source
stringlengths 4
21.6k
| target
stringlengths 4
757
|
---|---|
Bieganie to aktywność dostępna niemal dla każdego. By uprawiać tę dyscyplinę, nie musimy mieć bardzo drogiego, specjalistycznego sprzętu. Na pewno nie potrzebujemy go, aby robić to rekreacyjnie ani by schudnąć kilka czy kilkanaście kilogramów. Dlatego też wiele osób zaczyna biegać, by pozbyć się niechcianej tkanki tłuszczowej. Tymczasem bieganie, jak każdy inny wysiłek fizyczny, trzeba uprawiać z głową. Jedni chudną, inni nie. Jak to się dzieje? Kiedy chudniemy naprawdę?
Sięgając do teorii wysiłku fizycznego, dowiadujemy się, że sprzyjające warunki do efektywnego spalania tkanki tłuszczowej uzyskujemy, kiedy przeprowadzamy trening aerobowy o średniej intensywności, trwający przynajmniej 40 minut lub bardziej intensywny trening interwałowy. Ten drugi może trwać już krócej. Jest jednak bardziej męczący dla organizmu. W pierwszym przypadku tłuszcz spalamy (w ilościach znaczących dla osoby nastawionej na chudnięcie) tylko podczas treningu. W drugim – nawet 24 godziny po zakończeniu sesji. Dzieje się tak ze względu na zwiększoną powysiłkową konsumpcję tlenu, która ukierunkowana jest na uzupełnienie długu tlenowego.
Powyższe zjawiska można przełożyć również na bieganie. Nie wystarczy tylko wstać z kanapy, ale należy uruchomić swój silnik i podnieść tętno tak, by pracowało na określonym poziomie. Mamy do wyboru dwie drogi.
Bieganie w strefie aerobowej
Biegamy przynajmniej 40 minut równym, średnim – niezbyt wolnym, ale i nie wyścigowym – tempem przynajmniej 3 razy w tygodniu. Dla ułatwienia, można sprawdzać wartość swojego tętna na pulsometrze (powinno mieścić się ono w granicach 65–75% tętna maksymalnego). Jeśli jednak nie możemy sobie jeszcze na niego pozwolić, pamiętajmy, że jest to tempo, podczas którego da się rozmawiać, nie łapiąc zadyszki. Stopniowo wydłużamy też czas całego treningu (do godziny a może i dłużej).
Biegowe interwały
Biegowe interwały mogą mieć różną formę. Żeby nieco ją przybliżyć, podaję przykład: 8 rund, na które składa się minuta biegu niemal na 100 % możliwości danej osoby, przeplatane z 1 minutą odpoczynku, czyli truchtu lub marszu. Oczywiście pamiętajmy o rozgrzewce, która jest niezbędna, bo przygotowuje cały aparat ruchu i układ krążeniowo-oddechowy do wzmożonej pracy. Niech będzie to 10–15 minut ciągłego, spokojnego biegu. Z upływem czasu liczbę rund można dodawać (dochodząc np. do 10) i nieco zmieniać proporcje pomiędzy czasem maksymalnego wysiłku a odpoczynkiem. Jeśli poczujemy, że nasza kondycja ulega poprawie, możemy oczywiście podkręcić tempo, dodając naszym ruchom nieco prędkości. Interwałów lepiej nie wykonywać dzień po dniu. Zostawmy ciału trochę czasu na regenerację. Tłuszcz i tak będzie spalany jeszcze przez całą dobę po biegu.
Pełna sesja treningowa
W obu przypadkach pamiętajmy o uspokojeniu tętna, wychłodzeniu organizmu i rozciąganiu poszczególnych grup mięśniowych na koniec treningu. W żadnym razie nie „urywajmy” biegu gwałtownie. To tak, jakby prowadząc samochód na piątym biegu, nagle zupełnie zahamować. Auto przestanie jechać, ale czy jest to dla niego dobre? Zwłaszcza gdyby sytuacja nagminnie się powtarzała? Twoje ciało jest cenniejsze.
Którą opcję wybrać?
Z matematycznego punktu widzenia, druga opcja jest bardziej ekonomiczna. Na trening poświęcamy mniej czasu, a spalamy przy tym więcej kalorii – i to czerpiąc energię z tkanki tłuszczowej. Jednak nie wszyscy mogą sobie od razu na taką pracę pozwolić. Nie każdemu od początku udaje się biec nieprzerwanie nawet przez 10 minut. Wówczas rozwiązaniem są energiczne marsze, które przyzwyczają nasz organizm do długotrwałego, jednostajnego wysiłku. Kiedy poczujemy się swobodnie, możemy „wbiec o schodek wyżej”. Wówczas spokojny, długi bieg pozwoli nam wgryźć się w środowisko biegaczy, a interwały, jeśli naprawdę chcemy je wykonać, na pewno na nas poczekają. Szczególna ostrożność zalecana jest osobom z dużą nadwagą oraz ze schorzeniami bądź po urazach narządów ruchu, a także osobom w podeszłym wieku. Choć ci ostatni, jeśli biegają od lat, wiedzą, na ile mogą sobie pozwolić. W niektórych przypadkach lepiej rozpocząć odchudzanie od innych aktywności (np. pływanie) bądź przeplatać treningi dyscyplinami mniej obciążającymi aparat ruchu. Róbmy tak dla samego bezpieczeństwa i dla urozmaicenia.
Taka dawka wiedzy to niezbędne minimum. To nie jest tylko wykonanie dwóch kółek dookoła boiska. Angażując się w wykonanie tej pracy, robimy coś dobrego, rozwojowego dla siebie samych. Pamiętajmy o tym, nakładając buty treningowe i śmiało ruszajmy przed siebie. Ci, którzy walczą z nadwagą – biegiem po zdrową i wymarzoną sylwetkę! | Jak biegać, żeby schudnąć? |
Inhalatory mają zastosowanie w leczeniu zarówno górnych, jak i dolnych dróg oddechowych. Na rynku dostępna jest szeroka gama produktów i niekiedy trudno podjąć decyzję o wyborze tego właściwego. Podpowiadamy, na co zwrócić uwagę, aby kupione urządzenie w jak największym stopniu spełniło swoje zadanie. Terapie przeprowadzane przy użyciu inhalatora są niekiedy zdecydowanie skuteczniejsze od innych metod leczenia. Dzieje się tak dlatego, że lek dociera bezpośrednio do miejsca przeznaczenia. Podstawowy podział inhalatorów dotyczy zastosowanej technologii. Pod tym względem wyróżniamy urządzenia tłokowe oraz ultradźwiękowe.
Inhalator pneumatyczny czy ultradźwiękowy?
Inhalatory tłokowe mają praktycznie nieograniczone zastosowanie. Można w nich stosować zarówno sól fizjologiczną, jak i wszystkie leki, łącznie z antybiotykami, przeznaczone do terapii wziewnej. Dodatkowym atutem przemawiającym za wyborem urządzenia pneumatycznego jest możliwość wykonania irygacji nosa. Będzie to więc doskonały wybór np. przy schorzeniach zatok. Z kolei inhalatory ultradźwiękowedoskonale sprawdzają się przy nawilżaniu górnych dróg oddechowych. Ich zaletą jest cichsza niż w przypadku urządzeń tłokowych praca oraz szybsza nebulizacja.
Zakres działania inhalatora
Wybór odpowiedniego urządzenia powinien być podyktowany problemami zdrowotnymi, które mają być przy jego pomocy leczone. Inhalatory mogą wytwarzać różnej wielkości cząsteczki. Im będą one mniejsze, tym skuteczniejsza będzie terapia. Cząsteczki o większych wymiarach mają bowiem tendencje do osiadania w górnych drogach oddechowych. Dlatego przy wyborze inhalatora dobrze jest kierować się poniższymi parametrami MMAD (średnia wielkość cząsteczek w wytwarzanym przez inhalator aerozolu), wyrażonymi w mikrometrach:
10-7: górne drogi oddechowe,
5-8: oskrzela i tchawica,
3-1: płuca.
Inhalatory dla najmłodszych
W przypadku najmłodszych pacjentów problemem może okazać się zachęcenie ich do terapii. Rozwiązaniem takiej sytuacji będzie zakupinhalatora dla dzieci, np. w kształcie zwierzątka lub zabawki. Dzięki temu proces leczenia będzie przez nie traktowany jako zabawa. Mimo takiego wyglądu, urządzenia dedykowane najmłodszym pacjentom są w pełni profesjonalne i niczym nie ustępują tym o tradycyjnych kształtach. Dobrze jest również przy zakupie zwrócić uwagę na długość przewodu powietrznego. Im będzie on dłuższy, tym dziecko będzie miało większą swobodę ruchów w trakcie inhalacji. To praktyczne rozwiązanie również w przypadku, gdy będziemy chcieli urządzenie umieścić w drugim pomieszczeniu tak, by jego praca nie denerwowała pociechy.
Ustnik i maseczka
Najskuteczniejszą metodą inhalacji jest wykonywanie jej przez ustnik. Dlatego też dobrze przy wyborze urządzenia upewnić się, czy jest on w zestawie. Niekiedy jednak, np. u niemowląt, inhalacja przy pomocy ustnika jest niemożliwa i konieczne jest zastosowanie maseczki. Warto pamiętać, aby była ona przede wszystkim dobrze dopasowana do twarzy dziecka, żeby w czasie terapii wykorzystać maksymalną ilość lekarstwa. Dobrze jest sprawdzić, czy maseczka posiada specjalne miękkie uszczelki, które dopasowują się do twarzy. Jeżeli planujemy wykorzystanie inhalatora przez innych domowników, warto kupić zestaw z maseczkami w różnych rozmiarach: zarówno dla dzieci, jak i dorosłych.
Oprócz wymienionych powyżej aspektów dobrze jest zwrócić uwagę, czy dane urządzenie posiada regulację przepływu strumienia. Jest to o tyle istotne, że jego natężenie powinno być zróżnicowane u dzieci i dorosłych. O skuteczności inhalatora będą świadczyć certyfikaty potwierdzone przez niezależne instytuty badawcze. Posiadanie ich daje nam gwarancję, że wybrany produkt jest wysokiej jakości. Jeżeli do wyboru mamy kilka inhalatorów o podobnych parametrach, wybierzmy ten, który ma dłuższy okres gwarancji, jest prostszy w obsłudze lub też posiada bogatsze wyposażenie dodatkowe.
Inhalacje są jedną z najskuteczniejszych metod leczenia infekcji czy przewlekłych chorób układu oddechowego. Spośród oferty dostępnej na rynku bez wątpienia każdy znajdzie takie urządzenie, które w optymalny sposób spełni swoje zadanie. | Inhalatory z wyższej półki |
Sospeso to nic innego jak przestrzenny decoupage. Wbrew pozorom technika ta jest bardzo prosta. Umożliwia ozdabianie wszelkiego rodzaju przedmiotów, a nawet tworzenie biżuterii. Cała rzecz polega na podgrzewaniu specjalnej folii, a następnie kształtowaniu jej małymi dłutkami kulkowymi. Najważniejsze materiały, jakie musimy mieć, pracując techniką sospeso, to folia, dłutka i podkładka. Inne dobieramy w zależności od efektu, jaki chcemy osiągnąć.
Materiały
Folia termokurczliwa – nie wydziela szkodliwych związków, łatwa do modelowania, nie kruszy się, jej kształt (po podgrzaniu) można kilkakrotnie formować. Do wyboru jest folia transparentna albo z gotowym wzorem. Na wersję transparentną przykleja się serwetkę, papier lub specjalną bawełnianą tkaninę do sospeso. Unikniemy tego, kupując folię z gotowym nadrukiem. Dostępna jest w ogromnej liczbie wzorów, głównie kwiatowych, ale bywają też motywy koronki, motyli, ptaków, liści.
Dłutka – mają zaokrąglone drewniane końcówki, co pozwala formować folię na różne sposoby. Najczęściej w zestawie są 2 dłutka z różnej wielkości zakończeniami.
Podkładka z gąbki – służy jako podłoże przy formowaniu elementów.
Klej – może być specjalny do sospeso lub zwykły do decoupage’u (bez werniksu). Kleje te są przezroczyste i szybko schną. Stosujemy je zgodnie z zaleceniami podanymi na opakowaniu.
Lakier do zabezpieczenia powierzchni.
Ozdoby – np. kryształki do tworzenia efektu lodu – stosuje się w połączeniu z żelem szklącym.
Ostre nożyczki do wycinania wzorów.
Pistolet do kleju na gorąco – do przyklejania gotowych wzorów.
Pędzelki do kleju i lakieru.
Świeczka typu tealight.
Krok po kroku – jak to zrobić
W wersji z gotowym wzorem cały proces trwa krócej. Wystarczy wyciąć z folii wzór, podgrzać nad świeczką i dłutkiem uformować tak, aby powstał efekt przestrzenny.
Jeśli korzystamy z folii transparentnej, najpierw postępujemy tak, jak przy klasycznym decoupage’u. Wycinamy z zapasem wzór z serwetki, papieru lub tkaniny i przyklejamy do folii. Można to zrobić specjalnym klejem do sospeso, ale równie dobrze sprawdzi się klej do decoupage’u. Pamiętamy, żeby przed przyklejeniem rozdzielić warstwy serwetki (potrzebna jest tylko ta z nadrukiem), papier przez chwilę moczymy w wodzie, żeby zmiękł, i osuszamy.
Po przyklejeniu motywu smarujemy go klejem, tym samym, którym przyklejaliśmy wzór. Trzeba to robić bardzo ostrożnie, żeby nie uszkodzić serwetki czy papieru.
Kiedy klej wyschnie, wycinamy potrzebny fragment. Robimy to dokładnie, usuwając „zapasy” dokoła wzoru. Starajmy się jak najbardziej rozdzielić elementy, np. płatki kwiatów, gdyż każdy płatek będziemy formować oddzielnie.
Folię podgrzewamy nad świeczką, aby zrobiła się miękka. Róbmy to ostrożnie, żeby folia się nie stopiła ani nie przypaliła.
Kładziemy miękką folię na podkładce gąbkowej i dłutkiem modelujemy, np. poszczególne kwiatki. Robimy to po przeciwnej stronie niż jest przyklejony wzór. Folia szybko stygnie i traci miękkość, dlatego starajmy się działać jak najszybciej. Kiedy folia straci giętkość, trzeba ją ponownie podgrzać nad świecą. Można tak robić do 10 razy.
Na końcu lakierujemy, dodatkowo możemy je ozdobić. Najczęściej stosuje się efekt lodu, który polega na zatapianiu różnej wielkości kryształków w żelu pokrywającym powierzchnię.
Przyklejamy klejem na gorąco za pomocą pistoletu. Aby wzór był bardziej przestrzenny, sklejamy 2–3 kwiatki ze sobą i dopiero wtedy przyklejamy na podłoże. W przypadku drobnych elementów można sobie pomóc patyczkiem lub wykałaczką – nabieramy na nie klej.
Po co się robi przestrzenne kwiaty, motyle i inne motywy? Najczęściej stanowią one dodatkową dekorację przedmiotu ozdobionego techniką decoupage’u. Na przykład na pudełko z przyklejonym wzorem stokrotek nakleja się stokrotki zrobione techniką sospeso. Można też sam motyw zastosować do robienia biżuterii, np. broszek, wisiorków, ozdobić nim lampę lub inny element wyposażenia domu, a także zrobić trójwymiarowy obrazek. Pięknie wyglądają bombki świąteczne czy pisanki ozdobione tą techniką. Możliwości jest wiele, a technika niezbyt trudna. Wystarczy trochę wyobraźni. | Decoupage przestrzenny – tajemnice sospeso |
Po II wojnie światowej Europę podzieliła żelazna kurtyna. Po obu stronach przygotowywano się do konfrontacji zbrojnej, do której na szczęście nie doszło. Po tych czasach pozostał sprzęt, wyposażenie i umundurowanie cieszące się obecnie dużym zainteresowaniem kolekcjonerów. Rok 1949 miał ogromne znaczenie dla powojennych Niemiec. Z połączenia trzech stref okupacyjnych powstała Republika Federalna Niemiec (RFN), z radzieckiej strefy – Niemiecka Republika Demokratyczna (NRD). Początkowo nikt nie zamierzał pokonanym Niemcom dawać broni do rąk. Do czasu.
Nationale Volksarmee
Już w 1955 r. RFN weszła w skład NATO i powołała siły zbrojne, Bundeswehrę. Wydarzenia te wywołały kryzys międzynarodowy. W odpowiedzi Związek Radziecki zainicjował powstanie Układu Warszawskiego i zezwolił na stworzenie sił zbrojnych NRD. Powstały one w marcu 1956 r. i nosiły oficjalną nazwę Nationale Volksarmee (NVA – Narodowa Armia Ludowa). Początkowo liczyła kilka tysięcy żołnierzy, szybko jednak rozrosła się do ok. 170 tys. żołnierzy z poboru. Sukcesy te były możliwe m.in. dzięki doświadczeniom jej dowódców – po części dawnych wyższych oficerów Wehrmachtu (zjawisko to było również widoczne w armii i służbach specjalnych RFN). Uzbrojenie NVA składało się głównie ze sprzętu konstrukcji i produkcji radzieckiej. Jednym z nielicznych wyjątków były ciężarówki IFA oraz trabanty 601 (m.in. w wersji łazik). Już to dokładnie wyjaśnia, dlaczego po zjednoczeniu Niemiec armia wschodnioniemiecka została włączona do Bundeswehry, a niemal całego sprzętu, w większości przestarzałego i niepotrzebnego, szybko się pozbyto (część złomowano, część zaś sprzedano lub przekazano innym krajom, m.in. samoloty MiG-29 trafiły do Wojska Polskiego).
box:offerCarousel
box:offerCarousel
W pole i na defiladę
Po powstaniu NRD zaczęły tworzyć się jej służby mundurowe. Część z nich miała mundury wzorowane na radzieckich, inne (np. Volkspolizei) na początku istnienia używały dawnych mundurów Wehrmachtu. Żołnierze NVA korzystali z niemal wszystkich rodzajów broni, a np. straż graniczna używała tych samych wzorów mundurów. W zależności od okazji dysponowali różnymi modelami od „roboczych” i polowych po służbowe, wyjściowe i defiladowe. Do ćwiczeń gimnastycznych mieli też spodenki, koszulki i dresy treningowe. Mundury te przez cały okres istnienia NVA przypominały krojem mundury Wehrmachtu (różnił je np. kształt kołnierzyka). Dotyczyło to mundurów zarówno wyjściowych, jak i polowych, np. „polówki” używane do 1968 r. były szyte z materiału do złudzenia przypominającego kamuflaż SS (później używano również mundurów o wzorze maskującym „deszczyk” znanym i w Wojsku Polskim, np. w wojskach powietrznodesantowych). Podobne pochodzenie miały też hełmy M56. Przypominały one nieco hełmy Armii Czerwonej (a potem Radzieckiej), ale w rzeczywistości pochodziły od hełmu oddanego na potrzeby Wehrmachtu, ale do końca wojny nie wprowadzonego na wyposażenie żołnierzy Führera. Nawet oznaczenia stopni wojskowych nawiązywały do II wojny światowej. Co ciekawe, oficjalna propaganda NRD głosiła wówczas, że mundury NVA nawiązują do niemieckich tradycji umundurowania, mundury zaś zachodnioniemieckiej Bundeswehry ślepo kopiują wzorce z USA. Chyba jednak lepiej ilustrował to (dość niebezpieczny dla opowiadającego) dowcip o członku SED (Socjalistyczna Partia Jedności Niemiec – wschodnioniemiecki odpowiednik PZPR), który z taką zawziętością czyścił i polerował swój znaczek partyjny, że wreszcie odkrył, iż wcześniej była to odznaka partyjna NSDAP. Aby jednak udowodnić Wielkiemu Bratu, że rozwiązania powstałe u niego są rzeczywiście dobre, noszone podczas największych mrozów uszanki do złudzenia przypominały te stosowane w Armii Radzieckiej. Marynarze na całym świecie mają nieco łatwiej. Ich mundury są zwykle granatowe (lub inaczej – navy blue) i trudno zarzucić im nawiązania ideologiczne. To samo dotyczyło Volksmarine.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Co jeszcze?
Sprzęt rodem z enerdowskiej armii znajduje amatorów wśród kolekcjonerów, miłośników militariów i rekonstruktorów, którzy przez lata wykorzystywali go przy odtwarzaniu jednostek wojskowych III Rzeszy. Dziś mogą oni do woli korzystać z kopii mundurów z okresu II wojny światowej, wciąż jednak zdarzają się pomyłki. Wszyscy miłośnicy oprócz mundurów mogą na Allegro nabyć m.in. hełmy, naramienniki z oznaczeniami stopni wojskowych, pasy, których klamry ozdobiono charakterystycznym godłem NRD, ładownice (np. te z materiału typu deszczyk), chlebaki (m.in. przypominające wyposażenie Wehrmachtu), różnego rodzaju oznaki, kabury i smycze do etatowych pistoletów oficerów NVA, czyli PM, zwanych potocznie makarowami, a także będące częścią umundurowania czapki, furażerki czy uszanki.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Wbrew pozorom sprzętu pochodzącego z arsenałów armii NRD zachowało się dość dużo. Warto zastanowić się nad jego kolekcjonowaniem już teraz, ponieważ praktyka wskazuje, że będzie go coraz mniej, a jego ceny zaczną rosnąć. | Co zostało po Nationale Volksarmee? |
Od dawna wielu ludzi aktywnych ruchowo chciało wykonywać ćwiczenia, które poprawiłyby ogólną sprawność organizmu oraz wzmacniały wszystkie partie mięśniowe. Niektórzy specjalizują się w elementach siłowych, a inni w aerobowych, zapominając o pozostałych płaszczyznach. Ci, którzy chcą wzmacniać i ćwiczyć całe ciało, decydują się na kompleksowe podejście. Takimi osobami są crossfitowcy. Kim są i na czym polega ich trening? Wzmocnienie wszystkich partii mięśniowych
Na początku XXI wieku Amerykanin Greg Glassman opracował zestaw ćwiczeń dla policjantów. Taka forma zyskała z miejsca ogromną popularność i szybko została adoptowana na potrzeby wojsk specjalnych i innych służb mundurowych. Zaczęto organizować wiele zawodów i turniejów, do których zgłaszało się mnóstwo chętnych, chcących sprawdzić się w tej nowej dyscyplinie. Konkurencje typowo fitnessowe przeplatane są siłowymi.
Plan treningowy crossfitowca zawiera różne ćwiczenia. Pozwalają one skutecznie poprawić własne umiejętności, zrzucić zbędne kilogramy i ukształtować doskonałą sylwetkę. Poza tym wpływają na wydolność. Najlepiej jest trenować trzy razy w tygodniu w tzw. obwodzie, czyli wykonywać po kolei każde z zaplanowanych ćwiczeń. Może ich być od pięciu do ośmiu. Wtedy trening jest najbardziej efektywny.
Początkujący wykonują ćwiczenia przez około trzydzieści sekund, a bardziej zaawansowani mogą je robić dwa razy dłużej. Przerwę na odpoczynek stosuje się dopiero po skończeniu całego obwodu. To jest jedna seria, którą wykonuje się dwa lub trzy razy.
Poprawa siły i kondycji
Najpierw oczywiście należy przeprowadzić około dziesięciominutową rozgrzewkę, by przejść do ćwiczeń właściwych. Do wielu z nich potrzebny jest sprzęt. Rzuty czy wymachy trenujemy piłką lekarską. Należy dobrać ją odpowiednio do własnych umiejętności i siły, jaką dysponujemy. Po pewnym czasie będziemy mogli ćwiczyć cięższą, wykonując większą liczbę powtórzeń. Ćwiczenia te kształtują siłę i jej wytrzymałość. Rozwijają mięśnie rąk, brzucha i kręgosłupa.
Przysiady i wykroki wykonujemy z obciążeniem hantlami. Dobieramy je odpowiednio do rodzaju ćwiczenia oraz naszego poziomu zaawansowania. Należy pamiętać, by robić je starannie i dobrze technicznie, gdyż przy niewłaściwej postawie możemy narazić się na kontuzje i urazy. Do podnoszeń i wymachów doskonale nadają się odważniki, czyli tzw. kettlebell. W tych ćwiczeniach wzmacniamy mięśnie ud, pośladków oraz ramion i barków.
Liczy się zaangażowanie i intensywność
Jednym z ćwiczeń plyometrycznych jest naskok na podest. Najlepiej na wysokość około pięćdziesięciu centymetrów. Można do tego wykorzystać dwa lub trzy tzw. stepy używane podczas zajęć fitness. Ustawiając je jeden na drugim, zyskamy żądaną wysokość. Można też skorzystać ze specjalnie do tego przeznaczonej skrzynki. Ćwicząc naskok, czyli inaczej box jump, zwiększysz zakres ruchu oraz siłę mięśni i bioder. Dobrze też to działa na uda, pośladki oraz łydki.
Crossfitowcy do ćwiczeń obwodowych dodają podciąganie się na linie, co kształtuje mięśnie najszersze, czyli grzbietu. Na formowanie i rzeźbę barków, pleców oraz ramion warto popracować na drążku. Oczywiście, jest to uzależnione od techniki. Warto stosować obie, czyli nachwyt i podchwyt.
Wiele ćwiczeń, np. pompki, wykonuje się bez żadnego sprzętu. Jednak jeśli ustawimy stopy na dwóch ułożonych na sobie stepach, zamiast na podłodze, to poprzez takie utrudnienie bardziej będziemy wzmacniać nasze mięśnie. Przy ćwiczeniach z wejściem na skrzynię możemy dodać podrzucanie piłki lekarskiej. Zawsze pamiętajmy o bezpieczeństwie i prawidłowej technice podczas wykonywania poszczególnych elementów obwodu.
Crossfit to bardzo dobry trening na spalenie kalorii, ale również poprawienie kondycji oraz wzmocnienie mięśni. Pozwala na bycie sprawniejszym, bardziej gibkim i skocznym. Po takich zajęciach czujemy, że solidną pracę wykonał praktycznie każdy mięsień naszego ciała. Dajemy sobie nieźle w kość, ale za to pod wpływem endorfin czujemy się radośniejsi. | Zestaw crossfitowca – co musisz mieć? |
Zakup telefonu przeznaczonego dla osoby starszej wcale nie jest łatwy. Takie urządzenie powinno mieć zupełnie inne cechy niż standardowy telefon, czyli np. duże przyciski, wyraźny ekran, klawisz alarmowy itp. Całe szczęście oferta takich telefonów u sprzedawców na Allegro jest całkiem spora. Jakie urządzenie wybrać? Postaram się wam pomóc, przybliżając kilka interesujących modeli. OVERMAX VERTIS 2210 EASY
Ten kosztujący ok. 120 zł telefon został zaprojektowany specjalnie dla seniorów. Urządzenie zostało wyposażone w 2,2-calowy kolorowy ekran (duże litery), przyjazny dla osób starszych interfejs (są obecne np. fotokontakty, które pomagają w wybieraniu odpowiedniego numeru, na który chcemy zadzwonić) i duże przyciski. Telefon ten z pewnością wyróżnia się obecnością kamery (VGA), a dodatkowo jest zaopatrzony w wytrzymałą baterię, która wytrzymuje aż do 21 dni bez ładowania.
Ciekawą funkcją jest latarka, która w razie konieczności pomoże rozświetlić ciemności. Nieodzownym elementem jest przycisk SOS, który można zaprogramować aż na 5 wybranych numerów. Ciekawym gadżetem jest też stacja dokująca, która ułatwia ładowanie telefonu i sprawia, że senior zawsze wie, gdzie go odłożył. „Wisienką na torcie” jest obecność radia FM, które w chwilach nudy może umilić nieco czas.
box:offerCarousel
M-LIFE ML0639
Rozważając zakup telefonu przeznaczonego dla seniora, trzeba wziąć pod uwagę model M-LIFE ML0639. Urządzenie kosztuje niewiele, bo ok. 90 zł. Telefon został oczywiście wyposażony w duże przyciski i 1,77-calowy kolorowy ekran. Według producenta czas czuwania na jednym ładowaniu to ok. 8–10 dni, co jest całkiem niezłym wynikiem. Podobnie jak wyżej omówiony OVERMAX, także i ten telefon ma funkcję latarki i przycisk SOS, będący tak naprawdę kwintesencją większości urządzeń przeznaczonych dla osób starszych. Do sprzedawanego zestawu producent dołącza stację dokującą, która jest wyjątkowo przydatnym akcesorium. Nie zabrakło tu także radia FM.
box:offerCarousel
Manta Senior TEL1707
Szukacie czegoś jeszcze tańszego niż wymienione wcześniej dwa modele? W takim razie powinniście się zainteresować telefonem komórkowym sprzedawanym przez firmę Manta, modelem TEL1707. Sprzęt ten można kupić już za niecałe 60 zł. Co dostaniemy? Poręczny, przeznaczony dla osób starszych telefon, który ma 1,77-calowy kolorowy ekran. Jest tu nawet radio FM, a także przyzwoita bateria, która na jednym ładowaniu potrafi zasilać telefon przez ok. 10 dni (w stanie czuwania).
Rzecz jasna w TEL1707 nie zabrakło funkcji latarki i przycisku alarmowego SOS, który w sytuacjach kryzysowych może wręcz uratować życie. Telefon ma sporą klawiaturę z dużym nadrukiem, która nie powinna sprawić problemu żadnemu seniorowi. Niestety, Manta wraz z zestawem nie dostarcza stacji dokującej, co dla niektórych może okazać się sporą wadą.
box:offerCarousel
MAXCOM MM428
Ciekawą propozycją może też być kosztujący ok. 75 zł telefon komórkowy MAXCOM MM428. Jest w zasadzie bardzo zbliżony do prezentowanej przed chwilą Manty.
box:offerCarousel
Decydując się na MM428, otrzymamy telefon z 1,8-calowym kolorowym ekranem, baterią wytrzymującą ok. 10 dni w stanie czuwania, radiem FM i funkcją latarki. Co istotne, sprzęt ten potrafi obsługiwać dwie karty SIM (dual SIM), więc jeśli potrzebujecie telefonu działającego z dwoma numerami telefonu, to MM428 może się okazać strzałem w dziesiątkę. Oczywiście, jak przystało na tego typu urządzenie, nie zabrakło tu bardzo wyraźnej klawiatury i przycisku SOS.
Zobacz również: Telefon dla seniora – wybór modeli II kwartał 2017 | Telefon dla seniora – wybór modeli I kwartał 2017 |
Quantum 600 to najwyższy i jednocześnie największy model serii Quantum od GoClevera. Ten 6-calowy phablet z 4-rdzeniowym procesorem oraz ekranem IPS o wysokiej rozdzielczości wyceniono na około 560 zł, czyli stosunkowo niewiele. Wyposażenie
W sporym i solidnym opakowaniu o czarno-szarych barwach, pod telefonem, zapakowano jego podstawowe wyposażenie. Wszystkie akcesoria posiadają biały kolor, a są to:
adapter sieciowy (wąski);
kabel USB-microUSB z filtrem ferrytowym;
słuchawki dokanałowe;
instrukcja obsługi (szybki start).
Phablet posiada fabrycznie naklejoną folię na wyświetlaczu, ale ogólnie wyposażenie można określić jako absolutne minimum. Specyfikację w języku angielskim zawarto z tyłu opakowania, a prezentuje się ona następująco:
wyświetlacz: 6” IPS LCD 1280 x 720;
4-rdzeniowy procesor: BROADCOM BCM 23550 1,2 GHz (Cortex-A7);
grafika: BROADCOM VideoCore IV;
system operacyjny: Android 4.4 KitKat;
RAM 1 GB;
wbudowana pamięć: 4 GB;
czytnik kart microSD do 32 GB;
obsługa Dual SIM, USB OTG;
przedni aparat: 2 Mpix, tylny 8 Mpix;
Wi-Fi b/g/n, GPS z A-GPS i obsługą GLONASS (wgrane mapy: Polski, Czech i Słowacji), Bluetooth;
bateria o pojemności: 2800 mAh.
Dane techniczne nie należą do szczegółowych, ale robią ogólnie dobre wrażenie. Z wymienionych parametrów najbardziej kusi ekran oraz Android w wersji KitKat.
Konstrukcja
Producent odszedł od kontynuowania designu serii, bowiem model Quantum 600 wyraźnie „wyłamuje się” spośród „mydelniczkowych” kształtów na rzecz mocnych kantów i eleganckiej stylistyki. Udało się osiągnąć bardzo dobry efekt – telefon wygląda atrakcyjnie, przypomina droższy sprzęt. Urządzenie mierzy około 16 cm na 8,5 cm, a jego grubość to prawie 9 mm. Quantum 600 waży też 204 g, trzeba więc zatem mieć na względzie, że nie jest to smukły telefon do wąskiej kieszeni, a praktycznie tablet.
Front posiada zminimalizowane boczne krawędzie, z lewej i prawej strony ramka ma około 2 mm. Z góry i dołu wysokość obramowania wynosi już ponad 1 cm, w efekcie czego telefon wydaje się smukły, wyciągnięty w pionie. Nad wyświetlaczem znajduje się wąska szczelina głośnika ze srebrną maskownicą, a obok niej widać czujniki oraz przedni obiektyw aparatu. Na spodzie mamy trzy podświetlane przyciski dotykowe w formie czytelnych grafik, odpowiadających ich funkcjom. Efekt wizualny psuje folia zabezpieczająca – widać kilka pęcherzyków, które szczególnie „rzucają się w oczy” w miejscach wokół obiektywu i czujników. Folia też łatwo się rysuje.
Korpus urządzenia ma metalowe krawędzie, ale otoczone tworzywem w kolorze wpadającym lekko w brąz. Są one delikatnie zaokrąglone na kantach, ale mocno spłaszczone. Na lewej ściance ulokowano przyciski regulacji głośności połączone ze sobą, na prawej jest włącznik. Gniazdo microUSB umiejscowiono na spodzie, a górną krawędź zajmuje wyjście słuchawkowe.
Pokrywa wykonana została z ogumowanego tworzywa sztucznego. Jest cienka, wpięta solidnie w wielu punktach oraz lekko wypukła w środkowej części. Nie rysuje się, ma wytłoczone logo producenta na środku. Gładko otacza górny, pokaźny obiektyw z dodatkową diodą. W miejscu głośnika rolę maskownicy pełnią trzy rzędy otworów. Pod pokrywą widać wielką baterię, nad którą są czytniki.
Konstrukcja jest mocna, a obudowa sztywna. Pokrywa baterii się nie ugina, korpus nie trzeszczy, a wyświetlacz tylko nieznacznie ulega naciskowi. Phablet robi zaskakująco dobre wrażenie, można go wyceniać na 1200–1500 zł. Fanom nieskazitelnego designu do gustu przypadnie biały wariant kolorystyczny.
Ergonomia
„Sześćsetka” jest wielka. To już specjalistyczne wymiary, urządzenie do określonych zadań, a nie „zgrabny” telefon do użytkowania na co dzień. Jednak, jak na phablet, Quantum 600 da się określić mianem poręcznego – to długi i szeroki sprzęt, ale jego obudowa jest cienka, a spłaszczone krawędzie zapewniają pewny chwyt. Mimo zastosowanego w nim 6-calowego ekranu, użytkownik nie powinien odnosić wrażenia, jakby przy uchu trzymał tablet. Ponadto, sprzęt bez wątpienia „rzuca się w oczy”.
Nie tylko w trakcie rozmów Quantum 600 sprawdza się dobrze. Świetnie się na nim pisze, zarówno kiedy trzyma się go jedną ręką (przy uchwycie pionowym), jak i kciukami (jeśli chwycimy sprzęt horyzontalnie). Pokrywa modelu jest wypukła, a krawędzie lekko odstają ponad blat, na którym położymy phablet, toteż nie ma problemu z jego podnoszeniem z jakiejkolwiek powierzchni.
Niestety przyciski nie są do końca takie, jakich byśmy oczekiwali. Nieco wystają ponad obudowę, mają za krótki klik i trudno je rozróżnić. Te, odpowiedzialne za zmianę głośności są trochę za małe – czasem myliłem je, jednak to kwestia przyzwyczajenia. Włącznik ma jeszcze jedną wadę – czasami nie reaguje i trzeba go wcisnąć odpowiednio mocno, lecz z drugiej strony, dzięki temu unikniemy samoczynnego odblokowywania się telefonu. Dodam, że zabrakło tu diody ładowania i powiadomień.
Wyświetlacz
Ekran to element, którym Quantum 600 dalej punktuje. Robi bardzo dobre wrażenie, matryca jest jasna, a kąty widzenia szerokie. Barwy są odwzorowane satysfakcjonująco, kontrast wysoki, a kolory pozostają przyjemne dla oczu – nie widać ich „ocieplenia” ani „ochłodzenia”.
Rozdzielczość 1280 x 720 pikseli daje zagęszczenie 320 dpi, przez co obraz jest gładki, wyraźny – nie ma ziarnistości, nie widać zabrudzenia czcionek. Prezentuje przyzwoity poziom.
Na pochwałę zasłużył też interfejs dotykowy, sprawnie reagujący i bezproblemowo interpretujący gesty. Z pewnością nie będzie irytował, nawet gdy użytkownik zdecyduje się na szybkie pisanie na klawiaturze. To samo dotyczy przycisków dotykowych; nie wymagają zbytniej precyzji z naszej strony. Należy dodać, że ekran obsługuje 5 punktów dotyku.
System operacyjny
Quantum 600 jest obsługiwany przez KitKata w wersji 4.4.2. System został nieco zmodernizowany przez producenta – zastosowano nowe ikonki paska powiadomień (oraz systemowe), interfejs przypomina raczej wcześniejsze wersje Androida. Dodatkowo zamieszczono kilka preinstalowanych aplikacji, takich jak: Yanosik, 1Weather, pakiet Google, Mireo viaGPS (z pakietem map: Polski, Czech, Słowacji), a ponadto znajdziemy tu Angry Birds. Zbędne oprogramowanie da się usunąć, dzięki czemu można zyskać dodatkową pamięć, gdyż dla użytkownika dostępne jest zaledwie około 1,5 GB. Po pierwszym uruchomieniu pojawia się program konfiguracyjny, przyspieszający proces wstępnych ustawień, a zabrakło go niestety w modelu niższym, czyli w Quantumie 500.
System operacyjny jest jednak problematyczny – wyraźnie przycina się i zwalnia. Wiąże się to prawdopodobnie z kwestią jego optymalizacji, bo wykorzystany układ powinien bez szwanku radzić sobie z Androidem. Uwidacznia się to szczególnie przy odtwarzaniu animacji, jakie są nieco spowolnione, a przewijanie listy aplikacji nierzadko „klatkuje”, podobnie, jak „przerzucanie” pulpitów. W zwolnionym tempie włączają się też aplikacje – efekty wzajemnego przenikania się także dostają „zadyszki”. Nie ma za to problemu przy tworzeniu ustawień systemowych. Mam nadzieję, iż te mankamenty wyeliminuje aktualizacja. Mimo powyższych niedogodności uważam, że system w Quantum 600 jest stabilny.
Phablet w benchmarku AnTuTu osiąga 13 315 punktów – to przeciętny wynik, ale typowy, jak na tę półkę cenową.
Bateria
Quantum 600 posiada dość duże ogniwo, ale to konieczność – pokaźny wyświetlacz i układ tego wymagają. Czas pracy baterii jest typowy, sprzęt „wytrzyma” 1 dzień przy normalnym użytkowaniu (przy intensywnym zaś phablet można rozładować w 5–6 godzin, surfując po sieci, grając w gry 3D, itd.). Przy bardziej oszczędnym użytkowaniu, ograniczonej jasności wyświetlacza i korzystaniu z jednej karty SIM, czas pracy można wydłużyć do prawie 2 dni. Akumulator wytrzyma łącznie 12 godzin rozmów. Quantum 600 to (pod względem baterii) standard, ale w sumie zasługuje na pochwałę, gdyż producent nie zapomniał o większym ogniwie, które jest niezbędne dla tak dużego ekranu. Akumulator ładuje się około 2,5 godziny.
Multimedia – gry, Internet, audio, aparat
Quantum 600 radzi sobie lepiej z grami niż z systemem. Android wyraźnie „klatkuje”, a gier można używać płynnie. Rozrywka z takim wyświetlaczem w roli głównej jest przyjemna, a sprzęt sprawnie interpretuje komendy. „Gładka” grafika wciąga, nie jest to jednak urządzenie przygotowane na radzenie sobie z najbardziej wymagającymi tytułami. „Sześćsetka” może śmiało pełnić rolę sprzętu multimedialnego, ale raczej podstawowego – wydajność w zaawansowanych grach 3D spada, choć dalej są one grywalne.
Przeglądanie stron WWW oraz streaming nagrań audio i wideo również odbywa się bez kłopotu. Phablet bezproblemowo wyświetla strony internetowe w wersji „komputerowej”, pozwala wygodnie odczytywać i pisać maile.
Może brakować głośności, wydobywającej się z wbudowanego głośnika. Jakościowo jest dobrze, czysto i czytelnie, bez zniekształceń, ale przydałoby się więcej mocy. To samo tyczy się wyjścia słuchawkowego – brzmienie jest przyzwoite, ale także nie do końca doskonałe.
Satysfakcjonująco wypada główny aparat. Fotografie w dobrych warunkach mają odpowiednie barwy, dobre nasycenie, niezłą ostrość. Widać lekką ziarnistość, ale jest dużo lepiej niż w modelu Quantum 500, który zdjęcia wyraźnie „zabrudzał” i „rozmywał”. Standardowo wewnątrz i przy gorszym świetle zdjęcia są dużo gorsze jakościowo, ale do podstawowego użytkowania aparat sprawdzi się nieźle. Bez zarzutów działa autofocus, można także wskazać główny punkt ostrości.
Łączność
Łączność wypada bardzo dobrze, nie ma problemów z zasięgiem oraz rozmowami, ani z Wi-Fi. Głos rozmówcy jest dobrej jakości, mikrofon również prawidłowo zbiera głos.
Dużym atutem Quantuma 600 jest GPS z obsługą sieci GLONASS. Zasięg satelitów jest stabilny, a przy tym łapany szybko.
Podsumowanie
Właściwie nie miałbym większych zastrzeżeń, gdyby nie wydajność i optymalizacja systemu. W innych elementach Quantum 600 nie zawodzi – to solidny i wygodny phablet o pociągającym stylu. Stanowi niezwykle ciekawą ofertę, tym bardziej, że w prosty sposób można rozwiązać problem wydajności systemu – wystarczy wgrać inny „launcher”, który można pobrać ze sklepu Google Play. Po jego instalacji (np. Nova Launcher) problem wydajności zniknął, liczę jednak, że zajmie się tym też producent. | GoClever Quantum 600, czyli wielki ekran za niewielkie pieniądze |
Klocki Lego od lat bawią i uczą najmłodsze dzieci. W katalogu lipiec–grudzień 2017 Duplo proponuje nam serie: Pierwsze klocki, Miasteczko Lego Duplo oraz Ulubione postacie. Każda z nich zawiera ciekawe zestawy, które będą doskonałym pomysłem na prezent i zapewnią długie chwile atrakcyjnej zabawy. Lego Duplo – Pierwsze klocki
Ta seria została stworzona z myślą o maluchach już od 18. miesiąca życia. W zestawach znajduje się od kilku do kilkunastu klocków. Są one kolorowe i duże, dzięki czemu spada ryzyko włożenia zabawki do buzi.
1) Mój pierwszy domek – cena katalogowa: 79,99 zł. Ten niewielkich rozmiarów zestaw sprawdzi się już w przypadku dzieci poniżej 2 lat. Znajdziemy w nim klocki do budowy domku, zjeżdżalnie, łóżeczka dla figurek oraz dwie figurki dzieci. Na klockach namalowane są rysunki budzika, szczoteczki do zębów czy miseczki. To świetna zabawa z maluszkiem w dom i nazywanie codziennych czynności.
box:offerCarousel
2) Zestaw kreatywnego budowniczego – cena katalogowa: 99,99 zł. Maluchy, które uwielbiają budować z klocków, będą nim zachwycone. Znajdziemy tu 75 klocków, z których można zbudować egzotyczne zwierzęta, takie jak słoń czy tukan. Niektóre klocki mają oczka idealnie pasujące do zwierzaka. Z innych zaś można zrobić dziób lub skrzydła. Baw się razem z dzieckiem i rozwijaj jego wyobraźnię już od pierwszych lat życia.
box:offerCarousel
Lego Duplo – Miasteczko Lego Duplo
Miasteczko Lego Duplo zostało stworzone z myślą o dzieciach, które fascynuje codzienny świat. Domowe zwierzęta, przedszkole, plac zabaw czy sklepy to tylko niektóre z atrakcji, jakie znajdziemy w tej serii.
1) Duże wesołe miasteczko – cena katalogowa: 329,99 zł. Kto nie lubi zabaw w wesołym miasteczku? Karuzela z kucykami, lokomotywa, zjeżdżalnie oraz stoiska z watą cukrową i słodyczami to tylko kilka pomysłów, które możemy zrealizować za pomocą tych klocków. Zestaw zawiera ruchome elementy (np. diabelski młyn) oraz pięć figurek ludzików, a także szereg akcesoriów, w tym aparat fotograficzny i baloniki.
box:offerCarousel
2) Leśny Park – cena katalogowa: 249,99 zł. Dla miłośników dzikiej zwierzyny Duplo stworzyło zestaw Leśny Park. Oprócz figurek mamy, taty i dziecka znajdziemy w nim takie zwierzątka, jak łania, jeleń, niedźwiedzie czy lisy. Zadaniem dziecka jest zbudowanie dla nich leśnej przystani, w tym paśnika oraz bramy do parku. Gdy już to będzie zrobione, czas na piknik z wiewiórką!
box:offerCarousel
Lego Duplo – Ulubione postacie
Tym razem Duplo zabiera dzieci w świat ulubionych bajkowych postaci. Są wśród nich m.in. Jej Wysokość Zosia, Myszka Miki i Minnie, ale też samochody z bajki Auta. Ja wybrałam zestawy z postaciami uwielbianymi przez mojego synka.
1) Lecznica dla zwierząt doktor Dosi – cena katalogowa: 119,99 zł. Dosię kochają zarówno chłopcy, jak i dziewczynki. Ta urocza pani doktor spieszy z pomocą wszystkim zabawkom. Wśród figurek znajdziemy oczywiście Dosię i jej zabawną asystentkę Helę. W zestawie jest m.in. stół do badań oraz klocki z rysunkami przedstawiającymi przyrządy lekarskie.
box:offerCarousel
2) Jaskinia Batmana– cena katalogowa: 229,99 zł. Tego superbohatera nie trzeba nikomu przedstawiać. Najmłodsi fani mogą brać udział w wielu przygodach, które będą toczyły się w jego jaskini. To jednak nie jedyna atrakcja tego zestawu. Znajdziemy w nim także Batmobil i Batmotor, którymi Batman może pokonać każdą drogę. Wśród akcesoriów są również klocki z rysunkami skarbu, ekrany komputerowe, logo i radar Batmana oraz cztery figurki.
Znajdź więcej zestawów Lego Duplo
box:offerCarousel | 6 nowości od Lego Duplo idealnych na prezent |
Męskie torby w stylu vintage powracają! Są równocześnie modne i ponadczasowe, eleganckie i praktyczne. Jeśli szukasz torby, która posłuży ci wiele lat, właśnie znalazłeś rozwiązanie idealne. Postaw na torbę w stylu vintage, a na pewno nie pożałujesz! Zalety męskiej torby w stylu vintage
Męskie torby w stylu vintage to propozycja dla mężczyzn lubiących niebanalne akcesoria. Może przypominać aktówkę, listonoszkę i chlebak. Zazwyczaj jest ozdobiona eleganckimi klamerkami i kieszeniami na przodzie. Będzie dobra dla studenta, dziennikarza, lekarza czy grafika. Ogromną zaletą takiej torby jest jej ponadczasowość: model à la aktówka czy listonoszka nigdy nie wychodzi z mody. Od kilkudziesięciu lat jest to fason wybierany przez mężczyzn w różnym wieku i o różnej pozycji społecznej na całym świecie. Kolejnym dużym plusem jest jej uniwersalność: pasuje do pracy, na uczelnię i na miasto. Świetnie sprawdzi się zarówno w casualowych, jak i bardziej eleganckich zestawach i nada im sznyt. Męska torba w stylu vintage to dodatek, który każdy modny mężczyzna powinien mieć w swojej szafie.
Jak wybrać torbę idealną?
Funkcjonalność
Pierwszym i najważniejszym kryterium jest funkcjonalność. Zacznij od określenia, czego naprawdę potrzebujesz i co nosisz zawsze ze sobą. Kalendarz, netbook, lunch? Wszystko naraz czy tylko jedną rzecz? Dopiero gdy odpowiesz na te pytania, zacznij szukać swojej idealnej torby. Jeśli jesteś minimalistą, możesz się zdecydować na mniej pojemny model. Mężczyźni, którzy noszą dużo rzeczy ze sobą, powinni się rozejrzeć za większą torbą, która będzie pakowna i wytrzymała.
Torba skórzana
Jeśli szukasz torby na lata, zdecyduj się na model ze skóry naturalnej, która daje gwarancję jakości i trwałości. Posłuży ci dłużej od modelu z ekoskóry, ponieważ jest mniej podatna na uszkodzenia. Nawet jeśli się trochę przetrze, to nie straci na wyglądzie, a zyska oryginalny sznyt. Ogromną zaletą dobrej skóry jest to, że z wiekiem wygląda coraz bardziej interesująco. Torba z porządnej skóry będzie ci służyć spokojnie przez 5–10 lat, jeśli nie więcej. Nową, bardzo ładną torbę skórzaną możesz kupić już za 100 zł np. od Kangaro.
Torba z ekoskóry
Jeśli światopogląd nie pozwala ci na kupno torby ze skóry naturalnej, poszukaj modelu z ekoskóry w doskonałym gatunku. Poczytaj opinie klientów o markach, zwróć uwagę na to, czy materiał jest wysokiej jakości oraz czy firmy udzielają gwarancji na swoje produkty. Solier daje dwuletnią gwarancję na torby z ekoskóry, a ich design jest bardzo zadowalający.
Kolor
Torba będzie pasowała do wielu stylizacji, jeśli wybierzesz model w uniwersalnym kolorze, np. czarny lub brązowy, ewentualnie w odcieniach szarości i beżu. Unikaj krzykliwych barw i wyrazistych napisów, zwłaszcza jeśli planujesz kupno tylko jednej torby, którą będziesz nosił codziennie. Bardzo szykownie wygląda lakierowana skóra, więc jeśli ubierasz się elegancko, śmiało możesz na nią postawić. Mężczyźni, którzy wolą styl bardziej swobodny, powinni się rozejrzeć za modelem ze skóry matowej lub zamszowej.
Jak nosić męska torbę w stylu vintage?
Jeśli zdecydujesz się na torbę w stylu vintage, reszta twoich ubrań powinna być dość nowoczesna. Unikaj noszenia jej do takich zestawów, jak koszula w kratę, sweterek w serek, spodnie w kant, a pod szyją mucha. Taka stylizacja od razu przywodzi na myśl filmowego kujona. Styl vintage może być ciekawy i modny, o ile się nie przesadzi. Staraj się wybierać ciuchy bazowe, czyli: proste, bawełniane T-shirty, bluzy wkładane przez głowę, rurki, sneakersy. W takim zestawieniu torba w stylu vintage nada całości oryginalny charakter i przysłowiowy „pazur”. Świetnie się sprawdzi w eleganckich zestawach, np. w połączeniu z białą koszulą, marynarką i chinosami. Staraj się mieszać klasykę z nowoczesnością i zachować równowagę.
Męska torba w stylu vintage to propozycja dla lubiących modę i kochających klasykę. Warto mieć przynajmniej jedną – sprawdzi się w wielu sytuacjach i nigdy się nie zestarzeje.
Zobacz również: Oldschoolowa aranżacja pokoju dla fanów technologii | Męskie torby w stylu vintage |
Opowieści określane mianem dystopijnych, czyli takie, których akcja przenosi nas do świata zmienionego przez wojnę, katastrofę lub jakieś inne zdarzenie, bywają doskonałą lekturą zarówno dla młodzieży, jak i dla dorosłych. „Klejnot” to powieść przeznaczona raczej dla młodzieży, ale jestem przekonana, że spodoba się czytelniczkom płci żeńskiej w każdym wieku. Okładka polskiego wydania wyraźnie nawiązuje do innej serii, także wydanej przez Jaguara, która podbiła serca czytelniczek na całym świecie. Na okładkach cyklu Kiery Cass „Selekcja” (którego pierwszą częścią są „Rywalki”) także widnieją dziewczęta w bajecznych, balowych sukniach. Nie jest to przypadkowe nawiązanie – raczej sygnał dla wielbicielek „Rywalek”, że książka Amy Ewing powinna przypaść im do gustu.
Społeczeństwo kastowe
Świat wykreowany przez obie autorki charakteryzuje swoista kastowość. Tytułowy Klejnot to wewnętrzna, najbardziej luksusowa część miasta, w którym mieszka Violet Lasting, główna bohaterka powieści Amy Ewing. Miasto podzielone jest na pięć kręgów – zewnętrzny to Bagno, i jak sama nazwa wskazuje, jest najmniej przyjemnym miejscem do życia. To właśnie stamtąd pochodzi Violet i łatwo się domyślić, że jej przeznaczeniem jest wyrwanie się z Bagna i trafienie do Klejnotu. Jednak trudno uznać jej życiową ścieżkę ze prawdziwą karierę.
Surogatki
Trudno bowiem zazdrościć Violet. Jej przeznaczeniem jest zostanie surogatką i urodzenie dziecka jakiejś bogatej arystokratce. Surogatki nie są jedynie matkami, mają zdolności magiczne i mogą być użyteczne dla zamożnych rodzin. Ich los jest jednak niepewny – kiedy będą gotowe, odbędzie się Aukcja, podczas której trafią w docelowe miejsca. Większość dziewczyn albo pokornie godzi się ze swoim losem, albo wręcz cieszy na to, co je czeka. Oczywiście, Violet jest inna, jak na bohaterkę powieści dystopijnej przystało. Nie potrafi pogodzić się z losem i drzemie w niej dusza buntowniczki.
Dziewczyna i okrutny świat
Violet jest interesującą bohaterką – jest odważna i bystra, będzie potrafiła sobie poradzić w okrutnym Klejnocie. A radzić sobie nie jest tam wcale łatwo. To przeniesiony w nieco fantastyczną scenerię świat dworskich intryg i knowań. Żeby tam przetrwać, nie wystarczą spryt i odwaga. Trzeba wiedzieć, kiedy się podporządkować, a kiedy stawić opór. Violet musi znosić ciągłą huśtawkę nastrojów swojej pani (właścicielki?), a także myśl, że będzie musiała urodzić jej dziecko. Całe to tło jest fascynujące i naprawdę nieźle dopracowane.„Klejnot” to nie kopia książek Kiery Cass. Nie jest to też pusta książeczka dla zafascynowanych pięknymi sukniami nastolatek. Owszem, występuje tu wątek romansowy, jednak najciekawsza jest cała otoczka historii. Świat wymyślony przez Amy Ewing jest fascynujący i naprawdę nie najgorzej dopracowany. Co więcej, autorka dobrze opanowała pisarskie rzemiosło („Klejnot” powstał podobno jako praca magisterska na kierunku twórcze pisanie), nie brakuje tu więc zaskakujących zwrotów akcji. Akcenty są doskonale rozłożone, napięcie rośnie, a od całości trudno się oderwać.
Źródło okładki: www.wydawnictwo-jaguar.pl | „Klejnot” Amy Ewing – recenzja |
Czas wyprzedaży to idealny moment na uzupełnienie brakujących elementów garderoby, odświeżenie stylu i eksperymenty z modą. W razie pomyłki niższe ceny rekompensują gorycz nietrafionej decyzji. Jednak można ustrzec się przed ryzykiem niepotrzebnych zakupów przez odpowiedni strój, fryzurę i makijaż podczas planowanej wyprawy na shopping. Choć może brzmieć to nieco dziwnie, to na zakupy także trzeba się umieć odpowiednio ubrać. Dobry plan to podstawa
W przypadku zakupów odzieżowych spontaniczność może okazać się wrogiem udanych „łowów”. Shopping na wyprzedażach często porównuje się do polowania albo nawet wojny (o nowe ubrania oczywiście) i faktycznie jest w tej metaforze ziarno prawdy. Tak, jak w działaniach wojennych czy polowaniu podstawą udanych zakupów jest dobra strategia. Dlaczego? Dzięki przemyślanym zakupom nie marnujemy czasu ani nerwów, mamy większą kontrolę nad wydatkami i więcej zadowolenia z kupionych rzeczy. Do garderoby trafią produkty dobrej jakości, dopasowane do sylwetki, potrzeb i własnego stylu. Planowanie zakupów także pod kątem stroju, w którym się na nie wybierzemy, to jeden z najważniejszych elementów rozsądnego wydawania pieniędzy, a zarazem realizowania trendu slow fashion (oznacza rozsądne podążanie za modą i potrzebami, kupowanie mniej, ale lepszej jakości ubrań, które przynoszą nam radość i służą latami).
Kiedy na zakupy?
Jeśli już jesteśmy przy planowaniu, to nie da się mówić o idealnym stroju na zakupy bez doprecyzowania czasu, kiedy się na nie wybieramy. Idealną porą na zakupy jest poranek albo wieczór, wtedy ruch w centrach handlowych jest najmniejszy. Dzięki odpowiedniemu wyborowi pory zakupów unikamy kolejek do przymierzalni i kas, tłoku przy wieszakach oraz oszczędzamy sobie sporo stresu. Zakupy wieczorem mają jeszcze jedną zaletę – wiemy dokładnie, ile czasu na nie poświęcimy. Godzina zamknięcia sklepów działa także mobilizująco na niezdecydowanych – wyboru trzeba dokonać do pewnej z góry ustalonej pory, więc nie tracimy wielu godzin na bezsensowne oglądanie w kółko tego samego. Kupujemy tylko tyle, ile planowaliśmy i oszczędzamy cenny czas – nie przystajemy na kawę czy lunch (a to przecież stałe elementy wielogodzinnego shoppingu), dzięki czemu trzymamy w ryzach nasze wydatki.
Zanim wyjdziemy z domu
Zakupy spożywcze czy budowlane najlepiej robić z listą. Ale ubraniowe? Konkretne potrzeby warto mieć w pamięci, ale nie trzeba ich koniecznie zapisywać. Dobrym sposobem jest myślenie nie tyle konkretnymi rodzajami ubrań (bo zwykle okazuje się, że ich akurat w sklepach nie ma i kupujemy coś zupełnie innego), co podzielenie zakupów na dwie kategorie: potrzebne i „szaleństwa”. Oczywiście w gronie potrzebnych są te, których brakuje nam w szafie (np. nowy kostium kąpielowy na nadchodzący urlop, skórzane botki z myślą o sezonie jesiennym, perfekcyjna biała koszula do pracy, klasyczny trencz dobrej jakości, pakiet basicowych bluzek, T-shirtów i bielizny), jeśli chodzi o grupę „szalonych” zakupów, to dajmy się ponieść fantazji i zachowajmy trochę grosza na nieprzewidziane wydatki. Tym mianem określamy te ubrania, które zachwyciły nas już podczas zakupów i trudno im się oprzeć. Problem polega na tym, aby w ramach wydzielonych grup odpowiednio rozdysponować wydatki. Byłoby dobrze, gdyby jeszcze przed wyjściem z domu założyć, jaką kwotę mamy do wydania i podzielić ją między grupy wydatków potrzebnych i „szaleństw”, najlepiej w stosunku 80/20 lub 70/30. To ustrzeże nas przed zbyt dużą ilością zakupów, które po pewnym czasie okazują się kompletnie chybione. Gdy zaczynamy bowiem zestawiać je w stylizacje z tym, co jest już posiadamy, to kupione nowości do niczego nie pasują.
Najlepsze ubrania na zakupy
Dobry strój na shopping powinien spełniać trzy warunki: być wygodny, łatwy do zakładania i zdejmowania oraz pasować do wielu rzeczy, które z pewnością będziemy mierzyć. Przy tym warto także zwrócić uwagę na właściwości tkanin, z których ubrania są wykonane oraz na ich kolorystykę. Najlepiej sprawdzają się proste ubrania dobrej jakości w neutralnych kolorach.
Dość luźna bluzka lub T-shirt, ewentualnie koszula (koniecznie zapinana na napy lub guziki, które szybko i łatwo jest zapiąć, w przeciwnym wypadku jej zakładanie i zdejmowanie kilkanaście razy stanie się męką), prosta spódnica do kolan albo wygodne luźne, niezbyt obcisłe i elastyczne spodnie. Do tego koniecznie płaskie obuwie – baleriny, sandałki, botki (ewentualnie buty na koturnie) i niezbyt duża torebka lub plecak. Chodzi o to, by torba nie przeszkadzała podczas przeglądania wieszaków – najłatwiej nosić ją przewieszoną przez ramię lub na krzyż. Torebki na krótkich rączkach, choć zwane shopperami, wbrew pozorom, nie najlepiej nadają się na shopping.
Jako modna alternatywa dla klasycznych zestawów zakupowych w gorące dni, świetnie sprawdzi się zestaw luźnej tuniki w stylu boho i szortów, do niego idealnie pasują lekkie sandałki. Można także pokusić się o założenie lekkiej sukienki, ale trzeba pamiętać, że trudniej wtedy mierzyć poszczególne części garderoby, np. tylko spódnice. W tym wypadku góra zawsze będzie ubrana wyłącznie w bieliznę, nie będziemy więc widzieć, jak dana spódnica „współgra” z całą stylizacją.
Tego lepiej nie zakładać
Są takie ubrania, które powinny zostać wpisane na czarną zakupową listę i nigdy nie „przekraczać” progu centrum handlowego. Są też takie kolory i wykończenia, które – mimo atrakcyjnego wyglądu – mogą zrujnować udane zakupy.
1. Sukienka. Dobrze się w niej czujemy i wyglądamy atrakcyjnie, a jednak jest kompletnie nietrafionym pomysłem na zakupową stylizację. Chodzi tu zarówno o klasyczne sukienki zapinane na suwak z boku lub na plecach (kogo za każdym razem poprosimy o zapięcie suwaka przy szyi?), jak i dopasowane sukienki-tuby (w najlepszym razie od ciągłego zakładania i zdejmowania zniszczymy sobie makijaż i fryzurę, w najgorszym – sukienka się zdeformuje i będziemy wyglądać, jak w worku).
2. Kombinezon. Równie trudny w opanowaniu jak sukienka, szczególnie wtedy, gdy jest zapinany na plecach na suwak czy guziki (wtedy samodzielne założenie jest niemożliwe).
3. Bielizna wyszczuplająca. Zdecydowanie lepiej zachować ją na specjalne okazje. Bielizna wysmukli i nieco zmieni kształt sylwetki, a przecież lepiej wiedzieć, jak wyglądamy w danej rzeczy bez „wspomagania”. Można wtedy realnie ocenić stopień dopasowania ubrań do sylwetki, lepiej więc zacząć od klasycznej bielizny, a dopiero w domu próbować jeszcze „poprawić” swoje proporcje. Wyjątkiem są zakupy sukienek lub zestawów na specjalne okazje – wtedy, gdy wiemy, że i tak będziemy tego dnia nosić wyszczuplającą bieliznę. Mimo wszystko odradzam zbyt fantazyjnie zapinane biustonosze oraz push upy.
4. Szpilki. Powinnyśmy je zostawić w domu, o ile czas spędzony na zakupach nie wyniesie około godziny. Nie dość, że stopa szybko się w nich męczy, to na dodatek trudno także realnie ocenić, jak w mierzonej spódnicy czy spodniach wyglądają nasze nogi. Szpilki bowiem mają właściwość poprawy proporcji sylwetki i optycznego „wydłużenia” nóg (za co zresztą kochają je kobiety na całym świecie), przez co mogą zaburzyć odbiór stroju. Będzie się wydawało, że mierzone szorty wyszczuplają, a spodnie boyfriend, które zamierzamy potem nosić do trampek, nie skracają sylwetki. Później te nasze kalkulacje okażą się błędne. Nie ma co tracić nerwów i pieniędzy.
5. Golf.Rujnuje fryzurę i makijaż, deformuje się po kilku założeniach i często jest w nim gorąco. Dobry tylko wtedy, gdy wiemy z góry, że nie będziemy mierzyć żadnych bluzek czy sukienek. Ale kto wie to na pewno?
6. Masywna biżuteria, duży zegarek. Psują odbiór mierzonych strojów, a ich zdejmowanie i zakładanie wiele razy staje się denerwujące. Na domiar złego mogą zaciągać nitki w odzieży i zmusić przez to do nieplanowanych zakupów.
7. Okrycia wierzchnie. Jeśli tylko masz możliwość to zostaw je w domu lub w samochodzie. Noszenie kurtki przewieszonej przez ramię utrudnia sprawne przeglądanie wieszaków i półek z ubraniami, a odłożony na bok płaszcz łatwo zgubić.
Delikatny makijaż i naturalna fryzura
Równie ważne, jak ubrania, są kwestie związane z makijażem i fryzurą. Wielokrotne przekładanie ubrań przez głowę, dość wysoka temperatura w sklepach, sztuczne światło sprawiają, że po kilku godzinach misternie wykonany kok przypomina rój os, a perfekcyjnie wykonturowana twarz wygląda niczym błyszcząca tafla z brązowymi plamami w niespodziewanych miejscach.
Umiar jest najlepszym zakupowym doradcą także w kwestiach doboru fryzury czy makijażu. Oczywiście nikt nie zamierza nakłaniać kobiet do zaprzestania malowania się, ale na zakupy wystarczy odrobina kremu BB, kremowy róż, dobry wodoodporny tusz do rzęs i koloryzujący balsam do ust, ewentualnie supertrwała szminka w neutralnym kolorze.
Włosy dobrze jest pozostawić rozpuszczone, ewentualnie związać w koński ogon, prosty warkocz, albo tak zwany messy bun, czyli luźny kok czesany na czubku głowy. Każdą z tych fryzur będzie można łatwo poprawić po pobycie w przymierzalni, bez używania zbędnych akcesoriów.
Nie ubieraj się dla obsługi i innych kupujących
Centrum handlowe to nie tylko miejsce robienia zakupów, ale także towarzyskich spotkań. Szanse na spotkanie kogoś znajomego są wysokie, dodatkowo chęć zrobienia dobrego wrażenia na innych kupujących i obsłudze sklepów może być silna. Mimo wszystko warto powstrzymać się od zbytniego stylizowania się. Strój na zakupy powinien przypominać bardziej ten, który nosimy na spacerze z dzieckiem, niż taki zakładany na biznesowe spotkanie. Bo przecież chodzi przede wszystkim o to, by znaleźć ubrania i dodatki, w których owo wrażenie będziemy robić w przyszłości. Nie za małe, nie za luźne, dopasowane do typu sylwetki, wzrostu i potrzeb.
Pamiętaj, że zakupy mają dawać ci radość w chwili ich dokonywania, a potem jeszcze przez kilka kolejnych miesięcy lub lat noszenia wybranych ubrań. | Jak się ubrać na zakupy? |
Socjologowie alarmują, że rozwój i popularyzacja mediów przyczyniają się do tego, że ludzie stają się wyłącznie biernymi odbiorcami zabawy – konsumują kulturę, ale w niej nie uczestniczą w stu procentach. Zdaje się jednak, że specjaliści od społeczeństwa niewiele wiedzą na temat karaoke… Na czym polega fenomen karaoke?
Karaokejest rodzajem popularnej rozrywki, w której amatorzy śpiewania realizują swoje wokalne aspiracje przy akompaniamencie popularnych piosenek, czyli najprościej rzecz ujmując – karaoke to po prostu śpiewanie z „playbacku”. Tekst piosenki zazwyczaj wyświetlany jest na ekranie lub projektorze – bądźmy jednak szczerzy, w większości przypadków chętni do występów „artyści” doskonale znają teksty wszystkich dostępnych piosenek. Na czym polega fenomen karaoke? Otóż rozrywka ta daje przede wszystkim szansę sprawdzenia się na scenie każdej chętnej osobie, a także inspiruje do bycia aktywnym odbiorcą i współautorem zabawy. Można powiedzieć, że jest to najbardziej demokratyczna zabawa, jaką wymyślono! Każdy może poczuć się gwiazdą popu czy rocka!
Rozrywka, która nigdy się nie nudzi
Popularna zabawa w śpiewanie w pierwszej kolejności zrewolucjonizowała japoński rynek rozrywkowy, by następnie wyznaczyć przyszłość muzycznego rynku na całym świecie. Japońskie słowo karaoke ma swoje etymologiczne źródło w dwóch słowach: „karappo”, które oznacza „puste” oraz „okesutra”, oznaczające „orkiestrę”. Co ciekawe, obecnie słowo karaoke funkcjonuje nie tylko w słowniku języka japońskiego; zostało także włączone do opublikowanego w języku angielskim, renomowanego słownika Oxford Dictionary, co potwierdza międzynarodowy zasięg samego słowa oraz zjawiska kulturowego z nim związanego.
Jak zostać mistrzem karaoke?
Trening czyni mistrza – ta stara prawda sprawdza się także w przypadku śpiewania i karaoke. Mistrzostwo można osiągnąć jedynie dzięki ciężkiej pracy – śpiewając, śpiewając i jeszcze raz śpiewając. Pierwsze próby wokalistyki najlepiej podjąć w domowym zaciszu. W ten sposób można oswoić się z brzmieniem własnego głosu oraz dopracować umiejętności, a nawet wyrobić własny styl! Warto zaopatrzyć się w płyty DVD z piosenkami karaoke lub gry wideo, które można odtwarzać na komputerze lub konsoli. W ten sposób w każdej wolnej chwili można trenować śpiew, a w odpowiednim momencie, kiedy zbliżymy się do perfekcji, zarazić swoją pasją także rodzinę i przyjaciół.
Przyjęcia z karaoke
Najfajniejsze przyjęcia to te, którym towarzyszy motyw przewodni, a karaoke wydaje się do tego idealne. Rozbawieni goście z przyjemnością podejmą piosenkarskie wyzwania podczas zabawy w konwencji programu typu talent show. W przypadku imprez rodzinnych niewątpliwą zaletą karaoke jest brak ograniczeń wiekowych. Śpiewać przecież każdy może… Dzieci, dorośli, kobiety i mężczyźni. Występować można solo, w duecie lub nawet utworzyć cały rodzinny chór. Wystarczy włączyć chwytliwą melodię i udostępnić gościom mikrofon oraz śpiewniki, a zabawa rozkręci się sama…
Zestawy karaoke – przegląd
W zależności od potrzeb i predyspozycji możemy znaleźć na rynku zestawy do karaoke przeznaczone dla amatorów oraz profesjonalnych DJ-ów. Dużą popularnością cieszą się kompaktowe zestawy karaoke dla dzieci. Zestawy typu Karaoke Girl lub Karaoke Hello Kitty wyposażone są w odtwarzacze, piosenki i mikrofony. Sprzęty do karaoke przeznaczone dla maluchów charakteryzuje wyjątkowy design, który dodatkowo zachęca do zabawy.
Dorośli wielbiciele gier mogą zaopatrzyć sięw mikrofony i płyty z piosenkami przeznaczone na konsole typu PlayStation lub Xbox albo kupić zestaw przenośny karaoke. Wysokiej jakości przenośny zestaw nagłośnienia z karaoke na potrzeby domowego to koszt nieprzekraczający 300 zł. W tej cenie można znaleźć sprzęt z mikrofonem, wyposażony w wyświetlacz LCD, czytnik kart SD oraz wejście USB. Taki zestaw może bez problemu zostać podłączony do każdego telewizora lub komputera.
Niewielkich rozmiarów Zestaw głośnikowy QUER KOM0837 sprawdzi się nie tylko jako konsola do karaoke, ale także odtwarzać MP3 oraz radio – jest to sprzęt idealny na plenerowe imprezy, ponieważ zabezpieczony jest solidną obudową. Model zawiera dwa wejścia mikrofonowe, a nawet wejście gitarowe. Łączność Bluetooth umożliwia bezprzewodową transmisję ulubionej listy przebojów prosto ze smartfona lub komputera.
Wśród producentów przenośnego sprzętu do zabawy w karaoke z całą pewnością wyróżnia się marka Overmax, która w swej szerokiej ofercie ma produkty zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Jej sztandarowym produktem jest zestaw Przenośne karaoke Overmax Idol2.1, który wyposażony jest w dwa mikrofony, ekran LED, łącze Bluetooth, funkcję radia FM oraz nagrywania, ponadto odtwarza pliki MP3. Nowością w ofercie firmy jest model Overmax Idol 3.1, czyli przenośne urządzenie wielofunkcyjne karaoke 7 w 1. Zestaw zawiera dwa mikrofony, odtwarzacz MP3/WMA oraz radio FM! Ponadto urządzenie ma wbudowaną baterię, która umożliwia pracę przez ok. 5 godzin. Gratką dla najmłodszych wielbicieli karaoke jest model Overmax Fasolki – do odtwarzacza karaoke zmikrofonem dołączone zostały piosenki kultowego zespołu dla dzieci Fasolki zapisane na karcie SD.
Organizując przyjęcie z karaoke, nie zapomnijcie przygotować przekąsek i orzeźwiających napojów. Śpiew potrafi skutecznie rozbudzić apetyt, nie tylko na sukces i sławę! | Przenośne karaoke do 300 zł. Przegląd |
Uwielbiasz jazdę na rowerze – szczególnie gdy oznacza ona ucieczkę za miasto, od pracowitej codzienności, natłoku obowiązków, wyczerpującego dojazdu do pracy, na zajęcia, do szkoły? Oddaj się tej przyjemności! Jeśli jednak celujesz w eskapady po nieznanych terenach, gdzie ciężko będzie znaleźć pomoc w przypadku jakiejś awarii, nie zapominaj o posiadaniu niezbędnego sprzętu przy sobie. Dzięki niemu wybrniesz z opresji i sam dokonasz szybkiej i niezbędnej naprawy. O czym powinieneś pamiętać? Na rowerze pośrodku niczego
Miał być wypoczynek na rowerze, a jest awaria w szczerym polu. Na pewno nie spodziewałeś się takiej sytuacji, licząc na spędzenie miłego dnia w otoczeniu przyrody. Niestety, nie udało się uniknąć nieprzyjemnej sytuacji i złapania gumy na nieprzyjaznych, kamienistych terenach. Co więcej, zdarzenie dzieje się w miejscu, w którym nie możesz liczyć na czyjąś pomoc, jesteś zdany na siebie i wykorzystanie tego, w czym i z czym się na ten rower wybrałeś. Przedziurawienie dętki to najprostsza awaria, z jaką niestety musisz się liczyć przy realizacji długodystansowych tripów.
O czym nie możesz zapomnieć, udając się na rower
Czasem zdarza się tak, że dziurka jest mała i można ją skutecznie zasłonić za pomocą łatek. Konieczne jest wówczas umiejętne odnalezienie miejsca, przez które wydostaje się powietrze, aby ocenić, jak dużej łatki potrzebujesz. Spróbuj podpompować dętkę i przyłożyć ją do policzka, wyczujesz wówczas, skąd uchodzi powietrze. Należy usunąć ewentualnego sprawcę awarii – kawałek szkła, gwoźdź itp. Następnie trzeba przygotować miejsce pod łatkę, wygładzając papierem dziurawą powierzchnię opony. Kolejnym krokiem jest nasmarowanie łatki klejem i przyczepienie jej w uszkodzonym miejscu. Potem trzeba chwilę odczekać, aby sprawdzić, czy klej został dobrze nałożony i czy będzie to trwałe rozwiązanie. Jeśli na tym etapie wszystko przebiega, jak należy, pozostaje tylko włożyć dętkę i ją napompować. Nie możesz zatem zapomnieć o posiadaniu pompki przy sobie. Umiejętne wyważenie ilości powietrza uchroni cię przed możliwym kolejnym złapaniem gumy. Jeśli powietrze po napompowaniu nie schodzi, możesz sobie przypisać sukces na tym polu. Warto zatem mieć przy sobie taki podstawowy zestaw naprawczy, zawierający komplet łatek, klej, papier. W przypadku niezbyt dużej dziury to rozwiązanie powinno pomóc.
Zobacz również - Praktyczne „plecakowe” pompki rowerowe
Niemniej, bardzo często zdarza się tak, że dziura jest na tyle pokaźna, iż konieczna będzie wymiana ogumienia. Nie rozwiążesz problemu na trasie, jeśli nie wziąłeś ze sobą zapasowej dętki. Oczywiście, powinieneś mieć zamiennik odpowiedni do kół w twoim rowerze – ich szerokości, wielkości, a także grubości ogumienia. Żeby takową dętkę wymienić, potrzebne są elementarne umiejętności, które warto posiąść choćby po to, by umieć się znaleźć w takiej sytuacji. W trakcie najprostszych czynności przydatne będą klucze imbusowe. Być może zaistnieje potrzeba przykręcenia lub dokręcenia czegoś. Wtedy bez nich ani rusz. Czasem taka naprawa może potrwać nieco dłużej, szczególnie gdy nie masz wprawy w podobnych czynnościach. Nie zapomnij o zabraniu ze sobą niezbędnego prowiantu i zapasu wody! Jeśli nie uda ci się zaradzić awarii, to być może będziesz musiał prowadzić rower przez długi dystans. Na taki czas woda w bidonie jest zbawiennym współtowarzyszem!
Licz na siebie!
Pomimo przychylnie nastawionych do siebie rowerzystów, wzajemnie oferujących pomoc w sytuacji tego wymagającej, bardzo często zdarza się, że nie ma takowego ratunku w zasięgu wzroku. To nie wszystko – nie ma w ogóle żadnego człowieka, który posłużyłby radą czy pomocą. Obyś nigdy nie był w takiej sytuacji. Warto się skutecznie przed tym zabezpieczyć i samemu zadbać o odpowiednie doposażenie roweru przed jakąkolwiek wyprawą – miej przy sobie zapasową dętkę, łatki, klucze rowerowe, a wcześniej zapoznaj się z podstawową wiedzą na temat różnego typu awarii. Dzięki temu w zadziwiająco prosty sposób poradzisz sobie w takiej niełatwej sytuacji! | Złapałeś gumę na rowerze w szczerym polu? Co warto mieć przy sobie? |
Wychodząc na zewnątrz, każdy z nas dostosuje garderobę do aktualnych warunków atmosferycznych. Gdy na przełomie roku panuje ostra zima, ludzie mogą założyć odpowiednią kurtkę zimową, która skutecznie ochroni ich przed nieznośnym chłodem. Co mają jednak począć nasi ulubieńcy? Owczarki niemieckie i inne psy dużych ras mają futro, które dobrze radzi sobie z niską temperaturą, gorzej wygląda sytuacja w przypadku małych pupili. Zresztą nie dotyczy to wyłącznie spacerów na zewnątrz – podczas naszej nieobecności w domu raczej nie grzejemy, a zwierzaki jednak są ciepłolubne. Psy, które nie mają podszerstka, bardzo dotkliwie odczuwają niskie temperatury. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja u chińskich grzywaczy czy kotów rasy sfinks, te bowiem w ogóle nie mają sierści. Każdy kontakt z chłodem to prawdziwy szok. Dlatego naszym obowiązkiem wobec najmniejszych członków rodziny jest zaopatrzenie ich w odpowiednie ubranko. W taki sposób zminimalizujemy wpływ nieprzyjemnego otoczenia na naszego ulubieńca.
Kurtki i płaszczyki na spacer
Jest to bardzo praktyczne rozwiązanie, gdyż nie dość, że chroni przed zimnem, to nie krępuje ruchów czworonoga. Pies może swobodnie biegać, jednak musimy wcześniej dobrać odpowiedni rozmiar, tak aby ubranie było wygodne. Tylko w taki sposób zapewnimy właściwą wentylację, a czworonożny przyjaciel będzie czuł się komfortowo. Strój nie może być ani zbyt dopasowany - by nie uciskał zwierzątka, ani zbyt szeroki - będzie wtedy ciągnąć się po ziemi i ulegać zabrudzeniom. Na rynku znajdziemy nawet ubranka z kapturami i rękawami. Te mogą dodatkowo ochronić kończyny przed nieprzyjemnym chłodem, aczkolwiek mogą również niestety nieco krępować ruchy. Warto zwrócić uwagę na szeroki wachlarz płaszczyków marek Trixie czy Colari.
Przeczytaj również: Modne ubranka dla pupila – ubranka na jesień i zimę dla psów i kotów
Ciepłe posłanie
Sroga zima wymaga od nas dostarczenia odpowiedniej temperatury do użytkowanych pomieszczeń. Dlatego często rozkręcamy termostaty kaloryferów do granic możliwości. W ten sposób zapewniamy przyjemne ciepło w całym domu. Jak wiadomo jednak, ciepło wędruje w górę. Po zamknięciu kaloryferów czy zaprzestaniu ogrzewania w domu robi się nieco chłodniej, a szczególnie dotyczy to właśnie niższych partii pomieszczenia. Podczas nieobecności właścicieli temperatura w pomieszczeniu przy podłodze nie należy do zadowalających. Właśnie dlatego warto zainwestować w odpowiedni koc dla psa czy kota. W ten sposób całkiem skutecznie odizolujemy niską temperaturę podłogi od posłania naszego ulubieńca.
Szeroki wybór koców
W zależności od rozmiarów naszego domowego pupila możemy wybierać wśród mniejszych i większych koców - tak, aby większe zwierzęta mogły się w nie bez problemu owinąć. Koce różnią się również materiałem, z którego zostały wykonane. Na rynku znajdziemy szeroki wybór koców polarowych, które zapewnią komfortową drzemkę każdemu pupilowi. Z kolei maty Hobbydog wyprodukowane są z solidnej i grubej tkaniny, co gwarantuje trwałość użytkowania. Ostrym kocim pazurom rozpracowanie takiego materiału z pewnością zajmie dużo czasu. Zadbajmy też przy tej okazji o wystrój naszych czterech ścian - podczas zakupów w sieci znajdziemy również niezmierzoną ilość wzorzystych kocyków, które będą ładnie prezentować się w mieszkaniu. | Ogrzej zwierzaka zimą! Koce i narzuty dla psa i kota |
Syrop klonowy to tradycyjny kanadyjski produkt, nazywany jest nawet Kanadyjskim Płynnym Złotem, w Polsce też ma swoich zwolenników. I nie ma się co dziwić – konsystencją i słodyczą przypomina miód, jest całkowicie ekologiczny i zdrowy, stanowi wspaniałą alternatywę dla cukru. Dodatkowo jest jedną z bardziej dobroczynnych substancji dla człowieka. Syrop klonowy – trochę historii
Odkrywcami syropu klonowego byli Indianie zamieszkujący Amerykę Północną. Według legend wiedzę o wytwarzaniu tego płynu przekazali im bogowie. Od pokoleń robili oni nacięcia na drzewach klonu i zbierali sok do drewnianych mis. Aby uzyskać zagęszczony syrop, który służył im jako substancja odżywcza oraz preparat do leczenia, używali dwóch sposobów:
- korzystali z niskich temperatur i każdego poranka zbierali warstwę lodu, która tworzyła się na powierzchni roztworu - była to oczywiście woda
- podgrzewali, odparowując wodę poprzez wrzucanie bardzo nagrzanych kamieni do soku.
Z czasem pierwsi osadnicy przybywający do Ameryki także przekonali się do zalet klonowego rarytasu. Fascynacja nim była tak wielka, że zaczęli samodzielnie go wytwarzać i używać w kuchni, między innymi do bardzo popularnych po dziś dzień naleśników z syropem klonowym. Jako że do XIX wieku importowany z Indii cukier był bardzo drogi, syrop klonowy był głównym słodzikiem w kanadyjskich i amerykańskich domach.
Na chwilę obecną jest jedynym produktem na świecie, który jest całkowicie naturalny i powstaje bez potrzeby używania chemicznych środków ochrony roślin.
Syrop klonowy – czemu taki pożądany?
Syrop klonowy to prawdziwa skarbnica przeróżnych dobroczynnych składników. Zawiera między innymi magnez, wapń, sole fosforanu, cynk, mangan, witaminy grup PP, H oraz liczne związki fenolowe. Znajdziemy w nim również niacynę, biotynę i kwas foliowy. Posiada także znaczną ilość kwasu abscysynowego, który u człowieka stymuluje wydzielanie insuliny poprzez komórki trzustki i uwrażliwia komórki tłuszczowe. Związek ten pomaga przy odchudzaniu w utrzymaniu prawidłowej masy ciała.
No dobrze – ale co z cukrem, który także jest w syropie klonowym? Tak jest i cukier, ale na szczęście jest on dużo mniej kaloryczny od tego, którym słodzimy w domach. Jest także słabszy od miodu. W 15 ml syropu klonowego znajdziemy raptem 50 kalorii!
Ponadto syrop zawiera dużo antyoksydantów, które mają działanie antycukrzycowe, antybakteryjne i co najważniejsze antyrakowe. To ostatnie zaobserwowano podczas badań, gdzie okazało się, że zahamowany zostaje rozwój komórek, nie namnażają się one w przypadkach raka mózgu, prostaty, piersi, płuc i okrężnicy. Syrop klonowy zbawiennie wpływa na wątrobę, poprawia jej czynność poprzez obniżenie poziomu enzymów wątrobowych.
box:offerCarousel
„Natura najlepszym jest chemikiem” – jak pozyskać syrop klonowy w warunkach domowych?
Syrop klonowy pozyskujemy od czterech do ośmiu tygodni od momentu rozpoczęcia wegetacji roślin. W zależności od warunków atmosferycznych okres ten zazwyczaj przypada od końca lutego do początku kwietnia. Dlaczego akurat w tym czasie? Dlatego że wtedy soki rozpoczynają wędrówkę z korzeni rośliny w górę, niosąc ze sobą zmagazynowane węglowodany. W poszczególnych drzewach klonu – najlepiej w cukrowym, czarnym lub czerwonym, gdyż mają one najwięcej cukru, musimy nawiercić od jednego do trzech otworów. Im starsze drzewa, tym lepiej (najlepsze są około 30-letnie), gdyż pojedyncze drzewo może nam ofiarować od 35 do 50 l soku. Ale uwaga, aby otrzymać 1 l zagęszczonego syropu, mniej więcej tyle musimy soku odparować.
Po zebraniu od razu gotujemy sok na wolnym ogniu, aby odparował, albo wkładamy go do lodówki. Musimy pamiętać, aby nie przegotować syropu, gdyż może ulec krystalizacji. Po odparowaniu całego soku, mamy syrop, który przelewamy od razu do szklanych butelek. A dalej to już według uznania – dodatek do naleśników, ciast, racuchów, mięsa.
Podsumowanie
Warto chociaż na chwilę zatrzymać się przy syropie klonowym. Produkt całkowicie naturalny, bez konserwantów, niskokaloryczny, pomagający chociażby przy zbiciu złego cholesterolu. Ma działanie przeciwzapalne i przeciwbakteryjne – pomaga również w walce z wolnymi rodnikami. Czego jeszcze chcieć…? | Syrop klonowy – jak zrobić go samodzielnie? |
Dzieci lubią i chcą naśladować dorosłych. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby nawet prowadziły samochód! Elektryczne auto sprawi mnóstwo radości nie tylko chłopcom, ale też dziewczynkom. Dziecko ma okazję poznać zasady pracy akumulatora i kierowania pojazdem. Dla kogo pojazd elektryczny?
Producent zabawki powinien podać na opakowaniu oraz w opisie wiek, a także wagę potencjalnego, małego użytkownika. Dane są najczęściej orientacyjne. Bardziej chodzi o to, żeby obsługa zabawki nie była zbyt trudna dla dziecka oraz by sprzęt był wytrzymały.
Wybierając, kierujmy się wiekiem szkraba. Im szybszy samochód elektryczny, tym użytkownik powinien być starszy. Podana waga jest umownym parametrem. Jakość jazdy, a przede wszystkim sposób, w jaki auto pojedzie, zależy od terenu. Różne rodzaje podłoża sprawią, że dany samochód z tym samym użytkownikiem będzie się różnie zachowywał.
Kolejnym kryterium wyboru jest liczba siedzeń. Niektóre modele mają jeden fotel, inne – dwa. Opcja dla dwóch osób może lepiej sprawdzić się w przypadku rodzeństwa. Samochody elektryczne różnią się też ceną. Możemy kupić model już do 500 zł, a zdarzają się takie, na które trzeba wydać nawet do 1000 zł.
Teren i szybkość, z jaką dziecko będzie jeździło
Kupując samochód elektryczny, musimy mieć na uwadze dziecko, dla którego pojazd będzie przeznaczony. Każdy z nas najlepiej zna swojego szkraba. W przypadku przygotowywania prezentu lub gdy mamy jakiekolwiek wątpliwości, lepiej jest dopytać rodziców. Jest to bardzo ważne, ponieważ niektóre dzieci nie będą chciały rozwijać autem dużych prędkości, zaś inne świetnie poradzą sobie z dynamiczną jazdą. Średnia prędkość, którą osiągają samochody elektryczne, wynosi od 3 do 8 km/h.
Słabszy silnik pojazdu wystarczy na podłoże równe, najlepiej pokryte betonem czy powierzchnią utwardzoną. W przypadku jazdy po terenach zielonych konieczny może okazać się zakup samochodu z silnikiem o większej mocy.
Najczęściej spotykanymi modelami są auta z akumulatorami:
6 V – dobry na asfalt lub inne, twarde nawierzchnie. Czas działania – od 50 do 90 minut.
12 V – świetne na trudniejszy teren, nieubity, trawiasty. Czas działania – od 30 do 50 minut.
Widać więc, że aby samochód elektryczny jeździł, musi być naładowany. Każdy pojazd jest wyposażony w ładowarkę. Rodzaj modelu auta decyduje o czasie, na jaki sprzęt podłącza się do gniazdka. Oczywiście, im pełniejsza bateria, tym większa energia i prędkość możliwa do osiągnięcia. Jeśli chcemy, żeby samochód był mocniejszy i szybciej jeździł, wybierzmy taki z napędem na tylne koła.
Jakość pojazdu elektrycznego
Samochód, którym dziecko się przemieszcza, musi być bezpieczny, a przede wszystkim niewywrotny. Koła są zwykle wykonane z mocnego plastiku lub z pompowanej gumy. Zdarza się, że obręcze z gumy są nakładane na plastikowe koła. W zdecydowany sposób zwiększa to przyczepność. Każdy pojazd powinien też być wyposażony w pasy bezpieczeństwa.
Sterowanie i dodatkowe akcesoria
Samochody elektryczne, którymi dziecko samo jeździ, są sterowane za pomocą kierownicy, choć niektóre modele mają w ofercie również dodatkowy pilot dla rodzica (potrzebny zwłaszcza na wypadek zmiany toru jazdy). Niektóre samochody mają jeden bieg w przód oraz jeden w tył, inne – dwa biegi w przód. Ruszanie następuje najczęściej po naciśnięciu pedału lub przekręceniu elementu na kierownicy.
Pojazdy mogą być wyposażone w dodatkowe akcesoria, w zależności od modelu i nierzadko ceny: wejście na odtwarzacz mp3 lub radio, klakson, lusterka boczne, koszyk lub bagażnik. Mały kierowca może uczyć się zasad kierowania pojazdem już od najmłodszych lat.
Elektryczny samochód dostarczy dziecku mnóstwa radości pod warunkiem, że będzie prawidłowo konserwowany. Należy przestrzegać wytycznych producenta. Niektóre modele muszą być chronione przed określonymi warunkami atmosferycznymi lub być ładowane w określonym czasie. | Elektryczny samochód dla dziecka – jaki wybrać? |
Gruszka to idealne akcesorium do treningu bokserskiego, ponieważ rozwija szybkość uderzeń. Przyda się także osobom chcącym urozmaicić swój trening kondycyjny. Sprawdź, czym różnią się poszczególne modele, jak ćwiczyć za ich pomocą oraz co może się przydać podczas treningu. Gruszka bokserska należy do popularniejszych sprzętów bokserskich umożliwiających przeprowadzenie indywidualnego treningu siłowego, podczas którego zawodnik skupia się na ciosach kierowanych na głowę rywala. Dużym plusem gruszki bokserskiej jest to, że do treningu nie potrzebujemy pomocy innych osób. Większość gruszek posiada niewielkie wymiary, przeważnie ich średnica wynosi około 25 cm, wysokość – 35 cm. Możemy więc bez problemu korzystać z tego sprzętu w domu.
„Kukurydziaki”, bo tak ze względu na wypełnienie kukurydzą były nazywane pierwsze gruszki bokserskie, to idealne rozwiązanie dla osób trenujących na co dzień sporty walki. Pomagają w poprawieniu techniki uderzenia, jego rytmu oraz kondycji i refleksu. Są też idealną alternatywą dla osób znudzonych klasycznym treningiem na popularnym wśród sportowców worku bokserskim.
Rodzaje gruszek bokserskich
Wśród sportowców najbardziej popularne są trzy rodzaje gruszek bokserskich, a mianowicie:
wiszące – są to gruszki zwisające z sufitu, do którego są zamocowane za pomocą specjalnych haków, które w większości przypadków znajdują się w komplecie. W sklepach coraz częściej możemy spotkać się również z gruszkami, które są dodatkowo montowane do podłogi, a to je stabilizuje. Producentem tego rodzaju sprzętu jest m.in. znana wśród sportowców firma Masters, której produkty cieszą się dobrą opinią wśród klientów.
stojące – w przypadku tego rodzaju gruszek mamy do czynienia z workiem umieszczonym na mocnej sprężynie, którą przymocowano do stabilnej podstawy wypełnianej najczęściej wodą lub piaskiem. Dużą zaletą tego rodzaju kukurydziaków jest regulacja wysokości worka, w który uderzamy, co umożliwia dopasowanie sprzętu do wzrostu osoby, która będzie go użytkowała.
wiszące na platformie – ten rodzaj gruszek jest przeznaczony raczej dla doświadczonych sportowców pracujących nad szybkością. Oryginalność tego rozwiązania polega na podwieszeniu gruszki, za pomocą łożyska obrotowego, bezpośrednio pod okrągłą platformą. Jej średnica wynosi około 60 cm.
Rozgrzewka
Jeśli zdecydujemy się na zakup gruszki bokserskiej, pozostaje zamontowanie jej w odpowiednim miejscu oraz rozpoczęcie pierwszego treningu. Należy pamiętać o właściwej rozgrzewce, która pozwoli zmniejszyć zagrożenie kontuzjami. Przed przystąpieniem do ćwiczeń bokserskich najlepiej wykonać kilka rozciągających, przy czym szczególną uwagę należy zwrócić na rozgrzanie nadgarstków i przedramion – to właśnie te partie są najczęściej narażone na urazy przy tego rodzaju ćwiczeniach.
To się może przydać
uchwyty do podwieszania – umożliwiają stabilne zamocowanie wybranej przez nas gruszki treningowej poprzez przykręcenie ich do sufitu lub przeznaczonej do tego platformy. Ceny uchwytów zaczynają się od kilkunastu złotych.
rękawice bokserskie – to podstawowy atrybut nawet początkującego boksera. Amortyzują one wykonywane ciosy oraz chronią dłonie przed urazami. Na początek najlepiej zdecydować się na niezbyt drogie rękawice wykonane z materiału syntetycznego, np. firmy Bushido, na których zakup trzeba przeznaczyć niecałe 90 zł.
Gruszka bokserska ma wiele zastosowań. Możemy na niej wykonywać zarówno skomplikowane ćwiczenia, jak i traktować ją jako sposób na zabawę, a nawet rozładowanie emocji po ciężkim dniu. Umożliwia poprawę kondycji fizycznej, siły uderzenia, a także refleksu, którego zmianę na lepsze na pewno odczujemy podczas wykonywania codziennych czynności. | Do czego służy gruszka bokserska? |
Uwielbiam zaglądać do kolorowych gazet dla rodziców i patrzeć na piękne zdjęcia uśmiechniętych mam karmiących swoje pociechy. Zdjęcia są tak idealne, że wyobrażam sobie domy tych rodzin jak po metamorfozie u Małgorzaty Rozenek, a dziecko zapewne po przebytym kursie (jeszcze w brzuchu matki) u Superniani. Z zazdrością podziwiam zdjęcia, zastanawiając się, gdzie się podziały wszystkie ubrania i brudne od ulanego mleka pieluszki tetrowe, stos ubrań do prania lub prasowania i sterta brudnych naczyń uciekających ze zlewu. Na szczęście Leszek Talko sprowadza wszystkie mamy na ziemię i udowadnia, że rzeczywistość bywa zwykle inna niż na kolorowych fotografiach, ale za to znacznie ciekawsza...
Z życia Leszka Talko
Każdy rodzic wie, że rytuał zasypiania to ważna sprawa. Sama przecież każdemu je doradzam, bo z doświadczenia wiem, że faktycznie regulują plan dnia malucha. Jednak, jak to w życiu bywa, wyjątek potwierdza regułę. I tak pewnego razu dziecko ci powie, że nie idzie spać. Dlaczego? Bo nie. Po prostu. Może zastanowi się nad opcją spania po wypiciu szklanki coli. O 19. śmiejesz się i kręcisz głową na „nie”. O 20. nadal nie chcesz o tym słyszeć. O 21. próbujesz przekupić dziecko wodą, sokiem, herbatą. O 22., gdy dziecko jeszcze nie planuje wejść do łóżka, grozisz, że rano nie wstanie.
Koło północy zaczynasz się łamać. W końcu od szklanki coli jeszcze nikt nie umarł. Chwilę po pierwszej w nocy proponujesz, że przyniesiesz dużą szklankę coli do łóżka i nawet dorzucisz trochę chipsów. Każdy, kto ma w domu małe stworzenia zwane dziećmi zapewne rozumie tragizm tej sytuacji. W końcu można było dać taką kolację o 19. i mieć wolny wieczór lub pójść wcześniej spać. Podobną historię opisuje także Talko.
To, co wyróżnia jego książkę, to szczerość bijąca z każdej kartki. Talko nie mydli nam oczu, że rodzicielstwo jest pełne różowych chwil. Mówi wprost, że jest zmęczony, że ma dość, że naprawdę bywa ciężko. Na szczęście po tych gorszych chwilach następują te pełne śmiechu, których jest zdecydowanie więcej.
Opisywane przez niego historie, które przydarzyły się jemu i jego rodzinie, są humorystyczne i pisane lekką ręką. Słychać z nich głos dumnego ojca, który opowiada o nich z ogromnym dystansem, a jednak trafia w sedno wszystkich rodzicielskich uroków. Sądzę, że Dziecko dla odważnych to świetny prezent zarówno dla przyszłych rodziców (którzy jeszcze idealistycznie wierzą w moc wszelkich porad), jak i dla rodziców maluszków, którzy podczas czytania wielokrotnie się uśmiechną i pomruczą pod nosem, że chyba czytają o sobie samych.
Szkoła przetrwania
„Dziecko dla odważnych. Szkoła przetrwania” to książka podzielona na kilka części przeznaczonych dla rodziców na różnych etapach. Pierwszy rozdział to Dziecko dla początkujących, a więc dla tych, którzy dopiero planują dziecko lub lada moment zostaną rodzicami. Ostatecznie rozdział dedykowany jest tym, którzy mają już kilkumiesięcznego szkraba i chcą utwierdzić się w przekonaniu, że pierwszy rok naprawdę może tak wyglądać i nie oznacza to, że muszą się tego wstydzić.
Drugi rozdział, „Dziecko dla zaawansowanych”, jest dedykowany tym, którzy pomimo przeczytania, a nawet przeżycia pierwszego rozdziału mają pomysł powtórzenia go, a więc zostania po raz drugi rodzicami. Dziecko dla zaawansowanych to lekcja dla rodziców, którym wydaje się, że skoro przeżyli coś raz, to drugim razem będzie podobnie. Otóż nie. Każde dziecko jest inne, Talko już się o tym przekonał.
„Dziecko dla profesjonalistów” i „Dziecko dla zawodowców” to historie skupiające się na starszych dzieciach, które udowadniają swoją indywidualność. To zbiór śmiesznych i jakże prawdziwych historii, które będą zimnym prysznicem dla idealistycznie myślącego rodzica.
Pitu i Kudłata
A jeśli Dziecko dla odważnych to za mało i jesteś ciekaw kolejnych przygód Pitulka i Kudłatej (dzieci Leszka Talko – Pitu jest Pitulkiem, bo pitoli, a Kudłata jest z dnia na dzień bardziej kudłata, niż była poprzedniego dnia), koniecznie zajrzyj do kolejnej części ich przygód, czyli „Pitu i Kudłata w opałach”, „Pitu i Kudłata dają radę” oraz „Pitu i Kudłata idą na całość”.
To z nich dowiesz się, czy Ali Baba był tylko jeden, jak zostać mumią i co wiedzą dzieci, a czego nie wiedzą rodzice (czyli jak być przygotowanym na wszystko). Gdy po lekturze stwierdzisz, że była przezabawna, a posiadanie dzieci to śmiech i rodzinne wariacje, wróć do części pierwszej albo przekonaj się sam!
Źródło okładki: www.znak.com.pl | Leszek K. Talko, Dziecko dla odważnych |
Zimą często przybieramy na wadze – obserwujemy przyrost nawet 3 kilogramów. Przyczyn takiego obrotu rzeczy upatruje się w panującej na zewnątrz niskiej temperaturze i zaniechaniu aktywności fizycznej. Aby zapobiec nadprogramowym kilogramom, należy jeść rozsądnie. Dlaczego zimą tyjemy?
W czasie zimowych miesięcy przybieramy na wadze ze względu na panujące na zewnątrz niskie temperatury. Organizm potrzebuje większej dawki energii, aby wyrównać bilans cieplny. W związku z tym częściej odczuwamy głód. Czasem sami wykorzystujemy zimową aurę jako wymówkę dla podjadania pomiędzy posiłkami, twierdząc, że jest to reakcja na wzmożone zapotrzebowanie kaloryczne organizmu.
Nadwaga bywa również skutkiem zmiany trybu życia. Zimą zamieniamy rower na książkę lub seans filmowy, więcej czasu przesiadujemy na kanapie, pod kocem, z herbatą w ręku. Taki sposób spędzania wolnego czasu nie sprzyja spalaniu kalorii i organizm magazynuje energię w postaci tkanki tłuszczowej.
Jedzmy ciepłe posiłki, unikajmy zimnych produktów spożywczych
Spożywanie zimnych produktów spożywczych powoduje dodatkowe wyziębienie ciała, dlatego zimą powinniśmy ich unikać. Jeżeli zjemy jogurt naturalny prosto z lodówki, to nasz organizm będzie musiał się ogrzać. W tym celu spali kalorie skumulowane w tkance tłuszczowej, co z kolei doprowadzi do tego, że głód odczujemy szybciej i ponownie będziemy musieli coś zjeść.
W związku z tym zimą powinniśmy przywiązywać większą wagę do tego, by spożywać ciepłe posiłki. Najlepiej na obiad przygotowywać zupy, które są sycące i nie wpływają na wzrost masy ciała. Pierwsze danie rozgrzewa, powinno być źródłem fosforu i potasu. Natomiast jeżeli planujemy przygotować na kolację sałatkę, to potrzebne produkty warto wyjąć z lodówki wcześniej, aby nabrały temperatury pokojowej.
Podobna zasada obowiązuje w przypadku przyjmowanych płynów. Zimą powinniśmy sięgać po ciepłą wodę z cytryną i miodem, gorącą herbatę z sokiem malinowym lub herbatę czerwoną i zieloną. Zimowa dieta powinna być rozgrzewająca, a więc bogata również w aromatyczne przyprawy.
Pamiętajmy o błonniku i regularnym jedzeniu
Zimą, tak jak w innych porach roku, powinniśmy pamiętać o tym, aby jeść posiłki często, ale w mniejszych porcjach (po około 300 kcal). Najlepiej przyjmować 5 posiłków dziennie co 3–4 godziny. Jadłospis warto uzupełnić o produkty bogate w błonnik, który wpływa na regulację pracy jelit. Znajdziemy go między innymi w warzywach (zimą można wybrać mrożonki) i owocach, na przykład jabłkach, gruszkach czy pomarańczach. Z mrożonych warzyw szybko możemy przygotować sycące i niskokaloryczne danie.
Nie zapominajmy również o białku, które zawierają ryby, drób (warto wybierać chude mięso indyka lub kurczaka) i jajka. Wprowadzenie tych produktów do codziennego menu spowoduje, że nasza zimowa dieta stanie się pełnowartościowa, ale nie będzie skutkować dodatkowymi kilogramami.
Czego powinniśmy unikać zimą, aby nie przytyć?
Zimą powinniśmy jeść jak najmniejsze ilości słonych i słodkich potraw oraz przekąsek. Należy także unikać tłustych dań. Słodkie soki z kartonów warto rozcieńczać przegotowaną wodą. W tym czasie należy zrezygnować z napojów, które bardzo słabo nawadniają organizm, a dostarczają mu dużych ilości cukru.
Aby utrzymać wagę i nie przytyć w czasie zimowych miesięcy, a w konsekwencji uniknąć odchudzania się wiosną, należy przestrzegać zasad zdrowego i racjonalnego żywienia. Warto te reguły stosować nie tylko zimą, ale w trakcie całego roku. | Jak jeść zimą, by nie przytyć? |
Wśród propozycji sprzedawców możemy znaleźć głównie cztery rodzaje żarówek: tradycyjne, kompaktowe (fluorescencyjne), halogenowe oraz LED-owe. Którą z nich wybrać, aby uzyskać jak najlepsze światło przy niewielkim zużyciu energii elektrycznej? Żarówki tradycyjne (zwykłe)
Konstrukcja tradycyjnej żarówki jest bardzo prosta i na przestrzeni lat prawie się nie zmieniła. Wewnątrz szklanej, wypełnionej gazami szlachetnymi bańki, znajduje się drut wolframowy, przez który przepływa prąd. Drut pod wpływem energii elektrycznej emituje światło oraz ciepło (wolfram w bańce nagrzewa się do temperatury 2225–2725 stopni Celsjusza). Niestety cechą charakterystyczną zwykłych żarówek jest ich słaba żywotność oraz duży pobór energii elektrycznej (większość elektryczności dostarczanej do żarówki jest emitowana w postaci ciepła, a tylko niewielka jej część zamienia się w światło).
Czy powinniśmy kupować żarówki tradycyjne? Zdecydowanie nie polecam tego rozwiązania. Ich żywotność wynosi około 1 tysiąca godzin, a w dodatku zużywają naprawdę dużo energii elektrycznej. Cóż więc stosować zamiast tego typu żarówek? O tym w dalszej części poradnika.
Żarówki LED
To w tej chwili najnowocześniejsze, dostępne wśród ofert sprzedawców oświetlenie. Rozwiązanie jest oparte o emitujące światło diody LED. Są one o wiele trwalsze niż tradycyjne żarówki, a przy tym oferują znacznie niższy pobór prądu (o około 80%). Lampy LED emitują też mniej ciepła. Wiele osób chwali LED-y także za to, że przedmioty przez nie oświetlane nie tracą swoich naturalnych kolorów. Tego typu oświetlenie (w przeciwieństwie np. do świetlówek kompaktowych, ale o nich za chwilę) można stosować w pomieszczeniach, w których często gasimy i zapalamy światło. Taka eksploatacja nie powinna negatywnie wpłynąć na żywotność LED. Nie doświadczymy tu również efektu tak zwanego „rozpalania”, ponieważ żarówka LED po włączeniu od razu świeci z pełną mocą.
Podstawową wadą żarówek LED jest ich cena. Pamiętajmy jednak, że w momencie, gdy wymienimy wszystkie żarówki w naszym mieszkaniu na wariant LED–owy, poniesiony koszt powinien się zwrócić w przeciągu roku, a to dzięki zmniejszonemu zapotrzebowaniu na prąd oraz dłuższą żywotność (nawet do 100 tysięcy godzin). Naturalnie, najlepsze parametry zaoferują produkty renomowanych firm, jak np. Osram i Philips.
Świetlówki kompaktowe
Ten rodzaj żarówek możemy też spotkać w sprzedaży, jako „świetlówki energooszczędne”. Przyjmują one najróżniejsze kształty (począwszy od spiral, poprzez proste rurki, a skończywszy na klasycznym, okrągłym kształcie). Niewątpliwą zaletą świetlówek jest fakt, że wytwarzają one dużo więcej światła niż klasyczne żarówki, przez co zużywają około 65–80% mniej energii. Niestety ten rodzaj oświetlenia ma sporo wad i ustępuje pola żarówkom LED, dlaczego? Głównie ze względu na wolne nagrzewanie się. Zjawisko to możemy zauważyć, gdy po włączeniu świetlówka zaczyna emitować nieco przytłumione, blade światło, które dopiero po jakimś czasie osiąga pełną moc. Tego typu oświetlenie nie nadaje się do pomieszczeń, gdzie często włączamy i wyłączamy światło (np. w łazience). Nie dość, że przez tak krótki czas świetlówka nie zdąży się rozpalić, to częste „pstrykanie” włącznikiem powoduje jej szybsze zużywanie.
Pamiętajmy też, że świetlówki kompaktowe zawierają rtęć, przez co zbita żarówka może emitować szkodliwe dla zdrowia opary tej substancji. Jeśli już zdecydujemy się na zakup takiego oświetlenia, powinniśmy raczej skorzystać z oferty markowych producentów. Tanie świetlówki mogą migotać, źle wpływając na nasze ogólne samopoczucie. Zdarza się także, iż tego typu tanie zamienniki emitują szkodliwe promieniowanie UV. W dobrej jakości świetlówce takie zjawisko nie występuje.
Żarówki halogenowe
Działają one na podobnej zasadzie, co zwykłe żarówki. W ich wnętrzu zamontowano żarnik wolframowy, a bańkę wypełniono gazem szlachetnym. Ważne jest jednak to, iż żarówka halogenowa (jak sama nazwa wskazuje) posiada też niewielką domieszkę halogenu. Tego typu oświetlenie emituje więcej światła niż żarówka tradycyjna, a przy tym oferuje o wiele lepsze oddawanie barw otoczenia. „Halogeny” zużywają także mniej energii elektrycznej (w porównaniu do zwykłych żarówek o około 20–45%).
Niestety, ale żarówki halogenowe, chociaż lepsze niż tradycyjne (wytrzymują około 2–3 tysiące godzin użytkowania), to i tak ustępują świetlówkom kompaktowym oraz lampom LED. Jeśli więc możemy, powinniśmy je zastąpić stosownymi zamiennikami. | Żarówka LED, tradycyjna, kompaktowa, a może halogenowa – którą wybrać? |
Wybierając się na przejażdżkę motocyklową, trzeba przede wszystkim pomyśleć o bezpieczeństwie. Wybór odpowiedniego ubioru ma chronić ciało w razie wypadku, kraksy czy wywrotki. Kombinezon w tym przypadku jest najlepszym możliwym rozwiązaniem. Powinien być wykonany z materiału, który zapewni trwałość i wytrzymałość. Dobrze, gdy podkreśla figurę kierującej nim osoby, zwłaszcza jeśli jest to kobieta. Wybór ze względu na użytkowanie
Panie jeżdżące na stalowych rumakach przyciągają wzrok kierujących pojazdami oraz przechodniów. Kobieca sylwetka od razu wyróżnia się wśród grupy osób jadących motocyklami. Kombinezony są tak szyte, aby jak najbardziej to uwydatnić. Występują w różnych fasonach i kolorach, więc wybór jest spory. Przy zakupie warto zwrócić uwagę na to, aby był on dwuczęściowy. W razie czego zawsze można odpiąć kurtkę, jeśli mamy na to akurat ochotę. W kombinezonie można wybrać się do miasta na zakupy, na przejażdżkę, ścigać się na torze lub wyruszyć na długi rajd z innymi motocyklistkami. Nie należy jednak zapominać o bezpieczeństwie. Warto zwrócić uwagę na to, czy kombinezon posiada specjalne ochraniacze, czyli protektory, umieszczone w newralgicznych miejscach lub kieszenie, gdzie można je zamontować. Warto takie mieć, żeby uniknąć stłuczeń i bolesnych otarć przy wywrotce.
box:offerCarousel
Marki i modele
W sprzedaży są kombinezony skórzane oraz wykonane z materiału poliestrowego. Jeśli chodzi o ten drugi rodzaj, można polecić produkt marki Wolf. Wzmocniony jest podwójnymi szwami na wypadek otarć oraz protektorami, które znajdują się na ramionach, łokciach, plecach, kolanach i biodrach. Cyrkulację powietrza zapewnia system wentylacji, który pozwala na komfort podczas ciepłych dni. Gdy jest zimno, można podpiąć specjalne ocieplacze. Kombinezon kosztuje ok. 500 złotych.
Zobacz też: Trendy 2017. Efektowne damskie kaski motocyklowe
Ze skórzanych, wart polecenia jest bogato zdobiony i bardzo trwały model Yu Lady marki Dainese. Występuje w różnych kolorach, by zadowolić gust każdej pani. Jego zaletą jest niewielka waga oraz kompozytowe ochraniacze umieszczone w najbardziej newralgicznych miejscach. Kombinezon posiada siatkowaną podpinkę, którą można wyjąć, gdy jest taka potrzeba. W widocznych miejscach znajdują się elementy odblaskowe. Koszt tych kombinezonów kształtuje się od 3000 do 3500 złotych.
Innym, bardziej klasycznym modelem jest Dominia Lady. Nie posiada bogatych zdobień i kolorowych wzorów. Krój jest idealnie dopasowany do kobiecej sylwetki, bez zadęcia modowego, raczej w formie dość ascetycznej. Elastyczne elementy pozwalają na swobodne poruszanie się i pełen komfort. Ochraniacze można w łatwy sposób zdemontować. Na ramionach znajdują się tytanowe, a na piersiach plastikowe osłony. Kombinezon kosztuje 3300 złotych.
Dużo tańsze i również wykonane z prawdziwej skóry są kombinezony niemieckiej marki Tschul. Model 187 ma ciekawe wzory z przodu, z tyłu oraz na rękawach i nogawkach. W komplecie jest krótka kurtka z zewnętrzną kieszenią. Bardzo dobrze dopasowuje się do bioder, dzięki elastycznemu materiałowi. Na kolanach znajdują się slidery, czyli ochraniacze zabezpieczające tę część nogi. Kombinezon jest czarno-biały, niekiedy ma kolorowe wstawki. Dostępny jest w bardzo atrakcyjnej cenie: 900–1250 złotych.Przy zakupie odpowiedniego kombinezonu dla siebie warto zastanowić się, jakiego właściwie potrzebujemy. Jeśli jeździmy motocyklem wyłącznie turystycznie lub okazjonalnie, to może należy zrezygnować z dodatkowych ochraniaczy, które przydają się tylko na wyścigach. Gdy ktoś jest miłośnikiem dalekich, kilkudniowych rajdów, to w podróży mogą być potrzebne dodatkowe kieszenie. Na pewno należy wybrać model, który zapewni pełną swobodę ruchów oraz komfort podczas jazdy. | Damski kombinezon motocyklowy - szyk i elegancja |
Coraz więcej młodych osób zaczyna dostrzegać zalety ekologicznych warzyw i owoców, wyhodowanych bez udziału pestycydów i nawozów. Nawet maleńkie działki dają możliwość hodowania na nich warzyw. Co dopiero, jeśli dysponujemy sporą działką przy domu, a uprawianie trawnika i kilku iglaków wydaje nam się nudne. Co, jak i kiedy?
Zapewne nie ma sensu sadzić ziemniaków, jeśli dysponujemy małym ogródkiem, ale pomidory, papryka, ogórki, cukinia, kabaczek, rzodkiewka, kapusta, marchewka, pietruszka, ćwikła, por i cebula cieszą się dużym powodzeniem. Oczywiście każda roślina wymaga innych warunków pogodowych, niektóre są bardziej odporne – należą do nich z pewnością warzywa korzeniowe, zatem rzodkiewki czy marchewki, a nawet pory i cebule są zdecydowanie mniej narażone na późnowiosenne przymrozki. Gwałtowne ochłodzenia nie sięgają w głąb gleby tak, jak to robią zimowe mrozy, dlatego nawet kilka godzin ujemnej temperatury nie zaszkodzi tym zdrowym warzywom. Mają one też mniejsze wymagania glebowe.
Rzodkiewki i marchew można siać już od połowy marca, podobnie pietruszkę. Jeśli mamy zamiar siać cebulę, pory i buraki ćwikłowe, należy poczekać do początku kwietnia. Może się oczywiście zdarzyć, że pojawi się w tym okresie mróz. Warto wtedy zadbać również o te wytrzymałe skądinąd warzywa – jednym z prostszych sposobów jest przykrycie wschodzących roślinek. Folia tunelowa nadaje się do tego świetnie – jest przezroczysta i sztywna. Trzeba zadbać jedynie o to, by nie leżała płasko na ziemi, lecz tworzyła kieszenie. Folię można przymocować tyczkami albo obłożyć kamieniami, żeby jej nie zwiało.
Jeśli jednak mamy trochę więcej ziemi, można posadzić kartofle, mało jest bowiem tak pysznych potraw, jak młode ziemniaki ze zsiadłym mlekiem. Trudniejszym zadaniem jest hodowla pomidorów, ogórków, papryki i cukinii. Zwłaszcza pomidory i papryka są roślinami bardzo delikatnymi, wymagającymi mnóstwo słońca i bardzo źle znoszącymi wiatr. Dodatkowo wymagają dość bogatej gleby. Są przy tym roślinami, które szczególnie warto uprawiać – potwierdzi to każdy, kto chociaż raz wąchał dojrzewającego na słońcu pomidora, pachnącego na całą kuchnię, w przeciwieństwie do sklepowych pomidorów przypominających plastik.
Jeśli chcemy hodować roślinnych przybyszów z Ameryki, niezbędny będzie rozsadnik albo miniszklarnia, gdzie wysiejemy nasiona. Dobrze, jeśli jest to rozsadnik ruchomy i można zabrać go do domu, jeśli obawiamy się spadku temperatury. Roślinki możemy siać już od połowy kwietnia, ale zawsze w ciepłym pomieszczeniu – nie lubią bowiem temperatur poniżej 15 stopni Celsjusza. Oczywiście można siać pomidory, paprykę, ogórki, cukinie czy kabaczki wprost do ziemi, ale trzeba z tym poczekać na trzech ogrodników i zimną Zośkę – zatem po 15 maja.
Przygotowanie rozsady pozwoli uzyskać szybsze plony. Rozsadę przenosimy na miejsce stałe również po połowie maja, bo wtedy rośliny mają już kilka listków i są dobrze ukorzenione. Tylko bardzo nierozsądna osoba nie zadba o swoich roślinnych podopiecznych – najbezpieczniej jest wysadzać maluchy w szklarniach i tunelach, gdzie mają zapewniony dostęp do słońca, ale dużo mniej narażone są na wahania temperatury, wilgotności, gleby i wiatr.
Tunele foliowe
Bogata oferta dostępnych tuneli foliowych na Allegro pozwoli dobrać odpowiedni dla każdej rośliny: dla ogórków – półokrągły, szeroki i dosyć niski. Sprawdzi się też dla cukinii i kabaczków – są to rośliny, które się płożą po ziemi. Papryka i pomidory będą rosły wysokie, wymagają zatem tyczek do podparcia i podwiązania oraz wysokiej szklarni, najlepiej z prostymi ściankami i spadzistym dachem.
Ostateczny wybór zależy od nas: możemy zdecydować się na tunel-szklarnię z ciemnej folii z oknami, konstrukcję metalową, którą sami obijemy folią według uznania albo lekkie i łatwe w przenoszeniu tunele firmy PTF, które łatwo się składa z lekkich rurek. Najważniejsze jest, by dbać o roślinnych lokatorów szklarni, a zdrowotne i finansowe efekty uprawy własnych ekologicznych warzyw bardzo pozytywnie nas zaskoczą.
) | Tunele foliowe do hodowania ekologicznych warzyw |
Przedstawiamy według nas najlepsze gry na Xboksa One, które wyszły w pierwszej połowie 2016 roku. Inside
Data premiery: 29 czerwca 2016 roku
To była jedna z najbardziej oczekiwanych premier na Xboksie One. I nic dziwnego – Inside to kolejna produkcja studia PlayDead, któremu zawdzięczamy rewelacyjne Limbo. Tamta dwuwymiarowa platformówka została zapamiętana za czarno-białą oprawę graficzną i niezwykle mroczny, depresyjny klimat. Duńczycy nie stali się pogodni. W Inside znowu jest bardzo nieprzyjemnie i przygnębiająco. Wcielamy się w chłopca, który przemierza mocno industrialny, ponury świat. Dlaczego? Inside daje pole do interpretacji, twórcy gry darowali sobie dialogi czy narratora – tu o wydarzeniach dowiadujemy się sami, patrząc na to, co się dzieje. Pod względem rozgrywki Inside przypomina Limbo, a więc jest platformówką, w której główny bohater omija pułapki, przeszkody, wspina się czy nurkuje. Nie w tym tkwi jednak siła Inside. To mroczna, niezwykle brutalna historia rozgrywająca się w tajemniczym świecie. Jedna z najważniejszych gier, jakie znajdziecie na Xboksie One.
Red Dead Redemption
Data premiery: 8 lipca 2016 roku
To nie nowa premiera, ale pojawienia się Red Dead Redemption na Xboksie One ominąć nie można. Mamy do czynienia z tą samą grą, która w 2010 roku zadebiutowała na konsolach poprzedniej generacji. Teraz zagrać w nią można na Xboksie One, w ramach wstecznej kompatybilności. Jeśli mieliście tytuł na Xboksie 360 (w wersji cyfrowej lub pudełkowej), to możecie grać za darmo na nowej konsoli. Jeżeli nie – wystarczy kupić ją w cyfrowym sklepie Microsoftu lub poszukać egzemplarza z wersji na Xboksa 360, też będzie działać. Na dodatek w wyższej rozdzielczości (1080p) i większej płynności (stałe 30 klatek na sekundę). Pod względem oprawy graficznej to jednak nadal ta sama gra. Wciąż świetna – dla fanów westernów, Rockstar Games czy gier z otwartym światem. Zresztą w Red Dead Redemption powinien zagrać po prostu każdy, bo to jedna z najlepszych produkcji minionej generacji. Warto po nią sięgnąć również na Xboksie One.
Wiedźmin 3: Krew i Wino
Data premiery: 31 maja 2016
Fabularne rozszerzenie do gry Wiedźmin 3 – czy trzeba dodawać coś więcej? To ponad 20 godzin nowych wiedźmińskich przygód. Tym razem trafiamy do Toussaint. Obszar zajmuje tyle samo miejsca co Novigrad, więc mowa o naprawdę wielkim rozszerzeniu. Na tej ogromnej mapie walczymy z nowymi stworami, używając do tego niedostępnych wcześniej broni i przedmiotów. Fabuła dodatku skupia się na tajemniczych, niezwykle brutalnych morderstwach dokonywanych w okolicy. Geralt musi rozwikłać, kto za nimi stoi. Pozycja obowiązkowa dla fanów Wiedźmina.
Dark Souls III
Data premiery: 24 marca 2016 roku
Kolejna część niezwykle wymagającej serii. To nie jest tytuł dla tych, którzy lubią odstresować się po pracy. Dark Souls III wymaga skupienia, praktyki, a przede wszystkim cierpliwości, cierpliwości i jeszcze raz cierpliwości. W potyczkach z magicznymi bestiami umiera się bardzo często, ale właśnie to wielu przyciąga do serii. Po licznych morderczych próbach zabicie potwora smakuje jak nigdzie indziej. Choć ostrzegamy – Dark Souls III to gra dla koneserów. Lub, jak kto woli, masochistów.
The Division
Data premiery: 8 marca 2016
Jedna z najbardziej oczekiwanych premier tego roku. The Division zachwycało przedpremierowymi zwiastunami, które pokazywały niezwykle wręcz realistyczną grafikę. Jak wyszło w praktyce? Rozczarowania nie ma. The Division potrafi zachwycić oprawą graficzną. Jednak nie tylko widokami nowa produkcja Ubiosftu stoi. The Division opiera się na grze sieciowej, razem z innymi graczami. Trafiamy do Nowego Jorku ogarniętego zarazą. Wraz z kompanami wcielamy się w role agentów, którzy walczą z terrorystami odpowiedzialnymi za rozsianie śmiercionośnego wirusa. The Division jest miksem trzecio osobowej gry akcji (widok zza pleców bohatera) i gry RPG.
Quantum Break
Data premiery: 5 kwietnia 2016 roku
Quantum Break to gra, dla której wielu kupiło Xboksa One. I na pewno nie żałowało zakupu, o czym świadczy średnia ocen Quantum Break – 77/100. W nowej produkcji twórców kultowego Maksa Payne’a i Alana Wake’a wcielamy się w rolę Jacka, obdarzonego nadludzkimi zdolnościami – główny bohater potrafi manipulować czasem. Quantum Break to trzecioosobowa gra akcji, w której oprócz strzelania ważne jest właśnie wykorzystywanie unikalnych możliwości protagonisty. Nieraz, żeby przejść dalej, będziemy musieli cofnąć lub też przyspieszyć czas. To sprawia, że miejsce, w którym jesteśmy, może zmienić się na naszych oczach błyskawicznie. Jedno jest pewne – w Quantum Break powinien zagrać każdy, kto ma Xboksa One.
Superhot
Data premiery: 3 maja 2016
Superhot to gra z polski. Tytuł jest dziełem łódzkiego studia Blue Brick. Twórcy zebrali na Kickstarterze ponad 250 tysięcy dolarów. Wpłaty graczy z całego świata nie dziwią, bo Superhot to niezwykle oryginalna pozycja. Na pierwszy rzut oka to kolejna strzelanina, tyle że w nietypowej oprawie graficznej. Zasady są jednak niespotykane – w grze czas leci tylko wtedy, gdy my się ruszamy. Jeżeli stoimy w miejscu, wrogowie także się nie poruszają. Z jednej strony Superhot potrafi być piekielnie dynamiczny jak każda inna strzelanina, z drugiej wymaga taktyki, rozsądnego planowania ruchów i przewidywania. A wszystko to w minimalistycznej, prostej oprawie graficznej. Wyjątkowa gra prosto z Polski!
Rocket League
Data premiery: 17 lutego 2016
Nie lubisz piłki nożnej? Nie szkodzi – w Rocket League strzelanie bramek i tak ci się spodoba. Tutaj w roli Leo Messiego, Cristiano Ronaldo czy Roberta Lewandowskiego występują… samochody. Tak, tak to właśnie brykami główkujemy, podajemy, w końcu strzelamy bramki – i to jeszcze bardziej efektowne niż na prawdziwym boisku! Wbrew pozorom na tych nietypowych boiskach, po których jeździ się nawet po ścianach, wcale nie panuje chaos. Taktyka jest równie ważna, co na zielonej murawie. Mecze trzymają w napięciu do ostatniej sekundy i z 3:0 „dla naszych” bardzo szybko może zrobić się remis. Mało która gra daje tyle adrenaliny co Rocket League. | 8 polecanych gier na Xbox One wydanych w pierwszej połowie 2016 |
Fotografia jest sztuką nie tylko obrazowania świata i malowania światłem, ale również umiejętnością zaaranżowania planu zdjęciowego tak, by z nudnego miejsca, gdzie są tylko lampy, aparaty i softboxy, zrobić coś fantastycznego i interesującego. Być reżyserem
W ramach mojej kilkuletniej przygody z fotografią spotkałem się z tym, że na wielu warsztatach czy sesjach jedyne, co znajduje się na planie, to tło, lampy, modyfikatory, modelka i fotograf. Oczywiście to w wielu przypadkach wystarczy, ale niektóre sytuacje wymagają od nas większego zaangażowania. Klient, zatrudniając fotografa, nie wynajmuje tylko operatora aparatu, ale kreatywny umysł, który musi spełnić jego oczekiwania estetyczne i profesjonalne.
Fotograf na planie zdjęciowym jest reżyserem, scenografem i choreografem – warto pobawić się tą konwencją. Studio fotograficzne musi być z założenia bardzo elastyczne, powinna być możliwość zrobienia tam dosłownie każdej aranżacji. Poniżej opiszę rzeczy, które przydadzą się wam do realizacji kilku scenariuszy.
Podstawy
Podstawowy sprzęt do aranżacji planu zdjęciowego to oczywiście narzędzia. Oprócz młotka na pewno przyda się elektryczna wkrętarka i wiertarka. Żeby ułatwić sobie składanie sklejek, pomyślcie o gwoździarce. Pomocne będą również: nożyk techniczny, pędzel do rozprowadzania kleju i wałki do malowania. Nie zapomnijcie o folii malarskiej, taśmie papierowej, rozpuszczalniku i WD-40. To ostatnie przyda się na każdym planie.
Buduar
Naszym pierwszym wyzwaniem będzie stworzenie aranżacji przytulnego pokoju do fotografii buduarowej. Będziecie potrzebowali do tego sklejki paździerzowej (najtańszej), gwoździarki, wsporników, kilku metrów tapety i paneli (a w wersji ekonomicznej – wykładziny). Musicie dobrać również elementy wystroju wnętrza, ale to kwestia indywidualnego gustu. Wiele rzeczy możecie wypożyczyć lub kupić i oddać.
Polskie prawo pozwala na zwrot zakupionego przez internet towaru w okresie 15 dni, więc śmiało korzystajcie z tego przywileju. W przypadku tak zmysłowej sesji pomyślałbym o ładnej kozetce i kilku rzeźbach gipsowych albo nawet kiczowatych lakierowanych dobermanach. Wszystko powinno być utrzymane w bordowo-fioletowej tonacji z czarnymi dodatkami.
Biuro prezesa
W karierze każdego fotografa znajdzie się klient, który chce zostać sfotografowany jako ważna osoba w pięknym biurze. Ale co zrobić, jeśli nie udało nam się wynająć żadnego biura i nie mamy możliwości rozstawienia tam lamp? To proste – zbudujmy biuro. Trzeba będzie zbić narożnik ze sklejki, który można pokryć przygaszoną, brązowo-złotą tapetą w stylu kolonialnym. Na pewno świetnie sprawdzi się regał z książkami, ciężkie dębowe biurko, złoto-zielona lampka na biurku, pudełko na cygara i wielki wygodny fotel prezesa.
Park jurajski
Jeśli myślicie o wykonaniu sesji modowej w klimacie parku jurajskiego lub po prostu szklarniowym, może być ciekawie. Wykorzystałbym do tego ciemnozielone lub błękitne tło fotograficzne, które stałoby za konstrukcją, o której zaraz opowiem. Głównym miejscem sesji jest niewielka szklarnia foliowa, w której stoi kilka wystających palemek i innych drzew, by utrzymać klimat. Warto pomyśleć o roślinach egzotycznych i sprasowanym podłożu terrarystycznym jako ziemi. Parujące podłoże stworzy też delikatną mgiełkę tajemniczości.
Na pewno przy tej sesji dobrze sprawdzą się elementy dekoracyjne w postaci lian rozwieszonych między drzewami. Widzę cały zamysł wykonany obiektywem 35 mm, żeby pokazać, jak niewielka przestrzeń nadaje charakter całej sesji.
Podsumowanie
Fotografia kreatywna jest ciężkim zadaniem, wymagającym nie tylko umiejętności technicznych, ale i twórczego umysłu. Kupując najtańsze elementy wystroju i budowlane, możecie stworzyć w waszym studiu coś zupełnie innego. Mam nadzieję, że wasze umysły zaczęły działać na wyższych obrotach i już niedługo zobaczę kilka ciekawych aranżacji w waszym wykonaniu. | Podstawowe rzeczy do aranżacji planu fotograficznego |
Wiosenna moda przypomni marzycielkom i romantyczkom o kwiatkach w stylu retro, które są jak balsam na duszę wrażliwych panien. Lekkie, delikatne i subtelne podkreślą kobiecość i romantyczność każdej z nas. Dla romantyczek i marzycielek
Kwiaty w stylu retro wywołują nostalgiczne uczucia, zwłaszcza u romantyczek. Dobrze obrazują ideał kobiety z przeszłości – są delikatne i subtelne, mają niewiele wspólnego z krzykliwością. Czasy się zmieniły, kobiety są coraz bardziej wyzwolone, co znajduje odzwierciedlenie we współczesnej modzie. Prześwity, skóra, ćwieki, ultrakrótkie mini nikogo już nie szokują. Posiadaczki bardziej wrażliwych dusz czasem mogą mieć problem ze znalezieniem ubrań, które będą odzwierciedlać ich charakter. Na szczęście dla nich wiosną powrócą kwiaty w stylu retro! Pojawiły się na pokazach u: Alexandra McQueena, Gucciego, Oscara de la Renty, Marca Jacobsa, Chloe, Diora i wielu innych. Kwiatki w stylu retro w wydaniu wcześniej wymienionych projektantów są marzycielskie, delikatne i słodkie. Występują zazwyczaj na spódnicach, sukienkach, a czasem nawet na damskim garniturze. Kwiecisty trend wiosną nie jest niczym zaskakującym, jednak w tym sezonie kwiaty są vintage!
Jak nosić kwiatki w stylu retro?
Wszystko zależy od twojego charakteru oraz upodobań. My proponujemy, by tej wiosny dać się porwać romantycznemu charakterowi kwiatów. Bo jeśli nie teraz, to kiedy? To idealny okres, by przeistoczyć się w uroczą i kobiecą elegantkę, która nie wstydzi się swojej wrażliwości i romantyczności. Najlepsza długość sukienki w kwiatki w stylu retro to sięgająca za kolano lub maxi. Miniówy mają zupełnie inny charakter, który będzie się gryzł z subtelnością kwiatków. Do sukienek w kwiatki najbardziej pasują supermodne baleriny na malutkim obcasie. Wraca moda na cienkie paski przewiązane w talii, które również będą świetnie wyglądać z sukienkami. Na wierzch narzuć cienki, krótki kardigan oraz pudełkowy płaszczyk. Włosy możesz zakręcić w delikatne fale lub zostawić rozpuszczone. Oko podkreśl kocią kreską, a usta czerwoną szminką. To stylizacja tak rzadko spotykana w naszych czasach, że z łatwością zwrócisz uwagę wszystkich.
Jeśli vintage to totalnie nie twoja bajka, ale masz ochotę na odświeżenie swojej garderoby kwiatkami w stylu retro, mamy propozycje również dla ciebie. Mieszanie różnych stylów, np. grunge i retro, to zły pomysł. Dobrym rozwiązaniem jest „unowocześnienie” retrokwiatków przez dodanie do stylizacji bardziej nowoczesnych elementów. Na przykład do sukienki w kwiatki w stylu retro wybierz męską oversizową marynarkę lub długi, asymetryczny kardigan, a na stopy załóż botki. Dzięki temu przełamiesz delikatność kwiatków i nadasz im „nową twarz”. Jeśli chcesz nosić kwiatki do pracy, załóż kwiecistą ołówkową spódnicę, niech jednak reszta stroju będzie totalnie minimalistyczna i prosta. Biała koszula bez żadnych ozdóbek, minimum biżuterii, klasyczne skórzane czółenka na obcasie i nowoczesna duża torebka w zupełności wystarczą. Kwiatki powinny być jedynym dziewczęcym akcentem w twoje stylizacji. Fankom stylu boho proponujemy wybranie długiej, kwiecistej sukienki maxi, a do tego zamszowej, brązowej ramoneski i torebki z frędzlami. Takie połączenie „odmłodzi” kwiatki, które wielu osobom kojarzą się z naszymi babciami i mamami.
Kwiatki w stylu retro można nosić na wiele sposobów. Pamiętaj jednak, by na siłę nie zmieniać ich delikatnego charakteru, a najwyżej nadać im nowy wyraz. | Kwiaty w stylu retro |
Bieganie weszło ci w nawyk? Zależy ci na coraz lepszych wynikach? Wprowadź pewne modyfikacje do swojego jadłospisu, a będzie ci się biegać nie tylko łatwiej, ale również poprawisz swoją życiówkę na najbliższych zawodach. Z każdym tygodniem wkręcasz się w bieganie coraz bardziej? Musisz wiedzieć, że twoja wytrzymałość i wydolność to efekt nie tylko regularnych treningów, ale także diety. Warto wspomóc się odżywczymi przekąskami przed wysiłkiem, aby nie tracić energii w połowie zakładanego dystansu i lepiej się regenerować po treningu. Przekąski powinny być bogate w węglowodany, ale ubogie w błonnik oraz zawierać niewiele białka i tłuszczu, które mogłyby obciążyć żołądek.
Batony homemade
Składniki:
3 łyżki miodu
2 łyżki oleju np. kokosowego lub rzepakowego
2 szklanki musli lub granoli
2 łyżeczki startej skórki pomarańczy
½ szklanki posiekanych orzechów np. włoskich
Przygotowanie:
W niewielkiej misce ubij jajka. Następnie dodaj resztę składników i dokładnie wymieszaj. Umieść przygotowaną masę na blaszce pokrytej papierem do pieczenia, nie rozpłaszczaj zbyt mocno. Piecz przez około 15 minut (aż masa stanie się brązowa) w temperaturze 180 stopni. Po tym czasie, kiedy wystygnie, potnij na batony. Możesz je przechowywać w lodówce w plastikowym pojemniku.
Miodowe batony możesz zabierać ze sobą również na długi trening, przydadzą się w trakcie maratonu, kiedy nie chcesz korzystać z przekąsek lub żelów serwowanych przez organizatorów. Z podanych składników zrobisz około 9 batonów, każdy ma 200 kalorii, więc raczej ogranicz się do jednego, jeśli zależy ci na schudnięciu.
box:offerCarousel
Kulki pełne energii
Składniki:
szklanka płatków migdałowych
banan
wiórki kokosowe do obtoczenia
½ szklanki suszonej żurawiny
2 łyżeczki soku z cytryny
Przygotowanie:
Suszoną żurawinę zalej gorącą wodą i odstaw. Kiedy zmięknie, używając blendera, rozdrobnij. Następnie połącz z rozgniecionym bananem, płatkami migdałowymi i sokiem z cytryny. Ukształtuj małe kuleczki i obtocz je w wiórkach kokosowych. Wstaw na trochę do lodówki.
Jedna kulka z powyższego przepisu będzie miała około 50 kalorii, więc jeżeli ograniczysz się do sztuki, nie wpłynie niekorzystnie na twoją walkę z dodatkowymi kilogramami. Recepturę możesz jednak dowolnie modyfikować, przykładowo zamieniając żurawinę na daktyle albo płatki migdałowe na rozdrobnione nerkowce, dobrze będzie również smakować, jeśli dodasz miodu.
box:offerCarousel
Sok zwiększający moc
Składniki:
2 buraki
2 gruszki
2 cm imbiru świeżego lub ½ łyżeczki imbiru w proszku
½ łyżeczki soli
ogórek
sok z ½ cytryny
Przygotowanie:
Wszystkie składniki najlepiej zmiksować za pomocą sokowirówki, jednak jeżeli jej nie posiadasz, możesz użyć blendera – otrzymasz dość gęste smoothie. Możesz rozrzedzić je wodą.
Burak świetnie działa na jakość treningu, zmniejszając twoje zmęczenie i poprawiając wytrzymałość. Wszystko to dlatego że zawiera azotany, które zwiększają transport tlenu do komórek.
Lekkie przekąski możesz jeść 30 minut przed biegiem, jeżeli większy posiłek zjadłeś co najmniej 3 godziny wcześniej i zaczyna ssać cię w żołądku. Zadziałają jak paliwo i ze spokojem dotrwasz do końca treningu, po którym koniecznie zjedz pełnowartościowy posiłek. Jeżeli starasz się zrzucić kilka kilogramów poprzez bieganie, staraj się nie przesadzać z przekąskami i podjadać jedynie w sytuacjach, kiedy naprawdę musisz, bo to zawsze dodatkowe kalorie. Wybieraj po prostu te niskokaloryczne i nie daj się spadkom energii. | Paliwo dla biegaczy – polecane przekąski |
Wystrój mieszkania dopasowany do indywidualnych preferencji to gwarancja dobrego samopoczucia i przyjemnie spędzonego czasu. Kolorystyka ma tu ogromne znaczenie! Warto wybierać kolory, wśród których świetnie się czujemy. Kolor różowy ma rzeszę zwolenniczek wśród kobiet, jednak bardzo często trafia również w gusta mężczyzn. Wykorzystany ze smakiem w formie dekoracji sypialni nie raz umili wieczór i rozweseli poranek. Na co warto stawiać podczas podejmowania decyzji zakupowych?
Dekoracje ścienne w kolorze różowym
Temat dekoracji sypialni warto zacząć od ścian. Zwykle są jednolite i przytłaczają monotonną powierzchnią. Warto trochę je urozmaicić. Pomalowanie całej płaszczyzny na nasycony kolor może nie być tu dobrym pomysłem – to w końcu miejsce relaksu. Nad łóżkiem dobrze jest powiesić obraz. Będzie on naturalnym przedłużeniem zagłówka i sprawi, że łoże nabierze elegancji. Ciekawym pomysłem są tryptyki utrzymane w ulubionej różowej kolorystyce.
Innym sposobem na obrazy w sypialni jest ich samodzielne zaprojektowanie. W różowe ramki można oprawić ulubione zdjęcia rodzinne albo pamiątki z wakacji. Najciekawszy efekt tworzy duża ilość ustawiona obok siebie na konsoli albo powieszona na ścianie.
Alternatywą dla obrazów i ram są fototapety i naklejki ścienne. Ich montaż jest banalnie prosty, a efekt przyjemny dla oka. Nie każdy wie, ale wzory wycięte z folii można potraktować jako szablony malarskie i użyć do ozdobienia ścian za pomocą farb w ulubionych odcieniach różu.
Poduszki i dekoracje tekstylne w kolorze różowym
Sypialnia to pomieszczenie, w którym przytulny klimat to podstawa. Bardzo łatwo jest go osiągnąć, jeśli postawimy na dekoracje tekstylne. Na łóżku dobrze jest ułożyć dużą ilość dekoracyjnych poduszek. Zatopienie się w nich podczas chwili wytchnienia na pewno będzie należeć do przyjemności, a sam ich wygląd doda wnętrzu charakteru.
W takich miękkich i delikatnych aranżacjach warto pokusić się również o koce, narzuty i dywaniki. Miękkie włóczki, naturalne plecionki i len to świetne wybory, które sprawdzą się w każdej sypialni. Jeśli chcemy, aby całość zyskała romantyczności, można również pomyśleć nad zamontowaniem baldachimu.
Lampiony i świeczniki do sypialni fana różu
W sypialni bardzo ważne jest oświetlenie. Prócz ogólnego światła sufitowego należy też pomyśleć nad romantycznym światłem dekoracyjnym. Zabarwienie jego strumienia na różowo pozwoli pogłębić oczekiwany efekt. Do tego pomocne będą świece w świecznikach i lampionach, sznury z lampkami w kształcie kłębków wełny oraz ozdobne klosze na żarówki. Kojący zmysły nastrój na zawołanie to coś, o czym większość z nas marzy po dniu pełnym obowiązków.
Z czym łączyć kolor różowy w sypialni?
Każdy wie, że co za dużo, to nie zdrowo. Nawet największy miłośnik koloru różowego może poczuć się przytłoczony jego zbyt dużą dawką. W aranżacji wnętrz warto stawiać na harmonijne połączenia, które sprawią, że ulubiona barwa zyska wyrazu oraz zostanie podkreślona w subtelny sposób.
Doskonałą parą dla różu będzie oczywiście czysta biel, która stanowi świetne tło dla wszystkich jego odcieni. Słodka i dziewczęca fuksja nabierze elegancji w towarzystwie złotych akcentów, a pudrowy róż złamany zostanie szarością. Podczas zakupów warto więc zwracać uwagę nie tylko na monochromatyczne przedmioty.
Różowy to niesamowicie wdzięczny kolor w wystroju wnętrz. Nadaje im wrażenia przyjazności i uroku. Nawet jeśli nie zależy nam na cukierkowym odcieniu, warto przemyśleć dekoracje, które zaakcentują całość właśnie tą barwą. | Dekoracje do sypialni dla osób, które uwielbiają kolor różowy |
Odpowiednia kurtka jest niezbędnym elementem garderoby, gdy wiosna powita nas chłodem. Ale jej zakup dla dziecka nie jest jednak prostym zadaniem. Chcemy, by była odpowiednio ciepła i wytrzymała, a do tego, by maluch czuł się w niej wygodnie i komfortowo. Szeroka gama fasonów, kolorów i materiałów może wprowadzić w zakłopotanie, dlatego podpowiadamy, na co zwrócić uwagę, gdy wybieramy kurtkę wiosenną dla małej modnisi. Kurtka dżinsowa
Dżins na świecie zrobił oszałamiającą karierę. Dzisiaj wykonuje się z niego nie tylko spodnie, ale i kurtki, koszule, torby czy nawet buty. Wykonany z bawełny o gęstym splocie skośnym charakteryzuje się dużą wytrzymałością i ponadczasowym stylem.Kurtka dżinsowa jest niemal nie do zniszczenia, a pojawiające się z czasem wytarcia nadają jej niepowtarzalny charakter. Nie musimy się więc martwić o zużycie materiału w trakcie użytkowania przez dziecko. Zapięcie kurtki mogą stanowić klasyczne guziki lub zamek błyskawiczny, który będzie dużym ułatwieniem dla malucha, radzącego sobie jeszcze niezbyt dobrze z guzikami. Poszczególne modele mogą się też różnić między sobą liczbą kieszeni. Najczęściej spotykane są modele z dwiema kieszeniami na przedzie, które urozmaicają stylistykę kurtki. Warto jednak zwrócić uwagę na te, które mają również kieszenie boczne. Mogą być bardzo przydatne, gdy zmarzną ręce lub gdy chce się przemycić ulubioną lalkę.
Jedynym mankamentem tak kochanej przez świat kurtki jest jej brak odporności na deszcz, bo bawełna, mająca duże właściwości chłonne, nie zdaje egzaminu w czasie ulewy.
Znane marki, takie jak Tommy Hilfiger, Pepe Jeans czy Desingual, proponują kurtki w cenie od 190 do 250 zł. Daje nam to gwarancję towaru z najwyższej półki.
Kurtki dżinsowe są łatwe w czyszczeniu. Można je prasować żelazkiem z temperaturą ustawioną odpowiednio do tkanin bawełnianych, prać w pralce i suszyć w suszarce. Trzeba jednak pamiętać, że mogą farbować, dlatego zalecane jest pranie ich osobno. Nie należy też wybierać rozmiaru zbyt dopasowanego, gdyż zależnie od dodanych do materiału domieszek kurtka może się w praniu skurczyć.
Parka
Zalety parki poznali już amerykańscy żołnierze podczas II wojny światowej. Stąd najpopularniejszym kolorem kurtki jest oliwkowy. Jednak w miarę podboju świata mody kurtka ta zaadaptowała się również w wielu innych kolorach, rozpoczynając od wesołej żółci, a kończąc na klasycznej czerni. Dziś parkę wykonuje się najczęściej z połączeń poliestru, bawełny i nylonu, co nadaje jej dużą wytrzymałość na rozciąganie, a jednocześnie sprawia, że materiał przepuszcza powietrze. Ważną zaletą kurtki są ściągacze. Zależnie od modelu mogą być umiejscowione w pasie, na brzegu kurtki lub w obu miejscach. Jest to dodatkowa bariera dla ciepła uciekającego z powierzchni ciała. Jeszcze jednym atutem jest obszerny kaptur, najlepiej wykończony futerkiem, które chroni przed podmuchami wiatru. Kurtka zapinana na dżety lub zamek błyskawiczny na pewno ułatwi dziecku samodzielne ubieranie się. Fenomenalna jest również podszewka w formie „baranka” – miękka i przytulna nie tylko lepiej chroni przed chłodem, ale jest przyjemniejsza w noszeniu.
Stylową i dobrą jakościowo parkę marki Next możemy kupić za 150–250 zł. Jeśli jednak wolimy coś bardziej sportowego to Nike proponuje sportową wersję za 349 zł.
Ze względu na zawartość włókien sztucznych parka lepiej chroni przed wilgocią niż kurtka dżinsowa.
Ramoneska
Motocyklowa kurtka, która stała się ikoną mody związanej z rockiem i heavy metalem. Jednym słowem kurtka dla prawdziwych twardzieli, klasycznie skórzana, co wpływa na jej właściwości termoizolacyjne oraz zwiększa odporność na wilgoć. Charakterystyczną cechą jest przesunięty na bok zamek błyskawiczny, ulubione zapięcie wszystkich śpieszących się. Uproszczoną wersjęramoneski dla wielbicieli minimalizmu przedstawia H&M w cenie ok. 150 zł. Ten sam brand proponuje również krój klasyczny – z suwakiem z boku oraz klapami po bokach, które postawione mogą uchronić przed podmuchami wiatru lub po prostu nadać bardziej buntowniczy look. Dodatkowo ten model ma boczne kieszenie z suwakami. Zaskoczeniem może być materiał, bo kurtka jest wykonana z dzianiny dresowej. To bardziej przyjazny materiał dla dzieci wrażliwych i nielubiących, gdy ubranie krępuje im ruchy. Naprzeciw oczekiwaniom bardziej romantycznych i mniej zbuntowanych wychodzą producenci z nowymi interpretacjami tej klasycznej kurtki. Czarna ramoneska przemienia się w błękitną uroczą kurteczkę z grzecznym kołnierzem zamiast klap.
Jeżeli wybierając kurtkę dla dziecka, nie możemy się zdecydować, która z nich jest najlepsza, pozwólmy maluchowi dokonać wyboru. Jeśli entuzjastycznie przystanie na którąś z nich, to nie należy się dłużej zastanawiać. Zadowolone dziecko chętniej będzie się ubierać, a do tego zyska poczucie, że są rzeczy, o których może już zdecydować samodzielnie. | Dziewczęca lekka kurtka od 150 do 250 zł |
Wśród twoich bliskich lub przyjaciół jest osoba, która uwielbia sport i lubi chwalić się swoimi wyczynami? Jej pasja to pływanie, jazda na nartach, sporty ekstremalne lub podróże? To formy aktywności, w których doskonale można wykorzystać właściwości kamery sportowej. Z pewnością kamera sportowa będzie trafionym prezentem pod choinkę. Pozostaje jedynie pytanie, jaki model kupić. Wiele zależy od budżetu, zatem czas przejrzeć rynek kamer sportowych i wybrać odpowiednie urządzenie.
Jeśli szukamy prezentu na święta dla osoby aktywnej, to kamera sportowa będzie świetnym rozwiązaniem. Przyjrzyjmy się modelom z różnych segmentów cenowych – co oferują konkretne kamery sportowe, jaką mają rozdzielczość nagrywania (Full HD czy 4K), czy są wyposażone w system stabilizacji obrazu. Ponadto ważna jest wytrzymałość kamery – na pył, wodę czy upadki. Liczy się też czas pracy urządzenia na jednym ładowaniu baterii.
Budżetowa kamera sportowa do 300 złotych
Kamery sportowe możemy znaleźć w różnych przedziałach cenowych. Modele bez bliżej określonego producenta dostaniemy już nawet za 60–80 złotych. Oferują one rejestrowanie obrazu w rozdzielczości Full HD (1920 x 1080 pikseli), zrobienie zdjęcia i często wodoodporną obudowę w zestawie. Jednak w praktyce jakość nagrań będzie zostawiała wiele do życzenia. Do tego w tak budżetowych kamerach zawodzi stabilizacja obrazu (nawet jeśli producent zaznacza, że ta technologia została użyta w danym modelu). Jeśli zdecydujemy się zwiększyć budżet do około 150 złotych, to kupimy kamerę umożliwiającą rejestrację obrazu w rozdzielczości 4K UHD (3840 x 2160 pikseli) i najczęściej 25 klatek na sekundę. Oczywiście nadal będziemy mieli w zestawie wodoodporną obudowę, a nasze urządzenie będzie wyposażone w moduł Wi-Fi, który pozwoli przesłać filmy bezpośrednio z kamery, np. na dysk komputera lub ekran telewizora.
Jeśli jednak szukamy kamery sportowej na świąteczny prezent w tym przedziale cenowym, to warto sięgnąć po zestawy, które znajdziemy na Allegro. Na zestaw często składają się: oczywiście kamera, do tego trzy akumulatory, wodoodporna obudowa i np. statyw lub karta pamięci. Przykładem do 300 złotych będą zestawy z kamerami SJ7000 i Eken H9R. Oba modele oferują rejestrowanie obrazu w rozdzielczości 4K UHD, w tym pod wodą do 30 metrów głębokości. Mamy też możliwość nagrywania slow motion w HD (720p) i robienia zdjęć. Ponadto kamery są wyposażone w 2-calowy wyświetlacz i zasilane akumulatorem o pojemności 1050 mAh. Wystarcza to na około 90 minut pracy urządzenia. Z pewnością będzie to trafiony świąteczny prezent dla osób, które szukają budżetowej kamery na początek przygody z filmowaniem sportowych wyczynów lub podróży.
box:offerCarousel
Szukamy dobrej kamery sportowej 4K
Jeśli nasz budżet jest większy niż 300 złotych, a zarazem nie chcemy szukać kamery GoPro, to mamy duże możliwości wyboru. Dodam tylko, że w przypadku GoPro do 1000 złotych znajdziemy model GoPro Hero 7 White – jest tylko jeden haczyk. Kamera rejestruje obraz w maksymalnej rozdzielczości Full HD i 60 klatkach na sekundę. W podobnej cenie znajdziemy alternatywę od firmy YI Technology, a konkretnie kamery Xiaoyi YI Action i Xiaoyi YI Action 2. Pierwsza z nich to wydatek około 800 złotych, druga zaś około 950. Obie wersje umożliwiają rejestrowanie obrazu w rozdzielczości 4K UHD i 30 klatkach na sekundę. Oczywiście wszystko odbywa się przy dobrze pracującej stabilizacji obrazu. Z kolei jeśli nasz budżet na kamerę sportową przekracza już 1000 złotych, to możemy skusić się na Xiaoyi YI Action 4K+ – tutaj możemy nagrywać w rozdzielczości 4K i 60 klatkach na sekundę. Należy jednak pamiętać, że elektroniczna stabilizacja obrazu działa do nagrań w maksymalnej rozdzielczości 4K i 30 klatek na sekundę. Oczywiście na Allegro znajdziemy też obudowy, które zapewnią kamerze woododporność. Kolejną propozycją będzie kamera SJCAM SJ8 Pro. Jej koszt to około 1100 złotych. W tym przypadku również możemy nagrywać w rozdzielczości 4K i 60 klatkach na sekundę (elektroniczna stabilizacja obrazu działa do 30 klatek na sekundę). W przypadku modeli YI Action 4K+ i SJ8 Pro jakość nagrań jest naprawdę dobra, również zadowalająco funkcjonuje elektroniczna stabilizacja obrazu.
box:offerCarousel
Sprawdzone GoPro
Na koniec zostaje sprawdzone GoPro – czyli chyba najbardziej popularny producent kamer sportowych na rynku. Kupno tego sprzętu wiąże się z wyższą ceną. Za to wydatek rekompensuje wysoka jakość nagrań, jak i samego urządzenia. Oczywiście na Allegro znajdziemy wcześniej wspomnianą alternatywę w postaci sprzętu od innych producentów. Jednak teraz zobaczmy, jakie modele GoPro są dostępne i jakie warto podarować na świąteczny prezent. Jeśli nasz budżet oscyluje w granicach 1000 złotych, to mamy do wyboru wspomniane już GoPro Hero 7 White i GoPro Hero 7 Silver. Pierwszy model nagrywa tylko w rozdzielczości Full HD i 60 klatkach na sekundę, drugi zaś w 4K i 30 klatkach na sekundę. Obie kamery są wyposażone w standardową stabilizację obrazu. Jeśli jednak zależy nam na najlepiej wyposażonej wersji, to musimy sięgnąć po GoPro Hero 7 Black i liczyć się z wydatkiem rzędu 1900 złotych. Ten model jest wyposażony w stabilizację obrazu Hyper Smooth – trzeba przyznać, że to rozwiązanie świetnie sprawdza się podczas nagrywania nawet bardzo dynamicznych ujęć. Szukając kamer GoPro na prezent, możemy też zainteresować się starszymi modelami – ciągle bardzo dobrym Hero 6 Black, który kosztuje około 1350 złotych. Ciekawą alternatywą za około 1000 złotych będzie również GoPro Hero 5 Session. | Kamera sportowa na prezent – Święta 2018 |
Dobry aparat fotograficzny nie jest jedynym ważnym elementem pozwalającym na uwiecznienie obrazów z zachowaniem odwzorowania rzeczywistości. Wyeksponowanie fotografowanego obiektu oraz stworzenie niepowtarzalnego charakteru zdjęcia wymagają zastosowania odpowiedniego obiektywu. Niezależnie od marki body aparatu fotograficznego i możliwości zastosowania zamienników, każdy obiektyw posiada swoje cechy charakterystyczne, które należy dopasować do własnych potrzeb. Większość osób podczas wyboru obiektywu kieruje się jego wielkością i zakresem powiększenia (tzw. zoomem), zaniedbując tym samym parametry ogniskowej i jasności obiektywu. A to właśnie one potęgują głębię i perspektywę każdego kadru. Możliwości wyboru są bardzo szerokie, zatem warto poznać podstawową systematykę szkieł.
Klasyfikacja obiektywów na podstawie ogniskowej
Najważniejszą metodą podziału dostępnych na rynku obiektywów jest uwzględnienie wartości ogniskowej. Gdy pojawiają się niskie wartości, od kilkunastu milimetrów do ok. 35 mm, mówimy o obiektywach szerokokątnych. Obiektywy o szerokim kącie widzenia pozwalają na objęcie obszernego planu, często bez konieczności zbytniego oddalenia się od fotografowanego obiektu. Obiektywy standardowe charakteryzują się ogniskową nie większą niż 50 mm. Wykorzystuje się je najczęściej w fotografii portretowej. Wyższe wartości ogniskowej (powyżej 70 mm – konkretnie 70-200, 70-210 czy 70-300 mm) powodują znaczne zawężenie kąta widzenia. Takie teleobiektywy świetnie sprawdzają się przy fotografowaniu oddalonych obiektów. Zatem przed poszukiwaniem konkretnego obiektywu warto zastanowić się, do czego będzie nam służył.
Zarówno szerokość kąta widzenia, jak i możliwość zbliżenia obiektu pozwalają na dokonanie pierwszej selekcji i wybór obiektywu:
–szerokokątnego (maksymalna ogniskowa 35 mm – do fotografowania szerokiego planu lub obiektów znajdujących się w małej odległości),
–standardowego (ogniskowa ok. 50 mm – do zdjęć typowych i portretowych),
–teleobiektywu (ogniskowa większa niż 70 mm – do fotografowania wąskiego planu lub obiektów oddalonych).
Im niższa wartość ogniskowej, tym szerszy kąt widzenia, a zatem większe przybliżenie. W sprzedaży są również dostępne obiektywy stało- i zmiennoogniskowe. Stałoogniskowe nie dają możliwości automatycznego poszerzenia kadru, natomiast w przypadku obiektywów zmiennoogniskowych możemy w zależności od potrzeby poszerzyć lub zawęzić zakres widzenia w przybrzeżnych obszarach kadru. Taka możliwość sterowania zakresem ogniskowej jest potocznie nazywana zoomem. Określenie zoomu dokonuje się przez podzielenie największej wartości ogniskowej przez wartość najmniejszą, jednakże należy pamiętać, że zoom nie dostarcza żadnych informacji na temat kąta widzenia obiektywu.
Klasyfikacja obiektywów na podstawie jasności
Bardzo ważna przy wyborze obiektywu jest również jego jasność. Cecha ta wyraża ilość światła wpadającego na matrycę aparatu. Jest to parametr ściśle związany z możliwościami przesłony (f). Im niższą wartość posiada obiektyw, tym jest on jaśniejszy, a tym samym daje możliwość wykonania zdjęcia przy minimalnej ilości potrzebnego światła, np. w nocy czy w niedoświetlonych pomieszczeniach, bez użycia lampy błyskowej. Często zdarza się, że wraz ze zmianą ogniskowej obiektywu zmienia się również jego światło. Przy niskich wartościach ogniskowej odnotowuje się najmniejszą jasność obiektywu. Na rynku dostępne są równieżobiektywy o stałej wartości przesłony, które wykorzystywane są najczęściej przez profesjonalistów. W takim przypadku bez względu na ogniskową obiektyw charakteryzuje się tą samą jasnością.
Wybierz obiektyw odpowiedni do swoich potrzeb
Przy selektywnym doborze szklanego oka nie można również zapomnieć o dopasowaniu mocowania obiektywu do body. Obiektywy dedykowane są zazwyczaj konkretnym markom aparatów fotograficznych, co uniemożliwia złe ich dopasowanie. A znając dwa podstawowe parametry obiektywów, czyli ogniskową i jasność, znacznie łatwiej możemy dobrać szkło do swojego body. | Wymienne obiektywy: elektroniczne oko aparatu |
Stara zasada mówi: kupuj najlepszy sprzęt, na jaki cię stać. Kiedy zarabiasz średnią krajową i jeździsz 10-letnim kompaktem, to nie będziesz się zapożyczać, żeby kupić komplet opon za 3000 zł. Rzućmy więc okiem na najlepsze opony zimowe ze średniej półki. bbox:experiment
Z tego artykułu dowiesz się więcej o polecanych modelach zimówek:
* 1. Nokian WR D4
* 2. Kleber Krisalp HP 3
* 3. Dunlop Winter Response 2
* 4. Hankook i'cept RS 2 W452
* 5. Dębica Frigo 2
[/bbox]
Powiedzmy sobie uczciwie – większość kierowców nie potrzebuje do swoich aut opon najwyższej klasy. Niewielu z nas wyjedzie w Alpy, zmierzy się ze śniegiem po pachy czy lodem pokrywającym całą trasę. A na dodatek nie będziemy tam jeździć z przerażającą prędkością, testując przyczepność do ostatniego milimetra. Nie ma więc większego sensu wydawanie olbrzymich sum na opony, których możliwości nie wykorzystamy.
Zestawienie, które przedstawiamy, jest oparte na wynikach niezależnych testów, przede wszystkim niemieckiej organizacji ADAC. Nie jest jednak rankingiem, lecz zbiorem porad, ich kolejność jest przypadkowa. Trzeba też pamiętać, że te same opony w różnych rozmiarach mogą się od siebie minimalnie różnić parametrami, a także różnie sprawować w różnych samochodach. Pamiętajmy też, że nawet najlepsze testy nie są w stanie wykazać wszystkich różnic, poza tym zawsze obarczone są pewną dozą subiektywizmu.
1. Nokian WR D4
box:offerCarousel
Te opony sprawdzają się świetnie szczególnie na mokrym asfalcie, a więc w warunkach typowych dla polskiej zimy. Nokian chwali się, że model WR D4 uzyskał najlepsze wyniki w tej kategorii w całej Europie. A to przekłada się np. na szybkie hamowanie – dzięki nim można się zatrzymać nawet 18 m wcześniej niż inni. Prowadzenie na śniegu i lodzie też jest całkiem niezłe. Na dodatek cena nokianów nie szokuje – jedna sztuka kosztuje w przybliżeniu od niewiele ponad 200 zł do 350 zł, w zależności od rozmiaru. To zaś oznacza, że komplet tych opon do większości popularnych kompaktów kosztuje od ok. 800 zł w górę. To bardzo przyzwoita cena jak na dobre opony tej klasy.
2. Kleber Krisalp HP 3
box:offerCarousel
To jedna z nowości w zestawieniu najlepszych opon klasy średniej, następca modelu HP2. Wadą poprzedniej generacji było zachowanie na mokrej nawierzchni, więc inżynierowie Krisalpa zwrócili na to szczególną uwagę. Udało się, głównie dzięki zastosowaniu układu lamelek (nacięć), który nazwano Tobggan. Uwagę zwraca także ciekawie zaprojektowany środek czoła opony, mający wręcz wyciskać spod niej wodę i błoto. Inżynierowie niespecjalnie poprawili trakcję na śniegu, bo nie za bardzo było co poprawiać. Słowem – świetna opona za bardzo przyzwoite pieniądze. Komplet tych gum w rozmiarach do aut kompaktowych kosztuje nieco ponad 700 zł, czyli niewiele więcej od opon typowo „budżetowych”.
3. Dunlop Winter Response 2
box:offerCarousel
A to pewne zaskoczenie. Oczywiście nie dlatego, że Dunlop produkuje dobre opony, co akurat nie jest niespodzianką. Ale często jest kojarzony z drogimi, wyczynowymi gumami. Tymczasem firma robi naprawdę przyzwoite opony w takich cenach, że rozważając ich zakup, nie musisz brać pod uwagę obniżenia dzieciom kieszonkowego. Jedną z największych zalet Winter Response 2 jest przede wszystkim świetna mieszanka gumy – miękka i elastyczna, więc świetnie sprawdzająca się zimą. Inżynierowie ostro popracowali nad nietypowymi kształtami lamelek. Wyszło im nieźle – dzięki wielu ostrym krawędziom Dunlop doskonale odprowadza wodę i śnieg, a jednocześnie wgryza się w nawierzchnię jak bulterier w ulubioną piłeczkę. Nacięcia zapewniają też trzymanie boczne. A teraz najlepsze – komplet do kompaktu można kupić już za 850–900 zł. Większe rozmiary też nie rozwalą nam budżetu: 1000–1200 złotych to i tak sporo mniej, niż wydalibyśmy na opony klasy wyższej.
4. Hankook i'cept RS 2 W452
box:offerCarousel
Szczerze mówiąc, inżynierowie zrobili kawał dobrej roboty, a marketingowcy kompletnie zniweczyli ich trud. Tę oponę lepiej kupować w sklepach internetowych, bo nie znam nikogo, kto umiałby wymówić ich nazwę. Hankooki przez wiele osób są kojarzone z tanią chińszczyzną podejrzanej jakości. Nic bardziej mylnego, to porządna koreańska firma, która robi opony od 1941 r. Serio, są siódmym największym producentem na świecie. Opona o dziwnej nazwie to następca modelu 442, również udanego. To po prostu połączenie bardzo mocnej konstrukcji, dobrej mieszanki i inteligentnie rozplanowanych lamelek. Same plusy, zero minusów, a na dodatek cena od 700 zł za komplet (widziałem nawet 650 zł za rozmiar 175/65R14).
5. Dębica Frigo 2
box:offerCarousel
Na koniec trzeba wspomnieć o niezwykle udanym modelu, który w niemieckich testach nie występuje. To polska Dębica Frigo 2. Firma należy do koncernu GoodYear i produkuje naprawdę dobre opony w bardzo przyzwoitych cenach. Już pierwsza generacja Frigo zdobyła uznanie i popularność wśród polskich kierowców i – szczerze mówiąc – trudno było szukać jej słabych stron. Podobnie jest z „dwójką”. Na dodatek komplet do auta miejskiego czy niewielkiego kompaktu kosztuje 600–700 zł. | Dobre zimówki w rozsądnej cenie na sezon 2017/2018 |
Nowy samochód to przyjemność, ale też obowiązek. Żeby służył ci długo i nie sprawiał problemów, powinieneś odpowiednio o niego zadbać. Nie wystarczy raz na jakiś czas odwiedzić myjnię. Regularne dbanie o auto jest ważnym elementem jego eksploatacji. Nie powinieneś niczego zaniedbać na początku, bo później możesz mieć spore problemy, gdy wszystkie niedociągnięcia i błędy zaczną wychodzić na wierzch. Dlatego mamy dla ciebie kilka rad, co należy robić, aby samochód służył jak najdłużej. Regularne przeglądy
Podstawową zasadą jest przeprowadzanie regularnych przeglądów. Dwa razy do roku warto odwiedzić mechanika i zrobić generalny przegląd. Dzięki temu na bieżąco można naprawić niewielkie usterki, które wynikają z normalnego użytkowania auta. Gdy tego nie dopilnujemy, w przyszłości mogą nam się przytrafić większe, bardzo kosztowne naprawy. A przecież lepiej jest im zapobiegać. Podczas przeglądu należy sprawdzić poziomy płynów eksploatacyjnych, stan układu napędowego, hamulcowego i innych istotnych elementów. Wykrycie niewielkich usterek stosunkowo wcześnie, pozwoli na uniknięcie dużych całościowych wydatków w przyszłości.
Utrzymywanie płynów eksploatacyjnych na odpowiednim poziomie jest bezwzględnie konieczne, dlatego nie zapominaj o ich uzupełnianiu. W przypadku oleju odpowiednia jest wymiana wraz z filtrami raz do roku. Płyn hamulcowy można wymienić co dwa lata, a chłodniczy co pięć. Regularne kontrolowanie stanu pojazdu to na dłuższą metę oszczędność i zapobieganie poważnym kłopotom.
Dbaj o ogumienie
Nikomu nie powinno się przypominać o tej oczywistości, ale powiemy, na wszelki wypadek – Koniecznie dbaj o ogumienie w swoim samochodzie. Używaj opon odpowiednich do danego sezonu. Tylko one zagwarantują ci bezpieczną i ekonomiczną jazdę. Co więcej, nie zapominaj o regularnym kontrolowaniu stanu bieżnika. Jego stan sprawdzisz na specjalnym wskaźniku na oponie. Jeżeli norma jest przekroczona – zakup nowy komplet. Równie istotną kwestią jest sprawdzanie ciśnienia w oponach. Możesz to zrobić w warsztacie, wtedy mechanik powinien udzielić ci rady i niezbędnej pomocy lub samodzielnie, na przykład na stacji benzynowej. Informacje na temat prawidłowego ciśnienia znajdziesz w instrukcji pojazdu. Nie ma jednej prawidłowej wartości. Zależy ona od gabarytów samochodu, a także warunków, w jakich będziesz się nim poruszać. Zwracaj też uwagę na nierówności i pęknięcia na oponach. Mogą one być oznaką niebezpiecznego osłabienia materiału. Wtedy niezbędna będzie wymiana ogumienia.
Lakier na błysk
Nie zapominaj o dbaniu o zewnętrzny wygląd samochodu. Utrzymuj go w czystości i zabezpieczaj przeznaczonymi do tego preparatami. Dzięki temu mniejsze będą szanse, że na lakierze pojawią się ślady rdzy. Nie bagatelizuj też drobnych wgnieceń i zadrapań. Z pozoru mało znaczące – w przyszłości mogą przyprawić wiele problemów o podłożu blacharskim. Nie chodzi jedynie o wygląd. W uszkodzonych miejscach naruszona jest warstwa ochronna, przez co dużo szybciej pojawia się korozja. Pogarsza to stan techniczny auta i znacznie obniża jego wartość rynkową, dlatego lepiej zadbać o szczegóły, zanim zmiany będą naprawdę duże, a koszty naprawy o wiele wyższe.
Własny samochód to nie tylko ogromna przyjemność, komfort i wygoda. To również dodatkowe obowiązki, których trzeba bezwzględnie dopełniać. W przeciwnym razie nasz wymarzony pojazd może bardzo szybko stać się kulą u nogi. Jeżeli jednak zadbasz o zewnętrzny wygląd, będziesz regularnie robić przeglądy i dokonywać koniecznych napraw, a także postarasz się przestrzegać zasad bezpiecznej i ekonomicznej jazdy, większe problemy nie powinny się pojawiać przez najbliższe lata. Jest wiele powodów, dla których warto odpowiednio zająć się nowym autem. To inwestycja w spokój i własne bezpieczeństwo, dlatego nie można bagatelizować pojawiających się usterek czy niepokojących objawów. Lepiej częściej zawitać w warsztacie, nawet bez powodu, niż czekać tygodnie, aż mechanik zdoła usunąć poważne awarie wywołane naszym zaniedbaniem. | Obowiązki kierowcy w czasie eksploatacji nowego auta |
Sezon wiosenno-letni przynosi wiele nowych i kilka odgrzewanych trendów modowych. Projektanci proponują nam zarówno klasykę, minimalizm i prostotę fasonu, jak i wyróżniające się, wielobarwne stylizacje oraz nowatorskie pomysły tylko dla najodważniejszych. Nowe, najciekawsze propozycje wymagają od nas więcej śmiałości, jednak pozwolą na stworzenie naprawdę oryginalnych stylizacji i niepowtarzalnego efektu. Mix barw i wzorów, duże wycięcia, transparentne tkaniny – to tylko kilka z odważnych propozycji na nadchodzący sezon. Odważne fasony ze światowych wybiegów
Posiadając szczupłą sylwetkę, pewność siebie i świadomość swej oryginalności, bez wahania możemy wybrać projekty odsłaniające ciało. Kreatorzy mody mają dla nas kilka propozycji, pokazania nagiej skóry. Pierwszym trend, który przeznaczony jest tylko dla odważnych kobiet, to wycięcia. Marc Jacobs, Celine, Barbara Bui, Balmain i kilku innych projektantów zaprezentowało na wybiegach konstrukcje żakietów, marynarek, sukienek i topów, w których wycięcia pojawiają się w talii, na brzuchu i na ramionach, podkreślając w ten sposób sylwetkę oraz nadając zmysłowości kreacjom. Inspiracją stały się również sieci i kratki – ażurowe topy, sukienki i płaszcze znajdziemy w kolekcji Proenza Schouler, Akris, Alexander McQueen, Balmain. Siatkowe projekty występują głównie w kolorach czerni i bieli, faktura materiału jest bowiem wystarczająco ozdobna i nie wymaga dodatkowego podkreślania. Od kilku sezonów na wybiegach coraz częściej pojawiają się przezroczystości (m.in. Missoni, Tom Ford, Christopher Kane, Nina Ricci). To także trend raczej dla odważnych kobiet. Transparentne tkaniny w tym sezonie znajdziemy natomiast we wszystkich stylizacjach – wieczorowych, dziennych, sportowych. W tym przypadku możemy wybrać zarówno dowolny fason, kolor, jak i wzór tkaniny. Projekty łączy tylko jedno – zmysłowość i kobiecość.
Seksowną i prowokacyjną propozycją na najbliższy sezon są frędzle.Frędzle, podobnie jak przezroczystości, odnajdujemy w różnych stylizacjach i w różnych kolorach. Modne są zarówno długie, powiewające na wietrze sznurki (np. w kolekcji Alberta Ferreti, Balenciaga, Fendi), jak i krótkie frędzle przypominające futerka (John Galliano, Balmain, Barbara Bui). Rozwiewane wiatrem i poruszające się podczas chodzenia dodadzą nam czaru i lekkości.
Kolory dla odważnych
Nie tylko fasony wymagają odwagi do ich założenia. Również propozycje kolorystyczne na wiosnę i lato 2015 mogą przyprawić o zawrót głowy. Modny w tym sezonie styl hippie pełen jest etnicznych wzorów, kwiatowych printów i nasyconych barw. Stylizacje tego rodzaju to głównie długie, zwiewne sukienki, szerokie spodnie, kamizelki, frędzle. Jednoczesne połączenie tych kilku elementów sprawia, że tylko najodważniejsze z nas wykorzystają dla siebie propozycje m.in. Just Cavalli, Emilio Pucci, Sonia Rykiel.
Wzory kwiatowe pozornie wydają się być bezpieczne i przeznaczone dla każdej z nas, jednak nasycenie i nagromadzenie barw, sposób ich noszenia oraz wielkość printów sprawia, że nie każda podejmie ryzyko założenia kwiatowej sukienki. Carolina Herrera i Marni proponują wzory XXL, u Marni i Celine znajdziemy zaskakujące i odważne połączenia barw.
Równie brawurowe połączenie to zestawienie czerni i bieli, ale w sposób, którego z pewnością nie nazwiemy bezpiecznym. Wielkie grochy (Junya Wantanabe, Marc by Marc Jacobs), szerokie poziome pasy (Tsumori Chisato, Diane von Furstenberg) czy nieregularne, graficzne zestawienia tych dwóch kolorów (Victoria Beckham, Sportmax, Balmain), choć bardzo eleganckie, nie należą do bezpiecznych i stonowanych wzorów. Wybierając takie stylizacje, decydujemy się na odegranie pierwszoplanowej roli w modowym świecie. Wiosna i lato to sezon pełen kolorów. Rzadko jednak wykorzystujemy pomysł, który tak popularny jest na wybiegach, czyli total look. Zarówno każdy odcień, jak i jeans, wygląda wyjątkowo i oryginalnie w takiej właśnie odsłonie.
Obecna moda tworzona jest z myślą o odważnych i przebojowych kobietach. Nietuzinkowych pomysły projektantów przenoszą się na ulice i do sklepów sieciowych. W sezonie wiosna/lato 2015 wiele trendów sprzyja pewnym siebie, energicznym i zmysłowym paniom. Z innymi natomiast możemy eksperymentować nawet, jeśli śmiałości nam brakuje. Dobrym początkiem przygody z odważniejszymi kreacjami jest skorzystanie z propozycji wyrazistych, czarno-białych zestawień lub stylizacji total look. | Modowe trendy 2015 dla odważnych |
Afrykańscy pisarze przeważnie nie zdobywają w Polsce popularności, najczęściej ich książki nie są nawet tłumaczone na język polski. Afryka, o której czytamy w literaturze, to zwykle ta widziana oczami europejskich czy amerykańskich reportażystów (na przykład Jagielskiego) i autorów powieści (choćby Sienkiewicza). Nie jest jednak tak, że na polskim rynku książki w ogóle nie ma pisarzy z Afryki. Poniżej kilka dowodów. 1. Chinua Achebe
Nigeryjski pisarz nazywany ojcem literatury afrykańskiej, autor między innymi – przetłumaczonej na 45 języków – książki „Wszystko się rozpada”, w której pisał o zderzeniu afrykańskiej tradycji z kulturą kolonizatorów, a także kolejnych części afrykańskiej trylogii: „Nie jest już łatwo” i „Boża strzała”, przybliżających czytelnikom problemy Afryki.
2. John Maxwell Coetzee
Coetzee to bez wątpienia jedno z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk południowoafrykańskich pisarzy w Polsce. Laureat Literackiej Nagrody Nobla i dwukrotny zdobywca Bookera. O pisaniu mówi tak: „Decyzja, by pisać, by zostać pisarzem, jest niejako niezależna od nas samych”. W Polsce wydano niemal wszystkie jego książki, w tym „Życie i czasy Michaela K”, „Dzieciństwo Jezusa” i „Hańbę”.
3. Binyavanga Wainaina
Kenijczyk, Binyavanga Wainaina, w swojej autobiograficznej książce „Kiedyś o tym miejscu napiszę” opowiada o tym, jak wygląda modernizująca się Afryka. Już wcześniej w artykule pod tytułem „Jak pisać o Afryce” próbował on pokazać, że reszta świata ma skrzywione spojrzenie na sytuację panującą na kontynencie. Radzi on w nim złośliwie: „W swoim tekście traktuj Afrykę, jakby była jednym krajem”. Podpowiada też: „Zawsze kończ swoją książkę słowami Nelsona Mandeli, który mówi coś o tęczach albo odradzaniu”.
4. Alain Mabanckou
Kongijski autor piszący w języku francuskim. W Polsce ukazały się jego cztery powieści. Jako pierwsza – „Kielonek”, tytuł ciekawy między innymi dlatego, że w tekście brakuje kropek. Pozostałe książki Mabanckou, na które można trafić w Polsce, to: „Jutro skończę dwadzieścia lat”, „Black Bazar” i „African Psycho”.
5. José Eduardo Agualusa
Angolski pisarz tłumaczony na około 20 języków, w tym także polski. Napisane przez niego „Żony mojego ojca” to połączenie motywu drogi (podróż po Angoli i krajach sąsiednich) oraz literackiej fikcji.
6. Peter Godwin
Twórca reportaży z Zimbabwe – kraju, z którego pochodzi. Złośliwi twierdzą, że tak naprawdę nie ma z nim nic wspólnego, bo rozgrywające się tam wydarzenia obserwuje ze swojego mieszkania na Manhattanie, ale w rzeczywistości on jako jeden z nielicznych dziennikarzy mógł obserwować sytuację w Zimbabwe w czasie wyborów prezydenckich 2008, będąc na miejscu. Opisał to w książce: „Strach. Ostatnie dni Roberta Mugabe”.
7. Nadżib Mahfuz
Egipski pisarz. Najbardziej znany jako autor książek takich jak: „Opowieści starego Kairu” i „Hamida z zaułka Midakk”, których akcja toczy się w Kairze. Bywa określany mianem egipskiego Balzaca. Pisał nie tylko powieści i opowiadania, ale też filmowe scenariusze.
Choć pisarze z Afryki nie są zbyt popularni w Polsce, warto sięgnąć po ich książki. Chociażby po to, by doświadczyć czegoś nowego, przeczytać o kulturze i miejscach dla nas, jako Polaków, obcych. Do wyboru są przeróżne pozycje, począwszy od reportaży i autobiografii, a zakończywszy na powieściach z wplecionymi wątkami afrykańskimi. | 7 interesujących pisarzy z Afryki |
Zawód prawnika nie należy do najprostszych. Ta profesja wymaga nie tylko umiejętności, ale także odpowiedniego zaangażowania. Ponadto jest to zawód, który nie polega na pracy w godzinach 7–15. Często obowiązki przenosi się do domu, dlatego warto urządzić sobie w nim gabinet, który będzie stwarzał optymalne warunki do pracy. Czym powinieneś się kierować, urządzając stylowy pokój prawnika? Pokój do pracy
Urządzenie gabinetu w domu w dużej mierze zależy od specyfiki twojej pracy. Jeżeli zamierzasz przyjmować w nim interesantów, warto wybrać pokój, który mieści się bezpośrednio przy wejściu do mieszkania, co pozwoli nie naruszać zbytnio prywatności domowników. Nawet jeżeli nie zamierzasz przyjmować klientów w domu, zadbaj o to, by gabinet był odseparowany od pomieszczeń, w których cały czas ktoś przebywa. Takie warunki sprzyjają koncentracji i skupieniu.
Gabinet prawnika można przygotować także na poddaszu. Ważne, aby był urządzony w sposób przemyślany, najlepiej w klasycznym stylu, co zaznaczy dodatkowo prestiż wykonywanego zawodu – taki gabinet to przecież wizytówka, która podkreśla twój profesjonalizm. W domu zwykle trudno jest nam zmobilizować się do pracy, dlatego przy urządzaniu gabinetu kieruj się dwiema zasadami: powinno być praktycznie i biurowo, abyś mógł maksymalnie skupić się na swoich obowiązkach.
Jakie meble wybrać do pokoju prawnika?
Bardzo ważny jest wybór odpowiedniego biurka, które musi być duże, abyś swobodnie mógł rozłożyć na nim komputer i dokumenty. Dobrze, jeżeli pod biurkiem jest szafka zamykana na klucz (z półkami i szufladami) – będziesz mógł trzymać w niej akta, które nie powinny być ogólnie dostępne.
Obok biurka ustaw wygodne siedzisko. Najlepszy będzie skórzany fotel obrotowy, dzięki czemu będziesz mógł swobodnie się na nim przesuwać. Pożądane są również krótkie poręcze pod łokcie z możliwością regulacji wysokości oraz nachylenia oparcia pod plecy. Biurko i krzesło powinny znajdować się w centralnej części pokoju lub pod oknem, co zapewni lepsze oświetlenie miejsca pracy.
W pokoju prawnika niezbędne są także regały i przeszklone witryny (najprostsze kupisz już za 300 zł), w których będziesz mógł trzymać kodeksy i książki. Przydatna będzie komoda, w której możesz układać dokumenty. Prawnikowi potrzeba wiele szuflad, w których może przechowywać posegregowane papiery, których zwykle ma bez liku.
Jeżeli zamierzasz przyjmować interesantów w domu, zadbaj o wygodny komplet wypoczynkowy (ceny wahają się od 1500 do 9000 zł). Najbardziej stylowym, a zarazem funkcjonalnym rozwiązaniem będzie skórzana kanapa i dwa fotele. Tego typu meble stworzą przyjazną aurę pomiędzy tobą a klientem, który będzie mógł nieco odprężyć się w stresującej dla niego sytuacji.
Gadżety prawnika
Pokój prawnika powinien oddawać charakter tej profesji. Kiedy będziesz malował ściany, postaw na surowość i minimalizm – wybierz farbę w kolorze białym, możesz także dodać na jednej ścianie zdecydowany odcień szarości. Zadbaj o odpowiednie oświetlenie – w gabinecie nie ma potrzeby zawieszać zbyt okazałego żyrandolu, ponieważ może tylko rozpraszać uwagę. Postaw lepiej na płaską lampę sufitową, której światło będzie pobudzać do działania. Przy biurku przyda się lampa stojąca, która dodatkowo oświetli stanowisko pracy.
Istotne są również dodatki i gadżety typowe dla prawnika. Na ścianie naprzeciwko biurka zawieś duży zegar ścienny. Na biurku połóż skórzane podkładki, kalendarz, wizytownik i organizator lub przybornik na długopisy. Elegancje dodatki nadadzą niepowtarzalnego charakteru wnętrzu i zaznaczą profesjonalizm w wykonywanym zawodzie – w końcu jeżeli ktoś dba o najmniejszy szczegół, urządzając swój gabinet, pewnie równie dokładny jest w swojej pracy. | Stylowy pokój prawnika |
O wiele więcej szczegółów musi widzieć podczas swojej pracy jubiler, numizmatyk, dentysta, archiwista czy konserwator ksiąg. Prywatnie również zachodzi konieczność odczytania bardzo małego druku lub obejrzenia detalu starego filmu z aparatu fotograficznego, który zapragnęliśmy zeskanować. Są zatem zajęcia i zawody, podczas wykonywania których musimy systematycznie korzystać z powiększonego widoku przedmiotu, nad którym pracujemy. Do takiej pracy już dawno wymyślono przyrządy powiększające, czasem nawet przypominające niewielkie lornetki zakładane na nos, podobnie jak okulary. Stąd nazwa – okulary lornetkowe. Są osoby o takim upośledzeniu wzroku, że mają w oprawkach do okularów indywidualnie dopasowane lupy. W ofertach zestawów przyrządów optycznych znajdziemy nie tylko odpowiednie układy soczewek, ale również nowoczesne mechanizmy doświetlające.
Nie tylko okulary zegarmistrzowskie
Biorąc pod uwagę zapotrzebowanie, wystarczy zajrzeć do sklepów specjalistycznych lub portali internetowych i wtedy wielkość oferty niejednego zaskoczy. Większość takich zestawów okularowych znajdziemy również na Allegro. Ceny nie są zbyt wysokie, choć efekt nierzadko jest zaskakujący. Na przykład okulary powiększające Levenhuk Zeno Vizor G2 kosztują 47,95 zł, ale śmiało można wykorzystać je do pracy wymagającej wysokiej precyzji. Powiększają 20 razy i mają podświetlenie LED. Ten rodzaj konstrukcji okularów bywa nazywany lupą nagłowną. Również 20 razy powiększają podobne okulary, ale już w cenie 99 zł ze względu na jakość soczewek.
Bywa, że niekoniecznie potrzebujemy powiększenia dla dwojga oczu, wtedy możemy kupić okulary z jedną lupą lub nawet wymiennymi wkładami optycznymi. W tym aspekcie można polecić ciekawe urządzenie firmy Leuchtturm w cenie 42 zł z ledowym podświetleniem, które zapewnia jednocześnie widzenie poza soczewkami. Chętnie z takich okularów korzystają między innymi numizmatycy. Powiększające dwudziestokrotnie okulary zegarmistrzowskie można kupić na Allegro w cenie już od niespełna 20 zł. Można je nabyć w dwóch podstawowych wersjach – na dwoje oczu i na jedno oko.
Okulary-lornetki i inne
Typowa lornetka nie zawsze jest wygodna na wycieczce, ponieważ tu również możemy podczas podziwiania terenu mieć ręce czymś zajęte. Rozwiązaniem może być lornetka w formie okularów, tylko trzeba uważać, by nosząc ją długo, nie stracić poczucia rzeczywistości. Co ciekawe, takie okulary-lornetki wcale nie są drogie, bo można kupić je już za kilkanaście złotych. Okulary-lornetka ze szkłami powiększającymi 4x kosztuje 10,86 zł. Mogą być przydatne nie tylko na wycieczkach, ale i meczach. Nadają się też do montażu i naprawy precyzyjnych urządzeń.
Dużo droższe, kosztujące zwykle co najmniej kilkaset złotych, są specjalistyczne okulary chirurgiczne, które mogą mieć lornetkę przylegającą do zwykłych szkieł. Ciekawym gadżetem są okulary... leniwe, które pozwalają na czytanie lub oglądanie telewizji na leżąco bez podnoszenia głowy. Powiększają według zaleceń okulisty. Co prawda, część z wymienionych propozycji jest przeznaczona dla specjalistów, choćby numizmatyków i zegarmistrzów, ale na pewno warto posiadać takie okulary w domu, ponieważ niejednokrotnie przydadzą się w przeróżnych okolicznościach. | Z nimi pracujesz, mając wolne ręce – przegląd okularów powiększających |
1500 zł to już kwota, która pozwala nam kupić bardzo duży monitor, z ekranem o przekątnej bliskiej 30 cali, jak i też wyposażony w wysokiej jakości matrycę. Przyglądamy się, co oferują producenci monitorów dla osób gotowych wydać półtora tysiąca. Asus MX299Q
Tajwański monitor wyposażono w 29-calową matrycę typu AH-IPS o formacie kinowym 21:9. Tego rodzaju proporcje zapewniają wysoki komfort podczas oglądania filmów i pracy z dokumentami. Urządzenie wyróżnia się nowoczesnym designem – oprócz ciekawego kształtu podstawy, producent zastosował wyjątkowo cienką ramkę wokół wyświetlacza (0,8 mm), co nadaje urządzeni lekkiego wyglądu. Zastosowana technologia IPS gwarantuje wysokie kąty widzenia – 178 stopni w pionie i poziomie. Oznacza to, że nie musimy siedzieć na wprost monitora, by widzieć poprawny obraz oraz dobre oddanie kolorystyki. Urządzenie pracuje w rozdzielczości 2560 x 1080 pikseli i oferuje jasność 300 cd na metr kwadratowy. Czas reakcji plamki to szybkie 5 milisekund. Asus został wyposażony w wejścia HDMI, DisplayPort oraz wejście audio i słuchawkowe. Nie zabrakło dwukierunkowego złącza DVI. Asus zapewnia, żeMX299Qdobrze brzmi, dzięki głośnikom stworzonym we współpracą z firmą Bose. Producent zapewnia 3 lata gwarancji.
BenQ GW2765HT
27-calowy monitor BenQ pracuje w wysokiej rozdzielczości 2560 x 1440 pikseli, a jego proporcje to klasyczne 16:9. Nie mogło zabraknąć podświetlenia LED i matrycy typu IPS, która gwarantuje dobre oddanie kolorów (producent deklaruje 100% pokrycia standardu sRGB) i wysokie kąty widzenia. Jasność wyświetlanego obrazu wynosi 350 cd na metr kwadratowy. Czas reakcji to z kolei 4 ms (mierzony GtG). Urządzenie wyposażono w głośniki stereo. Do wyboru mamy szereg wejść: VGA, DVI-DL, DPI.2, HDMI, jest też złącze dla słuchawek i line in. BenQ GW2765HT można regulować w wielu płaszczyznach oraz obrócić do pionu (tzw. pivot). Monitor wyposażono w technologię redukującą migotanie obrazu oraz emisję niebieskiego światła – ma to pozytywnie wpłynąć na komfort korzystania z urządzenia.
Dell U2913WM
To ultraszeroki, 29-calowy wyświetlacz, który pracuje w rozdzielczości 2560 x 1080 pikseli. Kinowy format ekranu pozwala wygodnie oglądać filmy, które są już dzisiaj szeroko dostępne w formacie 21:9. Producent zastosował podświetlanie LED i matrycę typu IPS – to już dzisiaj standard w tym zakresie cenowym. Matryca zapewnia wysokie kąty widzenia, wynoszące 170 stopni. Jasność jest na poziomie 300 cd/m2, a czas reakcji wynosi 5 milisekund. Do dyspozycji mamy duży wybór gniazd – jest VGA, DVI, DisplayPort, mini DisplayPort i oczywiście HDMI.Dell U2913WMzostał również wyposażony w cztery porty USB. Producent zapewnia trzyletnią gwarancję.
Samsung S27A850D
27-calowy monitor Samsunga wyróżnia się wysoką rozdzielczością, wynoszącą 2560 x 1440 pikseli. Do podświetlenia matrycy użyto oczywiście – to standard w tym przedziale cenowym – lamp typu LED. Jasność monitora wynosi 300 cd na metr kwadratowy, a czas reakcji matrycy to 5 milisekund. Kąty widzenia, zarówno w pionie jak i w poziomie, są wysokie – wynoszą 178 stopni. Samsung ma funkcję pivot, co oznacza, że ekran możemy obrócić w bok, tak że jego dłuższa część będzie w pionie. Możemy też regulować kąt nachylenia ekranu oraz jego wysokość. Użytkownik ma do wyboru dwa złącza DVI – technologia Picture by Picture pozwala podzielić ekran na dwie części i wyświetlać jednocześnie obraz z dwóch komputerów. Do dyspozycji mamy też szybkie złącze USB 3.0. SamsungS27A850D został wyposażony w czujnik światła, dzięki czemu monitor sam dopasowuje się do jasności otoczenia – jest to komfortowe dla naszego wzroku. | Kupujemy monitor za 1500 zł – przegląd modeli |
Rynek obuwniczy pełen jest najróżniejszych modeli i wzorów letnich butów. Spośród wielu w tym sezonie jedną z ciekawszych propozycji są lordsy. Porzuć szpilki i postaw na nowe rozwiązania. Lordsy to wygodne buty, które kiedyś nosili Brytyjczycy z wyższych sfer. Dziś noszą je także panie. Buty są dość charakterystyczne, ponieważ mają wcięcia po bokach. Przedstawiamy najciekawsze kolory i stylizacje.
Czarne
Kolor czarny jest klasyczny i pasuje do wielu zestawień. Dlatego jeśli chcesz wybrać czarne lordsy, możesz śmiało poszaleć z kolorami w pozostałych elementach garderoby. Do lordsów świetnie pasują rurki ⅞, które wyeksponują łydki i buty. Zatem wybierz beżowe spodnie, które podkreślą niezwykłość twojego obuwia. Połącz to z odważną, kolorową, wzorzystą vintage bluzką, która będzie przykuwać uwagę. Do tego obowiązkowo ciemna duża torebka, pasująca do butów. W takim stroju będziesz mogła pójść zarówno na randkę, do pracy, jak i na spotkanie z przyjaciółmi.
Czerwone
Czerwone i bordowe lordsy są bardzo odważne, a zarazem stylowe. Świetnie nadają się na oficjalne spotkania. Pasują do czarnych rurek i białej lub beżowej eleganckiej bluzki. Buty przykują uwagę i podkreślą szyk. Możesz dobrać do nich beżową lub czarną sztywną torbę, która będzie dobrze wyglądać na spotkaniach biznesowych i oficjalnych okazjach. Dzięki tej stylizacji zrobisz oszałamiające wrażenie, a jednocześnie podkreślisz swoją klasę.
Kobaltowe
Kobalt jest bardzo ciekawym kolorem. Trzeba z nim jednak uważać, aby odpowiednio dobrze zestawić go z innymi barwami. Nietrafnie dobrana kolorystyka może przytłoczyć nagromadzeniem barw. Nie martw się, mimo to masz duże pole do popisu. Kobaltowe lordsy połącz z letnią, zwiewną, jednolitą sukienką – najlepiej beżową czy czarną – lub sukienką w marynarskim stylu z białymi i granatowymi paskami. W takim stroju możesz udać się na plażę, do miasta, do szkoły czy pracy. Wszystko podkreśl beżowym kapeluszem, który będzie zbawieniem na upalne dni.
Beżowe
Beżowe lordsy są klasyczne, a jednocześnie dziewczęce. Jeśli lubisz jasne, ciepłe kolory ubrań, dobierz je do brązowych lub beżowych spodni i kolorowej, kwiecistej tuniki. Wzorzystą tunikę możesz też połączyć z czarnymi rurkami – wtedy uwydatnisz kolor butów. Dodatkowo nie zapomnij o ciemnej torebce. Pamiętaj o dodatkach – to ozdoba każdej kobiety. Do tego zestawu najbardziej pasuje delikatny złoty łańcuszek lub drobne złote kolczyki.
W panterkę
To odważny wzór, dla zdecydowanych kobiet, które lubią podkreślać swój styl. Zamiast panterki możesz wybrać też lordsy z cekinami czy ćwiekami. Zestaw je z jasnymi, beżowymi rurkami i ciemną jednolitą bluzką oversize. Duża, workowata, jasna torba podkreśli twój look, a ty będziesz wyglądać modnie i czuć się swobodnie. Dodatkowo pomyśl o kapeluszu – latem najlepiej sprawdzają się jasne odcienie.
Lordsy to modne, a jednocześnie wygodne buty. Sprawdzą się zarówno w eleganckich, jak i swobodniejszych stylizacjach. Przed zakupem pomyśl, jaki kolor będzie najlepiej pasował do twojej garderoby – możliwości jest bardzo wiele! Beżowe, czarne czy brązowe lordsy są klasyczne i pasują do stonowanych, eleganckich zestawów, zaś czerwone, kobaltowe, zielone czy lordsy w panterkę doskonale podkreślą twój oryginalny styl. | Modne lordsy – dobierz kolor do stylizacji |
Wiemy, jak ważna jest dla Was możliwość skomentowania transakcji na Allegro. Wiemy, jak ważna jest dla Was możliwość skomentowania transakcji na Allegro. Z tego powodu w listopadzie ubiegłego roku zaprosiliśmy Was do oceny dotychczasowego systemu. Dziękujemy za liczne opinie.
Dzięki Waszym uwagom i sugestiom mogliśmy lepiej przygotować się do zmian w sposobie oceny transakcji. Zależy nam na dostosowaniu nowego systemu do potrzeb zarówno kupujących, jak i sprzedających.
Pierwsze zmiany wprowadzimy 25 stycznia 2017 r. O kolejnych będziemy Was informować w Aktualnościach z odpowiednim wyprzedzeniem.
Więcej o zmianach dowiecie się z FAQ, gdzie również będziecie mogli podzielić się swoimi uwagami.
Zapraszamy Was także do przeczytania artykułu na temat nowych komentarzy w naszym Magazynie. | Wkrótce zmiany w systemie komentarzy |
Wyjazd na kolonie to coś, czego każde dziecko nie może się doczekać. Już w chwili zapisu zaczyna myśleć, kogo tam spotka, jakie miejsca odwiedzi i co zabrać w podróż. Ten ostatni punkt spędza sen z powiek także rodzicom. Co włożyć do torby lub walizki, aby nasze dziecko nie zmarzło ani się nie przegrzało? Pierwszym krokiem przy pakowaniu torby jest dobranie garderoby do miejsca, w które wybiera się dziecko. Inaczej spakujemy je w góry, a inaczej na kolonie, które będą nad morzem.
Kolonie nad morzem
Chłodna woda, bryza i złoty piasek to wymarzone miejsce na kolonie. Dziecko może budować zamki z piasku, zbierać muszelki, pływać lub szukać bursztynów. Powietrze w nadmorskich miejscowościach jest przesycone jodem, który wzmacnia odporność.
Aby taki wypoczynek przebiegał bez większych problemów, w walizce powinien znaleźć się duży ręcznik, najlepiej szybkoschnący. Jego zaletą, oprócz szybkiego wysychania, jest to, że można go spakować do małej saszetki, która spokojnie zmieści się w plecaku dziecka. Innym rozwiązaniem, które będzie odpowiednie szczególnie dla małych dzieci, jest ponczo, którym z jednej strony można się wytrzeć, a z drugiej ochroni ono przed bryzą morską.
Kolejną bardzo istotną rzeczą, jaka koniecznie musi się znaleźć w torbie, jest czapka z daszkiem. Niektóre modele mają dodatkowy materiałowy język z tyłu, dzięki któremu chronią kark dziecka przed poparzeniem. Oprócz czapki lub kapelusza warto wziąć okulary przeciwsłoneczne. Lepiej nie kupować tych, które są sprzedawane na deptakach lub festynach, tylko wydać więcej pieniędzy i kupić je w aptece lub u optyka, ponieważ wtedy mamy pewność, że mają filtr przeciwsłoneczny. Jeśli już jesteśmy przy okularach, warto spakować na wakacje okularki pływackie. Podczas pływania w morzu słona woda może podrażnić oczy dziecka, zabierając mu tym samym całą frajdę. Okularki nie tylko ochronią oczy, ale też pozwolą dokładnie zobaczyć, co kryje się pod wodą.
Kolonie w górach
Nie tylko obozy są organizowane w górach. Podczas kolonii również organizowane są piesze wycieczki po górskich szlakach. Najczęściej przebiegają one po dolinach, ale starsze grupy mogą zdobywać pierwsze, niezbyt wysokie, wzniesienia. Podczas takich wędrówek bardzo ważne jest obuwie. Często się zdarza, że dzieci na takich koloniach mają tylko sandały i adidasy, a niestety nie są to odpowiednie buty w góry. Dobre buty mają głęboki bieżnik w podeszwie, tak by noga nie ślizgała się na liściach, mokrych skałach czy błocie. Dobrze, jeśli sięgają za kostkę, zmniejsza to bowiem ryzyko zwichnięcia lub skręcenia nogi. Idealne są buty trekkingowe. Jeśli nie chcemy kupować nowych, warto poszukać ich odpowiedników.
W górach pogoda jest bardzo zmienna. Słoneczny poranek nie oznacza wcale, że po południu będzie równie pięknie. Tak samo słoneczna pogoda w dolinach nie gwarantuje, że na szczycie czy w wyższych partiach gór nie spadnie śnieg. Dlatego warto zawsze mieć przy sobie cieplejsze ubranie. Dobrym rozwiązaniem są kurtki przeciwdeszczowe, które można złożyć do małej saszetki. Idealnie sprawdzą się na górskim szklaku, kiedy nagle spadnie deszcz.
Oprócz kurtki przeciwdeszczowej w walizce powinien się znaleźć polar. Ma on tę przewagę nad zwykłymi bluzami, że jest ciepły, a przy tym lekki i można go złożyć do niewielkich rozmiarów. Kolejną zaletą jest to, że jest niedrogi. Widełki cenowe są bardzo szerokie, dlatego każdy rodzic może wybrać coś odpowiedniego.
Pakowanie walizki lub plecaka na kolonie dziecka to nie lada wyzwanie dla rodzica. Warto zastanowić się, co tak naprawdę będzie konieczne, a bez czego dziecko się obędzie. Dobrze przemyślana walizka będzie zawierała wszystko, czego nasza pociecha potrzebuje, a przy tym nie będzie przeładowana i ciężka. | W co zaopatrzyć dziecko na kolonie? |
MX Master, niezwykle funkcjonalna mysz Logitecha, została odświeżona. Wersja 2S ma lepszy sensor, nową kolorystykę, oferuje dłuższy czas pracy i może działać na trzech komputerach jednocześnie. MX Master to bardzo popularna myszka, zyskała rzesze fanów wśród wymagających użytkowników. Ergonomiczna konstrukcja, dwie rolki oraz dodatkowy przycisk w podpórce to tylko kilka aspektów, które przekonały grafików, fotografów i innych profesjonalistów do jej używania. Producent postanowił jeszcze bardziej dopracować urządzenie. Model 2S posiada tę samą obudowę, co poprzednik, ale jego przyciski zostały ulepszone, a sensor osiąga rozdzielczość nawet do 4000 dpi. Czy myszka jest warta zakupu?
Specyfikacja Logitech MX Master 2S
technologia Bluetooth Smart (Low Energy) i połączenie 2,4 GHz (Logitech Unifying)
zasięg do 10 m
czujnik laserowy Darkfield o rozdzielczości nominalnej 1000 dpi (maksymalnie 4000 dpi)
technologia Easy-Switch i podwójna łączność
rolka działająca w dwóch trybach
wbudowany akumulator Li-Po 500 mAh (żywotność do 70 dni)
obsługa gestów Windows i Mac
wymiary 48,4 x 85,7 x 126 mm
waga 145 g
Wyposażenie i konstrukcja
W zestawie jest kabel USB do ładowania, który mierzy 125 cm, ma smukłe wtyczki i rzep ułatwiający zwijanie. Producent dokłada także odbiornik USB Unifying.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Kształt obudowy nie zmienił się. MX Master 2S to ponownie duży gryzoń, przystosowany dla osób praworęcznych. Posiada specjalną wypustkę, boczną podpórkę na kciuk oraz profilowaną, lekko kątową konstrukcję. Urządzenie zostało wykonane z tworzyw sztucznych, w większości ogumowanych i matowych.
Pokrywa myszki została powleczona ziarnistą warstwą gumy. Przyciski główne są wydzielone i szerokie, zdobi je nowe logo producenta, a pomiędzy nie wcina się panel z rolką. Kółko jest pokryte plastikowymi żłobieniami, nie wychyla się na boki i zintegrowano je ze środkowym przyciskiem. Obok niego jest dodatkowy przycisk, którym można wybrać stopniowy lub swobodny obrót rolki.
Oba boki ozdobione są wypukłym wzorem złożonym z wielokątów, który z lewej strony zachodzi aż na podpórkę. W pokrywie, tak jak w modelu MX Master, schowano dodatkowy przycisk gestów, a niedaleko od niego dostrzec można trzy zielone diody stanu baterii. Przyciski boczne są małe, ułożone w pionie, a przed nimi widać niewielką rolkę poziomą.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Na spodzie znajdują się cztery ślizgacze. Największy jest na podpórce, po przeciwnej stronie widać mniejszy, a dwa najmniejsze ulokowano po obu stronach panelu z przyciskami i optyką czujnika. Włącznik jest w przedniej części, ma formę suwaka z kolorowym tłem. W nowym modelu zniknął przycisk Connect, który został zintegrowany z guzikiem do zmiany urządzeń. Nad guzikiem dostrzec można trzy białe diody w kształcie cyferek.
Wykonanie myszki nie pozostawia niczego do życzenia. Tworzywa są wysokiej jakości, obróbka znakomita, spasowanie elementów wzorowe. Czuć, że to urządzenie z wysokiej półki – nic nie trzeszczy, obudowa jest masywna i przyjemna w dotyku. Design też łatwo docenić, mimo że prawie się nie zmienił względem poprzednika. Dostępne są za to nowe atrakcyjne kolory, a konkretnie grafitowy, granatowy i biały. Szkoda, że zabrakło zwykłej czerni.
Użytkowanie i ergonomia
Komfort jest na wysokim poziomie, ale MX Master 2S nie będzie wygodny dla każdego. Myszkę chwyta się całą dłonią, kciuk powinien swobodnie spoczywać na podpórce, a wnętrze dłoni na korpusie. Problem w tym, że obudowa jest wysoka i ciężka, może być za duża na mniejsze dłonie. Jest na tyle szeroka, że na przyciskach można trzymać dwa lub trzy palce, ze środkowym opartym o rolkę. Myszkę docenią w pełni posiadacze raczej średnich i dużych dłoni, ale i oni mogą mieć pewne problemy z komfortem.
Przyciski główne pracują doskonale. Mają wyraźny i słyszalny klik, odpowiedni skok i odbicie, a także minimalną amortyzację dna przełączników. Klikanie jest więc pewne, precyzyjne i łatwe do wyczucia. Środkowy przycisk rolki jest twardszy, ale również oferuje odpowiedni komfort. Rolka ponownie robi dobre wrażenie – może obracać się zapadkowo na gęstej skali, wyraźnie terkocząc, lub swobodnie, bez oporu. Tryb swobodny można włączyć za pomocą przycisku lub szybkim obrotem rolki, dzięki funkcji Smart-Shift.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Rolka boczna jest bezskokowa, stawia większy opór niż u poprzednika, ale wciąż obraca się gładko. Przyciski boczne także działają lepiej, ale ponownie wymagają mocnego cofania kciuka, co jest niewygodne. Na pochwałę zasługuje przycisk w podpórce. Łatwo go wcisnąć i standardowo wywołuje gesty – np. zmianę pulpitów wirtualnych (trzeba wcisnąć przycisk i przesuwać myszką na boki).
MX Master 2S może działać do 70 dni na akumulatorze, czyli aż miesiąc dłużej od poprzednika. Ładowanie nie trwa długo. Szkoda, że kabel z zestawu jest dosyć sztywny, trochę przeszkadza podczas jednoczesnego korzystania z myszki i zasilania akumulatora.
Parowanie myszki z różnymi urządzeniami zostało uproszczone. Teraz wystarczy wybrać pozycję przyciskiem na spodzie i przytrzymać go, by włączyć tryb parowania. Można połączyć ze sobą trzy komputery przy użyciu Bluetooth lub adaptera Unifying. Nadal wymaga to podnoszenia myszki, ale problem można rozwiązać przy pomocy oprogramowania Logitech Options i funkcji Flow.
Oprogramowanie
Logitech Options to estetyczne, lekkie i stabilne oprogramowanie, które nie musi działać w tle. Konfiguracja została podzielona na zakładki, a dzięki dodatkowym skrótom można dokonać ustawień także dla konkretnych programów, np. inne do przeglądarki internetowej oraz programu graficznego.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Karta „Mysz” wyświetla grafiki myszki z zaznaczonymi przyciskami. Pozwala zmienić funkcję mniejszej rolki, przycisków bocznych, guzika w podpórce, przycisku w rolce i przełącznika trybu. Do wyboru jest wiele funkcji multimedialnych, boczna rolka może regulować głośność lub nawet zmieniać czułość myszki.
„Wskazywanie i przewijanie” to zakładka zawierająca ustawienia pracy sensora i rolek. Pozwala ustawić prędkość kursora, włączyć płynne przewijanie, odwrócić kierunek rolek, ustawić ich tryb i czułość automatycznej zmiany za pomocą Smart-Shift.
Ostatnie menu, „Flow”, to nowość. Funkcja pozwala na przełączanie się pomiędzy komputerami. Wystarczy przesunąć kursor przez krawędź ekranu, by przenieść się na monitor drugiego i trzeciego komputera. To rewelacyjna opcja, dzięki której nie trzeba sięgać do przełącznika na spodzie obudowy. Co więcej, umożliwia ona kopiowanie plików z komputera na komputer za pomocą myszki, a także współdzielenie kompatybilnej klawiatury Logitech. Warunek jest jeden – komputery muszą być w tej samej sieci, przewodowej lub Wi-Fi.
Wydajność i testy praktyczne
Sensor jest bardzo dobry. Tym razem osiąga nawet 4000 dpi i to bez programowej interpolacji. To duża zmiana w porównaniu do czujnika 1600 dpi w poprzednim modelu. W efekcie można komfortowo pracować na wielu monitorach o wysokiej rozdzielczości, nie trzeba podnosić myszki lub dodatkowo przyspieszać kursora.
Odświeżanie jest nadal niskie, to biurowe 125 Hz, przekłada się jednak pozytywnie na czas działania. Nie ma z nim większego problemu, kursor pracuje precyzyjnie, porusza się gładko i jest responsywny. Z przyjemnością obrabiałem fotografie, korzystałem z systemu, a nawet grałem w Wiedźmina 3 oraz GTA V. Sensor może rozpędzić się do 1,5 m/s, więc nie powinien przeskakiwać podczas zamaszystych ruchów. Czujnik przestaje działać szybko po uniesieniu myszki, ale nie ma to większego znaczenia, gdyż ze względu na dużą masę konstrukcji podnoszenie urządzenia nie jest komfortowe. Sensor działa na każdej powierzchni, nawet szkle. Ślizgacze również radzą sobie jak należy, bez względu na podłoże.
Mam małe zarzuty do rolek. Szkoda, że nie stawiają trochę większego oporu przy obrocie. Lubię używać środkowego przycisku do przesuwania obrazu w programach graficznych, w przypadku MX Master 2S podczas tej czynności zdarza się, że rolka samoczynnie obróci się o jeden skok i przesunie położenie obszaru roboczego. Rolka pozioma również ma pewną wadę. Mimo że obraca się z pewnym oporem, to nawet na najniższej czułości jest zbyt szybka i nie pozwala precyzyjnie przewijać poziomo w niektórych programach.
Podsumowanie
Logitech MX Master 2S to wspaniała myszka. Zmiany względem modelu MX Master nie wydają się duże, ale są znaczące. Sensor o wysokiej rozdzielczości spisuje się lepiej, myszka wygląda korzystniej, a design przekłada się pozytywnie na ergonomię. Wiele opcji konfiguracji, dodatkowe przyciski i dwustopniowa rolka robią duże wrażenie. Docenić należy także dużo dłuższy czas pracy oraz opcję Flow, wręcz „magicznie” łączącą nawet trzy komputery. Master 2S jest warty zakupu, mimo że nie jest tani – kosztuje około 450 zł, ale wymagający użytkownicy powinni być z niego zadowoleni.
Nadal nie określiłbym MX Mastera 2S mianem idealnej myszki. Liczyłem, że rolki zostaną bardziej dopracowane – główna nie jest wychylana. Rozumiem, że rekompensuje to rolka boczna, ale i tak obecność takiej opcji byłaby mile widziana. Przyciski boczne są ponownie niewygodne, wymagają mocnego cofania kciuka. Master 2S to też ciężkie i duże urządzenie – posiadacze mniejszych dłoni powinni rozważyć zakup mobilnej MX Anywhere 2 lub nowej 2S. Liczę, że kolejna odsłona serii wyeliminuje powyższe wady.
Zalety: świetne wykonanie; niezwykły design; komfortowa obsługa; ogrom możliwości; interfejs Bluetooth oraz Unifying; rolka w dwóch trybach; precyzyjne przyciski; długi czas pracy; wydajny sensor.
Wady: duża i ciężka konstrukcja nie jest dla każdego; małe wady rolek; tylko dla praworęcznych. | Test myszki Logitech MX Master 2S – mistrzowski gryzoń w nowej wersji |
FiiO E10k to przetwornik ze wzmacniaczem słuchawkowym na USB. Niewielkie pudełko zostało wycenione na około 300 zł. Warto zastąpić nim zintegrowaną kartę dźwiękową komputera? Wyposażenie
Urządzenie pakowane jest w niewielkie opakowanie z motywem płyty winylowej na okładce. W środku usztywnione zostało w piankowej foremce, a akcesoria znajdują się w dodatkowym pudełku. Są to:
kabel USB – microUSB,
sześć silikonowych nóżek,
instrukcja obsługi.
Kabel USB ma metr długości, producent pomyślał więc raczej o posiadaczach laptopów. Do peceta przyda się więc dłuższy, ewentualnie HUB USB lub przedłużacz. Silikonowe nóżki są miękkie w dotyku i mają mocny klej, dwie z nich służą jako zapasowe. Instrukcja obsługi to rozkładany arkusz, który szczegółowo opisuje urządzenie i jego obsługę, niestety wyłącznie w języku angielskim.
Wygląd
Olympus 2 to bardzo małe urządzenie. Wzmacniacz mierzy 7,9 cm na 4,9 cm, a jego wysokość to nieco ponad 2 cm. Przy wadze wynoszącej 78 gramów urządzenie prezentuje się jak miniaturka wzmacniacza słuchawkowego. Wygląda jednak całkiem poważnie, bo to prawie w całości metalowa konstrukcja, efektownie wykończona.
Układ wzmacniacza został zamknięty w aluminiowej obudowie. Jest ona czarna, gruba i wyraźnie szczotkowana. Aluminiowe są także panele, ale boki wykonano już z tworzyw sztucznych – te mają zaokrąglone krawędzie i mocno żłobione ścianki.
Przedni panel to duże pokrętło regulacji głośności, ma gładki ruch, ząbkowane krawędzie oraz naniesioną liczbową skalę, od zera do ośmiu. Wskaźnikiem jest niebieska dioda tuż przy pokrętle. Na środku znalazł się przełącznik podbicia basu, to mała dźwignia z tworzywa sztucznego, która tylko lekko odstaje od obudowy. Z lewej strony, w wyraźnym wgłębieniu, znajduje się metalowe i pozłocone gniazdo 3,5 mm.
Z tyłu od lewej strony umieszczono gniazda cyfrowe, wejściowe microUSB oraz wyjściowe koaksjalne, pozłacane. Następnie jest przełącznik wzmocnienia (niskie i wysokie) oraz wyjście 3,5 mm, liniowe, na przykład na aktywne głośniki. Jest również pozłocone, tak jak słuchawkowe z przedniego panelu.
FiiO E10k został wykonany bardzo dobrze. Aluminiowa obudowa jest wysokiej jakości, precyzyjnie obrobiona. Nie ma żadnych luzów i nie widać niedoróbek – sprawia wrażenie trwałego. Trzeba przyznać, że to także ładne urządzenie, robi wrażenie wymiarami, ale również intryguje czernią i błękitną diodą. Stanowi więc wizualnie ciekawe uzupełnienie komputerowego biurka lub stolika na laptopa.
Użytkowanie
Obsługa Olympusa jest banalna. Po podłączeniu pod port USB system automatycznie instaluje sterowniki urządzenia, po czym urządzenie gotowe jest do pracy i od razu zasilane. E10k nie ma włącznika, szkoda że nie został on ukryty w pokrętle. Jednakże przy tak niewielkim poborze mocy brak ten nie powinien przeszkadzać nawet oszczędnym użytkownikom.
Pokrętło głośności ma płynny i gładki ruch, nie ma stopni. Jest bardzo precyzyjne, stawia odpowiedni opór. To płaskie pokrętło, ale odstaje na tyle, że operuje się nim wygodnie – pomagają w tym także żłobienia krawędzi. Przełączniki z przedniego i tylnego panelu łatwo przełączyć paznokciem, jest do nich dosyć łatwy dostęp. Podbicie basu przyda się jaśniejszym słuchawkom, a przełącznik wzmocnienia tym bardziej wymagającym, czyli o wyższej impedancji i niższej skuteczności, bo urządzenie ma sporo mocy.
FiiO E10k Olympus 2 może działać jako przetwornik i wzmacniacz pod słuchawki, ale także źródło pod aktywne głośniki. To właściwie zewnętrzna karta dźwiękowa bez funkcji mikrofonu. Można podłączyć pod niego jednocześnie słuchawki oraz głośniki. Głośność wyjścia na głośniki jest stała, wystarczy więc wyciszyć słuchawki pokrętłem i już urządzenie może służyć jako nagłośnienie pomieszczenia. Możliwe jest także podłączenie go pod inny, większy wzmacniacz słuchawkowy za pomocą wyjścia liniowego lub inny przetwornik – służy do tego wyjście koaksjalne. Można użyć go w takim razie jako konwerter sygnału USB na koaksjalny, będzie więc działał z soundbarem, wieżą lub kinem domowym.
Możliwości robią wrażenie, ale wymiary FiiO czynią z niego nie tylko przyciągający wzrok gadżet, lecz są dużą zaletą. To urządzenie, które zmieści się w kieszeni, nie zajmie dużo miejsca na biurku, można je łatwo przenieść lub używać na przykład w podróży pociągiem, podłączone do laptopa. Urządzenie może działać także ze smartfonem na nowszym, lecz nie każdym Androidzie. Potrzeba także kabla USB OTG lub przewodu z microUSB po obu stronach. Wzmacniacz nie ma wbudowanej baterii, więc potrzebuje zasilania z portu USB, co jest jednak możliwe z częścią telefonów, na przykład Motoroli i Samsunga.
Wymiary i waga urządzenia mają też swoje minusy. Silikonowe nóżki dobrze stabilizują urządzenie, ale ponieważ jest ono lekkie, łatwo kablem ściągnąć E10k z biurka. Większe wtyki słuchawkowe mogą urządzenie przeważyć.
Specyfikacja
przetwornik Burr-Brown PCM5102 24 bit/96 kHz
wzmacniacz LMH6643
pasmo przenoszenia 20 Hz–20 kHz
obsługa słuchawek 16–150 Ohm
stosunek sygnału do szumu >105 dB
zniekształcenia mniejsze, niż 0,006%
moc 200 mW na 32 Ohm
wymiary 79 x 49,1 x 21 mm
waga 78 g
Brzmienie
FiiO E10k ma dużo mocy i brzmi świetnie. To dźwięk bliski równowagi, ale w wersji muzykalnej, czyli sprawiającej przyjemność ze słuchania muzyki. Brzmienie jest czyste, wyraźne i dobre jakościowo. Wzmacniacz nie szumi, nie zbiera zakłóceń z komputera, poradzi sobie nawet z bardziej wymagającymi słuchawkami.
Niskie tony brzmią bardzo dobrze, bas jest mocny i głęboki, ale nie został podbity, nie dominuje. Jest raczej wierny muzyce. Pasmo średnie jest gładkie i nasycone, brzmi naturalnie, ale łagodnie – czyste i przystępne, nie brzmi szorstko, nie męczy. Sopran jest wyraźny, czytelny i czysty, ale nie syczy, nie kłuje. Brzmienie nie męczy uszu, pozwala się zrelaksować przy spokojniej muzyce, ale jest też odpowiednio dynamiczne do szybkich i efektownych gatunków muzycznych. Czasami przyda się także podbicie basu, które nie powoduje, że brzmienie jest zdominowane przez bas, a tylko podkreślone w niskich częstotliwościach. Bardzo praktyczne rozwiązanie.
Urządzenie nie brzmi wyjątkowo przestrzennie, ale tak zwana scena dźwiękowa jest dobra. Słychać niezłą szerokość, czyli odległości prawego i lewego kanału do uszu, a także głębię – czyli dźwięki rozkładane są także przed twarz i w tył głowy. Poszczególne instrumenty są bardzo dobrze odseparowane, nic się nie zlewa w całość.
Sprawdzałem FiiO E10k na wielu słuchawkach, nagłownych i dokanałowych, tańszych i droższych. Były to domowe i profesjonalne słuchawki AKG, Focal oraz Shure, niektóre o wysokiej impedancji. Urządzenie poradziło sobie z nimi całkiem nieźle, mocy było pod dostatkiem, choć czasami przydawał się przełącznik podbicia. E10k brzmi tak, że zgra się z wieloma słuchawkami, jak i gatunkami muzycznymi. Świetnie brzmiał w jazzie, a także w metalu lub elektronice. Dotyczy to także współpracy z aktywnymi głośnikami.
Podsumowanie
E10k Olympus 2 to bardzo udany wzmacniacz słuchawkowy z przetwornikiem. Uważam, że stanowi zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż zintegrowana karta dźwiękowa. Zalet jest sporo. Karty dźwiękowe zwykle nie mają wzmacniaczy, może brakować im mocy, często szumią i ściągają zakłócenia z komputera, a zazwyczaj mają także małą scenę dźwiękową. E10k to nie dotyczy, a do tego jest on wygodniejszy w obsłudze – wszystko za sprawą wymiarów oraz pokrętła głośności. To też czyste brzmienie bardzo dobrej jakości, które powinno spodobać się każdemu. Słusznie jest to jeden z najbardziej popularnych produktów tego typu.
Zalety: bardzo dobre wykonanie, niewielkie gabaryty, wygodna obsługa, duże możliwości, sporo mocy.
Wady: dosyć lekki, więc można łatwo ściągnąć go z biurka kablem, scena dźwiękowa mogłaby być większa. | Test FiiO E10k Olympus 2 – imponujący słuchawkowy malec |
Kolekcjonowanie porcelany na początku wygląda niewinnie. Piękna filiżanka znaleziona w kredensie dziadków, talerzyk od kompletu wypatrzony na wystawie antykwariatu… I wtedy pojawia się myśl: „Byłoby świetnie móc skompletować cały serwis”. Tak najczęściej to się zaczyna. Kolejny udany zakup i odkrywamy, że polowanie na okazje sprawia nam wielką przyjemność, a jeśli uda się nabyć wartościową rzecz w okazyjnej cenie, również satysfakcję. Ale skąd mamy wiedzieć, czy ten przedmiot jest rzeczywiście wartościowy? W miarę poszerzania naszej kolekcji warto pogłębiać wiedzę na jej temat. Porcelana to wdzięczny temat do nauki. Wystarczy odwrócić filiżankę czy talerz do góry i spojrzeć na sygnaturę. W niej zapisana jest cała historia…
box:offerCarousel
Co zdradzają sygnatury na porcelanie?
Przede wszystkim jej pochodzenie, wiek, czasem nazwę modelu, rzadziej autora projektu. Niektóre określają nawet rodzaj porcelany, z jakiej przedmiot został wykonany. Dzięki sygnaturze możemy oszacować wartość produktu. Im starszy, tym cenniejszy. Pierwsze znaki odkryto na chińskiej porcelanie z XIV wieku. Unikaty z dynastii Ming to rarytasy kolekcjonerskie. W muzealnych zbiorach znajduje się ich nie więcej niż kilkanaście na całym świecie. Na najsłynniejszych aukcjach występują bardzo rzadko i osiągają niebotyczne ceny. Nie zniechęcajmy się jednak. Porcelana europejska ma również bogatą tradycję, choć nie tak długą jak chińska. Pierwsze porcelanowe produkty zaczęły powstawać na Starym Kontynencie w XVIII wieku w Saksonii, za panowania Augusta II i były oznaczane za pomocą liter i cyfr. Śladami saksońskiego dworu wkrótce zaczęły podążać inne wyśmienite manufaktury, umieszczając na spodzie naczyń znaki firmowe.
Początkowo sygnatury były ręcznie malowane i wypalane w piecach. Miały kobaltowy kolor, czasem zielony. Już na tej podstawie możemy w przybliżeniu określić wiek sygnowanych w ten sposób dzieł. Tę najcenniejszą porcelanę, uznawaną za zabytkową, datuje się na okres powstania pierwszych manufaktur, czyli ok. połowy XVIII wieku. 200 lat później, czyli na początku XX wieku, sygnatury były drukowane najczęściej na zielono, a jeszcze później wykonywano je za pomocą kalkomanii. Oznaczenia ulegały modyfikacjom. Zmieniały się wokół jednej manufaktury, wraz ze zmianą np. właściciela przyjmowały nieco inny układ, często dodawano niezauważalne na pierwszy rzut oka detale. Na ich podstawie doświadczone kolekcjonerskie oko potrafi bezbłędnie określić czas powstania. Taką wprawę zdobywa się latami.
Na początku kolekcjonerskiej przygody warto się wspierać fachową radą lub katalogami porcelany. Zawierają one wzory sygnatur, z którymi możemy porównać znaki na produkcie. Dzięki temu unikniemy zakupu falsyfikatu, bo jak na wszystkich rynkach kolekcjonerskich, również w przypadku porcelany zdarzają się sygnatury podrabiane. Jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości, lepiej zrezygnować z transakcji.
Dobre rady na początek
Przydadzą się do zgromadzenia interesujących zbiorów. Jeśli nie mamy doświadczenia, warto zawęzić kryteria kolekcji i narzucić sobie dyscyplinę. To przyczynia się do uporządkowania kolekcji i usystematyzowania wiedzy na jej temat. Na początku warto zdecydować się na jedną kategorię, np. filiżanki do herbaty lub porcelanowe wazoniki. Możemy nawet określić ich kształt czy rodzaj zdobień. Z czasem będziemy rozszerzać swoje upodobania. Starajmy się nie kupować z niewiarygodnych źródeł. Jeśli to możliwe, sprawdzajmy, czy proponowana cena jest adekwatna do wartości przedmiotu. Jeżeli widzimy, że rzecz jest mocno uszkodzona, a mimo to np. ze względów sentymentalnych zależy nam na jej kupnie, negocjujmy cenę. Wartość talerza z ukruszonym rantem jest znacznie niższa niż produktu pełnowartościowego. Dlatego dokładnie oglądajmy rzecz z każdej strony, przyglądajmy się uważnie detalom zdobniczym. Niektóre szczegóły trudno zauważyć gołym okiem. Jeśli traktujemy kolekcję jako inwestycję, unikajmy kupowania przedmiotów wyszczerbionych, z pęknięciami, ubytkami w dekoracji czy z wytartymi złoceniami. Wady mechaniczne są niedopuszczalne i eliminują przedmiot z obiegu na rynku antykwarycznym.
I najważniejsze. Zanim zainwestujemy w kolejną filiżankę Rosenthala, zafundujmy sobie fachową literaturę. Oglądajmy albumy, czytajmy katalogi, uczmy się sygnatur i porcelanowej terminologii. Kolekcjoner porcelany nieumiejący rozróżniać jej rodzajów nie budzi szacunku. | Jak kolekcjonować porcelanę – rady dla początkujących |
Niektórzy twierdzą, że praktyczny prezent nie może być udany… Nic bardziej mylnego! Przydatny upominek sprawi twoim dziadkom ogromną radość, ważne jednak, żeby odpowiadał ich pasjom albo sposobom, w jaki uwielbiają spędzać swój wolny czas. Poszukajmy wspólnie prezentu dla babci i dziadka do 150 zł. Wspomnień czar, czyli ramka na zdjęcia albo fotoprezent
Chwile, które zapisały się w pamięci dziadków i wnucząt, przełomowe wydarzenia z życia rodziny i wszystkie inne ważne momenty warto wspominać nie tylko w trakcie Dnia Babci i Dnia Dziadka. Fotografie, na których uwieczniono twoje wczesne dzieciństwo albo złote gody dziadków, mogą znaleźć się na fotoprezentach lub w przepięknych ramkach na zdjęcia. Dziadkowie mają na pewno całe mnóstwo fotografii, dlatego przyda się im też zestaw albumów do zdjęć – szczególnie pięknie wyglądają albumy w drewnianej szkatułce, które nierzadko odgrywają jednocześnie rolę ramek na zdjęcia.
Skoro już mowa o ramkach, możesz rozejrzeć się za niebanalnymi rozwiązaniami. Poszukaj np. zegara ściennego, którego tarczą może być dowolna fotografia, zwróć także uwagę na zegar otoczony ramkami na zdjęcia. Seniorom, którzy uwielbiają czytać książki, na pewno bardzo spodobają się podpórki do książek z ramką. Możesz wybrać również zestaw ramek z napisem HOME albo LOVE.
W konkury z fotografiami tradycyjnie oprawionymi w przepiękne ramki stanąć mogą fotoprezenty. Poza wspomnianym wcześniej zegarem, wystrój mieszkania twoich dziadków może wzbogacić fotoobraz wykonany z dowolnego zdjęcia. Taki fotoupominek prezentuje się szczególnie efektownie w formie tryptyku. Babci i dziadek będą także zachwyceni fotografią najbliższych na poduszce, nie mniejszą radość sprawi im też magnes na lodówkę albo kubek ze zdjęciem.
W kuchennej krainie… Praktyczny prezent dla dziadków do 150 zł
Pieczenie i gotowanie wcale nie musi być domeną babci! Fartuchy i rękawice kuchenne przygotowane z myślą o dziadkach tylko to udowadniają. Przy okazji styczniowego święta swoich dziadków możesz zatem pomyśleć również o upominku przeznaczonym do kuchni. Zastanów się, czy chcesz sprawić najbliższym miłą niespodziankę, wręczając im akcesoria, których wcześniej nie używali, czy jesteś jednak pewien, że jako kulinarni tradycjonaliści najbardziej ucieszą się ze sprawdzonych drobiazgów. Mając na względzie to pierwsze, podaruj seniorom zestaw do fondue, w którym przyrządzą smakowity poczęstunek z sera albo czekolady. W słodkiej czy słonej uczcie przy fondue może uczestniczyć wielopokoleniowa rodzina, a delektowanie się bagietką zanurzoną w ciepłym serze albo truskawkami w gorzkiej czekoladzie to też świetny pomysł na wspólne spędzanie wieczoru przez starszą parę.
Niezwykle funkcjonalnym upominkiem, który przysłuży się nie tylko odkrywaniu nowych smaków, ale i zachowaniu dobrego zdrowia, jest parowar. Wkład do gotowania na parze albo wielopoziomowy garnek pozwala na zachowanie lekkiej, codziennej diety bogatej w składniki odżywcze.
Mając na względzie przywiązanie seniorów do tradycyjnej sztuki kulinarnej, możesz sprezentować im akcesoria do parzenia herbaty. Taki upominek umili nie tylko biesiadowanie we dwójkę, ale i ucztowanie z całą rodziną. Przyjrzyj się ofercie dzbanków z podgrzewaczem, które można położyć na stole, czyniąc z nich nietuzinkową, bo praktyczną ozdobę. Herbatę zaparza się w takim czajniczku znacznie dłużej niż w kubku, a przykrycie naparu i utrzymywanie jego stałej temperatury sprawia, że herbata smakuje wybornie. W komplecie z czajniczkiem możesz podarować zestaw eleganckich filiżanek wyglądających podobnie jak imbryk, warto też, abyś zwróciła uwagę na upominkowe zestawy herbaty. Sięgnij po komplety dla babci i dla dziadka, możesz też zdecydować się na zakup herbaty w skrzynce.
Jak zaskoczyć dziadków w Dniu Babci i Dniu Dziadka? Zamiast prezentu dla każdego z nich w tym roku sprezentuj im wspólną niespodziankę! Idealny będzie fotoprezent zachęcający do wspominania albo kuchenne akcesoria, takie jak fondue czy imbryk z podgrzewaczem, przy których będzie można biesiadować całą rodziną.
Sprawdź również Strefę Prezentową! Prezenty dla babci i Prezenty dla dziadka! | Prezent dla babci i dziadka do 150 zł |
Odżywki białkowe w obiegowej opinii kojarzą się z umięśnionymi sportowcami, którzy popijają koktajle cały dzień. Czy tak jest naprawdę? Kto powinien spożywać koktajle białkowe i w jakim celu? Odżywki białkowe – co to jest i dla kogo?
Odżywka białkowa to produkt spożywczy, który zawiera duże ilości białka, które w łatwy sposób może uzupełnić codzienną dietę. Dostępna jest najczęściej w formie sproszkowanej. Polecana jest osobom uprawiającym sport bądź tym, którzy z przyczyn zdrowotnych nie mogą dostarczyć białka za pośrednictwem żywności tradycyjnej.
Białko jest bogate w aminokwasy, a to właśnie one budują nasze tkanki i odpowiadają za ich rozwój. Bierze także udział w budowie cząsteczek DNA oraz hormonów. Białko przyśpiesza regenerację komórek, zwiększa wytrzymałość tkanki mięśniowej, regeneruje włókna mięśniowe po dużym wysiłku fizycznym.
Odżywki białkowe dzielą się na:
Białko serwatkowe – najpopularniejsza odżywka, zazwyczaj wybierana na początek przez osoby rozpoczynające swoją przygodę ze sportem.
Izolat białka serwatkowego – udoskonalona wersja białka serwatkowego, wchłania się niemal natychmiast, najszybciej ze wszystkich odżywek.
Kazeina – wchłania się najwolniej, dlatego polecana jest jako posiłek potreningowy.
Zalety dostarczania białka za pośrednictwem odżywki
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
Oczywiście można, a nawet trzeba dostarczać białko w tradycyjnych produktach spożywczych. Źródłem białka są głównie:
* mięso,
* jaja,
* nabiał,
* ryby,
* owoce morza,
* rośliny strączkowe (soja, ciecierzyca, soczewica).
Jednak dostarczanie białka w postaci odżywki ma wiele plusów:
Jest bardziej lekkostrawne od innych źródeł białka, np. mięsa, więc jest świetnym posiłkiem zarówno przed, jak i po treningu.
Odżywka białkowa w formie koktajlu jest łatwa do spożycia, dlatego jest chętnie wybierana przez sportowców po treningu – pozwala szybko odbudować mięśnie po wysiłku.
Odżywka białkowa jest dobrą alternatywą dla tych wszystkich, którzy nie przepadają za nabiałem bądź mięsem, a chcą w inny sposób dostarczać białko do organizmu.
Odżywka jest bardzo uniwersalnym artykułem spożywczym – można na jej bazie przygotować np. koktajle mleczne i tak jest najczęściej spożywana, ale nie tylko. Z powodzeniem można ją dodać do naleśników, ciast, babeczek, domowych czekolad i batonów. Tym bardziej że odżywki dostępne są w wielu smakach – znajdziemy odżywkę białkową czekoladową, o smaku białej czekolady, orzechową, waniliową.
Odżywka białkowa w formie koktajlu to doskonały sposób, aby dostarczyć organizmowi białka, a jednocześnie zaspokoić ochotę na słodkie – szejk z odżywką białkową można porównać do słodkiego, smakowego mleka.
Praktycznie każda firma oferuje w swoim asortymencie odżywki smakowe, np. Rule 1 Whey Blend czy Megabol Slim Line.
Czy konieczne jest zażywanie odżywek białkowych, kiedy trenujemy?
box:imagePins
box:pin
Sprawa nie jest jednoznaczna – wszystko zależy od tego, na jakich efektach nam zależy, ile trenujemy, jak się odżywiamy. Często początkujący bywalcy siłowni kupują odżywkę białkową niejako z automatu, równolegle z zapisaniem się na siłownię. Tymczasem odżywka białkowa to doskonałe wsparcie treningów, ale tylko tych intensywnych i regularnych. Jeśli dwa razy w tygodniu przychodzimy na siłownię pojeździć na rowerku stacjonarnym albo na pilates, to odżywka nie jest nam niezbędna.
Odżywka białkowa stosowana jest wśród osób trenujących i to zarówno przez tych, którzy budują masę mięśniową, jak i tych, którzy są na redukcji, czyli zależy im na zrzuceniu tkanki tłuszczowej. Sportowcy wybierają dostarczanie organizmowi białka w formie odżywki białkowej, bo jest to sposób na wyizolowane dostarczenie białka – bez węglowodanów, tłuszczów i innych składników. W przypadku tradycyjnych produktów spożywczych jest to raczej niemożliwe.
Reasumując, jeśli trenujemy intensywnie, to naprawdę warto wspomóc regenerację mięśni i przyśpieszyć efekty poprzez spożywanie odżywki białkowej. Przy czym pamiętać należy, aby cały czas dbać o dostarczanie białka z innych źródeł, czyli pokarmów.
Odżywki białkowe – ile przyjmować i kiedy?
Odżywki spożywane w formie koktajlu to świetny sposób na szybkie uzupełnienie białka. Czasami taki szejk może nawet zastąpić posiłek – płynna forma pozwala na łatwe przetransportowanie i wypicie w każdym miejscu.
Przyjmuje się, że powinno się dostarczać 1-1,5 g białka na każdy kilogram masy ciała przy minimalnej aktywności fizycznej oraz ok. 2-4 g białka przy intensywnych treningach. Dlatego warto dobrać dawkowanie koktajli białkowych do swojej wagi.
Wielu sportowców, szczególnie tych początkujących, nie do końca wie, kiedy pić koktajle białkowe i w ogóle kiedy spożywać odżywki – po treningu, jak zaleca się najczęściej, czy może przed treningiem?
W zależności od czasu spożycia białka spełnia ono w organizmie inne funkcje. Koktajl białkowy wypity przed treningiem dostarczy mięśniom budulca, aminokwasów i ochroni przed katabolizmem. Mięśnie zyskają materiał do rozbudowy.
Koktajle białkowe spożyte po treningu pozwalają na odbudowanie strat białka, jakie mają miejsce po intensywnym wysiłku fizycznym. Odżywka białkowa po treningu pozwala zregenerować uszkodzone tkanki i przyswoić utracone składniki odżywcze – najlepiej wypić koktajl białkowy do 2 h po treningu.
Koktajl białkowy sam w sobie nie przyczyni się do redukcji tkanki tłuszczowej oraz rozbudowy masy mięśniowej. Jest jednak świetnym wsparciem intensywnych treningów i właśnie w takiej sytuacji dobrze jest włączyć go do diety.
) | Koktajle białkowe – zdrowe wsparcie treningu |
Trudno wyobrazić sobie jesienne chłody bez odpowiednio ciepłych butów. Oferta jesiennych botków jest tak szeroka, że każda kobieta znajdzie model idealny dla siebie. Jakie botki są najmodniejsze? Jesienne botki – na co musisz zwrócić uwagę, wybierając to ponadczasowe obuwie
Pierwsze kobiece botki na jesień pojawiły się już w XIX wieku, były wówczas najczęściej wykonywane ze skóry i wiązane. Dzisiaj wielość modeli, zastosowanych materiałów i sposobów wykończenia obuwia przyprawia o zawrót głowy. Podczas chłodniejszych dni polskiej złotej jesieni warto, zamiast balerin, mokasynów czy lordsów, założyć właśnie botki, pasujące niemalże do każdej stylizacji. Szukając wymarzonej pary, nie zapominaj jednak, że powinnaś dobrać ją nie tylko do stylu ubierania się, jaki towarzyszy ci na co dzień, ale przede wszystkim do wyglądu własnych nóg. Jak dopasować jesienne botki do sylwetki?
Klucz do szałowej stylizacji z jesiennymi botkami w roli głównej tkwi w doskonałym poznaniu własnej figury. Wyższa cholewka takiego obuwia skraca bowiem nogi, a marszczenia i ozdoby w okolicy kostki mogą wydłużyć stopę. Wybór pary dostosowanej do kształtu i długości nóg nie może obejść się więc bez ich uczciwej oceny dokonanej przed lustrem. W komfortowej sytuacji są szczupłe panie z długimi nogami, zgrabnymi łydkami i stopami o proporcjonalnej długości w stosunku do wzrostu.
Warto poznać kilka trików zapobiegających optycznemu skróceniu nóg, które nie posłuży żadnemu typowi sylwetki, a już na pewno zaburzy proporcje figury u niższych kobiet z dodatkowymi kilogramami. Z przylegającą do nogi, ale niezbyt wysoką cholewką doskonale sprawdzają się spódnice i sukienki, które sięgają kilka centymetrów przed kolana. Trafnym wyborem podczas przygotowywania stroju pasującego do jesiennych botków są też spodnie z wąską nogawką – eleganckie cygaretki i botki będą podstawą dress code’u na jesień, a jeansowe rurki, ciepłe legginsy albo modne i niezwykle wygodne tregginsy schowane w cholewkę sprawdzą się w niezobowiązujących zestawach na jesienny spacer, zajęcia na uczelni lub jako strój do pracy, w której nie musisz trzymać się sztywnych „ubraniowych” wytycznych. Efekt długich nóg wzmocnisz, kiedy do spódnicy albo sukienki założysz grubsze rajstopy (przynajmniej 40 DEN) w kolorze zbliżonym do barwy botków.
Pamiętaj, że magia mody polega na eksperymentowaniu, dlatego życzliwym, ale i krytycznym okiem spójrz na to, jak prezentujesz się w mniej oczywistych zestawach. Możesz spróbować połączyć botki i sukienkę albo spódnicę sięgającą za kolano lub do połowy łydki, nie wybieraj jednak spodni z szerokimi nogawkami ani dzwonów. Na cenzurowanym są też nogawki 7/8, które kończą się tuż nad butem. Taka para nie będzie udana niezależnie od tego, jak bliska ideału jest twoja sylwetka.
Najmodniejsze modele jesiennych botków
Mówi się, że najbezpieczniejszy fason jesiennych botków to ten na obcasach z wyciętą na podbiciu cholewką sięgającą do kostki. Z kolei najtrudniej jest nie zaburzyć proporcji sylwetki, zakładając buty, których cholewka sięga do połowy łydki – to drażliwy, najszerszy punkt łydki, a taka długość obuwia przecina nogę w najgorszym z możliwych miejsc, optycznie ją skracając.
Sprawdź, który fason jesiennych botków jest stworzony dla ciebie:
na słupku – solidny obcas to hit tej jesieni, idealnie wpisujący się w trend inspirowany latami siedemdziesiątymi! Optycznie wydłuża nogi i jest znacznie wygodniejszy od wąskich szpilek;
na koturnie – podobnie jak słupek, jest niezwykle wygodny i jeszcze stabilniejszy, poza tym wciąż nie wychodzi z mody. Jeśli jesteś bardzo szczupła, powinnaś jednak z nich zrezygnować, bo zdominują tak drobną sylwetkę;
z frędzlami – kolejny supertrendy dodatek kojarzony z szalonymi latami siedemdziesiątymi, a zarazem piękna ozdoba butów, nadająca im wyjątkowy charakter;
w szpic – ryzykowne, choć eleganckie wykończenie buta powinno się tobie przede wszystkim podobać. Raczej nie polecany paniom, które noszą większe rozmiary obuwia, bo szpic dodaje stopie pozornych centymetrów, a tym samym optycznie skraca nogi;
ażurowe – chronią przed chłodem, ale raczej w cieplejsze jesienne dni, kiedy temperatura nie spada znacznie poniżej 15-20 stopni Celsjusza. Są niezwykle szykowne, ale powinnaś uważać na wysokość cholewki;
kowbojki– wyrazisty element stylizacji, na dodatek zakończony szpicem – dla pań o mniejszych stopach, lubiących się wyróżniać. Fason nie sprawdzi się w sytuacjach oficjalnych i do pracy, w której obowiązuje sztywny dress code;
biker boots – idealne dla pań zakochanych w gitarowych brzmieniach! Jeśli połączysz je z ciemnymi rurkami i ramoneską, rockowy total look gwarantowany;
sztyblety – buty zapożyczone z garderoby dżokejki, doskonałe zarówno na co dzień, jak i jako element biurowej elegancji;
ocieplane – będziesz z nich bardzo zadowolona, kiedy temperatura sięgająca 10 stopni Celsjusza nie będzie jeszcze zmuszać do założenia zimowych kozaków, ale zniechęci do noszenia balerin i innych lekkich butów;
militarne – kolejny fason wpisujący się w trend, który od kilku sezonów nie traci na aktualności. Jesienna parka albo budrysówka stworzą z militarnymi botkami wspaniały duet;
sznurowane – pierwsze botki, w których przechadzały się eleganckie XIX-wieczne damy, były właśnie sznurowane. Choć buty sznurowane zakłada się dłużej niż te wsuwane czy zapinane na zatrzask albo rzepy, wciąż nie tracą one na popularności. Wiele modeli pasuje i do mody ulicznej, i do biurowych trendów.
Zadbaj o obecność najnowszych trendów w swojej jesiennej garderobie. Botki od wielu lat nie wychodzą z mody, dlatego wybierając wymarzona parę, możesz być pewna, że kupujesz dodatek na topie. Na pewno chcesz wyglądać pięknie w nowych butach, dlatego pomyśl również o tym, aby wybrać fason odpowiedni dla twojej figury. | Najmodniejsze botki na jesień 2015 |
Sezon grillowy za pasem! Każdy cieplejszy weekend sprawia, że mamy ochotę „posmakować” nie tylko potraw na świeżym powietrzu, ale i promieni słońca. Potrzebujemy wygodnych, lecz niekoniecznie sportowych strojów. Jeśli wybieramy się na modne śniadania na trawie w przestrzeni dużych miast czy na festiwal food trucków, wtedy liczy się też doskonały styl i nietuzinkowa garderoba. Idealny zestaw na majowe spacery łączy w sobie: wygodę, ponadczasowe fasony i odrobinę ekstrawagancji. Oto kilka wskazówek, jak dobrać perfekcyjny look na długie spotkania „pod chmurką”.
Śniadanie na trawie
Najmodniejsze spotkania w wielkich miastach odbywają się zazwyczaj… o wczesnych godzinach porannych w sobotę lub niedzielę. Młodzi ludzie zbierają się w parkach, pod rozłożystymi drzewami i w dużym gronie, wśród nieznajomych, wspólnie spożywają posiłki. Lokalne firmy proponują unikalne wypieki, samodzielnie wytwarzane wyroby mleczne czy świeże pieczywo. Wśród smakoszy królują ci, którzy cenią sobie dobry styl tak samo mocno, jak i dobry smak. Na poranne śniadanie możemy wybrać dziewczęcą, koronkową sukienkę – w tym sezonie niezwykle popularną – zwłaszcza w białej barwie. Jednak to nie czas i miejsce na szpilki czy marynarki. Do sukienki dobierzmy ulubiony T-shirt z wizerunkiem zespołu, bluzę dresową z kapturem, bądź sportową kurtkę w typie baseballówki. Do tego zakolanówki i czapka typu beanies. Stworzymy zabawną kreację, nawiązującą do stylu grunge – bardzo miejską, a jednocześnie na luzie.
Dobrym pomysłem są również nieśmiertelne jeansy. W tym sezonie największą popularnością cieszy się klasyczny fason z rozszerzanymi nogawkami, tzw. dzwony. Postawmy na jeden modny akcent, a całość dopełnijmy ulubionymi ubraniami z naszej szafy: wygodnym swetrem, trampkami i klasyczną torbą (shopper), która pomieści termos z ciepłą herbatą. Czerwcowe poranki nieraz bywają chłodne, więc zabierzmy ze sobą szal albo chustę. Pamiętajmy, iż obecnie nadal króluje krata i folkowe kwiaty.
Romantyczny piknik we dwoje
Jak przygotować idealną randkę niespodziankę? Zabierzmy swego ukochanego bądź ukochaną na romantyczny piknik we dwoje. Kosz pełen przysmaków, duży koc i oczywiście piękne miejsce, np. stary sad za miastem, w którym właśnie rozkwita i zachwyca roślinność. Romantyczne okoliczności przyrody sprzyjają modowym eksperymentom i zabawą z dodatkami, jednak tym razem najlepiej postawić na dziewczęce stylizacje, w jakich główną rolę odegra spódnica czy sukienka.
Wyśniona propozycja dla prawdziwej romantyczki to słodka sukienka babydoll, czyli mini, odcinana pod biustem. Podkreśla wszystkie kobiece walory, jest niezwykle kusząca, ale i dziewczęca. Możemy wybrać model w kwiaty, a także w pastelowych, słodkich kolorach. Z dopasowanym, zapinanym na guziki swetrem i delikatnymi sandałkami będzie prezentować się subtelnie, a nawet zalotnie. Pomimo wszystko nie przesadzajmy z dodatkami: jeśli decydujemy się na biżuterię, to bezdyskusyjnie najlepsze będą maleńkie kolczyki – wkrętki – np. perełki. Jednak najlepszym akcesorium na piknik jest dziewczęcy słomkowy kapelusz. Cała stylizacja stanie się niemal filmowa!
Wybierzmy również spódnicę. By czuć się w niej swobodnie, powinnyśmy postawić na rozkloszowany fason albo spódnicę w kształcie trapezu wykonaną z delikatnych, miękkich materiałów. Świetnym pomysłem będą te, uszyte z nowoczesnych, lekkich pianek lub kolorowego dresu. I to właśnie barwa niech zagra pierwsze skrzypce – fiolet, kobalt bądź intensywny róż – to idealna koncepcja, pasująca jako baza do stylizacji. Do niej warto dobrać wygodną bluzę z koronkową aplikacją czy finezyjnie prześwitującą wstawką. Mimo sportowego charakteru looku, ma być odrobinę dziewczęco i uwodzicielsko. Jeżeli chcemy dodać stylizacji zwiewnego charakteru, wówczas strzałem w dziesiątkę będzie kwiecisty wianek, podobny do tego, który uwielbiają wykonawcy z Florence and the Machine.
Grill ze znajomymi
Ulubiony sposób spędzania wolnego czasu wiosną i latem? Oczywiście, że urządzanie grilla! Robimy to na potęgę od wielu lat – na działkach, w ogrodach, specjalnie przygotowanych do tego miejscach w parkach. Czy podczas takiego spotkania ze znajomymi powinnyśmy zadbać o swój strój? A dlaczego by nie, prawda?
„Evergreenem” stylizacji ogniskowo-grillowych jest wygodna koszula, najlepiej w kratę. Przyjemna i miękka flanela to element garderoby, który nigdy nie wychodzi z mody. Kolor nie ma znaczenia – zdecydujmy się na ten, w jakim czujemy się najlepiej. Zestawiona z jeansami, to zawsze trafiony wybór. W tym sezonie hitem są poprzecierane, a nawet podziurawione denimy. Jeśli chodzi o fason, to również warto dobrać ten, w którym wyglądamy najefektowniej. Panie o nieco obfitszych udach powinny wybrać model boyfriend, posiadaczki szczupłej sylwetki mogą zainwestować w ogrodniczki, a fanki dopasowanych wariantów najpiękniej zaprezentują się w rurkach. W chłodniejsze wieczory powinnyśmy zarzucić skórzaną, motocyklową kurtkę lub zamszową marynarkę, czyli hit wybiegów!
Doskonały pomysł na spotkanie przy grillu stanowi też włożenie szykownej sukienki maksi. W tym sezonie stylizacje nawiązujące do mody hipisowskiej są absolutnym przebojem. Kwiecista sukienka z głębokim dekoltem połączona z jeansową kurtką i wygodnymi botkami będzie cudownie wyglądać na puszystych paniach bądź tych naprawdę wysokich. By zwieńczyć stylizację w klimacie lat 70., dodajmy kilka sznurów kolorowych bransoletek i złote lub srebrne, naklejane tatuaże. To prawdziwy hit uwielbiany przez wiele gwiazd, w tym np. Beyoncé.
Rodzinny spacer
Wiosna to wyśmienity moment na długie spacery. Parki zapełniają się rodzinami z dziećmi, a także zakochanymi parami. Mamy ochotę spędzać godziny wśród kwitnących drzew i śpiewu ptaków. Jeżeli planujemy przechadzki w gronie teściów czy rodziców, wówczas wybierzmy coś eleganckiego. Niemalże każda z nas prezentuje się atrakcyjnie w pastelowych barwach – rozbielone błękity, mięta czy delikatne żółcie – to idealne kolory na pierwsze wiosenne spacery. Sukienka tuż przed kolano w pastelowym kolorze to znakomita decyzja. W zestawieniu z lekką marynarką lub oversizowym swetrem będziemy wyglądać niezwykle kobieco i subtelnie. Rodzinne spacery nie są zwykle bardzo długie, więc możemy pozwolić sobie na niewysokie szpilki. Najbardziej klasyczny i uniwersalny model, to ten w kolorze nude. Całość stylizacji dopełnijmy niewielką torebką na łańcuszku, delikatną biżuterią czy pastelowym manicure’em.
Spacer we dwoje to również świetny moment na eksperymenty modowe. Jeśli chcemy podbić serce naszego ukochanego, to pokuśmy się na stylizację inspirowaną latami 50. Ona nakłania nas do uwypuklania wąskiej talii, eksponowania biustu i stawiania na finezyjne wzory. Groszki, kwiaty czy subtelna kratka będą zatem wzorowym rozwiązaniem. Szukajmy kreacji nazywanych bardotkami – to kuszące sukienki pięknie uwydatniające dekolt. We włosy wepnijmy kwiaty albo wplećmy w nie stylową apaszkę.
Nocna impreza w plenerze
Czerwiec to także czas na pierwsze plenerowe imprezy i koncerty. Zbliżają się rodzinne pikniki i lokalne święta. Zaplanujmy perfekcyjny ubiór na nadchodzące wydarzenia na powietrzu. To naprawdę niepowtarzalny moment, by „odświeżyć” swoją szafę.
Jeżeli mamy zaplanowany czerwcowy koncert w plenerze czy rodzinny festyn, to zdecydowanie postawmy na festiwalową klasykę – jeans oraz skórę. Gdy pogoda dopisuje, wybierzmy krótkie szorty z dziurami, ozdobione ćwiekami czy kolorowymi naszywkami. W tym sezonie niezwykle modne są modele z podwyższonym stanem. Wraz z białą, hipisowską bluzką i skórzaną kurtką będą tworzyć idealny duet. Pamiętajcie jednak, że w czasie koncertu liczy się przede wszystkim wygoda i dobra zabawa – wybierajcie buty, w których przetańczycie całą noc. Na wiosnę przydadzą się stylowe kalosze, bo pogoda rzeczywiście bywa zmienna!
Jeśli wybieramy się na imprezę plenerową ze znajomymi, wówczas warto zainspirować się modą festiwalową, zwłaszcza prezentowaną przez gwiazdy na kultowym wydarzeniu w Coachella. Królują tam: frędzle, hipisowskie spódnice, wianki i kapelusze, sandały typu gladiatorki, koronkowe spodnie(dzwony), seksowne topy odsłaniające brzuchy. To najgorętszy trend tego sezonu – wszyscy chcą poczuć się tak, jakby byli hipisami. Do miasta warto zabrać ze sobą cieplejszą kurtkę i buty martensy lub workery. | Wygodne i stylowe spotkanie „pod chmurką” |
Decydując się na zakup smartwatcha, możemy wybrać proste i niedrogie urządzenie wykonane z mniej wyszukanych materiałów (np. za 200 złotych) lub zaawansowany sprzęt, zazwyczaj stworzony ze stali nierdzewnej, aluminium oraz skóry. Za takie rozwiązanie trzeba zapłacić nawet 1000 złotych, ale w zamian otrzymujemy naprawdę dopracowany gadżet. Oczywiście, możemy znaleźć smartwatche w dużo wyższych cenach, ale wtedy będzie to już głównie kwestia materiałów oraz firmy. Poza tym 1000 złotych na tego typu urządzenie to już kwota, która pozwala na sporą dowolność w wyborze. Sprawdźmy więc, jakie propozycje przygotowali dla nas różni producenci.
Asus ZenWatch
Pierwszy na naszej liście zameldował się smartwatch marki Asus. Model ZenWatch zwraca na siebie uwagę przede wszystkim eleganckim wyglądem. Skórzany pasek w musztardowym odcieniu, do tego zakrzywiona, prostokątna koperta ze stali nierdzewnej z ciekawie wyglądającą ramką w kolorze różowego złota. Całości dopełnia praktyczne i wygodne zapięcie.
Co ciekawe, na pierwszy rzut oka trudno rozpoznać, że jest to smartwatch, a dla niektórych może to być bardzo ważny aspekt. A czym charakteryzuje się funkcjonalność? Oprócz podstawowych funkcji, takich jak krokomierz czy czujnik tętna, urządzenie wyposażono w wiele opcji wspomagających pracę ze smartfonem bądź tabletem. Mowa o takich udogodnieniach, jak Disconnect Alarm, Find My Phone, Cover to Mute, Unlock My Phone itp. Cena na Allegro zaczyna się od kwoty około 620 złotych.
Sony SmartWatch 3
Kolejny model skierowany jest do osób, które oprócz klasycznego wyglądu szukają również wygody i funkcji sportowych. Sony SmartWatch 3 jest naszpikowany ciekawymi funkcjami oraz rozwiniętą paletą modułów łączności. Zastosowano tu – oprócz standardowego Bluetooth – też łączność NFC i WiFi, co ułatwi parowanie urządzenia z różnymi sprzętami zarówno mobilnymi, jak i stacjonarnymi. Z pewnością się to przyda, gdyż smartwatch współpracuje z wieloma aplikacjami sportowymi, np. Endomondo, Runtastic, Lifelog.
Co ciekawe, zegarek wyposażono w moduł GPS, który śledzi przebyte przez użytkownika trasy, zaś kompas pozwala odnaleźć drogę nawet w trudnych warunkach. Nie zabrakło takich dodatków, jak akcelerometr i żyroskop, a wodoszczelność zapewni sprawne działanie nawet w deszczu. Sony SmartWatch 3 jest dostępny z czarnym lub brązowym paskiem. Jego cena na Allegro zaczyna się od kwoty około 720 złotych.
TomTom Runner 2
Następny na naszej liście – model TomTom Runner 2 to również propozycja skierowana w głównej mierze do sportowców, choć ciekawy i dość elegancki wygląd przypadnie do gustu osobom pracującym, które dbają o swój wygląd. Bardzo spójna i wytrzymała konstrukcja, dostępna w różnych wariantach kolorystycznych, została wręcz najeżona ciekawymi funkcjami.
Na uwagę zasługuje między innymi krokomierz, licznik kalorii, pomiar dystansu i prędkości, a do tego wodoodporność i możliwość wymiany pasków – taki komplet zalet z pewnością spodoba się wymagającym użytkownikom i sportowcom. Co ciekawe, istnieje możliwość połączenia zegarka ze słuchawkami Bluetooth, dzięki czemu możemy zostawić ciężki smartfon w domu i mimo to cieszyć się ulubioną muzyką. Cena? Jest to kwota około 620 złotych.
Pebble Steel
A oto propozycja dla tych, którzy szukają smartwatcha niebanalnego, nietypowego i wyróżniającego się z tłumu innych modeli. Pebble Steel jest dostępny w wielu różnych wersjach, nie posiada kolorowego wyświetlacza, gdyż zamiast niego zastosowano tzw. e-papier, zaś dodatkowe funkcje z pewnością przydadzą się zarówno w pracy, jak i podczas treningu.
Oprócz podstawowych funkcji, związanych z powiadomieniami o nieodebranych połączeniach czy wiadomościach, na uwagę zasługuje bardzo długi czas pracy na jednym ładowaniu (nawet 7 dni) oraz wodoszczelność do 50 metrów. Dla wybrednych przygotowano możliwość doboru wyglądu tarczy zegarka spośród wielu animacji i gotowych projektów. Na Allegro za Pebble Steel trzeba zapłacić około 850 złotych.
Motorola Moto 360
Nasze zestawienie zamyka bardzo stylowa i elegancka Motorola Moto 360. To idealny smartwatch dla tych, którzy nie mogą się zdecydować: piękny i elegancki zegarek tradycyjny czy funkcjonalny smartwatch. W tym modelu zamknięto wszystkie najważniejsze cechy obu rozwiązań.
Zacznijmy od wyglądu. W zależności od wersji Motorola Moto 360 może być wyposażona w skórzany pasek lub stalową bransoletę – w każdym przypadku może to być odcień np. srebra, szarości, czerni. Jedynie koperta pozostaje bez zmian – jest okrągła, klasyczna, o dość grubym przekroju, idealnie pasująca do eleganckiego stroju wieczorowego. Oczywiście, tarcza może być dowolnie konfigurowana i tylko od preferencji użytkownika zależy, czy będzie to chronograf, minimalistyczny czy też elektroniczny zegarek.
Dodatki? Smartwatch posiada pulsometr, czujnik oświetlenia zewnętrznego, akcelerometr, żyroskop, kompas, funkcje pogodowe, dwa mikrofony i możliwość ładowania indukcyjnego. Cena na Allegro zaczyna się od poziomu około 600 złotych za wersję ze skórzanym paskiem. Odmiana z bransoletą to koszt nawet 1000 złotych. | Smartwatch do 1000 złotych – styczeń 2016 |
Zgodnie z zasadami rekompensat za awarie techniczne zwrócimy opłaty za oferty kończące się 19 listopada między godziną 14:50:00 a 15:09:59. Zgodnie z zasadami rekompensat za awarie techniczne zwrócimy opłaty za oferty kończące się 19 listopada między godziną 09:54:00 a 10:02:59 oraz między 14:50:00 a 15:09:59.
Przepraszamy za utrudnienia. | 19 listopada: problemy z działaniem serwisu |
Tolkienowskie Śródziemie cierpi na niedostatek dobrych gier. Niech dowodem na to będzie fakt, że najlepiej oceniane produkcje w tym uniwersum to wersje LEGO trylogii i „Hobbita”. „Śródziemie: Cień Mordoru” jest pod tym względem przełomowym tytułem, a kto wie, może zapowiedzią dobrych czasów dla fanów „Władcy Pierścieni”. Obok historii Pierścienia
Twórcy umiejscowili akcję „Cienia Mordoru” pomiędzy wydarzeniami przedstawionymi we „Władcy Pierścieni” i „Hobbicie”. Taki zabieg pozwolił producentom na dużą swobodę artystyczną, w tym na rozbudowywanie tolkienowskiego uniwersum.
Nie są to szczególnie daleko idące ingerencje – ot rozwinięcie bestiariusza czy nowe zwyczaje starych istot. Ortodoksyjni wielbiciele twórczości mistrza będą kręcić nosami, cała reszta nie zwróci na to uwagi.
Fabuła? Jaka fabuła?
Kierujemy poczynaniami Taliona – komendanta garnizonu pilnującego północnego wejścia do Mordoru. Siły Saurona szturmują naszą placówkę. Orkowie na oczach bohatera mordują mu rodzinę, a następnie… jego samego.
Jednak budzimy się do życia, czego przyczyną jest tajemnicza klątwa. Wiąże nas z tajemniczym elfem, którego tożsamość stopniowo odkrywamy. Ruszamy do Mordoru, by zemścić się na zabójcach.
Oklepany punkt zawiązania fabuły mógłby rozwinąć się w ciekawą opowieść, gdyby relacja między duchem elfa i głównym bohaterem została lepiej naszkicowana. Nic z tego. Opowieść jest sztampowa do bólu. Tylko że nie ona jest esencją rozgrywki.
Mix hitowych tytułów
Można odnieść wrażenie, że twórcy „Cienia Mordoru” uważnie obserwowali, co stało za sukcesem różnych bestsellerów ostatnich lat i zaimplementowali stosowane w nich rozwiązania w swojej produkcji. Mamy tu więc mechanikę walki podobną do „Arkham: Asylum” (recenzja do przeczytania tutaj) czy system parkouru zbliżony do serii „Assasin’s Creed”. W naśladownictwie nie ma nic złego, zwłaszcza jeśli jest zrobione dobrze.
Orkowi przywódcy
Najciekawszym i innowacyjnym elementem „Cienia Mordoru” jest system pojedynków z orkami. Ci mają hierarchię w obrębie swojej armii. Jeżeli nas zgładzą – awansują. Im wyżej na drabinie kariery jest dany ork, tym silniejszy. Orkowie toczą nawet pojedynki między sobą o przywództwo! Cały system jest generowany losowo, co sprawia, że ponowne podejście do gry może wyglądać zupełnie inaczej niż pierwsza rozgrywka.
„Cień Mordoru”to czysta gra akcji. W tym zakresie zdecydowanie wybija się ponad przeciętność. Trochę szkoda zmarnowanego potencjału ciekawej w punkcie wyjścia historii. Ci, którzy od gry oczekują przede wszystkim intrygującej fabuły, muszą poszukać innego tytułu.
Wymagania systemowe „Middle-earth: Shadow of Mordor”
Minimalne:
* System operacyjny: 64-bit Windows Vista (SP2)/Windows 7 (SP1)/Windows 8.1
* Procesor: Intel Core i5-750 2.67 GHz/AMD Phenom II X4 965 3.4 GHz
* Pamięć: 3 GB RAM
* Karta graficzna: GeForce GTX-460/Radeon HD 5850
* DirectX: wersja 11
* Miejsce na dysku: 44 GB dostępnej przestrzeni
Zalecane:
* System operacyjny: 64-bit Windows 7 (SP1)/Windows 8.1
* Procesor: Intel Core i7-3770 3.4 GHz/AMD FX-8350 4.0 GHz
* Pamięć: 8 GB RAM
* Karta graficzna: GeForce GTX 660/Radeon HD 7950
* DirectX: wersja 11
* Miejsce na dysku: 57 GB dostępnej przestrzeni
Dostępność
Gra „Middle-earth: Shadow of Mordor” dostępna jest na: PC, PS3, PS4, Xbox360, XboxOne.
Źródło okładki: www.lith.com | „Middle-earth: Shadow of Mordor” – recenzja |
Nieduży głośnik Denona mieści się w kompaktowej obudowie, jest wodoodporny, a dzięki opatentowanej technologii MaxxAudio i ponadwymiarowym przetwornikom ma zapewnić dźwięk, którego nie spodziewalibyśmy się po tak małym urządzeniu. Czy te obietnice zostały spełnione? Budowa i funkcje
Envaya Mini od razu po wyjęciu z wysokiej jakości opakowania przypadła nam do gustu. Urządzenie wzbudza zaufanie prostym designem i przyjemnymi w dotyku materiałami, z których zostało wykonane. Ważący pół kilograma głośnik ma kształt walca wypełnionego metalową siatką
i zakończonego po obu końcach gumowymi ochraniaczami. Te ostatnie służą do stabilnego oparcia urządzenia, a Envayę możemy też postawić na jednym z ochraniaczy w pozycji pionowej.
Na prawym boku urządzenia znajdziemy cztery wtopione w gumę przyciski: włączania, odtwarzania/pauzy
i regulacji głośności. Na lewym boku producent umieścił ukryte pod gumową zaślepką gniazdo ładowania microUSB i wejście audio minijack. Obok znajdziemy przycisk stanu baterii i diodę, która swoim kolorem pokazuje zużycie akumulatora. Kolor zielony świadczy o zapełnieniu baterii w 70-100%, pomarańczowy 30-69, a czerwony 1-29. To wygodny sposób na kontrolę stanu naładowania. Bateria ładuje się 2,5 godziny i zapewnia około 10 godzin pracy.
Dzięki wbudowanemu mikrofonowi z redukcją szumów Denon Envaya mini może służyć również jako zestaw głośnomówiący. Łączność Bluetooth jest obsługiwana za pomocą zapewniającego wysoką jakość dźwięku kodeku aptX o niskiej latencji. To ostatnie oznacza, że Envaya sprawdzi się jako głośnik do oglądania filmów – opóźnienie w przesyłaniu dźwięku wynosi zaledwie 32 milisekundy. Dźwięk pozostanie więc zsynchronizowany z obrazem.
Za brzmienie odpowiadają dwa 40-milimetrowe przetworniki i głośnik pasywny o rozmiarach 40 x 83 mm. Nad całością czuwa procesor DSP z technologią MaxxAudio, która dzięki użyciu efektów psychoakustycznych jest w stanie zapewnić nawet niewielkim głośnikom dużą dynamikę, głośność, mocny bas i naturalny, przestrzenny dźwięk – tak donosi strona producenta tego opatentowanego rozwiązania.
W naszym teście parowanie z komputerem przebiegło bez problemu. Jeszcze prościej połączymy Envayę ze smartfonem wyposażonym w NFC – wystarczy przyłożyć go do głośnika. Urządzenie może być połączone w sumie z aż ośmioma nadawcami dźwięku. W zestawie znajdziemy etui dla głośnika oraz kabel ładowania USB.
Brzmienie
Jesteśmy raczej nieufni wobec obietnic producentów, którzy mają w zwyczaju bardzo zachwalać produkty w swoich materiałach marketingowych. Envaya mini ma zapewniać dźwięk dużo większy niż wynikałoby to rozmiarów urządzenia, w tym dobry bas. Biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z urządzeniem o rozmiarach zbliżonych do puszki piwa – byliśmy sceptyczni.
Niepotrzebnie, bo Envaya zaskakuje dużym, przyjemnym dla ucha brzmieniem, któremu nie brakuje basu. Wręcz przeciwnie – fundament brzmi po prostu rewelacyjnie jak na rozmiar tego głośnika. Słuchanie muzyki z silną partią rytmiczną, takiej jak hip-hop czy funk sprawia dużą przyjemność.
Również nagrania elektroniczne z rozbudowaną przestrzenią brzmią bardzo dobrze. Denon brzmi o wiele szerzej niż wynikałoby to z jego szerokości, przestrzeń jest jak na klasę tego urządzenia imponująca. Brzmienie w swoim całokształcie ma ciepły, relaksujący charakter. Wysokie tony są spokojne, ale nie znaczy to, że jest ich za mało. Wyraźnie i ciepło brzmią głosy, o czym mogliśmy przekonać się słuchając albumu Elli Fitzgeralda i Louisa Armstronga „Ella and Louis again”. Podczas odsłuchów płyty „Random Access Memorys” duetu Daft Punk udało nam się osiągnąć wysoki poziom nagłośnienia bez przesterowania, a brzmienie pozostało angażujące i przyjemne dla ucha.
Podsumowanie
Denon Envaya mini to imponujący mały głośnik. Dobrze wykonany, wodoodporny, prosty w obsłudze. Brzmienie – jak na klasę tego urządzenia –jest bardzo dobre, wrażenie robi mocny i wyraźny bas oraz naturalność i przestrzenność dźwięku. Denon spełnił swoje obietnice z nawiązką. Polecamy! | Denon Envaya Mini – testujemy mały głośnik przenośny z potężnym brzmieniem |
Kiedy ostre, wiosenne słońce zaczyna mocniej świecić, bardziej widoczne stają się wszystkie smugi i zabrudzenia na szybach. To sygnał, że trzeba pomyśleć o umyciu okien. A nie wszyscy to lubią… Warto zatem zaopatrzyć się w przydatne akcesoria, które usprawnią nam pracę. Jesienią i zimą, kiedy dni są krótkie, a okna często zasłonięte, nie mamy okazji przyglądać się szybom okiennym. Nie drażni nas, że są brudne, bo tego po prostu nie widzimy. Ale kiedy dni robią się coraz dłuższe, kurz i osady, jakie zgromadziły się na oknach podczas zimowych miesięcy, zaczynają coraz bardziej rzucać się w oczy. Jeśli chcemy, aby wiosenne słońce mogło bez przeszkód rozświetlać nasze mieszkanie, czas pomyśleć o gruntownym umyciu okien.
Od czego zacząć?
Przede wszystkim od ściągnięcia z okien i parapetów wszystkiego, co na nich wisi, stoi lub leży, czyli zasłon, firan, żaluzji (o ile można je zdejmować), kwiatków z parapetów itp. To znacznie usprawni nam pracę. Potem zabieramy się za czyszczenie okiennych ram, na których gromadzi się najwięcej brudu, kurzu i sadzy. Białe ramy okien wykonanych z plastiku są szczególnie trudne do dokładnego umycia. Brud „wżera się” w plastikową powierzchnię, dlatego samo przetarcie mokrą szmatką nie daje spodziewanych rezultatów. Dobry efekt przynosi dopiero czyszczenie ramy szorstką stroną gąbki kuchennej, polanej odrobiną płynu do mycia naczyń. Wtedy mamy pewność, że wszystkie zabrudzenia znikną, a rama będzie lśniła bielą jak nowa.
Szyby najlepiej jest najpierw przetrzeć mokrą ściereczką namoczoną w wodzie z płynem do naczyń, który rozpuszcza tłuszcz. Jeśli są mocno zabrudzone, musimy zrobić to kilkakrotnie, za każdym razem płucząc ściereczkę. Dopiero tak oczyszczoną szybę możemy spryskać płynem do mycia szyb.
Niektóre płyny są przeznaczone do mycia nie tylko szyb, ale również ram okiennych (np. marki Clin lub Ajax). Jeśli jesteś niecierpliwa, wystarczy, że przygotujesz sobie spory zapas ściereczek jednorazowych oraz spryskiwacz z takim płynem, a po pół godzinie okno jest czyste i lśniące.
box:offerCarousel
Najlepsze do szyb
Czym polerować szyby? Większość ścierek zostawia na nich ślady i drobne włoski, zbyt szorstkie je rysują. Nasze babcie czyściły okna… papierem. Również dziś niektóre panie domu lubią polerować szyby papierowymi ręcznikami.
Współczesnym wynalazkiem, znacznie przyśpieszającym mycie i polerowanie szyb, są specjalne myjki, z reguły wyposażone w gumowe ssawki, na które można nakładać ściereczki z mikrofibry, wchłaniające nadmiar wody. Można też kupić myjkę z zasilaniem akumulatorowym, która znacznie ułatwia pracę. Do mycia okien doskonale nadają się też zwykłe ściereczki z mikrofibry – są bardzo chłonne i trwałe, nie „rozchodzą się” jak papier po jednym użyciu.
box:offerCarousel
Perfekcyjna pani domu
Na rynku są również specjalne, profesjonalne zestawy do mycia okien, które mogą też posłużyć do innych celów, np. mycia podłóg czy łazienki. W ich skład zazwyczaj wchodzą: myjka zakończona gumową lub silikonową ssawką, nakładka z mikrofibry, wiaderko na wodę, uchwyty i zmywaki. Ceny w zależności od marki wahają się od kilkudziesięciu do kilkuset złotych za zestaw. Takie estetycznie wyglądające komplety mogą znacznie uprzyjemnić nam monotonne domowe zajęcia i sprawić, że nawet zwykłe mycie okien będzie przyjemnością. Perfekcyjna pani domu nie zapomina oczywiście o włożeniu gumowych rękawic, które chronią skórę dłoni przed szkodliwym wpływem środków chemicznych.
Lśniące czystością okna to widok, który ucieszy każdą panią domu. Odpowiedni płyn, ściereczki i gąbki pomogą nam w uzyskaniu oczekiwanego efektu. Ale nie popadajmy w przesadę w tropieniu smug na szybach. W ostrym słonecznym świetle nawet najlepiej umyta szyba nie wygląda idealnie. A poza tym – okna będą czyste tylko do pierwszego deszczu… | Wiosenne mycie okien – przydatne akcesoria |
Apple Pay wreszcie trafiło do oferty polskich banków. Sprawdzamy, jaki trzeba mieć telefon, żeby skorzystać z systemu płatności zbliżeniowych Apple’a, który pozwala rozliczać się za zakupy i usługi. Apple wprowadził do swoich urządzeń wsparcie dla Apple Pay w 2014 roku wraz z premierą nowych telefonów, które jako pierwsze w historii zostały wyposażone w chip NFC. W przeciwieństwie do smartfonów z Androidem ten podzespół w iPhone’ach wykorzystywany był wyłącznie do systemu płatności od producenta telefonu i nie miały do niego dostępu aplikacje banków.
Apple Pay w Polsce – od teraz ze wsparciem banków
Ponieważ smartfon zastępuje kartę płatniczą, pozwala opłacić produkty lub usługi w niemal każdym terminalu, który przyjmuje płatności zwykłymi kartami zbliżeniowymi. Apple Pay, technicznie rzecz biorąc, działało w naszym kraju już wcześniej, ale mogły skorzystać z niego przez lata wyłącznie osoby, które miały w telefonie podpiętą kartę z zagranicznego banku.
Polacy musieli czekać aż cztery lata, zanim Apple Pay dostanie wsparcie polskich banków. Zdecydowały się na to Alior Bank, BGŻ BNP Paribas, BZ WBK, Getin Bank, mBank, Nest Bank, Pekao, Raiffeisen Polbank i T-Mobile Usługi Bankowe. W wyniku tego wieloletniego oczekiwania telefonów, które obsługują Apple Pay, można znaleźć w sprzedaży w Polsce całkiem sporo.
iPhone X
iPhone X jest pierwszym smartfonem Apple’a, który ma niemal bezramkowy, 5,8-calowy ekran OLED z wycięciem u góry o proporcjach 18:9. W urządzeniu zabrakło przycisku Home, a skaner linii papilarnych znany ze starszych modeli zastąpił w nim mechanizm rozpoznawania twarzy Face ID.
Najnowszy telefon w ofercie Apple’a oczywiście wspiera Apple Pay. W przypadku tego urządzenia, aby dokonać płatności, należy dwukrotnie wcisnąć przycisk boczny, a następnie dokonać autoryzacji poprzez zeskanowanie twarzy. Potem wystarczy tylko przyłożyć telefon do terminala.
iPhone 8 i iPhone 8 Plus
Wsparcie dla płatności zbliżeniowych znalazło się również w pozostałych dwóch telefonach Apple’a z kolekcji na 2017 rok. iPhone 8 oraz iPhone 8 Plus mają konstrukcję bazującą na modelach z poprzedniego roku. Największą zmianą są szklane plecki, które pozwalają ładować je bezprzewodowo, ale w obudowie znalazł się też lepszy aparat i nowy procesor. Nie zabrakło oczywiście chipu NFC.
Aby dokonać płatności tymi telefonami, wystarczy przyłożyć telefon do terminala. Po wyświetleniu się monitu należy przyłożyć kciuk do czytnika linii papilarnych Touch ID, by autoryzować płatność. Innym sposobem dokonania płatności jest wywołanie Apple Pay poprzez dwukrotne dotknięcie przycisku Home. Po autoryzacji poprzez zeskanowanie linii papilarnych można przybliżyć telefon do terminala. Ten sposób pozwala zapłacić inną kartą niż domyślna.
Jakie inne iPhone’y wspierają Apple Pay?
Apple Pay na swoich telefonach mogą skonfigurować również posiadacze starszych telefonów Apple’a. Na liście sprzętów wspierających to rozwiązanie znalazły się też iPhone SE, który konstrukcją bazuje na iPhonie 5s, oraz telefony iPhone 7 i iPhone 7 Plus, iPhone 6s i iPhone 6s Plus oraz iPhone 6 i iPhone 6 Plus. Ostatnie dwa urządzenia były pierwszymi, które miały wsparcie dla Apple Pay.
Apple Pay na tych telefonach działa identycznie jak na smartfonach iPhone 8 i iPhone 8 Plus, a do autoryzacji płatności wykorzystywany jest czytnik linii papilarnych Touch ID. Jedyną praktyczną różnicą, jaką można wskazać, jest liczba kart, które można dodać. iPhone’y z 2017 roku (iPhone X, iPhone 8 i iPhone 8 Plus) pozwalają dodać do Apple Pay 12 kart. Starsze urządzenia mają limit ośmiu kart.
Apple Pay – nie tylko smartfony
Do płatności zbliżeniowych można wykorzystać nie tylko smartfony, ale również zegarki Apple’a. Także te urządzenia wyposażono w chip NFC oraz niezbędne oprogramowanie. Należy tylko pamiętać, że wcześniej trzeba dodać dane karty płatniczej osobno do zegarka.
Posiadaczy tego gadżetu ucieszy też pewnie fakt, że dokonywanie płatności Apple Watchem jest jeszcze prostsze niż płacenie telefonem. Wystarczy dwukrotnie wcisnąć przycisk boczny i przyłożyć zegarek do terminala. Nic nie stoi też na przeszkodzie, by z obu metod korzystać zamiennie.
Co ciekawe, użytkownicy Apple Watch nie muszą mieć iPhone’a z powyższej listy, by korzystać z Apple Pay. Do płatności można wykorzystać zegarki sparowane również ze starszymi telefonami, pod warunkiem że zainstalowana jest na nich najnowsza wersja systemu iOS.
Podsumowanie
Z systemu płatności bezstykowych Apple’a mogą korzystać wyłącznie posiadacze urządzeń Apple’a. Ze względu na to, że niezbędny do realizacji płatności jest chip NFC, Apple Pay dostępne jest tylko na iPhone’ach wprowadzonych do sprzedaży w 2014 roku lub później, w których taki podzespół został zamontowany. Ze względów bezpieczeństwa muszą mieć zainstalowaną najnowszą wersję oprogramowania. | Jaki smartfon do Apple Pay? |
Zima to pora roku, która sprzyja wybieraniu ciężkich, otulających perfum. Nuty korzenne, orientalne, kadzidlane świetnie wtapiają się w skórę, nie ulatują na mrozie oraz rozpościerają się przyjemną chmurą podczas zdejmowania grubego płaszcza. Ciężkie, kultowe klasyki świata perfum to doskonały pomysł na chłodny sezon. Latem są dość duszące i mogą nużyć, zaś w zimowym otoczeniu ukazują pełnię swoich możliwości. Wśród propozycji podanych w zestawieniu znaleźć można takie, które powinny zagościć w kolekcji każdej, szanującej się miłośniczki perfum!
Yves Saint Laurent Opium i Black Opium
Wydanie w latach 70. XX wieku perfum o nazwie Opium obiło się w świecie głośnym echem. Na niesamowite zainteresowanie składało się porównanie do narkotyku, kontrowersyjna reklama telewizyjna oraz niepowtarzalna, nowatorska mieszanka nut zapachowych. Opium to świat orientu zamknięty w buteleczce. Są tu aromaty bergamotki, mandarynki, konwalii, goździka, jaśminu, kadzidła, ambry i wanilii.
Na zainteresowanie zasługuje również o wiele młodsza kompozycja spod tego samego szyldu, czyli Black Opium. To orientalno-kwiatowe perfumy, które, od zaledwie 4 lat obecności na rynku, już zyskały miano kultowych. Znajdziemy tu intensywny różowy pieprz, kwiat pomarańczy, kawę, jaśmin, gorzkie migdały, lukrecję, cedr, paczulę i drzewo kaszmirowe. Doskonałe na wieczorne wyjścia!
Lancome La Vie Est Belle
La Vie Est Belle marki Lancome zostały wydane w 2012 roku. Hasło przewodnie zachęcające do radości z życia oraz butelka inspirowana wygiętymi w uśmiechu ustami, przekonały kobiety na całym świecie do wypróbowania zapachu. Niepowtarzalna mieszanka zaskarbiła sobie szerokie grono fanek, które chętnie wybierają ją właśnie dla przełamania szarości zimowej aury. W składzie jest czarna porzeczka, gruszka, irys, jaśmin, kwiat pomarańczy, paczula, fasola tonka, wanilia i aromat słodkich pralinek.
Guerlain Shalimar
Wspaniałe, klasyczne, orientalne perfumy z bogatą historią to z pewnością Shalimar od Guerlain. Powstały już w latach 20. XX wieku, jako pierwsze orientalne perfumy w zachodnim świecie. Są inspirowane cesarskimi ogrodami Indii. Nawiązują do miłości i szaleństwa zmysłów. Warto choć raz zatopić się w ich zapachu. W mieszance znajdują się nuty: cytrusów, cedru, bergamotki, irysa, paczuli, jaśminu, róży, skóry, drzewa sandałowego, piżma, kadzidła, fasoli tonka, a nad wszystkim zdecydowanie króluje wanilia.
Chanel No. 5
Trudno wyobrazić sobie bardziej kultowe perfumy, niż Chanel No. 5. Znane są na całym świecie, a ich sława trwa nieprzerwanie od 1921 roku, kiedy to stworzone zostały przez Ernesta Beaux na specjalne zamówienie wybitnej projektantki Coco Chanel. To dosyć intensywny, ciężki zapach, który warto wypróbować właśnie zimą. Niemal pewne, że stanie się stałym rezydentem półki z kolekcją perfum. W mieszance znajduje się ponad 80 składników, w tym: ylang-ylang, neroli, bergamotka, cytryna, irys, jaśmin, konwalia, róża, ambra, drzewo sandałowe, paczula, piżmo, wanilia, mech i syntetyczne komponenty, czyli aldehydy.
Dior Hypnotic Poison
Kolejnym przykładem ciężkich, kultowych perfum, którymi warto zainteresować się zimą, jest Hypnotic Poison Diora. Już sam flakon zachęca do testów. Jest to jabłko-pokusa, które, jak sama nazwa wskazuje, zawiera truciznę. To jednak słodka trucizna, która zniewala każdego, kto spotka osobę nią pachnącą. W składzie znajdują się: morela, śliwka, kokos, tuberoza, jaśmin, konwalia, róża, kminek, drzewo sandałowe, migdał, wanilia i piżmo.
Nie ma lepszej pory na ciężkie i hipnotyczne zapachy niż zima. Chłodne otoczenie sprzyja przeżywaniu każdej nuty z osobna tych złożonych kompozycji. Na półkach szukamy więc kultowych pozycji, które od lat cieszą się niesłabnącym uznaniem. Czas przekonać się, na czym polega ich fenomen! | Ciężkie perfumy na zimę – kultowe propozycje |
Skończyły się czasy, w których sprzęty elektroniczne były brzydkie i nudne. Dzisiaj gadżety nie tylko muszą być funkcjonalne, ale też mają dobrze się prezentować. Dotyczy to tak samo komputerów, telefonów komórkowych, jak i słuchawek. Chociaż wydawałoby się, że w przypadku tych ostatnich trudno o oryginalność, to jednak można znaleźć wiele modeli, które powinny przypaść do gustu fanom mody. Słuchawki zazwyczaj kojarzą nam się z nudnym wzornictwem i takimi samymi kolorami, a przecież to urządzenia, które nosimy na sobie. Tym samym mogą być częścią naszej stylizacji. Które modele wyróżniają się swoim designem?
AKG Y50
Firma AKG uchodzi za jedną z najlepszych na rynku audio. Nie ma czemu się dziwić. Przez lata oferowała wysokiej jakości produkty. Nie inaczej jest w przypadku słuchawek nausznych Y50. Ich pasmo przenoszenia mieści się w zakresie od 16 Hz do 24 kHz, co jest bardzo dobrym wynikiem. Jednak oprócz dobrych parametrów technicznych wyróżniają się też odważną stylistyką i ciekawymi kolorami. Dzięki temu mogą być elementem oryginalnej stylizacji. Kosztują około 300-400 zł.
XX.Y Dynamic 10
XX.Y Dynamic 10 to tak naprawdę połączenie trzech urządzeń – słuchawek bezprzewodowych, słuchawek przewodowych oraz odtwarzacza MP3 z radiem. Łączą w sobie dobrej jakości dźwięk z unikalnym i odważnym stylem. Wyposażone są w akumulator, który pozwala na około 12 godzin słuchania muzyki, oraz czytnik kart pamięci, dzięki któremu można cieszyć się ulubioną muzyką bez dodatkowego odtwarzacza. Ich pasmo przenoszenia mieści się w zakresie od 20 Hz do 20 kHz, a czułość to 105 dB. Mają też wbudowany odbiornik FM. Trzeba za nie zapłacić około 100-130 zł.
Monster DNA
Słuchawki Monster DNA już przy pierwszym kontakcie przykuwają uwagę wzornictwem. Nie ma się czemu dziwić. Powstały one we współpracy z firmą Adidas, która odpowiadała właśnie za odważny, sportowy design. Może nie sprawdzą się w przypadku bardziej eleganckiej stylizacji, ale na co dzień będą wyglądać bardzo dobrze. Dużą zaletą są aż dwa wyjścia audio, dzięki którym muzyki mogą słuchać 2 osoby jednocześnie. Dostępne są w kilku wersjach kolorystycznych, w tym czerwono-czarnej, niebiesko-białej czy też żółto-pomarańczowej. Kosztują około 500 zł.
Marshall Major II
Marshall to firma znana przede wszystkim z produkcji wzmacniaczy gitarowych. Jednak w swoim portfolio ma wiele produktów, w tym także słuchawki. Model Marshall IIto nie tylko świetne parametry, np. pasmo przenoszenia od 10 Hz do 20 kHz, ale też bardzo ciekawy design. Stylizowany jest na urządzenia retro. Szczególnie dobrze prezentuje się w kolorze brązowym, chociaż dostępne są także wersje – biała, czarna i grafitowa. Za słuchawki trzeba zapłacić od 200 do 300 zł.
Kruger&Matz KM0108
Słuchawki polskiej firmy Kruger&Matz to model dokanałowy. W jaki sposób KM0108może wyróżniać się swoim wyglądem? W tym przypadku chodzi o częściowo drewnianą obudowę. Właśnie z tego powodu słuchawki są dostępne w takich kolorach jak: heban, wiśnia oraz palisander. W połączeniu z oryginalnym wzornictwem idą niezłe parametry technicznej – pasmo przenoszenia w zakresie od 18 Hz do 22 kHz, impedancja 32 Ohm czy też znamionowa moc wyjściowa ma poziomie 5 mW. Słuchawki nie są też specjalnie drogie. Można je kupić już w cenie 70-80 zł.
Ostatnie lata pokazują, że producenci sprzętów elektronicznych – w tym słuchawek – coraz częściej przywiązują uwagę do wzornictwa. Gadżety przestały być nudne. Słuchawki można znaleźć prawie w każdym kolorze - czerwone, różowe, zielone, niebieskie, pomarańczowe, fioletowe. Dzięki temu mogą być jednym z elementów ciekawej stylizacji. | Słuchawki dla prawdziwych fashionistek – modele, które zachwycają designem |
Na ekrany polskich kin wszedł właśnie długo oczekiwany film o Marii Skłodowskiej-Curie z Karoliną Gruszką w roli głównej. Jeśli fascynuje cię biografia słynnej noblistki, koniecznie sięgnij po książkę Laurenta Lemire’a. Autor książki to francuski dziennikarz „Le Nouvel Observateur” i „Livres Hebdo”, który w swoich esejach i pracach biograficznych bardzo chętnie opisuje słynne postaci świata nauki i kultury. Czy udało mu się nakreślić wyraźny i prawdziwy portret Marii Skłodowskiej?
Maria
Lemire prowadzi narrację chronologicznie, zaczynając od dzieciństwa i młodości, które Maria spędziła w Polsce. Jednak już w tym pierwszym rozdziale, który jest bardzo krótki i mogłoby się wydawać, że potraktowany wręcz po macoszemu, widać, że Lemire’a bardziej interesują lata, kiedy noblistka mieszkała we Francji. Nic w tym dziwnego, słynna chemiczka spędziła tam większość swojego życia, jednak polskich czytelników może nieco rozdrażnić fakt powierzchownego prześlizgnięcia się po rodzimych wątkach jej biografii.
Trzeba jednak od razu dodać, że ta francusko-centryczna narracja autora także ma swoje zalety. Wyjmując Skłodowską z kontekstu Polski pod zaborami, Lemire odziera ją nieco z aury patriotycznego symbolu, a pozwala zobaczyć jako kobietę z krwi i kości. Okazuje się, że mimo fotografii, z których Maria zawsze spogląda poważna i zamyślona, nie stroniła od zabawy i rozrywek, o czym przeczytamy w jej liście: „Robimy wszystko, co nam przychodzi na myśl, sypiamy w nocy, drugi raz w dzień, tańczymy i w ogóle dokazujemy tak, że czasem zasługiwalibyśmy na to, żeby nas zamknąć w domu obłąkanych…”.
Francuski kontekst pozwala także lepiej poznać świat, w którym na co dzień obracała się Maria: francuskich uczonych, profesorów Sorbony i europejskich znakomitości, których spotykała na kongresach. Czytając książkę Lemire’a, można uświadomić sobie, jak wiele działo się w czasach działalności Skłodowskiej w Europie – Roentgen, Einstein, Freud, Bergson, Picasso – to tylko kilka nazwisk słynnych postaci nauki i kultury, które przywołuje autor.
Żona, matka, kochanka i… emancypantka
Lemire nie zapomina także o życiu prywatnym Marii, opisując jej wielką miłość do męża Piotra Curie i tragedię, jaką była dla niej jego śmierć. Córki Marii odczuły tę stratę podwójnie: kiedy matka rzuciła się w wir pracy, dziewczynki przeniesiono do Sceaux, gdzie zamieszkały z dziadkiem Eugeniuszem Curie. W tym czasie Skłodowska próbowała zabezpieczyć swoją pozycję jako wybitnego naukowca, co nie było łatwe w mizoginistycznym Paryżu początku wieku. Ostatecznie otrzymała po mężu katedrę fizyki ogólnej na Sorbonie, nie obyło się jednak bez wątpliwości i niechęci części profesorów.
Zasłużona chemiczka i laureatka Nobla padła ponownie ofiarą podwójnych standardów, kiedy na jaw wyszedł jej romans z Paulem Langevine’em. Maria zaczęła pojawiać się w brukowcach jako ta obca –polska Żydówka, która rozbiła porządną, francuską rodzinę. Skłodowska stała się ofiarą antysemickich i mizoginistycznych moralistów, którzy postanowili zrobić z niej w tej sytuacji kozła ofiarnego i kobietę, która wykorzystuje mężczyzn (Curie i Langevine’a) do realizacji swoich ambitnych celów. Na szczęście to wydarzenie nie złamało Skłodowskiej, która, mimo kampanii oszczerstw, dzięki pomocy przyjaciół otrzymała wkrótce kolejnego Nobla.
Lemire nie pomija także działalności Skłodowskiej w Lidze Narodów, gdzie aktywnie pracowała na rzecz rozwoju nauki i współpracy międzynarodowej w tym zakresie. Przypomina także jej pomoc francuskim żołnierzom w czasie wojny i oczywiście nieustające kontakty z Polską.
„Maria Skłodowska-Curie” to ciekawa pozycja, która z pewnością pozwoli ci poznać kilka nieznanych dotąd faktów z życia słynnej noblistki. Popularnonaukowa książka to lekka lektura, którą pochłoniesz w jeden wieczór. Być może w pracy Lemire’a brakuje wielu szczegółów, które zadowoliłyby historyków. Jednak nie umniejsza to biografii jego autorstwa, z której wyłania się portret kobiety niezwykłej – pokonującej przeciwności i konwenanse, poświęconej nauce i społeczeństwu, któremu ofiarowywała wyniki swojej pracy.
*Źródło okładki: www.wydawnictwoswiatksiazki.pl * | „Maria Skłodowska-Curie” Laurent Lemire – recenzja |
Wycieczka w góry to bardzo przyjemny sposób aktywnego spędzania wolnego czasu. Amatorzy wspinaczki kochają góry za piękne widoki, świeże powietrze i możliwość osiągania coraz to wyższych szczytów. Zima i ferie to świetna okazja do wyruszenia w góry. Do plecaka z najpotrzebniejszymi rzeczami warto wziąć termos z gorącym napojem, by rozgrzać się podczas wędrówki. Przed wyjściem w góry musimy dokładnie zaplanować szlak, jakim będziemy się poruszali, sprawdzić miejsca schronisk, w których będzie można się ogrzać, zjeść ciepły posiłek i przenocować. Na zimowe wędrówki lepiej wybierać trasy często uczęszczane przez turystów, przetarte i przez to łatwiejsze do pokonania.
Termos lub kubek termiczny to podstawa
Potrzebna nam będzie duża butelka wody mineralnej i termos lub dobrej jakości kubek termiczny z gorącym napojem. Kiedy zmarzniemy, nic tak nas nie rozgrzeje jak kubek ciepłej kawy lub herbaty. Niższa temperatura powietrza osłabia pragnienie, jednak musimy pamiętać o regularnym uzupełnianiu płynów. Nawadnianie organizmu jest niezwykle ważne przy wykonywania każdego rodzaju wysiłku fizycznego. Wspinaczka górska może być mocno forsowna, szczególnie zimą, kiedy leży śnieg. Wzmożony wysiłek powoduje, że tracimy dużo wody i musimy ją regularnie uzupełniać. Mamy również zwiększone zapotrzebowanie na energię, którą zużywają nasze mięśnie.
Kawa czy herbata
Wielu z nas pewnie zadaje sobie to pytanie: „Który gorący napój lepiej sprawdza się podczas zimowych wycieczek w góry?”. Z pewnością bardzo dobrym rozwiązaniem będzie herbata słodzona cukrem lub miodem. Herbata zawiera teinę, która skutecznie pobudza organizm i niweluje oznaki zmęczenia. Teina działa wolniej niż inne związki pobudzające, ale dłużej, dlatego może się okazać doskonałym rozwiązaniem na długie wyprawy. Dodatkowo dawka cukru dodana do herbaty zwiększy naszą energię i uzupełni zapotrzebowanie na ten składnik. Pamiętajmy, że wraz z wodą tracimy mikro- i makroelementy, które należy obowiązkowo uzupełniać. Możemy temu zaradzić, dodając odrobinę soku malinowego i sok z cytryny.
Zwolennicy kawy argumentują, że ten aromatyczny napój zawiera kofeinę – związek o działaniu identycznym jak teina, tyle że o wiele silniejszym. Gorąca, czarna kawa wypita o poranku doda nam dużo energii przed wymarszem w góry. Jest jednak małe „ale”. Kawa ma również bardzo silne działanie moczopędne, a to akurat jest niewskazane w górach. Przy tak dużym wydatku energetycznym powinniśmy unikać napojów, które będą zabierały ważną dla naszego organizmu wodę oraz mikro- i makroelementy. Jeżeli jednak zdecydujemy się na kawę, wybierzmy wersję z mlekiem i cukrem.
Najważniejszy jest ubiór
Największym zagrożeniem podczas zimowych wypraw w góry jest mróz. Ze względu na niskie temperatury, które wysoko w górach są jeszcze bardziej odczuwalne, niezbędne będzie zabranie odpowiedniego ekwipunku. Najważniejsza jest odzież, która uchroni nas przed działaniem niskich temperatur. Obowiązkowa będzie tu bielizna termoaktywna, polar lub ciepła bluza, ocieplana kurtka i na wierzch nieprzemakalna kurtka, a także kilka par skarpet, co najmniej dwa zestawy dwu- lub trzywarstwowych rękawiczek, zaimpregnowane treki oraz ciepła czapka. Ten zestaw odzieży może nie przyda nam się w całości, jednak pogoda w górach zmienia się tak szybko, że trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność.
Ubieranie się na tzw. cebulkę nie jest jednak najlepszym rozwiązaniem. Noszenie kilku warstw ubrań może spowodować, że się przegrzejemy i zaczniemy pocić, a to spowoduje wyziębienia organizmu. W góry obowiązkowo musimy zabrać plecak turystyczny, w który będzie można schować aktualnie niepotrzebne atrybuty i ubrania. Do plecaka musimy również spakować tłusty, zimowy kremem z filtrem, który ochroni przed mrozem i wiatrem nieosłonięte części ciała, oraz okulary przeciwsłoneczne na wypadek ostrego słońca, które wysoko w górach odbija się od śniegu i może powodować ślepotę śnieżną, a nawet poparzenia. | Wycieczka w góry – co zabrać do termosu? Kawę czy herbatę? |
Samsung Galaxy Note II N7100, to skrzyżowanie smartfona z tabletem, tzw. phablet. Urządzenie ma ogromny, 5.5-calowy ekran, co – jak się okazuje, da się jednak pogodzić z poręcznością. Według wielu osób, Note II jest tak naprawdę powiększoną wersją Samsunga Galaxy S III, wyposażoną dodatkowo w rysik. Czy tak jest w rzeczywistości? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w niniejszym teście. Pierwsze wrażenia
Tak jak i w przypadku S III, tak i tutaj pewne obawy może budzić plastikowa obudowa urządzenia. Moim zdaniem Note II, jeśli byłby wykonany z aluminium – wiele by na tym stracił. Plastik to bardzo lekkie tworzywo, które w dodatku nie odkształca się po upadku tak, jak aluminium.
Niestety, ale tworzywo, z którego zbudowano Note II jest bardzo śliskie. W spoconych dłoniach tak duże urządzenie jak N7100 – może się łatwo wyślizgnąć i spaść na podłogę. W mojej opinii tył obudowy powinien być zrobiony z chropowatego materiału, który lepiej „trzymałby” się w dłoni.
Kolejną kwestią, która mnie martwi jest sposób, w jaki montuje się tylną klapkę obudowy (pokrywę baterii). Samsung zastosował tutaj metodę na tzw. „wcisk”, gdzie plastikowe zatrzaski dookoła wskakują na swoje miejsce. Szczerze mówiąc nie wiem, czy zatrzaski wytrzymają wielokrotne wciskanie.
Jak mogliście zobaczyć na poprzednich zdjęciach, front smartbletu (oprócz ogromnego, 5,5-calowego ekranu) mieści także komplet czujników, diodę RGB służącą do powiadomień, kamerę do rozmów wideo, „grill” głośnika, dwa przyciski dotykowe oraz fizyczny klawisz Home.
Tył obudowy ze względu na gabaryty urządzenia, ma oczywiście bardzo dużą powierzchnię i niektórym może wydawać się nieco pusty. Znajdują się tu tylko trzy rzeczy – obiektyw kamery, flesz LED i grill głośnika.
Ekran
Producent wykorzystał w Note II ekran Super AMOLED o ogromnej jak na smartfon wielkości, wynoszącej 5,5-cala. Wyświetlacz ma rozdzielczość HD (1280 x 720) oraz proporcje 16:9.
Ekran w Note II jest fenomenalny. Kąty widzenia są doskonałe, to samo tyczy się także kolorów. Czerń w odróżnieniu od ekranów LCD, jest naprawdę czarna. Widoczność wyświetlanego obrazu pozostaje bardzo czytelna, nawet w bezpośrednim słońcu. Pomaga w tym wbudowany sensor natężenia światła, który w razie potrzeby – zwiększa lub zmniejsza jasność ekranu.
Nie muszę chyba dodawać, że oglądanie filmów i granie na Note II to czysta przyjemność. Ekran o proporcjach 16:9 i przekątnej 5,5-cala zaspokoi większość, mobilnych kinomaniaków i amatorów gier. Według mnie Samsungowi udało się osiągnąć idealne połączenie mobilności, z dużą wielkością ekranu. Oczywiście w roli multimedialnych zabawek z pewnością lepiej spiszą się tablety, jednak pamiętajmy, że Note II można spokojnie używać także jako telefonu.
Dźwięk
Niestety, tak jak i w Galaxy S III, tak i tutaj mamy tylko jeden głośnik. Wielka szkoda, że Samsung nie pokusił się zamontowania w tej powiększonej wersji swojego flagowego smartfona zestawu głośników stereo.
Dźwięk wydobywający się głośnika jest świetnej jakości, a co najważniejsze – ma mocne brzmienie (głośniejsze, niż w S III). Urządzenie dobrze odzwierciedla tony średnie i wysokie, z kolei niskie są na zadowalającym poziomie.
Bateria
Producent chwali się, że akumulator wytrzyma nawet 600-godzinne czuwanie lub 550 minut rozmów. Takie wartości są oczywiście w zwykłych, nielaboratoryjnych warunkach praktycznie niemożliwe do osiągnięcia. Mimo wszystko Galaxy Note II w normalnych warunkach użytkowania (sieć 3G) wytrzymuje około 17 godzin rozmów.
Mój test baterii N7100 wykazał, że podczas codziennego, godzinnego rozmawiania przez telefon, równie długiego oglądania wideo i surfowania po internecie – phablet potrafi wytrzymać około 71 godzin. Jest to dużo lepszy rezultat, niż wcześniej testowanego przeze mnie Galaxy S III. Note II wytrzymuje na jednym ładowaniu, przy takim samym użytkowaniu prawie dzień dłużej.
Wydajność
Galaxy Note II „napędza” czterordzeniowy procesor Exynos 4412 Quad, taktowany częstotliwością 1,6 GHz, 2 GB pamięci RAM oraz grafika Mali-400MP. Warto zauważyć, że chipset w Note II jest taki sam, jak w S III – z tą różnicą, że Samsung podkręcił jego taktowanie o 0,2 GHz.
Samsung w Note II zainstalował Android w wersji 4.1 Jelly Bean. Zarówno interfejs, jak i sam system działają bardzo płynnie. Podczas użytkowania telefonu dosłownie tylko kilka razy zdarzyło mi się spowolnić interfejs, obciążając go sporą liczbą zadań jednocześnie.
Kamera
Kamery w Note II są takie same, jak w Galaxy S III (8 Mpix i 1,9 Mpix) i w zasadzie nie da się odróżnić zdjęć wykonanych tymi dwoma urządzeniami. Kamera główna nie budzi żadnych zastrzeżeń. Co prawda zdjęcia, wykonane za jej pomocą nie mogą się równać z tymi, zrobionymi profesjonalnym aparatem. Mimo wszystko, jakość kamery Note II zdecydowanie wyróżnia się na korzyść, w stosunku do innych mobilnych urządzeń dostępnych na rynku.
Interfejs
Interfejs użytkownika Galaxy Note II to według mnie jeden z największych atutów tego smartbletu. Urządzenie ma praktycznie ten sam zestaw aplikacji, co S III (łącznie z nakładką na system TouchWiz) – jednak jest tu także coś, czego S III nie ma, a mianowicie rysik S Pen, który bardzo mocno rozszerza funkcjonalność większości programów.
Jeśli chodzi o nakładkę TouchWiz, to nie mam do niej żadnych uwag. Działa bardzo szybko i jest równie funkcjonalna. Oczywiście, w markecie aplikacji Google Play znajdziemy dużo więcej, lepszych nakładek – jednak dzieło Samsunga wypada przy nich i tak dość dobrze.
Przejdźmy teraz do kwintesencji Note II, czyli rysika S Pen. Według producenta, potrafi on wykryć aż 150 sił nacisku na ekran. Rysikiem świetnie wykonuje się notatki, a nawet rysuje. Na S Pen znajdziemy także mały przycisk, który uruchamia różnego rodzaju gesty. Np. gdy go wciśniemy i dwa razy szybko dotkniemy końcówką S Pena ekranu, włączy się aplikacja S Notes (o której później), w której możemy wykonać notatkę.
Rysik pozwala też np. na pisanie wiadomości SMS. Samsung do Note II zaimplementował doskonały mechanizm rozpoznawania pisma odręcznego, który działa świetnie. Nawet moje, dosyć niechlujne pismo jest w większości przypadków dobrze rozpoznawane i automatycznie zamieniane na tekst „drukowany”.
Oprogramowanie
Samsung nie mógł pozwolić, aby jeden z jego flagowych produktów pojawił się w sklepach bez odpowiedniego oprogramowania. Mamy tu zestaw kilku aplikacji, które dzięki rysikowi S Pen – jeszcze bardziej „rozwijają skrzydła”. Zainstalowane programy, to m.in.:
Notes S – elektroniczny notatnik
S Voice – wirtualny asystent, niestety nie obsługujący języka polskiego
S Terminarz – rozbudowany kalendarz, pomagający w organizacji naszego czasu
Samsung Apps – market z aplikacjami
S Suggest – aplikacja sugerująca nam nowe programy
Podsumowanie
Samsung Galaxy Note II zrobił na mnie jeszcze większe wrażenie, niż Galaxy S III. Ogromny ekran, inteligentny rysik S Pen, doskonała żywotność baterii i wspaniałe możliwości multimedialne pozwalają mi sądzić, iż jest to obecnie najlepsze, dostępne w chwili pisania testu urządzenie z Androidem.
Niestety, 5,5-calowy ekran wymusił na producencie zwiększenie gabarytów smartfona, przez co nie zmieści się ono w bardzo obcisłych dżinsach, a osoby z niewielkimi dłońmi będą miały problemy z jego obsługą. W chwili, kiedy piszę ten tekst – Note II można kupić za około 1400 zł. | Samsung Galaxy Note II N7100 - test phabletu z rysikiem |
Jak sprawić, by odzież dłużej pozostawała świeża i pachnąca? Oto 5 sposobów, których warto spróbować! Wbrew pozorom nie musisz codziennie wrzucać swoich ubrań do prania, by osiągnąć efekt świeżej i pachnącej garderoby. Współczesne technologie oferują mnóstwo sposobów, dzięki którym garderoba oraz rzeczy, które w niej przechowujesz będą pachniały długo i takim aromatem, jaki sobie zażyczysz. Płyn do prania, woreczki z naturalnymi ziołami czy perfumy do szafy. Wybór jest naprawdę ogromny. Oto 5 sprawdzonych chwytów, dzięki którym na zawsze zapomnisz o nieprzyjemnych zapachach w garderobie.
Aromatyczne pranie
Oczywiście wszystko się zaczyna od prania. By ubranie pachniało długo i intensywnie, warto wybrać proszek do prania z zapachem, a także płyn do płukania o podobnym aromacie. Warto pamiętać, że niektóre proszki są neutralne pod względem zapachów. Trzeba zwrócić szczególną uwagę na opakowanie, gdzie będzie informacja, czy ten produkt ma dodatkowe właściwości aromatyczne. Można także wykorzystać ekologiczny olejek zapachowy, który nie zawiera detergentów i nada ubraniu miękkości i niepowtarzalnego zapachu.
Elektroniczny odświeżacz powietrza
Efekty proszku do prania i płynu do płukania będą odczuwalne przez kilka dni. Aby utrzymać aromat w garderobie, możesz postawić na elektroniczny odświeżacz powietrza. Urządzenie posiada dozowniki zapachu, które raz na jakiś czas (np. każde 15 minut) wypryskują w powietrze płyn odświeżający. Do wyboru masz najróżniejsze zapachy. Kapsułki aromatyczne można wymieniać. Takie urządzenia najlepiej sprawdzą się w dużych garderobach, a nie małych szafkach.
Naturalne zioła
Idealnym pomysłem jest także przygotowanie (lub kupienie) woreczka z naturalnymi ziołami, które na długo zatrzymają aromat świeżości w twojej szafie. Jak przygotować taki woreczek? Nie ma nic prostszego! Potrzebujesz do tego kawałka tkaniny, w której zawiniesz suszone zioła oraz kwiaty i owoce. Taki woreczek zaszywasz lub mocno zawiązujesz sznurkiem. Oczywiście w Internecie możesz nabyć już gotowe woreczki zapachowe do szafy.
Coś przeciw molom
Niektóre aromaty w szafie mogą nie tylko dodawać świeżości twojemu ubraniu, ale także skutecznie odstraszać mole. Tutaj najlepiej sprawdzą się takie zioła i przyprawy jak lawenda, goździki, mięta, chmiel, bergamotka czy tymianek.
Aromatyczna woda do prasowania
Przyjemny zapach ubrania może zapewnić także aromatyczna woda do prasowania, która nie tylko ułatwia całą pracę z żelazkiem, ale także dodaje intensywnego aromatu prasowanym częściom garderoby. Produkt ten można wykorzystać zarówno na wilgotnych, jak i na suchych ubraniach.
Intensywnie pachnące ubranie nawet 2 tygodnie po praniu? Tak, to jest możliwe. Używając najróżniejszych preparatów, możesz osiągnąć idealny efekt, a twoje ubranie na długo utrzyma ulubiony zapach. Woreczki zapachowe, elektroniczne odświeżacze czy woda do prasowania – wybór należy do ciebie. Wykorzystując kilka sposobów na raz, z łatwością możesz utrzymać zapach w szafie nawet przez miesiąc. | Co zrobić, by ubranie długo pachniało? |
Na pytanie, z czym kojarzy nam się jesień, większość bez zastanowienia odpowie, że z grzybami! O tej porze roku lasy obfitują w ten kulinarny przysmak, nie dziwi więc, że gros naszych rodaków wyrusza na grzyby. Grzyby mają wyjątkowy smak i aromat. Smakują wyśmienicie podawane jako samodzielne danie, np. panierowane i smażone na maśle. Sprawdzają się również w roli dodatku do innych potraw, m.in. bigosu czy pierogów. Można je suszyć czy marynować i cieszyć się ich smakiem przez całą zimę. Wiele osób lubi je zbierać, traktując wyprawę do lasu jako formę relaksu. Zanim jednak wyruszymy na grzyby, powinniśmy dobrze się do tej wyprawy przygotować.
Odpowiedni strój
Jesień bywa kapryśna: mroźna, mokra albo wręcz przeciwnie, słoneczna i wyjątkowo ciepła. Problem w tym, że wczesnym rankiem, kiedy wyruszamy na grzyby, trudno określić, jaka będzie pogoda, zwłaszcza że nawet w ciepłe, jesienne dni ranki bywają chłodne. Dlatego warto się ubrać na tzw. cebulkę, czyli mieć na sobie kilka warstw ubrań, które możemy kolejno zdejmować, gdy zrobi się ciepło.
Wierzchnią warstwą powinna być kurtka przeciwdeszczowa, a do niej kalosze na wypadek deszczu. Ale ubranie powinno chronić nie tylko przed deszczem czy zimnem. W lesie czyhają inne niebezpieczeństwa, np. węże (w Polsce tylko żmije zygzakowate są niebezpieczne) i owady. Ukąszenie komara, meszki czy pająka zazwyczaj nie jest groźne, ale spotkanie z kleszczem może się skończyć ciężką chorobą.
Ochronią przed nimi m.in. kalosze, najlepiej wysokie, co najmniej do połowy łydki. Nie zapomnijmy też o koszuli z długimi rękawami (nawet gdy jest ciepło) i czapce. Ta odzież uniemożliwi dostanie się kleszcza do ciała.
Warto też zaopatrzyć się w preparaty odstraszające owady, np. w postaci sprejów czy aerozoli. Spryskajmy się nimi przed wyprawą, a jeśli będziemy w lesie kilka godzin, powtórzmy ten zabieg. W ostatnim czasie pojawiły się też urządzenia elektroniczne odstraszające kleszcze. Wytwarzają one ultradźwięki, które nie są słyszalne dla człowieka i zwierząt domowych, ale odstraszają owady nawet w promieniu kilkudziesięciu metrów. Cały ekwipunek najlepiej schować do plecaka. Torba może przeszkadzać w swobodnym poruszaniu się.
box:offerCarousel
Akcesoria grzybiarza
Wędrując po lesie, często spotykamy grzybiarzy z foliowymi torbami. To najczęstszy błąd. Wrzucone do folii grzyby nie tylko się połamią, ale też sparzą, czego efektem są niebezpieczne dla zdrowia substancje powstające w zbiorach. Dlatego koniecznie weźmy ze sobą koszyk wiklinowy, kobiałkę (może być po owocach) lub specjalną torbę na grzyby.
Warto też zadbać, by nie niszczyć grzybni i leśnej ściółki. Właśnie ze względu na grzybnię nie należy grzybów wyrywać, tylko wycinać najlepiej lekko zaokrąglanym nożykiem. Specjalne do grzybów często z drugiej strony mają szczoteczkę, którą oczyścimy grzyby z trawy, piasku czy igliwia. Początkujący grzybiarz powinien mieć ze sobą atlas grzybów, który pomoże określić, czy znalezisko jest jadalne, czy trzeba zostawić je w lesie. Po grzybobraniu warto udać się do najbliższej placówki sanepidu – tam nieodpłatnie dowiemy się, czy zbiory składają się z grzybów jadalnych.
box:offerCarousel
Komfortowe grzybobranie
Spacer po lesie jest bardzo przyjemny, ale też wyczerpujący. Warto więc wziąć ze sobą coś do picia i jedzenia. Butelka wody w ciepłe lub herbata w termosie w chłodniejsze dni są niezbędne. Na dłuższą wyprawę weźmy też coś do jedzenia. Pamiętajmy jednak, by opakowania po jedzeniu zabrać ze sobą i wyrzucić do kosza, np. na przystanku PKS lub leśnym parkingu. Gdy wybieramy się do lasu, którego nie znamy, zaopatrzmy się również w kompas lub nawigację GPS. Pomoże on nam odnaleźć drogę powrotną. Jest skuteczniejszy od smartfonu, który w lesie może stracić zasięg.
Grzybobranie to bardzo przyjemne zajęcie. A spacer po lesie, nawet gdy nie ma grzybów, sprzyja relaksowi. | Niezbędnik grzybiarza |
Jakie ubrania sprawdzają się na wakacjach? Jak wybrać garderobę, aby nie przeciążyć walizki? Zdradzamy tajniki wakacyjnego stylu. Nawet na krótkim wakacyjnym wyjeździe potrzebujemy kilku kompletów ubrań w różnym stylu. Musimy przygotować zestawy na śniadanie, plażę, wędrówkę po lesie oraz spacer po mieście i kolację. Tak wiele okazji, a tak mało miejsca w walizce. Aby nie obciążać naszego bagażu, warto zastanowić się nad urlopową garderobą. Liczy się praktyczność i modowa kalkulacja. Wybieramy stylową bazę do wakacyjnych zestawów
Jeszcze w domu komponujemy zestawy z podstawowych ubrań, które wykorzystamy na różne okazje. Połączmy ze sobą takie elementy, które posłużą na dzień i wieczór. Warto poświęcić czas na sprawdzenie przed lustrem, jak prezentujemy się w wybranych strojach.
Na wakacjach powinnyśmy czuć się wygodnie, dlatego najlepiej jest postawić na miękkie materiały. Bawełniana sukienka maksi doda nam szyku i będzie przyjemna w noszeniu. Długa kreacja zawsze wygląda rewelacyjnie – możemy wystylizować ją na wersję dzienną i wieczorową. Inną propozycją może być modna sukienka w groszki lub kwiaty. Lekka tkanina sprawdzi się podczas upałów. Na miłośniczki nowoczesnego stylu czekają sukienki-tuniki oversize, które włożymy, idąc do restauracji lub podczas intensywnego zwiedzania.
W urlopowych kompozycjach nie możemy pominąć krótkich spodenek. W zależności od dobranej góry, posłużą jako podstawa dziennych i imprezowych stylizacji. W tym sezonie warto postawić na jeansowe szorty lub bawełniane spodenki z wysokim stanem.
Bazą do naszych zestawów będzie także spódnica. Najmodniejsze są obecnie szyfonowe spódnice, które wybieramy w wersjach długich lub asymetrycznych. Możemy postawić także na ołówkową spódnicę podkreślającą figurę lub spódniczkę-bombkę.
Dobieramy modne góry na krótki urlop
Do walizki obowiązkowo dokładamy dopasowany biały top. Szyku doda nam także marynarska koszulka i czarny luźny T-shirt kimono. Takie góry stworzą z szortami czy spódnicą stylowe zestawy. Przyda się także marynarka. Modny żakiet zawsze stanowi dobre połączenie ze spodenkami czy sukienką. Podwijając w nim rękawy, dodamy modnego wizerunku. Na wyjeździe sprawdzi się również jedna elegancka bluzka z długim rękawem. Możemy wybrać luźną wersję z kołnierzykiem lub jeansową koszulę. Bawmy się formą, wywijając mankiety lub wiążąc supeł w talii.
Nie pomijamy klasyki, czyli lekkich kardiganów. Kaszmirowy sweterek czy dzianinowa bluzka na guziki zdadzą egzamin wieczorem. Sweter włożymy do rozkloszowanej sukienki lub narzucimy na ramiona przy sukience maksi.
Pakujemy przydatne akcesoria
Od akcesoriów będzie zależał sukces naszych stylizacji. Dwie pary różnych okularów to niezbędnik. Jedne w eleganckiej wersji z ciemnymi szkłami, np. w kocim kształcie, drugie – w modnej, kwadratowej oprawce z lusterkowymi szkłami lub w stylu lotniczym. Nasze zestawy podkręcą także słomkowe kapelusze. Szukajmy męskich modeli lub wzorów z dużym rondem.
Nie zapominamy o takich drobiazgach, jak akcesoria do włosów. Dzięki nim wykreujemy modne fryzury dodające stylu. Przyda się np. chusta w kratę, którą zawiążemy na włosach, czy dziewczęca gumka z kwiatkiem. Zabieramy ze sobą jeden sprawdzony zestaw biżuterii komponujący się z każdym strojem, np. krótki łańcuszek z małym wisiorkiem, duży zegarek w męskim stylu i widoczny pierścionek.
Pakujemy eleganckie buty na wieczór i wygodne obuwie na dzień. Tego lata możemy postawić na sandały na wysokim słupku w stylu lat 70. Podczas dziennych przechadzek sprawdzą się natomiast japonki lub trampki. | Jak spakować się na kilkudniowe wakacje, aby wyglądać stylowo? |
GPS jako system został stworzony w pierwszej kolejności do celów wojskowych (jest on własnością Ministerstwa Obrony USA), ale od kilkunastu lat jest też ogólnie dostępny i darmowy. Wystarczy posiadać odpowiedni odbiornik, który umożliwi nam odbieranie sygnałów z satelitów. Zasada działania systemu globalnej nawigacji nie jest skomplikowana. Polega ona na pomiarze czasu dotarcia sygnału radiowego z satelitów do odbiornika. Znając prędkość fali elektromagnetycznej, można obliczyć odległość tych sprzętów od siebie. Oznacza to, ni mniej, ni więcej, że mając wpisane do pamięci urządzenia położenie satelitów w czasie, mikroprocesor odbiornika może obliczyć pozycję geograficzną. Już przy odbiorze sygnałów z trzech satelitów system jest w stanie określić położenie odbiornika z naprawdę dużą dokładnością.
Zanim kupisz
Odbiornik GPS to niewielkie urządzenie, które umożliwia odbieranie sygnałów lokalizacyjnych z satelitów. Popularność odbiorników systematycznie rośnie, a dzieje się tak między innymi dlatego, że ich ceny maleją z dnia na dzień – a użyteczność, dzięki coraz lepszemu oprogramowaniu, rośnie. Poszerza się także oferta producentów, dlatego wybór odpowiedniego sprzętu nie należy do najłatwiejszych. Przed podjęciem decyzji o zakupie nawigacji GPS, zastanów się przede wszystkim nad tym, do czego i jak często będziesz jej używał. Czy jest ona ci potrzebna do nierzadkich podróży, czy może tylko i wyłącznie do porannego joggingu? Zdecyduj też, czy chcesz mieć urządzenie pojedyncze, czy może cały zestaw, posiadający zainstalowane mapy Polski, Europy oraz plany miast. Wszystko w zależności od tego, gdzie i w jakich warunkach będziesz korzystać z nawigacji satelitarnej. Ale najważniejsza kwestia na początku, to oczywiście fundusze. Zastanów się, jaką kwotę możesz przeznaczyć na zakup. Ceny odbiorników są bardzo różne i oszacowanie możliwości własnego portfela już na samym początku pozwoli zaoszczędzić sporo czasu.
GPS do nawigacji samochodowej
Producenci często przechwalają się, iż ich sprzęt jest na tyle inteligentny, że zaprowadzi nas bez trudu do każdego miejsca, jakie tylko sobie obierzemy. Odbiorniki do nawigacji samochodowej mają najszersze zastosowanie z całego tego typu sprzętu. Dzięki nim masz możliwość wyznaczyć najprostszą trasę, która zaprowadzi cię do miejsca docelowego, a także określić prędkość z jaką się poruszasz. Dodatkowo, jeżeli jesteś np. właścicielem firmy logistycznej, możesz na bieżąco śledzić położenie swoich kierowców, kontrolować czy nie zbaczają z trasy, itp.
GPS do nawigacji samochodowej polecam przede wszystkim tym, którzy często podróżują i niejednokrotnie muszą zmierzyć się z nieznaną trasą czy miejscem docelowym. Dla nich tego typu odbiornik będzie pomocnikiem znacznie cenniejszym niż niejedna mapa.
GPS do nawigacji motocyklowej
Ten odbiornik z oczywistych względów ma mniejsze gabaryty w porównaniu do sprzętu przeznaczonego do nawigacji samochodowej. Funkcje w zasadzie w obu wariantach są podobne. Pamiętaj jednak, aby sprawdzić czy jest on wyposażony w skuteczny system antywstrząsowy, głównie ze względu na specyficzne warunki, w jakich się go używa.
GPS do nawigacji wodnej
W tej wersji odbiorniki mają za zadanie pokazywać drogę oraz nasze położenie na jeziorach i morzach. Bardzo często nie są to już zabawki dla amatorów, ale sprzęt o naprawdę zaawansowanych możliwościach. Pokazuje więcej dodatkowych parametrów, jak np. głębokość zbiornika, po którym porusza się użytkownik. Odbiorniki do nawigacji morskiej mają często wiele dodatkowych możliwości, jak chociażby funkcja MOP (Man Over Board), umożliwiająca szybką lokalizację miejsca o obniżonym poziomie bezpieczeństwa.
GPS do nawigacji pieszej i rowerowej
Są to odbiorniki przeznaczone głównie do celów rekreacyjnych. Zasadniczo można je podzielić na dwie podstawowe kategorie: odbiorniki ręczne – idealnie nadające się na piesze wędrówki czy wyprawy rowerowe – oraz odbiorniki treningowe (zazwyczaj zaopatrzone są także w czujnik tętna). Urządzenia do treningu pozwalają określić profil osoby korzystającej ze sprzętu – płeć, wiek, wagę, itp. Daje to świetną pozycję wyjściową dla ustalania treningów. Tego typu GPS-y mają niewielkie gabaryty i muszą być na tyle wygodne, aby nie krępowały ruchów podczas pieszych czy rowerowych wycieczek. Dodatkowo pamiętaj, że GPS dla rowerzysty powinien posiadać specjalny uchwyt, a dzięki niemu będziesz w stanie stabilnie zamocować sprzęt na kierownicy. GPS do nawigacji przenośnej polecam dla tych, którzy lubią aktywnie spędzać czas.
Na co zwrócić uwagę?
Dokładność
Producenci podają zawsze tzw. dokładność pozycji, w jakiej znajduje się odbiornik. Może ona wahać się od kilku do kilkunastu metrów. Zazwyczaj interesuje nas dokładność pozioma, ale bywają sytuacje kiedy istotna okazuje się także dokładność pionowa (nawigacja morska). Bywa ona zazwyczaj nieznacznie mniejsza od poziomej. Istotną kwestią jest też, czy odbiornik posiada specjalne oprogramowanie do nawigacji oraz czy ma wbudowaną mapę. To bardzo ważne, bo nawet jeżeli w tym momencie chcesz używać swojego odbiornika w niewielkim zakresie, być może za kilka miesięcy zechcesz zabrać go w długą podróż. Wtedy takie detale okażą się szczególnie istotne.
Zwróć też uwagę na to, w jaki sposób zamontowana jest antena. Czy wbudowano ją wewnątrz, czy jest to antena zewnętrzna. Jeśli chodzi o ten pierwszy przypadek, może warto zadbać o to, aby odtwarzacz posiadał możliwość podłączenia dodatkowej anteny zewnętrznej – która przyda się w miejscach ze słabym zasięgiem sygnału GPS. Ważną dla ciebie informacją powinna być również liczba kanałów odbiornika. Tutaj zasada jest prosta: im więcej, tym dokładniej będzie on wskazywał twoją pozycję. Najczęściej liczba kanałów oscyluje w okolicy 20, ale tańsze mają mniej – np. 12.
Kolejną kwestią, na którą powinno się zwrócić uwagę, jest tzw. częstotliwość odświeżania pozycji, a więc parametr mówiący o tym, jak często aktualizowane są informacje o miejscu, w jakim znajduje się odbiornik. Pod tym względem tego typu sprzęt ma już zazwyczaj bardzo wysoką jakość – najczęściej częstotliwość ta waha się na poziomie 0,1 s.
Procesor
Procesor to centralna jednostka odbiornika GPS. Od jego możliwości, a konkretnie od tzw. częstotliwości taktowania, zależy szybkość przetwarzania informacji, a więc i prędkość działania całego urządzenia. Zasada w tym przypadku jest nieskomplikowana – im więcej rdzeni i wyższą częstotliwość taktowania ma procesor w odbiorniku, tym lepiej.
Pamięć
Spora część urządzeń ma wbudowaną pamięć, a tam przechowywane są wszystkie potrzebne dane. To w pamięci wewnętrznej będziesz przechowywać m.in. konkretne mapy, jakie są niezbędną częścią wyposażenia sprzętu. Biorąc pod uwagę, że niektóre modele mogą służyć też jako: odtwarzacz filmów, muzyki, czy przeglądarka zdjęć, pojemność pamięci ma coraz większe znaczenie. Jej niewielkie zasoby może rekompensować czytnik kart microSD, dzięki któremu da się ją rozszerzyć.
Ekran
Ekran – będzie pokazywał nasze położenie, wyniki wyszukiwania, itp. – jest zatem bardzo ważnym elementem, na jaki koniecznie trzeba zwrócić uwagę. Najważniejsza jest wielkość matrycy. Popularne modele do nawigacji samochodowej posiadają ekrany w wielkości od ok. 3,5 do 5,5 cala. Parametr ten ma mniejsze znaczenie w przypadku urządzeń do nawigacji pieszej czy rowerowej.
Standardem jest już tzw. ekran dotykowy – czuły bądź na dotyk palca lub też specjalnego rysika, jaki znajdziesz w schowku z boku.
Pamięć RAM
Pamięć RAM jako nośnik danych wpływa na funkcjonalność całego systemu. Ona znacząco determinuje też szybkość pracy odbiornika ze względu na prędkość przetwarzania informacji. W tym przypadku im więcej pamięci, tym lepiej.
Najczęściej zadawane pytania
Zdecydować się na zakup samego odbiornika czy może lepiej na smartfona?
Na rynku jest wiele smartfonów i tabletów zaopatrzonych we wbudowany odbiornik GPS. Jeżeli interesuje cię zakup nie tylko urządzenia służącego do nawigacji, ale ponadto korzystanie z możliwości do np. napisania maila, powinieneś zdecydować się na rozwiązania, jakie oferują producenci smartfonów. Warto mieć jednak na uwadze, że dla np. wypraw rowerowych znacząca część smartfonów może okazać się niewystarczająca. Tutaj polecam już zakup bardziej specjalistycznego sprzętu.
Czy kupię urządzenie, które będzie się sprawdzać zarówno w warunkach lądowych jak i morskich?
Praktycznie każdy model GPS-u do nawigacji wodnej świetnie będzie sobie radził w warunkach lądowych. Zasada ta nie zawsze jednak działa w drugą stronę. Jeżeli spodziewasz się częstych wypraw wodnych, zwróć uwagę, czy twój egzemplarz posiada takie udogodnienia, jak np. możliwość pomiaru głębokości zbiornika, na jakim się znajdujesz.
Który producent odbiorników jest godny polecenia?
Jest kilku popularnych i solidnych producentów sprzętu do nawigacji GPS: Garmin, TomTom, MIO, NavRoad, itp. Ich produkty mają sprawdzoną jakość. Tym niemniej wytwórca nie powinien być podstawowym kryterium, jeżeli chodzi o wybór urządzenia. Sprawdź w pierwszej kolejności parametry odbiornika, dowiedz się jakie dodatkowe możliwości oferuje i dopiero po tym zorientuj się, który z producentów może zaproponować sprzęt najlepszy dla ciebie.
Jakie są ceny odbiorników GPS?
Generalnie nie jest to najtańszy asortyment. Ceny odbiorników wahają się od kilkuset złotych do nawet kilku tysięcy. Wszystko uzależnione jest oczywiście od tego, do czego sprzętu potrzebujemy. Za mały odbiornik do nawigacji pieszej zapłacisz znacznie mniej niż za profesjonalny zestaw do nawigacji morskiej. Najczęściej działa tu także zasada: im droższy, tym lepszy. Czasem jednak warto zainwestować więcej i być naprawdę zadowolonym z użytkowania nowego urządzenia. | Jak wybrać system nawigacji GPS? |
Szlifowanie dużych powierzchni wymaga zastosowania wydajnych narządzi, aby obróbka mogła być prowadzona szybko i jej efekt powstawał wymiernie niskimi kosztami. Do szlifowania sporych elementów, płaszczyzn o stosunkowo dużej powierzchni, gdzie do zebrania jest dość duża warstwa urobku idealnie nadają się szlifierki taśmowe. Dobrym przykładem maszyny o wysokich parametrach roboczych, a jednocześnie w przystępnej cenie, jest Maktec MT941. Krótka charakterystyka
Marka Maktec to tak na prawdę drugorzędna marka, której producentem jest Makita. To taki twór będący odpowiedzią Makity na zielonego Boscha, który jest marką dla amatorów czy Black&Deckera – marki dla majsterkowiczów spod skrzydeł DeWalt. Maktec nie posiada tak bogatej oferty narzędzi jak Black&Decker czy zielony Bosch. Nie znajdziemy tu też specjalnych wynalazków, jakie z pewnością występują, a można by rzec, że dominują w ofercie konkurentów. Okazuje się jednak, że jest to swego rodzaju zaletą marki Maktec. Maktec wypuszcza na rynek proste, a zarazem sprawdzone konstrukcje maszyn. Jak na potrzeby majsterkowiczów czy też do użytku domowego, to często i tak wykraczają one jakością poza ich przeznaczenie. Dlatego też Maktec jest często wybierany jako urządzenie do sporadycznego użytku w profesjonalnym zastosowaniu i nierzadko spisuje się tam wyśmienicie.
Funkcje
Maktec MR941to, wedle charakterystyki globalnej marki Maktec, proste urządzenie, o dość wysokich parametrach roboczych. Maszyna jest uruchamiana włącznikiem, w którym na próżno doszukiwać się układu elektronicznego sterującego – czy to płynnym rozruchem, czy też prędkością roboczą urządzenia. Maszyna osiąga momentalnie najwyższe obroty silnika i z maksymalną prędkością liniową porusza taśmą ścierną. W końcu o to właśnie chodzi, by szlifierka taśmowa obrabiała powierzchnię szybko i sprawnie. Wyłącznik ma możliwość zablokowania w pozycji załączonej, dzięki czemu praca maszyną na dłuższą metę jest wygodniejsza i nie wymaga ciągłego przyciskania klawisza włącznika.
Wymiana taśmy ściernej jest udogodniona dzięki dźwigni zwalniającej napięcie taśmy. Dźwignia jest prosta w obsłudze i wystarczy ją pociągnąć, by dokonać wymiany osprzętu.
Ustawienia osiowego taśmy ściernej dokonuje się za pomocą pokrętła nastawczego.
Szlifierka taśmowa Maktec MT941 wyposażona została w króciec do odciągu pyłu oraz kompatybilny z nim worek do zbierania urobku. Worek jest bardzo wygodny w obsłudze dzięki listwie zaciskowej, której demontaż jest bardzo prosty. A po jej zdemontowaniu worek zostaje otwarty i można w łatwy sposób opróżnić go z pyłu szlifierskiego. Światło otworu jest bardzo duże, w związku z tym zabieg ten nie jest ani czasochłonny, ani kłopotliwy.
Użyte materiały
Maktec MT941 nie wygrałaby z pewnością nagrody za najlepszy design, ale przecież to nie jest konkurs piękności. Elementy robocze napędzające taśmę szlifierską są stalowe, co daje gwarancję solidności. Osłona taśmy to odlew aluminium, będący kompromisem między wytrzymałością a wagą. Dzięki tak solidnym materiałom szlifierka jest bezpieczną konstrukcją. Korpus silnika oraz rękojeści to oczywiście tworzywo sztuczne. Brak wybujałych kształtów i przewaga prostych brył nie prezentuje się wyśmienicie. Wykorzystane tworzywo sprawia jednak wrażenie solidnego. Elementy rękojeści pokryte są gumową okładziną, tak aby lepiej i wygodniej się je trzymało.
Parametry
Szlifierka taśmowa Maktec MT941 to urządzenie przewidziane do obsługi standardowych taśm szlifierskich do elektronarzędzi, o rozmiarze 610x100mm. 100mm szerokości roboczej to absolutne maksimum, jeśli chodzi o narzędzia ręczne. Szlifierka dysponuje mocą 940W. Prędkość, jaką osiąga taśma szlifierska, to 380m/min. Szlifierka w związku ze swoja mocą oraz solidną konstrukcją waży aż 6,2 kg.
Rozwiązania techniczne
W prostacie siła. Poza tym w MT941 postawiono na praktyczność. Dostęp do szczotek węglowych jest przewidziany z zewnątrz i ułatwia to ich wymianę przy użyciu standardowych narzędzi. Skraca to czas przestoju maszyny, gdy szczotki ulegną zużyciu, a nawet umożliwia użytkownikowi wymianę we własnym zakresie.
Wyposażenie
Oprócz worka na pył, który ułatwia zachowanie porządku w czasie pracy, szlifierkę MT941 wyposażono w przykręcany uchwyt przedni, niezbędny do prawidłowego i bezpiecznego trzymania maszyny w czasie pracy.
Dodatkowa płyta grafitowa to element eksploatacyjny, który okresowo należy wymieniać w urządzeniach typu szlifierki taśmowe, ponieważ naturalnie zużywa się w czasie pracy, a zapewnia płynny posuw i odpowiednie dociskanie taśmy tnącej do powierzchni szlifowanej. Przydatnym komponentem, który załączono do maszyny jako wyposażenie standardowe, jest uchwyt stabilizujący maszynę, aby można było ją ustawić w odwrotnej pozycji – wirująca taśma ku górze, tak aby można było urządzenie używać jako szlifierkę stacjonarną.
Podsumowanie
Praktyczna i prosta konstrukcja sprawia wrażenie, że Maktec MT941 jest maszyną o solidnej budowie. Posiada wszelkie podstawowe cechy, które powinno mieć urządzenie tego typu. Dodatkowo duża szerokość robocza sprawia, że obróbka tą maszyną jest wysoce efektywna. Jak na urządzenie przeznaczone do użytku niekoniecznie profesjonalnego, należy tej maszynie wystawić wysoką ocenę przede wszystkim za praktyczność i solidność. | Maktec MT941 – prosta i solidna szlifierka taśmowa w rozsądnej cenie |
Polscy gracze komputerowi w ostatnich latach zaczęli doceniać dobry sprzęt stworzony specjalnie pod ich wymagania. Dotyczy to tak samo myszek, klawiatur, jak i podkładek. Każdy z tych elementów jest niemal równie ważny, szczególnie w grach wymagających ogromnej precyzji. Każdy gracz powinien docenić dobrej jakości myszkę lub klawiaturę z przełącznikami mechanicznymi. Jednak wiele osób zupełnie bagatelizuje wpływ podkładki. W rzeczywistości porządna myszka na słabej podkładce może działać dużo gorzej. Dlatego warto zaopatrzyć się nie tylko w solidny model, ale też w większym rozmiarze. Docenią to przede wszystkim gracze, którzy używają niskich czułości.
SteelSeries QCK XXL
Marka SteelSeries uchodzi za jednego z najlepszych producentów sprzętów dla graczy na świecie. Nie inaczej jest w przypadku podkładek pod myszki, które cechują się dobrą jakością i świetnymi parametrami. Dla osób szukających modelu w dużym rozmiarze, idealnym rozwiązaniem będzie wariant QCK XXL. Podkładka ma wymiary aż 400 x 900 x 4 mm. Oznacza to, że zajmuje praktycznie 2/3 powierzchni przeciętnego biurka. Akcesoria z serii SteelSeries QCK są bardzo często używane przez profesjonalnych graczy, co wiele mówi o ich wartości. Oczywiście w rodzaju XXL nie brakuje gumowej podstawy. Za SteelSeries QCK XXL trzeba zapłacić około 130-160 zł.
MSI Xield 5
MSI Xield 5 to podkładka w rozmiarze 760 x 460 mm, o grubości aż 5 mm. Producent zastosował specjalną technologię, w której nie jest używany klej. Zdaniem MSI zwiększa to wytrzymałość urządzenia. Model Xield 5 został przystosowany do pracy z myszkami optycznymi i laserowymi. Podstawę wykonano z naturalnego kauczuku bambusa. To przekłada się zarówno na stabilną pozycję podkładki, jak i spory komfort dla ręki. Producent udziela na wersję MSI Xield 5 aż 24-miesięcznej gwarancji. Przyrząd kosztuje 100-120 zł.
Natec Genesis M12 Maxi
Natec Genesis M12 Maxi to propozycja dla osób, które dysponują nieco mniejszym budżetem. Podkładka kosztuje około 50-60 zł, ale wcale nie oznacza to, że istotnie odstaje jakością od droższych konkurentów. M12 Maxi ma wymiary 450 x 900 mm i grubość 2,5 mm. Producent deklaruje, że urządzenie działa ze wszystkimi myszkami, niezależnie od zastosowanego sensora. Dużą zaletą tego modelu jest obszycie brzegów, które gwarantuje dłuższą trwałość. Podkładka jest też impregnowana, czyli ma wodoodporną powłokę, która utrzymuje ciecz na powierzchni.
Razer Goliathus XL
Osoby szukające podkładki w rozmiarze XL powinny zainteresować się także modelem Razer Goliathus XL o wymiarach 920 x 294 x 3 mm. Do jej stworzenia wykorzystano specjalną powłokę z zaawansowanym systemem ułożenia włókien, który zapewnia dużą gęstość, precyzję i prędkość maksymalną myszek. Razer Goliathus XL jest zoptymalizowana dla różnych czułości i typów sensorów. Spód wykonano z gumy antypoślizgowej, dzięki czemu podkładka jest bardzo stabilna. Razer Goliathus XL kosztuje około 140-170 zł.
Tesoro Aegis X4
Tesoro Aegis X4 to jedna z ciekawszych podkładek dla graczy w rozmiarze XL. Jej wymiary to aż 440 x 370 x 4 mm, co zapewni odpowiednią powierzchnię nawet w przypadku niskich ustawień czułości myszki. Urządzenie powstaje z wykorzystaniem specjalnej tkaniny, która jest wytwarzana w technologii 3D. Dzięki takiemu rozwiązaniu model ten ma bardzo dużą gęstość włókien oraz gładką fakturę. Przekłada się to na doskonałą pracę zarówno z myszkami laserowymi, jak i optycznymi. Spód akcesorium pokryto gumą, która chroni ją przed niekontrolowanym przemieszczaniem. Dodatkowo Tesoro Aegis X4 jest wykańczana ręcznie, co tylko zwiększa jej jakość, a przede wszystkim trwałość. Cena podkładki oscyluje w granicach 80-100 zł.
Dobra podkładka pod myszkę jest bardzo ważna. Wielu graczy nie docenia tego elementu wyposażenia. Tymczasem nawet najlepsza myszka na słabej podkładce może działać źle – warto o tym pamiętać. | Najlepsze podkładki w rozmiarze XL dla graczy |
Białe talerzyki plastikowe i nudną ceratę czas rzucić w kąt. Stół podczas dziecięcego przyjęcia musi wyglądać pięknie i przyciągać magiczną aurą. Poznaj najlepsze propozycje ciekawych dekoracji na kinderbal. Urodziny, imieniny, komunia, Dzień Dziecka – okazji do wyprawienia dziecięcego przyjęcia jest mnóstwo. Każde z nich wymaga odpowiedniej oprawy, przygotowań i dekoracji, które zachwycą małych biesiadników. Centralnym punktem każdego kinderbalu jest stół – to na nim ustawimy smakołyki, talerzyki oraz napoje i to przy nim większość czasu spędzą dzieci. Dlatego ważne jest, aby był urządzony nie tylko funkcjonalnie, ale też zachwycał niebanalnymi dekoracjami. Umieszczone na nim ciekawe elementy przyciągną wzrok dzieci i dodadzą nieco magicznego i bajkowego charakteru.
Organizujemy przyjęcie
Rynek imprezowych gadżetów i dekoracji powiększa się z sezonu na sezon. Na całym świecie rodzice prześcigają się w pomysłowych ozdobach, motywach przewodnich i zaskakujących elementach, które uczynią przyjęcie ich dziecka niezapomnianym przeżyciem. Najistotniejsze jest wybranie tematu przewodniego imprezy, który będzie miał wpływ na wszystkie jego części, od dekoracji po przekąski i zabawy. Tutaj możliwości są nieograniczone – od motywów kolorystycznych i wzorów (np. grochy), przez ulubione zwierzątka, aż do ukochanych bohaterów bajek i filmów. Podejmijmy tę decyzję razem z dzieckiem. Dopiero wtedy przystąpmy do planowania dekoracji i zakupu niezbędnych akcesoriów.
Niezwykły candy bar
Jednym z elementów, które zawładnęły dziecięcymi przyjęciami, są ociekające przysmakami candy bary, czyli fantazyjnie udekorowane szwedzkie stoły z przekąskami dla małych łasuchów. Z wykorzystaniem kilku gadżetów bez trudu przygotujemy taki również dla naszej pociechy. Niezbędny będzie duży stół lub kilka mniejszych, np. różnej wysokości, które fantazyjnie ze sobą połączymy. Przykryjmy je obrusem. Zamiast kojarzącej się ze szkolną stołówką ceraty wybierzmy np. obrus papierowy do kupienia w rolce. Możemy się zdecydować na wersję jednokolorową lub z bajkowym nadrukiem. Na stole powinny się znaleźć wszystkie przekąski i napoje, dlatego niezbędne będą różnej wielkości tace, talerze i miseczki. Poszczególne dania warto opatrzyć etykietami, dzięki czemu unikniemy pytań o skład ciasta czy sałatki. Jeśli planujemy warzywne lub owocowe koreczki, koniecznie kupmy kolorowe pikery. Zaskakującą słodkością, którą możemy wystawić na candy barze, będą lizaki ze zdjęciem głównego bohatera przyjęcia. Do dekoracji stołu świetnie nadadzą się wszelkie elementy świetlne, które dzieciaki uwielbiają. Mogą to być ustawione między potrawami latarenki i lampiony ze światłem LED. Do dzbanków z napojami i pod miseczki z chrupkami możemy włożyć światełka chemiczne, tzw. lightsticki, które dadzą niezwykły efekt.
Do jedzenia i zabawy
Nie możemy zapomnieć o dekoracji stołu, przy którym usiądą mali goście. Na nim musi się znaleźć zastawa stołowa, czyli dobrane kolorystycznie talerzyki i kubeczki. Najmodniejsze są w grochy. Jeśli natomiast urządzamy bal u księżniczki lub rycerską ucztę, koniecznie wybierzmy srebrne lub złote. Atrakcyjnym dodatkiem będą serwetki, zwłaszcza składane w ciekawe kształty, np. łódeczki, sukienki lub koszulki piłkarskie. Gadżetem, bez którego nie może się obyć dziecięce przyjęcie, są słomki. Starszaków zaskoczą świecące kolorowymi diodami LED, dla młodszych możemy wybrać długie i zakręcone, którymi będą mogli się bawić w nieskończoność, tworząc plątaniny między swoimi kubeczkami. Dekoracje stołu, przy którym usiądą maluchy, muszą być lekkie i odporne na ewentualne zalanie czy upadek. Bardzo dobrze prezentuje się rozsypane na obrusie confetti w pasującym do tematu imprezy kształcie, dobrym pomysłem jest także rozłożenie kolorowych pomponów.
Wybierając dekoracje na stół, pamiętajmy, aby były spójne tematycznie i kolorystycznie. Tylko wtedy przyjęcie będzie harmonijne i dobrze zaplanowane. W przypadku imprez dla najmłodszych wybierajmy raczej jednorazowe rozwiązania, tak aby po skończonym przyjęciu wszystko razem zebrać i wyrzucić do kosza. Szansa, że uda nam się uniknąć ich zalania lub zniszczenia, jest niewielka, a możliwość szybkiego posprzątania po przyjęciu to jedna z najlepszych zachęt do organizacji kolejnego. | Niebanalne dekoracje stołu na dziecięce przyjęcie |
Krata kocha chłodniejsze klimaty i choć brzmi to banalnie, wraca niczym bumerang. Tej jesieni kraciaste wzory pojawiają się na wszystkich częściach garderoby. W tym tradycyjnie na spódnicach, które koniecznie zaproś tej jesieni do swojej szafy. Najnowsze kolekcje przykuwają uwagę ilością kraciastych tkanin. Na oversize’owych płaszczach i marynarkach, luźnych, przydługich spodniach w gangsterskim stylu z lat trzydziestych oraz na spódnicach. Na ten popularny print postawiły czołowe domy mody: Balenciaga, Calvin Klein, Stella McCartney, Michael Kors, Louis Vuitton, Jason Wu, Isabel Marant czy Chanel. W wersji od drobnej i uroczej kratki, aż po wielką kratę w męskim stylu. Plus jej odmiany – vichy, szkocka zwana tartanem lub biało-czarna księcia Walii. Dodatkowo występuje w różnych kombinacjach kolorystycznych. Nie możesz też zapomnieć o szalenie modnym total looku. Krata od stóp do głów, nawet na sięgających powyżej kolana kozakach, to prawdziwy hit!
Różne fasony
Spódnica w kratę kojarzy się z mundurkami szkolnymi w brytyjskim stylu lub z babcinymi stylizacjami. Zapomnij jednak o nudnych konotacjach i noś kraciastą spódnicę stylowo i z wdziękiem. W tym sezonie modne są jej różne długości – mini, midi i maksi. Fasony ołówkowe, trapezowe, mniej lub bardziej rozkloszowane, asymetryczne. W dodatku plisowane, kopertowe, z kobiecymi rozcięciami, falbankami i frędzlami, z klamrami, ozdobnymi guzikami i wiązaniami – w pasie lub na wysokości bioder, do wyboru. Najważniejsze jest jednak ich umiejętne noszenie, czyli przemyślane zestawienie z innymi częściami garderoby, kolorami i dodatkami. Tylko wtedy nawet najzwyklejsza kraciasta spódnica nabierze modnego charakteru.
Spódnica i żakiet
Inspiracje latami osiemdziesiątymi przyniosły powrót marynarek oversize. Kraciaste spódnice nosimy w tym sezonie do żakietów w rozmiarze XXL – jedno- lub dwurzędowych. Także w kratkę i o innym układzie printu. Oversize’ową marynarkę najlepiej zestawiaj z węższą spódniczką o dowolnej długości, z kolei marynarkę przylegającą do ciała noś ze spódnicą rozkloszowaną. Takie eleganckie i klasyczne zestawienia spódnicy z marynarką są szalenie kobiece i eleganckie. Idealne zarówno do pracy, czyli na co dzień, jak i od święta.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Spódnica ze swetrem
Równie dobrze możesz do spódniczki włożyć sprawiający wrażenie przydużego sweter w wersji XXL. Zgodnie z aktualnymi trendami postaw na burgund, czerwony, chaber, granat, amarant, pastelowy różowy czy biały. Co ciekawe, luźny sweter jest teraz nie tylko uzupełnieniem casualowego, sportowego stylu. Nosi się go w wersji eleganckiej, także do szpilek i kozaków na wysokim obcasie i kraciastej spódnicy – ołówkowej lub rozkloszowanej. Długie kardigany z kolei, niezastąpione na jesienne chłody, świetnie pasują do spódniczek mini.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Spódnica w kratkę i bluzka
Kraciasta spódnica o dowolnym fasonie świetnie nadaje się do bardzo modnej w tym sezonie białej bluzki – ozdobnej, w wiktoriańskim stylu, z bufiastymi rękawami, falbankami czy koronkami bądź też skromnej, koszulowej i eleganckiej. Ale nie tylko. Kratkę możesz nosić do bluzek w kwiaty. Choć zestawienie ze sobą różnych, wyrazistych wzorów może się wydawać nie do przyjęcia, jest zgodne z aktualnymi trendami.
Spódnica w kratkę jest ponadczasowa. Pasuje niemal do wszystkiego i w dodatku na każdą okazję. Śmiało możesz ją nosić z butami o każdym fasonem. Począwszy od kozaków, ciężkich botków, a skończywszy na eleganckich mokasynach, szpilkach czy sportowych sneakersach. Marzy ci się tej jesieni modny look? Postaraj się, by kraciasta spódnica znalazła się w twojej szafie. Na dobre, bo z pewnością jeszcze nieraz ci się przyda do różnych stylizacji. | Modna spódnica w kratę na jesień |
Zmiany w Cenniku Allegro (Załącznik nr 4) Zgodnie z zapowiedzią wprowadziliśmy dziś kilka zmian w Załączniku nr 4 (Opłaty i prowizje) do Regulaminu Allegro:
dodaliśmy zapis o minimalnej wartości jednorazowo naliczonej prowizji za każdą sztukę, która wyniesie 0,25 PLN, w związku z czym w Załączniku zmieni się kolejność dalszych punktów
dodaliśmy i usunęliśmy niektóre kategorie w tabeli ze stawkami prowizji
zmieniliśmy również wysokość dodatkowej prowizji - naliczanej w ofertach z opcjami dodatkowymi: "Wyróżnienie" i "Pakiet Wyróżnienie + Pogrubienie + Podświetlenie" - z 1/5 na 1/4 wartości obowiązującej prowizji w danej kategorii.
Wszystkie zmiany prezentujemy w pliku PDF. Na zielono oznaczyliśmy dodane elementy a na czerwono - usunięte. | Zmiany w Cenniku Allegro (Załącznik nr 4) |
Po przeczytaniu wcześniejszego tomu przygód inkwizytora Mordimera Madderdina byłem trochę poirytowany, może nawet bardziej niż trochę. „Ja, inkwizytor. Głód i pragnienie” okazało się naprawdę kiepską książką. „Kościany Galeon” jest na szczęście bardziej interesujący od poprzedniego tomu. Wyspy na końcu świata
Tym razem Piekara zabiera swojego bohatera i nas na wyspy Farskie, kilka drobinek na mapie pomiędzy Irlandią a Islandią. Dzielnemu inkwizytorowi przyjdzie tym razem stawić czoła demonicznemu tworowi, jakim jest tytułowy Kościany Galeon. Aby w tym starciu mieć choć odrobinę szans na powodzenie, będzie on musiał wejść w sojusz z tajemniczą kobietą i poszukać wsparcia u potężnego demona mieszkającego w tym zapomnianym przez wszystkich miejscu. Będą też oczywiście dodatkowe bonusy w postaci nadobnej małżonki pewnego bogatego kupca i nalewki robionej z obrzydliwych wodorostów. Będą wyprawy do Nieświata i cała plejada barwnych postaci. Jednak jak zawsze pierwsze skrzypce gra on, inkwizytor.
Jeszcze nie doskonale
Tym razem autor spisał się o niebo lepiej. Wymyślił ciekawą intrygę, o wiele lepiej poprowadził wątki i przede wszystkim przywrócił Mordimerowi jego urok, tę zadziwiającą umiejętność sprawiania wrażenia osoby całkowicie bezstronnej przy równoczesnym zakulisowym mieszaniu się w tę samą sprawę z wielkim zaangażowaniem. Przypomniał też, jak pięknie potrafi on naginać swoje zasady do otaczającej go rzeczywistości. Historia Kościanego Galeonu nie jest jednak pozbawiona wad, trochę zawodzi punkt kulminacyjny – spotkanie inkwizytora z demonicznym tworem stanowiącym chyba największe zagrożenie, z jakim było mu dane zmierzyć się w życiu. Piekaraświetnie buduje napięcie, poczucie zagrożenia towarzyszące naszemu bohaterowi narasta, atmosfera gęstnieje, wszytko jest jak trzeba, a potem zamiast wystrzału z armaty dostajemy świst wydobywający się z pistoletu na kapiszony. I tu właśnie poczułem się trochę zawiedziony.
Warto, nie warto?
„Kościany galeon” to zdecydowanie lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów cyklu. Widać, że autor bardziej się postarał, sięgnął głębiej do worka z pomysłami i popracował dłużej nad rozwiązaniami fabularnymi. Owszem, książka jest nierówna, ale zdecydowanie lepsza niż opowiadania, które Piekara zaserwował nam we wcześniejszym tomie. Pisarz nie wymyśla swojego świata na nowo, nie próbuje zmieniać stylistyki czy elementów stanowiących o sile jego pomysłu. Daje nam książkę przyzwoitą, ale bez fajerwerków. Będę się upierał, że warto sięgać po ten cykl, bo pomysł Chrystusa schodzącego z krzyża o własnych siłach ma ogromny potencjał, wciąż chyba jednak nie do końca wykorzystany. Są elementy, które nadal budzą moją ciekawość, białe plamy, które autor może interesująco wypełnić. Ja dam mu kolejną szansę.
Książka dostępna jest takżew wersji elektronicznej (formaty EPUB i MOBI) za ok. 31 zł.
Zobacz także inne książki Jacka Piekary.
Źródło okładki: www.fabrykaslow.com.pl | „Ja, inkwizytor. Kościany galeon” Jacek Piekara – recenzja |
Nie każdy motocyklista musi być gadżeciarzem, ale, jeżdżąc na dwóch kółkach, warto mieć kilka akcesoriów, które znacznie ułatwią nam życie. Miłośnicy tego środka transportu wiedzą, że na niektórych elementach wyposażenia motocyklisty nie można oszczędzać. To kwestia wygody, bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku, który każe być przygotowanym na każdą sytuację. Tylko skąd mamy wiedzieć, co jest całkowicie konieczne, a co jest tylko kwestią gustu? W tym artykule dowiedzie się, w jakie akcesoria powinniście się zaopatrzyć, jeżdżąc na jednośladzie. Na bezpieczeństwie nie oszczędzaj
Podstawą jest kask, który stanowi najważniejszą ochronę na motocyklu. Kierowca takiego pojazdu narażony jest na bezpośrednie zderzenie z ewentualną przeszkodą. Urazy głowy są najbardziej niebezpieczne, dlatego warto zakupić dobry kask. Jego styl jest kwestią gustu. Wzór, kształt i kolor nie mają takiego znaczenia. Wybierając go, zwróć jednak uwagę na to, czy jest wygodny, pasuje rozmiarem i odpowiednio przylega do głowy. Nie może być zbyt luźny ani zbyt ciasny. Powinien też być dopasowany do kształtu głowy. Upewnij się też, że wybrany przez ciebie model ma odpowiednią, określoną przez przepisy homologację.
Oprócz głowy zabezpieczmy także plecy i kończyny. Niezastąpiona jest w tym przypadku skóra. Nigdy nie jedź odkrytymi nogami i rękami. Podczas upadku zawsze lepiej zedrzeć sobie ubranie niż własne ciało. Zainwestuj w porządną skórzaną kurtkę i spodnie. Możesz też zdecydować się na specjalny kombinezon, który ochroni całe twoje ciało. To inwestycja, na którą warto się zdecydować. Taki strój znacznie zmniejsza ryzyko urazów. Chroni też przed działaniem warunków atmosferycznych. Jeżeli nie jesteś pewny swoich umiejętności albo po prostu chcesz mieć dodatkową ochronę, strój uzupełnij o specjalne ochraniacze na stawy i plecy.
Nie zapominaj też o rękawiczkach i butach przystosowanych do jazdy motocyklem. Dobrze dobrane rękawice zagwarantują komfort jazdy, uchronią przed odciskami na dłoniach. Buty natomiast powinny mieć grubą podeszwę i chronić kostki. I pamiętaj, na odpowiednim stroju lepiej nie oszczędzaj. Tylko wysoka jakość zagwarantuje ci bezpieczeństwo.
Zadbaj o swoją maszynę
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Zapewne nie chciałbyś, żeby na twoim motocyklu pojawiły się w dość krótkim czasie rysy, zadrapania, ślady rdzy i inne drobne uszkodzenia. Szczególnie w przypadku początkujących kierowców zabezpieczenie maszyny jest niesamowicie ważne. Warto zainwestować w komplet crash padów, tank pad i gmole. Skutecznie chronić one będą lakier. Pamiętaj też o odpowiednim pokrowcu. Musi być nieprzemakalny, chronić przed zmiennymi warunkami atmosferycznymi. Dzięki temu rdza nie powinna być twoim problemem przez długi czas.
Coś w trasę
Jeżeli jeździsz daleko, wybierasz długie trasy, zapewnij sobie optymalny komfort jazdy. Pierwszym przydatnym gadżetem są ciężarki na kierownicę. Odpowiednio dobrane niwelują drgania i pozwalają na płynniejsze i bardziej precyzyjne prowadzenie maszyny. To ten rodzaj akcesoriów, które koniecznie musisz nabyć. Znacznie poprawiają komfort jazdy.
W długich trasach raczej nie wystarczy ci zwykły plecak. Jeżeli jedziesz na dłużej, przyda się więcej rzeczy. Na jednośladzie może okazać się to problemem. Dlatego polecamy zakup specjalnych, skórzanych, mocowanych do motoru sakw. Są dostępne w różnych wariantach, dlatego dobierz takie, które będą odpowiadały najlepiej twoim potrzebom. Zwróć uwagę na ilość kieszeni, pojemność, jakość oraz sposób mocowania. Porządne sakwy będą ci służyły przez długie lata.
Gadżetem, w który coraz częściej inwestują motocykliści są kamery drogowe. Dobrze sprawdzają się te sportowe, bo zachowują w miarę dobrą jakość obrazu podczas nagrywania w ruchu. Kamerka może się przydać w razie kolizji, na które narażeni są motocykliści. To niebezpieczne zdarzenia, które mogą doprowadzić do poważnych kontuzji, a wciąż pokutują stereotypy motocyklistów-piratów drogowych, dlatego warto mieć dowód swojej niewinności, tak na wszelki wypadek.
Tak więc jakie jest nasze top 5 akcesoriów na motocykl? Przede wszystkim porządny, kompletny strój. Następnie warto inwestować w pokrowce i crash pady. Kup też obciążniki na kierownicę i sakwy motocyklowe, aby zapewnić sobie maksimum komfortu. Na końcu zainwestuj w kamerę. Nie zapewnia ona bezpieczeństwa sama w sobie, ale pozwoli być spokojnym o twoje racje w kryzysowych sytuacjach. | Top 5 niezbędnych akcesoriów motocyklowych |
W fotografii wnętrz jest kilka zasad, które warto przestrzegać, by być zadowolonym ze zdjęć. Rynek nieruchomości stawia coraz większe wymagania co do jakości zdjęć lokali na wynajem czy sprzedaż. Wnętrza hotelowe, hale, kluby, restauracje czy sklepy także potrzebują dobrej rekomendacji w postaci profesjonalnych fotografii. Oprócz całego zaplecza technicznego, które jest niezmiernie ważne, musimy bardzo precyzyjnie dopracować nasz plan zdjęciowy. Fotografujemy rożnego rodzaje wnętrza, każde z nich ma inne przeznaczenie, inną wielkość, dlatego inaczej zorganizujemy przestrzeń domową, a inaczej hotelową.
Jak przygotować wnętrze do fotografii?
Fotografując prywatne mieszkanie, wkraczamy w pewnym sensie w strefę intymną. Starajmy się zatem się zachować tu pewną naturalność i ciepło domowego zakątka. Ważne jest to, by wnętrze wyglądało zupełnie naturalnie, jakby przed chwilą ktoś z niego wyszedł. Nie może to być jednak zabieg zupełnie niekontrolowany. Nie pozostawiajmy kabli, niepotrzebnych przedmiotów. Zerknijmy na narzuty, zasłony, pledy i ustawmy je tak, by wyglądały w sposób naturalny, ale i uporządkowany.
Po uporządkowaniu wnętrza skupmy się na detalach. Warto ustawić wazon z kwiatami, ciekawą świecę, dywanik czy też bieżnik, który będzie pasował kolorystycznie do mebli czy tapet. Możemy również posłużyć się firmami, które wyspecjalizowały się w home stagingu i świadczą profesjonalne usługi w tym zakresie.
Mając wykonane całościowe zdjęcia danego wnętrza, możemy dla urozmaicenia pobawić się detalami i sfotografować je w taki sposób, by wyglądały ciekawie w zestawieniu z fragmentem ściany czy mebli. Możemy włączyć tu wyobraźnię i pobawić się geometrią, kolorem czy fakturą. Wbrew pozorom dodatkowe zdjęcia tego rodzaju będą świetnym uzupełnieniem zlecenia.
Inaczej sprawa wygląda w przypadku hotelu, restauracji. Tu bardzo często pojawiają się pewne zasady i wygląd, w który nie możemy ingerować. Dostajemy gotowy produkt do sfotografowania. Skupiajmy się wówczas na technicznych aspektach naszego zadania, fotografując pomieszczenie za pomieszczeniem w profesjonalny sposób.
Światło dzienne czy doświetlamy lampą?
Wielu fotografów wykonuje zdjęcia bez użycia lamp błyskowych, twierdząc, że sztuczne światło odbiera klimat zdjęć. Posługują się wówczas zastanym, dziennym światłem, ustawiając dość wysoką przysłonę, na przykład F7, i wydłużając czas ekspozycji aparatu ustawionego na statywie. Czas ekspozycji zależy od ilości światła wpadającego do pomieszczenia.
Czasami bywa tak, że pomieszczenia są na tyle widne i duże, że bez problemu możemy wykonać zdjęcia obiektu bez użycia lamp. Najczęściej jest tak, że fotografujemy w dość ciemnych wnętrzach i musimy szukać różnych sposobów na świetne ujęcie.
Unikajmy zdjęć robionych wieczorową porą. Ciemne, czarne okna na tle jasnych ścian nie są zbyt estetyczne. Fotografia wnętrz to dziedzina dość wymagająca, do której wykonania potrzeba nam sporej wiedzy na temat oświetlenia. Ci najbardziej wymagający klienci, tacy jak architekci, będą chcieli pokazać swoje wnętrza z naturalnym rozkładem światła. Bardzo często wymagają tego, aby fotografie wizualnie zbliżone były do renderingów pomieszczeń z danego projektu. To nie lada wyzwanie dla fotografa wnętrz. Wówczas techniki doświetlania, korygowanie różnych temperatur barw jest bardzo ważnym i wymagającym zadaniem.
Trzymajmy się pionów i poziomów
Te najszersze obiektywy szerokokątne dość często powodują zniekształcenia, dystorsje. Dlatego bardzo ważny jest ich dobór, ale o tym za chwilę. Fotografując wnętrza, zostawiajmy większy margines, by w trakcie postprodukcji móc przyciąć zniekształcenia pojawiające się na brzegach zdjęć. Zwracajmy uwagę na to, żeby nasze linie – czy to pionowe, czy też poziome – takie rzeczywiście były. Czasami trzeba przykucnąć, znaleźć właściwe miejsce, by zdjęcie było dobre.
Techniczne aspekty sesji wnętrzarskiej – jakie obiektywy?
Nasze oko widzi przestrzeń pod kątem 45 stopni, dlatego obiektywy o tym kącie widzenia nazywamy normalnymi bądź standardowymi. Stosowanie obiektywu szerokokątnego poszerzy nam kąt widzenia w zależności od parametrów szkła.
Dobry obiektyw wnętrzarski ma duży kąt widzenia, nie powodując jednocześnie znacznych zniekształceń. Takim sprzętem jest na przykład Tokina 16-28/2.8 z mocowaniem do Canona czy Nikona. Jest dość jasnym, ostrym i pozbawionym znacznych dystorsji obiektywem stosowanym przez wielu architektów wnętrz. Jego kąt widzenia waha się w granicach 107,11-76,87 stopni. To pozwoli na sfotografowanie dość małych powierzchni. Świetnym rozwiązaniem dla wymagających jest Sigma 14-24mm F4. Znajdziecie tu mocowanie do Canona i Nikona.
Obiektyw typu rybie oko, o kącie widzenia powyżej 200, jest bardzo dyskusyjny. Wielu fotografów wnętrz bardzo odradza pracę z nim, ponieważ ogromnie zniekształca perspektywę, nadając jej nierealny wygląd. W tej branży wymagania dotyczące wyglądu, brak zniekształceń, jasność, ostrość i rzeczywiste pokazanie światła w pomieszczeni są priorytetowe. Faktem jest jednak to, że większość fotografów używa szerokich obiektywów takich jak 16mm i krótszych, korygując wszystkie zniekształcenia w programach graficznych.
Na zakończenie
Fotografia wnętrz wymaga od nas umiejętności oraz posiadania właściwego sprzętu w postaci obiektywów i porządnego statywu, który ułatwi nam pracę. Dobre są te z głowicą kulową, z gumowymi wykończeniami i z łatwą regulacją długości nóżek. Praktykując temat, możemy dojść do wprawy i wypracować sobie własną technikę, która będzie dla nas odpowiednia. | Jak fotografować wnętrza? |
Pełnienie funkcji druhny podczas ślubnej uroczystości to wielki zaszczyt dla małej dziewczynki. Sypiąc kwiatki czy podając obrączki, może się poczuć wyjątkowo, co podkreśli również jej piękny i uroczysty strój. Jaką sukienkę wybrać, aby druhenka prezentowała się najpiękniej? Mała druhna, wykonując w czasie ceremonii swoje zadania, skupia na sobie wzrok wszystkich przybyłych gości. Bardzo często razem z parą młodą uczestniczy w pamiątkowej sesji zdjęciowej, a moment procesji z sypaniem kwiatków jest pięknym rozpoczęciem wielu ślubnych filmów. Dlatego dziewczynka, która będzie druhną, musi się prezentować nienagannie. Dobór odpowiedniego stroju to wyzwanie. Musi być piękny i wyjątkowy, ale także wygodny i praktyczny, by nasza pociecha czuła się komfortowo. Oferta sukienek odpowiednich na taką uroczystość jest ogromna, więc nasza decyzja może zależeć od indywidualnych preferencji, rodzaju i stylu uroczystości oraz oczywiście planowanej pogody. Poniżej kilka propozycji.
Jak księżniczka
Dla wielu dziewczynek bycie druhną to częściowe spełnienie marzeń o byciu królewną. Możliwość włożenia ozdobnej sukienki, eleganckich butów i dodatków pozwala poczuć się dorośle i wyjątkowo. Z tego powodu najczęstszym wyborem jest długa suknia, często miniatura ślubnych kreacji. Jednak warto poznać również ofertę krótkich sukienek, które bywają równie ozdobne, mają kilka warstw tiulu, dżety i koronki. Taka kreacja będzie znacznie wygodniejsza, szczególnie dla najmłodszych dziewczynek. W takiej sukience zarówno nogi, jak i stopy będą widoczne, dlatego koniecznie musimy dobrać dopasowane do kreacji buty – balerinki lub pantofelki – oraz gładkie rajstopki.
Nie tylko biel
Zastanawiając się nad wyborem koloru sukienki dla druhny, powinniśmy przede wszystkim skonsultować się z panną młodą. Bardzo często, jeśli ma suknię śnieżnobiałą, biała jest również sukienka druhenki. Coraz częściej jednak uroczystość ślubna ma przewodni motyw kolorystyczny, widoczny w dekoracjach, kwiatach i innych elementach, i do niego możemy dopasować barwę sukienki. Jeśli takiego nie ma, a chcemy zrezygnować z bieli, możemy wybrać pudrowy róż czy delikatną, kremową żółć. Wyjątkowo ciekawe są również sukienki o mocnych, wyrazistych kolorach, np. czerwone, jednak taki wybór powinien być bezwzględnie uzgodniony z młodą parą. Kolorystyka często zależy od tkaniny, z której sukienka zostanie uszyta.
Modne kroje
Od kilku sezonów bardzo popularne są kreacje inspirowane baletowym tutu, składające się z kilku warstw tiulu. Najczęściej mają delikatne pastelowe odcienie – krem, róż, fiolet i błękit. Dobrym wyborem zwłaszcza na ciepłe letnie dni będzie natomiast sukienka z koronki. Delikatny i zapewniający przepływ powietrza materiał jest komfortowy w użytkowaniu, a dodatkowo pięknie i elegancko się prezentuje. Dziewczynkom marzącym o włożeniu stroju, w którym poczują się jak księżniczki, spodobają się szykowne sukienki z trenem lub z szarfą wiązaną na plecach w ozdobną kokardę.
Nie tylko sukienka
Przygotowana przez nas stylizacja oprócz jedynej i wymarzonej sukienki będzie wymagała jeszcze odpowiedniego wykończenia, które zapewnią właściwie dobrane dodatki. Oprócz wspomnianych wcześniej butów i rajstop niezbędne będzie również okrycie wierzchnie, które przyda się zarówno w razie nagłego załamania pogody, jak i długiej ceremonii w chłodnym kościele. Świetnie sprawdzi się bolerko dobrane kolorystycznie do sukienki. Mała druhna powinna również mieć niewielką torebkę, w której schowa najpotrzebniejsze rzeczy, np. chusteczki i balsam do ust.
Wybierając sukienkę, pamiętajmy, że nasza pociecha będzie musiała spędzić w niej co najmniej kilka godzin. Dlatego postawmy na wygodę, szczególnie w przypadku najmłodszych dzieci. Naturalne, oddychające tkaniny, wygodne, niewpijające się w ciało zapięcia i niekrępujący ruchów krój pozwolą się dziecku skupić na ceremonii i powierzonych zadaniach, a nam w spokoju podziwiać je w tej nowej i wspaniałej roli. | Sukienka dla małej druhny |
Interaktywna zabawka firmy Dumel to idealny pomysł na prezent dla dziecka, które skończyło rok. Dzięki niej maluch pozna odgłosy zwierząt żyjących na wsi, będzie ćwiczył logiczne myślenie i rozwijał wyobraźnię. Testujemy i wymieniamy zalety. Młodsze dzieci lubią w zasadzie wszystkie zabawki, jednak najbardziej te kolorowe i grające, dlatego warto wypróbować Traktor Farmer z serii Discovery firmy Dumel, który posiada te cechy. To połączenie zabawki interaktywnej, samochodu oraz figurek. Po wciśnięciu komina traktor jeździ, pan Dumelek śpiewa farmerską piosenkę, klakson trąbi, a zwierzątka wydają dźwięki jak te prawdziwe oraz recytują wierszyki. Dzieci mogą się dowiedzieć, jakie zwierzę w gospodarstwie muczy, które rży, a które beczy. Wraz z farmerem śpiewają wesołą piosenkę i jeżdżą traktorem, wyobrażając sobie, że znajdują się na farmie.
Jakość wykonania
Traktor Farmer wyprodukowany został z doskonałej jakości materiału, dzięki czemu nawet po wielu latach użytkowania i częstej zabawy wygląda doskonale. Identycznie rzecz się ma z figurkami (farmer, zwierzęta), które – o ile nie zginą w czeluściach dziecięcego pokoju – ciągle wyglądają jak nowe. Wynika to z faktu, iż producent zatroszczył się o każdy element tej zabawki, wykorzystując do jej produkcji znakomite materiały. Kolorystyka jest miła dla oka i z pewnością przyciągnie niejedno dziecięce spojrzenie – intensywne, żywe kolory, dbałość o każdy detal – to właśnie wyróżnia Traktor Farmer na tle konkurencji. Warto zwrócić uwagę na to, że na kołach znajdują się specjalne pasy, dzięki którym traktor przejedzie nawet po najgorszych nierównościach, a dźwięki są czyste nawet po ponad roku ciągłego grania. Cała zabawka jest niezwykle solidna i łatwa do utrzymania w czystości ¬– wystarczy przetarcie wilgotną ściereczką. Jej cena na allegro (około 85 złotych) jest adekwatna do opisanej jakości.
Dla kogo?
Traktor Farmer do świetny pomysł na prezent już dla rocznego szkraba. Ta interaktywna zabawka potrafi sama jeździć, kiedy włączy się jej komin, hamować, trąbić i śpiewać. Odgłosy, które wydaje są niesamowicie realistyczne, dzięki czemu dziecko bardzo szybko nauczy się, jakie odgłosy wydają zwierzęta mieszkające na farmie: koń, krowa, świnia, kura oraz owca. Maluchowi na pewno spodobają się świecące przednie światła oraz piosenka farmerska, śpiewana po naciśnięciu kapelusza farmera.
Traktor posiada w zestawie przyczepę, a na niej pięć wspomnianych wyżej zwierząt. Za kierownicą zasiada farmer w żółtym kapeluszu – uśmiechnięty i gotowy do pracy. Ciekawą zabawą dla dzieci jest dopasowywanie zwierzątek w należne im miejsca – jeśli włożą zwierzątko w odpowiednie, otrzymają nagrodę: usłyszą odgłos wydawany przez zwierzę, albo rymowany wierszyk, który je opisuje. Wszystkie wierszyki są bardzo proste i łatwo wpadają w ucho, dlatego też już dwuletnie dziecko jest w stanie szybko się ich nauczyć.
Producent i importer zabawek Dumel zapewnia wiele godzin wspaniałej zabawy z Traktorem Farmera. Zabawka ta jednocześnie uczy i sprawia dzieciom niesamowitą frajdę. Jest przyjemna dla oka, a odgłosy i melodie, które wydaje nie są irytujące dla ucha dorosłego, nawet po kilku godzinach grania bez przerwy. Nie są one bowiem zbyt głośne i nie drażnią wysokimi tonami.
Zalety
Traktor z pewnością pomoże w rozbudzeniu dziecięcej wyobraźni i ciekawości. Poznając zwierzęta na przyczepie, słysząc ich głosy, dziecko nabierze ochoty, żeby zobaczyć je na żywo. To również idealny sposób na kreatywną zabawę – stworzenie z klocków farmy, zagród dla zwierząt, dbanie o nie oraz o całe gospodarstwo. Możliwości zabaw jest bardzo dużo, a jedna wspanialsza od drugiej.
W dzisiejszych czasach dzieci coraz rzadziej mają możliwość zobaczenia prawdziwego konia czy krowy, dlatego właśnie zabawki nawiązujące do gospodarstwa i opieki nad zwierzętami są dobrym pretekstem do przybliżenia im realiów wsi. | Traktor Farmer – test zabawki |
Seria „Yakuza” od wielu lat dostarcza fanom gier gangsterskich mocnych wrażeń. Tym razem istnieje spora szansa, że całość historii opowiadającej o przygodach młodych jakuzów poznają również pecetowcy. Cykl gier Yakuza nie od razu rzucił azjatyckich graczy na kolana. O serii naprawdę głośno zrobiło się dopiero po części drugiej. Specyficzny sposób rozgrywki niekoniecznie natomiast spodobał się zachodniemu odbiorcy, choć firma Sega zabiegała również o jego uwagę, wydając wszystkie kolejne odsłony japońskiej przygody najpierw na konsolę PlayStation 2, a później na PlayStation 3. Jednakże dwie generacje urządzeń to za mało, by zmieścić na nich tak rozległą opowieść, w związku z czym sagę postanowiono zakończyć dopiero na PS4. Przy okazji Sega upiekła dwie pieczenie przy jednym ogniu: przygotowała niezwykle udany prequel, czyli Yakuzę 0 na konsolę Sony, a następnie przeniosła grę na pecety, licząc, że rosnące wśród fanów „blaszaków” zainteresowanie dalekowschodnimi produkcjami poskutkuje wymiernymi korzyściami finansowymi.
Yakuza to nie GTA
Warto sobie na początku wyjaśnić jedną kwestię. Zdarza mi się natrafić na opinie, jakoby Yakuza była japońskim odpowiednikiem serii Grand Theft Auto. Otóż jest to całkowita nieprawda i poza gangsterskim klimatem tytuły te nie mają ze sobą nic wspólnego. Yakuza to przede wszystkim nafaszerowana minigierkami przygodówka, w której niezwykle istotnym elementem jest obijanie twarzy przeciwnikom za pomocą pięści i kopniaków, eliminując tym samym zagrożenie z ich strony.
W grze nie uświadczymy samochodowych pościgów (pojazdy pełnią tu tylko funkcję tła, a pomiędzy lokacjami przemieszczamy się taksówkami „podróżującymi” za pośrednictwem ekranu ładowania) ani wielkiego, otwartego świata, po którym moglibyśmy rozbijać się do woli. W zamian za to oddano nam do dyspozycji dwie niezbyt rozległe fikcyjne dzielnice i dwójkę bohaterów, których historie, umiejętnie splecione podczas wielogodzinnej zabawy, łączą się w wielkim finale. Jako że przygoda rozpoczyna się w 1988 roku, a więc na wiele lat przed spopularyzowaniem telefonów komórkowych, punkty zapisu znajdują się w budkach telefonicznych.
Bohaterowie
Pierwszym z protagonistów jest Kiryu Kazuma – młody rekin mafijnej rodziny zajmujący się ściąganiem długów od wierzycieli. Pechowo jednym z jego „klientów” okazuje się człowiek, który po spotkaniu z Kazumą zostaje znaleziony martwy na działce będącej obiektem sporu pomiędzy dwiema mafijnymi familiami. Czy to przypadek, czy też ktoś zadbał o to, by ambitny jakuza został wyeliminowany z rozgrywki o dominację w rodzinie?
Rozdziały, w których sterujemy Kazumą, przemieszane są z rozdziałami, w których główną rolę przejmuje jednooki Majima Goro. Menadżer nocnego klubu w Osace zachował część wpływów, ale od jakiegoś czasu nie należy już do tytułowej organizacji. Został z niej wykluczony, z czym nie może się pogodzić, pragnąc ponownie dołączyć do rodziny.
Fabułę w Yakuzie śledzimy, wykonując zadania główne i poboczne, w których dziesiątki cut-scenek, nierzadko trwających po kilkanaście minut, przeplatają się z ulicznymi walkami. Zadania owe mają zazwyczaj przygodówkowy charakter, kiedy musimy do kogoś dotrzeć czy coś odzyskać. No cóż, nie wszystkie są równie ekscytujące i bywają takie, w trakcie których trzeba zrobić rajd po niemal wszystkich sklepach w dzielnicy, by zakupić trunki dla bezdomnych, bez pomocy których nie da się rozwinąć fabuły. Ale nie brakuje też zadań związanych z czystą akcją, a nawet przemyślanych walk z bossami.
Przygodówka zamienia się w brawler
Każdy z dwójki bohaterów dysponuje własnym drzewkiem umiejętności bojowych, doskonalonych w sumie w sześciu różnych stylach walki – po trzy na głowę. Daje to sporo możliwości rozwoju i dostosowania sposobu tłuczenia oponentów do danego typu przeciwnika. Nasuwa się tu porównanie z pierwszą częścią Wiedźmina, w której Geralt inaczej zachowywał się w starciach ze zwinnymi wrogami, inaczej z potężnymi, a jeszcze inaczej, gdy zdarzyło mu się walczyć w tłumie. Różnica polega na tym, że Yakuza pod względem liczby kombinacji różnych ciosów spokojnie dorównuje niejednej rasowej bijatyce. Losowe naciskanie przycisków pada nie wystarczy.
Karaoke i sekstelefon
Problemem dla świeżych graczy może być nagromadzenie minigierek, które w pewnym momencie stają się częścią głównej osi fabuły, wymagając od nas nieziemskiej wprost cierpliwości. Liczba tych aktywności jest przeogromna – od salonów gier arcade, w których możemy wypróbować pełne wersje klasyki firmy Sega, takiej jak na przykład Space Harrier czy Outran, przez bary karaoke, łowienie ryb lub podglądanie pań do towarzystwa, po granie w baseball, zabawę w sekstelefon i wiele, wiele innych. Nietrudno uruchomić grę i – zamiast przeć naprzód – stracić parę godzin na parkiecie, próbując wykonać perfekcyjnie układ taneczny do jakiegoś japońskiego przeboju.
Yakuza na pececie
Pecetowa wersja Yakuzy 0 prezentuje się wyśmienicie. Gra może nie oszałamia oprawą wizualną, ale dobrze działa w rozdzielczości 4K, nawet na komputerach ze średniej półki cenowej. Problemem może być sterowanie, wymagające w trakcie wykonywania ciosów stosowania kombinacji przycisków myszy i klawiatury, co jest bardzo niewygodne. Zresztą sami twórcy za pomocą odpowiedniej planszy wyświetlanej przed rozpoczęciem gry sugerują korzystanie z pada. Kontroler czyni rozgrywkę znacznie przyjemniejszą i w tym przypadku nie jest to tylko czysta fanaberia.
Yakuza 0 nie przypadnie do gustu fanom gier gangsterskich przygotowanych z wielkim rozmachem, pełnych strzelanin i męskich stereotypów. To o wiele bardziej stonowana opowieść, tocząca się w raczej powolnym tempie, pełna różnorakich dziwactw rodem z japońskich produkcji. Na dodatek wymagająca językowo. Dialogów jest bardzo dużo i bywają dość skomplikowane, wobec czego średnia znajomość angielskiego może nie wystarczyć. Aktorzy w scenkach z dubbingiem mówią po japońsku, reszta konwersacji jest niema i przekazywana jedynie w formie napisów. Niemniej to tytuł kapitalny i jeżeli tylko wciągniecie się w przygody młodych jakuzów, to przed Wami jeszcze kolejnych sześć równie udanych części – oby i one trafiły z czasem na pecety.
Plusy:
* świetna fabuła i charyzmatyczni bohaterowie;
* mnóstwo aktywności i minigierek;
* wspaniały klimat Japonii;
* rozbudowana mechanika walki.
Minusy:
* szybko znudzi oczekujących gry w stylu GTA;
* mechanika walki mogłaby być bardziej precyzyjna;
* liczba minigierek, w których trzeba wziąć udział, wymaga nieziemskiej cierpliwości.
Gra Yakuza 0 dostępna jest w wersji na PC oraz konsolę PlayStation 4.
Wymagania sprzętowe:
* minimalne: Intel Core i5-3470 3.2 GHz / AMD FX-6300 3.5 GHz, 4 GB RAM, karta grafiki 1 GB GeForce GTX 560 / Radeon HD 6870 lub lepsza, Windows 7 64-bit. | „Yakuza 0” – recenzja gry |
Bogactwo, różnorodność i piękno kultury Afryki budziło zainteresowanie Europejczyków od zamierzchłych czasów! Trudno się dziwić, że egzotyczny folklor jest silnym trendem w urządzaniu wnętrz. Wystarczy kilka dodatków, aby klimat safari wprowadzić we własnym domu! Styl afrykański, a także safari, to mieszanka wpływów tradycji wieli różnych plemion zamieszkujących dziki ląd. Mamy tu drewniane rzeźby i rytualne maski, trofea dzikich zwierząt, skóry naturalne i ręcznie plecione tkaniny.
Kolory stylu safari
Styl safari utrzymany jest w kolorach ziemi. Podkreśla to fakt przywiązania mieszkańców Czarnego Lądu do natury. Warto jednak zwrócić uwagę na niejaką odmienność w pojmowaniu tych barw na różnych kontynentach. Tutaj znajdziemy złocisty piasek, ziemię spaloną słońcem, kość słoniową i wysuszone rośliny. Najlepiej stawiać na beże, płowe brązy i ciepłe odcienie szarości. W dekoracjach można też pokusić się o bardziej zdecydowane akcenty. Nie powinno brakować głębokiej czekoladowej czerni, mocnych czerwieni, podpalanej żółci, pomarańczu i rudości.
Drewniane dodatki w afrykańskiej konwencji
Afrykańskie rękodzieło zachwyca niebanalnym stylem. Umieszczone w mieszkaniu nadaje mu dziki i jednocześnie artystyczny charakter. W urządzaniu wnętrz warto wykorzystać szamańskie maski, które w formie płaskorzeźby wiesza się na ścianach. W sprzedaży znaleźć można też figurki i rzeźby, które przedstawiają wojowników udających się na polowanie lub zwierzęta mające być ich zdobyczą. W towarzystwie sof lub foteli obitych skórą prezentują się doskonale!
Egzotyczne tkaniny
Styl safari to też świetny wybór do kącików wypoczynkowych lub sypialni. W takim pomieszczeniu warto postawić na łóżko ze stelażem i przewiesić na nim moskitiery z naturalnej tkaniny. Miękka bawełna, etniczne wzory i geometryczne mozaiki to zestaw, który harmonijnie ze sobą koresponduje. Ciepły klimat nocy spędzonej na sawannie wzmocnią świece o pięknych aromatach lub stylizowane lampy olejne.
Zwierzęce wzory rodem z Afryki
We wnętrzach w stylu safari nie może zabraknąć zwierzęcych motywów. Choć w oryginale występują jako skóry i trofea z wymierających gatunków, to są sposoby na takie akcenty bez krzywdy dla środowiska! Wybierz meble i dodatki malowane lub barwione w zebrze paski, żyrafie plamki lub wężowe wzory. Szary, gnieciony materiał idealnie imituje ciało słonia. Możesz wybierać całe meble obijane tkaninami lub sztuczną skórą albo dopasować dodatki, np. niewielką pufę, pojemniki na drobiazgi czy ramki do zdjęć.
Obrazy w stylu safari
Doskonałymi przedmiotami dekoracyjnymi są obrazy. Wielkoformatowe płótna lub wydruki oprawiane w ramy to bardzo często podstawa i oś dalszych poczynań w urządzaniu wnętrza. Do wyboru jest mnóstwo możliwości. Od krajobrazów spalonej słońcem sawanny, wizerunków lwów, słoni i żyraf w naturalnym środowisku, aż po hipnotyzujące portrety Afrykańczyków w tradycyjnych strojach. Taki element nie pozostanie niezauważony!
Kufer z afrykańskiej wyprawy
Niebanalnym elementem wystroju wnętrza w stylu safari będzie drewniany lub skórzany kufer. W dawnych czasach pełniły one rolę walizek na zamorskich wyprawach. Uchylone wieko i wystające z wnętrza pamiątki, maski, pledy to sposób na zagospodarowanie wolnej przestrzeni w salonie lub przedpokoju.
Afryka ma niepowtarzalną kulturę i sztukę. Wycieczka na prawdziwe safari to marzenie życia wielu osób. Możesz styl tego niesamowitego przeżycia odtworzyć w swoim domu! Wystarczy kilka dodatków. | Dodatki wnętrzarskie w stylu safari |
Walentynki spędzają sen z powiek wielu osobom. I wcale nie chodzi o wybór mniejszego lub większego bukietu kwiatów, ale o oryginalny prezent. Zaskoczyć ukochaną osobę bywa niezwykle trudno, ale z nami powinno ci się udać! Prezent na walentynki wcale nie musi być drogi. Najważniejsze, by zaskoczył i spodobał się ukochanej osobie. Upominek powinien wyrażać twoje uczucia i potwierdzać twoje zaangażowanie. Jeśli dobrze znasz drugą połowę, z pewnością wpadnie ci do głowy fajny pomysł. Ale jeśli nadal nie wiesz, co kupić, oto propozycje.
Pudełko wspomnień
Kojarzą się głównie z małymi dziećmi i gromadzonymi od narodzin pamiątkami typu pierwsze skarpetki, zdjęcie USG i inne. Cudowna podróż sentymentalna do początków waszego związku to świetny pomysł na prezent. Aby stworzyć pudełko wspomnień, potrzebne ci będzie eleganckie tekturowe lub drewniane pudełko, kolorowy lub ozdobny papier i marker. Na karteczkach napisz, za co kochasz swoją drugą połowę, albo ważne dla was daty. Mogą to być również pytania typu: Czy pamiętasz, gdzie byliśmy na pierwszej randce? Jaki jest mój ulubiony film? Do skrzyneczki koniecznie schowaj wspólne zdjęcia, bilety z kina, poszukaj detali, które ukochana mogła wrzucić do szuflady. Gdy podarujesz jej to wszystko w jednym pudełku, możesz być pewien, że bardzo się ucieszy i przez kolejne lata będzie dodawać tam następne pamiątki.
box:offerCarousel
Nieoczywiste…
Kosmetyki wydają się prezentem oklepanym, bez fantazji i kupionym bez zbytniego angażowania się. Nie będzie tak, jeśli dobrze przemyślisz zakup. Sprawdź, jakie zapachy i rodzaje kosmetyków lubi twoja druga połowa, podpytaj, czy marzy jej się jakiś niecodzienny zabieg pielęgnacyjny. Z pewnością ucieszyłaby się ze wspólnego wyjazdu do SPA. Jeśli jednak nie masz dużego budżetu, możesz przygotować namiastkę tego luksusu w domu. Kup niebanalny zestaw kosmetyków, może musujące kule do kąpieli, których nie miała okazji wypróbować, luksusową maseczkę (np. kolagenową) albo peeling. Gdy już wręczysz jej ten upominek, zorganizuj wieczór inspirowany romantycznymi scenami z filmów: zapal świece w łazience, napełnij wodą wannę, wrzuć do niej płatki kwiatów i pozwól ukochanej rozkoszować się zapachami prezentów, które przed chwilą otrzymała.
box:offerCarousel
Personalizacja
Kubki, kubeczki, filiżanki to prezent zawsze na topie i wciąż mile widziany. Kobiety lubią mieć w szafie kolekcję kolorowych kubków, inny na różne okazje i nastrój. Dobrym pomysłem może być personalizowany zestaw z waszym wspólnym zdjęciem lub indywidualnymi nadrukami, którymi będziecie mogli się wymienić.** Dzisiaj można spersonalizować właściwie wszystko: portfel, notes, pióro, poduszkę, koszulkę czy ramkę na zdjęcie – możliwości są tak ogromne, że często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Postaraj się jednak najpierw podpytać, czy ukochana lubi takie gadżety, bo nie wszystkim one odpowiadają.
box:offerCarousel
Bilety, vouchery i bony
Wydawać by się mogło, że to mało oryginalny i niezbyt romantyczny upominek, ale wiele kobiet z pewnością bardzo się ucieszy z beztroskich zakupów czy wybranego przez siebie zabiegu. Panowie, którzy mają problem z dobraniem prezentu lub gust odmienny od wybranki, mogą zainwestować w kartę upominkową. Taka opcja na pewno spotka się z aprobatą. Któż może odczytać myśli ukochanej o nowej torebce z ćwiekami albo chęci radykalnej zmiany koloru włosów? Bon upominkowy do wybranego sklepu lub salonu kosmetycznego będzie strzałem w dziesiątkę! Możesz się pokusić także o zakup biletów na koncert ulubionego zespołu, sztukę teatralną lub film, ale na wszelki wypadek zrób wywiad, czy wybranka już takich biletów nie posiada.
Bukiet inaczej
Kwiaty to standard, dlatego zaskocz ukochaną bukietem w zupełnie innej formie! W internecie można znaleźć sporo ofert, których twórcy prześcigają się w pomysłach. Najbardziej popularna jest wersja słodki bukiet z czekoladkami, cukierkami lub lizakami. Te małe, słodkie arcydzieła wyglądają tak pięknie, że aż żal je zjeść – przybrane w bibułę piankowe kwiaty, wstążki i kryształki mają urok i z pewnością wywołają uśmiech na twarzy obdarowywanej osoby. | 5 pomysłów na walentynkowy prezent dla niej |
Karnawał wciąż trwa, a to oznacza, że możemy nadal szaleć z imprezowymi kreacjami czy makijażami. Tak samo sprawa wygląda w przypadku stylizacji paznokci. Podpowiadamy, jakie trendy królują w karnawale i które lakiery do paznokci warto mieć w swojej kosmetyczce. Brokatowe paznokcie to trend tego sezonu. Karnawał również okaże się idealnym czasem na ozdabianie swoich paznokci drobinkami brokatu. Tylko z jakimi kolorami łączyć brokatowe detale i do jakich stylizacji pasują? Poniżej więcej informacji na ten temat.
Brokat na paznokciach
Brokatowe lakiery to wspaniała alternatywa dla klasycznych kolorów. Jeśli mamy już dosyć jednolitych odcieni, warto postawić na brokat. Zwłaszcza w trakcie karnawału okaże się wspaniałym rozwiązaniem. Należy jednak mieć na uwadze, że brokatowe lakiery rzucają się w oczy, dlatego jeśli zależy nam na delikatnym manicurze, lepiej odpuścić i zainwestować w dobrej jakości klasyczne lakiery.
Brokat na całości?
Wiele kobiet stoi przed dylematem, czy należy łączyć brokatowe lakiery z tymi klasycznymi, czy też postawić na wszystkie paznokcie w jednym tonie. Nie można odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie, gdyż wiele zależy od nas samych, od naszych preferencji i konkretnej stylizacji. Jeśli nadarza się okazja, a nam samym zależy na podkreśleniu dłoni, to warto zaszaleć i zdecydować się na brokat na wszystkich paznokciach. Zwłaszcza że karnawał to okres, kiedy możemy sobie pozwolić na znacznie więcej niż na co dzień.
Z jakimi lakierami łączyć?
Brokat pasuje do każdego koloru, ale nie każdy lakier, w którym znajdują się drobinki, może stanowić odpowiednie połączenie z innym odcieniem. Najlepszym wyjściem jest łączenie brokatowych lakierów z produktami, które mają taką samą barwę. Dzięki temu unikniemy wpadki i zbyt dużego kontrastu. Jednak nie zmienia to faktu, że dla odważnych kobiet kontrastujące kolory mogą okazać się strzałem w dziesiątkę. Tak naprawdę warto pamiętać, że kolorystyka powinna odpowiadać naszej stylizacji i stanowić jej dopełnienie. Jeśli tak się stanie, zyskamy pewność, że każdy zestaw będzie udany.
Brokatowe paznokcie – do jakich stylizacji?
Wydawać by się mogło, że brokat na paznokciach pasuje jedynie do imprezowej stylizacji. Co prawda jest w tym trochę racji, ale nie do końca. Wszystko zależy od tego, na jaki strój i kolor lakieru się decydujemy. Wybierając się na wieczorne wyjście, możemy pokusić się o połączenie czerni ze złotem. Brokatowy lakier w kolorze złota z drobinkami brokatu będzie nie tylko efektownie prezentował się na naszych paznokciach, ale przede wszystkim dopełni całość każdej stylizacji. Niezależnie od tego czy zdecydujemy się na sukienkę, czy może spódnicę połączoną z delikatnym topem, brokat to dobry wybór.
Polecane brokatowe lakiery do paznokci
Brokatowe lakiery Orly,
Lakiery OPI, kolekcja Glamour,
Brokatowe lakiery Nails Inc.,
Brokatowe lakiery Delia,
Brokatowe lakiery Peggy Sage,
Lakiery z serii Gem Crush Sally Hansen,
Lakiery z serii Jolly Jewels Golden Rose.
Szukasz ciekawych pomysłów na stylizację paznokci, a może masz po prostu dosyć szablonowych wzorów? W takiej sytuacji świetnie sprawdzą się lakiery z brokatem. Dzięki nim uzyskamy oryginalny i niepowtarzalny manicure. Na rynku dostępnych jest wiele tego typu produktów – do wyboru mamy zarówno kolorowe emalie z drobinkami, jak i przezroczyste lakiery z brokatem. | Brokatowe lakiery do paznokci idealne na karnawał |
Okres zimowy zaliczany jest do trudnych okresów roku – niskie temperatury, opady śniegu, a co najgorsze: duże ilości soli drogowej, która szczególnie negatywnie wpływa na samochód. Pamiętajmy, aby w okresie zimowym dbać o koła i felgi naszego pojazdu. Od czego zacząć?
Dbanie o felgi i opony należy rozpocząć już przed okresem zimowym. Na początek należy dokładnie sprawdzić powłokę, jaka się na nich znajduje. Pamiętajmy, że niewielkie ubytki lakieru na feldze mogą być początkiem rdzy bądź znacznego odprysku. Jeżeli zauważymy, że lakier naszych felg pozostawia wiele do życzenia, nie ma na co czekać, czas na ich ponowne malowanie.
W przypadku malowania felg samochodowych mamy dwie możliwości. Pierwszą z nich jest użycie lakieru samochodowego – takie rozwiązanie jest stosowane przez producentów felg. Wiele osób zapyta – "Po co w takim razie korzystać z innej metody?". Drugą metodą jest malowanie felg samochodowych farbą proszkową, która charakteryzuje się o wiele większą wytrzymałością. Lakierowanie proszkowe wymaga odpowiedniego przygotowania materiału np. piaskowania bądź szkiełkowania.
Niestety w wielu przypadkach farba proszkowa nie będzie odwzorowaniem lakieru samochodowego. Mimo wszystko zdecydowanie polecam wykorzystanie lakierowania proszkowego do pomalowania felg samochodowych.
Dobra powłoka
Na rynku trudno o powłokę, która dedykowana jest wyłączenie na felgi samochodowe. Polecanym produktem, który warto zastosować w przypadku zabezpieczenia lakieru felgi samochodowej, jest wosk samochodowy, stosowany także do zabezpieczenia lakieru nadwozia.
box:offerCarousel)
Dobrym zwyczajem jest nakładanie wosku samochodowego na felgi mniej więcej co dwa miesiące. Nałożony wosk jest barierą ochroną przed "całym złem", które może spotkać felgę, czyli śniegiem, solą, błotem i wodą. Środkiem wartym zainteresowania jest SOFT99 w cenie około 100 złotych. Dla osób chcących nabyć tańszy wosk, produktem wartym zainteresowania jest K2 Proton w cenie około 35 złotych. W zestawie znajdziemy gąbkę oraz mikrowłókno.
Zadbaj o opony
Dbanie o opony tak naprawdę zaczyna się w momencie ich kupna. Pamiętajmy, że opona musi być przechowywana w odpowiednich warunkach! Niedopuszczalne jest pozostawienie opon np. na dworze, bo wtedy szybciej się zużyją. Jeżeli nie chcemy na ich konserwację wydawać dużych pieniędzy, zdecydujmy się chociaż na zakup czernidła do opon. Jego cena to około 5 złotych.
box:offerCarousel
W przypadku, gdy chcemy zastosować najwyższej jakości środki, warto rozważyć zakup Meguiar's Hot Shine TireFoam, które nie tylko zabezpiecza, ale także czyści i nabłyszcza opony. Produkt wyceniany jest na około 45 złotych.
Środkiem alternatywnym jest ADBL Black Water Tire Dressing w cenie około 40 złotych. Środek posiada właściwości hydrofobowe oraz spowalniające osadzenie się brudu, a co za tym idzie – opony przez dłuższy czas pozostają czyste i błyszczące. Sama konserwacja opon to jednak nie wszystko. Pamiętajmy, aby regularnie kontrolować ich ciśnienie, ponieważ gdy jest za niskie, szybciej się zużywają.
By chronić felgi, starajmy się unikać gwałtownych podjazdów pod krawężniki oraz omijać jak najwięcej dziur. | Zadbajmy o felgi i opony w okresie zimowym! |
Zanim nastąpią długo wyczekiwane wakacje, dzieci mogą odpocząć podczas ferii zimowych. Trwają one dwa tygodnie i tak naprawdę jedynie mała grupa dzieci korzysta z wypoczynku zorganizowanego. Tymczasem czas spędzany w domu wcale nie musi być nudny. Wystarczy się tylko trochę postarać. Atrakcje w mieście
Nie wyjeżdżając nigdzie na ferie, można je spędzić w równie ciekawy i atrakcyjny sposób. Z pomocą przychodzą wszelkiego rodzaju placówki dbające na co dzień o wartościowe spędzanie czasu wolnego przez dzieci, a więc domy kultury i biblioteki. W miejscach tych znajdziemy szczegółowo tworzone harmonogramy zajęć na czas ferii. Dzieci przychodzą wtedy codziennie i mają tematycznie serwowane atrakcje.
Bardzo często uwzględniane są wspólne wyjścia i krótkie wycieczki. Jest to oferta kierowana szczególnie do dzieci w wieku szkolnym. Ponadto programy na czas ferii zimowych tworzą teatry, dziecięce kluby, instytucje i kina. Warto na bieżąco śledzić ofertę na stronach internetowych i wybierać najbardziej odpowiadające atrakcje.
Każdego dnia można udać się w inne miejsce – na film czy przedstawienie, ale przede wszystkim na lodowiska i górki zjazdowe. Można nawet zorganizować wyprawę do lasu, a więc wszędzie tam, gdzie bywamy w okresie letnim. Ferie zimowe są świetną okazją do odwiedzenia krewnych i znajomych. Nieoceniona jest też pomoc dziadków, do których wyjeżdża spora część uczniów mających ferie.
Aby ferie były zdrowe
Zdarza się, że ferie stają się nudne, gdy nie chce nam się wyjść z domu. Wtedy pozostaje przecież wiele godzin, które trzeba jakość zorganizować. Ferie będą tak naprawdę udane, gdy upłyną w zdrowiu, nie w chorobie. Dziecko zawsze musi być odpowiednio ubrane, najlepiej na cebulkę. Zakładamy ciepłe spodnie, kozaki lub śniegowce i obowiązkowo czapki, szaliki i rękawiczki. Na zimowe szaleństwa najlepsze będą kombinezony, szczególnie dwuczęściowe. Przed wyjściem z domu na mróz warto pamiętać o posmarowaniu buzi ochronnym kremem, a ust – bezbarwną pomadką.
Zabawy na śniegu
Jeśli w ferie spadnie śnieg, mamy gotową receptę na zimową nudę. Podczas pobytu na dworze dziecko rzadko się nudzi. Pomysłów jest co niemiara:
Lepienie bałwana – obowiązkowe! Zadanie na długi czas, wspaniale angażuje każde dziecko. Oczywiście budowle ze śniegu wcale nie ograniczają się do bałwana. Można tworzyć różne postacie, ale też podkopy czy zamki.
Aniołek/orzełek – ukochany przez każde dziecko, które tworzy go, kładąc się na białym puchu i poruszając wyprostowanymi rękami i nogami. Przypomina to trochę ruchy przy wykonywaniu pajacyka.
Zjazdy na sankach i ślizgaczach – wystarczy mała górka, żeby dziecko zobaczyło w niej miejsce do zjeżdżania. Dzieci po prostu to uwielbiają.
Bitwa na śnieżki – warto schować swoją powagę do kieszeni i pobawić się razem z dzieckiem.
Rzucanie śnieżkami do celu – kto powiedział, że zabawa na dworze nie może być przemycaniem ważnych ćwiczeń i kształtowania umiejętności? Rzucanie śnieżkami w określone miejsce uczy celności, koncentracji uwagi i ćwiczy koordynację wzrokowo-ruchową.
Ślizganie się na lodzie – wystarczy nawet zamarznięta kałuża.
Zabawy, gdy nie ma śniegu
Może się zdarzyć, że w ferie nie spadnie śnieg, a spacery uniemożliwi siarczysty mróz lub silny wiatr. Można sięgnąć po wszelkie przybory plastyczne, lepić plastelinę i malować farbami. Świetnym pomysłem jest też przeprowadzanie eksperymentów – roztapianie sopli lodu, przynoszenie śnieżki do domu i ponowne zamrażanie (ewentualnie korzystanie z lodu zamrażalnika), a nawet zamrażanie małych przedmiotów. Wtedy nalewamy do pudełka wody, wkładamy małe przedmioty, np. figurki czy klocki i zamrażamy.
Ferie zimowe nie będą nudne, jeśli nie pozwolimy, aby takie były. Pomysłów jest mnóstwo, wystarczy tylko chcieć. Można urządzić piknik na środku pokoju, zbudować tipi z koców czy zaproponować dzień gotowania. Liczy się czas spędzany z dzieckiem. | Ferie w domu nie muszą być nudne |
Jeśli planujecie wyprawę, podczas której chcielibyście zrobić zdjęcia widokom zapierającym dech w piersiach, przeczytajcie poniższy poradnik, aby mieć pewność, że osiągniecie zamierzony efekt, a wasz wysiłek nie pójdzie na marne. Aparat
Większość aparatów cyfrowych oferuje wiele przydatnych funkcji do fotografii krajobrazowej, np. wstępne podnoszenie lustra, timer, zdjęcia z interwałem, długie czasy ekspozycji, HDR, automatyczne panoramy itp.
Warto zwrócić uwagę także na odporność na wodę i warunki atmosferyczne, dzięki czemu będziemy mogli fotografować nawet w deszczu bez większej obawy o sprzęt. Pod względem osiągów matrycy trzeba spojrzeć na dynamikę, czyli jak dużo szczegółów jest w stanie zarejestrować aparat jednocześnie w światłach i cieniach. Lepiej wybrać urządzenie z dużą liczbą pikseli i dużą matrycą, dzięki czemu będziemy mogli wykonać odbitki w dobrej jakości. Aparaty systemowe, czyli lustrzankii bezlusterkowce, to najlepsze rozwiązanie do tego rodzaju fotografii.
Zapasowe baterie to element, w który warto się wyposażyć, wybierając się na dłuższe wędrówki. Nie ma nic bardziej irytującego niż sytuacja, gdy już dotarliśmy ze sprzętem do wspaniałego miejsca, jest odpowiednia pora, ale rozładowały się akumulatorki. Dodatkowa bateria nie waży dużo i nie jest bardzo obciążającym wydatkiem.
Obiektyw
Fotografia krajobrazowa nie wymaga wielu obiektywów, wystarczy kilka bardzo dobrych. Warto zacząć od szerokokątnegoo zakresie ogniskowej 14–35 mm dla pełnej klatki i 10–22 mm dla aparatów z matrycą w rozmiarze APS-C. Oczywiście zasada, że obiektywy stałoogniskowe są lepsze od zoomów nadal obowiązuje, ale dobry zoom przymknięty do przysłony f/5.6 też bardzo dobrze sobie poradzi.
Podobnie jak w przypadku aparatów, dobrze jest wybrać obiektyw z uszczelnieniami. Nie musimy się natomiast porywać na nie wiadomo jaką jasność w stylu f/1.4 czy f/2.8. Większość zdjęć krajobrazu jest wykonywana na przysłonach f/8, f/11. Stabilizacja także nie jest przydatna, ponieważ będziemy korzystać ze statywu. Wbrew pozorom dość popularnym obiektywem do fotografii krajobrazowej jest zoom 70–200 mm, który pozwala ładnie pokazać palmy, np. na zdjęciach z Włoch, gdzie widzimy charakterystyczne pagórki.
Statyw
Statywdo fotografii krajobrazu powinien przede wszystkim być stabilny i lekki, ale także mieć odpowiedni udźwig, który poradzi sobie z naszym sprzętem. Aluminium czy karbon – to już zależy od budżetu. Statywy karbonowe są lżejsze i lepiej znoszą wodę. Jeżeli chodzi o głowicę, fotografowie krajobrazowi częściej decydują się na głowice z trzema gałkami, z których każda fiksuje ruch w jednym kierunku, niż na głowice kulowe, które są szybsze.
Pilot, wężyk spustowy
Pilot albo wężyk spustowy nie tylko zmniejsza prawdopodobieństwo poruszenia aparatu przy wyzwalaniu, ale także oferuje różne funkcje, jak chociażby zafiksowanie czasu B czy zdjęcia z interwałem. Warto wybrać solidniejsze rozwiązanie, najlepiej wodoodporne.
Filtry
Żaden inny rodzaj fotografii nie wykorzystuje filtrów tak, jak fotografia krajobrazu. Najciekawsze efekty dają filtry polaryzacyjne, które pozwalają zmieniać kontrast nieba, dzięki czemu nabiera ono bardziej dramatycznego charakteru. Filtr polaryzacyjny pozwala ponadto wyciągnąć chmury. Nie da się tego efektu uzyskać w Photoshopie.
Kolejnym filtrem, który przydaje się przy fotografowaniu krajobrazu jest filtr ND, który pozwala przyciemnić fotografowaną scenę, dzięki czemu możemy używać długich czasów ekspozycji nawet w ciągu dnia. Dzięki takiemu zabiegowi możemy np. rozmyć wodę albo pozbyć się ludzi i samochodów poruszających się po mieście. Filtry ND występują również w wersji połówkowej, gdzie tylko fragment kadru jest przyciemniony, a reszta gradientem przechodzi do przezroczystości. Tego rodzaju filtry świetnie wyrównują oświetlenie sceny, przyciemniając niebo, które często jest dużo jaśniejsze od reszty kadru.
Plecak fotograficzny albo torba
Większa ilość sprzętu oznacza konieczność przenoszenia go z miejsca na miejsce. Nie wszystko da się założyć na szyję, a sprzęt fotograficzny jest dość delikatny, dlatego najlepiej sprawdzają się opakowania ze specjalnymi przegródkami, w których sprzęt jest bezpieczny. To, czy wybierzemy plecakczy torbę, zależy od naszych preferencji, jednak osobom, które dużo wędrują albo jeżdżą na rowerze zdecydowanie polecam plecak.
Smartfon lub tablet
Urządzenia mobilne przydają się nie tylko do przesyłania zdjęć i zdalnego wyzwalania migawki. Pozwalają nawigować w terenie, sprawdzać pogodę, co jest bardzo ważne w fotografii i planowaniu wypraw. Kolejną zaletą smartfonów jest bezpłatna aplikacja Magic Hour, która pozwala sprawdzić, kiedy będzie tzw. złota godzina, w czasie której słońce jest tuż przed wschodem albo po zachodzie słońca i jest bardzo ładne oświetlenie, często wykorzystywane przy fotografii krajobrazu, architektury, ale nie tylko. | Fotografia krajobrazowa – jaki sprzęt wybrać? |
Możemy to wreszcie oficjalnie ogłosić: golfy powróciły do świata mody w wielkim stylu! Wcześniej kojarzone głównie z informatykami i kujonami, teraz są lansowane przez największych projektantów. Golf jest modny, praktyczny i ciepły. Występuje zarówno w odmianach oversizowych, jak i minimalistycznych. Zaprzyjaźnij się z nim, a nieraz przyda ci się w jesienne dni. Przyjaciel Polek
Po raz pierwszy od dawna pojawił się trend, który jest odpowiedzią na potrzebę naszego polskiego klimatu. Zazwyczaj ubrania promowane w trakcie pokazów mody są piękne, ale nie sprawdzają się podczas chłodnej jesieni oraz mroźnej zimy. Natomiast golf jest inny. Zakrywa i chroni szyję przed zimnem, a dzięki temu nie musimy zakładać szalika do kurtki lub płaszcza. Zrobiony jest z ciepłego materiału, który doskonale ogrzewa ciało. Równocześnie jest elegancki i można go założyć do pracy. Podkreśla łabędzią szyję i dodaje klasy. Ma mnóstwo zalet i może być dobrą podstawą wielu udanych stylizacji.
Czarny golf i Apple
Obecnie bardzo modne są czarne, cienkie golfy inspirowane stylem Steve’a Jobsa, współzałożyciela Apple’a. Jobs uczynił z czarnego golfu i jeansów swój znak firmowy. A chyba nie masz wątpliwości, że zawsze był parę kroków przed innymi? Pośmiertnie stał się również ikoną mody, gdy nastał trend na normalsów, czyli ludzi wyznających normalność, luz oraz uciekających od blichtru i drogich metek. Jeśli chcesz być częścią społeczności, która jest zmęczona życiem na pokaz, noś czarny golf z jeansami i prostymi butami, np. sztybletami lub conversami. Liczy się przede wszystkim prostota i swoboda.
Jakie golfy są modne?
Tak naprawdę każde. To hit sezonu, jednak projektanci proponują również inne rozwiązania golfowe. Golf może być cienki lub gruby. Może ciasno przylegać do szyi lub być większy i swobodnie otulać ciało. Może być bluzką, tuniką lub sukienką. Wybierz taki golf, jaki sama lubisz najbardziej.
Pomysł na golf!
Obcisły
Jeśli jesteś szczęśliwą posiadaczką seksownych, kobiecych kształtów (z dość płaskim brzuchem), ten fason jest stworzony dla ciebie. Wybierz golf z elastycznego, rozciągliwego materiału, który podkreśli twoją sylwetkę. Kobiety o drobnej budowie ciała mogą zainspirować się stylem Audrey Hepburn i nosić golf z legginsami, jeansami lub cygaretkami. Do tego balerinki lub obcasy. Kobiety o figurze klepsydry powinny dobrać do obcisłego golfu ołówkową spódnicę, która wyeksponuje biodra.
Oversize
Taki rodzaj golfu jest idealny zarówno dla mniejszych, jak i większych kobiet. Oversizowy golf zmysłowo otula ciało – podkreśla je, ale zostawia wiele wyobraźni. Wbrew pozorom, to sweter stworzony na randkę. Najlepsze będą do niego legginsy i kozaki na obcasie, wyrazista biżuteria, duża torba i czerwona szminka. Taka stylizacja jest niezwykle kobieca, a przy tym niewymuszona.
Golfowa sukienka
Dopasowaną, bawełnianą sukienkę z golfem ma w swojej szafie wiele gwiazd, zaczynając od Kim Kardashiam, a kończąc na Victorii Beckham. W czym tkwi jej fenomen? Jest prosta, ale i elegancka. Pasuje zarówno drobnym kobietom, jak i tym z bardziej pełnymi kształtami (ale nie w rozmiarze XXL). Do takiej sukienki potrzebujesz niewielu dodatków. Najlepszym jej uzupełnieniem będą klasyczne czółenka na szpilce, wyrazista bransoletka lub kolczyki oraz spięte wysoko włosy. Zrezygnuj z naszyjnika, wisiorków oraz paska. Postaw na minimalizm, ponieważ jak mawiała Coco Chanel: „Mniej znaczy więcej”. | Wielki powrót golfów |
Rowerzysta uczestniczy w ruchu drogowym i dlatego powinien przede wszystkim znać, a potem stosować się do przepisów. Cyklistę na drodze obowiązuje większość tych samych zasad, co kierowcę samochodu. Jest jednak szereg zapisów dotyczących wyłącznie rowerzystów, regulujących ich uprawnienia wobec innych pojazdów. Tego nie wolno rowerzystom
W świetle prawa niedozwolone jest przewożenie drugiej osoby na rowerze (ani na ramie, ani na bagażniku, ani na kierownicy), chyba że jest to dziecko do lat 7 umieszczone w specjalnym foteliku lub przyczepce. Rowerzyście nie wolno korzystać z telefonu komórkowego. Gdy jedzie i trzyma telefon przy uchu – a jest to niestety widok bardzo częsty – popełnia wykroczenie, za które grozi mu mandat w wysokości 200 zł. Natomiast nie otrzymuje punktów karnych. Podobnie jak kierowcy innych pojazdów, cyklista nie może jechać na rowerze po spożyciu alkoholu. Limity są dokładnie takie same, jak dla kierowców samochodów. Po alkoholu można jednak bezkarnie prowadzić rower – jesteśmy wtedy traktowani jako piesi. Cykliście nie wolno jeździć po przejściu dla pieszych. Ma obowiązek zsiąść z roweru i przeprowadzić rower poprzez „zebrę”. Rowerzysta nie może jeździć po drodze ekspresowej lub autostradzie. Poruszanie się pasem awaryjnym lub poboczem również jest niedozwolone. Grozi za to mandat w wysokości 250 zł.
To wolno rowerzystom
W 2011 roku w życie weszły zmiany w Kodeksie drogowym, które pozwalają na jazdę rowerzystów obok siebie pod warunkiem, że nie przeszkadza to innym użytkownikom drogi i nie zagraża bezpieczeństwu ruchu drogowego. Rowerzysta może jeździć w słuchawkach na uszach. Niestety, formalnie brak jest takiego zakazu, ale jeżdżenie ze słuchawkami stanowi ogromne ryzyko i zagraża bezpieczeństwu rowerzysty. Wyprzedzanie i omijanie samochodów w ramach jednego pasa ruchu jest dopuszczalne, czyli rowerzysta może przeciskać się w korku. Takie zachowanie cyklistów najbardziej denerwuje kierowców samochodów. W czasie lawirowania między samochodami rowerzysta może zostać niezauważony i potrącony, a w takiej sytuacji winnym będzie kierowca samochodu. W Polsce ubezpieczenie OC dla rowerzystów nie jest obowiązkowe. Można je wykupić dobrowolnie i kosztuje zaledwie kilkanaście złotych rocznie. Warto, bo gdy nie posiadamy ubezpieczenia OC i z naszej winy wyrządzimy komuś szkodę, jadąc na rowerze, odpowiadamy za nią na zasadach ogólnych prawa cywilnego, ponosząc odpowiedzialność całym swoim majątkiem. Cykliści w Polsce nie muszą używać kasków i kamizelek odblaskowych, choć w wielu krajach Europy obowiązek jazdy w kaskach i kamizelkach istnieje. Dla własnego bezpieczeństwa warto jednak kask zakładać.
Po chodniku czy po drodze?
Generalna zasada brzmi: rowerem po chodniku jeździć nie wolno. Rowerzyści powinni poruszać się po wyznaczonych drogach dla rowerów, czyli ścieżkach rowerowych, pasach dla rowerzystów lub korzystać z pobocza. Należy pamiętać, że na chodniku pierwszeństwo zawsze mają piesi. Jazda po chodniku jest zabroniona, poza trzema wyjątkami:
Spełnione są trzy warunki: chodnik ma szerokość co najmniej dwóch metrów, nie ma wydzielonej drogi dla rowerów, a ruch na jezdni dozwolony jest z prędkością większą niż 50 km/h.
Rowerzysta opiekuje się jadącym na rowerze dzieckiem do 10. roku życia.
Panują złe warunki pogodowe (np. śnieg, silny wiatr, ulewa, gęsta mgła).
Poza tymi sytuacjami cyklista musi korzystać z drogi lub pasa ruchu dla rowerów, jeśli są one wyznaczone. Za nieprzestrzeganie tego przepisu grozi mandat w wysokości 50 zł.
Dzieci na rowerze
Dzieci do lat 7 można przewozić na rowerze w specjalnym foteliku lub w przyczepce ciągniętej za rowerem i przystosowanej do wożenia dzieci. Nasze dziecko może się już samodzielnie poruszać na rowerze, ale jeśli nie skończyło 10 lat, wyłącznie pod opieką osoby dorosłej. Co jest bardzo istotne – zgodnie z Kodeksem drogowym dziecko do lat dziesięciu kierujące rowerem jest pieszym. Z tego wynika, że nie może poruszać się po jezdni, ale wyłącznie po chodniku. Natomiast opiekun dziecka może iść obok niego lub jechać na rowerze – także po chodniku. Przepisy dopuszczają jazdę na rowerze po chodniku osoby dorosłej właśnie w przypadku, kiedy opiekuje się dzieckiem do lat 10. Warto również pamiętać, że rower, którym się poruszamy, powinien mieć obowiązkowe wyposażenie, które określa odpowiednie rozporządzenie Ministra Infrastruktury. Przede wszystkim musi być prawidłowo oświetlony i posiadać: światło przednie białe lub żółte świecące ciągle lub migające, a także światło tylne czerwone, odblaskowe świecące ciągle lub migające. Poza tym rower musi być wyposażony przynajmniej w jeden skutecznie działający hamulec oraz dzwonek lub inny sygnał ostrzegawczy. Brak zrozumienia między rowerzystami a „samochodziarzami” jest powszechny, co często prowadzi do kłótni i niesnasek, a czasem nawet do groźnych kolizji. Warto więc znać swoje prawa i obowiązki, by wzajemnie nie utrudniać sobie poruszania się w miejskim ruchu i na drogach. | Prawa i obowiązki rowerzysty |
HP właśnie odświeżyło serię Envy. Nowy model Envy 13 o przekątnej 13,3 cala to aluminiowy ultrabook z półki premium. Testowany laptop posiada matrycę Full HD, procesor Intel Core i7-7500U, 8 GB RAM-u oraz dysk 512 GB z NVMe. Jak wypadł w teście? Specyfikacja HP Envy 13
procesor: Intel Core i7-7500U (2 rdzenie, 4 wątki) 2,7–3,5 GHz, 4 MB cache
karta graficzna: zintegrowana Intel HD Graphics 620
ekran: Full HD (1920 x 1080), 16:9, połyskująca, 13,3 cala, IPS
RAM: 8 GB LPDDR3 1866 MHz
dysk: M.2 NVMe 512 GB (Toshiba THNSN5512GPUK)
system operacyjny: Windows 10 Home 64 bit
bateria: 6-komorowa, 53,6 Wh, litowo-jonowa
funkcje: podświetlona klawiatura, czytnik palca, szybkie ładowanie
audio i wideo: cztery głośniki Bang&Olufsen, kamerka HD
łączność: Wi-Fi 802.11 ac, Bluetooth 4.2
wymiary: 30,53 x 21,56 x 1,39 cm
masa: 1,38 kg
Konstrukcja i wykonanie
Envy 13 podąża drogą wytyczoną przez model Spectre 13. Konstrukcja ultrabooka jest aluminiowa i odchudzona, a wzornictwo prestiżowe i eleganckie. Laptop przyciąga wzrok, od razu widać, że to sprzęt z wyższej półki.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Aluminiowa pokrywa została wykończona matowo, ale tylna krawędź jest ścięta i mocno połyskuje – można dojrzeć na niej dwie nietypowe nóżki. Centrum pokrywy zdobi nowe logo producenta, niezwykle efektowne.
Na lewą stronę trafiło wyjście USB 3.0, złącze słuchawkowe, USB typu C 3.1 (Gen 1) oraz czytnik micro-SD. Przeciwna ścianka zawiera gniazdo ładowania z diodą, drugie USB 3.0 oraz USB typu C 3.1 (Gen 1).
Na spodzie znajdują się dwie podkładki silikonowe, zamocowano je wzdłuż przedniej i tylnej krawędzi. Z przodu widać dwa głośniki stereo, a w tylnej części jest wlot systemu chłodzenia.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Otwarcie pokrywy odsłania wąski touchpad, umieszczony we wgłębieniu, oraz klawiaturę wpuszczoną w obudowę. Włącznik z diodą trafił na lewą stronę, blisko klawisza ESC. Tuż przy matrycy biegnie podłużna maskownica o trójkątnych nacięciach – skrywa dwa dodatkowe głośniki. Pomiędzy bazą a ekranem znajduje się wylot podwójnego systemu chłodzenia. Wyświetlacz otaczają bardzo wąskie ramki – po bokach mierzą poniżej 6 mm.
Wykonanie HP Envy 13 jest bardzo dobre, ale można znaleźć niewielkie mankamenty. Aluminium jest sztywne, zawiasy pracują gładko i precyzyjnie, a otwarta pokrywa nie ma luzów. Trochę gorzej jest z obszarem wokół klawiatury, który dosyć łatwo poddaje się naciskowi i lekko faluje podczas pisania. Konstrukcja jednak nie trzeszczy, a spasowanie poszczególnych elementów jest dobre.
Użytkowanie, klawiatura i gładzik
Envy 13 to kompaktowy laptop o wąskich ramkach wokół matrycy, dzięki temu urządzenie wygląda na 12-calowe, a przecież ma przekątną 13,3 cala. Pod względem wymiarów i masy laptop nie dorównuje jednak modelowi HP Spectre 13. Grubość wynosząca 1,39 cm nadal robi wrażenie, ale trochę gorzej wypada ciężar. Sprzęt jest cięższy, niż sugeruje to zgrabna obudowa, waży prawie 1,4 kg. Dla porównania Spectre 13 jest o 300 g lżejszy.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Zawiasy budzą wątpliwości. Otwierana pokrywa zachodzi za tył podstawy i unosi ją pod kątem. Można ją otworzyć do szerokiego kąta rozwartego, ale każda próba dostosowania kąta przesuwa laptopa. W trakcie otwierania lub zamykania urządzenie przemieszcza się aż o centymetr do przodu lub do tyłu – nie dość, że jest to irytujące, to na dodatek może powodować rysowanie się powierzchni biurka lub pojawianie się smug.
Interfejs złącz jest rozbudowany, ale i tutaj nie obyło się bez wad. Świetnie, że producent zmieścił aż dwa USB typu A i dwa USB typu C. Niestety wszystkie są w standardzie 3.1 (Gen 1), czyli USB 3.0. Nie ma więc wsparcia dla Thunderbolt 3, nie można liczyć na topowe transfery. Envy 13 należy pochwalić za możliwość pracy bez przejściówek. Adapter będzie jednak potrzebny w przypadku podłączania zewnętrznego monitora.
Klawiatura o niskim skoku klawiszy jest mocno podświetlona (jeden stopień). Niestety bez podświetlenia nadruki są nieczytelne, nawet za dnia. Na pochwałę zasługują duże nasadki klawiszy, łatwo w nie trafić. Klawisze Alt są jednak trochę za szerokie, więc Spacja została przesunięta w prawą stronę. Pisanie polskich znaków sprawia małe problemy – początkowo cały czas wciskałem Spację zamiast prawego Alt-a. Układ jest skondensowany, ale nie zabrakło bloku sterowania kursorem – znajduje się on w pionie z prawej strony. Klawisze pracują precyzyjnie i cicho oraz sprężyście odskakują.
Płytka dotykowa jest precyzyjna, gładka i przyjemna w dotyku. Niestety jest za szeroka – zdarzało się, że trafiałem w lewy przycisk zamiast w prawy. Same przyciski pracują przeciętnie, są miękkie i mocno się uginają. Lewy można wcisnąć w większości obszaru płytki. Na pochwałę zasługuje czytnik palca, który został schowany w prawym górnym rogu gładzika – w trakcie logowania podświetla go biała lamówka, sam skaner działa idealnie.
Głośnikom nie brakuje mocy, a dźwięk rozbrzmiewa zarówno z przedniej krawędzi laptopa, jak i z obszaru przy matrycy. Słychać stereo, brzmienie nie jest sykliwe.
Kultura pracy jednocześnie zachwyca i zawodzi, wszystko za sprawą specyficznego układu chłodzenia. Na akumulatorze Envy 13 pracuje praktycznie cały czas w systemie pasywnym, chłodzenie włącza się jedynie przy pełnym obciążeniu procesora, a nawet wtedy robi to niechętnie. Niestety wentylatory, mimo że nie są głośne, generują wysoki, wręcz gwiżdżący szum, który potrafi zirytować. Odprowadzanie ciepła jest jednak bardzo dobre – klawiatura rozgrzała się maksymalnie do 37ºC na środku i 30ºC po bokach. Gładzik również nie przekraczał 30ºC. Przy matrycy zanotowałem 44ºC, a spód pod matrycą oscylował w granicach 40ºC podczas pełnego obciążenia.
Ekran
W testowanej konfiguracji ekran Full HD przekłada się na zagęszczenie pikseli wynoszące 166 ppi. Matrycę zabezpiecza połyskująca tafla szkła, ale w testowanej sztuce nie ma interfejsu dotykowego. Refleksy mogą przeszkadzać na zewnątrz, a maksymalne podświetlenie nie wystarczy podczas pracy w pełnym słońcu. Barwy prezentują się dobrze, są nasycone i dosyć naturalne. Biel jest tylko lekko zaniebieszczona, a czerń ma odpowiednią głębię, więc kontrast nie zawodzi. Podświetlenie jest równe, a po ciemku można dostrzec tylko minimalny bleeding w rogach, na maksymalnym podświetleniu. W praktyce ekran nada się zarówno do konsumpcji multimediów, jak i obróbki fotografii.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Wydajność
Testowany laptop wyposażony jest w Intel Core i7-7500U z rodziny Kaby Lake, ale będzie dostępny także z procesorami ósmej generacji. Taktowanie bazowe jednostki wynosi 2,7 GHz z trybem Turbo do 3,5 GHz. Thermal throttling jest minimalny – taktowanie pod obciążeniem nie spada poniżej 2,6 GHz. Osiągane temperatury są nietypowe, wszystko dlatego, że priorytetem była cicha praca. Wentylatory startują po około 2 minutach pełnego obciążenia i po ochłodzeniu procesora zwalniają. W efekcie procesor rozgrzewa się nawet do 97ºC na starcie, a później temperatura waha się w przedziale 75–85ºC. Natomiast pełne obciążenie grafiki rozgrzewało układ graficzny do 77ºC. HP Envy 13 uzyskał 329 punktów w Cinebench R15 oraz 4235 punktów w teście single-core i 8577 punktów w multi-core według Geekbench 4.
W praktyce praca jest wysoce komfortowa. Laptop szybko się uruchamia, momentalnie wybudza, sprawnie wczytuje programy i pozwala pracować na dużych plikach. Niestety RAM to nadal DDR3 o taktowaniu 1866 MHz (wlutowany). W ramach rekompensaty producent zamontował dysk 512 GB marki Toshiba w formacie M.2, z obsługą NVMe, który jednak trochę odstaje od topowych konstrukcji. Według Crystal Disk Mark nośnik osiąga 839,4 MB/s odczytu i 760,4 MB/s zapisu sekwencyjnego oraz 40 MB/s odczytu i 159 MB/s zapisu próbek 4K. To nadal dużo wyższa wydajność od dysków SATA III.
Układ graficzny to zintegrowany Intel HD Graphics 620. Nie jest przeznaczony do gier, ale można pograć w starsze tytuły, proste platformówki lub niewymagające sieciówki. Po obniżeniu jakości grafiki i wyłączaniu wygładzania w Counter-Strike'u: Global Offensive, możliwa jest gra w 60 kl./s. Laptop uzyskał 364 punkty w 3D Mark Time Spy (319 punktów dla grafiki), 911 punktów w Firestrike 1.1 (1013 punktów dla grafiki) oraz 564 punkty w Heaven Benchmark 4.0 Basic (22,4 kl./s).
Podsumowanie
HP Envy 13 to świetny ultrabook, ale nie w każdym aspekcie. Pochwalić należy wzornictwo, wykonanie, ekran, jakość klawiatury i płytki oraz kulturę pracy – na baterii urządzenie działa w trybie pasywnym i nie przegrzewa się. Docenić należy także rozbudowany interfejs gniazd, dobre wrażenie robią głośniki, a urządzenie działa szybko i stabilnie, jak przystało na laptopa z wyższej półki. Świetnie umiejscowiono czytnik palca – skaner działa jak należy i w ogóle go nie widać.
Niestety do wielu zalet można dołożyć też małe mankamenty. Zawias pokrywy pracuje precyzyjnie, ale jest nietypowy i przesuwa laptopa w trakcie regulacji odchylenia. Liczba złącz jest duża, ale gniazda USB są w standardzie 3.0. Dysk obsługuje NVMe, ale to raczej nośnik z niższej półki wydajnościowej. Klawiatura jest cicha i precyzyjna, ale jej układ wymaga przyzwyczajenia. Przez większą część czasu laptop działa bezgłośnie, ale aktywne chłodzenie generuje szum o wysokiej częstotliwości.
Wypisane wady to właściwie detale, szczególnie że HP Envy 13 pod wieloma względami dorównuje HP Spectre 13, a jest tańszy. Konfiguracje z i7 i dużymi dyskami to wydatek ponad 4000 zł, więc lepiej wybrać modele za 3600–3800 zł z i5-7200U – to również dwurdzeniowy i czterowątkowy procesor. Warto zwrócić uwagę na tańszego poprzednika o tej samej nazwie, dostępnego z głośnikami stereo po bokach. Starszy model jest większy, ale również wyposażony w procesory Kaby Lake.
Zalety: aluminiowa konstrukcja; dobra matryca; cicha praca na baterii; podświetlona klawiatura; precyzyjny gładzik z czytnikiem palca; dobre głośniki; optymalne temperatury; wysoka wydajność; długi czas działania i szybkie ładowanie.
Wady: brak USB 3.1 Gen 2; gwizd wentylatorów w trybie aktywnym; zbyt duże klawisze Alt; kiepskie przyciski gładzika; wydajność dysku poniżej 1 GB/s; specyficzna konstrukcja zawiasów. | Test HP Envy 13 (2017) – nowa wersja popularnego laptopa |
Samodzielny dodatek do gry „Dishonored 2” o tytule „Death of the Outsider” to świetne zakończenie cyklu bardzo ciepło przyjętych gier. Fani serii „Dishonored” są nęceni perspektywą końca egzystencji tajemniczego Odmieńca, który był źródłem mistycznych mocy bohaterów poprzednich odsłon. „Dishonored” to seria gier skradankowych, w których gracz przemierza steampunkową krainę i likwiduje kolejne cele – czy to jako cesarski skrytobójca Corvo, złowrogi Daud lub cesarzowa Emily. „Dishonored: Death of the Outsider” wprowadza kolejną protagonistkę, którą jest znana z drugiej odsłony Billie Lurk.
Bohaterce dodatku do „Dishonored 2” bardzo daleko do Corvo
Podobnie jak w przypadku pierwszej części serii, DLC do „Dishonored 2” pozwala wcielić się w bohaterkę spod ciemnej gwiazdy. Billie to skrytobójczyni, która była wychowanką Dauda – zabójcy odpowiedzialnego za śmierć wybranki serca Corvo, a zarazem matki Emily.
Gracze ponownie wchodzą w skórę zabójcy o zachwianej moralności, co daje nowe możliwości. Co prawda Billie zerwała z dawnym życiem, ale przeszłość nie daje jej spokoju. Rusza na poszukiwanie Dauda. Przypływa do portu w Karnace i po chwili odnajduje swojego byłego nauczyciela.
„Dishonored: Death of the Outsider” czerpie to, co najlepsze z serii
Gracze znów mogą likwidować wrogów na wymyślne sposoby. Mechanika dodatku jest niemal taka sama jak w „Dishonored 2”, ale wprowadzono kilka nowych elementów wyposażenia pozwalających na wykorzystanie zupełnie nowych taktyk podczas starć z różnorodnymi przeciwnikami.
Zabrakło co prawda znanych z poprzednich części run, które rozwijały zdolności bohaterów, ale większą rolę w dodatku do „Dishonored 2” pełnią kościane amulety.
Billie dysponuje innymi mocami niż poprzedni protagoniści, co jest miłym powiewem świeżości. Nie ma do dyspozycji Serca, które wskazywałoby jej interesujące punkty w okolicy, ale bohaterka dostała inną zdolność: jest w stanie słuchać wszechobecnych w Karnace szczurów, które podpowiadają jej, gdzie warto się udać.
Na kampanię „Dishonored: Death of the Outsider” składa się pięć misji, podczas których Billie Lurk szuka sposobów na zgładzenie Odmieńca. Jak nigdy w serii rozmyte są granice między dobrem i złem i tak naprawdę trudno stwierdzić, która ze stron konfliktu ma moralną słuszność.
Podsumowanie
Samodzielny dodatek do „Dishonored 2” to bardzo udane zwieńczenie serii. DLC pozwala raz jeszcze wrócić do fantastycznej krainy i poznać następny rozdział historii skrytobójców z perspektywy kolejnej nietuzinkowej bohaterki.
„Dishonored: Death of the Outsider” pod względem grywalności nie ustępuje podstawowej wersji gry i oferuje oprawę graficzną na tak samo wysokim poziomie. Bogactwo zawartości dodatku pozwala wydłużyć zabawę o wiele godzin.
„Dishonored: Death of the Outsider” ze względu na stosunek długości kampanii do ceny można uznać za kolejną grę z cyklu, ale nie warto po nią sięgać przed zagraniem w poprzednie odsłony. Dodatek to jednak pozycja obowiązkowa dla fanów serii, który wieńczy opowieść snutą przez Arkane Studios od lat.
Dostępność „Dishonored: Death of the Outsider”
PlayStation 4;
Xbox One;
PC.
„Dishonored: Death of the Outsider” – wymagania wersji PC:
Rekomendowane:
procesor: Intel Core i7–4770 / AMD FX–8350;
karta grafiki: GTX 1060 6 GB / Radeon RX 480 8 GB;
pamięć: 16 GB RAM;
dysk: 32 GB dostępnej przestrzeni;
system operacyjny: Windows 10 64-bit.
Minimalne:
procesor: Intel Core i5–2400 / AMD FX–8320;
karta grafiki: GTX 660 2 GB / Radeon 7970 3 GB;
pamięć: 8 GB RAM;
dysk: 32 GB dostępnej przestrzeni;
system operacyjny: Windows 7/8/10 64-bit. | „Dishonored: Death of the Outsider” – recenzja gry |
Redaktorki w Naszej Księgarni „wymyśliły, że akcja «Szóstej klepki» powinna rozgrywać się w Poznaniu, a nie w jakimś wymyślonym mieście, one mi doradziły, by w tekście pojawiało się dużo realiów, odnoszących go do współczesności, one zażądały, bym nie stawiała żadnych tam humorowi i śmiesznym pomysłom. One kazały mi – pisząc – myśleć o ludziach, których lubię. I wreszcie to one postanowiły, że powieść «Szósta klepka» powinna być adresowana wyraźnie do dziewcząt”. Tak w autobiografii Małgorzata Musierowicz wspomina wizytę w wydawnictwie, w którym złożyła maszynopis swojej drugiej powieści. Ta właśnie książka stała się początkiem prawdziwej kariery literackiej autorki i zalążkiem jednego z najpopularniejszych cyklów powieści młodzieżowych – „Jeżycjady”. Nazwa ta jest zresztą dużo późniejsza i wymyślona została przez znanego historyka teatru, profesora Zbigniewa Raszewskiego dopiero w latach dziewięćdziesiątych.
Pierwsze pokolenie
Wszystkie powieści Musierowicz oparte są na podobnym schemacie: nastolatka przeżywa swoją pierwszą miłość, zwykle z przeszkodami. W tle rozgrywają się rozmaite sprawy rodzinne i szkolne, przewijają się liczne postacie i wątki poboczne. Całość wieńczy happy end. O powodzeniu tych książek zadecydowała nie tylko romansowa fabuła, ale także – a może przede wszystkim? – nasycenie ich barwnymi perypetiami, mnóstwem humoru i bystrymi obserwacjami obyczajowymi. Nie bez znaczenia są też bohaterki, każda inna – od dynamicznych do nieśmiałych – przez co popadają w zupełnie odmienne tarapaty.W „Szóstej klepce” nieśmiała i zakompleksiona Cesia ulega fascynacji tajemniczym brodaczem, nie zauważając, że kocha się w niej kolega z klasy. Równocześnie przeżywa domową rewolucję; pełna dobrej woli i pracowita dziewczyna w końcu nie wytrzymuje tego, że jest wykorzystywana i spychana na dalszy plan i decyduje się na radykalne cięcie, przy okazji zyskując chłopaka. Zupełnie inną postacią jest Aniela – dynamiczna, obdarzona pewnością siebie i talentem aktorskim bohaterka „Kłamczuchy”. Za przypadkowo poznanym chłopakiem wyrusza z Łeby aż do Poznania, pod pozorem rozpoczęcia nauki w Liceum Poligraficznym. Zwolenniczka zasady „cel uświęca środki” beznadziejnie wikła się w sieć własnych kłamstw, by wreszcie uznać, że jednak prawda bardziej popłaca.
Rodzina Borejków
„Jeżycjada” jednak tak naprawdę rozkręca się, gdy na scenę wkracza rodzina Borejków, wyznawców klasycznego stoicyzmu i życiowego minimalizmu, nieumiarkowanych jedynie w kupowaniu książek. W kolejnych tomach gościć będzie ich dom, wypełniony zakurzonymi książkami i czterema córkami w różnymi wieku. Najstarsza, Gabriela, w „Kwiecie kalafiora” staje przed poważnym zadaniem zorganizowania życia rodziny podczas choroby matki (zatopiony w swoim świecie ojciec zupełnie nie ogarnia codzienności), a równocześnie musi poradzić sobie z niechcianym uczuciem Janusza Pyziaka. Przeciwieństwem zrównoważonej i solidnej Gaby jest Ida, której nieoczekiwane zrywy stają się przyczyną licznych awantur opisanych w „Idzie Sierpniowej”.Piąta część „Jeżycjady” często uważana jest za najlepszą; stanowi znakomity literacki opis Polski czasu stanu wojennego. W „Opium w rosole” wątek uczuciowy zdaje się schodzić na dalszy plan w obliczu historii małej dziewczynki, która chodzi po obcych domach i wprasza się na obiad, stęskniona domowego ciepła. W ten sposób poznaje mnóstwo osób w różny sposób dotkniętych ówczesnymi wydarzeniami, staje się świadkiem ich codziennych problemów i odbiorczynią nastrojów.
Drugie pokolenie
Kolejna część „Jeżycjady” powstała po dłuższej przerwie, już po przełomie 1989 roku. Bohaterowie wcześniejszych tomów dorośli i choć pojawiają się epizodycznie w kolejnych powieściach, tak że możemy śledzić ich dalsze losy, to głównymi postaciami są już przedstawiciele młodszego pokolenia. W „Brulionie Bebe B.” ukazane są szkolne i uczuciowe przeżycia Beaty, którą po wyjeździe matki aktorki opiekuje się znana z „Kłamczuchy” Aniela. „Noelka” to powieść bożonarodzeniowa; wigilijne wizyty w poznańskich domach stają się pretekstem do pokazania kilku rodzin znanych z wcześniejszych książek, w tym – rzecz jasna – Borejków. Odtąd goszczą oni na stałe w kolejnych powieściach; szczególnie że młodsze siostry Gabrieli i Idy – Patrycja i Natalia – same stają się pierwszoplanowymi postaciami w „Pulpecji” oraz „Nutrii i Nerwusie”. Po drodze („Dziecko piątku”) poznajemy też dalsze losy Aurelii, małej dziewczynki z „Opium w rosole”, która próbuje sobie radzić ze śmiercią matki i nawiązać na nowo kontakt z ojcem. „Córka Robrojka” to Bella, a jej ojcem jest przyjaciel Anieli ze szkoły. Wiele miejsca zajmuje tu nie tylko burzliwy związek dziewczyny z nerwowym Czarkiem, ale i próby ułożenia sobie życia w obliczu kłopotów finansowych rodziny. Po raz kolejny okazuje się, że z pomocą przyjaciół wszystko jest możliwe. „Imieniny” oraz „Tygrys i Róża” dotyczą dorastających córek Gabrieli Borejko, które – każda na swój sposób – muszą sobie radzić z dorastaniem, pierwszymi zauroczeniami, ale też określić swoje miejsce w rodzinie i pogodzić się (bądź nie) z odrzuceniem przez ojca.
Finał
Zwieńczeniem „Jeżycjady” i domknięciem rozmaitych wątków, które pojawiały się w poprzednich częściach, jest „Kalamburka”, opowiadana począwszy od czasów współczesnych aż do okresu przedwojennego historia Melanii Kalemby, którą czytelnicy znają jako Milę Borejko, ciepłą, zrównoważoną matkę i babcię, pełną życiowej mądrości i przenikliwości, niepozbawioną poczucia humoru. Poznajemy jej dzieje na tle przełomowych wydarzeń w dziejach Polski.Żadna z późniejszych części cyklu nie dorównuje już tym pierwszym czternastu, z czystym sumieniem można więc na „Kalamburce” zakończyć znajomość z powieściami Małgorzaty Musierowicz.Co zadecydowało o nieustannej popularności „Jeżycjady” nie tylko wśród czytelniczek i nie tylko nastoletnich? Wydaje się, że wyjście poza historię uczuciową, nasycenie książek odniesieniami do życia codziennego i bieżących wydarzeń oraz mnóstwo humoru. Powieści Musierowicz wyróżnia optymizm i wiara w ludzką życzliwość. Wciąż aktualne jest też przesłanie o mocy przyjaźni i dobra, dzięki którym można zwalczyć wszystkie przeciwności.
Zobacz wszystkie książki Małgorzaty Musierowicz. | Przewodnik po „Jeżycjadzie” Małgorzaty Musierowicz |
„Słońce świeci wszystkim” to wydany pośmiertnie zbiór opowiadań popularnej pisarki. Moim zdaniem nie wnosi on raczej do jej dorobku niczego nowego, ale warto po niego sięgnąć, choćby po to, aby zapamiętać, z jaką dewizą Szwaja szła przez życie. Zmarła w listopadzie 2015 roku, Monika Szwaja nigdy nie pretendowała do tworzenia literatury wartej Pulitzera. Mimo to jej książki – zasłużenie – znalazły tysiące fanek, a śmierć autorki to duży cios dla polskiego rynku wydawniczego. Na początku czerwca wydana została prawdopodobnie ostatnia książka w obfitym dorobku Szwai, zatytułowana „Słońce świeci wszystkim”. Czy warto po nią sięgnąć?
Stara, dobra Szwaja
„Słońce świeci wszystkim” to zbiór pięciu opowiadań, które niczym nie zaskakują. Większość z nich już się gdzieś bowiem ukazała, a najobszerniejsze z nich, zatytułowane „Nie dla mięczaków”, to pozycja doskonale znana najwierniejszym fanom Szwai, jako jedno z jej najpopularniejszych opowiadań.
Poza historią Piotra Voigta, szczecińskiego biznesmena, który uczy się życia „na wolności” po rozwodzie, w książce znajdziemy także cztery inne, ciepłe i pełne humoru historie, typowe dla twórczości pisarki. W „Kryminalnym” poznamy historię świetnej twórczyni filmowych dokumentów – Hortensji, która nawiązuje niespodziewany romans z policjantem. „Kapelusz z rajerem” to zaskakująca opowieść o spotkaniu dwójki nieznajomych w pociągu. W „Pierścionku bez oczka” poznajemy wykładowczynię uniwersytecką Paulinę Wierzbę, która nawiązuje romans z młodszym o prawie dekadę studentem. „Urodzony w powietrzu” to z kolei niezwykle ciepła opowieść o uczucie, które rodzi się dzięki… barwie głosu.
Życiowa dewiza
Dlaczego więc tak naprawdę warto sięgnąć po „Słońce świeci wszystkim”? Przede wszystkim po to, aby jeszcze raz, pewnie ostatni, przypomnieć sobie wyjątkową dewizę, jaka przyświecała Monice Szwai przez całe życie. Wydawca zawarł ją w tytule tego zbioru, a na dowód tego, jak bliskie autorce było to hasło, niech świadczy fakt, że tak samo (tyle że po łacinie) nazwała ona nawet swoje własne wydawnictwo.
Co dla Szwai oznaczał zwrot „Słońce świeci wszystkim”? To przede wszystkim przypomnienie o tym, że wszyscy jesteśmy równi i każdego dnia mamy takie same szanse, aby osiągnąć sukces.
„Dla mnie jest to jedna z najpiękniejszych i najmądrzejszych myśli, jakie zostały wypowiedziane i, na szczęście, zapisane. Dewiza ta oznacza równość ludzi - dla wszystkich jednakowo świeci słońce na niebie. Dla biednych i bogatych, zdrowych i chorych, ładnych i brzydkich. Ergo: choćbyśmy byli w nieszczęściu, smutku i najczarniejszym dole (jak to się teraz mówi) – słońce świeci również dla nas” – pisarka mówiła w rozmowie z serwisem LubimyCzytać.pl.
Sama autorka, o czym świadczą też zawarte w zbiorze opowiadania, czerpała z tej dewizy pełnymi garściami. Twórczość Moniki Szwai jest bowiem przepełniona optymizmem, ciętym humorem i szczyptą ironii. Lektura pisanych przez nią powieści (a także opowiadań!) to gwarantowany sposób na poprawę nastroju i pokonanie chandry. Sama Szwaja szczerze przyznawała, że ten niepoprawny optymizm kosztował ją trochę zawodowo, ale nigdy nie dała się złamać i rzucić swoich bohaterek na pożarcie głodnym smutku wydawcom.
Najwierniejsi czytelnicy Moniki Szwai mogą uznać „Słońce świeci wszystkim” za próbę wzbogacenie się „ostatnim rzutem” na zmarłej pisarce. Uważam jednak, że taki zbiór prędzej czy później i tak by się ukazał, nawet gdyby Szwaja wciąż była z nami. Dla tych z Was, którzy dopiero zaczynają przygodę z jej twórczością, kilka opowiadań będzie doskonałym „próbnikiem” przed sięgnięciem po którąś z dłuższych i bardziej znanych książek pisarki. Wielką siłą twórczości Szwai, poza tym zastrzykiem dobrego humoru, była zwyczajna niezwykłość opisywanych przez nią historii i bohaterów. Pisarka pisała o codziennych, prostych sytuacjach, które na kartach jej powieści zyskiwały nową głębię i znaczenie.
To nie jest literatura najwyższych lotów, ale nie każda książka, po jaką sięgamy, musi być „Ulissesem”. Twórczość Moniki Szwai miała spełniać określoną rolę: poprawiać nastrój, dawać ciepło i nadzieję. I tak jest też w przypadku „Słonce świeci wszystkim”, które można potraktować jako świadectwo wielkiego, zaraźliwego optymizmu pisarki.
Zbiór można również kupić w wersji elektronicznej za ok. 26zł.
Zobacz także inne książki Moniki Szwai.
Źródło okładki: wydawnictwosol.pl/ | „Słońce świeci wszystkim” Monika Szwaja – recenzja |
Do przyczepy zazwyczaj – w zależności od tego, jak długo planujemy w niej podróżować lub mieszkać – wybiera się lodówki elektryczne lub na gaz. Lodówka turystyczna to rzecz przydatna na plaży, podczas dłuższej wycieczki, w podróży – szczególnie latem, gdy zależy nam, aby owoce, napoje czy kanapki zachowały świeżość. To jednak także bardzo ważny, nieomal niezbędny element wyposażenia przyczepy kempingowej, w której zwykle spędzamy więcej czasu – i potrzebujemy lodówki do przechowywania jedzenia i napojów.
Od czego zależy wybór lodówki turystycznej?
To, jaka lodówka będzie odpowiadać naszym potrzebom, zależy od paru czynników: czy chcemy przechowywać w niej jedzenie dłużej niż przez kilka godzin, czy ma mieć zmienną temperaturę (a więc może utrzymywać i niską, i wysoką temperaturę jedzenia) i co planujemy w niej chłodzić. Lodówki dzielimy przede wszystkim na torby termiczne, lodówki na wkłady, lodówki elektryczne oraz lodówki na gaz. Ponieważ mieszkając w przyczepie rzadko mamy możliwość wymiany wkładów chłodzących (lodówki na wkłady utrzymują niską temperaturę dzięki odpowiedniej izolacji, a funkcjonują dzięki wkładom zamrożonym w zamrażarce), zazwyczaj wybiera się lodówki elektryczne bądź lodówki na gaz.
Lodówki elektryczne
Turystyczna lodówka elektryczna może być zasilana i z sieci, i z gniazdka zapalniczki samochodowej (niektóre z nich działają więc z napięciem 230 V i 12 V). Tego typu lodówki mogą występować jako niewielkie kubły (podobne do lodówek na wkłady), co umożliwia ich łatwy transport. To rozwiązanie dla osób, które nie tylko chcą korzystać z lodówki w przyczepie kempingowej, ale też mieć możliwość przeniesienia jej np. do hotelowego pokoju. Ich ceny, w zależności od marki i parametrów, wahają się od stu kilkudziesięciu do 400 zł.
Jeden z najtańszych modeli to lodówka turystyczna elektryczna samochodowa E24. Jej ceny oscylują się w okolicach 130 zł. Działa jedynie na zasilanie 12 V – a więc może być zasilana tylko z gniazdka zapalniczki. W zestawie znajduje się kabel. Jej pojemność to 21,7 litrów. Ten model to dobry wybór dla osób, które korzystają z lodówki okazyjnie, parę razy do roku, potrzebują jej wyłącznie w aucie i zależy im tylko na funkcji chłodzenia.
Lodówka z wyższej półki oferowana jest przez markę Sapphire. Model SGG-007 można zakupić w cenie 219 zł. Pojemność lodówki wynosi 32 cm, chłodząc może utrzymać temperaturę o około 15 stopni niższą niż temperatura otoczenia, ma także funkcję grzania. Akceptuje zasilanie zarówno 12, jak i 230 V.
Osoby potrzebujące na kempingu lodówki o funkcji głębokiego mrożenia mogą zainteresować się lodówkami kompresorowymi/termoelektrycznymi (również zasilanymi prądem, niektóre modele pozwalają na przejście na gaz). Są bardziej wydajne i zazwyczaj większe niż zwykłe lodówki elektryczne – ale też drogie. Przykładowo lodówka Waeco CK40D kosztuje ok. 1400 zł.
Lodówki na gaz
Lodówki na gaz najczęściej wykorzystywane są właśnie w przyczepach kempingowych oraz na jachtach. Są zasilane z butli gazowej – na jednej (o pojemności około 2 kg) mogą zazwyczaj działać do około 200–230 godzin. Wiele modeli posiada możliwość przejścia na prąd. Są wydajne, ale ich ceny są wyższe niż w przypadku lodówek elektrycznych: zaczynają się od ok. 800 zł i mogą sięgać nawet kilku tysięcy. Lodówka turystyczna Teesa z funkcją zasilania gazem kosztuje ok. 800 zł, ma pojemność 42 litrów i może utrzymywać temperaturę w okolicach 5–10 stopni Celsjusza. Istnieje możliwość skorzystania z zasilania 12 albo 240 V w zastępstwie gazu. Nie posiada jednak funkcji grzewczej.
Niektóre lodówki turystyczne na gaz imitują lodówki zwykłe. Na przykład lodówka turystyczna NVOX (w cenie około 1000 zł) przypomina niewielką, tradycyjną lodówkę. Nowoczesny cichy agregat umożliwia osiągnięcie minimalnej temperatury 2 stopni Celsjusza, oferuje możliwość zasilania z gniazdka zapalniczki samochodowej, zwykłego gniazdka lub butli z gazem, a zużycie energii wynosi do 70–90 W. Jej pojemność to 43 litry.
Jeśli poszukujemy lodówki na jednorazowy wypad albo używamy jej tylko kilka razy w roku, przez najwyżej kilka dni, najlepszym wyborem będą lodówki elektryczne. Zwykła lodówka na wkłady w takiej sytuacji raczej się nie sprawdzi. Z kolei osoby spędzające w trasie długie tygodnie, mogą przemyśleć zakup droższego, ale bardziej wydajnego modelu – na gaz lub kompresorowego. | Polecane lodówki turystyczne do przyczep kempingowych |
Kochasz mroczną czerń, granat przypominający nocne niebo i intensywne brązy oraz ciemne szarości? W tym roku masz w czym wybierać – w karnawałowych trendach królują właśnie te kolory. Oto przewodnik dla fanek ciemnych barw. Na czas karnawału nie porzucamy obowiązujących trendów. Wciąż aktualne są naturalne, zielone motywy, do których nawiązuje w jesienno-zimowej kolekcji Dior, a także kwiaty w lśniącym wydaniu kolekcji Karla Lagerfelda dla domu mody Fendi. Najpopularniejsze jednak na tegoroczne imprezy będą koktajle złożone z przezroczystych tkanin, szyfonów, haftów, tiulu, koronek oraz ponadczasowe cekiny. Wszystko podlane słodkim sosem w stylu retro i posypane brokatem. Ciemne barwy będą świetnym wyborem, bo doskonale skomponują się ze stale modnymi lśniącymi dodatkami.
Karnawał zawsze lśni
W czasie szalonych karnawałowych nocy najważniejsza jest oczywiście dobra zabawa w miłym towarzystwie, a ubranie jest drugoplanowe. Ale to, co nosisz, znacząco wpływa na to, jak się czujesz. Więc na karnawałowy bal wybierz sukienkę, która pomimo ciemnych barw olśni przede wszystkim ciebie, a przy okazji także innych. Dobierz buty – nawet jeśli jesteś zwolenniczką czarnych, błyszczących szpilek, które oczywiście są niepodważalną klasyką, tym razem możesz wybrać coś mniej tradycyjnego i zdecydować się np. na brokatowe lub złote sandałki. Włosy – lekko niedbały kok, z którego będą wystawały niesforne kosmyki i loczki – spryskaj lakierem z brokatem. Gotowe!
Czarna klasyka
W tym roku zamiast małej czarnej wybierz granatową z dołem z tiulu. Pamiętaj tylko, że zbyt wiele warstw tej ultrakobiecej tkaniny może ci przeszkadzać w swobodnych pląsach na parkiecie, z tego też powodu nie wybieraj modeli za długich. Możesz zdecydować się na czarną spódnicę tiulową i połączyć ją z body, np. ozdobionym cekinami. Niektórzy styliści, zwłaszcza sympatyzujący z prostotą i minimalizmem, powiedzieliby, że cekiny i tiul w jednym zestawie to za dużo – sprawdź, jak czujesz się w połączeniu lekkości, którą daje tiul, i lśniącego, wieczorowego stylu, który zapewnią ci ozdoby.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Cekiny
Małe, błyszczące kółeczka, których dawno temu przez pewien czas używano jako pieniędzy, mogą dziś mieć dowolny kolor, a każdy pojedynczy cekin może też mienić się kolorami tęczy. Ale mogą mieć także czarny kolor i wcale nie będą mniej imprezowe. Ciemne cekiny połyskują w tajemniczy sposób. Możesz do nich dobrać mocny, wieczorowy makijaż ze smoky eyes i ustami pomalowanymi szminką w kolorze rouge. Najlepszym dodatkiem do cekinów jest minimalistyczna sukienka o długości przed kolana. Może być dopasowana lub prosta, o lekko trapezowym kroju. W kwestii koloru wielbicielki ciemnych barw mają spory wybór – wyjątkowo twarzowa jest zielona, ciekawa będzie też brązowa.
Buty na imprezę…
…przede wszystkim wygodne. Ale akurat ta cecha nie zawsze idzie w parze z elegancją i szykiem. Znajdź kompromis i dodatkową parę na zmianę. Na początek wieczoru wybierz buty jak najbardziej efektowne i pasujące do kreacji, a gdy stopy odmówią ci posłuszeństwa, zamień szpilki na niższe i wygodniejsze. Jako pierwszą parę polecamy piękne buty wiązane wokół kostki lub stylowe złote sandałki na szpilkach – te ostatnie są miękkie i przyjazne dla gołej stopy. W nich nie nabawisz się żadnych bąbli ani odcisków. Na zmianę mogą być wygodne balerinki lub – jeśli lubisz hipsterski i luźny styl – możesz zdecydować się na trampki lub tenisówki, np. ze złotym lub brokatowym motywem. | Trendy karnawałowe dla fanek ciemnych kolorów |
Samosprzątające roboty na dobre zagościły w naszych domach już kilka lat temu. Ich niebywałą zaletą jest to, że pozwalają nam oszczędzać tak cenny przecież czas. Robimy sobie pyszną herbatę, kładziemy się wygodnie z książką w ręku, a nasz superodkurzacz sprząta w tym czasie cały dom. Robi to cicho, bardzo dokładnie i pozwala nam w pełni oddać się relaksowi. Na rynku jest wiele rodzajów robotów samosprzątających i każdy z nich oferuje inne, ciekawe funkcje i rozwiązania. Jaki model wybrać, by cieszyć się spokojem i zawsze czystym domem? Tego dowiecie się z dzisiejszego artykułu. Zapraszam na przegląd robotów samosprzątających, które nabędziecie za mniej niż 3000 zł.
Roboty samosprzątające do 3000 zł
Nasze zestawienie otwierają roboty samosprzątające z serii NaviBot firmy Samsung. Ta kolekcja robotów koreańskiego producenta doczekała się wielu generacji. W sprzedaży znajdują się obecnie prawie wszystkie – zarówno starsze, jak i nowsze modele, choć jest między nimi ogromna przepaść cenowa. Te sprzed kilku lat możemy bowiem nabyć już za nieco ponad 1000 zł. Najnowsze kosztują dla odmiany nawet 2500 zł. Różnica między nimi tkwi przede wszystkim w zastosowanych technologiach, pojemności baterii czy choćby nowym designie. Pięknego wyglądu zwyczajnie nie można robotom Samsunga odmówić. Kupując NaviBot, najlepiej celować w środkową półkę cenową – modele sprzed roku bądź 2 lat są stosunkowo tanie, a oferują wiele ciekawych i przydatnych rozwiązań, takich jak czujnik antykolizyjny, wykrywanie schodów czy omijanie kabli. Do tego mamy kilka programów sprzątających – po prostu bajka. Z kolei wbudowany filtr HEPA zadba o dokładne zbieranie kurzu i wyeliminuje nieprzyjemny zapach. Całości dopełnia bardzo szybkie i sprawne automatyczne ładowanie oraz ponad 1,5-godzinny czas pracy na jednym ładowaniu akumulatora.
Drugą ciekawą propozycją są roboty samosprzątające iRobot. Wśród nich wymienić można chociażby modele odkurzające z serii Roomba, myjące z serii Scooba i uniwersalne z serii Braava. Przyjrzyjmy im się szczegółowo.
Roomba 620 – to starszej generacji odkurzacz samosprzątający, charakteryzujący się dość głośną pracą. Możemy nabyć go za około 1500 zł. Jego niebywałą zaletą jest zbiornik na odpady o pojemności blisko 0,5 l, dzięki któremu robot sprawdzi się w dużych domach i mieszkaniach. Jest bardzo dokładny w sprzątaniu, jednak nie posiada możliwości ustawienia tak zwanej „wirtualnej ściany”, przez co nie możemy ograniczyć jego pracy do jednego konkretnego pomieszczenia.
Roomba 772e – nieco nowsza generacja robota sprzątającego firmy iRobot, w której wyeliminowano problem hałasu generowanego podczas pracy. Wyposażono go w opcję „wirtualnej ściany”, dzięki której posprząta tylko wskazane pomieszczenia. Podwójny filtr HEPA dba o to, by zassany kurz i pył nie przedostawał się z powrotem do powietrza. Oczywiście za te „dodatkowe” funkcje musimy nieco dopłacić – konkretnie około 500 zł, ponieważ koszt zakupu modelu 772e to blisko 2000 zł.
Roomba 880 – najnowszy i najbardziej rozbudowany pod względem technologicznym iRobot, w którym zwrócono uwagę przede wszystkim na jakość sprzątania. Zgodnie z deklaracją producenta, zbiera on nawet 50% więcej kurzu niż roboty starszych generacji. Oczywiście nie zabrakło w nim rozwiązań zastosowanych w poprzednich modelach, takich jak chociażby filtr HEPA czy funkcja wykrywania schodów. Roomba 880 może pracować nawet 2 godziny na jednym ładowaniu baterii, bez problemu posprząta więc sporej wielkości dom.
Robot myjący Scooba 450 – na wstępie warto zaznaczyć, ze zakup samego robota myjącego mija się z celem, skoro i tak zmuszeni jesteśmy do ręcznego odkurzania całego domu. Scooba sprawdzi się więc świetnie tylko jako uzupełnienie domowego zestawu robotów sprzątających. Działa na identycznej zasadzie, jak odkurzacze iRobot, z tym wyjątkiem, że w przeciwieństwie do nich nie zbiera dużych ilości kurzu i pyłu, a jedynie pozbywa się plam i zabrudzeń. Jest wyposażony w szczotkę obracającą się z prędkością około 600 obr/min, zbiornik na wodę, płyn do mycia podłóg, a także system wykrywania przeszkód. W komplecie otrzymujemy stację DryDock, w której nasz robot ładuje baterię oraz wysycha. Cena tego luksusowego robota to aż 2500 zł, ale jeśli zależy nam na inteligentnym systemie sprzątania domu, naprawdę warto w niego zainwestować.
Braava 380 – ten robot sprzątający może równocześnie odkurzać i myć nasze podłogi, o ile należą one do powierzchni twardych, takich jak kafelki czy panele. W przeciwieństwie do pozostałych robotów sprzątających, ma on kwadratowy kształt, co pozwala mu wchodzić w narożniki i dokładnie czyścić krawędzie. Nie jest to oczywiście robot w pełni automatyczny – wymaga wymiany wody, płynu oraz ściereczek czyszczących, które musimy zakupić osobno. Nadrabia to chociażby imponującą baterią – na jednym ładowaniu robot Braava 380 pracuje nawet 4 godziny. Do tego dochodzi przystępna cena, wahająca się w granicach 1500 zł. Najnowszy iRobot Braava zostawia konkurencję daleko w tyle.
Ostatnią w zestawieniu firmą posiadającą w swej ofercie roboty samosprzątające jest Miele. Model Scout RX1 posiada wiele przydatnych, znanych już z urządzeń iRobot rozwiązań, które z pewnością okażą się niezastąpione podczas sprzątania domu. Kilka programów pracy, nawet 120 minut odkurzania na jednym ładowaniu oraz pilot sterujący sprawiają, że stanowi on silną konkurencję na rynku robotów samosprzątających.
Podczas wybierania robota warto zwrócić uwagę na to, czy posiada on chociażby funkcję programowania automatycznego startu, która sprawia, że nie musimy martwić się o to, czy dom będzie posprzątany po naszym powrocie ze szkoły bądź z pracy. Ponieważ sprzęt działa na zasilaniu akumulatorowym, warto również wziąć pod uwagę modele wyposażone w baterię o dużej pojemności, zwłaszcza jeśli posiadamy sporych rozmiarów dom lub mieszkanie. | Samosprzątający robot do 3000 zł. Przegląd |
Sprawna i wydajna kserokopiarka to niezbędny (i nieodłączny) element biura twojej firmy. Tak jak nie wyobrażasz sobie życia bez komputera i długopisu – tak ciężko profesjonalnie realizować swoje zadania bez dobrej kserokopiarki. Jak ją wybrać i nie przepłacić? Umowy (w dwóch lub trzech egzemplarzach), raporty, sprawozdania czy nawet robocze konspekty – w twoim biurze codziennie powstają dziesiątki takich dokumentów. Bardzo często – w wielu egzemplarzach. Bez dobrej kserokopiarki ani rusz! Wybieramy taką, która nie kosztuje majątku (do 3 000 zł), ale będzie wydajna i pomoże usprawnić codzienną pracę w twojej firmie.
Dobra kserokopiarka, czyli jaka?
Jakie cechy powinna mieć twoja kserokopiarka? Przede wszystkim warto sprawdzić jej parametry pod kątem wydajności – tego, jak szybko jest w stanie kopiować dokumenty. Wyobraź sobie, że przed tobą ważne spotkanie z kontrahentami. Potrzebujesz skopiować dla każdego z nich prezentację liczącą 50 stron. Ile czasu będziesz czekał na 10 takich „folderów”?
Warto wziąć pod uwagę także liczbę pracowników, którzy będą korzystali z urządzenia. Nie wszystkie kserokopiarki będą nadawały się do pracy ciągłej i intensywnego eksploatowania. Na pewno ważny jest również sposób wkładania kartek do urządzenia. Podnoszenie klapy urządzenia i kserowanie w taki sposób nie będzie uciążliwe, jeżeli rzadko korzystamy z kserokopiarki. Wygodniejsze na pewno są modele, które mają podajnik papieru – taka wersja zdecydowanie lepiej sprawdzi się przy większej liczbie użytkowników.
box:offerCarousel
Kolor i format
Kolorowa czy czarno-biała? Choć coraz częściej wybieramy kolorowe drukarki, to w przypadku kserokopiarek – wciąż mamy do czynienia z prymatem tych drugich, monochromatycznych. Wynika to oczywiście z kosztów, ale też z praktycznej, codziennej kalkulacji: większość dokumentów, które kopiujemy, jest czarno-biała. Oczywiście wszystko zależy od naszych potrzeb. Jeżeli wiesz, że ty lub twoi pracownicy będziecie kserować zdjęcia lub dokumenty w kolorze, warto od razu zainwestować w urządzenie z takimi możliwościami.
Format strony również ma duże znaczenie. Najczęściej posługujemy się dokumentami zawartymi na kartkach formatu A4. Są jednak sytuacje, w których kopiujemy nie umowy czy listy, ale mapy, prezentacje czy projekty. Wtedy sięgamy po większy rozmiar papieru, by wydruk był bardziej czytelny. Przy wyborze kserokopiarki warto zastanowić się, czego potrzebujemy. Wystarczy nam format A4 czy lepsza będzie maszyna z opcją kopiowania stron A3 (dwukrotnie większych)?
Najlepsza, ale… nie najdroższa?
Jest jeszcze kilka czynników, na które warto zwrócić uwagę, wybierając kserokopiarkę. Renoma producenta, klasa energetyczna, koszt materiałów eksploatacyjnych czy gwarancja naprawy. Bardzo często decydująca będzie jednak cena. Przyjrzeliśmy się najpopularniejszym modelom kserokopiarek, które można kupić w cenie do 3 000 zł.
Najpopularniejsze modele kserokopiarek – do 3 000 zł
RICOH MP 2014 AD to niewielka kopiarka, która idealnie sprawdzi się w sekretariacie, niewielkiej firmie czy zespole projektowym. To urządzenie monochromatyczne (czarno-białe) obsługujące zarówno format A4, jak i A3 (dwukrotnie większy). Kopiuje i drukuje z prędkością około 20 stron A4 na minutę i ma funkcję dupleksu (drukowania dwustronnego). Urządzenie RICOH MP 2014 AD możesz kupić za około 2 100 zł.
Konica Minolta to uznana marka i producent kserokopiarek, urządzeń fotograficznych, drukarek. W małym biurze najlepiej sprawdzi się model BIZHUB 185: nieduży, ale ze sporymi możliwościami. To urządzenie monochromatyczne (czarno-białe) obsługujące zarówno format A4, jak i A3. Kopiuje i drukuje z prędkością około 18 stron A4 na minutę. Model BIZHUB 185 możesz kupić za około 1 350 zł.
UTAX to mniej znany producent m.in. sprzętu biurowego, ale oferujący szeroką paletę tego typu urządzeń. W cenie do 3 000 zł możemy kupić kilka modeli kserokopiarek. Każdy z nich jest monochromatyczny i ma funkcję dupleksu. Drukują i kopiują około 35 stron A4 na minutę.
Różnica między dostępnymi wariantami tego modelu polega m.in. na obsługiwanym formacie papieru. Urządzenie UTAX P 3521 drukuje i kopiuje tylko w formacie A4. UTAX P 3060 pozwala na prace z większymi arkuszami (max. A3). Pierwsze z nich kupisz w cenie około 1 550 zł. To drugie – za ok. 2 350 zł.
Kserokopiarka to jedno z podstawowych urządzeń nawet w małym biurze, firmie czy zespole projektowym. I choć wydaje się czymś „codziennym”, to warto wybrać taki model, który posłuży nam nie przez dni, ale przez lata. | Wybieramy najlepszą kserokopiarkę do małego biura w cenie do 3000 zł |
Ślub to wyjątkowa uroczystość w życiu młodej pary, dlatego nic dziwnego, że chce się ona dobrze prezentować. Suknie z najnowszych kolekcji to już norma, ale co z panem młodym – czy zawsze musi być w cieniu małżonki? Z pewnością nie! Zobacz, jakie dodatki będą najmodniejsze w tym sezonie i wybierz coś dla siebie. Czasy, gdy wybór stroju dla pana młodego sprowadzał się do zakupu na kilka dni przed uroczystością pierwszego lepszego garnituru – najlepiej czarnego, bo a nuż się jeszcze przyda – już dawno minęły. Dziś mężczyzna jest znacznie bardziej wymagający i chce być partnerem swojej pięknej wybranki. Szuka modnych i stylowych rozwiązań, dzięki którym w dniu ślubu będzie wyglądał po prostu świetnie. Wydaje się, że tylko pannie młodej jest łatwo, bo ma do wyboru mnóstwo wzorów, dekoltów, wykończeń, ale to mit. Sektor męskiej mody ślubnej bardzo prężnie się rozwija, dzięki czemu również pan młody ma spory wybór.
Modna baza
Choć moda ślubna jest bardzo okazjonalna, to jednak ściśle podlega zmieniającym się trendom. W tym roku po ekscytacji szarościami i błyskiem przyszedł czas na garnitury w odcieniach niebieskiego – zarówno intensywnych, jak i stonowanych. Ciekawą propozycją dla przyszłych mężów są również powracające prążki jak z filmów o Alu Capone oraz typowe garnitury trzyczęściowe. Oczywiście wciąż na topie jest klasyczna czerń, a zamiast typowego garnituru smoking czy frak. Jednak ostateczna decyzja powinna zależeć od charakteru uroczystości, figury pana młodego i jego osobistych preferencji. W końcu nie może w najważniejszym dniu swego życia wyglądać jak przebieraniec.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Kamizelka
Jest to bardzo modny dodatek, dlatego jeśli nie postawiłeś na garnitur trzyczęściowy z kamizelką z identycznego materiału, masz tu pole do popisu. Kamizelka pełni kilka ważnych funkcji – przede wszystkim modeluje sylwetkę, pozwala chodzić z odpiętą marynarką lub bez niej, a taka w kontrastującym kolorze czy o ciekawej fakturze potrafi nadać indywidualny charakter stylizacji. Hitem są kamizelki w delikatną kratę i tweedowe w stylu vintage lub w delikatny wzór. Do granatu świetnie pasują gładkie kamizelki jasnoszare, które subtelnie ożywią stylizacje. Wystrzegaj się natomiast modnych jeszcze niedawno połyskujących białych kamizelek – w tym sezonie są całkowicie wykluczone. I jeszcze jedna uwaga: zwróć uwagę na krój – kamizelki z dekoltem V są uniwersalne i pasują do nich zarówno krawaty, jak i muchy, natomiast do dekoltu U zakłada się wyłącznie muchy.
Koszula
W przypadku koszuli sprawa jest prosta pod warunkiem, że będziesz się trzymać podstawowych zasad. Po pierwsze, kolor. Wielu mężczyzn chce go dopasować do barwy sukni wybranki i stawia na odcień kości słoniowej lub ecru. Nie jest to dobry pomysł. Koszula ślubna najlepiej prezentuje się w bieli, bo jeśli nie masz hiszpańskiej urody, ciepły odcień sprawi, że będziesz wyglądał na zmęczonego. Po drugie, krój. Koszula powinna mieć mankiety zapinane na spinki, być dobrze dopasowana – ale uwaga, modele taliowane są dla szczupłych panów. Ci o krępej budowie ciała powinni wybierać modele regular lub uniwersalne custom fit. Po trzecie, jakość – zainwestuj w koszulę z materiału w bardzo dobrym gatunku, który zapewni ci komfort przez wiele godzin.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Co pod szyją?
W tym sezonie królują głównie krawaty, muszki lub wciąż mało popularne muszniki, plastrony i fulary. Główna zasada jest prosta – ma być elegancko, z klasą i w zgodzie z pozostałymi elementami garderoby. Jeśli decydujesz się na prosty garnitur i stonowaną kamizelkę, wybierz „mocny” krawat – w tym sezonie królują wersje bardzo wzorzyste. Jeśli natomiast wybrałeś „mocną” kamizelkę, dobierz prosty, jednolity, wąski krawat. Mucha ma być prosta, elegancka w jednolitym wyrafinowanym kolorze – czerwień, czerń, granat, popiel.
Zadbaj o szczegóły!
Jeśli jesteś typem oldschoolowego luzaka, zamiast kamizelki wybierz szelki i muchę, a w krawat koniecznie wepnij spinkę. Na sesję zdjęciową zabierz stylowy kapelusz lub czapkę angielkę. Zadbaj również o spinki do koszuli. Zgodnie z dress code’em powinny być delikatne, proste i eleganckie. Jednak w tym roku obok klasycznych modne są nieco bardziej zwariowane, oddające charakter noszącego. I tak dla fanów żeglugi w kształcie kotwicy, dla miłośników dwóch kółek z motocyklem itp. Jest jeszcze trzeci nurt – spinki ślubne personalizowane – np. z inicjałami pary młodej czy datą ślubu.
Ostatnim drobnym elementem, od którego zależy charakter stroju pana młodego, jest przypinka lub bukiecik do butonierki. Oczywiście najczęściej jest to miniwiązanka nawiązująca do bukietu panny młodej, lecz w tym roku coraz częściej do butonierki wkładany jest jeden kwiat, który wygląda jak broszka. Bardzo modne są także poszetki wkładane do brustaszy, czyli zewnętrznej kieszonki na piersi. Przy ich doborze obowiązuje zasada: wzorzysty krawat, jednolita poszetka, np. biała, prosty krawat czy mucha – ozdobna poszetka.
Buty
Na koniec zadbaj o dobrej jakości skórzane buty. Najmodniejsze będą klasyczne oxfordy, derby lub monki w kolorze brązowym, które idealnie zgrywają się z odcieniami niebieskiego. Pamiętaj, by dobrać kolorystycznie skórzany cienki pasek do spodni oraz elegancki zegarek, również na brązowym pasku. Zawsze dobrze wyglądają buty w kolorze czarnym. Kup również dobre skarpetki – koniecznie długie, sięgające łydki!
Jak widzisz, inspiracji jest mnóstwo. Dlatego jeśli pozostało ci niedużo czasu do tego wyjątkowego dnia, nie zwlekaj ani chwili i kompletuj strój. Przemyślane dodatki harmonizujące z garniturem sprawią, że w dniu ślubu będziesz wyglądał idealnie. | Trendy ślubne 2017 – modny pan młody – przegląd dodatków |
„O nie!” – myślisz. „Nie będę tego robić, bo zamienię się w umięśnionego babochłopa”. Mimo wątpliwości przeczytaj ten tekst, a przekonasz się, że podciąganie jest idealnym ćwiczeniem dla kobiet. Wiele pań unika jak ognia ćwiczeń siłowych i gimnastycznych w obawie przed nadmiernym rozrostem mięśni. Tymczasem te obawy są niesłuszne, a podciąganie nie powoduje zbytniego powiększania mięśni. Przeciwnie: wysmukla ciało, pomaga schudnąć i nabrać mocy. To prawda, twoje mięśnie odrobinę urosną. Ale będzie to raczej delikatna, estetyczna „rzeźba”, a nie muskulatura jak u Arnolda. Naucz się podciągać na drążku. Nie jesteś w stanie zrobić tego ani razu? Nie szkodzi, poprowadzimy cię od zupełnych podstaw.
Dlaczego warto się tego nauczyć?
Większość z nas ma zaniedbane mięśnie górnej połowy ciała. O ile nasze nogi pracują „mimochodem”, chociażby w czasie wchodzenia po schodach czy biegania, o tyle plecy i pas barkowy nie mają szansy wzmocnić się w czasie codziennych czynności. Efekty? Garbienie, bóle pleców, głowy, niepełne oddychanie z powodu skulonej klatki piersiowej oraz... niemożność powieszenia zasłon. Podciąganie pomaga. Jest np. bardzo zdrowe dla kręgosłupa. Może zapobiegać bólowi czy przykurczom w tym rejonie ciała. Inaczej niż np. intensywne ćwiczenia siłowe, które kręgosłup mogą przeciążać.
W czasie podciągania pracują mięśnie:
pleców,
ramion,
rąk.
Zacznij od nauki podciągania nachwytem, wtedy twoje mięśnie będą pracować najpełniej.
Krok 1. Wzmocnienie ciała
Jeżeli twoje ciało jest słabe i potrzebuje wzmocnienia, możesz zacząć ćwiczyć „na sucho”. Rób deskę, pływaj, zacznij wzmacniać plecy, wykonuj pompki na poręczach, pracuj ze sztangąitd. Pamiętaj także o wzmocnieniu pośladków i mięśni brzucha.
Krok 2. Zwisanie aktywne
Tak, dobry zwis to podstawa. Już samo poprawne zwisanie z drążka może wzmocnić całe ciało. Ważne, żebyś zrobiła to aktywnie, czyli utrzymując napięcie pleców, odsuwając barki od uszu tak, aby pracowała cała obręcz barkowa. Nie uginaj łokci, aby pracowały plecy, a nie bicepsy. Na tym etapie możesz korzystać z drążkawyposażonego w podkładki na ręce.
Krok 3. Opuszczanie się
Kiedy zwisanie przestanie ci sprawiać trudność, możesz zacząć ćwiczyć ruch przeciwny do podciągania, czyli opuszczanie. Wbrew pozorom wzmacnia ono mięśnie, które są potrzebne przy dociąganiu ciała w stronę drążka. Jak to zrobić? Możesz podskoczyć albo wejść na drążek ze skrzyni lub drabinki, dzięki czemu od razu chwycisz go w wysokiej pozycji.
Krok 4. Podciąganie z pomocą
Sięgnij po specjalną gumę, która ułatwi ci pierwsze kroki. Podwieś ją na drążku, włóż w nią stopę i podciągaj się. Utrzymuj prawidłową pozycję ciała: nie zginaj się w biodrach (jeżeli guma zmusza cię do wygięcia, to może znaczyć, że jest za mocna i potrzebujesz cieńszej). W tym ćwiczeniu ważne jest, żeby plecy były napięte. Dopilnuj, aby nie pracowały bicepsy, ale barki i tył ciała.
Krok 5. Podciąganie pełne
Kiedy już podciąganie z pomocami stanie się łatwe, możesz to robić w pełnej wersji. Wtedy też możesz włączyć inne wersje – z podchwytem czy chwytem neutralnym. Wykorzystaj do tego drążkiz uchwytamilub nakładki na drabinki.
Kiedy nauczysz się podciągania, łatwiej ci będzie przenosić ciężary i wykonywać wiele innych codziennych czynności. | Wszystko o podciąganiu dla kobiet: metodyka, nauka, akcesoria |
Statyw dla wielu fotografów jest przedłużeniem ręki i podporą, która dźwiga ciężar. Pamiętajcie jednak, że nie jest niezbędnym akcesorium – warto go mieć, ale nie trzeba. Podam wam kilka przykładów, dla których warto kupić statyw i na co należy zwrócić uwagę przy wyborze. Statyw? A po co to komu?
Szczerze mówiąc, nie wiem. W mojej pracy jako fotografa-portrecisty jeszcze nigdy w życiu nie zdarzyło mi się korzystać ze statywu, by zrobić zdjęcie. Wolę mieć aparat w rękach – daje mi to poczucie mobilności i zżycia ze sprzętem, ale wiem, że portret to nie jedyna dziedzina. Fotografowie architektury, produktu, krajobrazu czy makro nie wyobrażają sobie życia bez statywu.
Jak wiecie, podstawową funkcją statywu i podobno tym, dlaczego go wymyślono, jest stabilizowanie ujęć wymagających długiego czasu naświetlania albo powtarzalności. Nie ukrywam, na pewno jest to ważne. Siedzenie przy komputerze i wciskanie przycisku na ekranie przy podłączonym do niego aparacie na statywie na pewno jest wygodniejsze, niż stanie z kilkoma kilogramami w rękach. Statyw przydaje się też na górskiej wycieczce przy fotografowaniu rozgwieżdżonego nieba, panoramy 360-stopniowej również nie da się zrobić z ręki, głowica 360-stopniowa to błogosławieństwo.
W porządku – potrzebuję statywu, ale na co zwrócić uwagę?
Pierwszą i według mnie najważniejszą rzeczą jest waga. Nikt z nas nie chce dźwigać 20-kilowego statywu na plecach lub w ręce – oczywiście może być stabilny i wykonany ze świetnych materiałów, ale co nam z tego, jeśli będzie leżał w domu. Z drugiej strony zbyt lekki statyw będzie wymagał dociążenia, ponieważ może się przewrócić, a raczej nie chcielibyście zobaczyć jak kilkanaście tysięcy zamontowane na stopce leci w przepaść.
Bardzo istotne jest również to, z czego jest wykonany statyw. Co z tego, że będzie lekki i w miarę stabilny, jeśli złamie się w transporcie? Wtedy jedyne, co możecie na nim postawić, to niestety krzyżyk. Należy dobrać statyw odpowiedni do aparatu – do jego wymiarów i wagi. Świetne są statywy karbonowe, czyli wykonane z włókna węglowego. Jest to bardzo lekkie, ale odporne na uszkodzenia tworzywo.
W dalszej części warto zwrócić uwagę na wymiary – innego statywu będziecie potrzebowali do portretu, a innego do zdjęć makro. Kluczowymi parametrami są: długość złożonego statywu, długość rozłożonego (wysokość operacyjna) oraz minimalna i maksymalna wysokość. Dzięki tym danym będziecie wiedzieli, czy będzie odpowiadał waszym potrzebom.
Skrzydełko czy nóżka?
Statyw składa się z dwóch części – nóżek oraz głowicy. Według mnie świetnym rozwiązaniem jest osobny zakup nóżek i dostosowanie ich długości do indywidualnych wymagań oraz oddzielny zakup porządnej głowicy, a może nawet kilku. Głowica kulowa jest świetna, jeśli chodzi o szybkie ustawienie ukośnego kadru, ale może puszczać przy ciężkim sprzęcie, natomiast głowica 3D będzie trzymała świetnie, ale jest nieporęczna w transporcie. Szczerze mówiąc, jeśli miałbym wybierać – kupiłbym obie. Są jeszcze statywy specjalne – mocowane do szyb, metali czy drzew, np. Gorillapod, który dzięki możliwości wyginania nóżek wygląda jak słodka ośmiorniczka, ale przydaje się, jeśli chcecie przyczepić aparat np. na słupie.
Prawda jest taka, że nie ma statywu do wszystkiego. Jak wiecie – jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Dobierzcie statyw do swoich potrzeb i dobrze się nad nim zastanówcie. Uwierzcie mi, że jest wielka różnica między statywami Hama a Manfrotto. Swoją drogą, widziałem kiedyś, jak jeden z moich znajomych przyczepiał aparat wielkoformatowy, ważący dobre 7 kg, do statywu oświetleniowego. I wiecie co? Wytrzymał! | Jak wybrać statyw do aparatu? |
Bezmięsne potrawy z grilla to łakomy kąsek i dla jaroszy, i dla miłośników soczystych steków. Kolorowe warzywa, wyśmienite owoce i przepyszne burgery… Pozwól się zachwycić jarskimi daniami z rusztu! Jak przygotować dania z grilla (nie tylko) dla wegetarian i wegan?
Niejedna pani domu, która na co dzień przygotowuje dla domowników potrawy mięsne, zachodzi w głowę, jak ugościć znajomych jaroszy. Wbrew pozorom kuchnia bezmięsna albo roślinna jest tak samo kolorowa, aromatyczna i pyszna, jak menu mięsne, a do tego jest lekka i zdrowa. Zapraszając gości, pamiętaj o różnicy pomiędzy kuchnią bezmięsną a roślinną – wegetarianie jedzą nabiał, zasmakuje im więc ziołowy dip na bazie jogurtu czy grillowy camembert, za to weganin zdecydowanie podziękuje za taką przekąskę. Bezmięsnymi potrawami przygotowanymi na ruszcie uraczą się też miłośnicy mięsnych przysmaków – kawałki indyka, mięsne szaszłyki czy kiełbasy doskonale komponują się z grillowanymi warzywami, owocami lub serami i sałatkami, które można przygotować ze składników przyrządzonych wcześniej na grillu.
Warzywa i owoce z grilla
Warzywa i owoce są idealne do wrzucenia na ruszt! Możesz potraktować je jako samodzielne danie albo ważny składnik jednej z potraw, którymi lada moment będziesz rozkoszować się pod chmurką w miłym towarzystwie przyjaciół. Jakie owoce i warzywa nadają się do grillowania? Wśród owoców znajdziesz mnóstwo gatunków, które wspaniale smakują w wersji grillowanej – warto serwować je na słono lub na słodko. Możesz podawać je np. w postaci owocowego szaszłyka albo niebanalnego deseru z bakaliami, ciastem, lodami czy sosem czekoladowym.Owoce sprawdzają się także jako dodatek do dań z serami pleśniowymi i wędzonymi– spróbuj wyśmienitego połączenia z grillowanymi jabłkami, gruszką lub ananasem. Na ruszcie warto położyć także banany (w skórce lub bez), kawałki arbuza, truskawki, a nawet brzoskwinie. Miłośnicy dań mięsnych mogą spróbować swoich ulubionych smakołyków z grilla w towarzystwie owoców z rusztu. W zależności od wybranych owoców, powinnaś przed położeniem na grilla pozbawić je szypułki, pestki albo gniazda nasiennego. Grillowanie ułatwi także pokrojenie owoców w plastry albo przekrojenie ich na pół, tak aby jedna strona truskawki czy gruszki była płaska.
W ogródku warzywnym znajdziesz jeszcze więcej pomysłów na grillowane dania bez mięsa. Podobnie jak owoce, także niektóre jarzyny muszą być obrane i pokrojone przed grillowaniem, warto potem skropić je oliwą z oliwek i doprawić ziołami albo gotową mieszkanką przypraw do grilla. Warzywa, takie jak cukinia czy bakłażan, możesz także około pół godziny przed grillowaniem namoczyć w marynacie czosnkowej bądź ziołowej.
Jakie warzywa smakują wyśmienicie po zgrillowaniu? Możesz zaszaleć z pomysłami, kładąc na ruszt marchewkę i rzodkiewkę. Obiad na świeżym powietrzu nie straci jednak nic ze swojego smaku, koloru ani aromatu, kiedy wybierzesz warzywne klasyki z grilla. Wszyscy lubią pomidory i czosnek z rusztu, które miękną pod wpływem temperatury – łatwo jest je wówczas rozsmarować na kawałku podpieczonej bagietki czy bułki do wegetariańskiego burgera. Na grilla możesz położyć także paprykę w różnych kolorach, zielone szparagi, szalotkę, większą cebulę pokrojoną w krążki czy chociażby kolbę kukurydzy. Warzywa z rusztu możesz podawać zawinięte w zgrillowany placek tortilli albo w bułce pełnoziarnistej – decydując się na takie danie, zaserwujesz bliskim zdrowszą i mniej kaloryczną alternatywę dla popularnych dań typu fast food.
Przeczytaj również: Grill ogrodowy – jaki kupić?
Bezmięsne dania z rusztu i potrawy z grillowanymi składnikami
Owoce i warzywa to nie jedyne dary natury, które uczynią twój poczęstunek z grilla jeszcze bardziej wyjątkowym. Jeżeli chcesz zrobić wrażenie na gościach, którzy z rezygnowali z jedzenia mięsa, wrzuć na ruszt kapelusze grzybów albo grzyby pokrojone w plastry. Możesz sięgnąć nie tylko po znane i lubiane pieczarki i boczniaki, bo na uwagę zasługują chociażby prawdziwki. Sery, takie jak brie, camembert, halloumi czy oscypek, przyrządzone na ruszcie smakują wybornie. Nie inaczej jest z serem tofu, który należy dzień wcześniej zamarynować podobnie jak mięso – taki frykas przypadnie do gustu także weganom.
Jakie dania możesz jeszcze przygotować na ruszcie? Biesiadnicy na pewno chętnie przyrządzą pizzę na grillu – zanim zacznie się przyjęcie, przygotuj ciasto na pizzę i kamień do przyrządzenia włoskiego specjału, a gościom pozwól ją dowolnie udekorować. Nie zapominaj, że do upieczenia pizzy na ruszcie konieczny jest przykrywany grill. Jeżeli chcesz uraczyć wegan, mozzarellę zastąp serem wegańskim.
Przestudzone warzywa z grilla możesz wykorzystać także do przygotowania sałatki – zamiast gotowanej kaszy czy ryżu podaj sałatkę tabbouleh z kaszą bulgur. Zamiennikiem kaszy mogą być także grillowane słupki batatów, które przypominają frytki. Gościom spodoba się poza tym niecodzienna wersja ziemniaków – ziemniaki grillowane w mundurkach bądź folii można podać z lekkim twarożkiem lub sosem tzatziki, warto zapiec je też z wędzonym serem albo położyć na ruszcie wydrążone połówki ziemniaków z nadzieniem warzywnym, serowym lub grzybowym. Smacznego! | Bezmięsne potrawy z grilla |
Walentynki to nie tylko serduszka, zwłaszcza jeśli chodzi o bieliznę. W ten szczególny dzień nie musi też dominować wyłącznie kolor czerwony i różowy. Pragniesz zaskoczyć swoją miłość w te walentynki, nie wywołując u niej jednocześnie ataku śmiechu w sytuacji, w której wolałbyś go nie słyszeć? Jeśli tak to poniższy tekst może okazać się bardzo przydatny. Jeśli chodzi o design, bielizna męska jest dyskryminowana. Brakuje mnogości interesujących i dobrze wyglądających wzorów. Nikt jednak nie powiedział, że klasyka nie może świetnie się prezentować. To właśnie ona stanowi inspirację dla projektantów bielizny, prezentowanej z kolei przez ekskluzywnych modeli. Każda kobieta mimo wszystko pragnie zobaczyć ją na swoim ukochanym mężczyźnie. Nie musisz brać kredytu, aby wyglądać naprawdę dobrze – oto kilka propozycji ekskluzywnej męskiej bielizny do 100 zł, która będzie wyglądać idealnie każdego dnia.
Bądź jak Ronaldo
Która kobieta nie pragnie spędzić walentynek z Ronaldo, ideałem męskości XXI wieku? Niestety Ronaldo jest tylko jeden, ale to wcale nie znaczy, że nie możesz być jak on. Każdy chyba dobrze pamięta kampanię reklamową męskiej bielizny od Calvina Kleina, w której występował sam CR7. Kobiety wzdychały już na sam widok plakatów z jego podobizną. Jeśli w walentynkowy wieczór pragniesz ją zaskoczyć, warto będzie, poza karnetem na siłownię, zainwestować w wysokiej jakości bokserki od Calvina Kleina. Mnogość kolorów sprawi, że na pewno znajdziesz coś dla siebie. Bokserki zostały wykonane z wysokiej jakości bawełny. Nie uciskają, przez co zapewniona jest odpowiednia cyrkulacja powietrza w najbardziej wrażliwych miejscach twojego ciała. Napis na gumce jest wyraźny i w naszej ocenie powinien być eksponowany z dumą, zwłaszcza w tym wyjątkowym dniu.
box:offerCarousel
Poczuj się jak angielski lord
Nie musisz starać się o tytuł lordowski ani kupować go w internecie, aby czuć się wyjątkowo w swojej bieliźnie. Nie musisz też uprawiać sportów jednoznacznie kojarzących się z angielską arystokracją np.: polo. Jedyne, czego ci potrzeba to wysokiej klasy bokserki męskie od Ralpha Laurena. Już samo logo oraz napis umieszczony na bokserkach sprawi, że będziesz się czuł jak członek rodziny królewskiej. Z kolei twoja druga połówka oszaleje na sam ich widok. Śmiało będziesz mógł mówić, że w walentynki stanie się twoją królową, a ty jej królem. Jedyne, czego będzie wam brakowało to zamek, ewentualnie pałac. Ale to, gdzie zabierzesz ją na tegoroczne walentynki, zależy tylko od ciebie.
Marka z tradycjami
Chyba wszyscy kojarzymy markę Hugo Boss. Jedną z najbardziej pionierskich, jeśli chodzi o standardy męskiej elegancji oraz niepowtarzalnego, ponadczasowego stylu. Właśnie tym stylem i elegancją możesz zaskoczyć swoją dziewczynę w walentynki. Nie chodzi nam tu o piękną kolację przy świecach z delikatnym akompaniamentem skrzypiec w tle. Wieczorem ona na pewno zaskoczy cię cu-downą koronkową bielizną, dlaczego wiec ty nie miałbyś zaskoczyć jej swoim stylem. Bokserki od Hugo Bossa w tej roli sprawdzą się wręcz idealnie. Swoim prostym, ale zarazem szykownym designem sprawią, że twoja partnerka będzie cię podziwiać. Pamiętaj, że klasyczny wzór nie musi iść w parze z klasycznym kolorem. W te walentynki zaszalej kolorystycznie bez obaw, że będziesz wyglądał źle.
box:offerCarousel
Bieliźniany smart casual
Cenisz sobie swobodę, ale jednocześnie chcesz wyglądać elegancko. Idealnym połączeniem tych dwóch atutów będą bokserki od Tommy'ego Hilfigera. Na walentynki nie musisz zakładać przecież fraka czy smokingu. Dobrze skrojona marynarka w połączeniu z jeansami będzie idealnym rozwiązaniem, zawłaszcza, jeśli nie czujesz się zbyt swobodnie w garniturze. Lubiąc takie połączenia, zaskocz w te walentynki swoją dziewczynę, narzeczoną lub żonę odwzorowaniem twojego stylu również poprzez bieliznę, którą założysz. Przeróżne kroje, kolory i wzory, oferowane przez Tommy'ego Hilfigera gwarantują, że na pewno znajdziesz coś wyjątkowego właśnie z okazji święta zakochanych. Czym konkretnie zaskoczysz ją w kwestii doboru bielizny, zależy jedynie od twojej pomysłowości oraz odwagi. | Zaskocz ją w walentynki – ekskluzywna męska bielizna do 100 zł |
Oprawa graficzna „Hawany” powoduje, że z chwilą otwarcia pudełka przenosimy się na barwne ulice tego właśnie miasta. Uśmiechnięte latynoskie postacie, złodzieje biegający po mieście, ludzie handlujący nie do końca legalnym towarem, a otaczające nas budynki aż się proszę o małą odbudowę. Tym sposobem leniwie wkraczamy do świata planowania i zarządzania zasobami, tak aby utrzeć nosa przeciwnikom i wyprzedzić ich w drodze do zwycięstwa. Jednym słowem zgromadź surowce, nie daj się okraść i kupuj budynki jeden za drugim… Wnętrzności
W pudełku znajdziemy 80 drewnianych znaczników materiałów budowlanych (po 10 gliny, cegły, szkła i piaskowca oraz 40 sztuk gruzu), woreczek na materiały budowlane, 30 żetonów budynków, 52 karty akcji (4 zestawy po 13 kart dla każdego gracza), 60 żetonów peso (36 x 1 peso i 24 x 3 peso) oraz 15 robotników.
Wszystkie elementy są bardzo dobrej jakości, a dzięki ciekawym grafikom możemy poczuć klimat Kuby. Rozgrywka będzie przebiegać w akompaniamencie handlu na czarnym rynku i leniwej sjesty, dzięki czemu ochoczo będziemy działać, aby przywrócić świetność dawnym budynkom. Do gry może dołączyć od 2 do 4 graczy w wieku przynajmniej 10 lat.
Przygotowanie do gry
Na początku wrzucamy do woreczka wszystkie znaczniki materiałów budowlanych, obok układamy żetony monet i robotników oraz żetony budynków (w zakrytym stosie). Na środku rozkładamy w dwóch rzędach 12 żetonów budynków, tak aby na skrajnych miejscach (z lewej i prawej strony) znajdował się co najmniej jeden żeton o wartości 1, 2 lub 3. Następnie jeden z graczy losuje trzy materiały budowlane, które układamy koło 12 budynków wraz z 4 żetonami peso. Wręczamy każdemu graczowi 13 kart akcji (każdy zestaw ma z tyłu inny kolor drzwi) i 2 karty pomocy.
Przechodząc do rzeczy
Każdy gracz wybiera dwie karty i kładzie zakryte przed sobą, gdy wszyscy dokonają wyboru, odkrywamy je, tak aby niższa karta była zawsze po lewej. Skrócony opis działania kart znajduje się na każdej z nich (w razie jakichkolwiek wątpliwości instrukcja służy obszernym opisem). Gracz, który jest posiadaczem najniższej odkrytej karty, rozpoczyna rundę.
Każda runda składa się z trzech faz:
Przeprowadzenie dwóch akcji i zakup budynków – gracz wykonuje akcje zgodne z opisem na dwóch wybranych przez niego kartach (w dowolnej kolejności) i pozostawia je odkryte przed sobą do końca rundy. Potem może kupić budynki (z tych znajdujących się na skraju, więc zawsze ma 4 do wyboru). W dolnej części żetonu jest pokazany koszt za jego zakup (np. karta architekta + 1 kostka piaskowca). Jak płacimy materiałami budowlanymi, to odkładamy do pudełka odpowiednią ilość kolorowych materiałów i gruzu, a żetony monet i robotnicy trafiają na środek (do zasobów ogólnych). Przy płatności za budynek zamiast robotnika można zapłacić 5 peso, a zamiast 1 kolorowego materiału budowlanego można usunąć 7 kostek gruzu. W sytuacji, gdy na środku będą tylko dwa żetony budynków, rozsuwamy je i wkładamy pomiędzy nie cztery kolejne (bierzemy je z zakrytego stosu budynków).
Uzupełnienie środkowego pola gry (peso, budynki i materiały budowlane) – z woreczka losowane są 3 znaczniki materiałów budowlanych i układane koło budynków, plus dokładamy 3 peso z zasobów ogólnych. Wszystkie niewykorzystane wcześniej materiały i peso zostają na swoim miejscu.
Zagranie nowych kart akcji – każdy gracz wybiera i kładzie ją zakrytą na wierzchu wybranej przez siebie karty, którą ma przed sobą. W momencie, gdy wszyscy gracze są już gotowi, kartę, którą przykryli, odkładają na swój stos kart odrzuconych i odkrywają wyłożoną kartę. Znowu rozpoczyna gracz z najniższą kartą i dalej rozgrywka toczy się według wcześniejszych zasad. W chwili, gdy gracz ma tylko 2 karty na ręku na końcu trzeciej fazy, może wziąć do ręki cały stos kart odrzuconych.
W przypadku rozgrywki we dwójkę zwycięzcą zostaje osoba, która jako pierwsza zdobędzie 25 punktów (z kupionych budynków), przy trzech graczach 20 punktów, a przy czterech 15 punktów. Jeśli żaden z graczy nie przekroczy takiej granicy, a skończą się żetony budynków lub materiały budowlane, to grę wygrywa osoba z największą liczbą punktów.
„Hawana” jest doskonałym przykładem w miarę prostej gry strategicznej, którą można zaproponować nawet początkującym graczom. Ze względu na to, że rozkład na stole bardzo szybko się zmienia, gracze muszą błyskawicznie podejmować działanie. Dzięki temu gra jest dynamiczna, a my przez cały czas, krok po kroku możemy planować drogę do zwycięstwa. Niczym po nitce do kłębka zagrywamy karty, zdobywamy potrzebne materiały lub pieniądze i kupujemy budynki, a im większe inwestycje poczynimy, tym szybciej osiągniemy zwycięski cel. Opisy na kartach są jasne i czytelne, więc już od początku można szybko wszystko ogarnąć. Mechanika gry nie jest przytłaczająca, a wykorzystanie szarych komórek utrzymuje się na optymalnym poziomie. „Hawanę” możemy potraktować jako początek rozrywkowego wieczoru lub rozrywkę samą w sobie, bez względu na podejście rozgrywka za każdym razem będzie pasjonująca.
Grę można kupić na Allegro za około 90 złotych | „Hawana” – recenzja gry |
To jedna z najbardziej niedocenianych i zaniedbanych części ciała. Szkoda, bo gdy stopy nie są zdrowe, szwankuje cały organizm. Jak o nie dbać? Poznaj podstawowe ćwiczenia. Dlaczego stopa jest ważna? Bo składa się z 26 kości, kilkudziesięciu stawów, więzadeł i mięśni, więc ma co się w niej psuć. Zaniedbanie stóp i stawów skokowych może skutkować nie tylko skręceniem, złamaniem kości czy przeciążeniem tych okolic w czasie uprawiania amatorskiego sportu. Ma także znaczenie dla osób o siedzącym trybie życia. Zdrowe stopy zapewniają prawidłową postawę ciała, płynność chodu i pewność stawiania nóg. Jeśli stopa nie pracuje prawidłowo (i np. jest lekko skręcona do wewnątrz), odczuwa to całe ciało. Nieprawidłowe chodzenie czasem daje nieprzyjemne objawy w rejonach tak odległych jak odcinek szyjny kręgosłupa.
Dla kogo?
Ćwiczenia wzmacniające są nie tylko dla biegaczy i innych sportowców. Osoby prowadzące siedzący tryb życia również powinny poświęcić czas na wzmocnienie mięśni stóp.
Jak dbać o stopy?
Warto dbać o nie na każdym etapie treningu oraz stosować różne metody. Osoby ćwiczące powinny przyłożyć wielką wagę do techniki. Warto się nauczyć poprawnie chodzić (pomoże w tym np. doświadczony rehabilitant). Sportowcy powinni doskonalić technikę biegu, bo w jego trakcie stopy poddawane są dużym obciążeniom. Dodatkowo zawsze pamiętajmy o rozgrzewce przed ćwiczeniami i rozciąganiu po nich. Osoby niećwiczące, podobnie jak sportowcy, mogłyby poświęcić na trening przynajmniej pół godziny tygodniowo (np. 3 razy po 10 minut), m.in. siedząc przy biurku lub na kanapie.
Jak ćwiczyć?
Chodzenie boso to najprostsze, co możesz zrobić dla twoich stóp. Wzmocnisz dzięki temu mięśnie podeszwy, okolic kostki i łydki. Mięśnie są masowane i rozciągane, co pozytywnie wpływa na ich ukrwienie i zakres ruchu. Ważne, żeby nie chodzić boso po betonie, ale po trawie, ziemi czy piasku.
Zwijanie ręcznika palcami stopy, podnoszenie materiału do góry. Możesz to robić w pozycji stojącej lub siedzącej, np. w czasie pracy. W czasie rolowania materiału palcami prostuj je i zginaj najbardziej, jak potrafisz.
Wspięcia na palce nie tylko wspomagają pracę stopy, ale sprzyjają też rozbudowaniu mięśni łydki. Ćwiczenia możesz robić z obciążeniem (np. ze sztangączy kettlem) lub bez. Wypróbuj także wersję, w której stoisz na stepie i w fazie opuszczania obniżasz pięty bardzo w dół, poniżej poziomu palców.
Ćwiczenia na jednej nodze. Chodzi nie tylko o stanie, ale także podskoki, przeskoki czy przysiady typu „pistolet”. Warto też włączyć do swojego programu ćwiczenia na niestabilnym podłożu (takim jak beretczy piłka bosu), zmuszające do pracy nawet najdrobniejsze mięśnie.
Chodzenie na palcach, piętach czy krawędziach stóp wzmacnia także okolice stawu skokowego. Pomoże to zapobiegać skręceniom kostki.
Rolowanie. Używając małej rolki lub masażeraprzeznaczonego do podeszwy, rozluźnisz mięśnie, które zwykle są spięte, bo dużo i ciężko pracują. Poprawisz ich ukrwienie, rozciągnięcie i pomożesz zapobiegać przeciążeniom. Podobne znaczenie ma rozciąganie stopy: rozczapierzanie palców, masaż dłonią czy turlanie stopą piłki do tenisa lub lacrosse.
Rozciąganie łydki i ścięgna Achillesa. Pamiętaj także o rozciąganiu tego, co powyżej stopy. Mięśnie łydki biorą czynny udział w stabilizowaniu stawu skokowego, a kiedy są spięte i przykurczone, przestają pracować prawidłowo. Najprostsze jest rozciąganie przy ścianie, z jedną nogą z tyłu.
Pamiętaj, że rozciąganie procentuje i za kilka, kilkanaście lat dzięki niemu zachowasz sprawność i mobilność na podobnym poziomie jak dziś. | Dlaczego warto ćwiczyć stopy? |
Poszukujesz odpowiedniego szamponu, który ożywi twój blond kolor, a jednocześnie nawilży włosy i doda im blasku? Rynek oferuje wiele produktów spełniających te kryteria. Podpowiadamy, które z nich warto wziąć pod uwagę podczas wyboru. Wydawać by się mogło, że nie należy przywiązywać dużej wagi do wyboru szamponu. Jednak nic bardziej mylnego! Odpowiednio dobrany kosmetyk nie tylko jest w stanie poprawić kondycję naszych włosów, ale także sprawić, że kolor zyska na trwałości i intensywności. Warto jednak pamiętać, że dużo zależy od tego, czy poddajemy się zabiegom koloryzacyjnym. Jeśli tak, wtedy miejmy również na uwadze mocne nawilżenie struktury naszych włosów. Poniżej kilka ciekawych propozycji.
L`Oreal Shine Blonde – zależy ci na uzyskaniu maksymalnej regeneracji blond włosów albo może martwisz się o swoje chłodne odcienie, które w szybkim czasie mogą zmienić się w niechciane żółte refleksy? Bez obaw, przy pomocy szamponu marki L`Oreal włosy zostaną odpowiednio zregenerowane, będą pełne blasku, a wspomniane refleksy, jeśli zdążyły się już pojawić, całkowicie znikną.
Schwarzkopf Blondme– jest to alternatywa dla wszystkich kobiet, które chcą zapewnić swoim włosom delikatną, nieobciążającą pielęgnację. To właśnie dzięki temu produktowi oczyścimy włosy, nadamy im blasku, a dodatkowo zapobiegniemy procesowi wypłukiwania i blaknięcia koloru. Warto jednak mieć na uwadze, że najlepsze efekty jesteśmy w stanie uzyskać poprzez stosowanie szamponu oraz odżywki z tej samej serii.
John Frieda Sheer Blonde – czy można uzyskać w jednym produkcie zarówno odświeżenie, rozświetlenie, jak i oczyszczenie? Oczywiście, że tak. Wystarczy kupić szampon marki John Frieda, który nie zawiera szkodliwych substancji, w tym amoniaku oraz wody utlenionej, zapewniając tym samym codzienną pielęgnację struktury włosów. Produkt wzbogacony jest o ekstrakt z miodu i karmelu lub rumianku, nasion słonecznika oraz skórki cytrynowej.
L’biotica Biovax do blond włosów – to intensywnie regenerujący szampon dla blondynek, który gwarantuje poprawienie kondycji włosów. Kosmetyk ten jest bogaty w substancje odżywcze, które przywracają głębię koloru włosów, wygładzają je i zmiękczają.
Balea More Blond– kolejna propozycja szamponu, który silnie oczyszcza włosy, usuwając z nich wszelkie zanieczyszczenia. Jego dużą zaletą jest bogata formuła, w której znajdziemy ekstrakt z rumianku, pestek cytryny, kwas mlekowy, glicerynę i pantenol. Kosmetyk zawiera również filtr ochronny, który jest szczególnie ważny w pielęgnacji włosów.
Tigi Bed Head Blonde – poszukujesz produktu, który wzmocni i odżywi twoje blond włosy oraz pomoże w utrzymaniu intensywnego koloru? Jeśli tak, to nie musisz długo szukać. To właśnie ten szampon powstał z myślą o twoich potrzebach – zapewnia włosom wspaniały i zdrowy wygląd, dodaje im blasku oraz sprawia, że są wyjątkowo miękkie i przyjemne w dotyku.
Goldwell Blondes & Highlights – jeśli na twoich blond włosach pojawiają się niechciane żółte refleksy, powinnaś sięgnąć po szampon Goldwell Dualsenses Blondes & Highlights. Kosmetyk neutralizuje żółty odcień i zapobiega wypłukiwaniu się koloru. Polecany wszystkim kobietom, którym zależy na utrzymaniu chłodnego odcienia kosmyków.
Stapiz Sleek Line Blond – to kolejna propozycja dla blondynek. Szampon dostarczy włosom wszelkich niezbędnych składników odżywczych, jednocześnie chroniąc je przed niekorzystnym działaniem czynników zewnętrznych. Dzięki temu produktowi kosmyki będą zregenerowane i nawilżone.
Revlon Blonde Sublime – to kolejny szampon dla blondynek, które chcą podkreślić blask swoich farbowanych włosów. Szampon Revlon Blonde Sublime pomaga utrzymać intensywny kolor na długo, a jednocześnie zapewnia włosom lekkość i miękkość.
Podsumowując, odpowiednio dobrany szampon jest w stanie szybko i skutecznie poprawić strukturę naszych włosów. Dodatkowo sprawi, że kolor będzie intensywniejszy i trwalszy, a nasza fryzura będzie pełna blasku. | Sprawdzone szampony dla blondynek – przegląd |
Mniej więcej 5 lat temu zadebiutowało „Mass Effect 3”, które było ostatnią częścią zamykającą całą historię. „Andromeda” to z jednej strony 4 część serii, a z drugiej – gra z innymi bohaterami i w zupełnie nowej galaktyce. Czy przez to jest gorsza? A może lepsza od legendarnej już trylogii? Gatunek gier RPG zdominowany jest przez tytuły dziejące się w fantastycznych światach z rycerzami, magią, a często także smokami. Niewiele jest pozycji, które w równie ciekawy sposób ukazują kosmos. A przecież możliwości tworzenia historii w nieodkrytych wszechświatach są niemal nieograniczone. Jednym z wyjątków jest właśnie seria „Mass Effect”, która doczekała się 4 odsłony o podtytule „Andromeda”.
Fabuła
Wcześniejsze części „Mass Effecta” działy się w galaktyce Drogi Mlecznej. W 4 odsłonie ludzie wraz z innymi rasami wysyłają swoich przedstawicieli w 600-letnią podróż ku nieznanej i zupełnie nowej galaktyce – Andromeda. Nie wiedzą, co spotka ich na miejscu i czy w ogóle znajdą tam jakieś planety, które będą nadawały się do zamieszkania. Gdy przybywają na miejsce, potwierdzają się najczarniejsze scenariusze. Nie tylko brakuje planet zdatnych do życia, ale też znikają statki innych ras. Jakby tego było mało, ludzkość musi stawić czoła nowej niezbyt przyjaznej rasie obcych. Gracz wciela się w postać, która ma pokierować kolonistów ku ich nowemu domowi. Tak w skrócie prezentuje się historia w tytule „Mass Effect: Andromeda”. Nie jest to scenariusz wyjątkowo oryginalny, ale z czasem historia zostaje rozbudowana o nowe wątki, które znacząco ją koloryzują. Nie zmienia to jednak faktu, że nowa galaktyka to też zupełnie nowe możliwości fabularne, które zdają się być w „Andromedzie” niewykorzystane.
Historia szybko nabiera kolorów. Wcielamy się w jedno z rodzeństwa Ryderów – kobietę o imieniu Sara lub mężczyznę o imieniu Scott. Należymy do korpusu Pionierów, których zadaniem jest odkrywanie miejsc zdatnych do zamieszkania i nawiązywanie kontaktów z nowymi rasami. Na czele jednostki stoi Alec Ryder, ojciec rodzeństwa, a jednocześnie były członek sił specjalnych N7, do których należał Shepard, czyli główny bohater trylogii „Mass Effect”. Z czasem sprawy zaczynają się komplikować, a gracz wpada w wir politycznych, wojennych, poszukiwawczych i kolonialnych historii, od których zależy przeżycie ponad 20 tys. ludzi oraz kilku innych ras, których przedstawiciele zasiadają w Radzie Cytadeli. Niestety, historia rozwija się bardzo wolno, a wątki poboczne szybko nudzą i stają się niepotrzebnym dodatkiem.
Niewiele dobrego da się też powiedzieć o naszych kompanach. W większości przypadków wydają się nudni i płytcy. Rozmowy z nimi są sztuczne i mało porywające. To spory minus, szczególnie dla fanów trylogii. Tam towarzysze broni mieli własne historie i charaktery, które wprowadzały sporo do rozgrywki. Ci z „Andromedy” nie są źli, ale wypadają blado w porównaniu do poprzednich odsłon.
Rozgrywka
Do dyspozycji gracza jest 7 głównych planet. Pozostałe służą tylko jako źródło surowców. Może się wydawać, że to niewiele. W końcu BioWare miało do dyspozycji całą galaktykę, czyli niezbadaną liczbę planet, na których mogły żyć różnej maści zwierzęta i rasy. Czemu zatem otrzymujemy tylko 7 lokacji? Trudno to zrozumieć, tym bardziej że twórcy obiecywali otwarty świat. Pocieszeniem może być to, że każda lokacja jest naprawdę sporych rozmiarów i poruszanie się od punktu do punktu zajmuje sporo czasu. Dlatego warto odkrywać kolejne obozy, dzięki którym można zmienić skład drużyny, wymienić wyposażenie, ale przede wszystkim używać szybkiego przemieszczania.
Sporo zmieniło się w systemie rozwijania postaci. W części „Mass Effect: Andromeda” nie jesteśmy sztywno ograniczeni do jednej specjalizacji. Jeśli mamy taką ochotę, to nasz bohater może mieć pomieszane różne umiejętności – żołnierza, inżyniera i biotyka. Dzięki temu dostajemy spore możliwości personalizacji postaci i stworzenia bohatera, który będzie najlepiej odpowiadał naszemu stylowi gry. Gra zyskuje najwięcej w momencie, kiedy wyjmujemy broń zza pazuchy. Walki są bardzo dynamiczne i wciągające. To bez wątpienia najmocniejszy element tego tytułu. Wcześniej potyczki opierały się na chowaniu się za przeszkodami. Teraz wymagają dużo więcej ruchu. To bardzo dobra decyzja ze strony BioWare, która wprowadza sporo świeżości do świata „Mass Effecta”. Kluczowe jest też odpowiednie dobranie umiejętności i wykorzystywanie ich w trakcie walki. Niestety, nie mamy tak dużego wpływu na poczynania naszych kompanów. Na dodatek ci są niezwykle skuteczni, co znacząco ułatwia rozgrywkę.
Oprawa audiowizualna
Pod względem graficznym produkcji „Mass Effect: Andromeda” nie można zarzucić zbyt wiele. Co prawda po Internecie krążyło wiele zrzutów ekranów i filmów z dziwną mimiką twarzy, ale sytuacja została znacząco poprawiona w najnowszym patchu. Poza tym problem był mocno wyolbrzymiony i w trakcie gry nie zwracało się na to w ogóle uwagi. Poza tym traci to jakiekolwiek znaczenie w momencie, w którym spojrzy się na całe otoczenie. Planety prezentują się wyśmienicie. To głównie zasługa silnika Frostbite, który wykorzystano też w produkcji „Battlefield 1”. Niestety, sporo można zarzucić optymalizacji. Gra wymaga naprawdę mocnego komputera, aby działać w rozdzielczości Full HD 1920 x 1080 pikseli z prędkością 60 klatek na sekundę. Zdecydowanie mocniejszego niż przy wspominanym „Battlefieldzie”. To dość zaskakujące i zdecydowanie wymaga poprawy ze strony BioWare.
Podsumowanie
„Mass Effect: Andromeda” to dobra gra. Główny wątek fabularny to około 25-30 godzin zabawy. Nie jest to może „Skyrim” albo „Wiedźmin 3”, ale to i tak sporo grania. Problem polega na tym, że „dobra” to zwyczajnie za mało w kontekście świata tytułu „Mass Effect”. Poprzednie części też nie były idealne, ale jednak stawiały poprzeczkę dość wysoko. „Andromeda” do niej nie dosięga. Trudno oprzeć się wrażeniu, że BioWare chciało za dużo i zbyt ciekawie, przez co wyszło trochę nijako. Lepiej byłoby dać interesującą historię i barwnych bohaterów w bardziej zamkniętym świecie niż częściowego sandboxa, który z czasem zaczyna nudzić. | „Mass Effect: Andromeda” – recenzja gry |
Gdy w domu pojawia się niemowlak, przybywa nam cała masa akcesoriów i gadżetów niezbędnych do opieki nad nim. Wraz z dorastaniem dziecka zwiększa się również liczba zabawek, ubrań i innego wyposażenia, które musimy zmieścić w jego pokoju. Chcąc funkcjonalnie wykorzystać każdą dostępną przestrzeń, zdecydowanie powinniśmy zainwestować w łóżko z szufladą. Poniżej prezentujemy te, które kosztują mniej niż 500 zł. Dla najmłodszych
Wyprawka każdego niemowlaka składa się z wielu akcesoriów. Wybierając klasycznełóżeczko niemowlęce z szufladą (już od 190 zł), zyskujemy dodatkowe miejsce, w które możemy schować zestaw pieluch tetrowych, rożek, zapasowe kocyki i prześcieradełka. Możemy postawić na samodzielny mebel lub łóżeczko będące częścią zestawu, w którego skład wchodzi też komoda, przewijak czy bujany fotel w tej samej kolorystyce. Inne rozwiązanie to kupno łóżeczka z surowego drewna sosnowego – w cenie od 170 zł do 370 zł – i samodzielne pomalowanie go na dowolny kolor pasujący do aranżacji pokoju. Pamiętajmy tylko, by użyć bezpiecznych dla dziecka ekologicznych farb.
Idealne dla starszaka
Łóżko z szufladą jest bez wątpienia praktyczne. Klasyczne meble nie mają pojemników na pościel, a jeśli nawet są w nie wyposażone, to korzystanie z nich wymaga sporego wysiłku. Szuflady sprawdzą się znacznie lepiej. Łatwo je wsuwać i wysuwać, nie wymagają podnoszenia lub przesuwania ciężkich elementów. Schowanie pościeli czy szybkie porządki w pokoju będą prostsze i przyjemniejsze.
Dopasowane do aranżacji
Dziecięce łóżko z szufladą może być także pięknym i interesującym meblem, stanowiącym podstawę aranżacji wnętrza. Jego ceny zaczynają się już od 250 zł. Małym dziewczynkom z pewnością przypadnie do gustu różowy mebel ze spersonalizowanym nadrukiem. Do wyboru są misie, wróżki, kwiatki, bajkowi bohaterowie lub zdjęcie naszej pociechy wraz z jej imieniem. W takim łóżku każda dziewczynka poczuje się jak mała księżniczka. Oferta dla chłopców to przede wszystkim meble w odcieniach niebieskiego, z szufladą i również opcją nadruku na zagłówku łóżka. Wybrać możemy któregoś z superbohaterów, wizerunek wyścigówki czy pirackiego statku. Różnorodność wersji kolorystycznych i wzorów jest bardzo duża, podobnie jak liczby i wielkości wbudowanych szuflad. Z pewnością każdy znajdzie mebel dopasowany zarówno do stylu wnętrza, jak i potrzeb dziecka.
Na co zwrócić uwagę
W łóżkach z szufladami bardzo ważny jest mechanizm ich otwierania i zamykania. Warto przewidzieć, jak często będziemy korzystać z szuflad i sprawdzić precyzję ich wykonania. Ma to istotne znaczenie w codziennym użytkowaniu, ponieważ producenci stosują co najmniej kilka typów prowadnic. Niektóre z nich zużywają się szybciej lub wykrzywiają, a szuflady zaczynają skrzypieć, hałasować i trudno je domknąć. Hałasujące łóżko na pewno nie dostarczy przyjemnych doznań naszemu dziecku, a rozregulowane szuflady mogą być dla niego niebezpieczne. Wybierając łóżko dla malucha, sprawdźmy, czy szuflady mają odpowiednie zabezpieczenia, uniemożliwiające małemu dziecku ich samodzielne otwarcie. Jeśli nie, powinniśmy dokupić je osobno. Bardzo istotna jest również informacja, czy łóżeczko ma wszystkie niezbędne certyfikaty i atesty, a także czy jest pomalowane bezpiecznymi dla dziecka farbami i lakierem.
Nawet najlepsze i najdroższe łóżko nigdy nie będzie uniwersalne i dostosowane do każdego wieku i potrzeb. Dlatego kupując nowy mebel, postarajmy się wybrać odpowiedni dla etapu rozwoju naszego dziecka. | Przegląd dziecięcych łóżek z szufladą do 500 zł |
Jeśli dostaniesz niespodziewany e-mail z załącznikiem, powstrzymaj swoją ciekawość i nie otwieraj go. Jeśli dostaniesz podejrzany, niespodziewany e-mail z załącznikiem - nie otwieraj go. Taki załącznik może zawierać wirus.
Nawet, jeśli nadawca takiego e-maila wydaje się być znany, postępuj ostrożnie. Zanim otworzysz załącznik, sprawdź temat wiadomości. Jeśli wydaje Ci się on dziwny lub pozbawiony sensu, skontaktuj się z nadawcą i spytaj go, czy wysyłał Ci taki załącznik. | Dlaczego lepiej nie otwierać załączników do niespodziewanych wiadomości? |
Subsets and Splits
No saved queries yet
Save your SQL queries to embed, download, and access them later. Queries will appear here once saved.