source
stringlengths
4
21.6k
target
stringlengths
4
757
Kupujemy sweter na ciepłe miesiące. Jaki materiał i fason sprawdzi się najlepiej? Oto kilka użytecznych rad, o których warto pamiętać przed wyborem. Wraz z nastaniem wiosny zrzucamy z siebie grube ubrania, coraz częściej stawiając na lekką, przewiewną odzież. Podczas gdy płaszcze, grube kamizelki czy zimowe buty możemy z pewnością odłożyć w głąb szafy, warto pozostawić na wierzchu kilka modeli lekkich swetrów. W naszych szerokościach geograficznych wiosenna i letnia pogoda nieraz może nas zaskoczyć. Dziś zastanowimy się, jaki model swetra będzie świetnie się sprawdzać w ciepłych sezonach. Jaki materiał idealnie ogrzeje ciało podczas nocnych spacerów, a zarazem sprawi, że zbytnio się nie spocimy? Oto kilka wskazówek, o których warto pamiętać. Lekki sweter – ale po co? Jak już wspomnieliśmy we wstępie, polska pogoda nieraz może nas zaskoczyć. Dodatnia temperatura w grudniu i śnieg na Wielkanoc są tego najlepszymi przykładami. Na rynku znajdziemy sweterki i ogromne, grube swetry. Te ostatnie są zazwyczaj bardzo ciepłe, wykonane z wełny i z pewnością nie przydadzą się nam podczas wiosennych i letnich dni. Przy wiosennej odnowie garderoby należy jednak zwrócić uwagę na wybór kilku lekkich, przewiewnych swetrów. Wybrany model powinien być jak najbardziej uniwersalny, wykonany z lekkich materiałów. Najlepiej w jednolitym kolorze. Ten element garderoby możemy zawsze wziąć ze sobą do torby, wybierając się na długi spacer lub wieczorne spotkanie. Niezależnie od tego, czy za oknem są upały, nigdy nie wiadomo, jak bardzo obniży się temperatura po zmierzchu. Na co zwrócić uwagę przed kupnem wiosennego swetra? Przed zakupem swetra na wiosnę warto sprawdzić kilka funkcjonalnych charakterystyk modelu. Po pierwsze, materiał. Zalecamy wybierać swetry z naturalnych tkanin. Dzięki temu unikniemy podrażnień skóry, wspomożemy także cyrkulację powietrza. Nie od dziś wiadomo, że naturalne materiały pozwalają skórze lepiej oddychać, dzięki czemu będziemy mniej się pocić. Stanowczo odradzamy model akrylowy. Mimo swojej dość niskiej ceny akryl nie tylko blokuje przedostawanie się powietrza do ciała, ale także źle się sprawdza w praniu. Ważną rzeczą jest także lekkość materiału. Oprócz luksusowego kaszmiru możemy wybrać len, jedwab lub mieszankę poliestru z bawełną. Druga rzecz, na którą warto zwrócić uwagę, to fason. Wiosenne i letnie modele zdecydowanie najlepiej wybrać z guzikami. Wówczas w zależności od temperatury możemy sami wybrać poziom izolacji ciepła – pozostawić sweter zapięty czy rozpięty? Sportowe modele mogą także mieć suwak oraz kaptur. Do bardziej eleganckich stylizacji możemy wybrać narzutki z lejącego materiału. Nie można także zapomnieć o dobraniu odpowiedniego koloru. W ciepłych miesiącach sweter zdecydowanie nie należy do odzieży, którą zakładamy codziennie. Najlepiej wybrać uniwersalny, jednolity kolor, który będzie pasować do większości naszych ubrań. Czerń, pastele, brąz, ciemna, butelkowa zieleń lub granat są w tym sezonie na topie. Wiosenny sweter powinien być lekki, przyjemny w dotyku i wyprodukowany z naturalnych materiałów. Kolorystycznie najlepiej postawić na bazowe barwy. Dzięki temu model będzie nadawać się do różnych stylizacji. Możemy wybrać sportowe swetry lub bluzy z kapturem, a także eleganckie kaszmirowe lub bawełniane modele z guzikami albo bez nich. W przypadku eleganckich strojów sprawdzą się narzutki z lejącego materiału.
Wiosenny sweter dla niej – na jaki materiał warto postawić?
Po goleniu odczuwasz niemiłe pieczenie, skóra robi się czerwona i jest mało nawilżona? Nie wiesz, czy lepiej używać wody, czy balsamu po goleniu? Nie martw się, znaleźliśmy odpowiedzi na dręczące cię pytania. Pielęgnacja to podstawa Skończyły się czasy, gdy tylko panie dbały o urodę, wykorzystując do tego celu różne kosmetyki, natomiast używanie kremów przez panów było uważane za mało męskie. Dziś zadbany mężczyzna nie tylko myje zęby i używa dezodorantu, ale także dba o skórę twarzy. Nie jest to metroseksualny kaprys, tylko kwestia zdrowia. Golenie twarzy to inwazyjny zabieg, który bardzo często wysusza i podrażnia skórę, wskutek czego jest narażona na infekcje. Stosowanie odpowiednich preparatów zmniejsza ryzyko zakażeń i nieprzyjemne pieczenie oraz nawilża skórę. Dlatego bardzo ważna jest pielęgnacja twarzy po goleniu i jej nawilżenie. Bezpośrednio po usunięciu resztek kosmetyków do golenia nałóż kosmetyk do pielęgnacji skóry po goleniu. Możesz wybrać wodę lub balsam po goleniu. Teraz pewnie zastanawiasz się, który jest lepszy. Poniżej wyjaśniamy, dla kogo będzie lepsza woda po goleniu, a dla kogo balsam. Woda po goleniu Woda po goleniu jest świetnym produktem dezynfekującym ze względu na zawartość alkoholu. Jednak to, że zawiera alkohol, nie gwarantuje sukcesu. Liczy się jego procentowy skład. Alkohol może działać podrażniająco i powodować pojawianie się zaczerwienień, dlatego należy kupować wody, które zawierają go niewiele. Jeśli masz bardzo wrażliwą skórę twarzy, lepiej wybierz balsam po goleniu. Do czego służy dobra woda po goleniu? Do dezynfekcji skóry, złagodzenia podrażnień i zmniejszenia efektu czerwonej skóry po goleniu. Kupując wodę, należy zwrócić uwagę na dwie kwestie: skład oraz zapach. Dobra woda po goleniu powinna zawierać: alantoinę, która koi podrażnienia i eliminuje zaczerwienienia skóry, aloes, który nawilża skórę ekstrakt chłodzący, który zapewnia doznanie chłodu i orzeźwienia po goleniu. Balsam po goleniu Balsam po goleniu będzie lepszy dla skóry twarzy skłonnej do podrażnień, wysuszonej, podatnej na zaczerwienienia i wrażliwej. Balsamy zostały tak opracowane, by zapewnić odpowiedni poziom nawilżenia i orzeźwienia, ale nie podrażniać skóry. Co powinno się znaleźć w balsamie po goleniu? Prowitamina B5, która odpowiada za nawilżenie i pielęgnację skóry. Dzięki niej twarz wygląda zdrowo i świeżo. Alantoina, czyli składnik, który odżywia skórę i łagodzi podrażnienia Ekstrakt chłodzący, odpowiedzialny za miłe orzeźwienie i poczucie chłodu po goleniu. Co wybrać – balsam czy wodę? Jeśli po goleniu piecze cię skóra i najchętniej włożyłbyś twarz do zamrażarki, wybierz balsam po goleniu. Jest bogaty w witaminy i składniki kojące i nawilżające podrażnioną skórę. Jeśli ten problem cię nie dotyczy, lepiej sprawdzi się woda po goleniu. Dlaczego? Ponieważ świetnie dezynfekuje. Skóra mężczyzn ma tendencje do pocenia się, a pot jest doskonałym siedliskiem dla szkodliwych bakterii. Woda po goleniu świetnie odkaża i niszczy zarazki. Co więcej, dobrze nawilża skórę, orzeźwia ją i wspaniale pachnie (zapach utrzymuje się na skórze przez kilka godzin).
Jak dbać o skórę twarzy po goleniu?
Zapewne większość z nas marzyła kiedyś o zostaniu piratem. Dzięki grze „Piracka ortografia” jest to możliwe. Łącząc przyjemne z pożytecznym, przeżyjemy wspólnie z dzieckiem morską przygodę podczas nauki ortografii. Ortografia to zmora większości uczniów. Język polski należy do jednych z najtrudniejszych, nic więc dziwnego, że na jej naukę trzeba poświęcać dużo czasu. Gdy w pewnym momencie nauka staje się męcząca, z pomocą przychodzą np. gry edukacje, takie jak „Piracka ortografia”, która łączy zabawę z nauką. Dziecko w czasie kolejnych rozgrywek będzie mimochodem uczyło się, kiedy pisać „u”, a kiedy „ó”, kiedy „ż”, a kiedy „rz”… Zawartość pudełka Kwadratowe pudełko do gry zrobione z grubego sztywnego kartonu jest średnich rozmiarów. W środku znajdują się: dwustronne plansza do gry, 4 pionki, kostka, 50 kart z zadaniami, 4 żetony z flagami, 22 żetony z nagrodami, 12 dwustronnych żetonów z literami oraz instrukcja. Wszystko wykonane starannie i graficznie miłe dla oka. Istota gry Gra oferuje dwa tryby zabawy. 1. Rozgrywka nr 1 – „Piracka ortografia” Wciel się w rolę pirata, podróżuj, rozwiązuj zagadki ortograficzne i zdobywaj dukaty. Wygrywa gracz, który będzie miał najwięcej skrzyń z dukatami. 2. Rozgrywka nr 2 – „Wyścig po skarb” Ścigaj się z innymi graczami i jako pierwszy zdobądź skarb znajdujący się na wyspie. Przygotowanie gry „Piracka ortografia” Aby móc rozpocząć pierwszą rozgrywkę, wyjmujemy wszystkie żetony z dwóch wytłoczek. Następnie, najlepiej na dość dużym stole lub podłodze, rozkładamy planszę do gry. Każdy z graczy wybiera dla siebie pionek i otrzymuje 1 żeton z białą flagą, 3 żetony z literami oraz 1 dukat. Tasujemy karty z zadaniami i kładziemy je w zakrytym stosie obok planszy. Rozkładamy po jednym dukacie na planszy na polach z dukatem. Pozostałe żetony kładziemy w pobliżu kart obok planszy. Każdy gracz kolejno rzuca kostką. Grę rozpoczyna ten, kto wyrzucił największą liczbę oczek. Wyścig po skarb Rozkładamy planszę, ustawiamy pionki na polu startowym z numerem 1. Tasujemy karty z zadaniami i układamy je w zakryty stos obok planszy. Gotowe! Przebieg gry Piracka ortografia Każdy gracz w swojej turze rzuca kostką i przesuwa pionek na planszy o liczbę pól wyrzuconą na kostce. Kiedy gracz stanie na polu: * z czerwonym statkiem – bierze kartę z zadaniami ze stosu i rozwiązuję je, podając jako odpowiedź literę „u” lub „ó”, * z pomarańczowym statkiem – bierze kartę z zadaniami ze stosu i rozwiązuje je, podając jako odpowiedź literę „ż” lub „rz”, * z niebieskim statkiem – bierze kartę z zadaniami ze stosu i rozwiązuję je, podając jako odpowiedź literę „h” lub „ch”, * z dukatem – zabiera dukat, * z symbolem bitwy – może wyzwać jednego z graczy na pojedynek ortograficzny. Gra kończy się, gdy w puli zabraknie już żetonów skrzyń z dukatami. Wygrywa ten, kto zdobędzie najwięcej skrzyń. „Wyścig po skarb” Podczas swojego ruchu każdy z graczy rzuca kostką i porusza się pionkiem na planszy zgodnie z wyrzuconą liczbą oczek na kostce. Gdy gracz stanie na: * pustym polu – nic się nie dzieje; * polu z symbolem wiatru – gracz bierze pierwszą kartę ze stosu. Jeśli udzieli poprawnej odpowiedzi, rzuca jeszcze raz kostką i przesuwa swój pionek dalej. Jeśli złej, nic się nie dzieje i gracz pozostaje na polu z symbolem wiatru; * polu z rozbitkiem – gracz przenosi się na pole numer 12; * polu ze statkiem na mieliźnie – gracz ma dwa wyjścia: traci jedną kolejkę lub bierze kartę ze stosu. Jeśli udzieli poprawnej odpowiedzi na wszystkie trzy zadania z karty, nie traci kolejki i może grać dalej. Jeśli złej odpowiedzi, traci 2 kolejki; * polu z ośmiornicą – gracz przenosi się na pole numer 53; * polu z morskim potworem – gracz zostaje na tym polu do momentu, aż wyrzuci 6 oczek na kostce lub do chwili, kiedy inny gracz stanie na tym polu; * polu z mapą – gracz ponownie rzuca kostką i cofa się o wyrzuconą liczbę oczek; * polu z wyspą – gracz traci dwie kolejki; * polu z majtkiem – gracz cofa się na pole numer 26; * polu z wrakiem – statek gracza rozbił się i rozpoczyna on podróż od początku, czyli od pola numer 1; * polu z metą – zwycięstwo! Gra kończy się w momencie, gdy jeden z graczy dotrze do mety i zdobędzie skarb. Wrażenia Znamy ze swoim dzieckiem tę serię gier już bardzo dobrze i każda kolejna pozytywnie nas zaskakuje. „Piracka ortografia” to w sumie dwie gry: „Piracka ortografia” oraz „Wyścig po skarb”. Lubię, kiedy twórca gry w pełni wykorzystuje potencjał planszy i stwarza możliwość, by bawić się na niej w różny sposób. Zarówno „Piracka ortografia”, jak i „Wyścig po skarb” wymagają od dziecka spostrzegawczości, umiejętności liczenia i oceniania ryzyka. Poza wciągającą rozgrywką gwarantują poznawanie zasad ortografii dla młodszych graczy i utrwalanie zdobytej wiedzy starszym dzieciom i dorosłym. Tego typu gry planszowe nie należą do szybkich. Oba rodzaje rozgrywek od początku do końca zajmują sporo czasu. Jeśli nie chcecie przerywać gry, zarezerwujcie sobie na nią co najmniej pół godziny. Gra jest przeznaczona dla 2-4 graczy, więc świetnie sprawdzi się jako familijna lub dla grupy dzieci. Jej poziom trudności nie jest wygórowany, ale jednocześnie będzie ona stanowiła pewne wyzwanie ze względu na związane z nią zadania ortograficzne. Jest skierowana do dzieci w wieku od 6 lat i to trafiona klasyfikacja wiekowa. Polecam „Piracką ortografię” jako ciekawą formę ćwiczenia ortografii.
„Piracka ortografia” – recenzja gry
Wkrótce nadejdzie wiosna – nareszcie! A wraz z nią nowy sezon wędkarski. Czas się przygotować przed wyruszeniem na wiosenne połowy. Wiosna to bardzo ważny okres w życiu ryb. Większość gatunków przygotowuje się do tarła i jest „głodna”, po zimie. Wiosenne łowiska są dość specyficzne. Słońce nagrzewa najpłytsze części zbiorników wodnych obfitujących w drobne bezkręgowce, które są pokarmem ryb. Większość gatunków, w tym okresie udaje się na płycizny. Łowiąc na jeziorze lub stawie, nie ma sensu zarzucać zestawu na głęboką wodę. Jakie przynęty i na jakie ryby Każdy łowiący powinien wiedzieć, że ryby wiosną mają wilczy apetyt. Brania są agresywne i gwałtowne. Wiele gatunków znajduje się w okresie ochronnym. Jeżeli złowimy taki okaz – np. szczupaka, sandacza albo bolenia – powinniśmy zwrócić mu wolność. Wczesną wiosną najlepiej sprawdzają się przynęty pochodzenia zwierzęcego. Wraz z nastaniem cieplejszych dni skuteczniejsze będą te roślinne. Wiosenne płocie Przełom marca i kwietnia to jeden z najlepszych okresów połowu płoci. W tym czasie opuszczają one swoje zimowiska, żerują dużymi stadami w nagrzanej płytkiej wodzie. Ich wiosennym żerowiskiem są rozległe trzcinowiska, okolice zalanych drzew oraz słoneczne zatoki. Podczas żeru szukają naturalnego pokarmu i nie są wybredne. Doskonale sprawdzą się przynęty naturalne pochodzenia zwierzęcego, tj. ochotka, pinka, białe i czerwone robaki. Marcowo – kwietniowy garbus Marzec oraz kwiecień obfitują w duże ilości łowionych okoni. W połowie „pasiastych rozbójników” jest coś urokliwego i tajemniczego. Najlepszy łowiskiem jest czysta woda. W momencie, kiedy uda się nam namierzyć ławicę stojącą w bezruchu lub atakującą wszystko dookoła jesteśmy w stanie schwytać kilkanaście sztuk. Przynęty, których osobiście używam do wiosennych połowów okonia to gumowe ripery oraz twistery.Rzadziej korzystam z woblerów lub obrotówek, ponieważ wiem z doświadczenia i obserwacji, iż okonie w tym okresie wykazują małe zainteresowanie tego typu przynętą. Nie zaprzeczam jednak, że istnieją odstępstwa od tej reguły. Wiosenna zasiadka na karpia Wiosna to dobry okres, żeby zaczaić się na karpia. O tej porze roku dopiero zaczynają żer. Woda nie jest jeszcze dobrze wygrzana, dlatego są jeszcze ospałe po zimie i nie zawsze wykazują zainteresowanie smakowitą przynętą. Należy poszukać odpowiednie łowisko, obserwując wodę. Szukamy miejsc, gdzie jest ona stojąca i dobrze nasłoneczniona – takie cieplejsze rejony wzmagają aktywność i apetyt karpi. Gdy już uda się nam zlokalizować łowisko, powinniśmy się zastanowić, co założyć na haczyk, czyli jakiej przynęty użyć. Ryby karpiowate nie są wybredne i wszystkożerne. Możemy użyć przynęty pochodzenia zwierzęcego, np. czerwonego robaka, jak i roślinnej, np. kukurydzy. Możemy również wykonać „kanapkę” złożoną z kukurydzy i robaka. Należy również zastosować kulki proteinowe słodkie, które najlepiej sprawdzają się w wiosennym okresie. Wiosenne jazie i klenie Do połowu tych ryb najlepsze są przyujściowe odcinki mniejszych rzek. Ryby tam się gromadzą i przygotowują do migracji. W dopływie woda się szybko nagrzewa i w takich miejscach gromadą się „kleniojazie”. Łowisk należy szukać w spowolnionych nurtach rzeki przy brzegowych podmyciach bogatych w roślinność. Jazie i klenie to dość płochliwe ryby, które chowają się wśród roślinności wodnej. Czasami uda się nam złapać bolenie lub szczupaka. Musimy jednak pamiętać, że te ryby wiosną znajdują się w okresie ochronnym. Typową wiosenną przynętą na klenie i jazie jest mały woblerek o wyraźnie wyczuwalnej akcji. Doskonale zachowuje się w nurcie rzeki i wyraźnie wyczuwa się go na wędce. Nie zapominajmy o leszczu Tuż przed tarłem wczesną wiosną w płytkich zatoczkach występuje leszcz. Pobudzony do życia poszukuje różnego „robactwa”. Właśnie teraz, wiosną ogromne stada leszczy ruszają, szukając żerowisk. Nie są to wybredne ryby, przynęty, wyłącznie naturalne – białe lub czerwone robaki, pinki, larwy ochotek. Żeby odnieść sukces nad wodą, niezbędna jest wiedza dotycząca zachowania się ryb, które jest różne, zależnie od pory roku. Podstawa to znajomość łowiska. Dokładna obserwacja pozwoli nam odpowiednio dobrać przynętę oraz zanętę. Życzę połamania kija!!!
Najlepsze przynęty na wiosenne połowy
Rodzinny dziesięciolatek z silnikiem wysokoprężnym to nadal bardzo interesująca propozycja dla wielu polskich rodzin. Dziś sprawdzimy, z jakimi wydatkami wiąże się zakup takiego samochodu. Czy jest się czego obawiać? Czy taki zakup jest opłacalny? Rankingi rejestracji aut używanych dają nam obraz tego, jakie auta rodzinne są najczęściej sprowadzane do Polski. W 2016 roku (dane instytut SAMAR) były to: 24 584 szt. Audi A4 23 379 szt. Volkswagenów Golfów 21 724 szt. Opla Astry 18 222 szt. BMW 3 12 078 szt. Ford Focus 12 045 szt. Audi A3 Kto dominował na rynku rodzinnych aut klasy D? W 2016 roku do Polski sprowadzono: * 22 008 szt. Volkswagenów Passatów * 11 871 szt. Audi A6 * 11 366 szt. BMW 5 * 9 406 szt. Opel Vectra * 9 081 szt. Ford Mondeo Ile trzeba wydać na zakup takiego samochodu? Dziesięcioletnie Audi A4, uzbrojone w silnik wysokoprężny kosztuje od 22 do 25 tys. zł, Volkswagen Golf od 17 do 20 tys. zł, Ford Focus od 12 do 16 tys. zł, a Opel Vectra od 15 do 17 tys. zł. Jak wygląda to wśród mniej popularnych aut? Dziesięcioletni Fiat Bravo II z Multijetem to wydatek rzędu 17 tys. zł, Peugeot 207 kombi – 16 tys. zł, Mazda 3 – 17 tys. zł, Citroen C4 – 22 tys. zł, Mercedes S W221 – 70 tys. zł, BMW 7 – 55 tys. zł, a Toyota Avensis 20 tys. zł. Jest w czym wybierać i trzeba się liczyć z tym, że ceny aut z silnikami Diesla będą spadać. Wpływ na to ma wiele czynników: groźba wprowadzenia zakazów wjazdu do centrów miast, problemy z jazdą na krótkich odcinkach i większa świadomość kierowców na temat wysokich kosztów naprawy osprzętu silnika, a także specyfiki ich codziennej eksploatacji, związanej z turbodoładowaniem, czułym układem wtryskowym i filtrem cząstek stałych. Większe koszty przy sprawdzeniu auta niż przy samochodzie z silnikiem benzynowym Każde auto przed zakupem trzeba dokładnie sprawdzić. Przykładowe koszty to zakup raportu VIN (200 zł) i wizyta u mechanika (stacji diagnostycznej), celem zweryfikowania stanu zawieszenia, ewentualnych ataków rdzy, sprawności poszczególnych układów, wykonania profesjonalnej jazdy testowej itd. W przypadku samochodu z silnikiem Diesla konieczne jest dokładniejsze sprawdzenie auta w profesjonalnym, dobrze wyposażonym warsztacie, posiadającym odpowiedni sprzęt diagnostyczny. Konieczne jest, na przykład, wykonanie testu przelewowego wtryskiwaczy i sprawdzenie poprawności pracy całego układu wtryskowego (pompa wysokiego ciśnienia itd. ). Wydatki zaraz po zakupie dziesięcioletniego, rodzinnego Diesla Zawsze trzeba się liczyć z koniecznością dużych wydatków zaraz po zakupie auta, nawet tego, które jest w dobrym stanie technicznym. Od czego trzeba zacząć? Od wymiany wszystkich płynów eksploatacyjnych. Zaczynamy od oleju silnikowego (koszt minimum 100 – 120 zł), zgodnego z zaleceniami producenta auta. Wszystko zależy też, czy samochód posiada filtr cząstek stałych. Jeśli tak, to trzeba stosować specjalny olej niskopopiołowy. Do tego oczywiście filtr oleju (15 – 30 zł). Wymienić trzeba też płyn chłodniczy (ok. 35 – 70 zł), płyn hamulcowy (ok. 150 zł wraz z kosztem wymiany) i ewentualnie płyn wspomagania, jeśli auto ma elektryczne wspomaganie kierownicy. W przypadku Diesla niezbędna jest wymiana filtra paliwa (od 30 zł), który chroni czuły układ paliwowy przed zanieczyszczeniami. Silnik może też wymagać wymiany świec żarowych, podgrzewających komorę spalania. Koszt jest zależny od typu silnika. Najtańsze świece kosztują 40 zł za sztukę, ale w przypadku niektórych silników mogą kosztować znacznie więcej. Do tego, jeszcze nie można ich wymienić samodzielnie, ze względu na niebezpieczeństwo ukręcenia (dotyczy to nowszych, cieniutkich świec). Lepiej nie ryzykować. Wymienić będzie trzeba też filtr powietrza (ok. 20 zł), filtr kabinowy (20 zł zwykły, trzy razy tyle z węglem aktywnym, dla alergików). Warto też przyjrzeć się kilku podzespołom. Jeśli w przewodzie, doprowadzającym olej silnikowy do turbiny, występuje smok (ma za zadanie zatrzymywanie zanieczyszczeń), należy go oczyścić. Co jeszcze trzeba wymienić? Napęd rozrządu na pasku wraz z elementami towarzyszącymi (rolki, napinacz) i pompą wody– całość może wynieść od 300 do 500 zł, plus od 200 do 900 zł za wymianę. Koszt wymiany jest zależny od stopnia skomplikowania konstrukcji i łatwości dostępu do silnika. Należy też poddać serwisowi klimatyzację (jeśli auto ją posiada) – sam serwis to wydatek 100 – 200 zł, w zależności od tego, czy trzeba uzupełniać poziom oleju mineralnego i czynnika klimatyzacji. Jeśli auto wymaga zastosowania najnowszego czynnika – koszt jego uzupełnienia może wynieść nawet 1000 zł. Wymiany może wymagać również filtr osuszacz klimatyzacji (ok. 150 zł). Trzeba też pamiętać o wypraniu tapicerki (koszt od 300 do 500 zł), co zdecydowanie odświeży wygląd auta. Pomoże też pozbyć się roztoczy i innych paskudztw, a także woni papierosów. Wymienić warto też pasek wielorowkowy, napędzający alternator (koszt to minimum 30 zł, wymiana drugie tyle). Inwestycji mogą tez wymagać, takie elementy, jak wycieraczki samochodowe (po 10 – 20 zł za sztukę w przypadku bezpiórowych), dywaniki samochodowe (od 30 zł) i ogumienie. Tu trzeba wydać od 250 do nawet 500 zł za oponę, w zależności od tego, czy wybierzemy opony z segmentu budżetowego, średniego czy premium. Nie wolno zapomnieć o układzie hamulcowym. Kompletna wymiana tarcz i klocków może kosztować ok. 300 – 500 zł, w zależności od producenta części. Najlepiej połączyć ją z wymianą płynu hamulcowego. To nie wszystko. Została nam jeszcze skrzynia biegów. W automacie olej przekładniowy wymieniamy bezwzględnie od razu (ok. 700 – 1000 zł za wymianę dynamiczną), a w manualu, co 100 tys. km przebiegu. Coroczne wydatki eksploatacyjne Auta z silnikami Diesla kupuje się przede wszystkim dlatego, że zużywają mniej paliwa, niż ich odpowiedniki z silnikami benzynowymi. Jednakże nie są to tak wielkie różnice. W praktyce silnik wysokoprężny może zużywać o 20 % paliwa mniej, niż jego benzynowy odpowiednik. Przykład: popularny silnik 1.9 TDI Volkswagena, napędzający auto kompaktowe: - w wersji 110 KM zużywa średnio 6 – 7 l / 100 km - w wersji 90 KM zużywa średnio 5,3 – 6 l / 100 km Niewiele więcej zużywają sprawne, wolnossące silniki benzynowe o podobnej mocy. Dane pochodzą z raportów spalania użytkowników, a nie z danych fabrycznych producenta, które nijak mają się do rzeczywistości. Do kosztów spalania należy doliczyć coroczny koszt wymiany oleju silnikowego (ok. 100 zł plus usługa wymiany), filtra oleju (15 – 30 zł), filtra paliwa (najlepiej wymieniać dwa razy do roku), filtra powietrza (tak samo, dwa razy do roku), dwóch kompletów wycieraczek samochodowych, żarówek (ok. 20 – 30 zł na rok, chyba, że posiadamy xenony, wówczas nawet kilkaset za spaloną lampę), filtra kabinowego i sezonowych wymian opon (za wyjątkiem opon wielosezonowych). Raz na rok trzeba poddać serwisowi układ klimatyzacji (minimum 100 zł). W przypadku automatycznej skrzyni biegów raz na 30 tys. km (jest to zależne od zaleceń producenta) trzeba wymienić olej przekładniowy (700 – 1000 zł). Raz na dwa lata wymienić trzeba też płyn chłodniczy i hamulcowy. Ok. 20 zł pochłonie zakup płynu do spryskiwaczy w ciągu całego roku. Posiadacze Diesli powinni stosować tez dodatki chemiczne. Jeśli auto ma suchy filtr DPF, warto kupować dodatek do oleju napędowego (ok. 17 – 30 zł), obniżający temperaturę samozapłonu sadzy o 100 st. Celsjusza. Zapobiega to zapychaniu się filtra DPF. Warto też stosować prewencyjnie środek do czyszczenia układu wtryskowego. Koszty napraw w dziesięciolatku z Dieslem pod maską Najgorsze, co może spotkać właściciela Diesla, to awarie układu wtryskowego i jego najczulszych elementów – pompowtryskiwaczy lub wtryskiwaczy Common rail. W tym drugim przypadku, koszt zakupu nowych części może wynieść od 900 zł do nawet 2500 zł za sztukę. Większość wtryskiwaczy (za wyjątkiem piezoelektrycznych) można regenerować. Kosztowne są też naprawy innych elementów, podlegających zużyciu eksploatacyjnemu. W przypadku dziesięciolatka z pewnością będą one dobijać do kresu sił, o ile wcześniej nie zostały już wymienione. To pompa wtryskowa wysokiego ciśnienia (bardzo droga, cena zależna od modelu auta), dwumasowe koło zamachowe wraz ze sprzęgłem (średnio 2000 – 3000 zł), turbosprężarka z chłodnicą powietrza doładowującego (od 1600 do 3500 zł, tę część warto regenerować), zawór recyrkulacji spalin EGR i bardzo kłopotliwy filtr cząstek stałych (nowy od 4000 zł wzwyż). W przypadku tego ostatniego, jeśli dojdzie do jego zapchania, warto poddać go regeneracji. Obecnie stosuje się metodę polegającą na wypalaniu filtra w piecu indukcyjnym – jest ona bardzo skuteczna. Co jeszcze może wymagać naprawy w dziesięciolatku? Zapchane katalizatory (oryginalne 3000 – 5000 zł, uniwersalne zamienniki 300 – 500 zł), elementy zawieszenia (ceny zależne od jego rodzaju, najdroższe w naprawie są zawieszenia wielowahaczowe, pneumatyczne i hydropneumatyczne), automatyczne skrzynie biegów (koszt naprawy nawet 10000 zł, w zależności od modelu), czujniki (ABS, ESP, silnika – po kilkaset złotych za sztukę). Wymiany może wymagać także rozrusznik, alternator i akumulator. Są one o wiele droższe niż w przypadku aut z silnikami benzynowymi, ze względu na to, że Diesel potrzebuje mocniejszego rozruchu, a co za tym idzie, silniejszego prądu. W dziesięciolatku zużyć może się także przekładnia kierownicza, elementy układu kierowniczego, takie jak końcówki drążków i gumowe osłony przegubów. Intensywna eksploatacja może doprowadzić także do uszkodzeń i niesprawności elementów wyposażenia kabiny, takich jak elektrycznie sterowane szyby i lusterka, czy wyposażenie komfortowe. Utrzymanie samochodu sporo kosztuje, jednakże zakup sprawnego auta i odpowiednia eksploatacja pomoże uniknąć wielu wymienionych wyżej awarii.
Rodzinny dziesięciolatek z Dieslem – jakie koszty utrzymania?
Przede wszystkim całą karoserię naszego auta, a poza tym sporo tajemnic. Warto dokładnie je poznać, by wiedzieć, co mu szkodzi i jak możemy dbać o „skórę” naszego samochodu. W świadomości wielu kierowców lakier to w zasadzie kolorowa farba, którą pomalowano auto. Może być metaliczna albo matowa, najlepiej czerwona, bo pojazdy takiego koloru ponoć są szybsze. Rzeczywistość jednak wcale nie jest tak prosta. Cała powłoka lakiernicza samochodu na ogół składa się z czterech różnych warstw. Najpierw na gołą blachę nakłada się tzw. grunt, czyli farbę chroniącą przed korozją. Kolejna warstwa to podkład, który zarówno zapewnia dodatkową ochronę, jak i ma właściwości korygujące. Wszelkie niedoskonałości lakieru – a jest mnóstwo – są idealnie wyrównywane. Oczywiście, mowa w tym przypadku o mikroskopijnych rysach, zadrapaniach, nierównościach powstałych podczas produkcji, transportu i montażu. Części karoserii samochodu są szorstkie i nieprzyjemne w dotyku. Podkład maskuje te niedociągnięcia. Trzecią warstwą jest lakier bazowy – to on odpowiada za kolor auta, może zawierać preparaty, które nadadzą mu specyficzne właściwości, np. metaliczny połysk. Na koniec samochód pokrywa się farbą bezbarwną chroniącą kolor. Ta warstwa jest najgrubsza, stanowi mniej więcej połowę grubości całej powłoki lakierniczej. A teraz wyobraźmy sobie, że wszystkie cztery warstwy mają grubość włosa. Słowo „lakier” zaczyna więc nabierać nowego wymiaru… Z naszego punktu widzenia ostatnia warstwa jest najważniejsza, bo to ona w głównej mierze chroni lakier przed korozją, promieniami słonecznymi, czynnikami atmosferycznymi i chemią, w tym organiczną. Jak zatem możemy o nią zadbać? Co jest groźne dla lakieru? Głównie wysoka temperatura. Wielu producentów uważa, że wartością graniczną jest 50-60°C. Niestety, dość łatwo ją osiągnąć, szczególnie wtedy, gdy w upalny dzień samochód znajduje się na słońcu. Już po kilkudziesięciu minutach, dotykając auta, można się nieźle oparzyć. W takich warunkach – jak twierdzą fizycy – wszystkie materiały, również lakier, się rozszerzają. Widać wszelkie niedoskonałości, pory i szparki. Wtedy też jest najbardziej podatny na uszkodzenia chemiczne. Nawet kilka kropli oleju, benzyny, olejku do opalania czy innego środka kosmetycznego albo ptasie odchody mogą pozostawić trwały ślad w formie odbarwienia. Co ciekawe, mniej podatne na słońce są jasne lakiery. Biały odbija światło i na ogół nie rozgrzeje się bardziej niż do 40-45°C. Gorzej z ciemnymi, gdyż w odpowiednich warunkach mogą osiągnąć nawet 80°C. Jak dbać o lakier? Nie sprawdza się tu porzekadło, że częste mycie skraca życie. Wręcz przeciwnie – myjąc auto, wypłukujemy z zakamarków brud i odrobiny piasku czy innych substancji, nie dopuszczając do powiększania się mikrouszkodzeń. Do mycia auta warto używać specjalnej gąbki– jest duża, miękka i ma małe oczka, w które nie wnika piasek i brud. W większe oczka łatwo wciska się brud i to właśnie nim szorujemy lakier. Dobrym pomysłem jest też stosowanie wielu ręczników i szmatek z mikrofibry. Oczywiście, podstawą mycia jestszampon z woskiem, który oczyści i zabezpieczy lakier, choć lepiej byłoby umyć samochód szamponem bez wosku, a następnie pokryć karoserię odpowiednimi środkami. Do pozbycia się twardych i zaschniętych zabrudzeń trzeba użyć specjalnej glinki. To masa plastyczna, podobna nieco do modeliny. Najpierw auto należy polać wodą z szamponem, a następnie kulką uformowaną z glinki można przecierać całą karoserię. Nic tak dobrze, jak glinka nie zbierze wszystkich zabrudzeń. Jej porcja kosztuje ok. 30 zł, ale wystarcza na kilka porządnych „kąpieli”. Warto też sięgnąć po cleanery, czyli preparaty, które usuwają zmatowiałą i utlenioną warstwę lakieru i drobne zarysowania. Jeśli auto ma ciemny lakier, warto użyć też politury, która nada mu charakterystyczny, tzw. mokry wygląd. Takie preparaty kosztują 30-40 zł. Ostatnia czynność to pokrycie karoserii woskiem. Warto wybrać naturalny z zawartością carnauby, choć jest nietrwały i drogi. Na co dzień lepiej używać tańszego i trwalszego wosku syntetycznego, który zamaskuje drobne ubytki i przyjmie na siebie kolejne ataki serwowane z zewnątrz.
Co kryje lakier?
Naturalną koleją rzeczy jest fakt, że rodzice motocykliści zaczynają zabierać na wycieczki swoje pociechy. Troska o bezpieczeństwo dziecka jest najważniejsza, dlatego każdy rodzic powinien zadbać o odpowiednią odzież i akcesoria ochronne dla malucha. Kluczowym elementem garderoby jest kask motocyklowy. Na co zatem zwrócić uwagę, wybierając ochronę głowy dla dziecka? Na wstępie warto zaznaczyć, że prawo o ruchu drogowym nie wspomina wiele o przewożeniu dzieci. Dokument określa jedynie dozwoloną prędkość jazdy z nieletnim pasażerem (dozwolona prędkość w przypadku przewożenia dziecka do 7 lat wynosi 40 km/h). Wobec tego, przy kompletowaniu właściwego stroju, rodzic musi polegać na samym sobie. Najistotniejszym akcesorium jest kask motocyklowy. Wbrew pozorom jego wybór nie jest najtrudniejszy. Wśród uznanych marek, mających w ofertach kaski dla dzieci, można wyróżnić takich producentów, jak: Nitro, Caberg czy Airoh Ceny tych kasków wahają się w granicach ok. 250–500 zł. box:offerCarousel Poprawne mierzenie obwodu głowy Wybór kasku dla dziecka nie jest dużym problemem. Dla dziecka od ok. 8–9 roku życia można bez obaw dopasowywać już hełmy ze standardowej gamy produktowej dla dorosłych. Z reguły wybierane są rozmiary XXXS lub XXS. Miarą w rozmiarówkach kasków jest obwód głowy. By poprawnie odczytać jego wartość, głowę mierzy się, przykładając miarę do czoła, ok. 2–3 cm powyżej brwi oraz nad uszami. Większość producentów podaje rozmiary swoich produktów w cm. Kiedy podczas mierzenia głowy dziecka wynik wyjdzie na połowie cm, należy zaokrąglić go do góry, ponieważ dziecko i tak bardzo szybko wyrośnie z kasku. Pora na przymiarkę Najlepiej byłoby, gdyby dziecko mogło przymierzyć kask. Nie jest to problemem, zwłaszcza kiedy konsument może bez obaw zwrócić zakupiony towar w przypadku doboru złego rozmiaru. Podczas przymiarki kask ma leżeć idealnie na głowie dziecka, nie może być dużego luzu, a absolutnie wykluczone jest przesuwanie się hełmu na różne strony. Warto zwrócić uwagę też, czy kask nie obciąża szyi dziecka – jest to bardzo istotne, zwłaszcza kiedy chcemy się wybrać z pociechą na dłuższą przejażdżkę i oczywiście z perspektywy zdrowego rozwoju dziecka. Normalne jest, że nowy kask będzie początkowo trochę uciskał. W niedługim czasie, w procesie użytkowania hełmu, wyściółka dopasuje się do głowy pasażera. Jeżeli nabędziemy dla dziecka zbyt luźny kask, wówczas w bardzo krótkim czasie zacznie się on przesuwać na głowie, co będzie bardzo niebezpieczne. Oczywiście hełm nie może być też zbyt ciasny, ponieważ będzie sprawiał dziecku ból. Test kasku przed zakupem Aby przekonać się, czy kask będzie przyjazny dziecku w codziennej eksploatacji, można dokonać kilku czynności, które to potwierdzą. Pierwszą z nich jest energiczne poruszanie głową w celu wykluczenia luzu. Innym sposobem jest złapanie głowy dziecka w kasku i unieruchomienie jej. W tym czasie dziecko ma poruszyć głową. To pozwala sprawdzić, w jakim stopniu możliwy jest ruch głowy wewnątrz. Jeśli zakres ruchu jest duży, należy pomyśleć o mniejszym rozmiarze. Należy pamiętać, że jazda z dzieckiem wiąże się z ogromną odpowiedzialnością ze strony prowadzącego pojazd. Nie można zatem bagatelizować kwestii zapewnienia odpowiedniego stroju dziecku, a zwłaszcza kasku. Oszczędzanie na jego zakupie z pewnością nie jest zbyt dobrym pomysłem. Warto zatem podczas wybierania sprawdzić, czy kask posiada atesty bezpieczeństwa. Poza tym kask motocyklowy dla dziecka ma być lekki i dobrze dopasowany do głowy. Przy takim zestawie cech zadowolenie dziecka ze wspólnych przejażdżek motocyklem jest gwarantowane
Kask motocyklowy dla dziecka – o czym pamiętać przy zakupie
Choć poradników na temat wychowywania i wspierania rozwoju niemowląt jest wiele, warto zwrócić szczególną uwagę na jeden z nich – Zabawy z niemowlakiem autorstwa Wendy S. Masi i Roni Cohen Leiderman. Książka ta nie tylko podpowie, jak bawić się z maluszkiem, ale także pokaże, w jaki sposób stymulować jego zmysły oraz pracować nad rozwojem emocjonalnym i społecznym. Pomysł na prezent Mówi się, że pierwsze wrażenie jest kluczowe, np. przy poznawaniu kogoś. W moim przypadku powiedzenie to sprawdza się także przy książkach. Zabawy z niemowlakiem są świetnie wydane, dlatego są idealnym pomysłem na prezent dla przyszłych rodziców. Układ poradnika jest bardzo przejrzysty i zrozumiały. Każdy rozdział przedstawia nową zabawę i inny pomysł na spędzanie czasu z dzieckiem. Na bocznych szpaltach znajdziemy skrótową informację, czego zabawa uczy, co rozwija i na której stronie znajdziemy podobną, która również może spodobać się maluszkowi. Dzięki temu zabiegowi możemy poruszać się po książce własną drogą, od zabawy do zabawy – tej, która w danym momencie jest najistotniejsza dla rozwoju naszej pociechy. W bocznych panelach znajdziemy także informacje naukowe, odsyłacze do innych rozdziałów czy teksty piosenek. Ogromnym plusem książki są duże zdjęcia dzieci podczas proponowanych zabaw. Przejrzysty poradnik dla rodzica Autorzy książki dedykują ją rodzicom, którzy rozpoczynają przygodę z małym dzieckiem i chcą dowiedzieć się, w jaki sposób stymulować jego rozwój. Poradnik jest podzielony na rozdziały i podrozdziały. Każda z części prezentuje zabawy przeznaczone dla dzieci w danych miesiącach życia: 0–3, 3–6, 6–9 i powyżej 9. miesiąca aż do roku. Oprócz nich każdy rozdział zawiera wskazówki dla rodziców, np. jak radzić sobie z kolką, kiedy znaleźć czas na zabawę, jak ułatwić maleństwu zasypianie, jak bawić się poza domem. Pierwsze zabawy Może się wydawać, że kilkutygodniowy maluch nie będzie zainteresowany żadnymi harcami. Nie jest to jednak prawda. Dla takiego maleństwa nawet kołysanie czy pokazywanie przedmiotów jest zabawą, i oczywiście nauką. Autorzy zwracają uwagę na kołysanie dziecka i patrzenie mu w oczy, które buduje między nim a rodzicem szczególną więź, a także na masaż wspierający rozwój emocjonalny i zmysłowy. Z książki dowiemy się, w jaki sposób zrobić własne zabawki. A dokładniej, co wykorzystać, aby bawiło brzdąca. Przykładem może być chociażby chusteczka czy apaszka, którą możemy bujać nad maluszkiem. Zabawy proponowane przez Wendi S. Masi i Roni Cohen Leiderman pomagają rozwijać psychomotorykę u maluszka i stymulują go do przekręcania się na boki oraz podnoszenia się. Osobiście wyznaję zasadę, aby nie sadzać dziecka, które nie siada i nie stawiać dziecka, które nie staje. Podobają mi się więc przedstawione w książce zabawy, które nie wymuszają na dziecku nowej umiejętności, a pozwalają mu samodzielnie do niej dojść. Przykładem może być chociażby układanie dziecka na brzuchu, z którego maluszek może podnosić się, przekręcać na plecki czy w przyszłości stanąć, a także zabawa na dużej, dmuchanej piłce, dzięki której smyk ćwiczy zmysł równowagi. W książce znajdziemy również nieco zapomniane dzisiaj ćwiczenia rozciągające, inaczej nazywane ćwiczeniami symetryzującymi. Zalecane są głównie dzieciom z nieprawidłowym napięciem mięśniowym, ale są też przyjemną i bezpieczną zabawą dla dzieci niewymagających dodatkowych ćwiczeń. Poznawanie świata Dla kilkumiesięcznych maluchów proponowane są zabawy ruchowe i muzyczne. Drewniane instrumenty, np. bębenek czy marakasy, dostarczą dziecku ogromnej radości. A gdy twój smyk odkryje w sobie muzyczną duszę, nie pozostaje nic innego, jak ułożyć na podłodze garnki do góry dnem i podziwiać rytm wystukiwany drewnianą łyżką przez małego perkusistę. Poradnik odpowiada także na pytania często zadawane przez niedoświadczonych rodziców, np. dlaczego dziecko rzuca przedmioty na ziemię (bo odkryło wysokość i związek przyczynowo-skutkowy) albo dlaczego tak chętnie przelewa wodę z kubeczka do kubeczka lub przesypuje piasek (poznaje różnicę między pustym i pełnym, ćwiczy koordynację wzrokowo-ruchową). Zabawy z niemowlakiem Wydawnictwa Jedność to książka, która wprowadza rodziców w świat zabaw wspierających rozwój dziecka od momentu jego narodzin do 1. roku życia. Gwarantuje wiele wesołych i rodzinnych chwil oraz pozwoli maluszkowi na odkrywanie świata krok po kroku. Źródło okładki: www.jednosc.com.pl
Zabawy z niemowlakiem - Wendy S. Masi i Roni Cohen Leiderman
Wakacje to idealny czas, aby przez zabawę oswoić dziecko z wodą i zachęcić malucha do aktywności nad brzegiem morza, jeziora czy w przydomowym basenie. Podpowiadamy, jakie akcesoria mogą w tym pomóc. Aktywność w wodzie to najlepszy pomysł na długie, upalne dni lata. Zwykle jednak dzieci, które nie mają częstego kontaktu z dużymi akwenami, odczuwają strach przed zanurzeniem czy pływaniem. W jego pokonaniu pomogą akcesoria i zabawki, które dziecko zainteresują, ułatwią mu samodzielne utrzymywanie się na wodzie i zachęcą do podejmowania prób pływania w dużym basenie lub jeziorze. Oto niektóre z nich. Płetwa (ok. 120 zł) – pomoże dziecku bez obaw samodzielnie przemierzyć każdy zbiornik wodny. Mocowany na plecach pływak pomaga utrzymać się na wodzie, a jednocześnie zachować prawidłową postawę. Płetwa jest lekka (wykonana z wytrzymałej pianki EVA), łatwo się ją zakłada i zdejmuje, nie wymaga pompowania i może być używana jako asekuracja zarówno podczas zabawy przy brzegu, jak i nauki pływania. Strój z pływakami (ok. 130 zł) – dostępny w wersji dla chłopców i dla dziewczynek. Wygląda jak klasyczny strój pływacki, jest wykonany z bawełny i lycry. Tkanina ochrania delikatną skórę dziecka przed promieniowaniem UV. Strój zawiera osiem kieszonek z wyjmowanymi pływakami, zapewniającymi maluchowi bezpieczeństwo i ułatwiającymi utrzymanie się na wodzie. W miarę nabywania przez dziecko umiejętności pływackich i pewności w poruszaniu się w wodzie, możemy wyjmować pływaki, dostosowując wyporność stroju do jego potrzeb i umiejętności. Strój jest przeznaczony dla dzieci w wieku od 2 do 5 lat do używania zarówno w basenie, jak i w naturalnych zbiornikach wodnych. Rękawki (od kilku do ok. 50 zł, w zależności od modelu) – zdecydowanie najpopularniejsze wodne akcesoria. Są lekkie, zajmują niewiele miejsca, łatwo je napompować i szybko założyć. Zanim je kupimy, sprawdźmy, czy są odpowiednie do wagi naszej pociechy. Dla najmłodszych najlepsze będą rękawki połączone z kamizelką, co da im dodatkową ochronę i pozwoli na bezpieczne dryfowanie. Samej kamizelki może również używać starsze dziecko podczas nauki pływania – dzięki niej zachowa odpowiednią pozycję. Przyda się również podczas pływania łódką, kajakowania lub wędkowania. Pontony – zachęcą do zabawy w wodzie nawet największego sceptyka. Na Allegro znajdziemy propozycje dla niemowlaków – w postaci małych i wyjątkowo bezpiecznych pontoników z siedziskiem, w którym mogą odbywać pierwsze rejsy. Akcesoria dla starszych to już prawdziwie bajkowe pojazdy. Mamy do wyboru statki kosmiczne, samochody z wyprofilowanymi siedziskami i kierownicą oraz stworzenia rodem z fantastycznych opowieści. To świetna zabawka, która zachęci do pływania, ćwicząc przy okazji koordynację i równowagę. Ceny pontonów, w zależności od modelu, wahają się od kilkudziesięciu do ok.150 zł. Koła ratunkowe i makarony to również przydatne akcesoria, używane zwłaszcza na basenach. Świetnie sprawdzą się także na plaży. Dzieciom posłużą do nauki pływania i do zabawy zarówno w wodzie, jak i na piasku (np. jako tory przeszkód) czy kocu. Pianki – są niezbędne dla tych dzieci, które nie lubią zimnej wody. Delikatnie otulają i chronią przed kontaktem z chłodną wodą, a także przed szkodliwym promieniowaniem UV. W takim stroju maluch, bawiąc się na plaży nawet przez kilka godzin, nie przemarznie i się nie przeziębi. Warto wyposażyć w nie szczególnie najmłodsze dzieci, zwłaszcza jeśli planujemy spędzić wakacje w Polsce, gdzie pogoda nad morzem lub na Mazurach często potrafi zaskoczyć. Wybierając akcesoria pływackie dla dziecka, warto przedstawić mu kilka propozycji i pozwolić na samodzielny wybór. To jeszcze bardziej zachęci malucha do przetestowania zabawki w wodzie, a strach odejdzie w zapomnienie.
Akcesoria plażowe oswajające dziecko z wodą
Kocki Lego należą do ulubionych zabawek dzieci. Oferta marki wciąż się poszerza, m.in. o chętnie kupowane komplety nawiązujące do kultowej sagi „Star Wars”. Tym razem przyjrzymy się dwóm zestawom z tej serii. Porównam dwa zestawy z serii Lego Star Wars, które ostatnio miałam przyjemność układać ze swoim dzieckiem. Odpowiem też na pytanie, który zestaw spodobał się nam bardziej i dlaczego. "Szkolenie na wyspie Ahch-To" kontra „Ścigacz bojowy generała Grievousa” Młodzi entuzjaści „Star Wars” będą zachwyceni tymi zestawami. Oba są przeznaczone dla dzieci w wieku 7-12 lat. Dzięki nim najmłodsi mają możliwość poznać świat Gwiezdnych wojen i kreatywnej zabawy. „Szkolenie na wyspie Ahch-To” LEGO Star Wars - Szkolenie na wyspie Ahch-To 75200. Zawiera aż 241 elementów. Składa się z 238 klocków i 3 figurek (minifigurki Luke’a Skywalkera, Rey oraz figurki Porga). Z klocków powstaje chatka ze zdejmowanym dachem. W jej środku znajduje się malutkie łóżko, mała kuchenka, zasłona na drzwi z tkaniny, domek dla Porga, niewielkie ognisko z klocków oraz przyrząd treningowy w formie otwieranego kamienia. W zestawie znajduje się broń: kij Luke’a oraz miecz świetlny i kij treningowy Rey. Chata jest schronieniem Luke’a z filmu „Gwiezdne wojny”. Ma 11 cm wysokości, 11 cm szerokości i 17 cm głębokości. Nie jest olbrzymia, ale daje dużo możliwości świetnej zabawy. Dodatkowe informacje o zestawie: Licencja: Star Wars Płeć: chłopiec i dziewczynka Wiek dziecka: 7–12 Rok wydania: 2018 Cena: od 97,90 do 149,88 zł Czas składania: w zależności od umiejętności, nam to zajęło ok. 45 minut Ocena testujących (1–5): 5 Uwagi po ułożeniu zestawu „Szkolenie na wyspie Ahch-To” Podczas składania domku nie natrafiliśmy na najmniejsze problemy. Wszystko poszło bez kłopotów. Ze złożeniem pozostałych elementów również nie było najmniejszych problemów. Ścigacz bojowy generała Grievousa Zestaw LEGO Star Wars, Ścigacz bojowy generała Grievousa 75199. Składa się ze 157 klocków, w tym figurki Mace’a Windu oraz figurki generała Grievousa. Dzięki nim można odgrywać scenki z filmów „Star Wars”. Do zestawu została dołączona czytelna instrukcja. Z klocków można zbudować kosmiczny pojazd o rozmiarach: 7 cm wysokości, 25 cm długości i aż 14 cm szerokości. Ścigacz to groźna broń – zainstalowano w nim dwa sprężynowe działka na czerwone rakiety, dzięki którym może ostrzeliwać wroga. To jednak nie wszystko. Pod spodem ścigacza bojowego znajduje się specjalny schowek, w którym można umieścić cztery miecze świetlne generała Grievousa. Dodatkowe wyposażenie zestawu to również broń – fioletowy miecz świetlny Mistrza Jedi Mace’a Windu. Informacje dodatkowe o zestawie Licencja: Star Wars Płeć: chłopiec i dziewczynka Wiek dziecka: 7–12 Liczba elementów w zestawie: 157 Cena: od 99,99 do 159,90 zł Czas składania: w zależności od umiejętności, nam to zajęło ok. 45 minut Ocena testujących (1–5): 4+ Uwagi po ułożeniu zestawu „Ścigacz bojowy generała Grievousa” Pojazd nie jest taki mały, jak się wydawało na początku. Ogromną atrakcją są działka sprężynowe, które za dotknięciem palca zaskakująco daleko wystrzeliwują czerwone rakiety. Ciekawym rozwiązaniem jest schowek na miecze. Minusem jest to, że raczej trudno przymocować miecze do rąk generała, bo ramiona… często się odczepiają! Jak te dwa zestawy wypadają w testach? Oba zestawy związane z tematyką „Star Wars” w naszych testach wypadły rewelacyjnie, choć każdy z nich jest zupełnie inny. Stwarzają inne możliwości zabawy. Złożenie klocków to zaledwie początek zabawy. Perfekcyjnie wykonane, utrzymane w pięknych kolorach, inspirujące do wielogodzinnej zabawy. Idealne na prezenty dla wielbicieli pojazdów, figurek i minibudowli rodem z kosmicznej sagi. Cenowo również są zbliżone. Można je kupić w cenie nieprzekraczającej 100 zł. Czy to mało? Raczej nie. Dla niektórych to wciąż sporo, ale produkty Lego są warte swojej ceny. Który zestaw wybrać Ostatecznie mojemu dziecku i mnie bardziej do gustu przypadł zestaw „Lego Star Wars – Szkolenie na wyspie Ahch-To”. To wyposażenie oraz dodatkowe elementy, w tym ruchomy głaz, spodobały się mojemu synkowi bardziej niż latanie ścigaczem bojowym generała Grievousa. Od kilkunastu dni zabawa chatką Luke’a Skywalkera trwa godzinami. Zastanawiam się, ile razy można przestawiać figurki, zmieniać ich położenie i prowadzić między nimi długie dialogi? Mam wrażenie, że kiedy tylko mój syn rozpoczyna zabawę, czas się dla niego zatrzymuje. Bardziej polecamy zakup chatki Luke’a Skywalkera niż ścigacza, również dlatego że ma więcej elementów niż pojazd generała. Bo tak naprawdę zabawa rozgrywa się w wyobraźni dziecka, które wymyśla dialogi, pisze scenariusz zabawy i odtwarza scenki. A zestaw z domkiem Luke’a Skywalkera stwarzał ku temu więcej możliwości. Zestawy Lego Star Wars to podróż w czasie i wspaniała zabawa z bohaterami z filmu „Gwiezdne wojny”. To doskonała zabawa i ćwiczenie cierpliwości oraz pobudzanie wyobraźni u dziecka. Dzięki olbrzymiemu wyborowi zestawów Lego dzieci mogą uruchomić swoją wyobraźnię i oddać się wspaniałej, kreatywnej zabawie. Zabawa klockami Star Wars to doskonałe zajęcia dla małych i dużych chłopców. Klocki oprócz zabawy wspierają rozwój motoryczny, kreatywność, myślenie przestrzenne, planowanie, cierpliwość i wyobraźnię. Nigdy nie miałam zastrzeżeń, co do jakości i wykonania klocków Lego, ponieważ wszystkie łączą się idealnie są wykonane z najwyższej jakości materiałów i bajecznie kolorowe. A instrukcja składania jest niezwykle czytelna i prosta. Polecam!
"Szkolenie na wyspie" czy "Ścigacz bojowy" - który zestaw Lego Star Wars wybrać?
Ogromna liczba klockowych zestawów tematycznych pozwala każdemu małemu budowniczemu na znalezienie czegoś interesującego. Często jednak dzieci narzekają, że zestawy są małe, a możliwość tworzenia mocno ograniczona. Dlatego warto wyposażyć każdego małego kreatora w pudełko pełne klocków, które pozwolą mu na rozwinięcie skrzydeł i wznoszenie niepowtarzalnych konstrukcji. Różnego rodzaju klocki są fantastycznym narzędziem dającym nieograniczone możliwości zabawy, uczącym cierpliwości, precyzji i staranności oraz pokazującym funkcjonowanie podstawowych praw fizyki. To zabawka, która pobudza i rozwija dziecięcą kreatywność, umożliwia samodzielne tworzenie wymyślonych przez siebie budowli i konstrukcji i nieustannie daje inspirację do nowych, twórczych działań. Ważne jest, aby wśród dziecięcych zabawek znalazły się nie tylko zestawy tematyczne, składające się głównie z figurek i ich akcesoriów, których złożenie w dużej mierze polega na odwzorowaniu instrukcji. Pudełka z klockami konstrukcyjnymi czy zestawem różnych klocków popularnych marek umożliwi dziecku zbudowanie wszystkiego, na co przyjdzie mu ochota, bez ograniczania go narzuconym tematem. Wytrzymałe i pobudzające wyobraźnię Wybierając wersję dla najmłodszych dzieci, warto zwrócić uwagę na zestawy drewnianych klocków w wiaderkach. W takim opakowaniu znajdziemy od 25 do nawet 200 sztuk różnej wielkości elementów. Możemy wybrać klocki z naturalnego drewna lub pomalowane farbami bezpiecznymi dla maluchów. Bardzo często pokrywka, która zamyka wiaderko, ma odpowiednio wyprofilowane dziurki, co zamienia ją w pokaźnych rozmiarów sorter. Układanie drewnianych klocków wymaga od dziecka skupienia i staranności, nakłania do trenowania różnych rodzajów chwytów i jest znacznie łatwiejsze od ustawiania klocków plastikowych, których złączenie wymaga odpowiedniego dopasowania. Ciekawą alternatywę stanowią klocki piankowe. Są kolorowe, miękkie i przede wszystkim bardzo lekkie, dzięki czemu nawet niemowlaki mogą podejmować pierwsze próby budowania wieży. Pianka, z której zostały wykonane, sprawia, że ustawione jedne na drugich bardzo dobrze do siebie przylegają, co ułatwia konstruowanie. Zestawy podstawowe Rozszerzenie posiadanej już kolekcji klocków i możliwość rozbudowywania jej elementów umożliwiają pudełka tzw. podstawowe z klockami Lego oraz przeznaczonymi dla najmłodszych klockami Duplo. W obu wersjach znajdziemy pudełka klocków w różnej liczbie i kolorystyce, które mogą być całkowicie uniwersalne lub dopasowane do wybranej serii. Dzięki temu posiadane już zestawy tematyczne staną się bardziej uniwersalne i będą mogły zostać uatrakcyjnione o nowe elementy, tym razem samodzielnie stworzone przez naszą pociechę. Klocki konstrukcyjne Przedszkolaki, które opanowały już podstawowe umiejętności budowania, a ich konstrukcje stają się coraz większe i bardziej skomplikowane, będą zachwycone kompletem klocków konstrukcyjnych. Mamy do wyboru worek kolorowych wafli, które pozwalają tworzyć pokaźne budowle, klocki magnetyczne dla małych architektów, którzy wzniosą z nich niezwykłe szkieletowe struktury, lub wiaderko klocków konstrukcyjnych Clicks, umożliwiające zrealizowanie nawet najbardziej skomplikowanych planów. Te ostatnie, a także klocki konstrukcyjne Wader są oferowane również w różowo-fioletowej wersji dla dziewczynek – zbudują z nich wspaniałe pałace dla swoich lalek i wróżek. Natomiast dla tych, którym klocków ciągle mało, idealna jest propozycja firmy Hemar – klocki sprzedawane na kilogramy. Klocki to zabawka, w którą zdecydowanie warto inwestować. Rozwija, zapewnia rozrywkę i dziecko rzadko odstawia ją w kąt na dłużej. Nawet jeśli tak się stanie, zawsze można do nich powrócić i odkrywać je na nowo. Ich zaletą jest ogromna uniwersalność – tymi samymi klockami może się świetnie bawić zarówno dwu-, pięcio-, jak i dziesięciolatek. Nie wspominając już o rodzicach i opiekunach, którzy z pewnością chętnie podejmą niejedno architektoniczne wyzwanie.
Pudełka pełne klocków – przegląd
Dzieci uwielbiają rowerki biegowe. Z dwóch kółek bez pedałów powinni cieszyć się również rodzice. Korzystanie z takiego sprzętu sportowego przez najmłodszych ma wiele zalet. Doskonale wpływa na rozwój fizyczny dzieci. Rozwija mięśnie nóg i ćwiczy równowagę, a to wszystko podczas zabawy, dającej dużo radości. Na rynku wybór rowerków biegowych jest ogromny. Jaki więc wybrać dla naszego dziecka? Drewniany, metalowy czy plastikowy? Podpowiadamy, czym się od siebie różnią. O zaletach rowerków biegowych można długo pisać. Najważniejszą z nich jest ćwiczenie równowagi, które odbywa się w bezpieczny sposób. Rowerki biegowe łatwo się prowadzi, są lekkie, do tego dziecko może łatwo hamować, używając stóp, w momencie, kiedy będzie traciło równowagę również ma możliwość błyskawicznie reagować. Zanim posadzimy na nim dziecko pamiętajmy, by dostosować wysokość siodełka do wzrostu malucha. Prawidłowa będzie wtedy, kiedy dziecko całą stopą dotknie podłoża – może wówczas wygodnie odpychać się od ziemi i łatwo kierować rowerkiem. Zanim zdecydujemy się na zakup konkretnego modelu sprawdźmy, jakie rodzaje rowerków biegowych do 250 zł są dostępne na rynku. Rowerki biegowe z ramą aluminiową Rowerek Kettler Speedy kupimy już za 150 zł. Jest jednym z tańszych rowerków z aluminiową ramą. Przeznaczony jest dla dzieci od 2. roku życia. Waży 4,5 kg, ma gumowe koła, bezpieczne rączki. Siodełko ma regulację wysokości od 31 do 41 cm. Kolejną propozycją z aluminiową ramą, dostoswaną również dla dzieci od 2. roku sąrowerki firmy Hudora. Rowerek dla najmłodszego dziecka, od 2. roku życia waży tylko 3,3 kilo. Ma nisko osadzoną ramę, co ułatwia maluchom wsiadanie. Kierownica zakończona jest gumowymi uchwytami, które powodują, że rączki dziecka się z niej nie ześlizgną. Siodełko można regulować na wysokości od 37 do 46 cm. Cena to ok. 160 zł. Ponad 200 zł zapłacimy za designerskie rowerki biegowe bez pedałów JD Bug. Projektanci zadbali w nich o najdrobniejszy szczegół. W tym samym kolorze są gumowe (antypoślizgowe) rączki do trzymania, napisy na ramie, wykończenie siodełka oraz łożyska koła. Rowerek przeznaczony dla dzieci od 2. roku życia waży 4 kg. Siodełko można regulować na wysokości od 35 do 39 cm. Rowerki biegowe z ramą drewnianą Moda na życie EKO zawitała również do producentów rowerków biegowych. Jej efektem są rowerki biegowe z drewnianą ramą. Na wprowadzenie w ramie specjalnego uchwytu do przenoszenia rowerka zdecydowała się renomowana firma Baby Design, która produkuje, m.in. rowerki biegowe. Model B-Happy ma gumowe pompowane koła na łożyskach oraz drewnianą ramę, pomalowaną, np. na wzór taksówki czy radiowozu. Siedzisko można regulować od 35 do 40 cm. Cena to ok. 120 zł. Drewniany rowerek biegowy Funny przeznaczony jest dla dzieci od 3. roku życia. Również posiada uchwyt do przenoszenia, antypoślizgową rączkę na kierownicy, trzy poziomy regulacji siodełka. Jego koszt to niecałe 90 zł. Jeśli nasza pociecha chce mieć naprawdę stylowy rowerek, możemy postawić na drewniane rowerki biegowe, które na ramie mają namalowane zwierzęta. Do wyboru mamy między innymi żyrafę, małpkę lub kotka. Rowerek posiada piankowe koła, regulowane siedzisko (od 34 do 37 cm), antypoślizgowe rączki oraz uchwyt do przenoszenia. Kolor łożysk przy kołach zawsze dopasowany jest do koloru rowerka. Koszt tego sprzętu to ok. 180 zł. Rowerki biegowe z ramą plastikową Na rynku dostępne są też plastikowe rowerki biegowe. Ich największą zaletą jest waga. Dodatkowo są też jednymi z najtańszych – kupimy je już za niecałe 40 zł (za rowerek biegowy Lena zapłacimy 39 zł). Sprzęt jest wyjątkowo lekki, waży ok. 1 kg. Przeznaczony jest dla dzieci od 18 miesiąca życia. Położenia siodełka nie można regulować, jest na wysokości 26 cm. Z przodu ma podwójne, szeroko rozstawione koła, co powoduje, że jest bezpieczny nawet dla małych, 18-miesięcznych dzieci. Niecałe 2 kg waży plastikowy rowerek biegowy Bunzi, który zaprojektowała firma Chillafish. Urządzenie łączy ze sobą rowerek z jeździkiem. Bunzi posiada funkcje trzykołową, od której powinny zaczynać naukę jazdy najmłodsze dzieci, oraz dwukołową. Siodełko można regulować na dwie pozycje. Sprzęt kosztuje 129 zł.
Wybieramy dziecięcy rowerek biegowy do 250 złotych
Hurricane to kompaktowa klawiatura bez bloku numerycznego od marki Fury, oferującej tani sprzęt dla graczy. Klawiatura jest membranowa, wysokoprofilowa i została wyposażona w podświetlenie. Jestem fanem klawiatur typu TKL (tenkeyless), określanych jako turniejowe, które pozbawione są dodatkowej części numerycznej. Urządzenia zajmują mniej miejsca na biurku, zapewniając więcej przestrzeni na myszkę. Na klawiaturze typu TKL pisze się wygodniej, ponieważ można ustawić ją bezpośrednio przed sobą, co przekłada się na bardziej naturalną pozycję ciała. Problem w tym, że urządzenia bez bloku numerycznego są zazwyczaj drogie – tytułowa Fury Hurricane jest jednak wyjątkiem od tej reguły. To ciekawa propozycja dla oszczędnych użytkowników, gdyż można ją nabyć za jedyne 55 zł. Jak sprawdza się w praktyce? Specyfikacja Fury Hurricane typ: membranowa, wysokoprofilowa interfejs: USB 2.0 liczba przycisków: 87 funkcje: podświetlenie, anti-ghosting kabel: 1,6 m wymiary: 366 x 161 x 38 mm masa: 618 g Wyposażenie i konstrukcja Klawiatura jest zapakowana w proste, ale efektowne pudełko. W zestawie znajduje się tylko instrukcja obsługi, w tej cenie trudno wymagać gadżetów i dodatków typu podpórka pod nadgarstki. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Konstrukcja Fury Hurricane imituje wysokoprofilowe klawiatury mechaniczne. Urządzenie pod względem wzornictwa przypomina klawiatury marki Razer, a to za sprawą charakterystycznie wyprofilowanej przedniej krawędzi. Ten udany i prosty design powinien przypaść do gustu wielu graczom. To samo można powiedzieć o matowych tworzywach sztucznych i zminimalizowanych ozdobach – na przedniej krawędzi widać jedynie logo marki umieszczone na połyskującej wstawce, a na prawym boku widnieje logo modelu. Mimo niskiej ceny nabywcę czeka kilka miłych niespodzianek. Układ klawiszy to wariacja QWERTY US z UK – Enter jest duży, ale lewy Shift nie został skrócony, więc nie ma obok niego ukośnika. Układ klawiszy oraz kształt większości nasadek są klasyczne, obyło się bez drastycznych modyfikacji, zachowano także typowe odległości pomiędzy blokami. Zamiast prawego Windowsa jest klawisz funkcyjny, a obok niego umieszczono włącznik podświetlenia, który zastępuje klawisz menu kontekstowego. Obudowa została zmniejszona, więc rząd diod statusowych przeniesiono nad strzałki. Dwie pierwsze diody są typowe, zaś trzecia odpowiada funkcji WinLock, nazywanej też gamingową – to po prostu blokada klawisza Windows. Uwagę zwraca powiększony pierwszy rząd klawiszy i Spacja – nasadki zostały zagięte i poszerzone. Natomiast w rzędzie funkcyjnym schowano dodatkowe opcje wywoływane kombinacją klawiszy. Czcionki są półprzezroczyste i efektowne, nie robią wrażenia precyzją wykonania, ale nadal prezentują się przyzwoicie. Klawisze również zostały podświetlone barwami tęczy – diody rozświetlają nadruki oraz obszar wokół nasadek, niestety podświetlenia nie da się dostosować. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Obudowa ma kątowy i kanciasty kształt. Na spodzie znajdują się cztery podkładki, z czego tylko dwie przednie zostały ogumowane. Klawiatura posiada jednostopniowe nóżki, które wyklejono silikonowymi wstawkami na krawędziach. Świetnym dodatkiem jest prowadnica na kabel, dzięki niej można go umieścić w rowku i wyprowadzić z trzech punktów tylnej krawędzi. Sam przewód również nie zawodzi – mierzy 160 cm, jest zabezpieczony oplotem oraz posiada rdzeń ferrytowy tuż przy wtyku USB. Nie spodziewałem się takich udogodnień w tej cenie. Wykonanie klawiatury oceniam jako przyzwoite. Konstrukcja jest wyraźnie lżejsza od mechaników, lekko skrzypi i nieznacznie się ugina. Jednak dobre wrażenie robią matowe tworzywa sztuczne, które są odpowiednio spasowane. Nie widać też skaz lub innych wad produkcyjnych. Myślę, że w tej cenie jakość wykonania jest naprawdę solidna. Oprogramowanie Fury Hurricane nie posiada oprogramowania. Wszelkiej konfiguracji dokonuje się z poziomu klawiatury. W praktyce Fury Hurricane oferuje dobrą ergonomię, ale nie obyło się bez kilku wpadek. Szkoda, że nie wszystkie podkładki na spodzie są gumowe. Urządzenie ma skośny kształt, więc moim zdaniem tylne klawisze są już wystarczająco uniesione, by nie trzeba było korzystać z rozkładanych nóżek. Jednak jeśli ich nie rozłożymy, klawiatura może ślizgać się na blacie biurka. To efekt mniejszej masy (618 g) klawiatury mechaniczne ważą zazwyczaj około kilograma. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Hurricane ma sporo atutów. Świetnie, że została wyposażona w klawisz funkcyjny. Dzięki niemu można kontrolować dźwięk i multimedia (klawisze F1–F8), a także uruchamiać narzędzia systemowe (klawisze F9–F12), regulować podświetlenie w trzech poziomach (klawisze Page Up i Down), a także wyłączyć klawisz Windows w kombinacji z przyciskiem FN. Możliwe jest także włączenie efektu oddychania podświetlenia (FN + klawisz podświetlenia), a także zamiana miejscami strzałek z WASD (FN + W), co może przydać się w niektórych grach, np. wyścigowych. Wbudowane podświetlenie budzi zastrzeżenia. Tło klawiszy jest czarne, a diody emitują dosyć ciemne światło. W konsekwencji za dnia prawie nie widać podświetlenia, ale po zmroku czytelność jest przyzwoita. Nie ma możliwości wybrania innych efektów (poza oddychaniem) lub swobodnej zmiany kolorów – do dyspozycji jest tylko nieanimowana tęcza. Do funkcjonalności klawiatur mechanicznych z diodami RGB dużo brakuje, nawet niektóre niedrogie urządzenia membranowe mają podświetlenie dużo lepszej jakości, np. Genesis Rhod 400. Bardzo podoba mi się pomysł z rowkami na kabel. To rzadkość w wielu klawiaturach mechanicznych, nawet z wysokiej półki, a przecież funkcja ta jest bardzo praktyczna. Dzięki niej kabel może wychodzić ze środka lub boków tylnej krawędzi obudowy, co pozwala łatwo ominąć nogę monitora, która często koliduje z kablem. Przewód jest niestety sztywny i wymaga rozprostowania, ale nie powinien sprawiać problemów. Dobrze sprawdza się także wyprofilowana przednia krawędź – dzięki niej nie trzeba tak mocno zadzierać nadgarstków, a kant klawiatury nie podrażnia skóry dłoni. I tak warto pomyśleć o podpórce pod nadgarstki, która przyda się szczególnie, jeśli dużo piszemy. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Jakość nasadek pozytywnie mnie zaskoczyła – są matowe i lekko szorstkie, więc zapewniają stabilne oparcie dla palców. Dobre wrażenie robi też sama praca klawiszy. Fury Hurricane to urządzenie membranowe, więc dno jest dosyć miękkie, ale za to klawiatura pracuje cicho. Dobrze, że nasadki klawiszy zostały wyposażone w prowadnice, dzięki temu luzy są zminimalizowane. Klawisze pracują precyzyjnie, dosyć równo i w miarę szybko odskakują. Ich skok jest głęboki, ale punkt aktywacji da się wyraźnie wyczuć, więc pisanie lub granie na klawiaturze jest satysfakcjonujące. Fury Hurricane posiada też anti-ghosting, ale nie jest to pełne NKRO, nie można zatem wcisnąć jednocześnie dowolnej liczby klawiszy. Da się aktywować łącznie 8 klawiszy, jeśli korzystamy jednocześnie z przycisków specjalnych. Nie zablokujemy klawiatury w trakcie grania i używania WASD oraz jednoczesnego wciskania klawiszy Ctrl, Shift lub Spacji. Z satysfakcją grałem w gry TPP pokroju GTA V lub Assassin’s Creed Origins, a także chętnie sięgałem po sieciowe strzelanki w stylu Counter Strike’a: Global Offensive lub Playerunknown’s Battlegrounds. Podsumowanie Fury Hurricane to klawiatura, która nie jest pozbawiona wad, ale w kontekście swojej ceny stanowi i tak bardzo dobrą ofertę. Urządzenie jest nieźle wykonane, wygląda estetycznie i sprawuje się zaskakująco dobrze. Nie zabrakło podświetlenia, oplotu zabezpieczającego kabel, jak również ogumowanych nóżek. Producent zadbał o prowadnice na kabel oraz filtr ferrytowy, a także stabilizatory klawiszy. Do dyspozycji jest sporo opcji, np. sterowanie multimediami oraz podstawowy anti-ghosting. W praktyce Fury Hurricane to wygodna klawiatura do grania i pisania. Wad jest właściwie bardzo mało. Hurricane jest dosyć lekka i może przesuwać się na biurku, gdyż nie wszystkie podkładki zostały ogumowane. Czcionki nie są idealnie precyzyjne i wyglądają przeciętnie, a podświetlenie jest zbyt ciemne i nie posiada swobodnej konfiguracji. Moim zdaniem Fury Hurricane jest warta 55 zł. Produkt powinien usatysfakcjonować nawet bardziej wymagających graczy, którym zależy na kompaktowej klawiaturze. Jeśli jednak wolimy duże i efektowne konstrukcje, producent oferuje także model Fury Spitfire w podobnej cenie. Gracze, którzy nie mogą obyć się bez bloku numerycznego oraz preferują minimalistyczny kształt, pewnie zainteresują się modelem Fury Hellfire. Zalety: niezłe wzornictwo; dobre wykonanie; wbudowane podświetlenie; udana ergonomia; skróty multimedialne; prowadnice na kabel; przewód zabezpieczony oplotem; precyzyjna praca klawiszy. Wady: ciemne podświetlenie z podstawową konfiguracją; nieogumowane tylne podkładki; przeciętna jakość i czytelność nadruków.
Test Fury Hurricane – turniejowa klawiatura w niskiej cenie
Każdy dzisiaj może sobie pozwolić na ten drobny luksus, jakim jest kino domowe. Konkurencja między producentami sprzętu audio-wideo sprawiła, że na rynku mamy wielki wybór świetnych produktów. Żeby zaaranżować kino w domu, potrzebujemy zestawu głośników oraz telewizora pozwalającego na oglądanie ulubionych filmów. Uczta dla ucha Najważniejszym elementem dla widza jest obraz, jednak do pełnego filmowego odbioru potrzebujemy dobrej jakości dźwięku, jaki zapewni nam system audio, czyli zestaw głośników, z których każdy pełni określoną funkcję: głośniki podłogowe – ustawia się je z przodu, po obu stronach telewizora, służą jako głośniki stereo. głośnik centralny – jego brzmienie wchodzi w zakres wysokich i średnich tonów, dźwięki które odtwarza są zazwyczaj takie same, jak w obu głośnikach frontowych naraz. głośniki podstawkowe – to właśnie dzięki nim otrzymujemy wrażenie przestrzennego dźwięku. Można je umieścić na stojakach lub powiesić na ścianie. subwoofer – odpowiada za odgłosy o najniższym brzmieniu, dzięki niemu zyskuje się wiarygodne efekty dźwiękowe wybuchów, grzmotów, itp. Wiadomo, że nie każdy ma dostateczną wiedzę, by samodzielnie dobrać właściwe głośniki. Dla takich klientów sprzedawcy mają w ofercie gotowe zestawy. Najczęściej spotykane propozycje to: głośnik centralny, cztery satelity oraz subwoofer. Uczta dla oka Ekran w kinie to bardzo duża płaszczyzna, której do końca nie jesteśmy w stanie powtórzyć w warunkach domowych. Mimo tego, możemy pomyśleć o analogicznym rozwiązaniu, jakie będzie imitowało nam wygodę rodem z kina. Będzie nim dobrej jakości telewizor. Jeszcze parę lat temu na rynku dostępne były odbiorniki plazmowe, lecz stopniowo wypierają je telewizory w technologii LCD z ciekłokrystaliczną matrycą ekranu. Na półkach sklepowych można natknąć się również na telewizory LED, których ekrany, podobnie jak LCD, zbudowane są z ciekłego kryształu, jednakże źródło tylnego światła pochodzi z diod LED (stąd różnica w nazwie). Najnowsze technologie pozwalają na oglądanie filmów z odczuciem głębi. Obraz, podobnie jak dźwięk, zyskuje przestrzeń. Telewizory 3D, bo o nich mowa, oferują możliwość oglądania filmów w trójwymiarze, do czego z pewnością potrzebne będą odpowiednie okulary. Rozmiar ma znaczenie Podstawową wartością, jaką powinniśmy kierować się przy wyborze telewizora, jest jego rozmiar. Wytycza go przekątna ekranu, której długość wyraża się przy użyciu cali (32”, 37”, 42”, 55” itd.). Wielkość telewizora dopasowujemy do odstępu między ekranem a oglądającymi. Różni producenci podają różne odległości. Najczęściej jednak mnoży się przekątną ekranu razy dwa np. dla 42 cali będzie to 82 cale, co w przeliczeniu na system metryczny daje 2,08 metra. Podana wartość jest orientacyjna. Dużo też zależy od naszych subiektywnych odczuć. Kluczowe parametry Przy wyborze konkretnego modelu koniecznie trzeba sprawdzić wszystkie parametry, wskazujące na poszczególne cechy danego produktu. Współcześnie wyświetlane filmy i programy telewizyjne występują w formacie 16:9 – to stosunek szerokości ekranu do jego wysokości. Telewizory dostępne na rynku są dostosowane do tego standardu. To, jaką rozdzielczość posiada ekran, istotnie wpływa na odbiór filmu. Tu nie ma skomplikowanych wytycznych. Im większa rozdzielczość, tym lepszej jakości obraz. Ma to szczególne znaczenie przy oglądaniu filmów i programów telewizyjnych w jakości HD. Aby w pełni wykorzystać techniczne możliwości sygnału HD, powinniśmy szukać telewizorów ze znakiem Full HD. Kolejnym parametrem, na który należy zwrócić uwagę, jest jasność ekranu. W telewizorach LCD świadczy on o mocy z jaką świecą piksele, co z kolei wpływa na głębię kolorów oraz wyrazistość wyświetlanych szczegółów. Standardowa wartość jasności dla telewizorów LED to 200–1500 cd/m2, przy czym, teoretycznie, im większa jasność, tym lepszy jest obraz. Współczynnik kontrastu informuje o tym, jaka jest różnica między najjaśniejszym, a najciemniejszym punktem ekranu. Mały zakres, zwłaszcza w większych telewizorach, wskazuje na niedoskonałe odwzorowanie czerni lub słabą jakość obrazu w ciemnych scenach filmu. Czas reakcji matrycy pokazuje z jaką szybkością ekran nadąża za zmianami. Na telewizorach LCD, z czasem reakcji powyżej 4ms, mogą pojawiać się smugi i nieostre elementy, zatem im mniejsza wartość tego parametru (poniżej 4ms), tym lepsza jakość obrazu. „Uzbrojony” w podaną wiedzę możesz już dokonać wyboru najodpowiedniejszego dla siebie sprzętu. Pamiętaj, że najważniejsza jest właściwa ocena pomieszczenia, w którym zamierzasz urządzić własne kino domowe. To od niej zależy, na jaki telewizor się zdecydujesz i jakie głośniki będą mu towarzyszyły. Zrób odpowiednie rozeznanie w dostępnych produktach, zasięgaj również porad sprzedawców, a ci z pewnością będą pomocni przy wskazaniu najlepszych rozwiązań.
Kino we własnym domu – wybieramy telewizor i zestaw głośników
Książka o pasji i pasjonacie. Niesamowita, pięknie wydana. „Spod zamarzniętych powiek” Adama Bieleckiego i Dominika Szczepańskiego to opowieść o upartym chłopcu z Tych, który pokonał niełatwą drogę ze swojego rodzinnego miasta na szczyty najwyższych gór świata. Wspaniale czyta się książki pełne pasji, o ludziach, którzy znaleźli pomysł na siebie i realizują swoje marzenia, choć kosztują one wiele wyrzeczeń. To właśnie taka książka. Wołanie gór Adam Bielecki opowiada o sukcesach i porażkach. O pięknie szczytów, o wołaniu gór, które każe mu opuścić bezpieczny dom i ruszyć na wyprawę pełną wyzwań i pułapek. Jest to więc także opowieść o niebezpieczeństwach, momentach słabości, którą trzeba przezwyciężyć, jeśli chce się odnieść sukces, ale i po prostu wrócić do domu. Autor unika pisania o sprawach prywatnych, rodzinnych, skupiając się na swej pasji, tym, skąd się wzięła i dokąd go prowadzi. Przeprowadza czytelników przez swój życiorys, od fascynacji twórczością Alfreda Szklarskiego, Jacka Londona czy Arkadego Fiedlera przez zaczytywanie się literaturę górską i spotkania z himalaistami po pierwsze próby wspinaczek. Nie jest to jednak opowieść wyłącznie o nim, ale także o kolegach z ekspedycji. O tych, z którymi dzielił sukcesy i porażki, radości i trudy. O tych, którzy wraz z nimi ruszali na zimowe ekspedycje, wymagające ogromnych przygotowań, siły, hartu ducha, doświadczenia. Tragiczna wyprawa na Broad Peak „Broad Peak pokazał mi, jaka może być cena ambicji. Wszyscy chcieliśmy wejść na szczyt i każdy z nas za to zapłacił” — pisze Adam Bielecki w swojej książce. Tamtym dramatem sprzed czterech lat karmiły się media, przeżywali go himalaiści i ich rodziny, interesowali się nim ci, których zwykle tematyka górska nie zajmuje. Z wyprawy, która była nie lada wyczynem, z pierwszego zimowego wejścia na Broad Peak, dwunastej najwyższej góry świata, nie wrócili Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. Adam Bielecki był jej uczestnikiem, więc siłą rzeczy nie mogło zabraknąć tej historii w „Spod zamarzniętych powiek”. Himalaista dzieli się swoimi wspomnieniami, trudami wyprawy, radością z sukcesu, dramatycznym finałem i emocjami związanymi z tym, co czekało na niego po powrocie do kraju. Medialną nagonką, orzeczeniem komisji, reakcją ludzi ze środowiska wspinaczkowego. Świetna książka o pasji i jej konsekwencji „Spod zamarzniętych powiek” jest książką pięknie wydaną, bogatą w ilustracje i ciekawe treści. Wspaniałym dodatkiem okazały się filmiki, które po zeskanowaniu kodów QR rozmieszczonych w tekście można obejrzeć na tablecie czy smartfonie i na własne oczy zobaczyć, jak wyglądały obozowiska czy sama wspinaczka. To naprawdę świetny pomysł, wzbogacający lekturę i wspomagający wyobraźnię. Adam Bielecki i Dominik Szczepański napisali książkę, którą czyta się wspaniale. Wiele tu emocji, mnóstwo ciekawych informacji, sporo wspomnień. Jest piękno przyjaźni, współpracy, sukcesów, magii gór, ale i ciężar przygotowań, braku środków, konfliktów, trudu zmagań, a często i śmierci. Przeczytajcie. Warto. Źródło okładki: www.wydawnictwoagora.pl
„Spod zamarzniętych powiek” Adam Bielecki, Dominik Szczepański — recenzja
Pamiętam doskonale szkolenie z profilowania kryminalnego. To jest jak wejście do rzeki pełnej mułu. Wszystko zależy od zdolności obserwacji, prawidłowego wyciągania wniosków na podstawie naruszenia całego wodnego ekosystemu, poruszenia siły woli, by przetrwać w jego smrodzie, i nie odwracania wzroku, gdy widok jest zbyt bolesny. A jednak to nadal w pewien sposób fascynuje. To właśnie wtedy poznałam książkę najsłynniejszego polskiego profilera, być może jedynego, który przeszedł prawdziwe szkolenie w FBI – Jana Gołębiowskiego. Jan Gołębiowski na wstępie swojej słynnej książki „Profilowanie kryminalne. Wprowadzenie do sporządzania charakterystyki psychofizycznej nieznanych sprawców przestępstw” przyznał, że wszystko zaczęło się od „Czerwonego smoka”. Siła powieściowej postaci zawładnęła nie tylko przyszłym profilerem, ale także wieloma umysłami. Wielu też zainspirowała do stworzenia swoich własnych profilerów powieściowych. Po pierwsze: siła umysłu Ten sam Jan Gołębiowski nie ukrywa, że na nim również zrobiła wrażenie postać Sama Markhama, agenta FBI, któremu przypadła w udziale trudna sprawa mordercy nabijającego swoje ofiary na pal. Główny bohater „Palownika” Gregory’ego Funaro jest przede wszystkim profilerem opisanym nie w sposób wymyślny, ale właśnie nawiązujący do prawdziwej, wziętej z życia pracy profilera kryminalnego. Sam Markham ma przed sobą nie lada wyzwanie. Morderca, którego ściga w kolejnej powieści Funaro, jest kimś, kogo będzie trudno wytropić. Pozostawia po sobie tylko enigmatycznie wyznanie „wróciłem”. Merkham musi działać szybko, by zapobiec kolejnym dramatom. Jego jedyną siłą i przewagą nad mordercą jest jego zdolność analizy sytuacji i najgłębsze pokłady umysłowej szarady. Podobnie jest z nie mniej znanym profilerem również wyłonionym w pracy Gołębiowskiego. „Czerwony smok”, który tak zawładnął jego młodzieńczą wyobraźnią, niesie w swej treści profilera niemalże doskonałego. Will Graham, bo o nim mowa, postanowił zrezygnować z kariery profilera już parę lat wcześniej. Jednakże morderca, który dokonuje makabrycznych zbrodni na rodzinach z małymi dziećmi, pozostaje już zbyt długo nieuchwytny, by pozwolić mu nadal mordować. Will zostaje wezwany do pomocy do ekipy głównego śledczego i na jego wsparcie liczy wiele osób. Morderca jednakże pozostaje nadal sprytniejszy od całej ekipy dochodzeniowej, a życie kolejnej rodziny jest zagrożone. To właśnie kluczowa postać Willa ukazuje, jak niezwykła, niemalże magiczna wydaje się postronnemu obserwatorowi praca profilera kryminalnego. Jakkolwiek nikt w rzeczywistości nie pracuje w ten sposób, nie da się ukryć, że Graham wyznaczył nowe ścieżki w postrzeganiu tego zawodu. Po drugie: intuicja i doświadczenie Huber Meyer to postać wykreowana przez naszą rodzimą autorkę, dziś określaną mianem królowej polskiego kryminału. Cofam się do jej debiutu, jakim była powieść „Sprawa Niny Frank”, nie bez powodu. To właśnie w tej powieści po raz pierwszy pojawia się jako główny bohater postać profilera kryminalnego. Nie detektyw, nie prokurator ani zwykły śledczy, ale właśnie profiler. Huber Meyer nie jest postacią krystaliczną. Podwójne standardy sprawiają, że nie jest wiernym małżonkiem, jego małżeństwo właściwie się sypie, czemu trudno się dziwić, jednakże sprawa morderstwa słynnej aktorki Niny Frank ukazuje go jako niezwykłego psychologa śledczego, który właśnie w wykonywaniu swojej trudnej pracy wykazuje się niezłomnością charakteru, niesłychaną intuicją i doświadczeniem. Nieco odważniejszą postacią i równie utalentowaną profilerką jest także wykreowana przez Katarzynę Bondę Sasza Załuska. Przyznaję, „Pochłaniacza” dosłownie połknęłam, zafascynowana niezwykłą sylwetką Saszy. Sasza to bohaterka niepozbawiona czysto ludzkich wad, z trudną i dość mroczną przeszłością. Jest osobą, obok której trudno przejść obojętnie. Samotna matka, z nałogiem w tle, samotna i twardo stąpająca po ziemi. Kobieta, która widzi dużo więcej i ma w sobie duże zdolności obserwacji oraz szybkiej analizy faktów, nie może nie przyciągnąć uwagi. Po trzecie: zdrowy rozsądek Gdy mowa o powieściowych profilerach, trudno przemilczeć postać Rudolfa Heinza. Pierwszy tom serii wykreowanej przez Mariusza Czubaja pt. „21:37” wprowadza tego nietuzinkowego bohatera. To kolejna postać, którą trudno polubić, ale której działania śledcze wytrącają ten argument nawet najzagorzalszemu przeciwnikowi tego faceta. Dwie prowadzone równolegle sprawy są równie makabryczne, co trudne do rozwikłania. Znalezione zwłoki kleryków oznaczone symbolem homoseksualistów – symbolem pochodzącym z obozów nazistowskich – oraz godziną śmierci papieża. Do tego sprawa zmasakrowanych kobiecych zwłok. To niejednego doprowadziłoby do ogromnego stresu i napięcia. Rudolf Heinz jednakże ma w sobie wystarczająco dużo zdrowego cynizmu i rozsądku, by nie dać się ponieść emocjom. Dzięki tym swoim cechom charakteru jest w stanie nie tylko podołać obydwu trudnym zadaniom, ale także znaleźć sprawców obu przestępstw. Profilerzy kryminalni wydają się niezmiennie fascynować na równi z najbardziej poszukiwanymi przez nich przestępcami, czyli seryjnymi mordercami. Niezależnie od tego, po którą powieść sięgniecie, zapewni wam ona oczekiwaną dawkę emocji. Osobiście polecam wszystkie wymienione serie!
5 najsłynniejszych powieściowych profilerów
Naturalna pielęgnacja włosów będzie idealna dla osób, które chcą dbać o środowisko, którym zależy na dobrych jakościowo kosmetykach i które pragną czerpać z natury to, co najlepsze. Nie bez powodu nasze mamy i babcie używały szamponu z chmielem, a na problemy z łupieżem stosowały płukanki z pokrzywy. Naturalny szampon do włosów Będzie delikatniejszy od tych drogeryjnych, gdyż jego skład oparty został na łagodniejszych substancjach powierzchniowo czynnych, dlatego również gorzej się pieni. Problem, jaki może wystąpić na początku stosowania naturalnego szamponu, to wrażenie nieumytych, przeciążonych włosów. Może on mieć podwójne podłoże. Po pierwsze, używamy środków delikatniejszych, które nie zmywają całkowicie tego, co znajduje się na włosach, czyli naturalnej i potrzebnej warstwy lipidowej. Po drugie, na twoich włosach, które były przyzwyczajone do drogeryjnych kosmetyków opartych na ciężkich silikonach, utworzyła się warstwa trudna do zmycia delikatniejszym szamponem. Dlatego mimo wszystko raz na jakiś czas (np. co 3–4 mycie) dobrze jest użyć szamponu o silniejszych właściwościach czyszczących. Oto kilka przykładów szamponów z naturalnym składem: Baikal Herbals szampon do włosów cienkich – pięknie pachnie, odbija włosy u nasady i nie powoduje dodatkowego przetłuszczania się. Natura Siberica szampon do włosów Biały Cedr – dostępny jest w większych opakowaniach, dobrze myje, oczyszcza włosy oraz dodaje objętości. Agafii syberyjski szampon do włosów na propolisie – dostępnych jest kilka wersji tego kosmetyku, np. na propolisie cedrowym czy łopianowym. Nie powoduje on plątania włosów i nie zawiera silikonów. Vianek odżywczy szampon do włosów – ma w składzie miód, olej z pestek moreli oraz łagodzący panthenol. Szampony naturalne bardzo często w swoim składzie mają wyciągi roślinne, które mogą powodować przesuszanie się włosów na całej długości, dlatego warto myć włosy tylko przy skórze głowy, resztę umyć spływającą pianą, a po płukaniu nałożyć natłuszczającą maskę lub odżywkę. Pamiętaj też, aby szampon dobierać do potrzeb skóry głowy, a odżywkę lub maskę odpowiednio do potrzeb włosów na całej długości. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Naturalna odżywka do włosów Odżywka lub balsam do włosów jest zdecydowanie lżejsza niż maska, stąd dobrze używać jej podczas codziennego mycia, np. gdy rano nie ma czasu zrobić SPA dla swoich włosów. Oto kilka przykładów lekkich, ale nawilżających odżywek: Sylveco wygładzająca odżywka do włosów – lekka, nieobciążająca włosów odżywka, która ma głównie nawilżać, lecz nie natłuszczać włosów. Baikal Herbals regenerujący balsam do włosów – przeznaczony do włosów łamliwych i zniszczonych. Pięknie pachnie, jest lekki, zawiera ekstrakt m.in. z werbeny oraz nagietka. box:offerCarousel box:offerCarousel Naturalna maska do włosów Włosy na długości potrzebują nawilżenia, ujarzmienia i upiększenia. Maski powinny dawać solidną porcję odżywienia, aby włosy były błyszczące i silne. Warto nałożyć grubszą warstwę kosmetyku raz w tygodniu, założyć czepek i wszystko zawinąć w ciepły ręcznik. Potem pozostaje jedynie dać dobroczynnym składnikom działać. Maskę możesz również wzbogacić o kilka kropel swojego ulubionego olejku. A jeżeli twoje włosy mają skłonność do przetłuszczania się, warto po takim zabiegu je umyć, nawet jeżeli maska została nałożona od wysokości ucha. Oto kilka masek godnych polecenia: Planeta Organica marokańska maska do włosów – jest gęsta, ma oryginalny zapach, który utrzymuje się na włosach. Ładnie dociąża włosy i nadaje blasku. Sylveco lniana maska – maska głównie nawilża, ale nie obciąża, wygładza i nabłyszcza włosy. Nic też nie stoi na przeszkodzie, aby własnoręcznie zrobić maskę odżywczą. Potrzeba do tego żółtka, miodu, jogurtu oraz oliwy! Wystarczy wziąć żółtko jajka, dodać po łyżce kolejnych składników, wymieszać i nałożyć na wilgotne, umyte włosy na ok. pół godziny, a potem zmyć letnią wodą. box:offerCarousel box:offerCarousel Naturalny peeling skóry głowy Na pewno używasz peelingu do twarzy i do ciała, aby pozbyć się martwego naskórka. Z tego samego powodu należy wykonywać peeling głowy. Jest on zalecany, szczególnie jeżeli masz problem z przetłuszczającą się skórą, zmagasz się z łupieżem, zależy ci na szybszym wzroście włosów lub na większej objętości. Peeling do skóry głowy możesz wykonać samodzielnie, np. dodając 2–3 łyżki cukru lub kawy do szamponu. Wmasowanie specyfiku zajmie tylko kilka chwil. Jeżeli twoim problemem są przetłuszczające się włosy, świetnym rozwiązaniem będzie dodanie do tej mieszanki glinki, np. zielonej lub Ghassoul, która wyciągnie nadmiar sebum, a włosy pozostaną dłużej świeże. Na rynku występuje mało gotowych, naturalnych peelingów do skóry głowy. Jest jeden, godny polecenia, ma formę peelingu enzymatycznego, więc jest idealny dla osób, które nie lubią masować włosów pod prysznicem: Bionigree serum do włosów – rewelacyjnie działa na przetłuszczające się włosach, sprawdza się także u osób z łuszczycą. Jest to produkt trychologiczny, o składzie opartym na kwasach i oleju z czarnej porzeczki. Naturalna wcierka do włosów Wcierki do włosów warto stosować, kiedy zmagasz się z nadmiernym wypadaniem, częstym przetłuszczaniem się lub zależy ci na szybszym wzroście włosów. Sporo wcierek możesz wykonać w domowym zaciszu, tak jak to robiły nasze mamy i babcie. I tak np. napar z pokrzywy będzie idealny dla osób, które borykają się z łupieżem lub przetłuszczaniem się włosów. Jeżeli zależy ci na poroście, koniecznie spróbuj domowej wcierki z kozieradki. Na rynku jest też całkiem pokaźna oferta naturalnych wcierek. Oto kilka propozycji godnych polecenia: Vianek normalizujący tonik-wcierka do skóry głowy – idealny dla osób, które zmagają się z przetłuszczającą się skórą głowy. Orientana ajurwedyjski tonik do włosów – oparty na wyciągu z kozieradki, idealny dla osób, które zmagają się z wypadaniem włosów lub chcą przyspieszyć ich porost. Pamiętaj również, aby wcierki stosować na skalp, a nie na długość, ponieważ potrafią one przesuszać włosy. Bardzo popularne są również wcierki na bazie alkoholu denaturowanego. Nie należy bać się ich używać, ale lepiej stosować je co 3–4 dzień lub co drugie mycie, aby nie przesuszyć skóry głowy. box:offerCarousel box:offerCarousel Naturalny olejek do włosów Olejki do włosów można stosować dwojako. Są dobre jako zabezpieczenie końcówek włosów przed uszkodzeniem mechanicznym – wystarczy do tego odrobina olejku. Trzeba też uważać, aby nie wlać go za dużo, ponieważ może spowodować przetłuszczanie się włosów. Jeżeli preferujesz silikonowe serum, możesz użyć takiego, które zawiera silikony lotne (które łatwo usunąć z powierzchni włosów), ale też naturalne oleje. Przykłady produktów: Nacomi serum do włosów – dostępne są wersje z olejem ze słodkich migdałów, awokado oraz z olejkiem arganowym. Marka w swojej ofercie ma również czyste oleje. Silikony nie są do końca złe, nie trzeba się ich wystrzegać, ale warto zwrócić uwagę, czy są to lotne silikony, np. dimethicone, czy też ciężkie, jak simethicone. Nie są to substancje naturalne, ale czasem pojawiają się w kosmetykach typu eko. Drugi wariant stosowania oleju to kładzenie go na całą długość włosów, najlepiej zrobić to w nocy, można tez położyć na minimum pół godziny przed myciem. Olejowanie włosów ma na celu ich wzmocnienie, pogrubienie, nawilżenie oraz natłuszczenie. Będą bardziej „mięsiste” i bardziej błyszczące. Aby tak się stało, trzeba być cierpliwym i powtarzać kurację regularnie. Możesz korzystać z czystych olejów, np. ze słodkich migdałów, arganowego, oleju z sasanki, lub mieszanek, które nie zawierają silikonów: Ecolab jedwabny olejek do włosów – zawiera dodatkowo jedwab, kolagen oraz witaminę E. Fantastycznie pchanie. Pamiętaj, aby po nałożeniu oleju na wyznaczony czas, dokładnie go zmyć. Włosy nie będą wtedy obciążone ani zbite w strąki. Naturalne środki do stylizacji włosów Gdy włosy są umyte i odżywione, warto zadbać o ich ułożenie. Możesz to zrobić za pomocą gotowych produktów lub domowym sposobem. Dwa produkty dostępne na rynku z naturalnym składem to: Ecolab spray do układania włosów – spray ma w swoim składzie m.in. organiczny olejek makadamia i keratynę. Jest idealny, gdy chcesz ochronić włosy przed negatywnymi skutkami działania prostownicy. Sam w sobie również działa wygładzająco. Eco Cosmetics lakier do włosów – piankę stworzono na bazie alkoholu, więc przy długim używaniu może przesuszać włosy, ale stosowana raz na jakiś czas nie powinna zaszkodzić. A jeżeli niestraszne ci eksperymenty, to zachęcam do zrobienia żelu lnianego, za pomocą którego wymodelujesz włosy. Wystarczy zalać dwie łyżki siemienia lnianego szklaną wody, zagotować i po 15 minutach odcedzić i pozostawić do ostygnięcia. Żel nałóż na suche lub lekko wilgotne włosy i modeluj wedle uznania. Przy stylizacji włosów warto też wspomnieć o dwóch narzędziach: szczotce z naturalnego włosia oraz drewnianym grzebieniu. Szczotka z włosiem naturalnym jest świetna do włosów suchych i zniszczonych, a także delikatnych i cienkich. Dodatkowo je wygładza. Jest zdecydowanie lepsza niż szczotki Tanglee Teezer, które potrafią niszczyć końcówki, szczególnie przy włosach zniszczonych. Szczotka z włosia naturalnego jednak gorzej radzi sobie z rozczesywaniem włosów. Grzebień drewniany prowadzi sobie z tym lepiej, a dodatkowo nie będzie elektryzował włosów, co często zdarza się, gdy używamy grzebieni z tworzyw sztucznych. box:offerCarousel box:offerCarousel Czy naturalna pielęgnacja jest dla wszystkich? Nie, na pewno nie. Wynika to z kilku powodów. Po pierwsze, z przyzwyczajeń, które mamy od lat i które trudno nagle porzucić. Cudowny efekt, jaki natychmiastowo dają ciężkie silikony w drogeryjnych czy profesjonalnych produktach (choć oczywiście istnieją również drogeryjne produkty do włosów z dobrym składem), jest trudny do zapomnienia. Po drugie, efekty naturalnej pielęgnacji przychodzą z czasem – pogrubienie włosów zauważalne jest dopiero po kilku tygodniach kuracji. Po trzecie, naturalna pielęgnacja może komuś po prostu nie służyć – włosy mogą być przyklapnięte, matowe od nadmiaru ziół i źle się układać. U niektórych osób sprawdzają się delikatne, naturalne szampony wraz z odżywkami i maskami pochodzącymi z drogeryjnej półki – nie ma nic złego w łączeniu ekoproduktów z innymi kosmetykami. Grunt, by używać tego, co się sprawdza w naszym przypadku, a nie ślepo podążać za modą na bycie eko.
Naturalna pielęgnacja włosów
Podbój przestworzy i kosmosu to jedno z najstarszych pragnień człowieka. Doskonale widać to w popkulturze, która od lat pokazuje wizję ludzkiej ekspansji we wszechświecie. Oczywiście gry nie są tu wyjątkiem – a jako rozrywka interaktywna najlepiej pozwalają spełniać nasze fantazje. Prezentujemy kilka najciekawszych tytułów o panowaniu w kosmosie. Stellaris platformy: PC gatunek: strategia 4X box:offerCarousel Kiedy szwedzkie studio Paradox wzięło się za strategię 4X (eXplore, eXpand, eXploit, eXterminate), z góry było wiadomo, że wyjdzie z tego produkcja co najmniej interesująca. I tak też się stało. Stellaris było dla specjalizującego się w grach historycznych studia czymś nowym, a mimo to finalny efekt okazał się świetny. Dostaliśmy wielki, nieodgadniony, pełen galaktyk, planet i niesamowitych ras wszechświat – a wszystko to generowane proceduralne. Gracz staje na czele młodej, dopiero rozwijającej się cywilizacji, która niedawno odkryła napęd nadświetlny, umożliwiający podbój galaktyk. Wybieramy cechy gatunku, rodzaj etyki, jaką się kierujemy, oraz sposób podróżowania. Potem zaś następuje esencja rozgrywki – czyli powolne, mozolne, ale sycące rozwijanie organizacji, której przewodzimy. Zajmujemy kolejne planety, rozbudowujemy infrastruktury, prowadzimy rozległe działania polityczne i dyplomatyczne, a gdy to zawiedzie – posyłamy flotę do boju. Kosmos za każdym razem może nas czymś zaskoczyć. Jeśli nie obawiacie się wielu tabel i ustawień do opanowania – gra wciągnie Was jak czarna dziura. StarCraft platformy: PC gatunek: RTS box:offerCarousel StarCraft to szczególny przypadek i jedna z najważniejszych gier przełomu wieków. W kultowej strategii czasu rzeczywistego Blizzarda budujemy bazę, zdobywamy surowce i posyłamy stworzoną przez nas armię do walki. Multiplayerowe zmagania na platformie Battle.net, gdzie prowadzimy do boju jedną z trzech zróżnicowanych ras – ludzi (Terranie), bestialskich Zergów i zaawansowanych technologicznie obcych (Protosi) – to esencja tego tytułu, ale kampanie dla jednego gracza też pokazywały pazur. A jak to jest z tym podbojem kosmosu? Cóż, Terranie i Protosi występowali tu w roli obrońców strzegących już zajętych terytoriów albo próbujących odbić stracone planety (Terranie to potomkowie skazańców, wysłanych z Ziemi w celu kolonizowania dalekich światów), ale Zergowie to zupełnie inna historia. Te działające na podobieństwo roju bestie (przynajmniej na pierwszy rzut oka) żyją jedynie po to, by napadać kolejne światy i asymilować materiał genetyczny ich mieszkańców. Polecamy szczególnie StarCrafta II, choć oryginał z 1998 doczekał się rok temu odświeżonej wersji Remastered, która oferuje klasyczną rozgrywkę w ulepszonej oprawie. No Man’s Sky platformy: PC, Xbox One, PS4 gatunek: gra akcji/otwarty świat box:offerCarousel Ten symulator eksploracji kosmosu zyskał po premierze ogromny rozgłos, ale zdecydowanie nie taki, jakiego oczekiwaliby twórcy. Po serwowanych przez nich trailerach i składanych obietnicach gracze spodziewali się czegoś absolutnie wyjątkowego. Oczekiwania rosły, a Hello Games nie próbowało ich studzić. Tymczasem, gdy już dostaliśmy tę pozycję w swoje ręce, okazało się, że jest... nudna. Niewiele można było w niej zrobić poza lataniem statkiem od jednej generowanej losowo planety do drugiej oraz katalogowaniem flory i fauny. Wielu obietnic nie spełniono (multiplayer? jaki multiplayer?) i część graczy zażądała zwrotu pieniędzy. I na tym historia No Man’s Sky mogłaby się zakończyć, ale twórcy z Hello Games okazali się uparci. Przyjęli na klatę krytykę i wzięli się do roboty. Sukcesywnie łatali swoje dzieło i teraz, po wielu miesiącach orki na ugorze, ich kosmiczny sandbox nabrał naprawdę grywalnych kształtów. Pojawiła się możliwość zbudowania bazy wypadowej na planecie, którą uznamy za macierzystą, posiadania floty okrętów kosmicznych, sensowna fabuła, a nawet tryb zabawy wieloosobowej. To dobry moment, żeby dać tej grze szansę. Niedawno No Man’s Sky ukazało się na konsolach Xbox, a wersje na PC i PS4 otrzymały dużą darmową aktualizację. Mass Effect: Andromeda platformy: PlayStation 4, Xbox One, PC gatunek: RPG akcji box:offerCarousel Mass Effect: Andromeda to kolejna gra na naszej liście, która wywołała niemałe kontrowersje. Następca kultowej trylogii o komandorze Shepardzie musiał sprostać ogromnym oczekiwaniom graczy i potężnej konkurencji w postaci Wiedźmina 3, który pokazał, jak robić nowoczesne RPG akcji. Andromeda nie do końca poradziła sobie tak z jednym, jak i z drugim, ale kiedy emocje już opadły (a twarze postaci po kilku łatkach przestały tak straszyć...), trzeba przyznać, że wciąż mamy do czynienia z solidnym kawałkiem kodu. Co więcej, atmosfera kolonizacji nowego, niezbadanego kawałka kosmosu jest tu wyjątkowo namacalna – i sprzyjają temu nawet powtarzalne aktywności poboczne (przemierzanie terenów sześciokołowym Nomadem, poszukiwanie zasobów itp.). Sama fabuła też wydaje się odrobinę mniej podniosła niż w poprzednich grach i bardziej przypomina space western niż typową space operę z wielkim rozmachem. Ale to może być również zaleta. Surviving Mars platformy: PlayStation 4, Xbox One, PC gatunek: city builder/survival box:offerCarousel Gratka dla miłośników Marsjanina Ridleya Scotta i kolejna kosmiczna gra, w której palce maczał Paradox – choć tym razem tylko jako wydawca. Za samo dzieło odpowiadają twórcy Tropico 3, 4 i 5 – ekipa Haemimont Games. Tym razem to nie strategia 4X, a city builder pokazujący, jak człowiek osiedlał się na Marsie i zakładał pierwszą kolonię. Skala może i mniejsza niż w pozostałych propozycjach z zestawienia, ale to nie oznacza, że mamy tu mniej do roboty. Sam tytuł gry też nie jest przypadkowy – Surviving Mars bliżej do pozycji ekonomicznych dla twardzieli, takich jak np. Banished, niż do spokojnych produkcji w stylu *Planet Coaster*. Dzieło Haemimont wymaga wiele uwagi, planowania i ostrożności. Jeśli przeoczymy kilka szczegółów podczas rozwijania kolonii – ucierpieć może całe marsjańskie miasto i jego mieszkańcy. Żeby było ciekawiej – grę oparto na faktycznych, znanych nam danych, dotyczących Czerwonej Planety. Teraz i Ty możesz poczuć się jak Elon Musk.
Najlepsze gry o podbijaniu kosmosu
Ręczne frezarki do drewna dzieli się na dwie podstawowe grupy. Pierwsza to górnowrzecionowe – do stabilnego frezowania, na przykład rowków lub wybrań w materiale, którego kształt jest zbliżony do płyty. Druga natomiast to frezarki krawędziowe – do kształtowania krawędzi - którymi pracuje się jednorącz. Są one zazwyczaj pozbawione podparcia w formie stołu. Krótka charakterystyka Frezarka krawędziowa Makita 3710 jest dość specyficznym urządzeniem, ponieważ została wyposażona w specjalną nastawną prowadnicę, dzięki której prowadzenie wzdłuż krawędzi jest wygodne i stabilne. Prosta maszyna o wysokiej prędkości obrotowej sprawia, że praca nią jest bardzo płynna i wygodna. Makita cechuje się polityką jakościową, która polega na pozostawaniu przy dobrych i sprawdzonych rozwiązaniach. Oznacza to, że jeśli urządzenie sprawdziło się na rynku, to nie jest ono zbyt często modyfikowane i zmieniane. Taka sytuacja występuje w przypadku Makity 3710, która to funkcjonuje niezmiennie od wielu lat. Po co ulepszać lub przypadkowo pogarszać coś, co jest bardzo dobre i cieszy się dużym uznaniem fachowców? Funkcje Frezarka 3710 posiada dwupozycyjny włącznik, dzięki któremu możliwe jest załączenie urządzenia na stałe. Jest to szczególnie komfortowe przy długotrwałej pracy, a praca frezarką krawędziową często wymusza przyjmowanie nienaturalnych pozycji, przy których trzymanie włącznika czuwakowego byłoby kłopotliwe i niewygodne. Podstawową zaletą tego modelu jest stopa podporowa, dzięki której prowadzenie urządzenia jest stabilne i powtarzalne szczególnie przy frezowaniu pod kątem 45˚ – tak zwanym fazowaniu krawędzi. Podstawa ta posiada szereg nastaw, co oznacza, że można ją dostosować do warunków obróbki oraz żądnego efektu końcowego. Można ustawić na niej kąt frezowania, grubość frezowaną przy jednym przejściu oraz w sposób dokładny, za pomocą pokrętła nastawczego – głębokość. Głębokość ustawia się bezstopniowo i pomaga w tym skala umieszczona na maszynie.. Podstawową zaletą tego modelu jest stopa podporowa, dzięki której prowadzenie urządzenia jest stabilne i powtarzalne szczególnie przy frezowaniu pod kątem 45˚ – tak zwanym fazowaniu krawędzi. Podstawa ta posiada szereg nastaw, co oznacza, że można ją dostosować do warunków obróbki oraz żądnego efektu końcowego. Można ustawić na niej kąt frezowania, grubość frezowaną przy jednym przejściu oraz w sposób dokładny, za pomocą pokrętła nastawczego – głębokość. Głębokość ustawia się bezstopniowo i pomaga w tym skala umieszczona na maszynie. box:imageShowcase box:imageShowcase Użyte materiały Obudowa frezarki wykonana jest z tworzywa sztucznego. Na uwagę zasługuje to, że jest to urządzenie bardzo smukłe, dzięki czemu można je obsługiwać jedną ręką przy stabilnym trzymaniu za korpus. Punkt chwytowy pokryty jest antypoślizgową i miękką okładziną, co sprawia, że praca jest komfortowa i bezpieczna. Stopa prowadząca frezarki to tworzywo, które jest transparentne. Dzięki temu ma się dobry wgląd dokładnie w miejsce frezowania. Kontrola krawędzi obrabianej jest na najwyższym poziomie. Parametry Makita 3710 przewidziana jest do współpracy z frezami o średnicy trzpienia 6mm. 530-watowy silnik jest szybkoobrotową jednostką rozpędzającą wrzeciono frezarki do prędkości 30000 obr/min. Niska waga 1,7kg jest kolejną zaletą, która sprawia, że to właśnie ta frezarka jest często wybierana przez użytkowników. Rozwiązania techniczne Jak większość frezarek krawędziowych, i ta cechuje się dość prostą konstrukcją. Jest ona zdeterminowana przede wszystkim ograniczeniem wymiarów maszyny i jej wagi. Makita 3710 wyróżnia się spośród konkurencji tym, że istnieje w niej możliwość szybkiej i łatwej wymiany szczotek węglowych. Są one dostępne z zewnątrz urządzenia i kryją się pod kapslami zabezpieczającymi. Dzięki temu możliwa jest nawet samodzielna wymiana szczotek jako jedna z czynności obsługowych maszyny. Wyposażenie Makita 3710 wyposażona jest, oprócz stołu prowadzącego, o którym już wspomniano, również we frez. Jest to frez prosty – palcowy o średnicy roboczej 6mm. Jest to typowy frez do obróbki krawędzi, a dokładniej do frezowania oklein meblowych. Do mocowania frezu niezbędny jest również zestaw kluczy montażowych, który znajdziemy w kartonie wraz z maszyną. Urządzenie wyposażono także w szablon do kopiowania o średnicy 10mm. Podsumowanie Makita 3710 to frezarka krawędziowa, której głównym przeznaczeniem jest obróbka oklein meblowych. Na uwagę zasługuje jej bogate wyposażenie, w skład którego wchodzi między innymi stopa prowadząca z możliwością nastawiania w celu na przykład fazowania krawędzi obrabianego materiału. Jest to proste urządzenie, które obsługuje się komfortowo. Makita 3710 objęta została 3-letnią gwarancją producenta. Gwarancja obowiązuje po zarejestrowaniu urządzenia na stronie internetowej Makita Polska.
Test frezarki krawędziowej Makita 3710
O wyprawie na Słowację myślimy z reguły zimą, kiedy marzy nam się jazda po równych i zaśnieżonych stokach. Trudno jednak szusować na nartach w sierpniu. Słowacja ma do zaoferowania jednak znacznie więcej niż góry i mocne trunki. U naszych południowych sąsiadów znajdziemy wiele zamków, rezerwatów przyrody, jaskiń, ośrodków termalnych czy uroczych małych miasteczek, w których z pewnością naładujemy baterie na kolejne miesiące pracy. Na Słowację mamy bliżej, niż nam się wydaje. Przykładowo: Kraków i miejscowość Poprad dzieli odcinek o długości zaledwie 150 kilometrów. Faktem jest, że podróż samochodem zajmie nam około 3 godzin, ze względu na dość kręte i mocno uczęszczane drogi, jednak 150 kilometrów bardziej zachęca do spontanicznego wypadu niż 3 000, które trzeba pokonać, by dotrzeć do Portugalii. Opłaty drogowe Większość dróg szybkiego ruchu i autostrad na Słowacji jest płatna. Jednak o ile na zachodzie płacimy za równiutką jak stół wstęgę asfaltu, o tyle na Słowacji z jakością jezdni bywa różnie. W niektórych rejonach tego kraju nawierzchnia przypomina bardziej szwajcarski ser aniżeli przyzwoity asfalt umożliwiający poruszanie się z większą prędkością. Z początkiem zeszłego roku na Słowacji wprowadzono elektroniczny system poboru opłat za korzystanie z płatnych dróg. Otrzymujemy potwierdzenie wpłaty, a numer rejestracyjny naszego pojazdu zostaje wprowadzony do systemu firmy zarządzającej autostradami. Co ciekawe, nie musimy naklejać na szybę żadnych naklejek ani wypożyczać specjalnych urządzeń mobilnych umożlwiających swobodne przejazdy. Winiety możemy kupić w wielu miejscach, a im bliżej granicy, tym łatwiej nabyć je przy drodze. Najprościej jednak zakupić je na stacjach benzynowych. Możemy także wykupić winietę przez Internet na stronie słowackiego operatora płatnych dróg. Ten ostatni sposób pozwala również kontrolować ważność naszej winiety. Podstawowa winieta dla samochodu osobowego o dopuszczalnej masie całkowitej do 3,5 tony kosztuje 10 euro (obecnie około 43 złote). Umożliwi ona legalne podróżowanie po Słowacji przez 10 dni (łącznie z dniem wykupienia winiety). Jeśli planujemy zabawić u naszych południowych sąsiadów nieco dłużej, możemy wykupić winietę 30-dniową, za którą zapłacimy 14 euro. Jeśli podróżujemy z przyczepą, a łączna masa zespołu pojazdów przekracza wspomniane 3,5 tony, konieczne będzie wykupienie dodatkowej winiety dla przyczepy – jej ceny są takie same, jak dla samochodu osobowego. Cena za przejazd po prostu się podwoi. Tankowanie Na Słowacji stacji benzynowych jest całkiem sporo, więc nie powinniśmy napotkać żadnych trudności z tankowaniem auta. Średnia cena benzyny 95-oktanowej wynosi 1,27 euro, czyli około 5,41 złotych. To jednak o ponad złotówkę drożej niż w Polsce. Z tego względu warto rozważyć zatankowanie auta pod korek jeszcze na terenie naszej ojczyzny. Za litr oleju napędowego zapłacimy 1,09 euro (około 4,64 złote), zatem jest to zbliżona cena do tych, które znajdziemy na stacjach benzynowych w Polsce. Jeśli chodzi o tankowanie gazu LPG, mogą wystąpić pewne trudności. Słowacja nie jest pod tym względem tak rozwinięta, jak choćby Polska. Jednak w jej granicach znajdziemy około 300 stacji oferujących paliwo alternatywne, a trzeba pamiętać, że ten kraj jest przecież ponad sześciokrotnie mniejszy od Polski. Ważne, aby na stacjach paliw szukać dystrybutora z napisem „autoplyn”, a nie znanego nam skrótu LPG. Za litr gazu zapłacimy na Słowacji średnio 57 eurocentów (przy obecnym kursie około 2,43 złote), czyli bardzo podobnie jak w Polsce. Na dodatek u naszych południowych sąsiadów stosowane są te same końcówki butli, co u nas. Dzięki temu nie musimy martwić się odpowiednimi przejściówkami czy brakiem możliwości zatankowania alternatywnego paliwa. Wyposażenie auta Wybierając się do naszych południowych sąsiadów, musimy być bardzo dobrze przygotowani. Słowacka policja „zasadza się” bowiem na naszych rodaków już kilka kilometrów od granicy. Polskie przepisy dotyczące wyposażenia samochodów osobowych są dużo mniej restrykcyjne niż słowackie. Z tego względu Polacy są na Słowacji łatwym celem do wystawiania tzw. „pokut”, czyli po słowacku mandatów. Wjeżdżając na teren Słowacji, obowiązkowo musimy mieć w aucie kamizelkę odblaskową, apteczkę, trójkąt ostrzegawczy, sprawną gaśnicę (z ważnym terminem przydatności do użycia), komplet zapasowych żarówek i bezpieczników, koło zapasowe i klucz do kół oraz linę holowniczą. Dodatkowo powinniśmy mieć tyle kamizelek, ile osób podróżuje autem. Co więcej – co najmniej jedna z nich musi znajdować się w kabinie pasażerskiej. Choćbyśmy mieli nawet 10 kamizelek w bagażniku, to i tak zostaniemy ukarani mandatem. Słowaccy policjanci nie są chętni do „dogadywania się”. Niedostosowanie się do przepisów ruchu drogowego jest surowo karane. Za brak któregokolwiek z elementów obowiązkowego wyposażenia auta grozi nam co najmniej 50 euro mandatu, to jednak nie wszystko. Policja na Słowacji kontroluje także stężenie substancji szkodliwych w spalinach (czy auto spełnia odpowiednie normy) oraz stan opon. Warto więc pamiętać, że dla ogumienia letniego bieżnik musi mieć głębokość co najmniej 1,6 milimetra, a dla zimowego – 4 milimetry. Dodatkowo na Słowacji występuje obowiązek jazdy na oponach zimowych w okresie od 15 listopada do 15 marca. W wakacje nie musimy zatem jechać na zimowych oponach, jednak warto pamiętać o tym przepisie, jeśli postanowimy odwiedzić Słowację podczas innej pory roku. Jak w większości krajów Europy, wjeżdżając na Słowację z przyczepą, konieczny jest montaż dodatkowych lusterek bocznych, jeśli przyczepa wystaje poza obrys auta holującego. Musimy także zaopatrzyć się w drugi trójkąt ostrzegawczy. Przepisy drogowe Słowacka policja jest bardzo surowa nie tylko w kwestii wyposażenia czy stanu technicznego pojazdów, ale przede wszystkim w kwestii przepisów. W przeciwieństwie do polskiego kodeksu drogowego w słowackim nie ma marginesu błędu prędkości (pomiaru lub wskazań licznika). Jeśli jest ograniczenie do 70 kilometrów na godzinę, to jadąc z prędkością 71 kilometrów na godzinę już możemy dostać mandat. I nie są to żarty! Za przekroczenie prędkości zaledwie o 1 kilometr na godzinę, dostaniemy 50 euro mandatu. Jeśli przekroczymy prędkość o 50 kilometrów, policja nałoży na nas mandat w wysokości co najmniej 250 euro, a sprawa automatycznie zostanie skierowana do sądu. Na tym jednak nie koniec problemów. Sąd może zwiększyć wysokość mandatu nawet do 1500 euro, czyli ponad 6 000 złotych. Z wyżej wymienionych względów warto zdjąć nogę z gazu i czujnie obserwować znaki dotyczące ograniczeń prędkości. A te są na Słowacji podobne do naszych sprzed nowelizacji, której dokonano kilka lat temu. W terenie zabudowanym wolno nam się poruszać z prędkością do 50 kilometrów na godzinę. Na drogach ekspresowych będzie to 90, a na autostradach – 130 kilometrów na godzinę. Podobne ograniczenia będą nas dotyczyć, jeśli wybierzemy się w podróż z przyczepą campingową. Różnicę odczujemy jedynie na autostradzie, gdzie maksymalnie możemy rozpędzić się do 90 kilometrów na godzinę. Decydując się na urlop na Słowacji, lepiej powstrzymać się od prowadzenia pojazdu nawet po pozornie niegroźnej lampce wina. Dopuszczalna zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu wynosi bowiem 0,0 promila. Całkowite zero. Jakikolwiek, nawet najmniejszy drink może nas słono kosztować. Z tego względu warto przed wyjazdem zaopatrzyć się we własny alkomat. Dzięki niemu kolejnego dnia po imprezie będziemy mogli sprawdzić, czy możemy bezpiecznie usiąść za kierownicą. W razie udowodnienia nam jazdy pod wpływem alkoholu, poza sankcjami finansowymi, istnieje także duże prawdopodobieństwo, że słowacka policja zatrzyma nasze prawo jazdy na co najmniej rok, a sprawa zostanie skierowana do sądu. Po raz kolejny widać, że ze Słowakami nie ma żartów. Wysokoprocentowe pamiątki O tym, że Słowacy słyną z mocnych alkoholi, wie chyba każdy. Choć ich przepisy surowo każą jazdę pod wpływem alkoholu, nie znaczy to, że nie możemy z wakacji przywieźć lokalnych wódek czy nalewek. Jednak nie należy robić zakupów bez opamiętania i przeceniać możliwości ładunkowych naszego auta. Choć dozwolone ilości, jakie możemy przewieźć przez granicę, są dość duże, nie warto ich przekraczać. Podczas ewentualnej kontroli może skończyć się to nieprzyjemnościami. Ze Słowacji możemy przywieźć do 10 litrów alkoholi wysokoprocentowych (wódki, spirytusu itp.), 20 litrów wina o zawartości alkoholu powyżej 22%, 90 litrów wina tradycyjnego (w tym maksymalnie 60 litrów wina musującego) oraz 110 litrów piwa. Jeśli chodzi o przewóz wyrobów tytoniowych, ze Słowacji możemy przywieźć 800 sztuk papierosów, 400 cygaretek, 200 cygar i 1 kilogram czystego tytoniu. Choć te ilości brzmią, jak byśmy planowali bardzo huczną imprezę, na granicy możemy zostać poproszeni o udowodnienie, że przewozimy owe substancje na własny użytek. Czasem służba graniczna może nas także poprosić o dostarczenie dowodu zakupu. Z tego względu po sklepowym szaleństwie warto zachować paragony czy faktury. Dokumenty Przed wyjazdem na Słowację teoretycznie nie musimy załatwiać żadnych dodatkowych dokumentów. Wystarczy nam dowód osobisty ważny jeszcze co najmniej 3 miesiące bądź paszport ważny 6 miesięcy. Problematyczne może być jednak podróżowanie z dziećmi. Wbrew obiegowej opinii, dzieci (nawet niemowlęta) nie mogą przekroczyć granicy na dowód osobisty rodziców. Konieczne jest wyrobienie dziecku paszportu bądź tymczasowego dowodu osobistego, jeśli chcemy cieszyć się słowackimi wakacjami i nie spędzić ich na komisariacie policji. Jeśli chodzi o pojazd, to nikt raczej nie będzie zaskoczony. Na Słowacji, tak jak w każdym innym kraju, obowiązkowo musimy posiadać dowód rejestracyjny auta z ważnym badaniem technicznym oraz dokument poświadczający, że opłaciliśmy ubezpieczenie OC. Dla własnego spokoju warto dodatkowo wykupić ubezpieczenie NNW i kosztów leczenia oraz wyrobić kartę NFZ-EKUZ. Znacznie ułatwi nam to dostęp do państwowej opieki medycznej, jeśli zajdzie taka potrzeba. Można również rozważyć wykupienie u ubezpieczyciela okresowego ubezpieczenia Assistance, w razie gdyby coś złego wydarzyło się z naszym autem podczas urlopu. Słowacja może nie przywita nas tropikalnymi plażami z białym piaskiem i lazurową wodą, jednak ma do zaoferowania więcej, niż nam się wydaje. Malownicze parki krajobrazowe i jaskinie spodobają się amatorom spacerowania. Zamki i architektura przypadną do gustu fanom zwiedzania, a po wszystkim możemy zrelaksować się w jednym z kilku parków wodnych. Jak widać, można spędzić urlop nad wodą, nie mając dostępu do morza.
Samochodem na Słowację
Stawiając na komfort odzieży outdoorowej, odchodzi się od szycia kurtek zaopatrzonych w membranę i ocieplinę. Miejsce tego typu kurtek zajęły całoroczne lekkie kurtki membranowe chroniące przed deszczem i wiatrem oraz noszone pod spodem – w zależności od temperatury oraz osobistych preferencji – takie rozwiązania jak polar, PrimaLoft czy puch. Zadaniem wymienionych ocieplin jest izolowanie organizmu od niekorzystnych warunków. Tworzą one barierę, która umożliwia zatrzymanie ciepła wytwarzanego przez nas w trakcie ruchu. Mówimy wtedy, że kurtka „grzeje”. Przyjrzyjmy się wnikliwie, czym różnią się przedstawione powyżej materiały i który z nich będzie w stanie sprostać naszym oczekiwaniom. Polar – wynalazek marki Polartec zrewolucjonizował branżę outdoorową Znajdująca się w większości polskich domów bluza polarowa zawdzięcza swoją nazwę innowacyjnemu materiałowi Polartec wynalezionemu przez Malden Mills w 1981 roku w USA. Nazywany wówczas sztuczną wełną polar zrewolucjonizował branżę outdoorową. Dziś firma założona w 1906 roku produkuje szeroką gamę materiałów pod jedną metką Polartec. Wspólnym mianownikiem wszystkich produktów jest obowiązek odprowadzania przez materiał wilgoci od ciała, zapewnienie komfortu termicznego użytkownikowi, oddychalność tkaniny oraz jej szybkie schnięcie. W kategorii dzianin nadających się na warstwę docieplającą wyróżniamy dwie główne serie: Polartec Power Dry i Polartec Power Stretch. Dzianiny Polartec Power Dry są dostępne w szerokim asortymencie pod względem ciężkości oraz stylów, począwszy od dzianin tak delikatnych jak jedwab przeznaczonych na porę letnią, a skończywszy na dzianinach, z których wykonuje się odzież na wyprawy wymagające ciepła przy niskiej ciężkości dzianiny. Jak wskazuje sama nazwa, dzianiny Polartec Power Stretch oferują duży stopień rozciągliwości. Polartec Power Stretch przy zachowaniu niskiej wagi oraz niewielkich gabarytów po złożeniu daje wysoki komfort cieplny. Możemy go zatem stosować bezpośrednio pod kurtkę lub w przypadku bardzo niekorzystnych warunków atmosferycznych jako docieplenie, na przykład pod kurtkę puchową. Materiał cechuje się rozciągliwością w czterech kierunkach i doskonałą oddychalnością. Polartec Thermal Pro to najbardziej zaawansowany technologicznie i wizualnie sprzęt należący do grupy dzianin Polartec o właściwościach termoizolacyjnych. Wykonane w 100% z poliestru powierzchnie o strukturze weluru lub baranka tworzą kieszenie powietrza utrzymujące ciepłotę ciała i zapewniają poczucie komfortu cieplnego przy niskiej wadze własnej. Dzianiny te oferują doskonałą oddychalność i bardzo szybko schną. Primaloft – czyli sztuczny puch Tak jak firma Malden Mills pierwsze polary testowała w armii, podobnie było z PrimaLoftem wynalezionym w 1988 roku w Stanach. W poszukiwaniu ociepliny bliskiej ideałowi udało się stworzyć tak zwany sztuczny puch, a przyczyniła się do tego współpraca Departamentu Obrony USA i firmy Albany International Corporation. Swój pierwszy chrzest PrimaLoft przeszedł w armii, by później szerokim strumieniem wypłynąć na międzynarodowe rynki. PrimaLoft został stworzony przez naukowców na wzór naturalnego puchu. Od początku przyświecała im idea, by stworzyć ocieplinę równie dobrze izolującą jak puch i w odróżnieniu od niego nietracącą swych właściwości w przypadku zamoknięcia. PrimaLoft składa się z mikrowłókien poliestru z dużą ilością szczelin między włóknami, które są w stanie zatrzymać w środku powietrze, tym samym izolując nas od niekorzystnych warunków pogodowych. Włókna te mają duże zdolności do kompresji, dzięki czemu po spakowaniu kurtka primaloftowa pozostaje stosunkowo mała. Wypełnienie poliestrowe spisuje się również lepiej w klimacie wilgotnym lub po przemoczeniu. Ocieplina nadal „grzeje” w odróżnieniu od puchu, który traci swoje właściwości, gdy jest zmoczony. Dziś PrimaLoft jest tak popularny, że nawet podobne ociepliny używane przez inne firmy (na przykład Coreloft od firmy Arc’teryx) potocznie nazywa się PrimaLoftem. Sama natura, czyli puch Puch jest niedoścignionym wzorem idealnej ociepliny. Czym jest puch? To mikropiórka znajdujące się u ptactwa tuż przy samej skórze, schowane pod piórami. Proporcje puchu do pierza producenci kurtek przedstawiają na metkach. Im większa ilość puchu, tym kurtka będzie cieplejsza, ale również i droższa ze względu na nakład pracy włożonej w oddzielanie jednego od drugiego. W oznaczeniach kurtek puchowych znajdziemy też określenie sprężystości wyrażane w jednostkach cui lub cuin (ang. cubic inches per ounce). Im wartość ta jest wyższa, na przykład 900, tym produkt ma lepsze właściwości izolacyjne. Stosowany w kurtkach czy śpiworach puch dzieli się na kaczy lub gęsi. Lepszymi parametrami może poszczycić się bardziej szlachetny puch gęsi. Puch idealnie sprawdzi się mroźną zimą, kiedy powietrze jest suche. Na puch bardzo niekorzystnie działa wilgoć. Zamoczony traci swoje właściwości izolacyjne, w odróżnieniu od wspomnianego wcześniej PrimaLoftu. Do wiodących producentów odzieży puchowej można zaliczyć polskie marki Pajak, Małachowski oraz Yeti (obecnie pod nową nazwą Aura). Zastosowanie wspomnianego na samym początku układu – kurtka membranowa plus docieplenie polarowe, primaloftowe lub puchowe – daje nam możliwość wykorzystania każdej z tych kurtek również w ciągu roku, będąc zarówno nad wietrznym polskim morzem, jak i w kapryśnych górach.
Jakie warstwy pośrednie ubrać i czym one właściwie się różnią?
By popołudnia nie upływały na lenistwie, a ciekawe zajęcia rozwijały wyobraźnię, także tę przestrzenną, która w przyszłości może stać się podstawą potrzebną do wykorzystania naturalnych umiejętności dziecka, warto zaopatrzyć je w zabawki, które nie tylko spełnią to zadanie, ale też będą tym, czym powinny, czyli świetną rozrywką. Jako że większość dziewczynek woli być wróżką, księżniczką, królewną czy mamusią niż budowniczym mostów czy konstruktorem samolotów (przynajmniej na razie), warto poszukać takich zabawek, które zachęcą je do kreatywności. Być może pomogą również odkryć naturalne zdolności naszych córek. Robimy biżuterię Co jakiś czas wśród dziewczynek pojawia się nowy materiał, służący do tworzenia własnej biżuterii, na który jest moda. Obecnie niewątpliwie są to kolorowe gumki. Za pomocą mniej lub bardziej skomplikowanych splotów tworzy się z nich wielokolorowe bransoletki. Podobnie możemy wykorzystać sznureczki. Być może pamiętacie z czasów własnego dzieciństwa, gdy za pomocą muliny i supełkowych splotów powstawały przepiękne ozdoby. Oczywiście, nadal możesz kupić kolorową mulinę, jednak obecnie dostępne są specjalne zestawy np. neonowych, woskowanych sznureczków, które nie tylko mogą służyć do tworzenia biżuterii, ale także płaskich i trójwymiarowych obrazów. Są też specjalne urządzenia, które pomagają w tworzeniu ciekawych splotów bransoletek. Można wybrać tradycyjne koraliki. Występują w wielu wzorach i kolorach. Są też takie, które zawierają elementy tematyczne ulubionych bajek. Wybór jest ogromny, a dziewczynki, zafascynowane ulubioną postacią, chętnie zasiądą do nawlekania koralików na nitkę, by mieć naszyjnik taki, jak ich bohaterka. Szyjemy Szycie jest doskonałym sposobem na trenowanie precyzji, dokładności i cierpliwości. Kształtuje mięśnie dłoni i pomaga w ćwiczeniu chwytu. By uatrakcyjnić zabawę, możemy kupić dziewczynce lalkę do samodzielnego uszycia. Nie dość, że będzie miała świetną zabawę, to dzieło, które stworzy, może okazać się ulubioną zabawką – niezwykle cenną, bo samodzielnie zrobioną. Jeśli dziecko załapie bakcyla, możemy pójść o krok dalej i pokazać, jak tworzy się tkaninę. Do tego celu służy krosno tkackie, które doskonale wspomaga rozwój małej motoryki, a przy okazji uczy dziecko, czym jest wątek i osnowa. Wiele dziewczynek zachwyci się także wyszywankami. Są to zabawki składające się z matrycy, będącej wzorem, oraz niteczek, które należy przewlekać zgodnie z instrukcją, by stworzyć piękny obraz. Jest to pierwszy krok do szydełkowania. Klocki? Czemu nie! Producenci klocków już dawno odkryli, że dziewczynki uwielbiają się nimi bawić pod warunkiem, że są one dostosowane do ich upodobań. I stąd mamy serie klocków Lego Friends dla dziewczynek, z których można budować kawiarnię, basen czy pojazd do przewozu konia. Tym sposobem nasze małe księżniczki stają się architektami. By rozwijać wyobraźnię przestrzenną, możemy podarować dziecku także klocki-listki oraz klocki drewniane. Jest tylko jeden warunek, który powinien być spełniony, by każda dziewczynka uznała, że to zabawka dla niej – klocki powinny być w kolorystyce różowej, fioletowej, pastelowej. Wór kreatywności Kiedyś, z braku innego wyboru, małe dziewczynki brały karton i budowały domek dla lalek. Dziś mamy wspaniałe tekturowe pałace, gotowe do przyozdobienia przez dzieci. Mogą one być różnych wielkości i stanowić zabawkę zarówno dla lalek, jak i duży zamek wielkości naszej księżniczki. Gdy już królewna ma zamek dobrze, by mogła „ugotować” coś dobrego dla swoich gości. Tu z pomocą przychodzą zestawy ciastoliny, za pomocą których można zrobić „lody”, „ciastka”, a nawet przygotować całe „śniadanie”. Dobrym pomysłem na zabawę dla dziewczynek są mozaiki, które się układa za pomocą małych koralików w specjalnej matrycy, tworząc wzór. Koraliki mogą być brokatowe i błyszczące, co dodatkowo zachęci dziecko do zabawy, a obrazek, jaki uda się stworzyć dzięki cierpliwemu nakładaniu poszczególnych koralików, z pewnością stanie się powodem do dumy i wiary we własne możliwości. Z pomysłem na kreatywną zabawę przychodzą także… Japończycy. To oni udoskonalili chińską metodę składania papieru, dzięki której tworzy się przepiękne, przestrzenne figury. By złożyć origami, potrzebny jest tylko papier, dwie ręce i wiedza o tym, jak to się robi. By ją posiąść, warto zaopatrzyć dziecko w książkę o sztuce składania papieru lub zestaw do robienia origami dla dzieci. Dziecko, bawiąc się zabawkami, które kształtują jego wyobraźnię przestrzenną, sprawność manualną i zręczność, nie tylko nauczy się cierpliwości i dokładności, ale też będzie miało wiele radości. A my? Być może przypomnimy sobie, jak brzmi cisza, gdy dziecko w skupieniu będzie pracowało nad swym dziełem.
Kreatywne zabawki manualne dla dziewczynek
Chcesz mieć zadbane dłonie, a Twój manicure, pomimo starań, nigdy nie wygląda perfekcyjnie? Lubisz misterne zdobienia, a nie masz aż takich zdolności artystycznych? Szukasz efektu „wow” w kilka chwil i za niewielkie pieniądze? Jeśli na choć jedno pytanie odpowiedziałaś twierdząco, naklejki na paznokcie są produktem właśnie dla ciebie! Wspaniałe naklejki w modnych wzorach i kolorach wyczarują fascynujący styl na twoich paznokciach. Aplikacja naklejek nie jest trudna (choć za pierwszym razem może tak się wydawać), a wzorowo wykonany manicure przy użyciu naklejek ucieszy twoje oko starannością i niepowtarzalnością. Naklejki są wprost wymarzone na lato: nie wymagają siedzenia godzinami nad misternymi zdobieniami. W kilka chwil można wyczarować efektowny manicure, którego nie powstydziłyby się celebrytki. Szybki efekt Naklejki na paznokcie to szybki sposób na perfekcyjny manicure. Nie trzeba stosować wielu przyborów do manicure ani tracić czasu na suszenie paznokci czy ślęczenie z pędzelkiem. Wystarczy tylko odrobina wprawy w posługiwaniu się gotowcami, a twoje paznokcie zyskają niepowtarzalny wygląd i zachwycą wszystkich oryginalnymi wzorami. Naklejki są idealne dla kobiet, które lubią bawić się paznokciami, kolorami, lakierami, wzorkami, a czasami z braku czasu wybierają wariant: mleczna baza i naklejki. Wzorki na paznokciach, a tym samym styl możemy zmieniać praktycznie każdego dnia z uwagi na łatwość i szybkość w aplikacji. Poza modnym wyglądem, dużym atutem naklejek jest ich trwałość i wytrzymałość na prace domowe. Naklejki można z łatwością dopasować do kształtu paznokcia. Modne wzorki Dzięki bogatemu wyborowi naklejkowych wzorków (kwiatki, serduszka, motyle, gwiazdki, zawijasy i wiele więcej), stylizując paznokcie, możecie być jeszcze bardziej kreatywne! Samoprzylepne naklejki pozwolą wyczarować niepowtarzalne wzory na paznokciach. Zatem, trendsetterki, do dzieła! Podpowiadamy, jak ozdobić swoje dłonie. Oto kilka wakacyjnych trendów: Naklejki wodne i 3D do stylizacji french – french króluje na paznokciach u rąk i nóg. Zawsze wygląda świeżo i pasuje do wszystkiego. Naklejki wodne występujące w dziesiątkach wzorów i naklejki 3D nadadzą stylizacji french nowe oblicze. Rewelacyjnie jako ozdoba stylizacji frencz wygląda m.in. wzór suwak. Wzory 3D – kwiatuszki – wypukłe, subtelne małe wzory kwiatowe to pomysł na bardzo delikatną stylizację paznokci. Świetnie się sprawdzą jako manicure ślubny. Neonowe naklejki – samoprzylepne naklejki na paznokcie w oryginalnych i modnych kolorach oraz wzorach! Trzy neonowe wzory zaczerpnięte z najświeższych trendów obowiązkowo muszą zagościć w kosmetyczce każdej femme fatale. Koronka – bijący rekordy popularności wzór. Manicure tego typu prezentuje się nie tylko niezwykle kobieco, ale również absolutnie elegancko, a ze względu na sposób wykonania – gwarantuje nam cieszenie się jego efektami przez dłuższy czas. Piórka i listki– gorący trend tego lata: piórka – lekki, zwiewny wzór na gorące, skąpane w słońcu, dni. Naklejki żelowe – ostatni krzyk mody: mają ciekawą strukturę. Do wyboru jest wiele wzorów, m.in. nieśmiertelna panterka, szachownica, pepitka. Złoto– ta metaliczna barwa nigdy nie wyjdzie z mody. Naklejki dają piorunujący efekt, który wywoła zazdrość wśród innych kobiet. Z cyrkonią – eleganckie, delikatne, niepowtarzalne: paznokcie ozdobione naklejkami z malutkimi cyrkoniami oczarują swym blaskiem. Paski, nitki do geometrycznych stylizacji – wąskie paseczki, które pozwolą za pomocą lakierów do paznokci wyczarować oryginalne wzory na płytce paznokcia. Motyl – ten wzór jest dobry dla kobiet romantycznych. Delikatny motyl świetnie będzie prezentował się na pastelowym tle. Jak nakładać? Tylko dobrze nałożone naklejki na paznokcie świetnie się ich trzymają. Na naklejkę nakładamy lakier nawierzchniowy (tzw. top coat) i takie paznokcie mogą trzymać się nawet ponad dwa tygodnie. Późniejsze ich usuwanie jest bardzo proste i nie niszczy płytki paznokci w żaden sposób. Jak nakładać naklejki na paznokcie – krok po kroku. Po pierwsze, pamiętaj, aby robić to na odtłuszczonych paznokciach. Zacznij od dopasowania wcześniej naklejek. Miej pod ręką także pilnik i bezbarwny lakier. Po odpakowaniu naklejek i dopasowaniu danej wielkości do paznokcia należy oderwać najpierw przezroczystą osłonkę, a następnie złapać za srebrną końcówkę i odkleić naklejkę ze wzorem. Aplikacja naklejek wodnych jest również bardzo prosta i nie zajmuje dużo czasu. Potrzebne są: miseczki z wodą, pęseta, nożyczki, ręcznik papierowy i naklejki. Należy wyciąć interesujący nas fragment naklejki, zerwać przezroczystą folię z wierzchu i umieścić naklejkę na powierzchni wody. Gdy biały papierek namoknie, odczepia się od naklejki dryfującej po powierzchni wody. Chwytamy ją pęsetą i umieszczamy na paznokciu. Dopóki naklejka jest mokra, możemy dowolnie przesuwać ją po powierzchni płytki. Po umieszczeniu naklejki w odpowiednim miejscu delikatnie dociskamy i osuszamy ją ręcznikiem papierowym (lub suszarką). Gdy będzie sucha, wówczas możemy ją pokryć lakierem nawierzchniowym. Naklejki na paznokcie to szybki, łatwy i niedrogi sposób na stworzenie efektownych stylizacji. To także świetny pomysł na pominięcie drogiej wizyty w salonie kosmetycznym i zafundowanie sobie modnego manicure.
Naklejki na paznokcie – modne tego lata
Męski klasyczny płaszcz nigdy nie wychodzi z mody. Jeśli jednak chcesz być zawsze modny w 101%, tej jesieni postaw na czarny, dwurzędowy. Lansują go najwięksi projektanci mody i jesteśmy pewni, że każdy entuzjasta mody zakocha się w tym modelu. Jest męski, ponadczasowy i elegancki. Czego chcieć więcej? Przyjaciel dżentelmena W przeszłości mężczyźni nosili głównie płaszcze. Zarówno arystokraci jak i mieszczanie, chłopi czy żołnierze. Potrafiły ważyć po kilka kilogramów, ponieważ były szyte z grubego sukna oraz ocieplane watoliną. Dzięki temu chroniły przed najsroższą zimą. W latach 70. XIX wieku rewolucją stał się materiał wymyślony przez Thomasa Burberry’ego – bawełniana gabardyna. Okazał się przełomowy ze względu na swoje właściwości: był nieprzemakalny, ale pozwalał skórze oddychać. Początkowo trencz Burberry’ego był jednorzędowy, jednak gdy trafił do brytyjskiej armii, musiały nastąpić drobne modyfikacje. By lepiej chronić żołnierzy przed wilgocią i chłodem, otrzymał drugi rząd guzików. W XX wieku podstawowym okryciem wierzchnim każdego eleganckiego mężczyzny był płaszcz. Zmieniło się do dopiero w latach 80., gdy w sklepach pojawiły kurtki puchowe. Kurtka puchowa to niewątpliwie jeden z najważniejszych wynalazków w modzie, ponieważ jest niezwykle lekka i ciepła, jednak nigdy nie dorówna płaszczowi elegancją. Nie wypada jej włożyć na spotkanie biznesowe lub do teatru oraz wygląda śmiesznie noszona na garnitur, dlatego każdy mężczyzna musi mieć w szafie choć jeden płaszcz. W tym sezonie najmodniejsze są czarne płaszcze dwurzędowe. Lansują je takie marki jak Michael Kors, Tommy Hilfiger, Saint Laurent i Polo Ralp Lauren, które „od zawsze” kreują trendy w męskiej modzie. Dla kogo? Zazwyczaj dwurzędowy płaszcz jest wymagającym fasonem i należy być z nim ostrożnym. Nie na każdej męskiej sylwetce wygląda dobrze, ponieważ podwójna klapa pogrubia i poszerza. Jednak może się okazać, że płaszcz w czarnym kolorze wcale nie będzie pogrubiał. Panowie z nadwagą i brzuszkiem muszą po prostu krytycznie ocenić, czy dobrze wyglądają w tym modelu. Podwójnej klapy nie muszą się w ogóle obawiać mężczyźni szczupli. Co więcej, jest to fason stworzony dla nich, bo podkreśli ich zgrabną, męską sylwetkę. Chudzi panowie powinni znaleźć idealnie dopasowany płaszcz, tak by nie odstawiał w ramionach i w talii. Podsumowując – szczupli mogą kupować dwurzędowy płaszcz w ciemno, a chudzi i grubi muszą być bardziej ostrożni i krytyczni. Najlepiej, by przymierzyli kilka różnych płaszczy i wtedy szansa na znalezienie dobrego dla siebie zdecydowanie się zwiększa. Jaki materiał wybrać? Jesienią i zimą najlepiej sprawdza się wełna, przede wszystkim dlatego, że jest nam w niej po prostu ciepło. Nawet jeśli płaszcz wydaje się cieniutki, ale uszyty ze stuprocentowej wełny, nie musisz się obawiać chłodów. Zasada jest taka, że im więcej wełny w składzie, tym ubranie będzie cieplejsze. Kolejnym plusem wełny jest to, że doskonale odprowadza wilgoć od skóry. Ta zasada sprawdza się również w przypadku niewielkiego deszczu i śniegu. Nawet jeśli płaszcz będzie trochę mokry, nie odczujemy wilgoci. Co więcej, włókna wełny są niezwykle sprężyste, dzięki czemu ubrania mniej się gniotą. Przy zakupie płaszcza uważnie czytaj metkę ze składem. To od jakości materiału zależy, czy ponosisz go jeden sezon czy pięć lat. W płaszczu z tkaniny sztucznej będzie ci po prostu zimno. Najlepszy jest płaszcz z wełny, moheru lub kaszmiru. Im więcej ich w składzie, tym lepiej. Ale również… drożej. Warto jednak potraktować płaszcz jako inwestycję na lata i wybrać najszlachetniejsze materiały. Klasyczny, męski płaszcz nigdy nie wychodzi z mody i przyda się na co dzień. Czarny, dwurzędowy płaszcz jest hitem sezonu jesienno-zimowego, ale prawda jest taka, że nigdy nie wychodzi z mody. Jeśli więc cenisz w modzie jakość i ponadczasowość, jest to model stworzony dla ciebie.
Hit męskiej mody – czarne płaszcze dwurzędowe
Drukraki 3D są coraz bardziej popularne. My przetestowaliśmy jedno z najmniejszych takich urządzeń, czyli długopis 3D. Dokładniej model - 3Doodler. Zapraszamy do obejrzenia video: box:video
3Doodler - długopis 3D - video
Nie każdego stać na stworzenie w pełni profesjonalnego studia fotograficznego, w którym można np. robić zdjęcia produktów. Koszt urządzenia takiego studia może się wahać od kilku do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Co jednak zrobić, jeśli mamy niewiele pieniędzy, a potrzebujemy studia do fotografii bezcieniowej? Lampy Lampy studyjne to jeden z najdroższych elementów wyposażenia. Za profesjonalny zestaw możemy zapłacić nawet kilkanaście tysięcy złotych. Oczywiście, możemy go zastąpić czymś tańszym. Nie łudźmy się jednak, że dużo tańsze lampy zastąpią nam drogie, bo tak nigdy nie będzie. Pamiętajmy jednak, że do niezbyt wymagającego studia zakup aż tak drogiego sprzętu może po prostu mijać się z celem. Jestem pewien, że większość z was nie potrzebuje drogich lamp, bo np. do prostej fotografii produktowej w zupełności wystarczy tańsze wyposażenie. Wśród ofert na Allegro znajdziecie oświetlenie ciągłe oparte na świetlówkach (temperatura barwowa to zazwyczaj do wyboru 3000K i 5400K). Taki zestaw, składający się z oprawki i żarówki, kupimy już za ok. 50 zł. Statywy Do czego będzie nam potrzebny statyw? Do przymocowania zakupionej wcześniej oprawki i żarówki. Ceny profesjonalnych statywów do oświetlenia mogą wahać się nawet w granicach 1000 zł. Jeśli jednak zdecydujemy się na tańszy odpowiednik, cena znacząco spadnie. W zależności od tego, jak dużego statywu potrzebujemy, będziemy go w stanie kupić nawet w kwocie grubo poniżej 100 zł. Parasolki Kupując parasolki do studia foto, oczywiście nie chcemy się uchronić przed deszczem, tylko poprawić nasze oświetlenie. Parasolki na spodniej części posiadają powierzchnię, która odbija światło żarówki. W większości oprawek mamy specjalne miejsce, w którym montujemy parasolkę. Dzięki temu zabiegowi światło ze świetlówki jest odbijane przez parasolkę, po czym pada na fotografowany przez nas obiekt. Cena parasolki odbijającej światło, w zależności od średnicy, waha się od ok. 20 do 250 zł. Namiot bezcieniowy Profesjonalne studia do fotografii produktowej wykorzystują raczej stoły bezcieniowe, niestety ich koszt może wynieść – w zależności od wymiarów – nawet ponad 1000 zł. Z pomocą przychodzą za to namioty bezcieniowe, które sprawdzają się doskonale podczas tego typu zadań. Namiot bezcieniowy kosztuje najczęściej kilkadziesiąt złotych. Rzecz jasna, aby spełniał swoją funkcję, musimy go oświetlić z co najmniej trzech stron. Trzeba więc pamiętać, aby dokupić do niego przynajmniej trzy lampy. Zestawy Na Allegro znajdziecie także wiele bardzo atrakcyjnych zestawów bezcieniowych. Zawierają one najczęściej wszystko to, co jest potrzebne do zbudowania prostego, ale bardzo funkcjonalnego, bezcieniowego studia foto. Znajdziemy np. flokowany namiot bezcieniowy (wraz z różnokolorowymi tłami), trzy żarówki z oprawkami i statywami oraz trzy parasole odbijające światło. Cena takiego zestawu jest oczywiście uzależniona od jego wielkości. Jeśli np. zdecydujemy się na zakup zestawu wraz z namiotem o wymiarze boku 80 cm, będziemy musieli zapłacić ok. 400 zł. Taka kwota jest jednak niczym w porównaniu do tego, ile musielibyśmy wydać, wyposażając profesjonalne studio. Według mnie taki zestaw do półprofesjonalnych zastosowań spisze się wyśmienicie.
Jak urządzić studio bezcieniowe małym kosztem?
Przyjaciele z biegiem lat stają się nam tak bliscy jak rodzina. Ba, nić przyjaźni potrafi być silniejsza od więzów krwi. Nic więc dziwnego, że takie relacje stanowią niekończące się źródło inspiracji dla pisarzy. Złożona i nieoczywista natura przyjaźni od setek lat inspiruje i budzi ciekawość. Nic więc dziwnego, że fabuła wielu najlepszych powieści opiera się właśnie na niej. Wybraliśmy dla was sześć najciekawszych książek o przyjaźni. Od której zaczniecie lekturę? 1. „Przemyślny rycerz don Kichot z Manczy” Miguel de Cervantes Zaczynamy klasyką i to nieprzypadkowo. Jeśli jakimś cudem jeszcze nie czytaliście słynnej powieści Cervantesa, to natychmiast musicie to nadrobić. Perypetie błędnego rycerza i jego wiernego kompana, Sancho Pansy, to nie tylko klasyka literatury. „Don Kichot” stał się też kanwą dla setek innych powieści o przyjaźni. Dodatkową zachętą niech będzie fakt, że niedawno, po 62(!) latach, książka ukazała się w Polsce w nowym, fantastycznym przekładzie. 2. „Służące” Kathryn Stockett Rzadko zdarza się debiut, który wywoływałby takie poruszenie pośród czytelników, jednocześnie zbierając niemal uniwersalny zachwyt krytyków. „Służące”, czyli debiutancka powieść Kathryn Stockett nie tylko była jednym z takich nielicznych literackich wydarzeń, ale w dodatku szybko trafiła na ekrany i to w gwiazdorskiej obsadzie. Książka rozgrywająca się na początku lat 60. na południu Stanów Zjednoczonych to emocjonująca opowieść o niecodziennej – i zakazanej! – przyjaźni trzech czarnoskórych służących i młodej białej dziennikarki. Połączenie dramatu i ciepłej komedii sprawia, że od lektury „Służących” trudno się oderwać, a książka raz bawi do łez, by za chwilę nas wzruszać – też wywołując płacz. 3. „Chłopiec w pasiastej piżamie” John Boyne To kolejna książka, którą szybko zainteresowali się przedstawiciele przemysłu filmowego. Nic dziwnego, bo „Chłopiec w pasiastej piżamie” to mocna i poruszająca historia, która długo z nami zostaje. Utwór Boyne’a to opowieść o dwóch chłopcach, którzy z pozoru są tacy sami. Oczywiście szybko nawiązuje się między nimi nić porozumienia przeradzająca się w przyjaźń. Jest tylko jedno „ale”. Jeden z bohaterów to syn niemieckiego oficera, a drugi – więziona w prowadzonym przez niego obozie koncentracyjnym ofiara Holokaustu. Ich spotkania też są specyficzne, bo odbywają się przy drucie kolczastym oddzielającym wolność od wojennego dramatu. Dziecięca ciekawość świata, jaka łączy chłopców, prowadzi do tragicznych konsekwencji. 4. „Genialna przyjaciółka” Elena Ferrante Przyjaźń to taki dziwaczny twór, że czasem przynosi nam więcej bólu i rozczarowań niż radości. Tak jest też w przypadku bohaterki powieści „Genialna przyjaciółka” autorstwa ukrywającej do niedawna swoją prawdziwą tożsamość Eleny Ferrante. Gdy Elena (bohaterka nosi to samo imię co autorka) dowiaduje się, że Lila, jej przyjaciółka z dzieciństwa spędzonego w biednej dzielnicy Neapolu, zniknęła bez śladu, postanawia opowiedzieć niezwykłą historię tej skomplikowanej relacji. Wszystko wskazuje bowiem na to, że Lila wreszcie zrealizowała swój odwieczny plan, jakim było marzenie o… zapadnięciu się pod ziemię. Dodatkowym smaczkiem są fantastyczne, pobudzające wyobraźnię opisy włoskiego południa z pierwszej połowy XX wieku i barwna galeria pobocznych postaci. 5. „Wyjątkowi” Meg Wolitzer Monumentalna, licząca ponad 500 stron powieść, której akcja rozgrywa się na przestrzeni niemal pół wieku. „Wyjątkowi” to historia grupy sześciorga przyjaciół, którzy poznali się na obozie dla uzdolnionej artystycznie młodzieży. Choć każdy z bohaterów jest inny, to łączy ich wspólne przekonanie, że pewnego dnia dokonają czegoś, co zapewni im uznanie i respekt. Jak to jednak w życiu bywa, marzenia nie zawsze się spełniają, a los potrafi płatać figle. Mimo pogłębiających się z upływem lat różnic, paczka przyjaciół zawsze może na sobie polegać. 6. „Małe życie” Hanya Yanagihara Inna wielka (dosłownie i w przenośni) powieść o potężnym wpływie, jakie mają na nas zawiązywane w życiu przyjaźnie. Czterech bohaterów „Małego życia” dzieli pochodzenie i spojrzenie na świat, ale łączy wspólna walka o ich własne „małe”, ale ważne i istotne, życia i przekonanie, że mogą na siebie liczyć w każdej sytuacji. To mocna i poruszająca lektura, która mimo swojej objętości nie pozwala się od siebie oderwać. Przyjaźń to źródło siły i wsparcia, choć niekiedy bywa też powodem do cierpienia. Relacje międzyludzkie są fascynujące, a lektura książek na ten temat może pomóc nam zdobyć świeże spojrzenie na nasze własne przyjaźnie – i te obecne, i te minione.
6 książek dla dorosłych o przyjaźni
Korzystanie z samochodu wiąże się także z koniecznością posiadania wielu płynów eksploatacyjnych. Kupowanie ich w dużych opakowaniach jest zawsze bardziej opłacalne. Wielu kierowców dokonuje także samodzielnie wymiany płynów. Co zrobić z tymi, które zostają po wymianie, są zużyte lub zestarzały się? Istnieje kilka bezpiecznych i zgodnych z prawem sposobów pozbycia się płynów. Prześledzimy każdy z nich. Co zrobić z zużytym olejem silnikowym? Olej silnikowy to podstawowy i najważniejszy płyn eksploatacyjny, który zapewnia właściwą pracę jednostki napędowej, smaruje ją, chłodzi i odprowadza z niej zanieczyszczenia. Wymiana oleju w warsztacie kosztuje zaledwie dwadzieścia złotych (to koszt usługi), ale wielu kierowców chce jej dokonać samodzielnie. Nic w tym dziwnego, to prosta czynność, przy której potrzebny jest nowy filtr oleju, klucz do filtra oleju i pojemnik na zużyty olej, zlany z silnika (najlepsze są kanistry z tworzywa HDPE). Co jednak z nim zrobić? Po wymianie oleju w typowym silniku o pojemności do 1,5 litra, pozostaje do pięciu litrów czarnego, zużytego oleju. W czasach PRL nie było problemu z usuwaniem starego oleju. Brakowało wszystkiego, więc ludzie potrafili wykorzystać nawet zużyty olej silnikowy. Służył on na przykład do konserwowania drewna. Poza tym przepracowany olej wykorzystywany był także do zabezpieczenia antykorozyjnego samochodu, zwłaszcza jego podwozia. Auto było smarowane albo nawet opryskiwane (za pomocą kompresora) starym olejem. Następny krok polegał na przejechaniu się samochodem po piaskowej drodze, aby piasek oblepił podwozie auta. Dziś wiele osób to śmieszy, ale wówczas było to często stosowane. Co zrobić z zużytym olejem silnikowym we współczesnych czasach? Można spróbować go sprzedać. Istnieje wiele firm, które zajmują się skupem przepracowanych olejów silnikowych, są one jednak przede wszystkim zainteresowane skupem dużych ilości takich olejów, zatem nie ma pewności, czy będą zainteresowane kupnem kilku litrów. Trudno też liczyć na wielkie kokosy. Firmy skupujące stary olej płacą maksymalnie złotówkę za litr. Stary olej wykorzystywany jest na przykład do produkcji lepików oraz różnego rodzaju smarów. Kanister z tworzywa sztucznego albo butelki ze starym olejem silnikowym można także oddać do warsztatu samochodowego, który specjalizuje się w wymianach oleju. Z racji tego, że warsztaty sprzedają ten olej stacjom utylizacji, nie powinno być problemu z jego przyjęciem. Stary, zużyty olej silnikowy można także zostawiać na niektórych stacjach benzynowych albo w wybranych sklepach motoryzacyjnych. Za każdym razem musi być on szczelnie zamknięty w kanistrze albo w butelkach. W wielu miastach istnieją także Punkty Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych. W nich również można oddać zużyty olej silnikowy, znajdujący się w zamkniętym kanistrze albo w zakręconych butelkach. Co zrobić z zużytym olejem ze skrzyni biegów? Wymiany oleju w skrzyni automatycznej zawsze powinno się dokonywać w specjalistycznych warsztatach. Nie tylko wymienią one olej i filtr skrzyni biegów a także inne elementy, jak na przykład magnes do wychwytywania opiłków), ale także dokonają ważnej czynności, jaką jest przepłukanie skrzyni przy użyciu nowego oleju przekładniowego. Niektórzy kierowcy decydują się na samodzielną wymianę oleju przekładniowego w skrzyniach manualnych. Po wymianie zostaje zazwyczaj około czterech litrów przepracowanego oleju. Do tego olej przekładniowy wydaje wyjątkowo nieprzyjemną woń. Co zrobić z zużytym olejem przekładniowym? Postepowanie jest dokładnie takie samo, jak w przypadku oleju silnikowego. Jeśli w naszej miejscowości działa Punkt Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych, albo znamy warsztat, który przyjmie zużyte oleje, to można bez problemu oddać tam przepracowany olej przekładniowy. Można go także zmieszać z przepracowanym olejem silnikowym. Co zrobić z zużytym płynem chłodniczym? Wymiany płynu chłodniczego powinno się dokonywać raz na dwa lata. Po tym czasie płyn chłodniczy traci swoje właściwości antykorozyjne. Jeśli nie zostanie wymieniony, trzeba będzie niebawem zainwestować w nową chłodnicę samochodową, ponieważ stara zardzewieje. Co gorsza, rdza może pojawić się w bardziej problematycznych miejscach układu chłodniczego. Wymiana płynu chłodniczego jest bardzo prosta i poradzi z nią sobie każdy właściciel auta. Warto tylko mieć lejek z tworzywa sztucznego albo z silikonu, aby nie rozlewać płynu. Co zrobić ze starym zużytym płynem chłodniczym? Wiele sklepów motoryzacyjnych, w których właściciel auta kupuje nowy płyn, przyjmuje stary płyn chłodniczy do utylizacji. Płyn można także oddawać w Punktach Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych. Co zrobić z zużytym płynem hamulcowym? Zużyty płyn hamulcowy także można oddawać w Punktach Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych, albo w warsztatach. PSZOK często pobiera opłatę za utylizację – może ona wynieść kilkadziesiąt groszy za kilogram oddanego płynu. W przypadku płynu hamulcowego, do utylizacji oddaje się nie tylko płyn zużyty, odessany z układu. Usuwa się także płyn nieużywany, jeśli zostało otwarte albo uszkodzone jego opakowanie. Płyn hamulcowy bardzo szybko wchłania wodę i traci swoje właściwości, przez co jest bezużyteczny. Usuwanie starych, zużytych płynów eksploatacyjnych to obowiązek każdego kierowcy. Jak widać, możliwości jest wiele. Są też rozwiązania alternatywne, nie do końca akceptowane przez prawo. Na przykład niektóre warsztaty wykorzystują stare oleje do zasilania pieców olejowych, które służą do ogrzewania pomieszczeń warsztatowych. To można zrozumieć. Nie ma natomiast jakiegokolwiek usprawiedliwienia dla osób, które wylewają zużyte płyny eksploatacyjne w lasach, na łąkach albo na własnych działkach.
Co zrobić z zużytymi płynami eksploatacyjnymi?
Czy pamiętasz film „Rzeź” Romana Polańskiego? Bohaterka grana przez Jodie Foster z dumą pokazuje gościom swoje skarby – książki o sztuce, które dekorują jej stolik kawowy. Takie dekoracyjne zastosowanie pięknie wydanych i bogato ilustrowanych książek w dużym formacie ma w kulturze anglosaskiej długą tradycję. Zobacz, jakie pozycje sprawdzą się najlepiej w roli modnych rekwizytów. Książka w roli dekoracji Coffee-table books to nic innego jak bardzo duże książki w twardej okładce, które eksponuje się na stoliku w pomieszczeniu, gdzie przyjmuje się gości. Zwyczajowym celem takiego działania było zainicjowanie konwersacji na temat, któremu poświęcona jest książka. Typowe coffee-table books są bogato ilustrowanymi albumami, w których obrazy dominują nad tekstem. Nie są one bynajmniej nowym wynalazkiem, choć w Polsce nadal traktujemy ja jako nowinkę. O książkach, które były przeznaczone raczej do eksponowania niż studiowania pisał w 1581r. Michel de Montaigne. Z kolei sam termin coffee-table book zaczął być używany w aktualnym znaczeniu już w XIX wieku w Wielkiej Brytanii. Za ojca nowoczesnej coffee-table book uznaje się Davida Browera, który stworzył serię książek „The Exhibit Format”, w których połączono obrazy natury z towarzyszącymi im opisami. Coffee-table book po polsku Choć coffee-table books jeszcze do niedawna były domeną Brytyjczyków i Amerykanów, również na polskim rynku księgarskim znajdziesz pozycje, które sprawdzą się w roli książek dekoracyjnych. Jeśli jesteś miłośnikiem fotografii, z pewnością przypadnie ci do gustu „Warszawa lat 30.”. Album został wydany w ramach serii „FOTO RETRO” i zawiera czarno-białe zdjęcia, które wyselekcjonowano z Narodowego Archiwum Cyfrowego. Idealnym połączeniem albumu fotograficznego i przyrodniczego są „Tatry. Fotografie Tatr i Zakopanego”. W książce znalazły się najstarsze, niepublikowane dotąd zdjęcia Tatr i Zakopanego z lat 1859-1914, a niektóre z nich wykonał nawet sam Witkacy! Niezwykłym fotografiom towarzyszą cytaty związane z przedstawionymi na nich miejscami. Klasycznym przykładem coffee-table book jest oczywiście album z dziełami sztuki poświęcony konkretnemu artyście lub kierunkowi w sztuce. Na Allegro znajdziesz mnóstwo pozycji tego typu. Jedną z nich jest np. „Mondrian” poświęcony holenderskiemu malarzowi, który rozwinął nowoczesną sztukę abstrakcyjną. Jeśli wolisz jednak bardziej tradycyjne malarstwo, być może spodoba ci się album „Bosch”. Symboliczne, szczegółowe dzieła twórcy późnego gotyku i wczesnego renesansu można oglądać przez wiele godzin, starając się wyłapać wszystkie detale i próbując odgadnąć ich sens. Sztuka to jednak przecież nie tylko malarstwo. Pamiętaj o sztukach użytkowych, np. wzornictwie, któremu również poświęcane są wielkoformatowe albumy ilustrowane. Jedną z nowszych pozycji na naszym rodzimym rynku jest „Made in Poland”, w której autor zgromadził fotografie najlepszych produktów polskiego designu. W książce znajdziesz ilustracje przedstawiające wyroby z bursztynu, koronki koniakowskie, kultowy skuter Osa, czy polską ceramikę. Nie zapominaj także o modzie – to właśnie albumy z fotografią modową wiodą dziś prym wśród coffee-table books. Na Allegro znajdziesz takie pozycje, jak: „100 lat mody” oraz „100 lat mody męskiej”, które odkryją przed tobą zmiany w ubiorze w XX wieku. Coffee-table books – aranżacja Masz już odpowiednie książki, którymi możesz przyozdobić swój stolik kawowy i zaintrygować gości. Jak jednak najlepiej je wyeksponować? Niezbędna będzie przemyślana aranżacja samych tomów i innych dekoracyjnych dodatków. Swoje albumy możesz oczywiście ułożyć w porządny stosik i pozostawić bez innych bibelotów, ale po co? Coffee-table books uwielbiają towarzystwo ozdobnych przedmiotów, o czym możesz przekonać się, przeglądając zdjęcia w sieci. Jeśli marzy ci się bardziej skomplikowana dekoracja, ułóż swoje książki jedna na drugiej, od największej do najmniejszej (wyjątkiem są bardzo duże albumy: możesz wyeksponować je pojedynczo). Następnie ustaw na stoliku nieduży wazon ze świeżymi kwiatami lub świece. Na szczycie każdego stosu możesz położyć muszlę, dekoracyjną figurkę, a nawet designerską lupę! Wybierz pięknie wydany album w zgodzie ze swoimi zainteresowaniami. Przyrodniczy, fotograficzny, malarski, a może modowy? Wybór należy do ciebie. Przykuwająca oko coffee-table book wzbudzi zachwyt twoich gości, a w deszczowy wieczór sprawdzi się jako umilający czas dodatek do herbaty lub kawy.
Jakie książki sprawdzą się najlepiej jako coffee-table books?
Po sprzęcie w takiej cenie spodziewamy się naprawdę wiele. Mając na zakup smartfonu budżet w wysokości 3000 zł, z całą pewnością stać nas na większość topowych urządzeń dostępnych aktualnie na Allegro. Jak przebrnąć przez gąszcz ofert i skupić się na najbardziej interesujących smartfonach? Za chwilę polecę kilka ciekawych urządzeń w tej cenie, co – mam nadzieję – pomoże w podjęciu decyzji. Samsung Galaxy S8 Plus (S8+) Na początek mam najnowsze dziecko koreańskiego potentata w dziedzinie smartfonów, firmy Samsung. Galaxy S8+, jako flagowy model, do zaoferowania ma bardzo dużo. Zacznę od certyfikatu IP68, który świadczy o tym, że obudowa jest wodoszczelna (do 30 minut pod wodą na głębokość do 1,5 metra) oraz kurzoodporna. Za niecałe 3000 zł możecie kupić wersję z 64 GB pamięci wewnętrznej, 8-rdzeniowym procesorem (zegary 2,3 GHz oraz 1,7 GHz), 4 GB RAM oraz kamerą główną 12 Mpix i przednią 8 Mpix, wręcz stworzoną do selfie. Ekran Super AMOLED w Galaxy S8+ jest naprawdę ogromny, bo ma przekątną wynoszącą 6,2-cala, przy astronomicznej rozdzielczości 1440 x 2960 pikseli. Jeśli chodzi o system i baterię, mamy tu odpowiednio Android 7 Nougat oraz ogniwo o pojemności 3500 mAh. box:offerCarousel Huawei Mate 9 Pro A może zamiast propozycji Samsunga warto zwrócić uwagę na ofertę Huawei, a konkretnie model Mate 9 Pro, którego możemy kupić już za ok. 2700 zł? Specyfikacja powala tutaj na kolana, bo sprzedawcy oferują ten sprzęt zazwyczaj w wariancie ze 128 GB pamięci wewnętrznej oraz 6 GB RAM. Urządzenie ma 8-rdzeniowy procesor z zegarami o taktowaniu 2,4 GHz i 1,8 GHz, 5,5-calowy ekran AMOLED mogący się pochwalić rozdzielczością 1440 x 2560 pikseli oraz dużą baterię 4000 mAh. Ciekawe są w tym przypadku kamery, bo Mate 9 Pro zamiast pojedynczej ma podwójną kamerę główną (20 + 12 Mpix), która potrafi zrobić jeszcze lepsze zdjęcia w kiepskich warunkach oświetleniowych. Kamera przednia ma tu 8 Mpix. Co z systemem? W tej roli zastosowano Android 7 Nougat. Smartfon ten występuje też w wersji z dual SIM. box:offerCarousel Motorola Moto Z Jeśli nie chcemy wydać maksymalnej przewidzianej przez nas kwoty, tylko nieco mniej, warto pomyśleć nad zakupem Motoroli Moto Z. Ten kosztujący ok. 2600 zł smartfon praktycznie nie ustępuje pola konkurentom. Mamy tu 8-rdzeniowy procesor z zegarami 1,8 GHz i 1,6 GHz, 4 GB RAM, 32 GB przestrzeni na dane oraz kamerę główną 13 Mpix i przednią 5 Mpix. System to Android, którego można zaktualizować do wersji 7 Nougat. Co z wyświetlaczem? Jest on oparty o matrycę AMOLED cechującą się przekątną 5,5-cala i rozdzielczością 1440 x 2560 pikseli. Jedyne, na co moglibyśmy narzekać, to bateria, która ma pojemność 2600 mAh. Na koniec dodam tylko, że sprzedawcy na Allegro oferują Moto Z najczęściej w wersji obsługującej dual SIM, co z pewnością jest ogromnym atutem. box:offerCarousel Apple iPhone 7 A co powiecie na nowe dziecko Apple, smartfon iPhone 7? Ten kosztujący ok. 2700–3000 zł smartfon (cena zależy od wersji pamięciowej, dostępne w naszym budżecie to głównie 32/128 GB) jest naprawdę godny uwagi. Kupując ten sprzęt, możemy oczywiście liczyć na system operacyjny iOS, a nie Android. Reszta parametrów obejmuje 4-rdzeniowy procesor z zegarem o taktowaniu 2,34 GHz, 2 GB RAM, kamerę główną 12 Mpix i przednią 7 Mpix. W roli zasilania mamy tu baterię, której pojemność wynosi 1960 mAh. Ekran ma z kolei przekątną 4,7-cala i rozdzielczość 750 x 1334 pikseli. Sporym atutem jest to, że Apple zaopatrzyło swój produkt w certyfikat IP67, który potwierdza jego odporność na kurz i wodę (zanurzenie przez maksymalnie 30 minut w 1-metrowej wodzie).
Smartfony do 3000 zł – II kwartał 2017
Proste kluski z sera białego oraz mąki, czyli klasyczne leniwe, smakują idealnie, gdy podamy je wraz z konfiturą pomarańczową i skórką z limonki. Wypróbujcie to pyszne, pożywne danie, które stanowi świetną propozycję na bezmięsny obiad. Składniki: 800 g ugotowanych leniwych 200 g konfitury pomarańczowej 4 łyżki śmietany kremówki skórka otarta z limonki 70 g masła Krok po kroku: Na patelni rozgrzewamy masło. Dodajemy leniwe i zmniejszamy gaz. Na małym ogniu smażymy leniwe, aż zrobią się chrupiące i się przyrumienią. W rondelku podgrzewamy śmietanę, po czym dodajemy konfiturę. Ciepłe leniwe polewamy sosem i dodajemy skórkę z limonki. Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia.
Leniwe smażone z konfiturą pomarańczową i skórką z limonki
Miłośnicy bożonarodzeniowych ornamentów nie poprzestają na udekorowaniu wnętrza mieszkania. Polem do popisu jest dla nich również balkon, na którym nie brakuje miejsca na świąteczne ozdoby. Przedstawiamy najciekawsze z tych, które kosztują nie więcej niż 100 zł. Figury świetlne LED W sezonie świątecznym możemy zamienić nasz balkon w kolorowe dzieło sztuki, wykorzystując dekoracje wykonane z lampek, które znamy przede wszystkim z amerykańskich filmów. Będą to zatem podświetlane bałwanki, choinki, renifery oraz inne motywy bożonarodzeniowe, które po podłączeniu do kontaktu rozświetlą balkon kolorowym blaskiem. Do wyboru mamy dwa typy ozdób – wykonane z tworzywa sztucznego, w których ukryte są energooszczędne żaróweczki, lub wykonane w całości z taśmy LED oplecionej wokół drucianego stelaża. Te ostatnie są zdecydowanie tańsze, ale mniej odporne na uszkodzenia. Bez względu na to, na jaką dekorację się zdecydujemy, powinna ona być przystosowana do użytku zewnętrznego, czyli m.in. odporna na wodę oraz niskie temperatury. Tego typu dekoracje oznaczane są symbolem IP44. Renifer Flash. Dekoracja świetlna w kształcie renifera z saniami Świętego Mikołaja. Wykonana z elastycznego węża LED na stelażu. Przeznaczona do użytku na zewnątrz (klasa IP44) oraz wewnątrz. Gruby miedziany przewód jest całkowicie izolowany, a ponadto odporny na uszkodzenia. Przepalenie jednej z żarówek nie wyłącza pozostałych. Długość dekoracji: 130 cm, wysokość: 45 cm, szerokość: 25 cm. Kolor do wyboru: biały ciepły, biały zimny lub niebieski. Cena: od 83,90 zł. box:offerCarousel Świąteczny Domek. Drewniana bożonarodzeniowa dekoracja – domek oprószony śniegiem. Wykonany został z najwyższej jakości materiałów, dzięki czemu jest odporny na uszkodzenia i działanie czynników zewnętrznych. Ma oświetlenie LED, świetnie prezentujące się po zmroku. Produkt w całości wykonany ręcznie. Cena: od 42,50 zł. box:offerCarousel Drewniane choinki Drewniana choinka – oczywiście odpowiednio zabezpieczona (np. wodoodpornym lakierem) – to doskonała dekoracja na balkon, na taras oraz do ogrodu. Jest w pełni ekologiczna, odporna na niesprzyjające warunki pogodowe i nierzucająca się w oczy. Wykorzystując drewniane dekoracje, i to nie tylko w kształcie choinki, możemy stworzyć elegancką, zachwycającą oryginalnością aranżację, która nie będzie przeszkadzała innym mieszkańcom osiedla. Drewniana choinka świetnie wygląda w połączeniu z girlandami imitującymi gałązki iglaków, dużymi rattanowymi kulami podwieszonymi pod sufitem i łańcuchami wykonanymi z szyszek nawleczonych na gruby sznurek. Co więcej, każdy z tych elementów możemy dodatkowo udekorować bombkami albo światełkami, a także pomalować, np. wspólnie z dziećmi czy rodzicami. box:offerCarousel Girlandy i łańcuchy Trudno sobie wyobrazić świąteczny balkon bez błyszczących łańcuchów i kolorowych światełek. To nieodzowna część każdej bożonarodzeniowej aranżacji, którą można wciąż odkrywać na nowo. Jeżeli nie przepadamy za tradycyjnymi foliowymi girlandami, możemy wybrać bardziej oryginalną, np. wykonaną z malutkich gwiazdeczek, pomalowanych na biało aniołków lub filcowych choineczek. Trzeba jednak pamiętać, że najwytrzymalsze będą łańcuchy z tworzywa sztucznego, któremu niestraszne są sypiące z nieba płatki śniegu i niska temperatura. Jeżeli chodzi o bożonarodzeniowe światełka, to również jest z czego wybierać. To już nie tylko żaróweczki przyczepione do kabla w kolorze zielonym, ale także fantazyjne rattanowe kule oraz małe szyszki, które zmieniają kolory. Bardzo ciekawe są kurtyny świetlne (nazywane również soplami), które doskonale wyglądają zawieszone na balustradzie balkonowej lub framudze okiennej. Najpopularniejsze są w kształcie gwiazd, ale znajdziemy również inne wzory – chociażby śnieżynki. box:offerCarousel Kurtyna Stars. Łańcuch świetlny z „soplami” w kształcie gwiazdek. Ma 162 żaróweczki typu LED, które świecą białym, niebieskim lub wielokolorowym światłem. Niektóre łańcuchy mają programator, który umożliwia wybór trybu świecenia (m.in. stały oraz pulsacyjny). Długość całkowita łańcucha: ok. 4 m, długość sopla: 40 cm/90 cm. Średnica gwiazdy: 19 cm/9 cm. Łańcuch zasilany jest z gniazdka elektrycznego. Cena: od 58,99 zł. Dekorowanie balkonu może być równie ekscytujące jak ubieranie bożonarodzeniowego drzewka. Dzięki oryginalnym ozdobom możemy stworzyć niepowtarzalną aranżację, która zachwyci zarówno gości, jak i domowników. Sprawdź, jakie dekoracje warto kupić! )
Świąteczne dekoracje balkonu do 100 zł
Czerwona pomadka do ust, chociaż bardzo efektowna i gwarantująca niesamowity efekt, jest dosyć trudna w codziennym makijażu. Większość obaw kobiet, które niechętnie sięgają po ten kolor, wynika z niedopasowania odcienia szminki do typu urody. Wówczas rzeczywiście ryzykujemy przerysowany makijaż, który nie wygląda estetycznie. Wystarczy jednak pamiętać o kilku podstawowych zasadach, aby czerwone usta prezentowały się nienagannie, a cały makijaż wzbudzał zachwyt otoczenia. Czerwona pomadka a kształt i wielkość ust Czerwień to bardzo intensywny kolor, który przy niewłaściwie dobranym odcieniu może podkreślić wszystkie mankamenty ust. Panie o pełnych ustach mogą pozwolić sobie niemal na każdy kolor, bez obawy o ich optyczne zmniejszenie. Przepięknie prezentują się na nich wszystkie matowe, intensywne odcienie czerwieni, a nawet bordo. Warto wówczas zdecydować się na pomadkę matową, taką jak Rouge Edition Velvet marki Bourjois. Posiadaczki wąskich ust muszą uważać na intensywne odcienie, które sprawiają, że usta mogą wyglądać na mniejsze niż są w rzeczywistości. Dużo lepszym rozwiązaniem będą jaśniejsze kolory, które podkreślą atuty ust. Zamiast matowych wersji pomadek warto zdecydować się na lekki błyszczyk lub nawilżający balsam, który nie tylko podkreśli kolor ust, ale jednocześnie optycznie je powiększy. Ciekawym rozwiązaniem będą czerwone odcienie Infallible Sexy Balm L’Oréal – pielęgnującego błyszczyku w kredce. Czerwona pomadka dla szatynek i brunetek Szatynki i brunetki o chłodnym typie urody przepięknie prezentują się w makijażu ust utrzymanym w ciemniejszych, intensywnych odcieniach czerwieni. Odważniejsze kobiety, które nie obawiają się mocniejszego makijażu, mogą z powodzeniem sięgnąć po pomadkę Golden Rose Longstay Matte o numerze 09. Jeżeli na co dzień nie preferujemy mocnego makijażu, dobrym rozwiązaniem będą mniej intensywne szminki, nadal utrzymane w chłodnych tonach, takie jak np. pomadka w pisaku Rimmel Kisses w odcieniu Unstoppable Red. Szatynki mogą jednak prezentować nieco cieplejszy typ urody. Jeżeli towarzyszą mu kasztanowe refleksy we włosach, lekko oliwkowa cera i brązowe włosy, mogą sięgnąć po nieco cieplejsze odcienie czerwonych pomadek. Będą to głównie szminki, w których kolor został przełamany brzoskwinią, złotem lub brązem. Znajdziemy je m.in. w gamie kolorów podwójnych pomadek Flipstick marki Max Factor. Tego typu odcienie podkreślą urodę szatynki i sprawią, że cały makijaż będzie prezentował się korzystnie. Czerwone pomadki dla blondynek i rudych Blondynki, podobnie jak szatynki, powinny dobierać pomadkę nie tylko do koloru włosów, ale również do typu urody. Przy chłodniejszej urodzie i jasnej cerze korzystnie wyglądają w czerwieniach, które delikatnie wpadają w róż (np. Ingrid Wonder Shine Full Color w odcieniu 302). Blondynki o cieplejszym typie urody i ciemniejszej karnacji będą wyglądały lepiej w odcieniach z nutą złota lub koralu. Będą one idealnie współgrały z włosami i cerą, dzięki czemu makijaż będzie prezentował się korzystnie. Kobiety o rudym odcieniu włosów i jasnej cerze z piegami często obawiają się czerwieni na ustach. Odpowiedni odcień będzie jednak idealnie współgrał z ich typem urody, dodatkowo go podkreślając i uwydatniając największe atuty. Dobrym wyborem będą pomadki, w których czerwieni towarzyszą lekko brązowe lub brzoskwiniowe tony. Doskonałe będą również lekko oranżowe szminki, np. Kylie Jenner w odcieniu 22, która doskonale komponuje się z rudymi włosami. Czerwona pomadka to doskonałe rozwiązanie dla kobiet, które lubią uwodzicielski make-up, podkreślający ich charakter. Jest to jednak dosyć wymagający kolor, dlatego warto przetestować kilka odcieni, aby dobrać najlepszy dla siebie. Musimy również zwrócić uwagę na to, aby szminkę nałożyć wyjątkowo uważnie. Ciemne odcienie prezentują się korzystnie jedynie wtedy, gdy kontur ust jest wyraźnie zaznaczony.
Czerwona pomadka do ust – dobieramy odcień idealny
Dyski sieciowe to rozwiązanie szeroko stosowane w średnich i dużych firmach. Jednak coraz częściej znajduje też zastosowanie w małych przedsiębiorstwach, jednoosobowych działalnościach, a nawet wśród użytkowników domowych. Dysk sieciowy to świetnie rozwiązanie dla każdego, kto chce stworzyć własną chmurę. Zamiast płacić co miesiąc abonament za OneDrive, iCloud czy Dropboksa, możemy wydać pieniądze raz, a porządnie i dostać za to napęd o wielokrotnie większej pojemności, do którego łatwy dostęp będzie miał każdy w pracy lub w domu. Co warto wiedzieć o takim sprzęcie, zanim zdecydujemy się na zakup? box:offerCarousel Rodzaj dysku (budowa) Wyróżnia się dwa podstawowe rodzaje dysków sieciowych. Pierwszy z nich to modele wolnostojące (np. Synology DS216se), w których zazwyczaj zamontujemy dwa dyski twarde. To najlepsze rozwiązanie dla użytkowników domowych oraz w małych firmach. Drugi rodzaj to dyski w obudowach typu rack, które montuje się w serwerowniach. Powstały one z myślą o dużych firmach, o nieporównywalnie dużo większych potrzebach. My skupimy się przede wszystkim na tych pierwszych. Liczba obsługiwanych dysków W przypadku wolnostojących dysków NAS zazwyczaj mamy do czynienia z obsługą jednego, dwóch lub czterech dysków twardych. Zdarzają się też modele, jak WD My Cloud Home, które mają już wbudowaną pamięć. Wybór zależy od naszych preferencji i potrzeb. Im więcej kieszeni na napędy, tym więcej miejsca na pliki i dane. Pojemność obsługiwanych dysków Ale nie sama liczba obsługiwanych dysków ma znaczenie. W specyfikacji każdego urządzenia znajdziemy też informację na temat maksymalnej pojemności każdego z napędów. W niektórych modelach dwudyskowych może to być 2 x 8 TB (w sumie 16 TB), a w innych nawet 2 x 12 TB (w sumie 24 TB). Trzeba też pamiętać, że w większości przypadków dyski trzeba samemu dokupić, więc jest to dodatkowy koszt. A im napęd pojemniejszy, tym droższy. Dla przykładu model Zyxel NAS326 obsługuje maksymalnie 12 TB, czyli 2 x 6 TB. Funkcje RAID RAID to sposób połączenia dwóch lub większej liczby dysków. W przypadku urządzeń sieciowych każdy model dwu- lub czterodyskowy powinien obsługiwać to rozwiązanie. Od nas zależy, na który wariant się zdecydujemy. Najpopularniejsze to: RAID JBOD – pozwala połączyć kilka dysków w jeden duży, RAID 0 – przede wszystkim zwiększa wydajność zapisu i odczytu, RAID 1 – rozwiązanie dla ostrożnych, te same dane zapisywane są na obu dyskach, więc w przypadku awarii nie utracimy plików, RAID 0+1 lub 1+0 – połączenie możliwości RAID 0 i RAID 1. Liczba złączy RJ-45 W przypadku dysków sieciowych duże znaczenie ma liczba złączy internetowych RJ-45. Po pierwsze, powinny to być porty gigabitowe, aby zapewniały jak najwyższą wydajność. Po drugie, im jest ich więcej, tym lepiej (o ile do każdego podłączymy kabel). W przypadku sieci domowej w zupełności wystarczy jedno lub góra dwa złącza, ale większa liczba użytkowników to zdecydowanie wyższe wymagania. Liczba i rodzaj złączy USB Dodatkowo dyski sieciowe są wyposażone w złącza USB, do których można podłączyć napędy zewnętrzne. Ich liczba i rodzaj zależą od danego modelu. Najlepiej zainwestować w urządzenia przynajmniej z USB 3.0, ponieważ standard ten zapewnia dużo lepszą wydajność. Jeśli mamy kompatybilne urządzenia, to jeszcze lepsze będą porty z Thunderbolt. Wydajność (procesor i pamięć RAM) Dyski sieciowe oferują wiele różnych funkcji. Należy je bardziej traktować jako małe komputery, które mają własne procesory i pamięci RAM. Od ich rodzaju i ilości zależy wydajność urządzenia. Sensowe minimum to przynajmniej 512 MB RAM-u, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby kupić jeszcze lepszy model. Możliwość tworzenia kopii zapasowych Każdy dysk sieciowy powinien pozwalać na stworzenie kopii zapasowej danego komputera lub innego urządzenia. To dzisiaj już standard, bez którego trudno wyobrazić sobie urządzenie tego typu. Warto wcześniej zorientować się, co dokładnie oferuje interesujący nas model. Obsługiwane funkcje Każdy producent ma własne oprogramowanie do obsługi serwerów NAS. Od niego zależy, jakie funkcje zaoferuje dany model. Jeśli zależy nam na serwerze multimedialnym, to powinniśmy zwrócić uwagę na obsługę AirPlay, serwera PLEX czy też DLNA. W firmie może się przydać obsługa serwerów pocztowych, bazy danych, druku lub rejestrator dla kamer monitorujących. Cena No i wreszcie nie możemy zapominać o cenie. Ciekawe modele da się kupić już do 500 złotych, ale z koniecznością dokupienia przynajmniej jednego dysku. Oczywiście im wyższa cena, tym większe możliwości. To najważniejsze funkcje i elementy, na które trzeba zwrócić uwagę, kupując dysk sieciowy. Taki sprzęt świetnie sprawdzi się zarówno w firmie, jak i w domu.
Wybieramy dysk sieciowy. 10 najważniejszych aspektów
Osoby starsze, które codziennie zażywają leki, powinny na bieżąco porządkować apteczkę i regularnie odwiedzać swojego lekarza. Podpowiadamy, jak im w tym pomóc. Przechowywanie leków Prawidłowe przechowywanie i kontrolowanie na bieżąco terminu ważności leków jest niezwykle ważne. Trzymane w pobliżu okna syropy czy przeterminowane tabletki mogą być nie tylko nieskuteczne, ale wręcz szkodliwe. Istotne jest także regularne przyjmowanie przepisanych leków, dlatego osoba starsza powinna mieć je zawsze przy sobie. Warto zatem zaopatrzyć ją w praktyczny pojemnik do przechowywania tabletek, wyposażony w przegródki z nazwami dni tygodnia oraz oznaczeniami pory dnia (np. rano, wieczorem, w nocy). Ułatwia to zażywanie odpowiednich pigułek i eliminuje konieczność sporządzania karteczek z nazwami leków. Niektóre pojemniki to zestawy kilku pudełek w różnych kolorach, po jednym na każdy dzień. Zasobniki na tabletki wykonuje się z wysokiej jakości tworzyw sztucznych w wesołych kolorach, dzięki czemu są bardzo wytrzymałe i rzucają się w oczy, więc łatwo jest o nich pamiętać. Pojemnik na leki. W eleganckim skórzanym etui umieszczonych jest siedem pudełeczek z tworzywa sztucznego – po jednym na każdy dzień tygodnia – z czterema przegrodami na różne pory dnia. Mają oznaczenia w języku polskim oraz w alfabecie Braille’a. W zestawie znajduje się również mały planner pozwalający na dokładne rozpisanie nazw, kolorów oraz dawkowania poszczególnych leków. Dostępne kolory etui: czerwony, zielony, beżowy oraz granatowy. Cena: 29,80 zł. Regularne wizyty u lekarza Wraz z wiekiem nasz organizm coraz gorzej radzi sobie z różnymi zadaniami, w związku z czym wymaga większej uwagi. W przypadku seniorów regularne wizyty kontrolne u lekarza są niezwykle ważne. Często jednak ich terminy wylatują osobom starszym z pamięci, szczególnie jeśli są odległe o kilka tygodni czy miesięcy. Pomocny może się okazać notes magnetyczny przyczepiany na lodówkę, w którym można notować rzeczy warte zapamiętania. W sklepach znajdziemy modele w przeróżnych wzorach i kolorach, często wyposażone w długopis lub ołówek. Alternatywą może byćtablica suchościeralna – można na niej zapisywać terminy badań markerem i przyczepiać je na karteczkach za pomocą magnesów – albo korkowa. Idea jest jednak niezmienna: istotne informacje będą zawsze pod ręką i na widoku, dzięki czemu nie ulecą z pamięci. Warto również wspomagać działanie pamięci za pomocą suplementów diety zawierających wyciąg z żeń-szenia, np. Bilomag, Swanson czy Puritan’s Pride. Są dostępne bez recepty i zawierają wyłącznie naturalne ekstrakty roślinne. Tablica Memo & White.Nowoczesna tablica suchościeralna z podziałem na dni tygodnia oraz miejscem na dodatkowe notatki. W zestawie praktyczny czarny mazak z gąbeczką do ścierania umieszczoną w zatyczce. Tablica dostępna w dwóch kolorach: biało-miętowym oraz biało-szarym. Cena: 99 zł. Co warto mieć w domu? box:imagePins box:pin W apteczce osoby starszej, poza lekami przepisanymi przez lekarza, powinny się znaleźć również inne preparaty oraz akcesoria. Warto pomyśleć o środkach przeciwbólowych na mięśnie i stawy, najlepiej w postaci szybko wchłaniającego się żelu czy kremu (może to być np. maść końska). Na pewno przyda się środek na stłuczenia oraz obrzęki, tabletki na przeziębienie, syrop na kaszel, dropsy do ssania na ból gardła, a także sól fizjologiczna, elektrolity i preparaty na niestrawność. Tak jak w każdej apteczce, również u osób starszych powinny się znaleźć: bandaże, plastry z opatrunkiem, woda utleniona, jałowe gazy oraz termometr. Dobrym pomysłem może być zakup opaski uciskowejstosowanej w przypadku kłopotów ze stawami kolanowymi czy łokciowymi. Apteczka seniora powinna być dobrze uporządkowana, starannie zaopatrzona i regularnie kontrolowana. Warto zatem pomóc bliskiej nam osobie starszej w skompletowaniu odpowiedniego wyposażenia, które znacznie ułatwi jej radzenie sobie z różnymi dolegliwościami.
Porządkujemy apteczkę seniora
Wygodny fotel to mebel wyjątkowy! Można na nim, a raczej „w nim”, przesiadywać godzinami, odpoczywając, oglądając telewizję lub czytając. Bezkonkurencyjny na chwile wytchnienia, dzięki swej formie gwarantuje, że nikt się nie dosiądzie. Powinien być miękki i miły w dotyku. Jeśli jeszcze wyróżnia go ponadczasowy dizajn – mamy ideał! Mowa oczywiście o fotelu uszaku. Fotel uszak to nazwa dosyć zabawna, jednak w pełni oddaje bryłę tego mebla. Projekt ma już swoje lata, a jednak nadal zachwyca wdzięczną formą, względami praktycznymi i wygodą, którą oferuje. Przyjrzyjmy się więc bliżej tej gwieździe w świecie przedmiotów użytkowych. Fotel uszak – jaki jest i skąd się wziął? Mimo że projekt tego fotela wydaje się być współczesny, ze szczyptą retro elegancji, to jego historia jest długa i bogata. Pierwsze modele pojawiły się na XVIII-wiecznych francuskich dworach. Jego specyficzny kształt nie tylko zapewnił mu rozpoznawalność i sławę, ale również praktyczne zalety. Jego konstrukcja jest dość wąska, oparcie jednak rozszerza się ku górze. Na wysokości głowy siedzącego po bokach wystają owe wspomniane w nazwie uszy lub z angielskiego: skrzydła. Ten uroczy szczegół chronił postać przed przeciągami i kumulował ciepło, np. pochodzące z kominka, obok którego często go stawiano. We współczesnych czasach powstało kilka projektów inspirowanych klasykiem, jednak sam nie został przez nie wyparty. Jaki fotel uszak wybrać? Klasyczny wzorzec uszaka jest powszechnie znany, jednak w sprzedaży dostępne są wersje różniące się szczegółami. Aby mebel służył latami, warto stawiać na najwyższą jakość wykonania. Nie bez znaczenia jest tu materiał użyty do tapicerowania. Do wyboru są tkaniny bawełniane, len, poliester, wiskoza, a nawet skóra, które różnią się od siebie wytrzymałością i odpornością na zabrudzenia, a także łatwością w czyszczeniu. To ważne parametry, które zaważą na ostatecznym wyborze. Oparcie fotela może być również pikowane, co daje wrażenie elegancji i angielskiego szyku, lub gładkie, które może z kolei okazać się wygodniejsze. Rama gwarantuje idealne podparcie dla ciała, dlatego tu również powodzeniem cieszą się solidne konstrukcje. Najszlachetniejsze będzie drewno dębowe lub egzotyczne, np. tek. Oczywiście w sprzedaży znajdują się propozycje z innych, również tańszych materiałów. box:offerCarousel Fotel uszak – do jakich wnętrz pasuje? To niesamowite, jak tak określony i charakterystyczny w formie mebel może wpasowywać się harmonijnie w rożne style. Najbardziej oczywiste będą wnętrza klasyczne, eleganckie, przywodzące na myśl jego dworskie korzenie. Trzeba jednak przyznać, że jeśli obicie będzie jasne, to fotel świetnie podkreśli przytulność wnętrz romantycznych i prowansalskich, wręcz kobiecych. Skórzane, bardziej nowoczesne projekty foteli inspirowanych uszakami doskonale zaprezentują się w otoczeniu retro lub art deco. Warto również pamiętać o modzie na stylowy eklektyzm, gdzie wyrazisty fotel w mocnym kolorze może pełnić funkcję niebanalnego kontrapunktu. Patchworkowe modele zaś skradły serca miłośników boho i orientu. Gdzie go postawić? Tradycyjnie jego miejsce znajdowało się w pobliżu kominka. To tutaj, tworząc zgraną parę z podnóżkiem, umilał wieczorny relaks. Jeśli jednak nie dysponujemy paleniskiem, zwykle w salonie tworzy się kącik do samotnego wypoczynku, chwil wytchnienia z książką. Nie jest to jednak regułą, a uszak pięknie zaprezentuje się też w sypialniach, biurach i gabinetach. Meble z historią, klasyki światowego dizajnu to perełki, które warto włączyć do aranżacji stylowego mieszkania. Bywa i tak, że jeden taki element zdefiniuje swoje otoczenie, podkreślając smak i gust gospodarza. Fotel uszak z pewnością należy do takich obiektów.
Modny mebel – fotel uszak
Efektowny makijaż nie musi być wykonany drogimi kosmetykami, szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy na rynku jest ogromna ilość dobrych jakościowo produktów w przyzwoitej cenie. Obecnie niska cena nie świadczy o niskiej jakości. Tanie perełki kosmetyczne stają się zamiennikami drogich, kultowych kosmetyków i cieszą się wielką popularnością wśród konsumentów. Któż nie chciałby zaoszczędzić, a przy tym wyglądać tak samo jak po użyciu drogiego produktu? Dobry podkład to mus! Zacznijmy od podkładu, który jest na rynku od lat i cieszy się wielkim wzięciem – od razu przychodzi na myśl Estee Lauder Double Wear, którego cena wynosi ok. 150 zł. Jest on mocno kryjący, bardzo trwały i uwielbiany przez kobiety w różnym wieku. Za jego tańszy odpowiednik można uznać podkład Revlon Colorstay, którego cena rozpoczyna się od niecałych 20 zł! Jest kilka razy tańszy, a po mocnym przypudrowaniu staje się tak samo trwały jak droższy kosmetyk. box:offerCarousel box:offerCarousel Zakryć to co niepotrzebne Pora na korektor pod oczy. Oba, markowy produkt oraz jego tańszy odpowiednik, są nawilżające, rozświetlające i ponadczasowe oraz dają piękny efekt wygładzonej i wypoczętej skóry. Drogi produkt to Touche Eclat od Yves Saint Laurent (135 zł), a tańszy zamiennik to Loreal Lumi Magique (cena od 14,95 zł). Wygodna forma pędzelka sprawia, że nakłada się go ekspresowo. box:offerCarousel box:offerCarousel box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Do utrwalenia Do utrwalenia kremowych produktów najlepiej sprawdzi się puder sypki, wciskany puszkiem czy nakładany ruchami omiatającymi, pięknie zmatowi i wygładzi twarz. Prym na rynku wiedzie puder utrwalający Laura Mercier Loose Setting Powder w kolorze Translucent (nawet 200 zł za 29 g). Amerykanki uwielbiają go już od lat, dopiero ostatnio pojawił się w sprzedaży w Polsce. Jego zamiennikiem jest puder marki RCMA No Color Powder (cena od 52 zł za 30 g). Jest o wiele tańszy, niewidoczny na skórze i nie daje płaskiego efektu. Jedynym minusem kosmetyku zdaje się opakowanie przypominające solniczkę, z którego można przez przypadek wysypać za dużo produktu. Podkoloruj rzeczywistość By lekko podkoloryzować cerę i zaznaczyć policzki, warto użyć bronzera. Drogi kosmetyk to Hoola od marki Benefit (ok. 100 zł), a jego zamiennik to W7 Honolulu (cena od 12 zł). Tańsza wersja jest mocno inspirowana oryginałem i pod względem jakości wcale mu nie ustępuje. Oba produkty mają urocze opakowania, a ich formuła łatwo się rozciera i jest trwała. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Pora na rozświetlacz. Mary Lou marki The Balm (ok. 50 zł) to klasyk nad klasykami. To on był pierwszym kultowym kosmetykiem służącym do mocnego rozświetlenia i to do niego porównywano inne rozświetlacze. Dający łudząco podobny efekt produkt to rozświetlacz Lovely Gold Highlighter (cena od 6,49 zł) Oba są złote, intensywne i przykuwające uwagę. Oprawa oczu w wyjatkowym wydaniu Anastasia Beverly Hills to marka specjalizująca się w makijażu brwi. Jej produkty są doskonałe i najwyższej jakości, choć nie mają najniższej ceny. Pomada do brwi od tej marki stała się hitem kilka lat temu i do dziś jest uwielbiana przez miłośniczki makijażu. Na szczęście ma swój niemal identyczny odpowiednik w niskiej cenie – pomadę do brwi Freedom Makeup (cena ok 20 zł). Nawet opakowanie jest łudząco podobne do oryginału. Trwałość, konsystencja i łatwość w aplikacji – to cechy obu tych produktów. box:offerCarousel box:offerCarousel) Paletki do malowania oczu są funkcjonalne, gdyż wszystkie niezbędne kolory można mieć zawsze pod ręką. Palety Too Faced (ok. 100 zł) robią furorę nietuzinkowym wyglądem i wysoką jakością cieni. Too Faced rozpoczęło modę na urocze opakowania i cienie o zapachu czekolady czy brzoskwini. Ich tańszym zamiennikiem są paletki od Makeup Revolution (ceny od ok. 40 zł). Każda w uroczym opakowaniu i o pięknym zapachu. Maty się pięknie rozcierają, a cienie metaliczne są bardzo błyszczące. W tej cenie to naprawdę dobry produkt. Bardzo łatwo o świetnej jakości tusz do rzęs, biorąc pod uwagę produkty ze wszystkich półek cenowych. Jest to kwestia bardzo indywidualna, więc decyzję odnośnie do wyboru maskray musimy podjąć w zależności od naszych upodobań i preferencji. Kuszące usta Czas na usta – matowe pomadki w płynie są modne od lat. Trwały efekt i piękny kolor to cechy, które powinna spełniać idealna pomadka. Pomadki w płynie Kat Von D należą do jednych z najlepszych. Są bardzo mocno napigmentowane, trwale i nie wysuszają delikatnej skóry ust. Ich dobrym zamiennikiem są pomadki w płynie polskiej marki Semilac (35,90 zł) w pięknych, twarzowych kolorach i o komfortowej formule. Ambasadorką tych pomadek jest vlogerka urodowa Maxineczka. Powyższe kosmetyki to naprawdę dobry wybór – zarówno droższe produkty, jak i ich zamienniki są świetnej jakości. Pamiętaj, ze tańsze nie znaczy gorsze!
Tańsze zamienniki kultowych i drogich kosmetyków
Klimatolodzy nieustannie alarmują w kwestii globalnego ocieplenia. W oceanach pływają całe tony plastiku. Powietrze jest coraz bardziej zanieczyszczane, a smog w dużych metropoliach jest już powszechnym problemem. Nie ma miejsca na świecie, gdzie problemy związane z cywilizacją i rozwojem ludzkości nie wpływałyby negatywnie na człowieka. Jedno wielkie błędne koło, którego się nie da zatrzymać. Chyba że… Kapitan Trips Człowiek eksploruje całą dostępną wiedzę, poszerza swoje możliwości, bada granice. Ćwiczy, planuje, testuje. Tworzy laboratoria, w nich nie zawsze wiadomo, kto i na czyje zlecenie kreuje jakieś nowe twory chemiczne, biologiczne… Gdy jednak taki twór wydostanie się na zewnątrz, może się okazać, że nie wiadomo, jak sobie z nim poradzić. box:offerCarousel A sytuacja rodzi się niepozornie. Ktoś czegoś nie dopilnował, mechanizm nie zadziałał prawidłowo, komuś udało się zbiec z miejsca i cóż… Kapitan Trips wyruszył w swoją morderczą podróż. A dokładnie zmutowany wirus grypy, który się wymknął spod kontroli i zdołał zarazić o jedną osobę za dużo. Ta jedna osoba wywiozła ze sobą w świat całą zarazę, apokalipsę i pomór, któremu nic nie było w stanie się przeciwstawić. Żadne szczepionki, żadne antybiotyki, żadne działania zaradcze znane medycynie. Tak oto grypa, znana jako Kapitan Trips, poradziła sobie w zaledwie parę tygodni z wszystkimi problemami ludzkości. Bo 95% z niej po prostu zmarła na skutek jego działania. Świat po apokalipsie Powieści postapokaliptyczne samą tematyką mogą wywoływać grozę i niedowierzanie. Oto cały świat pochłonęła jakaś choroba lub katastrofa i zostaje zaledwie grono niedobitków, którzy przetrwali. Pustynny niemalże świat, bez odgłosów życia i wszystkich jego przejawów, do których przyzwyczaja nas codzienność, jest sam w sobie wystarczająco potworny. Stephen King jednak nie poprzestaje na tym podstawowym aspekcie powieści postapo. „Bastion” jest tej materii powieścią idącą o krok dalej. O duży, przepastny krok dalej. Oto poznajemy całą galerię postaci, które odegrają tutaj bardzo ważną rolę. Wszystkie, jak to w życiu bywa, przypadkowe: młoda ciężarna dziewczyna, piosenkarz narkoman, głuchoniemy chłopak, mężczyzna, któremu życie dołożyło jedynie zobowiązań i rezygnacji z samego siebie, piroman i socjolog. I wielu, wielu innych. Z jakiegoś powodu Kapitan Trips nie miał na nich żadnego wpływu, choć każdej z nich odebrał bliskich ludzi. Zostali na ogół sami lub z jedną przypadkowo ocalałą osobą w ich okolicy. I wszyscy oni, niezależnie od stylu życia, wieku, płci, osobowości, mają dokładnie ten sam zestaw snów. Śnią koszmary o mrocznym mężczyźnie i sielskie sny o matce Abigail. I tak samo nie rozumieją, dlaczego owe sny pchają ich w określonym kierunku. Bastion Zasadniczo po kataklizmie człowiek próbuje odbudować swój świat na nowo. Gdy ten świat składa się z opuszczonych miast i miasteczek, dróg zagraconych samochodami z martwymi kierowcami ciągle w fotelach, z braku podstawowych dobrodziejstw cywilizacji, jak dostęp do prądu, informacji czy ciepłej wody, wydaje się, że już nie ma nadziei. Jednak ludzie mają naturalny obronny odruch do gromadzenia się, do tworzenia małych społeczności, niezależnie od sytuacji. Podobnie więc dzieje się tutaj, podobnie ocaleli od pomoru grypy zaczynają się gromadzić i analizować swoje sny. I szybko do nich dociera, że czeka ich niestety kolejne niebezpieczeństwo. Czy można odbudować jakiś bastion dla siebie? Czy jest miejsce, gdzie będą bezpieczni? Z czym muszą się zmierzyć? Wszystkie możliwe lęki King wie, jak operować pierwotnym ludzkim strachem. I wie doskonale, jak budować napięcie, by czytelnik ze strony na stronę odczuwał coraz większy niepokój. Strona po stronie, warstwa po warstwie odsłaniają się kolejne mroczne głębiny „Bastionu”. King przenosi czytelnika w czasie i przestrzeni, ćwiczy umiejętności „co bym zrobiła w takiej sytuacji?”, wciąga i zasysa potworną fabułą i wreszcie na koniec zostawia z poczuciem, że stało się coś dziwnego. Coś, co nie pozwala się odessać od książki, chociaż lektura była długa i emocjonalna, a powieściowe wydarzenia mocno zadziałały na wyobraźnię. „Bastion” nosi się w głowie jeszcze bardzo długo po lekturze. I uwierzcie, jest to jedno z najciekawszych przeżyć czytelniczych. Wywołuje falę dyskusji z rodziną i bliskimi, pogłębia refleksje o własnym charakterze, sprawia, że więcej i mocniej chce się czytać dobre, ważne powieści. Cokolwiek by o Kingu nie powiedzieć jako o pisarzu, jedno trzeba mu przyznać: doskonale zna piętę achillesową swoich czytelników i nie ma problemu, by w nią uderzyć. Rzadkością są powieści, które mając ponad 1000 stron, wciągają swoją fabułą do tego stopnia, że człowiek znika na parę dni w ogóle ze swojego życia. Źródło okładki: wydawnictwoalbatros.com
„Bastion” Stephen King – recenzja
Frances Mayes pewnego dnia zdradziła pejzaż amerykański dla toskańskich krajobrazów. Od tego czasu co jakiś czas dostarcza czytelnikom opowieści o tamtych rejonach Włoch. Jej najnowsza książka nosi tytuł „Kobiety w blasku słońca”. Po raz kolejny autorka maluje słowami toskański klimat, oddając urok niewielkich miasteczek, czar krajobrazów, smak i zapach tamtejszej kuchni, styl życia mieszkańców regionu. Nieustające źródło inspiracji Do krainy Chianti i średniowiecznych miasteczek Frances Mayes po raz pierwszy zabrała nas za sprawą zekranizowanej autobiografii „Pod słońcem Toskanii”. To była jedna z tych historii, za sprawą których ruszyła lawina opowieści innych osób, które zdecydowały się rzucić dawne życie i przenieść nad Morze Śródziemne. Później kolejno do rąk czytelników trafiły „Bella Toskania” i „Codzienność w Toskanii”. Pojawienie się „Kobiet w blasku słońca” sugeruje, że ten piękny włoski region wciąż jest dla autorki źródłem inspiracji. Słodko i ciepło Toskania oczami Frances Mayes wydaje się niemal bajkowa. „Kobiety w blasku słońca” należą do tych uroczych, ciepłych, sentymentalnych opowiastek, które stosuje się jako lek na szarą codzienność, odskocznię od problemów, miły akcent kończący trudny dzień. Autorka stara się szczegółowo opisać świat, w którym funkcjonują bohaterowie, w którym żyje ona sama. Jej opisy są bogate, pełne szczegółów, obrazowe, często pełne melancholii, a sama Toskania okazuje się miejscem, w którym łatwiej odnaleźć siebie, uwierzyć w dobro, pozytywne emocje. Cukierkowo? Owszem, ale i takich lektur czasami trzeba. Ciepłych jak ziemia rozgrzana włoskim słońcem. Nowe życie pod toskańskim niebem? W Toskanii splatają się losy czterech kobiet – Camille, Susan, Julii i Kit. Ta ostatnia mieszka tu od lat. Jest pisarką, która właśnie pracuje nad biografią swej zmarłej koleżanki. Trzy pozostałe Amerykanki właśnie wynajęły dom w sąsiedztwie. Każda przywiozła ze sobą bagaż życiowych doświadczeń, każda ma inny charakter, co zwykle gwarantuje interesującą historię. Czy pobyt w tak urokliwym miejscu pozwoli im na znalezienie wytchnienia, nabrania dystansu do ciążących im spraw? A może właśnie tu, pod toskańskim niebem zaczną życie na nowo? „Kobiety w blasku słońca” to lekka i ciepła lektura. Nie zamiesza w życiu czytelnika, nie dostarczy mu silnych emocji, ale pozwoli odpocząć, zauroczyć się klimatem Toskanii. Autorka bardzo dba o to, by przemycić jak najwięcej tamtejszych urokliwych kadrów. Pisze i o ludziach, i o miejscach, o pięknie krajobrazów, kulturze i sztuce, kuchni. To jedna z tych historii, która nie zapada w pamięć na lata, ale dostarcza przyjemnej rozrywki tu i teraz. Oprócz wersji papierowej dostępna jest także elektroniczna. Formaty epub i mobi „Kobiet w blasku słońca” dostępne są w cenie od ok. 27 złotych. Źródło okładki: www.proszynski.pl
„Kobiety w blasku słońca” Frances Mayes – recenzja
Mikołajki zbliżają się wielkimi krokami a ty nadal nie wiesz, jaki upominek wybrać dla swojego ukochanego? Jeśli obawiasz się jego reakcji i planujesz z wyprzedzeniem każdą niespodziankę, to nie musisz się dłużej martwić. Przedstawiamy 10 propozycji prezentów, które powalą twojego mężczyznę na kolana. Przede wszystkim – słuchaj go. Mężczyźni często mówią o tym, co chcieliby mieć albo czego im brakuje. Rzecz jasna nie chodzi tu o wielki dom czy szybki samochód. Ich potrzeby sprowadzają się również do mniejszych, zupełnie przyziemnych rzeczy. Postaw na kreatywność i nie idź utartymi ścieżkami. W końcu, ile par skarpet albo bokserek mogą pomieścić szuflady? Z pewnością wiesz, co lubi twój ukochany i jak woli spędzać wolny czas. 1. Pasek Zgodnie z zasadami savoire vivre’u w każde spodnie z szlufkami musi być włożony pasek. Tę część garderoby powinien mieć każdy mężczyzna. Wybór jest naprawdę duży. Jeśli jeszcze nie znasz dobrze upodobań swojego partnera, zdecyduj się na klasyczny, skórzany pasek. Jeśli zaś wiesz, co lubi twój ukochany, możesz przebierać we wzorach i kolorach. Oprócz skórzanych pasków znajdziesz również materiałowe oraz takie z ozdobnymi klamrami. 2. Spinki do mankietów W życiu każdego faceta przychodzi taki moment, w którym musi być elegancki. Z pomocą przychodzą wtedy spinki do mankietów. Te niewielkie gadżety potrafią rzucać się w oczy bardziej niż cały strój. Ich wybór jest ogromny. Jeśli twój ukochany jest spokojny, możesz wybrać klasyczny, prosty wzór. Jeśli zaś ma zwariowany charakter, to idealne dla niego będą spinki z zabawnym napisem albo o ciekawym kształcie (np. samochodów). box:offerCarousel 3. Krawat Ten dodatek niegdyś nosili tylko arystokraci i najwyższe klasy społeczne. Dzisiaj nie obejdzie się bez niego żaden elegancki mężczyzna. Ostatnio modne są cienkie krawaty, które wciąż uchodzą za ekstrawaganckie. Można je nosić zarówno do sportowej, jak i klasycznej marynarki, ale bardziej pasują szczupłym mężczyznom. Uniwersalna szerokość krawata (8-8,5 cm) będzie odpowiednia do każdej marynarki i każdego typu figury. 4. Zestaw kosmetyków Każdy facet to narcyz. Nie ma takiego, który niechciałby dobrze wyglądać. I choć on często narzeka, że za długo siedzisz w łazience, to sam spędza dużo czasu przed lustrem. Męskie kosmetyki to nie tylko mydło i szampon, to również preparaty do pielęgnacji twarzy i całego ciała. Zestaw takich specyfików będzie idealny na mikołajkowy prezent. box:offerCarousel 5. Perfumy To uniwersalny upominek, z którego ucieszy się każdy mężczyzna. Kupując perfumy, pobudzasz zmysły nie tylko ukochanego, ale również swoje. Nie ulega więc wątpliwości, że robisz prezent po części dla siebie. W końcu to ty będziesz wąchać swojego mężczyznę. Nie zmienia to jednak faktu, że każdy facet lubi ładnie pachnieć. box:offerCarousel) box:imagePins 6. Zegarek Wielu mężczyzn bez tego gadżetu nie wychodzi z domu. Zegarek ma podkreślać prestiż jego właściciela. Wybór zależy od indywidualnego stylu. Na szczęście na rynku jest tyle rodzajów i modeli, że z pewnością znajdziesz coś dla swojego ukochanego. Pamiętaj, że dobry zegarek musi być odpowiednio dopasowany do nagarstka przyszłego właściciela. Przede wszystkim jednak powinien odzwierciedlać jego temperament. box:offerCarousel 7. Portfel Możesz być pewna, że ten prezent przyda się twojemu ukochanemu. W końcu portfela używa się codziennie. Oprócz pieniędzy można do niego włożyć dokumenty czy karty kredytowe. Wybierając ten dodatek, pamiętaj, aby był funkcjonalny i odpowiednio dopasowany do kieszeni mężczyzny. Zbyt duży i wypchany nie będzie wyglądał estetycznie. box:offerCarousel 8. Teczka lub torba To propozycja dla tych, którzy nie lubią chować wszystkiego w kieszeniach. Wybierając torbę lub teczkę dla swojego ukochanego, zwróć uwagę na aspekt praktyczny. Musi być wygodna w użytkowaniu i dopasowana do stylu mężczyzny. Na rynku znajdziesz wiele rodzajów teczek i toreb zaczynając od tych klasycznych, a na awangardowych i oryginalnych kończąc. 9. Koszula To niezbędny element garderoby w szafie każdego faceta. Kupując koszulę na prezent, zastanów się, na jakie okazje zostanie przeznaczona. Musi być bowiem odpowiednio dobrana do różnych sytuacji (na spotkanie biznesowe, do pracy/szkoły, na wieczorne wyjście). Najważniejsze jednak, żeby mężczyzna dobrze się w niej czuł. Jeśli dobrze znasz gust dwojego ukochanego, z pewnością uda ci się wybrać idealną koszulę na każdą okazję. 10. Zrób coś samodzielnie To chyba najprostszy i najtańszy pomysł na prezent. Własnoręczne wyroby są warte o wiele więcej niż kupne upominki, choć wymagają poświęcenia czasu. Największą zaletą takiej formy obdarowywania jest indywidualność. Osoba, która otrzymuje prezent ma świadomość, że został on stworzony specjalnie dla niej. Pamiętaj, że opakowanie prezentu jest równie ważne. Postaraj się, aby było estetyczne i zachęcające. Bez względu na to, jaki upominek wybierzesz, możesz mieć pewność, że najlepszy jest ten, którym obdarujesz od serca.
10 pomysłów na mikołajkowy prezent dla niego
Kto z nas nie lubi „mazać” i „bazgrać”? W szkole, w pracy, podczas rozmowy telefonicznej, w pociągu – daj człowiekowi kartkę i długopis, a prędzej czy później zacznie coś tworzyć. A jakby mieć pod ręką kartki, które są od razu gotowymi zabawami? Gra w kółko i krzyżyk – jedna z najbardziej kultowych i uniwersalnych „gier na kartce”. Kto z nas nie prowadził w ten sposób bojów, zapewne najczęściej w szkole? Jednak ta prosta zabawa to nie jedyne, w co można grać, mając przy sobie jedynie kartkę i długopis. Nie masz pomysłu na inną propozycję? Koniecznie zajrzyj do „Brulionu zabaw dla każdego” Chwyć długopis i… do zabawy! „Brulion zabaw dla każdego” to naprawdę świetna pozycja. To zbiór gier tzw. kartkowych – do których jedyne czego potrzeba to długopis lub ołówek. Na czym to polega? Książka jest z serii „tych do zniszczenia” – więc śmiało możemy po niej mazać, pisać, wyrywać kartki i maksymalnie wykorzystywać każdą stronę. Chociaż od dziecka uczono mnie, że po książkach się nie pisze i na samym początku trudno było mi się przemóc – to jednak jest to super zabawa. Gdy wyrwiesz pierwszą kartkę i zagrasz w wisielca – zrozumiesz o co jest ten cały szum! W co można zagrać? „Brulion zabaw dla każdego” to w większości gry, które znamy z dzieciństwa. Znajdziemy tu wspomnianego już wisielca i kółko i krzyżyk, ale także będziemy mogli zagrać w statki, kropki, państwa miasta, szewca, boisko. Naprawdę, dla każdego coś fajnego! Brulion można bowiem świetnie wykorzystać do zabaw międzypokoleniowych. Chcesz spędzić czas z dzieckiem i w coś zagrać, ale nie uśmiecha ci się wpatrywanie się w ekran? Chwyć za kartkę z wybraną grą, kolorowe mazaki i pokaż swojej pociesze jak fajne były gry, w które grałeś jako dziecko! Zaletą opracowania jest to, że gry się powtarzają – więc jeśli np. szczególnie spodobają wam się statki, możecie w nie zagrać kilka razy! „Brulion zabaw dla każdego” jest świetną propozycją na deszczowe, jesienne dni, a także na wszystkie wyjazdy. Długa podróż samochodem/samolotem/pociągiem? Wystarczy długopis i już – rozrywka pod ręką. To także dobry pomysł na odwiedziny u znajomych lub rodziny. Jeśli zabierasz ze sobą dziecko do grona dorosłych, istnieje szansa, że po jakimś czasie się znudzi i nie będzie chciał grzecznie siedzieć czy stole. Zamiast dawać mu telefon do zabawy – daj długopis i kartę z „Brulionu”! Źródło okładki: www.gwfoksal.pl
„Brulion zabaw dla każdego” Opracowanie zbiorowe – recenzja
Maluch, który uparcie odmawia przyjmowania posiłków, zawsze budzi niepokój rodziców. Często jednak nie ma powodu do zmartwień – dzieci, które dopiero zaczynają przygodę z „dorosłym” jedzeniem, grymaszą i długo przyzwyczajają się do nowych smaków. Zdarza się, że muszą skosztować danego produktu dwadzieścia-trzydzieści razy, zanim go zaakceptują i zaczną same się go dopraszać. Jak zachęcić małego niejadka do śniadania lub obiadu? Dlaczego dziecko nie ma apetytu? Dlaczego maluchy są wybredne przy stole? U każdego dziecka brak apetytu może wynikać z innych przyczyn. Niektóre pociechy odmawiają jedzenia, ponieważ między posiłkami mogą bez ograniczeń sięgać po słodycze, inne w ten sposób chcą skupić na sobie uwagę rodziców lub udowodnić, że mają własne zdanie. Dzieci mogą odmawiać jedzenia także pod wpływem stresu. Pierwszy dzień w przedszkolu, szkole, nowe koleżanki i koledzy – to wszystko często obniża apetyt. Rezolutny, ciekawy świata kilkulatek szybko się nudzi. Jeśli na talerzu jest szaro, smutno i brakuje kolorów – obiad na pewno przegra z interesującą kreskówką lub zabawą w piaskownicy. Dziecko, które siedzi przy stole, często uważa, że omija je wiele interesujących rzeczy i zaczyna traktować posiłek jak zwyczajną stratę czasu. Pediatrzy rzadko stwierdzają, że problem z apetytem wynika z choroby. Należy jednak skonsultować się z lekarzem, jeśli maluch nie ma ochoty dosłownie na nic, nie przybiera na wadze, odczuwa dolegliwości w czasie połykania pokarmów albo tuż po posiłku. Niektóre schorzenia mogą, niestety, objawiać się mniejszym łaknieniem (m.in. choroby układu krążenia, płuc i przewodu pokarmowego). Nie zniechęcaj – okaż maluchowi cierpliwość Pierwsze problemy z apetytem rodzice obserwują najczęściej u rocznych pociech, ale zwykle to nic niepokojącego. Zapotrzebowanie kaloryczne niemowlęcia jest znacznie wyższe niż dziecka kilkunastomiesięcznego, którego łaknienie, siłą rzeczy, musi się ograniczyć. Jeśli pociecha jest energiczna, chętna do zabawy, a jej waga i wzrost mieszczą się w normach, należy po prostu przeczekać trudny okres. Nie zapominaj, że w tym czasie maluch dopiero zaczyna odkrywać świat smaków – do wielu z nich może przyzwyczajać się bardzo powoli. Nic dziwnego, że wybrzydza przy stole – z czasem polubi produkty, które teraz budzą jeszcze jego sprzeciw. Nie martw się, że zjadł niewiele – zdrowe dziecko na pewno skutecznie upomni się o posiłek, jeśli poczuje głód lub pragnienie. Jak zachęcić małego niejadka do jedzenia? W niektórych okresach życia postaraj się przede wszystkim nie wywoływać w nim uprzedzeń i nie zrażaj go do posiłków. System kar (lub kar i nagród) to fatalny pomysł – czas obiadu nie może kojarzyć się przymusem i napiętą atmosferą. Nie próbuj straszyć dziecka Babą Jagą, nie szantażuj go, że jeśli nie zje, mama będzie smutna lub przestanie lubić swoją pociechę. Ustal stały rytm dnia – posiłki podawaj o określonych porach. Lepiej serwować dania częściej, ale w mniejszych porcjach. Mały niejadek łatwiej zaakceptuje 5-6 posiłków dziennie niż 3 sute dania. Nie pozwól dziecku objadać się między posiłkami. Czekoladki, ciastka i słodzone napoje (zwłaszcza gazowane) odbierają pociechom apetyt w czasie obiadu i mogą przyczynić się do wielu problemów zdrowotnych w przyszłości. Maluszek przy stole – o co zadbać? Zatroszcz się, by twój maluch traktował posiłek jak radosne, przyjemne wydarzenie, które rozwiewa nudę. Zaangażuj pociechę do przygotowań obiadu, powierzając zadania stosownie do wieku i umiejętności. Zadbaj o to, aby do stołu jak najczęściej zasiadała cała rodzina. W czasie jedzenia powinna panować spokojna atmosfera – wyłącz radio, telewizor, dopilnuj, żeby wszyscy domownicy odłożyli komórki, gadżety i ulubione zabawki. Maluch musi mieć swoje stałe miejsce przy stole i specjalne krzesełko, z którego może swobodnie przyglądać się otoczeniu. Dzieci chętnie naśladują zachowania dorosłych, bacznie obserwują zwłaszcza starsze rodzeństwo. Kiedy widzą, że brat lub siostra z apetytem pałaszuje sałatkę, sięgają po warzywa choćby z samej ciekawości. Przy okazji w sposób naturalny uczą się zasad zachowania przy stole, posługiwania sztućcami, serwetką itp. Zdarza się, że przez pewien czas dziecko je tylko jedną grupę produktów i konsekwentnie odmawia przyjmowania wszystkich innych pokarmów, np. przez kilka dni wybiera wyłącznie warzywa. Na ogół takie zachwianie nie powinno martwić, szczególnie jeśli towarzyszy okresowi, w którym maluch poznaje nowe smaki. Niech kompozycja na talerzu malucha będzie jak najbardziej pomysłowa, wesoła, kolorowa. Kanapka, na której warzywa „rysują” uśmiechniętą buzię lub układają się w zarysy domku, z pewnością zainteresuje nawet najwybredniejszego niejadka. Staraj się podawać dziecku kilka różnych pokarmów w ramach jednego posiłku (np. mięso, warzywa i produkty zbożowe). Wówczas rosną szanse, że znajdzie coś, co akurat mu zasmakuje.
Jak zachęcić małego niejadka do jedzenia?
Witajcie, zostaliście zaproszony na trybuny niesamowitego wyścigu! Będziecie kibicować, planować i typować ruchy swoich faworytów – to wielbłądy. Pora obstawiać, który wielbłąd wygra, a który będzie ostatni! Ale uważajcie, to Przebiegłe Wielbłądy, które mogą zrobić was wszystkich w konia! Wykonanie gry W niewielkim pudle znajdziemy świetnie wykonane elementy. Głównym komponentem są tutaj karty, które możemy podzielić na parę kategorii. Pierwszą z nich są karty wyścigu, dzięki którym będziemy przesuwali nasze wielbłądy na torze wyścigu. Widnieje na nich kolor odpowiedniego wielbłąda oraz liczba, o ile pól ma przesunąć się wielbłąd. Oprócz tego znajdziemy karty przygotowania wyścigu, które jasno i czytelnie objaśniają jak mamy przygotować rozgrywkę dla odpowiedniej liczbę graczy. Aby wyścig się odbył potrzebny jest również tor wyścigu! Na przedniej stronie każdej karty tor składa się z 2 pól, a na drugiej stronie mamy pojedyncze pole. Gra w dużej mierze polega na obstawianiu, dlatego w środku nie mogło zabraknąć kart z monetami, banknotami i kartami typowania zwycięzcy etapu i trzeciego miejsca w etapie. Na każdej karcie typowania znajdziemy informacje, ile dostaniemy monet, jeżeli wielbłąd zajmie wytypowane miejsce na koniec danego etapu. Jest to bardzo czytelne i jasne dla każdego uczestnika. Aby dać możliwość graczom zarobić większe pieniądze, do gry zostały również dodane karty typowania zwycięzcy i największego przegranego na koniec całego wyścigu. One również jasno informują, które miejsce musi zająć wielbłąd i ile pieniędzy otrzymamy. Mamy już to wszystko, ale czegoś tutaj nie brakuje? Właśnie – wielbłądy! Są one bardzo trwałe, wykonane z drewna. Przygotowane zostały w taki sposób, aby każdy z nich mógł wskakiwać na innego – bardzo ciekawe rozwiązanie. Na koniec zostały jeszcze drewniane pionki palmy i lisa pustynnego, które będą ułatwiać i utrudniać zmagania naszych zwierząt podczas wyścigu. Zawartość pudełka: 110 kart (różnych kategorii łącznie) 5 drewnianych figurek wielbłądów 1 drewniana figurka lisa 1 drewniana figurka palmy 1 instrukcja w języku polskim Wszystkie elementy świetnie się prezentują, są trwałe i czytelne, a co najlepsze wszystko mieści się to w niewielkim pudełku. Przygotowanie Przebiegłe Wielbłądy: wszystko na jedną kartę to gra karciana dla 2 do 6 graczy o obstawianiu ścigających się wielbłądów. W grze powinni brać udział gracze w wieku przynajmniej 8 lat. Aby przygotować rozgrywkę należy wybrać kartę przygotowania wyścigu, która odpowiada liczbie osób w grze. Na karcie widnieje symbol z ilu pól wyścig ma się składać. Najpierw kładziemy kartę startu, potem odpowiednią ilość kart i na końcu meta. Nad naszym torem należy przygotować karty typowania. Karty pieniędzy i banknotów należy położyć obok toru punktacji, jednak każdy uczestnik na start otrzymuje 3 monety. Następnie kładziemy wszystkie wielbłądy na polu startowym i losujemy 5 kart i przesuwamy wielbłądy. W taki sposób otrzymamy początkowe rozstawienie wielbłądów. Należy pamiętać, że wielbłądy znajdujące się na tym samym polu tworzą wieżę. Jeżeli dolny się porusza to nie sam, a razem z wielbłądami na swoich garbach. Przebieg rozgrywki Celem graczy jest zdobycie jak największej ilości monet poprzez typowanie. Mechanika gry jest naprawdę prosta, jednak na początku, wymaga odrobiny wyjaśnienia. Gra składa się z etapów, podczas których będziemy obstawiać wielbłądy. Etap składa się z odpowiedniej ilości kart wyścigu, które należy przygotować zgodnie z kartą przygotowania wyścigu. Dany etap kończy się, gdy skończy się stos kart, lub któryś z wielbłądów przejdzie linię mety. Po skończeniu etapu dostajemy monety za odpowiednie typowanie. Za każdym razem, gdy etap się kończy rozpatrujemy ile monet otrzymał każdy gracz i powtarzamy czynność przygotowania etapu i gramy. Podczas etapu gracz w swojej turze musi wykonać dokładnie jedną akcję wyścigu. Dodatkowo może wykonać jedną akcję typowania. Mogą one być wykonywane w dowolnej kolejności. Mamy trzy różne akcje wyścigu. Pierwszą z nich jest położenie lisa pustynnego lub palmy na torze wyścigu, które przyspieszają lub spowalniają wyścig. Drugą akcją jest odkrycie karty z wierzchni talii. Karta która została odkryta informuje o ile pól porusza się wielbłąd. Jeżeli nad nim znajduje się jeden lub więcej wielbłądów to porusza się razem z nimi. Ostatnią akcją jest zagranie karty z ręki, która działa tak samo jak ta wyjęta z talii. Czas przejść do akcji typowania. Gracz może wziąć jedną kartę typowania etapie lub zabrać jedną dostępną kartę zwycięzcy/ największego przegranego wyścigu. Można posiadać dowolną ilość kart typowania w etapie i w dowolnych kolorach. Każdy gracz może posiadać wyłącznie jedną kartę typowania zwycięzcy i przegranego wyścigu. Gramy tyle etapów, dopóki któryś z wielbłądów nie przejdzie linii mety. Gra kończy się i rozpatrujemy karty zwycięzców i przegranych. Gracz, który zdobył na koniec najwięcej monet zostaje zwycięzcą. Podsumowanie Przebiegłe Wielbłądy: wszystko na jedną kartę jest grą karcianą dla każdego przedziału wiekowego. Wykonanie jest bardzo dobre pod każdym względem. Bardzo ładna, trwała i czytelna. Wprowadzenie do gry jest proste, jednak na początku przygotowanie każdego etapu wymaga odrobinę skupienia. Gra posiada sporo elementów losowości, jednak możemy nią manipulować i sprytnie z tego korzystać. Ze względu na wiele możliwości, dużą ilość kart różnych typów gra jest bardzo regrywalna. Ten tytuł świetnie sprawdza się na każdą okazję. Jest niewielka, więc możemy ją zabrać w każdą podróż. Polecam każdemu!
Przebiegłe Wielbłądy - wszystko na jedną kartę – gra – recenzja
Zadbany żywopłot może być największą ozdobą ogrodu. Niestety, pielęgnacja żywopłotu może być męcząca i pracochłonna. Elektryczne nożycze mogą znacznie ułatwić i usprawnić ten proces. Czy warto je kupić? Jakie nożyce najlepiej sprawdzą się w naszym ogrodzie? Elektryczne nożyce do żywopłotu – jak działają? Elektryczne nożyce znacząco pomogą nam w pielęgnacji żywopłotu. Sprawdzą się na powierzchniach średniej wielkości. Nie generują wiele hałasu i nie wytwarzają spalin. Niestety, kabel zasilający ogranicza mobilność tego urządzenia. Z tego względu nie są polecane do dużych powierzchni. Nie można ich również używać na mokrych powierzchniach. Dodatkowo, używając tego urządzenia, musimy pamiętać, by nie przeciąć przypadkowo jego przewodu. Nożyce elektryczne są tańsze od spalinowych, nie ogranicza nas czas działania akumulatora, jak w przypadku nożyc akumulatorowych, oraz są dużo wydajniejsze niż sekatory ręczne. Dzięki tym cechom, nożyce są bardzo popularne wśród ogrodników i działkowiczów. Inne rodzaje nożyc Poza nożycami elektrycznymi, na rynku dostępne są także: nożyce spalinowe i akumulatorowe oraz sekatory ręczne. Nożyce spalinowe – dzięki wysokiej mocy silnika są wyjątkowo wydajne. Nie wymagają kabla zasilającego, więc bez problemu możemy ich używać w różnych częściach ogrodu. W przeciwieństwie do nożyc elektrycznych, możemy ich używać na mokrej powierzchni. Niestety, generują dużo hałasu i wydzielają spaliny. Są także cięższe i droższe od nożyc elektrycznych. Nożyce spalinowe używane są najczęściej przez profesjonalistów – ogrodników, którzy wykorzystują je na dużych powierzchniach. Nożyce akumulatorowe – są dosyć lekkie, nie wymagają elektrycznego zasilania i pracują stosunkowo cicho. Ich największą wadą jest ograniczony czas pracy. W zależności od modelu, nożyce akumulatorowe mogą pracować najwyżej kilka godzin. Ładowanie akumulatora to niestety również kwestia godzin. Ze względu na ten fakt, tego typu nożyce polecane są do sporadycznych prac i do niedużych powierzchni. Sekator ręczny – to proste urządzenie znane od lat. Jego zaletą jest duża precyzyjność, jednak pielęgnacja żywopłotu przy pomocy sekatora jest męcząca i pracochłonna. Sekator ręczny będzie przydatny do obcinania pojedynczych pąków i do sporadycznego strzyżenia. Czym powinniśmy się kierować przy wyborze nożyc do żywopłotu? Wybierając nożyce do żywopłotu, jednym z najważniejszych czynników będzie powierzchnia, do jakiej będziemy ich używać. Jeśli mamy nieduży żywopłot, możemy wybrać nożyce elektryczne, akumulatorowe lub sekator ręczny. Do większych powierzchni niezbędne będą nożyce spalinowe o dużej mocy silnika. Przy wyborze nożyc powinniśmy zwrócić uwagę na częstość strzyżenia. Jeśli przycinamy żywopłot sporadycznie, możemy wybrać nożyce akumulatorowe lub ręczne. Nie bez znaczenia będzie także wysokość samego żywopłotu. Jeśli mamy wysoki żywopłot, zwróćmy uwagę na modele z rączkami wysuwanymi teleskopowo lub z dodatkowymi wysięgnikami. Inne ważne czynniki, na jakie powinniśmy zwrócić uwagę to ostrza, moc i ciężar. W przypadku sekatorów ręcznych warto zwrócić uwagę na modele z ergonomicznymi rączkami i odbojami, dzięki którym unikniemy kontuzji stawów. Ostrza – to jedna z najważniejszych rzeczy, jaką powinniśmy się kierować przy wyborze nożyc. Możemy wybrać urządzenia z ostrzami jednostronnymi lub dwustronnymi. Za pomocą ostrzy jednostronnych uzyskamy dłuższe cięcia, co może skrócić nasz czas pracy. Cięcia przy pomocy ostrza dwustronnego są krótsze, ale dokładniejsze i czystsze. Warto również zwrócić uwagę na długość ostrzy. Krótsze ostrza sprawdzą się w przypadku żywopłotów o skomplikowanych kształtach. Dłuższe ostrza umożliwiają większe cięcia, dzięki czemu sprawdzą się do płaskich, dużych powierzchni. Moc – jeśli mamy niewielki żywopłot, nie będziemy potrzebować urządzenia z silnikiem o dużej mocy. Jednak do dużych powierzchni oraz do grubych, twardych gałęzi, niezbędne będzie urządzenie o dużej mocy. Ciężar – masa nożyc jest szczególnie ważna, jeśli mamy żywopłot o dużej powierzchni. Praca z ciężkim urządzeniem będzie męcząca, a my łatwo się zmęczymy już po przycięciu niewielkiej części żywopłotu. Dzięki lekkim nożycom, nasz żywopłot ostrzyżemy bez większego wysiłku. Nożyce do żywopłotu to przydatne urządzenie, które ułatwia pielęgnowanie ogrodu. By zaoszczędzić swój czas i wysiłek, warto zaopatrzyć się w nożyce elektryczne, spalinowe lub akumulatorowe. Jeśli w swoim ogrodzie masz żywopłot o niewielkiej powierzchni, nożyce elektryczne znacznie pomogą ci w jego pielęgnacji.
Elektryczne nożyce do żywopłotu - czy warto kupić?
W roślinach jest ogromna moc, wiedziały to nasze babki i prababki. Współczesne społeczeństwo odsunęło się od naturalnych metod dbania o zdrowie, ale może najwyższa porad do nich wrócić? Miriam Borovich twierdzi, że „Rośliny nas ocalą” – ile w tym prawdy? Ci z nas, którzy wychowywali się od małego w miastach, mogli nigdy w życiu nie widzieć mnóstwa roślin, które zostały opisane w tej książce. Dla większości z nas, wychowanych na tabletkach i syropach, przedstawione przez Miriam Borovich praktyki brzmią jak czarna magia. Zielarstwo? Naturalne leczenie? To wszystko wydaje się dziwne i tajemnicze, chociaż w rzeczywistości wcale nie jest takie odległe. Wystarczy sięgnąć po książkę, a następnie po rośliny i może się okazać, że nasze podejście do samoleczenia zmieni się o 180 stopni. Harmonia z naturą Miriam Borovich swoją wiedzę wyniosła z domu. Jej rodzina od pokoleń praktykowała leczenie naturalne i autorka od najmłodszych lat poznawała tajniki medycyny naturalnej. Postanowiła ona wykorzystać swoją rozległą wiedzę i podzielić się nią z jak największą liczbą osób, aby w świecie opanowanym przez wielkie koncerny farmaceutyczne nie zapominać o podstawach. A te zazwyczaj są niezwykle proste i skuteczne, przede wszystkim zaś zawsze naturalne. Choć „Rośliny nas ocalą” to bogate kompendium wiedzy o zielarstwie, to książka nie przeraża objętością. Autorka postanowiła skupić się na najważniejszych i najbardziej uniwersalnych według niej roślinach, dzięki temu wiedza jest łatwo przyswajalna i każdy może ją zastosować w praktyce. Żyj w zgodzie z naturą i sobą samym Autorka prezentuje sposób życia zgodny z naturą i poszanowaniem środowiska naturalnego. Co to oznacza? Miriam Borovich jest przekonana, że wszystko w przyrodzie jest ze sobą powiązane, również nasze chorowanie. Według niej, gdy chorujemy, to nie tylko ciałem, ale również umysłem, emocjami i swoim otoczeniem. Aby wyzdrowieć należy zatem zająć się kompleksowym oczyszczaniem. Podstawą zdrowia jest nasz metabolizm, a często skorelowany jest on ze środowiskiem, w którym na co dzień funkcjonujemy. Pisarka prowokuje czytelnika do refleksji nad tym, co tak naprawdę szkodzi nam w życiu codziennym. I dostarcza odpowiedzi, co robić, aby zapobiegać i leczyć. Miriam Borovich wierzy, że powrót do natury i jej darów jest skutecznym sposobem na życie w zdrowiu i świadomości. „Rośliny nas ocalą” to bogaty zbiór informacji, który z pewnością spodoba się każdemu, kto interesuje się zielarstwem i chce wiedzieć, w jaki sposób i czym się leczyć, aby wykorzystywać to, co naturalnie mamy pod ręką. Źródło okładki: www.muza.com.pl
„Rośliny nas ocalą” Miriam Borovich – recenzja
Pasztet to danie, bez którego trudno sobie wyobrazić wielkanocny stół. Wspaniale prezentuje się na świątecznym półmisku i smakuje wybornie. Tym razem stawiamy na oryginalny pasztet z kaczki. Każdy dom ma własny przepis na świąteczny pasztet i dodatki do niego. Klasyczny, mięsny pasztet przygotowywały nasze mamy i babcie. Ten smakołyk jest daniem z tradycjami, znanym od wieków. Przyrządzano go już w starożytnym Rzymie. Współczesne receptury zawdzięczamy francuskim mistrzom kuchni. Pasztetnicy z Francji cieszyli się sławą już w XVI wieku i pracowali na dworach królewskich oraz szlacheckich, również w Polsce. Słynęli z komponowania i łączenia różnych rodzajów mięs. Wykorzystywali każdy jego rodzaj. Przyzwyczailiśmy się do ciężkich, mięsnych pasztetów, wieprzowo-wołowych lub z dziczyzny. Drobiowe, lekkie wersje pasztetów mają swoich zwolenników i przeciwników. Chude mięso jest zdrowe, ale powoduje, że potrawy z niego przygotowane mogą być zbyt suche. Inaczej ma się sprawa z mięsem kaczki. Zawiera więcej tłuszczu niż inny drób. Uważane jest za bezpieczniejsze i bardziej szlachetne, niż produkowany przemysłowo kurczak. Kiedyś często gościło na polskich stołach, dziś powraca do łask. Oprócz swoich oryginalnych walorów smakowych, wyróżnia się też wartościami odżywczymi – zawiera dużo zdrowych kwasów tłuszczowych, witaminy z grupy B i A, a także potas, fosfor i żelazo. Niezbędne akcesoria Zanim zabierzesz się do pieczenia świątecznego pasztetu z kaczki, upewnij się, że masz w domu odpowiednie sprzęty. Pasztet to dość pracochłonne danie, wymaga zaangażowania i czasu. Jedną z podstawowych czynności przy jego przyrządzaniu jest odpowiednie zmielenie mięsa. Mistrzowie kuchni zalecają trzykrotne przepuszczenie masy przez maszynkę, najpierw przez duże sito, następnie przez mniejsze. Nie obejdzie się więc bez sprawnej, najlepiej elektrycznej maszynki do mielenia mięsa. Zasada jest prosta – im większa moc, tym wydajność urządzenia będzie większa. Maszynki o niskiej mocy szybko się przegrzewają i zmuszają nas do przerwy w pracy, może to również skutkować spaleniem silnika. Na rynku są urządzenia o mocy od 250 W do 1000 W. Rozsądnym wyborem będzie urządzenie o mocy ok. 500 W, np. marki Botti, które poradzi sobie z każdym mięsem, nawet twardym. Równie ważna jak prawidłowe zmielenie mięsa jest jego właściwa obróbka termiczna. Pieczenie to nie tylko dobra kuchenka i odpowiednia temperatura. Liczy się też naczynie, w którym upieczemy pasztet. Najbardziej popularną formą do pasztetów jest podłużna keksówka. Upieczone w niej danie ma formę prostokątnego bloku, które łatwo pokroić na plastry i ułożyć na półmisku. Wśród form do pieczenia marki Kaiser znajdziemy keksówki doskonałej jakości z dodatkową, ceramiczną powłoką, która zapobiega przywieraniu. box:offerCarousel Przepis na pasztet z kaczki z żurawiną box:imagePins box:pin box:pin box:pin Pasztet z aromatycznego mięsa kaczego z dodatkiem żurawiny będzie się idealnie prezentował na świątecznym, wiosennie udekorowanym stole. Składniki: 1,5 kg kaczych udek 3 cebule 2 marchewki kawałek selera 4 posiekane ząbki czosnku kilka ziaren ziela angielskiego i goździków 3 listki laurowe 200 g wątróbki cielęcej lub drobiowej pół szklanki półsłodkiego czerwonego wina 3 łyżki tartej bułki 3 jajka 50 ml brandy ½ szklanki żurawiny plasterki boczku sól, pieprz, mielony imbir, gałka muszkatołowa. Przygotowanie Kacze udka rumienimy z obu stron na patelni bez tłuszczu. Obrane i pokrojone – cebulę, marchew, selera i czosnek rumienimy na tłuszczu z kaczki. Warzywa i mięso wkładamy do garnka, zalewamy ok. litrem wody. Dodajemy liście laurowe, ziele angielskie, goździki, solimy i gotujemy około półtorej godziny, na wolnym ogniu, pod przykryciem. Oczyszczoną wątróbkę kroimy, dodajemy do wywaru, wlewamy wino i gotujemy jeszcze 30 minut. Udka i wątróbkę wyjmujemy z rosołu. Po ostygnięciu i oddzieleniu mięsa od kości mielimy je trzy razy. Odcedzamy warzywa z wywaru, mocno je odciskamy, a płyn odparowujemy na mocnym ogniu, redukujemy go do ok. 250 ml. Bułkę tartą zalewamy 4 łyżkami powstałego wywaru. box:offerCarousel Do masy pasztetowej dodajemy żółtka, namoczoną bułkę, pozostały wywar, brandy i żurawinę. Doprawiamy pozostałymi przyprawami, dokładnie mieszamy. Na końcu dodajemy pianę z białek i jeszcze raz mieszamy, tym razem delikatnie. Formę do pieczenia wykładamy plasterkami boczku. Wkładamy masę pasztetową i przykrywamy ją pozostałymi plastrami. Pieczemy półtorej godziny w temperaturze 200 stopni. Wskazówki: * Jeśli chcesz sprawdzić, czy masa pasztetu została dobrze doprawiona, usmaż małą kulkę – powinna być dość ostra i aromatyczna. * Właściwie upieczona masa odchodzi od ścianek formy, a naciśnięta palcem jest twarda. Drewniany patyczek wbity w środek i wyjęty po 30 sekundach jest gorący. * Pasztet kroimy dopiero po wystudzeniu. Musi odpowiednio stężeć, aby plastry się nie rozpadały. Najlepszy jest po kilkunastu godzinach. Wesołych Świąt i smacznego!
Jak przygotować świąteczny pasztet z kaczki
Nissan Micra oznaczony kodem wewnętrznym K13 zadebiutował w 2010 roku. Jest to jeden z globalnych modeli Nissana – ma japońskie korzenie, ale produkowany był w Indiach i sprzedawany na 160 rynkach. Ciekawostką jest fakt, że w Japonii oferowano go pod nazwą Nissan March, a Hindusi znają go jako Renault Pulse. Na przestrzeni lat Nissan Micra był autem z charakterem. Do tej pory w Polsce niezwykle ciepło wspomina się generację K11, a kolejna K12 wzbudza wręcz skrajne emocje – jedni ją kochają, inni nienawidzą. Pozwalano sobie nawet na takie ekstrawagancje, jak wersja kabrio ze składanym, sztywnym dachem. K13 według wielu obserwatorów jest inne. Nie wiadomo, czy Nissan chciał zerwać z opinią auta dla kobiet, ale w tej generacji trudno odnaleźć jakieś cechy charakterystyczne. Znacznie okrojono też zakres wyboru, bo jest tylko jedna wersja nadwozia, dwa silniki, dwie skrzynie biegów. Wygląda to jakby japoński producent zaprojektował Micrę na poczekaniu, skupiając się na rozwoju swojej gamy crossoverów. Micra została zepchnięta na drugi plan. Wadą ogólną wszystkich Micr jest cienki lakier. Egzemplarz ze zdjęć to rocznik 2014 z trzycylindrowym silnikiem 1,2 o mocy 80 KM po kuracji odmładzającej japońskiego producenta. Cena nowej Micry w tamtym okresie zaczynała się od 39 900 złotych. Wygląd zewnętrzny Nissana Micry Jak już wspomniałem, Nissan Micra generacji K13 oferowany był na całym świecie tylko jako hatchback 5d. Niewątpliwie jest to najbardziej praktyczna wersja, która zaspokoi potrzeby większości klientów. Ciekawym akcentem stylistycznym Micry są półkoliste przetłoczenia na… dachu auta. W oczy rzucają się małe rozmiary zewnętrzne – Nissan jest wyraźnie mniejszy niż konkurenci i swoimi rozmiarami plasuje się pomiędzy segmentami A i B. Samochód ma uniwersalny wygląd, który ma trafiać w gusta większości klientów, ale przez to popada w stylistyczną przeciętność. W nadwoziu dominują obłości, a koła rozmieszczono w narożnikach nadwozia – to ma gwarantować sporą przestrzeń we wnętrzu. W 2013 roku, po 3 latach produkcji, Micra doznała kuracji odmładzającej. Reflektory zyskały nowy, nieregularny kształt, dodano także inny grill i małe, trójkątne kształty przy lampach przeciwmgielnych. Z tyłu wewnątrz lamp pojawiły się diody LED. Uzupełniono gamę tapicerek i lakierów do wyboru. Tak przygotowana Micra zyskała kilka detali, których ewidentnie brakowało egzemplarzom z pierwszych lat produkcji. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Wnętrze Nissana Micry Kto wsiadł chociaż na chwilę do Nissana Juke’a, natychmiast rozpozna pokrewieństwo z Micrą. Podobne są klamki, guziki, kierownica, a okrągły panel klimatyzacji przeszczepiono bez zmian. W droższych wersjach, takich jak przedstawiona na zdjęciach odmiana Tekna, klimatyzacja może być automatyczna, a multimediami steruje się za pomocą ekranu dotykowego. Micra może być wyposażona bardzo bogato – nawigacja, tempomat, asystent parkowania czy radio z Bluetooth, USB i AUX podbijały salonowe ceny małego Nissana, ale można trafić na rynku także na takie samochody. Podkreślaną w wielu opiniach wadą wnętrza są kiepskiej jakości plastiki, które na dodatek są słabo spasowane i potrafią skrzypieć w czasie jazdy. Wady te próbowano poprawić w późniejszych wersjach, ale bez powodzenia. Po stronie plusów trzeba wymienić przestrzeń w środku małego Nissana. Osoby podróżujące z tyłu nie powinny czuć się stłamszone brakiem miejsca na nogi czy nad głową, pod warunkiem, że w aucie znajdują się maksymalnie 4 osoby. Obszerny jest też bagażnik, w którym wygospodarowano 265 l – jak na auto wyraźnie mniejsze niż Corsa, Polo czy Yaris jest to imponujące. Warto wspomnieć o ciekawym sposobie składania tylnej kanapy – siedziska podnosi się do pionu, tworząc płaską powierzchnię za przednimi fotelami. Podobne rozwiązanie stosuje Honda w niektórych swoich modelach. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Silnik Micrę produkowano w kilku wersjach silnikowych, lecz do Polski trafiały tylko benzynowe 3-cylindrowe odmiany w dwóch wariantach. Bazowe, wolnossące 1,2 to najpopularniejsza jednostka w tym modelu – taki silnik pracuje także pod maską prezentowanego egzemplarza. Ma 80 KM i to jest wartość wystarczająca do napędzania Micry w mieście. Na trasie kusi mocniejsza odmiana o mocy 98 KM uzyskiwanej przy pomocy bezpośredniego wtrysku paliwa i kompresora. Ten silnik mniej chętnie będzie współpracował z instalacją gazową i podnosi komplikację samochodu, ale zapewnia przyjemniejsze osiągi niż słabszy motor. Oba warianty silnikowe mają wielką zaletę w postaci niskiego zużycia paliwa – około 6 l/ 100 km to wynik do osiągnięcia w mieście. Nissan łączył silniki Micry ze skrzynią 5-stopniową manualną lub z bezstopniowym CVT. Egzemplarze z automatem stanowią margines wszystkich w ogłoszeniach i jeśli komuś nie zależy bardzo na tego typu skrzyni, to manualna będzie najlepszym rozwiązaniem. W samochodach z początku produkcji występowały problemy z wadliwym sprzęgłem, choć Nissan rozwiązał sprawę akcją serwisową na gwarancji. W niektórych krajach do Micry oferowano także silniki benzynowe 1,5 i 1,6 litra stosowane w poprzednich modelach Nissana lub turbodiesla 1,5 dCi. Jeśli traficie w ogłoszeniach na taki samochód, na pewno będzie on bardziej kłopotliwy w serwisowaniu niż auta krajowe. Jak jeździ Nissan Micra? Zawieszenie Micry jest miękkie – to typowe dla aut tego segmentu. Ma to swoje uzasadnienie w miejskich warunkach, gdzie nie brakuje nierówności, kiepskich nawierzchni i głębokich studzienek. Niestety nie udało się inżynierom Nissana uporać z hałasującymi elementami resorującymi, których odgłosy są wyjątkowo irytujące. Hałasować potrafią także hamulce, w których wadliwa jest pompa. Pochodną zachowawczego designu auta jest dobra widoczność, co okazuje się wyjątkowo przydatne w miejskich warunkach, np. podczas parkowania. Ogólnym wrażeniem z jazdy Micrą jest łatwość – tutaj nic nie stawia większego oporu włącznie z pedałem sprzęgła, lewarkiem skrzyni i kierownicą. Warto zwrócić uwagę na zwrotność Micry – 9,3 m to imponująca średnica zawracania. W silniku czuć charakterystykę 3-cylindrowca, ale tylko na wolnych obrotach. Wtedy drgania jednostki napędowej przenoszone są na kierownicę i inne elementy wnętrza, ale już po dodaniu gazu problem znika. Silnik nie hałasuje też jakoś przesadnie. Większym problemem są dźwięki opływającego powietrza po rozpędzeniu auta do prędkości 100 km/h i większej. W tym samochodzie długa trasa może być wyjątkowo męcząca. Warto czy nie warto? Nieskomplikowana konstrukcja silnika wolnossącego i zawieszenia powodują, że Nissan Micra K13 jest dość tani w naprawach, pod warunkiem sumiennego serwisowania pierwszych właścicieli. Wielką zaletą Micry jest małe spalanie, a w przypadku silnika z doładowaniem, także przyzwoite osiągi. Auto ogólnie należy raczej do tych mniej usterkowych – awarie potrafiące unieruchomić auto to prawdziwa rzadkość. Po stronie minusów można zapisać nienajlepsze wyciszenie, kiepską jakość wnętrza i ograniczony wybór nadwozia, silników i skrzyń biegów. Z tego powodu klienci raczej omijają Micrę i kierują się po inne auta miejskie z Toyotą na czele. Jeśli jednak ktoś jest zdecydowany na Nissana, to pozycja tego auta pozwala na znalezienie prostego i niezawodnego auta z polskiego salonu w rozsądnej cenie, często z bogatym wyposażeniem. Małe zainteresowanie na rynku wtórnym skłania sprzedających do konkretnych negocjacji.
Używane: Nissan Micra K13 1.2 80 KM – test i wrażenia z jazdy
Przed kupnem szczeniaczka należy się starannie przygotować na jego przyjęcie. Aby dom dalej pozostał czysty, nie możemy zapomnieć o nabyciu przedmiotów, które pozwolą nam zachować porządek. Kiedy pies pojawi się w domu, należy od początku wymagać od niego przestrzegania jasno określonych zasad. Powinien wiedzieć, co mu wolno, a czego nie. Musi mieć swoje miejsce do spania, kojec, nauczyć się, gdzie załatwiać swoje potrzeby. Musi też polubić pielęgnację – kąpiele i czesanie, które pozwolą utrzymać jego sierść w czystości i doskonałej kondycji. Wygodne legowisko Każdy piesek musi mieć swoje legowisko(znajdziesz je w cenie do 320 zł). Własne miejsce do spania jest podstawowym warunkiem zachowania higieny. Młody piesek najlepiej będzie się czuł w „łóżku” dostosowanym do jego rozmiarów. Dopiero gdy podrośnie, będzie mu można kupić pełnowymiarowe legowisko. Przy jego zakupie należy zwrócić uwagę na to, by było miłe w dotyku, wygodne, najlepiej z puszystej włókniny wykorzystywanej do produkcji mebli tapicerskich. Powinno też być łatwe do utrzymania w czystości i mieć zdejmowane poduszki lub pokrowiec, które w razie zabrudzenia można bez problemu uprać. Ciekawy pomysłem jest legowisko-domek, uszyte z miękkiego, wzorzystego materiału, dodatkowo wyściełane wewnątrz miękką poduszką (cena 17–200 zł). Niezbędna kuweta i mata Początkowo mały pies załatwia się w domu, to nie do uniknięcia. Dlatego podobnie jak kot musi mieć kuwetę, aby załatwić swoje potrzeby w niej, a nie na dywanie. Płaska, plastikowa z syntetyczną trawą pomoże pupilowi wyjść z opresji, a nam znacznie ułatwi zachowanie czystości. Innym rozwiązaniem jest mata absorbująca, która wchłonie ponad litr płynów (opakowanie 14 sztuk kosztuje 25 zł). Choć szczeniak szybko nauczy się informować właścicieli o konieczności wyjścia z domu, zanim to nastąpi, kuweta lub mata będą niezawodne (kosztują 22–50 zł). Bezpieczny kojec Jeśli piesek musi od początku zostawać sam w domu, najlepiej umieścić go w metalowym kojcu. Będzie się tam czuł bezpiecznie, a my zyskamy pewność, że podczas naszej nieobecności nic nie przeskrobie i po powrocie zastaniemy dom w należytym porządku (cena 60–140 zł). Kojce łatwo utrzymać w czystości, gdyż mają wyjmowaną podłogę, z której bez problemu usuniemy nieczystości. Zabiegi pielęgnacyjne Aby nasz pupil był utrzymany w czystości i nie pozostawiał w domu brudu, koniecznie należy mu kupić specjalny szampon. Może być przeznaczony do różnego rodzaju sierści, którą pomaga utrzymać miękką i błyszczącą. Dodatkowo przyda się szczotka(kosztuje 6–100 zł), która usunie zbędną sierść i znacznie zmniejszy jej ilość w domu. Najlepsze do tych zabiegów są szczotki z naturalnego włosia lub samoczyszczącez trymerem (w cenie ok. 35 zł), który po naciśnięciu wyrzuca wyczesaną sierść. Neutralizatory zapachów W miejscach zanieczyszczonych przez psa moczem, odchodami lub innymi wydzielinami wcale nie musi nieładnie pachnieć. Aby pozbyć się nieprzyjemnej woni, należy użyć neutralizatora zapachów. Zawiera on bakterie i enzymy ograniczające rozkład materii organicznej (kosztuje ok. 25 zł). Mały piesek pełen energii i chęci do zabawy może w domu sporo narozrabiać – nie tylko pogryźć i porozdzierać ubrania i meble, ale także nieźle nabrudzić. Aby utrzymać porządek i czystość, trzeba się odpowiednio przygotować na przyjęcie nowego lokatora: kupić wszystkie niezbędne sprzęty i okazać zwierzęciu należytą troskę i uwagę. A także czekać, aż trochę podrośnie.
Szczeniaczek w domu – jak dbać o czystość
Mycie twarzy dłońmi jest zdecydowanie passé. Są za to muślinowe chusteczki, naturalne gąbki (konjac sponge) nasączane substancjami odżywczymi, są i elektryczne szczoteczki oczyszczająco-peelingujące. Delikatnie drgające bądź obracające się dyski na akumulatory, które mają zapewniać znacznie lepszy efekt oczyszczający, niż tradycyjne mycie dłońmi, żelem i wodą, to hit ostatnich lat, który do Polski przywędrował – a jakże – zza oceanu. Polki ogarnął szał na soniczną Clarisonic, a ze względu na popularność produktu i wysoką cenę (ok. tysiąca złotych za pierwszą szczoteczkę Mia) zaczęły pojawiać się szczoteczki także innych producentów. Obecnie na rynku, poza Clarisonic, intensywnie promowane są Philips VisaPure (ok. 650 zł) oraz Mary Kay (ok. 300 zł). Nie są to jednak szczoteczki soniczne. Taką produkuje niemiecka firma Beurer (w linii asortymentu dla kobiet by Elle, wymyślonej wspólnie z magazynem Elle) – jest to szczoteczka sprzedawana w Polsce za ok. 300 zł, aczkolwiek trudno dostępna (głównie przez Internet). I właśnie Beurer, jako tańszą alternatywę dla szczoteczek Clarisonic, zaprezentuję w dzisiejszym teście. Soniczna, czyli jaka? Zanim przejdę do opisu i oceny produktu Beurer, chciałabym krótko zreferować zasadę działania szczoteczek sonicznych. Co jest warte odnotowania, nie wszystkie szczoteczki sprzedawane na rynku (niezależnie od ceny) posiadają technologię soniczną, warto więc zwrócić na to uwagę podczas zakupów. Informacja, że szczoteczka jest soniczna, oznacza, iż włosie nie obraca się wokół własnej osi, a porusza wprzód i w tył tak szybko, że trudno to zauważyć (odczuwamy tylko drżenie urządzenia i uczucie delikatnego masażu). Ten ruch został zaczerpnięty ze szczoteczek do mycia zębów, gdzie technologia ruchu sonicznego lepiej czyści szkliwo i usuwa przebarwienia. Jest to zatem bardziej efektywny ruch niż klasyczny, obrotowy. Elle by Beurer. Co mamy w zestawie? Testowana szczoteczka do twarzy to model FCE60, sprzedawany przez naszego rodzimego dystrybutora. W związku z tym w opakowaniu znajdziemy polską ulotkę użytkowania, z której dowiadujemy się, iż szczotka oczyszcza pory i poprawia ukrwienia skóry twarzy. W pudełku znajdziemy: * głowicę z akumulatorem; * podstawkę z łączem ładowania; * ładowarkę; * trzy wymienne głowice szczoteczek o różnej funkcji: – delikatną do codziennego oczyszczania, – twardą do peelingu, – gumową z wypustkami do pielęgnacji i oczyszczania skóry tłustej, trądzikowej, instrukcję obsługi. Cena produktu jest zależna od konkretnego sprzedawcy – przeciętnie szczoteczka kosztuje ok. 300 zł, zdarzają się natomiast okazjonalne promocje, w ramach których można ją nabyć za 200, a nawet 130 zł (Limango Klub Zakupowy). Pierwsze wrażenia – jakość, wygląd Pierwsze, co rzuca się w oczy po otwarciu opakowania to – prostota wykonania. Jeden przycisk, trzy końcówki, denko (będące podstawką, ale też bazą do ładowania). Wokół włącznika czerwona obwódka, która zapala się, gdy urządzenie jest włączone. Co ciekawe, szczoteczka ma dwie prędkości działania: po jednokrotnym przyciśnięciu guzika włącza się z prędkością pierwszą (wolniej), gdy przyciskamy guzik jeszcze raz, przyspiesza, a po trzecim wciśnięciu włącznika praca urządzenia ustaje. Na bazie można zamontować jedną z dostępnych końcówek czyszczących, wkręcając ją obrotowym ruchem. Wszystko działa płynnie i widać, że elementy są dobrze spasowane, a jakość plastiku bardzo dobra. Oklaski należą się Beurer’owi za jakość użytego akumulatora – szczoteczki używam od trzech miesięcy, ale jeszcze nie miałam okazji jej naładować. Cały czas działa! Trzeba tylko pamiętać, by przed pierwszym użyciem dobrze naładować akumulator (ok. 5 godzin). Jak twierdzi producent, gdy akumulator szczotki się wyładuje, wystarczą dwie godziny, by uzupełnić zapas mocy. Przydatną cechą Elle by Beurer jest odporność na wodę – mój egzemplarz nie tylko niejednokrotnie zmókł, ale wpadł mi też do wanny pełnej wody i nie miało to żadnego wpływu na jego działanie. Szczoteczka przy pracy. Jakie efekty? Testy szczoteczki FCE60 rozpoczęłam od mycia twarzy z użyciem najdelikatniejszej szczoteczki soft, polecanej dla każdego rodzaju cery, nawet wrażliwej. Jest to szczotka o miękkim włosiu, bardzo delikatnie głaszcząca i masująca skórę podczas korzystania z niej. Trzeba przyznać, że jest niezwykle przyjemna w stosowaniu. Jednak na efekty używania trzeba poczekać. Ani po pierwszym, ani po 10 myciu nie widać różnicy w wyglądzie cery. Efekt pojawia się po około dwóch tygodniach regularnego stosowania. Ale nie jest to rezultat spektakularny. Skóra jest nieco bardziej delikatna w dotyku i faktycznie ma się wrażenie, że jest bardziej czysta po umyciu. Trudno jednak jednoznacznie stwierdzić, na ile to zasługa szczoteczki, na ile efekt placebo bądź działanie kosmetyku oczyszczającego, który na nią nakładam (na opakowaniu nie ma odnotowanych wyników badań i testów stanu skóry przed i po użyciu, nie znalazłam też żadnych informacji na ten temat w Internecie). Natychmiastowe efekty daje za to zastosowanie pozostałych dwóch szczoteczek z zestawu. Gumowa z małymi wypustkami, polecana do cery tłustej, trądzikowej, problematycznej, masuje dużo bardziej intensywnie, acz przyjemnie. Jest nieco za mocna bym mogła ją stosować na całą twarz, za to przyjemnie oczyszcza się nią okolice czoła, nosa i brody (strefa T). Ma się wrażenie, że szczoteczka „gumuje” zatkane pory, iż je otwiera i poleruje. Tej końcówki z powodzeniem można też używać do oczyszczania dekoltu. Ostatnia szczoteczka, o długim i twardym włosiu, przeznaczona jest do oczyszczania i peelingu. Jej działanie złuszczające jest niezaprzeczalne – niestety dla mnie zbyt silne. Cera już po pierwszym użyciu jest zaczerwieniona, podrażniona, a po kilku dniach warstwa rogowa zaczyna się wysuszać i łuszczyć. Jest to zatem szczoteczka dla grubszej skóry – podejrzewam, że przygotowana z myślą o posiadaczach tłustej i mocnej skóry, a taką miewają głównie mężczyźni. Zważywszy więc, że de facto z całego zestawu używam codziennie jednej końcówki, drugą od czasu do czasu, a trzeciej wcale, nigdy nie korzystam z całego asortymentu. Tymczasem Beurer sprzedaje dodatkowe szczoteczki wyłącznie w zestawie, gdy więc zapragnę wymienić końcówkę soft na nową, jestem zmuszona do zakupu także pozostałych. Na szczęście cena za komplet nie jest wygórowana (od ok. 45 zł). Rezultaty po kwartale stosowania Trzy miesiące to wystarczająco długi czas, by móc realnie określić efekty działania szczoteczki. A te niestety nie są spektakularne. Jeśli porównać FCE60 do szczoteczek do mycia zębów (także sonicznych) – tam uczucie czystości i gładkości jest wyczuwalne natychmiast i za każdym razem, a różnica między szczotkowaniem tradycyjną, a elektryczną szczoteczką jest ewidentna. Twarz widocznie jest dużo bardziej problematyczna niż szkliwo, bo naprawdę trudno gołym okiem dostrzec różnicę przed i po. Jedyna kwestia, w której Beurer wygrywa z każdym innym sposobem oczyszczania to usuwanie makijażu. Faktycznie zauważyłam, że niezależnie od użytego żelu do mycia, makijaż jest usunięty całkowicie, a skóra po prostu czysta. Szczoteczka elektryczna jest więc dobrym rozwiązaniem dla tych pań, które lubują się w kryjących podkładach i na co dzień nie szczędzą dużej ilości nakładanego pudru. Nie zauważyłam jednak ani oczyszczenia porów, ani długotrwałej poprawy stanu cery. Prawdopodobnie szczoteczka soft, której używam, jest zbyt delikatna dla mojej cery, z kolei pozostałe zbyt intensywne. Być może, gdyby istniała szczoteczka pośrednia, średnio-miękka, jaka wykazywałaby większe działanie złuszczające, ale nie podrażniała cery, moja opinia o produkcie byłaby lepsza. Niestety, Beurer nie oferuje takiej końcówki. Pozostaję więc z wrażeniem dobrym, acz pełnym niedosytu. Bo wierzę, że oczyszczanie elektryczne, mimo wszystko, jest bardziej skuteczne niż manualne, a soniczne ruchy masują i pobudzają skórę do odnowy. Ocena – czy kupiłabym ponownie? Moim zdaniem końcowa ocena produktu to szczera odpowiedź na pytanie: czy gdyby zepsuł się mój egzemplarz, czy kupiłabym ponownie taki sam? W przypadku Beurera odpowiedź jest trudna – zdecydowanie zaopatrzyłabym się jeszcze raz w szczoteczkę do twarzy. Uważam, że to fajny gadżet i jednocześnie skuteczny sposób na demakijaż i oczyszczanie. Przemyślałabym jednak i rozważyła zakup sprzętu od innego producenta. Takiego, który oferuje większą ilość końcówek czyszczących i dobór ich twardości i mocy złuszczania do potrzeb mojej cery. Podsumowanie Szczoteczka soniczna do oczyszczania twarzy Elle by Beurer FCE60 to poręczny gadżet do oczyszczania i masażu twarzy. Spełnia swoje podstawowe zadanie, lecz nie poprawia znacząco stanu skóry, nawet przy długotrwałym stosowaniu. Dobra dla posiadaczek tłustej skóry i fanek mocnego makijażu.
Test sonicznej szczoteczki do twarzy Elle by Beurer
Jak naprowadzić graczy na hasło, nie pokazując, nie rysując i nic nie mówiąc? Można by stwierdzić, że nawet Winnetou by sobie nie poradził w tej sytuacji. Spokojnie, bez paniki, tym razem do dyspozycji mamy planszę pełną obrazków i szereg znaczników, którymi będziemy prowadzić graczy niczym po nitce do kłębka. Przed nami trochę innowacyjności, nutka świeżości i cała masa kreatywności, ale zacznijmy od początku… Wnętrze pudełka W środku znajdziemy planszę z obrazkami, znak zapytania (pionek kategorii) i 10 kostek w kolorze zielonym, 4 wykrzykniki (pionki podkategorii) plus 8 kostek – w kolorze żółtym, czerwonym, niebieskim i czarnym, 110 kart z hasłami, żetony punktów zwycięstwa (podwójne żarówki – 2PZ i pojedyncze żarówki – 1PZ), 2 karty pomocy gracza (opis obrazków na planszy) i miskę. Wszystkie elementy są bardzo dobrej jakości, a strona wizualna cieszy oko. Całości dopełnia wypraska, dzięki której w środku zaznamy porządku wręcz idealnego. Przygotowanie do gry Rozkładamy planszę, tasujemy karty z hasłami i kładziemy je na odpowiedniej miejscówce. Żetony punktów zwycięstwa rozdzielamy na pojedyncze i podwójne żarówki (ich liczba definiuje długość gry). Kolorowe pionki wraz z kostkami umieszczamy w misce – jest to zestaw podstawowy używany do naprowadzania na hasła. Przed pierwszą rozgrywką warto oswoić się z symbolami na planszy, dzięki czemu będziemy mogli utrzymać dynamikę działania. Ze względu na to, że hasła na kartach zostały podzielone na trzy poziomy trudności, warto ustalić, na którym rozpoczniemy rozgrywkę (na początek najlepiej przetestować najłatwiejszy, a w miarę rozwoju akcji możemy zmierzyć się z trudniejszym wyzwaniem). Dzielimy graczy na drużyny, w których skład wchodzi co najmniej dwuosobowa ekipa i przechodzimy do działania… box:imageShowcase box:imageShowcase Przebieg rozgrywki Drużyna rozpoczynająca grę bierze kartę z wierzchu stołu i wybiera jedno z haseł na wybranym przez graczy poziomie trudności (na każdym znajdują się trzy hasła). Dopuszczalne jest skonsultowanie strategii, po czym chwytamy za miskę i rozstawiamy podpowiedzi na planszy. Mamy do dyspozycji tyle symboli, że aż trzeba uważać, aby nie przesadzić. Zaczynamy od pionka kategorii (znak zapytania), który określi główny temat. Dokładamy do niego kostki w zielonym kolorze, które będą wspomagać jej opis (kolejność wykładania ma duże znaczenie). Jeśli będziemy chcieli trochę bardziej rozbudować podpowiedzi, to mamy do dyspozycji 4 wykrzykniki, a każdy idzie w pakiecie z 8 kostkami w swoim kolorze. W czasie, gdy oddajemy się strategicznemu rozstawianiu pionków, reszta graczy puszcza wodze swojej wyobraźni i starając się odgadnąć hasło, rzucają wszystko, co im przyjdzie do głowy. Tym sposobem powstaje chaos dobrze nam znany z rozgrywek w klasyczne kalambury, ale spokojnie w tym szaleństwie jest metoda. box:imageShowcase box:imageShowcase Od słowa do słowa, niczym po nitce do kłębka jedna z drużyn w końcu odgadnie hasło. Za ten wspaniały wyczyn ekipa graczy, której się to udało, otrzymuje znacznik z podwójnymi żarówkami (2PZ), a gracze naprowadzający na hasło zdobywają pojedynczą żarówkę (1PZ). W tym momencie gra toczy się dalej, a drużyny przystępują do naprowadzania na hasło zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Rozgrywkę kończymy, gdy skończą się znaczniki podwójnych żarówek (do zdobycia jest 12 sztuk). Drużyna z największą liczbą żarówek wygrywa grę. Gry typu kalambury idealnie sprawdzają się podczas towarzyskich spotkań lub rodzinnych potyczek i tak samo jest z „Konceptem”. Tytuł wprowadza jednak trochę innowacyjności i świeżości do dobrze nam znanych rozgrywek. Tym razem na hasło naprowadzamy za pomocą obrazków widocznych na planszy, co powoduje, że nawet nieśmiali gracze doskonale odnajdują się w tych zmaganiach. Ze względu na to, że bardzo często nasza wyobraźnia posługuje się obrazami, to symbole znacznie ułatwiają kreatywne działania. Dzięki rozdzieleniu haseł na trzy poziomy trudności możemy dostosować rozgrywkę indywidualnie do graczy biorących udział w rywalizacji. Przed rozgrywką warto poświęcić chwilę na zapoznanie się z symbolami na planszy, dzięki czemu zyskamy większą dynamikę już za pierwszym razem. box:imageShowcase box:imageShowcase „Koncept” powoduje, że nasze szare komórki ruszają sprintem do boju, a wyobraźnia będzie śmigać z prędkością światła. Gra jest bardzo elastyczna i podatna na przeróżne modyfikacje, w końcu wszystko zależy od naszej koncepcji. Jedyne, o czym nie można zapomnieć, to znakomita zabawa, a przy tak uniwersalnej grze i fantastycznym towarzystwie z całą pewnością będzie nam towarzyszyć przy niejednej rozgrywce. Grę kupimy na Allegro za około 80 złotych. Przeczytaj również: Planszówki – przegląd najmodniejszych gier dla całej rodziny
„Koncept” – recenzja gry
Gromadzenie i przenoszenie dużej ilości danych jest dla nas coraz ważniejsze. Patrzymy na pojemność dysków, ale też szybkość transferu plików. Najlepszym rozwiązaniem w tym przypadku będzie przenośny dysk SSD. Dyski SSD ciągle kosztują o wiele więcej niż popularne HDD. Mimo to coraz więcej osób po nie sięga - szybsze wczytywanie programów oraz ich instalacja, ponadto szybszy transfer plików - to zdecydowane argumenty na korzyść SSD. SSD - szybkość i oszczędność czasu Koszty dysków zewnętrznych SSD są większe niż HDD ze względu na droższy proces ich produkcji. Jednak dzięki wydanym pieniądzom, możemy zaoszczędzisz coś niesamowicie cennego - czas. Instalacja programu na dysku HDD może zająć kilka minut. Z kolei uruchomienie systemu czy gry ponad minutę. Przy użyciu dysku SSD te czynności trwają o wiele krócej - zamiast 60 sekund system może uruchomić się w zaledwie kilkanaście. Przy kupnie dysków zewnętrznych odczujemy przede wszystkim szybkość wykonywanych operacji (zarówno na dysku, jak i pomiędzy dyskiem, a komputerem). Warto również zwracać uwagę na parametry fizyczne - obecnie na rynku są dostępne dyski odporne na wodę i kurz (certyfikat IP68), wstrząsy, czy upadki. Ważne też, aby nośnik SSD miał gniazdo USB co najmniej 3.0 - umożliwia to szybsze przesyłanie danych z komputerami wyposażonymi ten sam port. Mimo, że zewnętrzne dyski HDD będą kusić nabywców swoją niską ceną, to warto przyjrzeć się wybranym modelom nośników SSD. Dysk SSD ADATA SD700 256/512 GB box:offerCarousel Firma ADATA wprowadziła do sprzedaży wydajne, a zarazem wytrzymałe dyski SSD. Model SD700 o pojemności 256 GB kosztuje około 380 złotych, zaś 512 GB to wydatek rzędu 700 złotych. Nośniki ADATA są wyposażone w kości pamięci 3D NAND - wyższa wydajność i efektywność pracy niż w przypadku dysków SSD wyposażonych w standardowe kości pamięci. Producent zastosował też port USB 3.1, co znacznie zwiększa maksymalną prędkość zapisu i odczytu danych (w obu przypadkach do 440 MB/s). Odczujemy różnice w porównaniu ze zwykłym dyskiem zewnętrznym HDD (transfer plików odbywa się ok. 4 razy szybciej). Dysk ADATA SD700 jest w pełni kompatybilny z systemami Windows, Mac OS, Linux i Android. Oznacza to, że możemy go używać, jako zewnętrznej pamięci zarówno dla komputerów, jak i urządzeń mobilnych wyposażonych w funkcję USB OTG. Jeśli chodzi o wytrzymałość, to SD700 jest odporny na wodę i kurz (certyfikat IP68) oraz na wstrząsy. O prawidłowej pracy urządzenia świadczy święcąca się na niebiesko dioda LED. Dysk SSD Samsung T5 250/500 GB box:offerCarousel Niezwykle kompaktowa propozycja od Samsunga. Nośnik T5 waży zaledwie 51 gramów i jest mniejszych wymiarów niż przeciętna wizytówka. Producent zastosował 64-warstwowe kości pamięci V-NAND i wyposażył urządzenie w port USB 3.1 drugiej generacji. Samsung zapewnia, że prędkość przesyłu danych dochodzi do 540 MB/s. Dysk jest kompatybilny z systemami: Windows 7, Mac OS X 10.9 (Mavericks), Android 4.4 (KitKat) lub ich nowszymi wersjami. Samsung T5 jest odporny na wstrząsy i upadki. Za kwotę ok. 600 złotych (wersjach 250 GB) i ok. 900 złotych (wersja 500 GB) zdecydowanie brakuje wodoodporności. Warto dodać, że producent zadbał o szyfrowanie danych. T5 został wyposażony w specjalne oprogramowanie zgodne z systemami Windows i Mac (zaś aplikacja na systemy Android znajduje się w Sklepie Play). Dzięki softwarowi producenta możemy opcjonalne zabezpieczyć dane hasłem z szyfrowaniem sprzętowym AES 256 bitów. My Passport SSD 256/512 GB lub 1 TB box:offerCarousel Jest to niewielkich rozmiarów dysk (zaledwie 10 x 45 x 90 mm) od firmy Western Digital. My Passport SSD to najszybszy dysk z tej serii WD. Maksymalna prędkość transferu plików sięga do 515 MB/s. Oczywiście przy korzystaniu z portu USB 3.1, w który urządzenie jest wyposażone. Do przechowywanych danych na dysku możemy ustawić hasło. Podobnie, jak w przypadku wspomnianego Samsunga T5 nasze pliki można zabezpieczyć dzięki wbudowanemu 256-bitowemu szyfrowaniu sprzętowemu AES. W przypadku My Passport SSD jest to możliwe dzięki oprogramowaniu WD Security. Z kolei dołączone oprogramowanie WD Backup umożliwia intuicyjne tworzenie automatycznych kopii zapasowych dużych plików bezpośrednio na dysku lub chmurze tj. Dropboxie. Dysk jest kompatybilny z systemami Windows i Mac OS. Jeśli chodzi o wytrzymałość, to My Passport SSD jest odporny na uderzenia, ale brakuje mu chociażby odporności na wodę i kurz. Aktualnie model 256 GB kosztuje około 500 złotych, a 512 GB około 750 złotych. Wersja o pojemności 1 TB to wydatek rzędu 1500 złotych. Sandisk SSD Extreme box:offerCarousel Sandisk wypuścił na rynek linię zewnętrznych dysków SSD pod nazwą Extreme. Wśród nich są modele m.in.: 500, 510 i 900. Różnią się przede wszystkim prędkością zapisu i odczytu danych, a co za tym idzie ceną. Extreme 900 oferuje transfer plików z prędkością do 850 MB/s, przy użyciu portu USB 3.1 drugiej generacji. Ten model występuje w kilku wariantach pamięciowych - wersja o pojemności 1,92 TB kosztuje ok. 3000 złotych, z kolei odpowiednio taniej: 960 GB - 2000 złotych, a 480 GB to wydatek ok. 1300 złotych. Koszty obniżymy zdecydowanie, gdy wybierzemy Sandisk Extreme 500. Wersję 240 GB kupimy już za 700 złotych. Jednak prędkość zapisu wynosi wtedy do 340 MB/s, a odczytu do 415 MB/s. Ten model dysku jest wyposażony w port USB 3.0 (nie jak wersja Extreme 900 w USB 3.1).
Zewnętrzne dyski SSD - jak wybrać odpowiedni
Każda pora dnia jest dobra na trening, najlepiej dobrać ją do własnych predyspozycji i rytmu dobowego. Jeśli masz czas rano, przeznacz go na krótką sesję jogi. Wieczorem możesz być zmęczona, a wtedy znacznie łatwiej o wymówki i unikanie ćwiczeń. Rano, kiedy zaczynamy dzień z nową energią, można nabrać sił, lepiej dotleniając organizm. Poranna joga Ranne wstawanie nie musi być męką, zadbaj o odpowiednią jakość i ilość snu, dzięki temu obudzisz się wypoczęta. Wstań, przeciągnij się, weź kilka głębokich oddechów i poświęć 15 minut na poranną praktykę. To bardzo niewiele, dlatego warto spróbować i poczuć pozytywny wpływ regularnych ćwiczeń. Potrzebujesz jedynie maty do jogi i trochę miejsca. Strój do jogi – legginsy, stanik sportowy i koszulkę – przygotuj sobie już wieczorem, żeby rano szybko go założyć, nie tracąc czasu. Joga staje się coraz bardziej popularna, jest często zalecana przy dolegliwościach bólowych kręgosłupa, depresji, chorobach autoimmunologicznych, a także wielu innych schorzeniach. Nic dziwnego, nie tylko doskonale rozluźnia i pomaga się odprężyć, ale także zwiększa ilość połączeń nerwowych w mózgu. Na jogę można trafić przypadkiem albo zdecydować się na nią w konkretnym celu. Najczęściej jest to chęć lepszego rozciągnięcia, wyciszenia, pozbycia się dolegliwości bólowych, wzmocnienia mięśni, poprawa koncentracji. Regularna praktyka To jedyna metoda osiągnięcia celu. Podstawowym warunkiem jest regularność, bez tego nie ma mowy o rezultatach. Nawet 15–30 minut każdego dnia sprawi, że zobaczysz pozytywne zmiany w organizmie. Warto spróbować. W domu możesz ćwiczyć o dowolnej porze i bez dodatkowych kosztów, co jest ogromną zaletą. Warto posiłkować się ćwiczeniami na płytach DVD, które dobrze pokażą pozycję, a nauczyciel wyjaśni, jak się ustawić. Z czasem będzie to łatwiejsze i sama będziesz mogła przeprowadzić swoje ćwiczenia. Zadbaj o nastrój, włącz muzykę relaksacyjną, zapal lampkę i zacznij ćwiczyć. Jak często ćwiczyć? Zaleca się praktykę minimum 2–3 razy w tygodniu, jednak jeśli stawiasz na krótkie ćwiczenie przez 15–30 minut, warto robić to codziennie. Wstań rano kilkanaście minut wcześniej i wykonaj prosty trening. To najlepszy sposób na rozpoczęcie dnia, zyskasz energię i optymistyczne nastawienie na wiele godzin. Jaki rodzaj jogi wybrać? Do wyboru jest wiele rodzajów jogi. Nawet jeśli nie wyda ci się ona dobrym wyborem na początku, nie zniechęcaj się. Każdy znajdzie coś dla siebie. Astanga to bardzo dynamiczna joga, która wyciśnie z ciebie siódme poty, dzięki czemu po treningu ciało będzie zrelaksowane i umysł wypoczęty. Yin joga jest bardziej spokojna i statyczna, jest polecana osobom, które szukają odpoczynku, są przemęczone i zabiegane na co dzień. Warto spróbować kilku nurtów jogi i wybrać najlepszą dla siebie formę. Poradniki i książki o jodze pomogą przybliżyć każdy z nich. Jak się przygotować do ćwiczeń? Poza matą i wygodnym strojem na początek możesz potrzebować pomocy. Mało elastycznym mięśniom można w wielu pozycjach pomóc paskiem do jogi, który pozwoli rozciągnąć się i wytrwać w pozycji. Klocek do jogi i koc to także jedne z podstawowych akcesoriów, w jakie warto się zaopatrzyć, planując regularną praktykę. Przy macie połóż też bidon z wodą, bo często niepozornie wyglądające pozycje dają nieźle w kość. Joga przynosi mnóstwo korzyści, jakich początkowo możesz się nie spodziewać. Poprawisz postawę, pogłębisz oddech, uspokoisz się, a jednocześnie będziesz mieć więcej energii. Dodatkowo będziesz lepiej spać, zwiększysz odporność i kreatywność. Joga pozytywnie wpływa na postrzeganie siebie i znacznie poprawia poczucie własnej wartości. Warto przekonać się na sobie o jej mocy.
Poranny trening jogi na dobry początek dnia
Mogłoby się wydawać, że jeden typ obuwia sprawdzi się do uprawiania każdego rodzaju biegu. Jednak jest to niebezpieczne uogólnienie. Bieganie to sport, który najczęściej nie wymaga dodatkowego sprzętu, ale wiąże się z dużymi obciążeniami stawów, a szczególnie narażone są stopy. Pronacja, supinacja… Podczas biegania stopy muszą znosić niezwykłe poziomy przeciążeń i dźwigać zwielokrotniony ciężar naszego ciała. W pierwszej kolejności trzeba zatem dobrać obuwie do kształtu naszej stopy. Do niedawna nie zwracano uwagi na to, jak są one ukształtowane. Jak się okazało – niesłusznie, bo ma to znaczenie dla sposobu, w jaki ciężar przenosi się na kolana, biodra, kręgosłup. Stopa neutralna to taka, w której ciężar przenosi się z pięty, równomiernie przez zewnętrzny brzeg stopy, na palce, rozkładając się równomiernie, przez co wymaga jedynie usztywnienia. Taki kształt stopy pozwala na prawidłową pracę kolan, bioder i nie obciąża nadmiernie kręgosłupa. Jednak nie każda stopa układa się prawidłowo – najczęściej występują dwa odchylenia: pronacja i supinacja. Pronacja oznacza tendencję stopy do skręcania się do wewnątrz. Duża pronacja oznacza ogromne obciążenia dla kostek i kolan. Dlatego pronator powinien zaopatrzyć się w obuwie podtrzymujące ciężar śródstopia, wysklepiające podbicie, co pozwoli na prawidłowe rozkładnie masy, odciąży kostki i kolana. Supinacja to z kolei nadmierne obciążanie brzegu stopy, jednak w tym typie ruchu bardzo narażone są stawy biodrowe. Obuwie supinatora powinno być szczególnie usztywnione, jako że osoby mające skłonności do supinacji mają bardzo często wysokie podbicie. Odpowiednio dopasowane do kształtu stopy buty sprawiają, że podczas biegu mamy wrażenie, że buty pomagają się odbijać od podłoża. Nawierzchnia i typ biegu Wybierając buty do biegania, dodatkowo wybieramy rodzaj biegów i nawierzchnię, po której się poruszamy. Buty biegowe mają jedną cechę wspólną, którą jest gruba i bardzo sprężysta podeszwa, mająca za zadanie wytłumiać i amortyzować drgania. Jednak całkiem inaczej biega się po bieżniach gumowych, trawie, asfalcie, piachu, górach, lesie. Sprinty wymagają maksymalnego i siłowego odbijania się od podłoża. Aby zwiększyć prędkość biegu, sprinterzy wybierają kolce – wypustki buta zagłębiają się w podłoże, co zwiększa nawet kilkudziesięciokrotnie powierzchnię, z jaką stopa styka się i odpycha od podłoża. Jednak taki typ obuwia sprawdzi się właściwie przy bieganiu na trawie czy bieżni tartanowej. Do biegania terenowego dobrze jest jednak wybrać buty, które łączą w sobie pewne cechy kolców oraz obuwia trekkingowego. Takie buty mają grubą, sprężystą podeszwę, ale bieżnik jest tak ukształtowany, by zapobiegał ślizganiu się, czego nie są w stanie zapewnić w trudnym np. górskim terenie buty typu kolce, buty do biegania naturalnego czy buty do biegania po asfalcie. Dla osób, które biegają głównie po trasach biegowych czy mieście najlepiej sprawdzają się buty treningowe albo do biegania naturalnego. Mają grubą, sprężystą i absorbującą podeszwę, jednak posiadają niewielkie bieżniki, są miększe, lżejsze i bardzo wygodne. Nadal ich głównym zadaniem jest podtrzymywanie i utrzymywanie prawidłowego kształtu stopy i minimalizacja mikrowstrząsów. Idealnie sprawdzają się w terenach miejskich, zapewniają komfort. Zresztą wiele osób decyduje się na chodzenie w takich butach na co dzień, bo są bardzo lekkie. Dodatkowo większość tego typu obuwia zaopatrzona jest w membrany przepuszczające powietrze, co sprawia, że są również obuwiem funkcyjnym. Po latach noszenia sztywnego eleganckiego obuwia takie buty stanowią prawdziwe wybawienie dla obolałych stóp.
Jak dobrać buty biegowe?
Śmierć, także samobójcza, to trudny temat dla wielu dorosłych. Nic więc dziwnego, że młodym ludziom, dopiero wchodzącym w okres dojrzewania, rozmowa o tym może przychodzić z jeszcze większym trudem. Prezentowane poniżej książki pomagają oswoić tę tematykę. Mogłoby się wydawać, że w dzisiejszych czasach nie istnieją już właściwie żadne tematy tabu, a wszystkie trudne i kontrowersyjne kwestie zostały oswojone. Tymczasem okazuje się, że wątek tak bliski każdemu człowiekowi, jak śmierć, wciąż wydaje się wstydliwy i budzi strach. Na szczęście z pomocą – jak zawsze – przychodzi literatura, która z pewnością pomoże w rozpoczęciu dyskusji. 1. „13 powodów” Jay Asher Światowy bestseller, którym zachwyciła się nawet Selena Gomez. Książka Ashera tak spodobała się wokalistce i aktorce, że uczyniła z niej swój „passion project”, który zaowocował przeniesieniem jej na mały ekran w serialowej produkcji Netflixa. „13 powodów” to historia Hannah, typowej nastolatki, która popełniła samobójstwo. Dziewczyna przed śmiercią nagrała na taśmy tytułowe powody, dla których zdecydowała się odebrać sobie życie. Każde z nagrań to inny powód, do którego powstania przyczynił się ktoś z jej bliskiego otoczenia. Książka porusza tematy bliskie także polskim nastolatkom, jak prześladowanie i znęcanie się rówieśników. box:offerCarousel 2. „Gwiazd naszych wina” John Green Kolejny światowy bestseller, który zdążył już zostać przeniesiony na filmowy ekran. „Gwiazd naszych wina” uznana została za najambitniejszą i najlepszą książką Johna Greena. Nic dziwnego, gdyż autorowi z mistrzowskim wyczuciem i wdziękiem udało się połączyć historię akceptacji niechybnie zbliżającej się śmierci z klasyczną opowieścią o dojrzewaniu, pierwszej miłości i potrzebie bliskości z drugim człowiekiem. Historia szesnastoletniej Hazel i jej rówieśnika Augustusa chwyta za serce i porusza, ale również bawi. Przeczytaj pełną recenzję książki Johna Greena „Gwiazd naszych wina”. box:offerCarousel 3. „Moje serce i inne czarne dziury” Jasmine Warga Inteligentna, błyskotliwa powieść pełna zwrotów akcji i zaskakujących wątków. Bohaterka „Mojego serca…”, Aysel, to córka mężczyzny, który dokonał koszmarnej zbrodni. Wydarzenia z przeszłości rzucają cień na jej życie – matka nie potrafi się do niej zbliżyć, a rówieśnicy nieustannie obgadują za plecami. To sprawia, że Aysel postanawia się zabić. W poszukiwaniu ostatecznego impulsu, który skłoniłby ją do odebrania sobie życia, dziewczyna trafia na internetowe forum dla osób szukających „samobójczych partnerów”. Tam poznaje innego nastolatka, który też chce pożegnać się ze światem. Ich znajomość szybko się rozwija i… mocno komplikuje pierwotne plany. Przeczytaj pełną recenzję książki Jasmine Wargi „Moje serce i inne czarne dziury”. 4. „Wszystkie jasne miejsca” Jennifer Niven Poruszająca opowieść o przyjaźni, która nadaje życiu sens. Bohaterami książki Jennifer Niven jest dwójka samotników. Theodore, zwany Finchem, od dziecka zafascynowany jest śmiercią i marzy o tym, by odebrać sobie życie. Jednocześnie jednak nieustannie szuka powodów, by wciąż odwlekać swój plan. Violet chce za to jak najszybciej wyrwać się z małego miasteczka w wielki świat. Gdy ścieżki bohaterów „Wszystkich jasnych miejsc” przypadkowo przecinają się na szczycie szkolnej wieży, na której oboje nie powinni byli się znaleźć, wszystko się zmienia, a parę połączy wspólny projekt i wzajemna fascynacja. Tylko czy okaże się to wystarczające, by Finch przekonał się do życia? 5. „Oskar i pani Róża” Éric-Emmanuel Schmitt Światowy fenomen literacki, określany przez wielu nowym „Małym księciem”. Książeczka to opowieść o śmierci, z którą najtrudniej się pogodzić – śmierci dziecka. Dziesięcioletni Oskar umiera na białaczkę. Choć jest mu trudno, radzi sobie lepiej od własnych rodziców, niepotrafiących nawiązać z nim kontaktu. Nagle w jego życiu pojawia się tajemnicza i barwna ciocia Róża, kobieta o fascynującej biografii, która wprowadza w życie chłopca nową energię. Róża nie tylko zajmuje Oskarowi czas, ale również zachęca go do rozpoczęcia niezwykłej korespondencji z Bogiem. Schmitt, choć momentami ociera się o kicz i nadmierny sentymentalizm, w „Oskarze i pani Róży” zachwyca umiejętnością ujęcia tak delikatnego tematu. box:offerCarousel 6. „Bez mojej zgody” Jodi Picoult Poruszająca historia dwóch sióstr, z których jedna – chorująca na białaczkę Kate, może szukać nadziei tylko w drugiej – genetycznie „zaprogramowanej” do tego, by utrzymywać ją przy życiu Annie. Przez lata akceptowała ona swoją rolę, ale gdy wchodzi w okres dojrzewania, zaczyna zastanawiać się, kim jest i podejmuję walkę o siebie samą. „Bez mojej zgody” wciąga od pierwszych stron, a zaskakujące i szokujące zakończenie tej historii pozostanie z wami na długo. Śmierć jest nieunikniona. Warto oswajać się z nią i uczyć się ją akceptować. W tym pomóc może literatura, która dotyka tej tematyki w sposób delikatny, wyważony, ale jednocześnie bardzo życiowy.
6 książek dla młodzieży poruszających temat śmierci
Jak stylizować rozkloszowane spódnice? Z czym je zestawiać, aby wpisały się w trendy? Zdradzamy sprawdzone połączenia ze spódnicami w stylu retro. Rozkloszowana spódnica w kwiaty – co do niej pasuje? Hitem wiosny 2016 będą z pewnością kwieciste rozkloszowane spódnice. Czekają na nas wzory w drobne kwiatuszki lub z elementami florystycznych akcentów. Do czarnej spódnicy w maki lub róże z wysokim stanem dobierzmy krótki czarny top, baleriny z noskiem w czubek zapinane na kostkę i małą zamszową torebkę. Przy różowej spódnicy do kolan w polne kwiaty na górę załóżmy gładką białą koszulkę. Jako dodatki możemy wybrać beżowe czółenka, zegarek z różowego złota i oliwkową torebkę do ręki. Jak modnie nosić czerń w wydaniu retro? Czarna rozkloszowana spódnica to baza, która pozostanie z nami przez lata. Tej wiosny stawiajmy na półmatowe czarne materiały. Klasyczną spódnicę uzupełni koszulka z krótkim rękawem w biało-czarne paski. Przy akcesoriach postawmy na mokasyny z błyszczącej skóry na obcasie, okrągłe okulary i czarną listonoszkę. Spódnica z koła sprawdzi się również jako baza zestawu wieczorowego. Wystarczy tylko postawić na satynowy top w truskawkowym odcieniu, na nogi założyć zamszowe czółenka na obcasie, a do ręki zabrać kopertówkę. Stylizujemy szykowne plisowane spódnice Kolejny wiosenny przebój to rozłożyste plisowane spódnice. Do rozkloszowanej spódnicy w zielonym odcieniu dodajmy szmaragdową koszulę i zielony pasek. Przy pastelowej wersji, np. w koralowej tonacji, będzie pasowała biała koszulka z satyny i białe czółenka. Do granatowej spódnicy w stylu vintage dobierzmy błękitną koszulę z kołnierzykiem, pastelowy naszyjnik i buty na słupku. Retro spódnice na guziki – jak je nosić? Rozpinaną jeansową spódnicę połączymy z czarnym sweterkiem z dekoltem łódkę. Do tego zestawu będą pasowały brązowe drewniaki na słupku, torebka w odcieniu toffi i zegarek na skórzanym pasku. Białą spódnicę na guziczki zestawmy z jeansową koszulą i espadrylami. Przy weekendowych stylizacjach możemy skusić się na duet rozpinanej spódnicy z bawełny i krótkiego topu z falbanką, który odsłoni ramiona. Obowiązkowo zabieramy ze sobą kapelusz, białe trampki i słomkowy koszyk. Zestawiamy wzory na czasie Wzorzystą spódnicę do połowy łydki w kontrafałdy podkreślimy koszulą z żabotem. W tym sezonie nie boimy się łączyć ze sobą różnych wzorów. Przepych jest obecnie na topie. Możemy także skusić się na gładką sportową bluzę z okrągłym dekoltem, szpilki i kolorową kopertówkę. Przy ozdobnych spódnicach niezastąpione okażą się czarne, proste góry. Stylizujemy klasykę – jak nosić retro spódnice? Do rozkloszowanej spódnicy retro dodajmy dopasowaną białą górę i cieliste buty na obcasie. Ten sam zestaw będzie pasował do granatowej spódnicy w białe kropki. Różową spódnicę z kieszeniami podkreślmy natomiast koronkowym topem i czarnymi balerinkami. W wydaniu pin-up nosimy również pastelowe spódnice w kratę. Tutaj stawiamy na wyższe obcasy i jasne dodatki. Do satynowej spódnicy z wyższym stanem wpuśćmy w środek przylegającą koszulkę, a na wierzch załóżmy klasyczną skórzaną ramoneskę. Rozłożyste spódnice na specjalne okazje Modny zestaw na specjalną okazję zbudujemy na bazie tiulowej spódnicy. W tym sezonie szukajmy fasonów w długości do połowy łydki. Przy takich modelach niezbędne będą buty na wyższym obcasie. Warto postawić na modne czółenka z frędzlami. Na górę załóżmy top odsłaniający ramiona lub transparentną koszulę. Diamentowe kolczyki czy naszyjnik z kamieniami podkreślą wyjątkowy charakter stylizacji.
Rozkloszowana spódnica w stylu retro – jak ją nosić?
Aktualizacja Regulaminu Allegro i Regulaminu Sklepów Allegro Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią utworzyliśmy nową kategorię "Akcesoria" - w ramach kategorii "Opony i felgi". W nowej kategorii znajdziecie i wystawicie akcesoria związane z oponami i felgami, które do tej pory znajdowały się w szerszej kategorii "Akcesoria samochodowe". Opłaty za wystawienie i sprzedaż w ofertach, które znajdują się w nowo utworzonej kategorii, pozostawiliśmy bez zmian. W związku z powyższymi zmianami zaktualizowaliśmy Załącznik nr 4 do Regulaminu Allegro i Regulamin Sklepów Allegro. Aktualizacje przedstawiamy w plikach PDF. Dodane fragmenty zaznaczyliśmy w nich na zielono: Załącznik nr 4 Regulamin Sklepów Allegro
Aktualizacja Regulaminu Allegro i Regulaminu Sklepów Allegro
Dobre relacje ojca z synem wpływają pozytywnie na zachowanie młodego człowieka, zarówno w domu, jak i w szkole. Dziecko chce naśladować swojego tatę. Uczy się od niego rozwiązywania problemów i relacji z innymi ludźmi. Chcąc zatroszczyć się o dobre relacje z synem, warto już we wczesnym dzieciństwie poświęcić mu czas. Wspólna zabawa rozwija, uczy i pogłębia więzi. Jeżeli w okresie, gdy dziecko jest jeszcze małe, rodzic znajdzie czas tylko dla niego, później ich relacje będą znacznie lepsze. Dziecko w trudnych chwilach przyjdzie po radę do taty. To do niego się zwróci, żeby mu pokazał, jak coś zrobić, jak coś naprawić. Zatem rozpoczynamy czas wolny ojca z synem. Chłopcy lubią ruch i wyzwania Nie od dziś wiadomo, że chłopcy lubią aktywność fizyczną i wyzwania – kto jest silniejszy, szybszy i zwinniejszy. Dlatego warto wybrać się na boisko szkolne. Można zorganizować wyścigi lub pobawić się w znanego wszystkim berka. Później może przyjść pora na grę w piłkę nożną lub rzucanie piłką do kosza. Kolejną atrakcją może być slalom między ustawionymi na boisku lub w ogrodzie pachołkami, kolorowymi piłkami lub innymi przedmiotami, wspólne puszczanie latawca, gra w kręgle lub jazda na rowerze. Jeżeli tata uwielbia jakiś sport, na przykład grę w piłkę, może zacząć uczyć syna. Dzielenie pasji i zainteresowań oraz rozwijanie umiejętności zbliża najbardziej. Warto pamiętać, że dziecko nie będzie tak szybkie jak osoba dorosła. Nie będzie sobie również tak świetnie radziło z piłką. Nikt jednak nie lubi ciągle przegrywać. Tutaj należy dać fory – pozwolić złapać się w berka, prześcignąć tuż przed metą. Z czasem to przestanie być potrzebne. Gdy syn podrośnie, dogonienie go będzie dużym wyzwaniem dla ojca. Może wówczas role się odwrócą i razem dobiegną do mety. Czas na odpoczynek i gry planszowe Podczas wspólnie spędzanego czasu nie każdy może mieć ochotę na wyczyny sportowe. Inni po męczącym dniu, gdy wyładowali nadmiar energii, mogą chcieć spędzić czas w zaciszu domowym. Wówczas ciekawym pomysłem mogą być gry planszowe, szachy lub gry wideo – od czasu do czasu wspólna gra na konsoli nikomu nie zaszkodzi. Grą, która jednocześnie uczy i i bawi, jest dla dzieci i rodziców Monopol. Dziecko uczy się inwestować, liczyć i planować. Dużo zależy od szczęśliwego rzutu kostką, ale bardzo ważną lekcją jest także nauka przegrywania. Dla niektórych dzieci, szczególnie chłopców, może to być bardzo trudne. Gratulowanie wygranemu – jeszcze trudniejsze. Dlatego warto, aby ojciec wyjaśnił synowi, jak ważne jest pogodzenie się z porażką, ale również wyciąganie z niej wniosków i podejmowanie kolejnych wyzwań. Chłopcy, którzy interesują się elektroniką i grami, mogą razem z tatą zagrać w wyścig samochodowy, rozegrać mecz lub na zmianę przechodzić kolejne etapy ulubionej gry przygodowej. Czas wolny może również czegoś nauczyć Dzieci naśladują rodziców. Chcą robić to, co oni. Czują się wówczas bardziej dorosłe. Podczas czasu wolnego tata może pokazać synowi, jak naprawić cieknący kran w kuchni, przygotować rower do nadchodzącego sezonu, wiązać krawat, przybijać listwę przypodłogową w sypialni lub jak skręcić szafkę nocną. We wspólne majsterkowanie można również bawić się zestawem zabawek z najmłodszymi dziećmi – przybijać plastikowe gwoździki, odmierzać i wwiercać śrubki. Wyobraźnia daje tu ogromne pole do popisu. Dzięki przekazywaniu pozytywnych wzorców młody człowiek będzie potrafił – tak jak jego tata –wykonywać drobne naprawy domowe. Kiedy spędzasz czas z synem – słuchaj, pytaj, bądź Wspólne spędzanie czasu wolnego przez ojca i syna to niezwykłe chwile nie tylko dla dziecka, ale także dla rodzica. Warto wówczas wyłączyć telefon, odłożyć wszelkie obowiązki. Po prostu być – tu i teraz, czy to na boisku, czy to na dywanie, gdy młody człowiek wręcza ci klocek, mówiąc: „Tata, teraz ty dołóż go do wieży. Będzie taka wielka, jak ty”. Kiedy dziecko coś opowiada, nie bądź myślami przy biurku w pracy. Nie zastanawiaj się nad zdaniem raportu lub nad ostatnią rozmową z szefem, która bardzo cię rozgniewała. Czas wolny spędzany z synem jest zarezerwowany tylko dla niego. Dla tego małego człowieka, który patrzy i chce być taki sam, gdy dorośnie. Warto zatem pokazać mu, jak świetnie można się razem bawić i ile można się od siebie nawzajem nauczyć.
Czas wolny ojca i syna – propozycje gier i zabaw
Cykl „Krucze pierścienie”, promowany przez wydawcę jako zupełnie nowa jakość w fantasy, zaczął się bardzo udanym „Dzieckiem Odyna”. Poznaliśmy w nim prawie wszystkie główne postacie tej historii, autorka zakończyła go klasycznym wręcz cliffhangerem i nawet czas oczekiwania na tom drugi nie był przesadnie długi. Wszystko odbyło się jak trzeba, żeby odnieść sukces. A potem nadeszła pora na kontynuację i pojawiła się prawdziwa zgnilizna. Syndrom drugiego z trzech Właściwie to wkradła się w to wszystko Zgnilizna z dużej litery, bo taki właśnie tytuł nosi kolejna część. Za jej sprawą dostajemy naprawdę miłe zaskoczenie – okazuje się, że nie mamy tu klasycznego przypadku choroby nazywanej syndromem drugiego tomu, który bardzo często przytrafia się nawet najlepszym. Chodzi mi o taką sytuację, gdy autorzy trylogii środkową odsłonę cyklu traktują nieco po macoszemu. Domykają w niej wyłącznie wątki z pierwszej części i przygotowują grunt pod spektakularne zakończenie – z tego powodu dzieje się wtedy w niej najczęściej niewiele. U Siri Pettersen, autorki Kruczych pierścieni, nic takiego nie ma miejsca! Zgnilizna przynosi tyle nowego, że aż dziw bierze podczas lektury. Co na nas czeka? Dziecko Odyna zakończyło się, kiedy Hirka przeszła przez pierścień, czyli bramę do innego świata i trafiła do miejsca zupełnie odmiennego od tego, jakie znała dotychczas. Miejsca pełnego zaskakujących cudów, których próżno by szukać w jej rodzinnym Ym. Czeka nas odkrywanie razem z nią wspaniałości i nadzwyczajnych obrzydlistw – tego drugiego jest w tym nowym świecie więcej, bo tam, gdzie wylądowała dziewczyna zupełnie nie ma Envy. Tyle mogę napisać bez obaw, że zdradzę coś, co odbierze komuś przyjemność z czytania. Po staremu, po nowemu Największym zaskoczeniem było jednak dla mnie coś zupełnie innego. Sposób, w jaki norweska pisarka potrafi wykorzystać ograne wzorce, to prawdziwy majstersztyk. Wydawać by się mogło, że z tak klasycznych postaci czy artefaktów jak Cain czy Graal wykrzesać coś nowego i stworzyć z ich pomocą ciekawy świat oraz interesującą opowieść jest niemożliwe. Jej jednak się to udaje, robi to naprawdę dobrze i nieszablonowo. Siri nieustająco zaskakuje świeżością pomysłów, widać, że z każdym kolejnym zdaniem lepiej wychodzi jej również budowanie postaci. Doskonale czyta się o tym, jak zmienia się Hirka, a wraz z nią jej wrogowie i przyjaciele oraz, jak ten specyficzny koktajl ewoluuje. Kolejny pierścień Po drugim tomie czuje się ogromny niedosyt. Chęć odkrycia, co będzie się działo dalej jest jeszcze większa niż po Dziecku Odyna. Czy bohaterce się powiedzie, czy sprzymierzeńcy nie zawiodą? Co z dziedzictwem, które się w niej budzi, czy wróci do Ym? Co się stanie z radą dwunastu i Widzącym? Czy wśród kruków kryje się jeszcze jakaś tajemnica? To tylko niektóre pytania, na które chcemy dostać odpowiedź. Jednak przyjdzie nam nieco na to poczekać, bo trzeci tom zapowiedziany został na pierwszy kwartał 2017 roku. Ja czekam z niecierpliwością. Książka jest dostępna również w wersji elektronicznej za ok. 20 zł. Źródło okładki: rebis.com.pl
„Zgnilizna” Siri Pettersen – recenzja
Sposób działania samochodowej anteny nie zmienił się od kilkudziesięciu lat. Podobnie jest ze sposobem jej montażu, ale ten akurat możemy zmienić. Co wybrać i jak przymocować wewnętrzną antenę? Zacznijmy od przyczyn tego, że wielu użytkowników aut rezygnuje ze standardowej anteny samochodowej – bacika na dachu czy w nadkolu. Jest ich kilka. Pierwszy jest prozaiczny – samochodowe anteny często padają łupem złodziei. Ich kradzież jest na ogół dziecinnie prosta i trwa kilka, kilkanaście sekund. No dobra, ale po co kraść antenę? Bo jest na nie zbyt – wiele z nich urywa się w automatycznych myjniach, niskich garażach podziemnych. Anteny często dostają w kość podczas jazdy w terenie, gdy zahaczają o krzaki i gałęzie drzew. Z kolei kierowcy dużo jeżdżący dość często potrzebują kilku anten – do radia, do CB, do telefonu komórkowego. Wiadomo, że antena do CB-radia najlepiej się sprawuje, jeśli zamontujemy ją na dachu lub klapie bagażnika – często zajmuje więc miejsce zwykłej, radiowej. Z tych trzech powodów najczęściej decydujemy się na montaż anteny wewnętrznej. Jak wygląda antena wewnętrzna? Najczęściej spotykanym rozwiązaniem jest antena przyklejana na szybę. Ma postać niewielkiego przetwornika (to tzw. wzmacniacz) o rozmiarach pudełka zapałek, z wychodzącymi z niego dwoma plastikowymi paskami. Może to też być nieduże kółko z drucianymi wąsami. Innym rodzajem anteny wewnętrznej jest okrągły klips albo antena montowana w zderzaku. Największą zaletą wszystkich wymienionych rozwiązań jest to, że nie wystają z auta, nie urwą się, a przy tym są dość dyskretne. Anteny wewnętrzne mają też wady, największą jest jakość odbioru – słabsza niż w przypadku „bacika” na dachu. W mieście może nie ma to wielkiego znaczenia, ale na trasie, w lasach, polach i z dala od siedzib ludzkich odbiór będzie w większości przypadków dość słaby. Kolejną wadą anten wewnętrznych są słabe mocowania – produktom niskiej jakości zdarza się odklejać od szyby. Co wybrać? Niestety, sprawdza się tu stara zasada, że im coś droższe, tym lepsze. Najprostszeanteny wewnętrznekosztują niewiele – od 10 do 20 zł. I niewiele można od nich oczekiwać, ale czasami również w tym przedziale cenowym trafiają się produkty spisujące się co najmniej nieźle. Na drugim końcu listy są anteny kosztujące ponad 100 zł, dystrybuowane przez renomowanych producentów. Dość często spotykamy tu rozwiązania firmy Blaupunkt. Trzeba za nie zapłacić 130–170 zł. Jeszcze droższe są anteny do montowania w zderzakach. Taka fanaberia to wydatek ok. 500 zł i więcej. Montaż anteny Większość anten zewnętrznych może zamontować nawet sześciolatek – wystarczy je przykleić do szyby, na ogół tylnej, gdzie plastikowy pasek mniej zaburza widoczność. Miejsce należy wyczyścić, odtłuścić (wystarczy do tego np. denaturat) i możemy kleić. Ale to jedna strona medalu – antenę trzeba jeszcze wsadzić do radia. Dla osób uzdolnionych manualnie i mających jakieś pojęcie o elektronice nie powinno to być trudne. Jednak wielu kierowców nie ma pojęcia, gdzie tę wtyczkę wetknąć, zwłaszcza że uprzednio trzeba wyjąć radio, a obecnie bywa to dość skomplikowane. Na pewno przyda nam się do tego zestaw plastikowych łyżek do podważania, zwanych także breszkami. Ale jeśli nie mamy najmniejszej ochoty na kombinowanie, jedźmy do elektryka samochodowego. Jemu zajmie to kilka minut, rachunek nie będzie słony, a przynajmniej wszystko zostanie dobrze połączone.
Wewnętrzne anteny samochodowe – gdzie i jak je montować?
Zima na dobre rozgościła w naszym kraju. Za oknami widać pierwszy śnieg, dzień jest coraz krótszy, a promieni słonecznych ubywa. Przed nami okres przeziębień, grubych swetrów i szarości. Co zrobić, aby zimą nie stracić resztek optymizmu, przeczytacie poniżej. Sposobów na utrzymanie dobrego humory zimą jest wiele. Jeśli dobra passa w finansach nam sprzyja, możemy pomyśleć o wakacjach w ciepłym kraju. Wspaniała pogoda, dobra zabawa, nowe miejsca powinny sprawić, że uzupełnimy zapas pozytywnej energii i lepiej zniesiemy grudniowe, szare dni. Niestety ze względu na czas i pieniądze niewielu z nas może sobie pozwolić na taki ruch. Bez obaw, są także inne metody, które dzięki swojej dostępności na pewno wam się spodobają. Moim sposobem na utrzymywanie dobrego humoru pomimo niesprzyjającej aury jest otaczanie się przedmiotami, które przywodzą na myśl przyjemne chwile, lato, wakacje, urlop itp. Pamiętać jednak należy o jednym, spróbujcie wprowadzić do swojego życia trochę koloru, niech będą to choć drobne akcenty. Żółty, pomarańczowy, złoty, czerwony – to kolory, które mają ożywczą moc, kojarzą się ze słońcem i ciepłem, zimą tym bardziej zwróćmy na nie uwagę. A co przypomina lato, egzotyczne wakacje bardziej niż ananas? Jego zapach, smak, wygląd mają w sobie coś obcego, nienaturalnego dla naszego rejonu, dlatego tym bardziej polecam zwrócić uwagę na ten owoc, gdy myślimy o dodaniu do wyposażenia mieszkania lub pokoju jakiegoś ciekawego akcentu. Zapach egzotyki Podobno najlepiej na nasze zmysły działa zapach. To on pobudza wyobraźnię i przywodzi na myśl wspomnienia. Postarajmy się, żeby były one jak najczęściej pozytywne. Olejek o zapachu ananasowym z pewnością w tym pomoże. Według producentów ma on działanie relaksujące, uspokajające, a także wyciszające. Jest więc doskonały na spokojny wieczór, podczas którego będziemy chcieli wygasić emocje, zapomnieć o stresie i zatopić się w błogim spokoju. Należy go używać, wlewając do kominka lub podgrzewacza do olejków eterycznych. Jeśli nigdy z nich nie korzystaliście, zapewniam, że są to bardzo proste urządzenia. Najczęściej składają się z dwóch komór, w niższej wkładamy malutką świeczkę w stylu podgrzewacza. Będzie ona się palić tuż pod drugą wnęką, do której wlewamy odrobinę wody wraz z kilkoma kropelkami olejku. Takie kominki mogą przybrać wiele kształtów – od niewielkich lampionów, poprzez czajniczki, zameczki, aż po inne, bardziej fantazyjne formy. Jeśli jednak nie w smak nam kupowanie dodatkowo specjalnego podgrzewacza, trzeba sobie poradzić w inny sposób. Olejek eteryczny można także rozlać na spodeczku i postawić w pobliżu grzejnika w pokoju. Pod wpływem ciepła będzie się on przyjemnie roznosił po całym pomieszczeniu. Jeśli natomiast chcecie czuć ten zapach intensywniej, zupełnie bezpieczne jest pokropienie sobie wewnętrznej strony nadgarstków olejkiem. Ciepło naszego ciała sprawi, że zapach będzie towarzyszył nam przez wiele godzin. Na rynku dostępne są także świeczki o zapachu ananasa. To propozycja dla osób, które nie przepadają za olejkami eterycznymi. Woń świeczki jest także mniej intensywna, łagodniejsza, co sprawia, że sprawdzi się u osób, które wolą delikatne zapachy. Nie trzeba tu wspominać o tym, że świeczka sama w sobie buduje intymny klimat – idealne rozwiązanie dla romantyków. Magnesy i mniejsze ozdoby Jeśli zapach to dla was za mało i preferujecie bardziej materialne gadżety, to mogą wam się spodobać różnego typu przedmioty w kształcie ananasów. Wybór jest duży, więc na pewno znajdziecie coś dla siebie. W dużej liczbie na aukcjach występują różnego rodzaju magnesy na lodówkę. Dostępne są zarówno owocowe komplety, jak i pojedyncze egzemplarze. Myślicie, że to magnesy w kuchni wyglądają dziecinnie? Sądzę, że najważniejsze, żeby wywoływały uśmiech na twarzy. Jeśli wchodzicie tak jak 90% społeczeństwa rano do kuchni zaspani i z ochotą do wzięcia dnia wolnego, a wesołe ozdóbki na lodówce sprawią, że się rozchmurzycie – to na pewno warto je kupić. Cenowo wygląda to bardzo atrakcyjnie: ładne magnesy można dostać już od kilku złotych. Dla fanów obrazków o większych gabarytach dostępne są wielkie naklejki na lodówkę lub zmywarkę. Na wielu aukcjach znajdziemy także owocowe rzeźby i figurki. Osoby, które chciałyby ozdobić ściany wizerunkiem ananasa, mogą natomiast zainwestować w obraz z tym motywem. Komu odbije palma? Jeśli drobne elementy wyposażenia wnętrz to dla was za mało, to może zainteresuje was… palma. Oczywiście nie zachęcam do hodowania prawdziwego drzewa w domu, ale rozejrzenia się za udaną repliką. Sztuczne palmy występują na wielu akcjach. Można zarówno kupić małe okazy, jak i takie sięgające do sufitu. Dostępne są także same gałązki z liśćmi. Ten z pozoru absurdalny pomysł, może spodobać się osobom, które chcą zaszaleć. Z pewnością będzie to niesztampowy element wnętrza. Pewnie zdziwi także niejednego gościa, ale w ostateczności będzie dobrze wyglądał w dużym pomieszczeniu, urządzonym w egzotycznym stylu. Nie bez powodu przecież ozdabia się w ten sposób wiele klubów tanecznych. Kojarzyć się będzie zatem nie tylko z egzotyką, ale także zabawą. Podsumowując, niewiele pieniędzy trzeba, aby wprowadzić do swojego mieszkania egzotyczny motyw. Nieważne, czy to będą magnesy, świeczki zapachowe, obrazki czy też sztuczne drzewka – ważne, aby ich obecność sprawiała nam przyjemność. Niektóre pomysły wydają się wam odjechane? Jak to się mówi, czasami warto zaszaleć.
Moda na… ananasy! Dekoracje z nutą egzotyki
Wędrujący po domu szkrab to ogromna radość dla rodziców. Raczkując po mieszkaniu, szybko poznaje świat – wszędzie chce wejść, wszystkiego dotknąć i posmakować, nieświadomy, że może się z tym wiązać zagrożenie. To do nas należy zadbanie o jego pełne bezpieczeństwo. Jak to zrobić? Zajmowanie się domem i dzieckiem jednocześnie to nie lada wyzwanie. Trzeba sprzątać, gotować obiad, prać, prasować, a w tym samym czasie opiekować się dzieckiem, dbać o jego rozwój i przez cały długi dzień je zabawiać. Bycie w domu z malcem wymaga nieustannej koncentracji na jego działaniach, aby w porę zareagować na każde potencjalne niebezpieczeństwo. To zaskakujące, jak wiele potrafi zdziałać dziecko i w ilu miejscach znaleźć się niemal jednocześnie. Fascynujące przedmioty Najbardziej fascynująca jest oczywiście kuchnia, w której unosi się tak wiele smakowitych zapachów. A tam łatwo o nieszczęście. Przede wszystkim schowajmy wszystkie niebezpieczne przedmioty: noże, nożyczki, a także drobne sprzęty o ostrych i twardych krawędziach, aby maluch nie dosięgnął ich i przypadkiem nie ściągnął na siebie. Jeżeli potrzebujemy ich do pracy, upewnijmy się, że znajdują się poza zasięgiem i że pociecha nie wejdzie na krzesło, aby się do nich dostać. Małe rączki chętnie wędrują do wszelkich pokręteł, dotykają wystających elementów i intrygujących kurków. Są dla nich szczególnie atrakcyjne i interesujące, dlatego do kuchni warto wybierać sprzęt wyposażony w zabezpieczenia przed dziećmialbo rozwiązania minimalizujące ryzyko wyrządzenia sobie przez nie krzywdy podczas nieodpowiedniej zabawy. Niekontrolowana obecność w kuchni może mieć bardzo przykre konsekwencje, np. w postaci poparzeń lub ulatniającego się gazu, więc zaopatrzmy się w specjalne nakładki zabezpieczające pokrętła sprzętów przed ciekawskimi łapkami. Przyda się w kuchni Dobrym, choć niewątpliwie droższym rozwiązaniem będzie zamiana tradycyjnej kuchenki na nowoczesną płytę indukcyjną. Jej powierzchnia się nie nagrzewa, temperatura jest wysoka jedynie w naczyniu do gotowania, zatem nawet jeśli dziecko zdoła dotknąć płyty, z całą pewnością się nie poparzy. Płyty indukcyjne uważa się za najbezpieczniejsze w wypadku kontaktu z nimi małego dziecka. Jeżeli jednak możliwości wymiany nie mamy, decydujmy się na sprzęty mające elektroniczne blokady, systemy zimnych drzwi i szyb albo chowane pokrętła, które nie będą kusiły, pozostając poza zasięgiem wzroku malca. Dobrym rozwiązaniem jest także system odcinający automatycznie dopływ gazu, kiedy tylko zgaśnie płomień. Aby stworzyć dziecku bezpieczne warunki do przebywania z nami w kuchni, należy ją przystosować do jego obecności, eliminując wszystkie źródła ewentualnych zagrożeń. Producenci zabezpieczeń oferują wiele praktycznych rozwiązań, ułatwiających dbanie o bezpieczeństwo naszych pociech: ochraniacze na pokrętła, osłony na płyty kuchenne, blokady i zabezpieczenia szafek, szuflad i lodówki, a także miękkie nakładki na narożniki mebli, zapobiegające ranom w razie upadku. Absolutną koniecznością w każdym pomieszczeniu – nie tylko w kuchni – są zabezpieczenia i zaślepki do gniazdek. Nic nie kusi bardziej, niż nieosłonięty otwór, w który łatwo można coś wepchnąć. Konsekwencje znamy wszyscy. Jeżeli musimy na chwilę opuścić kuchnię, zawsze zabierajmy dziecko ze sobą. Nawet jeśli chodzi tylko o otworzenie drzwi domownikom wracającym z pracy czy ze szkoły lub krótkie wyjście do drugiego pokoju. Nieobecność mamy kusi – można wreszcie sprawdzić, dlaczego mówiła: „Nie wolno!" i „Nie ruszaj tego”, a stąd do nieszczęścia blisko. Wykonując kuchenne czynności, zawsze ustawiajmy się tak, by mieć dziecko w zasięgu wzroku. Nawet jeśli coś zbroi, będziemy mieli czas zareagować, odsuwając potencjalne niebezpieczeństwo. Ale przede wszystkim dużo rozmawiajmy z dzieckiem. Tłumaczmy mu, dlaczego w kuchni jest niebezpiecznie, czego nie wolno robić i z jakiej przyczyny. Wyjaśniajmy, co się może stać, jeżeli nie posłucha zakazów i próśb. Z wiekiem zrozumie, że kuchnia nie jest miejscem odpowiednim do zabawy, a my będziemy mogli trochę odetchnąć. Odpowiedzialność to najważniejsza cecha rodzica.
Zabezpiecz kuchnię przed ciekawski maluchem
Męczy cię codzienne podlewanie ogrodu? Zdarzyło ci się zostawić zraszacz włączony przez całą noc, a może nie zawsze pamiętasz o jego włączeniu? Jeżeli przytrafiają ci się takie lub podobne wpadki z nawadnianiem, pomyśl o zainstalowaniu sterownika nawadniania. Może on włączać lub wyłączać nawadnianie nawet, kiedy nikogo nie ma w domu. Jak sama nazwa wskazuje, steruje on całym cyklem nawadniania w ogrodzie, odciążając domowników z tego obowiązku. W Polsce sterowniki oferuje wiele firm – dziś przetestujemy Multikontrol o symbolu C 1030 Plus marki Gardena. Budowa sterownika Tak jak każdy produkt firmy Gardena, również sterownik nawadniania MultiControl został wykonany z bardzo dobrych materiałów. Tworzywo sztuczne jest przyjemne w dotyku, a wszystkie połączenia bardzo dobrze spasowane. Do sterownika możemy podłączyć zarówno zraszacze ogrodowe, system zraszaczy poziemnych, jak i linie kropelkowe. Wyświetlacz ciekłokrystaliczny jest duży i czytelny – posiada wyraźnie oznaczone dni tygodnia oraz informację o stanie naładowania baterii zasilającej. Z przodu modułu sterującego znajdują się również 3 przyciski sterujące oraz pokrętło służące do ustawiania danych nawadniania. Z tyłu natomiast gniazdo do podłączenia czujnika deszczu lub wilgotności. Sterownik na jednej baterii może być zasilany nawet przez okres jednego roku. Moduł sterujący jest wyjmowany, co znacząco ułatwia ustawianie programów nawadniania. Baterię zasilającą 9V montujemy w tylniej obudowie sterownika. Cały produkt ma niewielki rozmiar, dzięki czemu można go podłączać do rozdzielaczy zamontowanych na kranie. Po przykręceniu sterownika do kranu, panel sterujący jest ustawiony pod kątem, przez co nie musimy się schylać, aby odczytać dane z wyświetlacza. Sam sterownik wyposażono w przyłącze na gwint 1" oraz przejściówkę na 3/4", a więc mamy możliwość zamontowania go praktycznie na każdym kranie. Wyjście ze sterownika to standardowa końcówka na szybkozłączkę. Dodatkowo na podłączeniu sterownika zostało zamontowane sitko, które zapobiega przedostaniu się ewentualnych zanieczyszczeń. Funkcje i obsługa Sterownik ma możliwość ustawienia nawadniania na siedem różnych dni tygodnia. Dodatkowo w każdym dniu można ustawić nawet trzy okresy nawadniania. Jeden cykl nawadniania może trwać od 1 minuty aż do 7 godzin i 59 minut. Jeżeli dodatkowo podłączymy do sterownika czujnik wilgotności, to nawadnianie nie włączy się, kiedy ziemia będzie wilgotna. Jeżeli natomiast, zamiast czujnika wilgotności, podłączymy czujnik deszczu to nawadnianie wyłączy się, gdy zacznie padać deszcz. Dzięki tym dodatkowym funkcjom, możemy jeszcze wydajniej i ekonomiczniej zarządzać nawadnianiem naszego ogrodu. Ustawienie sterownika jest bardzo proste, a we wszystkim pomaga przyjazne i czytelne menu. Niestety – tylko w języku angielskim, ale jest na tyle domyślne, że z obsługą sterownika poradzi sobie każdy. Załączona do kompletu instrukcja obsługi w języku polskim pomoże przejść przez proces programowania. Przyciskiem Menu przechodzimy pomiędzy kolejnymi dniami i cyklami nawadniania, a pokrętłem ustawiamy godziny i minuty konkretnego cyklu. Przyciskiem OK zatwierdzamy ustawienia a przycisk Man. służy do ręcznego włączania nawadniania, kiedy zajdzie taka potrzeba. Przyciski działają bardzo płynnie i nie zacinają się, a pokrętło ma odpowiedni opór i bardzo precyzyjnie reaguje na przekręcanie. Dodatkowo przyciski oraz pokrętło są gumowane, dzięki czemu nie wyślizgują się, kiedy mamy mokre ręce. Panel przedni wraz z przyciskami i cały sterownik są oczywiście odporne na wilgoć i na zalanie wodą. Sterownik nie jest mrozoodporny i koniecznie trzeba go zdemontować na okres zimy. Pozostawienie go na ten czas podłączonego do kranu zewnętrznego może spowodować trwałe uszkodzenie – zarówno sterownika, jak i samego kranu zasilającego. Podsumowanie i ocena Sterownik Gardena C 1030 Plus jest rozwiązaniem, które zdecydowanie ułatwi nam kontrolę nad nawadnianiem naszego ogrodu. Najlepszą porą do nawadniania jest późny wieczór lub wczesny poranek, ponieważ w tych godzinach parowanie wody jest najmniejsza, a ryzyko szoku termicznego wywołanego podlewaniem nagrzanych roślin zimną wodą jest minimalne. Dzięki zastosowaniu tego sterownika nasze rośliny będą miały dostęp do wody w optymalnym czasie, a my nie będziemy musieli pamiętać o codziennym podlewaniu ogrodu. Wykonanie, interfejs i funkcjonalność są na najwyższym poziomie. Przeczytaj również: Zestawy nawadniające do ogrodu - automatyczne systemy nawadniania, zraszacze, kroplowniki, czujniki deszczu i wilgoci
Test sterownika nawadniania GARDENA 1862
Zima to taka pora roku, która szczególnie niekorzystnie wpływa na ogród. Po obfitych opadach śniegu, siarczystym mrozie i gwałtownym wietrze nasze rośliny mogą być osłabione i w złej kondycji. Jak zatem zadbać o ogród po zimie, aby cieszyć się jego widokiem przez najbliższe miesiące? Nawet jeśli odpowiednio zajęliśmy się ogrodem przed nadejściem zimy, niestety bardzo często nie jesteśmy w stanie przewidzieć warunków atmosferycznych. Zima potrafi płatać figle, co w dużej mierze odbija się na późniejszej kondycji naszych roślin. Na szczęście wraz z początkiem wiosny możemy pobudzić kwiaty i drzewa do życia. Podpowiadamy, jak tego dokonać i o czym należy pamiętać podczas wykonywanych zabiegów pielęgnacyjnych. Uporządkowanie ogrodu po zimie Zanim zaczniemy myśleć nad zabiegami pielęgnacyjnymi i sadzeniem nowych roślin jednorocznych, warto zająć się porządkami. Po zimie niestety jest ich wiele. Wpływają na to między innymi suche liście, powstałe kretowiska czy też zalęgające gałęzie. Ponadto warto zająć się architekturą ogrodową oraz meblami. Do niezbędnych czynności zalicza się odmalowanie drewnianych krzeseł czy też usunięcie brudu i mchu z kostki brukowej. Nawożenie podłoża Kolejną czynnością, do jakiej należy przystąpić wczesną wiosną, jest nawożenie gleby. Odpowiednie zasilenie trawnika i roślin to podstawa w pielęgnacji. Roślinność po trudnych zimowych miesiącach potrzebuje odpowiedniego nawożenia, dlatego warto wzbogacić ją w niezbędne składniki odżywcze i minerały. Dzięki temu nie tylko wzmocnimy system korzeniowy roślin, ale także ich części nadziemne. Jak zadbać o trawnik po zimie? Pielęgnację trawnika należy zacząć od jego dokładnego oczyszczenia. Kiedy już pozbędziemy się pozostałości po zimie, warto zająć się nadaniem odpowiedniego kształtu poprzez skoszenie trawy. Kolejnym krokiem jest wykonanie zabiegu aeracji i wertykulacji. Jak sama nazwa wskazuje, do tego celu niezbędny będzie aerator oraz wertykulator. Z ich pomocą uzyskamy zamierzony efekt, jednocześnie przygotowując glebę do sezonu wiosenno-letniego. Sadzenie roślin jednorocznych Usunięcie z trawnika pozostałości po zimie, idealne skoszenie trawy, nawożenie gleby to tylko niektóre z kilku niezbędnych czynności, jakie należy wykonać po zimie. Pamiętajmy, że wiosna to także czas na posadzenie nowych roślin jednorocznych. Najlepiej wykonać to na przełomie marca/kwietnia, kiedy rzadko występują przymrozki. Warto zdecydować się wtedy na posadzenie drzew i krzewów liściastych oraz owocowych. Jeśli chodzi o byliny, lepiej jest jeszcze chwilę poczekać, ponieważ one wyjątkowo nie są odporne na zmienne warunki atmosferyczne. Nadejście wiosny to najwyższa pora na uporządkowanie naszego ogrodu. Jeżeli chcemy cieszyć się pięknym i efektownym ogrodem przez całe lato, warto już teraz się nim odpowiednio zająć. Pamiętajmy o niezbędnych czynnościach, takich jak uprzątnięcie podłoża, nawożenie oraz sadzenie roślin. Po wykonaniu tych prac będziemy mogli napawać się pięknym widokiem i wspaniałą, bujną roślinnością.
Jak zadbać o ogród po zimie?
Zastosowanie kilku prostych przyrządów bywa pomocne w zdiagnozowaniu problemów, jakie może generować uszkodzone albo mocno zużyte auto. Taka umiejętność jest szczególnie przydatna przy zakupie używanego samochodu. Każde auto przy zakupie trzeba poddać dokładnemu sprawdzeniu. Dotyczy to w szczególności nowszych aut, z bezpośrednim wtryskiem paliwa (zwłaszcza diesli) i z wieloma systemami elektronicznymi na pokładzie. Poza tym należy sprawdzić kompresję silnika, sprawność zawieszenia, ataki korozji i ewentualne uszkodzenia po wypadkach i kolizjach, które sprzedawca samochodu mógł chcieć zataić. Jednak profesjonalne sprawdzenie (na które zazwyczaj składa się wizyta w dobrze wyposażonym warsztacie lub stacji diagnostycznej i wykupienie rozszerzonego raportu VIN) sporo kosztuje. Dlatego wstępna diagnoza, przy użyciu prostych metod i prostych urządzeń, pomaga w uniknięciu niepotrzebnych wydatków. Co nam się przyda do sprawdzenia kilku ważnych rzeczy w aucie? Duży arkusz białego albo szarego papieru Trudno to nazwać urządzeniem, choć jego przydatność jest ogromna. Arkusz należy rozłożyć pod komorą silnika samochodu. Po co? Aby zaobserwować ewentualne wycieki. Nie trzeba się przejmować niewielkimi plamkami wody, jeśli auto ma klimatyzację. To woda oddawana przez rurkę odprowadzającą jej nadmiar z parownika klimatyzacji. Niepokój za to powinny wzbudzić plamy oleju, który może pochodzić z silnika albo ze skrzyni biegów. Najczęstsze miejsca wycieków to nieszczelna miska olejowa oraz połączenie skrzyni biegów i silnika. Olej przekładniowy może też wyciekać ze skrzyni biegów, łatwo go rozpoznać, bo ma bardzo specyficzną woń. W tym artykule nie będziemy się koncentrować na tym, co oznaczają poszczególne plamy i jak je rozpoznać po kolorach i po woni. Wystarczy nam to, że w aucie są wycieki oleju. To bardzo niebezpieczne, ich tolerowanie przez poprzedniego właściciela oznacza, że auto może mieć mocno zużyte skrzynię biegów i silnik, jeśli pracowały one przy niskim poziomie oleju. To samo dotyczy układu chłodniczego. Ignorowanie wycieków mogło oznaczać, że silnik często był przegrzewany. Wielu mechaników twierdzi, że niewielkie wycieki płynu wspomagania, używanego w hydraulicznym układzie wspomagania kierownicy, nie są niczym groźnym. Papier warto też podłożyć w pobliżu kół. Jeśli pojawią się na nim plamy, mogą one pochodzić albo z wycieków płynu hamulcowego (powodowanych np. przez uszkodzone gumowe elastyczne przewody hamulcowe), albo ze zużytych amortyzatorów (olej), albo też z uszkodzonych łożysk kół (smar). Niewielka linijka Każdy producent samochodu osobowego podaje minimalną grubość okładzin hamulcowych, która gwarantuje bezpieczeństwo jazdy. Linijka pozwoli sprawdzić grubość okładzin klocków i tarcz hamulcowych. Kupujący będzie wiedział, czy po zakupie auta od razu ma się szykować na zakup nowych tarcz hamulcowych i klocków. Niestety, w ten sposób nie da się skontrolować stanu okładzin w bębnach hamulcowych. Na szczęście dziś są one rzadko stosowane. Komputer z Internetem i darmowe oprogramowanie do sprawdzania VIN Istnieje w sieci kilka stron, na których można za darmo sprawdzić samochód po numerze VIN. W niektórych przypadkach są to strony rządowe. Pozwala to na wstępne zbadanie auta i sprawdzenie, czy nie zostało skradzione, czy nie brało udziału w wypadku itd. Polski system CEPIK umożliwia na przykład sprawdzenie, czy pojazd miał i ma opłacone ubezpieczenie OC. Potrzebny będzie numer VIN, a czasami też numer rejestracyjny samochodu. Komputer i prosty interfejs diagnostyczny box:offerCarousel Najtańszy interfejs diagnostyczny, w połączeniu z dobrym oprogramowaniem, pozwoli na dość dobre sprawdzenie wielu parametrów auta. Jest jeden warunek – sprzedający musi się zgodzić na jego podłączenie. Jeśli nie chce tego zrobić, można się obawiać, że coś ukrywa. Warto pamiętać, że nie każda awaria powoduje zapalenie się kontrolki check engine i innych. Poza tym przed samymi oględzinami auta sprzedający mógł na minutę odłączyć akumulator, co zawsze powoduje skasowanie zapalonej kontrolki. Prosty interfejs diagnostyczny pozwala na wykrycie całego szeregu błędów, umożliwiając tym samym sprawdzenie, czy auto jest warte kupna. Nie trzeba zabierać ze sobą komputera. Obecnie można kupić wiele modeli prostych i niedrogich interfejsów diagnostycznych, które współpracują z systemem Android. Nie mają nawet przewodu, tylko łączą się ze smartfonem albo z tabletem za pomocą Bluetooth. Wystarczy jedynie ściągnąć na urządzenie darmowy albo płatny program, który będzie obsługiwał dany sprzęt. Większość interfejsów jest od razu sprzedawana z darmowym oprogramowaniem dołączanym na płytce. Warto wybrać oprogramowanie w języku polskim. Po połączeniu programu z komputerem silnika można wyczytać podstawowe dane techniczne auta. Wyświetlą się też wszystkie błędy. Poza tym w lepszych programach istnieje możliwość kontroli parametrów pracy silnika „na żywo”, a więc po uruchomieniu jednostki napędowej. Miernik grubości lakieru box:offerCarousel To jedno z podstawowych urządzeń, których używa się przy badaniu stanu używanego auta. Miernik grubości lakieru to niewielkie urządzenie. Prosty miernik grubości lakieru można kupić za kilkadziesiąt złotych, profesjonalny – za kilkaset. Mierniki wyposażone są w sondę, która mierzy odległość od sondy (powierzchni czujnika, którą dotyka się do lakieru auta) do powierzchni metalowej (karoserii auta). Tanie mierniki nie nadają się do prowadzenia pomiarów w autach premium, których karoserie są wykonane z aluminium. Mierniki posiadają niewielkie ekrany LCD, na których wyświetlany jest wynik pomiaru. W przypadku samochodów z oryginalnym lakierem fabrycznym wynik pomiaru będzie zawarty w przedziale od 80 do 180 μm. Różnica pomiędzy poszczególnymi wartościami pomiaru nie powinna być większa niż 40%. Jeśli wartość jest wyższa niż 300 μm, samochód był malowany drugi raz, a przy bardzo dużych wartościach możemy być pewni, że był też szpachlowany. W ten sposób można łatwo udowodnić kłamstwo o rzekomej bezwypadkowości pojazdu. Tester akumulatora Tester akumulatora również może się przydać – można nim sprawdzić stan naładowania podzespołu, a także (w niektórych urządzeniach) napięcie, z jakim pracuje alternator (przy pracującym silniku samochodu). Ciekawym rozwiązaniem są testery akumulatora, które podłącza się do klem, natomiast dzięki wbudowanemu Bluetooth wskazania testera obserwuje się na ekranie smartfonu z systemem Android za pośrednictwem darmowej aplikacji. Tester do płynu chłodniczego Za kilkanaście złotych można kupić glikometr, prosty tester płynu chłodniczego. Mierzy on temperaturę zamarzania płynu chłodniczego. Można dzięki niemu sprawdzić, czy płyn nadaje się jeszcze do wykorzystania, czy też trzeba go szybko zmienić. Przypominamy, że typowe płyny uniwersalne powinno się wymieniać co dwa lata. Po tym czasie tracą one swoje właściwości antykorozyjne. Tester do płynu hamulcowego box:offerCarousel Za kilkadziesiąt złotych można też zakupić prosty w obsłudze tester do płynu hamulcowego. Mierzy on zawartość wody w płynie hamulcowym. Urządzenie ma wielkość długopisu i posiada czujnik w dolnej części. Zanurza się go w zbiorniczku płynu hamulcowego. Po kilku sekundach wiadomo, ile wody zawiera płyn. Urządzenie mierzy w określonych przedziałach, na przykład przy zawartości wody do 1% pali się zielona dioda, przy zawartości od 1 do 2% – żółta, a przy zawartości powyżej 3% – czerwona. Płyn hamulcowy to ciecz silnie higroskopijna, która chłonie wodę. Zawartość wody powyżej 3% kwalifikuje płyn do natychmiastowej wymiany. Nowy nabywca od razu będzie wiedział, że pierwszą czynnością, poza standardową wymianą oleju i rozrządu, będzie zakup nowego płynu hamulcowego. Przeciętnie auto wymaga go ok. 1 litra i nie jest to duży wydatek. Każdy używany samochód jest swego rodzaju zagadką i dlatego zawsze warto znać proste rozwiązania, które pozwolą choć w pewnym stopniu zdiagnozować jego stan.
Jak określić stan techniczny samochodu z wykorzystaniem prostych przyrządów?
„Sen to zdrowie” mawiają. I mają rację. Sen jest niezbędny dla prawidłowego rozwoju, funkcjonowania i utrzymania zdrowia. Sen odgrywa ogromną rolę w rozwoju dziecka już od pierwszych chwil życia, a jego jakość ma wpływ nawet na dorosłe życie. Sen noworodka – o czym należy pamiętać? W pierwszych 4 tygodniach życia sen noworodka nie podlega rytmowi dobowemu. Głównym czynnikiem regulującym długość snu jest uczucie głodu i sytości oraz światło. W tym czasie dziecko przesypia od 30 min do 3 godzin i budzi się regularnie na jedzenie. W nocy długość drzemek może się wydłużyć i jeśli nie ma przeciwwskazań zdrowotnych, nie ma sensu wybudzać go na karmienie. Nie ma również sensu w ciągu dnia zaciemniać szczelnie okien, gdyż m.in. dostępność światła dziennego powoli kształtuje u dziecka rytm dobowy. Wraz z dojrzewaniem układu nerwowego (około 5 tygodnia życia) u dziecka rozwija się regulacja nerwowo-hormonalna. W okresie noworodkowym (w późniejszym również) nie ma żadnych przeciwwskazań do zasypiania dziecka przy piersi, nie ma także większego sensu uczenie dziecka samodzielnego zasypiania, jeśli tego nie akceptuje, np. płacze. W okresie noworodkowym przydatna może się okazać reguła 4C: ciemno (względnie ciemno, czyli bez ostrego światła), ciasno, ciepło, cicho. By dziecku było ciasno, warto rozważyć ciasne motanie go w otulacz lub specjalne śpiworki. W nocy podczas zasypiania lub zmieniania pieluszki może przydać się odrobina światła. Warto zrezygnować z tradycyjnych lampek nocnych, projektorów oraz innych źródeł białego światła na rzecz światła czerwonego, które nie sygnalizuje organizmowi dziecka rozpoczęcia dnia. By ułatwić zasypianie w domu, w którym są również inne dzieci (czyli niespodziewane hałasy), można położyć w pobliżu łóżeczka szumiącą maskotkę, która skutecznie tłumi dźwięki z zewnątrz, jednak powinna być ona nastawiona na minimalną moc dźwięku i nie może być używana ciągle. box:offerCarousel Fazy snu Sen podzielony jest na dwie fazy: REM – sen płytki, tzw. paradoksalny i NREM – sen głęboki, które powtarzają się w ciągu doby. Ich długość jest zmienna i zależy głównie od wieku. U niemowląt cykl trwa ok. 40-50 min (u dorosłych ok. 120 minut) oraz faza REM przeważa nawet dwukrotnie nad fazą NREM. Wiąże się to głównie z bardzo intensywnym rozwojem i specyfiką nabywania nowych umiejętności. W przeciwieństwie do dorosłych kora mózgowa dzieci pozostaje aktywna podczas snu. Oznacza to, że dzieci mają umiejętność uczenia się przez sen, np. mogą zapamiętywać czytane w tle opowiadania, odgłosy, np. zegara wybijającego godziny. U dzieci sen zaczyna się fazą REM (u dorosłych NREM), która stanowi nawet 50% całego snu (u dorosłych REM to ok. 20%). Rola snu W czasie snu organizm się regeneruje. Następuje spowolnienie pracy wielu organów, mięsnie ulegają zwiotczeniu, układ nerwowy ogranicza przyjmowanie bodźców zewnętrznych. Organizm oszczędza również energię poprzez obniżenie temperatury ciała, zwalnia rytm pracy m.in serca, nerek. Z drugiej strony trwają intensywne podziały komórkowe, np. gojenie ran, złuszczanie i odnowa komórek naskórka (dziecko może urosnąć w ciągu jednej nocy nawet o 0,5 mm!), usprawnia się działanie układu odpornościowego poprzez produkcję przeciwciał (sen to zdrowie – dosłownie!). U dzieci podczas snu w fazie REM następuje również zwiększenie przepływu krwi przez mózg i mózg jako jedyny z organów pracuje bardzo intensywnie. Oprócz porządkowania informacji przyswojonych podczas fazy czuwania (w czasie zabawy, spacery, jedzenia itp.) w mózgu tworzą się nowe połączenia między neuronami, stymulowane są nieużywane podczas czuwania neurony, mózg wyzbywa się nieistotnych informacji. Podczas snu dziecko może również odreagować zbyt dużą ilość bodźców zewnętrznych, o które w pierwszych miesiącach życia nietrudno. Sen wspiera rozwój psychoruchowy dziecka i jest niezbędny dla przyswajania wiedzy podczas czuwania, wspomaga pamięć zarówno krótko-, jak i długoterminową. W czasie fazy NREM regulowana jest również gospodarka hormonalna (m.in wydzielanie glukozy i insuliny), co bezpośrednio wpływa na percepcję do otyłości i problemów zdrowotnych z nią związanych. Negatywne skutki niedoboru snu Niewyspane dziecko to dziecko smutne, apatyczne lub nerwowe. Niedobór snu bezpośrednio przekłada się na sposób funkcjonowania malucha: * nie chce się bawić lub szybko się nudzi, zniechęca, nie podejmuje kolejnych prób, * ma osłabiony lub wzmożony apetyt, * bywa płaczliwe i agresywne. Sen ma za zadanie wyeliminować te objawy, które prawie zawsze negatywnie rzutują na całą rodzinę i otoczenie dziecka. Faza NREM jest wyjątkowo czuła na zaburzenie. Jej skrócenie odbija się bezpośrednio na układzie hormonalnym, w tym na hormonach regulujących głód i sytość, co wpływa na zwiększone ryzyko otyłości. Zbyt krótki sen to również zaburzenia w wydzielaniu hormonu wzrostu, spadek ilości białych krwinek oraz zaburzenia w przekazywaniu impulsów między neuronami (kolejno problemy z procesami poznawczymi). Podsumowując, sen ma ogromne znaczenie dla rozwoju dziecka, zarówno w krótkim terminie, jak i w dorosłym życiu. Zdrowy sen dziecka to również spokój i komfortowe funkcjonowanie całej rodziny. Z uwagi na specyfikę faz snu u dziecka (przewaga snu płytkiego REM) warto, by rodzice zapewnili optymalne warunki minimalizujące niepotrzebne wybudzanie dziecka (np. wygospodarowanie miejsca w zamykanym, cichym pokoju, dostosowanie rytmu dnia do rytmu drzemek dziecka, a jeśli to niemożliwe, to zainwestowanie w fotelik samochodowy z funkcją rozkładania do pozycji leżącej, jeżeli dziecko będzie często podróżowało samochodem), wprowadzili rytuały oraz schematy dnia. Usilne przyzwyczajanie do spania przy świetle, w hałasie, w różnych warunkach, wszelkiego rodzaju treningi snu, nauka samodzielnego zasypiania lub nauka zasypiania bez piersi nie wpływają pozytywnie na życie dziecka, a wręcz odwrotnie – mogą negatywnie wpłynąć nawet na całą rodzinę. Na koniec dodam, że taki czas nie będzie się ciągnął w nieskończoność. Powodzenia i spokojnego snu dla waszych rodzin!
Sen noworodka – dlaczego to takie ważne?
Czas, kiedy możemy urządzić pokój dla naszego dziecka jest niezwykłym momentem, poprzez odpowiednie dekoracje możemy rozbudzić jego wyobraźnię, ale i zorganizować dla dziecka miejsce, które będzie dla niego oazą spokoju i pewnego rodzaju bazą - odskocznią od zajęć i szkoły. Łóżeczko Podstawa każdego pokoju, natomiast u dziecka jest ono dużo ważniejsze. W pewnym momencie w życiu rodziców i dziecka nadchodzi moment, kiedy to przejdzie ze spania z rodzicami do własnego pokoju i własnego łóżka dziecięcego, które nie będzie już takie jak w wielu niemowlęcym - bez zbędnych barierek czy szczebelków. Jego wystrój i ogólny wygląd ma zachęcać malca do spędzenia w nim nocy, w swoim pokoju, już bez rodziców. Musi być to dla dziecka miejsce, do którego chętnie będzie kładło się wieczorami i odpoczywało po ciężkim i męczącym dniu pełnym nowych wyzwań i doświadczeń. Jeżeli aranżujemy pokój dziecięcy w klimacie lasu, najlepszym rozwiązaniem byłoby łóżko, które wykonane jest z naturalnego drewna, materiału wysokiej jakości, a jednocześnie nawiązywałoby do otoczenia jakim jest las. Jeżeli natomiast nasze dziecko jest starsze, a jego pokój jest niewielkich rozmiarów, można pokusić się o łóżko piętrowe, ale tylko z górnym materacem. Będzie to fajne rozwiązanie, ponieważ nie dość, że dziecko będzie czuło się jak na drzewie, to pod takim łóżkiem będzie miejsce, w którym będzie można zbudować bazę lub kryjówkę! box:offerCarousel Dodatki Elementy, które wbrew pozorom odgrywają niezwykle ważną rolę w pokoju nie tylko dorosłych, ale i dzieci. W tym przypadku będą to naklejki ścienne w postaci ptaków, zwierzątek leśnych lub drzew i krzewów. Można również zakupić malcowi zegar z leśnym motywem, który będzie idealnie wpasowywał się w całość naszej kompozycji. box:offerCarousel Poduszki z motywami zwierząt lub nawet w ich kształcie będą ciekawym rozwiązaniem, mogą nie tylko służyć do spania, ale i do siedzenia jak malca odwiedzą koledzy i koleżanki, z pewnością zostaną przez nich docenione. Jeżeli podejmiemy się realizacji tematu bajkowy las, dekoracjami mogą być także postaci z bajek, no bo któż powstydził by się będąc dziewczynką w pokoju podobizny czerwonego kapturka, lub w przypadku chłopca chociażby Rumcajsa. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Ściany W tym przypadku do wyboru mamy dwa rozwiązania. Pierwszym z nich jest pomalowanie ścian pokoju dziecka na kolory, które odzwierciedlają las oraz użycie gotowych szablonów, z których możemy skorzystać używając sprayu i malując konkretne postaci czy motywy na ścianie. Plusem tego rozwiązania jest przede wszystkim łatwiejsza zmiana aranżacji, gdy nasz maluch zmieni upodobania. box:offerCarousel Kolejnym rozwiązaniem jest zakup fototapety czy to właśnie bajkowej, czy leśnej lub rozwiązanie idealne - znalezienie takiej 2 w 1. Ściany stanowią zazwyczaj nudne powierzchnie, które dzieci ozdabiają swoimi rysunkami, ale mając tak wspaniałą tapetę, wilk syty i owca cała, maluch będzie szczęśliwy z rozwiązania, a rodzice obędą się bez ciągłego ścierania lub zamalowywanie fresków dziecka. Pokój marzenie Bajkowy las to dla dziecka wyjątkowe rozwiązanie jeżeli chodzi o aranżację wnętrza. Jest nie tylko ciekawe, ale i pobudza wyobraźnię, jest idealnym miejscem do zabawy i odpoczynku. Dodatkowo kolor zielony wycisza i uspakaja co wypływa pozytywnie na rozwój i emocje dziecka.
Bajkowe lasy jako temat przewodni pokoju dziecka
Warzywa i owoce to jedne z najistotniejszych produktów w dziecięcej diecie. Często jednak zachęcenie najmłodszych do ich spożywania okazuje się sporym wyzwaniem. Jednym ze sposobów może być wspólne przygotowywanie kolorowych sałatek. Regularne dostarczanie młodemu organizmowi odpowiedniej dawki witamin ma istotne znaczenie dla jego prawidłowego rozwoju. Dlatego bardzo ważne jest spożywanie przez dziecko co najmniej pięciu porcji warzyw i owoców w ciągu dnia. Mogą to być produkty surowe lub gotowane, pyszne musy, wieloskładnikowe soki, a także kolorowe sałatki i surówki. W przygotowanie tych ostatnich warto zaangażować najmłodszych. Wspólne wybieranie składników, mycie, krojenie i mieszanie będzie nie tylko wspaniałą lekcją gotowania, ale także zachęci dzieci do późniejszego zjedzenia samodzielnie przygotowanej potrawy. Zanim jednak rozpoczniemy kuchenne eksperymenty, warto zaopatrzyć się w akcesoria, które ułatwią dzieciom pracę w kuchni. Bezpieczne przygotowywanie posiłków Podczas wspólnej aktywności w kuchni bardzo istotne jest bezpieczeństwo. O ile starszym dzieciom możemy już pozwolić na używanie „dorosłych” i znacznie ostrzejszych akcesoriów, takich jak tarki i nożyki, dla młodszych powinniśmy wybrać sprzęty bezpieczne, dostosowane do ich możliwości. Przyda się na pewno plastikowa tarka, odpowiednia dla delikatnych rączek małego kucharza. Co ważne, nie jest wykonana z metalowych elementów, dlatego nie pozbawia ścieranych produktów tak cennej dla organizmu witaminy C. Do krojenia na cząstki i plasterki niezbędny będzie nożyk. Maluchom wystarczy plastikowy, którym będą mogły pokroić np. banana lub miękkie jabłko. Przedszkolakom możemy zaproponować nieco ostrzejszy, wykonany ze stali nierdzewnej, z zaokrąglonym końcem. Ważne jest, by wielkość noża była dostosowana do małej rączki. Przyciągające wzrok intensywne kolory dodatkowo ciekawią dziecko i sprawiają, że samo chce nauczyć się nimi posługiwać. Mały szef kuchni Każdy, nawet początkujący kucharz wie, że oprócz odpowiednich akcesoriów w kuchni niezbędny jest właściwy strój. Aby chronić ubrania naszej pociechy przed zabrudzeniem sokami z warzyw i owoców, warto wyposażyć ją w dziecięcy fartuszek kuchenny. Zabezpieczy odzież, pozwoli poczuć się dorośle, a kolorowe wzory zachęcą do jego noszenia. W ofercie znajdziemy grafiki w modne kropki, łowickie wycinanki, a także klasyczne białe fartuchy przeznaczone do samodzielnego ozdobienia. Zwieńczeniem stroju będzieczapka kucharza, której nie powstydziłby się nawet profesjonalny szef kuchni. Wstępnie przygotowane, pokrojone i starte produkty należy umieścić w naczyniu, w którym łatwo będzie dziecku je wymieszać, a następnie zaserwować domownikom. Świetnie nadają się do tego bajeczniekolorowe miseczki z plastiku lub tworzywa. Umieszona w nich sałatka będzie prezentować się pięknie i zachęcająco. Do zjedzenia w domu i na spacerze Jeśli porcja przygotowanej przez nas sałatki będzie na tyle duża, że nie uda się jej spałaszować w całości, bardzo istotny jest odpowiedni sposób jej przechowywania. W domu przydadzą się do tego zamykane, plastikowe pojemniki, które łatwo będzie ułożyć w lodówce, a po wyjęciu można zjeść sałatkę bez przekładania jej do innego naczynia. Świetnym pomysłem będzie również spakowanie sałatki w praktyczną,zamykaną miseczkę z pokrywką i zabranie jej na spacer, do szkoły lub na zajęcia dodatkowe jako zdrową i pożywną przekąskę. Do niektórych zestawów, np. Tommee Tippee, Canpol, dołączona jest funkcjonalna łyżeczka. Jeśli takiej nie mamy, pamiętajmy o spakowaniu lekkich sztućców. Wspólne gotowanie to wspaniały pomysł na spędzanie czasu całą rodziną. Szczególnie warto robić to jak najczęściej, jeśli mamy w domu małego niejadka. Samodzielny dobór składników, krojenie ich w wybrane przez siebie kształty, mieszanie i ozdabianie sprawi, że dziecko chętniej będzie poznawało nowe smaki, nauczy się ich łączenia i samo zacznie ich próbować. Jeśli sałatkę przygotuje własnymi rączkami, zjedzenie codziennej porcji witamin będzie dla niego wspaniałą zabawą i przyjemnością.
Dziecięce akcesoria do przygotowywania pysznych sałatek owocowych i jarzynowych
Konsola nowej generacji od Sony została zaprezentowana już półtora roku temu. Ten czas wystarczył na to, by pojawiło się naprawdę sporo gier, przy których można spędzić długie godziny. Przedstawiamy 5 ciekawych propozycji gier singleplayer na PlayStation 4. Konsole nowej generacji zdążyły się już zadomowić na rynku i wypierają powoli PlayStation 3 i Xboksa 360. Posiadacze najnowszego PlayStation 4 mogą kupić wiele różnych tytułów, które pozwolą im przyjemnie spędzić czas z padem w dłoni. Część z nich dostępna jest też na konsolę Xbox One od Microsoftu, ale niektóre z nich to wydania ekskluzywne na konsolę od Sony. „The Order 1886” Jedną z najładniejszych gier na konsolę PlayStation 4 jest „The Order 1886”. To pierwsza gra przygotowana przez studio Ready at Dawn na konsolę nowej generacji od Sony. Gracz wciela się w niej w członka starożytnego zakonu, którego zadaniem jest obrona ludzkości przed rebeliantami i potężnymi oraz przerażającymi zmutowanymi stworami. Akcja gry osadzona jest w alternatywnej historii wiktoriańskiego Londynu. Przeczytaj pełną recenzję gry „The Order 1886”. box:offerCarousel „Middle-earth: Shadow of Mordor” Wśród gier wideo można znaleźć wiele tytułów nawiązujących do fikcyjnego uniwersum stworzonego przez Tolkiena. Jak do tej pory jedną z najlepszych z nich jest „Middle-earth: Shadow of Mordor”. W przeciwieństwie do większości gier osadzonych w tym świecie w tym przypadku gracz nie wciela się w żadną z postaci znanych z kart powieści lub filmów na ich podstawie. Akcja rozgrywa się przed wydarzeniami z „Władcy Pierścieni” w czasie odradzania się władcy ciemności Saurona, a głównym bohaterem jest wskrzeszony Strażnik, który musi zmierzyć się z armią orków, które uaktywniły się w Mordorze. Przeczytaj pełną recenzję gry „Middle-earth: Shadow of Mordor”. „Wiedźmin 3” Ostatnia część trylogii gier opowiadających o przygodach Geralta z Rivii to najnowsze dzieło polskich programistów z CD Projekt RED. Co prawda przekładali oni dwukrotnie premierę, ale dzięki temu gracze dostali produkt kompletny. To gra cRPG, która połączyła otwarty świat z wciągającą fabułą i naprawdę głęboką oraz wzruszającą historią. Oprócz tego na gracza czeka mnóstwo różnorodnych misji do wykonania i potworów do zabicia. „Wiedźmin 3” został doceniony przez graczy nie tylko z Polski, ale też z całego świata. Przeczytaj pełną recenzję gry „Wiedźmin 3”. box:offerCarousel „Bloodborne” Kolejna gra z gatunku RPG od From Software bardzo przypadła do gustu graczom, którzy wymagają od gier wideo wyśrubowanego poziomu trudności. Twórcy serii „Demon Souls” i „Dark Souls” z Hidetaką Miyazakim na czele przygotowali nowy świat do eksploracji. W mieście Yharnam, który zwiedza postać kierowana przez gracza, na bohatera czyhać będzie wiele niebezpieczeństw. „Bloodborne” przedstawia akcję z perspektywy trzecioosobowej. Wymaga maksymalnego skupienia, a najmniejszy błąd może skutkować śmiercią postaci i odrodzeniem się pokonanych wcześniej wrogów. Przeczytaj pełną recenzję gry „Bloodborne”. „Grand Theft Auto 5” Pierwotnie „GTA 5” zostało wydane na konsole poprzedniej generacji, ale posiadacze PlayStation 4 mogą zagrać w tę grę w wersji Remastered. Rockstar, czyli twórcy serii, postanowił zrobić coś więcej, niż tylko poprawić tekstury. „Grand Theft Auto 5” na nowym sprzęcie do grania od Sony prezentuje się znacznie lepiej. Otoczenie jest znacznie bardziej szczegółowe, a do świata gry została dodana dodatkowa zawartość. Wisienką na torcie jest zupełnie nowy widok kamery z perspektywy pierwszej osoby ze świetnie przygotowanymi animacjami. Przeczytaj pełną recenzję gry „Grand Theft Auto 5”. PlayStation 4 jest obecne na rynku dopiero od półtora roku, ale już teraz można znaleźć wiele bardzo ciekawych propozycji dla graczy szukających gier typu singleplayer. Część z tytułów to reedycje gier wydanych wcześniej na PlayStation 3 z lepszą oprawą graficzną. Oprócz gier typu Remastered można znaleźć też już wiele produkcji wydanych wyłącznie na najnowszą konsolę gier od Sony.
Najlepsze gry singleplayer na PlayStation 4
Telewizory z zakrzywionym ekranem to nie lada gratka dla miłośników kina, gier i telewizji. Pozwalają one dostrzec każdy szczegół obrazu, więc siedząc na wprost poczujemy się niemal jak w samym sercu akcji. Poznajmy kilka modeli z różnych półek cenowych, które warto wziąć pod uwagę. Samsung QE65Q8C Niewątpliwym liderem rynku jest Samsung, który w swojej ofercie posiada wiele modeli z zakrzywionym ekranem. Jednym z ciekawszych jest QE65Q8C, wyposażony w 65-calową zakrzywioną matrycę QLED o rozdzielczości 4K (3840 x 2160 pikesli) z funkcją HDR. Takie połączenie sprawia, że każdy film nabiera głębi, zaś akcja jest imponująca, dynamiczna i emocjonująca. Oczywiście sprzęt posiada mnóstwo dodatkowych opcji poprawiających jakość obrazu, między innymi PQI 3200. Ciekawostką jest konstrukcja pozbawiona jakichkolwiek portów i złączy na tylnej ścianie. Wszystko zostało przeniesione do specjalnego panelu, który podłączamy do telewizora za pomocą jednego cienkiego kabla. Takie rozwiązanie sprawia, że telewizor możemy powiesić na ścianie, zaś stylistyki nie zakłóci zbędne okablowanie. Całości dopełnia system operacyjny Tizen. Cena tego modelu na Allegro w dniu publikacji – około 10 000 zł. Samsung UE65KS9000 Kolejną propozycją jest Samsung UE65KS9000 wyposażony w ekran SUHD z technologią Quantum Dot. Zakrzywiony panel o przekątnej 65 cali legitymuje się rozdzielczością 4K (3840 x 2160 pikseli) oraz obsługą technologii HDR 1000. W tym przypadku również zastosowano system operacyjny Tizen, który jest bardzo wydajny, szybki i niezwykle elastyczny, dzięki czemu każdy użytkownik będzie w stanie dostosować wszystkie funkcje, aplikacje i dodatki do własnych preferencji. Na uwagę zasługuje także bardzo elegancki design z gustowną stopką oraz gładkim tylnym panelem – wszystkie złącza zostały przeniesione do osobnego modułu. Cena modelu w dniu publikacji – około 8700 zł. Samsung UE49M6372 Ostatnia propozycja koreańskiego producenta skierowana jest do nieco mniej wymagających użytkowników. Za około 2350 zł otrzymamy telewizor o oznaczeniu UE49M6372, wyposażony w 49-calową zakrzywioną matrycę o rozdzielczości Full HD (1920 x 1080 pikseli). Wśród wielu funkcji poprawiających jakość obrazu na wyróżnienie zasługuje technologia Micro Dimming Pro, PurColor czy też Auto Depth Enhancer, która odpowiada za głębię kolorów oraz poczucie wielowymiarowości obrazu. Jest poza tym system Smart Hub rozszerzający funkcjonalność telewizora o liczne aplikacje, jak również łączność Wi-Fi. Całość prezentuje się nowocześnie i elegancko. Sony KD-65SD8505 Alternatywą dla Samsunga jest między innymi Sony KD-65SD8505. Ten naszpikowany różnymi technologiami poprawiającymi obraz telewizor wyposażono w zakrzywiony ekran o przekątnej 65 cali i rozdzielczości 4K (3840 x 2160 pikseli) z funkcją HDR. Procesor obrazu 4K X1 dba o piękny obraz, a pomagają mu między innymi funkcje 4K X-Reality PRO, Triluminos oraz Motionflow XR. Nad wszystkim czuwa system operacyjny Android TV, który dba o to, by użytkownik zawsze miał pod ręką interesujące aplikacje i ciekawe opcje. Ponadto są tu rozwinięte funkcje współpracy z urządzeniami mobilnymi. W dniu publikacji tekstu na Allegro cena opiewała na kwotę około 6000 zł. LG 55EG910V Na zakończenie pełen gadżetów i ciekawostek LG 55EG910V. W tym przypadku zakrzywiony ekran, wykonany w technologii OLED, ma przekątną 55 cali oraz rozdzielczość Full HD (1920 x 1080 pikseli). Ciekawostką jest z pewnością zastosowanie technologii 3D w trybie pasywnym, choć wielu producentów już rezygnuje z tej funkcji. Oczywiście nie zabrakło systemu Smart TV – webOS 2.0 – oraz funkcji strumieniowania obrazu pomiędzy urządzeniami mobilnymi Miracast. Stylistyka oparta na maksymalnym zminimalizowaniu ramek sprawia, że urządzenie prezentuje się efektownie. Cena tego sprzętu w dniu publikacji – około 5200 zł.
Jaki telewizor z zakrzywionym ekranem kupić? – 5 topowych modeli
Małe dziewczynki, tak jak ich mamy, chcą zawsze wyglądać pięknie. Dlatego już od najmłodszych lat starannie dbają o swoją garderobę i bacznie obserwują stroje koleżanek. Wzorują się też na swych idolkach – znanych piosenkarkach i aktorkach. Dziewczynki lubią mieć piękne stroje kąpielowe, dopasowane do nich kolorem czapeczki lub kapelusiki, torebki z niezbędnymi słonecznymi akcesoriami no i oczywiście klapki, które dopełniają całości. I nie ma co w tej sprawie liczyć na przypadek. Buty plażowe muszą być dobrane kolorystycznie, być modne i – co najważniejsze – muszą wzbudzać zachwyt i podziw innych dziewczynek. Klapki są dostępne w wielu fasonach: z jednym szerszym paskiem, z wieloma, zabudowane niczym chodaki lub crocksy lub też mieć formę japonek. Plażowe klapki należy wybrać starannie, ponieważ są niezbędnym elementem letniej garderoby. Klapki typu japonki Klapki znanych firm sportowych, takich jak Reebok, Adidas czy Nike, zawsze wyglądają estetycznie i są dobrej jakości. Mogą być w wersji z jednym szerszym paskiem lub wygodnych japonek. Ich zaletą jest duża przewiewność i łatwość zakładania. Niektóre modele mają wkładki masujące, zwiększające komfort chodzenia, oraz podeszwy wykonane z antypoślizgowej gumy. Są też wersje z przymocowanymi kwiatkami lub kokardkami, bardziej romantyczne i dziewczęce. Modele typu japonki natomiast nie nadają się do biegania – będą niewygodne, a poza tym może dojść do zerwania paska. Klapki z bohaterami kreskówek i filmów Dziewczynki kochają swoje idolki i postaci z bajek. Zwłaszcza młodsze marzą o tym, by ich garderoba i przedmioty, którymi się otaczają, były zdobione podobiznami ulubionych bohaterów kreskówek. Ostatnio najpopularniejsze są postaci z filmów: Kraina lodu, Myszka Miki, Hello Kitty czy Psi patrol – 90-290 zł. Klapki zdrowotne Bardzo zdrowe dla stóp małych dzieci – i nie tylko – jest obuwie firm Scholl i Birkenstock, kosztujące 50–220 zł. Wygodne i z profilowaną podeszwą doskonale sprawdza się w razie wszelkich problemów ze stopami, np. częstego u dzieci płaskostopia. Ma idealny rozkład nacisku stopy na podeszwę, dlatego zapewnia prawidłowe i naturalne chodzenie, wyprostowaną sylwetkę i prawidłową pracę kręgosłupa. Buty tych producentów stymulują też aktywność mięśni, poprawiając krążenie oraz wzmacniając tkankę łączną. Poza tym cechują się dużą wytrzymałością, nie obcierają wrażliwych stóp i chronią je przed ewentualnymi deformacjami. Wytrzymałe i wygodne crocksy Crocsy to bez wątpienia buty bardzo wygodne i wytrzymałe. Nawet jeśli nie kupimy modeli oryginalnych, inne, ale na nich wzorowane też przetrwają lata, choć w przypadku stale rosnących stóp nie ma to wielkiego znaczenia. Jednak zaletą prawdziwych crocsów jest bardzo dobry gatunek pianki croslite, staranne wykończenie i ciekawa gama kolorystyczna, która ożywi każdą stylizację. Doskonale dostosowują się do kształtu stopy. Są też odporne na zapachy, szybko schną i łatwo się je czyści. Buty te doskonale sprawdzą się na plaży, na basenie i podczas codziennego chodzenia. Ponieważ mają otwory, są przewiewne i stopa się w nich nie poci. Dla młodszych dzieci, o jeszcze nieskoordynowanych ruchach, wersja z paskiem będzie zdecydowanie praktyczniejsza. Buty te są dostępne również w wersji dla dorosłych, ale dziecięce wyglądają znacznie zgrabniej. Ciekawostką mogą być modele świecące Crocs Lights – z lampkami LED na podeszwie. To frajda dla dzieci, ale też dodatkowy element zabezpieczający. Dziecko w takich bucikach zawsze będzie lepiej widoczne. Kosztują 50–120 zł, a w wersji LED 150–200 zł. Klapki dla dziewczynek sprawdzą się nie tylko na plaży, lecz także na basenie, w ogródku i na wakacjach. Będą najwygodniejszym obuwiem w upalne dni i podczas korzystania z prysznica poza domem. Doskonale też uchronią stopę przed skaleczeniem szkłem czy ostrym kamieniem. Odpowiednio dobrane zabezpieczą dziecko przed poślizgnięciem się i ewentualnym zarażeniem grzybami. Aby starczyły na dłużej, warto kupić modele solidnie wykonane, odpowiednio wyprofilowane, niepowodujące otarć, przewiewne, lekkie i wodoodporne. Nie zapomnijmy też o ciekawym wzornictwie, aby dziewczynkom się podobały i były przez nie chętnie noszone.
Modne plażowe klapki dla dziewczynek
Szukasz idealnej stylizacji na Święta – ale nie tylko dla siebie, a również dla swojej córki? Sprawdź nasze propozycje i zobacz, w czym możecie obie zabłysnąć! Mama to wyrocznia stylu dla małej dziewczynki – nic zatem dziwnego, że często córki chcą ubierać się tak, jak ich mamy. Rodzinne święta to doskonała okazja do tego, aby stworzyć dwie spójne ze sobą stylizację i stworzyć prawdziwie modny team! Damy w czerwieni Czerwony to idealny kolor na święta – pasuje do niemalże każdego typu urody i do każdego stylu. Może być noszony kobieco, nonszalancko, a nawet przewrotnie. A jak czerwony połączyć w stylizacji dla dwóch pokoleń? Tego wieczoru zdecyduj się na kobiecą sukienkę – ale w luźniejszym, nieco bardziej „domowym” stylu. Najlepiej, jeśli będzie bawełniana i delikatnie przylega do ciała. Długość do kolan będzie idealny – elegancka, ale wciąż swobodna. Do sukienki dodaj cienki pasek w talii, np. czarny lub złoty. Koniecznie załóż obcasy – postaw na sprawdzoną klasykę i zdecyduj się na model z delikatnym czubem. Niech buty nie będą jednak nudne – doskonałym pomysłem są złote szpilki! Na ramiona zarzuć delikatny, bawełniany sweterek, włosy zwiąż w luźnego koka. Wystarczy dodać złotą bransoletkę, pierścionek z dużym oczkiem i delikatny naszyjnik. Dla córki wybierz czerwoną spódniczkę, koniecznie rozkloszowaną. Może być z bawełny lub tiulu – zależy od preferencji dziewczynki. Do tego jasna koszula i białe rajstopki. W tej stylizacji również postaw na złoto i wybierz złociste buciki. Jeśli córka jest modnisią – podaruj jej złotą, małą torebkę. Stylizację uzupełnij czerwona kokardą lub ozdobną opaską. Gotowe! Świąteczny luz Jeśli wybieracie się na świąteczny obiad w rodzinnym gronie, możecie pozwolić sobie na odrobinę luzu w stylizacji. Co powiesz na „brzydkie” swetry? Swetry ze świątecznymi nadrukami to trend, który z roku na rok zdobywa coraz więcej zwolenników! Sprawdź, w czym tkwi jego magia – a sama się w nim zakochasz! Wybierz głównego bohatera stylizacji – czyli świąteczny sweter z zabawnym nadrukiem. Wokół niego zbudujesz stylizację, która powinna składać się z bardziej eleganckich rzeczy. Postaw na spodnie w kratkę i klasyczne, czarne szpilki. Pod sweter możesz założyć białą koszulę – niech jej końce lekko wystają spod ubrania. Włosy ułóż w delikatne fale, a w uszy zepchnij ozdobne, świąteczne kolczyki. Stylizacja niby zabawna, ale z nutą elegancji. Dla córki również wybierz świąteczny sweter i załóż pod niego koszulę. Podwiń rękawy swetra, aby wyeksponować jej mankiety. Do tego dobierz spodnie w kratkę lub jednolite, ale w mocnym, zdecydowanym kolorze. Wybierz czarne, eleganckie buciki, a we włosy wepnij dużą spinkę. Możecie zaczynać świętowanie! Królowa Śniegu Nawet jeśli na święta Bożego Narodzenia nie będzie śniegu, sama możesz zadbać o mroźny klimat – stawiając na stylizację, w której głównym elementem jest biel. Wybierz białą marynarkę i delikatnie podwiń jej rękawy. Noś ją rozpiętą, a pod spód załóż jasną koszulkę w bieliźnianym stylu. Do tego dobierz białe, garniturowe spodnie. Pamiętaj o odpowiedniej, jasnej bieliźnie! Na nogi załóż szpilki – koniecznie w wyrazistym kolorze, np. czerwonym lub zielonym. Z dodatków postaw na stylowy minimalizm – zegarek na bransolecie i delikatne kolczyki-perły. Zrób minimalistyczny makijaż, którego głównym elementem będą czerwone usta. Córka również doskonale będzie wyglądać w bieli. W jej przypadku zdecyduj się na dziewczęcą sukienkę i wybierz dla niej sukienkę. W zależności od fasonu, dobierz złote dodatki – naszyjnik, pasek i opaskę. Buty niech będą kolorowe i eleganckie. Jeśli dziewczynka jest na tyle duża, że pozwalasz jej od czasu do czasu używać kolorowych kosmetyków – pomaluj jej usta delikatnie barwiącym błyszczykiem. White total look gotowy!
Team Mama i ja – 3 świąteczne stylizacje dla mamy i córki
Dlaczego po dodaniu cytryny herbata staje się jaśniejsza, a gorąca lemoniada jest bardziej kwaśna? Jak przyspieszyć dojrzewanie owoców? Co zrobić, by nie płakać podczas krojenia cebuli? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziemy, wykonując doświadczenia w laboratorium od Clementoni. Marka słynie z tematycznych zestawów, które uczą poprzez zabawę. Jak udało się to tym razem? Pytania i odpowiedzi Dzieci, niezależnie od wieku, uwielbiają zadawać pytania. Na część jesteśmy w stanie odpowiedzieć bez problemu, inne sprawiają nam znacznie więcej trudności. Są też takie, które wydają się proste, jednak okazuje się, że nie zawsze wiemy, dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej. Dlaczego napój jest słodszy w gorącej wodzie? Dlaczego jabłko polane sokiem z cytryny nie ciemnieje? Dlaczego ocet usuwa osad z kamienia? Co dodać do wody z płynem do mycia naczyń, aby bańki mydlane były mocniejsze? Moje laboratorium chemiczne udzieli odpowiedzi na te i inne pytania. Ogromną zaletą zestawu jest nie tylko to, że dzieci zdobywają wiedzę poprzez zabawę, lecz także to, że wykonując liczne eksperymenty bazują na znanych im z codziennego życia produktach, takich jak mąka, cukier, sól, kwiaty, warzywa czy owoce. Dzięki temu nowe wiadomości są przyswajane w przyjemny i znacznie bardziej przystępny sposób niż podczas lektury podręcznika do chemii. Zestaw małego chemika W skład zestawu wchodzą: okulary ochronne, zlewki z przykrywkami, probówki z korkami, stojak do probówek, zabezpieczenie probówek, menzurka, lejek, szczotka do mycia pojemników, szpatułki, mieszadełko, pipeta, pinceta, papier do filtrowania, balony, różdżka do baniek mydlanych oraz substancje chemiczne: kwas winowy, węglan sodu, uniwersalny papierek wskaźnikowy. Ponadto książeczka z opisami doświadczeń, wyposażenia laboratorium chemicznego (przed rozpoczęciem eksperymentów dziecko dowie się co do czego służy) oraz zasadami bezpieczeństwa. Zestaw Clementoni przeznaczony jest dla dzieci od 8. roku życia, jednak z zastrzeżeniem, że eksperymenty powinny być przeprowadzane pod okiem osoby dorosłej. Teoria i praktyka W książeczce znajdziemy opisy 153 ćwiczeń/doświadczeń dotyczących m. in. związków chemicznych, mieszanin, roztworów i reakcji, a ponadto wiele przydatnych informacji, np. jak posługiwać się skalą pH albo układem okresowym pierwiastków, czym są wskaźniki chemiczne, w jaki sposób wykorzystać reakcje chemiczne w codziennym życiu. Niektóre ćwiczenia są proste, np. sprawdzenie objętości cieczy znajdującej się w pięciu probówkach czy przyklejenie sznurka do kostki lodu za pomocą soli, a inne bardziej złożone, np. wykorzystujące przygotowane we wcześniejszych doświadczeniach wskaźnik z soku czerwonej kapusty albo wodę zdemineralizowaną. Polecenia i opisy doświadczeń są krótkie i przedstawione w zrozumiały. Opatrzone przejrzystymi ilustracjami. Nawet najprostsze ćwiczenia, które są poleceniami typu: „przyjrzyj się konsystencji żelu” albo „zaobserwuj, jak wygląda dym, gdy napotka na swej drodze promień światła”, uczą dziecko czegoś nowego, ponieważ w przystępny sposób wyjaśniają, dlaczego widzi to, co widzi. Minusem jest to, że wielu materiałów potrzebnych do eksperymentów nie ma w zestawie. Część z nich przeważnie posiadamy w domu, np. mleko, sól czy pieprz, ale już czerwoną kapustę, maleńki kawałek żelaza albo płatki fiołka czy irysa niekoniecznie… Dziecko może być rozczarowane tym, że nie wszystkie doświadczenia będzie mogło przeprowadzić w danej chwili, warto więc wcześniej przygotować listę niezbędnych elementów. Ogólnie jednak cały zestaw oceniam jak najbardziej na plus – dzięki ilości i różnorodności doświadczeń mały chemik z pewnością szybko nie znudzi się zabawą w laboratorium. Znajdzie tu dużo ciekawych informacji, które może wykorzystać w szkole, ale też po prostu w życiu codziennym – będzie lepiej rozumiał otaczający go świat i rozmaite zjawiska.
Moje laboratorium chemiczne – test zestawu edukacyjnego od Clementoni
Tybet to bardzo niezręczny i niełatwy temat. Z jednej strony sprawa wydaje się jasna i powszechnie znana, z drugiej jednak nie jest już tak kolorowo, a w tle książki znajdziemy mnóstwo bólu, poświęceń i nocnych ucieczek. To wątek, który prawdopodobnie jeszcze długo będzie parzył wszystkie zainteresowane strony. Wolny Tybet Książka „Brat Dalajlamy” nosi podtytuł „Moja historia walki o Tybet” i właściwie można powiedzieć, że to ją doskonale podsumowuje. Jednym z autorów i zarazem bohaterem, o ile w tym wypadku można tak powiedzieć, jest starszy brat Dalajlamy XIV. O ile sam przywódca słynny jest w świecie jako polityk i przewodnik duchowy, o tyle jego brat jest już postacią znaną w nieco mniejszym kręgu, ale równie barwną i kontrowersyjną. Jako osoba niezwiązana z zakonem mógł poświęcić się walce o swoje państwo nieco intensywniej. Widać wyraźnie, że książka będzie miała bardzo osobisty wydźwięk. Jest to o tyle istotne, że większość przekazów na temat tego, co dzieje się wokół tak małego państwa, zatrzymuje się na danym obszarze geograficznym. Mimo wszelkich starań i zaznaczania problemu, wciąż jest to sprawa Chin i ludu w Himalajach. Jednak tym razem to sprawa bardzo osobista. Dwie strony medalu Konflikt wokół Tybetu, jak każdy, ma oczywiście przynajmniej dwie narracje – zależnie od tego, która strona akurat się wypowiada. Aczkolwiek teraz nie chodzi o to, by przedstawiać chiński punkt widzenia. Niemniej jednak współautorka postanowiła zająć bardziej sceptyczne stanowisko i w ten sposób w książce powstało szerokie pole do dyskusji. Nie ukrywam, że takie rozwiązanie zdecydowanie dodaje tej opowieści pewnej wiarygodności. Gdyby autorem pozostał tylko Thondup, prawdopodobnie mielibyśmy do czynienia z książką barwną, przejmującą i bardzo osobistą. A tymczasem otrzymujemy potężny zastrzyk prywatnych wspomnień i emocji podany w niebudzący podejrzeń sposób. Smutna prawda Problem ze zrozumieniem sytuacji w Tybecie często wynika także z tego, że nie potrafimy się odnaleźć w podobnej sytuacji ani dostrzec analogii w historii własnego kraju. Ta książka prawdopodobnie również nie pobudzi nikogo do złapania za broń i wyzwalania uciśnionych. Być może spowoduje jednak zmianę czyjegoś statusu na Facebooku, a to już może okazać się krokiem w dobrą stronę. Autorzy na pewno będą wdzięczni, jeśli czytelnik wykaże się jakąkolwiek reakcją, bo będzie to oznaczało, że dowiedział się czegoś więcej. Tym sposobem podtrzyma nadzieję, że sytuacja tego kraju kiedyś wreszcie się poprawi. Być może czytelnicy wyniosą z lektury tej książki również chęć poszanowania siebie wzajemnie, by w przyszłości móc zapobiegać podobnym konfliktom. Wolny Tybet to nie jest łatwy temat, a książka „Brat Dalajlamy”nie jest łatwą książką. Ale nikt nie mówił, że musi być lekko i zawsze z górki. Jeśli nie boicie się trudnych spraw, to historię Gjalo Thondupa możecie nabyć na Allegro już za ok. 23 PLN. Książka dostępna jest również w wersji elektronicznej za ok. 35zł. Źródło okładki: www.czarne.com.pl
„Brat Dalajlamy” Gjalo Thondup, Anne F. Thurston – recenzja
Święta za pasem, a my zastanawiamy się, jakie wino powinno pojawić się na naszym wigilijnym stole. Nie jest to jednak łatwe zadanie, biorąc pod uwagę różnorodność serwowanych dań na polskich stołach. Podpowiadamy, jak dobrać najlepszy trunek, z czym go podawać i jakiego rodzaju kieliszków nie może zabraknąć. Tradycja nakazuje, aby na wigilijnym stole pojawiło się wino. Jakie zatem będzie dobrze komponować się z rybami, pierogami i kapustą? Jakie wybrać do świątecznego piernika, makowca, a jakie do karpia? Poniżej kilka wskazówek, którymi należy się kierować, dokonując wyboru. Jakie wino do jakich potraw? Głównym daniem, które zazwyczaj jest podawane na początku wieczerzy wigilijnej jest ryba. W przypadku smażonego karpia doskonale sprawdzi się wino białe, najlepiej wytrwane – Chardonnay. Kiedy nie przepadamy za wytrwanym winem, możemy postawić na gatunek półwytrawny, jednak stosując się do postnego charakteru, powinniśmy wybrać pierwszą wersję. Z daniami rybnymi, nieco lżejszymi – jak karp w galarecie, idealnie współgrać będzie owocowe wino białe, np. młody Riesling 2010. Kiedy zaś przychodzi pora na potrawy bardziej ciężko strawne, pierogi czy paszteciki z grzybami, wtedy lepiej podać wino czerwone. Dobrym wyborem tutaj będzie Bordeaux. Nie możemy zapomnieć o tradycyjnych świątecznych ciastach. Na naszym wigilijnym stole najczęściej pojawiają się makowce, serniki i pierniki. W tym przypadku sprawdzą się wina słodkie i deserowe. Do makowca czy ciasta z rodzynkami świetnie pasuje Tokaj, a z kolei do piernika wino czerwone, akcentowane korzenną nutą. Tradycyjny porządek podawania wina Według odgórnie przyjętych zasad na początku kolacji czy przyjęcia powinniśmy podać wino wytrwane. Pierwsze serwujemy białe, a następne w kolejności jest czerwone. Wyjątkiem od reguły może być aperitif, który zdarza się być półsłodki. W trakcie posiłku może pojawić się nawet kilka gatunków wina, ale lepiej jednak postawić na jeden. Pamiętajmy, że najpierw podajemy naszym gościom wina lekkie, a dopiero potem cięższe, bardziej wyrafinowane w smaku. Dzięki takiemu rozplanowaniu mamy gwarancję, że każde kolejne wino, które podamy będzie smakować coraz to lepiej. Jakie kieliszki wybrać? Równie ważną kwestią jest dobór odpowiednich kieliszków. Każdy rodzaj wymaga innego szkła. Podstawą jest jakość. Powinny być wykonane z bezbarwnego, cienkiego i gładkiego szkła, tak by kolor trunku był dokładnie widoczny. Wino białe podajemy w kieliszkach na długie nóżce, z małą czaszą. Krawędzie delikatnie zwężają się ku górze i w ten sposób na dłużej zatrzymują aromat wina. Kieliszki do wina białego, w odróżnieniu od tych, w których podaje się wina czerwone, są zazwyczaj odrobinę wyższe. Smukłe szkło sprawia, że wino pozostaje w nim dłużej schłodzone. Jeśli chodzi o wino czerwone, wyróżnia się dwa typy kieliszków: Kieliszek„Bordeaux” – charakteryzuje się nieco większą wysokością i szerokością dna. Jego zwężający się ku górze kształt sprawia, że idealnie skupia w sobie aromat wina i doskonale wydobywa walory smakowe. Kieliszek „Burgund” – nóżka znacznie wyższa od pozostałych kieliszków. Szyjka jest celowo zwężona, aby zapobiegać wczesnemu zwietrzeniu wina. Pamiętajmy, aby wino przez nas podane nie tylko idealnie komponowało się z potrawami, ale i zostało podane w określonym porządku podczas naszej kolacji wigilijnej. Niezależnie jednak od tego, jakie wino wybierzemy, musi być ono odpowiednio schłodzone. Im słodsze, tym bardziej musimy mieć to na uwadze. Powinniśmy podawać je w temperaturze od 8-10 stopni Celsjusza.
Wybieramy wino i kieliszki do wigilijnej kolacji
Kiedy mówi się o owadach w ogrodzie, zazwyczaj wyobrażamy sobie watahy mszyc, meszek i komarów. Tymczasem większość owadów jest pożyteczna. Naszym celem jest więc zwabienie ich. Owady drapieżne odgrywają dużą rolę w zwalczaniu szkodników, dlatego tak istotna jest ich obecność w ogrodzie. Ze względu na plony w ogródku chętniej wchodźmy w zażyłość z drapieżnikami niż z wegetarianami, gdyż aktywnie uczestniczą w zapylaniu roślin. Kiedy już zwabimy odpowiednie owady do naszego małego ekosystemu, ten sam zadba o właściwą kondycję, a szkodniki przestaną być uciążliwe. Biedronki Wszyscy kochają biedronki, ale zapewne nie wszyscy wiedzą, że są one bardzo pożyteczne. Biedronka wygląda niegroźnie, a jednak jest drapieżnikiem! Zarówno dorosłe osobniki, jak i larwy biedronek żywią się owadami o miękkim odwłoku, takimi jak mszyce, przędziorki czy wełnowce. Dlatego warto zasadzić w ogrodzie rośliny, które przyciągną ten gatunek owadów. Są nimi dzięgiel, koper włoski, zwykły koper ogrodowy, kminek, kolendra, lubczyk, śliwa, parzydło, róża, pięciornik, tawuły, aronie, pigwowce, głogi, jarzęby, jarzębiny, czeremchy, złotliny, wiśnie, jabłonie oraz krwawnik i macierzanka. Biedronkami nazywamy nie tylko dobrze nam znane czerwone owady w czarne kropki. W ostatnim czasie zrobiło się głośno o azjatyckich gatunkach biedronek zwanych arlekinami. Niektóre z nich do złudzenia przypominają naszą rodzimą biedronkę siedmiokropkę (Coccinella septempunctata) czy dwukropkę (Adalia bipunctata). Są one na tyle ekspansywne, że zajmują żerowiska tubylczych gatunków. Również ich larwy wyglądają podobnie. Czasem z braku pokarmu mogą zjadać larwy i jaja innych biedronek. Niekiedy można również spotkać biedronki żółte (Psyllobora vigintiduopunctata) lub czarne z kremowymi plamkami (Sospita vigintiguttata). Niezależnie jednak od ubarwienia, wszystkie gustują w mszycach. Są więc naszymi sprzymierzeńcami. Muchówki Owady z rodziny bzygowatych, nazywane również muchami kwiatowymi, często są mylone z osami i pszczołami. Podobnie jak w przypadku biedronek larwy muchówek żywią się mszycami. W przeciwieństwie do pozostałych pożytecznych owadów pojawiają się już wczesną wiosną, dzięki czemu zbiory truskawek i malin są obfitsze i wolne od szkodników. Muchówki szczególnie lubią kwiaty o silnym zapachu, takie jak nagietki czy koper włoski, nie pogardzą też roślinami o dużych kwiatach przyciągających barwą. Do muchówek należą złotooki, które również zjadają szkodniki takie jak mszyce, czerwce, przędziorki czy zwójki. Trzmiele Trzmiele są potocznie nazywane bąkami, choć nimi nie są. W rzeczywistości należą do tej samej rodziny co muchy (rodzaj Bombus). Trzmiele obok pszczół są najbardziej pożytecznymi owadami ze względu na zapylanie roślin i odgrywają znaczącą rolę w ekosystemie. Te owady żywią się nektarem kwiatów. Żyją w koloniach podobnie jak pszczoły, ale w przeciwieństwie do nich zakładają gniazda w ziemi lub w ściółce liściowej. Jeśli chcemy zwabić tych sojuszników do ogrodu, zasadźmy hyzop, lawendę, szałwię, tojeść, rozmaryn, facelię, dalię, naparstnicę, koniczynę. Również uprawa drzew i krzewów owocowych sprzyja wizytom trzmieli. Pszczoły Pszczoły to najbardziej pożyteczne owady. Choć ich żądła odstraszają, to jednak świadomość tego, że bez nich życie na Ziemi byłoby niemożliwe, często hamuje mordercze zapędy ludzi. Poza tym kto nie lubi zdrowego słodkiego miodu?! Pszczoły oprócz nektaru kwiatów zbierają również spadź z mszyc. Owady te szczególnie lubią lipy ze względu na ich miododajność. Kwitnąca lipa niemal lepi się od nektaru, a wtedy przyciąga ich najwięcej. Motyle Każdy chce je gościć w ogrodzie. Te urocze, kolorowe owady stwarzają sielski, magiczny nastrój. Motyle najczęściej żywią się nektarem kwiatów, jednocześnie je zapylając. W ten sposób stymulują dalszy rozwój rośliny. Możemy je przyciągnąć roślinami o dużych kwiatach. Pamiętajmy jednak o tym, że zanim motyle zachwycą nas swoim pięknem, są najpierw gąsienicami. A one również muszą coś jeść. Ważne jest więc, jakie motyle zapraszamy do ogrodu. Niektóre, niestety, mogą go spustoszyć. Należą do nich błyszczek jarzynówka, bielinek kapustnik, piętnówka kapustnica, namiotnik jabłoniowy i wszelkiego rodzaju zwójki. Fruczak gołąbek (Macroglossum stellatarum) to gatunek motyla przylatującego do nas z południa Europy. Nazywany jest niekiedy motylem kolibrem, gdyż pobiera nektar z kwiatu podczas lotu. Jest to duży motyl o rozpiętości skrzydeł 4-5 cm (nawet do 7 cm). Nie jest on szczególnie piękny, w stanie imago jest podobny do ćmy. Ma charakterystyczną, długą, zwiniętą trąbką, którą pobiera pokarm. Ten gatunek motyla upodobał sobie osty, petunie i floksy. Kiedy jest w stadium gąsienicy, ma poprzeczne prążki i charakterystyczny kolec na odwłoku, a wówczas często żeruje na liściach. Gąsienice upodobały sobie szczególnie wiciokrzew i przytulię czepną. Żuki i chrząszcze Ziemny chrząszcz nocny jest nienasyconym drapieżnikiem żywiącym się ślimakami, larwami szkodników roślin kapustnych oraz innymi szkodnikami żyjącymi w glebie. Najskuteczniejszym chrząszczem ślimakożercą jest szykoń (Pterostichus melanarius), z rodziny biegaczowatych – czarny (17 mm długości), połyskujący, z czarnymi nogami i czułkami oraz karbowanym odwłokiem zwężającym się ku tyłowi. O ile jego dieta to w 90% ślimaki, o tyle nie pogardzi również truskawką lub zbożem, należy go więc trzymać z dala od tego typu upraw. Drapieżniki Owady drapieżne to nasi sprzymierzeńcy w walce ze szkodnikami warzyw i kwiatów. Żywią się larwami zawisaka żerującego na pomidorach, wciornastkami, przędziorkami, nimfami koników polnych i małymi gąsienicami. Należą do nich ważki, modliszki, chrząszcze i szerszenie. Można je łatwo zwabić do ogrodu, sadząc kwitnące grupy krzewów (hortensja, azalia, irga) czy traw. Ponadto ważki są pomocne przy utrzymywaniu populacji komarów pod kontrolą, a to one są największą zmorą ogrodów. Pająki Pająki nie cieszą się szczególnym powodzeniem wśród większości ludzi ze względu na odstraszający wygląd. Niektóre mogą ugryźć, ale w rzeczywistości są bardzo pożyteczne. Żywią się bowiem muchami, komarami, konikami polnymi, mrówkami, mszycami i wieloma innymi niechętnie widzianymi w ogrodzie owadami. Ich sieci stanowią pułapkę nawet dla najmniejszych muszek. W zależności od tego, jakie rośliny posadzimy w ogrodzie, w dużej mierze zależy, które owady poczują się do niego zaproszone. Możemy też pokusić się o zamontowanie w ogrodzie pasieki lub modnego ostatnio „hotelu dla owadów”. Obowiązuje zasada: im więcej miododajnych, kolorowych i kwitnących roślin, tym więcej owadów. Miejmy nadzieję, że w większości pożytecznych. A im więcej pożytecznych owadów, tym mniej szkodników, co wpływa na plony, kwitnienie i ogólny rozwój ogrodu. )
Pożyteczne owady w ogrodzie – jak je zwabić?
Zaktualizowaliśmy dziś Załącznik nr 2 i Załącznik nr 4 do Regulaminu Allegro oraz Regulamin Sklepów Allegro. Zaktualizowaliśmy dziś Załącznik nr 2 i Załącznik nr 4 do Regulaminu Allegro oraz Regulamin Sklepów Allegro. Zmiany te są związane z zamknięciem programu Standard Allegro oraz wprowadzeniem usługi zapakuj na prezent. Nowe brzmienie tych dokumentów przedstawiamy w plikach: zmiany dotyczące Standardu Allegro zmiany dotyczące usługi zapakuj na prezent Dodane fragmenty zaznaczyliśmy w nich na zielono, a usunięte - na czerwono.
Zmiany w Regulaminie Allegro i Regulaminie Sklepów Allegro
Opony to istotny element składowy samochodu, o który należy odpowiednio zadbać. O ile takie czynności jak prawidłowe wyważenie, dobre napompowanie czy właściwe ciśnienie to rzeczy oczywiste dla każdego kierowcy, o tyle wielu z nich ignoruje taki element, jak właściwa konserwacja. Na czym ona polega i jak ją wykonać? Jak długa jest żywotność opon? Wymiana opon w wozie powinna mieć miejsce raz na dziesięć lat – o ile wcześniej nie będzie się odczuwać znacznego pogorszenia ich jakości. Jeżeli opony użytkowane są od ponad pięciu lat, co najmniej raz w roku powinien nastąpić ich przegląd. Warto także zwracać uwagę na nietypowe zjawiska, jak hałas czy dziwne ściąganie pojazdu – mogą one świadczyć o konieczności dokładnego przyjrzenia się oponom. Dłuższą ich żywotność i lepsze sprawowanie się na drodze zapewnić może właściwa, regularna konserwacja. Przed przystąpieniem do niej należy usunąć z opony drobne elementy (np. żwir), a następnie przemyć ją z zanieczyszczeń ciepłą wodą – może być z dodatkiem odpowiednich środków. Czym konserwować oponę? box:offerCarousel Do konserwacji opon przeznaczona jest cała gama specjalnych produktów. NIELSEN Brillance to środek kosmetyczny, zapewniający oponie połyskującą warstwę silikonową. Nakłada się go na suchą i oczyszczoną oponę w dwóch warstwach – pierwsza daje efekt półmatowy, druga zapewni wysoki połysk. Można stosować go zarówno na opony całoroczne, jak i sezonowe. Farba STIX-BLACK łączy w sobie dwie cechy – służy zarazem do konserwacji, jak i malowania opon na kolor czarno-matowy. Dzięki swoim właściwościom zabezpiecza mikropęknięcia, konserwuje gumę oraz kryje wszelkie ślady (np. po kredzie). Farby tej można używać za pomocą pędzla lub urządzeń natryskowych. box:offerCarousel Podobna propozycja to czernidło w sprayu Moje Auto. Zdaniem producenta, jest to środek, który, regularnie stosowany, pomoże oponie w zwiększeniu elastyczności. Oprócz standardowego przygotowania do konserwacji nie jest potrzebne jej szczotkowanie ani rozprowadzanie. Czernidło nie tylko pomaga w uzyskaniu połysku, ale również tworzy warstwę zapobiegającą pękaniu gumy. Od momentu nałożenia środka do jego wyschnięcia mija ok. 15 minut. Natomiast Pneubell ATAS umożliwia nie tylko nadanie żywszych kolorów oponie, ale również konserwuje ją i ochrania przed promieniowaniem ultrafioletowym, co wydłuża żywotność każdej opony. Nanosi się go gąbką lub pędzelkiem. Uszczelniacze opon box:offerCarousel Osobną, specyficzną kategorię produktów stanowią uszczelniacze opon. Są to tzw. „łatki w sprayu”, które przynoszą doraźną pomoc w przypadku złapania gumy. Uszczelniacz opon VW Audi Seat 1K0012619 przeznaczony jest do części jezdnej opony, gdzie załata dziurę o rozmiarze do 5 mm. SLIME to producent specjalizujący się w tego typu uszczelniaczach. Jego preparat Quick Spair - Koło Zapasowe i inne z serii radzą sobie z przebiciami do 4 mm. Należy jednak pamiętać, że jest to prowizoryczne rozwiązanie, które pomoże tylko w miarę sprawnie dojechać do najbliższego mechanika lub stacji benzynowej i nie powinno stosować się go na odcinkach powyżej 3 km. Ile kosztuje konserwacja pojazdu? Ceny tego typu specyfików nie powinny stanowić problemu dla przeciętnego kierowcy. Najtańsze środki do konserwacji opon kosztują już 6 zł, a przeciętnie jest to wydatek od 25-70 zł. Droższe kosztują ponad 100 zł, a najdroższe – kilkaset. Cena jest uzależniona nie tylko od marki czy producenta, ale również pojemności. Kosztujący 999 zł Rubber Plus Cleaner Autoglym to aż 25 litrów – jednak tego typu ilości przeznaczone są bardziej dla warsztatów samochodowych i firm mających własną flotę niż dla przeciętnego użytkownika.
Czym konserwować opony?
Jakkolwiek odczuwam z tego powodu ogromny wewnętrzny protest, tak jednak nie mogę temu zaprzeczać: mimo wszystkich zdobyczy cywilizacji, zmian w świadomości i postrzeganiu człowieka przez człowieka, nadal żyjemy w świecie patriarchalnym. Patriarchat ma to do siebie, że niestety jest wynikiem społecznego przyzwolenia. I w związku z tym to na kobietę spadają wszystkie obowiązki. I, ile byśmy nie zaprzeczały same sobie, że nasze związki są partnerskie, że mamy w domu równo rozłożone obowiązki, to, gdy przychodzą na świat dzieci, ich obecność w domu wszystko weryfikuje i otwiera kobiecie oczy na prawdę oczywistą. Mężczyzna umywa ręce Główną bohaterką Zostaw mnie jest Maribeth Klein, która jest naprawdę szczęśliwą matką i żoną. Bliźniaki są radością jej życia – długo walczyli z mężem, Jasonem, o to, by w ogóle mogły się pojawić na świecie. Jednakże to szczęście jest przytłumiane ilością obowiązków. Kobieta jest zabiegana, zapracowana i ciągle musi myśleć o wszystkim, bo jej maż genialnie potrafi umyć ręce od domowych zajęć. Praca, codzienne zmagania, by w życiu bliźniaków wszystko odbywało się jak należy, zmęczenie, stres – to była codzienność Maribeth. Być może taki stan rzeczy trwałby do pełnoletności ich dzieci, gdyby nie zawał kobiety. Zaledwie czterdziestoletnia bohaterka, wydawałoby się w świetnej kondycji, nagle doznaje silnych bólów w klatce piersiowej, które zresztą w codziennym zabieganiu po prostu ignoruje, by wreszcie dotrzeć do granicy wytrzymałości swojego organizmu i ulec silnemu zawałowi. I właśnie to zupełnie zmienia myślenie Maribeth na temat zarówno swojego zdrowia, jak i życia. Złota zasada Podczas każdego szkolenia z zasad bezpieczeństwa, na pokładzie samolotu, personel pokładowy informuje pasażerów między innymi o tym, jak zakładać maskę tlenową, gdyby zachodzi taka konieczność. Wszyscy znają tę złotą, najważniejszą zasadę: najpierw zakładasz maskę sobie, dopiero potem dziecku. Dlaczego? Bo jeśli zasłabnie opiekun, to już dziecku nie będzie w stanie pomóc. Ta reguła również dotyczy codziennego życia. Jeśli rodzic nie zadba o siebie i straci swoje zdrowie, to nie będzie w stanie zatroszczyć się także o swoje potomstwo. Proste, a jednak szalenie skomplikowane do zastosowania na co dzień. Bo jak to nie wykonać wszystkich zadań? Jak nie dopilnować wszystkich szczegółów? Jak się wywinąć od obowiązków? Przecież się nie da, nie można, to jest nierealne. A co jeśli organizm zastrajkuje i jednak trzeba zwolnić? Zaopiekować się wreszcie sobą samym, żeby mieć siłę na opiekowanie się maluchami? Wówczas dobrze by było mieć partnera, który podoła zadaniu wzięcia na siebie ciężaru domowych obowiązków. Jason jednak nie potrafi odnaleźć się w tej sytuacji i zaledwie tydzień po zawale oczekuje od Maribeth pełnej gotowości do powrotu na utarte szlaki rodzinnych powinności. Ucieczka przed życiem? Krok, na który decyduje się Maribeth, wydaje się co najmniej bulwersujący. Żyjemy w społeczeństwie, które obraża się na samolubne matki, wytyka je palcami i chętnie ukamieniuje obelgami. Maribeth odczuwa wszystkie możliwe emocje: żal, strach, złość, niepokój, wewnętrzne rozterki o to, że zostawia swoje dzieci, i poczucie społecznego napiętnowania, gdyby przyznała się do swojego czynu publicznie. Dlatego ucieka anonimowo, przedstawia się pod innym nazwiskiem i przede wszystkim próbuje poddać się takiej rekonwalescencji, jakiej oczekiwała w domu. W spokoju, ciszy, z możliwością odpoczywania tyle, ile tego potrzebuje. Łatwo ocenić Maribeth i jej ucieczkę, łatwo pójść w oskarżenia, jednakże dużo trudniej spróbować ją zrozumieć. Wniknąć w jej uczucia, w jej potrzeby i to, jak bardzo były one spychane na margines potrzeb całej rodziny. Jednak wbrew pozorom, ta dramatyczna decyzja przyniesie w życiu Maribeth wiele nieoczekiwanych, pozytywnych zmian. Pierwszą z nich będzie umiejętność zawalczenia o swoje sprawy, drugą – zdolność rozmawiania, która wcale nie jest najłatwiejsza. Nowa Gayle Forman? Zostaw mnie to pierwsza powieść Gayle Forman przeznaczona dla dorosłego czytelnika. Jej czytelniczki dojrzały i założyły rodzinę, i borykają się z codziennymi problemami. Mimo zmiany odbiorcy swojej twórczości, nadal odnajdziecie tutaj tę samą świetną autorkę Zostań, jeśli kochasz, która uwodzi emocjami i rzeczywistymi zmaganiami życiowymi swoich bohaterów. Która zderza marzenia z brutalnością życia, ale jednocześnie zostawia dużo przestrzeni na szansę zmiany, dostrzeżenie nowych możliwości i zrozumienie także własnych potrzeb. To jest Gayle Forman, którą pokochaliście lata temu za sprawą jej pierwszych powieści i teraz mogę powiedzieć z całym przekonaniem, że znowu wraca na dobre tory w swoje twórczości. Serdecznie polecam! Źródło okładki: www.proszynski.pl
„Zostaw mnie” Gayle Forman – recenzja
Kto podróżuje z małym dzieckiem, doskonale wie, że wynajmowane pokoje nie zawsze są wyposażone w łóżeczka dla najmłodszych. Warto więc kupić własne, zwłaszcza że może ono pełnić różne funkcje. Niewątpliwą zaletą turystycznego łóżeczka jest fakt, że umożliwia podróżowanie bez martwienia się o bezpieczny nocleg dla malucha. Może być także przydatne podczas wizyt u bliższej i dalszej rodziny lub służyć jako kojec do zabawy. Można je zabrać na plażę lub wystawić do ogrodu, by mieć malucha w zasięgu wzroku. Obecne łóżeczka turystyczne pełnią wiele funkcji. Zajmują mało miejsca i z reguły są lekkie. Na co zwrócić uwagę przy zakupie? Na pewno na system składania i rozkładania. Idealne łóżeczko turystyczne to takie, które bez wysiłku i szybko może rozłożyć jedna osoba. Powinno jednak mieć zabezpieczenia zapobiegające złożeniu się w trakcie spania lub zabawy. Przedstawiamy kilka propozycji łatwych w montażu łóżeczek turystycznych. 1. Łóżeczko turystyczne Babyono Babyono jest wygodnym i bezpiecznym rozwiązaniem dla aktywnych rodziców, którzy często podróżują z dziećmi. Ma wygodny materac, pałąk z zabawkami, kieszeń na zabawki i akcesoria. Z powodzeniem może służyć jako przewijak. By je rozłożyć, wystarczy rozstawić boki, docisnąć podłogę i włożyć materac. Wszystkie materiały, z których wykonane jest łóżeczko, są trwałe, łatwe do wyczyszczenia i bezpieczne dla dziecka, a dołączona do zestawu moskitiera chroni przed owadami. Dodatkowo blokada kółek zapewnia wygodne i bezpieczne korzystanie. Spakowane zajmuje mało miejsca, a torba, w którą się go wkłada, ma wygodne uchwyty do noszenia. Cena: 249 zł. 2. Łóżeczko turystyczne JOY Ma system szybkiego rozkładania i składania kojca. Ponadto w zestawie znajdują się: materacyk, moskitiera, przewijak, karuzela z dźwiękami, światełkami i trzema zabawkami, półki na akcesoria i pieluszki, uchwyty do nauki wstawania, torba z otworami na koła ułatwiające transport. Wejście znajduje się z boku i zapinane jest na zamek błyskawiczny. Łóżeczko turystyczne Joy wyposażone jest też w podwójne zabezpieczenie przed złożeniem, czyli dodatkowy przycisk zwalniający blokadę. Po złożeniu zajmuje niewiele miejsca (76 cm x 20 cm x 20 cm). Cena: 299 zł. 3. Łóżeczko turystyczne Bomiko Basic Bomiko Basic to praktyczne łóżeczko turystyczne i kojec w jednym. Ma: wygodny system składania i rozkładania, wejście boczne zapinane na suwak, jeden poziom położenia materacyka oraz małe wymiary po złożeniu. Waży niespełna 9 kg. W komplecie znajduje się torba do przenoszenia łóżeczka. Cena: 175 zł. 4. Łóżeczko turystyczne Suzie To łóżeczko świetnie się sprawdzi zarówno w domu, jak i na wyjazdach. Ma szybki i bezpieczny system składania do małych wymiarów. Aby ułatwić dziecku samodzielne wychodzenie z łóżeczka, zastosowano okno otwierane suwakiem. Specjalna konstrukcja zabezpiecza przed przypadkowym złożeniem łóżeczka. Miękki materac wykonany jest pianki wysokiej jakości, o podwyższonej elastyczności i wytrzymałości. Łóżeczko turystyczne Suzie ponadto ma moskitierę, która chroni malucha przed ukąszeniami owadów. Uchwyty EasyGetUp wspomagają naukę wstawania i poprawiają motorykę. Cena: 158,90 zł. 5. Łóżeczko turystyczne Milly Mally Milly Mally jest przeznaczone zarówno dla noworodków, jak i dla starszych maluchów. Z powodzeniem może służyć jako turystyczne łóżeczko oraz jako kojec do zabawy. W zestawie znajduje się moskitiera oraz torba do transportu. Model dostępny w szerokiej palecie barw. Cena: 219 zł.
Łóżeczka turystyczne - 5 sprawnie składających się modeli
W jaki sposób szybko wyremontować łazienkę? To pytanie zadaje sobie niemal każdy, kto planuje odmienić wnętrze tego pomieszczenia. Wydawać by się mogło, że jeśli chodzi o łatwe i szybkie metamorfozy, łazienka jest jednym z najtrudniejszych i najbardziej wymagających wnętrz. Nic bardziej mylnego. Jeśli odpowiednio rozplanujesz prace i użyjesz odpowiednich narzędzi, już po kilku dniach będziesz mógł wziąć długą, relaksującą kąpiel w pachnącej nowością łazience. Położenie płytek oraz przygotowanie pod nie ścian jest czasochłonne, wymaga specjalistycznej wiedzy, nie należy do najprostszych czynności i przede wszystkim powinno zostać wykonane przez fachowca. Sami, nie posiadając takich zdolności, nie powinniśmy się za to zabierać, ale jeśli nie mamy zbyt dużych funduszy na remont, nie będziemy mogli wynająć także ekipy remontowej. Istnieje jednak sposób na nadanie łazience nowego wyglądu i stylu przy użyciu farby łazienkowej. Wybierzmy tę najlepszą. Odporna na wilgoć Ściany w łazience można pomalować farbą do zwykłych, domowych pomieszczeń. Z jednej strony jest to prawda, ponieważ nikt nie może ci tego zabronić. Z drugiej strony musisz być przygotowany na to, że już po kilku dniach, a maksymalnie po tygodniu farba na ścianie zacznie się łuszczyć i odpadać. Jest to spowodowane małą tolerancją na wilgoć farb do zwykłych, niewymagających pomieszczeń, a w przypadku łazienki tolerancja ta jest podstawą, na której powinien opierać się wybór farby już na jego początkowym etapie. Nawet z najlepszą wentylacją łazienki nie da się odprowadzić tyle wilgoci, aby zapewnić farbie optymalne warunki. Dlatego nie próbuj zaoszczędzić 20-30 złotych na farbie, która źle dobrana zrujnuje całą metamorfozę łazienki i wybierz farbę łazienkową odporną na wilgoć. Odporna na ścieranie Zabrudzić łazienkową ścianę wcale nie jest tak trudno, jak mogłoby się wydawać. Pasta do zębów i balsam do ciała, które wystrzeliły z tubki zdecydowanie zbyt szybko pozostawiają na ścianach brzydki, tłusty osad. Tak byłoby w przypadku klasycznej farby lub tej nieodpornej na ścieranie. Na rynku dostępnych jest kilka farb lateksowych, cechujących się wyższą odpornością na kontakt z wodą, środkami czyszczącymi czy też ostrą stroną gąbki. Aby wybrać tę, która poradzi sobie z zabrudzeniami, pojawiającymi się w twojej łazience najczęściej, pooglądaj ich testy wytrzymałości lub poszukaj opinii w internecie. Kolor dopasowany do charakteru Nie daj sobie wmówić, że w łazience najlepiej sprawdzają się jedynie białe farby. Owszem, ze względu na często małe lub bardzo małe łazienki najlepiej jest zastosować białą farbę, która pomoże optycznie powiększyć pomieszczenie, ale można wybrać także mocny kolor i rozjaśnić go odpowiednim oświetleniem. Jak to zrobić? Decydując się np. na czerwoną lub nawet czarną farbę, koniecznie zadbaj o odpowiednie dodatki. Do czerwieni i odcieni wina czy wiśni dobieraj dodatki złote lub srebrne i dużo, dużo lamp i kinkietów. Jeśli zależy ci na wnętrzu oryginalnym, postaraj się zestawić czerwień z jasnym drewnem. Drewno ociepli wnętrze i odciąży czerwień. W wielu klubowych łazienkach, nie tylko tych polskich, ale także i nowojorskich, często na ścianach pojawia się czarny kolor. Jest on bardzo mocny i źle zaaplikowany może zrujnować finalny wygląd łazienki. Jego „ożywienie” natomiast wcale nie jest trudne. Mając czarną farbę łazienkową, zestaw z nią duże lustra i kilka błyszczących elementów np. ramki, czy drobne wazoniki. Na kolor dodatków wybierz jasną zieleń, srebro bądź delikatny, pastelowy róż. Powieś biały plakat w eleganckiej ramie lub czarno-białe zdjęcia i łazienka rodem z najdroższych apartamentów świata gotowa. Czym malować? Do nakładania farby łazienkowej najlepiej sprawdza się zwykły wałek malarski. Wybieraj te, które nie mają tradycyjnego włosia, aby nie pozostawało ono na mokrej farbie, ponieważ zepsuje to finalny efekt. Wybierz pomiędzy wałkiem gąbkowym a tradycyjnym. Do malowania w rogu użyj pędzla lub wałków narożnych. Jest to nowość, która bardzo dobrze sprawdza się w nawet najmniejszych wnętrzach. Nie zapomnij o zabezpieczeniu toalety i umywalki folią malarską oraz swoich własnych ubrań np. kombinezonem malarskim.
Nie tylko płytki – farby łazienkowe
Macie ochotę w zaciszu własnej łazienki urządzić prawdziwe domowe SPA? Teraz to nic trudnego! Twórcy nowego urządzenia wielofunkcyjnego marki Braun obiecują, że dzięki niemu zwykły prysznic zamieni się w ogromną przyjemność. Za pomocą Silk-épil 9 nie tylko przywrócimy gładkość naszej skórze, ale i sprawimy sobie przyjemny masaż, dokładnie oczyścimy pory, a nawet pozbędziemy się wrastających włosków. Czy to prawda? Sprawdziłam! Braun Silk-épil 9 SkinSpa to kolejna odsłona urządzenia do pielęgnacji kobiecego ciała z kultowej serii. Wszystko rozpoczęło się kilka lat temu, kiedy Braun zaczął produkcję depilatorów. Marka z każdą nową edycją urządzeń próbowała wprowadzać do nich kolejne nowości i dodatkowe nakładki powiększające możliwości depilatorów tak, by służyły jeszcze bardziej efektywnie. Bez wątpienia krokiem milowym było wprowadzenie wodoodpornej wersji Silk-épil. Dzisiaj bez trudu znajdziemy na rynku konkurencyjne produkty, ale to właśnie Braun był prekursorem tego typu urządzeń. Depilacja pod wodą, którą umożliwiają depilatory z tej serii, to przede wszystkim mniej bólu! Dzięki obecności świecącej diody Smartlight widzimy, gdzie przyłożyć depilator, więc bez trudu zgolimy każdy włosek. Najnowsze urządzenie również jest wodoodporne i wyposażone w świecącą diodę, a przy godzinnym ładowaniu możemy używać go przez czterdzieści minut. Ten czas wystarczy, aby zafundować sobie domowe SPA. Co znajduje się w pudełku? Wewnątrz oryginalnego opakowania znajduje się dwunastoczęściowy zestaw do pielęgnacji całego ciała, a także wtyczka do ładowania i kosmetyczka do przechowywania sprzętu. Zestaw zawiera: * depilator Braun Silk-épil 9, * nakładkę witalizującą do skóry, * szczoteczkę do głębokiego peelingu, * szczoteczkę do delikatnego peelingu, * nasadki ochronne do przechowywania szczoteczek, * nasadkę do kontaktu ze skórą podczas depilacji, * nasadkę do depilacji twarzy, * szczoteczkę do czyszczenia urządzenia, * szczoteczkę do twarzy, * nasadkę standardową, * nasadkę o ultradelikatnym włosiu, * nasadkę do peelingu. Zastosowanie depilatora Oczywiście Silk-épil w nowej wersji nadaje się do depilacji całego ciała. Urządzenie posiada dwupoziomowy stopień intensywności usuwania owłosienia. Pierwszy poziom to depilacja delikatna, natomiast ustawienie wyższej intensywności sprawia, że włoski są usuwane w niezwykle szybki i wydajny sposób. Dzięki opływowemu kształtowi sprzętu z łatwością wydepilujemy nawet najtrudniej dostępne miejsca na ciele, a możliwość dokonywania zabiegu w kontakcie z wodą zmniejszy stopień bólu. Do depilacji całego ciała mamy dwie nakładki. Możemy wybrać także trzecią, podstawą wersję bez żadnej dodatkowej ochrony. Wersja ta jest, co prawda, najbardziej wydajna, ale bez wątpienia depilacja przy jej użyciu sprawia nieco więcej bólu, nawet podczas golenia pod wodą. Zdecydowanie lepiej depilować ciało nakładką numer dwa, czyli tą chowającą nożyki, ale pozwalającą dosięgać najdrobniejsze włoski. Na drugim poziomie depilacji usuwamy włoski szybko i dokładnie. Bardzo ważne jest, by po każdorazowym użyciu depilatora dokładnie oczyścić go z włosków, a następnie użyć grzebyka dołączonego do zestawu. Dzięki temu przy kolejnym użyciu nożyki będą gotowe do pracy. Delikatna nakładka do depilacji twarzy posiada znacznie mniejszą przestrzeń depilującą, dzięki temu można nią pracować bardziej precyzyjnie. Jednocześnie zmniejszenie powierzchni, na której depilujemy włoski, sprawia, że odczuwamy mniejszy dyskomfort. Oczywiście, jeśli ktoś nie boi się bólu i sprawdził, że poziom depilowania jest dla niego odpowiedni, spokojnie może użyć nakładki do ciała na wąsik, brodę czy baczki. Nakładka do twarzy może również posłużyć podczas depilacji bardzo wymagających i wrażliwych miejsc – pach, okolic bikini, strefy te wymagają więcej cierpliwości i uwagi. Dodatkowa zaleta depilatora Mało kto zwraca uwagę na pielęgnację i depilację skóry ozdobionej tatuażami. Depilator to najlepsza metoda na usuwanie niechcianych włosków z obrazków na ciele. Pozbywanie się ich za pomocą kremu czy klasycznej żyletki mocno wysusza skórę, a laser nie jest dozwolony, gdyż mógłby uszkodzić tatuaż. To właśnie depilator najlepiej i najskuteczniej pozbywa się niechcianych włosków i sprawia, że tatuaże prezentują się pięknie, nie tracą kolorów, a skóra nie jest podrażniona ani przesuszona. Nakładki do pielęgnacji ciała W tej edycji po raz pierwszy twórcy zaproponowali nie tylko wymienne nakładki, ale i głowicę pozwalającą w kilka sekund zmienić depilator w urządzenie do pielęgnacji całego ciała. Wystarczy delikatnie nacisnąć przycisk na korpusie, aby podmienić końcówkę do depilacji na zaokrągloną głowicę do czyszczenia ciała. Do pielęgnacji ciała mamy aż trzy szczoteczki, o których pokrótce opowiem. Szczoteczka witalizująca (kolor zielony): stworzona z delikatnego, gumowego materiału. Zawiera wypustki, którymi delikatnie masujemy ciało. Dobrze przylega do skóry, a dwustopniowe wibrowanie daje możliwość mocniejszego lub lżejszego masażu. Poprawia krążenie krwi, ujędrnienia skórę i nadaje jej przyjemną w dotyku gładkość. Świetnie sprawdza się do masażu ud, pośladków, nóg, a nawet brzucha. Wibrowanie jest przyjemne, ale dość intensywne. Dodatkowym atutem masażera jest przyjemne aplikowanie i masowanie balsamu do ciała na nogi, ręce, brzuch. Szczoteczka do głębokiego peelingu (kolor niebieski): używamy jej do mocnego peelingu całego ciała. Doskonale sprawdza się na udach, nogach, a także pośladkach. Mocne włosy świetnie rozprawiają się z martwym naskórkiem, dzięki czemu ciało jest gładkie i doskonale oczyszczone. Przy mocniejszych ruchach również pobudzamy krew do szybszego krążenia, a przez to zwalczamy pojawianie się tzw. pomarańczowej skórki. Do stosowania maksymalnie dwa razy w tygodniu, gdyż nacisk szczoteczki jest dość mocny, a przecież nie chcemy podrażnić skóry. Szczoteczka do delikatnego peelingu (kolor fioletowy): jest idealna do codziennej pielęgnacji całego ciała. Przyjemna i miękka szczoteczka z łatwością usuwa zanieczyszczenia, ale i przyjemnie masuje skórę, jednak nie tak mocno, jak jej niebieski odpowiednik z zestawu. Spokojnie możemy masować nią całe ciało, a przy regularnym stosowaniu zapomnimy o wrastających włoskach, co z pewnością ułatwi proces depilacji. Myjąc ciało szczoteczką, warto pamiętać, by nie korzystać z żelów zawierających dodatkowy peeling. W zestawieniu ze szczotką myjącą efekt może być zbyt intensywny dla skóry. Wystarczy delikatne mydło lub olejek do ciała. Szczoteczka do twarzy Tym razem twórcy Braun Silk-épil 9 umieścili w zestawie dodatkową, prostą szczoteczkę do mycia twarzy. Zasilana jest przy pomocy dwóch paluszków, a czas jej użytkowania to kilkadziesiąt minut. Dzięki temu powinna służyć przez kilka tygodni na jednym komplecie baterii. Jej kompaktowy, niewielki kształt sprawia, że spokojnie zmieści się do walizki. Malutkie wymienne nakładki są schowane w folie zabezpieczające, więc i one bez szwanku przetrwają każdą podróż. Jakie jest zastosowanie poszczególnych nakładek? Biała nakładka: standardowa, o średniej grubości i twardości. Spisuje się dobrze przy cerze normalnej lub w tych partiach twarzy, które potrzebują większego wsparcia, np. okolice nosa, brody czy czoła. Różowa nakłada: przystosowana do skóry wrażliwej, ze skłonnością do zaczerwienienia, przesuszeń, podrażnień czy alergii. Bardzo delikatne włosie sunie gładko po buzi, dobrze usuwa zabrudzenia, nie podrażniając cery. Nakładka nadaje się wyśmienicie do demakijażu olejkami, nawet okolic oka. Dzięki miękkiemu włosiu możemy stosować ją do codziennej pielęgnacji cery i nie martwić się podrażnieniami. Niebieska nakładka: idealnie sprawdza się przy cerze tłustej, trądzikowej. To także dobra szczotka do męskiej, nieco grubszej skóry. Najlepiej usuwa zanieczyszczenia, idealnie oczyszcza pory i pomaga w wcale z zaskórnikami. Nie polecam jej do codziennego stosowania, gdyż włosie jest twarde, więc może dojść do podrażnień lub pobudzenia produkcji sebum. Warto stosować ją dwa, trzy razy w tygodniu wraz z delikatnym żelem myjącym. Czy warto? Braun Silk-épil 9 to urządzenie, które spodoba się każdej kobiecie lubiącej spędzać dużo czasu pod prysznicem lub w wannie. Depilacja jest szybka, sprawia znacznie mniej bólu (to zasługa superprecyzyjnych nożyków i wodoodpornej budowy), a dodatkowa lampka ułatwia pracę. Ogromnym plusem Silk-épil 9 jest obecność wymiennej głowicy z nakładkami do mycia i masowania. To nowość, która faktycznie jest warta uwagi, gdyż dotychczas elektryczne szczoteczki skupiały się głównie na pielęgnacji twarzy, nie ciała. To idealny prezent dla pań, które walczą z pomarańczową skórką i uwielbiają masaże. Wydaję mi się, że i panowie polubią mocne szczotki do mycia ciała. Najmniej oryginalnie wypada szczoteczka do mycia twarzy. Jest poręczna, ma wymienne wkłady, ale to standardowa opcja, jakich wiele na rynku. W całości zestaw robi pozytywne wrażenie, a słodka kolorystyka zachęca do codziennego stosowania i eksponowania sprzętu w widocznym miejscu w łazience.
Test urządzenia do pielęgnacji całego ciała Braun Silk-épil 9 SkinSpa
Chcesz się wyróżnić na plaży? Zabierz ze sobą modny, wielobarwny ręcznik w egzotycznym kolorze. Ręcznik to podstawowe wyposażenie każdego plażowicza. Służy nie tylko do wycierania się po morskiej kąpieli, ale również jako wygodne miejsce do opalania. Nad rodzimym Bałtykiem ręcznik przyda się w wietrzne dni, bo ochroni nas przed chłodem. Ma swoje zadania do wykonania, ale nie skupiajmy się wyłącznie na jego cechach praktycznych. Jest częścią mody plażowej, więc równie ważny jest jego wygląd i styl. W tym roku w modzie królują kolory soczyste i egzotyczne. Na wszystkich tkaninach wybuchają feerie barw i wzorzyste nadruki. Rajskie ogrody, kolorowe pasy, kwiaty, zwierzęta i nadruki z chwytliwym hasłami zdobią również efektowne ręczniki plażowe. Duży, gruby ręcznik Wybierając idealny ręcznik plażowy, trzeba wziąć pod uwagę także jego rozmiar i grubość. Musi być większy niż zwykły ręcznik kąpielowy. Jednak zbyt duży będzie zajmował sporo miejsca w torbie, trudno z niego wytrzepać piasek, a po zmoczeniu robi się bardzo ciężki. Tak więc dopasujmy go do swojego wzrostu i gabarytów i nie przesadzajmy z wielkością. Warto wybrać lekki i szybko schnący ręcznik z mikrofibry. Nie pozostaje długo wilgotny i można go zwinąć w rulonik, który zajmie niedużo miejsca. Ręczniki z mikrofibry mają piękne, żywe kolory. Możemy wybrać gładki lub z ciekawym nadrukiem. Hitem są różowe flamingi i niebiesko-białe pasy marynarskie. Niezwykłą jakością odznaczają się również ręczniki wykonane z egipskiej bawełny o grubym splocie. Są bardzo chłonne, miłe w dotyku, nie niszczą się podczas użytkowania. Przy tym słyną ze swoich niezwykle nasyconych kolorów – zarówno na gładkich jak i wzorzystych modelach. box:offerCarousel Dobra marka box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Moda plażowa to również wielcy projektanci. Co roku kreatorzy przygotowują kolekcje specjalnie na wakacje. Obok kostiumów kąpielowych, koszy i kapeluszy pojawiają się niezbędne akcesoria dla każdej modnej pani. Ręcznik stał się integralną częścią zestawu starannie przygotowanego na wakacyjne wizyty na plaży. Amerykański projektant Tommy Hilfiger słynie z kontrastowych połączeń nawiązujących do kolorów flagi Stanów Zjednoczonych. Innym jego ulubionym motywem są kotwice i wszelkie inspiracje w stylu marynarskim – granatowo-białe pasy i zwierzęta morskie. Może ręcznik z legendarnym krokodylem? Każdy zna logo i symbol francuskiej marki Lacoste. To synonim sportowej elegancji. Doskonałej jakości ręczniki plażowe Lacoste przyciągają oko egzotycznymi, jaskrawymi barwami i geometrycznymi wzorami. Duże koła, szerokie pasy, szczególnie w wydaniu tęczowym, prezentują się znakomicie skąpane w ostrym słońcu. Wśród polskich producentów ręczników dobrą renomą cieszy się Zwoltex. Ręczniki tej firmy wykonane są z certyfikowanej bawełny, bezpiecznej dla wrażliwej skóry dzieci i dorosłych. Co roku kolekcje wyróżniają się ciekawą stylistyką. W tym roku królują modne, kolorowe pasy, wielobarwne kwiaty i motywy nawiązujące do stylu surferów. Na okrągło box:offerCarousel Klasyczny ręcznik plażowy to prostokąt o wymiarach 130 cm x 200 cm. Bardzo oryginalną propozycją są okrągłe ręczniki we wzory w stylu boho. Zdobią je wielobarwne etniczne printy i obszycie wykonane z frędzli. Odznaczają się niezwykłą miękkością, ale przede wszystkim urzekają urodą. Każda miłośniczka mody w wydaniu boho chętnie zabierze na wakacje piękny, niepowtarzalny ręcznik, np. w różowo-turkusowe wzory przypominające mandalę. Wśród unikatowych modeli znajdziemy też egzemplarz zainspirowany strojami z lat 70. i kulturą hippisów, ozdobiony cieniowaniami wykonanymi techniką tie-dye. Okrągły kształt to również atut zabawnych ręczników plażowych z nadrukami rodem z pop-kultury. Kolorowe, słodkie muffiny, smakowicie wyglądająca pizza czy ogromny hamburger zdobią ręczniki, które spodobają się nie tylko młodzieży. Piasek, słońce i woda – nie ma lepszej scenerii dla kolorowych, egzotycznych tkanin, z których wykonane są modne ręczniki plażowe. Zapewniają komfort i wygodę, podkreślają urodę wielobarwnych kostiumów kąpielowych i pasują do wakacyjnego nastroju.
Najpiękniejsze ręczniki plażowe w egzotycznych kolorach
Komputer jest w dzisiejszych czasach najważniejszym gadżetem dla młodego człowieka. Wybór laptopa, którym chcielibyśmy go obdarować, musi być podyktowany szeregiem czynników. Na rynku pełnym podobnych do siebie modeli o niewiele mówiących nazwach łatwo popełnić błąd. Czym więc się kierować przy zakupie i które konkretnie sprzęty warto kupić? Laptop laptopowi nierówny Zanim w ogóle zaczniemy rozglądać się za konkretnym modelem laptopa, który zechcemy sprawić naszej pociesze, najpierw musimy przyjrzeć się… jej samej. Nie ma laptopów uniwersalnych – są tylko takie, które takie udają, spełniając wszystkie wymagania w stopniu niskim i działając ze wszech miar poprawnie, ale na żadnym polu nie mając dobrych osiągów. Jeżeli więc dysponujemy ograniczonym budżetem, ale jednak chcielibyśmy zakupić jak najlepszą maszynę, powinniśmy przede wszystkim zastanowić się, do jakiego typu zadań nasz nastolatek bądź nastolatka będzie go wykorzystywać. Zupełnie innych parametrów będziemy bowiem oczekiwali od komputera, który ma się sprawdzić do obróbki grafiki czy montowania wideo, a zupełnie coś innego będzie ważnego w przypadku zapalonego gracza. Na szczęście do czysto biurowych zastosowań nada się praktycznie każdy laptopi jeżeli nasz młodzian będzie głównie surfował po Internecie, ten problem praktycznie nam odchodzi. Jaki rozmiar ekranu? Wielkość ekranu to czynnik w istotny sposób wpływający na wielkość urządzenia. Nie zawsze większy monitor oznacza lepszy, są więc sytuacje, w których możemy dzięki temu zaoszczędzić kilka setek. Wszystko zależy od indywidualnych upodobań tudzież wykonywanych zadań. Do pracy biurowej spokojnie wystarczy 13 cali. 15-ki i 17-ki powinniśmy sprezentować nastolatkom parającym się grafiką lub grającym w gry komputerowe. Dobre 15-ki i 17-ki, które dodatkowo nieźle sprawdzą się w grach, to laptopy HP z serii Pavilion. Do domu czy na wyjścia? Istotną kwestią jest to, czy chcemy, aby naszej pociesze laptop służył jedynie lub głównie w domu (jako de facto podstawowy komputer), czy też ma to być mobilne urządzenie, które zabierze na zajęcia czy do kolegi. W przypadku drugiego wariantu istotne jest, żebyśmy zainwestowali w jak najlżejsze urządzenie, najlepiej z segmentu tak zwanych Ultrabooków. Niestety, nie ma tak łatwo – mniejsza waga sprzętu wiąże się z gorszymi parametrami technicznymi. Większość Ultrabooków nie nadaje się na przykład do renderowania filmów czy grania w gry, więc jeżeli liczyliśmy, że jeden sprzęt spełni wszystkie potrzeby, to nic z tego. Pamięć i dysk – więcej nie znaczy lepiej Podobnie jak w przypadku rozmiaru ekranu, także standardowe myślenie o pojemnościach dysku czy pojemności pamięci operacyjnej na niewiele nam się zda. Nie ma potrzeby, by na siłę starać się o jak największe wartości. Z dwóch powodów. Po pierwsze, dyski 512 GB i większe to w większości budżetowych laptopów dyski starego typu – jak na przykład w Lenovo G510. Mniejsze, 128 i 256, to dyski SSD i takich powinniśmy szukać – pracują bardzo szybko. System uruchamia się kilka sekund! Po drugie, pamięć RAM, choć przydatna, jest potrzebna głównie do obciążających maszynę zadań. Do zwykłych prac biurowych spokojnie wystarczy nam 4, maksymalnie 8 gigabajtów, co już zapewni pełen komfort nawet na kilka lat pracy. Jeżeli więc musimy ściśle pilnować określonej kwoty, szukajmy laptopa z mniejszą liczbą RAM-u. Nie ma laptopa idealnego Nie powstał jeszcze komputer, który łączyłby w sobie wszystkie kluczowe cechy pożądane przez współczesnego użytkownika, to jest szybki dysk, dużo pamięci operacyjnej, mocny procesor, a zarazem niewielkich rozmiarów ekran i znikomą wagę. Stąd kupując laptop dla nastolatka, dobrze się zorientujmy, do czego właściwie będzie on wykorzystywany. Szczególnie jeśli mamy ograniczony budżet.
Niedrogi laptop dla nastolatka – jaki wybrać?
Ulubione obuwie nastolatków ma już ponad 150 lat! Mimo to, przynajmniej od pół wieku, trampki noszone są nieprzerwanie przez całe pokolenia młodych buntowników, gwiazd sportu i estrady. W czym tkwi sekret ich popularności? Czy naprawdę pasują do każdej stylizacji? I dlaczego myśląc trampki, mówimy Converse? Praprzodkowie obuwia sportowego (tzw. sneakersów), najwygodniejsze buty świata, uniwersalne i ponadczasowe – trampki to buty uwielbiane na każdej szerokości geograficznej – noszone równie chętnie przez mężczyzn, jak i kobiety. Można je spotkać na modowych wybiegach, ulicach miast oraz górskich szlakach i w sportowych halach. Gumowa podeszwa Nie byłoby ani słynnych trampek typu Converse, ani żadnych innych butów sportowych, gdyby nie gumowa podeszwa. Została ona wymyślona i opatentowana przez Brytyjczyka – Waita Webstera w połowie XIX wieku. Na jej bazie, dwadzieścia lat później, Jozeph William Foster stworzył i zaczął produkować pierwsze uniwersalne obuwie sportowe. Wkrótce firma Fostera przekształciła się w jednego z globalnych producentów odzieży i obuwia, markę Reebok. Kultowe Converse All Star Jednak trampki o wyglądzie najbardziej przypominającym te, które nosimy obecnie, to zasługa Amerykanina – Marquisa Millsa Converse, który w 1908 roku zaprojektował i wyprodukował pierwszy model obuwia All Star, przeznaczony dla koszykarzy. Od tamtej pory stylistyka najsłynniejszego modelu Converse zmieniła się jedynie nieznacznie, a każda para sygnowana jest napisem „All Star” na podeszwie. Pierwsze trampki All Star wykonane były wyłącznie z czarnego płótna (miały czarny, gumowy nosek), sięgały za kostkę i posiadały wyszytą charakterystyczną gwiazdkę – logo firmy. Już po dwóch latach od wprowadzenia butów na rynek, Converse sprzedawał 4 tysiące par dziennie. Do ogromnego sukcesu trampek przyczyniła się także armia amerykańska (Converse były obuwiem treningowym żołnierzy) oraz popkultura. Trampki tego typu nosiły gwiazdy kina i estrady, a od lat 60. Converse stały się obuwiem chętnie zakładanym przez zbuntowaną młodzież. Odtąd kojarzone były z subkulturami, rock'n'rollem, celebrytami, przez co zyskały status kultowego obiektu pożądania każdego (nie tylko amerykańskiego) nastolatka. W Polsce były długo niedostępne ze względów politycznych, lecz nawet za czasów PRL-u pojawiało się mnóstwo ich imitacji (nad Wisłę trafiały bowiem tanie, chińskie podróbki Converse). Obecnie Covnerse to nie tylko firma z tradycjami, ale także część koncernu Nike, dzięki któremu trampki są dystrybuowane prawie w każdy zakątek globu, a ich sprzedaż generuje około 20 procent zysków firmy. Najmodniejsze modele i stylizacje Ponieważ ilość wariantów obuwia na białej, gumowej podeszwie jest ogromna, warto już przed zakupem wiedzieć, które modele są naprawdę trendy. 1. Czarne, klasyczne Converse All Star. Jest to obuwie kultowe. To samo, które w latach 20. nosił słynny koszykarz Chuck Taylor. Czarne, za kostkę, z białymi sznurówkami, będą świetnym wyborem na jesień. Są dobre także dla pań i to nie tylko tych, które uprawiają sport. Tak neutralne, wysokie trampki są wprost stworzone do noszenia z ciemnymi jeansami z dziurami lub przetarciami. Nonszalancko rozsznurowane znakomicie uzupełnią codzienny strój – T-shirt, boyfriend jeans, ramoneskę lub sweter typu oversize. Ten model idealnie sprawdzi się u osób lubiących aktywnie spędzać dzień. 2. Białe, krótkie trampki. Ulubione buty blogerek. Białe Converse stanowią idealny dodatek do wielu stylizacji, zwłaszcza w ciepłe dni. Nie „odcinają się” kolorystycznie od nóg, dzięki czemu optycznie ich nie skracają. Pasują niemal do każdego typu ubrań. Białe trampki będą równie dobrze wyglądały z szortami i podkoszulkiem, jak i zwiewną, letnią sukienką. Bardzo ciekawą propozycją jest noszenie ich w towarzystwie ołówkowych spódnic z dzianiny i cropped topów, czyli „pudełkowych” bluzek sięgających nad pępek. 3. Edycje limitowane. Kupno trampek z edycji limitowanej to dobra inwestycja. Nigdy nie wychodzą one z mody, a dodatkowo nie tracą na wartości, trafiając do kolekcji pasjonatów. Klasyczny model All Star na nowo interpretują najwięksi światowi projektanci, wtedy powstają też limitowane edycje kolekcjonerskie, takie jak Converse All Star z kamieniami Swarovskiego, a także specjalna linia poświęcona zespołowi Pink Floyd. Buty te można spotkać w kolekcjach domów mody Missoni czy Maison Martin Margiela. Z czym je nosić? Oczywiście wiele zależy od posiadanego modelu, jednak jeśli to trampki mają być najważniejszą częścią stylizacji i chcemy podkreślić ich wyjątkowość, warto zestawiać je z neutralną bazą – duet biała koszula i czarne spodnie sprawdzi się idealnie. Dobry będzie też zestaw składający się z czarnego T-shirtu i klasycznych blue jeans w stylu Levis 501.
ABC stylu: trampki
Jeszcze kilka lat temu dyski SSD były zarezerwowane dla najbardziej zaawansowanych użytkowników komputerów. Dzisiaj korzysta z nich coraz więcej osób, w tym także gracze. Czy opłaca się instalować ulubione tytuły na szybkim dysku SSD? Przyjęło się, że na dysku SSD instaluje się przede wszystkim system operacyjny oraz najważniejsze programy. To jak najbardziej słuszne podejście, dzięki któremu nawet starszy komputer może zyskać sporo świeżości. Dysk SSD znacząco przyspiesza działanie np. Windowsa. Ale czy to samo jest w stanie zrobić z grami? Czy warto zainstalować np. „Counter-Strike’a”, „Wiedźmina”, „Battlefielda 1” lub „League of Legends” na dysku SSD? Tutaj sprawa nie jest już tak oczywista. SSD kontra HDD Dysk SSD znacząco różni się od modeli HDD. Te drugie wykorzystują elementy ruchome – wirujące talerze z warstwą magnetyczną – oraz głowicę, za pomocą której dokonywany jest odczyt i zapis danych. Z kolei SSD używają pamięci półprzewodnikowych. Co to oznacza? Nie mają one żadnych elementów ruchomych i już z racji tego działają zdecydowanie szybciej. Poza tym są dużo bardziej odporne na uszkodzenia oraz wstrząsy, nie generują takiego hałasu jak modele HDD, są dużo mniejsze i zużywają mniej energii. Jedyną ich wadą jest wyższa cena w porównaniu z tradycyjnymi dyskami, ale i tak z roku na rok systematycznie maleje. SSD w grach Zastosowanie dysku SSD pod system operacyjny ma ogromny sens. Windows lub nawet Linux zaczną ładować się zdecydowanie szybciej i tak też będą działać w trakcie korzystania z komputera. To samo można powiedzieć o najczęściej używanych programach. Dzięki dyskom SSD zaoszczędzimy nie tylko sporo czasu, ale też nerwów spowodowanych wolnym ładowaniem plików. Ale czy ta zasada ma również zastosowanie w przypadku gier? Tak, miłośnicy gier jak najbardziej mogą skorzystać z możliwości dysków SSD. Niestety, nie w taki sposób, jakiego wiele osób się spodziewa. Najważniejsza informacja jest taka, że szybki dysk nie zwiększy liczby wyświetlanych klatek na sekundę, a więc nie poprawi działania samej gry. To nie jest możliwe, ponieważ za to odpowiadają zupełnie inne podzespoły – procesor, karta graficzna oraz pamięci RAM. Nie oznacza to jednak, że z dysku SSD nie warto skorzystać. Co możemy przede wszystkim zyskać? Dysk SSD głównie przełoży się na krótsze instalowanie poszczególnych tytułów. Różnice zależą od danego instalatora, ale czas może się skrócić nawet czterokrotnie, a to już spora różnica. Ale to nie wszystko. Już zainstalowane gry będą się dużo szybciej ładować. Czas oczekiwania na menu lub odczytanie stanu zapisu można skrócić ponad dwukrotnie. Różnice może nie są kolosalne, ale jednak zdecydowanie poprawiają komfort korzystania z PC. Poza tym, o ile w grach dla jednego gracza to po prostu krótszy czas ładowania, o tyle w tytułach multiplayer korzyści mogą być dużo większe. Weźmy na przykład bardzo popularne „H1Z1: King of the Kill”. Wszyscy gracze powinni zainstalować tę grę na dysku SSD. Dlaczego? Ponieważ wydłużone ładowanie na HDD może spowodować późniejsze wystartowanie, a przez to opóźnione lądowanie na Ziemi. Gdy my dopiero zaczniemy szukać broni, nasi przeciwnicy już dawno mogą ją mieć. Poza tym dysk SSD pozwoli nam w kilku grach uniknąć efektu doczytywania poziomu, co również jest dość ważne. W przypadku dysków SSD i gier warto zachować rozsądek. Nie ma sensu pchać na szybki dysk każdego tytułu i zapychanie napędu nadmierną ilością danych. Najlepiej zainstalować przede wszystkim gry online oraz te, które najczęściej uruchamiamy. Zaoszczędzimy dzięki temu sporo czasu.
Dysk SSD a gry – czy szybki dysk wpływa na ich działanie?
Przez lata miłośnicy sportów ekstremalnych, w tym także narciarze zjazdowi, nie mieli możliwości pokazywania swoich wyczynów znajomym w domowym zaciszu. W ciągu kilku ostatnich dekad kamery montowane na kaskach stały się bardzo popularne wśród uprawiających różnego rodzaju sporty – od rowerów, poprzez deskorolki, motocykle, aż po narty i snowboard. Duża popularność klipów filmowanych z punktu widzenia sportowca (POV, point of view) wiąże się właśnie z tym, że widz ma okazję zobaczyć chociaż namiastkę tego, co przeżywa bohater i kamerzysta w jednej osobie. Dzisiaj mamy ogromny wybór marek i modeli kamer sportowych, wśród których każdy miłośnik sportów zimowych znajdzie coś dla siebie. Dzisiejsze kamery sportowe są lekkie, łatwo się je mocuje, mają aerodynamiczne kształty i posiadają wstrząsoodporną obudowę. Oprócz coraz wyższej rozdzielczości nagrywanego obrazu i transmisji bezprzewodowej, niektóre modele mają także możliwość zapisu w HD (np. Garmin VIRB). Jeszcze w 2013 r. sprzedano 5 mln sztuk takich kamer. Redaktor naczelny magazynu Twice szacuje, że w 2018 r. na świecie klienci kupią 9 mln sztuk modeli sportowych. Kamera sportowa na każdą kieszeń Nowoczesne kamery można przymocować do kasku na kilka różnych sposobów. Najczęściej montuje się je na górnej części bądź przytwierdza do paska od gogli. Można również skorzystać z przyssawki lub silnego kleju, które utrzymują kamerę stabilnie na miejscu, a jednocześnie daje się je łatwo odczepić. Bardzo często uchwyt pełni też rolę amortyzującą wstrząsy oraz zapewnia ochronę aparatu w razie upadku czy uderzenia w gałąź. Zjeżdżając z kamerą, należy zwracać uwagę na własne bezpieczeństwo. Urządzenie w razie wypadku może stanowić dodatkowe zagrożenie. Dlatego z dużą ostrożnością powinni z niego korzystać początkujący narciarze. Najtańsze kamery, które można przymocować do kasku można kupić już poniżej 200 zł. Jeżeli jednak myślimy o trwalszym urządzeniu (które dodatkowo można wykorzystywać do nagrywania ujęć pod wodą, np. w basenie) warto zainteresować się Tracer Extreme Remote. Posiada ona niewielki pilot, który znacznie ułatwia obsługę w ekstremalnych sytuacjach. Dodatkowo ma także slot na kartę SD oraz wbudowaną baterię. Dzięki detekcji uśmiechu i twarzy, uzyskamy bardziej wyrazisty obraz nagrywanych postaci. Oferta dostosowana do potrzeb Producenci akcesoriów sportowych już teraz dostosowują się do wymagań użytkowników chcących nagrywać ekstremalne chwile podczas swoich zimowych eskapad. Dostępne są już kaski narciarskie lub snowboardowe wyposażone fabrycznie w uchwyt do kamery (najczęściej do modeli GoPro). Wybierając kamerę do naszego kasku, należy wziąć pod uwagę następujące kryteria: – waga, – rozmiar, – jakość obrazu, – sposób podłączenia. Obecnie można bez problemu znaleźć urządzenia łączące niewielkie wymiary z doskonałą jakością obrazu – full HD jest już dzisiaj standardem. Nie trudno kupić kamerę na narty oferującą możliwość nagrywania w rozdzielczości 1280x720 w formacie 16:9. Waga kamery (łącznie z baterią) może nie przekraczać nawet 100 g. Najczęściej w zestawie z kamerą otrzymujemy odpowiednie akcesoria umożliwiające zgrywanie materiału na dysk komputera (np. micro USB). Ale coraz częściej na rynku można spotkać także kamery z WiFi, dzięki czemu nagrany klip da się przesłać bezpośrednio do sieci. Można znaleźć też kamery sportowe, które wyposażone są w różnego rodzaju uchwyty, np. na kierownicę rowerową czy nawet nadające się do używania jako rejestrator samochodowy. Urządzeniem z modułem WiFi jest np. Overmax Activecam 3.3, która dzięki kompaktowym rozmiarom i odporności na wstrząsy świetnie rejestruje zmagania na stoku. Bezprzewodowe łączenia się z siecią umożliwia (po zainstalowaniu odpowiedniej aplikacji) nawet na śledzenie „na żywo” obrazu z kamery. Planując zakup urządzenia przeznaczonego do filmowania jazdy na nartach, warto zdecydować się na kamerę dostosowaną m.in. do obsługi bez konieczności zdejmowania rękawic. Uniwersalne urządzenia nie zawsze spełnią bowiem specyficzne wymagania w konkretnej, zimowej sytuacji. Osoby, które myślą o profesjonalnym sprzęcie do nagrywania mogą zastanowić się nad zainwestowaniem 2000 zł w kamerę sportową GoPro Hero4, która oferuje świetnej jakości nagrania m.in. dzięki możliwości rejestrowania klatek w trybie 4K30 o 1080p 120. Rejestrowany obraz w 30 klatkach na sekundę oraz możliwość nocnych zdjęć poklatkowych umożliwiają tworzenie zachwycających filmów. Trochę tańszą opcją może być np. Sony FDR-X1000V Action Cam za mniej niż 1500 zł. Oferuje doskonałej jakości obraz dzięki szerokokątnemu obiektywowo Zeiss Tessar oraz stabilizacji obrazu steady shot. W warunkach górskich przydatną funkcją jest osłabianie zakłóceń audio powodowanych przez wiatr. Wodoodporna obudowa jest w stanie wytrzymać upadek na śnieg. Pamiętajmy, że niekiedy dostęp do przycisków nagrywania w kamerze jest utrudniony, dlatego przydatny jest wygodny w użyciu pilot z dużym przyciskiem uruchamiającym nagrywanie. Warto też pamiętać, że warunki zimowe mogą spowodować skrócenie czasu pracy baterii kamery. Co prawda producenci urządzeń (np. Contour Roam3, już poniżej 900 zł) deklarują, że ich sprzęt działa w zakresie temperatur od -15 do 40 st. C, ale jednocześnie zalecają zaopatrzenie się w zestawy do ładowania lub powerbanki do szybkiego doładowania baterii na stoku. Interesujący film nagrany w czasie zjazdu ze stoku górskiego może być przyjemną pamiątką z ferii. Istotne jest jednak, by zarówno sprzęt, jak i wybór trasy zjazdowej były dostosowane do naszych umiejętności.
Kamera sportowa na narty i snowboard
Unowocześnienie domowych systemów nagłośnienia od lat jest celem producentów sprzętu audio. Błyskawiczny postęp technologiczny sprawił, że coraz częściej korzystamy z tego typu rozwiązań, aby cieszyć się wysokiej jakości dźwiękiem. Stworzenie domowego zestawu audio ułatwi nam system dźwięku bezprzewodowego multiroom. Sprawdźmy na czym on polega i jak w pełni wykorzystać jego możliwości. Jak to działa? System multiroom to zestaw głośników, które możemy dowolnie rozmieszczać, tworząc kompleksowe nagłośnienie w domu lub mieszkaniu. Dzięki temu, kiedy będziemy przechodzić z jednego pomieszczenia do drugiego, dźwięk podąży za nami. Bezprzewodowa technologia pozwala raz na zawsze pozbyć się plątaniny kabli, a obsługa systemu z urządzeń przenośnych zapewni komfortowe sterowanie z każdego miejsca. Praktycznie od razu po wyjęciu z pudełka i podłączeniu do prądu, zestaw jest gotowy do pracy - wystarczy tylko wybrać źródło dźwięku lub połączyć się z Internetem. Możliwości systemu multiroom Stworzenie domowego zestawu audio w oparciu o system multiroom daje bardzo duże możliwości dostosowania do indywidualnych preferencji użytkownika. To od nas zależy jak rozstawione będą głośniki oraz czy popłynie z nich ta sama muzyka. Jest to idealne rozwiązanie na imprezę, ponieważ w każdym pokoju możemy stworzyć inny klimat muzyczny, a tym samym trafić w gust jak największej liczby naszych gości. Odtwarzanie plików audio może następować z fizycznie podłączonych urządzeń lub za pomocą technologii bezprzewodowych - Bluetooth lub Wi-Fi. Kolejną zaletą jest możliwość rozbudowy o inne elementy systemu audio-video, takie jak kino domowe, telewizor, odtwarzacz Blu-ray czy soundbar. Wybierając źródłu dźwięku nie musimy już ograniczać się do własnej playlisty - system multiroom po podłączeniu do Internetu umożliwia dostęp do takich serwisów jak Deezer czy Spotify, a także szeregu rozgłośni internetowych. Ile kosztuje? Kiedy systemy multiroom pojawiły się w sprzedaży, ich cena była bardzo wysoka i skutecznie zniechęcała do zakupu. Jest to zrozumiałe, szczególnie w przypadku najnowszych technologii, które wprowadzane są na rynek przez niewielu producentów. Obecnie sytuacja wygląda bardziej zachęcająco, ponieważ oferta systemów multiroom stale rośnie i jest zróżnicowana cenowo. Niewątpliwą zaletą jest możliwość późniejszej rozbudowy zestawu, więc nie musimy od razu wydawać dużej kwoty na zakup kompletnego nagłośnienia. Na Allegro podstawowe zestawy kupimy już od około 500 zł, jeśli jednak chcemy cieszyć się dźwiękiem w każdym zakątku naszego mieszkania, musimy zarezerwować na ten cel kilka tysięcy złotych. Systemy multiroom to z pewnością technologia, która w przyszłości będzie standardem w nowoczesnych domach i mieszkaniach. Jest to idealny przykład tego, jak łączność bezprzewodowa potrafi podnieść funkcjonalność niczym niewyróżniających się odtwarzaczy dźwięku, z których korzystamy od lat. A to wszystko w połączeniu z modnym wzornictwem i maksymalną wygodą obsługi, która pozwala delektować się ulubioną muzyką bez zastanawiania się co, jak i gdzie musimy podłączyć.
Czym są systemy multiroom?
Niestety, producent Go Pro postawił swoich nowych klientów przed nie lada problemem. Wybrać tańszą i lepiej wyposażoną kamerkę SILVER, czy droższą, pozwalającą rejestrować lepsze filmy, ale pozbawioną ekranu? Wybierając Go Pro, bardzo długo się zastanawiałem, który model będzie dla mnie lepszy. Wybrałem BLACK – wersję pozbawioną ekranu. Ekran dokupiłem osobno. Na Allegro jest w czym wybierać. Najbardziej funkcjonalna kamerka Go Pro z nowej, czwartej generacji w wersji BLACK potrafi rejestrować obraz w rozdzielczości 4K przy zachowaniu 30 klatek na sekundę. Niestety, nie jest wyposażona w ekran do podglądu kadru czy podejrzenia zapisanego nagrania. Taką funkcję ma natomiast tańsza wersja SILVER, tyle że ona nie oferuje tak dobrych parametrów rejestrowania filmów, co model BLACK. Jeżeli zależy wam na najlepszej rozdzielczości, ale nie możecie pogodzić się z brakiem ekranu w BLACK, mamy rozwiązanie – dodatkowy ekran dołączany bezpośrednio do złącza rozszerzeń znajdującego się w tylnej części urządzenia lub ekran zdalny. Go Pro LCD BacPac 2.0 Ten wyświetlacz jest przeznaczony do kamer w wersji Hero 3+ oraz Hero 4. Urządzenie zostało wyposażone w 2-calowy wyświetlacz LCD TFT pozwalający na wyświetlenie obrazu rozświetlonego 262 tys. barw. Ekran montowany jest w tylnej części kamerki za pomocą specjalnego złącza rozszerzeń Go Pro. Wysoka jakość ekranu zapewnia bardzo dobre kąty widzenia na poziomie 60 stopni w każdą stronę. W zestawie z ekranem znajdziemy również dodatkowe drzwiczki z wyprofilowanym miejscem na kamerę, których możemy użyć do zamocowania w standardowej obudowie wodoszczelnej otrzymanej z kamerką. Dzięki temu będziemy mogli korzystać z ekranu jako wizjera do podglądu kadru także w niesprzyjających warunkach zakurzenia, zapylenia, zachlapania, a nawet pod wodą. Ekran ten możemy kupić za mniej niż 300 zł. Go Pro LCD Touch BacPac 3.0 Trzecia generacja ekranu do kamer sportowych Go Pro 3, 3+ oraz 4 pozwala na podgląd rejestrowanego materiału w czasie rzeczywistym. Teraz dzięki wbudowanemu głośnikowi można oglądać nagrania z dźwiękiem. Dodatkowo w ekranie znalazło się złącze JACK do podłączenia słuchawek. Ekran radzi sobie bez problemu z odtworzeniem materiału wideo nagrywanego w zwolnionym tempie. W zestawie znajdziemy tylne drzwiczki pozwalające na nurkowanie nawet do 40 metrów, kolejne drzwiczki z możliwością dotykowego zarządzania także pod wodą na głębokości do 3 metrów, jak również drzwiczki typu Skeleton, które gwarantują największą wygodę obsługi dotykowego ekranu, jednak nie oferują żądanej odporności na trudne warunki. Ekran 3.0 można kupić na Allegro od około 295 zł. WenPod GP1+ Ten ekran spodoba się szczególnie osobom zajmującym się bardziej profesjonalnym rejestrowaniem materiału wideo. WenPod GP1 to nie tylko dodatkowy zewnętrzny ekran, ale przede wszystkim dwuosiowy stabilizator obrazu. Współpracuje z kamerkami Go Pro 3+/4. Ten stabilizator, czyli gimbal, został wyposażony w 3,5-calowy ekran LCD, na którym w czasie rzeczywistym wyświetlany jest obraz rejestrowany przez kamerkę. Korzystanie z niego zapewnia doskonałej jakości płynnie nagrane filmy, bez efektu poruszeń i nerwowych ruchów podczas kręcenia filmy. Niestety, za taki gadżet należy zapłacić ponad 1200 zł, dlatego pozwolą sobie na niego jedynie najbardziej zapaleni amatorzy i profesjonaliści. Removu R1+ To bezprzewodowy monitor do podglądu obrazu z kamerki oraz zdalny pilot do obsługi urządzenia Go Pro. Urządzenie zostało wyposażone w wyświetlacz LCD o przekątnej 2 cali w rozdzielczości QVGA. Trzy klawisze służą do zarządzania i sparowania z kamerką. Wodoodporność klasy IPX7 pozwala na zanurzenie ekranu w wodzie na głębokość nawet 1 metra, jednak nie na dłużej niż 30 minut. Co warto zauważyć, ekran nie jest kompatybilny nie tylko z kamerkami Hero 3+/4, jak większość produktów konkurencji, ale także z małą wersją Session. Za ten ekran musimy zapłacić około 400 zł.
Ekrany zewnętrzne do kamerek GoPro – przegląd
Wierni wielbiciele prozy kanadyjskiego pisarza, których u nas niemało, mogą być nieco zdziwieni, sięgnąwszy po „Twarde światło”. Nie jest to bowiem ani powieść, ani zbiór opowiadań. Warto jednak przełamać opory przed gatunkiem dużo mniej popularnym. Tym razem dostajemy bowiem książkę, która składa się, najprościej mówiąc, z poezji, prozy poetyckiej i tekstów zbliżonych do opowiadań. Chociaż tak naprawdę to nie wszystko – są w „Twardym świetle” wspomnienia, są anegdoty. I co ciekawe, całość jest spójna i zdecydowanie warta uwagi. Opowiastki Crummey zaczyna od serii 32 opowiastek, w których próbuje ocalić od zapomnienia znikający świat dawnej Nowej Fundlandii. Opowiastki są raczej scenami, migawkami, w których utrwalono proste życie ludzi żyjących blisko przyrody. Crummey opowiada o tych, których zna – o sąsiadach, członkach rodziny, a także o tych, o których tylko słyszał. Jego bohaterowie łowią ryby, hodują bydło, pieką chleb, kochają, jedzą, umierają. Niby zwykłe sprawy, ale za sprawą oszczędnego, ale uważnego stylu autora wydają się mieć wielką wagę. Crummey ma oko do szczegółów, potrafi za ich pomocą wydobyć drugie dno, sprawić, że zatrzymamy się nad z pozoru nieciekawą historyjką. Jego proza bywa naturalistyczna, zwłaszcza kiedy pochyla się nad śmiercią, ale bywa też rozbrajająco zabawna. Najbardziej w pamięć zapadają opowieści najkrótsze, jak ta o kobiecie, która poślubiła o dwadzieścia lat od niej starszego wdowca, który powiedział jej, że „dwoje ludzi nie powinno wymawiać słowa miłość, dopóki nie zjedzą razem worka mąki”. Crummey ma zresztą ucho do dźwięcznych fraz i potrafi zgrabnie spuentować swoje historie. Cztery żywioły Opowiastki zajmują większą część książki i podzielone są na cztery grupy, odpowiadające czterem żywiołom – Wodzie, Ziemi, Ogniu i Powietrzu. Te elementy otaczają Nowofundlandczyków, determinują ich sposób życia i codzienność. Nowa Fundlandia jest zresztą prawdziwą bohaterką tej książki. W innych swoich utworach Crummey tworzył fabuły, tutaj na pierwszy plan wysuwa tło. Miejsce niezwyczajne w jego relacji staje się bliskie, wręcz codzienne. Poznajemy je niejako od podszewki, dotykamy przedmiotów użytkowych, zwierząt gospodarczych. Nowa Fundlandia, która w rzeczywistości zmienia się, jak zresztą cały świat, w „Twardym świetle” zostaje zamrożona, utrwalona z bliska. Poezje / nie-poezje Druga i trzecia część książki są krótsze i zawierają teksty, które na pierwszy rzut wyglądają jak wiersze. Środkowy fragment nosi tytuł „Odkrywając ciemność” i jest czymś w rodzaju refleksji górnika, rybaka i żeglarza, złamanych na wersy jak poezja. To zdecydowanie najsłabsza część książki, choć wielu czytelnikom może się spodobać. To prosta proza, która udaje poezję, nietrudna do zrozumienia, choć nieco miałka. W ostatniej części Crummey wraca jednak do formy. „Mapa wysp” to relacja z podróży, którą autor odbył ze swoim ojcem. Odwiedzili miejsca, z których pochodzą, szukali śladów dawnych przeżyć. To częściowo proza, a częściowo poezja, bardzo poruszająca i osobista. Całość układa się w książkę nietypową, ale poruszającą i z pewnością piękną. To popis wrażliwości i subtelności autora, który udowadnia, że potrafi zauważyć to, co najważniejsze, i zmusić czytelnika do zapamiętania. Warto przeczytać, choćby po to, żeby ocalić dawną Nową Fundlandię od zapomnienia. Źródło okładki: wiatrodmorza.com
„Twarde światło” Michael Crummey – recenzja
Tytułowy dysk jest praktycznym rozwiązaniem dla osób poszukujących mobilnej przestrzeni na dane. To przenośne urządzenie z USB 3.0, zintegrowane z Wi-Fi i czytnikiem kart SD. Ma wbudowany akumulator, będzie więc z powadzeniem pełnić funkcję prywatnej chmury, która zmieści się do plecaka lub nawet kieszeni. Jak sprawdza się w praktyce? Wyposażenie Niebieskie pudełko z drzwiczkami skrywa solidną foremkę z tworzywa sztucznego, która zabezpiecza dysk i akcesoria. Znajdziemy w niej: ładowarkę z wymiennymi końcówkami kabel USB 3.0 (microUSB-USB A) instrukcję obsługi Ładowarka jest wąska, posiada gniazdo USB i wysuwane końcówki. Obsługuje standard: europejski, brytyjski oraz amerykański. Jej obudowa wygląda solidnie. Bardzo dobrze prezentuje się przewód urządzenia – zrobiony w formie taśmy, mierzy 38 cm (bez liczenia wtyków), jego izolacja zdaje się być mocna, a wtyki solidne. Instrukcję obsługi dostajemy w wersji skróconej, zawiera ona tylko podstawowe informacje – pełną instrukcję można pobrać na stronie internetowej WD. Konstrukcja Dysk może pochwalić się profesjonalnym designem. Nie przyciąga wzroku efektownymi kolorami, udziwnionymi kształtami, lecz solidną obudową i stonowanymi barwami. Obudowa wykonana jest z matowo wykończonych tworzyw sztucznych. Pokrywa jest czarna, pozostała część obudowy – srebrna. Elementy są wzorowo spasowane, całość sprawia wrażenie masywnej konstrukcji. Na lekko zaokrąglonej pokrywie znajduje się białe logo producenta i nazwa modelu dysku. Są tam również dwie diody w formie kresek, jedna oznaczona symbolem błyskawicy, druga standardu Wi-Fi. Elementy wydzielone zostały ramką, która wcina się od lewej strony w obudowę i zachodzi na fragment krawędzi. Na tej ramce znalazł się czytnik kart SD z plastikową, pełnowymiarową zaślepką. Na górnej krawędzi widać dwa płaskie przyciski – włącznik oraz przycisk WPS, a pomiędzy nimi złącze typu USB micro B w standardzie 3.0. Boki zwężają się ku dołowi, gdzie znajdują się cztery małe nóżki z silikonu, które lekko odstają ponad obudowę. Użytkowanie Dysk mierzy 12,7 cm na 8,6 cm, przy wysokości wynoszącej prawie 2,2 cm. Jego obudowa jest większa niż w typowych dyskach HDD pod USB. Całość waży 270 g. Biorąc pod uwagę, że My Passport Wireless mieści w sobie bardziej skomplikowany układ, to jego wymiary i waga nadal robią dobre wrażenie. Dysk stoi stabilnie na blacie, można bez problemu go podnieść oraz szybko i poręcznie spakować. Dysk włącza się poprzez przytrzymanie jednego z dwóch przycisków. Widoczność oznaczenia włącznika jest słaba, ale łatwo zapamiętać, że znajduje się on z lewej strony. Proces uruchamiania sygnalizuje migająca, biała dioda, tak samo wygląda to przy wyłączaniu. Start nie trwa długo. Gdy urządzenie jest gotowe do pracy, zapala się niebieska dioda Wi-Fi. Dioda z błyskawicą sygnalizuje stan baterii – błękitny kolor oznacza maksymalny poziom naładowania, zielony – stan poniżej 90%, żółty – poniżej 50%, a czerwony to już tylko 15%. Producent przekonuje, że bateria działa do 6 h, ale jest to optymistyczny scenariusz, zakłada on korzystanie tylko z jednego urządzenia. WD My Passport może obsługiwać ich jednocześnie aż sześć, wtedy czas pracy dysku drastycznie spada. Urządzenie sprawnie przechodzi i wychodzi ze stanu czuwania, zatrzymując pracę dysku w celu wydłużenia czasu działania baterii. Ciekawie rozwiązanie zastosowano w przypadku przycisku WPS. Nie służy on tylko ułatwieniu połączenia z domową siecią Wi-Fi. Jego krótkie wciśnięcie, gdy dysk jest wyłączony, pokaże stan baterii. Natomiast kiedy włożona jest karta SD, wciśnięcie przycisku, przy włączonym urządzeniu, wywoła automatyczne skopiowanie jej zawartości na dysk. Bardzo praktyczne rozwiązanie, na pewno spodoba się fotografom. Dysku nie trzeba podłączać za pomocą kabla USB. Trzeba pamiętać jednak, że nie może ono wtedy działać w trybie Wi-Fi. Przewód z zestawu może być trochę za krótki, ale da się go odpowiednio dogiąć i ułożyć – nie powinien sprawiać większych kłopotów podczas podłączania dysku do komputera stacjonarnego bądź laptopa. Pracę dysku wyraźnie słychać, ale jest to nieirytujący, jednostajny i niski szum. Słychać także delikatne klikanie głowicy dysku, ale to również nie sprawia problemu. Przy mocnym obciążeniu obudowa jest tylko ciepła, rozgrzewa się do około 38°C. Oprogramowanie By połączyć się z dyskiem, wystarczy wybrać sieć Wi-Fi o nazwie My Passport. Komputer szybko odnajduje urządzenie i wtedy można przejść już do konfiguracji. Wystarczy w przeglądarce wpisać: mypassport, by przejść do panelu administracyjnego. Ten oferuje wiele opcji konfiguracji: włączenie trybu hotspota, ustawienia haseł (nie jest wymagane), a także aktualizację oprogramowania dysku i przywracanie ustawień fabrycznych. Panel wyświetla też czytelną grafikę, pokazując, ile miejsca zajmuje dany typ pliku. box:imageShowcase box:imageShowcase W pamięci dysku znajduje się sporo plików. To instrukcje obsługi, filmy instruktażowe, pliki demonstracyjne, a także program WD Quick View, który bardzo się przydaje. Quick View działa w tle, w zasobniku systemowym pojawia się ikonka, która jest skrótem do zawartości dysku, panelu administracyjnego itd. Ze sprzętu korzysta się przez systemowy eksplorator plików – nie jest wymagane dodatkowe oprogramowanie, a transfer odbywa się metodą kopiuj/wklej. W pamięci dysku są dwa foldery sieciowe – public oraz sd. Ten drugi daje dostęp do zawartości karty SD, nie jest ona niestety dostępna podczas połączenia USB – dysk nie może więc być czytnikiem kart. Urządzenia mobilne obsługuje program WD My Cloud. Interfejs wygląda dobrze, jest intuicyjny. Smartfon i tablet połączyły się z dyskiem szybko. Aplikacja nastawiona jest raczej na odczyt danych, ale można tu także tworzyć foldery albo skopiować pliki – menu schowano pod trzema kwadratami w górnym rogu, pozwala ono na wybór plików w zależności od typu. Wydajność W przypadku transferu przez Wi-Fi należy się nastawić, że dysk nadaje się raczej do mniejszych plików multimedialnych, tekstowych czy danych. Uzyskana prędkość będzie niesatysfakcjonująca w przypadku transferu dużych plików – to raczej dysk dla fotografa niż kamerzysty. Transfer 2 GB plików muzycznych w formacie mp3 na WD My Cloud trwał 4 minuty i 30 sekund, prędkość wahała się od 7 do 10 MB/s. Dla 20 GB, pojedynczego pliku filmowego, potrzeba było aż 35 minut. To więc dobre rozwiązanie do małych plików, gdyż transfer dużej ilości danych będzie wymagał cierpliwości. Trzeba mieć też pewność, że tryb pracy jest ustawiony na wydajność – tryb oszczędzania baterii ograniczy transfer aż do 3 MB/s. Co innego jest w przypadku korzystania z połączenia USB 3.0. Program AS SSD wskazał prędkość odczytu na 111 MB/s i zapisu na 112 MB/s. Natomiast Crystal Disk Mark dla obu wartości osiągnął prawie 118 MB/s. HD Tune uzyskał minimum na poziomie 54,6 MB/s, maksimum na 115 MB/s i średnią wynoszącą 88,5 MB/s. To bardzo dobre wyniki. W praktyce jest podobnie. Dysk potrzebował 23 sekundy, aby skopiować folder 2 GB z plikami mp3. Film o rozmiarze 20 GB został przeniesiony w 3 minuty i 50 sekund, a folder 38 GB, z wieloma plikami o różnych formatach i rozmiarach, potrzebował 6 minut i 6 sekund. Daje to średnią prędkość operacji dokładnie na poziomie 88 MB/s , a maksymalne osiągi wynoszą około 110 MB/s. Podsumowanie WD My Passport Wireless to specyficzny dysk. Przeznaczony jest do specjalnych zastosowań, przyda się osobom, które wykorzystają w praktyce funkcję Wi-Fi. Dysk jest idealny dla fotografa, wykona samodzielnie szybką kopię zapasową zdjęć z karty SD i umożliwi podgląd danych z poziomu smartfona lub tabletu. To także świetny backup nagrań i zdjęć z telefonu lub kopia zapasowa z ważnymi plikami, na przykład dla studenta. Jeśli jednak Wi-Fi jest zbędne, to lepiej wybrać zwykłe dyski My Passport. Wersja bezprzewodowa też radzi sobie dobrze w przypadku podłączenia pod USB 3.0, ale dopłaca się ekstra za Wi-Fi. My Passport Wireless dostępny jest w trzech wariantach: 500 GB, 1 TB i 2 TB, wycenionych kolejno na 676 zł, 689 zł i 900 zł. Jak widać, pierwsza wersja jest nieopłacalna, a terabajtowa jest najbardziej kusząca. Zalety: bardzo dobre wykonanie, niezłe wyposażenie (wygodna ładowarka), prosta i szybka obsługa, dostęp przez Wi-Fi, dobry transfer w trybie USB 3.0, niezłe oprogramowanie i sporo możliwości konfiguracji, czytnik kart SD z automatyczną kopią zapasową. Wady: niski transfer przez Wi-Fi (10 MB/s), czytnik kart SD nie działa przez USB, przeciętny czas pracy na baterii.
Test dysku WD My Passport Wireless 1 TB – mobilna chmura do zadań specjalnych
Władza jest jedną z największych ludzkich namiętności, a walki o koronę na przestrzeni dziejów do dziś fascynują badaczy historii, kusząc porywającym kolażem przerażających intryg, wyrachowanej dyplomacji, bezwzględnych spisków i morderstw popełnianych z zimną krwią. Ekscytacja, z jaką współczesny czytelnik podąża krwawymi śladami walki o panowanie, sięga zenitu, gdy najokrutniejsze uosobienie przebiegłości okazuje się mieć delikatną, kobiecą twarz. Prezentujemy najciekawsze książki o władczyniach, które pozostawiły głęboki ślad w kronice przeszłości. „Królowe: Sześć żon Henryka VIII” David Starkey Autor historii żon Henryka VIII – David Starkey – jest specjalistą w dziedzinie ustroju politycznego Wielkiej Brytanii, a także znaną osobowością radiową i telewizyjną. W prowadzonej przez niego opowieści możemy odnaleźć przegląd niezwykle barwnych kobiecych charakterów i dowiedzieć się, jaki wpływ na losy państwa miały wybranki króla, opętanego pragnieniem zapewnienia ciągłości dynastii i spłodzenia męskiego potomka. We fragmencie wprowadzenia Starkey obiecuje, że „poznamy zachowania i mentalność innej epoki: szesnastowieczną etykietę, sztukę kochania, zawiłości wiary i praktyk religijnych, niuanse heraldyki, genealogii i hierarchii, lśniącą sztywność złotogłowiu i brudną szorstkość włosiennicy”. Pozycja obowiązkowa dla miłośników epoki Tudorów, ale również dla każdego wielbiciela wielowątkowej fabuły pełnej zaskakujących zwrotów akcji i misternie zaplanowanych, brutalnych potyczek w sercu gry o tron. „Kobiety, które zawładnęły Europą” Jean des Cars Książka Jeana des Carsa stanowi swoiste kompendium wiedzy na temat najpotężniejszych kobiet Europy. To damy kochanki, damy matki, damy intrygantki, małżonki monarchów lub regentki, które knuły spiski, stawiały czoła walkom wewnętrznym, zawierały sojusze i wywoływały wojny. Wśród dwunastu malowniczych biografii odnajdziemy między innymi historię Elżbiety I – w oczach poddanych wzoru dystyngowanego piękna i dobrego zachowania, kobiety o twarzy niezmiennie pokrytej grubą warstwą białego pudru, otoczonej sznurami pereł; pod maską przesadnego makijażu i sztucznego uśmiechu kryła ona przerażającą osobowość, czerpała satysfakcję z cudzych upokorzeń, na co dzień karmiąc się ludzkim strachem. Niechęć do małżeństwa zapewniła jej przezwisko „Królowej Dziewicy”. Inną bohaterką jest Krystyna – władczyni Szwecji, która weszła do rady królewskiej w wieku siedemnastu lat, porozumiewała się w dwunastu językach, a już jako dziesięciolatka odpowiadała na listy akredytacyjne francuskiego posła po łacinie. Niezwykła książka o niezwykłych postaciach. „Królowe rywalki. Katarzyna Medycejska i królowa Margot” Nancy Goldstone Historia konfliktu matki i córki, który ukształtował historię szesnastowiecznej Europy. Książka Nancy Goldstone w wyczerpujący sposób ukazuje losy przebiegłej, okrutnej Katarzyny Medycejskiej i wielkodusznej królowej Margot – jedynej spośród przeciwniczek, której bezwzględnej matce nie udało się zgładzić ani ujarzmić. Ta żywa opowieść o miłości i władzy to idealna propozycja dla każdego, kogo interesują dzieje renesansowej Francji albo po prostu koleje życia nieprzeciętnych, wyrazistych postaci, od decyzji których zależały w pewnym momencie losy całego królestwa. Przeczytaj pełną recenzję książki Nancy Goldstone „Królowe rywalki. Katarzyna Medycejska i królowa Margot”. box:offerCarousel „Królowe przeklęte” Cristina Morato Fascynująca książka Cristiny Morato przedstawia życie sześciu kobiet – między innymi cesarzowej Sissi, Marii Antoniny i królowej Wiktorii – ukazując je od ludzkiej strony, o której milczy oficjalna historia. Wszystkie damy otoczone były ogromnym bogactwem, a stroje, klejnoty, wykształcenie i posiadana władza czyniły z nich istoty wręcz nierzeczywiste. Patrząc na kobiece sylwetki przez pryzmat tego bajecznie kolorowego tła, łatwo zapomnieć, że każda z nich była przede wszystkim człowiekiem – każda kochała, nienawidziła, bała się i walczyła z demonami przeszłości, próbując stłumić w sobie lęk zrodzony przez wydarzenia, które aż do śmierci rzucały długie cienie na jej codzienność. Intrygująca książka o tym, ile można poświęcić w imię obowiązku, jak podporządkować własne pragnienia wymaganiom korony i wreszcie – jak wysoką cenę płaci się za zdobytą potęgę. Przeczytaj pełną recenzję książki Cristiny Morato „Królowe przeklęte”. box:offerCarousel „Świat królowej Marysieńki” Kornelia Stepan Jakim człowiekiem była Maria Kazimiera d’Arquien, zanim została Marią Sobieską – jedną z najbardziej znanych polskich władczyń? Kornelia Stepan przedstawia czytelnikom historię, w której oddaje głos głównej bohaterce – w jej pamiętnikach nie brak dworskich intryg, skrajnych emocji, wypadków ukazujących ogrom ludzkiej zawiści i żądzy władzy, ale też lojalności, zaufania, wierności i walki o honor. Piętnastoletnia Maria wbrew woli została wydana za Jana Zamoyskiego – najbogatszego w ówczesnej Rzeczpospolitej właściciela dóbr ziemskich. Małżeństwo, które przyniosło jej ogrom cierpienia i bólu, przerwała śmierć partnera – właśnie wtedy los pozwolił na narodziny uczucia pomiędzy nią a Janem III Sobieskim. Pozycja wartościowa dla wszystkich zainteresowanych dzieciństwem i młodością kobiety, która marzyła przede wszystkim o prawdziwej, odwzajemnionej miłości.
5 najciekawszych książek o słynnych władczyniach
Nadchodzi jesień czyli czas urodzaju polskich owoców, a w roli głównej jabłka. A może by tak zapiec je z ciastem francuskim i polać sosem waniliowym? Zobacz więcej przepisów na Allegro Kuchnia - www.allegro.pl/kuchnia Składniki: 1 opakowanie ciasta francuskiego 2 jabłka 3 żółtka 3 łyżki cukru 300 ml śmietany kremówki 36% Krok po kroku: Żółtka ucieramy z cukrem, śmietanę zagotowujemy z wydrążoną laską wanilii. Następnie gorącą śmietanę dolewamy do żółtek, cały czas mieszając. Krem wlewamy ponownie do rondelka i podgrzewamy chwilę aż trochę zgęstnieje. Krem studzimy. Ciasto francuskie dzielimy na prostokąty, jabłko kroimy w cienkie plasterki, układamy na cieście i zapiekamy w 180 stopniach przez 15 min. Przed podaniem polewamy sosem.
Jabłka zapiekane w cieście francuskim z kremem waniliowym
Przyjęło się mówić, że historia jest nauczycielką życia. Nie da się ukryć, że jest to bardzo doświadczona i niezwykle barwna mentorka, która czasem musi dobitnie powtórzyć swoją lekcję, by w należyty sposób dotarła do wszystkich, nawet najbardziej opornych uczniów. To właśnie dlatego bywa ona złośliwa i surowa. Płynie, wije się rzeczka Kiedy jest się dorosłym, to czasem staje się przed wyzwaniem opowiedzenia dziecku o rzeczach dużych i poważnych. Zazwyczaj jednak dotyczą one spraw bieżących i współczesnych, a niekiedy społecznych i emocjonalnych. O historii rozmawia się z dziećmi najczęściej w kategoriach: „za moich czasów...”, albo: „dawno temu, tak naprawdę dawno temu…”. Sporadycznie zdarzają się książki, które wprowadzają młodego czytelnika w świat dumnych barw zwycięstw i sukcesów. „Rzeka czasu” jest pod tym względem zdecydowanie inna i udowadnia, że nawet z najmłodszymi historykami można spróbować porozmawiać o wszystkim. Pozycja należy do serii wielkoformatowych książek tematycznych, które wydawnictwo Dwie Siostry wypuszcza na rynek już od pewnego czasu. Dotąd poruszane były zagadnienia botaniczne i geograficzne. Tym razem przyszła kolej na dzieje ludzkości. Smutne momenty „Rzeka czasu” jest napisana w taki sposób, że nawet sześcio- czy siedmiolatek z umiejętnością czytania poradzi sobie bez problemu. Trzeba jednak pamiętać, że niekoniecznie musi wszystko zrozumieć, dlatego warto być w pobliżu i służyć pomocnym wyjaśnieniem. Historia opisana w książce zaczyna się jeszcze w czasach, gdy Ziemią rządziły dinozaury. Jak jednak powszechnie wiadomo, okres, w którym królowały te ogromne zwierzęta, skończył się w dość gwałtowny sposób. A to dopiero początek i takich momentów jest w tej publikacji wiele. Nie powinny one jednak nikogo zniechęcać, bo są w dużym stopniu równoważone przez wydarzenia może nie tyle radosne, co pozytywne i wnoszące rozwiązania pokojowe. Aczkolwiek odwagę w pokazywaniu mrocznych kart historii zdecydowanie należy docenić. Silną stroną tej publikacji są ilustracje. Tekst we fragmentach porozrzucany jest po całej stronie (co jest charakterystyczne dla tej serii), przez co często znajduje się w pobliżu elementu obrazu, który właśnie ma opisywać. Kiedy już zapoznamy się z treścią danego akapitu, wciąż będzie można czerpać przyjemność z wyszukiwania najrozmaitszych szczegółów ukrytych na rysunkach. A dzięki temu, że strony są rzeczywiście duże, liczba ważnych detali może być naprawdę spora. Prawdopodobnie też nie uda się odkryć wszystkich tajemnic za jednym razem, więc zabawa i nauka potrwa dłużej. Historia opisana w książce zaczyna się w czasach dinozaurów, a kończy „po 2010 roku”. Czytelnik jest zabrany w podróż rzeką, na której napotyka najważniejsze wydarzenia – takie, które miały wpływ na dalsze dzieje ludzkości. Zachowana jest ich kolejność i przyczynowość, dzięki czemu nawet początkujący historyk może sobie ustalić pewne kamienie milowe, które później pozwolą na łatwiejsze przyswajanie szczegółów i wiedzę ogólną. Bilet na rejs po „Rzece czasu” możecie nabyć na Allegro już za ok. 40 PLN. Źródło okładki: wydawnictwodwiesiostry.pl
„Rzeka czasu” Peter Goes – recenzja
Chyba każda z dzisiejszych mam miała w dzieciństwie szmacianą lalkę. Dla wielu dziewczynek jest to pierwsza zabawka w życiu. Jak dziś wygląda oferta lalek „szmacianek”? Czasy, gdy zabawka zrobiona ze szmatek była synonimem obciachu, dawno minęły. Dziś szyją je nie tylko babcie dla swych ukochanych wnuczek, ale i duże firmy, zajmujące się sprzedażą luksusowych gadżetów dla dzieci. Ceny lalek „z górnej półki” oscylują od kilkudziesięciu do nawet kilkuset złotych. Mając do dyspozycji taki budżet, można wybierać w wielu wzorach i modelach. Lalka ze szmatek – czy warto? Dlaczego w ogóle warto kupić szmacianą lalkę? O zasadności tego wyboru decydować powinien nie tyko sentyment z dzieciństwa, ale i względy praktyczne. „Szmacianki” wykonane są z miękkich, przyjemnych materiałów. Dzięki temu nawet najmłodsze dzieci mogą się do nich do woli przytulać (świetnie sprawdzą się w roli „pluszaków” do usypiania). Lalki ze szmatek są również bardziej odporne na uszkodzenia mechaniczne niż ich plastikowe koleżanki. Miękkiej zabawce trudniej oderwać rękę czy głowę, bez problemu powinna przetrwać nawet przypadkowe nadepnięcie. Przy „szmaciankach” łatwiej jest również sobie radzić z nieuchronnymi zabrudzeniami. Większość modeli można z powodzeniem prać w pralce automatycznej, a z materiałów wykorzystywanych do ich produkcji plamy spierają się stosunkowo łatwo (czasem wystarczy przetrzeć je zwilżoną ściereczką). O wyborze lalki ze szmatki często decydują również powody estetyczne. Plastikowe lalki na ogół tworzone są w sposób bardzo szablonowy. Producentom Barbie wielokrotnie zarzucano kreowanie nierealnego wizerunku kobiecej figury. Lalki ze szmatek w większości odwzorowują dziecinne kształty, a sam design poszczególnych modeli jest bardzo miły dla oka: zaczynając od kolorowych dziecięcych wzorów, na wysublimowanych stylizacjach retro kończąc. Klasyczne lalki szmacianki Lalki szmaciane, jakie pamiętamy z dzieciństwa, charakteryzują się na ogół okrągłą, rumianą buzią, miłym uśmiechem i rudymi włosami związanymi w dwa grube kucyki lub warkocze. Do nich należą między innymi lalki Bigjigs czy modele oferowane przez firmę Bayer. Te urocze zabawki wyposażone są ubranka, które można ściągać i wymieniać. W podobny trend wpisują się produkty Little Miss Muffin ubrane w tradycyjne czepki, część lalek wytwarzanych przez firmę Rubens czy „szmacianki” HABA sprzedawane w... stylowych puszkach. Tego typu lalki to idealne zabawki dla dziewczynek lubiących się przytulać bądź bawić się w dom. Klasyczne wzory – w zależności od stosowanych materiałów – często dopuszczone są już dla niemowląt. Można więc spokojnie włożyć je do wózka czy łóżeczka. Nieco bardziej skomplikowane są tak zwane „lalki motoryczne”, wykonane tak, by stymulować rozwój dziecka. Na rynku znajdują się również modele wyposażone w moduł grający. Lalki od designerów Na drugim biegunie plasują się lalki szmacianki wykonane według najnowszych trendów designerskich. Zaliczyć można do nich produkty angielskiej firmy Metoo. Lalki te wzornictwem nawiązują do stylistyki autorskich ilustracji dziecięcych książeczek. Wśród licznych wariantów można znaleźć postaci ubrane w tak modne ostatnio czapeczki ze zwierzęcymi uszkami. Istnieje również możliwość ich personalizacji. Zabawka z wyhaftowanym na ubranku imieniem dziecka to pomysł na oryginalny prezent, który rozczuli również jego rodziców. Bardzo piękne lalki mają w swej ofercie takie firmy, jak Maileg, Liliputiens czy Tilda. Wyróżnia je niebanalne wzornictwo i charakterystyczne, wydłużone postacie. Co ciekawe, wśród tych produktów można znaleźć nie tylko lalki o ludzkich, ale i o zwierzęcych kształtach. Dużą popularnością cieszą się ostatnio zabawki w stylu skandynawskim. Na rynku z powodzeniem funkcjonują także polskie produkty rękodzielnicze – unikalne i jednostkowe. Spośród nich warto zwrócić uwagę na tak zwane „Lalki z Krakowa”, pochodzące z pracowni Marty Godek. Szmaciana lalka to często jedna z nielicznych rzeczy, które pamiętamy z wczesnego dzieciństwa. Zadbajmy, by nasze pociechy również mogły z sentymentem wspominać swoje pierwsze zabawki.
Lalki szmaciane z górnej półki
Jeśli chcesz zaktualizować swoje dane do wypłat, wejdź do zakładki PayU: Saldo i wypłata środków Jeśli chcesz zaktualizować swoje dane do wypłat, przejdź do zakładki Saldo i wypłata środków i kliknij [zmień]. Następnie: Przejdź do formularza. Podaj w nim swoje dane. Muszą one być identyczne z danymi z Twojego konta bankowego, na które mają trafić wypłacane pieniądze. Jeżeli nie pamiętasz ich dokładnie, sprawdź dane na wyciągu z Twojego rachunku bankowego. Następnie kliknij [aktywuj wypłaty]. Zrób przelew weryfikacyjny na kwotę 1,01 zł z konta bankowego, które wpiszesz w formularzu. Jeśli oprócz usługi PayU udostępniasz lub chcesz udostępnić również usługę Przelewy24, wykonaj osobne przelewy weryfikacyjne dla każdego z operatorów. Operator Przelewy24 do weryfikacji danych wymaga dodatkowych dokumentów. Kwoty przelane w celu weryfiacji w całości zwrócimy na Twoje konto bankowe. Do czasu, aż operator zweryfikuje Twoje dane, wypłaty z jego salda będą wstrzymane. Jeśli chcesz sprawdzić, na jakim etapie jest weryfikacja Twoich danych, przejdź do zakładki Saldo i wypłata środków. Po zakończonej weryfikacji na Twój adres e-mail wyślemy powiadomienie (osobne dla każdego z operatorów) z informacją o zmianie. Pamiętaj, że odbiorcą wypłat może być tylko i wyłącznie osoba lub firma, na którą zostało zarejestrowane konto Allegro. Nie można wypłacić środków na konto innej osoby. Po zmianie numeru rachunku bankowego, ze względów bezpieczeństwa, nakładana jest 1-dniowa blokada wypłat. Zmiana danych do wypłat przekazem pocztowym (dostępne tylko dla kont zwykłych w usłudze PayU) Jeśli w ustawieniach masz zaznaczone wypłaty przekazem pocztowym, dane adresowe zmienisz, przesyłając formularz zmiany danych wraz z kopią dokumentu potwierdzającego Twoją tożsamość. Kliknij [zmień] i przejdź do formularza. Wybierz [zmień dane], podaj nowe i kliknij [aktywuj wypłaty]. Zeskanuj formularz z zakładki Saldo i wypłata środków. Dołącz do niego kopię dokumentu potwierdzającego Twoją tożsamość (dowodu osobistego lub paszportu). Dokumenty prześlij na adres: [email protected] Przesyłanie dokumentów służy bezpieczeństwu Twoich pieniędzy i jest konieczne w celu aktywacji wypłat przekazem pocztowym.Otrzymane dokumenty są przechowywane przez operatora finansowego PayU zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa. Po otrzymaniu dokumentów operator PayU będzie mógł zaakceptować Twoje nowe dane. Poinformujemy Cię o tym e-mailowo. Jeśli masz pytanie o zmianę danych do wypłat, napisz do nas.
Jak zmienić dane do wypłat?
Wiele osób w okresie letnim wybiera się na od dawna planowane festiwale. Podpowiadamy, co zapakować do walizki, żeby czuć się swobodnie i świetnie wypaść na wakacyjnych fotografiach. 1. Kimono box:offerCarousel) To chyba najmodniejszy element garderoby w tym sezonie. Nic tak nie ożywi nawet najbardziej zachowawczej stylizacji jak kolorowe kimono. Czarne legginsy lub rurki i T-shirt nabiorą niepowtarzalnego charakteru w połączeniu z nim. Na aukcjach Allegro znajdziesz pokaźną liczbę modeli narzutek. Zwróć uwagę na te z motywem kwiatowym lub ozdobione frędzlami. 2. Wianek box:offerCarousel Jeżeli w sierpniu wybierasz się na koncert Lany Del Rey i inspiruje cię styl tej gwiazdy, koniecznie zaplanuj zakup wianka. Nikt tak często jak ta wokalistka zza oceanu nie używa tej wdzięcznej ozdoby. Wianek świetnie sprawdzi się w zestawie ze zwiewną sukienką i jeansową kurtką, a także z kimonem. 3. Kurtka jeansowa box:offerCarousel) Pierwsze letnie festiwale już za nami. Stylizacja seksownej Horkruks z wykorzystaniem kurtki jeansowej nie przeszła niezauważona. Blogerka, która na co dzień zwykle wybiera kobiece ubrania, na Open’erze połączyła jeansową katanę z krótkim, szarym topem i... szarymi spodniami dresowymi. Choć wiele osób nie wystąpiłoby w dresie podczas rewii mody, jaką jest popularny festiwal, to podziękujmy blogerkom, że otwierają nas na modę i inspirują pomysłami. 4. Kalosze box:offerCarousel Letni deszcz nie przeraża, gorsze od niego jest błoto, dlatego koniecznie musisz znaleźć w walizce miejsce na spakowanie kaloszy. Mistrzynią festiwalowej mody jest Kate Moss, której stylizacje z festiwalu w Glastonbury co roku obiegają prasę i portale na całym świecie. Spójrz, z czym modelka zestawia czarne Huntery – szorty ze skórzanym paskiem i obcisłe topy idealnie komponują się z kaloszami. Długie są bardziej stylowe, krótkie zajmą mniej miejsca w walizce, dlatego są idealne, jeśli nie planujesz podróży samochodem. 5. Kowbojki box:offerCarousel Prawdziwa trendsetterka latem nie nosi wyłącznie sandałków lub balerinek i nie boi się włożyć butów sięgających powyżej kostek. Najbardziej odważne panie w upały noszą zamszowe kozaki, ale tych nie polecamy na festiwalowe pola. Kowbojki natomiast będą jak najbardziej odpowiednie! Zapewnią zarówno wygodę, jak i modną stylizację. Noś je do szortów, krótkich i długich sukienek. Sprawią, że twój look wypadnie bardziej rockowo. 6. Jeansowe szorty box:offerCarousel Nieustającą popularność zawdzięczają temu, że zawsze można dostosować je do bieżących trendów. Doszyć falbankę, postrzępić, podziurawić, podszyć koronką, nakleić wszywki lub koraliki, a nawet ćwieki… Na festiwal koniecznie zabierze ze sobą odlotowe krótkie spodenki z jeansu. W ofercie Allegro znajdziesz ich ogromny wybór! 7. Plecak worek box:offerCarousel Od kilku sezonów to bardzo popularny dodatek. Wygodny i przede wszystkim lekki, a także zabezpieczony ściągniętym sznurkiem. Wrzuć do niego swój festiwalowy niezbędnik i ciesz się swobodą ruchów. Na aukcjach Allegro znajdziesz ogromny wybór plecaków – od zwykłych jednobarwnych, po te o najbardziej wyszukanych motywach i wzorach. Nam podobają się worki w stylu etno i moro. Zwiewna sukienka przełamana takim plecakiem zyska nowy wygląd. 8. Jeansowe dzwony box:offerCarousel) Niektóre letnie wieczory bywają, niestety, chłodne, dlatego nie zapomnij o długich spodniach. Jeśli na co dzień zwykle nosisz rurki, w wakacje spróbuj poeksperymentować z modą i zaopatrz się w modne od kilku sezonów dzwony. Mimo że nosi je wiele blogerek i gwiazd, część dziewczyn broni się przed ich włożeniem. Pamiętaj, że lęk nie jest dobrym doradcą także w modzie i nie wahaj się stworzyć stylizacji z jeansowymi dzwonami w roli głównej! Podpatrz na Instagramie, jak robią to trendsetterki, i wykaż się kreatywnością! 9. Sukienka w kwiaty box:offerCarousel Podczas festiwalowej zabawy najważniejsze jest to, aby było nam wygodnie tańczyć w tłumie. Nie oszukujmy się jednak – spędy fanów muzyki to także rewia mody. Zwiewną suknię w kwiaty połącz z wygodnymi kowbojkami lub przełam trampkami. Styl boho jest ciągle modny. 10. Kapelusz box:offerCarousel Nakrycia głowy i dodatki sprawią, że stylizacja zyska na oryginalności, dlatego do zwiewnej sukienki lub szortów i T-shirtu dobierz czarny kapelusz z niewielkim rondem. Będziesz wyglądać intrygująco, a w dzień ukryjesz się przed promieniami słonecznymi. )
10 niezbędnych rzeczy na letnie festiwale
Często słyszy się, że zagrożenie sektami w dzisiejszym świecie wzrasta. Ludzie odwracają się od tradycyjnych religii i poświęcają życie zamkniętym, silnie zindoktrynowanym grupom, w których słowo guru jest święte. Jak wygląda życie w sektach? I czy da się od nich uwolnić? 1. „Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary” Lawrence Wright Jedną z największych, ale też najbardziej rozpoznawalnych na świecie sekt są scjentolodzy. Swoją wątpliwą sławę zawdzięczają przede wszystkim temu, że w ich szeregach znaleźć można wielu celebrytów świata filmu i biznesu, którzy wspierają grupę datkami opiewającymi na bajońskie sumy. W swojej książce Lawrence Wright przedstawia świat scjentologii przez pryzmat dwóch najświętszych postaci sekty: autora powieści science fiction L. Rona Hubbarda, który wymyślił podstawy nowej religii oraz jego następcy, Davida Miscavige’a, który po dziś dzień przewodzi kościołowi i robi wszystko, aby utrzymać jego status. Książka, powstała na podstawie kilkuset rozmów przeprowadzonych z byłymi oraz obecnymi członkami sekty, demaskuje sposoby rekrutacji gwiazd Hollywood, ale też metody działania i manipulacji wewnątrz grupy. Jest to lektura tym bardziej fascynująca, że scjentolodzy słyną z dużej dyskrecji – członkowie grupy zobowiązani są do zachowania w ścisłej tajemnicy kulisów działania kościoła. box:offerCarousel 2. „Pod sztandarem nieba. Wiara, która zabija” Jon Krakauer Jon Krakauer stara się w swojej książce rozwikłać okoliczności zbrodni, która w latach 80. wstrząsnęła Ameryką, a przede wszystkim – mormonami, jedną z największych sekt tego kraju. O brutalne zamordowanie kobiety i jej piętnastomiesięcznej córki oskarżono wówczas wyznawcę radykalnego odłamu mormonizmu, który zeznał, że to Bóg natchnął go do działania. Krakauer pokazuje, jak wiara oparta początkowo o ideały cnotliwości i pobożności zamienia się w machinę fundamentalizmu, mającą na celu przyciągnięcie jak największej liczby ludzi i zawładnięcie ich umysłami. Książka spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem przedstawicieli Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. box:offerCarousel 3. „Świadek” Robert Rient „Świadek” to opowieść o dorastaniu w hermetycznej społeczności świadków Jehowy w Polsce lat 90. Autor opowiada o swoim dzieciństwie i młodości spędzonych w rodzinie świadków, a następnie o bolesnym procesie stopniowego odrzucania wpajanej mu religii. Główną osią opowieści jest tutaj problem wykluczenia –zarówno świadków Jehowy ze społeczeństwa polskiego, jak i głównego bohatera ze środowiska, w którym go wychowano. box:offerCarousel 4. „Zbawienie na Sand Mountain. Nabożeństwa z wężami w południowych Appalachach” Dennis Convington To fascynujący reportaż o jednej z najbardziej tajemniczych grup wyznaniowych w Stanach Zjednoczonych: o kościołach wężowników. Ich historia sięga pierwszych dekad XX wieku. Ceremonie najczęściej odbywają się w odludnych miejscach. Ich uczestnicy wpadają w trans, a przedmiotem ich fascynacji są śmiertelnie niebezpieczne węże. Wężownicy biorą do ręki grzechotniki i kobry, piją truciznę, uzdrawiają, mówią językami. Covington kreśli obraz niezwykłej, przepełnionej religijną ekstazą społeczności, o której tak niewiele wiadomo. 5. „Syndrom Judasza” Thomas Colyandro Książka Thomasa Colyandro to ostrzeżenie – autor postawił sobie za zadanie zdemaskowanie chrześcijańskich herezji, którym udało się przetrwać przez wieki aż do dziś. Arianizm czy ikonoklazm nadal istnieją, a Colyandro nie tylko przedstawia ich historię, ale też ukazuje, w jakiej formie funkcjonują we współczesnym świecie. Sekty z założenia muszą pozostać zagadką dla wszystkich, którzy do nich nie należą. Zdarza się jednak, że niektórym pisarzom, dziennikarzom i byłym członkom udaje się uchylić rąbka tajemnicy – z fascynującym skutkiem.
5 książek o najbardziej niebezpiecznych sektach
Dysk do garncarstwa jest wyjątkową zabawką kreatywną, bazującą na najstarszym w historii materiale, jakim jest glina. To rewelacyjny pomysł na prezent i nie tylko. Przyda się w każdym domu do ćwiczenia małych paluszków. Zalety dysku do garncarstwa Zalety z zabawy dyskiem wynikają przede wszystkim z korzyści z posługiwania się gliną. To bardzo wdzięczny materiał do prac plastycznych, świetny do wykorzystania przez dzieci w każdym wieku (również przez dorosłych). Dysk do garncarstwa daje dużo możliwości. Zabawa jest kreatywna, dzieci dzięki niej odkrywają swoje talenty, pasje i możliwości, wprowadzają w życie fantastyczne pomysły, tworzą piękne i zarazem niepowtarzalne rzeczy. Wykonywanie prac z gliny rewelacyjnie ćwiczy rączki. Dłonie i palce są w ciągłym ruchu przez ugniatanie gliny, jej wyrabianie, wyciskanie czy wałkowanie. To niewątpliwie okazja do stymulowania sprawności fizycznej i różnorodnych zdolności manualnych. Pozornie błaha zabawa gliną ma tak naprawdę na celu ćwiczenie wielu umiejętności. Dziecko musi się skoncentrować, skupić swoją uwagę, powziąć plan pracy i dołożyć wszelkich starań, żeby efekt końcowy był zadowalający. Praca z dyskiem do garncarstwa niesie więc ze sobą same korzyści: Otwiera na nowe doznania – to nie tylko świetne zajęcie plastyczne i relaksacyjne, ale również terapeutyczne. Pozwala się skupić i uspokoić. Daje wyjątkowe doświadczenie zmysłowe. Rozwija kreatywność i zdolności manualne. Uczy koncentracji, planowania i cierpliwości. Działanie dysku do garncarstwa Do pracy absolutnie potrzebna jest glina. Za pomocą dysku do garncarstwa dziecko może stworzyć z niej np. naczynie. Dysk jest wyposażony w specjalny pedał, za pomocą którego wprawia się w ruch obrotowy tarczę urządzenia. Pomysł na wyrobienie konkretnej struktury zależy tylko od osoby tworzącej. Zabawa jest naprawdę ciekawym przeżyciem. Najczęściej dysk do garncarstwa działa na baterie. Zestawy są zwykle wyposażone w specjalne półeczki na wodę i farby, a nawet w szufladkę na pozostałą w trakcie pracy glinę. Jest też dołączana glina, dzięki czemu po zakupieniu dysku można od razu przystąpić do pracy. Gotowe figurki, naczynia czy inne wytwory pozostawiamy do wyschnięcia (na kilka dni w przewiewnym miejscu). Można też wypalić je w fachowym piecu ceramicznym w jednej z pracowni ceramicznych. Kupujemy dysk do garncarstwa Dysk do garncarstwa jest mało znaną zabawką kreatywną, dlatego wybór jest niewielki. Small Foot Company – zestaw zawiera półeczki na farby i wodę oraz miejsce służące do przechowywania gliny. Dołączona jest glina o masie 300 g. Obrotowa tarcza ma ok. 13 cm. Praca dysku jest oceniona jako głośna. Dla dzieci powyżej 9. roku życia. Produkt sprowadzany z Niemiec. Cena 69,99 zł. Zrób to sam – zabawka zarówno dla dziewczynek, jak i chłopców. Zestaw wyposażony w półeczki i glinę. Tworzywo, z którego wykonano dysk, jest łatwe w myciu i czyszczeniu. Dla dzieci powyżej 5. roku życia. Cena 182 zł. Ograniczony wybór wynika z z tego, że o dysku do garncarstwa słyszało mało osób. Znacznie popularniejsze jest koło garncarskie. Urządzanie takie jest przeznaczone dla dzieci powyżej 3. roku życia. Zestawy, oprócz koła i masy garncarskiej, zawierają kolorowe farby, sznurek (służący do usuwania masy z koła) i nożyczki. Kupując dysk do garncarstwa, dobrze jest znać zasady przechowywania gliny. Powinna być zamykana w szczelnym worku, aby nie wyschła przed ponownym użyciem.
Dysk do garncarstwa – zabawka kreatywna dla dziecka
Użytkownicy konsol do gier mogą skorzystać z oficjalnych akcesoriów od producenta lub zakupić je od firm trzecich. Wielu graczy staje przed takim wyborem dotyczącym pada. Kupno pada od innej firmy niż producent konsoli ma zarówno kilka wad, jak i zalet. W podstawowym zestawie z konsolą Xbox 360 i Xbox One od Microsoftu oraz Sony PlayStation 3 i PlayStation 4 znajduje się jeden kontroler. W wypadku jego uszkodzenia lub chęci pogrania w lokalnym trybie multiplayer gracze muszą wyposażyć się w dodatkowego pada. Naturalnym wyborem jest dokupienie takiego samego modelu kontrolera, jaki był pierwotnie w zestawie. Nie zawsze będzie to najlepszy wybór. Dlaczego warto kupić pada od producenta? Najważniejszą zaletą padów wyprodukowanych przez twórców konsoli jest pełna kompatybilność. Wykorzystanie akcesoriów minimalizuje szansę na to, że kontroler nie będzie poprawnie wykrywany przez oprogramowanie konsoli. Co prawda kupując pada od uznanego producenta akcesoriów, taka sytuacja raczej się nie zdarzy, ale nigdy nie można mieć stuprocentowej pewności w przypadku tanich zamienników. Mogą one przestać działać np. po aktualizacji oprogramowania. Zaletą padów od konsoli Xbox 360 i PlayStation 3 jest to, że są bardzo popularne i mają duże wsparcie przy innych zastosowaniach. W przypadku produktu Microsoftu wiele gier jest zoptymalizowanych pod ten kontroler i wystarczy dokupić małe akcesorium, żeby korzystać z niego w produkcjach komputerowych. Pad od PlayStation 3 można z kolei łatwo połączyć poprzez Bluetooth z różnymi urządzeniami, w tym mobilnymi. Kontrolery od innego producenta mogą być tańsze Oryginalne kontrolery od Sony i Microsoftu są dość kosztowne i dla wielu osób to jest główny powód, dla którego wzbraniają się przed zakupem dodatkowego pada. Trzeba też uważać, ponieważ kusząc się na bardzo atrakcyjną cenowo ofertę z niesprawdzonego źródła, można natrafić na podrabiane akcesorium niewiadomego pochodzenia. Takie podróbki nie oferują takiej samej jakości wykonania jak oryginalne pady do konsol Xbox i PlayStation. Dobrym rozwiązaniem są pady od innych firm, które są sprzedawane taniej niż oryginalne, ale mają dobre opinie u innych użytkowników. Często takie kontrolery, chociaż są tańsze niż akcesoria Sony i Microsoftu, oferują zadowalającą jakość wykonania i obsługują najważniejsze funkcje. Pady o niepełnej funkcjonalności mogą być bardzo dobrym wyborem na drugi kontroler, który będzie wykorzystywany znacznie rzadziej od głównego i tylko podczas rozgrywek mulitplayer. Niska cena to nie jedyne, co oferują pady firm trzecich Pady od konsoli Microsoftu i Sony różnią się układem przycisków. W kontrolerach do PlayStation gałki analogowe są umieszczone symetrycznie, a w kontrolerach do Xboxa lewa zamieniona jest miejscami z przyciskiem-krzyżakiem. Wybierając akcesorium firmy trzeciej, można kupić pada do jednej konsoli, który ma układ jak przy tej drugiej. Wielu graczy świadomie decyduje się na wybór kontrolera do konsoli od innego producenta niż Microsoft i Sony. Duże znaczenie mają tutaj osobiste preferencje. Akcesoria firm trzecich mogą mieć inny kształt, który będzie się wygodniej trzymać podczas dłuższych sesji z konsolą. Nie ma jednak obiektywnej odpowiedzi na to, który pad będzie najwygodniejszy. To zależy już od własnych upodobań.
Czy warto kupić oryginalny kontroler do konsoli?
Każda kobieta chciałaby prezentować się bezbłędnie, jednak nie zawsze jest to możliwe. Zdarzają się takie sytuacje, że musimy w ekspresowym tempie odświeżyć swój wygląd. Warto wtedy skorzystać ze sprawdzonych sposobów, które zagwarantują nam uzyskanie pożądanego rezultatu w krótkim czasie. Podpowiadamy, co należy zrobić, aby łatwo i szybko poprawić swój wygląd. Przez całe życie jesteśmy oceniani przez pryzmat naszego wyglądu, dlatego tak ważne jest, aby umieć go poprawić, nawet wtedy, kiedy nie mamy wystarczająco dużo czasu. Poniżej kilka wskazówek, dzięki którym zachowamy nienaganny wygląd i energię nawet po męczącym dniu. Zmęczone oczy Najczęściej to po nich widać, że jesteśmy przemęczeni i zapracowani. Oczywiście można temu zaradzić. Jeśli czasu jest niewiele, a nasze oczy są podkrążone i pojawiają się cienie, warto zrobić okłady. Najprostszym i najszybszym sposobem będą plastry świeżego ogórka i ziemniaka. Schłodzone wcześniej plasterki należy nałożyć na oczy na około 15 minut. Po tym czasie nasza skóra stanie się znacznie bardziej ożywiona, a po opuchnięciach nie będzie śladu. Pomóc może również rumianek. Może to być sam napar albo też kosmetyk, który będzie go zawierał. Maseczka na twarz Bywa i tak, że nie tylko nasze oczy są zmęczone, ale i cała twarz. Jeśli potrzebujemy natychmiastowego rozświetlenia i ukojenia, warto sięgnąć po odpowiednią maseczkę. Może to być produkt gotowy albo też domowy, własnoręcznie zrobiony. Ta prosta metoda sprawi, że po kilkunastu minutach nasza cera będzie wyglądać zupełnie inaczej. Dzięki aktywnym składnikom odżywczym nasza skóra będzie doskonale nawilżona i zostanie przywrócony jej blask. Pamiętajmy, że jeśli będziemy wychodzić z domu, to koniecznie po nałożeniu maseczki należy wklepać w twarz krem bądź bazę pod podkład. Korektor do zadań specjalnych Odpowiedni korektornaprawdę potrafi zdziałać cuda. Nie tylko pomaga zatuszować cienie pod oczami, zwłaszcza te wynikające z przemęczenia bądź nieprzespanej nocy, ale i widoczne przebarwienia czy większe zmiany skórne. To właśnie dzięki niemu nasza cera po całym dniu będzie wyglądać promiennie i nabierze blasku. Jaki makijaż poprawi wygląd? Niewątpliwie dobrze dobrany makijaż to podstawa pięknego wyglądu. Koniecznie powinniśmy stosować bazę pod podkład, gdyż to właśnie ona jest odpowiedzialna za zachowanie świeżego wyglądu, nawet do kilkunastu godzin. Poza tym wygładza i wyrównuje niedoskonałości. Oczywiście stojąc przed wyborem, należy dopasować ją do naszego typu cery. Pamiętajmy również o tym, że jeśli zależy nam, aby wyglądać świeżo, to makijaż powinien być bardzo naturalny. Unikajmy zatem ciężkich pudrów i ostrych kolorów, gdyż to właśnie one spotęgują i uwidocznią zmęczenie. Czasem wystarczy tylko starannie wykonana podstawa i delikatne wytuszowane rzęsy. Jeśli jednak chcemy wzbogacić go o cienie, to wtedy dobrym rozwiązaniem okażą się te w formie pudrowej bądź w kremie. Najlepiej jeśli będą to odcienie ciepłe – beże, brązy albo też miedziane. Możemy także urozmaicić nieco makijaż poprzez delikatną kreskę zrobioną eyelinerem. Przemęczenie, brak snu i stres odbijają się na twarzy. Jednak, jakich metod byśmy nie stosowali, to tak czy inaczej najważniejsze jest zapewnienie sobie odpowiedniej ilości snu. To właśnie wtedy nasz organizm odpoczywa, regeneruje się, a my dzięki temu nie musimy martwić się o nasz wygląd po całym dniu. Dlatego pamiętajmy, sen to jest podstawa. Dopiero jeśli nie uda nam się tego zapewnić, wtedy należy pomagać sobie innymi metodami.
Jak odświeżyć swój wygląd po całym dniu?