source
stringlengths
4
21.6k
target
stringlengths
4
757
Stara chińska nauka mówi o tym, że nasza przestrzeń powinna być aranżowana z harmonią i pewnym porządkiem. Niedostosowanie się do tych zasad może niekorzystnie wpłynąć na nasze samopoczucie. Warto o tym pamiętać szczególnie w kontekście salonu – pomieszczenia, w którym spędzamy mnóstwo czasu. Co to jest feng shui? Feng shui to dosłownie wiatr i woda. Jest to starożytna, chińska nauka, której podstawą jest utrzymywanie tych żywiołów w idealnej równowadze. Najczęściej mówi się o feng shui pomieszczeń czy ogólnie domu, a przecież w starożytnych Chinach zasady te dotyczyły również rozkładu miast i wsi. Woda (shui) jest symbolem energii ziemi i czegoś nieuchwytnego, natomiast wiatr (feng) jest atrybutem niebios oraz żywiołem, którego tak naprawdę nie widać. Dlatego wiele opracowań na ten temat wyjaśnia feng shui jako życiową siłę, która jest nieuchwytna i niewidzialna. Feng shui w każdym domu Na rynku dostępnych jest mnóstwo poradników, które przybliżają zasady feng shui w domu. Dzięki nim można urządzić każde pomieszczenie według nakazów tej nauki. Wszystkie opierają się jednak na kilku zasadach: Kluczem do sukcesu jest tzw. siatka Ba Gua, która dzieli mieszkanie na strefy odpowiadające różnym sferom naszego życia. Dzięki niej wiadomo, w którym pomieszczeniu warto coś przestawić lub dołożyć i zagwarantować sobie tym samym szczęście i pomyślność. Porządek i czystość w domu jest podstawą. Okazuje się, że panujący w domu nieład i zalegające w nim niepotrzebne rzeczy blokują przepływ informacji i negatywnie wpływają na samopoczucie domowników. Należy się wystrzegać suchych kwiatów – tylko żywe rośliny ożywiają dom i pozwalają na pozytywny przepływ energii chi. Źródłem pozytywnej energii są również zwierzęta domowe. Wszelkie potrzebne naprawy wykonujemy na bieżąco. Harmonia w salonie Salon to tak naprawdę serce domu. Tutaj przecież się spotykamy z przyjaciółmi, spędzamy czas z rodziną i relaksujemy się po pracy. Dzięki kilku zasadom feng shui może stać się naprawdę komfortowym miejscem. Podstawą jest oczywiście klimat salonu, pomieszczenie to powinno być jasne i nasłonecznione (jeśli jesteśmy posiadaczami ciemnego salonu, warto go rozświetlić np. LED-ami). Ogromne znaczenie ma kolorystyka ścian. Powinna być utrzymana w jasnych barwach (wystrzegajmy się jednak białego, który na Dalekim Wschodzie jest kolorem żałoby). Strzałem w dziesiątkę będą zatem pastele, stymulujące pomarańcze czy też relaksujące zielenie. Feng shui nakazuje również pozbycie się wszelkich bibelotów i ozdób, które utrudniają przepływ życiodajnej energii. Ta sama zasada tyczy się również mebli, lepiej zatem wystrzegać się ich zbytniego nagromadzenia. Pokłady energii drzemią również w ustawieniu mebli. Obowiązuje tutaj kilka zasad, których warto się trzymać: Kanapa powinna być ustawiona przodem do drzwi, ale w głębi pokoju. Najlepsze są meble o zaokrąglonych kształtach, czyli owalny stół, klasyczne fotele, opływowe oparcia krzeseł. Ostre krawędzie według feng shui to tzw. zatrute strzały (energia chia przekształca się w złą energię sha). Drewno jest najlepszym surowcem, sprawdza się nie tylko jako budulec mebli, ale również jako okładzina na podłodze. Telewizor nie powinien być centralnym punktem salonu, a raczej stać gdzieś na uboczu. W centrum może znajdować się np. kominek. Lustra mnożą i odbijają energię, dlatego też warto postawić takie w salonie. Feng shui to starożytna mądrość zaklęta w naszych wnętrzach. Dzięki niej można uzyskać nie tylko ciekawy efekt wizualny, ale również zadbać o samopoczucie. Warto zatem przyswoić sobie kilka zasad, szczególnie w kontekście salonu – pomieszczenia, w którym spędzamy najwięcej czasu.
Urządzamy salon zgodnie z feng shui
Chyba każdy mężczyzna w latach swojego dzieciństwa marzył o tym, by zostać sportowcem. Fascynacje te, nawet jeśli niezrealizowane, wciąż są żywe, a przejawiają się nie tylko oglądaniem kolejnych meczy Ligii Mistrzów, lecz również poprzez ubiór. Wygodne bluzy, kurtki i sportowe obuwie to niezmiennie ulubione elementy w męskiej garderobie. Projektanci świetnie zdają sobie z tego sprawę i, w kolejnym już sezonie, styl sportowy lansują na wybiegach. Sport w wydaniu de luxe Jak nosić ubrania, które do tej pory kojarzyły się nam przede wszystkim z aktywnością fizyczną? W tym sezonie wyłącznie w wersji de luxe! Tej jesieni w męskiej szafie niezbędna jest sportowa bluza. To ona będzie stanowić bazę większości stylizacji. Najlepszym rozwiązaniem jest zestawienie jej z idealnie skrojonymi spodniami od garnituru. Podobnie rzecz się ma z kurtkami. Zarówno modele oversizowe, jak i fasony typu bomber najkorzystniej prezentują się w połączeniu z eleganckim dołem. Dużą popularnością, jeśli chodzi o okrycia wierzchnie, cieszą się baseballówki. Wybierz taką w stonowanych kolorach i zestaw ją z ciemnymi jeansami oraz białą koszulą. Jak widać, sportowe ubrania mogą być niezwykle stylowe. Wystarczy odpowiednio je zaprezentować. Kontrastowe połączenia są w tym sezonie wyjątkowo modne, dlatego warto postawić właśnie na nie. Wydanie total look lepiej natomiast pozostawić na wizytę w siłowni, wycieczkę rowerową bądź trening interwałowy w plenerze. Ubrania sportowe najczęściej wykonywane są z bawełny (z domieszką lycry bądź poliestrów) lub dzianiny typu „łezka”. Materiały te zapewniają prawidłową cyrkulację powietrza, wygodę oraz komfort noszenia. W ulicznej modzie sportowej ostatnimi czasy dużą popularnością cieszy się także neopren, dzięki któremu odzież łatwiej zachowuje charakterystyczny, pudełkowy kształt. Najczęściej szyje się z niego proste w formie okrycia wierzchnie, bluzy i T-shirty. Odzież sportowa to jednak nie tylko minimalizm. Na tego typu ubraniach często występują kolorowe nadruki (mniej albo bardziej abstrakcyjne), obcojęzyczne slogany czy rozmaite naszywki. Ciekawym pomysłem projektantów było również „przemycenie” do stylu sportowego futra. Bluzy o tej nietypowej fakturze sprawiają, że całość nabiera nowoczesnego charakteru, a stylizacja sprawia wrażenie jeszcze bardziej luksusowej. Sportowe obuwie nie tylko na co dzień Najczęściej wybieranym elementem, nawiązującym do stylu sportowego, są jednak buty. Obuwie, takie jak: Air Max czy New Balance to teraz „obiekty pożądania” młodych mężczyzn. Tuż za nimi plasują się trampki, zarówno krótkie, jak i te, sięgające kostki. Co ciekawe, tego typu buty są uniwersalne. Pasują nie tylko do codziennych stylizacji z jeansami w roli głównej, ale także do bardziej eleganckich kreacji. Wystarczy trochę odwagi, by zestawić sportowe obuwie z przykrótkimi spodniami od garnituru. Efekt fashionisty – gwarantowany! Jeśli szukasz więcej pomysłów na wykorzystanie sneakersów, przejrzyj zdjęcia mody ulicznej, prezentowanej podczas trwających właśnie Tygodni Mody. Obcokrajowcy, a zwłaszcza mężczyźni związani z branżą, z większym dystansem podchodzą do mody. Ich fotografie są więc kopalnią inspiracji! Styl sportowy na jesień 2014 pojawił się na pokazach: Bottega Veneta, Calvin Klein Collection, Dolce & Gabbana, Givenchy, Gucci, Hermès, Kenzo, Kris Van Assche, No. 21 oraz Raf Simons. )
Sportowy szyk dla niego
Wysoka jakość optyki oraz wytrzymała, wykonana z metalu obudowa – tym w skrócie wyróżnia się wideorejestrator Navitel MSR900. Co jeszcze warto o nim wiedzieć? Rozdzielczość to główny parametr, według którego najczęściej oceniamy jakość wideorejestratora. Okazuje się jednak, że wpływ na jakość obrazu ma znacznie więcej elementów, a wielkość, czyli rozdzielczość filmu, wcale nie jest najważniejszym z nich. Od czego zależy jakość obrazu Bardzo istotny wpływ na to, jak dobry i wyraźny film zostanie nagrany w trakcie jazdy samochodem, ma jakość optyki wideorejestratora. Podobnie jak aparat fotograficzny czy nawet smartfon, który coraz częściej wykorzystujemy do nagrywania filmów i robienia zdjęć, również kamera samochodowa ma obiektyw, za pomocą którego urządzenie „patrzy” na świat. Materiały, z którego wykonane są soczewki, wpływają na jakość zarejestrowanego materiału. Firma Navitel chwali się, że w swoim wideorejestratorze Navitel MSR900 zastosowała wysokiej jakości soczewkę wykonaną z sześciu warstw szkła. Kąt widzenia obiektywu wynosi 170°. Kolejnym parametrem technicznym, który ma duży wpływ na jakość filmów w wideorejestratorze, jest sensor optyczny. Często nie zwracamy na niego uwagi, a faktycznie od niego zależy np. wierność odwzorowanych barw czy ostrość obrazu. W kamerze samochodowej Navitel MSR900 zastosowano matrycę OmniVision OV2710, zapewniającą obraz w jakości full HD (1080p). Stosuje się ją również w laptopach, kamerach internetowych czy urządzeniach do monitoringu. Filmy są zapisywane w formacie MOV i kompresowane z użyciem popularnego kodeka H.264, gwarantującego optymalną jakość obrazu przy jednocześnie niewielkiej wielkości pliku, w przypadku Navitel MSR900 rejestrowanego na karcie pamięci microSD (obsługiwane są karty pamięci o wielkości do 256 GB). Jak te parametry wpływają na jakość filmów nagrywanych kamerką Navitel MSR900? Oceńcie sami, oglądając kilka stopklatek: Obraz jest dobrej, choć nie rewelacyjnej jakości. Szczególnie mile zaskakuje, jak wideorejestrator Navitel MSR900 w cenie niewiele przekraczającej 300 zł nagrywa podczas trudnych warunków oświetleniowych w tunelu czy na parkingu podziemnym. Trzeba przyznać, że radzi sobie nieźle. Wytrzymałość kamery – czy ma znaczenie? Wydawałoby się, że wideorejestrator nie musi być przesadnie wytrzymały, wszak mocujemy go na szybie. Nie będziemy nim rzucać o ścianę czy testować podatności na uderzenia kamieniem. Po przetestowaniu kilkudziesięciu modeli kamer samochodowych mogę jednak stwierdzić, że zdarzają się modele o kruchej konstrukcji, których obudowa czy uchwyt szybko ulegają uszkodzeniu. I wcale nie musimy uderzać samochodem w drzewo przy prędkości 100 km/h – uszkodzenia zdarzają się przy normalnym, codziennym użytkowaniu, montowaniu i zdejmowaniu urządzenia przy okazji każdego przejazdu autem. I właśnie dlatego wykonaną z metalu obudowę Navitel MSR900 uznaję za spory plus. Druga strona medalu Czy Navitel MSR900 ma jakieś wady? A i owszem. Po pierwsze nie jest to najpiękniejszy wideorejestrator, jeśli ma to jakiekolwiek znaczenie. Po drugie uchwyt ma luzy nawet po maksymalnym dokręceniu śrub, więc na większych nierównościach na filmie mogą pojawić się wstrząsy, szczególnie jeśli mamy sportowy samochód z twardym zawieszeniem. Miły dodatek Na koniec słowo o małym, ale bardzo miłym dodatku, który producent dodaje do każdego opakowania z wideorejestratorem Navitel MSR900. Chodzi o bezpłatną licencję na nawigację do zainstalowania na smartfonie lub tablecie. Nawigacja działa przez 12 miesięcy i oferuje pełne mapy Europy – w sam raz na wakacyjny wyjazd plus zimowe ferie na zagranicznych stokach. Konkurencja Jakie inne modele wideorejestratorów za około 350 zł są warte wyróżnienia? Navitel R1000 za kompaktową budowę oraz moduł Wi-Fi, Navitel R600 za dobrą jakość nagrań i Xblitz GO SE za dokładny obraz nawet w nocy.
Wideorejestrator Navitel MSR900 - test
Tunele, sztangi, kolce – wcale nie chodzi o materiały budowlane... Są to nazwy kolczyków zaliczanych do biżuterii alternatywnej. Dla jednych piękne, dla innych szpecące – poznajmy bliżej te oryginalne ozdoby. Na dekorację ciała oryginalnymi ozdobami zdecydować się może każdy, by pokazać swoją wyjątkowość, odwagę i oryginalne podejście do mody. Zdaniem socjologów niekonwencjonalne zdobienie ma także charakter buntu wobec kultury masowej. Przekłuwanie zaskakujących fragmentów ciała kolczykami przyciąga wzrok, wywołuje jednak u niektórych mieszane uczucia. Być może dlatego nietypowe kolczyki nazywane bywają oszpetnikami, choć określenie to oburza zwolenników tuneli. Wyrafinowana biżuteria daje poczucie wyjątkowości, zaprzecza kanonom piękna, a nosząca ją osoba daje się zapamiętać jako ktoś nietuzinkowy. Sympatycy tzw. kolców twierdzą, że to piękne ozdoby, a fakt, że nosi je coraz więcej osób świadczy o tym, że stajemy się społeczeństwem otwartym na oryginalne pomysły i nie boimy się pokazywać indywidualności. Przekłuć można: uszy, brwi, policzki, nos, język, wargę, kark, skórę między piersiami, a także intymne części ciała. Kolczykowanie ma tradycje niemal tak stare jak świat i było w przeszłości m.in. oznaką wysokiego statusu społecznego, a zdobienie ciała elementami nietypowych rozmiarów nadal jest praktykowane w niektórych kulturach plemiennych, np. w Afryce. Uszy – płatki i chrząstki Popularną ozdobą alternatywną jest tunel, czyli okrągły kolczyk z dużą, pustą przestrzenią w środku. Aby go nosić, trzeba stopniowo powiększać otwór w płatku ucha. Jest na to kilka sposobów. Można to zrobić za pomocą rozpychaczy o różnych kształtach, zwanych taperami. Najlepsze są wykonane ze stali chirurgicznej lub tytanu. Ale dostępne są także z innych tworzyw sztucznych, np. silikonowe. Działanie wszystkich rozpychaczy jest proste: czekamy, aż miejsce przekłucia się zagoi, potem w otwór należy włożyć najcieńszą końcówkę, a po pewnym czasie przesuwać ją w kierunku części o większej średnicy, aż dziura w uchu będzie miała oczekiwany rozmiar. Specjaliści radzą, by otwór powiększać jak najwolniej – o milimetr miesięcznie. W przeciwnym wypadku mogą powstać nieestetyczne przerosty skóry. Ucho można też naciąć chirurgicznie. Specjalnymi kolczykami do chrząstek można też zdobić chrząstki ucha. Do każdej części małżowiny usznej jest odpowiednia biżuteria. Często przekłuwa się helix – to zewnętrzna fałdka w górnej części ucha. Zdobiona bywa też część zwana tragus – mała chrząstka usytuowana najbliżej twarzy. Warto pamiętać, że piercing chrząstek może (ale nie musi) być nieco bardziej bolesny niż przekłuwanie płatka ucha – im grubsza chrząstka, tym większy ból. Odczucia są indywidualne, ale też zależne od pogody – zimą kolec może zamarznąć, istnieje też ryzyko zawadzenia np. o czapkę. Język czy pępek? Popularny jest też piercing języka. Można go ozdobić np. kolczykiem z oryginalnymi kryształami Swarovskiego. Modele te są kolorowe, a dostępne wzory to m.in. kulki lub gwiazdki wysadzane kryształkami. Warto pamiętać, że noszenie metalowych ozdób w języku może się wiązać z ryzykiem urazów dziąseł, niewyraźnej mowy, a także ukruszeniem zębów. Podobnie trzeba uważać, decydując się na kolczyk w pępku. Choć jest to bez wątpienia piękna ozdoba ciała, to rana goi się od 3 miesięcy nawet do roku, ponieważ skóra w tym miejscu jest znacznie grubsza niż np. na płatkach uszu i stale się rozciąga. Kolczyki zwiększające przyjemne doznania W nietypowy sposób możesz też przyozdobić miejsca intymne – jest to tzw. piercing ekstremalny. Jego wielbiciele twierdzą, że kolczyki umiejscowione w częściach intymnych zwiększają odczuwanie erotycznej przyjemności. Innego zdania są lekarze, którzy odradzają tę formę zdobienia ciała, ponieważ miejsca intymne są bardzo unerwione i ukrwione. Zapomnij jednak o możliwości ozdobienia kolczykami swoich sutków, jeśli akurat spodziewasz się dziecka. Wówczas specjaliści od piercingu odmawiają wykonywania zabiegu, ponieważ uszkodzeniu mogą ulec kanały mleczne. Sztuczne, a tak samo piękne Jeśli przekłuwanie ucha i rozciąganie go lub piercing innych części ciała wydaje ci się na razie zbyt ryzykowny, a bardzo chcesz wyglądać oryginalnie, jest na to rada. Możesz się zaopatrzyć w tzw. nausznicę, czyli kolczyk zaciskowy, lub fake, czyli udawany kolczyk. Na rynku jest wiele modeli tej biżuterii, interesujące są np. tunele z kolorowymi kamieniami. Okrągłe kształty i intrygujące barwy kryształków w połączeniu z czarną, złotą lub srebrną oprawą powodują, że są to wyjątkowe, alternatywne ozdoby w stylu glamour. Dla osób doświadczonych fake to oczywiście wstyd. Jednak sztuczny ślimak może pomóc ci sprawdzić, jak poczujesz się w prawdziwej biżuterii alternatywnej, zanim podejmiesz decyzję o piercingu. Stylizacje pasujące do biżuterii alternatywnej Najlepsze modowe tło dla oryginalnych, efektownych kolczyków to... zwyczajny wygląd. Choć zbuntowany look rockowy też jest na miejscu. Ramoneski, kabaretki, gorsety, tiule łączone z ciężkimi butami, np. martensami, a także indyjskie szarawary i kolorowe kurtki z Nepalu lub bluzy z kapturem – wszystko w porządku. Biżuteria niekonwencjonalna jest na tyle wyrazista, że możesz się ubierać całkiem zwyczajnie, a i tak za sprawą kolczyków będziesz wyglądać oryginalnie. Zanim przekłujesz lub zechcesz powiększyć już istniejący otwór: Piercing należy wykonywać u doświadczonych profesjonalistów w sprawdzonych miejscach, tylko i wyłącznie sterylnymi narzędziami. U kosmetyczki pistoletem można przebić tylko płatki uszu. Jeśli zaczynasz przygodę z powiększaniem ucha, na początek zawsze wybieraj rozpychacze ze stali chirurgicznej, która jest najbezpieczniejsza. Nie działaj samodzielnie, jeśli nie masz doświadczenia. W przeciwnym wypadku możesz się narazić na oszpecenie ucha tzw. keloidami, które trzeba usuwać chirurgicznie. Przemyśl decyzję o wykonaniu tunelu, bo nie ma stuprocentowej gwarancji, że otwór się zrośnie całkowicie, gdy zmienisz zdanie. Samo bezpieczne i higieniczne wykonanie piercingu nie gwarantuje jeszcze sukcesu – po zabiegu o przekłute miejsce należy dbać w sposób szczególny nawet przez kilka miesięcy. Ranę przemywaj np. Octeniseptem lub naparami z szałwii, rumianki i kory dębu.
Biżuteria dla zbuntowanych
Odessa, Barcelona, Tarnopol, Dniepropietrowsk, Ryga, Ałupka, Moskwa, Rzym i Chicago – te miejsca nie tylko różne od siebie, ale też odległe łączy to, że dla Jurija Andruchowycza stanowiły źródło inspiracji i pretekst do opowiedzenia historii i wspomnienia bliskich osób oraz ciekawych zdarzeń. Ukraiński pisarz uporządkował w sposób alfabetyczny miasta, które są mu w różny sposób bliskie, i podróżuje po nich pamięcią. A odwiedził tych miejsc wiele. W książce opowiada zarówno o światowych metropoliach czy stolicach europejskich, jak i o prowincjonalnych miasteczkach ukraińskich. Wspomnienia i opowieści Leksykon miast intymnych. Swobodny podręcznik do geopoetyki i kosmopolityki to przewodnik nie tyle po odwiedzanych miejscach, co po emocjach i wspomnieniach związanych z tymi miejscami. Jurij Andruchowycz opowiada historie i anegdoty z bliskich jego sercu miast, wspomina przyjaciół i dzieli się skojarzeniami. Niektóre z opisywanych miejsc pisarz zna bardzo dobrze, w innych mieszkał przez jakiś czas, jeszcze inne odwiedził na chwilę. Opowiada też o takich, w których nigdy nie był, a do których bardzo chciałby pojechać. Punktem wyjścia są budowle albo ich ślady, punkty charakterystyczne, barwne postacie czy przykuwające uwagę sytuacje. Autor opowiada o każdym mieście osobno, bazując na skojarzeniach i wychwytując detale. Nie znajdziemy w książce opisów zabytków, nagromadzenia dat czy nadmiaru faktów. Są za to refleksje i przemyślenia autora patrzącego na świat przez pryzmat miejsca i czasu, w którym przyszło mu żyć. Andruchowycz świetnie odnajduje ducha miejsca, do którego przybył, i mistrzowsko oddaje atmosferę miast bliskich swojemu sercu. Ma dla nich wiele czułości i pokazuje, jak obeszła się z nimi historia. Ukraińskiego pisarza charakteryzuje sposób postrzegania świata właściwy ludziom z Europy Środkowo-Wschodniej poszukującym śladów przeszłości i trwałych elementów w zmieniającej się ciągle rzeczywistości. Powolny rytm Andruchowycz snuje swoje opowieści niespiesznie i nie jest to lektura do pochłonięcia w jedno popołudnie, ale do wielokrotnego sięgania i smakowania fragmentów. Książki nie trzeba czytać od początku do końca. Każdy rozdział stanowi odrębną całość i sam autor sugeruje, żeby książkę czytać „w całkowicie dowolnej kolejności, otwierając ją na zupełnie dowolnej stronie, nieważne, od końca, początku czy środka. Chodzi przecież o wolność – ściśle mówiąc, z jej właśnie powodu pisałem wszystko, co odnajdziecie na tych kartach ”. O każdym mieście Andruchowycz pisze w inny sposób, w innym rytmie, skupiając się na innych rzeczach. Leksykon miast intymnych to także podróż w czasie. Pisarz wychwytuje ślady romantyzmu, realnego socjalizmu, cofa się myślami do kataklizmu wojen i totalitaryzmów. Książka Jurija Andruchowycza jest świetną lekturą dla osób podróżujących po miejscach, które odwiedził autor, a także dla wszystkich, którzy cenią dobrą literaturę faktu oraz lubią niespieszny rytm prozy. Źródło okładki: czarne.com.pl
„Leksykon miast intymnych. Swobodny podręcznik do geopoetyki i kosmopolityki” Jurij Andruchowycz – recenzja
Po latach zapomnienia wraca do łask. Body – bluzka, która podkreśla smukłą sylwetkę, a zarazem kryje ewentualne niedoskonałości. Radzimy, jak ją nosić nie tylko na wieczorne wyjścia. Body – to w języku angielskim ciało. Nie bez powodu ową wyjątkową bluzkę nazwano właśnie tak. Ciasno przylega do ciała i podkreśla atuty sylwetki. To także nazwa niemowlęcego ubranka będącego połączeniem bluzki i spodenek, które tak jak druga skóra zapewnia dziecku potrzebny w pierwszych dniach kontakt ciała z nową rzeczywistością. W minionym sezonie w wielkim stylu wróciliśmy do lat 80., kiedy królowały podkreślające talię spodnie o wysokim stanie. Teraz nadszedł czas body. Obie te części garderoby zaskakująco do siebie pasują – na szczupłej sylwetce dobrze razem leżą, podkreślają talię i wysmuklają ją. Ze spódnicą zaś body tworzy kompozycję wyjątkowo kobiecą. Za co kochamy tę bluzkę? Właśnie za nieprzeciętną zdolność do wydobywania piękna kobiecego ciała. I nawet jeśli twój brzuch nie jest idealny, to za sprawą zapięcia lub łączenia w kroku bluzka się naciąga, tworząc przestrzeń kryjącą ewentualne fałdy i niedoskonałości. Za body przepadają też sportowcy – doskonale opina ciało, a dzięki domieszce elastycznych włókien nie krępuje ruchów. Nie dziwi więc, że z taką łatwością body przeniknęło do mody codziennej i stylizacji na specjalne okazje. Czarne body nie wychodzi z biurowej mody Wariacje na temat czarnej bluzki w wersji body są niezliczone. Interesujące są np. koszule, za sprawą charakterystycznego zapięcia polecane do klasycznych stylizacji biurowych. Ładnie leżą w talii i skomponują się zarówno z wąskimi spódnicami ołówkowymi, jak i spodniami garniturowymi. Jak nosić czarne, gładkie body do pracy? * Z eleganckim, prostym żakietem i subtelnym naszyjnikiem zawsze stworzy neutralną, a zarazem szykowną kompozycję. * Jako bazę np. pod przezroczystą koszulę z kolorowej tkaniny, a do tego luźne spodnie lniane. * Z uniwersalną, nieśmiertelną koszulą jeansową i spodniami typu chinosy lub czarną spódnicą rozkloszowaną. * Na body z długim rękawem możesz włożyć modną kamizelkę ze sztucznego futra lub z połami waterfall, a do tego błyszczące spodnie z imitacji skóry (o klasycznym kroju lub rozszerzane, typu cullotte) i botki z elastycznymi cholewkami. * Wersja ze stójką to piękna i prosta bluzka, która będzie pasowała do każdej marynarki. Elegancja z jeansami – skromnie czy w stylu blogerek? box:offerCarousel Najszykowniejsze body jest zazwyczaj czarne. Ale pięknie wygląda też czerwone lub beżowe. Może być gładkie lub z ozdobnymi wstawkami, np. z koronki lub tiulu. Szczególnie szykowną wersją są bluzki z dekoltem „wypełnionym” tiulem. Niektóre modele są jeszcze odważniejsze – całe ich boki, a nawet plecy uszyto właśnie z szyfonu lub tiulu. Takie body wspaniale komponuje się ze zwyczajnymi dżinsami. I nie chodzi tylko o wspomniane wyżej spodnie z wysokim stanem. Elegancka, prosta, ale szykowna bluzka świetnie łączy się casualowym dołem na zasadzie kontrastu. Spodnie powinny być luźne – rurki z body mogą wyglądać jak niezbyt trafnie dobrany kombinezon. Możesz też zaryzykować połączenie popularne wśród blogerek modowych i pokazać światu swoje body – talię spodni opuść na wysokość bioder tak, by wcięcie bluzki odsłaniało fragment uda i nie pozostawiało wątpliwości, że nosisz tę trendy bluzkę. Koronka + tiulowa spódnica – na salony czy na ulicę? Wyjątkowo wieczorową wersją jest body koronkowe. Ze spódnicami ołówkowymi będzie wyglądało poprawnie, ale lepszy efekt osiągniesz, wybierając modele rozkloszowane lub z kontrafałdami. Lubisz odważne rozwiązania? Zestaw body z czarnej koronki ze spódnicą z tiulu. Będzie harmonijnie, ponieważ taką bluzkę noszą również baletnice, a szpilki podkreślą elegancję zestawienia. Ale ten sam outfit nabierze zupełnie innego charakteru, jeśli wysokie obcasy zamienisz na tenisówki lub pełne buty sportowe. Kontrast? Tak, co więcej – niektórzy uznają go za zbyt rażący (pomyślą na przykład, że właśnie wyszłaś z przyjęcia weselnego i zamieniłaś obcasy na coś wygodniejszego), dla innych będzie to wyjątkowo stylowe, wielkomiejskie połączenie, zwłaszcza jeśli włożysz satynową bomberkę ozdobioną haftem i... czapkę z daszkiem. Do tego idealna będzie mała torebka z naszywkami.
Body wieczorowe do spodni lub spódnicy
Rodzice, dziadkowie, ciocie i wujkowie często stają przed dylematem, jaką zabawką obdarować dziecko. Zależy nam, aby cieszyła malucha i była jednocześnie bezpieczna i edukacyjna. Chcąc wybrać coś wyjątkowego, warto się zapoznać z ofertą zabawek wykonywanych ręcznie. Duża część z nich to małe dzieła sztuki, w które twórcy wkładają swoją pasję i serce. Ręcznie wykonane zabawki mają szereg zalet, których brak tym ze sklepowej półki. Przede wszystkim każdy taki przedmiot jest wyjątkowy i nikt inny nie będzie miał dokładnie takiej samej zabawki jak nasze dziecko. Ucieszy to szczególnie małych indywidualistów, którzy chcieliby mieć coś niepowtarzalnego. Kontaktując się z twórcą zabawek, w wielu przypadkach możemy wybrać materiał, zasugerować wzór, kształt czy szczególne cechy, jakie ma posiadać zamówiony przedmiot. Przytulanki Szeroki wybór różnorodnych maskotek zaspokoi oczekiwania najbardziej wybrednych. Wśród ręcznie uszytych misiów, królików, sów i kotków na pewno każde dziecko znajdzie coś dla siebie. Wybierając przytulanki różnej wielkości i różnego rodzaju, możemy stworzyć z nich całą rodzinę. Większość zabawek jest odpowiednia nawet dla niemowląt, ponieważ nie zawiera niebezpiecznych elementów, które mogłyby np. zostać przez dziecko połknięte. Nawet oczy i nosy maskotek są wykonane z naszytego materiału lub wyhaftowane muliną. Do tworzenia przytulanek używane są naturalne i miłe w dotyku materiały – w większości mocna polska bawełna – i antyalergiczne wypełnienia. Maskotki, poza zabawą, mogą stanowić ciekawą dekorację pokoju malucha, a mnogość wzorów i barw pozwoli na ich dopasowanie do stylu i kolorystyki wnętrza. Lalki Doskonałą alternatywą dla plastikowych lalek sklepowych będą szmacianki, które z pewnością większość mam i babć pamięta ze swojego dzieciństwa. Wykonane z dbałością o szczegóły lalki dają dziecku nieograniczoną możliwość zabawy, rozwijają wyobraźnię, a starszym dzieciom pozwalają na samodzielne tworzenie nowych akcesoriów i ubranek. Ciekawym dodatkiem są ręcznie szyte pieluszki, przeznaczone zarówno dla lalek, jak i przytulanek. Zabawa w opiekę uczy dziecko troskliwości, kształtuje emocje i fantastycznie przygotowuje malucha na pojawienie się rodzeństwa. Dla niemowląt Oferta zabawek dla najmłodszych jest szeroka. Zaprojektowane specjalnie dla niemowląt przytulanki uszyte są z materiałów o rozmaitych fakturach, w kształtach pasujących do małych rączek i z przymocowanymi fragmentami wstążeczek, tzw. metkami, które dzieci uwielbiają dotykać. Maskotki otwierają szeroki dział zabawek sensorycznych. Na rynku znajdziemy wiele rodzajów kostek, szmatek i szeleścików, stworzonych z kolorowych, często kontrastujących materiałów, które przyciągają wzrok maluszka. Dzięki swoim właściwościom zabawki rozwijają mięśnie malutkich dłoni, ćwiczą chwyt i dotyk, ucząc kształtów i rozpoznawania faktur. Zabawką sprawdzającą się szczególnie w pierwszych miesiącach życia dziecka jest ręcznie wykonana karuzela, przystosowana do zamocowania nad łóżeczkiem malucha. Skupia na sobie oczy dziecka, rozwija koncentrację i ułatwia zasypianie. Warte uwagi są również maty edukacyjne, których różnokolorowe elementy pomogą w poznawaniu kształtów i barw. Doskonałe do zabawy na podłodze lub trawie przydadzą się na pewno podczas prób siadania – uchronią dziecko od zderzenia z twardym podłożem, a w trakcie poobiedniej drzemki z powodzeniem spełnią funkcję kocyka. Puzzle Świetną zabawką dla starszych dzieci będą ręcznie wykonane drewniane układanki. Zabawki wycinane są z drewna wysokiej jakości i mają wszelkie niezbędne certyfikaty. Do wyboru mamy puzzle o kilku stopniach trudności i rozmaitych kształtach – pojazdów, zwierząt, a nawet instrumentów muzycznych. Taka zabawka rozwija kreatywność dziecka, zmusza do zastanowienia, poszukiwania rozwiązań, uczy rozpoznawania kształtów, ćwiczy zdolność twórczego i logicznego myślenia. Kupując ręcznie robioną zabawkę, należy zwrócić uwagę na jakość i materiały, z jakich została wykonana. Warto wybierać naturalne, ponieważ są trwalsze i bezpieczniejsze. Stworzona przez wprawne ręce zabawka jest wyjątkowa, rozwija wyobraźnię i pobudza kreatywność dziecka.
Zabawki handmade
Renault Scenic II to popularny samochód. Ciekawa sylwetka w połączeniu z przestronnym wnętrzem zyskała sympatię zwolenników minivanów. Jego twórcy nie uniknęli licznych – mniejszych i większych – wpadek. Czy jednak dyskwalifikują one ten model? Wcale nie! Każdy pojazd ma słabe punkty, z biegiem czasu odkrywane przez jego posiadacza. Niektóre z nich nie stanowią większego problemu i nie wymagają natychmiastowego działania, innym natomiast trzeba poświęcić szczególną uwagę. Małe kłopoty, zwłaszcza związane z silnikiem, potrafią się przerodzić w poważne szkody, których usunięcie wymaga dużych nakładów finansowych. Scenic II – najczęstsze usterki silnika Dlatego Scenica II jedni zachwalają, inni przeklinają dzień, w którym go kupili. Prawda o tym francuskim samochodzie leży zazwyczaj pośrodku. Zadbany, z udokumentowanym przebiegiem i historią serwisowania może być świetnym samochodem rodzinnym. Natomiast kupiony „niezwykle okazyjnie” od „Francuza, który płakał, jak sprzedawał” może niestety dłużej stać u mechanika niż na naszym podjeździe. Decydując się na zakup Renault Scenica II, warto przyjrzeć się najczęstszym awariom, które mu doskwierają. Zdecydowanie mniej awaryjne bywają silniki benzynowe, które jednak są mniej oszczędne niż jednostki wysokoprężne. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Silnika benzynowe 1.4 16V – to najsłabsza wersja benzynowa, jaką znajdziemy w Scenicu II. Jednostka ta cieszy się najmniejszą awaryjnością wśród wszystkich oferowanych silników. Zaletą jest też niskie spalanie, a także dobra współpraca silnika z instalacją gazową. Natomiast wada to generujący 98 KM silnik, za słaby, by uciągnąć tego minivana. Jeśli chodzi o awarię związaną z silnikiem, to problemy może stwarzać układ zapłonowy. Najczęściej powoduje je uszkodzenie cewki zapłonowej. Ta awaria bardzo często objawia się falującymi obrotami, występującymi najczęściej po rozgrzaniu silnika. Koszt nowej cewki to ok. 50–100 zł. 1.6 16V – to nieco mocniejsza, 113-konna wersja benzynowa. Zdecydowanie lepiej radzi sobie z rozpędzeniem pojazdu, czego konsekwencją jest niestety nieco większe spalanie. Jeśli chodzi o awaryjność silnika, egzemplarz ten, tak jak poprzedni, miewa kłopoty z układem zapłonowym. Inną często spotykaną usterką jest problem z kołem zmiennych faz rozrządu. W przypadku tej awarii na desce rozdzielczej najczęściej zapali się kontrolka układu wtryskowego. Z okolic rozrządu słychać stuki, a także możemy mieć problem z uruchomieniem zimnego silnika. Po zakupie Scenica z silnikiem 1.6 najlepiej wymienić cały rozrząd (chyba że jego niedawna wymiana jest udokumentowana). Ceny kompletnych zestawów rozrządu do tego silnika zaczynają się od ok. 300 zł. 2.0 16V – to kolejna odsłona benzynowego silnika w Scenicu II. Generuje moc 135 KM, która dynamicznie rośnie. Jest to naszym zdaniem najlepsza wersja silnika do tego samochodu. Renault wypuściło jeszcze odmianę 2.0T wyposażoną w turbosprężarkę. Silniki obu tych jednostek cieszą się bardzo dobrą opinią, jednak wersja z turbo jest w Polsce praktycznie niespotykana. Naszym zdaniem silnik ten to najlepszy wybór dla potencjalnych nabywców Scenica II. Silniki Diesla Kupując Scenica II z silnikiem wysokoprężnym, powinniśmy wiedzieć, że ryzyko jego awarii jest większe. O dziwo, kierowcy częściej decydują się właśnie na zakup diesla. Silniki te z pewnością kuszą nabywców niskim spalaniem przy bardzo dynamicznej jeździe. Najczęściej spotykany w tym modelu silnik diesla to popularny 1.5 dCi, dostępny w wersjach o mocy 85 KM, 101 KM i 103 KM. Nieco mocniejsza wersja 1.9 dCi to, w zależności od egzemplarza, 110 KM, 120 KM i 130 KM. Najmniej awaryjny jest dostępny w nieco nowszych rocznikach 2.0 dCi, tak jak benzynowy 2.0T rzadko spotykany. Najczęstsze awarie w silnikach diesla to problemy z wtryskiwaczami, które są nieodporne na paliwo złej jakości. Koszt ich wymiany na nowe możemy liczyć w tysiącach, dlatego częściej się je regeneruje. Kłopoty z wtryskami objawiają się m.in. nadmiernym dymieniem na czarno, a także problemem z rozruchem silnika. Kolejny często spotykany problem dotyczy panewek wału korbowego, które zostały wykonane z bardzo słabego materiału. Awaria ta bardzo często dotyka nawet dobrze eksploatowane egzemplarze. Jej wczesne rozpoznanie bywa trudne. Jednym z objawów mogą być stuki w okolicach dolnej części silnika. Koszty wymiany wraz z usługą nie powinny przekroczyć 1000 zł. Mogą się też zdarzyć problemy z kołem dwumasowym, najczęściej objawiające się stukami w okolicy skrzyni biegów. Kolejnym częsty objaw to „telepanie” całego samochodu podczas gaszenia silnika. Koszt nowej dwumasy, w zależności od wersji silnika, liczy się w tysiącach złotych. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Usterki pozostałych elementów Bez względu na wersję silnika w drugiej generacji Scenica bardzo często puszczają wszelkie uszczelnienia układu napędowego, czego objawem są wycieki oleju. Kolejną wadą tego minivana jest bardzo delikatne zawieszenie, które słabo radzi sobie na polskich drogach. Najczęściej uszkodzeniu ulegają drążki kierownicze, a także ich końcówki. Awarie tych elementów poznamy po stukach dochodzących z zawieszenia podczas jazdy po nierównościach. Cena kompletu tych części jest jednak niewielka i wynosi ok. 100 zł. Charakterystyczną cechą samochodów marki Renault są problemy z elektryką. W Scenicu II zamiast standardowego kluczyka zastosowano kartę „hands free”, której awaria uniemożliwia otworzenie pojazdu, a w najgorszym przypadku jego odpalenie. Kolejne elektroniczne mankamenty to gaśnięcie liczników. Na koniec warto sprawdzić wszystkie elektryczne szyby, które również często szwankują. Scenic II to często spotykany na polskich drogach samochód rodzinny. Jego główną zaletą jest ciekawy wygląd zewnętrzny, a także dosyć przestronne wnętrze. Decydującym się na jego zakup zdecydowanie polecamy jednostki z silnikiem benzynowym, które są mniej awaryjne.
Samochód rodzinny do 15 tysięcy zł – Renault Scenic II
Wielogodzinna praca przed komputerem może wiązać się z pewnymi niedogodnościami, które z czasem mogą przekształcić się w dolegliwości. Dość często spotyka się tzw. zespół cieśni nadgarstka lub po prostu ból ręki albo ramienia. Powodów tego może być wiele, a jednym z nich zazwyczaj bywa źle wyprofilowana myszka. Rozwiązaniem problemu może być mysz pionowa, często nazywana także wertykalną. Kontuzje ręki, ramienia lub nadgarstka są często spotykane u osób, które całe dnie spędzają przed ekranem monitora. Winowajców może być kilku. Najczęstszy to zła pozycja przy biurku, przez którą ręka jest nadwyrężana. Na drugim miejscu należałoby umieścić źle wyprofilowane myszki i klawiatury bez podpórki na nadgarstki. Na szczęście dość łatwo można te problemy rozwiązać, kupując np. myszkę wertykalną. Czym jest myszka wertykalna? Mysz wertykalna, jak sama nazwa wskazuje, jest pionowa. To oznacza, że trzyma się ją zupełnie inaczej niż tradycyjny model. Standardowo dłoń kładziemy płasko na urządzeniu i przesuwamy ruchami nadgarstka lub całego ramienia. W przypadku myszek wertykalnych dłoń układamy zupełnie inaczej i w dużej mierze zależy to od danego modelu. W sprzedaży można znaleźć różne modele. Niektóre trzymamy niczym dużych rozmiarów długopis, a inne prawie jak szklankę bez uszka, łapiąc je z boku lub pod lekkim skosem. Co ciekawe, tego typu myszki stały się już bardzo popularne na Zachodzie. Są wykorzystywane w wielu firmach. Niestety, trend ten cały czas nie dotarł do Polski. Trudno mówić o tym, że myszki pionowe nie są u nas popularne. Dużo trafniejszym określeniem byłoby stwierdzenie, że nie są praktycznie w ogóle znane. Co daje myszka wertykalna? Myszka wertykalna, nazywana także myszką pionową, sprawia, że zupełnie inaczej układamy ramię, rękę i nadgarstek. Jest to dużo bardziej naturalne ułożenie dla naszego ciała. Myszkę trzymamy z boku, co jest dużo wygodniejsze. Eliminowany jest skręt ramienia, a używanie przycisków jest dużo łatwiejsze i wymaga mniejszej ilości siły. To wszystko sprawia, że zarówno mięśnie, jak i ścięgna nie męczą się tak bardzo, jak przy tradycyjnych myszkach. Właśnie dlatego myszki pionowe zalecane są dla użytkowników, którzy mają problemy zdrowotne związane z rękami, nadgarstkami lub ramionami. Przecież z roku na rok rośnie liczba osób, które pracują przed komputerem. Jest coraz większe zapotrzebowanie na programistów, księgowych czy też grafików. A to oznacza, że coraz więcej osób choruje na takie schorzenia jak zespół cieśni nadgarstka lub RSI, czyli uraz spowodowany powtarzanym wysiłkiem. Myszki pionowe w pierwszej kolejności pozwalają uniknąć tego typu problemów. A jeśli już cierpimy na bóle i skurcze, to mysz wertykalna może zmniejszyć ich rozmiar. Polecane modele Wciąż niewiele jest modeli myszek wertykalnych, które znajdziemy na polskim rynku. Nie oznacza to jednak, że nie ma ich wcale. Jednym z takich urządzeń jest Delux M618. Jest to myszka bezprzewodowa, optyczna z maksymalnymi DPI na poziomie 1600. Cena tego modelu oscyluje w granicach 90-120 zł, co nie jest dużym wydatkiem, biorąc pod uwagę wszystkie korzyści. Bardzo ciekawe myszki wertykalne ma w swojej ofercie firma Perixx. Są to takie modele jak 513, 515 oraz 715. To urządzenia z sensorem optycznym o DPI wynoszącym 1600 (modele 515 i 715) lub 2000 (model 513). Dodatkowo Perixx 715 to myszka bezprzewodowa o zasięgu około 10 metrów. Kosztują około 85-120 zł.
Pionowa myszka – czy warto kupić?
Organizm i układ pokarmowy dziecka do 3. roku życia są bardzo wrażliwe. Wprowadzanie innych pokarmów niż mleko matki czy modyfikowane powinno odbywać się ostrożnie. Według nowych schematów żywieniowych można je rozpocząć od 5. miesiąca życia. Dziecko dziecku jednak nie równe. Zdania ekspertów na temat czasu rozszerzania diety są mocno podzielone. Zaleca się, aby najwcześniej zrobić to po 4. miesiącu życia maluszka (przy karmieniu mlekiem modyfikowanym), ale nie później niż po 6. miesiącu. Odwlekanie w czasie tego momentu wcale nie uchroni przed alergią. Pierwsze nowości stanowią nie tylko źródło nowych doznań smakowych, ale przede wszystkim dostarczają składniki odżywcze niezbędne do dalszego prawidłowego rozwoju dziecka, czyli witaminy, składniki mineralne i błonnik. Wczesne wprowadzanie nowych smaków przyzwyczaja też dzieci do różnorodności smaków i sprawia, że w przyszłości chętniej będą one jadać urozmaicone posiłki. Nie na wszystko jednak układy pokarmowy i odpornościowy są przygotowane. Stąd opracowano statystyczne schematy żywieniowe, które adaptuje się odpowiednio do własnego dziecka. Rozszerzając dietę, należy obserwować, czy niemowlę (i mama) jest na to gotowe, toleruje nowy pokarm i czy jest on odpowiednio przyswajany przez mały organizm. Zawsze warto poradzić się zaufanego i rzetelnego lekarza, jeśli pojawią się jakiekolwiek wątpliwości. ...warzywa Wzbogacanie diety 5-miesięcznego maluszka zaczyna się od łagodnych i lekko słodkawych warzyw w postaci aksamitnego przecieru. Odpowiednie będą: marchewka, ziemniak, dynia, brokuły. Ich smaki niemowlęta akceptują najchętniej. Pierwsze przeciery lub zupy kremy z warzyw bez trudu można przygotować samodzielnie. Jako składnik tłuszczowy takiej potrawki dodaje się zazwyczaj wysokiej jakości masło, oliwę z oliwek lub niskoerukowy olej rzepakowy. Jeśli jednak czas nie pozwala na codzienne gotowanie malutkich porcji warzyw dla dziecka lub nie możemy kupić jarzynek z pewnego źródła – wolnych od pestycydów i szkodliwych substancji, warto sięgnąć po gotowe zupki i obiadki ze słoiczka, np. Gerbera, Bobovity, BabyDream, Alete, DM Bio czy Bebivity. Każdy producent dba o to, aby jego jedzenie dla maluchów było systematycznie badane i pochodziło z rygorystycznie kontrolowanych upraw. Świadczą o tym certyfikaty i oznaczenia na słoiczkach. Jest to ważne, ponieważ wątroba tak małego dziecka ma jeszcze bardzo ograniczone możliwości neutralizowania toksyn, z kolei układ odpornościowy jest na tyle niedojrzały, że nie potrafi skutecznie bronić się przed bakteriami. Negatywne skutki podawania zanieczyszczonych roślin nie będą widoczne od razu, ale dopiero po paru latach. Rekomendowane dla 5-miesięcznych maluszków warzywa można przygotowywać jako smaczne dwuskładnikowe zupki. Najlepiej, aby były to posiłki z warzyw o rożnych kolorach, np. zupka dyniowo-ziemniaczana, szpinakowo-ziemniaczana, kalafiorowo-ziemniaczana lub marchwiowo-ziemniaczana, zawierające dodatkowo pietruszkę lub selera. W tym celu jarzyny gotuje się do miękkości – ok. 20 minut pod przykryciem. Dłużej gotowane tracą bowiem większość wartości odżywczych. Potem warzywa miksuje się na gładko lub przeciera przez sitko. Podawać należy niezbyt gorące. Oczywiście mieszanki warzyw można kupić już gotowe, w słoiczkach, starannie przygotowane przez producenta. ...owoce W następnej kolejności wprowadza się pierwsze łagodne owoce. Z reguły dzieci szybko je akceptują, ponieważ mają naturalne upodobanie do słodkich smaków. Chętnie zatem kosztują jabłek, brzoskwini, malin czy banana, które są jednymi z delikatniejszych owoców. Wprowadzanie takich pokarmów powinno odbywać się w niewielkich ilościach, stopniowo i za pomocą łyżeczki. Owoce podaje się ok. 2 tygodnie po wprowadzeniu warzyw i zupek (kontynuując ich podawanie), aby dziecko nie wybrało najpierw produktów bardziej słodkich. Najlepsze i bezpieczne dla żołądka maluszka są musy, przeciery, gotowe deserki lub uprażone samodzielnie owoce. Maluchy rozwijające się prawidłowo mogą od razu spróbować surowego banana rozgniecionego na miazgę lub jabłka startego na tarce. Jeśli maluszek nie jest przekonany do nowej potrawy bądź posiada naturę niechętną eksperymentom, można mus z owoców zmieszać z dotychczas przyjmowanym mlekiem – matki lub modyfikowanym. Dobrym rozwiązaniem są również soki, najlepiej z rodzimych i sezonowych owoców albo sprawdzone propozycje producentów dziecięcej żywności. ...mięso Po około 2 tygodniach od wprowadzenia warzyw i owoców do zupek można dodawać chude mięso (indyk, kurczak, królik, cielęcina). Początkowo wprowadza się nie więcej niż 10 g, czyli jedną łyżeczkę jako dodatek do zupy. Całość miksuje się na jednolitą masę (gęstości najczęściej dodają ziemniaki lub odpowiednia kaszka), początkowo bez wywaru. Jeśli nie gotuje się samodzielnie, gotowe dania w słoiczkach, o ciekawych kompozycjach, można kupić od 3,46 zł. Z rybami lepiej poczekać do 6. miesiąca życia, jeśli dziecko jest karmione mlekiem modyfikowanym, bądź 7. miesiąca, jeśli karmione jest piersią. ...gluten Gluten to naturalny składnik zbóż (białko) takich jak pszenica, jęczmień, żyto, owies. Bardzo wiele osób boi się wcześnie wprowadzać go do diety maluszka z obawy o silną nietolerancją bądź celiakię (choroba trzewna), na którą choruje coraz więcej osób. Jeszcze na początku XXI wieku zalecenia dotyczące wprowadzania glutenu podawały 9. miesiąc życia jako optymalny. Od kilku lat dietetycy i lekarze zalecają jednak wprowadzanie produktów glutenowych w małych ilościach już od 5. miesiąca życia dziecka, kiedy jest ono jeszcze karmione piersią. Najprościej jest do tego celu wykorzystać kaszki, np. pszenną, mannę, lub owsiankę przygotowaną na mleku lub wodzie i podawać początkowo, przez kilka dni, po 1/2 łyżeczki. Następnie zaleca się podawanie 2–3 g (1 płaska łyżka stołowa) produktu glutenowego na 100 ml posiłku raz dziennie przez 2 miesiące. U dzieci karmionych mlekiem modyfikowanym po tym czasie zwiększa się dawkę na kolejne 2 miesiące do 6 g (3 łyżki stołowe) produktu glutenowego na 100 ml posiłku raz dziennie. Odpowiednie kaszki oferują przede wszystkim firmy Bobovita, Holle, Humana, Bioland, Alnatura, Nominal oraz Nestlé. Można też w pierwszej kolejności wykorzystać kaszki orkiszowe bogate w lepiej przyswajalny gluten, znajdujące się w ofercie Holle, DM Bio, Baby Sun, Bioland oraz Mniam. Na wykorzystanie w rozszerzaniu diety maluszka czekają też gotowe mieszanki glutenowe w słoiczkach z owocami lub warzywami, np. Hipp z serii Bio Jabłka i banany z biszkoptami, Kaszka manna z bananem i jabłkiem czy Kleik z pełnego ziarna zbóż z owocami, a także mus Gruszka, jabłko z sucharkami. Odpowiednie będą także dania Gerbera, jak Jabłuszko z kaszką manną czy Domowy rosołek drobiowo-wołowy z dodatkiem kaszki manny, oraz danie BabyDream Bio Kaszka manna z mlekiem i biszkoptem na dobranoc. Niektóre z tych produktów producenci rekomendują już od 4. miesiąca życia. Bardziej zachowawcza w tym względzie jest Bobovita. Jeżeli dziecko znajduje się w grupie ryzyka alergicznego, wprowadzanie glutenu należy skonsultować z lekarzem. Reakcję dziecka na potrawy z glutenem należy też bacznie obserwować. Alergia może bowiem objawiać się w różny sposób – od pokrzywki na policzkach, przez bóle brzucha lub biegunki, po nasilony wodnisty katar. Jeśli oznaki te nie ustępują nawet po odstawieniu kaszki, należy zgłosić się do pediatry. Dieta dziecka karmionego piersią w 5. miesiącu życia Maluch karmiony jedynie piersią z reguły chętnie próbuje nowych smaków. Koniec 5. miesiąca może być bardzo dobrym momentem na wprowadzanie nowości do diety. Można zacząć od niewielkich ilości glutenu: 2–3 g zbożowego kleiku z glutenem albo kaszki manny na 100 ml mleka bądź przecieru jarzynowego. Orientacyjnie przyjmuje się, że niemowlę w tym okresie powinno otrzymywać ok. 5 porcji pokarmu o wielkości 150–160 ml. Zaleca się do 6. miesiąca karmić wyłącznie piersią, najważniejsze jednak jest obserwowanie dziecka i jego gotowości do stałych posiłków oraz wyłapanie zainteresowania nimi. Dieta dziecka karmionego mieszankami w 5. miesiącu życia Dzieci karmione z różnych przyczyn mieszanką mleka modyfikowanego mogą mieć rozszerzaną dietę od 5. miesiąca. Początkowo nowości dobrze jest wprowadzać w porze obiadu – niech to będą jarzynki. Do tego można podawać sok lub przecier z owoców w ilości 50–100 ml, uzupełniając to niewielkimi ilościami startych owoców. Podstawą żywienia 5-miesięcznego dziecka karmionego mlekiem modyfikowanym są 4 posiłki mleczne (mleko początkowe) po ok. 180 ml. Nauka jedzenia z łyżeczki Jedzenie z łyżeczki jest dla maluszka całkowicie nową umiejętnością do opanowania. Stanowi też wstęp do zmiany sposobu połykania z niemowlęcego na żucie. Jest to ważny proces wpływający na rozwój narządów artykulacyjnych, a tym samym mowy, oraz zapobiegający powstawaniu bądź pogłębianiu wad zgryzu. Łyżeczka powinna mieć zaokrąglone brzegi, by nie urazić buzi maluszka. Dobre są łyżeczki plastikowe, z melaminy lub silikonowe, gdyż są również nieco „cieplejsze” i przyjemniejsze w dotyku. Jedząc z łyżeczki, dziecko od początku przyzwyczaja się też do jej używania. Podczas karmienia przyda się też oczywiście śliniak lub tetrowa pieluszka. Podczas nauki jedzenia łyżeczką i rozszerzania diety należy pamiętać o prawidłowej postawie dziecka. Z reguły 5-miesięczny niemowlak nie siedzi dostatecznie stabilnie, dlatego krzesełko do karmienia nie jest jeszcze odpowiednie. Można posadzić maluszka na leżaku, wziąć na kolana lub umieścić w pozycji półsiedzącej, obłożonego poduszkami.
Czy moje 5-miesięczne dziecko może już jeść...?
Urządzenie wielofunkcyjne, zwane też All-in-One, to połączenie drukarki, skanera i kserokopiarki. Zintegrowanie tych trzech sprzętów pozwala nie tylko zaoszczędzić miejsce na biurku, ale też obniżyć koszty zakupu i eksploatacji. Sprawdźmy, co oferują popularne kombajny, których cena nie przekracza 200 zł. Canon Pixma MG2450/MG2550 Canon Pixma MG2450 oraz Canon Pixma MG2550 to bliźniacze modele, które różnią się wersją kolorystyczną. Pierwszy z nich ma jasnoszarą obudowę, natomiast drugi jest biały. Te niewielkich rozmiarów atramentowe urządzenia wielofunkcyjne oferują wysokiej jakości wydruki w rozdzielczości 4800 dpi. Do dyspozycji mamy również skaner 600 x 1200 dpi i kserokopiarkę z wygodną opcją wielokrotnego kopiowania. Kombajny zostały wyposażone w funkcję oszczędzania energii, dzięki czemu po skończonej pracy automatycznie się wyłączą. Producent oferuje do tych modeli opcjonalne kasety Fine XL o zwiększonej wydajności, które na Allegro kupimy już za około 75 zł. W zestawie otrzymujemy tusze startowe, kabel zasilający, płytę z oprogramowaniem i instrukcję obsługi. Canon Pixma MG2450 to jedno z najtańszych urządzeń wielofunkcyjnych dostępnych na rynku. Koszt jego zakupu to około 129 zł. Model MG2550 jest nieco droższy – wydamy na niego 144 zł. HP DeskJet 1510 HP DeskJet 1510 to pod względem możliwości bardzo podobny model do Canona MG2450/MG2550. Kompaktowe rozmiary i intuicyjna obsługa to główne zalety tego urządzenia, które z pewnością docenimy podczas pracy. Maksymalna rozdzielczość drukarki wynosi 4800 dpi, skanera 1200 dpi, a kserokopiarki – 600 dpi. Zainstalowany podajnik papieru pomieści 60 arkuszy, co w zupełności wystarczy do domowych zastosowań. Podobnie jak w przypadku urządzeń konkurencji, koszty eksploatacji można obniżyć, stosując wkłady atramentowe o zwiększonej wydajności. Ich standardowa cena na Allegro kształtuje się w okolicach 100 zł, chociaż zdarzają się tańsze oferty. Na zakup HP DeskJet 1510 będziemy musieli przeznaczyć co najmniej 139 zł. HP DeskJet 2130 HP DeskJet 2130 to nowsza wersja modelu DeskJet 1510. Wyróżnia go atrakcyjna stylistyka zgodna z aktualnymi trendami i jasny kolor obudowy. Urządzenie dysponuje większą niż w przypadku poprzednika rozdzielczością druku w czerni wynoszącą 1200 dpi. Nieco inne są również wkłady atramentowe: standardowe o oznaczeniu 302 oraz o zwiększonej wydajności 302 XL. Te ostatnie kupimy na Allegro już od 99 zł. Podobnie jak w przypadku powyższych modeli, w komplecie nie znajdziemy kabla USB niezbędnego do połączenia z komputerem. Należy o tym pamiętać i nabyć go oddzielnie. HP DeskJet 2130 kupimy na Allegro od 140 zł. Canon Pixma MG2950 Canon Pixma MG2950 to zdecydowanie najbardziej zaawansowane urządzenie wielofunkcyjne w tym zestawieniu. Stylistyką nawiązuje do tańszych modeli tego producenta, co zdecydowanie należy uznać za plus. Skupmy się jednak na różnicach. Najważniejszą z nich jest możliwość bezprzewodowej komunikacji przez Wi-Fi. Od tej pory drukowanie, skanowanie i kopiowanie będą mogły odbywać się zdalnie z komputera, smartfonu lub tabletu. Dzięki usłudze Pixma Cloud Link z łatwością wydrukujemy też dokumenty zapisane w chmurze. Natomiast funkcja Wireless LAN PictBridge zapewni bezprzewodową komunikację ze zgodnymi aparatami i możliwość wydruku zdjęć. Canon Pixma MG2950 kupimy na Allegro już od 159 zł. Dysponując kwotą 200 zł, możemy wybierać spośród urządzeń dwóch czołowych producentów tego segmentu, tj. Canon i HP. Ze względu na bardzo rozbudowaną ofertę są w stanie zaproponować podstawowe modele w korzystnej cenie. Warto zauważyć, że w niektórych przypadkach możemy liczyć na wyposażenie znane z klasy wyższej, np. Wi-Fi. Mimo niewielkiego kosztu zakupu, z pewnością sprawdzą się w niewymagających zadaniach domowych.
Urządzenie wielofunkcyjne do 200 zł
Desire 820 to aktualnie największy smartfon (a może już phablet) w ofercie HTC. Czy jednak warto płacić za niego około 1400 zł? Specyfikacja wyświetlacz 5,5”, Super LCD2, 1280x720 pikseli (Gorilla Glass 3) 8-rdzeniowy, 64-bitowy procesor Qualcomm Snapdragon 610 (4 x 1,5 GHz, 4 x 1,0 GHz) grafika Adreno 405 2 GB RAM-u pamięć 16 GB + czytnik micro SD system Android 4.4.4 KitKat karta nano SIM, łączność LTE aparat główny 13 Mpix, przedni 8 Mpix Bluetooth 4.0 z aptX, NFC Wi-Fi a/b/g/n, DLNA GPS z GLONASS bateria: 2600 mAh wymiary: 157,7 x 78,7 x 7,7 mm waga: 155 g Dane techniczne prezentują się obiecująco. Połączenie ośmiordzeniowego procesora z 2 GB RAM-u powinno umożliwiać płynną pracę na ekranie w 720p. Teoretycznie można byłoby się spodziewać rozdzielczości Full HD, ale i zagęszczenie pikseli na poziomie 267 punktów na cal to znowu nie tak mało. Konstrukcja Desire 820 to spore urządzenie. Niby 5,5” to jeszcze nie tak dużo, ale – jak to u HTC – ramki od góry i dołu są powiększone, przez co konstrukcja sprawia wrażenie wydłużonej i dosyć szerokiej. Phablet wygląda jednak świetnie – jest cienki i efektownie wyprofilowany, mimo że w jego budowie dominują tworzywa sztuczne. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Front to szklana tafla Gorilla Glass 3 otoczona czarnymi ramkami. Nad i pod ekranem ulokowano głośniki stereo, schowane za oryginalnymi dziurkowanymi maskownicami. Krawędzie obudowy delikatnie wystają ponad wyświetlacz oraz są ścięte. Ekran otacza kolorowa lamówka: niebieska, szara lub pomarańczowa dla wersji białej oraz jasno-szara w przypadku ciemnej kolorystyki telefonu. Boki Desire 820 są zaokrąglone i pokryte jednolitą przykrywką wykonaną z gładkiego plastiku. Regulacja głośności i włącznik trafiły na prawy bok – odwrotnie niż zazwyczaj – włącznik jest niżej, a oba przyciski otoczone są lamówką. Lewy bok to długa zaślepka, która skrywa czytniki SD oraz SIM, a także opcjonalny czytnik drugiej karty SIM – w sprzedaży występuje bowiem również droższy o około 200 zł wariant Dual SIM. Na górnej krawędzi ulokowano wyjście słuchawkowe i dodatkowy mikrofon, na dolnej zaś gniazdo micro USB. Śliska pokrywa zawiera logo producenta oraz obiektyw aparatu z diodą, które umieszczone zostały skrajnie w górnym lewym rogu. Wykonanie telefonu jest bardzo dobre, mimo że tworzywa sztuczne nie robią specjalnego wrażenia – są śliskie i potrafią lekko zatrzeszczeć. Konstrukcja jest jednak bardzo sztywna, wyświetlacz nie ugina się pod naciskiem, a wszystkie elementy spasowane są precyzyjnie. To prosty design, ale kształt, cienkość obudowy oraz dbałość o detale dają bardzo przyjemny efekt. Ergonomia i użytkowanie Opisywany HTC łączy przeciwieństwa – wydaje się być jednocześnie duży i zgrabny. Jego wydłużona, masywna konstrukcja nie jest przesadnie ciężka – 155 g. Do tego dochodzi grubość poniżej 8 mm, która nadaje mu bardzo atrakcyjnego kształtu. Mimo wszystko telefon nie nadaje się dla użytkowników z małymi dłońmi. Obudowa Desire jest śliska, nie ma żadnych żłobień, a plastik na wysoki połysk sprawia, że telefon łatwo upuścić na ziemię. Śliskie są także krawędzie phabletu, co również obniża komfort podczas długich rozmów. Dużą zaletą są głośniki stereo na froncie, generują nieprzytłumiony dźwięk, np. podczas oglądania filmu, gdy telefon trzymamy w dłoni lub leży na blacie. Gorzej, że obiektyw aparatu mocno odstaje i łatwo go porysować. Trzeba też przyzwyczaić się do odwróconej kolejności przycisków, choć to akurat zaleta. Desire 820 jest na tyle długi, że włącznik nad regulacją głośności (wzorem np. One M8) byłby trudno dostępny, a jego umieszczenie na prawej flance idealnie pasuje pod kciuk. Ma to jednak niestety też wadę – łatwo przez przypadek włączyć wyświetlacz, wkładając telefon do kieszeni, bowiem przyciski są miękkie. Zaślepka daje dosyć łatwy dostęp do gniazd, ale same karty umieszcza się w foremkach wsuwanych w szczeliny dosyć głęboko. Wcale nie tak łatwo je później stamtąd wyjąć. Paradoksalnie z Desire 820 korzystało mi się wygodniej niż z M8 lub E8. Konstrukcja telefonu jest szersza i wygodniej leży w dłoni. Model ten obsługuje się raczej oburącz, włącznik jest po boku, więc nie trzeba przesuwać urządzenia w dłoni, by sięgnąć do przycisku na szczycie, tak jak ma to miejsce w M8 czy innych modelach HTC. Wyświetlacz Matryca Super LCD2 oferuje niezłe kolory, szerokie kąty widzenia oraz jasny wyświetlacz. Barwy są trochę przesadzone, mocno nasycone – zieleń i czerwień zbyt jaskrawe, z kolei biel ocieplona. Ekran jest jasny, na maksymalnych ustawieniach prawie oślepiający. Nie zabraknie jednak podświetlenia w słońcu. Dobrze spisuje się także czujnik światła – poziom podświetlenia dobierany jest odpowiednio. Rozdzielczość HD prezentuje się zadowalająco, nawet na 5,5 calach. Interfejs dotykowy obsługuje 10 punktów, co przy sporym ekranie może okazać się przydatne. Dotyk został skalibrowany bardzo dobrze. Ekran pozostaje czuły, precyzyjny i nie gubi gestów, da się go bez problemu obsłużyć, gdy leży na blacie. System operacyjny, wydajność Pracą smartfona steruje Android 4.4.4 KitKat z nakładką Sense 6.0, póki co nie wiadomo nic o terminie aktualizacji do Lollipopa. System został wyraźnie zmodyfikowany wizualnie, oferuje eleganckie szarości połączone z matowymi kolorami oraz czytelne i eleganckie czcionki. Jest także kilka aplikacji od HTC ułatwiających konfigurację telefonu, np. zarządzanie kopią zapasową, a także tryb dla kierowców. Ekran blokady został przebudowany i daje dostęp do najważniejszych funkcji. Jednym z nich (ekranów) jest czytnik newsów, górna belka zawiera rozbudowane skróty. Szuflada mieści 4 aplikacje w rzędzie i pozwala na segregowanie zawartości, przebudowano także menu ustawień. Interfejs jest dosyć duży i lepiej wyglądałby w wyższej rozdzielczości (na ekranie mieści się dosyć mało elementów), ale za to jest on bardzo czytelny – czcionkę można śmiało zmniejszyć. Benchmark AnTuTu ocenia Desire 820 na prawie 31 tys. punktów, to dobry wynik, ale wyraźnie słabszy od mniejszego, wycenianego podobnie E8. Praca na 820 jest bardzo szybka, system jest responsywny, nie zwalnia i nie przycina się. Można śmiało jednocześnie korzystać z wielu aplikacji, obsługiwać multimedia i kontaktować się. Bateria Desire 820 ma wytrzymać do 18 godzin rozmów przez 3G, a w stanie czuwania nawet do 455 godzin. W normalnym użytkowaniu bez oszczędzania, bateria wystarczy na jeden dzień typowej pracy i trochę rozrywki. Przydałoby się trochę więcej, zważywszy na to, że sprzęt posiada większy wyświetlacz. Opisywany HTC zapewnia około 8 godzin surfowania w sieci oraz około 5 godzin grania w gry. Jest to przeciętny wynik. Multimedia Aparat przedni spisuje się bardzo dobrze – zdjęcia mają sporo detali, niezłe kolory, dobrą jasność i niskie zaszumienie. Ciemniejsze warunki to standardowo wyzwanie, ale za dnia „osiemsetdwudziestka” może uchodzić za praktyczny aparat. Fotki wyglądają dobrze nie tylko na ekranie telefonu. Fani autoportretów ucieszą się z przedniego aparatu z funkcją upiększania twarzy, który zapewnia niezły poziom. Oba obiektywy nagrywają wideo z rozdzielczością 1080p, czasami zgubią kilka klatek, ale ogólnie jakość jest satysfakcjonująca. Przykładowe zdjęcia poniżej. zdjęcie 1, zdjęcie 2, zdjęcie 3 Telefon radzi sobie dobrze nie tylko jako narzędzie pracy, ale także maszynka do multimediów. Spisał się świetnie nawet w konfrontacji z wymagającymi tytułami. Rozgrywka w tytuły 2D i 3D była równie przyjemna. Jasny i precyzyjny ekran wyświetla efektownie grafikę, a interfejs dotykowy pozwala na przyjemną obsługę gier zręcznościowych, także w wersji dla dwóch osób. Niestety Desire 820 to gorsza jakość dźwięku na słuchawkach od M8, E8 lub One mini 2. Brakuje mu basu i przestrzeni, a także czystości dźwięku. System BoomSound nie pomaga, dodając jedynie sztuczności. Lepiej więc zainwestować w słuchawki Bluetooth, gdyż Desire 820 wspiera kodek aptX. Łączność i jakość rozmów Telefon oferuje porządne Wi-Fi, transmisję LTE, a także Bluetooth z aptX i NFC oraz GPS z dostępem do satelitów GLONASS. Nie miałem żadnych problemów z łącznością, a przy takim ekranie phablet może sprawdzić się jako podstawowa nawigacja. Jakość rozmów również jest dobra. Podsumowanie Desire 820 to bardzo porządny sprzęt. To jednocześnie phablet do pracy i multimediów, który w obu zastosowaniach sprawdza się równie dobrze. Jedyna konkretną wadą wydaje się być plastik obudowy i jego śliskość, a także przeciętne osiągi na baterii. Telefon wygląda jednak bardzo dobrze, a cienka obudowa robi wrażenie. Rozdzielczość ekranu nie zachwyca, ale sprzęt oferuje dobry procesor, sporo RAM-u i łączność LTE. Jeśli jednak 5,5 cala to nie konieczność, to model HTC One E8 wydaje się ciekawszym i bardziej wydajnym zakupem.
Desire 820, czyli 5,5-calowiec HTC ze średniej półki
Zdrowe żywienie kojarzy się z nudą, brakiem smaku i radości z jedzenia. Nic bardziej mylnego! Wie o tym każdy, kto choć raz podjął wysiłek zmiany nawyków żywieniowych. Zdrowe jedzenie jest smaczne, aromatyczne i sprawia, że żyjemy dłużej. Każda zmiana wymaga podjęcia pierwszego kroku. Najpierw jest więc decyzja, a później… zakupy! Zdrowa żywność, czyli co? O zdrowym żywieniu mówi się tak wiele, że słysząc po raz kolejny to hasło, zaczynamy ziewać. Tymczasem nasza wiedza na ten temat jest ograniczona. I choć zdajemy sobie sprawę z tego, że warzywa i zboża są zdrowe, to zbyt rzadko stosujemy się do zaleceń dietetyków, by wprowadzać je do jadłospisu w większej ilości niż dotychczas. Z jednej strony nie wiemy, jak je przygotować, by były smaczne, z drugiej – trudno nam się uwolnić od wieloletnich przyzwyczajeń. Trzeba bowiem przyznać, że zmiana nawyków żywieniowych (tu niektórzy znowu ziewną) jest kluczowa. Co to właściwie oznacza? Otóż tyle, że powinniśmy przyzwyczaić się do jedzenia ryby morskiej zamiast schabowego, pić koktajl owocowy na bazie kefiru na drugie śniadanie zamiast jeść bułkę z szynką. Być może dla wielu z nas nie brzmi to zachęcająco, ale organizm szybko przestawia się na nowy tryb. Zaskakujące jest także to, że jedząc zdrowo, czujemy się najedzeni i nie mamy potrzeby sięgania po przekąski. Dlaczego? Dostarczając organizmowi wszystkich potrzebnych mu substancji, nie odczuwamy nieustannie chęci na przekąszanie czegoś więcej. A tak się dzieje, gdy odżywiamy się niezdrowo: jemy, jemy i wciąż jesteśmy nienasyceni. Jak zatem zacząć zmiany żywieniowe? Od zakupów! Z tego, co mamy w lodówce, przygotowujemy nasze posiłki. Jeśli jest tam wieprzowina, śmietana i trochę warzyw, zrobimy pewnie gulasz lub schabowego z mizerią i ziemniakami. Jeśli jednak zaopatrzymy się w ryby, kefiry i warzywa, zrobimy pieczonego na porach dorsza z marchewką i brązowym ryżem. Zatem zaczynamy zakupy! Idziemy na zakupy Jakie produkty wybrać? Szybki rzut oka na piramidę żywieniową. Nowa piramida żywienia, zgodna z zaleceniami WHO, za podstawę ma ruch. Na kolejnym jej segmencie są ziarna, kasze i oleje. Trzeba zatem zaopatrzyć naszą spiżarnię w ziarna słonecznika czy sezamu, które możemy uprażyć i dodać do sałatki lub dowolnego dania. Kasze są przeróżne, kupujemy jęczmienną, jaglaną, gryczaną, mannę, kukurydzianą czy ryżową. Uwzględniamy także chleb razowy dobrej jakości. Ważne są dobre tłuszcze. Wybieramy zatem oliwę z oliwek, olej słonecznikowy lub rzepakowy, ale również (dla ciekawszych smaków) olej z pestek winogron, sezamowy czy lniany. Następnym elementem piramidy żywienia są warzywa, które możemy jeść do woli oraz owoce – raz dziennie, gdyż zawierają sporo cukru. Najlepsze są świeże sezonowe, ale zimą możemy sięgać po mrożone i suszone. Dalej w piramidzie mamy produkty strączkowe i orzechy. Kupujemy fasolę mung, Jaś, czerwoną, ale także bób, ciecierzycę oraz groch. Produkty te możemy dodawać jako elementy dań lub traktować je jako dodatki do sałatek. Podobnie z orzechami, które znakomicie komponują się z wieloma potrawami. Kolejnym segmentem piramidy są jaja, ryby, drób. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że powinniśmy je spożywać maksymalnie dwa razy dziennie. Najlepiej wybierać produkty świeże, z upraw ekologicznych, ryby powinny być morskie, a nie hodowlane. Prawie na czubku piramidy jest nabiał, który jemy raz dziennie. Trzeba pamiętać, żeby wybierać jogurty, kefiry, maślanki, twarogi naturalne, niesłodzone. Przedostatnim elementem w piramidzie są pszenica i mięso. Na wierzchołku mamy cukier, który powinniśmy jeść trzy razy w miesiącu. Wiemy, jak trudne jest to do osiągnięcia, jednak warto podjąć wysiłek i choćby zmniejszyć ilość spożywanego cukru. Tak zaopatrzeni z pewnością ugotujemy znakomite dania, a nasze posiłki będą nie tylko zdrowe, ale i smaczne. Nie będziemy sięgać po niezdrowe przekąski, gdyż nie będziemy mieli ich pod ręką. Zamiast nich możemy podgryzać rodzynki czy orzechy. A więc miłych zakupów i smacznego!
Zdrowa żywność – jedzenie w służbie zdrowiu i urodzie
Ogród to wyjątkowe i magiczne miejsce. Można tu odpocząć, odetchnąć świeżym powietrzem, zrelaksować się, zjeść obiad z rodziną, urządzić garden party z przyjaciółmi lub pobyć sam na sam z naturą. Tu czas staje w miejscu. Wiedzą to szczęśliwi posiadacze własnych ogrodów. Aby cieszyć się i korzystać w pełni z uroków tego miejsca, trzeba o nie zadbać we właściwy sposób. Nie wystarczy skosić trawę i postawić ogrodowy grill. Ten zakątek wymaga ogromnej uwagi i dbałości o każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Ogród, tak jak pozostałe miejsca w naszym domu (kuchnia, salon czy łazienka), wymaga odpowiedniego wyposażenia. Oprócz ławeczek w cieniu drzew, leżaków do opalania, hamaka czy pięknych lampionów, potrzebne są również meble ogrodowe. Komplety z dużymi stołami to absolutny niezbędnik. Wybrałam kilka, które mogą się wam spodobać. Zestaw Hawana Hawana to gorąca, tętniąca życiem stolica Kuby. Miasto leży nad Zatoką Meksykańską w otoczeniu malowniczych domków. To miejsce ma niesamowity urok, podobnie jak zestaw mebli ogrodowych nazwany na jego cześć. Zestaw Hawana składa się ze stołu z czterema fotelami, zestawu kawowego, sofy, dwóch foteli, ławy i leżaka.Do jego wykonania użyto najwyższej jakości materiałów: rattanu, aluminium i szkła hartowanego. Poduszki, w które został wyposażony, mają powłoczki, które można prać. Komplet mebli w kolorze czarnym i czerwonym to stylowe i bardzo eleganckie wyposażenie ogrodu. Zestaw Corfu Box Curver Korfu to niezwykła grecka wyspa położona u wybrzeży Albanii. Widoki zapierają tu dech w piersiach. Mówi się, że to najbardziej zielona wyspa należąca do Grecji, o lazurowym morzu i złotych plażach. Nic dziwnego, że co roku odwiedzają ją tysiące turystów z różnych stron świata. Zestaw Corfu Box Curver jest przeznaczony dla osób, które cenią komfort i elegancję. Jest bardzo praktyczny i sprosta nawet najbardziej wyszukanym wymaganiom. To jeden z najpopularniejszych zestawów ogrodowych, które kupują Polacy. Składa się z dwóch wygodnych foteli, dwuosobowej sofy i stolika. Jest idealny na wypoczynek dla czterech osób. Zestaw Pescara box:offerCarousel Pescara to jedno z najpiękniejszych włoskich miast, gdzie kwitnie życie kulturalne. W klimacie festiwali muzycznych, kin, amfiteatrów, jarmarków z tradycyjnym rzemiosłem czas płynie wolniej. Zestaw mebli ogrodowych Pescara – jak opisuje sam producent – przywodzi na myśl wschodnie rejony Włoch. Znajdziesz w nim sześć krzeseł z możliwością sztaplowania i stół z profili aluminiowych wykonany ze szkła hartowanego. Poszycia krzeseł są wykonane z materiału odpornego na działanie czynników zewnętrznych, takich jak deszcz czy słońce. To wyjątkowo wytrzymały komplet mebli ogrodowych. Zestaw Santorini Santorini to kolejna wyspa, w której można się zakochać. To jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc w Europie. Białe domki, piaszczyste plaże i granatowe morze sprawiają, że jest uwielbiana przez turystów, zwłaszcza tych zakochanych. Zestaw Santorini to meble ogrodowe o solidnej aluminiowej konstrukcji wypełnionej deską kompozytową. Brązowe deski i szary odcień stelaży czynią z niego wyjątkowo uniwersalny komplet, który znajdzie swoje miejsce w każdym ogrodzie. Zestaw składa się z sześciu krzeseł i solidnego dużego stołu. Zestaw Cancun Cancun to miasto w Meksyku, położone na wybrzeżu Morza Karaibskiego. Znajduje się tu jedyne w swoim rodzaju podwodne muzeum pozostałości starożytnej cywilizacji Majów oraz jedna z największych raf koralowych na świecie. Zestaw Cancun to piękny komplet mebli, idealny do zorganizowania niezapomnianego garden party. Składa się aż z ośmiu krzeseł z oparciem, wykonanych z technorattanu, oraz przeszklonego stołu. Materiały, których użyto do jego produkcji, są odporne na zmienne warunki atmosferyczne. Meble są wyjątkowo eleganckie i przypadną do gustu wszystkim, którzy pragną poczuć luksus w swoim ukochanym ogrodzie. NAC – przyszłość ogrodów NAC, czyli New American Concept, to jedna z najważniejszych europejskich firm działających w sektorze sprzętów ogrodowych. Oprócz doskonałej jakości rozwiązań technologicznych zapewniają również nowoczesny design i funkcjonalność. Ich wizytówką są meble ogrodowe z technorattanu. Mycie takich mebli jest wyjątkowo proste, są one również bardzo wygodne i wytrzymałe. Zestaw mebli ogrodowych MILANO to propozycja dla osób, które pragną wnieść luksus i elegancję do swojego ogrodu. Komplet składa się z sześciu rattanowych krzeseł na stalowych stelażach oraz stołu. Inną, równie modną propozycją firmy NAC jest zestaw BOSTON, czyli stół i sześć składanych foteli z olejowanego drewna akacjowego, które gwarantuje trwałość i solidność mebli. Dla wielbicieli wyjątkowo twardego i odpornego na działanie czynników zewnętrznych drewna eukaliptusowego firma zaprojektowała zestaw mebli ogrodowych VANAMO. Składa się on z sześciu foteli i stołu. Jak zapewniają producenci, ten komplet nadaje się do każdego terenu zielonego. Zobacz również: Ogród i taras - meble i akcesoria w różnych stylach
Meble ogrodowe – 5 polecanych zestawów z dużymi stołami
Zapalona, żółta kontrolka check engine zawsze oznacza problemy, na szczęście nie zawsze poważne i kosztowne. Przede wszystkim trzeba dowiedzieć się, dlaczego się zapaliła. A odczytanie błędu sporo kosztuje. Dlaczego w ogóle zapala się dioda check engine? Od 2001 roku każde nowe auto wyposażane jest w system samodiagnozujący OBD2. W przypadku wykrycia nieprawidłowości w pracy niektórych czujników i podzespołów komputer silnika uruchamia diodę. Jej zapalenie może oznaczać zarówno drobny problem, jak i poważne kłopoty. Kierowca jednak nie wie, dlaczego dioda się pali. W jaki sposób może się dowiedzieć? Jest kilka sposobów. Można udać się do Autoryzowanej Stacji Obsługi i tam odczytać błąd. Koszt – od dwustu do trzystu złotych. Można pojechać do warsztatu, jak to często słabiej wyposażeni mechanicy mówią – „na komputer”. Z pewnością będzie taniej, ale i tak drogo – od stu do stu pięćdziesięciu złotych. Można też zakupić swój własny tester diagnostyczny albo interfejs diagnostyczny (aby mógł działać, potrzebny jest jeszcze laptop bądź tabletoraz darmowe oprogramowanie, ściągnięte z internetu). Urządzenia te zapewniają możliwość samodzielnego odczytywania błędów, w tym check engine, a także ich kasowania z pamięci komputera samochodu. Poza tym sprzęt umożliwia korzystanie z wielu programów testujących. Kierowca, dzięki dostępnemu oprogramowaniu, może skontrolować pracę czujników ABS, poduszek powietrznych, układu klimatyzacji, wskaźników, automatycznej skrzyni biegów, a także sprawdzić rzeczywiste spalanie i osiągi jednostki napędowej. Co jednak zrobić, w podróży, kiedy nagle zapali się dioda check engine? Czy zawsze trzeba mieć ze sobą laptop albo tablet z interfejsem diagnostycznym lub tester diagnostyczny? Nie trzeba. Wystarczy smartfon z systemem Android i minimum czterocalowym ekranem. Smartfon jako sprzęt do odczytywania błędów i testowania osiągów samochodu Przede wszystkim potrzebny jest interfejs diagnostyczny zgodny ze specyfikacją OBD 2, który zamiast przewodu posiada nadajnik Wi-Fi. Do interfejsu dołączana jest przez sprzedawców płyta z oprogramowaniem przeznaczonym do użycia w systemie Android. Oprogramowanie należy wgrać na telefon. W jaki sposób odczytywać błędy na smartfonie? Wpierw trzeba znaleźć gniazdko systemu OBD2 w kabinie samochodu. Najczęściej montowane jest ono pod kierownicą, ale niektórzy producenci samochodów potrafią umieścić je w tunelu środkowym a, nawet pod klapką popielniczki. Po umieszczeniu interfejsu w gniazdku OBD 2, trzeba przekręcić kluczyk w stacyjce do drugiej pozycji. W niektórych autach na desce rozdzielczej mogą zacząć migać kontrolki. Następny krok to połączenie smartofnu z interfejsem za pomocą Wi-Fi. Kiedy to się uda, pozostaje uruchomienie wybranego programu testującego na telefonie (np. Torque) i już można sprawdzić, dlaczego zapaliła się kontrolka check engine. Wiele programów pozwala nie tylko odczytać kod błędu, ale i sprawdzić, co on oznacza (np. kod błędu Po420 – niska wydajność katalizatora). Dzięki temu w podroży wystarczą trzy minuty, aby sprawdzić, czy można dalej jechać autem bez obaw. Dodatkowe oprogramowanie pozwala na sprawdzanie osiągów silnika – w tym przypadku właśnie, ze względu na dużą liczbę wyświetlanych parametrów, przyda się telefon z większym ekranem. Oprogramowanie pozwala też na odkodowanie kody VIN, dzięki czemu można dowiedzieć się choćby w jakim kraju auto zostało zmontowane. Wiele programów diagnostycznych działa także z innymi systemami operacyjnymi, na przykład z iOS. Dzięki temu do odczytywania i kasowania błędów posłużyć może popularny iPhone. Przed czym ostrzega kontrolka „check engine”? Kontrolka może ostrzegać przed niską wydajnością katalizatora. W tym przypadku rozwiązaniem będzie wymiana go na nowy, oryginalny, albo zakup katalizatora uniwersalnego. Check engine ostrzega także o uszkodzeniu filtra DPF w samochodach z silnikami Diesla. Mógł on ulec zapchaniu i nie oczyszcza odpowiednio spalin. Kontrolka może też ostrzegać, że zapchaniu uległ zawór EGR. W tych przypadkach jej zapalenie się pozwala kontynuować jazdę i nie wpływa na osiągi silnika. Niestety, kontrolka może ostrzegać także przed awarią układu wtryskowego albo problemami z układem zapłonowym, na przykład z cewkami zapłonowymi. W przypadku tych problemów silnik może przejść w tryb awaryjny, który powoduje znacznie niższe osiągi i niższe spalanie. Niewielki interfejs można zabrać w każdą podróż – wystarczy wozić go w jednym ze schowków. Smartfon ma przy sobie niemal każdy kierowca. Współpraca tych urządzeń pozwoli na precyzyjny odczyt błędów, a także da wymierne, bardzo duże oszczędności. Sprzęt zwraca się już po wykonaniu pierwszego odczytu.
Jak rozszyfrować błąd „check engine” za pomocą własnego smartfonu?
Sport to nie tylko hobby, ale często pasja życia, bez której codzienność może być smutna, a wynikająca z braku aktywności nerwowość bywa niesłusznie pomylona z charakterem. U sportowca już sama myśl o kontuzji budzi grozę. Jednakże co począć, gdy zdarza się wypadek? „Lepiej zapobiegać, niż leczyć” – no cóż, łatwo powiedzieć. Prawdą jest, że najbardziej narażonymi na kontuzje są laicy i poczatkujący, ale także doświadczeni sportowcy musza mieć się na baczności. Bywa, że tych ostatnich gubi rutyna. Co więcej, trzeba liczyć się z tym, że kto trenuje, ten od czasu do czasu dozna urazu. Każde ciało, nawet odpowiednio wzmacniane, może mieć swoje mankamenty. Pozostaje się z tym pogodzić. Nie ma wyczynowca, który nie przechodził tej dotkliwej próby charakteru. Dla części jest to przyczyna zakończonej kariery, ale historia zna również takich, którzy sięgali po złoto olimpijskie, a nie dawano im szans na osiągnięcie względnej sprawności. Nie daj się zaskoczyć. Szybsze działanie to krótsze chorowanie! Nie bagatelizuj bólu. Nie zawsze jest on nie do zniesienia, nawet w przypadku naderwania mięśnia czy złamania. Kontynuowanie ćwiczenia czy wręcz kończenie całego treningu przez zaciśnięte zęby to zwyczajnie głupi pomysł. Zawczasu warto skompletować domową apteczkę. W wielu przypadkach niemożliwym jest określenie, czy doszło do zwichnięcia, pęknięcia czy złamania kości. Natychmiast należy odciążyć oraz usztywnić urażone miejsce i niezwłocznie udać się do lekarza. Takie działanie jest najbezpieczniejsze dla ciała, a także to jedyne wyjście uznawane przez ubezpieczyciela. Pod ręką warto mieć szynę usztywniającą palce dłoni lub stóp, które stosunkowo często ulegają kontuzjom. Oczywiście bandaże, zarówno te tradycyjne, jak i elastyczne, a także wygodne w użyciu bandaże samoprzylepne, dostępne również w ciekawych wersjach kolorystycznych. box:offerCarousel Nie łam się! Dasz radę! Jeśli diagnoza jest jednoznaczna i doszło do złamania lub pęknięcia kości, przed tobą kilka tygodni z unieruchomioną kończyną. Z pomocą przychodzi wodoodporna osłonka ochraniacza gipsu. Codzienna kąpiel nie będzie już aż tak uciążliwa. Jeśli lekarz wyrazi zgodę, polecam zdecydować się na lekki gips syntetyczny, który nie tylko nie rozmięka, ale wręcz sztywnieje pod wpływem wody. Raz poznasz ten kłujący ból, a zapamiętasz do końca życia. Niestety tak właśnie jest z urazami mięśni. Czasami są dużo dotkliwsze niż groźnie wyglądające urazy kostne, które początkowo spektakularnie puchną lub sinieją. Naderwanie lub wręcz zerwanie tkanek miękkich przypomina mocny, miejscowy ból kłuty, przyrównywany do wywoływanego przez ostrze noża. By dokładnie określić, z czym masz do czynienia, niezbędne będą wizyta u lekarza i badanie USG. Pierwszą pomoc stanowić może spray chłodzący lub przechowywany w lodówce kompres żelowy. Na etapie leczenia przydadzą się zapewne taśmy do kinesiotapingu lub nawet taśmy do tapingu sztywnego. Tego rodzaju plastry wymagają wprawnego użycia. Skorzystaj z pomocy fizjoterapeuty, który zastosuje także odpowiednio dobrane metody wspomagające gojenie. box:offerCarousel Domowym pomocnikiem w walce z dyskomfortem i bólem mięśniowym są rozpropagowane podczas ostatnich Igrzysk Olimpijskich w Rio bańki chińskie. Ich działanie potrafi przynieść natychmiastową ulgę zbolałym częściom ciała, ale zdarza się, że pozostawiają na ciele posiniaczone miejsce. Cierpliwość popłaca! Ludzie zakochani w sporcie na ogół mają problem z leniuchowaniem. Nawet na wakacjach preferują aktywny wypoczynek, a całkowity zakaz aktywności poczytują jako katorgę. Dlatego najskuteczniejszy lek na większość urazów, jakim jest odciążenie i odpoczynek, bywa trudnym wyzwaniem. Szczególnie w przypadku długiego leczenia. Z doświadczenia wiem, że lepiej czasami z grymasem zmusić się do odpoczynku, niż później pluć sobie w brodę.
Złamanie, naderwanie, naciągnięcie – najpopularniejsze kontuzje. Co robić?
Dobry okap poprawia komfort korzystania z kuchni. Czy można kupić wysokiej jakości model za 300 zł lub mniej? Oczywiście! Przekonaj się o tym, zaglądając do naszego artykułu przedstawiającego oferty od trzech popularnych producentów. Dlaczego warto mieć okap? Okap w kuchni chroni przed rozprzestrzenianiem się intensywnych zapachów po całym domu, dzięki czemu pozwala oszczędzić domownikom czy gościom zapachu smażonej ryby lub gotującej się fasoli. To jednak nie jedyna jego funkcja. Dzięki temu, że para wodna jest przechwytywana przez filtr, na suficie i szafkach nie osadza się ani wilgoć, ani tłuszcz, co zaoszczędzi ci sprzątania i przedłuży żywotność mebli kuchennych. Zanim wybierzesz swój okap do 300 zł, pamiętaj, że dobry model powinien być wyposażony w filtr, a jego rozmiary i moc muszą być dostosowane zarówno do rozmiarów kuchenki, jak i całej kuchni. Zauważ, że każdy okap jest opisany wskaźnikiem wydajności – producent informuje, ile metrów sześciennych powietrza urządzenie może przetłoczyć w godzinę. Zainwestuj w model, który w tym czasie co najmniej sześciokrotnie przefiltruje twoją kuchnię. Na potrzeby tego porównania wybraliśmy trzy modele, którymi naszym zdaniem powinieneś się zainteresować. Akpo WK-5 Elegant Okap kominowy Akpo WK-5 Elegant jest dostępny w szerokościach 50 i 60 cm, w kilku wariantach kolorystycznych. Cechuje się przyzwoitą wydajnością 320 m3/h i łączną mocą silników 100 W. Jedną z jego największych zalet jest stosunkowo ciche działanie: emitowany hałas mieści się w przedziale 48–59 dB, podczas gdy w przypadku niektórych konkurencyjnych okapów sięga 70 dB. Na wyposażeniu znajduje się filtr odtłuszczający, zaś opcjonalnie można korzystać także z filtra węglowego. Sprzęt jest wyposażony w regulator przepływu powietrza oraz lampę halogenową. Okap Akpo można używać zarówno po podłączeniu do wentylacji, jak i w systemie zamkniętym, korzystając wyłącznie z filtra. Jego wadą jest dość duże zużycie energii, ale niedostatki rekompensuje niska cena: Akpo można kupić już za 150–200 zł. Ciarko ZRC Reprezentujący nieco niższą półkę cenową okap Ciarko ZRC kupisz już za 120–160 zł. Ten model również jest dostępny w kilku wielkościach i kolorach. Pomimo niższej ceny, ma nieco wyższą wydajność niż Akpo: oczyszcza 335 m3/h, a jego moc to 138 W. Produkt Ciarko jest wyposażony w lampę halogenową oraz tłuszczowy filtr fizelinowy; możesz również wykorzystać filtr węglowo-tłuszczowy. Model ten jest bardziej cichy niż Akpo: maksymalny emitowany hałas nie przekracza 52 dB. To dobry, polski produkt, który możesz zamontować w zabudowie lub poza nią. Toflesz Rondo Za około 250–300 zł kupisz okap Toflesz Rondo o szerokości 50 lub 60 cm, pracujący jako wyciąg podłączony do wentylacji lub w trybie pochłaniania, wykorzystując sam filtr. Cechuje go wysoka wydajność: 390 m3/h, przy jednocześnie mniejszej niż u konkurencji mocy silnika – 90 W. To sprawia, że sprzęt działa bardzo cicho, emitując hałas do 48 dB. W zestawie znajduje się filtr przeciwtłuszczowy; okap ma też funkcję oświetlenia. Model firmy Toflesz wyróżnia się przede wszystkim ciekawym, opływowym kształtem, który sprawia, że urządzenie jest nie tylko narzędziem, ale i pomysłowym elementem dekoracyjnym, które przyozdobi twoją kuchnię. Który okap wybrać? Okapy z przedziału cenowego do 300 zł nie są sprzętami zbyt zróżnicowanymi, ale – jak widać na powyższych przykładach – mają wystarczająco wiele odmiennych cech, które zmuszają do zastanowienia przed zakupem. Postaw przede wszystkim na okap, który będzie skutecznie pochłaniał powietrze, czyli taki z wystarczająco dużą wydajnością – w przeciwnym razie będzie niepotrzebnie zajmował miejsce na ścianie, nie przynosząc większego efektu. Następnie, po zawężeniu możliwości wyboru, możesz kierować się względami estetycznymi.
Dobry okap za 300 zł lub mniej
Pierwsze oznaki zieleni, po srogiej zimie, sygnalizują, że czas zacząć zastanawiać się nad przygotowaniem naszego ogrodu do nadchodzącego lata. Dobór odpowiedniego sprzętu nie jest prostym zadaniem, ponieważ każdy chce kupić dobre urządzenie w niskiej cenie. Tak więc powinniśmy kupić dwa produkty – jeden dobry i drogi, drugi tani, ponieważ ciężko skupić te dwa walory w jednym produkcie. Sprawdźmy, czy udało się to czeskiej firmie Riwall! Dzisiaj przyjrzymy się bliżej kosiarce elektrycznej z silnikiem indukcyjnym. Jest to jeden z kilku tegorocznych topowych modeli. Czeska firma zaskakująco szybko, z roku na rok, zajmuje coraz wyższą i silniejszą pozycję w Europie. Liczba sprzedawanych urządzeń rośnie w zaskakującym tempie. Mały, ale wariat Dzisiaj swoją uwagę zwrócimy na kosiarkę elektryczną 3310. Producent nie próżnuje. Do bogatej oferty urządzeń ogrodowych, dołożył mocną elektryczną kosiarkę na silniku indukcyjnym. Model ten został ubrany w dwa dominujące kolory, pomarańczowy i czarny, świadczące o elegancji i stylu. Pokrywa silnika zaprojektowana w opływowe kształty, zgodne z kierunkiem jazdy, nadaje urządzeniu niespotykany wygląd. Przy tym modelu, osoby projektujące, postawiły na minimalizm w kwestii wyglądu. Bardzo prosta konstrukcja, bez zbędnych dodatkowych kolorów i udziwnień. Jednakże pomimo aspektów wizualnych, lista atutów dotycząca tego modelu jest bardzo długa. Lekka, mocna, elektryczna Po głębszej lekturze dotyczącej specyfikacji urządzenia, pierwsza myśl, jaka nasuwa mi się, to fakt, że kosiarka pomimo swojego pozornie niewinnego wyglądu, posiada bardzo wysoką wydajność. Ten mocny i solidny model skrywa w sobie wysokowydajny silnik indukcyjny Riwall V+GT o mocy, aż 1000 W. Natomiast moc efektywna tego urządzenia to 1500 W. Są to dokładnie 2 KM. Zaskakująco dużo jak na tak niewielkich gabarytów urządzenie. Kosiarka zasilana jest oczywiście 230 V – to najprostszy i najwygodniejszy system. Niezależnie od miejsca umieszczenia gniazdka elektrycznego w ogródku, bez problemu poradzimy sobie z doprowadzeniem całego trawnika do porządku. Model ten został wyposażony w solidne i duże koła bieżnikowe. Tylne koła o wielkości 160 mm oraz przednie o wymiarach 130 mm, ułatwiają manewrowanie na małych i dużych powierzchniach. Koła z bieżnikiem posiadają o wiele większą przyczepność do podłoża niż standardowe modele. Dzięki zastosowaniu wysokiej klasy komponentów o obniżonej wadze kosiarka jest bardzo lekka. Waży tylko 9 kg, dzięki czemu urządzenie to nie wymagało wyposażenia w napęd. Model takich gabarytów jest bardzo łatwy w transporcie, przechowywaniu czy też użytkowaniu przez każdą kobietę. Dla zwiększenia wygody koszenia konstruktor zaopatrzył ten model w bardzo łatwy rozruch. Wystarczy użyć przycisku przy rękojeści. Wygodny i ergonomiczny uchwyt, który jest składany, daje nam możliwość zaoszczędzenia cennego miejsca w garażu, szopie czy warsztacie. Przy dużej ilości sprzętu każdy centymetr jest na wagę złota. Multifunkcyjna kosiarka, oprócz wyżej wymienionych zalet, posiada również dość szeroką, bo aż 33-centymetrową szerokość koszenia. W standardowych modelach jest to zazwyczaj maksymalnie 30 cm. Producent zadbał również o to, abyśmy mogli regulować wysokość koszenia. Model wyposażony jest 3 poziomy koszenia, jest to 30 mm, 45 mm oraz 60 mm. Przy pomocy tej funkcji możemy wybrać, jak wysoką trawę chcemy mieć w swoim ogródku. W tej klasie cenowej bardzo ciężko znaleźć kosiarkę o takich możliwościach. Wszyscy wiemy, jak uciążliwe jest odrywanie się od czegoś, za co czasem próbujemy się zabrać cały tydzień. W tym przypadku projektanci skupili się na zaoszczędzeniu naszego czasu i nie przeszkadzaniu w wykonywanej czynności. W związku z tym kolejną rzeczą, którą możemy zaliczyć do plusów tego urządzenia, jest duży kosz na trawę z otworami. Jest on o pojemności 28 l – wystarczy na skoszenie trawy za jednym razem. Co więcej, bez konieczności przerywania pracy. Atutem modelu 3310 jest również mulczowanie. Rozdrobniona trawa jest świetnym naturalnym nawozem dla naszego trawnika. Niewielka warstwa skoszonego i mulczowanego pokosu, pozostawiona na trawie, ułatwi jej pielęgnację. Ostatnią bardzo przydatną funkcją kosiarki jest EDGE CUTTING. Opcja ta umożliwia nam możliwość cięcia trawy w trudno dostępnych miejscach, takich jak np. przy ogrodzeniach, ścianie, drzewie lub krawężniku. Model ten idealnie sprawdzi się w małych i średnich ogrodach. Kosiarka idealnie sprawdzi się również na działce, gdzie pomieszczenia gospodarcze są bardzo małe. Powierzchnia do koszenia jaka jest zalecana przez producenta to 500 m2. Jest to bardzo dużo w porównaniu do innych kosiarek w tym przedziale cenowym. Średnia powierzchnia standardowych modeli innych producentów to ok. 200-300 m2. Gwarancja 5 lat Przeglądając inne oferty firm konkurujących z producentem Riwall, stwierdzenie nasuwa się jedno. Jeśli nasi czescy sąsiedzi będą rozwijać się w tak szybkim i zaskakującym tempie, to zostawią innych producentów daleko w tyle. Multifunkcyjne kosiarki Riwall stają się powoli głównym graczem na polskim rynku. Wracając do pytania, które zadaliśmy sobie na samym początku - czy jesteśmy w stanie kupić produkt, który jest względnie tani, a będzie jednocześnie dobry? Czy udało się to czeskiej firmie? Zdecydowanie tak. Jeśli kosiarka będzie używana zgodnie z zaleceniami producenta, to powinna nam służyć przez długi okres.
Test kosiarki elektrycznej z silnikiem indukcyjnym Riwall 3310
Samochód to skarbonka bez dna. Tankowanie, przeglądy, systematyczne naprawy związane z bieżącą eksploatacją, wizyty w myjni, sezonowa wymiana ogumienia – można mnożyć wydatki. A do tego dochodzi jeszcze jedna pozycja: zakup opon, które niestety co jakiś czas, jak każdy produkt, najzwyczajniej w świecie ulegają zużyciu. Klienci, podejmując decyzję o zakupie opon, stają przed wieloma dylematami. Najczęściej rozważanie sprowadza się do pogodzenia zasobności portfela z możliwie jak najlepszymi parametrami. Młodzi ludzie i pasjonaci motoryzacji przeważnie kierują swoje myśli ku produktom mającym dobre wyniki w testach mierzących osiągi sportowe i dynamikę jazdy. Osoby, które podejmują decyzję, myśląc o względach praktycznych, będą zainteresowane ogumieniem cichym, pozwalającym zaoszczędzić choćby dziesiętne litrów paliwa, a zarazem zapewniające bezpieczeństwo. Wszechstronne zastosowanie Różnice cenowe między najtańszymi a najdroższymi oponami mogą wynosić nawet 300 czy 500 procent na jednej sztuce. Trudno podać konkretne kwoty, zależą one bowiem od producenta, miejsca zakupu (Internet, zakup osobisty), modelu (najnowszy, starszy), rodzaju opony (letnia, zimowa, wielosezonowa) oraz innych parametrów. Wiele osób stara się więc wcelować mniej więcej w środek tej gradacji kosztowej, kupując ogumienie z tzw. segmentu medium. Używając sformułowania marketingowego, stanowią one kompromis między produktami wysokiej jakości, na które trzeba wydać naprawdę dużo, a tanimi oponami, głównie nieznanych producentów. Opony z segmentu medium nie są zbyt mocno promowane przez koncerny, ale prezentują jakość pozwalającą na bezpieczne poruszanie się po drogach. Stanowią idealną propozycję dla rodzin wykonujących swoimi samochodami po kilkanaście tysięcy kilometrów rocznie, chętnie są stosowane zarówno w nowych pojazdach, jak i w używanych. Nierzadko sięgają po nie przedsiębiorstwa, szczególnie z grupy małych i średnich firm, ale też duże floty. Namiastka premium Autor tekstu od wielu lat korzysta z opon medium i jeśli kiedykolwiek znalazł się w niebezpiecznej sytuacji, nigdy nie było winne ogumienie, tylko zachowanie innych kierowców lub własna brawura. A jak przystało na dziennikarza motoryzacyjnego, noga Tomasza Czarneckiego wcale lekka nie jest… Bez wątpienia więc produkty medium stanowią idealne połączenie stosunkowo niewielkiej ceny zakupu z dobrą jakością i określoną trwałością. Zresztą wiele z tego typu produktów tworzone jest przez koncerny mające w swojej gamie również ogumienie klasy premium. Jak więc nietrudno się domyśleć, technologia bywa w pewnych aspektach podobna. Wskazuje na to choćby logika związana z przeznaczaniem przez producentów finansów na dodatkowe badania, co nie miałoby większego sensu. Mało tego, część opon średniej klasy jest zbliżona jakościowo do opon, które były sprzedawane jako premium jeszcze kilka lat temu. Ze względu na to, że teraz są już promowane nowe modele, te starsze spadły segment niżej. Ocena klienta Pisząc o konkretnych markach, warto wspomnieć, że w przypadku koncernu Bridgestone do opon klasy medium zaliczamy markę Firestone, a Goodyear proponuje Fuldę. Segment medium mają w ofertach również BFGoodrich, Kleber, Uniroyal czy Semperit. Dwie ostatnie z wymienionych marek znajdują się pod skrzydłami Continentala. Trzeba od razu zaznaczyć, że wspomniany podział ma często charakter umowny, ponieważ niektóre produkty danej marki mogą być na przykład klasyfikowane w najtańszej półce cenowej, a inne – w średniej. Wszystko zależy od rodzaju opony, a nawet… serwisu proponującego swoje produkty, „oceniając” potrzeby i możliwości finansowe danego klienta.
Postaw na kompromis – opony medium
Wesela, kolacje u znajomych czy inne ważne uroczystości zazwyczaj wymagają od nas odpowiedniego stroju. Niecodzienne, ważne okazje to czas, w którym powinnyśmy wyjątkowo zadbać o naszą prezencję. To właśnie wtedy możemy pozwolić sobie na długą wieczorową suknię lub elegancki kostium, który podkreśli wagę spotkania. W jaki sposób dobrać okrycie wierzchnie do takiej wieczorowej stylizacji? Krótkie bolerko Prawdopodobnie najbardziej znanym i jednocześnie najtrudniejszym do dobrania okryciem wierzchnim na uroczyste okazje są bolerka. Ta krótsza forma żakietu, zazwyczaj bez guzików, jest wyjątkowo trudna przede wszystkim z powodu zbyt luźnego lub zbyt dopasowanego kroju. Mimo to bolerka są ciągle modne. Dobierając ten rodzaj wierzchniego okrycia, należy pamiętać, że w przypadku, gdy nasza sukienka jest z wielobarwnego lub ozdobnego materiału, dobrze jest postawić na gładkie, jednokolorowe bolerko. Jeśli decydujemy się na jednokolorową kreację, możemy zaszaleć z bolerkiem, np. wyszywanym cekinami. Takie okrycie będzie nie tylko dobrze spełniało swoją funkcję, ale również pięknie dopełniało naszą stylizację. Tradycyjny żakiet Kolejną propozycją, która dobrze sprawdzi się jako wierzchnie okrycie, jest żakiet. Dobierając żakiet do wieczornej stylizacji, należy zwrócić uwagę na jego długość. Jeżeli na wieczór zamierzasz założyć spodnie, warto wybrać nieco dłuższy żakiet. Jeśli jednak stawiasz na kobiecą elegancję w sukience – zadbaj o to, aby żakiet był krótszy i kończył się nad biodrami. Żakiety stanowią ponadczasowe okrycia – są o tyle wygodnym rozwiązaniem, że pasują do wielu różnych stylizacji. Tradycyjny, dobrze skrojony żakiet świetnie sprawdza się zarówno podczas biznesowych okazji, jak i w trakcie rodzinnych spotkań, takich jak wesela czy komunie. Alternatywny szal Gustownym wierzchnim okryciem na specjalne okazje może być również wytworny szal wieczorowy. To fantastyczny pomysł, który pozwala na wiele różnych możliwości wykończenia naszej kreacji. W zależności od naszych potrzeb możemy zarzucić go frywolnie na ramiona lub się nim otulić. W chłodniejsze dni alternatywą może być futrzana etola. Podsumowanie Specjalne okazje, takie jak wesela czy imprezy służbowe, to nierzadko doskonałe szanse na to, by móc zadbać o relacje rodzinne czy biznesowe. W tym przypadku bardzo ważną rolę pełni nasz wygląd zewnętrzny, dlatego należy zadbać o całość stylizacji.
Modne okrycia wierzchnie na wieczorowe stylizacje
Popularny we wnętrzach styl skandynawski wkracza także do pokoi dziecięcych. Jednym z jego elementów są ozdoby ścian. Mowa tutaj o grafikach. Takie obrazki, oprawione w ramki, dyskretne, ale stylowe, stają się coraz bardziej popularne. Pokój dziecięcy nie znosi nudy. Doskonałym elementem rozpogadzającym wnętrze są plakaty. Nadają one wnętrzu charakter, styl i modny design. O tym, jakie plakaty powiesisz w pokoju dziecięcym, zdecyduj razem z maluchem. Dzięki temu będzie miał poczucie, że to miejsce jest tylko jego i ma na nie realny wpływ. Od czego zacząć? Razem ustalcie styl, w jakim mają być plakaty. Może się okazać, że to, co ty lubisz, nie podoba się twojemu dziecku. Przejrzyjcie zatem plakaty z grafikami ogólnymi, nawiązującymi do stylu indiańskiego, marynarskiego. Do wyboru są także plakaty z bohaterami bajek, z literami. Popularne są też tzw. metryczki, w które wpisuje się datę urodzenia dziecka, jego wagę, wzrost i oczywiście imię. Dostępne są metryczki w różnych stylach. Jaki plakat wybrać? Wybór plakatów jest ogromny. Zakup grafiki warto dobrze przemyśleć. Można przy tym kierować się kilka kryteriami, jak: styl całego wnętrza, kolor, hobby dziecka, cena. Choć wnętrz nie należy dzielić na chłopięce i dziewczęce, zupełnie inne plakaty będą pasować do pokojów chłopców, a inne do pomieszczeń, których właścicielkami są dziewczynki. Plakaty dla chłopca i dziewczynki Jakie obrazki wybrać dla chłopca? Przede wszystkim ascetyczne. Unikajmy wzorów i postaci z bajek o księżniczkach. Tutaj egzamin zdadzą raczej plakaty z grafikami związanymi z motoryzacją, zwierzętami (np. sowami) oraz takie, na których są bohaterowie chłopięcych bajek (np. Auta) lub filmu Gwiezdne Wojny. Z kolei do pokojów dziewczęcych najbardziej odpowiednie będą plakaty pastelowe, delikatne. Jeśli właścicielka jest fanką którejś z popularnych kreskówek, można kupić grafikę do niej nawiązującą. Wybierać możemy spośród plakatów z postaciami z bajek Disneya – My Little Pony, Księżniczek. Jeśli chodzi o plakaty ogólne, warto przyjrzeć się tym z literkami. Będą one doskonałe do wnętrza, którego właścicielem jest przedszkolak. Dzieci w takim wieku zaczynają interesować się słowem pisanym, poznają litery oraz rozpoznają ich formę mówioną i pisaną. Takie plakaty, szczególnie jeśli znajduje się na nich więcej liter, mogą być doskonałą okazją do nauki alfabetu. Ciekawie w pokoju dziecięcym mogą wyglądać również obrazki na płótnie. Tutaj też mamy możliwość wnętrzarskiego szaleństwa. Choć dekoracje te są trochę droższe od plakatów-grafik, warto im się przyjrzeć. Do wyboru mamy obrazki ze zwierzętami (w wersji dziecięcej), kwiatami, motywami roślinnymi. Można poza tym wykonać obraz na podstawie zdjęcia dziecka. Plakaty w pokoju dziecięcym to doskonała ozdoba, ale nie tylko. Grafiki mogą być elementem praktycznym – zasłaniają ściany, a te nie zawsze są jak z bajki.
Grafiki jak obrazki. Ozdoby do pokoju dziecka
Aby dobrze dobrać okulary do kształtu twarzy, najpierw powinniśmy określić, jaki typ twarzy mamy. Jest owalna, kwadratowa, trójkątna, prostokątna, a może okrągła? Każda z nich przy wyborze okularów rządzi się swoimi prawami. Warto wiedzieć, na jakie okulary postawić, by dodały nam uroku, a których unikać, by nie popsuły codziennych stylizacji. Istnieje pewna grupa osób, które mogą sobie pozwolić niemal na każdy kształt okularów. To osoby o owalnym kształcie twarzy, zwanym też idealnym. Choć i tu nie ma nigdy pewności, że w każdym fasonie będziemy dobrze wyglądać. Nie obejdzie się więc bez prób, przymiarek i uważnego przyglądania się sobie w lustrze. Pamiętajmy, że oprócz odpowiedniego doboru okularów do kształtu twarzy ważne jest też to, abyśmy po prostu dobrze się w nich czuli. Dobór okularów do kształtu twarzy wcale nie jest taki prosty, warto więc poznać podstawowe zasady, pozwalające łatwiej dopasować okulary naszej urody. Ich znajomość z pewnością przyspieszy proces wyboru odpowiedniej pary okularów. Krok pierwszy: jaki kształt ma twoja twarz Spośród poniższych opisów odszukaj ten, który najbardziej pasuje do twojego kształtu twarzy, a następnie zobacz, jakie okulary pasują do twojej urody. Twarz okrągła: szerokość i wysokość twarzy są mniej więcej takie same, do tego niskie czoło i zakola u nasady włosów, pełne policzki, zaokrąglony nos, słabo zaznaczone usta, mały i zaokrąglony podbródek. Twarz kwadratowa: szerokie i niskie czoło, prawie prosto biegnąca linia włosów, mniej więcej ta sama wysokość i szerokość twarzy, poza tym podobna szerokość twarzy na jej dole i górze, boki twarzy często tworzą linię prostą, duże oczy i duże, pełne usta, twarz sprawia wrażenie szerokiej i kanciastej. Twarz prostokątna: średniej wysokości lub wysokie czoło, wydłużone policzki, wydłużony, kanciasty i wyraźny podbródek, podłużna, pociągła linia twarzy, ale niemal na każdej jej długości tak samo szeroka, proporcjonalna, symetryczna, często o delikatnych rysach. Twarz trójkątna: wysokie, szerokie i prostokątne czoło, małe oczy, wysoko położone kości policzkowe, szerokie usta, ale wąskie wargi, wydłużony, kanciasty i wyraźny podbródek, łagodna linia szczęki. Twarz owalna: najszersza w miejscu kości policzkowych, na środku twarzy, od tego miejsca twarz ma taką są długość zarówno w dół, jak i w górę, do tego wysokie czoło, zwężająca się delikatnie ku dołowi linia policzków, podłużny i lekko wysunięty do przodu podbródek, twarz lekko zaokrąglona i wydłużona w okolicach podbródka i czoła. Krok drugi: Dobierz kształt okularów Kiedy już wiemy, jakiego kształtu jest nasza twarz, czas na dobór odpowiednich okularów i oprawek. Warto prześledzić poniże wskazówki, by uprościć proces zakupu. Do twarzy okrągłej: wybierz okulary, które wysmuklą i wydłużą twarz. Dobre będą modele w prostokącie, wąskie, z cienkimi oprawkami lub bez nich, zaokrąglone w dolnej części, ale nie okrągłe – tych unikaj. Postaw na kanciaste oprawki, mogą też być asymetrycznie, czyli zwężające się ku dołowi. Nie zasłaniaj okularami kości policzkowych. Unikaj okrągłych okularów, z grubymi oprawkami, które dodają okrągłości. Do twarzy kwadratowej: potrzebujesz okularów, które wysmuklą kształt twarzy i zaokrąglą jej ostre kanciaste rysy, wybierz okulary okrągłe, owalne, z cienkimi oprawkami lub bez nich, pilotki (cienkie oprawki, duże szkła, okrągłe, zwężane ku dołowi) lub kocie oczy. Twarz możesz optycznie skrócić, jeśli wybierzesz oprawki z mocno zaznaczoną górną częścią. Nie wybieraj oprawek w kształcie kwadratu czy prostokąta, także małych okularów. Powinny być szersze niż szerokość linii kości policzkowych. Do twarzy prostokątnej: wybierz takie okulary, które skrócą pociągłą twarz, niech będą owalne, kocie lub wąskie, ewentualnie prostokątne. Unikaj okularów o grubych oprawkach i kanciastych kształtach, które dodatkowo wyostrzą rysy twarzy. Do twarzy trójkątnej: aby zwęzić optycznie szerokie skronie, wybierz okulary w kształcie okrągłym, owalnym, z cienkimi oprawkami, patentki (bez oprawek) lub półpatentki (oprawki są tylko na części szkła). Okulary nie powinny dodatkowo poszerzać szerokiego czoła. Nie będą pasowały okulary z grubymi oprawkami i asymetryczne. Do twarzy owalnej: każde okulary powinny pasować do takiego kształtu twarzy. Ważna zasada, o której trzeba jednak pamiętać, mając taki kształt twarzy – okulary powinny być minimum takiej szerokości, jak najszersze miejsce twarzy. Warto mieć to na uwadze, szukając odpowiedniego modelu. Jeśli chcesz dodać sobie wyrazistości, wybierz kanciaste okulary. Jeśli jednak chcesz złagodzić rysy twarzy, postaw na okulary okrągłe. Jedyne, czego nie poleca się przy takim kształcie twarzy, to zbyt małe okulary w proporcji do wielkości twarzy. Z kolei za duże mogą ją przytłoczyć. Sprawdź też modele z górną częścią oprawek lekko uniesioną. Wiedza na temat tego, jak dobrać okulary do odpowiedniego kształtu twarzy, pomoże sprawnie kupić odpowiedni model. Pozwoli również na uniknięcie modowej wpadki. Warto też pamiętać, że w okularach mamy nie tylko dobrze wyglądać, ale też, a może przede wszystkim? – dobrze się czuć. Dobierając odpowiedni kształt oprawek miejmy to na względzie. Stosując się do powyższych wskazówek zwiększamy szansę, że w wybranych w ten sposób okularach będziemy czuć się fantastycznie, modnie i gustownie.
Dobieramy okulary do kształtu twarzy
25 sierpnia zaktualizujemy pkt 4.1. Regulaminu usługi Super Sprzedawca. 25 sierpnia zaktualizujemy pkt 4.1. Regulaminu usługi Super Sprzedawca. Regulamin w nowej wersji sprawdzicie w pliku PDF. Dodany fragment zaznaczyliśmy na zielono.
25 sierpnia: zmiana Regulaminu usługi Super Sprzedawca
Zabawki, dzięki którym dziecko może naśladować czynności wykonywane w prawdziwym życiu, wzbogacają wyobraźnię i rozwijają kreatywność. Maluch przygotowujący obiad z drewnianych warzyw lub czeszący włosy lalkom poznaje sposób działania przedmiotów znajdujących się w domu oraz znaczenie słowa „obowiązek”. Przedstawiamy jedną z ciekawszych zabawek do „zabawy w dom”, czyli miniaturową suszarkę do włosów, którą pokocha każda mała dama. Zestaw fryzjerski Klein Princess. Zestaw dla małej księżniczki wyprodukowany przez niemiecką firmę Klein. Zapakowany w elegancki kuferek z rączką do przenoszenia. W środku znajdziemy: suszarkę (jest zasilana bateriami AA, które trzeba dokupić), szczotkę do włosów, grzebień, lusterko kosmetyczne oraz spinki. Wszystkie elementy wykonane są z tworzywa sztucznego w kolorze różowo-zielonym. Zabawka przeznaczona dla dzieci od 3. roku życia. Cena: ok. 90 zł. Zestaw piękności Beauty Boutique. Zestaw kosmetyczny zapakowany w przezroczystą torebkę zamykaną na suwak. W komplecie m.in. suszarka do włosów zasilana bateriami AA, która po naciśnięciu wydaje charakterystyczny dźwięk i delikatnie wydmuchuje powietrze. W zestawie ponadto: pomadka, cienie do powiek, szczotka i grzebień, lusterko z podstawką, wałki, spinka w kształcie motyla oraz gumka do włosów z kwiatuszkiem. Wszystkie elementy wykonane są z bezpiecznego tworzywa sztucznego z europejskim certyfikatem CE. Zabawka przeznaczona dla dzieci od 3. roku życia. Cena: ok. 17 zł. Zestaw piękności Smoby Frozen. Zestaw do stylizacji włosów składający się z pięciu elementów zapakowanych w walizeczkę z uchwytem z małych perełek. Idealny prezent dla małej fanki filmu Kraina lodu. W komplecie: suszarka z prawdziwym podmuchem, zasilana dwiema bateriami AAA (nie są dołączone), grzebień, szczotka oraz lodówka do włosów, a także zabawkowe opakowanie perfum. Wszystkie elementy wykonane z tworzywa sztucznego w kolorze biało-niebieskim, z certyfikatem CE, ozdobione wizerunkami postaci z bajki. Zabawka przeznaczona dla dzieci od 3. roku życia. Cena: ok. 75 zł. Zestaw akcesoriów Happy Girl. Bajecznie kolorowy zestaw akcesoriów zapakowany w gustowną walizeczkę. W środku znajdują się: suszarka do włosów zasilana baterią AA (nie jest dołączona) z dwiema wymiennymi końcówkami. Po naciśnięciu przycisku generuje podmuch powietrza. W komplecie: szczotka, dwa wałki oraz dwie spinki w kształcie kokardek, a także imitacja szminki do włosów. Wszystkie elementy wykonano z tworzyw sztucznych posiadających europejski certyfikat CE. Zabawka przeznaczona dla dzieci po 18. miesiącu życia. Cena: ok. 30 zł. Zestaw piękności dla damy Susana. Komplet akcesoriów dla małej damy w eleganckim pudełku, idealny na prezent. Zestaw składa się z realistycznie wykonanej suszarki do włosów, grzebienia, szczotki, puderniczki z akcesoriami do makijażu i lusterkiem, dwóch wałków, dwóch spinek w kształcie kokardek, trzech spinek w kształcie kwiatków oraz imitacji perfum, szminki i lakieru do paznokci. Wszystkie elementy wykonano z dbałością o detale z certyfikowanych tworzyw sztucznych (CE). Zabawka przeznaczona dla dzieci od 3. roku życia. Cena: ok. 30 zł. Suszarka do włosów Magical Play. Duża suszarka zasilana dwiema bateriami AA (nie są dołączone do zestawu) zapakowana w eleganckie pudełko, idealna na prezent. Po naciśnięciu przycisku uwalnia podmuch powietrza. W komplecie również różowa szczotka do włosów. Wszystkie elementy wykonano z tworzyw sztucznych posiadających europejski certyfikat CE. Zabawka przeznaczona dla dzieci od 3. roku życia. Cena: ok. 22 zł. Toaletka z akcesoriami Glamor mirror. Duża toaletka z szufladą, prawdziwym lustrem oraz wygodnym taboretem. Przycisk w kształcie serca uruchamia efekty dźwiękowe i świetlne. W zestawie suszarka zasilana na baterie, która po uruchomieniu wytwarza strumień powietrza, a także grzebień, gumki do włosów, bransoletki oraz imitacje pomadek i lakierów do paznokci. Wszystkie elementy wykonane z tworzywa sztucznego (certyfikat CE) w kolorze różowo-białym. Zabawka przeznaczona dla dzieci powyżej 3. roku życia. Cena: ok. 70 zł.
Zabawkowa suszarka do włosów – idealny prezent dla małej damy
Zima powoli dobiega końca. Za oknem coraz śmielej pojawia się słońce, a temperatury pozwalają już na nieco lżejszy ubiór. Czas w końcu wyjść z domu, wsiąść na rower lub wybrać się na spacer. Coraz częściej będziemy także myśleć o wakacjach, na których niezwykle przydatna może się okazać nawigacja sportowa lub turystyczna. Nawigacje sportowe i turystyczneto urządzenia pod wieloma względami mocno różniące się od tradycyjnych nawigacji, które możemy spotkać w samochodach. Przede wszystkim stworzone są z myślą o innych, dużo cięższych warunkach. Są odporniejsze na upadki, niestraszne im kurz i deszcz, a na dodatek mają precyzyjniejsze mapy, dzięki czemu są w stanie pokazywać szlaki turystyczne. Ale na co zwrócić uwagę w trakcie kupowania takiej nawigacji? Ekran Nawigacje sportowe i turystyczne różnią się od swoich samochodowych odpowiedników. O ile te drugie mają ekrany w orientacji poziomej, o tyle pierwsze w zdecydowanej większości przypadków są pionowe. Wynika to z kilku czynników. Najważniejszy to sposób korzystania z urządzenia. Najczęściej mocujemy je do ramy roweru lub trzymamy w dłoni. W takich okolicznościach pionowy ekran okazuje się dużo praktyczniejszy. Zatem właśnie tego typu nawigacje będą lepszym wyborem na rowerowe przejażdżki lub spacery po nieznanych terenach. Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden parametr nawigacji sportowej – czułość ekranu dotykowego przy korzystaniu z rękawiczek. Nie sądzę, aby rowerzystom chciało się za każdym razem zdejmować tę część garderoby. Zasilanie To także bardzo ważny parametr każdej nawigacji sportowej i turystycznej. W samochodzie możemy podłączyć urządzenie do gniazdka od zapalniczki i w ten sposób uchronić się przed nagłym wyczerpaniem akumulatora. Na świeżym powietrzu nasze możliwością są mocno pod tym względem ograniczone. Dlatego też przed zakupem należy sprawdzić, w jaki sposób wybrany przez nas sprzęt jest zasilany. Bardzo wygodne są modele zasilane przy pomocy tradycyjnych baterii, ponieważ możemy zabrać do plecaka zapasowe paluszki i w każdej chwili wymienić zużyte na nowe. Jeśli nie chcemy kupić takiego modelu, to w takim przypadku dobrym rozwiązaniem będzie nawigacja z wymiennym akumulatorem. Możemy wtedy kupić zapasowy, który uratuje nas na przykład w trakcie spaceru lub górskiej wędrówki na szlaku. Bardzo ważna jest także pojemność akumulatora. W teorii im wyższa, tym rzadziej będziemy mieli potrzebę ładowania lub wymieniania baterii. Oprogramowanie To tak naprawdę chyba najważniejszy, a przynajmniej jeden z najważniejszych elementów dobrej nawigacji sportowej. Nawet najlepsze podzespoły nic nam nie dadzą, jeśli w zestawie nie otrzymamy dobrego oprogramowania ze szczegółowymi mapami. Dobra nawigacja turystyczna pozwala dokładnie śledzić szlaki, po których się poruszamy, a nawet dokładnie informuje o topografii terenu. Ważne też jest to, aby mapy były często aktualizowane o nowe miejsca lub szlaki wyłączone z użytku. W ten sposób możemy być pewni, że nie zabłądzimy. Odporność i inne Nawigacja sportowa musi też być odporna. Dobrze by było, gdyby mocna obudowa chroniła urządzenie przed upadkami z większych wysokości, a także była odporna na kurz i wodę. W końcu na świeżym powietrzu ciężko uchronić sprzęt przed piaskiem lub padającym deszczem. Nigdy też nie wiadomo, jak skończy się jazda na rowerze. Może w kałuży lub błocie? Niezwykle przydatne mogą się także okazać liczne dodatki, jak np. barometr i kompas. Dostarczają one bardzo przydatnych informacji, które mogą okazać się bezcenne. Wybór nawigacji sportowej nie jest łatwy. Godne polecenia z całą pewnością są modele firmy Garmin z serii Etrex. Modele Etrex 10, Etrex 20 i Etrex 30 są cenione tak przez użytkowników, jak i specjalistów. Gwarantują one odpowiednią jakość. Nie oznacza to jednak, że urządzenia innych firm nie są dobre. Najważniejsze, aby nawigacja miała dobre mapy i była solidnie wykonana.
Nawigacja dla sportowca – jak wybrać?
„Spełnienia marzeń!” to opowieść o drodze, którą trzeba przejść, aby odnaleźć własne szczęście. Nie zawsze jest ona prosta i łatwa, ale nawet największe przeciwności losu nie mogą stanąć naprzeciw wielkiej miłości. Katarzyna Michalak opowiada o młodej dziewczynie, która postanawia zmienić swoje życie, wywrócić je do góry nogami i rozpocząć wszystko od nowa. A wszystko w imię marzeń i chęci bycia w końcu szczęśliwym. Na drodze Klaudii pojawiają się ludzie, którzy uświadomią jej, że walka o własne marzenia nie zawsze jest prosta, ale z pewnością warta jest poświęceń i wyrzeczeń. Wielkie marzenia i mroczne sekrety Klaudia ma osiemnaście lat i potrzebę zmiany swojego życia. W dniu urodzin ucieka z domu, w którym przeszła piekło, i trafia na warszawską Białołękę. Zamieszkuje w wymagającym remontu opuszczonym domu. Dziewczyna nie ma grosza przy duszy, lecz mimo to nie poddaje się w walce o własne marzenia. Bo tych ma pod dostatkiem. Klaudia ma także ogromny sekret z przeszłości, który zdaje się, że podąża za nią wszędzie. Aby oderwać się od demonów przeszłości i zacząć żyć tak, jak chce, dziewczyna musi podjąć pracę. Postanawia odpowiedzieć na ogłoszenie niewidomego Kamila, który poszukuje opiekunki. Szybko okazuje się, że Kamil jest nie tylko inteligentny i przystojny, ale także ma dużo wspólnego z Klaudią – oboje borykają się z problemami z przeszłości. Wkrótce pomiędzy bohaterami zaczyna się rodzić uczucie. Jednak nie wszystko idzie po ich myśli – gdy mocnej więzi pomiędzy młodymi nie można już ukryć przed nikim, pojawiają się demony z przeszłości dziewczyny. Czy Klaudia będzie je w stanie pokonać i raz na zawsze uwolnić się od „Tamtego”? Razem mimo przeciwności losu „Spełnienia marzeń!” to opowieść o dążeniu do szczęścia, ale także o nieustannej walce z własną przeszłością. Klaudia, wraz z rozwojem fabuły, uczy się przezwyciężać swoje lęki, uczy się ponownie ufać i zbliża się do drugiego człowieka, który także został doświadczony przez los. Zaufanie, które udaje im się wspólnie zbudować, staje się podstawą do rozprawienia się z przeszłością. Powieść Katarzyny Michalak to wzruszająca opowieść o sile miłości i wielkich marzeniach, których spełnienie jest możliwe wtedy, gdy uwierzy się w samego siebie. Autorka pisze w sposób, który sprawia, że powieść jest niezwykle wciągająca i nie sposób się od niej oderwać już od pierwszych stron. Czytelnik najpierw chce poznać sekret Klaudii i przeszłość Kamila, a później kibicuje bohaterom w ich walce z demonami przeszłości i dążeniu do szczęścia. „Spełnienia marzeń!” to wciągająca, pełna skrajnych emocji opowieść o miłości i marzeniach, a także o tym, że nie warto się poddawać. Źródło okładki: www.wydawnictwoliterackie.pl
„Spełnienia marzeń!” Katarzyna Michalak – recenzja
Intel to największy gracz na rynku układów scalonych i mikroprocesorów. Firma powstała w roku 1968, a po początkowym skupieniu się na produkcji kości pamięci RAM, w roku 1971 wprowadziła swój pierwszy mikroprocesor do komercyjnych zastosowań. Model Intel 4004 oferował oszałamiające dla nas parametry – obsługiwał 46 instrukcje, a pracował z częstotliwością 740 kHz. Warto wiedzieć, że dziś właśnie te pierwsze procesory warte są nawet ponad 1000 dolarów – oczywiście jedynie ze względów kolekcjonerskich. Obecnie procesory tej firmy pod względem osiągów i parametrów nie mają sobie równych. Drugi z największych producentów, firma AMD, wciąż nie zaoferowała modelu, który przebiłby w wydajności Intel Core i7 4960X, choć oczywiście wyścig wciąż trwa. Generacja 4004 byłą pierwszą wypuszczoną przez firmę Intel. Przez kolejne lata powstało ich znacznie więcej, aż do roku 2005, w którym Intel wprowadził pierwszy w swojej ofercie procesor wielordzeniowy – Pentium Extreme Edition. Dziś, mówiąc o generacji procesorów firmy Intel, na ogół na myśli mamy dwie ostatnie generacje z serii Pentium oraz iCore – a więc trzecią i czwartą, nazywane Ivy Bridge oraz (najnowszą) Haswell. W niektórych komputerach wciąż znajdziemy starsze procesory – Sandy Bridge, ale należą już one do rzadkości. Sandy Bridge – rzut okiem w przeszłość Druga generacja procesorów w technologii 32 nm. Procesory miały zintegrowane układy graficzne (HD 2000 i 3000). Przyniosły znaczny wzrost wydajności, zwłaszcza w zastosowaniach multimedialnych (nowe instrukcje AVX). Procesory z tej generacji oferowały znaczne możliwości podkręcania. Wprawdzie technologia Hyper Trading była obecna w innych modelach, ale w procesorach Core pojawiła się właśnie przy wprowadzaniu tych modeli. Mówiąc w skrócie, Hyper Trading pozwala na znaczne zwiększenie wydajności procesora – każdy z jego rdzeni obsługuje wiele wątków. Taka obsługa polega na tym, że każdy fizyczny procesor w układzie otrzymuje dwa nadawane przez system wirtualne odpowiedniki, co pozwala na równoczesne wykonywanie większej ilości obliczeń. Warto jeszcze wspomnieć o technologii Turbo Boost, która całkiem wydajnie zwiększa bazowe taktowanie procesorów. Technologie te obecne są także w nowszych modelach procesorów Intel. Ivy Bridge – opis technologii Przede wszystkim zmianie uległ proces technologiczny, który „zszedł” do poziomu 22 nanometrów. Procesory z tej generacji działają na gniazdach LGA 1155, poza najwydajniejszym (należącym do generacji Ivy Bridge-E) Intel Core i7 4960X, który działa pod najnowszym gniazdem LGA 2011.Najważniejsze zmiany w tej generacji to implementacja obsługi magistrali PCI – Express 3.0, do tego wprowadzono nowsze i wydajniejsze zintegrowane układy graficzne (HD 2500 oraz 4000). Spośród procesorów tej i następnej generacji znajdziemy modele opisane różnymi literami. Literka K oznacza odblokowany mnożnik (co daje możliwość tzw. podkręcenia procesora), X znaczy z kolei, że mnożnik został odblokowany bez żadnych ograniczeń. Litera M określa po prostu wersję mobilną, a litery: S, T, U i Y (dwie ostatnie dla procesorów mobilnych) – pobór mocy.Spośród nowych technologii zastosowanych w tej generacji procesorów, wyróżnić należy Tri-Gate, która wskazuje na zastosowanie w produkcji tranzystorów 3D, co pozwala na większe ich zagęszczenie na tej samej powierzchni. Warto zaznaczyć, że ta generacja była jedynie przeniesieniem całej architektury Sandy Bridge do niższego procesu technologicznego (z 32 nm do 22 nm). Wpływ na wydajność nie był więc znaczny. Generacja Haswell – opis technologii To już całkiem nowa architektura, także oparta na 22-nm procesie technologicznym. Ponownie mamy do czynienia z niewielkim wzrostem wydajności, ale wydatnym spadkiem poboru mocy (co będzie ważne dla osób zainteresowanych overclockingiem). Do tego układy ze zintegrowaną kartą graficzną zyskały obsługę DirectX 11.1 oraz Open GL 4.0. Przepustowość pamięci podręcznych (L1 i L2) także wzrosła. Ważną zmianą jest też zupełnie nowa podstawka – LGA 1150. Warto wiedzieć, że poprzedni socket wyszedł już z użycia. W maju 2014 roku pojawiły się procesory Haswell Refresh, oferujące szybsze taktowania zegarów – w sensie technologicznym natomiast nie przyniosły żadnych zmian. Zdecydowanie znajdą jednak zwolenników wśród miłośników podkręcania procesorów – właśnie z myślą o nich Intel wypuścił nowe modele. Dodatkowo już niedługo pojawią się następcy Ivy Bridge-E –Haswell-E, które zastąpią najwydajniejszą dotychczas grupę procesorów, w tym wspomnianego już Intel Core i7 4960X. Rzut okiem w przyszłość Intel zapowiedział, że już w niedługiej przyszłości wprowadzi procesory nowej generacji – Broadwell. Zmianie ulegnie przede wszystkim proces technologiczny – 12 nanometrów. Możliwość instalacji jeszcze większej ilości tranzystorów zaowocuje pojawieniem się procesorów 8- i 10-rdzeniowych. Do tego jeszcze bardziej obniży się pobór mocy, co pozwoli także na znaczne przyspieszenie procesorów mobilnych.
Generacja procesorów Intela
Bilard to popularna gra, która charakteryzuje się dziesiątkami odmian i zasad. Jedną z najbardziej popularnych jest tzw. ósemka, w którą najczęściej grywamy w klubach sportowych. Czym jest i na czym polega? Podstawy bilardu Aby rozegrać partię bilardu, potrzebna jest jedna biała oraz piętnaście ponumerowanych kolorowych bil. Podzielone są one na dwie grupy: w jednej bile są jednolitego koloru, w drugiej – mają pasek. Takie rozróżnienie daje zawodnikowi wiedzę, w które bile musi uderzać specjalnym kijem, aby trafiły do odpowiedniej łuzy. Wygrywa ten, kto wcześniej wbije wszystkie bile do łuz. Historia bilardu Nie wszyscy wiemy, że bilard jest starą grą, którą umilano sobie czas już w XV wieku, chociaż istnieją teorie, że wymyślili go już starożytni. Na początku bile były wytwarzane z drewna, a miejscem rozgrywek był stół, którego blat i boczne bandy były pokryte materiałem. Bile drewniane po pewnym czasie zaczynały się odkształcać i nie zapewniały dokładności trafień. Na bogatszych dworach robiono je więc z kości słoniowej. Chociaż początkowo bilard bawił ludzi tylko we Francji, to szybko rozprzestrzenił się na pozostałe kraje europejskie, docierając też na Bałkany i do Azji. Ewolucja bilardu sprawiła, że stał się on rozrywką barów i tawern, gdzie graniu towarzyszyły kufle napełnione piwem. Obecnie na całym świecie są rozgrywane turnieje gry w bilard, które charakteryzują się ściśle określonymi zasadami. Sprzęt Oprócz znanych nam już bil, które wykonuje się z odpornych na uderzenia i odkształcenia sztucznych materiałów, takich jak żywica fenolowa, do gry w bilard potrzebujemy też kilku innych akcesoriów. Najważniejszy jest kij. Wydawać by się mogło, że jest to prosty kij wystrugany z drewna klonowego. Niby nic wielkiego, a jednak. Już samo to, że każdy szanujący się gracz w bilard posiada własny kij dopasowany do swoich umiejętności i predyspozycji fizycznych, powinno świadczyć o jego randze. Każdy kij bilardowy składa się z 8 części, z których każda ma określoną funkcję. Sam kij powinien być dopasowany do wzrostu zawodnika i ułatwiać mu grę. Jednak bilard to nie tylko bile i kije, potrzebne jest przecież miejsce do rozgrywek, czyli stół bilardowy. Ma on kształt prostokąta, w którym dwa boki są dwukrotnie dłuższe niż boki krótkie. Na rogach i pośrodku dłuższych band znajdują się łuzy, czyli dziury, w których najczęściej znajduje się skórzana siateczka, wyłapująca wbitą bilę. Ostatnim niezbędnym do rozpoczęcia zagrywki elementem jest trójkąt, najczęściej plastikowy lub drewniany, w którym układa się bile przed ich rozbiciem. Ich ułożenie nie jest przypadkowe. Na rogach trójkąta nie mogą znajdować się bile tylko jednego koloru. W środku musi być umieszczona czarna bila, którą wbija się jako ostatnią. Zobacz również jak konserwować stół i akcesoria do bilardu. Rozpoczęcie gry W bilardzie najważniejsze są dwie bile: czarna i biała. Wbicie czarnej kończy grę. A jaką funkcję odgrywa biała? Celujemy w nią kijem w taki sposób, aby odbiła się od bili, którą chcemy wbić i trafiła nią do łuzy. Biała bila nie może jednak nigdy wpaść do łuzy, ponieważ oznacza to faul i oddanie ruchu przeciwnikowi. Przed grą uczestnicy ustalają kolory bil, które wbijają, a rozpoczyna ten, którego kolor wpadł jako pierwszy po rozbiciu bil z trójkąta. Wbrew pozorom bilard nie jest skomplikowaną grą, ale może być świetną atrakcją i sposobem na spędzanie wolnego czasu. Nie jest to gra zarezerwowana tylko dla klubów sportowych, w których możemy zagrać za odpowiednią opłatą. W każdym domu, w którym mamy w miarę duży pokój, można urządzić salę bilardową. Wystarczy tylko wyposażyć się w odpowiedni stół i skompletować wszystkie akcesoria, aby rozpocząć przygodę z tą ciekawą grą.
Co warto wiedzieć o bilardzie?
Kuskus to najprawdopodobniej najszybsza w przygotowaniu kasza – nie wymaga gotowania, wystarczy ją tylko zalać gorącą wodą. Wywodzi się z kuchni Maghrebu i powstaje z pszenicy – nie jest zatem kaszą bezglutenową. Kuskus jest bardzo popularny w kuchni arabskiej, ma delikatny smak, dlatego świetnie przejmuje aromaty łączonych z nim składników – tradycyjnie był dodatkiem do pieczonych mięs, a zwłaszcza baraniny. Nadal jest popularnym i szybkim daniem, dlatego może często znajdować się na naszym stole. Kuskus z bakaliami Do przygotowania tego dania będziemy potrzebować: 400 g kaszy, 2 piersi z kurczaka, 2 duże marchewki, 10 moreli suszonych, 100 g rodzynek, 1 dużej cebuli, 2 łyżki oliwy z oliwek, szczyptę soli, 2 kostki bulionu drobiowego bio, curry, ciecierzycę w puszce. Dania mięsne o lekko słodkawym smaku to specjał kuchni arabskiej. Jego przygotowanie zajmie około 15 minut, a kaloryczność nie jest zbyt wysoka, bo porcja ma około 370 kcal. Morele i rodzynki moczymy we wrzątku, by napęczniały. Kaszę wsypujemy do dużej miski i zalewamy wrzątkiem z dodatkiem 2 kostek rosołu bio. Dobrze będzie ją odsączyć po 5 minutach, jeśli nie wypije całej wody. Na patelni podsmażamy na oliwie pokrojoną w półplasterki cebulę; kiedy zacznie mięknąć, dodajemy łyżeczkę curry i smażymy jeszcze 2 minuty. Pierś z kurczaka, pokrojoną w dość grubą kostkę, wrzucamy na smażącą się cebulę. Pokrojone na cienkie plastry albo uzyskane na temperówce do warzyw delikatne wiórki marchewki również dodajemy na patelnię. Kiedy mięso jest miękkie, a marchewki są al dente, wykładamy wszystko na kaszę, dodając rodzynki, pokrojone w paski morele i ciecierzycę. Wszystko delikatnie mieszamy drewnianą łyżką, aby curry obtoczyło składniki. Danie jest wyśmienite na ciepło i na zimno. box:offerCarousel Kuskus z brokułami i serem mozzarella Do przygotowania dania użyjemy: 60 g kaszy, 150 g podzielonego na różyczki brokułu, 1 dość dużego pomidora, 100 g mozzarelli w kulkach albo w kawałku, 3 łyżki jogurtu naturalnego, 1 łyżkę płatków migdałowych, szczyptę mielonego pieprzu, zioła prowansalskie, 2 ząbki czosnku, 1 kostkę bulionu warzywnego bio. Kaszę zalewamy wrzątkiem z bulionem i odstawiamy, aż kasza wchłonie cały płyn. Płatki migdałowe lekko prażymy na patelni. Zaostrzonym nożem kroimy pomidora w kostkę, ser w kuleczkach – na ćwiartki, a ten w większym kawałku – również w kostkę. Brokuły najlepiej ugotować w parowarze – zachowają najwięcej składników odżywczych i walorów smakowych. Jogurt należy wymieszać z wyciśniętym przez praskę czosnkiem, pieprzem i ziołami. Wszystkie składniki łączymy i przelewamy sosem. Danie jest idealnym obiadem na gorące dni. box:offerCarousel Kuskus z suszonymi owocami i orzeszkami piniowymi Przygotowanie dania zajmie około 15 minut, a do jego zrobienia będziemy potrzebować: 250 g kaszy, 2 łyżki mięty (w sezonie może być świeża, poza sezonem – suszona), 100 g suszonych moreli, 100 g rodzynek, 100 g suszonej żurawiny, 100 g orzeszków piniowych, 3 łyżki oliwy z oliwek, 1 łyżeczki cynamonu. Dodatkowo używamy oliwy i ulubionych ziół, by stworzyć sos do sałatki. Może to być mieszanka ziół prowansalskich albo inne przyprawy, np. lubczyk, bazylia i kardamon. Wodę z cynamonem gotujemy, a następnie zalewamy nią kaszę. Owoce namaczamy, aby spęczniały i stały się miękkie; orzeszki lekko prażymy na patelni. Morele warto pokroić w drobne paski. Jeśli mamy świeżą miętę, warto ją troszkę pociąć. Orzeszki prażymy na patelni. Osączone z wody bakalie i orzeszki wkładamy do miski z kaszą i zalewamy sosem. Sałatka jest najsmaczniejsza drugiego dnia, kiedy smaki już się pomieszają. Pierś z kurczaka pieczona w ostrym sosie z fetą i papryką Tradycyjny ostry arabski sos to harissa – rodzaj pasty robionej z ostrej papryki i czosnku z dodatkiem kolendry i kminku. Do przygotowania kurczaka w harissie będziemy potrzebować 50 g pasty, 15 ml octu winnego, 600 g piersi z kurczaka, 300 g cebuli, 120 g papryki, 150 g kuskusu i przyprawy do smaku. Mięso ponacinane, ale nie pocięte, oraz pokrojone w krążki cebule układamy w misce i zalewamy sosem z harissy i octu winnego z przyprawami. Odstawiamy na noc do lodówki. Całość przekładamy do naczynia do zapiekania i pieczemy w temperaturze 200 stopni Celsjusza przez około 25 minut, kilkakrotnie je przekręcając. Na 10 minut przed końcem dodajemy paprykę i pokruszoną fetę. Danie wyjęte z brytfanny układamy na przygotowanym w tradycyjny sposób kuskusie. box:offerCarousel Tabbouleh Tabbouleh to kolejna świeża i delikatna sałatka. Lekkie dania są idealnymi przekąskami w upalne dni, dlatego mieszanki kuskusu z warzywami są bardzo często spotykane w arabskiej kuchni. Do przygotowania Tabbouleh potrzebne będzie: 200 g kaszy, 300 g pomidora, 100 g ogórka, 150 g cebuli, 100 g czerwonej papryki, natka pietruszki, mięta, około 50 ml oliwy z oliwek, sok z połowy cytryny, 3 ząbki czosnku. Kuskus zalewamy wrzątkiem z kostką drobiową bio i odstawiamy. Pomidora, ogórka i paprykę kroimy w kostkę; miętę i natkę pietruszki wraz z cebulą bardzo drobno siekamy. Czosnek przeciskamy przez praskę. Do przestudzonej kaszy dodajemy warzywa, a następnie czosnek i cebulę z ziołami. Wszystko skrapiamy sokiem z cytryny i przelewamy oliwą. Sałatka może być podawana jako samodzielne danie albo jako dodatek do mięs – najlepiej tradycyjnie przygotowanej wschodniej baraniny.
5 przepisów na szybki posiłek z kaszą kuskus
Bez wątpienia to jedna z tych powieści, które można polecać każdemu. Mocna, realistyczna, wielowątkowa, dająca do myślenia. I choć akcja rozgrywa się w Meksyku z lat 60. ubiegłego wieku, znajdziemy tu wiele uniwersalnych tematów. „Dziki” to jedna z najważniejszych premier tego roku. Guillermo Arriaga znany jest w Polsce przede wszystkim jako scenarzysta. To on jest autorem scenariuszy do takich kinowych hitów jak „Amores perros”, „21 gramów” czy „Babel” (ta ostatnia produkcja przyniosła mu m.in. nominację do Oscara). Co łączy te historie z powieścią, która właśnie trafiła na polski rynek? Przede wszystkim realizm. Autor portretuje twardą rzeczywistość i ani myśli podawać ją w łagodnej formie. „Chorzy na boga” Za sprawą powieści „Dziki” przenosimy się do jednej z kolonii w Mexico City. Tu życie toczy się niczym w brazylijskiej faweli. Jest brudno, trudno i lepiej przestrzegać niepisanych zasad. Policja może zgarnąć cię za wszystko. Albo i za nic. Efekt jest ten sam. Bicie, kopanie, rażenie prądem. Ratunkiem są łapówki. Dzięki nim można uniknąć przemocy bądź spokojnie prowadzić swój przestępczy proceder (o ile nie godzi on w interesy innych grup). Jedyną grupą, której mundurowi się nie czepiają, są „dobrzy chłopcy”. Jako członkowie Ruchu Młodzieży Katolickiej ci młodzi mężczyźni stoją na straży porządku, pilnując, by nikt nie łamał boskich przykazań. Jednak sposób, w jaki to robią, nijak się ma do miłości braterskiej, szacunku dla bliźniego itp. Gotowi są zabić, jeśli czyjeś zachowanie uznają za rażąco niestosowne. „Chory na boga” mówi matka o dowodzącym nimi synu. I właśnie takim ludziom podpadnie Carlos. Brat naszego głównego bohatera. Ból straty Juan Guillermo wychował się w kolonii. Teraz ma siedemnaście lat i został sam. Kolejno stracił brata, rodziców i babcię. Ta pierwsza strata będzie dlań najboleśniejsza. To ona stanie się punktem zapalnym kolejnych zdarzeń. Juana ogarnie obsesja zemsty na mordercach brata. Od zawsze indywidualista, po tej tragedii staje się jeszcze bardziej nieokiełznany. Być może to właśnie sprawia, że ratuje od uśpienia agresywnego wilka, stworzenie tak samo skrzywdzone i niedopasowane do środowiska, w którym się znalazło, jak on sam. Guillermo Arriaga oddaje do rąk czytelniczych powieść niełatwą emocjonalnie. Mocne opisy, twarda rzeczywistość, przemoc wobec ludzi i zwierząt, morze bólu i samotności, ogrom okrucieństwa – kolejne strony pełne są mroku i zła. Wprawdzie znajdzie się tu także miejsce na przyjaźń, miłość czy lojalność, ale będą one miały nierzadko wysoką cenę. Bohaterowie są tu złożeni, niejednoznaczni. Autor nie oszczędza żadnego z nich. Pisze o osobistych dramatach, ale i porusza tematy większe, uniwersalne, jak choćby fanatyzm religijny, który nigdy nie przynosi niczego dobrego. Hit jesieni! Meksykański pisarz jest wrażliwy na szczegóły. Jego proza jest gęsta od detali, dygresji. Eksperymentuje z zapisem niektórych partii tekstu, podkreślając w ten sposób silny ładunek emocjonalny, jaki zawierają. Całą historię poznajemy z punktu widzenia Juana, który wybiega to w przeszłość, to w przyszłość. Mamy więc zaburzoną chronologię zdarzeń. Pomiędzy kadry z Mexico City wkradają się też sceny z kanadyjskich lasów, w których spotkamy pewnego mężczyznę oraz… wilka. Co mają wspólnego z dramatem Juana? „Dziki” to mocna, wielowątkowa powieść, której nie sposób czytać bez emocji. Silnie działa na wyobraźnię, mocno zapada w pamięć. Tej premiery po prostu nie można zignorować. Źródło okładki: www.gwfoksal.pl
„Dziki” Guillermo Arriaga – recenzja
Łazienka wcale nie musi być nudna! Możesz sprawić, aby stała się odzwierciedleniem twoich potrzeb i charakteru. Nietypowe akcesoria spowodują, że stanie się niebanalną przestrzenią, a twoje codzienne czynności okażą się łatwiejsze. Sprawdź, co warto kupić, żeby osiągnąć ten cel. W sprzedaży znajdziesz prawdziwe dzieła w dziedzinie dizajnu przedmiotów użytkowych. Słyszałeś kiedyś o wyciskaczu do pasty? Poznałeś funkcjonalność ściągaczki do wody? Najwyższa pora zaopatrzyć się w kilka akcesoriów, bez których w przyszłości nie będziesz mógł się obyć! Wyciskacz do tubek Pewnie doskonale znasz problem z równomiernym i skutecznym wyciskaniem past, kremów i maści z tubek? W niektórych zgniecionych opakowaniach pozostaje do wyrzucenia nawet ¼ produktu! Oszczędzisz czas, wysiłek, a także pieniądze, jeśli zawsze pod ręką będziesz mieć wyciskacz. To mała plastikowa nakładka, która potrafi zapobiec marnowaniu produktów. Ściągaczka do wody Jeśli w twojej łazience znajduje się dużo luster i szklanych powierzchni, z pewnością wiesz, jak trudne jest utrzymanie ich w perfekcyjnej czystości, bez powstawania smug lub zacieków. Zaschnięte kropelki wody tworzą na nich brzydki wzór z kamienia, którego trudno się pozbyć. Rozwiązaniem jest ściągaczka do wody. Znajdź dla niej miejsce pod prysznicem lub w szufladzie i wyrób w sobie nawyk korzystania z niej po każdym zachlapaniu lub zaparowaniu płaszczyzn. Zobaczysz różnicę od pierwszego zastosowania. Stojak na papier toaletowy Porządek w łazience to sprawa nadrzędna, a odpowiednie przechowywanie to jego część. Jeśli nie wiesz, co zrobić z zapasowymi rolkami papieru toaletowego, zainwestuj w stojak. To ładny, nowoczesny i bardzo przydatny gadżet, dzięki któremu oszczędzisz miejsce do przechowywania, a kolejna porcja będzie zawsze w zasięgu ręki. Pojemnik na chusteczki Podobnie jak ze stojakiem na rolki papieru toaletowego sprawa ma się z chusteczkami higienicznymi. Choć firmy je produkujące starają się oferować coraz piękniejsze opakowania, to po prostu nie zawsze pasują one do łazienki. Jeśli zdecydujesz się na pojemnik wielokrotnego użytku, dopasowany do wystroju, to raz na zawsze zażegnasz problem. Wszystko będzie współgrać harmonijnie za każdym razem. Tekstylny worek na pranie Kosz na brudne ubrania to taki banał, na który mało kto zwraca uwagę. Okazuje się jednak, że warto zainteresować się, z czego jest wykonany. Jeśli będzie szczelny, może okazać się, że tkaniny w środku bez dostępu powietrza butwieją i nabierają nieprzyjemnych zapachów. Wtedy nawet pranie w wysokiej temperaturze może sobie z nimi nie poradzić. Pomyśl o tekstylnym worku na pranie, który zapewnia odpowiednią wentylację wnętrza. Taki element ponadto wygląda świetnie i pasuje do wielu aranżacji, od hipsterskich, żeglarskich, skandynawskich, prowansalskich, po zupełnie minimalistyczne. Waga analityczna Jeżeli dbasz o swoją linię, z pewnością często się ważysz. Co powiesz, jeśli dowiesz się, że istnieje urządzenie, które prócz podania ciężaru twojego ciała sprawdzi jeszcze inne istotne parametry? Waga analityczna może połączyć się poprzez Bluetooth z aplikacją w smartfonie lub tablecie i przeanalizować masę ciała, zawartość tłuszczu, wody, procent masy mięśniowej, kostnej i obliczyć wskaźnik BMI. Umożliwia śledzenie pomiarów i prowadzenie statystyk. Z takimi narzędziami bez trudu przejmiesz kontrolę nad swoją drogą do wymarzonej sylwetki. Akcesoria łazienkowe to nie tylko lustro z podświetleniem i dozownik do mydła! Na rynku znajdziesz mnóstwo przydatnych gadżetów, które zaoszczędzą twój czas i wysiłek, a w wielu przypadkach również pieniądze. Na jakie rozwiązanie z powyższych się zdecydujesz?
Akcesoria, które powinny się znaleźć w twojej łazience
Kto z nas nie marzył w dzieciństwie o odkryciu złoża złota, dzięki któremu wszedlibyśmy w posiadanie niewyobrażalnego bogactwa? Ile powstało filmów o tematyce odkryć zaginionych skarbów? Zawsze jednak kiedy już bogactwo pojawiało się na horyzoncie, pojawiał się rywal, który chciał zagarnąć je dla siebie… Zawartość pudełka W niewielkim kompaktowym pudełku znajdziemy 36 kart tuneli ,18 kart akcji, 18 kart celu, 8 znaczników kopaczy, 2 pionki kopaczy, 2 klucze i oczywiście instrukcję. Gra od wydawnictwa G3 przeznaczona jest dla 1-2 graczy w wieku od 8 lat. Rozgrywka powinna zająć ok. 30 minut. box:imageShowcase box:imageShowcase Wyścig po złoto! „Sabotażysta: Pojedynek” jest 1-2-osobową wersją wydanego w 2004 roku „Sabotażysty”. Pierwsza wersja przeznaczona była dla 3-10 graczy, dlatego też nadawała się jedynie na większe spotkania ze znajomymi. Wśród krasnoludów kopaczy zawsze znajdował się tytułowy sabotażysta, któremu zależało na przeszkodzeniu pozostałym w dotarciu do złota. W „Pojedynku” jeden gracz także wciela się w rolę kopacza i sam buduje tunele bądź dwóch graczy staje naprzeciwko siebie w drodze po skarb. Od tego, w jaki sposób będą kopać swoje korytarze (dokładać karty tuneli), a także przeszkadzać rywalowi (np. zagrywając kartę akcji, która psuje przeciwnikowi kilof), zależeć będzie ich skuteczność. Podczas kopania gracze mają także możliwość połączenia swoich dróg, dzięki czemu zyskają więcej możliwości dokładania kart, które mogłyby im pomóc, a przeciwnikowi zaszkodzić. Przebieg kopania W wariancie 2-osobowym na początku gry gracze otrzymują po 6 losowych kart z talii. Następnie kładą karty z początkiem ich wykopów w taki sposób, aby między nimi pozostała pusta przestrzeń, w miejsce której będzie można później dołożyć kartę tunelu. Następnie gracz rozpoczynający wybiera jedną z kart, które trzyma w ręce, i dokłada na stół w taki sposób, aby powstający tunel miał połączenie z jego miejscem startowym. Następnie dobiera kartę z talii, tak aby ponownie mieć ich 6 w ręce, po czym analogiczny ruch wykonuje przeciwnik. Gracze mogą wykorzystywać także karty akcji, które pozwalają np. usunąć jakiś tunel, zablokować przeciwnika bądź podejrzeć jedną z 6 zakrytych kart skarbów, do których kopacze dążą. Podczas wykopów mogą spotkać np. trolla, któremu będą musieli zapłacić, aby przejść dalej, czy ukryty cenny kruszec dający punkty na koniec gry. Rozgrywka kończy się, kiedy wyczerpie się talia bądź zostaną odkryte wszystkie skarby. Wygrywa oczywiście osoba z największą ilością złota. Wariant solo Kolejną nowością w „Pojedynku” jest wprowadzenie wariantu solowego. W tym przypadku pomiędzy kartą startową a zakrytymi skarbami znajduje się miejsce na 7 kart (zamiast 6 w wersji na 2 graczy), a zadaniem krasnoluda jest zebranie jak największej liczby sztuk złota, zanim talia się wyczerpie. W zależności od tego, ile punktów zdobędzie, osiąga wynik – od „Mogło być lepiej…” po „Nadajesz się na szefa kopalni!”. Podsumowanie „Sabotażystę: Pojedynek” można uznać za samodzielne rozszerzenie zasad wersji podstawowej, dzięki czemu gra nie straciła na klimacie (nawet graficznie gry wyglądają bardzo podobnie), a zyskała szersze grono odbiorców. Nadal jest to lekki tytuł, łatwy do opanowania, a dzięki swojemu rozmiarowi można go zabrać praktycznie wszędzie. „Sabotażystę: Pojedynek” można kupić na Allegro za ok. 35 zł.
„Sabotażysta: Pojedynek” – recenzja gry
Tapicerka w samochodach jest na ogół bardzo trwała i odporna na zabrudzenia. Wytrzymuje tysiące klapnięć pupą, wierceń i przesunięć, ale w końcu przestaje tracić pierwotny urok. Na szczęście niedużym nakładem sił i środków możemy przywrócić ją do niemal pierwotnego stanu. Jak się za to zabrać? Przede wszystkim sprawdźmy, z czego jest wyprodukowana. Wbrew pozorom obecnie rzadko stosuje się do tego bawełnę czy welur. Najczęściej są to wysokiej jakości tkaniny sztuczne o specyficznym sposobie tkania. Takie rozwiązanie jest niedrogie i – co ważne – pozwala przez długi czas zachować czystość. Welur, zwany też pluszem, to tkanina łatwo rozpoznawalna. Jest delikatna w dotyku, lekko puchata – ma króciutkie włosie. Tapicerka może być też wykonana z alcantary lub skóry. Alcantara – wbrew opinii niektórych osób – nie jest rodzajem skóry. Owszem, w dotyku i z wyglądu przypomina zamsz, jest jednak sztuczną tkaniną. To ważne, żebyśmy wiedzieli, z czego wykonana jest nasza tapicerka, bo od tego zależy, jakiego środka powinniśmy użyć. Pomyłka może dać efekt odwrotny od zamierzonego... Najpierw czyścimy Konserwacja każdego rodzaju tapicerki musi się zacząć od odkurzenia. Dzięki temu pozbywamy się kurzu i luźnego brudu, który w przeciwnym razie wtarlibyśmy w materiał. Większość tapicerek z materiału nie wymaga specjalnych zabiegów czyszczących. Podstawowym środkiem jest pianka do czyszczenia tapicerki. Przed użyciem warto przestudiować instrukcję obsługi, jednak na ogół trzeba spryskać pianką siedzenia, pozwolić jej wsiąknąć w materiał (żeby związała cząstki brudu), a następnie odkurzyć. Poważne zabrudzenia mogą wymagać użycia płynu do prania tapicerki. Na ogół oznacza to konieczność przeprania wszystkich jej elementów. Do prania używajmy miękkiej szczotki lub gąbki. Zwykła tapicerka nie wymaga stosowania środków konserwujących czy impregnujących. W ten sam sposób można również uprać tapicerkę z alcantary. Jednak do usuwania powierzchownych zabrudzeń oraz konserwacji używajmy środków przeznaczonych do tej właśnie tkaniny. Dobre recenzje zbierają produkty firm Sonax i Colourlock. Po upraniu bądź wyczyszczeniu tapicerki warto ją „przeczesać” delikatną szczotką w jednym kierunku. Pozwoli to zniwelować wizualny efekt zmechacenia. Tapicerka welurowa również wymaga używania środków do niej przeznaczonych. W zasadzie dotyczy to wszystkich rodzajów tapicerki – kupujmy specyfiki właśnie do nich wyprodukowane. Nie stosujmy żadnych rozwiązań „domowych”. Płyn czy proszek do prania ubrań nie nadają się do czyszczenia wnętrza auta, podobnie jak płyn do naczyń czy różne inne specyfiki. Skórzana tapicerka – specjalne wymagania Właściciele aut z tapicerką z naturalnej skóry mają dużo większe pole do popisu. Jeśli zabrudzenie jest niewielkie i chcemy je szybko usunąć, można użyć specjalnych chusteczek do tapicerki. Nie używajmy jednak żadnych produktów kosmetycznych. Chusteczki do rąk nie nadają się do czyszczenia tapicerki, podobnie jak kremy (a z takimi poradami można się czasem spotkać). Na rynku jest sporo preparatów do czyszczenia i konserwacji skór. Kolejność ich użycia jest następująca: po odkurzeniu i wyczyszczeniu skóry odpowiednim preparatem i miękką szmatką można zastosować warstwę utrwalacza. Następnym ruchem powinno być zastosowanie balsamu, a na koniec impregnatu. Samochodowa tapicerka skórzana dość często wyciera się od używania fotelików dla dzieci. Dobrym sposobem na uniknięcie uszkodzeń spowodowanych przez jego montowanie czy przesuwanie się siedziska jest włożenie między kanapę a fotelik niedużego, miękkiego kocyka. Do czyszczenia tapicerki wybierajmy środki uznanych producentów. Oprócz wspomnianego Sonaxa czy Colourlocka do tej grupy można zaliczyć produkty firm: Maguires, Motul, Turtle Wax, 3M, Liqui Moly, CRC czy nieco tańsze, ale całkiem porządne Autoland i K2.
Konserwacja i impregnacja tapicerki
Papier do drukarki? Najczęściej po prostu wybieramy ten najtańszy, nie zastanawiając się nad tym, czy w ogóle są jakieś jego odmiany. Rodzaj i jakość papieru do drukarki staje się kwestią drugorzędną lub całkowicie przypadkową. Na rynku znajdziemy jednak wiele typów papieru, począwszy od biurowego, przez fotograficzny (do wydruku zdjęć), na specjalistycznym, np. magnetycznym, skończywszy. Warto wiedzieć, że na jakość wydruku wpływa nie tylko sprawnie działające urządzenie i jakość tuszu, ale także rodzaj wykorzystywanego papieru. Sprawdźmy zatem, jakie są dostępne rodzaje papieru i do jakich wydruków możemy je wykorzystać. Przy kosztach eksploatacji drukarki patrzymy głównie na ceny tonerów, jednak warto też zainteresować się papierem. Papier do użytku codziennego – format, gramatura i klasa Na użytek domowy drukujemy ważne mejle, dokumenty, materiały na studia czy do szkoły dla dzieci. Rocznie może uzbierać się ryza papieru (500 kartek) albo i więcej. Najpopularniejsze ryzy papieru i zarazem najbardziej uniwersalne to te w rozmiarze A4, czyli 210 x 297 mm. Zmieszczą się w podajniku każdej domowej drukarki, jest to też najczęściej wykorzystywany format biurowy. W takim przypadku patrzymy na cenę i wybieramy aktualnie najtańszą ryzę papieru za około 10 złotych. Często nawet nie myślimy nad tym, że wydruki możemy robić na większych lub mniejszych arkuszach papieru. Papier dostępny jest jednak w wielu formatach, a te najbardziej popularne oprócz A4 to A3 (297×420 mm) i A5 (148×210 mm). Jeśli chcemy drukować na niestandardowych wymiarach papieru, musimy sprawdzić, czy możemy je umieścić w podajniku na papier naszej drukarki. W tym przypadku wzrastają też wydatki. Koszt ryzy papieru w formacie A3 zaczyna się od około 30 złotych. Z kolei ryza papieru w formacie A5 to już niewielkie koszta – około 7-8 złotych za 500 sztuk. Jeśli chodzi o ceny klasycznego papieru ksero (w rozmiarze A4) to ryzę dostaniemy nawet za mniej niż 10 złotych. Warto wiedzieć, że każdy format papieru może jednak mieć o wiele droższe odpowiedniki. Wszystko zależy od gramatury i klasy papieru. Pierwszy parametr to w skrócie rzeczywista masa papieru, która została wykorzystana do produkcji kartek, i grubość pojedynczej kartki. Druga cecha, czyli klasa, ma wpływ na odcień bieli wybranego papieru. Spójrzmy teraz na gramaturę papieru w formacie A4 – standardowa wynosi 80 g/m2. Oznacza to, że jedna kartka papieru biurowego ma gramaturę 80 gram na metr kwadratowy – czyli tyle masy papierniczej potrzebowano do wyprodukowania jednego metra kwadratowego tego rodzaju papieru. Standardowa grubość kartki wykorzystywanej do ksero lub wydruku ma od 0,08 do 0,10 mm grubości – oznacza to, że papier ma gramaturę od 80 g/m2 do 100 g/m2. Oczywiście trzeba pamiętać, że im papier ma większą gramaturę, tym jest droższy. Jeśli chodzi o klasy papieru to wyróżniamy trzy: A – najlepsza, B – dobra i C – najgorsza jakość papieru. Oczywiście jest to też wyznacznik ceny, podobnie jak w przypadku gramatury. Papier z najwyższej klasy będzie najdroższy, a papier klasy C najtańszy. Na pierwszy rzut oka każdy z nich jest biały. Jednak to arkusze klasy A zawsze będą idealnie białe. Papier klasy B też śmiało możemy traktować jako biały – jednak kiedy zestawimy go z klasą A, dostrzeżemy różnice w odcieniu. Jednak prawdziwe różnice zobaczymy dopiero przy papierze klasy C. Kiedy skonfrontujemy go z papierem z wyższych klas, uznamy, że strony nie dość, że są cienkie, to w dodatku ich odcień wchodzi delikatnie w kolor kremowy. Jednak jest to dla nas widoczne tak naprawdę wtedy, kiedy mamy porównanie klasy niższej z wyższą. Gdy kupujemy tylko papier klasy C, nie widzimy większej różnicy. Papier fotograficzny Oprócz dokumentów drukujemy też zdjęcia. Zdecydowanie nie warto drukować fotografii na zwykłym papierze biurowym – zawiedzie odwzorowanie detali i kolorów i efekt nie będzie zadowalający. W tym przypadku należy zdecydować się na papier fotograficzny. Jaki wybrać? Pod uwagę trzeba wziąć kilka aspektów. Przede wszystkim będziemy sprawdzać gramaturę papieru – w teorii im grubszy, tym lepszy (oczywiście też droższy). W praktyce najpierw sprawdźmy, jaką maksymalną gramaturę papieru obsłuży nasza drukarka. Ponadto ważna jest też gładkość i jasność. Pierwszy aspekt wpływa na detale – im gładszy, tym są dokładniej odwzorowane. Z kolei papier o wysokim współczynniku jasności wpłynie na lepsze i bardziej kontrastowe odwzorowanie kolorów. W przypadku papieru fotograficznego zwracajmy też uwagę na format, najczęściej są to klasyczne: 10 cm x 15 cm, 13 cm x 18 cm i niekiedy 18 cm x 21 cm. Oczywiście formatów papieru fotograficznego jest dużo więcej, w tym oczywiście najbardziej znany A4. Najtańszy będzie papier w formacie 10 cm x 15 cm, standardowo o niskiej gramaturze 180 g/m2 – za 100 sztuk możemy zapłacić jedynie około 7-8 złotych. Warto dodać, że papier może różnić się powłoką – wyróżniamy m.in. błyszczącą (glossy), matową lub satynową. Znajdziemy też papier powlekany, np. imitujący efekt obrazu na płótnie. Tutaj kierujmy się już własnych gustem i upodobaniami. box:offerCarousel Papier specjalistyczny Na koniec trochę o papierze specjalistycznym – najbardziej znany jest nam zapewne papier artystyczny. To rodzaj arkuszy ze zdobieniami, strukturami, występujący w wielu odcieniach i kolorach. Najczęściej używamy go do zaproszeń. Znane są też papiery samoprzylepne. Z kolei papier magnetyczny ma umieszczony specjalny podkład z magnesem – dzięki temu możemy wydrukować chociażby magnes na lodówkę, np. 20 kartek w formacie A4 kupimy za około 100 złotych. Wyróżniamy jeszcze m.in.: papier pocztówkowy (specjalny format do druku pocztówek), termosublimacyjny i termotransferowy. Dwa ostatnie przykłady są wykorzystywane do produkcji gadżetów z nadrukami.
Jaki papier do drukarki wybrać?
To jedna z najbardziej obiecujących produkcji z gatunku survivalu. Strzelanka, opracowana przez studio Bohemia Interactive, przenosi nas do świata opanowanego przez zombie. „DayZ” jest trudnym tematem w środowisku gier, u wielu wywołuje furię wynikającą z niespełnionych oczekiwań. Ponadto nie oferuje nic świeżego. Jeżeli jednak jesteś fanem walki o przetrwanie i niestraszny ci powolny proces produkcyjny lub wierzysz w ideę twórców, to tytuł może zapewnić kilkanaście godzin rozgrywki w gronie przyjaciół. Obiecująca rozgrywka Apokalipsa zombie to motyw bardzo mocno osadzony w kulturze. Od czasu do czasu pojawiają się nowe sposoby przedstawienia tej wizji końca świata. Takie podejście przyświecało pracom nad „DayZ”. Produkcja miała być symulatorem przetrwania w nieprzyjaznym środowisku. Możemy wędrować po mapie o powierzchni 250 kilometrów kwadratowych, gromadzić zapasy, ukrywa się w lasach i zbiera sprzęt po rozsianych na mapie wioskach. Ryzyko spotkania innego gracza jest większe, gdy zbliżamy się do stref zurbanizowanych śmierć zaś jest ostateczna. Gdy giniemy, tracimy wszystko. Brutalne zasady rozgrywki znalazły wielu zwolenników. Interakcja pomiędzy graczami była nieograniczona żadnymi zasadami. W trakcie rozmowy ktoś mógł zaatakować nas, dźgnąć nożem w plecy, strzelić w głowę. Taka dynamika i nieoczywistość zdarzeń dodawały każdemu spotkaniu z innym graczem dreszczyku emocji, czasem wręcz uczucia pulsującej w uszach krwi i podniesionego tętna, gdy nasz ekwipunek zbierany przez kilka godzin, a nawet dni był zagrożony. Tak zaczęły się rodzić ciekawe historie graczy, a zapewne niejeden student psychologii znalazłby wśród tej społeczności ciekawy materiał do badań. Zdarzenia losowe dostarczały niebywałych wrażeń i nigdy nie mogliśmy być pewni, czy kolejne podejście do przetrwania w świecie zniszczonym przez zombie będzie takie samo. Z czasem wprowadzono pojazdy, nakazano dbanie o kondycję naszego awatara, zapewniając mu jedzenie, picie i ubranie. Należało bardzo delikatnie obchodzić się z bohaterem, aby nie zginąć smutną śmiercią z zimna albo głodu. Ta walka o przetrwanie stanowiła kolejną interesującą trudność w grze, która dodawała smaku. Fakt, że wodą bądź zgniłym jedzeniem można uśmiercić postać, sprawiał, że każdą pomarańczę obracaliśmy kilka razy w dłoniach. Gracze zaczęli też polować. Wykorzystując możliwość przelewania cieczy do butelek, bardzo często tworzyli pułapki na niedoświadczonych ocalałych. Zalewali manierkę wybielaczem i zostawiali w jednym z budynków. Kilka godzin czekania na ofiarę kończyło się łatwym łupem. Zombie również nie ułatwiały życia. Najmniejszy szmer, nie wspominając nawet o wystrzale z broni palnej, ściągał nam na głowę pół miasteczka umrzyków. Walka z nimi nie należała do najłatwiejszych. Aby pobawić go życia pozagrobowego, należało uszkodzić jego mózg. Takie elementy sprawiały, że granie z książką "Zombie Survival Guide" autorstwa Maxa Brooksa na biurku nabierało sensu. „DayZ” miało być idealnym symulatorem przetrwania dla fanów „The Walking Dead, Johna Romero czy umrzyków ogólnie. No właśnie, miało… Pomysł dobry, ale… Wersja samodzielna na podstawie modyfikacji „Army II” o powyższych założeniach wydawała się czymś wspaniałym. Pierwsze zapowiedzi z 2012 roku sygnalizowały pojawienie się tytułu we wczesnym dostępie w 2013 roku na platformie Stream. Rozbudzało to nadzieję na wydanie tytułu dzięki crowdfundingowi, jaki otrzymali twórcy po wprowadzeniu swojego niedokończonego tytułu. Cena była wywindowana jeszcze bardziej niż oczekiwania społeczności względem tytułu. Coś jednak poszło nie tak jak powinno. Stadium na 2018 rok „DayZ Standalone” po pięciu latach we wczesnym dostępie nie ma już społeczności, nie jest też specjalnie rozwijane i dalej tkwi w wersji testowej. Każdy kolejny rok to czas rozczarowań, a nie spełnionych obietnic. Po przeniesieniu gry na inny silnik twórcy zyskali nowe możliwości, jednak tytuł nadal nie ruszył z miejsca. Dobry system strzelania i realistyczna grafika, małe elementy składowe budujące immersje są tutaj w dużej ilości, dlatego w grze można przepaść na kilka godzin. Gracz poczuje się jak podczas apokalipsy zombie, będąc jedynym ocalałym na Ziemi, choćby dlatego, że serwery wieją pustkami. Rozgrywka jest ciekawa, lecz już bez dreszczyku emocji, jaki towarzyszył jej podczas okresu świetności. To on sprawiał, że nawet największe niedociągnięcia można było wybaczyć. Nawet najwierniejsi fani nie mogli zaakceptować coraz wolniejszych patchy i albo wracali do moda, albo przenosili się na inne tytuły. Kolejnym ciosem dla tytułu był brak zainteresowania międzynarodowych twórców na YouTubie. Śmierć pięknej idei „DayZ Standalone” miało zapewnić multiplayerową piaskownicę dla fanów przetrwania, zombie, zarządzania postacią i jej potrzebami, a ponadto pozwoli budować schronienia. Nie prowadzić za rękę, niczego nie ułatwiać mikropłatnościami. W zamian za 3 miliony sprzedanych kopii w cenie 27 euro żaden z kupujących nie otrzymał tego, za co zapłacił, a problemy finansowe studia stają się coraz bardziej widoczne. Resztka wiernych fanów powoli się wykrusza, a my obserwujemy śmierć dawnego króla survivali. Alternatywa „DayZ Standalone” zapoczątkowało erę wspaniałych produkcji, których twórcy uczyli się na błędach poprzednika. To spowodowało powstanie gatunku battle royale i takich gier jak PUBG czy „Fortnite”. Oba tytuły wyciągają to, co najlepsze z gatunku, i serwują solidną dawkę adrenaliny. Gra „DayZ” jest dostepna na: PC Minimalne wymagania sprzętowe: * System operacyjny: Windows Vista (SP2) lub Windows 7 (SP1) * Procesor: Intel Core 2 Duo 2,4 GHz lub dwurdzeniowy AMD Athlon 2,5 GHz * Pamięć operacyjna: 2 GB * Karta graficzna: 512 MB pamięci (Nvidia GeForce 8800 GT, AMD Radeon HD 3830 lub Intel HD Graphics 4000) * Karta dźwiękowa: kompatybilna z DirectX * Dysk twardy: 10 GB wolnej przestrzeni Rekomendowane wymagania sprzętowe: * System operacyjny: Windows 7 (SP1) * Procesor: Intel Core i5-2300 lub AMD Phenom II X4 940 * Pamięć operacyjna: 4 GB * Karta graficzna: 1 GB pamięci (Nvidia GeForce GTX 560 lub AMD Radeon HD 7750) * Karta dźwiękowa: kompatybilna z DirectX * Dysk twardy: 10 GB wolnej przestrzeni na podstawie pclab.pl
„DayZ” – recenzja gry
Lato to piękny czas. Czekamy na nie z utęsknieniem. Słońce, plaża, grille na świeżym powietrzu, spacery i odpoczynek. Jest jednak coś, co skutecznie zakłóca wakacyjny spokój. Bzyczące, latające i kłujące komary. Latające przy uchu i wkłuwające się w skórę – zmora ciepłych miesięcy. Ze względu na ciepłe zimy jest ich coraz więcej i trzeba sobie z nimi jakoś radzić. Na szczęście są na to sposoby i to skuteczne. Poza tym, że skuteczne, również zdrowe dla organizmu, a nawet najmłodszych, o których należy troszczyć się w szczególności. Oto najpopularniejsze metody na walkę z komarami. Spraye przeciw komarom Najpopularniejsze w walce z komarami są spraye. Nie pachną zbyt ładnie, ale mają moc odstraszania niechcianych owadów. Występują w rozmaitych formach. Dostępne są w aluminiowych czy plastikowych opakowaniach o różnych pojemnościach. Kosztują kilkanaście złotych. Lepiej zdecydować się na zakup niewielkich opakowań, ponieważ ich przydatność wynosi rok od otwarcia i pierwszego użycia. Spraye należy aplikować na skórę z odległości około 30 cm. Pamiętać należy o tym, aby unikać kontaktu ze słońcem w momencie, kiedy na skórze ma się warstwę ochronną w postaci sprayu przeciwko komarom. Z rozwagą należy nakładać je na skórę dzieci. Do tego przeznaczone są środki przeciwko komarom dla dzieci. Spraye na komary są najskuteczniejsze w działaniu. Ich gorzki posmak sprawia, że komary niechętnie siadają na skórze popsikanej takim specyfikiem. Opaski na komary Są osoby, które unikają stosowania sprayów przeciwko komarom, uznając je za szkodliwe. Oczywiście są one przebadane i nic nam nie grozi, ale u niektórych mogą wywoływać reakcje alergiczne. Wówczas lepiej wyposażyć się w opaskę przeciw komarom. Taka silikonowa opaska dostępna jest w różnych kolorach. Ma delikatnie cytrynowy zapach, który odstrasza komary. Opaska działa do momentu, aż zapach nie wywietrzeje, wówczas traci swoją skuteczność i konieczna jest jej wymiana. Kosztują kilka złotych za sztukę. Są idealne dla najmłodszych. Chronią przed ukąszeniami i stanowią ciekawy gadżet, który podoba się dzieciom i dorosłym. Mogą być noszone nawet wtedy, gdy straciły już swoje właściwości. Preparaty przeciwko komarom do gniazdka box:video Dobrą opcją, szczególnie na noce, są preparaty w formie płynu, które zamknięte zostały w specjalnych urządzeniach, które włącza się do prądu i pod wpływem ciepła zaczynają działać. Należy pamiętać, że tego typu produkty lepiej umieszczać w gniazdkach w przedpokoju niż w sypialni. Mogą niekorzystnie wpływać na sen. Takie urządzenia to koszt kilkunastu złotych. Warto je też wyłączać w dzień, kiedy komary są mniej żywotne niż wieczorem i nocą. Wówczas preparat starczy na dłużej, a my będziemy mogli spać spokojnie. Urządzenia ultradźwiękowe przeciw komarom Urządzenia tego typu działają podobnie jak wtyczki z preparatami, ale nie ma w nich płynów, ani płytek przeciw komarom. Po podłączeniu do prądu wytwarzają ultradźwięki, które odstraszają komary. Takie urządzenia są doskonałe, jeśli w domu są maleńkie dzieci. Wówczas warto wybrać sprzęty przeznaczone dla najmłodszych, które działają na baterie. Ultradźwięki przeciwko komarom kosztują kilkadziesiąt złotych, ale działają one bez zarzutu, skutecznie odstraszają owady i co ważne są bezpieczne dla dzieci. Świeczki i pochodnie przeciw komarom Latem często przebywa się na działkach i organizuje spotkania na świeżym powietrzu. Przychodzi też taka godzina, kiedy miłe chwile przerywa brzęczenie komarów. Wówczas warto sięgnąć po rozwiązanie, które je odstraszy. Zapachowe świece i pochodnie wytwarzają nielubianą przez komary woń, dzięki czemu owady uciekają. Zapachy te nie szkodzą ludziom, wręcz bywają przyjemne. Woń cytryny czy wanilii nie jest drażniąca dla węchu człowieka, a komary skutecznie odstrasza.Walka z komarami bywa trudna, ale mając odpowiednią broń na niechciane owady, można sobie z nimi poradzić. Wystarczy sięgnąć po odpowiednie preparaty.
Sezon na komary – jak z nimi walczyć? Przegląd specyfików na uciążliwe moskity
Pierwszy raz na siłowni może wprowadzić początkującą osobę w zakłopotanie i sprawić, że poczuje się zagubiona. W głowie zaczyna pojawiać się pytanie, od czego zacząć: ćwiczyć całe ciało czy skupić się na poszczególnych jego partiach? Trening ogólnorozwojowy Trening ogólnorozwojowy polecany jest osobom, które do tej pory z aktywnością fizyczną nie miały zbyt wiele wspólnego. Jeśli więc nie uprawialiście żadnego sportu, to jest coś dla was. Polega on na wykonywaniu ćwiczeń ogólnorozwojowych, bez skupiania się na poszczególnych mniejszych grupach mięśni. W trakcie takiego treningu należy wypracować prawidłową technikę wykonywania ćwiczeń. Trenujemy bez obciążeń lub ewentualnie z niewielkimi ciężarami. Taki trening powinien trwać około 12 tygodni, przy założeniu, że siłownię odwiedzamy co najmniej trzy razy w tygodniu. Po każdym dniu na siłowni trzeba zrobić jeden dzień przerwy na regenerację organizmu. Nie można od razu zaczynać bardzo intensywnie ćwiczyć, gdyż nasz organizm nie jest do tego przygotowany. Jeżeli czujemy, że mięśnie po pierwszym tygodniu są zmęczone, możemy zrezygnować na początku z jednego treningu i chodzić tylko dwa razy w tygodniu na siłownię. Jak każdy trening, tak i ten ogólnorozwojowy powinien rozpocząć się rozgrzewką. Dobrym pomysłem będzie tutaj bieg lub spacer na bieżni albo ćwiczenia na orbitreku czy jazda na rowerku. Rozgrzewka powinna trwać około 15 minut. Właściwą część treningu rozpoczynamy od ćwiczeń złożonych, czyli takich, które angażują dużą ilość mięśni, np. wyciskanie, podciąganie się na drążku lub pompki na poręczach. Później nadchodzi czas na ćwiczenia bardziej dokładne, tzw. izolowane, podczas których pracuje tylko jeden mięsień. Są to np. rozpiętki, unoszenie ramion z hantelkami czy ćwiczenie na triceps z wykorzystaniem wyciągu górnego. Na zakończenie należy wykonać ćwiczenia rozciągające. Trening na poszczególne partie mięśni Kiedy nasza kondycja się poprawi i trening ogólnorozwojowy przestanie nam wystarczać, powinniśmy podzielić go tak, by w poszczególne dni ćwiczyć tylko daną partię mięśni. Taki system daje lepsze efekty i pozwala na wymodelowanie tych partii, na których najbardziej nam zależy. Trening na poszczególne partie mięśni polega na wykonywaniu każdego dnia ćwiczeń na daną grupę mięśni, czyli jednego dnia robimy nogi, drugiego dnia – brzuch i plecy, trzeciego dnia – klatkę piersiową i ręce. Następnie należy dać czas na regenerację mięśni. Na początku rozpocznijmy trening z małymi obciążeniami i stopniowo, wraz z rozrostem mięśni i ich siły, zwiększajmy obciążenia. Tutaj sprawdzą się wszelkiego rodzaju maszyny, które znajdziemy na siłowni, np. atlasy, wyciągi, ławeczki oraz wszystkie pozostałe. Na każdym takim sprzęcie jest dokładna instrukcja pokazująca jak ćwiczyć i które mięśnie pracują podczas wykonywania danego ćwiczenia. Podczas treningu na poszczególne partie mięśni nie wolno zapomnieć o rozgrzewce, która jest bardzo ważna. Tak jak w przypadku treningu ogólnorozwojowego może nią być bieg na bieżni, wiosłowanie na wioślarzu (sprawdzi się idealnie w przypadku dnia treningu rąk i pleców) czy skakanka. To, który trening wybierzemy, zależy od naszego doświadczenia. Każdy z nich ma swoje zalety: ten ogólnorozwojowy pozwala poprawić kondycję i wydolność organizmu, natomiast ten na poszczególne partie mięśni da nam możliwość wymodelowania sylwetki.
Trening ogólnorozwojowy czy na poszczególne partie mięśni?
Rozważasz zakup swojego pierwszego wibratora, a może chcesz wybrać coś, co uzupełni twoją kolekcję? Niezależnie od tego, do której grupy należysz, ten miniprzewodnik powinien ułatwić ci decyzję. Zanim wybierzesz wibrator doskonały, warto zastanowić się nad kilkoma kwestiami. Oferta ich jest tak duża, że może przyprawić o zawrót głowy. A jeśli na zakup nowego erotycznego gadżetu chcesz przeznaczyć większą kwotę, wybór tym bardziej powinien być przemyślany. To ważne także dlatego, że decydujesz się na przyjaciela, z którym spędzisz wiele wspólnych chwil – oby były jak najprzyjemniejsze! Czy w ogóle go potrzebujesz? Pewnie nie byłby tą jedyną rzeczą, którą zabrałabyś na bezludną wyspę, ale w wielu sytuacjach może ułatwić i umilić życie. Komu więc przyda się wibrator? Na pewno to dobry gadżet dla singielek – działa szybko, niezawodnie, można na nim polegać. Pary, które są ze sobą już jakiś czas, też skorzystają z jego dobrodziejstw, bo z wibratora mogą korzystać także we dwoje, jako że wzmaga podniecenie, pomaga odkryć nowe doznania, otwiera na erotyczne nowości. Wiele pań, zwłaszcza tych, które łatwiej osiągają orgazm łechtaczkowy, wręcz nie wyobraża sobie idealnego seksu z partnerem bez dodatkowej stymulacji za pomocą wibratora. Oczywiście wibrator to nie magiczny przedmiot, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odmieni życie erotyczne, ale warto wspomóc się nim i sprawdzić, czy dobrze wam razem. Do czego potrzebny ci wibrator Znasz swoje ciało i wiesz, co sprawia ci największą przyjemność, a więc przemyślałaś, do czego będziesz używać wibratora. Podstawowy podział tych gadżetów dotyczy części ciała, które będą stymulowane. Są więc poręczne, najczęściej niewielkie wibratory łechtaczkowe – gładkie lub z wypustkami. W końcówki do stymulacji łechtaczki są wyposażone także niektóre wibratory waginalne, które zwykle mają podłużny kształt, zaokrągloną główkę i także mogą być wyposażone w różnego rodzaju wypustki oraz żłobienia odpowiadające za silniejsze i bardziej zróżnicowane doznania. Kolejnym typem są wibratory punktu G, których najważniejszą cechą jest specjalne wygięcie końcówki pozwalające na stymulację dokładnie tego obszaru pochwy. Ostatnim rodzajem są stymulatory analne, odpowiednio wyprofilowane i z szeroką podstawą – to bardzo ważne, gdyż zapobiega przed przypadkowym „wchłonięciem” wibratora. Rynek oferuje także całkiem spory wybór hybryd, czyli gadżetów nadających się do jednoczesnej stymulacji dwóch obszarów, jak wspomniane wibratory waginalno-łechtaczkowe czy waginalno-analne. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Jak dopasować wielkość wibratora Rozmiar podobno nie ma znaczenia, ale w przypadku wibratorów waginalnych i analnych warto jednak trochę pomierzyć. Pochwa i odbyt wprawdzie są elastyczne i potrafią dopasować się do nawet dużych członków, jednak polecam takie dobranie wibratora, by korzystanie z niego było komfortowe i bezpieczne. Jeśli nie potrafisz ocenić tego bez dokonania pomiarów, zrób test ogórka. Wybierz dorodny okaz, a potem wypróbowuj go i obieraj do tego momentu, aż będzie idealnie pasował. Zmierz jego obwód i podobnego wibratora szukaj w sieci. Siła drgań – supermocna czy delikatna? box:imageShowcase Jeśli to twój pierwszy gadżet tego typu, radzę wybrać model o niezbyt silnych wibracjach – pozwoli ci przyzwyczaić się do nowego typu stymulacji. Wibratory zasilane ładowarką dają zazwyczaj mocniejsze drgania niż te na baterie. Jeśli jednak wiesz, że lubisz mocny, szybki dotyk, możesz od razu rzucić się na głęboką wodę. Dobrym pomysłem są z pewnością stymulatory z regulowanym zakresem wibracji, najlepiej za pomocą pilota. Wygląd neutralny czy anatomiczny? Zdecydowanie nie powinna to być najważniejsza kwestia przy wyborze wibratora, ale bardzo ważne jest to, by nowy gadżet podobał ci się także wizualnie. Wolisz wibratory do złudzenia przypominające członek czy może bardziej podobają ci się bajecznie kolorowe zabawki o oryginalnych, fantazyjnych kształtach z dodatkowymi wypustkami, zbudowane z połączonych ze sobą kulek lub w formie… zwierzątek? Jakość ważna dla każdej z nas Ponieważ wibrator będzie dotykał części intymnych, w tym śluzówki, powinien być wykonany z bezpiecznych dla zdrowia materiałów. Należą do nich silikon medyczny oraz plastik typu ABS. Tylko w tych przypadkach będziesz mieć pewność, że twój gadżet jest hipoalergiczny, nietoksyczny i pozwalający na utrzymanie higieny. Szerokim łukiem omijaj przedmioty z materiałów zawierających ftalany, które mogą powodować reakcje alergiczne, zaburzać płodność, a nawet przyczyniać się do uszkodzenia nerek czy wątroby. Jakość kosztuje, ale wyższa cena gwarantuje estetyczny wygląd gadżetów, trwałość, a przede wszystkim bezpieczeństwo, a na tym zdecydowanie nie można oszczędzać.
Anatomia czy klasyka? Dobierz wibrator idealny dla siebie!
Zima powoli ustępuje miejsca wiośnie, którą witamy także w naszych szafach. Zamieniamy grube kurtki i czapki na wiosenne płaszcze i kaszkiety. W modzie dziecięcej są one niezwykle ważne, bowiem oprócz ich estetyki liczy się także praktyczność. Czapeczki dla maluszków Dla najmłodszych dzieciaczków najlepiej wybierać czapeczki, które nie będą zsuwały się im na oczka, ale też takie, których sami zbyt szybko się nie pozbędą. Dobrym rozwiązaniem są zatem czapeczki wiązane pod bródką. Zwykle mają krótkie wypustki, które osłaniają uszka, czasem mogą mieć miękki, materiałowy daszek o niewielkich rozmiarach. Świetnie sprawdzą się w sezonie wiosennym, bowiem chronią główkę przed chłodnym wiatrem, ale jej nie przegrzewają. Wśród tego rodzaju czapeczek największą popularnością cieszą się te w paseczki oraz o jednolitym kolorze z niedużą naszywką lub nadrukiem. Modne są także czapeczki z postaciami z bajek, np. Kubusiem Puchatkiem czy Myszką Miki. Czapeczki wiązane pod bródką sprawdzą się zarówno dla niemowląt, jak i dla dwu-, a nawet trzylatków. Za wiązaną czapeczkę zapłacimy od 16 do 29 zł. Klasyczne fasony Rodzice chętnie sięgają też po sprawdzone, klasyczne fasony czapek, a więc tradycyjne czapeczki bez daszków, nakładek zasłaniających uszy czy sznurków. Pasują zarówno do kurtek, jak i płaszczyków. Najczęściej wybierane są czapeczki bawełniane z modnymi nadrukami, np. dużymi, zabawnymi oczami, Minionkami lub uroczym napisem. Ich zaletą jest uniwersalność oraz wygoda. Nie mają odstających elementów, łatwo więc na nie nasunąć kaptur. Kupując czapkę dla synka, dobrze jest pozwolić mu na wybór wzoru, który spodoba mu się najbardziej. Wciąż na topie jest ciuchcia Tomek oraz motywy z samochodami, motocyklami i dinozaurami. Czapki z daszkiem Wiosenne spacery i zabawy na świeżym powietrzu to także moda wśród czapek z daszkiem. Są one nieodzownym elementem każdej chłopięcej garderoby, bo nie tylko ciekawie się prezentują, ale są też praktyczne. Wiosną dobrze jest wybierać takie modele, które nie mają siateczkowego tyłu, lecz są podszyte materiałem chroniącym głowę przed utratą ciepła. Większość czapek z daszkiem odsłania dziecku uszy, dlatego warto po nie sięgać w cieplejsze dni. Do najmodniejszych czapek z daszkiem należą te z ciekawymi nadrukami, np. znakiem Batmana bądź Supermena czy nawet z samym Spidermanem. Hitem są czapki z Minionkami oraz postaciami z Minecraft. Dla miłośników piłki nożnej można wybrać czapkę w barwach ulubionego klubu. A dla amatorów bajek warto sięgnąć po czapkę z ulubionymi bohaterami, np. Złomkiem, Zygzakiem czy Dustym z bajki Samoloty. Ceny czapek z daszkiem to przedział od 15 do 49 zł. Czapki beanie Pod tą nazwą kryje się klasyczna czapka z nieco dłuższym tyłem (podobna do tej w fasonie krasnala), który można układać na różne sposoby. Czapki beanie są niezwykle modne w tym sezonie, zarówno wśród nakryć głowy dla dorosłych, jak i dziewczynek oraz chłopców. Dla tych ostatnich sprawdzą się jednokolorowe czapki, które można ozdobić ciekawą naszywką, ale też czapki w paski lub moro. Te ostatnie doskonale prezentują się w połączeniu z kominem moro i pasują do większości kurtek. Spośród jednokolorowych czapek prym wiodą te o mało spotykanych wśród dziecięcej odzieży kolorach, np. musztardowym, khaki czy grafitowym. Czapki dresowe Czapki dresowe to hit sezonu wiosennego i jesiennego. Świetnie współgrają zarówno z bluzami, bezrękawnikami, jak i kurtkami. Dobrym wyborem są komplety składające się z czapki dresowej i komina. Wyróżnia je przede wszystkim nowoczesne wzornictwo. O ile beanie prezentują się genialnie w gładkich kolorach, o tyle czapki dresowe nie powinny być gładkie. Hitem są powtarzające się gęsto wzory ciemne na jasnym tle i na odwrót. Na topie są zwłaszcza koty, rowery, okulary, sowy, napisy przypominające pomiętą gazetę, zebry i gwiazdki. Czapki dresowe świetnie sprawdzą się w sezonie wiosennym, letnim i jesiennym. Za komplet, wraz z kominem, zapłacimy ok. 39 zł. Czapki handmade Oprócz czapek dresowych, które w większości są robione ręcznie przez miłośniczki sztuki krawieckiej, modne są wiosenne czapeczki robione na szydełku lub szyte z bawełny. Wyróżnia je przede wszystkim ich unikalność i wiosenny, dziecięcy urok. Czapki robione na szydełku to prawdziwa kopalnia zwierzakowych wzorów, znajdziemy wśród nich pieski, misie, kotki i małpki – wszystkie z długimi, odstającymi uszkami. Będą świetnym wyborem zwłaszcza dla najmłodszych pociech. Dla starszaków, które niekoniecznie chcą chodzić w uroczych żabko-czapkach, proponowane są dwustronne czapki i kominy z minky i dresu. Jedna strona to jednokolorowy minky, druga – ciekawe wzory dresowej warstwy. Są one niezwykle lubiane przez mamy i dzieci już kolejny sezon, dlatego tej wiosny nie może ich zabraknąć również u ciebie.
Wiosenne czapeczki dla chłopca
Biała pizza to bardzo prosta i smaczna w przygotowaniu potrawa. Dodatek lekko ostrej rukoli sprawi, że pokochacie to połączenie. Składniki: Ciasto na pizzę 300 g sera żółtego 200 g mozzarelli 80 g rukoli świeżo mielony pieprz oliwa Krok po kroku: Ciasto rozwałkowujemy na bardzo cienkie placki. Ścieramy na nie ser i zapiekamy w 250 stopniach aż się rozpuści i przypiecze. Trwa to około 10 minut. Przed podaniem sypiemy pieprz i nakładamy rukolę. Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia.
Biała pizza z serem pleśniowym i rukolą
Miasteczko Mamoko to nie jest zwykłe miasto. A takie nieprzeciętne miasto ma również nadzwyczajnych mieszkańców. Swój dom ma w nim wiele kolorowych, zwierzęcych postaci – między innymi żółw Gerwazy Skorupko, królicza rodzina Hyców, zebra Aleksander Pasek i świnka Zofia Ryjek. Wszyscy mają bardzo dużo na głowie, całe Mamoko tętni życiem. Żeby to wszystko dojrzeć trzeba naprawdę (zgodnie z nazwą tytułowego miasteczka) mieć oko! Seria książeczek dla dzieci składa się bowiem z samych ilustracji, nie ma w nich tekstu. Aleksandra i Daniel Mizielińscy, małżeństwo grafików, stworzyli obrazkowe historie, popularne na całym świecie. Seria o Mamoko, która wyszła spod ich ołówków, długopisów i innych przyrządów, czaruje nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Ilustracje są niezwykle szczegółowe, na każdej dwustronicowej planszy znajduje się kilkadziesiąt postaci i kilkadziesiąt scenek, na których podstawie rodzice mogą opowiadać dzieciom historie – takie, jakie podpowiada im wyobraźnia. Opowieści można tworzyć również wspólnie z małymi czytelnikami – w książkach nie ma tekstu, więc nie ma także ograniczeń dla maluchów, które nie potrafią jeszcze samodzielnie oddać się lekturze. Dzieci mogą również samodzielnie przeglądać książkę, dając się ponieść własnej fantazji. Ilustracje rozwijają kreatywność, pozwalają również na najróżniejsze zabawy – wyszukiwanie szczegółów, odnajdywanie tej samej postaci w kilkunastu miejscach (nie tylko w obrębie jednej książki, ale wszystkich z serii), czy wskazywanie podobnych kolorów i rekwizytów. Podstawą serii o tym niecodziennym miasteczku są trzy książki: Miasteczko Mamoko, Dawno temu w Mamoko oraz Mamoko 3000. Miasteczko Mamoko Obrazkowe historie przedstawione w tej książeczce są podobne do tych, które mali czytelnicy znają z rzeczywistości – zakupy, wizyta u dentysty, odlatujący balonik, zajęcia tańca, podróż pociągiem czy wizyta na diabelskim młynie. Wszystko to odbywa się w miasteczku zwierząt, co sprawia, że mimo tego, że przygody bohaterów są całkiem realne, scenki są zabawne i bajkowe, jak na przykład zebra wyprowadzająca swojego psa na spacer. Dzieją się tutaj też bardziej niezwykłe rzeczy – kosmici przylatują z aparatem fotograficznym i mapą zwiedzić Mamoko. Dzień z życia miasteczka kończy się efektownym pokazem fajerwerków i przyjęciem urodzinowym Ignacego Masełko. Dawno temu w Mamoko Ta część opowieści o Mamoko pokazuje miasteczko w czasach, kiedy na dworze rządzili królowie, a królestw tych strzegli dzielni rycerze. Na pierwszej planszy znajduje się wioska, w której mieszkańcy pracują – ktoś orze pole, a kto inny podkuwa konia. Mieszka tutaj też czarownica w domku na kurzej łapce, czarodziej i smok. Znajomi kosmici również pojawiają się z wizytą. Smok porywa króla, więc w zamku na chwilę zapanował chaos. Na szczęście sytuacja szybko zostaje opanowana, król lew Władysław III, która dba o swoich poddanych, wyprawia więc wielką ucztę oraz turniej rycerski, na który zaprasza całe Mamoko. Mamoko 3000 Tym razem przenosimy się z bohaterami do roku 3000. Futurystyczna wizja Aleksandry i Daniela Mizielińskich jest kolorowa i wesoła. W Mamoko przyszłości są sklepy i domy, ale wszystko wygląda bardzo nowocześnie. Można tutaj zobaczyć nietypowe pojazdy, kosmiczny park, rozrywki z przyszłości, centrum handlowe, wyścigi rakiet i naukowców, którzy projektują ogromnego robota. Książki wydane są w dużym formacie, na sztywnych stronach, dzięki czemu można przeglądać je wiele razy, nie ulegną wygnieceniu czy innym uszkodzeniom. Dzięki takiej formie można je również postawić i wspólnie z dziećmi przyglądać się kolorowym bohaterom. Książki są odpowiednie dla małych czytelników w dosyć sporym przedziale wiekowym – od chwili, kiedy będą potrafili skupić się na trochę dłużej na obrazkach aż do momentu, w którym wyrosną z przyglądania się przygodom zwierzaków. Seria obrazkowych opowieści o Miasteczku Mamoko czaruje pomysłowością i swoją piękną, wizualną stroną. Mimo tego, że na ilustracjach wiele się dzieje, obcowanie z książką nie wywołuje uczucia chaosu ani u dzieci, ani u dorosłych. Poszczególne plansze mają swój przewodni motyw treściowy, ale i kolorystyczny, co pozwala tego uniknąć. Warto sięgnąć po te pozycje i zapoznać się z nieszablonowymi domownikami Mamoko, aby rozwijać inwencję twórczą dzieci i przy okazji dobrze się przy tym bawić. A na tych, którzy polubią Zofię Ryjek, Matyldę Sweterko i Kacpra Szczeka czekają kolejne pozycje Aleksandry i Daniela Mizielińskich związane z miasteczkiem – książki obrazkowe poświęcone liczbom, literom i rzeczom, które mogą przydarzyć się w mieście – Mam oko na liczby, Mam oko na litery orazMam oko na miasteczko. Źródło okładki: www.wydawnictwodwiesiostry.pl
Miasteczko Mamoko – miasto (dla) wyobraźni
Siedzenie przez większość dnia nie jest wskazane. Dni spędzane za biurkiem są mocno obciążające dla naszego kręgosłupa. Warto o tym pomyśleć i postarać się odwrócić skutki ciągłego siedzenia. Można to zrobić, regularnie wzmacniając mięśnie grzbietu i mięśnie przykręgosłupowe. Długotrwałe siedzenie może mieć wiele nieprzyjemnych konsekwencji. Ból w odcinku lędźwiowym lub piersiowym kręgosłupa to jedna z najbardziej nieprzyjemnych dolegliwości. Może być ostry i promieniować do kończyn. Warto pomyśleć o tym w porę i regularnie ćwiczyć. Możesz ćwiczyć w domu na macie. Wystarczy 15–20 minut, żeby poczuć różnicę w samopoczuciu. Najlepiej ćwiczyć rano, kiedy ciało jest wypoczęte. Jak ćwiczyć? Ubierz się wygodnie – w koszulkę i legginsy. Możesz ćwiczyć na boso. Zacznij od ćwiczeń oddechowych, a następnie delikatnie rozgrzej mięśnie, wykonując krążenia stawów. Przeciągnij się i przejdź do wykonania kilku prostych i bardzo skutecznych ćwiczeń. Koci grzbiet To jedno z najlepiej znanych ćwiczeń, które działa dobrze na mięśnie grzbietu. Ustaw się na macie w klęku podpartym. Z wdechem dolny odcinek kręgosłupa wpychamy mocno w podłogę, aby dolny odcinek kręgosłupa był wklęsły. Głowę w tym samym czasie unosimy do góry. Zostań w pozycji kilka sekund, a wydychając powietrze, schowaj głowę między ramionami i wypchnij cały kręgosłup do góry. Powinien powstać tzw. koci grzbiet. Powtórz ćwiczenie 10–12 razy we własnym tempie. W tym ćwiczeniu pracuje cały kręgosłup. Napięcia rozłożone są symetrycznie, mięśnie mogą się rozluźnić. Wykonując ćwiczenie regularnie, wzmacniamy mięśnie, a dzięki dobrej pracy nad oddechem możemy się wyciszyć i zredukować napięcie wywołane przez stres. W czasie ćwiczeń możesz wspomóc się dodatkowo muzyką relaksacyjną. Na macie możesz rozłożyć koc, który będzie przyjemniejszym podłożem do ćwiczeń. Naprzemienne unoszenie tułowia i nóg W leżeniu przodem na brzuchu ułóż ramiona na wysokości barków. Powinny być zgięte w łokciach. Z wdechem unieś tułów do góry, wytrzymaj w pozycji około 5–7 sekund, głowa cały czas powinna znajdować się na przedłużeniu kręgosłupa, a wzrok ma być skierowany w podłogę. Dzięki temu unikniesz przeciążenia mięśni w odcinku szyjnym kręgosłupa. Z wdechem wróć do leżenia. Następnie z kolejnych wdechem unieś do góry nogi, nie odrywając tułowia. Wytrzymaj w pozycji około 10 sekund. Wróć do leżenia. Całość powtórz 10 razy. Unikaj odrywania tułowia i nóg od maty w jednym momencie. Powoduje to bardzo duże napięcie mięśni w odcinku lędźwiowym. Dla utrudnienia ćwiczenia możesz trzymać w dłoniach lekkie hantle 1,1–5 kg. Na kostki można złożyć obciążniki albo wspomóc się taśmą do ćwiczeń. Mięśnie brzucha Mocne mięśnie core, czyli mięśnie głębokie, a także mięśnie brzucha są konieczne do zachowania prawidłowej, zdrowej sylwetki. Dbając o nie, zapewnisz sobie lepszy wygląd, ale też samopoczucie i zdrowie. Mięśnie brzucha są podporą organizmu. Warto o nie dbać przez cały rok, a nie tylko przed wakacjami. Jak ćwiczyć mięśnie brzucha? Można robić brzuszki z obciążeniem, ale nie jest to najskuteczniejsze ćwiczenie, ponieważ dodatkowo mocno obciąża odcinek szyjny kręgosłupa. Lepiej zdecydować się na klasyczne brzuszki, ale nie powinno to być jedyne wykonywane ćwiczenie. Można posiłkować się sprzętem do robienia brzuszków albo beretem, który stworzy niestabilne podłoże do ćwiczeń. Dzięki temu będą one skuteczniejsze. Najlepiej jednak skupić się na systematycznym robieniu planka, czyli deski. Plank angażuje cała ciało. Mięśnie brzucha i mięśnie położone głęboko pracują bardzo intensywnie. Mimo że jest to ćwiczenie statyczne i nie wygląda groźnie, mocno daje w kość. Połóż się przodem na macie, podeprzyj się na łokciach i ułóż ciało w jednej linii. Spokojnie oddychając, wytrzymaj w pozycji 60 sekund. Na początku będzie to niemożliwe, ale po kilku tygodniach bez problemu wydłużysz ten czas. Dla utrudnienia możesz pomyśleć o dodatkowym obciążeniu i położyć na grzbiecie piłkę lekarską.
Trzy ćwiczenia do wykonania codziennie, jeśli chcesz uniknąć bólu kręgosłupa
Teoretycznie do gry w piłkę nożną wystarczy fragment pustej przestrzeni, nie zawsze musi być to nawet boisko, piłka i dobre chęci. Jednak osoby regularnie uprawiające futbol mają znacznie większe potrzeby. Zgodnie z nazwą dyscypliny, mecz nie odbędzie się bez piłki. Dokonując zakupu, trzeba wziąć pod uwagę, że futbolówki mają różne przeznaczenie, wielkość, a nawet materiał, z jakiego są wykonane. Na przykład w przypadku futsalu, czyli gry na hali, piłka musi niemal przylegać do podłoża. Osoby grające po kilka razy w tygodniu w amatorskich lub półprofesjonalnych drużynach wybiorą inny sprzęt do gier treningowych a inny do sparingowych meczów. Są nawet specjalne piłki juniorskie i dziecięce. Znacznik na koszulkę Naturalnie gracze mają do wybory produkty firm znanych na rynku: Nike, Adidas, Puma czy Select, jak i mniej sławnych producentów. Sporą popularnością cieszą się na przykład repliki futbolówek, którymi piłkarze grali na mistrzostwach świata. Cztery lata temu na imprezie w Republice Południowej Afryki furorę robiła sprawiająca duże trudności bramkarzom Jabulani, podczas tegorocznego czempionatu w Brazylii grano Brazucą. Obie wyprodukował Adidas. Dodajmy, że na każdy mecz, trening, koniecznie należy przynieść pompkę do piłki, koszt jej zakupu to kilka, maksymalnie kilkanaście złotych. Podstawowe akcesoria dla osób trenujących piłkę nożną lub grających w nią amatorsko powinny stanowić tzw. znaczniki. Pozwalają one, by zawodnicy po podziale na dwa teamy łatwiej rozróżniali swoich partnerów w zespole, bo w trakcie gry łatwiej kątem oka dostrzec kolegę występującego w jednolitym trykocie. Zazwyczaj jedna drużyna ma założone znacznikina koszulki, a druga nie. Koszt zakupu jednej sztuki to zazwyczaj kilka, kilkanaście złotych, ale warto nabywać je w kompletach. box:offerCarousel Poznaj drużynę po koszulce Jeśli mamy stały zespół i zamierzamy wystąpić w turnieju/amatorskiej lidze, warto kupić komplet strojów (koszulka, spodenki i getry) w takich samych barwach, a już co najmniej same koszulki. Niekiedy drużyny tworzą własny dobór kolorów, inne wzorują się na ulubionych drużynach czy reprezentacjach. Element rozpoznawczy danego piłkarza stanowi nie tylko numer, ale nazwisko lub ksywka z tyłu koszulki. Naturalnie, jeśli nie zamierzamy grać w zorganizowanych zawodach, do uprawiania piłki nożnej wystarczy zwykły T-shirt. Jednak wielu kopiących wybiera repliki znanych drużyn, kosztujące w oryginalnej wersji kilkaset złotych. Osoby występujące w amatorskich, jak i profesjonalnych ligach piłkarskich, chętnie sięgają po ochraniaczenakładane na piszczele. Być może dla niektórych gra w nich na początku będzie nieco mniej komfortowa niż dotychczas, jednak warto się w nie zaopatrzyć dla własnego zdrowia. Jeśli jednak gramy tylko rekreacyjnie z przyjaciółmi, raz czy dwa razy w tygodniu, to wydatek kilkudziesięciu złotych okaże się raczej zbędny. Rękawice dla bramkarza Bramkarze, szczególnie ci grający w piłkę nożną na powietrzu, powinni koniecznie nabyć rękawice. Przyczyniają się one do pewniejszego chwytu piłki, chronią również dłonie przed kontuzjami i skutkami mocnych strzałów. Przy zakupie należy zwrócić uwagę na wielkość dłoni (rozmiary są podawane w liczbach), jak i przeznaczenie sprzętu (trening, mecz). Oprócz „tradycyjnych” producentów w przypadku rękawic dla golkiperów cenione są również produkty firmy Reusch. Na hali profesjonaliści zazwyczaj nie korzystają z tego rodzaju pomocy, ale podczas amatorskich turniejów wielu bramkarzy ma tego rodzaju akcesorium. Ceny rękawic to zazwyczaj kilkadziesiąt złotych, ale można również nabyć droższe produkty. box:offerCarousel Jeśli spotkania z piłką nożną mają charakter regularnych treningów, a nie tylko meczów, warto pomyśleć o nabyciu pachołków – wyglądających jak słupek lub grzybek, płotków treningowych oraz małych bramek. Ma to szczególne znaczenie, jeśli zdecydowaliśmy się poświecić wolny czas na doskonalenie gry przez nasze dziecko. Do tego dochodzą takie „drobiazgi” jak opaska kapitańska na ramię, bidon, stoper (choć obecnie można go zastąpić telefonem komórkowym/smartfonem), a nawet manekin służący na przykład jako mur przy ćwiczeniu strzałów z rzutu wolnego.
Akcesoria dla miłośników piłki nożnej
Bank, kantor, poczta – te miejsca bez wątpienia kojarzą się z obracaniem dużą ilością gotówki. To właśnie tam najczęściej wykorzystywane są urządzenia, które ułatwiają pracę z banknotami i bilonem, czyli liczarki i sortery. Po takie udogodnienia sięgają także hipermarkety oraz inne duże firmy i przedsiębiorstwa. Osoby, które obracają pieniędzmi w firmach, doskonale wiedzą, jak nieocenione są liczarki banknotów czy sortery bilonu. Urządzenia te mają wiele przydatnych funkcji, dzięki którym ilość pomyłek podczas liczenia ograniczona jest do minimum. Bardzo dobrze radzą sobie także z rozpoznawaniem fałszywych nominałów. Poza podstawowymi funkcjami, które ma większość urządzeń, warto zwrócić uwagę także na dodatkowe opcje, które jeszcze bardziej usprawniają codzienną pracę. Podstawowe funkcjonalności liczarek Przy wyborze liczarki warto zwrócić uwagę na możliwość przełączania waluty, pojemność odbiornika i podajnika na pieniądze oraz maksymalną prędkość liczenia. Najważniejsze zadanie liczarek to oczywiście przeliczanie pieniędzy – banknotów lub monet – sumowanie lub odliczanie. Dobre urządzenia mają także system rozpoznawania sklejonych banknotów. Liczarki pozwalają sprawdzić autentyczność banknotów dzięki różnym metodom identyfikacji, m.in. UV, a w przypadku bilonu – na podstawie ich rozmiaru. Lepsze modele potrafią rozpoznać wielkości banknotów, co nie tylko umożliwia wyeliminowanie fałszywych pieniędzy, ale także pozwala wychwycić nominały, które nie powinny znaleźć się w pliku liczonej gotówki. Precyzyjne liczenie banknotów Ludger BTS 2XXX to jedna z najtańszych liczarek – można ją kupić za 595 zł. Ma sześć sposobów kontroli oraz sprawdzania autentyczności pieniędzy – od opcji potwierdzenia zabezpieczeń w promieniach UV, po wykrywanie obecności nośnika magnetycznego w farbie. Urządzenie potrafi także wychwycić na przykład rozerwane nominały w pliku banknotów. Liczarka Glover GC-10 jest jednym z mniejszych i łatwiejszych w obsłudze urządzeń do liczenia banknotów. Pojemność zasobnika to około 300 banknotów, natomiast odbiornika około 200. Umożliwia ręczny i automatyczny start liczenia. Jest to proste urządzenie i jedno z tańszych – dostępne w cenie od ok. 720 zł do 749 zł. Jedną z droższych liczarek banknotów jest Glover GC-250 VN – można ją kupić za ponad 6 000 zł. Urządzenie ma dwie kieszenie – jedną roboczą, a drugą na odrzucone banknoty (w zależności od wybranej opcji mogą to być banknoty na przykład fałszywe, uszkodzone, zabrudzone czy ułożone złą krawędzią). Liczarka automatycznie rozpoznaje waluty i nominały oraz numery seryjne. Liczy od 800 do 1 500 banknotów na minutę. box:offerCarousel Urządzenia do liczenia monet Bardzo często sortery i liczarki bilonu to jedno urządzenie, które ma bardzo uproszczone funkcje. Należy do nich między innymi Ludger BTS 960. Potrafi liczyć z prędkością 340 monet na minutę oraz sortować osiem polskim nominałów (poza 1 gr). Zasobnik urządzenia może jednorazowo pomieścić do 1 500 monet. Dostępne są też profesjonalne liczarki do bilonu takie jak Glover CC-70. Jest to urządzenie stacjonarne – szybkie, wydajne i wysokiej klasy. Podajnik jest w stanie pomieścić do 1 200 sztuk bilonu i liczyć 2 300 monet na minutę. Urządzenie liczy, dodaje, odlicza, ma możliwość sortowania pojedynczego nominału, a także pakowania monet w gilzy i worki. Cena liczarki to ok. 2 430 zł. Glover CC-22 to z kolei urządzenie przenośne i niewiele tańsze od poprzedniego – dostępne jest za nieco ponad 2 300 zł. Liczarka jest niewielkich rozmiarów, ma zamykaną klapę, specjalne uchwyty do przenoszenia i małą wagę, co znacznie ułatwia transport urządzenia. Liczy około 3 200 monet na minutę. Liczarka ma oprogramowanie, które wspomaga codzienną pracę – z takimi funkcjonalnościami jak na przykład asystent procesu liczenia. box:offerCarousel Sortery bilonu – na co zwrócić uwagę? Urządzenia do sortowania monet są szczególnie przydatne w bankach czy hipermarketach. Pozwalają w bardzo szybkim czasie rozdzielić bilon o różnych nominałach oraz podać ilość każdego z nich. Takie funkcje mają oczywiście profesjonalne sortery, m.in. Glover HCS-35. Urządzenie umożliwia liczenie i sortowanie wszystkich polskich nominałów, a przy tym weryfikuje autentyczność bilonu. Sorter ma dodatkowo wbudowaną drukarkę, a także możliwość pakowania monet w gilzy lub worki. Cena urządzenia – ok. 8 700 zł. Glover HCS-31 to tańszy model sortera monet – dostępny jest w cenie ok. 4 750 zł. Niższa cena to także mniej funkcjonalności niż w przypadku poprzedniego urządzenia. Sortuje i liczy bilon, ale tylko sześć nominałów (bez 1 gr, 2 gr i 5 gr). Po skończonej pracy podaje informacje o rozpoznanych bilonach oraz ilość poszczególnych nominałów. Prędkość liczenia to 600 monet na minutę. Sortery i liczarki pieniędzy są doceniane przez pracowników wszędzie tam, gdzie mają styczność z dużą ilością gotówki. Zakup urządzenia wysokiej lub przynajmniej średniej jakości pozwala zminimalizować ryzyko pomyłek, usprawnić pracę oraz rozpoznać fałszywe pieniądze. Warto zainwestować w dobry sprzęt, dzięki któremu możemy później zaoszczędzić pieniądze – w tym przypadku dosłownie.
Jaki sprzęt do liczenia pieniędzy wybrać? Przegląd liczarek i sorterów
Chyba każda mama wie, jak bardzo praktyczne są chusteczki nawilżane dla niemowląt. Mogą się przydać nie tylko przy zmianie pieluszki, ale też w podróży, do wytarcia rączek czy buzi malucha. Mają także szereg innych zastosowań. Chusteczki nawilżane – przyjaciel w podróży Kupując chusteczki nawilżane dla dziecka, zwracajmy szczególną uwagę na ich skład. Unikajmy produktów mocno nasączonych substancjami zapachowymi i parabenami oraz związków z grupy PEG, które mogą wywołać reakcje uczuleniowe. Warto zaś wybrać takie, w których znajdziemy wyciągi z roślin, np. rumianku czy aloesu, a także substancje łagodzące, takie jak pantenol. W trakcie podróży, kiedy nie mamy dostępu do bieżącej wody, chusteczki nawilżane mogą nas wyciągnąć z niejednej opresji. Wystarczy przetrzeć nimi skórę malucha, by była czysta i odświeżona. Wilgotne chusteczki poradzą sobie z takimi zabrudzeniami, jak piasek, ślady po kredkach lub długopisie, czekolada czy lody na twarzy malucha. Przegląd Oferta rynkowa jest bardzo szeroka, a chusteczki mogą się różnić nie tylko składem, ale też wielkością opakowania, stopniem wilgotności, zapachem oraz ceną. Warto rozważyć zakup tzw. wielopaków, aby nieco zaoszczędzić. Pampers Sensitive – idealne chusteczki do usuwania wszelkiego rodzaju zabrudzeń, jednocześnie wpływające na naturalną równowagę skóry. Pampers Sensitive zostały przebadane klinicznie. Nie zawierają żadnych substancji zapachowych ani alkoholu, dlatego mogą być stosowane nawet u dzieci o bardzo wrażliwej skórze. Dodatkowo zawierają również balsam przywracający naturalny poziom pH skóry dziecka. Za paczkę zawierającą 56 sztuk chusteczek zapłacić musimy około 6 zł. Kindii Sensitive – hipoalergiczne chusteczki z dodatkiem wyciągu z bawełny. Świetnie odświeżają i delikatnie myją skórę dziecka. Zawarte w nich emolienty dodatkowo ją nawilżają i natłuszczają, tworząc barierę ochronna zapobiegającą utracie wody. Kindii Sensitive przeznaczone są dla niemowląt, a środki myjące w nich zawarte nie wywołują podrażnień i są bardzo delikatne. Opakowanie chusteczek Kindii to koszt około 4 złotych. Nivea Baby Pure & Fresh – chusteczki nasączone balsamem opartym na krystalicznie czystej wodzie i wyciągu z aloesu. Produkt jest bardzo delikatny i odpowiednio zabezpiecza skórę dziecka. Co bardzo ważne, nie zawiera alkoholu, parabenów oraz olejów syntetycznych. Ma także pozytywną opinię Instytutu Matki i Dziecka. Za pojedyncze opakowanie Baby Pure & Fresh zapłacimy prawie 6 złotych. Happy Jedwab i Bawełna – produkt przeznaczony do pielęgnacji całego ciała malucha. Starannie dobrane składniki, takie jak wyciąg z bawełny i naturalne proteiny jedwabiu, sprawiają, że chusteczki są odpowiednie nawet dla bardzo delikatnej skóry dziecka. Nie naruszają jej bariery ochronnej, nie zawierają alkoholu ani parabenów. Opakowanie 64 chusteczek kosztuje ok. 4 zł. Huggies Pure – elastyczne, miękkie i delikatne chusteczki, odpowiednie dla wrażliwej skóry dzieci. Huggies Pure są testowane dermatologicznie, nie zawierają alkoholu ani substancji zapachowych. Unikatowy system wielokrotnego otwierania sprawia, że nie wyschną i będą nawilżone przez długi czas. Cena – ok. 6 zł. Lula z pantenolem – 72 sztuki chusteczek z dodatkiem pantenolu pomagającego łagodzić podrażnienia skóry. Ich kremowa formuła pielęgnuje i odżywia skórę. Po ich użyciu skóra jest gładka i nawilżona. Chusteczki Lula zostały przebadane chemicznie i mikrobiologicznie. Mają wszechstronne zastosowanie, mogą być używane przez całą rodzinę do przemywania i odświeżania skóry, higieny intymnej oraz przecierania smoczków i innych akcesoriów dziecięcych. Opakowanie chusteczek marki Lula kosztuje 4 zł. Chusteczki nawilżane to element niemowlęcej wyprawki, który z pewnością zostanie z wami na długi czas. W zależności od wieku dziecka chusteczki mieć różne zastosowanie, dlatego warto zawsze mieć je pod ręką.
Brudna buzia małego podróżnika – przegląd nawilżanych chusteczek
Rower to cudowny wynalazek, który naprawdę warto kupić nie tylko sobie, ale i dziecku. Usprawnia motorykę, wspiera rozwój neuronalny, daje mnóstwo frajdy i pozwala szybciej się przemieszczać. Na co głównie zwrócić uwagę, wybierając rower dla dziecka? Rower musi być precyzyjnie dobrany m.in. do wzrostu, rozpiętości ramion i umiejętności motorycznych naszego malucha, tak żeby czuł on się na nim pewnie, bezpiecznie i wygodnie. W pierwszej kolejności sprawdzamy rozmiar kół i wysokość ramy, ale ważne jest także zwrócenie uwagi na niezbędny osprzęt. Do wyboru mamy wiele rozwiązań, które będą się sprawdzać przy różnej wielkości rowerach i w różnym wieku dziecka. Inaczej będziemy więc szukać roweru dla dwulatka, a inaczej dla dziecka dziewięcioletniego. Rowery dla najmłodszych Z maluszkami sprawa jest raczej prosta. Dla dwulatka dobrze sprawdzi się lekki rowerek trójkołowy. Jego rozmiar jest z reguły uniwersalny. Taki pojazd można kupić już za kwotę poniżej 100 zł, ale przeciętna cena to sto kilkadziesiąt złotych. Rowerki mają wyprofilowane plastikowe siedzenie, a także plastikowe koła oraz ramę. Jeśli chcemy zapewnić więcej komfortu naszemu brzdącowi, możemy wybrać rowerek z miękkim siedzeniem i wysokim oparciem oraz wyposażony w ogumowane koła. Guma lub pianka na kołach zapobiega buksowaniu kół, co często się zdarza w plastikowych wersjach. Dobrym wyborem może być Tobi Basic. Ma metalową ramę, mały koszyk z tyłu i piankowe koła. Miękkie siedzenie z oparciem jest regulowane, podobnie jak kierownica. Kosztuje niewiele ponad 100 zł. Droższe rowerki zwykle też mają metalową ramę. Modele deluxe wyposażone są w pompowane koła, koszyczek i dodatkowo daszek chroniący przed słońcem. Rowerek dwukołowy z dokręcanymi bocznymi kółkami to rozwiązanie dla dwuipół- lub trzylatka. Na początek najlepszy będzie rowerek z kołami w rozmiarze 12 cali. Takie małe pojazdy mają nisko wyprofilowaną ramę, przystosowaną do łatwego wsiadania i zsiadania. Podczas dopasowywania takiego rowerka trudno popełnić błąd. Jeśli dziecko swobodnie może kręcić pedałami, siedząc na siodełku – rowerek będzie dobry. Wiele osób na tym etapie rozwoju dziecka decyduje się na zakup rowerka biegowego zamiast czterokołowca. To dobre rozwiązanie, ponieważ dziecko od początku uczy się utrzymywać równowagę, dlatego późniejsza przesiadka na dwa kółka z pedałami nie sprawia większych kłopotów. Rowerki biegowe mają nisko położone siodełko, więc bez problemu kupimy pojazd w sam raz dla naszej pociechy, tak aby swobodnie dosięgała nogami do podłoża. Rowery dla średniaków (4-6 lat) Dla cztero-, pięcio- lub sześciolatka znacznie trudniej jest dobrać właściwy rower. W sklepie, podczas testowania jednośladu, musimy bardziej ufać własnej ocenie niż opinii dziecka. Maluch może uznać za wygodny rower, który jest na niego za duży, ale bardzo mu się podoba. Potem, po zakupie, gdy pierwsze emocje opadną, a jazda będzie dłuższa niż kilka kółek przed sklepem, dziecko może uznać rower za niekomfortowy i nie będzie chciało na nim jeździć. Rodzice często popełniają błąd i kupują rower dla dziecka na zapas. Ma to sens tylko, gdy ten zapas nie jest za duży i nie naraża pociechy na dyskomfort lub ryzyko kontuzji. Dla dziecka w wieku przedszkolnym najlepszy będzie rowerek z kołami 16-calowymi. Przy czym najważniejsza jest tu wysokość ramy, choć oba te parametry są ze sobą mocno skorelowane. W rożnych modelach z kołami tej wielkości wysokość i długość ramy jest z reguły bardzo zbliżona, zatem większych problemów nie ma. Może się jednak okazać, że dla większych 6-latków dobry już będzie rower z kołami „dwudziestkami” i niską ramą. Szczególnie gdy długość nóg dziecka po wewnętrznej stronie wynosi 53 cm i więcej. Jak prawidłowo ocenić, czy rower jest odpowiedniej wielkości? Dziecko, stojąc okrakiem na rowerze i obiema stopami dotykając ziemi, musi mieć kilka centymetrów przestrzeni między kroczem a ramą. Ważne jest, żeby po zahamowaniu mogło pewnie i bezpiecznie stanąć na ziemi bez zsiadania z roweru lub szybko awaryjnie zeskoczyć. Zbyt wysoka rama, zwłaszcza przy nagłym hamowaniu, będzie w najlepszym przypadku odczuwana jako dyskomfort, w gorszym — może skutkować urazami. Najniższe ramy przy rowerach z kołami 20 cali mają wysokość 11 cali. Będą one pasować, gdy długość nóg dziecka mierzona po wewnętrznej stronie wynosi około 53 cm. Ocenić należy także pozycję naszej pociechy podczas jazdy: czy nie jest zbytnio pochylona ani rozciągnięta, czy umożliwia wygodny chwyt za klamki hamulców. Dla młodszych dzieci najlepiej jest, gdy podczas jazdy zachowują raczej wyprostowaną sylwetkę. Spróbujmy oszacować także kontrolę dziecka nad rowerem. Zbyt duże koła spowodują, że rower będzie ociężały i trudniejszy do opanowania, zwłaszcza w przypadku jazdy bez bocznych kółek. Czasem warto kupić mniejszy rower, tylko na dwa lata, ale dający maluchowi satysfakcję z pełnej kontroli nad pojazdem, niż patrzeć jak dziecko męczy się na rowerze kupionym na wyrost. Dużo zależy także od indywidualnych umiejętności dziecka i jego doświadczenia w jeździe na rowerze. Jeśli szkrab nie potrafi jeszcze jeździć na dwóch kołach, po zakupie nowego roweru warto dać mu trochę czasu na oswojenie się z pojazdem i pozwolić na jazdę z doczepianymi kółkami. Boczne kółka można dokręcić do większości rowerów dwudziestocalowych. Dobrym modelem dla większości przedszkolaków może być Monteria BMX 16 Boy z kołami w rozmiarze 16 cali, z hamulcem typu torpedo oraz przednim V-brake. Posiada on obniżoną ramę, boczne kółka, uchwyt do prowadzenia przez osobę dorosłą, błotniki oraz miękką osłonę kierownicy. Wyposażony został zarówno w bagażnik, jak i koszyk na kierownicy. Kosztuje około 550 zł. Rowery dla starszych dzieci (7-9 lat) Kupując rower dla pociechy w wieku szkolnym (pierwsza połowa podstawówki), możemy pozwolić sobie na więcej swobody. W tym wieku dzieci są sprawniejsze fizycznie i silniejsze, więc łatwiej im będzie zachować kontrolę nawet nad dość dużym rowerem. Jednak i tu nie ma co przesadzać. Dla większości 7-9-latków idealne będą rowery z kołami 20 cali. Wyższe dzieci, u których długość nóg po wewnętrznej stronie osiągnęła 65 cm, mogą spróbować sił na kołach 24-calowych, choć są to już raczej rowery dla starszych. Cały czas obowiązuje zasada bezpiecznej przestrzeni pomiędzy kroczem a ramą. Zawsze trzeba także sprawdzić, czy dziecko swobodnie dosięga do klamek hamulców. Można wybierać rowery o wydłużonej ramie, na których sylwetka jest pochylona, co ułatwia podróżowanie na dłuższych dystansach i poza podwórkiem. Zbyt duży pojazd będzie trudny do opanowania, szczególnie podczas pokonywania przeszkód, ostrych zakrętów czy nagłego hamowania. Dobry dla większości chłopców do zwykłej podwórkowej jazdy będzie rower polskiej firmy Karbon Dino z kołami w rozmiarze 20 cali. Ma tylny hamulec torpedo i dodatkowy przedni V-brake, boczne kółka, błotniki i koszyk na kierownicy. Osprzęt i akcesoria Można kupić rowerki „szesnastki” z sześciobiegową przerzutką, ale na tym etapie jest to raczej gadżet niż konieczność. Przerzutka może się za to przydać w rowerach z kołami 20-calowymi, a na pewno zda egzamin przy większych. Na początek jednak wystarczy tylna przerzutka, ponieważ dziecko może się nauczyć nią obsługiwać a jednocześnie skoncentrować na jeździe. Ciekawym rowerem z taką przerzutką dla dzieci od szóstego roku życia jest Mexller Foxer z kołami 20-calowymi. W małych rowerkach od 12 cali do 16 cali najlepiej sprawdzi się też hamulec w pedałach (torpedo) i dodatkowy przedni, przy kierownicy. Takie rozwiązanie posiada większość małych jednośladów oraz część 20-calowych rowerków bez przerzutek. W rowerach dla dzieci nie warto inwestować w hamulce tarczowe, które są droższe, a do tego trudne w naprawie. Ten typ sprawdza się przy szybkiej jeździe, kiedy potrzebna jest duża siła hamowania, a więc przy większych rowerach dla młodzieży lub dorosłych. W rowerach z kołami 20-calowymi dobre będą hamulce V-brake lub U-brake (te drugie są coraz rzadsze), czyli hamulce z klamkami na kierownicy. Umożliwia to kręcenie pedałami do tyłu i daje większą siłę hamowania niż torpedo. W małych rowerach nie sprawdzają się także amortyzatory. To kolejna potencjalnie awaryjna część. Może ona znacznie utrudniać jazdę, szczególnie amortyzator tylny, przez który rower robi się zbyt miękki i sprawia wrażenie ciężkiego. Amortyzatory przednie można już rozważyć w przypadku rowerów 20-calowych, jeśli dziecko będzie jeździć na wycieczki, a nie tylko po placu zabaw czy mieście. Koniecznie natomiast trzeba zwrócić uwagę, czy rower wyposażony jest w pełną osłonę łańcucha, chroniącą przed otarciami lub poważniejszymi zranieniami. Dotyczy to szczególnie rowerków dla młodszych, czyli z kołami 12 cali i 16 cali, ale może się przydać nawet przy tych większych. Z innych akcesoriów dla małych rowerków przyda się dzwonek albo trąbka (uwaga – zwykle jest głośna!) oraz bagażnik i/lub koszyk na kierownicę, w których można przewozić różne dziecięce skarby znalezione na podwórku oraz ulubione zabawki. Rowerki dziecięce często też wyposażone są w demontowany kijek do prowadzenia przez rodzica. Sprawdza się to podczas nauki jazdy na dwóch kołach. Uroku dziewczęcemu rowerkowi dodadzą różowe lub błękitne frędzelki przy kierownicy. Z kolei odblaskowe nakładki na szprychy lub osłony na kierownicę podkreślą sportowy charakter chłopięcego rowerka. Pojazdy dla starszych wyposażamy w zależności od potrzeb i upodobań dzieci. Bagażnik się przydaje, ale może być także balastem i psuć sportowy charakter roweru. Podobnie błotniki – do jazdy turystycznej warto rozważyć dłuższe i dobrze chroniące przed wodą czy błotem, na podwórko wystarczą lekkie i krótkie z tworzywa. Oświetlenie będzie niezbędne w przypadku wycieczek poza podwórko. Zawsze może zdarzyć się wieczorny powrót do domu, więc obowiązkowa będzie biała lampka z przodu i czerwona z tyłu. Przyda się także czerwony odblask z tyłu i pomarańczowy na każdym kole. Gdzie kupić rower dla dziecka? Najłatwiej jest kupić rower dla pociechy stacjonarnie. Dziecko może się do niego przymierzyć, w wielu sklepach istnieje również możliwość krótkiej przejażdżki. Wtedy możemy też sprawdzić, czy koła i wysokość oraz geometria ramy są odpowiednie. Niekoniecznie dobrym pomysłem jest kupowanie roweru w hipermarkecie. Można tam dostać bardzo tani sprzęt i często z przerzutkami oraz hamulcami tarczowymi, jednak jego jakość pozostawia wiele do życzenia. Czasem w takich jednośladach stosowane są rozwiązania, które trudno potem naprawić czy wymienić. A co, jeśli chcemy kupić okazyjnie rower przez internet? To także jest możliwe, lecz wymaga więcej uwagi i czujności. Przede wszystkim należy dobrze przemyśleć rozmiar kół, który mocno rzutuje na wysokość ramy. Niektórzy producenci podają wysokość ramy przy siodełku nawet w przypadku małych pojazdów, więc możemy zmierzyć, czy taki rower zmieści się pod naszym dzieckiem. Jeśli nie ma podanego rozmiaru ramy, lepiej nie ryzykować i nie kupować roweru na wyrost, bo może okazać się on za duży. Najważniejsze to wszystko dobrze wymierzyć i przymierzyć mimo wyliczeń. W przypadku rowerów z kołami 20-calowymi i większymi normę stanowi podawanie wielkości ramy. Najmniejsze ramy, 11-calowe, będą dobre dla najniższych dzieci. W tym przypadku długość nóg dziecka po wewnętrznej stronie nie może przekraczać 53 cm. Dla ramy w rozmiarze 12 cali nogi muszą być już o około 3 cm dłuższe. Przy następnym rozmiarze (13 cali) trzeba doliczyć kolejne 3 cm. Ramy „czternastki” występują już w komplecie z kołami 24-calowymi. Tutaj trzeba uwzględnić także większy rozmiar kół, przez co taki rower dobry okaże się dopiero w przypadku nóg o długości 66 cm (oczywiście po wewnętrznej stronie). Rama o cal większa (15 cali), to znowu nogi dłuższe o 3 cm. Odpowiednio do wieku i wielkości roweru trzeba też wybrać rodzaj hamulców (torpedo lub V-brake) oraz zdecydować, czy przerzutka będzie potrzebna. Dopiero w oparciu o te wszystkie parametry szukamy odpowiedniego rowerku. Warto też upewnić się, czy do danego modelu są łatwo dostępne części i czy nie jest to produkt no-name. Ostatnią dopiero kwestię stanowi wybór dodatków, takich jak: dzwonek albo trąbka, osłona na ramę, długość błotników, które zawsze można też dokupić osobno. Zakup roweru dla dziecka wymaga wiele uwagi i nie może być pochopną decyzją. Po starannym przemyśleniu można jednak wybrać dobry pojazd dla swojego dziecka nawet przez internet. Warto zadać sobie trud, ponieważ satysfakcja i korzyści są nie do przecenienia.
Jak wybrać rower dla dziecka
Hatchback z dopalaczem – tak można w skrócie określić, czym jest hot hatch. Wielu ludzi kocha takie pojazdy, ze względu na ich sportowy wygląd i wysoką moc silnika. Spójrzmy na kilka interesujących propozycji, zarówno z rynku aut nowych, jak i używanych. Przepis na hot hatcha jest zazwyczaj prosty. Producent samochodów bierze na warsztat popularny model hatchbacka, może to być auto z autosegmentu B (miejskie) lub C (kompaktowe). Takie są najczęściej podstawą do budowy hot hatchy. Najlepiej, kiedy auto ma nadwozie trzydrzwiowe, albowiem wtedy wygląda najbardziej dynamicznie. I co dalej? W najprostszym rozwiązaniu pod maską montuje się jeden z najmocniejszych silników, jakie firma ma w ofercie. Najczęściej jest to turbodoładowana jednostka benzynowa, zestrojona z manualną skrzynią biegów. Automat raczej do sportowego auta nie pasuje. Zmianom poddaje się zawieszenie samochodu – w rasowym hot hatchu powinno być twarde. Komfort jest sprawą drugorzędną. I najlepiej, gdyby samochód miał zawieszenie wielowahaczowe, chociaż tylnej osi. Bo sprawia ono, że koła lepiej trzymają się drogi, zwłaszcza tylne, bo są w pełni niezależne od siebie. Czasami zawieszenie się nieco obniża. Producenci dokonują też pewnych zmian w wyglądzie auta. Nie trzeba wiele, aby samochodowi nadać bardziej sportowego wyglądu, jeśli oczywiście mamy do czynienia ze zgrabnym hatchbackiem. Nowa, bardziej agresywna atrapa chłodnicy, nowy przedni i tylny zderzak, można też dołożyć specjalne progi i nakładki na reflektory, aby wyglądały bardziej agresywnie. Odpowiednie malowanie nadwozia, napisy określające sportową wersję – i wystarczy. Na początek spójrzmy na 5 nowych hot hatchy, jakie możemy znaleźć w salonach. A potem przyjrzymy się pięciu modelom, które możemy znaleźć na rynku aut używanych. Hot hatche z salonu Ford Fiesta ST z trzycylindrowym, turbodoładowanym silnikiem benzynowym 1.5 l Ecoboost o mocy 200 KM Na początek przedstawiciel autosegmentu B, typowo miejski hot hatch. Jak widać po jego przykładzie, downsizing nie ominął również aut sportowych. Jeszcze kilkanaście lat temu nikt o zdrowych zmysłach nie pomyślałby, że z półtoralitrowego silnika można wycisnąć 200 koni. Dzięki mocy jednostki napędowej auto rozpędza się do setki w niecałe 7 sekund. Cały silnik został wykonany z aluminium, zintegrowano z nim również kolektor wylotowy. Konstruktorzy uzbroili silnik w nową turbosprężarkę o bardzo krótkim czasie reakcji, a także dodatkowy element wtrysku – poza wtryskiem bezpośrednim do komór spalania następuje dodatkowy – do układu dolotowego. Samochód jest oferowany w wersji trzy- i pięciodrzwiowej. Kierowca Forda Fiesty ST ma możliwość wyboru spośród trzech trybów jazdy (Normal, Sport i Track), definiujących charakterystykę pracy silnika, układu kierowniczego i układu kontroli stabilności. Standardowym elementem wyposażenia pojazdu jest ESE – Electronic Sound Enhancement, czyli... systemu wzmacniania dźwięku układu wydechowego za pomocą specjalnego zaworu. Specjalnie dla Fiesty St zaprojektowano nowe 18-calowe felgi, a także kilka zewnętrznych elementów, inspirowanych autami wyścigowymi. Wewnątrz znalazła się sportowa kierownica, fotele Recaro i kilka innych dodatków, w tym nowoczesne audio. Peugeot 308 GTi – to kompaktowy hot hatch, oferujący jeszcze więcej mocy – 250 lub 270 KM Trzystaósemka w sportowej wersji również jest napędzana przez silnik, będący "owocem" downzisingu – to turbodoładowana jednostka THP S&S o pojemności 1.6 litra i mocy 250 lub 270 KM. Mocny silnik zapewnia dobre przyspieszenie – wg producenta, aby rozpędzić auto do setki, wystarczy 6 sekund. Co ciekawe, sportowe auto wyposażone jest w układ Start-Stop, mający za zadanie oszczędzanie paliwa w mieście. Czy to aby nie przesada albo wręcz czarny humor? W każdym razie producent twierdzi, że auto średnio zużywa 6 l/100 km. Jak doskonale wiemy, dane fabryczne dotyczące spalania zawsze mają niewiele wspólnego z rzeczywistością, dlatego nie warto ich brać w 100 procentach serio. Dotyczy to każdej marki, nie tylko Peugeota. Francuski kompaktowy hot hatch jest poza tym wyposażony w 6-biegową skrzynię manualną, samoblokujący mechanizm różnicowy Torsen, układ regulacji pracy zawieszenia i nowoczesny, multimedialny kokpit. Zadowoleni będą fani wizualnych wrażeń, poprzez atrakcyjne alufelgi o średnicy 19 cali oraz widoczne, czerwone, czterotłoczkowe zaciski hamulcowe. Obowiązkowy "must have" w rasowym hot hatchu. Efekty wizualne podkreśli też dwukolorowe nadwozie. Na czarnych listwach bocznych widoczny będzie też efekt szachownicy, nieodłącznie kojarzący się ze sportem samochodowym. Jest też potężny, podwójny wydech. W środku z kolei zastosowane zostały "sportowe" przeszycia tapicerki w kolorze czerwonym. Auto posiada również kubełkowe, sportowe fotele. Najciekawszy dla fanów sportowej jazdy będzie opcjonalny pakiet Driver Sport, pozwalający na zmianę charakterystyki pracy pedału gazu, podświetlenia zegarów i prezentacji dodatkowych, typowo sportowych informacji na środkowym wyświetlaczu. Francuzi zastosowali też sporo nowoczesnych materiałów – od kompozytów (z nich wykonana jest tylna klapa) aż po aluminium (niektóre elementy zawieszenia). Ciekawostką (i zapewne w najbliższej przyszłości słabą stroną tego auta) jest zastosowanie tylnej belki skrętnej. Zawieszenie półzależne raczej nie jest dobrym wyborem do auta sportowego. Honda Civic Type R z dwulitrowym benzyniakiem VTEC Turbo 320 KM Najnowsza Honda Civic już w typowej, cywilnej wersji wygląda niezwykle sportowo i oryginalnie. Dla niektórych aż za sportowo. Auto jest bardzo oryginalne pod względem wyglądu, który z pewnością nie zestarzeje się przez wiele lat. Auto ma nowe, sztywne zawieszenie – z przodu dwuosobowe kolumny MacPhersona, a z tyłu – układ wielowahaczowy. Całość uzupełniają adaptacyjne amortyzatory, czyli takie, w których można zmieniać charakterystykę tłumienia – od łagodniejszej, do twardej (wówczas zapewniają najlepszą przyczepność dla kół, co jest szczególnie ważne w trakcie sportowej jazdy). W rasowym hot hatchu nie może być mowy o automacie, auto ma standardową, g-biegową skrzynię manualną. Zastosowano nowe, jednomasowe koło zamachowe, które ma za zadanie zapewniać lepszą reakcję na przyspieszenie poprzez szybsze przenoszenie mocy silnika na koła. Ciekawostką jest też układ kontroli prędkości obrotowych silnika, który podczas redukcji biegów eliminuje zjawisko szarpania. Nadwozie samochodu jest w miarę lekkie i sztywne. Czterocylindrowy, turbodoładowany silnik VTEC osiąga moc 320 KM. Dzięki temu auto jest w stanie rozpędzić się do setki w niecałe 6 sekund. Prędkość maksymalna to 272 km/h. Kierowca Hondy Civic Type R ma do wyboru trzy tryby jazdy – Comfort, na podróże z rodziną, Sport i wyczynowy plus R. Każdy z nich reguluje nastawienia pracy silnika, skrzyni oraz siłę tłumienia amortyzatorów (przy Comfort największa, przy pozostałych najmniejsza). Samochód wyposażono w wyczynowe, sportowe, czterotłoczkowe hamulce Brembo. Pięciodrzwiowy Civic może pochwalić się dużą ilością przestrzeni we wnętrzu, jak również sporym bagażnikiem. Przez to nie jest tylko autem do zabawy. Golf R – sportowy kompakt i… sportowe kombi Volkswagen Golf R to kolejny sportowy hot hatch z silnikiem o bardzo dużej mocy. Nie ma tak bojowego wyglądu, jak Honda Civic, ale mocą silnika niewiele jej ustępuje. Niemiecka firma stworzyła coś niesamowitego – hot hatcha w wersji kombi. Cóż, nie każdego stać na to, aby mieć w domu i auto rodzinne i samochód do sportowej jazdy. A tak – można mieć i jedno, i drugie, bez konieczności płacenia dwóch ubezpieczeń OC rocznie. Golf R to trzydrzwiowy hatchback, napędzany turbodoładowanym silnikiem TSI o mocy 310 KM. Jednostka wykorzystuje bezpośredni wtrysk paliwa i jest w stanie rozpędzić auto do setki w 4,6 sekundy. Napęd przekazywany jest na obie osie – samochód posiada już w standardzie napęd na cztery koła 4Motion. Jest też kolejna rzecz, która odróżnia Golfa R od konkurencji – to skrzynia biegów. Auto posiada automatyczną, siedmiobiegową skrzynię dwusprzęgłową DSG. Auto posiada również adaptacyjne amortyzatory DCC o regulowanej sile tłumienia i duży ekran dotykowy we wnętrzu, z opcją pozwalającą na wyświetlanie parametrów, ważnych dla kierowcy stawiającego na jazdę wyczynową. Do tego, zamiast siedzeń kubełkowych, dla wielu producentów standardowego elementu wyposażenia hot hatchy, auto posiada komfortowe siedzenia skórzane. Golf R może pochwalić się tez typowo sportowymi dodatkami, zaczerpniętymi z rasowego motorsportu. To między innymi lekki układ wydechowy z elementami z tytanu, ze specjalnie modulowaną barwą dźwięku oraz wyczynowy układ hamulcowy z elementami z aluminium. Trzydrzwiowe auto nie jest dobrym wyborem dla rodziny, zwłaszcza z dzieckiem. Dlatego Volkswagen zaskoczył wszystkich, wprowadzając do sprzedaży Golfa R Variant. 300 koni pod maską, napęd na cztery koła 4 Motion, skrzynia DSG, wszystkie sportowe dodatki – i duże nadwozie do dyspozycji. Czy takie auto zdobędzie klientów? Abarth 595 – sportowy mikrus Mieliśmy już w naszym zestawieniu auto klasy B, kompakty, a nawet kombi. Czas na malucha reprezentującego autosegment A. To Abarth 595. Dawniej Fiat oznaczał swoje auta symbolem Abarth, co jednoznacznie wskazywało, że mamy do czynienia z pojazdem sportowym. Od pewnego czasu marka Abarth została wydzielona i pełni rolę osobnego producenta samochodów w ramach koncernu FCA (Fiat Chrysler Automobiles). Jednak dalej są to auta Fiata, tylko wyposażone w mocniejsze silniki i sportowe dodatki, zgodnie z naszym wstępem. Nie inaczej jest w tym przypadku. Abarth 595 to nic innego jak usportowiona wersja trzydrzwiowego, miejskiego Fiata 500. W najmocniejszej wersji źródłem napędu jest silnik benzynowy T-Jet o mocy pojemności 1.4 l i mocy 180 KM, zestrojony z manualną, pięciobiegową skrzynią. Auto ma kilka sportowych dodatków, takich jak zmieniony zderzak czy spojler nad tylną szybą. Może mieć również nadwozie pokryte dwukolorowym lakierem. Poza tym samochodzik może pochwalić się sportowym, podwójnym wydechem, 17-calowymi felgami o ciekawej linii, bocznymi nakładkami na progi i drobnymi dodatkami, zależnymi od wersji. Wnętrze to przede wszystkim sportowa kierownica, sportowe fotele, wyświetlacz w centralnej części kokpitu i karbonowe wykończenia na desce rozdzielczej. Zawieszenie jest nieco obniżone w stosunku do standardowej pięćsetki, ale konstrukcja pozostała bez zmian – przednie kolumny MacPhersona i tylna belka skrętna. Cóż, nic specjalnego. Nowe auta są niestety bardzo drogie. Miniaturowy Abarth kosztuje ponad 100 tys. zł, a kompaktowa Honda Civic Type R – ponad 140 tys. zł. Nic zatem dziwnego, że wielu klientów poszukuje wymarzonego hot hatcha na rynku aut używanych. A ile tam trzeba zapłacić za samochód? Używane hot hatche Wybór aut jest naprawdę spory, ale trudno oczekiwać tego, że będą one sprawne i nie będą wymagały żadnych inwestycji. Każde auto się starzeje i każde, w mniejszym lub większym stopniu, jest pożerane przez rdzę. Samochód sportowy jest do tego intensywniej "męczony" przez użytkowników niż typowe auto. Duże przeciążenia w przyspieszonym tempie niszczą silnik, skrzynię biegów, układ przeniesienia napędu. Zużywa się zawieszenie i układ hamulcowy, a także elementy układu kierowniczego. Musimy być zatem przygotowani, że kupując takie auto, trzeba będzie sporo w nie włożyć. Nie skończy się na standardowej wymianie paska rozrządu, paska wieloklinowego, świec zapłonowych, filtra powietrza, filtra paliwa i płynów eksploatacyjnych oraz układu hamulcowego. Wahacze i przednie kolumny resorujące, sprzęgło, elementy skrzyni biegów, przekładnia kierownicza, turbina albo kompresor – to wszystko może wymagać wymiany. Do tego jeszcze katalizator albo zawór recyrkulacji spalin EGR – wielu użytkowników aut sportowych wycinało je, a zawór EGR zaślepiało, co miało oczywiście wpływ na większą moc samochodu. Jeszcze więcej problemów może nam sprawić pseudotuning takich aut. Niewłaściwe zwiększenie mocy silnika, bez równoczesnej modyfikacji jego osprzętu, ma zazwyczaj bardzo kosztowne następstwa. I może tak być, że to właśnie nowy właściciel będzie je ponosił, bo stary sprzedał auto, sprawiające mu problemy techniczne. Ile trzeba zapłacić za hot hatcha na rynku aut używanych? Spójrzmy na ceny z końca września 2018 roku. * Peugeot 205 GTI – od 7500 zł za wersję wyraźnie steraną przez życie i użytkownika do 50000 zł za auto „odpicowane” dla wielbiciela klasyków, * Alfa Romeo 147 GTA – 47000 zł z 2003 roku, * Fiat 500 Abarth (Abarth 595) z 2016 roku – 64000 zł, * Citroen Xsara VTS z 2002 roku – 3000 zł, * Ford Focus Mk2 RS 2010 – od 90000 do 95000 zł, * Honda Civic Type R 2008 – od 52000 do 54000 zł, * Mazda 3 II MPS 2010 rok – od 45000 do 55000 zł, * Seat Leon II Cupra 2008 rok – od 35000 do 37000 zł, * Golf VI GTI 2006 – od 50000 do 55000 zł, * Golf IV GTI 1999 – od 11000 do 12000 zł. Wybór aut jest spory i każdy znajdzie coś dla siebie, w odpowiednim przedziale cenowym. )
Przegląd hot hatchy – co ciekawego w salonach, a co na rynku aut używanych?
Początek nowego wieku na listach najpopularniejszych tytułów upłynął nam pod znakiem literatury Young Adult. Na mojej liście 10 książek wartych przeczytania, wydanych w pierwszej dekadzie nowego tysiąclecia, znajdziecie tylko jedną taką pozycję. Pozostałe, choć często ciekawe, nie wydają się być tytułami, do których będziemy wracać z przyjemnością za kilka lat. Zaczynamy od czarodzieja „Harry Potter i Książę Półkrwi” – seria o przygodach młodego czarodzieja z blizną na czole przez wiele lat królowała na półkach księgarni oraz w sercach młodszych i starszych czytelników. W 2005 pojawił się chyba najlepszy z tomów, w którym J. K. Rowling udało się naprawdę mocno mnie zaskoczyć. Oczywiście warto przeczytać całą serię, ale ten tom jest mym ulubionym. Zobacz także inne książki J.K. Rowling. Książka, która narobiła zamieszania Dan Brown i jego „Kod Leonarda da Vinci” to kolejna lektura obowiązkowa. Choć nie przepadam za książkami tego autora, to jednak uważam, że każdy szanujący się czytelnik thrillerów powinien poznać ten tytuł. Dynamiczna akcja, wciągająca fabuła, sporo zaskoczeń i całkiem duża dawka kontrowersji dają czytelnikowi dużo przyjemności przy czytaniu. A jeśli po zakończeniu lektury zaczniemy szukać odpowiedzi na niektóre pytania w niej zawarte i zastanawiać się, jak wiele jest w tym wszystkim prawdy, to wtedy robi się jeszcze ciekawiej. Czym byłaby taka lista bez kryminałów? Zdecydowanym królem początku nowego wieku, jeśli chodzi o kryminały, jest Stieg Larsson i jego trylogia „Millenium”. Na uwagę zasługuje zwłaszcza tom pierwszy, czyli„Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”, w którym poza bardzo interesującą fabułą i mnóstwem obserwacji szwedzkiego społeczeństwa spotykamy po raz pierwszy tak charyzmatyczną postać, jaką jest genialna hakerka Lisbeth Salander. Bez niej ta seria na pewno nie zdobyłaby tak gigantycznej popularności. Jeśli chodzi o nasze rodzime poletko, to zdecydowanie warte polecenie są kryminały retro, które od jakiegoś czasu święcą triumfy w Polsce. Proponuję wam dwóch autorów piszących odmiennie, ale nad podziw interesująco. Po pierwsze, Marek Krajewski i jego cykl o Eberhardzie Mocku rozpoczęty na przełomie wieków książką „Śmierć w Breslau” i kontynuowany z powodzeniem przez kolejne lata. Te historie kryminalne z przedwojennego Wrocławia może nie należą do przesadnie lekkich, ale panująca w nich atmosfera i umiejętnie budowany przez autora nastrój powodują, że nie można się od nich oderwać. Drugim autorem z tego nurtu, którego chciałbym polecić, jest Marcin Wroński, wielokrotny laureat Nagrody Wielkiego Kalibru. Wraz z Zygmuntem „Zygą” Maciejewskim trafiamy do przedwojennego Lublina, a Wroński funduje nam za każdym razem świetną zagadkę kryminalną w oprawie retro. Pierwsza książka z tej serii to „Morderstwo pod cenzurą” i jest naprawdę udana. Zagadka kryminalna zaczyna się morderstwem pewnego kontrowersyjnego dziennikarza, a potem bierze nas w swoje objęcia pięknie pokazany Lublin, którego już nie ma. Fantastyczne lata W dobie „Gry o tron” wszyscy powoli stają się fanami fantasy, ale nie każdy wie, po co warto sięgać, i często kończy się to tym, że pełen zapału czytelnik trafia na słabe, pozbawione polotu utwory i szybko się zniechęca. A przecież jest, w czym wybierać. Pierwsza książka, na którą zdecydowanie warto moim zdaniem zwrócić uwagę, to „Amerykańscy bogowie” Neila Gaimana. Ten angielski pisarz stworzył historię absolutnie doskonałą, za którą zgarnął całą furę nagród z dwiema najważniejszymi Hugo i Nebulą na czele. Dzięki jego wyobraźni poznajemy świat współczesnych bogów, tych trochę zapomnianych i tych, którzy nadal są silni. A wszystko to za wielką wodą, bo przecież to amerykańscy bogowie. Kolejny tytuł wart zainteresowania to „Imię wiatru” Patricka Rothfussa, który z pewnością spodoba się każdemu miłośnikowi obszernych cykli fantasy. To bardzo udane połącznie elementów klasycznego fantasy z bogactwem kreacji i świetnym wykonaniem, które czyta się z ogromną przyjemnością. Z rodzimych produkcji zdecydowanym numerem jeden są„Opowieści z meekhańskiego pogranicza” Roberta M. Wegnera; to absolutnie najbogatszy świat fantastyczny wykreowany w Polsce. Najpierw były dwa zbiory opowiadań, potem dwie powieści, a wszystko to napisane na światowym poziomie. Jako pierwszy należy czytać zbiór z podtytułem „Północ-Południe”. Co jeszcze, czym uzupełnić tę interesującą dziesiątkę? Wojciecha Cejrowskiego można nie lubić. Jego zachowanie i poglądy potrafią być irytujące, a niektóre pomysły ocierają się czasem o granice absurdu. Ale jego książka „Gringo wśród dzikich plemion” to pozycja obowiązkowa, jeśli chcecie sobie poprawić humor. Autor zabawnie opowiada o swoich przygodach podczas podróży po świecie, sporo historii wydaje się mocno nieprawdopodobnych, ale ich twórca upiera się, że są prawdziwe. Na koniec dziesiątki, którą należy przeczytać, chciałem zaproponować wam tytuł, który powoli wchodzi do kanonu literatury światowej. Chodzi mi o „Drogę” Cormaca McCarthy’ego, za którą autor otrzymał nagrodę Pulitzera. To pełna emocji, budząca wzruszenie historia o relacji pomiędzy ojcem i synem w świecie, w którym trudno o nadzieję. Niełatwa, ale warta każdej poświęconej jej chwili lektura. Polecam zdecydowanie. Początek XXI wieku obfitował i dalej obfituje w wiele ciekawych książek. Wymieniona lista to zaledwie ułamek interesujących pozycji, jednak na początek będzie w sam raz. Być może po przeczytaniu wszystkich wymienionych tytułów sami zdecydujecie, jaki gatunek najbardziej wam odpowiada, i będziecie rozwijać swoje własne zestawienie o nowe, pasjonujące książki.
10 książek wydanych na początku XXI wieku, które powinieneś przeczytać
Bieganie to sport, który zyskał na popularności, jednak zarówno początkującym, jak i bardziej zaawansowanym czasem przydałaby się dobra rada trenera. I to właśnie oferuje MiVia Run 350 – zegarek dla biegaczy przygotowany przez firmę Mio. Jak sprawdza się w praktyce? Co w pudełku Ładnie wyglądające pudełko zawiera oczywiście zegarek Mio MiVia Run 350 z paskiem w kolorze pomarańczowym, który jest firmową barwą marki Mio. W zestawie otrzymamy również zapasowy, tym razem czarny pasek, dzięki któremu zegarek na ręce mniej rzuca się w oczy, a także specjalne kluczyki służące do zmiany paska. Do kompletu producent dołączył specjalną, małą ładowarkę na USB, a także zbiór instrukcji opisujących najważniejsze cechy produktu i sposób jego użytkowania. Wygląd i jakość wykonania Mio MiVia Run 350 ma kształt typowego smartwatcha. Nie ma on okrągłej tarczy jak tradycyjne zegarki, lecz prostokątny wyświetlacz i zbiór przycisków po bokach. Bardzo ładnie się prezentuje, a jego niewielkie rozmiary sprawiają, że będzie zgrabnie wyglądał również na kobiecym nadgarstku. Do obsługi tego modelu służą cztery przyciski umieszczone po bokach obudowy. Wyświetlacz ma przekątną 1,28” i nie jest niestety kolorowy – bardziej przypomina ekran e-booka, ale zużywa niewiele mocy. Mio MiVia Run 350 w trybie zegarka działa nawet pięć tygodni, a podczas wykorzystania wbudowanego czujnika GPS czas pracy skraca się do 8–10 godzin w zależności od intensywności wykorzystania dodatkowego monitora pracy serca. Mimo to na pewno nie będziemy zmuszeni do ładowania tego zegarka dzień w dzień, co niestety dotyczy większości topowych smartwatchy, mających jednak o wiele szerszy zakres stosowania. Do jakości wykonania Mio MiVia Run 350 nie mam zastrzeżeń – wydaje się solidny i dopasowany. Jest miły w dotyku, a dołączone paski w kolorze pomarańczowym i czarnym są bardzo miękkie, elastyczne i posiadają szeroki zakres regulacji pozwalający optymalnie dopasować je do grubości nadgarstka. Wspomnę jeszcze o budzącej pewne wątpliwości klasie wodoodporności zegarka sportowego Mio. Producent podaje na swojej stronie internetowej, że można w nim bez obaw pływać, jednocześnie informując o klasie wodoszczelności 3 ATM. Dla bardziej zorientowanych w temacie oznacza ona, że zegarek tak naprawdę jest odporny jedynie na przypadkowe zachlapania, np. podczas mycia rąk czy niewielkiego deszczu, zatem zanurzanie go w wodzie może okazać się ryzykowne. Działanie w praktyce Monitorowanie aktywności fizycznej to pozytywna cecha, i to nie tylko dla osób, które wyczynowo zajmują się sportem. Przecież warto dbać o swoje zdrowie, a wiedza na temat tego, ile danego dnia zrobiliśmy kroków, jaką mamy wydolność organizmu, czy jak dobrze spaliśmy w nocy, będzie w tym przydatna. Do tego właśnie służy Mio MiVia Run 350. Na początku musimy utworzyć nasz profil, podając płeć, wiek, wzrost oraz masę ciała. Dzięki temu zegarek w ciągu dnia liczy kroki, przebyty dystans i spalone kalorie. W nocy rejestruje parametry snu, takie jak jakość, efektywność i czas. Zapisane dane można później analizować za pomocą darmowej aplikacji MiVia, jak również prowadzić specjalny dziennik snu. Mio MiVia Run 350, jak wskazuje jego nazwa, jest przeznaczony dla biegaczy i to z pewnością właśnie fani tego sportu będą zainteresowani jego zakupem. Co zatem zegarek oferuje miłośnikom tej aktywności fizycznej? Mocnymi punktami Mio MiVia Run 350 są wbudowany GPS oraz monitor pracy serca, którego czujnik znajduje się pod kopertą zegarka. Wreszcie koniec z noszeniem niewygodnych opasek na klatce piersiowej, aby zmierzyć tętno podczas treningu! W trakcie biegu Mio MiVia Run 350 zapisuje w pamięci informacje o czasie, przebytym dystansie, tętnie oraz tempie treningu. Wybierając tryb treningu, możemy z góry ustalić cel (np. odległość lub czas), a zegarek za pomocą stosownych komunikatów zadba o to, aby w trakcie ćwiczeń cel ten osiągnąć. Aby skorzystać z porad serwowanych przez zegarek przed treningiem i w jego trakcie, musimy skorzystać z przycisku trenera (One Button Coach). Otrzymamy wówczas dostęp do podpowiedzi w jednym z trzech trybów: Tempo Run (bieg o danym tempie), Long Slow Distance Run (wolny bieg długodystansowy) i Interval Training (trening interwałowy) z tak dobranymi celami, aby zwiększyć naszą wytrzymałość na zmęczenie, poprawić umiejętności biegowe i gorset mięśniowy oraz zwiększyć poziom wydolności tlenowej. Podczas biegu Mio MiVia Run 350 pomoże na bieżąco kontrolować aktualny poziom tętna. Pomoże to dostosować trening do potrzeb i zakładanych celów, którym może być poprawa wydolności czy utrata masy ciała. Wskazania tętna są dokładne i nie zauważyłem żadnych problemów z działaniem urządzenia w tym zakresie, podobnie jak z funkcjonowaniem modułu GPS. Ładowanie zegarka odbywa się za pomocą małej, dołączonej do zestawu ładowarki zasilanej z portu USB. Aby zainicjować proces ładowania baterii, wystarczy położyć na nią zegarek, celując stykami w tylną część obudowy (ułatwia to zatopiony wewnątrz magnes). Jest to proste i wygodne. Czas ładowania baterii od zera do 100% trwa 2–2,5 godziny. Synchronizacja ze smartfonem Mio MiVia Run 350 – jak na inteligentny zegarek przystało – można sparować ze smartfonem, co pozwoli w pełni korzystać z jego możliwości. W tym celu musimy zainstalować darmową aplikację MiVia, która zapewni otrzymywanie powiadomień na temat nachodzących połączeń telefonicznych i SMS-ów, a także wiadomości z popularnych serwisów społecznościowych (Facebook, Twitter, Skute czy WhatsApp). Aplikacja pozwoli również zajrzeć w historię naszych treningów i sprawdzić w kalendarzu, którego dnia spaliliśmy planowaną liczbę kalorii czy której nocy spaliśmy najlepiej. Mio MiVia Run 350 – czy warto? Pozostaje tylko zadać podstawowe pytanie, czy warto kupić Mio MiVia Run 350. Nie ma co ukrywać, że jest to zegarek przeznaczony dla biegaczy. Osoby, które są wielkimi entuzjastami tej aktywności fizycznej, powinny być z niego zadowolone. Urządzenie jest bardzo wygodne w użyciu. Pozwala zapisywać i kontrolować na bieżąco postępy w treningach. Jeśli natomiast trafiłeś na recenzję Mio MiVia Run 350, poszukując smartwatcha serwującego szereg różnorodnych aplikacji, powinieneś zainteresować się raczej Samsungiem Gear S3.
Recenzja zegarka sportowego Mio MiVia Run 350
Każdy związek przeżywa trudniejsze chwile. Najczęściej potrafimy sobie z nimi poradzić. Niekiedy problem w relacjach z partnerem lub partnerką dotyka sfery intymnej. Chcielibyśmy coś zmienić, spróbować czegoś nowego lub lepiej zrozumieć drugą stronę, aby móc sprostać jej oczekiwaniom. Poradniki seksualne mogą nam pomóc poznać nie tylko ciało, ale również emocje i mowę ciała bliskiej osoby. „Kamasutra” „Kamasutra” to sztuka kochania. Znajdziemy w niej wiele pozycji zbliżających kobietę i mężczyznę. Dowiemy się więcej o obyczajach erotycznych, zmysłowości, tajemniczości i uczuciach. Swoją drogą jest to jeden z najbardziej popularnych poradników seksualnych na Allegro. „Kamasutra” to swego rodzaju przewodnik po erotyce, nowych pozycjach i doznaniach. Jeżeli ktoś chce spróbować czegoś nowego, tu znajdzie wiele inspiracji. Koszt książki zaczyna się od około 10 zł. „Masaż erotyczny” Pozostając przy sferze cielesnej, warto sięgnąć po książkę „Masaż erotyczny” M. del Carmen. W poradniku znajdziemy wiele technik masowania – ruchy wachlarzowe, rozcieranie, uciskanie, pobudzające ugniatanie, ruchy wibracyjne i inne. Dowiemy się, w których miejscach najlepiej je wykorzystać, aby rozbudzić pożądanie. „Seksualny klucz do kobiecych emocji” Chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o kobiecych emocjach, warto sięgnąć po książkę „Seksualny klucz do kobiecych emocji” J.D. Fuentes. Nie jest to typowy poradnik, ale praktyczne zastosowanie technik, które pomagają mężczyźnie w następujących kwestiach: jak zwrócić na siebie uwagę kobiety, jak zaangażować ją uczuciowo i rozbudzić jej emocje, jak wywołać u niej pożądanie, nawet jej nie dotykając. „Mowa ciała w stosunkach partnerskich” „Mowa ciała w stosunkach partnerskich” D. Cohena to propozycja dla tych, którzy chcą lepiej zrozumieć drugą połówkę. Znajomość mowy ciała sprawdza się nie tylko w biznesie, ale również w życiu prywatnym. Dzięki temu możemy odczytać uczucia drugiej osoby i sygnały ostrzegawcze, co ułatwi wzajemne relacje i pozwoli wzbogacić związek. „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?” Na zakończenie warto wspomnieć o książce, która w zabawny sposób odpowiada na pytanie, dlaczego mężczyźni kochają zołzy? Książka autorstwa A. Sherry to poradnik i rozrywka, zdradza tajemnice relacji damsko-męskich, ukazuje 100 zasad atrakcyjności, bynajmniej nie jest to uległość i skakanie na każde zawołanie. „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?” to książka o kobiecie niezależnej, z poczuciem humoru, mówiącej, co myśli i zadziornej – a to właśnie pociąga mężczyzn. Na Allegro można również kupić drugi tom wyżej wymienionej pozycji – „Dlaczego mężczyźni poślubiają zołzy?” Przeczytaj pełną recenzję książki A. Sherry „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?” Podsumowanie Choć „Kamasutra” jest poradnikiem seksualnym, po który najczęściej sięgamy, to jednak nie powinniśmy na nim poprzestać. Egzotyczne pozycje, strefy erotyczne i inne wynalazki, które mogą sprawić wiele przyjemności podczas łóżkowych igraszek, to tylko początek propozycji. Pielęgnowanie związku powinno odbywać się zarówno od strony cielesnej, jak i mentalnej. Wówczas będziemy po prostu lubili przebywać w swoim towarzystwie.
Zadbaj o swój związek – przegląd poradników seksualnych
Rowerki tradycyjne to kolejny etap po rowerkach biegowych. Początkowo dziecko uczy się jeździć z dodatkowymi kółkami lub specjalną rączką, którą trzyma opiekun. Wszystko po to, aby opanować technikę jazdy na dwóch kółkach. Jakie rowerki tradycyjne możemy kupić na Allegro w cenie do 200 zł? 16-calowy rowerek dla dzieci – Hello Kitty i Spiderman Rowerek dla dzieci z 16-calowymi kółkami może mieć ramę różową zdobioną w popularnego kotka Hello Kitty lub super bohatera – Spidermana. Obie wersje są w kolorze metalic, mają regulowaną wysokość i pochylenia kierownicy oraz regulację wysokości i pochylenia siodełka. Siedzisko w prezentowanym rowerku jest miękkie i wygodne. Dodatkowo pojazd ma miękką osłonę kierownicy i pełne zabezpieczenie łańcucha – uniemożliwia ono wkręcenie się nóżki dziecka. Rower jest wyposażony w dwa hamulce – ręczny przedni oraz tylny nożny. Obręcze kół są lakierowane, a koła są pompowane i mają dętkę z wentylem. Rowerek tradycyjny Hello Kitty i Spiderman posiada także stalowe i lakierowane błotniki, które chronią ubranie małego rowerzysty przed zachlapaniem podczas deszczowej pogody. W celu ułatwienia przewożenia drobnych przedmiotów lub napojów w rowerku zamontowano koszyk i bagażnik metalowy. Dodatkowo rower jest wyposażony w dzwonek i lusterko. Koszt rowerka tradycyjnego, bardzo popularnego na Allegro, zdobionego w Hello Kitty lub Spidermana, z 16-calowymi kołami to około 200 zł. Rowerek Ferrari Cars Design – 12 cali Kolejnym cieszącym się dużą popularnością rowerkiem tradycyjnym do 200 zł jest pojazd Ferrari Cars Design. Rowerek ten zdobiony jest w podobiznę głównego bohatera bajki Cars – Zygzaka. Ma 12-calowe koła i jest w kolorze czerwono-czarnym. Rowerek posiada regulację wysokości oraz pochylenia kierownicy i siodełka. Miękkie i wygodne siodełko i pompowane koła podwyższają komfort jazdy. Pełna osłona łańcucha zwiększa bezpieczeństwo. Design podwyższają lakierowane obręcze kół. Rowerek jest wyposażony w dwa hamulce – tylny i przedni ręczny. W zestawie mamy solidne podporowe kółka boczne, dzwonek, lusterko i bagażnik. Ten model nie ma koszyczka. Koszt pojedynczego modelu rowerka Ferrari Cars Design to około 150 zł. Rowerek Hello Kitty – 16 cali Kolejnym rowerkiem tradycyjnym, najczęściej wybieranym na Allegro, jest ponownie rowerek z aplikacją Hello Kitty. Model ten posiada 16-calowe koła i konstrukcję stalową. Został on wykonany z grubej i bardzo solidnej ramy. W zestawie znajdziemy także przykręcane boczne kółka, które ułatwiają naukę jazdy. Kółka boczne można regulować lub całkowicie zdemontować, gdy nie są już potrzebne. 16-calowe koła są ułożone na metalowych łożyskach. Dodatkowo opony są szerokie i pompowane. W tym rodzaju rowerka również możemy swobodnie regulować wysokość kierownicy i siodełka. To ostatnie jest wyprofilowane. Rączki antypoślizgowe podnoszą komfort użytkowania. Rowerek 16 cali Hello Kitty ma w zestawie lusterko, osłonę na kierownicy, osłonę na łańcuch i stalowy koszyczek na drobiazgi. Koszt rowerka to około 180 zł. Rowerek dziecięcy BMX – 16 cali Rowerki dziecięce BMX są dostępne w kilku kolorach do wyboru – niebieskim, czerwonym i różowym. Posiadają 16-calowe pompowane koła, regulowaną wysokość kierownicy i siodełka, ręczny hamulec i ochronę kierownicy. Tak jak w poprzednich modelach, łańcuch jest zabezpieczony specjalną osłoną. W zestawie znajdziemy także przykręcane kółka boczne, lusterko, dzwonek, bagażnik oraz koszyk na drobne przedmioty. Koszt rowerka dziecięcego BMX to około 170 zł. Czerwony rowerek z 12-calowymi kołami Dużą popularnością cieszy się również czerwony rowerek dziecięcy z 12-calowymi kołami. Ma on szerokie i pompowane opony z głębokim bieżnikiem. Został wykonany z konstrukcji stalowej, a wszystkie ważne części ułożono na łożyskach kulkowych. Siodełko oraz kierownicę można regulować. Rowerek jest wyposażony w hamulec szczękowy z przodu i z tyłu oraz hamulec tylny nożny. W zestawie znajdziemy boczne kółka ułatwiające naukę jazdy, błotnik wykonany z tworzywa, lusterko, rączki z antypoślizgowej gumy, koszyczek oraz prowadnik.
Popularne rowery tradycyjne dla dzieci do 200 zł
Reportaż „Stacja Muranów” Beaty Chomątowskiej to mozaikowa opowieść o dzielnicy: architekturze, ludziach i historii, które wzajemnie na siebie wpływają. Warszawski Muranów to osiedle wybudowane na ruinach dawnego getta i z gruzów tego getta. Po dawnej dzielnicy i jej mieszkańcach zostało niewiele śladów, po wojnie powstało zupełnie nowe miejsce, a tworząc je, architekci próbowali połączyć modernistyczne wzorce z ideałami socrealizmu. Ślady historii Beata Chomątowska oprowadza czytelników po relatywnie młodej dzielnicy, gdzie wyszukuje pozostałości po dawnym życiu, często pozornie mało dostrzegalne. Zbiera opowieści mieszkańców, rodzin architektów i budowniczych oraz osób odwiedzających Muranów, wypatruje kawałków cegieł i skorup świadczących o historii miejsca i próbuje zrekonstruować choćby częściowo to, co przed wojną tu było, czyli Dzielnicę Północną. Tymczasem dawnej dzielnicy już tu nie ma, teraz jest nowa siatka ulic i nowe budynki. Dzielnica Północna z Muranowem nie ma nic wspólnego oprócz miejsca, które zajmuje. Dawne budynki zamieniły się w morze gruzów, a niegdysiejsi mieszkańcy zginęli w Treblince albo w getcie. Pod tym względem to miejsce wyjątkowe, miasto utopia powstałe na cmentarzysku. Tytuł książki nawiązuje do planowanej, ale niezrealizowanej finalnie stacji metra, czyli kolejnego widmowego tworu związanego z tym miejscem. Książka jak mozaika Konstrukcyjnie „Stacja Muranów” przypomina patchwork. Opowieści o miejscu przeplatają z historiami mieszkańców, na kartach książki przewijają się więc takie postaci, jak powstaniec Jakub Wiśnia czy grabarz Pinkus Szenicer, a z drugiej strony znajdziemy tu opisy tętniącej życiem przedwojennej dzielnicy zamieszkałej przed biedotę. Jest też tragiczna historia warszawskiego getta i dramat jego mieszkańców oraz powojenne rumowisko gruzów, po którym buszują szabrownicy. Autorka ukazuje szczegółowo plany powojennej odbudowy dzielnicy i idee, które temu przedsięwzięciu przyświecały. Przybliża postać architekta Bohdana Lacherta, wizjonera i jednego z twórców Muranowa, oraz pokazuje, jak krok po kroku powstawała nowa dzielnica, do budowy której wykorzystano gruzy dawnych budynków. „Stacja Muranów” to także książka o zapominaniu: o tym, że tylko nieliczne miejsca na Muranowie przypominają dawną historię, i o ludziach, którzy nie chcą pamiętać o dawnych mieszkańcach. To także opowieść o związku ludzi z miejscami i wpływem miejsca na człowieka oraz o poszukiwaniu znaczeń i przenikaniu historii z teraźniejszością. Wątki są przemieszane, a fabuła poprowadzona nielinearnie, co podkreśla wielowarstwowość Muranowa. Beata Chomątowska wykonała ogromną, mrówczą pracę, docierając do setek źródeł. Książkę wzbogacają też liczne zdjęcia, zarówno archiwalne, jak i obecne, projekty, szkice, przedruki z dawnych gazet, które przybliżają czytelnikowi historię i współczesność Muranowa. To lektura nie tylko dla osób zainteresowanych historią Warszawy, ale dla wszystkich, dla których ważna jest przeszłość. Książka jest dostępna również w wersji elektronicznej za ok. 30 zł. Źródło okładki: www.czarne.com.pl
„Stacja Muranów” Beata Chomątowska – recenzja
Drukarka to urządzenie, dzięki któremu każdy może sobie pozwolić na samodzielne drukowanie dokumentów bądź grafiki. Jak wybrać drukarkę tak, by idealnie odpowiadała naszym potrzebom? Wbrew pozorom, nie tak łatwo znaleźć urządzenie, które w pełni nas zadowoli. Na rynku dostępnych jest bardzo dużo firm, które deklarują niezawodność i funkcjonalność swoich modeli. Jak jest naprawdę? Poniżej zostaną opisane przykładowe drukarki przenośne oraz porady, na co zwracać uwagę przy ich zakupie. Drukarka HP na krańcu świata Drukarka przenośna HP Officejet 100 (CN551A) to urządzenie odporne na wszelkiego rodzaju wstrząsy. Dzięki niej każdy będzie mógł pracować produktywnie także poza miejscem zatrudnienia. Pozwala ona nie tylko na drukowanie dokumentów w wysokiej jakości np. w trakcie podróży, ale także na współpracę z poszczególnymi modelami notebooków i smartfonów (dzięki wbudowanej technologii Bluetooth bądź wyposażeniu w port USB 2.0). Wskaźnik na panelu sterowania pozwala monitorować czas pracy akumulatora. Urządzenie wyłączy się samoczynnie, gdy pozostawać będzie w trybie bezczynności. Drukarka ta pomaga także w zachowaniu efektywności w ważnych chwilach (w zestawie akumulator jonowy, pozwalający wydrukować do 500 stron). Obsługiwane nośniki to: papier zwykły, papier fotograficzny, karty okolicznościowe, karty indeksowe, koperty, etykiety, broszury. Jedyną niedogodnością może być brak wyświetlacza. Szybkość procesora wynosi 220 MHz. Istnieje możliwość włożenia dwóch wkładów drukujących. Waga urządzenia wynosi 2,3kg, cena to natomiast wydatek około 900 zł. Funkcjonalność Canon PIXMA iP100 to drukarka atramentowa, która gwarantuje wysoką jakość zdjęć i dokumentów w każdym miejscu. Jej waga to 2 kg, a cena około 1100 zł. Jest bardzo funkcjonalna, nie dość, że jakością dorównuje większym drukarkom firmowym, to wizualne prezentuje się całkiem dobrze. Do drukowania w podróży nadje się znakomicie. Została także wyposażona w głowicę FINE. Rozdzielczość wydrukowanych dokumentów i zdjęć wynosi 9600 x 2400 dpi. Urządzenie przez jedną minutę jest w stanie wydrukować 20 czarno-białych i 14 kolorowych stron A4. Obrazy w formacie 10x15 cm są gotowe po około 50 sekundach. Charakteryzuje się wygodnym rozmiarem (322 x 185 x 61,7 mm). Kabel USB trzeba dokupić, gdyż producent nie dołączył go do zestawu. Drukarka została także wyposażona w specjalne atramenty. Ich urozmaicony system, składający się z 5 atramentów zwiększa jakość wydrukowanych zdjęć i dokumentów. Jakość ma swoją cenę Brother PJ-663 to model drukarki stworzonej do druku mobilnego. Cena wynosi około 2500 zł, zaś waga około 473g. Drukuje w technologii termicznej (wykorzystując wysoką temperaturę i specjalny papier termiczny). Posiada diody sygnalizujące gotowość urządzenia do pracy, status drukowania oraz aktywność trybu Bluetooth. Ma wbudowaną pamięć 5,89 MB. Mieści w sobie jeden wkład z tuszem. Jest to niezwykle małe i poręczne urządzenie. Każdy, kto pracuje w terenie i często drukuje, powinien taką drukarkę zakupić. Można ją spokojnie zmieścić w torebce bądź torbie podróżnej. To urządzenie pozwala na wydrukowanie do 6 stron na minutę i uzyskanie wysokiej jakości wydruku A4, mimo tak niewielkich rozmiarów. Do zalet Brother PJ-663 możemy zaliczyć: jakość wykonania, drobne rozmiary i małą wagę, dobrą jakość wydruku, wbudowany Bluetooth i irda oraz prostą obsługę. Za wadę możemy uznać jedynie cenę. Ta jest rzeczywiście dość wysoka. Drukarka PJ-663 może wykonywać swoje zadanie na zasilaniu bateryjnym lub, gdy zostanie podłączona do sieci. Dzięki niej można pozwolić sobie na bezprzewodowy i ekonomiczny druk w terenie. Przed kupnem nowej drukarki warto odpowiedzieć sobie na kilka prostych pytań, a mianowicie: ile chcę wydać pieniędzy, ile chcę drukować (dużo czy sporadycznie) itp. Drukowanie drukarką przenośną jest wygodne dla użytkownika. Z urządzenia można korzystać niemalże wszędzie (na lotnisku, w restauracji, w hotelu, a także podczas spotkania biznesowego). Pamiętaj, że jeżeli chcesz zabierać drukarkę ze sobą, powinna być ona niewielka i lekka. Nie zapominaj więc o wadze i rozmiarze. Waga nie powinna przekraczać 2 kg. Zwróć uwagę także na podajnik i odbiornik papieru. Ich pojemność i komfort obsługi wpływa na harmonię pracy. Miej na uwadze także akceptowane nośniki. Pamiętaj również o technologii druku (atramentowa czy termiczno-atramentowa). Rozmiar papieru powinien być standardowy, czyli A4. Mile widziany jest także Bluetooth. Wymienione powyżej porady powinny pomóc ci w doborze odpowiedniego sprzętu. Nie idź na łatwiznę i nie kupuj tego, co modne. Postaw raczej na sprzęt, który spełni twoje wymagania.
Drukarki przenośne
Dzieci uwielbiają bohaterów, którzy imponują im odwagą, siłą czy mądrością. Jednym z nich jest Spiderman, czyli Człowiek-Pająk, nieustraszony, przebiegły i potrafiący efektownie ratować ludzi z opresji. Nic dziwnego, że właśnie tę postać maluchy chętnie wybierają do zabawy i wspólnie z nim przenoszą się w świat pełen fascynujących przygód. Spiderman, fikcyjny bohater znany na całym świecie, chodzi po ścianach, ma nadludzką siłę i wyostrzone zmysły. Wykorzystuje je do walki z przestępczością szerzącą się na ulicach Nowego Jorku. Od ponad pół wieku nieprzerwanie porusza wyobraźnię najmłodszych i nie tylko. Pojawia się w komiksach, licznych filmach animowanych oraz pełnometrażowych kinowych i telewizyjnych. Jego podobizna zdobi ubrania i popularne gadżety. Nic dziwnego, że jest czołową postacią w świecie zabawek. Dlatego maluchy chętnie się z nim utożsamiają, przebierając się w jego kostiumy lub też kupując przedstawiające go zabawki. Oto 10 propozycji najciekawszych z nich: Spiderman z dźwiękiem to figurka, która powinna się zaleźć w zbiorach każdego miłośnika superbohatera. Ludzik porusza głową, rękoma i nogami niczym prawdziwy bohater. Dziecko może odtwarzać prawdziwe sceny zapamiętane z filmu lub też tworzyć własne fascynujące historie. Jednocześnie po naciśnięciu przycisku maluch usłyszy dźwięki lub wypowiedzi swego bohatera. Zabawka kosztuje ok. 65 zł. Dzieci kochają zabawę klockami. Stąd Lego Super Heroes Spiderman: Atak upiornych jeźdźców, to dla nich idealna propozycja. Zestaw składa się z 3 figurek: Spidermana, Hobgoblina i Upiornego Jeźdźca wraz z dołączonym motocyklem, szybowcem z pociskami, siatką do wystrzeliwania, płonącą dyniową bombą i łańcuchem. Klocki pozwalają maluchom odegrać scenkę ulicznej walki Spidermana i Upiornego Jeźdźca i Hobgoblina. Cena zabawki wynosi od ok. 95 zł. Z kolei w zestawie Lego Pajęczy Wojownik znajdują się minifigurki, fragment mostu z ruchomą jezdnią, szybowiec goblina z poruszającymi się skrzydłami i miotaczami ognia oraz policyjny quad. Klocki pozwalają odtworzyć scenę ataku na most, podczas której Spiderman zarzuca sieć na niebezpiecznego Zielonego Goblina. Cena od ok. 330 zł. Znakomitą forma rozrywki dla malucha może być zabawa na skoczku T-Ball Spiderman marki Mondo. Jest to piłka z podestem i aluminiowym uchwytem z podobizną Spidermana, mająca wyprofilowane, ergonomiczne rączki. Skoczek pomaga rozwinąć sprawność fizyczną, zmysł równowagi i koordynację ruchową. Zabawka kosztuje ok. 80 zł. Zakładana na nadgarstek wyrzutnia sieci i wody marki Hasbro to wspaniała zabawa dla każdego fana Spidermana. Pozwala wystrzeliwać sieci ze specjalnej puszki z fluidem pod ciśnieniem lub strzelać wodą z dołączonego wymiennego pojemnika. Kosztuje od ok. 85 zł. Za zestaw z rękawicą zapłacić trzeba około 50 zł więcej. Zestaw Pajęcze skrzydła znanego producenta Hasbro pozwala każdemu dziecku wczuć się w postać Spidermana i rozwinąć w trakcie zabawy wyobraźnię. W jego skład wchodzą ruchome, skrzydła imitujące pajęczynę, które dziecko może założyć na ramiona, oraz wyrzutnia ze strzałkami i pas bohatera. Kosztuje ok. 170 zł. Oczywiście nasz superbohater porusza się wspaniałymi pojazdami. Wśród nich dzieciom przypadnie do gustu bezprzewodowy pojazd Spidermana marki Marvel. Przytwierdzony do niego bohater wyrusza do akcji kierowany joystickiem. Jego cena wynosi od ok. 150 zł. Spiderman i samochód Turbo Racer to idealny zestaw dla każdego malucha. Oprócz figurki ulubionego bohatera mamy także pojazd Turbo Racerz czterema wyrzutniami, które zawsze można wycelować w stronę nieprzyjaciela. Dodatkową atrakcją dla dziecka jest to, że samochód przed pierwszą zabawą należy złożyć. Jego cena wynosi od ok. 100 zł. Na pomoc potrzebującym wyrusza także Spiderman na motorze. Kiedy napotka przeszkodę, odbija się od niej i skręca. Przy okazji świeci i wydaje dźwięki. Jego cena to ok. 40 zł. Spiderman z helikopterem marki Hasbro dostarczy każdemu maluchowi wielkiej frajdy. Figurka bohatera ma ruchome ręce i nogi. Można ją przypiąć pasami do helikoptera, na którym zamontowana jest wyrzutnia, strzelająca oczywiście pajęczymi pociskami. Cena zestawu wynosi od ok. 65 zł. Opowieści o Spidermanie pozwalają dzieciom przenieść się do świata fantasy i rozwinąć wyobraźnię, stworzyć własne, pełne emocji historie i poczuć siłę oraz odwagę ulubionego bohatera. W walce ze złem pomogą im zabawki zaprojektowane w taki sposób, by dostarczać jak najwięcej wspaniałej, kreatywnej rozrywki.
Spiderman – 10 superzabawek
Joanna uciekając od własnej dramatycznej przeszłości, trafia do miejsca, które skrywa jeszcze mroczniejsze tajemnice. Paweł Jaszczuk zaprasza do świata przemocy i psychologicznych gier, które zostawią na waszym karku najeżone włosy. Omijaj ten dom z daleka Historii, w których straszny dom gra główną rolę, jest wiele. Mroczne zamczysko, zapomniany przez świat pensjonat, zakurzona chata w środku lasu, willa, w której nikt oprócz paru bezpańskich kotów już dawno nie mieszka. Stary dom z tajemnicami i mroczną przeszłością to idealne tło – Paweł Jaszczuk nie mógł się oprzeć pokusie wykorzystania takiego potencjału w swoim thrillerze. Czy wyszło mu to na dobre? „Na skraju nocy” opowiada o starym domu na peryferiach miasta. Dom nie jest opuszczony – ale jego mieszkańcy z pewnością odnaleźliby się w wymarłym mieście duchów. Jest to pensjonat, w którym znajdziemy cały gabinet osobliwości. Jednak nie ma to nic wspólnego z wesołym miasteczkiem – no chyba że inspirowanym powieściami Stephena Kinga. Nie wchodź do tego domu Do pensjonatu trafia Joanna. Jest młoda, ale w życiu doświadczyła już wiele. Próbuje uciec od swojej mrocznej przeszłości, lecz nie spodziewa się, że trafi z deszczu pod rynnę. Stary dom również kryje w sobie tragiczne tajemnice, które są znacznie mroczniejsze niż to, co zdarzyło się w przeszłości bohaterki. Joanna trafia tam przypadkiem – podczas podróży dopada ją deszcz, szukając schronienia staje więc pod ciężkimi, brudnymi drzwiami dużego domu. W środku wita ją odrzucający zapach stęchlizny, kurzu i kociego moczu. Gospodynią domu jest stara, schorowana kobieta, która oferuje dziewczynie nocleg w zamian za chwilową opiekę. Kobieta bowiem jest niesamodzielna i wymaga pomocy w prowadzeniu domu. Joanna godzi się, chwilowo nie widząc innego wyjścia. Tak zaczyna się jej udział w teatrze osobliwości. Za późno – już nie wyjdziesz Mieszkańcy domu przypominają aktorów, którzy dawno zapomnieli się w odgrywanych przez siebie rolach. Zachowują się, jakby brali udział w filmie szpiegowskim, lecz takim bez efektów specjalnych i szczęśliwego zakończenia. Każdy wie o każdym wszystko – a najdrobniejszy ruch jest bacznie obserwowany. Każdy skrywa sekret, a wszystkich łączy ta największa i najmroczniejsza tajemnica – historia domu naznaczona jest krwią. „Na skraju nocy” to thriller psychologiczny, który powoli mąci w głowie czytelnika. Z każdą kolejną stroną zagłębiamy się w historię, napięcie narasta, pytania się mnożą, a czytający, tak jak Joanna, w końcu chce rzucić się do ucieczki i wydostać z zapętlającej się tajemnicy tej dziwnej i niepokojącej społeczności. A wtedy okazuje się, że jest już za późno. Źródło okładki: www.szaragodzina.pl
„Na skraju nocy” Paweł Jaszczuk – recenzja
Apple AirPods to jedyne w swoim rodzaju słuchawki bezprzewodowe. Nie każdy jednak będzie w stanie pogodzić się z ich ograniczeniami lub wysoką ceną. Na szczęście w sprzedaży jest wiele innych modeli słuchawek bezprzewodowych, których zakup warto rozważyć. Słuchawki Bluetooth marki Apple wyglądają bardzo podobnie do przewodowych słuchawek EarPods dołączanych do iPhone'a, ale nie mają żadnego kabla. W obudowie każdego AirPoda udało się zmieścić nie tylko źródło dźwięku, ale też akumulator i moduł łączności bezprzewodowej Bluetooth. Słuchawki są wyjątkowe ze względu na chip W1 To dzięki niemu zestaw może szybko przełączać źródło dźwięku pomiędzy iPhone'em, iPadem i komputerem Mac zalogowanym na to samo konto iCloud. AirPods to jedyne douszne słuchawki na rynku, które korzystają z tego rozwiązania. Nie każdemu jednak pasuje forma słuchawek AirPods, a do zakupu zniechęcać może wysoka cena. Na szczęście Apple nie jest jedynym producentem słuchawek bezprzewodowych, a w sprzedaży można znaleźć wiele innych wartych zakupu modeli. Beats Solo 3 Oprócz AirPods producent iPhone'a będzie miał dla swoich klientów jeszcze jedne douszne słuchawki wyposażone w chip Apple W1. BeatsX, bo tak ma nazywać się ten model, nie miały jednak jeszcze swojej premiery i nie da się ich na razie kupić. W ofercie należącej do Apple'a marki Beats można znaleźć jeszcze jedne ciekawe słuchawki, które wyposażono w chip W1. Beats Solo 3 to model nauszny. Są droższe od AirPods, ale ich konstrukcja pozwala na zaoferowanie lepszej jakości dźwięku. box:offerCarousel Plantronics BackBeat Go Nie wszystkim użytkownikom pasują słuchawki pchełki, a niektórzy mogą woleć wersje dokanałowe. Dla nich dobrą propozycją będzie seria słuchawek marki Plantronics. Model o nazwie Plantronics BackBeat Go3 jest najnowszym z tej linii. box:offerCarousel Jabra Sport Wireless+ Słuchawki Bluetooth znajdują zastosowanie nie tylko przy słuchaniu muzyki w podróży lub w domu. Takie gadżety podobają się też sportowcom. Dla nich przygotowano specjalne modele słuchawek takie jak Jabra Sport Wireless+. box:offerCarousel LG HBS Ciekawym produktem są słuchawki firmy LG z serii HBS. W ofercie jest wiele odmiennych modeli, które różnią się ceną, możliwościami i jakością dźwięku. To, co je łączy, to konstrukcja. Obie bezprzewodowe słuchawki nie są połączone wyłącznie kablem, a pałąkiem opierającym się o szyję. box:offerCarousel Podsumowanie Apple AirPods to bez dwóch zdań jedyne słuchawki w swoim rodzaju. Kompaktowa forma w połączeniu z możliwościami, jakie daje chip W1, tworzą z nich wyjątkowy produkt – jak na razie bez bezpośredniej konkurencji. Nie każdy jednak potrzebuje tego typu słuchawek. U wielu osób znacznie lepiej sprawdzą się inne bezprzewodowe modele. Na szczęście jest wiele firm, które zajmują się produkcją tego typu sprzętu i jest w czym wybierać.
Co zamiast Apple AirPods?
Podczas wakacyjnych wyjazdów twoje dziecko z pewnością będzie spędzać długie godziny w wodzie. Czy to w morzu, czy w hotelowym basenie, niezbyt ciepła woda powoduje marznięcie malucha. Z pomocą przychodzą stroje kąpielowe uszyte z pianki neoprenowej. Oprócz zapewnienia ciepła, pianka pomoże utrzymywać się na powierzchni wody oraz ochroni wrażliwą skórę dziecka przez promieniami słonecznymi. Zalety strojów z pianki neoprenowej Zakładanie stroju z pianki neoprenowej nawet latem ma sens. Wydaje się, że podczas wakacyjnych upałów taki kostium jest zbędny. Nic bardziej mylnego. Dziecku z pewnością nie będzie zbyt ciepło w odpowiednio dobranym kombinezonie. Szczególnie wtedy, gdy wypoczywasz nad polskim morzem. Nawet latem woda jest stosunkowo zimna, a długie godziny spędzone na chlapaniu się w niej mogą skutkować wyziębieniem. Pianka neoprenowa doskonale zabezpieczy malucha przed zimnem. Nie jest to jednak jej jedyna zaleta. Równie dobrze sprawdza się, jako zabezpieczenie przed szkodliwymi skutkami zbyt długiego kontaktu ze słońcem. Neopren nie przepuszcza promieni, co daje ci pewność, że twoje dziecko nie dozna poparzenia słonecznego. Jest to bardzo praktyczne, gdyż niestety najmłodsi plażowicze często zapominają o obowiązku smarowania się kremem z wysokim filtrem.Kolejną zaletą neoprenu jest to, że unosi się on na wodzie, dlatego będzie świetnym wsparciem dla początkujących pływaków. Siła wyporu pomoże dziecku znajdować się zawsze na powierzchni wody. Pamiętaj jednak, że taki kombinezon nie zastąpi kapoka. Pianki mokre, półsuche i suche Wybierając strój z pianki, masz do dyspozycji kilka wariantów. Najczęściej wybieranym rodzajem kombinezonów będą z pewnością pianki półsuche i mokre. Opcją dla profesjonalistów, nurków lub dla szybko wychładzających się osób, są natomiast pianki suche. Co to oznacza? Otóż model mokry charakteryzuje się tym, że między materiał, a ciało człowieka przedostaje się woda. Jest ona ogrzewana ludzkim ciepłem i nie wywołuje marznięcia. Idealnie nadaje się na lato, kiedy temperatura wody nie jest taka niska i kilka kropel za kołnierzykiem nie spowoduje dyskomfortu. Opcja półsucha minimalizuje przedostawanie się wody pod kostium. Najczęściej występuje z poprzecznym, w stosunku do długości ciała, zamkiem lub bez niego, ale wtedy strój ciężko się nakłada. Pianka sucha jest kombinezonem, który nadaje się do nurkowania w zimnych akwenach, nawet zimą. Nie dopuszcza do kontaktu skóry z wodą. Pod taki strój trzeba założyć ocieplacz, na przykład bieliznę termoaktywną. Pianka neoprenowa dla najmłodszych Neopren genialnie sprawdza się jako materiał na strój dla niemowlaków. Będzie idealny na pierwsze kąpiele w basenie, w którym nawet podgrzewana woda może być dla maluszka zbyt zimna. Jednym z ciekawszych modeli jest pianka neoprenowa Babywarma. Świetnie dopasowuje się do ciała dziecka. Regulowane ramiączka sprawiają, że będzie ona rosła razem z bobasem. Dość gruba pianka zapewni ciepło, a jednocześnie nie krępuje ruchów. Taki strój jest także ułatwieniem dla rodziców. Dzięki temu mogą oni pewniej chwytać swoje dziecko bez obawy, że wyślizgnie się ono z rąk. Pianka neoprenowa dla dzieci – jaką wybrać? Pianka z neoprenu to świetny pomysł na wakacyjny strój pływacki dla twojego dziecka. Wybór odpowiedniego modelu dostosuj do miejsca, w którym maluch będzie się kąpał. Jedną z popularniejszych firm produkujących tego typu kombinezony jest Konfidence. Wyglądem przypominają one strój prawdziwego surfera. Pływanie w piance neoprenowej może przynieść mnóstwo korzyści dla twojego dziecka. Przede wszystkim zapewni mu ciepło, co może okazać się bardzo istotne podczas urlopów spędzanych nad polskim morzem, którego wody są stosunkowo zimne nawet latem. Neopren ochroni także wrażliwą skórę dziecka przed szkodliwymi promieniami UV. Do tego pomoże początkującym pływakom w utrzymywaniu się na powierzchni wody. Wybierając kombinezon z pianki neoprenowej, pamiętaj o dopasowaniu rozmiaru, gdyż to będzie miało duży wpływ na komfort noszenia.
Pianka neoprenowa – najlepszy strój do pływania dla dziecka
W życiu każdego chłopca prędzej czy później nadchodzi czas fascynacji pociągami. Z tego powodu parowozy i lokomotywy to obowiązkowi bohaterowie wielu bajek i książeczek – potrafią zaskoczyć niejednego zucha, w innym zaś zaszczepić pasję i odkryć zdolności małego inżyniera. Zabawa pociągami to nie tylko przyjemne spędzanie czasu, ale przede wszystkim kreatywne zajęcie pobudzające wyobraźnię, rozwijające zdolności psychomotoryczne i nauka myślenia przestrzennego. Pociągi i kolejki z torami Zabawa pociągami nie może się obyć bez pociągów, dlatego jeśli twoje dziecko jeszcze ich nie ma, koniecznie spraw mu radość i pozwól wkroczyć w świat jego ulubionych bajkowych bohaterów. Mowa oczywiście o ciuchci Tomku i jego przyjaciołach, a także pociągach z bajki Stacyjkowo. Interaktywne ciuchcie z bajek kupimy już od 49 zł za sztukę. Dostępne są także zestawy, w skład których wchodzi kilka lokomotyw lub dodatkowe wagony (ceny od 89 zł). Atrakcyjnymi zabawkami są również pociągi z torami. Ich koszt to wydatek od 59 do 199 zł za zestaw, w skład którego wchodzi lokomotywa z wagonikami i tory do samodzielnego złożenia. Modne są zwłaszcza drewniane kolejki, z których można układać tory o wielu kształtach. Zestawy zawierające ponad 100 elementów pozwalają na budowę torów wraz ze stacjami, mostami, a nawet punktami, do których pociągi będą woziły towary. Cena takiego zestawu to wydatek od 249 zł. Absolutnym hitem są kolejki elektryczne, które są spełnieniem marzeń każdego małego miłośnika pociągów. Za ok. 7-metrowy tor i lokomotywę z kilkoma wagonami zapłacimy ok. 79 zł. Zestawy można ze sobą dowolnie łączyć, ponieważ większość z nich posiada podobne elementy spinające tory i tę samą szerokość. Klocki z pociągami Nie tylko zabawkowe tory i pociągi dostarczą emocjonującej zabawy, ale także klocki z pociągami. Takie zestawy proponuje znane wszystkim dzieciom Lego, np. Lego Duplo Pociąg z Cyferkami (76 zł) czy Lego City Pociąg Towarowy (640 zł). Pierwszy zestaw to strzał w dziesiątkę dla malucha już od 2. roku życia. Zabawka rośnie z dzieckiem – może służyć do zabawy jako pojazd, ale też jako klocki, które układają się w wagoniki, z kolei starszemu dziecku pomoże w nauce cyferek. Pociąg towarowy jest przeznaczony dla dzieci powyżej 6. roku życia. W jego skład wchodzi prawie 900 elementów, w tym lokomotywa, wagony, minifigurki, stacje, tory i ciężarówka. Ten zestaw to idealny pomysł na prezent m.in. dla rodzeństwa. Nie tylko Lego pozwala na zabawę pociągami, ale także inne klocki. Polecane są w szczególności klocki-wafle, z których dziecko może zbudować własny pociąg (ok. 30 zł). Dla najmłodszych dzieci świetnym wyborem będzie Mega Bloks – edukacyjny zestaw do budowania pociągu. Zabawki dla najmłodszych Na Allegro znajdziemy pociągowe zabawki także dla najmłodszych dzieci. Królują zwłaszcza pociągi-sortery (cena od 30 zł) oraz interaktywne pociągi, które jeżdżą po wduszeniu przycisku i wydają dźwięki lokomotywy lub grają przyjemne melodie (cena od 69 zł). Modną i atrakcyjną zabawką jest Bąbelkowy Tomek (142 zł). Jest to pchacz, który wytwarza podczas jazdy mnóstwo baniek mydlanych. A na prawdziwych fanów uroczego Tomka czeka jeździk (139 zł) i minikolejka z lokomotywą Tomkiem, w której może jechać mały maszynista (1200 zł).
Pasja – pociągi! Poznaj zabawki dla małego maszynisty
Dobrym sposobem na odgrodzenie się od świata zewnętrznego i stworzenie enklawy w ogrodzie jest założenie żywopłotu formowanego. Wybór gatunków na rynku jest duży, chociaż od lat dominują te same trendy. W czym wybierać? Żywopłot formowany ma wiele zalet: zapewnia prywatność w ogrodzie, chroni przed kurzem i hałasem, stanowi tło dla innych roślin. Często ponadto daje schronienie i dom ptakom – naszym naturalnym sojusznikom w walce ze szkodnikami roślin. Rośliny na żywopłot wymagają jednak pewnej selekcji. Do tego celu nadają się jedynie gatunki dobrze reagujące na cięcie, łatwo regenerujące się i zdolne do harmonijnego wzrostu przy dużym zagęszczeniu. Dużym atutem jest także silny wzrost i dobre krzewienie. Na podstawie tych parametrów stworzono grupę roślin, która tworzy gęste, szczelne, żywe ściany. Żywopłot zimozielony – ozdoba przez cały rok Jedną z najpopularniejszych roślin liściastych wykorzystywanych na żywopłoty jest bukszpan wiecznie zielony (Buxus sempervirens). Krzew wytwarza drobne ciemnozielone liście. Rośnie umiarkowanie szybko i dobrze reaguje na cięcie. Można z niego tworzyć nie tylko proste ściany żywopłotowe, ale także wymyślne figury geometryczne. Warto prowadzić go także w formie trapezu (u góry węższy, u dołu szerszy) – wtedy jest lepiej doświetlony. Innym popularnym gatunkiem liściastym, niestety tylko częściowo zimozielonym, jest ligustr pospolity (Ligustrum vulgare). Zdarza się, że w słabe zimy pozostaje na nim sporo liści, ale nie jest to zasadą. Wytwarza czarne owoce, które są trujące dla ludzi, stanowią jednak pożywny pokarm dla ptaków. Z roślin iglastych najczęściej na żywopłoty uprawia się żywotnik zachodni (Thuja occidentalis). Uznanie zyskała w szczególności odmiana Smaragd. Gatunek ma dwie podstawowe zalety: jest tani i szybko rośnie. Niestety wbrew pozorom jego uprawa nie jest łatwa, a w ostatnich latach okazy w całej Polsce są nękane przez groźną inwazyjną chorobę (fytoftorozę), doprowadzającą do całkowitego wysychania krzewów. Cennym żywopłotowym nabytkiem do ogrodu jest także cis pospolity (Taxus baccata). W ogrodach, gdzie często przebywają dzieci, można postawić na egzemplarze nie zawiązujące owoców. Warto zaznaczyć, że sam miąższ jest jadalny, ale niezwykle toksyczne są znajdujące się owocach nasiona. Na większych działkach można posadzić na żywopłoty także niektóre gatunki świerków oraz jodeł. box:offerCarousel Żywopłot liściasty – ozdoba z liści, kwiatów i owoców Zdecydowanym numerem 1 wśród roślin liściastych na żywopłoty jest grab pospolity (Carpinus betulus). Gatunek znosi zacienienie, ma małe wymagania, dobrze reaguje na cięcie i wytwarza odrosty korzeniowe (dzięki czemu zielona ściana jest gęsta). W podobny sposób można wykorzystywać także inne krajowe drzewo – buk pospolity (Fagus sylvatica). Oba gatunki wykształcają atrakcyjne liście, poszczególne odmiany mogą mieć barwę zieloną lub fioletową. Z gatunków obcego pochodzenia na żywopłoty liściaste formowane nadają się także karagana syberyjska (Caragana arborescens), pęcherznica kalinolistna (Physocarpus opulifolius) oraz klon tatarski (Acer tataricum). Do najpiękniejszych gatunków wytwarzających ozdobne owoce należą ognik szkarłatny (Pyracantha coccinea) oraz porzeczka alpejska (Ribes alpinum). Te wymagają jednak specyficznego cięcia, aby nie tylko miały zwarty pokrój, ale także wykształcały dużo kwiatów i owoców. Żywopłot powinien być regularnie cięty (co najmniej kilkakrotnie w sezonie), gdyż nawet niewielkie przyrosty niwelują pożądany efekt. Warto korzystać ze specjalistycznych urządzeń – tj. nożyc żywopłotowych. Rośliny rosnące w dużym zagęszczeniu nie tylko konkurują o światło, ale także o wodę oraz składniki pokarmowe. Dlatego powinno się je dokarmiać (dobre są nawozy organiczne) i regularnie podlewać (najlepiej zainstalować automatyczny system, np. nawadniania kropelkowego). Dopiero wtedy można myśleć o stworzeniu gęstej i szczelnej żywozielonej ściany. Oczywiście wszelkie zabiegi pielęgnacyjne należy dostosować do uprawianego gatunku.
Rośliny na żywopłot formowany
Obchody Halloween cieszą się w naszym kraju coraz większą popularnością. Chętnie uczestniczymy w szalonych imprezach, które dodają trochę zabawy przygnębiającej porze roku, jaką jest jesień. Niezależnie, czy wybierasz się na domówkę, czy do klubu, twoja stylizacja powinna być jak najbardziej upiorna i oryginalna! Przyjęcia halloweenowe wyróżniają się upiornymi dekoracjami, specjalnym menu i strasznymi atrakcjami. Aby idealnie wpisać się w klimat, również jako gość, warto zadbać o niecodzienny wygląd. Królują przerażające przebrania i ciekawe makijaże. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że przygotowania nie wymagają wiele wysiłku, specjalnych umiejętności, a jedynie pomysłu i kilku inspiracji. Przerażająca czarownica box:imagePins box:pin box:pin box:pin Imprezy halloweenowe cieszą się zawsze dużą frekwencją czarownic i wiedźm. Aby wykonać oryginalną stylizację, nie wystarczy jedynie spiczasty kapelusz i miotła, choć są oczywiście niezbędnym elementami. Warto zadbać o oryginalny makijaż, który zwróci uwagę uczestników przyjęcia. Najbardziej przerażający efekt otrzymasz, nadając swojej skórze zielonkawy odcień. Można do tego użyć specjalnych farbek do malowania twarzy lub wykorzystać cienie do powiek zmieszane z podkładem. Kolor nakładaj na twarz gąbeczką, dzięki czemu świetnie wtopi się w twoją cerę i długo utrzyma, bez konieczności poprawek. Nie zapomnij również o szyi i dłoniach! Całość wykończ czerwonym albo fioletowym smoky-eyes. Oczy powinny wyglądać na wyraźnie podkrążone. Rzęsy pociągnij maskarą. Soczyste czarne usta dodadzą nieco seksapilu twojemu pełnemu czarnej magii obliczu. Seksowna kocica box:imagePins box:pin box:pin box:pin) Przebranie kota to niewątpliwie propozycja dla kobiet, które nie tylko chcą się oryginalnie przebrać na Halloween, ale również wyglądać seksownie i kusząco. Całość stylizacji jest naprawdę prosta do wykonania, dlatego też tak często się po nią sięga. Najważniejszymi elementami, bez których się nie obędziesz, są: długi ogon i trójkątne uszka. Makijaż kota zacznij od wygładzenia twarzy, nałóż ulubiony podkład. Na powiekach wyrysuj eyelinerem długą kreskę, która doda ci kociego spojrzenia. Jeśli chcesz, możesz również założyć soczewki imitujące podłużne źrenice zwierzaka, podkręcając tym jeszcze efekt końcowy. Zaznacz czarną kredką nos i pyszczek, zbliżone do naturalnych kształtów. Aby prezentować się bardzo realistycznie, przyklej do policzków czarne żyłki imitujące kocie wąsy. Możesz do tego użyć kleju do rzęs. Na pewno utrzymają się całą noc. Tajemnicza wampirzyca Wampiry to niesamowite stworzenia, w które warto wcielić się podczas halloweenowej nocy! Stylizacja nie jest zbyt wymagająca. Wystarczy sukienka lub gorset, a resztę efektu dopełnisz makijażem. Wampirzyca powinna być trupio blada. Warto wykorzystać do tego najbielszy podkład, jaki znajdziesz, lub użyć farbek do ciała. Pamiętaj również o dekolcie. Oczy pomaluj tuszem i kredką. Czerwonym lub purpurowym cieniem zaznacz miejsca pod dolną powieką. Takie upiory nigdy nie są wyspane! Ważne w tym looku są usta. Pociągnij je czerwoną szminką i domaluj ściekającą z nich krwistą strużkę. Do kąsania śmiertelników przydadzą się ostre kły. Znajdziesz je w ofercie sklepów z przebraniami. Nie taka słodka... - halloweenowa lalka box:imagePins box:pin) Przebranie się za porcelanową, upiorną lalkę to sposób na wyróżnienie się na halloweenowej imprezie. Ubierz się w słodką, dziewczęcą sukienkę i zakręć włosy w sprężynki loków. Wepnij kokardę i przejdź do przygotowania makijażu. Skóra twarzy powinna być jak najbardziej gładka. Przyda się więc baza silikonowa i jasny odcień podkładu. Na czole i policzku umieść efektowne pęknięcia. Wykonasz je bez trudu wodoodpornym eyelinerem. Podczas Halloween nawet laleczka jest dosyć sfatygowana. Wykonaj makijaż powiększający oczy. Zaznacz na dolnej powiece białe kreski wzmacniające wrażenie głębi. Wykorzystaj długie sztuczne rzęsy i lekko podkreśl brwi. Usta zaznacz na różowo lub czerwono. Nie maluj kącików, tak aby wargi układały się w drobny całus. Straszna dziewczyna-szkielet Kościotrupy uwielbiają halloweenowe nocne harce. Ty również możesz wcielić się w jednego z nich. Makijaż wymaga nieco wprawy. Jeśli nie jesteś pewna swoich umiejętności, poproś koleżankę o namalowanie na twojej twarzy wizerunku czaszki. Idealnie sprawdzą się czarne i białe farbki do skóry. Zaznacz całe oczodoły, nos i policzki. Na ustach namaluj kształty zębów, wystające poza naturalny obrys. W takiej stylizacji nikt cię nie pozna! Świetnym pomysłem jest pójście o krok dalej i wymalowanie kości na dekolcie, które dopełnią całość. Halloween to niezwykła noc i świetna okazja na szalone, straszne i niebanalne stylizacje. Niektórzy cały rok obmyślają, w jakiego upiora wcielą się na tej imprezie. Makijaże to prosty i bardzo efektowny sposób na zachwycenie gości własną pomysłowością. Zobacz więcej pomysłów na Halloween.
Makijaż na Halloween – 5 oryginalnych pomysłów
O tym, że kobiety są silne i godne podziwu, nie trzeba nikogo przekonywać. Ale czy takie wzorce, przedstawiające silne, pewne siebie kobiety, które odnoszą sukcesy i spełniają marzenia, można znaleźć w książkach dla dzieci? Teraz już tak! „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek” to książka, która po prostu musiała ukazać się w tym czasie. 2017 to w końcu rok, w którym feminizm był głośny i widoczny niemalże w każdej strefie życia. Osoby popierające ruchy na rzecz kobiet wypowiadały się głośno i odważnie, jednak wydaje się, że dyskusja dotyczyła wyłącznie dorosłych. Elena Favilli i Francesca Cavallo postanowiły to zmienić i skierować się do młodszych odbiorców. Z jakim skutkiem? Obalanie dziecięcych stereotypów „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek” to książka, która opowiada o stu niezwykłych kobietach. To światowy bestseller, którego ukazanie się jest w każdym kraju przyjmowane niezwykle entuzjastycznie. Dzięki tej książce dzieci poznają kobiece postacie niemogące się często przebić ze swoimi niezwykłymi historiami do dziecięcych umysłów. Dlaczego Elena Favilli i Francesca Cavallo postanowiły napisać taką książkę i skierować ją do dzieci? Przede wszystkim autorki miały dosyć stereotypów w dziecięcej literaturze, które często przedstawiają postaci kobiece w podobnej konwencji: jako księżniczki wymagające pomocy, osoby zależne od innych. Pisarki nie zgadzały się na ograniczanie myślenia dzieci i postanowiły im pokazać, że dziewczynki nie mają przed sobą żadnych barier. „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek” to niezwykle inspirująca książka, którą powinna przeczytać każda dziewczynka, choć nie tylko. Historie stu fascynujących bohaterek spodobają się również chłopcom – przedstawiają w końcu silne, interesujące bohaterki, które robią naprawdę ciekawe rzeczy! Czy taka książka jest potrzeba? W mojej opinii jak najbardziej. Podobnie myślały osoby, które pomogły autorkom w zdobyciu funduszy na realizację ich literackiego przedsięwzięcia i łącznie uzbierały ponad milion dolarów na Kickstarterze. To pokazało, że zapotrzebowanie na kobiece historie dla dzieci jest ogromne i ma potencjał. Kim są niezwykłe kobiety? Kim według Favilli i Cavallo powinny być autorytety dla „młodych buntowniczek”? To malarki, tancerki, śpiewaczki jazzowe, aktywistki, piratki, astronautki, królowe i przywódczynie, sportsmenki, pisarki, lekarki – autorki przedstawiają cały przekrój ważnych i inspirujących zawodów, opisując kobiety z całego świata. Każda bohaterka dostała własną opowieść o swoich losach – za każdym razem pięknie ilustrowaną. Wszystkie przedstawiono w postaci krótkiej bajki. „Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek” to książka ważna, inspirująca, a przede wszystkim ciekawa i niezwykle kreatywna. Warto ją przejrzeć razem ze swoim dzieckiem, aby pokazać mu, że dla dziewczynek nie ma ograniczeń i jeśli tylko postanowią, mogą zostać, kim chcą. Źródło okładki: www.wydawnictwo-debit.pl
„Opowieści na dobranoc dla młodych buntowniczek” Elena Favilli, Francesca Cavallo – recenzja
Jednoślady na ulicach widujemy głównie od wiosny do jesieni. Choć zimowe opony do motocykli i skuterów istnieją, nie ma wielu twardzieli, którzy będą chcieli przedzierać się przez śnieżne zaspy na dwóch kołach. Jednak nawet jeśli wraz z nadejściem mroźnej pory roku motocykl chowamy w garażu, gdzie zapadnie w sen zimowy aż do wiosny, kwestia dobrych opon jest kluczowa dla bezpieczeństwa kierowcy. A każdego motocyklistę prędzej czy później czeka zmiana ogumienia. Jak więc odnaleźć się w tym świecie? Jaki rozmiar opony będzie odpowiedni? Kluczową sprawą jest rozmiar opony. O ile w przypadku felg samochodowych możemy w granicach rozsądku zwiększać bądź zmniejszać ich profil czy szerokość, tak żadnemu motocykliście podobna zmiana jeszcze nie wyszła na dobre. Dlatego warto trzymać się reguł narzuconych przez producenta do konkretnego modelu motocykla. W przeciwnym razie maszyna może zacząć zachowywać się zupełnie inaczej, co niestety może doprowadzić do wypadku. Nie ma też chyba żadnego istotnego powodu, dla którego właściciele jednośladów mieliby chcieć eksperymentować z rozmiarem ogumienia. No chyba że zwykła ludzka ciekawość. Rozmiar felg i opon w motocyklu jest szczegółowo określony już na pierwszych etapach produkcji maszyny. Dzięki temu jest to najbardziej optymalne rozwiązanie, zapewniające najlepsze osiągi, własności trakcyjne, komfort i bezpieczeństwo. Po co poprawiać ideał?Skoro motocykliści nie mają zbytniego pola do popisu w kwestii rozmiarów ogumienia, może wydawać się, że zakup nowego kompletu jest banalnie prosty. Nic bardziej mylnego. Dziesiątki firm, setki modeli i różne stopnie twardości mieszanki pozwalają właścicielom dwukołowych maszyn na jeszcze lepsze dopasowanie ich do swoich potrzeb. Wynikają one z reguły z oczekiwań, jakie są stawiane maszynie. Jaki model opon wybrać? Nasuwa się pytanie – jaki model wybrać? Wszystko zależy od rodzaju jednośladu oraz stylu jazdy kierowcy. Posiadacze motocykli sportowych z reguły decydują się na opony wykonane z miękkiej mieszanki. Doskonale „kleją się” one do nawierzchni, zapewniając maksymalną przyczepność szczególnie przy pochylaniu się w zakręcie. Jeźdźcy na maszynach szosowo-turystycznych, uwielbiający dalekie podróże w nieznane, z reguły wyposażają swoje cacka w opony nieco twardsze. Lepiej one znoszą duże obciążenia (na przykład w przypadku załadunku kuframi) i długie trasy. Taki typ motocykli raczej nie widuje torów, a ostre wiraże pokonuje we względnie pionowej pozycji.Istnieje również złoty środek łączący ze sobą własności tych dwóch typów ogumienia. Mowa o oponach składających się z dwóch mieszanek. Środkowa część jest twardsza, przez co odporniejsza na zużycie. W końcu bieżnik na środku opony zużywa się najszybciej. Jej boki są natomiast wykonane z miękkiej gumy, zapewniającej doskonałą przyczepność przy szybkim pokonywaniu zakrętów. Ciśnienie ma znaczenie Poza doborem odpowiednich opon do motocykla lub skutera niebagatelne znaczenie ma również ciśnienie powietrza wewnątrz nich. Zbyt niska jego wartość w samochodzie (w granicach dopuszczalnych wartości), choć wpływa również na bezpieczeństwo podczas jazdy, głównie daje o sobie znać poprzez przyspieszone zużycie bieżnika. W jednośladach sprawa nie jest jednak tak oczywista, choćby z tego względu, że koła mamy tylko dwa, a nie cztery. Aby utrzymać równowagę podczas jazdy, niezbędny jest odpowiedni styk opony z nawierzchnią. Przy niedostatecznym ciśnieniu motocykl całkowicie zmienia swój sposób prowadzenia, na przykład poprzez utrudnione skręcanie (dotyczy to zwłaszcza ogumienia na przednim kole). Takie anomalie mogą doprowadzić do wypadku. Można więc uznać, że odpowiednie ciśnienie powietrza w oponach motocyklowych jest bardziej istotne niż w przypadku samochodów. Motocykliści powinni sprawdzać je średnio raz w tygodniu, a na pewno przed dalszymi eskapadami. Należy pamiętać, aby pomiaru dokonywać przed jazdą, kiedy opony są jeszcze zimne. Zapobiegnie to błędom generowanym przez wyższą temperaturę gumy. Co oznaczają tajemnicze napisy na oponach? Tajemnicą dla użytkowników jednośladów mogą być również napisy na bocznej części opony. Wbrew pozorom nie jest to aż taka czarna magia, jak się na początku wydaje. Pierwszą, konieczną do zidentyfikowania informacją jest wiek opon. Jest on oznaczony tak samo jak w przypadku opon samochodowych, tyle że jest poprzedzony napisem „DOT”. Zatem oznaczenie „DOT 0914” oznaczać będzie, że została ona wyprodukowana w dziewiątym tygodniu 2014 roku.Drugie oznaczenie mówi o tym, czy opona jest dętkowa czy bezdętkowa. W zależności od jej rodzaju będzie to znak TT lub TubeType (w przypadku dętkowej), oraz TL lub TubeLess (w przypadku jej braku). Poza tymi informacjami znajdziemy standardową strzałkę wskazującą właściwy kierunek toczenia opony oraz indeksy nośności i prędkości. Nie może również zabraknąć szerokości, profilu oraz średnicy samej felgi. Jakich opon lepiej nie kupować? Poza tym jak wybrać opony do motocykla i skutera, istotnym zagadnieniem jest wiedza, jakich nie wybierać. Mowa oczywiście o oponach używanych. Choć niektóre propozycje cenowe zachęcają atrakcyjnością, kierowca powinien dwa razy rozważyć taką decyzję. W przypadku ogumienia do jednośladów mało kto wyrzuca dobre opony. Z reguły właściciele eksploatują je do końca ich możliwości, oczywiście w granicach, kiedy spełniają one przyjęte normy. Warto nadmienić, że wysokość bieżnika nowej opony motocyklowej wynosi około 7 mm. Każdy producent inaczej określa jego minimalne dopuszczalne zużycie, ale zwykle oscyluje ono wokół 1,5 mm. Częstą przypadłością jest też zwiększone zużycie jego środkowej części. Należy unikać również opon łatanych i naprawianych. Żaden motocyklista nie chce, aby opony zawiodły go w najmniej oczekiwanym momencie.
Jak wybrać opony do motocykla i skutera?
Pojazdy zdalnie sterowane przenoszą zabawę na wyższy etap. Dzieci mogą uczyć się prowadzić pojazd za pomocą kontrolera, ćwicząc tym samym koncentrację, spostrzegawczość, refleks i małą motorykę. Idąc krok dalej, na rynek niedawno weszły urządzenia sterowane za pomocą dłoni. Jakie pojazdy zdalnie sterowane są obecnie najpopularniejsze dla dzieci w wieku 7–10 lat? Samochody zdalnie sterowane Wciąż bardzo popularne są samochody zdalnie sterowane dla dzieci w wieku 7–10 lat. Szczególnie jeżeli cechuje je wytrzymałość, mają duże koła i możliwość pokonania każdej przeszkody. Mowa tu o samochodach terenowych Monster Truck z napędem na cztery koła. Jednym z nich jest duży samochód terenowy Rock Crawler King. Napęd 4x4 pozwala mu na pokonanie większości przeszkód – nawet takich, na które musi się wspinać. Osiąga około 15 km/h i poradzi sobie na kamienistej, piaszczystej lub betonowej drodze. Koła posiadają amortyzatory, a nadwozie jest wykonane z giętkiego tworzywa, co sprawia, że jest wytrzymały i dobrze się nim steruje. Wall Climber to propozycja dla tych, którzy poza jeżdżeniem po podłodze, lubią prowadzić swój samochód po ścianach. Dostępny w trzech kolorach – czarnym, niebieskim i czerwonym – samochód ma następujące wymiary: 12x7x4,5 cm. Zabawka rozwija koordynację ruchową oraz małą motorykę dziecka, co przy prowadzeniu pojazdu po powierzchniach poziomych i pionowych jest niemałym wyzwaniem. Helikoptery zdalnie sterowane Kolejną zabawką zdalnie sterowaną, która jest równie popularna, co samochody, są dzisiaj helikoptery. Kiedy już dzieci opanują kierowanie pojazdów naziemnych, pora wznieść się w powietrze i odkryć nowe możliwości. Wybierając helikopter zdalnie sterowany, sprawdźmy, dla jakiej grupy wiekowej jest przeznaczony. Niektóre modele są dla nastolatków 15+ i mają znacznie większe wymagania. Trudności młodszym dzieciom może sprawiać sterowanie takiego urządzenia. Helikoptery dla dzieci młodszych są łatwiejsze w obsłudze. Ważne jest również, abyśmy zapoznali się z informacją, czy zabawką można bawić się tylko w pomieszczeniach, czy również na zewnątrz. Nad niektórymi modelami możemy tracić kontrolę podczas silniejszych podmuchów wiatru. Sprawdźmy też długość lotu po całkowitym naładowaniu akumulatora. Zabawki unoszące się nad dłonią Prawdziwym hitem stały się ostatnio zabawki, które unoszą się nad ręką. Możemy sterować je własnym ciałem. Dostępne są helikoptery, statki UFO, ptaszki Angry Birds i inne. Przedział cenowy również jest duży – od około 30 do 200 zł. Zabawki posiadają czujnik wysokości, co sprawia, że jak umieścimy pod nią dłoń – unosi się do góry. Do zestawu dołączony jest pilot, który wyłącza urządzenie oraz kabel USB do ładowania. Wybór zabawki zdalnie sterowanej Bierzmy pod uwagę wiek dziecka i bezpieczeństwo samego urządzenia. Pamiętajmy, że to, co się wznosi, kiedyś musi spaść. Sięgajmy również po produkty dobrej jakości – szczególnie jeżeli wybrany pojazd ma jeździć po nierównym terenie. Dzięki temu zabawka posłuży dłużej i nie popsuje się na pierwszym wzniesieniu lub po uderzeniu w kamień. Jeżeli dany produkt jest przeznaczony do zabawy w domu, testowanie jego możliwości w ogrodzie może doprowadzić do jego uszkodzenia. Zabawa zdalnie sterowanym pojazdem – czy to samochodem, czy helikopterem – jest bardzo wciągająca. Obdarowując nim dziecko, pamiętajmy, dla kogo był to prezent i dajmy mu się trochę pobawić.
Najpopularniejsze pojazdy zdalnie sterowane dla dzieci w wieku 7–10 lat
Każdy mężczyzna powinien mieć w swojej szafie kilka rzeczy, dzięki którym nie będzie miał problemu z doborem stroju na każdą okazję. Jednym z takich elementów garderoby jest golf. Sprawdź, jak go nosić na co dzień i na specjalne okazje. Chociaż sweter z tkaniną osłaniającą szyję był przez wieki kojarzony z robotnikami fizycznymi, żeglarzami i oficerami marynarki wojennej, to w połowie dwudziestego stulecia sytuacja uległa zmianie. Pod wpływem francuskich egzystencjalistów czarne golfy zaczęli nosić profesorowie, filozofowie, artyści i intelektualiści. Jednym z najsłynniejszych trendsetterów tego elementu garderoby był Michel Foucault. Modę na golfy wśród młodzieży zapoczątkowali jednak znani aktorzy – Marcello Mastroianni (gwiazda filmów Felliniego) i Yves Montand. Od lat 60. sweter z golfem stanowi klasyk mody męskiej, dlatego warto jest mieć go w swojej szafie. Zobacz, jak wystylizować go na co dzień i na specjalne okazje. Cool, czyli golf w londyńskim stylu Do stylizacji z golfem na co dzień zaczerpnij inspiracji z londyńskiej mody ulicznej. Brytyjczycy mieszkający w stolicy uwielbiają bawić się modą i łączyć pozornie niepasujące do siebie elementy. Świetnym połączeniem jest czarny golf ze skórzaną ramoneską w tym samym odcieniu. Elegancki sweter dodaje powagi, którą przełamuje swoim niegrzecznym charakterem punkowa kurtka. Takie zestawienie jest nieoczywiste i intrygujące, więc możesz być pewien, że wzbudzisz zainteresowanie. Do tego outfitu załóż czarne jeansy i uwielbiane przez Londyńczyków zamszowe sztyblety, czyli Chelsea boots. Nie zapomnij o akcesoriach – modne okulary przeciwsłoneczne lub czapka zdadzą egzamin. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Trendy, czyli golf po nowojorsku Nowojorczycy nie są tak wierni modzie, jak ich koledzy zza oceanu i chętnie podążają za trendami. Zainspirowani tym, co dzieje się w bezsennym mieście podczas fashion weeków, chętnie eksperymentują z modą i często posuwają się o krok lub dwa dalej niż Europejczycy. Jeśli lubisz klasyczną elegancję, ale jednocześnie nie chcesz wyglądać jak dyrektor banku, spodoba ci się golf w nowojorskim wydaniu. Zestaw czarny sweter z eleganckimi, garniturowymi spodniami – w tym samym kolorze lub grafitowej szarości ze wzorem w tenisowy prążek. Na ramiona zarzuć camelowy płaszcz, który przełamie monotonię barw w stylizacji, a na rękę klasyczny zegarek na brązowym skórzanym pasku. Podkręć stylizację nietypowym obuwiem – białymi sneakersami, np. modelem z serii Adidas Stan Smith. Nie wierzysz, że to może się udać? Wygoogluj zdjęcia nowojorskiej mody ulicznej i przekonaj się, że takie połączenie jest na czasie! box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Jak widzisz golf daje ci mnóstwo możliwości w tworzeniu outfitów na najróżniejsze okazje. Upewnij się, że masz w swojej szafie klasyczny, czarny model, a potem uzupełniaj kolekcję o kolejne odcienie. Gwarantujemy, że tej decyzji zakupowej nie pożałujesz!
Golf – must have w męskiej szafie
Klocki to zabawka, którą znajdziemy w domu każdego kilkulatka. To także jedyna zabawka sprawdzająca się niezależnie od płci, wieku i zainteresowań. Znaczną część rynku zajmują klocki konstrukcyjne. Dowiedz się, dlaczego warto je wybrać. Bardzo często, szukając wartościowego prezentu dla dziecka, kierujemy uwagę na klocki. Ich wybór jest ogromny. Drewniane, plastikowe, piankowe, w zestawach dla najmłodszych albo inspirowanych popularnymi bajkami i filmami. Wśród nich coraz mocniejszą pozycję zajmują klocki konstrukcyjne. Dają maluchom nieskończone możliwości zabawy, wszechstronnie rozwijają, są doskonałą propozycją dla dzieci w każdym wieku i spełniają wymagania nawet najbardziej zaawansowanych budowniczych. Dowiedz się, jakie jeszcze mają zalety, i poznaj najciekawsze propozycje zestawów dla małych konstruktorów. Zalety klocków konstrukcyjnych Zabawa klockami konstrukcyjnymi daje dziecku ogromne korzyści. Każdorazowe tworzenie samodzielnie wymyślonych struktur i budowli to doskonała lekcja planowania, analizowania i realizacji pieczołowicie opracowanej strategii. Budowanie z klocków w naturalny sposób pozwala poznać obowiązujące prawa fizyki, rozwija kreatywność i logiczne myślenie. Dla najmłodszych kontakt z klockami to również okazja do poznawania nowych faktur, kształtów i kolorów, stymulowania zmysłu wzroku i dotyku, a także treningu mięśni małych rączek i ćwiczenia rozmaitych rodzajów chwytu. Starszym dzieciom, które potrafią już samodzielnie zaplanować skomplikowane budowle czy pojazdy, klocki konstrukcyjne dają niepowtarzalną możliwość stworzenia ruchomych i działających maszyn czy dzieł architektonicznych o rozbudowanej strukturze. To wymarzona zabawka dla małych inżynierów, budowniczych i architektów. Zróżnicowane materiały Do zalet klocków konstrukcyjnych z pewnością należy również bogactwo materiałów, z których są wykonane. Na rynku znajdziemy wersje z plastiku takich producentów jak Wader czy Hemar, sprzedawane na wagę lub w dużych pakietach, np. po 500 sztuk. Każdy taki zestaw zawiera do kilkunastu wzorów klocków różnej wielkości, które można łączyć, elementy ruchome, a także części składowe budynków (okna, drzwi) czy pojazdów (koła, przyczepki). Rodzicom, którzy sceptycznie podchodzą do plastikowych zabawek, przypadną do gustu klocki drewniane. Mogą być kolorowe (pomalowane nietoksycznymi farbami) lub w odcieniu naturalnym. Te drugie bardzo często przeznaczone są do samodzielnego pomalowania przez dziecko po skonstruowaniu z nich np. samochodu. Starszakom spodobają się metalowe klocki z serii Mały konstruktor. Mali inżynierowie mogą z nich zbudować miniaturowe i całkowicie realistyczne pojazdy, np. wózek widłowy, ciężarówkę czy helikopter. Ciekawe sposoby łączenia Zróżnicowane materiały to nie wszystko. Drugą wyjątkową właściwością klocków konstrukcyjnych są rozmaite rodzaje ich połączeń. Mogą być klasyczne, wkładane jeden w drugi (jak Lego czy Cobi). Młodszym dzieciom spodobają się tzw. wafle lubjeżyki, które łączymy ze sobą za pomocą specjalnie wyprofilowanych grzbietów, co pozwala na tworzenie przestrzennych konstrukcji. Wyjątkowo interesujące są również Clics, które mocujemy do siebie wyprofilowanymi zawiasami umieszczonymi na ich bokach. W każdym zestawie znajdziemy instrukcję prezentującą możliwości wykorzystania takich nietypowych połączeń. Propozycją skierowaną szczególnie do małych architektów są klocki magnetyczne, które pozwalają łatwo i szybko tworzyć wysokie, strzeliste budynki. Nie tylko dla chłopców Jeszcze często możemy się spotkać z opinią, że klocki konstrukcyjne są propozycją dla chłopców. To zdecydowanie nieprawda, a najlepszym dowodem na to jest powstanie serii takich klocków przeznaczonych wyłącznie dla dziewczynek. Goldiebox to zestawy dla dziewczynek w wieku od 4 do 8 lat, których celem jest zachęcenie ich do rozwijania zdolności technicznych, kreatywnego tworzenia i konstruowania. Misją, która przyświeca producentom zabawki, jest zwiększenie liczby kobiet naukowców. Bohaterką serii jest dziewczynka o imieniu Goldie, która przeprowadza dziecko przez proces konstrukcyjny, w którego wyniku powstają niezwykłe budowle i maszyny, a dodatkowo małe konstruktorki zdobywają wiedzę z zakresu fizyki i inżynierii. Jeśli kiedykolwiek mieliśmy wątpliwości co do zakupu klocków, zdecydowanie były nieuzasadnione. To zawsze dobra inwestycja.
Dlaczego warto kupować dziecku klocki konstrukcyjne
„Rozkosz… słodki kwiat” – tak brzmią pierwsze słowa utworu popularnego zespołu. I ty spełnij swoje marzenia – przeżyj niezapomniane chwile z ukochaną osobą. Walentynki tuż-tuż. Co zrobić, by spędzić je wyjątkowo? Odpowiedź nasuwa się sama: zaproś do łóżka małych sprzymierzeńców – gadżety erotyczne. Mają one za zadanie nie tylko wzmocnić doznania i wprowadzić do gry miłosnej element zaskoczenia, ale także przygotowują do dalszych etapów wspólnej zabawy. Niektóre z nich działają także prozdrowotnie. Wypróbuj je więc na własnej skórze, by przyprawić ją o dreszcz podniecenia. Stymulujcie box:offerCarousel Zacznijcie od gadżetów erotycznych, które wyniosą was na wyżyny rozkoszy. Najlepsze będą masująco-stymulujące, bo przecież nic tak nie pobudza, jak odpowiednie… wibracje. Są nimi przede wszystkim masażery intymne, najczęściej w fallicznym kształcie. Błędnie przypisuje się im rolę „czasoumilaczy” tylko dla samotnych kobiet – masażery intymne są doskonałe do zabawy we dwoje! Już kształt gadżetów z tej kategorii pobudza wyobraźnię, rozluźnia atmosferę oraz skłania do jak najszybszego poznania ich możliwości i właściwości stymulujących. Masażery mają zgrubienia i wypustki, które podrażniają ścianki pochwy, przyczyniając się do odkrywania nieznanych wrażliwych miejsc. Warto wtedy stosować ruchy posuwisto-zwrotne, a także zataczać kółka biodrami, aby stymulować jak największy obszar pochwy. box:offerCarousel Idealne do wspólnych pieszczot są również tzw. motylki, które nie tylko pobudzają łechtaczkę, ale także dzięki skrzydełkom całą powierzchnię wokół genitaliów – wargi sromowe, wzgórek łonowy i wrażliwe na bodźce okolice odbytu. Przygotujcie się box:offerCarousel Kolejnymi niezawodnymi przyjaciółmi par w łóżku są korki i sondy analne, które delikatnie przygotowują na nieziemskie doznania związane z penetracją analną. Skóra wokół odbytu stanowi strefę erogenną u obojga płci, niezależnie od orientacji seksualnej. Dotykanie i drażnienie tych miejsc dostarcza podniecających wrażeń. U mężczyzn unerwienie ścian odbytnicy jest połączone z nerwami moszny, co sprawia im niezwykłą przyjemność. Masaże prostaty wykonane za pomocą gadżetów przyczyniają się do poprawy zdrowia. Stymulacja gruczołu krokowego zwiększa ukrwienie w tym obszarze, dzięki czemu może zapobiegać nowotworowi prostaty. Wracając do potrzeb płci pięknej, większość pań uważa, że stosunek analny jest bardzo bolesny. Gdy jednak przed penetracją nastąpią stopniowe pieszczoty analne, zbliżenie staje się bardzo przyjemne. Stymulację najlepiej rozpoczynać w czasie tradycyjnego stosunku, gdy kobieta jest podniecona. Z pomocą przyjdzie korek analny. Korki te najczęściej są ozdabiane kamieniami, dzięki czemu mogą stanowić frywolny akcent ozdobno-biżuteryjny w stylizacji erotycznej. Z korkami analnymi, inaczej zatyczkami, możecie bawić się również na co dzień i np. chodzić z zatyczką na spacery… Nikt się nie domyśli, że macie coś między pośladkami, a świadomość tego, że gadżet nieco wystaje, dodaje pikanterii, wzmaga podniecenie i sprawia, że przechadzka ma charakter erotyczny. Trenujcie box:offerCarousel Kulki gejszy i jajka to niezawodny sprzymierzeniec każdej pary, bo to dzięki nim można wyćwiczyć mięśnie Kegla, inaczej mięśnie guziczno-łonowe oplatające pochwę. Najlepszym treningiem tej partii mięśniowej jest np. stopniowe wprowadzanie kulek dopochwowych i maksymalne ich zaciskanie wewnątrz. Efekty mogą przyjść po kilku tygodniach ćwiczeń. Jeśli partnerka opanuje tę technikę, ćwiczenia poprawią ukrwienie tej strefy, ujędrnią mięśnie Kegla, a co za tym idzie zwiększą jej zdolność do osiągania orgazmów. Będzie bardziej wrażliwa na bodźce, a partner podczas penetracji poczuje ją mocniej. Jajka mają dodatkową funkcję wibrującą, a jak wiadomo dobra stymulacja jest kluczem do osiągnięcia rozkoszy. Czy w ogóle warto zastanawiać się nad zaletami używania gadżetów erotycznych? Jest ich tak dużo! Szkoda czasu na myślenie!
Nieustanni erotyczni odkrywcy - gadżety, które urozmaicą życie seksualne
Bieganie jest aktywnością fizyczną, którą uprawiają nie tylko ludzie szczupli. Coraz częściej w biegach uczestniczą osoby niemogące pochwalić się sylwetką chudzielca. Co więcej, już na pierwszy rzut oka widać, że mają nadwagę. W jakich butach powinny wyruszać na trasy, by chronić już i tak obciążone stawy? Osoby o mocnej budowie i dużej masie ciała lub otyłe powinny szukać butów, które zapewnią odpowiednią amortyzację i wystarczające wsparcie dla stóp, ponieważ bieganie samo w sobie może obciążać stawy, więzadła i mięśnie. Ponadto duża masa ciała wzmaga te dolegliwości. Muszą to więc być buty, które nie rozpadną się po kilku treningach. Takie obuwie powinno mieć wzmocnioną podeszwę środkową, która zapewni większą stabilność i szybko się nie zużyje. Warto też zmieniać buty co trening, aby przedłużyć ich żywotność i zminimalizować tak zwane sklepywanie buta, czyli odkształcanie się pianki w podeszwie skutkujące utratą sprężystości i amortyzacji, charakteryzujące się tępym odgłosem podczas „lądowania”. Nike Pegasus box:offerCarousel Model Pegasus marki Nike jest bardzo dobrze amortyzowany zarówno w okolicach pięty, jak i przedniej części stopy. W związku z tym spełnia potrzeby osób, które mają problem z prawidłową techniką biegu (w żargonie biegowym „walą z pięty”). Pomocny w tej kwestii jest także 10-milimetrowy drop, który powoduje, że cała stopa, a co za tym idzie ciało biegacza jest nachylone do przodu, minimalizując negatywny skutek bezpośredniego uderzenia piętą w podłoże i poniekąd wymuszając poprawę techniki biegu. Jest to istotne dla osób rozpoczynających przygodę z bieganiem. Duża masa ciała oraz niedoskonałości techniki prowadzą do urazów i kontuzji. New Balance 1260 box:offerCarousel Ten model może być używany na mokrą i suchą nawierzchnię asfaltową. Dobrze sobie radzi na leśnych duktach jako buty terenowe. Dziesięciomilimetrowy drop pomaga przesunąć środek ciężkości do przodu i chronić pięty, a dzięki mocno obudowanemu zapiętkowi niejako chroni ścięgno Achillesa i blokuje przekręcanie się stopy w trakcie „lądowania”. Wygodna perforowana cholewka zapewnia komfort stopie i chroni przed otarciami. Perforowana tkanina i syntetyczna zewnętrzna powłoka umożliwiają oddychalność i chłodzą podczas biegania. Podeszwa środkowa zapewnia odpowiednią stabilizację. Gumowa podeszwa gwarantuje doskonałą przyczepność zwłaszcza na mokrym asfalcie. Dzięki bardzo dobrej amortyzacji jest wygodny i komfortowy nawet dla biegaczy z nadwagą. Salomon Speedcross box:offerCarousel Salomon Speedcross to obuwie trailowe, które bardzo dobrze radzi sobie na podmokłym podłożu. Zastosowana mieszanka gumy sprawia, że nie tracą przyczepności na mokrych kamieniach i żwirze, co jest ważne dla osób ciężkich i niewprawionych w bieganiu po trudnej technicznie nawierzchni. Odpowiednio zbudowana podeszwa sprawdza się w przypadku poślizgów i krytycznych sytuacji. Obuwie zapewnia solidną amortyzację i niezawodną ochronę stóp. Zastosowana pianka pod piętą jest wystarczająco miękka, aby chronić tę część nogi biegaczy, którzy mają problemy z odpowiednią techniką, a jednocześnie są otyli. Cała cholewka została wykonana z mocnego materiału chroniącego stopę przed piaskiem, żwirem i drobnymi kamieniami. Dzięki agresywnemu bieżnikowi poradzą sobie na śniegu i piasku. Materiał w środku buta zapewnia komfort. Ten model może być stosowany także do wypraw w góry. Jest dostępny w dużych rozmiarach i przeznaczony dla biegaczy z szerokimi stopami. Nike Revolution box:offerCarousel Nike Revolution to model zarówno startowy, jak i odpowiedni na szybkie treningi. Obuwie idealne dla cięższych biegaczy – ze względu na wytrzymałość, trwałość, bardzo dobrą amortyzację jak na model charakteryzujący się dużą dynamiką. Cholewka Flymesh zapewnia przewiewność, co jest ważne zwłaszcza na dłuższych dystansach i podczas zawodów. Jej kształt, rozmieszczenie sznurówek i szerokość sprawiają, że są odpowiednie nawet na szerokie stopy. Użyty materiał jest komfortowy i szybko wysycha. Pianka o podwójnej gęstości w podeszwie środkowej zapewnia miękką amortyzację. W połączeniu ze wsparciem przyśrodkowym sprawia, że but nie traci dynamiki pod dużym ciężarem. Kauczuk Duralon w podeszwie przedniej zapewnia odpowiednią amortyzację. Guma na podeszwie jest odporna na ścieranie. Asics gel Cayano box:offerCarousel Asics gel Cayano to bardzo stabilny model zapewniający bardzo dobrą amortyzację. Te buty są przeznaczone na nawierzchnię asfaltową, dobrze się spisują również podczas biegów w lesie. Podkładki żelowe w pięcie i przedniej części stopy zmniejszają negatywny wpływ twardej nawierzchni i nieprawidłowej techniki biegu na stawy i ścięgna podczas długich biegów. Asics gel Cayano są świetne dla osób z płaskostopiem, pronatorów i supinatorów. Zastosowane usztywnienie w podeszwie zapewnia odpowiednią stabilizację śródstopiu i powoduje, że but nie przełamuje się na boki po dłuższym użytkowaniu. Solidna i mocno obudowana tylna część buta chroni piętę przed uderzeniami. Cholewka dobrze przylega do stopy i nie powoduje dyskomfortu. Materiały są wysokiej jakości, trwałe i wytrzymałe. To propozycja dla osób, które mają raczej wąskie stopy. Adidas Duramo box:offerCarousel Adidas Duramo to bardzo dobrze amortyzowane obuwie dzięki podeszwie wykonanej z pianki Adiprene. Jest propozycją niskobudżetową, toteż trwałość i odporność tego modelu na odkształcanie nie są na najwyższym poziomie. Cholewka wykonana w bezszwowej technologii jest komfortowa i chroni przed otarciami. Buty sprawiają wrażenie dopasowanych do stopy. System sznurowania jest prosty i w połączeniu z szerokimi sznurowadłami zapewnia odpowiednie trzymanie stopy. Podeszwy są wykonane z gumy, co zapewnia bardzo dobrą przyczepność w różnych warunkach, a to dla osób otyłych jest istotne. Nadwaga może być stanem przejściowym, a bieganie pozwala zrzucić zbędne kilogramy. Trzeba jednak to robić w odpowiednich butach, by nie przeciążyć stawów i mięśni.
Waga ciężka – jakie buty biegowe dla biegaczy z nadwagą?
Alicja i zombi powracają – tym razem w zupełnie innej odsłonie. Czwarty tom opowieści o niezwykłych przygodach bohaterów walczących z potworami wciąga jak nigdy dotąd i udowadnia, że Gena Showalter wciąż potrafi pisać historie, od których nie sposób się oderwać. Co się stanie, jeśli połączymy klasyczną baśń o Alicji w Krainie Czarów z niezwykle popularnym motywem zombi? Amerykańska pisarka Gena Showalter udowodniła, że takie połączenie gwarantuje prawdziwie wybuchową mieszankę akcji i humoru. Kraina Czarów w tej odsłonie nie jest miejscem miłym, pełnym beztroski i magii. Wręcz przeciwnie – to świat, w którym toczy się nieustanna walka, a każdy przejaw słabości może skończyć się tragicznie. Jednak to nie powstrzymuje bohaterów przed emocjami i uczuciami, które się między nimi rodzą. Drugoplanowi bohaterowie na pierwszym planie Największym zaskoczeniem „Alicji i uczty zombi” jest wybór drugoplanowych bohaterów jako głównych postaci. Alicja i Cole tym razem zostali zepchnięci na drugi plan, a historia skupia się na Szronie oraz Milli. Szron, który towarzyszył głównym bohaterkom od samego początku, musi poradzić sobie z cierpieniem po stracie ukochanej. O tragiczne wydarzenia obwinia Millę, jednak nie może się zemścić, ponieważ dziewczyna postanowiła pomóc bohaterom w wojnie. Z czasem zacięta nienawiść pomiędzy bohaterami zamienia się w uczucie, którego nikt by się nie spodziewał. Jednak „Alicja i uczta zombi” nie zamienia się w typowy romans. To wciąż książka pełna akcji, trudnych wyborów i nieoczywistych emocji. Czwarty tom różni się od poprzednich, ale autorka udowadnia w nim swój kunszt pisarski oraz ogromną wyobraźnię i z lekkością zamyka wątki, które były istotne dla fanów. Zgrabne zamknięcie opowieści Mogłoby się wydawać, że „Kroniki Białego Królika” zakończą się na trzecim tomie. Jednak Gena Showalter uległa prośbom swoich fanów i stworzyła czwartą część historii o Alicji i jej towarzyszach. Mimo początkowych obaw, że kolejny tom został stworzony na siłę i że do historii nie można wprowadzić już nic ciekawego, okazuje się, że Gena Showalter potrafi zaskoczyć. „Alicja i uczta zombi” to doskonale napisana, wciągająca opowieść, która przyciąga narastającym napięciem i zagęszczającą się akcją. Autorka bardzo dobrze dawkuje emocje, a także przyciąga uwagę ciekawym podejściem do bohaterów i dobrymi dialogami. Czwarty tom podejmuje wątki, które mogłyby wydawać się zakończone, i pokazuje je od zupełnie nowej, ciekawej strony. Dzięki temu „Alicja i uczta zombi” to doskonałe domknięcie całej historii. Książka dostępna jest również w formie e-booka. Źródło okładki: www.harpercollins.pl
„Alicja i uczta zombi” Gena Showalter – recenzja
Dwa Lata temu Lara Croft powróciła na ekrany pecetów i konsol w wielkim stylu – reboot serii Tomb Raider, mimo kilku kontrowersji i zauważalnych, nieprzypadkowych podobieństw do serii Uncharted, został doskonale przyjęty przez graczy i media. Autorom udało się tchnąć w cykl nowe życie i nic dziwnego, że zabrali się za tworzenie kontynuacji. Czy udało im się utrzymać wysoki poziom? Można by rzec, że premierze odświeżonego Tomb Raidera w 2013 roku towarzyszył chichot historii. Oto bowiem seria, która dała początek gatunkowi action-adventure w jego obecnym kształcie i stanowiła źródło inspiracji dla twórców cyklu Uncharted, sama zaczęła brać przykład z dzieła Naughty Dog. Nowy Tomb Raider był więc dużo bardziej widowiskowy i nastawiony na akcję niż poprzednie odsłony. W Rise of the Tomb Raider twórcy poszli jeszcze dalej – to gra wręcz kipiąca efektownymi scenami, których nie powstydziłoby się nawet Call of Duty. I dobrze. Szkoda tylko, że spinający je scenariusz jest zlepkiem ogranych motywów. Nudna bajeczka o poszukiwaniu nieśmiertelności Ojciec Lary miał obsesję na punkcie artefaktu zwanego Boskim Źródłem. Według legend ten zaginiony w mrokach dziejów, potężny przedmiot skrywał sekret nieśmiertelności, a ostatnią osobą, która miała go w rękach był żyjący setki lat temu, tajemniczy Prorok. Poszukiwania artefaktu sprowadziły na tatkę same nieszczęścia. Zadarł z Trójcą – mroczną sektą, której fanatyczni członkowie gotowi są oddać życie na skinienie przełożonych. Stał się też pośmiewiskiem środowiska naukowego – nikt nie wierzył, że Boskie Źródło istnieje, nawet młoda Lara. Dopiero tragiczna śmierć ojca i wydarzenia z końcówki poprzedniej części gry sprawiły, że dziewczyna przestała widzieć w ojcu Don Kichota uganiającego się za wiatrakami i przysięgła sobie, że dokończy jego dzieło. Szybko udaje jej się wpaść na trop Proroka i rusza jego śladami do Syrii, a następnie na zasypaną śniegiem Syberię. Po piętach depcze jej jeden z generałów Trójcy – kompletnie szalony, nieprzewidywalny Konstantin i jego uzbrojeni po zęby ludzie. Scenariuszowi autorstwa Rhianny Pratchett, córki zmarłego niedawno, wybitnego pisarza fantasy, nie brakuje oczywiście zwrotów akcji i kilku mniejszych lub większych zaskoczeń, ale od samego początku zmierza w łatwym do przewidzenia kierunku i niczym nie wybija się spośród dziesiątek podobnych historii. To w dużej mierze wina nieciekawych postaci – główny zły jest stereotypowym, zaślepionym przez wiarę psychopatą, pomagający nam Jacob przypomina dobrego wujka z irytującym zwyczajem zadawania filozoficznych pytań, a sama Lara z przestraszonej, starającej się przeżyć, z trudem przekraczającej kolejne granice wytrzymałości dziewczyny zmieniła się w żeński odpowiednik Rambo, który czasem próbuje udowadniać, że jednak miewa moralne rozterki. Zazwyczaj z komicznym skutkiem. W dodatku twórcy podjęli nietrafioną decyzję – by w pełni zrozumieć motywację bohaterów, trzeba przekopywać się przez długie akapity tekstu w znajdowanych co kilka minut dokumentach i nagraniach, bo filmy przerywnikowe zaledwie prześlizgują się po temacie. To rozwiązanie sprawdziło się w pełnym fabularnych zawiłości Metal Gear Solid V: The Phantom Pain, bo pozwoliło nieobeznanym z cyklem czerpać przyjemność z zabawy. W prostej jak budowa cepa historii poszukiwań Boskiego Źródła taki zabieg po prostu mierzi i wydaje się być pójściem na łatwiznę. Zwłaszcza, że teksty poboczne są nudne i niepotrzebnie rozwleczone. Swoją cegiełkę dokłada też nieco gorsza niż poprzednio polska wersja językowa – o ile Karolina Gorczyca w roli Lary nadal radzi sobie doskonale, o tyle reszta postaci wypada blado, a w przekładzie da się zauważyć sporo potworków stylistycznych i wpadek kontekstowych. Skacz, strzelaj i ruszaj głową Na szczęście do samego przebiegu rozgrywki trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. To rasowa gra action-adventure, z mnóstwem świetnie zrealizowanych elementów platformowych, prostych, bazujących zazwyczaj na zabawie z fizyką zagadek, odrobiną nieobowiązkowego skradania i satysfakcjonujących strzelanin. Panna Croft nie ma problemów z eliminowaniem najemników z przyczajki, czy to za pomocą łuku, czy zeskakując im na głowę z drzewa, czy też zachodząc od tyłu i błyskawicznie sprowadzając do pozycji horyzontalnej. Nauczyła się również w dowolnym momencie opatrywać rany i tworzyć mniej skomplikowaną amunicję, a jej skuteczność na polu bitwy można znacząco zwiększyć odpowiednio lokując punkty na jednym z trzech drzewek umiejętności. Dzięki temu dziewczyna jest w stanie przyjąć więcej ołowiu, szybciej i efektowniej wykańczać wrogów czy stosować zabójcze kontry po unikach. box:imageShowcase box:imageShowcase Tak jak poprzednio, Lara naraz może mieć przy sobie 4 rodzaje broni: pistolet, strzelbę, karabin i łuk. Ten ostatni jest w stanie wypluwać rozmaite rodzaje strzał, począwszy od uwalniających trującą chmurę, podpalających, na strzałach służących do wspinaczki czy mocowania lin skończywszy. I tak jak poprzednio – miło się tym wszystkim dziurawi przeciwników. Nie zabrakło też kompletowania potężniejszych spluw z porozmieszczanych w specjalnych skrzyniach części. Miłośnicy walki w zwarciu także znajdą tu cos dla siebie, choć ten element nie został należycie zbalansowany. Wykańczanie przeciwników z pomocą czekana i specjalnych finisherów jest tak skuteczne, że na normalnym poziomie trudności da się w ten sposób przejść większość gry, łącznie z końcówką, nawet się nie pocąc. Cieszy fakt, że wzrósł wachlarz ruchów Lary i jej możliwości dostawania się w pozornie niedostępne miejsca. Wraz z postępami w grze odblokowywane są nowe elementy ekwipunku – linka podczepiana do czekanów, z pomocą której bohaterka zgrabnie przelatuje nad przepaściami i dostaje się na wyżej położone półki, materiały wybuchowe pozwalające niszczyć barykady, strzały z liną pozwalające przeciągać obiekty, wyrywać niektóre drzwi i tworzyć coś w rodzaju pomostów między odległymi punktami czy wspomniane już strzały wspinaczkowe, które można wbijać w miękkie powierzchnie (początkowo z pomocą łuku, później także gołymi rękami), tworząc sobie swoiste schody do celu. Lara nie ma też kłopotów z pływaniem, choć nurkowanie idzie jej opornie – może zanurzyć się tylko nieznacznie, a powietrze kończy jej się w zatrważający tempie. box:imageShowcase box:imageShowcase Zwiedź świat pełen grobowców i skarbów Podobać może się też świat, jaki wykreowali twórcy. To zbiór kilku dużych, otwartych, pełnych rzeczy do odkrycia lokacji i kilkunastu mniejszych, bardziej liniowych, ale także obfitujących w atrakcje. Syberia nie jest wcale monotonna od strony wizualnej – poza smaganymi wiatrem i śniegiem lasami zwiedzamy tez górskie szczyty, opuszczone kompleksy militarne, liczące co najmniej kilkaset lat ruiny, a nawet ciepłe, zielone doliny. Widoki są naprawdę atrakcyjne! Wielką frajdę sprawia przeczesywanie lokacji w poszukiwaniu ukrytych przedmiotów, skarbów, postaci zlecających misje poboczne oraz oczywiście wszelakiej maści krypt i grobowców. Są one zdecydowanie bardziej rozbudowane i monumentalne niż w poprzedniej części, a zadania, jakie trzeba w nich wykonać, by dostać się do ksiąg skrywających starożytną wiedzę – bardziej zróżnicowane. Podobnie jak w całej grze, nie brakuje w nich ani zagadek, ani dynamicznych, pełnych akcji sekwencji, w których trzeba wykazać się kocią zręcznością. Klimat „starych” Tomb Raiderów dosłownie wylewa się z ekranu! W odróżnieniu od poprzedniej odsłony serii, w Rise of the Tomb Raidernie znalazł się tryb sieciowy. Nie jest to jednak duża strata – o multiplayerze obecnym w edycji z 2013 roku powiedzieć da się co najwyżej tyle, że był, ale serc graczy nie zawojował. Dobrze więc, że twórcy zamiast tracić czas na implementowanie trybu, w który prawie nikt potem nie zagra, skupili się na dopieszczaniu kampanii dla pojedynczego gracza. Efekt ich pracy, pomijając wspomnianą już warstwę fabularną, jest co najmniej dobry. To rozbudowana, stosunkowo długa, „uczciwe” wypełniona atrakcjami gra, która, w zależności od tego jak bardzo wciągniemy się w eksplorację, spokojnie starcza na 20-30 godzin zabawy. Szkoda, że na razie ukazała się jedynie na konsolach Microsoftu, a wersje dla pozostałych platform pojawią się dopiero za kilka miesięcy. box:imageShowcase box:imageShowcase Wymagania systemowe „Rise of the Tomb Raider” Minimalne: * System operacyjny: Windows 7 (64-bitowy) * Procesor: Intel Core i3-2100 lub odpowiednik AMD * Pamięć: 6 GB RAM * Karta graficzna: GeForce GTX 650 2 GB lub Radeon HD 7770 2 GB * DirectX: wersja 11 * Miejsce na dysku: 25 GB dostępnej przestrzeni Zalecane: * System operacyjny: Windows 10 (64-bitowy) * Procesor: Intel Core i7-3770K * Pamięć: 8 GB RAM * Karta graficzna: GeForce GTX 980Ti lub Radeon GTX 970 * DirectX: wersja 11 * Miejsce na dysku: 25 GB dostępnej przestrzeni Dostępność Gra „Rise of the Tomb Raider” jest dostępna na: PC, PS3, PS4, Xbox360, XboxOne.
„Rise of the Tomb Raider” - recenzja
2016 rok rozpoczął się serią pożegnań wielkich artystów. Tuż przed zakończeniem 2015 roku, 28 grudnia, zmarł lider grupy Motörhead – Lemmy Kilmister. Następnie przyszła kolej na legendę muzyki Davida Bowiego, a także aktora Alan Rickmana, szczególnie znanego z serii filmów o Harrym Potterze. Łączyło ich przede wszystkim jedno. Wszyscy zmarli na raka. Rak stał się kolejną epidemią ludzkości, chorobą, która dopada coraz więcej osób. Warto wiedzieć, co zrobić oraz jak sobie pomóc, by zmniejszyć ryzyko zachorowania. Książka „Antyrak” to jedna z wielu, lecz zdecydowanie znacząca pozycja na temat raka. Niedziwne, że „Antyrak. Nowy styl życia” stał się światowym fenomenem na rynku wydawniczym. Dzięki tej książce możemy zmienić swoje nawyki, a także stawić czoła chorobie. Lekarz i pacjent Dr Servan-Schreiber z wykształcenia był neurochirurgiem i psychiatrą. „Antyrak. Nowy styl życia” napisany jest z perspektywy eksperta, ale także i chorego, u którego piętnaście lat temu, podczas zajęć z uczniami, przypadkowo wykryto złośliwego guza mózgu. Po dwóch operacjach oraz nawrocie choroby jako doświadczony chory, a także i lekarz, radzi, jak pokierować swoim życiem, aby umiejętnie walczyć z rakiem. Stał się propagatorem „nowego stylu życia”, chociaż do końca swoich dni pozostał również zwolennikiem tradycyjnych metod leczenia. Rak jest w każdym z nas Według autora rak drzemie w każdym z nas i niewiele potrzeba, by go aktywować. Dr Servan-Schreiber twierdzi, że ludzki organizm składa się również z wadliwych komórek. Powodują one guzy, lecz niektóre mechanizmy pozwalają je dużo wcześniej wykryć. Jedno jest pewne. Liczba zachorowań rośnie, szczególnie widoczny wzrost zachorowań na raka został zaobserwowany po 1940 roku. Dr Servan-Schreiber zauważa kilka podstawowych czynników, które mogły mieć wpływ na powstawanie komórek rakowych. Przede wszystkim zmienił się nasz sposób żywienia. Spożywamy coraz więcej produktów naszpikowanych chemią. Genetyczne modyfikacje są obecne już właściwie w każdej żywności. Innym lub dodatkowym powodem zachorowań mogło być zwiększenie spożywania oczyszczonego cukru. Profilaktyka ponad leczenie Autor skupia się przede wszystkim na profilaktyce. Oczywiście do tej pory nie jesteśmy w stanie stuprocentowo stwierdzić, co konkretnie powoduje raka, ale mamy szeroką gamę podejrzeń. Jego niekonwencjonalny sposób walki opierał się w szczególności na odpowiedniej diecie czy prowadzeniu właściwego stylu życia. Dr Servan-Schreiber podpiera swoje stwierdzenia licznymi naukowymi przykładami i badaniami. Baza tytułów jest imponująca, podobnie jak widoczny ogrom fachowej pracy. Postaw na „higienę życia” Książkowe pozycje o raku coraz silniej przenikają do świadomości czytelników, a alternatywne sposoby leczenia przestają dziwić, tylko stają się czymś powszechnym. Profilaktyka nie opiera się jedynie na diecie, lecz na całej higienie życia. Istotny jest zarówno ruch, jak i ograniczenie stresu czy odpowiednie wsparcie psychologiczne i wsłuchanie się w potrzeby własnego ciała. Zdrowie spoczywa w naszych rękach i tylko od nas zależy, czy podejmiemy walkę z rakiem. „Statystyka to informacja, a nie wyrok” Książka mimo swych naukowych czy poradnikowych aspiracji jest w odbiorze bardzo przystępna. Dr Servan-Schreiber na poparcie swoich tez przedstawia także historie innych pacjentów, którzy mimo choroby nie poddali się w walce z rakiem. Przewidywania lekarzy, które dawały chorym kilka miesięcy życia, zmieniały się na dodatkowe lata. „Antyrak. Nowy styl życia” to mimo wszystko książka bardzo optymistyczna. Autor nie zbywa czytelnika, odpowiada na pytania nieraz niewygodne dla lekarzy. Wszystko po to, by uświadomić nam, że nasze zdrowie leży w naszych rękach. Uśpiony nowotwór czeka na warunki do odpowiedniego rozwoju, a my dzięki książce dr Servana-Schreibera mamy szansę, żeby ten rozwój uniemożliwić. Źródło okładki: www.wydawnictwoalbatros.com
„Antyrak. Nowy styl życia” David Servan-Schreiber – recenzja
Marzysz o długich, zdrowych i błyszczących włosach? Zastanawiasz się, w czym tkwi sekret pięknych pasm kobiet z Indii? Oto odpowiedź – w indyjskich olejkach! Te niezwykłe kosmetyki ze Wschodu zawierające naturalne ekstrakty z roślin leczniczych, wywierają bardzo pozytywny wpływ na kondycję włosów. Ty też możesz mieć zachwycającą fryzurę – ich odpowiednie stosowanie potrafi zdziałać cuda! Sprawdź, jakie oleje indyjskie są dostępne na polskim rynku i wybierz kosmetyki idealne dla siebie. Dlaczego warto stosować oleje indyjskie? Stosowanie indyjskich olejów do włosów przynosi wiele korzyści. Po pierwsze, znajdujące się w nich zioła odżywiają skórę głowy i poprawiają jej ukrwienie, przez co do cebulek trafia więcej cennych składników. Powoduje to szybszy wzrost włosów, zapobiega ich wypadaniu, rosną one zdrowsze i mocniejsze. Ponadto oleje wspomagają walkę z chorobami skóry głowy i przywracają jej równowagę, zachwianą przez stosowanie detergentów i innych kosmetyków. Olej wpływa również na kondycję włosów na długości, zapewniając im odpowiednie natłuszczenie i ochronę przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi. Nadaje im również blasku i sił witalnych, wygładza je oraz ogranicza puszenie. Przy dłuższym stosowaniu potrafi także znacznie zmniejszyć ich porowatość i sprawić, że staną się one o wiele bardziej odporne na rozdwajanie i uszkodzenia mechaniczne. Jak stosować oleje indyjskie? Nakładanie oleju na włosy w Indiach to prawdziwy rytuał. Zazwyczaj kobiety aplikują podgrzany kosmetyk na pasma na całej długości oraz na skórę głowy. Następnie wykonują jej delikatny, lecz energiczny masaż, który ma na celu poprawienie krążenia. Dzięki temu składniki odżywcze znajdujące się w oleju mogą sprawniej dotrzeć do cebulek. Włosy posmarowane olejem, koniecznie trzeba zabezpieczyć czepkiem foliowym oraz ręcznikiem, co pomoże uzyskać wyższą temperaturę i lepsze wchłanianie składników. Całość należy pozostawić na kilka godzin, na przykład na całą noc, a następnie dokładnie umyć szamponem. Olej można także zmieszać z odżywką i aplikować na włosy w takiej formie – u niektórych taka mieszanka sprawdza się o wiele lepiej niż stosowanie kosmetyków solo. Indyjskie specyfiki często mają intensywny zapach ze względu na znajdujące się w nich zioła, więc nie są odpowiednie do zabezpieczania nimi końcówek lub stosowania na sucho w celu ograniczenia puszenia. Aby osiągnąć najlepsze efekty, tego rodzaju kosmetyki powinno się stosować regularnie – przynajmniej raz w tygodniu. Przegląd olejów indyjskich Najbardziej znanym olejem jest Amla, czyli wyciąg z agrestu indyjskiego, który zapobiega rozdwajaniu się włosów, nabłyszcza je oraz pomaga w leczeniu chorób skóry głowy. Wykazuje on właściwości przyciemniające, dlatego też nie powinien być stosowany przez osoby mające włosy w jasnym odcieniu. Ma on bardzo intensywny zapach – przed użyciem warto sprawdzić, czy będzie on nam odpowiadał. Kolejnym słynnym olejem jest Heenara, która powstała na bazie oleju kokosowego – ze względu na jego stałą konsystencję konieczne jest podgrzewanie jej przed użyciem. Warto wypróbować także olej Bhringraj oraz Sesa. Należą one co prawda do nieco wyższego przedziału cenowego, ale efekty ich stosowania zazwyczaj są naprawdę zachwycające. One również pachną dość intensywnie i warto wcześniej zapoznać się z zapachem, by mieć pewność, że nie będzie on przeszkodą w stosowaniu. Mogą się w nich także znajdować osady z ziół, które w naturalny sposób wytrącają się z oleju – nie świadczą one o nieświeżości lub nieprawidłowym składzie kosmetyku. Idealną propozycją dla blondynek będzie z kolei olej jaśminowy, który wykazuje właściwości rozjaśniające – doskonale natłuszcza włosy, chroni je przed uszkodzeniami i rozdwajaniem, a ponadto wydobywa z nich świetliste refleksy, które pięknie podkreślają naturalny kolor. Choć stosowanie olejów indyjskich wiąże się z pewnymi niedogodnościami ze względu na ich zapach, konsystencję i konieczność podgrzewania przed użyciem, zdecydowanie warto po nie sięgnąć – to właśnie dzięki nim można uzyskać naprawdę zdrowe i piękne włosy, którymi mogą się pochwalić piękne kobiety z dalekich i egzotycznych Indii.
Indyjskie oleje do włosów – sposób na zdrowe i lśniące pasma
Dziennik Mary Berg, polsko-amerykańskiej Żydówki, intryguje, dlatego trudno jest przejść obojętnie obok tej lektury. Tematyka wojenna była już wielokrotnie opisywana na różne sposoby, w zależności od perspektywy. Jednak historia Mary Berg, której pełne nazwisko brzmi Wattenberg, jest wyjątkowa i aż trudna do uwierzenia, a składa się na to niesamowite połączenie nieszczęśliwych wydarzeń z niebywałym uśmiechem losu. Szczere zapiski, trudne czasy W dniu piętnastych urodzin, w momencie gdy niemiecka armia dokonuje coraz szerszego oblężenia Warszawy, Mary Berg postanowiła rozpocząć pisanie dziennika. Wypełniony jest szczerymi zapiskami, które opisują trudne życie w stłumionym mieście, walkę uchodźców o życie, deportacje i heroizm mieszkańców Warszawy. Z racji tego, iż matka Mary była obywatelką amerykańską, jej rodzinie przysługiwały liczne przywileje, które dawały pewnego rodzaju bezpieczeństwo, większą swobodę i lepsze warunki życia w żydowskiej zamkniętej dzielnicy. Mary skrupulatnie opisywała otaczającą ją rzeczywistość. Bardzo dojrzałe, jak na młody wiek autorki, zapiski przedstawiają smutny obraz pełen głodu, śmierci, szemranych interesów. Nie brakuje też wspomnień o szczerych przyjaźniach, miłościach oraz o tym, że na przekór wszystkiemu ludzie pragnęli doszukać się w tych złych i trudnych czasach radości i usiłowali żyć normalnie. Uśmiech losu Rodzinie Wattenbergów podczas wymiany więźniów udało się wydostać z getta do obozu przejściowego. Pełni napięcia i strachu przed skierowaniem ich pociągu do obozu koncentracyjnego, szczęśliwie dotarli do Stanów Zjednoczonych – państwa, które okazało się ich „ziemią obiecaną”. Pomimo tego, że byli już bezpieczni, Mary była wręcz zażenowana, zawstydzona i w pewnym stopniu nieszczęśliwa, że ludzie, którzy zostali w obozie nadal cierpią, tkwią w piekle i każdego dnia muszą walczyć o godne życie. Pamiętnik Mary Berg to wyjątkowa książka opisująca wydarzenia w warszawskim getcie. Zawiera obszerne opisy Warszawy, codziennego życia jej mieszkańców, a także wiele bardzo osobistych, intymnych, pełnych emocji wrażeń autorki. Czytając tę lekturę, można usłyszeć krzyk więźniów, płacz dzieci i odgłosy amunicji. Wiele opisywanych scen przeraża, wzrusza i skłania ku refleksji, ponieważ czytelnik ma świadomość, że te wydarzenia zostały spisane przez nastolatkę, która tkwiła przez cztery lata za murami obozu. Źródło okładki: proszynski.pl
„Pamiętnik Mary Berg. Relacja o dorastaniu w warszawskim getcie” Mary Berg – recenzja książki
Ideacentre 300 to komputer stacjonarny typu All-in-One ze średniej półki cenowej. Urządzenie wyposażone zostało w matrycę 21,5”, procesor i5-6200U, grafikę Nvidia GeForce 920A oraz dysk hybrydowy 1 TB. Całość można mieć za około 2600 zł. Czy warto kupić ten sprzęt? Specyfikacja Lenovo Ideacentre AiO 300 model Ideacentre 300-22ISU (F0BX0093PB) procesor Intel Core i5-6200U 2,3–2,8 GHz (3 MB cache, 2 rdzenie, 4 wątki) grafika zintegrowana Intel HD Graphics 520 grafika dedykowana Nvidia GeForce 920A 2 GB (rdzeń 575 MHz, pamięć 1800 MHz) matryca 21,5”, 16:9, Full HD, podświetlenie LED, IPS z matową powłoką RAM DDR4 4 GB 2133 MHz dysk hybrydowy SSHD 3,5” Seagate ST1000DX001 1 TB 7200 RPM napęd optyczny DVD-RW system operacyjny Windows 10 Home 64-bitowy kamera internetowa 720p bezprzewodowa myszka i klawiatura głośniki 2x 3 W Wi-Fi 802.11 ac, Bluetooth 4.0 wymiary 525 x 53,6 x 426,5 mm waga 5,9 kg Specyfikacja prezentuje się nieźle. Uwagę zwraca matryca IPS z matową powłoką i, jak przystało na platformę opartą o procesor z rodziny Skylake, najnowszy RAM DDR4. Jest to jednak jednostka niskonapięciowa wyposażona w dwa rdzenie i cztery wątki z taktowaniem na poziomie 2,8 GHz w trybie turbo. Mimo że to Nvidia, trzeba mieć na uwadze, iż zastosowany GeForce 920A to podstawowy układ graficzny. Plusem jest również obecność stacjonarnego dysku w formacie 3,5” – to hybryda (1 TB HDD z 8 GB SSD) o wysokiej prędkości obrotowej 7200 RPM. W sprzedaży dostępne są wersje z matrycą 23” (około 3000 zł), a także z procesorami i3-6100T, ze zintegrowaną grafiką, rozdzielczością 1600 x 900 pikseli i 500 GB dyskiem twardym (około 2000 zł). Konstrukcja i wykonanie Producent postawił na nowoczesny wygląd, ale na szczęście obyło się bez zbędnych udziwnień. Design jest nadal uniwersalny. Pod względem wizualnym urządzenie charakteryzuje prostota. Kolorystyka to mieszanka matowej czerni z połyskującą ramką ekranu i ciemnoszarą obudową komputera. box:imageShowcase box:imageShowcase Ideacentre 300 wykorzystuje klasyczną podstawę monitora, czyli wysoką i częściowo regulowaną nogę, to zdecydowana zaleta i lepsze rozwiązanie niż w większości komputerów typu All-in-One, gdzie ekran stoi bezpośrednio na meblu. Stopa jest metalowa, wąska, została ogumowana w trzech miejscach pod spodem; kształtem przypomina bumerang. Trzyma komputer na ruchomych widełkach, co pozwala na sporą regulację w pionie. Ekran ma matową powłokę, która praktycznie eliminuje wszelkie odblaski. Plastikowa ramka jest wykończona na wysoki połysk. Niestety fortepianowa czerń ramki odbija otoczenie, zniekształcając odbity obraz, wygląda to nieciekawie. W lewym dolnym rogu ramki jest metaliczne logo producenta. Nad wyświetlaczem widać spory obiektyw kamerki internetowej, mikrofony oraz czujnik światła. Pod ekranem ciągnie się pojedyncza maskownica głośników stereo, które schowane zostały za dziurkowanym matowym tworzywem z pomarańczowym logo Ideacentre. W lewy bok wpuszczono panel gniazd. Znajdziemy tam białą diodę pracy dysku, dwa porty USB 3.0 typu A, a pod nimi czytnik kart SD oraz złącze słuchawkowe typu combo. Na prawym boku jest podłużny włącznik, podświetlony dookoła białą diodą, a nad nim tacka napędu optycznego. Włącznik ma wyraźne wgłębienie. Pozostałe gniazda są z tyłu, z prawej strony, także we wgłębieniu. Są tam 3 porty USB 2.0 typu A, pełny port HDMI, gniazdo sieciowe RJ-45 oraz charakterystyczne dla Lenovo, podłużne i żółte gniazdo zasilania przypominające USB. Nad panelem dostrzec można jeszcze gniazdo blokady Kensington. W centrum obudowy jest wylot wentylatora, pokrywę na dole można zdjąć, daje to dostęp do dysku twardego, umieszczonego w wypinanej klatce. Myszka i klawiatura z zestawu są bezprzewodowe, czarne i praktycznie w pełni matowe. Klawiatura ma blok numeryczny, jest profilowana, została lekko uniesiona z tyłu. Myszka zaś jest trójprzyciskowa, posiada rolkę i czujnik optyczny. W zestawie są baterie, a także nanoodbiornik USB. Zasilacz komputera ma 120 W, to duża kostka, ma długie okablowanie i dodatkowy rzep do jego uporządkowania. Wykonanie komputera jest bardzo dobre. Noga monitora jest mocna, metalowa i precyzyjnie obrobiona. Regulacja pochylenia pracuje płynnie i z wyraźnym oporem. Obudowa komputera jest zwarta, a jej elementy zostały dobrze spasowane, nic się nie ugina ani nie trzeszczy. Użytkowanie Złożenie komputera jest bardzo proste. Wystarczy jedynie zamontować nogę oraz podłączyć klawiaturę i myszkę. Należy zdjąć środkową stopkę, to silikonowa nakładka, która skrywa dwa otwory z zamocowanymi śrubkami – nie wymagają one śrubokrętu, można wkręcić je palcami. Odbiornik urządzeń wskazujących lepiej wpiąć z tyłu do portu USB 2.0, by nie marnować USB 3.0 na boku komputera. Stopa sprawdza się bardzo dobrze. Pozwoli dostosować kąt adekwatny do wzrostu zarówno dzieci, jak i dorosłych. Kąt można ustawić na tyle swobodnie, że urządzenie może stać nawet na ławie, czyli dosyć nisko. Ekran da się odchylić tak, by wygodnie pracować w takiej pozycji. Nie ma jednak regulacji na boki. Mimo wszystko ergonomia jest i tak bardzo dobra. Silikonowe podkładki dobrze stabilizują urządzenie, stopa nie przesuwa się łatwo, a ekran prawie się nie chybocze. Monitor zajmuje mało miejsca, stopa jest płaska, więc nie ma problemu przy pracy lub nauce. Trzeba dbać o połyskującą powłokę dookoła monitora, gdyż widać na niej odciski palców, można ją zarysować, a także mocno zbiera kurz. Powłoka tego typu to efektowne wykończenie, ale niestety niezbyt praktyczne. Szkoda, że producent nie zdecydował się na w pełni matową obudowę. Głośniki na froncie zasługują na pochwałę. Są głośne, sprawdzą się do gier i filmów. Brzmią dosyć czysto, ale lekko głucho. Słychać pewne niskie tony oraz lekki efekt stereo. Dostęp do gniazd jest niezły, ale pod tym względem mogłoby być lepiej. Złącza na lewym boku są niejako zamaskowane, znajdują się we wgłębieniach; wygląda to dobrze, ale często trzeba się wychylać za urządzenie, by z nich skorzystać. Gdyby bardziej odstawały, podłączenie pamięci przenośnych byłoby wygodniejsze. Lokalizacja gniazda zasilania i pozostałych gniazd jest dobra – prawie nie widać kabla zasilającego, wtyk trzyma się pewnie i nie wypnie się przez przypadek. Napęd DVD także sprawuje się dobrze, przycisk otwierający jest bardzo duży i wyraźnie wyczuwalny pod palcem. Płytę DVD można włożyć bez wychylania się za monitor. Praca komputera nie jest idealnie cicha. Urządzenie wyposażone zostało w wysokoobrotowy dysk, dlatego słychać szum talerzy i pracę głowicy. Chłodzenie nie jest pasywne, można usłyszeć lekkie terkotanie wentylatora, przy większym obciążeniu układu graficznego szum się wzmaga. Nie jest to jednak z pewnością hałaśliwy sprzęt, szum nie męczy. Słychać go raczej podczas pracy w ciszy, nie będzie przeszkadzał przy korzystaniu z multimediów. Ekran Zastosowano bardzo dobrej jakości matrycę IPS, bez interfejsu dotykowego. Kolory są nasycone, żywe, ale nadal naturalne; nie zostały przejaskrawione. Barwa jest dosyć neutralna, lekko ciepła. Biel wygląda poprawnie, nie jest zażółcona ani niebieska. Czerń ma przyzwoitą głębokość, nie srebrzy i nie wygląda na szarą. Podświetlenie jest równe, nie zauważyłem większych problemów z wyciekaniem, delikatnie jaśniejsze są krawędzie przy samej ramce, ale nie ma świecących rogów. Samo podświetlenie jest bardzo dobre – odpowiednio jasne na maksymalnym poziome i ciemne na minimalnym. Sprawdzi się za dnia, a nocą nie będzie oślepiać. Monitor ma także czujnik światła, który automatycznie dostosowuje podświetlenie. Matryca jest też odpowiednio szybka, prawie nie widać ghostingu, to ważne szczególnie w grach. Kąty widzenia są szerokie, co przyda się do filmów. Są dobre także w pionie. box:imageShowcase box:imageShowcase Klawiatura i myszka Klawiatura została oparta o układ QWERTY US, ale niestety producent mocno go zmodyfikował. Wszystkie bloki zostały zbite w jedną całość – blok alfanumeryczny jest tylko minimalnie oddzielony od klawiatury numerycznej. Nawigacja kursorem, czyli klawisze Home, Page Down ustawiono pionowo, pomiędzy blokami, a strzałki zostały zespolone z klawiaturą alfanumeryczną. Często zdarza się, że zamiast Backspace przypadkowo wciśnięty zostaje klawisz Home. Strzałki trudno zlokalizować, szczególnie po ciemku, gdyż klawiatura nie jest podświetlona. Na domiar złego lewy Ctrl jest przesunięty, a przed nim umieszczono klawisz funkcyjny, który również utrudnia korzystanie z układu. Klawiatura ma wiele wad, szkoda, bo niskoprofilowe, wklęsłe klawisze są wygodne, mają dobry skok i pracują precyzyjnie. Z myszką optyczną jest lepiej. Ma dobre ślizgacze, niezły, chociaż miękki klik klawiszy i rolki, obrót tej ostatniej jest precyzyjny. Rolka została ogumowana, jest przyjemna w dotyku. Symetryczna, dosyć wąska konstrukcja z ergonomicznymi wgłębieniami po bokach sprawdza się dobrze. Czujnik optyczny sprawuje się przyzwoicie, działa na wielu powierzchniach i jest precyzyjny. System operacyjny Windows 10 Home w wersji 64-bitowej posiada dodatkowe oprogramowanie, ale na szczęście nie jest nim przeładowany. W tle działa antywirus McAfee, który niestety bywa zaborczy, potrafi uprzykrzyć pracę aktualizacjami i skanami. Moim zdaniem warto z niego zrezygnować na rzecz systemowego Defendera. Zainstalowane jest także oprogramowanie Lenovo: proste aplikacje do podstawowej konfiguracji, dzielenia się plikami czy optymalizacji systemu. Nie męczą irytującymi komunikatami oraz nie obciążają systemu. Wydajność Mimo że i5-6200U to niskonapięciowa jednostka stosowana raczej w ultrabookach, to sprawdza się całkiem nieźle w użytku stacjonarnym. Procesor ma dwa rdzenie i cztery wątki, więc praca na wielu aplikacjach czy zadania półprofesjonalne nie sprawiają kłopotu. Cztery wątki docenią także miłośnicy gier. Komputer nie został wyposażony w dysk SSD, jednak zastosowano hybrydę 3,5”, więc można liczyć na wysoką wydajność. Dysk ma średni transfer na poziomie 171 MB/s, a maksymalny na około 210 MB/s (według HD Tune) – zdarza się, że dysk czasami przyblokuje procesor, ale i tak sprawuje się bardzo dobrze. System startuje szybko, programy uruchamiane są sprawnie, a szybkość kopiowania plików zadowala. Mogło być jeszcze lepiej, procesor pozwoliłby na jeszcze szybszą pracę, gdyby działał w duecie z SSD, ale do pracy biurowej i zadań multimedialnych oferowany poziom jest wystarczający. Trochę gorzej wygląda wydajność pamięci RAM, mamy tu tylko 4 GB – do podstawowej obsługi wystarczy, ale lepiej nie przesadzać z ilością otwartych programów i stron internetowych w przeglądarkach. Procesor uzyskał 293 punkty w teście Cinebench, to nie jednostka do szybkiej obróbki grafiki, zaawansowanego programowania lub pracy na materiale wideo, ale i z takimi zdaniami potrafi sobie poradzić. Układ chłodzenia działa bardzo dobrze, procesor nie przegrzewa się, bez problemu utrzymuje częstotliwość bazową 2,3 GHz, a przy maksymalnym obciążeniu systemu osiąga tryb turbo, czyli 2,5 GHz. Procesor podczas intensywnych testów nie przekroczył 62ºC przy 24ºC temperatury otoczenia. Nie jest to specjalne osiągnięcie, gdyż to 25 W jednostka, ale dobrze, że temperatura nie ogranicza jej wydajności. Wbudowany układ graficzny prezentuje podstawowy poziom. Nie można oczekiwać wyjątkowej wydajności w najnowszych grach. Ideacentre 300 to nie wybór dla zapalonych graczy. Nvidia 920A oferuje podobną wydajność do 920M. Pozwoli na rozgrywkę w proste gry 2D i 3D i niektóre sieciowe strzelanki. Counter-Strike: Global Offensive jest standardowo ustawiany na wysokich i bardzo wysokich ustawieniach, z wygładzaniem 8x MSAA – osiąga wtedy średnio 47 kl./s w rozdzielczości Full HD. Wystarczy wyłączyć wygładzanie, by komfortowo grać w 60 kl./s. Starsze tytuły, takie jak Portal 2 lub Tomb Raider (2013) także pozwolą na płynną rozgrywkę w Full HD, i to z grafiką na wysokich ustawieniach. Nowsze gry będą wymagały jednak minimalnych ustawień jakości grafiki, a często także niskiej rozdzielczości – 1280 x 720, a nawet 800 x 600. Dla przykładu GTA V jest grywalne w rozdzielczości 1280 x 720 i na najniższych ustawieniach. Przy podobnych parametrach rozgrywka w Wiedźmina 3 może nie być możliwa. GPU uzyskuje 507 punktów (20,1 kl./s) w benchmarku Unigine Heaven Basic (1280 x 720) oraz 1256 punktów w 3D Mark Firestrike 1.1 (1143 punkty dla całego systemu). Karta graficzna jest również dobrze chłodzona, nie przekroczyła 63ºC przy pełnym obciążeniu, a jej taktowanie nie spadało. Podsumowanie Lenovo Ideacentre 300 to z pewnością udany komputer typu All-in-One. Urządzenie jest wydajne. Całe szczęście zastosowano dobry dysk twardy, więc można wykorzystać spory potencjał niskonapięciowego procesora i5, który pozwoli oszczędzić na rachunkach za prąd. Wybór Lenovo 300 to także oszczędność miejsca, komputer w monitorze sprawdzi się w niewielkich pomieszczeniach, konstrukcja jest na tyle wąska, że nie zabierze dużo przestrzeni blatu biurka. Niestety dołączona klawiatura zawodzi. Jej układ klawiszy nie jest wygodny, do pisania przyda się coś lepszego. Myszka również może nie zadowolić wymagających graczy. Ideacentre 300 to także nie jest sprzęt dla miłośników gier. Nowe tytuły mogą nie być odpowiednio płynne, często trzeba będzie zrezygnować z wysokiej jakości grafiki i rozdzielczości Full HD. To raczej komputer multimedialny i w tego rodzaju zastosowaniach sprawdzi się bardzo dobrze. Urządzenie nie ma też ekranu dotykowego, ale za to monitor jest wyższy i pozwala na ergonomiczną pracę, więc nie uważam tego za wadę. Trzeba mieć na uwadze, że jeśli potrzebna jest lepsza wydajność, to zwykły, składany z części lub gotowy komputer PC w tej cenie ją zaoferuje, także w grach. Lenovo 300 to wybór dla osób ceniących sobie nowoczesność, prostą obsługę i kompaktowe wymiary, a wszystko to bez konieczności dokupowania monitora i innych komponentów. Zalety: prosty i uniwersalny design; dobre wykonanie; dużo złącz; bardzo dobry ekran IPS z matową matrycą; wydajny układ z sensownym dyskiem hybrydowym; niskie temperatury pracy; przyzwoite głośniki; niezła myszka. Wady: nieudana klawiatura; tylko podstawowa wydajność graficzna; wentylator lekko terkocze.
Test Lenovo Ideacentre AiO 300 – przystępny cenowo komputer multimedialny
Ile kobiet, tyle gustów, dlatego nie zawsze koronkowy zestaw wywoła uśmiech na twarzy twojej ukochanej. Aby uniknąć wpadek, przygotowaliśmy miniporadnik bieliźniarski dla mężczyzn. Choć zwykle nie widać jej spod ubrań, to bielizna jest bardzo ważna nie tylko w sypialnianych stylizacjach, ale także na co dzień. Wpływa na dobre samopoczucie pań, podnosi ich atrakcyjność, wzbudza seksapil… Dlatego przed wyborem prezentu dla niej zastanów się, czego szukasz – kompletu bielizny do noszenia w dzień czy na upojne chwile w nocy? Seksownie pod garsonką box:offerCarousel Podczas kupowania ukochanej bielizny na co dzień, zwróć uwagę na to, czy ma ją nosić również pod ubraniem, czy też ma być przeznaczona tylko do waszych wspólnych chwil w łóżku. Jeśli biustonosz ma być noszony np. pod bluzką w czasie wspólnego wieczornego wyjścia, to musi być on dobrze usztywniony, by zebrał pięknie biust, a także odpowiednio go podkreślił. Jeśli chodzi o rozmiar, jest to nieco skomplikowana sprawa, ponieważ jest on ustalany na podstawie stosunku obwodu biustu z centymetrami pod biustem, ale zawsze przed kupnem możesz zerknąć do jej szuflady i zasugerować się metką leżących tam modeli. Jeżeli kupujesz jej dolną część bielizny, musisz zdecydować, z jakiej tkaniny będzie uszyta. Mężczyźni najczęściej wybierają dla swoich partnerek koronkowe stringi. To bardzo dobry wybór, szczególnie wtedy, gdy partnerka sama nie zdecydowałaby się na kupno stringów. Taki model może ją do nich przekonać. Wyobraź sobie swoją partnerkę w nieziemsko seksownych stringach podkreślających piękne, jędrne pośladki… Pamiętaj, by były z elastycznego materiału i zapewniały komfort. Figi również mogą być niesamowicie pociągające. Niech twoja partnerka pozna to uczucie, gdy pod grzecznym uniformem skryje niesamowicie kuszącą, seksowną, a zarazem bardzo wygodną bieliznę. Z figami w najbardziej zmysłowych kolorach i krojach na pewno jej się to uda. Do tego dochodzi niezwykle wygodna, gładka w dotyku i elastyczny koronka, która sprawi, że mimo zmysłowego wyglądu figi będą wygodne w codziennym użytkowaniu. Nocna stylizacja box:offerCarousel Czasem bądź jednak odrobinę samolubny i wybierz dla niej seksowną bieliznę, w której podziała na ciebie piorunująco! Najlepszy w tym przypadku będzie komplet bielizny. I tutaj masz morze możliwości. Możesz kupić w stylu peek-a-boo, czyli otwarty biustonosz. To doskonały prezent dla gorącej, temperamentnej dziewczyny. Najbardziej modny model to paseczkowy komplet. Uwodzicielskie paseczki to hit tego sezonu nie tylko w bieliźnianych stylizacjach. Działają na wyobraźnię, sprawiają wrażenie oplatających ciało lian, dzięki czemu wygląda się w nich dziko i seksownie. Kwintesencja kobiecości i seksapilu to idealnie dopasowująca się do ciała koszulka. Satynowa tkanina i doskonały krój koszulki podkreślają największe atuty kobiecego ciała – piersi, talię, biodra i pośladki. A wszystko w najbardziej ekskluzywnym wydaniu – szlachetna, gładka w dotyku satyna w towarzystwie koronkowego wykończenia. Zwykle seksowne koszulki mają usztywnianą część biustonoszową, dzięki czemu dobrze podtrzymują i eksponują piersi. Często koszulki można kupić w komplecie ze stringami. Wyższy poziom seksapilu box:offerCarousel Mężczyźni (kobiety także) szaleją za bodystocking! Nie dziwimy się – nie tylko wspaniale wyglądają, ale także komfortowo się je nosi, dotyka, zdejmuje… Bodystocking to definicja erotyzmu zamknięta w wyrafinowanym fasonie z licznymi zdobieniami i wycięciami. Rozciągliwy materiał zapewnia optymalne dopasowanie i komfort w użytkowaniu. Bodystocking pokrywa prawie całe ciało, ale ma wycięcia w najważniejszych miejscach. Wyobraź to sobie – ona czeka na ciebie w szpilkach i seksownie oplatającym bodystocking w zaciszu sypialni, ale w pełnym świetle. Wygląda jak chodzące kłopoty, dlatego chwilę się wahasz, jednak bardzo szybko dajesz się skusić na tę intrygującą grę. Najpierw dotykasz ubranych w nylon, delikatnych w dotyku stóp, po czym posuwasz się w górę… Nie musisz ściągać z niej tego seksownego stroju, ponieważ wszystko, czego najbardziej pożądasz, znajduje się w zasięgu twoich rąk. Tym sposobem kupując coś dla niej, sprawiasz przyjemność także sobie!
Zaskocz ją i wybierz wyjątkową bieliznę
Marzysz o zabawce, która będzie rozwijać zdolności manualne twojego dziecka, a także jego wrażliwość i wyobraźnię, a to wszystko bez brudzenia rączek, ubrań, stołu, podłogi, a nawet ścian? Teraz to możliwe! Sięgnij po matę do malowania Aquadoodle, a problem rozwiąże się sam! Po szczegóły zapraszam poniżej. Po pierwsze i najważniejsze – bez bałaganu Kiedy twoje dziecko prosi o kredki, pisaki czy farby, oczami wyobraźni widzisz, jak za chwilę będzie wyglądał dom. Usmarowany cały młody artysta, stół i podłoga w gazetach, twój ulubiony mebel zyskał nowe wzory, nawet psu się oberwało czerwoną farbą! Czy jest szansa na to, by tego jakoś uniknąć? Już jest! Mata Aquadoodleto innowacyjny produkt do kreatywnej zabawy. Dzieci mogą z jej pomocą tworzyć fantastyczne rysunki, bawić się pieczątkami czy wałkami, odciskać swoje rączki i nóżki, a wszystko to jedynie z pomocą niewielkiej ilości wody! Brzmi jak bajka? Teraz ta bajka stałą się rzeczywistością. Wystarczy do pisaka, który zawsze stanowi element zestawu, wlać niewielką ilość wody. Wystarczy kilka mililitrów zwykłej kranówki, by maluch miał ogromną zabawę! Bez kredek, farb, gazet, tuszu, barwnika, fartuszków i innego bałaganu. Wystarczy mata i woda! Jak to działa? Mata wykonana została ze specjalnej, kolorowej tkaniny, która odbarwia się pod wpływem wody i uwidacznia to, co dzieci narysowały. W zależności od modelu, dzieci mogą tworzyć jednobarwne wzory lub takie w tęczowym kolorach! Co tylko podpowie wyobraźnia. I podkreślę to jeszcze raz: wystarczy pisak wielokrotnego użytku, napełniony jedynie zwykłą wodą. To nie koniec wspaniałych niespodzianek – po około 30 minutach obrazki znikną, a dzieci mogą od nowa zacząć wesołą zabawę i tak bez końca! Z pisakiem wypełnionym wodą nie straszny nawet widok dziecka malującego po ścianie czy meblach, możemy odetchnąć z ulgą! Dziecko może malować do woli. Szeroka gama Aquadoodle to produkt, do którego aktualnie prawa ma firma TOMY. Pod szyldem tej firmy na sklepowe półki trafiło kilka wariantów tej cudnej maty do malowania wodą. Maty w różnych rozmiarach są dostępne w wersjach dla chłopca, dla dziewczynki, z myszką Minnie, z magicznymi odgłosami dżungli, z tęczowymi kolorami, z zestawem pieczątek, z dodatkowymi pędzelkami, a nawet w wersji podróżnej – słowem, dla każdego coś miłego! Niektóre maty przeznaczone są dla dzieci już od 18. miesiąca życia, a więc najmłodsi milusińscy już mogą rozwijać w sobie pasję małego artysty. Aquadoodle wspiera rozwój najmłodszych Zabawa z farbami i kredkami to fantastyczne wspomnienie z dzieciństwa. Ta beztroska z pozoru zabawa, ma ogromny wpływ na rozwój dzieci. Rysowanie rozwija zdolności manualne, ćwiczy małe rączki i paluszki, rozwija precyzyjne ruchy. Ma wspaniały wpływ na wyobraźnię i wrażliwość dziecka. Rysowanie kształtów i ich nazywanie jest świetnym pretekstem do nauki nowych słów czy zwrotów. box:imageShowcase box:imageShowcase Praktyczne porady Jeśli rozważcie zakup maty dla waszego malucha do zabawy w domu – wybierzcie największą z tych, które są dostępne. I tak wcześniej czy później zacznie na niej brakować miejsca na cudowną twórczość, lepiej zaoszczędzić sobie drogi po nową. Z czasem, gdy maluch pokocha tę zabawę, może się przydać wersja podróżnaw formie walizeczki z rączkami. Sprawdzi się w poczekalni u lekarza, na kawie u koleżanki, która nie ma dzieci i zabawek, a nawet podczas spaceru, w parku na trawie. Jest bardzo lekka, nie obciąży cię jako dodatkowy bagaż. Pieczątki z zestawów mogą z powodzeniem zastąpić te, które macie w domu, o ile będą dobrze wyczyszczone z farb i tuszu. W zabawie doskonale sprawdzają się też klocki z sorterów kształtów i dziecięce rączki. No i najważniejsze – jeśli maluszkowi przyjdzie do głowy malować po macie zwykłymi pisakami czy farbami, ostrzegam: te rysunki nie znikną w magiczny sposób. Warto zatem schować te akcesoria, by uchronić matę. Mata jest również świetnym produktem z ekologicznego punktu widzenia. Zabawa w malowanie wodą to świetna alternatywa dla farb i innych barwników.
Mata do rysowania wodą Aquadoodle
Przebywanie na świeżym powietrzu to dla dzieci najzdrowszy sposób spędzania wolnego czasu. I wbrew obawom naszych babć nie skutkuje katarem czy zapaleniem płuc. Pod jednym warunkiem: dziecko musi być odpowiednio ubrane. Najlepiej w kurtkę dobrej jakości. Ubiór dostosowany do pogody i właściwie dobrana kurtka to podstawa dobrego samopoczucia, zwłaszcza w chłodne, jesienne dni. Nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie – uważają opiekunki pracujące w leśnych przedszkolach, w których dzieci przez cały dzień bawią się na dworze. Udowodniono, że dzieci spędzające czas na zewnątrz są bardziej odporne na infekcje, mniej chorują (wirusy szybciej mnożą się w pomieszczeniach, a na zewnątrz giną), a ciągły kontakt z naturą dobrze wpływa na ich rozwój. Zadbaj więc o komfort malucha, by mógł bez obaw korzystać z uroków przyrody o każdej porze roku. Zobacz, w jakie kurtki najlepiej wyposażyć dziecko na podwórkowe zabawy. Poznaj nasz jesienny... Alfabet kurtki dziecięcej A jak materiał antyalergiczny Skóra dziecka jest wyjątkowo wrażliwa, dlatego tkaniny na odzież dla najmłodszych są dokładnie badane pod kątem zawartości substancji szkodliwych, m.in. alergizujących barwników. Gwarancją jakości jest certyfikat Tekstylia Godne Zaufania, wydawany przez Stowarzyszenie Oeko Tex Standard. Szukaj na metkach kurtek dziecięcych białego znaczka z kwiatkiem, a będziesz mieć pewność, że tkanina jest sprawdzona. B jak bezpieczeństwo Kurtka dla dziecka powinna być bezpieczna. Sznurki, troczki, pętelki mogą stać się przyczyną małej katastrofy na placu zabaw, np. gdy zaczepią o karuzelę. Wybieraj modele jak najprostsze i z minimalną liczbą elementów ruchomych – wiązane paski, gumki na szlufkach i rękawiczki łatwo się gubią. D jak dopasowanie Kurtka nie powinna przeszkadzać w swobodnej zabawie. Nie może być za wąska, żeby nie ograniczać ruchów, ani za krótka, bo będzie odsłaniała gołe plecy. Zbyt szerokiej też nie wybieraj ani takiej „na przyszły rok”. Dopasuj rozmiar tak, by pod kurtką swobodnie mieściła się koszulka i bluza lub sweter. E jak elementy odblaskowe Odblask jest ważny nie tylko ze względów bezpieczeństwa na drodze, to także lubiana przez dzieci ozdoba, która przybiera różne ciekawe kształty. Ten element znajdziesz na rękawach lub kapturze. K jak kolor Szukaj kurtek szarych, fioletowych, a nawet czarnych. Na dwór niewskazany jest kolor biały, łososiowy czy pudrowy. Na jasnej kurtce od razu będzie widać wszystkie zabrudzenia. Dziewczynki zazwyczaj wybierają jednak właśnie rozmaite odcienie różu (po części dlatego, że taka oferta jest do nich kierowana), zaś chłopcy wolą ciemniejsze barwy lub kratki. Kurtka na podwórko może być jasna, jeśli jej wierzch będzie wykonany z materiału, który łatwo się pierze i szybko schnie, np. z poliestru. K jak kieszenie Najwygodniejsze są skośne. Małe rączki trafiają do nich intuicyjnie zawsze, gdy jest im zimno. Unikaj naszywanych, prostych kieszeni, do których ręce wkłada się od góry – to najbardziej niewygodne rozwiązanie. Za to dobrym pomysłem są kieszenie umiejscowione w bocznych szwach kurtki. K jak kaptur Niezastąpiony w czasie deszczu. Chroni głowę i szyję przed wiatrem. Kurtka dziecięca powinna go mieć. Musi być na tyle obszerny, by zmieściła się pod nim czapka, ale nie może być za duży, bo wiatr będzie go zwiewał. Może być odpinany, na suwak. M jak moda Wielu rodziców traktuje modę po macoszemu, stawiając na wygodę, jakość materiałów, cenę i praktyczne aspekty, a zapominając o estetyce i gustach. A dzieci doskonale wiedzą, co jest modne, i mają swoje zdanie. Spróbuj nakłonić 4-latkę do założenia ubrania, które nie przypadnie jej do gustu – marne szanse. Chyba że użyjesz niepedagogicznych sposobów, takich jak przekupstwo i obietnica nagrody. Lepiej zatem postawić na to, co się dziecku podoba. A preferencje kształtują się w zależności od wieku. Inne kurtki wybierze 3-latka, inne 5-letnia dziewczynka zainteresowana baletem, a zupełnie odmienne 8-letni fan komiksów. Ciekawym trendem dla dzieci przedszkolnych są kurtki z bohaterami filmów Disneya, w tym np. z księżniczkami. Chłopcom spodobają się disneyowskie kurtki z samochodami. N jak narciarskie motywy Kurtki przypominające ubrania narciarskie to modele bardzo praktyczne. Są solidnie wykonane, lekkie i mają wiele wygodnych rozwiązań – dużo kieszeni, wewnętrzną stójkę, która może zastąpić szalik, odblaski na rękawach oraz odpinany kaptur. Ale uwagę dzieci najbardziej zwracają ich wzory – kurtki narciarskie są niezwykle kolorowe, a dzieci kochają designerskie nadruki, które kojarzą się z lubianym stylem snowboardowym. Ł jak łatwość zakładania Przygotowanie dziecka do wyjścia na dwór bywa także męczące dla dorosłych. Aby ułatwić sytuację, warto wybrać kurtkę z jak najprostszym zapięciem – powinno być tak zaprojektowane, by każde dziecko próbowało założyć kurtkę samodzielnie. P jak pasek Wiele modeli dziecięcych kurtek ma pasek, np. na gumce, który można zawiązać w talii. Ściśnięcie powoduje, że chłód nie dociera do pleców. Warto pamiętać, że niektóre dzieci nie lubią czuć ucisku w żadnej części ciała, dlatego paski te można całkiem odpiąć. S jak sportowe wzornictwo Wśród dziewczynek i chłopców popularna jest bejsbolówka. Nie krępuje ruchów, dobrze się nosi, a dzieci uwielbiają ją za miękkość i wygodę. Zazwyczaj jest to model bez ocieplenia, ale zdarzają się wersje na polarze. Jeśli zakładasz dziecku tę kurtkę w jesienny dzień, włóż pod nią bluzę z kapturem. T jak technologia Na uwagę zasługują kurtki pikowane. To modele o nowoczesnym wyglądzie i zaawansowane technologicznie, można w nich spacerować nie tylko w czasie ładnej pogody – są nieprzemakalne, oddychające, a ich suwaki nie przepuszczają wiatru. Niektóre są dodatkowo ocieplane lekkim i miłym dla ciała polarem. W jak wykończenia Wygodna kurtka powinna być... wygodna. A to gwarantują m.in. solidne i przemyślane wykończenia. Rękawy kurtki dziecięcej powinny być zakończone ściągaczem. Dobrym pomysłem są ściągacze pełniące jednocześnie funkcję rękawiczek bez palców. Z jak zapięcie Najczęściej spotykane to suwak – łatwy w użyciu i praktyczny, jest także ozdobą. Popularne są też rzepy i zatrzaski, choć na nie częściej zapinane są kieszenie. Dobra dziecięca kurtka na końcu suwaka powinna mieć blokadę z materiału po to, by nie przycinał skóry na szyi lub brodzie młodego człowieka. Małe damy mogą wybrać eleganckie płaszczyki na guziki lub kurtki przypominające wełniane budrysówki(wiele modeli zapinanych jest na charakterystyczne, drewniane lub plastikowe kołeczki). Rada specjalisty: co robić, gdy dziecko nie chce się ubierać na dwór Psychologowie podkreślają wagę samodzielnego podejmowania decyzji. Dlatego jeśli twoja pociecha nie przepada za ciepłymi okryciami i miewa kłopoty z ubieraniem się do wyjścia, kupcie kurtkę wspólnie! Usiądźcie przed komputerem, obejrzyjcie dostępne modele, wybierzcie najciekawsze i poczytajcie o ich zaletach. Gdy dziecko odczuje swój wpływ na decyzję, wówczas chętniej będzie nosiło wybrane przez siebie ubranie.
Wygodne kurtki dziecięce do zabawy na podwórku późną jesienią
Wrażliwa skóra twarzy wymaga odpowiedniego traktowania. Jeśli dobrze o nią zadbamy, to przez długi czas zachowa piękny, młody wygląd. Skóra jest wrażliwa na zmiany pogody, na kosmetyki używane do makijażu, który na co dzień gości na twarzy. Aby właściwie dbać o cerę, warto stosować dobre kremy pod makijaż szczególnie jesienią i zimą. Dzięki temu ochronimy twarz przed niekorzystnymi warunkami pogodowymi, a makijaż utrzyma się na buzi znacznie dłużej. Krem odpowiada za to, w jaki sposób cera znosi wysoką lub niską temperaturę, lodowaty wiatr oraz krople jesienno-zimowego deszczu ze śniegiem. W jaki sposób dobrać ten odpowiedni, aby jak najlepiej komponował się z podkładem i jednocześnie chronił wrażliwą skórę twarzy? Przy jego wyborze warto zastosować się do kilku prostych zasad, które pomogą rozwiązać ten problem. Cera sucha Mimo powszechnie panującego przekonania, że bez względu na wszystko cera sucha powinna być ciągle nawilżana, w czasie mrozów i ujemnych temperatur nie należy tego robić. W większości kremów nawilżających znajduje się woda, która oczywiście zamarza gdy temperatura spada poniżej zera. A co wtedy dzieje się z twarzą? Lepiej nie sprawdzać. Dobrze jest wybrać wtedy krem półtłusty, który wytworzy na na skórze barierę ochronną, niezbędną właśnie jesienią i zimą. Co z późniejszą aplikacją makijażu? Jeśli nie potrzebujesz podkładu, po prostu potraktuj rozprowadzony po twarzy krem zwyczajnym pudrem, najlepiej transparentnym. Zapobiegnie on efektowi świecenia się skóry. Tym osobom, które używają podkładu, polecamy specjalne gąbki, które znacznie ułatwią proces nakładania go na twarz. Najlepszym patentem jest jednak wymieszanie małej ilości kremu z odpowiednią ilością podkładu np. w malutkim słoiczku lub pudełeczku na krem. Tak przygotowaną mieszankę możesz nakładać na twarz, a efekty będą znakomite. Cera przetłuszczająca się Używając kremu matującego, rozważ zmianę go w okresie jesienno-zimowym na ochronny lub taki w formie żelu. W połączeniu z wiatrem i niską temperaturą, cera może ulec zbyt dużemu wysuszeniu, przez co już po kilku dniach zaczną pojawiać się na niej wyschnięte płaty skóry, które wyglądają bardzo nieestetycznie i ciężko jest się ich pozbyć. Jeśli jesteś wierna jednemu kremowi, poszukaj podkładu, który nie zawiera wody, a delikatnie nawilża. Może to być na przykład podkład w musie lub sztyfcie, który bardzo dobrze połączy się z kremem i nie wysuszy zbytnio skóry. Niektóre rodzaje cery przetłuszczającej się nie lubią chłodu i mrozu, w trakcie których przetłuszczają się jeszcze bardziej. Powinnaś mieć ze sobą bibułki matujące lub puder, by móc szybko pozbyć się problemu. Na mróz Bez względu na rodzaj cery, na duży mróz polecane są zawsze kremy tłuste lub półtłuste. Mają one dość ciężką konsystencję, a ich późniejsze wymieszanie z podkładem może być kłopotliwe. Rozwiązaniem tego problemu, stosowanym przez wiele wizażystek, jest wymieszanie go z pigmentem o odpowiednim kolorze, dzięki któremu w kilka chwil przekształcisz cały słoiczek kremu w najprawdziwszy podkład. Polecamy jednak mieszanie pigmentu z mniejszymi częściami kremu i dopiero na końcu połączenie ich w jedną całość. Pozwoli to uniknąć problemu nieprawidłowo wymieszanego pigmentu, pozostawiającego na skórze nieestetyczne ślady. Taki krem możesz zabrać ze sobą wszędzie, stosując wtedy, kiedy tylko zachodzi taka potrzeba. Pamiętaj, aby jego nadmiar zawsze usuwać za pomocą delikatnego płynu micelarnego lub chusteczek do demakijażu. Wersja dla zapracowanych Nie każdy ma tak dużo czasu, aby mieszać ze sobą różne kremy, podkłady czy pigmenty. Dlatego właśnie powstały różnego rodzaju kremy CC lub BB, zawierające w sobie podkład lub zielony pigment, maskujący zaczerwienienia. Taki kosmetyk oszczędza czas spędzany nad przygotowaniem pięknego makijażu, a fakt fabrycznego wymieszania podkładu daje pewność doskonałej i pewnej aplikacji za każdym razem. Jak już pisaliśmy wcześniej, szybszą metodą na piękną cerę jest nałożenie pudru na zwyczajny krem, odpowiadający potrzebom twojej cery. Puder rozświetlający, podwójnie matujący czy brązujący sprawi, że każdy krem zacznie już w kilka chwil wyglądać, jak misternie nałożony podkład. Aplikacja Największym hitem ostatnich miesięcy są kolorowe gąbeczki do makijażu, które pozwalają na szybką i precyzyjną aplikację. Osoby bardziej zaawansowane w sztuce robienia makijażu mogą skorzystać z pędzelka do nakładania podkładu, a niektóre z was będą zachwycone zupełnie nowym wynalazkiem, jakim jest podkład w sprayu, który do swojej aplikacji nie wymaga żadnego innego narzędzia.
Kremy pod makijaż na jesień i zimę
Tatin to odwrócona tarta francuska. Gruszki z karmelem przykrywamy ciastem i zapiekamy. Po upieczeniu odwracamy tartę, tak aby owoce znajdowały się na górze. Spróbujcie tego pysznego deseru. Przepis poniżej. Składniki: ciasto francuskie 4 gruszki 150 g cukru trzcinowego 2 łyżki octu winnego Krok po kroku: Na patelnię wsypujemy cukier i dodajemy ocet. Podgrzewamy. Gdy cukier się rozpuści i skarmelizuje, dodajemy pokrojone gruszki. Ciasto rozwałkowujemy i przykrywamy nim gruszki. Wstawiamy naczynie do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Pieczemy 20 minut. Tartę przekładamy na talerz i dekorujemy miętą. Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia.
Tarta tatin z gruszką i karmelem
Lubisz wyzwania? Oto trend dla ciebie – luźne jeansy z wysokim stanem. Mniej więcej takie, jakie czasem zakładają starsi panowie. Kilka sezonów temu na ich widok każdy się wzdrygał, a teraz weszły do wiodących trendów. I chociaż nadal brakuje odważnych mężczyzn, którzy stworzyliby z nimi udaną stylizację, wiele marek oferuje je w sprzedaży, a magazyny modowe się rozpisują. Jeśli czujesz mały przesyt rurkami i innymi wąskimi fasonami, które od wielu sezonów królują wśród jeansowych spodni, zarówno w kolekcjach damskich, jak i męskich, to skuś się na fason, który da ci o wiele więcej swobody. Przed tobą dad denim, jeansy z innej epoki. Jeśli nie masz pojęcia, jaki to model, to wyobraź sobie starszego pana w jeansach. box:imagePins box:pin Oczami wyobraźni na pewno nie widzisz go w rurkach z przetarciami, prawda? Raczej w jeansach w bliżej nieokreślonym odcieniu koloru niebieskiego, z szerszą nogawką, sięgające prawie do pępka, za to dość krótkie na dole. Tak jakby ktoś za wysoko je podciągnął. Już wiesz o czym mowa? Spodnie wyzwanie. Spodnie, których na pewno nie można traktować dosłownie, bo w jednej chwili dodasz sobie lat, "objętości" i wsiądziesz na pokład atomowej rakiety na planetę „Porażka”. Ale jest na nie sposób – wystarczy, że zestawisz je z bardziej młodzieżowymi elementami, a całość od razu nabierze nie tylko wyrazu, ale wręcz awangardowego sznytu. Wszystko zależy od tego, jak daleko potrafisz się posunąć. Jeśli nawet tak daleko, żeby założyć do nich kolorowe wzorzyste skarpetki i białe trampki, to jest w tobie nadzieja. A oto nasze propozycje z jeansami typu dad. Miejski zawadiaka na luzie Zaletą dad jeans jest na pewno ich luźna i bardzo wygodna forma. Nie wpijają się to tu, to tam. Swobodnie leżą na biodrach i miękko opadają w dół. Nie krępują ruchów i nie pękają w kroku, gdy za wysoko podniesiesz nogę. Brzmi znajomo? Ten fason cię w takim momencie nie zawiedzie i doskonale nada się do miejskich stylizacji, w których spotkasz się z kumplami gdzieś w centrum miasta, by poszukać mocnych wrażeń. Cel – styl i wygoda. Zacznij od luźnego białego t-shirta, który na pewno masz gdzieś w szafie. box:offerCarousel Teraz spodnie – ten „wiekowy” fason nabierze nowocześniejszego wyglądu, jeśli wybierzesz taki z przetarciami lub dziurami (starsi panowie w takich nie chodzą, prawda?). Młodego ducha wprowadzą do tego zestawu również buty, a dokładnie czarne niskie Vansy. W chłodniejsze popołudnie zarzuć na górę zawadiacką bomberkę we wzór moro i dopraw całość dodatkami w prawdziwie męskim stylu – wojskowym parcianym paskiem i okularami przeciwsłonecznymi w czarnym kolorze. Abrakadabra i po „dziadkowych” jeansach ani śladu! Piszesz się? box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Dad jeans z nutą sportową Druga propozycja to niezobowiązujący zestaw na co dzień, który bazuje na prostych i ulubionych ubraniach każdego młodego (nawet jeśli tylko duchem) mężczyzny. Są tu oczywiście tytułowe jeansy z wyższą talia i luźną nogawką, które do pary dostały grafitowy t-shirt z delikatnym wzorem. Jeśli wetkniesz go niedbale za pasek spodni od razu „odmłodzisz” swój look i dodasz mu zadziorności. Krótsza nogawka spodni jest doskonałym pomysłem, jeśli masz do pokazania buty o interesującym wzornictwie. box:offerCarousel Najmodniejsze snekersy właśnie takie prezentują. Są to często buty z lekkich dzianin, z wstawkami z innych materiałów i w kolorach, które zwracają uwagę. Właśnie takie wybraliśmy do naszej stylizacji – naprawdę szkoda chować je pod długą, opadającą na but nogawką. Wieczorem załóż na górę lekką, przejściową parkę lub równie modną wiatrówkę. Kolejny przykład na to, że jeansy typu dad denim mogą wyglądać młodzieżowo. Wypróbuj, bo na pewno będzie ci wygodnie. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Dad denim, czyli luźne jeansy z wyższym stanem, na pierwszy rzut oka wyglądają na spodnie wymagające w stylizacji i grożące modową wpadką. Nie taki diabeł straszny, jak go malują! Po prostu uzupełnij stylizację ubraniami i dodatkami z młodej duchem garderoby, wymieszaj style i udowodnij, że można je nosić w bardzo nowoczesny sposób. W stylizacjach przydadzą ci się czapki z daszkiem, modne torebki-biodrówki, sneakersy i koszulki z nadrukiem, które odejmują lat.
Dad denim, czyli luźne jeansy z wysokim stanem. Jak nosić ten modny fason?
Odpowiednio dobrana biżuteria podkreśli kobiece piękno i wyjątkowy charakter jej właścicielki. W dodatku działa jak wabik i przyciąga wzrok mężczyzn. Niestety, mając duży wybór, łatwo się zagubić. Dlatego sprawdźcie najciekawsze trendy, które na pewno przypadną wam do gustu. Duże kolczyki Zasada jest jedna – muszą być duże, ogromne. Najlepiej by były widoczne z daleka. Gdy jeszcze kilka miesięcy temu wszystkie kobiety zachwycały się minimalistycznymi wkrętami, wraz z nadejściem lata moda postanowiła spłatać nam figla. Kolczyki na lato powinny być wiszące i kolorowe. W tym sezonie stanowią pełnoprawny element każdej letniej stylizacji, więc nie można o nich zapominać. Przyciągają wzrok. Najlepiej wyglądają z niedbale upiętymi włosami, lekko zmierzwionymi w stylu California girl. Idealne będą w tym przypadku kolczyki w stylu boho – błyszczące, brzęczące, z wiszącymi dodatkami. Dla kobiet ceniących ponad wszystko klasykę doskonałym wyborem będą złote duże kółka. Najlepiej nosić je z włosami gładko upiętymi w koński ogon. Klasa sama w sobie. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Złote tatuaże box:imagePins box:pin) Chociaż wielu wróżyło im szybki koniec, to naklejane na ciało złote tatuaże wciąż są bardzo modne. Są one doskonałą alternatywą nie tylko dla permanentnych tatuaży, ale i biżuterii. Przy pomocy metalicznych tatuaży możesz stworzyć na ciele prawdziwe dzieła sztuki. W tym sezonie obowiązuje jedna zasada – im więcej, tym lepiej. Nie nosimy już pojedynczych bransoletek, lecz całe zestawy różnych wzorów i kompozycji. Na bogato! Złote, srebrne, w kolorze różowego złota – wszystkie opcje dozwolone. Wyjątkową propozycją na lato są naszyjniki i ozdoby na nogi wykonane właśnie za pomocą metalicznych tatuaży. Warto spróbować, bo na opalonym ciele prezentują się zjawiskowo. Kamienie naturalne Biżuteria z kamieniami naturalnymi wpisuje się w obowiązujący trend blisko natury. Co więcej, według starożytnych wierzeń naturalne kamienie mają ogromną moc – nie tylko przyciągają szczęście, ale też zapewniają zdrowie i urodę. Wierzyć lub nie – taka biżuteria prezentuje się naprawdę niesamowicie. Najbardziej pożądanym kamieniem tego lata jest turkus, który doskonale podkreśla złocistą opaleniznę. Metalowe bransoletki lub naszyjniki z turkusem możesz nosić przez całe wakacje. Równie modne są kryształy pojawiające się zarówno przy bransoletkach, jak i delikatnych naszyjnikach czy pierścionkach. Im również przypisuje się magiczną moc. Nawet najbardziej skromną stylizację dopełni naszyjnik z dzikiego koralowca. A na wieczorne imprezy polecamy delikatne bransoletki z naturalnych kamieni w ilości nieograniczonej – w tym sezonie przepych jest jak najbardziej na miejscu. box:offerCarousel box:offerCarousel Różowe złoto Nic tak nie doda uroku, jak biżuteria z różowego złota. To obecnie najmodniejszy kruszec, który wyparł zarówno popularne srebro, jak i ekskluzywne białe złoto oraz klasyczne żółte. Nic dziwnego, to bardzo kobiecy kolor, który pasuje każdej kobiecie – bez względu na kolor skóry, włosów czy wiek. Kolczyki z różowego złota, naszyjnik czy bransoletki można łączyć z takimi materiałami, jak dżins, jedwab czy koronka. Poczujesz się luksusowo, a do tego będziesz wyglądać bardzo modnie. Nawet zegarek w kolorze różowego złota doda twoim letnim stylizacjom elegancji i szyku. Najwyższa pora na zakupy!
Biżuteria na lato – najnowsze trendy
Mata to jedyna niezbędna rzecz potrzebna do praktykowania jogi. Czy wybór odpowiedniej maty jest trudny? Na pozór nie – dopóki nie zaczniesz jej szukać, wydaje się, że wszystkie są do siebie podobne. Jednak kiedy przyjrzymy się bardziej wnikliwie, zobaczymy, że wiele je różni. Dobrze dobrana mata to lepsze ćwiczenia. Zła mata, na której np. rozjeżdżają się dłonie, spowoduje tylko uczucie rozdrażnienia, a nie zadowolenia. Wybór jest ogromny, dlatego przed zakupem warto sprawdzić, czy mata spełni nasze oczekiwania. Jest kilka parametrów, na które szczególnie trzeba zwrócić uwagę. Oto najważniejsze z nich. Na co szczególnie zwrócić uwagę? Grubość maty. Im grubsza, tym lepiej dla naszych stawów, bo będą miały lepszą amortyzację od podłoża. Wytrwanie na dłużej w asanach nie będzie powodowało dyskomfortu w stawach kolanowych czy biodrowych. Najgrubsze maty mają około 6 mm. Taka wygodna i gruba mata jest zazwyczaj ciężka, więc najlepiej używać jej w domu. Chodzenie z nią na zajęcia może być uciążliwe. Jeśli chcesz matę, którą będziesz zabierać na zajęcia, dobrym rozwiązaniem może być lżejsza wersja o grubości około 4–4,5 mm. Taka mata zapewni komfort ćwiczenia. W ofertach znajdziecie także maty bardzo cienkie i lekkie. Mają zazwyczaj około 1,5–2 mm. Jednak ćwiczenie na nich może nie być przyjemne, jeśli dopiero zaczynacie przygodę z jogą. Materiał, z jakiego zrobiona jest mata. To kolejna bardzo ważna kwestia. Poza grubością to zdecydowanie najważniejszy parametr. Najbardziej powszechne i najtańsze są maty wykonane z PCV. Mimo szerokiej dostępności nie jest to jednak najlepszy wybór. Nie są one bardzo trwałe, mają też niewielkie właściwości antypoślizgowe. Inną kwestią jest to, że nie są zbyt ekologiczne, co jest istotne dla wielu joginów. Najtrwalsze są maty kauczukowe, niektóre z nich mają nawet dożywotnią gwarancję. Są bardzo wytrzymałe i mają najlepszą przyczepność ze wszystkich dostępnych materiałów. Kauczuk jest przyjazny środowisku i całkowicie biodegradowalny. Mimo że taka mata jest najdroższa, warto w nią zainwestować, gdy regularnie praktykujemy jogę. Posłuży nam przez całe życie. Każdy jednak może wybrać materiał, jaki najbardziej mu odpowiada, dostępnych jest wiele wariantów. Długość maty. Nie zawsze maty mają standardową długość, uwagę na to zwrócić powinny szczególnie osoby wysokie. Mata powinna być dłuższa od osoby ćwiczącej. Sposób czyszczenia. Najlepiej wybrać matę, którą łatwo się czyści, domowe sposoby będą o wiele tańsze. Lepiej, żeby do jej pielęgnacji nie były konieczne dodatkowe produkty. Zawsze można sięgnąć po gotowe preparaty, jeśli są odpowiednie do materiału, z jakiego jest zrobiona nasza mata. Cena. Maty PCV kosztują zazwyczaj około 20–60 zł. Nie jest to jednak dobra inwestycja. Taka mata posłuży nam najwyżej rok przy regularnej praktyce. Maty do jogi w bardzo niskich cenach zazwyczaj nie spełniają najważniejszych wymagań. Nie da się na nich utrzymać stabilnej pozycji, ręce i nogi się rozjeżdżają. W jakim przedziale cenowym można kupić dobrą matę? Zazwyczaj ceny zaczynają się od 70–80 zł, najdroższe mogą kosztować nawet 500 zł. Biorąc pod uwagę, że jest to jedyny koszt, jaki ponosimy, praktykując jogę, warto kupić lepszą matę, która posłuży nam przez lata. Za około 100 zł każdy początkujący znajdzie odpowiedni dla siebie model. Bardzo drogie maty mają często dożywotnią gwarancję, co też zachęca do zakupu. Wygląd. Też jest ważny, w końcu codzienna praktyka ma być przyjemnością. Mata powinna nam się podobać, wtedy chętniej będziemy ją rozkładać.
Najlepsza mata do jogi – jaką wybrać?
Urządzanie każdego wnętrza powinniśmy zacząć od podjęcia decyzji, jakie kolory będą w nim dominować. To, co wydaje się proste, wbrew pozorom jest skomplikowanym procesem, który wymaga od nas wiele uwagi i zaangażowania. Radzimy, jak sobie poradzić z tym zadaniem! Kolory decydują nie tylko o charakterze i wyglądzie wnętrza. Barwa farb, mebli, podłogi czy dodatków wpływa na panujący w pomieszczeniu nastrój, a nawet na nasze samopoczucie. Dlatego tak ważne jest, żeby podczas planowania wystroju dobrze zastanowić się nad tym, jakie kolory mają dominować we wnętrzu. Ich łączenie nie jest prostym zadaniem, ale z pomocą naszego przewodnika z pewnością świetnie sobie z nim poradzicie! Łączenie kolorów – jaką metodę wybrać? Dawno już minęły czasy, gdy nasze ściany pokrywał tylko jeden kolor – czysta biel. Dzisiaj nawet minimalistycznie urządzone wnętrza zaskakują wykorzystanymi do ich urządzenia barwami. Łączenie odcieni może być ryzykowne, jeśli nie czujemy się w tej kwestii zbyt pewnie. Łatwo tu bowiem o pomyłkę, która sprawi, że w pokoju będzie albo zbyt chłodno i mało przytulnie, albo odwrotnie – odniesiemy wrażenie bałaganu i chaosu. Dlatego dobrze zdecydować się na trzy dominujące kolory, które można dobrać w różny sposób. Pomocne przy wyborze farb do wnętrza będzie tzw. koło barw ustawione zgodnie z porządkiem widma tęczy. Jedną z metod wykorzystania koła barw jest tzw. harmonia monochromatyczna wykorzystująca trzy odcienie jednego koloru o różnym nasyceniu. To proste i bezpieczne rozwiązanie, które dla wielu może okazać się jednak zwyczajnie… za nudne. Inaczej zestawienie barw wygląda w przypadku harmonii analogicznej. Tu wykorzystuje się kolory, które w widmie tęczy przechodzą z jednego w drugi. Najbezpieczniej zdecydować się na trzy typy (np. fioletowy, zielony, niebieski albo żółty, brązowy, czerwony). To wyrazista metoda idealna do dużego pomieszczenia, w którym kolory ścian mają odgrywać główną rolę. box:imageTiles box:offerCarousel Harmonia komplementarna wykorzystuje z kolei dwie barwy z przeciwległych stron koła barw. To tzw. kolory dopełniające, a ich zestawienie daje oryginalny, ekstrawagancki efekt. Harmonia trójkątna to zaś trzy kolory w równym stopniu oddalone od siebie na kole. Tak zestawione barwy (np. różowy, niebieski i pomarańczowy) wyjątkowo ożywiają wnętrze, zachwycając swoją głębią. Kompozycja barw z pozoru niepasujących do siebie daje zaskakujący efekt „załagodzenia” kontrastów. Jeszcze inaczej łączymy barwy, stosując regułę trzech kolorów. To inna bezpieczna metoda, która może przypaść do gustu wnętrzarskim laikom. Pierwszym kolorem jest tzw. podstawowy – to on dominuje we wnętrzu i jest wykorzystywany na większości ścian. Może to być na przykład złamana biel lub ciemnoszary. Teraz kolej na drugoplanowy kolor – on współgra z pierwszym, jest zazwyczaj jakąś wariacją na jego temat (np. jego jaśniejszym lub ciemniejszym odcieniem). Najczęściej wybiera się kolory leżące w kole barw po obu stronach podstawowego, co daje efekt harmonii. Trzeci kolor ma się wyróżniać. Jest kontrastujący z dwoma poprzednikami i ma za zadanie być mocnym, ożywiającym akcentem. Dodatkiem, który nie przeważa, ale stanowi o charakterze wnętrza. Taki kolor najczęściej znajduje się w kole barw po przeciwległej stronie od podstawowego. Akcenty kolorystyczne – jak wypełnić nimi wnętrze? box:imageTiles Wybór odcieni, jakie znajdą się na ścianach, to dopiero początek zabawy w łączenie barw. Wszak w pomieszczeniu znajdziemy jeszcze mnóstwo innych źródeł koloru i dobrze, żeby większość z nich jakoś ze sobą korespondowała. Akcenty kolorystyczne to nie tylko meble i dodatki, ale również kolor podłogi, okien czy lamp. Wszystko to może albo kontrastować z odcieniem ścian, albo się z nim uzupełniać. Wybierając tę pierwszą metodę, musimy zdecydować się na kilka akcentów, które „zrobią robotę”. Za dużo takich szczegółów może bowiem wprowadzić do wnętrza wrażenie chaosu. Do białych ścian kontrastująco dobierz grafitowy fotel albo czerwoną kanapę. Do ścian żółtych – czarny dywan i zasłony. Z kolei korzystając z kolorów uzupełniających się, możesz dobrać dodatki, które tworzą spójną, choć nieoczywistą całość. Na tle fioletowej ściany dobrze wypadną żółte meble i akcesoria. Ze ścianami pomalowanymi zieloną farbą – brązowe. Dobierając kolory do wnętrza, musimy pamiętać o tym, aby przede wszystkim czuć się w nim dobrze. Im więcej odcieni, tym większe prawdopodobieństwo, że efekt nie będzie dla nas satysfakcjonujący, dlatego warto dobrze się nad tym zastanowić.
Jak łączyć kolory na ścianach?
Badania wskazują, że ok. 40 proc. mężczyzn między 40. a 60. rokiem życia cierpi na różne dolegliwości związane z prostatą. Na szczęście odpowiednia dieta, aktywny styl życia i regularne używanie masażerów prostaty mogą zapobiec tym problem. Masaż prostaty może wydawać się wielu panom nieco kontrowersyjnym sposobem dbania o zdrowie, podobnie jak kulki gejszy w przypadku kobiet. Związany z nim seks analny to wciąż przecież temat tabu. Warto jednak wziąć pod uwagę jego potwierdzoną skuteczność oraz przyjemne doznania płynące z tego zabiegu i pozbyć się uprzedzeń! Prostata, co to takiego? Prostata – nazywana też gruczołem krokowym, sterczem, a nawet męskim punktem G – to część męskiego układu moczowo-płciowego znajdująca się pomiędzy odbytem a moszną. Łatwo znaleźć ją samemu – uciskając to miejsce, wyczujesz półkoliste wybrzuszenie o średnicy około 4 cm, czyli wielkości mniej więcej kasztana. Główną funkcją prostaty jest produkcja płynu odpowiedzialnego za żywotność plemników, a jej najczęstszym schorzeniem – przerost, który może powodować problemy z oddawaniem moczu. Inne dolegliwości stercza to stany zapalne oraz nowotwór. Ten ostatni potrafi bezobjawowo rozwijać się w organizmie nawet przez kilkanaście lat, dlatego tak ważne są regularne kontrole prostaty po 40. roku życia oraz profilaktyka. Prozdrowotny masaż prostaty Z medycznego punktu widzenia masaż gruczołu krokowego jest bardzo ważną techniką diagnostyczną i leczniczą. Pomaga w wykryciu przerostu i zapalenia stercza. Można także zastosować go w przewlekłym zapaleniu gruczołu krokowego, by poprawić usuwanie wydzieliny i zmniejszyć ciśnienie w gruczole. Masaż usprawnia też przepływ krwi przez prostatę (co wzmaga działanie antybiotyków) i obniża napięcie mięśni krocza. W połączeniu z leczeniem farmakologicznym może więc usprawnić proces leczenia. Masaże lecznicze wykonuje lekarz. Pacjent układa się na kozetce na boku w pozycji kolankowo-łokciowej. Następnie lekarz z użyciem żelu przeciwbólowego wprowadza do odbytu palec i masuje gruczoł krokowy. Masaż ten trwa kilkadziesiąt sekund. Zdaję sobie sprawę, że opis ten brzmi dla większości panów jak scenariusz horroru, ale przy odrobinie zdrowego rozsądku i poczucia humoru można się z tym zabiegiem oswoić, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę jego zalety. Czas na masę przyjemności Rzecz wygląda zupełnie inaczej, kiedy masaż prostaty potraktujemy jako jedną z technik seksualnych. Podniecająca atmosfera, przyciemnione światło, namiętna partnerka – to bardziej sprzyjające okoliczności niż gabinet lekarski… Erotyczny masaż prostaty możemy wykonać na dwa sposoby. W czasie masażu zewnętrznego kochanka delikatnie ugniata okolice między odbytem a moszną, wykonując okrężne, powolne ruchy dostosowane do rytmu zbliżenia. Mogą one być elementem pettingu, seksu oralnego lub nawet stosunku. Aby dotyk był jeszcze przyjemniejszy, przyda się żel lubrykujący lub olejek. Masaż wewnętrzny wykonuje się palcem wprowadzonym do odbytu lub – co jeszcze przyjemniejsze – masażerem prostaty. Aby wymasować gruczoł krokowy palcem, po wsunięciu go odbytu należy zlokalizować prostatę po spodniej stronie, około 4 cm od anusa. Masażery prostaty mają tę zaletę, że dzięki kształtowi trafią dokładnie tam, gdzie powinny. W obu przypadkach konieczne jest użycie lubrykantu do seksu analnego, ponieważ odbyt nie nawilża się samoczynnie. Kilka słów o masażerach prostaty box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Klasyczny masażer prostaty ma od 8 do około 20 cm długości, a jego kształt jest dostosowany do anatomii mężczyzny. Masażery mogą być gładkie, o zaokrąglonej końcówce lub pokryte wypustkami i zgrubieniami różnego typu, które dodatkowo wzmagają doznania erotyczne. Niektóre modele mają zasilanie wytwarzające drgania, a jeszcze inne wyposażono w pilot pozwalający na zmianę częstotliwości wibracji i jej siły w czasie masażu bez konieczności wyjmowania i ponownego wkładania masażera. Wybór odpowiedniego gadżetu zależy od naszych preferencji i doświadczenia w masażach stercza. Panom początkującym polecam jak najmniejsze i najbardziej obłe akcesoria, a ci bardziej doświadczeni na pewno sami będą wiedzieli, który masażer przynosi im najwięcej rozkoszy. Bardzo ważne, aby przed użyciem masażera gruczołu krokowego i po jego zastosowaniu dokładnie go zdezynfekować. Najlepiej użyć do tego specjalnych środków dezynfekcyjnych do gadżetów erotycznych.
Masaż prostaty, czyli seks i zdrowie w jednym
Wysilone podzespoły komputerów stacjonarnych do poprawnej pracy wymagają wydajnego chłodzenia. Aby działało efektywnie, należy dobrać odpowiednie wentylatory, które będą kompatybilne z obudową. Niektóre modele pozwalają na zainstalowanie większej liczby wiatraków i w takim przypadku pomocny będzie regulator obrotów. Deepcool Rockmaster Panel Deepcool Rockmasterjest przystosowany do montażu w zatoce 5,25 cala. Na jego froncie znajdują się wygodne pokrętła do sterowania 4 wentylatorami. W tym modelu mamy także do dyspozycji 2 porty USB 2.0 oraz czytnik kart pamięci CF/SD/microSD. W komplecie z urządzeniem otrzymujemy pełne okablowanie i śrubki montażowe. Regulator obrotów Deepcool Rockmaster jest dostępny na Allegro już od 39,90 zł. Lamptron FC5 V2 Lamptron FC5 V2 to bardzo elegancki panel wykonany ze szczotkowanego aluminium, wyposażony w duży, czytelny wyświetlacz ze zmiennym 7-kolorowym podświetleniem. Tuż pod nim znajdują się pokrętła do obsługi 4 wentylatorów. Dodatkowym atutem są 2 czujniki umożliwiające pomiar temperatury dowolnych podzespołów komputera. Do montażu niezbędna jest wolna zatoka w rozmiarze 5,25 cala, natomiast całe okablowanie znajduje się w komplecie. Lamptron FC5 V2 występuje w kilku wersjach kolorystycznych, a jego ceny na Allegro zaczynają się od 177 zł. Scythe Kaze Master II Panel przedni regulatora Scythe Kaze Master II jest zdominowany przez duży wyświetlacz, pod którym znajdują się pokrętła do regulacji prędkości obrotowej 4 wentylatorów. Do ich podłączenia służą złącza 3 pin, natomiast do zasilania jest wykorzystywane standardowe złącze Molex. Ponadto do dyspozycji mamy aż 6 czujników do pomiaru temperatury i alarm dźwiękowy informujący o jej wysokim poziomie. W komplecie otrzymujemy niezbędne okablowanie i akcesoria montażowe. Scythe Kaze Master II kupimy na Allegro już za niespełna 173 zł. Zalman ZM-MFC3 Zalman ZM-MFC3 to jeden z lepiej wykonanych kontrolerów dostępnych na rynku. Uwagę zwraca stylowy panel przedni i rozbudowany wyświetlacz, pokazujący m.in. aktualne zużycie energii elektrycznej i czas pracy komputera. Model ten obsługuje do 4 wentylatorów i taką samą ilość czujników temperatury. Mimo wysokiej jakości i ciekawego designu cena tego kontrolera jest bardzo konkurencyjna – na Allegro kupimy go już od 170 zł. Gelid SpeedTouch 6 Gelid SpeedTouch 6 to sześciokanałowy kontroler wyposażony w dotykowy panel LCD. Front tego modelu wykonano z czarnego aluminium, dzięki czemu będzie się dobrze komponował z nowoczesnymi obudowami. Dużą zaletą jest płynna regulacja napięć poszczególnych wentylatorów oraz opcja ich całkowitego wyłączenia. W zależności od preferencji możemy wybrać też sterowanie w trybie manualnym lub automatycznym. Do pomiaru temperatury podzespołów przewidziano 6 czujników – ich rozmieszczenie ułatwią przewody o długości 65 cm. Gelid SpeedTouch 6 jest dostępny na Allegro w cenie 155 zł. Regulator obrotów, oprócz swojej podstawowej funkcji, oferuje wiele dodatkowych możliwości – pozwala na pomiar temperatury kluczowych podzespołów, umożliwia podpięcie urządzeń USB lub odczytanie danych z kart pamięci. Droższe modele zazwyczaj są wyposażone w wyświetlacz, co dodatkowo podnosi estetykę i ułatwia sterowanie chłodzeniem komputera.
Kupujemy regulator obrotów do komputera stacjonarnego
SP-HF360B to głośniki komputerowe wycenione na około 90 zł. Mają 10 W mocy, obudowę z płyty MDF i klasyczny wygląd. Czy warto je kupić? Wyposażenie Podobnie jak w modelu SP-HF800A dodatkowego wyposażenia właściwie nie ma. Wszelkie kable zostały zamontowane w głośnikach na stałe. W SP-HF360B obie satelitki połączone są przewodem głośnikowym. Kable mają po 150 cm długości. Konstrukcja Producent obiecał klasyczne wykonanie i takie otrzymujemy. Głośniki mają kształt prostopadłościanu, są kanciaste i symetryczne. To typowa konstrukcja, zabudowana płytą MDF z okleiną, która tym razem ma przypominać drewno wiśni. Głośniki mierzą 20 cm wysokości, 10,5 cm szerokości i 13 cm głębokości (wliczając pokrętło na prawej, aktywnej kolumnie). Waga urządzenia to ponad 2 kg. Na froncie znajduje się duża maskownica. To czarna i gęsta siatka, naciągnięta na stelażu z tworzywa sztucznego. Zamocowana została na stałe. Nie jest to tylko ramka, ponieważ stelaż zabudowuje całą maskownicę. Na jej powierzchni da się wyczuć dosyć duże otwory. Maskownice zostały lekko wyprofilowane, mają łukowaty kształt, w dolnej części są lekko wypukłe, a ich dłuższe krawędzie zostały ścięte. Pod nimi znajduje się panel z tworzywa sztucznego obrobiony na wysoki połysk. Lewą kolumnę zdobi w tym miejscu logo producenta, na samym środku panelu prawej kolumny znajduje się pokrętło głośności. Okleina ma podłużne, gęste słoje i otacza głośniki z czterech stron. Utrzymana jest w ciepłym, brązowym kolorze, który, co ciekawe, jest trochę inny dla obu satelit – zabieg ten udanie imituje niepowtarzalność drewna. Z tyłu znajdują się niewielkie otwory typu bass-reflex, które ulokowane zostały w górnej części obudów. Widać także wpięte przewody, miejsca ich wpięcia są zabudowane plastikowymi zaślepkami. Oba głośniki łączy dwużyłowy przewód, dosyć cienki, w czarno-białej izolacji. Kabel zasilający jest gruby i zakończony wąską wtyczką. Włącznik znalazł się z lewej strony, patrząc od tyłu, blisko krawędzi. Głośniki stoją na piankowych nóżkach mających formę płaskich krążków. Wykonanie głośników jest naprawdę dobre. Konstrukcja jest masywna i zaskakująco sztywna. Poszczególne elementy są bardzo dobrze spasowane. Gorzej prezentują się przewody, szczególnie głośnikowy wygląda na bardzo delikatny. Lepiej obchodzić się z nimi ostrożnie, w końcu nie można ich łatwo wymienić. Wizualnie zestaw prezentuje się naprawdę elegancko, będzie pasował na wiele biurek. Głośniki mogą nie spodobać się osobom gustującym w bardziej nowoczesnym wzornictwie. SP-HF360B wyglądają trochę archaicznie. Typowy design przełamuje tylko wstawka z plastiku, która wyraźnie połyskuje. Ergonomia i obsługa Przewody zamocowane są na stałe, pozostaje tylko podłączyć zestaw do zasilania i źródła dźwięku. To wszystko, montaż jest bardzo prosty. Głośniki nie są duże, ale wyższe niż najtańsze konstrukcje, podstawa nie zajmie jednak dużo miejsca. Urządzenia zostały dobrze obciążone, nie łatwo je przez przypadek przewrócić. Włącznik łatwo wyczuć, ale trzeba jednak do niego sięgać za prawy głośnik. Szkoda, że nie został schowany w pokrętle głośności. Samo pokrętło jest plastikowe i gładkie, ale ma idealny opór; nie ślizga się i dosyć wygodnie można je dostosować. Po włączeniu głośników zapala się wyraźna, niebieska dioda, która znajduje się za maskownicą, w dolnej części głośnika. Daje ona ostre światło, które jest wyraźnie złagodzone przez materiał maskownicy, dlatego nie powinno przeszkadzać w nocy, tak jak miało to miejsce w modelu HF800A. Na pochwałę zasługuję długość kabli. Około 150 cm dla przewodu zasilania lub kabla głośnikowego to odpowiednia długość. Pozwoli wygodnie rozstawić głośniki nawet na większych biurkach. To samo tyczy się kabla sygnałowego, łatwo sięgnąć nim do peceta lub laptopa. Pracę głośników słychać, nie szumią, ale niestety lekko „brumią”, co często zdarza się nawet w droższych modelach. Na szczęście nie słychać tego podczas odtwarzania muzyki. Wyłączaniu zasilania towarzyszy wyraźne, ale nieirytujące pyknięcie. HF360B to proste głośniki. Ich obsługa jest intuicyjna, lecz nie dają też wielu możliwości. Zintegrowane przewody to z jednej strony plus, z drugiej minus. Podłączenie jest błyskawiczne i poradzi sobie z nim praktycznie każdy. Gorzej, gdy skończy się gwarancja, wtedy nie tak łatwo wymienić kabel uszkodzony, np. przez domowego zwierzaka. Specyfikacja SP-HF360B głośniki stereo 2.0 moc 10 W rms pojedynczy woofer 3” (8 ohm) stosunek sygnału do szumu 70 dB pasmo przenoszenia 20 Hz – 20 kHz okleina imitująca drewno wiśniowe wymiary 105 x 200 x 130 mm waga 2,020 kg Dźwięk Głośniki oferują brzmienie oparte o średnicę i dosyć wyraźny sopran. Bas jest bardzo delikatny, postawiono raczej na lekki dźwięk, dosyć łatwy w odbiorze, z dobrą czytelnością. Nie jest to sygnatura efektowna, nastawiona na rozrywkę. Nie ma dudniącego basu i wyciętej średnicy. To duży plus testowanych głośników. Bas jest słyszalny, ale im niższe są częstotliwości, tym bardziej się rozmywa i znika. Więcej jest więc tzw. wyższego basu. Jest on precyzyjny, dobrze kontrolowany. Głośniki nie buczą i nie dudnią, więc bas nigdy nie zaleje całej muzyki. To ambitniejsze strojenie nastawione na prosty odbiór. Dźwięk nie zmęczy i nie będzie drażnił ucha słuchacza. Tak małe głośniki z pojedynczym przetwornikiem nie są w stanie generować mocniejszego basu, dobrze że producent nie próbował zmusić do tego SP-HF360B. Pasmo średnie jest wyraźne, co zasługuje na pochwałę. Niegdyś dominowały zestawy komputerowe, które praktycznie wycinały pasmo średnie, przez co wokale były nieczytelne i wszystko brzmiało sztucznie. Testowane głośniki dobrze prezentują wokalistów obu płci, pozwalają skupić się na tekście piosenki, nieźle radzą sobie z perkusją, gitarami i innymi żywymi instrumentami. Poziom utrzymany jest zarówno w popie, jak i w jazzie lub muzyce filmowej. Sopran jest podkreślony i trochę sztuczny. Słychać pewne rozjaśnienie, lekkie szeleszczenie talerzy perkusyjnych. Nadaje to dźwięku klarowności i wrażenie bezpośredniości. Sopran nie syczy, głośniki nie kłują w ucho, a dźwięk nie irytuje. Brzmienie wydaje się lekko nienaturalne, ale jego barwa nie jest ciemna i „przymulona”, więc to jednak zaleta. Scena dźwiękowa jest malutka. Głośniki nie tworzą głębi, nie brzmią szeroko – lepiej nie rozstawiać ich za bardzo. Instrumenty są jednak dobrze odseparowane, nic się nie zlewa, łatwo oddzielić poszczególne partie utworu. Nie ma co liczyć na szczegółowe brzmienie, ale ilość swobody w dźwięku i tak robi dobre wrażenie. Zatem Genius SP-HF360B sprawdzą się najlepiej dla szukających nieprzekombinowanego dźwięku, prostego w odbiorze, bez podbicia basu. To nieźle zrównoważane, delikatnie ocieplone brzmienie. Głośniki nadają się do: lżejszego rocka, popu, starszej elektroniki, a nawet muzyki gitarowej. Nie ma co liczyć na mocny i wibrujący bas. Fani nowszych brzmień elektronicznych, rapu, dubstepu, a także ciężkiego metalu, mogą nie być zadowoleni. Podsumowanie Niecałe 90 zł to bardzo mała kwota na zakup głośników do komputera. Trzeba wiec pójść na kompromis. SP-HF360B nie oferują brzmienia o wysokiej jakości, mają mocny spadek w basie, sztuczność w dźwięku i pewne zabrudzenie. To jednak nadal dobry poziom dla niewymagających, a nawet znawcy dźwięku mogą docenić sensowne strojenie, szczególnie zważwszy na ten pułap cenowy. Głośniki to także dobre wykonanie, prosta obsługa i ładny design. Okleina i płyta MDF robi dużo lepsze wrażenie niż plastikowe głośniczki, także z wyższej półki. Genius SP-HF360B to więc głośniki warte zakupu przy ograniczonym budżecie. Jeśli jednak można wydać około 40 zł więcej, to warto wybrać model SP-HF800A. Gdy ważny jest mocniejszy bas, dobrze skupić uwagę na tanich zestawach 2.1, np. Logitech Z313. Zalety: bardzo dobre wykonanie, ładny design, długie przewody, prosta obsługa, przystępne i nieźle zrównoważone brzmienie o dobrej separacji instrumentów. Wady: kable zamocowane na stałe, mało basu, sztuczność dźwięku.
Test głośników Genius SP-HF360B – drewniane i tanie głośniki stereo
Jesteś wreszcie na plaży! Upragniony urlop właśnie się zaczyna. W promieniach słonecznych i dobrym towarzystwie musisz się jedynie wygodnie usadowić. Podpowiadamy, co wybrać, aby zaplanowany relaks upływał komfortowo, w ulubionej przez ciebie pozycji do odpoczynku. Tradycyjnym elementem wyposażenia każdego plażowicza, obok przydatnego w Polsce parawanu i parasola plażowego, jest oczywiście znany i lubiany leżak, a leżak drewniany to można by powiedzieć - klasyka gatunku. Dobierz leżak do swoich potrzeb Leżaki wykonane z plastiku lub na aluminiowych nóżkach są idealnym rozwiązaniem nad jezioro czy zatokę. Można wówczas rozstawić go na płyciźnie i cieszyć się przyjemnym chłodzeniem nóg w wodzie. Są także często lżejsze i składane, a przez to bardziej poręczne. Obecnie dostępne są także leżaki na kółkach, co zdecydowanie ułatwia przemieszczanie, a niektóre modele mają nawet wbudowany daszek. Taki polecany jest szczególnie w gorącym rejonie, gdzie, oprócz czapki czy kapelusza, odrobina cienia może okazać się wymarzoną ucieczką od opalającego słońca. Daszek to także dodatkowy atut dla tych, którzy w trakcie urlopu nadrabiają czytelnicze zaległości. Podejmując decyzję o zakupie, warto wybrać ten odpowiadający preferowanemu przez nas sposobowi spędzania czasu. Nie każdy regulowany leżak przeistoczy się zatem z wygodnego do czytania, płóciennego fotela, w przypominające polowe łózko, wygodne rozwiązanie do opalania – zarówno podczas leżenia na plecach jaki i na brzuchu. Trafniejszym pomysłem okazać się może dmuchany materac. Ten zagwarantuje nie tylko wygodne, wielogodzinne wylegiwanie się, ale dostarcza też przyjemności i relaksu podczas dryfowania na tafli wody. Dostępne są przeróżne modele nadmuchiwanych materacy, ale i dmuchane fotele, koła czy najmodniejsze tego lata – flamingi, jednorożce lub łabędzie. Stały się one wręcz trendem wśród letnich gadżetów, a zdjęciami z nimi chwalą się w mediach społecznościowych zarówno polscy, jak i zagraniczni celebryci. Te największe, dmuchane zwierzaki wyglądają spektakularnie, czasami nawet nieco bajkowo. Mogą pomieścić nawet 2-3 osoby. Z uwagi na swoją popularność, w przyplażowych sklepach mają często kilkukrotnie wyższą cenę, dlatego rozsądnie o ich zakupie pomyśleć wcześniej. Lazy bag - wygodne i lekkie rozwiązanie nie tylko na plażę Inną nowością, a wręcz hitem europejskich plaż, jest dmuchany leżak tzw. lazy bag. Występuje w wielu soczystych kolorach, zapewnia wygodnie spędzony czas bez przyklejających się ziarenek piasku. Dodatkowym atutem jest jego poręczność i waga, która w zależności od użytego tworzywa oscyluje w okolicach jednego kilograma. Część z nich jest także wodoodporna, wiec pełni funkcję materaca. Lazy bag jest niezastąpiony w dalekich podróżach samolotowych. Wystarczy go rozwinąć i machnąć nim tak, by nabrał powietrza. Ot, cała filozofia! Z jego pomocą, w trakcie kilkugodzinnej przesiadki można cieszyć się wygodną sofą, wręcz idealną do krótkiej, regenerującej drzemki. Ręcznik czy koc? A może hamak? Ci którzy cenią twarde podłoże, a miłe „smyranie” przyjeziornych traw czy palący plażowy piasek są stałym i niezbędnym elementem wakacyjnych odczuć, najbardziej zadowoleni będą z rozłożonego plażowego ręcznika lub koca. Nic więcej wam nie potrzeba, może jedynie dmuchana poduszka. Rozwiązanie lekkie i szybkie, a komfort odpoczynku od razy zupełnie inny. Dla odpoczywających na łonie przyrody zwolenników biwakowania lub noclegów pod gołym niebem, idealny będzie hamak. Ten pochodzący z Wysp Karaibskich wynalazek, dziś stosowany jest w wielu częściach Ameryki jako łózko. Wybierz hamak wolnostojący lub tradycyjny hamak wiązany. Oprócz uspokajających dźwięków morskich fal, lekko kołyszący hamak będzie kolejnym elementem udoskonalającym wymarzony dzień wakacyjnego odpoczynku.
Ręcznik, leżak, a może materac: wygodnie na plaży. Co wybrać?
Niskie temperatury, chłodny wiatr, mroźne powietrze i na dodatek niespodziewane opady śniegu. Dokładnie tak wyobrażamy sobie pogodę podczas zimowego wypoczynku. Przed nami ferie zimowe; czas urlopów i naprawdę świetnej zabawy. Niestety silny mróz, bardzo zimne powietrze i ogromne amplitudy temperatur negatywnie wpływają na naszą cerę. Podczas zimowych dni skóra staje się sucha, bardzo wrażliwa i delikatna. Wystawianie jej na działanie niskich temperatur bez skutecznej ochrony może doprowadzić do trwałych uszkodzeń, takich jak odmrożenia czy pękanie naczynek. Jest niemal pewne, że po zimowej zabawie i urlopie spędzonym na stoku nasza skóra będzie wymagała regeneracji. Do zimowych wojaży warto przygotować się już kilka tygodni przed wyjazdem. Najlepiej skoncentrować się na zabezpieczeniu skóry oraz podniesieniu jej odporności. Przygotowanie do działania Pierwszym krokiem, który powinniśmy podjąć, by przygotować skórę na mrozy, jest wykonanie idealnego peelingu skóry na całym ciele. Ważne, by mocne oczyszczanie przeprowadzić już na parę tygodni przed planowanym urlopem, wtedy kolejne warstwy nakładanych kosmetyków mają szansę dobrze się wchłonąć. Wybierając peeling do ciała, postawmy na ziarnisty, dość gruby kosmetyk, który znakomicie oczyści skórę, usunie martwy naskórek i odżywi ciało. Świetnym wyborem są wszelkie specyfiki zrobione na bazie naturalnych składników, zawierające w sobie olejki, masła, cukier oraz kofeinę. Ich działanie jest podwójne: nie tylko ścierają naskórek, ale także odżywiają i natłuszczają skórę. Wybierając peeling do twarzy, powinniśmy być nieco bardziej ostrożni. Zdecydowanie lepiej sprawdzi się produkt enzymatyczny, który ma identyczne działanie jak klasyczny, ziarnisty kosmetyk, ale znacznie mniej ingeruje w strukturę skóry. Peeling enzymatyczny zalecany jest dla osób o cerze wrażliwej, suchej, z rozszerzonymi naczynkami oraz skłonnością do zaczerwienienia. Jeśli jesteśmy posiadaczkami cery normalnej, mieszanej lub tłustej, wówczas delikatne granulki zawarte w kosmetykach nie powinny nam zaszkodzić. W przeciwieństwie do peelingów do ciała, te do twarzy nie są aż tak tłuste. Barierę ochronną stworzymy przy pomocy kolejnych kosmetyków. Podczas pielęgnacji nie możemy zapominać o ustach! Skóra, która pokrywa wargi, jest niezwykle delikatna, a w zimę bywa ciągle podrażniona i spierzchnięta. Dobrym sposobem, by rozpocząć pełną pielęgnację w mroźne dni, jest wykonanie peelingu. Producenci przygotowali dość spory wybór peelingów do ust zamkniętych w wygodnych tubkach. Po nałożeniu produktu na usta powinniśmy delikatnie go wetrzeć, potrzymać przez kilka minut, a następnie zetrzeć suchą chusteczką. Ten zabieg powtarzajmy dwa, trzy razy w tygodniu. Na tydzień przed planowanymi feriami skupmy się wyłącznie na nawilżaniu i natłuszczaniu warg, ponieważ skóra ust, nawet delikatnie podrażniona podczas peelingu, może pękać i krwawić na mrozie. Wszystko do twarzy Na zimowy urlop powinniśmy zaopatrzyć się również w odpowiednie produkty do pielęgnacji twarzy. Zdecydowanie lepiej unikać kosmetyków na bazie alkoholu. Najlepszą pielęgnację zapewnią mydła dla skóry wrażliwej i alergicznej oraz żele do twarzy o właściwościach łagodzących. Najlepiej będzie sięgnąć po kosmetyki do skóry alergicznej, tak by nie podrażnić cery, nawilżyć ją i skutecznie zabezpieczyć. Nawet tradycyjne mleczko do makijażu lepiej zamienić na dwufazowy płyn micelarny, a ulubiony tonik na wodę termalną lub różaną. Tak łagodne składniki rewelacyjnie wpłyną na pH skóry. Najważniejsze jednak są kremy i serum ochronne, które stosujemy na naszą twarz. Jeśli mamy skórę mocno przetłuszczającą się lub ze skłonnością do świecenia, wówczas raczej nie powinniśmy używać produktów tłustych i półtłustych. Co w takim razie wybrać, by twarz była odpowiednio przygotowana i zabezpieczona przed urlopem? W tym wypadku najlepiej sprawdzi się serum kosmetyczne, szczególnie te na bazie olejków naturalnych. Ma zazwyczaj lekką, nietłustą formułę, bardzo szybko się wchłania i doskonale dba o odpowiednie natłuszczenie twarzy. Idealnie nadaje się do każdego rodzaju skóry, ale szczególnie polecane jest osobom o cerze tłustej i mieszanej. Po aplikacji serum możemy pozwolić sobie na nieco mocniejszy w działaniu krem nawilżający. Posiadaczki cery suchej, wrażliwej i delikatnej powinny sięgać po kremy o lekkim natłuszczeniu. To pozwoli utrzymać twarz w dobrej kondycji. Oczywiście nie możemy zapominać o serum, które rewelacyjnie zabezpiecza i ma zbawienny wpływ na przesuszone czy wrażliwe miejsca. Warto pamiętać, że makijaż zimą również tworzy warstwę ochronną! Przed planowanym urlopem możemy zabezpieczyć skórę twarzy, wybierając gęstszy, bogatszy podkład. Zimą wskazane będą zatem nieco bardziej kryjące formuły. Jeśli wybierzemy podkład o dobrym składzie, z filtrem UV, to nie tylko ułatwi on nam makijaż, ale i będzie stanowił swoistą barierę ochronną. Jak chronić skórę twarzy podczas urlopu? Kiedy jesteśmy już na stoku, wówczas zdecydowanie powinniśmy zadbać o dobre zabezpieczenie naszej cery. W tym wypadku niezbędne będą olejki natłuszczające skórę, najlepiej w formie serum. Jednak tym razem są one wyłącznie podkładem pod kolejną warstwę kosmetyku. Podczas jazdy na nartach, sankach czy snowboardzie wybierajmy lekkie kremy o konsystencji półtłustej lub tłustej. Zrezygnujemy natomiast z produktów nawilżających; takie działanie może mieć jedynie serum nakładane pod krem właściwy. Oleista formuła tworzy barierę ochronną, zabezpiecza przed odmrożeniem, pękaniem, zaczerwienieniem i rozszerzonymi naczynkami. To najlepszy i najskuteczniejszy sposób na zdrową skórę. Po powrocie do schroniska czy hotelu koniecznie zmyjmy z twarzy wszystkie pozostałości po naszym kremie. Używajmy lekkich mydeł i nie pocierajmy za mocno. Spryskajmy twarz wodą termalną i zaaplikujmy sobie obfitą warstwę maseczki nawilżającej w przypadku skóry tłustej bądź mieszanej lub lekko natłuszczającej, jeśli mamy skórę suchą i wrażliwą. Po kilkunastu minutach delikatnie zetrzyjmy pozostałości maseczki, znów użyjmy wody termalnej i zaaplikujemy serum nawilżające, a następnie krem nawadniający. Jeśli nie planujemy już zimowych spacerów, wówczas taka bariera będzie wystarczająca. Gdy wybieramy się na wieczorny spacer, znów niezbędny stanie się krem o bardziej tłustej formule. Bez obaw możemy użyć go pod makijaż, jeśli tylko mamy ze sobą gęsty i bogaty podkład. W niskich temperaturach tego typu produkty współgrają ze sobą znakomicie. Jak zadbać o ciało? Pielęgnacja ciała na stoku narciarskim nie różni się od tej, którą stosowaliśmy przez kilka tygodni przed urlopem. Jednak lepiej unikać mocnych peelingów i skupić się na delikatnych, kojących mydłach i żelach pod prysznic. Warto wybrać te o łagodnych i nieperfumowanych zapachach. Pamiętajmy o zabezpieczeniu się antyperspirantem, ale tym o delikatnym działaniu i nieinwazyjnym zapachu. Ciepłe kombinezony i stroje narciarskie sprzyjają poceniu się, a łagodny dezodorant nie podrażni skóry. Unikajmy gęstych, lepiących się olejków do ciała. Nawet jeśli się szybko wchłaniają, to podczas intensywnego wysiłku fizycznego mogą wywołać nieprzyjemne uczucie na skórze, a także zostawić plamy na ubraniach. Ciało zabezpieczajmy balsamami i kremami, które mają lekką formułę oraz są bogate w składniki odżywcze. Niezbędne na stoku, a także podczas mroźnych zimowych dni oraz wieczorów, jest zabezpieczanie dłoni. Skóra na rękach jest delikatna, wrażliwa i narażona na czynniki atmosferyczne. Nawet jeśli okrywamy ręce rękawiczkami, to śnieg może dostać się do środka i podrażnić dłonie. Koniecznie smarujmy je grubą warstwą gęstego i odżywczego kremu do rąk. W sytuacjach naprawdę ekstremalnych przyda się wazelina. Po powrocie do ośrodka lub hotelu zmyjemy resztki kremu chłodną wodą, a następnie zróbmy sobie kompres na dłonie. Idealnie sprawdzi się gruba warstwa kremu nałożona na ręce, a następnie schowanie dłoni do foliowych rękawiczek lub zwykłych woreczków na kilka minut. Dzięki temu skóra będzie odżywiona, nawilżona i niepopękana. W czasie mrozu pamiętajmy o natłuszczaniu dłoni i noszeniu rękawiczek. Pamiętaj o ustach! Podobnie jak o dłoniach, koniecznie pamiętajmy o naszych wargach! Gęsta i bezwonna wazelina w tubce powinna być zawsze w kieszeni kurtki podczas wypoczynku na stoku. Używajmy jej, kiedy uda się nam podjechać na przerwę do schroniska. Natomiast podręczny sztyft powinien być na ustach bez przerwy. Jak tylko mamy chwilkę czasu, aplikujmy go na usta, np. podczas wjazdu wyciągiem. Po powrocie do hotelu również zadbajmy o skórę naszych warg. Dobrze ją oczyśćmy i nasmarujmy grubą warstwą kremu, np. gęstym kremem Nivea. Pozostawmy taką maseczkę przez kilkanaście minut, a następnie wklepmy resztki produktu w usta i skórę wokół nich. Bezbarwne, mocno natłuszczające pomadki powinny być nieodłącznym elementem zimowego ekwipunku zarówno dla pań, jak i panów. Kosmetyk uniwersalny – weź go ze sobą Istnieje kosmetyk, który doskonale sprawdza się podczas chłodnych dni i przydaje się w niemal każdej sytuacji. Jest to naturalne masło, np. kakaowe lub kokosowe. Gęste, dość oleiste, ale dobrze wchłaniające się w skórę. Możemy stosować je jako ochronę na całą twarz albo na miejsca szczególnie wrażliwe, a także zamiast pomadki ochronnej. Sprawdzi się również jako balsam do ciała, okład przy otarciach i odparzeniach, a nawet kosmetyk do masażu. Jest niezwykle wydajne, naturalne, zazwyczaj pięknie pachnie, a na dodatek nie jest drogie. Koniecznie weźcie je ze sobą na zimowy urlop na stoku!
Jak przygotować skórę na zimowe szaleństwo na stoku?
Dla naszych dzieci sezon karnawałowy to czas doskonałej zabawy, która wymaga… odpowiedniego stroju. Pewne jest, że na dniach dzieciaki zaczną zgłaszać swoje pomysły na to, za kogo chcą się przebrać na bal karnawałowy. Spiderman, księżniczka, kowboj? Koniec z kupowanymi strojami. W tym roku, drodzy rodzice, w końcu podejmijcie wyzwanie i zróbcie strój sami. Najlepiej wraz z dzieckiem. Przedstawiamy pięć prostych i efektownych propozycji. Wykonanie stroju karnawałowego tylko na pierwszy rzut oka wydaje się czymś trudnym. Nieraz wystarczy kilka elementów, aby zwykłe zielone getry zamieniły się w łodygę pięknego słonecznika, a ulubiona brązowa sukienka pomogła w stworzeniu uroczego stroju ślimaka. Wyzwanie warto podjąć. Niesie to ze sobą ogrom plusów. Pewnie każdy rodzic pamięta taką sytuację: odprowadza dziecko na bal karnawałowy, w szatni ściąga mu kurtkę i w tej sekundzie okazuje się, że jego pociecha jest jednym z ... pięciu czy sześciu takich samych bohaterów. Zawiedziona mina dziecka na długo zostaje w pamięci. Uspokajamy. Nie trzeba mieć specjalnych umiejętności, ani profesjonalnego sprzętu, by samemu stworzyć cudowne przebranie karnawałowe. Wystarczy, że na początek sięgniemy po artykuły papiernicze czy plastyczne, które i tak są w pokoju dziecka. Jak wykonać strój ślimaka To niepozorne stworzenie może być inspiracją do atrakcyjnego stroju karnawałowego. Do wykonania przygotujmy sporych rozmiarów brązowy papier (może być z rulonu do pakowania paczek), kawałek twardej tektury w kształcie kwadratu, dwa kawałki grubszej tasiemki, która posłuży za szelki, dwustronną taśmę klejącą, opaski do włosów, dwa kawałki drutu oraz dwie kulki, na przykład ze styropianu. Zacznijmy od zgniecenia papieru. Tak, aby jego struktura była pofałdowana. Następnie wokół jednego końca zacznijmy zwijać papier. Od czasu do czasu sklejmy go taśmą klejącą. W ten sposób powstanie muszla. Kiedy będzie gotowa w miejscu gdzie wypadło łączenie przyklejmy tekturę. Po jej bokach wcześniej przymocujmy tasiemkę, której długość dopasujemy do wzrostu dziecka. Muszla ślimaka jest gotowa do założenia (zakładamy ją jak plecak). Do zwykłej opaski przymocujmy dwa druty, by sterczały jak antenki. Owińmy je papierem, na szczycie umieśćmy kulki. To będą czułka ślimaka. Do tego prosta jednokolorowa sukienka lub zwykły podkoszulek, getry i można ruszać na bal. Jak przygotować strój pająka Do wykonania stroju pająka będziemy potrzebować czarnego podkoszulka, czarnej czapeczki (bez daszka), grubej czarnej taśmy klejącej (może być izolacyjna), dwóch par długich czarnych skarpetek (zależy od tego ile rąk ma mieć pająk), czarne sznureczki, duże plastikowe oczy, plastikowe reklamówki jednorazówki (około dwudziestu), nożyczki oraz klej. Wykonanie zacznijmy od wypełnienia skarpet reklamówkami. Tak powstaną nogi pająka. Podkoszulek rozłóżmy na podłodze czy blacie. Wokół niego rozłóżmy pajęcze "nogi". Po dwie z każdej strony. Doklejamy do podkoszulka za pomocą taśmy klejącej (alternatywą jest doszycie). To samo powtórzmy z drugiej strony, wtedy skarpetami będzie można łatwo ruszać. Czas połączyć nogi sznurkiem. Przymocujmy go do pierwszej skarpety, następnie oplatajmy nim każdą kolejną. Możemy skorzystać też z taśmy klejącej. W efekcie po każdej ze stron trzy nogi pająka (ręka oraz dwie wypchane skarpety) gdy dziecko machnie rękami powinny swobodnie się ruszać. Do czapeczkidoklejmy oczy pająka. Przymiarka i gotowe. Jak przygotować strój motyla To przebranie, które powinno przypaść do gustu dziewczynkom. Mowa o barwnym motylu, który rozkłada skrzydła. Lista przyborów potrzebnych do wykonania jest krótka. Potrzeba:czarne getry i czarny obcisły podkoszulek, dużą płachtę z czarnego materiału, z której wytniemy skrzydła, czarną tasiemkę oraz różnokolorowy papier samoprzylepny. Wycinamy skrzydła motyla. By zmierzyć ich wielkość, poprośmy dziecko, by rozłożyło ręce. Powinny sięgać od dłoni do dłoni. Na środku doszyjmy tasiemki, tak, aby skrzydła można było założyć na plecy jak plecak. Tasiemki powinny znaleźć się też na końcu skrzydeł, tak by można było trzymać je w dłoni lub na niej zawiązać. Baza gotowa. Następnie wycinamy dowolne kształty z kolorowego papieru. Na rozłożonych skrzydłach naklejamy kształty. Tyle, przebranie gotowe. Jak przygotować strój astronauty Do wykonania stroju astronauty przyda się sporo kreatywności i wyobraźni. Bowiem główna część powstanie z dwóch plastikowych butelek. Oto, co należny przygotować: dwie butelki po napoju (najlepiej litrowym), szeroką taśmę klejącą, czerwone i żółte tasiemki, kawałki czerwonego materiału, paski, z których zrobimy szelki, watę lub białe piórka, klej błyskawiczny (np. Kropelka). Przygotowanie zaczynamy od sklejenia dwóch butelek taśmą. Następnie zmierzmy długości szelek i doklejmy do butelek. Do środka butelek włóżmy watę lub piórka. W zakrętkach zróbmy sporych rozmiarów dziurki (np. nożem). To z nich będą wydobywały się płomienie z rakiety. Przejdźmy do przygotowywania płomieni. Wyciąć je należy z czerwonego materiału. Nie muszą być idealnie równe. Do tego dołóżmy kilka cienkich pasków z tasiemek - żółtych, pomarańczowych i czerwonych. Wycięte "płomienie" przeciągnijmy przez dziurkę w zakrętce, od wewnątrz sklejmy klejem. Zakręćmy. Rakiety gotowe. By strój był kompletny poszukajmy w szafie naszej pociechy jednokolorowych - najlepiej siwych lub białych ubrań). Na takie ubranie załóżmy rakiety i astronauta może ruszać na bal. Jak przygotować stój Myszki Miki To jeden z prostszych i szybszych przebrań karnawałowych do wykonania. Potrzebujemy czarny podkoszulek, czerwone spodenki, czarne rajstopy lub długie getry oraz żółte buty. Do tego czarny karton i żółty papier samoprzylepny oraz zwykła, cienka opaska do włosów i taśma klejąca. Z czarnego kartonu wycinamy mysie uszy, czyli dwa kółeczka. Za pomocą taśmy klejącej przymocowujemy je do opaski. Ubieramy dziecko w czarną bazę, na wierzch zakładamy czerwone spodenki. Pod pierwszymi szlufkami naklejamy po jednym żółtym kółeczku. Strój gotowy.
Strój na karnawał - zrób go sam. Pięć prostych w wykonaniu propozycji
Samsung to jeden z najbardziej znanych producentów na rynku urządzeń mobilnych. Ma w swojej ofercie wiele linii produktów, jednak najbardziej znaną jest ta flagowca - Galaxy S. Pierwszy model zadebiutował w 2010 roku i od tego czasu inżynierowie Samsunga rokrocznie ulepszają kolejne flagowce. Aktualnie najnowszymi produktami z linii Galaxy S są smartfony - Galaxy S9 i S9+. Zobaczmy zatem, jak ewoluowały flagowce Samsunga, od 4-calowego urządzenia z 512 MB RAM-u, do ponad 6-calowego smartfona z zakrzywionym ekranem, z asystentem głosowym i świetnym aparatem fotograficznym. Początki Samsunga Galaxy S Gama produktów z rodziny Galaxy S wyróżnia się na rynku urządzeń mobilnych od początku swojego istnienia i przyciąga rzeszę zwolenników tych flagowców. Można powiedzieć, że pierwsze telefony z rodziny Galaxy S, w porównaniu z obecnymi, dzieli „technologiczna przepaść”. Samsung Galaxy S zadebiutował na rynku w 2010 roku. Najważniejszymi parametrami, wyróżniającymi ten smartfon, były: duża przekątna wyświetlacza (4") oraz jego technologia (Super AMOLED). Za jego najważniejsze komponenty uznajemy: procesor o taktowaniu 1 GHz i bardzo pojemną, jak na ówczesne czasy, pamięć RAM (512 MB). Smartfon oparty był na systemie Android 2.1, który zapewniał nieosiągalną do tej pory płynność działania. Producent umieścił w urządzeniu aparat o matrycy 5 MP. Wszystkie te parametry wyznaczały kierunek, w którym rozwijały się dalsze wersje aparatów tej rodziny, jak i urządzeń innych producentów. Rok później na rynek trafił następca Galaxy S, czyli Galaxy S II. Urządzenie zostało wyposażone w dwurdzeniowy procesor o taktowaniu 1,2 GHz, a także powiększony wyświetlacz (4,3"), oparty na technologii Super AMOLED Plus. Ulepszona specyfikacja zwiększała wydajność telefonu w zaawansowanych grach oraz umożliwiała większą płynność działania systemu, którym był Android 2.3. Producent przewidział aktualizację systemu do nowszych wersji. Obecnie Galaxy S II pracuje na systemie Android Jelly Bean. Udoskonalanie smartfonów Galaxy S Zgodnie z trendami Samsung stworzył od podstaw następcę Galaxy S II. Zmianom uległy zarówno wielkość, jak i kształt telefonu. Zastosowanie opływowej i ergonomicznej obudowy umożliwiło zwiększenie przekątnej ekranu do 4.8", do budowy którego wykorzystano szkło Gorilla Glass 2. Chroni ono skutecznie wyświetlacz przed zarysowaniami. Smartfon Galaxy S III ma wbudowany czterordzeniowy procesor o taktowaniu 1,4 GHz na każdy rdzeń. W celu zapewnienia odpowiedniej szybkości działania systemu wyposażono telefon w pamięć RAM od 1 do 2 GB (w zależności od wersji). Przestrzeń dyskową zapewnia 16, 32 lub 64 GB pamięci wewnętrznej oraz slot na karty microSD. Telefon wyposażono w aparat o rozdzielczości 8 Mpix z lampą błyskową LED, systemem wykrywania twarzy oraz możliwością wykonywania zdjęć panoramicznych. Następnie na rynku pojawił się Galaxy S4, a po nim Galaxy S5. Ten pierwszy został wyposażony już w 5-calowy ekran Super AMOLED o rozdzielczości Full HD. Ponadto pod obudową znajdował się ośmiordzeniowy procesor o taktowaniu 4 x 1,6 GHz oraz 4 x 1,2 GHz. Ponadto smartfon był wyposażony w 2 GB RAM-u i w zależności od wersji w 16, 32 lub 64 GB pamięci wewnętrznej. Zdjęcia mogliśmy zrobić za pomocą 13-megapikselowego aparatu głównego. W przypadku Galaxy S5 do naszej dyspozycji był już 5,1-calowy ekran Super AMOLED o rozdzielczości Full HD, główny aparat o rozdzielczości 16-megapikseli. Ponadto mogliśmy nagrywać filmy w rozdzielczości 2160p. Za wydajność odpowiadał zaś czterordzeniowy procesor Snapdragon 801 - każdy rdzeń był taktowany zegarem 2,5 GHz. Co ciekawe smartfon uzyskał od producenta aktualizację systemu Android z wersji 4.4.2 Kitkat do 6.0 Marshmallow. Warto dodać, że w przypadku smartfonów Samsung Galaxy S3, S4 i S5 w sprzedaży była również linia Galaxy S mini. Jeśli nasz budżet nie wystarczał na nowego flagowca, to mogliśmy kupić jego okrojoną wersję. Galaxy S i pierwsze próby z Edge Kolejny gruntowny rozwój linii Galaxy S zaobserwowaliśmy wraz z pojawieniem się modelu S6. Producent wyposażył go w: wyświetlacz o przekątnej 5,1 cala oraz rozdzielczości QHD (2560 x 1440 pikseli), ośmiordzeniowy procesor Exynos 7420 (4 x 2,1 GHz i 4 x 1,5 GHz), 3 GB RAM-u. Do naszej dyspozycji jest też główny aparat z matrycą o rozdzielczości 16 Mpix. Na dane i aplikacje możemy wybrać jedną z trzech wersji pamięciowych - 32 GB, 64 GB lub 128 GB. Jednak oprócz Galaxy S6, w 2015 roku na rynku zobaczyliśmy również Galaxy S6 Edge i S6 Edge+. W obu wymienionych smartfonach pojawił się ekran z zakrzywionymi krawędziami, z czego w przypadku Galaxy S6 Edge+ mamy wyświetlacz o przekątnej 5,7 cala. W następnym roku na rynek weszły Samsung Galaxy S7 i S7 Edge. To pokazało producentowi, że rozwój ich flagowców idzie w dobrym kierunku. W przypadku pierwszego modelu pozostał 5,1-calowy ekran o rozdzielczości QHD. Pojawił się za to wydajniejszy procesor Exynos 8890, 4 GB RAM-u i aparat o rozdzielczości 12 Mpix, który zapewniał nam satysfakcjonującej jakości zdjęcia. Z kolei model S7 Edge, tak jak poprzednik miał zakrzywione krawędzie ekranu. Główną różnicą pomiędzy S7 a S7 Edge (oprócz wyglądu wyświetlacza) był jego rozmiar - 5,5 cala oraz bateria o pojemności 3600 mAh. Nowa epoka Samsung Galaxy S W 2017 roku doświadczyliśmy nowej epoki Galaxy S. Samsung wprowadził na rynek modele Galaxy S8 i S8+. Oba z zakrzywionym ekranem o maksymalnej rozdzielczości WQHD (2960 x 1440) - jeśli chcemy oszczędzać baterię, to możemy zmienić rozdzielczość na Full HD+ lub HD+. Ponadto po raz pierwszy do odblokowania urządzenia mogła posłużyć nam biometria - rozpoznawanie twarzy lub skanera tęczówki oczu. Oczywiście smartfon był wyposażony w bardzo wydajne podzespoły m.in.: ośmiordzeniowy procesor Exynos 8895 (4 x 2,3 GHz i 4 x 1,7 GHz), układ graficzny Mali-G71 MP20 oraz 4 GB RAM-u. Do naszej dyspozycji jest również 64 GB pamięci wbudowanej. Jeśli chodzi o zdjęcia, to są one dobrej jakości, a zrobimy je za pomocą 12-megapikselowego aparatu głównego. W przypadku modelu S8+ mieliśmy do dyspozycji większy ekran (6,2 cala), większą pojemnościowo baterię (3600 mAh) oraz nieznacznie mocniej podkręcone rdzenie procesora. Warto również wspomnieć, że w Galaxy S8 i S8+ zadebiutował asystent głosowy Bixby. Na chwilę obecną to właśnie ta linia flagowców pobiła rekordy sprzedażowe wśród smartfonów Samsunga. W tym roku na rynku pojawiły się: Samsung Galaxy S9 i S9+. Różnice pomiędzy nimi, a poprzednikami są jednak niewielkie. Największe zmiany zaszły w optyce - obie wersje są wyposażone w aparat z obiektywem o zmiennej przysłonie od f/1.5 do f/2.4. Warto dodać, że model S9+ jest wyposażony w aparat typu dual cam. Po raz kolejny Samsung ulepszył procesor i tym razem pod obudową znajdziemy ośmiordzeniowy Exynos 9810 (4 x 2,7 GHz i 1,8 GHz), grafikę Mali-G72 MP18, pozostało za to 4 GB RAMu. Jeśli chodzi o wersje pamięciowe, możemy wybrać 64 GB, 128 GB lub 256 GB. Aktualnie model Samsung Galaxy S9 kupimy już za około 2400-2500 złotych, a S9+ to wydatek rzędu 3500 złotych.
Ewolucja Samsunga Galaxy S
Każdy profesjonalny warsztat mechaniczny powinien być zaopatrzony w urządzenia do dystrybucji oleju. Pozwolą one na wygodną pracę mechaników i precyzyjne dozowanie różnego rodzaju olejów. Oleje to dziś podstawowy środek smarny głównych elementów napędowych pojazdów mechanicznych. Większość kierowców kojarzy olej głównie z silnikiem spalinowym, ale przecież różnego rodzaju oleje znajdziemy także w skrzyniach biegów – ręcznych i automatycznych, skrzyniach rozdzielczych czy mechanizmach różnicowych. Aby móc kompleksowo podejść do serwisowania wszelkiego rodzaju pojazdów, warsztat mechaniczny powinien być zaopatrzony w profesjonalne urządzenia do dystrybucji oleju. Możemy je podzielić na kilka kategorii: zestawy do dystrybucji oleju z beczek i zbiorników, napełniacze do oleju, pompy do dystrybucji oleju, pistolety olejowe, zwijadła na węże olejowe, osprzęt pomocniczy. Zestawy do dystrybucji oleju z beczek i zbiorników Zestawy te dzielą się na mobilne i stacjonarne. Mobilne składają się z wózka na kółkach, na którym stawiana jest beczka o pojemności 30, 50 lub 200 litrów. Do wózka dołączona jest pompa (np. pneumatyczna lub elektryczna), pistolet z przepływomierzem, wąż olejowy ssący, wąż olejowy dystrybucyjny, czasem też zwijadło do węża olejowego do dystrybucji oleju. Tego typu zestawy są najbardziej praktyczne, bo pozwalają podjechać możliwie blisko układu napędowego serwisowanego pojazdu, niezależnie od tego, czy jest on umieszczony z przodu, czy z tyłu. Stacjonarne zestawy do dystrybucji oleju pozbawione są wózka, na którym stoi beczka, ponieważ służą do dystrybucji oleju z różnych źródeł, m.in. z dużych zbiorników paletowych, mieszczących 1000 litrów tego płynu. Stacjonarne zestawy mocuje się do ściany warsztatu za pomocą specjalnych uchwytów dołączonych do zestawu. Poza brakiem wózka wszystkie pozostałe elementy są identyczne jak w zestawach mobilnych. Przed zakupem powinniśmy zdecydować, gdzie chcemy lub możemy zamontować taki zestaw, i w zależności od tego dobrać wąż odpowiedniej długości. Napełniacze do oleju Do wymiany oleju w skrzyniach biegów czy mostach służą napełniacze. Najwygodniejsze w użyciu są napełniacze pneumatyczne, jednak nie powinno się ich stosować do wymiany oleju w przekładniach automatycznych. Drugi typ to urządzenia ręczne. Zaliczamy do nich: pompy ręczne do napełniania skrzyń biegów, specjalne strzykawki z dozownikiem czy tradycyjne oliwiarki. Pompy do dystrybucji oleju Pompy odpowiadają za zasysanie oleju z beczki i dostarczanie go przewodami olejowymi do urządzenia dozującego. Mogą być pneumatyczne, elektryczne lub ręczne. Pompy pneumatyczne możemy dodatkowo podzielić na dwie kategorie: membranowe i tłokowe. Pistolety olejowe Ceny pistoletów olejowych bardzo się różnią, nawet dziesięciokrotnie. Skąd taka różnica? W tym przypadku decyduje budowa, m.in. czy pistolet wyposażony jest przepływomierz oraz czy końcówka jest zamykana ręcznie, czy automatycznie. Zwijadła do węży olejowych Zwijadła różnią się między sobą kilkoma cechami. Pierwszą jest przeznaczenie – czy będą montowane do wózka olejowego, czy do ściany. Drugą cechą jest długość węża olejowego, a trzecią – rodzaj obudowy, która może być otwarta lub zamknięta. Osprzęt pomocniczy Do osprzętu pomocniczego urządzeń do dystrybucji oleju zaliczamy m.in. konewki olejowe, lejki, akcesoryjne węże dystrybucyjne o różnej długości czy narzędzia do obsługi układu smarowania. Rynek urządzeń do dystrybucji olejów pełen jest profesjonalnych rozwiązań przeznaczonych do warsztatów mechanicznych. Pozwala to na dobranie odpowiedniego sprzętu do wymogów i profilu działalności różnych zakładów.
Urządzenia do dystrybucji oleju – wygoda w warsztacie
Filtrów w każdym samochodzie jest wiele i niemal każdy z nich wpływa na prawidłową pracę jednostki napędowej. Jest jednak taki, z reguły skrzętnie ukryty przed wzrokiem właściciela, który dba tylko i wyłącznie o komfort pasażerów. Mowa o filtrze kabinowym, nazywanym również przeciwpyłkowym, często zapominanym i zaniedbywanym przez kierowców. Na co wpływa filtr w samochodzie? Wszystkim zależy, aby podróż autem była jak najbardziej komfortowa. W dzisiejszych czasach spędzamy wiele godzin w swoich samochodach, które stają się dla nas czasem wręcz namiastką domu. Choć nie wszyscy przywiązują wagę do ogólnie panującego wewnątrz auta porządku, każdy z nas lubi odetchnąć pełną piersią, czując w płucach świeże i rześkie powietrze. Aby tak właśnie było, konieczna jest jego filtracja przed tym, jak dmuchnie nam ono w twarz wprost z nawiewów. Dzięki temu zapobiegniemy przedostawaniu się do wnętrza auta zanieczyszczeń, takich jak kurz, pył, a nawet uporczywe pyłki brzozy, które w pewnym okresie w roku stają się wręcz wszędobylskie. Czystość filtra jest też szczególnie ważna w samochodach wyposażonych w klimatyzację.Filtr kabinowy pełni również funkcję odwilżacza, zatrzymując wilgoć z otoczenia przed wprowadzeniem powietrza do wnętrza auta. Zapobiega to pleśnieniu instalacji nawiewu, która czasem ma miejsce właśnie przez zawilgocony i dawno niewymieniany filtr przeciwpyłkowy. Jego regularna wymiana zapobiega też wystąpieniu u kierowcy i pasażerów alergii lub podrażnienia układu oddechowego. Szczególnie osoby chore na astmę nie powinny tego bagatelizować. Zużyty czy brudny filtr kabinowy. Jakie są skutki używania go? Skutki zużytego filtra kabinowego nie spowodują uszkodzenia jednostki napędowej, co ma miejsce w przypadku innych filtrów, mogą być jednak uciążliwe i znacznie obniżać komfort podróżowania.Podstawową wadą brudnego filtra są nieprzyjemne zapachy wydobywające się z nawiewu. Choć problem może leżeć po stronie klimatyzacji wymagającej odgrzybienia lub ozonowania wnętrza pojazdu, istnieje duże prawdopodobieństwo, że winowajcą jest właśnie pełen wilgoci i zanieczyszczeń filtr. Drugą kwestią jest osłabiona praca dmuchawy. Jeśli w ostatnim czasie zaobserwowaliśmy w naszym aucie mniejsze „tornado” po ustawieniu maksymalnej siły nawiewu, widocznie nadszedł czas na wymianę filtra przeciwpyłkowego. W przypadku jego zapchania narażamy również samą dmuchawę na przegrzanie i w konsekwencji – na możliwe uszkodzenie, a tego przecież chcemy uniknąć. Co wspólnego mają filtr kabinowy i parowanie przedniej szyby? Ostatnim czynnikiem, który może w pośredni sposób wpływać na nasze bezpieczeństwo podczas jazdy, jest parowanie przedniej szyby. Dokucza nam to zwłaszcza w chłodnych deszczowych miesiącach. Każdy z nas wówczas ustawia nawiew na szybę i włącza jego pełną moc. Jeśli jednak sytuacja się wtedy nie poprawia, a wręcz pogarsza, to również znak, że nadeszła pora zakupu nowego filtra. Dmuchanie na taką szybę wilgotnym powietrzem mija się z celem. To tak, jakbyśmy chuchali na zaparowane lustro w łazience, celem ujrzenia przejrzystego odbicia. Z czego zrobiony jest filtr kabinowy? Choć na pierwszy rzut oka filtr kabinowy nie wydaje się być elementem wybitnie zaawansowanym technologicznie, jego warstwy zostały specjalnie zaprojektowane, aby zapewniać jak największą efektywność oczyszczania. Pierwsza z nich zatrzymuje największe cząsteczki, takie jak kurz, brud i stałe zanieczyszczenia. Przedostające się dalej bakterie i wilgoć zostaną zatrzymane przez drugą higroskopijną warstwę. Najtańsze filtry wykonane są z papieru. Nie jest to najlepsze rozwiązanie z punktu widzenia ochrony przed wilgocią. Lepiej decydować się na te wykonane z włókniny, ponieważ są bardziej odporne na pleśń. Jakiś czas temu na rynku pojawiły się również zaawansowane filtry wyposażone w dodatkową warstwę z domieszką aktywnego węgla. Ma ona za zadanie zatrzymywanie jeszcze większej liczby bakterii, a nawet niektórych szkodliwych gazów występujących w atmosferze. Choć samochód nie jest obiektem stuprocentowo szczelnym, różnicę tę szczególnie dostrzegą kierowcy poruszający się na co dzień w dużych aglomeracjach miejskich.Cena filtrów kabinowych zależy oczywiście od tego, na jaki wariant się zdecydujemy – papierowy, materiałowy, a może z domieszką aktywnego węgla. Na szczęście są to elementy łatwo dostępne w większości sklepów z akcesoriami samochodowymi. Koszt dobrej jakości filtra to około 40–50 złotych.Filtr przeciwpyłkowy z reguły znajduje się w okolicach podszybia samochodu. W jednych modelach wystarczy uniesienie maski i odkręcenie kilu śrubek mocujących plastikowy pas pod wycieraczkami, aby znaleźć interesujący nas element. W niektórych samochodach konieczna jest swego rodzaju gimnastyka, ponieważ filtr jest umiejscowiony pod deską rozdzielczą i dostać się do niego można jedynie z pozycji nóg pasażera lub schowka w desce rozdzielczej. Wymiana filtra Czynność wymiany filtra kabinowego nie jest niczym skomplikowanym. Polega jedynie na wyjęciu starego wkładu filtracyjnego i zastąpieniu go nowym. Przy usuwaniu zużytego filtra warto wyjąć go w jego właściwej pozycji i przez chwilę mu się przyjrzeć, aby prawidłowo zamontować jego następcę. Filtry z reguły na bocznej części posiadają narysowane strzałki oraz napis Air flow – kierunek przepływu powietrza. Jak łatwo się domyślić, strzałki powinny wskazywać kierunek wlotu do wnętrza auta, czyli z otoczenia do środka. Najtrudniejsze w wymianie filtra kabinowego jest samo jego zlokalizowanie oraz zapewnienie sobie do niego dostępu. Sama wymiana trwa bowiem tylko kilkanaście sekund.Nie ma jednoznacznych wytycznych mówiących, co ile czasu należy wymieniać filtr kabinowy. Jako że nie jest to drogi element, warto tę czynność wykonywać raz do roku. Można to zrobić przy okazji wymiany filtra powietrza, której również w większości współczesnych pojazdów osobowych jesteśmy w stanie dokonać sami. Oczywiście każdy warsztat podejmie się wymiany wspomnianych elementów, jednak czy warto płacić za robociznę niemal drugie tyle co za nowe wkłady, skoro z pewnością poradzimy sobie z tym sami? To oczywiście indywidualna decyzja każdego właściciela samochodu. Niezależnie od tego, czy wymiany podejmujemy się samodzielnie, czy też zostawiamy to w rękach wykwalifikowanych mechaników, nie warto zapominać o filtrze kabinowym. Choćby po to, aby głęboki oddech po ciężkim dniu był dla nas przyjemnością.
Filtr kabinowy – aby oddech był przyjemnością
Niezwykłą popularnością wśród kolekcjonerów i miłośników militariów cieszą się mundury i wyposażenie niemieckiej armii, Bundeswehry. Na Allegro więcej aukcji dotyczy jedynie rzeczy używanych przez US Army. Dlaczego tak się dzieje? Co możemy znaleźć w ofercie? Niemcy słyną z solidności. Dotyczy to samochodów, ubrań sportowych, sprzętu AGD, a także sprzętu wojskowego. Trzeba przyznać, że również umundurowanie i wyposażenie żołnierzy Bundeswehry stoi na wysokim poziomie. Mundur W 1949 r. z połączenia trzech stref okupacyjnych powstała Republika Federalna Niemiec. Sześć lat później, w 1955 r., stała się częścią NATO i utworzyła siły zbrojne – Bundeswehrę. Bundeswehra zaczęła dość szybko się rozwijać, początkowo dzięki finansowej i materialnej pomocy USA. W co był ubrany i wyposażony jej żołnierz? Od lat 60. do 90 XX wieku żołnierze Bundeswehry nosili mundury wykonane z barwionego na oliwkowo materiału o nazwie moleskin. Był wyjątkowo mocny, odporny na przetarcia i rozdarcia. Nawet dziś, po wielu latach od wycofania go z użytku, zachowuje swoje właściwości, a mundury z niego wykonane są chętnie kupowane nie tylko przez miłośników militariów. Szczególną popularnością cieszą się bluzy. Oprócz nich są też furażerki, zimowe czapki czy rękawice. „Moleskinów” uszyto tak dużo, iż wydawało się, że nigdy ich nie zabraknie, dziś jednak można kupić na Allegro jedynie kopie spodni mundurowych. Począwszy od lat 70. XX wieku trwały prace nad zastąpieniem „moleskinów”. Dopiero na początku lat 90. XX wieku Bundeswehra powszechnie zaczęła stosować mundury o kamuflażu flecktarn. Dziś oferty sprzedaży spodni i bluz tego typu są bodaj najpopularniejszymi aukcjami na Allegro w dziale niemieckiego umundurowania po 1945 r. Początki tego kamuflażu są jednak starsze – sięgają czasów sprzed II wojny światowej, kiedy nosiły go niektóre jednostki SS. Istnieje kilka odmian flecktarnu. Oprócz najpopularniejszego, pięciokolorowego są flecktarny zimowe i pustynne, a także wzory używane w armiach innych państw (np. belgijskiej – jego miejską odmianę, wz. AT 1 PLAMIAK, używają polscy antyterroryści). Podczas zakupu należy jednak pamiętać, aby zapoznać się z tabelą rozmiarów. Uwaga! Inna tabela obowiązuje dla „moleskin”, inna dla „flecktarn”! Wyposażenie i oporządzenie box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Oprócz mundurów kolekcjonerzy, miłośnicy militariów czy rekonstruktorzy znajdą na Allegro mnóstwo elementów oporządzenia i wyposażenia niemieckiego żołnierza. Są to pochodzące głównie z demobilu elementy systemu S95 (Soldat 95). Umożliwia on dobranie odpowiedniego wyposażenia żołnierza do jego budowy ciała i zadania, które ma wykonać. Najważniejszymi jego częściami są: * pas nośny (biodrowy) z charakterystycznymi otworami przeznaczonymi do mocowania innych elementów, * szelki. Elementy te na aukcjach często sprzedaje się w komplecie. Do pasa przytracza się: * ładownicę na saperkę, * manierkę, * menażkę, * różnego rodzaju uniwersalne torby i chlebaki (np. na maskę p-gaz), * pokrowce na radio, * ładownice (uwaga, część z nich to kopie). Aukcji dotyczących ładownic jest mnóstwo, najwięcej jednak dotyczy mieszczących dwa magazynki do karabinu HK G3. Używane i nieco zniszczone można kupić nawet za 3 czy 4 złote. Nieużywane są nieco droższe, ale z tej okazji warto skorzystać. Przedmioty te doskonale sprawdzają się w codziennym użytkowaniu: jako kosmetyczki, pokrowce na telefony, dyski przenośne itd. W ostatnich latach często zastępuje się pas i szelki kamizelkami odłamko- i kuloodpornymi, do których istnieje możliwość doczepienia innych elementów oporządzenia. Na głowie miłośnicy militariów noszą oczywiście czapki patrolowe, furażerki lub kevlarowe hełmy (wraz z odpowiednimi pokrowcami na lato i na zimę). Bardziej doświadczonym (lub zapalonym) biwakowiczom i miłośnikom survivalu przydają się też: * szale snajperskie (oryginały i kopie), * chusty maskujące (oryginały i kopie) , * elementy maskowania do pokrowców na hełmy. Całości dopełniają doskonale przemyślane pod względem ergonomii, solidne i wytrzymujące kilkanaście lat użytkowania plecaki (wraz z pokrowcami). Jeśli jednak ktoś woli tradycyjne sposoby noszenia wyposażenia, może wybrać zamykany na klamrę worek marynarski. Biwakowe drobiazgi box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Każdy miłośnik biwakowania wie, jak doskonale sprawdza się na biwakach i obozach oporządzenie wojskowe. Jest trwałe, ergonomiczne i praktyczne. Armia niemiecka ma w tym względzie sporo do zaoferowania. Począwszy od namiotów, moskitier i śpiworów, poncho, z którego można zbudować namiot, siatek maskujących w różnych rozmiarach, przez sprzęt saperski i biwakowy: saperki (wraz z pokrowcami), składane kuchenki (używane dostępne w cenach od 5,00 zł), karimaty, po osobiste drobiazgi, np. znakomite scyzoryki („żołnierskie” z czterema ostrzami i nieco większe „oficerskie”), niezbędniki i noże (kampfmesser). Należy jednak pamiętać, że część tych przedmiotów nie pochodzi z zapasów Bundeswehry, ale jest produkowana i sprzedawana przez wyspecjalizowane firmy, takie jak Mil-Tec, MFH Int. Comp. czy Texar. Na Allegro można kupić np. produkowane przez nich mapniki, portfele, segregatory. Niemiecki sprzęt wojskowy jest solidny, tani i łatwo dostępny. Nic zatem dziwnego, że cieszy się popularnością i sympatią wśród miłośników militariów, kolekcjonerów i wielbicieli survivalu.
Umundurowanie i wyposażenie żołnierza Bundeswehry
Jednym ze sposobów na wyciszenie pracy jednostki napędowej jest wygłuszenie maski. Z uwagi na wysoką temperaturę silnika do przeprowadzenia prac należy zastosować specjalne materiały. Jak zatem wykonać prace, aby osiągnąć dobry efekt akustyczny bez narażenia silnika na niebezpieczeństwo? Kiedy przyda się wygłuszenie maski? Wygłuszenie maski sprawdzi się w szczególności w przypadku jednostek napędowych o niskiej kulturze pracy. Z pewnością można do nich zaliczyć silniki wysokoprężne, przede wszystkim starszych generacji, wyposażone w pojedynczą pompę lub pompowtryskiwacze. Generują one wysoki poziom hałasu podczas pracy. Wygłuszenie maski daje słyszalne efekty także w przypadku jednostek benzynowych, szczególnie podczas jazdy na wysokich obrotach ze stałą prędkością, np. po autostradach czy drogach szybkiego ruchu. Materiały do wyciszenia maski Najskuteczniejszą barierą akustyczną jest połączenie mat z piankami. Pierwsze z nich wyróżniają się szerokim spektrum tłumionych częstotliwości z naciskiem na tony niskie. Pianki natomiast dobrze uzupełnią wyciszenie wysokich częstotliwości. W przypadku mat warto postawić na produkty oparte o gumę butylową zamiast bitumin. Butyl ma bowiem lepsze właściwości akustyczne i jest łatwiejszy w aplikacji. W przeciwieństwie do bitumin nie wymaga podgrzewania opalarką lub suszarką do włosów. Maty butylowe są też trwalsze i lepiej znoszą skrajne temperatury. Ich bitumiczni konkurenci mogą się niestety odklejać lub pękać, jeśli podłoże zostało niewłaściwie przygotowane. Za 1 m2 mat butylowych zapłacimy średnio między 70 a 90 zł. Wśród dostępnych produktów można wyróżnić Bitmat AB-25 i maty StP lub GMS. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Drugą warstwą wyciszającą będą stanowić pianki. Pod maską panują wysokie temperatury, dlatego należy kupić materiały trudnopalne, odporne na płyny eksploatacyjne. Za 1 m2 specjalnej pianki poliuretanowej do wygłuszenia maski zapłacimy ok. 60 zł. Spośród dostępnych wariantów najlepiej wybrać produkty o większej grubości, które stworzą skuteczniejszą barierę akustyczną. box:offerCarousel Jak wygłuszyć maskę? Wygłuszenie maski nie jest czynnością skomplikowaną, a całość prac nie powinna zająć dłużej niż 3 godziny. W pierwszej kolejności należy usunąć fabryczne wygłuszenie, które najczęściej jest mocowane przy pomocy zaczepów. Wystarczy kilka ruchów kombinerkami, a naszym oczom powinna się ukazać blacha maski. W kolejnym etapie trzeba dokładnie wyczyścić powierzchnię ciepłą wodą z detergentem i odtłuścić ją benzyną ekstrakcyjną. Dzięki temu maty będą dobrze przylegać do podłoża. Dopiero po odpowiednim przygotowaniu powierzchni można zająć się wyklejaniem części wewnętrznej maski. Pierwszą warstwą będą maty butylowe, które docinamy nożyczkami i przyklejamy, jednocześnie mocno je dociskając. Drugą będzie warstwę stanowiła pianka trudnopalna, z którą postępujemy podobnie, jak z matami. Po zakończeniu prac pozostaje jazda próbna, która powinna na twarzy kierowcy wywołać uśmiech. Wygłuszenie maski w słyszalnym stopniu wpływa bowiem na obniżenie natężenia hałasu w kabinie, a co za tym idzie trwale zwiększa komfort podróżowania.
Jak i czym wygłuszyć maskę samochodu?
Wielu z nas chowa się na zimę w swoich domach i mieszkaniach, nie wysuwając z nich choćby nosa dalej niż na drogę z pracy do domu. Nie chce nam się nawet spotkać ze znajomymi, nie mówiąc już o jakiejkolwiek aktywności fizycznej na dworze. Przecież jest zimno, pada śnieg, na chodniku jest ślisko. Jeśli nie złamiesz sobie nogi lub chociaż nie stłuczesz pupy, lądując jak długi na ulicy, to na pewno złapiesz przeziębienie, a może nawet grypę. Czy zawsze sport na dworze musi się tak kończyć? Zalety ćwiczenia na mrozie Okazuje się, że treningi na świeżym powietrzu nie tylko nie szkodzą, a wręcz przynoszą dodatkowe korzyści. Wystarczy tylko odpowiedni strój, wygodne buty i do dzieła! Zanim jednak wybiegniesz na to mroźne powietrze, przeczytaj, jakie zalety da ci taki trening i jak odpowiednio się do niego przygotować. Jak się przygotować? Pierwsze, na co musisz zwrócić uwagę, aby odpowiednio przygotować się do takiego treningu, to strój. Zarówno getry, jak i koszulka powinny być odzieżą termoaktywną, która zagwarantuje odpowiedni przepływ powietrza. Co to znaczy? Ciepło, które wytworzysz w czasie biegania lub ćwiczeń, wydalisz na zewnątrz, jednak twoje ubrania pozostaną suche. Włóż odpowiednie buty. Mogą to być te, w których ćwiczysz latem – ważne, aby były wygodne i nie powodowały otarć i odcisków. Zadbaj też o swoją twarz i ochroń ją przed mrozem, smarując kremem ochronnym przeznaczonym do zimowej pielęgnacji. I najważniejsze – rozgrzej się. Brak rozgrzewki może skutkować kontuzjami. Poświęć 10 minut na trucht, a zobaczysz, że trening będzie bardziej efektywny. Pora teraz, abyś poznał, co dadzą ci takie ćwiczenia. Uzupełnisz braki witaminy D To witamina, której w miesiącach jesienno-zimowych brakuje nam najbardziej. W lecie daje nam ją słońce, jednak zimą musimy dłużej pobyć na dworze, aby ją dostać. Witamina D wpłynie przede wszystkim na nasze samopoczucie, które poprawi się też dzięki świeżemu powietrzu, którego na co dzień również bardzo nam brakuje. Szybciej schudniesz Za to podziękuj fizyce. Jeśli przebywamy w niskich temperaturach, musimy wyprodukować więcej ciepła, aby utrzymać odpowiednią temperaturę naszego ciała. W ten sposób spalamy więcej kalorii, niż gdybyśmy trenowali na siłowni czy w domu. Zimno nie będzie ci już straszne Wiadomo, początki są zawsze trudne. Jeśli wychodzisz z domu i już trzęsiesz się z zimna, to pocieszę cię, że z treningu na trening będzie ci coraz łatwiej. Nic na siłę. Jeżeli trzęsiesz się jak osika, ale twardo biegniesz dalej, to nie tędy droga. Niech ważniejsze od teraz będzie dla ciebie to, jak dokładnie ćwiczysz lub stawiasz kroki podczas biegu niż to, że przebiegniesz o 2 kilometry mniej niż początkowo założyłeś. Przyjmiesz odpowiednią ilość płynów Wiem, że w zimie ciężko o zapewnienie naszemu organizmowi odpowiedniego nawilżenia. Dzieje się tak, ponieważ zimą ciężko jest wypić 2,5 litra płynów. Często też zapominamy, że o tej porze roku również się pocimy. W rzeczywistości wydalamy tyle samo potu jak przy ćwiczeniach w lecie, dlatego należy pamiętać, aby pić wodę przed treningiem, w jego trakcie, a także po powrocie do domu. Przelej wodę w bidon tak, abyś wygodnie mógł ją pić podczas treningu.Jak widać, ćwiczenia na świeżym powietrzu dają mnóstwo korzyści naszemu organizmowi. Tak naprawdę jedynym minusem, który może nas spotkać, jest kontuzja spowodowana przez nieodpowiednią rozgrzewkę lub poślizgnięcie się na oblodzonym chodniku. Przed nami jeszcze 2 miesiące zimy. Wyposaż swoją szafę w odpowiednie ubrania i wyjdź na dwór – zdążysz jeszcze zadbać o swoje zdrowie i szczupłą sylwetkę.
Dlaczego warto zimą ćwiczyć na dworze?
Popularny w krajach zachodnich squash zyskuje coraz więcej zwolenników także w Polsce. Sport ten pozwala dbać o dobrą formę przez cały rok. Do rozpoczęcia przygody ze squashem konieczny będzie zakup odpowiedniej rakiety. Deszczowy widok za oknem może być dobrą okazją do uprawiania sportu w pomieszczeniu. Dość często wraz z nadejściem jesieni kończy się również chęć na aktywność fizyczną. W zamian wybieramy fotel, ciepły koc i grzanie się przed kominkiem. Jest to jednak bardzo zła decyzja, ponieważ dodatkowy ruch zapewnia nie tylko kondycję fizyczną, ale także lepsze zdrowie i samopoczucie. Jeśli nie wiemy, jaki sport wybrać, możemy spróbować swoich sił, grając w squasha. Na początku wystarczą: wygodne obuwie sportowe, odpowiednia piłeczka oraz najważniejszy element tej dyscypliny, jakim jest rakieta. Na co zwrócić uwagę, kupując rakietę? Dla początkującego gracza każda rakieta wygląda tak samo. Okazuje się jednak, że różnice w poszczególnych modelach są bardzo duże i znaczące zarówno dla naszego zdrowia, jak i komfortu. Przy wyborze rakiety zwróćmy uwagę na rozmiar główki. Osobom początkującym polecane są wersje oznaczone symbolem „oversize”. Większy rozmiar główki ułatwia bowiem trafienie w piłkę, co zwiększa skuteczność. Kolejnym ważnym elementem jest ciężar. Większość rakiet waży 100–180 g. Najlepsza na początek będzie rakieta lżejsza (130–140 g), bo mniej obciąża stawy i ułatwia wykonywanie manewrów. Przegląd rakiet dla początkujących Wilson box:offerCarousel) Każdy, kto choć w małym stopniu interesuje się sportem, z pewnością słyszał o tej światowej marce. Amerykański producent oferuje zarówno sprzęt, którym grają zawodnicy klasy światowej, jak i rakiety dla początkujących. Przykładem sprzętu firmy Wilson dla stawiających pierwsze kroki w squashu jest model IMPACT PRO 900. Zastosowano w nim technologię POWER STRINGS, dzięki czemu naciąg jest o wiele lepiej chroniony przed uszkodzeniami. Powiększona główka zapewnia amatorom celniejsze uderzenia, natomiast system V-matrix zwiększa obszar optymalnego uderzenia z jednoczesnym wzmocnieniem ramy rakiety. Cena tego produktu wynosi ok. 120 zł. Kolejną propozycją jest Wilson HYPER HAMMER 145 – rakieta przeznaczona dla początkujących graczy, jednak korzystają z niej również osoby na poziomie nieco zaawansowanym. Niska waga (145 g) wcale nie oznacza małej siły uderzenia, ponieważ balans przesunięty jest w stronę główki rakiety. Otwory w ramie zwiększają sweet spot, a przy tym otrzymuje się jeszcze więcej mocy. Fabrycznie założony wysokiej jakości naciąg zapewnia komfort podczas gry. Cena tego modelu wynosi około 220 zł. Dunlop box:offerCarousel) Kolejna marka rakiet dobrze znana w świecie squasha. Dla początkujących producent ma kilka propozycji, my skupimy się na dwóch. Za około 200 zł możemy kupić całkiem dobrą rakietę BLACKSTORM FUSION 70. Przede wszystkim jest lekka (155 g) i ma ramę z grafitu wysokiej jakości. Zastosowanie systemu ACS pozwala uzyskać jeszcze lepszą kontrolę nad piłką. Szukasz czegoś tańszego? Zdecyduj się na model FURY 40. Kupisz go za około 150 zł, niestety niższa cena równa się większej wadze (170 g). Rakieta jest natomiast wykonana z kompozytu grafitowego i przeznaczona do nauki squasha, więc na pewno spełni swoją funkcję. Układ strun POWERMAX powoduje, że pole czystego uderzenia znajduje się praktycznie na całej powierzchni rakiety. Fabryczny naciąg zapewnia na początek całkiem dobrą kontrolę nad piłką, jednak należy pamiętać, że to sprawa indywidualna i najlepiej wypróbować najbardziej odpowiedni do swoich preferencji. Prince box:offerCarousel Marka ta od wielu lat cieszy się dużą popularnością nie tylko w Europie, ale na całym świecie. Oferuje szeroki wybór rakiet dla osób o różnym stopniu zaawansowania. Za około 170 zł można kupić całkiem dobry model, np. TEAM ADRENALIN 400. Aerodynamiczna rama gwarantuje dynamiczną grę, natomiast system AIR-O – jeszcze lepszą stabilność. Komfortowa i nieduża waga (155 g) sprawia, że rakietą tą mogą się posługiwać osoby, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę ze squashem. Wybór odpowiedniej rakiety jest niełatwy. Najlepsza jest możliwość wypróbowania sprzętu. Pamiętajmy, że najdroższa wcale nie oznacza najlepsza, dlatego nie warto się sugerować ceną. )
Przegląd rakiet do squasha dla początkujących
Conan Barbarzyńca to postać kultowa, która szerszej publiczności jest znana za sprawą kreacji aktorskiej Arnolda Schwarzeneggera. Oprócz filmów o Conanie powstało również wiele seriali, powieści i komiksów, a teraz mamy możliwość poznania Conana w roli bohatera gry. Stało się to możliwe dzięki studiu FunCom znanemu z takich hitów jak „The Longest Journey”, „Age of Conan” czy „Anarchy Online”. Również w tym przypadku producent wywiązał się rewelacyjnie z zadania, oddając graczom kawał świetnie skrojonego świata, w którym musimy walczyć, zabijać, budować i znowu walczyć. Wątek fabularny „Conan Exiles” to prequel gry „Age of Conan”, z której producenci czerpali garściami, ale przy okazji starali się eliminować błędy pierwszej produkcji. W obecnej odsłonie tej survivalowej rozgrywki bohater jest młodszy, a jeden z jego późniejszych antagonistów, Thoth Amon, dopiero rozpoczyna budowanie swojego imperium w Stygii. Fabuła jednak jasno łączy obie produkcje, tworząc spójną całość. Początek gry nie powinien raczej dziwić tych, którzy choć trochę znają świat Conana. Jesteśmy skazańcem przykutym do krzyża wbitego w rozgrzany piach pustyni. Z opresji ratuje nas Conan we własnej osobie. Rozcina nasze więzy i… odchodzi, zostawiając nas na pastwę losu i własnych sił. Nie wiemy, co się stało, jaki jest powód tego, że znaleźliśmy się w takiej sytuacji. Na domiar złego nie mamy nic do picia ani do jedzenia, a Ziemia Wygnańców, na której się znajdujemy, jest wyjątkowo niebezpieczna. Opuszczenie jej uniemożliwiają nam dziwne bransolety w kształcie węży umieszczone na naszych nadgarstkach. Nie możemy ich zdjąć, a przy próbie opuszczenia krainy zabiją nas. Ziemię Wygnańców zamieszkują skazańcy, którzy utworzyli różne, niestety, niezbyt przyjaźnie nastawione grupy złodziei, piratów czy kanibali. Możemy poznać tajemnice zarówno tej krainy, jak i naszej przeszłości, przemieszczając się po mapie i odczytując znaki pozostawione w ruinach, tunelach i świątyniach strzeżonych przez przerażające stworzenia. Rozgrywka Grę rozpoczynamy po uwolnieniu i pozostawieniu naszej postaci przez Conana na niegościnnej Ziemi Wygnańców. Nie posiadamy nic, a w zależności od ustawień gry możemy być nawet pozbawieni ubrania. W pierwszej kolejności zaczynamy zbierać gałązki, liście i inne przedmioty, by się okryć, a następnie przemierzamy połacie ogromnej mapy w poszukiwaniu kolejnych przedmiotów, by tworzyć z nich pierwsze nieskomplikowane narzędzia i broń, które wraz z czasem rozgrywki oraz zbieranego doświadczenia udoskonalamy i rozbudowujemy. Na każdym kroku jesteśmy wystawiani jednak na liczne niebezpieczeństwa: burze piaskowe zdzierające skórę, palący żar pustyni, przejmujący mróz wysokich gór, kanibale, tajemnicze tunele i świątynie, które mogą doprowadzić do obłędu. Walczymy o przetrwanie nie tylko z naszymi słabościami, ale przede wszystkim z grupami przestępców i bandytów, nieprzyjaznym środowiskiem oraz licznymi krwiożerczymi potworami. Fanom „Minecrafta” z pewnością spodoba się system budowania twierdz, osad, a nawet własnych miast i imperiów. Musimy jednak nie tylko tworzyć, ale także bronić, ponieważ wrogie klany z chęcią pozbawią nas tego, co już udało się nam stworzyć. Nasze notowania zwiększymy więc niechlubnym, ale zyskownym pozyskiwaniem niewolników. Możemy też pojmanych wrogów, z którymi toczymy potyczki, włączyć do tworzonej przez nas społeczności i wykorzystać ich zdolności. Na przykład wzięty do niewoli kowal zrobi nam lepszą zbroję, a wojownik zasili szeregi naszej armii. Jeśli będą oporni, możemy ich złamać, korzystając z Koła Bólu. Mamy również możliwość mniej humanitarnego rozprawienia się z najeźdźcami. Możemy wyrywać im serca z piersi i składać na ołtarzu bogów, by zyskać unikalną moc przywoływania ogromnego awatara gotowego wypełniać nasze polecenia. Ten nadprzyrodzony osiłek potrafi niszczyć osady, miasta i maszyny oblężnicze. Dlaczego więc nie skorzystać? PVE zdecydowanie przypadnie do gustu osobom, które liczą na spokojniejszą rozgrywkę w pojedynkę lub ze znajomymi. Można skupić się na eksplorowaniu terenów mapy, zbieraniu, budowaniu, rozwijaniu naszego społeczeństwa, odkrywaniu lochów i ich tajemnic. PVP jest bardziej wymagający i skierowany głównie do osób, które chcą poznać smak walki. Nawet błahe aktywności mogą się dla nas skończyć śmiercią, więc cały czas trzeba się mieć na baczności. Trzeba poświęcić trochę czasu na rozegranie, aby faktycznie w 100% wykorzystać oferowane możliwości. Brak typowych qestów, które narzucają kierunek rozgrywki, to dodatkowy plus tej gry. Tryby gry „Conan Exiles” oferuje różne tryby gry: od rozgrywki w pojedynkę w grze lokalnej po walkę o przeżycie w trybie wieloosobowym na serwerach publicznych. Jest też możliwość założenia własnego serwera, gdzie gramy w gronie osób przez nas zaproszonych na własnych ustawieniach i zasadach. W grze lokalnej lub na serwerze, którego jesteśmy administratorami, mamy dostęp do licznych funkcji umożliwiających m.in. zmianę szybkości tempa, pozwalają decydować o rozlokowaniu potworów czy dodają umiejętności, takich jak niewidzialność. Ciekawym eventem dostępnym w „Conan Exiles” jest Purge. W zależności od krainy, w której jesteśmy, natura całą swoją mocą próbuje nas zgładzić. Liczne potyczki ze zwierzętami, potworami czy żywiołami stwarzają apokaliptyczną atmosferę. Podsumowanie „Conan Exiles” to dobra gra, która ma zadatki, by stać się jeszcze lepsza. Świetnie zorganizowany survival, duża różnorodność kierunków rozwoju postaci czy ciekawy system craftingu i budowania to zdecydowane plusy tej produkcji. Przypadnie ona do gustu i pozwoli zapomnieć się na wiele godzin fanom RPG. Sprzyja temu rewelacyjnie przedstawiony świat Conana Barbarzyńcy. Dobrze się w nią gra i ją ogląda. Dostępne na platformach: PC, PS4, Xbox One Minimalne wymagania sprzętowe OS: Windows 7 64-bit./Windows 8 64-bit./Windows 10 64-bit. Procesor: Intel Quad Core i5-2300 lub AMD FX-6300 RAM: 6 GB RAM Grafika: Nvidia GeForce GTX 560 (1 GB) lub AMD Radeon HD 7770 (1 GB) Dysk: 50 GB wolnego miejsca Zalecane wymagania sprzętowe: System: Windows 7 64-bit./Windows 8 64-bit./Windows 10 64-bit. Procesor: Intel Quad Core i7 3770K lub AMD Ryzen 7 1600X RAM: 8 GB Grafika: nVidia GeForce GTX 780 Ti/970 i 1070 lub AMD R9 290/AMD RX480 Dysk: 50 GB wolnego miejsca
„Conan Exiles” – recenzja gry
Skrzydlatych przyjaciół można zaprosić do ogrodu, regularnie uzupełniając pokarm i wodę w karmniku, uprawiając odpowiednie gatunki roślin i montując budki lęgowe. Zapewniając domki ptakom, należy zwrócić uwagę na kilka czynników. Wybór złego miejsca lub zakup nieodpowiedniego modelu może przynieść więcej szkody niż korzyści. Na rynku można znaleźć ogromną liczbę budek lęgowych, różniących się rozmiarem, średnicą otworu wlotowego, techniką wykonania i rodzajem użytych materiałów. Decydując się na budki o dużych walorach estetycznych, warto pamiętać, że zwierzętom taki wygląd niekoniecznie może odpowiadać i w niektórych przypadkach będą omijały konstrukcję szerokim łukiem. Inna sprawa – budki powinno się montować na tyle wysoko, aby nie zagrażały im drapieżniki (przynajmniej kuny i koty). To powody, dla których w pierwszej kolejności powinno się stawiać na funkcjonalność, w dalszej perspektywie zaś na ozdobny wygląd. Jak powinna wyglądać właściwie wykonana budka lęgowa? Budki lęgowa mogą być wykonane z desek, drążonych pni, trocinobetonu, płyt OSB (w przypadku płomykówki) i wodoodpornej sklejki. Nie powinno się używać butelek, kanistrów, metalu, większości tworzyw sztucznych, kartonów, płyt pilśniowych i wiórowych. Tradycyjnie budki z zewnątrz wygładza się, aby wyglądały estetyczniej i nie kaleczyły dłoni podczas montażu i konserwacji. Wewnątrz natomiast nieheblowane ścianki są korzystne dla ptaków, gdyż ułatwiają młodym dostanie się do otworu wlotowego. W dobrej budce lęgowej odległość pomiędzy otworem i dnem skrzynki jest znaczna – to utrudnia drapieżnikom przechwycenie jaj lub piskląt. Częstym błędem jest umieszczanie przy otworze patyczka. To element, który ptakom jest zbędny, natomiast dla drapieżców jest ułatwieniem w zdobywaniu... pokarmu. Szczególnie dużym zagrożeniem są kuny, koty, wiewiórki, sroki i sójki. Najlepsze budki mają spadzisty dach (typ Sokołowski) i ułatwiony dostęp do wnętrza dla człowieka (przydatny w celach konserwacyjnych). Docelowa wielkość i średnica otworu wlotowego (a czasem nawet wygląd) decyduje o tym, jakie gatunki będą skłonne zasiedlić budkę. Trzeba pamiętać, że zawsze istnieje prawdopodobieństwo, iż budka stanie się domem dla gatunków, które niekoniecznie są mile widziane (np. szpaki). Średnica otworu wlotowego a potencjalni mieszkańcy: – 2,8–3,5 cm (2 cm od góry) – potencjalni domownicy: kowalik, pleszka, wróbel, bogatka, modraszka, pełzacz leśny i ogrodowy, czubatka, mazurek, sikorka uboga – 4,5–5,5 cm (3–4 cm od góry) – potencjalni domownicy: mazurek, wróbel, szpak, kowalik, dudek, pleszka, krętogłów, dzięcioł średni, sóweczka – 8,0–8,5 cm (6 cm od góry) – potencjalni domownicy: kawka, kraska, włochatka, pójdźka, dzięcioł czarny, dzięcioł zielony, pustułka, szpak – 11–15 cm (10 cm od góry) – potencjalni domownicy: puszczyk, puszczyk uralski, uszatka, gągoł, szlachar Typy budek – co oznaczają? Standardowe wzory budek określone są nazwami literowymi (A, A1, B, D, E, P). Budki A1 są najmniejsze – ze średnicą otworu 2,8 cm. Budki A mają nieco większe rozmiary (otwór wlotowy o śr. ok. 3,3 cm) i najczęściej przeznacza się je na domki dla sikorek. Typ B posiada otwory o śr. 4,5 cm. Budki lęgowe P to najczęściej konstrukcje półotwarte, służące jako dom m.in. dla pliszek, kopciuszków i pleszek. Typ E jest przeznaczony m.in. dla włochatki, puszczyka, sowy uszatej i dzięcioła czarnego. W praktyce oczywiście poszczególne typy budek są zasiedlane przez różnorodne gatunki. Kiedy i jak montować budki lęgowe? Skrzynki najlepiej wieszać w terminie zimowym – od końca lutego do drugiej połowy marca. Wtedy istnieje największa szansa, że gatunki przylatujące do kraju zasiedlą je. Dla gatunków później przylatujących (muchołówka) budki montuje się do połowy kwietnia. Optymalna wysokość montowania to 3,5–4 m. Domki dla sikorek wiesza się niżej (1–2 m nad ziemią). Odległości pomiędzy budkami zależą od zasiedlanego gatunku. Muchołówki mogą gnieździć się w bliższym sąsiedztwie – odległości pomiędzy budkami wynoszą 15–30 m. Sikorki wolą większą swobodę – odległości powinny wynosić 30–50m. Wróble i szpaki to zwierzęta towarzyskie – mogą gnieździć się co kilka metrów. Standardowo w średniej wielkości ogrodzie montuje się 2–4 budki (nie jest to jednak regułą). Konstrukcje powinny być stabilnie na tyle, aby nie poruszały się nawet w czasie silnego wiatru. Przednia ścianka może być nieznacznie przechylona do przodu – wtedy ptaki chętniej zasiedlają konstrukcje. Odwrotne ustawienie (do tyłu) odstrasza je. Najlepiej wybierać stanowiska ocienione, mało uczęszczane przez człowieka, z otworem wlotowym usytuowanym w kierunku wschodnim. Jak konserwować domy dla ptaków? Budki lęgowe (poza domkami dla mazurków) powinny być konserwowane co najmniej raz na dwa lata. Należy usunąć z nich wszelkie zanieczyszczenia – odchody, pióra itp. Nieczyszczone, po pewnym czasie stają się zbyt płytkie, aby zwierzęta mogły je zasiedlić (pomijając niebezpieczeństwo występowania pasożytów itp.). Prace te wykonuje się po okresie lęgowym – późną jesienią lub zimą. Dlatego tak ważny jest wybór konstrukcji, którą łatwo będzie można „rozłożyć”. Jeśli skrzynia nie zostanie zasiedlona przez dwa sezony, należy przenieść ją w inne miejsce. Nieużywana lub mocno zanieczyszczona budka może stać się domem dla szerszeni.
Budki lęgowe dla ptaków – jak wybrać odpowiednią?
Wyspa kuchenna to ten element, który powinniśmy zacząć planować jeszcze przed przystąpieniem do wykończenia pomieszczenia. Zależnie od tego, jakie ma spełniać funkcje oraz jakie sprzęty będą w nią wbudowane, musimy przemyśleć dokładnie jej umiejscowienie, dopasowanie do wystroju oraz przyłącza prądu czy wody. Najczęściej również w podwieszanym suficie znajdować się będą przewody wentylacyjne lub elektryczne. Wyspę można zaplanować w kuchniach o określonych wymiarach. Należy mieć na uwadze możliwości komunikacyjne pomiędzy ciągami szafek i wygodę ich otwierania. Najlepiej taki element sprawdza się w tych pomieszczeniach, które są otwarte na salon bądź jadalnię, ponieważ jednocześnie odgradzają strefy oraz zapewniają widok na to, co dzieje się przy garnkach. Do jakiej kuchni pasuje wyspa kuchenna? Zanim jeszcze zdecydujemy się na budowę wyspy, zastanówmy się, czy metraż pomieszczenia nam na to pozwala. Takie rozwiązanie wymaga przestrzeni, a w zbyt małych kuchniach może ograniczać swobodę i komfort przyrządzania potraw oraz sprzątania. Pomieszczenie zamknięte powinno mieć minimum około 20 m2, otwarte na salon lub jadalnię może być mniejsze. Pamiętajmy jednak, żeby przejścia między szafkami miały około 120 cm, dzięki czemu dwie osoby będą mogły swobodnie się minąć, jak również bez trudu otworzymy wszystkie drzwiczki lub szuflady. Wymiary samej wyspy określimy dzięki decyzji o tym, co ma znaleźć się pod jej blatem. Możemy zapewnić sobie za jej pomocą wygodny stół śniadaniowy z hokerami, przestrzeń do przechowywania we wnętrzu czy też wbudować sprzęt AGD. Przy ostatniej opcji pamiętajmy, że prócz np. zlewu potrzebna nam będzie także strefa robocza po jego obu stronach, np. do odstawienia umytych talerzy. Jak zbudować wyspę kuchenną? Konstrukcja wyspy kuchennej może z powodzeniem opierać się na szkieletach szafek wykorzystanych do jej budowy. Przy bardziej rozbudowanych projektach możemy zastosować również murowany rdzeń. Fronty oraz ogólny wygląd dostosujmy do wystroju wnętrza, tak aby całość harmonijnie ze sobą współgrała. Pełną dowolność daje nam szeroka oferta producentów blatów kuchennych. Mogą być wykonane z drewna, kamienia lub materiału laminowanego. Zaplanujmy wnętrze dopasowane do naszych potrzeb. Miłośnicy gotowania będą potrzebowali zapewne wiele miejsca do przechowywania sprzętów kuchennych. Dobrze sprawdzają się systemy cargo – dzięki wysunięciu na szynach mamy pełny dostęp do zawartości. Konstruując naszą wyspę kuchenną, miejmy na względzie również możliwość zamontowania w niej urządzeń AGD. Piekarnik, płyta grzejna lub zlewozmywak świetnie się tu prezentują, a my dzięki temu oszczędzamy miejsce w pozostałej części pomieszczenia. Jeżeli zdecydujemy się gotować przy wyspie, zainstalujmy również okap. Obecnie nie ma problemu w znalezieniu jego odpowiedniej konstrukcji, jednak wiąże się to z przyłączeniem przewodu wentylacyjnego oraz energii elektrycznej. W innych przypadkach będzie to tylko prąd albo też ciepła i zimna woda oraz odpływ kanalizacyjny. Zakrycie wszystkich instalacji wymusza na nas obowiązek skutecznego planowania. Półwysep w kuchni – alternatywa dla małych pomieszczeń Jeśli metraż naszej kuchni nie pozwala na wybudowanie wygodnej w dostępie wyspy, możemy zdecydować się na półwysep. Jest to jej pochodna, gdzie jedna płaszczyzna szafek przylega do ściany. Będzie to rozwiązanie bardzo praktyczne, jednocześnie oszczędzające przestrzeń. Jego budowa jest analogiczna, ale umożliwia również poprowadzenie niezbędnych instalacji przy ścianie. Urządzanie własnego mieszkania to temat bardzo rozległy. Już w samej kuchni mamy szereg możliwości czyniących ją funkcjonalną i komfortową. Wyspa kuchenna jest niewątpliwie takim rozwiązaniem, dodatkowo świetnie się prezentuje oraz pozwala na przygotowywanie posiłków całą rodziną lub w gronie przyjaciół. Wspólne gotowanie może być dobrym pomysłem na spędzanie ze sobą czasu.
Wyspa kuchenna – jak ją zaprojektować?
Układ chłodzenia to jeden z najważniejszych układów w samochodzie. Jego awaria może prowadzić do poważnych uszkodzeń silnika, które w wielu przypadkach będą oznaczać generalny remont. bbox:experiment Z tego artykułu dowiesz się: * Z czego składa się układ chłodzenia? * Jakie zadania ma termostat? * Jak rozpoznać usterkę? * Jak wymienić termostat? [/bbox] Z czego składa się układ chłodzenia? Układ chłodzenia składa się z termostatu, pompy wody, chłodnicy oraz nagrzewnicy. Do głównych elementów należą również przewody oraz zbiorniczek wyrównawczy. Układ chłodzenia nie tylko chłodzi silnik, ale też go nagrzewa. Dzieje się tak dzięki pracy termostatu, który przełącza przepływ płynu chłodzącego w układzie na dwa obiegi. Pierwszy z nich, tzw. obieg mały, jest odpowiedzialny za ogrzewanie silnika. Drugi, obieg duży, przebiega przez chłodnicę, w której płyn zostaje schłodzony. Ruch płynu zarówno w obiegu małym, jak i dużym jest możliwy dzięki pompie wody. Jakie zadania ma termostat? Termostat w układzie chłodzenia ma trzy podstawowe zadania. Pierwsze to rozgrzewanie silnika. Termostat zamyka obieg, więc płyn chłodniczy nie trafia do chłodnicy. Drugie – utrzymywanie optymalnej temperatury silnika. W tym przypadku termostat otwiera się oraz zamyka tak, aby utrzymać optymalną temperaturę pracy płynu chłodniczego wynoszącą około 85–95oC. Trzecie i najważniejsze zadanie termostatu to efektywne chłodzenie silnika. W tym przypadku termostat musi pozostać otwarty, aby umożliwić przepływ płynu chłodniczego wprost do chłodnicy, gdzie zostaje on schłodzony. Zobacz też: 5 polecanych płynów do chłodnic, które nie zawiodą Jak rozpoznać usterkę? Znając zasadę działania układu chłodzenia silnika, możemy przystąpić do diagnostyki. Najczęstszą awarią termostatu jest jego zacięcie. Co to oznacza w praktyce? Usterka ta prowadzi do pozostania termostatu w pewnej pozycji – otwartej bądź zamkniętej. Należy zdawać sobie sprawę, że najgorszym typem usterki termostatu jest pozostawienie go w pozycji zamkniętej. Dlaczego? Ponieważ płyn chłodniczy cały czas będzie krążył w układzie małym i bardzo szybko osiągnie wysoką temperaturę, która w żaden sposób nie będzie obniżona. W tym przypadku łatwo o przegrzanie silnika, a w efekcie – o jego poważne uszkodzenie. Pamiętajmy, że w przypadku większości silników przegrzanie może skutkować usterkami, które mogą wymagać nawet kapitalnego remontu silnika, a ten nie należy do najtańszych. Drugim typem usterki termostatu jest pozostanie w pozycji otwartej. Ten typ jest o wiele bardziej bezpieczny niż pozostanie termostatu w pozycji zamkniętej. Jazda z zaciętym termostatem w pozycji otwartej skutkować będzie o wiele dłuższym czasem nagrzania silnika oraz lekkim wzrostem zużycia paliwa – w szczególności podczas pokonywania krótkich dystansów. Najlepszym sposobem na rozpoznanie usterki termostatu jest stała obserwacja wskazówki temperatury płynu chłodniczego. Jeżeli auto po pokonaniu +/- 7 km nadal nie uzyska temperatury roboczej, najprawdopodobniej nasz termostat cały czas pozostaje w pozycji otwartej. Jeżeli pokonamy poniżej kilometr, a wskazówka przekroczy temperaturę roboczą, najprawdopodobniej termostat jest cały czas zamknięty. Aby upewnić się nad słusznością tej diagnozy, możemy otworzyć maskę pojazdu i zlokalizować gumowe węże w okolicy chłodnicy. Jeżeli jeden i drugi wąż jest zimny, to oznacza, że termostat w układzie pozostał zamknięty. Jak wymienić termostat? Pamiętajmy, że uszkodzony termostat nadaje się tylko do wyrzucenia. Nie istnieje regeneracja termostatu. Na szczęście cena nowego termostatu nie jest wysoka. Przy jego zakupie pamiętajmy o wyborze takiego, który pasuje zarówno do modelu, jak i marki oraz silnika pojazdu. Podczas wymiany z układu wydostanie się część płynu chłodniczego, który po zakończonych pracach należy uzupełnić. Wymiana termostatu nie należy do czynności skomplikowanych. Cały proces sprowadza się do odkręcenia kilku śrub, zamontowania nowej części oraz skręcenia obudowy termostatu. Pamiętajmy, że termostat pełni bardzo ważną funkcję w naszym pojeździe, dlatego w przypadku usterki nie należy zwlekać z naprawą.
Jak rozpoznać uszkodzony termostat?
Piłeczkami bawiły się nasze babcie i mamy, bawiliśmy się nimi my, bawić się będą nimi nasze dzieci i prawdopodobnie wnuki. Przez lata zmieniał się ich wygląd oraz sposób wykonania, ale wciąż cieszą się ogromną popularnością i zainteresowaniem maluchów. Dlaczego warto je kupić? Rozwijające właściwości piłeczek Piłki są jednymi z najciekawszych zabawek dla najmłodszych, ponieważ łączą w sobie walory rozrywkowe i edukacyjne. Można je turlać, podrzucać, łapać, obracać, ugniatać i gryźć. Wszystkie te czynności usprawniają motorykę, ćwiczą koordynację ręka–oko, wzmacniają mięśnie, zachęcają do ruchu. Często stosowane są podczas rehabilitacji, zajęć korekcyjnych i do poprawy kondycji. Dzięki różnym fakturom i materiałom, z których są wykonane, stymulują zmysł dotyku. Nie bez powodu sale zabaw z basenami wypełnionymi kolorowymi piłeczkami cieszą się taką popularnością. Piłka pomaga również w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami, doskonale sprawdza się jako rekwizyt podczas różnorodnych gier i pomaga w nauce. Piłeczki można kupić wszędzie: w supermarketach, kioskach, sklepach z zabawkami, na bazarkach i oczywiście w internecie. Niektóre z nich świecą, inne wypełnione są brokatem lub wodą, wydają dźwięki, grzechoczą, szeleszczą, a jeszcze inne odbijają się od podłoża. Dla maluchów najlepiej wybierać modele w kontrastowych kolorach, o niestandardowych fakturach, np. z wypustkami. Oto modele, których nie może zabraknąć w dziecięcej kolekcji: Piłeczki kauczukowe – odbijają się od różnych powierzchni. Spotkać można modele przezroczyste, w kolorowe esy-floresy, z zatopionymi w środku małymi figurkami. Piłeczki plastikowe, idealne do wypełnienia basenu. Dzięki dużemu rozmiarowi i miękkiemu materiałowi nie stanowią zagrożenia dla maluchów. Piłeczki antystresowe, które można dowolnie ugniatać. Wykonane są z lekkiej i delikatnej pianki, która zawsze wraca do pierwotnego kształtu. Piłeczki pluszowe, najlepiej z metkami (uwielbianymi przez niemowlęta). Doskonałe jako zawieszki do wózka i przytulanki do łóżeczka. Mięciutkie i przyjemne w dotyku. Piłeczki grzechotki-gryzaki. Są lekkie, miękkie i elastyczne, można je dowolnie gryźć i ugniatać – zawsze powracają do pierwotnego kształtu. Ułatwiają naukę chwytania. Piłki do skakania, tzw. skoczki. Wykonane z gumy, wyposażone w dwa uchwyty do trzymania. Ćwiczą zmysł równowagi, wspomagają rozwój mięśni rąk i nóg, uczą prawidłowej postawy ciała. Piłeczki edukacyjne. Modele 2w1 z wbudowaną funkcją głosu ułatwiają naukę cyfr i liter. Są wykonane z miękkiego materiału, dzięki czemu doskonale sprawdzą się jako przytulanki. Piłki sportowe. Do gry w koszykówkę, siatkówkę, tenisa. Zamiłowanie do grupowych dyscyplin sportowych można rozwijać w dziecku już od najmłodszych lat. Piłki plażowe. Niezastąpione podczas wakacyjnych wypadów. Lekkie, nadmuchiwane, wykonane z mocnego winylu. Dla maluchów najlepsze będą modele z bohaterami z bajek. Wybierając piłki i piłeczki dla dziecka, należy pamiętać o jego bezpieczeństwie. Produkty, które kupujemy, powinny być wykonane z nietoksycznych materiałów, mieć niezbędne atesty i spełniać normy Unii Europejskiej (symbol CE). Warto także zwrócić uwagę na producenta oraz grupę wiekową, dla której przeznaczona jest dana zabawka. Należy pamiętać, że małe dzieci wszystkie przedmioty próbują wkładać do buzi, dlatego piłeczki powinny być duże (by uniemożliwić ich przypadkowe połknięcie). Jeśli pociecha odgryzie lub oderwie kawałek piłki, zabawkę należy od razu wyrzucić.
Piłki i piłeczki dla dzieci do trzeciego roku życia