, którzy chcą poznać świat roślin i zwierząt
Ubiegłe lata udowodniły, że sporty miejskie rosną w siłę pod różnymi postaciami. Co powinieneś zrobić, aby najlepiej przygotować się do uprawiania jednego z nich? Jakie sporty zyskują na popularności w ostatnich latach? Bezsprzecznie piłka nożna wciąż jest dyscypliną narodową Polaków i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić. Owszem, dzięki indywidualnym i zespołowym sukcesom naszych rodaków sporty, takie jak siatkówka, piłka ręczna, koszykówka, skoki narciarskie czy pływanie są obecne w kulturze masowej i uprawiane przez coraz większą grupę nie tylko młodych ludzi. Mimo to, w XXI wieku – szczególnie w miastach – sporą rzeszę fanów zyskały dyscypliny niszowe, takie jak ultimate frisbee – rzucanie dyskiem, jazda na rolkach, lacrosse – zasadami zbliżony do hokeja czy le parkour – bieganie po mieście przez przeszkody. Świadczy to o tendencji do rozwoju człowieka i stałym poszukiwaniu nowych aktywności oraz wyzwań. W jaki sposób najlepiej przygotować się do uprawiania dyscyplin mniej popularnych? Podstawa to trening i samozaparcie Najważniejsza jest twoja sumienność i zaangażowanie. Pamiętaj, że niemal nigdy nie można wszystkich umiejętności opanować po kilku próbach, dlatego też nauka technicznego rzucania dyskiem czy poprawnej jazdy na rolkach może zająć ci sporo czasu. Warto słuchać rad bardziej doświadczonych kolegów, którzy wspomogą twój rozwój w obrębie danej dyscypliny. Początkowo występujące trudności miną, jeśli tylko nie podłamią cię ewentualne niepowodzenia. Jaki strój wybrać? Z pewnością w dużej mierze zależy on od dyscypliny, w której spróbujesz swoich sił. Nie musisz od razu zaopatrywać się w profesjonalny kostium, jednak dłuższa przygoda z jakąkolwiek aktywnością fizyczną przebiegnie przyjemniej, jeśli będziesz takowy posiadał. Dlatego też, w zasadzie do uprawiania każdej dyscypliny sportu zaleca się używanie koszulek i spodenek termoaktywnych, które mają dwojakie działanie. Z jednej strony pozwalają na odparowanie wilgoci na zewnątrz, z drugiej natomiast zapewniają optymalną wentylację, pozwalając na utrzymanie właściwej temperatury ciała. Jesienią i zimą natomiast zaleca się stosowanie długich legginsów, spodni dresowych i bluz sportowych, aby nie narażać organizmu na zbyt duże wychłodzenie. Niezwykle ważna jest również bielizna, która także powinna być termoaktywna. Przy dłuższej aktywności o wyższym stopniu intensywności należy zwrócić też uwagę, by była ona bezszwowa. W przeciwnym razie może powodować bolesne otarcia i podrażnienia, które znacząco utrudnią dokończenie treningu. Te same zasady dotyczą biustonoszy dla pań. Dodatkowo należy wybierać modele pozbawione fiszbin. Odpowiednia stabilizacja i podtrzymanie biustu pozwalają na uniknięcie m.in. bólu po ćwiczeniach. Dół bielizny pozostaje kwestią otwartą, uzależnioną od indywidualnych upodobań i preferencji, przede wszystkim powinna ona być wygodna dla użytkownika. Dobre obuwie to podstawa Choć to często lekceważony element sportowej garderoby (poza dyscyplinami wymagającymi specjalnego obuwia, jak piłka nożna czy jazda na rolkach), jest to zupełnie niesłuszne. Buty powinny być dobrane z lekkim zapasem tak, by nie uwierały w okolicach palców i zapiętka. Preferowana jest niezbyt gruba podeszwa, która przy tym charakteryzuje się dużą elastycznością i giętkością. Dzięki temu, stopa może pracować w pełnym zakresie ruchu i nie pozostaje w żaden sposób skrępowana. W zależności od pory roku, obuwie powinno być przewiewne i zapewniające dużą wentylację lub w umiarkowany sposób ocieplone i nieprzemakalne. Niektórzy zawodnicy preferują buty z wysokim napiętkiem, stabilizującym staw skokowy. Zabezpiecza to w dużej mierze przed jego skręceniem i innymi urazami. Gdzie szukać akcesoriów do mniej popularnych dyscyplin? Producenci w zasadzie nie oferują specjalnej garderoby do sportów niszowych, nie znaczy to jednak, iż znalezienie stroju czy ochraniaczy jest niemożliwe. Do tego celu doskonale nadaje się większość ubiorów przeznaczonych do biegania lub uniwersalnego treningu. Są one zaprojektowane w sposób umożliwiający pełną ruchomość oraz zapewniający dużą wygodę użytkownikowi, co jest niezbędne podczas uprawiania różnego rodzaju sportów miejskich. Również bez problemu znajdziesz i dopasujesz odpowiednie ochraniacze, potrzebne np. do jazdy narolkachczy ekstremalnej jazdy na rowerze.
Modne sporty miejskie – czego będziesz potrzebował?
Witkac to policjant, dobry znajomy Dory Wilk, którą mieliśmy okazję poznać we wcześniejszym cyklu autorstwa Anety Jadowskiej. To także świeżo upieczony szaman, którego potencjał jak na razie nie jest jeszcze do końca znany ani wykorzystany. Ale pani Aneta, jak to ona lubi, zmusza go do szybkiego podniesienia swoich kwalifikacji – zadania, które przed nim stawia w swojej najnowszej powieści, do łatwych nie należą. O czym jest ta historia? „Szamański blues” należy do popularnego już od jakiegoś czasu nurtu urban fantasy. To opowieść o magicznych stworzeniach, ludziach i bestiach, które zamiast mieszkać sobie gdzieś w przypominającym średniowiecze uniwersum, na siedzibę wybrały sobie Toruń i jego odpowiednik w magicznej rzeczywistości, czyli Thorn. Świat, do którego zabiera nas autorka, i jego realia można było już poznać w jej wcześniejszych książkach. Tutaj jest to wszystko, co zbudowała już wcześniej, uzupełnione duchami, w końcu w tej dziedzinie specjalizuje się główny bohater. Książka opowiada dwie historie, w pierwszej Witkac będzie musiał odesłać w zaświaty upiora, w drugiej zmierzyć się z pewną niepozorną staruszką – dzieje się. Całość ładnie spinają inne perypetie jeszcze nieporadnego szamana. Udany powrót do Thornu Aneta Jadowska to autorka, na której książki regularnie narzekałem, ale je czytałem, w sumie nie do końca wiem czemu. Wcześniejsze historie z uniwersum magicznego Torunia przeczytałem, poirytował mnie mocno poziom przesłodzenia większości z nich, ale jedna mnie zauroczyła. Jadowska pisze lekko, ma interesujące pomysły, ale jej nastawienie na odbiorców lubiących miłosne historie w oprawie fantasy trochę mi się odbijało czkawką. W „Szamańskim bluesie” jest to wszystko, co spodobało mi się w historiach o Dorze Wilk, ale nie ma tylu wątków miłosnych, które czyniły wcześniejsze powieści autorki nieco niestrawnymi dla mnie. Ten powrót do jej świata okazał się bardzo udany. Plusy Jadowska umie pisać, ma lekkie pióro, świetne pomysły, a dzięki sporemu już doświadczeniu pisarskiemu jej postacie i otaczające je realia są przemyślane i wiarygodne. Oczywiście wiarygodne w granicach gatunku, o jakim mówimy. W „Szamańskim bluesie” nie ma także rozwiązań z gatunku deus ex machina, które czasem pojawiały się we wcześniejszych tekstach autorki. Widać jej rozwój, lepsze przemyślenie pomysłów i fabuły. Sprawdza się także podzielenie tej historii na dwa wątki, bo dzięki temu książka mocno zyskuje na dynamice i czytelnik ani przez moment nie jest znużony. Postacie Autorka ma też talent do tworzenia interesujących postaci. Poza znanymi już z wcześniejszych powieści osobami dostajemy tym razem dwie dodatkowe panie, które mocno namieszały i z pewnością jeszcze namieszają w życiu Witkaca, oraz mentora głównego bohatera, Sępa. Piszę o nim z dużej litery, bo sam tak kazał się nazywać. Podejrzewam, że ten osobnik jeszcze wielokrotnie zaskoczy zarówno nas, jak i swojego podopiecznego. Lekko i przyjemnie Książkę czyta się znakomicie, jest wartka akcja, jest humor, jest spójne i ciekawe uniwersum. Zdecydowanie czekam na kolejne tomy z większą niecierpliwością niż na historie o Dorze Wilk, brak lukrowatych wątków zdecydowanie uczynił książki Anety Jadowskiej ciekawszymi. „Szamański blues” dostępny jest także w wersji elektronicznej za ok. 29 zł. Źródło okładki: www.fabrykaslow.com.pl
„Szamański blues” Aneta Jadowska – recenzja
Co jest najlepsze w smerfach? To, że potrzeba tak niewiele, aby mieć mnóstwo frajdy! Małe niebieskie ludziki o wspaniałych sercach i niesamowitych przygodach potrafią bawić i uczyć. Nie tylko przez bajki czy filmy, ale także podczas codziennej zabawy. O smerfach dzieci wiedzą wszystko. Doskonale znają ich wioskę, zachowanie, charaktery i dzielne serduszka. Każdy zapewne ma swojego ulubionego niebieskiego stworka, którego chętnie obserwuje podczas kolejnych przygód i z którym chciałby spędzać czas. Dzięki mnogości gadżetów, zabawek i gier jest to możliwe. Ponadto wykorzystując modę oraz upodobania dziecka, możemy wybierać takie produkty, które będą najlepiej stymulować jego rozwój, przy okazji świetnie bawiąc. Klocki i puzzle a rozwój kluczowych kompetencji Znaczenia klasycznych puzzli i klocków dla rozwoju dziecka nie trzeba szczegółowo omawiać, gdyż rodzice dobrze je znają. Są to niezbędne zabawki w zestawie każdego smyka, które przede wszystkim wspierają percepcję wzrokową, koordynację ruchową, spostrzegawczość oraz rozwój motoryki małej (czyli dłoni i palców). Smerfne klocki przygotowała firma Mega Bloks. Bajkowy Świat Smerfów to propozycje zestawów, dzięki którym możemy odegrać proste scenki proponowane przez producenta (np. wyścig autek z pni, zabawa na placu zabaw) bądź wymyślić własne przygody, dając pole do popisu wyobraźni. Atutem klocków jest możliwość poszerzania zestawów o dodatkowe figurki smerfów oraz kolejne elementy. Ponadto Mega Bloks są kompatybilne z LEGO Duplo. Nic zatem nie stoi na przeszkodzie, aby zbudować własną wioskę smerfów i rozwijać kreatywność oraz umiejętności konstrukcyjne dziecka. A podczas zabawy z dzieckiem wzbogacać jego słownictwo i ćwiczyć aparat artykulacyjny, naśladując odgłosy. Puzzle ze Smerfami to kolejna zabawka, którą warto kupić dziecku. Mają korzystny wpływ na wyobraźnię, pomysłowość i umiejętności projektowania. Smerfne układanki wyćwiczą koncentrację, planowanie własnych działań oraz wytrwałość. Bajeczne układanki dla młodszych dzieci składające się z 24 elementów w swojej ofercie mają Ravensburger oraz Trefl. Unikalnym produktem są puzzle zapakowane w pudełko w kształcie Smerfa – z pewnością zachęci ono dzieci do zmierzenia się z logiką takiej układanki. Oprócz tradycyjnych obrazków do wyboru mamy także książeczki z puzzlami firmy Egmont Polska, w których kolejne opowiadania są ilustrowane prostymi układankami zamieszczonymi na sąsiednich stronach. W ten sposób ćwiczymy z dzieckiem koncentrację, słuchanie ze zrozumieniem oraz wzbogacamy jego mowę. Figurki Smerfów – zabawy tematyczne i rozwój zmysłów Do świata zbudowanego z klocków mogą również pasować figurki smerfów. Oczywiście można je łączyć także z gotowymi domkami i zbudować całą wioskę. Oba produkty są dostępne w wersji zabawkowej, jak i unikatowej oraz dopracowanej – kolekcjonerskiej. Dzieciom pewnie bardziej przypadną do gustu zabawki, które rozbudzają wyobraźnię i pozwalają do woli korzystać z ich uroku. Spośród wielu doskonałej jakości, zachowujących wierność szczegółom i jednocześnie nowoczesnych można wybrać figurki Smerfów firmy Schleich oraz figurki z bohaterami ostatniej produkcji kinowej Poszukiwacze Zaginionej Wioski. Figurki Smerfów oprócz motoryki małej i koordynacji ruchowej mogą także ćwiczyć koncentrację i zmysł dotyku, a to przez prostą zabawę w rozpoznawanie po omacku kształtów. Przydadzą się do tego mały woreczek lub torebka, w której umieszczone zostaną wszystkie smerfy. Zadaniem kolejnych zawodników będzie włożenie ręki do środka i odgadnięcie, którego smerfa się złapało. Każda postać ma charakterystyczne dla niej atrybuty lub przyjmuje wyraźną pozę, zatem wydedukowanie po dotyku, kogo się trzyma, nie jest niemożliwe, a niezwykle wyostrza zmysły, wspomagając ich integrację. Smerfne gry – podstawowe umiejętności intelektualne Z motywem Smerfów powstały także gry. Firma Trefl stworzyła przykładowo kilka planszówek, m.in. Smerfną przygodę, w której gracze wcielają się postać wybranego smerfa i starają się odnaleźć jak największą liczbę jego zaginionych przedmiotów. Innymi propozycjami są Urodziny Papy Smerfa i Smurfastic! W pierwszej z nich zadaniem graczy jest pomóc Smerfom pozbierać potrzebne przedmioty i odebrać za to nagrodę. Nie jest to gra polegająca wyłącznie na jak najszybszym dojściu do mety. Trzeba wykazać się odrobiną spostrzegawczości i zmysłem strategicznym. Strategia przyda się również w drugiej ze wspomnianych gier. Do takiej zabawy oprócz standardowych pionków można użyć ulubionych, wspomnianych wcześniej figurek. Ciekawą grą, ale dla najmłodszych, są również oparte na zasadach puzzli smerfne skojarzenia firmy Barbo Toys (Co kto robi?), w których do każdego smerfa należy dobrać pasujące atrybuty. Innym typem klasycznej gry, w której wykorzystano motywy niebieskich skrzatów, jest smerfne memo, ponownie firmy Trefl. Ta sama firma stworzyła tradycyjnie już wersję Czarnego Piotrusia ze Smerfami, w którą można grać również jak w memo. To doskonała okazja, aby w prosty sposób ćwiczyć pamięć, koncentrację i spostrzegawczość, a także niezbędną u dzieci cierpliwość. Granie w planszówki i gry towarzyskie rozwija ponadto zmysł strategiczny i uczy postępowania według reguł. Kształci ponadto umiejętność radzenia sobie z porażką i reagowania na zachowania pozostałych graczy. Do domu i ogrodu od najmłodszych lat Dla dzieci w wieku 3–6 lat, a także nieco starszych dobrymi zabawkami rozwijającymi wyobraźnię, koncentrację oraz umiejętności szkolne będą wszelkie produkty plastyczne. Wśród nich znajdziemy podobrazia, stempelki, zestawy artystyczne czy nawet smerfne znikopisy. Twórcze rysunki, przyozdabianie prac i zeszytów pieczątkami to doskonałe sposoby na ćwiczenia manualne i rozwijanie kreatywności podczas zabaw w domu, kiedy pogoda nie dopisuje lub chcemy spokojniej spędzić czas. Na pierwszym etapie edukacji jest to również ćwiczenie relaksujące. Ze smerfami można także bawić się w ogrodzie. Przydadzą się wówczas piłki, namioty oraz maty. Smerfna piłka może posłużyć do zabawy w berka strącanego, podczas którego goniący jest Gargamelem, a trafione piłką dziecko to złapany smerf. Z namiotów, koców i mat tematycznych można zbudować małą wioskę smerfów i przez odgrywanie ról bawić się i uczyć zachowań społecznych. Chociaż smerfy to nie Gumisie, ale są równie zwinne, zatem smerfna piłka do skakania również przyda się podczas zabaw na świeżym powietrzu lub w przestronnym pokoju. Zabawy z bieganiem, rzucaniem, pływaniem i wysiłkiem fizycznym to doskonałe ćwiczenia większych partii mięśni oraz sposób na dotlenienie mózgu, a tym samym podnoszenie sprawności umysłowej. Każdy pretekst, aby twórczo się bawić, jest dobry. A najlepszy okazuje się taki, który bazuje na upodobaniach dziecka i mu odpowiada. Zatem jeśli nasza pociecha naprawdę lubi smerfy albo wiemy, że jej się spodobają, śmiało można inwestować w zabawki i produkty przynoszące oprócz radości także wymierną wartość.
Smerfne zabawki, które uczą i bawią
Wybór fotelika dla twojego malucha wcale nie jest prostą sprawą. Niemal każdy spotyka się wtedy ze standardem ISOFIX. Co to takiego i jak wybrać najlepszy egzemplarz? Podróżowanie z dzieckiem Jazda samochodem z maluchem zwykle nie należy do najprostszych metod podróżowania. Jeśli prowadzisz auto z dzieckiem w środku, musisz zwrócić uwagę na znacznie więcej elementów, z których bezsprzecznie najbardziej istotnym jest bezpieczeństwo poruszania się po drodze. Nie możesz też zapomnieć o tym, że maluchy rzadko kiedy chcą i potrafią usiedzieć przez dłuższą chwilę w jednym miejscu. No chyba, że akurat śpią... Jeżeli jednak nie masz tyle szczęścia, warto zainwestować w jeden z wielu sposobów zapewnienia dziecku rozrywki. Ulubiona muzyka, przenośne dvd lub blu-ray, bajki na płycie lub mp3, różnego rodzaju rolety i osłony na szyby – wszystko to przydaje się podczas podróży z dzieckiem. Zgodnie z obowiązującymi w Polsce przepisami, musisz posiadać też (a właściwie przede wszystkim) odpowiednio przystosowany fotelik. Jaki powinien być i czym jest często używane określenie ISOFIX? Polskie przepisy a przewóz dzieci Większość kierowców wciąż kojarzy ograniczenia, zgodnie z którymi w foteliku należy jeździć z dziećmi w wieku mniejszym niż 12 lat oraz o wzroście niższym niż 150 cm. Nie jest to w pełni prawda, jako że od dłuższego już czasu regulacja ta dotyczy wyłącznie drugiego z wymienionych przypadków. Warto wspomnieć również o dwóch sytuacjach, w których dopuszczalne jest przewożenie dzieci poniżej 150 cm bez specjalnego fotelika. Pierwsza z nich dotyczy przypadku, kiedy na tylnym siedzeniu (dzieci przewozi się tylko na tylnej kanapie) musi przebywać jednocześnie przynajmniej trójka dzieci. Konstrukcja fotelików praktycznie nigdy nie pozwala na umieszczenie aż trzech elementów obok siebie, gdyż są one zwyczajnie zbyt szerokie. Wtedy to jeden z maluchów (który posiada przynajmniej 3 lata), może znajdować się w aucie bez fotelika. Drugi przypadek budzi nierzadko spore dyskusje. Otóż jesteś zwolniony z obowiązku przewozu dziecka w foteliku, jeżeli po prostu nie da się go umieścić w żadnym z modeli dostępnych na rynku. A że tych są przecież setki, udowodnienie racji którejkolwiek ze stron może być wyjątkowo trudne. Czym jest ISOFIX? Standard ISOFIX to nic innego, jak sposób mocowania fotelika. To bardzo istotny element spośród jego parametrów, gdyż decyduje on m.in. o tym, na ile łatwo będziesz mógł go zamocować i na ile stabilnie będzie opierał się na kanapie. Sekretem działania standardu ISOFIX jest solidna i bardzo wytrzymała baza, którą montuje się we wnęce zlokalizowanej pomiędzy oparciem fotela a siedziskiem. To właśnie do tego elementu mocuje się sam fotelik. Dzięki temu nie tylko niemożliwe jest ustawienie go w sposób nieprawidłowy, ale także w bardzo łatwy sposób można go wpiąć w mocowanie. Przyspiesza to znacznie montaż fotelika oraz eliminuje ewentualne ryzyko błędu na tym polu. Największą zaletą ISOFIX są jednak walory związane z bezpieczeństwem. We wszystkich testach standard ten wypada lepiej, aniżeli choćby foteliki mocowane do pasów bezpieczeństwa. I to temu głównie zawdzięcza swoją popularność oraz wysoką dostępność. O czym jeszcze pamiętać, wybierając fotelik dla dziecka? Niezwykle ważne jest przede wszystkim dopasowanie urządzenia w taki sposób, aby faktycznie zapewniało dziecku pełnię bezpieczeństwa. Jeśli fotelik będzie zbyt duży lub zbyt mały, nie będzie funkcjonował prawidłowo, co może dać o sobie znać nawet podczas bardziej gwałtownego hamowania. Rozmiary fotelika dziecięcego zależą od producenta, najczęściej jednak spotyka się trzy warianty: do około 13 kg – fotelik w wersji „kołyska”, dla niemowlęcia do około 12 miesiąca życia; od 9 kg do około 18 kg – zwykle stosowany do około 3-4 roku życia; od 15 kg do 36 kg – największa wersja, pozwala na odczepienie oparcia i podróżowanie z dzieckiem tylko na siedzisku. Pamiętaj, że to właśnie fotelik w największej mierze zapewnia bezpieczeństwo dziecku podczas podróżowania. Dlatego ufaj wyłącznie sprawdzonym markom, których produkty posiadają odpowiednie certyfikaty.
Fotelik dziecięcy i standard ISOFIX
Lenovo A10 to z założenia niedrogi, 10-calowy tablet, działający w oparciu o system Android. Sprzęt dysponuje dwoma głośnikami stereo, wspomaganymi technologią Dolby Audio. Jak tablet spisał się w teście? Pierwsze wrażenia Lenovo A10 został wykonany z ciemnoniebieskiego, matowego tworzywa sztucznego, które z odciskami palców radzi sobie na pewno lepiej niż sprzęty wykonane z jednolitej, połyskliwej tafli szkła. A10 trzyma się w dłoniach niezwykle wygodnie, a zaokrąglone narożniki jeszcze bardziej poprawiają chwyt. Oczywiście front urządzenia to już połyskliwa tafla ekranu, jednak w tej kwestii producent nie miał raczej większego wyboru. Naturalnie tym, co w przedniej części rzuca się w oczy, są dwa głośniki stereo zamontowane (gdy patrzymy na sprzęt w układzie horyzontalnym) na krawędziach ekranu. Na jednym z boków, pod plastikową zaślepką, umieszczono slot na microSD oraz złącze na kartę SIM (testowana przeze mnie wersja tabletu posiadała moduł łączności komórkowej 3G). Ekran Jako ekran zamontowano tu 10,1-calową matrycę IPS, której rozdzielczość wynosi 1280 x 800 pikseli. Naturalnie taka rozdzielczość nie jest aż tak wysoka, jak w innych, droższych sprzętach, mimo wszystko, sprawdza się w swojej roli całkiem nieźle. Jak przystało na wyświetlacz w technologii IPS, dysponuje on świetnymi kątami widzenia, więc nawet, gdy będziemy na niego patrzeć przy dużym nachyleniu, treść nadal powinna być widoczna. Niestety, nie da się pochwalić jasności, jaka prezentuje się zdecydowanie poniżej przeciętnej. Co prawda zupełnie to nie przeszkadza, jeśli znajdujemy się wewnątrz jakiegoś pomieszczenia, jednak w jasnym świetle dziennym możemy mieć pewne trudności z odczytywaniem tekstu. Dźwięk Jak już wspomniałem wcześniej, mamy tu do dyspozycji dwa głośniki stereo, wspomagane dodatkowo przez system Dolby Digital Plus. Sprzęt gra naprawdę głośno i ładnie, lecz przy maksymalnym nastawie możemy momentami usłyszeć charczenie. Naturalnie, przy tak małych głośnikach powinniśmy zapomnieć o tonach niskich, które praktycznie nie istnieją. Ponadto producent zaopatrzył Lenovo A10 w specjalne oprogramowanie (Dolby), pozwalające na regulację praktycznie wszystkich parametrów dźwięku. Istnieje także możliwość włączenia wirtualnego trybu Surround, zapewniającego jeszcze większą frajdę ze słuchanej muzyki. Wydajność i oprogramowanie Jako system Lenovo zastosowało tu już dość starą wersję Androida, 4.2 Jelly Bean (sprzęt ma jednak dostać upgrade do 4.4.3 KitKat). Nie obyło się oczywiście bez kilku programów firmowanych przez Lenovo, jak np. Smart Side Bar, dający nam na ekranie głównym dostęp do multimediów (muzyki, zdjęć, książek i filmów). Side Bar pozwala też na przełączanie ekranu między trybem standardowym, multimedialnym oraz tym, przeznaczonym do czytania. Jak prezentuje się wydajność? Wewnątrz tabletu zamontowano 4-rdzeniowy procesor Cortex-A7 1,2 GHz (chipset MediaTek 8121) oraz 1 GB RAM. Sprzęt podczas testów radził sobie nieźle z grą N.O.V.A. 3, ale momentami można było tutaj zauważyć pewne spowolnienia. Co z pamięcią na dane? W testowanym egzemplarzu znajdowało się 16 GB, więc całkiem sporo. Gdyby jednak i ta wartość wydawała się dla kogoś niewystarczająca, to pamiętajmy, że jest też slot na kartę pamięci microSD. W sprzedaży są także wersje z 32 i 48 GB pamięci wewnętrznej. Ciekawe są też dostępne, preinstalowane przez Lenovo aplikacje DOit, czyli zestaw pozwalający na udostępnianie danych innym urządzeniom z systemem Android i to bez potrzeby łączenia się z siecią. W ramach DOit znajdziemy również antywirus oraz program, służący do wykonywania kopii zapasowej danych kontaktowych i wiadomości SMS. Bateria Bateria o pojemności 6340 mAh to kolejna cecha sprzętu, jaką chwali się producent. Według Lenovo, w pełni naładowane ogniwo pozwala na 9-godzinne korzystanie z Wi-Fi. Co prawda podczas moich testów tabletowi nie udało się osiągnąć tego wyniku, jednak wartość, mimo wszystko, bardzo zbliżoną. Czas 8 godzin i 30 minut – to rezultat, na jaki możemy liczyć przy normalnym użytkowaniu (zakładając wyłączone 3G i jasność ekranu ustawioną na wartość średnią). Podsumowanie Tablet Lenovo A10 w wersji 3G, w chwili pisania przeze mnie tego testu, kosztuje ok. 1100 zł. Rzecz jasna, urządzenie można też kupić taniej, wybierając wariant bez 3G. Koszt najtańszej możliwej wersji to ok. 900 zł. Według mnie, Lenovo A10 to doskonałe rozwiązanie dla osób, pragnących mieć 10-calowy tablet w niezbyt wygórowanej cenie. Sprzęt sprawdzi się znakomicie podczas przeglądania stron internetowych, edycji dokumentów i słuchania muzyki. Będą z niego zadowoleni także gracze, preferujący nieco prostsze i mniej „zasobożerne” tytuły.
Lenovo A10 – test budżetowego tabletu z dobrym audio
Od kilku sezonów nie wychodzą z mody. Są szerokie, lekkie i świetnie maskują niedoskonałości figury. Stanowią przyjemną odmianę po rurkach, które długo dominowały na ulicach i wybiegach. Skompletowaliśmy trzy stylizacje ze spodniami palazzo na różne okazje. Nazwa tego modelu spodni kojarzy się z Włochami. Palazzo to włoskie słowo oznaczające pałac. I rzeczywiście, spodnie te mają w sobie coś dostojnego, a jednocześnie swobodnego, jak słoneczne włoskie lato. Wyróżnia je luźny krój z bardzo szerokimi nogawkami i wysoki stan. Zazwyczaj są szyte z lekkich, lejących materiałów, ale można też kupić wykonane z tkanin sztywniejszych, w kant. Kobiety cenią je za wygodę, ponieważ zapewniają swobodę ruchów. Od kilku sezonów spodnie palazzo zyskują na popularności. Pojawiają się na pokazach mody, czerwonych dywanach i ulicach. Niektórym mogą się wydawać awangardowe, są jednak obecne w modzie od lat. Już Coco Chanel i Marlena Dietrich nosiły je w latach 20. i 30. XX wieku. Popularne stały się dopiero w latach 60. Wówczas restauratorzy odmawiali wpuszczania kobiet noszących spodnie, uznając je za niestosowne dla płci pięknej. Kobiety, które nie godziły się z tą opinią, sięgnęły po szerokie palazzo, które przypominały spódnicę. Spodnie te weszły więc do mainstreamu. Przedstawiamy stylizacje ze spodniami palazzo w roli głównej na trzy okazje. W klasycznym wydaniu box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Spodnie palazzo sprawdzają się w codziennych stylizacjach. Do pracy najlepiej wybrać gładkie, jednokolorowe, w stonowanym odcieniu, np. czarne, z lejącego materiału. Do takich spodni świetnie pasują czarne skórzane botki na obcasach. Dla ożywienia stylizacji wybraliśmy klasyczną bluzkę w pięknym miodowym odcieniu, którą warto wpuścić w spodnie, żeby wyeksponować ich efektowny pasek. Do całości dobraliśmy klasyczny płaszcz w kratę. Odrobinę blasku tej stylizacji dodadzą srebrny zegarek oraz szara, lakierowana torebka. Taki look będzie pasować do biura, ale też do teatru, a nawet na kolację do eleganckiej restauracji. Na sportowo box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Luźny, swobodny krój spodni palazzo powoduje, że są idealne w roli stylizacji sportowych, które pasują na weekendowy wypad czy zakupy z przyjaciółkami. W takim charakterze są czarne spodnie z biało-czerwonymi lampasami. Do nich dobraliśmy modną bomberkę w czerwonym kolorze. Zestaw uzupełni biała, klasyczna koszulka, np. z zabawnym nadrukiem. Akcesoria także powinny być utrzymane w sportowym, niezobowiązującym klimacie. Zamiast torebki plecak na sznurkach z nadrukiem palmy, do tego kolorowa bejsbolówka oraz białe Nike Air Force. Całość prezentuje się wygodnie i stylowo. Kwiatowe szaleństwo box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Spodnie palazzo często pojawiają się w wersji wzorzystej. Wybraliśmy model w kwiaty, które kojarzą się z latem i wakacjami. Deseń jest na tyle wyrazisty, że pozostałe elementy stylizacji powinny być stonowane. Dobraliśmy więc prosty T-shirt w kolorze khaki, przypominającym barwę spodni. Do spodni z wysokim stanem pasuje krótka ramoneska. Jej kolor również koresponduje z odcieniem kwiatów. Do kwiatowych deseni pasują buty na koturnach oraz pleciona torebka. Spodnie przywodzą nieco na myśl lata 70., warto więc do tej stylizacji dodać okulary muchy popularne w tamtym czasie. )
Spodnie palazzo w roli głównej – 3 stylizacje
Marcin Kydryński, kojarzony zapewne głównie z trójkową audycją „Siesta”, jest nie tylko melomanem, z muzyką związanym prywatnie i zawodowo, ale też miłośnikiem podróży i fotografii. Jednak choć uwielbia Afrykę, to nie tam ma malutkie mieszkanko w widokiem na ocean, a w Lizbonie. Mieście, o którym barwnie opowiada w swojej książce „Lizbona. Muzyka moich ulic”, łącząc w niej wszystkie swoje pasje. Ten piękny album to doskonała lektura nie tylko dla tych, którzy planują podróż do stolicy Portugalii, choć im poleciłabym ją szczególnie. To także urocza, muzyczna pocztówka, która spodoba się każdemu, kto zwiedzając dane miejsca, nie skupia się jedynie na architekturze, ale także duszy miasta, tej muzycznej i tej, którą tworzą jego mieszkańcy. Lizbońskie impresje Marcin Kydryński zwraca się do swoich czytelników bezpośrednio, stając się ich przewodnikiem po mieście pełnym światła i dźwięków fado. Tłumaczy, czym jest saudade, rodzaj melancholii wpisanej w portugalską kulturę, zabiera na spacer nad ocean i po najstarszej dzielnicy miasta, Alfamie. Jak na przewodnika przystało, podsuwa też tropy kulinarne i pokazuje, gdzie należy szukać miejsc, w których warto zatrzymać się na coś do jedzenia. „Lizbona. Muzyka moich ulic” nie jest jednak przewodnikiem, ale luźnym zbiorem impresji. Często melancholijnych, poetyckich kadrów, czasem mających formę zabawnych anegdot. Marcin Kydryński opowiada barwnie i ciekawie. Chce się go słuchać (a raczej czytać), chce podążać ścieżką, którą wytyczył, choć autor nie pokazuje wyłącznie jasnych stron miasta, ale także te mniej przyjemne, w których pojawiają się nachalni afrykańscy sprzedawcy czy równie uciążliwi dilerzy narkotyków, niemający oporów przed zaczepianiem ludzi w środku dnia. Miasto wypełnione dźwiękami Lizbona Marcina Kydryńskiego to przede wszystkim ludzie i muzyka. Poznamy ważne postaci w świecie fado oraz ulicznych grajków, bez których to miasto nie byłoby takie samo. Poszukamy restauracji, w których serwuje się nie tylko smaki, ale i dźwięki. Zajrzymy także do sklepu z płytami. Autor zadba o to, byśmy nie wyszli stamtąd z pustymi rękami, a dzięki jego sugestiom mamy pewność, że trafi w nie to, co w portugalskiej muzyce najlepsze.Autor ujmuje wrażliwością i poczuciem humoru, umiejętnością wyłapywania detali i stosowaniem obrazowych, jakże trafnych porównań. W książce fotografie są równie ważne jak tekst. Marcin Kydryński z leicą łowi wyjątkowe chwile, miejsca, ludzi. Wśród jego zdjęć nie znajdziecie ujęć znanych z pocztówek i folderów. Będą za to kadry oddające ducha miasta, codzienność jego mieszkańców. Po lekturze książki „Lizbona. Muzyka moich ulic” trudno powstrzymać się od natychmiastowej rezerwacji biletów lotniczych do portugalskiej stolicy. Nie bez powodu Marcin Kydryński został uhonorowany medalem Ordem de Merito przez portugalskiego prezydenta za promocję tamtejszej muzyki. Autor wie, jak oczarować słuchaczy i czytelników. Dźwiękami, zdjęciami, klimatem miejsc. Ebook „Lizbona. Muzyka moich ulic” dostępny jest w cenie ok. 40 złotych (w formatach EPUB i MOBI). Źródło okładki: www.burdaksiazki.pl
„Lizbona. Muzyka moich ulic” Marcin Kydryński – recenzja
Elegancka zastawa czy szwedzki bufet? Klasycznie czy eklektycznie? A może zabawa kolorem? Podpowiadamy, jak przygotować przyjęcie i które akcesoria koniecznie powinny znaleźć się na imprezowym stole. Karnawał to czas szalonych zabaw w dyskotekach i na bardziej kameralnych domówkach. Jeśli właśnie szykujesz się do urządzania prywatki we własnym domu lub wynajętej ze znajomymi sali, przeczytaj, czego nie może zabraknąć na stole. Sprawdź także, w jakim stylu zorganizować party, by wszyscy dobrze się bawili. Eleganckie przyjęcie w eklektycznym stylu Jeśli planujesz urządzić przyjęcie w domu wśród najbliższych znajomych – postaw na szyk i niebanalne dodatki. Niezbędna będzie zastawa, niekoniecznie świąteczna lub ta na wyjątkowe okazje. Mieszaj formy, kolory i materiały, by uzyskać nietuzinkowy efekt. Sprawdzą się tu kamionkowe talerze, porcelanowe misy czy kryształowe kieliszki. Jasne zestawiaj z ciemnymi. Spraw, by stół był synonimem wyrafinowanej dekadencji – oprócz kolorowego, apetycznego jedzenia postaw na kolorowe, subtelne dodatki, np. czarne kieliszki do szampana, szklanki do wody lekko mieniące się odcieniem fioletu czy turkusu, talerze obiadowe kontrastujące kolorem lub fakturą z pozostałą częścią zastawy. Całość dopełnij eleganckimi srebrnymi sztućcami wykończonymi nietypowym wzorem. Kieliszki do wody lub wina udekoruj wstążeczkami w różnych kolorach, by żaden z gości nie miał problemu z jego identyfikacją. By się przenieść (przynajmniej w wyobraźni) pod gorące palmy, drinki dla pań ozdabiaj świeżymi owocami, listkami mięty i kolorową parasolką. Zamiast klasycznych kieliszków do wódki, zaskocz męską część imprezy szkłem o nietypowym designie – na wysokiej kolorowej nóżce lub tzw. „lodowymi kieliszkami”. Są one wypełnione wewnątrz płynem i jeśli umieścisz je przed imprezą w zamrażalniku – pozwolą cieszyć się schłodzonym alkoholem przez dłuższy czas. Dla tych, którzy wybierają lżejsze trunki, zaproponuj świecące kostki lodu. Na pewno uatrakcyjnią napój i wzbudzą zainteresowanie gości. Dania podawaj w eleganckim naczyniu z podgrzewaczem, by cały czas były ciepłe. Podobnie postąpić możesz z kawą i herbatą. By nie biegać ciągle do kuchni, a cieszyć się zabawą i towarzystwem, ciepłe napoje zaparz w dzbankach i postaw na podstawce z tealightem. Podobnie możesz zrobić z grzańcem, który – umieszczony w kamionkowym garnku z przylegającą pokrywką – dzięki podgrzewaczowi cały czas będzie trzymał odpowiednią temperaturę. Te małe dodatki sprawią, że goście w każdej chwili będą mieli dostęp do ciepłych napojów. Do wody lub soków wybierz karafkę z korkiem zabezpieczającym przed kapaniem. Nie ma nic gorszego podczas imprezy niż zestresowany gość, który boi się, że pobrudzi świeżo wypraną serwetę. Karafka wykonana z podwójnych ścianek nie pozwoli na to, by napój czy woda ociepliły się zbyt szybko. Jeśli czujesz się mocny w przyrządzaniu drinków, nie zapomnij o shakerze – pozwoli on na przygotowanie lubianych przez kobiety wytwornych long drinków. Przy każdym talerzu obowiązkowo powinna znaleźć się serwetka do wycierania ust – papierowa lub bawełniana – zawinięta np. w obrączkę. Nie zapomnij o wykałaczkach – często trudno z klasą wybrnąć sytuacji, kiedy jedzenie dostanie się między zęby – wtedy te małe patyczki stają się nieocenioną pomocą. Akcesoria, których nie powinno zabraknąć na stole Kieliszki do wody i wina Znaczniki do kieliszków Papierowe serwetki Widelczyki do ciasta Plamoodporny obrus Nastrojowe świece Wykałaczki Korkociąg, otwieracz do piwa Karafka z wodą Beztroskie party w kolorach tęczy Mniej oficjalny styl może obowiązywać podczas prywatki z większą liczbą osób lub podczas balu przebierańców, kiedy razem ze znajomymi wynajmujecie salę do beztroskich pląsów. Menu możecie skomponować pod kątem motywu przewodniego imprezy, by dopełnić jej charakter W tej sytuacji postaw na stół szwedzki – zwłaszcza, jeśli każdy przynosi coś do jedzenia. Goście sami będą mogli wybierać, na co mają ochotę. Najważniejszym elementem ułatwiającym podawanie dań będą duże tace, na których można umieścić przekąski, koreczki czy tartinki. Warto, by na stole zagościła również deska do serów (plus wykałaczki do ich nabierania), miseczki do dipów (wykorzystywane np. do maczania w nich chipsów czy nachos) i piętrowa patera na ciastka i muffinki, która pozwoli zaoszczędzić miejsce na stole. Można przygotować również kącik, w którym serwowane będzie fondue z czekolady i owoców (tu również przydadzą się wykałaczki lub nawet dłuższe patyczki do szaszłyków), czy małe desery w kieliszkach w postaci połączonych asymetrycznie ciasta sernikowego z galaretką. Kiedy impreza ma naprawdę luźny i spontaniczny charakter – by następnego dnia nie martwić się o sprzątanie lub gdy w danym miejscu nie ma zaplecza kuchennego – zaopatrz się w papierowe lub plastikowe akcesoria jednorazowego użytku. Ale nie te typowe, grillowe – szare i bez polotu. Wybierz najbardziej kolorowe i przykuwające oko! W końcu to karnawał! Dziś nawet producenci papierowych talerzyków zaskakują pomysłami. Kiedy nie chcesz obawiać się o potłuczone szkło, ale nie przepadasz też za papierowymi naczyniami, wybierz mieniący się kolorami zestaw z melaminy, który możesz wykorzystać również podczas pikniku czy grilla na działce w cieplejszej porze roku. Na szwedzkim stole serwuje się raczej zimne przekąski, owoce i słodkości. Tym bardziej, jeśli na imprezie będzie więcej osób, nikt nie będzie chciał stać w kuchni, by ciągle podgrzewać potrawy. Nie o to przecież chodzi. Karnawał to czas wspólnych zabaw, warto więc postawić na jak największą funkcjonalność stołu i samodzielność gości. Akcesoria niezbędne przy szwedzkim stole Kolorowe papierowe talerzyki Papierowe kubki do napojów gorących Plastikowe kubki do napojów zimnych Papierowe serwetki Taca do koreczków i kolorowe wykałaczki Plastikowe sztućce Znaczniki do kieliszków i mieszadełka do drinków Słomki do drinków dla pań Niezależnie od tego, czy urządzisz małe przyjęcie w domu, czy bufetowe party w wynajętej sali, liczy się przede wszystkim dobry nastrój gospodarza i zaproszonych gości. Swój urok ma zarówno elegancka kolacja, jak i beztroska zabawa połączona z tańcami. Wystrój stołu i dekoracje przestrzeni stanowią jedynie dopełnienie karnawałowej zabawy.
Karnawałowy stół – jak go przygotować, by zachwycał?
Szukasz kosiarki, która spełni Twoje wszystkie oczekiwania? Modelu, którym będziesz mógł pochwalić się przed ciekawskimi sąsiadami? Bohaterem dzisiejszego testu będzie innowacyjna kosiarka 3813 o maksymalnej wydajności za naprawdę rozsądne pieniądze. Czeski potentat z dziedziny urządzeń ogrodowych chwali się, że multifunkcyjna kosiarka posiada elektromagnetyczny beziskrowy silnik indukcyjny. Jak przekłada się to na stan faktyczny? Sprawdziliśmy to. Długowieczny silnik bezszczotkowy Po skoszeniu 500m2 możemy śmiało powiedzieć, że urządzenie sprawdzi się w każdym domowym gospodarstwie. Zaczynając od strony wizualnej tego modelu, obudowa została wykończona bardzo starannie z wysokogatunkowego tworzywa. Pokonywanie każdego metra naszej działki będzie bardzo proste i szybkie, dzięki zastosowaniu dużych i solidnie wykonanych kół kosiarki. Rozmiar tylnych kół to 160 mm, natomiast przednie koła są niewiele mniejsze, ponieważ mierzą aż 130 mm. Są one bieżnikowane, co zwiększa przyczepność do powierzchni. Pozwoli nam to na stabilne wykonywanie naszej pracy i równe przycinanie naszego trawnika. Wysokość rękojeści urządzenia została idealnie dopasowana, tak aby osoba prowadząca urządzenie nie musiała się schylać nad nią. Dzięki temu komfort pracy jest jeszcze lepszy, ponieważ użytkownik nie nadwyręża partii ciała, takich jak plecy czy nogi. Rączka została wyposażona w możliwość jej złożenia. W związku z tym transport czy przechowywanie modelu nie będzie sprawiało większych problemów. Kolorystyka urządzenia nie ogranicza się tylko do nudnego koloru czarnego jak inne standardowe modele. Został tu mocno zaakcentowany kolor pomarańczowy jak w każdym urządzeniu marki Riwall. Dzięki nadaniu i trzymaniu się charakterystycznych barw marka buduje silny i stabilny wizerunek oraz bardzo dużą rozpoznawalność swoich produktów. Nisko zawieszony środek ciężkości modelu 3813 sprawia, że absolutnie niepotrzebny jest tutaj napęd. Kosiarka po włączeniu jest tak lekko prowadzona, że koszenie trawy odbywa się w mgnieniu oka. Przerywanie pracy nie będzie konieczne, ponieważ kosiarka posiada dość duży kosz. Pojemność oscyluje w granicach 35 l. Przyglądając się z bliska silnikowi oraz funkcjom, o jakich zapewnia nas producent, w pierwszej kolejności naszą uwagę przykuwa mocny silnik Riwall V+ GT. Dzięki zastosowaniu silnika indukcyjnego inaczej bezszczotkowego, urządzenie nie będzie wymagało częstych zabiegów konserwacyjnych. W porównaniu do silników szczotkowych mają one o wiele dłuższą żywotność i są mniej narażone na różnego rodzaju usterki. Silniki te pracują znacznie ciszej, niż takie, które są zbudowane ze szczotek. Nominalna moc kosiarki to 1300 W, natomiast przy wydajności efektywnej moc sięga aż 1800 W, czyli 2,5 KM. Małe urządzenie o wysokiej mocy jest idealnym rozwiązaniem dla tych, którzy oczekują od swoich urządzeń czegoś więcej niż tylko przeciętności. Dodatkowym atutem kosiarki jest łatwy rozruch, sprawiając, że model ten jest dostępny dla każdej osoby. box:offerCarousel Szerokość i wysokość koszenia Z wielu funkcji, jakie posiada model 3813, możemy również wyróżnić regulację poziomu koszenia. Mamy dostępne trzy warianty wysokości, jest to 30 mm, 45 mm oraz 60 mm. Dzięki temu otrzymujemy możliwość wyboru tego, jak krótko chcemy przyciąć naszą trawę. Jeśli chcemy cieszyć się krótką trawą, jak najdłużej, to wybieramy wysokość 30 mm, natomiast jeśli uwielbiamy kosić nasz trawnik i najchętniej robilibyśmy to codziennie, to warto ustawić poziom wysokości koszenia na 60 mm. Dla mniej niezdecydowanych polecamy poziom pośredni, czyli 45 mm. O szerokości koszenia również warto powiedzieć. Standardowe modele posiadają zakres obejmowanego pasma do maksymalnie 33 cm. W urządzeniu firmy Riwall jest to 38 cm. Tak duże pole robocze pozwala nam na szybszy tryb pracy. Co więcej, działki o powierzchni 500m2 nie będą nam straszne! Jedną z ważniejszych zalet jest „edgecutting” – koszenie przy powierzchniach prostopadłych do ziemi. Kosiarka świetnie sprawdza się przy wykaszaniu trudno dostępnych miejsc, np. przy płocie, ścianie czy krawężniku. Z tą funkcją spokojnie możemy zapomnieć o zaniedbanych miejscach, ponieważ konstrukcja tego modelu nie pozostawi nam takich placków. Jeśli z zamiłowaniem traktujemy nasz ogród, to producent postanowił ułatwić nam dbanie o nasze zielone pola. Model posiada koszenie do kosza z opcją mulczowania. Skoszony i rozdrobniony pokos idealnie nadaje się do pielęgnacji trawnika. Bardzo często jest używany jako nawóz ekologiczny, dzięki któremu nasza trawa będzie jeszcze bardziej urodziwa. Ta niewielka kosiarka o wadze 15 kilogramów, zasilana na 230 V idealnie sprawdzi się w każdym gospodarstwie domowym. Nieważne czy to będzie mała działka przed blokiem, większy trawnik nad jeziorem czy duży ogród przed pięknym domem. Jeśli powierzchnia nie przekracza 500m2, to spokojnie podoła zadaniu u każdego z Was. Zastosowany w modelu 3813 elektromagnetyczny iskrowy silnik indukcyjny zdecydowanie przekonuje nas do wydania pieniędzy na prezentowaną kosiarkę. Producent zapewnia o 2-letniej gwarancji na urządzenie, więc na pewno nie jest to sprzęt z niższej półki, o który powinniśmy się obawiać. Konstruktorzy zadbali o każdy szczegół tego modelu, więc oklaski dla firmy Riwall za tak dobry sprzęt za tak niewielką kwotę. Oglądając kosiarkę „od góry do dołu”, trzeba przyznać, że rzadko możemy spotkać się z taką ilością funkcji połączoną z wygodą oraz dobrym wyglądem urządzenia. Cena do jakości jest bardzo adekwatna, więc będą to dobrze wydane pieniądze.
Test kosiarki Riwall 3813
Ogród zimowy może pełnić wiele funkcji. Oranżeria to świetne miejsce, w którym w mroźne wieczory można przyjemnie spędzać czas wśród roślinności, spoglądając przez przeszklenia na ośnieżony ogród. Ogród zimowy tworzy dobry klimat nie tylko dla ludzi, ale również dla delikatnych czy egzotycznych roślin. Dowiedz się, o czym należy pamiętać, zakładając ogród zimowy. Konstrukcja Ogród zimowy to przeszklone pomieszczenie, które można dobudować do istniejącego budynku lub wybrać projekt domu z już zaprojektowaną oranżerią. W pierwszym przypadku taka dobudowa ingerująca w konstrukcję budynku będzie wymagać pozwolenia na budowę od właściwego urzędu. Tego typu oranżeria jest zazwyczaj przedłużeniem budynku, istotne jest zatem zadbanie o jej solidną konstrukcję. Musi być odporna na silne podmuchy wiatru, zaleganie śniegu i nie powinna rozszczelniać się w miejscach łączenia ścian ze ścianami głównego budynku. Konstrukcja oranżerii może być zbudowana z profili drewnianych, stalowych, aluminiowych lub PCV. Profile drewniane gwarantują konstrukcję wytrzymałą i odporną na odkształcenia. Bardzo wytrzymałe i sztywne są również profile ze stali. Stal jednak, podobnie jak aluminium, ma słabą termoizolacyjność cieplną. Natomiast profile z PCV mogą się odkształcać pod wpływem wysokiej temperatury, dlatego do budowy oranżerii nie zaleca się stosowania profili w ciemnych kolorach. Konstrukcja dachu powinna umożliwiać swobodne zsuwanie się śniegu i jak najdłuższe w ciągu dnia padanie promieni słonecznych pod kątem prostym. Należy w tym przypadku zadbać o optymalne nachylenie dachu, czyli najlepiej 10–45 stopni. Jego kształt jest dowolny, najczęściej spotykane dachy w oranżeriach to typ mansardowy i pulpitowy. Są łatwe w budowie i prezentują się bardzo dobrze. Bardziej efektowne są jednak dachy altanowe. Aby promienie słoneczne swobodnie przechodziły przez szybę i ogrzewały pomieszczenie, muszą padać na dach pod kątem prostym. Ważne jest również bezpieczeństwo dachu. Musi być odporny na rozbicie pod wpływem np. uderzającej gałęzi lub opadu gradu. Dach oranżerii powinien być wykonany ze szkła zespolonego, złożonego z szyby hartowanej i klejonej, która w razie zbicia nie daje ostrych kawałków szkła. Szyby oranżerii Ogród zimowy w większości zbudowany jest z szyb, są one zatem ważnymi jego elementami. Rodzaj szyb ma decydujący wpływ na komfort cieplny w oranżerii i ilość światła, które wpada do wnętrza. Do budowy oranżerii wybiera się głównie szyby zespolone ze szkła mineralnego, odporne na uderzenia. Szkło hartowane jest bezpieczne w przypadku rozbicia, ponieważ ma warstwę folii, która sprawia, że nie rozbija się na ostre kawałki, które mogą kaleczyć. W przypadku ogrodu zimowego umiejscowionego na południowej stronie warto wybrać szyby, które odbijają promienie słoneczne. Taki wybór ograniczy nadmierne nagrzewanie się pomieszczenia od słońca latem. Miejsce ogrodu zimowego Istotne w zakładaniu ogrodu zimowego jest jego właściwe umiejscowienie. Oranżeria może powstać na południowej, zachodniej lub wschodniej stronie. Nie zaleca się tworzenia ogrodu zimowego od strony północnej, gdyż w takim pomieszczeniu może panować chłód i niedostateczne naświetlenie. Właściwe nasłonecznienie ma szczególne znaczenie dla roślin, które będą hodowane w ogrodzie. Aczkolwiek odpowiednie umiejscowienie oranżerii może również zatrzymywać ciepło we wnętrzu w trakcie zimnych miesięcy lub gwarantować przyjemny chłód w pomieszczeniach w upalne lato. Ogród południowy to najlepsze rozwiązanie dla uprawy roślin egzotycznych lub delikatnych. Jest najlepiej nasłoneczniony przez cały rok, z tego względu wymaga dobrej wentylacji i częściowego zasłonięcia przed słońcem. W ogrodzie wschodnim nasłonecznienie również jest intensywne, choć słońce świeci na niego krócej. W takiej oranżerii sprawdzi się uprawa większości roślin domowych. Natomiast ogród zachodni to dobre miejsce dla zimowania roślin ogrodowych, gdyż w trakcie chłodnych miesięcy słońce już intensywnie nie świeci i w oranżerii jest chłodno. box:offerCarousel Czy oranżerię należy ogrzewać? Ogród zimowy może powiększać przestrzeń domu i być dodatkowym salonem lub jadalnią. Tak użytkowane przez cały rok pomieszczenie będzie również dobrym miejscem na uprawę roślin delikatnych i egzotycznych. W takim przypadku należy zainstalować w oranżerii ogrzewanie. Korzystne ze względu na równomierny rozkład temperatury we wnętrzu będzie ogrzewanie podłogowe. Należy jednak przy tym pamiętać, że w miejscach, gdzie podłoga jest ogrzewana, nie powinny stać rośliny. box:offerCarousel W przypadku kiedy ogród zimowy ma głównie służyć do przechowywania roślin ogrodowych zimą w niższych temperaturach, nie powinno się montować ogrzewania. W takim pomieszczeniu zimą temperatura nie spadnie poniżej zera, ale nie będzie też ciepło, gdyż temperatury będą oscylować wokół 5–15 stopni, zatem takiej oranżerii nie użytkuje się przez cały rok. Osłony przed słońcem i wentylacja ogrodu zimowego Okresowe zacienienie ogrodu zimowego jest konieczne ze względu na komfort termiczny zarówno ludzi, jak i roślin. Jako zewnętrzne osłony można stosować markizy i rolety. Częściej jednak stosuje się osłony wewnętrzne. Przed palącym słońcem z dachu chronić powinny rolety na prowadnicach. Natomiast na ścianach swoją rolę spełnią żaluzje lub rolety, takie jak w przypadku zwyczajnych okien. Właściwa wentylacja ogrodu zimowego wpływa na komfort użytkowania oranżerii i kondycję roślin. Odpowiednia wymiana powietrza reguluje temperaturę i wilgotność powietrza we wnętrzu. W tym celu montuje się specjalne nawiewniki przy podłodze, którymi dopływa świeże powietrze. W dachu zaś zamontowane powinny być wywiewniki, którymi ulatuje powietrze zużyte. Innym rozwiązaniem jest wentylacja dachowa w postaci np. uchylnych okien dachowych. Ogród zimowy powiększa przestrzeń domu, może też pełnić rolę dodatkowego pomieszczenia lub typowej oranżerii, w której uprawiane są rośliny wymagające lub takie, które zimują w niskich temperaturach. Warto urozmaicić nim bryłę budynku już istniejącego lub zdecydować się na gotowy projekt z tego typu oranżerią.
Jak założyć ogród zimowy?
Decydując się na tablet w cenie do 1000 zł, możemy być wybredni. Jest to bardzo szeroka grupa urządzeń, zaś producenci prześcigają się w pomysłach na zdobycie serca potencjalnego klienta. Co prawda, nadal musimy godzić się na pewne kompromisy, ale są one niewielkie i na pewno nie przyćmiewają zalet proponowanych urządzeń. Asus Transformer T100 Zestawienie otwieramy bardzo ciekawym modelem hybrydowym – Asus Transformer T100. Co w tym przypadku oznacza określenie „hybrydowym”? Otóż producent postanowił połączyć zalety w postaci wygody pracy i komfortu użytkowania netbooka z poręcznością i mobilnością tabletu. W rezultacie możemy w jednej chwili zmienić tradycyjny tablet w niewielki komputer wyposażony w klawiaturę i panel dotykowy. Takie połączenie zapewnia uniwersalność i wielofunkcyjność. Urządzenie ma 10-calowy ekran dotykowy IPS o rozdzielczości 1366 x 768 oraz czterordzeniowy procesor Intel Atom Z3735F taktowany zegarem 1,33–1,83 GHz, wspomagany przez 2 GB pamięci podręcznej RAM. Na dane przygotowano aż 32 GB pamięci wewnętrznej, zaś całości dopełnia komplet złączy i modułów. Wszystko działa pod kontrolą systemu operacyjnego Microsoft Windows 10. Ceny tego urządzenia na Allegro rozpoczynają się od kwoty około 800 zł. Samsung Galaxy Tab A Tym razem coś dla tradycjonalistów, którzy cenią design i mobilność. Samsung Galaxy Tab A wyposażono w ekran PLS o przekątnej 9,7 cala i rozdzielczości 1024 x 768 pikseli. Nad sprawnością działania wszystkich funkcji i aplikacji czuwa czterordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon S4 APQ8016 o taktowaniu 1,2 GHz, wspomagany przez 1,5 GB pamięci operacyjnej RAM. Nie zabrakło modułów Wi-Fi 802.11 b/g/n, Bluetooth oraz GPS. Zastosowano także dwa aparaty fotograficzne – 2 Mpix z przodu i 5 Mpix z tyłu. Cena to około 800 zł. Lenovo TAB2 A10-70L Kolejna propozycja z obozu tradycyjnych tabletów. Lenovo TAB2 A10-70L to urządzenie o bardzo imponujących – jak na ten segment – parametrach. Zacznijmy od 10-calowego ekranu IPS o rozdzielczości Full HD (1920 x 1080 pikseli). Na uwagę zasługuje również czterordzeniowy procesor MTK 8382 z serii ARM taktowany zegarem 1,5 GHz, wspomagany przez 2 GB pamięci operacyjnej RAM. Pamięć wewnętrzna na dane to 16 GB, ale w każdej chwili można ją powiększyć nawet o 32 GB za pomocą kart pamięci microSD. Oprócz tradycyjnych modułów na wyróżnienie zasługuje modem 4G LTE, zaś aparaty przedni i tylny legitymują się przyzwoitą rozdzielczością – odpowiednio 5 i 8 Mpix. Miłośnicy muzyki docenią dobrej jakości głośniki stereo. Cena tego modelu na Allegro wynosi około 850 zł. Kruger&Matz EDGE1083 Z modelem Kruger&Matz EDGE1083 wracamy do tabletów hybrydowych. Urządzenie wyposażono w 10-calowy ekran dotykowy IPS o rozdzielczości 1280 x 800 pikseli oraz czterordzeniowy procesor Intel Atom Z3735F o taktowaniu 1,33–1,83 Ghz. Wspomaga go 2 GB pamięci operacyjnej RAM, zaś na dane przeznaczono aż 32 GB pamięci wewnętrznej (rozszerzalnej o dodatkowe 32 GB za pomocą kart microSD). Nie zabrakło również klawiatury z panelem dotykowym, zaś nad wszystkimi funkcjami i opcjami czuwa system operacyjny Microsoft Windows 8.1 z możliwością aktualizacji do Windows 10. Cena tego modelu na Allegro to około 900 zł. Kiano Intelect X1 Ostatnim urządzeniem w naszym zestawieniu jest Kiano Intelect X1. To również model z serii tabletów hybrydowych, w związku z tym oprócz samego tabletu otrzymujemy odłączaną klawiaturę z panelem dotykowym. Ciekawie prezentują się parametry sprzętu. Zastosowano tu ekran IPS o przekątnej 10,1 cala i rozdzielczości Full HD (1920 x 1080 pikseli) oraz wydajny procesor czterordzeniowy Intel Atom x5-Z8300 o taktowaniu 1,44–1,84 GHz, wspomagany przez 2 GB pamięci operacyjnej RAM. Użytkownik może zapisywać swoje dane w pamięci wewnętrznej o pojemności 32 GB, którą można rozszerzyć za pomocą kart pamięci microSD. Urządzenie pracuje pod kontrolą systemu Windows 10. Cena to około 900 zł.
Tablety do 1000 zł – maj 2016
Chłodnica jest jednym z podstawowych elementów układu każdego pojazdu. To dzięki jej pracy płyn chłodniczy stale jest chłodzony, dzięki czemu nie dochodzi do przegrzania silnika, które może być opłakane w skutkach. Jak sprawdzić, czy mamy wyciek? Jeżeli mamy podejrzenia, że z układu chłodniczego ubywa płynu chłodniczego, najłatwiejszym sposobem na sprawdzenie, czy rzeczywiście takie zdarzenie ma miejsce, jest zaznaczenie np. markerem na zbiorniczku wyrównawczym obecnego poziomu płynu. Następnie po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów należy sprawdzić, czy poziom płynu jest taki sam. Oczywiście dotyczy to tylko przypadków, gdy ubytek płynu jest bardzo mały. Jeżeli poziom płynu minimalnie się zmniejszył, najprawdopodobniej w układzie jest mała nieszczelność, którą trzeba usunąć. box:offerCarousel Na początek możemy spróbować zastosować uszczelniacz do chłodnic, którego użycie w wielu przypadkach rozwiązuje problem. Polecanymi środkami są uszczelniacze do chłodnic firmy Prestone, K2 i Liquid Moly. Ceny wahają się w granicach od 10 do 30 zł. Jak sprawdzić, skąd cieknie? Jeżeli mamy do czynienia z większym wyciekiem, który zmusza nas do stałego kontrolowania i dolewania płynu chłodniczego, najlepszym sposobem na zdiagnozowanie miejsca wycieku będzie podniesienie auta na podnośniku lub wjechanie na kanał. box:offerCarousel Do postawienia odpowiedniej diagnozy może być wymagany demontaż osłon pod silnikiem, które zabezpieczają zarówno silnik, jak i jego podzespoły przed dostawaniem się różnego rodzaju zanieczyszczeń i dodatkowo chronią przed uszkodzeniami mechanicznymi. Po zdjęciu osłon bez większego problemu powinniśmy dostrzec, czy wyciek płynu chłodniczego pochodzi z chłodnicy pojazdu, ponieważ będzie ona mokra w dolnej części. Warto zwrócić uwagę na jej wygląd. Niestety, większość wycieków z chłodnicy jest spowodowana rdzą, a co za tym idzie – rozszczelnieniem części. Cieknąca chłodnica. Co dalej? W przypadku, gdy zastosowanie uszczelniacza do chłodnic nie przyniosło rezultatu, a wyciek z chłodnicy jest coraz większy, pozostaje nam jej wymiana. Do wyboru są trzy drogi. Pierwszą z nich jest regeneracja, która zwykle jest możliwa, ale czy jest opłacalna? To zależy od tego, ile kosztuje nowa chłodnica renomowanej firmy. Jeżeli zdecydujemy się na regenerację, pamiętajmy, aby upewnić się, że na świadczoną usługę dostaniemy gwarancję. box:offerCarousel Drugim sposobem jest zakup używanej chłodnicy. Niestety, musimy liczyć się z ryzykiem wystąpienia wycieku w niedalekiej przyszłości. Pamiętajmy, aby przed zakupem upewnić się, że chłodnica jest w 100% sprawna, a sprzedawca udziela gwarancji rozruchowej. Dodatkowo zapytajmy, z którego roku pochodzi chłodnica. W tym przypadku przyjmujemy zasadę: im młodsza, tym lepiej. Ostatnią drogą, która nam zostaje, jest zakup nowej chłodnicy. To najlepsze i najczęściej wybierane rozwiązanie. Nie wybierajmy produktów chińskich, ponieważ ich jakość jest niska. Wymiana cieknącej chłodnicy Wymiana cieknącej chłodnicy nie należy do prostych czynności. Co więcej, w większości przypadków trzeba zdemontować przedni zderzak, a nawet reflektory. Dlatego jeżeli nie czujemy się majsterkowiczami i nie mamy potrzebnych narzędzi, najlepszym rozwiązaniem będzie zlecenie naprawy mechanikowi. Jeżeli jednak zdecydujemy się na samodzielną wymianę, pamiętajmy, aby po wymianie chłodnicy odpowietrzyć układ i napełnić go nowym płynem chłodniczym. Warto też zaznaczyć na zbiorniczku wyrównawczym obecny stan płynu chłodniczego, a następnie przez pierwszy miesiąc regularnie go kontrolować.
Wyciek z chłodnicy wody. Co zrobić?
Ogłoszony „Kolorem Roku 2018” fiolet nie jest oczywistym wyborem, gdy myślimy o urządzaniu łazienki. Odpowiednio wykorzystany, może dać jednak spektakularny efekt. Wnętrzarskie trendy, podobnie jak te w modzie, opierają się na ocenach i prognozach specjalistów badających nasze gusta i potrzeby. Czasem ich wybory bywają oczywiste, a niekiedy całkiem zaskakujące. Tak było niewątpliwie w przypadku ultrafioletu ogłoszonego przez Instytut Panton „Kolorem Roku 2018”, wykorzystywanym nie tylko w modzie, ale także we wnętrzach – i to w całym mieszkaniu, również w łazience. Sprawdź, jak możesz wykorzystać „kosmiczny fiolet” właśnie w tym pomieszczeniu. Fiolet i biel – para doskonała Nasze łazienki zwykle są małe, więc wykorzystanie ciemnego, fioletowego koloru może wydawać się mało rozsądnym pomysłem. Są jednak sposoby, by wprowadzić tę barwę nawet do najmniejszej łazienki. Najprostszym, a zarazem najbardziej efektownym sposobem, będzie zestawienie jej z bielą, która rozjaśni i optycznie powiększy wnętrze. Fiolet dobrze wykorzystać w takiej łazience jako mocny element kolorystyczny, który ją ożywi. Wybierz tylko jedną ze ścian, np. tę z umywalką, i wyłóż ją fioletowymi płytkami lub pomaluj farbą w tym kolorze (pamiętaj, by wybrać jej odpowiedni rodzaj, odporny na działanie wilgoci). Poza tradycyjnymi płytkami, świetnie sprawdzi się też mała mozaika, która kojarzy się z luksusem i wyrafinowaniem. Innym ciekawym pomysłem jest biała łazienka z… fioletowym sufitem. To oryginalne rozwiązanie sprawi, że wnętrze optycznie się nie zmniejszy, a przy tym przełamany zostanie chłód wszechobecnej bieli. box:shoppingList box:shoppingItem box:shoppingItem box:shoppingItem box:shoppingItem box:shoppingItem Fioletowa łazienka: idź na całość To rozwiązanie bardzo odważne, ale zarazem wyjątkowo efektowne i rzadko spotykane. Mowa oczywiście o łazience w całości urządzonej w odcieniach ultrafioletu. Poza płytkami i dodatkami, bez problemu znaleźć już można nawet fioletową ceramikę łazienkową, np. wanny, umywalki i muszle klozetowe, a nawet baterie w tym kolorze. Tak zaaranżowana łazienka może wydawać się wprawdzie nieco mniejsza i ciemniejsza, ale przy tym będzie wyjątkowo klimatyczna, elegancka i stylowa. Wypełnienie jej ultrafioletem sprawi, że będzie sprzyjała relaksowi i oderwaniu się od codzienności. To jednak zdecydowanie opcja dla tych, którzy nie boją się nieoczywistych, odważnych wnętrz. Zobacz również strefę Nowoczesna łazienka Łazienka w ultrafiolecie: meble „Kosmiczny fiolet” wprowadzisz również do wnętrza za pomocą mebli łazienkowych w tym kolorze. Szafki i szuflady pod umywalkę czy wiszące półki ożywią jasną łazienkę i będą nietuzinkowym, przyciągającym wzrok rozwiązaniem. Sprawdzi się ono nie tylko w przypadku wspomnianej już białej łazienki, ale również we wnętrzach, w których dominują brązy, szarości, beże czy czerń. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Ultrafiolet w łazience: siła dodatków To zdecydowanie najprostszy, a zarazem najbezpieczniejszy, sposób na wprowadzenie do łazienki ultrafioletu. Dodatki i akcesoria w tym kolorze z łatwością znajdziesz na Allegro i równie prosto wymienisz je na inne, gdy fiolet wyjdzie z mody albo zwyczajnie ci się znudzi. Akcesoria, takie jak mydelniczki, pojemniki na mydło czy kubki do mycia zębów, to podstawowe wyposażenie każdej łazienki, więc dlaczego nie wykorzystać ich przy okazji do wprowadzenia do wnętrza odrobiny koloru? Fioletowe mogą być także kosz na bieliznę, pudełka, w których ukryjesz kosmetyki i środki czystości, a nawet zasłona prysznicowa. Nie można zapominać też o przedmiotach, które pełnić będą jedynie funkcję dekoracyjną – ich również nie może zabraknąć w twojej łazience. Doniczki (a w nich fioletowe kwiaty, np. storczyki), obraz na ścianie, świece czy lampiony – wszystko to wykorzystaj do stworzenia w łazience atmosfery luksusu i stylu. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Ultrafiolet to kolor tajemniczy, a jednocześnie elegancki. Symbolizuje niekonwencjonalne myślenie, oryginalność, a we wnętrzach – odwagę.
Ultrafiolet to kolor roku 2018: jak urządzić łazienkę w tym kolorze?
Chociaż większość ślubów odbywa się wiosną i latem, niektóre pary decydują się sformalizować związek w jednym z zimowych miesięcy. Powodem są m.in. niższe koszty organizacji wesela i wolne terminy w kalendarzach wykonawców. Jeżeli otrzymałaś zaproszenie na ślub znajomych w zimie, nie wpadaj w panikę na myśl o wyborze kreacji. Jaką sukienkę wybrać na ślub w zimie? Długość sukienki. Nie musisz rezygnować z sukienki tylko dlatego, że ślub przyjaciół odbywa się zimą. Kobiety zakładają tę część garderoby na wiele okazji, ponieważ pozwala uniknąć rozterek w kwestii doboru spódnicy do bluzki czy koszuli do spodni. Jednak nie każdy model sukienki będzie odpowiedni na tę okoliczność. Powinnaś zdecydować się na suknię bez głębokich wycięć (dekoltu i rozcięcia na plecach). Ponadto sukienka nie może być zbyt krótka. Najlepiej, jeśli wybierzesz model o długości lady mini, czyli kończącej się w okolicy kolan. Równie dobrym rozwiązaniem jest sukienka midi. Materiał. W przypadku kreacji na ślub w zimie istotną rolę odgrywa materiał, z którego została uszyta. Ujemna temperatura i śnieg nie są sprzymierzeńcami zwiewnych sukienek. Zrezygnuj zatem z szyfonu w kwiatowy wzór na rzecz nieco cieplejszej tkaniny.Możesz wybrać suknię z poliestru z domieszką elastanu albo uszytą z materiału imitującego zamsz. Oryginalnym rozwiązaniem będzie sukienka z ekoskóry. Pamiętaj, że strój na ślub powinien być elegancki, dlatego zrezygnuj z casualowych kreacji dzianinowych. Kolor. O wyborze koloru sukienki na ślub w zimie decyduje obowiązujący dress code. Jedna z zasad mówi, że goście (zwłaszcza kobiety) powinni zrezygnować z ubrań w odcieniach bieli i kolorach jej pokrewnych (na przykład kości słoniowej czy écru). Niektórzy specjaliści do spraw mody uważają, że na to radosne wydarzenie nie należy zakładać czarnych ubrań ze względu na skojarzenia z żałobą i smutkiem. Powinnaś raczej wybrać sukienkę w kolorze wina, butelkowej zieleni, kobaltu lub musztardy. Buty na ślub w zimie Zadbaj o komfort termiczny twoich stóp i do kościoła wybierz eleganckie, ale ciepłe, wysokie kozaki na obcasie lub botki.Jeżeli zostałaś zaproszona również na przyjęcie weselne, buty do tańca przechowaj w samochodzie. Najlepiej wybrać czółenka na niewysokim obcasie albo czarne szpilki z czubkiem w szpic, który optycznie wydłuży nogi, zwłaszcza jeśli zestawisz je z czarnymi rajstopami. Styliści na wesele w zimie nie polecają wybierać sandałów, które wymagają zrezygnowania z rajstop. Zimą powinnaś założyć cienkie cieliste lub czarne nieprzezroczyste rajstopy (na wszelki wypadek zabierz zapasowe do torebki). Okrycie wierzchnie na ślub w zimie Zimą warto ubierać się „na cebulkę” również na uroczystość zaślubin. W kościelnych murach nawet podczas najkrótszej ceremonii można zmarznąć, dlatego na sukienkę załóż marynarkę lub sweterek zapinany na guziki. Jako okrycie wierzchnie wybierz płaszcz o pudełkowym kroju lub model oversize, pod którym z łatwością skryje się żakiet. Zrezygnuj z puchowej kurtki o sportowym charakterze, pozostawiając ją na spacery i zakupy. Nie zapomnij o tym, by zabezpieczyć szyję i ręce przed chłodem. Zawiąż szalik lub apaszkę, a na dłonie załóż rękawiczki, najlepiej czarne, skórzane. Możesz zrezygnować z czapki, beretu lub kapelusza przez wzgląd na misternie upiętą fryzurę. Grudzień jest uznawany za dobry miesiąc na zawarcie związku małżeńskiego, który ma przynieść nowożeńcom szczęście. Zatem nie wpadaj w panikę, gdy w skrzynce znajdziesz zaproszenie na zimowy ślub. Ubierz się elegancko, warstwowo i baw się dobrze!
Jak ubrać się na ślub w zimie?
Zaparz sobie herbaty, ułóż się wygodnie na kanapie i opatul ciepłym kocem. Z dobrą książką w ręku nawet zimny jesienny wieczór może okazać się czarujący i pełen emocji! Tegoroczna jesień nie sprzyja romantycznym spacerom wśród złotych liści. Jak więc najlepiej spędzić długie i deszczowe wieczory? Z książką, która nie tylko zajmie Wam czas, ale w dodatku… rozgrzeje i wzbudzi emocje. Specjalnie dla Was wybraliśmy kilka najciekawszych romansów, które wydano w Polsce w tym roku. Uwaga, nie oderwiecie się od tej lektury! „Zanim się pojawiłeś” Jojo Moyes Jeden z największych fenomenów literackich ostatnich lat. Książka „Zanim się pojawiłeś” zdążyła już doczekać się nie tylko kinowej ekranizacji, ale i dalszej części. Jeśli jednak z jakiegoś powodu nadal nie przeczytaliście wyciskającej łzy historii Lou i Willa, to najwyższa pora nadrobić te zaległości. Jojo Moyes w swoim literackim debiucie snuje opowieść, która z pozoru nie wydaje się być zbyt oryginalną: oto poznajemy Lou, sfrustrowaną młodą dziewczynę, która z dnia na dzień traci bardzo potrzebną jej pracę. Zrezygnowana, odpowiada na ogłoszenie państwa Traynorów, poszukujących opiekunki dla ich syna Willa. Mężczyzna, kiedyś czerpiący z życia pełnymi garściami, dzisiaj jest sparaliżowany po tragicznym wypadku motocyklowym. Choć na początku bohaterowie nie pałają do siebie sympatią, to szybko zaczyna łączyć ich przyjaźń, która przeradza się w głębsze uczucie. Czy miłość do kobiety sprawi jednak, że Will zrezygnuje z realizacji swojego planu? Moyes o sprawach trudnych pisze w sposób prosty, unika patosu i kiczu. To sprawia, że „Zanim się pojawiłeś” czyta się szybko i lekko, choć pod koniec książki z pewnością przydadzą się Wam chusteczki. Przeczytaj pełną recenzję książki Jojo Moyes „Zanim się pojawiłeś”. box:offerCarousel Zobacz także inne książki Jojo Moyes. „Spójrz na mnie” Nicholas Sparks Autor bestsellerowego „Pamiętnika” powraca w świeżym, zaskakującym wydaniu. Jego nowa powieść „Spójrz na mnie” może być dla Was sporą niespodzianką, ale na pewno się nie zawiedziecie. Tym razem Nicholas Sparks przedstawia historię Collina i Marii, którzy z pozoru zupełnie do siebie nie pasują. Mężczyzna miał trudne dzieciństwo i nigdy nie mógł liczyć na wsparcie bliskich. Maria z kolei zawsze była blisko związana z rodzicami, którzy wspierali ją i pomagali w realizacji marzeń o karierze prawniczki. Mimo tych różnic, Collin i Maria tworzą zgraną, kochającą się parę. Ich spokój zaczynają jednak zakłócać anonimowe wiadomości, jakie kobieta dostaje od tajemniczego prześladowcy. Nie jest to więc romans per se, a do takich przyzwyczaił nas przecież swoimi wcześniejszymi dziełami Amerykanin. Mimo to lektura „Spójrz na mnie” nie będzie dla Was zawodem, bo obok trzymającego w napięciu wątku kryminalnego, wciąż mocno czuje się tu jego „dryg do romansu”. Przeczytaj pełną recenzję książki Nicholasa Sparksa „Spójrz na mnie”. box:offerCarousel Zobacz także inne książki Nicholasa Sparksa. „Sny Morfeusza” K.N. Haner Polacy nie są gorsi i też mają swoje „50 twarzy Greya”! Nie wiedzieliście o tym? To znaczy, że nie czytaliście jeszcze debiutanckiej powieści polskiej autorki ukrywającej się pod pseudonimem K.N. Haner. „Sny Morfeusza” to trzymająca w napięciu historia, w której nie brakuje pikantnych scen i emocjonujących wątków.Główna bohaterka, 25-letnia Cassandra, przeprowadza się do Miami w nadziei na zmianę w swoim życiu. Niestety pomimo wielkich chęci źle wypada na rozmowie kwalifikacyjnej w prestiżowym biurze architektonicznym. Na pocieszenie przyjaciele zabierają ją na kolację, która kończy się jednak towarzyskim zgrzytem. Poirytowana Cassandra zostawia znajomych i przypadkiem trafia do tajemniczego klubu, gdzie spotyka… szefa firmy, w której ubiegała się o posadę. Adam McKey vel Morfeusz wciąga dziewczynę w tajemniczą, miłosną grę. Książkę Haner czyta się z zapartym tchem. Nie jest to dzieło warte Pulitzera, a autorka bez większych oporów korzysta z przetartych przez E.L. James szlaków, jednak mimo to lektura „Snów Morfeusza” może okazać się lekką i przyjemną rozrywką. Na duży plus zasługują opisane ze smakiem sceny erotyczne, których w publikacji nie brakuje. Przeczytaj pełną recenzję książki K.N. Haner „Sny Morfeusza”. box:offerCarousel „Pokochałam wroga” Mirosława Kareta Pierwszy tom sagi rodziny Petrycych to połączenie emocjonującego romansu z porywającą historią rodzinną. W czasie wojny Jadwigę, Polkę, i Maxa, Niemca, łączyło zakazane uczucie. Oboje bardzo się przed nim wzbraniali, ale miłość okazała się zbyt silna, nawet mimo śmiertelnego niebezpieczeństwa grożącego zakochanym. Jadwiga przez lata trzymała w tajemnicy wspomnienie namiętnych chwil z ukochanym. Dopiero wyznanie na łożu śmierci i odnaleziony przez jej syna pamiętnik sprawią, że prawda wyjdzie na jaw. Mężczyzna, notabene również noszący imię Maksymilian, dowie się w końcu, kto naprawdę był jego ojcem. Na poszukiwania Maxa będzie już jednak za późno. Mirosława Kareta z powodzeniem łączy wątek miłosny z historyczno-obyczajowym, a nawet sensacyjnym. To sprawia, że „Pokochałam wroga”, choć nie jest typowym romansem, wywołuje emocje i nie pozwala się oderwać do ostatnich stron. „Bez słów” Mia Sheridan Powieści Amerykanki również w Polsce cieszą się od lat dużą popularnością. Nic więc dziwnego, że każda kolejna pozycja jej autorstwa z miejsca staje się bestsellerem. Nie inaczej było też w przypadku „Bez słów”. To historia Archera Hale’a, uznawanego za dziwaka samotnika, który mieszka w skromnej chatce pod lasem. Mieszkańcy pobliskiego miasteczka przyzwyczaili się do jego obecności i właściwie przestali już zwracać na niego uwagę. Tymczasem w okolicę przeprowadza się Bree Prescott, młoda kobieta, która szuka spokoju i przestrzeni. Bree szybko wtapia się w bezimienny tłum, ale przykuwa uwagę Archera. Parę szybko zaczyna łączyć przyjaźń, która jeszcze szybciej rozwija się w uczucie. Okazuje się jednak, że przeżycia, które ukształtowały ich charaktery, nie dadzą tak łatwo o sobie zapomnieć. Mia Sheridan jest autorką 9 książek, a każda z nich zbliża ją do tytułu niekwestionowanej „królowej współczesnego romansu”. Pisarka inspirację do fabuły swoich powieści czerpie ze znaków zodiaku, a każda z nich ma mieć przesłanie, lekcję dla czytelnika. W przypadku „Bez słów” jest to zwrócenie uwagi na tych, których zwykle nie zauważamy: odrzuconych, opuszczonych, samotnych. Przeczytaj pełną recenzję książki Mii Sheridan „Bez słów”. box:offerCarousel Zobacz także inne książki Mii Sheridan. „To, co bezcenne” Danielle Steel Mia Sheridan może pretendować do bycia królową romansów, jednak aktualnie panująca władczyni gatunku nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Chodzi oczywiście o Danielle Steel, której dorobek liczy już nie dziesiątki, lecz setki powieści. W Polsce właśnie ukazała się powieść „To, co bezcenne”. Jest to wzruszająca historia Veronique Parker. Kobieta dla męża, Paula, zrezygnowała z własnej kariery i ambicji, choć była dobrze zapowiadającą się malarką. Paul nie doceniał żony i matki swoich trzech córek, a gdy na jaw wyszedł jego romans, małżonkowie rozwiedli się. Gdy okazało się, że eksmąż Veronique zmarł, a w spadku pozostawił jej i córkom niezwykły majątek, kobieta nie kryła zaskoczenia. Jeszcze większą niespodzianką okazał się fakt, że zapisany Veronique przez Paula zamek na południu Francji będzie dzieliła nie tylko ze swoimi dziećmi, ale również córką męża, o której istnieniu nie miała pojęcia. Jakby tego było mało, w spadku kobieta dostała też renesansowy obraz i… prośbę męża, by wróciła do malowania. Veronique wyrusza więc w podróż do Europy w poszukiwaniu inspiracji. Znajduje nie tylko ją, ale również… sporo młodszego, przystojnego fotografa, z którym połączy ją płomienne uczucie. Książki Danielle Steel to specyficzny rodzaj literatury, który nie każdemu przypadnie do gustu. Autorka to prawdziwa pisarska maszyna i często pracuje nawet nad pięcioma powieściami jednocześnie, co sprawia, że wiele z nich opiera się na podobnych, powtarzanych schematach. „To, co bezcenne” czyta się jednak przyjemnie. To lekka, wzbudzająca emocje rozrywka, a nazwiska pisarki nie mogło zabraknąć na liście takiej jak ta. Zobacz także inne książki Danielle Steele.
6 najlepszych romansów na jesienne wieczory 2016 roku
Jeżeli tylko mamy taką możliwość, to urządzenie w domu lub mieszkaniu gabinetu jest bardzo dobrym pomysłem. Jest to miejsce, w którym znajdziemy ciszę i spokój podczas pracy, nauki bądź czytania książki. To pomieszczenie może być formą ostoi i odcięcia od domowych spraw. Warto zaplanować je w sposób przemyślany. Na początku musimy zastanowić się, w którym miejscu domu będzie znajdowała się taka pracownia. Dobrze jeśli jest to pokój oddalony od salonu i kuchni, które generują sporo hałasu mogącego przeszkadzać w skupieniu. Zastanówmy się również, czy będzie to także domowe biuro, w którym będą odbywać się spotkania z osobami z zewnątrz: kontrahentami bądź współpracownikami – wtedy lepiej zaaranżować to pomieszczenie blisko drzwi wejściowych. Elementy niezbędne w domowym gabinecie Biurko– jest podstawowym meblem, bez którego nie obyłby się chyba żaden gabinet. Dobrze, by było stabilne i wystarczająco duże, dostosowane do naszych potrzeb. Innej powierzchni będziemy potrzebować przy pracy z komputerem, a innej przy projektowaniu bądź planowaniu z dużą ilością dokumentów. Światło dzienne jest najprzyjemniejsze do pracy, więc przestrzeń roboczą zaaranżujmy jak najbliżej okna. Fotel lub krzesło – wygodne siedzisko, zaprojektowane w sposób zapewniający komfort i prawidłową postawę to mebel konieczny przy biurku. Dobrym rozwiązaniem są ergonomicznie wyprofilowane fotele biurowe. Wiele z nich pozwala na regulację wysokości i pochylenia oparcia według własnych potrzeb i preferencji. Kółeczka w podstawie zapewnią mobilność w pomieszczeniu oraz łatwe przesuwanie. Dla tradycjonalistów w ofercie meblowej jest szeroki wybór krzeseł pasujących to każdego typu wnętrza. Regały i półki – w gabinecie powinno znaleźć się również miejsce do przechowywania. Na półkach i regałach ulokujemy foldery i segregatory z dokumentami, pudełka z podręcznymi drobiazgami czy też książki do czytania w wolnych chwilach. Dobrze jeśli ten element znajduje się w pobliżu biurka, aby móc łatwo po coś sięgnąć, nawet nie podnosząc się z pozycji siedzącej. Kącik do czytania – przyda się każdemu, kto lubi spędzać czas przy zajmującej lekturze. Jeżeli tylko przestrzeń na to pozwala, to warto sobie taki zaaranżować. Gabinet jest na to idealnym miejscem ze względu na spokój i ciszę, jaka w nim panuje. Wystarczy wygodny i miękki fotel, ciepły koc i stolik, na którym stanie kubek z herbatą. Stolik kawowy – jeżeli planujemy w pracowni przyjmować gości, to dobrym rozwiązaniem jest stolik kawowy, przy którym przyjemnie i wygodnie będzie prowadzić rozmowy. Wygodne siedzenia i przestrzeń do postawienia filiżanek lub szklanek to idealny pomysł na organizację spotkania ze współpracownikiem bądź kontrahentem. Odpowiednie kolory – gabinet powinien być wnętrzem, które sprzyja skupieniu, nie rozprasza ale również nie nuży. Stawiajmy raczej na spokojne barwy, które nie będą męczyć oczu. Jasne oraz pastelowe barwy są dobrym wyborem. Popularnością cieszą się również odcienie beżu i barwy naturalnego drewna. Elementami, które mogą przełamać to raczej jasne otoczenie są meble i podłoga, gdzie można sobie bez obaw pozwolić na ciemniejsze kolory. Dobre oświetlenie – sztuczne oświetlenie ma bardzo duże znaczenie. Szczególnie, że w okresach zimowych nie możemy cieszyć się naturalnym światłem przez wystarczającą część dnia. W gabinecie powinno być kilka źródeł światła. Podstawowym jest sufitowe – dość rozproszone, obejmujące całe pomieszczenie. Lampa stojąca lub kinkiet pozwoli nam czytać w wygodnym fotelu. Lampka biurkowa będzie raczej najważniejszym źródłem światła, z którego będziemy korzystać zwykle przy pracy. Do tego celu poleca się żarówki o ciepłym odcieniu, który nie męczy oczu. Pokój do pracy, w którym można się skupić, zebrać myśli i oddać obowiązkom albo chwilom relaksu przy lekturze to marzenie nie jednego z nas. Projektując swoje mieszkanie lub dom, warto zagospodarować jeden z pokoi na gabinet.
Urządzamy gabinet – 7 niezbędnych elementów wystroju
Łucznictwo to szlachetny sport, który pasuje nie tylko do zainteresowań, ale również charakteru gentelmana. Łucznictwo ma na pewno w sobie coś szlachetnego i nie posiada jednego wymiaru. Czym jest łucznictwo tradycyjne? Najprościej łucznictwo tradycyjne to strzelanie z „łuków gołych ” – barebow. Są one pozbawione przyrządów oraz elementów, które wystają poza obrys uchwytu (majdanu) oraz ramion łuku. Łuki wykonane są z użyciem tradycyjnych lub nowoczesnych technologii. Mogą być proste lub refleksyjne. Ich kształt jest wzorowany na łukach historycznych. Do strzelania używa się strzał drewnianych, a ich lotki wykonane są z materiałów naturalnych. Część amatorów w swojej profesji dopuszcza stosowanie plastikowych osad w strzałach. W łucznictwie tradycyjnym regulaminy turniejowe są dość zaostrzone. Bardzo często wymagają, żeby łuk nie posiadał żadnych oznaczeń na majdanie oraz cięciwie, które służą do celowania a strzały były wykonane z drewna i naturalnych lotek. Wybór łuku Osoby, które rozpoczynają swoją przygodę z łucznictwem i nie posiadają zbyt dużego doświadczenia stają przed problemem zakupienia odpowiedniego łuku. Niezbyt wiele wiedzą o łukach i wybierają to, co im się po prostu podoba. Popełniają w ten sposób wielki błąd, ponieważ sprzęt odbiega od ich oczekiwań. Powinien on być dobrany do możliwości fizycznych łucznika. Jednym z najważniejszych czynników przy wyborze łuku jest jego naciąg. Zbyt silny lub słaby łuk może doprowadzić do utrwalenia błędnej techniki strzelania, której później będzie trudno się oduczyć. Dla początkującego, przeciętnego mężczyzny zaleca się siłę naciągu łuku od 15 do 19 kg. Natomiast dla przeciętnej kobiety od 12 do 16 kg. Wybór łuku dla początkującego nie jest prosty. Wiele osób zostaje skuszona pięknem łuków refleksyjnych. Jednak ten typ posiada istotne cechy, które nie są polecane początkującym miłośnikom. Są to dość krótkie łuki i mniej stabilne podczas strzału. Trudno jest je opanować i skorygować lot strzały. Łuki refleksyjne wymagają specyficznego sposobu nakładania cięciwy, co dla początkującego może stwarzać problemy. Stosując niewłaściwą metodę zakładania cięciwy, możemy skręcić ramiona łuku lub doprowadzić do jego złamania. Strzelanie łukiem refleksyjnym początkującemu może również sprawiać problemy. Dlatego na początku warto wybrać łuk prosty o długim łuczysku. Jego ramiona działają jak stabilizatory. Łatwo jest założyć cięciwę, łuk nie sztywnieje podczas naciągania i jest delikatny. Pozwala precyzyjnie posyłać strzały do celu. Początkujący miłośnik powinien wybrać łuk prosty, typu: longbow (długi angielski łuk) lub flatbow (łuk płaski). Tradycyjne łuki wykonuje się z drewna. Kształtem swoim przypominają historyczne repliki. Są stylizowane na broń z różnych okresów historycznych. Stosuje się również nowoczesne sposoby ich produkcji, wykonując je z laminatu. Są one tańsze i mniej podatne na uszkodzenia. Wybór strzał Strzały drewniane dodają uroku, ale łatwo ulegają uszkodzeniom. Dlatego pierwszy komplet strzał (6 sztuk) nie powinien być przesadnie drogi. Dopiero po opanowaniu podstaw warto zainwestować w strzały z bardziej trwałego drewna (np. cedr). Oprócz strzał drewnianych można zakupić strzały karbonowe, aluminiowe i z włókna szklanego. Niemniej w łucznictwie tradycyjnym mile widziane są te wykonane z drewna. Strzały powinny być dobrane pod konkretny łuk (jego długość oraz siłę naciągu). Sprzedawca powinien poinformować czy jego strzały będą odpowiednie do łuku jaki masz lub planujesz kupić. Jak dbać o łuk, cięciwę i strzały? Sprzęt powinno się utrzymywać w czystości. Łuki wykonane z drewna raz w tygodniu należy natrzeć olejem lnianym. Przechowujemy je w suchym miejscu i z dala od źródeł ciepła. Tak samo postępujemy w przypadku strzał drewnianych. Cięciwę łuku wykonaną z naturalnych materiałów możemy natrzeć woskiem pszczelim. Istotne jest ściągniecie cięciwy po zakończeniu strzelania. O czym należy pamiętać? Łuk to broń i nie powinniśmy o tym zapominać. Podczas treningów i posyłania strzał do celu należy zapewnić bezpieczeństwo sobie i innym osobom znajdującym się na strzelnicy. Przed strzelaniem warto zrobić krótką rozgrzewkę, żeby nie nabawić się kontuzji. Nie należy celować do ludzi i zwierząt. Łucznictwo tradycyjne to bez wątpienia ciekawy sport, który dużo może nas nauczyć, np. celności, opanowania i wyciszenia.
Łucznictwo tradycyjne dla początkującego
Kopanie kryptowalut cały czas zyskuje na popularności. Rosnąca wartość wirtualnego pieniądza sprawia, że coraz więcej osób dostrzega nową możliwość zarobku. Tylko że do tego potrzebne są karty graficzne. Które są najlepsze? Jeśli chodzi o kopanie kryptowalut, to najważniejsze są karty graficzne. Producenci stworzyli specjalne płyty główne dla górników, dzięki którym można podłączyć nawet kilkanaście grafik jednocześnie. Zanim jednak zdecydujemy się na zakup, warto wiedzieć, które modele są najlepsze i przyniosą nam najwyższe zyski, biorąc pod uwagę również zużycie energii. AMD Radeon RX 480 W tym momencie karty graficzne AMD Radeon RX 480 są najbardziej opłacalne, jeśli chodzi o tzw. kopanie kryptowalut. Zapewniają solidną wydajność przy stosunkowo niewielkim zużyciu energii. Zdecydowanie nie są to najszybsze karty do wydobywania Etherneum i tym podobnych, ale mają najlepszy stosunek kosztów do wyników. Co ważne, modele z 8 GB pamięci RAM są tylko minimalne szybsze od wersji 4 GB, więc – ze względu na cenę – lepiej wybierać te drugie. AMD Radeon RX 580 Trochę mniej opłacalnym wyborem są karty graficzne z serii Radeon RX 580. Dlaczego? Ponieważ mają one podniesione taktowania w porównaniu ze swoimi poprzednikami z wcześniejszej serii, co przekłada się na minimalnie wyższą wydajność, ale za to dużo wyższe zużycie energii. Właśnie dlatego Radeony RX 580 są mniej opłacalne od RX 480. Zresztą do kopania kryptowalut i tak większość osób decyduje się na zmniejszenie zegara GPU, aby znaleźć tzw. złoty środek między wydajnością i kosztami zużycia energii. Nvidia GeForce GTX 1070 Co ciekawe, Nvidia GeForce GTX 1070 jest lepszym wyborem, jeśli chodzi o kopanie kryptowalut, niż GTX 1080. I nie chodzi tylko o cenę, ale również o wydajność. Teoretycznie słabsza karta lepiej radzi sobie przy wydobywaniu Etherneum od wydajniejszej. Jak to się dzieje? Zdaniem Nvidii kod kryptowaluty Etherneum faworyzuje pamięci GDDR5 względem GDDR5X i stąd różnica. W przypadku GTX 1080 Ti jest ona niwelowana ze względu na dużo wyższą wydajność procesora graficznego. W ogólnym rozrachunku spośród kart graficznych Nvidii to właśnie GTX 1070 wydaje się najrozsądniejszym wyborem. AMD Radeon RX 570 Skoro do wydobywania kryptowalut świetnie nadają się karty graficzne Radeon RX 580, to oczywistym faktem jest to, że niewiele gorzej będą radzić sobie modele RX 570. Wydajnościowo przegrywają z mocniejszymi konstrukcjami, ale zaległości nadrabiają opłacalnością i mniejszym zużyciem energii. AMD Radeon RX 470 Obecność kolejnego Radeona nie powinna nikogo dziwić. To właśnie karty graficzne Czerwonych lepiej radzą sobie z kopaniem kryptowalut od konkurencyjnych konstrukcji ze stajni Nvidia. Dlatego chociażby Radeon RX 470 będzie lepszym wyborem niż GTX 1060, który z kolei lepiej wypada w grach. Karta AMD nie tylko ma lepszą wydajność w wydobywaniu np. Etherneum, ale jest też tańsza (o ile sprzedawcy nie podwyższają cen ze względu na braki w asortymencie). Kupując karty graficzne do kopania kryptowalut, powinniśmy zwrócić uwagę jeszcze na jeden aspekt – trwałość. Komputer będzie działać 24 godziny na dobę, więc o ewentualne usterki naprawdę łatwo. Dlatego warto zaufać znanym i cenionym producentom, np. Asus, Gigabyte, Sapphire, MSI, XFX lub Zotac.
Najlepsze karty graficzne do kopania kryptowalut
Aby kurtki, plecaki i torby służyły nam jak najdłużej, trzeba je właściwie pielęgnować. Długie wędrówki górskie i wyprawy na biwak mogą spowodować ich zabrudzenie. Oczywiste wtedy wydaje się ich wypranie, bardzo często jednak boimy się, że uszkodzimy zastosowane w nich specjalne membrany. Jak zatem pielęgnować i czyścić akcesoria tego typu? Plecaki i torby – jak o nie zadbać Plecakii torby mogą ulec różnego rodzaju zabrudzeniom, które nie zawsze jesteśmy w stanie do końca usunąć. Plecaki mogą zostać poplamione ziemią czy tłuszczem, poza tym wchodzące w ich skład poduszki odprowadzające wilgoć po kolejnej pieszej wycieczce mogą zacząć nieprzyjemnie pachnieć. Akcesoria trekkingowe przechowywane w miejscu wilgotnym lub nasłonecznionym szybko ulegają zniszczeniu. Wilgoć sprzyja rozwojowi pleśni, która musi zostać jak najszybciej usunięta. Jeżeli plecak czy torba są bardzo brudne, wypierzmy je ręcznie w ciepłej wodzie z odrobiną mydła. Pamiętajmy, aby dobrze je potem wypłukać i zostawić w przewiewnym miejscu do całkowitego wyschnięcia. Odradza się pranie w pralce, która może uszkodzić materiał i stelaż. Jeżeli nie ma potrzeby prania całego plecaka, wystarczy przetrzeć go delikatnie wilgotną gąbką lub miękką szczoteczką. Torby i plecaki warto również zaimpregnować specjalnymi preparatami, które wnikają w głąb tkaniny, tworząc wyjątkowo skuteczną powłokę wodoodporną. Kurtki – pranie, suszenie, impregnacja Aby wyczyścić kurtkę sportową, nie potrzebujemy specjalnego sprzętu. Większość odzieży możemy prać bez obawy przed zniszczeniem również w pralce. Warto jednak zawsze przestrzegać wskazań producentów odzieży, zamieszczanych na metce. Przed przystąpieniem do prania pozapinajmy wszystkie zamki, zatrzaski i rzepy. Jeżeli nie ma przeciwskazań, ubranie wkładamy do pralki i wybieramy odpowiedni program. Cykl ustawiamy na 30 stopni i dodatkowe płukanie. Na rynku są specjalne preparaty do prania odzieży tego typu, a jeśli nimi nie dysponujemy, wybierzmy łagodny detergent w płynie. Jeżeli producent zaleci pranie ręczne, dokładnie wyczyśćmy kołnierz i mankiety kurtki, a następnie dokładnie ją wypłuczmy. Problematyczne może być pranie kurtki puchowej, ponieważ jej wypełnienie ma tendencję do zbijania się w grudki. Na szczęście jest na to sposób. Po praniu ręcznym odwirujmy ją, wrzucając do bębna pralki piłki tenisowe. Dzięki nim puch nie połączy się w mniejsze kulki i nie zesztywnieje. Do prania kurtek z membraną niezbędne są specjalne preparaty, chroniące właściwości kurtki. Zwykły proszek może bowiem pozostawić osad i wpłynąć niekorzystnie na jakość odzieży. Preparaty do prania odzieży z membranami oferuje wielu producentów, m.in. Nikwax, Atsko, Granger’s, Mountval czy Toko. Zarówno po praniu ręcznym, jak i automatycznym dobrze wysuszmy kurtkę, najlepiej na świeżym powietrzu. Nie rozwieszajmy mokrej odzieży na grzejniku lub innych źródłach ciepła, które mogą ją zniszczyć. Po takich zabiegach pielęgnacyjnych możemy ubranie spryskać przeznaczonym do danego typu odzieży impregnatem w spreju, który zapobiegnie utracie jej właściwości izolacyjnych i wodoodpornych. Jeśli odpowiednio zadbamy o nasze ubrania, plecaki czy torby, z pewnością posłużą nam przez długi czas. Każdy z producentów szczegółowo określa, jak prawidłowo czyścić i impregnować jego wyroby, i należy przestrzegać tych zaleceń. Co najważniejsze, wszystkie te zabiegi możemy wykonać w warunkach domowych, używając zwykłej pralki automatycznej.
Czym wyczyścić kurtki plecaki, torby
Do poniższego zestawienia wybrałem dwa, moim zdaniem, najbardziej interesujące modele czytników e-booków w cenie do 300 złotych. InkBOOK Classic InkBOOK Classic został wyposażony w jeden z najlepszych wyświetlaczy, jakie można spotkać w tego typu urządzeniach. Trudno w tym przedziale cenowym znaleźć drugi czytnik z taką matrycą. Mowa tutaj o E-Ink Carta – ten 6-calowy ekran o rozdzielczości 1024 x 758 pikseli świetnie imituje kartkę papieru. W porównaniu do poprzedniej generacji matryc E-Ink – Pearl, Carta ma aż o 50% wyższy kontrast i 20% lepszą widoczność w pełnym słońcu. Wyświetlacz ten znajdziemy również w droższych czytnikach e-booków (np. Kindle Paperwhite 3, PocketBook 650 Ultra). Pozostałe parametry nie prezentują się tak imponująco, niemniej trudno im coś zarzucić. 4 GB pamięci wewnętrznej można rozszerzyć o karty microSD. Pojemność baterii wynosi 1500 mAh, czyli jest standardowa. Classic posiada również łączność Wi-Fi. Urządzenie obsługuje najbardziej popularne formaty e-booków: epub, mobi oraz html, rtf, txt, fb2, chm, pdf (DRM). Zaletą InkBOOKa Classic jest także jakość wykonania oraz przemyślane rozmieszczenie klawiszy. Na froncie, na lewym i prawym boku znajdują się wygodne przyciski do zmiany stron. Dokładając około 70 złotych, można zakupić drugą generację tego czytnika – InkBOOK Classic 2. Model został wyposażony w ten sam ekran (ale o rozdzielczości 800 x 600), bardziej pojemną baterię (2000 mAh) oraz opcję sterowania przez dotyk. box:offerCarousel KIANO Booky Light Booky Light to moja druga propozycja w tym przedziale cenowym. Urządzenie niestety ma mniej okazałe parametry od InkBOOKa Classic. Za jakość wyświetlanego tekstu odpowiada ekran E-Ink (na stronie producenta nie znalazłem informacji, jakiej jest generacji) o rozdzielczości 800 x 600 pikseli. Do zalet tego czytnika należy zaliczyć podświetlenie LED. W tym modelu do dyspozycji mamy 4 GB pamięci wewnętrznej, którą można rozszerzyć o karty microSD. Warto zauważyć, że Booky Light posiada wejście słuchawkowe oraz wbudowany głośnik. box:offerCarousel Podsumowanie W przedziale cenowym do 300 złotych nie ma zbyt dużo interesujących czytników. Niemniej dwa zaprezentowane powyżej powinny bez problemu sprostać oczekiwaniom mniej wymagającego użytkownika. Jeżeli dysponujecie większym budżetem, to zapraszam do zapoznania się z zestawieniem czytników z przedziału cenowego 300–500 złotych.
Czytniki e-booków do 300 złotych z II połowy 2016 – selekcja modeli
Kilka miesięcy spędzonych przez rower w piwnicy lub garażu nie służy wielu podzespołom i może być przyczyną różnych usterek. Co zrobić, nim wyruszysz w pierwszą, wiosenną trasę? Gdy topnieją śniegi... Wiosenne promienie słońca na wiele osób działają niczym orzeźwiający podmuch wiatru. Na dworze można spotkać biegaczy w specjalistycznym obuwiu czy rowerzystów. Bez wątpienia podwyższenie temperatury powietrza oraz zmniejszenie ilości opadów sprzyja wszelkiej aktywności.Nim jednak po raz pierwszy wyprowadzisz swój jednoślad, warto zwrócić uwagę na kilka elementów, które mogą okazać się kluczowe w perspektywie właśnie rozpoczynającego się sezonu. Co ważne, dzięki zaledwie pięciu czynnościom, zmniejszysz ryzyko wystąpienia ewentualnej awarii oraz podwyższysz komfort i bezpieczeństwo w czasie jazdy. Dokładnie umyj rower Bez względu na to, w jakim miejscu twój rower spędził zimę, koniecznie musisz go odpowiednio wyczyścić. Różnego rodzaju zabrudzenia wpływają na płynność pracy szczególnie takich elementów, jak łańcuch czy zębatki. Najlepiej w tym celu wykorzystać wilgotną szmatkę, która skutecznie usunie zanieczyszczenia.Pamiętaj też, aby nie używać zbyt dużej ilości wody. Choć w dzisiaj produkowanych rowerach wykorzystuje się coraz mniej metali ulegających korozji, w miarę możliwości warto unikać nadmiaru wilgoci. Dodatkowym plusem dokładnego umycia twojego jednośladu będzie jego znakomita prezencja podczas rychło zbliżającej się podróży. Sprawdź ciśnienie w oponach Parametr ten często bywa lekceważony przed rowerzystów, w rzeczywistości ma jednak takie samo znaczenie, jak w przypadku samochodów osobowych. Optymalne ciśnienie opon zapewnia nie tylko przyczepność na różnej nawierzchni, lecz wpływa także na komfort jazdy. Twardość ogumienia powinna być dostosowana do typu roweru oraz podłoża, po jakim zwykle się poruszasz. Więcej powietrza zaleca się pompować np. w przypadku rowerów miejskich (tzw. holenderek), mniej natomiast w typowych rowerach górskich. Ogólnie przyjmuje się zasadę, że im nawierzchnia jest twardsza i bardziej stabilna, tym ciśnienie w ogumieniu powinno być większe.Możesz użyć zarówno pompki ręcznej, jak i kompresora, o ile masz taką możliwość. Warto korzystać także z zaleceń producenta, szczególnie jeśli jesteś miłośnikiem jazdy na nieco bardziej zaawansowanym poziomie. Ciśnienie ogumienia to kluczowy parametr w czasie wyścigów. Zadbaj o łańcuch Łańcuch to jeden z podstawowych elementów zapewniających sprawną i płynną jazdę. Pierwsza czynność, którą musisz wykonać, to oczywiście jego wyczyszczenie. To jednak dopiero połowa sukcesu, gdyż prawidłowa praca łańcucha uzależniona jest od dobrego smarowania. Często po okresie zimowym łańcuch się kurzy, ulega zabrudzeniom, nierzadko pojawia się też korozja. Jeżeli po usunięciu zanieczyszczeń jego powierzchnia nie pozostawia zastrzeżeń, użyj odpowiedniego smaru lub ewentualnie samochodowego oleju przekładniowego albo silnikowego, a jego nadmiar wytrzyj szmatką.Jeżeli pomimo tego zabiegu element skrzypi lub daje inne objawy, prawdopodobnie konieczna będzie jego wymiana. Nie zwlekaj z tym zbyt długo, gdyż ewentualna usterka w podróży może okazać się wyjątkowo kłopotliwa. Skontroluj hamulce …to podstawa bezpiecznej jazdy O roli hamulców nikogo nie trzeba przekonywać, bezwzględnie powinny być one sprawne i gotowe do działania w każdym momencie. Dlatego też przed wyprowadzeniem roweru z garażu właśnie na nich powinieneś skupić największą uwagę.Prawidłowe postępowanie uzależnione jest od typu hamulców, jakie zamontowano w twoim rowerze. W modelach tradycyjnych najlepiej rozpocząć od nasmarowania linki hamulcowej. Kolejnym krokiem powinna być kontrola klocków hamulcowych. Jeżeli ich powierzchnia jest zbyt mała lub zniszczona, koniecznie je wymień.W przypadku tarczowych układów hamulcowych kluczową rolę pełni płyn hamulcowy. Warto zdać się na wytyczne podane przed producenta, ciecz podlega wymianie zwykle raz w roku lub zależnie od pokonanego w tym czasie dystansu. Wyczyść łożyska Usterkę tę bardzo łatwo zauważyć. Po prostu koło obraca się znacznie trudniej niż zwykle. Zależnie od stopnia uszkodzenia, należy wtedy łożyska wyczyścić i nasmarować lub wymienić. Raz w roku powinno się również skontrolować ich stan, aby uniknąć przykrej przygody na trasie.Czasem jednak tego typu działania nie należą do najprostszych. Jeżeli masz jakieś wątpliwości, lepiej oddać rower do serwisu. Zwykle koszt podstawowego przeglądu nie przekracza kilkudziesięciu złotych.
Przygotuj się do sezonu rowerowego
Istnieją modele torebek, które są modne od wielu lat, ale każdego roku (szczególnie jesienią) pojawiają się hity prosto z wybiegów, których zakup warto rozważyć. Jakie są najmodniejsze torebki tego roku? Oto 5 modeli super trendy, które jednocześnie są (lub stają się) klasykami. Céline Trapeze – jeszcze pół roku temu obiekt westchnień oglądany głównie na pokazach i w rubrykach towarzyskich (gdzie można było podziwiać gwiazdy sfotografowane z torebką). Teraz inspirowane Céline torebki są już w prawie każdej sieciówce. Po czym poznać jej odpowiednik? Po charakterystycznym kształcie z bokami jakby wyjętymi na zewnątrz (co nadaje kształt trapezu). Podstawa torby jest więc węższa niż jej szczyt. Dodatkowo trapeze ma charakterystyczną klapkę, mniej więcej taką, jak dawne torby do szkoły. Występuje w wielu zestawieniach kolorystycznych – ze względu na charakterystyczny element wystających boków, trudno pomylić ją z jakąkolwiek inną torebką. Oryginalna, z francuskiego domu mody Céline to wydatek od 1650 euro (cena torby z aktualnej kolekcji jesień/zima 2014 ze strony producenta), czyli ok. 10 tysięcy złotych, natomiast torby inspirowane trapeze można kupić w polskich sieciówkach już za ok. 100 zł (tego typu modele mają w ofercie m.in. Parfois, H&M, New Look). Można także poszukać podobnych na Allegro (w słowach kluczowych wpisując: trapeze, trapez, Céline, kuferek). Céline Mini Luggage – kolejna torebka, która zawojowała wybiegi, ulice światowych stolic mody, serca gwiazd kina i estrady, aby dotrzeć (pod nieco zmodyfikowaną postacią) do sklepów sieciowych i szafy każdej szanującej się fashionistki. Charakterystyczne masywne uszy oraz łukowate przeszycia i – opcjonalnie – wyjmowane boki tworzą torebkę o oficjalnym charakterze, która świetnie pasuje do stylizacji oficjalnych (ma też odpowiednią wielkość, mieści format A4), ale także – jako przełamanie stylu – do strojów casualowych. Wielbicielki Céline, które jednak nie chciałyby czekać roku lub dłużej, by zakupić oryginał (od 2100 do nawet 3500 euro, w zależności od wybranej kombinacji kolorów i wykończenia), mają w tym sezonie ogromny wybór tańszych, dostępnych w sieciówkach torebek o zbliżonym do Luggage wyglądzie. Kilka rodzajów toreb à la Luggage znajdziemy w jesiennej ofercie Zary (powtarzają się nawet kolory – charakterystyczna jasna szarość, kolory ziemi), sporo znajdziemy też na internetowych aukcjach (szukając według słów kluczowych: Céline, nietoperz, kuferek, luggage). Furla Metropolis – mała pudełkowa torebka była zakulisowym hitem Fashion Week w Nowym Jorku i Mediolanie. Pozowały z nią blogerki, redaktorki pism modowych, trendsetterki. Co ciekawe, nosząc ją w charakterystyczny sposób – przełożoną przez ramię (tak zwana cross body bag), ale ustawioną z przodu, a nie z boku sylwetki. W ten sposób nie tylko torebka jest lepiej widoczna przed obiektywem, ale także bardziej zwraca uwagę i przypomina coś w rodzaju nerki na pasku. Oryginalna Metropolis z aktualnej kolekcji kosztuje 269 euro (ok. 1100 zł), jest więc o wiele bardziej dostępna niż modele od Céline, jednak mimo wszystko nadal dość droga. Małą prostokątną torebkę na długim pasku można jednak znaleźć w ofercie innych marek, np. Mango, Zary, Słoń Torbalski. W Internecie szukamy po prostu małej listonoszki o charakterystycznym prostokątnym, a nie kwadratowym kształcie. Chanel Boy – w kolekcji jesiennej, dość przewrotnie, występuje w wielu kolorach, także żywych i soczystych, jak pomarańczowy, zielony czy żółty. Mimo wszytko klasyczna torba Chanel na łańcuszku, uszyta z pikowanej skóry i zamykana na klamrę z logo (co różni ją od ikonicznego modelu tego domu mody, czyli Chanel 2.55), najlepiej wygląda w czerni lub szarości i taką właśnie najczęściej widzimy na ulicy, w filmach czy rubrykach towarzyskich magazynów o modzie. Nosi ją Rihanna, Jennifer Lopez, Miroslava Duma, Rita Ora. Ceny poszczególnych modeli są bardzo różne, natomiast wszystkie w przeliczeniu na złotówki przekraczają 10 tysięcy. Mimo wszytko kochają je kobiety na całym świecie, a te, które nie mogą pozwolić sobie na oryginał, wybierają podobne torby z sieciówek. Pikowane, prostokątne torebki na łańcuszku można kupić m.in. w Wittchen, River Island, New Look. Michael Kors – mimo że w USA torebki te są pobłażliwie określane jako „niezbędnik każdej nastolatki”, w Polsce robią od kilku lat zawrotną karierę i są niezmiennie bardzo modne. Zapewne na ten fakt ma wpływ cena (już od ok. 500 zł za Mini Messenger, ok. 1000 zł za model Selma do ok. 1300 za Hamilton i nowsze modele z aktualnych kolekcji). Co ciekawe, najnowszym hitem sprzedaży od Michaela Korsa są nie tyle torby, co plecaki – charakterystyczne dwukolorowe worki z połączenia skóry i futerka, a także torby-worki, wyglądem także przypominające plecaki. Niektóre modele toreb z sieciówek są zbliżone wyglądem do klasyków Korsa (który jest zresztą bliźniaczo podobny do modeli DKNY), zatem fanki stylu amerykańskiego projektanta mogą być miło zaskoczone po wizycie w Mango, Parfois czy Zarze. Zanim kupisz, sprawdź, czy to nie imitacja W przypadku markowych toreb od projektantów warto przed zakupem zwrócić szczególną uwagę na jakość, wykończenie i ich stosunek do ceny. Niestety sieć jest pełna podróbek, a okazyjny zakup często może być przyczyną rozczarowania albo nawet kłopotów z prawem. Warto sprawdzać dokładnie, jak wygląda torba od projektanta. Podróbki często zdradzają szczegóły – kolor sprzączki, podszewki, umiejscowienie metki wewnętrznej, połączenie materiałów (torby podrabiane szyje się często z takich materiałów i w takich kolorach, które w ogóle nie występowały w oryginale). W razie kłopotów z trafną oceną produktu na żywo, można spróbować posiłkować się wytycznymi oryginalności podawanymi dla popularnych modeli torebek na blogach i portalach poświęconych modzie. W razie jednak najmniejszej wątpliwości – lepiej zrezygnować z zakupu, niż dać się nabrać i stracić pieniądze, zyskując jedynie imitację wymarzonego przedmiotu. W przypadku toreb inspirowanych drogimi oryginałami dbajmy o to, by jakiś szczegół jednak wyraźnie odróżniał ją od pierwowzoru – wszak od inspiracji do imitacji niedaleka droga. To może być materiał wykonania (zwykle torebki z sieciówek nie są skórzane), kolorystyka, szczególny rodzaj ornamentu, podszewka, rodzaj lub długość paska. Torebki z najpopularniejszych sieciówek oraz te zakupione w Internecie, choć nie są zwykle arcydziełami sztuki kaletniczej, stanowią ciekawe urozmaicenie jesiennych stylizacji, zgodnych z aktualnymi trendami, choć nieświdrujących kieszeni. Ile warto zapłacić? Zasada jest prosta: im bardziej sezonowa torebka, tym powinna być tańsza. Jeśli kupujemy torbę ze skóry syntetycznej o fasonie przypominającym znany model, nie warto płacić za nią więcej niż 150–200 zł. Dlaczego? Bo za ok. 200–300 złotych można już kupić torby z prawdziwej skóry od młodych polskich projektantów (np. Słoń Torbalski) albo poszukać sieciówkowej torby, ale ze skóry, w outletach (Fashion House Outlet Centre) lub na Allegro. Z oryginałami jest już trudniej – określenie ceny, którą warto lub nie warto ponieść, to często kwestia umowna, trudna do oszacowania. Furla czy Michael Kors to domy mody, które sprzedają torby już w cenie ok. 1000 zł, z kolei Chanel to często nawet 14–16 tysięcy za sztukę. Aby tak droga torba mogła mieć szansę się zwrócić, trzeba z nią chodzić jak najczęściej, jak najdłużej, a ona sama niezmiennie musi pozostawać modna i w świetnym stanie. Jeśli więc oszczędzać rok po to, by kupić torebkę, to tylko taką najwyższej jakości. Kristina Bazan, którą cytowałam na początku, za pierwsze zaoszczędzone pieniądze kupiła Louis Vuitton i uważa, że to była dobra inwestycja: „Nosiłam ją codziennie, do każdego outfitu, nawet z dżinsami i T-shirtem wyglądałam z nią szykownie i drogo. Byłam też lepiej postrzegana przez otoczenie”.
5 najmodniejszych torebek na sezon FW 14/15
Pasta do zębów jest jednym z podstawowych produktów do higieny jamy ustnej, zaraz obok szczoteczki czy nici dentystycznej. W przypadku szczoteczek wiemy, że dostępne są ich różne rodzaje (np. miękka, twarda, elektryczna, soniczna) i że powinniśmy dobrać właściwą do swoich potrzeb. Pasty do zębów również mogą się znacznie różnić i powinniśmy wiedzieć, jaką wybrać, by była dla nas odpowiednia. Nikogo nie trzeba przekonywać, że dbanie o higienę jamy ustnej jest niezwykle ważne. Po pierwsze, odgrywa to niezwykle ważną rolę w zachowaniu zdrowych zębów. Po drugie, chroni zdrowie całego naszego organizmu. Warto pamiętać, że duży wpływ na powstawanie różnego rodzaju dolegliwości ma stan naszej jamy ustnej, dlatego musimy o nią odpowiednio i regularnie dbać. Jak zatem wybrać odpowiednią pastę do zębów? Podpowiadamy. Pasty do zębów – rodzaje Pasta wybielająca – to jedna z najpopularniejszych past do zębów. Zapewne nie ma takiej osoby, której nie zdarzyło się choć raz jej kupić. Wyróżnia się tym, że w jej składzie zawarte są składniki ścierne – granulki czy też mikroskopijnych rozmiarów kuleczki – które usuwają powstałe na płytce nazębnej przebarwienia. Jeśli więc zależy nam na śnieżnobiałym uśmiechu, to właśnie ten produkt jest w stanie spełnić te oczekiwania. Pasta na podrażnione dziąsła – w tym przypadku bardzo ważne jest to, aby produkt łagodził i działał przeciwzapalnie. Do tego celu niezbędne będą zioła, które muszą znaleźć się w składzie takiej pasty. Ponadto niezbędne okażą się składniki zmniejszające ryzyko pojawienia się bakterii w jamie ustnej. Dzięki temu unikniemy wystąpienia podrażnień. Pasta przeciw paradontozie – ta choroba jest powszechnie spotykana i może dotknąć każdego z nas. Producenci jednak oferują nam produkt, który pomoże nam zapobiec powstawaniu tej dolegliwości. Pasty te zawierają różnego rodzaju zioła łagodzące objawy zapalenia dziąseł. Są to między innymi aloes, eukaliptus, rumianek czy szałwia. Pasta do wrażliwych zębów– jeśli odczuwasz dyskomfort podczas spożywania zimnych lub ciepłych napojów, to oznaka, że cierpisz na nadwrażliwość. Dolegliwość ta jest dość powszechna, ale od niedawna na rynku dostępne są pasty, które pomogą nam z tym walczyć. W trakcie ich stosowania kanaliki zębinowe zostaną zabezpieczone, a zmiany temperatury nie będą już powodowały bólu. Pasta opóźniająca starzenie zębów – wydaje się to niemożliwe? A jednak! Producenci wychodzą naprzeciw oczekiwaniom, a dzięki temu możemy kupić pastę do zębów, która odbuduje szkliwo, a ponadto zapobiegnie dalszemu procesowi starzenia. Tym samym nasze zęby zachowają młodość na dłuższy czas. Pasta czyszcząca protezy – nie każdy z nas posiada wszystkie zęby naturalne i nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że na rynku dostępne są specjalne pasty, które pomogą nam w pielęgnacji protez. Różnią się one od tradycyjnych swoim składem – zawierają specjalne substancje ścierne. Zapewniają one czystość, bez ryzyka zniszczenia płytki. Pasta do zębów dla dzieci– na rynku dostępne są również pasty przeznaczone dla najmłodszych. W takich pastach nie ma substancji, które mogą być szkodliwe dla dzieci. Mają one również ograniczoną zawartość fluoru. Dodatkowo mogą być wzbogacone o różne składniki zapachowe i smakowe – przede wszystkich dla tych, którym szczotkowanie zębów nie sprawia przyjemności.Wyżej wymienione pasty do zębów to tylko niektóre z szerokiej gamy produktów. Na rynku dostępnych jest wiele różnych past dostosowanych do różnych potrzeb. Wystarczy spośród nich wybrać produkt, który najlepiej spełni nasze oczekiwania.
Rodzaje past do zębów – czym się różnią?
Posiadanie własnej firmy wielu ludziom kojarzy się z możliwością zapewnienia sobie i swoim bliskim dostatniej przyszłości. Istnieje głębokie przekonanie, że praca na jakimkolwiek etacie nie pozwoli uzyskać upragnionego bogactwa. Jest w tym wiele prawdy, ale pamiętać trzeba, że droga przedsiębiorcy nie jest usłana różami. I to od samego początku, czyli od momentu podjęcia decyzji o otwarciu własnej firmy. Im dalej w las, tym decyzje podejmowane przez właściciela przedsiębiorstwa mają poważniejsze skutki. Podstawą jest jednak dobre rozpoczęcie i podtrzymanie ewentualnego sukcesu firmy. Polacy coraz częściej stawiani są jako wzór narodu, którego przedstawicieli cechuje bardzo wysoki stopień przedsiębiorczości. Dzieje się tak, mimo że prowadzenie własnej firmy w naszym kraju nie należy do najłatwiejszych. Powodem są chociażby skomplikowane rozwiązania prawne, które nie dość, że są trudne do zrozumienia, to również bardzo często się zmieniają. Propozycje książek traktujących o rozpoczynaniu i prowadzeniu działalności bardzo często zaczynają się właśnie od tego elementu. „Jednoosobowa firma. Jak założyć i samodzielnie prowadzić jednoosobową działalność gospodarczą” – Danuta Młodzikowska, Björn Lunden „Jednoosobowa firma. Jak założyć i samodzielnie prowadzić jednoosobową działalność gospodarczą” powinna być obowiązkową lekturą dla wszystkich, którzy podjęli decyzję o założeniu najpopularniejszej formy prowadzenia działalności gospodarczej, czyli firmy jednoosobowej. Autorzy przeprowadzają czytelnika przez pierwsze etapy, jakie ten musi przebyć w zakładaniu własnej firmy. Piszą o jej rejestracji, wyborze najlepszej formy opodatkowania czy efektywnym rozliczaniu kosztów, a wszystkie informacje są podane w zrozumiałym języku. „7 kroków do własnej firmy” – Tadeusz Bisewski Nauki podstaw nigdy za wiele, dlatego „7 kroków do własnej firmy” również powinna znaleźć się na półce każdego, kto na poważnie myśli o założeniu i prowadzeniu własnego biznesu. Z naciskiem na to drugie, bo założyć firmę jest stosunkowo łatwo, ale przetrwać na konkurencyjnym rynku dużo trudniej. Autor, poza informacjami na temat rozpoczęcia prowadzenia działalności, zwraca też uwagę na takie aspekty, jak: pozyskiwanie nowych klientów i zleceń, rozwój sprzedaży, efektywna komunikacja oraz promocja. Wszystko to ma sprawić, że przedsiębiorca będzie miał większe szanse cieszyć się swoim sukcesem. „Podręcznik startupu. Budowa wielkiej firmy krok po kroku” – Steve Blank, Bob Dorf Pojęcie startupu jest teraz bardzo modne i nieco odeszło od swojej typowo słownikowej definicji. Teraz każdy może założyć firmę i właśnie tak ją nazwać. Pamiętać należy jednak, że to nieco inna forma prowadzenia działalności, którą charakteryzuje dużo większa dynamika. Przy odpowiednim prowadzeniu startup może przeistoczyć się w sprawnie funkcjonujące przedsiębiorstwo. O tym, jak to osiągnąć, można dowiedzieć się z książki „Podręcznik startupu. Budowa wielkiej firmy krok po kroku”. „Startup w 7 dni. Od mocnego startu do szybkiego sukcesu” – Dan Norris O ile budowa przedsiębiorstwa zwykle kojarzy się i łączy z cierpliwym kreowaniem własnej marki, wieloma godzinami ciężkiej pracy oraz pojawiającymi się niepowodzeniami, to nie każdy ma takie podejście. Dan Norris, autor książki „Startup w 7 dni. Od mocnego startu do szybkiego sukcesu”, przekonuje, że zakładając firmę w poniedziałek, możesz pozyskać pierwszego klienta już w najbliższą niedzielę. Brzmi nieprawdopodobnie, ale Norris jest praktykiem, którego inwestycje udowadniają, że „chcieć oznacza móc”. „Niesamowity biznesplan. Zdobądź fundusze na rozwój firmy lub startup” – Vaughan Evans, Brian Tracy Podstawą funkcjonowania każdej firmy jest finansowanie jej działalności. Zarówno przed rozpoczęciem jej funkcjonowania, jak i w trakcie działalności. Autorzy „Niesamowity biznesplan. Zdobądź fundusze na rozwój firmy lub startup” pokażą nie tylko, jak zbudować skuteczny biznesplan, ale także w jaki sposób go zaprezentować, żeby pozyskać inwestorów.Książek na temat zakładania działalności gospodarczej jest na rynku bez liku. Pięć wymienionych powyżej najpełniej oddaje jednak to zagadnienie i odpowiada na zdecydowaną większość pytań zadawanych przez początkującego przedsiębiorcę.
Jak otworzyć własną działalność? Poradniki
Toona Tellegena cenimy za „Urodziny prawie wszystkich” oraz „Nie każdy umiał się przewrócić”. Dzięki przygodom zwierząt, które opisuje, dziecko poznaje mechanizmy rządzące światem. „Tata” jest książką inną. Przenosi w świat ludzi i prezentuje bohatera, który powinien nam być najbliższy. Tata, czyli cały świat! Ojciec małego Józefa jest absolutnie wszystkim – gigantem, istotą nadludzką, superbohaterem. Tata, w umyśle malca, potrafi czynić magię: posiadł moc rozciągania się kiedy chce, może stać się niewidzialny, a do tego jest najlepszym tancerzem na świecie (a może nawet we wszechświecie). Ponadto tato dysponuje nieograniczoną wiedzą i mocą zmieniania koszmarów w miłe sny. Kiedy chłopiec jest zmęczony, może odpocząć na ramieniu taty-olbrzyma, a kiedy chce mu coś powiedzieć, musi wspiąć się po drabinie. Ten niemalże komiksowy superbohater jest jednak projekcją płodnego umysłu małego chłopca, który – jak się okazuje – poznał swojego ojca dość późno (Józef doskonale pamięta jego pojawienie się), a i teraz zdarza mu się widywać go po dłuższych okresach rozłąki. Dziecko tęskni, kreując sobie przy okazji portret ojca idealnego, który wyrasta ponad wszelkie normy oraz prawdopodobieństwo. Czy ideał istnieje? Mimo swojej groteskowości i barwności, "Tata" jest książką niepokojącą. Krytycy zastanawiają się nawet, czy ojciec małego Józefa w ogóle istnieje, a opisywany przez niego heros nie jest jedynie wytworem wyobraźni tęskniącego dziecka. Pojawiają się interpretacje, które wskazują na to, iż tata jest fantastyczną hybrydą złożoną z tych elementów, które – zdaniem chłopca – idealny ojciec posiadać powinien. Tellegen z niezwykłą wirtuozerią podsyca owe wątpliwości, każe czytelnikowi wysnuwać własne wnioski, wątpić i samemu szukać drogi. Dlatego właśnie uważam, że jest to pozycja nie tylko dla odbiorcy najmłodszego, ale także dla jego rodzica. Dzięki temu zabiegowi, wspólne czytanie może być idealnym pretekstem do późniejszej dyskusji, podczas której możemy poruszyć wiele istotnych zagadnień z naszym dzieckiem. Książka perfekcyjna "Tata" jest książką ujmującą pod każdym względem. Zachwyca przepiękny język Tellegena, a także jego dzika wyobraźnia, umiejętność ucieczki od ustalonych kanonów oraz odwaga, która pozwala mu łączyć groteskę z treściami bardzo poważnymi. Jak w kalejdoskopie, w prawdziwym życiu i w tej pięknej książce, radość miesza się ze smutkiem, wygłup z mądrością, a obłęd z absolutną normalnością. Ja zakochałem się również w szacie graficznej książki. Niezwykłe ilustracje autorstwa Rotraut Susanne Berner, którą czytelnik znać może z serii książeczek o ulicy Czereśniowej, idealnie współgrają z tekstem, jeszcze bardziej nakręcając wyobraźnię najmłodszego odbiorcy. Są tytuły, które polecamy, ponieważ są po prostu dobre, porządnie napisane, ślicznie wydane i gwarantują chwilę cennej rozrywki. Niejednokrotnie są to pozycje mądre i pouczające. "Tata" Toona Tellegena wyrasta ponad wszystkie te książki – jest to absolutnie nowa, osobna jakość, totalny odlot, a zarazem potężna gra na emocjach odbiorcy. Jeżeli zastanawiasz się nad prezentem dla swojego siedmiolatka, mam dla ciebie doskonały pomysł. Twoje dziecko będzie oczarowane, a ty razem z nim. I zapewniam, będziecie do "Taty" wracać. Źródło zdjęcia: http://www.wydawnictwodwiesiostry.pl/
Po prostu… „Tata” – recenzja książki Toona Tellegena
Płyn AdBlue od lat stosowany jest w samochodach ciężarowych. Stale zaostrzane normy emisji spalin spowodowały, że również producenci samochodów osobowych zaczęli wykorzystywać tę technologię. Wszystkie pojazdy wyposażone w system SCR (Selektywna Redukcja Katalityczna) wymagają okresowego uzupełniania płynu AdBlue. Koszt takiej usługi w ASO może wynieść nawet kilkaset złotych. Sprawdźmy, jak zrobić to samodzielnie. Co to jest AdBlue? AdBlue to wysokiej jakości wodny roztwór mocznika, mający za zadanie obniżenie emisji tlenków azotu. Płyn wtryskiwany jest do układu wydechowego (przed katalizatorem) i zamienia się w dwutlenek węgla i amoniak, który następnie reaguje z tlenkami azotu. Efektem tej reakcji są azot i para wodna, które nie są szkodliwe dla środowiska. Ile kosztuje AdBlue? Płyn AdBlue można kupić na Allegro poniżej 2 zł za litr. Warto pamiętać, że im większe opakowanie, tym cena za litr jest korzystniejsza. Jednak w przypadku samochodów osobowych, gdzie dostęp do wlewu jest utrudniony, zdecydowanie lepiej wybierać małe i poręczne opakowania. Ich kształt pozwala precyzyjnie dawkować płyn bez ryzyka zabrudzenia tapicerki, co w przypadku dużych opakowań może okazać się bardzo trudne. Jak uzupełnić płyn AdBlue? Wielu osobom AdBlue błędnie kojarzy się z dodatkiem do paliwa. Tymczasem to jest odrębny płyn, który wlewamy do specjalnego zbiornika w samochodzie. W zależności od modelu pojazdu jego lokalizacja może być inna. Najczęściej znajduje się w okolicy bagażnika – pod podłogą lub za boczną ścianką tapicerki. Jaka jest wydajność? Według danych podawanych przez producentów samochody osobowe zużywają około 1,5 litra płynu na 1000 km. W zależności od wielkości zbiornika tankowanie należy powtarzać co kilka lub nawet kilkanaście tysięcy kilometrów. Odpowiednia kontrolka poinformuje nas o niskim poziomie płynu. Niezwykle istotne jest, aby nie doprowadzić do całkowitego opróżnienia zbiornika, ponieważ w takiej sytuacji silnik przełączy się w tryb awaryjny i nie da się ponownie uruchomić. Samodzielne uzupełnienie AdBlue na ogół nie jest skomplikowaną czynnością. Wystarczy zlokalizować wlew i dolać odpowiednią ilość płynu. W niektórych samochodach producenci przewidzieli dodatkowo konieczność podłączenia komputera diagnostycznego, co ma w oczywisty sposób zachęcić do wizyty w ASO. Niestety, w takiej sytuacji większość kierowców będzie musiała skorzystać z usług serwisu.
Jak samodzielne uzupełnić płyn AdBlue?
Od 16 lutego do Allegro zalogujecie się tylko w tradycyjny sposób, czyli bez użycia konta na Facebooku. Od 16 lutego do Allegro zalogujecie się tylko w tradycyjny sposób, czyli bez użycia konta na Facebooku. Ze strony logowania usuniemy tę opcję. Jeżeli logowaliście się za pomocą Facebooka i nie pamiętacie hasła do Allegro, możecie łatwo odzyskać dostęp do konta.
Logowanie do Allegro przez Facebooka
Problemy z włosami mogą spotkać każdego. Nadmierne wypadanie, łysienie lub dolegliwości ze strony skóry głowy potrafią być bardzo męczące i stresujące. Większość osób w pierwszej kolejności sięga po drogeryjne kosmetyki, które są skierowane do osób z podobnymi problemami. Niestety, są one często zawodne i nie spełniają pokładanych w nich oczekiwań. Dobrą alternatywą, którą powinna rozważyć każda osoba zmagająca się z włosowymi problemami, są dermokosmetyki. Ich skład jest bogatszy w substancje aktywne, więc pozwoli szybciej i skuteczniej uporać się z męczącymi dolegliwościami. Dermokosmetyki na wypadanie włosów Wypadanie włosów to jeden z najczęstszych problemów, na który uskarżają się zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Przyczyn takiego stanu rzeczy może być wiele – od nieodpowiedniej diety i nadmiernego stresu, po różnego rodzaju choroby i problemy skórne. Musimy pamiętać, że aby skutecznie zwalczyć wypadanie włosów, należy wybierać te dermokosmetyki, które będą miały bezpośredni kontakt ze skórą głowy. Da im to szansę na wniknięcie w głąb i stymulację cebulek włosów. Najlepszym wyborem będą szampony przeciw wypadaniu włosów. Przy ich wyborze najlepiej kierować się składem. Powinniśmy wybierać dermokosmetyki z dużą zawartością witamin – głównie E, F, H i PP oraz prowitaminy B5 (np. Radical, który kupimy za ok. 20 zł), które mają szansę realnie wpłynąć na kondycję naszych włosów i zahamować ich wypadanie. Dobrze zadziałają też szampony zawierające wyciągi z czarnej rzepy, skrzypu polnego lub żeń-szenia. Podczas mycia nie spłukujmy kosmetyku zaraz po jego nałożeniu. Zawarte w szamponie substancje aktywne muszą mieć czas na odpowiednie działanie, dlatego warto wmasować go w skórę głowy i pozostawić na niej ok. 3–5 minut. Dobrym rozwiązaniem są ampułki przeznaczone dla osób zmagających się z wypadaniem włosów, np. marki Seboradin za ok. 31 zł. Zawierają stężone substancje czynne, dzięki czemu mają szansę dobrze zadziałać na skórę głowy. Ampułki powinny mieć w składzie składniki podobne do tych, które znajdziemy w szamponach na wypadanie włosów. Po otworzeniu jednej porcji produktu należy równomiernie nałożyć ją na głowę, dokładnie ją masując. Pozwoli to na skuteczniejsze wnikanie substancji w głąb cebulek włosów. Tak nałożony preparat pozostawiamy na skórze głowy według wskazań producenta. Pamiętajmy, że raz otworzona ampułka powinna zostać w pełni wykorzystana, inaczej może stracić swoje właściwości lecznicze. Dermokosmetyki na łupież Łupież to kolejny włosowy problem, z którym przynajmniej raz w życiu zmagała się większość z nas. Zazwyczaj dotyczy on młodzieży w wieku dojrzewania i jest związany z nadmierną produkcją sebum. U części osób ten problem może pojawiać się również w późniejszym wieku. Drogeryjne kosmetyki często pozostają bezsilne wobec łupieżu – powodują jego czasowe ustanie, a czasami pogłębiają problemy, nadmiernie przesuszając skórę głowy. Osoby zmagające się z łupieżem powinny sięgać po dermokosmetyki łagodzące i wyrównujące pracę gruczołów łojowych, co umożliwi pozbycie się dolegliwości raz na zawsze. Podobnie jak w przypadku wypadania włosów, kluczowe jest działanie na skórę głowy. Z tego powodu najlepszym wyborem będą szampony przeciwłupieżowe, takie jak produkty marki Dermena, dostępne już za ok. 30 zł. W składzie powinniśmy szukać ketokonazolu, który ma działanie przeciwgrzybiczne, łagodzi swędzenie skóry i niweluje objawy różnych rodzajów łupieżu. Sprawdzą się również kosmetyki zawierające związki cynku oraz selenu. Oba pierwiastki dobrze sprawdzają się przy problemach z nadmiernym wydzielaniem sebum i łojotokiem. Preparaty przeciwłupieżowe, z racji swojego działania na skórę głowy, powinniśmy pozostawiać na niej na ok. 3–5 minut, aby substancje czynne mogły odpowiednio zadziałać. Dermokosmetyki na osłabione i przesuszone włosy Osłabione i przesuszone włosy to częsty problem, który potrafi być męczący szczególnie dla kobiet. Fryzura nie wygląda wtedy dobrze – jest przyklapnięta i przerzedzona. Podobny efekt widoczny jest na włosach przesuszonych lub zniszczonych częstymi koloryzacjami, zabiegami fryzjerskimi i stylizacją przy pomocy lokówki lub prostownicy. Charakterystycznymi skutkami takiego stanu rzeczy są matowe włosy, które dodatkowo mogą plątać się i być trudne w rozczesaniu. Osłabione, przesuszone włosy potrzebują dermokosmetyków regenerujących, które dostarczą im niezbędnych składników odżywczych. Szampony i maski tego typu powinny zawierać duże ilości protein. Należą do nich jedwab, kolagen, keratyna, l-cysteina i proteiny pszenicy. Pomocne mogą okazać się szampony Revalid, które kupimy już za 10 zł. Pomogą one w odbudowie włosów i sprawią, że będą wyglądały na grubsze, zdrowsze i bardziej błyszczące. Dopełnieniem takiej pielęgnacji powinny być dermokosmetyki nawilżające, zawierające w składzie glicerynę, panthenol lub oleje i masła naturalne (np. szampon Emolium w cenie ok. 20–25 zł). Produkty tego typu nie zawierają silnych środków myjących, więc nie przesuszają dodatkowo włosów i skóry głowy. Osoby zmagające się z problemami z włosami i skórą głowy wiedzą, jak ciężko jest przywrócić im naturalny, zdrowy wygląd. Zamiast sięgać w ciemno po kolejne nieskuteczne kosmetyki, lepiej zdecydować się na produkty nakierowane na likwidację dręczących nas dolegliwości. Dermokosmetyki, dzięki składowi opracowanemu przez specjalistów, są dużo skuteczniejsze i pomogą w szybszym pozbyciu się nieprzyjemnych problemów.
Dermokosmetyki na wzmocnienie włosów – na co się zdecydować?
Łazienka w stylu retro to propozycja dla osób ceniących nieco romantyczne i bardzo eleganckie, ale przede wszystkim oryginalne aranżacje. Przedstawiamy stylowe baterie wannowe, które doskonale pasują do staromodnych wnętrz. Wnętrza w stylu retro to wnętrza „z przeszłością”. Są eleganckie i pełne przepychu, a znajdujące się w nich meble oraz dodatki, np. pamiątki rodzinne czy souveniry z podróży, oddają ducha minionych dekad. W zaaranżowanej w tym klimacie łazience nie może zabraknąć stylizowanej wanny z baterią – naścienną, nawannową albo wolnostojącą – dopasowaną kolorystycznie do pozostałych elementów wystroju. Staromodne aranżacje kochają armaturę w odcieniach starego złota, antycznego brązu oraz miedzi, a także postarzaną czy nawiązującą do klasycznych materiałów. Pojawiają się także niezwykle eleganckie produkty z czarnego mosiądzu oraz z elementami wykonanymi z malowanej ręcznie porcelany, a nawet tworzywa sztucznego. Jest ono równie efektowne, ale dużo bardziej wytrzymałe na uszkodzenia mechaniczne. Połączenie tradycyjnego designu z nowoczesnymi rozwiązaniami sprawia, że baterie w stylu retro są nie tylko piękne, ale również funkcjonalne. box:offerCarousel Baterie naścienne Ten model baterii, jak sama nazwa wskazuje, montuje się bezpośrednio na ścianie, podłączając go do domowej instalacji wodociągowej. Należy to zrobić jeszcze na etapie wykańczania łazienki, ale przed położeniem glazury. Armatura powinna być umieszczona ok. 30 centymetrów nad wanną ustawioną przy ścianie – może to być zarówno model wolnostojący, jak i zabudowany. Bateria Royal Retro Classic. Bateria naścienna wykonana w całości z mosiądzu pokrytego galwanizowaną miedzią z elementami ceramicznymi. Dzięki specjalnej powłoce bateria jest bardzo trwała i łatwo utrzymać ją w czystości. Model wyposażony został w ceramiczne głowice odporne na znajdujące się w wodzie zanieczyszczenia, elastyczny wąż i słuchawkę z rozszerzonym strumieniem. Do wyboru kolor złoty, czarny oraz chromowany. Cena: od 349 zł. box:offerCarousel Baterie nawannowe Model nawannowy, nazywany także stojącym, jest bardzo prosty w montażu. To najpopularniejsze i najczęściej wybierane rozwiązanie do łazienek w stylu retro. Baterię przymocowuje się bezpośrednio do brzegu wanny, dzięki czemu wygląda ona wyjątkowo elegancko i nie zajmuje cennego miejsca. W tym wypadku stosuje się zazwyczaj kompaktowe modele jednouchwytowe. Na uwagę zasługują baterie włoskiego producenta Reitano Rubinetteria z serii Atea (od 1400 zł) wykonane z mosiądzu w kolorze antycznego brązu bądź chromowanego. Zestawy składają się z pięciu eleganckich elementów wykończonych na wysoki połysk. Armatura Omnires model Y1232 zaprojektowana w stylu nowoczesnym z nutą klasycznego designu. W komplecie znajdziemy pięć chromowanych elementów, które można zamontować bez odsuwania wanny. Cena od 819 zł. box:offerCarousel box:offerCarousel Baterie wolnostojące To nowoczesne, niezwykle ekskluzywne rozwiązanie stosowane zwykle w przypadku wolnostojących wanien na stylizowanych nogach. Tego typu baterię przymocowuje się na stałe bezpośrednio do podłogi, zwykle z boku wanny, rzadziej z tyłu lub z przodu. Modele w stylu retro mają dwa kurki do regulowania temperatury wody oraz słuchawkę prysznicową z elementami ceramicznymi. Bateria Massi. Model wolnostojący wykonany w całości z mosiądzu w kolorze starego złota lub chromu. Słuchawka wyposażona została w powłokę zapobiegającą osadzaniu się kamienia. Ceramiczne głowice gwarantują sprawną pracę przez długi czas. Szeroka podstawa, stylizowana słuchawka oraz klasyczne kurki idealnie oddają klimat „tamtych czasów”. Wysokość całkowita: 102 cm. Cena: od 2449 zł. box:offerCarousel Jak wybrać baterię wannową? Wybór baterii wbrew pozorom nie jest prosty, a podczas zakupów nie należy się kierować wyłącznie walorami estetycznymi. Najważniejszy jest sposób montażu baterii oraz jej konstrukcja. Będzie ona mocowana bezpośrednio do ceramiki, do ściany, a może wolnostojąca? Wybierzemy produkt jednouchwytowy czy wyposażony w dwa oddzielne kurki? Spodoba nam się prosty wzór czy fantazyjny projekt w kształcie łabędzia, smoka lub lwa? Warto pamiętać, że baterię powinniśmy dopasować do upatrzonego modelu wanny, ponieważ nie każde rozwiązanie będziemy mogli zastosować. Ważny jest również materiał, z którego wykonana jest armatura – każdy z nich wymaga innej pielęgnacji. Powierzchnie chromowane, pozłacane i kolorowane należy czyścić wilgotną szmatką z dodatkiem preparatu, który nie zawiera kwasów ani związków chloru. Tworzywo sztuczne nie jest odporne na środki na bazie rozpuszczalników, natomiast ceramikę można przemywać delikatnym detergentem. )
Bateria wannowa do łazienki w stylu retro
Trudno sobie wyobrazić męską szafę bez choćby kilku ponadczasowych koszul – symbolu klasycznej elegancji i stylu. Tej wiosny na wybiegach królują wzory nieformalne, casualowe, które pozwalają wyrazić swoje „modowe ja”. Które fasony powinny znaleźć się w twojej garderobie? Symetryczna kratka w modzie Wielkanoc zbliża się wielkimi krokami, dni stają coraz cieplejsze – najwyższa pora zastanowić się, które koszule będą modne tej wiosny. Wiesz, jakie fasony przyciągną wzrok i pozwolą wyróżnić się w tłumie tradycyjnych kołnierzyków? Ostatnimi czasy projektanci prezentują nowe, wiosenne wzory koszul w kratkę gingham, inaczej vichy. Francuskie określenie nawiązuje do charakterystycznych obrusów i zasłon, które często ozdabia się takim deseniem. Jak to możliwe, że „kuchenna kratka” zwróciła uwagę wybitnych stylistów? Okazuje się, zachwycili się jej harmonijną prostotą. Regularny wzór tworzy przędza w dwóch barwach, która układa się w niewielkie kwadraty. Dzięki symetrii koszule w kratę vichy współgrają z niemal wszystkimi marynarkami i swetrami. Kontrastowy deseń gingham potrafi ożywić każdy, nawet najnudniejszy zestaw, znakomicie komponuje się z tradycyjnym granatowym garniturem lub szarą marynarką. Kratka vichy podkreśli wdzięk wielkanocnej garderoby i nie pozwoli jej wtopić się w tło. Gingham czy styl bardziej oficjalny? Wiosna bywa kapryśna, dlatego w ofertach marek koszulowych znajdziesz propozycje na każdą pogodę – zarówno chłodną i deszczową, jak i ciepłą, słoneczną. Możesz wybierać w fasonach z: lnu, bawełny oxford, twillu, flaneli i popeliny. W tym sezonie prym wiodą konwencjonalne kombinacje barw – najczęściej spotyka się centymetrowy deseń gingham stworzony z przędz jasnoniebieskich i granatowych. Amatorzy odważniejszych, bardziej wiosennych kolorów powinni postawić na koszule w nutach czerwieni, pomarańczy, różu, żółci czy delikatnego fioletu. Gdy przy świątecznym stole obowiązują mniej formalne garnitury, załóż twillową koszulę w kratkę ze sztywnym kołnierzykiem włoskim (cutaway). Pasuje do niej niezobowiązujący krawat, np. z wełny. Garnitury sportowe świetnie komponują się z koszulami flanelowymi z kołnierzem button down (na guziki), do których z zasady nie nosi się krawata. Jeżeli wolisz garderobę swobodniejszą, skompletuj bawełnianą koszulę w niebieską kratę z żółtymi chinosami albo klasycznymi jeansami i brązową marynarką. Jeśli na wielkanocnym śniadaniu obowiązuje styl bardziej oficjalny, zrezygnuj z kratki gingham na rzecz gładkiej koszuli z kołnierzem na szpilkę, która wraca do łask po latach zapomnienia. W towarzystwie zestawów formalnych sprawdzą się też koszule wykonane z błękitnych, prążkowanych materiałów. Możesz wybrać fasony z kołnierzykiem Piccadilly z tkanin typu oxford, które cieszą się dużym powodzeniem. Ich subtelna, matowa faktura idealnie harmonizuje z granatowymi i szarymi garniturami. Klasyczna biel? A może denim? W twojej wiosennej szafie nie może zabraknąć ponadczasowego hitu: białej koszuli. Wbrew pozorom nie musisz nosić jej jedynie do eleganckich zestawów – to bardzo uniwersalny element męskiej garderoby, o czym wielu z nas zapomina. O stopniu formalności fasonu decydują niuanse: tkanina, z której go uszyto, rodzaj kołnierzyka, mankiety, guziki. Jeśli nie przepadasz za białymi koszulami, rozważ zakup chociaż jednego wiosennego wzoru, który przyda ci się na wiele okazji. Wybierz model z bawełny oxford z tradycyjnym kołnierzem typu hidden buton-down, czyli z ukrytymi guziczkami, które efektownie przytrzymują rogi. Gdy zdecydujesz się na białą koszulę popelinową lub twillową z włoskim kołnierzykiem, założysz ją nie tylko na święta. To dodatek, który pasuje niemal do każdego garnituru – możesz nosić ją na co dzień do biura. Co ciekawe, nawet miłośnicy koszul z denimu znajdą propozycje, które wkomponują się w odświętne stylizacje smart casualowe. Wykwintne koszule z cienkiego materiału stylizowanego na jeans coraz częściej pojawiają się na wybiegach jako dodatek do cieplejszych tweedowych i kaszmirowych garniturów. Łączy się je także z przewiewnymi marynarkami z lnu i cienkiej bawełny. Fasony pozbawione kieszeni wyróżniają się klasycznym, sztywnym kołnierzykiem i guzikami zarezerwowanymi dla tradycyjnych modeli. Przekonały się do nich nawet tak zachowawcze marki, jak Brunello Cucinelli i Ermenegildo Zegna, które dodały koszule „denimowe” do stałej oferty. Jeśli wzbogacisz swoją garderobę o kilka ponadczasowych, uniwersalnych koszul, dodasz charakteru wielu wiosennym stylizacjom, również świątecznym.
Wiosenne koszule męskie – nie tylko na święta
Już wiosna, niedługo przyjdzie lato, przed nami zatem wiele słonecznych dni! Cera muśnięta słońcem wygląda na zdrową, zadbaną i wypoczętą. Należy jednak pamiętać o tym, że skórę trzeba chronić, gdyż nadmierne promieniowanie jest bardzo szkodliwe. Nawet jeśli nie odczuwa się tego w danym momencie, to w dłuższej perspektywie czasowej słońce przyczynia się do powstawania przedwczesnych zmarszczek i starzenia się tkanek, a nawet nowotworów skóry. To samo dotyczy opalania się w solarium. Jednak istnieją sposoby, dzięki którym można uzyskać ciemniejszą karnację bez konieczności leżenia na słońcu godzinami bądź wizyty w solarium. Co więcej, sposoby te są całkowicie nieszkodliwe. Samoopalacze są na rynku kosmetycznym od wielu lat. Niegdyś dawały efekt pomarańczowej skóry, trudno było je rozprowadzić, robiły smugi na ciele i wydzielały zapach spalenizny. Miało to związek z tym, że głównym składnikiem większości samoopalaczy był dihydroksyaceton (DHA), który reaguje z aminokwasami warstwy rogowej naskórka, przez co zmienia tymczasowo jego barwę na brązową, ale wytwarza też specyficzny zapach. DHA nadal jest głównym składnikiem wielu samoopalaczy, na szczęście z biegiem czasu producentom udało się zamaskować zapach spalenizny czymś bardziej przyjemnym. Jak nakładać samoopalacz? Jest kilka zasad, którymi należy się kierować przy aplikacji samoopalacza. Ważne, by skóra była gładka (najlepiej po depilacji, ale nie może być podrażniona) i nawilżona. Przed aplikacją samoopalacza dobrym pomysłem jest wykonanie peelingu cukrowego bądź solnego. Większość z nich oprócz cukru lub soli ma w składzie olejki, dzięki którym nie trzeba potem nakładać balsamu nawilżającego i od razu można przejść do aplikacji samoopalacza. Oto kilka produktów godnych polecenia: * Organic Shop, malinowy scrub do ciała – przyjemne z pożytecznym, złuszcza martwy naskórek, pięknie nawilża, a jego zapach jest obłędny. Jest to kosmetyk naturalny, można go nabyć w dobrej cenie. * Mokosh, peeling solny do ciała o zapachu kawy z pomarańczą – organiczny i wegański kosmetyk o boskim zapachu i silnie złuszczającym działaniu. box:offerCarousel box:offerCarousel Gdy skóra jest już gładka i nawilżona, można aplikować wybrany samoopalacz. Możemy zrobić to dłońmi, lecz od razu po zabiegu należy bardzo dokładnie je umyć – szczególnie przerwy między palcami i skórki przy paznokciach, ponieważ tam produkty lubią się gromadzić, a w tym przypadku oznacza to zabarwioną skórę. Istnieje jednak narzędzie, dzięki któremu aplikacja samoopalacza jest bajecznie prosta, przebiega szybko i nie powoduje brązowych smug na ciele. Rękawica do nakładania samoopalacza sprawia, że cały zabieg kosmetyczny zajmuje dosłownie kilka minut. Daje także pewność, że kosmetyk został rozprowadzony perfekcyjnie, a dłonie nie będą zabarwione w niepożądanych miejscach. * St. Moriz, rękawica do nakładania samoopalacza – wykonana z pianki i łatwa do umycia. Wskazówka: polecam myć rękawicę bezpośrednio po jej użyciu, zanim samoopalacz na niej wyschnie. Używam do tego celu zwykłego mydła w kostce i suszę płasko na ręczniku. Istnieje kilka formuł samoopalaczy, każda daje inny efekt i przydaje się w innej sytuacji. Samoopalacz w piance jest łatwy do rozprowadzenia, ma w sobie kolor, więc podczas aplikacji widać, gdzie już został nałożony. Zazwyczaj zostawia się go na noc, bo po kilku godzinach efekt jest najładniejszy i najbardziej intensywny. Rano należy zmyć nadmiar kosmetyku i możemy cieszyć się piękną, opaloną skórą na całym ciele. * St. Tropez, samoopalacz w piance, odcień dark – kosmetyk o przyjemnym zapachu i intensywnym kolorze. Formuła pianki bardzo łatwa do rozprowadzenia. Tym, którzy boją się samoopalaczy, mogę polecić balsamy brązujące. Dają bardziej delikatny efekt, ale nadal zauważalny. Trudno zrobić sobie nimi krzywdę, można także stopniować efekt opalenizny (np. nakładać codziennie przez kilka dni). Przy aplikacji dłońmi nie trzeba obawiać się o zabarwioną skórę. * Perfecta, olejkowy balsam brązujący – dostępny w dwóch wariantach kolorystycznych: do jasnej i ciemnej karnacji. Daje zauważalny, lecz naturalny efekt oraz pięknie pachnie. box:offerCarousel box:offerCarousel Samoopalacze do ciała schodzą wraz z myciem, zazwyczaj wytrzymują kilka dni (do tygodnia). Resztki samoopalacza najlepiej zmyć za pomocą peelingu. box:imagePins box:pin Samoopalacze do twarzy Ważne jest, by mając opalone ciało, pamiętać o kolorze skóry twarzy. Koloryt twarzy i ciała można wyrównać przez ciemniejszy podkład do twarzy, nałożenie większej ilości bronzera bądź użycie samoopalacza przeznaczonego do twarzy. Samoopalacze do twarzy, oprócz właściwości brązujących, mają również działanie pielęgnacyjne. Zasady nakładania są takie same, jak produktów do ciała: należy mieć gładką i nawilżoną skórę. Zostawia się je na noc, by rano cera wyglądała wakacyjnie i świeżo. Nie zastąpią wieczornej pielęgnacji, ale nie ma konieczności używania po nich kosmetyków na noc. * Bielenda, Argan bronzer koncentrat brązujący – kosmetyk w formie olejku brązującego. Sprawia, że skora wygląda na wypoczętą, jak po tygodniowym urlopie pod palmami. Samoopalacz nałożony na twarz sprawia, że koloryt cery jest wyrównany i tym samym można użyć mniej kryjącego podkładu lub całkiem z niego zrezygnować. Najlepsze bronzery Najłatwiejszym i natychmiastowym sposobem na dodanie swojej cerze wakacyjnego wyglądu jest użycie bronzera. Należy pamiętać, by kolor był ciepły, oliwkowy. Chłodne odcienie nadają się do konturowania i nie dają efektu opalenizny. Pięknie wyglądają bronzery satynowe i połyskujące, dodają cerze blasku i ją odmładzają. * The Balm, bronzer Bahama Mama – kosmetyk o satynowym wykończeniu i oliwkowym kolorze. Piękne wakacyjne opakowanie dodaje mu uroku. * Makeup Revolution, wypiekany bronzer Love Hot Summer – wypiekany bronzer w ciepłym kolorze i uroczym opakowaniu. box:offerCarousel box:offerCarousel Wskazówka: bronzery do opalania cery najlepiej nakładać dużym puchatym pędzlem i omieść nim czoło, boki twarzy, nos i brodę. Dobre rozprowadzenie produktu daje naturalny efekt muśniętej słońcem skóry. Opalona skóra wygląda niesamowicie na zdjęciach. W nagłych przypadkach (np. niezaplanowane wyjście), gdy nie ma czasu na nałożenie samoopalacza i czekanie na jego działanie, warto zainteresować się rajstopami w sprayu. To taki samoopalacz instant, typ makijażu do ciała. Nie musimy sugerować się nazwą, nie trzeba go stosować tylko na nogi, a daje piękny efekt. * Sally Hansen, rajstopy w sprayu – kosmetyk w wygodnej formie aerozolu i kilku odcieniach. Maskuje pajączki, drobne blizny czy siniaki. Rynek jest wypełniony kosmetykami brązującymi i bardzo się z tego cieszę, gdyż moda na opaloną skórę trwa! Produkty zapewniające wygląd opalonej skóry na pewno się przydadzą, warto się nimi zainteresować, zamiast niszczyć skórę przebywaniem na słońcu.
Zdrowa opalenizna – kosmetyki brązujące, samoopalacze
Kamery cyfrowe można kupić za kilkaset złotych i za kilka tysięcy złotych. Przygotowaliśmy listę kilku urządzeń z tej niższej półki cenowej, które są warte uwagi i którym powinni się przyjrzeć początkujący operatorzy. Osoby dopiero rozpoczynające swoją przygodę z kręceniem materiałów wideo powinny rozważyć tańsze modele. Nawet urządzenia z niższej półki cenowej pozwalają nakręcić materiał w rozdzielczości HD, a ich obsługa może być łatwiejsza do opanowania ze względu na brak zaawansowanych i skomplikowanych funkcji. Czym mogą kręcić filmy początkujący? Kiedyś do nagrywania wideo potrzebny był kosztowny, duży i delikatny sprzęt. Dzisiaj dzięki miniaturyzacji można zarejestrować materiał o porządnej jakości nie tylko przystępną cenowo kamerą wideo, ale też aparatem lustrzanką, bezlusterkowcem lub nawet… nowoczesnym smartfonem. Niektóre telefony, takie jak nowsze urządzenia z rodziny Sony Xperia Z, potrafią rejestrować nawet materiał w rozdzielczości 4K, która pozwala np. kadrować filmy już po ich wykonaniu. Niestety ze względu na małe rozmiary matrycy i obiektywu nagrania z telefonów nawet przy wysokiej rozdzielczości nie zachwycają jakością. Aparat jako kamera Do nagrywania filmów można wykorzystać aparat fotograficzny. Co prawda rejestracja wideo nie jest podstawową funkcją takich urządzeń, ale przy zastosowaniu dobrego obiektywu aparaty mogą się sprawdzić. Lustrzanka może nawet zaoferować lepszą jakość obrazu niż kamera zakupiona w porównywalnej cenie.Trzeba też pamiętać, że lustrzanka projektowana jest z myślą o robieniu zdjęć. Kręcenie filmów za pomocą takiego urządzenia nie będzie niestety tak wygodne jak w przypadku zwykłych kamer. Problemem też może być rejestracja dźwięku i warto poszukać sprzętu umożliwiającego podłączenie mikrofonu. Kamery sportowe Warto jednak, mając taką możliwość już na początku zabawy w operatora, zacząć korzystać ze sprzętu dedykowanego nagrywaniu materiałów wideo. Kamerki nazywane sportowymi mają niewielkie rozmiary, ale pozwalają wykonać naprawdę ładne ujęcia. Przykładem kamery sportowej są urządzenia marki GoPro.Najtańszy model w ofercie, czyli GoPro Hero, to koszt ok. 600 zł i rejestruje obraz w rozdzielczości 1080p przy 30 klatkach na sekundę lub 720p przy 60 klatkach na sekundę. GoPro to uznana na świecie marka i można zakupić do tego urządzenia mnóstwo akcesoriów, w tym np. wodoodporne obudowy. Dedykowana kamera W dzisiejszych czasach sprzęt do rejestracji obrazu wideo nie musi kosztować kilku tysięcy złotych. Na rynku jest wiele kamer, które pozwalają nagrywać filmy o przyzwoitej jakości. W większości obraz rejestrowany nawet tańszymi kamerami pozwoli później zmontować z nagranych ujęć amatorski film.Nie każdemu dedykowana kamera jest potrzebna, ale osoby zainteresowane takim produktem powinni przemyśleć zakup kamery marki Sony. W ofercie producenta znalazł się model oznaczony HDR-PJ620, który oferuje bardzo dobre parametry w cenie wynoszącej ok. 2 000 zł. Podsumowanie Kupując kamerę, warto zwrócić uwagę na to, czy jest możliwość zamocowania urządzenia na statywie. Filmy kręcone „z ręki” nawet przy wykorzystaniu stabilizacji obrazu, jeśli kamera została wyposażona w taką technologię, będą wyglądały gorzej niż ujęcia uchwycone po umieszczeniu sprzętu na statywie.Początkujący filmowcy powinni mimo wszystko przemyśleć, czy na start nie lepiej wyposażyć się w tańszy sprzęt, w tym np. kamerkę sportową. Zaoszczędzone pieniądze można wykorzystać na wykupienie kursów, poradników lub dodatkowych akcesoriów. Innym pomysłem jest inwestycja w lustrzankę, którą można wykorzystać też do innych celów niż kręcenie wideo.
Kamera dla początkujących – jak wybrać niedrogie i mało skomplikowane urządzenie?
Przyzwyczailiśmy się już, że większość smartfonów dysponuje ekranami z przekątną co najwyżej 5,5-cala. Wszystkie urządzenia powyżej tej wartości bez wątpienia można już nazywać phabletami, czyli połączeniem tabletu i smartfona. Jeden z nowszych produktów firmy JAMICON, phablet NavRoad Nexo Mobi, posiada aż 6-calowy ekran i jest przeznaczony do korzystania z niego w formie nawigacji. Jak sprzęt spisał się w teście? Pierwsze wrażenia i wyposażenie NavRoad Nexo Mobi to produkt przeznaczony dla osób potrzebujących phabletu oraz nawigacji samochodowej. Z tego też względu producent zaopatrzył zestaw Nexo Mobi we wszelkie akcesoria, niezbędne do zamontowania go w samochodzie. Znajdziemy tu więc: specjalny uchwyt do Mobi (mocowana przyssawką na szybie) oraz ładowarkę samochodową, podłączaną w miejscu zapalniczki. Jeśli spojrzymy na Nexo Mobi jak na smartfon, to od razu wyda się nam przeogromnym urządzeniem (wymiary: 168 x 88 x 10,9 mm, waga: 240 g). Sprzęt co prawda mieści się w dłoni, jednak możemy całkowicie zapomnieć o jego obsłudze jedną ręką. Mój kciuk (a mam dość duże dłonie) ledwo co sięgał połowy ekranu. Co innego, jeżeli potraktujemy Nexo Mobi jako urządzenie, którym faktycznie jest – czyli nawigację samochodową z funkcją smartfona. Wtedy gabaryty wydają się już dość akceptowalne. Można oczywiście z niesmakiem stwierdzić, że ramki wokół ekranu są zbyt szerokie, lecz pamiętajmy, że urządzenie można kupić za mniej niż 500 zł, więc nie powinno się porównywać go ze smartfonami z segmentu high-end. Pod ekranem znalazło się miejsce dla trzech dotykowych przycisków. Co gorsza, producent zapomniał tu o podświetleniu, więc ich obsługa w ciemności odbywa się całkowicie „na czuja”. Cały Nexo Mobi został wykonany z plastiku. Uwagę zwraca tu tylna klapka, zakrywająca baterię, jaką pokryto chropowatą teksturą. Dzięki temu phablet pewnie trzyma się w dłoni. Niestety, jeżeli myślicie, że taka powierzchnia zapobiega powstawaniu odcisków palców, to muszę was zmartwić, bo te i tak pojawiają się dość gęsto. Pod pokrywą znajdują się największe zalety tego sprzętu, czyli dwa sloty na kartę SIM (obsługa Dual SIM) oraz czytnik kart microSD (+ wymienna bateria). Ekran Rolę wyświetlacza pełni 6-calowa matryca IPS o rozdzielczości wynoszącej 960 x 540 pikseli. Naturalnie mam świadomość, że po urządzeniu sprzedawanym w tak niskiej cenie nie można się spodziewać ekranu QHD, jednak 960 x 540 pikseli przy 6 calach to nieco za mało. Ujawnia się to szczególnie w momentach, gdy na ekranie chcemy, np. przeglądać strony internetowe, lub przeczytać jakiś dokument. Czcionki są wtedy dość mocno „postrzępione”. Całe szczęście, producent nie poskąpił na podświetleniu, jakie jest na tyle jasne, że pozwala na odczytywanie treści nawet w świetle słońca. Ważnym elementem (o którym wielu producentów zapomina), jest automatyczna regulacja siły podświetlenia. NavRoad Nexo Mobi pod tym względem nie zawodzi, więc mamy tu odpowiedni czujnik natężenia oświetlenia. Nie wyobrażam sobie zresztą sytuacji, w której jadąc samochodem i korzystając z nawigacji – musiałbym ręcznie zmieniać parametry podświetlenia. Byłoby to całkowicie nieporęczne, a w dodatku niebezpieczne. Bateria W tak wielkim gabarytowo sprzęcie spodziewałbym się baterii o pojemności 3000, a nawet 4000 mAh. Tymczasem NavRoad dysponuje ogniwem, o zasobach zaledwie 2600 mAh. Niestety tak skromne ogniwo powoduje, że normalne użytkowanie Nexo Mobi zużywa jego energię w jeden dzień, przez co codziennie musimy urządzenie ładować. Nieco intensywniejsze korzystanie z Mobi skraca czas działania jeszcze bardziej, więc powinniśmy przygotować się na systematyczne podładowywanie phabletu. Dźwięk Do odsłuchu audio zamontowano tu pojedynczy głośnik mono, znajdujący się na dolnej części tyłu obudowy. Niestety, chociaż na jakość dźwięku nie mogę narzekać, to jednak jego głośność mogłaby być większa. Maksymalne nastawy dodatkowo powodują wydobywanie się nieprzyjemnego charczenia. Wydajność, oprogramowanie i nawigacja System operacyjny w NavRoad Nexo Mobi stanowi Android 4.2.2 Jelly Bean. W momencie przeprowadzania testu nie było dostępnej żadnej, nowej aktualizacji systemowej. W roli chipsetu jest tu dwurdzeniowy układ MediaTek MT8312 o taktowaniu 1,2 GHz, wspomagany przez 1 GB RAM i 8 GB pamięci na dane (z możliwością rozszerzenia kartą microSD). Interfejs Androida działa na Nexo Mobi bardzo płynnie. Widać, że producent urządzenia „przyłożył się” do optymalizacji systemu, więc nie powinniśmy natrafiać tu zbyt często na spowolnienia. Jako, że Mobi przeznaczono głównie do nawigowania, w pamięci zainstalowano AutoMapę oraz aplikację Yanosik. Niesatysfakcjonujące jest, że AutoMapę udostępniono jedynie w 7-dniowej wersji trial. Całe szczęście – GPS wbudowany w urządzenie radzi sobie znakomicie. Określa naszą pozycję bardzo szybko, a przy tym dokładnie. Jeśli tylko sami zakupimy do niego licencję na jakiś program nawigacyjny, uzyskamy bardzo dobry nawigator do samochodu. Kamera W sprzęcie nie zabrakło 5 Mpix kamery głównej oraz 0,3 Mpix przedniej. O ile po tej drugiej nie możemy się spodziewać niczego dobrego, to 5 Mpix sensor sprawdza się przyzwoicie. Przykładowe zdjęcie wykonane kamerą główną możecie obejrzeć poniżej. Podsumowanie NavRoad Nexo Mobi firmy JAMICON to świetna nawigacja i trochę „przyduży” smartfon. Urządzenie ma kilka wad (cichy głośnik, mała rozdzielczość ekranu, dość słaba bateria), jednak zalet również nie brakuje (dokładny GPS, duża matryca, niezły aparat, zestaw do montowania w samochodzie). W chwili pisania testu sprzęt można kupić za ok. 500–600 zł.
Test NavRoad Nexo Mobi, smartfona stworzonego z myślą o nawigacji
Debiutancka powieść ukrywającej się pod pseudonimem autorki to połączenie efektownego kryminału z powieścią erotyczną. Czy to polska odpowiedź na „Pięćdziesiąt twarzy Greya”? Polski kryminał od kilku lat ma się naprawdę nieźle, a wielbiciele tego gatunku mogą wybierać spośród pozycji. Jak więc wyróżnić się i przebić w takim tłumie, nie mając na nazwisko Bonda, Miłoszewski czy Mróz? Trzeba swój kryminał ubrać w inne szaty, łączyć gatunki i bawić się nimi. To świetnie udało się Paulinie Świst, a właściwie ukrywającej się pod tym pseudonimem autorce, której debiutancka powieść „Prokurator” to właśnie taki nietuzinkowy miszmasz gatunków. Pamiątka po szalonej nocy Bohaterką powieści jest Kinga Błońska, 30-letnia atrakcyjna pani adwokat, której życie do niedawna wydawało się pasmem samych sukcesów. Udana kariera i szczęśliwe małżeństwo uśpiły jednak nieco jej czujność, więc kiedy Kinga przyłapuje męża na zdradzie, jest w szoku. Ułożeniu spraw nie pomaga również fakt, że Błońska zostaje zmuszona do reprezentowania przed sądem groźnego gangstera, „Szarego”, który okazuje się jej przyrodnim bratem. Szukając chwili zapomnienia, Kinga trafia do łóżka poznanego przypadkiem na imprezie przystojnego Łukasza. Choć pełna uniesień noc ją zachwyca, nad ranem, obolała od kaca moralnego, po cichu znika z mieszkania mężczyzny. Nie wie jeszcze, że kilka godzin później spotka go ponownie, tym razem na sali sądowej. Łukasz okazuje się bowiem tytułowym „Prokuratorem”, z którym Kindze przyjdzie się zmierzyć na sali sądowej podczas procesu „Szarego”. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że pomiędzy panią adwokat a prokuratorem wciąż iskrzy… „Ostrzejsza” literatura kobieca Powieściowy debiut Świst to książka poprawna, choć niepozbawiona błędów. Intryga jest dość prosta, a zakończenie raczej nie zaskoczy wprawionego w rozwiązywaniu zagadek fana kryminałów. „Prokurator” to jednak coś więcej niż powieść z wątkiem kryminalnym i to ją ratuje. Świst udało się bowiem stworzyć historię, która kipi od humoru, ciętego języka i wywołującej rumieńce erotyki. To jednocześnie książka bardzo mocno osadzona w standardach tzw. „literatury kobiecej”, przedstawiająca przemoc, mafijne porachunki czy erotykę w dość subtelny, „łagodny” sposób. Połączenie wątku kryminalnego z intymnym tworzy jednak nową jakość i z pewnością spodoba się wielbicielom gatunku powieści erotycznej, bo może tchnąć w niego nowe życie. Relacje między Błońską a prokuratorem Zimnickim szybko się komplikują, a pomimo oczywistej chemii ich miłość nie stroni od przemocy i negatywnych emocji. Miłośnikom kryminałów „Prokurator” może się nie spodobać, jeżeli szukają powieści ze skomplikowaną intrygą, w której to zagadka i zbrodnia grają pierwsze skrzypce. Wątek sensacyjny jest tu wprawdzie najciekawszy, a prawnicze doświadczenie autorki z pewnością okazało się tu bardzo pomocne, ale można odnieść wrażenie, że Świst dopiero w przyszłości naprawdę rozwinie „prawnicze” skrzydła. Jeśli jednak potrafisz spojrzeć poza wąskie granice gatunkowe i docenić fantazję i poczucie humoru autorki, jej książkowy debiut z pewnością umili ci czas. Źródło okładki: www.muza.com.pl
„Prokurator” Paulina Świst – recenzja
Optymalnym plecakiem na weekendowe włóczęgi po górach jest model o pojemności między 30 a 50 litrów. Mniejszy może skutkować tym, że część ekwipunku będziemy zmuszeni przytroczyć na zewnątrz. Tym samym niesienie plecaka będzie niewygodne, bowiem źle rozłoży się jego ciężar, a w przypadku załamania pogody będziemy ryzykować zalaniem tego, co znajdzie na zewnątrz. Na co zwrócić uwagę, kupując plecak o takim litrażu? Przede wszystkim powinniśmy zadać sobie pytanie, gdzie najczęściej będziemy go używać. Jeśli w trakcie naszych trekkingów posilać będziemy się w schroniskach i tam też spać, korzystając z miejscowej pościeli, plecak 30-litrowy może okazać się wystarczający. Gdy jednak planujemy nocleg pod namiotem, warto mieć na uwadze, że dochodzi nam sporo dodatkowego sprzętu w postaci karimaty lub maty samopompującej się, śpiwora, sprzętu kempingowego – kuchenki, kartusza z gazem itd. W związku z tym powinniśmy celować w pojemność 50 litrów. Plecaki tego typu powinny spełniać kilka zasad i być wyposażone w różne ważne udogodnień, takie jak: * Wygodny system nośny – tj. taki, który zapewni cyrkulację powietrza między naszymi plecami a plecakiem. * Wygodne i dobrze amortyzowane pasy ramieniowe i biodrowy. * Liczne kieszenie umożliwiające rozlokowanie ekwipunku. * Regulowana klapa, którą w razie wypakowania plecaka po brzegi możemy podnieść, tak by włożyć tam dodatkowo na przykład karimatę. * Komin, czyli materiał doszyty do komory głównej, który stanowi „zapas transportowy” plecaka. Wówczas na plecaku pojawiają się oznaczenia 50+5, czyli 50 litrów w komorze głównej, 5 litrów w kominie. * System do podwieszenia bukłaka (ang. camelbag), co pozwoli nam na nawadnianie się bez konieczności zatrzymywania. * Pokrowiec przeciwdeszczowy. Ultralekki plecak worek Arc’teryx Alpha 45 l Jego główną zaletą jest waga. Przy litrażu 45 jego waga to zaledwie 650 gramów! Wszystkie szwy są podklejane, dlatego nie ma potrzeby zakładania dodatkowo pokrowca przeciwdeszczowego. Plecak ten konstrukcyjnie przypomina worek, do którego pakujemy ekwipunek od góry. Zamiast komina zapinanie typowe dla worków kajakowych. Arc’teryx Alpha idealnie nadaje się jako dodatkowy model szturmowy podczas wyprawy, ponieważ zwinięty zajmuje mało miejsca. Docelowo skonstruowany z myślą o wspinaczce, nada się również na górskie wędrówki ze względu na jego minimalistyczną, ultralekką konstrukcję. Dopracowany w każdym calu Deuter Futura Pro 38 l Niemiecka marka Deuter słynie głównie z produkcji solidnych i trwałych plecaków. Ich produkty są przemyślane, doskonale wykonane, a każdy szczegół jest dopracowany. Wśród modeli między 30 a 50 litrów znajdziemy wiele godnych uwagi, jak na przykład Aircontact Lite 45+10 l, Guide 45+l, ACT Trail Pro 32 l. Jednak najciekawszym wariantem jest model Futura Pro 38 litrów. System nośny plecaka dystansuje cały ekwipunek względem pleców dzięki siateczkowej konstrukcji Aircomfort Mesh Net. Dzięki temu zapewniona jest wentylacja pleców. System Vari-Flex zastosowany w pasie biodrowym wraz z pianką 3D sprawiają, że przenoszony na biodra ciężar doskonale się dostosowuje do naszych ruchów. Pianka natomiast nie uwiera, nie obciera, a dodatkowo współgra z naszymi ruchami. Plecak ma dwie komory. Jedną standardową, pakowaną od góry, drugą z osobnym zamkiem błyskawicznym od dołu. Dodatkowo liczne kieszenie w klapie, na pasie biodrowym, frontowa elastyczna duża kieszeń oraz boczne, tak zwane skrzelowe. Ze sportowym zacięciem Salomon X Alp 30 Plecak Salomona wykonany jest z lekkich i niezwykle trwałych materiałów. Cała konstrukcja to zaledwie 912 gramów. To, co odróżnia ten model od pozostałych, to innowacyjny dostęp do komory głównej. Oprócz tradycyjnego zamka do komory głównej możemy dostać się bez zdejmowania plecaka dzięki zamkowi przylegającemu bezpośrednio do pleców. Takie rozwiązanie często stosowane jest w plecakach skiturowych, jednak sprawdza się doskonale również latem. Zastosowany w Salomon X Alp 30 system nośny Airvent Ergoflow zapewnia stabilizację ładunku oraz doskonałe dopasowanie do pleców. Salewa Alptrek 40 l ze wspinaczkowym zacięciem Wąski i smukły plecak Salewy doskonale przylega do pleców, nie krępując naszych ruchów i nie ograniczając ruchów ramion. I choć na pierwszy rzut oka Salewa Alptrek wygląda na minimalistyczny, kryje wiele ciekawych, pożądanych podczas trekkingu rozwiązań. Ciekawą opcją są boczne siateczkowe kieszenie, które są na tyle elastyczne, by pomieścić półtoralitrową butelkę wody mineralnej. Dwie dodatkowe kieszenie znajdziemy jeszcze w klapie po jej zewnętrznej i wewnętrznej stronie. Boczne paski kompresyjne pozwolą zmniejszyć objętość plecaka, w momencie gdy nie będziemy wykorzystywać całego oferowanego przez niego miejsca. Komin mieści dodatkowe 5 litrów ekwipunku, a regulowaną klapę można odpiąć. Większość firm wypuszcza na rynek modele w dwóch wersjach – dla kobiet i mężczyzn. Warto wiedzieć o takiej opcji, bo plecaki konstruowane z myślą o kobietach są lepiej dopasowane do sylwetki pań.
Plecaki górskie na weekendowe włóczęgi
Rozpoczynając bieganie, myślimy przede wszystkim o odpowiednim stroju i obuwiu, dopasowanym do aury i pory roku. Kluczową rolę odgrywa także nastawienie. Bez niego ani rusz. Świetnym „wspomagaczem” i motywatorem jest muzyka. By słuchać jej w komfortowych warunkach, należy wyposażyć się w odpowiednie słuchawki. Sprawdzamy, które są godne polecenia. Prawdziwą udręką dla biegacza są wypadające i co chwilę przesuwające się słuchawki. Ciągłe ich poprawianie dekoncentruje i zamiast skupiać się na tempie biegu, oddechu, a przy okazji „ładować akumulatory” energiczną muzyką, denerwujemy się ciągłym „majstrowaniem” przy uszach i poprawianiem którejś ze słuchawek. Na dłuższą metę może to zniechęcać, a szkoda rezygnować ze słuchania ulubionych utworów, zwłaszcza, kiedy chcemy choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości zatłoczonego miasta i skupić na biegu, zwłaszcza tym długim. Na rynku znajdziemy wiele rodzajów słuchawek – dokanałowe, douszne, nauszne, bezprzewodowe, przewodowe i wiele innych, różniących się pod względem jakości oferowanego dźwięku. Sprawdzamy, czym powinny charakteryzować się dobre słuchawki dla biegaczahttps://allegro.pl/akcesoria-gsm-348?string=s%C5%82uchawki%20do%20biegania&buyNew=1&offerTypeBuyNow=1&counters=1&bi_c=37519&bi_m=elektronika-art-txtLink&bi_s=internal&bi_term=poradnik&order=qd&bmatch=base-relevance-floki-5-nga-ele-1-3-0403 oraz co w tym zakresie oferują producenci. Podstawowe cechy słuchawek dla biegacza: nie powinny wypadać z uszu (co niestety zależy zarówno od słuchawek, jak i uszu biegacza – największy problem z dobraniem odpowiedniej wielkości słuchawek mają kobiety oraz osoby o dużej małżowinie usznej); nie mogą powodować dyskomfortu oraz ucisku podczas noszenia; powinny być odporne na działanie potu i warunków atmosferycznych; dobrze byłoby, gdyby izolowały dźwięki z zewnątrz, by nie zakłócały odtwarzania, ale też muszą być na tyle bezpieczne, by nie uszkadzać słuchu i nie wygłuszać (np. nadjeżdżającego przed przejściem dla pieszych samochodu); mogą być wzbogacone w silikonowe zakończenie, dostosowujące się do rozmiarów ucha i wspomagające stabilizację słuchawek w uchu; wygodnym dla użytkownika jest, kiedy posiadają możliwość pogłaśniania lub przyciszania; kabel w trakcie biegu nie powinien owijać się wokół szyi, ani też niepotrzebnie plątać się, przeszkadzając w joggingu. Rodzaje słuchawek: Słuchawki bezprzewodowe Pozbawione kabla, co jest szczególnie przydatne podczas długich bądź szybkich biegów. Wariant bezprzewodowy wykorzystuje transmisję radiową ze stacji dokującej do słuchawek lub funkcję Bluetooth – konieczną do odtworzenia dźwięku ze smartfona czy innego urządzenie mobilnego, wyposażonego w tę opcję. Słuchawki nauszne Doskonałe do użytkowania w domu oraz dla osób, którym trudno dopasować rozmiar słuchawek dousznych. Dzięki zróżnicowanym wielkościom membran oraz możliwości regulowania obudowy są bardziej uniwersalne w trakcie wykorzystywania w różnych sytuacjach. Słuchawki nauszne występują w wersji z kablem oraz bezprzewodowej. Słuchawki douszne Zwane także „pchełkami”, które opierają się na małżowinie oraz dokanałowe, jakie umieszcza się wewnątrz kanału słuchowego. Jedne z najpopularniejszych i najtańszych. Najprostsze modele kupisz już za kilkanaście złotych. Wyposażone w przewód (mający zazwyczaj około 1 m długości), symetryczny lub asymetryczny, w których kabel prawej słuchawki jest dłuższy i przekłada się go za szyję. Choć są niewielkie i poręczne, mogą wypadać z ucha podczas intensywnego treningu, dlatego decyzja o ich posiadaniu powinna zależeć od preferencji biegacza. Modele o lepszej jakości dodatkowo zaopatrzone są w silikonowe końcówki (o różnych wielkościach do wyboru), jakie można dostosować do wielkości ucha. Przykładowe słuchawki bezprzewodowe XX.Y Runner 10 To sportowe słuchawki stereofoniczne dla osób aktywnych fizycznie. Lekkie, z ergonomicznym pałąkiem o niewielkiej grubości, który dodatkowo można zgiąć, kiedy chcemy zapakować sprzęt w podróż. Wyposażone są w odtwarzacz mp3 na kartę micro SD/SDHC oraz radio FM, co jest ciekawą opcją, jeśli znudzi się nam wgrana playlista. Dostępne w kolorach: czarnym, białym, turkusowym, pomarańczowym i oliwkowym; z odczepianym przewodem. Zaopatrzone w kabel USB do ładowania baterii oraz w przewód z końcówką mini-jack. Słuchawki XX.Y Runner 10 kupisz za około 100 zł. Dodatkowe informacje: obsługiwane formaty audio: MP3/WMA; zakres radia FM: 87.5–108 MHz; odstęp sygnału/szum: > 85 dB; zniekształcenia harmoniczne THD: < 1%; pasmo przenoszenia: 20 Hz–18 kHz; czułość: 110 dB; impedancja: 32 om; membrany: 40 mm; wbudowana bateria: 200 mAh (do 6 godzin słuchania); tryby equalizera: off, jazz, rock, pop, classic, bas. Jabra Wireless+ Słuchawki, które „stawią czoła” dla: deszczu, potu, kurzu czy wstrząsów. Testowane w ekstremalnych warunkach. Połączenie z urządzeniem mobilnym zapewnia technologia Bluetooth. Posiadają też wbudowane radio FM. Specjalne zabezpieczenie i zauszny pałąk sprawiają, że sprzęt dobrze trzyma się na uszach, nawet podczas intensywnego treningu. Siedem nakładek o różnej wielkości (EarGels) daje możliwość dostosowania ich wielkości do rozmiaru uszu. Ponadto w zestawie znajduje się elastyczny pas na ramię z kieszenią na telefon. Na prawej słuchawce umieszczono włącznik słuchawek, włącznik oraz strojenie radia oraz regulację głośności. Ładowanie Jabra Wireless+ odbywa się poprzez port microUSB. Jedno ładowanie powinno wystarczyć na 3 godziny odtwarzania muzyki lub 4,5 godziny rozmów telefonicznych, gdyż słuchawki Jabra wyposażone są również w mikrofon. Wkładki tłumiące hałas zapewniają doskonałą jakość dźwięku oraz głębokie basy. Kupisz je za 299 zł. Specyfikacja techniczna: łączność bezprzewodowa Bluetooth 3.0 AVRCP; sterowanie głosowe; głośniki o częstotliwości hi-fi; mikrofon z filtrem szumów; czas czuwania: do 120 godzin. Słuchawki douszne Cresyn C220E Dokanałowe, przewodowe słuchawki z pałąkiem za ucho i symetrycznym kablem oraz klipsem do przypięcia do ubrania. Sztywny pałąk świetnie trzyma je na uszach, jednocześnie nie uwierając, gdyż wykonany jest z materiału przyjemnego w dotyku. Mimo niskiej ceny, słuchawki Cresyn C220E są bardzo dobre, jeśli chodzi o jakość odsłuchu. Odporne na wilgoć i opady atmosferyczne. W trakcie biegania czy uprawiania przez nas innych sportów, bezproblemowo trzymają się na uchu, nie powodując dyskomfortu. Słuchawki Cersyn (model C220E) dostępne są kolorze czarnym lub pomarańczowym. Kupisz je już w cenie 37–39 zł. Specyfikacja techniczna: typ konstrukcji: otwarty, dynamiczny; zakres częstotliwości: 20–20 000 Hz; impedancja: 16; czułość: 98 dB/mW; maksymalna moc: 40 mW; długość kabla: 1,2 m, wtyk 3.5 mm (stereo). Creative EP-630 Zaokrąglone słuchawki douszne o ergonomicznym kształcie, dające stereofoniczny dźwięk, z czystymi tonami wysokimi oraz dudniącymi w dole basami (odpowiedzialne są za to magnesy neodymowe). Konstrukcja słuchawek sprawia, że blokują one hałasy dochodzące z zewnątrz, pomagając skupić się na słyszanej muzyce i biegu, co będzie istotne dla osób, które podczas biegania lubią się wyciszyć i koncentrować na muzyce. Optymalne dopasowanie do rozmiaru ucha zapewniają, dołączone w trzech rozmiarach, silikonowe końcówki. Słuchawki Creative Ep-630 dostępne są w pięciu kolorach: białym, czarnym oraz jaskrawych: zielonym, różowym oraz turkusowym. Z urządzeniem łączą się za pomocą 1,2-metrowego przewodu, nie posiadają regulacji głośności. Na Allegro zakupisz je już w cenie od 50 do około 80 zł. Specyfikacja techniczna: przetwornik: 9 mm; tłumienie dźwięków z otoczenia; pasmo przenoszenia: 6 Hz–23 kHz; czułość: 106 dB/mW; złącze: 3,5 mm; kabel z miedzi beztlenowej o długości 1,2 m. Słuchawki nauszne Oxygen audio, model Hood! Słuchawki nauszne do smartfona lub tabletu, bezprzewodowe, które połączenie z urządzeniem uzyskują za pomocą technologii Bluetooth. Nowoczesna i lekka konstrukcja sprawia, że sprzęt jest ledwie wyczuwalny, co nie powoduje dyskomfortu podczas uprawiania sportów. Posiadają wbudowany mikrofon, dzięki czemu pełnią także rolę bezprzewodowego zestawu słuchawkowego. Sterowanie intuicyjne oraz możliwość regulowania listy odtwarzania i głośności dźwięku przyczynia się do tego, że to naprawdę funkcjonalne i ciekawie wyglądające słuchawki. Oxygen Hood! zapewniają do 8 godzin pracy, są nie tylko dobrymi „towarzyszami” biegów, ale będą przydatne również w podróży. Ich cena sięga około 150 zł. Słuchawki na opasce – Sandberg, RunPhones Opcja dla osób, które naprawdę nie mogą dobrać odpowiedniej wielkości słuchawek, a nie chcą rozstawać się z ulubionymi utworami w trakcie biegania. RunPhones to sprzęt nauszny w formie opaski, a raczej wbudowany w opaskę, jaka nie tylko niweluje ich wypadanie z uszu, ale też dobrze odprowadza wilgoć, uszyta jest bowiem z materiału Polartec Power Dry Mesh. Materiał pozostaje delikatny dla skóry, a opaska trzyma się na głowie, nie uciskając jej zbyt mocno, jedynie opinając. Wewnątrz opaski słuchawki podtrzymywane są przez specjalne uchwyty, jakie można dowolnie regulować w celu idealnego ułożenia sprzętu. Ponadto da się je wyjąć, jeśli istnieje konieczność wyprania opaski. Słuchawki nie wygłuszają całkowicie szumów z otoczenia, ale nie każdemu biegaczowi to przeszkadza. Stworzone dla komfortowego uprawiania sportów z muzyką w tle, nie zaspokoją pewnie wszystkich melomanów, ale są ciekawą opcją do rozważenia, jeśli chodzi o takie dla biegaczy. Słuchawki RunPhones kupisz za około 120–130 zł. Specyfikacja techniczna: długość kabla: 120 cm; wtyczka stereo: 3,5 mm; impedancja: 32Ω; pasmo przenoszenia: 20–20 kHz; moc 300/500 mW. Wybierając słuchawki do treningów, przede wszystkim musisz zdecydować, czy zależy ci na komforcie ich użytkowania, czy jakości odtwarzanego dźwięku. Nie ma co się oszukiwać, że słuchawki za kilkadziesiąt złotych dadzą niesamowite brzmienie, ale jeśli będą wygodne, to początkującemu biegaczowi powinny wystarczyć. Często dla amatora ważniejsze jest to, że nie musi ciągle „majstrować” przy uszach czy kablu, niż to, że osiągnie dźwięk o super jakości. No chyba, że jest biegaczem-melomanem. Wtedy ważne, by jakość szła w parze z ergonomicznym i solidnym wykonaniem. Jeśli zależy ci na dodatkowych funkcjach, wówczas przyjrzyj się słuchawkom Jabra Sport Pulse Wireless – nowości, która pojawi się na rynku już w październiku. Słuchawki z monitorem tętna (za pomocą wkładki dousznej) oraz aplikacją Jabra Sound to połączenie bezprzewodowych słuchawek, dźwięku Dolby i treningu głosowego. box:video
Słuchawki dla biegaczy
Nowo zakupiony rower należy wyposażyć w szereg akcesoriów zabezpieczających poszczególne części. Biorąc pod uwagę cały sprzęt, podstawowym zakupem będą zapięcia rowerowe. Czy w przystępnej cenie do 50 zł znajdziemy akcesorium, które odstraszy potencjalnego złodzieja? W kryterium cenowym poza rodzajem zapięcia istotne znacznie odrywa też długość (w przypadku linek i łańcuchów) i szerokość (zapięcia typu u-lock). Najtrwalsze łańcuchowe zapięcia przekraczają limit cenowy, dlatego większość ofert we wspomnianej kwocie dotyczy stalowych linek i blokad szelkowych w kształcie litery „U”. Ceny zabezpieczeń rowerowych są ściśle związane z klasą roweru i wiekiem jego użytkownika. Trudno sobie wyobrazić wysokiej klasy kolarzówkę na cienkim lub pierwszy dziecięcy rower na grubym łańcuchu. Linki To najtańszy i najmniej pewny typ zabezpieczeń. Kupimy je już za kilka złotych. Najcieńsze mają zaledwie 12 mm grubości. Zapięcia nieprzekraczające metra powinniśmy bez problemu nabyć w cenie do 20 zł. Ta długość pozwala na spokojne podpięcie jednego roweru zarówno do przygotowanego stojaka, jak i nieco mniej „komfortowych warunków” (niegrube drzewo, latarnia). Półtorametrowe i dłuższe linki, zwłaszcza u znanych producentów akcesoriów rowerowych (Kellys, Author, Kross), nabędziemy na Allegro w cenie do 50 zł. Przy tej długości powinniśmy bez problemu przypiąć dwa, a nawet trzy rowery. Czym charakteryzują się zapięcia typu linkowego? Warstwa zewnętrzna pokryta jest silikonem, a więc materiałem sztucznym. W tańszych propozycjach są to 2–3 milimetry kolorowego syntetyku, który z perspektywy bardziej rozbudowanych zabezpieczeń jedynie względnie chroni przed zarysowaniem stalowych linek, a docelowo – przed kradzieżą roweru. Z psychologicznego punktu widzenia dla właścicieli przecinaków i małych piłek mechanicznych „podebranie” takiego roweru nie będzie trudnym zadaniem. U-locki/Szekle W opiniach ekspertów popularne blokady typu u-lock są uznawane za jedne z lepszych zabezpieczeń rowerowych. Akcesoria te różnią się klasą (jakość stali), grubością pręta i długością. Warstwę zewnętrzną stanowi polichlorek winylu, znany szerzej jako PVC. Nie osłania on nałożonych na siebie stalowych linek, lecz stały, trudniejszy w sforsowaniu pręt, który stanowi dla potencjalnego złodzieja większą barierę. Ceny u-locków wysokiej klasy zdecydowanie przekraczają tytułowy limit. Do 50 zł powinniśmy znaleźć pręty do 15 mm grubości firmy Kellys, Kross, a nieco taniej – akcesoria od Vorel. Przy dobrej okazji można wypatrzeć zapięcie na zamek szyfrowy lub klucz cylindryczny. Mając w perspektywie zapięcie więcej niż jednego roweru, ewentualnie pozostawienie roweru przy grubszym punkcie do mocowania, warto rozejrzeć się za zapięciem szelkowym o szerszym łuku (powyżej 30 cm). Zapięcia w kształcie wygiętego łuku ważą około 1 kg. Dla lepszego komfortu jazdy można poszukać zabezpieczeń, które mają uchwyty do ramy lub podczepienia pod siodełka. Łańcuchy Oczka w zapięciach łańcuchowych uznaje się za najlepsze zabezpieczenia. Jednak w podanym limicie kwotowym znajdziemy jedynie najskromniejsze wersje, najczęściej poniżej 1 m długości i poniżej 10 mm średnicy „oczek”. Zobacz również - Zabezpieczenia roweru – selekcja modeli
Zapięcia do roweru do 50 zł
Wreszcie jest! Fani Roberta Małeckiego i jego bohatera, Marka Benera, czekali niecierpliwie na „Koszmary zasną ostatnie”, trzeci tom kryminalnej trylogii. W końcu mieliśmy bowiem poznać odpowiedź na pytanie nurtujące nas od lektury pierwszej części. Co stało się z żoną głównego bohatera? Jaka historia stała się udziałem Agaty Bener? Odeszła z własnej woli? Ktoś ją porwał? Żyje? A może… Uwolnić się od przeszłości Dziennikarz Marek Bener jest w bardzo złej kondycji psychicznej. Minęło już siedem lat, odkąd zaginęła jego żona, a on wciąż nie przybliżył się ani o krok do rozwiązania zagadki jej zniknięcia. Wpatruje się w fotografię przesłaną mu przez anonimowego nadawcę (przedstawiającą żonę w dniu zaginięcia) i dopada go paskudna myśl. Wolałby świadomość tego, że Agata nie żyje, niż tkwić w nieustannym napięciu, z męczącą bezradnością za towarzysza. Marzy o tym, by w końcu uwolnić się od przeszłości. Złe samopoczucie przekłada się na pracę. Benerowi co rusz puszczają nerwy, a współpracownicy mają go już serdecznie dość. Wydawałoby się, że odskocznią będzie śledztwo, którego się podejmie na prośbę pewnej kobiety, ale cóż… Nic bardziej mylnego. Powrót demonów „Koszmary zasną ostatnie” to najmroczniejszy tom trylogii Roberta Małeckiego osadzonej w toruńskich realiach. Serię tę autor zaczął ogromnie dynamicznie, ale im dalej w las, tym mniej dzikiego pędu fabularnego, a więcej mroku, gęstego klimatu przyprawiającego o dreszcze. Bener węszy wokół zaginięcia Jana Stemperskiego, ofiary mobbingu cierpiącej na depresję. Mężczyzna wyszedł z domu i zniknął bez śladu. Żona odchodzi od zmysłów i to właśnie ona prosi o pomoc. Dziennikarz z zaskoczeniem odkrywa, że kolejne tropy prowadzą do ludzi mogących mieć coś wspólnego z jego prywatnym dramatem. Sprawa nabiera osobistego charakteru, demony z przeszłości atakują z większą mocą, a Marek być może jeszcze nigdy nie był tak bliski odkrycia tego, co stało się udziałem Agaty. Zaskoczenie Cała trylogia ma silnie rozrywkowy charakter, ale nie znaczy to, że autor nie wplata w fabułę ważnych tematów. W tym wypadku zwraca uwagę na problem mobbingu, zjawiska ogromnie niepokojącego i mogącego zniszczyć niejedno życie. Z uwagi na profesję głównego bohatera czytelnik będzie miał okazję przyjrzeć się dziennikarskiemu fachowi od kuchni, a fani kryminałów uśmiechną się, spotykając na kartach powieści nawiązania do twórczości innych pisarzy. Czytelnicy w końcu dostaną odpowiedź na pytanie nurtujące ich od początku serii: co stało się z Agatą Bener? Finał przyniesie jednak coś jeszcze. Spore zaskoczenie i być może pewną obietnicę… Źródło okładki: www.czwartastrona.pl
„Koszmary zasną ostatnie” Robert Małecki – recenzja
Zabawy ruchowe rozwijają, uczą koordynacji i koncentracji, a co najważniejsze – poprawiają kondycję całego ciała. Chciałoby się rzec – ruch to zdrowie, ale czy zimą mamy takie same możliwości, co w innych porach roku? Zima ma swoje plusy, bo zachęca do zupełnie innej aktywności fizycznej. Nadeszła zima, czy wobec tego zostaliśmy przyklejeni do kanapy w salonie lub do łóżka? Mając dzieci, możemy sobie o tym tylko pomarzyć. Dzieci – czy jest wiosna, lato, jesień czy zima – potrzebują ruchu. Biegając, skacząc i szalejąc, rozładowują pokłady energii, stają się spokojniejsze i bardziej zadowolone. Z tym spokojem to może nie dotyczyć wszystkich dzieci, ale może choć kilku. Jazda na sankach Jazda na sankach sprawia ogromną radość dzieciom. Wspinanie się na górkę jest dla najmłodszych nie lada wyczynem. Jednak mimo to, że brakuje im sił, podczas zjazdu o tym zapominają i znów wspinają pod górę. Starsze dzieci zjeżdżają na sankach z nadzwyczajną prędkością. Niemal czują wiatr w uszach. Jazda na łyżwach i nartach Zima to doskonały czas, aby nauczyć dzieci jazdy na łyżwach lub na nartach. Nie trzeba do tego wyjeżdżać w góry. Choć zjazd na sztucznej nawierzchni nie jest dokładnym odzwierciedleniem górskich stoków, to na pierwsze próby zjazdu na nartach będzie odpowiedni. Na łyżwy można się wybrać na lodowisko. I tu nie trzeba mieć własnego sprzętu. Wszystko można wypożyczyć. Jest to ciekawe rozwiązanie, gdy z danym sportem mamy do czynienia pierwszy raz. Nigdy nie wiemy, czy dana dyscyplina przypadnie do gustu naszemu dziecku. Zabawy ruchowe na śniegu Kiedy spadnie duża warstwa białego puchu, można zorganizować bitwę na śnieżki. To prawdziwa frajda dla starszych, ale również młodszych dzieci – nie wspominając o rodzicach, którzy mogą poczuć, czym jest dobra zabawa. Dla osób, które mają mniejsze zapędy bojowe, mamy propozycję, by ulepiły bałwana. To świetny pomysł na rozgrzewkę i koordynację. Na koniec całą rodziną możemy rzucić się na śnieg i zrobić aniołki. Wystarczy ruszać rękami z góry na dół i nogami na boki. Kiedy wstaniemy, na śniegu będzie odcisk naszego ciała, przypominający anioły lub orzełki – jak kto woli. Jak się bawić, gdy nie ma śniegu? Niekiedy zima nas nie rozpieszcza – a może bardziej rozpieszcza nasze rachunki za ogrzewanie – i zamiast temperatury ujemnej, mamy dodatnią. Zamiast śniegu pada deszcz za oknem. Zamiast białych górek mamy górki pełne błota. Wówczas wypuszczenie dziecka na dwór nie jest ani wskazane, ani przyjemne. Nie oznacza to jednak, że mamy zrezygnować z ruchu. Sprzyjająca pogoda wciąż umożliwia zabawę z piłką. Choć trawniki i górki mogą być śliskie i pełne błota – możemy wybrać się na ogólnodostępne boisko. Wystarczy piłka, skakanka lub guma do skakania i mamy cały wachlarz możliwości, na przykład podawanie, strzelanie bramek, rzucanie do kosza, skok przez przeszkody – tu dwie osoby rozwijają gumę lub skakankę, jej wysokość dopasowujemy do wieku i wzrostu dziecka. Zabawa ruchowa w domu Zabawę ruchową możemy również przenieść w zacisze domowe. Dla maluchów świetną zabawą mogą okazać się biegi w miejscu, robienie rowerków, pajacyki, skakanie jak żabki do kółka, które przygotujemy na przykład ze skakanki, turlanie się, rzucanie piłeczek do kosza. Co nam daje ruch? Dodatkowa porcja ruchu powinna być przede wszystkim świetną zabawą dla wszystkich – małych i dużych. Nie rezygnujmy z niego tylko dlatego, że za oknem jest brzydka pogoda lub zbyt zimno, aby wyjść z małymi dziećmi. Zawsze można poćwiczyć w domu i rozruszać trochę mięśnie. Po wspólnej zabawie ruchowej dzieci z większą chęcią zajmą się budowaniem z klocków, układaniem puzzli lub rysowaniem. A przynajmniej taką możemy mieć nadzieję, że samemu będziemy mieć chwilę na złapanie oddechu.
Zabawy ruchowe dla dzieci zimą
Zanim przyjdą pierwsze mrozy, należy uporządkować ogród i wykonać ostatnie prace pielęgnacyjne. Oto lista najważniejszych zadań na koniec jesieni. Jesień to dla ogrodnika najbardziej pracowity okres w roku. Zabiegi pielęgnacyjne i porządkowe mają przygotować rośliny do przetrwania zimy i mrozów. Podpowiadamy, jakie czynności należy wykonać, aby wiosną ogród bez problemów budził się do życia. Nawadniamy Nawet jesienią zdarzają się bezdeszczowe, suche dni, ogród nadal wymaga podlewania, a szczególnie rośliny zimozielone i iglaste, które szybko wyparowują wodę. Musimy je dobrze nawodnić, aby zmagazynowały odpowiednią jej ilość. Zapas na zimę pozwoli im na przetrwanie okresu, gdy ziemia jest zamarznięta i nie ma możliwości uzupełnienia wody. Sprawdzajmy regularnie, czy gleba nie jest za sucha, i podlewajmy ogród aż do pierwszych przymrozków. Sadzimy rośliny cebulowe Jeśli chcesz podziwiać wiosną pięknie kwitnące krokusy lub przebiśniegi, to musisz je posadzić przed zimą. Wybierz nasłonecznione miejsce w swoim ogrodzie, oczyść je z chwastów i nawieź niekwaśną ziemię. Cebulki warto umieścić w specjalnych, ażurowych koszyczkach, które zabezpieczą je przed gryzoniami. Późna jesień to również okres, w którym powinniśmy wykopać cebule roślin, które nieodpornych na mróz (np. begonii bulwiastej, dalii, frezji). Po pierwszych przymrozkach ścinamy zważone liście i selekcjonujemy wykopane cebulki. Odrzucamy chore, pokryte pleśnią. Osuszone, przechowujemy w chłodnym, wentylowanym pomieszczeniu, rozłożone w skrzynkach z piaskiem, torfem lub trocinami. Przycinamy rośliny Jesienią warto wykonać pielęgnacyjne cięcia roślin, aby zapobiec ewentualnym przyrostom w przypadku chwilowego ocieplenia. Młode pędy podczas pierwszych przymrozków szybko uschną, a roślina będzie bardziej narażona na choroby. Pod koniec listopada przytnij pnącza, np. powojniki, z pominięciem kwitnących na przełomie kwietnia i maja. Zwróć również uwagę na stan liści. Należy usunąć zarażone przez grzyby pędy i liście. Przycięte fragmenty roślin dokładnie zbierz, zamknij w worku i wyrzuć, aby choroba się nie rozniosła. Przed nadejściem mrozów dodatkowo możesz opryskać zaatakowane rośliny środkami grzybobójczymi. box:offerCarousel Kosimy trawnik Trawnik kosimy aż do pierwszych mrozów. Zanim nadejdzie zima, trawa powinna mieć wysokość ok. 5 cm. Za krótka będzie mało odporna na niskie temperatury, natomiast zbyt wysoka niesie ryzyko pojawienia się chorób, np. pleśni śniegowej. Warto również napowietrzyć murawę, aby rośliny mogły swobodnie pobierać z ziemi substancje odżywcze. Szybką aerację trawnika wykonasz ręcznym aeratorem. Grabimy liście box:offerCarousel Opadniętych liści pozbywamy się nie tylko ze względów estetycznych. Zalegając, mogą powodować żółknięcie i gnicie trawy, co prowadzi do postawania ubytków w trawniku. Do uprzątnięcia liści przydadzą się tradycyjne grabie lub dmuchawa do liści. Zabezpieczamy rośliny przed mrozem Późna jesień to najlepszy okres na zabezpieczenie roślin przed mrozem. Ziemię wokół bylin, pnączy, wrażliwych na zimno krzewów i drzew wyściełamy korą, trocinami lub gałązkami iglastymi. To sposób na ochronę przed przemarznięciem i utratą wody, a w późniejszym okresie wegetacyjnym, przed nadmiernym nagrzewaniem i rozwojem chwastów. Dodatkowym zabezpieczeniem jest usypanie kopczyków (na wysokość około 30–40 cm) wokół krzewów i pnączy. Wrażliwe na mróz rośliny możemy również osłonić przewiewnym materiałem. Do tego celu najlepiej wykorzystać słomiane maty, jutę lub agrowłókninę. Musimy również zabezpieczyć zimujące na dworze rośliny w donicach. Pojemniki należy owinąć grubą warstwą juty lub okryć styropianem i postawić w zacisznym i zacienionym miejscu ogrodu. Czyścimy oczko wodne Przygotowując oczko wodne do zimy, należy przede wszystkim usunąć rozrośnięte rośliny, tak aby pozostało 80–90% wolnej przestrzeni na powierzchni wody. Zanim zaczną się pierwsze przymrozki, należy odłowić i umieścić w akwarium nieodporne na mróz rośliny, np. hiacynt wodny czy salwinię. To samo dotyczy egzotycznych gatunków ryb. Oczyszczony sprzęt i instalację wodną przechowujemy w zamkniętym pomieszczeniu, gdzie temperatury nie spadają poniżej zera. Chowamy meble ogrodowe Dokładnie oczyszczone meble ogrodowe najlepiej schować w pomieszczeniu gospodarczym lub na strychu. Jeśli nie mamy takiej możliwości lub mebel jest zamontowany na stałe, możemy użyć pokrowców ogrodowych. Na Allegro.pl z łatwością znajdziemy m.in. pokrowiec na huśtawkę ogrodową czy narożny komplet wypoczynkowy. Warto poświęcić trochę czasu i wykonać niezbędne prace w ogrodzie późną jesienią. Dzięki temu rośliny będą lepiej przygotowane na trudne warunki podczas zimy, a nasz ogród znakomicie zaprezentuje się wiosną. Przeczytaj również: Październik w ogrodzie. Sadzimy krzewy, drzewa, byliny i rośliny cebulowe Rośliny, które można sadzić w październiku Jakie prace ogrodowe należy wykonać w październiku? Zakładamy ogród wczesną jesienią – jakie rośliny wybrać?
Kalendarz najważniejszych prac ogrodowych na koniec jesieni
Historia ramoneski jest wyjątkowo interesująca. Zaprojektowana w 1928 roku przez Irvinga Schotta, była ulubionym elementem ubioru motocyklistów. Do tej pory okryciem fanów Harleya-Davidsona w Stanach Zjednoczonych były długie, nieprzemakalne płaszcze, ale za sprawą Schotta sytuacja gwałtownie uległa zmianie. Kurtka dopiero prawie pół wieku później otrzymała swoją obecną nazwę, która pochodzi od legendarnego zespołu Ramones. Pokochali ją nie tylko harleyowcy i rockowi wokaliści, ale także gwiazdy szklanego ekranu, takie jak James Dean czy Marlon Brando. Kurtka szybko stała się symbolem buntowniczego stylu życia, wolności i swobody. Za sprawą światowej sławy projektantów powróciła obecnie do mody. To kurtka wyjątkowo charakterystyczna. Jest mocnym punktem każdej stylizacji i jeśli jeszcze nie masz jej w swojej szafie, to najwyższa pora na zakupy. Ramoneska na jesień Ramoneska przez lata ulegała przeobrażeniom. Bez zmian pozostał jej rockowy, wyzwolony styl, którego nie wyraża tak mocno chyba żaden inny element współczesnej garderoby. Dziś jest to jednak kurtka, która występuje w wielu fasonach i wzorach, chociaż wciąż zachowała tak bardzo charakterystyczne dla siebie asymetryczne kieszenie, suwaki przy rękawach i skośny zamek błyskawiczny. Jakie ramoneski będą modne tej jesieni? Na pewno nie tylko te klasyczne skórzane. Piankowa Piankowa ramoneska po raz pierwszy została wylansowana przez polską firmę odzieżową Local Heroes. Szybko zyskała rzeszę fanek, dzięki którym trafiła również do kolekcji innych projektantów. To kurtka, która wygląda obłędnie w pastelowych kolorach. Jest radosna, kobieca, a do tego wciąż rockowa i buntownicza. Taka kurtka powinna być lekko taliowana, aby podkreślała kobiece kształty, a nowoczesny materiał sam dopasowuje się do ciała. Z czym ją nosić? Tej jesieni przede wszystkim z jeansem, i to w każdej postaci. Możesz też wybrać stylizację w stylu glam rock lub totalny czarny look, w którym jedynym barwnym akcentem będzie kurtka. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś do piankowej ramoneski założyła np. piankową rozkloszowaną sukienkę lub spódnicę z luźnym T-shirtem. Nie zapomnij o tym, że jesienią bywa chłodno – załóż na nogi kryjące rajstopy lub kozaki za kolano. Metaliczna Metaliczna ramoneska znacznie bardziej przypomina tę oryginalną, dlatego łatwiej będzie ci skomponować z nią wiele różnych stylizacji. Wśród kolorów wyróżniają się przede wszystkim pastelowe. Są wyjątkowo dziewczęce, ale nie lubią towarzystwa, dlatego powinny być jedynym kolorowym akcentem twojego ubioru. Chyba że zdecydujesz się założyć kolorowe metaliczne oksfordki, taki strój sprawdzi się o każdej porze dnia i nocy. Zdecydowanie bezpieczniejszą opcją są ramoneski w kolorze złota i srebra. Będą one współgrać z wieloma modnymi tej jesieni barwami, takimi jak: khaki, pomarańcz, czerwień, biel i czerń. Double denim Jednym z najmocniejszych trendów tej jesieni jest jeans w wydaniu od stóp do głów. Dlatego w twojej szafie nie powinno zabraknąć jeansowej ramoneski. Najlepiej, jeśli wybierzesz tę w oryginalnym kolorze niebieskim, ale możesz również sięgnąć po szarą lub czarną niczym z pokazów mody Balmain. Z czym nosić taką ramoneskę? W tej kwestii nie ma żadnych ograniczeń, gdyż jest to okrycie wyjątkowo uniwersalne. W chłodniejsze jesienne dni możesz założyć pod nią szarą bluzę z kapturem lub szeroki pomarańczowy sweter oversize.
Piankowa, metaliczna, jeansowa? Klasyczna ramoneska tej jesieni kusi w nowym wydaniu
Szaleństwa w białym, zimnym puchu są tym co każdy dzieciak uwielbia do takiej zabawy trzeba się porządnie przygotować. Najważniejszą sprawą jest oczywiście odpowiednie ubranie. Jak ubrać dziecko na kulig, żeby było mu ciepło i żeby czuło się komfortowo? Bielizna termoaktywna – doskonały pomysł na kulig Jeżeli twoje dziecko wybiera się na kulig, to najważniejszą rzeczą jest zapewnienie mu ciepła. Wiadomo, że podczas takiej zabawy zimny wiatr mocne wieje w roześmiane buźki, a mróz szczypie w uszy. Zdarza się też czasem tak, że malec wpadnie w śnieg. Dlatego tak ważne jest odpowiednie ubranie. Ciepło podczas zabawy na kuligu doskonale zapewni bielizna termoaktywna, którą możesz założyć dziecku pod ubranie. Zaletą takiej bielizny jest przede wszystkim to, że oprócz ogrzania malucha, zapewnia mu odpowiedni komfort, gdyż materiał przepuszcza powietrze i z powodzeniem odprowadza wilgoć. Na kulig możesz więc ubrać brzdącowi komplet bielizny termoaktywnej i mieć pewność, że podczas zabawy nie zmarznie. Czapka, szalik i rękawice Na kuligu nie można zapomnieć o części ubrań, które zapewnią ciepło częściom ciała najbardziej narażonym na zimno. Bez czapki nie ma mowy o kuligu. Wiatr i mróz mogą bowiem doskwierać wrażliwym uszom malucha. Warto wybrać jak najcieplejsze nakrycie głowy. Najlepsze ogrzanie głowy i uszu zapewnią z pewnością czapki futrzane. Koniecznie zwracaj uwagę na to, czy ta część garderoby wyposażona jest w nauszniki. Przydatne będzie też wiązanie lub zapinanie pod szyją. W stroju na kulig nie może też zabraknąć ciepłego szalika. Doskonale sprawdzą się w tym wypadku modne kominy. Taki szalik nie rozwiąże się podczas jazdy i będzie z powodzeniem ochraniał szyję malucha. Nie zapomnij też ubrać swojemu dziecku porządnych rękawiczek. Możesz wybrać ciepłe rękawiczki jednopalcowe lub zdecydować się na rękawice narciarskie. Kurtki, kombinezony i śniegowce na kulig Najlepszym wyborem stroju na kulig będzie skorzystanie z propozycji odzieży narciarskiej. Takie ubrania są dostosowane do zimowych warunków pogodowych – zapewniają ciepło, nie przemakają, są wytrzymałe i nie krępują ruchów. Na kuligu doskonale sprawdzą się zimowe kombinezony. Pamiętaj, że podczas takiej zabawy dziecko siedzi, dlatego ważne jest, żeby jego skóra w żadnym miejscu nie była wystawiona na działanie zimna. Kombinezon nie tylko jest niezwykle ciepły, ale także zakrywa szczelnie ciało dziecka. W takim ubraniu spokojnie maluch po kuligu może spróbować zrobić orła w śniegu. Podczas kuligowych szaleństw wspaniale poradzą sobie także kurtki narciarskie. Takie odzienie jest w końcu dostosowane do zabawy na śniegu. Ważnym elementem stroju na kulig są odpowiednie buty. Oczywiście w zimowych warunkach najlepiej będą sprawdzały się ciepłe śniegowce. Jeżeli chcesz, aby obuwie było solidne i wytrzymałe to możesz zdecydować się na zakupów śniegowców Adidasa lub marki Mc Arthur. Porządne śniegowce możesz jednak kupić też za mniej niż 50 złotych. Zwróć uwagę na to, aby buty sięgały powyżej kostki dziecka i były zabezpieczone ściągaczami. Dzięki temu śnieg nie będzie dostawał się górą do ich wnętrza. Pamiętaj także o ciepłych skarpetach. Przejażdżka wesołym kuligiem za końmi zaprzęgniętymi do sań to marzenie każdego małego dziecka, a także niejednego dorosłego. Radosna jazda to mnóstwo śmiechu i niesamowitych wrażeń. Żeby zimowe szaleństwo nie zostało zakłócone przez doskwierające zimno, pamiętaj o tym, aby swojego malucha porządnie ubrać. Wybierając grubą, ciepłą odzież zwracaj jednak uwagę także na to, aby zapewnić brzdącowi odpowiednią swobodę ruchów. Zadbaj też o posmarowanie skóry twarzy kremem chroniącym przed mrozem. Miłej zabawy.
W co ubrać dziecko na kulig?
Żakiet to podstawa każdej eleganckiej stylizacji. Zawsze znajduje dla siebie miejsce niezależnie od kierunku, w którym podąża moda. Dzięki temu można go dostać w różnych kolorach i fasonach. Na jaki żakiet zdecydować się tej zimy, żeby nadążyć za obecnymi trendami? Z czym go łączyć? Lekcja stylu Sportowa elegancja, która pozwalała na łączenie żakietów z dresowymi spodniami i tenisówkami, w tym sezonie jest już przeżytkiem. Teraz modne będą wszelkie klimaty artystyczne, sugerujące między innymi styl boho, modernizm i popart. Mówiąc krótko, ubrania mają nawiązywać do sztuki. Na wybiegach pojawią się więc: frędzle, drewniane dodatki, brzęczące bransoletki oraz stylowe kapelusze. Nie zabraknie także motywów folkowych oraz etnicznych. Kolejnym powracającym trendem jest styl retro z lat 70. Modne będą więc wszelkie błyszczące i metaliczne tkaniny, dzwony oraz nieco unowocześniona elegancja, w którą żakiety idealnie się wpisują. Będą wiodły tu prym razem z marynarkami, damskimi garniturami, kamizelkami i płaszczami. Zestawiane będą często w komplecie ze spodniami lub spódnicą tego samego koloru. Przegląd fasonów Ze względu na obowiązujący styl, w tym sezonie żakiety mają frędzle, bywają także luźne i nie przylegają ściśle do ciała. Pojawi się wiele cienkich i lejących się tkanin, które mogą znaleźć zastosowanie także w przypadku żakietów. Jesteśmy w klimatach etnicznych, więc mogą pojawić się ciekawe wzory oraz motywy folkowe i kwiatowe. Modny staje się zamsz, więc można spotkać się z żakietami wykonanymi z tego właśnie materiału. Czernie, szarości i granaty, czyli barwy typowe dla żakietów i stylu formalnego, odchodzą w zapomnienie – w tym sezonie możesz nosić niemalże dowolne kolory, jednakże najlepiej z dominacją barw ciepłych – miodowych, musztardowych, brązów, beżów, burgundu. Mogą pojawić się też dość nietypowe zestawienia kolorystyczne, a także militarne dodatki i zdobienia. Z czym je nosić? Żakiety można z powodzeniem łączyć z wszelkiego rodzaju koszulami, które w tym sezonie będą szyte z niezwykle delikatnych materiałów. Pojawią się także ubrania z miękkiej bawełny, które również będą dobrze wyglądały w klasycznym zestawieniu z żakietem. Wraz z powracającą modą na styl z lat 70. pojawiają się dzwony oraz inne szerokie nogawki – możesz wypróbować połączenie ich z żakietem. Buty powinny być w stylu etno, wybierz więc mokasyny lub długie kozaki z frędzlami. Torebki będą efektem połączenia różnych kolorów, materiałów i struktur, modne będą także małe plecaki i torby w kształcie worka lub siodła. Pojawi się także wiele ciekawych dodatków, takich jak broszki, kokardy czy kapelusze. Ponieważ we tym sezonie modne jest noszenie dużej ilości biżuterii, żakiety będą wyglądały efektownie w połączeniu z ciężkimi, błyszczącymi naszyjnikami oraz bransoletami. O czym należy pamiętać? Kupując żakiet, miej na uwadze przede wszystkim to, że należy go dobierać nie tylko względem obowiązującej mody, ale również własnej sylwetki i upodobań. Najważniejsze, aby był on dobrze dopasowany i abyś czuła się w nim komfortowo – dobre samopoczucie to podstawa każdej udanej stylizacji. Jeśli jednak chcesz wyglądać stylowo, warto wprowadzić do indywidualnego stylu pewne zmiany łączące się z obowiązującą obecnie modą. Jeżeli nie lubisz nosić ciepłych barw, ponieważ nie pasują do twojego profilu urodowego, nie musisz wybierać tej kolorystyki – zdecyduj się na chłodne kolory, ale dodaj do niego frędzle lub połącz go z mokasynami. Jeśli nie jest ci wygodnie w dzwonach, wybierz spodnie ze zwykłymi nogawkami, jednak postaw na lekko błyszczący lub metaliczny materiał.
Przegląd najmodniejszych żakietów
Zła wiadomość jest taka: budowa domu jest tak skomplikowaną operacją, pod względem formalnym i technicznym, że wszystko może pójść źle. Oznacza to z jednej strony dodatkowe koszty, a z drugiej, że błędy te będą prześladować Was do końca użytkowania domu, więc prawdopodobnie do końca życia. Niestety, budując dom na pewno jakieś błędy się zdarzą, więc również lektura tego tekstu do końca przed tym nie uchroni. Ale podpowiemy, na co zwrócić szczególną uwagę, żeby było ich jak najmniej. Pierwsze prawo Murphy'ego: Jeżeli coś może się nie udać – nie uda się na pewno Jeśli właściciel pokazuje wam nowo zbudowany dom, na pewno usłyszycie zdanie, zaczynające się od: „A to mogłem zrobić inaczej….”, „Jakbym wtedy wiedział, to bym tak tego nie zrobił….”, i temu podobne. Tak po porostu jest i nic na to nie poradzimy. Wielu uważa, że jak się powinno budować dom, wiadomo dopiero przy budowie… drugiego czy kolejnego. Inna prawda, która zawsze się sprawdza jest taka, że to, jak było budowane, i gdzie są największe błędy, wychodzi na jaw dopiero podczas remontu lub przebudowy. Trudno się więc dziwić, że fraza „błędy przy budowie domu” w Google jest na pierwszym miejscu i wyprzedza nawet, choć trudno w to uwierzyć, pytanie o błędy przy… odchudzaniu. Czasy mamy takie, że nie ma już jednej, obowiązującej technologii budowy i powszechnie stosowanych materiałów, ponieważ zmienia się to nieustannie i zależy głównie od… zawartości kieszeni inwestora. Dlatego nie będziemy pisać o szczegółowych problemach technicznych (tych jest bez liku), ale skupimy się na podstawowych kwestiach. Czyli faktycznie na wszystkim. Błędy przy budowie domu Zły wybór projektu i technologii budowy. Chodzi tu przede wszystkim o rozmiary domu, to, czy ma on być parterowy czy piętrowy, i czy chcemy dom murowany czy drewniany. Dom za duży w stosunku do liczby mieszkańców oczywiście zwiększy koszty budowy i utrzymania niepotrzebnych pomieszczeń (np. ich ogrzewania). Za mały może powodować konieczność późniejszej rozbudowy itd. W każdym razie trzeba dokładnie przemyśleć, jakiego domu potrzebujemy. Błędne wytyczenie domu, czyli usytuowanie domu na działce, na której zostanie zbudowany. Sprawa absolutnie podstawowa. Błąd może popełnić geodeta, który źle dom wytyczy. Najczęściej zdarza się, że dom został usytuowany za blisko granicy z sąsiednią działką lub nawet częściowo poza granicami działki inwestora. Może się też zdarzyć, że geodeta wykonał swoja pracę poprawnie, ale błąd powstał po stronie ekipy budowalnej (kierownika budowy), która albo nie zrozumiała wytycznych geodety, albo je źle zrealizowała. box:offerCarousel Co gorsza, najczęściej błąd ten wychodzi na jaw w momencie, gdy dom jest już gotowy. W praktyce oznacza to konieczność zalegalizowania takiego błędu, co oznacza drogę przez mękę w załatwianiu formalności, albo próbę poprawienia położenia fundamentów (na wczesnym etapie budowy, jeśli to jeszcze możliwe), co wiąże się oczywiście z dodatkowymi kosztami. Wybór ekipy budowlanej. Kolejna absolutnie kluczowa sprawa i w praktyce największe pole minowe. Potencjalna lista błędów jest nieograniczona: od jakości wykonanych prac, przez ich terminowość, po problemy z pieniędzmi i rozliczeniem. Co tak czy inaczej sprowadza się do kosztów. Rynek pracowników jest obecnie taki, jaki jest - najlepsi fachowcy budują od dawna poza Polską za godne pieniądze, więc nie bardzo mamy z kogo wybierać. W zasadzie stosuje się raczej kryteria negatywne: kto mniej zepsuje, mniej „zawala” terminy, mniej przekracza koszty itp., a kryterium ewentualnej trzeźwości „fachowców” dawno już przestało obowiązywać. Smutne, ale prawdziwe. Jak w takim razie najlepiej wybrać? Przede wszystkim z polecenia. Jeśli mamy grono sprawdzonych budowlańców, którym ufamy (np. z naszych wcześniejszych budów czy polecanych przez biskich lub przyjaciół), to się ich trzymajmy. W każdej sytuacji sporządzajmy na wszystko dokumentację, w szczególności podpisujmy jak najbardziej szczegółowe umowy, zawierające spis prac, harmonogram ich oddania, a także drobiazgowe zasady rozliczania. Pod żadnym pozorem nie dawajmy jakichkolwiek pieniędzy przed wykonaniem umówionych prac – jeśli zapłacimy z góry jakąkolwiek sumę, szanse, że zostaną one wykonane w satysfakcjonujący przez nas sposób (a nawet w ogóle), drastycznie spadają, nawet jeśli uda nam się zobaczyć tych samych fachowców po raz drugi. Jeśli natomiast robota zostanie spartaczona, z czym trzeba się liczyć, zabezpieczenie w postaci dokumentów daje szansę na próbę dochodzenie roszczeń wobec niesolidnych wykonawców z tytułu rękojmi za wykonane prace. W praktyce najważniejszym wyborem będzie kierownik budowy. To z nim będziemy w stałym kontakcie, będziemy wszystko uzgadniać, rozliczać się, to zapewne on ma dobraną ekipę fachowców i będzie wobec nich egzekwował właściwy sposób wykonania pracy. Jednym z najważniejszych kryteriów jego wyboru jest to, żeby… fizycznie obecny był na miejscu podczas budowy, bo wielu z nich jest jak elektrony: wszędzie i nigdzie zarazem. Najlepsi, niestety, bardzo często prowadzą wiele „tematów” naraz, a nie będąc na miejscu, nie jest on po prostu w stanie dopilnować prowadzonych prac. Nie zaczynajmy budowy bez kompletu dokumentów. Zdarza się, że mając już wszystko gotowe: projekt, ekipę i materiały, chcemy jak najszybciej rozpocząć budowę. To zupełnie zrozumiałe, ale niestety w polskich warunkach budowa domu oznacza rozbudowaną „kwitologię” i konieczność załatwienia mnóstwa formalności. Dotyczą one nie tylko pozwolenia na samą budowę, ale uzgodnień technicznych przyłączy do istniejącej infrastruktury: sieci energetycznych, wodociągów, kanalizacji itp. Warto więc oprzeć się pokusie jak najszybszego rozpoczęcia budowy, póki wszystkich papierów nie mamy w garści. Inaczej może się okazać, że wykonaliśmy przysłowiowy kawał solidnej, nikomu niepotrzebnej roboty i w przypadku jakiegoś błędu w papierach, wszystko musimy robić jeszcze raz. Trzymajmy się projektu. Bardzo często podczas prowadzonych już prac przychodzą nam do głowy nowe pomysły i mamy pokusę wprowadzania wielu, z pozoru drobnych, poprawek. To jeszcze pół biedy. Gorzej, że rzadko w ogóle udaje się zamknąć w zaplanowanych kosztach, więc już w trakcie budowy szukamy możliwości użycia tańszych, a co za tym zwykle idzie, gorszych materiałów. Czasem też szukamy takich, na które jest aktualnie moda. Ponieważ projekt domu jest obliczony dla konkretnych obciążeń, jakie muszą wytrzymać stropy czy ściany, takie samowolne przeróbki mogą się źle skończyć. Jeśli przewidziano strop żelbetowy 18 cm krzyżowo zbrojony siatką dołem i górą, to poważnym błędem będzie niewykonanie tego zbrojenia i o dokładnie takiej grubości stropu. Warto tu wziąć pod uwagę zdanie fachowców, które często się spotyka: czasem lepiej jest wybrać prosty i niedrogi w budowie dom i zrealizować go starannie, z dużą dokładnością, niż realizować skomplikowany i duży projekt, z wielospadowym dachem i oszczędzać na materiałach do budowy. Nie sposób zliczyć wszystkich problemów technicznych związanych z budową domu, jakie mogą i pewnie będą nas czekać. Błąd może dotyczyć dosłownie każdego elementu. Wydaje się jednak, że najpoważniejsze, a co za tym idzie – najbardziej kosztowne kłopoty, wiążą się z fundamentami, izolacją domu, zarówno pod względem ciepła, jak i wilgoci, wentylacją i ogrzewaniem oraz dachem. Inna sprawa, że w ten właśnie sposób wymieniliśmy, wbrew pozorom, wszystkie elementy domu, bo na nie wpływ ma wszystko inne. box:offerCarousel Rzeczą absolutnie fundamentalną, czyli najważniejszą, są fundamenty. A także to, co pod nimi. Chodzi więc o odpowiednie zagęszczenie gruntu, a także wykopanie i uzbrojenie fundamentów. Niemniej istotne jest następnie właściwie ułożenie, zagęszczenie oraz pielęgnacja betonu w ciągu kilku dni po zalaniu. Popełnione tutaj błędy grożą nierównomiernym osiadaniem ław fundamentowych oraz płyty betonowej pod posadzką. Oczywiście musi on być izolowany od gruntu, zarówno pod względem cieplnym, jak i wilgoci. Poza wymienionymi wyżej konsekwencjami, źle wykonany fundament może doprowadzić do zawilgocenia murów i pękania ścian. I tak przechodzimy do kolejnego tematu: właściwej izolacji i wentylacji. I to zarówno fundamentów, ścian, jak i stropu, bo bez tego trudno nam będzie normalnie żyć. Jeśli o to zaniedbamy, w najlepszym razie grozi nam wydawanie fortuny na ogrzewanie, w najgorszym - będziemy musieli mieszkać w domu wiecznie niedogrzanym, z pleśnią i grzybem w pomieszczeniach. box:offerCarousel Kolejny kłopot to błędne wyprowadzenie poziomu i pionu ścian. W efekcie będą one krzywe i będą grozić zawalaniem, nie wspominając już o trudnościach podczas osadzania okien czy tynkowania. Zdarza się, że spoiny w nich nie są równe. Jeśli są one zbyt grube, wówczas dochodzi do powstania tzw. mostków termicznych – co zwiększa koszty z uwagi na konieczność zużycia większej ilości zaprawy. Z kolei zbyt cienka spoina będzie powodować, że poszczególne elementy muru nie zostaną połączone – w efekcie ściana będzie charakteryzować się mniejszą nośnością. Kwestia izolacji dotyczy też oczywiście dachu, który musi mieć odpowiednią konstrukcję, zdolną do przenoszenia założonych obciążeń (ciężar własny, a także śnieg czy wiatr). Problem w tym, że niekiedy (i coraz częściej) montuje się tam rzeczy nieuwzględnione w projektach (np. panele słoneczne), które wpływają na jego obciążenie, a rezultacie może dojść do uszkodzenia konstrukcji. Jeśli konstrukcja jest drewniana, należy ją odpowiednio zabezpieczyć środkami ognioodpornymi i przeciwgrzybicznymi. Inną sprawą jest oczywiście zły wybór pokrycia dachu, co może doprowadzić do tego, że z naszego domu ciepło będzie uciekać właśnie górą. Prawdopodobnie, przystępując do budowy własnego domu, nie mieliśmy z tym nigdy wcześniej do czynienia i po prostu się na tym nie znamy. Jeśli mielibyśmy wskazać jeden najważniejszy warunek budowy dobrego domu, to w naszej ocenie kluczowym elementem byłyby wybór odpowiedniego kierownika budowy: fachowego i… uczciwego. W praktyce to na nim ciąży cała odpowiedzialność za budowę z całą jej logistyką i organizacją (np. harmonogram dostarczania kolejnych materiałów). Mało tego, mógłby również, na etapie wykonania, podpowiedzieć nam ciekawe rozwiązania, o których my nie musimy wiedzieć. Bardzo ważna jest też uczciwość, gdyż nam, jako dyletantom, trudno jest rozpoznać, czy coś zostało zrobione dobrze, czy źle i jakie to może mieć konsekwencje w przyszłości. Tym bardziej, że na budowie wielu rzeczy nie widać (np. ilości użytego materiału), a nam też trudno byłoby cały czas patrzeć na ręce wykonawcom. Dobry fachowiec daje rękojmie, że wybudujemy wymarzony dom w mniej więcej takim czasie, jaki założyliśmy i, w miarę możliwości, mieszcząc się w zaplanowanych kosztach. I odwrotnie - ktoś niekompetentny może sprawić, że budowa będzie niekończącym się dramatem i finansową studnią bez dna. I będziemy się mordować, mieszkając w nim, do końca naszego życia.
6 błędów, które popełniamy, budując dom
Dziesięcioetapowa pielęgnacja skóry według Koreanek ma przynieść efekt chok chok, czyli właściwie nawilżonej, odżywionej, zdrowej cery pełnej blasku. Ogromną rolę odgrywa tutaj aplikacja kremu nawilżającego, ale który wybrać, by spełnił swoje zadania? Kobiety na całym świecie oszalały na punkcie koreańskiego rytuału pielęgnacyjnego. I dobrze! Odpowiednie oczyszczanie, dogłębne nawilżanie i stosowanie kremów z filtrem przynosi zadawalające efekty, np. zrezygnowanie z podkładu czy pudru. Jednym z najważniejszych kroków jest nawilżanie skóry. Podpowiadamy, z jakich kosmetyków warto skorzystać. Dlaczego nawilżanie jest dla Koreanek tak ważne? Kosmetyki nawilżające, których używają Koreanki, to: emulsje, lotiony, kremy, żele-kremy i olejki do twarzy. Różnią się głównie konsystencją. Zalecane dla cery tłustej i trądzikowej są lekkie emulsje, lotiony i żele-kremy, które wchłaniają się dość szybko. Z kolei bogatsze w składniki aktywne kremy i olejki silnie nawilżają lub nawet natłuszczają skórę i są odpowiednie dla skóry suchej, dojrzałej, z tendencją do wysuszania. Produkty nawilżające zawierają humektanty, które zapobiegają utracie wody i pomagają jej wchłonąć się w skórę. Szukaj w składzie: alg, gliceryny, kwasu hialuronowego, glikolu propylenowego. Innymi składnikami, które również biorą udział w nawilżaniu skóry i nadają jej gładkość, są lipidy. Nawilżanie jest najważniejsze wieczorem, bo skóra w nocy doskonale się regeneruje i wchłania wszystkie dobroczynne składniki z kremu. Pamiętaj również, by używać dwóch różnych kosmetyków nawilżających na noc i na dzień. Takie zabiegi sprawiają, że skóra Koreanek jest chok chok. Co to oznacza? Skóra chok chok jest właściwie nawilżona, a przy tym wygląda promiennie i lekko się błyszczy. Jest świeża, bardziej napięta, jędrniejsza i po prostu zdrowa. Poza tym, jeśli skóra jest odpowiednio nawodniona, zmarszczki są mniej widoczne. Same plusy! Po które kosmetyki nawilżające warto sięgnąć? Kosmetyków nawilżających jest w polskich sklepach całe mnóstwo! Wybraliśmy kilka ciekawych propozycji na dzień i na noc. Tołpa Matujący krem nawilżający na dzień – niweluje nadmierne błyszczenie i normalizuje produkcję sebum, przy tym głęboko nawilżając skórę. Będzie idealny dla cery trądzikowej, mieszanej (zwłaszcza z tłustą strefą t) i tłustej. Mixa Bogaty krem nawilżający – zawiera 10% gliceryny, która odpowiada za świetne nawilżenie skóry. Dodatek masła karitè chroni i wygładza naskórek. Krem polecany jest dla skóry wrażliwej i mocno przesuszonej. Bioderma Hydrabio żel-krem – lekka konsystencja sprawia, że krem nadaje się dla skóry tłustej, mieszanej i normalnej. Doskonale nawilża i regeneruje skórę, np. po oparzeniach słonecznych. Dodatek kwasu salicylowego wygładza naskórek. Vianek Intensywnie nawilżający krem do twarzy – bardzo dobrze nawilża i odżywia skórę dzięki zawartości mocznika, kwasu hialuronowego oraz olejku: arganowego i z kiełków pszenicy. Ekstrakt z robinii akacjowej działa przeciwstarzeniowo. Krem polecany jest dla cery suchej i wrażliwej. box:offerCarousel La Roche-Posay Toleriane ultra – krem na noc, który intensywnie nawilża i łagodzi podrażnienia. Dodatek neurosensyny koi wrażliwą skórę twarzy i okolic oczu. Produkt będzie idealny dla skóry alergicznej i bardzo wrażliwej. Fitomed Krem nawilżający – dzięki właściwościom matującym świetnie sprawdzi się przy cerze tłustej i mieszanej. Wosk ze skórki pomarańczy, hialuronian sodu i olej rokitnikowy w składzie sprawiają, że skóra jest dobrze nawilżona, wygładzona i ukojona. Nawilżania nie wolno pomijać! Dokładnie oczyszczona skóra jest pozbawiona płaszcza ochronnego, który może jej zapewnić jedynie kosmetyk nawilżający (i krem z filtrem oczywiście!). Jednak kremy czy lotiony to nie wszystkie produkty, których możesz używać do nawilżania. Pamiętaj również o kremie pod oczy, maseczkach w płachcie czy całonocnych, które świetnie uzupełniają całą pielęgnację.
Koreańska pielęgnacja, polskie zamienniki – kremy na dzień i na noc
4 lipca wprowadzimy nowe stawki za poniższe opłaty dodatkowe. 4 lipca wprowadzimy nowe stawki za poniższe opłaty dodatkowe: Czas trwania oferty 14 dni - 10 zł (dotyczy tylko kategorii Inne pojazdy i łodzie, Maszyny, Motocykle i quady, Przyczepy, naczepy, Samochody, Nieruchomości, Wakacje oraz Żywe zwierzęta). Czas trwania oferty 14 dni przy równoczesnym zakupie Wyróżnienia - 10 zł Pogrubienie - 9 zł Wprowadzimy również dodatkową prowizję od sprzedaży w ofertach wyróżnionych. Wyniesie ona 0,5% ceny końcowej. Będziemy ją pobierać w kategoriach Delikatesy, Dom i ogród, Zdrowie (bez kategorii usługowych). Wydłużymy także czas, jaki sprzedający ma na złożenie wniosku o usunięcie komentarza z 14 do 21 dni. W związku z tymi zmianami zaktualizujemy Załącznik nr 4 do Regulaminu Allegro, Regulamin Sklepów Allegro oraz artykuł 11.8. Regulaminu Allegro. Wszystkie zmiany sprawdzicie w pliku PDF. Nowe fragmenty oznaczyliśmy na zielono, a usunięte - na czerwono. Prowizja od sprzedaży w wyróżnionych ofertach - FAQ
4 lipca: zmiana Regulaminu Allegro i Regulaminu Sklepów Allegro
Styl klasyczny umożliwia stworzenie pięknych i ponadczasowych aranżacji, które są ciepłe i przytulne, a przy tym stylowe i eleganckie. Dowiedzmy się, co powinno się znaleźć w klasycznie urządzonej jadalni. Jadalnia często stanowi centrum rodzinnego życia. To w niej przy wspólnym stole gromadzi się cała rodzina, przyjaciele i goście. Jest również miejscem ważnych domowych uroczystości, długich rozmów i świętowania radosnych chwil. Dlatego powinna być urządzona i zorganizowana w taki sposób, by tworzyć kameralną, urokliwą przestrzeń i aby przebywające w niej osoby czuły się komfortowo. Do tego celu wyśmienicie nada się klasyczna aranżacja, która nawiązując do tradycyjnej sztuki i architektury, podkreśla to, co najpiękniejsze, umożliwiając stworzenie wyjątkowego i niepowtarzalnego miejsca z prawdziwie domowym klimatem. Solidne, mocne i ciepłe drewno Dominującym elementem wyposażenia, wyznaczającym klimat i styl jadalni, jest obszerny stół, przy którym każdy domownik znajdzie swoje miejsce. W klasycznej jadalni musi się znaleźć mocny mebel, solidnie zrobiony z litego drewna, z ozdobnie rzeźbionymi nogami i pasujące do niego, wykonane w tym samym stylu krzesła. Aby siedzenie przy stole było komfortowe, wybierzmy wersje z miękkimi obiciami. Możemy się zdecydować na zdobione tkaniny lub skórę naturalną w komponującym się z barwą drewna odcieniu. Punktem obowiązkowym klasycznej jadalni jest błyszcząca, lakierowana podłoga drewniana. Niezbędne stołowe akcesoria z powodzeniem pomieści obszerna, rzeźbiona komoda lub zdobiony kredens. Wybranie przeszklonych drzwiczek umożliwi zaprezentowanie kolekcji bibelotów, pięknej porcelany lub kompletu kryształowych kieliszków. Funkcjonalnym dodatkowym elementem wyposażenia będzie stolik-barek, na którym mogą stać butelki z alkoholem lub serwis kawowy. Wyraziste kolory i grube tkaniny Obowiązującymi w klasycznej aranżacji barwami są ciepłe odcienie brązów, czerwieni i złota, przeplatane paletą kremów i beżów. Zdarzają się również brudne róże i fiolety, które dobrze harmonizują z ciemnym drewnem. Arystokratycznego charakteru nada pomieszczeniu wzorzysta, satynowa tapeta i stiukowe zdobienia. Na stole koniecznie trzeba położyć piękny haftowany obrus, koronkowy wytworny bieżnik lub wyszywane błyszczącą nitką serwety z mocnego, grubego materiału. Niezbędną dekoracją okna będą firany z koronki lub masywne, mięsiste zasłony, zawieszone na zdobionym karniszu drewnianym. Aby dodać wnętrzu ciepła i jednocześnie ochronić delikatną podłogę, przykryjmy ją wzorzystym, grubym dywanem. Charakterystyczne, mocne dodatki Klasyczny styl pozwala na czerpanie inspiracji ze sztuki, architektury i ozdób minionych epok. Warto wykorzystać tę możliwość szczególnie podczas kompletowania akcesoriów dekoracyjnych. Nieodłącznym elementem jadalni jest dopasowana do wystroju wnętrza zastawa stołowa. Jeśli wybierzemy proste i gładkie talerze, możemy się pokusić o zakup porcelanowych sztućców, dzięki którym każdy posiłek będzie wytworny i elegancki. Na stole powinny się również znaleźć świece w ozdobnym świeczniku, świeże kwiaty w dekoracyjnym wazonie oraz metalowa lub drewniana rzeźbiona taca albo misa na owoce. Pałacowy charakter wnętrza podkreśli duży mosiężny lub kryształowy żyrandol i odpowiadające mu kinkiety, które dodatkowo rozświetlą wnętrze. Dobrze będą się tu prezentowały klasyczne rzeźby i bibeloty, a także galeria obrazów olejnych w grubych, zdobionych ramach, drewnianych lub metalowych. Klasyczne wnętrze stworzone jest dla miłośników sztuki baroku, malarstwa tradycyjnego i wielbicieli antyków. Wspaniale odnajdą się w nim kolekcjonerzy wszelkich bibelotów, którym pozwoli na odpowiednią prezentację zbiorów. Ciepłe kolory, wyraziste wzory i materiały stworzą przytulne wnętrze, które będzie wymarzonym tłem podniosłych rodzinnych wydarzeń i ważnych uroczystości, a także wniesie nieco wytworności w codzienne życie domowników.
Jadalnia w stylu klasycznym
W seksie można iść na żywioł, ale mniej stresu i więcej satysfakcji zapewnia dobre przygotowanie. Które książki warto przeczytać, aby rozwijać swoją seksualność? Seksualność – teoria i praktyka Nie tylko młodzież rozpoczynająca życie seksualne ma wiele obaw wynikających z braku odpowiedniej wiedzy. Na naszą seksualność powinna składać się i teoria, i praktyka. Warto zacząć od postaw, a następnie dobierać kolejne lektury wraz z rozwojem naszych potrzeb. Niektóre mogą tylko poszerzać nasz seksualny światopogląd, inne – popchnąć nas do świadomych eksperymentów (jak np. praktyki BDSM). Bez wątpienia na świadomość seksualną składają się zarówno informacje o reakcjach fizjologicznych naszego organizmu, jego erotycznym potencjale, jak i mechanizmie zapłodnienia, wiedza o antykoncepcji, historia seksualności, inspiracje co do pozycji seksualnych, a także znajomość znaczenia terminu "konsensualny seks" oraz umiejętność wyznaczania swoich seksualnych granic i mówienia "nie" w łóżku. Książki o seksualności Kiedy myślimy o książkach o seksualności, zwykle pierwsza na myśl przychodzi "Sztuka kochania" Michaliny Wisłockiej, która zyskała drugie życie po premierze filmu wyreżyserowanego przez Marię Sadowską. W odświeżonej wersji publikacji znajdziemy m.in. informacje o współczesnych metodach antykoncepcyjnych. W latach 70. XX wieku książka Wisłockiej – napisana pod kątem małżeństw rozpoczynających współżycie – uchodziła za rewolucyjną. Dziś pokryła się patyną, wiedza z zakresu seksuologii poszła daleko naprzód, jednak nadal jest ciekawą lekturą, można z niej wyciągnąć wartościowe informacje, choć przede wszystkim zobaczyć, jak zmieniła się obyczajowość w zakresie seksualności. Ponieważ edukację seksualną warto wprowadzać od najmłodszych lat, nie można pominąć kultowych szwedzkich pozycji: "Wielkiej księgi cipek" i "Wielkiej księgi siusiaków". Ich autorzy, Dan Höjer i Gunilla Kvarnström, stworzyli książki dla kilkulatków na bazie swoich doświadczeń z pracy w szkołach i na obozach, aby wypełnić lukę na rynku wydawniczym, dać praktyczne narzędzie nauczycielom i rodzicom, a w końcu uświadamiać dzieciaki od najmłodszych lat, że cipki i siusiaki są różne, ale wszystkie są super. "Seksolatki. Jak rozmawiać z młodzieżą o seksie?" autorstwa seksuolożki Izabeli Jąderek to pozycja o podobnym przesłaniu, która jest świetnym kompendium dla rodziców i nauczycieli pracujących z młodzieżą. Z jednej strony podpowiada, jak nawiązać dialog z nastolatkami i jak przygotować grunt pod rozmowę "na TE tematy", a z drugiej – naświetla wiele palących dziś kwestii: cyberprzemocy, uzależnienia od pornografii itp. Hitem ostatnich miesięcy jest książka "Radości z kobiecości, czyli wszystko o zarządzaniu narządami" napisana przez norweskie studentki medycy Ninę Brochmann i Ellen Støkken Dahl. To publikacja przeznaczona dla kobiet w każdym wieku, choć część tematów może być ciekawa także dla mężczyzn. Siłą "Radości…" jest rzetelność informacji opartych na najnowszych badaniach z zakresu ginekologii i seksuologii oraz otwarty, przyjacielski język, jakim posługują się autorki. Sporo miejsca poświęcają tematom takim jak hymen (postulują, aby zrezygnować ze zideologizowanego zwrotu "błona dziewicza"), rozpoczęcie życia seksualnego, miesiączka, antykoncepcja i różnego rodzaju problemy ginekologiczne. Do tego rozprawiają się z mitami na temat kobiecej seksualności. Idąc tym tropem, nie można zapomnieć o pozycji "Kobieca ejakulacja i punkt G. Orgazmy, jakich nie przeżyła twoja babcia", którą napisała Deborah Sundhal, szczerze dzieląc się swoimi doświadczeniami. Książka wprowadziła rozmowę o kobiecym orgazmie na nowe tory i była pod tym względem przełomowa. W stronę męskiej seksualności zwrócili się zaś Andrzej Gryżewski i Przemysław Pilarski. Ich "Sztuka obsługi penisa" to z kolei rozprawianie się z mitami wokół męskiej seksualności i rozmowy na tematy, które wciąż są dla nas tabu. Lektura do polecenia niezależnie od płci. "Slow Sex. Uwolnij miłość" Hanny Rydlewskiej i Marty Niedźwieckiej to świetna książka zachęcająca do eksploracji swojego ciała solo (autorki ukuły piękną alternatywę dla masturbacji – samomiłość) lub z partnerem, pokazująca, jak odkryć jego potencjał, jak budować bliskość i walczyć z rutyną, utrzymać pożądanie. Poza tym w publikacji znajdziemy przydatne ćwiczenia i wskazówki, jak pracować z ciałem. Przede wszystkim jednak zwróćmy uwagę na przesłanie – w seksie liczy się jakość, nie ilość. W podobnym tonie utrzymane są dwie części "Seksu na wysokich obcasach" dr Alicji Długołęckiej i Pauliny Reiter – rozmów o seksie, ale i o związkach (zdrada, relacja na odległość itp.). Jeśli zaś chcemy poszerzyć swoją wiedzę o seksualnych preferencjach czy spróbować w seksie czegoś nowego, możemy przeczytać "Inną rozkosz" Glorii i Williama Brame’ów o BDSM – to wciąż temat rozpalający wyobraźnię, dlatego dobrze przekonać się, na czym faktycznie polegają relacje oparte na dominacji i uległości. Ciekawa jest też "Chuć, czyli normalne rozmowy o perwersyjnym seksie" Ewy Wanat i Andrzeja Depko o fetyszach i rzadkich upodobaniach erotycznych. Jeśli zaś mowa nie tyle o wiedzy stricte seksuologicznej, ale historycznej i społecznej, warto sięgnąć po "Zakazane ciało. Historia męskiej obsesji" Diance Ducret, która prześledziła losy kobiecej seksualności od zarania dziejów do dziś. Opisuje m.in. pasy cnoty czy odkrycie łechtaczki i pokazuje, jak kobieca seksualność przez wieki zarazem fascynowała, jak i budziła niepokój, była poskramiana. To, jak wyglądają współczesne seksualno-miłosne relacje w erze wyszukiwarki Google i aplikacji do randkowania prześledziła (i często sprawdzała na własnej skórze) Emily Witt – tak narodziło się świadectwo naszych czasów, czyli "Seks przyszłości. Nowa wolna miłość". Pozycją ponadczasową pozostaje "Kamasutra", czyli coś w rodzaju seksualnej biblii, indyjski traktat o sztuce kochania, napisany na początku naszej ery i zawierający ogromną ilość pozycji seksualnych. Must have i dobry pomysł na prezent.
Najważniejsze książki o seksie, czyli na czym polega świadoma seksualność?
Motorola kontynuuje odświeżanie starych modeli – po liftingu Moto G w 2014 teraz przyszła kolej na najtańszą w rodzinie Moto E. Wprowadzonych do niej zmian jest całkiem sporo. O ile pierwsza Moto G była udanym smartfonem, o tyle premierową generację Moto E wiele osób uznawało za zbyt odchudzoną, a stosunkowo niewiele tańszą od wersji G. Na szczęście Motorola nieco zmieniła strategię i nowa Moto G może podobać się bardziej niż jej poprzedniczka, zwłaszcza jeśli 5-calowy ekran to dla nas zbyt wiele. W drugiej rewizji Moto E wyświetlacz urósł z 4,3 do 4,5 cala, lecz jego rozdzielczość pozostała ta sama – 540 x 960 pikseli. Zresztą, także wymiary i waga zmieniły się bardzo nieznacznie. Inne, godne odnotowania nowości to zwiększona pojemność baterii (2390 mAh, poprzednio 1980 mAh) oraz usprawniony aparat (wciąż 5 Mpix, ale doszedł autofokus, choć nadal brak diody LED; dodano też przednią kamerę VGA). Specyfikacja Ekran: 4,5 cala, 540 x 960 pikseli, IPS, Gorilla Glass 3 Procesor: Qualcomm Snapdragon 410 4 x 1,2 GHz (w wersji z LTE) RAM: 1 GB Pamięć: 8 GB + slot microSD Aparaty: 5 Mpix z autofokusem + przedni 0,3 Mpix (VGA) System operacyjny: Android 5.0 Lolipop Bateria: 2390 mAh Wymiary: 129,9 x 66,8 x 12,3 mm Waga: 145 g Wygląd Wizualnie nowa Moto E różni się nieco od swojego poprzednika. Większy o 0,2 cala wyświetlacz trudno zauważyć gołym okiem, za to uważni obserwatorzy dostrzegą brak poziomego srebrnego paska poniżej ekranu. Po dłuższych oględzinach zauważyć można też oko przedniej kamery. Tak czy inaczej, przód ekranu wygląda typowo – to w większości tafla pokryta szkłem Gorilla Glass 3. Na szczęście rogi są zaokrąglone, dzięki czemu telefon trzyma się w dłoni pewnie. Tylna ścianka – choć gumowana – jest dość śliska, ale i tak raczej nie ma co obawiać się, że Moto E przypadkowo wypadnie z rąk. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Przyciski głośności oraz blokady powędrowały na prawą flankę. Są twarde (może nawet trochę zbyt twarde), dlatego trudno je wcisnąć przez przypadek. Lewa strona pozostała pusta, gniazdo ładowania umieszczono na dole, a wyjście słuchawkowe – u góry. Swego rodzaju ciekawostką jest fakt, że w opisywanej Motoroli brakuje części pod nazwą „pokrywa baterii”. Zamiast pokrywy, zdjąć da się boczną ramkę (z przyciskami), wówczas uzyskujemy dostęp do slotów microSIM oraz microSD. Takie rozwiązanie ma swoje plusy – smartfon może być zbudowany z jednej bryły, w tylnej części nic nie skrzypi, a cała obudowa wydaje się bardziej solidna – jak na sprzęt za około 600 zł – zadziwiająco solidna. Tego typu konstrukcja oznacza jednak, że bateria jest niewymienna. W wyglądzie nowej Moto E postawiono przede wszystkim na praktyczność. Jeśli chcemy to bez problemu da się znaleźć ładniejszą i zgrabniejszą konkurencję. Opisywany smartfon jest dość gruby (12,3 mm), ale dobrze wykonany. Tak jak poprzednio, w sprzedaży dostępne są dwa warianty – czarny oraz biały. W przypadku pierwszej wersji Moto E dało się wzbogacić jej wygląd, dokupując kolorową tylną klapkę, ale że druga generacja ma zupełnie inną budowę, trzeba raczej będzie pogodzić się z elegancką czernią lub nieco żywszą bielą. Ekran Poza tym, że w nowej wersji Moto E wyświetlacz urósł o 0,2 cala, właściwie nic więcej się nie zmieniło. To wciąż matryca IPS o rozdzielczości 540 x 960 pikseli. Kąty widzenia są szerokie, a jakość kolorów poprawna, choć czerni sporo brakuje do najlepszych IPS-ów. Trudno jednak wymagać cudów od najtańszego modelu Motoroli. Co ważne, ekran poprawnie interpretuje ruchy, co sprawia, że korzysta się z niego bezproblemowo, a i maksymalnej jasności nie powinno zabraknąć. Co prawda konkurencja w tej cenie potrafi zaoferować ekrany o rozdzielczości 720 pikseli, ale tak naprawdę przy przekątnej 4,5 cala jest ona zbędna, bo i zagęszczenie pikseli na poziomie 245 ppi (punktów na cal) to niemało. Taka przekątna to obecnie też kompromis pomiędzy 5-calowcami, uznawanymi przez wiele osób za duże (choć duże zaczyna się raczej od 5,5-6 cali) oraz małymi 4-calowymi smartfonami z najniższej półki, które powoli odchodzą do lamusa. Ciekawą funkcją wyświetlacza jest też fakt, że po aktywowaniu specjalnej opcji w ustawieniach (oraz wyłączeniu automatycznej regulacji jasności) telefon może wyświetlać na zablokowanym ekranie powiadomienia w formie ikonki (np. z kopertą GMaila), a także, po wyjęciu z kieszeni, pokazywać godzinę. To ciekawa, rzadko spotykana opcja, zwłaszcza w smartfonach z – bądź co bądź – niższej półki. System operacyjny, wydajność Jedną z podstawowych zalet smartfonów Motoroli jest obecność czystego Androida i nie inaczej jest w przypadku opisanej Moto E. Co więcej, to prawdopodobnie aktualnie najtańszy smartfon fabrycznie wyposażony w Androida 5.0 Lolipop, który z pewnością niedługo doczeka się aktualizacji do wersji 5.1. Niezmodyfikowany Android ma jednak swoje ograniczenia: listy aplikacji nie da się sortować, np. według daty instalacji (da się to zrobić tylko alfabetycznie), nie ma też szybkiego dostępu do wyszukiwarki aplikacji czy widżetów. Na szczęście, dzięki obecności całkiem wydajnego, czterordzeniowego Snapdragona 400, 1 GB RAM-u oraz ekranu o stosunkowo niskiej rozdzielczości (540 x 960) system działa sprawnie, choć oczywiście momentami zdarzają mu się przycięcia. W najpopularniejszym benchmarku Antutu opisywana Motorola uzyskuje ponad 22000 punktów, czyli nieco więcej niż droższa Moto G – jak na wydatek niespełna 600 zł to bardzo dobry wynik. Aparat W pierwszej generacji opisywanego smartfona aparat potraktowano po macoszemu, starając się skłonić miłośników fotek do zakupu droższej Moto G. W Moto E z roku 2015 pozostawiono matrycę o rozdzielczości 5 Mpix, ale – przede wszystkim – dodano mechanizm autofokusa. Żeby nie było jednak aż tak pięknie, to zabrakło diody LED (więc i o latarce można zapomnieć). Z przodu obudowy znalazło się miejsce na przedni aparat, ale 0,3 Mpix (rozdzielczość VGA 640 x 480 pikseli) do selfie nadaje się średnio. Cóż, zapewne wspomniane mankamenty zostaną naprawione w kolejnej, trzeciej generacji Moto E. Póki co można być usatysfakcjonowanym ze zdjęć wykonywanych przez główny (tylny) aparat w dobrych warunkach oświetleniowych. Przykładowe zdjęcia w linkach poniżej: Zdjęcie 1, zdjęcie 2, zdjęcie 3 Multimedia, łączność Bohater niniejszego testu to jeden z najtańszych telefonów z modułem LTE (wersją bez LTE nie opłaca się interesować, bo jest niewiele tańsza, a wyposażono ją w wolniejszy procesor Snapdragon 200). Problemów nie sprawiają też Wi-Fi w standardach b/g/n, Bluetooth 4.0 czy GPS z dostępem do satelitów GLONASS. Motorola nie zapomniała też o radiu FM, coraz rzadziej spotykanym. Wyjście słuchawkowe oferuje niezłą jakość – bez obaw można podłączyć lepsze słuchawki, choć oczywiście nie należy oczekiwać audiofilskich doznań. Bateria Motorola ostatnimi czasy chwali się, że nawet ich flagowe smartfony są w stanie wytrwać bez ładowania od rana do wieczora, a z nową Moto E jest jeszcze lepiej. Pojemność baterii, w stosunku do pierwszej generacji powiększono z 1980 do 2390 mAh, czyli więcej niż w przywoływanej w niniejszym tekście już kilkukrotnie, droższej Moto G. Oczywiście, intensywnie „katowany” GPS-em smartfon rozładuje się po kilku godzinach, ale korzystając z niego spokojniej, ładowarki trzeba będzie szukać po 2, a nawet 3 dniach – to naprawdę świetny wynik. Gdyby jeszcze w pudełku znajdowała się ładowarka sieciowa, a nie sam kabel USB... Podsumowanie Motorola Moto E z rocznika 2015 to naprawdę udany smartfon, znacznie ciekawszy niż jego poprzednik, a w pewnych aspektach (czas pracy na baterii, bardziej komfortowa obsługa z uwagi na mniejszy ekran) lepszy nawet niż którakolwiek wersja Moto G. Trzeba jednak pamiętać, że godny uwagi jest tak naprawdę tylko wariant z łącznością LTE, wyposażony w procesor Qualcomm Snapdragon 410 i wyceniany na niespełna 600 zł. Telefon działa sprawnie, oferuje czystego Androida wraz z szybkimi aktualizacjami, rozdzielczość ekranu wcale nie jest mała, a bateria pozostaje naprawdę wydajna (jak na telefon z Androidem). Przyczepić się można do braku diody LED oraz przedniej kamery, która powinna oferować rozdzielczość większą niż 0,3 megapiksela (choć do Skype’a i to wystarczy). Najnowsza Moto E sprawia też, że na dobrą sprawę nie ma obecnie sensu interesować się tzw. B-Brandami jak Goclever czy Kruger&Matz, gdyż opisywaną Motorolę można kupić w zbliżonej cenie, a niezmodyfikowany i często aktualizowany Android oraz mocna bateria zdecydowanie są warte takiej dopłaty.
Motorola Moto E (2015) – wzor(c)owy 4,5-calowy Android z łącznością LTE
Pięknie posługujący się nożem i widelcem maluch to z pewnością powód do dumy. Jak i kiedy rozpocząć naukę, aby była dla dziecka przyjemnością? Jakie sztućce wybrać, aby były wygodne w użyciu, bezpieczne i spodobały się dziecku? Odpowiadamy. Dla dorosłego jedzenie sztućcami jest oczywiste i raczej nikt się nie zastanawia, jak i kiedy się tego nauczył. Oczywiście do czasu. Gdy dziecko z rozkosznego bobasa zmienia się aktywnego malucha, który siedzi, raczkuje i zaczyna mieć coraz więcej ząbków, rozpoczyna się przygoda z poznawaniem nowych potraw, smaków i zapachów. Jeśli maluch potrafi trzymać w rączce grzechotkę, gryzak czy inną zabawkę, z łatwością będzie umiał chwycić podstawowy dla najmłodszych sztuciec – łyżeczkę. Na początek łyżeczka box:offerCarousel Jedzenie zmiksowanych zupek, startego jabłka czy pogniecionego widelcem banana to świetna okazja do rozpoczęcia nauki używania łyżeczki. Powinna być mała, lekka, wykonana z bezpiecznego materiału, np. silikonu. Dobrze, jeśli będzie miała antypoślizgową rączkę z wypustkami lub gumowymi elementami, które sprawią, że będzie łatwa do utrzymania w małej rączce, nawet gdy w całości zostanie zanurzona w śliskiej papce, np. ze zmiksowanej marchewki. Świetne i przystępne cenowo łyżeczki oferują takie marki jak BabyOno, Akuku, Tommee Tippee (fajny pomysł z czujnikiem ciepła) czy Avent. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Jak uczyć dziecko jeść łyżeczką? Odpowiedź jest prosta: najlepiej nie uczyć wcale. Dać maluchowi łyżeczkę do ręki, posadzić go w bezpiecznym krzesełku z tacką, postawić przed nim miseczkę ze smakowitym posiłkiem, a samemu usiąść obok przy stole np. z miseczką zupy. Maluchy najlepiej uczą się przez obserwację i naśladowanie, a każde dziecko doskonale wie, do czego łyżeczka służy. Musi po prostu ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Z czasem sprawne nabieranie pokarmu i trafianie łyżeczką do buzi będzie przychodziło z coraz większą łatwością, a ilość zabrudzeń najbliższego otoczenia ograniczy się do minimum. Do tego czasu rodzicowi pozostaje uzbroić się w cierpliwość i zapas nawilżanych chusteczek. Pierwszy zestaw sztućców Gdy maluch już sprawnie operuje łyżeczką, czas na następny etap – widelec. Tutaj sprawa jest prosta, a dzieci szybko przyswajają i z zapałem wbijają go w kolejne kawałki jedzenia. Pierwszy widelec powinien być plastikowy. Możemy wyposażyć dziecko w zestaw składający się z dopasowanej łyżeczki i widelca. Do wyboru są rozmaite wzory i wersje kolorystyczne, a także motywy nawiązujące do najpopularniejszych dziecięcych bajek, takich jak „Psi Patrol”, „Świnka Peppa” czy „Kubuś Puchatek”. Kiedy dziecko może samodzielnie jeść widelcem? Wszystko zależy od indywidualnych umiejętności i tempa rozwoju. Niektóre roczniaki mogą podejmować pierwsze próby i świetnie sobie radzą. Inne będą musiały poczekać jeszcze kilka miesięcy. Warto jednak podjąć takie próby przed ukończeniem przez dziecko 1,5 roku. W tym wieku spokojnie może już jeść metalowymi sztućcami, oczywiście odpowiedniej wielkości. Najwięcej ofert ma marka Skip Hop. W kompletach znajdują się stalowa łyżka i widelec z profilowanymi, bajecznie kolorowymi uchwytami z nadrukiem zwierzątek. Do wyboru są m.in. żyrafa, biedronka, małpka, niedźwiedź polarny. Możemy również skompletować cały obiadowy zestaw, składający się ze sztućców, miseczki, podzielonego talerza, kubeczka, a nawet śliniaka. Trzylatka możemy już bez obaw wyposażyć w nóż stołowy, oczywiście na początku plastikowy. Znajdziemy je np. w kolorowych zestawach sztućców dziecięcych IKEA Kalas. A może pałeczki? Opanowanie jedzenia sztućcami to jeszcze nie wszystko. Małym podróżnikom, miłośnikom sushi i innych azjatyckich specjałów przyda się również umiejętność sprawnego posługiwania się pałeczkami. Zanim jednak będą to te duże i klasyczne, dziecko może swobodnie ćwiczyć przy użyciu pałeczek treningowych. Są mniejsze i dostosowane do trzymania w małej rączce, mają antypoślizgowe wykończenia, dzięki którym nie wyślizgują się z dłoni, a dla zupełnie początkujących specjalną silikonową nakładkę, która łączy pałeczki i ułatwia posługiwanie się nimi. Jedzenie pałeczkami to nie tylko świetna zabawa, ale również fantastyczny trening precyzji i cierpliwości. Im wcześniej pozwolimy dziecku bawić się dziecięcymi sztućcami i podejmować samodzielne próby nałożenia jedzenia i trafienia do buzi, tym szybciej i w naturalny sposób nauczy się sprawnie i ładnie jeść. Musimy tylko pozwolić maluchowi na swobodną naukę i nie przejmować się tym, że większa część posiłku ląduje na ubranku i podłodze.
Od kiedy uczyć dziecko jeść sztućcami
Urządzasz sypialnię i stoisz przed wyborem odpowiednich rolet? Okna to bardzo istotny element każdego pokoju, dlatego warto dobrze zastanowić się nad ich odpowiednią dekoracją. Przedstawiamy kilka praktycznych i stylowych rozwiązań. W nowoczesnych wnętrzach często rezygnuje się z zasłon i firanek na rzecz rolet. Ich szeroki wybór pozwala dopasować je do każdego typu okna. Warto wiedzieć, że rolety dobrze sprawdzają się w małych pomieszczeniach – dzięki nim można powiększyć optycznie każde wnętrze. Dodatkowo odpowiednio dopasowana roleta odgradza nas od sąsiadów oraz zmniejsza ilość promieni słonecznych, które wpadają do środka sypialni. Jaki rodzaj rolet wybrać do swojej sypialni? Oto kilka propozycji. Rolety transparentne Rolety transparentne idealnie nadają się na lato. Materiał, z którego są zrobione, ma naturalne właściwości przepuszczania światła. Są delikatne i najbardziej pasują do lekkich, jasnych mebli. Najlepiej montować je przy oknach, które wychodzą na neutralną przestrzeń, np. park czy las. Dzięki roletom transparentnym wnętrze sypialni nie będzie do końca zaciemnione, ponieważ pozwalają one na przepuszczanie światła słonecznego. Częściowe przenikanie promieni rozświetla pomieszczenie – to najlepiej sprawdza się w przypadku niewielkich pokojów. Rolety wykonane są z trwałego, impregnowanego poliestru. To rozwiązanie przeznaczone dla tych, którzy chcą regulować ilość światła, jakie dociera do wnętrza. Rolety rzymskie Rolety rzymskie nie nawijają się na rolkę – dzięki prostemu mechanizmowi przy zwijaniu składają się falami. Są wzmacniane poprzecznymi fiszbinami – to bardzo proste, a jednocześnie efektowne rozwiązanie. Rolety rzymskie tworzą charakterystyczne fale, są ciężkie, dlatego nie nadają się do każdego wnętrza. Jeśli chcesz postawić na mocny akcent okna w postaci rolet rzymskich, pomyśl o jasnych, delikatnych meblach, które będą stanowiły kontrast w wystroju wnętrza. Rolety rzymskie pasują też do barokowych pomieszczeń w stylu vintage. Rolety plisowane Rolety plisowane mogą być jedno lub dwufunkcyjne. Jednofunkcyjne zwijają się od dołu do góry, a dwufunkcyjne mogą zwijać się w obu kierunkach. To bardzo praktyczne rozwiązanie, ponieważ pozwala na zasłonięcie dowolnego fragmentu okna, a niekoniecznie całej jego powierzchni. Rolety plisowane najlepiej wyglądają w jasnych, beżowych lub ogórkowych odcieniach, ponieważ pasują do każdego rodzaju wnętrza i praktycznie do wszystkich mebli. Rolety dzień-noc To ciekawa forma rolet – tkanina rolety zbudowana jest z naprzemiennych pasów materiałowych oddzielonych przestrzenią, która przepuszcza światło. Zwijając rolety, pasy nachodzą na siebie i zaciemniają pokój. Dzięki regulacji uzyskujemy podobny efekt do żaluzji. Rolety dzień-noc dostępne są w szerokiej gamie kolorystycznej. Jeśli lubisz ciemny akcent na oknach, pomyśl o brązowych roletach – do nich najbardziej pasują jasne meble. Gdy masz ciemne meble, rozjaśnij sypialnię beżowymi lub białymi roletami. Rolety to doskonała alternatywa dla firanek i zasłon. Dodatkowo mnogość rodzajów i szeroka gama kolorystyczna sprawiają, że możemy je bez problemu dopasować do każdego wnętrza. Przy wyborze rolet należy pamiętać, by dobrze współgrały z resztą pomieszczenia – meblami, kolorem ścian i dodatkami. Zupełnie inne rolety będą pasować do sypialni urządzonej w stylu klasycznym, a inne do nowoczesnego, minimalistycznego wnętrza.
Modne rolety do sypialni
Jeśli matka natura poskąpiła ci wzrostu, to jest tekst dla ciebie. Większość kobiet woli wysokich mężczyzn, którzy są postrzegani jako silni i męscy. Również w pracy wysokie osoby są częściej awansowane niż niskie. Jednak nie musisz się martwić i popadać w kompleksy – za pomocą ubrań jesteś w stanie optycznie dodać sobie nawet z 10 cm! Warto skorzystać z kilku prostych zasad i nauczyć się sprawiać wrażenie wyższego, niż jesteś w rzeczywistości. Liczy się forma Wysoki lub niski wzrost to kwestia subiektywna. Jeśli mierzysz 170 cm i dobrze się z nimi czujesz, nie musisz się stosować do naszych rad. Natomiast panowie, którzy uważają, że są za niscy, powinni uważnie przeczytać ten tekst i zacząć pamiętać o kilku zasadach. Przy niezbyt dużym wzroście bardzo ważna jest sylwetka. Najbardziej pożądana jest szczupła i proporcjonalna figura, ponieważ ubrania się lepiej układają i łatwiej optycznie się „wydłużyć”. Kilka dodatkowych kilogramów od razu widać u niskich panów i zostają zaburzone proporcje sylwetki. Dlatego bardzo ważne jest przestrzeganie diety oraz uprawianie sportu, dzięki czemu wygląda się smuklej. Noś dopasowane ubrania To jest najważniejsza zasada. Przy małym wzroście musisz nosić dopasowane ubrania. Jeśli jesteś szczupły, pozwól sobie nawet na obcisłe rzeczy. Załamania, podwijanie mankietów, za duże ubrania sprawiają wrażenie, że nosisz rzeczy po starszym i większym bracie i jeszcze odejmują ci centymetrów. Dopasowane ubrania „wyciągną” cię do góry. Ubrania odpowiedniej długości Będziesz musiał znaleźć dobrego krawca w okolicy. Problemem ubrań w sieciówkach jest to, że są produkowane masowo i według określonych standardów. Jeden ze nich zakłada, że przeciętny mężczyzna mierzy co najmniej 180 cm. To oczywiście nieprawda, jednak większość ich ubrań będzie na ciebie albo za duża, albo za długa. Na szczęście istnieją zakłady krawieckie, które są w stanie skrócić lub zwęzić twoje ubrania. Może sądzisz, że jest to strata pieniędzy, ale uwierz, nie jest. Przypomnij sobie zasadę nr 1. Unikaj poprzecznych podziałów Jeśli chcesz wydłużyć swoją sylwetkę, ubieraj się monochromatycznie. Góra i dół powinny być w tym samym odcieniu, dzięki czemu będziesz wyglądał na wyższego. Wszystkie poprzeczne podziały, np. kontrastujący pasek lub krzykliwa bluzka, „odcinają” cię w połowie i skracają. Eksponuj górę Wyraziste wzory nie są twoimi sprzymierzeńcami – przyciągają wzrok i optycznie skracają. Jeśli jednak lubisz wzorki, to najlepsze będą drobne na T-shircie lub koszuli. Możesz nosić jaśniejszą górę i eksperymentować w tym obszarze, np. nosząc długi, ciekawy wisiorek, który również wydłuży sylwetkę. Dół powinien być zawsze ciemniejszy od góry. Wybieraj buty na wysokiej podeszwie Butami możesz sobie dodać w parę sekund kilka dobrych centymetrów. Nie namawiamy do zakładania kosmicznych platform, jednak wystarczy, że kupisz eleganckie buty na grubej podeszwie i zelówce. Tak samo w przypadku obuwia sportowego – wystarczy wybrać model na wysokiej podeszwie. Są również wkładki podwyższające i warto o nie popytać w dobrych sklepach. Buty są przedłużeniem nogi Noś buty zbliżone kolorem do spodni, tak by wyglądały jak przedłużenie twojej nogi. Dzięki temu będziesz wyglądać smuklej i na wyższego, niż jesteś. Odsłaniaj szyję T-shirty z dekoltem w kształcie litery V są stworzone dla ciebie. Jeśli temperatura na to pozwala, odsłaniaj szyję i unikaj wszystkich szali, arafatek i szalików. Niestety, takie dodatki przytłaczają i dodaję centymetrów. Unikaj również golfów.
Moda dla niskich panów
Autor hitowych „Kodów młodości” przedstawia kolejną propozycję, która ma nam pomóc w zrzuceniu zbędnych kilogramów w zdrowy sposób. Uwaga, to działa i... uzależnia! Odkąd parę lat temu także w Polsce na dobre zagościł szał na zdrowy styl życia, diety i odchudzanie, rynek wydawniczy zalała fala książek i poradników, które mają nam pomóc osiągnąć zamierzone cele. Spośród nich szczególnie ciekawe wydają się być porady dr. Marka Bardadyna, uznanego dietetyka i autora wielu książek o diecie. Bardadyn stworzył też odnoszącą sukcesy na całym świecie dietę strukturalną, a teraz proponuje nam również… „Odchudzanie weekendowe”. Weekend na diecie Autor wychodzi z założenia, że powtarzane co jakiś czas krótkie okresy, w których jesteśmy na diecie, mogą przynieść pożądane przez nas skutki, ale jednocześnie minimalizują ryzyko wystąpienia efektu jo-jo, czyli powrotu niechcianych kilogramów w szybkim tempie i z nawiązką. Tak powstało „Odchudzanie weekendowe”, które, jak wskazuje sam tytuł, polega na przejściu na dietę trwającą od piątkowego popołudnia aż niedzielnego wieczoru. W tym czasie mamy spożywać jedynie samodzielnie przygotowane koktajle (autor nazywa je „eliksirami”), które mają nam zapewnić wszystkie potrzebne składniki odżywcze, a przy okazji sprawić, że w ciągu jednego weekendu zgubimy nawet dwa kilogramy.Książka dr. Bardadyna, wydana w 2013 roku, była zdecydowanie prekursorką modnych obecnie diet sokowych i koktajlowych, które chętnie zachwalają znani trenerzy i celebryci. Jednak w przypadku „Odchudzania weekendowego” autor wzniósł się na wyższy poziom: choć większość przepisów na „eliksiry” rzeczywiście opiera się na owocach, to znajdziemy tu także choćby przepis na koktajl… z tuńczykiem!W książce znajdziemy nie tylko kilkadziesiąt przepisów na zdrowe i pożywne koktajle, ale także gotowy plan weekendowego odchudzania, dodatkowe porady i przykłady działań pomagających osiągnąć zamierzone efekty. Dieta a geny Doktor Marek Bardadyn lwią część „Odchudzania weekendowego” poświęca także teoretycznym zagadnieniom dotyczącym odchudzania i problemów ze zrzuceniem wagi. Autor opisuje, jak geny wpływają na przemianę materii i jaki mają wpływ na naszą walkę ze zbędnymi kilogramami. Znajdziemy tu dużo informacji na temat niebezpieczeństw, jakie niesie za sobą stosowanie różnych planów dietetycznych w zbyt krótkim odstępie czasu. Bardadyn nie zapomina też o różnych rodzajach otyłości, a o wielu z nich nigdy byśmy nawet nie pomyśleli. Bo czy wiedzieliście, że istnieje coś takiego, jak „sportowy typ otyłości”? „Wśród szeregu czynników decydujących o aktualnej wadze ciała właściwie tylko dwa – sposób odżywiania i stopień aktywności fizycznej – w pewnym stopniu zależą od naszych indywidualnych decyzji i konsekwencji w ich realizacji. Jednak nawet w tym wypadku nie jesteśmy zupełnie suwerenni w podejmowanych postanowieniach i nie tylko od nas zależy, czy wybrana dieta i styl życia zapewnią wymarzoną wagę i trwałe zadowolenie z idealnej sylwetki” – pisze autor. Doktor Bardadyn w „Odchudzaniu weekendowym” twierdzi, że dopiero po zbadaniu wszystkich czynników, które wpływają na nasz wygląd i wagę, możemy zacząć dobierać sobie odpowiednią dietę i plan treningowy. Lektura tej książki ma nam pomóc właśnie w odnalezieniu przyczyn, dla których nasze wysiłki nie przynoszą spodziewanych rezultatów. Oczyszczanie jest ważne Kolejna część „Odchudzania weekendowego” poświęcona jest innemu, równie popularnemu ostatnio zjawisku, jakim jest oczyszczanie organizmu z toksyn. Autor uważa, że o ile sam detoks nie jest zły, to tylko w połączeniu z odpowiednio dobraną dietą może przynieść prawdziwe korzyści naszemu organizmowi, a także poprawić nasze samopoczucie.Bardadyn zdradza swoje sposoby na pozbycie się toksyn z organizmu, a także na jego odmłodzenie, w czym ma pomóc stosowanie diety strukturalnej, która jest jego autorskim pomysłem. Chodzi tu o dobieranie naturalnych produktów o wysokiej zawartości niezbędnych składników odżywczych, ale przy tym mających niski indeks glikemiczny, czyli po prostu mało kalorycznych. Takie są też właśnie proponowane przez autora „eliksiry”, na których bazuje jego weekendowa dieta. Pomysłów na „genialne odchudzanie” było już wiele, a autor każdego z nich zapewnia, że to jego sposób jest najlepszy. O ile jednak stosowanie wielotygodniowych programów dietetycznych bez konsultacji z lekarzem czy dietetykiem może być bardzo niebezpieczne, to już weekendowa przygoda z przygotowanymi samodzielnie koktajlami z warzyw i owoców może być ulgą dla naszego żołądka. A jeżeli możemy przy tym schudnąć? To chyba nie ma nad czym się zastanawiać. Źródło okładki: www.rebis.com.pl
„Odchudzanie weekendowe” Marek Bardadyn – recenzja
To, co wyróżnia zajęcia, to ciągły ruch wymuszony przez mechanizm roweru – można go zatrzymać jedynie przez zmniejszenie prędkości pedałowania, nie ma typowego hamulca. Regularne uczęszczanie na zajęcia gwarantuje zwiększenie wydolności układu oddechowego i wytrzymałości. Jak wyglądają zajęcia na rowerach spinningowych? Na początku zajęć bierzemy udział w rozgrzewce polegającej na pedałowaniu połączonym często z wymachami ramion czy z użyciem hantelków w dalszej części rozgrzewki. W trakcie rozgrzewki stopniowo podwyższamy swoje tętno, aby przygotować się do właściwego treningu. Rozgrzewka trwa około 15 minut. Po niej przechodzimy do głównej części zajęć. Ich schematów jest wiele: instruktorzy stosują interwały, jazdę na dużym obciążeniu nawet przez kilka minut albo szybkie pedałowanie bez żadnego obciążenia. Zmiana obciążenia w rowerze spinningowym działa nieco inaczej niż w rowerach przeznaczonych do jazdy na zewnątrz. Do dyspozycji mamy śrubę regulacji oporu, dzięki której regulujemy obciążenie. Śrubę można wykorzystać też jako hamulec awaryjny w razie nagłej potrzeby zatrzymania roweru (np. wypadnięcia nogi z pedała), jednak nie stosuje się tego często. Ostatnia część treningu to zmniejszenie tempa jazdy, które ma na celu uspokojenie naszego serca i przygotowanie do rozciągania. Stretching wykonuje się po zejściu z roweru. Co zabrać ze sobą na zajęcia ze spinningu? Aby dobrze przygotować się na zajęcia, warto zaopatrzyć się w koszulkę (najlepiej termoaktywną) i spodenki. Możemy wziąć ze sobą spodnie dresowe, jednak należy pamiętać, aby nie miały szerokich nogawek, które mogą wkręcić się w mechanizm roweru. Pamiętajmy o oddychających skarpetkach i wygodnych butach sportowych z grubszą podeszwą. Jeśli planujemy dłuższą przygodę ze spinningiem, zainwestujmy w specjalne buty z systemem SPD, którym mocujemy stopę do pedałów. Dzięki nim wygodniej będzie się jeździć i unikniemy sytuacji, w której stopa wypada z pedału. Warto też zabrać ze sobą ręcznik i butelkę wody lub napoju izotonicznego. Ciekawi swoich wyników i parametrów podczas jazdy mogą zainwestować w pulsometr. Przykłady ćwiczeń na rowerze spinningowym Na zajęciach spinningowych rzadko siedzimy na siodełku przez dłuższy czas. Instruktorzy urozmaicają zajęcia nie bez powodu. Zmiana pozycji jest dostosowywana do obciążenia, ale też wspomaga ćwiczenie wydolności oddechowej. Można zacząć od interwałów, które obejmują jazdę na dość dużym obciążeniu, np. przez dwie minuty, a następnie redukcję obciążenia do zera przez minutę. Istnieje tu dowolność modyfikacji: jazda bez obciążenia może być dłuższa niż z obciążeniem. Możemy też wydłużać czas jazdy z obciążeniem lub odwrotnie – czas bez obciążenia. Do treningu często są wprowadzane zmiany pozycji. Obejmuje to m.in. wysunięcie bioder do tyłu przy jeździe z większym obciążeniem. Mamy możliwość zróżnicowanej częstotliwości siadania i wstawania: można liczyć od np. 8 do 2 akcentów (bitów) w muzyce. Polega to na tym, że najpierw liczymy przez 8 bitów na siedząco, potem zmniejszamy to do 6, 4, 2, aż do jazdy „na 1”, czyli raz na jeden akcent siadamy, a na kolejny wysuwamy biodra do tyłu, nad siodełko. Podczas jazdy na tzw. luzie, czyli bez obciążenia, można wstać z siodełka i pedałować na stojąco, wtedy mamy wrażenie szybszej jazdy i bardziej angażujemy układ oddechowy. Przykładowy schemat jazdy dla zaawansowanych to 2 minuty jazdy bez obciążenia na stojąco, a potem w siedzeniu na średnim obciążeniu, żeby uspokoić oddech. Mniej zaawansowani mogą zmniejszyć czas jazdy na stojąco do pół lub całej minuty. Warto dostosowywać czas jazdy z danym obciążeniem do własnych potrzeb i wydłużać go wraz z polepszaniem się naszej kondycji.
Popraw swoją wydolność dzięki jeździe na rowerze spinningowym
Koronkowa, elegancka i seksowna bielizna jest jednym z najczęściej wybieranych przez panów prezentem dla kobiet. I – nie ma co ukrywać – bardzo uniwersalnym. Co zatem wybrać, by kobieta poczuła się wyjątkowo? Zwykły biustonosz nie wystarczy. Biustonosze Odpowiednio dobrany stanik jest podstawą kobiecej garderoby. Dobrze, by podkreślał kształt piersi, eksponował je, ale także zabezpieczał przed siłami fizyki. Sezon 2017/2018 stoi w bieliźnie pod znakiem koronki. Przede wszystkim modna jest ta typu soft. Chodzi o staniki delikatne, zmysłowo otulające piersi miseczki, zdobione koronką ramiączka oraz zapięcia. Taki biustonosz sprawdzi się podczas noszenia go pod delikatną bluzką. Zadowolona będzie z niego każda kobieta. Jeśli szukasz jednak czegoś sprawdzonego, a nie chcesz iść w hity sezonu, zdecyduj się na biustonosz typu bardotka. Idealnie eksponuje ona piersi i je stabilizuje. Pasuje do szerokich, głębokich dekoltów. Zastanawiasz się nad kolorem? Wybierz te najbardziej lubiane: czerń, czerwień lub biel, np. marki Calzedonia lub Intimissimi. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Stringi Stringi już dawno przestały być rodzajem bielizny zarezerwowanym tylko do miłosnych igraszek. Tego typu majtki powinny być noszone głównie do obcisłych spodni, spódnic lub sukienek – chodzi o to, by nie było widać szwów. Może więc postawisz właśnie na stringi? Masz do wyboru te koronkowe, najbardziej seksowne, oraz bawełniane. Możesz też przyjrzeć się tym cienkim, najmniej widocznym. Stringi mogą być prawdziwymi cudeńkami. Wykonane z misternie uszytej koronki, na pewno zwrócą uwagę kobiety. To nie muszą być przecież jedynie cienkie paski, ale równie dobrze elegancki, delikatny materiał. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Komplety To będzie chyba najbardziej trafiony prezent. Majtki i biustonosz – duet idealny. Albo: gorset, pończochy i stringi. Wszystko zależy od ciebie. Przyjrzyjmy się pierwszemu zestawowi. Biustonosz i klasyczne majtki to propozycja dla pań, które lubią wygodę i takiej bielizny poszukują. Jeśli zastanawiasz się nad rodzajem stanika, do wyboru masz np. bardotkę, niezabudowany, balkonetkę bądź ten z odpinanymi ramiączkami. Proponujemy nie kombinować i wybrać taki, jaki twoja kobieta ma już w swojej garderobie. To pozwoli uniknąć wpadki. Nie wiesz, jaki stanik dobrać? Przyjrzyj się tym gładkim, wzorzystym lub koronkowym. Uwzględnij ponadto seksowne staniki z wycięciami. Estetycznie wyglądają również biustonosze z miseczką w kształcie litery C, zwłaszcza te koronkowe. Do stanika dopasuj podobne majtki lub kup gotowy komplet. Jeśli natomiast szukasz czegoś bardziej odważnego, postaw na gorset. Panie szczególnie lubią te zapinane na suwak bądź guziki – sznurowane raczej nie są zbyt popularne. Współczesne gorsety nie są bardzo sztywne. Rozejrzyj się raczej za czymś delikatnym, z elastycznego i miękkiego materiału. My proponujemy gorset o zabudowanej górze i koronkowym dole. Do niego idealne będą czarne, cienkie stringi oraz pończochy razem z pasem. Taki zestaw powinna mieć w szafie każda kobieta, która lubi czuć się wyjątkowo. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Seksowne koszulki To ostatnia nasza propozycja. Jeśli nie znasz rozmiaru bielizny, jaki nosi twoja kobieta, najlepszą opcją będzie koszulka. Ale nie taka zwykła, typowa. Ponownie przyjrzyj się koronkom i zwiewnym materiałom. Takie koszulki mogą być jednocześnie pretekstem do igraszek oraz piżamą letnią. Jaką wybrać? Postaw na tę na cienkich ramiączkach, unikaj wielu falban, wstążek i guzików. Zdecydowanie wygodniejsza będzie wąska koszulka z satyny lub taka o koronkowej górze. Zakup bielizny dla kobiety to nie lada wyzwanie. Dlatego zawsze lepiej zostawić sobie paragon, by ewentualnie później wymienić na inny rozmiar.
Seksowna bielizna dla niej na mikołajki
Gumki do robienia bransoletek to w ostatnim czasie prawdziwy hit. Za pomocą małych gumek, krosna i szydełka możemy wykonać niepowtarzalną i wyjątkową ozdobę na rękę. Loom Bands pozwala również na wykonanie innych ozdób. Jakich? Co zawierają zestawy Loom Bands? Jaki jest koszt pełnego zestawu i samych gumek? Jak w prosty sposób można urozmaicić bransoletkę z gumek? Kiedyś hitem było tworzenie bransoletek z muliny. Plotło się cienkie sznureczki w supełki i tworzyło wymyślne wzory. Dzisiejsze bransoletki z gumek również rozwijają zdolności manualne u młodszych i starszych dzieci. Są ciekawą ozdobą, prezentem i pozwalają najmłodszym kreatywnie spędzić czas. Co zawierają zestawy bransoletek Loom Bands? Każda dziewczynka, która czuje w sobie duszę artysty lub lubi kolorowe bransoletki, powinna spróbować swoich sił w tworzeniu bransoletek Loom Bands. Pierwszy zestaw można kupić już za około 9 zł. Zawiera on mix 1200 kolorowych gumek, jednokolorowe szydełko, jedno duże radełko i 12 klipsów do zapinania bransoletek. Taki zestaw można kupić na początku, aby sprawdzić, czy w ogóle interesuje nas tego typu zabawa. Później jednak może się okazać, że gumek jest o wiele za mało, przydałoby się też większe krosno do tworzenia skomplikowanych wzorów. Zestaw zawierający 4200 gumek to wydatek od około 20 do 70 zł. W skład zestawu za około 30 zł wchodzi 4200 gumek Loom Bands, 125 klipsów w kształcie litery S, dwa małe szydełka, duże szydełko, widełki, krosno, poręczny organizer, w którym możemy przechowywać wszystkie elementy, oraz 20 koralików i 5 zawieszek charms. Koraliki i zawieszki służą do tworzenia unikalnych ozdób na bransoletkach. Dzięki temu każda z nich będzie różniła się nie tylko kolorem i wzorem, ale również oryginalnym dodatkiem. Koraliki i zawieszki możemy również dokupić osobno. Dzięki temu możemy wybrać kolory i wzory, które najbardziej do nas pasują lub które chcemy podarować komuś w prezencie. Zestawy Loom Bands mogą również zawierać 7000, 10000, 15000, a nawet 20000 gumek. Ich koszt to od około 30 do 140 zł. Mając pełen zestaw, który zawiera krosno i szydełka, prędzej czy później mogą nam się skończyć same gumki. Nie potrzeba jednak kupować kolejnego zestawu. Gumki do Loom Bands bez problemu możemy dokupić osobno. Dostępne są w osobnych torebeczkach. Za komplet 300 sztuk zapłacimy około 3 zł. Możemy wybierać spośród różnych kolorów – również świecących w ciemności. Co można wykonać z gumek Loom Bands? Gumki Loom Bands dają wiele możliwości. Ograniczeniem może być tylko nasza wyobraźnia. Z początku możemy robić bransoletki metodą prób i błędów, ale możemy również zdać się na gotowe wzory. Pomocne mogą się okazać różnego rodzaju czasopisma lub książki, które wprowadzają w świat gumowych bransoletek. Gumki Loom Bands pozwalają na tworzenie zawieszek, kolczyków i innych elementów. Możemy tą metodą stworzyć biedronki, pieski, kwiatki, owoce i inne kształty, które sprawdzą się jako breloczki do kluczy lub ciekawe wykończenie plecakowego suwaka. Podpowiedź możemy również znaleźć w sieci. Na popularnym kanale z filmami z pewnością znajdziemy wiele przykładów, jak rozpocząć przygodę z gumkami Loom Bands. Podsumowanie Wybierając gumki Loom Bands, warto zwrócić uwagę nie tylko na ich wygląd i kolor, ale także certyfikat, aby zakupić produkt całkowicie bezpieczny dla dziecka. Jeżeli początki są dla dziecka trudne i pomimo wielu chęci bransoletka nie wychodzi tak, jak dziewczynka by chciała, usiądźmy i wspólnie sprawdźmy, w czym jest problem. Tworzenie bransoletek razem z córką może być także ciekawym pomysłem na pogłębienie wspólnych więzi. Zobacz również: Modna biżuteria dla dziewczynek
Gumki do robienia bransoletek i nie tylko
Smartfon w rękach ucznia nie jest tylko zbędnym gadżetem. Pozwala on na kontakt z rówieśnikami oraz ułatwia naukę, bo zapewnia stały dostęp do Internetu. To urządzenie służy także rodzicom dziecka. Dzięki smartfonowi dorośli bez trudu mogą być w stałym kontakcie z podopiecznym. Telefony pozwalają też kontrolować miejsce pobytu syna lub córki i reagować w sytuacjach, w których potrzebna jest im pomoc. Smartfon dla ucznia powinien mieć przede wszystkim wytrzymały akumulator, ponieważ nie każde dziecko pamięta o konieczności naładowania tego typu urządzeń. Ekran powinien być odporny na zarysowania, a długość przekątnej wyświetlacza powinna być nie krótsza niż 4 cale, co pozwoli na wygodne korzystanie z telefonu i przeglądanie na nim materiałów edukacyjnych. Poniżej przedstawiamy 5 polecanych modeli smartfona dla ucznia. iPhone 5 iPhone to smartfon działający w oparciu o system iOS. To dobry wybór dla dzieci, których rodzice posiadają tego typu urządzenia. Wówczas wszyscy mają dostęp do aplikacji udostępniającej położenie każdego członka rodziny. Ponadto iPhone’y mają wbudowaną aplikację do komunikacji o nazwie FaceTime, dzięki której można prowadzić bardzo sprawnie działające wideorozmowy. iPhone 5 jest doskonałym wyborem dla ucznia ze względu na jego 4-calowy wyświetlacz oraz niewygórowaną cenę. Asus ZenFone Max To znacznie większy smartfon o 5,5-calowym wyświetlaczu, działający w oparciu o system Android. Ma bardzo pojemny akumulator, który nawet przy graniu w gry i przeglądaniu Sieci przez wiele godzin dziennie potrafi wytrzymać ok. dwóch dni bez ładowania. Pamięć wewnętrzna urządzenia ma pojemność 16 GB, ale można ją zwiększyć o 64 GB dzięki karcie microSD. Dodatkowo Asus ZenFone Max ma dwa sloty na karty SIM. Huawei P8 Lite Huawei P8 Lite pracuje również w oparciu o system Android. Telefon wyposażony jest w 5-calowy ekran o rozdzielczości 1280 na 720 pikseli. Smartfon ma dwa sloty na kartę SIM oraz 16 GB pamięci wewnętrznej, którą można zwiększyć przy pomocy czytnika kart microSD. Urządzenie ma 8-rdzeniowy procesor pozwalający na uruchamianie gier i korzystanie z wymagających aplikacji pomocnych w nauce. myPhone Cube To najtańszy z proponowanych modeli smartfon, którego cena nie przekracza 600 zł, ale można zakupić go już nawet za 400 zł. myPhone Cube to telefon z Androidem, który bardzo dobrze spisuje się w codziennym użytkowaniu w swoim segmencie cenowym. Akumulator przy standardowym wykorzystaniu wystarcza na cały dzień pracy. Samsung Galaxy J5 LTE To smartfon kosztujący niecałe 1000 zł. Wyposażony jest w ekran o przekątnej długości 5 cali. Samsung Galaxy J5 LTEma 8 GB pamięci wewnętrznej i po naładowaniu do pełna działa do 9 godzin przy wykorzystaniu sieci LTE. Dostępna pamięć wewnętrzna to 8 GB lub 16 GB w zależności od wybranego wariantu. Można ją poszerzyć dzięki karcie pamięci o pojemności do 128 GB. System zainstalowany w urządzeniu to Android. Podsumowanie Wybór smartfona dla ucznia zależy przede wszystkim od potrzeb nie tylko dziecka, ale także rodzica. Warto zainwestować w urządzenie, które będzie praktyczne i spełni oczekiwania ich obojga. Pozwoli na łatwy kontakt, a aplikacje mobilne będą bardzo przydatne w nauce.
Back to school 2016: jaki smartfon wybrać dla ucznia?
„Gra o tron” to jeden z najbardziej popularnych seriali ostatnich lat. Na całym świecie każdy odcinek budzi wielkie emocje. Są tu dobrze zarysowani bohaterzy, ciekawe wątki i… piękne fryzury. Być jak Daenerys Targaryen Posiadaczki długich i gęstych włosów mogą poczuć się jak Zrodzona z Burzy, Daenerys Targaryen, Matka Smoków. W jej uczesaniach przeważają warkocze: wplatane, kłosy, klasyczne i wszelkie ich modyfikacje. Aby spróbować uczesać się podobnie, będziemy potrzebować: gumek do włosów (najlepiej w kolorze zbliżonym do koloru włosów), krótkich wsuwek, pianki do stylizacji i ewentualnie lokówki. Jedną z najprostszych fryzur Daenerys jest podwójna paryżanka. Na samym początku we włosy można wetrzeć odrobinę pianki do stylizacji. Następnie oddzielamy kilka pasm z przodu i spinamy je tak, by nam nie przeszkadzały. Później włosy dzielimy po bokach głowy na dwie części. Zaczynamy pleść zwykły klasyczny warkocz z górnej części włosów. Gdy warkocz jest na tyle długi, by kończyć się z tyłu głowy, zabezpieczamy końcówkę gumką i bierzemy się za kolejny, tym razem z dolnej części. Analogicznie robimy po drugiej stronie. Kiedy uda nam się napleść cztery warkocze, usuwamy gumki i zbieramy je razem z tyłu głowy. Na zebranych końcach zawiązujemy gumkę. Puszczone włosy splatamy w warkocz lub kłosa. Warkocze muszą dość ściśle przylegać do skóry głowy. Na koniec rozwiązujemy kosmyki z przodu i nakręcamy je na lokówkę, by lekko się kręciły. Dla lepszego efektu gotową fryzurę można spryskać mgiełką nabłyszczającą. box:offerCarousel Winter is coming, czyli Sansa Stark Na głowie Sansy również królują warkocze, z tym że najczęściej są one wplatane. Panie lubiące ten typ warkocza będą zadowolone z fryzury, jaką miała dziedziczka Winterfell w pierwszym sezonie. Nie jest to trudne uczesanie, choć wymaga pewnej zwinności. Na środku głowy robimy prosty przedziałek. Następnie dzielimy włosy na czubku głowy na dwa równe pasma. Z każdego pasma pleciemy wplatany warkocz, zaczynając od samej linii włosów. Staramy się nie zgarniać zbyt dużej ilości włosów po bokach głowy. Warkocze mają przebiegać od czubka głowy ku tyłowi. Uwalniamy je na tyle głowy i splatamy w klasyczne warkocze. Związujemy każdy z nich gumką, by się nie rozpadły, po czym luźno przeplatamy ze sobą. Nie zdejmujemy gumek, tylko dodatkowo związujemy koniec naszego przeplatańca kolejną gumką lub rzemieniem. Czerwona Kapłanka – Melisandra Włosy w kolorze czerwonego wina o intensywnym i głębokim odcieniu to znak rozpoznawczy Melisandry. Jej uczesania podkreślają urodę i eksponują twarz, nie ma w nich kosmyków, które otulałyby twarz kapłanki. Do fryzury inspirowanej Czerwoną Kapłanką potrzebować będziemy krótkich wsuwek lub szpilek do włosów. Wszystkie włosy zaczesujemy do tyłu. Z czubka i boków wydzielamy trzy pasma włosów. Te po bokach na razie zostawiamy w spokoju i zajmujemy się środkowym. Dzielimy je na dwa równe pasma i zaczynamy skręcać wokół siebie, aby powstała spirala. Gdy dojdziemy do końca, związujemy je gumką. Następnie zaczynamy zwijać naszą spiralkę tak, by powstał kwiat. Po każdym zawinięciu należy użyć szpilki lub wsuwki, aby kwiatuszek się nie rozwinął. Kiedy skończymy, analogicznie tworzymy kwiaty z bocznych pasm. Resztę włosów można pokręcić lub zostawić proste. Fryzury bohaterek „Gry o tron” są wymarzone dla pań o półdługich i długich włosach. Wspaniałe i misterne warkocze sprawią, że będą wyglądać niebanalnie zarówno na wystawnym przyjęciu, jak i spotkaniu z przyjaciółką. Warto oglądać ten serial nie tylko dla skrajnych emocji, ale także dla fryzur.
Fryzury inspirowane „Grą o tron”
Jedną z popularniejszych dyscyplin, która latem zyskuje znacznie więcej zwolenników jest siatkówka plażowa. Sport, który uprawiać może każdy, gdyż nie wymaga nic poza piłka. Decydując się na zakup piłki do siatkówki plażowej przeczytaj kilka rad i wybierz tę najodpowiedniejszą. Budowa piłki Piłkajest okrągła, to banał, który każdy zna z popularnej piosenki. Jednak jeśli chodzi o budowę piłki nie jest już tak prosto. Każdy model składa się z głównych dwóch elementów – dętki i obszycia i każdy z nich może być zrobiony z kilku rodzajów materiałów. Dodatkowo pojawia się także warstwa oddzielająca dwie poprzednie od siebie. To zwykle lekki i wytrzymały materiał, najczęściej bawełniany. Wnętrze piłki, tzw. pęcherz, zwykle jest lateksowe. Chociaż pojawia się trend, by tego typu wypełnienie stosować w piłkach ręcznych albo przeznaczonych dla dzieci. Związane to jest z ich wagą. Są to po prostu piłki o kilkadziesiąt gram lżejsze, a w przypadku serwów czy rzutów ma to duże znaczenie. Takie modele mają tez lepsze odbicie. Ich wadą jest szybsze uchodzenie powietrza, a co za tym idzie konieczność częstszego ich pompowania. Większość piłek ma wypełnienie butylowe, zrobione z rodzaju substancji kauczukowej. Dzięki czemu są one trwalsze, wolniej uchodzi z nich powietrze, ale są też cięższe i droższe. Treningowa piłka siatkowa Mikasa z atestem F.I.V.B. (Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej) , wzór VX 30 replica VLS300 to koszt 84 zł. Jej wypełnienie stanowi podwójnie laminowana dętka butylowo-gumowa, która zapewnia mniejsze straty powietrza. Wakacje i gry nad jeziorem Nie tylko rodzaj uprawianej dyscypliny, ale i miejsce ma wpływ na wybór produktu. Wyjeżdżając na wakacje nad jezioro czy inny zbiornik wodny i wiedząc, że większość meczy odbywała się będzie w jego okolicy, warto wybrać piłkę ze zwiększoną odpornością na wodę. Taką cechę posiadają piłki pokryte z zewnątrz tworzywem, czyli najczęściej skórą syntetyczną lub poliuretanem – elastycznym tworzywem sztucznym. Piłki skórzane dobrze wyeliminować nie tylko ze względów ekologicznych, ale także praktycznych. W miejscach narażonych na częste wpadanie do zbiornika wodnego, takie modele szybko nasiąkają wodą i robią się cięższe. Znacząco utrudnia to grę, co więcej, takie uderzenie nasączoną piłką może powodować siniaki na ciele. Dla zwolenników trwalszych produktów, a takim bez wątpienia jest skóra naturalna, dobre są rozwiązania połowiczne, tj. wykorzystujące naturalny surowiec wewnątrz sprzętu. Powierzchnia takiej piłki dodatkowo pokryta jest materiałem izolującym. Naszycia na piłce Kawałki materiału, które znajdują się na zewnętrznej warstwie piłki nie są jej ozdobą. To bardzo ważny element konstrukcyjny, który decyduje o kierunku lotu piłki. Panele, bo tak nazywane są łaty pokrywające jej wierzch, mogą występować w różnej ilości. W przypadku siatkówki plażowej najczęściej stosuje się te o większej liczbie paneli, minimum 10. Do gry na hali wystarczy osiem kawałków. Piłka siatkowa Molten V5M2000-L może z powodzeniem być wykorzystywana do gry plażowej. Składa się z 18 naszywanych paneli zapewniających jej łuk podczas lotu. Dodatkowo jest lżejsza od piłki halowej, a to bardzo pożądana cecha. Grają profesjonalnie w piłkę siatkową należy przestrzegać zasad związanych z jej rozmiarem. I tak, obwód piłki wykorzystywanej podczas meczu musi mieścić się w granicach 65 a 67 cm. Wybierając piłkę do amatorskiej gry warto, by mieściła się w tych wytycznych, bo ułatwia to grę. Zbyt mały obwód też nie jest wskazany. Piłka plażowa SMJ STAR BEACH SEA SIDE jest wykonana z najlepszej jakości tworzyw sztucznych. Ma obwód odpowiadający oficjalnym wymiarom oraz waży 250 gram. Może się zdarzyć, że zamiast obwodu piłki podanego w cm znajdzie się w opisie rozmiar określony numerem. Wtedy chcąc kupić klasyczny model wykorzystywany podczas rozgrywek oraz polecany przy grze amatorskiej, należy wybrać rozmiar 5. Mniejsze cyfry to modele dziecięce, które nie będą wygodne podczas meczu, w którym zawodnikami są osoby dorosłe. Miejsce gry a rodzaj piłki Trenując najczęściej na boiskach przeznaczonych do piłki siatkowej warto wybrać produkty o zwiększonej odporności na ścieralność. Liczne otarcia o piasek powodują szybsze zużycie się powłoki zewnętrznej. W przypadku siatkówki na hali ten problem jest zniwelowany. Dlatego grając w terenie lepiej kupić sprzęt z wykończeniem z poliuretanu. Nie ściera się on tak łatwo jak skóra i z pewnością piłka wykonana z niego posłuży kilka lat. Dodatkowo jeśli w pobliżu znajdują się zbiorniki wodne, to piłka pokryta tworzywem nie będzie nasiąkała wodą, tym samym skóra nie będzie się musiała niszczyć.
Siatkówka plażowa – jaką piłkę wybrać?
Święta Bożego Narodzenia to jedna z tych okazji, kiedy dekoracji nigdy za wiele. Ubieramy choinkę, na stołach układamy wieńce, rozwieszamy girlandy światełek i ozdabiamy okna. Efektowna aranżacja tych ostatnich sprawia, że wewnątrz pomieszczeń jeszcze bardziej czuć świąteczną atmosferę, a z zewnątrz estetycznie podkreśla wygląd całego budynku. Jak atrakcyjnie udekorować okna? Dekoracje okienne można przygotować na wiele sposobów, wykorzystując szereg ozdób, w zależności od tego, w jakim stylu ma być aranżacja i jakie mamy okna. Inaczej będziemy ozdabiać przeszklenia w kuchni, a inaczej w salonie. Do dekorowania używamy ozdób świątecznych, lampek i naklejek – produktów gotowych i wykonanych samodzielnie przez nas lub dzieci. Świetlne dekoracje okien Lampki choinkowe to jedna z najbardziej uniwersalnych ozdób świątecznych. Możemy stworzyć z nimi ciekawą aranżację okna. Wystarczy zawiesić je na firance, aby wprowadzały wyjątkowy klimat, a jednocześnie stanowiły dodatkowe, nastrojowe oświetlenie we wnętrzu. Z lampek możemy także stworzyć oryginalną ozdobę, kładąc je luźno na parapecie lub wkładając do szklanego naczynia. Najlepiej sprawdzą się w tym celu lampki ledowe, zasilane na baterie, dzięki czemu nie będziemy mieć problemu z podłączeniem przewodu do prądu. Tego typu oświetlenie doskonale sprawdzi się także do stworzenia dekoracji na szybie, wystarczy ułożyć łańcuch w kształt gwiazdy i przytwierdzić taśmą, aby świąteczna dekoracja była gotowa. box:offerCarousel Do dekoracji okna oświetleniem możemy użyć gotowych ozdób w formie św. Mikołaja, gwiazdy betlejemskiej czy choinki do przytwierdzenia do szyby. Zasilane na baterie pozwolą swobodnie kontrolować zużycie prądu. W ciągu dnia będą subtelną dekoracją widoczną z obu stron. Popularnym rozwiązaniem są domki lub szopki wykonane z drewna, z oświetlonym daszkiem, który z zewnątrz i od wewnątrz stanowi estetyczną dekorację. Naklejki i folie na szyby Jeśli chcemy, aby dekoracje znalazły się na szybach, dzięki czemu będą widoczne z obu stron, możemy wykorzystać efektowne naklejki lub folie. Ich największą zaletą jest szybka aplikacja na powierzchnię, a po świętach równie ekspresowe usuwanie bez zabrudzeń. Naklejki występują w wielu wersjach kolorystycznych, co pomoże dopasować je do aranżacji wnętrza oraz upodobań właścicieli. Dostępne są naklejki w kształcie mikołaja, choinki czy bałwanka, ale także w formie śnieżynek. Łatwa aplikacja sprawi, że możemy zastosować je w każdym pomieszczeniu. Szczególnie sprawdzą się w pokoju dziecięcym, w kuchni lub salonie. Efektownym rozwiązaniem są naklejki żelowe, które dodatkowo mają miękką, lekko wypukłą konsystencję. Dzięki temu jeszcze lepiej prezentują się na szybie, tworząc efekt 3D. Z tej prostej, a jednocześnie oryginalnej ozdoby można tworzyć dowolne kompozycje, które będą cieszyć oko mieszkańców i przechodniów. Warto zachęcić dzieci do wspólnego ozdabiania okna za pomocą naklejek lub folii. Naklejki lub folie wystarczy odkleić od kartki i przenieść wzór na szybę, a po świętach delikatnie podważyć naklejkę, a następnie z powrotem przykleić ją na kartkę. Tym sposobem wykorzystamy produkt ponownie za rok. Naklejki pokryte są specjalnym klejem, który nie pozostawia śladów i nie sprawia trudności podczas odklejania. Po skończonej pracy wystarczy przetrzeć szybę suchą ściereczką. box:offerCarousel Śnieg w sprayu Innym sposobem na dekorację szyb okiennych jest sztuczny śnieg w sprayu. Wykorzystamy go do stworzenia atrakcyjnych, oryginalnych ozdób w formie śnieżynek, choinki czy domków. Dla ułatwienia możemy skorzystać z gotowych szablonów, dzięki którym przygotowanie dekoracji będzie nie tylko proste, ale także sprawi nam mnóstwo przyjemności. Kompozycje ze sztucznego śniegu idealnie sprawdzą się w salonie, sypialni czy kuchni. Pasować będą szczególnie we wnętrzach skandynawskich lub minimalistycznych, w których dekoracje świąteczne występują w ograniczonej wersji lub w białej szacie graficznej. Sztuczny śnieg doskonale imituje ten prawdziwy, więc nawet jeśli zima nie będzie biała, pozwoli on odczuć magię świąt. Łatwo zastosować go na szybach, a następnie zmyć. Stosując szablony, mamy pewność, że wzory wyjdą równe i estetyczne. Bogaty wybór form pozwoli stworzyć wyjątkowe kompozycje. Sztucznego śniegu dodatkowo można użyć, spryskując nim gałązki choinki, które wstawimy do wazonu i ustawimy na parapecie. Dzięki temu przygotujemy spójną aranżację całego okna. box:offerCarousel Wiszące dekoracje Okno może idealnie posłużyć do stworzenia ciekawej dekoracji z bombek, szyszek czy małych lampionów. W tym celu musimy zawiązać je na długich sznurkach i zamontować we wnęce okiennej. Najlepiej jeśli sznurki będą miały różną długość, dzięki czemu osiągniemy lepszy efekt wizualny. Taka dekoracja będzie doskonale wyglądać w oknie bez firanek. Do ozdoby możemy wykorzystać różnego rodzaju dekoracje świąteczne. Mogą to być tradycyjne bombki, ale także gałązki choinki, papierowe gwiazdy, drewniane zawieszki itp. Tak przystrojone okno z pewnością będzie oryginalną dekoracją całego wnętrza. Świąteczny parapet Do przygotowania wystroju okna warto wykorzystać parapet. Możemy ustawić na nim świece, lampiony lub latarenki, wieniec świąteczny, kompozycje z bombek i zawieszek czy małą choinkę. Dzięki temu przemycimy do wnętrza jeszcze więcej świątecznej atmosfery. Wyjątkową dekorację docenimy szczególnie wieczorem, kiedy z kubkiem gorącej herbaty lub czekolady usiądziemy przy choince i będziemy wypatrywać przez okno śniegu. Blask świec lub lampek odbijający się w ozdobach sprawi, że czas świąt będzie jeszcze bardziej magiczny i niezwykły. box:offerCarousel Pamiętajmy, żeby dekoracja okienna była spójna i skomponowana z aranżacją całego wnętrza. Najlepiej wybrać jeden rodzaj ozdób, aby nie osiągnąć odwrotnego efektu. Jeśli zdecydujemy się na ozdoby wiszące, zrezygnujmy z ozdabiania parapetu na rzecz śnieżynek wykonanych sztucznym śniegiem. Naklejki możemy zestawić z podobnymi kolorystycznie dekoracjami na parapecie. Tak ozdobione okno będzie estetyczne, unikniemy wrażenia przesytu, a całość będzie podkreślać świąteczną atmosferę.
Zimowe dekoracje okienne do salonu
Wybór odpowiedniego komputera dla gracza nie jest łatwym zadaniem. Urządzenie ma oferować zadowalającą wydajność i być bazą do późniejszych usprawnień. Przeznaczając na ten cel około 3000 zł, można kupić zestaw, który bez problemu uruchomi najnowsze gry na wysokich ustawieniach graficznych. Oto kilka polecanych modeli. Gamer ST5X Gamer ST5X to zestaw komputerowy dostępny na Allegro za około 2900 zł. W cenie tej otrzymujemy płytę główną ASUS B150M-A D3, która jest dobrą bazą do późniejszej rozbudowy. Sercem urządzenia jest najnowszy procesor Intel Core i5-6400 taktowany zegarem 2.7 GHz. W trybie turbo może być kręcony z częstotliwością 3.3 GHz. Uzupełnieniem specyfikacji jest karta graficzna GeForce GTX 960 od MSI. Komputer jest wyposażony w 8 GB pamięci RAM i dysk twardy o pojemności 1 TB. Całość została zamknięta w masywnej obudowie oferującej łatwy dostęp do wszystkich najważniejszych złącz. FX-6300, GTX960 Za około 2400 zł można kupić zestaw wyposażony w sześciordzeniowy procesor od AMD – FX-6300. Jest on taktowany zegarem 3.5 GHz, a wersja Black ma odblokowany mnożnik do 3.9 GHz. Komputer oferuje ponadto wydajną kartę graficzną – GeForce GTX 960 z 4 GB wbudowanej pamięci. Pamięć RAM wynosi w tym przypadku 8 GB, a płyta główna pozwala na dalszą rozbudowę. Całość jest wspierana przez dysk twardy o pojemności 1 TB. W zależności od zestawu poszczególne komponenty mogą się nieco różnić. I5-4590, GTX960 W podobnej cenie (około 2600 zł) dostępne są również zestawy z procesorem Intel Core i5-4590. To czterordzeniowy układ taktowany zegarem 3.3 GHz. W trybie Turbo Boost możliwe jest podkręcenie częstotliwości do 3.7 GHz. Wsparciem dla urządzenia jest karta graficzna GeForce GTX 960 z 2 GB wbudowanej pamięci. Komputer jest ponadto wyposażony w 8 GB pamięci RAM, dysk twardy o pojemności 1 TB i mocny zasilacz 600 W. Płyta główna od Gigabyte umożliwia modernizację komponentów. I5-4460, GTX750Ti Jeżeli nie chcemy wydawać zbyt dużo pieniędzy, rozsądnym wyborem będzie zestaw z Intel Core i5-4460 i kartą graficzną GeForce GTX 750 Ti. Procesor jest w tym przypadku taktowany zegarem 3.2 GHz (w trybie turbo 3.4 GHz). Pamięć układu graficznego wynosi natomiast 2 GB. Do tego otrzymujemy 8 GB pamięci RAM i dysk twardy 1 TB. Zestawy w takiej lub podobnej konfiguracji rozpoczynają się już od 2100 zł. Komputer tej klasy z powodzeniem uruchomi najnowsze gry, choć należy liczyć się z faktem, że nie będą to maksymalne ustawienia graficzne. Lenovo X510 Za około 2800 zł można kupić gotowy zestaw od Lenovo. X510 jest sprzedawany z procesorem Intel Core i7-4770K. Rdzenie pracują z częstotliwością 3.9 GHz. Zestaw występuje w kilku wariantach, jednak najczęściej ma kartę graficzną AMD Radeon R9 290. Producent zadbał również o dysk twardy o pojemności 2 TB oraz 8 GB pamięci RAM. Powinno to w zupełności wystarczyć do uruchomienia wszystkich najnowszych gier. X510 odznacza się też interesującym wyglądem. Obudowa ma futurystyczny kształt, a niebieskie elementy świetnie komponują się z ciemnym motywem głównym.
Komputer stacjonarny do gier do 3000 zł – kwiecień 2016
Czasem nawet drobne, z pozoru błahe zdarzenie na parkingu może oszpecić nasz samochód. Oddanie go do lakiernika oznacza pożegnanie się z miesięczną pensją. Dlatego też wiele osób szuka tanich sposobów na ryski karoserii. Ale czy skutecznych? Uprzedzimy odpowiedź – w wielu przypadkach tak. Ale jednocześnie nie oznacza to automatycznego bezrobocia dla setek lakierników. Sposobów na radzenie sobie z rysami jest sporo. Najtańsze i najprostsze w użyciu są specjalne kredki, czasem niewiele różniące się od świecówek, którymi w przedszkolu mazaliśmy ściany. O ile jednak ze ścian kolory schodziły ciężko, to z lakieru można je usunąć momentalnie. Kredka do lakieru to rozwiązanie definitywnie najtańsze, ale trzeba zauważyć, że jedna drugiej nierówna. Inną jakość mają bowiem wersje za złotówkę czy dwie, inną kredki firmy CarPlan po 8–10 zł za sztukę. Tanie mogą zejść wraz z pierwszym deszczem, renomowane powinny wytrzymać przynajmniej jedno bądź kilka myć. Dużo zależy od stosowania się do instrukcji obsługi. Jak użyć kredki Wiele osób ciągnie kredkę wzdłuż rysy, po jej kształcie. Tymczasem wielu producentów zaleca inne działanie – wykonywanie krótkich, energicznych ruchów w poprzek zadrapania. W ten sposób krawędzie rysy zbierają materiał z kredki i maskują uszkodzenie. Słowo „maskują” ma tu znaczenie kluczowe. Kredka nie naprawi lakieru, nie usunie uszkodzenia. Ona ma jedynie zamaskować rysę. I robi to dobrze – nie możemy od niej oczekiwać niczego więcej, nie ma ona czarodziejskich mocy. Pamiętajmy, żeby przed użyciem dokładnie przeczytać instrukcję obsługi i zastosować się do niej. Kredki są skuteczne w określonych warunkach termicznych i przy suchej, na ogół odtłuszczonej powierzchni. Nie powinno się ich używać w pełnym słońcu. Zaprawione miejsce warto wypolerować, usuwając ślady kredki z karoserii i wygładzając jej powierzchnię w rysie. O wybraniu koloru jak najbliższego naszemu lakierowi chyba nie trzeba wspominać. Pisaki i mazaki Inną kategorią podstawowych sprzętów do wypełniania rys są pisaki i mazaki. Zasada ich działania jest nieco inna – nie są zrobione z twardej, acz plastycznej substancji, lecz zawierają lakier i inne substancje, które rozmiękczają krawędzie rysy, wypełniają ją i zabezpieczają przed korozją. Rozpiętość cen produktów z tej kategorii jest ogromna. Najtańsze kosztują 2–3 złote, najdroższe 40–50 zł. Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by się domyślić, że wraz z ceną rośnie jakość mazaka i użytego w nim lakieru. Jako że lakier ma tendencję do wysychania, mazaki stosuje się punktowo, w samo wnętrze rysy. Jeśli chcemy porządnie zamaskować rysę, sięgajmy po środki uznanych producentów, którzy poświęcają sporo czasu i pieniędzy na doskonalenie swoich produktów. Sonax, Car Plan czy Motip nie muszą się wstydzić ich jakości. Oczywiście nie można wykluczyć, że mniej znane firmy nie robią dobrych produktów, ale nie oczekujmy cudów. Zbyt wygórowane obietnice powinny uruchomić naszą czujność. Trzeba zaznaczyć, że powyższe sposoby działają na niezbyt głębokie rysy – kiedy delikatnie otrzemy się o pachołek na parkingu lub nieznany sprawca z podejrzeniem nietrzeźwości zarysuje nam maskę czy drzwi kluczem lub gwoździem. Jeśli uszkodzenie naruszyło nie tylko jedną z warstw lakieru, ale doszło i do blachy, lepiej użyć specjalnego zestawu naprawczego. Na ogół składa się on z dwóch fiolek, przypominających lakier do paznokci. Po oczyszczeniu powierzchni uszkodzenia nakładamy najpierw podkład, potem – po wyschnięciu – lakier właściwy. Jest to jedna z tańszych i bardziej skutecznych metod maskowania rys, bardzo zbliżona do stosowanych przez lakierników.
Rysa na blacharce? Zabezpiecz ją pisakiem!
Wiosna to idealny czas na samochodowe wycieczki. Wiele osób wybiera się w góry – albo polskie, albo np. Alpy. To świetny pomysł, ale warto, byśmy o kilku rzeczach pamiętali. Opony Jak wiadomo, w górach panuje zdecydowanie inny klimat, niż na nizinach. To, że w Kielcach czy Gnieźnie można chodzić w T-shircie, nie oznacza wcale, że w górach nie sypnie śniegiem. Największym problemem są więc prawidłowo dobrane opony. W idealnym świecie moglibyśmy zabrać ze sobą drugi komplet kół z oponami zimowymi – tereny nizinne i ciepłe przebyć na letnich, potem założyć zimówki. Idealny świat nie istnieje, więc zastosujmy inne rozwiązanie – sprawdźmy dokładnie prognozy pogody. Jeśli w rejonach, w które się udajemy, temperatura regularnie spada w okolice zera, zdarzają się przymrozki i opady śniegu bądź gołoledzie – jedźmy na zimówkach. O ile oczywiście zamierzamy się po tych górach poruszać samochodem – wiele osób preferuje przecież piesze wycieczki bądź napawanie się widokami z poziomu hotelowego balkonu. Widoczność Jakakolwiek wycieczka – ale w rejony górzyste szczególnie – nie powinna się odbywać bez zapasu płynu do spryskiwaczy. Wiecie, jaki płyn jest najdroższy? Ten kupowany na szybko, na przykład na stacjach benzynowych. Za cenę jednej butelki w takiej „promocji” można kupić kilka innych, wcale nie gorszej jakości. Zróbmy więc zapas. Wyjściem idealnym jest butelka płynu w bagażniku, a oprócz tego mała flaszka koncentratu. Na ogół jedna jego porcja (ok. 100 ml) wymaga dolania 2 l wody. W ten sposób uzyskujemy pełnoprawny płyn za ułamek ceny regularnej. To świetna opcja dla osób jeżdżących dużo. Dla nas oznacza, że w trudnych, nieraz górskich warunkach zawsze będziemy mieć czystą szybę. Do tego oczywiście należy mieć sprawne, w miarę nowe wycieraczki. Chłodzenie silnika Przed samochodową wycieczką w góry bardzo dobrze jest zadbać o dobre chłodzenie silnika. W praktyce oznacza to uzupełnienie lub wymianę płynu chłodniczego. Są to nieduże koszty, a zyskujemy większą pewność, że nie zespawamy tłoków z cylindrami podczas podjazdu pod najbardziej stromą górę w okolicy. Płyny krzemianowe (nieorganiczne) na ogół mają niebieski kolor, stosuje się je w starszych autach. Do nowszych leje się organiczne, zielone bądź różowe. Pomieszanie ich może uszkodzić chłodnicę, ale nie stanie się to od razu. Jeśli nie wiemy, jaki mamy w chłodnicy, a wskazówek brak, w sytuacji podbramkowej najlepiej dolejmy wody zdemineralizowanej. Będzie to może mało profesjonalne, ale przynajmniej niczego nie zepsujemy. Parkowanie W górach czasami musimy zatrzymać auto w miejscu dość – jak dla cepra – stromym. Faktycznie, górskie parkingi niekiedy przypominają bardziej stok narciarski niż miejsce odpoczynku dla samochodu. To nie wstyd się upewnić, że rano znajdziemy auto w miejscu, w którym je zostawiliśmy, a nie kilkaset metrów niżej, pośród szczątków rowerów, innych aut i znaków drogowych, które za sobą pociągnęło. Jak tę pewność uzyskać? Klinem. Nie tym „leczniczym”, lecz podkładanym pod koło. Kliny są wykonane z plastiku, kosztują od kilku złotych wzwyż. Przydają się też w sytuacjach awaryjnych, np. konieczności zmiany koła. W górach bardzo się przydaje nawigacja GPS, ale nowoczesna, dobrej jakości, z aktualnymi mapami i szybkim przetwornikiem. Oczywiście błędem jest ufanie jej na 100%, ale jeśli za 50 metrów pokazuje nam zakręt o 180 stopni, a następnie serię podobnych ewolucji, to warto jej uwierzyć i nieco zwolnić.
Majówka w górach – jak się przygotować?
Jeżeli nie czytaliście już dawno żadnego dobrego reportażu, to „Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość” Katarzyny Surmiak-Domańskiej będzie dla was świetnym wyborem. Ciekawy temat, spora dawka informacji historycznych oraz spotkanie z tymi, którzy dziś tę organizację próbują wskrzeszać. Witajcie w pasie biblijnym Oto ziemia, która od lat jest traktowana przez wielu jako ciemnogród, kraina, w której żyją ludzie prości, trzymający się tradycji i swoich wartości, obszar, który jest trochę zapomniany – lata się nad nim samolotem, podróżując ze wschodu na zachód, może śmiga autostradami w drugą stronę. Są przecież jednak Amerykanie, który właśnie ten kawałek kraju uważają za najspokojniejszy, za swój prywatny raj, którego chcą bronić przed tym, co ich zdaniem zniszczyło inne regiony, wielkie miasta. Południowe stany nawet po porażce w wojnie secesyjnej nie uznały do końca narzuconych zmian i choćby we własnych domach, rodzinach ich mieszkańcy przekazywali z pokolenia na pokolenie swoje własne poglądy. Wiara, rodzina, wspólnota ludzi podobnych do nas – a wszyscy inni niech lepiej omijają nas z daleka. To właśnie tu rodziły się kolejne próby budowania organizacji, która miała walczyć o czystość rasową, o ład i porządek. To tu notowano najliczniejsze przypadki linczów, morderstw, podpaleń i zastraszania. Do dziś w wielu miasteczkach trudno spotkać przedstawicieli jakichś innych ras czy wyznań. Kto jest inny, ten nie ma tu łatwego życia. Wśród konserwatywnych protestantów niełatwo jest nie tylko Żydom, Meksykanom, Afroamerykanom, ale nawet katolikom. Zamiast nienawiści – budowanie na pozytywach Dziś już rzadko kiedy ktokolwiek ma odwagę nawoływać do przemocy, również Ku Klux Klan zmienia się więc i prezentuje poprzez swoich przywódców zupełnie inną twarz: organizacji, która ma skupiać się na integrowaniu społeczeństwa (w domyśle białego), wychowywaniu dzieci, edukacji, patriotyzmie, obronie wartości. Katarzyna Surmiak-Domańska próbuje jednak dotrzeć do prawdziwych poglądów osób, które chcą podtrzymywać tradycję ludzi w białych kapturach z pochodniami w rękach. Pyta nie tylko o szczegóły z ich ulotek, przekazów, ale również o ich prywatne doświadczenia np. z dzieciństwa, ze szkoły. Skąd może się brać przekonanie, że jakaś rasa jest gorsza, że kraj oszalał i pędzi ku przepaści, że nie ma w nim już miejsca dla prawdziwych Amerykanów? Czasy kryzysu, trudności na rynku pracy zawsze nasilały negatywne emocje w społeczeństwie, napędzając tłumy do organizacji ekstremistycznych, mających łatwe odpowiedzi, szybkie wskazanie winnych oraz radykalne rozwiązania. Łatwo jest powiedzieć: „nie popieram tych, którzy są najbardziej fanatyczni, używają przemocy”, ale czy jeżeli nasze poglądy są zbieżne, nie uświadamiam sobie, jak cienka jest granica i jak łatwo ją przekroczyć? Czyta się tę książkę z zafascynowaniem, chłonąc każdą rozmowę, sytuację. Ten reportaż chwilami może oburzać, dziwić, ale też pozwala zrozumieć to zjawisko trochę szerzej niż jedynie poprzez stereotypowe obrazki, jakie czerpiemy z filmów hollywoodzkich. Tu nawet nie sama przynależność do Ku Klux Klanu jest problemem, ale pewne zakorzenione głęboko uprzedzenia, urazy i przekonanie, że „swoi” muszą się bronić, trzymać razem. Ich efektem jest nie tylko podejmowanie jakichś działań, ale czasem po prostu obojętność, brak reakcji, przyzwolenie, szukanie usprawiedliwienia. Problem tkwi w głowach i wcale nie łatwo się z nim uporać. Najciekawsze dla mnie były ostatnie rozdziały „Ku Klux Klanu”, gdzie Katarzyna Surmiak-Domańska pokazała, że również poprawność polityczna i obrona ciemnoskórych przed potencjalnym rasizmem mogą być posunięte do granic absurdu. Właśnie takie sytuacje mogą potem budzić jeszcze większe przekonanie o tym, iż z niesprawiedliwością trzeba walczyć samemu. Nawet jeżeli zniknie Ku Klux Klan, który jawi się w tej chwili jako organizacja raczej żałosna i słaba niż groźna, to podziały i uprzedzenia wcale tak łatwo nie znikną. Czy dla Ameryki istnieje jakaś droga wyjścia, lekcja tolerancji i równości, która jednocześnie nie byłaby narzucona siłą i nie wiązała się z nowymi pokładami żalu i pretensji? I czego z tej lekcji USA możemy nauczyć się my? Szukacie wydania elektronicznego tej książki? Nic prostszego – na Allegro dostaniecie je już za ok. 29 zł. Źródło okładki: www.czarne.com.pl
„Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość” Katarzyna Surmiak-Domańska – recenzja
Już w pierwszych tygodniach po urodzeniu na skórze głowy Twojego dziecka mogą pojawić się żółte łuski, które nie tak łatwo będzie usunąć. To ciemieniucha, w tym artykule dowiesz się, skąd się ona bierze i jak sobie z nią radzić. Skąd bierze się ciemieniucha Ciemieniucha powstaje na skutek zbyt dużej aktywności gruczołów łojowych. Dziecko po urodzeniu jest nadal pod wpływem przekazanych przez mamę hormonów, które pobudzają gruczoły łojowe do pracy. Najbardziej objawia się w okolicy owłosionej skóry głowy, ale może również powstać na brwiach i za uszami. Czasami ciemieniucha pojawia się również w innych częściach ciała, na przykład w fałdach nosowo-wargowych, dołach pachowych, pachwinach. Ciemieniucha nie bierze się z powodu niedostatecznej higieny skóry dziecka i dotyczy prawie każdego niemowlęcia. Jak wygląda ciemieniucha Łój z gruczołów zostaje wydzielony na zewnątrz i zasycha razem ze złuszczającym się naskórkiem, tworząc suche, jasne łuski, przypominające łupież, które następnie zmieniają kolor na żółty. Przy nasilonej pracy gruczołów łojowych może powstać twarda skorupka na skórze głowy, którą ciężko usunąć. Skóra pod łuskami może być delikatnie zaczerwieniona. Im dłużej zwlekamy z higieną tego miejsca, tym bardziej powiększa się zajęty ciemieniuchą obszar skóry. W jaki sposób możemy pozbyć się ciemieniuchy Ciemieniucha nie boli i nie swędzi, dlatego nie musimy obawiać się pielęgnacji skóry dziecka. Jedynym skutecznym i bezpiecznym sposobem na ciemieniuchę jest odpowiednia pielęgnacja. Polega na natłuszczaniu przed kąpielą skóry głowy oliwkami lub naturalnymi olejkami. Po natłuszczeniu zakładamy niemowlęciu na głowę bawełnianą czapeczkę, aby podnieść temperaturę skóry. Po około 15-30 minutach myjemy głowę dziecka, stosując delikatny szampon. Możemy używać też szamponu przeznaczonego dla dzieci z ciemieniuchą. Po myciu delikatnie wyczesujemy rozmiękczone łuski miękką szczotką z włosia lub specjalnie przeznaczoną do walki z ciemieniuchą szczotką z miękkiego tworzywa sztucznego. box:offerCarousel Po wyczesaniu łusek zawsze nawilżamy skórę głowy dziecka. Przy bardzo nasilonych objawach ciemieniuchy, kiedy nie udaje nam się rozmiękczyć łusek na skórze głowy dziecka, natłuszczoną głowę możemy zostawić na całą noc, a dalsze czynności pielęgnacyjne wykonać rano. Jeśli jest ciepło, pozwalamy skórze głowy oddychać i nie zakrywamy jej czapką – poza wspomnianą kuracją natłuszczającą. Nie zdrapujemy paznokciami łusek ciemieniuchy ze skóry – drapiąc, możemy uszkodzić delikatną skórę i doprowadzić do zakażenia tego miejsca. Jeśli ciemieniucha nie dotyczy tylko skóry głowy, pozostałe miejsca natłuszczamy, aby zmiękczyć łuski. Ciemieniuchę ciężko jest usunąć, dlatego jak najwcześniej należy podjąć odpowiednie kroki przy pielęgnowaniu maluszka. Nie czekajmy, aż ciemieniucha będzie się powiększała, ponieważ wtedy proces leczenia się wydłuży. Zwykle po dwóch tygodniach codziennej prawidłowej higieny problem znika. Jeśli nie widzimy poprawy, należy zgłosić się do lekarza i podjąć leczenie preparatami przepisanymi na receptę przez pediatrę lub dermatologa. Może okazać się, że ciemieniucha nawraca, wtedy musimy na nowo podejmować z nią walkę. Jeśli ciemieniucha jest wyjątkowo oporna na domowe metody leczenia lub często pojawia się na nowo, należy zastanowić się, czy nie jest to związane z reakcją alergiczną dziecka. Warto to skonsultować z lekarzem.
Ciemieniucha – jak pozbyć się problemu z głowy
Cekiny i brokat powracają, i to w wielkim stylu! Choć zwykle towarzyszą nam w okresie sylwestrowo-karnawałowym, to wcale nie znaczy, że musimy się z nimi potem pożegnać. Moda nie przestaje zaskakiwać, a style i trendy kiedyś uznawane za pasujące tylko do jednej określonej okazji, teraz towarzyszą nam również na co dzień. Nie inaczej jest też w przypadku cekinowych i brokatowych elementów garderoby. Błyszczących i mieniących się ubrań oraz dodatków nie zakładamy już bowiem tylko na wielkie wyjście, ale i do pracy czy na uczelnię. Zobaczcie, jak nosić takie rzeczy nie tylko w karnawale! Brokat i cekiny w garderobie – najważniejszy jest umiar Jeśli zdecydujecie się na jakiś błyszczący element stylizacji, to pamiętajcie o złotej zasadzie: less is more, czyli – mniej znaczy więcej. Pomiędzy zabawą modą a kiczem jest bowiem bardzo cienka granica, którą łatwo przekroczyć. W ten sposób zestawienie, które miało być modne i stylowe, może sprawić, że będziecie wyglądać jak dyskotekowa kula albo świąteczna choinka. Co to oznacza w praktyce? To całkiem proste. Bogato zdobione, połyskujące ubrania przykuwają wzrok i wyróżniają się. Dobrze więc, aby pozostałe elementy naszej garderoby były stonowane, proste i stanowiły tło dla cekinów i brokatów. Do cekinowej spódnicy dobierz więc prostą, gładką bluzkę, najlepiej w neutralnym kolorze. Do luźnego T-shirtu z cekinową aplikacją idealnie pasować będą jeansy rurki, a połyskujący żakiet świetnie wygląda zestawiony z gładką koszulą. Jaki kolor cekinów wybrać? Z jakimi materiałami zestawiać brokaty? Nie ograniczaj się! Klasyczne, czarne cekiny, choć eleganckie, mogą wydawać się trochę zbyt nudne, szczególnie na co dzień. Cekinowa sukienka na imprezę nie musi być czarna, lecz złota, czerwona albo srebrna. Możesz też łączyć kolory, ale postaraj się nie przekraczać magicznej liczby trzech odcieni w jednej stylizacji, bo inaczej może z tego wyjść trochę zbyt szalony miszmasz. Jeśli chodzi o materiały, to zgodnie z radami sprzed chwili, dobrze wybrać takie o gładkiej fakturze. Proste, minimalistyczne tkaniny w zestawieniu z chropowatymi, połyskującymi cekinami czy brokatami stworzą interesujący i stylowy komplet. Nie oznacza to jednak, że musimy całkiem rezygnować z bardziej urozmaiconych opcji, wymagają one jednak od nas trochę więcej wyczucia i… fantazji. Do cekinowej spódnicy świetnie pasować będzie choćby krótki koronkowy top. Zestawienie z męską koszulą stworzy rockową stylizację z pazurem. Podobnie jest w przypadku ciepłych swetrów o grubym splocie. Zrezygnuj raczej z tych wzorzystych na rzecz gładkich i jednokolorowych. Brokatowe dodatki – hit sezonu! Jeśli nie lubisz aż tak ekstrawaganckich stylizacji, zawsze możesz zdecydować się na brokatowe i cekinowe dodatki. Takie akcesoria skutecznie ożywią każdy look, dodając mu charakteru i stylu. Najpopularniejsze są oczywiście brokatowe buty. Szpilki i czółenka – złote, czerwone czy czarne – tu panuje całkowita dowolność. Co najważniejsze, takie obuwie pasuje praktycznie do każdej stylizacji, śmiało więc możesz sobie pozwolić na takie eksperymenty. Poza błyszczącymi butami modne są też inne dodatki w tym stylu. Brokatowa czy cekinowa opaska na włosy będzie ciekawą ozdobą nawet najprostszej fryzury. Na topie są też oczywiście błyszczące torebki, które szczególnie sprawdzą się podczas bardziej oficjalnych okazji. Połyskujące ubrania i dodatki, kiedyś zarezerwowane tylko na duże wieczorne wyjścia, dzisiaj stały się elementem codziennych stylizacji. Warto jednak pamiętać, by nie przesadzić z takimi błyszczącymi ozdobami. Dobrane z umiarem sprawią, że twój look nabierze charakteru i stylu.
Błyszcz jak gwiazda – jak nosić brokatowe dodatki nie tylko w karnawale?
W świecie konsol do gier trwa odwieczna wojna pomiędzy fanami Xboxa i PlayStation. Jedni wolą pady Microsoftu, drudzy Sony. Łączy ich jedno - konieczność ładowania kontrolera. Nie ma chyba nic gorszego niż wyłączony pad podczas ważnego zagrania na bramkę w grze ze znajomymi w symulator piłki nożnej. Oczywiście istnieje możliwość ładowania padów DualShock za pomocą naszej konsoli. Podpinamy przewód USB, który łączy oba sprzęty, jednak zazwyczaj ładowanie trwa długo, a granie z kablem nie jest zbytnio komfortowe. Na szczęście na rynku możemy znaleźć sporo ładowarek, które oferowane są w różnych kształtach, a nawet funkcjach dodatkowych. Dostępne są zarówno te produkcji Sony, jak i oczywiście firm nie związanych z producentem konsoli. Co daje stacja dokująca do padów DualShock? Ładowarka do padów DualShock to przede wszystkim wielka wygoda. Nie musimy martwić się o to, czy przewód ładujący kontrolery nie jest za krótki, a przecież zazwyczaj ma on 1,5 metra, a więc zdecydowanie za mało. Stacja dokująca do padów to także względy estetyczne. Nikt chyba nie lubi plątaniny kabli, czego tak naprawdę w przypadku ładowarki unikniemy. Co ważne, większość ładowarek pozwala na umieszczenie w nich dwóch padów jednocześnie. Zyskujemy wtedy oszczędność czasu, ponieważ oba kontrolery będą gotowe do używania w tym samym czasie. Kolejnym atutem używania stacji dokującej jest zwolnienie portów USB na konsoli. A to dlatego, że ładowarka nie musi być do niej podłączona. Posłużyć do tego może inne źródło prądu. My zyskujemy wtedy wolne porty na konsoli, których możemy użyć do obsługi akcesoriów dedykowanych takich jak np zestaw słuchawkowy czy kamera. Jeśli nie ładowarka do kontrolerów DualShock od Sony to od kogo? Z racji dużej dostępności gadżetów firm zewnętrznych nie jesteśmy zmuszeni do zakupu stacji dokującej tylko od producenta konsoli. Oczywiście, ładowarka Sony do padów PlayStation DualShock to dobry sprzęt. Czas ładowania kontrolerów wynosi dwie godziny, pasuje do wszystkich wersji PlayStation 4. Jej atutem jest to, że wyłącza się po pełnym naładowaniu, a dzięki dobrze zaprojektowanemu sposobowi wpinania padów nie musimy martwić się o przypadkowe uszkodzenie portu USB. Sony nie “zamyka się” na projekty zewnętrznych firm, co za tym idzie konsole wspierają kompatybilność. Przeważająca liczba produktów znacznie przypomina te, oferowane przez producenta PlayStation. Różnice są znikome, sprowadzają się przede wszystkim do innej jakości użytych materiałów czy spasowania elementów. Są jednak ładowarki do padów PlayStation, które robią świetne wrażenie. Jeśli więc chcemy, aby w pomieszczeniu z konsolą znalazło się urządzenie nie tylko praktyczne, ale także cieszące oko powinniśmy zainteresować się zakupem ładowarki od innego producenta. Większość stacji dokujących posiada wskaźnik naładowania padów w postaci diody LED. Dzięki temu wiemy, w jakim stopniu naładowane są nasze kontrolery. Produkty zaawansowane W sieci możemy znaleźć także ładowarki, które są nie tylko stacjami dokującymi do naszych padów. Oprócz oczywistego zadania, czyli “napełniania energią” akumulatorów w kontrolerach takie produkty mogą służyć jako podstawka do gier. Mało tego, niektóre ładowarki wyposażone są w wentylatory, które chłodzą podzespoły znajdujące się w PlayStation. To zapewnia o wiele dłuższą żywotność naszej konsoli. Dzięki temu w jednym produkcie mamy nie tylko ładowarkę do kontrolerów, ale także stojak na płyty z grami lub filmami oraz podstawkę chłodzącą do PlayStation. Niekiedy takie stacje dokujące wyposażone są w dodatkowy Hub USB, który pozwala na ładowanie innych urządzeń, np. powerbanków. Są także rozbudowane produkty, które zaprojektowano tak, aby pomieścić wszystko w jednym miejscu, tak zwane uniwersalne kombajny. Oprócz wspomnianych wcześniej właściwości, to znaczy ładowania kontrolerów oraz chłodzenia konsoli posiadają nie tylko miejsce na kilkanaście płyt z naszymi grami, ale także wyposaże są w miejsca na ładowanie kontrolerów Move. box:offerCarousel Zapomniany DualShock 3? Absolutnie nie! Konsola Sony PlayStation 3 została zaprezentowana światu w 2006 roku. Od tego czasu wiele się zmieniło. Pozostały jednak świetne tytuły, które nadal cieszą wielu graczy. To dlatego popularność PlayStation 3 nie słabnie, a przy tym i akcesoriów dedykowanych do tej konsoli. Dlatego też na półkach sklepowych możemy znaleźć stacje dokujące do DualShock 3, czyli kontrolera dedykowanego do konsoli Sony PS3. Mało tego! Niektóre ładowarki kompatybilne są z nowszymi modelami, dlatego posiadacze obu konsol będą z tego faktu na pewno zadowoleni.
Ładowarka do padów DualShock
Czerń zasłużyła na miano koloru ponadczasowego i odpowiedniego na niemal każdą okazję. Ubrani w nią od stóp do głów mężczyźni zawsze wyglądają stylowo. To dobry wybór szczególnie dla tych, którzy nie czują się najlepiej w łączeniu kolorów. Ubiór w wersji total look, gdzie wszystkie elementy są dokładnie w tym samym kolorze bądź wzorze, zawsze wypada dobrze. Zachowujemy wówczas spójność i nie narażamy się na wpadki. Najbardziej lubią go mężczyźni, którzy nie chcą dokonywać zbyt wielu wyborów w kwestii mody. Najczęściej decydują się na kolor czarny jako przewodni. Dlaczego? Otóż jest to barwa, która nigdy nie wychodzi z mody, ma głębię, klasę i nutę tajemniczości. Jest idealna zarówno na niezobowiązujące wyjścia, bardziej formalne okazje, jak i wystawne przyjęcia. Zdecydowanie częściej po czerń sięgamy jesienią i zimą, jednak można ją wprowadzić także do wiosennej i letniej garderoby. Proponujemy trzy czarne stylizacje w różnych stylach. Czarna elegancja box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Wieczorne przyjęcia czy formalne okazje, np. spotkanie biznesowe, kojarzą się z czarnymi strojami. Barwa ta dodaje powagi, klasy i wzbudza wiarygodność. Podstawą looku jest klasyczny dopasowany garnitur uszyty z tkaniny wysokiej jakości – czerń wymaga nieskazitelnego wykonania. Do takiego garnituru będzie pasować dobrze skrojona koszula marki Bally. Jeśli wybieramy się na szczególnie uroczyste imprezy, zamiast krawata można włożyć muszkę, np. Vistuli. Tej samej marki skórzany pasek z delikatnym zdobieniem idealnie uzupełni stylizację. Do garnituru dodajmy jeszcze poszetkę, która po latach wraca do łaski i jest atrybutem szarmanckiego, eleganckiego mężczyzny. Wykończeniem tak szykownego zestawu powinny być buty wizytowe, np. Gino Vertucci. Lekko błyszczące będą idealnym zwieńczeniem zestawu. Rockowa dusza box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Czerń szczególnie upodobali sobie młodzi ludzie – jest wyrazem buntu i poszukiwania indywidualizmu. Dobrze zatem się sprawdza w stylizacjach inspirowanych harleyowcami, nieco rockowych i zadziornych. Punktem wyjścia tego looku jest skórzana kurtka z wszytym kapturem z tkaniny sygnowana logo Jacka Davisa. Ma ona nieco buntowniczy charakter. Do kurtki znakomicie pasują poprzecierane, czarne dżinsy stylizowane na spodnie motocyklowe, np. marki Denley. Pod kurtkę koniecznie trzeba włożyć czarny T-shirt z ciekawym, nieco prowokacyjnym nadrukiem. Wybraliśmy koszulkę z bohaterami filmu „Rocky 3” dostępną w ofercie Zary. Taki look powinny uzupełniać masywniejsze buty, na grubszych podeszwach, takie jak jednolicie czarne trampki Adidas. Dodatkiem będzie masywny zegarek na bransolecie, np. Liandu. Taki zestaw świetnie uzupełni saszetka na biodro, nazywana potocznie nerką, która zapewni miejsce na portfel, telefon i inne drobiazgi. Czerń na co dzień box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Do pracy, na zakupy czy na spotkanie z przyjaciółmi czarna stylizacja w wersji total look będzie odpowiednia, jeśli postawimy na luźniejsze kroje i miękkie tkaniny. Casualowy ubiór pomogą wykreować spodnie projektu DKNY. Mimo że są w kant, układają się miękko i nie krępują ruchów. Do tnich znakomicie będzie pasował zapinany sweter Denley, który daje wiele możliwości stylizacyjnych. Na co dzień najlepiej sprawdzą się wygodne mokasyny. Zamszowe buty firmy Gregor mają oryginalne skórzane wstawki. Do nich można dobrać niesztampowe skarpetki Happy Socks z ciekawymi detalami. Zwieńczeniem całej stylizacji niech będzie klasyczny, niezbyt długi płaszcz dostępny w ofercie Galant Alex. Taka długość ochroni przed chłodem, ale nie będzie krępować ruchów, co z pewnością docenią aktywni panowie. Praktycznym dodatkiem do stylizacji stanie się niewielka torba męska marki Kazar, przydatna szczególnie w mieście.
Czarny total look dla niego
Układ chłodniczy pełni bardzo ważne zadanie w naszym pojeździe. Niestety przez wielu właścicieli pojazdów jest zwyczajnie pomijany. Czy konieczna jest regularna kontrola stanu układu chłodniczego? Układ chłodniczy, co to takiego? Układ chłodniczy jest odpowiedzialny za utrzymywanie odpowiedniej temperatury naszego silnika podczas jego pracy. Zbyt zimny silnik nie pracuje w pełni sprawnie – zauważalne to jest szczególnie w momentach, gdy temperatura na zewnątrz spadnie poniżej 0 stopni Celsjusza. W przypadku gdy silnik ma zbyt wysoką temperaturę, może dojść do jego poważnego uszkodzenia, które zwykle okazuje się nieopłacalne w naprawie. Optymalna temperatura cieczy znajdującej się wewnątrz układu chłodzenia to 85-90 stopni Celsjusza. Budowa układu chłodzenia Układ chłodzenia jest stosunkowo prosty w budowie i składa się z paru podstawowych elementów. Sercem układu chłodzenia jest oczywiście silnik (bez jego obecności układ chłodzenia byłby zbędny), w którym znajdują się kanały wodne, z których płyn chłodniczy za pomocą specjalnych przewodów wodnych (gumowych bądź sztywnych) przedostaje się do kanałów, w których znajdują się wymienniki ciepła. W układzie chłodzenia znajdują się dwa wymienniki ciepła: chłodnica i nagrzewnica. Chłodnica odpowiedzialna jest za odprowadzenie ciepła z cieczy wypływającej z silnika. Ruch płynu chłodniczego wewnątrz układu zapewnia pompa wody znajdująca się przy silniku. Płyn dostający się do chłodnicy traci swoje ciepło. Jest to możliwe dzięki pędowi powietrza, który trafia w chłodnicę, ochładzając przy tym płyn chłodniczy. W przypadku gdy pęd powietrza jest niewystarczający, aby schłodzić płyn chłodniczy uruchamiany zostaje wentylator chłodnicy. Schłodzona ciecz trafia ponownie do silnika i proces powtarza się. Drugim wymiennikiem ciepła jest nagrzewnica, znajdująca się wewnątrz kabiny pasażerskiej, odpowiedzialna za nagrzewanie wnętrza pojazdu. Dodatkowo układ chłodzenia dzieli się na dwa obiegi – mały oraz duży. Mały obieg oznacza krążenie płynu chłodniczego jedynie przez nagrzewnice, natomiast duży obieg to krążenie płynu chłodniczego także przez chłodnice. Za rozdzielanie płynu chłodniczego na mały i duży obieg odpowiedzialny jest termostat. W przypadku gdy temperatura jest zbyt niska termostat zamyka się przez co ciecz w układzie chłodzenia trafia jedynie do małego obiegu. W przypadku gdy temperatura jest wysoka, termostat otwiera się i płyn chłodniczy dostaję się do dużego obiegu. Pamiętajmy, że kiedy obieg płynu odbywa się za pomocą małego obiegu, w chłodnicy pojazdu znajduje się ciecz chłodząca. Jak sprawdzać układ chłodniczy? Układ chłodniczy powinniśmy regularnie kontrolować. Najważniejszym punktem kontroli jest sprawdzenie jego poziomu – zbyt niski stan płynu chłodniczego może doprowadzić do przegrzania silnika, co w dalszych krokach może być bardzo kosztowne. W przypadku konieczności uzupełnienia jego zawartości warto zapamiętać, ile płynu chłodniczego musieliśmy dolać. Drugim punktem jest kontrola koloru płynu chłodniczego. Pierwszym z objawów awarii uszczelki pod głowicą jest zmieszanie się oleju z płynem chłodniczym, dlatego oprócz stanu warto również sprawdzać jego kolor. Dodatkowo przynajmniej raz w roku warto sprawdzanie to połączyć z wymianą oleju silnikowego w celu sprawdzenia stanu technicznego chłodnicy wody. Niestety w wielu przypadkach wraz z ilością przejechanych kilometrów oraz upływem czasu chłodnica rdzewieje, a co za tym idzie, pojawiają się drobne nieszczelności, które w niedługim czasie przerodzą się w poważny wyciek. Według zaleceń wielu ekspertów płyn chłodniczy warto wymienić po upływie 5 lat bądź po pokonaniu 120 000 kilometrów. Pamiętajmy, aby wybierać produkty renomowanych firm, takich jak: Prestone, K2, Motul. Niedopuszczalne jest zalanie układu chłodniczego wodą!
Regularna kontrola stanu układu chłodniczego
Zegarki od pokoleń są klasyką prezentów komunijnych. Chcąc kupić tego typu podarunek, warto wziąć pod uwagę rozwój technologiczny i zainteresować się smartwatchami. W tym zestawieniu przyjrzymy się sześciu modelom najpopularniejszych inteligentnych zegarków. APPLE WATCH SPORT Za około 1400 złotych kupić możemy Apple Watch Sport. Smartwach ten wyposażony jest w ekran OLED 1.34-cala o rozdzielczości 272 x 340 pikseli, 512MB pamięci operacyjnej, 8GB pamięci flash na pliki, łączność Bluetooth 4.0, WiFi oraz NFC. Urządzenie posiada certyfikat wodoszczelności IPX7. Zegarek Apple Watch Sport pracuje pod kontrolą systemu WatchOS 2, a z jego ciekawych funkcji warto wymienić pulsomierz, licznik spalonych kalorii czy licznik przebytych kroków. Sprzęt będzie kompatybilny tylko z urządzeniami od Apple. ALCATEL ONETOUCH WATCH O tysiąc złotych taniej, bo za około 400 złotych, kupić możemy Alcatel OneTouch Watch, który kompatybilny będzie ze sprzętem pracującym pod kontrolą Androida lub iOS. Zegarek wyposażono w 1,22-calowy ekran TFT pracujący z rozdzielczością 240 x 204 pikseli, wodoszczelność IP67, miernik pulsu, kompas cyfrowy żyroskop, akcelerometr, barometr. Znajdziemy tutaj również łączność Bluetooth 4.0 oraz NFC. SONY SMARTWATCH 3 Sony SmartWatch 3 to urządzenie charakteryzujące się bardzo eleganckim designem połączonym z dobrymi danymi technicznymi. Na jego pokładzie znajdziemy 512MB pamięci operacyjnej, 4GB pamięci na pliki, ekran 1,6-cala o rozdzielczości 320 x 320 pikseli oraz czterordzeniowy procesor ARM A7 1.2 GHz. Producent wyposażył to urządzenie w czujniki, takie jak akcelerometr, kompas, żyroskop, a funkcja krokomierza będzie przydatna podczas wielogodzinnych spacerów. Za zasilanie odpowiada bateria 420 mAh, a za połączenie ze smartfonem łączność Bluetooth 4.0. Całość pracuje pod kontrolą Android Wear. Cena Sony SmartWatch 3 wynosi około 700 złotych. ALCATEL ONETOUCH WATCH GO Szukając zegarka z typowo młodzieżową obudową, warto zainteresować się modelem OneTouch Watch Go od Alcatela. Jest to właściwie ten sam zegarek, co OneTouch Watch. Różni się tylko możliwością dokupienia oraz wymiany obudowy i z dodatkowym przyciskiem funkcyjnym umożliwiającym cofanie do poprzedniej akcji w menu. Znajdziemy tutaj więc 1,22-calowy ekran TFT o rozdzielczości 240 x 204 piksele, certyfikat wodoszczelności IP67, kompas, pulsomierz, akcelerometr, barometr oraz łączność Bluetooth 4.0. Cena modelu OneTouch Watch Go wynosi 500 złotych. OVERMAX TOUCH 1.1 Najtańszą propozycją w naszym zestawieniu jest Overmax Touch 1.1. Za niską ceną idzie niższa jakość wykonania oraz nieco gorsza specyfikacja. W niej znajdziemy między innymi 1,54-calowy ekran pracujący z rozdzielczością 240 x 240 pikseli, baterię 230 mAh oraz procesor MTKMT2501. Zegarek posiada krokomierz, monitor snu, mikrofon oraz port microUSB. Wykonany jest z tworzywa sztucznego oraz aluminium. Overmac Touch 1.1 kosztuje niespełna 200 złotych. MYKRONOZ ZEWATCH3 Ostatnią propozycją na prezent pierwszokomunijny jest MyKronoz ZeWatch3. To urządzenie ze Szwajcarii wyposażono w baterię Li-ion 200 mAh, ekran o rozdzielczości 96 x 64 pikseli, łączność Bluetooth 2.0 oraz 4.0 BLE i akcelerometr. Urządzenie jest kompatybilne ze smartfonami pracującymi pod systemem Windows Phone, iOS oraz Android. Cena MyKronoz ZeWatch 3 wynosi 300 złotych. Podsumowanie Szukając inteligentnego zegarka na prezent, znajdziemy wiele ciekawych modeli. Jeśli zależy nam na dobrym wykonaniu, to warto zainteresować się sprzętem od Apple, czy Sony. Multiplatformowość zapewnia sprzęt od MyKronoz, Alcatel oraz Overmax. Większość modeli oferuje dodatkowe funkcje, takie jak krokomierz, pulsometr czy akcelerometr, które pozwolą na utrzymanie właściwej sprawności fizycznej i wypędzą dzieciaki sprzed komputera. Smartwatch jest dobrą alternatywą dla klasycznego, pierwszokomunijnego zegarka.
Smartwatch zamiast zegarka na prezent komunijny?
Wśród dostępnych na rynku rodzajów łodzi znajdziemy takie, które przez producentów będą wprost określane jako wędkarskie. O tym jednak, czy łódź będzie nadawała się do komfortowego wędkowania, decydują jej konstrukcja oraz parametry. Jaka powinna być łódka wędkarska? Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy najpierw wskazać trzy najważniejsze z punktu widzenia wędkarza czynniki: komfort łowienia, bezpieczeństwo na łodzi oraz wygodę w jej transporcie. Jeżeli kupujemy łódkę przeznaczoną do wspólnego łowienia w gronie 2–4 osób, na dodatek metodą spławikową, to długość jednostki nie może być krótsza niż 4–4,5 m. Jeśli jednak będziemy na niej wędkować samotnie lub co najwyżej w towarzystwie innego wędkarza, zamiast inwestować w dużą łódź, wybierzmy tańszy model. Łódka szyta na miarę Niewielka łódka wędkarska ma kilka podstawowych zalet. Po pierwsze, w cenie 1500 zł spokojnie znajdziemy dobrej jakości model łodzi. Po drugie, mała wcale nie znaczy: mniej bezpieczna. Po trzecie, mniejsza wielkość łodzi zawsze wiąże się z pewnymi kompromisami dotyczącymi miejsca na sprzęt wędkarski. Jeśli łowimy samotnie, to łódź o długości 3 m i szerokości 1,5 m zapewni dość miejsca na dodatkowe kije, miski z zanętą, plecak z akcesoriami, podbierak, siatkę oraz inne przedmioty potrzebne na łowisku. Inną zaletą będzie łatwość transportu. Ponadto, podczas łowienia w pojedynkę mniejsza łódka odznacza się jeszcze jednym: im większe zanurzenie, tym większa będzie jej stabilność, bez względu na zastosowaną konstrukcję. Łatwiej ją osiągnąć jednej osobie na trzymetrowej łódce o wyporności 400 kg niż na czterometrowej łodzi o wyporności 700 kg. W samej konstrukcji zwracajmy uwagę na łódki z szeroką rufą, płaskim dnem oraz wysokimi burtami. Łodzie szersze, mimo że stawią większy opór naszym mięśniom lub silnikowi, korzystnie wpłyną zarówno na większą stabilność, jak i ilość dostępnego miejsca. Nie będziemy potrzebować go aż tak wiele, łowiąc metodą spinningową, ale przyda się w trakcie wędkowania na spławik. Stabilność łodzi z kolei, ma ogromne znaczenie i przy metodzie spinningowej, kiedy stoimy na łódce w trakcie zarzucania i ściągania przynęty, i w łowieniu na spławik, gdy siedzimy okrakiem w poprzek łodzi, co chwila odchylając się do przodu i do tyłu (np. w trakcie wyrzucania zestawu, zacinania ryby, wpuszczania jej do siatki). Bardzo niebezpiecznym momentem jest wyrzucanie ciężarków do wody, aby zaankrować łódź na łowisku. Nie dość, że musimy przyjąć pozycję stojącą, aby podnieść ciężarek, to jeszcze stajemy zazwyczaj po jednej stronie burty. Podobnie jest z jego wciągnięciem na podkład. Innym etapem wyprawy, kiedy przyda się stabilność, jest cumowanie łódki i wychodzenie z niej na brzeg lub pomost. Łódka do 1500 zł Kupując łódkę, zwróćmy również uwagę na jej pokład. Powinien on być jak najprostszy. Każda nawet najmniejsza pochyłość utrudni nam stanie na łodzi i zmniejszy naszą stabilność. Jeżeli pokład stanowi odzwierciedlenie krzywizny dna łodzi, a nie korzystamy z jednostki płaskodennej, oznacza to mniejsze bezpieczeństwo i wygodę. Jednocześnie, przy każdym przechyle sprzęt wędkarski będzie „jeździł” od lewej do prawej, powodując niepotrzebne hałasy i dezorganizując łowienie. W polecanych modelach łodzi wędkarskich do 1500 zł bardziej zwróćmy uwagę na szerokość oraz dno łodzi niż na długość. W tej cenie nie szukamy łódek zapewniających komfortowe wędkowanie trzyosobowej grupie, więc nie obawiajmy się, że trzymetrowa łódka będzie dla nas za mała. Natomiast szerokość 1,3–1,4 m da z pewnością gwarancję stabilności. Przy łowieniu metodą spławikową na takiej łódce panują warunki optymalnie dla jednej osoby. W przypadku spinningowania spokojnie możemy zabrać na pokład drugą osobą. Unikajmy jednak łodzi smukłych, z opływowym kształtem. Mimo że stawią mniejszy opór w trakcie wiosłowania, będą mniej stabilne. Ponadto, taki kształt znacznie zwiększa wyporność łodzi, zatem nawet spory ciężar tylko nieznacznie zwiększy jej zanurzenie, i łódź nadal będzie chybotać się pod wpływem ruchów wędkarza lub fali. Łódka przeznaczona na wędkarskie wyprawy powinna być nie tylko bezpieczna, lecz także wygodna. Nie zawsze jednak cechy te idą ze sobą w parze. Jeżeli zamierzamy kupić niewielką łódź do 1500 zł, pamiętajmy, aby zwrócić uwagę na jej kształt i szerokość. Najbardziej stabilne to płaskodenne, stawiające większy opór fali i cechujące się mniejszą wypornością konstrukcje. Zwróćmy również uwagę na wykonanie oraz wagę – ciężar łodzi będzie miał wpływ na łatwość transportu, przy wodowaniu oraz wyciąganiu łódki na brzeg.
Łodzie wędkarskie: polecane modele do 1500 zł
Zieleń awokado i czerwień pomidorów to nie jedyny mix kolorów jaki warto zastosować w kuchni. Sprawdź więcej przepisów na Allegro Kuchnia - www.allegro.pl/kuchnia Składniki: 4 tortille pszenne 1 awokado 1 puszka fasoli czarnej 200 g śmietany 2 pomidory pół czerwonej cebuli sól i pieprz sok z limonki kolendra Krok po kroku: Wydrążamy miąższ z awokado, rozgniatamy widelcem, dodajemy łyżkę soku z limonki, sól i pieprz. Odkładamy. Pomidory kroimy w drobną kostkę, dodajemy kolendrę, drobno pokrojoną czerwoną cebulę, 1 łyżkę soku z limonki, sól i pieprz. Tortillę podgrzewamy na patelni i nakładamy guacamole i salsę pomidorową oraz odsączoną czarną fasolę. Sprawdź inne przepisy na taco na naszym kanale YouTube oraz allegro.pl/kuchnia: box:video
Taco z guacamole, fasolą i salsą pomidorową
Żółw czerwonolicy to jeden z najprzyjemniejszych w hodowli gadów. Aby cieszyć się jego towarzystwem, należy jednak spełnić pewne warunki – kupić odpowiedniej wielkości akwarium, podstawowe wyposażenie, a oprócz tego poświęcić zwierzakowi trochę czasu. Żółw czerwonolicy łatwo przystosowuje się do nowych warunków, dlatego często spotyka się go w akwariach/terrariach. Stworzenie wyróżnia się barwnymi pasami na głowie – w zależności od podgatunku mogą być żółte, pomarańczowe lub czerwone. Młode osobniki mają ciało o długości 3–4 cm, dorosłe osiągają nawet 30–35 cm. Stworzenie jest krótkowieczne (jak na przedstawiciela tej grupy). W dobrych warunkach dożywa do… 30 lat. Akwarium i wyposażenie dla żółwia Żółwie czerwonolice prowadzą wodno-lądowy tryb życia. Aby prawidłowo się rozwijały i mogły żyć w grupie (przynajmniej 2–3 osobniki), powinno się im zapewnić duży zbiornik. Stworzenie przeżyje co prawda w małym (20–30 l) pojemniku, ale może być osowiałe. Dlatego warto zapewnić mu akwarium o pojemności przynajmniej 60 l, a nawet więcej. I to są tylko średnie, a nie optymalne warunki. Poziom wody powinien wynosić ok. 25–30 cm. W akwarium warto zbudować także wysepkę, która będzie wystawała ponad poziom wody. Mogą to być duże kamienie lub korzeń. W sklepach dostępne są wyspy z tworzywa sztucznego – ale ich wartość estetyczna potrafi być dość wątpliwa. Akwarium z dużą ilością wody i wyspą jest niezbędne – stworzenie będzie mogło wylegiwać się i pływać. Większe akwarium jest także przydatne z innego względu – łatwiej można w nim zainstalować filtr z napowietrzaniem. Można zakupić filtr zewnętrzny – jest wydajny i nie zabiera dużo miejsca w zbiorniku. Zawsze warto wybrać mocniejszy sprzęt, niż zaleca producent (będzie szybciej oczyszczał wodę). Najlepsze są urządzenia, które zawierają kilka różnych wkładów filtracyjnych. Do wymaganego sprzętu należy także grzałka – optymalna temperatura wody wynosi 26–28°C. Grzałka powinna mieć osłonę, np. metalową. Szklane urządzenie może zostać zniszczone. Do kontroli temperatury warto dokupić także termometr – lepiej nie opierać się wyłącznie na precyzji wbudowanego w grzałkę termostatu. Czasem instaluje się także promiennik ciepła i promiennik UV. Akwarium zaleca się oświetlać 8–12 godzin dziennie. box:offerCarousel Aranżacja domu dla pupila Na dnie akwarium zazwyczaj wysypuje się piasek lub żwir. W rzeczywistości można z tego zrezygnować – dla żółwia nie zrobi to dużej różnicy, a jednocześnie będzie łatwiej utrzymać porządek. Tło ma znaczenie tylko estetyczne – niemniej dodaje uroku akwarium. Z roślin sztucznych lepiej zrezygnować, warto natomiast wprowadzić żywe, chociaż niewiele gatunków przetrwa „zapędy” żółwi. Do żelaznych roślin, które można wykorzystać, należy anubias. Poszczególne odmiany mogą mieć liście o różnej wielkości. Rośliny często przymocowuje się do kamieni lub korzeni. box:offerCarousel Opieka nad żółwiem Do najważniejszych zabiegów pielęgnacyjnych należy regularne (1–2 razy w tygodniu) podmienianie wody. W przypadku hodowli żółwi to konieczne – zwierzę generuje sporo zanieczyszczeń. Wodę przed dolaniem należy odstawić na około dobę, aby ograniczyć zawartość szkodliwego chloru. Czasem – zwłaszcza przy akwariach ustawionych blisko okna – może pojawić się problem z glonami. Żółwia można karmić zarówno żywym, jak i suchych pokarmem. W skład diety wchodzą m.in. małe surowe ryby, mięczaki i dżdżownice. W sklepach zoologicznych można nabyć także specjalistyczny pokarm dla żółwi. Nasz ulubieniec nie pogardzi też pokarmem roślinnym – np. sałatą. Warto jednakże pozyskiwać ją z własnej uprawy (nawet na parapecie). Warzywa o jadalnych liściach, produkowane na większą skalę, mogą powodować u żółwi niestrawności, a nawet śmierć. Dzieje się tak szczególnie w okresie wczesnowiosennym, gdy są przenawożone azotem (roślina nie może go przerobić i ostatecznie kumuluje się on w liściach w szkodliwej formie). Dawki należy rozłożyć tak, aby stosunek pokarmu zwierzęcego do roślinnego wynosił 1:1. Opieka nad żółwiem to duża odpowiedzialność i wymaga poświęcenia czasu. Jednocześnie obserwacja zwierzęcia, jego zachowań (zwłaszcza niespodziewanie szybkiego pływania) i karmienie dostarczają mnóstwo satysfakcji. To hobby zarówno dla dzieci, jak i osób dorosłych.
Urządzanie akwarium dla żółwia czerwonolicego
Stając przed wyzwaniem kupna dobrego jakościowo inhalatora, możemy czuć się nieco przytłoczeni ilością dostępnych na rynku urządzeń i skomplikowanym opisem ich parametrów, które nie zawsze podane są w przystępny dla klienta sposób. Tymczasem wybór dobrego inhalatora ma ogromny wpływ na jakość leczenia osób przyjmujących preparaty wziewne. Podpowiadamy, w jaki sposób wybrać najlepszy aparat, dysponując kwotą 300 złotych. Ważne parametry techniczne Podstawowym wyznacznikiem jakości inhalatora jest MMAD, który określa średnią wielkość cząsteczek w aerozolu, wywarzanych przez inhalator. Informacja ta ma dla użytkownika znaczenie decydujące, gdyż pozwala dostosować typ urządzenia do potrzeb terapii. Wyrażona w mikronach wartość określa miejsce depozycji cząsteczek, którą wedle potrzeb może być jama nosowo-gardłowa, okolice oskrzeli i tchawicy czy też płuca i pęcherzyki płucne. Cząstki mniejsze niż 1 µm zostają zawieszone w powietrzu, co umożliwia ich wdychanie. O skuteczności terapii inhalacyjnej decyduje także procentowa zawartość w aerozolu optymalnych rozmiarowo cząsteczek. Przyjmuje się, że im wyższa zawartość cząsteczek, których wielkość nie przekracza 5 µm, tym efekty leczenia lepsze. Istotna jest ponadto szybkość nebulizacji wyrażana w mililitrach na minutę, prędkość przepływu powietrza (ml/min) i wysokość ciśnienia powietrza (bar), które jest wytwarzane w kompresorze. Wszystkie informacje na temat tych parametrów producent ma obowiązek umieścić w dołączonej do zestawu instrukcji obsługi. Jaki rodzaj inhalatora wybrać? Wśród urządzeń, które cieszą się największą popularnością, można wyróżnić inhalatory pneumatyczne i ultradźwiękowe. Do grupy pierwszej należą te, w których do produkcji aerozolu jest wykorzystywane np. sprężone powietrze lub tlen. Ich atutem jest możliwość zażywania precyzyjnych dawek leków, czego nie zapewniają inhalatory ultradźwiękowe. Wadą jest jednak niska temperatura aplikowanego aerozolu, co może negatywnie wpływać na stan dróg oddechowych. Wśród godnych polecenia modeli można wymienić:INTEC CN-02 – średnia wielkość cząsteczek (MMAD) wynosi 4 µm. Urządzenie nie jest zbyt ciężkie i pracuje dość cicho, co jest ważne zwłaszcza wtedy, kiedy leczeniu podlegają dzieci. W zestawie znajdziemy 2 maseczki, ustnik, nebulizator, 5 filtrów, a także akcesoria dodatkowe – przystawkę umożliwiającą inhalację niemowląt oraz eleganckie etui. Model jest dostępny w przyjaznej maluchom, kolorowej wersji dziecięcej. MICROLIFE NEB 10A – umożliwia inhalację ciągłą lub na żądanie, a także przepłukiwanie zatok czołowych i przynosowych. Wielkość 75% wytwarzanych cząsteczek nie przekracza 5 µm. Nebulizator NEB 2 w 1, w który został wyposażony inhalator, daje możliwość leczenia zarówno dolnych, jak i górnych dróg oddechowych. Wyposażenie zestawu obejmuje maskę dla dzieci i dorosłych oraz końcówkę do nosa. W przypadku inhalatorów ultradźwiękowych leczniczy aerozol jest wytwarzany dzięki dźwiękom o bardzo niskiej częstotliwości wynoszącej od 1 do 2 MHz. Ich głównym przeznaczeniem jest nawilżanie dróg oddechowych, choć wykorzystuje się je także do aplikowania preparatów rozrzedzających zalegający tam śluz, a dzięki niewielkim rozmiarom wytwarzanych cząsteczek sprawdzają się również w trakcie terapii mukowiscydozy. Metody tej nie można stosować u dzieci poniżej pierwszego roku życia. Popularnym modelem inhalatora ultradźwiękowego jest np. SANITAS SIH45 – wyposażony w częściowo perforowaną membranę oscylacyjną, która przepuszcza cząsteczki leku po wprawieniu jej w nawet najmniejsze drgania. Jak podają producenci, pacjent może liczyć na dużą zawartość cząstek respirabilnych, a wydajność procesu inhalacji przy pomocy tego urządzenia skraca czas potrzebny na zabieg. Aparat ma automatyczny włącznik i kontrolne diody LED informujące o trybie pracy.
Jak wybrać dobry inhalator do 300 zł?
Dzieci uwielbiają zabawy w wodzie. Po wakacyjnych szaleństwach warto podtrzymać ich pływacki zapał i zaplanować regularne wizyty na basenie. Jak się do nich odpowiednio przygotować? Co mały amator zabaw w wodzie powinien ze sobą zabierać na basen, by ta wizyta nie była źródłem nieprzyjemnych przeżyć? Oto 10 rzeczy, w które warto wyposażyć dziecko, chcąc mu zapewnić frajdę z zajęć pływackich. 1. Strój Nie stawiajmy na to, co sprawdziło się na plaży. Kostium pływacki to nie opalacz. Musi dobrze przylegać do ciała, dając dziecku jednocześnie swobodę ruchów. Dziewczynce warto kupić kostium jednoczęściowy, którego ramiączka nie będą się zsuwać, dlatego powinny być dość wysoko łączone – najlepiej w okolicy łopatek. Dla chłopca najodpowiedniejsze będą bokserki pływackie, dodatkowo wiązane sznureczkiem w pasie. 2. Czepek Na wielu basenach jest obowiązkowy, więc warto go kupić, by dziecko nie musiało zakładać dyżurnego, używanego przez wiele osób. Wybór czepków jest duży. Wersję z tkaniny łatwiej założyć, ale nie ochroni włosów i będzie trzeba dokładnie je wysuszyć. Czepek silikonowy trudniej będzie dziecku założyć samodzielnie, ale ochroni włosy przed wodą. Warto go wybrać dla dziewczynki z długimi włosami, by nie musiała spędzić dużo czasu z suszarką w ręku. 3. Klapki Mają spełnić dwie funkcje – zapewnić higienę podczas poruszania się na basenie i w szatni oraz dobrą przyczepność, by dziecko się nie poślizgnęło i nie zrobiło sobie krzywdy. Najlepsze będą klapki z szerokimi paskami, dobrze utrzymującymi śródstopia, wykonane z elastycznego tworzywa, które nie obciera stóp. Doskonały wybór to klapki Lemigo z pianki EVA lub popularne crocsy. 4. Okularki Muszą być dobrze dopasowane do twarzy, w przeciwnym razie nie będą uprzyjemniać lekcji pływania i zabawy w wodzie. Trzeba więc wybrać okularki, które można swobodnie regulować. Wersji kolorystycznych i w różnych cenach jest wiele na rynku, pamiętajmy jednak, że mały pływak może je przez nieuwagę zniszczyć lub zgubić, dlatego nie inwestujmy od razu w markowy i profesjonalny sprzęt. 5. Ręcznik Dziś już mało kto pakuje dzieciom na basen ciężkie frotte. Postawmy na ręcznik z mikrofibry lub bambusa. Oba typy są zdecydowanie lżejsze, zajmują mniej miejsca i szybko schną. Alternatywą może być poncho z kapturem, w którym łatwiej będzie się przebrać i wytrzeć dzieciom bardziej wstydliwym i niepotrafiącym sprawnie wykorzystać do tych czynności ręczników o klasycznym kształcie. 6. Worek na mokre rzeczy Najłatwiej wrzucić do plecaka reklamówkę, ale czasem ląduje w niej dosłownie wszystko. Jak zorganizować przechowanie najbardziej mokrych rzeczy? Wyposażmy dziecko w torebkę strunową, w której zmieści się kostium i czepek. Do dużej torby plastikowej może wtedy włożyć resztę rzeczy i cały ten pakunek umieścić w plecaku. 7. Płyn i szampon Jeśli dziecko będzie uczęszczać na basen z wodą chlorowaną, po wyjściu z niej powinno się dokładnie umyć i opłukać. Jeżeli chcemy zapakować mu kosmetyki, warto zaopatrzyć się w drogerii w małe opakowania podróżne. Nie wrzucajmy do plecaka lub torby płynu w dużej butelce, by dziecko nie dźwigało niepotrzebnego ciężaru. 8. Suszarka Dla właścicielek długich włosów to sprzęt niezbędny. Suszarek basenowych zawsze jest za mało i zazwyczaj mają niedużą moc. Jeśli chcemy, by przygotowanie się do wyjścia na zewnątrz poszło sprawnie i szybko, włóżmy dziecku suszarkę do plecaka. I oczywiście nauczmy samodzielnej obsługi urządzenia! 9. Szczotka lub grzebień Rzecz konieczna. Nie musi być duża ani ulubiona, której używa się w domu. Można zaopatrzyć pociechę w składany grzebień lub szczotkę. Dla małych elegantek są zestawy z postaciami z bajek. 10. Plecak lub torba Tu nie potrzeba wielu mniejszych kieszeni, do których zapakujemy odmienne przedmioty. Lepiej, by plecak miał jedną dużą komorę – ułatwi to dziecku wrzucenie rzeczy, gdy będzie się śpieszyło. Sprawdzą się też doskonale worek lub torba sportowa. Jeśli do tego będą z ulubionymi motywami z kreskówek, staną się na pewno świetnymi towarzyszami wypraw na basen.
10 niezbędnych akcesoriów do zajęć na basenie
„Na Mazury, Mazury, Mazury...” – kto nie zna tego fragmentu. Przepiękne jeziora i malownicze lasy od lat są celem turystycznym wielu Polaków. Jak prawidłowo przygotować się do wyjazdu w te rejony? Czar Mazur Kraina jezior to bez wątpienia jedna z najpiękniejszych i najbardziej przyciągających krain geograficznych w Polsce. Spotykają się tu ludzie z różnych zakątków kraju, których łączą pasje i zainteresowania. Nie musisz być jednak zapalonym żeglarzem i miłośnikiem szant, by wybrać się na Mazury – choć z pewnością nieraz dobiegnie cię dźwięk gitary oraz żeglarskie śpiewy. I to właśnie m.in. tworzy niepowtarzalny klimat tej okolicy.Co jednak ważne, piękno terenu i bogactwo atrakcji turystycznych sprawia, że równie dobrze odnajdziesz się tu podczas rodzinnego wyjazdu z dziećmi, jak i w czasie wyprawy w gronie przyjaciół. Po pierwsze – wybierz najlepszą lokalizację Jeżeli dopiero rozpoczynasz planowanie wyjazdu, podstawowym kłopotem jest wybór okolicy. Decyzja naprawdę może okazać się trudna z uwagi na prawdziwą „klęskę urodzaju”, choć jedynie w pozytywnym znaczeniu. Bez kłopotu znajdziesz kwatery lub pokoje w miejscowościach o najbardziej turystycznej ofercie, jak chociażby Mrągowo, Mikołajki czy Giżycko. Gdyby zależało ci na bardziej ustronnej lokalizacji, warto poszukać cichych i spokojnych domków letniskowych, koniecznie położonych nad jeziorem, gdyż to właśnie jest największym skarbem tutejszego ukształtowania terenu. Trzeba nadmienić, iż powstały one po ustąpieniu lądolodu około 10 000 lat temu.Jest także wersja dla oszczędnych – zabierz pod pachę namiot i ruszaj na Mazury. Bez problemu znajdziesz miejsce na jego rozstawienie, od czasu do czasu możesz zajrzeć również na kemping, gdzie dostępne są np. miejsca prysznicowe oraz toalety. Co ciekawe, na taką formę turystyki decyduje się coraz więcej rodzin z dziećmi. Koniecznie zabierz wtedy ze sobą wygodny materac lub karimatę. A może na ryby? Mazurskie jeziora od lat słyną z możliwości do znakomitych połowów. Bez względu na to, czy jesteś zaprawionym wędkarzem, czy dopiero rozpoczynasz swoją wędkarską przygodę – z pewnością sprawi ci to wiele frajdy. Nim zarzucisz jednak wędkę sprawdź, czy posiadasz odpowiednie pozwolenia. Na niektóre akweny trzeba opłacić specjalne składki.Metod wędkowania jest bez liku – wybierz tę, która najbardziej ci odpowiada. Polując na szczupaka lub sandacza najlepiej spróbować spinningu z odpowiednią blachą lub woblerem. Karpia, leszcza i luna najłatwiej złapać na grunt lub pikera, mali wędkarze mogą natomiast zająć się uklejami i płotkami, używając niewielkiej wędki ze spławikiem. Odpowiednie ubrania W przypadku wypadu na Mazury dobranie garderoby jest wyjątkowo istotne, ponieważ okolice te odznaczają się częstymi zmianami pogody. I choć raczej nie powinieneś spodziewać się deszczu bez przerwy przez tydzień lub dwa, musisz wiedzieć, że nawet krótka ulewa może cię doszczętnie zmoczyć. Dlatego też kurtka przeciwdeszczowa lub płaszcz są niezbędne w twoim bagażu. Co więcej, warto zabrać też długie spodnie i sweter. Tamtejsze lasy to wymarzone rejony na wycieczki piesze i rowerowe, jednak nawet w lipcu zdarzają się pochmurne i dosyć chłodne dni. Mimo to, pogoda nie powinna cię zrażać z korzystania w pełni z tego, co oferują Mazury. Mało tego, kilka dni w okolicy nie mogą się minąć bez wyprawy kajakowej. Na co uważać na Mazurach? Wyjazdy w te rejony są bardzo bezpieczne i raczej nie powinna spotkać cię nieprzyjemna przygoda. Powinieneś jednak unikać kąpieli w niezabezpieczonych miejscach oraz wchodzenia do wody po spożyciu alkoholu. Nie skacz również do nieznanego akwenu, nie możesz mieć pewności, jak głęboko położone jest dno.Drugim ważnym zagrożeniem, czy może raczej utrapieniem, są komary. Kto nie był na Mazurach, nie wie, jak bardzo mogą uprzykrzyć życie. Dlatego też obowiązkowym elementem ekwipunku podczas każdej wyprawy nad jezioro są środki odstraszające komary. Najlepiej mieć ze sobą przynajmniej dwa, gdyż nigdy nie masz pewności, który okaże się skuteczniejszy. Warto zabrać również preparat łagodzący po ukąszeniach, dzięki czemu skutki obcowania z owadami nie będą tak dotkliwe.Jeżeli cierpisz na alergię – koniecznie weź odpowiednie leki. Niestety na występowanie owadów nie masz większego wpływu, a właśnie przy zbiornikach wodnych jest ich najwięcej. Na szczęście odpowiednie zabezpieczenie pozwoli ci cieszyć się w pełni z wymarzonego urlopu na Mazurach.
Wypad nad mazurskie jeziora – o czym musisz pamiętać?
Stacja pogody przyda się w każdym domu! Dzięki niej w prosty sposób zbadasz warunki panujące w mieszkaniu oraz na zewnątrz, poznasz najbliższe prognozy i bez kłopotu zaplanujesz swój dzień! W granicach 400 złotych kupisz wysokiej jakości urządzenie, które spełni twoje oczekiwania. Domowe stacje pogody to popularny gadżet wśród meteopatów, czyli osób wyczulonych na gwałtowne zmiany atmosferyczne. Warto zauważyć, że kontrola warunków pogodowych przyda się również wszystkim tym, którzy lubią przebywać na świeżym powietrzu. Jakie modele dostępne w sprzedaży zasługują na uwagę? Stacja pogody – jak działa? Domowa stacja pogody to urządzenie, które w podstawowej wersji dostarcza informacje o temperaturze i wilgotności powietrza wewnątrz i na zewnątrz budynku. Pomiary czerpie z czujników przewodowych lub bezprzewodowych. Bardziej zaawansowane modele mogą również prezentować stan ciśnienia atmosferycznego oraz informację o dacie i godzinie, pobieraną drogą radiową. Za 400 zł możesz kupić stację wyposażoną w wiele przydatnych na co dzień funkcji. Stacja pogody do 400 zł – polecane modele Oferta sprzedaży domowych stacji pogody jest bardzo zróżnicowana, zarówno pod względem cenowym, jak i oferowanych przez nie funkcji. Stacja pogody Prysma 222P marki Oregon Scientific– to stacja, która wyróżnia się nowoczesnym, smukłym wyglądem, który świetnie współgra z wieloma stylami wystroju wnętrz. Mierzy temperaturę powietrza wewnątrz, jak i na zewnątrz mieszkania (za pomocą czujnika bezprzewodowego o zasięgu 50 m). Zakres jej pracy wynosi od -20 do 60 stopni Celsjusza. Czytelny wyświetlacz wskazuje również datę i godzinę, a urządzenie może wyświetlać je także na ścianie lub suficie za sprawą projektora. Zawiera radio FM oraz budzik z możliwością ustawienia 2 alarmów i funkcją drzemki. Model kosztuje około 320 zł. Stacja pogody Prysma Chrome BAR292 marki Oregon Scentific – to kolejny model uznanej na rynku marki Oregon Scientific. Posiada wyświetlacz LCD, który zmienia kolor od fioletowego poprzez niebieski, zielony, żółty, aż po czerwony, wraz ze zmianą temperatury. Dzięki temu już na pierwszy rzut oka wiadomo, jak ciepło jest danego dnia. Stacja prezentuje pomiary temperatury oraz wilgotności wewnątrz, a także, za sprawą czujnika bezprzewodowego, na zewnątrz. Zegar, synchronizowany falą radiową, automatycznie precyzuje datę i czas. Funkcja budzika i drzemki to dodatkowa zaleta. Kosztuje około 330 zł. Stacja pogody TFA 35.1140 marki Spring Breeze – to bezprzewodowa stacja z systemem zintegrowanych czujników o zasięgu 80 m. Umożliwia pomiar temperatury i wilgotności wewnątrz i na zewnątrz budynku. Dodatkowo, można ją rozbudować o kolejne 3 czujniki, dzięki czemu rozszerzymy zakres pomiarów. Czujnik prędkości wiatru umożliwia urządzeniu kalkulację czynnika chłodzącego wiatru. Daje to możliwość wskazania temperatury odczuwalnej dla człowieka. Rejestruje wartości minimalne i maksymalne pomiarów, jak również dostarcza podstawowych prognoz, opartych na zmianach ciśnienia atmosferycznego. Zegar sterowny sygnałem DCF pokazuje godzinę, datę i dzień tygodnia. Ekran posiada dwa tryby jasności: dzienny i nocny. Koszt to około 340 zł. Stacja pogody WS6835 marki Technoline – stacja pogody w zestawie z bezprzewodowym czujnikiem Technoline TX 96, o zasięgu 30 m. Czytelny, podświetlany wyświetlacz prezentuje pomiary temperatury wewnątrz i na zewnątrz budynku, tendencję pogodową oraz graficzne przedstawienie warunków atmosferycznych. Lustrzane wykończenie zapewnia elegancki wygląd. Zegar sterowany jest radiowo i posiada funkcję budzika i drzemki. Cena tego urządzenia to około 340 zł. Stacja pogody 270208 marki Soens – to zaawansowane urządzenie, które dostarcza szczegółowych informacji pogodowych. Mierzy temperaturę wewnętrzną w zakresie od 0 do 50 i zewnętrzną w zakresie od -40 do 60 stopni Celsjusza oraz poziom wilgotności powietrza. Rejestruje maksymalne i minimalne wartości pomiarów. Aktualizacja czujnika odbywa się co 48 sekund. Podaje ciśnienie atmosferyczne oraz kierunek i prędkość wiatru. Prognozy pogody prezentowane są w formie ikon. Zegar i kalendarz, sterowany falami radiowymi DCF z budzikiem i funkcją drzemki. Urządzenie można powiesić na ścianie lub postawić. Cena to około 390 zł. Domowa stacja pogody to niesamowite ułatwienie w podejmowaniu codziennych decyzji. Dzięki niej będziesz wiedzieć jak ubrać się danego dnia lub czy zaplanowana wycieczka na łono natury się uda. To również bardzo przydatny gadżet dla osób wrażliwych na zmiany temperatury, wilgotności lub ciśnienia. W granicach 400 złotych kupisz sprzęt na miarę wygórowanych oczekiwań.
Domowa stacja pogody do 400 zł
Otóż w wielu autach z wymianą tylnych amortyzatorów może sobie poradzić nawet laik, bo nie potrzeba do tego ani specjalistycznej wiedzy, ani drogich narzędzi. Ale wymianę przednich lepiej zostawić mechanikowi. Przednie amortyzatory Dlaczego lepiej poprosić o pomoc mechanika? Z dwóch powodów. Po pierwsze, wymiana przednich amortyzatorów jest dużo bardziej skomplikowana. Wymaga chociażby ściśnięcia sprężyn zawieszenia, do czego potrzeba nieco doświadczenia i odpowiednich narzędzi. Osoba bez odpowiedniej wprawy może sobie zrobić krzywdę, jeśli źle chwyci sprężynę. Po drugie, po wymianie przednich amortyzatorów trzeba ustawić geometrię, a to już lepiej zostawić mechanikowi z odpowiednim sprzętem. Można, co prawda, robić to starą metodą za pomocą metrówki i pręta, ale nie warto się w to bawić. Ustawienie geometrii u mechanika nie jest drogie, a zrobi to na pewno lepiej, bo ma do tego specjalistyczne urządzenia o bardzo wysokiej precyzji. Tylne amortyzatory box:offerCarousel Ale z tylnymi powinniśmy poradzić sobie bez problemu w większości popularnych samochodów. Najlepszą metodą na start – to nie żart – jest poszperanie na internetowych forach danej marki lub modelu. Jeśli na przykład chcemy sprawdzić, czy damy radę wymienić „amorki” w Fordzie Fiesta, to wchodzimy do klubu Fiesty. Swoje forum ma praktycznie każda dostępna w Polsce marka aut. A jeśli coś da się zrobić samodzielnie, to ktoś już na pewno tego próbował i z całą pewnością podzieli się wrażeniami, instrukcją i opisem czyhających pułapek. A tych może być kilka. Największą niewiadomą jest zawsze dostęp do mocowania amortyzatorów od góry. Dość powiedzieć, że są one przykręcone do elementów karoserii i na ogół, aby uzyskać dostęp do tego mocowania, w przypadku hatchbacków i liftbacków musimy rozebrać kawałek bagażnika. Gorzej jest w sedanach, bo zdarza się, że trzeba tam wyjąć tylną kanapę. Ale czasem do mocowania można się dostać również od spodu, co wiedzą sprytni mechanicy. W jaki sposób rozpoznać zużyte amortyzatory? box:offerCarousel Zadaniem amortyzatora jest wychwytywanie i absorbowanie części drgań, które przyjmuje na siebie zawieszenie samochodu. W zawieszeniu są też zamontowane sprężyny odbierające sporą część tej energii, która trafia do zawieszenia. Amortyzatory tłumią jej nadmiar, dzięki czemu auto nie buja się podczas jazdy, a koła nie odrywają się od podłoża – to dość ogólnikowa definicja, ale tak to mniej więcej działa. Kiedy amortyzator przestaje poprawnie działać, auto zaczyna gorzej się prowadzić. Jest niestabilne, myszkuje na zakrętach, w środku bardziej buja. To czuć, ale i widać. Zużyty amortyzator często się poci albo cieknie. Pamiętajmy, że brak komfortu to najmniejsze z naszych zmartwień, bo tracimy przede wszystkim przyczepność. Wydłuża się droga hamowania, źle pracują systemy kontroli trakcji i ABS. Zużytego amortyzatora po prostu nie wolno ignorować. Dobry amortyzator bez problemu wytrzyma 70 000–80 000 kilometrów, ale jeśli jeździmy głównie po równych trasach, może pociągnąć dłużej. Jednak nie sposób określić precyzyjnie przebiegu, po jakim trzeba go wymienić. Jak wymienić amortyzatory Amortyzatory zawsze wymieniamy parami. Czyli jeśli padnie nam jeden, to i tak musimy kupić dwa. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy amortyzator ulegnie awarii niedługo po montażu. Zanim kupimy nowe, patrzmy na ich markę. Na rynku jest sporo tanich sprzętów nieznanej jakości, lepiej nie przekonywać się na własnej skórze, czy są (nie)trwałe. Sięgnijmy więc po znane marki, takie jak: * Bilstein * KYB (czyli Kayaba) * Monroe * Sachs można też znaleźć nieco bardziej „budżetowe” (co nie znaczy gorsze), jak:: * TRW czy * Delphi Wymianę amortyzatora zaczynamy od podniesienia samochodu i znalezienia górnego mocowania. Odkręcamy je, potem zajmujemy się dolnym. Wkładamy nowy, zakręcamy śruby, ale nie do końca – robimy to dopiero po opuszczeniu auta, więc nie da się ukryć, że będzie nam potrzebny kanał lub najazd. I to w zasadzie wszystko. Ale warto też sprawdzić wcześniej, czy śrub nie trzeba dokręcać kluczem dynamometrycznym. Na szczęście nie jest to przesadnie drogie narzędzie, kosztuje ok. 100 zł, ale zwróci się już przy wymianie amortyzatora. Przyda się też podczas wykonywania wielu innych czynności.
Czy można samodzielnie wymienić amortyzatory?
Dobrze dobrane perfumy są naszą wizytówką. Potrafią wprowadzić nas w dobry humor, wyczarować uroczysty nastrój, nadać znaczenie chwili. Jak wybrać najpiękniejszy zapach spośród setek dostępnych na rynku perfum? Jak znaleźć swój doskonały numer jeden? Perfumy podkreślają nasz styl, dodają nam szyku, pewności siebie. Używamy ich na co dzień i od święta. Jak wśród wielu dostępnych na rynku zapachów odnaleźć kompozycję idealnie dopasowaną do naszego charakteru i stylu życia? Poszukiwania warto rozpocząć od topowych zapachów, które od lat podbijają damskie i męskie serca. Uniwersalne, wyjątkowe i ponadczasowe perfumy znanych marek nie bez powodu od wielu sezonów nie schodzą z list przebojów. Przyjrzyjmy się im zatem z bliska. Najpiękniejsze zapachy dla kobiet Wśród kobiecych zapachów prym wiodą w ostatnim czasie lekkie, delikatnie kwiatowe kompozycje. Elegancka Chloe Chloe to propozycja dla zmysłowych kobiet, które w każdej chwili chcą czuć się wyjątkowo i subtelnie. Na siłowni, spacerze z dzieckiem, podczas biznesowego spotkania – z pudrowym, wiosennym zapachem od Chloe w każdym momencie dnia można poczuć się jak najprawdziwsza księżniczka. Kolejnym wyjątkowym zapachem jest La Vie Est Belle od Lancôme. Perfumy zaskakują soczystymi aromatami gruszki, czarnej porzeczki i kwiatu pomarańczy. Wzbogacone ciepłą nutą słodkiej czekolady i wyrazistej wanilii na długo pozostają w pamięci, wywołując błogi uśmiech. Nie bez powodu twarzą tego zapachu została, znana ze szczerego uśmiechu i pogodnego usposobienia, urzekająca, Julia Roberts. Natomiast słodki, zmysłowy zapach La Petite Robe Noir od Guerlain wydaje się być idealny na pochmurne i mroźne dni. Jego ciepła, wyrazista nuta, w której da się wyczuć herbatę, migdały i wanilię płynnie łączy się z soczystą czereśnią i dojrzałą porzeczką, by w reszcie zaskoczyć drapieżnym aromatem anyżu. W tych perfumach wszystko jest doskonałe – łącznie z urzekającym flakonem, od którego po prostu nie można oderwać oczu. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Si od Giorgio Armaniego to z kolei propozycja, która rewelacyjnie łączy w sobie nowoczesność i klasykę. Przeznaczona dla kobiet, które lubią tradycyjne, eleganckie zapachy, ale chcą odnaleźć w perfumach modną, współczesną nutę. Si nie mają nic wspólnego z mdławymi, mydlanymi zapachami. Czarują wyrafinowanym smakiem i niezwykłą kompozycją, na jaką składają się owocowe i kwiatowe nuty, doskonale zrównoważone przez świeże, drzewne aromaty. Zapachem, któremu zdecydowanie warto przyjrzeć się z bliska, jest także Black Opium od Yves Saint Laurent. Zmysłowy, orientalny zapach jest wprost idealny na wieczór i wielkie wyjścia. Wyrazisty aromat różowego pieprzu i mocna kawowa nuta stanowią w nich bazę, na tle której doskonale rozwijają się lżejsze kwiatowe i drzewne aromaty. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Ponadczasowe zapachy dla mężczyzn Jakie powinny być idealne męskie perfumy? Świeże, wyraziste, z nutą tytoniu? A może ciepłe i mocne o orientalnych aromatach? Jednym z najpopularniejszych zapachów dla panów jest wyjątkowy Hugo Boss Bottled – stworzony dla nowoczesnego, silnego i pewnego siebie mężczyzny**. Wyraźne nuty cytrusów i słodkich kwiatów mieszają się w nim z eleganckim zapachem drzewa sandałowego i cedru. Silny, wyrazisty i bardzo seksowny – taki właśnie jest zapach zamknięty w eleganckiej buteleczce od Giorgio Armaniego opisanego wdzięczną nazwą Aqua di Gio. Uwodzi i przyciąga damskie spojrzenia. Zdecydowanie nie da się przejść obok niego obojętnie. Może to za sprawą zmysłowego jaśminu? A może świeżych nut morskich? Lacoste Essential to perfumy łączące klasykę z nowoczesnością. Dla mężczyzn lubiących wyzwania, sport na świeżym powietrzu i życie w ciągłym ruchu. Lacoste zaskakuje świeżością mandarynki i czarnej porzeczki, a także urzeka zmysłowością paczuli i drzewa sandałowego. Z tym zapachem wszystko staje się możliwe. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Mistrz eleganckiej klasyki – Calvin Klein zamknął w perfumach One świeżą, silną i wyjątkową kompozycję, która zdecydowanie zapada w pamięć. Nieoczywista, trochę mydlana nuta wydaje się bardzo delikatna, ale wzmocniona aromatem kardamonu, gałki muszkatołowej, bursztynu i mchu zadziwia swoją wielowymiarowością. Davidoff Cool Water zaliczany jest do klasyki gatunku. Ten zapach zbudowany został wokół doskonałych, świeżych, morskich nut, wzbogaconych o wyjątkowo męskie aromaty mchu, tytoniu i piżma. Nie sposób mu się oprzeć! box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Idealnie dobrane perfumy są jak wygodne ubranie – podkreślają charakter i temperament, stapiają się z sylwetką, tonem głosu czy sposobem, w jaki się poruszamy. Nie krępują ruchów, nie drażnią zmysłów – stanowią doskonałe uzupełnienie wizerunku, który przyciąga spojrzenia. Choć na rynku stale pojawiają się nowe kompozycje zapachowe, którym nie sposób się oprzeć, to jednak warto pamiętać o klasycznie pięknych i stale modnych perfumach, które idealnie wpasują się w każdą okoliczność, dodając nam elegancji i szyku.
Ponadczasowe perfumy dla niej i dla niego
Cenimy ich lub nie znosimy. Fascynują nas lub nudzą. Ale kim byli tak naprawdę ludzie, których książki znamy? Co robią? Piszą, bo to ich zawód. Ale co robi pisarz, kiedy nie pisze? Odpowiedź wydaje się prosta – pisze dziennik. Czym skorupka za młodu nasiąknie... Osiecka praktycznie nie rozstawała się już od dziecka ze swoim dziennikiem, swoją duszą, pisała o wszystkim: szkolnych aktywnościach, nauce, znajomych, problemach w domu, przez cytaty i refleksje z przeczytanych książek, listę spektakli do obejrzenia czy rzeczy do zabrania na obóz, listę prezentów, notatki z wykładów, wpisy znajomych, rysunki czy pierwsze próby literackie. Trzy tomy z lat 1945–1952, które ukazały się do tej pory, to zapiski kilkunastoletniej dziewczyny żyjącej w dwóch różnych światach: inteligenckim domu z tradycjami i socrealistycznej szkole. Introwertycy Pierwsze dzienniki spalił, żeby nie dostały się w niepowołane ręce, jednak: „potrzeba znalezienia się jakoś sam na sam z czystym papierem... potrzeba załkania przed kimś, choćbym to był ja sam, gromadzenia jakichś doświadczeń, notatek z lektury, poglądów... Tylko za pomocą papieru staję się swobodnym dyskutantem...” – potrzeba ta sprawiła, że możemy dziś przeczytać trzy obszerne tomy dzienników Sławomira Mrożka pisanych przez kilkadziesiąt lat, w trzydziestu kilku miastach, kilkunastu krajach i na trzech kontynentach. W jego dzienniku, podobnie jak w twórczości, nie brakuje gorzkiej ironii podsumowującej kondycję współczesnego świata i człowieka. Mrożek jawi się jako introwertyk zmagający się z życiem, niemocą twórczą, uczuciami. Tajny dziennik powstawał od listopada 1975 roku do ostatnich miesięcy życia Białoszewskiego w 1983 roku. Miron jawi się czytelnikom jako nieśmiały, zakompleksiony, cierpiący na bezsenność pustelnik, który nie wygłasza głośno sądów, bo nie jest pewien swojej racji. Atmosfera kulturalna spotkań literackich przeplata się tu z domowymi problemami. Obserwacja ptaków z refleksjami o śmierci. W dzienniku mało jest Białoszewskiego, usuwa się raczej w cień, jest obserwatorem relacjonującym wydarzenia z życia codziennego, bo od polityki trzyma się z daleka. Dziennik nie jest więc jednolity stylistycznie, ale jest właśnie taki, jak sam jego autor: „optymista z natury, sceptyk z rozumu i doświadczenia... Lgnę do ludzi i im nie otwieram. Nieraz otwieram i żałuję. Nie cierpię zimna, czytam zachłannie o Antarktydzie. Skromność i nieprzyzwoitość. Pisanie nieraz wbrew sobie, choć jestem jednocześnie w tym, co robię”. Na dwa fronty Gombrowicz napisał dwa zupełnie różne dzienniki. Pierwszy z nich to dziennik pisany i wydawany w latach 1953–1969 przez paryską Kulturę, pisany z literackim rozmachem, w którym wiele miejsca zajmują opinie dotyczące literatury, komunizmu, śmierci, a także kluczowego dla jego twórczości zagadnienia – formy. Dlatego jego dziennik osobisty – Kronos wywołał burzę w środowisku literackim. Bo okazało się, że niepokorny, ironiczny, elokwentny Gombrowicz w swoich prywatnych zapiskach jest taki... zwyczajny czy raczej kronikarsko skrupulatny. Notatki są krótkie i konkretne – od takich, że kawa była niedobra, po kolejne etapy pracy nad książką i rocznice odejścia z pracy w banku. Pisarz zdaje się porządkować w nim swoje życie; pierwsze notatki dotyczą czasów, kiedy miał 18 lat, chociaż dziennik zaczął pisać dopiero 30 lat później. Krytycy współczesności Leopold Tyrmand to postać barwna, która kojarzy się najczęściej z wizerunkiem cynika w kolorowych skarpetach przeciwstawiającego się komunizmowi. Dziennik 1954 jest kroniką okresu od 1 stycznia do 2 kwietnia 1954 roku. Wydany został dopiero w roku 1980. To prywatne przemyślenia inteligenta, pisarza, buntownika, ale też kobieciarza, modnisia i warszawskiego cwaniaczka na temat komunizmu i aktualnej sytuacji społecznej i kulturalnej kraju. Mimo upływu lat wiele zarzutów Tyrmanda odnośnie do państwa jest wciąż aktualnych. Nie brakuje też ploteczek, bezlitosnej krytyki znajomych i pikantnych szczegółów kolejnych romansów. Dziennik może być najpełniejszą forma twórczości: „Rozmawia się w dzienniku z sobą samym, ze światem, z innymi, z Bogiem. I tworzy się często rozmówców, jak tworzy się w rozmowach z nimi samego siebie” – napisał Gustaw Herling-Grudziński w swoim Dzienniku pisanym nocą, który jest przede wszystkim kroniką epoki, pełną odniesień i komentarzy do literatury, sztuki, historii i polityki. Autor jawi się jako mędrzec, moralista, artysta, a nawet surowy sędzia. Stale pojawiającym się motywem jest fascynacja zachodniej inteligencji ideologią komunizmu. Autor, mieszkający w Neapolu, pisze także o życiu we Włoszech i aktualnej polityce. O PRL-u przeczytamy w związku z konsekwencjami wyboru Karola Wojtyły na papieża i strajków na wybrzeżu, czyli poruszony zostaje temat zasadniczy – komunizm, tym razem w fazie jego upadku.
Co robi pisarz, kiedy nie pisze? Najlepsze dzienniki polskich pisarzy
Niektóre konsole do gier obecnej generacji obsługują HDR, czyli nowy sposób wyświetlania obrazu. Sprawdzamy, co w praktyce daje użytkownikom obsługa tej technologii w PlayStation 4 Pro i Xbox One S. Telewizory o rozdzielczości 4K jeszcze kilka lat temu były wyłącznie ciekawostką, na którą mogli pozwolić sobie tylko najbogatsi. Teraz ekrany wyświetlające obraz w rozdzielczości 3840 na 2160 pikseli stają się coraz bardziej przystępne cenowo. Niektóre z nich dodatkowo kuszą klientów obsługą trybu HDR, który wykorzystują m.in. konsole do gier. Czym jest tryb HDR? HDR to skrót od High Dynamic Range. To określenie technologii, która pozwala na generowanie obrazu o znacznie większym zakresie jasności (luminacji) w ramach tego samego kadru. Nie jest to funkcja związana bezpośrednio z 4K, ale tryb HDR można znaleźć niemal wyłącznie w telewizorach o takiej rozdzielczości. Tryb HDR poprawia wrażenia z obcowania z grami i treściami wideo, które prezentują sceny różniące się jasnością, gdzie zestawiane jest np. wnętrze jaskini z widocznym z niego niebem w słoneczny dzień, w scenach gdzie neonowe światła rozświetlają nocny kadr itp. box:offerCarousel Konsole z obsługą trybu HDR Pierwsze konsole nowej generacji, czyli PlayStation 4 i Xbox One, trafiły do sprzedaży zanim boom na telewizory 4K HDR na dobre się rozpoczął. Swoją premierę miały jednak kilka lat temu, a od tego czasu rynek nieco się zmienił. Kolejne wersje sprzętów Sony i Microsoftu projektowano już z myślą o podłączaniu ich do ekranów o tak wysokiej rozdzielczości. PlayStation 4 Pro i Xbox One S wspierają rozdzielczość 4K i HDR. 4K i HDR w PlayStation 4 Pro Nowa konsola Sony, czyli PlayStation 4 Pro, ma wyraźnie większą moc obliczeniową niż podstawowy model PlayStation 4. Dzięki temu w niektórych grach jest w stanie generować obraz w rozdzielczości 4K: natywnie w przypadku wybranych i mniej wymagających tytułów i z wykorzystaniem mechanizmu upscalingu w przypadku wielu innych. Upscaling to programowe zwiększanie rozdzielczości obrazu poprzez ekstrapolowanie brakujących pikseli. Dzięki temu konsola może prezentować gry w takiej rozdzielczości, nawet jeśli nie generuje ich w niej natywnie. PlayStation 4 Pro obsługuje w dodatku tryb HDR zarówno w grach, jak i w filmach i serialach przygotowanych z myślą o tej technologii. 4K i HDR w Xbox One S Xbox One S nie gwarantuje skoku mocy obliczeniowej względem Xbox One, jak ma to miejsce w przypadku PlayStation 4 Pro i PlayStation 4. Mimo to nowa wersja konsoli Microsoftu obsługuje 4K HDR, co jest bardzo dobrą wiadomością dla osób zainteresowanych odtwarzaniem materiałów wideo z płyt Blu-ray i serwisów VOD, które zarejestrowano z myślą o telewizorach HDR. Podsumowanie Tryb HDR znacznie poprawia wrażenia płynące z konsumpcji treści multimedialnych. Dotyczy to zarówno gier wideo, jak i filmów i seriali odtwarzanych za pośrednictwem konsoli. W przypadku gier tryb HDR można uznać za istotniejszy niż rozdzielczość 4K. Zwiększony kontrast może dać nawet lepsze efekty podczas rozgrywki niż zwiększenie liczby pikseli.
HDR w konsoli – co musisz wiedzieć?
Podstawowe cechy techniczne przenośnego odtwarzacza audio w sporym stopniu zależą od tego, do jakich celów będziemy go wykorzystywać. Jeśli tylko do słuchania muzyki w czasie pracy, podróży z domu do pracy i w podobnych okolicznościach, nawet jeśli mamy wysokie wymagania odnośnie jakości dźwięku, nie będziemy w stanie wykorzystać wszystkich cech sprzętu bardzo wysokiej klasy i z pewnością wystarczy nam poziom jakości standardowych modeli od powszechnie znanych producentów. Podstawowe parametry Przy założeniu, że bierzemy pod uwagę wyłącznie urządzenia spełniające co najmniej średnie wymagania jakościowe, parametry, na jakie powinniśmy zwrócić uwagę, to: – moc – powinna być nie mniejsza, niż 10 mW (kilkanaście miliwatów wystarczy) na kanał, najlepiej przy obciążeniu co najmniej 32 Ohm, – obsługiwane formaty dźwięku: FLAC, APE, WMA, MP3, OGG, MPC, AAC, M4A lossless. Dobrze, jeśli sprzęt ma WV i ALAC, – wbudowana pamięć – co najmniej 8 GB, – wmontowane radio FM, – czas pracy – co najmniej kilkanaście godzin, – czas ładowania – ok. 2-3 godziny, – masa – kilka dekagramów (poniżej 100 g). Celowo pominięty został powszechnie wymieniany bezstratny format WAVE – jest niezwykle rzadko spotykany, zajmujący (ze względu na brak kompresji) wiele pamięci i dawno już zastąpiony przez szereg formatów bezstratnych (lossless), takich jak najbardziej popularne FLAC i APE. Wzmacniacz - wąskie gardło odtwarzacza Kluczowym parametrem i jednocześnie najsłabszym miejscem nie tylko niedrogich odtwarzaczy audio jest moc wzmacniacza. Należy przyjąć, że deklarowana moc nie może być niższa niż 10 mW (odtwarzacze COWON iAudio od dawna miały po kilkadziesiąt, nawet powyżej 50 mW na kanał).Nie powinniśmy natomiast sugerować się deklarowanymi przez producenta parametrami odnośnie przenoszonych częstotliwości. Jeśli producent nie zaznacza, że odtwarzacz ma podaną moc w całym paśmie 20 Hz – 20 kHz (lub szerszym), zdarza się, że deklarowana moc na krańcach pasma akustycznego spada. W ogóle nie powinniśmy zwracać uwagi na podawane wartości przesłuchu pomiędzy kanałami – to, co było i jest istotne w przypadku wkładek do gramofonów, praktycznie zawsze z nadmiarem spełnia każdy cyfrowy przetwornik i wzmacniacz sygnału akustycznego. Przetwornik cyfrowo-analogowy Gdybyśmy kupowali sprzęt droższy, za kilkaset złotych, powinniśmy zwrócić uwagę na rodzaj przetwornika, jaki zastosował producent. Chodzi o znane różnice brzmienia przetworników jednobitowych (np. Sony, Wolfson) oraz rzadziej spotykanych (drogich) wielobitowych (np. Burr Brown). Brak tu miejsca, by wspomniane różnice omawiać, dlatego najlepiej będzie zwrócić na nie uwagę potencjalnego nabywcy. Zresztą, bez względu na zastosowane technologie, nie powinniśmy się sugerować ocenami z pism i danymi z katalogów, powinniśmy raczej wybierać brzmienie najbardziej naturalne czy takie, które nam podoba się najbardziej. Formaty dźwięku Prócz standardowego MP3, obsługiwane formaty dźwięku powinny zawierać popularne formaty bezstratne – FLAC, APE, poza tym OGG, AAC, M4A lossless. Dobrze, jeśli model ma WV i ALAC. Warto zwrócić uwagę na ilość obsługiwanych formatów dźwięku i porównać z wykorzystywanymi w warunkach stacjonarnych. Jeśli nasz odtwarzacz przenośny będzie sobie radził z formatami używanymi w domu, unikniemy dość czasochłonnego i nudnego konwertowania plików z jednego formatu na drugi. Jest to spora korzyść, która warta jest wykorzystania. Pamięć, czyli komfort użytkowania Wielkość pamięci urządzenia decyduje o tym, ile utworów i godzin muzyki możemy w nim zmieścić i jak często zmuszani będziemy do wymiany przynajmniej części zasobów odtwarzacza. Można przyjąć, że przy dzisiejszym stanie techniki, wielkość pamięci zainstalowanej powinna być nie mniejsza niż 8 GB (pożądane 20 GB i więcej), z możliwością obsługi kart pamięci, również możliwie dużej (standardowo 32 GB) pojemności. Także przy stałym korzystaniu z nagrań w formatach kompresji bezstratnej pozwoli to zmieścić ok. 30 albumów (średnia wielkość takiego albumu to poniżej 300 MB), co sprawi, że będziemy mieć zawsze pod ręką kilka tych najbardziej ulubionych i będziemy mogli uzupełniać je dodatkowymi. W przypadku korzystania z formatów stratnych, nawet przy zapisie wysokiej jakości, w warunkach plenerowych trudnej do odróżnienia od zapisu lossless, zmieścimy tych nagrań kilka (3 – 4) razy więcej. Czas pracy na akumulatorze Powinniśmy zwrócić uwagę na czas pracy urządzenia na akumulatorze. Powinien on wynosić co najmniej kilkanaście (na pewno nie mniej niż 10) godzin, co praktycznie wszyscy liczący się producenci gwarantują. Powszechnie spotykane są wartości jeszcze wyższe, np. 20 godzin i więcej. Rzecz w tym, że podana wartość minimalna pozwala bez obawy przed wyczerpaniem akumulatora słuchać muzyki przez cały dzień poza domem, a jeśli przekracza 20 godzin, możliwe jest słuchanie podczas weekendowej wyprawy w miejsca odległe od cywilizacji. Czas ładowania akumulatora nie powinien przekraczać 2 – 3 godzin, chyba że jest to akumulator o bardzo dużej pojemności, wymagający dużego prądu dla szybkiego ładowania. Inne przeznaczenie oraz inne wymagania jakościowe będą mieć miejsce w przypadku sprzętu najwyższej klasy. Jest to temat na oddzielne omówienie, tu powiemy tylko, że współczesne odtwarzacze przenośne, także dlatego, że są zasilane nie bezpośrednio z sieci, a z akumulatora, mogą być wysokiej klasy przetwornikami cyfrowo-analogowymi, stanowiącymi doskonałe uzupełnienie zestawu klasy Hi-End. Wnioski końcowe i rekomendacje Jeśli zamierzasz kupić dobry przenośny odtwarzacz audio i chcesz wydać na niego kwotę od 100 do ok. 1000 złotych, wystarczy, że będziesz się kierować podanymi wskazówkami. Weź pod uwagę godne zaufania marki, takie jak np. COWON iAudio, FiiO, River.
Przenośny odtwarzacz audio – jakie parametry są ważne
Stres, stałe napięcie, codzienne korzystanie z komputera – wszystkie te czynniki mają wpływ na twój wzrok i ogólne samopoczucie. Chcesz zapewnić relaks twoim zmęczonym oczom? A może pragniesz zapobiec częstym bólom głowy i karku? Rozwiązaniem twoich problemów może okazać się masażer oczu. Istnym hitem na rynku stały się w ostatnim czasie innowacyjne masażery oczu. Te unikatowe, zaawansowane technologicznie urządzenia oferują różne tryby masażu, ustawienia ciepła, a niekiedy nawet opcje muzyczne. Są przenośne i zasilane bateryjnie, dlatego niektórzy zabierają je ze sobą w dłuższe i bardziej intensywne podróże. Masażery oczu stanową doskonały sposób na złagodzenie ciśnienia w skroniach, zmęczenie oczu, bóle głowy i twarzy. Sprawdź jakie typy są dostępne na rynku i wybierz odpowiedni dla siebie! Masażer oczu i twarzy Chyba najpopularniejszym typem na rynku jest obecnie masażer oczu i twarzy. Swoim kształtem przypomina on okulary przez co jest niezwykle poręczny. Masaż wibracyjny został tutaj wzbogacony polem magnetycznym aktywnie działającym na mikroobieg krwi. W zależności od modelu, produkty te posiadają zazwyczaj kilka różnych trybów, które pozwolą nam skupić się na wybranej partii twarzy i towarzyszącym jej problemie. Łagodny masaż nie tylko pomoże rozluźnić mięśnie i zrelaksować się, ale także zmniejszy napięcie i suchość oka, ból głowy, a nawet ciśnienie zatokowe. Jest to zdecydowanie doskonały wybór dla wszystkich nadmiernie eksploatujących swój wzrok podczas pracy, nauki czy czytania. box:offerCarousel Masażer oczu i głowy Produkt, który wygląda jak wynalazek z przyszłego stulecia. Zdecydowanie większy i mniej poręczny niż inne produkty, masażer oczu i głowy ma jednak wiele zalet. Po pierwsze zakresem swojego działania obejmuje więcej partii ciała – od oczu i twarzy poprzez głowę, a niekiedy nawet i kark. Wyglądem przypomina kask, co może u niektórych budzić obawę co do jego plastyczności, jednakże producenci zgodnie zapewniają, że masażery tego typu posiadają system regulacji umożliwiający dopasowanie do każdej wielkości głowy. Ponadto posiada on wiele częstotliwości wibracji, tzw. inteligentne ciśnienie powietrza, ogrzewanie na podczerwień oraz specjalne pole magnetyczne. Poduszki pneumatyczne naśladują masaż wykonywany ręcznie przez profesjonalistę, czym wywołują przyjemne uczucie odpoczynku i relaksu. System rozgrzewający zintegrowany z mechanizmem wibracji rozszerza naczynia krwionośne, co przyspiesza regenerację komórek nerwowych i rozluźnia mięśnie. Możliwość wyboru odpowiedniego programu lub ręczne ustawienie preferencji pozwala optymalnie dostosować intensywność masażu do naszych potrzeb. Jego dodatkową zaletą jest fakt, że nie tylko wpływa on na eliminację problemów z zatokami oraz migren, ale także dotlenia skórę głowy i cebulek włosa, pomaga w leczeniu bezsenności oraz likwiduje bóle w potylicy. Masażer oczu i okolic Ostatnim z prezentowanych produktów jest masażer oczu i okolic, który ma przede wszystkim funkcje pielęgnacyjne. Nie jest żadną tajemnicą, że skóra wokół oczu jest szalenie delikatna i wymaga codziennej pielęgnacji. Zbyt dużo godzin przed ekranem komputera, brak snu, nieodpowiednie kosmetyki, długookresowe noszenie soczewek kontaktowych często skutkują opuchlizną, cieniami pod oczami, a nawet wywołują zmarszczki. Dlatego poza używaniem odpowiednio dobranych dermokosmetyków pod oczy, sięgnij również po masażer, który zminimalizuje nabrzmienia pod oczami i odmłodzi zmęczoną skórę wokół nich. Produkt jest niezwykle poręczny, kształtem przypomina bowiem cienki pisak lub flamaster. Gwarantuje to, że możesz go zabrać ze sobą wszędzie i włączyć tym samym do codziennej pielęgnacji. Większość użytkowników masażerów do oczu podkreśla, że w efekcie ich używania znacząco poprawiło się ich samopoczucie, ale również udało im się wyeliminować trudne do wyleczenia przewlekłe stany bólowe takie jak np. migreny. Warto jednak podkreślić, że przy obecnym, niezdrowym i najczęściej siedzącym trybie życia przyczyn dolegliwości bólowych może być wiele. Bardzo często bóle głowy mogą brać się bezpośrednio z kręgosłupa, czy karku, dlatego warto rozważyć również zakup masażera karku. Pamiętaj również, że nawet najlepszy masażer nie zastąpi codziennej pielęgnacji oczu i okolic. Dla osób borykających się z suchością oka czy też postępującą wadą wzroku, należy włączyć do codziennej pielęgnacji produkty takie jak suplementy z luteiną oraz krople nawilżające.
Masażer oczu - działa przeciwbólowo i relaksacyjnie
Problem smogu to ostatnio temat numer jeden w polskich mediach. O ile z tą zagwozdką muszą zmierzyć się przede wszystkim politycy, to my sami też możemy pomóc w walce z zanieczyszczeniami. Smog unoszący się nad polskimi miastami ostatnio przybiera na sile, powodując poważne problemy z oddychaniem, a w dłuższej mierze – także ze zdrowiem. Co gorsza, zanieczyszczenia spowodowane spalaniem paliw to nie jedyne niebezpieczne substancje, które wdychamy każdego dnia. Dym papierosowy, farby i oleje, barwniki – wszystko to składa się na tę trującą mieszankę. Są na szczęście sposoby, dzięki którym powietrze w naszych domach może być czystsze. Sprawdź, o co chodzi. Domowy ogródek i oczyszczalnia powietrza w jednym Najprostszym, najtańszym, a zarazem… najładniejszym sposobem na oczyszczenie powietrza w domu jest zaopatrzenie się w rośliny, które w wyjątkowo szybkim tempie wchłaniają unoszący się w powietrzu dwutlenek węgla i inne zanieczyszczenia. Niedawno amerykańska agencja NASA opublikowała listę aż osiemnastu takich roślin, a część z nich z łatwością znajdziesz również w polskich sklepach i w sieci. Rośliny doniczkowe, poza funkcją oczyszczaczy powietrza, mogą też pełnić rolę eleganckiej i stylowej ozdoby. Czego można chcieć więcej? Z oczyszczaniem powietrza świetnie radzą sobie aglaonemy, pochodzące z południowo-wschodniej Azji rośliny o ciekawych wzorzystych liściach. W zależności od gatunku dorastają nawet do metra wysokości, będąc wyjątkową dekoracją pokoju. Równie efektownie prezentuje się epipremnum złociste, którego długie, opadające pnącza osiągają nawet ponad metr długości. Roślina ta, bardzo popularna w polskich domach, jest też niezmiernie prosta w uprawie i nie wymaga zbyt wiele opieki. Znana głównie jako kwiat biurowy sanseweria też świetnie radzi sobie z oczyszczaniem powietrza w naszych domach. Jej długie, sztywne liście szczególnie pasują do nowoczesnych, minimalistycznie urządzonych wnętrz. Roślina nie potrzebuje częstego podlewania i jest wyjątkowo odporna na przesuszenia oraz choroby. Choć możesz o tym nie wiedzieć, to wiele oczyszczających powietrze roślin już może znajdować się w twoim domu! Kilka z umieszczonych na liście NASA kwiatów jest bowiem bardzo popularnych także w Polsce. Jedną z takich roślin jest pospolity bluszcz, chętnie wykorzystywany zarówno do ozdoby wnętrz, jak i ogrodów. Wbrew obiegowej opinii, bluszcz nie jest jednak aż tak prosty w uprawie w domu. Delikatnie reaguje na nawet lekkie przesuszenie, a latem warto zaserwować mu kurację z odżywki dla roślin o ozdobnych liściach. Popularnym naturalnym oczyszczaczem powietrza jest też zielistka Sternberga. To kwiat, który chyba każdy kojarzy, choć mało kto z nazwy, a w dodatku jest szalenie łatwa w uprawie i potrzebuje jedynie konsekwencji w podlewaniu. Duże ilości wody (latem nawet codzienne porcje) lubi też paproć z rodzaju Nefrolepis, również bardzo u nas popularna. Gadżety na ratunek Nie brakuje też innych rozwiązań pomagających w oczyszczaniu powietrza w domu. Najpopularniejsze są oczywiście elektroniczne sprzęty wykorzystujące nowe zdobycze technologii do niwelowania toksyn. Ciekawym rozwiązaniem jest chociażby zastosowanie… plazmy w jonizatorze Plasma Ionfresher. Choć urządzenie nie posiada wentylatora, to właśnie dzięki tej materii o niezwykłych właściwościach może wytwarzać bryzę! Elektroniczne oczyszczacze też mogą być piękne. Przykład? Model Evolution Gold marki Lightair charakteryzujący się wyjątkowym designem. Urządzenie jest efektywne i bardzo ciche, dzięki czemu może pracować nawet całą noc. Jedyny minus to cena, bo za taki gadżet trzeba zapłacić ponad 1600 złotych. Mniej urodziwe, ale cenione od lat są oczyszczacze niemieckiej marki Venta. Te nie tylko sprawią, że powietrze w domu będzie czystsze, ale w dodatku odpowiednio je nawilżą, co ułatwi oddychanie i sprzyja zdrowszemu snu. O oczyszczaniu powietrza powinniśmy myśleć zawsze, nie tylko wtedy, gdy przypomną nam o tym media. To szczególnie ważne, jeśli w naszym domu mieszkają dzieci.
9 roślin i gadżetów, które pomogą oczyścić powietrze w twoim domu
Kuchenka, czy to elektryczna, czy gazowa, to jedno z najważniejszych urządzeń w kuchni. Warto więc odpowiednio o nią zadbać. Podpowiadamy, jak to zrobić. Kuchenka to jeden z tych sprzętów AGD, bez których nie sposób wyobrazić sobie domu. Ale kupno odpowiedniej kuchenki to jedno, a korzystanie z niej we właściwy sposób, by dobrze służyła nam przez lata, to coś całkiem innego. Płyty gazowe i elektryczne – pielęgnacja tradycyjnej kuchenki Płyty gazowe, jak również te elektryczne (z krążkami grzejnymi), pokryte są emalią, która nie należy do najbardziej odpornych materiałów. Aby ją wyczyścić, nie powinno się więc stosować ostrych szczotek czy zmywaków. Szorowana ostrym narzędziem emalia może popękać, a nawet odprysnąć. Taką powierzchnię czyścimy za pomocą łagodnych mleczek i płynów, które są przeznaczone specjalnie do tego celu. Nie wykorzystuj do tego proszków czyszczących, bo mogą porysować delikatną powierzchnię płyty. Równie ważne jest też dokładne i bieżące czyszczenie palników gazowych, które teraz w większości przypadków też są pokryte emalią. Pojedyncze palniki z łatwością całkowicie zdemontujesz i dokładnie wyczyścisz, a przetarcie zalanego palnika nie tylko nie zajmuje dużo czasu, ale w dodatku uchroni go przed niebezpiecznym zatkaniem. To zaś szczególnie istotne w przypadku kuchenek pozbawionych zabezpieczenia przeciwwypływowego. Tradycyjne, żeliwne krążki grzejne musisz nie tylko systematycznie czyścić, ale również konserwować. Wystarczy, że raz na jakiś czas posmarujesz je odrobiną oleju jadalnego lub specjalnego środka konserwującego. Jak czyścić płytę ceramiczną? Płyty ceramiczne, zarówno elektryczne, jak i te gazowe, z pozoru łatwiej utrzymać w czystości. Odpowiednie zadbanie o te urządzenia potrafi być jednak nie lada wyzwaniem. Płyta ceramiczna zazwyczaj mniej się brudzi, więc i rzadziej wymaga czyszczenia. Kiedy już jednak trzeba to zrobić, musisz zaopatrzyć się w specjalne środki czystości – piankę lub mleczko – przeznaczone tylko do takich powierzchni. Płytę ceramiczną można czyścić tylko wtedy, gdy jest zimna, a po zakończeniu czyszczenia należy wytrzeć ją do sucha miękką szmatką. Choć wykorzystywana do produkcji płyt ceramika jest wyjątkowo twarda, i tak należy uważać na zarysowania i inne zniszczenia. Aby uniknąć zarysowań osłabiających wytrzymałość płyty, do gotowania należy używać naczyń o płaskim lub lekko wklęsłym dnie. Wymagania te spełniają naczynia ze stali nierdzewnej lub ze szkła żaroodpornego. W przypadku przywarcia do płyty ceramicznej roztopionego cukru, gęstego sosu albo przedmiotu z tworzywa sztucznego, trzeba usunąć powstałą skorupę. W tym celu skorzystaj ze specjalnych skrobaków (najczęściej plastikowych, choć na rynku dostępne są też delikatne w użyciu łopatki z metalu o odpowiednio wyprofilowanym brzegu). Te narzędzia nie porysują ceramiki. Pamiętaj też, że gotowanie na pobrudzonej płycie może cię więcej kosztować. Zabrudzony palnik lub pole grzejne grzeje z mniejszą sprawnością, przez co potrzebuje więcej energii elektrycznej. Czyszczenie panelu z pokrętłami sterującymi kuchenką ułatwią za to zdejmowane kurki. Porządek w piekarniku Podobnie jak w przypadku płyt kuchennych, piekarnika też nie czyści się z wykorzystaniem ostrych zmywaków i druciaków. Jeśli zaś chodzi o środki czystości, to do wnętrza piekarnika najlepsze są specjalne pianki o dużej mocy, które poradzą sobie z zaschniętymi zabrudzeniami, ale nie porysują przy tym powierzchni. Bardziej zaawansowane technologicznie piekarniki mogą być wyposażone w funkcję czyszczenia pyrolitycznego lub katalitycznego (to nazwa stosowana wymiennie). Piekarnik rozgrzewa się wtedy do bardzo wysokiej temperatury (nawet 500°C), a cały brud wypala się. Wystarczy potem wymieść powstały w ten sposób popiół i piekarnik jest czysty. Wymiana uszczelek Dbaniem o kuchenkę jest również wymiana zużywających się elementów. Najczęściej niszczą się uszczelki. W płytach kuchennych do zabudowy uszczelka oddziela jej krawędź od blatu kuchennego. Jej zadanie to zabezpieczenie blatu i mebli kuchennych przed nadmiernym nagrzewaniem się. Uszczelki znajdują się również na drzwiczkach piekarników. Jeśli uszczelka się odklei lub pęknie, to trzeba ją wymienić, przede wszystkim dla bezpieczeństwa domowników i dla ochrony stojących po obu stronach kuchenki mebli. Jeśli chcemy, żeby kuchenka służyła nam bezpiecznie przez długi czas, należy ją systematycznie czyścić i na bieżąco wymieniać zużyte elementy. Trzeba także dbać o to, by kuchenki nie uszkodzić i użytkować zgodnie z jej przeznaczeniem.
Jak dbać o kuchenkę?
Wielu uważa ten sport za najlepszy sposób spędzania wolnego czasu, ale często zniechęca nas wizja łowienia ryb w jesiennym chłodzie i deszczu. Niesłusznie ulegamy obawom! Jeśli dobrze przygotujemy się do połowu, czas spędzimy nad wodą efektywnie i bardzo przyjemnie. Dobieramy sprzęt Najbardziej popularnymi gatunkami ryb łowionymi jesienią są szczupaki i leszcze. Chcąc złowić drapieżnika, jakim jest szczupak, musimy zabrać wędkę i żyłkę o podwyższonej wytrzymałości i nie zapomnieć o innych akcesoriach, które muszą być mocniejsze ze względu na ostre zęby tych ryb. W przypadku leszcza oprócz odpowiedniego wędziska należy zabrać odpowiednią ilość zanęty, która znacznie zwiększy szanse na udany połów. Ubiór na każdą pogodę Podczas jesiennych połowów warto stosować technikę ubierania się na cebulkę – łatwiej nam będzie regulować temperaturę, zdejmując lub nakładając kolejną warstwę. Warto też zaopatrzyć się w pelerynę lub kurtkę przeciwdeszczową, kalosze i windstopper. Kurtka przeciwdeszczowa powinna być wykonana z goreteksu – tkaniny oddychającej, ale nieprzepuszczającej wilgoci do środka. Natomiast windstopper ochroni nasze ciało przed chłodnym wiatrem. Kalosze to obowiązkowa pozycja na liście wyposażenia wędkarza, jednak warto się zastanowić, czy nie lepsze okażą się wodery, tzn. buty z nogawkami do pasa. Można w nich wejść do niezbyt głębokiej wody, nie obawiając się zamoczenia nóg. Peleryna RIP-STOP Texar. Wykonana z poliestru na wzór poncho armii amerykańskiej. Całkowicie nieprzemakalna. Jest wytrzymała, a przy tym bardzo lekka. Ma specjalny pokrowiec. Wyposażona jest w kaptur ze ściągaczem i zatrzaski umożliwiające połączenie kilku peleryn w awaryjny namiot. Wodoodporność 5000 mm. Cena ok. 80 zł. box:offerCarousel Kalosze Jaxon. Sięgają do kolan. Wygodne i solidnie wykonane z modyfikowanego PCW. W dotyku bardzo przypominają kalosze gumowe, ale są o wiele bardziej elastyczne i cieplejsze. Cena: od 30 zł. box:offerCarousel Sprzęt biwakowy Oprócz wyposażenia podstawowego, jakim są wędki, kołowrotki itp., powinniśmy mieć odpowiedni sprzęt, który pozwoli nam nocować w komfortowych warunkach. Na początek kupmy namiot. Nie musi być duży, ale nie mniejszy niż dwuosobowy, a wodoodporność jego wierzchniej warstwy nie może być niższa niż 1500 mm słupa wody. Takie cechy ma namiot Fjord Nansen Sierra II, który pomieści nie tylko uczestnika połowów, ale również jego sprzęt. Kolejny ważny element ekwipunku to mata do spania oraz śpiwór, np. z serii Deuter Orbit. Te śpiwory oferowane są w różnych wersjach, dostosowanych do temperatury, w jakiej mają być używane (w zakresie od +9st.C do -2st.C). W zależności od przewidywanej temperatury mata do spania powinna być jedno- lub dwuwarstwowa. Ta druga na pewno lepiej będzie izolowała od chłodnej ziemi. Namiot MSR (Mountain Safety Research) Hubba NX. Superlekki namiot dwuosobowy znanej marki MSR. Waży zaledwie 1,72 kg, przewidziano w nim dwa przedsionki, dzięki czemu każdy może mieć swój ekwipunek bardzo blisko siebie. Jest oferowany w dwóch wariantach kolorystycznych: zielonym oraz szarym. Cena: od 1899 zł. box:offerCarousel Akcesoria niezbędne nie tylko jesienią Warto w swoim ekwipunku mieć apteczkę turystyczną z podstawowym zestawem do odkażania ran, plastrami, bandażami, gazikami. Wędkowanie jest dość bezpiecznym zajęciem, ale zawsze może dojść do otarć czy też skaleczeń i wtedy osobista apteczka okaże się niezastąpiona. Warto do niej dołączyć leki o działaniu przeciwbólowym i przeciwzapalnym. Kolejnym niezbędnym akcesorium jest latarka. Sprzęt tego typu pozwoli nam na pokonywanie nawet krótkich odcinków dróg nocą, ale również pomoże w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy, gdy zapadnie zmrok. Wygodne w użyciu są latarki czołowe Petzl, które charakteryzują się wysoką wytrzymałością, funkcjonalnością i odpornością na wodę w klasie IPX4. Mactronic M-Force 2.1. Waży jedynie 103 g. Jej zasięg wynosi prawie 200 m. Ma 320 lumenów mocy, zasilanie: 1 x CR123. W zestawie: latarka, włącznik żelowy, filtry RGB, baterie, śrubokręt. Cena: od 200 zł. box:offerCarousel Na taki jesienny wyjazd warto zaprosić osobę, z którą lubimy spędzać czas. Towarzysz połowów na pewno pomoże nam też w sytuacjach, które będą tego wymagały.
Jak przygotować się do jesienno-zimowego wędkowania?
Znany producent sprzętu grającego zaproponował coś wyjątkowego – słuchawki dla dzieci. Sprawdziliśmy, czym się charakteryzują, jak się sprawują i czy dzieci zapałały do nich miłością. Jakość wykonania, budowa i funkcje Nauszne słuchawki JBL wyróżniają się swoimi rozmiarami, które przystosowano do wielkości dziecięcych głów. Według producenta z JR300 mogą korzystać dzieci w wieku powyżej 3 lat. Mali słuchacze z pewnością docenią, że słuchawki są dostępne w czterech wersjach kolorystycznych, które dopasowano do dziecięcych gustów. JR300 są składane, dzięki czemu można je łatwo przenosić, na przykład w plecaku. Dostępne są w wersji przewodowej i Bluetooth. Ta druga według producenta zapewnia do 12 godzin pracy z naładowanymi bateriami. Wystarczy też 10 minut ładowania, by słuchawki grały przez godzinę. Do testów dostaliśmy wersję z kablem, niemal o połowę tańszą od wersji Bluetooth. JR300 są wykonane z dobrej jakości materiałów i chyba wystarczająco solidnie, żeby znieść bez uszczerbku wypadki, które mogą im się wydarzyć podczas pracy dla dzieci. Oczywiście słuchawki nie są pancerne i nie przetrwają celowego niszczenia czy poważnego wypadku. Pałąk jednak jest wykonany z elastycznego materiału, można więc JR300 mocno wyginać i przynajmniej nam podczas testu nie udało się go uszkodzić. Kabel, zresztą nieplączący, wydaje się dobrze przyczepiony do słuchawek, za pomocą sporej gumowej obejmy. JR300 dobrze leżą na głowie nawet dorosłej osoby – nie cisną, a nausznice i pałąk są miękkie. Zresztą podczas ich używania przez dzieci nie spotkaliśmy się z narzekaniami na wygodę. Trzeba przyznać, że jedna z testerek przez pół godziny siedziała z nimi na głowie jak zaczarowana – taki może być efekt pierwszego spotkania dziecka ze słuchawkami, które przecież odcinają od świata zewnętrznego i mocno przybliżają do muzyki. W oczach dzieci ogromnym atutem JBL JR300 będą dołączone do nich zestawy naklejek. Zarówno chłopcy, jak i dziewczynki znajdą wśród nich coś dla siebie. JBL wyposażył słuchawki w ogranicznik, który powyżej 85 decybeli odcina możliwość dalszego podnoszenia poziomu głośności. Ten poziom według producenta jest bezpieczny dla dzieci. Jest to zresztą poziom zalecany jako optymalny również dla dorosłych według niektórych producentów. JR300 możemy więc zostawić dzieciom do samodzielnej obsługi, bo będziemy mieli pewność, że nie będą one słuchały zbyt głośno, co mogłoby się niekorzystnie odbić na ich słuchu czy nawet doprowadzić do jego uszkodzenia. Brzmienie Dziecięce słuchawki JBL grają w sposób wykazujący niektóre cechy typowe dla amerykańskiego producenta – brzmienie jest muzykalne, raczej ciepłe i dość duże. W przypadku JR300 wydaje się, że zostało ono jeszcze dodatkowo uspokojone przez ujęcie i złagodzenie wysokich tonów oraz górnej średnicy. Z pewnością nie są to słuchawki, które sprawią, że słuchacza po godzinie odsłuchów rozboli głowa od krzykliwego brzmienia. JR300 ładnie podkreślają wybrzmienie wokali i ogólnie grają przede wszystkim średnimi tonami. Bas raczej towarzyszy muzyce, a w najniższych rejestrach jest niemal nieobecny. Nie sądzę, żeby to dzieciom przeszkadzało w odsłuchu – jest to raczej kolejna cecha tych słuchawek, która sprawia, że można ich długo używać z zachowaniem poczucia komfortu. Podsumowanie Amerykański producent zrealizował swój ciekawy pomysł stworzenia słuchawek dla dzieci bardzo dobrze. Powstało urządzenie dobrze wykonane, stosunkowo odporne na dziecięce użycie i grające przyjemnym, spokojnym dźwiękiem. A co najważniejsze, JBL JR300 są dla naszych dzieci bezpieczne, bo nie zagrają zbyt głośno.
JBL JR300 – test słuchawek dla dzieci
Bezpieczny dla dziecka teren, na którym może się ono swobodnie bawić bez konieczności nieustannej obserwacji przez opiekunów? Do jego stworzenia niezbędny będzie rozstawiany na ziemi kojec. Prezentujemy najpopularniejsze modele drewniane. Niemowlak, który opanował już umiejętność raczkowania i jest na dobrej drodze do postawienia pierwszych samodzielnych kroków, wymaga nieustannej uwagi opiekunów. Staramy się zabezpieczyć dom w taki sposób, aby wspinający się po meblach i biorący wszystkie znalezione przedmioty do buzi maluch mógł swobodnie eksplorować otoczenie. Jednak codziennie zdarzają się sytuacje, w których musimy podzielić swoją uwagę między opiekę nad dzieckiem a inne czynności, np. prace domowe. W takich chwilach ogromną pomocą może być kojec, którym wygrodzimy dziecku bezpieczną przestrzeń, co pozwoli nam w spokoju ugotować obiad, wziąć kąpiel czy porozmawiać przez telefon. Zalety drewnianego kojca Poszukując wytrzymałego i praktycznego kojca dla swojej pociechy, warto zwrócić uwagę na modele drewniane. Ich ceny zaczynają się już od 130 zł i rosną w zależności od wielkości i liczby elementów w zestawie. Ogromną zaletą drewnianych kojców jest wysoka jakość ich wykonania. Idealnie wyszlifowane, gładkie lite drewno jest odporne na wielokrotne rozkładanie i składanie, uderzenia, upadki i przenoszenie. Taka konstrukcja z pewnością posłuży nam przez wiele lat. Wszystkie elementy są odpowiednio wyprofilowane i zaokrąglone tak, aby były bezpieczne dla maluszków. Nie musimy się również obawiać zarysowania podłogi – większość modeli ma antypoślizgowe stopki, zabezpieczone tworzywem ochraniającym podłogę. Bez względu na rozmiary każdy kojec składa się z łączonych ze sobą elementów, dzięki czemu w prosty sposób można go szybko złożyć, rozłożyć i przetransportować w inne miejsce, a po złożeniu zajmuje niewiele miejsca i łatwo go schowamy, np. na szafie czy pod łóżkiem. Z tego względu sprawdzi się zarówno w domu, jak i w ogrodzie. Możliwe jest także przymocowanie kojca na stałe do ściany, dzięki czemu dziecko w żaden sposób go nie przesunie. Rozmaite wielkości i moduły Wielkość kojca możemy dostosować do wieku i potrzeb dziecka oraz posiadanej na to przestrzeni. Najmniejsze są kojce, z których możemy zbudować konstrukcję w formie kwadratu, kosztujące od 130 zł do 140 zł. W zestawie znajdziemy zwykle trzy klasyczne elementy ze szczebelkami oraz jedną część z ruchomą, zamykaną bramką. Długość jednego elementu wynosi 90 cm, a wysokość kojca 70 cm. To idealne rozwiązanie do niewielkich wnętrz lub gdy zamierzamy rozstawiać kojec w różnych częściach mieszkania. Bardziej stacjonarnym rozwiązaniem, wymagającym jednak nieco więcej przestrzeni, są kojce 6-elementowe (ok. 180 zł), a nawet 8-elementowe (ok. 320 zł). Zbudowana z nich konstrukcja pozwoli na stworzenie placyku zabaw o obwodzie wynoszącym nawet 7 m. W takim kojcu wystarczy umieścić wygodne poduszki, bezpieczne zabawki, np. książeczki dla niemowląt, miękką matę edukacyjną czy stolik interaktywny, a maluch będzie mógł fantastycznie i bezpiecznie spędzać czas na zabawie. Dla maluszków Dla najmłodszych niemowlaków, które nie potrafią jeszcze samodzielnie się przemieszczać, jednak łóżeczko jest już dla nich za małe do zabawy, świetnym rozwiązaniem są drewniane kojce na kółkach. Wyglądem przypominają klasyczne niemowlęce łóżeczko, jednak są od niego sporo większe. Większość modeli posiada materac, który może być zamontowany na trzech wysokościach. Kojce mają wygodne rolki – kółeczka pozwalające swobodnie przemieszczać konstrukcję po całym mieszkaniu. To fantastyczne rozwiązanie dla ruchliwych niemowlaków. Wybierając drewniany kojec, sprawdźmy, czy drewno jest idealnie wyszlifowane, czy nie ma żadnych ostrych, wystających i niebezpiecznych dla dziecka krawędzi. Sprawdźmy również, czy został pomalowany bezpiecznym lakierem, przeznaczonym do mebli użytkowanych przez najmłodszych. Ważne jest także, aby konstrukcja kojca pozwalała na jego łatwe i szybkie złożenie oraz rozmontowanie.
Drewniany kojec dla maluszka
Jesień to niezwykle urokliwa pora roku. Kolorowe drzewa, czerwień jarzębiny, fiolet wrzosowych łąk cieszą oko. Lasy dają coś jeszcze – grzyby. Jesienne grzybobrania stają się coraz popularniejsze. Pozwalają się wyciszyć i zrelaksować. Jak przygotować się do zbiorów i co z nimi zrobić – o tym poniżej. Idziemy na grzyby Wyprawa do lasu dla wprawnego grzybiarza to bułka z masłem. Są jednak i tacy, którzy dopiero tę przygodę zaczynają i nie wiedzą, jak się do niej przygotować. Poza odpowiednim strojem niezwykle ważny jest także ekwipunek: wiklinowy kosz, nożyk oraz atlas grzybów. Wszystkie te elementy pozwolą zamienić grzybobranie w niesamowitą przygodę. Wiklinowy koszykto podstawa. Jak ognia powinniśmy wystrzegać się chodzenia na grzyby z workami foliowymi, w których rozwijać się będzie pleśń. Mały nożyk czy scyzoryk pozwolą na oczyszczenie grzyba zaraz po jego znalezieniu. Natomiast atlasy grzybów polecane są szczególnie tym, którzy nie posiadają ogromnej wiedzy i wolą sprawdzić, czy znaleziony okaz jest jadalny. Nie zaszkodzi także, aby w atlas wyposażyła się osoba, która od lat chodzi na jesienne grzybobrania. Lepiej dmuchać na zimne. box:offerCarousel Sposoby na suszenie grzybów Owocne grzybobranie to powód do dumy, tym bardziej, że grzyby dostępne w sklepach sporo kosztują. Grzyby należy poddać obróbce. Najczęstszą jest suszenie. Metody suszenia są różne. Nie poleca się suszenia na żyłkach, na wolnym powietrzu. Jesień to wilgotna pora roku, zatem grzyby, narażone na kontakt z chłodnym powietrzem, mogą spleśnieć. Sporo osób decyduje się na suszenie grzybów w piekarniku. To dobry, ale czasochłonny pomysł. Najlepszą opcją jest zakupienie suszarki do żywności. Niezwykle istotny jest fakt, że taki zakup nie będzie jednorazowy. W suszarkach można suszyć również owoce i warzywa, zatem zakupiony sprzęt będzie mógł być wykorzystywany przez cały rok, a nie tylko jesienią. Suszarki do żywności różnią się między sobą pojemnością, mocą i oczywiście ceną. Warto wybrać model, który ma jak największą moc. Wówczas suszenie przebiegnie w ekspresowym tempie i sprzęt nie pobierze zbyt wiele prądu. Po całym zabiegu, ułożone na sitach suszarki grzyby należy szczelnie zapakować w woreczki lub słoiki. box:offerCarousel Smażenie grzybów Smażenie grzybów to metoda na ich konserwację i zrobienie zapasów na zimę. Świeże, zebrane w lesie grzyby należy przesmażyć na patelni z odrobiną tłuszczu oraz ulubionych przypraw. Tak przygotowany sos grzybowy mrozi się i, jak tylko przyjdzie ochota na skonsumowanie go, odmraża, smażąc ponownie na patelni. Mrożenie to doskonały sposób na konserwację grzybów. Dzięki temu zabiegowi znacznie wydłuża się czas na spożycie grzybów i termin ich przydatności. Konieczny jest zakup odpowiednich pojemników do mrożenia. Takich, które nie przepuszczają powietrza i nadają się do przechowywania w bardzo niskich temperaturach. Jak zaprawiać grzyby Najpopularniejsze są grzybki w occie i innych zalewach. Dostępne są we wszystkich sklepach spożywczych, ale można je też zrobić samemu. Najważniejsza jest oczywiście zalewa. Należy ją zrobić w odpowiednich proporcjach, aby nadmiar octu nie zabił naturalnego smaku grzybów. Zalewę warto wzbogacić o gorczycę, ziele angielskie lub liście laurowe. Przyprawy te sprawią, że grzybki będą jeszcze smaczniejsze. Do wykonania takich zapraw potrzebne będą także słoiki. Warto kupićsłoikio odpowiednim rozmiarze i ciekawym kształcie. Średniej wielkości będą idealne. W komplecie należy nabyć także wieczka, które sprawią, że zaprawy zostaną zawekowane. Warto nakleić na słoiki specjalne naklejki, na których napisać można datę oraz gatunek grzybów, które zostały zaprawione. Kurki, podgrzybki, borowiki – leśne grzyby to niesamowity smak i wykwintny dodatek do potraw. Warto wykorzystać jesień na spacer po lesie i grzybobranie. Własnoręcznie suszone, mrożone czy zaprawione grzyby smakują o niebo lepiej niż te sklepowe i można je w każdej chwili wykorzystać. A więc – idziemy na grzyby?
Jesienne grzybobranie – suszenie, smażenie, zaprawianie. Co będzie nam potrzebne?
Prowadzisz aktywny tryb życia i niechętnie odkładasz do szafy strój treningowy? Zastanawiasz się, czy wypada wyjść z domu w dresie? Marzysz o tym, by wyglądać modnie, a zarazem czuć się komfortowo? Nie musisz wybierać! Przedstawiamy kilka pomysłów, które pomogą ci skomponować wygodny, a przede wszystkim modny outfit! Dres nie tylko po domu box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Klasyczne szare spodnie dresowe kojarzą się przede wszystkim z odpoczynkiem w domowym zaciszu. Można jednak z powodzeniem wykorzystać je również w codziennej stylizacji. Warto wówczas zdecydować się na model z nieco węższymi nogawkami. Do niego świetnie pasować będzie krótki top, najlepiej w żywym, intensywnym kolorze. Dobrze sprawdzi się tu czerwień, pomarańcz albo kolor tego roku, czyli fiolet. Nie martwcie się, że top odsłania pępek – o to chodzi! box:offerCarousel Stylizacji dopełnią sportowe buty w takim samym kolorze co top lub z akcentami kolorystycznymi, które będą z nim korespondowały. W chłodniejszy wieczór na ramiona możesz narzucić kurtkę bomberkę – najlepiej czarną. Ochroni cię ona przed wiatrem, a jednocześnie podkreśli charakter zestawienia. Warto w tym looku postawić na wyraziste dodatki. Śmiało sięgnij po metalowe bransoletki, które będą delikatnie pobrzękiwać podczas spaceru. Włóż także długie złote kolczyki, złożone z pojedynczych sznureczków albo z motywem, np. gwiazdek. W takim stroju możesz wybrać się zarówno na weekendowy spacer z psem, jak i na spotkanie z przyjaciółmi. Legginsy nie tylko na siłownię box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Legginsy już dawno przestały być kojarzone wyłącznie ze strojem na siłownię. Są bardzo wygodne i istnieje wiele sposobów na ich wykorzystanie w codziennej stylizacji. Szczególnie dobrze sprawdzą się wiosną, kiedy dni są ciepłe, ale poranki i wieczory bywają jeszcze chłodne. Na rynku dostępnych jest bardzo wiele modeli i wzorów, które można dobierać wedle własnego uznania. Wśród nich jest jednak taki, który każda kobieta powinna mieć w swojej szafie – mowa oczywiście o klasycznych czarnych legginsach. box:offerCarousel Co do nich dobrać, by outfit dobrze się prezentował? Postaw na minimalizm. Na górę włóż krótki biały T-shirt, na który możesz zarzucić czarną skórzaną ramoneskę. Czarno-białe adidasy dopełnią całości i sprawią, że będziesz prezentować się niezwykle stylowo. Jakie dodatki? Zdecyduj się na drobne, srebrne kolczyki i delikatny łańcuszek z zawieszką – może być to serduszko, motylek, gwiazdka lub inny ulubiony motyw. Taka biżuteria nada stylizacji lekkości i doda dziewczęcego uroku. Randka w biegu box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Stylizacja sportowa sprawdzi się nie tylko na co dzień. Odpowiednio skomponowana może okazać się również świetnym pomysłem na kreację randkową. Jak to osiągnąć? Jako podstawę wybierz plisowaną spódnicę za kolano, którą w pasie zepniesz cienkim srebrnym paskiem. Do niej załóż luźny biały tank top – koniecznie wpuszczony do środka! Klasyczne białe trampki dopełnią całości. box:imagePins box:pin box:pin Jeśli umawiasz się na wieczór i obawiasz się niskiej temperatury, zabierz ze sobą rozpinaną bluzę – najlepiej szarą. Jeśli chcesz przełamać nieco casualowy look, zdecyduj się na delikatną, złotą biżuterię – podwójny łańcuszek i sztyfty, np. w kształcie kuleczek. Będą one świetnie korespondować ze spódnicą i pozwolą na zachowanie równowagi pomiędzy sportowymi elementami stroju a kobiecym charakterem całości. W takim zestawieniu możesz swobodnie pójść zarówno na niezobowiązującą kolację w knajpce, jak i do kina czy na spacer. Jeszcze się wahasz? Pamiętaj, że dzięki sportowym butom na płaskiej podeszwie nie musisz obawiać się o odciski czy ból stóp – możesz w nich balować do upadłego! Sportowe ubrania na stałe zagościły w naszych szafach. Warto sięgać po nie w różnych sytuacjach, nie tylko wybierając się na siłownię. Odpowiednie zestawienie poszczególnych elementów sprawi, że stylizacja z ich wykorzystaniem sprawdzi się na wiele okazji. Przyjrzyj się naszym propozycjom i wybierz najlepszy look dla siebie.
Sportowe stylizacje na wiosnę – 3 sprawdzone pomysły
Proste historie miłosne są bardzo przyjemne w odbiorze. Lubimy opowieść o niej o i nim, o tym jak się poznali, pokochali i jak budowali swoją relację. I nie lubimy, gdy w tę relację wchodzi ktokolwiek trzeci, kto mógłby ją zaburzyć. A gdyby na takim wątku osnuć fabułę? Na wątku właśnie tego trzeciego Kate Sterritt zbudowała swoją powieść „Kocham tylko tak”. Pozornie więc niekoniecznie na ulubionej wersji historii miłosnej. Zapewniam jednak, że tylko pozornie. W poszukiwaniu… Dla młodej dziewczyny dorastanie w domu, w którym nie czuje się kochana, jest na pewno trudne. Brak ojca, ojczym, z którym trudno się porozumieć, i brat, który lubi pastwić się nad siostrą. Trochę niefajne przeżycia dla okresu dorastania. Jednak Emerson Hart poznaje swojego obrońcę i wkrótce przyjaciela, Merekiego, dzięki któremu jej codzienność zaczyna nabierać barw. Spędzają wspólnie dużo czasu, planują przyszłość, w której ona zostanie znaną artystką, a on doskonałym inżynierem. Jednak po drodze do tej wyśnionej, dobrej przyszłości światem obydwojga wstrząsa pewne wydarzenie, które silnie wpływa na całą ich relację. Mereki praktycznie przestaje rozmawiać z Emerson. Z romantycznej wizji cudownej przyszłości pozostaje jedynie smutna i nie wiadomo dokąd prowadząca relacja. I wówczas Emerson poznaje Josha. ... miłości i siebie Wydaje się to co najmniej dziwne. Emerson ma wszak Merekiego, nawet jeżeli nie układa im się w relacji, to jednak jest z kimś w związku. A tu nagle zaczyna się dziać coś dziwnego między dziewczyną a Joshem. Powstaje silna i wyraźna więź, rodzi się poczucie zdrady i zmierzania w bardzo, bardzo złym kierunku. Wszak Mereki miał być tym jedynym, co do końca życia. Co się dzieje z Emerson? Ten trzeci jednak, jak łatwo sobie wyobrazić, również dostrzega coś dziwnego w znajomości z dziewczyną. Z jednej strony rodzi się w nim uczucie, z drugiej dostrzega, że na horyzoncie jest jakiś problem. Widzi, że Emerson niesie w sobie jakieś kłębowisko sprzecznych emocji, a jednocześnie dużo pustki. Jakby wydarzyło się coś więcej… Zdecydowanie dziewczyna mocno się pogubiła w swoim życiu. Miłość i miłość Powieść Kate Sterritt została podzielona na dwie części. W jednej poznajemy dzieciństwo i okres zaprzyjaźniania się z Merekim, a w drugiej teraźniejszość, w której Emerson poznaje Josha. Większość powieści jest prowadzona z perspektywy samej bohaterki, co wydaje się odsłaniać wszystkie jej sekrety i nie pozostawiać nic wyobraźni czytelnika. Cóż, nie ma nic bardziej mylnego! „Kocham tylko tak” to historia z drugim dnem, które zostaje odsłonięte dopiero pod koniec książki. Dzięki zastosowaniu takiego triku autorce udaje się wywołać odrobinę niedowierzania, szoku i większego zrozumienia dla wszystkich dziwnych sytuacji w powieści. W ten sposób książka Sterritt wyróżnia się na tle wszystkich prostych historii o miłości i pokazuje, że nic nie jest takim, jakim się wydaje. Zdecydowanie warto poświęcić jej kilka wieczorów. Książka dostępna jest również w wersji elektronicznej. Źródło okładki: www.wydawnictwokobiece.pl
„Kocham tylko tak” Kate Sterritt – recenzja
1 lutego br. wprowadziliśmy nowe standardy miniaturek na Allegro. 1 lutego br. wprowadziliśmy nowe standardy miniaturek na Allegro. Sprzedających, którzy jeszcze nie dostosowali swoich ofert do nowych zasad, zachęcamy do pilnej ich poprawy. Oferty bez prawidłowych miniaturek możemy zakończyć podczas przeprowadzanej weryfikacji. Dlaczego warto dodać miniaturki zgodne z nowymi standardami * Estetyczna miniaturka zwiększa szansę na sprzedaż. * Oferty z prawidłowymi miniaturkami będą wyżej na liście przy sortowaniu według trafności. * Sprzedający, którzy mają prawidłowe miniaturki, mają szansę zakwalifikować się do Standardu Allegro.
Czy zaktualizowaliście już swoje miniaturki?