source
stringlengths
4
21.6k
target
stringlengths
4
757
Większość kobiet mówi stanowczo, że nie potrafi wyjść z domu bez makijażu. Nie tylko podkreśla on nasze piękno, ale często dodaje nam pewności siebie. Trendy makijażowe zmieniają się z dnia na dzień. Poznaj nowy hit - makijaż holograficzny! Czym jest makijaż holograficzny? Makijaż holograficzny charakteryzuje przede wszystkim jedno słowo – błysk. Ważne jest to, aby nasze oczy mieniły się różnymi kolorami. Używając jednego cienia do powiek, możemy uzyskać efekt kilku kolorów na naszym oku! To wszystko dzięki odbijającemu się światłu. Jednak, czy tylko cienie występują w wersji holo? Otóż… nie! Na rynku dostępne są także holograficzne kredki do oczu, rozświetlacze, a nawet błyszczyki. Dzięki tym kosmetykom uzyskasz migoczący, iście bajkowy efekt! A przecież każda z nas pragnie, aby chociaż przez chwilę poczuć się jak księżniczka, prawda? Makijaż holo – jakie kosmetyki wybrać? Wbrew pozorom wykonanie makijażu holograficznego nie jest tak trudne, jak może się wydawać. Najważniejszy jest odpowiedni dobór kosmetyków – reszta idzie jak po maśle! A więc… jakie kosmetyki wybrać, aby nasz makijaż był nie tylko pięknie migoczący, ale przede wszystkim trwały? Baza – ten krok jest często pomijany przez kobiety podczas porannego rytuału upiększającego, a to ogromny błąd. Dzięki bazie, zarówno do powiek, jak i do twarzy, możemy przedłużyć trwałość całego makijażu. Oprócz bazy ważna jest także odpowiednia pielęgnacja i nawilżenie skóry, dlatego pamiętaj aby codziennie stosować krem do twarzy! Odpowiedni podkład – podkład powinien być dostosowany nie tylko do odcienia naszej skóry, ale przede wszystkim do jej typu. Unikniemy w ten sposób ważenia się podkładu oraz efektu maski. Puder – wybierając puder, koniecznie dostosuj go do swojej cery. Korygujący, silnie matujący? Do wyboru masz wiele opcji! Cienie do powiek – przy makijażu holo bardzo ważnym aspektem są cienie. To właśnie one nadadzą naszej twarzy ten niesamowity, błyszczący efekt. Warto zdecydować się na cienie prasowane, gdyż są łatwiejsze w użytkowaniu i dłużej utrzymują się na powiece. Na rynku jest wiele cieni holograficznych, ale oprócz nich, do wykonania tego rodzaju makijażu, świetnie sprawdzą się także te ze złotymi lub srebrnymi drobinkami. Dzięki nim nasze oko będzie zmieniało barwy niczym kameleon! Kredka do oczu – wybierając kredkę do oczu warto postawić na jej holograficzną wersję – jeszcze bardziej podkreśli ona szalony charakter i zwróci uwagę na nasze oczy. Bronzer – to właśnie dzięki bronzerowi możemy optycznie wyszczuplić naszą twarz, warto więc używać go przy każdej okazji. Do holograficznego makijażu idealny będzie bronzer opalizujący z błyszczącymi drobinkami. Rozświetlacz – nie możesz o nim zapomnieć! Podkreśli on błysk całego makijażu. Koniecznie zdecyduj się na bardzo błyszczący model z różową poświatą (np. rozświetlacz Blushing Hearts). Tusz do rzęs – przy wyborze tuszu masz całkowitą dowolność. Wybierz swój ulubiony! Pamiętaj, że dobrą opcją będzie tusz wodoodporny – jest o wiele trwalszy. Cienie do brwi – podkreślenie brwi jest także bardzo ważne. Możesz zrobić to za pomocą cieni do brwi lub wybrać specjalny tusz do brwi. Usta – koniecznie postaw na błyszczyk holograficzny! Chcesz dodatkowo poprawić trwałość swojego makijażu? Skorzystaj ze specjalnych utrwalaczy w sprayu! Jak wykonać makijaż holograficzny? Pierwszym krokiem jest nałożenie bazy. Krok numer dwa to makijaż oczu. Dlaczego zaleca się, aby malować oczy przed pokryciem twarzy podkładem? Ponieważ cienie do powiek podczas nakładania często mają tendencję do kruszenia się i opadania pod oczy. A nie chcemy przecież, aby pięknie rozblendowany podkład został zniszczony przez kolorowy pyłek, prawda? Przy malowaniu oka w stylu holo obowiązuje jedna zasada - błysk przede wszystkim! Na początek na całą powiekę (pokrytą bazą) nakładamy jasny cień, najlepiej w odcieniu beżu, z brokatowymi drobinkami. Kolejnym krokiem jest nałożenie cienia w nieco ciemniejszym kolorze – oczywiście w wersji holograficznej. Róż, granat, a może butelkowa zieleń? Kolor zależy od ciebie. Następnie w kącik oka nałóż najciemniejszy cień i rozblenduj go tworząc efekt „ombre”. Nie zapomnij o nałożeniu cienia holo na dolną powiekę! Całość możesz dopełnij kreską zrobioną za pomocą kredki wytuszuj rzęsy. Czas na makijaż twarzy. Nałóż podkład za pomocą pędzla lub gąbeczki, dokładnie go wklepując. Następnie wypudruj twarz. Czas na konturowanie! Pod kości jarzmowe i na boki swojego nosa nałóż bronzer. Makijaż holograficzny dopełni rozświetlacz nałożony na kości jarzmowe, czubek nosa oraz łuk kupidyna. Jeszcze tylko holograficzny błyszczyk na ustach i… twoja twarz będzie mienić się różnymi kolorami, a ty przyciągniesz wzrok wszystkich dookoła! Makijaż holograficzny świetnie sprawdzi się przede wszystkim na różnego rodzaju imprezach, kiedy to światło podkreśli jego błysk, a efekt mieniących się kolorów będzie jeszcze bardziej uwydatniony!
Makijaż holograficzny – co to naprawdę oznacza?
Dywan to ważny element każdego wnętrza. Dlatego powinieneś się dobrze zastanowić przed jego zakupem. Musi być nie tylko ładny i pasować do twojego domu, ale także być praktyczny i spełniać stawiane przed nim wymagania. Sztuczny czy naturalny? W pierwszej kolejności powinieneś się zastanowić, z jakiego włókna dywan chcesz kupić. Często włókno sztuczne jest postrzegane jako gorsze. To nie do końca prawda. W wielu przypadkach może być nawet bardziej praktyczne od dywanu z włókna naturalnego. Dywan ze sztucznych włókien Dywany ze sztucznych włókien są mniej przyjemne w dotyku niż dywany z włókien naturalnych. Wyjątek stanowią dywany akrylowe, które imitują wełnę. Dywany ze sztucznych włókien są jednak przy tym bardziej odporne na ścieranie i zmiany kolorów. Łatwiej się je również czyści. Lepiej nadają się także dla alergików niż dywany z naturalnego włókna. Są przy tym dużo tańsze. Dywany z naturalnych włókien Dywany z włókien naturalnych są miękkie i bardzo miłe w dotyku. Potrafią jednak uczulić. Wyróżnić można wśród nich przede wszystkim trzy grupy. Pierwszą z nich są dywany z wełny, które cieszą się największą popularnością. Druga to dywany bawełniane, a trzecia dywany jedwabne. Ostatnia grupa należy do produktów uważanych za szczególnie ekskluzywne. Widać to po ich bardzo wysokiej cenie. Gęstość i waga Wybierając dywan, powinieneś zwrócić również uwagę na jego gęstość i wagę. Nie znaczy to jednak, że im gęstszy i cięższy dywan, tym lepszy. Wszystko zależy od materiału, z jakiego został zrobiony. Dywany jedwabne przykładowo charakteryzują się bardzo dużą gęstością pęczków na metrze kwadratowym, są przy tym bardzo lekkie. Dywany tkane ręcznie i mechanicznie Możesz kupić dywan tkany ręcznie lub mechanicznie. Za wykonany ręcznie zapłacisz z pewnością więcej. W większości przypadków będzie on jednak lepszy jakościowo, ponieważ takie dywany tka się z wełny lub jedwabiu. Dywan szyty mechanicznie będzie za to bardziej równomierny. Wszystko zależy od twoich indywidualnych upodobań i budżetu, jakim dysponujesz. W obu przypadkach zwróć jednak dokładnie uwagę na wykończenie dywanu. Dywan typu shaggy Bardzo dużą popularnością cieszą się dywany typu shaggy. Zachwycają swoim wyglądem. Mają długie i niezbyt gęste włosy. Wyglądają jak drobne frędzelki. Są ciepłe i przytulne. Dzieci uwielbiają się na nich bawić. Trudno usunąć z nich jednak plamy i sierść zwierząt. Dobrze sprawdzają się w miejscach, gdzie nie są na rażone na ciągle zabrudzenia, na przykład w sypialni. Dywanik zamiast dywanu W takich miejscach jak kuchnia czy łazienka dywan nie jest dobrym pomysłem. Będzie się nieustannie brudził i namaczał. Jeżeli jednak chcesz, żeby było ci ciepło w stopy, powinieneś pomyśleć o czymś mniejszym, na przykład dywaniku łazienkowym. W kuchni najlepiej ustawić go przy zlewie, a w łazience przed wanną czy prysznicem, żeby nie stać po kąpieli na chłodnych kafelkach. Dywaniki w całym domu Jeżeli nie lubisz zakrywać podłogi, dywanik także będzie dla ciebie dobrym rozwiązaniem. Warto położyć go w miejscu, w którym podłoga jest narażona na zniszczenia, na przykład przy ciągle przesuwanym krześle lub stole. Dywaniki doskonale sprawdzą się także jako dodatek do pokoju dziecinnego. Odpowiednio dopasowane umilą i urozmaicą wnętrze. Bardzo ładnym dodatkiem są także dywaniki robione ręcznie. Mają najróżniejsze kształty i wzory. Dywany i dywaniki dopasowane do wnętrza Wybierając dywany i dywaniki do swojego domu, zwróć uwagę na ich kolor, kształt oraz wielkość. Ważne, żeby komponowały się z otoczeniem. Często dywany dobiera się na zasadzie kontrastu do otaczających je przedmiotów (na przykład ciemny dywan do jasnych mebli). Dobrym sposobem jest też dobieranie dywanu w kolorze współgrającym z elementami w pokoju, na przykład biały dywan do białych dodatków. Uważaj z wyrazistymi wzorami. Do wielu wnętrz nie będą pasować. Kupując dywan, przeczytaj uważnie metkę i opis. Dowiedz się dokładnie, jakie są właściwości materiału, z którego został zrobiony. Pomysł o jego czyszczeniu i konserwacji. Jest to szczególnie ważne, jeżeli masz w domu dzieci i zwierzęta. Zadbaj o to, żeby dywan sprawiał ci przyjemność. Był nie tylko ładny, ale również praktyczny w użytkowaniu dla wszystkich domowników.
Dywany i dywaniki – jakie sprawdzą się w twoim mieszkaniu?
Oczy to według wielu najważniejszy element naszej twarzy. Świetnie wyrażają charakter, emocje i odzwierciedlają wnętrze człowieka. Idealnie wystylizowane rzęsy u kobiet skutecznie je podkreślają i akcentują. Wachlarz włosków na górnej powiece w ostatnim czasie coraz częściej przedłużamy i zagęszczamy doczepianymi kępkami. Moda na sztucznie przedłużane i doklejane rzęsy w naszym kraju wraca zwykle w okolicach Sylwestra, kiedy szykujemy się na wielkie wyjścia, oraz wraz z rozpoczęciem lata, gdy upał zniechęca nas do makijażu. Dzięki doczepionym syntetycznym lub naturalnym włoskom możemy zapomnieć o tuszu i bez obaw korzystać z kąpieli w basenie czy morzu. Jakie są wady i zalety takiego rozwiązania oraz jakie jeszcze mamy możliwości? Przedłużanie i zagęszczanie rzęs w salonie kosmetycznym – na czym polega? Zabieg przedłużenia i zagęszczenia rzęs opiera się na doklejaniu do naszych naturalnych włosków rzęs syntetycznych lub naturalnych, pojedynczych lub w kępkach. Klej, który jest przy tym stosowany, jest antyalergiczny i nie powoduje podrażnień. Kosmetyczka pracuje bardzo precyzyjnie, umieszczając doczepki w odległości około jednego milimetra od skóry. Dobrze wykonana praca wygląda bardzo naturalnie i podkreśla spojrzenie. Możemy wybierać spośród różnych długości, wzmacniając efekt i osiągając nawet bardzo spektakularne rezultaty – idealne na wielkie wyjścia i specjalne okazje. Całość utrzymuje się około miesiąca, a jest to związane ze zwykłym cyklem życia rzęs, które jak każde włoski wypadają i są zastępowane nowymi. Aby utrzymać nienaganny wygląd, już po dwóch lub trzech tygodniach należy wykonać uzupełnienie. Kiedy mamy ochotę zrezygnować z przedłużania, należy zgłosić się do kosmetyczki, która specjalnym preparatem rozpuści klej i usunie pozostałości. Przeciwwskazania oraz wady przedłużania rzęs Jak wiele zabiegów, również ten ma swoje wady. Wiele osób uskarża się na osłabienie naturalnych rzęs, zwłaszcza po długotrwałym, powtarzanym wielokrotnie przedłużaniu i zagęszczaniu. Przy każdej ingerencji w nasze ciało musimy liczyć się z tym, że możemy potrzebować czasu, aby dojść do stanu pierwotnego. Po usunięciu sztucznych rzęs warto stosować odżywki bądź kurację olejkiem rycynowym, które wzmacniają włoski i pobudzają ich odrastanie. Osoby, które zmagają się z alergiami okolic oka, suchością gałki, zapaleniami spojówek, powinny zrezygnować z tej metody przedłużania rzęs. Zabieg może być czynnikiem podrażniającym i zaogniającym schorzenia. Również pacjenci w trakcie chemioterapii, a także osoby o całkowitym braku naturalnych rzęs nie mogą go u siebie wykonać. Sztuczne rzęsy – krótkotrwałe, ale efektowne rozwiązanie W przypadku, kiedy nie do końca jesteśmy przekonane, czy zabieg trwałego przedłużania rzęs jest dla nas dobrym rozwiązaniem, możemy zdecydować się na mniej permanentne sposoby. Od lat znane nam są już doklejane do powieki sztuczne rzęsy. Możemy znaleźć je w paskach umieszczanych od jednego kącika do drugiego lub w kępkach, które są chętnie wybierane ze względu na łatwość aplikacji. Dokonać jej można samodzielnie, a przy odrobinie wprawy można dojść do perfekcji. Zwykle stawiamy na nie przy okazji imprez lub większych uroczystości, aby prezentować się pięknie i zmysłowo. Mnogość kształtów i wzorów zachwyca, a same zestawy z klejem nie są dużym wydatkiem.Podkreślone i pięknie zaakcentowane rzęsy to atrybut kobiecej urody. Zalotne spojrzenie to efekt, do którego dąży wiele z nas. Wybierając metodę spośród doczepiania i doklejania sztucznych rzęs, należy rozważyć swoje potrzeby oraz zapoznać się z przeciwwskazaniami, aby cieszyć się w pełni z osiągniętego celu.
Sztuczne rzęsy – hit czy kit?
Jak szybko sprawdzić stan układu hamulcowego w samochodzie bez specjalistycznych narzędzi? W jakich sytuacjach taka wiedza będzie przydatna? Sprawny układ hamulcowy jest jednym z gwarantów bezpieczeństwa na drodze. Aby tak było, układ musi być sprawny. A żeby był, trzeba o niego dbać, co głównie polega na terminowej kontroli i wymianie elementów eksploatacyjnych. Zaliczają się do nich płyn hamulcowy o specyfikacji określonej przez producenta samochodu (np. DOT3, DOT4), tarcze hamulcowe i klocki hamulcowe w hamulcach tarczowych, szczęki hamulcowe w hamulcach bębnowych, a także gumowe (elastyczne) przewody hamulcowe oraz linki hamulca ręcznego. W autach, które mają za sobą wiele lat i spore przebiegi, awariom mogą ulegać zaciski hamulcowe i same pompy hamulcowe. W odpowiednio serwisowanym i eksploatowanym samochodzie (bez jazdy sportowej i wyczynowej), w którym stosuje się średniej jakości części i dokonuje ich terminowych wymian (płyn hamulcowy co dwa lata, tarcze co 100-120 tys. km, klocki co 40-60 tys. km), układ nie powinien sprawiać żadnych problemów. Zaciski zazwyczaj psują się z powodu nieterminowej wymiany płynu hamulcowego (wywołuje to korozję tłoczków), a szczęki hamulców bębnowych – często od brudu, który nie jest usuwany z zamkniętej obudowy. Jak szybko skontrolować układ hamulcowy? Taka umiejętność przyda się przy eksploatacji własnego auta i przy zakupie używanego samochodu. Od czego zacząć? Tylnie światła stop Sprawdzamy działanie tylnych świateł stop, które powinny się uruchamiać po naciśnięciu pedału hamulca. Jeśli nie działają, problemem mogą być przepalone żarówki. Na aukcjach można kupić dobrej jakości żarówki samochodowe w bardzo dobrych cenach, trzeba jednak pamiętać o symbolu żarówki, jaka jest potrzebna w danym aucie, np. P21W5. Należy też zwrócić uwagę, czy producent samochodu zastosował żarówki jednowłóknowe, czy dwuwłóknowe. Warto zawsze mieć przy sobie dwie dodatkowe żarówki. Można także zastosować zamienniki LED, ale tu koniecznie trzeba sprawdzić homologację i jasność świecenia – najtańsze LED świecą bardzo słabo. Kontroli należy poddać również dodatkowe światło stop, które montuje się w wielu autach. Poziomu płynu hamulcowego Kolejny punkt to kontrola poziomu płynu hamulcowego w układzie i zapytanie poprzedniego właściciela o termin wymiany płynu. Przypominamy, płyn należy wymieniać co dwa lata. W przeciwnym razie traci on swoje właściwości. Zmniejsza się jego temperatura wrzenia, co sprawia, że ma on coraz niższą skuteczność. Płyn chłonie wodę poprzez elastyczne przewody gumowe. Jeśli poprzedni właściciel auta nie zmieniał go przez lata, można spodziewać się dodatkowych problemów, np. ze skorodowanymi tłoczkami w zaciskach hamulcowych. Konieczny będzie zakup nowych zacisków, bo na regenerację i stosowanie zestawów naprawczych może być zdecydowanie za późno. Do kontroli stanu płynu hamulcowego (a dokładnie sprawdzenia zawartości wody w nim) wystarczy prosty elektroniczny tester płynu hamulcowego. Pokazuje on, jak duża jest zawartość wody w płynie (jeśli powyżej 3%, płyn trzeba natychmiast wymienić). box:offerCarousel Jeśli poziom płynu hamulcowego jest niski, można obawiać się, że w samochodzie dochodzi do jego wycieków. Są one skrajnie niebezpieczne. W razie potrzeby zatrzymania się auto może nie zahamować. Wycieki powodują w większości przypadków zwilżenie zewnętrznych powierzchni elementów układu hamulcowego i zawieszenia. Ich źródłem mogą być sparciałe i popękane elastyczne przewody hamulcowe, które zostały uszkodzone albo po prostu uległy zużyciu eksploatacyjnemu i guma, z której je wyprodukowano, zestarzała się. Stan tarcz i klocków Następna sprawa to sprawdzenie wizualne stanu tarcz hamulcowych i klocków w autach wyposażonych w hamulce tarczowe. Obecnie taki układ ma zdecydowana większość aut, hamulce bębnowe stosuje się coraz rzadziej i jeśli już, to na tylnych osiach małych aut miejskich. Tarcze hamulcowe nie powinny być zardzewiałe. W czasie hamowania klocki ścierają z nich warstwę rdzy. Jeśli tarcze są mocno pordzewiałe, być może auto było bardzo długo nieużywane. Poza tym tarcze i klocki muszą mieć odpowiednią grubość. Minimalna grubość tarcz i klocków jest określona przez producentów samochodów osobowych. Na przykład: w Fiacie Grande Punto 1.2 minimalna grubość okładzin hamulcowych to 1,5 mm, w Hyundaiu Tucsonie 2.0 CRDI minimalna grubość okładzin hamulcowych to 2 mm, W Toyocie Corolli 1.4 E15 minimalna grubość okładzin hamulcowych to 1 mm. box:offerCarousel Co jeszcze można sprawdzić samodzielnie? Trudno oczekiwać od sprzedawcy auta używanego, że pozwoli na przykład zdemontować koło pojazdu, abyśmy przyjrzeli się bliżej elementom układu. Z pewnością za to zgodzi się na wykonanie jazdy próbnej. W jej trakcie będzie szansa na sprawdzenie działania układu. Przede wszystkim żaden sprawny układ nie hałasuje w czasie hamowania. Wszelkie metaliczne piski, skrzypienia i inne odgłosy wskazują na zużycie elementów układu. W najlepszym przypadku hałasować mogą akustyczne czujniki zużycia klocków hamulcowych, domagające się ich wymiany. W najgorszym elementy układu są mocno zużyte albo źle dobrane (na przykład zbyt twarde klocki trą o tarcze). W czasie hamowania auto ze sprawnym układem hamulcowym nie może ściągać w żadną ze stron. Niedopuszczalne jest też jakiekolwiek bicie odczuwalne na pedale hamulca albo na kole kierownicy. Auto nie powinno również opieszale przyspieszać, jakby je coś hamowało (uszkodzone zaciski), nie może być także wyczuwalna żadna niemiła woń w czasie hamowania (podobna do zapachu spalonego sprzęgła). W czasie jazdy sprawdzamy skuteczność hamowania i reakcję auta na spokojne, równomierne i nagłe naciśnięcie hamulca. W tym ostatnim przypadku sprawdza się poprawność działania układu wspomagania nagłego hamowania, który w razie silnego wciśnięcia pedału hamulca zwiększa mocno ciśnienie płynu hamulcowego. Hamulec ręczny Są jeszcze dwie rzeczy, które możemy ocenić w prosty sposób. Pierwsza to skuteczność hamulca ręcznego. Jeśli nie działa, najprawdopodobniej doszło do uszkodzenia linki hamulca ręcznego. Skok pedału hamulca Druga rzecz, którą musimy sprawdzić w czasie jazdy próbnej, to skok pedału hamulca. Skok jałowy pedału hamulca mieści się w przedziale od 3 do 5 mm (po naciśnięciu układ hamulcowy nie działa). Skok roboczy mieści się w przedziale od 15 do 25 mm (po wciśnięciu hamulce działają zgodnie z siłą nacisku). Zwiększony skok roboczy oznacza zapowietrzenie układu, a wpadnięty hamulec – uszkodzoną pompę hamulcową, brak płynu albo jego wycieki. Układ hamulcowy to jeden z najważniejszych układów w samochodzie, odpowiedzialny w szczególności za bezpieczeństwo. Na łamach działu Motoryzacja platformy Allegro będziemy do niego jeszcze często wracać.
Szybkie sprawdzanie stanu układu hamulcowego – jak to zrobić?
Czy o najbardziej zaawansowanych teoriach z dziedziny fizyki można pisać w sposób wciągający i ciekawy? Zdecydowanie tak, jeżeli jest się Carlo Rovellim. Książka Włocha udowadnia, że z każdego, nawet najbardziej hermetycznego tematu można uczynić fascynującą lekturę. Wszyscy współcześni fizycy teoretyczni zmagają się z tą samą zagwozdką: dwie największe teorie naukowe XX wieku, czyli teoria względności Einsteina oraz mechanika kwantowa, uparcie nie chcą ze sobą współpracować. To coś, o czym wie każdy, kto choć spróbował przyjrzeć się lepiej którejś z tych dwóch koncepcji. Naukowcy nie ustają jednak w próbach znalezienia sposobu na to, by dostrzec pomiędzy nimi jakieś wzajemne zależności, punkt zaczepienia, wspólny mianownik. O poszukiwaniu dowolnej formy unifikacji tych zjawisk, tłumaczących nam zasady funkcjonowania wszechświata, pisze w swojej książce „Rzeczywistość nie jest tym, czym się wydaje” Carlo Rovelli, włoski fizyk i pisarz. Rovelli jest zwolennikiem jednej z dwóch dominujących tez pretendujących do miana „teorii wszystkiego”. Jego teoria pętlowej grawitacji kwantowej, choć mniej znana od popularniejszej teorii strunowej, jest co najmniej równie fascynująca. Zagadka rzeczywistości W niedawno wydanej (wreszcie!) w polskim przekładzie książce „Rzeczywistość nie jest tym, czym się wydaje” Rovelli próbuje pokazać kluczowe założenia najbardziej fundamentalnej struktury rzeczywistości. W tym celu nie tylko sięga on po wyniki najnowszych badań i eksperymentów, ale też zagłębia w zamierzchłą historię, by spróbować znaleźć rozwiązanie w podstawach i pierwotnych założeniach fizyki. Poszukiwanie najgłębszej tkanki otaczającego nas świata interesowało bowiem myślicieli i filozofów już od czasów starożytnych. To przecież Demokryt, twórca koncepcji atomu, dokonał pierwszej rewolucyjnej unifikacji natury świata. Zadał sobie pytanie: „Czy materię można dzielić w nieskończoność?”. Kolejnymi badaczami fizycznych teorii byli: Kopernik, Galileusz, Newton, Faraday, Maxwell, Einstein, Heisenberg i Dirac. Rovelli przeanalizował ich teorie i badania, wybierając spośród nich tylko te idee, które w jakiś sposób zbliżają współczesnych badaczy do rozwiązania zagadki rzeczywistości. Po tej historycznej podróży autor „Rzeczywistości…” omawia dwie wspomniane już wielkie teorie XX-wieczne, czyli teorię względności i mechanikę kwantową. Dopiero dwie ostatnie części książki Włocha poświęcone są promowanej przez niego teorii pętlowej grawitacji kwantowej, która – w wielkim skrócie – polega na skwantowaniu przestrzeni, co wywraca do góry nogami dotychczasowe pojmowanie jej przez naukowców. Książka „Rzeczywistość nie jest tym, czym się wydaje” z pewnością nie jest przeznaczona dla laików, którzy nie interesują się fizyką i najnowszymi odkryciami w tej dziedzinie. To wprawdzie pozycja popularnonaukowa, jednak dotykająca tak hermetycznego tematu, że bez odpowiedniego merytorycznego przygotowania jej lektura raczej się nam nie przyda. Jednocześnie jednak opisywana przez Rovelliego teoria pętlowej grawitacji może wywoływać niedosyt u bardziej wprawionych w temacie czytelników. Trudno jednak winić za to samego autora – po prostu temat jest szalenie abstrakcyjny i zdecydowanie mniej widowiskowy od barwnej, dużo bardziej pobudzającej wyobraźnię teorii strun. Lektura książki Rovelliego na pewno poszerzy wasze horyzonty i będzie ciekawym uzupełnieniem już zdobytej wiedzy. To jednak pozycja przeznaczona dla fizycznych zapaleńców i teoretyków, a nie czytelników z wiedzą na poziomie szkolnym. Źródło okładki: www.wydawnictwofeeria.pl
„Rzeczywistość nie jest tym, czym się wydaje” Carlo Rovelli – recenzja
Układ hamulcowy każdego samochodu jest podstawą naszego – i innych – bezpieczeństwa. Jakiekolwiek próby oszczędzania na nim są ryzykowne, zwłaszcza że jego podzespoły naprawdę nie są drogie i nie wydrenują portfela. Stare porzekadło mówi, że to nie prędkość zabija, lecz jej gwałtowna utrata. I to fakt, poruszanie się nawet z dużą prędkością nie jest groźne. Groźne jest to, że się z czymś zderzymy. A hamulce odpowiadają za to, by zatrzymanie było skuteczne, szybkie, ale nie natychmiastowe. Takie są fakty. Układ hamulcowy nie jest przesadnie skomplikowany. Owszem, jego działanie bardzo często wspomagają różne elektroniczne zabawki, ale podstawa jest prosta. Kiedy wciskamy pedał hamulca, w układzie hamulcowym rośnie ciśnienie płynu, który prze na klocki, tez zaś ściskają tarczę hamulcową. Po drodze jest jeszcze kilka elementów, takich jak pompa płynu hamulcowego i serwo, które wspomaga siłę docisku. Klocki i tarcze zamieniają energię kinetyczną w cieplną. To te niewielkie kawałki metali i różnych stopów odbierają samochodowi chęć dalszego poruszania się. I jest to praca tytaniczna. Pchaliście kiedyś niesprawny samochód? Samo pchanie jeszcze jakoś ujdzie, ale zatrzymanie tej toczącej się z żółwią prędkością maszyny jest już zadaniem wymagającym wysiłku i pomyślunku. A gdyby jechała z prędkością nie 1 km/godz., tylko 5, 20, 100 km/godz.? W starszych autach na tylnej osi często zamontowane są hamulce bębnowe. Różnią się tym, że to nie klocki ściskają tarcze, ale szczęki rozpychają się w bębnie. Tarcze hamulcowe Nie ma jednej zasady mówiącej, kiedy je zmieniać. Na ogół wytrzymują od 60 do 90 tys. km przebiegu. Mają swoją graniczną grubość, poniżej której nie warto schodzić. Grubość tarcz hamulcowych można łatwo zmierzyć suwmiarką. I warto zrobić to precyzyjnie, bo tarcze zużywają się wolno, o 2–3 milimetry na kilkadziesiąt tysięcy kilometrów. Więc na przykład 0,3 mm do granicy zużycia oznacza, że spokojnie przejedziemy kilka czy kilkanaście tysięcy kilometrów. Klocki hamulcowe Zużywają się mniej więcej 2–3 razy szybciej niż tarcza. Mają linię oznaczającą dopuszczalny poziom starcia. Należy zwracać na to uwagę przynajmniej 2–3 razy w roku.Klocki hamulcowe dość łatwo jest wymienić, poradzimy sobie z tym sami, dysponując podstawowym zestawem narzędzi. Zarówno tarcze, jak i klocki nie są specjalnie drogie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak ważne zadanie wykonują. A najlepsze jest to, że można na nich oszczędzić! Zamiast kupować droższe, oryginalne części, spokojnie można sięgnąć po tańsze zamienniki od renomowanych producentów – Boscha, TRW, Ferodo, Brembo czy ATE. Płyn hamulcowy Jest często lekceważony, a to źle. Przyjmuje się, że powinien być wymieniany co dwa lata lub co 60 tys. km. Owszem, jest silnie odporny na wysokie temperatury, wrze na ogół w temperaturze przekraczającej 200 stopni Celsjusza, ale jest bardzo higroskopijny. Chłonie wodę, która mu szkodzi, obniżając temperaturę wrzenia. Po 2 latach może ona spaść nawet o połowę. Opisaliśmy trzy podstawowe elementy układu hamulcowego, których stan można samodzielnie i łatwo kontrolować. Sprawdzanie, jak mają się pozostałe, lepiej chyba zlecić mechanikom. Podczas okresowych przeglądów poprośmy zawsze o sprawdzenie stanuzacisków, tłoczków oraz przewodów hamulcowych. Szczególnie te ostatnie narażone są na uszkodzenia, jeśli nie zostaną dobrze umocowane. Te wszystkie naprawy naprawdę nie są drogie, choć ich koszt zależy od auta, jakim jeździmy. Płyn kosztuje od kilkunastu złotych za butelkę, tarcze do popularnego auta kupimy za sto–sto kilkadziesiąt złotych, a komplet klocków za podobną sumę.
Powody, dla których nie warto oszczędzać na układzie hamulcowym
„The Walking Dead” od Telltale Games to jedna z najciekawszych współczesnych gier przygodowych, w jakie można zagrać na komputerach stacjonarnych, konsolach do gier, tabletach i smartfonach. Tytułowe „Żywe Trupy” to zombie z krwi i kości, a gracz rzucony jest prosto w wir rodzącej się apokalipsy. Gry przygodowe typu point and click (kliknij i wskaż) przeżywają swój renesans dzięki Telltale Games. Kolejne tytuły wydawane przez studio realizowane są w formule podobnej do seriali. Twórcy dzielą je na kolejne sezony i odcinki, ale w przeciwieństwie do liniowych produkcji telewizyjnych dają graczom dużą swobodę w kształtowaniu historii. „The Walking Dead” to adaptacja Pierwszy sezon gry komputerowej „The Walking Dead” od studia Telltale Games to jedna z ciekawszych propozycji z gatunku gier przygodowych. Obsypana została licznymi nagrodami i ma wielu oddanych fanów na całym świecie. Świat opanowany przez zombie jest tylko tłem, a gra pokazuje relacje międzyludzkie w diametralnie odmienionym środowisku. „The Walking Dead Season One” bazuje na komiksach Roberta Kirkmana o tym samym tytule. Gra opowiada swoją własną historię umiejscowioną w tym samym uniwersum. Zaledwie w kilku momentach gra wideo przeplata się ze światem z komiksu, który stał się również bazą dla popularnego serialu amerykańskiej stacji ABC. Wybory gracza są kluczowe dla przetrwania GryTelltale Games można traktować jak interaktywne filmy, które dają dużą swobodę w podejmowaniu decyzji. Opowiadana historia dopasowuje się do wyborów gracza. Co prawda główne ramy fabuły pozostają niezmienione, ale gracz ma bezpośredni wpływ na wiele wydarzeń i zmian w otoczeniu. Sterowanie w grze odbywa się za pomocą klawiatury i myszy, dedykowanego kontrolera lub ekranu dotykowego w zależności od platformy, jaką wybrał gracz. Tak jak w innych grach przygodowych sterowaną postacią można poruszać się po otoczeniu, przyglądać się różnym miejscom i zbierać potrzebne przedmioty. Duży nacisk położony został na dialogi i sekwencje akcji Wiele czasu w grze poświęcono na rozmowy pomiędzy postacią sterowaną przez gracza oraz innymi osobami, które przetrwały apokalipsę i próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Bohaterowie są momentami stereotypowi, ale odpowiada to horrorowej konwencji i jest spójne z materiałem źródłowym. Dialogi zostały świetnie napisane i potrafią przekazać bardzo skrajne emocje targające bohaterami. Najważniejsi z nich zostali bardzo dobrze rozpisani, a twórcy gry nie wahają się rzucać na pożarcie wygłodniałym zombie kolejnych postaci, które wydawały się być jeszcze chwilę wcześniej kluczowe. Gra trzyma w napięciu do końca Takie podejście zgodne z komiksowym pierwowzorem trzyma gracza w stanie ciągłego niepokoju o dalsze losy grupy. Fabuła trzyma w napięciu od początku do samego końca. Każdy z kolejnych epizodów dostarcza solidnych kilku godzin wyczerpującej emocjonalnie, ale bardzo satysfakcjonującej zabawy. „The Walking Dead Season One” można zakupić w formie kodu i zainstalować na platformie PC oraz konsolach Sony i Microsoftu. Tytuł doczekał się też kontynuacji w postaci drugiego sezonu, który mniej skupia się na eksploracji świata, a jeszcze bardziej na wyborach dokonywanych przez gracza. Wymagania systemowe „The Walking Dead Season One” Minimalne: * System operacyjny: Windows XP * Procesor: Pentium 4 2.0 GHz lub jego odpowiednik * Pamięć: 3 GB RAM * Karta graficzna: ATI lub NVidia z 512 MB RAM * DirectX: 9.0c * Miejsce na dysku: 2 GB dostępnej przestrzeni Zalecane: * System operacyjny: Windows 7 * Procesor: Core 2 Duo 2 GHz lub jego odpowiednik * Pamięć: 3 GB RAM * Karta graficzna: ATI lub NVidia z 1024 MB RAM * DirectX: 9.0c * Miejsce na dysku: 2 GB dostępnej przestrzeni Dostępność: Gra „The Walking Dead Season One” dostępna jest na: PC, PS3, PS4, Xbox360, Xbox One. Źródło okładki: www.telltalegames.com
„The Walking Dead Season One” – recenzja
Tegoroczny, zakrzywiony flagowiec Samsunga okazał się hitem – zdaniem wielu to perfekcyjne urządzenie wyposażone w 8-rdzeniowy układ, ekran QHD oraz 4 GB RAM-u. Czy rzeczywiście jest tak rewelacyjnie? Specyfikacja Samsung Galaxy S7 Edge wyświetlacz: 5,5 cala, Super AMOLED, 2560 x 1440 pikseli, Corning Gorilla Glass 4 chipset: Samsung Exynos 8890 (4x 2,3 GHz + 4x 1,6 GHz) grafika: Mali-T880 MP12 RAM: 4 GB pamięć: 32 GB + obsługa kart microSD do 200 GB slot na kartę nanoSIM łączność: LTE, Wi-Fi 802.11 a/b/g/n/ac dual-band (2,4 i 5 GHz), Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.2, NFC, A2DP, LE, aptX, GPS z A-GPS i GLONASS system operacyjny: Android 6.0 Marshmallow aparat: główny 12 Mpix f/1.7, 26 mm, autofocus z detekcją fazy, OIS (optyczna stabilizacja obrazu), dioda LED + przedni 5 Mpix f/1.7, 22 mm, nagrywanie 2160p (4K) przy 30 kl./s funkcje: certyfikat IP68 (wodo- i pyłoszczelność), czytnik palca, pulsometr, 24-bitowy chip audio, zakrzywiony wyświetlacz, obsługa płatności Samsung Pay czujniki: żyroskop, akcelerometr, zbliżeniowy, kompas, barometr bateria: 3600 mAh wymiary: 150,9 x 72,6 x 7,7 mm waga: 157 g Konstrukcja Nie zmieniło się wiele, mamy do czynienia ze znanym już designem, który zachwycał w S6 Edge oraz Edge+. Nie jest to żadna wada, S7 Edge to piękny, przykuwający wzrok smartfon. Tym razem konstrukcja została bardziej zaokrąglona, a przekątna ekranu ma 5,5 cala, czyli rozmiar pomiędzy S6 Edge (5,2 cala) a Edge+ (5,7 cala). Tym samym bryła nieznacznie „przytyła” – ma 7,7 mm w porównaniu do 6,9 oraz 7 mm u wspomnianych wcześniej poprzedników. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Smartfon jest przekładany szkłem Gorilla Glass 4, które zamocowano na metalowej ramie. Front zakrzywiono przy dłuższych bokach, szkło mocno się w nie wcina. Widać to szczególnie w miejscu, gdzie szkło styka się z wyraźnie odchudzoną ramką. Zminimalizowano także czarne ramki otaczające sam wyświetlacz. Obecnie mają one ułamek milimetra, ale nad i pod ekranem jest jeszcze ponad centymetr miejsca. Na dole, typowo dla Samsunga, zmieścił się fizyczny przycisk główny zintegrowany z czytnikiem palca, a obok niego znajdują się dwa dotykowe i podświetlane przyciski. Na górze są z kolei: wąska maskownica głośnika rozmów, zgrabnie ulokowane logo producenta, obiektyw, dioda powiadomień i szereg czujników. Mimo mocno zakrzywionego ekranu przyciski zmieściły się na wąskich bokach. Regulacja głośności jest z lewej strony, a z prawej widać włącznik, który przesunięto bliżej środka. Na dole znalazły się dodatkowo zaizolowane złącza, w końcu konstrukcja najnowszego flagowca jest wodoodporna. Gniazdo 3,5 mm ulokowano z lewej strony, microUSB na środku, a prawą cześć zajmuje głośnik skryty za niewielką, dziurkowaną maskownicą. Na szczycie jest dodatkowy mikrofon oraz wysuwana tacka na karty nanoSIM i microSD. Szklane plecy urządzenia są również lekko zaokrąglone przy krawędziach i pięknie połyskują. To wręcz lustrzana powierzchnia – taflę szkła przełamują jedynie logo oraz obiektyw kamery wraz z diodą flash i pulsometrem. Obiektyw wystaje minimalnie, co jest jedną z zalet zastosowania nieco grubszej obudowy. Wykonanie jest perfekcyjne. Zastosowano materiały najwyższej jakości, nie ma wątpliwości, że to topowy produkt – nie tylko widać to na oko, ale także czuć podczas obsługi. Chyba nie ma smartfona bardziej przyciągającego wzrok, nawet biorąc pod uwagę różowe iPhone’y. Samsunga S7 Edge można nabyć w kolorach czarnym, białym oraz złotym. Ergonomia i użytkowanie Konstrukcja jest wyjątkowa, ale pod względem ergonomicznym można doszukać się jej słabszych punktów. Po pierwsze, S7 Edge oprócz wzroku przyciąga także odciski palców. To w końcu dwie tafle szkła, więc szybko widać na nich smugi oraz odciski. Żeby urządzenie wyglądało estetycznie, trzeba je często wycierać. box:imageShowcase box:imageShowcase Po drugie, obudowa jest śliska, przez co telefon może łatwo wyślizgnąć się z ręki, przesuwa się także na gładkich powierzchniach mebli. Nie wyobrażam sobie korzystania z S7 Edge w rękawiczkach – metalowa ramka jest bardzo wąska i ma niezwykle mały punkt styku z palcami. Zaokrąglony wyświetlacz to dodatkowa funkcjonalność – z prawej strony można wysunąć skróty do aplikacji, pogody, kontaktów czy kompasu; jednocześnie kształt szybki trochę utrudnia korzystanie ze smartfona. Urządzenie dosyć trudno unieść z blatu, lepiej opierać je o dłoń, niż chwytać palcami, ponieważ w ten sposób można przypadkowo uruchomić pewne funkcje. Osoby, które lubią ze smartfonem się położyć, lepiej niech nie myślą o wyborze Edge’a – na leżąco nie da się prawie w ogóle korzystać z urządzenia, zaś trzymając je w powietrzu, trudno smartfona obsłużyć. Często przy próbie obsługi jedną ręką zdarza się przypadkowe dotykanie ekranu wnętrzem dłoni. Drażni też korzystanie z klawiatury ekranowej – wolałem ją trochę zmniejszyć, aby klawisze nie wchodziły na zakrzywioną część ekranu, gdyż wielokrotnie, przypadkowo wstawiałem dodatkowe znaki. Przyznaję, że zakrzywiony ekran w praktyce po prostu mnie irytował, rzadko także wykorzystałem jego możliwości. Samsung S7 Edge oferuje opcję zawsze włączonego ekranu (Always-On-Display). Cały czas wyświetlana jest godzina, data i powiadomienia. By uniknąć wypalenia ekranu (w końcu świecą się tylko białe czcionki), co chwilę tekst zmienia swoją pozycję. Szybko wyłączyłem tę opcję, gdyż za każdym razem rozpraszała moją uwagę – miałem wrażenie, że otrzymuję nowe powiadomienie. Zamiast tego wolałem odczytywanie powiadomień z krawędzi uśpionego smartfona. Nic zarzucić nie można za to czytnikowi palca – działa błyskawicznie, ale uruchamia się dopiero po odblokowaniu ekranu. Trzeba więc go najpierw wcisnąć, wtedy momentalnie odblokowuje smartfona. Bardzo dobrze spisuje się pulsometr, który sprawdza także poziom dotlenienia krwi, a nawet poziom stresu (porównując puls ze standardami danej grupy wiekowej). Przyciski działają świetnie. Są wyraźnie wyczuwalne, mają precyzyjny klik i szybki odskok, dzięki czemu korzysta się z nich wyśmienicie. Konstrukcja jest odporna na pył i wodę (spełnia normę IP68), choć trzeba mieć na uwadze, że ucierpiał przez to głośnik. Monofoniczny głośnik na spodzie obudowy sam w sobie nie daje powodów do zachwytu, a przez dodatkową izolację dźwięk został lekko przytłumiony. Głośności jednak nie brakuje, jej poziom jest nadal akceptowalny. Przy normalnej pracy smartfon się nie nagrzewa, ale pierwsza konfiguracja połączona ze ściąganiem dużej ilości aplikacji w tle sprawiła, że tył urządzenia stał się lekko ciepły. Szkoda, że zabrakło USB typu C, chociaż można to zrozumieć, producent chciał zachować kompatybilność S7 Edge ze swoimi okularami Samsung VR. Wyświetlacz Zaskoczenia nie ma, jak to zwykle we flagowcach od Samsunga bywa, ekran jest rewelacyjny. Zagęszczenie pikseli jest potężne, rozdzielczość QHD na powierzchni 5,5 cala daje imponujące 534 ppi. Kontrast prezentuje się wyśmienicie, to samo można powiedzieć o jasności ekranu. Automatyczne podświetlenie sprawdza się wzorowo, ekran nigdy nie oślepia, nocą poziom minimalny nie męczy oczu, a w słoneczny dzień nie zabraknie jasności. Obraz jest ostry, bardzo czytelny. Kolory pozostają mocne i nasycone – według mnie są nawet trochę zbyt jaskrawe. Preferuję bardziej naturalne barwy, ale trudno odmówić efektowności ekranowi Super AMOLED. Czerń jest wzorowa, biel także nie daje powodów do narzekań, a kąty widzenia są szerokie. Trzeba jednak mieć na uwadze, że zakrzywienie ekranu powoduje pewne refleksy i czasami wrażenie nierównego podświetlenia oraz delikatnego półcienia przy samej krawędzi. Nie do końca podoba mi się interfejs dotykowy. Co prawda, obsługuje 10 punktów dotyku, ale według mnie jest zbyt czuły, trochę „nadpobudliwy”. Reaguje po bardzo krótkich gestach – czasami trudno było mi trafić w krzyżyk zamykający np. reklamę, ponieważ ekran odczytywał drganie palca jako przesuwanie. System operacyjny i wydajność S7 Edge działa pod kontrolą najnowszego Androida w wersji 6.0.1. Marshmallow, oczywiście wzbogaconego o nakładkę TouchWiz. Próżno tutaj szukać pozostałości Material Design Google’a, to mocna modyfikacja. Standardowo górna belka jest szara i zawiera poziomą listę skrótów oraz pasek jasności na wierzchu. Można ją rozwinąć, co daje dostęp do zaawansowanych skrótów. Menu ustawień to ponownie mnóstwo opcji i kolorowe ikonki. Mamy tutaj konfigurację NFC z opcją płatności, ustawienia funkcji ekranu krawędziowego i wiele innych. Szuflada aplikacji pozwala na ręczne lub alfabetyczne segregowanie. Nie podoba mi się jednak, że skrót do niej znajduje się z prawej strony i nie można przesunąć go na środek dolnego doku aplikacji. Cenię sobie natomiast funkcję dzielenia ekranu na dwie aplikacje, która do czystego Androida trafi dopiero w wersji N. Dobrze sprawdza się czytnik wiadomości na lewym pulpicie. Samsung S7 Edge to chyba najszybszy smartfon, z jakiego korzystałem. TouchWiz został wzorowo zoptymalizowany i działa po prostu błyskawicznie. Wszystko uruchamia się momentalnie, bez jakichkolwiek przycięć i spowolnień. Bez problemu da się pracować na wielu aplikacjach i przełączać pomiędzy nimi, nawet podczas pobierania dużej ilości danych. S7 Edge oferuje najlepszy możliwy poziom, jego obsługa to sama przyjemność. Nie miałem żadnych problemów ze stabilnością. Na smartfonie można polegać – to duża zaleta, nie można tego powiedzieć o każdym Androidzie. Układ w benchmarku AnTuTu 6.1.4 osiąga aż 114215 punktów, a w GeekBench 3 to 2102 punkty dla testu single-core i 6323 punkty dla multi-core! Co prawda, urządzenie nie deklasuje już konkurencji, tak jak to było z poprzednikami, ale jego wydajność nadal zdumiewa. To samo można powiedzieć o wydajności graficznej – w 3DMark Sling Shot ES3.1 telefon zdobywa 2119 punktów. Wątpliwości nie budzi także wydajność pamięci flash – 485 MB/s odczytu i 140,5 MB/s zapisu, 85 MB/s odczytu i 15 MB/s zapisu 4K, ale w końcu Samsung znany jest z porządnych pamięci flash i opartych na nich dysków SSD. Bateria To drugi, oprócz mniej odstającego aparatu, powód pozytywnego wpływu grubszej obudowy na funkcjonalność smartfona – w środku zmieściło się większe ogniwo o pojemności 3600 mAh (Edge miał 2600 mAh, a Edge+ 3000 mAh). Czas pracy na baterii jest bardzo dobry, szczególnie w kontekście jasnego ekranu QHD. Trzy dni normalnej pracy bez oszczędzania, z włączonym Wi-Fi, multimediami i automatycznym podświetleniem ekranu to norma. W trybie oszczędzania można wyciągnąć więcej, a bardziej intensywne użytkowanie da półtora do dwóch dni pracy. Smartfon obsługuje także szybkie ładowanie – w ok. sto minut da się naładować ogniwo do pełna. Możliwe jest także bezprzewodowe ładowanie, ale ładowarkę trzeba już dokupić samemu. Multimedia – gry, aparat, audio Fani gier z zaawansowaną grafiką się nie zawiodą. Wymagające tytuły 3D nie będą dla opisywanego smartfona wyzwaniem, płynność rozgrywki jest gwarantowana. Aplikacja aparatu ma klasyczny układ. Belka wyzwalaczy i skrótów jest z prawej strony, a z lewej umieszczono wygodne skróty dodatkowych funkcji i ustawień. Na wierzch wyciągnięto też opcje ustawienia jakości zdjęć, filtrów oraz HDR. Do wyboru są dodatkowe tryby – profesjonalny, wybiórcze pola ostrości, panorama, kolaże, a nawet tryb fotografowania jedzenia. W trybie profesjonalnym konfiguracja jest rozbudowana – od ekspozycji, przez ISO, balans bieli, po tryb ostrzenia i pomiar. Ilość konfiguracji to nie przerost formy nad treścią, fotografie wypadają bowiem rewelacyjnie. Aparat ostrzy momentalnie, bardzo szybko można zmieniać punkty ostrości, a zdjęcia wykonywane są błyskawicznie. Fotografie są jasne, ostre, a ilość detali wysoka. Bardzo dobre wrażenie robi głębia ostrości i efektowny bokeh. Smartfon może śmiało zastąpić kompakt, a nawet tańszy aparat bezlusterkowy lub kamerkę – jakość materiału 4K jest bardzo dobra, także pod względem dźwięku. Oczywiście w gorszych warunkach pojawi się nieostrość oraz ziarnistość obrazu, chociaż lampa sprawdza się nieźle. Przedni obiektyw również radzi sobie bardzo dobrze, zapewnia ładne selfie. Przykładowe zdjęcia dostępne w linkach poniżej: zdjęcie 1, zdjęcie 2, zdjęcie 3, zdjęcie 4, zdjęcie 5. Jakość dźwięku na słuchawkach jest wspaniała, doceni ją nawet audiofil. Dźwięk jest niezwykle czysty, przestrzenny i szczegółowy. S7 Edge to dobry wybór do słuchawek z wyższej półki. Można ustawić także dodatkowe filtry, np. poprawę rozdzielczości, efekt Surround, sali koncertowej oraz symulację wzmacniacza lampowego. Ten ostatni dodaje brzmieniu naturalności, gdyż można S7 Edge zarzucić pewną sztuczność dźwięku. Łączność i jakość rozmów Nie mam żadnych zastrzeżeń co do łączności. Jakość dźwięku podczas rozmów jest wzorowa – zarówno jeśli chodzi o głośnik, jak i mikrofon. Podsumowanie Samsung Galaxy S7 Edge to rewelacyjny smartfon oferujący niezrównaną wydajność, świetny ekran, wzorowe wykonanie oraz piękny design. To też bogato wyposażone urządzenie z czytnikiem kart microSD oraz pulsometrem. Trzeba jednak za niego sporo zapłacić, jego koszt to około 3000 zł. Smartfon nie jest jednak idealny. Problemem jest ergonomia – zakrzywiony wyświetlacz nie każdemu będzie odpowiadał, czasami może wręcz utrudniać obsługę. W efekcie lepszym wyborem wydaje się być… zwykły Samsung S7. Jest mniejszy (5,1”), więc bardziej poręczny i nie posiada większości wad użytkowych. Nadal będzie dosyć mocno zbierał odciski palców, ale jest też wyraźnie tańszy (około 2500 zł).
Test smartfona Samsung Galaxy S7 Edge – lepszy model zakrzywiony czy płaski?
Jaki smartfon kupić, jeśli na ten cel chcemy przeznaczyć zaledwie 200 zł? Niestety, urządzeń w tej cenie nie ma wiele. Na jakie zwrócić uwagę? W tym poradniku postaram się nieco rozwiać wasze wątpliwości i zaprezentuję kilka modeli, których cena nie przekracza 200 zł. OVERMAX VERTIS 4003 YOU Na początku chcę wam przedstawić smartfon firmy OVERMAX, model VERTIS 4003 YOU. Urządzenie jest dość nowe, bo swój debiut miało w 2016 roku. Co oferuje? VERTIS 4003 YOU, chociaż kosztuje ok. 199 zł, ma 4-calowy ekran, którego rozdzielczość wynosi 480 x 800 pikseli. Ponadto znajdziemy 4 GB pamięci wewnętrznej (można ją rozszerzyć kartą microSD), 512 MB RAM oraz kamerę główną 2 Mpix i przednią 0,3 Mpix. Za wydajność jest odpowiedzialny 4-rdzeniowy procesor o taktowaniu 1,3 GHz. Zapewne dla wielu z was w smartfonie ważna jest bateria. W przypadku VERTIS 4003 YOU jest tu ogniwo o pojemności 1400 mAh. System operacyjny stanowi Android w wersji 5.1 Lollipop. Na koniec zostawiłem najważniejsze, bo VERTIS 4003 YOU obsługuje dual SIM, czyli za jego pomocą można korzystać z dwóch kart SIM. Sony Xperia J Niestety, w naszym budżecie ciężko znaleźć smartfony markowych producentów. Mimo wszystko w kwocie ok. 190 zł możemy kupić już dość leciwy, lecz nadal atrakcyjny smartfon Sony Xperia J. Do dyspozycji otrzymujemy tu ładny 4-calowy ekran o rozdzielczości wynoszącej aż 480 x 854 pikseli, 4 GB pamięci na dane (z możliwością rozszerzenia przez slot microSD), 512 MB RAM, a także 1-rdzeniowy procesor 1 GHz, kamerę główną 5 Mpix i przednią 0,3 Mpix. System operacyjny to Android w wersji 4.0 Ice Cream Sandwich. Co z baterią? Ma ona pojemność aż 1750 mAh, więc powinna starczyć na dość długie użytkowanie. myPhone C-Smart III Kolejny godny polecenia smartfon to kosztujący ok. 160 zł myPhone C-Smart III. Ekran, jaki tu zamontowano, ma 4 cale wielkości i 480 x 800 pikseli rozdzielczości. Pozostałe parametry obejmują 512 MB RAM, 4 GB przestrzeni na dane (można ją rozszerzyć kartą microSD), 2-rdzeniowy procesor o zegarze taktowanym częstotliwością 1,2 GHz, kamery 2 Mpix i 0,3 Mpix, a całość działa pod dyktando systemu Android 4.4 KitKat. Podobnie jak we wspomnianym na początku poradnika smartfonie firmy OVERMAX, także tutaj zastosowano dual SIM. W kwestii zasilania producent we wnętrzu umieścił ogniwo, którego pojemność wynosi 1450 mAh. Manta MSP4509 W cenie ok. 170 zł możecie też zwrócić uwagę na smartfon firmy Manta, model MSP4509. Sprzęt ten, chociaż kosztuje niewiele, został wyposażony w duży 4,5-calowy ekran o rozdzielczości 480 x 854 pikseli, 512 MB RAM, 4 GB pamięci wewnętrznej (można ją rozszerzyć przez slot microSD) oraz dwie kamery 2 Mpix. Procesor ma 4 rdzenie z zegarem 1,2 GHz. Na szczęście Android jest tutaj dość nowy, bo w wersji 5.1 Lollipop. Za doprowadzanie „energii życiowej” w tym przypadku odpowiada akumulator 1500 mAh. Na koniec muszę dodać, że jest tu obsługa dual SIM. myPhone Compact Na koniec zostawiłem smartfon myPhone Compact. Ten kosztujący ok. 180 zł sprzęt ma 4-calowy ekran o rozdzielczości 480 x 800 pikseli, dual SIM, 4-rdzeniowy procesor z zegarem 1,2 GHz, kamerę główną 2 Mpix i przednią 0,3 Mpix, a także 512 MB RAM i 4 GB pamięci wewnętrznej, którą można rozszerzyć kartą pamięci microSD. System operacyjny to w tym przypadku Android 5.1 Lollipop, a za zasilanie odpowiada bateria 1350 mAh.
Smartfony do 200 zł – IV kwartał 2016
Paweł Smoleński, jeden z najbardziej cenionych polskich reportażystów, niestrudzenie przybliża czytelnikom skomplikowaną sytuację na Bliskim Wschodzie. W swojej najnowszej książce wraca do Izraela, o którym pisał już wcześniej, tym razem jednak w centrum uwagi stawia mało znaną społeczność Beduinów. Współcześni koczownicy Na terenie pustyni Negew Beduini żyją od tysięcy lat. Podobnie jak inne koczownicze ludy stanowią problem dla współczesnych władz, które próbują wtłoczyć obywateli swoich państw w sztywne ramy. Nomadyczny tryb życia nie przystaje do tego, do czego wszyscy się przyzwyczailiśmy. Przywiązani do konkretnego miejsca przez pracę, dom i podatki, nie potrafimy znaleźć w społeczeństwie miejsca dla tych, którzy tego wszystkiego nie chcą i nie potrzebują. Nie inaczej jest w Izraelu. Przywiązani do pustyni Beduini są przez władze tego kraju postrzegani jako problem. Zamknięto ich w miasteczkach i wioskach, zmuszając do przybrania pozorów stałości. Takie oderwanie od tradycji nie wychodzi nikomu na dobre, a w osadach na pustyni Negew panuje przeraźliwa nędza. Na pustyni i w mieście Niektórzy Beduini dobrze sobie radzą we współczesnym świecie. Wstępują do armii, studiują, przenoszą się do miast. Mimo to nie pasują, zmusza się ich do przyjmowania zwyczajów, które nie są ich. Smoleński zręcznie przybliża nam wielowymiarowość sytuacji Beduinów, nie stroniąc także od pokazania tych, którzy próbują odcinać się od swojej własnej tradycji. Mowa tu przede wszystkim o kobietach zaczynających sprzeciwiać się obowiązującemu w ich kulturze wielożeństwu. Smoleński poddaje analizie także inne aspekty kultury Beduinów i choć jego spojrzenie bywa krytyczne, trudno nie zauważyć, jak bezstronnie i obiektywnie stara się patrzeć. Państwo Izrael Opowiadając o Beduinach, Smoleński opowiada tak naprawdę o państwie Izrael, opresyjnym i bezwzględnym. Politycy potrafią wykorzystać wszechobecne w tym regionie świata animozje etniczne i religijne dla własnych celów. Beduini nie przystają do tego państwa, a państwo nie przystaje do nich. Przejmujące są opowieści o krzywdach, jakich doznali ze strony państwa, i choć Smoleński uczciwie przedstawia krzywdy, które wyrządzają także sobie nawzajem, trudno nie współczuć im tego, jak traktuje ich kraj, w którym przyszło im żyć. Pierwsza książka Smoleńskiego, „Izrael już nie frunie”, otwierała serię reporterską wydawnictwa Czarne. „Wieje szaarkija” ukazuje się w dziesiątym roku istnienia tej doskonałej serii, a Smoleński podobno pracuje nad kolejną książką o Izraelu. Być może to właśnie sytuacja Beduinów stanie się zarzewiem nowego konfliktu na Bliskim Wschodzie – tym bardziej warto poznać zarówno tę książkę, jak i inne autora. Źródło okładki: czarne.com.pl
„Wieje szarkijja. Beduini z pustyni Negew” Paweł Smoleński – recenzja
Jeżeli chcesz, żeby twój ogród był zadbany, potrzebujesz do tego odpowiednich narzędzi. Nie musisz kupować wszystkich od razu. Warto jednak, abyś pomyślał, jakie prace najczęściej wykonujesz i co w pierwszej kolejności będzie ci najpotrzebniejsze. Z pewnością wysoko na tej liście znajdą się dołownik, motyczka i pazurki – czyli mały zestaw niezbędny każdemu ogrodnikowi. Dołownik Dołownik to jedno z tych narzędzi, które mogą ci się wydać zbędne. Do wykopania dołu zawsze można przecież wykorzystać łopatę lub szpadel. Gdy jednak już raz użyjesz dołownika, nie będziesz w stanie zrozumieć, jak dawałeś siebie do tej pory radę bez niego. Dzięki dołownikowi bez wysiłku i bardzo szybko wykopiesz otwór w ziemi. Takie czynności jak sadzenie staną się prawdziwą przyjemnością. Dołownikiem nazywamy również mały ostro zakończony palik z rączką, którym można robić w ziemi niewielkie otwory na nasiona. Wielkość dołownika Wielkość dołownika możesz dopasować do swoich indywidualnych potrzeb. Wszystko zależy od twojej postury, siły fizycznej, a także wielkości dołów, które chcesz nim wykopywać. Wysokość dołownika waha się zwykle od 1000 mm do 1200 mm, szerokość wierteł od około 125 do 250 mm. box:offerCarousel Motyczka Motyka to jedno z najpopularniejszych narzędzi w ogrodnictwie. Służy głównie do spulchniania ziemi, pielenia czy okopywania roślin. Jej odmianą, bardzo popularną w drobniejszych pracach ogrodowych, jest motyczka. Od motyki różni się ona wielkością. Niewielki rozmiar sprawia, że jest bardzo poręczna. Nie nadaje się jednak do wykorzystywania przy zbyt dużych powierzchniach. Doskonale sprawdza się zaś w małych ogródkach, na balkonach, rabatach, a nawet przy pielęgnacji roślin trzymanych w domu. Rodzaje motyczek Motyczki, pomimo całej swojej prostoty, różnią się między sobą szerokością i kształtem głowicy (prostokątne, trapezowe, trójkątne) i rodzajem trzonka. Trzonki są najczęściej wykonane z drewna, aluminium lub stali. Powinieneś wybrać taki, który będzie ci najwygodniej trzymać. Warto zwrócić uwagę na trzonki specjalnie profilowane do ręki. Ważna jest również waga narzędzia, nie może być dla ciebie zbyt ciężkie. box:offerCarousel Pazurki Pazurki, podobnie jak motyka, służą do spulchniania ziemi i wyrywania chwastów. Idealnie nadają się na przykład do podważenia korzeni rośliny, którą chcesz wyrwać. Są delikatniejsze od motyki, dlatego możesz ich używać do precyzyjnych prac. Tak samo jak motyczka, pazurki sprawdzają się przy pracach na niewielkiej powierzchni. W zależności od potrzeb możesz wybrać pazurki o różnej wielkości, długości trzonka, ciężarze, a także szerokości rozstawu pazurków. Zadbaj przede wszystkim o własną wygodę. box:offerCarousel Praktyczne i miłe dla oka Obecnie dostępnych jest bardzo wiele najróżniejszych odmian motyczek, pazurków i wielu innych podobnych narzędzi do prac w ogrodzie. Producenci często starają się, aby były one nie tylko wygodne i praktyczne w użyciu, ale także estetyczne i cieszące oko swoim wyglądem. Możesz przez to spotkać narzędzia w wielu różnych kolorach i wzorach. Możesz kupić także narzędzie, które jest połączeniem motyczki i pazurków (z jednej strony ma motyczkę, z drugiej pazurki). Sprawdź jednak, czy takie rozwiązanie będzie ci odpowiadać. W użyciu może się okazać zbyt niewygodne i ciężkie. Cena Pamiętaj, że twoje narzędzia powinny przetrwać więcej niż jeden sezon. Zarówno motyczka, pazurki, jak i dołownik nie są narzędziami drogimi. Ich cena waha się od kilku do kilkudziesięciu złotych. Najdroższy z tego zestawu jest dołownik świder, którego cena zaczyna się od około 60 zł. Kupując narzędzia, zwracaj uwagę przede wszystkim na ich jakość. Często lepiej zapłacić trochę więcej, ale być pewnym, że nie połamią się lub nie uszkodzą w jakiś inny sposób krótko po zakupie. Dołownik, motyczka i pazurki to narzędzia przydatne w każdym ogrodzie. Mały dołownik do nasion, motyczkę i pazurki możesz także wykorzystywać przy pielęgnacji roślin w swoim domu i na balkonie. Przy wyborze narzędzi nie zapomnij zadbać o własną wygodę. Muszą mieć odpowiednią wagę i wielkość. Kup również narzędzia wysokiej jakości, by przetrwały kilka sezonów. Jeżeli postąpisz zgodnie z tymi radami, zobaczysz, że pielęgnacja ogrodu stanie się dla ciebie prawdziwą przyjemnością. Przeczytaj również: Narzędzia dla początkującego ogrodnika
Dołownik, motyczka, pazurki – narzędzia pomocne przy pracy w ogródku
Cykl „Prawdziwe historie” wzbogacił się o kolejną pozycję. Anna Herbich tym razem zebrała wspomnienia kobiet, które przeżyły rzeź na Wołyniu. Wtedy były dziećmi, teraz opowiadają historię nie tylko swoją, ale również swoich rodziców i dziadków. Nie wolno zapomnieć „Dziewczyny z Wołynia” to już czwarta książka Anny Herbich. Po „Dziewczynach z Powstania”, „Dziewczynach z Syberii” i „Dziewczynach z Solidarności” tym razem dotarła do świadków mordów ukraińskich na Polakach w roku 1943. Rzeź wołyńska do dziś rzuca cień na stosunki ukraińsko-polskie. Historycy po obu stronach granicy spierają się na temat ostatecznej liczby ofiar, przyczyn, analizują przebieg wydarzeń. Autorka nie pisze jednak kolejnej pracy dla specjalistów. Ona chce słuchać bardzo osobistych, emocjonalnych wspomnień i spisywać te świadectwa, by dzięki nim lepiej zrozumieć dramat pojedynczych ludzi. Nawet nie liczby czy daty, ale konkretne wsie, konkretne rodziny są tu ważne. Kobiecy punkt widzenia Anna Herbich wyspecjalizowała się w historiach kobiet i może to nawet ciekawszy punkt widzenia, bo przecież tak rzadko spotykany. O wielkich wydarzeniach, powstaniach, bitwach, wszystkim, co ważne w historii naszego kraju, opowiada się często poprzez wspomnienia walczących, dowódców, tych najbardziej zaangażowanych. Kobiety, czy tak jak w tym przypadku młodziutkie dziewczyny, zwykle wydają się być w tle, a przecież one też doświadczały tego samego przerażenia, uderzeń adrenaliny, wściekłości i żalu. „Dziewczyny z Wołynia” zawierają dużą dawkę cierpienia, okrucieństw, lęku, ale przede wszystkim stanowią dotknięcie prawdy. Któż zaprzeczy świadectwu kogoś, kto jedynie cudem przeżył te pogromy, gdy sąsiedzi przyszli ich wyżynać, tylko dlatego, że uwierzyli w banderowską wizję Ukrainy bez Polaków. W prawdzie można znaleźć pojednanie Opowiadają o tym, co widziały, czego doświadczyły. W ogrom okrucieństw czasem aż trudno uwierzyć, wszak mordowano często bezbronnych, znajomych, nawet małe dzieci. One same straciły swoją ojcowiznę, swoich bliskich, a również nadzieję na ukaranie sprawców, bo przez wiele lat nawet nie mogły głośno wspominać o tamtych wydarzeniach czy zapłakać nad mogiłami rodzin. Dziś to już starsze panie i to jedna z ostatnich okazji, by mogły głośno opowiedzieć o tym, co przeżyły, by mogły upomnieć się o prawdę. Nie udało się wam nas zabić „Dziewczyny z Wołynia” to dziewięć historii, przy których trudno powstrzymać emocje. Ich dzieciństwo, trochę sielankowy obraz życia na gospodarstwie i tragedia, która w tak krótkim czasie wszystko im odebrała. Bolesne wspomnienia i chwytające za serce dalsze losy bohaterek, gdy na przekór traumie i rozpaczy potrafiły żyć dla innych, zakładać własne rodziny, nieść miłość, a nie nienawiść. Wszystko opowiedziane prostymi słowami, bez literackiego ubarwiania, od serca, ale tym bardziej nas to porusza. Źródło okładki: www.wydawnictwoznak.pl
„Dziewczyny z Wołynia. Prawdziwe historie” Anna Herbich – recenzja
Twoja przyjaciółka lub siostra uwielbia seriale? Zestaw ze wszystkimi sezonami jej ulubionej produkcji będzie doskonałym pomysłem na świąteczny prezent. Które tytuły są szczególnie polecane i cieszą się uznaniem? Wyzwolone przyjaciółki z wielkiego miasta Seks w wielkim mieście to pozycja kultowa, która do dziś cieszy się uznaniem fanek na całym świecie. Miłosne przygody Carrie Bradshaw i jej trzech przyjaciółek: romantyczki Charlotte, twardo stąpającej po ziemi Mirandy i wyzwolonej, pewnej siebie Samanthy, przyciągnęły przed ekrany ogromną rzeszę wielbicielek, które z wypiekami na twarzy śledziły ich poczynania. Chociaż większość z nas serial zna od podszewki, box ze wszystkimi jego częściami będzie doskonałym pomysłem na prezent. Damski wieczór przy plotkach i winie? Wystarczy włączyć ulubiony sezon i razem z przyjaciółkami śmiać się oraz wzruszać przy kolejnych miłosnych perypetiach bohaterek. Najsłynniejsi przyjaciele świata Rachel, Monica, Phoebe, Chandler, Joey i Ross. Te imiona brzmią znajomo? Z pewnością! Serial Przyjaciele to prawdziwy hit, który oglądały miliony osób na całym świecie. Niezwykle zabawne gagi, wyraziste postaci i chemia między bohaterami – to wszystko sprawiło, że serial Friends zyskał status kultowego, a aktorzy podczas ostatniego sezonu dostawali milion dolarów za odcinek. Zestaw dziesięciu części z pewnością będzie doskonałym pomysłem na prezent dla każdego, kto darzy serial sentymentem i od czasu do czasu przypomina sobie najzabawniejsze odcinki. Piękni i medycyna Kolejnym zestawem, który będzie doskonałym prezentem dla każdej maniaczki seriali, jest box z serialemChirurdzy. Która z nas nie mogła oprzeć się dobrotliwemu i nieziemsko przystojnemu doktorowi o pseudonimie McDreamy? Historia młodej lekarki Meredith Grey, która pracuje w szpitalu w Seattle, wciąż ma swoich wiernych fanów, dla których komplet kilku sezonów na pewno będzie powodem do szerokiego uśmiechu. I być może całonocnego, świątecznego maratonu. Zdesperowane gospodynie domowe Intrygi. Knucie. Romanse. Wychowanie dzieci. Chodzenie na randki. Morderstwo. Brzmi jak pozornie niepasujące do siebie elementy? Dla bohaterek Gotowych na wszystko to składniki codziennego życia. Przygody charyzmatycznych mieszkanek luksusowego przedmieścia Fairview, ulicy Wisteria Lane, zaczynają się od samobójstwa jednej z sąsiadek. Po śmierci pozostaje ona narratorem wydarzeń i postanawia przybliżyć ludziom z zewnątrz prawdziwe życie kobiet, których jedynym zadaniem jest dbanie o dom. Okazuje się, że gospodynie domowe skrywają więcej sekretów, niż mogłoby się wydawać. Z perspektywy wyższych (i niższych) sfer Serial Downton Abbey okazał się prawdziwym hitem. Fabuła osadzona w realiach początku XX wieku przedstawia historię arystokratycznej rodziny i jej służby. Tytuł wyróżnia się niezwykłym dbaniem o szczegóły i zgodność historyczną, pięknymi, autentycznymi lokacjami, a także wspaniałą obsadą, wśród której znajdziemy śmietankę angielskiej szkoły teatralnej. Downton Abbey to świetna pozycja dla każdej miłośniczki seriali, w których zagadnienia obyczajowe przeplatają się z romansami, intrygami politycznymi, a także dozą humoru. To z pewnością produkcja, w której można się zakochać. I właśnie wtedy przyda się świąteczny zestaw kilku sezonów. Serialowy box to doskonały prezent dla każdej maniaczki seriali. Możemy kupić serial, który już zna i uwielbia, albo postawić na coś nowego i polecanego. Pamiętajmy, aby kierować się gustem obdarowywanej – wtedy będziemy mieć pewność, że nasz prezent okaże się trafiony.
Prezent dla maniaczki seriali – najlepsze serialowe boxy
Wyposażenie warsztatu nierzadko jest warte więcej niż remontowany lub naprawiany w nim samochód. To oczywiście dotyczy profesjonalnych firm, ale jeśli w przydomowym garażu marzy się nam miejsce, w którym będzie można samodzielnie naprawić własne cztery kółka, warsztatowe wyposażenie nie musi zrujnować domowego budżetu. Sprawdźmy, co ciekawego kupimy w cenie do 200 złotych. Co prawda, nie jesteśmy w stanie zakupić podnośnika dwukolumnowego lub profesjonalnego zestawu narzędzi, ale jeśli ktoś nie ma ambicji, aby remontować zabytkowe auta bądź naprawiać uszkodzone ciężarówki, z pewnością znajdzie bardzo przydatne akcesoria – od prostych testerów po przyzwoitej jakości zestaw narzędzi. Sprawdźmy, co może się przydać w domowym warsztacie. Testery i diagnoskopy Aby naprawić auto, musimy wiedzieć, co mu dolega. Wbrew pozorom nie zawsze jest to takie oczywiste. Nowoczesne auta są w stanie wyświetlić komunikat o awarii, ale starsze modele nie „powiedzą” nam nic, co nakieruje nas na odpowiednie tory. Wtedy przydają się testery i diagnoskopy, które są w stanie przynajmniej zasugerować nam ewentualną przyczynę awarii. W przypadku awarii silnika, bardzo często stosuje się mierniki ciśnienia sprężania w komorze spalania jednostki napędowej. Jeśli wynik podawany przez miernik odbiega znacząco od standardu zalecanego przez producenta, awarii mogła ulec uszczelka pod głowicą, zawory, itp. Przykładowo tester ciśnienia sprężania Yato Diesel YT-7307 można kupić na Allegro już za około 190 złotych. W przypadku awarii układu elektrycznego przydatny może okazać się tester diagnostyczny. Podpięty do auta tester jest w stanie wyświetlić kod błędu emitowany przez komputer pokładowy. Podstawowe modele przydatne w okazjonalnych naprawach kupimy już za około 180 złotych. Kompresory Kompresor w warsztacie bywa niezastąpiony. Chodzi nie tylko o wygodę, ale i o szybkość działania. Co więcej, ma on mnóstwo innych zastosowań. Oprócz pompowania kół, zarówno w aucie, ale i w rowerze, wózku, itp., może się przydać przy pracach lakierniczych, jako napęd dla dużych lub małych (np. modelarskich) aerografów. Poza tym mocne kompresory mogą stanowić bazę dla narzędzi pneumatycznych, nieocenionych podczas częstych operacji przy aucie, takich jak np. odkręcanie kół. Podstawowy kompresor na Allegro kupimy już za niespełna 200 złotych. Narzędzia pneumatyczne Oto idealne dopełnienie wspomnianego wcześniej kompresora. Należy pamiętać, że o ile kompresor jest wielofunkcyjny i służy za bazę dla innych urządzeń, o tyle narzędzia pneumatyczne bez kompresora są bezużyteczne. Jeśli jednak połączymy te dwa składniki, dostaniemy naprawdę mocny i funkcjonalny sprzęt. Gdy rozpoczynamy przygodę z tego typu rozwiązaniem, pierwszy krok powinniśmy zrobić w kierunku pneumatycznych kluczy udarowych. Jeśli do tej pory często zmienialiśmy koła (np. na potrzeby amatorskich wyścigów) i męczyliśmy się w garażu z kluczem krzyżowym, zestaw klucz pneumatyczny + kompresor będzie nieocenionym pomocnikiem. Przykładowo, klucz pneumatyczny marki Fore z walizką i podstawowymi akcesoriami kosztuje na Allegro już 180 zł. Przydatna może się również okazać nitownica pneumatyczna i szlifierka z zestawem akcesoriów. Zobacz też: Klucze pneumatyczne i kompresory Skrzynie i wózki narzędziowe Narzędzia i akcesoria są ważne, ale przecież gdzieś trzeba je trzymać. Swoją drogą nie ma nic gorszego, jak bałagan w warsztacie i szukanie każdego niezbędnego w danym momencie przyrządu. Aby zapanować nad chaosem, warto zaopatrzyć się w wózek warsztatowy. To idealne rozwiązanie, by mieć wszystko pod ręką i dysponować miejscem do odłożenia nieużywanego w danym momencie narzędzia. Po wykonanej pracy wszystkie przedmioty możemy schować w szafce narzędziowej. W tej cenie nie dostaniemy wielkiego regału na wszystkie narzędzia, ale niewielki kufer na najpotrzebniejsze sprzęty będzie idealnym początkiem urządzania warsztatu. Przykładowo, niewielki regał z 3 szufladami Keter Tool Chest kosztuje na Allegro około 150 złotych. Zestawy narzędzi Zestawy narzędzi zostawiliśmy na koniec, ale nie ukrywajmy – to najważniejszy element każdego warsztatu, zarówno profesjonalnego, jak i amatorskiego, w przydomowym garażu. W ofertach na Allegro znajdziemy najróżniejsze oferty. Możemy zdecydować się na ogromny zestaw nawet z 200 elementów, w skład którego wchodzą klucze nasadowe, grzechotki, jak również nieco mniejszy, ale zapewne bardziej profesjonalny komplet kluczy płasko-oczkowych. Zazwyczaj komplety w tej cenie pakowane są w praktyczne skrzynie lub walizki. Przykładem jest zestaw marki JOBIextra w cenie około 200 złotych.
Akcesoria do warsztatu do 200 złotych – przegląd propozycji
Rękawiczki to często niedoceniany przez kobiety element garderoby. Większość z nas nie poświęca wiele czasu, by znaleźć idealne i zazwyczaj wybiera po prostu czarne. A szkoda! Rękawiczki potrafią urozmaicić stylizację lub ją dopełnić. Pokazują fantazję i charakter właścicielki. Dowiedz się, jakie są najmodniejsze w tym sezonie i do czego je nosić. Jak dobrać rękawiczki Rękawiczki są różnego rodzaju – jednopalcowe, pięciopalcowe, długie, krótkie, skórzane i dzianinowe. Producenci akcesoriów dwoją się i troją, by sprostać oczekiwaniom klientek oraz dopasować się do ich stylu życia. W wyborze rękawiczek kieruj się przede wszystkich dwiema zasadami: w czym ci będzie wygodnie oraz co ci się podoba. Wybierając rękawiczki, zwróć uwagę przede wszystkim na to, czy będą pasować stylistycznie i kolorystycznie do kurtki lub płaszcza, czapki i szalika. Nie muszą być w tym samym kolorze, ale ważne, by wszystko współgrało ze sobą i tworzyło dość spójną całość. Jeśli twój płaszcz jest w stonowanym kolorze, możesz ożywić go rękawiczkami o intensywnej barwie lub ze wzorem. To, czego nie wypada nosić np. na bluzce, można przemycić w dodatkach. Moda nie musi być poważna! Miłośniczki klasycznej elegancji również bez problemu znajdą coś dla siebie. Na rynku istnieje wiele firm, które produkują ponadczasowe i dobre jakościowe modele. Rękawiczki z jednym palcem Kiedyś kojarzyły się głównie z modą dziecięcą, od jakiegoś czasu także dorosłe kobiety chętnie wybierają ten model. Rękawiczki jednopalcowemogą być klasyczne, wełniane, w stonowanych kolorach, podbijane futerkiem od środka. Mogą się pojawić w zabawnej wersji, we wzorki, z ciekawym napisem i pomponami. Ich jedyną wadą bywa mała praktyczność, ponieważ trudno w nich np. odebrać telefon, ale wszystko jest kwestią upodobania i przyzwyczajeń. Najlepiej pasują do kurtek puchowych i kożuszków. W połączeniu z ciepłym okryciem wierzchnim jednopalcowe rękawiczki dają zimowy look rodem z bajek. Rękawiczki z pięcioma palcami Najbardziej klasyczny model. Cenimy je za praktyczność i wygodę w noszeniu.Rękawiczki pięciopalcowe mają jednak wiele odmian. Mogą być dzianinowe, skórzane, krótkie, długie oraz specjalnie zaprojektowane do ekranów dotykowych. Rękawiczki dzianinowe Tanie, przyjemne w dotyku i elastyczne. Mogą być gładkie lub we wzór. Z najzwyklejszej dzianiny lub porządnej wełny, z dodatkowym ociepleniem. Dzianinowe rękawiczki są bardzo uniwersalne, będą wyglądać dobrze zarówno ze sportowym płaszczem, jak i kurtką puchową. Rękawiczki skórzane Dla kobiet ceniących elegancję i jakość. Są trwałe, nieprzemakalne i bardzo stylowe. Skórzane rękawiczki wspaniale komponują się z eleganckim płaszczem lub hitem sezonu, czyli peleryną. Występują w wielu kolorach, więc z łatwością dopasujesz je do swojego płaszcza. Rękawiczki długie Znajdziesz je w wersji wykonanej ze skóry lub dzianiny. My jednak polecamy skórzany wariant, ponieważ jest o wiele bardziej elegancki, a długie rękawiczki nosimy w eleganckim wydaniu. Najlepiej wyglądają do płaszczy z rękawem ¾ lub peleryny, w której odsłonięte są rękawy. Mimo wytwornego charakteru można je nosić na co dzień. Do ekranów dotyków Propozycja dla każdej osoby, która chce być cały czas w kontakcie ze światem. Odbieranie połączeń lub pisanie SMS-ów bywa trudne zimą, gdy ekran telefonu jest zmarznięty. Natomiast ściąganie rękawiczek za każdym razem, gdy chcemy skorzystać z komórki, jest niepraktyczne i mało przyjemne ze względu na panujący chłód. Producenci postanowili rozwiązać ten problem i stworzyli rękawiczki z mieszanki akrylu, spandexu i srebra. Dzięki tej trójce nasze dłonie nie muszą marznąć podczas używania smartfona. Wbrew pozorom, coś tak innowacyjnego jak rękawiczki do ekranów dotykowych również występują w dziewczęcej odsłonie, np. w serduszka lub pingwinki.
Przegląd zimowych rękawiczek dla niej
Gorący, chrupiący chleb na śniadanie lub podwieczorek, z rozgrzanym masłem i pyszną wędliną bądź domowym dżemem – taka perspektywa marzy się wielu osobom, szczególnie jesienią lub zimą. Na szczęście w prosty sposób możemy zrobić go samodzielnie w domu za pomocą automatu do chleba. Bez problemu znajdziemy mnóstwo przepisów na chleb w najróżniejszej postaci. Od prostego chleba polskiego, po wyszukany z ziarnem, przyprawami i innymi pysznymi dodatkami. Co prawda, można go upiec też w tradycyjnym piekarniku i brytfannie, ale o wiele prościej i wygodniej jest skorzystać z dedykowanego automatu do chleba. Za jego pomocą zrobimy idealny wypiek według własnych preferencji, z gwarancją odpowiedniej temperatury itp. Poznajmy zatem kilka ciekawych propozycji w różnych przedziałach cenowych. Tefal PF2101 Nasze zestawienie otwiera Tefal PF2101 w cenie około 350 zł. To dość proste urządzenie, ale oferujące naprawdę sporo funkcji i możliwości, dzięki czemu nawet wymagający użytkownicy znajdą coś dla siebie. To również idealny sprzęt dla tych, którzy chcą rozpocząć swoją przygodę z samodzielnym pieczeniem chleba. Do dyspozycji są 3 ustawienia wagi (500, 750 oraz 1000 g) oraz 12 programów wypiekania w 3 poziomach zarumienienia skórki. Jest tu funkcja opóźnionego startu (przydatna dla osób, które chcą mieć świeży chleb po powrocie z pracy) oraz podtrzymywania ciepła. Jeśli chodzi o programy wypiekania, mowa zarówno o najprostszym programie do chleba białego, jak i ciekawszych wersjach do chleba pełnoziarnistego czy bezglutenowego. Ciekawostką jest z pewnością opcja wyrabiania ciasta np. na pizzę oraz robienia dżemu. Całość zamknięto w białej obudowie. box:offerCarousel Tefal PF6118 Następna propozycja tej samej firmy, ale o nieco wyższej funkcjonalności. Tefal PF6118 dysponuje mocą 1600 W i aż 19 programami wypiekania. W tym modelu da się m.in. wyrabiać ciasto i piec bagietki tradycyjne oraz słodkie i smakowe. Ponadto możemy wyrabiać dżem i ciasto na makaron, co jest cechą charakterystyczną tego modelu. Oprócz 3 poziomów wagi i stopnia wypieczenia sprzęt wyposażono w czytelny i praktyczny wyświetlacz LCD. W zestawie znajdziemy m.in. 2 foremki do ciasta, 2 foremki na bagietki, 2 mieszadła oraz komplet akcesoriów, w którego skład wchodzą ruszt, pędzelek i nożyk piekarski. W tym przypadku postawiono na elegancką czarną obudowę. Cena w dniu publikacji to około 600 zł. box:offerCarousel Zelmer 43Z010 Kolejnym modelem jest niedrogi Zelmer 43Z010. Za około 250 zł otrzymamy urządzenie idealne dla początkujących użytkowników. Ten wypiekacz do chleba wyposażono w 12 programów automatycznych, 3 poziomy regulacji wielkości wypieku (500, 700 oraz 900 g) oraz 3 poziomy wypiekania. Jest też funkcja opóźnionego startu do 13 godzin, zaś elementy, które mają styczność z ciastem (tj. mieszadło i forma), zostały pokryte nieprzywierającą powłoką. Obudowę wykonano ze stali nierdzewnej z elementami z tworzywa sztucznego. Moc to 450 W. box:offerCarousel Panasonic SD-2511 Na zakończenie propozycja marki Panasonic. Model SD-2511 dostępny jest w kolorze białym lub czarnym, dzięki czemu każdy dopasuje urządzenie do wystroju kuchni. Automat do chleba ma niezbędne funkcje, tj. opóźniony start, regulację stopnia przyrumienienia oraz wielkości wypieku, ale i funkcję szybkiego wypieku oraz program do wyrabiania dżemu. W sumie zastosowano 10 automatycznych programów wypieku. Pojemność wypiekacza to 600 g, zaś jego moc to 550 W. Cena – około 650 zł.
Automat do chleba – gorące pieczywo bez wychodzenia z domu
Odcinek lędźwiowy kręgosłupa to najczęściej obciążana część pleców. Możesz sobie pomóc, używając podpórek. Podpowiadamy, jak i kiedy ich używać. Większość z nas wiele godzin spędza w pozycji siedzącej. Praca przed komputerem, długa jazda samochodem, wieczory przed telewizorem… W efekcie odcinek lędźwiowy jest mocno obciążony. Bardzo często mięśnie też nie są odpowiednio trenowane, przez co nie utrzymują w odpowiedniej pozycji kręgosłupa, a to pogłębia przeciążenia i przyśpiesza zmiany zwyrodnieniowe. Podpórki pomagają niwelować ból, pozwalają przez dłuższy czas nie odczuwać dyskomfortu. Wiele osób dziś nie wyobraża sobie codziennego funkcjonowania bez podparcia dolnej części pleców. Kiedy i jak używać podpórek? W sprzedaży są następujące produkty: 1. Podpórki wykonane z siatki To najprostsze podpórki do dolnej części pleców. Ich zdecydowaną zaletą jest niska cena – kosztują często około 10 zł. Można je z łatwością zamontować na krześle, fotelu biurowym, a nawet w samochodzie. Dużą popularnością cieszą się również ze względu na to, że są lekkie i pozwalają na cyrkulację powietrza, więc plecy się nie pocą. Część proponowanych produktów ma w centralnej części wkładkę masującą, choć może to nie odpowiadać osobom bardzo wrażliwym na dotyk. box:offerCarousel Dla kogo nadają się podpórki? Przyniosą ulgę każdej osobie, która musi długo przebywać w pozycji siedzącej. Sprawdzają się u tych, którzy już odczuwają bóle pleców, ponieważ umożliwiają prawidłowe utrzymanie sylwetki i dzięki temu odciążają kręgosłup. Można je też z powodzeniem stosować profilaktycznie, na pewno zwiększą wygodę podczas codziennych obowiązków zawodowych i pozwolą na dłuższe siedzenie na przykład przed komputerem. 2. Podpórki w kształcie półwałków lub wałków box:offerCarousel box:offerCarousel Są niewielkie i lekkie. Można je ze sobą zabierać i szybko montować na różnych siedzeniach. Często mają pasek przytrzymujący wałek w wybranym miejscu. Na rynku są też poduszki bez zapięć, które po prostu podkłada się pod dolną część pleców. Dla niektórych osób może to być niekomfortowe rozwiązanie, ponieważ półwałek będzie się przesuwał i ostatecznie zamiast pomóc, może irytować. Niektóre krzesła biurowe nie pozwalają na wygodne ułożenie akurat tego akcesorium, ponieważ mają tak zaprojektowane oparcia, że nie uda się dobrze oprzeć półwałka o konstrukcję krzesła. Fotele ergonomiczne zazwyczaj pozwalają na dobre jego zamocowanie. Półwałki świetnie nadają się też do kubełkowych siedzeń samochodowych. Kosztują 30–40 zł i są oferowane w różnych rozmiarach. Dla kogo półwałek będzie najlepszym rozwiązaniem? Poduszka w kształcie półwałka powinna szczelnie wypełniać przestrzeń między lędźwiami a oparciem, ponieważ wtedy zapewni odpowiednią wygodę i da ulgę. Półwałek jest bardzo pomocny osobom, które chcą wyrabiać nawyk utrzymywania dobrej postawy, bo zmusza siedzącego do zachowanie naturalnych krzywizn kręgosłupa. Świetnie się nadaje dla kierowców – nie ogranicza ruchów, a zapewnia odpowiednie podparcie dolnych części pleców. 3. Poduszki ortopedyczne box:offerCarousel box:offerCarousel Poduszki oferowane są w różnych kształtach, więc należy je dobrze dopasować do swoich potrzeb. Często są wypełnione pianką z funkcją pamięci, co pozwala przynieść ulgę osobom ze zwyrodnieniami i po urazach, ponieważ poduszka dopasowuje się kształtem do ciała i dobrze je podtrzymuje. Koszt takich pomocy jest nieco wyższy i wynosi 50–300 zł, ale są warte swojej ceny, gdy lędźwie dokuczają. Komu przyda się poduszka ortopedyczna? Osoby, którym odcinek lędźwiowy już od dawna daje się we znaki, będą bardzo zadowolone z poduszek z pianki. Podtrzymują doskonale plecy, dopasowują się do ciała, zapobiegają tym samym pogłębianiu się dolegliwości i nawrotom, np. dyskopatii. Dzięki wykorzystaniu takich pomocy bardzo często osoby po urazach mogą wrócić do pracy i bez problemu spędzić kilka godzin w pozycji siedzącej. Używanie podpórek i poduszek, choć na pewno przynosi ulgę, nie powinno zastąpić rehabilitacji, ćwiczeń wzmacniających i usprawniających, ponieważ tylko odpowiednia siła mięśni może pomóc w zniwelowaniu przyczyny bólów dolnej części pleców.
Podpórki pod odcinek lędźwiowy, jak i kiedy ich używać
Nasze dziecko zaczyna raczkować? To cudownie! Pora jednak pomyśleć o zabezpieczeniu domu przed ciekawym świata malcem. Nie wie on przecież jeszcze, że nie wszystko, co widzi przed sobą, nadaje się do zabawy… Dorastanie dziecka to szczególny czas. Każda mama pamięta pierwsze samodzielne siadanie dziecka, raczkowanie, potem podnoszenie się i pierwsze kroki. Warto jednak zadbać o to, byśmy ten czas wspominali mile. Pomoże nam w tym odpowiednie zabezpieczenie domu – a dokładniej jego newralgicznych miejsc. Kontakty: jak zabezpieczyć je przed małymi paluszkami? Dzieci od zawsze interesują się kontaktami, zwłaszcza że ich dziurki są doskonale przystosowane do wielkości dziecięcych paluszków. Sprawę małym odkrywcom ułatwia również wysokość, na której są najczęściej montowane. Na początku zabezpieczania domu musimy bezwzględnie pamiętać o tym, by założyć na nie specjalne, plastikowe nakładki – zaślepki. Dzięki temu możemy uniknąć poważnego w skutkach wypadku z udziałem maluszka. Szuflady, szafki i drzwi Dolne szafki oraz szuflady mogą się okazać fascynującym obiektem zabaw naszej pociechy. Znajduje się w nich wiele ciekawych przedmiotów. Skoro nasz maluszek zaczyna być „mobilny”, powinniśmy powyjmować z nich wszelkie niebezpieczne przedmioty. Bezpieczniejszym rozwiązaniem jest jednak zabezpieczenie ich specjalnymi blokadami, dzięki którym dziecko nie przytrzaśnie sobie paluszków. Warto o tym pomyśleć, tym bardziej, że wybór w tym zakresie jest naprawdę imponujący: można nabyć zabezpieczenia montowane wewnątrz szuflady, czy też do szafek, które umożliwiają otwarcie po naciśnięciu specjalnej dźwigni. Podobnie rzecz się ma z drzwiami. Powinny być zabezpieczone specjalnymi blokadami, uniemożliwiającymi zamknięcie. Są one znacznie lepszym wyborem, niż przystawianie mebli do otwartych drzwi. Kanty i schody, czyli jak przeciwdziałać urazom Wszelkiego rodzaju ostre zakończenia mebli mogą okazać się niezwykle niebezpieczne dla malca. Dlatego też kanty stołów, szafek czy też innych mebli warto zabezpieczyć specjalnymi nakładkami. Są one wykonane z miękkiego tworzywa. Newralgicznym punktem domu są również schody. Trzeba je zarówno na górze, jak i na dole zabezpieczyć przed maluchem specjalną bramką, która uniemożliwi wejście. Warto również już teraz pomyśleć o specjalnych antypoślizgowych nakładkach na stopnie – nasze dziecko wkrótce zacznie chodzić. Kuchnia – prawdziwe wyzwanie Jednym z miejsc, gdzie czai się bardzo dużo niebezpieczeństw, jest kuchnia. Poza wcześniej wymienionymi zagrożeniami, tutaj czeka również kuchenka czy kosz na śmieci. Pierwszy problem z pewnością rozwiąże zamontowanie specjalnych płytek ochronnych, zapobiegających ściągnięciu na siebie garnka przez dziecko. Bezwzględnie należy również założyć blokadę na piekarnik, która uniemożliwi jego otwarcie. Jeśli zaś chodzi o kosz na śmieci, to zależnie od modelu można go zabezpieczyć specjalnym klipsem lub umieścić w szafce z blokadą. Raczkujące dziecko to prawdziwa radość dla każdego rodzica, ale również wyzwanie. Wymaga ono bowiem szczególnej uwagi i działań, które zagwarantują mu bezpieczeństwo i zrównoważony rozwój, bez zabijania ciekawości świata. Takim działaniem jest z pewnością zabezpieczenie domu.
Twoje dziecko zaczyna raczkować? Pomyśl o zabezpieczeniu domu
Własny pokój to marzenie chyba każdego nastolatka. Daje poczucie prywatności i pozwala mieć przestrzeń tylko dla siebie. Mały pokój nie musi być problemem. Wystarczy pamiętać o kilku zasadach, które sprawią, że pomieszczenie stanie się azylem i będzie bardzo praktyczne. Okres dorastania często wiąże się z szukaniem własnej tożsamości. Metamorfozy mogą dotyczyć nie tylko własnego wizerunku, ale również aranżacji wnętrza, w którym na co dzień przebywa młody człowiek. Jednym z najważniejszych aspektów, jaki należy wziąć pod uwagę podczas aranżacji małego pokoju, jest dobór mebli i ich rozmieszczenie. Dobrym pomysłem są w tym przypadku meble wielofunkcyjne, które nie zajmują wiele miejsca i jednocześnie spełniają swoją rolę. Jakie z nich znajdziemy na Allegro? Łóżka wielofunkcyjne W pokoju dla nastolatka najlepiej jest wygospodarować trzy podstawowe strefy: snu, nauki i relaksu. Pierwsza z nich oznacza oczywiście wygodne łóżko. W niewielkim pomieszczeniu sprawdzi się takie, które będzie służyło nie tylko do spania. Dobrze jest zainwestować m.in. w łóżko z biurkiem. Taki mebel jest bardzo funkcjonalny. Może być składany lub piętrowy. Zdarza się, że łóżko jest połączone nie tylko z biurkiem, ale też z szafą i dodatkowymi szufladami. Dzięki temu zaoszczędzisz miejsce i stworzysz małe królestwo dla swojego potomka. box:offerCarousel Łóżko chowane w szafie z automatycznie składanym biurkiem to idealne rozwiązanie do pokoju młodzieżowego. Pozwala ono w kilka sekund złożyć i rozłożyć mebel oraz przemienić pokój w sypialnię. Co ważne, nie ma konieczności zdejmowania przedmiotów znajdujących się na blacie, gdyż łóżko opada poziomo, więc wszystkie rzeczy pozostają na miejscu. W zależności od firmy takie łóżko może kosztować od 1500 do 2500 zł. Przykładem jest łóżko z biurkiem Ultimo 16. Dobierając do niego krzesło obrotowe, zwróćmy uwagę na to, aby było ono dopasowane do wieku i wzrostu nastolatka. Ciekawe są również łóżka piętrowe z wysuwanym biurkiem, takie jak Mobi 21. Mebel ten dodatkowo jest wyposażony w szafki, szuflady i otwartą półkę, na której nastolatek może umieścić niezbędne rzeczy. Model ten jest utrzymany w przyjemnej niebieskiej kolorystyce, która powinna spodobać się zarówno chłopcom, jak i dziewczynkom. Kupimy go za niecałe 1300 zł. Meble z ukrytymi schowkami Jeśli nie zależy nam na łóżku piętrowym, a w pokoju znajdziemy miejsce na biurko, warto rozejrzeć się za łóżkiem z szufladami. Dzięki niemu wykorzystamy przestrzeń znajdującą się pod łóżkiem i przechowamy w niej np. obuwie, bieliznę lub dodatkową pościel. Wśród łóżek z szufladami można wyróżnić łóżka IQ, które mają ciekawą kolorystykę. Front i korpus to biel i szara platyna, natomiast wstawki mogą być malinowe, morskie, pudrowe lub zielone. Możliwość wyboru koloru pozwoli nastolatkowi wykreować własną przestrzeń oraz dobrać dodatki w wybranym odcieniu. Całość daje wrażenie uporządkowanej przestrzeni, co jest pożądane zwłaszcza u osób, którym ciężko jest utrzymać porządek. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Wykorzystaj ścianę W pokoju nastolatka musi się znaleźć miejsce, w którym można się relaksować, realizować pasje lub rozwijać zainteresowania. Nawet jeśli pokój jest niewielki, warto umieścić w nim coś, co podkreśli styl i osobowość mieszkańca, a jednocześnie pozwoli stworzyć przyjemną aurę. W tym celu można wykorzystać ściany – np. umieścić na nich półki, dzięki czemu nastolatek wyeksponuje swoje kolekcje, zdjęcia lub trofea. Oczywiście wszystko z umiarem, gdyż małego pokoju nie można przepełniać akcesoriami. W przeciwnym wypadku uzyskamy efekt chaosu. box:offerCarousel Zasada więcej niż jednej funkcji przyda się zarówno podczas wyboru mebli, jak i dodatków. Wybierajmy więc pufy, które mogą służyć do siedzenia i przechowywania rzeczy, wiszące lub stojące szafki na książki i ubrania oraz pudełka, w których mogą znajdować się drobiazgi. Podczas aranżacji pokoju młodzieżowego należy liczyć się ze zdaniem nastolatka. W końcu pokój ma być miejscem, do którego chce on wracać i w którym chce przebywać.
Meble młodzieżowe do małego pokoju
Wózek narzędziowy z profesjonalnym wyposażeniem to marzenie wielu majsterkowiczów, którzy w wolnych chwilach samodzielnie chcą wykonywać naprawy samochodu. Niestety, taki zakup wiąże się z wydatkiem nawet kilkunastu tysięcy złotych, więc z punktu widzenia amatora jest po prostu nieopłacalny. O wiele lepszym rozwiązaniem będzie kupno samego wózka, a w dalszej perspektywie wyposażenie go w potrzebne narzędzia. Dzięki temu już za kwotę 1000 zł można mieć świetną bazę do przechowywania narzędzi. Farys FR-4033 Wózek narzędziowy Farys FR-4033 został wyposażony w 7 szuflad (5 x 60 mm, 1 x 120 mm, 1 x 140 mm) zabezpieczonych centralnym zamkiem. Producent zastosował w tym modelu blat polipropylenowy o maksymalnym obciążeniu 450 kg. Z blatem zintegrowano ergonomiczne uchwyty, które w połączeniu ze skrętnymi kołami ułatwiają manewrowanie. Dodatkową zaletą są narożne zabezpieczenia zapobiegające otarciom i uszkodzeniom karoserii samochodu. Farys FR-4033 jest dostępny na Allegro od 889 zł. NEO 84-222 NEO 84-222 to konstrukcyjnie bardzo zbliżony model do wózka Farys FR-4033. Mamy tutaj do dyspozycji 7 szuflad, z których każda jest w pełni otwierana, a zastosowane prowadnice kulkowe gwarantują bezproblemową eksploatację. Blat został wyposażony w gumową wykładzinę odporną na działanie olejów i smarów, poza tym wytrzymuje obciążenie do 280 kg. Manewrowanie wózkiem ułatwia wygodny boczny uchwyt oraz 5-calowe koła skrętne. Wysoką jakość tego produktu potwierdza 25-letnia gwarancja. Wózek narzędziowy NEO 84-222 kupimy na Allegro w cenie 979 zł. Yato YT-0914 Wózek narzędziowy Yato YT-0914 posiada 7 szuflad (5 x 50 mm i 2 x 130 mm), a w każdej z nich znajduje się piankowa wkładka. Na froncie umieszczono centralny zamek z 2 kluczykami, a na bocznej ściance – niewielki uchwyt do prowadzenia. Blat wytrzymuje obciążenie 300 kg i jest zabezpieczony odporną na zabrudzenia gumą. Stabilność i łatwe manewrowanie to zasługa dużych gumowych kół, które w razie potrzeby można zablokować. Yato YT-0914 jest dostępny na Allegro w cenie 869 zł. Niektórzy sprzedający jako gratis dodają do tego modelu zestaw podstawowych kluczy. Vorel 58539 Vorel 58539 to wózek narzędziowy wyposażony w 6 szuflad – 4 z nich wytrzymują obciążenie 25 kg, a 2 pozostałe – 45 kg. Antypoślizgowy blat roboczy ma zintegrowane uchwyty do manewrowania oraz otwory do wstawienia pojemników z płynem. Na krawędziach producent zastosował gumowe odbojniki, które zabezpieczają wózek i karoserię samochodu przed uszkodzeniami. Podobnie jak w innych modelach znajdziemy tutaj obrotowe kółka z hamulcem. Wózek Vorel 58539 jest dostępny na Allegro już od 909 zł. Proline 33105 Proline 33105 to jeden z prostszych wózków narzędziowych, który wyposażono w 5 szuflad (4 x 100 mm i 1 x 200 mm) i maty tłumiące. Konstrukcja w całości jest wykonana z blachy i niestety nie znajdziemy tutaj gumowych odbojników zabezpieczających. Każda z szuflad może być wysuwana w 95% i przenosić obciążenia do 35 kg. Producent zastosował w tym modelu solidne kółka z hamulcem o średnicy 100 mm i zamek centralny, dzięki któremu zabezpieczymy całą zawartość przed dostępem niepowołanych osób. Wózek narzędziowy Proline 33105 kupimy na Allegro w cenie 897 zł. Funkcjonalny wózek przede wszystkim pozwala uporządkować narzędzia tak, aby podczas naprawy zawsze znajdowały się pod ręką i nie trzeba było ich szukać w zakątkach garażu. Kolejnym atutem jest praktyczny blat o dużej wytrzymałości, dzięki czemu możemy na nim położyć ciężkie elementy, np. skrzynię biegów czy tylną belkę. Podczas zakupu warto zwrócić uwagę na liczbę szuflad i ich wielkość, aby dostosować ich rozmiar do posiadanych narzędzi.
Kupujemy wózek narzędziowy do 1000 zł
Wszyscy producenci samochodów wymagają stosowania olejów silnikowych, które spełniają odpowiednie parametry. W tym celu wprowadzono własne normy jakościowe. Opel zaleca zastosowanie do swoich jednostek olejów z aprobatą Dexos2. Czym charakteryzuje się olej Dexos2? Jaki olej wybrać? Charakterystyka oleju Dexos2 Aprobata Dexos2 została wprowadzona w 2010 roku i wymaga stosowania go w modelach marki Opel z silnikami diesla oraz benzynowymi. Oleje spełniające normę Dexos2 charakteryzują się wysoką stabilnością termiczną, dzięki czemu możliwe jest wydłużenie okresów wymiany nawet do 30 tys. km. Niska zawartość popiołów w oleju umożliwia długą i bezproblemową eksploatację filtra DPF i katalizatora. Właściwości czyszczące tego oleju zapobiegają gromadzeniu się zanieczyszczeń w silniku. Dexos2 zastępuje starsze specyfikacje GM-LL-A-025 oraz GM-LL-B-025. Opel zaleca stosowanie olejów z aprobatą Dexos2 w silnikach benzynowych oraz diesla, produkowanych po 2010 roku. Niniejszą normę stosuje się między innymi w silnikach takich modeli jak Opel Astra H i J, Opel Insignia A, Opel Mokka, Opel Corsa D, a także Opel Zafira C. Należy pamiętać, że zawsze przed zastosowaniem danego oleju powinno się sprawdzić w instrukcji obsługi, jaki olej zaleca producent. Jeśli producent samochodu zaleca olej z normą Dexos2, należy się tego bezwzględnie trzymać. Stosowanie innych olejów może spowodować obniżenie osiągów lub uszkodzenie silnika. Produkty licencjonowane, takie jak Dexos2, przeszły rygorystyczne testy, a ich jakość jest stale monitorowana przez Opla. Oleje certyfikowane posiadają stosowne oznaczenie na etykiecie w postaci ikony Dexos2. Natomiast pełny wykaz środków smarnych, które otrzymały aprobatę, znaleźć można na stronie gmdexos.com. Jakie lepkości olejów są dostępne w ramach tej normy? Największy wybór mamy spośród lepkości 5w30, taki olej jest najbardziej popularny i najczęściej stosowany. Spotkać możemy również oleje 0w30, 0w40 oraz 5w40. Polecane oleje silnikowe z normą Dexos2 GM Dexos2 5w30 box:offerCarousel Oryginalny olej General Motors. Specjalnie opracowany i stworzony dla silników, w których wymagana jest norma Dexos2. Olej ten wlewany jest w fabryce przy montażu silnika, jak również w ASO przy okresowej wymianie. Stosując go, mamy pewność, że silnik smarowany jest przez wysokiej klasy olej i że spełnia wszystkie właściwości w takim stopniu, aby nasz silnik pracował optymalnie. Niestety nie znajdziemy nigdzie karty charakterystyki tego oleju. Mobil1 ESP 0w40 box:offerCarousel Wysokiej jakości olej syntetyczny licencjonowany normą Dexos2. Opracowany pod kątem zachowania czystości oraz ochrony silnika. Mobil1 ESP 0w40 zapewnia bardzo dobrą sprawność i ochronę silnika przy jednoczesnym zmniejszeniu zapotrzebowania na paliwo. Olej ten charakteryzuje się także utrzymywaniem bardzo dobrych właściwości w niskich temperaturach. Może być z powodzeniem stosowany jako zamiennik dla oryginalnego oleju GM Dexos2. Motul Specific Dexos2 5w30 box:offerCarousel Firma Motul opracowała specjalny olej syntetyczny przeznaczony do silników, które wymagają stosowania środków z normą Dexos2. Olej ten jest odporny na wysokie temperatury, przez co unikniemy czarnego szlamu w silniku oraz sadzy pochodzącej z resztek po spalaniu paliwa. Motul Specific Dexos2 dzięki niskiej zawartości popiołów oraz dużej lepkości wysokotemperaturowej bardzo dobrze chroni silnik przed zużyciem, nawet przy wydłużonych okresach wymiany. Na rynku jest bardzo dużo olejów certyfikowanych normą Dexos2, a więc wybór mamy ogromny. Wszystkie posiadają zbliżone parametry, dlatego warto wybrać olej producenta, który jest łatwo dostępny na rynku.
Jak kupić olej silnikowy z normą Dexos2 do Opla?
Od dziś udostępniamy w Allegro nową formę dostawy - Kurier wieczór. Od dziś udostępniamy w Allegro nową formę dostawy - Kurier wieczór. Czym jest Kurier wieczór Kurier wieczór to, przygotowana wraz z firmą DHL, nowa forma dostawy przesyłki kurierskiej w dogodnych dla kupujących godzinach: 18.00-22.00 w większości miast 17.00-22.00 na pozostałych terenach To unikalna na polskim rynku oferta dostawy przesyłek kurierskich w godzinach wieczornych, w atrakcyjnej cenie - 9,95 zł netto (12,24 zł brutto). Jak szybko doręczane są przesyłki Kurier wieczór? Przesyłki DHL Kurier Wieczór doręczane są w ciągu 1-2 dni roboczych: * z reguły w następnym dniu roboczym w większości miast * w ciągu dwóch dni roboczych na pozostałych terenach. Dowiedz się więcej o usłudze Kurier wieczór: informacje dla sprzedających informacje dla kupujących
Kurier wieczór - poznaj nową opcję dostawy w Allegro
Jeżeli masz bardzo jasną cerę, to z pewnością wiesz, jak trudno jest dobrać do niej odpowiedni podkład. Nie każdy ulega modzie na opalanie, a oferta firm kosmetycznych zdaje się nie uwzględniać bladej cery. Są na szczęście jednak produkty, które świetnie dopasują się nawet do alabastrowej twarzy. Jaki powinien wyglądać na cerze podkład dla bardzo jasnej cery? Przede wszystkim naturalnie i zdrowo, bez efektu maski lub farby. Dobrze, jeśli jest pozbawiony żółtych tonów, które w tym przypadku potrafią się nieestetycznie odznaczać. Cechą, na którą trzeba uważać, jest tendencja do ciemnienia fluidów na twarzy w ciągu dnia. Czasem produkt zmienia kolor o kilka odcieni! Świetnie też jest, jeżeli kryje niedoskonałości, jest trwały, nie zatyka porów, a do tego jeszcze zawiera filtry UV. Brzmi jak naiwne marzenia? Okazuje się, że są takie kosmetyki. Podkład kultowy od Revlonu Podkłady tej marki cieszą się niesłabnącym uznaniem, nawet po zmianach formuły, które następują co jakiś czas. Revlon Colorstay 110 Ivory to świetny wybór dla osób o porcelanowej cerze. Produkt nie zatyka porów, a jednocześnie skutecznie zakrywa niedoskonałości. Jest trwały i zarazem lekki, dzięki czemu nie tworzy na powierzchni skóry maski i komfortowo się go używa. Zawiera też składniki pielęgnacyjne oraz filtr SPF15, które razem dbają o kondycję skóry. Polecany podkład w przystępnej cenie – Max Factor Max Factor Lasting Performance 100 Fair to najjaśniejszy odcień z tej linii, który świetnie sprawdza się nawet przy bardzo bladej cerze. Nie odcina się od reszty skóry na linii żuchwy. Zapewnia naturalny efekt, jest niewidoczny na cerze. Konsystencja jest dosyć gęsta, kryje niedoskonałości i łatwo się nakłada. Formuła matująca zawiera pudry pochłaniające sebum, co oznacza trwałość bez konieczności dokonywania poprawek przez długi czas. Krem CC od Bourjois do jasnej cery Również w dziedzinie kremów CC znalazła się propozycja przeznaczona dla bardzo jasnej cery. Bourjois 123 Perfect Cream CC w odcieniu 31 Ivory to produkt o działaniu wieloaspektowym. Koryguje przebarwienia, zaczerwienienia, w tym popękane naczynka oraz niedoskonałości i ślady po nich. Formuła jest lekka, nawilżająca, a także rozświetlająca. Naturalne wygładzenie oraz działanie ochronne są odczuwalne od razu po nałożeniu. Podkład dla jasnej cery z przebarwieniami Podkład Even Better Makeup w odcieniu Alabaster od Clinique to preparat polecany dla osób o cerze jasnej z problemem przebarwień. Niezależnie, czy są one wynikiem postępujących procesów starzenia, pozostałością potrądzikową, czy też ekspozycji słonecznej, kosmetyk nie tylko je maskuje, ale również aktywnie działa na rzecz ich redukcji. Formuła łatwo się rozprowadza, a drobinki rozświetlające dają odmładzający efekt. Filtr SPF15 zapewnia ochronę przed pogłębianiem się istniejących zmian oraz powstawaniem nowych. Luksusowy podkład do cery jasnej Marka Estée Lauder wywołuje zachwyty kobiet na świecie jako oferująca kosmetyki najwyższej jakości. Podkład Double Wear 1W1 Bone to propozycja przeznaczona dla bardzo jasnej cery. Makijaż jest lekki i długotrwały. Utrzymuje się nienagannie aż do 15 godzin, wygląda świeżo, nie utlenia się i nie zmienia koloru w ciągu dnia, nawet podczas wzmożonej aktywności. Formuła zawiera filtr słoneczny o faktorze 10. Jest pozbawiona tłuszczów oraz bezzapachowa.Znalezienie kosmetyków, które świetnie zgrają się z bladą cerą, wymaga nieco wysiłku, jednak kiedy już trafisz na odpowiednie – posłużą skutecznie przez długi czas. Nie bój się eksperymentować i samodzielnie mieszać odcienie aż do uzyskania pożądanego efektu. Makijaż powinien być naturalny i sprawiać, że poczujesz się swobodnie i pięknie.
Podkłady do bardzo jasnej cery – polecane produkty
Rynek wtórny oferuje bardzo szeroki wachlarz motocykli używanych. Zakup odpowiedniego egzemplarza, który nie będzie sprawiał problemów eksploatacyjnych, wymaga od nabywcy podstawowej wiedzy na temat jednośladów. W procesie zakupu używanego motocykla kluczowym etapem są oględziny. Pozwalają one bowiem zweryfikować, czy zapewnienia sprzedającego są zgodne z rzeczywistością. Komplet dokumentów to podstawa Zanim rozpoczniemy sprawdzanie stanu technicznego motocykla, warto przedtem dokonać przeglądu pod kątem formalnym. Należy sprawdzić, czy sprzedający posiada komplet dokumentów pojazdu. Mowa przede wszystkim o dowodzie rejestracyjnym, ubezpieczeniu odpowiedzialności cywilnej (OC) i karcie pojazdu (jeżeli została wydana). Bardzo ważna jest też informacja, najlepiej poparta odpowiednim zaświadczeniem, czy sprzedający jest jedynym właścicielem motocykla. Ponadto mile widziana jest także karta serwisowa, która informuje o serwisach dokonywanych przez poprzedniego właściciela. Zgodność numeru VIN Kiedy sprzedający dostarczy komplet dokumentów, kolejnym krokiem może być sprawdzenie zgodności numeru VIN z dowodu rejestracyjnego z tym, który został nabity na ramie motocykla. VIN (ang. Vehicle Identification Number) to zestawienie siedemnastu znaków (litery i cyfry), które pozwalają zidentyfikować dany pojazd. Jeżeli numer z dowodu różni się od tego, który znajduje się na ramie, możemy mieć poważne podstawy, by stwierdzić, że motocykl nie pochodzi z legalnego źródła. Zaniepokojenie powinny również wzbudzić wszelkie ślady próby modyfikacji numeru na ramie, czyli np. ślady szlifowania. Wizualna ocena stanu motocykla Już na pierwszy rzut oka istnieje możliwość oceny stanu jednośladu. Najłatwiej jest określić, czy maszyna brała udział w kolizji lub miała bliższy kontakt z asfaltem. Świadczyć mogą o tym m.in. uszkodzenia takich elementów, jak kierunkowskazy, ciężarki kierownicy, plastikowe owiewki, dźwignia sprzęgła i hamulca lub podnóżki kierowcy i pasażera. Warto zwrócić też uwagę na malowanie oglądanego egzemplarza i sprawdzić, czy zgadza się z tym, które było oferowane fabrycznie przez producenta w danej linii modelowej i roczniku. Jeżeli nie ma tej zgodności, można przypuszczać, że nowe malowanie jest efektem chęci zatuszowania defektów wizualnych po jakimś upadku. Przed jazdą próbną Zazwyczaj sprzedający udostępniają oferowany motocykl do jazdy testowej. W głównej mierze to właśnie wtedy potencjalny nabywca ma szansę sprawdzić, czy motocykl zgadza się z opisem sprzedającego. Oczywiście, jeżeli kupujący nie jest pewien swoich możliwości, powinien zabrać ze sobą na oględziny osobę kompetentną, która sprawdzi motocykl w praktyce. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na to, czy sprzedający udostępnia maszynę z wcześniej rozgrzewanym silnikiem. Należy dopilnować, by silnik przed uruchomieniem był zimny, tak by można było zanotować ewentualne nieprawidłowości: nierówną pracę jednostki napędowej czy nagłe gaśnięcie. Pierwsza jazda testowa motocyklem Podczas pierwszej przejażdżki należy obserwować, czy silnik motocykla pracuje równo i czy nie mają miejsca takie sytuacje, jak np. nagłe szarpanie. Bardzo ważna jest ocena tego, jak prowadzi się motocykl. Najbardziej popularnym sposobem weryfikacji tego elementu jest puszczenie kierownicy i sprawdzenie, czy jednoślad jedzie wciąż na wprost, czy może dochodzi do nieprawidłowej tendencji ściągania maszyny w prawą lub w lewą stronę. Podczas jazdy próbnej warto zwrócić uwagę również na poprawność działania hamulców, precyzyjność przełożeń skrzyni biegów, a także działanie świateł i obecność wszystkich płynów. Zakup używanego motocykla jest bardzo odpowiedzialnym zadaniem. Posiadanie elementarnej wiedzy technicznej może pomóc w wyborze odpowiedniego wizualnie i technicznie egzemplarza. Należy jednak pamiętać, że w razie niepewności warto zabrać ze sobą profesjonalistę, który posłuży fachową opinią w momencie podejmowania decyzji.
Kupujesz używany motocykl? Zobacz, na co powinieneś zwrócić uwagę
Jeśli wydaje ci się, że aby schudnąć wystarczy po prostu mniej jeść, jesteś w błędzie. Żeby zgubić zbędne kilogramy trzeba nie tylko jeść mniej, ale także lepiej. Przedstawiamy najważniejsze zasady odchudzania, o których powinieneś pamiętać, jeśli chcesz schudnąć. Gubienie zbędnych kilogramów to żmudny i nierzadko frustrujący proces. Aby osiągnąć jak najlepsze efekty i szybciej cieszyć się szczuplejszą sylwetką, warto pamiętać o kilku zasadach zdrowego odżywiania, które przyspieszą metabolizm i pomogą spalić tkankę tłuszczową. Jedz pięć razy dziennie Mniejsze, ale częściej jedzone posiłki to jedna z podstaw diety odchudzającej. Postaraj się tak rozplanować swój dzień, by jeść regularnie co 2-3 godziny – wówczas organizm nie będzie odkładał tkanki tłuszczowej. Ponieważ posiłki będą niewielkie, nie będziesz najadać się do syta – to normalne! Pamiętaj o śniadaniu, bo nie bez przyczyny nazywa się je najważniejszym posiłkiem dnia. Postaraj się zjeść je maksymalnie godzinę po przebudzeniu się (a najlepiej do 30 minut po wstaniu). Ostatni niewielki posiłek zjedz na 30 minut przed snem. Jeżeli to możliwe, obiad jadaj między 13:00 a 15:00, gdyż pozwoli to organizmowi spalić do wieczora nawet dodatkowe 1000 kcal. Planuj posiłki Najlepiej wieczorem przygotuj sobie posiłki na cały następny dzień: od śniadania aż do kolacji. Okaże się to szczególnie pomocne, jeżeli dużo czasu spędzasz poza domem, gdzie czyha sporo pokus. Poszczególne posiłki przechowuj w plastikowych albo szklanych pojemnikach, które z łatwością możesz zabrać do biura i bez problemu utrzymasz je w czystości. box:offerCarousel Unikaj przetworzonych produktów Jeżeli dotychczas w twojej diecie dominowały „gotowe” produkty, to czas na zmiany. Nie chodzi tu wyłącznie o gotowe dania, sosy w proszku czy hamburgery z fast foodów. Owocowe jogurty, ziołowe serki czy wędliny z przyprawami także powinny zniknąć z twojej diety. Przetworzone produkty zastąp tymi bardziej naturalnymi, np. kefirami czy serkami wiejskimi. Same przygotuj sobie musli, dodając do owsianki bakalie i suszone owoce. Ciemnym chlebem pełnoziarnistym zastąp białe pieczywo z mąki pszennej. Na początku wyszukiwanie „zdrowych” produktów może przysparzać ci pewnych trudności, ale z czasem nabierzesz większej wprawy. Zrezygnuj ze słodyczy To prawdopodobnie jedna z najtrudniejszych zasad zdrowego odżywiania, która dla każdego łasucha okaże się sporym wyzwaniem. Nic się nie stanie, jeżeli czasem pozwolisz sobie na kawałek domowego ciasta czy kulkę lodów podczas weekendowego spaceru. Chodzi przede wszystkim o to, by zrezygnować z codziennego podjadania słodkości, składających się głównie z tłuszczy i cukrów. Jeżeli najdzie cię ochota na deser, sięgnij po owoce albo bakalie (najlepiej w wersji bio, bo produkty te nie są siarkowane). Przyjacielem każdej dbającej o siebie osoby jest też... czekolada. Zanim jednak zaczniesz skakać z radości, ostrzegamy: nie chodzi o czekolady mleczne i nadziewane, lecz gorzkie, deserowe, z jak najwyższą zawartością kakao. Kilka kostek takiej czekolady nie tylko zabije ochotę na słodycze, ale w dodatku – dzięki zawartości magnezu – pozytywnie wpłynie na nasze samopoczucie i umiejętność koncentracji. box:offerCarousel Pij dużo wody Codziennie pij przynajmniej 2 litry wody. Spośród innych napojów wskazana jest zielona herbata, z kawy natomiast warto całkowicie zrezygnować, ponieważ odwadnia organizm. Latem lub w dni, kiedy intensywnie trenujesz, pij jeszcze więcej – nawet do 5 litrów wody dziennie. Woda nie tylko jest nam niezbędna do życia, ale pozwala także „oszukać” żołądek, wypełniając go i powstrzymując tym samym uczucie głodu. Zrezygnuj z kolei ze słodkich soków w kartonie i napojów gazowanych, bo produkujący „bąbelki” dwutlenek węgla pobudza łaknienie. box:offerCarousel Przegryzaj warzywa Jeżeli w pracy chętnie sięgasz po kaloryczne przekąski, którymi zabijasz głód i nudę, spróbuj zastąpić je warzywami. Marchewka, seler naciowy, papryka, ogórek czy rzodkiewki pokrojone w paseczki i plasterki z powodzeniem zastąpią ciastka i czekoladki. Uwaga! Staraj się unikać roślin strączkowych. Te, choć zdrowe, mają bowiem stosunkowo dużo kalorii. Pamiętaj o ruchu Zdrowa, zbilansowana dieta to podstawa każdego odchudzania, ale bez aktywności fizycznej rezultaty nie będą aż tak spektakularne. Ćwicz na siłowni lub biegaj przynajmniej trzy razy w tygodniu min. 30 minut, aby wzmocnić efekty diety. Wprowadzenie tych porad nie musi oznaczać drastycznej zmiany stylu życia, a część z nich być może już wykorzystujesz w codziennym odżywianiu. Dzięki zbilansowanej diecie i aktywności fizycznej szybko dostrzeżesz zdumiewające rezultaty.
7 zasad zdrowego odżywiania, które pomogą ci schudnąć
Zwykły okrągły stolik można kupić właściwie w każdym sklepie, natomiast stolik z namalowanym zegarem jest wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Warto pokusić się o wykonanie podobnego, który z pewnością stanie się ozdobą wnętrza. Wykonanie takiego stolika jest dosyć pracochłonne i wymaga cierpliwości. Potrzebny jest przede wszystkim stolik z okrągłym blatem. Może być wysoki albo niski, kawowy, średnica też jest dowolna. Przedstawiony poniżej model to tylko jedna z wersji. Możesz zmienić kolorystykę stolika, umieścić cyfry rzymskie lub arabskie, mogą one mieć różny kształt, a ich wielkość musi być dostosowana do rozmiaru blatu. Będą potrzebne: * stolik z okrągłym blatem; * farby kredowe w kolorach: Milk, Antique White, Terracota, Sailors Blue; * woski: bezbarwny, metaliczny; * pędzle różnej wielkości; * mocna szmatka; * papier ścierny; * linijka; * metrówka; * cyrkiel; * nożyczki; * grubszy papier (karton); * drukarka; * ołówek; * taśma malarska; * klej do decoupage’u; * papier ryżowy. Krok 1. Przed rozpoczęciem prac dekoracyjnych trzeba przygotować stolik. Jeśli ma łuszczącą się farbę, należy ją zdjąć szlifierką lub innym sposobem. Gdy powłoka dobrze się trzyma, wystarczy umyć powierzchnię. Do pomalowania zastosujemy farby kredowe, które nie wymagają szlifowania powierzchni. Krok 2. Odmierz od dołu nóg 10 cm, przyklej w tym miejscu taśmę malarską. Pomaluj nogi powyżej taśmy farbą kredową w kolorze Milk. Zdejmij taśmę i zostaw do wyschnięcia. Krok 3. Przyklej taśmę na pomalowanym fragmencie i pomaluj pozostałą część nóg farbą w kolorze Sailors Blue. Odklej taśmę i zostaw do wyschnięcia. Krok 4. Zabezpiecz taśmą malarską pomalowane nogi. Obręcz pomiędzy nimi pomaluj farbą w kolorze Terracota. Zostaw do wyschnięcia. Krok 5. Na pomalowane nogi i obręcz nałóż cienką warstwę bezbarwnego wosku. Zostaw na około pół godziny, następnie wypoleruj powierzchnię miękką mocną szmatką, np. lnianą. Dociskając mocniej szmatkę, zrobisz przecierkę. Krok 6. Za pomocą metrówki i ołówka wyznacz środek blatu, który będzie jednocześnie środkiem zegara. Krok 7. Narysuj okrąg o wybranej średnicy. Krok 8. Pomaluj okrąg farbą w kolorze Milk. Krok 9. Pozostałą część blatu pomaluj farbą w kolorze Antique White. Krok 10. W edytorze tekstu wybierz czcionkę, z której wykonasz cyfry zegara. W tym przypadku są to cyfry rzymskie. Wystarczy, że wydrukujesz X, I i V odpowiedniej wielkości. Wydruk zrób na grubszym papierze. Krok 11. Wytnij cyfry. Krok 12. Wyznacz miejsca, w których cyfry będą się znajdowały. Najpierw wyznacz miejsce godz. 12 i godz. 6, później godz. 3 i godz. 9. Odmierz równe odległości, aby umieścić cyfry pomiędzy nimi, czyli między godziną 12 a 3 – 1 i 2 itd. Krok 13. W wyznaczonym miejscu przyłóż cyfrę i odrysuj ją ołówkiem. Ważne, aby cyfra znajdowała się w równej linii pomiędzy wyznaczonym miejscem a środkiem zegara. Pomagaj sobie linijką. Krok 14. Przygotuj wzór do przyklejenia na środku blatu. Może to być serwetka lub papier ryżowy. Środek blatu (pomalowany farbą w kolorze Milk) posmaruj klejem do decoupage’u. Krok 15. Przyłóż wybrany motyw, dociśnij go dłonią, a następnie posmaruj klejem do decoupage’u wyrównując zmarszczki i nierówności. Zostaw do wyschnięcia. Krok 16. Wypełnij cyfry farbą w kolorze Sailors Blue. Przydatny będzie pędzelek ze ściętym końcem. Krok 17. Również farbą w kolorze Sailors Blue obrysuj okrąg na środku tarczy. Ołówkiem narysuj wskazówki i popraw farbą w kolorze Sailors Blue. Zostaw do wyschnięcia. Krok 18. Na cały blat nałóż cienką warstwę wosku bezbarwnego. Zostaw na co najmniej pół godziny. Krok 19. Miękką szmatką wypoleruj blat. Możesz papierem ściernym (o gradacji 180 lub 240) lekko przetrzeć, aby zrobić delikatną przecierkę. Krok 20. Nałóż warstwę metalicznego wosku, który postarzy blat, nadając mu szlachetną patynę. Zostaw do wyschnięcia na około pół godziny. Krok 21. Poleruj blat, aż będzie aksamitny w dotyku. Stolik ozdobiony w taki sposób powinien pełnić funkcję raczej dekoracyjną. Nie tylko dlatego, że żal zasłaniać ładny, ciekawy wzór, ale głównie dlatego, że wykończona woskiem powierzchnia blatu nie jest zbyt trwała. Jeśli chcesz traktować stolik jako mebel użytkowy, zabezpiecz blat lakierem, a nie woskiem.
Jak samodzielnie zrobić stolik z motywem zegara
Prześcieradło z gumką to dla wielu osób wynalazek wszech czasów. To model, który cieszy się niesłabnącą popularnością. Obecnie trudniej znaleźć prześcieradło bez gumki niż z nią. Nic dziwnego, jest dużo wygodniejsze i sprawia, że śpi się bardziej komfortowo. Jednak prześcieradło prześcieradłu nierówne. Różne materiały, wymiary i kolor. O tym, jak się nie zgubić w gąszczu propozycji i jak dotrzeć do sypialni z idealnie dopasowanym modelem przeczytasz poniżej. Z jakiego materiału powinno być wykonane prześcieradło? Prześcieradła z gumką mogą być zrobione z różnych rodzajów materiałów. Najpopularniejsze to bawełna, frotte i dżersej. Każdą tkaninę cechują konkretne właściwości, które wpływają na jakość snu. Każdy też lubi co innego. Jeden woli 100% bawełnę, inny doceni ciepło, które daje frotte. Poznaj, jakie cechy są charakterystyczne dla każdego z tych materiałów. Prześcieradła bawełniane to chętnie wybierane modele. Cenione są przede wszystkim za dostępność. Można je kupić niemal wszędzie i w każdym możliwym kolorze. To ogromna zaleta, która pozwala na dopasowanie koloru prześcieradła do barwy pościeli. Modele bawełniane wykonane są z naturalnej bawełny. Tkanina ta znacząco wpływa na jakość snu. Bawełna doskonale odprowadza wilgoć i pozwala na swobodny przepływ powietrza. Jeśli cenisz ekologię – sięgnij po prześcieradło wykonane z bawełny, która pochodzi ze specjalnych plantacji. Bawełniane prześcieradła wcześniej były znane jako modele bez gumki, ale jako zwykłe płachty, które podczas snu rolowały się i zaginały. Dodanie do nich gumki zniwelowało ten problem, ale nie dało bawełnie elastyczności, w związku z czym prześcieradła tego typu nie są rozciągliwe, co niektórzy uznają za wadę. Tym, którzy poszukują modeli elastycznych polecane są prześcieradła dżersejowe. Prześcieradło z dżersejujest miłe w dotyku. Przyjemność obcowania z tym materiałem sprawiła, że stał się on pożądanym przez osoby ceniące wysoką jakość snu. Tkanina ta jest także doskonałym izolatorem ciepła. Jej sploty sprawiają, że ciepło ciała jest utrzymywane, dzięki czemu sen jest bardziej błogi. Dżersej jest coraz popularniejszy, zatem i wybór prześcieradeł – większy. Prześcieradła z dżerseju, szczególnie tego wysokiej jakości, bywają drogie, ale mają też długą żywotność. Ciągłe ich użytkowanie oraz pranie nie przyczynia się do ich utraty jakości. Prześcieradła tego typu mogą być śmiało użytkowane przez cały rok. W przeciwieństwie do modeli z tkaniny frotte, które nadają się na chłodne miesiące. Tkanina frotte to materiał, który kojarzony jest z ręcznikami i szlafrokami. Na rynku dostępne są także takie prześcieradła. Ich zwolennicy cenią je za ciepło, które dają oraz miękkość. Są tacy, którzy śpią na nich przez okrągły rok, są tacy, którzy sięgają po nie tylko jesienią i zimą. Pewne jest jedno – delikatna warstwa włókien, która tworzy swego rodzaju puch na powierzchni prześcieradła, gwarantuje ciepło i jest przyjemna w dotyku. Na takich prześcieradłach szczególnie dobrze śpi się zmarzlakom. Niestety, prześcieradła frotte z gumką nie cieszą się tak dużą popularnością, jak wcześniej wspomniane modele, zatem ich dostępność też nie jest tak wysoka. Jak dobrać rozmiar prześcieradła? W przypadku prześcieradeł z gumką rozmiar ma ogromne znaczenie. Prześcieradło musi być idealnie dopasowane. Tak, aby ani nie spadało z materaca, ani nie tworzyło niekomfortowych pofałdowań. Każdy materac łóżka ma swoje wymiary i to do nich należy dopasować prześcieradło. Najważniejszymi parametrami są szerokość i długość. Niemniej ważna jest grubość. Jeśli materac ma wymiary 160 x 200 cm to najprostsze jest zaopatrzenie się w prześcieradło o takim właśnie rozmiarze. Jeśli jednak grubość materaca jest większa, warto zakupić prześcieradło większe, które dokładnie otoczy materac i nie będzie się z niego zsuwać. Na rynku dostępne są rozmiary prześcieradeł, które odpowiadają europejskim normom, według których produkuje się także materace, więc bez problemu zakupisz model idealny. Prześcieradła z gumką – szczególnie te w dużych rozmiarach – to wyzwanie, które polega na ich założeniu na obszerny materac. Czasami do takiej czynności potrzebne są dwie osoby. Pewną trudność sprawia także składanie prześcieradła z gumką. Wszystko to jednak wynagrodzi spokojny sen, w którym nic się nie ściąga i nie roluje.
Prześcieradło z gumką… rzecz o rodzajach i rozmiarach
Szpiedzy, historia, II wojna światowa, polityka, lądowanie w Normandii – mało zachęcający temat dla wielu z nas. Jednak ta książka to także pościg, kulisy pracy wywiadu, romans, kryminał i sensacja. Zastanawiający jest tytuł. Dlaczego Igła? Uchylę rąbka tajemnicy. Igła jest jak sztylet – kłuje. Szpieg taki jak… nikt Akcja książki rozgrywa się w czasie II wojny światowej, w przeddzień lądowania aliantów w Normandii. Miejscem wydarzeń jest Wielka Brytania, gdzie przebywa zakonspirowany niemiecki szpieg – Die Nadel, człowiek o nieprzeciętnej inteligencji i sprycie. I choć w Anglii znajduje się wielu niemieckich szpiegów, większość z nich to amatorzy i brytyjski wywiad łatwo ich wyłapuje, ale także używa do własnych celów, podsuwając im mylne wiadomości, które mogą przesyłać do nazistowskich Niemiec. W ten sposób kontrolując szpiegów, może przygotowywać własny plan mający na celu zwycięskie zakończenie wojny. Smaczku pracy wywiadu dodaje obnażenie jego sposobów działania, a podziw wzbudza to, jak bez pomocy urządzeń namierzających czy nawet telefonów komórkowych udaje im się wpaść na trop agenta. Wróćmy jednak do Die Nadel – jego obecność w Wielkiej Brytanii zaznacza się wyłącznie nadawanymi radiowo informacjami, które są przechwytywane. Istnienie tak dobrego szpiega bez kontroli kontrwywiadu może spowodować bardzo poważne konsekwencje, takie jak przegranie wojny. Dzięki bystrości umysłu rozpracowujących ten wątek ludzi akcja nabiera tempa i zmienia się w pościg, a my jesteśmy skonfundowani, gdyż ciężko pojąć, dlaczego kibicujemy Igle. Wśród dramatycznych wydarzeń odbywają się przygotowania do ślubu Lucy z narzeczonym, który jest pilotem i lada moment będzie wysłany do walki. Niestety, sprawy nie idą w obranym kierunku i zamiast walczyć na froncie, Lucy z mężem przeprowadzają się na wyspę, na której rozpoczynają niemal samotne życie, jeśli nie liczyć człowieka, który na stałe tam mieszka, pełniąc rolę „nadzorcy”. Co może mieć wspólnego niemiecki szpieg i młode małżeństwo z opuszczonej wyspy? Alternatywna wersja historii Zastanawialiście się może, jak to się stało, że Niemcy, pomimo – jak mniemamy – posiadania szpiegów, także w Wielkiej Brytanii, nie wiedzieli, że alianci wylądują na plażach Normandii? Follett sugeruje, że z przeprowadzonych przez niego poszukiwań wynika, że taka akcja, jak opisana w książce, musiała się zdarzyć. Oczywiście nie ma na myśli dokładnie takich wydarzeń, jednak wszelkie ścieżki analizujące sytuację w tamtym okresie prowadzą do wniosków, że z działaniem ówczesnych szpiegów wiąże się jakaś tajemnica. Być może wywiad brytyjski był tak doskonale zorganizowany, że rzeczywiście manipulował niemieckimi szpiegami. Czy jednak nie znalazł się choć jeden, którego by nie odkryli, a który przekazałby informacje do Niemiec? Być może istniał. I o tym jest ta książka. Suspens, zwroty akcji, napięcie, wątek miłosny – jest tu wszystko. Po raz kolejny Follett pokazuje, że doskonale porusza się w gąszczu charakterów i natury ludzkiej, choć trzeba przyznać, że zaskakująca wydaje się metamorfoza profesora Godlimana, dla którego wojna stała się motorem napędowym do życia, a propozycja pracy dla wywiadu – wyrwaniem z marazmu. Drugoplanowe, a nawet trzecioplanowe postacie są opisane w realistyczny sposób, a hołd oddany kobietom z czasów wojny aż wzrusza. Mamy także przewrotny i dramatyczny wątek miłosny, którego ocena nas konfuduje. Z jednej strony kibicujemy parze, z drugiej – mamy świadomość, że nie powinniśmy. Jest tu bowiem coś, co sprawia, że czujemy sympatię do hitlerowskiego szpiega, a co doskonale wyraża zdanie: „szkoda, że on nie walczy po naszej stronie”. Książka kończy się i nie kończy się happy endem, ale co to oznacza, musicie sprawdzić sami. Zobacz także inne książki Kena Folletta. Źródło okładki: www.wydawnictwoalbatros.com/
K. Follett, Igła – recenzja
Nowe komputery z rodzin MacBook i MacBook Pro wyposażono w porty USB-C. Za pomocą tego złącza można podpiąć do komputera zewnętrzne akcesoria. Odpowiadamy, dlaczego warto do przenośnego komputera Apple’a podłączyć monitor kablem USB-C. USB-C to nowy standard wtyczek i gniazd, który zastąpił wysłużone USB. Ze względu na swój rozmiar trafia nie tylko do komputerów, ale również do smartfonów i tabletów. Wtyczki i porty USB-C mają podobną wielkość do microUSB, ale tak jak w przypadku standardu Lightning w iPhone’ach, i są dwustronne. W przeciwieństwie do własnościowego standardu Lightning, z USB-C może skorzystać każdy producent. Standard przewiduje nie tylko zasilanie dużą mocą, by napędzić laptopy, ale także transferowanie niemal dowolnego rodzaju danych dzięki wysokiej przepustowości. Dotyczy to również sygnału wideo. MacBook i MacBook Pro 2016/2017 – podłączanie monitora W najnowszej generacji komputerów MacBook oraz MacBook Pro zabrakło jakichkolwiek innych złączy poza minijack do podłączania słuchawek oraz USB-C. MacBook wyposażony jest w zaledwie jedno takie gniazdo, a MacBook Pro w zależności od wersji w dwa lub w cztery uniwersalne porty. Do notebooków Apple’a można oczywiście podłączyć zwykły monitor. Aby to zrobić, trzeba wyposażyć się w odpowiednią przejściówkę. W sprzedaży są najróżniejsze adaptery z USB-C na VGA lub HDMI. Wiele z nich pozwala jednocześnie zasilać komputer oraz ma wbudowany pełnowymiarowy port USB. Monitor z portem USB-C – co to daje? Na szczęście pojawia się coraz więcej monitorów, które mają wbudowany port USB-C. Można podłączyć je do komputera kablem, który po obu stronach ma wtyczki USB-C. Wiele z monitorów ze złączem USB-C równocześnie wspiera transfer obrazu oraz zasilanie. Do komputera przenośnego podczas pracy przy biurku można podpiąć jeden kabel USB-C, który zapewni laptopowi zasilanie i pozwoli na pracę na zewnętrznym ekranie. Monitor może być w dodatku wyposażony w hub USB, który pozwoli na zasilanie akcesoriów oraz transfer danych pomiędzy nimi a komputerem. Kabel kablowi nie równy Kupując monitor z USB-C, warto zwrócić uwagę, w jakim standardzie przesyłane są dane. Niektóre monitory oparte są o standard USB 3, a inne, chociaż korzystają z takiego samego złącza USB-C, wykorzystują technologię transferu danych nazywaną Thunderbolt 3. Monitory wspierające Thunderbolt 3 radzą sobie bez problemu z transferem obrazu 5K oraz mogą mieć wbudowany hub USB 3.1. Brak wsparcia dla Thunderbolt 3 pozwoli na transfer wideo w 4K i 60 klatkach na sekundę, ale przełączy wbudowany w monitor hub w tryb USB 2.0. MacBook Pro wspiera Thunderbolt 3, MacBook nie. W dodatku nie wszystkie kable USB-C działają tak samo. Chociaż wtyczki wyglądają identycznie, mogą oferować różną przepustowość lub nie wspierać transferu wideo. Dotyczy to niestety również portów USB-C. Przed zakupem należy się upewnić, że komputer, monitor i kable są ze sobą kompatybilne.
Monitor z USB-C – dlaczego warto go kupić do MacBooka
Szósty smartfon z serii Galaxy S dostępny jest w dwóch wersjach – zwykłej i Edge, z zakrzywionym obustronnie wyświetlaczem. To obecnie jedne z najbardziej pożądanych smartfonów na rynku, ale czy wersja płaksa, tzw. „flat” faktycznie jest gorsza? Specyfikacja wyświetlacz Super AMOLED 5,1”, 1440 x 2560 pikseli, Gorilla Glass 4, 8-rdzeniowy procesor Samsung Exynos 7420 2,1 GHz, karta graficzna Mali-T760 MP8 (772 MHz), RAM: 3 GB, pamięć: 32/64/128 GB (bez slotu microSD), system Google Android 5.02 Lollipop, karta nanoSIM, obsługa łączności LTE, aparat główny 16 Mpix, przedni 5 Mpix, Bluetooth 4.1, Wi-Fi a/b/g/n/ac, Wi-Fi Direct, GPS z A-GPS, GLONASS, Beidou, czujnik zbliżeniowy, światła, akcelerometr, barometr, kompas, czytnik linii papilarnych, bateria: 2550 mAh, wymiary: 143,3 x 70,5 x 6,8 mm, waga: 138 g. Różnice pomiędzy S6 a S6 Edge są marginalne – model „zwykły” jest o 6 gramów cięższy, minimalnie dłuższy i szerszy, ale za to chudszy. Wszystko to wynika z konstrukcji wyświetlacza, choć wersja Egde ma o 50 mAh bardziej pojemny akumulator, co także może być następstwem większej powierzchni wyświetlacza. Pozostałe dane techniczne są takie same, czyli topowa półka – ośmiordzeniowy procesor taktowany aż na 2,1 GHz, wydajna grafika i 3 GB RAM-u, a także dodatki, takie jak czytnik linii papilarnych czy pulsometr. Konstrukcja Zachwyty nad designem dotyczą głównie S6 Edge i nic w tym dziwnego, ale i płaski S6 to bardzo ładny smartfon. Urządzenie dostępne jest w różnych wersjach kolorystycznych: platynowy złoty, czarny szafir, perłowa biel oraz niebieski topaz. To nie tylko hasła marketingowe – kolory rzeczywiście mienią się wyjątkowo. Konstrukcja to dwie tafle najwyższej wersji Gorilla Glass oraz metalowy korpus. Design został wyraźnie odświeżony, choć nadal widać, że jest to urządzenie z serii Galaxy S. Co ważne, to też bardzo zgrabny sprzęt – podczas użytkowania nie ma się wrażenia, że wyświetlacz ma przekątną powyżej 5 cali. Front w większości zajmuje gładki wyświetlacz. Krawędzie są zaokrąglone delikatnie, a rogi już wyraźniej. Ekran jest wycentrowany i ma prawie zlikwidowane czarne ramki – mają one dosłownie pół milimetra, a po bokach otaczają go jeszcze milimetrowe paski w kolorze obudowy. Spód to standardowo jeden fizyczny przycisk oraz dwa dotykowe i podświetlane. Nad ekranem widać jeszcze: srebrną maskownicę głośnika rozmów, przedni obiektyw aparatu, diodę powiadomień oraz ledwo widoczne czujniki. Boki bryły są zaokrąglone oraz lekko ścięte. Krótsze mają efektowne paski łączące konstrukcję, a dłuższe – wgłębienie. Przyciski trafiły na przeciwległe ścianki – włącznik na prawą, a regulacja głośności, typowo dla Samsunga, na lewą. Pozycję włącznika dodatkowo obniżono, a obok niego umieszczono slot na pojedynczą kartę nanoSIM (w zestawie jest odpowiedni „kluczyk”). Wszystkie gniazda ulokowano na dolnej krawędzi, tam też trafił niewielki głośnik z dziurkowaną maskownicą. Górna krawędź zawiera szczelinę dodatkowego mikrofonu oraz czujnik podczerwieni. Tył został zrobiony w tym samym stylu co front: jest gładki, łagodny i dominuje w nim efektowny kolor. W górnej części wyraźnie odstaje obiektyw aparatu, a obok niego dioda flash i czujniki, w tym pulsometr. Wykonanie jest idealne – rzeczywiście widać, że to topowy smartfon. Jakość materiałów jest bardzo wysoka, szkło wygląda świetnie, a korpus jest sztywny i rewelacyjnie obrobiony. To efektowna, mocno połyskująca konstrukcja, która sprawia wrażenie bardzo trwałej: nic się nie ugina, nic nie trzeszczy. S6 to nie zabawka (co można było zarzucić wcześniejszym generacjom), prezentuje się elegancko, choć nie wygląda tak efektownie jak wersja Edge. Oba modele mają pewne wizualne i funkcjonalne nawiązania do iPhone’a. Ergonomia i użytkowanie Wzrok przyciąga Edge, ale ergonomicznie wygrywa S6. Krawędzie telefonu są obrobione bardzo dobrze: gładkie, łagodne dla opuszków, a specjalne dodatkowe wgłębienie stabilizuje uchwyt, dzięki czemu urządzenie można trzymać pewnie nawet przez długi czas. Włącznik znalazł się w idealnym miejscu, zarówno pod kciuk prawej dłoni czy palec wskazujący przy uchwycie lewą ręką. Regulacja głośności sprawdza się lepiej przy uchwycie w lewej dłoni i obsłudze oburącz, prawą trudniej do niej sięgnąć. Wszystkie przyciski boczne mają wyraźny skok oraz przyjemny „klik”. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Przycisk główny pod ekranem to również świetny i sprężysty „klik”, który łatwo wyczuć. Mógłby być on jednak trochę bardziej płytki, bo w porównaniu do sąsiadujących przycisków dotykowych, kontrast jest spory. Świetnie sprawdza się natomiast czytnik linii papilarnych, który reaguje bez żadnego problemu. Obiektyw aparatu mocno odstaje od obudowy, więc telefon położony na blacie mebla opiera się na nim. Można go w ten sposób szybko porysować, choć opisywany problem rozwiązują dedykowane pokrowce. Dzięki takiej konstrukcji telefon jednak łatwiej podnieść z blatu. Głośnik znalazł się na krawędzi – dźwięk nie jest tłumiony, gdy telefon leży, za to można go niechcący zasłonić dłonią podczas trzymania poziomo. System wibracji jest jednak bardzo dobry, wyjątkowo mocny i łatwo wyczuwalny. Połyskująca obudowa wygląda świetnie, ale szybko zbiera odciski palców – po całym dniu używania S6 jest cały „umorusany” liniami papilarnymi. Przy intensywnym korzystaniu urządzenie wyraźnie się nagrzewa, co również powoduje pewien dyskomfort. Pod względem ergonomicznym to bardzo udany smartfon, gorzej w kwestii użytkowej. Brakuje slotu na kartę microSD, obsługiwana jest tylko jedna karta nanoSIM, a baterii nie da się wymienić samemu. Producent znany jest z funkcjonalności, jednak, jak widać, w S6 priorytetem był design. Wyświetlacz 5,1-calowy ekran ma rozdzielczość 1440 x 2560 pikseli, co daje zagęszczenie na poziomie 577 ppi (pikseli na cal). Wyświetlacz jest rewelacyjny, obraz niesamowicie gładki i jasny. Kąty widzenia są wzorowe – zniekształcenia barw przy patrzeniu spod dużego kąta nie są mocne. Charakterystycznie dla Samsunga, barwy są nieco przejaskrawione, mocno nasycone, ale na dłuższą metę nie jest to problematyczne. Biel wygląda naturalnie, a czerń jest głęboka. Interfejs dotykowy również działa wzorowo, obsługując aż 10 punktów dotyku, czego raczej nie uda się wykorzystać przy lekko ponad 5-calowym wyświetlaczu. Płaski ekran jest też bardziej praktyczny – na krawędziach w Edge’u widać przeszkadzające refleksy, czego nie uświadczy się w zwykłym S6. System operacyjny i wydajność S6 działa pod kontrolą Androida Lollipop w wersji 5.02 z autorską nakładką Samsunga TouchWiz. To rozbudowany system z wieloma dodatkami, mimo że oparty na klasycznym układzie systemu Google’a. Górna belka zawiera przewijaną listę skrótów, suwak podświetlenia i dodatkowe skróty – wyszukiwarkę i szybkie połączenia, a sam panel jest konfigurowalny. System ustawień to mnóstwo logicznie uporządkowanych opcji. Nie przesadzono, a dodatki są praktyczne i automatyzują pewne czynności. Dla przykładu podniesienie telefonu wyświetla aktywne powiadomienia, a zakrycie ekranu – wyciszy urządzenie. Szuflada aplikacji również pozwala na konfigurację ich kolejności, jak i odinstalowywanie tych niepotrzebnych. Domyślnie pierwsze w kolejności są te preinstalowane. To standardowo aplikacje społecznościowe oraz proste narzędzia Samsunga. Świetnie zoptymalizowano listę, można zamknąć wszystkie aplikacje jednocześnie oraz otworzyć dwie, dzieląc ekran na pół. Wydajnościowo S6 i S6 Edge nie mają teraz konkurencji. W 64-bitowej wersji AnTuTu 5.7.1 telefon zdobywa 67 tys. punktów, pozostawiając konkurencję daleko w tyle. W przypadku wersji 32-bit wynik to 62 tys. punktów, co również daje pierwsze miejsce w rankingu. To nie tylko cyferki, moc ośmiordzeniowego Exynosa czuć namacalnie. Nie można nic zarzucić wydajności – to błyskawiczne urządzenie, któremu niestraszne przycięcia. Bateria Wysoka rozdzielczość, spory ekran i wydajny procesor potrzebują prądu. S6 nie jest długodystansowcem, ale bateria wystarcza na konkretny dzień pracy. Trzeba się raczej przyzwyczaić do ładowania urządzenia co noc, bo oszczędzając da się z niego wyciągnąć do 2 dni pracy, ale mimo wszystko dobrze mieć ze sobą ładowarkę, zwłaszcza że sam proces ładowania trwa niedługo – 1,5 godziny, a już 10 minut przedłuża czas pracy o godzinę. Multimedia – gry, aparat, audio Spragnieni rozrywki nie muszą się martwić, S6 to nie tylko wydajność w pracy, ale także w grach. Nie ma mocnych dla tego urządzenia, nawet najbardziej wymagające tytuły 3D działają płynnie. Gry ładowane są szybko, grafika efektowna, a rozgrywka to czysta przyjemność. Da się jednak ujrzeć przycięcia w niektórych grach, wynikające jednak raczej z niedopracowania konkretnych tytułów. Producent rozbudował aplikację aparatu, która daje dużo możliwości zarówno praktycznych (tryb zaawansowany to wiele manualnych ustawień), jak i bajerów (efektowne filtry, możliwość wykonywania autoportretów dotykając pulsometru). Aplikacja jest stabilna, bardzo szybka, a wszystkie ustawienia umieszczone pod ręką. Wykonanie zdjęcia jest błyskawiczne – nie trzeba czekać na jego zapisanie lub wyostrzanie. Fotografie są bardzo dobre, wrażenie robią kolory, światło i ilość detali. Nie ma przejaskrawień i wypłowiałych barw, a aparat radzi sobie w różnych warunkach świetlnych. Przykładowe zdjęcia w linkach poniżej: Zdjęcie 1, zdjęcie 2, zdjęcie 3 Niestety głośnik multimedialny to słaby poziom – trzeba raczej pomyśleć o słuchawkach, bo w przypadku ich użycia jakość dźwięku jest znacznie wyższa. Korzystanie z głośnika wbudowanego do YouTube’a trochę psuje humor – głos ludzki brzmi nieprzyjemnie. Daleko Samsungowi to głośników stereo ze smartfonów HTC, ale na szczęście S6 dobrze radzi sobie z dzwonkami – są bardzo klarowne i głośne. Łączność i jakość rozmów Fani wysokiej jakości rozmów się nie zawiodą na S6. Głos rozmówcy jest czytelny i bardzo dobry jakościowo, także dla drugiej osoby. Nie mam żadnych zastrzeżeń odnośnie zasięgu i łączności. GPS jest świetny, Wi-Fi bezproblemowe, podobnie jak Bluetooth. Podsumowanie Samsung Galaxy S6 nie jest tak atrakcyjny jak wersja Edge, za to wygodniejszy i według mnie stanowi lepszy wybór. Zakrzywiony ekran to refleksy, nieprzyjemne w dotyku krawędzie, bardziej wizualny bajer niż praktyczne rozwiązanie. Wersja flat to też tańsze urządzenie, wyceniane na około 2700 zł, podczas gdy Edge to wydatek około 3400 zł. Trudno jednak wersji zakrzywionej odmówić wizualnego uroku.
Samsung Galaxy S6 – niewygięty flagowiec z Korei Południowej
Planujesz kupić dziecku tablet na Święta Bożego Narodzenia, ale nie wiesz, jaki wybrać? Wbrew pozorom to kompletnie inne urządzenie od smartfona. Służy do nieco innych celów niż telefon komórkowy i najczęściej czeka na swojego użytkownika w domu. To zmienia wymagania wobec takiego sprzętu. Tablet to przede wszystkim urządzenie do tzw. konsumowania treści. Oznacza to, że służy głównie do czytania, przeglądania Internetu, grania, oglądania filmów, a nawet słuchania muzyki. Poza tym świetnie sprawdzi się także w nauce, jako zastępstwo dla laptopa. Jaki model wybrać dla dziecka? Wybór jest całkiem spory. Overmax Steelcore 1020 To bardzo ciekawe urządzenie, szczególnie jeśli spojrzymy na jego specyfikację i porównamy z ceną. Tablet został wyposażony w 4-rdzeniowy procesor o taktowaniu 1,3 GHz, 2 GB pamięci RAM, 16 GB pamięci wewnętrznej, a nawet wbudowany moduł 3G, który obsługuje sieć Aero2. Poza tym Overmax Steelcore oferuje aż 10,1-calowy ekran IPS2 o rozdzielczości HD, co czyni go bardzo wygodnym. Dużą zaletą jest także obecność złącza HDMI, więc tablet można podłączyć do telewizora lub projektora i używać w roli odtwarzacza multimedialnego. Za Overmax Steelcore 1020 trzeba zapłacić od 500 do 600 zł. Lenovo Medion To nieco mniejsze urządzenie, ponieważ ekran ma przekątną 8,9 cala, ale za to jest w formacie 4:3 i ma rozdzielczość 1920 x 1200 pikseli. W takich proporcjach dużo wygodniej czyta się książki i artykuły. Urządzenie może się pochwalić 4-rdzeniowym procesorem Intel Atom Z3735F o taktowaniu 1,33 GHz (1,83 GHz w trybie Turbo) oraz 2 GB pamięci RAM. Producent deklaruje, że sprzęt jest w stanie działać nawet do 10 godzin przeglądania stron internetowych z włączonym modułem WiFi. Oprócz tego tablet oferuje wyjście HDMI, czytnik kart pamięci microSD, port USB 2.0, a także gniazdo audio mini-jack 3,5 mm. Cena za całkowicie nowe modele zaczyna się od około 800 zł za wersje o pojemności 32 GB. Kruger&Matz Eagle 1065 To kolejny tablet z większym ekranem o przekątnej 10,1 cala. Do tego ma rozdzielczość 1920 x 1200 pikseli, więc obraz jest bardzo wyraźny. O odpowiednią wydajność dba 4-rdzeniowy procesor RK3288 z rdzeniami Cortex A17. Z kolei 8-rdzeniowy układ graficzny Mali T-764 poradzi sobie nawet z bardziej wymagającymi grami i aplikacjami. Port USB 2.0 host pozwala na podłączenie klawiatury lub myszki, a dzięki złączu HDMI tablet podepniemy pod telewizor. Pojemna bateria 7600 mAh powinna wystarczyć na długo. Za model Kruger&Matz Eagle 1065 trzeba zapłacić około 700-800 zł. Samsung Galaxy Tab Pro 8.4 To propozycja dla osób, które cenią sobie produkty marki Samsung. Słowo „pro” w nazwie sugeruje, że jest to sprzęt dla profesjonalistów. To prawda, ale nie znaczy to, że nie sprawdzi się w rękach dziecka. Galaxy Tab Pro, pomimo świetnej specyfikacji, nie jest urządzeniem aż tak drogim. Tablet ma bardzo wydajny procesor Qualcomm Snapdragon 800, 2 GB pamięci RAM oraz od 16 GB pamięci wewnętrznej. Szczególnie imponujący jest 8,4-calowy ekran o rozdzielczości aż 2560 x 1600 pikseli. Kupno tego modelu to inwestycja na kilka lat. Samsung Galaxy Tab Pro 8.4 kosztuje już od 1150 zł. Modecom FreeTAB 9000 Tablet został wyposażony w 8,9-calowy ekran w proporcjach 4:3 i o rozdzielczości 1920 x 1200 pikseli. Jego sercem jest 2-rdzeniowy procesor Intel Atom Z2580, który jest wspomagany przez 2 GB pamięci RAM i układ graficzny PowerVR SGX544 MP2. Modecom FreeTAB 9000 charakteryzuje się niską ceną, dobrą wydajnością i solidną obudową, więc jest ciekawą propozycją dla każdego dziecka. Urządzenie, dzięki modułowi GPS, sprawdzi się także w roli nawigacji samochodowej. Cena tabletu to około 650-800 zł.Tablet nie musi być dla dziecka tylko źródłem rozrywki. Do każdego modelu można dokupić klawiaturę Bluetooth, dzięki czemu urządzenie może stać się czymś w rodzaju komputera. A wtedy sprawdzi się przy nauce i odrabianiu zadań domowych.
Tablet jako prezent dla dziecka – jaki wybrać? Święta 2015
Dziecko najefektywniej uczy się wtedy, gdy ma na to ochotę – twierdziła Maria Montessori. Wybitna pedagog i lekarz, choć żyła w ubiegłym stuleciu, stworzyła aktualny do dzisiaj system edukacyjny. Główną rolę odgrywa w nim dziecko, a nie nauczyciel. Ten ma tylko podążać śladem kilkulatka, tworząc mu dogodne warunki do nauki. Jak zatem uczyć dziecko według Montessori? Jak wyglądają pomoce naukowe wykorzystywane do nauki metodą Montessori? Podstawą w pedagogice Montessori jest organizacja przestrzeni edukacyjnej. Pomoce naukowe (np. w domu, przedszkolu czy szkole) powinny znajdować się w zasięgu wzroku i ręki malca. Na półkach panuje porządek. Meble i akcesoria wykonane są z drewna lub innych naturalnych materiałów. Wykorzystuje się drewniane deseczki o różnych kształtach, kolorowe tabliczki, drewniane puzzle. Sama Montessori uczyła też za pomocą sznurków, koralików, patyków i innych akcesoriów pochodzenia naturalnego. Jakie pomoce można wykorzystać w domu? Z pomocy naukowych, które opierają się na pedagogice Montessori, może skorzystać już półtoraroczne dziecko. Na Allegro dostępne są np. wieże złożone z kilku drewnianych klocków. Zadaniem malucha jest zbudowanie wieży, w której podstawą będzie największy klocek, a szczytem – najmniejszy. Gdy malec opanuje już tę umiejętność, można pomóc mu tworzyć różne kombinacje. Takim maluchom można też zaproponować specjalne drewniane puzzle, w których nie łączy się poszczególnych elementów, lecz wkłada je w odpowiednie miejsca na platformie. Natomiast dla dzieci powyżej trzeciego roku życia przeznaczone są drewniane trójwymiarowe puzzle, z których układa się drzewo. Nie są to jednak zwykłe puzzle. Kilkulatek ma za zadanie ułożyć roślinę, ale wyszczególnione są w puzzlach np. korzeń, konar czy gałęzie. Cena? Od 24,90 zł. Do nauki matematyki doskonałe będą wielobarwne figury geometryczne. Na Allegro jest sporo wersji tego typu pomocy naukowych. Warto zdecydować się na zakup takiej, która będzie dopasowana do wieku naszego dziecka. Dla trzylatka dobre będą różne figury w jednym zestawie. Każda z nich jest podzielona na inną ilość części: 2, 3, 4, 5. Należy ułożyć z poszczególnych klocków każdą z figur. Malec uczy się dzięki temu matematyki. Jak? Liczy poszczególne klocki, nieświadomie poznaje ułamki (1/2, 1/3 itd.). Rozwija też zmysł obserwacji i koordynację oko – ręka. Zestaw można kupić już za 55,90 zł. W nauce matematyki od przedszkola pomaga także układanka motoryczna, w której dziecko musi nadziać poszczególne kształty na specjalne bolce. Każdy kształt to odpowiednia ilość bolców. Cena takich pomocy to ok. 79,90 zł. Dla troszkę starszego dziecka atrakcyjną pomocą w nauce będzie waga szalkowa z odważnikami. To trening matematyczny, ale i pomoc w rozwijaniu wyobraźni na temat objętości różnych przedmiotów. Przecież kilogram pierza waży tyle samo, co kilogram węgla, a zajmuje dużo więcej miejsca. Na podobnych przykładach pięciolatek przekona się, że ważenie wcale nie jest trudne. Waga z odważnikami to koszt rzędu 93,90 zł. Dla rezolutnych sześcio- i siedmiolatków polecamy zegar edukacyjny. Doskonały do ćwiczeń związanych z odczytem godzin oraz kształtowaniem pojęcia czasu. Ma solidną drewnianą tarczę wyposażoną w ruchome wskazówki. Jego zaletą jest równoczesne wskazywanie oznaczeń godzin porannych i popołudniowych. Ceny zaczynają się od 48,90 zł. Pomoce do nauki według Montessori, choć atrakcyjne, nie zawsze nadają się do pracy w domu. Większość z nich została przygotowana tak, by wykorzystywać je w placówkach przedszkolnych i szkolnych, dlatego przed zakupem warto dobrze przejrzeć ofertę i wybrać to, co dziecku spodoba się najbardziej.
Dziecko uczy się, gdy tego chce. Pomoce do nauki metodą Montessori
ShotX to niebanalny smartfon, który wyposażony został w ośmiordzeniowy procesor, czytnik linii papilarnych oraz… obrotowy aparat. Czy całość warta jest 1300 zł? Specyfikacja Huawei ShotX wyświetlacz: 5,2”, IPS, 1080 x 1920 pikseli chipset: Qualcomm Snapdragon 616 (4x 1,7 GHz + 4x 1,2 GHz) grafika: Adreno 405 RAM: 2 GB pamięć: 16 GB + slot na karty microSD (do 128 GB) karta: nanoSIM (Dual SIM zamiast microSD) łączność: LTE, Wi-Fi b/g/n, Bluetooth 4.0 z NFC, GPS z A-GPS i GLONASS system operacyjny: Android 5.1.1 Lollipop aparat: 13 Mpix z autofokusem, jasność f/2.0, nagrywanie wideo w 1080p/30fps czytnik linii papilarnych, obrotowy aparat czujniki: zbliżeniowy, żyroskop, akcelerometr, kompas bateria: 3100 mAh wymiary: 141,6 x 71,2 x 7,8 mm waga: 160 g Konstrukcja Mimo że uwagę w ShotX przyciąga głównie nietypowy aparat, to design i jakość materiałów także prezentują się dobrze. Chiński producent postawił na efektowną, minimalistyczną prostotę, która objawia się w bryle o formie tabliczki, łagodnych zaokrągleniach oraz metalicznych detalach. Opisywany smartfon został wykonany z tworzyw sztucznych oraz szkła przełożonego aluminiową ramką. box:imageShowcase box:imageShowcase Front jest przeszklony i zabezpieczony folią. Większość miejsca zajmuje wyświetlacz, który otaczają dodatkowe ramki (około 2 mm). Pod ekranem nie ma przycisków dotykowych, nad nim widać maskownicę głośnika, diodę powiadomień oraz czujniki. ShotX nie został wyposażony w przedni obiektyw, tę funkcję pełni obracany aparat główny. box:imageShowcase box:imageShowcase Krawędzie zostały spłaszczone i ścięte, dzięki czemu metaliczne aluminium połyskuje. Na prawej znalazły się dwa czytniki kart (jeden na kartę nanoSIM, drugi na nanoSIM lub microSD). Nad nimi ulokowano krótki, metaliczny włącznik oraz regulację głośności w formie pojedynczego przycisku. Na lewej ściance mamy czytnik linii papilarnych w postaci podłużnego prostokąta. Spód to miejsce na podwójne, dziurkowane maskownice oraz gniazdo microUSB, zaś górna krawędź zawiera dodatkowy mikrofon oraz wyjście słuchawkowe. Plecy oklejono folią. Na samym środku zdobi je metaliczne logo producenta, ale w oczy najbardziej rzuca się duży obiektyw – jest kanciasty, mocno odstaje i ma metalowy pierścień zabezpieczający. Nad nim widać diody, które rozkładają się razem z nim. Zawias ma płynny ruch oraz blokady w obu pozycjach, a ruchomy mechanizm wykonano z metalu. Wykonanie ShotX jest świetne, to masywna bryła bez luzów. Zastosowane materiały są wysokiej jakości, zostały wzorowo spasowane. Smartfon jest przyjemny w dotyku, a jego design można uznać za atrakcyjny. Biały kolor obudowy jest właściwie mleczny, a w sprzedaży dostępne są także wersje złota oraz granatowa. Pod kątem wizualnym ShotX prezentuje się bardzo dobrze, zdecydowanie widać, że to urządzenie z wyższej półki. Ergonomia i użytkowanie Smartfon dobrze leży w dłoni. Wygląda właściwie jak 5” telefon, chociaż udało się zmieścić o 0,2” większy ekran. Konstrukcja jest spłaszczona, więc nie wypełnia dłoni. Ma też dosyć śliską obudowę, podobną do tej w występującej w Xperiach od Sony. Sporo tu gładkich powierzchni, które jednak nie brudzą się mocno – folie zapobiegają uporczywym smugom. Dobre wrażenie robią wymiary telefonu. ShotX to cienka konstrukcja (7,8 mm), ale dosyć ciężka – 160 g może obciążać dłoń podczas dłuższych rozmów telefonicznych. Telefon ze złożonym obiektywem wygodnie podnosi się z blatu. Aparat nie ma tendencji do rysowania się, a dzięki niemu smartfon lepiej trzyma się mebla. ShotX z rozłożonym obiektywem leży już płasko na powierzchni. Mechanizm zmiany jest na szczęście na tyle mocny, że nie trzeba się nim specjalnie przejmować. Łatwo go podważyć, a cała operacja obrotu przebiega sprawnie. Jego rozłożenie automatycznie uruchamia aparat, nawet gdy telefon jest zablokowany i uśpiony. Urządzenie jest od razu gotowe do wykonania zdjęć, a za spust migawki mogą posłużyć przyciski regulacji głośności. Te ostatnie zresztą bardzo łatwo wyczuć, bowiem odstają i mają wzorowy klik, dlatego korzysta się z nich bardzo wygodnie. Łatwo tez odróżnić guzik włącznika/blokady, gdyż jest dużo krótszy i dodatkowo żłobiony. Co ważne, smartfon nie nagrzewa się mocno, nawet gdy musi sprostać wielu zadaniom naraz. Dobrze sprawdza się też czytnik linii papilarnych, działa szybko i automatycznie odblokowuje telefon. Lekka wibracja sygnalizuje niepoprawnie odczytany palec, z kolei udana operacja nie jest dodatkowo odnotowywana. Niestety lokalizacja czytnika na lewym boku jest dziwna – umiejscowienie z tyłu (jak w innych flagowych modelach Huawei czy Honor) byłoby bardziej praktyczne. Głośnik znajduje się na dolnej krawędzi. Oferuje przeciętną jakość i niezbyt wysoką głośność. Wyświetlacz Ekran jest rewelacyjny! To jasny wyświetlacz o wysokim kontraście. Nie zabraknie podświetlenia w słoneczny dzień, ale minimalna wartość może trochę razić w nocy. Automatyczna regulacja luminacji działa poprawnie, nie uświadczymy migania. Barwy są nasycone, ale naturalne – biel jest neutralna, a czerń tylko delikatnie spłycona (to w końcu nie ekran typu AMOLED). Kąty widzenia są wzorowe i praktycznie nie mają wpływu na kolory. Wyświetlana na ekranie grafika jest ostra i bardzo precyzyjna – nie da się dojrzeć pojedynczych pikseli, ich zagęszczenie wynosi aż 423 ppi. Co więcej, interfejs dotykowy nie sprawia problemów, a obsługuje 10-punktowy wielodotyk. System operacyjny i wydajność ShotX działa pod kontrolą Androida Lollipop w wersji 5.1.1, ale planowana jest aktualizacja do Marshmallowa. System wspiera nakładka EMUI 3.1, czyli znacząca modyfikacja wizualna i funkcjonalna. Postawiono na cukierkową kolorystykę ikonek, brak szuflady aplikacji, co może być wyraźną inspiracją zaczerpniętą z iOS-a. Górna belka została mocno przebudowana, to neonowy styl oraz konturowe ikony. Podzielono ją na osobne ekrany powiadomień i skrótów, które można przełączać gestem. Ekran zmiany aplikacji to kafelkowa lista wyświetlająca po cztery pozycje, da się je zamknąć wszystkie naraz. Opcje w ustawieniach są rozplanowane logicznie, bez udziwnień. System oferuje dodatkowe gesty, takie jak: odwracanie telefonu, by go wyciszyć, potrząsanie, by przeorientować ikony i podwójne dotknięcie ekranu, aby go podświetlić. Można nawet rysować po zablokowanym ekranie odpowiednie litery, po tej operacji włączą się dane aplikacje. Ciekawy jest także tryb obsługi jedną dłonią – wystarczy wykonać gest na przyciskach nawigacyjnych, a interfejs zmniejszy się, dzięki czemu da się wygodnie sięgnąć kciukiem do górnej belki. Wydajność to typowa średnia półka. Smartfon działa szybko, ale zdarzają się pewne przycięcia animacji. Nie jest to idealnie zoptymalizowany system, czasami trzeba czekać trochę dłużej na wykonanie operacji, ale obsługa jest nadal wygodna. W AnTuTu 6.1.1 ShotX uzyskuje 34388 punktów, zaś GeekBench 3 ocenia urządzenie na 709 punktów w teście jednordzeniowym oraz 3188 punktów w wielordzeniowym. Pierwszy wynik jest przeciętny, drugi bardzo dobry, to poziom Motoroli Moto X Play. Można w tej cenie znaleźć bardziej wydajne urządzenia, ale w praktyce nie musi być to odczuwalne, w końcu ShotX posiada kuszące funkcje dodatkowe i atrakcyjny design. Telefon nie zachwyca, ale nie można się specjalnie do niczego przyczepić. Bateria Czas pracy na baterii jest bardzo dobry, spora w tym zasługa stosunkowo niedużego ekranu. Smartfon bez problemu wytrzymuje dwa dni, a oszczędni osiągną 2,5 lub nawet 3 dni. Mnie udało się dobić do 6 godzin na włączonym ekranie (tzw. screen-on-time), a korzystałem wtedy także z gier i multimediów. Optymalizacja baterii robi wrażenie. Ogniwo jest dosyć duże (3100 mAh), ale czas działania to także kwestia oprogramowania – mimo braku Androida 6.0 z funkcją Dose tryb uśpienia tylko minimalnie obciąża baterię, a telefon samoczynnie rozładowuje się bardzo powoli. Multimedia – gry, aparat, audio Wydajność w grach jest dobra, osiąga standard dla urządzeń ze średniej półki. Proste gry 2D i 3D działają płynnie i wyglądają świetnie – ekran zdecydowanie pozytywnie wpływa na rozgrywkę. Wymagające tytuły, takie jak Asphalt 8 lub Real Racing 3 potrafią zwolnić i lekko przyciąć, nie ma co liczyć na wysokie ustawienia grafiki. To nie smartfon dla entuzjasty mobilnego grania, ale typowy użytkownik będzie zadowolony. Na szczęście aparat nie zawodzi, obawiałem się, że obrotowy mechanizm może okazać się bezsensowny. 13 Mpix i jasna przysłona sprawiają jednak, że detali jest sporo, zdjęcia wychodzą ostre, a autofocus spisuje się świetnie. Kolory robią wrażenie, są naturalne, nasycone oraz nieprzejaskrawione. Aparat dobrze radzi sobie w słonecznych warunkach i przy lekkim zachmurzeniu. W ciemniejszym otoczeniu lub nocą dwutonowa dioda spisuje się nieźle, chociaż automat ma tendencję do przesadzania z ISO – zdjęcia mogą być bardzo zaszumione i ziarniste. ShotX może jednak śmiało zastąpić aparat kompaktowy, a obrotowy obiektyw to świetne i bardzo praktyczne rozwiązanie. Fani autoportretów będą zadowoleni, chociaż aplikacja włącza automatycznie wygładzanie twarzy, lekki makijaż cyfrowy, który można na szczęście dostosować suwakiem. Wideo (Full HD przy 30 klatkach na sekundę) również sprawdza się nieźle i nie gubi klatek. Przykładowe zdjęcia dostępne w linkach poniżej: zdjęcie 1, zdjęcie 2, zdjęcie 3, zdjęcie 4. Samo oprogramowanie aparatu jest dobre. Tryby zmienia się poziomo, prawy bok zawiera spust migawki i skróty do efektów i galerii. Nad ekranem ulokowano skrót ustawień lampy i „hamburger” do dodatkowych ustawień, są tam tryby HDR, panoramy, a nawet znaku wodnego. Niestety, mało jest funkcji PRO, a dodatkowo zostały one schowane głęboko w opcjach. Zdjęcia są za to wykonywane szybko, nie trzeba też długo czekać na ich zapisanie. Jakość dźwięku na słuchawkach jest dobra, co częściowo rekompensuje obecność przeciętnego głośnika multimedialnego. Trzeba jednak pamiętać o wyłączeniu domyślnie ustawionego trybu DTS, ponieważ brzmi on bardzo basowo. Bez niego muzyka robi się cieplejsza i łagodniejsza, a nadal posiada dobry bas. Łączność i jakość rozmów Nie miałem problemów z zasięgiem, GPS-em lub łącznością Bluetooth, ale niestety Wi-Fi czasami drażniło. Szybko przechodziło w stan uśpienia, przez co telefon rozłączał się z siecią w celu oszczędzania akumulatora, a automatyczne wznawianie połączenia po wybudzeniu nie zawsze działało poprawnie, lepiej zatem wyłączyć usypianie Wi-Fi. Podsumowanie Jestem pozytywnie zaskoczony, Huawei ShotX to bardzo solidna oferta. Urządzenie jest ładne, dobrze wykonane, ma przyzwoitą wydajność, dobre osiągi na baterii i wiele funkcji z wyższej półki cenowej. Obrotowy obiektyw to nie tylko gadżet, z pewnością przyda się do selfie, ale jego jakość doceni też amator smartfonowej fotografii. Nie obyło się jednak bez wad. Czytnik palca sprawdza się dobrze, ale jego lokalizacja może być momentami problematyczna, zaś dźwięk z głośnika multimedialnego jest niskiej jakości. Optymalizacja systemu też mogłaby być lepsza, ale w tej cenie (~1300 zł) nie ma powodów do narzekań. Opisywany Huawei to urządzenie zdecydowanie warte zakupu.
Huawei ShotX – smartfon do selfie czy telefon dla fotografa?
Postać anioła od zawsze stanowiła źródło inspiracji. Zafascynowani nią artyści tworzą piękne dzieła sztuki przedstawiające tę ponadludzką, duchową istotę. Coraz częściej spotkać można także elementy wyposażenia wnętrz, w których pojawia się motyw anioła. Te niesamowicie tajemnicze stworzenia, uważane są za posłańców i wysłanników Boga, wprowadzają aurę wyciszenia i subtelności. Według wiary chronią człowieka i sprawują nad nim pieczę. Najczęściej obdarowuje się nimi bliskie osoby, więc traktowane są jako wyraz sympatii i szczerych chęci. Kubek z aniołem Kubek, na którym widnieje postać anioła, to świetny pomysł na upominek dla kogoś, kto jest bliski naszemu sercu. Może być podarowany zarówno babci, mamie, przyjaciółce, jak i ukochanej. Anioł znajdujący się na kubku symbolizuje okazane wsparcie i opiekę nad wybraną osobę. Znaleźć można kubki z napisem: „Ratunkowy Anioł dla Ciebie”, „Anioł Uśmiechu dla Ciebie”, „Urodzinowy Anioł dla Ciebie”, „Anioł na Nową Drogę Życia”, „Anioł Pocieszyciel dla Ciebie” lub „Anioł Nadziei dla Ciebie”. Personalizowana dedykacja z pewnością ucieszy obdarowywaną osobę i sprawi, że poczuje się wyjątkowo. Dodatkowo na niektórych kubkach oprócz postaci anioła pojawia się również wyszukana sentencja. Serwetki i serwetnik z motywem anioła Serwetki stanowią obowiązkowy element nakrycia stołu, szczególnie świątecznego. W tym magicznym okresie można zdecydować się na niecodzienną dekorację w postaci serwetek z motywem anioła. Z uwagi na barwne i wyraziste wzory serwetki przedstawiające anioły, oprócz tradycyjnego zastosowania, mogą również przydać się dla osób zajmujących się techniką zdobienia, jaką jest decoupage. Wspominając o serwetkach, nie sposób pominąć serwetnika. Przykładem może być serwetnik pierścieniowy, który stanowi obręcz dla zwiniętej serwetki. Sprawdzi się na większości uroczystości rodzinnych oraz idealnie wkomponuje się w wystrój stołu. Świąteczny obrus z aniołem Dopełnieniem świątecznego nastroju może okazać się obrus przedstawiający anioły. Najczęściej motyw ten jest subtelny i nierzucający się w oczy, a sam obrus jest w stonowanych barwach. Postać anioła podkreśla niecodzienny charakter spotkania przy stole i nadaje mu uroczysty ton. Świecznik z motywem anioła Światło padające ze świecznika tworzy wyjątkową, świąteczną atmosferę. Nic dziwnego, że i tutaj pojawia się anielski motyw. Wybór anielskich świeczników i lampionów jest bardzo duży. Przedstawiają one różnej wielkości anioły w różnych sytuacjach, np. anioł stojący, siedzący na księdze, zamyślony, śpiący, podpierający głowę lub trzymający świeczkę. Znaleźć można anioły wykonane ze szkła witrażowego (dają nastrojowe, delikatne światło), poliresingu (o fakturze podobnej do kamienia), ceramiki lub tworzywa sztucznego. Podpórki do książek z wizerunkiem anioła Na Allegro możemy także znaleźć podpórki do książek, w których wykorzystany jest motyw anioła. Wyróżniają się nie tylko estetyką wykonania, są też bardzo funkcjonalne. Mogą być ustawione w salonie, gabinecie, sypialni, biblioteczce. Do wyboru mamy białe aniołki lub czarne skrzydła. Magnes na lodówkę z motywem anioła To oryginalna dekoracja każdej lodówki. Magnesy z motywem anioławystępują w wersji vintage lub mogą być wykonane z ceramiki czy kolorowej modeliny. Mają szerokie zastosowanie. Mogą ozdobić kuchnię, tablicę magnetyczną, toster lub inny metalowy przedmiot.
Akcesoria i ozdoby z motywem anioła
Nintendo Switch to świeża konsola na rynku i tak naprawdę wydano na nią jedną istotnie dużą grę. Ten flagowy tytuł to „The Legend of Zelda: Breath of the Wild”. Produkcja zachwyca rozmachem i aż nie chce się wierzyć, że tak bogatą zawartość udało się zmieścić w konsoli o tak niewielkich rozmiarach. „The Legend of Zelda” to seria gier Nintendo, w których gracz wciela się w wojownika imieniem Link. Nowa odsłona serii o podtytule „Breath of the Wild” to gra z gatunku RPG, która została wybrana na tytuł startowy Nintendo na konsolę Switch. Wprowadza wiele nowych mechanizmów do serii. Jak wygląda „The Legend of Zelda: Breath of the Wild” na Switchu? Bez dwóch zdań nowa część serii „The Legend of Zelda” to jak dotąd jedna z ładniejszych, jeśli nie najładniejsza, gra na nową platformę. Nintendo bardzo dużo pracy włożyło w przygotowanie tej produkcji i widać dbałość o detale. Oprawa wizualna najnowszej „Zeldy” nie jest fotorealistyczna, a utrzymana w bajkowym klimacie. „Breath of the Wild” ma w sobie naprawdę wiele uroku, a modele postaci i otoczenie zostały przygotowane pieczołowicie. W trakcie rozgrywki kamera ustawiona jest za plecami awatara, którym steruje gracz. Ogromne wrażenie robi świat gry, który można zwiedzać niemal bez żadnych ograniczeń. To od gracza zależy, w który rejon się uda Na Linka wszędzie czekają niesamowite przygody. Nie ma tu przymusu wykonywania misji fabularnych. Jeden gracz będzie realizował zadania, czyniąc postępy w wątku fabularnym, a inny zdecyduje się na swobodną i chaotyczną – lub wręcz przeciwnie, zaplanowaną i metodyczną – eksplorację krainy Hyrule od górskich szczytów przez doliny, miasta, ruiny i koryta rzek. „Breath of the Wild” ma rozbudowany wątek fabularny, który prowadzi Linka do konfrontacji z mrocznymi siłami nawiedzającymi malowniczą, podupadłą krainę. Oprócz tego można wykonać mnóstwo aktywności pobocznych. Gra wręcz ugina się od zawartości. Podstawowym sposobem na rozbudowanie postaci jest odwiedzanie specjalnych kapliczek. System walki z potworami jest bardzo przyzwoity Link może korzystać z broni białej, łuku oraz z run dających mu dodatkowe moce, jak np. zamrażanie wody lub przenoszenie ogromnych metalowych przedmiotów. Ciekawy jest system zużywania się broni. Nie ma co przywiązywać się do potężnych mieczy i toporów, bo po kilkunastu ciosach trzeba i tak walczyć tym, co akurat znajdzie się pod ręką. Często też gracz musi się skradać i rozwiązywać wcale nie takie proste zagadki logiczne. Świat w nowym „The Legend of Zelda” żyje, tak jak i otoczenie Bohaterowie niezależni chodzą do pracy i wracają do domu spać. Niektóre misje można podjąć tylko w dzień, a z wykonaniem innych trzeba poczekać do nocy. Postaci będą różnie reagować na poczynania gracza i z pewnością nie przeoczą momentu, kiedy Link będzie próbował np. ukraść jabłka ze straganu. Świetnie wyszedł w praktyce system reakcji otoczenia na gracza. Wystarczy wrzucić jabłko do ogniska, żeby otrzymać… pieczone jabłko, które przywraca więcej punktów zdrowia. W grze znalazł się w dodatku bardzo rozbudowany system craftingu, który pozwala przygotowywać posiłki i mikstury dające spore bonusy. Przy tym samym ognisku można stanąć ze strzałą napiętą w łuku, a jej grot się podpali. Trzeba tylko uważać, by skradając się do obozowiska trolli, nie wejść z podpaloną strzałą w gęstą trawę, bo skończy się to koniecznością wczytania zapisu gry. Takich smaczków jest znacznie, znacznie więcej Wśród ciekawych systemów w nowej odsłonie „The Legend of Zelda” można wymienić chociażby system zmian temperatury, który wymaga przywdziania ciepłego ubrania podczas wspinaczki w górach lub wypicia mikstury zwiększającej odporność na zimno. Podczas burzy lepiej nie wyciągać do walki metalowego topora, bo grozi to porażeniem piorunem. W trakcie ulewy lepiej odpuścić sobie też wspinaczkę – Link nie będzie w stanie utrzymać się śliskiej, mokrej skały. Niezmiernie cieszy to, że „The Legend of Zelda: Breath of the Wild” nie prowadzi gracza za rękę, jak większość współcześnie wydawanych gier. Ogromna kraina to tak naprawdę wielka piaskownica i można się w niej zatracić na długie godziny. „The Legend of Zelda: Breath of the Wild” jest dostępna na platformy Nintendo Switch i Nintendo Wii U. Warto jednak odnotować, że gra w wersji na Wii U cechuje się wyraźnie słabszą oprawą graficzną od edycji na konsolę Nintendo Switch.
„The Legend of Zelda: Breath of the Wild” – recenzja gry
Czy receptę na udany i dochodowy biznes można odnaleźć między wierszami? Skoro od lat w obiegu czytelniczym funkcjonują rozmaite instrukcje obsługi, poradniki Do-It-Yourself, podobnie może być z otworzeniem własnego biznesu. I choć oczywiście garść dobrych porad sprawy za nas nie załatwi, warto na początek zajrzeć do poradników dla żółtodziobów, by już na starcie ustrzec się błędów, które kiedyś popełnili inni. Od czego więc zacząć, kiedy zamarzył nam się dochodowy start-up? Od lektury poniższych pozycji. „Start-up bez pieniędzy. Filozofia trzech listków papieru”, Mike Michałowicz Gdy zastanawiamy się nad otworzeniem własnego biznesu, zwłaszcza takiego, który coraz częściej opierałby się na nowych technologiach, był prorozwojowy i jednocześnie nie generował zbyt dużych kosztów, sen z powiek z pewnością spędzać nam może ostatni (nieunikniony) czynnik – koszty. Mike Michałowicz, amerykański biznesman polskiego pochodzenia, który pierwszą firmę założył, mając niespełna 25 lat, w przewrotny i dość obcesowy sposób pokazuje, że to czego nie mamy, to początek – jeśli nie jedyna droga – do tego, co możemy zyskać w przyszłości. „Start-up bez pieniędzy” to pozycja trochę na opak. Nie znajdziemy w niej bowiem zoptymalizowanych porad, jak pracować przedsiębiorczo, kiedy podejmować ryzyko inwestycyjne czy którym marketingowym narzędziom ufać. Sam autor podkreśla: „Ta książka ma sprowadzić Was na ziemię, pomóc w przegnaniu sceptyków i dać Wam kopniaka w tyłek tak, byście się ruszyli i zaczęli działać. Im mniej posiadasz czegoś, co jest Ci niezbędne, tym ważniejsze się to dla Ciebie staje i tym mądrzej z tego korzystasz. Prawda ta dotyczy wszystkiego – miłości, jedzenia, pieniędzy, a nawet (lub zwłaszcza) papieru toaletowego”. I choć styl autora jest miejscami niegrzeczny, ostry i bulwersujący, nagroda dla wytrwałych czytelników jest obiecująca – po lekturze Michałowicza ma się ochotę wstać, rzucić dotychczasowe zajęcie i otworzyć własną firmę. „Start-up. Od pomysłu do sukcesu”, Adam Łopusiewicz Książka Łopusiewicza to pozycja zdecydowanie bardziej wyważona i poukładana. W napisanych prostym, zwięzłym językiem 14 rozdziałach autor ujawnia kulisy powstawania i funkcjonowania start-upów. Najpierw warto umieć zdecydować, jaki typ działalności gospodarczej będzie dla nas optymalny, znaleźć pomysł na biznes w branży, w której nadal można zarobić i zobaczyć, co do powiedzenia o naszym pomyśle ma potencjalna konkurencja. Kolejnym krokiem jest przeanalizowanie naszych funduszy: czym dysponujemy, ile możemy zainwestować oraz jakie instytucje mogłyby wesprzeć realizację naszego projektu. Nie obejdzie się także bez dobrego biznesplanu, a książka Łopusiewicza nawet opornych nauczy, jak taki plan stworzyć i jakich błędów przy planowaniu własnego biznesu się ustrzec. Pieniądze to jednak nie wszystko. Równie istotnym zasobem naszego nowo powstającego biznesu będą ludzie, którym przyjdzie z nami go rozwijać. I na sam koniec – temat rzeka: promocja, PR i działania marketingowe. „Start-up. Od pomysłu do sukcesu” rzeczonego w tytule sukcesu oczywiście obiecać nikomu w 100% nie może, jednak jeśli nie wiedzieliśmy nawet jak zacząć, po lekturze pozycji Łopusiewicza w naszych głowach krok po kroku powstanie plan. Nie pozostaje nic innego, jak przystąpić do działania. „Start-up po polsku. Jak rozwinąć i założyć dochodowy biznes”, K. Mikołajczyk, D. Nawojczyk Praktycy napisali książkę dla laików – w tak lakoniczny sposób podsumować można by tę pozycję. Jest w niej to, co w wielu różnych poradnikach poświęconych zakładaniu start-upu: działalność solo czy w spółce, sposoby finansowania i refundowania wydatków na prowadzoną działalność, potyczki kadrowe z nowo zatrudnionymi pracownikami, skuteczne narzędzia marketingowe do promocji naszego projektu. Jest w niej także coś więcej: autentyczność. Książka bowiem okraszona jest wieloma przykładami z polskiego i zagranicznego start-upowego podwórka. Autorzy przytaczają zagwozdki, problemy czy celne rozwiązania wykorzystane przez polskich przedsiębiorców, nie skąpią także w studia przypadków oraz rady praktyków, którzy swoje niemałe fundusze zainwestowali w rozwój polskich młodych projektów internetowych. Pozycja Mikołajczyk i Nawojczyka pokazuje także, że czasem start-up to niekoniecznie projekt długowieczny i podnosi na duchu tych, którym gdzieś noga się już powinęła, zachęcając do dalszego próbowania. W końcu nie myli się tylko ten, co nic nie robi. Własny start-up w dobie dynamicznego rozwoju usług branż marketingowych i IT to dla wielu jedyny pomysł na zawodową przyszłość. Lektura poradników stworzonych przez praktyków, którym w tej dziedzinie udało się osiągnąć sukces, to pierwszy krok do jego otworzenia. Wyznaczenie kamieni milowych (pomysł–analiza konkurencji–fundusze–administracja–promocja), konfrontacja marzeń o zyskach z rzeczywistym wkładem pracy we własny sukces oraz pewność, że im mniej się ma, tym kreatywniej się działa, stanowią dobry grunt pod rozpoczęcie realizacji marzeń o zawodowej niezależności.
Najlepsze książki o start-upach
Head up display, czyli specjalny wyświetlacz pokazujący najważniejsze informacje wprost przed oczami prowadzącego pojazd, jest znany już dawna. Kiedyś te urządzenia były montowane w myśliwcach, teraz trafiły do samochodów. I każdy może sobie takie cudo sprawić. Będzie to powiew luksusu, bo na razie wyświetlacze HUD są fabrycznie montowane jedynie w drogich, luksusowych autach albo traktowane jako kosztowna opcja wyposażenia. Ale sprytni inżynierowie z niezależnych firm stwierdzili, że zaprojektowanie i zbudowanie takiego urządzenia nie jest specjalnie trudne, a montaż go w samochodzie jest łatwiejszy niż złożenie szafki pewnej szwedzkiej firmy. Jak to działa? Auto musi być wyposażone w złącze OBD II, które pozwala na odczytanie wielu parametrów samochodu – prędkości, obrotów, spalania itp. Dane te przez kabel są przekazywane do wyświetlacza – w zasadzie można go też nazwać rzutnikiem. Obraz z niego jest wyświetlany na przedniej szybie, na wysokości oczu kierowcy. Zaletą takiego rozwiązania jest to, że osoba prowadząca auto najważniejsze parametry ma cały czas przed sobą i nie musi odrywać oczu od drogi. Dobrze wiemy, że czasem nawet sekunda nieuwagi wystarczy, by na siebie i innych ściągnąć niebezpieczeństwo. Jaki model wybrać? Dostępne na rynku wyświetlacze HUD dzielą się na tanie i niemarkowe oraz droższe, ale markowe. Wśród pierwszych popularnością cieszy się model o nazwie A8, szczególnie w specyfikacji M9. Kosztuje od ok. 210 do 260 zł. Jego diody świecą w pięciu kolorach, dzięki czemu można cieszyć się dość ciekawym widokiem na przedniej szybie. Ten model wyświetla wiele parametrów, być może nawet zbyt dużo. Intencją twórców pierwszych tego typu urządzeń było pokazywanie najważniejszych informacji. Średnie spalanie czy napięcie akumulatora do nich nie należą. Producent zapewnia, że model A8 ma możliwość zmiany ustawień, ale przed kupnem każdego innego modelu z niższej półki upewnijmy się, czy ma on taką opcję. Unikniemy w ten sposób posiadania przenośnej dyskoteki, która może wręcz rozpraszać, zamiast pomagać w jeździe. Nieco tańsze są modele HUD o nazwie x5. Są też prostsze, co nie znaczy gorsze. Mają dwukolorowy wyświetlacz, dzięki czemu mniej dezorientują kierowcę. A przy tym są oczywiście tańsze, kosztują ok. 150 zł. W sprzedaży rzadko są oferowane urządzenia znanych marek, które są bardzo drogie. Niewiele osób może sobie pozwolić na wydanie 1000 czy 2000 zł na to, by kupić sprzęt do wyświetlania prędkości na szybie. Dlatego rzadko pojawiają się oferty takich firm jak Kenwood, Pioneer czy Garmin. Za to rosnącą popularność zdobywają wyświetlacze jako źródło danych wykorzystujące smartfony. Urządzenia Hudway Glass nie są klasycznymi wyświetlaczami HUD, wykorzystują po prostu ekran telefonu, z którego obraz trafia na przezroczystą szybkę. Całość można ustawić w dowolnym miejscu deski rozdzielczej. Sprzęt działa w połączeniu z płatnymi aplikacjami, dystrybutor urządzeń zapewnia, że kosztują one ok. 30 zł. Do tego trzeba oczywiście dodać cenę urządzenia – ok. 220 zł. Na rynku są jeszcze droższe ekrany przezierne, obsługujące telefony komórkowe, dzięki czemu mogą wyświetlać bardzo różne dane – nie tylko prędkość i obroty, ale również wskazania nawigacji czy dowolne dane. Podczas montażu pierwszego rodzaju wyświetlaczy trzeba pamiętać, że na wewnętrzną część szyby trzeba nakleić specjalną folię. I w zasadzie to najtrudniejsza część tego zadania, ze wszystkim poradzi sobie nawet laik.
Jak wybrać i zamontować wyświetlacz HUD?
Gdzie kierować pytania o zakupy w leasingu? Z leasingu w Allegro możesz skorzystać dzięki naszej współpracy z firmą LeaseLink Sp. z o. o., która obsługuje wnioski leasingowe. Jeśli napotkasz trudności podczas wypełniania wniosku, możesz skorzystać z czatu, którego ikona wyświetla się na stronie Leaselink. Możesz też napisać do naszej obsługi - skorzystaj z formularza kontaktowego. Zobacz także: Czym jest leasing i jak działa w Allegro - informacje ogólne Jak wziąć przedmiot w leasing? Kiedy opcja “weź w leasing” będzie dla mnie dostępna? W jakich kategoriach możliwy jest leasing? Czy mogę reklamować lub zwrócić przedmiot wzięty w leasing? Leasing - jaki jest czas i koszt dostawy przedmiotów?
Gdzie kierować pytania o leasing?
Gra, w której wcale nie wygrywa ten, kto jest pierwszy, ale… ten, kto zajmie drugie miejsce! Naprawdę! Bycie drugim jednak wcale nie jest takie proste, szczególnie że sytuacja na planszy zmienia się z minuty na minutę… Zasady gry i zawartość pudełka „Kto drugi, ten lepszy” to gra o wyjątkowo prostych zasadach. Przeznaczona jest dla od 2 do 6 graczy w wieku już od 7 lat. Rozgrywka zajmuje zazwyczaj około kwadransa. Jednak trudna do przewidzenia i dynamicznie zmieniająca się sytuacja na planszy oraz mnóstwo emocji, które uwalniają się przy grze, sprawiają, że rzadko kiedy kończy się tylko na jednej partii. W niewielkim pudełku znajdziemy składaną z dwóch elementów planszę, 6 drewnianych pionków, talię kart i instrukcję. Dodatkowo potrzebne nam będą długopis i kartka do notowania wyników. box:imageShowcase box:imageShowcase Przebieg rozgrywki Na czym polega gra? W trakcie pięciu tur będziemy wyłącznie zagrywać karty. Na początku każdej tury mamy ich w ręku pięć. Na kartach widnieją cyfry, które mówią, o ile pól będą przesuwać się pionki po planszy. W jednej rundzie można zagrać tylko jedną kartę. Można ją za to zagrać zarówno na siebie, jak i na innego gracza. Karty zagrywamy wszyscy równocześnie i odsłaniamy je na umówiony znak. Może się więc zdarzyć, że przed jednym z graczy będzie leżało kilka kart, a przed innym nie będzie żadnej. Jedynym odstępstwem jest piąta runda – ostatnią kartę trzeba bowiem zawsze zagrać na siebie. Następnie przesuwamy swoje pionki o wartość przedstawioną na kartach leżących przed nami. I tyle. box:imageShowcase box:imageShowcase Na koniec rundy sprawdzamy wartość punktową pola, na którym stoi drugi pionek, i tylko jego właściciel otrzymuje punkty. Przez pięć rund zapisujemy wyniki poszczególnych graczy, aż otrzymamy sumaryczny wynik końcowy. Grę wygra gracz, który w tej końcowej punktacji będzie… drugi. Wariant taktyczny W instrukcji opisany jest także inny wariant gry – taktyczny. Czas rozgrywki znacznie się przy nim wydłuża i wynosi ok. 40 minut. Gra nadal ma pięć rund, ale karty zagrywamy zawsze na siebie. Znajdują się na nich białe liczby – porównujemy ich wartość. Gracz, który ma najwyższy numer, jako pierwszy wybiera dowolny pionek na planszy i przesuwa go o odpowiednią liczbę pól. O ile podstawowy wariant gry to czysta zabawa, to w tej wersji musimy już trochę pokombinować. Podsumowanie „Kto drugi, ten lepszy” to lekka, przyjemna gra. Jej dwa warianty sprawiają, że to albo krótki tytuł imprezowy, albo lekka gra, w której należy jednak myśleć odrobinę taktycznie. W jednej i drugiej wersji porywa zarówno dzieci, jak i dorosłych, więc z czystym sumieniem mogę ją polecić. Niech wygra najlepszy… Prawie!Grę można kupić na Allegro za ok. 40 zł.
„Kto drugi, ten lepszy” – recenzja gry
Mogłoby się wydawać, że rynek produktów dla dzieci jest już przesycony wszelkiego rodzaju gadżetami. Okazuje się jednak, że można wymyślić kolejny przedmiot. Przykładem jest ekspres do mleka. Czy rzeczywiście jest on potrzebny w opiece nad dzieckiem? Sprawdźmy, do czego służy. Przeznaczenie ekspresu do mleka Choć niektórym osobom ekspres do mleka może się wydać fanaberią, dla rodziców, którzy z niego korzystają, jest absolutnym hitem. Znacznie ułatwia codzienne przygotowywanie mleka dla pociechy. Ekspres doceniają mamy na całym świecie. Dzięki temu gadżetowi przygotowywanie mleka modyfikowanego zajmuje dosłownie kilkadziesiąt sekund, podczas gdy tradycyjnie trzeba wodę gotować, studzić i przelewać. Co więcej, ekspres daje gwarancję, że przygotowane mleko ma zawsze odpowiednią temperaturę. Otrzymujemy mieszankę gotową do podania. Ekspres do mleka jest urządzeniem wielozadaniowym. Łączy funkcje podgrzewacza do słoiczków i butelek, pojemnika na butelki i sterylizatora. Ważne jest więc to, że służy nie tylko do przyrządzania mleka, ale również do podgrzewania obiadków oraz sterylizowania smoczków i butelek. Pomysłowość, innowacyjność, wygoda i szybkość w jednym. Działanie ekspresu do mleka W jaki sposób działa ekspres do mleka? To proste. Do podgrzewacza wlewamy odpowiednią ilość wody i włączamy urządzenie. W międzyczasie do butelki wsypujemy odpowiednią ilość proszku i zalewamy wodą, która już zdążyła się podgrzać do ok. 37 stopni Celsjusza. Nie musimy się zastanawiać, czy woda ma odpowiednia temperaturę, co jest prawdziwym utrapieniem w tradycyjnym sposobie przygotowywania mleka. Ekspres jest nie tylko wygodny, ale też bezpieczny. Pozwala na odpowiednie sporządzenie mieszanki jedną ręką, również w nocy, gdy jesteśmy zaspani. Oczywiście podgrzanej wody nie musimy wykorzystywać tylko do zalewania mleka modyfikowanego. Równie dobrze możemy na jej bazie przygotować herbatki i soczki. Natomiast posiłki podgrzewamy w ten sposób, że słoiczek wstawiamy do podgrzewacza napełnionego wodą. Do wyboru mamy dwie opcje – posiłek o temperaturze pokojowej podgrzewamy ok. 11 minut, a obiadek wyjęty z lodówki – 17 minut. Podgrzewać możemy też zimne deserki. Jedynym utrudnieniem może być konieczność wylewania na bieżąco pozostałej w ekspresie wody. Jest to ważne z dwóch powodów: Woda wykorzystywana do przygotowywania posiłków musi być zawsze świeża, nie powinno się dolewać świeżej do starej. W urządzeniu mogą pojawić się osady negatywnie wpływające na jego pracę. Konieczne jest więc częste samoczyszczenie. I jeszcze jedna funkcja – sterylizowanie smoczków i butelek. W niektórych modelach służy do tego osobny pojemnik. Nalewamy do niego wodę, umieszczamy butelki, zamykamy i wkładamy do mikrofalówki. Pojemnik może być także miejscem do przechowywania butelek. Kupujemy ekspres do mleka Wybór ekspresów do mleka jest raczej niewielki, być może z uwagi na wciąż małą popularność urządzenia. Bib’Expresso® 3 w 1 – w wersji szarej i czerwonej. Działa szybko, bezpiecznie, praktycznie i sterylnie. Woda jest wstępnie mieszana z mlekiem modyfikowanym, dzięki czemu mamy gwarancję równomiernego podgrzewania. Herbatka również zostanie przygotowana w 30 sekund. Podgrzewacz do słoiczków i butelek jest niesamowicie wygody, gdyż można odłączyć go od bazy i przenieść w dowolne miejsce. W sterylizatorze na butelki zmieszczą się jednorazowo 3 sztuki. Gwarancja: 2 lata. Cena: 380–410 zł. Bib’Expresso® Beaba Gipsy – funkcja direct water control zapewnia stałą, optymalną temperaturę przygotowywanych posiłków, która wynosi 37 stopni Celsjusza. Sprzęt jest łatwy w obsłudze, a ilość przycisków jest ograniczona, co pozwala na obsługę jedną ręką. Świetnie sprawdza się w przypadku młodych mam, także z większą liczbą dzieci. Podgrzewacz jest odłączany od bazy, pojemnik może służyć do sterylizowania butelek. Cena: 330 zł. Ekspres do mleka wydaje się być bardzo ciekawym gadżetem, znacznie ułatwiającym codzienną opiekę nad dzieckiem. Urządzenie jest bardzo funkcjonale i ma ciekawy design. Na pewno może być świetnym prezentem dla kobiety w ciąży lub młodej mamy.
Ekspres do mleka – przydatny gadżet?
Polecamy przepis na pyszne smarowidło daktylowe, to wspaniały dodatek do ciast, ciasteczek lub innych wypieków. Smarowidło, oczywiście, wybornie smakuje również z chlebem. Składniki: 800 g daktyli 100 g masła szczypta cynamonu w proszku Krok po kroku: Daktyle zalewamy wodą, tak aby je przykryła. Gotujemy, aż zmiękną. Pod koniec dodajemy masło i cynamon. Dokładnie miksujemy. Studzimy i przekładamy do słoika. Smarowidło może służyć do smarowania kanapek lub jako baza do ciast. Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia.
Smarowidło daktylowe
Zaczął się sezon narciarski, więc wiele osób ma problem z wygodnym i bezpiecznym transportem nart. Podpowiadamy, jak wybrać najlepszy pokrowiec. Dobry, czyli jaki? Jakie podstawowe cechy powinien mieć dobry pokrowiec? Powinien chronić narty lub deskę przed porysowaniem i przypadkowym zniszczeniem. Ochrona powinna także działać w drugą stronę: dobry pokrowiec zabezpiecza otoczenie (np. ściany czy samochód) przed porysowaniem kantami nart. Musi być odporny na warunki atmosferyczne, więc odpadają pokrowce za cienkie i niedbale wykonane. Powinien być dostosowany do wygodnego transportowania (np. długość rączek, stabilność nart w pokrowcu itd.). ABC Oto zasady zakupu pokrowca: Długość. Pokrowiec powinien być przede wszystkim o 5–10 cm dłuższy niż deski (zmierz je dokładnie). Ważne jest też, żeby nie był za duży, bo sprzęt będzie w nim „latał” w czasie przewożenia. Szerokość. W zależności od tego, czy masz zjazdówki, biegówki czy snowboard, będziesz potrzebować pokrowca o innej szerokości. Biegówki są najwęższe, dlatego pokrowiec na nie jest za wąski na narty zjazdowe. Miejsce na osprzęt. W pokrowcu powinny się zmieścić kijki (jeśli ich używasz). Dodatkowo warto sprawdzić, czy wejdą swobodnie wiązania. Wybierz egzemplarz szerszy w tym miejscu. Warto sprawdzić obwód materiału w miejscu, gdzie znajdują się wiązania, aby mieć pewność, że wszystko zmieści się z niewielkim zapasem. System wentylacji i „pogodoodporność”. Pokrowiec powinien umożliwiać swobodne wyschnięcie sprzętu, który zawiera. Musi mieć otworki wentylacyjne, aby przepływ powietrza zapobiegł rozwojowi drobnoustrojów w jego wnętrzu, ale nie może przepuszczać śniegu czy wody z zewnątrz. Dlatego ważna jest szczelność materiału np. w okolicy suwaków. To bardzo ważne, jeżeli na przykład wozisz narty na dachu samochodu, bo zabezpiecza przed dostaniem się do środka soli drogowej. Wygoda. Warto „przymierzyć się” do pokrowca, sprawdzając, czy wygodnie się go nosi. Stan techniczny. Koniecznie sprawdź, czy wszystkie klamerki i zapięcia są sprawne, a suwaki szczelne i dobrze przyszyte. Zwróć też uwagę na mocowanie rączek: powinny być przyszyte stabilnie i bez możliwości poluzowania się czy odprucia. Jeżeli sprzedawca udostępnia dużo zdjęć, zwróć uwagę właśnie na te detale, sfotografowane w możliwie dużym zbliżeniu. Dostosowanie do twoich potrzeb. Jeśli masz i deskę, i narty, przyda ci się pokrowiec z możliwością dostosowania rozmiaru. W transporcie lotniczym przedmioty są przerzucane, turlane i rzucane na ziemię, dlatego jeżeli przewidujesz przewożenie sprzętu samolotem, wybierz pokrowiec mocno usztywniony, z grubego materiału, odpornego na uszkodzenia. Możesz też poszukać pokrowca plastikowego z możliwością zamknięcia na zamek lub kłódkę. Poszukaj też dodatkowych pokrowców na kijki, butyi kask. Powinny się łatwo otwierać i być wygodne w noszeniu. UWAGA! Pamiętaj o odpowiedniej konserwacji pokrowca: zawsze trzeba go porządnie wysuszyć po każdym użyciu. Sprawdź także na metce warunki mycia i stosuj się do nich, aby nie zniszczyć materiału. Jak widać, zakup pokrowca na narty to sprawa dosyć prosta pod warunkiem, że podejdziesz do tego z głową i zrobisz dobre rozeznanie.
Idealny pokrowiec na narty: jak wybrać?
Betonowe donice są bardzo efektowne, ale też drogie. Podobny efekt można uzyskać na plastikowych doniczkach. Ozdobienie ich zajmie niewiele czasu, a kwiaty zyskają godną oprawę. Do ozdobienia nadaje się każda doniczka z tworzywa sztucznego. Wcześniej trzeba ją dokładnie umyć. Na początku warto położyć warstwę podkładu (farbę podkładową), który zwiększy przyczepność farby do podłoża oraz spowoduje, że zużyjemy jej mniej. Sposobów uzyskania efektu betonu jest wiele. Przedstawiamy dwa z nich: z zastosowaniem preparatu opóźniającego wysychanie farb (Glaze) oraz ułatwiającego ścieranie (Saltwash). Pierwsze dwa kroki, czyli umycie doniczki oraz położenie podkładu, jest takie samo w obu przypadkach. Przygotuj: plastikową doniczkę, farby: biała oraz trzy odcienie szarości, preparat podkładowy Primer, preparat Saltwash, preparat opóźniający wysychanie farb, pędzle, gąbkę, papier ścierny, pojemniki jednorazowe. Krok 1. Umyj doniczkę, oczyszczając ją z ewentualnych zabrudzeń ziemią oraz odtłuszczają, np. wodą z płynem do naczyń. Krok 2. Na powierzchnię zewnętrzną doniczki nałóż warstwę podkładu, dzięki któremu farba będzie lepiej przylegała do podłoża. SPOSÓB 1 Krok 3. Pomaluj doniczkę farbą szarą – ciemną (w tym przypadku zastosowano farbę kredową Autentico w kolorze French Grey). Nałóż dosyć grubą warstwę. Zostaw do wyschnięcia. Krok 4. W plastikowym pojemniku wymieszaj białą farbę (Autentico Casa Blanca) z preparatem opóźniającym wysychanie. Zastosuj proporcje: 20% farby i 80% preparatu. Krok 5. Nabierz na gąbkę przygotowany roztwór, usuń jego nadmiar i – dotykając miejsce przy miejscu, techniką tepowania – nałóż jego warstwę na doniczkę. Preparat opóźniający wysychanie spowoduje, że roztwór będzie dosyć rzadki, więc na spodzie będzie prześwitywał poprzedni kolor, dając efekt betonu. Dzięki temu preparatowi farba nie wysycha zbyt szybko, dlatego, jeśli coś się nie uda, można zrobić poprawki. SPOSÓB 2 Krok 6. W pojemniku wymieszaj farbę kredową (Autentico Soft Grey) z preparatem Saltwash w proporcjach: cztery części farby i trzy części preparatu. Jeśli zastosujesz inne farby, proporcje będą inne. Krok 7. Uzyskaną masę nakładaj pędzlem, tworząc wyraźne nierówności, które możesz bardzo delikatnie wygładzić, gdy masa zacznie wysychać. Zostaw do wyschnięcia. Krok 8. Pomaluj powierzchnię farbą w innym odcieniu szarości (np. Autentico Silver). Zostaw do wyschnięcia. Krok 9. Zacznij ścierać wierzchnią warstwę farby Dosyć grubym papierem ściernym (np. o gradacji 80). Najlepiej zetrze się z nierówności powstałych dzięki preparatowi Salwash, dzięki czemu spod spodu zacznie ukazywać się ciemniejszy kolor farby. Wszystko to stworzy efekt łudząco podobny do betonu. Na koniec zabezpiecz powierzchnię lakierem, najlepiej matowym (błyszczący nie pasuje do betonu). Jeśli doniczki mają zostać we wnętrzu, wystarczy lakier wodny, ale jeśli będą stać na zewnątrz – zastosuj lakier poliuretanowy.
Sposoby na zdobienie doniczek – efekt betonu
Pierwsze przymrozki przypominają o tym, że jest już najwyższy czas na sprawdzenie stanu akumulatora. To właśnie w okresie zimowym ujawniają się wszystkie jego mankamenty. Jeżeli zobaczysz jakiekolwiek oznaki zużycia swojego akumulatora, to lepiej go wymień na nowy przed zimą. Nie będzie trzeba potem prosić sąsiada czy taksówkarza o pomoc. Warto sprawdzić stan akumulatorai napięcia ładowania przed pierwszymi przymrozkami. Stan akumulatora może zweryfikować specjalista od elektryki. Tego typu usługi zazwyczaj są bezpłatne lub kosztują niewiele, a polegają na ocenie sprawności baterii pod obciążeniem. Badanie to pozwala przewidzieć, jak akumulator zachowa się podczas mrozów. Układ ładowania można sprawdzić samodzielnie, mierząc napięcie na zaciskach akumulatora w trakcie pracy silnika. Rodzaje akumulatorów Na rynku są trzy rodzaje akumulatorów: kwasowo-ołowiowe, żelowe oraz AGM. Do najbardziej popularnych wśród kierowców – ze względu na niską cenę – zaliczają siękwasowo-ołowiowe. Ten rodzaj akumulatora znajduje zastosowanie niemal we wszystkich typach pojazdów i jest oferowany w dwóch opcjach: bezobsługowej oraz obsługowej. W drugim wariancie istnieje możliwość uzupełnienia elektrolitu, jednak jest on coraz rzadziej sprzedawany. Akumulatory żelowe mają przewagę nad kwasowo-ołowiowymi, bo po pierwsze, znoszą większe rozładowania, po drugie, mają większą pojemność, a po trzecie, wykazują się odpornością na różnego rodzaju wstrząsy. Ta ostatnia cecha sprawia, że świetnie sprawdzają się w samochodach terenowych. Ostatni rodzaj – akumulatory AGM – też ma swoje zalety. Jego podstawowa cecha to mały rozmiar. Dodatkowo tego typu akumulator odporny jest na uszkodzenia. Jaki wybrać? Najbezpieczniejszym wyborem będzie akumulator zgodny z zaleceniami producenta zawartymi w instrukcji obsługi pojazdu. Na jakie parametry należy zwrócić uwagę? Napięcie – powszechnie stosuje się napięcie 12 V i tego rodzaju akumulator powinien wystarczyć. Pojemność i prąd rozruchu – należy kupić dokładnie taki akumulator, jaki przewiduje producent danego pojazdu. Zbyt pojemny pozostanie niedoładowany, natomiast za mały może nie dostarczać prądu w ilości wystarczającej do zasilenia wszystkich układów elektrycznych w samochodzie, co spowoduje problemy z rozruchem. Kształt i ułożenie – akumulatory mogą mieć różne kształty, a także różnie zamocowane bieguny plus i minus. Zatem zanim wybierzemy jakikolwiek model, sprawdźmy, czy zmieści się w wyznaczonym miejscu i ma odpowiednio umiejscowione bieguny. Może się zdarzyć, że danego akumulatora nie da się zamontować w pojeździe i trzeba kupić model o konkretnych wymiarach i z konkretnym rozłożeniem biegunów. Cena Ceny akumulatorów wahają się od około 100 zł nawet do 1000 zł. Warto zwrócić również uwagę na to, kiedy akumulator został wyprodukowany. Życie baterii zaczyna się w fabryce, czyli w momencie zalania jej elektrolitem i pierwszego ładowania, więc bezpieczniej jest wybrać model wyprodukowany nie wcześniej niż przed 6 miesiącami. Wtedy bateria jest produktem pełnowartościowym nawet ponad rok. Datę pierwszego ładowania można odczytać na akumulatorze. Zasada kupowania modeli ze średniej półki sprawdza się również w wypadku akumulatora. Dzięki temu nie zaopatrzymy się w najtańszy sprzęt, do którego nie można mieć zaufania, a jednocześnie nie będziemy dopłacać tylko za logo znanego producenta.
Wymieniamy akumulator przed pierwszymi przymrozkami
Atrakcyjne ceny nowych telewizorów zachęcają do zakupu modeli o dużych przekątnych ekranu. Ten trend widać także u producentów, którzy większość topowych produktów oferują w rozmiarach przekraczających 48’’. Niestety, nie każdy może sobie pozwolić na tak duży telewizor, chociażby ze względu na rozmiar mieszkania. Na szczęście dostępne są też modele, które mimo mniejszej są bardzo dobrze wyposażone i oferują najwyższą jakość obrazu. Przedstawiam kilka popularnych modeli telewizorów 4K w rozmiarze 40–43’’. Sony KD-43X8305C Sony KD-43X8305C to 43-calowy telewizor 4K Ultra HD oparty na platformie Sony Android TV. Jego sercem jest bardzo wydajny i nowoczesny procesor X1, który przetwarza i optymalizuje materiały filmowe bez względu na ich rozdzielczość. Zastosowana technologia Motionflow XR 800 Hz gwarantuje płynny i ostry obraz podczas wyświetlania szybkich akcji. Wiele osób na pewno doceni funkcję równoczesnego oglądania i nagrywania programów – oglądając jeden program, nagrywamy inny, który możemy obejrzeć w dowolnym momencie. Producent nie zapomniał również o nowoczesnym designie – wąska ramka oraz smukła i stylowa sylwetka sprawiają, że model ten będzie ozdobą każdego wnętrza. Do podłączenia dodatkowych urządzeń możemy wykorzystać 4 złącza HDMI, 3 porty USB, złącze EURO, a także Wi-Fi. Sony KD-43X8305C dostępny jest na Allegro od 3700 zł. Philips 43PUS7150/12 Model 43PUS7150/12 to jedna z najnowszych propozycji Philipsa – jeszcze do niedawna był niedostępny w polskiej sieci sprzedaży, ale teraz możemy go kupić na Allegro w okazyjnej cenie 3499 zł. Telewizor charakteryzuje się ekranem o przekątnej 43’’ i rozdzielczości 3840 x 2160 pikseli. Czterordzeniowy procesor w połączeniu z systemem Android i aplikacjami ze sklepu Google Play to gwarancja rozrywki na najwyższym poziomie. Dla fanów filmów trójwymiarowych producent umożliwił konwersję obrazu z 2D do 3D. Obsługę ułatwia intuicyjny pilot wyposażony w najpopularniejsze skróty oraz przyciski kursora. Na drugiej stronie znajduje się pełna klawiatura, która ułatwia szybkie wpisywanie tekstu. Na uwagę zasługuje niezwykle smukła konstrukcja obudowy oraz eleganckie srebrne obramowanie. Dopełnieniem tego jest trójstronny system Ambilight, który optycznie powiększa ekran, emitując na ścianie szeroką poświatę. Za niesamowite wrażenia dźwiękowe odpowiada zintegrowany SoundBar oraz głośniki niskotonowe wyposażone w technologię Double Ring. LG 43UF675V LG 43UF675V to bardzo atrakcyjny cenowo telewizor wyposażony w ekran 4K Ultra HD o przekątnej 43’’. Producent deklaruje, że zastosowana matryca wyróżnia się na tle konkurencji szerokim kątem widzenia, dzięki czemu praktycznie z każdego miejsca możemy cieszyć się obrazem o dużym kontraście. Wbudowany system Virtual Surround wyraźnie poszerza pole dźwiękowe, dzięki czemu nie musimy inwestować w dodatkowy system kina domowego. Telewizor został wyposażony w 2 złącza HDMI, port USB, złącze EURO, wejście komponentowe oraz cyfrowe wyjście optyczne. Na uwagę zasługuje koncepcja wzornicza Dual Metal, dzięki której model ten będzie stylowym uzupełnieniem każdego wnętrza. Telewizor LG 43UF675V to idealny wybór dla osób, które za niewygórowaną cenę chcą cieszyć się obrazem najwyższej rozdzielczości i nie przywiązują wagi do wyposażenia dodatkowego. LG 43UF675V dostępny jest na Allegro już od 1969 zł. Panasonic TX-40CX700E Panasonic TX-40CX700E to pierwszy w tym zestawieniu model o przekątnej 40’’. Szybka i intuicyjna nawigacja po ekranie możliwa jest dzięki nowemu systemowi Firefox OS. Jest to nowa platforma Smart TV, która zastąpiła system Smart Viera. Dla amatorów rozrywki w formacie 3D producent wyposażył telewizor w aktywną (migawkową) technologię 3D Panasonic z konwersją obrazu 2D. Komunikacja z innymi urządzeniami jest możliwa dzięki wbudowanym modułom Bluetooth oraz Wi-Fi. Do dyspozycji mamy także 3 złącza HDMI, 3 porty USB, złącze Euro, złącze Ethernet, wejście komponentowe, cyfrowe wyjście optyczne oraz czytnik kart SD. Panasonic TX-40CX700E kupimy na Allegro w cenie 2450 zł. Samsung UE40JU6510 Samsung UE40JU6510 to telewizor z zakrzywionym ekranem o przekątnej 40’’. Ekrany tego typu stają się coraz bardziej popularne głównie ze względu na oryginalny design. Jednak ciekawe wzornictwo to nie jedyna jego zaleta. Idealnie dobrany kąt krzywizny ekranu sprawia, że każdy fragment obrazu jest w takiej samej odległości od linii wzroku. Dzięki temu zyskujemy większą głębię oraz mniejsze zniekształcenia. Telewizor został wyposażony w bardzo szybki czterordzeniowy procesor, który gwarantuje płynne działanie oraz efektywnie wspiera nowy system operacyjny Tizen. Większość użytkowników z pewnością ucieszy możliwość integracji ze smartfonem – oczywiście musi to być model Samsunga. Ułatwi to sterowanie telewizorem i pozwoli dwukierunkowo przesyłać różnego rodzaju treści. Samsung UE40JU6510 dostępny jest na Allegro już od 3489 zł. Telewizory już dawno przestały służyć tylko i wyłącznie do oglądania ogólnodostępnych programów. Coraz częściej pełnią funkcję multimedialnych centrów rozrywki, oferując przy tym najwyższą jakość obrazu i dźwięku. Nieustanny rozwój nowoczesnych technologii i duża konkurencja na rynku sprawiają, że nawet bardzo dobrze wyposażone modele są atrakcyjne cenowo. To kolejny powód, aby podczas zakupu wybrać model 4K Ultra HD najnowszej generacji zamiast standardowego Full HD.
Popularne telewizory 4K w rozmiarze 40–43''
Stoliki kawowe to bardzo przydatne meble w każdym mniejszym wnętrzu. Większość z nich jest jednolitego koloru, który szybko nam się może znudzić. Proponujemy wykonanie stolika, który w swoim środku będzie skrywał doniczkę na sukulenty, które można wymienić na inne rośliny w zależności od pory roku. Sprawdź jak szybko i przy niewielkim nakładzie sił stworzyć taki stolik samemu! Jak zrobić stolik z doniczką na sukulenty? Elementy potrzebne do wykonania stolika: stolik lack sukulenty nożyk tapicerski kątownik miarka młotek gwoździe ołówek worki na śmieci taśma izolacyjna pistolet do kleju box:video Więcej poradników DIY znajdziesz na kanale allegro Wnętrza.
Jak zrobić stolik z doniczką na sukulenty?
Fotografia cyfrowa jest wspaniała – znosi ograniczenia dla ilości zrobionych na sesji zdjęć. Nie musimy się już przejmować tym, że na filmie zabraknie klatek. Na dodatek koszt jednego zdjęcia wyniesie nas dużo mniej. Jeśli zastanawiacie się, jaka karta będzie najlepsza dla waszych potrzeb, przeczytajcie ten poradnik. Kilka lat temu wysokiej jakości karty pamięci o pojemności kilku gigabajtów były piekielnie drogie i przeznaczone tylko dla profesjonalistów albo kogoś, kto mógł śmiało wyłożyć kilkaset złotych na kawałek plastiku ze stykami. Obecnie sytuacja ma się zupełnie inaczej – w kwocie do 100 złotych możemy nabyć świetny sprzęt. Jaki format karty wybrać? Obecnie na rynku dostępne są aparaty cyfrowe, które używają przede wszystkim kart pamięci formatu SD (Secure Digital) oraz CF (Compact Flash). W większości aparatów kompaktowych oraz nieprofesjonalnych lustrzanek zastosowanie znajdą te pierwsze. Są one stosunkowo tanie i warto mieć ich kilka w zapasie (pomyślcie o organizerze). Kiedyś były znacznie wolniejsze niż karty CF, ale obecnie prawie im dorównują. W jakim formacie zapisywać zdjęcia? O tym, ile zdjęć zapiszemy na karcie pamięci, decyduje format pliku. Większość współczesnych aparatów ma ich przeważnie kilka. Format JPEG, czyli najbardziej popularny i stratny (ważne!), nie pozwala na dowolną manipulację zdjęciami podczas obróbki, ale zajmuje mniej miejsca, dlatego świetnie nadaje się do codziennych zdjęć albo dokumentowania rodzinnych imprez. Aparaty kompaktowe i lustrzanki cyfrowe pozwolą wam zapisać pliki JPEG o różnej rozdzielczości i stopniu kompresji. Na pewno zauważyliście w menu waszych aparatów takie opcje, jak sJPEG albo Fine JPEG. Jeśli chcecie wydrukować plik w większym formacie (załóżmy A4), to powinien mieć on rozdzielczość co najmniej 9 megapikseli, więc nie jest to dużo. W zależności od warunków oświetleniowych, ilości kolorów na zdjęciu oraz czułości ISO taka fotografia może mieć od kilku do kilkunastu megabajtów – przyjmijmy dla łatwiejszego rachunku, że 15. Zatem na karcie o rozmiarze 1 GB zapiszecie ponad 60 takich plików. Jeśli myślicie poważnie o fotografowaniu, na pewno używacie formatu RAW, czyli surowego zapisu z matrycy światłoczułej. Obraz taki jest dużo bardziej podatny na obróbkę w programach graficznych niż pliki JPEG. Wiele aparatów pozwala, podobnie jak w przypadku JPEG-ów, na zapisanie RAW w różnej rozdzielczości – sRAW, mRAW lub po prostu RAW. Te pliki, ze względu na ilość danych, które ze sobą niosą, są dużo większe – w przypadku mojego aparatu (Canon EOS 5D Mark III) taki plik „waży” około 30 MB. Z tego względu używam kart CF (mój aparat obsługuje oba wymienione typy) o pojemności 8 oraz 16 GB. Na co zwrócić uwagę kupując kartę pamięci? Osobiście nie fotografuję dużo lustrzanką cyfrową, więc obecnie mam tylko 3 karty pamięci – 2 x CF (8 i 16 GB) oraz 1 x SD 8 GB. Wszystkie należą do linii firmy SanDisk Extreeme. Są bardzo wysokiej klasy – przy mojej pracy potrzebuję sprzętu niezawodnego. Ta firma daje dożywotnią gwarancję na swoje produkty, a przy zakupie prawie każdej karty otrzymacie kod do ściągnięcia programu służącego do odzyskiwania danych z uszkodzonych kart. To bardzo przydatna opcja. Jeśli chodzi o kulturę pracy, to lepiej mieć kilka mniejszych kart pamięci. W przypadku gdy jakaś się zepsuje, zawsze będziecie mieli w pokrowcu inną. Lepiej wyprzedzać takie sytuacje. Kiedy pracowałem jako fotoreporter, miałem przy sobie 4 karty 4 GB. Przy zakupie warto zwrócić uwagę na prędkość zapisu oraz odczytu. Jeśli kupicie „memorkę”, która ma wysoką prędkość zapisu, a niską odczytu – będziecie bardzo długo czekali na zgranie zdjęć. W drugą stronę zapcha wam się bufor w aparacie i spowolni to możliwość wykonania kolejnego zdjęcia. Pomyślcie też o produktach renomowanych firm. Przez moje ręce przewinęła się masa kart i najlepsze doświadczenia mam z wymienionym już producentem, jakim jest SanDisk, dalej Lexar oraz Kingston. Jak zgrywać dane na kartę? Jeśli wiecie już wszystko o kartach, pomyślcie o tym, jak zgrać dane. Oczywiście, możecie to robić przez podłączenie aparatu do komputera i użycie dołączonego oprogramowania, ale po co się tak bawić? Szybszym sposobem jest wykorzystanie do tego celu czytnika kart pamięci – przeważnie mają one wejścia na oba omawiane typy kart. Przy zakupie zwróćcie uwagę na parametry urządzenia. Jeśli jest podłączane za pośrednictwem portu USB 3.0 i wasz komputer takowym dysponuje, przerzucanie materiału będzie znacznie szybsze. Trzecim sposobem jest podłączenie karty bezpośrednio do komputera, jeśli posiadacie wbudowany czytnik. W większości notebooków jest slot na karty SD. Niestety, przy korzystaniu z CF musicie mieć zewnętrzny czytnik. Mam nadzieję, że zaspokoiłem waszą ciekawość w temacie kart pamięci. Życzę wam, by żyły długo i zapisały setki wspaniałych wspomnień.
Ile zdjęć zmieszczą popularne karty pamięci?
Drzewa w największym stopniu decydują o wyglądzie naszego ogrodu. Ze względu na swoje rozmiary organizują przestrzeń i narzucają styl całości. Marzec to najlepszy moment na ich sadzenie i przesadzanie. Oto nasze „top ten” najbardziej zachwycających egzemplarzy. Magnolia. Kwitnąca magnolia to drzewo wyjątkowo dekoracyjne. Zachwyca wspaniałymi, okazałymi kwiatami, które często rozwijają się nawet na bezlistnych pędach. Chociaż mają prostą budowę, zachwycają rozmiarami oraz barwą. Kwiaty poszczególnych gatunków magnolii mogą być białe, przyjmować rozmaite odcienie różu, a nawet głęboki czerwony kolor. Ich wyrafinowane piękno dodatkowo podkreśla niezwykle upojny zapach. * Złotokap. To jedno z najefektowniejszych drzew. Ma ażurową koronę, która osiąga do 10 metrów wysokości i do 4 metrów szerokości. Cechą charakterystyczną złotokapu są długie, zwisające i gęste grona złocistożółtych kwiatów. Nazwa drzewa pochodzi stąd, że robi ono wrażenie, jakby kapało złotem. Jego atutem są również liście, które kształtem przypominają trójlistną koniczynę, a także owoce mające postać strąków. * Katalpa. Zwana też surmią, ma kształtną, zaokrągloną koronę i efektowne, duże liście. Przyciąga wzrok niezwykle atrakcyjnymi, białymi kwiatami, podobnymi do storczyków. Płatki kwiatostanów zdobią charakterystyczne żółte i czerwone kropki. Ze względu na rozłożysty kształt katalpa najlepiej prezentuje się pojedynczo, jako główna gwiazda ogrodu. * Ambrowiec. Ambrowiec amerykański, znany także jako ambrowiec balsamiczny, to drzewo niezwykle dekoracyjne. Jego największą ozdobą są duże liście, kształtem przypominające liście klonu. Z wierzchu są ciemnozielone i błyszczące, pod spodem ciemniejsze. Na jesieni ambrowiec przechodzi widowiskową przemianę, a jego liście przebarwiają się na ciemnoczerwono, purpurowo lub złoto. * Klon palmowy. Klon palmowy to niewysokie drzewo, które rośnie powoli. Słynie ze swoich pięknych liści i parasolowatej korony. Jego powycinane liście, w zależności od odmiany, mają kolor różowy, czerwony, purpurowy, kremowy, złocisty, czerwono-biały, żółto-zielony lub czerwono-zielony. Klon palmowy* jest często wybierany do ogrodów w stylu japońskim. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Eukaliptus gunni. To ciekawe drzewo wyróżnia się przede wszystkim niezwykłą barwą. Ma stalowoniebieski kolor i wygląda naprawdę zjawiskowo. Jego dekoracyjne gałązki ze sztywnymi, niemal okrągłymi listkami są często wykorzystywane w bukieciarstwie. Można je znaleźć w prawie każdej kwiaciarni. Jest dość trudny w uprawie, ale widok zachwycającego niebieskiego drzewka w ogrodzie wynagrodzi nam wszystkie trudności. Judaszowiec kanadyjski. Znakiem rozpoznawczym judaszowca są motylkowate, drobne kwiaty w intensywnym różowym kolorze. Wyrastają na pędach zeszłorocznych, a także na starszych gałęziach i bezpośrednio na pniu. To bardzo rzadkie zjawisko. Liczba kwiatów jest oszałamiająco duża i często całe drzewo – od podstawy, aż po najwyższe pędy – pokryte jest masą różowych płatków. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Jodła koreańska. Bardzo ceniona przez miłośników drzew iglastych jodła koreańska słynie okazałych, fioletowoniebieskich szyszek. Rosną w górę i sterczą na gałęziach jak choinkowe świeczki. Cechą charakterystyczną tego gatunku są też niezwykłe igły – płaskie, jasnozielone u góry i białe pod spodem. Metasekwoja chińska. Metasekwoja to drzewo o niezwykłej urodzie i historii. Do niedawna była uważana za wymarłą i znaną botanikom tylko ze skamielin. W 1941 odkryto ją ponownie w Chinach i od tej pory stała się niezwykle popularna i chętnie sadzona w ogrodach na całym świecie. Wiosną obsypana jest delikatnymi, jasnozielonymi igłami, które na jesieni przebarwiają się na żółto, a zimą opadają. Cedr libański. To bardzo malownicze drzewo przyciąga wzrok zwisającymi kaskadami gałęzi gęsto porośniętych srebrnoniebieskimi igłami. Cedr libański jest zimozielony i zachwyca przez cały rok. Ma atrakcyjne, rosnące w górę szyszki. To idealna propozycja dla osób, które cenią oryginalne, rzadko występujące w Polsce rośliny.
10 najefektowniejszych drzew ogrodowych – kupujemy sadzonki
Dziecko, które uczy się chodzić jesienią, powinno stawiać pierwsze kroki w obuwiu stabilnym i bezpiecznym. Idealne są buty skórzane z wygodną wkładką i miękką podeszwą. Na ten czas lepiej zrezygnować z obuwia sportowego i zaopatrzyć się w trzewiki. Jak wybrać buty dla dziecka uczącego się chodzić? Przede wszystkim dla małego wędrownika należy kupić buty nowe. Używane niosą ze sobą ryzyko nieprawidłowego rozwoju stopy, a w rzadkich przypadkach mogą doprowadzić nawet do płaskostopia. Dzieje się tak, ponieważ każde dziecko stawia stopę we właściwy tylko dla siebie sposób i oddziałuje tym samym na wkładkę. Prawidłowo dobrane jesienne buty dla dziecka uczącego się chodzić muszą być przede wszystkim stabilne. Wrzesień, październik i listopad to miesiące chłodne, pochmurne i deszczowe. Zadaniem butów jest chronić zarówno przed zimnem, jak i wodą, dlatego trzewiki powinny być w miarę ciepłe. Lekkie, skórzane buty lepiej kupić na wiosnę. Warto wybrać buty wykonane z odpowiedniego materiału – najlepsza będzie skóra naturalna z lekkim ociepleniem. Co do budowy buta, kupujmy te, które mają szeroki i nieco zadarty do góry czubek. Dzięki temu nauka chodzenia będzie łatwiejsza. Z kolei środek powinien być wąski i przylegać do stopy, bo zapobiegnie to jej niepotrzebnym ruchom. Zapiętek ma być twardy, ale niezbyt sztywny. Powinien tak stabilizować stopę, by zapobiegać nieprawidłowemu chodowi. Przy wyborze trzewików ważną kwestią jest zapięcie. Możemy wybierać spośród rzepów i sznurówek. Zapięcie na rzepy zdecydowanie przyspieszy ubieranie dziecka, ale sprawniejszy maluch w końcu dojdzie do tego, jak samemu zdjąć takie buty. Dlatego warto wybrać sznurówki. Zabiorą one kilka chwil więcej przy zakładaniu, ale odpowiednio schowane w but zapobiegną częstemu zdejmowaniu trzewika. Trzewiki na rzepy Takie zapięcie jest ostatnio bardzo popularne, wybiera je coraz więcej rodziców. I nie ma się czemu dziwić. Buty zapinane na rzepy zakłada się szybko i sprawnie. Dziecko, które uczy się chodzić, zazwyczaj nie ma cierpliwości do sznurowania, a poza tym sznurówki nie plączą mu się między nogami, co jest bezpieczniejsze. Wśród dostępnych na Allegro trzewików na rzep znajdziemy wiele modeli i marek godnych polecenia. Warto spojrzeć na buty Mrugała. Są przepiękne, wykonane z miękkiej skóry, wyposażone w elastyczną podeszwę i odpowiednio wyprofilowany zapiętek. Co ważne, sięgają ponad kostkę, co stabilizuje stopę i pozwala na naukę chodzenia w prawidłowy sposób. Ich cena to ok. 229 zł. Warto przyjrzeć się także trzewikom marki Emel. Specjalnie dla dzieci uczących się chodzić firma opracowała obuwie profesjonalne, miękkie, stabilne, pozwalające na prawidłowy rozwój stopy. Trzewiki Roczki są lekkie, ale zabudowane. W większości zostały wykonane z niewielu skrawków skóry, co sprawia, że mało jest w nich elementów mogących uwierać stopę. Cena to ok. 209 zł. Ładne i wygodne buty oferuje także marka Bartek. Ten polski producent stawia na profesjonalne wykonanie, więc trzewiki dla chłopca będą naprawdę porządne. Są skórzane, a co za tym idzie – oddychają. Z jednej strony zapobiegają spoceniu stopy, z drugiej – nie dopuszczają zimna. Ich linia nie jest tak elegancka, jak poprzedników, buty bardziej kojarzą się ze sportem. Wydają się też bardziej wytrzymałe na temperaturę i wodę. Znajdziemy je w cenie już od 148 zł. Trzewiki sznurowane Trzewiki zawiązywane na sznurówki ma w swojej ofercie każda z wyżej wymienionych firm. Jeśli jednak szukasz butów tańszych, przyjrzyj się takim, które z wyglądu przypominają trampki. Buty są solidne, sięgają za kostkę, mają wygodną wkładkę i szeroki nosek. Dla ułatwienia wkładania niektóre z modeli mają boczny zamek. Ich cena zaczyna się już od 50 zł. Wybór trzewików dla chłopca jest ogromny. Przy zakupie butów dla dziecka uczącego się chodzić nie warto oszczędzać. Dobra jakość obuwia przełoży się na zdrową stopę i kręgosłup.
Wybieramy jesienne trzewiki dla rocznego chłopca, który uczy się chodzić. Przegląd
Jesień i zima to okres częstych zachorowań i przeziębień. U małych dzieci odporność nie jest jeszcze w pełni dojrzała, dlatego znacznie częściej niż dorośli borykają się z różnymi infekcjami. Jak temu zaradzić? W jaki sposób wzmocnić układ odpornościowy dziecka? Odporność dziecka – co warto o niej wiedzieć? Kiedy dziecko się rodzi, jego układ odpornościowy nie jest jeszcze w pełni dojrzały. Aby maluch nie był całkowicie bezbronny, za pośrednictwem łożyska i mleka matki otrzymuje pakiet przeciwciał, które powinny wystarczyć na pierwsze miesiące życia. Jednocześnie organizm dziecka zaczyna produkować własne przeciwciała. Początkowo są niewystarczające do walki z bakteriami i wirusami. Odporność równą dorosłemu dziecko nabywa około 11-12 roku życia. Do tego czasu może często chorować. Najczęściej z chorobami zmagają się dzieci żłobkowe oraz przedszkolne. Te bowiem częściej niż inne stykają się z rówieśnikami, wzajemnie się zarażając. Trzeba mieć świadomość, że to, że dzieci chorują, jest czymś zupełnie naturalnym. Eksperci szacują, że nawet maluchy ze świetnie działającym układem odpornościowym przechodzą około siedmiu, ośmiu infekcji rocznie. Wszyscy rodzice doskonale jednak wiedzą, jak uporczywe potrafią być choroby. Czasem już zwykły katar sprawia, że dziecko jest marudne, rozdrażnione i ma problemy ze snem. Gorzej, gdy do objawów choroby dołącza gorączka, kaszel czy ból gardła. Aby zapobiec nawracającym infekcjom, warto wiedzieć, co ma wpływ na naturalną odporność dziecka. Zwróć uwagę na to, co je twoje dziecko Choć dostępne w sklepach mleka modyfikowane mają coraz bardziej ulepszony skład, to jednak w porównaniu z kobiecym pokarmem jest on nadal bardzo ubogi. W mleku modyfikowanym nie znajdziemy m.in. przeciwciał, enzymów czy naturalnych hormonów. Karmienie piersią chroni dziecko przed chorobami, bo gdy mama styka się z czynnikami wywołującymi infekcję, wytwarza przeciwciała, które przekazuje dziecku. Ponadto mleko matki to pokarm o zmieniającym się składzie i smaku, dostosowany do aktualnych potrzeb malucha. Na początku karmienia wypływa mleko wodniste, później bardziej tłuste. Inny jest skład mleka w dzień, inny w nocy. Zmienność dotyczy również warunków pogodowych – w upały mleko staje się bardziej wodniste. Dlatego tak ważne jest to, aby jak najdłużej karmić dziecko piersią. Później – w okresie rozszerzania diety dziecka – niezwykle ważne jest to, abyśmy dostarczyli jego organizmowi niezbędnych do prawidłowego rozwoju substancji odżywczych. W tym celu powinniśmy wybierać produkty z pewnego źródła i jak najmniej przetworzone. Dieta dziecka powinna być bogata przede wszystkim w warzywa i owoce, ale również zawierać chude mięso, ryby, jaja i pełne ziarna zbóż. W walce z drobnoustrojami przydadzą się zwłaszcza: beta karoten, którego bogatym źródłem są żółto-pomarańczowe warzywa i owoce, np. marchewka, dynia, brzoskwinie oraz, co ciekawe, ciemnozielone warzywa liściaste, np. natka pietruszki. Spore znaczenie dla odporności ma również witamina C. Wbrew powszechnym opiniom owoce cytrusowe wcale nie mają jej najwięcej. Znajdziemy ją m.in. w czarnej porzeczce czy czerwonej papryce. To, w jaki sposób oraz co będziemy podawać dziecku, ma ogromny wpływ na kształtowanie jego nawyków żywieniowych w przyszłości. Pamiętaj o codziennych spacerach Ogromny wpływ na dziecięcą odporność mają również spacery. Z dzieckiem powinniśmy wychodzić na dwór nawet w chłodniejsze i deszczowe dni. Gdy jednak temperatura na dworze spadnie poniżej -100C, lepiej pozostać w domu. Z kolei w upalne dni najlepiej wychodzić w godzinach rannych i popołudniowych. W ten sposób unikniemy największego nasłonecznienia. Korzyści z codziennych spacerów są wymierne. Dziecko jest dotlenione, lepiej śpi, ma większy apetyt. Przyzwyczaja się do nagłej zmiany temperatury i styka z różnego rodzaju drobnoustrojami, które stymulują jego układ odpornościowy. Spacer to również najlepszy sposób na walkę z katarem. Świeże powietrze nawilża śluzówkę nosa, dzięki czemu dziecko swobodniej oddycha, a nos lepiej chroni drogi oddechowe przed mikroustrojami. Wreszcie – to jedyna okazja, aby dostarczyć organizmowi dziecka cennych zasobów witaminy D. Wychodząc z dzieckiem na dwór, pamiętajmy o tym, aby ubrać je stosowanie do pogody. Ważne, byśmy go nie przegrzali. Najlepiej ubierać dzieci „na cebulkę”, czyli zakładać kilka warstw zamiast na przykład dwóch grubszych. W ten sposób w razie potrzeby możemy zdjąć jedną warstwę. Zimą przyda się ciepły kombinezon. Najlepiej jednoczęściowy, rozpinany na całej długości, by sprawnie i szybko ubierać dziecko, oszczędzając i jemu, i sobie niepotrzebnych nerwów. Warto również zaopatrzyć się w ciepły śpiworek do wózka. Z nim mróz na pewno nie będzie wam straszny. Zadbaj o odpowiednią temperaturę w domu Optymalna temperatura w mieszkaniu to 19-210C. Pokoje należy wietrzyć kilka razy dziennie, także zimą. Przyzwyczajenie dziecka do wyższych temperatur często prowadzi do zaburzenia jego systemu termoregulacji. Skutkuje to zwiększoną podatnością na infekcje. Dlatego tzw. „zimny wychów” jest dla dziecka lepszy niż przebywanie w nagrzanych pomieszczeniach. W sezonie grzewczym należy również zadbać o właściwe nawilżenie powietrza. Suche bywa często przyczyną uporczywego kataru, kaszlu, a także podrażnień skóry. Aby temu zapobiec, warto mieć specjalny nawilżacz powietrza. Higiena jest równie ważna Jedną z przyczyn częstych infekcji u dzieci są złe nawyki higieniczne. Już od najmłodszych lat warto tłumaczyć dziecku, jak istotna jest codzienna higiena i zachęcać je m.in. do częstego mycia rąk, zwłaszcza po wyjściu z toalety, powrocie ze spaceru i obowiązkowo przed jedzeniem. Ważne jest również zasłanianie ust i nosa podczas kichania i kasłania oraz używanie chusteczek jednorazowych. Sięgnij po sprawdzone, babcine sposoby W okresie jesienno-zimowym warto sięgnąć po stare, sprawdzone, domowe sposoby. Jednym z nich jest picie soku z owoców czarnego bzu. Posiada on właściwości napotne i przeciwgorączkowe. Innym znanym specyfikiem jest sok z cebuli, który łagodzi kaszel i pomaga zwalczyć uporczywy katar. Warto również spróbować syropu z czosnku. Choć nie jest zbyt smaczny i ma nieprzyjemny zapach, to posiada działanie bakteriobójcze. Stąd czosnek nazywany jest naturalnym antybiotykiem. Wystarczy połączyć go z cytryną, miodem i wodą, aby otrzymać gotową recepturę. Innym znanym od wieków sposobem na wzmocnienie odporności jest ziołolecznictwo. Jedne zioła pomagają chronić organizm przed drobnoustrojami, inne wspomagają układ immunologiczny. Ich niewątpliwą zaletą jest to, że wiele z nich możemy wyhodować sami. Wśród ziół znajdziemy rośliny, które działają przeciwzapalnie, przeciwbólowo, przeciwbakteryjnie, a także immunostymulująco, np. sok z jeżówki. Gdy to nie pomoże, rozważ suplementy diety dostępne w aptekach Czasem warto wspomóc się preparatami dostępnymi w aptekach, najlepiej po konsultacji z lekarzem. Pozytywny wpływ na odporność organizmu ma m.in. tran, czyli koncentrat oleju otrzymywany najczęściej z wątroby dorsza atlantyckiego. Tran zawiera unikalną kompozycję nienasyconych kwasów tłuszczowych z grupy omega-3 i omega-6, a także zawiera witaminę A i D. Nie tylko wzmacnia odporność, ale również wspomaga pracę układu krwionośnego, prawidłowy wzrost i rozwój kości oraz pracę mózgu. Tran możemy podawać nawet niemowlętom powyżej szóstego miesiąca życia, np. Möller’s Baby. W aptekach znajdziemy również suplementy diety zawierające witaminę C, rutozyd oraz naturalne wyciągi z owoców, np. Cerutin Junior czy Rutinacea Junior. Innym często wybieranym przez rodziców preparatem jest Omegamed Odporność, zawierający DHA (kwas tłuszczowy z grupy omega-3), witaminę C, D oraz naturalny miód. W walce z infekcją pomoże również Sambucol – syrop zawierający ekstrakt z owoców czarnego bzu, witaminę C oraz D. Można go podawać już nawet niemowlętom powyżej szóstego miesiąca życia.
Sposoby na zwiększenie odporności u dziecka
Karmienie dziecka to jedna z najczęściej wykonywanych czynności podczas pielęgnacji i opieki nad maluszkiem. Od samego początku, aż do momentu, kiedy dziecko zacznie samodzielnie spożywać posiłki, każda z mam musi przygotować się odpowiednio do tej jakże istotnej czynności. Smoczki, butelki i śliniaki to podstawowe wyposażenie każdego młodego rodzica. W tym poradniku weźmiemy pod lupę śliniaczki. W jaki sposób dobrać odpowiedni śliniaczek dla dziecka? Na co zwrócić uwagę? Jaki śliniak dla najmłodszych? Jeżeli twój maluch niedawno przyszedł na świat, należy zaopatrzyć się w mały śliniak z ceratką. Ten rodzaj śliniaczka świetnie sprawdza się u noworodków oraz najmłodszych dzieci. Delikatny materiał, z jakiego został wykonany, oraz ceratka chroniąca przed przemakaniem stanowią dobrą ochronę dla maluszka, zwłaszcza że pokarmy, które spożywa są w głównej mierze w postaci płynnej. Co wybrać, gdy zwykły śliniaczek nie wystarcza? Nieco starsze dzieci warto wyposażyć w nieprzemakalne śliniaki. Dziecko staje się coraz bardziej ruchliwe i pewniej trzyma główkę, dlatego częściej może się zdarzyć, że pokarm maluszka się rozleje. Niezależnie od tego, czy karmisz piersią, czy butelką, wykonany ze specjalnego tworzywa nieprzemakalny śliniak zapewni tobie oraz twojemu dziecku komfort podczas karmienia. Wygodna wersja śliniaków dla podróżujących z dzieckiem Świetną alternatywą, która sprawdza się zwłaszcza podczas wyjść z rodziną czy wakacyjnych wyjazdów, są śliniaki jednorazowe. Są wygodne i proste w użyciu, a po nakarmieniu dziecka nie musimy się martwić o to, co zrobić z zabrudzonym śliniakiem – zużyty po prostu wyrzucamy. To praktyczne rozwiązanie, które pozwala na nakarmienie dziecka bez konieczności zastanawiania się, gdzie można uprać śliniaczek. Coraz większa samodzielność wymaga wsparcia Jeżeli twój maluch podejmuje już próby samodzielnego jedzenia i uczy się tego, w jaki sposób korzystać z kubka czy sztućców, zaopatrz się w praktyczny fartuszek z rękawami do nauki karmienia. Stanowi on doskonałą ochronę nie tylko pod bródką malucha, ale w całej górnej partii jego ciała, która jest najbardziej narażona na zabrudzenia. Ten rodzaj śliniaczka jest wyposażony w rękawki, które dodatkowo chronią rączki dziecka. Niektórzy producenci proponują również wersję z kieszonką, do której często wędrują upuszczone kawałki posiłków. Podsumowanie Karmienie dziecka to niezwykle ważna czynność. To okazja do zbliżenia się rodzica i dziecka, ale również do poznawania otaczającego świata i nowych smaków. Karmienie stanowi także sposobność do zdobywania nowych umiejętności, takich jak chwytanie butelki czy samodzielne jedzenie. Nabywanie nowych umiejętności dzięki ciekawym i wygodnym propozycjom śliniaków jest teraz jeszcze prostsze i przyjemniejsze!
Jak dobrać śliniaczek dla dziecka?
Modne fryzury na jesień 2018 to z jednej strony klasyczne proste włosy, np. z mocnym połyskiem, jak glass hair, a z drugiej kręcone i romantyczne w stylu boho czy zaplecione w warkocze typu boxer braids. W 2018 roku znani projektanci, tacy jak Guy Laroche czy Jeremy Scott, zachęcają do szalonych koloryzacji w wersji fluo, neonowej czy rudej, a nawet zakładania kolorowych peruk. Tegoroczne trendy we fryzjerstwie to bogactwo kolorów i mocne, równe cięcia. Modne fryzury zachwycą zarówno panie lubiące klasykę i prostotę, jak i fanki większych zmian, szalonych loków, warkoczyków czy oryginalnych koloryzacji. Naturalne proste włosy z przedziałkiem box:imagePins Naturalność jest zawsze w modzie i niezależnie od pory roku proste, gładkie włosy będą eleganckim uzupełnieniem każdej stylizacji, zarówno wytwornej, jak i bardziej codziennej. Modne fryzury to gładko opadające na ramiona włosy, mocno wygładzone prostownicą, z przedziałkiem na środku głowy. Wybierając sprzęt do stylizacji, warto zwrócić uwagę na jej dodatkowe funkcje, które nie tylko przyspieszają układanie fryzury, ale i zapewniają ochronę przed działaniem wysokiej temperatury. Najlepsze prostownice do włosów zawierają: jonizację, podczerwień, ultradźwięki i automatyczny dobór temperatury. box:offerCarousel Glass hair, czyli szklane włosy Glass hair to jeden z najgorętszych trendów tegorocznej jesieni. Fryzury w wersji szklanej to idealnie gładkie i mocno nabłyszczone włosy. Glass hair to doskonała propozycja dla kobiet, które nie chcą skorzystać z zabiegu keratynowego prostowania włosów, ponieważ lubią ciągłe zmiany i często zmieniają fryzury. Efekt szklanych włosów wygląda najbardziej spektakularnie na idealnie równo ściętych włosach na boba. Przed prostowaniem włosów należy użyć kosmetyku termoochronnego (aby ochronić je przed działaniem wysokiej temperatury prostownicy) i kremu wygładzającego. Na koniec włosy wystarczy spryskać sprayem nabłyszczającym. box:offerCarousel box:imagePins Modne rude włosy Płomienny rudy kolor zawsze kojarzy się z jesienną aurą, dlatego został on przeniesiony również do salonów fryzjerskich. Rudowłose modelki pojawiły się na większości pokazów mody znanych projektantów prezentujących najgorętsze trendy na sezon jesień-zima 2018, np.: Valentino, Guy Laroche, Ann Demeulemeester czy Proenza Schouler. Koloryzacja w wersji fluo, kolorowe peruki Koloryzacja włosów w wersji fluo cieszy się ogromnym powodzeniem nie tylko w czasie letnich festiwali na świeżym powietrzu. Gorący i oryginalny trend w malowaniu włosów na niebiesko, różowo, zielono, fioletowo to propozycja dla odważnych i pewnych siebie osób, które wręcz uwielbiają zwracać na siebie uwagę. Te zaś, które nie chcą barwić włosów trwale, mogą skorzystać ze zmywalnych kolorowych pudrów bądź peruk w oryginalnych kolorach tęczy. Neonowe włosy to trend w koloryzacji, który pokochały kobiety, zwłaszcza pracujące na stałe w show biznesie. Pastelowe odcienie kosmyków, np.: w wersji różowej, błękitnej, miętowej czy fioletowej, dumnie prezentują takie gwiazdy, jak: Rita Ora, Kelly Osbourne, Gwen Stefani, Nicki Minaj, Katy Perry czy Nicole Richie. box:offerCarousel Włosy w stylu boho girl box:imagePins Modne fryzury w stylu boho girl to romantyczne retro fale, inspirowane modą z dawnych lat, kojarzone z elegancją i klasą największych gwiazd Hollywoodu. Kobieca fryzura to naturalnie układające się fale, które można utrwalić, stosując specjalne kosmetyki podkreślające loki. box:offerCarousel Warkocze typu boxer braids Plecione warkocze to trend w stylizacji włosów, który wciąż nie wychodzi z mody i cieszy się powodzeniem wśród kobiet. W sezonie jesiennym najgorętszym hitem są warkoczyki typu boxer braids, które już dawno przestały być kojarzone z siłownią czy bokserskim ringiem, a zaczęły pojawiać się w eleganckich i stylowych stylizacjach. Modne fryzury na jesień 2018 to zarówno klasyczne rozpuszczone włosy – wyprostowane lub pokręcone, jak i bardziej szalone kosmyki w neonowych i pastelowych odcieniach. Wśród jesiennych trendów każda kobieta znajdzie coś dla siebie.
Modne fryzury na jesień 2018 – przegląd trendów
Solidny kompresor olejowy to podstawowe narzędzie każdego amatora mechaniki samochodowej. Sprawdzamy najciekawsze propozycje urządzeń w cenie do 800 zł, które będą miały za zadanie dostarczyć odpowiednią ilość sprężonego powietrza do zasilenia wymagających narzędzi pneumatycznych. Podstawowe parametry techniczne i ich znaczenie Dane techniczne kompresorów są prezentowane w parametrach, których właściwe zrozumienie pozwoli na dobranie urządzenia idealnie skrojonego do naszych potrzeb. Kupując kompresor, warto sprawdzić poziom generowanego przez niego ciśnienia roboczego, aby nie było ono zbyt niskie względem posiadanych narzędzi pneumatycznych. Kluczowym parametrem jest też wydajność kompresora, którą podaje się w litrach na minutę. Im jest większa, tym bardziej wymagające narzędzia urządzenie może zasilić. Mowa tu chociażby o pistoletach lakierniczych o dużym przepływie oraz mocnych kluczach udarowych. Trzecią istotną wartością jest pojemność zbiornika. Jego wyższa wielkość powoduje, że kompresor może pracować przez dłuższy czasu bez konieczności robienia przerw. Ma to znaczenie przede wszystkim podczas lakierowania dużych elementów. Kompresor Tagred 50 l box:offerCarousel Popularną marką ekonomicznych kompresorów jest Tagred, którego model o pojemności zbiornika wynoszącej 50 l kupimy za kwotę mniejszą niż 700 zł. Ma on silnik elektryczny wyposażony w dwa tłoki generujące maksymalne ciśnienie wynoszące 9 barów. Efektywna wydajność kompresora Tagred wynosi natomiast 380 l/min, co pozwoli na zasilenie większości wymagających narzędzi pneumatycznych. Tagred ma również reduktor ciśnienia z separatorem oleju, którego zadaniem jest zatrzymywanie cieczy mogących wydostać się wraz ze sprężonym powietrzem. Podobnie jak większość konkurencyjnych produktów, opisywane urządzenie zostało osadzone na kółkach jezdnych i gumowych podpórkach. Germann 50 l box:offerCarousel Kolejnym kompresorem wartym uwagi jest model Germann, który – podobnie jak Tagred – został wyposażony w zbiornik o pojemności 50 l. Silnik tego urządzenia generuje moc 3 KM i ciśnienie maksymalne wynoszące 8 barów. W ostatecznym rozrachunku daje to dużą wydajność kompresora – do 430 l/min. Produkt marki Germann został wyposażony w presostat, który w celu ochrony urządzenia automatycznie wyłącza go, gdy osiągnie maksymalne ciśnienie pracy. Należy również zauważyć, że kółka, na których porusza się kompresor, są w całości gumowane, a więc wytrzymalsze od ich plastikowych odpowiedników. Kompresor Germann kupimy za kwotę ok. 650 zł. Dystrybutor udziela rocznej gwarancji dla firm i dwuletniej dla użytkowników indywidualnych. Kraft&Dele KD1478 box:offerCarousel Kolejnym mocnym i atrakcyjnym cenowo kompresorem jest model Kraft&Dele KD1478, wyposażony w zbiornik o pojemności 50 l. Ma on silnik dwutłokowy o mocy 4,1 KM, generujący maksymalne ciśnienie robocze o wartości 8 barów. Na uwagę zasługuje jego bardzo wysoka wydajność, która sięga 530 l/min. Kompresor Kraft&Dele ma reduktor ciśnienia, a cena urządzenia wynosi ok. 550 zł. Podobnie jak w przypadku modeli Tagred i Germann, Kraft&Dele jest objęty roczną gwarancją na fakturę VAT i dwuletnią na paragon. Kompresor Stanley Znacznie bardziej rozpoznawalną marką wśród fanów majsterkowania jest Stanley. Za ok. 730 zł można kupić model wyposażony w silnik o mocy 2,5 KM. Mimo mniejszej mocy kompresor ten generuje ciśnienie maksymalne o wysokości 10 barów. Jego wydajność efektywna jest jednak umiarkowana i wynosi 250 l/min. Stanley wyposażył swój kompresor w zbiornik o pojemności 50 l, a na zakup konsumencki udziela dwuletniej gwarancji.
Polecane kompresory olejowe do 800 zł
Tapety są nie tylko tłem, ale przede wszystkim nadają wnętrzom charakter. Położenie wyrazistej tapety na jednej ścianie definiuje styl całego pomieszczenia. Delikatna, subtelna, jasna tapeta mówi o naturze mieszkańców. Do tapet nie trzeba nikogo przekonywać. Czy jednak każde pomieszczenie nadaje się do tapetowania? Owszem, trzeba tylko wybrać odpowiedni jej rodzaj. Tapety zmywalne – gdzie i po co? Jeszcze kilkanaście lat temu tapety można było kłaść tylko w pomieszczeniach suchych – salonach, korytarzach, sypialniach. Położenie w łazience czy kuchni skutkowało jej zawilgoceniem i odklejaniem się. Na szczęście te czasy minęły i dziś możemy korzystać z dobrodziejstw tapety zmywalnej, która jest odporna na wilgoć. Jej zaletą jest nie tylko to, że możemy ją kłaść w pomieszczeniach takich, jak kuchnia czy łazienka, ale także to, że możemy ją czyścić. Ta zaleta jest nie do przecenienia w przedpokojach czy po prostu w domu, gdzie mieszkają małe dzieci, których fantazja czasem objawia się na ścianach, a czekoladowe rączki odbijają się w najmniej spodziewanym miejscu. Sytuacja taka przy tapecie tradycyjnej budziła grozę. W przypadku wersji zmywalnej wystarczy wilgotna szmatka, najlepiej z mikrofibry, i zabrudzone miejsce powraca do stanu pierwotnego. Tapety zmywalne do kuchni Nie zawsze marzymy o tym, by w kuchni była tapeta imitująca płytki. Coraz bardziej popularne są zupełnie inne wzory – abstrakcyjne, ale także panoramy miast czy imitacje cegieł. Mogą też być motywy związane z roślinnością lub zwierzętami: kwiaty, biedronki, trawa. Możemy pokusić się w nowoczesnej kuchni o wzory geometryczne: koła, kratę czy inne, także nieregularne wzory. Jeśli nasza kuchnia pretenduje do stylu glamour, możemy umieścić w niej tapetę ornamentową. Pamiętajmy jednak, że nawet zmywalna tapeta nie będzie trwała, jeśli będzie niezabezpieczona i umieszczona w okolicach zlewu. W przestrzeni roboczej, gdzie jest częsty kontakt z wodą, można ją ochronić szkłem lub specjalnym przeźroczystym pleksi. box:offerCarousel Tapeta zmywalna do przedpokoju Przedpokój jest tym miejscem w domu, którego ściany są najbardziej narażone na zabrudzenie. Nie dość, że często opieramy się o nie, ściągając obuwie, to zazwyczaj po powrocie do domu nasze ręce nie są najczystsze, nie wspominając o stanie rąk dzieci. Dlatego przedpokój jest tym miejscem, w którym szczególnie warto rozważyć położenie tapety zmywalnej. Wybór wzoru jest indywidualną kwestią. Warto pamiętać, by w ciemnych przedpokojach (a większość jest właśnie takich) raczej nie decydować się na ciemną tapetę. Dzięki zmywalnym tapetom możemy sobie pozwolić na luksus jasnych kolorów w przedpokoju. Zmycie zanieczyszczeń będzie bardzo łatwe. Można wykorzystać wzory orientalne, z motywami zwierzęcymi, ornamentami, postaciami, nowoczesne, tradycyjne, retro, minimalistyczne, czy w angielskim stylu. Wszystko jest rzeczą gustu. box:offerCarousel Jak umyć tapetę zmywalną? Zanim przystąpimy do mycia tapety, upewnijmy się, czy na pewno jest ona zmywalna. Jeśli nie jesteśmy pewni, wykonajmy próbę na niewielkiej, mało widocznej powierzchni. Następnie odkurzmy tapetę za pomocą końcówki ze szczotką. Dopiero wtedy można przystąpić do mycia. Delikatną, lekko wilgotną ściereczką zaczynamy przecierać tapetę. Jeśli zanieczyszczenie nie chce zejść, użyjmy delikatnego detergentu. Następnie pozostawiamy miejsce do wyschnięcia. Plamy na tapetach najlepiej usuwać od razu, gdy tylko się pojawią, gdyż pozbycie się ich jest wtedy najłatwiejsze.
Tapety zmywalne
Nieodpowiednia decyzja, jakiego rodzaju ogrzewanie zamontować w domu, może oznaczać, że nasze rachunki będą nawet o kilkadziesiąt procent wyższe od rachunków naszego sąsiada! Co dla kogo? Metod ogrzewania domu, w tym wody, jest wiele. Różnią się efektywnością, kosztem eksploatacji, wpływem na środowisko naturalne oraz wieloma innymi czynnikami. Trudno jednak znaleźć sposób łączący wszystkie najbardziej pożądane funkcje, a przy tym tani. Jeśli zależy nam na tanim rozwiązaniu, musimy być przygotowani np. na to, że nie będzie samoobsługowe czy ekologiczne. Przy zakupie należy zdecydować, co jest dla nas priorytetem. Warto pamiętać, że na klimat w domu ma wpływ nie tylko sposób ogrzewania, ale także to, jak z niego korzystamy. Temperatura powinna wynosić 21–22 stopnie w pokoju dziecięcym, 20 stopni w salonie oraz 19 w sypialni. Podczas nieobecności domowników ogrzewanie najlepiej przykręcać. Trzeba pamiętać i o tym, aby grzejników nie zastawiać meblami ani nie zasłaniać np. firankami, ponieważ wszelkie przeszkody hamują prawidłową dystrybucję ciepła. Okna warto dokładnie uszczelnić i zamontować w nich np. rolety. Metody ogrzewania domów Ogrzewanie paliwem stałym pozwala na wytworzenie największych oszczędności eksploatacyjnych. Jest to bardzo popularna i chętnie wykorzystywana metoda, jednak warto zaznaczyć, że dość uciążliwa. Kotły opalane ekogroszkiem, węglem czy brykietem wymagają stałej kontroli poziomu napełnienia, generują osad oraz brzydki zapach, a dodatkowo wymagają wyznaczenia miejsca na skład opału. Ich niewątpliwą zaletą są za to niskie rachunki za ogrzewanie – nawet do trzech razy niższe niż w przypadku energii elektrycznej. Cena wytworzenia 1 kWh to 12–16 groszy. Do tego należy jednak doliczyć koszty wywozu popiołu i zależne od konkretnego przypadku koszty eksploatacyjne – częste czyszczenie kominów, pranie odzieży, dbanie o czystość w kotłowni, zakładanie czujników czadu itp. Metoda DGP, czyli ogrzewanie kominkowe, stosowana jest zazwyczaj pomocniczo, jednak można z niej korzystać np. w małych domkach jednorodzinnych. Specjalne wentylatory oraz rury rozprowadzają ciepło po całym domu, zwiększając efektywność całego systemu. Jako opał wykorzystuje się najczęściej drewno – wtedy cena wytworzenia 1 kWh to ok. 12 groszy. Warto jednak wziąć pod uwagę montaż kominka z płaszczem wodnym (cena ok. 5000 zł), który umożliwia podgrzewanie wody i rozprowadzanie jej do kaloryferów oraz sanitariatów (m.in. prysznica). Jednym z najtańszych sposobów ogrzewania domu jest korzystanie z odnawialnych źródeł energii, czyli np. kolektorów słonecznych, wiatraków lub pomp ciepła. Systemy te są nowoczesne, przyjazne środowisku i nie wymagają obsługi. Energia uzyskiwana z gruntu, promieni słonecznych, wody i wiatru zasila domową instalację grzewczą oraz umożliwia podgrzewanie wody. Warto jednak pamiętać, że zainstalowanie urządzeń wykorzystujących OZE jest kosztowne – kolektor solarny wraz z montażem to inwestycja w wysokości ok. 10 000 zł. Zwróci się ona mniej więcej po 5 latach. Najwygodniejszym sposobem ogrzewania domów jednorodzinnych jest energia elektryczna. Grzejniki elektryczne rzadko ulegają awariom, są wygodne w obsłudze (nie wymagają np. dokładania opału czy usuwania popiołu), a do tego pozwalają na prostą i szybką regulację temperatury. Niestety, ta metoda wymaga montażu paneli grzewczych oraz panelu sterującego – ich koszt może skutecznie odstraszać. Cena wytworzenia 1 kWh to ok. 50 groszy. Ogrzewanie gazowe jest często stosowane w starszym budownictwie, zarówno w domach, jak i mieszkaniach. Wymaga zamontowania specjalnego kotła – tradycyjnego, kondensacyjnego lub pulsacyjnego – ale jest niemal tak samo wygodne, jak ogrzewanie elektryczne. Kotły gazowe są niewielkich rozmiarów, nie brudzą (w przeciwieństwie do kotłów na paliwo stałe) i nie wymagają dokładania opału. Ten sposób ogrzewania jest ok. 50% tańszy niż z wykorzystaniem urządzeń elektrycznych. Cena wytworzenia 1 kWh to 15–25 groszy.
Jak ekonomicznie ogrzewać dom zimą?
„Żeby kózka nie skakała…” – powiedzenie znane i czasami prawdziwe. Jednak trzeba przyznać, że gdyby nie chęć przekraczania granic, człowiek nie rozwijałby się, tylko stał w miejscu. U dzieci ten proces ujawnia się naturalnie, prezentując bardzo widoczne efekty w postaci konkretnych umiejętności. Skakanie należy do jednych z nich i można je kształtować w oparciu o kilka ciekawych i przydatnych urządzeń. Kiedy rozwija się umiejętność skakania? Rozwój ruchowy dziecka ma miejsce głównie w okresie pierwszych 18–24 miesięcy życia, a wraz z wiekiem następuje precyzja ruchów i umiejętność panowania nad własnym ciałem. Maluszek intensywnie poznaje wtedy zdolności swojego ciała. W tym czasie rodzice mogą mieć poczucie, że ich dziecko jest w ciągłym biegu, wszędzie go pełno i na wszystko się wspina. Jest to jak najbardziej naturalny sposób rozwoju ruchowego młodego człowieka, przy jednoczesnej słabej koordynacji swoich ruchów. Dlatego też częste upadki są jak najbardziej wpisane w ten etap zdobywania nowych umiejętności i – co ważne – trzeba maluchom na nie pozwolić. Umiejętność skakania jest również indywidualną sprawą każdego dziecka. Są dzieci, które stronią od tej zdolności, a inne przy każdej okazji chcą i lubią skakać. Istotne jest nieprzymuszanie maluszka do tego ruchu, a jedynie zachęcanie. Zarówno dla dzieci wykazujących obawy przez wykonywaniem samodzielnie podskoków oraz dla tych, które ciągle odrywałyby się od ziemi, producenci zabawek przygotowali szereg ciekawych produktów do testowania. Zabawki rozwijające skakanie Niemowlaki, zanim jeszcze zaczną samodzielnie się poruszać, mogą zostać zachęcone do skakania poprzez umieszczenie ich w specjalnych huśtawkach-skoczkach. Ich konstrukcja opiera się na: Bezpiecznej ramie. Pasach i rzepach bezpieczeństwa. Siedzisku. Wszystko zostało tak połączone, że bez konieczności montażu dziecko stabilnie utrzymujące główkę może bezpiecznie i wygodnie odbijać się nóżkami od podłoża. Huśtawka-skoczek jest dostępna w różnej gamie kolorystycznej i kosztuje około 200 zł. Maluszkom sprawnym ruchowo, po ukończeniu 2. roku życia, można zakupić dmuchanego, gumowego zwierzaka. Dzieci, trzymając się za stojące uszy zwierzaka, mogą podskakiwać z nim, jednocześnie opadając na gumowy grzbiet zabawki. Odległość do grzbietu to 30 cm. Cena jest atrakcyjna, bo nowe egzemplarze można nabyć już za 20 zł. Inną ciekawą formą zabawy uatrakcyjniającą skakanie dla dzieci są piłki z uchwytami. Wykorzystywanie takiej zabawki zachęca je do rozwijania koordynacji ruchowej przy jednoczesnym usprawnianiu zmysłu równowagi. Zabawa na takiej piłce uczy młodego człowieka prawidłowego przyjęcia postawy siedzenia. Dzięki temu sylwetka dziecka pozytywnie się kształtuje. W zależności od modeli dostępne są na rynku piłki o średnicy od 45 do 55 cm. Zabawki dla starszaków Ciekawą odmianą skakania na piłce z uchwytami jest prezentowane przez firmę Mondo połączenie piłki ze sztywnym podestem i uchwytem z odpowiednio wyprofilowanymi rączkami. Dzieci czteroletnie, z dobrze wykształconym zmysłem równowagi, mogą rozpocząć zabawę na tym urządzeniu. Produkt ten nie jest dużej wielkości i bez problemu może być używany przez dziecko zarówno w domu, jak i w ogrodzie. Podobnym urządzeniem zachęcającym dziecko do skakania jest metalowy drążek. Posiada on również podest oraz uchwyt z rączkami, jednak zakończony jest nie piłką, a sprężyną dodatkowo osłonioną plastikową otuliną. Na końcu sprężyny znajduje się guma, która zabezpiecza przed ślizganiem się przedmiotu. Najbardziej ulubioną formą umożliwiającą swobodne i wysokie skakanie jest trampolina. W zależności od wielkości, dziecko może wykonywać na niej różne akrobacje. Dobrze, gdy produkt jest zabezpieczony siatką. Trzeba jednak przyuczyć dziecko do bezpiecznego korzystania z trampoliny. Zbyt dowolne rzucanie się całym ciałem może prowadzić do poważnych kontuzji. Rozwój ruchowy dziecka jest niezbędny nie tylko do nabierania umiejętności poruszania się, ale ma także wpływ na kształtowanie się koordynacji, wpływa na rozwój zmysłu równowagi, odpowiednio motywuje obie półkule mózgu. To wszystko powinno być poparte zachowaniem podstawowych zasad bezpieczeństwa, by korzystanie z różnych zabawek sprawiało radość.
Pozwól dziecku wyskakać sobie dobry rozwój ruchowy
Nieczysty i zniekształcony dźwięk dochodzący z głośników może oznaczać ich uszkodzenie, a w konsekwencji konieczność wymiany. Warto zastanowić się, jak je wymienić oraz jakie zamienniki zakupić. Głośniki do wymiany Głośniki z racji swojego najczęstszego miejsca montażu, a więc wnętrza drzwi, narażone są na ciągłe działanie wilgoci i kropli wody. Nie bez znaczenia są stałe wahania temperatur, które niekorzystnie wpływają na piankowe lub gumowe zawieszenia głośników i ich papierowe membrany. Po kilku latach intensywnego użytkowania jakość dźwięku może ulec znacznemu pogorszeniu. Pojawiają się wówczas charakterystyczne zniekształcenia i odgłosy przypominające buczenie lub charczenie. Odgłosy te mogą, lecz nie muszą, oznaczać konieczność wymiany głośników. Chcąc przekonać się o ich stanie, należy w pierwszej kolejności dotrzeć do nich i je wyjąć. Demontaż drzwi – diagnoza stanu głośnika Pierwszym krokiem w celu wyjęcia głośnika jest demontaż tapicerki drzwi. Z reguły producenci samochodów mocują ją przy pomocy zatrzasków i śrub, zatem jej zdjęcie nie powinno przysporzyć większych kłopotów. Podobnie jest z wyjęciem głośnika – wystarczy odkręcić kilka śrubek, a przetwornik znajdzie się w naszych rękach. Na koniec trzeba odpiąć wtyczkę z kablami głośnikowymi i tę część pracy będziemy mieć za sobą. W wielu przypadkach uszkodzenie głośnika jest dość łatwe do naprawienia, jeśli membrana ulega odklejeniu od zawieszenia. Wystarczy podkleić membranę klejem (np. butaprenem) i gotowe. Warto także sprawdzić stan końcówki złącza zasilającego, gdyż może być źródłem problemów. Natomiast gdy uszkodzeniu ulega sama membrana lub cewka głośnika, naprawa może być na tyle skomplikowana, że nie wykonamy jej samodzielnie. W tym przypadku pozostaje nam kupić takie same głośniki, może to być zestaw używany lub nowy. Nowy zestaw głośników – jak dobrać odpowiedni? Zastąpienie starych głośników nowym modelem wcale nie jest trudne. Wystarczy zwrócić uwagę na kilka istotnych kwestii podczas wyboru. Pierwszą z nich jest średnica głośnika. Najprościej będzie zakupić głośniki o takiej samej średnicy membrany jak uszkodzone. Najczęstsze wymiary to 130 lub 160 cm średnicy, w przypadku przetworników o kształcie koła. Jeśli chcemy zamontować większe głośniki, wystarczy dokupić dedykowane do danego modelu auta dystanse, które umożliwią przeprowadzenie w szybki sposób wspomnianej przeróbki. Podczas zakupu należy oprócz wymiarów zwrócić także uwagę na głębokość głośnika – w małych autach może się okazać, że nowy zestaw po prostu nie zmieści się w drzwiach. Niezwykle ważna jest impedancja głośników wyrażona w omach. Jeśli oryginalne głośniki mają oporność 2 omów, to nowe też powinny się charakteryzować taką wartością. Często montowane są jednak przetworniki o impedancji 4 omów, co oznacza, że można zakupić zarówno zestaw dwu-, jak i czteroomowy. Ważna jest również marka głośnika. Wśród polecanych producentów, oferujących stosunkowo niedrogie i solidne głośniki, można wyróżnić takie firmy, jak Hertz, Helix, GMS czy PowerBass. Nie warto przesadzać z klasą głośnika, jeśli nie będziemy modyfikować pozostałych elementów systemu nagłośnieniowego. System car audio zagra bowiem tak, jak jego najsłabszy komponent.
Zepsute głośniki samochodowe – diagnoza i wymiana
To już druga „Tajemnica” w karierze Anny Kańtoch, a przynajmniej druga, jaką podzieliła się ze swoimi czytelnikami. Miejmy nadzieję, że już wkrótce będzie okazja poznać trzecią, bo każda następna jest coraz ciekawsza. Ale może po kolei. Pierwszy tom cyklu o Ninie Pankowicz nosił tytuł „Tajemnica diabelskiego kręgu”. Autorka zaprezentowała w nim arcyciekawy pomysł: w komunistycznej Polsce pojawiły się anioły, takie jak trzeba, ze skrzydłami, aurą i otaczającym je nimbem boskich posłańców. Szybko okazało się jednak, że nie wszystko w tej historii jest dokładnie tym, czym się na pozór wydaje, a autorka pokazała, że potrafi pisać świetne, nieszablonowe historie skierowane do młodszego odbiorcy. Nawiedzony las „Tajemnica nawiedzonego lasu”, odsłona druga tej historii, zaczyna się dokładnie w tym miejscu, w którym zakończył się tom pierwszy. Główna bohaterka wraca z wakacji, zmęczona wydarzeniami w jakich przyszło jej wziąć udział, jest nieco odmieniona, trochę mądrzejsza, trochę bardziej dorosła. Otaczająca ją rzeczywistość jest dużo bardziej zwyczajna, spokojna, zupełnie inna niż to, z czym dziewczynka zmierzyła się w ostatnich tygodniach. Ta stagnacja nie trwa jednak zbyt długo, pojawiają się bowiem ONI – jedno z największych zagrożeń, o jakich myśli Nina. ONI to komuniści. Dziewczynka wraz z kilkorgiem przyjaciół trafia do pewnego dziwnego ośrodka, gdzie nie wszyscy okazują się być tacy, jak by tego oczekiwała, a atmosfera zagrożenia szybko staje się nie do zniesienia. Ciemny las otaczający to miejsce tylko potęguje to uczucie, a walka, w którą będą zmuszeni zaangażować się wszyscy, nie będzie łatwa do wygrania. Zasłużone nagrody Autorka „Tajemnicy nawiedzonego lasu” jest laureatką kilku nagród literackich i trzeba sobie to jasno powiedzieć, że nie są to nagrody przypadkowe. Kańtoch potrafi pisać świetnie i nieszablonowo. Pisząc o tym drugim, mam na myśli to, że świetnie potrafi zwodzić czytelnika – choć często w jej fabułach początek historii zdaje się iść przewidywalnym torem, to jednak szybko okazuje się, że to zupełnie coś innego niż byśmy oczekiwali. Podobnie jest i tym razem.Pierwszy tom zakończył się w taki sposób, że mógł stanowić samodzielną historię, tutaj jednak ta opowieść świetnie się rozwija i dostajemy sensowną kontynuację, będącą bardzo udanym połączeniem horroru, fantasty i twardego SF. Tak, takie wymieszanie gatunków jest jak najbardziej możliwe, a Anna Kańtoch pokazuje, że może to być połączenie interesujące i świeże. Mniej przygody Choć to historia mniej przygodowa, cięższa gatunkowo od pierwszego tomu, to nadal jest ona kierowana do młodego czytelnika. Takiego, który już nie bardzo zachwyci się klasyką młodzieżową, ale spragniony jest dobrej literatury i poważnego potraktowania przez autora. Tutaj nie ma półśrodków i zakładania, że nastolatek jest niewyrobionym czytelnikiem i da się go nieco oszukać. Autorka nie idzie na łatwiznę, na jaką często pozwalają sobie niektórzy twórcy, wszystko jest na miejscu, przemyślane, wiarygodne i sensownie wyjaśnione. Świetna proza Ta książka to naprawdę świetna proza, napisana znakomitym językiem i przyjemna w odbiorze. Widać, że autorka wciąż świetnie się rozwija, trudno w jej pisarstwie odnaleźć jakieś klisze czy mocne inspirowanie się jakimiś autorami. Spokojnie można przyjąć, że to już ten etap, kiedy Anną Kańtoch inspirują się inni. Polecam zdecydowanie! Źródło okładki: www.gwfoksal.pl
„Tajemnica nawiedzonego lasu” Anna Kańtoch – recenzja
Wizyta u dentysty to duże przeżycie dla większości dzieci i ich opiekunów. Nieznane miejsce, tajemnicze osoby w białych fartuchach i przeraźliwe dźwięki. A czasem ból. To wszystko z perspektywy dziecka wygląda niezbyt dobrze. Każdy z nas wie jednak, że regularne kontrole u stomatologa są konieczne, a ich odwlekanie może prowadzić do przykrych skutków. Dlatego, gdy tylko przyjdzie pora, należy umówić pociechę na wizytę, a samemu wyposażyć się w akcesoria, które sprawią, że będzie ona mniej straszna. Prezentujemy niektóre z nich. Mały stomatolog Najbardziej boimy się tego, czego nie znamy. Dlatego najłatwiej będzie oswoić dziecko z wizytą u dentysty, wcielając się wcześniej w rolę stomatologa podczas zabawy. Pomogą nam w tym gry zręcznościowe: Krokodyl u dentysty, a dla starszych Szalony dentysta. Pierwsza z nich to propozycja dla najmłodszych adeptów stomatologii. Zadaniem gracza jest naciskanie po kolei każdego zęba przyjaznego krokodyla, aby sprawdzić, który wymaga leczenia. W chwili, gdy zostanie dotknięty, gad zamknie paszczę, wywołując zaskoczenie i radość wszystkich uczestników. Druga pozycja jest przeznaczona dla bardziej wprawionych „dentystów”, bo w tym przypadku każdy z graczy losuje karty z zadaniem do wykonania, np. zaplombowania wskazanego zęba. Musi zrobić to najdelikatniej, jak tyko potrafi, by pacjent nie krzyczał. Takie zabawy pokażą dziecku, że wizyta u dentysty nie jest taka straszna, jak się wydaje, a każdy stara się wykonywać swoją pracę jak najszybciej i bezboleśnie. Dentysta-artysta Bardzo interesującą zabawką, która umożliwi kreatywną zabawę i zaznajomienie się z używanymi przez stomatologów narzędziami, jest zestaw ciastoliny PLAY-DOH Dentysta. Pudełko zawiera ciastolinę w trzech kolorach: białym, czerwonym i srebrnym, głowę plastikowego pacjenta, szczoteczkę do mycia zębów oraz zestaw narzędzi dentystycznych, m.in. działające na baterie wiertło, lusterko i szczypczyki. Za pomocą specjalnych wyciskarek dziecko może ulepić zęby, a następnie wykonać na nich podstawowe zabiegi higieniczne, założyć plombę, a nawet zamontować aparat ortodontyczny. To ciekawa zabawa, które rozwija twórcze i manualne zdolności dziecka. Uczy jednocześnie, jak ważne jest zachowanie higieny i regularna kontrola u stomatologa. Przed i w trakcie wizyty Pamiętajmy, aby nie zaskakiwać dziecka wizytą u dentysty. Trzeba je uprzedzić i przygotować. Warto wykorzystać w tym celu książeczkę, najlepiej z postaciami lubianych przez malucha bohaterów, z opowieścią o ich odwiedzinach u lekarza. Powinniśmy pokazać dziecku, że również oni mieli obawy przez badaniem, jednak lekarz okazał się miły i delikatny, a cała wizyta zakończyła się pomyślnie. Pomoże to szkrabowi nastawić się pozytywnie i doda mu otuchy. Ogromnym wsparciem dla malucha siedzącego na dentystycznym fotelu będzie nie tylko obecność rodzica, ale także możliwość przytulania ulubionej zabawki. Jeśli jest nią lalka lub maskotka, może zostać wykorzystana również jako pacjent, na którym dentysta zaprezentuje dziecku czynności, które będzie wykonywał. Pozwoli to oswoić i przygotować je do badania i ewentualnego leczenia. Gdy będzie już po wszystkim Nie zapomnijmy zabrać ze sobą małego podarunku dla dzielnego pacjenta, zwłaszcza jeśli jest to pierwsza wizyta lub zabiegi były nieprzyjemne. Świetnym pomysłem będzie naklejka na ubranie z symbolem superbohatera. Pokaże ona wszystkim, jak odważne jest nasze dziecko. Może to być również figurka do kolekcji, kolorowa piłeczka, bańki mydlane czy cokolwiek, co sprawi maluchowi przyjemność i pozwoli wytworzyć przyjemne skojarzenie z odwiedzinami u dentysty. Korzystając z wymienionych zabawek, będziemy mogli nie tylko zaznajomić dziecko z pracą stomatologa, ale przede wszystkim zbudować jego pozytywny wizerunek. To niezwykle istotne dla budowy zaufania do lekarza i zmniejszenia związanego z wizytą strachu dziecka. Dzięki temu maluch nie tylko pozwoli się zbadać, ale może nawet polubi kontrole w gabinecie, a nawyk regularnych wizyt u stomatologa pozostanie mu już na całe życie.
Zabawki, które ułatwią dziecku wizytę u dentysty
Matematyka to zmora wielu uczniów na każdym etapie edukacji. Nie musi jednak tak być i warto zainteresować dziecko magią cyfr już w najmłodszych latach, podsuwając mu gadżety, które pomogą opanować sztukę liczenia. Niektóre z nich przydadzą się także w szkole, inne będą wręcz niezbędne. Jakie przybory do liczenia warto kupić dziecku, aby nauka stała się łatwiejsza? Sprawdź! Rozbudzamy zainteresowanie matematyką od najmłodszych lat Jeżeli na wczesnym etapie rozwoju zainteresujesz malucha matematyką, to w późniejszych latach nie będzie się ona wydawała taka straszna. Naukę najlepiej zacząć od zabawy, dlatego w codziennych okolicznościach zachęcaj kilkulatka do liczenia. Może być to liczenie klocków potrzebnych do ułożenia wieży, autek, które zmieszczą się w garażu, czy kropek na sukience lalki. Dobrym sposobem na naukę liczenia może być także wspólna zabawa z grami planszowymi. Rzut kostką wymaga policzenia oczek i przesunięcia się o taką samą liczbę pól, a gra w domino zachęca do liczenia kropek na kafelkach. Element rywalizacji może być bardzo motywujący do liczenia i często zdarza się tak, że to właśnie podczas wspólnych gier maluch opanowuje sprawne rachowanie. Przybory do liczenia dla kilkulatka Kilkulatek, który już w pewnym stopniu opanował naukę obliczania, będzie musiał zmierzyć się z kolejnymi wyzwaniami. Na początek przyjdzie mu stawić czoła sztuce dodawania i odejmowania. Na tym etapie doskonałą pomocą naukową będzie tradycyjne liczydło. Dzięki przesuwaniu kuleczek maluch w łatwiejszy sposób przejdzie od abstrakcji do praktyki. Wizualizacja wykonywania matematycznych obliczeń ułatwia zrozumienie procesu i usprawnia naukę. Podobny efekt można uzyskać, bawiąc się z dzieckiem kolorowymi patyczkami do liczenia. W tym wypadku również pomagamy kilkulatkowi w zrozumieniu prostych zasad matematycznych. Takiego gadżetu można używać także w formie zabawy. Aspekt rozrywki pozwala na zrelaksowanie się, co sprzyja sprawniejszemu przyswajaniu nowych informacji. Na rynku dostępne są również liczmany, czyli specjalnie skonstruowane zestawy do nauki liczenia, bazujące na zabawie. Są to patyki w kształcie lizaka, które opatrzono kolejnymi cyframi oraz znakami. Dzięki temu twoje dziecko może dodawać i odejmować, dokonując tego procesu nie tylko przy odliczonej liczbie gadżetów, ale operując już na zapisie cyfrowym. Takie przybory często używane są właśnie w szkołach. Jeżeli twoja pociecha ma problem z nauką matematyki, warto mieć je także w domu, aby w spokojnych warunkach móc ponownie ćwiczyć wiedzę zdobywaną na lekcji. Przybory do liczenia dla starszych uczniów Ogromnym wyzwaniem dla wielu uczniów jest opanowanie reguł tabliczki mnożenia. Istnieje mnóstwo sposobów na jej nauczenie się, jednak jeżeli twoja pociecha ma z tym problemy, to warto zainwestować w solidną pomoc naukową. Gadżetem przydatnym w nauce mogą być drewniane tablice do nauki tabliczki mnożenia. Często są to walce, na których z jednej strony znajduje się zapis działania, a z drugiej jego wynik. Uczeń, bawiąc się tablicą, wzrokowo zapamiętuje wynik. Zaletą ćwiczenia jest włączenie do nauki aspektu zabawy oraz aktywizacja zmysłu wzroku. Dla wielu osób to właśnie patrzenie na zapis pozwala na zapamiętywanie konkretnych informacji. Kalkulator – niezbędnik w piórniku gimnazjalisty i licealisty Chociaż na wczesnym etapie nauki nie zaleca się ich używania, to wraz z zaawansowaniem staje się bardzo przydatny. Solidny kalkulator powinien być lekki i w miarę mały, aby można było go zmieścić w piórniku. Jeżeli jesteś rodzicem matematycznego pasjonata, to być może będziesz musiał zainwestować w bardziej zaawansowany model, który pozwoli na wykonywanie skomplikowanych obliczeń. Wielu uczniów posiada kalkulatory w telefonach i często to właśnie z nich chce korzystać na lekcjach. Pamiętaj jednak, że nie w każdej szkole jest to dozwolone. Dobry kalkulator przyda się także w domu, podczas odrabiania zadań domowych lub w codziennym życiu.
Przybory do liczenia – jakie przydadzą się uczniowi?
Jeżeli wydaje ci się, że zmiana wyglądu pokrytych płytkami ścian w kuchni lub łazience wiąże się z dużą inwestycją i uciążliwym remontem, to… mylisz się. Istnieją prostsze sposoby na zmianę ich wyglądu! Podpowiadamy, jak możesz to zrobić! Remont kuchni czy łazienki to zawsze spory wydatek. Często jest też tak, że o ile same sprzęty pozostają w dobrym stanie, to ułożone na ścianach płytki dawno już przestały się nam podobać. Czy jedynym rozwiązaniem jest skucie ich i położenie nowych? To przecież nie tylko kosztowne, ale w dodatku bardzo uciążliwe. Co można zrobić z płytkami, które po prostu już ci się nie podobają, a nie chcesz lub nie możesz ich skuć ze ściany? Oto praktyczne porady, dzięki którym z łatwością rozwiążesz ten problem! Spójrz świeżym okiem Przed miniremontem kuchni lub łazienki spróbuj pozbyć się z pomieszczenia wszystkich ruchomych elementów i spójrz na wnętrze jeszcze raz – świeższym okiem. W ten sposób łatwiej będziesz mogła ocenić, co najbardziej ci przeszkadza. Być może nie podoba ci się już kolor lub wzór glazury. Może się też jednak okazać, że zwyczajnie nie lubisz tylko dekoracyjnych listew i dekorów, a reszta nie wadzi ci aż tak bardzo. Takie rozeznanie ułatwi podjęcie decyzji dotyczących kolejnych kroków metamorfozy wnętrza. Odświeżanie płytek ściennych – malowanie kafli Jeżeli kolor wszystkich płytek (lub ich części) zupełnie ci nie odpowiada, najprościej będzie je przemalować. To stosunkowo szybki i niedrogi sposób na metamorfozę wnętrza pozwalający odnowić glazurę bez potrzeby wymiany kafelków. Na rynku nie brakuje specjalnych farb do malowania płytek, ale zanim wybierzemy konkretną, musimy sprawdzić, czy na pewno pasuje ona do rodzaju płytek, jakie chcemy malować. Do szorstkich, matowych kafli wystarczy sama farba, ale do tych szkliwionych, błyszczących potrzebny będzie jeszcze podkład. Jak zawsze przed każdym malowaniem należy też starannie oczyścić i odtłuścić powierzchnię. Malowanie zacznij od fug, korzystając z wałka niepozostawiającego włosia. Pierwszą warstwę farby nakładaj „na krzyżaka”, czyli posuwając wałek raz wzdłuż, a raz wszerz ściany. Kolejną warstwę nałóż już w jednym kierunku, co pozwoli ci uchronić się przed nieestetycznymi smugami. box:offerCarousel Naklejki na płytki O ile pomalowanym farbą płytkom nie przywrócisz już raczej oryginalnego wyglądu, to istnieje sposób na ich odwracalną metamorfozę. To folia samoprzylepna, najlepiej błyszcząca, bo jest bardziej odporna na zarysowania i nie wchłania tak brudu jak te matowe. Każdą folię należy zabezpieczyć dodatkowo specjalną powłoką z laminatu, który sprawi, że będzie ona dużo łatwiej się kleić. Można wykorzystać już gotowe produkty z ciekawymi efektami, np. metaliczne, albo zamówić personalizowaną, np. ze zdjęciami naszego autorstwa. Jeszcze prostsze są specjalne naklejki, które możesz przykleić tylko na kilka płytek albo na jedną ścianę, tworząc oryginalną i łatwą w zmianie dekorację. Zakryj glazurę Wyłożoną glazurą ścianę (albo tylko jej część) można też zasłonić dowolną wodoodporną płytą o grubości nie kolidującej ze stałym wyposażeniem, którą montuje się do ściany za pomocą specjalnych klejów albo silikonów. Możesz wybrać lustro, matową taflę szkła, płyty z tworzyw sztucznych z różnymi wierzchami (np. aluminiowym), płyty z PCV z naklejoną grafiką wielkoformatową (łatwiejszą do montażu od bezpośredniego wyklejania na kaflach), a nawet płytę z korka. Ważne, by były dobrze do siebie dopasowane i równo przylegały do ścian. Przed ich zainstalowaniem warto więc sprawdzić dokładnie, czy ściany na pewno nie mają krzywizn. Innym sposobem na zakrycie płytek będą tapety. W miejscach narażonych na kontakt z wodą możesz wybrać tapetę winylową albo z PCV. To sprawi, że kuchnia czy łazienka zyskają bardzo oryginalny, stylowy charakter. Nowe na stare To rozwiązanie dla tych, którzy są gotowi na poważne zmiany, ale jednocześnie zależy im na czasie i… oszczędności. Ułożenie nowych płytek na pokrytej starymi ścianie jest jednak możliwe tylko wtedy, jeśli ich mocowanie jest bez zarzutu i płytki stabilnie przylegają do podłoża. Żywotność takiego wystroju będzie niestety dużo krótsza – można więc zastosować go jako uzupełnienie którejś z powyższych metod lub kosmetyczną zmianę, bardziej w charakterze dekoracji. Zmiana wystroju pomieszczenia wyłożonego płytkami nie musi wiązać się z uciążliwym remontem, który długo trwa i sporo kosztuje. Przedstawione przez nas sposoby pozwalają na odświeżenie wnętrza bez tak inwazyjnych rozwiązań.
Jak odświeżyć płytki ścienne? 5 sprawdzonych sposobów
Kiedy słyszymy „Wisława Szymborska”, skojarzenie może być tylko jedno – Nagroda Nobla. Oczywiście, niejako w konsekwencji tej pierwszej myśli, pojawiają się wiersze, przeróżne, lapidarne i te trochę mniej, te z odrobiną humoru i te skrzące się humorem. Także te, które stanowią niejako nowy rodzaj zabawy słowem, jak choćby lepieje czy moskaliki. Nie każdy jednak wie, że Szymborska była także krytykiem literackim i przez wiele lat na łamach kilku różnych gazet publikowała w formie felietonów swoje przemyślenia na temat przeczytanych książek. Nie są to recenzje w dokładnym tego słowa znaczeniu, raczej zbiór luźnych uwag na temat omawianego przez nią tytułu. Lektury nadobowiązkowe Rubrykę, w której autorka publikowała swoje felietony, opatrzyła tytułem „Lektury nadobowiązkowe” – i znajdziemy tam naprawdę mnóstwo zaskakujących pozycji. Od islandzkich czy irlandzkich sag po poradniki dla osób zajmujących się pielęgnacją ogrodu – dobór książek naprawdę może zaskoczyć. Jest między innymi książka o zwierzętach autorstwa Państwa Gucwińskich i kalendarz ścienny na 1973 rok. Napisać felieton o kalendarzu – to już naprawdę spore wyzwanie.Właściwie wspólnym dla wszystkich tych tekstów czynnikiem jest tylko niebotyczna wręcz jakość języka autorki i znakomity zmysł obserwacji, okraszony właściwym dla niej elementem lapidarności i humoru. Sama o sobie Wisława Szymborska była nawet tak przewrotna, że napisała felieton o… jednym z wcześniejszych wydań „Lektur nadobowiązkowych”. Zaskoczenia nie było, nawet w tym przypadku udało się jej sprytnie wybrnąć i nie przeszarżowała – prawdziwa mistrzyni. Poprzeczka dla felietonistów postawiona naprawdę wysoko Przyzwyczajeni do świetnej poezji, macie pełne prawo mieć pewne obawy, jak poszło pani Wisławie w przypadku prozy. Śpieszę uspokoić, że jest naprawdę dobrze. Teksty nie nużą, nawet jeśli autorka pisze o najtrywialniejszych pozycjach. Okazuje się, że potrafi odnaleźć jakiś interesujący temat, jeśli tylko w książce znajdzie się coś wartego uwagi. Pamiętać należy bowiem, że z założenia są to teksty krytyczne, zatem znajdziecie tutaj i te chwalące, i te ganiące, z pewnością jednak zawsze ciekawe. Owszem, zdarza się Szymborskiej nieco zdryfować i odejść nieco od książki, o której pisze, ale jednak lektura przesadnie na tym nie traci.Zabawa słowem, z której słynęła nasza noblistka, także we „Wszystkich lekturach nadobowiązkowych” pojawia się w pełnej krasie, jest zupełnie inna niż w wierszach, ale sięgajcie, z pewnością się nie zawiedziecie. WSZYSTKIE lektury nadobowiązkowe Należy jeszcze dodać, że to chyba najobszerniejszy dostępny zbiór tych felietonów, bo Znak wydał wszystko, co udało się w tej chwili odszukać. Co prawda we wstępie pojawia się zastrzeżenie, że może jeszcze coś uda się odnaleźć, ale na ten moment nic więcej nie ma. 562 teksty uzupełnione przez autorkę wyjaśnieniem, skąd taki, a nie inny dobór tytułów, to jedna z najciekawszych tegorocznych książek. Polecam bez zastanowienia! Źródło okładki: www.znak.com.pl
„Wszystkie lektury nadobowiązkowe” Wisława Szymborska – recenzja
Prawidłowa zawartość wody w skórze wynosi 50 procent dla skóry właściwej i 10 procent dla naskórka. Utrzymanie tych wartości jest niezbędne dla zdrowia i dobrego wyglądu skóry. Proces parowania wody ze skóry (TEWL – Transepidermal Water Loss, przeznaskórkowa utrata wody) to główna przyczyna odwodnienia, na którą wpływ mają czynniki wewnętrzne i zewnętrzne. Utrata wody zachodzi cały czas i nieustannie trzeba zapewniać organizmowi, w tym skórze, odpowiednią dawkę nawilżenia. Przed nadmierną utratą wody ze skóry chroni bariera hydrolipidowa, znajdująca się na powierzchni naskórka. Jej podstawą jest tak zwany naturalny czynnik nawilżający (NMF – Natural Moisturizing Factor), który wchłania wodę i nie pozwala jej przeniknąć poza organizm. Stan środowiska, pogoda i nasze nawyki życiowe sprawiają jednak, że ta naturalna ochrona nie wystarcza. Wodę trzeba skórze regularnie dostarczać – od środka i od zewnątrz. Kosmetyki nawilżające – niezbędne dla każdego Bladość, szorstkość, złuszczony naskórek to podstawowe objawy odwodnienia skóry. Jeśli ten stan trwa dłuższy czas, do powyższych objawów dochodzi zwiotczenie i pojawia się siateczka przedwczesnych zmarszczek. Dlatego niezbędnym elementem w każdej łazience jest krem i balsam nawilżający.Kosmetyki nawilżające są różne, co pozwala je dopasować do każdego rodzaju skóry i do jej aktualnego stanu. Niech nas nie zmyli tłusta cera – ona również potrzebuje wody. W ciągu roku pojawiają się okresy, kiedy nawilżanie jest niezbędne dla każdego. Zimą, pod wpływem zimna woda z naskórka migruje głąb skóry, przesuszając jej wierzchnią warstwę. W wakacje, kiedy skóra jest narażona na wysoką temperaturę, wiatr, wzmożone promieniowanie UV i kontakt ze słoną wodą, dodatkowe nawilżanie pomoże jej utrzymać równowagę. Więcej nawilżenia potrzebują też osoby prowadzące imprezowy tryb życia, palące papierosy, a także osoby starsze, u których naturalne mechanizmy nawilżania nie funkcjonują już tak sprawnie, jak kiedyś. Nawilżający – czyli jaki? Kosmetyki nawilżające, wbrew powszechnemu przekonaniu, nie dostarczają skórze wody z zewnątrz. Cząstki wody nie są w stanie pokonać bariery naskórkowej. Zadaniem kremów i balsamów nawilżających jest głównie ograniczanie przeznaskórkowej utraty wody. Odbywa się to w dwojaki sposób. Z jednej strony dba się o utworzenie na powierzchni naskórka warstwy higroskopijnej, która chłonie wodę. Warstwę taką może utworzyć między innymi kwas hialuronowy. Z drugiej dostarcza się skórze substancji lipidowych, służących odbudowie bariery ochronnej. W tym celu stosuje się na przykład olejki do twarzy. Takie produkty działają głównie na powierzchni naskórka, ale nie zmieniają gospodarki wodnej w żywych warstwach skóry. Kosmetyki nowszej generacji wspierają odnowę naskórka, pobudzają syntezę zapewniających nawodnienie glikozaminoglikanów i hamują działanie enzymów rozkładających składniki NMF. Akwaporyny – przełom w nawilżaniu Rewolucją w kosmetykach nawilżających są produkty wpływające na powstawanie akwaporyn. Na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku Amerykanin Peter Agre odkrył w błonach komórek kanaliki transportujące wodę. Kanaliki te nazwał akwaporynami. Za to odkrycie otrzymał w 2003 roku Nagrodę Nobla w dziedzinie chemii. Jego osiągnięcie podarowało światu kosmetycznemu nową metodę nawilżania skóry. Dowiedziono bowiem, że na stopień nawilżenia skóry wpływa liczba akwaporyn. Im więcej akwaporyn, tym lepsze nawodnienie. Poszukiwania substancji wpływających na powstawanie kanałów transportujących wodę w błonach komórek skóry przyniosły kilka kolejnych odkryć. Są to przede wszystkim: glukozyd glicerolu, ekstrakt z owoców granatu, kofeina, ekstrakty z żeń-szenia, wyciąg z azjatyckiej rośliny Ajuga turkiestanica, z zielonej herbaty i z nasion jabłek. Kosmetyki pobudzające akwaporyny to bardzo obiecująca nowość na rynku. Do tej pory odkryto ponad dziesięć rodzajów akwaporyn w skórze. Badania prowadzone są nieustannie i nie jest wykluczone, że najbliższe lata przyniosą kolejne odkrycia. Być może zdobyta w ten sposób wiedza pozwoli skuteczniej wpływać na ilość akwaporyn, co zapewni rzeczywiście dogłębne i trwałe nawilżenie skóry.
Akwaporyny – nowa droga do nawilżenia skóry
Fałdomierz jest przeznaczony do mierzenia różnych fałd skórnych ludzkiego ciała, m.in. klatki piersiowej, ud i brzucha. Fałdomierza, czyli miernika tkanki tłuszczowej, potrzebujemy wtedy, gdy mamy świadomość nadmiaru tkanki tłuszczowej i minimum zapału, by ją niwelować. Aby dokładnie ją zmierzyć, niezbędne jest odpowiednie ustawienie sylwetki (najlepiej w pozycji pionowej), właściwe trzymanie przyrządu i ręki, którą będziemy nim operowali. W fałdomierzu istotny jest miernik z podziałką i uchwyt lub przycisk „Press”. O tym, by nie za mocno ściskać fałdomierz, decyduje specjalny wskaźnik. Do przyrządu jest na ogół dołączona tabela, która pozwala procentowo określić grubość tłuszczu, np. w fałdzie brzucha. Przeważnie nie są drogie, choć bywają... bardzo drogie Kiedy przejrzymy ofertę fałdomierzy na Allegro, rzuca się w oczy duża rozpiętość cen – od kilku do kilkuset złotych. Może to być świetny pretekst do tego, by stać się właścicielem prostego przyrządu, który może nas skutecznie zdopingować do odchudzania. Mogą z niego korzystać zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Fałdomierz Kaliper kosztuje 5,99 zł i można nim zmierzyć tkankę tłuszczową nawet u osób z dużą otyłością. Inny fałdomierz tej marki kosztuje już 109,99 zł – jest trwalszy i pomaga bardzo precyzyjnie kontrolować postępy w niwelowaniu tkanki tłuszczowej. Fałdomierz warto mieć w domu. Zakup tych urządzeń przez kluby fitness, gabinety odnowy biologicznej, dietetyków i lekarzy specjalistów to już norma. Fałdomierze mają swój zakres pomiaru tkanki tłuszczowej, np. w granicach od 0 do 45 mm, ale też więcej. Wykazują się na ogół dosyć dużą dokładnością – nierzadko od 0,1 do 0,2 mm. Dostępny na Allegro fałdomierz za 25 zł ma zakres od 0 do 70 mm, zatem można go polecić osobom z dużą otyłością. Podobny zakres ma miernik tkanki tłuszczowej w cenie 10 zł. Zanim zdecydujemy się na zakup fałdomierza o określonym zakresie pomiaru, należy oszacować swój poziom nadwagi. Droższe mierniki tkanki tłuszczowej Czym się charakteryzuje droższy fałdomierz? Jest jeszcze bardziej precyzyjny ze względu na cyfrowy pomiar, mniej podatny na urazy fizyczne i nierzadko jest już w nim trochę elektroniki, choćby wyświetlacz wyników pomiarów. Nie tylko w klubie fitness przydaje się fałdomierz Body Fat Kaliper za 50 zł. Ma ergonomiczny kształt, a przy pomocy konkretnego przycisku można zapisywać pomiary tkanki tłuszczowej bez ręcznego robienia uciążliwych notatek. Oczywiście do pomiaru nadmiaru kilogramów przydatna jest waga, lecz fałdomierz jest przydatnym dodatkiem. Nieco inny kształt, choć świetnie dopasowany do dłoni, ma fałdomierz Defender. To urządzenie można kupić w zestawie, m.in. z tabelami porównawczymi dla kobiet i mężczyzn oraz płytką z instrukcją.
Jak zmierzyć postęp w zmniejszaniu oponek – przegląd fałdomierzy
Temat – wbrew pozorom – nie jest taki oczywisty. Okazuje się, że przepaść pokoleniowa potrafi być bardzo duża, a w kontekście książkowym – nawet ogromna. Zmienia się ilość i jakość wydawanych książek, a także tematyka, którą się one zajmują. Choćby dlatego warto przynajmniej próbować znaleźć wspólne literackie zainteresowania. Oczywiste wybory W wielu przypadkach pierwszy wybór takiej książki należałby do ojca i zawierałby się w zakresie lektur, które on już przeczytał. Sam chętnie sięgałem w takich sytuacjach po „Kubusia Puchatka”. Jednakże mimo najszczerszych chęci Niedźwiadek ten nie jest wystarczającym rozwiązaniem i szybko okazało się, że zainteresowania pociech są już dużo szersze. Co nie oznacza, że trzeba przestać próbować. I tak na pierwszy ogień poszła książka „Leśna szkoła dla każdego”. Jest to pozycja, którą warto przeczytać w domu, a potem zabrać ze sobą na spacer… a jeszcze lepiej na wycieczkę do lasu lub w inny, względnie „dziki” i zadrzewiony plener. Mamy tu do czynienia ze swego rodzaju podstawowym podręcznikiem radzenia sobie samemu w niekoniecznie trudnych, aczkolwiek pięknych okolicznościach przyrody. W ramach nauki znajdzie się też dość czasu na zabawę, a przede wszystkim na pobyt na świeżym powietrzu i wspólne chwile spędzone w najlepszy możliwy sposób. I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa – różne opinie przedstawiają tę książkę jako skierowaną do dzieci. Nic bardziej mylnego. Dorośli znajdą tu doskonałe wskazówki, jak przeskoczyć pokoleniową przepaść. Podejście naukowe Jako kolejne w tym zestawieniu szczerze polecam dwie książki z cyklu „Dziwnych opowieści”. Są to konkretnie: „Pi razy drzwi” i „Znikająca łyżeczka”. Obie pozycje powinny być szczególnie pomocne w przypadku, gdy młodsze pokolenie jest na etapie szkolnym i pojawiają się pierwsze, całkiem poważne, pytania na temat okoliczności istnienia i działania rzeczy oraz zjawisk. Pierwsza z tych książek opowiada o matematyce – jej historii, anegdotach i ciekawostkach. Po lekturze można odnieść wrażenie, że Królowa Nauk może być naprawdę ciekawa. Druga książka – to pełna chemii opowieść o pierwiastkach i tym, co się z nimi dzieje. Autor przedstawia niestandardowe podejście do odczytywania tablicy Mendelejewa, a szczególnie wciągające ciekawostki potrafią zaskoczyć tym, jak bardzo chemia wpływa na inne dziedziny życia. W kwestii „ojca i syna” zaś nie ulega wątpliwości, że ojcowski autorytet może tylko zyskać przy ciekawej i merytorycznej dyskusji na tematy nurtujące młodą głowę. Dać i dostać… Na uwagę moim zdaniem zasługuje również książeczka „Świat kupek”. Ze względu na format i tytuł prawdopodobnie najtrudniej będzie wam się do niej przekonać, ale jeśli przebrniecie poza specyficzną fasadę tej opowieści, dotrzecie do miejsca, w którym poznacie tajniki pasji i marzeń młodego człowieka. Być może poznacie je po raz pierwszy, a może przypomnicie sobie siebie samych z dawnych czasów. Ważne, by zrozumieć, jak wspierać i ukierunkowywać takie zachowania w młodszym pokoleniu, by okazało się to z pożytkiem dla wszystkich. To tylko wycinek tego, co ojciec i syn powinni przeczytać razem, bo takich jest oczywiście więcej. Doskonałym punktem wyjścia są również biografie, którymi możecie się wymieniać. Ojciec da młodszemu do przeczytania na przykład „Piechniczka”, by w zamian dostać „Ronaldo”. Może jednak obaj będziecie woleli sięgnąć razem po „Draculę”… Gorąco polecam.
Książki dla ojca i syna
Śliska powierzchnia wanny może być bardzo niebezpieczna dla ruchliwego malucha. Dlatego przed kąpielą na jej dno należy położyć matę antypoślizgową, a dla najmłodszych postawić wygodne siedzisko. Mata lub siedzisko do wanny to niezbędne wyposażenie kąpielowe dla dziecka, które wyrosło już z wanienki niemowlęcej i przenosi się do wanny dla dorosłych lub pod prysznic. Fotelik przyda się również rodzicom dzieci ruchliwych, a także takich, których masa ciała stwarza problemy z utrzymaniem ich w wanience. Proponujemy 10 artykułów, na które warto zwrócić uwagę. Krokodyl Ikea Patrull (od 16,67 zł) to jedna z najbardziej charakterystycznych i przystępnych cenowo mat. Długi, zielony zwierzak idealnie wypełnia dno wanny i tworzy na nim bezpieczną powierzchnię do zabawy. Po jednej stronie gumowej maty zamontowano wytrzymałe przyssawki. Powierzchnia drugiej strony jest antypoślizgowa. Praktyczne otwory ułatwiają zawieszenie i wysuszenie maty po wyjęciu jej z wody. Wieloryb od Skip Hop (od 89 zł). Uśmiechnięty Moby, widoczny również m.in. na organizerach i osłonkach na kran, będzie wspaniałym towarzyszem kąpieli. Mata o wymiarach 73,50 x 40,50 cm może być używana zarówno w wannie, jak i pod prysznicem. Z jednej strony jest miękka i delikatna, z drugiej ma praktyczne przyssawki. Bezpieczne materiały (bez BPA i ftalanów), z których została wykonana, pozwalają na użytkowanie jej przez najmłodsze dzieci. Minimaty Canpol (od 14,90 zł) należą do najbardziej kompaktowych mat dostępnych na rynku. Sprawdzą się nie tylko w domu, ale także podczas wyjazdów. W zestawie znajdują się rybki, ośmiornica, kaczka i krab wyposażone w przyssawki. Można je przymocować do dna wanny i na jej brzegach. Umilą kąpiel naszych milusińskich. Hamaczek kąpielowy (od 19 zł) to propozycja dla rodziców maluszków. Jest sprzętem plasującym się pomiędzy siedziskiem a matą. Wykonay z miękkiej tkaniny. Rozwiesza się go, zaczepiając o brzegi wanienki. Na takiej konstrukcji kładziemy dziecko, które poczuje się wygodnie i bezpiecznie, a kąpiel stanie się znacznie przyjemniejsza. Hamaczek pasuje do większości wanienek dla niemowląt. Idealny na pierwsze miesiące życia. Mata – puzzle firmy Prince Lionheart (78,99 zł) zapewnia zarówno bezpieczeństwo, jak i świetną zabawę dziecka. W pudełku znajduje się 18 różnokolorowych elementów, które można przyczepiać do wanny w dowolnej konfiguracji, tworząc za każdym razem inne układanki. Mata wykonana z tworzywa antybakteryjnego jest łatwa do utrzymania w czystości. Pływający Miś Minene (89,99 zł) jest wyjątkowym leżaczkiem, który unosi się na wodzie. Delikatne kołysanie podczas kąpieli sprawia leżącemu na nim dziecku mnóstwo przyjemności, wycisza i uspokaja. Jest przeznaczony dla dzieci, które nie potrafią samodzielnie siedzieć. Delikatny materiał jest wytrzymały i szybkoschnący. Można go prać w pralce, co znacznie ułatwia utrzymanie czystości. Mata Squirty Koo-di (90 zł) kusi ciekawym wzornictwem i radosną kolorystyką. Na białej macie widnieją różnej wielkości kolorowe koła, niektóre o ciekawych i zaskakujących funkcjach. Rodzicom najbardziej spodoba się czujnik temperatury, który w przypadku zbyt gorącej wody zmieni kolor na czerwony. Naciśnięcie niebieskiej kropki natomiast uruchamia fontannę, która zamieni kąpiel w fantastyczną zabawę. Bajkowa mata Badabulle (94,99 zł) z wizerunkami uśmiechniętych leśnych zwierzaków spodoba się wszystkim miłośnikom typowo dziecięcego designu. Mata o wymiarach 70 x 39,50 cm ma 82 przyssawki. Ponadto wbudowano w nią termometr, który informuje o temperaturze wody w wannie. Mata z siedziskiem Mothercare (od 150 zł) posiada antypoślizgową powierzchnię oraz demontowane siedzisko, by posadzić w nie dziecko. Może być używana jednocześnie przez rodzeństwo. Wbudowany czujnik temperatury informuje, gdy woda jest za gorąca. Mata dostępna w dwóch wersjach kolorystycznych: różowej i niebieskiej. Kwiat kąpielowy Blooming Bath (219 zł) to wyjątkowa mata przeznaczona dla najmłodszych. Miękkie i przyjemne w dotyku listki mile otulają maluszka, dając mu poczucie bezpieczeństwa i ochronę termiczną. Matę można położyć nie tylko w wanience, ale też w kuchennym zlewie lub umywalce. Wybierając akcesoria kąpielowe, takie jak mata lub siedzisko, zwróćmy uwagę na łatwość utrzymania ich w czystości. Im prostsza konstrukcja i im mniej wszelkich wypukłości oraz rowków, tym skuteczniejsze czyszczenie, a tym samym niedopuszczenie do powstawania pleśni i mnożenia się bakterii.
10 godnych polecenia mat i fotelików do kąpieli
Zakup starego domu jest często podyktowany wrażeniem oszczędności. Nie jest to jednak we wszystkich przypadkach słuszne rozumowanie, ponieważ czasem renowacja takiego obiektu pochłania więcej pieniędzy niż budowa nowego. Dochodzi do tego również kwestia związana z kosztem ewentualnego wyburzania. Niejednokrotnie budynek ma również nacechowanie emocjonalne, które chcemy zachować. Kupując lub dziedzicząc stary dom, zastanówmy się w pierwszej kolejności, czego oczekujemy. Jaki efekt chcemy osiągnąć? Jeśli jesteśmy pewni, że zastosowane w nim konstrukcje są w dobrej kondycji i posłużą jeszcze wiele lat – remontujmy. Domy z historią mają swoją niepowtarzalną duszę, którą w nowych budynkach trudno jest odtworzyć. Wiele ich elementów, pozostawionych nienaruszonych lub jedynie odnowionych podczas remontu, może podkreślić ten urok. Piec kaflowy – serce starego domu Każdy, kto choć przez chwilę mieszkał w starym domu, doskonale wie, że wokół pieca toczyło się życie. To tutaj przygotowywane były potrawy, stąd roztaczało się ciepło i przy nim rodzina spotykała się w wolnym czasie. Na uwagę zasługuje jeszcze fakt, że zwykle piec znajduje się w centralnej części domu. Piece kaflowe mają swój ponadczasowy urok, a w pomieszczeniu górują, nadając mu stylu: od rustykalnego, poprzez retro, aż po eklektyczny – łączone z nowoczesnym wyposażeniem. Takiego pieca nie warto rozbierać, nawet jeśli nie będziemy korzystać z jego grzewczej funkcji. Stanie się pięknym elementem wystroju, którego odwiedzający nie raz nam pozazdroszczą. Podłogi drewniane w starym domu Podłogi w starych domach są często kwestią problematyczną. Bywają zapadnięte lub w opłakanym stanie. Chcąc sprawdzić, jak są spoziomowane, warto zastosować trik z rozpięciem nitki lub sznurka pomiędzy ścianami na wysokości posadzki. Jeżeli różnice nie są znaczne – możemy ją zostawić taką, jaka jest. Niestety, trzeba się przygotować, że stara podłoga może wymagać renowacji. Leciwe grube deski są jednak tego warte. Zwykle to one zdradzają wiek domu i to, jak starannie został wybudowany. Posadzkę należy wycyklinować, zaimpregnować i polakierować, dając jej drugą młodość. Ceglane ściany – urok starych domów Nie tylko w starych domach, ale również w starych mieszkaniach może się zdarzyć, że niektóre ściany zbudowane są z cegły. Jeżeli postanowimy je zostawić, warto upewnić się, że nie wymagają wzmocnienia, np. dodatkową ścianką stanowiącą oparcie. Sama cegła tworzy we wnętrzu efekt dekoracyjny. Możemy mieć ją surową – oczyszczoną i zabezpieczoną unigruntem, albo pomalować na biały lub inny kolor. To nie lada gratka dla miłośników loftowych klimatycznych wnętrz. Kominek w starym domu – zostawić czy rozebrać? Klimat, jaki tworzy we wnętrzu kominek starej daty, jest nie do podrobienia. Warto wykorzystać go jako element dekoracyjny, nawet jeśli nie zamierzamy w nim palić. Może to być wręcz wymuszone złym stanem komina i nieopłacalnością jego renowacji. Stare kominki od wewnątrz można nawet zamurować, zapobiegając stratom ciepła. Kredens – dawny symbol prestiżu Stare kredensy kuchenne składają się zwykle z dwóch części: nadstawki z witrynami i nieco szerszej od niej komody z szufladami i półkami. Ten mebel był swego czasu dumą każdej gospodyni domu, która mogła pochwalić się jego obfitą zawartością: porcelaną, obrusami, serwetami. Teraz nie mamy potrzeby udowadniania innym swojego statusu, jednak odnowiony, przemalowany albo na nowo oszlifowany kredens może stać się ciekawym obiektem definiującym styl pomieszczenia. Stary dom stawia przed jego właścicielem wiele wyzwań. Nie dość, że na samym początku trzeba zdecydować, czy w ogóle go remontować, to potem trzeba się zastanowić nad rozdzieleniem elementów, które warto zostawić, a które się już zupełnie do niczego nie nadają.
Remont starego domu – co warto zostawić?
Sprawne zawieszenie w motocyklu to bardzo ważna sprawa. Właśnie od niego w dużej mierze zależy bezpieczeństwo oraz komfort jazdy każdego motocyklisty. Jeśli kiedykolwiek mieliśmy okazję jechać motocyklem ze sztywnym tylnym kołem, doskonale wiemy, co to oznacza. Brak wystarczającego tłumienia nierówności na drogach to spore obciążenie dla kręgosłupa. Dbając o komfort i bezpieczeństwo, producenci wprowadzają coraz nowsze udogodnienia, aby użytkownik motocykla mógł poczuć się na nim jak najlepiej. Monowahacz czy klasyczne rozwiązanie? Większość motocykli na polskich drogach ma klasyczny wahacz z centralnie umiejscowionym amortyzatorem. Według wielu specjalistów jest to najlepsze możliwe rozwiązanie, jakie do tej pory udało się skonstruować. Dużą zaletą tego rodzaju wahacza jest fakt, że wszystkie siły, które na niego działają, są skutecznie przenoszone przez znajdujące się w nim łożyska. Jak zawsze jednak nie ma rzeczy idealnych – główną wadą wahacza z pojedynczym amortyzatorem jest kiepski dostęp do tej części. Centralne umiejscowienie sprawia, że jest on schowany w środku motocykla. Kilku producentów motocykli z jakiegoś powodu odeszło jednak od stosowania tego typu wahacza. Jednym z nich jest Ducati, firma znana bardzo dobrze zwłaszcza z produkcji motocykli sportowych. Zastąpiła ona klasyczny wahacz tzw. monowahaczem, który bez wątpienia robi niezwykłe wrażenie i potrafi przykuć wzrok przechodniów. Czy chodzi jednak tylko o wygląd? Nie, jest jeszcze ułatwienie konstrukcyjne. Spora zaleta monowahacza to łatwy dostęp do koła. W celu jego zdemontowania wystarczy odkręcić kilka śrub (tak jak w samochodach). Bardzo łatwo możemy się więc dostać do części, których naprawa lub skontrolowanie wymaga ściągnięcia koła. Co ciekawe, koła możemy bez problemu wyważyć praktycznie w każdym zakładzie wulkanizacyjnym (na klasycznej wyważarce do kół samochodowych). Taki rodzaj zawieszenia wiąże się jednak z większym obciążeniem jednośladu. Monowahacze są cięższe od klasycznych, co może niekorzystnie wpłynąć na zwrotność motocykla. Zawieszenie z dwoma tylnymi amortyzatorami Możemy się również spotkać z zawieszeniem z dwoma tylnymi amortyzatorami. Jest to częsta opcja szczególnie w japońskich motocyklach. Główną zaletą takiego rozwiązania jest łatwa wymiana oraz regulacja tego podzespołu, bo amortyzatory nie są ukryte w głębi motocykla. Druga kwestia dotyczy, tak jak w przypadku monowahacza, wyglądu. Podwójny amortyzator z tyłu jednośladu nadaje mu niezwykły urok. Jeśli chodzi jednak o kwestie bezpieczeństwa i wygody użytkownika, to opcja z pojedynczym amortyzatorem wypada o wiele lepiej. Jak zadbać o zawieszenie? Co warto wymienić? Jeśli zależy nam na utrzymaniu dobrej kondycji zawieszenia w motocyklu, powinniśmy co jakiś czas dokonywać jego przeglądu. Przede wszystkim zacznijmy od łożysk. Jeśli odkryjemy jakieś luzy, dobrym rozwiązaniem będzie jak najszybsze ich usunięcie. Nieprawidłowa praca jednej z części może w krótkim czasie doprowadzić do zniszczenia pozostałych (sprawnych dotąd) podzespołów. Sprawdźmy również, w jakim stanie są sprężyny. Jeśli zauważymy na nich nawet najmniejsze pęknięcia, powinniśmy niezwłocznie dokonać ich wymiany. Zadbajmy także o odpowiednie napięcie łańcucha. Słabo naciągnięty może powodować szarpnięcia motocykla podczas ruszania. Jeśli jest za mocno napięty, źle wpływa na pracę amortyzatorów. Jeśli zauważymy w czasie jazdy nietypowe drgania czy pogorszenie przyczepności na zakrętach, może to oznaczać problemy z zawieszeniem. Najlepszym rozwiązaniem w takiej sytuacji będzie zdiagnozowanie problemu od razu, zanim usterka wyrządzi naszej maszynie większe szkody. Nie można jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, który typ zawieszenia jest najlepszy. Każdy z wyżej opisanych ma zarówno wady, jak i zalety. Większość produkowanych współcześnie motocykli ma klasyczne zawieszenie z pojedynczym amortyzatorem i z mechanicznego punktu widzenia wydaje się to najbardziej trafne i sprawdzone rozwiązanie. Ale kto wie, co przyniesie przyszłość?
Zawieszenie dla motocykla – wahacz z amortyzatorem czy monowahacz?
Zima nie odpuszcza – cieszą się dzieciaki, ale kierowcom nie jest do śmiechu. Służby drogowe nie zawsze nadążają z posypywaniem nawierzchni, a jazda po oblodzonej drodze to wyzwanie nie lada. Sprawdź, czy znasz sposoby na bezpieczniejszą jazdę po oblodzonej drodze. Kiedy na drodze zalega śnieg lub – co gorsza – lód, kierowanie samochodem staje się swoistą jazdą bez trzymanki. Wystarczy chwila nieuwagi, by wpaść w poślizg, stracić panowanie nad samochodem i w najłagodniejszej wersji wylądować w rowie czy spowodować kolizję. Ponadto zimą trudne warunki drogowe panują nie tylko w górach, ale niemal w całej Polsce. Najlepszym rozwiązaniem, gdy na drogach jest szklanka, byłoby niesiadanie za kółkiem. Jednak wszyscy wiemy, że w wielu wypadkach to niewykonalne. Na szczęście odpowiednia technika prowadzenia auta, fabryczne „wspomagacze”, dodatkowe wyposażenie i myślenie mogą znacząco ułatwić jazdę nawet na mocno oblodzonych trasach. Systemy wspomagające jazdę Wraz z rozwojem motoryzacji w samochodach zaczęto wprowadzać mechanizmy podnoszące komfort i bezpieczeństwo jazdy. Najnowsze modele są tak naszpikowane elektronicznymi systemami, że trudno wszystkie spamiętać, dodatkowo co roku pojawia się jakaś nowość – a to kontrola rodzicielska, a to asystent parkowania, system rozpoznający znaki drogowe. Z punktu widzenia bezpieczeństwa jazdy najpopularniejsze są trzy systemy, w które wyposażona jest już duża część samochodów jeżdżących po naszych drogach. Mowa o ABS zapobiegającym blokowaniu kół, ESP stabilizującym tor jazdy oraz ASR kontrolującym poślizg napędu. Warto jednak pamiętać, że systemy te inaczej reagują w różnych warunkach. Na zaśnieżonej czy oblodzonej drodze ich działanie może nas zaskoczyć, np. ABS potrafi wydłużyć drogę hamowania nawet trzykrotnie, EPS działa bez zarzutów na drodze pokrytej śniegiem, jednak na lodzie niekiedy uniemożliwia ruszenie. Wyposażenie antypoślizgowe dla każdego Jeśli twój samochód nie jest wyposażony w fabryczne systemy jazdy lub zależy ci na większym poczuciu bezpieczeństwa, możesz skorzystać z wyposażenia, które ułatwi ci jazdę po oblodzonej drodze. Do najbardziej popularnych pomocników należą: Łańcuchy śniegowe Łańcuchy to pierwsze, co przychodzi do głowy, gdy myśli się o wyposażeniu antypoślizgowym innym niż elektroniczne. Ich główne zadanie to zwiększenie przyczepności kół, a dzięki temu zapewnienie pełnej mobilności i bezpieczeństwa pojazdu nawet w najtrudniejszych warunkach – śnieg, błoto, lód, strome wzniesienie. W Polsce stosowanie łańcuchów śniegowych nie jest obowiązkowe poza miejscami oznaczonymi znakami drogowymi (C18) – sygnalizują najczęściej trudne odcinki drogowe w rejonach górskich i w większości dotyczą samochodów ciężarowych. W tych miejscach za brak łańcuchów możemy otrzymać mandat. Brak obowiązku wcale nie oznacza, że możemy jeździć na łańcuchach zawsze i wszędzie – jeśli robimy to bez uzasadnienia, także czeka nas mandat, gdyż nie tylko utrudniają jazdę, zużywają opony, wydłużają hamowanie, ale także mogą uszkodzić nawierzchnię. Najtańszy łańcuch kosztuje około 100 zł, natomiast specjalistyczne, np. do samochodów sportowych, nawet kilka tysięcy zł. Łańcuchy tekstylne Alternatywą dla tradycyjnych łańcuchów śniegowych mogą być łańcuchy tekstylne, nazywane także skarpetami śniegowymi. Wglądem przypominają pokrowce na koła, stąd ich potoczna nazwa. Bardzo łatwo je zamontować – po prostu nakładamy je na koła. Ale uwaga! Nie wczepiają się tak w śnieg jak klasyczne łańcuchy. Możemy w nich jeździć po każdej nawierzchni. Ich wadą jest szybkie zużywanie się, szczególnie pod wpływem soli i piasku. Jako nieuznawane za specjalistyczne wyposażenie zimowe polecane są raczej do użytku codziennego. Jeśli więc wybierasz się w góry, kup raczej łańcuchy tradycyjne lub kompozytowe. Ceny łańcuchów tekstylnych wahają się w granicach 100–400 zł, więcej zapłacimy za modele przeznaczone do pojazdów specjalistycznych – wózków, TIR-ów. Ich ceny dochodzą do 900 zł. Opaski antypoślizgowe Te jednorazowe opaski, wykonane z wysokiej jakości tworzywa sztucznego odpornego na niską temperaturę (do -35 stopni Celsjusza) są alternatywą dla łańcuchów śniegowych. Ich konstrukcja pozwala na szybki montaż (poniżej 5 minut) na większości kół samochodów osobowych i vanów. Są przeznaczone do felg aluminiowych – nie niszczą ich ani nie rysują. W komplecie otrzymujemy 10 opasek (po 5 na koło z napędem) z wypustami na zewnątrz, które zapobiegają ślizganiu, natomiast wewnętrzna struktura zapobiega ich przesuwaniu się na oponie. Dodatkowo otrzymujemy w komplecie bezpieczny nożyk, który pozwoli usunąć opaski bez obawy przed uszkodzeniem felgi czy opony. Cena – kilkadziesiąt złotych. Łańcuchy w spreju Tanim wynalazkiem (od 20 zł), o którym można przeczytać dużo dobrego na forach motoryzacyjnych, są tzw. łańcuchy śniegowe w spreju. Jest to mieszanka polimerów, która po naniesieniu nawet na mokrą oponę po kilku minutach zwiększa przyczepność na oblodzonej drodze nawet trzykrotnie Nie ma potrzeby specjalnego zmywania – na czarnej drodze zwyczajnie się wykrusza i można ją nanieść ponownie. Sprawdzi się także na butach – będą się mniej ślizgać. Z pewnością warto mieć ją przy sobie podczas zimowej aury. Nawet najbardziej nowoczesne fabryczne wyposażenie samochodu, najdroższe opony i w ogóle wszystko naj… nie zwalniają kierowcy z myślenia. Mimo że mnogość „wspomagaczy” może uśpić jego czujność, lepiej nie rezygnować z ich pomocy w sytuacji podbramkowej, gdyż może się okazać, że nawet wysokie umiejętności nie wystarczą. Wniosek – korzystaj z rozwagą z wyposażenia ułatwiającego jazdę w trudnych warunkach, ale nie wyłączaj myślenia.
Jak ułatwić sobie jazdę po oblodzonej drodze
Kuchnia meksykańska to jedna z najbardziej popularnych na świecie. Stanowi ciekawą mieszankę kuchni rdzennych mieszkańców tych terenów i ludności napływowej. Typowa dla gorącego klimatu duża ilość przypraw i proste przepisy sprawiają, że cieszy się dużą popularnością. Nic dziwnego, że tradycyjne potrawy podaje się w różnych wariacjach i przy różnych okazjach. Znalazły sobie też drogę na grilla – zresztą tradycyjne, pieczone na węglach i kamieniach placki świetnie się do tego nadają. Niezależnie od tego, czy korzystamy z grilla elektrycznego, gazowego czy węglowego, meksykańskie potrawy będą świetną odmianą od kiełbasek i szaszłyków. Opiekana kukurydza Kukurydza wywodzi się z Ameryki Środkowej i jest jednym z podstawowych składników kuchni meksykańskiej. Do przygotowania tego dania użyjemy: 1 litra mleka, 2 łyżek miodu, 6 kolb kukurydzy, 3 łyżek majonezu, 1 łyżki kminu rzymskiego, pęczka kolendry, 3 łyżek parmezanu, 2 łyżek płatków kukurydzianych, 1 limonki, soli i pieprzu do smaku (można też doprawiać uniwersalną przyprawą eco albo przyprawą do kurczaka eco). Kukurydzę obraną z liści gotujemy w mleku z miodem aż będzie półmiękka – powinno wystarczyć około 10 minut. Przechłodzoną kukurydzę smarujemy majonezem, oprószamy przyprawami, parmezanem, pokruszonymi płatkami kukurydzianymi i skórką otartą z limonki. Tak przygotowane kolby pieczemy na aluminiowej tacce na grillu przez 8–10 minut, obracając z każdej strony. box:offerCarousel Fajita To jedno z najbardziej znanych dań kuchni meksykańskiej – nazwa pochodzi od zdrobnienia słowa faja, czyli pas lub obręcz. Aktualnie nazwa określa danie przygotowywane z różnych rodzajów mięs, jednak fajita oryginalnie jest robiona z mięsa wołowego. Potrzebne będzie: 100 g piersi z kurczaka, 100 g polędwicy wołowej (w Ameryce Południowej i Środkowej wołowina to dużo bardziej popularne mięso niż wieprzowina), 50 g cebuli, 60 g słodkiej papryki. Marynatę natomiast robimy z: pęczka kolendry, sosu sojowego (około 50 ml), soku z 1 cytryny, 2 łyżek ulubionego oleju (rzepakowego, z pestek winogron, lnianego). box:offerCarousel Mięso marynujemy przez co najmniej 12 godzin. Paprykę i cebulę kroimy na paseczki (tzw. piórka) i dorzucamy ją do smażącego się na grillu mięsa. Do tego celu najlepiej użyć blachy na grilla. Tradycyjnie danie jest jedzone wprost z rozgrzanej żeliwnej blachy lub patelni. Jako dodatek można podać grillowaną tortillę, marynowaną cebulę albo mus z czerwonej fasoli. Carne asada Wołowina stanowiła podstawę wyżywienia oraz przyczyniła się do powstania niejednej fortuny w południowych USA i Meksyku, dlatego większość przepisów na dania meksykańskie zawiera to mięso. Do przygotowania dania będziemy potrzebować: 1 kg mięsa wołowego (najlepiej steku), 12 placków typu tortilla, pół szklanki tequili, pół szklanki soku z limonki, pół szklanki soku z cytryny, pół szklanki soku z pomarańczy, 4 przeciśnięte przez praskę ząbki czosnku, 1 cebulę, 2 łyżeczki sosu tabasco, 2 łyżeczki pieprzu. Marynatę przygotowujemy z soków, posiekanej w drobną kostkę cebuli i przeciśniętych przez praskę ząbków czosnku, tabasco, tequili i pieprzu. Zalewamy nią stek i zostawiamy do zamarynowania na co najmniej 6 godzin. Tortille delikatnie skrapiamy wodą, układamy w stosik, rolujemy, zawijamy w folię aluminiową i umieszczamy na grillu. Mięso w jednym kawałku również umieszczamy na grillu, a w czasie pieczenia, po każdym odwróceniu, skrapiamy ję pozostałą częścią marynaty. Po zdjęciu z grilla mięso kroimy na bardzo drobne kawałki i podajemy w tortilli. Dodatkowo można podać guacamole albo salsę. box:offerCarousel Quesadilla z kwiatami cukinii Quesadilla to tradycyjne tortille z mąki kukurydzianej przygotowywane z dodatkiem sera Oaxaca. Do przygotowania dania potrzeba: 20 kwiatów cukinii, 1 małej cukinii pokrojonej w kostkę, 1 cebuli pokrojonej w kostkę, 1 ząbka czosnku, 1 zielonej papryki obranej ze skórki i pokrojonej w paski, 2 łyżek oleju, soli i pieprzu do smaku. Quesadille skrapiamy delikatnie wodą, układamy w stosik, rolujemy i zawijamy w folię aluminiową, a następnie układamy na grillu. Na blasze do grilla zasmażamy cebulę, czosnek i cukinię, dodajemy paski papryki, a na koniec kwiaty cukinii, sól i pieprz do smaku. Gorące nadzienie nakładamy na quesadille – porcja powinna wystarczyć na 4 placki. Jeśli chcemy, by danie mogło być poczęstunkiem dla wegan, zamiast quesadilli używamy zwykłej tortilli. box:offerCarousel Pikantny karczek z grilla z ogórkową salsą Nie jest przypadkiem, że w bardzo gorącym klimacie chętnie są jadane potrawy przyprawione bardzo ostro, zarówno w Indiach, jak i Meksyku czy Afryce. Ostre przyprawy mają właściwości konserwujące, co pozwala na przedłużenie świeżości jedzenia o kilka czy kilkanaście godzin. Pobudzają też działanie wątroby i kwasów żołądkowych do silniejszej pracy, co pozwala szybciej strawić dania, zwłaszcza mięsne. Wiele ostrych przypraw robionych jest z roślin, które zawierają znaczne ilości witamin, np. chili ma więcej witaminy C niż słodka papryka. Jedzenie ostrych przypraw oraz zmaganie się z bólem podniebienia i przełyku powoduje wytwarzanie endorfin. Jednocześnie – to najmniej apetyczny aspekt – ostre przyprawy niegdyś maskowały smak i zapach psującego się jedzenia, co było na porządku dziennym zanim wynaleziono różne systemy konserwowania żywności. Aby oddać sprawiedliwość kuchni meksykańskiej, powinniśmy przygotować coś ekstra ostrego. Do przygotowania użyjemy: 1 kg wołowego karczku albo łopatki, 1 łyżeczki przyprawy uniwersalnej eco, 4 łyżek miodu, 2 łyżeczek papryczki chili, 2 łyżeczek pieprzu, 2 łyżek przecieru pomidorowego, 2 łyżek oleju, 1 limonki, 1 czerwonej cebuli, 1 dużego ogórka, pół szklanki jogurtu naturalnego, kilku listków mięty. Mięso myjemy i kroimy na cienkie paski. Następnie zalewamy je marynatą przygotowaną z miodu, chili, przecieru pomidorowego, startej skórki z limonki, przyprawy uniwersalnej eco oraz oliwy – w razie potrzeby można dodać nieco wody. Mięso marynujemy całą noc. Przed położeniem na grillu kładziemy je na posmarowanych olejem kawałkach folii aluminiowej i zawijamy w grube roladki, które pieczemy przez co najmniej 20 minut, kilkakrotnie obracając. Mięso podajemy na tortilli z salsą zrobioną z jogurtu, soku z limonki, posiekanego w drobną kostkę ogórka i cebulki oraz kilku listków mięty. Grill wcale nie musi być nudny, a bardzo ostre potrawy mogą polepszyć nastrój na długi czas. Zobacz również: 5 potraw na grilla inspirowanych kuchnią indyjską
5 potraw na grilla inspirowanych kuchnią meksykańską
Bardzo stylowa, kojarząca się z gwiazdami rocka i zbuntowanymi fanami muzyki… Jak można wykorzystać ten element garderoby w stylizacji biurowej? Ramoneska – pierwotnie kurtka motocyklowa. Pierwszy jej projekt wyszedł spod ręki Irvinga Schotta w 1928 roku. W latach 60. lansowana przez muzyków i osoby związane ze środowiskiem muzycznym nazwę zawdzięcza amerykańskiemu zespołowi Ramones, który w latach 70. uczynił z niej charakterystyczny element swojego wizerunku. Istotny wkład w jej popularyzację miał także Marlon Brando, który w modelu Perfecto wystąpił w filmie „Dziki”. Ramoneskę rozpoznajemy po zamku błyskawicznym przesuniętym w bok, ściągaczu na dole i podwójnych klapach. W dzisiejszych czasach najczęściej mamy do czynienia z „ułagodzoną” wersją ramoneski. Producenci tego typu kurtek rezygnują niejednokrotnie ze ściągaczy oraz klap nabijanych ćwiekami, co sprzyja wykorzystywaniu ramoneski w bardziej oficjalnych stylizacjach. Klasyka na nowo W wielu poradnikach dotyczących mody znajdziemy ramoneskę na liście tzw. must have – elementów bazowych, które powinny się znaleźć w każdej szafie. Skórzana kurtka w wielu przypadkach będzie stanowić fantastyczny zamiennik czarnej marynarki albo żakietu. Jeżeli dobrze czujesz się w czarno-białych zestawach, wypróbuj tę kurtkę jako element stylizacji do biura. Wśród ofert na Allegro znajdziesz wiele kolorowych ramonesek, które pomogą ci się fantastycznie wyróżnić, jednak w biurze lepiej sprawdzi się jej wersja klasyczna, czyli czarna. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Przełamanie małej czarnej Mała czarna fantastycznie wypadnie w połączeniu z ramoneską i butami na obcasie – chcąc zadać większego szyku i przyciągnąć wzrok kolegów z biura, włóż cienkie szpilki, ale gruby obcas też doskonale wkomponuje się z tę stylizację i dodatkowo pozwoli ci się stabilniej utrzymywać na nogach. Jeśli wolisz wygodę, wybierz najbardziej klasyczne, czarne balerinki. Zrezygnuj też z dużej biżuterii – małe, wkręcane kolczyki i delikatny, srebrny albo złoty łańcuszek będą idealnym uzupełnieniem biurowego looku. Wspaniałe w przypadku ramoneski jest to, że dodaje elegancji, mimo że wywodzi się z kultury muzycznej. Black & white Podstawą biurowego dress code’u jest biała bluzka koszulowa. Wspaniale wygląda z czarną spódnicą ołówkową oraz czarnymi spodniami. Tej wiosny polecamy popularne rurki – zarówno wyjątkowo modne w tym sezonie z podwyższonym stanem, jak i biodrówki. Jeśli chcesz podążać za trendami, wypróbuj kuloty, czyli spódnicospodnie. Sprawią, że z pewnością zyskasz miano prawdziwej fashionistki. Jeżeli chodzi o koszule – nie musisz ograniczać się do standardów. Taliowana bluzka koszulowa to banał, dlatego wzbogać ją o cienką, czarną apaszkę owiniętą wokół szyi lub zawiązaną na kokardę. Proponujemy też sięgnąć po choker – może być klasyczny, bez żadnych przywieszek, ale radzimy poszukać modelu np. z perełką – ten elegancki motyw będzie modny, a jednocześnie doda stylizacji smaczku. Do każdego zestawu idealna będzie czarna torba skórzana, w której wiele się mieści. Mniejsze torebki pozostaw na bardziej uroczyste okazje. Pamiętaj, że ramoneska to odważny element, dlatego dobieraj do niego wyważone dodatki. Jeśli chcesz zainwestować w kurtkę, która posłuży ci przez lata – wykonana ze skóry naturalnej to najlepszy wybór. W chłodniejsze dni możesz włożyć na nią futrzaną kamizelę, która doda twojej stylizacji nieco ekstrawagancji. W takich zestawach niezastąpiona jest ikona stylu Kate Moss, ale świetnie wypadają w niej także aktorka Sienna Miller czy piosenkarka Rihanna. Możesz się też zainteresować zamszową ramoneską – jest nieco „grzeczniejsza”, ale fason nadal podtrzymuje efekt rockowy. Lakierowaną kurtkę zostaw na weekendową imprezę – wybierając np. kolor czerwony, z pewnością zrobisz furorę.
Ramoneska jako element stylizacji do biura
Zastanawiasz się, który płyn do kąpieli kupić dla dziecka? Prezentujemy listę 5 produktów, które ostatnio są najczęściej wybierane przez rodziców. Sprawdź, czym się charakteryzują, co zawierają i od kiedy można je stosować. Wybrane produkty nie zawierają barwników, a tym samym są przyjazne dla skóry niemowląt i dzieci. Wybierz jeden dla swojego dziecka. 1) Oillan Baby płyn do mycia i kąpieli Oillan Baby płyn do mycia ciała, włosów i kąpieli ma delikatną, niepieniącą się formułę. Łagodnie i dokładnie myje skórę wrażliwą, skłonną do alergii i atopową. Nie narusza naturalnej bariery ochronnej i pielęgnuje skórę dziecka. Można go stosować już od pierwszych dni życia. Oillan Baby otrzymał pozytywną opinię Centrum Zdrowia Dziecka. Nie zawiera parabenów, SLS, SLES, a także syntetycznych konserwantów, alkoholu i barwników. 2) Balneum olejek do kąpieli Balneum olejek do kąpieli to produkt o działaniu przeciwświądowym, łagodzącym stany zapalne skóry i utrzymującym prawidłową strukturę płaszcza wodno-lipidowego. W składzie ma naturalny olej sojowy oraz Laureth 6.5, łagodzący uczucie swędzenia i podrażnienia skóry. Olejek do kąpieli Balneum można stosować u dzieci w każdym wieku. Nie zawiera parafiny i parabenów. 3) Mustela Bebe płyn do kąpieli Bąbelkowa kąpiel Produkt Mustela płyn do kąpieli Bąbelkowa kąpiel jest przeznaczony do wrażliwej skóry dzieci i niemowląt – bez ograniczeń wiekowych. Z powodu silnie pieniącej formuły, sprawdzi się raczej w przypadku starszych dzieci, dla których bąbelki będą dodatkową atrakcją. Płyn do kąpieli Mustela ma w składzie naturalny wyciąg z bławatka, który łagodzi podrażnioną skórę i zapobiega jej przesuszaniu. Skóra jest gładka i delikatna. Produkt nie drażni oczu i nie powoduje łzawienia. Posiada pozytywną opinię Instytutu Matki i Dziecka. 4) Linomag – płyn do kąpieli Płyn do kąpieli Linomag jest przeznaczony dla dzieci od 7. miesiąca życia. Mocno się pieni, zawiera substancje myjące i łagodzące. Nie podrażnia skóry i nie wysusza. Co więcej, jest łagodny dla oczu dziecka i zapobiega łzawieniu. 5) Oilatum Baby płyn do kąpieli Oilatum Baby płyn do kąpieli jest przeznaczony do codziennej pielęgnacji skóry niemowląt i dzieci. Można go stosować na skórę skłonną do atopii i podrażnień. Działa łagodząco i nawilżająco. Ponadto chroni naturalną barierę ochronną skóry dziecka. Oilatum Baby płyn do kąpieli jest produktem bezpiecznym dla oczu dziecka – nie szczypie, nie podrażnia. Nie zawiera również mydła. Odpowiedni do stosowania już od pierwszego dnia życia. Który płyn do kąpieli wybrać? W przypadku starszych dzieci ciekawą propozycją mogą być preparaty silnie pieniące, ale bezpieczne dla skóry dziecka. Najlepiej takie, które nie zawierają sztucznych barwników, nawilżają i chronią delikatną skórę. Dla najmłodszych sprawdzą się płyny, które chronią naturalną barierę ochronną skóry, nie pienią się, łagodzą podrażnienia i nie szczypią w oczy. Zwróćmy uwagę, dla której grupy wiekowej jest przeznaczony dany płyn do kąpieli. Na rynku mamy całą gamę produktów, które są skierowane dla dzieci dopiero od 3. roku życia – z reguły ładnie pachną i mocno się pienią. Kiedy już wybierzemy odpowiedni płyn do kąpieli, pamiętajmy, aby nie przesadzać z jego ilością. Wystarczy kilka kropel, aby produkt spełnił swoje zadanie. Należy również dobrze spłukać dziecko po kąpieli.
5 płynów do kąpieli dla dzieci
Odświętne stroje, uroczysta msza w kościele, mnóstwo gości i w dodatku tyle prezentów… Oprócz drogiego zegarka, roweru czy laptopa każde dziecko otrzymuje medalik z wizerunkiem Matki Boskiej. To symbol powierzenia dziecka opiece Maryi i ochrony przez złem. W tej kwestii panują różne obyczaje. W wielu parafiach dzieci otrzymują medaliki bezpośrednio od nauczyciela religii lub katechety, podczas uroczystego nabożeństwa w czasie przygotowań do pierwszej komunii (koszt łańcuszka pokrywają rodzice). Dlatego każde dziecko przystępujące do komunii już jest wyposażone w medalik. Jednak te medaliki, zazwyczaj kupowane w tradycyjnych sklepach z dewocjonaliami, są dość typowe, a czasami wręcz tandetne, dlatego rodzice chrzestni, rodzina lub znajomi również obdarowują dziecko przy okazji pierwszej komunii świętym medalikiem. Moc cudownego medalika Medalik z Matką Boską jest niemal obowiązkowym prezentem przy okazji sakramentów w Kościele katolickim: chrztu, komunii świętej lub bierzmowania. Najbardziej rozpowszechniony jest medalik zwany Cudownym lub Medalikiem Niepokalanego Poczęcia. Upamiętnia on objawienie, jakiego doznała jedna z sióstr z paryskiego zgromadzenia szarytek w XIX wieku. Uważany jest za symbol oddania się w opiekę Matce Boskiej. Wizerunek na awersie przedstawia Maryję z rozłożonymi rękami, z których rozchodzą się promienie światła. Na rewersie medalika znajdują się dwa serca: Jezusa, otoczone koroną cierniową, oraz Maryi, przebite mieczem, a także wieniec z dwunastu gwiazd. Na szczęście nie wszystkie komunijne medaliki wyglądają tak samo. Producenci biżuterii nie dochowują wierności tradycji i na medalikach umieszczają rozmaite obrazy Matki Boskiej. Na rewersie również zdarzają się różne motywy, np. wieńce z liści lub kwiatów. Często na rewersie jest umieszczona podobizna Jana Pawła II. Są też medaliki z aniołkami symbolizujące opiekę Anioła Stróża, ale niektórzy uważają je za niestosowne na pierwszą komunię. box:offerCarousel Srebro czy złoto? Srebro tradycyjnie uważane jest za skromniejsze i odpowiedniejsze na co dzień, dlatego – jeżeli chcemy, aby dziecko stale nosiło na szyi swoją komunijną pamiątkę – lepiej kupić mu srebrny medalik. Złoty będzie zakładany raczej od święta. Można kupić osobno srebrny łańcuszek i zawieszkę, ale najczęściej medaliki są sprzedawane w zestawach. Często cena medalika (lub zestawu) obejmuje grawerunek. Co najczęściej grawerujemy na medalikach? Oczywiście datę (i np. miejsce) tego ważnego wydarzenia i imię darczyńcy lub obdarowanego dziecka. Wszystko zależy od inwencji kupującego. Jubilerzy oferują też stylowe pudełeczka na medaliki, najczęściej w kolorze białym, kremowym lub czerwonym, udekorowane ozdobną, aksamitną wstążką. Złote medaliki są przeważnie droższe, ale jeśli jesteśmy rodzicami chrzestnymi dziecka przystępującego do pierwszej komunii, wówczas warto ponieść większy wydatek. Taka pamiątka poza sentymentalną będzie też miała wartość materialną, a wiadomo, czego oczekuje się od rodziców chrzestnych… box:offerCarousel Wśród medalików komunijnych można znaleźć prawdziwe jubilerskie cacka. I choć kosztują co najmniej kilkaset złotych, są tego warte. Cena zależy oczywiście przede wszystkim od próby złota. Medalik, będąc religijnym symbolem i pamiątką z pierwszej komunii, może być jednocześnie wartościowym przedmiotem i piękną biżuterią.
Medalik dla dziecka na pierwszą komunię
Wazon to ważny element wystroju wnętrza. Nawet bez bukietu kwiatów może być efektowną dekoracją. Przedstawiamy modele o nietypowych kształtach, które nadają się na prezent świąteczny dla mamy. Jak wybrać wazon idealny? Wybór wazonu, który będzie upominkiem dla jednej z najważniejszych kobiet w naszym życiu, może być niełatwy. W sklepach sąmodele w przeróżnych kształtach, rozmiarach oraz kolorach, a każdy z nich ma niepowtarzalny urok. Aby podczas zakupów nie wpaść w panikę, warto się zastanowić nad kilkoma rzeczami. Ważne jest m.in. to, jakie kwiaty wybiera najczęściej nasza mama – niektóre wazony pomieszczą bukiet sporych rozmiarów, natomiast do innych wstawimy wyłącznie pojedynczy kwiat na długiej łodydze. Stylistyka wazonu, czyli jego forma, kolor oraz materiał, z którego został wykonany, powinna dobrze korespondować z wystrojem wnętrza. Ponieważ jest to jeden z tych przedmiotów, które często skupiają na sobie uwagę i podkreślają charakter danego wnętrza, nie może się kłócić z pozostałymi dodatkami. W ostateczności możemy w dyskretny sposób podpytać mamę, jaki wazon by się jej spodobał. Wskazówką mogą być również dekoracje, które wybrała sama. Do wyboru, do koloru Najpopularniejszy wzór wazonu to tzw. tulipan, który delikatnie rozszerza się ku górze, lub smukła waza o długiej szyjce. W sklepach nie brakuje jednak oryginalnych modeli, które są kwintesencją modernistycznego designu. Mają niezwykłe kształty, oryginalne kolory oraz intrygujące faktury, a mimo to doskonale wkomponowują się nie tylko w nowoczesne wnętrza. Niezwykle interesujące są wazony składające się z kilku bądź kilkunastu połączonych ze sobą elementów, z których każdy mieści jeden kwiat, oraz wersjeimitujące flakon perfum. Popularne są również modele wyglądające jak wykonane z pogniecionego papieru lub posklejanych ze sobą listków i płatków. Niektóre zaskakują nietypowymi rozwiązaniami, np. wykorzystaniem egzotycznego drewna w połączeniu z surowym kamieniem lub dekoracją wykonaną z posklejanych metalowych kulek. Intrygujące są również kształty projektowanych obecnie wazonów: ludzka głowa, sowa czy wieża z filiżanek to tylko niektóre z nich. Wazon Villeroy&Boch Oronda.Wykonany z wysokiej jakości 4-warstwowego barwnego szkła dmuchanego zgodnie z najnowszymi technologiami. Wyrafinowany, a zarazem prosty kształt doskonale pasuje do różnych wnętrz. Wazon dostępny jest w dwóch rozmiarach oraz kilku kolorach o nietypowych nazwach, m.in. Soft Raspberry, Arctic Breeze czy Caribbean Sea. Cena: od 218,47 zł. Wazon Philippi Bouquet. Designerski model z edycji limitowanej (powstało jedynie 500 sztuk tego wzoru). Składa się z dwunastu fiolek przymocowanych do szklanej podstawy. Jego nietypowa forma oraz surowa kolorystyka inspirują do tworzenia oryginalnych kompozycji kwiatowych. Średnica: 24 cm, wysokość: 18 cm. Cena: 667 zł. Wazon w różnych aranżacjach Nietypowy wazon to przede wszystkim domena modernistycznych wnętrz, w których króluje minimalizm. Grube cięte szkło, surowa forma oraz metaliczne kolory prezentują się w nich najlepiej. Nie jest jednak powiedziane, że w przytulnym mieszkaniu naszej mamy nie znajdzie się miejsce na oryginalny model. Do aranżacji w stylu skandynawskim doskonale pasujewazon inspirowany sztuką origami, a do niewielkiego orientalnego loftu – pękata waza ozdobiona marokańską mozaiką. Wnętrza w stylu angielskim kochają wazony z białej ceramiki o lśniącej powierzchni, najlepiej udekorowane ręcznie malowanymi kwiatami lawendy, a rustykalne – proste gliniane dzbany. Wiele wazonów, mimo nietypowych kolorów oraz zakręconych wzorów, ma uniwersalny charakter, dzięki czemu praktycznie wszędzie będą wyglądały doskonale. Wszystko zależy od tego, co podpowie nam fantazja. Wazon to doskonały prezent świąteczny dla każdej mamy. Jest elegancki, praktyczny, a do tego zajmuje niedużo miejsca i jest niezbyt kosztowny, dzięki czemu nie wprawi jej w zakłopotanie. Patrząc na niego, będzie zawsze pamiętać o bliskich i spędzonych z nimi chwilach. Więcej propozycji oryginalnych prezentów w Strefie Prezentowej!
Świąteczny prezent dla mamy. Wybieramy oryginalny wazon
Czy wyobrażacie sobie świat na takim etapie rozwoju technologicznego, że wyeliminowano już wszystkie choroby, biedę, głód, a ludzie praktycznie uzyskali nieśmiertelność? Utopia, ale i w takich realiach nie wszystko musi być idealne. Nieśmiertelni znaczy szczęśliwi? Neal Shusterman w „Kosiarzach”, książce, które stanowi początek cyklu, zaprasza nas do zastanowienia się nad tym, czy człowiek pozbawiony lęku, ograniczeń, mogący spełniać różne zachcianki naprawdę będzie szczęśliwy. W rzeczywistości, gdy sztuczna inteligencja dba o wszystko, gdy skupiamy się raczej na przyjemnościach, a nie na obowiązkach, istnieje duże ryzyko, że normy etyczne, odpowiedzialność po prostu włożone zostaną do kosza. Z nudów ludziom przychodzą do głowy przeróżne rzeczy, ot choćby zabicie kogoś przypadkowego lub samobójstwo. Co za problem, skoro potem można zostać wskrzeszonym. W tym świecie istnieje jednak ktoś, kto wzbudza przerażenie. Co prawda szansa na spotkanie jest niewielka, ale to nie znaczy, że jej nie ma. Obowiązkiem Kosiarzy jest dbałość o kontrolę wielkości populacji i jedynie oni mogą odbierać życie w sposób ostateczny. Twoim zadaniem jest zabijać Nawet elita, która ma być nieskazitelna, wybrana, przygotowana do swojej niełatwej misji, pochodzi przecież ze społeczeństwa, trudno więc, żeby byli w niej ludzie idealni, bo tacy nie istnieją. Każdy może mieć jakieś słabości, a władza nad innymi deprawuje w silny sposób. Nie inaczej jest też w „Kosiarzach”. Autor pokazuje nam różne sytuacje i pyta o to, gdzie jest granica między morderstwem a humanitarnym odebraniem życia w imię społeczeństwa. Młodzi bohaterowie będą mieli okazję doświadczyć tego, jak różnorodne są postawy w tym środowisku, na własnej skórze. Citra i Rowan dostali nietypową propozycję od jednego z Kosiarzy: zaproszenie do szkolenia, po którym jedno z nich otrzyma status nowicjusza, a drugie będzie musiał wrócić do starego życia. Spora ilość akcji i niewiele romansu Mieli być wolni od chciwości, pychy czy złośliwości. Wśród nich, jak się okazuje, jednak również są podziały i intrygi. Shusterman stara się nie tylko zarysować nam wizję tego społeczeństwa, sytuacji, w jakiej się znajduje, ale i zadaje nam pytania natury filozoficznej na temat znaczenia ograniczonego czasu życia czy też norm etycznych i zmieniającej się ich interpretacji. Opisuje Kosiarzy i ich działalność, dwie frakcje i dwa spojrzenia na moralność oraz obowiązki zawodowe, szkicuje elementy szkolenia dwójki bohaterów, pogłębiającą się między nimi relację, ich dojrzewanie, początkową niechęć do czynności, jakie mają wykonywać, a wszystko to w intensywnym, przygodowym sosie. Choć czujemy między nimi chemię, na szczęście nie ma tu wiele tak charakterystycznego dla gatunku młodzieżówek wzdychania i dylematów sercowych. Ba, autor nawet rzuca ich na przeciwne strony barykady. To dopiero początek ich drogi, czeka ich jeszcze sporo niebezpieczeństw i decyzji, a pierwszy tom cyklu pozostawia czytelnika ze sporym apetytem na ciąg dalszy. Oczywiście trudno udawać, że „Kosiarze. Żniwa śmierci” jest czymś więcej niż kolejną propozycją dla młodego czytelnika. Dla dojrzałych fanów SF pewnie lektura okaże się zawodem, ale jeżeli ktoś szuka przede wszystkim rozrywki, akcji, będzie bawił się dobrze. Możecie polować na wersję papierową, ale możecie też na e-book: na Allegro zdobędziecie ten tytuł za około 30 złotych. Źródło okładki: wydawnictwofilia.pl
„Żniwa śmierci. Kosiarze” Neal Shusterman – recenzja
Końskie nogi to szczególnie ważna część ciała naszych ulubieńców. Są niezwykle delikatne i podatne na uszkodzenia oraz wszelkie kontuzje, toteż należy poświęcić im szczególną uwagę i odpowiednio się o nie zatroszczyć. Nie od dziś bowiem wiadomo, że o wiele lepiej jest zapobiegać niż leczyć, a niezdrowy koń na pewno nie jest koniem szczęśliwym. Nie wspominając już o ekstremalnych kosztach leczenia kontuzji czterokopytnych, których staramy się za wszelką cenę unikać. Głównym zadaniem ochraniaczy dla koni jest maksymalna ochrona ścięgien i stawów nóg. Sprawdzają się nie tylko podczas treningów i zawodów, ale także w czasie transportu (oczywiście istnieją specjalne ochraniacze transportowe). Kiedyś na rynku dostępne były wyłącznie bandaże na nogi naszych pupili. Dziś również możemy je dostać, ale oprócz tego producenci prześcigają się w tworzeniu coraz to nowocześniejszych modeli z wszelkimi udoskonaleniami, w szerokiej gamie kolorów i rozmiarów. I, rzecz jasna, cen. Teoretycznie więc każdy znajdzie coś dla siebie. Kupując ochraniacze, trzeba zwrócić uwagę na ich rozmiar, gdyż to od niego zależy skuteczność ochrony. Rozmiar zależny jest od obwodu pęciny konia. Ponadto ochraniacz musi dobrze przylegać do końskiej nogi (jednak nie zbyt ciasno!) i absolutnie nie krępować ruchów wierzchowca. W nowszych modelach uwzględniany jest też komfort termiczny zwierzęcia. Ochraniacze takie posiadają specjalne wentylacje – wszystko po to, by były jak najbardziej przyjazne dla ciała konia. Wiemy przecież, że przegrzanie końskich nóg (czyli nieodpowiednie i utrudnione odprowadzanie ciepła) grozi nawet zapaleniem ścięgien. Co chroni końskie nogi? Bandaże Bandaże charakteryzują się przede wszystkim niską ceną i to jest ich największą zaletą. Występują w tak wielu kolorach, że bez problemu stworzymy z nimi wymarzony komplet w połączeniu z nausznikami, czaprakiem, futerkiem i innymi dodatkami tej samej barwy. W przypadku bandaża łatwo założyć go zbyt ciasno, dlatego należy na to szczególnie uważać. Pomagają w tym specjalne podkładki, które zmniejszają ucisk i nie wpływają negatywnie na krążenie krwi, a także służą zapewnieniu jak najlepszej cyrkulacji powietrza i wentylacji. box:offerCarousel Ochraniacze klasyczne (wszechstronne) Są to ochraniacze uniwersalne, które można stosować we wszystkich dyscyplinach. Ich zadaniem jest przede wszystkim ochrona pęcin. W tym przypadku także istnieje ryzyko zbyt mocnego zapięcia, dlatego należy na to uważać. Ochraniacze skokowe W tych ochraniaczach przód nogi jest odkryty i nie jest chroniony. Są to tzw. ochraniacze otwarte. Doskonale jednak chronią boki kończyn, a także tylne ścięgna. Ochraniacze transportowe Ich zadaniem jest ochrona nóg naszego przyjaciela przed takimi urazami, jak np. otarcia czy stłuczenia, które mogą przydarzyć się podczas transportu. Wiele osób uważa, że w ochraniacze należy zaopatrzyć się jedynie wtedy, gdy koń widocznie rani swoje nogi i koniecznie takiej ochrony potrzebuje. Jeśli jednak naprawdę chcemy zadbać o naszego wierzchowca, zastanówmy się nad tym zakupem bez względu na to, czy byłyby one absolutnie niezbędne, czy stanowiłyby profilaktyczą ochronę. Nie od dziś wiadomo, że lepiej dmuchać na zimne, niż mieć wyrzuty sumienia, kiedy pojawi się kulawizna czy inne schorzenie. Ochraniacze są niezbędne także wówczas, gdy koń ma tendencję do strychowania. Jest to wada chodu konia, która polega na ocieraniu (zahaczaniu) o sąsiednie nogi podczas ruchu, np. tylną prawą o tylną lewą. Często jest to nie tylko widoczne, ale też słyszalne, np. gdy siedzimy w siodle. Inną wadą wymagającą ochrony nóg jest ściganie się. Ta wada polega na zahaczaniu czubkiem kopyta nogi tylnej o tył odpowiedniej przedniej nogi. W ten sposób zwierzę rani sobie nie tylko kopyto, ale też ścięgna i staw pęcinowy. Na tę przypadłość warto podarować czworonogowi kaloszki. Chronią one piętki i koronki kopyt, które są niezwykle wrażliwe. Często od góry obszywane są specjalnym futerkiem medycznym, które ma chronić przed obtarciami. Mogą być wykonane z różnych materiałów, np. neoprenu czy gumy i zapinane są na rzepy bądź kołki.
Chrońmy końskie nogi – przegląd ochraniaczy dla konia
21 września obchodzimy Światowy Dzień Osób z Chorobą Alzheimera. To okazja do tego, aby przypomnieć, z jakimi przypadłościami borykają się osoby z tym schorzeniem oraz o kilku sposobach zapobiegania rozwojowi tej choroby otępiennej. Choroba Alzheimera – podstawowe informacje Choroba Alzheimera (inaczej otępienie starcze) należy do grupy chorób otępiennych. Diagnozuje się ją u osób po 60. roku życia. Powoduje zanik komórek nerwowych w mózgu, co z wiekiem jest procesem naturalnym, lecz w tej chorobie zachodzi w szybkim tempie. Rezultat? Osoby starsze tracą pamięć i zdolności poznawcze. Wśród przyczyn choroby Alzheimera wskazuje się m.in. uwarunkowania genetyczne. Nie bez znaczenia pozostają również czynniki środowiskowe, takie jak oddziaływanie metali i niedobór jodu. Aluminium ma niekorzystny wpływ na organizm, zaś brak wskazanego pierwiastka powoduje niedoczynność tarczycy. Jakie są objawy choroby Alzheimera? Symptomy choroby Alzheimera są uzależnione od stadium rozwoju choroby i na każdym z etapów wyglądają nieco inaczej. W pierwszej fazie chorzy mają problemy z zapamiętywaniem nowych informacji, nie pamiętają tego, co zdarzyło się niedawno i mają wahania nastroju. W pośrednim okresie rozwoju choroby osoby starsze zupełnie tracą zdolność zapamiętywania nowych informacji. Mają problemy z przypomnieniem sobie wydarzeń z przeszłości. Natomiast trzecia, najcięższa faza choroby pozbawia pacjentów zdolności poruszania się, połykania i kontrolowania zwieraczy. Zgon chorego następuje zapadnięciu w śpiączkę. W jaki sposób można zapobiegać rozwojowi choroby Alzheimera? Aby przeciwdziałać chorobie Alzheimera, można poczynić szereg kroków. Mózg pozostanie w dobrej formie, jeśli będziemy: Regularnie go ćwiczyć – warto podejmować wysiłek umysłowy, np. rozwiązując krzyżówki, sudoku lub grając w gry planszowe. Takie formy aktywności zmniejszają ryzyko zachorowania na chorobę Alzheimera. Równie efektywne jest uczestnictwo w kursach języków obcych czy doskonalących inne umiejętności (zawodowe i interpersonalne). Jeść zdrowo – to, co jemy, ma wpływ nie tylko na naszą sylwetkę, ale i na stan umysłu. Warto ograniczyć spożywanie tłuszczów nasyconych i trans, które wpływają na podwyższenie poziomu homocysteiny, stanowiącej marker tej choroby (jeżeli wynik badania krwi wskazuje powyżej 10 mmol/L tego aminokwasu we krwi, to znak, że jesteśmy w grupie zwiększonego ryzyka zachorowania na chorobę Alzheimera). Do jadłospisu należy włączyć produkty spożywcze bogate w antyoksydanty, głównie takie warzywa, jak marchew, brokuły, szpinak i kalafior. Możemy pozwolić sobie na czerwone wino, kostkę czekolady i filiżankę zielonej herbaty. Stosować suplementację – uzupełnieniem zdrowej diety są preparaty zawierające witaminę B i kwas foliowy. Ich zażywanie skutkuje obniżeniem poziomu homocysteiny. Suplementacja z wykorzystaniem witamin z grupy B może działać profilaktycznie. Wprowadzić kurację ziołową – w przypadku stwierdzenia pierwszych objawów choroby Alzheimera warto zacząć stosować zioła, które opóźniają jej rozwój. Są to m.in. szałwia, miłorząb japoński i kurkuma. Szałwia ma działanie antyoksydacyjne. Wedle wyników badań zażywanie olejku szałwiowego daje lepsze efekty w kontekście sprawności umysłowej niż stosowanie typowych leków na chorobę Alzheimera. We wczesnej fazie choroby pacjentom rekomenduje się zażywanie miłorzębu japońskiego, zwanego ginkgo biloba. Stosowanie tego ziela wymaga cierpliwości, gdyż efekty kuracji pojawiają się dopiero po upływie 6 miesięcy. Choroba Alzheimera pozbawia osoby chore wspomnień, utrudnia poruszanie się i komunikowanie się z bliskimi. Kilka prostych kroków pomoże zwiększyć szanse na to, że nasza pamięć pozostanie w lepszej kondycji na długie lata.
Metody zapobiegania chorobie Alzheimera
Ciekawa gra, która zwyciężyła w konkursie dla autorów gier zorganizowanym przez wydawnictwo Galakta. Przeznaczona jest dla dwóch osób i zapewnia godzinną, emocjonującą… podróż w kosmos. W „Metallum” wcielamy się w pilotów przemierzających przestrzeń kosmiczną. Naszym zadaniem jest wydobywanie tytułowego metallum – cennego i pożądanego surowca. W tym celu wysyłamy na kolejne planety swoje roboty. Będziemy zmagać się nie tylko z czasem, ale i z przeciwnikiem – spróbujemy mu pokrzyżować plany i mieć więcej robotów na planetach niż on. Walka będzie długa i zacięta – w końcu zwycięzca może być tylko jeden. Oprawa graficzna Autorem grafiki (utrzymanej oczywiście w klimatach science-fiction) jest Tomasz Maroński – ilustrator znany przede wszystkim miłośnikom literatury fantasy i sci-fi. Wszystkie elementy zostały zaprojektowane z niezwykłą dbałością o najmniejszy nawet szczegół i wspaniale oddają klimat eksploracji kosmosu. Zawartość pudełka Pudełko z grą ma idealne rozmiary – nie jest zbyt duże, za to wypełnione po brzegi. Znajdziemy w nim instrukcję, 9 kafli planet, 2 zasłonki, 2 pionki statków, 21 kart modułów, 2 żetony punktacji, 24 podprogramy, 2 liczniki punktacji, 50 robotów, listwę rynku i 7 znaczników złóż. Zasady gry Rozgrywka podzielona jest na 9 rund, a każda z nich na 4 fazy. Gracze rozpoczynają grę z 12 płytkami podprogramów, jednym statkiem, 25 robotami wydobywczymi oraz zasłonką, za którą chować będą swoje płytki. box:imageShowcase box:imageShowcase Rozgrywka Płytki podzielone są na 4 grupy: ruchu, rozmieszczania robotów, akcji specjalnych i usprawnień. Musimy tak składać swoje programy, by najefektywniej wykorzystać dostępne dla nas płytki. Podprogramy muszą oczywiście do siebie pasować zarówno pod względem koloru, jak i ułożenia –zupełnie jak w klasycznych puzzlach. Każdy kafelek może być użyty tylko raz na trzy rundy. Od tego, jaki zbudujemy program, zależy to, co dokładnie zrobimy w danej rundzie. Musimy więc dobrze zaplanować swoje akcje oraz spróbować przewidzieć zamiary przeciwnika. Kiedy gracze skończą swoje ruchy, przechodzimy do fazy punktacji. Otrzymujemy wynagrodzenie za roboty rozmieszczone na poszczególnych planetach. Ten, kto ma więcej robotów na danej planecie, dostanie więcej punktów, w przypadku remisu – żaden z graczy nie otrzymuje wynagrodzenia. Na planetach mogą leżeć znaczniki złóż: bogatych oraz ubogich – są to żetony pozwalające na uzyskiwanie wyższych lub niższych stawek wynagrodzenia. Za wynagrodzenie możemy kupować dostępne na rynku karty modułów. Jednak przede wszystkim są to punkty na koniec gry – zwycięzcą zostanie ten, kto po prostu zdobędzie będzie bogatszy. „Metallum” daje graczom duże możliwości planowania i zmusza ich do podejmowania ciągłych wyborów. Spora dawka negatywnej interakcji wnosi do gry mnóstwo emocji. Sytuacja na stole jest dynamiczna, więc w trakcie rozgrywki nie ma czasu na nudę. Jest to dobry tytuł dla osób, które szukają w grze pojedynku nie tylko z własnym umysłem i grą, ale także możliwości bezpośredniego wpływania na ruchy innego gracza. Grę można kupić na Allegro za ok. 65 zł.
„Metallum” – recenzja gry
Opłaty za wystawienie i opcje dodatkowe w kategoriach ogłoszeniowych i usługowych | Kategoria | Opłata za wystawienie | Opłata za Wyróżnienie | Opłata za pakiet Wyróżnienie + Pogrubienie + Podświetlenie | |---------------------------------------------------------------|-----------------------|-------------|--------------------------------------------------| | Motocykle i quady | 9 zł | 29 zł | 49 zł | | Samochody, Maszyny, Inne pojazdy i łodzie, Przyczepy, naczepy | 25 zł | 29 zł | 49 zł | | Kategorie Usługi | 9 zł | 29 zł | 49 zł |
Opłaty za wystawienie i opcje dodatkowe w kategoriach ogłoszeniowych i usługowych
Kości są grą, która była znana już w starożytności. Klasyka gatunku polega na tym, że rzucamy pięcioma sześciennymi kostkami w celu uzyskania odpowiednich układów. Za nie otrzymujemy punkty i staramy się zdobyć jak największą ich liczbę. Trochę szczęścia, szczypta losowości i oczywiście rachunku prawdopodobieństwa. Jednak od powstania klasyki minęło już bardzo dużo czasu i kości w różnej wersji wykorzystywane są w rozmaitych grach. Z całą pewnością zapewniają wiele emocji i nieprzewidywalności w rozgrywkach, więc fani kościanych rywalizacji będą mogli poszaleć. Strategia w kolorze Grę „Qwixx” można opisać w kilku słowach. Po wyciągnięciu kolorowej zawartości pudełka jest szybko, prosto, zabawnie i dynamicznie. Jeden z graczy rzuca zestawem kości i wszyscy zastanawiają się co by sobie skreślić. Cztery kolory, cztery rzędy, a im więcej skreśleń w każdym z nich tym większe szanse na zwycięstwo. O dziwo skreślanie numerków może stać się bardzo strategiczną zabawą, więc i szare komórki będą mogły trochę popracować. Dodatkowo niewielkie rozmiary pudełka powodują, że grę możemy zabrać ze sobą właściwie wszędzie i będziemy mogli rozruszać niejedno towarzyskie spotkanie. Klasyka w nowym wydaniu „Dicetto” jest tytułem, który nawiązuje do klasyki gatunku. Gracze rzucają kośćmi i starają się zdobyć odpowiednie karty. Im trudniejszy układ, tym więcej punktów możemy otrzymać. Jednak nie zawsze każdy sam sobie rzepkę skrobie, bo możliwe jest też podkradanie punktów przeciwnikom albo walka z nimi o końcowe bonusy. Rozgrywki są krótkie i dynamiczne, więc gra świetnie sprawdza się na początek dłuższych rywalizacji albo pomiędzy cięższymi tytułami. O dziwo w grze możemy też zbudować trochę strategii, bo to od nas zależy, na które karty będziemy stawiać. A wyrzucanie graczy z kart i podkradanie punktów wprowadza dużą dawkę emocji. Do mety niczym błyskawica „Tenzi”wprowadza rozgrywkę w kości na wyższy poziom wtajemniczenia. Każdy gracz chwyta 10 kości i czym prędzej nimi rzuca, dążąc do odpowiedniego układu. Wszyscy działają jednocześnie, a kto pierwszy dotrze do celu, ten zostaje zwycięzcą. Dynamika powala, a kilka wariantów rozgrywki wprowadza wiele urozmaicenia. Jedno pudełko pozwala na rozrywkę nawet czterem osobom, a połączenie kilku opakowań może już zwiększyć tę liczbę. „Tenzi” jest grą uniwersalną, która sprawdzi się podczas rozgrywek w różnym gronie, na rozruszanie towarzystwa czy na wyjazdach. Nadchodzą potwory, strzeżcie się „Potwory w Tokio” to gra kościana osadzona w świecie science fiction. Miasto napadły potwory i zaczęły walkę o władzę. Oczywiście kości wprowadzają do rozgrywki dynamikę, emocje oraz trochę chaosu. Budowanie strategii zależy tylko od nas. Eliminacja przeciwników, odbieranie życia, zbieranie punktów za kości, a może po prostu bieganie po Tokio. Jednym słowem – będzie się działo. Rzucaj kośćmi, atakuj przeciwników, zdobywaj punkty i przede wszystkim nie daj się zabić. Od czego zaczynamy? Demolka czy przetrwanie? Kości na całe pokolenia „Nowe pokolenia” to już propozycja dla całkiem zaawansowanych graczy. Tym razem uczestnicy zabierają się za kontrolowanie wiosek, a ich głównym celem jest zapewnienie mieszkańcom dobrobytu i sławy. Kości powodują, że życie staje się w wioskach nieprzewidywalne. Produkcja dóbr, podróżowanie, pozyskiwanie klientów, plaga szczurów, białe i czarne kości, generowanie zysków. Oj, będzie się działo, a bez porządnej taktyki daleko nie zajdziemy. Czas ucieka, a życie w wioskach kołem się toczy. Mieszkańcy się rodzą i umierają, a kości pomagają jakoś ogarnąć ten chaos. „Nowe pokolenia” to po prostu niezłe wyzwanie i bez spięcia szarych komórek się nie obejdzie.
Gry dla fanów kościanych rozgrywek
Minivany są kupowane przez dwie grupy klientów. Pierwsza to rodziny, które potrzebują wygodnego i przestronnego samochodu dla kilku osób. Druga grupa to przedsiębiorcy, którzy potrzebują auta niedużego, ale wysokiego i pakownego. Każdy z nich znajdzie coś dla siebie w naszym poradniku. Minivany mają (poza nielicznymi wyjątkami) nadwozia jednobryłowe, charakteryzujące się dość dużą wysokością. Istnieje duży wybór minivanów, od małych, miejskich, aż po potężne i przestronne. Ich wielkość przekłada się na ilość miejsca i możliwości zabierania pasażerów. Najmniejsze minivany są w stanie zabrać na pokład pięciu dorosłych pasażerów (dwóch z przodu i trzech z tyłu). Większe mogą pomieścić siedem dorosłych osób albo pięcioro dorosłych i dwoje dzieci na dodatkowych dwóch siedzeniach w trzecim rzędzie. Są oczywiście i inne rozwiązania, zależne od modelu auta, jego wielkości i klasy. Poprawa komfortu jazdy Skoro minivany są przede wszystkim przeznaczone do przewozu rodzin, warto zadbać o jak najwyższy komfort podróżujących w nich pasażerów. Jednym z wyznaczników komfortu w samochodach jest poziom wyciszenia kabiny. Zwłaszcza w małych minivanach jest on dość słaby i do wnętrza przenikają dźwięki pracy silnika albo odgłosy z zewnątrz. Możemy to jednak poprawić, stosując maty do wyciszenia (wygłuszenia) maski silnika albo maty do wyciszenia drzwi. Sporym udogodnieniem, w które można wyposażyć każdy samochód, jest ogrzewanie postojowe. Zapewni ono komfort o każdej porze roku. W czasie chłodnej jesieni i mroźnej zimy ogrzewanie postojowe odpowiednio nagrzeje wnętrze auta, zapewniając komfortowe warunki dla kierowcy i pasażerów. Poza tym ma ono też bardzo dobry wpływ na silnik, ponieważ jego praca rozgrzewa płyn chłodniczy, a co za tym idzie – blok silnika. Przekłada się to oczywiście na stan oleju silnikowego. Silnik ma ułatwiony start i bardzo szybko osiąga temperaturę roboczą, co ma wpływ na jego trwałość i na zużycie paliwa. Ogrzewanie postojowe przyda się także w czasie dłuższego postoju w zimowy wieczór. Pracuje ono niezależnie od silnika (nie ma potrzeby jego uruchamiania) i pobiera niewielkie ilości paliwa ze zbiornika (ok. 400 ml na godzinę pracy). Lepsze urządzenia można uruchamiać zdalnie, na przykład za pomocą smartfonu. Pozwala to na przykład na uruchomienie ogrzewania piętnaście minut przed wyjściem z domu. Cała rodzina będzie mogła wsiąść do ciepłego samochodu. Ogrzewanie postojowe jest też przydatne latem. Wiele z tych urządzeń posiada funkcję wentylacji, która umożliwia wentylowanie wnętrza nagrzanego auta. Większość samochodów można też wyposażyć w kompletny układ klimatyzacji, jeśli nie posiadają jej one na liście wyposażenia. Układ przydaje się o każdej porze roku – wiosną i latem chłodzi, a jesienią i zimą doskonale wysusza wnętrze pojazdu, eliminując między innymi parowanie szyb. Klimatyzacja ma jednak swoje prawa – zwiększa zużycie paliwa, poza tym wymaga okresowego (przynajmniej raz na rok) serwisowania, a także uzupełniania czynnika chłodzącego (uzupełnienie nowego 1243yf może kosztować nawet 1000 zł). W rodzinnym minivanie warto też zamontować roletki opuszczane na tylnych szybach. Znacznie zwiększą one komfort podróży w czasie słonecznych dni albo utrudnią nagrzewanie się wnętrza auta w czasie postoju. Poprawa bezpieczeństwa jazdy Rodzinne minivany mają dość duże przeszklenia, co ułatwia parkowanie. Ale w przypadku dużych aut i parkowania w mieście zawsze przyda się wsparcie dla kierowcy w postaci przednich i tylnych czujników parkowania, a także tylnej kamery parkowania. W takim aucie przydatne będą też lusterka pozwalające kontrolować, co robią dzieci na tylnej kanapie, bez potrzeby odwracania głowy do tyłu. Warto również wspomóc kierowcę w odnajdowaniu celu podróży bez konieczności wertowania map. Idealna będzie do tego nawigacja samochodowa z dobrą mapą. Urządzenie ostrzega też przez niebezpiecznymi skrzyżowaniami, znacznie zwiększając komfort kierowcy i bezpieczeństwo jazdy. Bezpieczne przewożenie bagaży i większa przestrzeń bagażowa Nie każdy minivan dysponuje dużym bagażnikiem, a w przypadku licznej rodziny nawet całkiem spory bagażnik może okazać się niewystarczający. Dlatego auto warto wyposażyć w bagażnik dachowy, montowany na relingach. Trzeba też pomyśleć o tym, jak zabezpieczyć bagaże w standardowym bagażniku. Na aukcjach internetowych znaleźć można różnego rodzaju przegrody i siatki do bagażnika, które zabezpieczą bagaż przed przemieszczaniem się w czasie jazdy. Przydać może się również lodówka samochodowa, która pozwoli na przykład na bezpieczny transport jedzenia dla całej rodziny w czasie upalnego dnia. Warto też pomyśleć o macie do bagażnika, chroniącej oryginalną wykładzinę przed poplamieniem i zabrudzeniem. O czym jeszcze warto pomyśleć? Producenci akcesoriów samochodowych oferują jeszcze cały szereg produktów, które mogą przydać się całej rodzinie podróżującej w minivanie. Uchwyty do napojów, podgrzewacze do napojów, dodatkowe schowki, wentylatorki, wygodne maty na siedzenia, maty dla psów itd. A co z autami wykorzystywanymi przez przedsiębiorców? W tym przypadku warto zainteresować się szczególnie wspomnianymi wcześniej elementami wyposażenia i ochrony bagażników (maty). Można też wyposażyć auto w ochronne nakładki na tylny zderzak i na progi, które zabezpieczą oryginalny lakier przed uszkodzeniem w razie konieczności załadunku i przewozu ciężkich rzeczy. Przedsiębiorcy przydadzą się również organizery do bagażnika, idealne do transportu narzędzi, a także linki zabezpieczające przed przemieszczaniem się przewożonych rzeczy w czasie jazdy. Ogromna liczba akcesoriów do aut, dostępna na aukcjach internetowych, pozwala zwiększyć funkcjonalność auta, bezpieczeństwo i przyjemność z każdej podróży.
W co warto wyposażyć rodzinnego minivana?
Skuteczny trening w zaciszu czterech ścian nie może obyć się bez odpowiedniego sprzętu. Jeżeli naszym priorytetem są ćwiczenia siłowe, niezbędnym elementem wyposażenia jest ławka treningowa. Zobacz, na co zwrócić uwagę, by wybrać urządzenie dostosowane do własnych potrzeb. Rodzaje ławek treningowych Najtańszym rodzajem sprzętu tego typu jestławka skośna, którą możemy dostać nawet za mniej niż 100 złotych. Urządzenie cechuje nieskomplikowana konstrukcja i brak dodatkowych akcesoriów. Są one jednak zbędne – ławka została bowiem zaprojektowana głównie z myślą o osobach ćwiczących brzuszki. Aby urozmaicić ćwiczenia, można zaopatrzyć się w antypoślizgowe uchwyty i dodatkowe linki lub trenować z hantlami. Większość modeli ma regulowane oparcie, które można ustawić pod odpowiednim dla siebie kątem, a jednocześnie stopniować w ten sposób poziom trudności treningu. Wadą ławek skośnych są spore zazwyczaj gabaryty. Jeśli nie dysponujemy dużym wnętrzem, postawmy na model składany. Osobom, którym zależy na wzmocnieniu tylnych partii ciała warto polecić ławkę przeznaczoną do ćwiczeń mięśni grzbietu. Wbudowane oparcie i specjalna blokada na nogi pozwalają przyjąć wygodną pozycję podczas treningu. Sprzęt zwykle ma możliwość regulacji, dzięki czemu możemy wykonywać o wiele więcej rodzajów ćwiczeń niż na ławeczce skośnej. Modelem najbardziej rozbudowanym jest ławka wielofunkcyjna. Wyróżnia ją duża uniwersalność – ze względu na możliwość montażu szeregu dodatkowych akcesoriów mamy sposobność wytrenowania właściwie każdej partii ciała. Najbardziej pożądane są ławki ze stojakami, które pozwalają ćwiczyć ze sztangą. Standardowym dodatkiem, który znacznie ułatwia trening, jest tzw. modlitewnik, czyli pulpit dający oparcie podczas treningu mięśni ramion. Warto także rozważyć zakup modelu z dwiema umieszczonymi po bokach obrotowymi dźwigniami, dzięki którym można wykonywać rozpiętki. Z kolei dźwignie umiejscowione bliżej podłoża pozwalają na zaawansowany trening nóg. Na co zwrócić uwagę podczas zakupu? Zanim zdecydujemy się na zakup konkretnego modelu, sprawdźmy kilka szczegółów. Przede wszystkim – wykorzystany materiał. Najlepsze będą ławki z profilami stalowymi, które są gwarancją wytrzymałości i długoletniej bezawaryjności sprzętu, zwłaszcza jeżeli są odpowiednio grube. Skontrolujmy również maksymalne obciążenie. Pod uwagę należy wziąć sumę wagi użytkownika i ciężaru elementów dodatkowych, takich jak choćby hantle czy sztangi. Kwestia ta jest szczególnie ważna dla naszego zdrowia. Przekroczenie udźwigu ławki może bowiem skończyć się nieprzyjemną kontuzją. Upewnijmy się także, czy wybrana ławka ma możliwość regulacji, dzięki której nasz trening może być jeszcze bardziej efektywny. Warto uwzględnić szerokość i długość ławki po rozłożeniu, by zyskać pewność, że zmieści się w pomieszczeniu, w którym planujemy ją ustawić. Pamiętajmy, że ławka powinna być idealnie stabilna. Unikajmy tych wyposażonych w cienkie profile z wieloma śrubami. Nie zapomnijmy o sprawdzeniu atestów. Sprzętom sportowym zwykle jest przyznawany certyfikat EN957, który potwierdza dopuszczenie ich do użytku. Nie zaszkodzi też zerknąć na okres gwarancyjny. Im dłuższy, tym oczywiście lepiej. Dodatkowym atutem będzie łatwość w montażu. Żywotność ławki zależy nie tylko od jakości użytych materiałów, ale również od sposobu jej użytkowania i właściwej konserwacji. Po zakończeniu każdego treningu należy wycierać ją miękką ściereczką, a przynajmniej raz w tygodniu usuwać gromadzący się w zakamarkach kurz. Regularnie sprawdzajmy stan śrub i nie zapominajmy o naoliwieniu ruchomych elementów.
Jak wybrać ławkę treningową?
Drugi tom z trylogii o Lipowie trzyma w napięciu jeszcze bardziej. Puzyńska udowadnia, że jej mocny debiut nie był przypadkiem. Katarzyna Bonda powinna się obawiać utraty korony „Królowej kryminału”? Polski kryminał jeszcze dekadę temu kojarzył się głównie ze (świetnymi) książkami Joanny Chmielewskiej. I choć zmarła w 2013 roku autorka wciąż uważana jest za legendę tego gatunku, to w między czasie wyrosła jej spora, młodsza konkurencja. Poza Remigiuszem Mrozem czy Zygmuntem Miłoszewskim, prym wiodą też panie, przede wszystkim dwie Katarzyny: Bonda i Puzyńska. Chociaż pierwsza nazywana jest nową „królową kryminału”, to jej imienniczka depcze jej po piętach. Dzięki powieści „Więcej czerwieni” udowadnia, że zasługuje na ten tytuł równie mocno, co Bonda. Miasteczko pełne zbrodni „Więcej czerwieni” to drugi z trzech tomów debiutanckiego cyklu Puzyńskiej, którego akcja toczy się w malowniczo położonym mazowieckim miasteczku, Lipowie. Choć osada wydaje się być sielska, a życie w niej – idylliczne, to złudzenie arkadii szybko ulega demaskacji. Panuje senna i duszna od upału atmosfera. Społeczność miasteczka jest zszokowana tajemniczym morderstwem kobiet, których ciała potwornie okaleczono. Policjanci z wydziału kryminalnego w Brodnicy są pewni, że to sprawka seryjnego mordercy, ale wciąż nie mają dostatecznie wielu dowodów, by potwierdzić tę tezę. Wtedy do akcji wkracza kontrowersyjna komisarz Klementyna Klopp, której do pomocy przydzielony zostaje młodszy aspirant Daniel Podgórski. Śledczy próbują odkryć zagadkę morderstw. Czy uda im się znaleźć rozwiązanie? Kryminał obyczajowy Każda kolejna powieść Katarzyny Puzyńskiej jest dowodem na wszechstronność autorki. Pisarka nie tylko potrafi stworzyć wysmakowaną i zawiłą intrygę kryminalną, ale także wzbogacić fabułę ciekawymi, obyczajowymi wątkami. To właśnie wyróżnia autorkę na tle jej współczesnych konkurentów. Jej bohaterowie są zwyczajni, codzienni, bardzo żywi. Oczywiście, zdarzają się (celowo) przerysowane postacie (jak na przykład Wiktor Cybulski), ale również w życiu spotykamy niekiedy bardzo barwne i oryginalne charaktery. Poza tym, problemy, z jakimi zmagają się bohaterowie – te poza policyjną pracą – są zwyczajne, łatwo się do nich odnieść i czerpać z własnego doświadczenia, próbując zrozumieć motywacje bohaterów. Poza malowniczym Lipowem, Puzyńska wiernie oddaje atmosferę osady Żabie Doły, skąd pochodziły zamordowane na początku powieści kobiety. To smutna, szara, biedna popegeerowska wieś, w której każdy każdego zna i wie o sobie wszystko. W „Więcej czerwieni”, w przeciwieństwie do „Motylka”, autorce udało się bardziej zachować równowagę między światem kryminału a powieścią obyczajową. I chociaż przedstawioną zagadkę łatwiej rozwikłać, to wątki romantyczno-obyczajowe trzymają czytelnika w ciągłym napięciu. Kolejnym atutem „Więcej czerwieni” jest oryginalnie prowadzona narracja. Czytelnik poznaje wiele punktów widzenia bohaterów, w tym… samego mordercy. To sprawia, że powieść jeszcze bardziej pochłania i sprawia, że trudno się z nią rozstać. Książka do kupienia również w formie ebooka, już od ok 28 złotych. Źródło okładki: www.proszynski.pl
„Więcej czerwieni” Katarzyna Puzyńska – recenzja
Pierwsze wiosenne miesiące to czas, gdy przyroda zaczyna budzić się do życia po zimowym śnie. A wraz z nią budzą się alergeny, zarówno te w pyłkach drzew, jak i traw. Z alergią i jej objawami można jednak walczyć. Oprócz leków warto wspierać organizm ziołami i preparatami stworzonymi na ich bazie. Oto trzy zioła, które są sprzymierzeńcem człowieka w walce z uporczywym katarem siennym. Czarnuszka Jej lecznicze właściwości znane były już w czasach faraonów. Nad Wisłą roślinę najczęściej stosowano jako dodatek do wypieku chleba lub do marynowania mięsa. Swego rodzaju moda na stosowanie czarnuszki pojawiła się stosunkowo niedawno, na fali zainteresowania homeopatią i naturalnymi sposobami leczenia, również objawów alergii. Co takiego ma w sobie czarnuszka siewna, że potrafi zminimalizować np. katar sienny? Jest bogata w wielonienasycone kwasy tłuszczowe, które pozytywnie wpływają na układ immunologiczny. Olej z czarnuszki może być pomocny w różnych reakcjach alergicznych. Dzięki właściwościom przeciwzapalnym skutecznie leczy katar alergiczny, nie wywołując przy tym skutków ubocznych. Może być również stosowany u dzieci cierpiących na astmę. Jak przyjmować olej z czarnuszki? Osoby dorosłe powinny pić jedną łyżeczkę dwa razy dziennie. Dzieci – ćwierć łyżeczki dwa razy dziennie. Warto pamiętać, że preparat nie zastąpi leków antyhistaminowych. Jego cena zależy od pojemności buteleczki. Na Allegro za 50 ml zapłacimy ok. 12 zł. Pokrzywa Niska, niepozorna roślina, której większość z nas unika, a niesłusznie. Pokrzywa to zioło, które w walce z objawami alergii może bardzo skutecznie pomóc. Działa przeciwzapalnie, zawiera mnóstwo chlorofilu i ogromne ilości żelaza. Jest bogatym źródłem witamin A i C. Nie można jej przedawkować, nie wchodzi w reakcje z innymi przyjmowanymi lekami czy suplementami. Minimalnie można przyjmować od 12 g suszu, jednak gdy wypijemy napar z 20 g suchej pokrzywy nic złego się nie stanie. Pokrzywę można pić w formie naparu. Można również kupić tabletki oraz sok. Wszystkie formy przyjmowania tego zioła są skuteczne – pokrzywa wpływa na receptory, które zwiększają poziom histaminy, blokując ich pracę, a co za tym idzie – działa antyhistaminowo, przeciwalergicznie, łagodząc objawy kataru siennego czy łzawienia z oczu. Cena soku z pokrzywy jest uzależniona od objętości butelki. Pół litra kosztuje od 12 zł. Rumianek To zioło o dwóch obliczach. Z jednej strony może mocno uczulać, ale z drugiej działa antyalergicznie, obniżając poziom histaminy w organizmie. Jeśli jesteś alergikiem i nie masz uczulenia na rumianek, spróbuj tej kuracji. Kilka koszyczków rumianku należy zalać gorącą, ale nie wrzącą wodą i odstawić na kilka minut. Taki napar należy pić dwa razy dziennie po dwie łyżeczki. Koszyczki rumianku dostaniemy na Allegro już za niecałe 3 zł. Zioła są naprawdę potężnym narzędziem w walce z katarem siennym, łzawiącymi oczami i innymi objawami alergii. Przyjmując je, nie należy jednak rezygnować z tradycyjnej terapii lekami. Mają one bowiem zazwyczaj działanie wzmacniające.
Naturalne środki, które walczą z alergią i katarem siennym
Bieganie latem powinno stanowić przyjemność. Stanie się tak tylko wtedy, gdy wybierzemy odpowiednie obuwie i odzież, które zapewnią nam maksymalny komfort podczas treningu. To szczególnie ważne, kiedy temperatury są naprawdę wysokie, a my chcemy wykorzystać idealną pogodę i zadbać o naszą kondycję. W związku z tym, kluczowym wydaje się pytanie, jak wybierać odzież do biegania, aby trening był przyjemny. Wybór obuwia czy koszulki wydaje się podstawowym zadaniem. Równie ważny jest jednak wybór spodenek. Nikt przecież w lecie nie biega w dresach. Oto trzy czynniki, na które warto zwrócić uwagę, kupując spodenki do biegania na lato. Najważniejszy jest materiał Wybierając spodenki do biegania, pierwsze, na co musisz zwrócić uwagę, to materiał, z jakiego zostały wykonane. Na rynku dostępne są różne rodzaje takich ubrań. Szyte są z różnych tkanin, dlaczego zawsze czytaj metki przed dokonaniem zakupu. Na wakacyjne treningi lepiej nie wybierać bawełny ani sztucznych, nie oddychających materiałów. Nie odprowadzają one bowiem wilgoci, a często niestety wzmagają pocenie się. Najlepszym, dostępnym w sklepach materiałem na sportową odzież na lato jest poliester. Wybieraj spodenki, które składają się w stu procentach z tej tkaniny. Idealnie odprowadza ona wilgoć na zewnątrz, dzięki czemu ubranie nie przykleja się do ciała, skóra oddycha i nie odparza się. Spodenki z poliestru to najlepszy wybór. Luz-blues czyli komfort i wygoda Jeżeli cenisz sobie komfort i wygodę, nie wybieraj raczej bardzo obcisłych i dopasowanych modeli spodenek. Wybierz te trochę luźniejsze, które zapewniają dodatkowy dostęp powietrza. Spodenki powinny odstawać od ciała, aby nie dawać efektu, przez który będziemy czuli się jak w bandażu. Niezależnie od długości, wybieraj modele luźniejsze, z szerszymi nogawkami. Takie rodzaje spodenek często zawierają też dodatkową siateczkę na wewnętrznej stronie. Wspomaga ona odprowadzanie wilgoci, zapobiega przyklejaniu się materiału do ciała i zabezpiecza dostęp powietrza do skóry. Dobrze jest wybrać model w nią wyposażony. Nawet jeżeli producent napisał na etykiecie, że spodenki przeznaczone są na treningi sportowe, ale nie mają siateczki, a jedynie uszyte są z gładkiego, śliskiego materiału, nie jest to najlepszy wybór. Szukaj dalej i wybierz coś, co spełnia wszystkie standardy. Cena i jakość muszą iść w parze Zawsze zwracaj uwagę zarówno na cenę, jak i jakość produktu. Nie wybieraj spodenek najtańszych, ponieważ zazwyczaj szybko ulegają one zniszczeniu, wycierają się i zużywają. Nie warto też jednak kupować modeli najdroższych. Najdroższy nie znaczy najlepszy, dlatego nie ma powodu, żeby niepotrzebnie przepłacać. Za niższą cenę możesz kupić równie dobry produkt. Przy kupnie odzieży sportowej kieruj się jednak głównie jakością. Wybierając ubranie, zawsze sprawdzaj rodzaj materiału, dobierz odpowiedni rozmiar, a także sprawdź sposób szycia. Jeżeli już przed zakupem zauważysz wystające nitki, prujące się szwy czy drobne dziurki w materialne, powinieneś poważnie się zastanowić, czy ten model warty jest twoich pieniędzy. Jeżeli jeszcze przed zakupem widoczne są mankamenty, istnieje prawdopodobieństwo, że w czasie użytkowania szybko pojawiają się większe problemy. A przecież chcemy mieć dobre sportowe spodenki, które nie rozchodzą się w szwach i nie mają dziur po pierwszym praniu. Pamiętaj, że nawet najdrobniejsze otworki tkaniny powiększają się podczas noszenia i prania. Kupuj tylko produkty w nienagannym stanie, idealnie pasujące do twojej sylwetki.Niezależnie od tego, czy kupujesz krótkie spodenki, czy szorty do kolan, zawsze zwracaj uwagę, żeby wybrane przez ciebie ubrania spełniały twoje wymagania. Wybierz dobry, oddychający materiał, a jednocześnie sprawdzaj stan produktu, jakość jego wykonania, a także nie daj się namówić na zbyt drogie produkty. Czasem lepiej poszukać dłużej idealnych, sportowych spodenek, niż kupić takie, z których nie będziemy zadowoleni. Kierując się tymi trzema aspektami, możesz być pewien, że dokonasz właściwego wyboru. Zatem śmiało, kup swoje idealne spodenki do biegania na lato i ciesz się aktywnością fizyczną nawet w największe upały.
Spodenki do biegania na lato
Kuba to ostatnio bardzo modny kierunek podróży. W literaturze i filmie wyspa ukazana jest z fascynującej perspektywy. W tym miejscu rozgrywają się fikcyjne i fantastyczne historie, które urzekają. Również reportażyści czerpią inspiracje z trudnej, ale i wspaniałej historii kraju oraz jego mieszkańców. Zainteresowani tematem? Czytajcie dalej. Każda z wymienionych poniżej książek w kilka chwil przeniesie Was na egzotyczną, karaibską wyspę. Okiem powieściopisarzy Na fali zainteresowania Kubą niedawno pojawiły się dwie interesujące powieści. Fabuły osadzone są w okresie przemian społecznych i politycznych, które (w mniejszym lub większym stopniu) zmieniają życie bohaterów. W „Bogu nie mieszkającym w Hawanie” Yasmina Khadry poznajemy śpiewaka Don Fuego – gwiazdę hawańskiej sceny – który w wyniku zmian z dnia na dzień zostaje bezrobotnym. Mężczyzna snuje się ulicami miasta, nie mogąc odnaleźć się w nowej sytuacji. Lata młodości dawno ma już za sobą, a rodzinne szczęście poświęcił dla kariery. Gdy stracił wszystko, nagle na jego drodze pojawia się młoda i piękna kobieta. Tak zaczyna się szaleńcza miłość, druga młodość, nostalgiczna opowieść oraz urzekająca przygoda. Drugą nowością na rynku wydawniczym jest romans „Wstąp do El Encanto” Susany López Rubio. I tym razem na tle kubańskiego krajobrazu rozkwitnie miłość. Młody emigrant z Asturii zakochuje się w żonie hawańskiego członka mafii. Gorące i zakazane uczucie przyniesie wiele emocji, jak i niebezpieczeństw. Autorka w romantyczną (ale wcale nie przesłodzoną) fabułę sprawnie wplata kubańską egzotykę, sporo humoru i ciekawych obserwacji. Okiem reportażystów Trzydziestoletnia wędrówka ulicami stolicy Kuby zaowocowała powstaniem reportażu „Hawana. Podzwrotnikowe delirium”. Mark Kurlansky rusza śladami Greena, wpada tam, gdzie bywał Hemingway, zagląda do lokali-legend, opowiada o mieście czarującym i romantycznym, ale nie skupia się jedynie na tym, co w tym miejscu jest piękne, pozytywne, pełne słońca. Wraz z dziennikarzem prześledzimy czarne punkty historii, które odcisnęły piętno na miejscach i ludziach. Pesymistyczny obraz Kuby wyłania się ze zbioru „Diabeł umiera w Hawanie” Macieja Stasińskiego. Znajdują się tu przedruki artykułów i wywiadów publikowanych w Gazecie Wyborczej. W krótkich formach dziennikarz opowiada o reżimie Castro i o polityce kraju. Mniej uwagi poświęca zaś życiu zwykłych mieszkańców. O zwykłych ludziach opowiada Krzysztof Jacek Hinz w reportażu „Kuba. Syndrom wyspy”. Tam poczytacie nie tylko o rewolucji czy zawirowaniach politycznych, ale i codzienności mieszkańców wyspy. Dzięki lekkiemu, gawędziarskiemu stylowi autora, książkę czyta się znakomicie. Okiem podróżniczki Na koniec coś całkiem lekkiego. „Blondynka na Kubie” Beaty Pawlikowskiej to jedna z tych książek podróżniczki, w której informacji jest więcej niż moralizatorstwa, egzaltacji i przegadanych akapitów o niczym, dzięki temu można dowiedzieć się więcej na temat kubańskiej rzeczywistości. Do niektórych teorii Pawlikowskiej trzeba podejść z dystansem, poza tym pojawią się ciekawe fakty i anegdoty. Jeżeli uda się wam znaleźć wydanie niekieszonkowe, znajdziecie w nim mnóstwo ciekawych fotografii. Intrygująca, ciekawa, barwna, pełna kontrastów. Jaka jest Kuba? Myślę, że w tych książkach znajdziecie odpowiedź.
6 książek, które przeniosą cię na Kubę
Odkryte plecy są doskonałym rozwiązaniem na lato – ubrania, które pokazują tę część ciała, są kobiece, zmysłowe, a także idealne na wysokie temperatury. Sukienki z wyciętymi plecami to prawdziwy hit tych wakacji – jakie i jak je nosić, aby wyglądać modnie i atrakcyjnie? Gdy temperatura rośnie, automatycznie chcemy odkryć jak najwięcej ciała – aby się opalić, pochwalić zgrabną sylwetką, nasycić witaminą D i cieszyć się piękną pogodą. Sukienki z wycięciami są także nie tylko modne, ale też przewiewne. Jednak często obawiamy się, że zbytnie odkrywanie się nie będzie dobrze widziane, np. w miejscu pracy. Jak zatem to robić, aby nie pokazywać za dużo i wyglądać kobieco i elegancko? Z pomocą przyjdą niezwykle modne w tym sezonie dekolty z tyłu. Postaw na biel Białe ubrania to prawdziwy hit lata. Biały total look wygląda modnie, nowocześnie, a co najważniejsze, jest doskonałym rozwiązaniem na słoneczne, upalne dni. Biała sukienka z odkrytymi plecami będzie świetnie wyglądać z lekkimi, białymi sandałkami i delikatnym, naturalnym makijażem. Możemy postawić na kolorowe, najlepiej pastelowe dodatki – ożywią stylizację i dodadzą jej dziewczęcego uroku. Wakacyjny luz w wymiarze maxi Boho to jeden z najsilniejszych trendów 2016 roku. Dlatego niezwykle modnym rozwiązaniem jest postawienie na maxi sukienkę z wyciętymi plecami – podkreśli wakacyjny luz, a jej długość sprawi, że nie będziemy wyglądały na zbyt odkryte. Do takiej sukienki pasują wygodne, sznurowane sandałki i torebka-worek na długim pasku. Na sportowo Lato sprzyja wygodzie – dlatego warto postawić na lekkie sukienki z miękkiej dzianiny. Dresowa sukienka może być rozkloszowana albo obcisła. Do takiego modelu pasuje niemalże wszystko – możemy postawić na buty w sportowym stylu, jak również na wiązane sandałki z pomponami. Plecy z pazurem Odkryte plecy to dobre rozwiązanie na letni wieczór, zwłaszcza jeśli chcemy założyć bandażową sukienkę. Dekolt z tyłu jest mniej oczywisty niż klasyczny i sprawia, że wyglądamy elegancko, a nie wyzywająco. Warto pamiętać, że przy takiej sukience dobrze postawić na wysokie upięcia – aby nie zakrywać pleców. Sprawdzi się także oryginalna biżuteria, np. długi łańcuszek opierający się na tylnym dekolcie. Minimalizm wciąż w modzie Jeśli jesteśmy zwolenniczkami gładkich, pozbawionych ozdób ubrań, to prosta sukienka z wycięciami będzie doskonałym rozwiązaniem. Minimalistyczna, pastelowa sukienka z odkrytymi plecami nie wymaga żadnych ozdób – możemy jedynie dodać wygodne szpilki, prostą torebkę w neutralnym kolorze i nowoczesny, elegancki zestaw gotowy. Bielizna na odpowiednim miejscu Sukienki z wyciętymi plecami mogą przysporzyć nie lada wyzwania – jaki założyć do nich stanik, aby jego tył nie przebiegał nam przez środek odkrytych pleców? Nie każda z nas może pozwolić sobie na wyjście z domu bez biustonosza – panie o większym biuście potrzebują wsparcia, a dużo osób nie czuje się komfortowo bez bielizny. Na szczęście istnieje wiele opcji, gdy w grę wchodzą nietypowe dekolty. Przy wyciętych plecach sprawdzą się biustonosze o obniżonym zapięciu, a także specjalne modele do odkrytych pleców. Możemy też wykorzystać staniki samonośne – silikonowe albo materiałowe. Sukienka letnia, czyli lekka i zwiewna Sukienka na lato powinna być przewiewna i lekka. Najlepiej, aby wykonana była z przyjemnego dla skóry materiału, który sprawi, że nie będziemy się pocić – warto zatem zwracać uwagę na metki. Raczej nie wybierajmy ubrań z poliestru, ponieważ takie tkaniny nie przepuszczają powietrza i nie pozwalają naszej skórze oddychać.
Hit lata – sukienki z wyciętymi plecami
Organizujesz przestrzeń w mieszkaniu, ale niestety masz problem z uporządkowaniem gazet? A może po prostu posiadasz wiele czasopism, które mimo przeczytania od A do Z chcesz pozostawić? Jedno jest pewne, potrzebujesz ciekawych sposobów na ich przechowywanie. Podpowiadamy które z nich warto zastosować we własnym mieszkaniu. Choć w dzisiejszych czasach wszystkie treści dostępne są w Internecie, to jednak są osoby, które nie wyobrażają sobie dnia od porannej lektury czasopism i gazet. W takim przypadku niezbędne okażą się ciekawe i kreatywne rozwiązania do ich przechowywania. Poniżej kilka pomysłów, które warto wykorzystać we własnym wnętrzu. Organizacja magazynów i gazet Rynek oferuje wiele produktów spełniających powyższe założenia. Nie tylko są one praktyczne, ale także designerskie i wpasowujące się w każdy styl, jaki panuje w mieszkaniu. Zanim jednak podejmiemy ostateczną decyzję, warto zapoznać się z oryginalnymi alternatywami dla tych tradycyjnych modeli. 1. Pudełka Najprostszym i najczęściej stosowanym pomysłem na przechowywanie gazet i czasopism jest umieszczenie ich w pudełkach. Mogą być one wykonane z kartonu lub plastiku, ale nie tylko. Jeśli zależy nam na tym, aby nie zostały schowane, a wręcz przeciwnie, umieszczone w widocznym miejscu w pokoju, wtedy warto zainwestować w modele bardziej ozdobne. Dzięki temu dopasujemy je do stylu, jaki panuje we wnętrzu. 2. Stojak montowany do ściany Kolejnym rozwiązaniem jest zamontowanie specjalnego stojaka do ściany. Nie tylko spełnia on praktyczną funkcję, ale przede wszystkim ozdobną. Z uwagi na swój nowoczesny design może być umieszczony tak naprawdę w każdym pomieszczeniu. 3. Regał Nie sposób nie wspomnieć o tradycyjnym regale. Warto jednak pamiętać, że niektóre czasopisma są stosunkowo ciężkie, dlatego regał musi być do nich odpowiednio przystosowany. Pod żadnym pozorem nie należy inwestować w produkt z płyt wiórowych. W tym przypadku nie będą mogły spełnić założonych wymagań. 4. Segregator Oczywiście zawsze można postawić na klasyczny segregator, który pomieści wszystkie czasopisma. Jego zaletą jest rozmiar, ponieważ nie zajmuje dużo miejsca. Może być schowany w szafie lub też umieszczony w widocznym miejscu, np. na biurku w gabinecie. 5. Wiszący gazetnik A co powiesz na gazetnik, który może być zamontowany wszędzie, niemal w każdym pomieszczeniu? Wiszący model to wspaniała alternatywa dla wszystkich tych, którzy cenią sobie praktyczne rozwiązania. Gazetnik można umieścić na każdej ścianie lub też z boku szafek. Dzięki temu nie rzuca się w oczy, ale zawsze jest pod ręką. 6. Stolik kawowy ze specjalną półką Szukasz sposobu na przechowywanie gazet, ale mimo to, zawsze chcesz mieć je blisko siebie? Jeśli tak to warto zakupić stolik kawowy, który posiada specjalną półkę na przegląd prasy. Czy może być lepsza opcja do wyboru, niż zasiadanie do lektury bez zbędnego przemieszczania? 7. Stos gazet Przechowywanie gazet wcale nie musi oznaczać zakupu konkretnego produktu, który spełni te wymagania. Ciekawym pomysłem jest ich ułożenie. Zawsze możemy postawić na oryginalność i ułożyć stos gazet w taki sposób, aby one same tworzyły wysoką wieżę, na której z powodzeniem będziemy układać inne gadżety. 8. Szuflada pod łóżkiem Posiadasz łóżko z szufladami, ale nie masz pomysłu na to, co się tam może znaleźć? Oprócz standardowych pościeli, kołdry czy poduszek warto ulokować w nich czasopisma i gazety. Wygodne łóżko i gazeta w dłoni – czego chcieć więcej? 9. Klasyczny gazetnik Nie każdy jest fanem nowoczesnych rozwiązań, dlatego na rynku dostępne są klasyczne rozwiązania, takie jak standardowy gazetnik. Każdy zapewne nie raz się z nim spotkał. Jego zaletą jest fakt, że pasuje do każdego wnętrza i nie zajmuje dużej przestrzeni. 10. Stojak z liter Ostatnią propozycją przechowywania gazet jest ułożenie ich w wyznaczonym przez nas miejscu i otoczenie stojącymi literami. W ostatnim czasie zyskują coraz to większą popularność, a rynek oferuje ich niezliczoną ilość.Jeśli już zdecydowaliśmy się na któryś z wyżej wymienionych sposobów pamiętajmy, że na tym nie koniec. Kolejnym krokiem jest odpowiednia segregacja. Warto zatem uporządkować czasopisma według konkretnego schematu, między innymi wedle dat lub nazw. Dzięki temu będziemy w stanie w szybkim czasie odnaleźć konkretną gazetą.
10 sposobów na przechowywanie gazet
Opony samochodów osobowych, mimo iż odporne na ścieranie i zużycie, nadal pozostają stosunkowo wrażliwe na uszkodzenia mechaniczne powstające w wyniku najechania na krawężnik czy dziurę. Często w takich wypadkach uszkodzona zostaje również kosztowna felga. Producenci ogumienia znaleźli jednak rozwiązanie tego problemu – to opony z rantem ochronnym. Czy warto w nie zainwestować? W trakcie eksploatacji, zwłaszcza w mieście, koła samochodu są narażone na rozmaite uszkodzenia. Krawężniki, studzienki kanalizacyjne czy wyrwy w jezdni stanowią spore zagrożenie dla opony oraz felgi. Wiedzą o tym aż za dobrze kierowcy, którzy posiadają felgi aluminiowe w większym rozmiarze. Im większa średnica felgi, tym niższy profil opony, a więc tym mniej gumy znajduje się między nawierzchnią a felgą. W związku z tym są one bardziej narażone na przypadkowe uszkodzenie. Ponadto często zdarza się, że felga wystaje poza obrys opony, a stąd już niedaleka droga do przytarcia felgi w wyniku chwili nieuwagi. Co to jest rant ochronny w oponie? Problem uszkodzeń ogumienia i felg okazał się na tyle powszechny, że producenci opon w przypadku niższych profili zaczęli oferować modele z tzw. rantem ochronnym. Ten swoisty system zabezpieczenia felgi i opony przed uszkodzeniem mechanicznym jest realizowany w różny sposób, jednak efekt jego zastosowania sprowadza się do wzmocnienia konstrukcji opony i ochrony felgi. Najczęściej rant ochronny opony stosowany jest w oponach o profilu niższym niż 55, chociaż nie jest to zasadą. Faktem jest jednak, że opony o wyższym profilu, a więc zazwyczaj w mniejszym rozmiarze, już same w sobie zapewniają feldze odpowiednie zabezpieczenie, ponieważ ścianki boczne wystają poza obrys felgi, a wysoki profil zapewnia odpowiedni bufor bezpieczeństwa dla felgi. Ponadto często zakładane są na tańsze felgi stalowe, w przypadku których rant ochronny utrudniłby montaż kołpaka. Rant ochronny w oponie może występować pod różnymi postaciami. Często opony tego typu wyróżniają się bardziej masywną i rozbudowaną stopką, obejmującą kołnierz felgi, pogrubieniem na ściankach bocznych lub innymi rozwiązaniami sprowadzającymi się do wzmocnienia bocznych elementów opony. Zazwyczaj modele opon z rantem ochronnym posiadają specjalne, literowe oznaczenie na ściance bocznej i znajdują się w ofercie producentów klasy premium, jak Michelin, Goodyear, Dunlop, Continental czy Pirelli. W zależności od producenta oznaczenia będą się różnić. Wśród najpopularniejszych producentów ogumienia stosowane są następujące oznaczenia rantu ochronnego: Goodyear – RFP lub FP. Continental – FR. Dunlop – MFS. Michelin, Bridgestone, Pirelli – nie stosują oznaczeń. Zobacz też: Płacimy za jakość – dlaczego warto kupić opony premium? Czy warto inwestować w opony z rantem ochronnym? Należy zacząć od tego, że – według opinii wielu kierowców – rant ochronny to nie tylko wymysł działów marketingu koncernów oponiarskich. Ogumienie tego typu faktycznie potrafi skutecznie ochronić felgę oraz jest bardziej odporne na uszkodzenia w zetknięciu z krawężnikiem czy dziurą. Oczywiście rant nie uratuje opony ani felgi we wszystkich przypadkach, jednak z pewnością zapewni lepszą ochronę niż modele opon pozbawione tego rozwiązania. Tak jak wspomnieliśmy, na opony z rantem ochronnym powinni zdecydować się kierowcy samochodów na felgach aluminiowych w dużych rozmiarach (powyżej 17 cali i z profilem mniejszym niż 55). W przypadku większych felg rośnie ryzyko łatwego ich uszkodzenia, a nawet drobne otarcie może prowadzić do korozji. Inwestycja w oponę z rantem ochronnym z pewnością zminimalizuje stres związany z poruszaniem się po mieście na dużych felgach.
Opony z rantem ochronnym – czy warto?
Kolacja wigilijna i obiad w dniu Bożego Narodzenia to okazje do spotkania w rodzinnym gronie, podczas których każdy domownik powinien prezentować się nienagannie. Uroczysty strój podkreśla bowiem rangę tych zimowych świąt. Jak na okoliczność tych dwóch spotkań przy stole powinien ubrać się mężczyzna, który chce zrezygnować z garnituru? Garnitur idealny – jak wybrać? Dobrze dobrany do sylwetki mężczyzny garnitur to taki, który ukrywa mankamenty figury i podkreśla jej atuty. Co prawda, nawet najlepiej skrojony nie ukryje nadwagi, ale odpowiednio dopasowany pod względem koloru, kroju i detali pozwoli osiągnąć zadowalający efekt. Przykład? Mężczyzna o masywnej budowie ciała powinien wybierać modele w ciemnych kolorach, w delikatne pionowe linie. W tym przypadku najlepiej sprawdzi się marynarka o szerszych klapach i krawat o regularnej szerokości. Garnitur to najczęściej wybierany przez mężczyznę strój na okoliczność takich uroczystości, jak wesele i bal sylwestrowy. Spodnie i marynarkę zestawia on z koszulą z długim rękawem (gładką lub wzorzystą). Jest to również idealny strój świąteczny dla mężczyzny o konserwatywnych poglądach w kwestii mody oraz tego, który chce kultywować tradycję rodzinną. Boże Narodzenie to okazja, by wprowadzić odrobinę szaleństwa do klasycznego zestawu w postaci dodatków, np. zielonej poszetki lub czerwonego krawata. Świąteczny strój dla mężczyzny Jaki strój na okoliczność Świąt Bożego Narodzenia powinien założyć mężczyzna, który chciałby zrezygnować z eleganckiego garnituru? Oto dwie propozycje męskich stylizacji o różnym stopniu formalności. Klasyczny kardigan zamiast marynarki Święta to czas relaksu, któremu ubiór powinien sprzyjać albo przynajmniej go nie utrudniać. Mężczyzna, który na co dzień nosi garnitury (wymaga tego od niego miejsce pracy), może zdecydować się na zestawienie spodni od garnituru (od 50 zł) z białą koszulą (od 20 zł) i klasycznym kardiganem (od 85 zł). Jest to strój typowy dla współczesnego Włocha, który dobrze eksponuje koszulę i krawat. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Sweter to świetna alternatywa dla marynarki, koszula zaś nie musi być elegancka i garniturowa. Można zdecydować się na tę wykonaną z nieco mniej formalnej tkaniny, np. bawełny. Spodnie i kardigan to odpowiedni zestaw na spotkania w gronie bliskiej rodziny, które odbywają się w luźnej atmosferze. Kolorystyka? Najlepiej sprawdzi się klasyka, warto zatem pozostać w tonacji szarości i granatu. Czarne jeansy zamiast spodni garniturowych Kolejny zestaw to przykład złotego środka między elegancją a zestawieniem casualowym. Składają się na niego klasyczne czarne spodnie jeansowe z prostą lub zwężaną nogawką (od 40 zł), biała koszula z kołnierzykiem na guziki (wpuszczona w spodnie) oraz marynarka w jednym z odcieni granatu (od 40 zł). Choć konserwatyści odrzucają takie połączenie, uznając je za daleko posunięty eklektyzm (jeansy to spodnie o rodowodzie roboczym), to wybór tego stroju na pewno nie wiąże się z modowym faux pas. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Uwaga! Jeansy muszą być czyste, wyprasowane i bez wypchanych kolan. W przypadku tej stylizacji mężczyzna może zrezygnować z marynarki od garnituru na rzecz jej mniej formalnej wersji, którą niektórzy nazywają sportową – różni się od eleganckiej wersji m.in. tkaniną (może być wykonana z tweedu, bawełny, dzianiny) i detalami (może mieć łaty na łokciach, guziki w kolorze kontrastującym z odcieniem marynarki). Świąteczny strój powinien przede wszystkim zapewniać komfort noszenia. Jeśli mężczyzna dobrze czuje się w garniturze, nie musi z niego rezygnować, jeżeli nie – może zdecydować się na mniej formalną stylizację.
Co zamiast garnituru? Świąteczny strój dla niego
Próchnica zębów mlecznych, tzw. próchnica wczesnego dzieciństwa, to bardzo powszechny i poważny problem. Niejednokrotnie jest on ignorowany, zarówno przez stomatologów, jak i rodziców obawiających się, że ich dziecko będzie cierpiało w trakcie ewentualnego leczenia stomatologicznego lub tkwiących w błędnym przekonaniu, że zębów mlecznych nie trzeba leczyć, gdyż i tak wypadną i zostaną zastąpione zębami stałymi. Wg. statystyk próchnica dotyczy 80% dzieci w naszym kraju. Pochodzenie większości chorób jamy ustnej związane jest z obecnością bakterii oraz z wytwarzanymi przez nie produktami przemiany materii. Profilaktyka tych chorób jest obecnie kluczowym elementem opieki stomatologicznej, przyczynia się do zachowania prawidłowych i funkcjonalnych struktur tkanek jamy ustnej na długie lata, zapewnia pacjentowi komfort życia i wspiera jego zdrowie ogólne, a dodatkowo ogranicza koszty ewentualnego leczenia, Nieleczona próchnica zębów może być przyczyną wielu powikłań, zarówno miejscowych, jak i ogólnoustrojowych. U osób z obniżoną odpornością nieleczone infekcje okołozębowe mogą prowadzić do ciężkich powikłań, jakimi są m.in. zapalenie wsierdzia czy posocznica (sepsa). Poza tym, choć rzadko się o tym mówi, próchnica zębów jest główną przyczyną nabytych wad zgryzu oraz wad wymowy, przedwczesnej utraty uzębienia, zaburzeń odżywiania, a także problemów natury psychospołecznej. Z tego też względu leczenie próchnicy w okresie uzębienia mlecznego jest wyjątkowo ważne i nie należy go bagatelizować. Niestety, tylko kilkanaście procent dzieci mających uzębienie mleczne, jest poddawanych co roku leczeniu próchnicy. „Guideline on infant oral health care” stanowi zbiór zaleceń American Academy of Pediatric Dentistry dotyczących metod zachowania zdrowia jamy ustnej u małych dzieci. Podkreślono w nich znaczenie czynnego udziału rodziców lub opiekunów oraz personelu sprawującego ogólnomedyczną opiekę nad dzieckiem w profilaktyce choroby próchnicowej. W dokumencie zwrócono uwagę na rolę utrzymania zdrowia jamy ustnej rodziców w zapobieganiu próchnicy wczesnego dzieciństwa (PWD) u ich potomstwa, którą definiuje się jako obecność co najmniej jednego zęba objętego próchnicą, usunięcie co najmniej jednego zęba z powodu próchnicy lub co najmniej jedno wypełnienie u dziecka w wieku powyżej 6 lat. Jak dbać o higienę jamy ustnej u dzieci? Instruktaż higieny jamy ustnej jest niezbędny do tego, by pacjenci opanowali technikę usuwania płytki nazębnej. Cel ten wymaga zaangażowania zarówno lekarza, jak i pacjenta. Zadaniem lekarza jest proste i zrozumiałe przedstawienie zaleceń, podkreślenie ogromnej wagi utrzymania higieny jamy ustnej technikami domowymi oraz odpowiednia motywacja i monitorowanie postępów. Pamiętajmy, że lat zaniedbań higieny jamy ustnej nie da się zmienić jednorazową rozmową instruktażową. Konieczne jest monitorowanie starań pacjenta i wspieranie go nawet przez kilka miesięcy, zanim nowe czynności staną się nawykiem. Podstawowymi elementami profilaktyki domowej są szczoteczka, pasta oraz nić dentystyczna. Mimo szerokiego dostępu do środków do higieny jamy ustnej na rynku, często są one stosowane niewłaściwie. Dlatego nie należy zakładać, że pacjent zna zasady stosowania przyborów dentystycznych. Trzeba mówić o rzeczach nawet najbardziej oczywistych i podstawowych, takich jak metody szczotkowania czy sposób trzymania nici dentystycznej, a także o czasie i częstości szczotkowania. Podstawowe zasady higieny jamy ustnej u małych dzieci: Od momentu wyrżnięcia zęby należy szczotkować dwa razy dziennie (koniecznie wieczorem po posiłku, ze względu na zmniejszone wydzielanie śliny w nocy i zaleganie resztek pokarmowych, co prowadzi gwałtownego rozwoju próchnicy). Należy używać szczoteczki o średniej twardości, dopasowanej wielkością do wieku dziecka z użyciem pasty z fluorem. U dzieci z grupy umiarkowanego lub dużego ryzyka próchnicy powyżej 2. roku życia zaleca się stosowanie małej ilości pasty z zawartością 1000 ppm fluoru (tzw. Maźnięcie szczoteczki – posmarowanie tylko końcówek włókien). U dzieci w wieku 2-5 lat ilość używanej do mycia pasty powinna odpowiadać wielkości ziarna groszku. Stosowanie profilaktyki fluorkowej zależy od zawartości fluoru w wodzie pitnej i nie jest zalecane u dzieci powyżej 3. roku życia mieszkających na terenach, na których w 1 litrze wody pitnej znajduje się >0,3 mg fluoru (dane dotyczące zawartości fluoru są dostępne w regionalnych stacjach sanitarno-epidemiologicznych). U dzieci powyżej 6. roku życia w domu nie stosuje się środków profilaktycznych o dużym stężeniu fluoru. Jedynymi dostępnymi preparatami są lakiery fluorkowe do stosowania wyłącznie w gabinetach stomatologicznych pod nadzorem lekarza dentysty. Jak zapobiegać próchnicy? Warto nadmienić, że specjaliści, wśród przyczyn złego stanu zdrowia jamy ustnej, wymieniają m.in. złe nawyki żywieniowe małych dzieci. Nie należy usypiać dzieci, karmiąc piersią, czy zostawiając z butelką w jamie ustnej. Można to robić w ciągu dnia. Starsze dzieci nie powinny także otrzymywać co dwie godziny produktów kariogennych, czyli takich, które sprzyjają próchnicy. Należą do nich te, które zawierają dużo węglowodanów, np. rodzynki, pączki, sucharki, chipsy. Po spożyciu pokarmu, który zawiera cukier, przez około 40 minut trwają procesy próchnicowe. Jeżeli zjemy pokarm skrobiowy, na przykład ciastko, które zawiera jeszcze sacharozę, to te procesy – ze względu na dłuższą retencję pokarmu w jamie ustnej – będą trwały około 2 godz., a nawet 2,5 godz. Podsumowując, lekarz pediatra, ze względu na częsty kontakt z rodzicami i dzieckiem w pierwszym okresie jego życia, powinien przekazać rodzicom informacje o zakaźnym charakterze choroby próchnicowej i podkreślić, że można zapobiec jej powstawaniu, oraz zachęcić do skorzystania z profesjonalnej porady w gabinecie stomatologicznym, gdzie lekarz dentysta ma możliwość przeprowadzenia kompleksowego badania rodziców i dziecka oraz opracowania na jego podstawie indywidualnego planu profilaktyki i leczenia w zależności od istniejących potrzeb.
Próchnica zębów mlecznych – jak sobie z nią radzić?
Każdy z nas marzy o pięknej, szczupłej sylwetce. Nie wszyscy jednak jesteśmy w stanie przez kilka tygodni żyć na drakońskiej diecie, czy to ze względu na problemy zdrowotne, czy też z powodu słabej woli. Dla tych z nas, dla których niejedzenie tłustego mięsa lub zadowalanie się kilkoma jabłkami dziennie to zbyt duże wyrzeczenie, przeznaczone są napoje, dzięki którym nasz metabolizm przyspieszy, a co za tym idzie – zaczniemy tracić nadprogramowe kilogramy. Które z napojów mają takie działanie na naszą sylwetkę? Zielona herbata O jej odchudzających właściwościach wie już z pewnością każdy z nas. Zielona herbata swoje działanie zawdzięcza ukrytym w niej składnikom. Dzięki związkom polifenolowym wolne rodniki są niwelowane z naszego organizmu, dzięki czemu spowalnia się proces starzenia skóry. Oprócz działania odmładzającego zielona herbata pomaga także zredukować i ustabilizować masę ciała. Regularne picie zielonego naparu powoduje, że nawet po zjedzeniu ciężkiej potrawy tłuszcz nie będzie odkładał się w naszym ciele w postaci nieestetycznych fałdek na brzuchu czy dodatkowych centymetrów w biodrach. Wykonane do tej pory badania pokazały, że zielona herbata jest w stanie zmniejszyć ilość tkanki tłuszczowej w naszym organizmie nawet o 50%. Czerwona herbata Tę czerwoną siostrę zielonej herbaty tytułuje się najlepszym reduktorem tkanki tłuszczowej. Nie wszyscy polubią jej charakterystyczny smak, jednak powinniśmy wypijać filiżankę tego czerwonego naparu po każdym ciężkostrawnym posiłku. Herbata pu-erh wspomaga trawienie i zapobiega powstawaniu problemów gastrologicznych, takich jak wzdęcia. Nie tylko zapobiega powstawaniu tłuszczu w naszych komórkach, ale także walczy z tym, który już w nich zalega. Liczne badania potwierdziły, że osoby regularnie pijące tę herbatę w ciągu jednego miesiąca straciły średnio 5 kilogramów. Takie właściwości pu-erh zawdzięcza zawartej w niej taninie, która pobudza wydzielanie żółci i soków trawiennych w żołądku, przez co pożywienie nie zalega w układzie pokarmowym. Młody jęczmień Zielony, młody jęczmień – zeszłoroczny hit w kuchniach wielu dbających o zdrowie Polaków – oprócz właściwości przeciwzapalnych, przeciwwirusowych i przeciwnowotworowych ma także potwierdzone naukowo działanie odchudzające. Ze względu na wysokie stężenie błonnika jest polecany osobom, których największą zmorą są problemy trawienne. Zielony jęczmień ułatwia trawienie oraz zapewnia uczucie sytości na długi czas dzięki temu, że opóźnia proces całkowitego opróżniania żołądka. Nie czujemy wtedy charakterystycznego uczucia ssania. Osoby, które brały udział w licznych badaniach zielonego jęczmienia, potwierdzają, że jego regularne stosowanie poprawia pracę układu pokarmowego i pomaga redukować masę ciała. Warto jednak zwracać uwagę na skład wybieranego przez nas jęczmienia, ponieważ łatwo narazić się na kupno taniej, chińskiej podróbki. Czarna kawa Wielu z nas z pewnością będzie zaskoczonych, ale czarna kawa może wspomagać nasze odchudzanie. Oczywiście znajdą się wśród nas przeciwnicy kawy, którzy zarzucą jej negatywne działanie dla naszego organizmu, jednak z pewnością nie zaprzeczą, że niektóre z substancji w niej zawartych pozwalają spalić nagromadzony tłuszcz. Oczywiście, odchudzające właściwości ma tylko kawa bez tłustej śmietanki i kilku kostek cukru. To właśnie tym dodatkom zawdzięczamy kilka dodatkowych centymetrów tu i ówdzie. Pamiętajmy jednak, że zbyt częste picie dużych ilości kawy może mieć zgubne skutki dla naszego ciała, dlatego nie wypijajmy więcej niż 3–4 filiżanki dziennie. Woda kokosowa Podobnie jak młody jęczmień, tak i woda kokosowa jest ostatnio nowym, naturalnym hitem na odchudzanie. Często bywa mylona z tłustym mleczkiem kokosowym, a jest jednym z najmniej kalorycznych napojów. W 100 ml znajduje się jedynie 19–25 kcal. Dzięki temu i innym właściwościom nawadniającym jest polecana zwłaszcza sportowcom, którym zastępuje napoje izotoniczne. Dowiedziono, że woda kokosowa pomaga też osobom cierpiącym na długotrwałe zaparcia, ponieważ pobudza metabolizm i działa oczyszczająco, pozbywając się toksyn z organizmu. Dzięki temu, że usuwa zbędne substancje nagromadzone w naszych organizmach, pomaga szybciej spalać tłuszcz. Potwierdzają to liczne gwiazdy Hollywood, które wodę kokosową na stałe włączyły już do swoich zdrowych diet. Warto pamiętać, że kilogramy tak jak nie przyszły, tak i nie znikną same. Oczywiście, picie herbat, kawy czy wody kokosowej może wspomóc naszą walkę z dodatkowymi kilogramami, jednak nie zdziałają one nic bez aktywności fizycznej. Jeśli więc chcemy zgubić przed latem kilka centymetrów, postawmy przede wszystkim na sport i wspomagajmy jego działanie odpowiednimi napojami.
Napoje, które pomogą zrzucić wagę
Olejek ylang-ylang znalazł zastosowanie w medycynie, aromaterapii, a przede wszystkim w kosmetyce. Jego właściwości antyseptyczne, pielęgnujące oraz uspokajające sprawiają, że idealnie poradzi sobie z twoją skórą, włosami czy po prostu gorszym nastrojem. Poznaj wszystkie zalety olejku ylang-ylang! Olejek ylang-ylang ma aromatyczny, bardzo przyjemny, kwiatowo-korzenny zapach. Otrzymuje się go w procesie destylacji świeżych kwiatów z drzewa cananga odorata. Roślina rośnie na deszczowych wyspach Pacyfiku, Polinezji, w Indonezji, na Jawie, Sumatrze oraz Filipinach. Płatki kwiatów ylang-ylang w Indonezji rozrzucane są na łożu nowożeńców, ponieważ wierzy się, że są silnym afrodyzjakiem. W Europie na szczególną uwagę zasługują właściwości pielęgnacyjne i zdrowotne, o których przeczytasz poniżej. Aromatyczne seanse z olejkiem ylang-ylang dla ukojenia zmysłów Udowodniono, że olejek ylang-ylang wzmacnia układ nerwowy, łagodzi napięcie i niweluje stres. To dlatego bardzo chętnie wykorzystywany jest w aromaterapii. Niezwykle delikatny zapach cudownie relaksuje i odpręża. Olejek stosowany jest również w leczeniu depresji i stanów lękowych. Pachnące seanse z ylang-ylang poprawiają samopoczucie i humor. Można kilka kropli dodać do kominka zapachowego i podgrzać olejek płomieniem świec, jak również użyć go do kąpieli bądź połączyć z oliwką i wykonać klasyczny masaż ciała. Pary, które mają problemy ze zbliżeniami, mogą wykorzystać afrodyzjakalne właściwości ylang-ylang. Aromatyczny zapach może podnieść libido, pobudza zmysły, rozluźnia ciało oraz umysł. Olejek ylang-ylang do pielęgnacji skóry Ylang-ylang znany jest przede wszystkim ze swoich właściwości antyseptycznych. Stosuje się go w pielęgnacji cery tłustej, trądzikowej i mieszanej. Olejek pomaga regulować ilość wytwarzanego przed skórę sebum, przyspiesza gojenie się ran i koryguje blizny. Regularne stosowanie olejku odżywia cerę i sprawia, że twarz jest zadbana i bardziej jędrna. Ylang-ylang likwiduje dodatkowo drobne przebarwienia i doskonale tonizuje skórę. Niektórzy stosują go na otarcia, skaleczenia i zadrapania, wsmarowując olejek w naskórek, a wszystko za sprawą jego antybakteryjnych właściwości. Kosmetyki z olejkiem ylang-ylang zapobiegają przedostawaniu się bakterii i mikrobów do skóry. Olejek ylang-ylang w pielęgnacji włosów i paznokci Zmagasz się z przetłuszczającymi się włosami, łupieżem lub swędzącą skórą głowy? Olejek ylang-ylang może okazać się idealnym remedium na te problemy. Można go stosować bezpośrednio na skórę ale po uprzednim rozcieńczeniu, wcierając w skalp, wykonywać pobudzające mikrokrążenie masaże głowy lub robić naturalne wcierki i dodawać do szamponu czy odżywki. Wspomniane wcześniej właściwości antyseptyczne olejku zniwelują stany zapalne i podrażnienia wywołane koloniami grzybów, które powodują łupież. Olejek ylang-ylang dobrze ochrania włosy przed szkodliwym działaniem promieni UVA/UVB, dlatego warto go stosować latem. Olejek wzmocni słabe i zniszczone włosy oraz paznokcie. Możesz bez obaw wmasowywać go w płytkę paznokcia z dodatkiem odżywki lub kremu, aby nawilżyć skórki i wypielęgnować przy okazji dłonie. box:offerCarousel Jak stosować olejek ylang-ylang? Należy pamiętać o tym, że stężonego olejku ylang-ylang nie powinno się nakładać bezpośrednio na skórę bez uprzedniego rozcieńczenia. Najlepiej zmieszać go np. z naturalnym olejem, oliwą bądź wodą i wtedy stosować na ciało - zaleca się stosowanie ok. 2 kropel na jedną aplikację. Olejki eteryczne są wysoce skoncentrowane dlatego większość z nich należy przed użyciem rozrobić. Olejek ylang-ylang typu extra powstaje w wyniku krótkotrwałego procesu destylacji, z najwyższej jakości surowca. Ma znacznie słodszy zapach i więcej estrów oraz fenoli w składzie. Na rynku można dostać również mniej aromatyczne olejki typu I, II oraz III. Do kominka aromaterapeutycznego wlej ok. 10 kropli połączonych z odrobiną wody. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Olejek nakładaj na twarz, wkraplając go do ulubionego serum lub kremu do twarzy, a na włosy stosuj z szamponem lub odżywką bądź zastosuj płukankę. Jeżeli chcesz zanurzyć się w relaksującej kąpieli, użyj około 15-20 kropli. Do masażu wykorzystaj od 2 do 6 kropli oleju, który wcześniej został rozcieńczony w stołowej łyżce np. oleju kokosowego. Olejek ylang-ylang bardzo dobrze komponuje się z również z olejkiem pomarańczowym, bergamotowym, cytrynowym lub grejpfrutowym. Domowa pielęgnacja skóry i włosów lub aromaterapia z użyciem olejku ylang-ylang przywołuje na myśl egzotyczne miejsca, z których pochodzi ten składnik. Koniecznie poznaj ten orientalny zapach i wypróbuj jego właściwości tonizujące, antyseptyczne i nawilżające na własnym ciele.
Olejek ylang-ylang: pielęgnacja włosów i skóry oraz naturalna aromaterapia
Śnieg, który zamienia się w błoto pośniegowe, to poważny problem dla nas i naszych samochodów. Nikt nie lubi tego błota, a przede wszystkim zawartych w nim substancji chemicznych używanych przez drogowców. Wiadomo, że niszczy się w ten sposób powłoka lakieru. Zatem co zrobić, aby ograniczyć przyleganie błota z solą do karoserii? Jakich środków użyć? Każdy posiadacz samochodu wie, że przed zimą trzeba o niego zadbać. Chodzi zarówno o estetykę, jak i ochronę lakieru. Aby pojazd w jak najlepszym stanie przetrwał sezon zimowy, musi być do niego przygotowany. Po pierwsze, dokładne mycie Jeszcze przed nadejściem pierwszych przymrozków warto samochód dokładnie umyć. Jeżeli nie korzystamy z myjni, zaopatrzmy się w dobry szampon do mycia karoserii i sami porządnie wymyjmy każdy element. Należy pozbyć się pozostałości po owadachśrodkami do usuwania owadów, a także zmyć resztki smoły, żywicy czy też asfaltu odpowiednimi preparatami. Ważne jest, aby zabezpieczyć wszelkie ogniska korozji lub ubytki lakieru. Jeżeli widoczne są drobne zarysowania lakieru, można użyćpreparatu do usuwania rys. Pod drugie, woskowanie Tak przygotowaną powłokę lakieru można odpowiednio zabezpieczyć przed zimą. W tej roli świetnie sprawdza się woskowanie. Wosksprawia, że do powierzchni nie przylegają zanieczyszczenia, takie jak błoto pośniegowe. Dzięki temu nasz samochód może pozostać czysty na dłużej. Po nałożeniu wosku łatwiejsze staje się ponadto ponowne mycie karoserii. Przegląd rynku Bardzo dużo interesujących produktów do lakieru oferuje firma K2. Jednym z nich jest syntetyczny wosk w płynie Spectrum. Nadaje on głęboki, lustrzany połysk – wystarczy spryskać powierzchnię, a następnie przetrzeć ją szmatką. Bardzo łatwo się poleruje i nie pozostawia białych smug. Nadaje się do lakierów wszystkich typów. Można go stosować na rozgrzaną powierzchnię. Ma tysiące zastosowań, a dodatkowo przyjemny aromat, który zachowują czyszczone elementy. Cena butelki o pojemności 700 ml wynosi około 20 zł. Kolejny produkt firmy K2 wart wypróbowania to syntetyczny wosk ochronny Quantum. Jest wyjątkowy, oparty na najwyższej jakości polimerach i zapewnia długotrwałą ochronę lakieru, nawet po kilkunastokrotnym myciu. Dodatkowo zawiera unikatowe środki wzmacniające kolor i nadające głęboki połysk. Po zastosowaniu lakier staje się idealnie gładki. Zwiększa się napięcie powierzchniowe kropel wody, co ułatwia ich spływanie. Bardzo wydajny – zaledwie 50–70 ml na auto. Ma przyjemny aromat zielonej herbaty, nie brudzi plastików i nadaje się do nanoszenia ręcznego oraz maszynowego miękką gąbką. Za opakowanie o pojemności 140 g trzeba zapłacić nieco ponad 20 zł. Bogata jest również oferta kosmetyków samochodowych znanej firmy Sonax. Na przykład wosk koloryzujący NanoPro, przeznaczony do wszystkich lakierów zwykłych i metalizowanych, zawiera naturalne woski, a także barwniki, które zakrywają drobne rysy. Przywraca głębię koloru i nadaje brylantowy połysk na wiele miesięcy. Dodatkowo zapewnia długotrwałą ochronę, czyści, poleruje i jednocześnie konserwuje. Producent oferuje woski w różnych kolorach w cenie od 20 do 35 zł, w zależności od pojemności opakowania. Godny polecenia jest też twardy,płynny wosk Brilliant Wax, który nie zawiera substancji ściernych. Nadaje się do lakierów nowych oraz wypolerowanych. Dzięki innowacyjnej technologii Hybrid Net Protection, opierającej się na połączeniu organicznych i nieorganicznych komponentów, tworzy trwałą, błyszczącą warstwę ochronną, wygładza woskowaną powierzchnię i zapewnia długo utrzymujący się „efekt rosy” – rozprasza krople wody. Nadaje połysk, przywraca głębię koloru oraz długotrwale zabezpiecza lakier. Butelka tego wosku o pojemności 250 ml kosztuje nieco ponad 20 zł. Jeżeli dysponujemy trochę zasobniejszym portfelem i chcemy osiągnąć jak najlepszy efekt, wypróbujmy produkty firmy Gyeon. Za około 700 zł można nabyć powłokę ceramiczną Q2 Mohs o pojemności 100 ml. Lakier zabezpieczony tym środkiem jest odporny nie tylko na zanieczyszczenia, sól, błoto, ptasie odchody, chemię i promieniowanie UV. Jest również powłoką, która minimalizuje powstawanie rys na lakierze. Istotnym wyróżnikiem jest jej grubość i kurczliwość w trakcie wysychania, nieprzekraczająca 5%. Stanowi to o późniejszej gładkości powłoki i łatwości jej czyszczenia – czyli o jakości eksploatacji produktu w naturalnych warunkach. Nie bez znaczenia jest także połysk uzyskany przez zabezpieczenie lakieru – w przypadku gładkiej struktury otrzymanej za pomocą tego produktu będzie znacznie głębszy niż po zastosowaniu konkurencyjnych produktów.
Środki ograniczające przyleganie błota do karoserii
Wypadki i kolizje to codzienność zarówno na polskich drogach, jak i na całym świecie. Ilość aut przemierzających codziennie ulice oraz zróżnicowanie stylów jazdy czy też doświadczenia kierowców prowadzą do mniej lub bardziej poważnych zdarzeń. Nie sposób jest się przygotować do wypadku w stu procentach. Emocje czy też szok podczas wydarzenia mogą sprawić,że kompletnie nie będziemy wiedzieć, jak się zachować. Zapoznając się z zasadami postępowania powypadkowego, zwiększamy szanse na to, że nie popełnimy żadnego błędu. Nie daj się zaskoczyć Dobre przygotowanie i wiedza, jak postępować w razie zdarzenia drogowego, pomogą w prawidłowy sposób przejść przez ten proces od samego początku aż po wypłatę odszkodowania oraz naprawę. Warto wiedzieć, czym różni się kolizja od wypadku. Pierwsza opcja ma miejsce, kiedy w zdarzeniu ucierpiały jedynie pojazdy oraz inne nieożywione elementy, jak np. infrastruktura. W tym przypadku nie ma konieczności wzywania policji, a po stwierdzeniu szkody należy usunąć samochód w miejsce niezagrażające płynności ruchu. Wypadek charakteryzuje się wystąpieniem poszkodowanych osób. W takich momentach konieczne jest wezwanie pogotowia albo straży pożarnej. Wtedy bezwzględnie powinniśmy zawiadomić policję oraz nie wolno nam przemieszczać pojazdów, aby wezwane służby mogły bez trudu przeprowadzić dochodzenie. Wszelkich zmian można dokonywać wyłącznie w zakresie udzielenia pomocy poszkodowanym. Co zrobić, jeśli wydarzył się wypadek? W przypadku, gdy musimy zatrzymać się na drodze w celu dokończenia formalności albo oczekiwania pomocy, powinniśmy w miarę swoich możliwości zabezpieczyć miejsce zdarzenia, aby nie stwarzać zagrożenia dla innych uczestników drogi. Zgodnie z zasadami ustawiamy trójkąt ostrzegawczy. Warto poruszać się po jezdni w kamizelce odblaskowej, która sprawi, że będziemy widoczniejsi. W stałym wyposażeniu auta powinna znaleźć się kompletna apteczka. Pamiętajmy o kontrolowaniu jej zawartości. Gaśnicaprzyda się w przypadku, kiedy auto ulegnie zapłonowi. Pamiętajmy, że mieszanka płynów na stałe eksploatowanych w samochodzie jest wysoce łatwopalna, więc warto się na taki wypadek zabezpieczyć. Kolejną rzeczą, jaką warto ze sobą wozić zawsze, jest druk oświadczenia sprawcy kolizji. Dzięki jego posiadaniu zaoszczędzimy czas na ręczne wypisywanie tego dokumentu. Kiedy już ustalimy, kto jest sprawcą i poczuwa się on do winy, winowajca powinien podpisać wspomniane oświadczenie, uzupełniając je o następujące informacje: Dane osobowe i adresowe obu uczestników kolizji, Numery oraz organy wydające prawa jazdy oraz dowody osobiste obu kierowców, Numery rejestracyjne pojazdów, Numer polisy ubezpieczeniowej OC sprawcy oraz nazwę firmy ubezpieczeniowej, Szkic i opis przebiegu zdarzenia oraz jasne określenie sprawcy, Podpisy obu kierowców. Taki dokument wypisuje się tylko w przypadkach, kiedy kierowcy są zgodni, kto zawinił kolizji i z czyjego ubezpieczenia zostanie wypłacone odszkodowanie. Jeżeli mamy wątpliwości co do ustalenia winnego, mamy podejrzenia co do prawdziwości danych albo drugi uczestnik jest pod wpływem alkoholu lub substancji niedozwolonych czy też istnieją ranni i inni poszkodowani, powinniśmy wezwać policję. Wtedy sporządzeniem dokumentów koniecznych do wypłaty odszkodowania zajmą się funkcjonariusze, a także rozstrzygną wszystkie spory. Ostatnim krokiem jest wypłata odszkodowania przez firmę ubezpieczeniową. Po zdarzeniu wystarczy po prostu zadzwonić na infolinię ubezpieczyciela i podać wymagane informacje. Po naszym zgłoszeniu firma wyśle rzeczoznawcę, który oceni stan naszego samochodu i ustali wartość napraw. Warto zaaranżować to spotkanie już w warsztacie samochodowym, aby fachowiec mógł od razu zweryfikować, czy środki, które otrzymamy, będą wystarczające.
Jak się zachować w razie wypadku?
On był wybitnym prozaikiem, który według niej zasługiwał na Nagrodę Nobla. Ona wielką poetką, która to wyróżnienie otrzymała. Kornel Filipowicz i Wisława Szymborska przez ponad 20 lat stanowili kochającą się parę, a pamiątką po tym związku są piękne listy, które do siebie pisali. Korespondencja ta została wydana w książce „Najlepiej w życiu ma twój kot”. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Wisława Szymborska i Kornel Filipowicz poznali się w latach 40. XX wieku, a parą zaczęli być dopiero jako dojrzali ludzie, 20 lat później. Nie pobrali się ani nawet ze sobą nie zamieszkali, ale kochali się i byli sobie bardzo bliscy, byli – jak powiedziała Szymborska – „końmi cwałującymi obok siebie”, co w piękny sposób poświadcza ich korespondencja. W książce znalazło się blisko 450 listów Wisławy Szymborskiej i Kornela Filipowicza. Listy dowcipne, ale nie sentymentalne Każda rozłąka dwojga literatów skutkowała listami i kartkami pocztowymi, które regularnie do siebie pisali. Relacjonowali podróże, pobyty w sanatoriach i wyprawy na ryby, a między sprawozdania wplecione były nienachalne wyznania uczuć, zapewnienia o wierności bądź też przekorne podsycanie zazdrości, wyrażanie troski o zdrowie, humorystyczne i zdystansowane komentarze do siermiężnej peerelowskiej rzeczywistości, dyskretne odniesienia do polityki, ocena twórczości literackiej kolegów i refleksja nad własnym warsztatem pisarskim. Na każdej stronie widać uczucie łączące ludzi, o których mówiono, że nawet jeśli stali do siebie plecami, cały czas patrzyli sobie w oczy. Szymborska i Filipowicz mieli podobne subtelne poczucie humoru i podszytą lekko melancholią refleksję nad rzeczywistością. Byli uważni na siebie nawzajem oraz innych ludzi, choć nie unikali delikatnej złośliwości. Lubili zwierzęta, zwłaszcza koty, które stały się bohaterami kilku listów. Dostrzegali detale i dzielili się ze sobą zabawnymi spostrzeżeniami. Wielka literatura epistolarna To nie jest banalna korespondencja o niczym, ale kawał dobrej literatury. Teksty są napisane mistrzowsko. Pojawiają się w nich fikcyjne postacie, jak prosta dziewczyna Gienia zakochana w Filipowiczu. Czasem listy pisały wymyślone osoby: Szymborska wcielała się w postać podróżującej po Europie Heloizy, hrabiny Lanckorońskiej, a Filipowicz wchodził w rolę hrabiego Eustachego Tulczyńskiego. Szymborska niekiedy z premedytacją robiła błędy ortograficzne, podszywając się w listach pod anonimowych ludzi. Zakochani do swoich przesyłek lubili dołączać różne drobiazgi: zdjęcia, rysunki, wycinki z gazet. Czytając korespondencję dwojga wybitnych pisarzy, poznajemy ich świat, ale dzięki temu, że nie ma tu wylewnych wyznań ani egzaltacji, nie mamy wrażenia, że przekraczamy granice intymności dwojga kochających się ludzi. Równocześnie listy te są świadectwem głębokiej miłości łączącej autorów i ich wzajemnego szacunku. Najlepiej w życiu ma twój kot Wisławy Szymborskiej i Kornela Filipowicza to piękna, wzruszająca lektura nie tylko dla miłośników twórczości obojga autorów. Źródło okładki: znak.com.pl
„Najlepiej w życiu ma twój kot. Listy” Wisława Szymborska, Kornel Filipowicz – recenzja
Graham Masterton to jeden z tych autorów, którzy dostarczają solidną dawkę grozy i makabry. Podobnie jak inne jego horrory, tak i „Wirus” nie jest lekturą dla czytelników o słabych nerwach, nieodpornych na sceny przemocy, nielubiących się bać. Na okładce widnieje znaczek „18+” i wcale nie dziwi mnie jego obecność w tym miejscu. Pamiętam, gdy po raz pierwszy sięgnęłam po książkę Mastertona, mając trzynaście lat. Lekturę dokończyłam po dekadzie, a po przebrnięciu przez pierwszą scenę „Czarnego anioła” jeszcze długo miałam koszmary. Potworne zbrodnie W „Wirusie” autor przenosi nas do Londynu, gdzie dochodzi do serii tajemniczych i makabrycznych śmierci. Śliczna przyszła panna młoda popełnia samobójstwo, oblewając sobie twarz kwasem (musicie przyznać, że nie jest to powszechna metoda; ból jest niewyobrażalny, a efekt upiorny). Jakaś kobieta morduje swojego chłopaka, wbijając mu nóż w oko, ucho, a następnie wypruwając flaki. Jakiś mężczyzna brutalnie morduje swoją żonę, kilkuletnia dziewczynka rodziców, a nauczycielka w czasie lekcji wyrzuca przez okno dwoje uczniów. W chwili popełniania zbrodni wszyscy wydają się nie być sobą, jakby władzę nad nimi przejęła jakaś mroczna siła. Gdy rozum nie akceptuje tego, co widzą oczy Sprawę rozwiązuje para detektywów – Jeremy Thomas Pardoe oraz policjantka pakistańskiego pochodzenia, Dżamila Patel. O jej narodowości wspominam nieprzypadkowo, bo wychowanie w innej kulturze sprawia, że kobieta na pewne zdarzenia spojrzy zupełnie inaczej niż angielska policja. A trzeba przyznać, że to, z czym przyjdzie im się zmierzyć, nie będzie łatwe do ogarnięcia rozumem. Londyn staje się miejscem niewytłumaczalnych zdarzeń. Jakieś tajemnicze postaci przemieszczają się ulicami, niosąc śmierć. Robi się coraz bardziej niepokojąco i niebezpiecznie. Jakaś tajemnicza siła pragnie krwi. Giną kolejni ludzie i jeśli nie uda się powstrzymać tego… hmm… czegoś, może dojść do niewyobrażalnej tragedii. By zapobiec katastrofie, trzeba jednak najpierw uwierzyć w to, co widzą oczy, a co niekoniecznie akceptuje rozum. Drugie życie „Wirus” to horror, który szybko się czyta, bo historia wciąga, a Graham Masterton pióro ma lekkie, choć sceny tworzy ciężkie. Nie dla wrażliwych jest to książka, nie dla tych, którzy sceny przemocy omijają szerokim łukiem i krzywo patrzą na epatowanie w literaturze brutalnością. Nie jest to też książka dla miłośników ciuchów ze sklepów z używaną odzieżą. Po tej lekturze podejrzliwie będziecie spoglądać i na sweter z second-handu, i na odziedziczone po dziadkach kurtki czy płaszcze. Musicie nastawić się na dość nietypowe, wręcz groteskowe sceny (zakładam, że dla was także scena gwałtu dokonana przez… anorak, nie jest czymś normalnym) i dużo przemocy. Całość ma charakter mocno rozrywkowy. Nie wszystkie rozwiązania fabularne mnie przekonały, ale podoba mi się motyw drugiego życia i dusz zmarłych, którzy nie pogodzili się ze śmiercią, szukając sposobu na powrót. Będzie niepokojąco, będzie makabrycznie. Gotowi na zmierzenie się z „Wirusem” mogą zaopatrzyć się w lekturę w wersji papierowej bądź elektronicznej (ebook w cenie od ok. 25 złotych). Źródło okładki: www.rebis.com.pl
„Wirus” Graham Masterton – recenzja
Zachowanie higieny noska i uszu często spędza sen z powiek początkującym opiekunom. Maleńkie części ciała i niechętne do współpracy podczas ich oczyszczania dziecko mogą skutecznie sfrustrować młodego rodzica. Czego użyć i jak postępować, aby dbanie o te newralgiczne punkty było prostsze, mniej czasochłonne i przede wszystkim skuteczne? Młodym rodzicom zdarza się skupić przede wszystkim na dbaniu o higienę pupy malucha. Zaaferowani przeciwdziałaniem podrażnieniom i odparzeniom, doborem odpowiednich pieluszek i środków pielęgnacyjnych niekiedy zapominają o innych istotnych miejscach – nosku, uszach i skórze między fałdkami niemowlęcego tłuszczyku. Małe zakamarki dziecięcego ciałka to miejsca szczególnie lubiane przez bakterie. Ich gromadzenie i namnażanie może prowadzić do podrażnienia, zaczerwienienia, chorób skórnych lub układu oddechowego. Na rynku znajdziemy ogromny wybór akcesoriów niezbędnych do zachowania higieny oraz takich, które ułatwią nam codzienne zabiegi. Nosek Czysty nosek chroni dziecko przed wchłanianiem zanieczyszczeń z powietrza. Jego niedrożność może być przyczyną rozdrażnienia, problemów z oddychaniem, snem i jedzeniem, a także chorób zatok. Niestety minie trochę czasu, zanim maluch nauczy się wydmuchiwać nosek w chusteczkę, dlatego przez pierwsze lata jego życia koniecznie musimy się zająć regularnym oczyszczaniem tego miejsca. Podstawowym środkiem służącym do usuwania nieczystości z noska jest sól fizjologiczna, czyli 0,9-procentowy roztwór chlorku sodu, sprzedawany w małych, jednorazowych ampułkach. Aby oczyścić nos, do każdej dziurki wpuszczamy 1–2 kropelki roztworu, układamy dziecko na boku, aby zawartość wypłynęła, i osuszamy ją gazikiem. Podobne właściwości ma roztwór soli morskiej w wygodnym spreju. Jego aplikacja jest szybka, a aerozol dociera głęboko i skutecznie usuwa zanieczyszczenia. Jeśli maluch ma katar, powinniśmy oczyszczać jego nosek, używając specjalnie przeznaczonej do tego celu gruszki dla niemowląt lub aspiratora. Uszy Zakamarki malutkich uszu to miejsca, w których gromadzi się nadmiar woskowiny, zanieczyszczenia i resztki pokarmu. Aby nie dopuścić do rozwoju bakterii, należy podczas każdej kąpieli myć małżowiny malucha wodą z dodatkiem delikatnego mydła. Można użyć do tego celu dłoni lub bawełnianych płatków kosmetycznych. Po umyciu należy osuszyć zewnętrzną część uszu ręcznikiem lub patyczkiem higienicznym ze specjalną końcówką. Nie wolno natomiast wkładać go do wnętrza ucha, aby nie wpychać woskowiny głębiej i nie zatkać tym samym kanału słuchowego. Często podczas karmienia za uszami malucha gromadzą się resztki pokarmu. Po jedzeniu należy usuwać je pieluszką lub wacikiem zamoczonym w przegotowanej wodzie. Od czasu do czasu, szczególnie w upalne dni warto przetrzeć te miejsca gazikiem z dodatkiem płynu przeznaczonego do odkażania skóry. Fałdki Urocze niemowlęce wałeczki to częsty powód zachwytu. Aby wciąż były tylko powodem do radości, nie możemy zapominać o ich higienie. Po każdym karmieniu warto sprawdzić, czy na szyi, pod paszkami i na brzuszku maluszka nie zebrały się resztki mleka. Każdorazowo należy je usunąć, aby zapobiec mnożeniu się bakterii. Najlepiej skorzystać z nawilżanych chusteczek dla niemowląt lub wody z mydłem. Po wyczyszczeniu wrażliwych miejsc nie zapominajmy dokładnie ich osuszyć, gdyż ciepło i wilgoć sprzyjają pojawianiu się potówek i odparzeń. Z tego samego powodu nie powinniśmy nigdy przegrzewać dziecka. Nadmiar warstw i kocyków sprzyja zwiększeniu potliwości i ogranicza skórze malucha dostęp do świeżego powietrza, tak istotny dla jej właściwej regeneracji. Liczba koniecznych do wykonania zabiegów higienicznych początkowo przeraża każdego niedoświadczonego opiekuna. Wyposażeni w kosmetyki przeznaczone do delikatnej skóry dziecka i akcesoria ułatwiające opiekę i upraszczające skomplikowane czynności szybko osiągniemy wprawę. Odpowiednie dbanie o skórę i zakamarki ciała maluszka ustrzegą go przed chorobami i nieprzyjemnymi skutkami złej pielęgnacji.
Małe zakamarki, czyli wszystko o czyszczeniu uszu, noska i fałdek
W ciągu kilku lat hortensje bukietowe stały się niezwykle popularne. A stało się to wszystko za sprawą producentów, którzy dokładają starań, aby w naszych ogrodach królowały wciąż nowe odmiany. Obecnie hortensje bukietowe dzięki swojemu eleganckiemu pokrojowi, jak również pięknemu kwitnieniu, zdecydowanie królują w ogrodach. W zależności od upodobań każdy z nas znajdzie hortensję bukietową, której da specjalne miejsce i nie oszukujmy się – będzie mógł ją podziwiać bez końca. Hortensje bukietowe – odmiany Hortensja bukietowa Brussels Lace – jest to belgijska odmiana, która cechuje się sztywnym pokrojem oraz niezwykle atrakcyjnymi kwiatami. Odmiana ta rośnie dość wolno i osiąga maksymalnie około półtora metra wysokości i dwa metry szerokości. Cechą charakterystyczną Brussels Lace są tak zwane koronkowe kwiaty, oczywiście w kształcie stożka, które składają się z malutkich kwiatów płodnych i dużych kwiatów płonnych. Początkowo kwiaty są białe i możemy je podziwiać od lipca do września; z czasem zaczynają nieznacznie różowieć. Odmiana całkowicie mrozoodporna. Hortensja bukietowa Bombshell – niezwykła odmiana karłowa hortensji bukietowej, która dorasta do 80-90 cm wysokości. Ponadto jej szerokość oscyluje w granicach maksymalnie 120 cm. Rewelacyjnie się rozkrzewia, a dzięki temu wytwarza mnóstwo pędów, z których każdy zakończony jest kwiatostanem. Choć jej kwiatostany są nieco mniejsze od pozostałych odmian, jest ich za to dużo więcej i oblepiają krzew z każdej strony. Początkowo są one białe, następnie zmieniają barwę na limonkową, aby na końcu się zaróżowić. Odmiana jest w pełni mrozoodporna i nie wymaga okrycia. - Hortensja bukietowa Diamant Rouge – to kolejna odmiana, która osiąga raptem 120-150 cm wysokości. Jej szerokość oscyluje w granicach 120 cm. Rewelacyjnie się rozkrzewia i wytwarza mnóstwo silnych pędów, które kończą się uroczymi kwiatostanami. A kwiaty odmiana ta ma naprawdę duże, gdyż w starszym wieku potrafią osiągnąć około 35 cm długości. Składają się z dużych kwiatów płonnych. Początkowo, tak jak u innych odmian, są one śnieżnobiałe, potem zaś zaczynają różowieć, aby finalnie upiększać ogród barwą malinoworóżową. Dodatkową zaletą jest to, że biały kolor utrzymuje się w kwiatostanach jeszcze przez długi okres. Dzięki różnym odcieniom koloru różowego i fioletoworóżowego pod koniec jesieni odmiana ta wygląda po prostu bajecznie. Jest ona również w pełni mrozoodporna i nie wymaga okrycia na zimę. box:offerCarousel - Hortensja bukietowa Diamantino – jest to całkiem nowa odmiana pochodząca z Francji. Kwiatów tej odmiany możemy oczekiwać już od połowy czerwca. Osiąga ona niezbyt wysokie rozmiary, gdyż dorasta do 120 cm wysokości. Średnica krzewu jest również bardzo podobna. Początkowo ma on kwiaty zielone, o długości około 20 cm, które następnie bieleją, a z czasem zmieniają barwę na różowy kolor. Bujnie kwitnie od czerwca aż do jesieni. Diamantino również jest odporna na mróz i nie wymaga okrywania na zimę. - Hortensja bukietowa Fire – seria Magical – jest to nowa i na razie rzadka odmiana, która posiada mnóstwo zalet. Jest niezawodna, kwitnie na pędach tegorocznych i ma bardzo wiele dużych kwiatów oraz cechuje się wysoką odpornością. Kwiatostany tej odmiany potrafią osiągnąć około 25 cm wysokości. Standardowo na początku są koloru białego, z czasem – a jest go sporo, gdyż odmiana kwitnie od lipca do września – kwiaty zmieniają swoją barwę na różową, a następnie czerwoną. Hortensja bukietowa – jak ją uprawiać Hortensje wymagają gleby umiarkowanie wilgotnej, żyznej i przepuszczalnej. Rewelacyjnie dają sobie radę na słońcu, ale musimy pamiętać, że najważniejszy dla hortensji jest odczyn gleby – musi on być kwaśny. Piękne i różnorodne kwiatostany hortensji pojawiają się na pędach tegorocznych, w związku z czym musimy pamiętać o corocznym przycinaniu roślin. Jak widać, uprawa hortensji bukietowej nie jest ani trudna, ani wymagająca. Warto więc w swoim ogrodzie postawić na te piękne krzewy.
Hortensje bukietowe – przegląd nowych odmian
Morza szum, ptaków śpiew… Jeśli te wakacje zamierzasz spędzić nad wodą, pomyśl o kupnie namiotu plażowego – będzie dla ciebie ogromnym udogodnieniem, dzięki któremu jeszcze lepiej wypoczniesz podczas urlopu. Wydzielone parawanami enklawy na plażach to nieodłączny element wakacji nad Bałtykiem. Wczasowicze zyskują dzięki nim nie tylko ochronę przed wiatrem, ale i odrobinę prywatności, skrawek plaży wyłącznie dla siebie. Klasyczne parawany nie zapewniają jednak osłony przed palącymi promieniami słońca. Jeśli akurat naszym celem na tegorocznych wakacjach nie jest „spiec się na skwarkę”, warto zainwestować w namiot plażowy, by wypocząć w przyjemny i bezpieczny sposób. Poniżej przedstawiamy modele namiotów plażowych na rok 2017. Zamiast parawanu i parasola Koniec z osłanianiem się ręcznikiem przed podmuchami wiatru i wyciąganiem ziarenek piasku z kanapki – namiot plażowy skutecznie ochroni cię przed wiatrem, a twoje dziecko przed piekącym słońcem, i sprawi, że plażowanie będzie jeszcze przyjemniejsze. Nie będziesz już martwić się przynoszeniem na plażę kilku osobnych sprzętów – namiot plażowy łączy w sobie funkcję parawanu i parasola. A czym kierować się przy wyborze? Dopasuj namiot do siebie Gdy stajemy przed wyborem namiotu plażowego, powinniśmy zwrócić uwagę przede wszystkim na to, ile osób będzie z niego korzystało – od tego zależy, na jaki rozmiar trzeba się zdecydować. Istotny jest także kolor i materiał, a co za tym idzie – stopień, w jakim nasz namiot będzie przepuszczał promieniowanie UV – oraz to, jaki ma być głęboki. Warto pamiętać, że z reguły im głębszy model, tym mniej przewiewny. Namiot plażowy Quechua Quechua cieszy się popularnością na polskich plażach już od kilku sezonów. Te namioty-budki przypominają zwykłe namioty turystyczne typu igloo – są dosyć głębokie, zmieścisz w nich więc nie tylko całą swoją rodzinkę, ale i wszystko, co zabieracie ze sobą na plażę: zabawki dla dzieci, prowiant na cały dzień plażowania i resztę niezbędnego ekwipunku. Quechua to lekki, samorozkładający się namiot. Występuje w kilku wariantach różniących się wielkością i kolorami, a niektóre z nich (te większe) – niczym tradycyjne namioty – są też zamykane, tak naprawdę mają więc cztery ściany. Pamiętaj jednak, że ze względu na jego głębokość przewiew w takim namiocie będzie nieco mniejszy niż w innych, „płytszych” modelach. Najtańszą Quechuę kupimy już od 80 złotych. Namiot plażowy Bestway Spory wybór czeka cię także, jeśli zdecydujesz się na jeden z bardziej „płytkich” namiotów Bestway. Możesz przebierać w połączeniach kolorów i wielkości. Namioty te są lekkie, łatwo składane i rozkładane – ani się obejrzysz, a twój namiot będzie gotowy do użytku! Wykonane są z poliestru odpornego na działanie czynników zewnętrznych. Namioty Bestway znajdziesz w cenie już od 50 złotych. Namiot plażowy Beach Spokey Cloud II Żywe kolory tych modeli sprawią, że z pewnością nie stracisz swojego namiotu z oczu pośród tłumu na plaży. Są ponadto lekkie, a po złożeniu nie zajmują wiele miejsca – nie odstają więc pod tym względem od innych namiotów plażowych. Beach Spokey Cloud II charakteryzuje się wodoodporną podłogą. Został wykonany z wytrzymałych materiałów. Za najtańszy zapłacisz niecałe 50 złotych. Wakacje w pojedynkę Jeśli wybierasz się nad wodę nie z przyjaciółmi czy rodziną, a sam, być może wystarczy ci praktyczna mata z daszkiem – będzie stanowiła mniejszą ochronę przed wiatrem i promieniami słońca niż namiot plażowy, ale zapłacisz też za nią zdecydowanie mniej – kupisz ją już za niespełna 20 złotych. Jest lżejsza i rozłożysz ją i złożysz równie szybko, co namiot – albo i szybciej. Namioty plażowe to świetne rozwiązanie nie tylko podczas wakacji nad wodą, ale i na przykład w ogrodzie albo jako schronienie dla twojego dziecka podczas przyjęcia urodzinowego w plenerze. Osłonią ciebie i twoich najbliższych przed wiatrem i promieniami słońca, zapewniając zdrowy i wygodny wypoczynek na świeżym powietrzu.
Wygodnie nad wodą – namioty plażowe 2017