source
stringlengths 4
21.6k
| target
stringlengths 4
757
|
---|---|
Wybierając szkolny plecak dla naszego dziecka, kolor lub postać ulubionego bohatera z bajki to ostatnie rzeczy, na które powinniśmy zwracać uwagę. Dobry plecak ma być praktyczny, wygodny oraz bezpieczny dla zdrowia dziecka. By tak było, przy jego zakupie powinniśmy pamiętać o kilku najważniejszych zasadach. Stosując się do nich, możemy być pewni, że nie narażamy dziecka na niepotrzebne przeciążenia czy skrzywienie kręgosłupa. Waga, szelki, usztywnienie, czyli najważniejsze elementy plecaka
Jeśli zliczmy, ile kilogramów dzieci każdego dnia noszą ze sobą do szkoły, to możemy wpaść w lekką panikę. Waga szkolnych plecaków dla tych najmłodszych dzieci sięga nawet 8-9 kilogramów! To bardzo dużo. Pamiętajmy, że zalecenia Głównego Inspektora Sanitarnego mówią, że nie powinna przekraczać 10-15 proc. masy ciała dziecka, które ma taki plecak nosić na plecach. Wielu rodziców właśnie tym ciężarem tłumaczy podwożenie dzieci jak najbliżej wejścia do szkoły. Najmłodsi na swoich plecach noszą nie tylko książki, zeszyty, strój na lekcję wychowania fizycznego czy drugie śniadanie. Nieraz trafiają tam też ulubione samochodziki, lalki czy sterty niepotrzebnych wycinanek. Rodzice powinni od czasu do czasu kontrolować zawartość szkolnych plecaków, by nie trafiały tam zbędne rzeczy.
Dlatego, wybierając szkolny plecak, pamiętajmy, by jego waga była możliwie jak najmniejsza. Sam powinien ważyć od 1200 do 1400 gramów. W parze z małą wagą plecaka powinien iść drugi bardzo istotny element ‒ jego usztywnienie. Sztywne plecy pozwalają na równomierne rozłożenie ciężaru na całe plecy dziecka. Dobrze, jeśli usztywniony jest też spód plecaka (może być też wodoodporny, co zabezpieczy dziecko przed zamoczeniem podręczników czy zeszytów). Lepszy jest trochę cięższy plecak z usztywnieniem niż lekki materiałowy, ale workowaty. Warto pamiętać, że większość tradycyjnych tornistrów jest usztywniona. Plecaki mogą być zarówno miękkie, jak i usztywnione. Bardzo ważnym elementem bezpiecznego plecaka jest też szerokość szelek nośnych. Powinny być wykonane z miękkiego materiału oraz mieć szerokość co najmniej 4 centymetrów. Po odpowiednim dostosowaniu ich długości do wzrostu dziecka taka szerokość pozwala na bezpieczne noszenie ciężaru na ramionach. Plecak nie może wisieć dziecku poniżej lędźwi.
Odblaski, modny design, użyteczność, czyli elementy dodatkowe
Kiedy wybrany przez nas plecak spełnia trzy najważniejsze kryteria, możemy skupić się na dobraniu odpowiedniego koloru czy postaci, jaka może się na nim znaleźć. Decyzję w tej sprawie spokojnie może podjąć nasze dziecko. Producenci oferują szeroki wachlarz kolorów czy ozdób plecaków. Znajdziemy tam zarówno wzory plecaków dla dziewczynek, plecaki utrzymane w chłopięcym stylu, jak i uniwersalne. Kupując plecak, możemy wybrać taki ponadczasowy, np. w różnokolorowe wzory geometryczne. Jest to dość ważne, kiedy zdecydujemy się zainwestować w dość kosztowny plecak. Większość modnych wzorów obowiązuje tylko w jednym sezonie. Nasze dziecko za rok może już nie chcieć założyć takiego plecaka. Spory koszt okaże się wtedy jednorocznym.
Warto zwrócić uwagę na plecaki, które mają wszyte elementy odblaskowe. Mogą to być szwy wykonane z odblaskowych nici, elementy wykończenia czy całe ozdoby wykonane z odblaskowych materiałów. To zwiększy bezpieczeństwo naszych dzieci na drodze. Czym powierzchnia odbijająca światło jest większa, tym dziecko jest bardziej widoczne dla innych użytkowników drogi. Wygodnym rozwiązaniem jest też wybór modelu z kółkami i wyciąganą rączką, która umożliwia ciągnięcie plecaka po równych powierzchniach.
Przy zakupie warto zwrócić uwagę, czy wybrany przez nas model ma odpowiednie atesty i certyfikaty. Pamiętajmy przy tym, że cena plecaka odzwierciedla ich przyznanie. Nie spodziewajmy się, że za 10-20 złotych kupimy dobrej jakości produkt. Plecak szkolny powinien mieć odpowiednią liczbę komór, przegród i kieszonek ‒ zarówno w środku, jak i na zewnątrz. Wewnętrzne przydadzą się do wygodnego podzielenia artykułów szkolnych na odpowiednie lekcje. Zewnętrze kieszenie ‒ np. do bidonu z napojem czy paczki chusteczek higienicznych. | Wybieramy bezpieczny plecak do 250 złotych |
Czekoladę warto pić nie tylko dlatego, że jest smaczna i zdrowa. Kubek gorącej czekolady to przecież najlepsze lekarstwo na chandrę i smutek, napój doda wiele uroku ciemnym zimowym wieczorom. Wypróbujcie przepis na gorącą czekoladę z bitą śmietaną. Składniki:
200 g startej na tarce mlecznej czekolady
500 ml śmietany kremówki
2 łyżki cukru muscovado
200 ml schłodzonej śmietany kremówki
1 łyżka cukru pudru
Krok po kroku:
Śmietanę zagotowujemy z cukrem muscovado. Następnie dodajemy czekoladę i mieszamy. Śmietanę ubijamy z cukrem pudrem. Czekoladę podajemy z ubitą śmietaną.
Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia. | Gorąca czekolada z bitą śmietaną |
Rocznie na drogach ginie tysiące osób. Jeszcze więcej bierze udział w wypadkach, ale na szczęście wychodzi z nich bez szwanku dzięki nowoczesnym konstrukcjom samochodów. Od lat bezpieczeństwo podczas testów zderzeniowych bada organizacja Euro NCAP. Sprawdźmy, którym samochodom z 2017 można najbardziej zaufać. O roli testów tej znakomitej organizacji nie ma co się rozwodzić. Są one bardzo potrzebne i w bezpiecznych warunkach sprawdzają konstruktorów i producentów nowoczesnych samochodów. To dzięki tej organizacji możemy śmiało stwierdzić, że francuskie samochody słyną z bezpieczeństwa, ale prym w tym aspekcie wiedzie szwedzkie Volvo.
Mimo że aktualnie szereg testów i wymagań pięciostopniowej skali gwiazdek obejmuje już nie tylko trwałość konstrukcji lub jej odporności na uderzenia, to nadal wyniki są bardzo wiarygodne. Aktualnie, by zdobyć pięć gwiazdek, samochód musi dbać nie tylko o pasażerów samochodu lub kierowcę (dzięki odpowiednim asystentom bezpieczeństwa), ale także o pieszych lub rowerzystów. Oznacza to, że auta z trzema lub czterema gwiazdkami nie rozpadną się na kawałki podczas kolizji. Niestety jednak ciągle zdarzają się nowe auta z wynikiem 1 lub 2 gwiazdek.
W 2017 roku najbezpieczniejszym samochodem okazało się Volvo XC60. Model ten wygrał również w swojej klasie (SUV-y) z oceną oczywiście 5 gwiazdek, bo dba o bezpieczeństwo dorosłych na poziomie 98%, dzieci 87%, pieszych 76%, a dodatkowe systemy dbające o podróżnych zdobyły aż 96%. Nie może to zbytnio dziwić, ponieważ od lat egzemplarze szwedzkiego producenta są synonimem bezpieczeństwa w samochodzie. To dzięki tej marce mamy przecież patent pasów bezpieczeństwa.
Wróćmy jednak do rankingu i przejdźmy wszystkich zwycięzców w poszczególnych klasach, które wybrało Euro NCAP. Istotnym jest fakt, że organizacja bierze do testów podstawowe modele, a nie te z bogatym wyposażeniem.
Auta małe – Volkswagen Polo
Nowa, ósma już generacja tego miejskiego samochodu bardzo urosła, ale zyskała też wiele systemów bezpieczeństwa. Od asystenta pasa ruchu po awaryjne hamowanie do pewnej prędkości. Szereg poduszek powietrznych i kurtyn to już za mało, by brylować nawet w tym najtańszym segmencie. Volkswagen Polo najmocniej chroni dorosłych (w 96%) i dzieci (w 85%), a najsłabiej wypada w systemach bezpieczeństwa – tylko 59%.
Kompakty – Subaru Impreza
Rzadko się zdarza, żeby dwa egzemplarze zebrały najwyższe laury pod względem bezpieczeństwa. W tym przypadku japoński producent może pochwalić się podobnym wynikiem w modelach Impreza i XV. Ja wziąłem pod uwagę tylko kompaktowy model, bo bardziej pasował mi do tej klasy aut. Nowa Impreza to zupełnie inne auto niż wcześniejszy sportowy samochód o tej nazwie. Teraz to standardowy hatchback z niesamowitym systemem EyeSight, który monitoruje, co dzieje się przed samochodem. Trzeba przyznać, że Subaru bardzo dobrze chroni też pieszych – wynik 84% to jeden z wyższych w testach zderzeniowych.
Crossovery – Opel Crossland X
Bliźniacza konstrukcja Peugeota 3008 pozwoliła niemieckiemu producentowi na wygraną, chociaż wyniki testów całego segmentu crossoverów nie napawają optymizmem. Bezpieczeństwo dorosłych i dzieci to tylko 85%. Porównując to do innych klas, producenci mają nad czym popracować. Trzeba przyznać jednak, że ceny tych aut rozpoczynają niskie kwoty, stąd wyniki takie, a nie inne. Dbałość o bezpieczeństwo kosztuje sporo, ale z drugiej strony trudno je wyceniać.
Kompaktowe SUV-y – Volkswagen T-roc
Nowy model w gamie podwyższonych Volkswagenów króluje pod względem bezpieczeństwa wśród konkurentów. Nowa konstrukcja oraz nowinki techniczne pozytywnie wpłynęły na wyniki testów. Wszystkie z 4 kategorii w T-rocu zdobyły minimum 71%. Model ten najbardziej chroni dorosłych, ponieważ aż w 96%. Jak widać popularny segment SUV-ów można uznać za bardzo bezpieczne samochody.
Testy Euro NCAP przeprowadzane są tylko na niektórych samochodach. Większość modeli prędzej czy później trafia w ręce tej organizacji, ale nie zawsze jest to przed premierą lub nawet w roku debiutu danego samochodu. Z drugiej jednak strony nawet starsze generacje danych modeli również są bezpieczne. Patrząc na drogi, cieszy fakt, że jeździ po nich coraz więcej nowszych aut, co potencjalnie przekłada się na bezpieczeństwo na ulicach. | Najbezpieczniejsze auta 2017 roku |
Szukasz ciekawej alternatywy dla płaszcza lub parki na jesień? W tym sezonie nie musisz się ograniczać! Z pomocą przyjdą ci najmodniejsze futra! Koniecznie sięgnij po te, wykonane ze sztucznych włókien w niezliczonych wydaniach! Zwierzęce inspiracje
Projektanci w sezonie jesień-zima 2014/2015 proponują szeroką gamę okryć wierzchnich. Pośród nich prym zdecydowanie wiodą futra, które ponownie wróciły do łask.
Od teraz futra są obszerne, mięsiste, o przeskalowanych kształtach i mocno zaznaczonych ramionach. Wyróżniają się kolorem i długością, a przede wszystkim sztucznym włóknem. Wersje eko do reszty podbiły pokazy mody i są idealnym zastępstwem naturalnych wariantów.
Na wybiegach trwa zabawa formą i prawdziwa transformacja – futra pojawiają się także jakopłaszcze w wersji maxi, dopasowane bomber jacket lub krótkie kurtki o sportowym charakterze. Zdobi je ekskluzywna biżuteria bądź zwykły, skórzany pasek z klamrą. Dominują wzory ombre i nieśmiertelny patchwork. Kolory, jakie przodują, to zarówno: ciepłe i mleczne biele oraz beże, pudrowe i pastelowe róże, delikatne biszkoptowe i orzechowe brązy, kolory ciemnej czekolady, zgniłe i morskie zielenie, jaskrawe turkusy, fiolety i granaty; gdzieniegdzie występują też mocne odcienie fuksji, czerwieni i czerni.
A jak nosimy futra?
W tym sezonie wkładamy je obowiązkowo do wszystkiego! Tu nie ma ograniczeń! Zakładamy je zarówno do pracy – na elegancki uniform czy męski garnitur, czy na co dzień – do warstwowych swetrów i spódnic z dzianiny. Nosimy je luźno i nonszalancko rozpięte lub zupełnie odwrotnie – elegancko i kobieco – zapięte na ostatni guzik, ozdobione biżuterią albo przepasane paskiem w talii. Do futra pasują klasyczne szpilki z wąskim noskiem lub mocniejsze buty na klocku w stylu lat 60. Obowiązkowo też nosimy je z cieplejszym obuwiem o militarnym zabarwieniu, typu sztyblety czy workery. Dla elegantek polecamy sznurowane botki na obcasie i kozaki za kolano.
Jeśli futro w wersji solo to dla ciebie zbyt duże wyzwanie i ekstrawagancja, potraktuj je „fragmentarycznie”. Może to być futrzany kołnierz przy płaszczu, rękawy bądź mankiety. Jeżeli gustujesz w futrzanych dodatkach, koniecznie postaw na ciepłą mufkę, kopertówkę do ręki albo większą torbę z delikatnym akcentem.
W tym sezonie ma być ciepło, obszernie i ze smakiem. Królują ekologiczne futra o różnych długościach i w multikolorach. Nie traktuj futra zbyt dosłownie – baw się również jego formą i noś jako kurtę bomber lub płaszcz maxi. Odważ się i pokaż wszystkim zwierzęcy pazur. Niech drzemie w tobie niepokorna buntowniczka lub elegantka rodem z lat 60!
) | Fokus na futra |
Gubisz się wśród przekazów reklamujących dezodoranty i antyperspiranty i nie wiesz, na jaki kosmetyk się zdecydować? Oto poradnik. Podstawowa różnica pomiędzy tymi preparatami dotyczy sposobu ich działania. Dezodorant po prostu maskuje zapach potu, a antyperspirant za sprawą aktywnych substancji blokuje proces pocenia się. Ten drugi będzie lepszym rozwiązaniem, jeśli pocisz się intensywnie i czujesz, że jest to problem. Są jednak sytuacje, w których powinnaś zrezygnować zarówno z dezodorantów, jak i antyperspirantów, a skorzystać z porady dermatologa lub farmaceutki w aptece. Jest tak, jeżeli masz skórę skłonną do alergii lub cierpisz z powodu chorób skórnych. Nie stosuj też tych kosmetyków przed wyjściem na plażę lub do solarium, ponieważ mogą powodować przebarwienia skóry.
Dezodoranty i antyperspiranty mogą występować jako:
sztyft – kremowy wkład w plastikowej tubce; dzięki tej konsystencji jest wydajny i wygodny w użyciu;
spray – kosmetyk, którym spryskujesz skórę – szybko się wchłania i jest łatwy w użyciu;
kulka – może być w obudowie plastikowej lub szklanej, wchłania się wolniej niż w sprayu, za to znacznie lepiej się rozprowadza;
chusteczki – nawilżone łagodnymi dla skóry składnikami, a dzięki szczelnemu opakowaniu cały czas są wilgotne. Sprawdzają się w podróży, można ich używać także do higieny rąk.
Dezodorant – zapach na krótko
Preparaty dezodorujące mają kilka podstawowych funkcji:
* zabezpieczają przed powstawaniem przykrej woni potu i maskują ją, ale nie hamują wydzielania potu;
* w składziemają alkohol etylowy, który niszczy bakterie w skórze;
* ich woń utrzymuje się tylko przez kilka godzin;
* są wystarczającym zabezpieczeniem dla osób bez problemów z nadmiernym poceniem się.
Jeśli wybierasz dezodorant, postaw na woń, bo to właśnie ona przesądza w przypadku tego kosmetyku o tym, czy przypadnie ci do gustu. Na rynku dostępna jest niezliczona ilość zapachów. Możesz wybrać kwiatowy, który sprawi, że będziesz pachnieć jak łąka latem. Jeśli wolisz świeże zapachy, o nieco sportowym charakterze, wybierz np. jeden z solidnie orzeźwiających produktów marki Adidas. Lubisz delikatne, ziołowe zapachy? Zdecyduj się na kosmetyk dezodorujący o zapachu zielonej herbaty. Wonie te są jednak ulotne, dlatego miniaturowy dezodorant warto mieć zawsze w torbie, żeby móc odświeżyć ciało.
Pocisz się obficie? Wybierz antyperspirant
Antyperspirant działa nieco inaczej niż dezodorant. Substancje w nim zawarte (związki ograniczające potliwość – alkaliczne sole chlorku glinu lub sole glinowo-cyrkonowe) łączą się z wilgocią na skórze i pod wpływem temperatury przekształcają w żel, który zwęża ujście gruczołów potowych, ograniczając wydostanie się potu na zewnątrz. Kosmetyk nie zatyka gruczołu, ale ogranicza na pewien czas jego działanie, a to zmniejsza nadmierne pocenie się. W ciągu kilku dni żel jest usuwany i wymywany z powierzchni skóry, ale przyjemny zapach – w przypadku antyperspirantów zapachowych – utrzymuje się także kilka dni. Istnieją również antyperspiranty bezzapachowe, które jedynie blokują pocenie się – taką funkcję pełnią np. chusteczki antyperspiracyjne.
Postaw na naturę – wybierz kryształ
Jeśli ponad osiągnięcia nauki i przemysłu chemicznego i farmaceutycznego przedkładasz rozwiązania, które oferuje natura, możesz zdecydować się na dezodorant w krysztale. To występujący w przyrodzie minerał – ałun, którego właściwości znali już starożytni Egipcjanie i Rzymianie i używali jako specyfik niwelujący przykre zapachy. W ałunie nie ma składników konserwujących, barwników, alkoholu ani parabenów. Jest bezzapachowy. W odróżnieniu od antyperspirantów nie zatyka ujść gruczołów potowych i dlatego nie hamuje potliwości, ale niweluje jedynie jego zapach, ponieważ działa antybakteryjnie. Ałun ma także działanie ściągające, tamuje małe krwawienia i przyśpiesza gojenie się skaleczeń oraz łagodzi ból po ukąszeniu owadów. | Czym różni się dezodorant od antyperspirantu? |
Dziura w karoserii jest niemile widziana i najczęściej spowodowana – również niemile widzianą – rdzą. Możemy sobie z tym problemem poradzić samodzielnie i niewielkim kosztem. Koszt jest tu sprawą kluczową. Jeśli dziura pojawia się w aucie wartym powiedzmy 3–4 tysiące złotych, a blacharz żąda za naprawę kilku setek bądź tysiąca, jest to kompletnie nieopłacalne. Dlatego też możemy albo kupić nowy element karoserii i zlecić jego wymianę, albo samodzielnie zabrać się za naprawę. W pierwszym przypadku zapłacimy nawet kilkadziesiąt bądź małe kilkaset złotych za część. W drugim... zaraz się przekonamy!
Co zżera metal
Skąd się biorą dziury w karoserii? Głównie od rdzy. „Ruda” przeżera blachę na wylot. Z wierzchu widać tylko pęczniejący purchel, który z czasem zaczyna się kruszyć. Czasem można go przebić nawet palcem, boleśnie się przy tym kalecząc. Dziury i poważne, acz punktowe wgniecenia powstają też przy różnych dziwnych zdarzeniach – można na przykład uderzyć w coś ostrego na parkingu.
Są dwie podstawowe metody łatania dziur w karoserii – tzw. reperaturka lub włókno szklane. Należy przy tym zaznaczyć, że łatać można tylko te części, które nie mają wpływu na bezpieczeństwo użytkowania auta. Przerdzewiałe do cna progi lepiej wyrzucić i zamontować nowe. Łatać można drzwi, nadkola czy drobne kawałki wspomnianych progów. Również wielkość dziur ma znaczenie. Trudno będzie nam zrobić solidną łatę wielkości piłki do koszykówki. Pozostając przy sprzęcie sportowym, można uznać, że piłka do tenisa jest rozsądną granicą – większych dziur raczej nie zasklepiajmy włóknem i raczej nie róbmy tego samodzielnie.
Łata z włókna szklanego
Najpierw musimy dokładnie oczyścić dziurę i jej okolice. Zedrzyjmy lakier z naddatkiem kilku centymetrów, by mieć pewność, że rdza nie posuwa się dalej. Do tego celu przyda nam się szlifierka kątowa. Najtańsze modele kosztują kilkadziesiąt złotych, możemy też pożyczyć taki sprzęt od szwagra, sąsiada itd. Posługiwanie się nią nie wymaga dużej wprawy, ale na pewno rozsądku i dbałości o bezpieczeństwo. No i okularów ochronnych. Rękawiczki, najlepiej gumowe, przydadzą nam się przy następnej czynności. Włókno szklane, odpowiednio przycięte, należy albo upchać w dziurze, albo nałożyć pierwszą warstwę na wierzch. Uważajmy przy tym, bo włókno lubi wbijać się w skórę, która potem będzie potwornie swędzieć i piec. Żywicę epoksydową przygotowujemy z utwardzaczem według przepisu na opakowaniu, najlepiej w szklanym słoiku, bo nagrzewa się do wysokiej temperatury. Równie dobrze możemy użyć żywicy poliestrowej, która osiąga podczas mieszania temperaturę zbliżoną do pokojowej. Mata z włókna szklanego będzie kosztowała od kilku do 10 zł, żywica podobnie lub trochę więcej. W sprzedaży są również zestawy mat i żywic w cenie od kilkunastu złotych wzwyż. Tak rozrobioną żywicą nasączamy włókno, możemy dodawać kolejne warstwy, byle nie przesadzić z grubością. Po wyschnięciu całość musimy dokładnie przeszlifować – najpierw można szlifierką, potem coraz drobniejszym papierem ściernym. W następnej kolejności pryskamy łatę podkładem w spreju – do kupienia za kilkanaście złotych. Ale to nie koniec – na pewno pozostały nam mikroubytki. Zalepiamy je szpachlówką, najlepiej z zawartością włókien szklanych, a potem zwykłą. Wydamy na to od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych. Znowu szlifujemy papierem ściernym, a potem lakierujemy. Załatwione. Aha – warto jeszcze zabezpieczyć załataną dziurę od wewnątrz (idealnie sprawdzi się któryś środek do konserwacji podwozia w spreju). Ile wydaliśmy? Pewnie maksymalnie 100 zł, nie licząc tarczy do szlifierki pożyczonej od szwagra.
Drugą metodą łatania dziur jest tzw. reperaturka. Wymaga ona jednak spawania i cięcia blachy. Po prostu w miejscu dziury trzeba przyspawać kawałek metalu. To raczej nie do zrobienia w warunkach garażowych, trudniej jest też o spawarkę. | Jak załatać dziurę w karoserii? |
Wszyscy żyjemy w globalnej wiosce. Świat nagle skurczył się i wydaje się, że wszystkie kontynenty są ze sobą blisko. Afryka, Ameryka czy Europa zdają się niemalże do siebie przylegać. Wystarczy łączność internetowa. Nie zmienia to faktu, że nadal pozostajemy oddzieleni tysiącami kilometrów i kilkoma oceanami. Możemy je jednak pokonać w kilkanaście godzin i z dżdżystego Londynu przenieść się do wilgotnej i upalnej Afryki Zachodniej. Do tego łączy nas wielki wspólny mianownik – człowieczeństwo. A ono niezależnie od granic, kultur, lokalizacji jest dokładnie tak samo skomplikowane.
Być kobietą, być sobą
Pozornie niewiele może łączyć milczącą i samotną Chinkę z głośną i wszędobylską Amerykanką. Niewiele może być wspólnego między kobietą spędzającą życie na jednej wielkiej afrykańskiej przygodzie a samotną Angielką. Sama płeć zdaje się jednak być przepustką do wspólnoty dusz, podobieństwa problemów, a może nawet pewnej bliskości mimo barier. A czasami niestety również wrogości.
Li Jang jeszcze nie wie, że los połączy ją z Lorrie. Gdy Lorrie podaje lekkomyślnie swoje dane do logowania do konta bankowego, nie przypuszcza, że wkrótce wszystko w jej życiu się zmieni. Petra nie potrafi przewidzieć, że przyjazd męża jej wieloletniej przyjaciółki Bev, Jerome’a, odmieni jej samotność. Tak naprawdę każda z nich, przebywająca w swoich światach, kulturach, kontynentach, nawet nie zdaje sobie sprawy z istnienia kobiet, które będą miały wpływ na ich przyszłość.
Samotność ma takie samo oblicze
Wszystkie te kobiety łączy poczucie osamotnienia w ich aktualnej sytuacji życiowej. W Chinach Li Jang odczuwa niemoc i samotność, gdy nie może porozumieć się z mężem ani spełnić swojego pragnienia o posiadaniu dziecka. W Teksasie Lorrie sama zmaga się z konsekwencjami swojej beztroskiej decyzji o udostępnieniu poufnych danych. W Oreya w Afryce Zachodniej Bev udaje swoją rzeczywistość i przedstawia ją na swoim blogu w nierealnej oprawie. A w Anglii Petra usycha z samotności.
Życie każdej z kobiet ulegnie gwałtownej i nieodwracalnej zmianie. Przeżyją momenty największego załamania i największych radości, odkryją w sobie waleczne wojowniczki i kruche istoty. Zawalczą o swoje życie i szczęście kosztem… właśnie, bardzo dużym kosztem. Kosztem innego życia i innych kobiet. Czy to będzie odpowiednie lekarstwo na ich samotność?
Zadając nieodmiennie te same pytania
„Przemilczane tajemnice” Deborah Moggach to kolejna powieść obyczajowa w dorobku autorki, jednakże jak wiele jej poprzednich tytułów dalece wykracza poza ramy gatunku. Przedstawiając najważniejsze dylematy swoich bohaterek, sięga również po najważniejsze pytania moralne, jakie zadają sobie ludzie od wieków. Porusza kwestie dotyczące budowania swojego szczęścia na cudzym nieszczęściu, moralnych aspektów bycia surogatką, wreszcie – odbierania życia, zarówno zwierząt dla zysku, jak i człowieka dla zemsty.
Najnowsza powieść Moggach to historia bogata w kulturowe i codzienne detale życia w odległych krajach, ale również opowieść o tym, że niezależnie od miejsca pochodzenia wszystkich ludzi łączy jedna duża wada – szukamy szczęścia i zysku na siłę, po trupach. To ciekawie skomponowana narracja, w której mierzą się największe lęki i problemy, z jakimi boryka się każdy człowiek. Lektura zdecydowanie warta polecenia!
Źródło okładki: www.rebis.com.pl | „Przemilczane tajemnice” Deborah Moggach – recenzja |
Najgorętsze nazwisko show-biznesu! Choć wydaje się, że to ich starsza, przyrodnia siostra – Kim Kardashian – jest na ustach całego świata, to tak naprawdę Kendall i Kylie Jenner wzbudzają prawdziwy zachwyt wśród milionów współczesnych nastolatków. Ich konta w mediach społecznościowych zdobywają popularność, o jakiej mogłaby pomarzyć niejedna gwiazda pop. Swoim nazwiskiem sygnują wielkie domy mody, linie kosmetyków, a ubrania przez nie zakładane w mgnieniu oka wyprzedają się na pniu. Są piękne, kontrowersyjne i prowadzą bajkowe życie. Siostry Jenner swoim stylem inspirują młodzież. Kendall Jenner – od dziewczyny z reality show do top modelki
Niespełna dwudziestoletnia gwiazdka jest od kilku miesięcy jedną z najlepiej opłacanych modelek debiutantek. Stała się muzą Karla Lagerfelda i twarzą kosmetyków Estée Lauder. Ponoć koleżanki po fachu zazdroszczą jej błyskawicznie rozwijającej się kariery, a dziewczyny na całym świecie z wypiekami na twarzach śledziły jej miłosne perypetie z Harrym Stylesem, wokalistą One Direction. Gdziekolwiek i z kimkolwiek się nie pojawi, jest śledzona przez setki fotoreporterów. Jeśli jej kariera będzie rozwijać się w tak błyskawicznym tempie, to istnieje szansa, że zdetronizuje Kim i sama stanie się królową plotek.
Styl Jennerki jest dość prosty i pewnie dlatego wiele nastolatek potrafi utożsamiać się ze swoją idolką. Na co dzień modelka wybiera jeansowe spodnie lub dopasowane legginsy. Najbardziej lubi fason super slim lub skinny, dzięki czemu podkreśla swoje zgrabne nogi oraz pupę. Te elementy garderoby łączy ze zwykłymi T-shirtami bądź bluzkami na ramiączkach. Całość dopełnia butami typu ugg lub ulubionymi, wysokimi szpilkami. Kiedy jednak wybiera się na gale czy liczne przyjęcia, sięga po kreacje z najbardziej luksusowych domów mody. Preferuje wyraziste i kontrowersyjne stroje, np. w odważnych kolorach, z dużymi rozcięciami czy „przeźroczystościami”.
Kendall jest niezwykle urodziwą dziewczyną i świadomie podkreśla swoje najmocniejsze atuty. Zazwyczaj nosi mocno wyprostowane, gładkie i rozpuszczone włosy. Jeżeli decyduje się na zmianę oblicza, to są to jedynie gęste fale lub loki, które możemy uzyskać przy pomocy lokówki albo wałków termicznych.
Makijaż Jennerki jest dość klasyczny – lubi uwydatniać oczy kocią kreską, a na ustach nosi transparentne błyszczki lub czerwone, krwiste szminki. Dość często rozświetla oczy poprzez dodanie błyszczącego pyłkuw kąciki oczu. Nosi się zdecydowanie najbardziej naturalnie ze wszystkich sióstr.
Kylie Jenner – ikona stylu z Instagrama
To najmłodsza z sióstr. Ma zaledwie 18 lat, a swoimi zdjęciami i wywiadami rozgrzewa do czerwoności media na całym świecie. Trudno jednak mówić o spektakularnych sukcesach młodej celebrytki. Gościła kilkukrotnie na okładkach magazynów dla nastolatków, wspólnie ze starszą siostrą stworzyła linię ubrań, czasem pracuje jako modelka. Wszak to nie jej praca, a życie osobiste znacznie bardziej interesuje otoczenie. Gdy na swoi profilu instagramowym wrzuci kolejne zdjęcie, obiega ono glob kilkukrotnie. Dziewczyny na całym świecie próbują stworzyć makijaż, fryzurę czy stylizację choć odrobinę podobną do tej, promowanej przez Kylie.
Jej znakiem rozpoznawczym stały się wydatne usta w naturalnym kolorze. Szminki w kolorze nude są od kilku miesięcy najlepiej sprzedającymi się kosmetykami w wielu markach. Celebrytka podkreśla usta nie tylko pomadkami, ale również wyrazistymi konturówkami. To ona rozpoczęła modę na powiększanie warg przy pomocy kredki do makijażu. Dziewczynie, pewnie nie bezpodstawnie, zarzuca się, iż kształt swoich ust osiągnęła poprzez ingerencję chirurga.
Równie mocno komentowany jest makijaż oka, jaki preferuje Kylie. Gwiazdka uwielbia bardzo długie i gęste rzęsy. Szczerze przyznaje, że tak spektakularny efekt uzyskuje poprzez doklejanie i doczepianie kępek włosów. Prócz sztucznych rzęs młoda Jennerka lubi podkreślać dolną powiekę kremową lub białą kredką do oczu. Rozbielona linia wodna doskonale optycznie powiększa oczy i sprawia, że są one rozświetlone. Co również istotne – makijaż Kylie na dzień niewiele różni się od tego, który prezentuje na czerwonym dywanie.
Celebrytka lubi także zmieniać fryzury. Od kilku miesięcy nosi tzw. loba, czyli przedłużonego boba. To obecnie najmodniejsza fryzura preferowana przez gwiazdy. Dziewczyna mimo wszystko bardzo często eksperymentuje z kolorami, a na jej głowie pojawiają się różnobarwne pasemka, rozjaśnione końcówki typu ombre czy peruki w intensywnych barwach, np.: fioletowej, siwej, różowej. Kylie również bardzo często korzysta z doczepianych kosmyków włosów imitujących jej naturalną, ciemną czuprnę.
Styl, który preferuje celebrytyka, to połączenie rockowego pazura, elementów boho i glam. Najczęściej możemy oglądać ją w podartych jeansach lubkrótkich szortach, bandażowych bluzkach bądź koszulkach typu crop top albo w opiętych spódnicach ołówkowych. Nastolatka uwielbia uwydatniać swoje kształty. Stawia także na wyrazistą biżuterię, np. naszyjniki-tatuaże czy pierścionki z ogromnymi oczkami. Absolutnie wszystko co zakłada, staje się od razu wielkim hitem wśród nastolatków. | Bądź jak siostry Jenner – poznaj ich styl ubierania i malowania |
Model kartonowy można zbudować w każdej skali. Żeby jednak standaryzować działalność modelarzy, przyjęto uniwersalne zasady, określając przede wszystkim skale konstruowanych modeli. Najprościej mówiąc, skala mówi nam, ile razy zmniejszono wymiary oryginalnego obiektu, aby otrzymać jego model. I tak skala 1:2 oznacza, że model został zmniejszony dwukrotnie; 1:4 – czterokrotnie. Niby proste, ale diabeł tkwi w szczegółach. W tym przypadku w różnorodności obiektów, których modele się buduje, i skali, w których się je kreśli.
Mały samolot
W przypadku kartonowego modelarstwa lotniczego najlepiej sprawdza się skala 1:33. Oznacza to, że model samolotu o rozpiętości skrzydeł 10 m (np. polski PZL P.11c) będzie miał ok. 30 cm „szerokości”. Skala ta ma wiele zalet.
Po pierwsze w modelach wykonanych w niej przy odrobinie cierpliwości można oddać najdrobniejsze szczegóły oryginału. Oczywiście części do składania zajmują sporo miejsca. Kiedyś wycinanki w tej skali mieściły się na trzech, czterech kartkach kartonu. Współczesne modele nawet niewielkich samolotów drukuje się na kilku, a niekiedy kilkunastu arkuszach.
Po drugie modele te stanowią doskonałą szkołę modelarstwa, zwłaszcza starsze modele nie są zbyt skomplikowane – w najprostszych wersjach można je zbudować w kilka godzin. Bez problemu wykonają je nawet najmniej doświadczeni modelarze, np. nastolatkowie zaczynający swoją przygodę z tym pięknym hobby.
Po trzecie modele sklejone w podziałce 1:33 nie są duże, więc nie zajmują zbyt wiele miejsca. Łatwo je zatem eksponować zarówno na półkach czy w gablotach, jak i zawieszone pod sufitem.
Modele lotnicze to jednak nie tylko skala 1:33. Na Allegro jest dostępnych również sporo modeli w skalach 1:25 czy 1:50. Pierwszą z nich stosowano w przypadku mniejszych samolotów, drugą – w przypadku dużych maszyn, np. samolotów bombowych.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Na lądzie
Kartonowe modele pojazdów lądowych buduje się w kilku skalach. Modele motocykli – w skali 1:9. Większość modeli pojazdów militarnych: czołgów, transporterów opancerzonych, bojowych wozów piechoty jest kreślona w skali 1:25. W przypadku skomplikowanych modeli tego typu najbardziej kłopotliwą sprawą (a w zasadzie monotonną i nużącą) jest wykonanie pojedynczych ogniw gąsienic, a następnie połączenie ich w całość. Na szczęście dziś wiele firm wydających modele papierowe oferuje zestawy waloryzacyjne, m.in. wycinane laserowo gąsienice.
box:offerCarousel
Zamek na półce
Wiele wydawnictw specjalizujących się w modelach kartonowych ma w ofercie modele budowli. Panuje tu pełna dowolność tematyczna. Można kupić modele zamków, kościołów, kaplic, ratuszów, latarni morskich, murów obronnych, bunkrów i schronów bojowych. Wydaje się je w różnych skalach, np. 1:72 (do wykorzystania m.in. przy tworzeniu dioram z modelami plastikowymi i figurkami żołnierzy), 1:100, 1:150, 1:200, 1:250… Skąd ta różnorodność zastosowanych skali? Odpowiedź jest prosta. Im większy budynek, tym mniejszą skalę trzeba zastosować. Oczywiście, można zbudować model Pałacu Kultury w skali 1:72, tylko że będzie on miał wysokość prawie… 330 cm.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Małe wielkie okręty
Największe obiekty, takie jak statki czy okręty, wymagają bardzo małych skali. Najmniejsze jednostki: kutry rybackie, statki ratownicze czy niewielkie okręty wojenne są wydawane w skali 1:50. Większe jednostki powstają m.in. w skalach 1:100, 1:200, 1:300, 1:350, 1:400, 1:600 i najmniejszej – 1:720. W pierwszej z nich buduje się głównie niewielkie okręty. Wykonany w skali 1:100 stumetrowy niszczyciel będzie miał metr długości. Można w niej oczywiście zbudować model trzystumetrowego okrętu liniowego, ale będzie miał on długość 3 m i zapewne niewielu członków modelarskiej braci miałoby możliwość wyeksponowania swojego dzieła w mieszkaniu. Najmniejsze skale służą nie tylko do budowy największych jednostek, np. lotniskowców czy okrętów liniowych, ale również okrętów mniejszych. Stumetrowy kontrtorpedowiec będzie miał w skali 1:600 zaledwie ok. 16 cm. Zbudowanie go będzie wymagało ogromnej precyzji i cierpliwości. Ma to jednak sporo zalet. Modelarz budujący np. jednostki przedwojennej Polskiej Marynarki Wojennej zmieści całą flotę na jednej półce.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Bogactwo skali i skomplikowania
Modele kartonowe zmieniały się w ciągu dziesięcioleci. Przez kilkadziesiąt lat na rynku modelarskim istniał wyłącznie „Mały Modelarz”. Oferowane w nim modele niezależnie od tematyki i zastosowanej skali były zwykle bardzo uproszczone. Do pracochłonnych i dokładnie odwzorowanych wyjątków należały głównie modele dużych okrętów wojennych, żaglowców (na czele z kultowym „HMS Victory”) i niektórych pojazdów (np. GAZ 69, Jelcz-Kontener). Po 1989 r. na rynku pojawiały się modele znacznie dokładniej opracowane, o większym stopniu szczegółowości, drukowane na coraz większej liczbie kartonowych kartek. Dziś znajdzie coś dla siebie zarówno modelarz doświadczony, chcący budować modele redukcyjne, maksymalnie zbliżone do oryginału, jak i modelarz niedoświadczony, który dopiero szlifuje swój warsztat na prostych, niemal blokowych modelach kartonowych. I to wszystko w różnych skalach.
Warto przy okazji dodać, że dziś, dzięki nowoczesnej technice, wielu modelarzy samodzielnie przeskalowuje modele kartonowe, dostosowując je do własnych potrzeb. Wielu również, korzystając z odpowiednich programów komputerowych, samodzielnie projektuje doskonałe technicznie modele.
Jest wiele skali modelarskich. W każdej z nich powstają bardzo interesujące modele. Są proste w budowie, a praca nad nimi zajmuje tylko kilka godzin. Inne są skomplikowane, a ich zbudowanie nawet doświadczeni modelarze poświęcą kilka lat. Brzmi groźnie, ale najtrudniejszy pierwszy krok.
) | Skale modeli kartonowych |
W końcu zawitało do nas prawdziwe lato. Możemy cieszyć się piękną pogodą i wakacjami. Z latem nierozerwalnie związane są kąpiele słoneczne. Opalanie może wysuszać skórę, a tego przecież nie chcemy. W czasie wakacji warto skupić się na odpowiedniej pielęgnacji – tylko na zadbanej skórze letnia opalenizna będzie się pięknie prezentować i utrzyma się znacznie dłużej. Jednym ze składników polecanych dla osób z suchą skórą jest mocznik. Docenią go osoby, którym nie wystarczają zwykłe balsamy oraz te, które borykają się na przykład z rogowaceniem okołomieszkowym skóry. Używanie kremów z mocznikiem poleca się także diabetykom – chodzi głównie o zapobieganie powstawaniu ran i pęknięć na stopach.
Zbawienny wpływ mocznika
Mocznik jest organicznym związkiem chemicznym szeroko wykorzystywanym w przemyśle kosmetycznym. Gdy nieco dokładniej przyjrzymy się półce w pobliskiej drogerii, z pewnością bez trudu znajdziemy całe mnóstwo specyfików z tą substancją. Działanie kosmetyków zależy od stężenia tego składnika. Mogą delikatnie nawilżać skórę (do 10 %), jak i silnie złuszczać naskórek (powyżej 50 %). Najczęściej spotyka się kosmetyki ze stężeniem mocznika sięgającym 10-30%. Warto sięgnąć po kosmetyki z zawartością mocznika dostosowaną do naszych potrzeb – dzięki temu jego działanie będzie optymalne i nie nabawimy się efektów przeciwnych do zamierzonych. Związek ten bardzo często wykorzystuje się do pielęgnacji stóp i pięt. Mocznik może mieć jednak zbawienny wpływ także na pozostałe partie ciała.
Kosmetyki, na które warto zwrócić uwagę
Oto lista kilku kosmetyków z mocznikiem, na które warto zwrócić uwagę. Każdy z nich odpowiada na inną potrzebę i zawiera różne stężenie mocznika.
Seria Ziaja z mocznikiem – do problemów suchej skóry warto podejść kompleksowo. Ziaja stworzyła serię kosmetyków przygotowanych właśnie dla przesuszonej skóry. W ofercie jest krem do rąk, krem do stóp, emulsja do twarzy na dzień/noc, a także emulsja do ciała. Produkty mają różne stężenie mocznika, dzięki czemu są idealnie dostosowane do wymagań poszczególnych partii ciała. Wszystkie kosmetyki Ziaja Med przepięknie pachną i bardzo dobrze się wchłaniają. Jest to ogromny atut tej serii, którą można polecić właściwie każdemu.
Happy end krem do stóp i pięt Bielenda–rozwiązanie idealne na lato! Pomarańczowe opakowanie kojarzy się z wakacjami. Krem jest bardzo wydajny. Co więcej, na efekt nie trzeba długo czekać, wystarczy już jedna aplikacja kremu. Idealny jako kuracja regeneracyjna po całym dniu pieszych wycieczek.
Eveline krem zmiękczający do stóp – ratunek dla prawdziwie przesuszonych pięt. Piętnastoprocentowe stężenie mocznika gwarantuje doskonałe nawilżenie. Zestaw witamin i olejek z kiełków pszenicy dodatkowo regeneruje skórę. Producent gwarantuje poprawę kondycji skóry w ciągu siedmiu dni.
Seni krem do rąk z mocznikiem – nie tylko skóra stóp bywa przesuszona. Nasze dłonie również narażone są na działanie różnych, wysuszających i podrażniających substancji, w tym chociażby płynu do naczyń. Warto zadbać o tak ważną część ciała – w końcu zadbane dłonie to nasza wizytówka. Krem do rąk Seni jest przeznaczony do codziennego stosowania (3% urea).
Isis Pharma Urelia 50 – jest to krem o bardzo wysokim stężeniu mocznika, dlatego powinno się go stosować tylko na wymagające złuszczenia naskórka miejsca. Przed zastosowaniem warto dokładnie zapoznać się z zaleceniami zawartymi na opakowaniu. Opakowanie jest niewielkie – 40 ml. Kosmetyk nie zawiera żadnych substancji zapachowych i parabenów.
O skórę warto dbać o każdej porze roku. Odpowiedni poziom jej nawilżenia i odżywienia jest kluczowy dla pięknego wyglądu. Dbając o nasze ciało, zwiększamy również pewność siebie i poprawiamy samopoczucie. Lato jest jednak bardzo wymagającym czasem, szczególnie dla tych, którzy zmagają się z jakąś dysfunkcją skóry. Jednym z najczęstszych problemów jest właśnie przesuszenie i wszelkie tego następstwa. Mocznik potrafi zdziałać cuda. Warto z niego korzystać – szczególnie, że obecnie na rynku dostępnych jest całe mnóstwo kosmetyków i preparatów z tą substancją. Pamiętajmy o wybraniu produktu ze stężeniem mocznika dopasowanym do naszych potrzeb. W ten sposób unikniemy niemiłych niespodzianek i będziemy cieszyć się piękną i nawilżoną skórą. | Mocznik – ratunek dla suchej skóry |
Odpowiednie wyposażenie i akcesoria zapewniają wygodę podczas wykonywania zabiegów higienicznych przy dziecku, a także pozwalają znacznie skrócić ich czas, aby pozostało go więcej na wspólną zabawę. Jednym z takich akcesoriów są mebelki używane podczas kąpieli. Stojaki na wanienkę czy krzesełka dla malucha nie są niezbędne, jednak znacznie ułatwiają opiekę nad niemowlakiem. Przeczytaj, dlaczego warto w nie zainwestować. Osobom niedoświadczonym często się wydaje, że do wykąpania dziecka wystarczy wanienka pełna wody i ręcznik, a bobas szybko będzie czysty i uśmiechnięty od ucha do ucha. Doświadczeni rodzice wiedzą, że to dopiero początek długiej listy niezbędnych akcesoriów. Znaczną jej część stanowi wyposażenie, określane łącznie jako mebelki do kąpieli. Ich rodzaj, liczba i wielkość zmieniają się w zależności od ilości miejsca w mieszkaniu, a także od wieku, wagi i wzrostu dziecka. Prezentujemy kilka pozycji, które z pewnością ułatwią kąpiele, szczególnie świeżo upieczonym opiekunom.
Mebelki dla malucha
Samodzielne wykąpanie noworodka wymaga od rodzica wyjątkowo dobrej koordynacji ruchowej. Trzymanie maluszka jedną ręką i jednoczesne mycie go drugą wcale nie jest takie proste, jak się wydaje. Ogromną pomocą w takiej sytuacji jest fotelik-leżaczek. Wstawiony do wanienki bezpieczny mebelek o anatomicznym kształcie pozwala na komfortowe ułożenie dziecka, które nie umie jeszcze siedzieć ani nawet utrzymać odpowiednio główki. Taki leżaczek może być używany już od pierwszych dni życia maluszka aż do ukończenia przez niego 8 miesięcy. Dla starszych dzieci, które potrafią już siedzieć, przeznaczone są siedziska-krzesełka, w których można bezpiecznie posadzić maluszka nawet w dużej wannie i łatwo go umyć w czasie, gdy będzie zajęty kąpielowymi zabawkami. Dzieci, które uwielbiają wodne zabawy, na pewno będą zachwycone fotelikiem połączonym ze stolikiem interaktywnym. Umieszczone na nim kolorowe zabawki zachęcają je do aktywności i odkrywania nowych rzeczy.
Aby wanienka stała stabilnie
Podczas kąpieli noworodka i małego niemowlaka bardzo istotna jest wanienka ze stabilnym i bezpiecznym podłożem. Z tego powodu wielu rodziców stawia ją bezpośrednio na podłodze. Takie rozwiązanie jest na pewno bezpieczne, jednak obciążające kręgosłup opiekuna. Innym pomysłem jest zainwestowanie w rozkładany stojak na wanienkę. Dzięki niemu wanienkę szybko ustawimy w dowolnym miejscu, a jego gumowane nóżki i stabilna konstrukcja sprawią, że będziemy mogli bez przeszkód zająć się dzieckiem. Ze stojaka możemy korzystać do momentu, gdy maluch rozpocznie naukę samodzielnego siadania. Wtedy lepiej ustawić małą wanienkę w dużej wannie lub pod prysznicem, na ułożonej wcześniej macie antypoślizgowej. Będzie bardzo przydatna również po zakończeniu przygody z małą wanienką.
Stanowisko kąpielowe
Jeśli miejsce w łazience lub pokoju maluszka na to pozwala, wyjątkowo funkcjonalnym rozwiązaniem jest ustawienie tam komody kąpielowej. Praktyczny mebel ma na najwyższym poziomie wbudowany stojak na wanienkę, a poniżej wygodne półki i szuflady, w których zgromadzimy wszelkie akcesoria niezbędne podczas kąpieli – kosmetyki, ręczniki i zabawki. Szeroka oferta modeli, wielkości i palet kolorystycznych pozwoli na dopasowanie komody do wyposażenia łazienki lub pokoju. Gdy maluszek przestanie już korzystać z małej wanienki, możemy ją po prostu zdjąć, schować i dalej korzystać z wygodnego mebla.
Planując zakupy akcesoriów kąpielowych, pamiętajmy, że mają one służyć nie tylko dzieciom, ale również naszemu komfortowi. Codzienne kąpiele i zabiegi higieniczne wymagają od opiekunów nie tylko cierpliwości i dokładności, ale również sprawności fizycznej. Kupujmy wyposażenie jak najbardziej ergonomiczne. Bierzmy pod uwagę układ pomieszczenia, w którym będzie używane, oraz własne gabaryty. Jeśli dobrze dobierzemy meble, będziemy mieli wszelkie potrzebne rzeczy pod ręką, a mycie bobasa nie będzie wymagać nadmiernego pochylania się i wykonywania zabiegów w stresie. Odciążymy swoje stawy i kręgosłup, a kąpiele malucha staną się również dla nas świetną zabawą. | Mebelki do kąpieli |
Nie zawsze mamy szczęście kupić tkaninę w wymarzonym kolorze czy wzorze albo idealnie pasującą do wnętrza. Sposobem na to jest zastosowanie farb kredowych, które zapewnią uzyskanie zaplanowanego efektu. W składzie farb kredowych (np. Autentico) znajduje się 35% kredy, inne składniki naturalne oraz pigment. Zawartość tego ostatniego umożliwia farbowanie tkaniny, malowanie i ozdabianie jej. W tym celu można posłużyć się dwoma sposobami: za pomocą szablonu oraz farbowania.
Przygotuj:
tkaninę,
farbę kredową w wybranym kolorze,
szablon,
klej tymczasowy,
pędzel do szablonów,
taśmę malarską,
rękawiczki jednorazowe.
Krok 1.
Spryskaj szablon klejem tymczasowym. Klej spowoduje, że szablon będzie świetnie przylegał do tkaniny, zapobiegając jej przesuwaniu. Pozwoli to na uzyskanie „ostrego” wzoru.
Krok 2.
Pod tkaninę podłóż folię, aby nie pobrudzić podłoża. Boki szablonu możesz okleić taśmą malarską, aby w trakcie pracy nie pobrudzić tkaniny. Na pędzel z płasko ściętym włosiem nabierz farbę i wytrzyj jej nadmiar. Wzór odbijaj techniką tepowania, która polega na tym, że trzymając pędzel ustawiony prostopadle do tkaniny, uderzasz nim miejsce przy miejscu.
Krok 3.
Odklej szablon i od razu go umyj. Farbę zostaw do wyschnięcia. Gotowe. Można zrobić wzór dwukolorowy, taki jak na pierwszym zdjęciu –wystarczy powtórzyć kroki 1. i 2.
Farbowanie
Krok 1.
Farbowanie możesz przeprowadzić w misce albo w umywalce. Zmieszaj wodę z farbą w proporcjach: 1 część farby na 20 części wody. Bardzo dokładnie wymieszaj, aby nie było grudek farby, aby tkanina równo sie zabarwiła.
Krok 2.
Włóż do roztworu tkaninę, zamocz ją tak, aby barwnik dotarł w każde miejsce. Farbowanie trwa kilka minut. Przez ten czas obracaj tkaninę, aby kolor rozłożył się równomiernie.
Krok 3.
Kiedy uznasz, że tkanina już jest ufarbowana, wyjmij ją, odciśnij wodę i powieś do wyschnięcia.
Samodzielne farbowanie i ozdabianie tkanin pozwala niewielkim kosztem zmienić wnętrze i idealnie dopasować do siebie poszczególne elementy wystroju. Taki sam wzór możemy mieć np. na zasłonach, poduszkach, narzucie itp. Co więcej, farbami kredowymi można pomalować również meble tapicerowane, a efekt jest spektakularny! | Malowanie i ozdabianie tkanin farbami kredowymi |
JBL GO 2 to nowa wersja popularnego głośnika Bluetooth w miniaturowym rozmiarze. Tym razem urządzenie jest wodoodporne, ma odświeżone wzornictwo i dostępne jest aż w dwunastu wersjach kolorystycznych. Pierwszą wersję głośnika, czyli JBL GO (test), bez wątpienia można nazwać hitem sprzedażowym. Niewielki głośnik oferował niezłe brzmienie w dobrej cenie, więc szybko zdobył serca melomanów. JBL GO nie był jednak urządzeniem idealnym. Nie zachwycał swoją stroną wizualną, a i sygnatura brzmieniowa pozostawiała trochę do życzenia – brakowało mocniejszego basu i bardziej klarownych wysokich tonów. Na pierwszy rzut oka widać, że konstrukcja modelu GO 2 została unowocześniona. Sprawdźcie, czy poprawiono także brzmienie.
Specyfikacja JBL GO 2
interfejs: Bluetooth 4.1 z HSP 1.2, HFP 1.5, A2DP 1.2, AVRCP 1.5, SBC, AAC
przetworniki: 40 mm
moc: 3 W
pasmo przenoszenia: 180 Hz–20 kHz
SNR: > 80 dB
funkcje: obsługa rozmów, odporność na wodę IPX7
akumulator: litowo-jonowy 3,7 V/730 mAh
czas pracy: 5 godzin
wymiary: 71,2 x 86 x 31,6 mm
masa: 184 g
Wyposażenie
Głośnik jest zapakowany w przezroczyste opakowanie i zabezpieczony plastikową foremką. W środku znajduje się również małe pudełko z wyposażeniem, czyli instrukcjami, dokumentacją oraz krótkim kablem USB. Pomarańczowy przewód jest charakterystyczny dla produktów marki JBL – to solidny kabel o płaskiej izolacji i smukłych wtyczkach, który mierzy 26 cm.
Wygląd
Pierwszy JBL GO podobał mi się, chociaż wyglądał dosyć surowo. Kanciasta kostka przypominała miniaturkę estradowych głośników – front wyposażono w maskownicę z dużym logo, a mocowanie na smycz wyglądało niczym uchwyt do przenoszenia. Nowy model prezentuje się już bardziej nowocześnie. GO 2 jest zaoblony i pękaty, przez co przywodzi na myśl kostkę mydła, szczególnie gdy występuje w miętowym kolorze. Moim zdaniem wzornictwo jest rewelacyjne – głośnik wpisuje się we współczesne trendy, a jednocześnie posiada minimalistyczny design. Raczej każdy użytkownik znajdzie wersję kolorystyczną odpowiadającą swoim gustom. Nie zabrakło klasycznej czerni, szarości, błękitów, czerwieni i wielu innych.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Na froncie znajduje się aluminiowa i lekko wypukła maskownica, ponownie, jak w modelu pierwszym, ozdobiona logo marki. Powierzchnia maskownicy jest gęsto podziurkowana, a nad logo ulokowano niewidoczną diodę. Panel przycisków mieści się na szczycie – wszystkie klawisze zostały zespolone z obudową, ale niektóre oznaczenia są wypukłe, zaś inne wklęsłe.
Na prawej stronie jest zaślepka skrywająca wejście 3,5 mm i gniazdo microUSB, a obok niej widać szczelinę mikrofonu. Lewy bok pozostał pusty, zaś tył zdobi kolejne logo JBL, wytłoczone głęboko w obudowie. Na spodzie znajdują się cztery wypukłości, które pełnią funkcję nóżek.
Jakość wykonania jest zaskakująco wysoka. Zastosowane tworzywa są bardzo dobre, a wrażenie robi także matowa i ogumowana obróbka. Konstrukcja jest idealnie zwarta i masywna – poszczególne elementy zostały wzorowo spasowane, nic się nie ugina i nie trzeszczy. Pod względem wykonania GO 2 pozostawia pierwszą wersję głośnika daleko w tyle.
Obsługa
Mimo że nowy głośnik jest cięższy, gdyż waży 184 g w porównaniu do 130 g modelu GO, nadal należy do urządzeń kieszonkowych. GO 2 mierzy 86 mm długości, 71,2 mm wysokości, a jego grubość wynosi jedynie 31,6 mm. Urządzenie idealnie leży w dłoni, zaoblone krawędzie nie irytują skóry, a matowa powierzchnia pozwala pewnie chwycić obudowę. Głośnik przeznaczony jest do ustawiania na dłuższej krawędzi, wtedy stoi stabilnie, chociaż da się go przez przypadek przewrócić. Nic nie powinno się jednak stać – urządzenie jest solidnie wykonane. GO 2 może pracować także w pozycji leżącej, dzięki ogumowanym tworzywom nie ślizga się na blacie mebla.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Przyciski działają wzorowo – precyzyjnie klikają i łatwo je wyczuć pod placami. Nie zostały podświetlone, ale włącznik znalazł się maksymalnie z lewej strony, a regulacja głośności jest wypukła, więc obsługa po ciemku nie stanowi problemu. Włączaniu towarzyszy dźwięk gitarowego riffu, a działanie sygnalizuje biała dioda na froncie. Przycisk Bluetooth został wydzielony, zatem parowanie można przeprowadzić bardzo intuicyjnie. Wielofunkcyjny trójkąt odpowiada za odtwarzanie i pauzowanie muzyki, kontrolę rozmów oraz utworów. Piosenki można jedynie przełączać do przodu podwójnym kliknięciem, nie da się włączyć poprzedniego utworu potrójnym kliknięciem, ale dobrze, że w ogóle można sterować muzyką bez pomocy smartfona. Producent wprowadził także obsługę asystentów głosowych, którą aktywuje przytrzymanie przycisku wielofunkcyjnego.
W przeciwieństwie do pierwszej wersji głośnika GO 2 jest wodoodporny, spełnia normę IPX7, czyli można go zanurzyć na głębokość do 1 m przez maksymalnie 30 minut. Producent wręcz zachęca do zabrania JBL GO 2 na basen lub plażę. Nie trzeba martwić się o gniazda – zaślepka trzyma się wzorowo, więc idealnie zabezpiecza złącza microUSB do ładowania oraz wejście 3,5 mm, które umożliwi podłączenie urządzenia bez interfejsu Bluetooth. Wyzwaniem może być jedynie wypinanie zaślepki – trzeba uważać na paznokcie.
Akumulator został powiększony (730 mAh vs 600 mAh), ale czas pracy jest podobny. Jeśli nie przesadzamy z głośnością, można liczyć na 5 godzin odtwarzania muzyki lub rozmów. To osiągalny rezultat. Mocy nie brakuje – urządzenie jest donośne i może wypełnić dźwiękiem nawet średniej wielkości pomieszczenie. Lepiej jednak nie przesadzać z głośnością – dźwięk może przesterować się lekko na maksymalnym poziomie skali, zdarza się to w mocno basowych utworach.
Brzmienie
Pierwszy model JBL GO brzmiał nieźle, ale brakowało mu niskich i wysokich tonów. Generował ciepły, łagodny i przystępny dźwięk, który nie był idealnie czysty. Model GO 2 eliminuje wady brzmieniowe poprzednika – bas jest trochę mocniejszy, wysokie tony bardziej klarowne, a sam dźwięk ma więcej werwy. W efekcie muzyka rozbrzmiewa krystalicznie i słychać więcej szczegółów. Dzięki temu z głośnika korzysta się z przyjemnością.
Niskie tony są wzmocnione, JBL GO 2 potrafi nawet lekko zawibrować – słychać, że przetwornik monofoniczny wspiera także pasywna membrana basowa. Muzyka nie brzmi płytko i chudo, a dźwięk gitar basowych, kontrabasów czy syntezatorów jest trochę masywniejszy. W efekcie większe wrażenie robi muzyka rockowa, elektroniczna lub rap. Trzeba jednak pamiętać, że GO 2 to nadal miniaturowy głośnik, więc niskie tony nie będą wyjątkowo głębokie i energiczne, są raczej szkicowo zaznaczone.
Poprzedni głośnik wybrzmiewał głównie w paśmie średnim, które było lekko ziarniste. JBL GO 2 generuje dźwięk o wyższej rozdzielczości – słychać, że brzmienie jest czystsze. Nadal nie brakuje średnicy, żywe instrumenty lub głosy wokalistów są odpowiednio bezpośrednie, bez problemu można śledzić zarówno linie melodyczne poszczególnych instrumentów, jak i teksty piosenek. Brzmienie GO 2 jest bardziej efektowne, więc dobrze wypada na nim także muzyka elektroniczna z ostatnich lat.
Wysokie tony są również podkreślone względem tego, co oferował poprzednik. Dźwięk jest ogólnie jaśniejszy, pozytywnie wpływa to na czytelność muzyki i jej szczegółowość. Talerze perkusyjne są bardziej wyraziste, wysokie głosy wokalistek nie wydają się zgaszone, a solowe gitary wybrzmiewają swobodnie. Muzyka nie jest nadal ostra – głośnik nie syczy i nie irytuje. GO 2 brzmi jednak trochę bardziej sztucznie i cyfrowo, poprzednik był bardziej naturalny. Trudno narzekać – zalet zastosowanego strojenia jest dużo więcej.
JBL GO 2 to monofoniczny głośnik zamknięty w niewielkiej obudowie. Nie można liczyć na przestrzenny dźwięk, ale jaśniejsze brzmienie poprawiło ogólną czytelność i separację instrumentów. Dźwięk nie jest już zbity w jeden punkt, więc z powodzeniem można wychwycić poszczególne melodie. GO 2 da się położyć także na płasko, wtedy muzyka wybrzmiewa ku górze i słychać ją ze wszystkich stron, co przydaje się podczas odsłuchów w towarzystwie.
Podsumowanie
JBL GO 2, w porównaniu do poprzednika, to nie tylko zmiana wizualna, ale także brzmieniowa. Progres jest ewidentny – urządzenie zostało rewelacyjnie wykonane i wygląda świetnie. Wzornictwo jest bardziej efektowne i nowoczesne, a jakość użytych materiałów zaskakuje – urządzenie wygląda na droższe niż faktycznie jest. Tym razem zabrakło mocowania na zawieszkę lub smycz, ale w zamian za to konstrukcja jest odporna na wodę. Obsługa nie stanowi wyzwania, a głośnik pozwala prowadzić rozmowy oraz korzystać z asystenta głosowego. Brzmienie jest dużo lepsze od tego, które oferował poprzednik – przybyło niskich i wysokich tonów, a ogólna jakość dźwięku jest wysoka.
JBL GO 2 kosztuje aktualnie około 150 zł. Moim zdaniem warto go kupić – oferuje bardzo dobry stosunek jakości do ceny. To świetny gadżet, a także atrakcyjny prezent. Polecam zakup GO 2 zamiast poprzedniego modelu. Jeśli jednak liczy się każda złotówka, JBL GO za około 100 zł również powinien zadowolić.
JBL GO 2 ma konkurencję w postaci Creative Muvo 2C, dostępnego w podobnej cenie. Oba urządzenia oferują zbliżoną jakość dźwięku, ale Muvo 2C (test) posiada także czytnik microSD i może działać jako głośnik USB. Głośnik Creative cechuje się jednak niższym standardem odporności na wodę, ale jest za to odporny na pył. Natomiast GO 2 ma bardziej atrakcyjne wzornictwo utrzymane w minimalistycznym stylu.
Zalety:
* ładne wzornictwo;
* wysoka jakość wykonania;
* poręczne wymiary i wygodna obsługa;
* odporność na wodę;
* obsługa rozmów i asystentów głosowych;
* przyjemne i rozrywkowe brzmienie;
* dobra separacja dźwięków i niezła szczegółowość.
Wady:
* brak uchwytu na smycz;
* przeciętny czas pracy;
* pogorszenie czystości dźwięku na wysokim poziomie głośności. | Test JBL GO 2 – następca hitowego głośnika |
„Uga buga” jest typową imprezową grą karcianą, która zapewnia graczom wiele emocji i zabawy. Przed rozgrywką należy nabrać masy dystansu do siebie i pozbyć się ostatnich resztek godności, bowiem wszyscy, jak jeden mąż, będziemy się wcielać w bredzących od rzeczy jaskiniowców. Niestety nie ma tu miejsca na zabłyśnięcie inteligencją i wiedzą, a celem gry jest rozrywka sama w sobie. Czy współczesny człowiek może znaleźć wspólny język z ludem pierwotnym? I pytanie najważniejsze – kto zostanie wodzem plemienia? Wnętrzności i przygotowanie do gry
Małe metalowe pudełko jest wprost idealne do schowania w kieszeń i zabrania właściwie wszędzie. Choć rozgrywek lepiej nie toczyć w miejscach publicznych, bo jeszcze zostaniemy uznani za niepoczytalnych. W środku znajdziemy 52 wspaniale ilustrowane kwadratowe karty z sylabami. Grafiki na kartach utrzymane są w klimacie plemiennych skalnych rysunków, więc atmosfera gry została znakomicie zilustrowana. Na kartach są umieszczone duże i wyraźne czarne napisy, więc wzrokowcy będą mieli ułatwione zadanie w zapamiętywaniu sylab.
Gra jest przeznaczona dla 3 do 8 graczy w wieku co najmniej 7 lat. O dziwo młodsi zawodnicy mogą w przedbiegach pokonać starszych rywali, bo pamięć i skojarzenia kolejności zdarzeń śmigają u nich na najwyższym poziomie. Dobra rada – uwaga na młodszych przeciwników, bo to wilki w owczej skórze. Niech was nie zwiodą słodkie i niewinne spojrzenia. Na początku gry rozsiadamy się w plemiennym kręgu. Starszym graczom będzie pewnie wygodnie przy stole, a młodsi mogą się rozsiąść na podłodze. Tasujemy wszystkie karty i rozdajemy każdemu po 3 sztuki. Bez podglądania każdy tworzy zakryty stos ze swoich kart i kładzie je przed sobą. Wybieramy gracza rozpoczynającego i rozpoczynamy walkę o tytuł wodza plemienia…
Przebieg rozgrywki
Pierwszy gracz wykłada na środek wierzchnią kartę ze swojego stosu i wymawia sylabę na niej widoczną. Potem wskazuje wybranego przez siebie zawodnika i woła „ha!”. Kolejny gracz wykłada kartę ze swojego stosu, zakrywa kartę wcześniej wyłożoną i musi powtórzyć sylaby ze wszystkich kart. Dla urozmaicenia rozgrywki na niektórych kartach zamiast sylab umieszczono czynności, np. wystawienie języka, klaskanie lub uderzenie w stół. Dzięki czemu kilka kart może stworzyć niezły galimatias do zapamiętania.
Trzeba przyznać, że konwersacje nad stołem z rundy na rundę stają się coraz bardziej komiczne. Gracze się gimnastykują i język swój plączą „Grrr Uga Ha Arrrrgh Aka Paya Po”, a towarzysze czuwają i wyłapią każde potknięcie. Jeśli zawodnik się pomyli, to zabiera wszystkie wyłożone karty i tym sposobem powiększa swój zakryty stos. Natomiast jeśli oskarżenie o pomyłkę okaże się pomówieniem, to karty ze środka są rozdane pomiędzy przeciwników. Później gracze dobierają po trzy karty i rozpoczynają kolejną rundę. Rozgrywka trwa do momentu wykończenia kart, a zwycięzcą zostaje zawodnik, który posiada ich najmniej.
Podsumowanie
„Uga buga” jest grą imprezową, która świetnie sprawdzi się podczas potyczek rodzinnych oraz w starszym gronie. Zasady gry są bardzo proste, a dynamika rozgrywki wręcz powalająca. Najmniejsze zawieszenie bądź rozkojarzenie może skończyć się niezłymi punktami karnymi, więc przytomność umysłu jest tu mile widziana. Niezły trening giętkości przejdzie język każdego gracza, bo zlepek sylab do powtórzenia jest chwilami powalający. Jeśli szukacie dynamicznej gry imprezowej, którą można wyciągnąć w każdym gronie i rozruszać nią największych maruderów, to „Uga buga” wypadnie idealnie w tej materii. Szybkie rozgrywki, kupa śmiechu, masa zabawy, a do tego kompaktowe pudełko i znakomita jakość wydania. Co tu dużo mówić, nie ma co się zastanawiać, tylko kupować.Grę można dostać na Allegro za ok. 37 zł. | „Uga buga” – recenzja gry |
Ashwagandha to roślina, którą w celach leczniczych stosują zwolennicy medycyny naturalnej. Wykorzystują oni zarówno jej korzeń, jak i owoce. Indyjski żeńszeń ma dobroczynny wpływ na zdrowie i kondycję psychiczną, ale jego stosowanie wiąże się też z możliwością wystąpienia skutków ubocznych. Ashwagandha – charakterystyka
Inna nazwa tej rośliny to żeńszeń indyjski i witania ospała. W medycynie ajurwedyjskiej znalazła zastosowanie jako środek na wiele dolegliwości i schorzeń. Wykorzystuje się ją do leczenia m.in. chorób ze strony układu kostnego (bóle kręgosłupa, artretyzm) i układu oddechowego (astmy, gruźlicy i zapalenia oskrzeli). Może się też okazać pomocna w przypadku zaburzeń miesiączkowania, chorób wątroby i problemów ze snem.
Działanie ashwagandhy potwierdziły badania naukowców. Jej prozdrowotny wpływ na organizm to zasługa witanolidów – związków, które wykazują właściwości antybakteryjne i przeciwnowotworowe. Żeńszeń indyjski zawiera także glikowitanolidy, które wspomagają pracę układu odpornościowego. Na Allegro żeńszeń indyjski kupimy pod postacią kapsułek (opakowanie zawierające 60 tabletek kosztuje około 20 zł) i proszku (250 gramów produktu jest dostępne w cenie około 50 zł).
box:offerCarousel
Właściwości i działanie ashwagandhy – przykłady
Żeńszeń indyjski usprawnia pracę mózgu. Poprawia kondycję psychiczną i koncentrację uwagi. Wspomaga pamięć. Ponadto ashwagandha pomaga radzić sobie ze stresem. Obecność glikowitanoidów sprawia, że roślina ta ułatwia procesy kojarzenia i zapamiętywania nowych informacji. Wzmacnia też organizm.
Ashwagandha hamuje rozwój wielu nowotworów. Obecne w niej witanolidy przeciwdziałają rakowi piersi, jelita grubego i płuc. Co ważne, nie mają negatywnego wpływu na zdrowe komórki organizmu. Roślina ta poprawia jakość życia pacjentek, u których zdiagnozowano nowotwór piersi. Co to oznacza? Kobiety przechodzące chemioterapię bywają przemęczone – ashwagandha łagodzi zmęczenie.
Indyjski żeńszeń ma pozytywny wpływ na pracę ważnych organów wewnętrznych – wątroby i żołądka (przeciwdziała chorobie wrzodowej). Chroni te narządy przed uszkodzeniami, które są wywoływane przez toksyny, np. metale ciężkie. Ashwagandha działa podobnie jak sylimaryna, która także chroni wątrobę przed wpływem toksycznych związków.
Roślina ta jest również pomocna w leczeniu niepłodności u mężczyzn. Poprawia jakość nasienia, tzn. zwiększa ilość i ruchliwość plemników. Dowiedli tego indyjscy naukowcy z Chhatrapati Shahuji Maharaj Medical University na podstawie eksperymentu, w którym wzięło udział 75 zdrowych panów i 75 ze stwierdzoną niepłodnością.
Witania ospała wzmacnia też układ immunologiczny. Zaleca się ją przyjmować w okresie zwiększonego ryzyka zachorowania na przeziębienie i grypę, tzn. jesienią i zimą. Można wówczas stosować ziołową herbatę, która zawiera indyjski żeńszeń.
Przeciwwskazania
Nie zaleca się stosowania żeńszenia indyjskiego kobietom w ciąży. Ponadto powinny z niego zrezygnować osoby, które przyjmują środki o działaniu uspokajającym i nasennym. Przeciwwskazaniem do zażywania ashwagandhy jest też branie środków znieczulających i przeciwpadaczkowych.
Możliwe skutki uboczne
Stosowanie żeńszenia indyjskiego wiąże się z ryzykiem wystąpienia niepożądanych skutków ubocznych. Jednym z nich jest nadczynność tarczycy. Ponadto możemy skarżyć się na pieczenie i swędzenie skóry. Co więcej, może zmieniać zabarwienie skóry.
Zobacz również: Miłka abisyńska – superfoods z Etiopii | Ashwagandha (żeńszeń indyjski) |
Urodziny, imieniny, Dzień Dziecka – jeśli wciąż zadajemy sobie pytanie, o jakiej niespodziance marzy zagorzały fan gier i seriali, a nic nie przychodzi nam do głowy, odpowiedź jest prosta! Zafundujmy mu grę nawiązującą do ukochanej produkcji, a w tym przypadku jest w czym wybierać! Współczesne seriale zawładnęły wyobraźnią widzów, którzy z zapartym tchem śledzą kolejne przygody ulubionych bohaterów. Dziś motywy z małego ekranu ozdabiają ubrania i wnętrza, będąc niebanalnym sposobem wyrażenia własnej osobowości czy odzwierciedleniem zainteresowań. Serialowe scenariusze to również wdzięczny temat niezwykle popularnych gier planszowych, które w ostatnich latach przeżywają prawdziwy renesans.
Zawalcz o Siedem Królestw
box:offerCarousel
„Gra o tron” to niedościgniony serialowy hit, który od 6 lat zbiera przed telewizorami rzesze fanów. Jeśli mamy w domu miłośnika fantastyki, który marzy o władaniu Westeros, absolutnym „must have” w jego kolekcji będzie wydana przez Galaktę strategia oparta na prozie George’a R.R. Martina. W planszowej wersji „Gry o tron” wcielimy się w jeden z wielkich rodów, rozpoczynając walkę o panowanie nad Siedmioma Królestwami. Ta niezwykle wymagająca planszówka gwarantuje wiele godzin świetnej zabawy – jej rozbudowana mechanika przenosi do świata zawiłych intryg, rywalizacji, zawiązywania i zrywania sojuszy, które w tym przypadku są najlepszym sposobem na pokonanie wszystkich przeciwników.
box:offerCarousel
Po kultowy motyw „Gry o tron” sięgnęły również Hasbro – twórca klasycznego „Monopoly” oraz Winning Moves, którego dziełem jest kultowe „Ryzyko”. To planszówki będące doskonałym sprawdzianem sprytu, przedsiębiorczości i strategicznego myślenia. Personalizowane pionki, cytaty z książki oraz ilustracje korespondujące z serialową adaptacją książki z pewnością zadowolą każdego fana przygód ze świata Westeros.
Przetrwaj natarcie zombie
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Kiedy w 2010 r. na ekranach pojawił się serial „The Walking Dead”, nikt nie przypuszczał, że nadchodzą złote czas dla seriali, gier i książek w klimacie zombie – apokalipsy. Motyw horroru survivalu wkupił się w łaski widzów i graczy. Na rynku pojawiło się wiele pozycji, w których ludzkość każdego dnia walczy o przetrwanie, mając za przeciwników hordy nieumarłych zombie. Każdy fan produkcji Foxa powinien mieć „Zombicide” – kooperację, w której jedyną szansą na zwycięstwo jest dobrze przemyślana współpraca, lub „Atak Zombie”, gdzie każdy gracz przekona się, że walka o lekarstwa, broń i pożywienie bywa naprawdę bezwzględna.
box:offerCarousel
Równie klimatyczną rozgrywkę zapewni „Martwa zima” – planszowa kooperacja z logo Cube, która trzyma w napięciu od pierwszych minut gry. Niewielkie leśne enklawy, będące ostatnim bastionem ludzkości, bronią się przed wielomilionową armią zombie, których jedynym celem jest wyeliminowanie wszystkiego, co zdołało przetrwać. Jest tylko jeden haczyk – a jeśli wśród członków drużyny znajdzie się… zdrajca?
Pojedynek w samo południe
box:offerCarousel
Słońce w zenicie, naładowane pistolety i sekundy dzielące od wygranej pojedynku – scenariusze rodem z Dzikiego Zachodu powróciły na ekrany za sprawą dwóch głośnych seriali: „Deadwood” oraz „Westworld”. Obie produkcje w przewrotny sposób bawią się konwencją westernu, przywodząc na myśl złote czasy kina spod znaku kapelusza i rewolweru, jednak we współczesnej, odświeżonej odsłonie. Jeśli mamy w domu miłośnika Dzikiego Zachodu, strzałem w dziesiątkę będzie dynamiczna gra „Bang” wydawnictwa Bard, którą cechuje bardzo duża interakcja pomiędzy graczami, proste zasady i szybka rozgrywka. Rola każdego gracza jest tajna, dlatego nigdy nie wiemy, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. „Bang” jest dostępna również w wersji kościanej, nawet dla trzech graczy.
box:offerCarousel
Dłuższą rozgrywkę w klimacie westernu zapewni „Colt Express” – planszówka nagrodzona prestiżowym wyróżnieniem Spiel des Jahres 2015. W tej emocjonującej grze wcielamy się w rolę bandyty próbującego obrabować pociąg. Jednak nie jesteśmy tu sami – inni też zacierają ręce na myśl o łatwym i szybkim zarobku.
Wojny między gwiazdami
box:offerCarousel
„Battlestar Galactica”, „Star Trek” czy „Star Wars” – kto z nas nie chciał odbyć pozaziemskiej podróży czy uczestniczyć w bitwie wrogich flot kosmicznych? Obowiązkowym prezentem dla fana science fiction będzie w tym przypadku „Eclipse” – niezwykle rozbudowana gra planszowa, która pozwoli poprowadzić potężną, międzygwiezdną cywilizację do walki o panowanie w całej galaktyce. W każdej rundzie gry rozwijamy umiejętności i zasoby technologiczne własnej nacji, eksplorujemy oraz kolonizujemy nowe obszary, udoskonalając tym samym statki kosmiczne, dzięki którym z łatwością wygramy każdą bitwę.
box:offerCarousel
Ciekawą alternatywę dla tych, którzy zamiast gwiezdnej potyczki wybierają rozwój myśli technologicznej, stanowi gra „Pośród gwiazd”. W trakcie poszczególnych tur gracze konstruują stacje kosmiczne, wybierając spośród talii kart elementy, które przyniosą im najwięcej punktów zwycięstwa.
Lista prezentów dla wielbicieli planszówek i seriali gotowa. Ruszamy na zakupy! | Prezent dla geeka: planszówki dla fanów seriali |
Pompa ciepła to dobra alternatywa dla tradycyjnych źródeł ciepła, których eksploatacja jest kosztowna, a przy tym mało ekologiczna. Wykorzystująca odnawialne źródła energii pompa ciepła przynosi więc oszczędności na ogrzewaniu i nie ma niekorzystnego wpływu na środowisko. Dowiedz się, na czym polega działanie pompy ciepła, jakie są jej rodzaje i jakich korzyści możesz się dzięki niej spodziewać. Przeczytaj:
Powietrzne pompy ciepła
Gruntowe pompy ciepła
Wodne pompy ciepła
Korzyści płynące z instalacji z wykorzystaniem pompy ciepła
Pompa ciepła jako jedyne źródło ciepła w domu
Na ogrzewanie domu i podgrzanie wody ciepłej użytkowej przypadają największe koszty wśród wszystkich wydatków eksploatacyjnych domu.Koszty te można znacznie obniżyć, decydując się na alternatywne źródło ciepła, jakim jest pompa ciepła. Pompa ciepła to urządzenie, które wykorzystuje odnawialne źródła energii do ogrzania domu, czyli wodę, powietrze lub grunt. Pompa ciepła sama w sobie ciepła nie wytwarza, jedynie przetwarza ją z gruntu, powietrza lub wody, i przekazuje do wnętrza budynku. Instalacja cieplna z pompą ciepła składa się ze źródła dolnego, które pobiera ciepło, źródła górnego, które oddaje ciepło, i pompy ciepła, dzięki której ciepło przepływa między jednym i drugim źródłem. Do działania pompy ciepła konieczna jest energia elektryczna – podczas oszczędzania na ogrzewaniu wzrosną więc nieco rachunki za prąd, jednak nie na tyle, by wykorzystanie pompy ciepła nadal nie było opłacalne. Pompy ciepła, w zależności od źródła, z którego czerpią energię, można podzielić na powietrzne, gruntowe i wodne.
box:offerCarousel
Powietrzne pompy ciepła
Powietrzne pompy ciepła działają na zasadzie pobierania energii z powietrza pochodzącego z zewnątrz domu lub z jego wnętrza. Pompa pobiera ciepło z powietrza, a układ centralnego ogrzewania – wodny lub powietrzny – rozprowadza je po pomieszczeniach. Dużą zaletą powietrznych pomp ciepła jest łatwość ich montażu i nieduże koszty zakupu urządzenia. Mają jednak pewne wady. Problemem mogą okazać się zbyt niskie temperatury na zewnątrz, wtedy efektywność tego typu pomp spada. Nie mogą tym samym być jedynym źródłem ogrzewania w domu. Zaleca się wspomaganie ich kominkiem lub kotłem na paliwa stałe.
Gruntowe pompy ciepła
Gruntowe pompy ciepła czerpią energię zgromadzoną w gruncie i wykorzystują ją do ogrzania domu i podgrzewania wody ciepłej użytkowej. Na głębokości większej niż 1,5 m grunt ma zawsze dodatnią temperaturę, z tego względu tam układa się wymiennik gruntowy pompy ciepła. To urządzenie odbiera ciepło z gruntu, ma kształt rury, w której krąży ciecz zwana solanką. Rura tworzy kilka pętli, które przechodzą przez parownik pompy ciepła, w którym z kolei temperatura solanki staje się niższa niż temperatura gruntu. Solanka płynie dalej w ziemi i w niej stopniowo się ogrzewa, a docierając kolejny raz do parownika, oddaje ciepło. Pompa ciepła może zawierać wymiennik gruntowy poziomy lub pionowy. Wybiera się go w zależności od wielkości działki – poziomy wymaga dużej przestrzeni, a pionowy może być zainstalowany na niewielkiej działce. Najlepiej wybierać wymiennik duży objętościowo, by pompa mogła odebrać z gruntu duże ilości ciepła.
Wodne pompy ciepła
Wodne pompy ciepła czerpią ciepło z wody i przekazują je do wnętrza domu. Wykorzystują istniejące wokół działki zbiorniki wodne lub studnie głębinowe. W przypadku studni czerpnej i zrzutowej pompa ciepła pobiera wodę z pierwszej z nich, następnie przetwarza ją na ciepło i przekazuje do budynku. Do studni zrzutowej wraca woda schłodzona. Jeśli jednak w pobliżu domu jest staw, warto to właśnie z jego wody skorzystać przy instalacji pompy ciepła, gdyż zniknie konieczność kopania studni i tym samym zmniejszą się koszty instalacyjne. Wodne pompy ciepła odznaczają się dobrą przewodnością cieplną, stabilnymi temperaturami i mają duże możliwości akumulacji ciepła. System ten gwarantuje wysoką wydajność przez cały rok.
box:offerCarousel
Korzyści płynące z instalacji z wykorzystaniem pompy ciepła
Wybór pompy ciepła jako źródła ogrzewania domu i podgrzewania wody użytkowej należy do rozwiązań najekonomiczniejszych na rynku i najbardziej ekologicznych. Co prawda zakłada bardzo wysoki jednorazowy wydatek na zakup pompy ciepła i instalację, jednak inwestycja ta zwraca się po kilku lub kilkunastu sezonach grzewczych. Kosztem, który wiąże się z eksploatacją pompy ciepła, są wyższe rachunki za prąd. Z tym jednak osoby wykorzystujące do ogrzewania domu pompy ciepła starają się sobie radzić na kilka sposobów.
Inwestorzy często łączą instalację cieplną z pompą ciepła z instalacją paneli fotowoltaicznych, których praca umożliwia czerpanie darmowej energii ze słońca, a tym samym opłaca zasilanie działania pompy ciepła. Innym sposobem na ograniczenie rachunków za prąd jest ustawienie różnych wartości temperatury w ciągu dnia i nocy. Na przykład największe grzanie pompy można ustawić w nocy, kiedy działa najtańsza taryfa za prąd, i skumulowane w buforze ciepło wykorzystać w dzień. Można również zaprogramować automatyczne wyłączanie się grzania w godzinach, w których nikogo nie ma w domu.
Do zalet pompy ciepła można zaliczyć właściwie bezobsługową pracę urządzenia, brak konieczności przeznaczania dla niej osobnego pomieszczenia, jak w przypadku kotłowni dla kotła na paliwa stałe. Stanowi ona bezpieczny sposób ogrzewania domu. Jak widać instalacja z pompą ciepła przynosi wiele korzyści, do tego będzie jeszcze bardziej opłacalna, jeśli skorzysta się z urzędowych dotacji przeznaczonych na wymianę przestarzałych urządzeń grzewczych na te bardziej ekologiczne.
Pompa ciepła jako jedyne źródło ciepła w domu
Pompa ciepła teoretycznie może być jedynym źródłem ogrzewania w domu, jednak nie jest to rozwiązanie zalecane. W czasie dużych mrozów pompa ciepła może być mało ekonomiczna ze względu na wzmożoną pracę urządzenia, a przez to również duży pobór prądu. W przypadku awarii pozostaje się bez jakiegokolwiek urządzenia grzewczego, dlatego w domach rodzinnych zalecane jest zakładanie instalacji wspomaganej, w postaci na przykład gazowego kotła kondensacyjnego, rekuperatora lub standardowego kotła węglowego czy kominka. | Czym ogrzewać dom – pompa ciepła |
K9500 to nowa klawiatura mało znanej marki Delux, oferującej sprzęt dla graczy w niskich cenach. Urządzenie ma pełnowymiarową konstrukcję z podświetleniem i dodatkowymi klawiszami funkcyjnymi. Czego można oczekiwać za około 80 zł? Specyfikacja Delux K9500
klawiatura przewodowa
109 klawiszy
18 klawiszy specjalnych (6 klawiszy makr)
czerwone podświetlenie LED
przycisk blokady WinLock
11 przycisków multimedialnych
odporność na zalania
długość przewodu: 1,7 m
wymiary: 506,3 x 196,8 x 34,3 mm
Wyposażenie
Klawiatura pakowana jest w solidne pudełko. Oprócz niej w zestawie jest płyta CD z oprogramowaniem oraz prosta instrukcja obsługi w języku polskim. Niestety potrzebny jest napęd optyczny, gdyż sterowniki pobrane z polskiej strony producenta są wadliwe, a tych umieszczonych na oficjalnej stronie marki nie udało się pobrać – link przekierowywał do strony głównej.
Wygląd
Producent postawił na efektowny design, dużą obudowę, czerwone podświetlenie i agresywne detale. K9500 to zdecydowanie gamingowy produkt. Klawiaturę wykonano z matowych tworzyw sztucznych, elementy połyskujące zostały ograniczone do minimum. Urządzenie dostępne jest w dwóch wersjach kolorystycznych: czarnej i białej, w obu przypadkach w połączeniu z czerwienią.
Obudowa została zintegrowana z wciętą pod spodem podkładką pod nadgarstki. Wcięcie widać również nad klawiaturą, w obu miejscach jest czerwone i ukośne, przypomina ślady ostrza. Na dole urządzenie zdobi także wytłoczony napis: Infinity Blade.
Spód klawiatury to cztery silikonowe nakładki – dwie z przodu klawiatury i dwie na nóżkach – niestety nie ma dodatkowych nakładek przy nóżkach, więc powinny one (nóżki) być rozłożone, żeby klawiatura się nie przesuwała. Na spodzie są też cztery otwory do odprowadzania cieczy. Wodoodporność to za duże słowo, klawiatura jest raczej odporna na zachlapania – płyn wycieknie przez otwory. Przewód został wpięty w tylnej części, bliżej prawej strony. Ma 170 cm, jest dosyć sztywny i nie posiada oplotu.
Klawiatura została oparta o klasyczny układ klawiszy z małymi zmianami. To połączenie QWERTY US z UK – lewy Shift jest długi, a klawisz Enter duży i pionowy. Same kapturki klawiszy są wysokoprofilowe, przypominają te z klawiatur mechanicznych. W większości mają klasyczny, wklęsły kształt, ale pierwszy rząd razem ze spacją został lekko zaokrąglony. W oczy rzuca się także kształt strzałek – są spłaszczone i dodatkowo wyprofilowane. Różnią się wyraźnie od kanciastego bloku alfanumerycznego, ale nadal pasują do całości.
Prawy WinKey zastąpiony został przez klawisz funkcyjny. Uruchamia funkcje multimedialne (F5–F10), czyli regulację głośności i sterowanie muzyką, dostosowuje też podświetlenie i jego jasność. Czerwone diody równo podświetlają klawisze. Nadruki się nie świecą. Podświetlenie pulsuje lub świeci stale w dwóch trybach jasności, można je również wyłączyć. K9500 wygląda jednak lepiej, gdy jest ono włączone.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Nad blokiem numerycznym są jasnoczerwone diody oznaczające aktywny Num Lock, Caps Lock oraz tryb gamingowy, w którym zablokowany jest lewy klawisz WinKey. Tryb uruchamia się kombinacją WinKey z klawiszem funkcyjnym.
Z lewej strony klawiatury znajdują się dodatkowe klawisze (G1–G6), ustawione zostały w dwóch pionowych blokach po trzy; można je dowolnie zaprogramować.
Jakość wykonania i użytych materiałów jest bardzo wysoka. Pod tym względem K9500 robi wrażenie. Konstrukcja jest sztywna, a matowe tworzywa nie zbierają smug i są przyjemne w dotyku. Całość ugina się delikatnie pod mocnym naciskiem. Klawisze są sztywne i matowe. Niestety można narzekać na nadruki – zostały nieprecyzyjne wykonane i będą podatne na ścieranie.
Oprogramowanie
Do klawiatury dedykowane jest bardzo proste oprogramowanie. Pozwala konfigurować sprzęt w pięciu profilach. Podzielono je na ustawienia pojedynczych przycisków (można je wyłączać lub nadać im inną funkcję) oraz ustawienia przycisków G (da się zmieniać funkcję klawiszy specjalnych). Do wyboru są predefiniowane opcje, ale można nagrywać także makra. Program działa w tle, nie obciążając systemu.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Oprogramowanie jest całkiem przyzwoite, ale szkoda, że trzeba korzystać z płyty CD. Mam nadzieję, iż niedługo będzie można pobrać sterowniki ze strony producenta, gdyż w dzisiejszych czasach komputer dla gracza nie wymaga już napędu optycznego, dlatego wiele osób z niego rezygnuje.
W praktyce
Praca klawiszy jest zaskakująco dobra. Mają one średni, dobrze wyważony opór (ani zbyt miękki, ani za twardy). Skok jest sprężysty, odskok szybki, a działanie precyzyjnie, nie ma żadnych luzów. Na pochwałę zasługuje spacja, działa równo i można ją aktywować przez wciśnięcie nawet przy samej krawędzi.
Dosyć miękkie jest maksymalne wciśnięcie, klawisze nie stukają wtedy twardo, są bardzo ciche, stłumione. K9500 z pewnością nie będzie przeszkadzać osobom postronnym, jest dużo cichsza niż klawiatury mechaniczne, a ma podobną głębokość skoku do przełączników Razera.
Nieźle sprawdza się podpórka, nie zapewnia podparcia dla nadgarstków, ale dłonie spoczywają na niej wygodnie. Klawiatura jest dosyć lekka, ale nie przesuwa się na biurku, zwłaszcza jeśli rozłożone są nóżki. Po ich złożeniu niestety mogą występować drobne przesunięcia. Nóżki mają jednak sensowną wysokość, poprawiają ergonomię, nie nadwyrężając nadgarstków. Na pochwałę zasługuje także zaokrąglenie pierwszego rzędu klawiszy oraz spacji. Dzięki niemu przyciski dobrze pasują do kształtu palców i nie wciśnie się ich przez przypadek.
Korzystanie z klawiatury wymaga jednak pewnego przyzwyczajenia. Wszystko przez blok klawiszy funkcyjnych z lewej strony. Przycisk G6 czasami myliłem z lewym Ctrl. Na szczęście to kwestia kilku godzin użytkowania, szybko przyzwyczaiłem się do układu Deluxa K9500, a pisanie stało się wygodne.
W grach klawiatura radzi sobie bardzo dobrze. Nie męczy palców, opór przycisków jest wyczuwalny. Bardzo przyjemnie grało się we wszelkie strzelanki – pracę klawiszy łatwo wyczuć, a poszczególne wciśnięcia sprawiają satysfakcję. Z K9500 wygodnie przemieszczałem się po mapach Couter-Strike’a: Global Offensive, prowadziłem samochody w GTA V i wspinałem na półki skalne w Rise of The Tomb Raider. Trzeba jednak mieć na uwadze, że oprócz Crtl i Shift można jeszcze wcisnąć tylko cztery klawisze bloku alfanumerycznego. Klawiatura może nie wystarczyć, gdy potrzeba wieloprzyciskowych kombinacji klawiszowych, wtedy ghosting może dać się we znaki.
Podsumowanie
Delux K9500 to sprzęt, który pozytywnie zaskakuje. W niskiej cenie dostajemy bardzo dobrą i cichą pracę klawiszy, funkcje multimedialne, programowalne makra, a także równe, nasycone i przyjemne dla oka podświetlenie. Ergonomia jest świetna, satysfakcjonuje zarówno granie, jak i pisanie. Tworzywa sztuczne również zasługują na pochwałę. Jednak nie każdemu może przypaść do gustu młodzieżowy, lekko futurystyczny kształt. Jeśli nie ma to znaczenia, klawiaturę warto wybrać, nawet gdyby miała służyć jedynie do pracy.
Zalety: bardzo dobre wykonanie; wygodna do pisania i gier; sporo funkcji dodatkowych; ładne podświetlenie; długi przewód; praktyczne oprogramowanie.
Wady: tylko cztery klawisze naraz; niska jakość nadruków; problemy z dostępnością oprogramowania w Internecie. | Test klawiatury Delux K9500 – gamingowy bubel czy sensowny sprzęt? |
Gry komputerowe i konsolowe to ogromny rynek, który pod względem przychodów prześcignął już nawet rynek filmowy. W gry grają setki milionów, a nawet miliardy osób na świecie. Każdego roku na sklepowych półkach pojawia się mnóstwo nowych tytułów. Wiele z nich, nawet tych z czołówek gazet, wywołuje spore kontrowersje. Kontrowersje w grach komputerowych i konsolowych nie są niczym nowym. Odkąd istnieje ten rynek, odtąd wiele tytułów było na cenzurowanym. Wielokrotnie z różnych dziwnych powodów, a czasami z inicjatywy samego dewelopera. Oto kilka gier, które w swoim czasie wywołały spore kontrowersje.
„Mortal Kombat”
Gra, w której można oderwać głowę przeciwnika, wyrwać mu wnętrzności lub spalić go żywcem, musiała wywołać kontrowersje. Obok pierwszej części serii, wydanej jeszcze w 1992 roku, nie dało się przejść obojętnie. Dzisiaj kolejne odsłony„Mortal Kombat” już nie wywołują takich kontrowersji, co też pokazuje, jak bardzo zmieniło się nasze podejście.
„Carmageddon”
„Carmageddon” to również gra dość stara, chociaż doczekała się kolejnych odsłon. Wydana w 1997 roku, spotkała się z ogromnym sprzeciwem. Dlaczego? Ponieważ chodzi w niej przede wszystkim o niszczenie wrogich pojazdów i rozjeżdżanie przechodniów. Im więcej krwi na ulicach i chodnikach, tym więcej punktów zdobywa gracz.
„Manhunt”
„Manhunt” to gra akcji, jakich wiele. To, co odróżniało ją od konkurencji, to sposób zabijania przeciwników. Gracz był nagradzany za jak najbrutalniejsze sposoby uśmiercania komputerowych oponentów. Nóż, kij, broń palna to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Co więcej, sceny wyglądały bardzo realistycznie i brutalnie.
„Postal”
„Postal” nie był grą wybitną. Nie był nawet grą dobrą. Jednak na zawsze przeszedł do historii gier komputerowych – przede wszystkim z powodu swojej brutalności. Wywołał sporo kontrowersji, co przełożyło się na niezłą sprzedaż. Ale w gruncie rzeczy był to tytuł bez fabuły oraz większego sensu i dzisiaj jest symbolem obciachu.
„Grand Theft Auto”
„Grand Theft Auto” od początku wywoływało kontrowersje i to nawet w czasach, gdy widok był prezentowany z góry, a grafice daleko było do realizmu. Ale przecież wcielaliśmy się w przestępcę, który wykonywał zlecenia dla gangów, zabijał i uciekał policji. Tak samo jak w przypadku „Mortal Kombat” nowe części nie wydają się już tak kontrowersyjne.
„Resident Evil 5”
Gra jest straszna i dość brutalna. W końcu walczymy w niej z hordami zmutowanych przez wirusa ludzi. Jednak nie to wywołało kontrowersje. Jeszcze przed premierą gry na trailerze jeden z dziennikarzy „Newsweeka” zauważył, że większość ludności w grze jest… czarnoskóra. Mowa oczywiście o tej złej, zmutowanej części. Szkoda, że dziennikarz nie zauważył, że akcja „Resident Evil 5” dzieje się w… Afryce, która jest w dużej części zamieszkała przez osoby czarnoskóre.
„Dante’s Inferno”
Nawiązanie do tytułu znanego obrazu nie jest przypadkowe.„Dante’s Inferno”opowiada bowiem o wędrówce głównego bohatera po kolejnych kręgach piekła. Kontrowersje wynikły z powodu samego dewelopera. Szybko pojawiły się głosy oburzonych chrześcijan, którym nie podobała się gra. Okazało się jednak, że wszystko zostało zainicjowane przez wydawcę, więc wybuchł skandal z powodu skandalu.
„Call of Duty: Modern Warfare 2”
„Modern Warfare 2” to jedna z części popularnej serii strzelanek „Call of Duty”. Zazwyczaj nie wywoływały one kontrowersji, pomimo zabijania przeciwników. W końcu ukazywały one wojnę między dobrymi i złymi. Jednak „Modern Warfare 2” trafiło na pierwsze strony gazet z powodu jednej z misji. W początkowym etapie rozgrywki przeprowadzamy bowiem atak terrorystyczny na lotnisko. Co prawda misję można było pominąć, a w rosyjskiej wersji została wręcz usunięta, ale to i tak nie pomogło. Największe kontrowersje gra wzbudziła w USA i Wielkiej Brytanii.
Tak naprawdę wiele gier, których byśmy o to nie podejrzewali, wywołuje kontrowersje. Swego czasu oberwało się nawet „Wiedźminowi 3”, bo nie ma w nim czarnoskórych postaci. Niestety często skandal tak naprawdę pomaga w sprzedaży danego tytułu. Dlatego też sami deweloperzy i wydawcy czasami próbują celowo wywołać kontrowersje. | Gry, które wywołały spore kontrowersje |
MacBook Pro z Retiną, flagowy notebook koncernu z Cupertino to sprzęt, którego twórcy musieli pójść na wiele kompromisów. I te kompromisy wyszły mu na dobre. MacBook Pro stał się dla Apple najważniejszą linią przenośnych komputerów już dawno temu. Druga generacja tych notebooków – zaprezentowana w 2008 roku wersja Unibody – stała się bodaj najpopularniejszym i najbardziej rozpoznawalnym urządzeniem autorstwa koncernu z Cupertino. I choć już wtedy wyposażona była w rewolucyjny szklany gładzik, umożliwiający wykonywanie gestów, a jej obudowę stworzono z jednego, frezowanego bloku aluminium, to dopiero trzecie pokolenie profesjonalnych laptopów od Apple okazało się rewolucją, obejmującą mobilność komputerów, rozpatrywaną w stosunku do ich rzeczywistych możliwości.
Pokazany światu na WWDC (Worldwide Developers Conference) w 2012 roku MacBook Pro z wyświetlaczem Retina był początkowo jedynie dodatkiem do dotychczasowej linii MacBooków Pro. Zgodnie z planem ekipy Tima Cooka, w ciągu dwóch stał się flagowym notebookiem Apple, a jego cena została obniżona do poziomu MacBooków poprzedniej generacji.
Od marca tego roku używam wersji MacBooka Pro z wyświetlaczem Retina o przekątnej 13,3 cala, 8 GB pamięci RAM, dyskiem SSD o pojemności 256 GB i procesorem Intel Core i5 o taktowaniu 2,4 GHz. Po pięciu miesiącach postaram się rzetelnie go ocenić.
Zmysłowy design
Wszyscy zwracamy uwagę na wygląd, w mniejszym lub większym stopniu i bardziej bądź mniej świadomie. Szukając komputera dla siebie, przejrzałem dziesiątki różnych modeli, od wielu producentów. Pod uwagę brałem bardzo wiele wariantów, ponieważ nie mogłem się zdecydować, czy zależy mi bardziej na mobilności, czy możliwościach. Ogromny nacisk kładłem również na jakość.
Stanęło na MacBooku Pro z Retiną, między innymi dlatego, że ten komputer naprawdę świetnie wygląda, wykonany jest z wysokiej klasy materiałów i tego odmówić mu nie sposób. Cenię sobie produkty, które wychodzą spod ręki Jonathana Ive’a (starszego wiceprezesa ds. wzornictwa przemysłowego Apple’a) i jego zespołu, ale spośród wszystkich „owoców jego pracy” model MacBooka z Retiną uważam za najprecyzyjniejszy. Zwłaszcza, że poprzedni MacBook Pro wydaje się już przestarzały, zaś wersja z Retiną wygląda po prostu elegancko i zmysłowo, a praca z jej udziałem wyzwala kreatywność.
Podobnie jak jego „poprzednicy”, MacBook Pro z Retiną wykonany jest z jednego bloku aluminium. Taka konstrukcja zapewnia solidność urządzenia i sprawia, iż wygląda ono na wyjątkowo trwałe. Obudowa nie trzeszczy, otwieranie i zamykanie pokrywy jest bezgłośne, a laptop wydaje się twardy jak skała. Aluminium czyni też powłokę laptopa przyjemną w dotyku i zapobiega jego przegrzewaniu się.
Apple wyposażył MacBooka w charakterystyczną dla swoich produktów, wygodną klawiaturę wyspową, na której pisanie sprawia wiele frajdy. Jedną z jej największych zalet jest podświetlenie, jakie ułatwia życie nocnych marków. Co ciekawe, możemy je regulować, podobnie jak jasność ekranu.
Do największych zalet MacBooka należy gładzik (obsługujący gesty), który czyni korzystanie z systemu OS X wygodnym. Zaprojektowany przez Apple trackpad zrobiono z aluminium i szkła, co stwarza z niego chyba najwygodniejszy touchpad, z jakiego kiedykolwiek korzystałem.
O ile w starszych MacBookach Pro, Apple wszystkie porty gromadziło po lewej stronie, w wersji z Retiną wyeliminowanie napędu optycznego pozwoliło rozłożyć je na obie krawędzie. W związku z tym, po lewej stronie pozostało złącze MagSafe, które na potrzeby nowego modelu zostało „odchudzone”. Umieszczono tu też dwa porty Thunderbolt 2, port USB 3.0, wejście na słuchawki i dwa mikrofony. Po prawej stronie znajduje się drugi port USB 3.0, port HDMI i czytnik kart SD.
O wygodzie MacBooka Pro z Retiną stanowią przede wszystkim drobne, piekielnie starannie dopracowane elementy. Po pierwsze, laptop ten jest świetnie wyważony – można go wygodnie trzymać w ręce, łapiąc na środku przedniego brzegu, a on nie przechyli się na żadną ze stron. Po drugie, twórcy perfekcyjnie dopasowali masę głównej części komputera do siły, jaką trzeba włożyć by klapę otworzyć. Dzięki temu możemy „rozłożyć” komputer jednym palcem, bez konieczności przytrzymywania go drugą ręką.
Od spodu MacBooka ulokowano cztery gumowe nóżki, zapobiegające suwaniu się sprzętu i rysowaniu aluminiowej obudowy.
Niestety Apple pozbawił MacBooka Pro z Retiną jednego, prostego, ale niezwykle wygodnego komponentu. Dotychczas po lewej stronie MacBooka Pro mieliśmy szereg ośmiu diod, jakie (po naciśnięciu niewielkiego przycisku) wskazywały aktualny stan naładowania baterii. Rozwiązanie to pozwalało błyskawicznie zorientować się, ile czasu komputer jeszcze popracuje bez konieczności podłączenia ładowarki. Tymczasem, ten funkcjonalny dodatek zniknął w MacBooku Pro z Retiną, czego nie mogę odżałować.Oprócz wszystkich wyżej przedstawionych elementów, nie mogło oczywiście zabraknąć logo –charakterystycznie nadgryzionego jabłka na środku pokrywy, które podświetla się w czasie pracy komputera.
Między Air, a Pro
Dotychczasowe MacBooki Pro były komputerami do profesjonalnych zastosowań, ale ich wadę stanowiły znaczne rozmiary. Starszy, 13-calowy MacBook Pro, wciąż pozostający w sprzedaży, waży 2,06 kg i mierzy 2,42 cm wysokości, podczas gdy 13-calowa wersja z wyświetlaczem Retina została „odchudzona” do 1,57 kg i 1,8 cm wysokości. Ponieważ używałem także starszego MacBooka, mogę potwierdzić, że w codziennej eksploatacji te różnice mają ogromne znaczenie i wysoce wpływają na wygodę.
Gdy korzystałem z laptopa, ważącego więcej niż 2 kg, zabranie go ze sobą zawsze było pewnym dylematem. Takie urządzenie to spore, dodatkowe obciążenie. Tymczasem MacBook Pro z wyświetlaczem Retina na ogół bez większego zastanowienia wkładam do torby, tak jak robię to tabletem czy czytnikiem e-booków (Kindle’m). Dziś, po prawie 5 miesiącach z moim MacBookiem Pro, mogę powiedzieć, że jest on porównywalnie mobilny z MacBookiem Air (z jakim też miałem okazję go porównywać), a w cuglach wygrywa z nim, jeżeli chodzi o parametry.
Obraz ostry niczym brzytwa
Twórcy wyposażyli MacBooka Pro w wyświetlacz o rozdzielczości 2560 x 1600 pikseli, co daje rozmieszczenie 227 pikseli na cal. I choć pierwszy raz z wyświetlaczem Retina zetknąłem się w 2010 roku w iPhonie 4, i już wtedy zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, to dopiero praca na komputerze z Retiną o przekątnej 13,3 cala jest prawdziwie oszałamiająca.
Niektórzy powątpiewali w rzetelność relacji osób, twierdzących, że powrót do używania sprzętu z wyświetlaczem o zwykłej, niższej rozdzielczości (np. w MacBooku Air) jest nieprzyjemny, a różnice między nimi są tak ogromne. Nie powiedziałbym, że korzystanie ze standardowych ekranów jest niemożliwe, czy nadto męczące dla oczu, ale mogę dziś potwierdzić, że różnica w jakości jest kolosalna i praca ze starszym MacBookiem Pro, MacBookiem Air, czy iPadem 2 (biorąc pod uwagę jakość obrazu) jest zawsze w pewnym stopniu rozczarowująca.
Bateria
MacBook Pro z Retiną posiada baterię litowo-polimerową o pojemności 71,8 Wh, która, według producenta, zapewnia 9 godzin pracy. I w istocie, używając komputera w sposób oszczędny, czas ten można osiągnąć. Po lekkim zmniejszeniu jasności i wyłączeniu łączności Wi-Fi (np. na czas pisania), udało mi się uzyskać wynik nawet o godzinę lepszy.
Na co dzień, korzystając z komputera bez ograniczania się (przy uruchomionej przeglądarce, edytorze tekstu, kliencie poczty i odtwarzanej muzyce) czas ten oscyluje między 6, a 8 godzinami, z tym zastrzeżeniem, iż różni się diametralnie w zależności od wykorzystywanej przeglądarki. Google Chrome nie tylko „pożera” ogromne ilości pamięci RAM, ale też znacząco skraca czas pracy baterii.
Wychodząc z domu na kilka godzin, z całkiem naładowanym MacBookiem, nie musimy zabierać ze sobą ładowarki, ponieważ czas pracy jest naprawdę zadowalający.
Komputer pełen kompromisów
MacBook Pro z Retiną to dla Apple’a niewątpliwie krok w przyszłość. Wyposażenie go w nowoczesne podzespoły i „odchudzenie” wymagało jednak pójścia na pewne kompromisy, lecz kompromisy te są wielce korzystne.
Przede wszystkim, twórcy (wzorem innych producentów ultrabooków) pozbawili MacBooka Pro z Retiną napędu optycznego, co pozwoliło zaoszczędzić wiele miejsca i „wysmuklić” komputer, lecz jednocześnie wzbudziło we mnie sporo obaw. Niepokoiłem się, czy nie za wcześnie na podjęcie decyzji o pozbywaniu się możliwości odczytywania płyt CD i DVD w moim jedynym komputerze. Okazało się jednak, że martwiłem się niepotrzebnie. Muzykę kupujemy dzisiaj w iTunes i Google Music lub streamujemy za pomocą Spotify czy Deezera. Gry kupujemy i ściągamy z wykorzystaniem platform, takich jak Origin czy Steam. W Polsce brakuje jedynie serwisu na miarę Netflixa, który rozwiązywałby również problem filmów.
Apple wyposażył MacBooka Pro w pamięć flash, co jest oczywiście krokiem w przód, ale tym samym zmniejsza ilość dostępnej pamięci masowej. Zdecydowałem się na wersję 256 GB, choć nie bez dylematów. Obawiałem się, że to może być za mało. Tymczasem po kilku miesiącach stwierdzam, że i w tej kwestii moje obawy były nieuzasadnione. Nie trzymam na dysku muzyki (korzystam ze wspomnianego Spotify), fotografie magazynuję na dysku zewnętrznym, większość dokumentów przechowuję w Dropboxie i w Google Drive, a pozostałe aplikacje i pliki na komputerze nie przekraczają obecnie nawet 50 GB.
Tymczasem dyski SSD są znacznie szybsze, odporniejsze na uszkodzenia, ciche, lekkie i energooszczędne. Są w stanie zadowolić się nawet dziesiątą częścią energii, niezbędną dla tradycyjnego dysku twardego. To z kolei wyraźnie wpływa na czas pracy baterii. I choć dyski SSD są nawet czterokrotnie droższe, a MacBooki Pro w nie wyposażone oferują jedynie 128 GB, 256 GB lub 512 GB pamięci, to „zabieg” ten jest ogromnym krokiem do przodu. I właśnie ów kompromis między możliwościami a ceną był konieczny do stworzenia kolejnej generacji MacBooków Pro.
OS X
Urządzenia z Cupertino cechuje doskonała współpraca hardware’u z softwarem. Ponieważ za jedno i drugie odpowiada jeden producent, a zespoły ludzi, pracujące nad nimi, ściśle ze sobą współdziałają, iOS i OS X są wyjątkowo zoptymalizowane dla wszystkich sprzętów z osobna. Nie inaczej jest w przypadku MacBooka Pro z Retiną, w którym system działa płynnie pod każdym względem.
Zarówno obsługiwane przez OS X gesty multi-dotyku, jak i przewijanie w pionie czy poziomie funkcjonuje pierwszorzędnie. Komputer bardzo rzadko się przycina i błyskawicznie uruchamia – zarówno od nowa, jak i z trybu uśpienia.
Praca z systemem OS X daje także niezastąpione uczucie pewności i trwałości naszych dokonań. Przypadkowe zamknięcie aplikacji, nagłe wyłączenie sprzętu, czy rozładowanie się ogniwa nie spowoduje utraty plików. Dokument, nad którym pracujemy, zapisuje się automatycznie i jest to jedna z największych zalet tego systemu.
Na piątkę z plusem
MacBook Pro z wyświetlaczem Retina to komputer bardzo wygodny i świetnie wykonany. Nie ulega wątpliwości, że w każdy jego element włożono dużo pracy i staranności. Wyposażono go w najlepszej jakości podzespoły, bajeczny wyświetlacz i komfortową w obsłudze klawiaturę. Jego design z całą pewnością „bije na głowę” konkurencję i w tej kategorii wciąż pozostaje niedoścignionym wzorem.
MacBook sprawia wrażenie urządzenia bardzo trwałego, gotowego przepracować kilka dobrych lat. Misternie dopracowane elementy i doskonała współpraca z systemem nie pozwalają doszukiwać się w nim żadnych, poważnych wad. To laptop na piątkę z dużym plusem. | MacBook Pro z wyświetlaczem Retina – laptop na piątkę z plusem |
To nie jest ani pierwsza, ani nawet druga książka poświęcona szczególnej roli Polek w historii naszego kraju (oraz całego świata). Za każdym razem jednak można w nich znaleźć coś szczególnie interesującego i wyjątkowego. Nie inaczej jest również i teraz w publikacji, w której autorka przedstawia nam trzynaście nazwisk – wcześniej prawdopodobnie w ogóle nieznanych. Trzynastka
Liczba nazwisk – sama w sobie – nie jest szczególnie znacząca. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę objętość książki i dociekliwość, jaką wykazuje się autorka, to nietrudno będzie dojść do wniosku, że jednym z trudniejszych wyzwań, z jakimi musiała się zmierzyć Joanna Puchalska, było zredukowanie liczby bohaterek. Każda z nich ma swój osobny i bogaty w treść rozdział, w którym przedstawiona jest postać i jej szczególne osiągnięcia oraz ówczesna sytuacja polityczna i historyczna. I jest to niesamowicie mocna strona tej publikacji.
„Polki, które zadziwiły świat” można oczywiście potraktować jako zbiór bohaterskich życiorysów, które dodatkowo umocnią pozycję kobiet w dziejach świata. Nie chcę wyjść na szowinistę, ale osobiście bardziej doceniam czysto kronikarską wartość tej książki.
Jest to wartość tym ciekawsza, że poprzez skupienie się na konkretnym temacie (wielkich nieznanych Polek) autorka siłą rzeczy nakreśliła również tło historyczne w sposób znacząco różniący od przeciętnych książek historycznych. Każda z opowieści koncentruje się na dziejach bezpośrednio związanych z bohaterką, a tym samym zawiera masę wyjątkowo ciekawych i szczegółowych informacji, które doskonale uzupełniają ogólny zarys dziejów.
Kobiety
Jednak bohaterek nie można całkowicie pominąć – tym bardziej, że są wśród nich także prawdziwe pionierki i wojowniczki. Najlepszym przykładem może być choćby Regina Pilsztynowa – czyli pierwsza kobieta-lekarka, która mogła sobie pozwolić na utrzymanie z tytułu wykonywanego zawodu. Sytuacja, która dziś nie wzbudza żadnych emocji, staje się dużo bardziej jasna, gdy poznamy okoliczności historyczne i społeczne stereotypy, przez które musiała się przebijać.
W dalszych rozdziałach poznamy również pierwszą panią profesor (chemiczkę – Alicję Dorabialską) czy też złotą medalistkę olimpijską (także pierwszą w kontekście złotych medali olimpijskich dla Polski) – Halinę Konopacką. Nie unikniemy poza tym zbrojnych potyczek, ale chyba odwołanie do Emilii Plater wydaje się aż nazbyt oczywiste. Tym razem czytelnik ma jednak okazję poznać jeszcze jedną waleczną Polkę – Annę Pustowójtównę.
Książkę czyta się bardzo przyjemnie – do tego stopnia, że momentami można zapomnieć, że jest to publikacja popularno-naukowa. Niewątpliwie jest to zasługa wprawnego operowania językiem i odpowiednich stylizacji, którymi Joanna Puchalska bawi i przyciąga czytelnika. Jednocześnie można mieć do autorki zaufanie, jeśli chodzi o rzetelność tekstu. Przemawiają za tym wykształcenie i doświadczenie twórczyni, która ma już w swoim dorobku kilka książek oraz audycje radiowe o podobnej tematyce.
A jeśli po lekturze nadal będziecie spragnieni większej ilości wiedzy, to z pomocą przyjdzie bibliografia.
Źródło okładki: muza.com.pl | „Polki, które zadziwiły świat” Joanna Puchalska – recenzja |
Jak wygląda kredkowy potwór? Jak zrobić kosmitę z plastikowej łyżki albo żarłoczną roślinę z opakowania po jogurcie? Czy da się to wykonać w jedną minutę? Na te i wiele innych pytań odpowiada Pan Robótka. Mister Maker to niezwykle popularny program przeznaczony dla najmłodszych widzów. Gospodarz w żartobliwy i bardzo przystępny dla maluchów sposób pokazuje, jak wykonać rozmaite zabawki z niepotrzebnych przedmiotów codziennego użytku i rozmaitych akcesoriów plastycznych. Pomysłowy Pan Robótka
Szybkie tempo programu, wesołe usposobienie prowadzącego, bogactwo kolorów i kształtów, a także mnóstwo ciekawych pomysłów – wszystko to sprawia, że dzieci uwielbiają oglądać Pana Robótkę! Dzięki niemu mogą poznać różne techniki artystyczne i samodzielnie stworzyć obrazy i zabawki. Ponieważ to produkcja przeznaczona głównie dla widzów w wieku przedszkolnym, poziom trudności wykonywanych tam prac jest naprawdę niewielki – maluchy z pewnością poradzą sobie z realizacją pomysłów Pana Robótki, a te nigdy się nie kończą. Czasem są to rzeczy praktyczne, które świetnie sprawdzą się w codziennych zabawach, na przykład projektor z latarki i pudełka po chrupkach, korona albo indiański pióropusz, a czasem zupełnie absurdalne, jak choćby kłapciasta kartka czy żarłoczna roślina z buszu. Wszystkie jednak łączy efektowność, prostota wykonania oraz wykorzystanie zaskakujących przedmiotów, które znajdziemy w każdym domu. Są to między innymi gąbki, papierowe talerzyki, plastikowe sztućce, butelki po napojach, pudełka po artykułach spożywczych, stare gazety, a nawet patyczki kosmetyczne. Przy pomocy farb, kredek plasteliny i innych akcesoriów plastycznych można wyczarować z nich dosłownie wszystko! Co więcej, Pan Robótka wykonuje swoje prace w jedną minutę. Następnie taśma jest przewijana i wszystko zostaje powtórzone i przedstawione maluchom w zwolnionym tempie. To jednak nie koniec – w każdym odcinku Pan Robótka tworzy także obraz. Najczęściej używa farb, jednak dużo rzadziej korzysta z pędzli. Zamiast nich stosuje gąbki, piłeczki albo… spryskiwacz do kwiatów. Wszystko to daje naprawdę zaskakujący efekt. Dodatkowo dzieci poznają kolory, kształty oraz uczą się liczyć – figury geometryczne tworzą obrazek, a zadaniem widzów jest odpowiedź na pytanie, ile trójkątów czy kwadratów potrafią na nim odnaleźć.
Pan Robótka to bez wątpienia program, który posiada ogromne walory edukacyjne. Razem ze zwariowanym gospodarzem mali widzowie rozwijają swoje zdolności manualne, kreatywność i spostrzegawczość. Poznają rozmaite techniki plastyczne i uczą się, że zabawki można wykonać naprawdę ze wszystkiego – wystarczy tylko odrobina wyobraźni. Realizacja pomysłów jest na tyle prosta, że praca po prostu nie może nie wyjść. Dzięki temu maluchy nie zniechęcają się i mają satysfakcję z samodzielnie wykonanego zadania.
Charakterystycznym elementem programu jest magiczna komoda, w której znajdują się wszystkie wykorzystywane narzędzia i przedmioty. Jeśli twoje dziecko uwielbia bawić się i uczyć razem z Panem Robótką, warto zainwestować w zestaw kreatywny, który znacznie ułatwi mu tworzenie małych dzieł sztuki.
Zestawy kreatywne dla maluchów
Wśród ofert zestawów znajdziemy wiele naprawdę ciekawych propozycji. Oczywiście najpopularniejszym i najbardziej rozbudowanym jest komódka Pana Robótki, czyli miniaturowa wersja komody z programu. W pudełku o wymiarach 14,5x20,5x25 cm zmieściło się aż 1500 elementów, dzięki którym dziecko będzie mogło nie tylko zrealizować pomysły z programu, ale także samodzielnie stworzyć własne projekty. Co zawiera komódka? Są to między innymi serwetki, grube kartony, kolorowe kartki, koraliki, pompony, wyciorki (kolorowe druciki), brokaty, cekiny, samoprzylepne oczka i wiele, wiele innych. Wszystko to gwarantuje wiele godzin kreatywnej zabawy. Nieco mniejszym zestawem jest skrzynia Pana Robótki – w plastikowym pojemniku znajdziemy podobne ozdoby i akcesoria, co w komódce. Na długą podróż warto natomiast zapakować zestaw podróżny do rysowania – sztywna, składana podkładka z gumkami na rogach stworzy stabilny stolik i przytrzyma odpowiednio arkusze do kolorowania, które znajdziemy w środku. Alternatywą dla gotowych zestawów są akcesoria niezbędne do wykonania konkretnych prac, na przykład małych owadów z pomponów i wyciorków czy skarpetkowych pacynek. Osobno można kupić także poszczególne elementy – pompony, taśmy i koraliki, plastikowe oczka, filcowe literki czy stempelki z gąbki. Dzięki temu maluch może samodzielnie skompletować zestaw według własnych upodobań.
Jeśli więc twoje dziecko ogląda z zaciekawieniem Pana Robótkę albo po prostu przejawia zainteresowania plastyczne, warto rozwijać jego pasję. Kreatywne zestawy Pana Robótki to doskonały wybór dla początkujących artystów. | Komoda pełna skarbów, czyli kreatywny zestaw dla małych fanów Pana Róbótki |
Każdy rodzic chciałby, aby jego pociecha znalazła hobby, które z czasem zmieni się w jego życiową pasję. W znalezieniu go możemy pomóc, podsuwając dziecku zabawki o tematyce, którą samo zaczyna się interesować. Przyjrzyjmy się więc zabawkom, które mogą się spodobać małym entuzjastom podróży. Niektórzy z nas pamiętają, jak będąc dziećmi, otwierali atlas geograficzny, błądzili palcem po mapach i wyobrażali sobie dalekie podróże do nieznanych krajów. Choć dzieciom epoki cyfrowej trudno zaproponować taki sposób zabawy, to jednak spróbujmy... Na początek warto usiąść z maluchem i razem odbyć podróż marzeń, rozmawiając z dzieckiem o tym, co podpowiada nam jego i nasza fantazja. Świetna, rozwijająca zabawa murowana!
Interaktywna mapa świata
Jeśli trudno nam samym rozpocząć taką zabawę (dzieci nie mają problemu z fantazjowaniem), z pomocą przyjdzie interaktywna mapa świata. Jest duża, 90 cm x 60 cm, i wygodna w użyciu nawet dla małych dzieci. Można ją swobodnie rozłożyć na podłodze lub zawiesić na ścianie. Zawiera aż 1000 informacji na temat państw z całego świata. Dziecko, naciskając palcem mapę, poznaje nazwę i fakty dotyczące jednego z 78 krajów. Dzięki dodatkowym przyciskom może otrzymać więcej informacji na temat stolic, flag i języków używanych w danych krajach. Ta innowacyjna zabawka edukacyjna informuje również o wielu ciekawostkach i zabawnych faktach dotyczących danego kraju, a przycisk Powtórz pomoże utrwalić nabytą wiedzę.
Zabawa ćwiczy pamięć, poszerza wiedzę i rozbudza ciekawość. Tryb quizu pozwoli sprawdzić, czy dziecko zapamiętało podane informacje. Dzięki dwóm poziomom trudności zabawa będzie dobrze dopasowana dla dzieci młodszych jak i starszych, a wyjątkowy tryb Wyzwanie wprowadza element rywalizacji dwóch osób dotyczącej wiedzy geograficznej. Koszt mapy to ok. 110 zł.
Innym rozwiązaniem będzie interaktywny mówiący globus. Zabawka ma bezprzewodowy czujnik optyczny w kształcie pióra, pozwalający na swobodne i precyzyjne wybranie kraju. Informuje nie tylko o stolicach i językach, ale i o walutach, terytorium, a nawet lokalnych produktach. Globus może zadać bawiącemu się nawet 500 pytań, które sprawdzą nabytą wiedzę. Będzie to więc idealny wybór na prezent dla dziecka w wieku szkolnym. Koszt globusa – ok. 200 zł.
Puzzle
Znane są nie od dziś, ale nadal cenione. Stopniowe, cierpliwe łączenie elementów zmusza nasze dziecko do logicznego myślenia i rozbudza jego wyobraźnię. Atrakcyjne dla małego podróżnika mogą być puzzle Auta - podróż wokół Europy. Przedstawiają nie tylko ulubionych bohaterów z filmu Auta, ale również znane miejsca w Europie, które oni odwiedzają.
Najbardziej znana firma produkująca puzzle, czyli Ravensburger, proponuje zestawy składające się aż z 1000 fragmentów. Warto zwrócić uwagę na wysoką jakość obrazów – tryptyk przedstawiający zwierzęta afrykańskiej sawanny przy wodopoju na pewno wzbudzi zachwyt. Bardziej wymagającym i chcącym ćwiczyć wyobraźnię przestrzenną Ravensburger proponuje również puzzle trójwymiarowe. Z elementów układanki można odtworzyć repliki znanych obiektów architektury, takich jak wieża Eiffla, Big Ben czy Statua Wolności. Solidne i gładkie puzzle pozwalają na ułożenie trwałego i stabilnego obiektu bez użycia kleju. Puzzle 3D kosztują ok. 60 zł.
Dla podróżników kochających bajki Disneya odpowiedni będzie bajkowy globus. 180 elementów malec układa w niemal idealnie gładką kulę. Kolorowe motywy z filmów zapewniają dodatkową frajdę. Podczas zabawy dziecko rozwija sprawność manualną i koncentrację. Własnoręcznie złożony globus może stać się ozdobą pokoju.
Kostiumy
Najfajniejszą zabawą jest ta, której zasady dziecko może wymyślić samo. Dzięki wyobraźni pokój może stać się rwącą rzeką w dżungli, a łóżko chybotliwą łódką. Taką zmyśloną zabawę z pewnością uświetnią przebrania i akcesoria podróżnicze. Kostium podróżnika składa się z kamizelki z kieszeniami, materiałowego kapelusza oraz plakietki na imię. Realistyczny strój pozwoli odbyć wyprawę do dżungli, przemierzać sawanny i wypatrywać dzikich zwierząt. Do zestawu dołączona jest plastikowa lornetka oraz słoik na zebrane okazy fauny i flory. | Zabawki rozbudzające pasję podróżniczą |
Męczysz się z łupieżem, przebarwieniami po trądziku, a może nadal nie możesz się go pozbyć? Niezależnie od tego, który problem dokucza właśnie tobie, na całe szczęście istnieje na niego sposób. Olej tamanu, bo to o nim mowa, to specyfik, który zyskuje coraz większą popularność. Podpowiadamy, dlaczego tak się dzieje i czy naprawdę warto go mieć w swojej kosmetyczce? Wiele osób zapewne nie spotkało się z nazwą olej tamanu. Jest to olej, który dopiero od niedawna zyskuje coraz większą popularność. Dlaczego tak się dzieje? Jeśli jeszcze nie wiesz nic na jego temat, warto dowiedzieć się czegoś więcej. Poniższe informacje ci w tym pomogą.
Olej tamanu – jak powstaje?
Olej tamanu to nic innego jak ekstrakt z orzechów drzewa tamanu. Roślina ta dorasta nawet do 35 metrów, a najbardziej charakterystyczną jej cechą jest ciemna i szorstka kora. Najcenniejszym produktem, który powstaje z tego drzewa, jest właśnie olej, mający szereg leczniczych właściwości. Tłoczony jest na zimno i ma ciemnozielony kolor.
Skład – co zawiera olej tamanu?
Olej z drzewa tamanu ma dwa niezwykle cenne składniki aktywne: kallofilloidynę i kwas foliowy. To właśnie one wykazują działanie gojące, przeciwzapalne i przeciwbakteryjne. Kwas foliowy ogranicza występowanie na skórze niedoskonałości – zaskórników i zmian trądzikowych. Z kolei kwas oleinowy pozytywnie wpływa na zwiększenie wchłanialności skóry. Dzięki temu zawarte w nim składniki odżywcze szybciej przedostają się w głąb skóry. Dodatkowo olej w swoim składzie zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe, które odpowiedzialne są za właściwe nawilżenie i odżywienie skóry.
Właściwości i zastosowanie
Olej tamanu słynie ze swoich cennych właściwości. Oprócz wyżej wymienionych problemów, w tym powstawania łupieżu czy też problemów z cerą, świetnie sprawdzi się też w leczeniu ran i oparzeń. Ponadto ma działanie antybakteryjne, przeciwzapalne i przeciwwirusowe. Już po krótkim czasie stosowania oleju tamanu zobaczymy znaczną różnicę w kondycji naszej cery. Polecany jest głównie osobom o cerze tłustej, z tendencją do przetłuszczania i powstawania wyprysków. Olej nie tylko łagodzi podrażnienia, ale również zapobiega powstawaniu zaskórników. Ze względu na swoje właściwości olej tamanu może być stosowany także w przypadku narażenia skóry na działanie promieni słonecznych. Ponadto z jego stosowania zadowolone będą wszystkie kobiety, które pragną zachować młodość przez długi czas. Olej z powodzeniem rozprawi się z powstałymi zmarszczkami, a także zapobiegnie powstawaniu nowych.
Jak stosować olej tamanu?
Olej może być stosowany zarówno bezpośrednio na skórę, jak też z innymi kosmetykami. Zwłaszcza w przypadku ran i blizn potrądzikowych zaleca się stosowanie go punktowo w pierwotnej postaci. Gdy jednak ma nam służyć jako dodatkowa pielęgnacja skóry, wtedy warto rozcieńczyć go z innymi olejkami, aplikując go na lekko zwilżoną twarz.
Pragniesz raz na zawsze pozbyć się łupieżu? A może masz już dosyć patrzenia na swoje przebarwienia po długim i męczącym trądziku? W takiej sytuacji niezbędny okaże się olej tamanu. Stosując go regularnie, jesteśmy w stanie pozbyć się tych problemów, bez konieczności sięgania po inne preparaty, a w najgorszym wypadku – po silne lekarstwa. | Olej tamanu – na przebarwienia, trądzik i łupież. Musisz go mieć! |
Biorąc pod uwagę to, w jakim tempie pojawiają się na rynku książki Remigiusza Mroza, stworzenie przewodnika dla początkujących, pragnących poznać jego twórczość, wydaje się koniecznością. Od czego warto zacząć lekturę? W chwili, gdy piszę ten tekst, młody autor ma na swoim koncie dwadzieścia dziewięć wydanych powieści i cztery opowiadania, które trafiły do antologii. W chwili, gdy będziecie ten tekst czytać, liczby te mogą już być nieaktualne.
Udane początki pisarstwa
Remigiusz Mróz w swej twórczości krąży wokół literatury kryminalnej w różnych jej odmianach (retro, sensacyjnej, thrillera prawniczego, psychologicznego, politycznego), ale na dobry początek polecam coś z zupełnie innej bajki, choć w napięciu trzyma większym niż niejeden kryminał.
Nim czytelnicy poznali Chyłkę czy Forsta, postacie, które zdobyły wiele serc miłośników intryg kryminalnych i ciętych ripost, mieli okazję spędzić nieco czasu z braćmi Zaniewskimi, Marią, Leitnerem i innymi bohaterami trylogii wojennej „Parabellum”. Już otwierający ją tom „Prędkość ucieczki” jest zwiastunem wciągającej, dynamicznej fabuły. Przeniesiemy się do czasów II wojny światowej, by towarzyszyć bohaterom w czasie wojennej tułaczki. Dziać się będzie sporo, dziać się będzie bardzo ciekawie. To zdecydowanie jedne z najlepszych książek, jakie Remigiusz Mróz napisał.
Książki, które pokochały tysiące czytelników
Ogromną popularność nasz młody autor zdobył za sprawą dwóch serii książek i dwóch bardzo charakterystycznych postaci.
Joanna Chyłka jest doświadczoną prawniczką w warszawskiej kancelarii. Słucha mocnej muzyki, uwielbia szybkie samochody, gardzi wegetarianami, ma cięty język, niekonwencjonalne metody pracy, a na sali sądowej lepiej nie stać w roli jej przeciwnika. Poza nią zresztą też. Partneruje jej Zordon, młody prawnik, który dopiero stawia pierwsze kroki w świecie paragrafów. Z taką opiekunką przyjdzie mu ładować się w najbardziej skomplikowane i niebezpieczne sprawy. Pierwszym tomem serii z udziałem tego duetu jest „Kasacja” i to od niej warto zacząć przygodę z Chyłką, Zordonem i przestępczym półświatkiem.
Druga seria to dynamiczna sensacyjna trylogia z komisarzem Forstem, która tak się spodobała czytelnikom, że w efekcie rozrosła się do pięciu tomów. Rozpoczyna ją „Ekspozycja”, która narzuca szalone tempo równie szalonych zdarzeń. Wszystko zaczyna się od trupa zawieszonego na krzyżu na Giewoncie, a później mamy do czynienia z istną jazdą bez trzymanki z górami w tle. W czasie lektury warto przymrużyć jedno oko, bo prawdopodobieństwo zaistnienia podobnych zdarzeń, jakie stają się udziałem bohaterów serii, jest nikłe, ale gdy już się to oko przymknie, dobra zabawa jest murowana.
Obydwie serie warto poznawać dokładnie w takiej kolejności, w jakiej tworzy je autor. Inaczej zepsujecie sobie radość czytania i szok związany ze zwrotami akcji, których nie brakuje, zwłaszcza w cyklu o Forście.
Choć to właśnie serie kryminalne przyniosły autorowi największą popularność, warto przyjrzeć się także innym, pojedynczym powieściom Remigiusza Mroza.
Na uwagę zasługują zwłaszcza dwie książki. Pierwsza z nich, „Turkusowe szale”, przenosi nas do czasów II wojny światowej i opowiada o… lotnictwie. Wbrew pozorom nie jest to książka jedynie dla tych, którzy pasjonują się tą tematyką. Pisarz opowiada tak barwnie, ciekawie, z charakterystyczną dla siebie dynamiką i równie charakterystyczną lekkością, że powieść czyta się wybornie, a intryga związana z 307 Dywizjonem Myśliwskim Nocnym „Lwowskich Puchaczy” wciąga od pierwszych stron. Towarzyszyć nam będą Polacy, Anglicy i… pewien szpieg.
Druga powieść, którą warto wziąć pod uwagę na początku poznawania twórczości Remigiusza Mroza, gdy chce się poznać styl jego pisania, konstrukcji postaci czy fabuły, to thriller psychologiczny „Behawiorysta”. Autor osadził akcję w rodzinnym Opolu, gdzie mężczyzna o nieustalonej tożsamości bierze na zakładników dzieci i wychowawców jednego z tamtejszych przedszkoli i rozpoczyna swe paskudne show, po czym… oddaje się w ręce władzy. Wydawałoby się, że to koniec tej historii, ale nie. Ona dopiero się rozkręca.
W swoim dorobku autor ma także thrillery polityczne (cykl „W kręgach władzy” rozpoczyna tom „Wotum nieufności”), kryminały retro (np. rozgrywające się w Galicji z 1909 roku „W cieniu prawa”) a nawet horror (wzbudzająca mieszane uczucia „Czarna Madonna”). Miłośnicy zagadek i dynamicznych fabuł na pewno znajdą w dorobku Remigiusza Mroza coś dla siebie, a że o twórczości tego autora jest głośno, a on sam zyskuje coraz większą popularność, to zwyczajnie warto sięgnąć po choć jedną jego książkę i przekonać się, skąd to całe zamieszanie. | Twórczość Remigiusza Mroza pod lupą – z czym warto zapoznać się na początku? |
Skóra niemowlęcia jest delikatna i wrażliwa na działanie równych czynników. Fragmenty ciała przykryte pieluszką są szczególnie narażone na uszkodzenia, dlatego wymagają wyjątkowej opieki. Obszar pieluszkowy to miejsce, w którym mogą zbierać się niebezpieczne patogeny wywołujące stan zapalny skóry, zwany potocznie zapaleniem pieluszkowym. Każdy opiekun noworodka i niemowlęcia noszącego pieluszkę powinien szczególną troską otoczyć skórę pupy dziecka, postępując zgodnie z maksymą: lepiej zapobiegać, niż leczyć. W przypadku bardzo suchej, a także atopowej skóry warto sięgnąć po emolienty, ponieważ skóra wysuszona jest bardziej narażona na patogeny. W przypadku skóry zdrowej natomiast należy zadbać o jej właściwe nawilżenie (tu z reguły wystarczą kąpiele oraz przemywanie pupy wodą po wypróżnieniu) i ochronę.
box:offerCarousel
Jak pergamin – charakterystyka skóry dziecka
Skóra dziecka, tak jak osoby dorosłej, składa się z płaszcza lipidowego, skóry właściwej i tkanki podskórnej. Ma gruczoły potowe, łojowe i mieszki włosowe, a także naczynia krwionośne i chłonne oraz zakończenia włókien nerwowych. Różnice fizjologiczne i funkcjonalne tych struktur są znaczne. Przede wszystkim naskórek dziecka jest znacznie cieńszy – u noworodków ma 50 µm, wcześniaki mają skórę jak pergamin – naskórek ma u nich średnio 27,4 µm (por. Cohen B.A. i wsp., Dermatologia dziecięca, Wyd. Czelej 1999, Lublin, 13-4) . Budowa warstw naskórka także znacząco się różni od tych u osoby dorosłej. Najbardziej zewnętrzna, czyli rogowa, nie jest jeszcze zrogowaciała. To kilka warstw spłaszczonych komórek, które na razie nie układają się dachówkowo, co sprawia, że łatwiej tracą wodę. Kolejna warstwa, czyli ziarnista, jest jeszcze słabo wykształcona, przerywana. Kolejna, czyli kolczysta, ma za mało desmosomów, czyli połączeń międzykomórkowych, co sprawia, że i ona ma luźną budowę. Warstwa podstawna, łącząca się ze skórą właściwą, składa się z jednej warstwy komórek, jest nie w pełni wykształcona, co wpływa na tzw. klirens, czyli współczynnik oczyszczania skóry.
Niedojrzałość skóry dziecka sprawia, że gorzej funkcjonuje jej bariera ochronna, zabezpieczająca przed drobnoustrojami, czynnikami zewnętrznymi (np. promieniowaniem UV), środkami chemicznymi i mechanicznymi (urazy, otarcia).
Łatwiejsza przepuszczalność przyspiesza gromadzenie się w komórkach substancji, które są nakładane na skórę. Jeśli będą dla niej toksyczne, to u dziecka szybciej nastąpi reakcja (wysypka, krostki, grudki).
Pieluszkowe zapalenie skóry
To schorzenie dotyka 50% populacji maluszków, u 5% przybiera postać nasiloną. Najczęściej występuje między 9 a 12 miesiącem życia (por. Camilleri M., Calobrisi S., Skin eruption in the diaper area, Curr Probl Dermatol, Nov/Dec, 1999, 211-222). Powierzchnia pieluszkowa to miejsce, w którym skóra jest narażona na kontakt z kałem i moczem. Dochodzi tu do aktywacji ureazy, czyli enzymu rozkładającego mocznik do amoniaku i dwutlenku węgla. Z kolei w kale mogą być zawarte niebezpieczne drożdżaki. W wyniku działania tych toksycznych substancji wzrasta pH skóry, która staje się bardziej podatna na uszkodzenia. Pieluszka dodatkowo nasila ryzyko uszkodzeń, ponieważ ściśle przylega do ciała, podrażniając je, co bakteriom kałowym stwarza idealne warunki wzrostu. Maceracji naskórka sprzyja znaczna wilgotność. Inne czynniki ryzyka przy PZS to niewłaściwa higiena skóry, antybiotykoterapia, biegunki, uczulenie na pieluszkę lub preparat pielęgnacyjny i wrodzone wady układu moczowego. Zmiany skórne, powstałe w wyniku PZS, obserwujemy w miejscu przylegania pieluszki, a więc przede wszystkim na wzgórku łonowym u dziewczynek, w kroczu chłopców, na pośladkach i na udach. Pojawiają się ogniska rumieniowe, naskórek zaczyna się łuszczyć. Wraz z postępującym procesem zapalnym zwiększa się obrzęk skóry i pojawia się wyprysk – pęcherzyki, grudki, a nawet nadżerki. Jeśli zaobserwujemy zmiany poza obrębem rumienia (tzw. satelity), możemy przypuszczać, że wdało się również zakażenie drożdżakami. Z kolei nadkażenia bakteryjne poznamy po tym, że tworzą się nadżerki pokryte strupami o barwie miodu.
Właściwa pielęgnacja skóry – prewencja i leczenie
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Pod pieluszką toczy się wojna. Złe bakterie walczą tu o każdy centymetr ciała z dobrymi substancjami. Młodziutka skóra niestety nie ma jeszcze właściwego oręża, dlatego trzeba ją wspomóc. A najlepiej tak pielęgnować, żeby nie dopuścić do zakażenia. Pielęgnacja zdrowej skóry wymaga przede wszystkim ciągłej uwagi. U noworodka sprawdzajmy pieluszkę praktycznie non stop. Przez pierwszy miesiąc niech wejdzie nam w nawyk kontrolowanie stanu pieluszki. Gdy maluszek się zsiusia, zadbajmy o to, by nie leżał w mokrym, lecz szybko i dokładnie osuszmy skórę. Po kupie oczyśćmy skórę, osuszmy i pozostawmy do „wywietrzenia”. Dostarczenie tlenu jest tu szczególnie ważne. Nie zaleca się stosowania mokrych chusteczek do przecierania pupy. Obmywamy ją wacikiem nasączonym wodą. Nie stosujmy oliwek, bo zbyt mocno natłuszczają skórę, działając okluzyjnie, co zwiększy ryzyko przegrzania. Nie używajmy też zasypek i pudrów, ponieważ mają tendencję do zbrylania się, co zwiększa ryzyko mechanicznego uszkodzenia naskórka. Ciało pod pieluszką możemy posmarować kremem lub emulsją (raczej nie maścią i nie pastą, bo mogą być za ciężkie dla delikatnej skóry), np. z tlenkiem cyjanku, który chroni przed zarazkami. Inne przydatne substancje ochronne, a także lecznicze, jeśli już doszło do zapalenia skóry, to: gliceryna, dimetikon (silikon, składnik emolientów), betaglukan, dekspantenol, witamina F, lanolina, wazelina, alantonina, która działa również przeciwświądowo.
Jeśli PZS utrzymuje się dłużej niż trzy dni albo zmiany szybko postępują i mogą świadczyć o wystąpieniu nadkażenia, należy udać się do pediatry, który włączy odpowiednie leczenie. | Pielęgnacja skóry pod pieluszką |
Są potrawy, które najlepiej smakują smażone w głębokim oleju. Frytkownica to urządzenie, które umożliwi ich przygotowanie, a przy okazji nie zachlapiemy całej kuchni tłustym olejem. W tym poradniku przedstawimy propozycje frytkownic znajdujących się na Allegro w cenie do 400 zł.
Tefal FF175
Frytkownica Filtra One to niesamowite urządzenie, które dzięki wyjątkowej technologii filtracji oleju ma zawsze czysty system metalowych siatek. Ma to ogromny wpływ na uzyskanie chrupiących frytek i kotletów w panierce. Przydatny system izolowanych ścianek gwarantuje, że są one chłodne w dotyku, a sprzęt jest bezpieczny w użytkowaniu. Regulacja jest bardzo wygodna – temperaturę można ustawić od 150 do 190°C, a przygotowywane posiłki można obserwować w okienku znajdującym się w pokrywie. Warto wspomnieć o łatwym czyszczeniu przy pomocy gąbki, a sam koszyk i pokrywkę można bez problemu myć w zmywarce. Koszt na Allegro to 262 zł.
Berlinger
Wielofunkcyjna frytkownica, w której można przygotować skomplikowane, wieloskładnikowe dania. Oprócz smażenia można też dusić, opiekać, podgrzewać i grillować, dodatkowo urządzenie ma opcję obiegu gorącego powietrza. Technologia Quick Air, czyli połączenie cyrkulacji gorącego powietrza i elementu grillującego, umożliwia zdrowe smażenie, a dania zawierają nawet o 85% mniej tłuszczu. Urządzenie ma wbudowany czasomierz, a zakres temperatury, w jakiej przygotowuje potrawy, to od 80 do 200°C.
Clatronic FR 3390
Frytkownica Clatronic FR 3390 to urządzenie, które pomieści 2 litry oleju, a zbiornik ma powłokę antyadhezyjną. Kosz na frytki jest unoszony i opuszczany przy zamkniętej pokrywie, nie musimy więc martwić się o bolesne pryskanie. Wymienny filtr zapachowy gwarantuje zniwelowanie przykrych zapachów unoszących się w trakcie smażenia. Bezstopniowy termostat jest regulowany, ma wbudowaną lampkę kontrolną wskazującą gotowość urządzenia do pracy, a temperatura mieści się w granicach od 130 do 190°C. Na Allegro frytkownica jest dostępna już od 105 zł.
Russell Hobbs
Frytkownica Russell Hobbs to przede wszystkim wysokiej jakości wykonanie, solidna obudowa i bardzo pojemny prostokątny koszt (pojemność 3,2 litra umożliwia przygotowanie nawet do 1,2 kg frytek). Dodatkowo urządzenie ma poręczne uchwyty, które sprawiają, że bez problemu się ją przenosi. Na Allegro można ją kupić już od 149 zł.
DeLonghi F28311
Frytkownica marki DeLonghi gwarantuje zdrowe i szybkie przygotowanie ulubionych potraw przy użyciu o 50% mniej oleju niż pozostałe frytkownice. Wszystko to dzięki zastosowaniu obrotowego kosza. Urządzenie ma regulowany termostat, który pozwala na dopasowanie odpowiedniej temperatury w zależności od rodzaju produktu. We frytkownicy mogą być przygotowywane warzywa, ryby, mięsa, a także wszystkim znane frytki. Mając w kuchni DeLonghi, nie musimy martwić się o dbanie o czystość – wystarczy jeden ruch, by oddzielić element elektryczny z grzałką od pozostałych, które mogą być myte w zmywarce. | Frytkownice do 400 zł – przegląd |
Należy do najmodniejszych fasonów tej jesieni. Jest wiele powodów, by go polubić. Ukrywa przed światem to, czego nie chcemy pokazać, a jednocześnie przykuwa uwagę formą, kolorem lub fasonem. Mam dla was propozycje trzech różnych płaszczy o wspólnym mianowniku – wszystkie są długie, czyli najbardziej trendy tej jesieni.
Czerwony
Może być oversize. Mimo że jest czerwony (Pinko), przypomina krojem klasyczny, w tym wypadku zapinany na jeden duży guzik. To typowy płaszcz bizneswomen. By uspokoić jego gorącą barwę, dobrze założyć do niego czarne botki na niewielkim obcasie. Do takiego imagu pasuje również kapelusz fedora.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Pamiętaj, że jeśli wybierzesz nakrycie głowy w tym stylu, nie stosuj dodatków w krzykliwym tonie lub wyrazistych barwach. Ten z firmy Uterqüe idealnie nadaje się do stylizacji z elegancką torebką. Trapezowy kształt, zapięcie i rączka w stylu vintage sugerują, że powinnyśmy ją nosić w ręku lub na przedramieniu. Look możesz podkręcić geometrycznymi kolczykami w miodowym kolorze. Bizneswomen przyda się oczywiście elegancki i szlachetny zegarek np. Elixa Apart.
Płaszcz à la futro
Ekologiczny długi płaszcz kożuszek z klasycznymi klapami, imituje prawdziwe futro i przypomina lata 70. XX wieku. To niekwestionowany hit tego sezonu. Możesz go nosić i być przepasana nonszalancko paskiem albo długim szalem. Warto też wybrać wariant bez dodatków i nosić go oversize. Wszystko w tym sezonie jest dozwolone! Świetnie będzie wyglądał w połączeniu z czapką z daszkiemw cętki lub beretem (to hit tego sezonu) oraz dobranymi kolorystycznie okularami przeciwsłonecznymi.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Do tego sportowe buty – jak z obrazu impresjonistów czy wręcz wyjęte z performance Yayoi Kusamy, awangardowej artystki japońskiej. W tym zestawie świetnie sprawdzą się również skórzane rękawiczki w kolorze miodu, a efektowną ozdobą może być długi, metalowy naszyjnik. W tej stylizacji będziesz wyglądała jak modelka z tegorocznego wybiegu Driesa van Notena. Przypominam, że ten projektant kocha lata 70. XX wieku, a my przecież uwielbiamy jego pokazy.
Szary dwurzędowy
W końcu wrócił! Wełniany dwurzędowy płaszcz w jodełkę. W tak klasycznym wydaniu można było go jedynie zobaczyć w Londynie na pokazach Daks, gdzie Filippo Scuffi, dyrektor kreatywny marki, zaproponował miękkie wełniane płaszcze w podobnym stylu.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
W dwurzędówce przypominającej formą płaszcz wojskowy lubi się też pokazywać modelka i aktorka Emily Ratajkowski. Jeśli wam się podoba, pamiętajcie, że obowiązkowo musi mieć przynajmniej jeden damski akcent. My proponujemy go „osłodzić” zabawną futrzaną torbą oraz spodniami przypominającymi czasy świetności piosenkarki Janis Joplin, czyli Ameryka z końca lat 60. XX wieku. Szal w elegancką kratkę przewiązany nonszalancko wokół szyi i wytworne rękawiczki w pepitkę nadadzą sznyt stylizacji. By jesienna biżuteria wyszła w tym zestawieniu na pierwszy plan, a Holly Golightly ze „Śniadania u Tiffany'ego” mogła ci ich pozazdrościć, proponujemy długie kolczyki o barwie patynowanego różu – dodadzą lekkości sylwetce i oczywiście będą widoczne. | Must have sezonu – długi płaszcz |
Dziecko w podróży to wyzwanie dla każdego rodzica. W zaplanowaniu wyjazdu z pociechą pomogą wam jednak książki, których autorzy przygotowali wskazówki, co zrobić, by wspólne wakacje były dla całej rodziny źródłem radości i czasem odpoczynku. Wakacyjny wyjazd z dzieckiem to dla rodzica test cierpliwości i kreatywności. Znudzony podróżą malec może się dać mocno we znaki, jeżeli w porę czymś go nie zajmiemy. Podróżowanie z dziećmi, szczególnie tymi najmłodszymi, nie może też być zbyt spontaniczne. Całą logistykę tego przedsięwzięcia musimy odpowiednio wcześniej przygotować i spróbować przewidzieć, co może się wydarzyć po drodze. Na szczęście w planowaniu takich rodzinnych wyjazdów pomogą wam książki, które znalazły się w naszym zestawieniu.
1. „Polska z dzieckiem” oprac. zbiorowe
Nie musimy jechać daleko, by znaleźć ciekawe i zachwycające miejsca, gdzie możemy zabrać naszą pociechę. Polska jest piękna, a w dodatku oferuje niezliczoną ilość atrakcji zarówno dla młodszych, jak i trochę starszych dzieci. Wydany przez Pascala przewodnik „Polska z dzieckiem” to książka, która odkryje przed wami nieznane zakątki naszego kraju. Zebrano tu najciekawsze propozycje dla całej rodziny, które nikomu nie pozwolą się nudzić. Od parków rozrywki, przez indiańskie wioski i osady wikingów, aż po najciekawsze muzea, aquaparki czy planetaria – na pewno znajdziecie coś dla siebie.
2. „Z dziećmi w Atenach. Subiektywny przewodnik rodzinny” Alicja Kordos
Grecja to kolebka europejskiej cywilizacji, więc prędzej czy później powinna znaleźć się na mapie waszej podróży. Jeśli wydaje ci się jednak, że twoje dziecko jest jeszcze za małe na taką wypraw, a ilość wiedzy i historii zwyczajnie je przytłoczy, to… prawdopodobne się mylisz. Wystarczy sięgnąć po książkę „Z dziećmi w Atenach”, by przekonać się, że stolica Hellady to miasto fascynujące zarówno dla fanów antyku, jak i maluchów, które dopiero poznają świat. Autorka prezentuje kilkadziesiąt miejsc, które w Atenach zachwycą nie tylko rodziców, ale także ich dzieci.
3. „10 niesamowitych przygód Neli” Nela, mała reporterka
Przyznajemy, że przygody małej Neli z pewnością nie są dla wszystkich. Dlaczego więc „10 niesamowitych przygód Neli” znalazło się w tym zestawieniu? Bo to prawdziwy wydawniczy fenomen ostatnich lat, który sprawił, że polskie dzieci nie tylko znowu zainteresowały się czytaniem książek, ale w dodatku odnalazły w sobie podróżniczą smykałkę. Nie musicie od razu, wzorem Neli, wspinać się na szczyt wulkanu, opiekować małym tygrysiątkiem czy jeździć na słoniu, żeby poczuć zew przygody. Nela zachęca do podróżniczych odkryć na skalę naszych możliwości, bo świat jest ciekawy wszędzie.
4. „Polska z dzieckiem na rowerze” oprac. zbiorowe
Odkrywanie świata zza okien samochód jest z pewnością wygodne, ale bywa mało ekscytujące. Co innego wyprawa rowerowa, która w znacznie większym stopniu pozwala na doświadczenie bliskości natury. Poradnik „Polska z dzieckiem na rowerze” to kompendium wiedzy poświęcone takim wycieczkom. Znajdziecie tu również kilkadziesiąt planów gotowych, bezpiecznych tras, przygotowanych z myślą o małych i dużych rowerzystach.
box:offerCarousel
5. „I jak tu nie podróżować (z dzieckiem)” Beata Sadowska, Paweł Kunachowicz
Popularna prezenterka i jej partner od zawsze prowadzili aktywny tryb życia. Zdecydowali więc, że pojawienie się na świecie ich dziecka tego nie zmieni. Okazało się wręcz, że czasem jest im łatwiej. Te podróże we trójkę (a z czasem we czwórkę, gdy Sadowskiej i Kunachowiczowi urodził się drugi syn) stały się kanwą dla książki „I jak tu nie podróżować (z dzieckiem)”. Nie jest to typowy poradnik, raczej zbiór zapisków z podróży, spostrzeżeń młodych rodziców, którzy postanowili nie rezygnować ze swoich marzeń, tylko włączyć w nie dzieci. Rozmowy z ekspertami, m.in. psychologiem dziecięcym, stanowią ciekawy dodatek do tej ciepłej, rodzinnej opowieści.
Podróże z dzieckiem to wyzwanie, ale i wielka radość, gdy możesz pokazywać mu świat i cieszyć się z jego odkryć. Dzięki tym książkom planowanie wyjazdu i sam pobyt na wakacjach staną się dużo prostsze. | 5 najciekawszych książek o podróżowaniu z dziećmi |
Niewłaściwa izolacja akustyczna drzwi powoduje, że do wnętrza domu dobiegają niemal wszystkie dźwięki z klatki schodowej. Możemy temu zapobiec, wyciszając drzwi wejściowe tapicerką drzwiową lub specjalnymi matami wygłuszającymi. W ten sposób odzyskamy ciszę i intymność w swoim mieszkaniu. W przypadku miejsc o zwiększonym poziomie hałasu, warto przemyśleć kwestię wymiany drzwi na dźwiękoszczelne. Przeciętnie w ciągu dnia hałas na ulicy może sięgać 70 dB. Dla naszego zdrowia i dobrego samopoczucia, poziom hałasu nie powinien przekraczać 40 dB a w ciągu nocy 30dB, a długotrwałe przebywanie w hałasie powoduje uczucie niepokoju i trudności ze snem.
Uszczelka drzwiowa - częsta przyczyna złej izolacji akustycznej drzwi
Przed zakupem materiałów wyciszających drzwi wejściowe, powinniśmy sprawdzić stan uszczelki oraz progu drzwiowego. Jeżeli jest on ruchomy, zbyt lekko zamontowany do drzwi lub nie dochodzi do skrzydeł drzwiowych, może być przyczyną problemu z nieszczelnością. Niewłaściwie osadzone w ościeżnicy drzwi, to jedna z najczęstszych przyczyn złej izolacji akustycznej. Podczas montażu drzwi, należy zwrócić uwagę na równe ułożenie ościeżnicy w otworze drzwiowym i starannym przyklejeniu uszczelki.
Rolę wytłumiającą hałasy najlepiej spełni uszczelka silikonowa, z gumy elastycznej lub elastomeru temoplastycznego. Będą one pełnić rolę amortyzatora i uchronią drzwi przed zniszczeniem. Warto też zadbać o termoizolację listwy progowej, którą najlepiej wypełnić pianką poliuretanową i założyć uszczelkę zabezpieczającą przed przenikaniem wody, wilgoci i zimnego powietrza. Inną, częstą przyczyną nieszczelności drzwi wejściowych są szczeliny pomiędzy futryną a skrzydłem drzwiowym.
Tapicerka drzwiowa - najpopularniejszy sposób na wykonanie bariery akustycznej
Powrót do domu powinien kojarzyć się z relaksem i odpoczynkiem. Któż z nas po zamknięciu drzwi, nie marzy o tym, by zatopić się w dźwiękach ciszy lub ulubionej muzyki z dala od miejskiego szumu. Niestety, niewłaściwa izolacja drzwi wejściowych może zburzyć wizję cichej przystani i spowodować, że stale będziemy słyszeć rozmowy na klatce schodowej lub dźwięk windy. Możemy temu zapobiec, wyciszając drzwi wejściowe tapicerką drzwiową. Jest ona wykonana ze skóry bądź skaju, a jej wnętrze najczęściej wypełnia gąbka.
Tapicerka dostępna jest w różnych stylach, wzorach i kolorach, dzięki czemu łatwo dopasowuje się do każdego wnętrza. Takie obicie na drzwi pełni funkcję wyciszającą, ale też uszczelnia drzwi przed ucieczką ciepła i podwiewaniem zimnego powietrza z klatki schodowej. To dobre rozwiązanie także dla osób, które chcą niewielkim kosztem odrestaurować stare, zniszczone drzwi.
Tapicerka przeznaczona jest do samodzielnego zamocowania. W komplecie producent dołącza także niezbędne do montażu - gwoździe tapicerskie, kolorową taśmę maskującą i uszczelkę. Sprzęty, które mogą być potrzebne podczas pracy to: młotek, nożyczki, nóż i ołówek.
Skórzane ocieplenie należy montować na zdjętych z futryny drzwiach. Ważne, aby przed przybiciem tapicerki, zdjąć wszelkie okucia z drzwi - wizjer, klamkę i zamek. Zaletą tapicerki drzwiowej jest łatwość w czyszczeniu. Nie wymaga ona szczególnej konserwacji i jest trwała.
Nowoczesne rozwiązanie do wyciszania drzwi - mata wygłuszająca
Mata wygłuszająca to nowe rozwiązanie w dziedzinie wyciszania drzwi wejściowych. Jest to samoprzylepna pianka akustyczna o grubości około 1 cm. Jej montaż wymaga wyrównania powierzchni skrzydła drzwiowego - chropowate lub tłoczone drzwi należy najpierw wyrównać i wypełnić szpachlą ewentualne ubytki. Do płaskiej powierzchni, wystarczy równomiernie przykleić wyciętą na właściwy wymiar piankę. Mata wygłuszająca jest wygodna w montażu i łatwo się ją przycina na określony wymiar. Neutralizuje drgania i wibracje, a dla lepszego efektu dekoracyjnego, brzegi maty wygłuszającej można zamaskować kątownikami z aluminium lub drewna. Tak zamocowana mata zapobiegnie powstawaniu mostków akustycznych i zmniejszy ilość i natężenie dźwięków przedostających się do wnętrza pomieszczenia.
Przed zamocowaniem tapicerki drzwiowej lub maty wygłuszającej, warto zadbać o prawidłowe uszczelnienie drzwi. Sprawdzą się do tego, np. taśmy neoprenowe lub paski z winylu. Oklejając nimi obwód całych drzwi, możemy zmniejszyć hałas wdzierający się do wnętrza naszego domu.
Drzwi akustyczne - najwyższy wymiar dźwiękoszczelności
Jeżeli nasze mieszkanie stale narażone jest na zwiększony poziom hałasu, wobec którego metody wyciszania drzwi okazują się być zbyt mało skuteczne, warto pomyśleć o wymianie drzwi na dźwiękoszczelne. Skrzydła drzwi akustycznych wypełnione są wielowarstwowymi konstrukcjami, np. z płyty wiórowej i blachy aluminiowej, które zapewniają właściwą izolację i chronią przed przenikaniem dźwięków (około 35 dB). Ze względu na swoją budowę i zwiększony wskaźnik dźwiękoszczelności drzwi akustyczne produkowane są najczęściej w wersji pełnej, bez przeszkleń.
Podobnie jak w przypadku drzwi klasycznych, tak i przy drzwiach akustycznych, o ich dźwiękoszczelności decyduje również prawidłowy montaż. Szczeliny pomiędzy ościeżnicą a ścianą, należy równo wypełnić pianką niskoprężną, tak aby skrzydła mogły lekko otwierać się i zamykać. | Jak wyciszyć drzwi wejściowe? |
Na naukę nigdy nie jest za późno. Każdy, kto chociaż raz zamarzył o tym, by samodzielnie zagrać ulubioną melodię, może zrealizować swoje pragnienie. Przecież aby muzykowanie sprawiało frajdę, nie musi być poprzedzone latami żmudnych ćwiczeń i egzaminów w szkołach i akademiach muzycznych. Wystarczy wyczucie rytmu, dobry słuch oraz najważniejsze – chęci. Co ważne – w staraniach nie pozostaniemy sami. Z pomocą przyjdą nam podręczniki, krok po kroku pokazujące, w jaki sposób opanować grę na wybranym przez nas instrumencie. Jaki instrument wybieramy?
Podręczniki do nauki gry na gitarze
Większość z nas, a już na pewno fani rocka, przynajmniej raz pomyślała o tym, że chciałaby grać na gitarze. Nieważne, czy wolimy klasyczną, czy też elektryczną – zasady gry są podobne. Zobaczmy, co proponuje nam w 10 pierwszych lekcjach J. Buck w swoim poradniku Jak grać na gitarze. To idealna pozycja dla tych, którzy dopiero przymierzają się do zakupu swojego pierwszego instrumentu. Znajdziemy tu wskazówki, jaką wybrać gitarę, wyjaśnienie istoty warsztatu gitarzysty – od podstawowych akordów, poprzez chwyty barowe, a dla tych, którzy opanują podstawy – sekrety improwizacji.
Znakomitą propozycją dla zaczynających swoją przygodę z graniem jest również seria Gitara krok po kroku. Autorzy: M. Adamiak i G. Templin dzielą się swoją wiedzą w tomach podzielonych tematycznie, począwszy od pierwszych dźwięków, poprzez zakup gitary, piosenki na dwa chwyty, aż po łatwe melodie. Tego typu pozycji jest na rynku całkiem sporo, a wszystkie mają jedną wspólną cechę – pomogą nam opanować podstawy gry tak, aby móc samodzielnie zagrać nieskomplikowaną melodię. Jeśli złapiemy bakcyla – możemy sięgnąć po podręczniki uczące gry flamenco, bluesa czy rocka. Jeśli mamy jeszcze wątpliwości, czy opanujemy umiejętność grania, możemy spróbować nauki, opierając się na podręczniku wzbogaconym materiałem nagranym na DVD, tak by treść lekcji łączyć z obrazem.
Podręczniki do nauki gry na keyboardzie
Wielu z nas może jedynie może pomarzyć o kupnie pianina lub fortepianu – z różnych względów. Na szczęście keyboard jest instrumentem popularnym, a przede wszystkim łatwo dostępnym. Grającemu umożliwia praktycznie nieograniczone możliwości tworzenia melodii, jak i odtwarzania znanych przebojów. Ci, którzy już potrafią na nim grać, twierdzą, że to prosty instrument. Warto zatem przekonać się o tym osobiście. Z pomocą przychodzi nam K. Raduła, autor podręcznika Keyboard. Kurs dla początkujących wzbogaconego o materiał dźwiękowy na DVD. Kurs ten ujęty w 20 lekcji napisany jest zrozumiałym językiem, a znajdziemy w nim dokładne opisy ćwiczeń praktycznych, a także podstawy zapisu nutowego. Cenionym autorem podręczników do nauki gry na keyboardzie jest M. Niemira. Do wyboru mamy przeróżne pozycje tego autora, od podstaw, poprzez szkoły, po naukę akordów czy kolęd. Dlaczego więc nie spróbować opanować gry na tym instrumencie?
Podręczniki do nauki gry na perkusji
Także nauka gry na perkusji jest możliwa w domu. Jeśli tylko mamy dostęp do instrumentu, możemy spróbować opanować podstawy gry. I w przypadku tego instrumentu mamy duże wsparcie w literaturze. Możemy skorzystać z porad perkusisty Oddziału Zamkniętego D. „Wodza” Henczela, który w przystępny sposób wprowadza nas w arkana gry na perkusji w książceSzkoła na perkusję. To profesjonalnie przygotowany kurs na DVD, zarówno dla początkujących, jak i bardziej biegłych muzyków – możemy wybrać podręcznik o odpowiadającym nam stopniu zaawansowania. Na kursie możemy na własne oczy zobaczyć, w jaki sposób zagrać dane ćwiczenie. Materiał ten można też śmiało połączyć z innymi dostępnymi kursami. W końcu chodzi o to, żeby nauczyć się grać i znaleźć taką metodę, która przyniesie najlepsze rezultaty. Nie bójmy się próbować nowych rozwiązań.
W podobny sposób można wymienić podręczniki do nauki gry na akordeonie, saksofonie, flecie czy harmonijce ustnej. Na rynku dostępny jest szeroki wybór literatury podpowiadającej, w jaki sposób nauczyć się gry na wybranym instrumencie. Jeśli mamy instrument w domu – pozostaje nam jedynie zmobilizować się, zaopatrzyć w stosowne podręczniki i zacząć ćwiczenia. Jeśli stoimy dopiero przed wyborem instrumentu, wybierzmy taki, który najbardziej lubimy. Po podjęciu decyzji zajrzyjmy do fachowej literatury, w jaki sposób wybrać, a następnie kupić instrument. Laikom wybór wydaje się prosty, jednakże fakt, iż wielu autorów poświęca temu zagadnieniu osobny rozdział w podręcznikach, świadczy o tym, że jest to ważka decyzja. Zaufajmy zatem doświadczeniu i dajmy się poprowadzić krok po kroku przez naukę gry. Przy odrobinie samozaparcia na efekty nie będziemy musieli długo czekać, a pochwały rodziny i znajomych wynagrodzą nam chwile żmudnych ćwiczeń.
Wybierzmy zatem swój ulubiony instrument, zaopatrzmy się w niezbędne pomoce naukowe, a potem zacznijmy po prostu grać! | Książki do nauki gry na instrumentach – domowa nauka gry |
Długie zimowe wieczory staną się znacznie przyjemniejsze, jeśli spędzimy je przy ognisku w towarzystwie najbliższych. Doskonałym uzupełnieniem spotkania będzie wspólny posiłek, przyrządzony w stylu myśliwskim, czyli w kociołku zawieszonym nad ogniem. Podpowiadamy, dlaczego warto zaopatrzyć się w to nietypowe naczynie i do czego może się przydać. Oryginalny i praktyczny
W profesjonalnych kociołkach ogniskowych powstają pyszne oraz niepowtarzalne potrawy, które zachwycą zarówno doświadczonych biwakowiczów, jak i amatorów lubiących spędzać wieczory przy ognisku. Praktyczny kształt kociołka skraca czas gotowania, a materiały, z których zazwyczaj się go produkuje, są wytrzymałe, odporne na uszkodzenia i łatwo je wyczyścić. Jest to zatem inwestycja na lata, którą będziemy mogli się cieszyć co sezon. Dzięki dużej pojemności kociołki doskonale nadają się do kucharzenia na dużych imprezach rodzinnych, harcerskich biwakach i obozach surwiwalowych. Kociołki wykorzystuje się także do przygotowywania potraw kuchni węgierskiej, w tym słynnego gulaszu pörkölt z mięsa wieprzowego, cebuli i papryki, a także zupy rybnej halászlé.
Kociołek kociołkowi nierówny
Wyróżniamy dwa podstawowe typy kociołków: ogniskowe (myśliwskie) oraz stołowe. Modele ogniskowe charakteryzuje duża pojemność, ponieważ służą do przygotowywania potraw dla dużej liczby osób. Można je zawiesić na haku nad ogniem bądź postawić na trójnogu, a do kompletu dokupić odpowiednią pokrywkę. Kociołki stołowe wyglądają jak miniaturka ogniskowych, ale służą wyłącznie do serwowania potraw. Niektóre z nich zawieszone są na specjalnym stojaku, a inne wyposażono w podstawkę z podgrzewaczem, który utrzymuje odpowiednią temperaturę potrawy. Warto zwrócić uwagę to, że część kociołków się zwęża, a część rozszerza ku górze. Niektóre potrawy zgodnie z tradycją należy przygotowywać w konkretnych modelach tych naczyń, jednak w większości przypadków wybór zależy wyłącznie od naszych upodobań.
Kociołek myśliwski. Wykonany z wytrzymałego i odpornego na uszkodzenia żeliwa pokrytego grubą powłoką z emalii. Nie wydziela szkodliwych związków chemicznych, dzięki czemu potrawy są zdrowsze. Dobrze rozprowadza ciepło po całej powierzchni i długo utrzymuje temperaturę. Odkręcane nóżki umożliwiają postawienie go w ogniu, a specjalny uchwyt pozwala na zawieszenie nad paleniskiem. Pojemność: 15 l. Grubość ścianek: 5 mm. Waga: 25 kg. Wymiary: 45 cm × 35 cm. Cena: od 309 zł.
Jaki kociołek wybrać?
Jest wiele miejsc, w których można znaleźć kociołki ogniskowe. Do wyboru jest tak dużo rozwiązań, że każdy bez problemu znajdzie coś dla siebie. Kluczowym kryterium, które należy wziąć pod uwagę przy zakupie kociołka, jest jego przeznaczenie. Od niego zależy m.in. to, z jakiego materiału będzie wykonany: blachy emaliowanej, miedzi, stali nierdzewnej, żelaza bądź żeliwa. Modele emaliowanedobrze znoszą wysokie temperatury, miedziane doskonale rozprowadzają ciepło, a stalowe są bardzo wytrzymałe. Najbardziej efektowne są kociołki wykonane z żeliwa, które jest bardzo ciężkim, ale jednocześnie niezwykle trwałym materiałem. Można go postawić bezpośrednio w ogniu, dzięki czemu przygotowywane w nim potrawy zyskują wyjątkowy smak i aromat ogniskowego dymu.
Warto zwrócić uwagę także na pojemność kociołka, która określa, dla ilu osób jednocześnie można przygotować w nim jedzenie. Na rynku znajdziemy modele o pojemności od 10 l nawet do 100 l, przy czym klasyczny 10-litrowy w zupełności wystarczy dla 5 osób. Jeżeli planujemy gotowanie dla grup zorganizowanych bądź na dużych imprezach rodzinnych, warto rozważyć zakup nieco większego modelu. Wysokiej klasy kociołek o dobrze dobranych parametrach posłuży przez wiele lat. | Kociołki myśliwskie, czyli gotujemy na świeżym powietrzu |
Psychologowie zgodnie twierdzą, że na czytanie nigdy nie jest za wcześnie, a maluch z książeczkami powinien być za pan brat już od pierwszych chwil swojego życia. Dlaczego? Czy czytanie noworodkowi ma sens? Specjaliści uważają, że dzięki zabawom z książką znacznie zwiększa się sprawność dziecięcych rączek, a przez obrazy wspomagana jest koordynacja wzrokowo-ruchowa. Obcowanie z obrazem jest idealną stymulacją dla wzroku dziecka. Co jeszcze się dzieje, kiedy siadasz z książką obok malucha? Wszechstronny rozwój
Wspólne oglądanie obrazków to stymulacja właściwie wszystkich zmysłów dziecka, tak niezbędna do jego prawidłowego rozwoju. Cała uwaga malucha skupiona jest na oglądanym obrazku, ale nie jest to dla niego praca, która go męczy. To wspólny czas z rodzicem, a więc także budowanie poprawnych relacji, poczucia bezpieczeństwa. Dziecko nie musi wszystkiego rozumieć, ponieważ ważniejsza jest intonacja głosu, rytm wypowiadanych słów, co jest bardzo istotne, jeśli chodzi o prawidłowy rozwój mowy.
Czarno na białym
Kompletując wyprawkę dla malucha, warto pamiętać nie tylko o ubrankach, kosmetykach, ale także o materiałach, które będą stymulowały jego wzrok już od pierwszych momentów życia. W ostatnim czasie na polskim rynku pojawiły się książeczki kontrastowe, które przywędrowały do nas z zachodnich rynków księgarskich i podbijają serca coraz większej liczby mam, tatusiów i oczywiście samych maluchów.
Czym są książeczki kontrastowe? Są to książeczki z czarno-białymi ilustracjami, które pozbawiono zbędnych szczegółów i przedstawiają jedynie kontur przedmiotów. Obrazki mają prosty kształt i formę, a tematyka może być dowolna, np. zwierzęta domowe. Prostota obrazów pozwala rodzicom na opowiadanie dziecku o otaczającym go świecie w dowolny sposób. Za każdym otwarciem książeczki opowiadana historia może być inna, a to sprawia, że zawsze zasób słów malucha będzie się wzbogacał.
Mamy polecają
Wśród rodziców i ich pociech popularna stała się seria Oczami Maluszka, która stanowi zestaw specjalnie dobranych kontrastowych obrazków, mogących znajdować się w najbliższym otoczeniu dziecka. Na szczególną uwagę zasługuje książeczka Oczami Maluszka – Harmonijka, w której obok czerni i bieli występuje kolor czerwony, czyli barwa, którą maluch rozpoznaje w następnej kolejności.
Obrazki dotyczą tematyki dziennej (tło jest białe) i nocnej (tło jest czarne), dodatkowo na każdym z nich można odnaleźć element koloru czerwonego, który także skupia wzrok malucha. Książka ma rozkładaną formę i dzięki temu może leżeć w dowolnym miejscu na kocyku czy na łóżeczku. Harmonijka jest dopasowana do małych rączek, dzięki czemu dziecko może samodzielnie ją rozkładać i przyglądać się obrazkom z różnej perspektywy. Jest to nie tylko stymulacja wzroku, ale także rozwój zdolności manualnych.
Inna seria książeczek kontrastowych to Maluszek patrzy. Jest przeznaczona dla dzieci w przedziale wiekowym 3–6 miesięcy. Każda książeczka z tej serii zawiera treści, które są idealnie dopasowane do umiejętności i możliwości poznawczych maluszków na tym etapie rozwoju. Tak jak i inne książeczki kontrastowe, seria Maluszek patrzy to wspomaganie stymulacji wzrokowej, koordynacji wzrokowo-ruchowej, a także umiejętności manualnych. Każda ilustracja to prosty kształt, wyraźne kontury, nieskomplikowana forma, a wszystko utrzymane w odpowiedniej kolorystyce.
Zwierzęta wokół nas to kolejna propozycja przeznaczona dla maluchów powyżej 3. miesiąca życia. Podobnie jak inne wymienione książeczki, Zwierzęta wokół nas to czytelne, proste ilustracje, których tematyka to świat zwierząt. Autorzy bazują na bieli i czerni, obrazy są wyraźne i pozbawione dodatkowych elementów. Nie jest to duży wydatek, ponieważ cena jednej książeczki to niecałe 10 złotych. Jest to tytuł, który idealnie sprawdzi się przy poznawaniu nazw zwierząt i wydawanych przez nie odgłosów. Do obrazków można wracać także później, a ponieważ temat zwierząt jest ciekawy, maluch będzie chętnie oglądał obrazki nawet po kilka razy.
Czy warto kupić?
Książeczki kontrastowe to bardzo dobry sposób nie tylko na spędzenie wspólnych chwil z maluchem, ale także pozytywny wpływ na jego rozwój. Prosta forma to stymulacja wzroku, ruchu, a także słuchu, ponieważ dziecko z chęcią wsłuchuje się w głos rodzica. Niektóre serie to również kształtowanie czy doskonalenie umiejętności manualnych. Jednak trzeba pamiętać o tym, że każdy smyk będzie reagował inaczej na nowe wyzwanie, czyli wspólne oglądanie obrazków, dlatego nie wolno się zrażać w momencie, kiedy interesuje się bardziej grzechotką niż książeczką kontrastową. | Książeczki kontrastowe dla najmłodszych |
Pieszczoty, spacer i smakołyki to dobry pomysł, żeby uczcić z ukochanym psiakiem Światowy Dzień Zwierząt. O swojego pupila należy dbać nie tylko od święta, ale też na co dzień, zapewniając mu bezpieczne schronienie, zbilansowane posiłki i ruch. Światowy Dzień Zwierząt na świecie i w Polsce obchodzony jest 4 października. Dzień ten nie został wybrany przypadkowo – w tym dniu Kościół powszechny wspomina świętego Franciszka z Asyżu, który jest patronem zwierząt i ekologii. Uważał on bowiem, że wszyscy mieszkańcy Ziemi są braćmi, tak ludzie, jak i zwierzęta. Każdy posiadacz czworonoga na pewno się z nim zgodzi.
Dbaj o swoje zwierzę nie tylko od święta – bezpieczne miejsce dla psa
W naturze psa leży szukanie miejsca, które byłoby bezpiecznym schronieniem, swojego rodzaju azylem. W takim legowisku pies powinien móc spędzać czas „po swojemu”, nie będąc przez nikogo niepokojony. W zależności od tego, jak duży jest pies i jakie ma preferencje, można zapewnić mu dogodne warunki, w których będzie się czuł bezpiecznie.
Najlepiej nadają się do tego:
buda – najlepsze schronienie dla psów przebywających głównie na zewnątrz, zapewnia ochronę przed deszczem, wiatrem, śniegiem, słońcem, a wiele z nich także przed mrozem. Jej rozmiar musi być dostosowany do wielkości czworonoga. W budzie powinna znaleźć się wyściółka, np. w postaci słomy, siana, koców czy specjalnych małych materacy z gąbki;
box:offerCarousel
kojec – zapewnia psu bezpieczną przestrzeń i daje możliwość swobodnego ruchu, a jednocześnie chroni przed nim rabatki; oczywiście w kojcu powinna znaleźć się buda;
legowisko – dla małych piesków i czworonogów trzymanych w domu niezależnie od ich rozmiaru niezbędne jest legowisko. Należy trzymać je w jednym, wyznaczonym miejscu, w którym pies może mieć zapewniony spokój.
box:offerCarousel
Każdy właściciel psa powinien pamiętać o regularnym sprzątaniu schronienia pupila, niezależnie od tego, czy to kojec, buda, czy legowisko. Dzięki temu można zapewnić zwierzakowi komfort i uchronić go przed chorobami skóry, oczu i dróg oddechowych.
Zapewnij swojemu czworonogowi zbilansowaną dietę i dawaj smakołyki
Psy są zdane na człowieka, jeśli chodzi o zdobywanie pożywienia, dlatego właściciele czworonogów (i wszystkich innych zwierząt domowych) powinni przykładać dużą wagę do tego, czym je żywią. Karma dla psa powinna być dostosowana do jego potrzeb. Oznacza to, że pod uwagę najlepiej wziąć wiek, stan zdrowia, poziom aktywności, wielkość i rasę psa.
Do wyboru są karmy mokre i suche, o różnych smakach, z witaminami i minerałami, zaspokajające potrzeby psów z problemami zdrowotnymi, w tym dla psów z alergią, nadwrażliwością pokarmową czy nadwagą. Można wybrać też specjalną karmę dla psów aktywnych.
box:offerCarousel
Od czasu do czasu, np. żeby uczcić Światowy Dzień Zwierząt, można zaproponować psu smakołyki. Te małe pyszne kąski dają pupilowi wiele radości i pomagają dbać o zęby. Dzięki smakołykom można też uchronić przed pogryzieniem meble, buty i inne rzeczy znajdujące się w zasięgu psich zębów.
Zabawa i pieszczoty – nawiąż trwałą więź ze swoim pupilem
Pies bardzo przywiązuje się do właściciela, zwłaszcza jeśli ten poświęca mu wiele uwagi i okazuje pozytywne emocje. Dlatego warto spędzać z psem czas regularnie, nie tylko od święta. Dobrą okazją do tego są spacery i wspólne zabawy - warto spróbowac nauczyć psa sztuczek, sprezentować mu nowe zabawki albo artykuły agility. Warto pamiętać, by na dworze zadbać o komfort czworonoga i zapewnić go także innym osobom, które podczas spaceru mogą mieć z psem kontakt.
box:offerCarousel
Niezbędne akcesoria niezależnie od wielkości i usposobienia psa to: obroża lub szelki, smycz i kaganiec.
Warto na spacer zabrać także ulubione zabawki czworonoga, np. gryzaki, piłki, sznury czy kółka. Małym pieskom niektórych ras, zwłaszcza nieodpornym na zimno, można na spacer zakładać specjalne ubranka. | Światowy Dzień Zwierząt – jak uczcić to święto z psem |
Świder glebowy czy też spalinowa wiertnica do gruntu, to nieodzowna pomoc przy takich pracach, jak budowa ogrodzeń siatkowych, prace sadownicze lub leśne przy sadzeniu drzewek i inne prace ogrodnicze lub budowlane. Urządzenie to przyspiesza wykonywanie głębokich otworów w gruncie, odciążając pracownika i eliminując pracę łopatą. Krótka charakterystyka
Makita BBA520 to wiertnica do gleby, która przystosowana jest do obsługi przez jedną osobę.
Jest to dość istotny fakt, gdyż wiele urządzeń tego typu wymaga współudziału przy pracy dwóch osób. Co prawda cecha ta niesie za sobą ograniczenie w postaci granicznej średnicy maksymalnej wierconego otworu, ale staje się zaletą przede wszystkim pod względem mobilności i łatwości transportu urządzenia, które nie ma monstrualnych gabarytów oraz obsługi przez jednego operatora. Wiertnice dwuosobowe przy wierceniu mniejszych otworów i tak nie pozwalają na obsługę w pojedynkę, co jest dość sporą wadą takich rozwiązań. Makita ma mniejszy zakres wiercenia otworu, ale mieszczą się w nim najczęściej wiercone średnice, bo wierci ona aż do 250mm.
Funkcje
Wiertnica BBA520 jest urządzeniem spalinowym, wyposażonym w silnik dwusuwowy. Odpalana jest za pomocą ręcznego rozrusznika.
Dla łatwiejszego rozruchu urządzenie wyposażono w kilka systemów wspomagających odpalanie. Pierwszy z nich to ssanie, które jest standardowym rozwiązaniem dla silników dwusuwowych.
Dla łatwiejszego zassania paliwa ze zbiornika i pełnego wypełnienia gaźnika już przy pierwszym pociągnięciu linki rozrusznika zastosowano gaźnik z ręczna pompką wstępną – tak zwanym primerem. Używa się go przed rozruchem zimnego urządzenia, wciskając około trzech razy, tak aby dokonać szybkiego wypełnienia gaźnika i przyspieszyć rozruch silnika.
W związku z faktem, że silnik jest dość dużej pojemności zastosowano zawór dekompresyjny. Jest on kolejnym rozwiązaniem ułatwiającym rozruch, a dokładnie rzecz biorąc – redukuje opory i siłę, jakiej należy użyć do zaciągania linki rozruchowej.
Na rękojeści znajduje się spust odpowiedzialny za dodawanie gazu, a więc włącznik pociągający poprzez cięgno przepustnicę gaźnika. Jest to bezpieczny włącznik, którego wciśnięcie jest możliwe tylko poprzez prawidłowe uchwycenie całą dłonią rękojeści, czym wymuszone jest wciśnięcie klawisza bezpieczeństwa blokującego właśnie ten włącznik.
Na tej rękojeści umiejscowiony jest również wyłącznik zapłonu, przeznaczony do gaszenia silnika spalinowego po zakończonej pracy.
Uchwyt narzędziowy to dość prymitywne, lecz pewne rozwiązanie. Wiertło nasuwa się na tuleję mocującą oraz skręca z nią na przelot dwoma śrubami.
Użyte materiały
Rama wiertnicy Makita BBA520 jest wykonana z rur stalowych. Nie jest to zbyt lekkie rozwiązanie, ale z pewnością bardzo trwałe i odporne na uszkodzenia. Należy pamiętać o tym, że urządzenie to jest narażone na działanie dużych sił, jakie występują w czasie pracy wiertłem w gruncie i potrzebne jest mocne usadowienie elementów maszyny. Obudowę silnika wykonano z odpornego na wysoką temperaturę tworzywa sztucznego. Dzięki temu użytkownik zabezpieczony jest przed oparzeniem o elementy silnika emitujące ciepło. Obudowa przekładni wykonana jest z odlewu aluminium. Jest to trwałe oraz stosunkowo lekkie rozwiązanie, zapewniające jednocześnie wydajne chłodzenie elementów tego zespołu roboczego.
Parametry
Makita BBA520 ma zdolność wiercenia otworów o średnicy do 250mm i głębokości do 800mm. Daje to sposobność do pracy w sadownictwie, przy zalesianiu terenów leśnych, przy instalowaniu większości typów ogrodzeń. Te parametry wiercenia zapewnione są dzięki silnikowi o pojemności skokowej 51,7cm3 oraz mocy 2,6KM. Wiertnica posiada zbiornik paliwa o pojemności 0,9l. Waga urządzenia (bez wiertła) to 10,5kg.
Rozwiązania techniczne
Makita BBA520 napędzana jest silnikiem spalinowym dwusuwowym. To rozwiązanie wiąże się z konieczności sporządzania mieszanki benzynowo-olejowej. Eliminuje zarazem konieczność użycia tak zwanego oleju silnikowego. Dzięki temu nie jest groźnym dla tego urządzenia częste zmienianie pozycji w czasie pracy itd. Ponadto można je swobodnie położyć z odpalonym silnikiem, nie obawiając się chwilowego braku smarowania silnika. Podobnie transport we wszelkich pozycjach jest dozwolony.
Wiertnica Makita ma zamontowane sprzęgło odśrodkowe, które uaktywnia obrót wiertła dopiero przy odpowiedniej prędkości obrotowej silnika. Oznacza to, że na biegu jałowym (przy odpowiednio wyregulowanym silniku) wiertło nie ma prawa się obracać. Obrót załącza się samoistnie po dodaniu gazu. Jest to sprzęgło zabierakowe, które sprawia, że przeniesienie napędu jest bardzo pewne, bez ryzyka uślizgu powierzchni sprzęglających.
Gaźnik, jaki zastosowano w BBA520, to gaźnik membranowy, który również nie jest podatny na zmianę pozycji pracy maszyny. Wiertnica posiada elektroniczny system zapłonowy – nie ma ryzyka rozregulowania.
Wyposażenie
Makita BBA520 to tak naprawdę silnik wiertnicy. Na próżno w dostarczanym wyposażeniu szukać któregokolwiek z wierteł/świdrów do gleby. Świdry należy dokupić jako wyposażenie dodatkowe. Myślę, że mimo wszystko jest to dość rozsądne rozwiązanie, które nie zmusza użytkownika do wydatku poniesionego za wiertło o średnicy, której być może nie potrzebuje. Tak z resztą postępują wszyscy inni producenci tego typu maszyn.
Podsumowanie
Makita BBA520 to jedno z bardziej popularnych urządzeń w tym zakresie wiercenia. Jest to maszyna sprawdzona, produkowana w niezmienionej formie od lat. Ponadto jej cena jest stosunkowo atrakcyjna w porównaniu z innym profesjonalnymi wiertnicami do gleby. Makita w chwili obecnej daje 3 lata gwarancji na swoje narzędzia, co jest dodatkowy atutem. Należy również wspomnieć, że choć Makita jako marka nie ma zbyt długich tradycji w produkcji urządzeń spalinowych, to czerpie wiedzę i technologię od bogatej w doświadczenie niemieckiej marki Dolmar, której jest właścicielem. | Makita BBA520 - test wiertnicy |
Płatność kartą oraz przez Android Pay i PayU|Express nie jest dostępna w niektórych kategoriach: Płatność kartą oraz przez Android Pay i PayU|Express nie jest dostępna w niektórych kategoriach:
Elektronika > Komputery > Internet,
Elektronika > Komputery > Kryptowaluty,
Elektronika > Konsole i automaty > Microsoft Xbox 360 > Zdrapki,
Elektronika > Telefony i Akcesoria > Pre-paid,
Elektronika > Telefony i Akcesoria > Smartfony i telefony komórkowe > Inne marki,
Komputery > Oprogramowanie > Pozostałe,
Komputery > Oprogramowanie > Biuro i zarządzanie firmą > Pakiety biurowe,
Kultura i rozrywka > Kody i doładowania > Karty podarunkowe > Karty Allegro,
Kultura i rozrywka > Bilety, kupony, vouchery > Kupony, vouchery,
Kultura i rozrywka > Gry > Gry na konsole > Doładowania
Kultura i rozrywka > Gry > Gry online (MMO),
Kultura i rozrywka > Gry > Komputerowe PC,
Kultura i rozrywka > Kody i doładowania,
Zdrowie > Leki bez recepty.
Za swoje zakupy w powyższych kategoriach możesz zapłacić przelewem lub przekazem pocztowym. W większości tych kategorii sprzedawane są przedmioty wirtualne, które kupujący otrzymuje natychmiast (nie ma możliwości wstrzymania realizacji zamówienia). Może też je łatwo spieniężyć. Takie transakcje przyciągają większą liczbę nieautoryzowanych płatności kartą. Dlatego w tym przypadku spośród metod płatności udostępniliśmy najbezpieczniejsze dla Ciebie: przelew bankowy i przekaz pocztowy.
Masz pytanie? Napisz do nas. | W których kategoriach nie zapłacę kartą oraz przez Android Pay i PayU|Express? |
Do niedawna traktowane jako mało przydatne gadżety i zabawki, dzisiaj podbijają serca miłośników technologicznych nowinek. Nawet jeśli nowoczesność łączą z… analogową klasyką. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że rynek kompaktowych aparatów fotograficznych czeka prawdziwa, a do tego mobilna rewolucja. I rzeczywiście, wielu konsumentów rezygnuje z kupowania aparatu fotograficznego, bo w kamery o podobnych (a czasem nawet lepszych!) parametrach technicznych wyposażone są dzisiaj nowoczesne smartfony.
Tym większym zaskoczeniem może być więc fakt, że coraz większą popularnością cieszą się aparaty kompaktowe z wydrukiem natychmiastowym. Podpowiadamy, jak wybrać najlepszy model.
Niepozorny bohater
Gdy w 2013 roku firma Fujifilm ogłosiła wprowadzenie na rynek aparatów pod marką Instax, wielu stukało się w głowę. Te niewielkie, kolorowe urządzenia bardziej przypominały bowiem zabawki niż prawdziwy sprzęt fotograficzny. Jakby tego było mało, nie były popularnymi aparatami cyfrowymi, dzięki którym przesyłaliśmy wykonane zdjęcia w formie elektronicznej na komputer, lecz oferowały… możliwość natychmiastowego wydruku fotografii tuż po jej zrobieniu.
Okazało się, że tęsknota za wersją analogową drzemała w sercach milionów użytkowników tych urządzeń, a produkt Fujifilm nie tylko stał się wielkim hitem, ale w dodatku zapoczątkował swoisty renesans aparatów analogowych. Te uwspółcześnione wersje łączą klasykę ze zdobyczami technologii, oferując coś zarówno dla fanów tradycji, jak i technologicznych gadżeciarzy.
Aparat z natychmiastowym wydrukiem – jaki wybrać?
Aparaty z wydrukiem różnią się między sobą nie tylko kształtem i rozmiarem zdjęć, ale również innymi aspektami technicznymi. Oto kilka najpopularniejszych modeli, wśród których na pewno znajdziesz ten, który spełni twoje oczekiwania.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Fujifilm Instax Mini 8 – obecnie najpopularniejszy na rynku aparat z natychmiastowym wydrukiem i prekursor tego trendu. Urządzenie o charakterystycznym obłym kształcie dostępne jest w szerokiej gamie kolorów – od białego przez pastelowy róż czy błękit aż po klasyczną czerń. Zasilany dwiema bateriami paluszkami typu AA. Najmniejsza odległość fotografowanego obiektu od obiektywu musi wynosić 60 cm, aby zdjęcie było ostre, co nieco utrudnia wykonywanie nim popularnych selfie. Rozmiar wydruku to 86 x 54 mm, z czego materiał światłoczuły, na którym pojawia się zdjęcie, ma rozmiar 62 x 46 mm. Zapoznaj się z naszym testem Instax Mini 8.
Fujifilm Instax Mini 70 – młodszy brat popularnego modelu został unowocześniony i wyposażony w dodatkowe funkcje. Najciekawszą z nich jest z pewnością opcja selfie gwarantująca odpowiednią jasność i punkt ostrości nawet wtedy, gdy fotografowany obiekt znajduje się blisko kamery. Dodatkowym ułatwieniem dla dobrania właściwego kadru jest znajdujące się obok obiektywu lusterko. Aparat może też pracować w trybie samowyzwalacza, co pozwala na wykonywanie zdjęć grupowych. Dla ułatwienia pracy wyposażono go w ekran LCD.
Polaroid Snap – uroczy aparacik, który – mimo niewielkich rozmiarów – kryje w sobie wielką moc. Co więcej, twórcy Snapa szczycą się tym, że to… najmniejszy na świecie aparat z funkcją natychmiastowego wydruku. Aparat obsługuje również karty MicroSD i port USB, dzięki czemu zdjęcia w wersji cyfrowej możesz przenieść na komputer. Wyposażony w nowoczesną lampę LED, która zapewnia odpowiednią jasność fotografowanych obiektów. Posiada 7 programów tematycznych, a specjalny papier Zink pozwala zamienić zdjęcia w naklejki, bo posiada warstwę samoprzylepną.
Polaroid Snap Touch – unowocześniona wersja popularnego Snapa została dodatkowo wyposażona w dotykowy ekran LCD, który umożliwia lepszą kontrolę nad wykonywanym zdjęciem. Aparat posiada również funkcję nagrywania filmów w jakości HD, a wbudowana opcja stabilizacji obrazu ułatwia robienie zdjęć wysokiej jakości. Za pomocą Bluetooth może łączyć się ze smartfonem.
Polaroid 300 – aparat kompaktowy firmy, która stworzyła kultowego Polaroida. Mogłoby się więc wydawać, że Polaroid posili się na nieco więcej innowacji, tymczasem model 300… wygląda praktycznie identycznie jak konkurencyjny Instax Mini 8! Oba aparaty nie tylko są bardzo podobne z zewnątrz, ale mają również prawie te same parametry. Polaroid 300 jest jednak dostępny w mniejszej liczbie wariantów kolorystycznych, ale za to wygląda bardziej „profesjonalnie” i jest wytrzymalszy na wstrząsy, uderzenia i upadki.
Aparat z wydrukiem natychmiastowym to prawdziwy hit. Choć nie jest to sprzęt przeznaczony dla profesjonalistów, to możliwość zdobycia pamiątki w postaci prawdziwego zdjęcia będzie uroczym wspomnieniem dawnych czasów. | Cyfrowy polaroid – polecane modele |
Tonik, hydrolat, woda termalna? Te pojęcia słyszałaś pewnie nie raz. Czym się różnią? Który z nich będzie najlepszy dla twojej cery? Podpowiadamy! Kondycja twojej skóry pozostawia wiele do życzenia? Towarzyszą ci przesuszenia, wypryski, świąd? Przyjrzyj się z bliska swojej codziennej pielęgnacji. Być może okaże się, że do tej pory wybierałaś nieprawidłowe produkty kosmetyczne. Oprócz dokładnego demakijażu powinnaś pamiętać o myciu twarzy specjalnym żelem lub pianką – oczywiście dostosowanym do rodzaju twojej skóry. To jednak nie wszystko.
By dokładnie usunąć resztki makijażu i przywrócić skórze odpowiednie pH sięgnij po tonik, hydrolat lub wodę termalną. Tonik ma właściwości ściągające i antybakteryjne – świetnie sprawdzi się w pielęgnacji cery tłustej i mieszanej. Hydrolat to woda kwiatowa – prosty skład i wielozadaniowość z pewnością przypadnie do gusty tym z nas, które szukają naturalnej pielęgnacji. Woda termalna bogata w pierwiastki śladowe i liczne minerały to doskonały sposób na łagodzenie podrażnień po opalaniu, wysypek i zaczerwienień. Toniki, hydrolaty, wody termalne – mają zbliżone działanie, ale znacząco się między sobą różnią.
Hydrolaty, w zależności od tego, z jakiej rośliny zostały wyprodukowane, mogą wykazywać działanie antybakteryjne, rozświetlające, ściągające czy nawilżające. Mogą także wzmacniać naczynka. Tonik przywraca skórze prawidłowe pH i wzmacnia jej płaszcz ochronny. Tonizując skórę, pomagasz jej pozbyć się pozostałości po makijażu, pozostawiasz ją odświeżoną i ściągniętą.
Tonik odpowiednio dobrany do rodzaju cery wzmocni naczynka krwionośne, ograniczy produkcję sebum i wspomoże cię w walce z trądzikiem. Wody termalne to specjalne rodzaje wód podziemnych, które są krystalicznie czyste i bogate w składniki mineralne. Wody termalne od dawna wykorzystywane były w lecznictwie, a w przeciągu ostatnich lat docenił je także przemysł kosmetyczny. Kąpiele termalne, z których możesz korzystać w uzdrowiskach, korzystnie wpływają na leczenie trądziku, AZS i łuszczycy. Stosowane do przemywania twarzy odświeżają, koją podrażnienia i redukują zaczerwienienia. Dowiedz się więcej o każdym z tych specyfików:
Hydrolaty - czym są i jakie są ich właściwości?
Hydrolaty zachwycą cię, jeśli jesteś zwolenniczką naturalnej pielęgnacji. Są delikatne i doskonale odświeżają. Czym są hydrolaty? To tak naprawdę uboczny składnik produkcji olejków eterycznych – hydrolat to woda podestylacyjna, która zawiera niewielkie ilości olejków eterycznych oraz wyciągi roślinne. Można produkować je z kwiatów, zbóż i roślin. W nowoczesnej kosmetyce coraz mocniej docenia się ich rolę i wiele koncernów nie traktuje ich już jak „odpady” produkcyjne, ale uruchamia specjalne linie do produkcji wysokiej jakości naturalnych hydrolatów.
Hydrolat możesz stosować na różne sposoby. Możesz sięgać po niego zamiast toniku i przemywać nim twarz kilka razy w ciągu dnia. Możesz też dodawać go do glinek lub maseczek, a nawet do balsamów do ciała. Jak wybrać hydrolat? Dopasuj go do rodzaju cery, ale uważaj – jeśli jesteś typem alergika, to hydrolaty mogą cię uczulać.
Najpopularniejsze hydrolaty
box:offerCarousel
Hydrolat z wyciągiem z rumianku dedykowany jest cerze skłonnej do alergii i podrażnień. Łagodzi stany zapalne, pomaga zwalczyć wysypkę i koi zaczerwienienia. Hydrolat można stosować także na włosy – jako odżywkę bez spłukiwania. Na twarz, dekolt i szyję nanieś hydrolat przy użyciu atomizera. Nie wycieraj. Na wilgotną skórę nałóż ulubiony krem.
Woda różana to jeden z najpopularniejszych hydrolatów na rynku. Odżywia i działa tonizująco. Polecana jest szczególnie do pielęgnacji skóry dojrzałej, zmęczonej i pozbawionej blasku. Doskonale rozjaśnia cerę, pomaga również uporać się ze zmianami trądzikowymi. Stosowana na włosy regeneruje je i odżywia, wyraźnie poprawiając ich sprężystość.
Po wodę oczarową powinnaś sięgnąć, jeśli masz cerę tłustą lub naczynkową. Ten produkt dobrze sprawdzi się też w pielęgnacji skóry z trądzikiem różowatym. Hydrolat działa ściągająco i oczyszczająco, koi podrażnienia, działa przeciwzmarszczkowo, zwęża pory.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
Toniki - ich właściwości i zastosowanie w codziennej pielęgnacji
Tonik uważany jest za jeden z najistotniejszych produktów do codziennej pielęgnacji twarzy. Tonizuje skórę, czyli przywraca jej odpowiednie pH, usuwa zanieczyszczenia i odświeża cerę. Dlaczego jego stosowanie jest tak istotne? Skóra w trakcie oczyszczania może ulec mikro podrażnieniom, ponieważ jej płaszcz hydro lipidowy zostaje naruszony. Z wiekiem skłonność do podrażnień zwiększa się, podczas gdy skłonność skóry do regeneracji staje się coraz mniejsza. Tonizowanie skóry wzmacnia jej naturalną barierę ochronną, stając się jednocześnie wstępem do dalszej pielęgnacji.
Tonik nawilżający z kwasem hialuronowym odpowie na szczególne potrzeby skóry odwodnionej. Kwas hialuronowy wypełni drobne zmarszczki i zwiąże wodę z głębszych partii skóry, by jeszcze lepiej chronić ją przed odwodnieniem i przesuszeniem. Tonik działa antybakteryjnie, silnie oczyszcza cerę i przywraca jej naturalne pH.
Tonik z ekstraktem z liści manuka przeznaczony jest co prawda do pielęgnacji każdego rodzaju skóry, ale doskonale poradzi sobie przede wszystkim z łagodzeniem zmian trądzikowych. Silnie oczyszcza i zwęża pory, a także zapobiega rozwojowi bakterii. Delikatnie złuszcza martwy naskórek, jednocześnie łagodząc drobne podrażnienia.
Wyjątkową propozycją wśród toników jest antybakteryjny tonik z cząsteczkami srebra. Preparat ma działanie przeciwgrzybicze i przeciwwirusowe. Nie zawiera alkoholu, więc nie wysusza skóry. Może być stosowany zarówno do twarzy, jak i do ciała. Doskonale sprawdzi się w pielęgnacji skóry problematycznej – z trądzikiem czy łuszczycą. Mogą stosować go także osoby o cerze tłustej lub mieszanej.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
Wody termalne - czy warto je stosować?
Kiedy warto sięgnąć po wodę termalną? Jeśli zmagasz się z trudno gojącymi się zmianami trądzikowymi lub masz za sobą intensywne opalanie. Woda termalna jest także polecana do pielęgnacji skóry bardzo suchej i nadwrażliwej. Bogata w pierwiastki śladowe nie tylko pielęgnuje, ale też leczy zmiany skórne. Czysta pod względem mikrobiologicznym, bogata w minerały i mikroelementy ma wyjątkowo korzystny wpływ na skórę. Po wodę termalną możesz sięgać przez cały rok i spryskiwać nią twarz lub dodawać do kremów i balsamów. Jaka woda sprawdzi się dla ciebie najlepiej?
Ta od Vichy wydobywana jest z samego serca wulkanicznego rejonu Owernii we Francji. Nie zawiera konserwantów, sztucznych barwników ani środków zapachowych. Jest całkowicie hipoalergiczna. Zmniejsza świąd i redukuje zaczerwienienia, koi podrażnienia. Wzmacnia i regeneruje skórę, widocznie poprawiając jej wygląd już po 7 dniach stosowania.
Najpopularniejsze wody termalne
box:offerCarousel
Woda od Uriage jest produktem izotonicznym – oznacza to, że wodę możesz pozostawić na skórze do wyschnięcia, pozwalając w ten sposób minerałom na silniejsze wniknięcie w skórę. Woda bogata jest w różnorodne minerały – wapń, cynk, mangan, miedź, krzem, dzięki czemu nie tylko łagodzi i regeneruje, ale też wzmacnia barierę ochronną naskórka i działa przeciwrodnikowo.
Wody od Avene mogą używać dorośli i dzieci. Sprawdzi się dobrze przy pielęgnacji niemowląt. Jest bakteriologicznie czysta i bogata w mikroelementy. Wykazuje działanie łagodzące i warto sięgać po nią w przypadku wszelkich podrażnień, wystąpienia świądu, pokrzywek, a także poparzeń słonecznych. Co ciekawe, woda termalna doskonale sprawdzi się do utrwalenia makijażu wodoodpornego.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
Już teraz wybierz produkt odpowiedni dla Twoich potrzeb i zadbaj o skórę. | Toniki, hydrolaty, wody termalne – wybieramy najlepsze |
Słabe i wiotkie włosy potrzebują intensywnej pielęgnacji. Jeśli szukasz dobrej odżywki, maski bądź balsamu, ale nic nie działa, sprawdź, czy w składzie kosmetyku jest keratyna. Keratyna jest białkiem, które wchodzi w skład włosa. Warunkuje ona także kondycję paznokci, zębów czy skóry. Chroni przed działaniem czynników zewnętrznych, sprawiając, że włosy są bardziej odporne na zniszczenia spowodowane np. przypadkowym przyciśnięciem lub nieprawidłowym czesaniem.
Od keratyny zależy również kształt włosów. Widać to szczególnie podczas stosowania lokówki. W czasie tego zabiegu wiązania keratynowe zostają przerwane, co sprawia, że kształt włosa się zmienia. Efekt nie jest trwały, ponieważ wiązania powracają do poprzedniego stanu. Na trwałe wiązania keratynowe zrywają jedynie kosmetyki do trwałej ondulacji. Do nich jednak też można dodać kilka kropli płynnej keratyny. Sprawi ona, że loki będą trwalsze.
Z drugiej strony im silniejsze wiązania keratynowe, tym prostsze włosy. Kobiety, które marzą o mocnych, lśniących puklach, powinny przetestować zabieg keratynowego prostowania. Można go wykonać sposobem domowym, stosując np. żelatynę. Jest jeszcze opcja kupienia zestawu do keratynowego prostowania.
Jak działa keratyna?
Kosmetyki, dzięki którym uzyskujemy efekt prostych i „ciężkich” włosów, zawierają hydrolizat keratyny. To postać, w której cząsteczki keratyny są w stanie przeniknąć do włosa. Jak to działa? W czasie zabiegu wiązania keratynowe są wzmacniane, co wpływa na ich objętość i poprawia blask. Ponadto hydrolizat keratyny przywraca włosom optymalne nawilżenie, ponieważ ma właściwości regulujące wilgotność. Włosy stają się więc nie tylko silne, ale również elastyczne, sprężyste i miękkie.
Kosmetyki z keratyną
Keratynę można kupić jako półprodukt. Dodajemy ją wówczas do szamponu podczas każdego mycia. Jeśli twoje włosy są słabe, dobrym pomysłem będzie dodanie keratyny do maski, nałożenie jej na włosy i owinięcie głowy czepkiem, a następnie ręcznikiem. Taki zabieg sprawi, że keratyna będzie miała więcej czasu na przeniknięcie w łuski włosa i wniknięcie do środka.
Jeżeli nie jesteś fanką masek do włosów i wolisz produkty w sprayu – nic straconego. Po umyciu włosów szamponem oczyszczającym, który rozchyli łuski włosa, rozprowadź na pasmach właśnie keratynę w sprayu i wysusz pasma. Podczas działania wysokiej temperatury białko najlepiej wnika we włosy i najintensywniej je wzmacnia.
Inne opcje keratynowe
To rzecz, dla której warto sprawdzać składy produktów. Okazuje się bowiem, że keratynę znajdziemy w dość dużej liczbie odżywek do włosów. Najczęściej są to produkty do pielęgnacji pasm zniszczonych, osłabionych, farbowanych i długich. Zawiera ją między innymi odżywka Long Repair marki Nivea, a także odżywki marek Garnier czy Gliss Kur. W tych ostatnich keratyna znajduje się też w linii odżywek w sprayu.
box:offerCarousel
Sporą popularnością cieszą się odżywki Kallos. Zamknięte w słoiczku, zawierają sporą ilość tego białka.
Jeśli natomiast szukasz keratynowego szamponu, zainwestuj w ten marki Joanna, Encanto, Ziaja bądź Mila.
Keratyna to ratunek dla zniszczonych włosów. Warto po nią sięgnąć przynajmniej raz na dwa tygodnie. | Keratyna i jej działanie na włosy. W jakich produktach ją znajdziemy? |
Roczne dziecko interesuje się już kształtami, ruchomymi elementami i innymi przedmiotami w swoim otoczeniu. Drewniane zabawki są wytrzymałe i mogą okazać się bardzo ciekawe dla małego człowieka. Jakie drewniane zabawki sprawdzą się dla rocznego dziecka? Sprawdź nasze propozycje do 100 zł. Drewniane klocki z sorterem
Roczne dziecko poznaje kształty i kolory. Ciekawym pomysłem na prezent dla niego może być sorter z kolorowymi klockami. Najczęściej mają one kształt kubełka, w którego wieczku są wycięte różne kształty, takie jak kwadrat, prostokąt, trójkąt, koło itp. Koszt zakupu drewnianych klocków z sorterem to około 40 zł za zestaw składający się z 50 sztuk.
Inną propozycją jest sorter w kształcie samochodu, którego okna mają kształt zwierzątek. Zadaniem jest dopasowanie wybranego klocka-zwierzątka do okna o odpowiednim kształcie. Zabawka jest solidnie wykonana, ma zaokrąglone krawędzie i miłe dla oka kolory. Pojazd można wygodnie transportować, ciągnąc go za pomocą dołączonego sznurka o długości około 55 cm. W skład zestawu wchodzi drewniany autobus i 10 kolorowych klocków w kształcie zwierząt (słoń, żyrafa, krówka, świnka, hipopotam, pies, zebra, wielbłąd, tygrys). Wymiary zabawki to 27 x 13 x 13 cm. Cena sortera w kształcie autobusu to około 60 zł.
Drewniane klocki z literkami
Jeżeli chcemy wprowadzić do zabawy elementy edukacyjne, możemy kupić drewniane klocki z literkami. Z początku roczne dziecko może układać klocki jeden na drugim w rzędzie lub bawić się kolorowymi kostkami. Podczas zabawy poznaje literki, a dodatkowo na 4 kostkach widnieją kształty koła, kwadratu, trójkąta i prostokąta. Zestaw zawiera 30 klocków. Wymiary jednego klocka to 4 x 4 cm. Koszt zakupu zestawu klocków z literkami to około 70 zł.
Drewniane puzzle
Puzzle rozwijają spostrzegawczość, koncentrację i cierpliwość. Rocznemu dziecku możemy kupić pierwszy zestaw puzzli. Jedną z propozycji są puzzle drewniane. Z pewnością dla małych rączek drewniane układanki będą bardziej wytrzymałe i poręczne. Puzzle dla dzieci od 1. roku życia mają większe elementy. Jeden z zestawów dostępnych na Allegro to drewniane pudełko z 6 czteroelementowymi układankami. Każda jest kwadratowa i ma wizerunek zwierzątka – motylka, pająka, biedronki itp. Koszt zestawu to około 15 zł.
Drewniane cymbałki
Dla muzycznie uzdolnionych maluchów możemy wybrać drewniane cymbałki. Zabawka jest wytrzymała i odporna na uderzenia, wydobywają się z niej przyjemne dźwięki. Ponadto każdy z klawiszy jest w innym kolorze, dzięki czemu dziecko może poznawać różne barwy. Cymbałki to zabawka, która pozwala na rozładowanie nagromadzonej energii przez energiczne uderzanie w klawisze. Kosztują około 60 zł.
Drewniany chodzik-pchacz
Ostatnią prezentowaną zabawką jest drewniany chodzik-pchacz. Zabawka może wspomóc naukę chodzenia, a dodatkowo jest elementem, w którym dziecko może przewozić dołączone do zestawu klocki lub inne zabawki. Jeden z modeli drewnianego chodzika w cenie do 100 zł ma pastelową kolorystykę i zestaw 40 sztuk klocków. Kosztuje około 90 zł. | Drewniane zabawki dla rocznego dziecka do 100 zł |
Panuje przekonanie, że dieta bezmięsna i sport wzajemnie się wykluczają, jednak nie musi tak być. Jeśli sam jesteś zapalonym biegaczem oraz wegetarianinem lub bliska ci osoba unika mięsa, ale lubi trenować, wypróbuj potrawy polecane sportowcom wegetarianom. Sportowcy, którzy unikają mięsa, powinni szczególnie uważać na swój jadłospis. Ważne dla nich białko trudno dostarczyć organizmowi w innej postaci, niż odzwierzęcej, jednak nie jest to niemożliwe. Należy szukać alternatywnych źródeł. Postaramy się wam pomóc, prezentując przepisy na dania, które z powodzeniem możecie przygotować dla biegacza wegetarianina.
Śniadanie mistrzów – placuszki owsiane
Składniki (1 porcja):
1 jabłko
50 g mąki owsianej lub zmielonych płatków owsianych
1 jajko
10 g suszonej żurawiny
50 ml mleka migdałowego (ewentualnie krowie)
cynamon
1 łyżka cukru, miodu
lub innego słodzika
1 łyżka oleju
Przygotowanie:
W misce wymieszaj mąkę z jajkiem i mlekiem. Jabłko pokrój w drobną kostkę albo zetrzyj na tarce i dodaj do miski. Następnie dorzuć żurawinę, szczyptę cynamonu oraz cukier i wszystko dokładnie wymieszaj. Rozgrzej olej na patelni, nałóż łyżką ciasto, formując małe placuszki i smaż z obu stron.
Do smażenia możesz użyć specjalnej patelni do naleśników pancakes, która znacznie ułatwi ci zadanie. Placuszki będą świetnym śniadaniem, swoistą nagrodą po ciężkim porannym treningu!
box:offerCarousel
Obiad – makaron – czyli to, co biegacze lubią najbardziej!
Składniki (1 porcja):
50 g makaronu
100 g świeżego lub mrożonego szpinaku
½ cebuli
1 ząbek czosnku
50 g sera feta
pieprz
1 łyżka płatków migdałowych
1 łyżeczka oleju
kilka pomidorków koktajlowych
Przygotowanie:
Makaron ugotuj według instrukcji na opakowaniu. Cebulę pokrój w drobną kostkę i zeszklij na rozgrzanej i skroplonej olejem patelni. Dodaj przeciśnięty przez praskę czosnek i chwilę podsmażaj. Dorzuć umyty szpinak (może być również mrożony) i duś przez kilka minut. Dorzuć pokrojoną w kostkę fetę, dopraw pieprzem i wszystko dokładnie wymieszaj. Następnie dodaj ugotowany makaron i znowu wymieszaj. Przed podaniem podpraż płatki migdałowe i posyp nimi danie na talerzu. Nie zapomnij o udekorowaniu całości pomidorkami.
Biegacze uwielbiają pasta party, czyli ładowanie węglowodanów przed organizowanymi biegami. Taki obiad z pewnością przypadnie im do gustu. Dodatek szpinaku to cenne źródło żelaza, a migdały uzupełnią zapasy białka.
box:offerCarousel
Kolacja – cukinia w roli głównej
Składniki (1 porcja):
1 cukinia
50 g kaszy jaglanej
½ cebuli
1 ząbek czosnku
1 pomidor
½ papryki
4 pieczarki
50 g sera mozzarella
1 łyżka oleju kokosowego (ewentualnie każdy inny do smażenia)
sól, pieprz
Przygotowanie:
Kaszę jaglaną ugotuj według wskazówek na opakowaniu. Cukinię przekrój na pół i wydrąż miąższ. Posyp solą i pieprzem, a następnie wstaw do piekarnika nagrzanego do 200°C na 15 min. W tym czasie możesz przygotować farsz. Dość drobno pokrój wszystkie warzywa i farsz cukinii, a czosnek przeciśnij przez praskę i razem z cebulą i papryką podsmaż na rozgrzanym oleju. Po ok. 5 min wrzuć na patelnię pieczarki, pomidora oraz miąższ i duś, aż warzywa będą miękkie. Poczekaj, aż nadmiar wody odparuje i dodaj ugotowaną kaszę, całość dokładnie wymieszaj. Cukinię wypełnij farszem, na wierzch połóż mozzarellę, i zapiekaj przez 20 min w 200°C.
box:offerCarousel
Kasza jaglana jest uważana za jedną z najzdrowszych kasz. Sama zawiera dość sporo dobrej jakości białka, a w połączeniu z mozzarellą i warzywami staje się wartościowym i zbilansowanym posiłkiem.
Biegacze wegetarianie mają utrudnione zadanie, ale – jak widać – wykonalne! Należy jedynie pamiętać o zbilansowanej diecie, szukać zamienników dla mięsa, spożywać dużo warzyw oraz owoców i wszystko powinno działać prawidłowo. Pamiętajmy – urozmaicona dieta to klucz do sukcesu! | Biegacz wegetarianin – co dobrego można dla niego przyrządzić? |
Kto z nas nie marzył w dzieciństwie o własnym domku w ogródku albo na drzewie? Szczęśliwcy, którzy posiadają działkę lub ogród, mogą stworzyć raj nie tylko dla siebie, ale i dla najmłodszych. Dzieci uwielbiają zabawy w szałasach, wigwamach, tipi czy domkach ogrodowych. Trochę wyobraźni i drewniana konstrukcja, a miejsce zamieni się w leśną krainę pełną elfów czy innych baśniowych stworzeń. Kiedyś to dorośli musieli wykazać się umiejętnościami stolarskimi i projektowali domki dla swoich pociech. Obecnie można kupić gotowe konstrukcje.
Domki drewniane budowane są przeważnie z sosny, świerku albo modrzewia. Domek dla dzieci nie powinien zawierać szkła i metalu. Domki drewniane przypominają zwykłe domy i to jest bardziej atrakcyjne dla dzieci. Niestety są trudniejsze w konserwacji, ale można je samemu naprawiać (te ze sztucznego materiału bardziej się nagrzewają i często są niemożliwe do naprawy).
Rozmiary
Wielkość domku uzależniona jest od liczby dzieci, które będą z niego korzystać, jak i ich wieku. Te najmłodsze (od 1 do 3 roku życia) mogą korzystać z domku o wymiarach 100 x 100 x 100 cm. Dla dzieci od lat trzech powinny być one większe – przynajmniej 150 x 150 x 150 cm. Dla starszych dzieci co najmniej 200 x 200 x 170 cm. Duże domki mają kilka metrów długości i szerokości. Wszystko zależy od potrzeb i życzeń dzieci, powierzchni ogrodu, no i ceny. Można je łączyć z różnymi elementami: zjeżdżalniami, huśtawką, piaskownicą albo nawet ścianką do wspinaczki.
box:shoppingList
box:shoppingItem
box:shoppingItem
box:shoppingItem
box:shoppingItem
box:shoppingItem
Miejsce i bezpieczeństwo
Tutaj przede wszystkim bierzemy pod uwagę bezpieczeństwo dzieci. Każdy domek powinien posiadać certyfikaty bezpieczeństwa (np. TÜV). Nawet jeśli je ma, to przy zakupie upewnijmy się, że konstrukcja nie posiada wystających elementów, pęknięć, ostrych krawędzi. Taki domek najlepiej usytuować w najczęściej odwiedzanym i widocznym miejscu w ogrodzie. Wtedy mamy pewność, że dzieci będą w zasięgu wzroku. Poza tym nie należy montować domku w bliskim sąsiedztwie drzwi wejściowych do ogrodu, oczka wodnego, trujących roślin i w okolicy miejsc zacienionych.
Domki "rozwojowe"
To takie, które rozwijają się wraz z dzieckiem. Można je różnie łączyć: z huśtawkami, piaskownicami, zjeżdżalniami, czy innymi elementami, które łatwo zamontować i rozmontować.
Domki na słupkach
Przypominają te na drzewach. Dzieci chętnie się na takie domki wspinają po krótkiej drabince. Przez to jednak propozycja ta jest skierowana do trochę starszych dzieci. Pod takim domkiem można zrobić np. piaskownicę.
box:offerCarousel)
Małe domki
To najprostsza forma domku ogrodowego dla dzieci. Przypomina czasem te narzędziowe albo zwykłe domy. Niektóre z nich mają nawet tarasy czy większe przestrzenie.
Domki jak z bajki
W Polsce jeszcze nie są tak popularne. Przypominają zamki albo zrobione są w duchu nowoczesnego designu. Tutaj zwracajmy uwagę, czy na pewno są funkcjonalne.
Domki drewniane łatwo dopasujemy do architektury ogrodu i mogą służyć przez wiele lat. Z upływem czasu można je przemalować lub coś w nich zmienić.
Dzieci uwielbiają spędzać czas w domkach ogrodowych. Meblują jego wnętrze, przynoszą różne skarby, zapraszają swoich kolegów, a czasem dorosłych. Gdy są już starsze, chętnie na przykład odrabiają tam lekcje. Pamiętajmy jednak o tym, że to głównie ich rewir. Nie ingerujmy w jego urządzenie i wchodźmy do niego wtedy, kiedy dziecko samo nas zaprosi. Taki rodzaj zabawki uczy dzieci samodzielności i odpowiedzialności za to miejsce. Zabawy i dbanie o taki domek pomagają też w budowaniu pewności siebie, a przecież to ważne w rozwoju najmłodszych.
### Zobacz również strefę Relaks na tarasie oraz Dziecięcą Strefę Zabaw | O tym marzy każde dziecko – drewniany domek. Jaki wybrać do domu lub na działkę? |
Sennheiser HD 4.50BTNC to najwyższy model z nowej serii słuchawek mobilnych producenta, który oprócz bezprzewodowej transmisji oferuje funkcję tłumienia hałasu NoiseGard. Nazwę słuchawek łatwo odkodować. „BT” odpowiada interfejsowi Bluetooth, a „NC” to Noise Cancelling, czyli funkcja aktywnego tłumienia hałasu. Słuchawki wykorzystują technologię Sennheiser NoiseGard, znaną z lotnictwa. Posiadają zewnętrzne mikrofony, które analizują otoczenie i tłumią niechciane częstotliwości przez odwrócenie fali w fazie, w efekcie maskują np. hałas silników. Czyżby HD 4.50BTNC zasługiwały na miano idealnych słuchawek mobilnych?
Specyfikacja Sennheiser HD 4.50BTNC
przetworniki: dynamiczne, magnesy neodymowe
typ: wokółuszne, zamknięte
interfejs: Bluetooth 4.0 z aptX i NFC lub przewodowy
pasmo przenoszenia: 18 Hz–22 kHz
THD: < 0,5%
skuteczność: 113 dB
impedancja: 18 Ω
mikrofon: dwa dookólne (pasmo 100 Hz–10 kHz)
funkcje: aktywne tłumienie szumów Sennheiser NoiseGard
czas pracy: do 25 godzin
przewód: z mikrofonem i pilotem, długość 1,4 m
masa: 238 g
Wyposażenie
Słuchawki wyposażone są w dwa przewody: microUSB do ładowania o długości 100 cm oraz kabel analogowy 3,5 mm, mierzący 140 cm. W zestawie jest także etui, które na pierwszy rzut oka wygląda na usztywniane, ale w rzeczywistości to raczej pokrowiec.
Wygląd
HD 4.50BTNC wyglądają jak inne modele z serii Sennheisera, a najbliżej im do HD 4.40BT. Ciemnoszare akcenty zostały jednak zastąpione przez metaliczne srebro, ale kolorystycznie wciąż dominuje matowoczarna barwa. HD 4.50BTNC to według producenta zamknięte słuchawki wokółuszne, które cechują się kompaktową i składaną budową. Wzornictwo nie zawodzi, określiłbym je jako nowoczesny minimalizm w uniwersalnym stylu.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Na eliptycznych kopułkach dostrzec można wiele elementów. Są to szczeliny mikrofonów do rozmów i systemu ANC oraz czujnik zbliżeniowy NFC na lewej słuchawce. Interfejs znalazł się na samej krawędzi prawej muszli. Są tam dwa gniazda, a konkretnie microUSB do ładowania oraz złącze 2,5 mm z blokadą do transmisji przewodowej. Widać także przyciski: regulację głośności, przycisk wielofunkcyjny z suwakiem oraz włącznik z diodą.
Nauszniki zostały wykonane z grubej sztucznej skóry, wypełniono je pianką z efektem pamięciowym. Mają spłaszczone ranty, są precyzyjnie zszyte, a przetworniki zabezpieczają dodatkowe gąbki. Wewnątrz padów dostrzec można wąskie wcięcia na małżowiny uszne.
Kopułki są zamocowane na pałąku za pomocą widełek, które pozwalają na swobody obrót na boki i w pionie, nie da się jednak złożyć sprzętu na płasko. Możliwe jest za to położenie jednej muszli na drugą, do wnętrza pałąka. Zastosowano system blokady, który działa w dwie strony. Pałąk jest również rozsuwany, posiada trzynaście skoków na stronę, a regulacja rozmiaru odbywa się na rdzeniu z tworzywa sztucznego. Wąski pałąk nie ma typowej opaski, od spodniej części został wyklejony warstwą miękkiego silikonu.
Komfort i obsługa
Moim zdaniem HD 4.50BTNC nie są wokółuszne. Mimo że pady mają większą średnicę, to wewnątrz nie są pojemne. W środku zmieszczą się tylko bardzo małe małżowiny, więc w większości przypadków będą to częściowo nauszne słuchawki. Nacisk pałąka jest dosyć mocny, na szczęście w dużym stopniu eliminują go miękkie nauszniki, ale po dłuższym czasie słuchawki mogą ugniatać oraz grzać skórę. Ich użytkowanie wymaga przyzwyczajenia, ale nie ma z nim większego problemu.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Słuchawki bardzo dobrze trzymają się podczas odsłuchów, będą pasować zarówno na mniejsze, jak i większe głowy. Konstrukcja jest lekka, szczególnie jak na słuchawki tego typu – HD 4.50BTNC nie ograniczają ruchu i nie meczą karku. To słuchawki mobilne nie tylko z nazwy – bardzo dobrze tłumią pasywnie i świetnie w trybie aktywnym. Niski szum wiatru lub hałas silników jest wręcz wycinany. Słuchawki radzą sobie także z głośnym transportem miejskim, hałas ze strony domowników lub sąsiadów na pewno nie będzie przeszkadzał.
Obsługa słuchawek nie jest trudna, ale wymaga zapoznania się z instrukcją. Przyciski są dosyć małe i trudno odróżnić je pod palcami. Regulacja głośności precyzyjnie klika i sygnalizuje każdy skok dźwiękiem. Wciśnięcie obu przycisków regulacji i ich przytrzymanie uruchamia aktywne tłumienie hałasu. Środkowy przycisk suwaka odpowiada za sterowanie rozmowami i muzyką – pauzuje lub wznawia, a suwak z automatycznym odskokiem po przytrzymaniu zmienia utwory lub przewija muzykę.
HD 4.50BTNC mogą działać właściwie w trzech trybach. Oprócz Bluetooth można korzystać z nich analogowo z pasywnym bądź aktywnym tłumieniem hałasu. Funkcja NoiseGard jest wtedy aktywowana pojedynczym wciśnięciem włącznika.
Ogólny czas pracy robi wrażenie – słuchawki wytrzymają do 25 godzin ciągłego odtwarzania. Rzeczywisty czas działania będzie jednak zależny od poziomu głośności i intensywności korzystania z ANC.
Oprogramowanie
Sennheiser udostępnia aplikację CapTune – to odtwarzacz muzyki, który pozwala na podbicie basu lub sopranu, a także skorzystanie z inteligentnego korektora. Wystarczy przetestować proponowane konfiguracje, a na koniec program utworzy spersonalizowane ustawienie EQ.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Brzmienie
Spodziewałem się podobnego brzmienia do testowanych niedawno HD 4.30i, czyli bardziej basowego, ze średnicą o niższym priorytecie. Myliłem się – brzmienie HD 4.50BTNC jest inne, bardziej zrównoważone i ambitniejsze, ale nadal ciepłe. Bas nie dominuje, trzyma się swojego miejsca. Pasmo średnie jest bliżej, więc słuchawki lepiej radzą sobie z lżejszą muzyką. HD 4.50BTNC są jednak nadal dosyć uniwersalne, ale mogą nie zadowolić fanów ekstremalnych ilości basu.
Niskie tony są podawane w optymalnych dawkach. Stają się masywniejsze w elektronice, przyjemnie wibrują schodząc w subbas. Kontrola basu robi wrażenie – niskie tony są zwarte, ale kiedy trzeba, potrafią być także masywne i przelewać się. Bas ładnie współpracuje z żywymi instrumentami, przekazuje sporo detali pracy kontrabasu oraz różnicuje brzmienia gitar basowych. Jego charakterystyka jest po prostu rozrywkowa, ale nie uświadczymy wycinania szczegółów – docenić można także lepsze realizacje jazzowe lub klasykę.
Pasmo średnie jest blisko, chociaż nie należy do wyjątkowo równych. Wydaje się zaakcentowane gdzieś pośrodku – wzmaga perkusyjne werble, przybliża wokale, stawia blisko instrumenty dęte. Nie ma wyjątkowej klarowności, ale dzięki temu dźwięk nie jest sztuczny. Dobrze brzmią także starsze nagrania – klasyczny rock, jazz lub muzyka akustyczna. Słuchawki nie są wyjątkowo efektowne w elektronice, ale nowoczesne gatunki nadal brzmią przyjemnie. Wokaliści obu płci mają czytelne głosy, brzmią bezpośrednio, z powodzeniem można śledzić teksty piosenek.
Wysokie tony są obecne, ale nie zostały wyostrzone. Sopran nie syczy i nie kłuje w uszy, nie brzmi też piaszczyście oraz nie szeleści. Nie ma mowy o przyciemnieniu dźwięku, ale brzmienie jest łagodne i przyjemne w odbiorze. Wysokich tonów jest odpowiednio dużo, by talerze perkusyjne brzmiały żywo i mocno, wokale lub smyczki nie były zgaszone i zmatowione, a muzyka sprawiała wrażenie bezpośredniej.
Scena dźwiękowa jest specyficzna, charakterystyczna raczej dla słuchawek nausznych. Robi wrażenie stereofonią – wyraźnie oddala przekaz od uszu. Nieźle prezentuje się także głębia – instrumenty pojawiają się bardziej z przodu lub z tyłu głowy. Wysokość sceny jest jednak przeciętna – dźwięki niechętnie wznoszą się ponad lub opadają poniżej linii uszu. Jednocześnie dźwięk sprawia wrażenie zmniejszonego – niby jest blisko, ale wydaje się dobiegać gdzieś z daleka, nawet gdy wybrzmiewa bezpośrednio z obszaru uszu.
Tryb aktywnego tłumienia niestety wpływa na jakość dźwięku, choć nieprzesadnie intensywnie. Z NoiseGard brzmienie jest trochę cichsze, ubywa basu i uwypukla się średnica. Dźwięk jest wtedy chudszy, ale w głośnym pociągu lub samolocie warto pójść na kompromis. HD 4.50BTNC podłączone kablem oferują mniej basu i mniejszą przestrzeń – brzmią mniej efektownie od trybu Bluetooth. W przypadku połączenia Bluetooth bez aptX scena dźwiękowa będzie mniejsza, bas płytszy, a sopran mniej klarowny, ale ogólne wrażenia powinny być pozytywne.
Podsumowanie
HD 4.50BTNC nie zawodzą. To solidne, kompaktowe i składane słuchawki mobilne. Ich ergonomia jest dobra, a tłumienie pasywne oraz aktywne powinny zadowolić wymagających użytkowników. To świetne słuchawki do zabrania w podróż. Brzmieniowo robią wrażenie ambitniejszym strojeniem; bas nie dominuje, więc dobrze słucha się lżejszej muzyki, a ta nowoczesna także brzmi przyjemnie. Docenić należy również czas pracy – w praktyce ze słuchawek można korzystać swobodnie przez kilka dni, wytrzymają także długą podróż.
Słuchawki będą jednak wymagać przyzwyczajenia – nacisk pałąka jest znaczny, a to raczej konstrukcja nauszna lub częściowo nauszna. Szkoda, że przyciski są trochę za małe, a włączanie aktywnego tłumienia nie jest łatwiejsze. Nie zachwyca też scena dźwiękowa – instrumenty wydają się małe, często pozycjonowane są w obszarze głowy.
Aktualnie HD 4.50BTNC to koszt około 700–800 zł i według mnie są warte swojej ceny. To bez wątpienia lepsze urządzenie od niezbyt udanych Creative Aurvana Platinum (test), stanowią też dużo tańszą alternatywę od słuchawek Bose z ANC (które są jednak wygodniejsze). Jeśli jednak NoiseGard nie jest potrzebny, to można oszczędzić i wybrać model Sennheiser HD 4.40BT.
Zalety: bardzo dobre wykonanie; uniwersalne wzornictwo; długi czas pracy; aptX i NFC; skuteczne ANC; dobre brzmienie z optymalnym basem i czytelną średnicą, niezłe do wielu gatunków muzycznych.
Wady: ergonomia mogłaby być lepsza; ANC lekko pogarsza dźwięk; odchudzony bas w trybie kablowym; przeciętny pokrowiec z zestawu; mała scena dźwiękowa. | Test Sennheiser HD 4.50BTNC – uniwersalne słuchawki z ANC |
Spośród wielu serii klocków Lego niesłabnącą popularnością cieszy się Star Wars. Wszystko za sprawą kultowej sagi Gwiezdne Wojny, która znajduje w kolejnym pokoleniu wiernych fanów. Największym zainteresowaniem cieszą się poniższe zestawy. 1. Obrona Crait – cena katalogowa: 379,99 zł
box:offerCarousel
Klocki pozwalają na budowę śmigacza należącego do Ruchu Oporu. Dodatkowo zbudujemy wieżę dowodzenia i laserowe działko (z możliwością obracania). Nie zabrakło minifigurek, m.in. żołnierzy Ruchu Oporu, Szturmowców i Kapitana Poe Damerona. Zestaw liczy 746 elementów i jest przeznaczony dla dzieci powyżej 9 lat.
2. Najwyższy Porządek – cena katalogowa: 59,99 zł
box:offerCarousel
Działko laserowe wraz ze sprężynową wyrzutnią pokona każdego nieprzyjaciela. Ma specjalne siedzisko, w którym możemy umieścić strzelca (ludzika Lego). Oprócz niego w pudełku są jeszcze inne figurki wraz z bronią, m.in. Szturmowcy – posiadają oni własną broń, w tym działka laserowe z możliwością wyrzutni.
3. Bombowiec Ruchu Oporu – cena katalogowa: 499,99 zł
box:offerCarousel
Ten duży zestaw będzie wymarzonym prezentem dla każdego wielbiciela kosmicznych statków i nie tylko. Maszynę wyróżnia 6 wyrzutni bomb oraz 2 działka sprężynowe. Z tyłu ulokowano wieże strzelnicze, zaś w kokpicie możemy posadzić dwóch pilotów. Do kompletu dołączono 6 ludzików Lego oraz pistolet blasterowy Poe.
4. Ciężki zwiadowca Najwyższego Porządku – cena katalogowa: 269,99 zł
box:offerCarousel
Opancerzona maszyna krocząca jest sterowana przez generała Huxa. Po bokach znajdują się sprężynowe działka, a z przodu są miotacze pocisków. Maszyna została wyposażona w koła, dzięki którym powoli sunie po każdej nawierzchni. Jadąc, porusza nogami, co dodaje jej dynamizmu. W zestawie znajdziemy 4 minifigurki (m.in. strzelca, żołnierza i szturmowca).
5. BB-8 – cena katalogowa: 449,99 zł
box:offerCarousel
Sympatycy uroczego droida pokochają ten zestaw. BB-8 to znany wszystkim oglądającym Gwiezdne Wojny biały droid astromechaniczny. Ma ruchomą głowę i podstawkę z informacjami. Umiejscowiony na niej, będzie ciekawą ozdobą biurka lub komody w dziecięcym pokoju.
6. Ciężka maszyna krocząca Najwyższego Porządku – cena katalogowa: 649,99 zł
box:offerCarousel
Maszyna ma ruchome nogi i głowę oraz kokpit z możliwością umieszczenia w nim minifigurki. Są też różne rodzaje broni, m.in. sprężynowe działka i miotacze. Po zbudowaniu ma ok. 35 cm wysokości i 35 cm długości. W zestawie znajdziemy 5 minifigurek i broń, w tym miecz świetlny Rey.
7. Myśliwiec TIE Kylo Rena – cena katalogowa: 359,99 zł
box:offerCarousel
Myśliwiec posiada duże, rozłożyste skrzydła, otwierany kokpit i sprężynowe działka. Utrzymany w czarnej kolorystyce, robi wrażenie nawet na najbardziej wymagających miłośnikach klocków Lego. Do kompletu dołączony jest droid BB-9e oraz Kylo Ren, pilot Tie i szturmowiec.
8. Niszczyciel gwiezdny Najwyższego Porządku – cena katalogowa: 699,99 zł
box:offerCarousel
Gwiezdny Niszczyciel to opancerzony statek z 8 miotaczami klocków. Otwierany panel odkrywa przed nami szczegółowo dopracowane wnętrze zachęcające do gwiezdnych przygód. Statek wyróżniają podnoszone panele i uchwyt ułatwiający przenoszenie. W środku mamy windę, komnaty oraz mnóstwo sal i korytarzy z panelami kontrolnymi.
9. Imperialny wahadłowiec Krennica – cena katalogowa: 459,99 zł
box:offerCarousel
Ten kosmiczny pojazd ma rozkładane panele, dzięki którym może wznieść się w górę albo stabilnie wylądować. Z tyłu jest wejście do zbrojowni, w której schowano pistolety blasterowe. Zestaw zawiera 5 minifigurek, różne rodzaje broni oraz akcesoria (np. plecaki bojowe).
10. Zwiadowca I – cena katalogowa: 319,99 zł
box:offerCarousel
Zwiadowca to statek z trzema skrzydłami i działkami gotowymi do ataku. Boczne włazy skrywają wejście do magazynu broni. W środku znajdziemy m.in. celę więzienną. Do kompletu są dołączone takie akcesoria, jak kajdanki, broń (w tym miecze) oraz naramiennik umożliwiający przyczepienie figurki droida do kokpitu. | Lego Star Wars – 10 hitów |
Otulając się mgiełką ulubionych perfum o poranku, chciałybyśmy, żeby były wyczuwalne (bez konieczności kolejnej aplikacji) jeszcze w godzinach popołudniowych i wieczorem. W jaki sposób można przedłużyć ich trwałość? Istnieje na to co najmniej kilka sprawdzonych sposobów. Przyczyny braku trwałości perfum na skórze
Zanim poznamy metody przedłużania trwałości perfum na skórze, warto dowiedzieć się, jakie są przyczyny jej braku. Ze względu na to, że perfumy najlepiej utrzymują się na skórze tłustej, najczęściej z tym problemem borykają się osoby mające skórę suchą i niewystarczająco nawilżoną.
Wśród innych powodów nietrwałości perfum wskazuje się:
Nieprawidłowy sposób aplikacji perfum – spryskujemy się nimi w niewystarczających ilościach (zbyt oszczędnie) lub nanosimy je na niewłaściwe miejsca na skórze. Należy aplikować je tam, gdzie pulsuje krew, np. w zgięciu łokcia (zapach uwalnia poszczególne nuty pod wpływem ciepła ciała).
Zbyt mała ilość olejków zapachowych w perfumach – niektóre zapachy mogą utrzymywać się na skórze krótko ze względu na niską koncentrację olejków, co wynika z ich składu (zatem jest to niezależne od nas). Warto pamiętać, że z reguły bardziej trwałe są zapachy o nucie orientalnej, a mniej te owocowe. Ponadto największą trwałością cechują się ekstrakty perfum, mniejszą – wody toaletowe.
Perfumy mogą nie współgrać z naszą skórą – zapachy w inny sposób zachowują się i rozwijają na każdej osobie, która ich używa. Przyczyną nietrwałości może być brak dopasowania perfum do skóry.
Sposoby przedłużenia trwałości perfum
Wśród metod przedłużania trwałości perfum na skórze wskazuje się m.in.:
Wykorzystanie bezzapachowej wazeliny – wystarczy punktowo (na miejsca, na które zazwyczaj aplikujemy perfumy) nałożyć wazelinę (dostępna na Allegro od 2 zł), a następnie spryskać ją ulubionym zapachem. Cząsteczki perfum wnikną w preparat i będą powoli uwalniane pod wpływem ciepła ciała w ciągu dnia. Warto zapamiętać, że ze względu na fakt, iż wazelina jest tłusta, nie można stosować tej metody, gdy w planach mamy założenie koszuli lub sukienki wykonanej z satyny.
Aplikacja we właściwe miejsca na skórze – najlepszymi miejscami do aplikacji perfum są zgięcia łokci, nadgarstki, skronie, szyja, przestrzeń między piersiami, a także załamania kolan, kostki, pachwiny i skóra za uszami. Pamiętajmy, aby nie nanosić perfum w te miejsca tuż po kąpieli, najlepiej odczekać chwilę.
Nawilżanie skóry – jak zostało wspomniane, perfumy dłużej utrzymują się na skórze nawilżonej i tłustej, w związku z tym przed aplikacją zapachu należy zastosować kosmetyk o właściwościach nawilżających. Może to być krem lub balsam (od 15 zł), najlepiej pozbawiony zapachu, aby nie mieszać różnych aromatów.
Jeżeli borykamy się z problemem braku trwałości perfum po ich zaaplikowaniu na powierzchnię ciała, możemy je nanosić na ubrania – tkaniny naturalne utrzymują je znacznie dłużej niż skóra. Inną metodą jest aplikacja na włosy. Możemy perfumami spryskać końcówki, jeśli mamy długie pasma, a jeśli krótkie – nanieść je przy skórze głowy.
Warto pamiętać, że wraz z upływem czasu nasz węch przyzwyczaja się do zapachu perfum. Przestajemy go zatem wyczuwać. Zanim sięgniemy po flakon celem ponownego spryskania się, najlepiej zapytać osobę z otoczenia, czy rzeczywiście jest taka potrzeba. Kolejna aplikacja może bowiem przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. | Jak przedłużyć trwałość perfum na skórze? |
Czy szukasz modnej jesiennej kurtki? A może nie wiesz, jaki wybrać płaszcz? Sprawdź fasony, które podbiją światową modę w tym roku. Modny przepis na jesienne stylizacje – wybieramy kurtki bombery
Zdradzamy, że jesień 2016 należy do sportowych kurtek. Hitem sezonu będą kurtki ze ściągaczami typu bomber. Możemy wybrać je w wersji krótkiej do bioder lub luźniejszej w męskim stylu. Fanki wzorzystych ubrań założą bombery w kwiaty. Na miłośniczki prostych form czekają trendy oliwkowe bombery. Podpowiadamy, że kurtki w militarnych odcieniach to przebój roku. Nie boimy się także mieniących się materiałów. Naszą szafę w światowe tendencje wprowadzą metaliczne kurtki o sportowym kroju.
Najmodniejsze kolory jesiennych kurtek i płaszczy
Modnego charakteru naszym stylizacjom nadadzą kurtki i płaszcze w odcieniach jasnych szarości. Sięgamy tu po jednolite materiały lub melanżowe tkaniny. Kolejny przebój jesieni to ubrania wierzchnie w odcieniach miedzianych. Ponadto modne jesienne zestawy nie obejdą się bez musztardowych kurtek i jasnoniebieskich płaszczy. Must have jesieni to również pomarańczowe płaszcze. Na popularności nie tracą też fasony w tonacjach czerni i granatu. Poza tym wraca trend na ubrania w kolorach typowych dla danej pory roku. Zwracajmy uwagę na brąz, śliwkę, bordo i zieleń.
Jesienne płaszcze – trendy fasony
Na pierwszy plan jesiennych trendów wychodzi elegancja. Szukajmy zatem gładkich płaszczy o prostej formie, zapinanych np. na jeden guzik. Modny wybór to lekkie płaszcze na zamek lub fasony z rękawem odsłaniającym nadgarstki. Na specjalne okazje rezerwujemy aksamitne płaszcze. Natomiast luźne modele bez kołnierza założymy do biznesowych zestawów. Do mody wracają też prochowce, np. o długości do połowy łydki. Płaszcze w stylu lat 60. z kołnierzykami bebe to gorący wzór jesieni. Podobnie jak tweedowe i melanżowe fasony. Jesienią nie przejdziemy obojętnie obok płaszczy w kratkę i pepitkę. Warto pamiętać, że materiał sezonu to wełna.
Ponadto na popularności zyskają krótkie płaszcze. Szukajmy tu wzorów inspirowanych motywami militarnymi. Ozdobne pagony, duże guziki i solidne formy będą tej jesieni na czasie. Nie zapominamy o pelerynach. Modnym akcentem w naszych jesiennych stylizacjach będą również skórzane płaszcze. Najlepiej wybierać je w wersji zamszowej. Pamiętajmy, że trendy kolory sezonu to toffi, brąz i beż.
Modne wzory jesiennych kurtek – co wybrać?
Na jesiennych kurtkach pojawią się inspiracje stylem hiszpańskim. Czekają na nas kurtki niczym mundury z haftami i ozdobnymi pagonami. Żołnierskie modele kurtek założymy zarówno do małej czarnej, jak i skórzanych rurek. Z trendów nie wychodzą również skórzane ramoneski. Naszą garderobę rozweselą skórzane kurtki w pastelowych tonacjach.
Przyglądamy się bliżej kurtkom z wywijanymi kołnierzami. Te fasony genialnie komponują się ze spódnicami i sukienkami. Jesienią sięgniemy także po dwurzędowe krótkie kurtki w stylu męskim. Na modnych kurtkach pojawią się detale typu drewniane lub złote guziki, komiksowe naszywki, duże kieszenie i klapy. Na chłodniejszą pogodę rezerwujemy krótkie pikowane kurtki, np. w czarnym odcieniu.
Co założyć na deszczową pogodę, aby wyglądać modnie?
Jesienią przydadzą nam się kurtki chroniące przed deszczem. W tym roku bardzo modne będą trapezowe kroje płaszczy przeciwdeszczowych. Na deszczową pogodę dla kontrastu wybierajmy jasne odcienie tego typu kurtek. Płaszcze z tkanin wodoodpornych mogą pojawić się także w tonacjach granatu i czerni. Takie odzienie wierzchnie stanie się niezastąpionym elementem garderoby na okres przejściowy. Super trendy okażą się również kurtki przeciwdeszczowe z kapturem. | Najmodniejsze jesienne kurtki i płaszcze |
XXI wiek przyniósł elektronikę, dzięki której każdy może ułatwić sobie codzienne życie. Nowoczesna technologia w domu zdejmuje z mieszkańców wiele obowiązków, co sprawia, że zyskują oni cenny czas – choćby na odpoczynek po ciężkim dniu – a także służy przyjemnemu relaksowi. Oto wyposażenie, które może przydać się w każdym gospodarstwie domowym. Nowa lodówka – najlepiej z pełną kontrolą
Jeśli myśli się o zakupie nowej lodówki, warto wybrać taką, której działanie kontrolowane jest przez elektronikę. Dobry przykład to lodówka Samsung RB31FDRNDSA. W jej budowie zastosowano kilka innowacyjnych technologii, umożliwiających całkowitą kontrolę nad każdym aspektem jej pracy. Odbywa się to za pomocą umieszczonego na drzwiach wyświetlacza LCD, który zapewnia nam dostęp do ustawień parametrów, jak na przykład regulacja temperatury. Oprócz tego zaimplementowano tu dodatkowe funkcje. "Tryb wakacyjny" przeznaczony jest na okresy, kiedy przez co najmniej kilka dni nikogo nie będzie w domu. O ile w zwykłej lodówce jedzenie może przez ten czas nieco się zepsuć, tryb ten sprawia, że we wnętrzu panuje stała temperatura 14°C, co utrzymuje znajdujące się w niej produkty w optymalnym stanie. Kolejne rozwiązanie to True No Frost – jest to funkcja rozprowadzająca równomiernie chłodne powietrze, co pozwala uniknąć osadzania się szronu i lodu na ściankach, a w konsekwencji uniknąć konieczności rozmrażania lodówki w celu zeskrobania go.
Dostępnych jest kilka modeli tego typu – Samsung RB31FSRNDSA, Samsung RB31FERNCSA. Wszystkie posiadają wymienione funkcje, różnią się zaś pojemnością oraz rozmiarami, a co za tym idzie – ceną.
Światło na wyciągnięcie ręki
Regulowane pilotem oświetlenie to rozwiązanie, umożliwiające zmianę jasności lamp bez konieczności ruszania się z miejsca. Taka pomoc przydaje się zwłaszcza podczas relaksu, kiedy wypoczywająca osoba nie chce zmieniać wygodnej pozycji. Bezprzewodowy ściemniacz światła EATON CPAD-00/55 jest jednym z tego typu rozwiązań. Składa się z dwóch elementów – bezprzewodowego przycisku z nadajnikiem oraz odbiornika ściemniającego. Za pomocą przycisku można dowolnie ściemniać lub rozjaśniać oświetlenie.
Oferta ściemniaczy Home Easy jest nieco inna – tutaj sterowanie oświetleniem odbywa się za pomocą pilota, który może obsługiwać do czterech lamp. To rozwiązanie jest więc korzystniejsze dla osób, które mają ich w pomieszczeniach kilka. Każda z nich może być ściemniana oddzielnie, istnieje także funkcja jednoczesnego ustawiania natężenia światła wszystkich lamp. Jeżeli potrzeba ściemniacza do jednego źródła światła, wówczas interesującą ofertą jest Metal GOVENA 400W. Pozwala on m.in. na wprowadzenie do pamięci kodu klawisza dowolnego nadajnika podczerwieni.
Dom sterowany elektronicznie
Kompleksowym rozwiązaniem jest przekształcenie domu w "inteligentny", do czego posłuży m.in. Internetowy Przekaźnik Programowalny PLC2011A1. Jest to przekaźnik obsługujący takie elementy jak: ogrzewanie, oświetlenie, sterowanie bramami, podlewacze ogrodowe i inne elementy wyposażenia, które posiadają kontrolę elektroniczną. Ponieważ przekaźnik podłącza się do Internetu, dostęp do funkcji kontrolnych jest możliwy zdalnie – wystarczy do tego komputer, tablet lub smartfon z Androidem. I tak, na przykład zimą można ustawić włączenie ogrzewania przed przybyciem do domu, a podczas wyjazdu na wakacje zaprogramować automatyczne nadzorowanie pracy lodówki czy też pracę pieca w kotłowni. Umożliwia to spokojny wyjazd bez martwienia się o stan domu oraz działających w nim urządzeń, a poprzez zdalną kontrolę da się w każdej chwili sprawdzić działanie całego sprzętu. Ten elektroniczny nadzorca może także informować nas o niepokojących sytuacjach, np. wykryciu dymu przez czujniki, co pozwala na odpowiednio szybką reakcję, a w konsekwencji uniknięcie szkód.
Podobne rozwiązanie to system FV Vibaro – w oferowany zestaw wchodzą: centralka, ściemniacze, czujniki otwarcia drzwi, dymu, zalania oraz ruchu, a także kilka włączników i termostat. Jego zaletą jest bezinwazyjna instalacja oraz możliwość integracji z istniejącym systemem alarmowym. Co ważne, każdy wymieniony element posiada pewną autonomię, więc jeżeli centralka zostanie uszkodzona, będzie on nadal działać, spełniając swoje zadanie.
Domowe centrum rozrywki
Serwer DLNA to urządzenie, które może stać się domowym centrum multimedialnym. Jest to serwer, na którym zapisuje się treści multimedialne, a następnie ma się do nich bezprzewodowy dostęp na urządzeniach obsługujących technologię DLNA. Pozwala to na udostępnienie wszystkim mieszkańcom domu filmów, muzyki, zdjęć i innych materiałów multimedialnych, eliminując jednocześnie konieczność przeciągania kabli czy podłączania się do komputera. Każda osoba korzystająca z serwera sama wybiera, co obejrzy na swoim smartfonie czy tablecie, nie ma również problemu, aby z zasobów zgromadzonych na urządzeniu korzystać na telewizorze SMART TV. Warto podkreślić, że wiele tego typu serwerów obsługuje także popularne usługi i aplikacje sieciowe, jak YouTube czy iTunes, dzięki czemu poprzez serwer zyskać można dostęp do swojej biblioteki i playlist. Serwer SmartStor NS26 doskonale nada się na domowe centrum multimedialne – dzięki możliwości podłączenia do niego nawet dwóch dysków (po 2TB miejsca każdy) zmieszczą się na nim tysiące plików audio, zdjęć oraz godziny filmów. Model Netgear ReadyNAS 102 umożliwia z kolei podpięcie dwóch dysków o pojemności maksymalnej 8 TB każdy. Dodatkową funkcją jest możliwość obsługiwania plików w chmurze, czyli znajdujących się na popularnych dyskach w sieci, takich jak OneDrive czy Dropbox. Jeszcze dalej idzie Serwer NAS ZYXEL NSA320S, który ma wbudowaną funkcję pobierania p2p, co pozwala na obsługę torrentów i pobierania ich na dysk umieszczony w urządzeniu. Obsługuje on dyski do 4TB pojemności.
Jak wybrać elektronikę dla domu?
Takie rzeczy, jak inteligentne lodówki czy serwery DLNA mogą umilić życie nie tylko w dużym domu, ale również i zwykłym mieszkaniu. Ponieważ ich wybór jest spory, każdy z pewnością znajdzie modele odpowiadające własnym wymaganiom i możliwościom finansowym. | Jak elektronika może usprawnić życie w twoim domu? |
Wybrałem 10 najciekawszych smartfonów z 2017 roku, które wyróżniają się nie tylko wydajnością. Zestawienie obejmuje smartfony z różnych przedziałów cenowych, które jeszcze długo pozostaną na szczytach rankingów. W roku 2017 na rynku pojawiło się mnóstwo świetnych smartfonów, które wprowadziły długo oczekiwane zmiany. Ekrany o proporcjach 16:9 zaczęły ustępować miejsca wyświetlaczom w formacie 18:9, więc ramki zostały wyraźnie pomniejszone. Standardem stały się też podwójne aparaty, oferujące zoom optyczny, dodatkowe matryce monochromatyczne lub tryby portretowe, a nawet skanowanie 3D. Producenci chętniej sięgali po nowe rozwiązania, takie jak skanery twarzy lub tęczówki. Ekrany IPS zostały prawie całkowicie wyparte przez panele typu OLED lub AMOLED, zaś złącze USB C wygrało batalię z przestarzałym microUSB. Rok 2017 to jednak nie tylko same superlatywy – wyjście słuchawkowe zaczęło odchodzić do lamusa, a małe smartfony stały się „gatunkiem zagrożonym”. Poniższe zestawienie udowadnia jednak, że rok 2017 był udany.
Samsung Galaxy Note 8
wyświetlacz: 6,3 cala, Super AMOLED, 1440 x 2960 pikseli, szkło 2.5D Gorilla Glass 5
procesor: Exynos 8895 Octa + 6 GB RAM
pamięć: 64 GB + obsługa kart microSD do 256 GB
format karty SIM: nano
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11a/b/g/n/ac (2,4 + 5 GHz), Wi-Di, Bluetooth 5.0 LE z NFC, GPS z GLONASS i A-GPS
aparat: główny 2x 12 Mpix, przedni 8 Mpix
bateria: 3300 mAh
wymiary i masa: 162,5 x 74,8 x 8,6 mm, 195 g
box:offerCarousel
Note 8 to moim zdaniem najlepszy smartfon roku 2017. Przepiękna szklano-metalowa konstrukcja, rewelacyjny ekran Super AMOLED w proporcjach 18,5:9 i znakomite piórko to tylko niektóre z zalet urządzenia. Pod względem wydajności smartfon osiąga szczyty rankingów – system operacyjny został rozbudowany, pojawił się bardzo dobry asystent Bixby. Podwójny aparat główny wykonuje wspaniałe zdjęcia – miłośnicy fotografii będą zadowoleni. Note 8 został wyposażony w niezły skaner tęczówki, mimo jego obecności nie zabrakło czytnika palca, który jednak został niefortunnie ulokowany.
HTC U11
wyświetlacz: 5,5 cala, Super LCD5, 1440 x 2560 pikseli, szkło 3D Gorilla Glass 5
procesor: Snapdragon 835 + 4 GB RAM
pamięć: 64 GB + obsługa kart microSD do 256 GB
format karty SIM: nano
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11a/b/g/n/ac (2,4 + 5 GHz), Wi-Di, Bluetooth 4.2 LE z NFC, GPS z GLONASS i A-GPS
aparat: główny 12 Mpix, przedni 16 Mpix
bateria: 3000 mAh
wymiary i masa: 153,9 x 75,9 x 7,9 mm, 169 g
box:offerCarousel
HTC U11 posiada ekran w typowych proporcjach 16:9, ale pod wieloma względami urządzenie prezentuje bardzo wysoki poziom. Smartfon wykonany został z mocno zaoblonego hartowanego szkła, które w niezwykły sposób odbija światło. Ekran oraz wydajność nie zawodzą, a U11 znakomicie radzi sobie także z multimediami. Jakość zdjęć jest topowa, to samo można powiedzieć o brzmieniu (mimo braku wyjścia słuchawkowego). Obudowa U11 reaguje na ściskanie, funkcja ta ma zastępować przycisk specjalny.
OnePlus 5T
wyświetlacz: 6,01 cala, Optic AMOLED, 1080 x 1920 pikseli, szkło 2.5D Gorilla Glass 5
procesor: Snapdragon 835 + 8 GB RAM
pamięć: 128 GB
format karty SIM: nano
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11a/b/g/n/ac (2,4 + 5 GHz), Wi-Di, Bluetooth 5.0 LE z NFC, GPS z GLONASS, GALILEO i A-GPS
aparat: główny 2x 16 Mpix, przedni 16 Mpix
bateria: 3300 mAh
wymiary i masa: 156,1 x 75 x 7,3 mm, 162 g
box:offerCarousel
Model OnePlus 5T względem OnePlus 5 zmienia proporcje ekranu, aparat oraz lokalizację czytnika palca. To jeden z najbardziej opłacalnych flagowców, który oferuje bardzo dużo w niewygórowanej cenie. Specyfikacja jest topowa (128 GB pamięci i aż 8 GB RAM-u!), praktyczna wydajność systemu to również czołówka rankingów. Lekko zmodyfikowany Android posiada mnóstwo przydatnych funkcji, wzornictwo jest udane, a ekran bardzo dobry. Wyświetlacz ma jednak niższą rozdzielczość od konkurencji, zaś aparatom trochę brakuje do najwyższego poziomu. Mimo wszystko, zarówno OnePlus 5T, jak i starszy OnePlus 5, to smartfony godne polecenia.
Honor 9
wyświetlacz: 5,15 cala, IPS, 1080 x 1920 pikseli, szkło 2.5D Gorilla Glass 3
procesor: HiSilicon Kirin 960 + 4 GB RAM
pamięć: 64 GB + obsługa kart microSD do 256 GB
format karty SIM: nano
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11 a/b/g/n/ac (2,4 + 5 GHz), Wi-Di, Bluetooth 4.2 LE z NFC, GPS z GLONASS i A-GPS
aparat: główny 20 Mpix + 12 Mpix, przedni 8 Mpix
bateria: 3200 mAh
wymiary i masa: 147,3 x 70,9 x 7,5 mm, 153 g
box:offerCarousel
Honor 9 to jeden z najbardziej opłacalnych flagowców. Urządzenie bazuje na konstrukcji znanej z modelu Huawei P10, ale oferuje inną, szklano-metalową obudowę, która efektownie załamuje światło. Ekran ma standardowe proporcje 16:9 oraz rozdzielczość Full HD, ale dzięki przekątnej 5,15 cala smartfon jest bardziej poręczny od droższych flagowców. Wydajność również jest wysoka, a system z nakładką EMUI nie zawodzi pod względem funkcjonalności. Pochwalić należy świetny aparat główny z podwójną matrycą, narzekać można jedynie na brak stabilizacji obiektywów.
Samsung Galaxy S8
wyświetlacz: 5,8 cala, Super AMOLED, 1440 x 2560 pikseli, szkło 2.5D Gorilla Glass 5
procesor: Exynos 8895 Octa + 4 GB RAM
pamięć: 64 GB + obsługa kart microSD do 256 GB
format karty SIM: nano
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11a/b/g/n/ac (2,4 + 5 GHz), Wi-Di, Bluetooth 5.0 LE z NFC, GPS z GLONASS i A-GPS
aparat: główny 12 Mpix, przedni 8 Mpix
bateria: 3000 mAh
wymiary i masa: 148,9 x 68,1 x 8 mm, 155 g
box:offerCarousel
Mimo że Galaxy S8 i S8 Plus zostały przyćmione przez model Note 8, oferują dużo wyższy stosunek jakości do ceny, to są bardzo podobne do topowego smartfona Samsunga. Galaxy S8 również został wyposażony w rewelacyjny ekran o nowych proporcjach, topową wydajność, rozbudowany system i asystenta Bixby. Pod względem jakości wykonania niczego mu nie brakuje, a wzornictwo modelu zachwyca. Mimo pojedynczego aparatu jakość zdjęć jest nadal wspaniała.
LG V30
wyświetlacz: 6 cali, P-OLED, 1440 x 2880 pikseli, szkło 2.5D Gorilla Glass 5
procesor: Snapdragon 835 + 4 GB RAM
pamięć: 64 GB + obsługa kart microSD do 256 GB
format karty SIM: nano
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11a/b/g/n/ac (2,4 + 5 GHz), Wi-Di, Bluetooth 5.0 LE z NFC, GPS z GLONASS i A-GPS
aparat: główny 2x 16 Mpix, przedni 5 Mpix
bateria: 3300 mAh
wymiary i masa: 151,7 x 75,4 x 7,3 mm, 158 g
box:offerCarousel
LG V30 to smartfon nieco spóźniony, przez co nie narobił tyle hałasu, co nowości od Samsunga. Urządzenie oferuje jednak znakomity poziom ogólny. V30 to piękny, wzorowo wykonany i trwały telefon, który jest wodoodporny i spełnia militarne standardy. Ekran w proporcjach 18:9 ma fantastyczne parametry, a wydajność nie zawodzi – V30 działa błyskawicznie. Smartfon jest idealnym wyborem dla fotografa i audiofila. Aparaty oferują bardzo wysoki poziom, a kamera zapewnia wręcz idealny obraz podczas nagrywania. Smartfon może też zastąpić audiofilski odtwarzacz muzyki.
Sony Xperia XZ1
wyświetlacz: 5,2 cala, IPS, 1080 x 1920 pikseli, szkło 2.5D Gorilla Glass 5
procesor: Snapdragon 835 + 8 GB RAM
pamięć: 64 GB + obsługa kart microSD do 256 GB
format karty SIM: nano
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11a/b/g/n/ac (2,4 + 5 GHz), Wi-Di, Bluetooth 5.0 LE z NFC, GPS z GLONASS i A-GPS
aparat: główny 19 Mpix, przedni 13 Mpix
bateria: 2700 mAh
wymiary i masa: 148 x 73 x 7,4 mm, 156 g
box:offerCarousel
Co prawda flagowiec Sony Anno Domini 2017 to model XZ Premium, ale większe wrażenie zrobiła na mnie Xperia XZ1. Konstrukcja jest klasyczna dla marki – wzornictwo nie zmieniło się wiele, ale zostało lekko odświeżone i nadal wpada w oko. Zabrakło nowych proporcji ekranu, ale XZ1 robi wrażenie funkcjami dodatkowymi, takimi jak skanowanie 3D, nagrywanie wideo w 960 kl./s oraz dobra jakość audio i foto. Pod względem wydajności również niczego nie brakuje, a to ciągle jeden z niewielu smartfonów z fabrycznie instalowanym Androidem 8.0.
TP-Link Neffos X1 Lite
wyświetlacz: 5 cali, IPS, 720 x 1280 pikseli, szkło 2.5D
procesor: MediaTek MT6750 + 2 GB RAM
pamięć: 16 GB + obsługa kart microSD do 128 GB
format karty SIM: nano
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11a/b/g/n (2,4 + 5 GHz), Wi-Di, Bluetooth 4.1 LE, GPS z GLONASS i A-GPS
aparat: główny 13 Mpix, przedni 5 Mpix
bateria: 2550 mAh
wymiary i masa: 142,6 x 71,2 x 8,5 mm, 138 g
box:offerCarousel
Mimo że Neffos X1 Lite to smartfon z niskiej półki, w pełni zasłużył na swoją pozycję na liście Top 2017. Urządzenie stanowi według mnie najlepszy wybór do 500 zł i wygrywa z ofertą Xiaomi lub Huawei. Neffos X1 Lite posiada czytnik palca, dobry ekran, jest solidnie wykonany, działa długo na baterii i oferuje satysfakcjonującą wydajność. Można też liczyć na niezłą jakość zdjęć i wysoką ergonomię. To świetny wybór zarówno dla osób wymagających, jak i oszczędnych.
Moto Z2 Play
wyświetlacz: 5,5 cala, Super AMOLED, 1080 x 1920 pikseli, szkło 2.5D
procesor: Snapdragon 626 + 4 GB RAM
pamięć: 64 GB + obsługa kart microSD do 256 GB
format karty SIM: nano
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11a/b/g/n/ac (2,4 + 5 GHz), Wi-Di, Bluetooth 4.2 LE z NFC, GPS z GLONASS i A-GPS
aparat: główny 12 Mpix, przedni 5 Mpix
bateria: 3000 mAh
wymiary i masa: 156,2 x 76,2 x 6 mm, 145 g
box:offerCarousel
Mimo dosyć wysokiej ceny Moto Z2 Play nie jest urządzeniem flagowym – to średniak typu premium, o smukłej obudowie. Z2 Play oferuje jednak coś, czego nie ma żaden inny telefon – to udany smartfon modularny, który ma bardzo dobry ekran, długo działa na baterii, a pod względem wydajności prawie dorównuje flagowcom. Do wyboru jest wiele modułów Moto Mods: banki energii, głośniki, projektory, klapki, a co chwilę pojawiają się nowe rozwiązania.
Huawei Mate 10 Pro
wyświetlacz: 6 cali, AMOLED, 1080 x 1920 pikseli, szkło 2.5D Gorilla Glass
procesor: HiSilicon Kirin 970 + 6 GB RAM
pamięć: 128 GB
format karty SIM: nano
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11a/b/g/n/ac (2,4 + 5 GHz), Wi-Di, Bluetooth 4.2 LE z NFC, GPS z GLONASS i A-GPS
aparat: główny 2x 12 Mpix, przedni 8 Mpix
bateria: 4000 mAh
wymiary i masa: 154,2 x 74,5 x 7,9 mm, 178 g
box:offerCarousel
Mate 10 Pro to absolutny flagowiec marki Huawei i najnowszy smartfon w niniejszym zestawieniu. Urządzenie ma 6-calowy ekran AMOLED w nowych proporcjach oraz rewelacyjną specyfikację z najwyższym układem Kirin 970, który posiada dodatkowy procesor do sztucznej inteligencji. Wzornictwo jest piękne, wykonanie idealne, a ergonomia wysoka. Funkcjonalność wypada znakomicie (mimo że zabrakło wyjścia słuchawkowego), urządzenie jest też odporne na zalanie, a wydajności z pewnością nie zabraknie. Zdjęcia zachwycają barwami, wysoką szczegółowością i kontrastem, a także ostrością, więc Mate 10 Pro to mocny fotograficzny konkurent flagowców Samsunga. | Top 10 smartfonów z 2017 roku |
Maty wodne to alternatywa dla rodziców, których dzieci lubią rysować, ale czasami się zapędzają i tworzą swoje dzieła poza kartką – na ścianach, kanapach i innych powierzchniach. Chcąc uchronić dom przed wieloma barwami artystycznej duszy dziecka, możemy sięgnąć po w pełni bezpieczną matę z pisakami napełnianymi wodą. Jak działają maty wodne? Mata wodna trochę przypomina matę edukacyjną. Wykonana jest z miłego w dotyku materiału, który jest przyjazny i bezpieczny dla dziecka. Z tą tylko różnicą, że mata wodna ma kilka pól w różnym kolorze. Na pierwszy rzut oka są one blade i mało widoczne, ale… Do zestawu dołączone są pisaki, które wystarczy napełnić wodą, aby zadziałała magia. Malując po macie, można tworzyć kolorowe zwierzątka, domki, ludzi lub cokolwiek innego, co podsunie dziecku wyobraźnia.
Układ kolorów w matach wodnych
Układ kolorów może się różnić w matach wodnych. Niektóre mają cztery kolory w kształcie kwadratów, inne niesymetryczne kleksy, a jeszcze inne – tęczę różnorodnych barw. Mamy także maty wodne dwustronne o niewielkich rozmiarach, a na każdej stronie jest tylko jeden kolor – na jednej niebieski, a na drugiej różowy.
Wielkość mat wodnych
Maty wodne różnią się również wielkością i kształtem. Można wybierać spośród mat o wielkości 45x30 cm, jak również takich, które mają 75x75 cm. Maty mogą mieć również kształt prostokąta – 75x50 cm.
Jak działa mata wodna?
Działanie maty jest bardzo proste. Należy napełnić dołączony pisak wodą i malować. Bajeczne kolory staną się wyraźne po zetknięciu z wodą, a dziecko może tworzyć dowolne wzory. Co więcej, nie potrzeba żadnych gąbek ani zmywaków, aby zetrzeć rysunek i rozpocząć coś nowego. Wystarczy, że woda wyschnie.
Możemy również trochę poeksperymentować i sprawdzić, co się stanie, gdy na macie – szczególnie tej z tęczowym ustawieniem barw – położymy wilgotną dłoń lub stopę. Malowanie palcami to również ciekawa odmiana.
Zalety mat wodnych
Główną zaletą mat wodnych jest możliwość samodzielnego rysowania przez dziecko. Nie musimy się obawiać, że pomaluje coś więcej poza matą – meble, ściany, dywan, itp. Maluch może zająć się kreatywną zabawą, a rodzic w tym czasie ma pewność, że ubrania, ręce i wszystko wokół pozostanie czyste.
Maty wodne dostępne na rynku
Na rynku mamy dość szeroki wybór mat wodnych. Możemy wybierać spośród takich, jak:
Tomy AQUADOODLE.
Fancy Toys.
Mata wodna Krab.
Mata wodna Ośmiornica.
Mata wodna Wieloryb.
Dostępne są również maty wodne Żółwie, z dodatkowymi piankowymi puzzlami, z szablonami, ale także posiadające elementy maty muzycznej. Dzięki różnorodności możemy dobrać odpowiednią matę do potrzeb i upodobań dziecka.
Podsumowanie
Maty wodne to godziny zabawy pod okiem dorosłego, ale bez czujnego i nerwowego spojrzenia, czy przypadkiem maluch nie pomaluje czegoś więcej poza matą. Pisaki napełnione wodą są bezpieczne dla mieszkania, bo nie brudzą tak jak farby, flamastry czy kredki. Dziecko może w spokoju tworzyć wymyślone kształty i rozwijać małą motorykę, wyobraźnię oraz kreatywność.
Dużym plusem mat wodnych jest fakt, że po zwinięciu nie zajmują dużo miejsca, a co za tym idzie – możemy zabrać je ze sobą w podróż. Nie potrzebujemy wówczas całego zestawu kartek, kredek, itp. Wystarczy jedna mata wodna, aby zapewnić ciekawą zabawę maluchowi. | Czym są maty wodne? |
Piegi mogą wyglądać naprawdę uroczo i dodawać twarzy pięknego wyglądu, jednak wiele kobiet, które je posiada, wolałoby się ich pozbyć. Nie ma nic złego w ich ukrywaniu – ważne, aby czuć się swobodnie i pewnie we własnej skórze. Piegi, o ile nie towarzyszą nam cały rok, często ukazują się pod wpływem pierwszych promieni słonecznych. Zwykle na twarzy, gdzie ekspozycja na słońce jest największa. Mogą pojawiać się pojedynczo lub w większych skupiskach, niekiedy zlewających się w plamy. Jak skutecznie ukryć to zjawisko?
Makijaż dla piegusów
Najprostszym i najmniej inwazyjnym sposobem na zmniejszenie widoczności piegów na twarzy jest makijaż. Najlepiej sprawdzą się mocno kryjące podkładyi korektoryo gęstych formułach, np. w kompakcie bądź sztyfcie. Pamiętajmy jednak, że nieumiejętnie nakładane sprawią, że uzyskamy efekt maski, który będzie wyglądał bardziej niekorzystnie niż same piegi. Kosmetyki nakładajmy specjalną gąbeczką, wklepując, a nie rozsmarowując je na powierzchni – zapewni to odpowiednie krycie oraz naturalne wykończenie. Całość utrwalmy pudrem, dzięki czemu nie będziemy musiały się martwić poprawkami nawet przez cały dzień.
Delikatniejszy efekt zapewnią nam kremy koloryzujące. Możemy wybierać wśród połączeń pielęgnacyjnych właściwości z subtelnym kryciem. Pozwolą one rozjaśnić piegi i wyrównać koloryt, jednak nie zakryją naszego problemu w 100%. Wielu osobom wystarcza taki efekt, a dzięki niemu mogą uniknąć ciężkich kosmetyków do makijażu.
Czy można pozbyć się piegów?
Odpowiedź na to pytanie brzmi: tak! Jest to jednak proces dosyć żmudny, a piegi mogą powracać pod wpływem ekspozycji słoneczniej. Na rynku dostępne są kremy rozjaśniające i retinoidy, które stosowane na skórę regularnie, przez okres kilku miesięcy, mogą zredukować widoczność piegów. Dzieje się tak za sprawą kwasów zawartych w ich składzie oraz ich działaniu na barwniki występujące w naszym ciele. Warto stosować te preparaty razem, aby zmaksymalizować efekty.
Do dyspozycji mamy również zabiegi wykonywane w gabinetach kosmetycznych. Są to terapie światłem, laserem, zamrażanie oraz peelingi chemiczne. Skuteczność tych metod zależy od indywidualnych uwarunkowań, które określi specjalista oraz zaleci odpowiedni rodzaj walki z problemem. Mogą one wybielać piegi, a także wyrównywać nieregularną pigmentację skóry, co pozwala uzyskać efekt nieskazitelnej cery.
Profilaktyka powstawania piegów
Osoby o jasnej karnacji są najbardziej narażone na pojawianie się piegów. Wystarczy czasem kilka godzin spędzonych na słońcu, aby nasz nos oraz policzki zostały obsypane ciemnymi plamkami. Jeżeli zdajemy sobie sprawę z ryzyka wystąpienia ich u nas, powinniśmy skupić się na ochronie przeciwsłonecznej. Z pomocą przychodzą kremy do twarzy zawierające filtry UV. Minimalnym faktorem, który należy wybierać, jest 30, 40, a nawet 50. Pamiętamy, że aplikację takich kosmetyków należy powtarzać kilkukrotnie w ciągu dnia, dla zachowania pełni ochrony. Preparaty z filtrami należy stosować zarówno na plaży, jak i w mieście, gdzie często nie zdajemy sobie sprawy z mocy działania słońca. Nie strońmy również od kapeluszy z szerokim rondem, ciemnych okularów oraz ubrań zakrywających dekolt i ramiona. Tu również mogą pojawić się trudne do zamaskowania bądź rozjaśnienia piegi.
Aby ukryć znienawidzone piegi, wystarczy odrobina wprawy przy codziennym makijażu. Istnieją również sposoby, aby zupełnie się ich pozbyć. Walka o upragniony efekt może zająć trochę czasu, jednak warto poświecić się dla osiągnięcia celu. Jeśli chcemy, żeby problem nie nawracał, należy zwrócić uwagę na ochronę przeciwsłoneczną. | Piegi – jak je ukryć? |
Lata są coraz cieplejsze, a promieniowanie słoneczne coraz mocniejsze. To sprawia, że wyposażamy nasze domy, mieszkania i biura w systemy umożliwiające ochronić pomieszczenia przed nadmiernym nagrzewaniem się. Ochronę przeciwsłoneczną mogą nam zapewnić rolety i okiennice. Aby właściwie spełniały swoją funkcję, muszą być wykonane z odpowiedniego materiału, tj. takiego, który będzie odbijał promienie słoneczne. Decyzja o wyposażeniu domu czy mieszkania w rolety czy okiennice najczęściej jest podyktowana tym, że pomieszczenie znajduje się od strony bardzo nasłonecznionej.
Gdy już zdecydujemy się na montaż rolet czy okiennic, nie zapominajmy o ich walorach estetycznych. Obecna oferta rynkowa jest tak szeroka, że do większości budynków można dobrać elementy pasujące właściwie do każdego wystroju.
Okiennice odbijające światło
Okiennice większości z nas kojarzą się z ozdobnym, wykonanym z drewna zewnętrznym elementem wyposażenia domów. Dostępne są zarówno okiennice wykonane z drewna, jak i z aluminium czy PCW. Ochrona przed promieniowaniem słonecznym to jedno z głównych zadań okiennic. Ponadto doskonale zabezpieczają przed deszczem oraz wiatrem. Zacieniają wnętrze, a przy tym niektóre z nich, w zależności od wzoru, pozwalają na częściowe wpuszczanie światła. Są okiennice z wypełnieniem stałym, tzw. pełne, oraz ruchomym, pozwalającym na ustawienie kąta nachylenia wypełnienia.
Wybór okiennic powinniśmy rozpocząć od wyboru materiału, z którego mają być wykonane. Drewniane doskonale sprawdzają się w budynkach tradycyjnych. Oferta rynkowa jest bardzo bogata. Mogą być wykonane zarówno z drewna krajowego, jak i egzotycznego. Ważne jest, aby było, po pierwsze, doskonale wysuszone, a po drugie – dobrze zaimpregnowane. Te dwa czynniki mają wpływ na późniejsze ich użytkowanie. Nawet okiennice wykonane z najwyższą starannością wymagają co pewien czas (zazwyczaj co 3–4 lata) konserwacji, tj. ponownego odnowienia impregnatem do drewna.
W przypadku okiennic wykonanych z PCW lub aluminium o konserwacji nie musimy pamiętać, natomiast nie będziemy mieli do wyboru pełnej palety kolorów, jak w przypadku okiennic drewnianych. Dlatego okleja się je foliami imitującymi drewno (kolor lub usłojenie). Trzeba również pamiętać, że okiennice, zarówno drewniane, jak i z PCW lub aluminium, mogą być sterowane ręcznie lub zdalnie za pomocą zamontowanego zestawu sterującego. To rozwiązanie bardzo wygodne, ale kosztowne.
Rolety odbijające światło
Rolety możemy podzielić nazewnętrzne i wewnętrzne. Rolety zewnętrzne pozwalają na całkowite ograniczenie dopływu promieniowania słonecznego. Dzięki temu doskonale sprawdzają się latem, natomiast warto wspomnieć, że zimą stanowią dodatkową izolację i ograniczają straty ciepła. Mogą być wykonane ze stali, aluminium, PCW czy nawet drewna. Podobnie jak okiennice dają dodatkową ochronę przed wiatrem i deszczem. Roletami można sterować ręcznie lub automatycznie. Dla ochrony przed promieniowaniem słonecznym warto rozważyć montaż czujnika nasłonecznienia. To rozwiązanie sprawia, że w zależności od stopnia nasłonecznienia program sterujący automatycznie opuszcza rolety lub je podnosi. Dodatkową funkcją rolet jest ochrona przez włamaniem. Oczywiście najskuteczniejsze pod tym względem są typowe modele antywłamaniowe.
Skutecznośćrolet wewnętrznych jest mniejsza niż zewnętrznych, natomiast podstawowym kryterium decydującym o wyborze powinien być materiał, z którego zostały wykonane. Na przykład modele z eloksalowanego aluminium, dostępne w dowolnym kolorze, skutecznie odbijają promienie słoneczne, zapobiegając nagrzewaniu się wnętrza. | Okiennice i rolety, które odbijają światło |
Moda to ciągłe powroty do przeszłości i godzenie pozornie niepasujących do siebie stylów. Podpowiadamy, jak mądrze łączyć sport z szykownymi kreacjami, czyli różowe, sportowe sneakersy z bardziej eleganckimi spódnicami i sukienkami. Sneakersy to buty sportowe. Wiązane, na gumkę, rzepy lub po prostu wkładane. Jak to się stało, że buty projektowane dla sportowców różnych dyscyplin – biegaczy, koszykarzy, piłkarzy – przeniknęły nie tylko do mody, ale i kultury masowej? To proste – sneakersy są wygodne i stylowe, a projektanci wielkich koncernów, takich jak Puma, Reebok lub Adidas, ciągle pracują nad ulepszeniami technologicznymi i nowoczesnym wyglądem butów. Dlatego kochamy sneakersy miłością coraz silniejszą i dlatego buty te wkładamy niemal na każdą okazję. I wcale nie zraża nas fakt, że kultowe modele, takie jak np. Nike Air Max z 1987 roku, inspirowane architekturą paryskiego muzeum sztuki nowoczesnej Centre Pompidou lub Reebok Classic Leather z roku 1983, osiągają czasem ceny kolekcjonerskie. Obuwie tego typu oferują nie tylko koncerny sportowe – swoje wersje sneakersów wyprodukowały także m.in. dom mody Martin Margiela, Chanel czy Dior.
Jak nosić sneakersy?
Nie musisz wcale kochać sportowych butów – doskonale rozumiemy przywiązanie do odgłosu stukających obcasów. Ale sportowe buty to komfort nieporównywalny z niczym innym, a umiejętne skomponowanie ze strojem zwłaszcza tych różowych to sztuka. Jak je nosić?
Odważnie – nie bój się zaskakujących połączeń. Biały T-shirt, długa, czarna spódnica i adidasy z różowym motywem – oto genialna w swej prostocie stylizacja, odpowiednia do szkoły, na zajęcia i do pracy.
Szykownie – wybieraj rzeczy dobrej jakości, dobrze skrojone i ponadczasowe. Różowe adidasy lub trampki converse zawsze będą korzystnie wyglądały w towarzystwie błękitnych, prostych, najlepiej markowych dżinsów i szarej bluzy.
Bez przesady – nie łącz różu z... różem. Jeden akcent w tym kolorze w stylizacji w zupełności wystarczy.
Prosto – nie kombinuj z kolorami i wzorami, bo co za dużo, to nie zdrowo.
Dla miejskich biegaczek
Dlaczego warto wybrać różowe buty sportowe, zwłaszcza jeśli prowadzisz aktywny tryb życia? Najprostsza odpowiedź brzmi: ponieważ są wygodne. Jeżeli biegniesz z uczelni do pracy lub po spotkaniu biznesowym pędzisz odebrać dziecko z przedszkola, to właśnie sneakersy dobrej jakości będą mądrym rozwiązaniem. Zwłaszcza że są to stylowe i modne buty, które po pracy z powodzeniem mogą zastąpić twoje biurowe szpilki. Wybierz jedną z różowych par Nike – marka proponuje wiele odcieni tego koloru oraz modeli z różowymi akcentami. Buty dobrze będą wyglądały w połączeniu nie tylko z prostą spódnicą, ale też z klasycznymi, biznesowymi chinosami w kolorze granatowym i białą koszulą oraz żakietem.
box:offerCarousel
Zawadiacko czy dziewczęco?
Sportowe buty i dresowa sukienka? Tak, to połączenie oczywiste i jak najbardziej na miejscu, choć nieco banalne. Odważ się i włóż różowe sneakersy do czarnej sukienki z mocno wciętą talią. Jeśli chcesz wyglądać nieco zawadiacko, wybierz prostą spódnicę z imitacji skóry, luźną bluzkę w kwiaty oraz sportowe buty. Jeśli wolisz styl dziewczęcy, włóż tiulową spódnicę w odcieniu beżu lub kawy z mlekiem, czarne body i sneakersy wiązane na ozdobne, różowe, błyszczące tasiemki.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Klasyka + metaliczny błysk dla odważnych
Jeśli należysz do osób ceniących klasyczne, proste i piękne rozwiązania, ale jednocześnie lubisz róż, wybierz jeden z pastelowych modeli sneakersów Reebok z linii Classic Leather Metallic. Powstało bardzo wiele odcieni tego koloru – delikatny pudrowy, mocniejszy łososiowy, a także lekko wrzosowy i mocny róż. Z czym najlepiej je połączyć? Generalnie róż dobrze wygląda z fioletem, liliowym, fuksją, a nawet czerwienią, a także całą gamą kolorów pastelowych.
box:offerCarousel
Dlatego do butów w jasnych odcieniach możesz włożyć białe (lub w kolorze kości słoniowej), kryjące rajstopy, plisowaną, metaliczną spódnicę oraz prostą bluzę dresową, także w jakimś pastelowym odcieniu lub białą. Do tego idealnym okryciem wierzchnim będzie klasyczna kurtka dżinsowa. Pamiętaj, że połyskująca spódnica sprawi, iż wszyscy zwrócą uwagę właśnie na nią, a także na buty. | Różowe sneakersy – jak stylowo łączyć je ze spódnicami i sukienkami? |
Rugby to widowiskowa dyscyplina sportu, wymagająca dobrego przygotowania fizycznego. Jeśli chcesz uprawiać ten sport, dowiedz się, jak wzmocnić się przed meczem. Rugby jest w Polsce coraz bardziej popularne. Warto zwrócić uwagę na ten sport, szczególnie jeśli lubisz kontakt, dużo adrenaliny i szybkie decyzje. Jest to też jedna z tych dyscyplin, w których bardzo ważną rolę spełnia trening uzupełniający. Dobrym rozwiązaniem są 2–4 treningi uzupełniające w tygodniu (oprócz treningów specjalistycznych) Warto więc wiedzieć, co ćwiczyć, żeby ciało dało sobie radę z dużymi obciążeniami.
Specyfika sportu
Zawodnicy rugby nie są nazbyt masywni. Mają mocne mięśnie, są szybcy i zwinni. Tego wymaga współczesne rugby. W tym sporcie ważne są takie elementy, jak duża siła, przygotowanie do wysiłku interwałowego o dużej intensywności i częstotliwości, stabilność, zapewniająca bezpieczeństwo przy nagłych zmianach kierunku i zatrzymaniach itd.
Na treningach należy skupić uwagę na:
* sile,
* koordynacji
* wytrzymałości
* szybkości
* stabilizacji
* mobilności
Elementy treningu rugbysty
Ćwiczenia siłowe
Wzmacnianie poszczególnych partii mięśni warto rozpocząć od wykonywania ćwiczeń wielostawowych (przysiady) i hybrydowych (łączące ze sobą dwa lub więcej ćwiczeń podstawowych, np. przysiad z wyrzutem piłki lekarskiej). W ten sposób osiągniesz poprawę nie tylko siły mięśniowej, ale także koordynacji oraz wydolności. Oczywiście tradycyjne ćwiczenia siłowe też mogą być przydatne. Użycie sztangi i ciężarków warto jednak połączyć z rozciąganiem i poprawą mobilności stawowej, aby „nie dorobić się” asymetrii lub przykurczów.
Ćwiczenia wydolnościowe
Wytrzymałość w takim sporcie jak rugby jest bardzo istotna, pozwala bowiem na przetrwanie intensywnych ćwiczeń specyficznych dla meczu. Wytrzymałość warto poprawiać w kilku zakresach. Wykonując wysiłki ciągłe (bieganie), poprawiasz ogólny stan organizmu. Wysiłki interwałowe lub treningi typu Tabata czy HIIT poprawiają wydolność i przygotują ciało do szybkich zrywów. Elementy poprawy mocy przyczyniają się do ulepszenia startu i przyspieszenia(np. bieg w miejscu z gumą powerband na biodrach, która przyczepiona do drabinek hamuje ruch).
Elementy szybkościowe i koordynacyjne
Warto trochę czasu poświęcić na te ćwiczenia, chociaż zwykle są one robione na treningach specjalistycznych. Jeżeli masz z tym problem, dodaj do planu ćwiczenia z drabinkami koordynacyjnymi, biegi po kopercie czy z piłką lekarską.
Trening obwodowy
Obwód łączy większość z powyższych elementów, dlatego może być przydatny, jeżeli masz mało czasu i chcesz wcisnąć jak najwięcej ćwiczeń w jak najkrótszym czasie. W obwodach wykorzystuj kettle, skakanki, ciężarki. Rób przysiady, pompki, podciąganie na drążku itd. Bardzo ważnym elementem są także ćwiczenia plyometryczne (np. wskoki na ławkę).
Dwie możliwości
Jeśli nie chcesz rozpisywać treningów, możesz spróbować uzupełniająco crossfitu, który zawiera wszystkie wymienione wcześniej elementy, a prowadzony przez doświadczonego trenera jest bezpieczniejszy niż treningi z dużymi obciążeniami wykonywane w domu. W wielu krajach jest standardowo wykorzystywany jako trening uzupełniający dla rugbystów.
Rugbyści mogą wiele skozystać z kontaktowych sportów walki. Nie mówimy tu o regularnym treningu, ale podstawowa nauka judo czy ju-jitsu pomaga nauczyć się przepychania, przewracania itd.
Rugby jest dyscypliną wymagającą wszechstronnego przygotowania. Warto jednak się nią zainteresować, bo dla dynamicznych osób może być ciekawszą alternatywą niż spokojne sporty drużynowe. | Trening rugbysty |
Dzień Matki to doskonały powód, żeby obdarować najważniejszą kobietę w naszym życiu miłym upominkiem, który podkreśli nasze uczucia i wdzięczność. Niestety, często trudno jest nam wybrać prezent, który ucieszy mamę, a przy tym nie będą to kolejne czekoladki czy kwiaty. Świetnym pomysłem są w takich sytuacjach książki. To prezent, który można idealnie dopasować do wieku mamy i jej zainteresowań. Jeżeli opatrzymy taką książkę specjalną dedykacją, na pewno obdarowywana się ucieszy. Prezent dla romantycznej mamy
Romanse i wciągające powieści obyczajowe to idealny pomysł na prezent dla kobiet, które uwielbiają miłosne zawirowania. Tegorocznym hitem jest saga rodu Poldarków autorstwa Winstona Grahama. Do tej pory ukazały się dwie części – „Ross Poldark” oraz „Damelza”. Książki, choć napisane wiele lat temu, nadal zachwycają stylem. Snuta przez autora opowieść jest wielowątkowa i na pewno zadowoli każdą fankę romansów historycznych.
Wielbicielki romansów dziejących się współcześnie ucieszy z kolei najnowsza powieść Colleen Hoover „Ugly Love”. To przepiękna historia miłości dwojga bohaterów – Tate i Milesa, których los stawia na swojej drodze. Początkowo ich związek ma być jedynie czystym układem, bez wnikania w przeszłość i snucia planów na przyszłość. Ten plan nie ma jednak szans na powodzenie, ponieważ uczucie, które narodzi się między nimi, pokona wszelkie bariery.
Prezent dla gotującej mamy
Wielu z nas ma przywilej posiadania mamy, która uwielbia gotować i wyszukuje coraz to nowe przepisy. Ładnie wydana książka kucharska będzie bardzo ciekawym pomysłem na prezent. Warto postawić na pozycje, które prezentują coś więcej niż klasyczne przepisy na domowe obiady. Ciekawym rozwiązaniem jest książka „Jadłonomia. Kuchnia roślinna. 100 przepisów nie tylko dla wegan”. Ucieszy ona każdą fankę gotowania, nie tylko stosującą dietę wegańską.
Interesującą alternatywą jest książka dotycząca wypieków i deserów. W tej kwestii równych nie ma sobie Dorota Świątkowska, która w tym roku wydała swoją kolejną książkę „Moje wypieki. Wielki powrót”. To pozycja, która ucieszy każdą fankę pieczenia. Dodatkowym atutem książki są przepiękne zdjęcia gotowych ciast, które dodatkowo motywują i uprzyjemniają korzystanie z poradnika.
Prezent dla mamy ciekawej świata
Mamy, które zawsze są ciekawe otaczającego świata, na pewno ucieszą się z reportaży i pozycji z zakresu literatury faktu. Jeżeli dodatkowo interesuje je środowisko naturalne, z pewnością powinny otrzymać w tym roku „Sagę Puszczy Białowieskiej” Simony Kossak. To wciągająca opowieść o miejscu, które trwa nieprzerwanie od tysięcy lat i nie poddaje się żadnemu kataklizmowi, chroniąc mieszkające w nim gatunki. Jest to również wołanie o pomoc dla puszczy, którą systematycznie niszczymy, nie doceniając jej wagi dla środowiska naturalnego w naszym kraju i regionie.
Inną równie ciekawą propozycją książkową jest opowieść o jednej z najbardziej wpływowych kobiet naszych czasów – „Elżbieta II. O czym nie mówi królowa?” Będzie z niej zadowolona każda fanka współczesnych biografii i sekretów życia członków rodzin królewskich. Marek Rybarczyk podzielił się w niej niemal całą swoją wiedzą na temat Elżbiety II i zdradził mnóstwo jej sekretów, o których w większości nie mieliśmy pojęcia.
Prezenty dla mamy lubiącej modę
Mamy, które interesują się modą na pewno ucieszą książki i albumy poświęcone tej tematyce. Poradnik autorstwa Katarzyny Tusk „Elementarz stylu” to nie tylko przewodnik po tym, jak się ubierać, ale też czego lepiej unikać. To duża dawka inspiracji do tworzenia własnych codziennych stylizacji, które będą podążały za modą, ale przede wszystkim będą pasować do naszego stylu i sylwetki. Książka jest bardzo starannie wydana, więc nawet jej przeglądanie sprawia przyjemność.
Kobiety, które interesują się historią mody będą zadowolone z książki Aleksandry Baćkowskiej. „To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRL” to sentymentalna podróż w czasie, z której dowiemy się niemal wszystkiego na temat sposobu ubierania się Polek i walki o indywidualny styl w tych trudnych czasach. Opisane przez autorkę historie są zabawne, poruszające, a czasami wręcz zdumiewające. I co najważniejsze – dowiadujemy się, kto jest właścicielem słynnych wielbłądów.
Dobra książka, wpisująca się w zainteresowania lub hobby obdarowywanej osoby, to zawsze świetny prezent. Wybierając podarunek dla mamy, postarajmy się o taką pozycję, po którą chętnie sięgnie i zrobi to z prawdziwą przyjemnością. W ten sposób sprawimy, że czytając ją, na pewno pomyśli o swoich dzieciach. | Książkowe prezenty na Dzień Matki |
Codziennie każdy z nas wiele godzin wpatruje się w różnego typu ekrany – telefonów, tabletów, komputerów, telewizorów. Trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie w dzisiejszych czasach bez udogodnień współczesnej technologii. Niestety bardzo często ma to negatywny wpływ na nasz wzrok. Coraz więcej osób, by dobrze widzieć, potrzebuje okularów korekcyjnych. Na szczęście dawniej funkcjonujący negatywny stereotyp „okularnika” – kujona lub mięczaka już dawno odszedł do lamusa. Teraz okulary traktowane są jako uzupełnienie wizerunku, biżuteryjny dodatek do stylizacji. W tym sezonie najpopularniejsze są oprawki do okularów w stylu retro.
Jak Marylin Monroe
Pamiętacie film Jak poślubić milionera? Pola Debevoise – bohaterka, w którą wciela się Marylin Monroe, nosi okulary w kocim kształcie. Takie oprawki sprawiają, że nawet najbardziej stonowana stylizacja nie zostanie niezauważona. Dodatkowo wysmuklają twarz oraz przy dobrze dobranym kolorze dodają jej wyrazistości. Działają jak elegancka biżuteria i makijaż w jednym.
Innym godnym polecenia modelem oprawek retro do szkieł korekcyjnych są zaokrąglone ramki oversize. Wyglądają świetnie zarówno w wersji czarnej, jak i bardziej odważnej, niejednolitej, z półprzezroczystego tworzywa, podobnego do bursztynu. Co ciekawe, jeśli chodzi o te drugie – każdy egzemplarz jest niepowtarzalny, ponieważ efekt ten nie jest uzyskiwany przez nadruk, a przez zmieszanie materiałów o dwóch różnych odcieniach. Całkiem okrągłe oprawki również cieszą się niemałą popularnością. Te można nabyć w wersji bardzo wyrazistej, grubej oraz cieńszej, choć paradoksalnie odważniejszej.
Jak Audrey Hepburn
Oprawki okularów, nie tylko korekcyjnych, dodają uroku noszącej je osobie. Jeśli jesteś kierowcą, z pewnością potrzebujesz okularów przeciwsłonecznych przez cały rok. Okulary w stylu retro z ciemnymi szkłami to nie tylko niezbędne akcesorium, ale także stylowy dodatek do stroju. Każdy kto widział Audrey Hepburn w filmie Śniadanie u Tiffany'ego doskonale wie, jak stylowo może wyglądać kobieta w okularach przeciwsłonecznych. W tym wypadku wybór jest niemniejszy niż wśród oprawek korekcyjnych – nosimy oprawki kocie, oversize, okrągłe i aviatorki. Jedno jest pewne – nie boimy się ich wyrazistych kształtów i rozmiarów.
Doskonały styl i komfort
Oprócz niewątpliwych walorów estetycznych, duże oprawki w stylu retro są po prostu bardzo wygodne. Większe oprawki to większe szkła – korzystając z takich okularów nie widzisz ich ramek, co zdecydowanie poprawia komfort widzenia. Poza tym pięknie dopełniają zarówno stylizacje bardzo kobiece, jak i minimalistyczne, wręcz „męskie”.
Jak dobrać odpowiedni model?
Nie tylko moda powinna być kryterium, według którego dobieramy oprawki, ale także nasz wygląd. Przede wszystkim wielkość i kształt twarzy. Jeśli chodzi o rozmiar, okulary oversize są hitem, ale nie możemy przesadzić. Oprawki nie powinny wystawać po bokach głowy. Nie tylko nie będą dobrze wyglądały, ale także będą wtedy bardzo niewygodne. Mogą się zsuwać i poruszać przy każdym ruchu głową. Z kolei przy doborze kształtu i fasonu powinniśmy kierować się jedną zasadą: oprawka okularów ma równoważyć kształt twarzy. Jeśli więc twoja buzia jest podłużna lub prostokątna, wybierz okulary o okrągłym lub opływowym kształcie. Z twarzą okrągłą lepiej będą wyglądać oprawki prostokątne.
Jak wybrać odpowiedni kolor?
Kolor oprawek jest także ważnym kryterium ich doboru. Warto nadać twarzy trochę wyrazistości, ale należy unikać zbyt wielkich kontrastów. Blondynka o bladej skórze lepszy efekt osiągnie, wybierając ramki w kolorze brązowym, granatowym lub bursztynowym niż w czarnym. Należy także uważać na zbyt odważne kolory: czerwony, zielony, a nawet biały. Takie oprawki pięknie wyglądają w witrynach sklepowych i na zdjęciach, jednak nie tak łatwo komponują się z naturalnym kolorem włosów czy odcieniem karnacji. Są też bardzo wymagające, jeśli chodzi o dobór ubrań i innych dodatków. | Oprawki do okularów w stylu retro |
Gdy mamy już wszystko, pragniemy jeszcze więcej. Wiedzą o tym producenci gadżetów erotycznych i swoimi pomysłami nie przestają zaskakiwać nawet najbardziej wymagających klientów. Pierwsze gadżety erotyczne, a były to urządzenia dr. Josepha Mortimera Granville’a, twórcy pierwszego elektrycznego wibratora, pojawiły się w sprzedaży już w 1904 r. Produkcja zabawek erotycznych trwa już ponad 114 lat, nie dziwi więc opinia, że w tej kwestii wymyślono już chyba wszystko. Nie jest to jednak zgodne z prawdą, ponieważ rynek co chwilę zaskakuje nas czymś nowym, wyjątkowym, a wprowadzenie podobnego gadżetu, ale wykonanego z innego materiału bądź ozdobionego w wyjątkowy sposób czyni go zazwyczaj hitem sprzedaży i erotycznym ulubieńcem.
Inny wymiar wibracji
Jednym z pierwszych gadżetów erotycznych, który trafił do sprzedaży, był wibrator. Przez lata przybierał on różne, najmniej i najbardziej naturalistyczne formy. Te ostatnie były długo popularne. Wykonane z największą starannością z najlepszej jakości materiałów sprawiały wrażenie prawdziwych penisów. Jednak innowacje dosięgły i tę strefę – na rynku pojawiły się wibratory w zaskakujących, czasem absurdalnych kształtach. Kieszonkowe gadżety, tzw. miniwibratory do torebki przyjęły postać niepozornych szminek. Ich kształt sprawia, że są one bardzo dyskretne i nawet gdy wypadną z torebki, nie przysporzą właścicielce rumieńców zażenowania. Kształt tego gadżetu posiada funkcję nie tylko wizualną, ale także praktyczną. Inaczej jest z wibratorem w kształcie rakiety. Rozumiemy tutaj alegorię – wibrator sprawi, że odlecicie w kosmos, ale czy jest to aż tak czytelne i zachęcające? Niewątpliwie to bardzo oryginalny gadżet, którym można się pochwalić przed chłopakiem. Może będzie chciał się nim pobawić?
Na uwagę zasługuje także wibrator w kształcie języka, do złudzenia przypominający naturalny. W tym przypadku popieramy inspirację seksem oralnym.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Do schrupania
Kolejną kategorią niepowtarzalnych zabawek są wszelkie gadżety kojarzące się z jedzeniem. Są to np. wibratory w postaci kolby kukurydzy. Jest to swego rodzaju manifestacja powrotu do natury, ale gadżet posiada dodatkową funkcję – ziarna kukurydzy stanowią doskonale stymulujące wypustki. Do tego ten realistyczny wygląd – aż chce się go schrupać. Wibrator-banan również wygląda niezwykle apetycznie. Podobnie jest z wibratorem w kształcie loda z polewą czekoladową. Wykonano go z silikonu, a można się nim posługiwać na różne sposoby – penetrować górą (masą lodową) lub dołem (wafelkiem). Posiada kilka rodzajów wibracji, jest wodoodporny, ma wewnątrz akumulatorki do ładowania. Czy jest praktyczny i skuteczny? Może nie tak bardzo jak ten realistyczny, ale jak wygląda! Ten gadżet aż się prosi, żeby go polizać. Do tego jest pakowany w pudełko retro, które ma wbudowaną melodyjkę – utwór jazzowy z 1920 roku.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Klasyka w nowym wydaniu
Osoby ceniące klasyczną stymulację poprzez penetrację, ale lubiące również oryginalne gadżety powinny zwrócić uwagę na te wyjątkowe dilda, a najbardziej dwa w jednym, czyli dildo z pejczem. Jest to dildo realistycznych rozmiarów, wykonane ze szkła lub silikonu medycznego, które u swojej podstawy posiada skórzane frędzelki, służące jako pejcz dla niegrzecznych. Idealna zabawka, gdy wybieramy się w podróż – dzięki zaoszczędzonemu miejscu możemy dorzucić do walizki coś jeszcze bardziej niegrzecznego, np. dildo mocowane na udo. W zestawie znajduje się świetne żelowe dildo sporych rozmiarów, a także szeroki, skórzany pas do mocowania gadżetu na udo. Jest to bardzo wygodne i przyjemne rozwiązanie, szczególnie dla par homoseksualnych. Podobnie niegrzeczne są wszelkiego rodzaju gadżety z rogami diabła, m.in. mały masażer o sylwetce diabełka. Wszelkie jego wypustki w postaci rogów i wideł dodatkowo stymulują wnętrze pochwy.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Dziwnie wyglądające gadżety bardzo często posiadają dodatkowe funkcje – takie, których w klasycznych modelach trudno szukać. Dlatego też warto czasem zainteresować się kolbą kukurydzy czy dildo z pejczem, mogą one przynieść nam więcej korzyści i… rozkoszy. | Czego to producenci nie wymyślą – najdziwniejsze gadżety erotyczne na rynku |
Zarówno w małych warsztatach przydomowych, jak i profesjonalnych zakładach przydadzą się wiertarka, młotowiertarka oraz młot. Aby w pełni skorzystać z możliwości tych narzędzi, będziemy jednak potrzebowali różnego rodzaju akcesoriów. Podpowiadamy, jaki osprzęt do podręcznych narzędzi jest najbardziej przydatny.
Wiertła oraz koronki
Wiertła to podstawowe akcesoria do pracy z wiertarką oraz młotowiertarką. Są niezastąpione podczas amatorskiego majsterkowania, np. prac montażowych i konstrukcyjnych, a także poważniejszych zadań remontowo-budowlanych. W sklepach znajdziemy wiertła uniwersalne, które poradzą sobie z wieloma materiałami, a także modele przeznaczone do metalu, drewna, betonu oraz szkła. Osobną kategorią są wiertła do młotowiertarek i młotów (typu SDS). Do wykonywania większych otworów używa się natomiast koronek wiertniczych (nazywanych również otwornicami). Bardzo popularne są koronki bimetalowe do wiercenia m.in. w drewnie, stali czy aluminium, a także diamentowe do powierzchni twardych i ceramicznych. Chętnie kupowane są koronki kilkuczęściowe i wyposażone w dodatkowe elementy, np. gąbeczkę zapobiegającą pyleniu. Warto pamiętać, że do młotowiertarek oraz młotów niezbędne będą adaptery umożliwiające mocowanie wierteł i koronek.
box:offerCarousel
Wiertła Bosch Robust Line. Zestaw wierteł typu SDS-Plus (do młotowiertarek oraz młotów) wykonanych z twardego stopu. Dzięki wierzchołkowi centrującemu mają one do 50 proc. dłuższą żywotność, a wskaźnik zużycia gwarantuje efektywną pracę. Wiertła są idealne do wiercenia w murze, betonie tradycyjnym i zbrojonym. W zestawie znajduje się pięć wierteł o średnicy: 5 mm, 6 mm, 6 mm, 8 mm i 10 mm, zapakowanych w wygodną kasetkę. Do wyboru dwa zestawy (z wiertłami o długości wyłącznie 100 mm albo 100 mm i 50 mm). Cena: od 39 zł.
Ściernice i szczotki
Ściernice to szczotki wykonane z włókniny, których używa się do szlifowania przede wszystkim drewna, metalu oraz tworzyw sztucznych. Szczotki – wykonane z drutu kwasoodpornego lub stali – przeznaczone są natomiast do ręcznego usuwania łuszczącej się farby, rdzy oraz innych zniszczonych powłok. Szczotki tarczowe o dużej średnicy służą do oczyszczania dużych powierzchni, natomiast modele pędzelkowe pozwalają na usuwanie zanieczyszczeń z trudno dostępnych miejsc, np. na końcówkach rur czy w zgięciach kolanek. Trzeba jednak wybierać modele o dużej prędkości obrotowej.
box:offerCarousel
Ściernica Metabo. Ściernica lamelkowa do szlifowania metalu, stali szlachetnej, żeliwa, stali tradycyjnej oraz blachy stalowej. Klasa podstawowa o dużej wydajności gwarantuje wysoką wydajność, równomierny efekt oraz komfortową pracę przy niskim poziomie wibracji. Maksymalna prędkość robocza: 80 m/s. Dostępne średnice: 115 mm lub 125 mm. Cena: od 8,99 zł.
Co jeszcze się przyda?
Przydatne będą na pewno gwintowniki (do gwintów wewnętrznych) oraz narzynki (do gwintów zewnętrznych). To akcesoria służące do nacinania gwintów i nadawania im odpowiednich kształtów, dzięki którym poszczególne elementy można np. wygodnie połączyć. Warto zainwestować także w dłuta o specyficznie wyprofilowanej końcówce, która łatwo wbija się w beton, kamień czy marmur, ułatwiając ich obróbkę. Dłuto – przeznaczone do młotowiertarek oraz młotów – możemy wykorzystać do wykonywania otworów, skuwania tynków oraz prac rozbiórkowych. W skrzynce z narzędziami powinny się znaleźć także: rozwiertak do wykręcania ułamanych śrub, kamień szlifierski do obróbki metalu, zdzierak do wykonywania wgłębień oraz tarnik do polerowania i oczyszczania materiału. Do standardowej wiertarki możemy kupić dodatkowo stojak oraz prowadnicę.
box:offerCarousel
Zestaw osprzętu Makita. Zestaw dłut oraz wierteł do pracy w betonie oraz murze. Wszystkie elementy mają mocowanie typu SDS, dzięki czemu są w pełni kompatybilne ze wszystkimi młotowiertarkami. W zestawie znajduje się 12 wierteł (od 110 mm do 260 mm) oraz 5 dłut (płaskie, szpice, szerokie) zapakowanych w wygodną walizeczkę. Cena: od 87 zł.
Akcesoria do wiertarek, młotowiertarek oraz młotów są niezastąpione w domu i w ogrodzie. Dzięki nim wiele napraw oraz prac remontowo-budowlanych wykonamy znacznie efektywniej. Sprawdź, które z nich przydadzą się w twoim warsztacie! | Akcesoria do wiertarek, młotowiertarek i młotów |
Panele słoneczne, inaczej nazywane solarami lub kolektorami, z roku na rok zyskują coraz większą popularność. Dzieje się tak z uwagi na ekologiczną metodę pozyskiwania ciepła, a także energooszczędne podgrzewanie wody. Tylko czy warto w nie inwestować? Podpowiadamy, co jeszcze należy wiedzieć na ich temat. Panele słoneczne – czym są?
Kolektory słoneczne
to urządzenia mające na celu przetwarzanie energii promieniowania słonecznego w ciepło, które za pośrednictwem czynnika roboczego jest przekazywane dalej. Ich zadaniem jest przede wszystkim ogrzewanie wody użytkowej oraz wspomaganie systemu ogrzewania. Kolektory mają różne wielkości oraz wydajności, natomiast ich podstawowy podział wynika przede wszystkim z różnic konstrukcyjnych, za którymi idą różnice w rozwiązaniach technologicznych. Te z kolei mają wpływ na wydajność kolektorów.
Urządzenia te są coraz częściej widoczne na dachach naszych domów i uznaje się je za tak zwany rodzaj ogrzewania pasywnego, niezależnego od zewnętrznych źródeł energii. Warto pamiętać, że panele słoneczne dzielimy na płaskie, a także próżniowo-rurowe. Produkowane są również kolektory specjalne, znajdujące wykorzystanie zazwyczaj w dziedzinach przemysłu albo nowoczesnym budownictwie.
Jak działają?
Wbrew pozorom zasada działania paneli słonecznych jest bardzo prosta. Jak wiadomo, najważniejszym elementem jest tutaj kolektor. W zależności od tego, jaki rodzaj wybierzemy, inna jest zasada działania. W kolektorze płaskim znajduje się tak zwany absorber, czyli blacha miedziana pokryta specjalną powłoką, na której znajduje się przezroczysta warstwa ochronna. Kiedy promienie słoneczne pokrywają absorber, dochodzi do nagrzewania się nośnika ciepła. W drugim przypadku, a mianowicie kolektorze próżniowym lub próżniowo-rurowym, absorber znajduje się w próżni. Wpływa to na zwiększenie skuteczności, a dodatkowo sprawdza się nawet podczas chłodnych dni. A to wszystko za sprawą efektywności, która w większym stopniu zależy od nasłonecznienia, a w mniejszym od temperatury powietrza.
box:offerCarousel
Zalety paneli słonecznych
Istnieje wiele powodów, dla których warto stosować panele słoneczne. Jednak niezaprzeczalnie największym ich plusem jest oszczędność. Warto wiedzieć, że montując je na swoich dachu, zaspokajają one nawet do 70 procent rocznego zapotrzebowania na energię cieplną potrzebną do podgrzewania ciepłej wody użytkowej. Równie ważne jest to, że działanie paneli nie jest w żadnym stopniu uzależnione od mocy słońca, ale od ogólnego naświetlenia w ciągu dnia. Ponadto niezwykle tania jest ich eksploatacja, ponieważ płacimy tylko i wyłącznie za prąd do pompy obiegowej, a co 5 lat tylko kilkaset złotych na wymianę tak zwanego czynnika. Dodatkowo inwestycja może zostać dofinansowana przez Ministerstwo Środowiska.
Wady kolektorów
Choć przeważa ilość zalet, to należy wspomnieć także o minusach paneli słonecznych. Niestety jest to stosunkowo wysoka cena, a sam ich montaż to wydatek rzędu kilku tysięcy złotych. Warto jednak pamiętać, że jest to tylko koszt chwilowy, gdyż poniesione wydatki zwrócą się w przyszłości w postaci zaoszczędzonej energii. Mniejszym, lecz również branym pod uwagę mankamentem jest fakt, że ogrzewanie wody lub produkcja prądu w trakcie dużego zachmurzenia niestety znacznie spada.
Podsumowując, wymienione wyżej zalety i wady solarów, z przewagą pozytywów, skłaniają się ku temu, aby w nie zainwestować. Nie zmienia to jednak faktu, że, tak jak praktycznie w każdym innym przypadku, istnieją pewne minusy związane z wykorzystaniem tego typu urządzeń. Jeśli jednak się nad tym poważnie zastanowimy, uznamy, że plusy przewyższają w znaczny sposób te wyżej wymienione mankamenty, czyniąc panele słoneczne dobrym rozwiązaniem nie tylko dla budynków jednorodzinnych, ale także wielorodzinnych. | Panele słoneczne – wady i zalety |
Kołyski i kosze Mojżesza to obecnie coraz popularniejsze elementy wyposażenia dziecięcego pokoju. Dowiedz się, czym są i dlaczego warto wybrać je na łóżeczko dla nowo narodzonego dziecka. Przeważnie, wybierając łóżeczko dla mającego przyjść na świat malucha, decydujemy się na standardowy dziecięcy mebelek ze szczebelkami, który ma posłużyć przez kilka najbliższych lat. Przekonuje nas jego wielofunkcyjność i cena. Kosz Mojżesza lub kołyska to rozwiązania mniej popularne z powodu krótkiego okresu przydatności, który trwa maksymalnie do momentu rozpoczęcia nauki siadania. Warto jednak poznać ich ogromne zalety i zastanowić się, czy kołyska lub kosz nie będą idealnym miejscem wypoczynku malucha.
Kosz Mojżesza – co to jest
W dawnych czasach, kiedy jeszcze nikt nie przewidywał pojawienia się na rynku niemowlęcych łóżeczek, maluchy spały w różnego rodzaju wiklinowych koszach lub drewnianych skrzyneczkach, dla wygodny wyściełanych grubą pierzyną. Dzisiejsze kosze do spania formą nawiązują do tych sprzed lat, jednak są dużo lepiej i staranniej wykonane, z zachowaniem obowiązującej mody na ciekawe tkaniny, bezpieczne materiały i ekologiczne surowce. Wygodę zapewnia maluszkowi materac, odpowiednio miękki i dopasowany do kształtu kosza.
Kosz Mojżesza – dlaczego warto
Kosze są wyrabiane z bardzo lekkich i miękkich materiałów, mają też uchwyty do przenoszenia, dzięki czemu są najbardziej mobilnym dziecięcym łóżeczkiem. Śpiącego w nim malucha bez trudu i bez wybudzania przeniesiemy do kuchni, salonu czy łazienki. Umożliwia to opiekunowi spoglądanie na dziecko bez odrywania się od czynności domowych. Rozmiary kosza pozwalają na ustawienie go nawet w maleńkiej sypialni. Jeśli chcemy, aby pełnił on funkcję standardowego łóżeczka, warto wyposażyć się w stojak, na którym go umocujemy. Ustawiony przy łóżku rodziców mebel umożliwi nocne karmienie bez konieczności wstawania z łóżka. Mały, przytulny kosz sprawia również, że noworodek czuje się bezpiecznie i naturalnie, ponieważ podobnie mało przestrzeni miał w brzuchu mamy.
Kołyska
Z klasycznym, dziecięcym pokojem sprzed lat, kojarzy się często również drewniana kołyska. Swego czasu było to najpopularniejsze dziecięce łóżeczko. Dostępne obecnie są wykonane z naturalnych materiałów najlepszej jakości. Pomalowana bezpiecznymi dla dziecka kolorowymi farbami i umieszczona na drewnianych, rzeźbionych płozach kołyska będzie stanowić piękny element wyposażenia dziecięcego kącika. Pamiętajmy jednak, aby korzystać z niej tylko przez pierwsze miesiące jego życia. Gdy maluch zaczyna siadać, natychmiast, ze względów bezpieczeństwa, powinniśmy przenieść go do tradycyjnego łóżeczka.
Kołyska – dlaczego warto
Kołysanie jest bardzo istotne dla prawidłowego rozwoju malucha. Stymuluje do pracy mięśnie całego ciała, rozwija koordynację, wszystkie zmysły i trenuje równowagę. Jest to jednak przede wszystkim proces, który maluszek pamięta jeszcze z brzucha mamy – był bujany przy każdym wykonywanym przez kobietę ruchu. Dlatego bujanie wspaniale go uspokaja, zapewnia ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Niektóre dzieci chcą zasypiać tylko wtedy, gdy są bujane na rękach lub kołysane w wózku. Aby oszczędzić wytężonej pracy mięśniom rąk opiekunów, warto się wyposażyć w kołyskę.
Kosz-kołyska, czyli standardowy kosz Mojżesza umieszczany na bujanych pozach łączy zalety i konstrukcję dwóch wyżej opisanych mebelków. Będzie wyśmienitym rozwiązaniem dla osób, które nie chcą rezygnować z żadnej pozytywnej cechy obu łóżeczek. Wybierając mebelek, sprawdźmy, czy jest wykonany z bezpiecznych dla maluszka materiałów, np. czy wiklina jest odpowiednio zabezpieczona, uchwyty służące do przenoszenia solidnie zamocowane, a farby, którymi zostało pomalowane, łóżeczko bezzapachowe. Pozwoli to na zapewnienie maksymalnego bezpieczeństwa naszej pociesze. | Kosze Mojżesza i kołyski - dlaczego warto? |
Wydawać by się mogło, że nakrywanie do stołu nie wymaga szczególnego wysiłku, to codzienna czynność, wystarczy przecież obrus i stołowa zastawa. Owszem, ale co zrobić, żeby przy tych samych możliwościach ciągle było inaczej, pięknie i zaskakująco? Żeby latem było letnio, a w zimie zimowo? Jaki obrus wybrać?
Lato sprzyja wszystkiemu. Przyjmowaniu gości i spotykaniu się. Nawet jeśli robimy to głównie „na mieście”, to i tak często lądujemy potem w domu, a tu w centrum imprezy zawsze znajduje się stół i to stół pięknie nakryty. Zatem do dzieła. Szybkiego dzieła. Na początek wystarczy zwykły… papier do pakowania. Mamy mnóstwo do wyboru. Nie musimy mieć adamaszków i eleganckich obrusów. Papier szybko, praktycznie – bo jednorazowo – i ekologicznie, do tego ciągle inaczej i kolorowo pomoże nam przystroić stół. Pierwszy z brzegu gładki zielony i już nasz stół wygląda jak łąka. W biało niebieskie paski – jeszcze ładniej, bo letnio, wakacyjnie. Moje ostatnie przyjęcie było niezapominajkowe, bo kupiłam taki papier ozdobny. Można również skorzystać z gotowego obrusu papierowego na metry. To też dobre rozwiązanie. Zawsze zostaje na zapas, a w przypadku wylania czerwonego wina nie wpadamy w panikę i nie zasypujemy plamy solą. Do wyboru piękne wzory: kwiatowe, graficzne, w kropeczki i gładkie.
Jakie serwetki wybrać?
Papier jako obrus to nasze tło. Teraz można zaszaleć. Truskawkowe party? Bardzo proszę. Na zielonym papierze zwykłepapierowe serwetki. Poszerzamy spektrum oddziaływań na zmysły o porzeczki, jagody, poziomki? Na zielonym tle nasze serwetki i szklana misa z owocami wystarczą za całą dekorację. A jeśli mamy jeszczepaterę na tort? Nie, nie musimy piec tortu. Owoce na szklanym talerzu umieszczone pod kopułką szklanego klosza zrobią wystarczające wrażenie. A może mamy na stanie sztuczne kwiaty, bo nie kupiliśmy świeżych, mimo że lato? Proszę bardzo. Cały wybór za grosze, mogą służyć nie tylko do dekoracji klapy żakietu, zgromadzone na szklanej paterze, stworzą ogrodowy nastrój. Do tego wystarczą już gładkie serwetki, a obrus możemy znów zmienić na kolor, jaki lubimy.
Jak nakryć do stołu?
Kolejny konieczny gadżet to oczywiście szkło. Na pewno mamy coś w kredensie, łatwo nam wtedy dopasować nasz nowy papierowy obrus i serwetki. Ale można odwrotnie. Najlepiej zainwestować w przeźroczyste szkło, bo wtedy pasuje do wszystkiego. Zmieniamy obrusy, dodajemy serwetki, ciągle jest inaczej, ciągle na nowo, choć ciągle to samo, a wszystko do wszystkiego bardzo pasuje. Z przezroczystych talerzy robimy widoczki: czyli pod talerz wzorzysta serwetka albo zerwany kwiatek. Nie mamy kwiatka, bo zapomnieliśmy kupić, a mieszkamy w mieście i nie ma gdzie zerwać? Nie szkodzi. Włóżmy pod folię lub pod talerz po prostu coś ładnego. Pocztówkę, papierek po cukierku… Za każdym razem nasz stół będzie wyglądał inaczej.
Wszystko zależy od naszej fantazji. Możemy zrobić szybko i tanio pomidorowo-bazyliowe przyjęcie. Zielony papier na stole, ziołowe serwetki i mnóstwo bazylii wzdłuż środka stołu – oprócz widoku – aromat murowany. Pięknie, oryginalnie i niedrogo. Do tego tylko spaghetti.
Jak przygotować przyjęcie?
Moim ulubionym pomysłem jest też przezroczysta folia, którą możemy położyć na stole. Pod nią kolorowy papier lub nie i… czekamy na koleżankę. Włóżmy pod folię nasz wspólne fotki albo bilet ze wspólnej wycieczki. Ucieszy się, że to specjalnie dla niej.
Urodziny dziecka? Tu nie będzie problemu. Na pewno mamy jego rysunki, fotografie, nawet klasówki czy świadectwa – wszystko świetnie się nada. Skrawki papieru z „koham cie mamo” najbardziej!
Możemy jednak zrezygnować z folii i zostać przy samym papierze. Uroku przyjęciu dodadzą rozsypane na nim kolorowe Skittlesy. To fantastyczna kolorowa dekoracja. Na biało-niebieskim papierze można ustawić łódeczki z papieru origami, bardzo łatwo je zrobić, a jeśli nie mamy ładnych talerzy, albo nasze nam po prostu nie pasują, każdy możemy nakryć uformowanym odpowiednio arkuszem nabłyszczanego śniadaniowego papieru. A na nim kolorowa łódeczka. Sztućce można zapakować każdemu w papierową śniadaniową torebkę, a do niej przypiąć jakiś drobiazg, choćby drewniany spinacz do bielizny z karteczką z imieniem. Możemy też przypiąć spinacz kolorowy, będzie wesoło. A na stole rozsypać galaretki owocowe, znów kolorowy papier – będzie smacznie, wesoło, letnio i kolorowo. A jak chcecie trochę Bizancjum, splendoru i złota, to nakryjcie stół błyszczącym papierem i rozłóżcie gdzieniegdzie czekoladki w złotku. Jeśli wolicie rustykalnie, oszczędnie, to szary papier do pakowania wystarczy. Na nim to goście mogą napisać coś ciekawego. | Jak pięknie nakryć latem do stołu? Nowe pomysły! |
Nowa kategoria urządzeń, jaką niewątpliwie są hybrydy, zdobywa coraz szersze grono oddanych użytkowników. I nie ma się czemu dziwić – tablet z dotykowym ekranem w połączeniu z fizyczną klawiaturą to wygoda korzystania z urządzenia w celach rozrywkowych i komfort fizycznej klawiatury podczas pracy. Tablety hybrydowe - bardziej funkcjonalne od laptopów?
Era Post-PC, którą zapowiedział nieżyjący już Steve Jobs, okazała się bardziej odległa, niż się wszystkim wydawało. Mimo powszechnie uznanej stagnacji na rynku komputerów ta gałąź handlu nadal ma się nie najgorzej, a niektóre firmy, jak na przykład Apple, wciąż odnotowują wzrost sprzedaży komputerów.
Wiadomym jest jednak fakt, że nie każdy człowiek na świecie potrzebuje tradycyjnego komputera. Spora liczba osób komputer traktuje jako urządzenie do rozrywki, które służy za okno z widokiem na internetowy świat, przez który konsumuje treści, dokonuje zakupów czy udostępnia oraz przegląda zdjęcia na portalach społecznościowych. Czasem też potrzebuje napisać maila.
Mimo usilnych prac producentów nad stworzeniem ergonomicznych sposobów wprowadzania tekstu na ekranach dotykowych, wciąż pisanie przy pomocy fizycznej klawiatury wydaje się być najbardziej naturalne i wygodne. Stąd pomysł na hybrydy – urządzenia, które w jednej chwili stają się pełnowartościowymi tabletami, a w razie potrzeby mogą być dobrym komputerem z wszystkimi jego zaletami. Przedstawiamy kilka propozycji takich właśnie hybryd.
ACER Aspire SWITCH 10 SW5-015
Aspire Switch 10 to hybryda wyposażona w wydajny procesor czterordzeniowy Intel Atom Z3735F, działający z częstotliwością zegara na poziomie 1,3 GHz. Tablet został wyposażony w ekran 10,1 cala, wyświetlający obraz w rozdzielczości WUXGA 1920 x 1200 pikseli. Całość wspierają 2 gigabajty pamięci operacyjnej RAM. W zależności od wybranej konfiguracji, do dyspozycji użytkownika może być oddane 32 bądź 64 gigabajty pamięci użytkowej Flash.
Pamięć można dodatkowo powiększyć dzięki czytnikowi kart microSD. Dodatkowo w module dokującym ulokowano dysk twardy SATA o powierzchni 500 gigabajtów. Hybryda pracuje na 32-bitowym systemie Windows 8. Wbudowana bateria zapewnia do 7 godzin pracy. Tablet można nabyć za kwotę około 1100 złotych.
KRUGER&MATZ EDGE 1082
Polski producent elektroniki użytkowej zaoferował atrakcyjną cenowo hybrydę o imponującej specyfikacji. Za niewiele ponad 700 złotych otrzymamy urządzenie z czterordzeniowym procesorem Intel Atom Z3735F o taktowaniu zegara 1,3 GHz, 2 gigabajty pamięci operacyjnej RAM oraz pamięć wewnętrzną użytkową Flash o pojemności 32 gigabajtów. Zamontowany ekran dotykowy to panel IPS o przekątnej 10,1 cala, pozwalający na wyświetlenie obrazu w rozdzielczości 1920 x 1200 pikseli.
Ten sprzęt na tle konkurencji wyróżnia pełnowymiarowy port USB w wersji 3.0, pojemna bateria 7900 mAh oraz obsługa modemów 3G zewnętrznych producentów. Tablet pracuje pod kontrolą systemu Windows 8.1. Kupując tę hybrydę, dodatkowo otrzymamy pakiet biurowy Office 365 na rok oraz chmurę OneDrive o pojemności 1024 gigabajtów. EDGE1082 kupimy za 750 złotych.
ASUS TRANSFORMER BOOK T300
„Ultra cienki tablet, wydajny laptop” – tak jest reklamowany model T300 marki ASUS. To niezwykle wydajne urządzenie hybrydowe działa pod kontrolą procesora Intel Core-M M-5y10, który jest wspierany 4-gigabajtową pamięcią operacyjną RAM. Użytkownik do dyspozycji otrzymuje 128 gigabajtów pamięci na dysku SSD. Ekran dotykowy to panel Full HD o przekątnej 12,5 cala. W specyfikacji nie zabrakło złącza microUSB, HDMI oraz do kart pamięci. Hybryda pracuje na systemie Windows 8.1. Jej cena to około 3 tysiące złotych.
MICROSOFT SURFACE PRO 3 256
Topowy model ze stajni Microsoftu. Wyposażony w procesor Intel Core i7, 8 gigabajtów pamięci RAM oraz dysk SSD o pojemności 256 gigabajtów. 12-calowy ekran pozwala na wyświetlenie obrazu w dużej rozdzielczości 2160 x 1440 pikseli. Tablet działa pod kontrolą systemu Windows 8.1, który już w najbliższym czasie doczeka się aktualizacji do wersji 10. Wydajna bateria zapewnia pracę do 8 godzin. Cena? Około 7 tysięcy złotych.
LENOVO MIIX 2 10
Na pokładzie tej hybrydy znajdziemy jednostkę Intel Atom Z3740. Ten czterordzeniowy procesor charakteryzuje się taktowaniem na poziomie 1,33 GHz na rdzeń. Całość została wsparta pamięcią operacyjną RAM o pojemności 2 gigabajtów. Do dyspozycji użytkownika oddano 64 gigabajty pamięci SSD. Pamięć można rozszerzyć za pomocą kart pamięci. Maksymalnie obsługiwany jest nośnik o pojemności 128 gigabajtów. 10-calowy ekran wyświetla obraz w rozdzielczości 1920 x 1200 pikseli. Tablet możemy w dowolnej chwili podłączyć do dużego monitora za pomocą wbudowanego złącza mini HDMI. Port USB w stacji dokującej umożliwia podłączenie akcesoriów. Urządzenie pracuje pod kontrolą systemu Windows 8.1. Zapłacimy za nie około 1000 złotych.
DELL VENUE 11
Dell oferuje nam hybrydę wyposażoną w matrycę IPS o przekątnej 10,8 cala. Ekran pozwala na wyświetlenie obrazu w rozdzielczości Full HD. Bazą tego urządzenia jest procesor Intel i3-4020Y. Jest on wspierany pamięcią operacyjną RAM o wielkości 4 gigabajtów. Tablet wyposażono we wbudowany modem 4G. W specyfikacji nie zabrakło takich dodatków, jak port USB 3.0, micro HDMI czy czytnik kart pamięci. Urządzenie pracuje pod kontrolą systemu Windows 8.1. Model z opisanym procesorem to wydatek rzędu 2100 złotych.
Sony Xperia Z4 Tablet
Na sam koniec urządzenie o ogromnej mocy obliczeniowej. Sercem Xperii Z4 Tablet jest układ Qualcomma - MSM8994 Snapdragon 810, który wspomagany jest przez 3 GB RAM. Od takej jednostki można wymagać naprawdę bardzo wiele. Kolejną zaletą produktu Sony jest 10,1-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 2560 x 1600 pikseli. Co ważne w smukłej obudwowie (6,1 mm!) znajdziemy akumulator o pojemności 6000 mAh. To, co wyróżnia ten sprzęt, to wodoszczelność potwierdzona certyfikatem IP68. Z tego względu Xperia Z4 Tablet sprawdzi się w prawie każdych warunkach. Do tabletu jest przeznaczona klawiatura Sony BKB50. Nasz test Xperii Z4 potwierdził, że jest to bardzo udany tablet hybrydowy. | Tablety hybrydowe – przegląd modeli |
Rynek fotografii cyfrowej gna do przodu. Doprowadziło to do znacznego spadku cen w sektorze aparatów kompaktowych, przeznaczonych do codziennego użytku. Jeśli zastanawiacie się, na co należy zwrócić uwagę przy zakupie nowego sprzętu i jak dobrze wydać pieniądze, zapraszam do lektury. Wielu producentów aparatów rezygnuje z produkowania niedrogich kompaktów ze względu na rozwój fotografii mobilnej. To co proponują nam firmy odpowiedzialne za rozwój smartfonów, często wystarcza do codziennego fotografowania. Sam na co dzień korzystam z mojego telefonu, i to nie tylko do robienia selfie.
Megapiksele wyznaczają jakość aparatu?
Jedną z pierwszych rzeczy, na którą zwracamy uwagę jako użytkownicy, jest ilość megapikseli, która dla wielu osób jest wyznacznikiem jakości. Nic bardziej mylnego! Ilość punktów (pikseli) upchanych na matrycy światłoczułej może nam pomóc, jeśli chcemy zrobić duży wydruk.
Do tego, by osiągnąć dobrą jakość na odbitce A4, wystarczy zaledwie 9 Mpix. W cenie do 500 złotych może być trudno znaleźć coś fascynującego, ale o tym później. Z drugiej strony, jeśli na niedużej fizycznie matrycy wrzucimy 20 Mpix, będzie to skutkowało silniej zaszumionym zdjęciem, a tego chcemy uniknąć. Polecam rozważenie zakupu aparatu, który ma ok. 10 Mpix. Nie warto sugerować się tym parametrem.
Obiektyw i zoom - na co zwrócić uwagę?
Kolejnym elementem, na który zwracamy uwagę, powinien być obiektyw. Jeśli jedziemy na wakacje, warto mieć aparat z zoomem. Przeważnie są to dość duże zakresy pozwalające zrobić zdjęcie przy użyciu krótkiej szerokokątnej ogniskowej, dzięki której złapiemy więcej otoczenia z niewielkiej odległości, aż do superwielkiego zbliżenia.
Aparaty kompaktowe oferują opcję dwóch zoomów. Pierwszy to optyczny, polegający na zmianie długości ogniskowej za pomocą obiektywu, a drugi to zoom cyfrowy – jeśli włączymy tę opcję, aparat wytnie fragment obrazu z istniejącej klatki i go rozciągnie do rozdzielczości aparatu, co będzie skutkowało złą jakością ostatecznego obrazka. Koncentrujcie się raczej na wyborze aparatu oferującego zoom optyczny.
Jakie tryby warto móc ustawić?
Jeśli chcielibyście zająć się fotografią kreatywną, przyda się urządzenie wyposażone w tryby półautomatyczne oraz tryb manualny, dzięki czemu zyskacie większą kontrolę nad obrazem i z pewnością będzie wam łatwiej nauczyć się, jak robić dobre zdjęcia. Tryby przeważnie są umiejscowione w tzw. kole nastaw lub kole trybów.
Nazwa pochodzi od tego, że przełącznik jest obrotowym kółkiem z narysowanymi obrazkami i literkami – oprócz trybów „portret”, „zdjęcia nocne”, „zdjęcia jedzenia” czy innych znajdziecie tam magiczne skróty literowe - „P”, „A”, „S”, „M”. Każdy z nich odpowiada za inny tryb.
„P” to Program – tutaj możecie zmienić czułość ISO, zależnie od warunków oświetleniowych, oraz kontrolować lampę błyskową i przeważnie format pliku (JPEG lub RAW).
„A” to Aperture, czyli przysłona. Jeśli chcecie mieć bardziej rozmyte tło, ustawiacie niższą wartość, jeśli mniej – wyższą. Czas otwarcia migawki jest dobierany automatycznie. Macie również kontrolę nad ISO, lampą oraz plikami.
„S” to Shutter, czyli migawka. Jest to tryb preselekcji czasu – jeśli ruch ma zostać zamrożony, wybieracie krótszy czas, np. 1/250 s. Przysłona jest dobierana automatycznie. Podobnie jak poprzednio – ISO, błysk i pliki to wasza działka.
„M” to Manual. Mam nadzieję, że ten tryb będzie przez was używany najczęściej. Tutaj naprawdę rozpoczyna się zabawa z kreatywną fotografią. Dzięki niemu zostaniecie władcami fotografii – to od was będzie zależało rozmycie tła, zamrożenie ruchu i reszta parametrów. Rozpoczynając swoją przygodę, korzystałem z niewielkiego kompaktu Canona, który otworzył mi oczy na technikę fotografowania.
Filmy kręcone aparatem
W dalszej części przeprowadzania selekcji sprzętu zwróćcie uwagę na opcję kręcenia filmów. Większość współczesnych kompaktów oferuje nagrywanie w HD (720p – 1280 x 720 pikseli) oraz Full HD (1080p – 1920 x 1080 pikseli).
Oprócz rozdzielczości parametrem określającym filmy jest ilość klatek na sekundę. Standardem jest 30 kl./s. Jeśli aparat oferuje większy klatkaż, np. 60 kl./s. albo więcej, prawdopodobnie będzie miał też opcję nagrywania w zwolnionym tempie. Jeśli nie jest ona dostępna z poziomu sprzętu, będziecie mogli to zrobić w oprogramowaniu, takim jak Adobe Premiere Elements. Chociaż i tak lepiej pomyśleć o kamerze.
Zapis plików też jest ważny
Kolejnym godnym uwagi czynnikiem jest sposób zapisywania plików. Jeśli planujecie ogarnąć koło PASM, pomyślcie o aparacie, który oprócz plików JPEG oferuje zapis RAW, czyli surowe dane z matrycy światłoczułej. Dzięki temu będziecie mieli większą możliwość manipulacji obrazem w programach Adobe Lightroom czy Adobe Photoshop.
Ładowanie aparatu
Skoro określiliśmy już, czego szukamy, pomyślmy o akumulatorze. Na każdej plakietce przy aparacie powinniście mieć podaną wydajność w mAh albo napisaną ilość zdjęć, które możecie wykonać przy pełnej baterii. Pamiętajcie jednak, że w przypadku dłuższych wypraw warto wyposażyć się w dodatkowy akumulatorek.
Akcesoria do smartfonu zamiast aparatu?
Jak pisałem na początku, w cenie do 500 złotych trudno znaleźć niesamowity sprzęt, którego jakość zaprze dech w piersi. Może lepiej byłoby zainwestować w akcesoria do fotografii mobilnej? Przecież większość z nas ma smartfony, które jakością przewyższają niejeden kompakt.
Obecnie na rynku możecie kupić za grosze obiektywy do smartfonów. Przeważnie sprzedawane są w zestawach z trzema soczewkami – FishEye, który da wam bardzo szerokie pole widzenia, prawie 180 stopni; szeroki kąt, dzięki któremu ujmiecie więcej niż standardowym obiektywem w telefonie bez efektu rybiego oka; soczewkę makro do robienia zdjęć z niewielkiej odległości.
Uważam to za dobre rozwiązanie mobilne. Sam zawsze mam przy sobie zestaw szkieł do mojego smartfonu. Ich ogromną zaletą jest to, że są uniwersalne – montuje się je przy użyciu plastikowego klipsa z adapterem, w który wkręcamy wybrany obiektyw.
Mam nadzieję, że już wiecie, na co należy zwrócić uwagę przy wyborze aparatu. Udanych łowów! | Kompakt do 500 zł. Na co zwrócić uwagę? |
Walentynki, czyli święto zakochanych, to doskonała okazja do wręczenia bliskiej osobie uroczego upominku. Przedstawiamy 10 prezentów, które zachwycą każdą kobietę. Prezenty personalizowane
Prezent zadedykowany ukochanej osobie jest jedyny w swoim rodzaju. Obecnie większość sklepów bezpłatnie wykonuje dedykacje na sprzedawanych przez siebie akcesoriach gospodarstwa domowego, dodatkach wnętrzarskich oraz akcesoriach odzieżowych. Kieliszki z wygrawerowaną laserem datą pierwszej randki, poduszka z nadrukowanym imieniem oraz szlafrok z kolorowym haftem „Kochana żona” to tylko niektóre z wielu propozycji. Dedykacje można wykonywać na tkaninach, drewnie, ceramice, tworzywie sztucznym, a nawet kamieniu, co stwarza wiele oryginalnych możliwości. Naszej drugiej połowie będziemy mogli sprezentować m.in. miękki koc, porcelanową filiżankę, breloczek do kluczy, ramkę na zdjęcia oraz wiele innych drobiazgów z osobistym przesłaniem. Dzięki niemu poczuje się ona wyjątkowo i będzie miała pewność, że procesowi wyboru poświęciliśmy odpowiednio dużo czasu oraz uwagi.
Zestaw „Dla Par”.Komplet składający się z dwóch poduszek z nawiązującymi do siebie wzorami (np. z napisem „King” i „Queen”). Do wyboru aż 50 oryginalnych wzorów. Nadruk nie spiera się i nie pęka, jest prawie niewyczuwalny pod palcami. W zestawie: zapinana na suwak bawełniana poszewka o gramaturze 180 g/m² oraz miękkie wypełnienie. Wymiary: 40 cm × 40 cm. Cena kompletu: od 34,99 zł.
Statuetka LED.Statuetka wykonana z nietłukącego się szkła akrylowego o grubości 4 mm. Do wyboru kilkanaście rozmiarów oraz kształtów. Dedykacja o przesłanej przez klienta treści wykonywana jest laserowo. Całość podświetlana jest za pomocą sześciu diod LED (sześć kolorów do wyboru). Cena: od 32 zł.
Multirama 3D Olivia.Multirama wykonana z płyty HDF pokrytej sprowadzaną z Włoch okleiną w wybranym kolorze. Szyba wykonana ze szkła lub pleksiglasu o grubości 2 mm. Rama mieści od trzech do kilkunastu zdjęć o wymiarach 13 cm × 18 cm każde. Nadaje się zarówno do powieszenia, jak i postawienia. Istnieje możliwość wykonania grawerunku w kolorze srebrnym lub złotym. Cena: od 23,47 zł.
Upominki hobbystyczne
Podobno ukochanej osobie, a także rodzinie oraz przyjaciołom nie powinno się wręczać prezentów praktycznych. Jeżeli jednak mamy pewność, że nasza walentynka będzie zadowolona z takiego upominku, możemy śmiało zdecydować się na jego zakup. Osoba, która uwielbia pieczenie, na pewno ucieszy się z kompletu profesjonalnych naczyń wykonanych z żeliwa, zapalona ogrodniczka doceni zestaw małych narzędzi, a miłośniczka robótek szydełkowych z radością przyjmie pakiet kolorowych włóczek. Wybrany przez nas podarunek powinien być wysokiej jakości, ale niezbyt drogi, ponieważ nawet najbliższą osobę mogłoby to wprawić w zakłopotanie. Należy unikać prezentów, które mogą stanowić przytyk lub niesympatyczną sugestię. Oznacza to, że spóźnialskiej dziewczynie nie wręczamy zegara ściennego, a zajmującej się domem żonie nowej pralki. Upominek może być praktyczny, ale musi się kojarzyć z czymś przyjemnym (np. ulubionym hobby), a nie z pracą czy codziennymi obowiązkami.
Forma Skeppshult.Forma żeliwna o profilowanym kształcie do pieczenia ciast, zapiekanek, lasagne oraz innych potraw. Doskonale rozprowadza ciepło i długo utrzymuje temperaturę. Nadaje się również do gotowania na wszystkich typach kuchenek, w tym indukcyjnych. Jest w 100% ekologiczna, bezpieczna dla zdrowia i nie zmienia smaku potraw. Dostępna w kilku rozmiarach do wyboru. Cena: od 269 zł.
Narzędzia Sagaform Herbs&Spices.Zestaw metalowych narzędzi ogrodniczych przeznaczonych do uprawiania ziół i roślin doniczkowych. Składa się z grabek, łopatki oraz szufelki zapakowanych w wygodny pokrowiec. Cena: od 77 zł.
Niciownik Hand Made. Drewniany pojemnik na przybory do szycia lub inne akcesoria ozdobiony techniką dekupażu. Dostępny w kilku wzorach do wyboru (m.in. z motywem lawendy, pawich piór lub misiów). Wymiary: 25 cm × 14 cm × 24 cm. Cena: od 58,99 zł.
Urocze błahostki
Każda kobieta lubi od czasu do czasu dostawać upominki, które przede wszystkim cieszą oko, ale niekoniecznie pełnią funkcję praktyczną. Może to być na przykład porcelanowa figurka w kształcie całujących się gołąbków, drewniana tabliczka z napisem „Miłość” do zawieszenia na ścianie lub porcelanowa róża z pozłacaną łodygą. Drobiazgi nawiązujące do święta zakochanych – w kolorze czerwonym, opatrzone napisem „Kocham Cię”, z motywem serca – będą doskonałym dodatkiem do większego prezentu. Dużą popularnością cieszą się ceramiczne magnesy, szklane butelki wypełnione małymi światełkami, napisy z podświetleniem LED wykonane z drewna oraz inne dodatki, które będą zawsze na widoku. Jeżeli mimo wszystko poszukujemy upominków praktycznych, warto rozważyć zakup pięknie zdobionej szkatułki, szczotki do włosów w stylu retro z motywami kwiatowymi lub eleganckiego wazonu.
Kryształowa róża 0260. Wykonana z ręcznie formowanego i szlifowanego kryształu w kolorze bordowym. Łodyga oraz liście z malowanego na złoto metalu. Podstawa z dedykacją grawerowaną laserem. Całość zapakowana w efektowne pudełko z dodatkową dedykacją, wyłożone dla bezpieczeństwa atłasowym materiałem. Cena: 129,50 zł.
Zawieszka Miłość.Tabliczka drewniana z romantycznym napisem zawieszona na grubym i wytrzymałym sznurku. Do wyboru kilka kształtów (m.in. serce, prostokąt, owal) oraz tekstów. Cena: od 10 zł.
Magnes Serce.Ceramiczny magnes pokryty błyszczącym czerwonym szkliwem, w całości wykonany ręcznie. Zapakowany w małe drewniane pudełeczko wyłożone drzewnym sianem. Oryginalny, trwały i praktyczny upominek walentynkowy. Cena: od 18 zł.
Lampka Love. Lampka drewniana 3D w kształcie napisu „Love” z podświetleniem LED (28 diod). Nadaje się zarówno do postawienia, jak i powieszenia. Zasilana bateriami (nie są dołączone do zestawu). Wymiary: 4 cm × 11 cm. Cena: od 55 zł.
Upominek dla ukochanej z okazji walentynek powinien być przemyślany, elegancki i oryginalny, ale przede wszystkim wybrany z miłością. To pamięć o drugiej osobie jest najważniejsza. Sprawdź, ile radości może sprawić drobny podarunek od serca. | 10 prezentów walentynkowych, które ujmą ukochaną za serce |
Kamery cofania można spotkać dzisiaj praktycznie w każdym samochodzie. Nie tylko pomagają ocenić kierowcy bezpieczną odległość podczas parkowania, ale też chronią samochód przed zarysowaniem. Należy pamiętać, że kamera cofania za kierowcę nie zaparkuje. Ważne w przypadku kamer są wyświetlacze, na których to obraz z nich będziemy oglądać. I tu pojawia się zasadnicze pytanie – w jakim miejscu taki wyświetlacz zamontować? Kupno kamery cofania wraz z wyświetlaczem nie stanowi dzisiaj żadnego problemu. Na rynku dostępnych jest kilkanaście rodzajów takich kamer. Warto jednak zwrócić uwagę na to, by wyświetlacz do niej zamontować w takim miejscu, żeby nie przeszkadzał nam podczas jazdy a pomagał podczas codziennych manewrów na parkingu czy koło domu.
Gdzie najlepiej zamontować wyświetlacz kamery cofania?
Wiele osób zadaje sobie pytanie, w jakim miejscu najlepiej zamontować dany wyświetlacz do kamery cofania? Warto się nad tym zastanowić, bo musimy wybrać dogodne miejsce. Nie możemy montować wyświetlacza w taki sposób, by zasłaniać sobie tor jazdy. Miejsc do montażu jest sporo. Możemy to zrobić w panelu środkowym, montując wyświetlacz tak jak nawigację i po każdym za parkowaniu z łatwością go zdjąć. Droższa opcja to radio z wyświetlaczem LCD, do którego możemy podłączyć kamerę cofania. Na rynku dostępne są też wyświetlacze, które montuje się w lusterku wstecznym.
Wyświetlacz wbudowany czy zewnętrzny?
Jeżeli posiadamy radio z LCD, to odpowiedź na to pytanie będzie oczywista. Nikomu z nas nie chce się niszczyć panelu środkowego w samochodzie tylko po to, by zainstalować wyświetlacz do kamery cofania. Warto jednak pamiętać, że taki wyświetlacz może posłużyć nam nie tylko jako ten do kamery, ale również jako nawigacja. Wyświetlacz, który możemy zamontować w lusterku wstecznym to coraz popularniejsze rozwiązanie. Jak działa taki wyświetlacz? Podczas jazdy monitor ten pełni rolę zwyczajnego lusterka wstecznego. Kiedy włączamy wsteczny bieg, automatycznie w lusterku ukazuje nam się obraz z kamery cofania. Montaż takiego lusterka jest prosty i nie wymaga żadnej wiedzy technicznej. Do każdego urządzenia dołączona jest instrukcja, dzięki której możemy tego dokonać sami. Nie tracimy wtedy czasu i pieniędzy na wizytę w warsztacie samochodowym. Takie lusterko ma jeszcze jedną zaletę – wnętrze samochodu pozostaje praktycznie takie samo jak przed montażem. Co to dla nas oznacza? Złodziej nie będzie wiedział, że lusterko to również wyświetlacz do kamery cofania.
Na co zwrócić uwagę przy zakupie?
Podczas wybierania odpowiedniego ekranu warto wziąć pod uwagę zarówno jego rozdzielczość, jak i typ. Na rynku najczęściej spotykamy wyświetlacze o przekątnej obrazu 5 lub 7 cali. Godne polecenia są ekrany LCD TFT. Charakteryzują się tym, że szybciej i płynniej pokazują to, co rejestruje kamera. Warto zwrócić uwagę na kąt widzenia obrazu, dzięki czemu patrząc na wyświetlacz pod dużym kątem, będziemy mieć pogląd na wszystko. Systemy mogą być zarówno przewodowe, jak i bezprzewodowe. Lepsze będą te pierwsze, bo obraz z kamery na wyświetlaczu będzie realny.To, jakie rozwiązanie wybierzemy, zależy tylko od nas. Każde z nich ma plusy i minusy. Warto jednak pamiętać, że na bezpieczeństwie swoim i innych uczestników ruchu drogowego nie warto oszczędzać. Wybierając kamerę cofania oraz miejsce montażu jej wyświetlacza, należy pamiętać także o potencjalnych złodziejach. Z pewnością wyświetlacze zamontowane w lusterku wstecznym nie zwrócą tak uwagi jak widoczne gołym okiem monitory. | W jakim miejscu zamontować wyświetlacz kamery cofania? |
W przedziale cenowym do 1000 zł można znaleźć naprawdę niezłe telefony. Przygotowaliśmy listę 8 smartfonów od różnych firm, które warto kupić. To w większości urządzenia z Androidem, ale za te pieniądze można kupić nawet godnego uwagi iPhone’a. Xiaomi Mi A2
Procesor: 8-rdzeniowy Qualcomm Snapdragon 660 (4 x 2,2 GHz i 4 x 1,8 GHz);
Pamięć: 128, 64 lub 32 GB pamięci na dane oraz 6 lub 4 GB RAM;
Ekran: 5,99”, 2160 na 1080 pikseli;
Moduły łączności: 4G (LTE), Wi-Fi, Bluetooth;
Aparaty: 20/12 Mpix (tył) oraz 20 Mpix (przód);
Ciekawe funkcje i dodatki: Dual SIM, czytnik linii papilarnych, USB-C;
System: Android 8.1 Oreo.
box:offerCarousel
Z pewnością to jeden z najlepiej wyposażonych smartfonów w cenie do 1000 zł, nawet w wersji o mniejszej ilości pamięci. Xiaomi Mi A2 cechuje bardzo duży ekran o wydłużonych proporcjach z aparatami robiącymi zdjęcia w bardzo dużej rozdzielczości. Na pokładzie nie zabrakło systemu szybkiego ładowania, modułu Bluetooth 5.0 oraz portu USB.
Samsung Galaxy A6
Procesor: 8-rdzeniowy Exynos 7870 Octa (8 x 1,6 GHz);
Pamięć: 64 lub 32 GB pamięci na dane oraz 4 lub 3 GB RAM;
Ekran: 5,6”, 1480 na 720 pikseli;
Moduły łączności: 4G (LTE), Wi-Fi, Bluetooth;
Aparaty: 16 Mpix (tył) oraz 16 Mpix (przód);
Ciekawe funkcje i dodatki: wersja Dual SIM, slot na karty microSD, czytnik linii papilarnych;
System: Android 8.0 Oreo.
box:offerCarousel
Solidną propozycję oferuje również Samsung ze swojej linii zaprojektowanej z myślą o średniej półce cenowej. Galaxy A6 to urządzenie wyglądające bardzo nowocześnie ze względu na wydłużony w pionie ekran. Ma dwa bardzo dobre aparaty, w tym ten od zdjęć typu selfie. Można go kupić w wersji z aż 4 GB RAM.
Huawei Mate 10 Lite
Procesor: 8-rdzeniowy HiSilicon Kirin 659 (4 x 2,36 GHz i 4 x 1,7 GHz);
Pamięć: 64 GB pamięci na dane oraz 4 GB RAM;
Ekran: 5,9”, 2160 na 1080 pikseli;
Moduły łączności: 4G (LTE), Wi-Fi, Bluetooth;
Aparaty: 16/2 Mpix (tył) oraz 13/2 Mpix (przód);
Ciekawe funkcje i dodatki: wersja Dual SIM, slot na karty microSD, czytnik linii papilarnych;
System: Android 8.0 Oreo.
box:offerCarousel
Kolejna solidna propozycja dla osób lubiących duże telefony. Huawei Mate 10 Lite wydany został pod koniec minionego roku, ale już wtedy do produkcji wykorzystano nowoczesny ekran o wydłużonych proporcjach. Specyfikację uzupełniają dwa podwójne aparaty, które ucieszą każdego fana mobilnej fotografii.
Sony Xperia XA2
Procesor: 8-rdzeniowy Qualcomm Snapdragon 630 (8 x 2,2 GHz);
Pamięć: 32 GB pamięci na dane oraz 3 GB RAM;
Ekran: 5,2”, 1920 na 1080 pikseli;
Moduły łączności: 4G (LTE), Wi-Fi, Bluetooth;
Aparaty: 23 Mpix (tył) oraz 8 Mpix (przód);
Ciekawe funkcje i dodatki: wersja Dual SIM, slot na karty microSD, czytnik linii papilarnych, fizyczny spust migawki, port USB-C;
System: Android 8.0 Oreo.
box:offerCarousel
Na początku tego roku do sprzedaży trafił również bardzo dobry telefon marki Sony, który obecnie można kupić za mniej niż 1000 zł. Xperia XA2 to telefon o klasycznej bryle, którego wyróżnikiem jest fizyczny spust migawki ułatwiający robienie zdjęć. W obudowie znalazł się też port USB-C, który nadal nie jest standardem nawet wśród dużo droższych telefonów.
Honor 9 Lite
Procesor: 8-rdzeniowy HiSilicon Kirin 659 (4 x 2,36 GHz i 4 x 1,7 GHz);
Pamięć: 64 lub 32 GB pamięci na dane oraz 4 lub 3 GB RAM;
Ekran: 5,65”, 2160 na 1080 pikseli;
Moduły łączności: 4G (LTE), Wi-Fi, Bluetooth;
Aparaty: 13/2 Mpix (tył) oraz 13/2 Mpix (przód);
Ciekawe funkcje i dodatki: Dual SIM, slot na karty microSD, czytnik linii papilarnych;
System: Android 8.0 Oreo.
box:offerCarousel
Bardzo dobrą propozycję w cenie do 1000 zł ma marka Honor. W tej cenie można kupić bardzo ładnie wyglądający telefon z 5,65-calowym ekranem o wydłużonych proporcjach. Honor 9 Lite ma w dodatku dwa podwójne aparaty fotograficzne. Szukając egzemplarza dla siebie, warto poszukać modelu, który ma 4 GB pamięci operacyjnej.
LG Q7
Procesor: 8-rdzeniowy Mediatek MT6750S (4 x 1,5 GHz i 4 x 1 GHz);
Pamięć: 32 GB pamięci na dane oraz 3 GB RAM;
Ekran: 5,5”, 2160 na 1080 pikseli;
Moduły łączności: 4G (LTE), Wi-Fi, Bluetooth;
Aparaty: 13 Mpix (tył) oraz 8 Mpix (przód);
Ciekawe funkcje i dodatki: Dual SIM, slot na karty microSD, czytnik linii papilarnych, port USB-C spełnia normę IP68;
System: Android 8.0 Oreo.
box:offerCarousel
W ofercie LG też można znaleźć smartfon w cenie do 1000 zł. LG Q7 zaprezentowany został w czerwcu i ma naprawdę dobre parametry, a przy tym atrakcyjnie wygląda. Nie zabrakło w nim wydłużonego w pionie ekranu oraz nowoczesnego portu USB-C. Akumulator wspiera szybkie ładowanie.
Motorola Moto X4
Procesor: 8-rdzeniowy Qualcomm Snapdragon 630 (8 x 2,2 GHz);
Pamięć: 64 lub 32 GB pamięci na dane oraz 6, 4 lub 3 GB RAM;
Ekran: 5,2”, 1920 na 1080 pikseli;
Moduły łączności: 4G (LTE), Wi-Fi, Bluetooth;
Aparaty: 12/8 Mpix (tył) oraz 16 Mpix (przód);
Ciekawe funkcje i dodatki: Dual SIM, slot na karty microSD, czytnik linii papilarnych, spełnia normę IP67;
System: Android 7.1 Nougat.
box:offerCarousel
Wybierając telefon do 1000 zł, warto przyjrzeć się nie tylko modelom z tego roku, ale również smartfonom wydanym nieco wcześniej, które od premiery zdążyły nieco stanieć. Przykładem takiego urządzenia, którego zakup warto rozważyć, jest 5,2-calowa Motorola Moto X4. Co ciekawe, przedni aparat w tym modelu robi zdjęcia w wyższej rozdzielczości niż podwójny aparat główny.
iPhone 5s
Procesor: 2-rdzeniowy Apple A7 (2 x 1,3 GHz);
Pamięć: 64, 32 lub 16 GB pamięci na dane oraz 1 GB RAM;
Ekran: 4”, 1136 na 640 pikseli;
Moduły łączności: 4G (LTE), Wi-Fi, Bluetooth;
Aparaty: 8 Mpix (tył) oraz 1,2 Mpix (przód);
Ciekawe funkcje i dodatki: czytnik linii papilarnych, wsparcie dla usług iCloud;
System: iOS 11.
box:offerCarousel
W cenie do 1000 zł można kupić również urządzenie marki Apple. Co prawda iPhone 5s jest już leciwym sprzętem, ale nadal pracuje pod kontrolą najnowszej wersji systemu operacyjnego. Odstaje pod względem specyfikacji od konkurencji z Androidem, ale za sprawą systemu iOS będzie świetnym kompanem do MacBooka. | Smartfon do 1000 zł – III kwartał 2018 |
Nawet gdy zimą pogoda płata figla i zamiast śniegu pada deszcz, bardzo ważne jest, by regularnie przeprowadzać przeglądy wózka. Systematyczna konserwacja, oczyszczanie z błota i wody – pomoże utrzymać dziecięcy pojazd w odpowiedniej kondycji, by na wiosnę mógł służyć w pełni swoich mocy. Bezśnieżne zimy nie są obecnie rzadkością. Brak białego puchu – wbrew pozorom – nie sprzyja jednak wózkom dziecięcym. Woda i błoto – to wszystko odbija się na stanie pojazdu. A jeśli spadnie deszcz i chwyci przymrozek, często mamy do czynienia z solą na chodnikach, która później zostaje na kołach dziecięcego dwuśladu. Zimowy przegląd wózka warto robić co jakiś czas, by na bieżąco naprawiać powstałe usterki.
Jak czyścić wózek?
Przede wszystkim – dokładnie. Nie chodzi o to, by pobieżnie przetrzeć koła szmatką. Po spacerze należy zdjąć koła, dokładnie wyczyścić osie, łożyska i przeguby. Taki zabieg pozwoli na usunięcie piasku. Pielęgnacji zimowej potrzebuje także stelaż. Ten z aluminium jest wyjątkowo podatny na zarysowania. Do jego czyszczenia używaj zatem miękkiej ściereczki.
Jak dbać o koła wózka zimą?
box:offerCarousel
Wózki z pompowanymi kołami są bardzo wygodne w użytkowaniu. Lekko się je prowadzi, na wybojach odpowiednio amortyzują wstrząsy. Aby tak jednak było, musi być spełnionych kilka warunków. Ważne jest, by zimą utrzymywać odpowiednie ciśnienie w oponach – najlepiej takie, jakie zaleca producent. Panuje tu zasada podobna, jak w samochodach: opony o niskim ciśnieniu szybko się zużywają. Pomocna tutaj będzie pompka.
Przy wyjmowaniu kół słyszysz, że trzeszczą lub skrzypią? Może to być efekt braku smarowania w przegubach. Nie jest to skomplikowana usterka. Wystarczy odpowiedni preparat i koła wrócą do pełni możliwości. Pamiętaj, by do konserwacji kół nie stosować smaru. Ta substancja, w połączeniu z piaskiem, tworzy skorupę, która może zniszczyć plastikowe mocowania kół. Zdecydowanie lepiej kupić preparaty typu WD40.
Pranie tapicerki wózka
Mimo że zima nie zachęca do takich zabiegów, przy intensywnym użytkowaniu dobrze jest je przeprowadzić co najmniej dwa razy. Większość modeli wózków charakteryzuje się tym, że tapicerkę można zdjąć i brudną włożyć do pralki (do uprania spokojnie można wykorzystać proszek do prania stosowany do ubranek maluszka, np. Dzidziuś). Jeśli nie, ustaw pojazd w suchym miejscu (np. w piwnicy lub ocieplanym garażu) i mokrą szmatką, z użyciem detergentu, wypierz. Tapicerkę trzeba dokładnie wysuszyć, uchroni to przed rozwojem pleśni.
Jak dbać o wózek podczas spacerów?
box:offerCarousel
Samo czyszczenie to nie wszystko, choć oczywiście jest bardzo ważne. Istotny jest też sposób użytkowania wózka. Choć to pojazdy przeznaczone do intensywnej eksploatacji, należy robić to z głową. Szczególnie zimą. Nie ma śniegu? To nic. Nie wjeżdżaj wózkiem w kałuże i błoto. Staraj się jeździć po suchym terenie. Na ziemi leży gruba warstwa białego puchu? Jedź ostrożnie. Jeśli dodatkowo chwycił mróz, może być ślisko. Gdy pada, najlepiej przykryć pojazd osłoną przeciwdeszczową, bo zapobiegnie to namaczaniu tapicerki.
Odpowiednie przechowywanie wózka
Jeśli zimą odstawiłaś wózek na bok, a na spacery z maluszkiem wychodzicie rzadko lub w nosidle, pamiętaj, że należy go odpowiednio przechować. Wilgotny garaż odpada. Postaw na suchą i ciepłą piwnicę. Pomieszczenie, które spełnia te warunki, zapewni dwuśladowi brak pleśni. Ponadto wilgoć prowadzi do tego, że stal rdzewieje, więc dobrze i pod tym kątem zadbać o odpowiednie warunki. Rzecz jasna przed odstawieniem wózka do piwnicy, złóż go, schowaj do pudełka lub przykryj płachtą materiału. Chodzi o to, by się nie pokrył warstwą kurzu. | Jak dbać o wózek zimą? |
„Festiwal lampionów” jest logiczną grą rodzinną wydaną przez Games Factory Publishing (wydawnictwo budujące swoją pozycję na rynku). W trakcie rozgrywki gracze odgrywają rolę artystów z czasów imperium chińskiego i zabierają się za dekorowanie pałacowego jeziora. Odpowiednie układy kolorystyczne będą przynosić punkty honoru i cesarskie względy. W kim drzemie dusza artysty, a kto zbuduje pierwszorzędną strategię? Wnętrzności i przygotowanie do gry
W pudełku znajdziemy 36 kafelków Jeziora, 56 kart Lampionów, 30 kart Talentów, 4 karty pomocy i 20 znaczników Łódek. Zarówno pudełko, jak i skrywane w nim elementy są znakomitej jakości, a do tego ilustrowane przepięknymi grafikami. Wszystko jest utrzymane na wysokim poziomie, co sprawia, że nie tylko całość cieszy oko, ale jest też bardzo wytrzymała.
Gra jest przeznaczona dla od 2 do 4 graczy w wieku co najmniej 8 lat. Choć dzieci z tej dolnej granicy wieku mogą odczuwać pewien dyskomfort podczas rozgrywek ze starszymi graczami. Gra wymaga bowiem sporo myślenia przyczynowo-skutkowego i planowania swych działań z małym wyprzedzeniem, co w wieku 8 lat wcale nie jest taką łatwą sprawą. Przed rozgrywką odkładamy odpowiednią liczbę kafelków, kart Lampionów i Talentów (jest to zależne od liczby graczy). Układamy karty Lampionów w stosach podzielonych na kolory. To samo robimy z kartami Talentów, ale dodatkowo układamy je od największej do najmniejszej cyfry. Rozdajemy każdemu graczowi po 3 kafelki Jeziora, a pozostałe kładziemy z boku w postaci zakrytego stosu. Znaczniki Łódek umieszczamy gdzieś pod ręką, kładziemy na środku kafelek startowy i rozpoczynamy artystyczne ozdabianie jeziora…
Przebieg rozgrywki
Każdy gracz w swoim ruchu może wykonać 3 akcje, ale tylko w określonej kolejności. Dwie z nich są opcjonalne, a ostatnia jest czynnością obowiązkową. Po pierwsze, gracze dzięki zdobytym wcześniej dwóm sztukom znaczników Łódek mogą wymienić jedną kartę Lampionów na dowolny inny kolor. Po drugie, można też wymienić zebrane wcześniej karty Lampionów na karty Talentów, które będą przynosić graczom punkty honoru. Notabene celem graczy jest zdobycie jak największej ich liczby, bo od tego będzie zależeć nasze zwycięstwo. Akcją ostatnią i obowiązkową jest dołożenie kafelka Jeziora do tych już znajdujących się na stole.
Kafelek musi stykać się z innym przynajmniej jednym bokiem, a jeśli uda nam się dołożyć go tak, aby pasował kolorystycznie, to zyskujemy bonus w postaci karty Lampionu (w takim samym kolorze jak dopasowane boki). Dodatkowo rozdajemy każdemu graczowi po jednej karcie lampionu (zaczynając od siebie) w kolorze boku, którym zwrócony jest do gracza dołożony właśnie kafelek. Poza za tym za dołożenie kafelka z symbolem można zdobyć znacznik Łódki (na każdy symbol przypada jeden znacznik). Na koniec swojego ruchu dobieramy kafelek Jeziora i kolejka przechodzi na następnego gracza. Rozgrywka toczy się do momentu, gdy wyczerpią się wszystkie kafelki (włącznie z tymi, które gracze mają w ręku), i przechodzimy wtedy do podliczenia kart Talentów. Gracz z największą liczbą punktów zostaje zwycięzcą.
Podsumowanie
„Festiwal lampionów” jest prostym i niesamowicie relaksującym tytułem dla graczy w różnym wieku. Gra toczy się dość dynamicznie, a interakcja pomiędzy graczami jest optymalna. Można trochę blokować przeciwnikom zdobywanie potrzebnych im kart Lampionów, ale na tym kończą się możliwości przeszkadzania. Cały czas trzeba śledzić akcję toczącą się na stole i planować swoje ruchy tak, aby zdobyć jak najlepiej punktowane karty Talentów. Dodatkowo bajeczna szata graficzna uprzyjemnia rozgrywkę, a jakość wykonania zasługuje na pochwałę. Jeśli szukacie lekkiej i w miarę szybkiej gry logicznej, przy której rozruszacie szare komórki na optymalnym poziomie, to „Festiwal lampionów” będzie bardzo dobrym wyborem. | „Festiwal lampionów” – recenzja gry |
Ćwiczysz już jakiś czas, ale ciągle jesteś niezadowolony ze swojej kondycji? A może spłycony oddech nie pozwala ci wykonać założonego planu? Wypróbuj program ActiBreathe i sprawdź, jak urządzenie wspomagające oddech pomoże ci w treningu. Ćwiczenia ze wspomaganiem
ActiBreathe to innowacyjny program łączący ćwiczenia z użyciem trenażera oddechowego POWERbreathe. Urządzenie ma za zadanie zwiększyć opór w czasie wydechu. Jego działanie jest oparte na sprężynie oporowej, której obciążenie można dowolnie regulować. Trenażer wzmacnia mięśnie głębokie tułowia (międzyżebrowe), przeponę oraz zwiększa głębokość oddechu.
POWERbreathe nie jest używany podczas całego treningu, tylko przy wybranych ćwiczeniach, zwiększając efekty danego ruchu. Trening ActiBreathe polepsza wydolność, wpływa pozytywnie także na ogólną sprawność fizyczną. Dzięki temu programowi będziemy się wolniej męczyć, a po kilku tygodniach poczujemy dużą różnicę podczas oddychania. Użycie trenażera podwoi intensywność naszego treningu. Działa jak hantle dla płuc. Ustawienie sprężyny już na minimalnym oporze poprawia efektywność ćwiczeń.
Komu pomoże program ActiBreathe?
Program jest wykorzystywany przez kolarzy, wkracza też do świata fitness. Sięgają po niego również wokaliści oraz inne osoby pracujące głosem. Wprowadzony został dla wyczynowych sportowców, jednak z czasem zaczął być stosowany w leczeniu astmy, przewlekłej obturacyjnej choroby płuc (POChP), a nawet mukowiscydozy. W Wielkiej Brytanii POWERbreathe jest na liście produktów refundowanych – każdy pacjent z podejrzeniem POChP dostaje go po wstępnej diagnozie. Trenażer oddechowy jest ponadto wykorzystywany w rehabilitacji osób starszych.
Jeśli jeździsz na rowerze, chcesz poprawić swoje osiągnięcia w bieganiu lub po prostu nauczyć się pełniej oddychać, spróbuj połączyć swój dotychczasowy trening z wykorzystaniem urządzenia. Program ActiBreathe uczy nasze ciało, w jaki sposób wziąć głębszy oddech, oraz je dotlenia. Dzięki trenażerowi trening stanie się bardziej komfortowy i efektywny. Będziemy mogli osiągnąć założone cele sportowe, a także zawodowe, jeśli pracujemy głosem. | Czym jest program ćwiczeń ActiBreathe? |
W nowo budowanym domu warto zdecydować się na kominek. Nawet jeśli ma jedynie pełnić funkcję dekoracyjną, a jego udział w ogrzewaniu całego budynku będzie niewielki. Podpowiadamy, który typ kominka sprawdzi się najlepiej. Zanim wybierzemy rodzaj kominka, powinniśmy pamiętać o kilku ważnych parametrach. Dobierzmy moc pieca do przestrzeni, którą zamierzamy nim ogrzać – 1 kW wystarcza do ogrzania do 12 m kw. pomieszczenia o wysokości ok. 2,5 m. Najlepiej też szukać kominków o sprawności powyżej 70 proc. O komforcie użytkowania stanowi dobra stałopalność, czyli nie mniejsza niż 8 godzin – nie będziemy musieli często dorzucać drewna.
Wkład kominkowy
Tradycyjny kominek składający się z wkładu i obudowy to najczęściej wybierane i ponadczasowe rozwiązanie. Obudowy potrafią być bardzo dekoracyjne, a do tego można wybrać nietypową, która podkreśli charakter wnętrza. Trzeba jednak przyznać, że obudowa podbija cenę całej inwestycji. Dobry wkład kominkowy kupimy od ok. 2000–3000 zł, a drugie tyle możemy wydać na zaaranżowanie naszego kominka. Tańsze wkłady to na pewno te wykonane ze stali, ale warto wydać więcej na model żeliwny, który posłuży nam zdecydowanie dłużej.
Większość dostępnych w sprzedaży modeli wkładów kominkowych to paleniska zamknięte. Raczej nie stosuje się już takich z paleniskiem otwartym, mimo że żywy ogień działa niezwykle nastrojowo. Wyżej cenimy sobie jednak bezpieczeństwo i wydajność – w przypadku otwartego paleniska istnieje ryzyko podpalenia ze względu na strzelające iskry, a także należy zauważyć, że wymaga ono dużych nakładów drewna i nie ogrzeje dużej przestrzeni.
Kominek z systemem DGP
Dobry kominek ogrzeje pomieszczenie, w którym się znajduje, oraz ewentualnie pokoje sąsiadujące. Sytuacja się zmienia na lepsze, jeśli zdecydujemy się na kominek z systemem DGP, czyli dystrybucji gorącego powietrza. Dzięki takiej instalacji ogrzane powietrze będzie rozprowadzane po całym domu, a my zaoszczędzimy, ogrzewając dom drewnem. Warto szukać wkładu dobrej jakości, który ma co najmniej 11 kW i długi czas palenia przy jednokrotnym załadunku drewna (najlepiej minimum 8 godz.). Kominek z systemem DGP będzie dobrym rozwiązaniem, jeśli w domu mamy inne źródło ciepła, np. kocioł na gaz lub olej albo ogrzewanie elektryczne, czyli na droższe paliwa od drewna. Jesienią czy wiosną zaoszczędzimy, ogrzewając dom paleniskiem z kominka. W tym przypadku nie ogrzejemy jednak wody. Do tego będziemy potrzebować kominka z płaszczem wodnym.
Kominek z płaszczem wodnym
W kominku z płaszczem wodnym, w odróżnieniu od zwykłych kominków albo tych z systemem DGP, ogrzewana jest woda, a nie powietrze. Woda w instalacji centralnego ogrzewania rozprowadzana jest po całym domu. Tym sposobem możemy zrezygnować z innego źródła ciepła i wykorzystywać jedynie kominek i drewno do ogrzania domu i podgrzania wody. Należy jednak przyznać, że nie jest to najbardziej komfortowe rozwiązanie ze względu na fakt, że do kominka kilka razy dziennie trzeba dorzucać drewno, inaczej w domu dość szybko zrobi się zimno. Dlatego też często łączy się kilka sposobów ogrzewania, przykładowo kominek z płaszczem wodnym i panele solarne albo kocioł na paliwo stałe czy gaz. Możemy zainwestować nieco więcej i zamontować zbiornik akumulujący ciepło. W tym przypadku gdy zgaśnie w kominku, nie zrobi się automatycznie zimno, tylko zostaną wykorzystane rezerwy ciepła.
box:offerCarousel
Mimo że na kominek z płaszczem wodnym należy sporo wydać (od 4000–5000 zł za wkład z wymiennikiem ciepła ogrzewającego wodę plus obudowa i elementy instalacji), warto o tym pomyśleć, gdyż inwestycja zapewne szybko się zwróci ze względu na ogrzewanie tanim drewnem.
Koza
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:offerCarousel
Kominek wolnostojący, nazywany kozą, będzie świetną alternatywą dla tradycyjnego kominka. Jeśli budujesz dość mały domek albo chcesz wstawić kominek do budynku, który już stoi, ale nie możesz sobie pozwolić na generalny remont, koza nada się idealnie! Dobry kominek wolnostojący znajdziemy już w cenie od 1500–2000 zł, a do tego nie trzeba doliczać kosztów obudowy. Jest prosty w montażu, da się go więc zainstalować samodzielnie. Nie wymaga dużo przestrzeni ani wzmocnienia stropu, bo jest lżejszy od tradycyjnego kominka, można go zatem dowolnie ustawić, wystarczy jedynie możliwość podłączenia do komina.
Kozy są dostępne w różnych formach. Możemy również wybierać spośród modeli wykonanych ze stali, żeliwa czy obudowanych ceramicznymi kaflami. Kozę najlepiej dopasować do aranżacji wnętrza. W domu urządzonym nowocześnie świetnie wpasuje się kominek o surowej bryle ze stali. Żeliwne kozy (najlepiej ogrzewają duże otwarte przestrzenie), często ciekawie zdobione, udekorują wnętrze urządzone w stylu rustykalnym czy skandynawskim, a mniej zdobne podkreślą industrialny charakter wnętrza w stylu loftowym. W sklepach i na Allegro znajdziemy również kominki ceramiczne, dostępne w wielu kolorach, przypominające piece kaflowe, które idealnie odnajdą się w stylistyce vintage.
Należy przyznać, że koza nie może być jedynym źródłem ciepła. W większości spełnia funkcje dekoracyjne i okazjonalnie dogrzewa pomieszczenie, w którym się znajduje.
Biokominek
box:offerCarousel
Jeśli mieszkamy w bloku albo nie możemy sobie pozwolić na zbudowanie komina, nic straconego! Postawmy na biokominek! Biokominki działają na biopaliwo, które się spala, w wyniku czego powstaje para wodna. Nie potrzeba komina, ale pomieszczenie musi mieć dobrą wentylację. Co prawda ogień w takim piecu wygląda nieco sztucznie, jednak jeśli należymy do zwolenników romantycznych wieczorów przy kominku, biokominek również spełni swoje zadanie. Ich cena jest atrakcyjna i w zależności od rozmiaru zaczyna się od ok. 300 zł.
Wybierając typ kominka, powinniśmy się zastanowić, na czym nam najbardziej zależy. Jeśli chcemy podkreślić niebanalny charakter naszego domu, a przy okazji spędzać nastrojowe wieczory przy ogniu, wystarczy, że wybierzemy ciekawy kominek wolnostojący albo wkład kominkowy z nietypową obudową. Osoby, którym zależy na oszczędności, powinny postawić na kominek z systemem DGP lub płaszczem wodnym, który pozwoli na tańsze ogrzewanie drewnem choćby w miesiącach jesiennych czy wiosennych. Bogata oferta wkładów kominkowych i modeli wolnostojących sprawia, że z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. | Wybieramy kominek – wkład kominkowy czy koza, z płaszczem wodnym czy bez? |
Mówi się, że powyżej pewnej granicy kwotowej kupno aparatu cyfrowego staje się nieopłacalne, gdyż za niewiele wyższą kwotę dostaniemy podstawową lustrzankę z obiektywem. Nie każdy jednak potrzebuje skomplikowanego aparatu, który jest dość drogi w utrzymaniu (dodatkowe obiektywy itp.), skoro bardzo dobrą jakość i ogromną ilość funkcji zaoferuje tradycyjny aparat cyfrowy. Nie bez znaczenia są także wymiary, dlatego w naszym zestawieniu pojawi się kilka ciekawych urządzeń w cenie do 1500 zł. Olympus TOUGH TG-4
Przewagą tradycyjnych aparatów cyfrowych oraz kompaktowych jest z pewnością szeroki wybór ciekawych modeli. Owszem, lustrzanka zrobi znacznie lepsze zdjęcie, ale nie schowamy jej do małej torby lub kieszeni kurtki. Lustrzanki są również o wiele bardziej delikatne. Jeśli więc zależy nam na wytrzymałości i małych gabarytach, warto zwrócić uwagę na model Olympus TOUGH TG-4.
Jak nazwa wskazuje, jest to twardy i mocny aparat kompaktowy wyposażony w matrycę o rozdzielczości 16 Mpix oraz obiektyw z 4-krotnym zoomem optycznym. Być może parametry nie zachwycają, ale jeśli ktoś szuka aparatu odpornego na wodę, wstrząsy i pył, powinien być zadowolony. Urządzenie posiada moduł Wi-Fi i możliwość zdalnego sterowania za pomocą smartfona lub tabletu z zainstalowaną aplikacją. Na uwagę zasługuje szeroka paleta akcesoriów: od podwodnej obudowy po dyfuzor LED, telekonwertery itp. Cena tego modelu na Allegro to około 1470 zł.
box:offerCarousel
Olympus TG-870
Kolejny ciekawy model do zadań specjalnych. Olympus TG-870 ma matrycę 16 Mpix, ale zoom optyczny zwiększono do 5-krotności. Całość prezentuje zwartą i odporną konstrukcję. Producent chwali się, że aparat jest idealnym rozwiązaniem dla miłośników nurkowania i fotografii pod wodą. Odporność na zanurzenie to maksymalnie 15 metrów, co z pewnością wystarczy, aby na wakacjach zrobić fantastyczne zdjęcia.
Można również rejestrować filmy w rozdzielczości Full HD (1920 x 1080 pikseli) z prędkością 60 klatek na sekundę. Jest tu moduł GPS pozwalający oznaczać zdjęcia, by potem sprawdzić, w którym miejscu zostały zrobione. Ciekawostką jest 3-calowy odchylany o 180 stopni monitor. Cena tego modelu na Allegro w dniu publikacji – około 1450 zł.
box:offerCarousel
Panasonic DMC-FZ200
Jeśli dla kogoś priorytetem jest jakość zdjęcia, zaś wodo- i pyłoodporność nie są ważne, powinien sprawdzić model Panasonic DMC-FZ200. To profesjonalny aparat cyfrowy, który balansuje na granicy dzielącej aparaty tradycyjne od lustrzanek. Urządzenie wyposażono w matrycę MOS o rozdzielczości 12 Mpix i obiektyw z 24-krotnym zoomem optycznym, co jest odpowiednikiem aparatu z obiektywem formatu 35 mm: 25–600 mm. Urządzenie pracuje w pełnym zakresie przysłon od F2.8, ma również wizjer o wysokiej rozdzielczości, który pomaga wykonać dobre zdjęcie w trudnych warunkach oświetleniowych.
Producent zastosował ponadto obrotowy ekran o przekątnej 3 cali. Całość prezentuje się bardzo profesjonalnie i solidnie, choć – jak to zwykle bywa w przypadku takich aparatów – waga przeszło pół kilograma może dawać się we znaki podczas pieszych wycieczek. Cena? Około 1400 zł w dniu publikacji.
box:offerCarousel
Sony DSC-HX60V
Jak zamknąć imponujące parametry w kompaktowej i eleganckiej obudowie? Model Sony DSC-HX60V jest najlepszym przykładem na to, że takie zadanie jest możliwe do wykonania. Sprzęt wyposażono w matrycę 20 Mpix i obiektyw oferujący aż 30-krotny zoom optyczny. Ciekawostką jest podświetlana od tyłu Exmor R CMOS, która zapewnia wysoki poziom szczegółów nawet w słabych warunkach oświetleniowych. Maksymalne ISO to aż 12 800. Do rąk użytkowników oddano także moduły Wi-Fi, GPS oraz NFC, co otwiera zupełnie nowe możliwości, takie jak zdalne sterowanie, możliwość szybkiego przesyłania zdjęć na dysk komputera itp. Całość zamknięto w eleganckiej czarnej obudowie. Cena tego modelu – około 1350 zł w dniu publikacji.
box:offerCarousel
Nikon Coolpix B500
Na zakończenie model, który sprosta wymaganiom nawet wybrednych użytkowników, ale nie zrujnuje ich portfela. Za około 1200 zł otrzymamy model Nikon Coolpix B500 legitymujący się matrycą 16 Mpix i obiektywem NIKKOR z 40-krotnym zoomem optycznym. Miłym dodatkiem jest odchylany ekran o przekątnej 3 cali, który sprawnie zastępuje tradycyjny wizjer nawet w trudnych warunkach oświetleniowych. Co prawda, nie ma tu modułu Wi-Fi, ale za sprawą technologii SnapBridge mamy stałą łączność między aparatem a smartfonem lub tabletem. Dzięki temu na bieżąco można wysyłać wykonane fotografie do pamięci wewnętrznej urządzenia mobilnego. | Aparat cyfrowy do 1500 zł – II kwartał 2017 |
Remigiusz Mróz nie zwalnia tempa. W styczniu pojawi się kolejna jego książka, a ja tymczasem sięgnęłam po „Świt, który nie nadejdzie”, jesienną premierę także utrzymaną w kryminalnym stylu, ale zapewniającą nie tylko emocje, ale i podróż w czasie. Witamy w przedwojennej Warszawie. Nie znajdziemy więc warszawskiego duetu prawniczego znanego z Kasacji i jej kontynuacji, ale wkroczymy w gangsterski półświatek. Przy odrobinie szczęścia wyjdziemy stamtąd żywi. Czy jednak uda się to także naszym bohaterom? To już nie jest takie pewne.
Magnes na kłopoty
Do Warszawy przybywa Ernest Wilmański. Mężczyzna nie zna stolicy ani panujących w niej stosunków. Niewiele wiemy o jego przeszłości, za to znamy jego plan na przyszłość. Wilmański zamierza rozpocząć nowe życie. Z dala od problemów, bez pakowania się w podejrzane towarzystwo i szemrane interesy. Niestety ledwie postawi stopę na warszawskiej ziemi, a kłopoty pomachają mu, radośnie zapraszając do niebezpiecznej zabawy. W efekcie już po chwili może zacząć obawiać się o swoje życie, bo bohatersko ratując nastoletnią mamzelę, sam podpada jednej z lokalnych grup gangsterskich.
I tak ktoś, kto od kłopotów miał trzymać się z daleka, wychodzi im naprzeciw i trafiwszy w szeregi Banników, co to znani są z tego, że swych wrogów zwykli topić w baniach, wspina się po szczeblach gangsterskiej kariery.
Podróż do przedwojennej Warszawy
Świt, który nie nadejdzie to powieść, która rozkręca się dość powoli, ale ze strony na stronę robi się coraz bardziej emocjonująco. Finał nokautuje, choć tu muszę trochę pomarudzić, bo wolałabym bardziej konkretne zakończenie. Remigiusz Mróz jest jednak najwyraźniej miłośnikiem finiszów niedomkniętych, a nawet otwartych, więc co nieco czytelnik musi sobie dopowiedzieć sam.
Dużym plusem tej powieści jest jej klimat. Wędrówka ulicami przedwojennej Warszawy do bezpiecznych nie należy. Są takie zaułki i knajpy, do których lepiej się nie zapuszczać. Ot, choćby do Mokradła, gdzie unoszą się nie tylko dźwięki jazzu i papierosowy dym, ale i niepokojący zapaszek strachu. Przy jednym ze stolików szef Banników podejmuje decyzje i prowadzi ważne rozmowy. Wyszczerbiony blat jest śladem tych dyskusji, które nie poszły po myśli żadnej ze stron. Autorowi udało się ciekawie oddać tamtejsze realia, wprowadzić czytelników w odpowiedni nastrój i interesującą rzeczywistość.
Klimatyczna powieść o gangsterskim półświatku
W tym męskim świecie mamy także kobiece postaci i to one wydały mi się najbardziej interesujące. Zwłaszcza pyskata, odważna mamzela zapada w pamięć. Oprócz niej mamy też duet policjantek z nowo utworzonej formacji, który nieszczęśliwie przydzielono do obszaru opanowanego przez Banników. Panie nie pozostaną bez wpływu nie tylko na samą fabułę, ale także na życie prywatne głównego bohatera.
W powieści Świt, który nie nadejdzie nie brakuje mniej lub bardziej zaskakujących zwrotów akcji. Nie jest więc nudno. Wśród postaci znalazły się także i te rzeczywiste, jak choćby Tata Tasiemka czy Łokietek, przedstawiciele gangsterskiego światka, mimo że zarówno formacja Banników, jak i ich konkurenci – Prałaci, istnieją wyłącznie na kartach książki.
Klimatyczna powieść, która działa na wyobraźnię. Taki jest Świt, który nie nadejdzie Remigiusza Mroza.
Zobacz również inne książki Remigiusza Mroza.
Źródło okładki: czwartastrona.pl | „Świt, który nie nadejdzie” Remigiusz Mróz – recenzja |
Każdy z nas lubi złocistą opaleniznę i brąz na skórze. Wygląda się zdrowiej, radośniej i po prostu lepiej. Jeśli chcesz się cieszyć opalenizną przez dłuższy czas, musisz odpowiednio o nią zadbać. Na szczęście nie jest to nic trudnego ani czasochłonnego, jednak należy pamiętać przede wszystkim o regularności. Dowiedz się, jak pielęgnować opaloną skórę i przedłużyć utrzymywanie się brązowego odcienia.
Krok pierwszy: dbaj o skórę już na plaży
Po pierwsze, stosuj krem z filtrem przeciwsłonecznym. Niestosowanie go faktycznie przyśpieszy opalanie, jednak bardzo zwiększa prawdopodobieństwo poparzenia słonecznego, a w konsekwencji schodzenia naskórka nieestetycznymi płatami, a nawet powstania blizn. Jest to niebezpieczna i nierozsądna droga na skróty, która może prowadzić do poważnych chorób, np. raka skóry. Dlatego dobranie odpowiedniego filtru jest niezbędne! Nawet teraz, gdy dłuższe wyjazdy wakacyjne są już za nami. Jeśli jesteś blady i masz wrażliwą skórę, stosuj faktor 50. Gdy masz ciemniejszą karnację lub zdążyłeś się już trochę opalić, faktor 20–30 będzie optymalny. Podczas opalania smaruj skórę co 2–3 godziny i po każdej kąpieli w wodzie. Dzięki temu opalisz się zdrowo, bezboleśnie, a w efekcie na dłużej.
Krok drugi: szoruj i peelinguj ciało
Peeling ciała to kolejny sposób, by przedłużyć opaleniznę. Może się wydawać, że złuszczając skórę, pozbędziesz się również opalenizny. Nic bardziej mylnego! Opalenizna jest w głębszych warstwach skóry, a skóra niepeelingowana staje się matowa i sucha, brąz zaś blaknie. Wybierz peelingprzeznaczony do męskiej pielęgnacji. Ważne jest, by nie siedzieć zbyt długo w wannie lub pod prysznicem, ponieważ gorąca woda wysusza naskórek, a jak już wiesz, w efekcie opalenizna jest mniej widoczna. Postaw na szybkie prysznice w letniej wodzie, a efekt pozytywnie cię zaskoczy.
Krok trzeci: nawilżenie to podstawa
Ostatni krok to nawilżanie skóry. Jeśli uważasz, że to niemęskie, pora rozstać się z takim myśleniem. Nawilżanie skóry wchodzi w skład podstawowej pielęgnacji każdego człowieka. Skóra nawilżona to skóra zdrowa. Zmniejsza się ryzyko otarć, brzydkiego przesuszenia, starzenie jest wolniejsze. Nawilżanie również przedłuża trwałość opalenizny, więc jest kluczem do tego, by twoja skóra była przez kolejne pół roku brązowa. Im lepiej jest nawilżona i natłuszczona, tym mniej się łuszczy i wolniej traci kolor opalenizny. Najlepsze będą kosmetyki odżywcze z mocznikiem, oliwą z oliwek, gliceryną lub z olejkiem z pestek winogron.
Nawilżanie a trądzik
Nawilżenie skóry jest szczególnie ważne dla panów, którzy zmagają się z trądzikiem. Wiele osób uważa, że słońce „wysuszy” niedoskonałości skóry. To prawda, ale wysuszy nie tylko krostki, a również całą skórę. W efekcie gruczoły łojowe będą pracować ze wzmożoną siłą, co prowadzi do pojawiania się jeszcze większego trądziku. Dlatego jeśli dopiero wybierasz się na urlop, nie zapomnij o dobrym kremie nawilżającym dla mężczyzn oraz o kosmetyku przeznaczonym do pielęgnacji skóry po opalaniu. Dzięki temu unikniesz dalszych problemów z cerą, a przy okazji brązowa skóra zmniejszy widoczność zaczerwienień i krostek.
Pielęgnacja męskiej opalonej skóry niewiele się różni od podstawowej, codziennej pielęgnacji dbającego o siebie mężczyzny. Stosując się do naszych wskazówek, nie tylko przedłużysz trwałość opalenizny, a również odpowiednio zadbasz o zdrowie i wygląd swojej skóry. | Jak pielęgnować męska opaloną skórę? |
Marilyn Monroe powiedziała kiedyś, że diamenty są najlepszym przyjacielem kobiety. Przekładając to powiedzenie na grunt zwykłych ludzi, którzy nie są hollywoodzkimi gwiazdami, można by rzec, że sama biżuteria jest najlepszym przyjacielem kobiety. A o przyjaciół należy dbać. Zarówno kobiety zabiegane, jak i te, posiadające znacznie większą ilość wolnego czasu, powinny dbać nie tylko o biżuterię, ale także o całe swoje otoczenie. Dzisiaj powiemy tylko o przechowywaniu biżuterii, zwracając uwagę na akcesoria, które w tym pomogą i, w zależności od stopnia ich skomplikowania, będą wymagały większej lub mniejszej ilości wolnego czasu. Co polecamy businesswoman, a co kochającej modę blogerce?
Mało czasu
Kariera zawodowa lub bogate życie towarzyskie oznaczają znacznie mniej czasu na dbałość o domowe detale. Nie jest to jednak przyzwolenie na posiadanie w swoim domu bałaganu, ale na znalezienie sposobów i przedmiotów, które zmienią ten bałagan w małe dzieło sztuki. Właśnie tak dzieje się w przypadku drzewek na biżuterię, które stanowią piękną ozdobę domu nawet bez jakiejkolwiek biżuterii. Polecane są kobietom, które mają bardzo mało czasu na przeszukiwanie kompletów swojej biżuterii, ponieważ dzięki nim, wszystkie jej elementy są na wierzchu w jednym miejscu. Im drzewko bardziej rozłożyste, im posiada więcej haczyków, tym więcej uda się nam na nim powiesić lub tym ładniej wyeksponujemy biżuterię. Część z nich, ta bardziej złożona, posiada na dole skrzyneczki, wyposażone w przegródki na pierścionki, łańcuszki, a nawet szufladki na tę najdroższą lub zbierającą najwięcej kurzu biżuterię. Występują we wszystkich kolorach tęczy, nawet w wersji do samodzielnego pomalowania. Wybierając najlepsze drzewko, zwróć uwagę na jego podstawę – im większa i cięższa, tym będzie bardziej stabilna i mniejsze szanse na to, że się przewróci.
Ograniczony budżet
Sama biżuteria jest tak drogim i ekstrawaganckim zakupem, że nie zawsze pozostaje nam tyle pieniędzy, aby nabyć jeszcze drogie akcesoria do jej przechowywania. W takim wypadku kup kilkanaście jednakowych pudełeczek biżuteryjnych (cena nawet od złotówki!), do których schowasz swoje skarby. Można by pomyśle, że nie będą one wyglądały tak ładnie, jak wspomniane wyżej drzewko, jednak jest to błędne myślenie. Trzy kolumny takich pudełeczek po kilka, a nawet kilkanaście będą wyglądały pięknie, minimalistycznie i podkreślą perfekcyjną naturę nawet największej przeciwniczki takiego podejścia do dbałości o porządek. Aby nie musieć każdego ranka bawić się w grę „memory” w poszukiwaniu ulubionej pary kolczyków, wystarczy podpisać każde z pudełeczek eleganckim cienkopisem, piórem lub pisakiem. Ładnie? Ładnie. I tanio!
Z najwyższej półki
Której z nas nie marzy się garderoba rodem z Seksu w Wielkim Mieście? Aby mieć chociaż jej namiastkę, możesz zainwestować w drewniane pudełka do przechowywania biżuterii i starannie ułożyć je w swojej sypialni lub na półkach w szafie. Dzięki temu biżuteria zazna trochę luksusu, a i ty poczujesz się jak gwiazda filmowa. Do wyboru są pudełka wykonane w całości z drewna lub te ze szklanymi pokrywami. Te ostatnie sprawdzą się położone na półkach, będących w zasięgu wzroku, a te pierwsze jako ozdoba komody.
Zrób to sama!
DYI to setki tysięcy filmików, na których vlogerzy z całego świata podpowiadają, jak tanim kosztem wyczarować niezwykle przydatne przedmioty, ułatwiające codzienne funkcjonowanie. I tak właśnie możesz wykonać niezwykle efektowny wieszak na biżuterię, wkręcając malutkie, metalowe haczyki np. w drzwi szafy. Jeśli dobrze czujesz się jako dekoratorka wnętrz, wybierz kilka najbardziej efektownych wisiorków lub kolczyków i te same haczyki przykręć do jednej ze ścian sypialni bądź salonu, eksponując swoje piękne i drogie łupy. Same w sobie będą stanowiły świetną dekorację, jednocześnie wyglądając na zaprojektowane przez naprawdę drogiego dekoratora wnętrz. Chcąc wykonać takie efektowne miejsce do przechowywania biżuterii, zastanów się nad przestrzenią, w której będziesz działać. Spokojnie ją zaplanuj, odmierzając długość wszystkich naszyjników tak, aby każdy z uchwytów maksymalnie dobrze spełniał swoją funkcję. | Uporządkuj biżuterię – szkatułki, drzewka lub pudełka |
Coraz więcej z nas pakowanie się na wyjazd rozpoczyna od sprzętów elektronicznych i kilku ładowarek. Kamera, laptop, tablet, smartfony i inne – z roku na rok zabieramy ze sobą coraz więcej zabawek. Wszystkie są niezwykle wrażliwe na uszkodzenia, a wakacyjno-wyjazdowe warunki im nie sprzyjają. Co zrobić, by ochronić je przed zniszczeniem? Odpowiednie przechowywanie
Każdy z nas chce zabrać ze sobą na wyjazd jak najmniej toreb i innych bagaży, ale jeżeli chcemy odpowiednio zadbać o nasz sprzęt elektroniczny, należy się pogodzić z faktem, że trzymanie go razem z resztą rzeczy podczas podróży nie jest dobrym pomysłem.
Przechowywanie laptopa czy kamery w walizce jest ryzykowne. Owszem, możemy zabezpieczyć go najlepiej jak się da i otoczyć samymi miękkimi rzeczami, ale wystarczy drobny wypadek losowy i nasz plan spali na panewce – któryś z innych akcesoriów znajdzie sposób, by uszkodzić delikatny sprzęt.
Wobec tego najlepiej od razu zainwestować w odpowiednią torbę, plecak lub dedykowane akcesoria do przechowywania elektronicznych zabawek, które, dzięki odpowiedniej konstrukcji, zapewniają im bezpieczeństwo.
W przypadku tabletów konieczne może się okazać dodatkowe etui, zwłaszcza jeśli będziemy chcieli zabrać go na przykład na plażę. Piasek łatwo może porysować ekran – jeżeli wyposażymy go odpowiednio, szanse na to zdecydowanie się zmniejszą. Koszt dodatkowej ochrony waha się w granicach stu złotych, nie jest to więc olbrzymia kwota.
Jednym z największych wrogów naszego sprzętu jest woda, dlatego jeżeli chcemy cieszyć się nadmorskimi ujęciami (a może nawet podwodnymi?), warto zakupić wodoszczelne etui chociażby na kamerę czy aparat. Należy tylko pamiętać, by wybrać akcesorium o odpowiednich rozmiarach!
Nic nie stoi na przeszkodzie, by odpowiednie wzmocnienia mieć dla naszych kamer i aparatów także w zwykłych warunkach. Z pomocą przyjdą tak zwane „zbroje ochronne” i inne pokrowce, które mogą uratować nasze sprzęty na przykład w sytuacji, gdy w tłumie zwiedzających ktoś nas niechcący potrąci i upuścimy gadżet. W przypadku aparatów marek Nikon i Canon możemy przebierać w całej gamie różnokolorowych i różnych rozmiarów nakładek easyCover.
Przewożenie sprzętu
Z samym transportem sprawa jest prosta. Przyda się dobry plecakz licznymi kieszeniami, w których poupychamy ładowarki i karty pamięci, a na poszczególne sprzęty zakupimy osobne futerały. W przypadku laptopa niezbędna będzie torba – najlepiej wzmocniona, by oferowała wyższą odporność na uszkodzenia. Producentem ze średniej półki cenowej, lecz oferującym dobrą ochronę, jest Targus – najważniejsze tylko to dobrać taką torbę, która będzie pasowała do rozmiaru naszego komputera.
Trzymaj dane w chmurze
Kradzieże to plaga wyjazdów i coś, czego się obawiamy. Niekiedy nawet mimo powziętych środków ostrożności możemy się przed nimi nie uchronić. Sama utrata cennego sprzętu jest już bolesna, natomiast równie dużą stratą będzie zapisany na nich film czy zdjęcia.
By zachować chociaż bezcenne wspomnienia, warto regularnie przerzucać dane z kart i dysków na nośniki zewnętrzne (np. WD My Passoport 1TB) lub wysyłać na serwery wirtualne, jak Dropbox czy Google Drive. Dzięki temu utrata gadżetu będzie mniej dotkliwa.
Lepiej dmuchać na zimne
Wydawanie pieniędzy na dodatkowe akcesoria, których jedynym celem jest bądź duplikacja danych, bądź ochrona sprzętów przed warunkami atmosferycznymi, może się wydawać zbędna, jednak tylko do pierwszego uszkodzenia/utraty danych. Przezorny zawsze zabezpieczony. Wystarczy chwila nieuwagi, by utracić piękne wspomnienia czy ważne materiały. Komfort psychiczny jest wart więcej niż sto złotych na etui lub dodatkową obudowę. | Jak dbać o sprzęt elektroniczny podczas wyjazdu? |
Zadbane i piękne włosy są ozdobą każdej kobiety, dlatego troszczymy się, by były zdrowe, gładkie i błyszczące i dobrze się układały. Coraz więcej konsumentek zdaje sobie sprawę, że do osiągnięcia tego celu nie wystarczy sam szampon i odżywka. Ważna jest odpowiednia dieta i aktywność fizyczna, ogólne zdrowie i ewentualna suplementacja, a także odpowiednia pielęgnacja. A ta powinna zacząć się od skóry głowy. Produkty gotowe
Na Allegro można kupić wiele gotowych wcierek do włosów, których skład jest oparty na alkoholu i wyciągach z ziół. Najpopularniejsze to woda brzozowa i woda pokrzywowa. Są to dwu- lub trzyskładnikowe produkty, których działanie jest znane od wieków. Woda brzozowa to najczęściej sok z brzozy zakonserwowany alkoholem, czasem z dodatkiem mentolu i perfum. Taka wcierka pomaga w zwalczaniu przetłuszczania się włosów, łupieżu, swędzenia, sprawdza się w leczeniu łojotokowego zapalenia skóry i wypadania włosów.
Oczywiście, tak jak w przypadku każdego kosmetyku, wskazane jest wykonanie próby uczuleniowej, ponieważ zarówno sok ziołowy, jak i składnik perfumujący mogą być alergenem. Nie każda skóra dobrze reaguje na alkohol i dlatego w niektórych przypadkach woda oparta na jego składzie może szkodzić bardziej, niż pomagać, wywołując przesuszenie, swędzenie czy wzmacniając przetłuszczanie. Są to jednak nieczęste sytuacje.
Większość konsumentek zauważa u siebie po zastosowaniu tych produktów szybszy porost włosów, wyrastanie nowych włosów z cebulek, które – zdawałoby się – dawno już się poddały, oraz przedłużenie świeżości skóry głowy i rzadszą konieczność mycia. Samo to jest bardzo znaczące, włosy należy bowiem traktować jak naturalną wełnę – nie myć zbyt często, a więc unikać codziennego mycia, zwłaszcza w ciepłej wodzie, co pozbawia je naturalnej bariery ochronnej.
Zrób to sama
Jeśli mamy wrażliwą skórę głowy, która nie toleruje przesuszenia alkoholem, albo lubimy robić własne kosmetyki, zależy nam na jak najbardziej ekologicznej i naturalnej pielęgnacji, możemy samodzielnie zrobić wcierki do włosów. Wiele ziół, które pijemy na różne problemy i dolegliwości, stanowi również świetną bazę do wcierek. Takie zrobione własnoręcznie kosmetyki można konserwować alkoholem lub trzymać w lodówce i zużyć w ciągu 3–4 dni.
Wcierka z kozieradki wspaniale ogranicza wypadanie włosów i nadaje im niesamowity blask. Wykonujemy ją, zalewając łyżeczkę zmielonych nasion szklanką wrzątku. Po ostudzeniu odcedzamy i przelewamy do buteleczki z dozownikiem lub atomizerem. Spryskujemy skórę głowy naparem i wcieramy opuszkami palców. Uwaga – napar ma bardzo charakterystyczny i mocny zapach kojarzący się z zapachem rosołu, który niełatwo ulatnia się z włosów. Z tego powodu lepiej stosować wcierkę na noc, a rano umyć włosy.
Kolejną wcierką popularną wśród włosomaniaczek jest pokrzywowo-skrzypowa. Obie rośliny zawierają dużo krzemu potrzebnego do właściwego wyglądu skóry, włosów i paznokci, można więc je pić w okresie wzmożonego wypadania włosów. Dodatkowo warto z nich przygotować napar na wcierkę, zaparzając łyżkę pokrzywyi skrzypu szklanką wrzątku. Zapach tych ziół nie utrzymuje się długo na włosach, dlatego można je z powodzeniem stosować kilka razy w ciągu dnia. Taka wcierka sprawia, że włosy stają się grubsze, mocniejsze, przedłuża się ich cykl życiowy, a przede wszystkim uspokaja się skóra głowy, co zmniejsza łojotok i swędzenie, sprawiając, że włosy dłużej są świeże i puszyste.
Sok z brzozy, który możemy zakupić jako wspaniały, bogaty w witaminy napój, świetnie sprawdza się jako wcierka. Szczególnie dobrze działa na całe włosy, nie musimy więc postępować z nim tak, jak z wodą brzozową, w której dodatek alkoholu może wysuszać nasze kosmyki. Po zastosowaniu wody brzozowej włosy stają się miękkie i błyszczące. Wspaniale nadaje się on nie tylko dla właścicielek włosów przetłuszczających się, ale również przesuszonych, bardzo zniszczonych, łatwo rozdwajających się.
Na zmniejszenie łojotoku i pomoc w szybszym poroście włosów świetnie nadadzą się też napary z łopianu i tataraku. Obie rośliny od wieków są znane ze swoich właściwości bakteriobójczych i odżywczych. Wcierki z tych ziół warto stosować w okresie zachwiań hormonalnych, powodujących szybsze przetłuszczanie się i wskutek łojotoku wypadanie włosów.
Właściwie zadbana i odżywiona skóra głowy odwdzięczy się nam pięknymi, gęstymi i zdrowymi włosami. | Wcierki do włosów – jakie są najlepsze? |
Spodnie z wysoką talią, koszule w kwiaty wiązane na supeł, chokery – styl lat 90. właśnie wrócił. Przyjrzyjmy się, jak wyglądały bohaterki lubianego serialu z tamtych czasów! Pamiętacie Brandona, Brendę, Dylana, Kelly i Donnę oraz innych, pięknych nastolatków z serialu „Beverly Hills 90210”? Kultowe przygody młodych ludzi dorastających w latach 90. przeszły do historii, ale właśnie ich styl stał się ponownie modny. Jak skompletować garderobę, by poczuć beztroski klimat amerykańskiego wybrzeża Kalifornii? Oto nasze podpowiedzi.
Brenda – koronkowe body i rockowy pazur
Aby skutecznie naśladować swobodną, ale bardzo kobiecą stylówkę Brendy, trzeba zaopatrzyć się w obcisłe body, najlepiej w kolorze, czarnym i czerwonym. Czarnowłosa ukochana Dylana lubiła też nosić koronki, ale czasem decydowała się też na skromne bluzki z kołnierzykiem w stonowanych kolorach, np. łososiowym. Jako nastolatka o wyrazistym charakterze wkładała ubrania z rockowym pazurem – ramoneskę i oczywiście wąskie jeansy, które podkreślały talię. Ale gustowała też w szerokich, męskich koszulach w podłużne paski oraz jeansowych kurtkach o mocno podkreślonych ramionach. Moda wczesnych lat 90. charakteryzowała się szerokimi ramionami, często wzmocnionymi poduszkami. Teraz ten trend wraca, a widać go właśnie w długich kurtkach z denimu.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Kelly – kobiecość doskonała
Blondynka o oczach mocno podkreślonych czarnymi kreskami w odróżnieniu od Brendy przepadała za kobiecymi sukienkami, topami na ramiączkach i eleganckimi, czerwonymi żakietami. Kelly miała dokładnie uczesane włosy lub związywała je w koński ogon. Delikatnie podkreślała usta. Wybierała wyjątkowo kobiece bluzki w groszki, w których zawsze wyglądała zjawiskowo, ale była też fanką zwyczajnych, jeansowych koszul noszonych na topy, w których wyglądała równie dobrze. Styl Kelly to mieszanka dziewczęcości i biurowej elegancji. Sprawdzą się więc wzorzyste sukienki, kolorowe marynarki, a zamiast tenisówek – szpilki lub sandały na obcasach.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Andrea – szkolna prymuska
To typ intelektualistki w okularach w drucianych oprawkach, zawsze z ołówkiem w ręce. Stawiała raczej na wygodę niż na modę, ale wyglądała doskonale. Inteligentny wygląd podkreślała kwiecistymi bluzkami, które wiązała na supełek w pasie, jeansami z podwyższoną talią. Niesforne loczki ujarzmiała efektowną apaszką z kokardą z boku głowy. Na specjalne okazje wkładała sukienki z falbanami, widywano ją także w bluzkach ze stójką i dwurzędowych żakietach ze złotymi guzikami. Warto pamiętać, że ten ostatni zestaw to elegancja nieco dodająca powagi i lat. Pamiętaj, że każdą stylizację można nieco przełamać, dobierając dodatki o lekko sportowym charakterze.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Donna – wamp w ogrodniczkach
Kolejna jasnowłosa bohaterka serialu lubiła nawiązania do poprzednich dekad, m.in. lat 60. i 70. Do rozkloszowanych sukienek, a także tych elastycznych i wąskich – tzw. gumek – nosiła szerokie przepaski na włosach podkręconych na zewnątrz. Na plażę wkładała bikini w drobną, biało-czerwoną kratkę albo sukienki w poprzeczne paski z odsłoniętymi ramionami. Donna na przyjęcia i imprezy wybierała eleganckie kreacje bez ramion lub szyfonowe przezroczystości. Ale widywano ją także w luźnych ogrodniczkach z jeansu, które z wdziękiem łączyła z koronkowym body. Styl Donny to kobiecy szyk łączony z wygodą. Jeśli chcesz czerpać z jej wyglądu inspirację, postaw na klasyczne suknie, proste dżinsy i delikatne nawiązania do barwnej stylizacji lat 60. XX wieku. | Beverly Hills 90210, czyli jak się ubrać w stylu kultowego serialu |
Są takie dni, kiedy chciałoby się usiąść wygodnie w fotelu, w ciepłym pokoju, wziąć do ręki kubek gorącej kawy, zamknąć oczy i posłuchać, jak gdzieś w tle trzeszczy rytmicznie stara winylowa płyta. Wysokie tony pianina wgryzają się w mózg, ale to w niczym nie przeszkadza, bo… śpiewa Lady Day
Ale pomówmy o książce. Po raz pierwszy ukazała się ponad pięćdziesiąt lat temu i już wtedy wywołała poruszenie wcale nie mniejsze niż jej bohaterka i współautorka. Z pewnością słyszeliście już kiedyś o Billie Holiday – w końcu nagrała około 350 płyt, a jej piosenki stawały się jazzowymi hitami. Miała niepowtarzalny, hipnotyzujący głos. Pisała i śpiewała jazz i bluesa przez większą część swojego życia. Na koncerty przychodziły prawdziwe tłumy, a występowała w najbardziej prestiżowych miejscach. Była gwiazdą, i to jedną z tych, które wyróżniały się wszędzie, gdzie się pojawiły. Wydaje się, że nie można było przejść obok niej obojętnie, każdy pragnął ją zobaczyć i usłyszeć. I tu pojawia się zaskoczenie – nie wszyscy chcieli, by choćby przebywała z nimi w tym samym klubie. Bo Billie Holiday była gwiazdą, ale
czarną gwiazdą
Nawet jeśli dzisiaj może nam się wydawać, że sława bezwarunkowo wiązała się z komfortem, luksusem i wszelkimi dobrami, to ta pozycja wyprowadzi każdego z błędu.
Książka „Lady Day śpiewa Bluesa” to nie tylko biografia wspaniałej artystki. To także zapis historii i pewnych zmian, które zachodziły w amerykańskim społeczeństwie w tamtych czasach. Billie Holiday nie miała łatwego życia, o czym wspomina już w pierwszym zdaniu. Brutalności dorosłego życia doświadczyła w wieku jedenastu lat, kiedy najpierw została zgwałcona, a wkrótce potem (z powodu tego czynu) zatrzymana przez policję i na pewien czas zabrana od rodziny. Później wcale nie było łatwiej. Droga jej kariery wypełniona jest wszelkiego rodzaju potknięciami – seks, narkotyki, alkohol, awantury i różnego rodzaju choroby. Dodatkowo, jako czarnoskóra musiała się również liczyć z wszelkimi przejawami rasizmu. Bywało i tak, że nie mogła zasiąść przy stole w klubie, w którym miała występować, albo nawet wyjść na scenę, a jej piosenki były wykonywane przez kogoś innego. Jakby tego było mało, w niektórych przypadkach musiała czernić skórę, bo sama miała zbyt jasną karnację w porównaniu z resztą członków zespołu, z którymi występowała.
Narracja w tej książce jest prowadzona jakby w dwóch nurtach. Jeden z nich jest wspomnieniowy – bardzo prosty w przekazie i jednocześnie niezwykle emocjonalny i osobisty. Drugi zaś – to już bardziej obiektywny rodzaj relacji dokumentalnej. Choć na pierwszy rzut oka takie połączenie może się wydać nieco chaotyczne, to jednak sprawia, że lektura tej książki jest bardzo przyjemna (nawet jeśli nie zawsze lekka), a jednocześnie daje czytelnikowi sporo tematów do przemyślenia.
Jeśli lubicie takie pozycje, to tę znajdziecie na allegro już za ok. 25 złotych.
Źródło okładki: www.czarne.com.pl | „Lady Day śpiewa bluesa” Billie Holiday, William Dufty - recenzja książki |
Odpowiednio dobrane ubranie na jazdę rowerową zapewni nam dobre samopoczucie. Czasami wieje wiatr, pada deszcz lub śnieg, bywa też zimno lub mocno przygrzewa słońce. Od tego, jak się ubierzemy zależy, czy trening będzie efektywny, czy też przez cały czas będziemy się męczyć i marznąć lub nadmiernie się spocimy. Należy wybrać taką odzież, która odprowadza wilgoć na zewnątrz i zachowuje ciało w suchości. Jeśli o to nie zadbamy, łatwo możemy się przeziębić. Idealne dopasowanie do ciała
Zaczynamy od bielizny. Jeśli jest zimno, bo trenujemy np. zimą, to przydałby się komplet, czyli koszulka i rajtki. Wybieramy odzież termoaktywną, czyli taką, która zapewni nam ciepło, a pot będzie odprowadzany na zewnątrz. Chodzi o to, żeby materiał nie przyklejał się do ciała. Jeśli jest wykonany z mikrowłókien z dodatkiem jonów srebra, ma działanie bakteriostatyczne, co zapobiega wystąpieniu alergii oraz minimalizuje nieprzyjemne zapachy.
Na cieplejsze dni zamiast rajtek wkładamy spodenki i koszulkę przylegającą do ciała. W zależności od temperatury wybieramy krótki lub długi rękaw. Pamiętajmy, aby skarpetki były dobrze dopasowane do stopy, aby zapobiec otarciom i odparzeniom. Szwy muszą być płaskie i nieodczuwalne. Oczywiście, skarpetki powinny mieć odpowiednie panele wentylacyjne pozwalające na odprowadzanie wilgoci na zewnątrz.
Na wierzch zakładamy – w zależności od panującej pogody – długie, najlepiej przeciwdeszczowe spodnie lub krótsze – ściśle przylegające do ciała. Niektóre z nich mają specjalną wkładkę, która redukuje wstrząsy i minimalizuje podrażnienia podczas jazdy. Dobrym rozwiązaniem jest również kupno tzw. nogawek zakładanych na uda i łydki. Pełnią one funkcje ocieplaczy w chłodne dni i są zakładane do krótkich spodenek.
Odzież na każdą pogodę
Na górną część ciała zakładamy bluzy z długim rękawem. Ważne jest, aby – oprócz walorów termoregulacyjnych – posiadały elementy odblaskowe, co zapewni rowerzyście dobrą widoczność na drodze. Kiedy jest cieplej, wystarczy nam koszulka z krótkim rękawem. Przy niepewnej pogodzie wkładamy specjalne rękawki, chroniąc w ten sposób ramiona od wiatru i zimna.
Gdy odczuwamy chłód, zakładamy kurtkę. Powinna ona chronić przed wiatrem i deszczem. Wysoka stójka przy kołnierzu osłania szyję, a ściągacze przy rękawach nie przepuszczają zimnego powietrza do środka. Dobrym rozwiązaniem jest kamizelka, która ochroni korpus i plecy naszego ciała przed porywistym wiatrem i zapewni odpowiednią dawkę ciepła.
Na dłuższą wyprawę możemy zapakować do plecaka pelerynę. Nie zajmuje wiele miejsca, mało waży, a w razie ulewnego deszczu zapewni odpowiednią osłonę.
Nie możemy również zapomnieć o naszych dłoniach. Termoaktywne rękawiczki zapewnią odpowiednią temperaturę i komfort podczas jazdy. Na cieplejsze dni warto zaopatrzyć się w takie bez palców. Specjalne wzmocnienia zabezpieczą dłonie przed powstaniem odcisków i osłonią skórę w razie kraksy na drodze.
W czasie niskich temperatur trzeba zadbać o ochronę głowy i zaopatrzyć się w ciepłą czapkę. Kiedy przyjdą mrozy, chronimy twarz, zakładając maskę termoaktywną lub kominiarkę.
Wybieramy odzież na rower w zależności od długości trasy i warunków pogodowych. Pamiętajmy, żeby chronić ciało przed zimnem, wiatrem i deszczem, nie należy również dopuścić do przegrzania. Zapewnijmy komfort swojemu organizmowi, a wtedy przejażdżka rowerowa dostarczy nam samych miłych wrażeń. | Odzież dla rowerzysty |
Jesteśmy przyzwyczajeni, że obecnie kupując telewizor LED lub OLED, jest on po prostu płaski. Ze względu na to, że ich grubość nie jest duża, a waga jest niewielka, warto je powiesić na ścianie. Dzięki temu zaoszczędzimy miejsce na komodzie, a salon zyskuje na wyglądzie. Jak zamontować telewizor? Okazuje się to niemal tak łatwe, jak powieszenie obrazu. Pod jednym warunkiem: że wybierze się odpowiedni uchwyt RTV. Warto jest również zaznajomić się z pojęciem VESA - Video Electronics Standards Association. Jest to standard określający odległość pomiędzy otworami montażowymi na tylnej ścianie obudowy telewizora oraz w uchwycie RTV. W specyfikacjach każdego telewizora powinna być podana informacja odnośnie VESA. Jeśli jej nie ma, należy zmierzyć odległość pomiędzy otworami montażowymi.
Uchwyty RTV
Wybór uchwytu nie jest trudny. Wystarczy wybrać odpowiedni do wielkości przekątnej ekranu telewizora. Na opakowaniu znajduje się informacja, dla jakiej minimalnej i maksymalnej przekątnej ekranu jest dedykowany dany produkt. Uchwyty RTV produkowane są we wcześniej wspomnianym standardzie VESA (Video Electronics Standards Association). Wartość ta określa odległości pomiędzy poszczególnymi otworami montażowymi w uchwycie oraz obudowie TV. Większość uchwytów to uniwersalne konstrukcje, pasujące do otworów nawet o bardzo zdywersyfikowanym rozstawie.
Na jakiej wysokości ustawić telewizor?
Po zakupie właściwego uchwytu pod telewizor następnym krokiem jest ustalenie miejsca oraz wysokości, na jakiej będzie wisiało urządzenie. Gdy pomieszczenie, w którym ma się znaleźć, nie jest zbyt duże, najlepiej ustawić go na wysokości oczu. W tym wypadku linia oczu powinna być skierowana powyżej linii środkowej telewizora. Wtedy wzrok osób, oglądających program telewizyjny, w naturalny sposób zostanie skierowany na ekran. W mieszkaniach najlepiej sprawdzają się uchwyty statyczne. Są to najprostsze rozwiązania konstrukcyjne uchwytów RTV, a tym samym niedrogie i dające najmniejszą odległość pomiędzy telewizorem a ścianą.
Można na nich powiesić 55-calowy telewizor, ważący do 60 kg w odległości ok. 22 mm od ściany. W dużych salonach, gdzie zazwyczaj widzowie siedzą dalej od ekranu, telewizor można zamontować nieco wyżej (powyżej linii wzroku). W tym wypadku warto pomyśleć o uchwycie z regulowanym nachyleniem. Ten rodzaj uchwytu jest nieco droższy od statycznego, ale pozwala na regulowanie optymalnego kąta nachylenia ekranu w poziomie i pionie. Takie rozwiązanie doskonale sprawdza się np. w sytuacjach, gdy telewizję ogląda się bliżej ekranu lub kiedy dzieci oglądają ulubioną bajkę, leżąc na podłodze w salonie. Tego typu akcesoria pozwalają odchylić telewizor w pionie nawet o ±15 stopni, a w poziomie do ±90 stopni.
Montaż uchwytu na ścianie krok po kroku
Producenci uchwytów dołączają do kompletu odpowiednie śruby, wkręty, kołki rozporowe oraz małą poziomnicę. Przed wykonaniem zadania należy przygotować także: wiertarkę, wiertła, klucze, młotek, przyda się także odkurzacz.
Krok 1. – przygotowanie miejsca na uchwyt TV
Należy zaznaczyć miejsca na wywiercenie otworów w ścianie. W komplecie akcesoriów standardowo znajduje się sześć kołków rozporowych. Możemy kupić ich więcej, np. inny rodzaj lub rozmiar. Wszystko zależy od typu ściany. Podczas zaznaczania otworów na ścianie należy zwrócić szczególną uwagę na to, aby uchwyt zawieszony był równo w poziomie - posłużymy się w tym celu poziomnicą.
Krok 2. – wywiercenie otworów oraz wstawienie kołków rozporowych
Należy dobrać odpowiednie wiertło do grubości kołków i rodzaju ściany. Aby uniknąć przesunięcia oraz nadmiernego rozwiercania dziur, najlepiej użyć najpierw cieńszego, a potem grubszego wiertła. Następnie do każdego otworu włożyć kołek rozporowy i przybić młotkiem. Kołki rozporowe powinny być na tyle duże, aby nie można było ich łatwo wyciągnąć ze ściany.
Krok 3. – przykręcanie uchwytu do ściany
Do tego celu niezbędny jest zestaw: śruba i dwie podkładki. Śruby należy przykręcać stopniowo. Po sprawdzeniu poziomowania uchwytu można je na dobre dokręcić.
Krok 4. – Montaż telewizora na uchwycie
Należy przygotować uchwyt, podkładki i śruby. Pokrętło, którym reguluje się kąt nachylenia telewizora, przykręcamy od góry. W zestawie zazwyczaj znajdziemy kilka rodzajów śrub odpowiednich do większości telewizorów. Uchwyt należy przykręcić do urządzenia odpowiednimi śrubami. Po ustawieniu telewizora centralnie na szynach przykręcamy śruby kontrujące – w dolnej części wieszaka LCD. Gdy urządzenie zostało już powieszony, należy jeszcze dokręcić śruby łączące ramiona uchwytu.
Po wykonaniu tego zadania warto pomyśleć o listwie maskującej do kabli, która ukryje przewody telewizyjne i będzie przy tym ciekawym akcentem dekoracyjnym. Odnośnie maskowania kabli możemy również pomyśleć o kupnie szafki z listwą maskującą, co ciekawe bardzo często w zestawie będzie już uchwyt RTV. Jeśli zaś chcemy powiesić telewizor na jeszcze nieotynkowanej ścianie, to powinniśmy zacząć od wykonania w niej bruzdy - jej szerokość i głębokość nie powinna przekraczać 10 centymetrów. Jeśli chodzi wlot najlepiej umiejscowić go na wysokość gniazdka elektrycznego oraz antenowego - tędy puścimy wszystkie kable.
Wylot zaś umieścimy na wysokość gniazd i portów naszego telewizora, tak aby można było łatwo wykonać wszystkie podłączenia. Oczywiście zanim wpuścimy do bruzdy kable, najlepiej włożyć tam rurki PCV - później możemy rozpocząć tynkowanie ścian.
Na koniec pamiętajmy o jednej ważnej rzeczy. Otóż nie na wszystkich ścianach można powiesić odbiornik. Wybierając uchwyt, należy wziąć pod uwagę także nośność ściany. Z betonem czy cegłą nie ma problemu. Jednak w nowoczesnym budownictwie ściany wewnętrzne są często wykonane z lekkich materiałów budowlanych, np. typu karton‑gips. Dlatego przed podjęciem decyzji o montażu telewizora na ścianie, sprawdźmy rodzaj materiału ściany oraz możliwość jej obciążenia. | Jak zamontować TV na ścianie? |
Stare powiedzenie głosi, że na świecie pewne są tylko śmierć i podatki. To szacowne grono warto uzupełnić o jeszcze jeden pewnik: nie ma takiego dysku, którego nie dałoby się zapchać danymi. Na szczęście jest rozwiązanie – bezprzewodowe dyski sieciowe. Dlaczego warto zainwestować w zewnętrzny dysk?
Gdyby rozwój motoryzacji postępował tak szybko, jak rozwój twardych dysków, jeździlibyśmy dzisiaj samochodami, którym wystarcza kropelka paliwa, do 100 km/h przyspieszają w ułamku sekundy, a ich wnętrza to odpowiednik komfortowego, obszernego salonu.
Przez długi czas ceny gigabajta powierzchni dyskowej spadały, a oferowana nam powierzchnia tradycyjnych, talerzowych twardych dysków rosła. Zmianę wprowadziły dopiero napędy SSD, które przyniosły wprawdzie skokowy wzrost wydajności, ale kosztem znacząco wyższej ceny. Przykładem jest zestawienie popularnego, 1-terabajtowego dysku talerzowego WD WD10EZRZ, dostępnego za ok. 180 zł z dyskiem SSD Samsung 860 EVO, w którym za taką samą pojemność musimy zapłacić około 1500 zł.
Z tego powodu popularnym rozwiązaniem jest łączenie w jednym komputerze obu rodzajów napędów (SSD na system i aplikacje, HDD na dane), albo montowanie – zwłaszcza w laptopach – mniej pojemnego, ale wydajnego dysku SSD. Rolę magazynu danych przejmuje wówczas zewnętrzny napęd o znacznej pojemności. A ponieważ bezprzewodowa rewolucja trwa w najlepsze, również i takie urządzenia coraz częściej oferują – zamiast tradycyjnego połączenia przez USB – możliwość bezprzewodowego transferu danych.
WD My Passport Wireless Pro
Dobrym przykładem sprzętu tego typu jest seria dysków WD My Passport Wireless Pro, oferująca pojemność od 1 do 4 TB. Niewielkie urządzenie o kwadratowym przekroju kryje w sobie tradycyjny, 2,5-calowy twardy dysk, a także kilka ułatwiających życie rozwiązań.
Jednym z nich jest wbudowany akumulator o pojemności 6400 mAh. Odpowiada on nie tylko za zasilanie dysku i modułu Wi-Fi, ale sprawdzi się także jako powerbank, dzięki któremu nasz dysk nie tylko zarchiwizuje dane, ale również doładuje naszego smartfona czy aparat fotograficzny.
Wisienką na torcie jest w tym przypadku czytnik kart pamięci. Co istotne, archiwizacja danych na dysku może odbywać się bez pośrednictwa komputera. Ciekawą funkcję pełnią w tym przypadku diody, które zazwyczaj informują o stanie naładowania akumulatora, ale mogą również pełnić funkcję paska postępu, pokazującego progres kopiowania danych.
Seagate Wireless Plus
Użytkownicy, którzy potrzebują pojemnego, bezprzewodowego magazynu danych, docenią możliwości dysku Seagate Wireless Plus. Urządzenie o pojemności 1 lub 2 TB (jako magazyn danych służy 2,5 calowy twardy dysk) tworzy własną sieć Wi-Fi, dzięki której może przesyłać jednocześnie dane do siedmiu różnych urządzeń.
Co istotne, bezprzewodowy dysk Seagate Wireless Plus może służyć jako źródło danych nie tylko dla smartfonów, komputerów czy tabletów. Dzięki obsłudze standardu DLNA dysk może strumieniować dane m.in. do telewizora, konsoli albo systemu audio, a z myślą o smartfonach producent przygotował dedykowaną aplikację, działającą na platformach Android i iOS. Wbudowany akumulator zapewnia do 10 godzin pracy i nawet 25 godzin czuwania dysku.
SanDisk Connect Wireless Stick
A co w przypadku, gdy potrzebujemy dużej mobilności? Ciekawym i wartym polecenia rozwiązaniem okazuje się SanDisk Connect Wireless Stick. To nośnik pamięci przypominający na pierwszy rzut oka sporego pendrive’a. Niech nas jednak nie zmylą pozory – urządzenie wygląda wprawdzie jak pendrive, ale kryje w sobie zarówno miejsce na dane (w zależności od wersji 16–200 GB), jak i akumulator, a także moduł Wi-Fi.
W rezultacie otrzymujemy ultramobilny, niewielki nośnik danych. Możemy podpiąć go – jak zwykłego pendrive’a – do komputera za pomocą USB 3.0. Możemy również skorzystać z wbudowanego Wi-Fi i obsługiwać połączenie bezprzewodowo. Co więcej, producent tego sprzętu dostarcza również dedykowane aplikacje mobilne, dzięki czemu nośnik może służyć jako rozszerzenie pamięci nie tylko komputera, ale i smartfonów działających pod kontrolą iOS i Androida.
Wisienką na torcie jest w tym przypadku czas działania. Mimo gabarytów, pozwalających bez dyskomfortu wrzucić nośnik do kieszeni spodni, SanDisk Connect Wireless Stick zapewnia nawet 5 godzin bezprzewodowej pracy, służąc w tym czasie jako osobisty, zewnętrzny dysk bezprzewodowy, współpracujący z szerokim wachlarzem urządzeń.
Stacja dokująca Wi-Fi
Wartą uwagi alternatywą dla zewnętrznych dysków z Wi-Fi może okazać się stacja dokująca dla dysków. To urządzenie pozwalające w prosty sposób podłączyć twardy dysk, bez konieczności jakiegokolwiek montażu czy rozkręcania komputera. Część stacji dokujących – jak model Natec Dual – została pomyślana jako sprzęt do prostego klonowania dysków – w urządzeniu kryją się wówczas co najmniej dwa gniazda, pozwalające na wpięcie nośników i łatwe skopiowanie zawartości jednego na drugi.
Część urządzeń tego typu – jak stacja dokująca Tracer WiFi – została wyposażona w moduł łączności bezprzewodowej. Urządzenie obsługuje 3,5-calowy dyski HDD, ma również gniazda USB, dzięki którym możemy podłączyć do niego dodatkowe nośniki danych, jak choćby pendrive’y czy inne zewnętrzne dyski z przewodowym interfejsem. Co istotne, sprzęt został zaprojektowany do intensywnej pracy – z zasobów udostępnionego w ten sposób dysku może korzystać jednocześnie do 20 różnych urządzeń, a wisienką na torcie jest w tym przypadku obsługa serwera samba oraz FTP. | Bezprzewodowe dyski sieciowe – przegląd modeli |
Wydaje się, że zima opuściła nas na dobre, a na pewno coraz bliżej do kalendarzowej wiosny. Pewnie zabrałeś się już za zmycie zimowych pozostałości z karoserii swojego samochodu, ale czy pamiętałeś o podwoziu? Wielu kierowców – o dziwo nawet tych, którzy teoretycznie dbają o swoje cztery kółka i na bieżąco naprawiają nawet drobne usterki – po macoszemu traktuje podwozie samochodu, a to ono po zimie wymaga szczególnej troski. Sól, błoto, piasek i środki chemiczne nanoszone tonami na nasze drogi w okresie zimy przyczepiają się do podwozia, wchodzą w jego zakamarki, a pozostawione tam powodują powstawanie ognisk korozyjnych, jednym słowem – rdzewienie. Mycie podwozia po zimie nie jest zwykłą fanaberią, tylko absolutną koniecznością, a kosztuje niewspółmiernie mniej niż naprawa uszkodzonych elementów w profesjonalnym warsztacie. Pamiętaj także, że poza podwoziem na szkodliwe działanie soli narażone są: nadkola, elementy układu wydechowego, hamulcowego – je również warto oczyścić.
Własnoręcznie?
Samodzielne oczyszczenie podwozia wcale nie jest to łatwe i nie trwa krótko – wymaga dokładności, odpowiednich warunków atmosferycznych, miejsca (mycie auta pod blokiem jest prawnie zakazane!), a przede wszystkim odpowiedniego sprzętu, bo zwykły wąż ogrodowy i mały podnośnik to zdecydowanie za mało.
Zacznijmy od sprzętu. Najlepszy byłby podnośnik kolumnowy lub przynajmniej kanał z odprowadzeniem wody, ale absolutnym minimum będzie najazd samochodowy. Konieczna jest także elektryczna myjka ciśnieniowa, najlepiej wyposażona w lance do czyszczenia podwozia. Zainwestuj także w dobry środek czyszczący. Podczas mycia staraj się wprowadzić dyszę w każdą szczelinę, nie zapomnij o nadkolach, zakamarkach zapasówki oraz profilach zamkniętych.
Bardzo ważne jest nie tylko dokładne umycie, ale również osuszenie każdego elementu. Nie wolno też dopuścić do zalania oraz pozostawienia np. wewnątrz profili zamkniętych niewypłukanych środków czyszczących, zwłaszcza silnie działających.
Myjnia automatyczna
Najszybszym i najtańszym sposobem pozbycia się zanieczyszczeń zarówno z karoserii, jak i mniej widocznych elementów, jest skorzystanie z automatycznej myjni mającej program do czyszczenia podwozia. Jednak po ciężkiej zimie i w przypadku dużych zaniedbań to może nie wystarczyć. Automatyczna myjnia nie poradzi sobie z zakamarkami, nadkolami, w których zgromadziła się sól i inne drogowe specyfiki, nadaje się raczej do profilaktycznego oczyszczania podwozia.
Stosunkowo dobre efekty osiągniesz, wybierając myjnię laserową, w której wyczyścisz pojazd, a mycie podwozia jest w pakiecie. Jej działanie jest proste: lasery skanują auto i ustawiają dysze pod odpowiednim kątem tak, aby jak najdokładniej je umyć, następnie nanoszone są środki myjące (proszek i piana), całość jest dokładnie płukana i osuszana. Nie musisz się obawiać porysowania lakieru itp., gdyż żaden przyrząd nie dotyka samochodu bezpośrednio.
Myjnia ręczna
Skorzystanie z tej opcji to najlepsze rozwiązanie pod warunkiem, że skorzystasz z usług profesjonalnego warsztatu po ustąpieniu mrozów, bo gdy temperatura szybuje w górę, chlorki wyjątkowo szybko zaczynają atakować nawet najmniejsze miejsca pozbawione antykorozyjnej ochrony.
Sposoby realizacji bywają różne. Najbardziej popularne jest podniesienie samochodu na podnośniku kolumnowym, tak aby pracownik miał swobodny dostęp, mycie wstępne z użyciem profesjonalnych środków czyszczących i myjki wysokociśnieniowej. Usługa jest zazwyczaj kompleksowa i obejmuje mycie karoserii, woskowanie i polerowanie lakieru, czyszczenie wnętrza, szyb, konserwacja kół i felg.
Niektóre myjnie oferują czyszczenie podwozia za pomocą myjek parowych – są one niezwykle skuteczne, ponadto nie używa się środków żrących, więc nie ma obawy, że zadziałają zbyt agresywnie na blachę, niszcząc fabryczne zabezpieczenia, elementy gumowe czy układ wydechowy.
Lepiej zapobiegać, niż leczyć!
Na forach internetowych aż wrze od nadmiaru pomysłów na oczyszczanie podwozia po zimie. Nieprzypadkowo użyliśmy określenia „nadmiar”, gdyż rady typu: „Przejedź kilka razy po kałużach i gotowe” są równie skuteczne jak: „Masz brudne ręce – włóż rękawiczki i po problemie”. W przypadku pozimowej kosmetyki nie warto wybierać półśrodków czy oszczędzać, gdyż skutki mogą być kosztowne.
Bez względu na metodę, na którą się zdecydujesz, przy okazji dokonaj lub zleć oględziny stanu powłok zabezpieczających – w przypadku uszkodzeń starej powłoki należy oczyścić powierzchnię i nałożyć antykorozyjne preparaty zabezpieczające. Dzięki takim działaniom twojemu samochodowi niestraszne będą nawet srogie zimy. | Jak zmyć sól z zakamarków podwozia? |
Klepsydra i kolumna mają łatwo. Jabłko nieco trudniej. Bez względu jednak na typ figury możesz świetnie wyglądać i fantastycznie się czuć – wystarczy poznać zasady, które zatuszują jej niedoskonałości i wydobędą atuty. Tułów kobiety o sylwetce typu jabłko można porównać do koła. Ramiona i biodra mają zbliżony obwód. Talia nie jest zaznaczona. Gdy się ją mierzy, centymetrów bywa tu więcej niż w biuście. Sprawiasz wrażenie puszystej, choć nogi masz zgrabne i szczupłe, zwłaszcza w porównaniu z górną częścią ciała. Co prawda, pupę miewasz płaską, ale za to biust zgrabny, zwykle średniej wielkości lub mały.
Jeśli jesteś jabłkiem, skompletowanie twojej garderoby wymaga namysłu i staranności. Ale od czego są wyzwania i pomysłowość w ich rozwiązywaniu?
Wyszczuplamy
Największym problemem jabłka jest obwód brzucha. Zatem podstawowym zadaniem twoich strojów jest optyczne wyszczuplenie talii i „odcięcie” górnej części tułowia od bioder. Najprostszym sposobem, by to osiągnąć, jest zastosowanie dwóch kolorów: jaśniejszego nad talią, a ciemniejszego poniżej. Bluzka powinna mieć dekolt w szpic i… głęboki. Jeśli wybierasz model z guzikami, nie zapinaj tych blisko szyi. W ten sposób wysmuklisz górę ciała. O ile temperatura pozwala, wkładaj sweterki w kolorze kontrastującym z barwą bluzki (czy sukienki), ale ich nie zapinaj.
Zrezygnuj z fasonów mocno opiętych, ale także oversize. Jeden podkreśli, a drugi wyolbrzymi problem. Tu potrzebny jest złoty środek. Sprawdzą się lekko taliowane sukienki i koszule, żakiety z baskiną. Zbliżą sylwetkę do klepsydry, nadadzą jej bardziej proporcjonalny kształt.
Pamiętaj, aby pokazać nogi! Wybieraj długość do kolan lub nieco poniżej. Zrezygnuj z mini i maksi – długa spódnica nie tylko spotęguje efekt puszystości, ale może też sprawić, że jabłko będzie się wydawało potężniejsze niż rzeczywiście jest.
Wzory-czarodzieje
Istne cuda mogą sprawić odpowiednio dobrane wzory i kroje. Stanowią doskonały sposób na optyczne wysmuklenie i nadanie sylwetce wymarzonego kształtu.
Wszelkiego rodzaju pasy szeroko rozchodzące się ku górze, drobniejsze pionowe, a nawet poziome, ale w odpowiedniej konfiguracji, są dla jabłka wprost idealne. Kopertowa bluzka w pionowe pasy to odwracający uwagę od brzucha pewniak. Sięgnięcie po paski to już połowa sukcesu, a zakładki na brzuchu, które zatuszują nasze mankamenty, to strzał w dziesiątkę. Postaw na ponadczasowy miks kolorów – black & white.
Zaufaj asymetrii
Ołówkowa sukienka w pasy o asymetrycznych łączeniach – dość szerokich i poziomych na górze, a pionowych na dole – wyraźnie zbliżą sylwetkę jabłka do wymarzonej klepsydry. Wielbicielki sukienek rozkloszowanych powinny zainwestować w model z górą o jednolitej barwie i dołem w bardzo szerokie poziome pasy. Taki zabieg harmonizuje sylwetkę. Również w wypadku sukienek nie zapominaj o ładnie zaznaczających talię zaszewkach w pasie.
Dla jabłka świetnie nadaje się dopasowana spódnica w ukośne asymetryczne paski. Koniecznie skomponuj ją z gładką bluzką lub żakiecikiem z baskinką. Inna zalecana konfiguracja to bluzka w szerokie pasy i spódnica gładka, ale w mocnym kolorze. Dzięki temu odetniemy góry od dołu, co optycznie wyszczupli brzuch.
Jak widać, sposobów i możliwości jest wiele. Bo nie tylko paski to prawdziwi sprzymierzeńcy kobiety o figurze typu jabłko. Nie zapomnij o akcesoriach, postaw na dłuższe naszyjniki i duże torebki czy kopertówki. To także dobry sposób na odwrócenie uwagi od niedoskonałości. | Stylizacja w paski dla sylwetki typu jabłko |
Nie wszyscy potrzebują superwydajnego smartfona. Sporo osób poszukuje po prostu dobrego, odpornego na czynniki zewnętrzne telefonu, którego bez obaw będzie można używać na budowie czy podczas ekstremalnej wyprawy. Dla takich użytkowników wybrałem sześć, moim zdaniem, najlepszych modeli pancernych smartfonów. CAT S60
CAT S60 to prawdziwy tytan, nawet w takim zestawieniu. Smartfon może się pochwalić nie tylko certyfikatem IP68 – co w tym przypadku oznacza możliwość zanurzenia na głębokość 5 m przez pełną godzinę oraz pyłoszczelność – ale także militarnym standardem MIL-SPEC 810G. W dodatku jest w stanie pracować w zakresie temperatury od -25°C do 55°C. Jego ekran o przekątnej 4,7-cala i rozdzielczości HD chroni powłoka Corning Gorilla Glass 4. Pod względem wydajności CAT S60 należy do dobrej średniej półki. Sercem urządzenia jest 8-rdzeniowa jednostka Qualcomm Snapdragon 617, którą wspomagają 3 GB RAM-u. Dobrze wypada również czas pracy telefonu, pojemność baterii to 3800 mAh.
Niewątpliwą przewagą opisywanego modelu nad innymi w tym zestawieniu jest fakt, że CAT S60 ma wbudowaną kamerę termowizyjną marki FLIR. Taki dodatek na pewno znajdzie praktyczne zastosowanie – czy to w budownictwie, czy w energetyce. Niestety za telefon trzeba zapłacić ponad 2000 złotych.
box:offerCarousel
Goclever Quantum 470 Pro Rugged
Goclever proponuje solidny, 4,7-calowy model (o dość rozbudowanej nazwie) Quantum 470 Pro Rugged. Smartfon również posiada certyfikat IP68 i może pracować w temperaturze od -40°C do 80°C. Moc obliczeniowa Quantum 470 Pro Rugged jest solidna, odpowiada za nią 4-rdzeniowy układ MT6737T oraz 2 GB pamięci RAM. Do zalet urządzenia na pewno należy zaliczyć dość pokaźny akumulator o pojemności 4500 mAh, aparat (produkcji Sony) o rozdzielczości 13 Mpix oraz moduł NFC. Produkt od Goclevera jest ponad dwa razy tańszy od smartfona CAT S60.
Ulefone Armor
Chińska marka Ulefone jest mało znana na polskim rynku. Niemniej w tym zestawieniu trudno byłoby nie wspomnieć o ich pancernym smartfonie o prostej nazwie – Armor. Za wydajność urządzenia odpowiada 8-rdzeniowa jednostka MT6753 oraz 3 GB pamięci RAM. Telefon ma certyfikat IP68 (według zapewnień producenta Armor będzie działać nawet po zanurzeniu na głębokość 1,5 m przez 30 minut). Ekran o przekątnej 4,7-cala chroniony jest przez powłokę Corning Gorilla Glass 3. Czas działania reguluje bateria o pojemności 3500 mAh marki Sony. Ulefone Armor kosztuje około 900 złotych.
box:offerCarousel
myPhone Hammer Energy
W przypadku tego smartfona na początku należy wspomnieć o baterii, która ma pojemność aż 5000 mAh. W dodatku urządzenie posiada większy wyświetlacz niż wyżej prezentowane modele. Przekątna ekranu wynosi 5 cali, a wyświetlacz ma rozdzielczość HD. Ekran chroniony jest przez powłokę Corning Gorilla Glass 3. Hammer Energy również może się pochwalić certyfikatem IP68. Pozostałe parametry nie prezentują się już tak okazale. Wewnątrz wzmocnionej obudowy znalazło się miejsce dla 4-rdzeniowej jednostki MTK6737, 2 GB pamięci RAM oraz 16 GB pamięci wewnętrznej. Telefon posiada aparat o rozdzielczości 8 Mpix. Hammera Energy można zakupić za około 1000 złotych.
box:offerCarousel
Kruger&Matz Drive 4 mini
Na sam koniec propozycja dla osób, które szukają solidnego smartfona o niewielkich wymiarach. Drive 4 mini ma wyświetlacz z powłoką ochronną Corning Gorilla Glass 3, o przekątnej wynoszącej 4 cale. Niestety rozdzielczość ekranu to jedynie 800 x 480 pikseli. Drive 4 mini, podobnie jak inne telefony w tym zestawieniu, posiada certyfikat IP68. Jego ogniwo ma pojemność 3200 mAh, a za moc obliczeniową odpowiada 4-rdzeniowy procesor MTK6735A oraz 1 GB pamięci RAM. Smartfon zakupimy za mniej niż 600 złotych.
box:offerCarousel
Podsumowanie
Obecnie coraz więcej smartfonów ma bardzo wytrzymałe powłoki na wyświetlaczu (np. Corning Gorilla Glass), które dodatkowo możemy wspomóc odpowiednio hartowanym szkłem. Wiele z urządzeń mobilnych jest wykonanych z metalu, co także zwiększa ich odporność na czynniki zewnętrzne, niemniej są sytuacje, kiedy nawet takie rozwiązania to za mało. Wtedy właśnie warto rozpatrzyć zakup jednego z powyższych pancernych smartfonów. | Pancerne smartfony – selekcja modeli na 2017 rok |
Jeśli fotografia zaczyna sprawiać nam przyjemność, a zdjęcia przestają przypominać przypadkowe kadry, ujęcia i scenerie, czas na rozwinięcie swojej pasji i zakup aparatu, który sprosta rosnącym wymaganiom i dogoni rozszerzające się perspektywy oraz umiejętności. Poznajmy kilka ciekawych modeli w cenie do 1000 zł. Canon Powershot SX420
Jeśli dla kogoś priorytetem jest bardzo duży zoom, zaś kompaktowe wymiary nie odgrywają większej roli, powinien zwrócić uwagę na model Canon Powershot SX420. W cenie około 1000 zł otrzymamy aparat wyposażony w matrycę o rozdzielczości 20 Mpix oraz obiektyw oferujący 42-krotny zoom optyczny. Podgląd zdjęć jest wyświetlany na 3-calowym ekranie, co ułatwia również korzystanie ze wszystkich funkcji. A jest ich naprawdę sporo. Na wyróżnienie zasługuje przede wszystkim moduł Wi-Fi. Za jego pomocą szybko i komfortowo prześlemy zdjęcia z aparatu np. do komputera bez konieczności podłączania kabli itp. Nie zabrakło możliwości rejestrowania filmów w rozdzielczości HD 720p z prędkością 25 klatek na sekundę. Całość prezentuje się profesjonalnie i nowocześnie.
box:offerCarousel
Canon PowerShot SX620
Tym razem coś dla tych, którzy preferują kompaktowe wymiary, ale nie chcą rezygnować z dużego zoomu optycznego. Model Canon PowerShot SX620 legitymuje się matrycą 20 Mpix i obiektywem z 25-krotnym zoomem. Zważywszy na bardzo kompaktowe gabaryty, taki zoom jest naprawdę imponującym parametrem. Na uwagę zasługuje dość szeroki kąt – 25 mm. W takim aparacie to spora zaleta.
Kolejnym miłym dodatkiem jest możliwość kręcenia filmów w rozdzielczości Full HD (1920 x 1080 pikseli). Nie zabrakło modułu Wi-Fi ułatwiającego transfer zdjęć z aparatu np. na dysk komputera. Ponadto jest możliwość sterowania aparatem za pomocą smartfona. Idealne zdjęcie rodzinne już nie będzie problemem. Jest także funkcja NFC do błyskawicznego łączenia aparatu z urządzeniem mobilnym. Wszystko zamknięto w nowoczesnej i eleganckiej obudowie dostępnej w kilku kolorach. Cena? W dniu publikacji była to kwota około 900 zł.
box:offerCarousel
Kodak AZ501
Dla jednych priorytetem jest matryca o dużej rozdzielczości, a dla innych imponujący zoom optyczny. Dla tej drugiej grupy przeznaczony jest model Kodak AZ501. Producent zastosował tu matrycę o rozdzielczości 16 Mpix i obiektyw z aż 50-krotnym zoomem optycznym. Co prawda, gabaryty urządzenia nie należą do kompaktowych, ale jeśli komuś zależy na naprawdę wysokiej jakości zdjęć w dużym przybliżeniu, z tego aparatu na pewno będzie zadowolony. Podgląd jest wyświetlany na 3-calowym ekranie, istnieje możliwość kręcenia filmów w rozdzielczości HD 720p, natomiast za zasilanie odpowiada dedykowany akumulator. Aparat prezentuje się naprawdę profesjonalnie, pewnie trzyma się w dłoni, choć jest dość duży i ciężki. Cena tego modelu na Allegro w dniu publikacji – około 870 zł.
box:offerCarousel
Sony DSC-WX350
Model Sony DSC-WX350 to kwintesencja fotografii kompaktowej zamknięta w niewielkiej obudowie, a wszystko to opatrzone rozsądną ceną. Mamy tu do czynienia z matrycą CMOS Exmor R o rozdzielczości 18 Mpix i obiektywem typu G z 20-krotnym zoomem optycznym. Miłośników nowinek i gadżetów z pewnością zadowoli obecność modułu Wi-Fi oraz NFC. Takie połączenie pozwala szybko i bezproblemowo przesyłać zdjęcia i filmy bez żadnych kabli. Jest również nagrywanie filmów w rozdzielczości Full HD (1920 x 1080 pikseli) oraz funkcja pełnej panoramy 360 stopni. Całość prezentuje się bardzo elegancko i minimalistycznie. Urządzenie jest dostępne w kilku wariantach kolorystycznych i kosztowało w dniu publikacji około 850 zł.
box:offerCarousel
Panasonic DMC-TZ57
Na zakończenie kolejny model kompaktowy dla bardzo wymagających użytkowników. Panasonic DMC-TZ57 wyposażono w matrycę 16 Mpix i obiektyw z 20-krotnym zoomem optycznym. Cechą szczególną jest z pewnością odchylany o 180 stopni 3-calowy wyświetlacz, który ułatwia wykonywanie zdjęć z mocnym pochyleniem aparatu oraz tzw. selfie. Co ciekawe, dzięki specjalnej aplikacji możemy wykorzystać smartfon lub tablet jako urządzenie sterujące do powiększania, ustawiania ostrości i fotografowania z daleka. Jest także moduł Wi-Fi do szybkiego i komfortowego udostępniania oraz przesyłania zdjęć. Cena tego modelu na Allegro – około 850 zł. | Aparat cyfrowy do 1000 zł – II kwartał 2017 |
Segment crossoverów i SUV-ów to jedne z najmłodszych grup samochodów na całym motoryzacyjnym rynku. Co ważne, cały czas się rozwija i w tej klasie debiutuje najwięcej nowych modeli. Który z nich wygrywa pod względem spalania? Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest taka oczywista, dlatego też w przypadku tego kryterium musimy przyjąć pewne założenia. Dzięki raportowi Equa Index, która bada tysiące używanych egzemplarzy pod względem spalania, można przeczytać rzeczywiste wyniki. Trzeba jednak pamiętać, że zestawienie dotyczy tylko konwencjonalnych źródeł napędu, czyli motory benzynowe i wysokoprężne.
Biorąc pod uwagę, że omawiana klasa często zastępuje standardowych przedstawicieli segmentu B i C, ich wyniki spalania powinny być na podobnym poziomie. Pora sprawdzić, czy tak jest naprawdę.
Najoszczędniejsze crossovery z silnikiem benzynowym.
Seat Arona 1.0 (115 KM) – 6,38 l/100 km
box:offerCarousel
Jeden z najświeższych samochodów w aktualnym zestawieniu i już się w nim zmieścił. Duża tu zasługa dopracowanego silnika grupy VAG o pojemności 1 litra, który ma tylko trzy cylindry, ale dzięki turbosprężarce potrafi żwawo napędzić samochód. Arona to tak naprawdę mniejszy brat Ateci, który nie ma jeszcze bratniej konkurencji wśród niemieckich marek.
Citroen C3 Aircross 1.2 (110 KM) – 5,9 l/100 km
Dawno w zestawieniu nie pojawiły się francuskie propozycje, a wśród najoszczędniejszych crossoverów Citroen ma sporo przedstawicieli i to nie tylko z benzyniakami pod maską. Aircross to podniesione i uterenowione nadwozie świeżego C3. Nowoczesny design oraz wnętrze zachęcają do kupna, a wyposażenie dodatkowe zwraca na siebie uwagę. W C3 możemy dostać na przykład wbudowany wideorejestrator.
Suzuki Vitara 1.6 (120 KM) – 5,89 l/100 km
box:offerCarousel
Jednocześnie największy i najmocniejszy samochód wśród aut benzynowych. Poza tym to przedstawiciel starej szkoły, czyli wolnossącego silnika o dużej pojemności, a małej mocy. Jak widać, nawet taka konstrukcja może konkurować z nowymi dowsizingowymi silnikami, które są bardziej narażone na awarie i zużycie. Sama Vitara to samochód z terenowym zacięciem, więc może śmiało służyć za auto nie tylko miejskie.
Citroen C4 Cactus 1.2 (82 KM) – 5,64 l/100 km
Słabszy motor niż w C3 Aircross, chociaż ma większe nadwozie w Cactusie, jest oszczędniejszy w większym modelu. Niestety ta trzycylindrówka, mimo turbo, niezbyt dobrze radzi sobie z większym nadwoziem i słabo napędza samochód. Utrzymywanie przeciętnych prędkości wymaga większego używania gazu, co może przełożyć się na zwiększenie podanego wyniku spalania.
Suzuki Ignis 1.2 (90 KM) – 5,47 l/100 km
Azjatycka propozycja bardzo małego auta do miasta w terenowym opakowaniu inspirowana kei-carami. Mała masa odwdzięcza się niskim spalaniem, chociaż Ignis może nie wystarczyć stawianym przed nim wymaganiom współczesnej rodziny – jest po prostu za mały. Co ciekawe, auto dostępne jest również w opcji miękkiej hybrydy, która powinna jeszcze mniej palić niż przedstawiony wynik.
Najoszczędniejsze crossovery z silnikiem wysokoprężnym.
Ford Ecosport 1.5 (100 KM) – 5,45 l/100 km
Nowy model Forda zaskakuje niekonwencjonalnym otwieraniem bagażnika na bok. Jest to bardzo niepraktyczne rozwiązanie na miejskich parkingach, ale dzięki temu auto się wyróżnia. Poza tym mniejszy brat Kugi z silnikiem wysokoprężnym spala niewiele paliwa, a oferuje sporo miejsca w środku, natomiast sam silnik pozwala na spokojną jazdę również poza ulicami miasta.
Audi Q2 1.6 (116 KM) – 5,41 l/100 km
Kolejny przykład rozwijania gatunku crossoverów również w segmencie Premium. Cena zakupu Q2 zdecydowanie dyskwalifikuje je w grupie aut wybieranych z rozsądkiem. Mimo to wysokoprężna jednostka potrafi odwdzięczyć się małym spalaniem, a w połączeniu z większym bakiem zapewnia to spory zasięg samochodu. Audi bez wątpienia to również najbardziej komfortowe i prestiżowe auto z tego zestawienia.
Seat Ateca 1.6 (115 KM) – 5,37 l/100 km
Standardowa konstrukcja motoru ma już parę chwil na rynku, ale broni się jeszcze spalaniem, nawet kilka lat po debiucie. Ateca to w miarę nowy model, który puka już bardziej do segmentu SUVów niż crossoverów, dzięki czemu ma więcej miejsca niż mniejsza Arona, ale mniej niż konkurenci spod znaczka Skody lub Volkswagena. Ateca może jednak do siebie przekonać bardziej nowoczesnym designem.
Citroen C4 Cactus 1.6 (100 KM) – 5,10 l/100 km
box:offerCarousel
Cactus zdobył w naszym zestawieniu dublet drugich miejsc, co może zaskakiwać, ale Francuzi od lat robią już oszczędne silniki. Potwierdzi to fakt, że na pierwszym miejscu również znalazł się Citroen i to z tym samym motorem wysokoprężnym. Wróćmy jednak do Cactusa, który w nowym wcieleniu nie szokuje już tak, jak pierwsza generacja, więc może znajdzie nowych klientów. Na pewno przestał jednak być tak oryginalny, jak kiedyś.
Citroen C3 Aircross 1.6 (100 KM) – 5,01 l/100 km
Mniejsze nadwozie zaowocowało jeszcze mniejszym spalaniem. Poziom 5 litrów ON na 100 kilometrów to naprawdę atrakcyjny wynik godny dużo mniejszych segmentów. To fakt, że C3 Aircross to jeden z mniejszych przedstawicieli tego zestawienia, ale oszczędny silnik z wystarczającą mocą oraz nowoczesny wygląd karoserii z ogromną możliwością personalizacji nadwozia i wnętrza mogą zachęcić do siebie zwłaszcza młodą klientelę.
Podsumowując, nowy segment spokojnie może konkurować pod względem oszczędności i zużycia paliwa z tymi bardziej staroświeckimi. Crossovery nie wymagają dużych wydatków na paliwo, aczkolwiek trzeba pamiętać, że to, co modne, kosztuje i w tym przypadku ta teza również się potwierdza.
To już jedno z ostatnich zestawień dotyczących aut ze skromnym zapotrzebowaniem na paliwo. Został ostatni tekst na temat pełnowymiarowych SUV-ów. | Najoszczędniejsze crossovery 2017 |
Studia to czas, gdy większość z nas wyprowadza się z rodzinnego domu do wynajmowanego mieszkania czy pokoju. Chcemy mieć własną przestrzeń, o której będziemy samodzielnie decydować. Jak jednak urządzić pokój, mając do dyspozycji studencki budżet? Planowanie
Każde urządzanie wnętrz należy rozpocząć od dobrego planu. Często nasze marzenia o idealnym pokoju są weryfikowane przez rzeczywistość – pokój jest mały, nieustawny. Trzeba zatem dobrze przemyśleć, jak najlepiej wykorzystać przestrzeń, z którą mamy do czynienia. Planując z wyprzedzeniem, nie narazimy się na niespodzianki, takie jak za długie łóżko czy brak miejsca na fotel.
Światło, światło i jeszcze raz światło
Im jaśniejsze wnętrze, tym przestronniejsze. Jasna farba na ścianach odbija światło i sprawia, że pokój wydaje się większy. Ponadto jasne i neutralne ściany dają dużo możliwości przy urządzaniu i umożliwiają szybkie zmiany aranżacji.
Drugie życie europalet
Jeśli chcemy mieć oryginalne meble i nie wydać na nie fortuny, warto zrobić je samemu. Palety są materiałem łatwo dostępnym i niezbyt kosztownym. Można stworzyć z nich stolik kawowy, siedzisko, regał czy nawet łóżko. Aby stworzyć oryginalny stolik wystarczy paleta przemysłowa, impregnat do drewna i kółka do mebli (najlepiej z hamulcami). W zależności od potrzeb możemy malować je na dowolne kolory. Jasna, surowa kolorystyka podkreśli industrialność wnętrza, natomiast żywe, mocne kolory ożywią pokój. Dodatkowo otrzymujemy satysfakcję z wykonania własnych, niepowtarzalnych mebli.
Dodatki decydują o charakterze
Do jasnego wnętrza pasuje wszystko. Możemy szybko zmienić charakter pokoju, wprowadzając nową kolorystkę lub akcesoria o wyraźnym kształcie i kolorze. Plusem dodatków jest to, że nie wydamy na nie fortuny, a nasz pokój będzie wyglądał jak po generalnym remoncie.
Minimalistyczny charakter wnętrza zachowamy, utrzymując jasną kolorystykę. Aby pokój wydawał się przytulny, możemy położyć koło łóżka dywan o grubym splocie, a posłanie przyozdobić puchatymi, utrzymanymi w bieli, poduszkami. Przy takim wnętrzu sprawdzą się także drewniane ozdoby, na przykład duże, ozdobne litery.
Jeśli chcemy urządzić pokój w stylu folkowym, poszukajmy odpowiedniej pościeli. Koguty i fantazyjne kwiaty z wycinanek doskonale ożywią surowe wnętrze. Dodatkowo możemy rozejrzeć się za mniejszymi akcesoriami, które podkreślą charakter naszego pokoju, takimi jak wazoniki czy woreczki na bibeloty.
Jakie dodatki wybrać, jeśli cenimy sobie spokojne, stonowane wnętrza? Dobierajmy akcesoria w mocniejszych, lecz niekrzykliwych kolorach, które będą działały na nas odprężająco. Wiśniowa narzuta na fotel czy ozdobne pudełka do przechowywania pomogą zapanować nad przestrzenią. Taki pokój będzie idealnym miejscem do wycieszenia się, odpoczynku oraz do nauki.
Co ze ścianami?
Jeśli mamy już skompletowane wyposażenie naszego pokoju, warto pomyśleć o ozdobach na ściany. Dobierajmy kształty i kolory ramek w zależności od charakteru wystroju. Mamy pełną dowolność w wyborze. Mogą być subtelne i dopełniać wnętrze albo wręcz przeciwnie. Krzykliwe, rzucające się w oczy sprawią, że pokój będzie bardziej energetyczny. W ramki możemy włożyć, co tylko chcemy. Zdjęcia przyjaciół, nieszablonowe obrazki, widoki z miejsc, o których marzymy czy ciekawe ilustracje powycinane z gazet.
Urządzając wnętrze, powinniśmy kierować się przede wszystkim swoimi potrzebami oraz funkcjonalnością przestrzeni. Nie można jednak zapominać, że to dodatki pokazują nasz gust i sprawiają, że z chęcią spędzamy czas w pokoju, ucząc się lub relaksując. Charakter wnętrza powinien oddawać naszą osobowość i sprawiać, że będziemy czuć się w studenckim pokoju jak w domu. | Pokój studenta – jak go zaaranżować niewielkim kosztem |
Szlachetna biel nie wychodzi z mody. Tego lata króluje również wśród kostiumów kąpielowych. Dodaje stylu i klasy, pięknie podkreśla opaleniznę. Stanowi ponadto doskonałą bazę do wyszukanych dodatków plażowych. W upalne dni ciągnie nas nad wodę. Plaże i kąpieliska są bardzo wymagające, jeśli chodzi o ubiór, choć wydawałoby się, że takie stwierdzenie dotyczące miejsc, gdzie nosi się tylko np. bikini, nie jest najtrafniejsze. Jeśli jednak chcemy w pełni cieszyć się słoneczną aurą i wakacyjną beztroską, musimy poświęcić plażowemu wizerunkowi sporo uwagi. Każde zaniedbanie pozbawi nas bowiem pewności siebie, a więc i dobrego samopoczucia. A nie o to przecież chodzi. Jak zatem przygotować się do słonecznych i wodnych kąpieli, by okazały się źródłem wyłącznie dobrego humoru i satysfakcji?
Trafny wybór
Podstawa to dobrze dobrany fason kostiumu i jego rozmiar. Na zakup decydujmy się dopiero wówczas, gdy zarówno stanik, jak i majteczki pasują bez zarzutu. Do znalezienie ideału trzeba się przyłożyć się zwłaszcza wtedy, gdy zdecydowałyśmy się na must have tego lata, czyli bikini w kolorze klasycznej bieli, bo barwa ta zobowiązuje. Na szczęście jest z czego wybierać, bo projektanci mają bardzo bogatą ofertę. Zatem każda z nas znajdzie coś dla siebie – niezależnie od typu figury czy gustu – bo wśród propozycji jest mnóstwo fasonów i różnorodne sposoby urozmaicenia spokojnej, czystej bieli. Dozwolone są koronki, hafty, kamienie, siateczka, ale w identycznym odcieniu wybranej barwy. Kupując bikini w kolorze white, koniecznie zwróćmy uwagę na materiał, z którego jest wykonane, i sprawdźmy, czy ma podszewkę, która zapobiega prześwitywaniu nawet wtedy, gdy kostium jest mokry. Uchroni nas to przed niezręcznymi sytuacjami i potrzebą okrywania się ręcznikiem, zamiast korzystania z morskich uciech.
Fantazyjne odsłony
Białe bikini będzie dobrym wyborem dla wszystkich chcących podkreślić swoją opaleniznę. Aby wyróżnić się z tłumu zgromadzonego na plaży, musimy mieć kostium o niebanalnym kroju. Chcąc znaleźć strój, który będzie idealnie do nas pasował i który polubimy, zdecydujmy się na model w swoim ulubionym stylu. Jakikolwiek wybierzemy – boho, elegancki, romantyczny czy sportowy – koniecznie musi być total white. Na kolor możemy sobie pozwolić w dodatkach i akcesoriach. Biel świetnie koresponduje z wszystkimi barwami, a szczególnie zjawiskowo prezentuje się w towarzystwie złota, turkusu, barw neonowych i oczywiście klasycznej czerni. Możemy go przyozdobić wielobarwnymi bransoletkami w stylu surf lub intrygującą, subtelną złotą i srebrną biżuterią typu „celebrytka”. Pomyślmy o oryginalnych sandałach lub japonkach. Nie zapomnijmy o zwiewnym jednolitym lub wzorzystym pareo – przewiązane w pasie nada szyku i seksownej nonszalancji.
Cenne rady
Na wspaniały kostium o brazylijskim kroju i klasycznej barwie mogą sobie pozwolić panie o różnych typach sylwetki, ale muszą pamiętać o kilku ważnych zasadach. Mając mały biust, należy unikać staników typu bandaż, jednoczęściowych, gładkich bez usztywnień. Natomiast sprawdzą się staniki typu push-up z usztywnionymi miseczkami lub z żelowymi wkładkami, a także biustonosze z falbanami czy haftami. Sprytnie nadrobią brak szczodrości natury.
Natomiast panie o dużym biuście muszą zainwestować w biustonosz z fiszbinami, szerokimi ramiączkami i szerokim pasem pod biustem. Taki krój dobrze podtrzyma obfite piersi. Absolutnie nie dla nich są miękkie staniki typu trójkącik.
Kobiety o szerokich biodrach mówią zdecydowane „nie” wyciętym, skąpym figom! Doskonałym wyborem okażą się natomiast szorty i pełne figi oraz zdobny stanik lub dodatki, które odwrócą wzrok od pupy i ud.
Jeśli jesteśmy szczupłe i chcemy, aby nasze nogi sprawiały wrażenie dłuższych, potrzebne są wysoko wykrojone figi wiązane po bokach. Absolutnie odrzucamy szorty i majteczki à la spódniczka.
Dla kobiet o szerokich ramionach polecany jest biustonosz z głębokim dekoltem imitujący pionową linię. Dobrze, by dół kostiumu był ciekawszy od góry, np. z falbaną czy ozdobną koronką. Nie dla nich dekolty typu łódka i cienkie troczki wiązane na szyi. | Białe bikini gorący hit sezonu! |
Nie każdy może śledzić rozwój serii od samego początku. W przypadku DiRT 4 protoplastą jest oczywiście Colin McRae Rally z 1998 roku, który w pewnym sensie rozpoczął popularyzację rajdów samochodowych w wirtualnym wydaniu. Czy najnowsza część kontynuuje tradycję z należytą godnością? Gdy jakiś czas temu pojawił się DiRT Rally we wczesnym dostępie na platformie Steam, wszyscy podchodzili do projektu dość sceptycznie. Na początku gra miała mnóstwo błędów, tylko kilka tras, niewiele samochodów itd. Z biegiem czasu twórcy dokładali nowe treści, tj. trasy, samochody, tryby gry. Z początkowego karzełka powstała ogromna, wręcz genialna gra z licencją FIA RX (Rallycross), rewelacyjną grafiką i niesamowicie dopracowanym modelem jazdy.
Osobiście śledziłem ten projekt i przyznam, że jego końcowa faza do dziś mi się podoba i często wracam do tej gry z nieskrywaną przyjemnością i entuzjazmem. Gdy w zapowiedziach pojawił się DiRT 4, po cichu liczyłem, że będzie kontynuacją poprzedniego DiRT-a z jego modelem jazdy, grafiką, ale nowymi trasami, samochodami i trybami. Czy się zawiodłem? No cóż, odrobinę.
Mniej powagi, więcej zabawy
O ile w DiRT Rally twórcy postawili na realizm kosztem blichtru i dynamicznej akcji, o tyle DiRT 4 to powrót do wcześniejszych rozwiązań. Po pierwsze, model jazdy jest mocno uproszczony, choć nadal więcej w nim symulacji niż prostego arcade. Po drugie, dodano tryby gry, w których ścigamy się za kierownicą łazików terenowych i innych wynalazków. Niestety, mam wrażenie, że jest to dodatek nieco na siłę. Ot, zamiast licencji zaserwujemy coś do zabawy. Szczerze mówiąc, wolałbym więcej tras w różnych lokalizacjach niż tryby gry, z których nie chce się korzystać.
Deweloperzy starali się, aby gra była bardziej przystępna, mniej zamknięta od DiRT Rally i przyjazna nawet dla początkujących graczy, którzy nie posiadają kierownicy i nie chcą spędzać wielu godzin na treningach, przejeżdżając tę samą trasę kolejny raz. Z jednej strony to dobre rozwiązanie, gdyż popularyzuje dyscyplinę sportu wśród młodszych graczy, ale z drugiej przydałby się tryb dla „wyjadaczy”, którzy mają doświadczenie z poprzednią odsłoną i chcieliby w pełni wykorzystać możliwości auta.
Co prawda, odczujemy różnicę w sterowaniu pomiędzy różnymi klasami rajdówek, ale nie jest to aż tak wyraźne, jak w DiRT Rally. Na szczęście najwyższe poziomy trudności są naprawdę wymagające, więc dojechanie na punktowanej pozycji do mety jest bardzo trudne. I bardzo dobrze, bo to buduje motywację i chęć do dalszej gry.
Ruszamy w trasę?
Nie ma na co czekać, rozpoczynamy karierę i ruszamy na odcinki specjalne! Na początku startujemy w zewnętrznych zespołach i wypełniamy postawione przed nami cele, ale jak już zarobimy odpowiednią sumę pieniędzy i zdobędziemy trochę doświadczenia, możemy założyć swój własny team. Bawimy się wtedy nie tylko w kierowcę, ale również w menedżera, choć wydaje się, że ta druga rola została mocno uproszczona. Wszystkie decyzje, które podejmiemy oraz inwestycje, których dokonamy, mają niewielkie przełożenie na działanie całego zespołu.
Owszem, zarabiamy więcej pieniędzy, mamy więcej miejsc w garażu, ale to trochę za mało. Nie oczekuję rzecz jasna złożoności zadań, jak np. w Motorsport Manager, ale negocjacje ze sponsorami, mechanikami, kierowcami itp. oraz wywiady czy głosowania byłyby na pewno miłym urozmaiceniem.
Przed wyruszeniem na trasę możemy oczywiście ustawić swoje auto zgodnie z indywidualnymi preferencjami, zabrać ze sobą dodatkowe koła zapasowe lub całkowicie z nich zrezygnować, zaś pomiędzy odcinkami pojawiamy się w strefie serwisowej, by naprawić uszkodzenia. Jeśli o usterki chodzi, na trasie można dokonać podstawowych napraw, co jednak skutkuje utratą czasu, ale takie smaczki z pewnością spodobają się fanom rajdów.
Jeśli chodzi o same rajdy, z jednej strony jest dość skromnie, a z drugiej twórcy dokonali ciekawego zabiegu. Ze względu na brak licencji FIA ścigamy się w nieoficjalnych rajdach w Australii, Hiszpanii, USA, Szwecji i Walii. Co ciekawe, trasy są generowane proceduralnie, dzięki czemu mamy wrażenie, że za każdym razem jedziemy w innym miejscu. Ma to swoje koszty – otoczenie nie jest zbyt atrakcyjne i czasami się powtarza, ale ten zabieg sprawia, że możemy wydłużyć zabawę. Za każdym razem trasa będzie wyglądała nieco inaczej i przygotuje inne zasadzki, a przecież w rajdach chodzi o nieprzewidywalność.
Kwestie techniczne? Jest dobrze!
Tylko dobrze? To trochę dziwne, ale mam wrażenie, że DiRT Rally, mimo że nieco starszy, wygląda lepiej niż nowszy DiRT 4. Mowa głównie o modelach pojazdów, ale jest to różnica raczej kosmetyczna. W zamian za to mamy lepiej wyglądające otoczenie, efekty świetlne, zabrudzenia na aucie bądź jego zniszczenia.
Na pochwałę zasługuje także oprawa dźwiękowa. Muszę przyznać, że konkurencyjne (czy aby na pewno?) WRC 7 może się tylko uczyć. Subaru brzmi mocno i surowo, turbodoładowane silniki o małej pojemności przypominają wysilone kosiarki, zaś potwory z Grupy B warczą i strzelają jak za dawnych lat. Jest czego posłuchać! Optymalizacja na komputery osobiste jest naprawdę niezła i nie potrzebujemy sprzętu za kilkanaście tysięcy, aby uzyskać płynność animacji nawet na maksymalnych ustawieniach. Jeśli DiRT Rally uruchamiał się bez problemu, nowy DiRT 4 również zadziała z zapasem mocy.
Wpadamy na metę!
Dla kogo jest DiRT 4? Chciałoby się napisać, że dla każdego, ale tak niestety nie jest. Miłośnicy surowych symulacji rodem z Richard Burns Rally czy DiRT Rally z pewnością będą kręcić nosem na uproszczony model jazdy i zbędne tryby gry z wyścigami po zamkniętych torach. Jeśli jednak ktoś nie oczekuje wyczerpujących i wyciskających łzy z oczu zmagań, pasjonuje się rajdami i liczy na wiele godzin świetnej zabawy z charakterystycznymi dla tej dyscypliny sportu smaczkami, z pewnością nie będzie zawiedziony.
Plusy:
1) Nieźle zrealizowany tryb kariery.
2) Przystępny, ale wymagający model jazdy.
3) Świetne trasy z dynamicznymi zmianami.
4) Bardzo dobra oprawa graficzna.
5) Spora liczba aut rajdowych (zarówno nowych, jak i historycznych).
Minusy:
1) Brak licencji FIA.
2) Trochę za mało lokacji.
3) Zbędne tryby gry dodane na siłę.
**Gra jest dostępna oczywiście na PC, Play Station 4 oraz Xbox One.
Wymagania sprzętowe DiRT 4
Minimalne wymagania sprzętowe:
* Procesor: Intel Core i3 3220 3.3 GHz,
* Pamięć: 4 GB RAM,
* Karta grafiki: 1 GB GeForce GT 440/Radeon HD 5570 lub lepsza,
* Dysk: 50 GB HDD,
* System operacyjny: Windows 7 64-bit
Zalecane wymagania sprzętowe:
* Procesor: Intel Core i5 4690 3.5 GHz/AMD FX 8120 3.5 GHz,
* Pamięć: 8 GB RAM,
* Karta grafiki: 3 GB GeForce GTX 780/Radeon R9 390 lub lepsza,
* Dysk: 50 GB HDD,
* System operacyjny: Windows 7/8/10 64-bit
Źródło okładki: wydawnictwo.techland.pl/ | "DiRT 4" - recenzja gry |
Jeśli jeszcze nie masz w swojej garderobie czarnych skórzanych spodni, to najwyższa pora, aby zajęły w niej honorowe miejsce, bo to jeden z tych elementów, które stanowią bazę dla wielu stylizacji zarówno sportowych, jak i bardzo eleganckich. Wszystko zależy oczywiście od tego, z jakimi elementami ubioru je połączysz. Jakie spodnie wybrać?
Ze względu na ogromną popularność skórzanych ubrań i dodatków w ostatnim czasie, bez najmniejszego problemu znajdziesz krój i kolor, który będzie doskonale pasował zarówno do twojego stylu, jak i sylwetki. Tej jesieni postaw na kilka modeli. Rockowy charakter stylizacji podkreślą skórzane spodnie z metalowymi zamkami. Nowoczesny charakter zyskasz dzięki luźnym skórzanym spodniom typu baggy. Z kolei na jesienne weekendy wybierz bardzo wygodne legginsy imitujące skórę.
Skórzane baggy
To spodnie, które występują w kilku wariantach, a ich wspólną cechą charakterystyczną jest luźny krój. Skórzane baggy prezentują się dobrze na bardzo szczupłych paniach i tych o pełniejszych kształtach. Wybierając ten model spodni, należy pamiętać o zachowaniu równowagi. To znaczy, że gdy wybieramy swobodny szeroki dół, góra naszej stylizacji powinna być raczej dopasowana. Skórzane baggy to spodnie, które wyglądają oszałamiająco w połączeniu z wysokimi obcasami i białą koszulą.
Czarne skórzane szpilki optycznie wydłużą sylwetkę. Noś je również do bluz z nadrukami oraz obcisłych ramonesek i klasycznych T-shirtów w jednym kolorze. Ze względu na luźny krój, baggy to nie są „łatwe” spodnie. Aby nie wyglądały jak skórzane spodnie dresowe, zawsze powinnaś je przełamywać eleganckimi lub bardzo oryginalnymi dodatkami, np. dużym efektownym naszyjnikiem. Interesującą propozycją na jesień są baggy z podwyższonym stanem o prostych nogawkach. Takie spodnie możesz nosić z wpuszczoną koszulką lub swetrem.
Spodnie z charakterem
Skórzane spodnie z zamkami to model, który pokochały kobiety na całym świecie. Nic dziwnego, są bardzo seksowne, a przy tym wciąż klasyczne i eleganckie. Takie spodnie doskonale prezentują się ze sportowymi sneakersami na koturnie. Wybierz np. te z kolekcji Isabel Marant, bardzo lubiane przez blogerki modowe i polskie WAGs.
Spodnie są dopasowane, dlatego jak żadne inne podkreślają kobiece kształty, ale również potrafią wydobyć wszystkie mankamenty sylwetki. Przede wszystkim nie powinny mieć zbyt niskiego stanu i nie mogą być za długie. Dobrze, jeśli kończą się tuż za lub przed kostką. Wysoki stan wyszczupli talię i zmniejszy obwód bioder. Zasada równowagi bezwzględnie obowiązuje w przypadku tych spodni. Zakładaj do nich luźne koszule, swetry, kurtki i marynarki. To baza idealna do stworzenia stylizacji w stylu boho, militarnym i oczywiście rockowym.
Skórzane legginsy
Wygodne, miękkie i przyjemne dla ciała. Warto mieć je zawsze jako „wyjście awaryjne” w sytuacji, gdy nie masz pomysłu, w co się ubrać. Skórzane legginsy to też doskonała propozycja na jesienne spacery czy weekendy spędzone za miastem. Noś je ze swobodą i luzem z obszernymi swetrami, bluzami i tunikami, które zakrywają pośladki. To reguła, której musisz się trzymać, w przeciwnym wypadku mogą wyglądać wulgarnie i mało estetycznie. W dodatku nie będziesz czuć się w nich wystarczająco komfortowo. Sweter oversizei klasyczne trampki Converse w połączeniu ze skórzanymi legginsami to zestaw idealny na jesienne, chłodne dni. Postaw na luz. | Must have jesieni: czarne skórzane spodnie – z czym je nosić? |
Smartwatche to stosunkowo nowa kategoria urządzeń należąca do rodziny sprzętów klasyfikowanych jako technologia ubieralna. Jednym z przedstawicieli tych sprzętów jest Apple Watch, który miał premierę kilka miesięcy temu. Na rynku jest jednak mnóstwo innych zegarków, które producenci wprowadzili do sprzedaży znacznie wcześniej. Przedstawiamy pięć polecanych modeli smartwatchy, których nie wyprodukowało Apple. W kwietniu 2015 roku zadebiutował Apple Watch, czyli pierwszy nowy produkt w ofercie Apple od wielu lat. Urządzenie pojawiło się na rynku, który został w dużej części zagospodarowany przez takie firmy jak Motorola, Sony, Samsung. Swoich sił na rynku smartwatchy próbują też polskie marki, w tym m.in. Goclever, a dużą estymą cieszy się Pebble.
Motorola Moto 360
Smartwatche to kategoria urządzeń mająca już kilka lat, ale dopiero premiera modeli z rodziny Gear od Samsunga i systemu operacyjnego Android Wear zainteresowała tą kategorią produktów masowego konsumenta. Jednym z pierwszych zaprezentowanych inteligentnych zegarków z systemem Google’a był produkt Motoroli.Motorola zaprezentowała światu model zegarka o nazwie Moto 360. Nie jest to urządzenie idealne, a użytkownicy mogą narzekać na powolne działanie, przestarzałe podzespoły i krótki czas pracy z dala od gniazdka, ale dzisiaj te wady wynagradza cena. Moto 360 dzięki okrągłej tarczy jest przy tym jednym z ładniejszych smartwatchy, jakie można kupić.
Sony SmartWatch 3
Jedną z firm, które obecne są na rynku smartwatchy najdłużej, jest Sony. Firma od lat miała w ofercie inteligentne zegarki, ale żaden z nich nie zdobył ogromnej popularności. Obecnie najnowszym zegarkiem w ofercie japońskiego producenta jest SmartWatch 3, który jest pierwszym zegarkiem Sony opartym nie o własne oprogramowanie bazujące na Androidzie, a o przygotowany przez Google system Android Wear.
Samsung Gear S
Do najbardziej rozpoznawanych producentów smartwatchy należy dziś koreański Samsung, który jeszcze w 2013 roku pokazał pierwsze urządzenia z linii Gear. Wśród ciekawszych modeli wymienić należy Samsung Gear S. Zegarek wyposażono w zakrzywiony ekran Super AMOLED oraz modem 3G, który pozwala na pracę akcesorium bez połączenia ze smartfonem.
Goclever Chronos
Polska firma Goclever również postanowiła zainteresować się segmentem smartwatchy. Akcesorium o nazwie Chronos to inteligentny zegarek o bardzo podstawowych możliwościach, ale rekompensuje to jego niewygórowana cena.
Pebble
Jednymi z najpopularniejszych smartwatchy są urządzenia marki Pebble. Urządzenie może pracować nie tylko z Androidem, ale też z iOS. Zegarki wyposażono w czarno-biały ekran, a jego olbrzymia popularność zachęca deweloperów do pisania aplikacji. Twórcy Pebble finansują produkcję swoich urządzeń, których mają w ofercie już kilka, na platformie crowdfundingowej Kickstarter.
Podsumowanie
Smartwatche to nowa kategoria urządzeń, które w dodatku szybko się starzeją. W przeciwieństwie do klasycznych zegarków, których funkcjonalność nawet po latach nie pozostawia nic do życzenia, a cena potrafi wręcz rosnąć w miarę upływu czasu, smartwatche to sprzęty o bardzo krótkim cyklu życia, które po roku lub dwóch stają się przestarzałe i trudno je sprzedać na wolnym rynku. Inteligentne zegarki to także urządzenia o wszechstronnym zastosowaniu. Ich użytkownicy mogą nie tylko sprawdzać przychodzące na telefon powiadomienia i rejestrować aktywność sportową, ale też korzystać z najróżniejszych aplikacji. Trzeba również pamiętać, że Apple Watch nie jest ani pierwszym, ani jedynym słusznym akcesorium tego typu. | Jeśli nie Apple Watch, to co? 5 polecanych smartwatchy |
Niewiele jest takich szczęśliwych osób, którym choć raz snu z powiek nie spędziła oponka. Oczywiście widać ją przede wszystkim na brzuchu, ale przy odpowiedniej diecie i ćwiczeniach można się jej pozbyć. Co zrobić natomiast z uporczywą tkanką tłuszczową na biodrach? Warto przypomnieć informację, że podstawą w odchudzaniu jest dieta. Stanowi ona od 70 do 80% sukcesu. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jak wygląda ciało osoby szczupłej, która nie ćwiczy, a jak osoby, która regularnie uprawia aktywność fizyczną – nawet jeśli ważą tyle samo. Ta różnica jest jeszcze bardziej widoczna u osób, które straciły sporo kilogramów. I chociaż tkankę tłuszczową tracimy przede wszystkim za sprawą zbilansowanej diety o obniżonej kaloryczności, to dopiero ćwiczenia nadają ciału kształt. Ćwiczone mięśnie są bardziej ukrwione, dzięki czemu bardziej ukrwiona jest również skóra. To sprawia, że jest dobrze odżywiona. Do tkanek dociera też więcej tlenu, jest zatem większa szansa na ładne obkurczanie się skóry, a końcowy efekt odchudzania jest lepszy.
Rzecz jasna same ćwiczenia nie mają siły sprawczej, by odchudzić jakąś partię ciała. Jeśli jednak miejsce, które dotychczas zajmowała tkanka tłuszczowa, zajmą mięśnie, sylwetka zyska harmonijny i piękny wygląd.
Biodra okrągłe
Wyćwiczenie bioder nie jest prostym zadaniem. W praktyce nie da się ćwiczyć tylko części ciała – najczęściej dochodzą do tego pośladki, nogi i plecy. Trzeba jeszcze odnieść się do tego, co dla kogo oznaczają zgrabne biodra. Jeśli jest się fanem okrągłych bioder w stylu Kim Kardashian czy Jennifer Lopez, to lepiej unikać takich ćwiczeń, jak przysiady, ponieważ uwypuklają one pośladki, ale zwężają biodra, poza tym wzmacniają uda – nie uda się wówczas osiągnąć latynoskiego kształtu.
Panie, którym marzy się taka zaokrąglona linia, muszą pracować nad wyszczupleniem talii. Konieczne jest wykonywanie ćwiczeń rozciągających, które wzmocnią uda, nie budując przy tym dużych mięśni. Pupę można ćwiczyć natomiast w ćwiczeniach izolowanych, jak wypychanie bioder do góry, najlepiej ze sporym obciążeniem.
Najlepszym ćwiczeniem tego typu będzie to wykonywane ze sztangą. Górna część ciała wygodnie spoczywa na ławeczce, nogi rozstawiamy na szerokość bioder. Na biodrach umieszczamy sztangę z obciążeniem. Dla kształtowania mięśni tak dużych i mocnych, jak znajdują się w pośladkach, obciążenie musi być znaczne. Nawet początkująca osoba powinna dźwigać 10 kg. Biodra wypychamy ku górze, starając się nie tylko całkowicie wyprostować kręgosłup, ale i nieco unieść biodra. Co ważne, ćwiczenia te mogą mocno obciążać kręgosłup, dlatego nie każdy może je wykonywać.
Biodra wąskie
Jeśli mówiąc „zgrabne biodra”, mamy na myśli wąskie, bez tkanki tłuszczowej, to osiągnięcie ich jest nieco prostsze – większość ćwiczeń na pupę będzie też wzmacniać biodra. Sprawdzą się przysiady i wypady zarówno z obciążeniem, jak i bez. Jako obciążenie można stosować hantle, sztangę lub gryf. Ponadto z zastosowaniem oporów własnego ciała da się wykonać wiele ćwiczeń, które pozwolą pozbyć się uciążliwych wałeczków miłości. Do ich wykonywania przydadzą się: mata, legginsy, koszulka, stanik sportowy, a także zestaw obciążników na kostki (najlepiej o wadze 2 kg na poczatek).
1) Odwodzenie nóg w pozycji leżącej – aby kształtować biodra, palce górnej stopy kierujemy o 45 stopni w dół. Wykonujemy po 40 powtórzeń na stronę.
2) Przysiad przy ścianie (wzmacnia biodra) – utrzymujemy proste plecy i wytrzymujemy co najmniej 40 sekund.
3) Podnoszenie nóg do tyłu w klęku (również z obciążeniem) – po 40 razy na stronę.
4) Wypychanie bioder – 50 powtórzeń bez obciążenia.
5) Podnoszenie nóg do boku w klęku (piesek) – po 40 razy na stronę, z obciążeniem.
Piękne i zgrabne biodra kształtują się równie dobrze podczas takich aktywności, jak jazda na rolkach czy łyżwach oraz nartach. Bieganie, orbitrek i nordic walking z kolei wspaniale wysmuklają biodra, ponieważ wzmacniają duże mięśnie pośladków. Nie można zapomnieć o izolowanych ćwiczeniach na atlasie, stepie, stepperze czy twisterze.
Chociaż zrzucenie uporczywej oponki z bioder nie jest kwestią chwili, to warto pracować na te efekty nie tylko ze względów estetycznych – wzmocnione mięśnie pośladków i dolnej części pleców to bowiem mniejsze ryzyko dyskopatii odcinka lędźwiowego. | Ćwiczenia na zgrabne biodra |
Jakie kroje męskich koszulek będą hitem sezonu? Na jakie detale powinni zwrócić uwagę panowie? Przedstawiamy gorące trendy. Szare koszulki na topie
Tej wiosny szarość to kolor numer jeden, który powinien pojawić się na modnych męskich koszulkach. Warto szukać przecieranej bawełny, nieregularnych barwień. Motywy naturalnych włókien są bardzo na czasie. Panowie mogą skusić się na klasyczne szare koszulki z krótkim rękawem. Modne wzory bazują na kontrastowych napisach lub grafikach. Dobry wybór to także gładkie szare koszulki. Takie topy sprawdzą się jako baza pod jeansowe koszule czy skórzane kurtki.
Modne wzory na męskich bluzkach na lato
Melanżowe materiały pojawią się także na niebieskich czy beżowych T-shirtach. Odcienie przygaszonego granatu i błękitu to kolejny trend w męskiej garderobie. Modni panowie z pewnością nie przejdą obojętnie obok koszulek z organicznej bawełny. Jak widać, ekologiczny trend nie traci na popularności również tej wiosny. Modny wybór to bluzki z napisami i motywami artystycznych grafik.
Modne detale – na co zwracać uwagę?
W stylowej garderobie z pewnością znajdzie się miejsce na prostą koszulkę z kieszonką. Wśród kolorów można postawić na granat i szarość. Zdradzamy, że na popularności zyskają góry w tonacjach przybrudzonego bordo. Koszulki z długim rękawem i guziczkami w stylu bieliźniarskim odnotowują swój wielki powrót. Tego lata trudno pominąć również militarne tendencje. Koszulki moro to klasyka, po którą znów sięgnęli projektanci, np. Versace. Topy w odcieniach khaki i przygaszonej zieleni to nadchodzący przebój. Minitrendem okażą się bluzki w geometryczne wzory rodem z lat 70.
Koszulki dla odważnych mężczyzn
Na odważnych panów czekają koszulki z krótkim rękawem w kwiaty. Florystyczne góry królowały w męskich kolekcjach na wiosnę 2016 np. u duetu Dolce & Gabbana. Tropikalne kwiaty będą wyglądały niezwykle modnie. Warto sięgnąć po fasony oversize, które nadbudowują męską sylwetkę. Kwiatowe detale znajdziemy zarówno na T-shirtach, jak i koszulkach z kołnierzykiem. Góry tego typu można zestawiać dla równowagi ze sportowymi spodniami. Modnym uzupełnieniem kwiecistych topów będą szorty.
Letnia klasyka męskiej mody
W tym roku uwagę przykuje także marynarska klasyka. Na mężczyzn czekają ponadczasowe koszulki, czyli białe topy w granatowe lub czerwone paski. Białe szorty i pasiaste góry to zestawy, które modny mężczyzna zabierze ze sobą na weekendowy wypoczynek. Podpowiadamy, że idealne sylwetki powinny skusić się na mocno wykrojone bokserki w paski. Męskiej szafie stylu dodadzą paski z przecieranej bawełny.
Dekolty na czasie – jakie kroje męskich topów warto wybrać?
W trendy wpiszą się koszulki z dekoltem w serek. Warto zapatrzyć się w kroje tego typu w bazowych kolorach, takich jak czerń, granat czy biel. Na lubiących się wyróżniać mężczyzn czekają bluzki z pozornie niewykończonymi dekoltami. Góry tego typu idealnie pasują do nowoczesnych zestawów. Fani trendów nie odrzucą także bluzek z szerokim rękawem do łokcia.
Czas na męskie pastele
Letnią męską garderobę wzbogacą koszulki w jasnych tonacjach. Dziś mężczyźni do niezobowiązujących zestawów spokojnie mogą dobrać pastelowe T-shirty. Bluzki w odcieniu morelowym czy koralowym podkreślą opaleniznę. Na topie pozostają koszulki w niebieskich tonacjach. W opozycji do pasteli pojawią się męskie góry w nasyconych barwach. Hitem sezonu okażą się musztardowe T-shirty. Na panów czekają również bluzki w intensywnych odcieniach granatu i pomarańczy. | Modne koszulki dla niego na sezon wiosna/lato 2016 |
Apple 9 września 2014 roku zaprezentowało swoje dwa, nowe smartfony – 4,7-calowy iPhone 6 oraz 5,5-calowy iPhone 6 Plus. Czy nowe „cacka” od Apple są faktycznie godne zakupu? A może lepiej zostać przy starszej generacji, np. iPhone 5S? Większe, wyraźniejsze ekrany i cieńsze obudowy
Apple już nas prawie przyzwyczaiło, że każda nowa generacja ich smartfonów cechuje się cieńszą obudową. Wariant iPhone 6 ma grubość zaledwie 6,9 mm, podczas gdy u iPhone 6 Plus ta wartość wynosi 7,1 mm. To mniej, niż znajdziemy w iPhone 5S, który ma obudowę o grubości 7,6 mm.
Pamiętajmy oczywiście, że iPhone 5S nie jest grubym urządzeniem, więc ten parametr nie powinien być kluczowy w podejmowaniu decyzji o zakupie „Szóstki”. Dużo lepszym powodem do kupna nowego „Ajfona” jest ekran, szczególnie ten w iPhone 6 Plus. Apple ulokowało tu 5,5-calowy wyświetlacz Retina HD, o rozdzielczości Full HD (1920 x 1080 pikseli). Z kolei iPhone 6 posiada 4,7-calową matrycę o rozdzielczości wynoszącej 1334 x 750 pikseli. Co istotne, w obydwu smartfonach w porównaniu do iPhone 5S, znacząco zwiększył się kontrast, odpowiednio do 1400:1 i 1300:1 (w 5S było to 800:1). Wpływa to na polepszenie czytelności obrazu i pozwala zachować jeszcze wyraźniejsze barwy.
Szybszy procesor
Tytułowe smartfony posiadają ten sam, 64-bitowy chip Apple A8. Według producenta A8 jest o 25% szybszy w trakcie wykonywania normalnych zadań i 50% szybszy, jeśli chodzi o przetwarzani grafiki, w porównaniu do układu A7, montowanego w iPhone 5S. W kwestii pamięci operacyjnej, iPhone 6 posiada jej 1 GB, podczas gdy iPhone 6 Plus ma 2 GB RAM.
Naturalnie pamiętajmy, że zastosowany chipset nie ma w produktach Apple aż tak wielkiego znaczenia, jak np. w sprzęcie z Androidem. Seria iPhone działa pod kontrolą systemu iOS, specjalnie zoptymalizowanego dla tych urządzeń. Kupując jeden z najnowszych smartfonów Apple, możemy być pewni, iż nie doświadczymy tutaj spowolnień interfejsu, czyli tzw. „zamulania”.
Bateria
Apple twierdzi, że bateria w iPhone 6 oraz iPhone 6 Plus powinna być wydajniejsza niż ta, montowana w 5S. Według producenta te smartfony wytrzymają odpowiednio 14 i 24 godziny rozmów w sieci 3G, podczas gdy iPhone 5S pozostawał „przy życiu” przez 10 godzin rozmów 3G. Pamiętajmy oczywiście, że są to jedynie dane deklarowane przez producenta. Przypuszczam jednak, że te dwa smartfony faktycznie podziałają dłużej niż 5S.
Kamera
Pod względem ilości Mpix nic się nie zmieniło. Model 6, jak i 6 Plus, posiadają 8 Mpix. Według Apple zmianie uległ za to sensor, który powinien przechwytywać jeszcze lepsze zdjęcia. Niestety, iPhone 6 nie otrzymał optycznej stabilizacji obrazu, a ta przecież znacząco poprawia jakość wykonywanych fotografii w kiepskich warunkach oświetleniowych (wówczas istnieje mniejsze ryzyko, że wyjdą rozmazane). Całe szczęście, iPhone 6 Plus jest już wyposażony w taką funkcję, możemy być więc pewni, że np. podczas robienia zdjęć w nocy poradzi sobie lepiej niż iPhone 5S i 6.
Apple poprawiło także nagrywanie wideo, ponieważ za pomocą nowego iPhone’a możemy przechwycić wideo z prędkością aż 240 klatek na sekundę. Oznacza to, że dzięki smartfonowi Apple da się nakręcić filmy w zwolnionym tempie.
System operacyjny
Nowe smartfony Apple pojawią się z fabrycznie zainstalowaną, najnowszą odsłoną mobilnego systemu tego producenta – iOS 8. Znajdziemy w nim m.in.: ulepszoną klawiaturę, nowy monitor aktywności fizycznej, udoskonaloną wyszukiwarkę Spotlight, itp. Naturalnie iPhone 5S również otrzyma iOS 8, jednak może to nastąpić w nieco późniejszym terminie.
Wraz z iPhone 6 i iPhone 6 Plus zadebiutowała też usługa płatności zbliżeniowych Apple Pay. Teoretycznie dzięki niej za transakcje w sklepie powinniśmy móc zapłacić, przykładając nasz smartfon do terminalu płatniczego. Niestety w praktyce zasięg działania Apple Pay będzie dość ograniczony, póki co wyłącznie do terenu USA. Zwróćmy też uwagę, że płatności zbliżeniowe nie są w naszym kraju żadnym novum. Już od dawna stosuje się u nas np. PayPass.
Czy więc warto zainwestować w iPhone 6 lub iPhone 6 Plus?
Jeżeli już jesteśmy posiadaczami sprzętu opartego o iOS, lubimy ten system operacyjny i dysponujemy odpowiednim zapasem gotówki, to jak najbardziej powinniśmy rozważyć taki zakup. Z całą pewnością dużo lepszym wyborem będzie w tym przypadku iPhone 6 Plus (o ile jesteśmy w stanie „przełknąć” większe gabaryty 6 +).
Sprzedawcy z Allegro już teraz dysponują praktycznie pełną ofertą, zarówno jeśli chodzi o iPhone 6 oraz iPhone 6 Plus. Pierwsze wysyłki urządzenia ruszają 19 września. Wariant „Szóstki” (16 GB) można w przedsprzedaży zamawiać w cenie ok. 3500 zł. Za wersję 64 GB przyjdzie nam zapłacić ok. 3900 zł, natomiast najbardziej pojemny, 128 GB, to koszt ok. 4400 zł.
Jak wyglądają ceny iPhone 6 Plus? W tym przypadku jest oczywiście nieco drożej. Urządzenie z 16 GB pamięci na dane jest dostępne w cenie ok. 3700 zł. Za 64 GB trzeba zapłacić ok. 4500 zł, z kolei wersja 128 GB jest dostępna w cenie ok. 4700 zł.
"
standardAllegro: "true"
categoryId: "48978"
limit: 12
) | Czy warto kupić iPhone 6 lub iPhone 6 Plus? |
Wbrew pozorom wybór prezentu dla kobiety nie jest bardzo skomplikowany, choć trudno znaleźć rzeczy, które zawsze się sprawdzą i przypadną do gustu każdej obdarowywanej. Teoretycznie wystarczy znać potrzeby i zainteresowania drugiej połówki, ale łatwiej napisać, niż zrobić. Dlatego poniżej przedstawiamy kilka propozycji, które powinny spodobać się niemal każdej przedstawicielce płci pięknej. Philips BRE620/00
Każda kobieta lubi dbać o swój wygląd, dlatego większość propozycji pochodzi właśnie z tego segmentu. Na początek depilator Philips BRE620/00. Depilacja to czynność, której kobiety nie lubią. Podobnie jak mężczyźni nie przepadają za goleniem. Na szczęście można ten proces skrócić i przede wszystkim sprawić, że depilacja będzie konieczna dużo rzadziej. Opisywany model nie należy do najwyższej półki, ale ma wszystko, co niezbędne. Producent zastosował regulację prędkości w dwóch stopniach, możliwość depilacji na sucho lub na mokro oraz dyski ceramiczne z 17 pęsetami. Zasilanie sieciowo-akumulatorowe sprawia, że depilator jest w każdej chwili gotowy do działania. Cena tego modelu na Allegro w dniu publikacji poradnika to około 200 zł.
Babyliss C1200E
Wielu mężczyzn z pewnością niejednokrotnie czekało na swoje kobiety, które w łazience układały fryzury tuż przed wyjściem z domu. Można przyspieszyć ten proces za pomocą lokówki Babyliss C1200E. To automatyczna lokówka, która wyręcza użytkowniczkę z czasochłonnego nawijania pasm włosów. Urządzenie automatycznie wciąga kosmyk włosów, owija wokół ceramicznych elementów grzejnych i po kilku sekundach uwalnia go w formie pięknie skręconego loka. O tym, że lok jest gotowy powiadamia sygnałem dźwiękowym. W zależności od potrzeb możemy ustawić czas grzania i temperaturę. Całość prezentuje się ciekawie i elegancko, a to również jest ważny aspekt przy wyborze prezentu dla kobiety. Cena tego urządzenia na Allegro to około 360 zł.
Philips HP8371
Zazwyczaj jest tak, że panie mające proste włosy chcą mieć w domu lokówkę, natomiast te, które są posiadaczkami pięknych loków, uparcie je prostują. Alternatywą dla lokówki jest oczywiście prostownica, która dla wielu kobiet jest urządzeniem wręcz bezcennym. W cenie około 300 zł dostaniemy bardzo wysoki model prostownicy Philips HP8371. Urządzenie ma elektroniczną regulację temperatury aż do 230 stopni Celsjusza, funkcję bardzo szybkiego nagrzewania oraz powłokę ochronną z keratyną i dodatkową jonizację. Takie połączenie sprawia, że prostownica nie uszkadza włosów i sprawia, że są one lśniące i zdrowe. Całość prezentuje się elegancko, zaś całości dopełnia gustowne etui.
Valera Swiss Silent 9500
Nie każda kobieta korzysta z lokówki, nie wszystkie również decydują się na prostownicę, ale jest urządzenie, które każda pani powinna mieć w łazience. Mowa oczywiście o suszarce. A jeśli prezentem ma być właśnie suszarka, powinna być wysokiej jakości. Na uwagę zasługuje model Valera Swiss Silent 9500, która bardzo często służy w salonach fryzjerskich. Producent postawił na mocny i niezawodny silnik AC-Motor o mocy 2000 W, który zapewnia nie tylko cichą pracę, ale też imponującą prędkość nawiewu na poziomie do 120 km/h. Do dyspozycji jest aż 6 kombinacji nawiewu i temperatury, zaś w zestawie znajdziemy między innymi 2 dysze koncentrujące nawiew. Koszt suszarki na Allegro to około 300 zł.
Samsung Gear Fit 2
A co w tym zestawieniu robi smartwatch? Niektóre kobiety dbają o swój wygląd za pomocą suszarki bądź prostownicy, inne zaś stawiają na zdrowy tryb życia, trening, bieganie lub inny sport. W monitorowaniu aktywności pomoże gustowny i wielofunkcyjny smartwatch. Na uwagę zasługuje między innymi model Samsung Gear Fit 2, który sprawdzi się praktycznie w każdych warunkach. Wyróżnia go wodoodporna obudowa (standard IP68), wbudowany moduł GPS śledzący pozycję użytkownika, funkcja dokładnego monitorowania aktywności oraz współpraca z wieloma aplikacjami treningowymi. Urządzenie jest dyskretne i eleganckie, a możliwość wymiany pasków sprawia, że możemy je dostosować do różnych stylizacji. Cena na Allegro w dniu publikacji to około 700 zł. | Co kupić kobiecie na prezent bożonarodzeniowy – święta 2016 |
Co roku Barcelona przyciąga miliony turystów. Wśród nich nie brak Polaków. Jak się okazuje, nasz naród ma z Katalończykami sporo wspólnego, a w samym mieście jest wiele polskich tropów, którymi warto podążyć. O nich właśnie traktuje Barcelona – stolica Polski, książka Ewy Wysockiej, wieloletniej korespondentki Polskiego Radia w Hiszpanii. A także o tym, co łączy, ale i niekiedy dzieli, Polaków i Katalończyków.
Polskie tropy na katalońskiej ziemi
Zafascynowana Barceloną nie mogłam zignorować pojawienia się książki Ewy Wysockiej i ogromnie się cieszę, że taka pozycja pojawiła się na rynku. Autorka dzieli się swoimi doświadczeniami, zasłyszanymi historiami i znanymi jej faktami. Jest to fascynująca lektura nie tylko dla zakochanych w Barcelonie, ale i dla tych, którzy planują tam urlop lub są zainteresowani polskimi śladami za granicą. W Katalonii jest ich sporo.
Polsko-katalońskie wspomnienia
Ewa Wysocka porusza rozmaite tematy – od literatury i sztuki po sport oraz kulinaria. Pisze także o losach obu narodów, jak się okazuje, historiach mających sporo podobieństw. Autorka chętnie wraca do przeszłości, do czasów, kiedy w całej Katalonii zameldowanych było ledwie ok. 350 Polaków, a polsko-katalońskie spotkania na długo pozostawały w pamięci obu stron. Czuć w tych opowieściach sprzed lat nutkę nostalgii. Cóż... Tamte czasy już nie wrócą. Widok Polaka spacerującego po barcelońskich ulicach nie należy do rzadkości.
Dokąd chadzał Kapuściński?
Barcelona – stolica Polski to ciekawe spojrzenie na stolicę Katalonii pod kątem jej powiązań z Polską i jej mieszkańcami. Można się z niej dowiedzieć o początkach klubu FC Barcelona i polskich piłkarzach grających w Barçie oraz przeciwko gospodarzom Camp Nou, spojrzeć na miasto okiem Witolda Gombrowicza, dowiedzieć się, dokąd chadzał Ryszard Kapuściński, w jakim hotelu nocowali Fryderyk Chopin i George Sand. Ewa Wysocka wspomina odkrytą dla Katalończyków twórczość Sławomira Mrożka, Krystiana Lupę i jego niezwykłe spektakle oraz Zygmunta Miłoszewskiego, autora kryminałów, z którego wypromowaniem radiowcy mieli nie lada problem, łamiąc sobie języki na skomplikowanym nazwisku.
„Los polacos”
Co mają wspólnego Mury Kaczmarskiego z katalońską pieśnią L'Estaca? Dlaczego lepiej nie zapraszać Katalończyków na śledzika i dokąd w Barcelonie pójść w poszukiwaniu polskiego jedzenia? W jakiej katedrze można obejrzeć obraz z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej i dlaczego 23 kwietnia warto pojawić się na La Rambli? A także, a może przede wszystkim, skąd wzięło się określenie „los polacos” używane od wielu dekad w odniesieniu do mieszkańców Katalonii? Wiecie już, gdzie szukać odpowiedzi.
Ewa Wysocka pisze lekko i ciekawie, często z humorem. Sypie anegdotami, rozbudza ciekawość, dorzuca zdjęcia. Barcelona – stolica Polski ma jednak pewną dużą wadę. Jest za krótka.
Jeśli chcecie wraz z Ewą Wysocką odkrywać Barcelonę na nowo, sięgnijcie koniecznie po jej książkę. Barcelona – stolica Polski dostępna jest w wersji elektronicznej za ok. 24 złote (epub i mobi).
Źródło okładki: www.marginesy.com.pl | „Barcelona – stolica Polski” Ewa Wysocka – recenzja |
Zimowe wędrówki górskimi szlakami dostarczają wielu wrażeń, ale wymagają odpowiedniego przygotowania do wyprawy. Walkę z zaspami śniegowymi oraz oblodzonymi szlakami znacznie ułatwią raki i czekany. Tylko jak się nie pogubić w morzu ofert? Wyjście w góry zimą zawsze wiąże się z niebezpieczeństwem. Wiele osób decyduje się wyruszyć na szlak bez odpowiedniego przygotowania. Takie postępowanie może jednak doprowadzić do tragedii. Wyruszenie na szlak w ubraniach używanych na co dzień to najczęściej popełniany błąd. Zimą nawet względnie dobrej jakości turystyczna odzież czy obuwie to za mało! Również w niskich partiach Tatr czy Bieszczad niezbędny może się okazać profesjonalny sprzęt. Raki i czekany to w zasadzie zimowe must have każdego górskiego turysty. Bez nich pokonanie trasy może okazać się niemożliwe, a przede wszystkim skrajnie nieodpowiedzialne.
Raki
Jeśli zamierzamy wybrać się w góry zimą, raki znacznie ułatwią nam wyprawę. Dzięki nim bez problemu pokonamy oblodzone ścieżki. Wybierając raki, należy jednak pamiętać o kilku ważnych rzeczach, które pozwolą na ich odpowiednie dopasowanie. Certyfikowane raki zawsze są sztywne. Natomiast miękkie raczki nie są przeznaczone do użytku zimą w górach, nadadzą się jednak idealnie na wędrówki po dolinach, a kosztują zaledwie kilkadziesiąt złotych
box:offerCarousel
Ze względu na sztywność możemy podzielić raki na:
sztywne,
półsztywne.
Kolejna kwestia dotyczy materiału, z którego są wykonane. Najczęściej możemy się spotkać z rakami:
stalowymi,
aluminiowymi.
Stalowe są o wiele bardziej wytrzymałe, jednak więcej ważą, więc jeśli planujemy podróżowanie po niezbyt stromych i skalistych terenach, zdecydowanie lepszy będzie wybór raków z aluminium.
Klasyfikacji możemy dokonać również na podstawie sposobu ich mocowania. U amatorów górskich wypraw najczęściej spotyka się raki:
koszykowe – ze względu na prostą budowę nie wymagają użycia specjalistycznego obuwia, co znacznie pozwala ograniczyć wydatki;
automatyczne oraz półautomatyczne – by je założyć, trzeba mieć przystosowane do nich obuwie.
Złota zasada brzmi: raki kupujemy do butów! Profesjonalne buty górskie charakteryzują się bowiem między innymi twardymi podeszwami z charakterystycznymi wcięciami, umożliwiającymi zamocowanie raków. Odpowiednie usztywnienie pozwala uniknąć wypięcia obuwia z raków, czego nie może zagwarantować miękka, uginająca się podeszwa.
Ceny raków wahają się mniej więcej od 200 zł nawet do 900 zł za komplet. Wybór zależy przede wszystkim od tego, gdzie i jak często zamierzamy się wspinać. Półautomaty przeznaczone są dla tych, którzy zapuszczają się w nieco wyższe partie gór, natomiast raki koszykowe powinny stanowić wyposażenie osób zamierzających maszerować w łatwiejszym terenie.
Czekan
Jest to nieodzowny sprzęt każdego odpowiedzialnego turysty. Szczególnie przydaje się zimą. Z dobrze dobranym czekanem wspinaczka na stromizny staje się o wiele łatwiejsza oraz bezpieczniejsza. Oferta jest dosyć bogata, różnice cen – spore, więc amator nie będzie wiedział, na jaki czekan się zdecydować.
Jeśli nie zamierzamy się wspinać po „pionowych ścianach” górskich, to wystarczy nam czekan turystyczny. Jednym z jego najważniejszych parametrów jest długość, której – odmiennie niż w wypadku kijków – nie da się wyregulować. Dobrze dobrany czekan trzymany w dłoni powinien sięgać mniej więcej do połowy łydki. Podczas pomiaru należy stać w pozycji wyprostowanej z rękami luźno opuszczonymi wzdłuż ciała. Warto pamiętać, że czekan ma służyć do wspinania się przy podejściu na strome tereny, dlatego nie może być za długi.
Kolejnym parametrem, na który warto zwrócić uwagę, jest waga. Podczas długich górskich wędrówek każdy dodatkowy kilogram ma znaczenie. Dlatego warto wybrać jak najlżejszy (choć dla początkujących nigdy ultralekki – te są przeznaczone dla profesjonalistów), którym dodatkowo łatwiej będziemy mogli operować w sytuacjach kryzysowych. Jedną z nich jest nieoczekiwany „zjazd” z góry. Czekan w takiej sytuacji pomoże nam się zatrzymać. Dobrej jakości sprzęt dla początkujących i średnio zaawansowanych trekkingowców kupimy już za 200–300zł (np. Climbing Technology Alpin Tour).
Jeśli jesteś zimowym „świeżakiem” górskich wypraw, nie inwestuj w sprzęt dla profesjonalistów, bo nie będziesz potrafił się nim posłużyć – postaw na dobrej jakości sprzęt dla początkujących. Pamiętaj jednak, że żaden sprzęt nie zagwarantuje ci bezpieczeństwa, jeśli wyłączysz myślenie i zapomnisz o pokorze w stosunku do gór. | Jak dobrać raki i czekany i nie przepłacić |
Oświetlenie w salonie to jeden z najważniejszych elementów aranżacji. W zależności od designu i światła lampa może stworzyć przytulny ciepły klimat lub nadać wnętrzu industrialny, surowy charakter. Przy wyborze lampy należy pamiętać, że powinna współgrać z resztą mebli i dekoracji znajdujących się w salonie, aby stworzyła z nimi kompatybilną całość. Lampy sufitowe, podłogowe, stołowe i kinkiety – wybór oświetlenia do salonu nie jest łatwy. Warto zwrócić uwagę nie tylko na wygląd zewnętrzny i podjąć decyzję w oparciu o funkcje, jakie dana lampa ma spełniać.
Salonowe plafony
Dzisiejsze plafoniery w niczym nie przypominają swoich poprzedników sprzed pół wieku. Są bogato zdobione, a producenci oferują szeroką paletę barwną, różnorodne kształty i wzory. Plafony przylegają ściśle do sufitu i dlatego doskonale spełniają się w mniejszych, niskich pomieszczeniach, gdzie żyrandol mógłby przytłoczyć swoim rozmiarem. Nowoczesne plafony można nie tylko zamontować na suficie, ale również na ścianach bocznych. To rodzaj oświetlenia, który tworzy w pokoju ciepłą, przytulną atmosferę. Obecnie najmodniejsze są dwa rodzaje plafonów – minimalistyczne, które wtapiają się swoim wyglądem w sufit, oraz w stylu glamour – zdobione kryształami.
Na stojąco
Jest niedroga, a przy tym wyjątkowo elegancka i nowoczesna. Sprawdzi się w jasnych, minimalistycznych pomieszczeniach, np. tych urządzonych w stylu skandynawskim. Jest mocna i wytrzymała. Podstawa została skonstruowana z kamienia, najczęściej z betonu. Chromowana lampa podłogowa jest niezwykle praktyczna – położenie jej klosza można regulować do 90 stopni, dzięki czemu można odpowiednio dopasować intensywność światła do aktualnie wykonywanych czynności.
Lampa pająk
Lampa pająk to coś, czego potrzebujesz, jeśli chcesz uzyskać efekt WOW.Można zażartować, że z tą lampą dostajesz go razem z gwarancją, bo nikt nie potrafi przejść obojętnie obok tak oryginalnej lampy. Im większa ilość ramion, tym lepszy efekt – w tym tkwi sekret lampy pająka, która doskonale wkomponuje się w każdy styl. Układ lamp na suficie możesz dowolnie zmieniać w zależności od potrzeb, a to sprawi, że lampa pająk nie znudzi ci się zbyt szybko.
Śniadanie u Tiffany’ego
Pierwsza lampa Tiffany powstała pod koniec XIX wieku. Dziś ceny lamp z tamtego okresu osiągają rekordowe, często sześciocyfrowe kwoty. Są rzadkością, można je nabyć podczas aukcji lub w ekskluzywnych sklepach z antykami. Na szczęście repliki tych lamp nie są tak drogie i trudno dostępne, a w dodatku do złudzenia przypominają oryginał. Lampa witrażowa Tiffany stworzy w twoim salonie niepowtarzalny klimat retro. Kolorowe witraże w połączeniu z ciepłym światłem wieczorem sprawią, że pomieszczenie będzie bardziej przytulne i tajemnicze, a w dzień dzięki promieniom słonecznym rozświetlą je tysiącem kolorowych barw rozproszonych po ścianach.
Surowo i oryginalnie
W ciągu ostatnich kilku sezonów coraz większą popularność zyskuje w aranżacji wnętrz styl industrialny, który powoli, ale wyjątkowo skutecznie wypiera skandynawski minimalizm. Jest surowy, mocny i bardzo futurystyczny. Lampy w stylu industrialnym są bardzo trudne do przeoczenia, gdyż wiele z nich przypomina instalacje, które na co dzień oglądamy wyłącznie w galeriach sztuki. Odkąd jednak sztuka wysoka trafiła na ulice, rozwiązania proponowane przez artystów są coraz bardziej dostępne dla przeciętnego śmiertelnika. I właśnie dlatego warto się im przyjrzeć bliżej. Żarówki zamknięte w klatce, lampy podłogowe przypominające reflektory rodem z planów zdjęciowych czy żarówki wystające z rur – to tylko niektóre z propozycje w industrialnym stylu. | Oryginalne lampy do salonu za mniej niż 500 zł |
Wiosna zaskakuje mieszanką słońca, przelotnych opadów i porywistych wiatrów. Aby uchronić naszego malucha przed pogodowymi niespodziankami, warto zaopatrzyć go w czapeczkę. Tylko jaką? Czapka wiosną – czy to ma sens?
Pierwsze promienie słońca oraz cieplejsze powietrze zachęcają do pozbywania się kolejnych warstw ubrań. Zdejmujemy zatem dziecku nie tylko kurtkę, ale również szalik oraz czapkę. Nie jest to jednak dobra decyzja, ponieważ temperatura wciąż się zmienia, pojawiają się okazjonalne podmuchy wiatru, a szkodliwe promienie UVA i UVB atakują skórę. Dopóki nie nadejdzie lato, nasza pociecha powinna mieć zakrytą głowę oraz uszy. Wielu rodziców się zastanawia, jakiego typu nakrycie głowy będzie dla dziecka odpowiednie. Powinno być przede wszystkim wygodne, a dodatkowo musi zapewniać ochronę przed zmiennymi warunkami atmosferycznymi i w miarę możliwości dobrze wyglądać. W sklepach mamy do wyboru niezliczone modele czapeczek (tzw. beanie lub krasnal), czapek z daszkiem, kapeluszy, kaszkietów w stylu retro, a także chustek. Produkuje się je z bawełny, płótna, lnu, włókien słomkowych, dżinsu, a także materiałów syntetycznych. Wybór jest ogromny, a decyzja nie należy do najłatwiejszych, chociaż mogłoby się wydawać, że jest to jeden z mniej istotnych elementów garderoby.
Czapka z daszkiem Yo!Lekka wiosenna czapeczka z daszkiem, wiązana pod szyją. Osłania nie tylko głowę, ale również uszy maluszka. Dzięki wszytej z tyłu gumeczce pasuje na dzieci w różnym wieku. Do wyboru kilka wzorów. Rozmiary: od 44 cm o 46 cm. Cena: od 11,99 zł.
Czy model płócienny wystarczy?
Płócienne czapki z daszkiem oraz kapelusze – zarówno chłopięce, jak i dziewczęce – cieszą się sporym powodzeniem. Są bardzo lekkie oraz przepuszczają powietrze, dzięki czemu głowa dziecka się nie poci, ale dobrze osłaniają od wiatru i chronią przed szkodliwym promieniowaniem. Ogromną zaletą modeli płóciennych jest duża różnorodność wzorów, kolorów oraz kształtów. Możemy wybrać różowy kapelusz z rondem idealny dla dziewczynki, beżowy w stylu safari dla małego podróżnika lub klasyczną czapkę z daszkiem z ciekawym nadrukiem. Płótno jest łatwe w obróbce, dlatego wykonane z niego czapeczki mogą być jednokolorowe, w kwiatki lub w kratkę, z maskowaniem moro, z wizerunkami bohaterów z ulubionych kreskówek czy z naszywkami. Ciekawe jest połączenie czapki z daszkiem z chustką, którą zawiązuje się wokół głowy. Ma ona uniwersalny rozmiar, dzięki czemu pasuje na dziecko zarówno 2-letnie, jak i 5-letnie. Płócienna czapeczka w zupełności wystarczy dziecku jako majówkowe nakrycie głowy, o ile jesteśmy pewni, że prognozy nie przewidują nagłych ochłodzeń.
Kapelusz Martita. Model dziewczęcy na wiosnę oraz lato. Duże rondo chroni oczy przed promieniami słonecznymi. Każdy kapelusz ozdobiony jest kokardą, sztucznymi perełkami lub kolorową wstążką w grochy. Dostępne rozmiary: od 46 cm do 52 cm. Cena: 18,69 zł.
Co jeszcze warto wybrać?
Mówi się, że przezorny jest zawsze ubezpieczony. Zgodnie z tą zasadą – pamiętając, że majowa pogoda bywa kapryśna – warto spakować dziecku dodatkową czapeczkę. Powinna być trochę cieplejsza, np. wykonana z grubszej bawełny, i musi dobrze zakrywać uszy na wypadek wiatru. W takim modelu maluch na pewno nie zmarznie, a jego skóra wciąż będzie chroniona przed słońcem. Jeżeli w prognozie przewidziano przelotne deszcze, sama czapka nie będzie, oczywiście, wystarczającym zabezpieczeniem. Dziecku przyda się tzw. kurtka przejściowa lub przeciwdeszczowa z dużym kapturem, osłaniającym całą głowę. W przypadku ostrego słońca konieczna będzie czapka z daszkiem lub kapelusz z rondem, który ochroni oczy przed ostrym światłem. Nie obędzie się również bez kremu z filtrem UV, szczególnie w przypadku dzieci o bardzo jasnej lub piegowatej skórze.
Komplet wiosenny Nata.Zestaw składający się z czapeczki oraz szalika (komina). Całość uszyta została z miękkiej bawełny z domieszką elastanu. Materiał jest w 100% bezpieczny dla środowiska i przyjazny dla dziecka. Do wyboru kilkanaście wzorów dla chłopca i dziewczynki. Dostępne rozmiary: od 44 cm do 58 cm. Cena: od 22,50 zł.
Majowa pogoda potrafi nas zaskoczyć, niestety nie zawsze pozytywnie. Warto zatem przygotować się na każdą ewentualność i spakować dziecku dodatkowe akcesoria, dzięki którym deszcz czy słońce nie będą mu straszne. Zobacz, co może się przydać! | Majówka 2017! Czy dziecku wystarczy płócienna czapka? |
„Wroniec” jest unikatową, jedyną w swoim rodzaju książką w twórczości Jacka Dukaja, jak również w literaturze polskiej. To pierwsza próba opisania stanu wojennego odmienną, niehistoryczną narracją. Mroczna baśń o małym chłopcu próbującym odnaleźć rodzinę staje się pretekstem do opowiedzenia o wydarzeniach z grudnia 81 roku w zupełnie wyjątkowy sposób. Książka o Adasiach i dla Adasiów
Główny bohater powieści, Adaś, mieszka wraz rodzicami, siostrzyczką i babcią w mieście nad rzeką. Pewnego dnia do jego domu wpada wielki czarny ptak, zwany Wrońcem, porywa mu ojca, ciężko rani matkę oraz zabiera gdzieś resztę rodziny. Adasiowi, którego w ostatniej chwili ukrywa sąsiad, pan Beton, udaje się uciec. Świat chłopca rozpada się, szczęśliwe życie, które do tej pory wiódł, w jednej chwili znika. Wraz z panem Betonem wyrusza na misję ratunkową, próbując za wszelką cenę odnaleźć rodzinę. Będzie to jednak o wiele trudniejsze, niż się może wydawać, gdyż zmieniło się wszystko – miasto zszarzało, a ludzie poddani zostali pod władzę Wrońca. Na zewnątrz wszędzie pełno Puchaczy-Słuchaczy, które podsłuchują, siedząc na drutach telefonicznych, Szpicli wietrzących podstęp oraz Milipantów z Pałami. Po ulicach jeżdżą oddziały MOMO oraz wielkie mechaniczne Suki, a w ciemnych zakątkach miasta czają się Bubeki. Brzmi znajomo?
Mimo że mamy do czynienia z opowieścią o stanie wojennym widzianym oczami dziecka, „Wroniec” nie jest książką dla dzieci. To raczej historia kierowana do dorosłych pamiętających ową grudniową noc, po której w telewizji nie było Teleranka. Jedynie bardziej doświadczony czytelnik zrozumie opisywaną rzeczywistość czy odczyta sens pozornie szczęśliwego zakończenia. Prosta, klarowna narracja, charakterystyczna dla prozy dziecięcej, kłóci się z mrocznym światem przedstawionym. Pełno w nim okrucieństwa i przemocy. Dominuje tu styl ponurej makabreski, przerysowania budzącego grozę. Za wychodzenie z domu po godzinie Kruka grozi rozszarpanie przez okropne ptaszyska, szczątki nieposłusznych Bywateli (powieściowi obywatele) lądują w kotle, ludzie są szarzy i stłamszeni, nikt nie czuje się bezpiecznie. Dukaj stworzył książkę, która klimatem nawiązuje do filmów Tima Burtona albo opowiadań Edgara Allana Poe, mroczną fantasmagorię, koszmarną baśń o świecie, który notabene pamięta z okresu swojego dzieciństwa – w grudniu 1981 roku pisarz miał przecież 7 lat.
Małe dzieło sztuki
Historia zawiera liczne odwołania, ogromną ilość symboli, metafor oraz miejsc, w których autor puszcza oko do czytelnika, jest ciekawa szczególnie dla osób z pokolenia Dukaja, mogą one skonfrontować powieściową rzeczywistość z tym, co pamiętają. Dzieło to popis kunsztu i literackiej sprawności; lingwistyczne gry, wierszyki, wyliczanki, piosenki oraz jednoznacznie kojarzące się nazwy, np. MOMO, Bubek, Członek itp., pokazują niezwykłą wyobraźnię i miarę talentu pisarza. Losy Adasia, zmagającego się z absurdem wszechobecnej propagandy, okraszone zostały scenami batalistycznymi i okrutnymi zdarzeniami. Połączenie groteskowo przerysowanych realiów początku lat 80. z klimatem grozy daje zaskakująco interesujące efekty. Lektura jest wciągająca i oryginalna. Dopełniają ją genialne ilustracje Jakuba Jabłońskiego. Praktycznie na każdej stronie umieszczona została grafika. Ilość, a przede wszystkim jakość ilustracji sprawia, że „Wrońca” z pewnością można zaliczyć do najładniej wydanych książek na polskim rynku.
Czysta literatura
Zawiedzie się jednak każdy, kto będzie oczekiwał od tekstu konkretnych wniosków czy rozliczeń. Autor nie ocenia, nie robi bilansu zysków i strat, lecz pragnie zachęcić czytelnika do refleksji nad naszą historią. To zaskakujące, że dopiero 2009 roku (data wydania powieści) pojawia się dzieło traktujące stan wojenny z dystansem, ubierające go w popkulturową szatę i próbujące tę niewątpliwą zbiorową traumę umieścić w świecie literackiej fikcji. I to nie tak, że Dukaj jedynie chwali się lekkim piórem, pokazując swój kunszt, wiedzę i warsztat, dla żartu czy literackiej zgrywy, on stara się przenieść doświadczenie stanu wojennego do kultury masowej. Rzeczywistość pokazana jest tu nie przez historyczne dokumenty, notatki czy teczki w archiwach, to przefiltrowana przez wyobraźnię pisarza historia. I chociaż stworzony świat pełen jest tak dobrze znanych klisz oraz stereotypów z tamtego okresu – pewexów, członków, partii, kolejek itp., to pod wpływem zabiegów artystycznych lektura staje się ciekawa i intrygująca. Autor pokazuje potencjał, jaki tkwi w historii najnowszej, oraz to, że czas najwyższy zacząć wykorzystywać ją jako pożywkę dla dzieł literackich, nawet jeśli niektóre tematy nadal wzbudzają niemałe kontrowersje. „Wroniec” jest najlepiej sprzedającą się książką o stanie wojennym – świadczy to o czytelniczym zapotrzebowaniu na tego typu teksty.
Interpretacji powieści może być bardzo wiele. Nie jest jednak najważniejsze to, co autor miał na myśli, choć warto się nad tym zastanowić. Spróbujmy rzucić się w wir opowiadanej historii, wchłonąć ten nowatorski, ludyczny obraz stanu wojennego, jednocześnie czerpiąc przyjemność z lektury. „Wroniec” to nie podręcznik historii, ale dzieło, które próbuje w finezyjny, kreacyjny, baśniowy sposób pokazać nam rzeczywistość Polski lat 80. Polecam wszystkim, którzy lubią literackie perełki. Warto poświęcić jeden wieczór, by wraz z Adasiem przemierzyć ten mroczny, ale jakże fascynujący świat.
Zobacz także inne książki Jacka Dukaja.
źródło okładki: www.wydawnictwoliterackie.pl | „Wroniec” Jacek Dukaj – recenzja |
Raczej nie lubimy pastelowych stylizacji i nie sięgamy po nie zbyt często, odrzucamy róże i landrynki, choć romantyczna stylizacja koleżanki bardzo się nam podoba. Warto jednak przekonać się do delikatnego i kobiecego stylu, bo jest zawsze modny i ponadczasowy, zwraca uwagę i jest bezpieczny – trudno w tym przypadku o wpadkę. Projektanci od dawna kochają pastelowe barwy. Choć błękitny, różowy, żółty, brzoskwiniowy czy miętowy mogą wydawać się niektórym nieco infantylne, to właśnie te odcienie tworzą wyrafinowane, eleganckie kreacje. Pastele to barwy subtelne, spokojne i łagodne, czyste. Rozświetlają osobę, dodają dziewczęcego uroku i roztaczają wokół atmosferę spokoju i wyciszenia.
Jak je nosić?
Najłatwiej do pasteli przekonuje wiosna: chcemy odmienić szary, czarny czy ciemny wygląd na zupełnie inny, odpowiedni do wiosennego nastroju i słonecznych, ciepłych dni. Na początek możemy sięgnąć tylko po jedną część garderoby w pastelowym kolorze, może to być dodatek do całości, a dopiero potem postawić na pastelowy ubiór od góry do dołu.
Zacznijmy od niewielkich elementów zestawionych z mocnymi kolorami: pastelowe szpilki i bluzka, różowa spódnica i torebka, zamotany na szyi szal w kolorze mięty i botki z miękkiej skóry w takim odcieniu. Landrynkowe barwy doskonale wyglądają z wszelkimi mocnymi kolorami, a także z czarnym, białym i szarym. Wystarczy różowa bluzka lub brzoskwiniowa tunika plus pastelowa torebka czy buty zestawione z granatowymi lub czarnymi spodniami, a stylizacja będzie wyglądała lekko, świeżo i wiosennie.
Pastelowe kolory mogą występować samodzielnie, ale można je również bezpiecznie ze sobą łączyć, bo nawet kilka pastelowych barw stworzy udaną stylizację.
Pastele w tkaninach i fasonach
Subtelne kolory najlepiej prezentują się w połączeniu ze zwiewnymi, delikatnymi tkaninami. Na wieczorną uroczystość, wesele, galę, premierę śmiało można wybrać tiul, koronki, przeźroczystości, a na biznesową kolację – jedwab, atłas, żorżetę. Wyjątkowo i nietuzinkowo na czerwonym dywanie wygląda tiulowa sukienka w kolorze brzoskwini lub jedwabna suknia w kolorze mięty.
W tych bardziej wieczorowych, pastelowych stylizacjach trzeba zwrócić uwagę na dodatki. Całość nie może być przesłodzona, a delikatny materiał kreacji w jasnych odcieniach nie zawsze dobrze będzie się komponował z czarnymi lub innymi mocnymi barwami. Najbezpieczniej pastele zestawiać ze sobą, np. żółty i brzoskwiniowy, a także z bielą lub perłową szarością. Przełamanie pastelowego looku agresywnym kolorem, mocnymi i wyrazistymi akcentami wymaga sporego wyczucia. Owszem, jasnozielona suknia podkreślona przez intensywnie zielone buty, torebkę, szal czy marynarkę będzie wyglądać doskonale. Podobnie jak błękitna kreacja z granatowymi akcentami.
Co istotne, ważny jest fason pastelowych kreacji – można poszaleć z falbankami, plisami, warstwami, kokardami, marszczeniami, bo sam kolor jest na tyle subtelny i delikatny, że przepych w fasonie jest mile widziany. Całość doskonale wpisuje się w romantyczny styl, który charakteryzuje się delikatnością, zwiewnością i kobiecością.
Codzienna pastelowa stylizacja może być wzorzysta: w kwiaty, pepitkę, kratkę. Garderoba w pastelowych kolorach to nie tylko wieczorowe kreacje, ale również sportowe sukienki, krótkie i rozkloszowane lub falbaniaste spódnice. Idealnie wyglądają dopasowane marynarki i delikatne sweterki w jasnych kolorach. Do tego doskonale prezentują się szpilki: miętowe, żółte, pudrowe, różowe, beżowe.
Landrynkowe, pudrowe kolory ubrań doskonale współgrają z opalenizną, więc nośmy je właśnie wiosną i latem. Pastelową stylizację uzupełniamy delikatną biżuterią i np. zegarkiem w męskim stylu, na bransolecie, ale z białego i różowego złota. W modę na ekologię i naturalny styl doskonale wpisuje się pastelowy makijaż, delikatny, prawie niewidoczny, dopasowany kolorystycznie do kreacji. Pasuje do każdego typu urody – dla blondynek o jasnej cerze i brunetek o smagłej skórze. Całości dopełni manicure w ciekawym, pastelowym odcieniu. W sumie – kobieco, lekko i miło dla oka. | Pastelowa elegancja |
Subsets and Splits
No community queries yet
The top public SQL queries from the community will appear here once available.