source
stringlengths
4
21.6k
target
stringlengths
4
757
Biceps jest chlubą i dumą niejednego mężczyzny, a duży i wyrazisty stanowi oznakę siły i wytrzymałości. Warto wiedzieć, że nie zawsze trzeba chodzić do siłowni, by uzyskać potężny i silny biceps. Poniżej kilka przykładów ćwiczeń, które pomogą rozbudować przednie mięśnie ramion. Biceps, czyli mięsień dwugłowy ramienia, jest dużym podłużnym mięśniem usytuowanym w przedniej części tej partii ciała. Znajduje się pomiędzy łopatką a kością promieniową. Jak wskazuje nazwa, składa się z dwóch głów – głowy długiej i głowy krótkiej. Obie głowy łączą się ze sobą, tworząc brzusiec. Mięsień dwugłowy ramienia działa na dwa stawy: ramienny i łokciowy. Praca mięśnia w stawie ramiennym polega na podnoszeniu ramienia do przodu, odwodzeniu i rotacji do wewnątrz. W stawie łokciowym zgina on i odwraca przedramię. Uginanie ramion z hantlami, podchwytem, rotacją nadgarstka To świetne ćwiczenie rozwijające kształt i muskulaturę bicepsów. Warto wykonywać je z rotacją nadgarstka, tak zwaną supinacją, która polega na stopniowym obracaniu dłoni w trakcie wykonywania ćwiczenia. W pozycji wyjściowej ramiona są wyprostowane, a dłonie zwrócone ku sobie palcami. W miarę uginania ramion obracają się tak, by w szczytowym momencie fazy ruchu zewnętrzna część palców była skierowana w kierunku twarzy. Ciężar opuszczamy do pozycji wyjściowej. Ale nie do pełnego wyprostu! Przez cały zakres ruchu biceps powinien być napięty, a łokcie muszą znajdować się przy tułowiu. Najlepszy rezultat osiągniemy, wykonując ćwiczenie naprzemiennie raz jedną, raz drugą ręką. Możliwe jest również wykonywanie ćwiczenia obiema rękami jednocześnie, ale może to być dość kłopotliwe i negatywnie wpłynąć na technikę. Uginanie ramion chwytem młotkowym Ćwiczenie bardzo podobne do poprzedniego z tą różnicą, że nadgarstki pozostają w ułożeniu neutralnym przez cały zakres ruchu. Najlepiej wykonywać je w pozycji stojącej. Trzymamy hantle w obu rękach. Palce dłoni powinny być skierowane do środka (w naturalnej pozycji – jakbyśmy trzymali teczkę, a nie obciążnik). Przedramionami wykonujemy najprostszy z możliwych ruchów. Unosimy je. Nie rotujemy nadgarstka. Istotne jest utrzymanie łokci w stałej pozycji przez cały czas ćwiczenia. Rozpoczynamy ruch, biorąc wdech. Gdy uginamy przedramię, zaczynamy wypuszczać powietrze z płuc. Ruch powrotny powinien być powolny i kontrolowany, wtedy też wydychamy powietrze. Ćwiczenie można wykonywać na przemian raz jedną, raz drugą ręką lub obiema rękami jednocześnie. Pamiętajmy o ustabilizowanej pozycji ciała oraz unikaniu szarpanych ruchów. Ułożenie dłoni ma kluczowe znaczenie w tym ćwiczeniu. Uginanie ramion ze sztangą z podchwytem Ćwiczenie to wykonujemy, stojąc w rozkroku, stopy ustawiamy na mniej więcej szerokości barków, sztangę łapiemy z podchwytem. Szerokość chwytu zależy od tego, którą głowę mięśnia dwugłowego ramion chcemy bardziej zaangażować. W uchwycie szerokim angażujemy głowy długie mięśnia, w średnim – obie głowy bicepsa pracują jednakowo, natomiast w uchwycie wąskim bardziej obciążone są głowy krótkie. Pamiętajmy o tym, aby barki były nieruchome, a łokcie blisko tułowia przez cały zakres ćwiczenia. Nie zginajmy tułowia i nie bujajmy nim. Bierzemy głęboki wdech i podnosimy ciężar, angażując przy tym tylko i wyłącznie bicepsy. W finalnej fazie ruchu zatrzymujemy się na 1-2 sekundy, utrzymując mięsień w pełnym napięciu, i wypuszczamy powietrze. Powoli opuszczamy sztangę, pamiętając, że ruch ten powinien być wolniejszy od unoszenia. Wracając do pozycji wyjściowej, unikajmy nadmiernego wyprostowania ramion, ponieważ możemy przeciążyć stawy łokciowe. Rozważnie dobierajmy też ciężar. Zbyt duże obciążenie może doprowadzić do kontuzji. Ćwiczenie to można wykonywać również z gryfem łamanym, który odciąża nadgarstki. Trening bicepsa jest łatwy. Wystarczy zaledwie kilka podstawowych ćwiczeń, by osiągnąć zadowalające efekty. Warunkiem jest jednak regularność. Nie zapominajmy o regeneracji mięśni, które potrzebują czasu na wzrost. Aby ćwiczyć w domu, wystarczy mieć hantle i sztangę. Hantle są najpopularniejszym sprzętem do ćwiczeń siłowych, dlatego warto je nabyć, zważywszy że ich cena nie jest wygórowana. Aby podnieść efektywność treningów, możemy także zaopatrzyć się w sztangę, która pozwoli na poszerzenie zakresu ćwiczeń.
Biceps ćwicz w domu
Rezygnacja, frustracja, wściekłość – choć te uczucia towarzyszyły mi podczas gry w „This Is the Police 2” równie często jak zainteresowanie i satysfakcja, cieszę się, że miałem okazję zapoznać się z tą produkcją. Dlaczego? Kontynuacja debiutanckiego dzieła białoruskiego Weappy Studio wymyka się wszelkim próbom zaklasyfikowania do jakiegoś konkretnego gatunku. Mamy tutaj interaktywną fabułę, zabawę w zarządzanie zasobami, trudne decyzje, śledztwa i największą nowość, wprowadzoną przez sequel, czyli turowe misje taktyczne. W trakcie nich bezpośrednio dowodzimy policjantami, chyba że któryś z nich jest... obrażony – wtedy nie mamy nad nim kontroli. Twórcy odrobili zadanie domowe. O ile pierwsza część była zlepkiem interesujących pomysłów, składających się na przeciętną grę, o tyle „dwójka” jest większa, ciekawsza, mniej monotonna i ładniejsza. To wszystko jednak kwestie drugorzędne, bo This Is the Police 2 broni się przede wszystkim jako interaktywna opowieść. Tajemniczy pan Nash Akcja gry przenosi się z miasta Freeburg do maleńkiej przygranicznej mieścinki o nazwie Sharpwood. Jej mieszkańcy to prości, biedni ludzie, a miejscowi policjanci to alkoholicy, oglądający nocami filmy sensacyjne na kasetach VHS i wiecznie szukający powodów, by nie przychodzić do pracy. Nudne życie miasteczka zmienia się, gdy szeryfem zostaje młoda funkcjonariuszka Lilly Reed, a w granicach Sharpwood pojawia się Warren Nash, który... Nie, nie powiem Wam. Mogę jedynie zdradzić, że This Is the Police 2 jest opowieścią o człowieku, który wszedł w bagno po szyję i zorientował się, że może już tylko brnąć dalej. Poczucie zaszczucia dobrze współgra z frustrującą rozgrywką. Momentami miałem wrażenie, że gra gnębi mnie zupełnie tak samo, jak życie gnębi głównego bohatera. Różnica polega tylko na tym, że on sobie zasłużył. Opowieść przedstawiona na statycznych planszach nurza nas w moralnym brudzie, męczy i momentami przeraża. Znajdziemy tutaj mocny początek, trzymającą w napięciu kulminację i zakończenie, które pewnie może wydawać się niewystarczająco gorzkie, ale mnie usatysfakcjonowało. W dużej mierze jest to zasługa dobrze wymyślonych bohaterów, którzy budzą emocje. Fabuła jest liniowa, ale nie czynię z tego zarzutu. Wolę fajną historię z jednym zakończeniem niż słabą z siedmioma. Uwaga, znajomość części pierwszej pomoże zrozumieć wszystkie niuanse fabularne, ale nie jest obowiązkowa, żeby się dobrze bawić. Trudna praca komendanta Rdzeń rozgrywki to kolejne dni na komendzie, w trakcie których musimy wysyłać naszych ludzi na interwencje, prowadzić śledztwa, ale także załatwiać prywatne interesy („potrzebuję dwóch silnych policjantów, niech nie zapomną pałek, zapłacę”). Gdy nasi funkcjonariusze docierają na miejsce przestępstwa, gra przedstawia krótki opis sytuacji i kilka opcji do wyboru. Jeśli wskażemy tę właściwą, nikt nie zginie, a podejrzany wyląduje w areszcie. Trzeba uważać, bo nasze decyzje, nawet błahe, potrafią mieć poważne konsekwencje. Mając zbyt słabą obsadę, wysłałem na interwencję zmęczonego policjanta. Zasnął za kółkiem i zginął. Musiałem wydać pieniądze na pogrzeb, puścić na uroczystość część załogi (pół dnia w osłabionym składzie), a potem jeszcze dowiedziałem się, że kolega zmarłego odchodzi ze służby, bo nie chce zginąć tak jak on. Tutaj po raz pierwszy muszę wspomnieć o frustracji. Nasi podwładni każdego dnia dzwonią rano z najróżniejszymi wymówkami i często kończymy z tak małą obsadą, że możemy jedynie tępo wgapiać się w ekran i odbierać kolejne raporty o zbiegłych sprawcach i ich ofiarach. W połowie gry przez tego typu komplikacje zabrnąłem w tak beznadziejną sytuację kadrową, że musiałem zaczynać całą zabawę od zera. Gra w zarządzanie zasobami (głównie ludzkimi) jest trudna. Niestety, wydaje się, że nie jest to do końca trudność uczciwa. Wynika ona głównie z tego, że musimy na własnych błędach uczyć się zasad rozgrywki. Kiedy już je nieco poznamy, idzie nam dużo lepiej – sądzę, że gdybym zaczął zabawę po raz trzeci, a potem czwarty, gra stałaby się banalna. Czas wstać zza biurka Wspominałem, że druga część cyklu wprowadziła novum – misje taktyczne. Faktycznie, co prawda w trakcie gry zdarzają się one ledwie kilka razy, ale wciąż jest to ciekawy dodatek, który urozmaica zabawę. Na pierwszy rzut oka ten tryb przypomina serię strategii XCOM. Podobnie jak tam nasi ludzie mają określoną liczbę akcji na turę, chowają się za osłonami i eliminują przeciwników. Z drugiej strony dostrzegłem jednak dużo podobieństw do cyklu Commandos hiszpańskiego studia Pyro. W trakcie misji staramy się za wszelką cenę pozostawać jak najdłużej w ukryciu, bo: po pierwsze, pozwala to łapać podejrzanych, co opłaca się bardziej niż ich zabijanie, a po drugie, gdy zaczyna się strzelanina, łatwo stracić policjanta. Póki działamy w ukryciu, mamy wszystko pod kontrolą. Gdy padają strzały, pojawia się losowość, która może nas wiele kosztować. Starcia taktyczne są bardzo satysfakcjonujące i dobrze zaprojektowane. Gdyby Weappy Studio wypuściło grę złożoną z samych akcji tego typu, zdecydowanie rozważyłbym zakup. Jest tylko jeden problem, i to bardzo poważny. W trakcie misji taktycznych nie można zapisać stanu gry. Gdy po kolejnym drobnym błędzie musiałem powtarzać jeszcze raz to samo zadanie (jedno z nich jest naprawdę długie), miałem szczerą ochotę wyrzucić monitor przez okno i gryźć ścianę ze złości. Szczerze polecam przetestować This Is the Police 2 dopiero wtedy, gdy twórcy naprawią ten problem. Rozumiem, że chcieli oni, by ich gra miała pewien stopień trudności, ale posunęli się o krok za daleko i należy im się za to mandat. Kocham i nienawidzę This Is the Police 2 to gra, której szczerze nie cierpię. Kazała mi powtarzać raz za razem te same dni i te same strzelaniny, pocić się z nerwów i tłuc głową w blat biurka z rozpaczy. Jednocześnie jest pomysłowa, niebanalna i bardzo oryginalna (w którym innym tytule musieliście skomponować menu obiadowe dla swoich pracowników?). Przede wszystkim to jednak ciekawie podana opowieść o ludziach z krwi i kości. Ostrzegam przed frustrującym poziomem trudności, ale ostatecznie polecam tę pozycję, bo interesujących historii nigdy za wiele. Plusy: * wciągająca, gorzka historia; * ciekawi, wielowymiarowi bohaterowie; * satysfakcjonujące i dobrze zaprojektowane misje taktyczne; * przyjemna dla oka oprawa graficzna; * w tej grze nawet drobne decyzje mają swoje konsekwencje. Minusy: * frustrujący poziom trudności; * brak możliwości zapisu stanu gry w trakcie misji taktycznych. Gra This Is the Police 2 dostępna jest w wersji na PC. Edycje na konsole Xbox One, PlayStation 4 i Nintendo Switch mają pojawić się w najbliższych miesiącach. Wymagania sprzętowe: * minimalne: Dual Core, 2 GB RAM-u, karta grafiki 512 MB GeForce GT 330M / Radeon HD 4670 lub lepsza, 5 GB HDD, Windows XP; * rekomendowane: Quad Core, 4 GB RAM-u, karta grafiki 1 GB GeForce GTX 560 / Radeon HD 5830 lub lepsza, 5 GB HDD, Windows 10.
„This Is the Police 2” – recenzja gry
Każdy, kto posiada lustrzankę cyfrową, wie, jak ważny jej element stanowi obiektyw. Jeżeli nie jesteśmy profesjonalnymi fotografami i aparat nie jest naszym narzędziem do zarabiania na chleb, z reguły decydujemy się na jeden z tańszych modeli z podstawowym obiektywem. Z reguły taki o zmiennej ogniskowej (18–55 mm). Na początku użytkowania, przeszczęśliwi z nowego zakupu (bo w końcu „przesiadka” z urządzenia kompaktowego to milowy krok dla fotoamatora), fotografujemy wszystko dookoła i zachwycamy się zrobionymi zdjęciami. Euforia jednak z czasem mija i zaczynamy czuć niedosyt. Okazuje się, iż nasz aparat niezbyt dobrze radzi sobie ze słabym oświetleniem, że uniwersalność obiektywu jest raczej jego wadą, gdyż przy zwiększaniu przybliżenia jakość wykonywanych przez nas fotografii znacznie spada. Oczywiście zakup wyższej klasy obiektywu ze zmienną ogniskową nie wchodzi w grę, bo będzie kosztować więcej niż nasz aparat (czyli tzw. body), dlatego dla marki Canon często polecanym rozwiązaniem jest doposażenie zestawu w stałoogniskowe szkło o ogniskowej 50 mm. Producent poza droższym modelami (1.2 oraz 1.4), oferuje wariant za rozsądną cenę z przesłoną 1.8, czyli Canon EF 50 mm f/1.8 II. Koszt, który musimy ponieść to ok. 400 zł. Biorąc pod uwagę, że jego „starszy brat”, a zarazem największy konkurent (1.4), kosztuje co najmniej trzy razy tyle, możemy mówić wyłącznie o cenie bardzo przyjaznej dla naszego portfela. Opis ogólny – parametry Rozglądając się za obiektywem, musimy sobie odpowiedzieć na podstawowe pytanie: co chcemy fotografować? Pamiętajmy, że „pięćdziesiątka”, jako obiektyw typowo portretowy, na pewno nie jest uniwersalna, co oznacza, iż raczej nie przyda nam się do uchwycenia szerokich kadrów, na przykład fotografowania widoków na wakacjach. Daje jednocześnie dość duże przybliżenie, co utrudnia objęcie w kadrze większych obiektów znajdujących się blisko, czyli nie nadaje się także do fotografii makro. Jest za to doskonałym wyborem do wykonywania: portretów, zdjęć zwierząt, jedzenia czy przedmiotów. W tym przedziale cenowym, dyskwalifikuje konkurencję wartością przesłony. Zakres przysłon: 1.8–22 Minimalna odległość ostrości: 0,45 m Rozmiar filtra: 52 mm Autofocus: tak Napęd autofocusu: mikrosilnik Stabilizacja obrazu: nie Kąt widzenia (poziomo/pionowo/po przekątnej): 40°/27°/46° Wymiary: 68,2 x 41 mm Waga: 130 g Budowa Obiektyw zbudowany jest z sześciu soczewek, ułożonych w pięciu grupach. W odróżnieniu od droższych modeli, jego obudowę wykonano nie z metalu, a z tworzywa sztucznego. Sprawia to, iż sprzęt jest bardzo lekki, ale jednocześnie dość delikatny. Plastikowy jest także bagnet, służący do mocowania obiektywu do aparatu. Profesjonaliści twierdzą, że właśnie plastikowy materiał jest największym mankamentem tego urządzenia – szybciej się zużywa, jest mniej trwały. Pierścień do manualnej regulacji ostrości znajduje się na samym końcu obudowy, tuż przy mocowaniu osłony, co niestety utrudnia jego obsługę. Warto również podkreślić, iż na korpusie obiektywu nie znajdziemy skali głębi ostrości, co dla niektórych użytkowników może być sporym mankamentem. Przesłona – dlaczego jest taka ważna? Przy robieniu zdjęć, najistotniejszymi parametrami dla fotografa są: przesłona, czas migawki oraz czułość (ISO). Czas naświetlania oraz czułość to parametry, które nie wynikają z klasy obiektywu. Dlatego jednym z najważniejszych jego parametrów jest zakres dostępnych przesłon, a w szczególności minimalna jej wartość. Aby przedstawić to zagadnienie dokładniej, należy wyjaśnić, iż przesłona jest to ta cześć obiektywu, odpowiadająca za wielkość otworu, przez jaki wpada światło do aparatu. Im większy zakres przesłony, tym większa możliwość kontrolowania stopnia otwarcia szczeliny (co się z tym wiąże – im niższa wartość przesłony, tym większy otwór). Oznacza to, że przy w zakresie 1.8–22 pierwsza z tych wartości to maksymalne „otwarcie” obiektywu. Ma to zasadniczy wpływ na wykonywane zdjęcia, gdyż niższa przesłona (większy otwór) pozwala skrócić czas otwarcia migawki, co warunkuje ułatwienie tworzenia zdjęć nieporuszonych i umożliwia poprawę jakości zdjęcia (dzięki obniżeniu wartości ISO). Jest to oczywiście spore uproszczenie, gdyż sama przesłona też wpływa na jakość zdjęcia, ale ukazuje istotne zależności pomiędzy poszczególnymi parametrami. Przesłoną regulujemy także głębię ostrości. Zdjęcie zrobione z tak niską przesłoną jak 1.8, zapewnia uzyskanie efektu rozmytego tła, doskonałego dla opcji portretowych oraz do estetycznych ujęć: kwiatów, kosmetyków, ozdób czy przyjemnych dla oka fotografii jedzenia. Inne zalety Poza świetną, w swojej cenie, wartością przesłony, niewątpliwym atutem modelu Canon EF 50 1.8 II są jego gabaryty i niska waga. Obiektyw jest filigranowy oraz leciutki, dzięki czemu, po podłączeniu do aparatu, cały zestaw jest niezwykle łatwy do uchwycenia i trzymania. Jednak dla fotoamatora, dla którego obiektyw ten ma być pierwszą po zakupie aparatu inwestycją w sprzęt fotograficzny, najistotniejszą zaletą będzie stosunek cena-możliwości. Za tak niską kwotę trudniej o rozsądniejszy wybór. Obiektyw wykonuje piękne zdjęcia, zwłaszcza portretowe, i znacznie lepiej niż model kitowy radzi sobie przy słabym oświetleniu. Wady Główną wadą najtańszej „pięćdziesiątki” Canona jest z pewnością niska jakość materiałów, z których jest zrobiona. Nie jest to oczywiście nic nadzwyczajnego. Większość tańszych obiektywów (tej i innych marek) jest podobnie wykonana, ale od tak renomowanego producenta można by oczekiwać, że przynajmniej bagnet będzie zrobiony z bardziej wytrzymałego materiału. Plastikowa obudowa to nie tylko większa „delikatność” sprzętu, ale także mniejsza szczelność całej konstrukcji. Mam na myśli zwiększone ryzyko przedostania się zabrudzeń pomiędzy soczewki. Obudowa z tworzywa jest bardziej podatna na zużycie, co sprzyja pojawianiu się luzów w trakcie pracy obiektywu, a dodatkowo zmniejsza szczelność całej konstrukcji. Biorąc do ręki ten lekki i maleńki obiektyw, w pierwszej chwili odnosimy wrażenie, jakbyśmy trzymali plastikową zabawkę. Odczucie to oczywiście zmienia się po zrobieniu pierwszego zdjęcia. Podsumowanie Chcąc doposażyć swój zestaw fotograficzny w dobry obiektyw portretowy, musimy dobrze przemyśleć taki zakup. Jeżeli robimy zdjęcia amatorsko, prowadzimy sklep lub bloga i potrzebujemy obiektywu do fotografowania produktów albo np. prezentowanych przez nas w Internecie potraw, to wybór modelu Canon 50 mm 1.8 II wydaje się godnym polecenia. Nie jest to oczywiście sprzęt pozbawiony wad, ale patrząc przez pryzmat jego niewysokiej ceny, można go ocenić wysoko. Dzięki fantastycznym parametrom przesłony, uzyskamy tak pożądany w portretach efekt rozmytego tła, a nasz aparat dobrze poradzi sobie przy fotografowaniu w słabszym świetle. Jeżeli odpowiednio zadbamy o obiektyw, to z pewnością będzie nam służył przez długi czas i z nawiązką spełni nasze oczekiwania. Dla tych, dla których wykonanie sprzętu okazuje się mankamentem nie do zaakceptowania, rozwiązaniem stanie się zakup tego samego obiektywu, ale pierwszej generacji. Jest to niestety model już nieprodukowany i do tego cieszący się ogromną popularnością wśród amatorów fotografowania. Jeżeli już uda się go znaleźć, to musimy liczyć się, że cena może być znacznie wyższa niż opisywanego nowego modelu drugiej generacji. W zamian za to otrzymujemy znacznie lepsze materiały, w tym metalowe mocowanie, skalę głębi ostrości za ciągle niewysoką cenę. Po zakupie Kupując swój pierwszy aparat fotograficzny, z reguły wyposażamy go w futerał. Rzadko kiedy jednak myślimy od razu o miejscu na drugi obiektyw. Nie oznacza to oczywiście, iż w przypadku zbyt małej ilości miejsca musimy wymieniać całą torbę „fotograficzną”, która często sama w sobie była dużą inwestycją. Aby zadbać o bezpieczeństwo transportowania naszego obiektywu, zaopatrzymy się w dodatkowe etui. Dobre pokrowce wykonane są z wodoodpornego materiału i wyposażone w uchwyt, umożliwiający dopięcie futerału do naszej torby „fotograficznej”. Oprócz tego ostatniego, możemy dokupić do naszego obiektywu jeden z dostępnych filtrów. Dzięki temu dodatkowo zabezpieczymy szkło oraz zyskamy na jakości zdjęć. Poza doborem akcesoriów, chroniących nasz sprzęt fotograficzny, pamiętajmy także, że sama wymiana obiektywu powinna być wykonywana ostrożnie i w odpowiednich warunkach. Producenci sprzętu wyposażyli go w odpowiednie złącza, oznaczenia i zabezpieczenia, co sprawia, iż czynność nie powinna stanowić większego problemu. Pamiętajmy jednak, że zdjęcie obiektywu z korpusu aparatu odsłania najważniejsze i najdelikatniejsze jego części. Róbmy to najlepiej w zamkniętych, czystych pomieszczeniach, tym samym osłaniając urządzenie od wiatru, który może wdmuchiwać w jego wnętrze trudne i kosztowne do usunięcia: kurz bądź inne nieczystości.
Canon 50 mm 1.8 – ideał dla amatora?
Jak wybrać idealną strugarkę elektryczną? Poznaj mechanizm działania, optymalne parametry urządzenia, sposoby zastosowania oraz najpopularniejsze modele na rynku. Zanim zdecydujesz na zakup, sprawdź nasz poradnik. Wytwory z drewna od dawna cieszą się popularnością wśród fanów naturalnych surowców. Materiał ten jest powszechnie wykorzystywany nie tylko w budownictwie (konstrukcje budownicze, podłogi, itp.), ale także w celach dekoracyjnych (meble, altanki, rzeźby). Za używaniem tego tworzywa w architekturze i designie przemawiają przede wszystkim właściwości fizyczne drzewa, czyli połysk, barwa, zapach, względna przewodność ciepła, twardość materiału i oczywiście walory estetyczne. Podstawowymi narzędziami do obróbki tego surowca są strugi elektryczne. Strug elektryczny – co to jest? Jest to specjalistyczne urządzenie przeznaczone do strugania i obrabiania najróżniejszych rodzajów drewna. Obróbka z użyciem takiego narzędzia odbywa się za pomocą noży zamocowanych na wirującym walcu maszyny. W zależności od parametrów, strugi mogą być dwu-, trzy- lub czteroostrzowe. Strug jest napędzany za pomocą silnika elektrycznego o średniej mocy od 500 W do 1000 W. Większość urządzeń dostępnych na rynku posiada możliwość regulowania grubości skrawania od 0,1 do 3 mm, a także opcję płynnego fazowania krawędzi nawet do 15 mm. W ofercie Allegro znajdziesz strugi zarówno do potrzeb domowych (tzw. mini strugi elektryczne, cena ok. 300 zł – znajdziesz je tutaj), jak i urządzenia profesjonalne wykorzystywane w warsztatach obróbki drewna (cena ok. 1000 zł). Zastosowanie Jak już wspomnieliśmy wcześniej, strug jest urządzeniem wielofunkcyjnym. Oprócz zwykłego obrabiania i strugania drewna, narzędzia te idealnie sprawdzają się w procesie wyrównywania powierzchni desek, szlifowania materiału, przycinania elementów oraz wycinania różnego rodzaju kształtów. Strug jest stworzony do obróbki względnie wąskich powierzchni. Praca nad szerokimi elementami często będzie po prostu niewygodna. Najpopularniejsze modele strugarek elektrycznych Wszystko oczywiście zależy od zastosowania urządzenia. Zanim dokonasz zakupu, zastanów się, do czego tak naprawdę będziesz potrzebować strugarki. Jeśli jej przeznaczenie jest wyłącznie domowe i nie masz aspiracji do otworzenia własnego warsztatu ciesielski, ręczny strug elektryczny o podstawowych parametrach (moc 450 W, obroty 15000r/min oraz głębokość strugania 2 mm) całkowicie spełni twoje wymagania. Zwróć także szczególną uwagę na wygodę obsługi urządzenia. Waga nie powinna przekraczać 4 kg. Wbudowany uchwyt antypoślizgowy oraz większa długość kabla (ok. 4 m) zdecydowanie ułatwią ci pracę, a specjalnie zainstalowana blokada wyeliminuje możliwość przypadkowego włączenia. Na rynku znajdziesz takie strugi już od 150 zł (m.in. Einhell czy Bass). Jeśli planujesz zakup profesjonalnego urządzenia (m.in. AEG czy Sparky), naturalnie musisz się liczyć z większą ceną (od 650 zł). Jednak zaawansowane parametry i wysoka wydajność z pewnością sprostają twoim oczekiwaniom. Oprócz podstawowych funkcji, strugarki te posiadają niezwykle precyzyjny wskaźnik głębokości. Stopniowa regulacja strugania (nawet do 10 pozycji) zapewni lepszą kontrolę oraz dokładność, a zwiększona moc silnika (ok. 1500 W) będzie miała wpływ na czas obróbki materiału. W komplecie do strugarki najczęściej znajdziemy także wymienne noże, zapasowy pasek klinowy oraz adapter do odsysania pyłu. Ostatnią rzeczą, którą musisz sprawdzić zanim dokonasz wyboru, jest gwarancja produkcyjna. Większość firm oferuje atrakcyjne pakiety naprawcze, które obejmują nie tylko remont urządzenia, ale także przesyłkę kurierską. Gwarancja najczęściej jest ważna przez okres dwóch lat. Pozycje z wyższej półki są objęte serwisem do trzech lat. Niezależnie od tego, czy prowadzisz zakład ciesielski, czy też hobbystycznie zajmujesz się obróbką drewna, strugarka elektryczna jest niezastąpionym instrumentem pracowni każdego majsterkowicza. Warto ją mieć w swoim warsztacie.
Strugi elektryczne – najpopularniejsze modele na rynku
Jak starą i używaną torebkę przerobić na nowszy model? Upiększyć ją można różnego typu brelokami do kluczy, futrzanymi maskotkami czy kolorowymi zawieszkami w kształcie literek. Im ciekawszy kształt zawieszki, tym bardziej oryginalnie zaprezentuje się torebka. Doczepić je można za pomocą spinacza lub łańcuszka do kluczy. Metalowe, z tworzywa sztucznego czy skórzane breloczki do kluczy to praktyczna ozdoba, znana nam od wielu lat. Dostajemy je często jako materiał reklamowy na tzw. promocjach czy na imprezach publicznych lub firmowych. Kupujemy zazwyczaj tylko wtedy, gdy trzeba zrobić porządek z kluczami. Choć są i tacy, którzy je kolekcjonują, zaopatrując się w nie na giełdach staroci, aukcjach internetowych, specjalnie do tego przeznaczonych portalach lub wykorzystując okazję zdobycia darmowych gadżetów. Zdarza się też, że przywozimy je z różnych podróży jako pamiątkę z wakacji. Breloki do kluczy – podejście czysto praktyczne Breloki do kluczy traktujemy zazwyczaj jednak bardzo praktycznie i zgodnie z ich pierwotnym przeznaczeniem. Z reguły posiadamy dwa egzemplarze - jeden przeznaczony jest do kluczy do samochodu, a drugi - do domu. Dzięki temu nasze klucze są pogrupowane i trzymane w jednym miejscu. Daje to komfort zwłaszcza tym, którzy zarządzają na co dzień większą ilością kluczy. Breloki traktujemy jako przedmiot użytkowy. Na ogół są niewiele warte, a jeśli przedstawiają jakąś wartość, to co najwyżej sentymentalną. Tymczasem, biorąc pod uwagę ilość wzorów, kolorów i kształtów, można je w bardzo oryginalny sposób wykorzystać jako dekorację torebki, portfela czy kosmetyczki. Nowe życie torebki Czasami wystarczy mały dodatek, aby nadać jakiemuś przedmiotowi nowy charakter. Tak też można ożywić dawno schowane do szafy torebki lub te, które jeszcze nosimy, ale zaczęły się już nam nudzić. W sklepach, Internecie czy w domu znajdziemy z pewnością ozdoby, które świetnie będą się do tego nadawać. Breloki w kształcie pomponów, literek, cyferek, samochodów, domków, czy takie z frędzlami idealnie będą pasować do wielu modeli torebek. Jeśli ktoś woli breloki maskotkowe przypominające znane postaci z kreskówek, reklamówek, laleczki, aniołki czy zwierzaki przywodzące na myśli czasy dzieciństwa, to również będzie miał w czym wybierać. Zawieszki – estetyczna alternatywa Alternatywą dla breloków mogą być równie oryginalne ozdoby, jakimi są zawieszki. Tutaj również mamy dowolność kształtów, tworzyw i kolorów. Mogą to być np. srebrne i złote czy posrebrzane i pozłacane kolce, serduszka, gwiazdki, koniczynki lub plastikowe figurki. Ich dobór zależy od tego, jaką mamy torebkę. Do eleganckiej lepiej dobrać metaliczne dowieszki, a do listonoszki, z którą na co dzień chodzimy do szkoły, do pracy czy na spacery, będzie pasować szeroka gama różnobarwnych dodatków. Ci, którzy zamiast odświeżać starą torbę wolą kupić nową, mogą od razu nabyć gotowy produkt z zawieszkami. Dołączane są przez producentów nie tylko do torebek, ale i do kosmetyczek i portfeli. Breloki przypiąć możemy do suwaka lub uchwytu torebki. Ciekawym miejscem do ich umieszczenia może być również boczna kieszeń. W taki sposób niewielkim kosztem i małym nakładem sił oraz czasu zyskujemy oryginalną torebkę o nowej sile wyrazu. Dzięki takiemu prostemu zabiegowi możemy zręcznie wyrazić własny styl i podkreślić swoją indywidualność.
Jak dobrać brelok do… torebki?
Cięższy trening nie oznacza wydajniejszego treningu, zaś umiejętność dostosowania biegu do tętna może znacznie przyspieszyć osiąganie kolejnych „kamieni milowych”. Pulsometr jest narzędziem, które ułatwia poznanie i rozwinięcie własnych możliwości. Ale co właściwie robi? I na który się zdecydować? Pulsometr pozwala sprawdzać tętno na bieżąco podczas ćwiczeń, to zaś umożliwia dostosowanie tempa biegu do aktualnego obciążenia organizmu. Dzięki temu zwiększamy do maksimum efektywność treningu, unikamy zbyt szybkiego przemęczenia oraz mamy pewność, że naprawdę dajemy z siebie wszystko. Ze względu na osiągane dzięki niemu korzyści, pulsometr przyda się zarówno profesjonalnym sportowcom, jak i amatorom, którzy zaczęli ćwiczyć, aby poprawić sylwetkę. Jak biegać z pulsometrem? Podstawą biegania z pulsometrem jest znajomość własnego tętna maksymalnego (HRmax). Oznacza ono największy indywidualny poziom wysiłku – gdy go osiągamy, to znaczy, że daliśmy z siebie wszystko. HRmax wyznacza się według prostego wzoru: wystarczy odjąć od liczby 210 własny wiek liczony w latach. Istnieją wzory bardziej skomplikowane, lecz ten na początek wystarczy; dokładność pozostałych sposobów mierzenia HRmax do dziś jest przyczyną zażartych dyskusji w środowisku sportowym. Znamy już tętno maksymalne – należy więc określić tętno minimalne, mierząc je tuż po przebudzeniu. Powinniśmy znać także poziom zużycia tlenu, który możemy sprawdzić w ramach tzw. testu Coopera. Te dodatkowe wartości po zaprogramowaniu pulsometru pozwolą nam dokładniej kontrolować strefy tętna, umożliwiające optymalizację treningów. Biegając w określonych strefach tętna, osiągamy pożądane efekty. Przykładowo: ćwicząc na poziomie 60-70 proc. tętna maksymalnego, trenujemy organizm nienawykły do wysiłku. Spalamy tłuszcz, zaczynamy budować wytrzymałość, albo – w przypadku doświadczonych biegaczy – rozgrzewamy się przed dłuższym biegiem. Pozostawanie w strefie 70-80% zalecane jest dla sportowców uprawiających biegi długodystansowe. Powyżej tego zakresu mamy natomiast do czynienia z najintensywniejszym treningiem, który pomaga zwłaszcza aspirującym maratończykom. Istnieje znacznie więcej niuansów związanych z korzystaniem z pulsometru. Osoby chcące wykorzystać do maksimum potencjał treningów z tym ciekawym urządzeniem odsyłamy do poświęconych mu profesjonalnych publikacji medycznych, w których można znaleźć dodatkowe wzory i porady. Jaki pulsometr wybrać? Wybór jest ogromny, a przez to niełatwy, jako że niemal każdy pulsometr ma swoją cechę wyróżniającą. Modele takie jak Timex Ironman 10-Lap posiadają licznik okrążeń, zaś urządzenia podobne do iSport w207 wykorzystują pas piersiowy, aby zwiększyć dokładność pomiarów. TomTom Runner Cardio jest wodoodporny i nadaje się także do pływania, natomiast Dignity potrafi określić wskaźnik BMI. Inne ciekawe propozycje to Garmin Forerunner z funkcją porównywania bieżącego tempa z tempem docelowym; Sigma Pulsometr PC 10.11 liczący spalane kalorie; Hi-Tech XONIX, który mierzy puls poprzez przyłożenie palców do czujników; czy też Polar Loop o wyjątkowo oryginalnym designie, zintegrowany z aplikacją mobilną. Zarówno pulsometry, jak i zegarki z pulsometrem, występują w wielu odmianach i mogą różnić się wyglądem, jakością wykonania, ale również zakresem funkcji czy sposobem mierzenia tętna. Warto wybrać spośród nich model dostosowany do specyfiki naszych treningów; taki, który najlepiej sprosta naszym oczekiwaniom. Zakres cenowy pulsometrów jest na tyle szeroki, że każdy biegacz powinien znaleźć urządzenie znajdujące się w granicach jego możliwości finansowych. Po co biegamy? Korzystając z pulsometru, powinniśmy pamiętać, aby traktować je wyłącznie w charakterze narzędzia pomocniczego. Treningi nie powinny być prowadzone wokół jego wskazań, łatwo bowiem można „uzależnić się” od wskazań przyrządu. Wówczas, zamiast czerpać przyjemność z biegania, będziemy skupiać się przede wszystkim na osiąganiu optymalnych wartości. To sprawia, że zatraca się sens biegania, a często maleje również motywacja do dalszych ćwiczeń. Bieganie przede wszystkim powinno dawać radość. Wykorzystujmy pulsometr wyłącznie do zwiększenia komfortu i wydajności ćwiczeń. Nie próbujmy za jego pomocą sprowadzić joggingu do serii matematycznych pomiarów, na dłuższą metę jest to podejście szkodliwe dla samego biegacza.
Biegaj z ręką na pulsie! Charakterystyka i przegląd pulsometrów
Od lat trwa zażarta rywalizacja między Microsoftem i Sony na rynku konsol. Zaczęła się od pierwszej generacji Xboksa i drugiej PlayStation. Przez cały ten czas niewiele się zmieniło i fani obu urządzeń cały czas spierają się, które z nich jest lepsze. Tak samo jest w przypadku konsol Xbox One i PlayStation 4. No to która z nich ma więcej zalet niż wad? Użytkownicy sprzętów elektronicznych mają zwyczaj przekonywania innych, że to właśnie wybrane przez nich urządzenie jest lepsze od konkurencji. Tak samo jest w przypadku konsol Xbox One oraz PlayStation 4. Ale jeśli spojrzymy na sprawę zupełnie obiektywnie, to która z nich okaże się lepsza? Specyfikacja Na ten moment najmocniejszą konsolą na rynku jest PlayStation 4 w wersji Pro. Ma ona 8-rdzeniowy procesor o taktowaniu 2,1 GHz, 8 GB pamięci GDDR5 o przepustowości 218 GB/s oraz kartę graficzną z 36 jednostkami obliczeniowymi z zegarem ustawionym na 911 MHz. Dzięki temu jest szybsza od standardowego PlayStation 4, ale też od Xboksa One i Xboksa One S. Pozwala to deweloperom na uzyskiwanie wyższych rozdzielczości lub większej liczby klatek na sekundę. Sytuacja zmieni się diametralnie pod koniec roku, gdy zadebiutuje Xbox One w wersji X. Konsola będzie miała więcej pamięci, wyżej taktowany procesor i kartę graficzną z większą liczbą jednostek obliczeniowych i wyższą częstotliwością taktowania. Według Microsoftu pozwoli to na uruchamianie gier w rozdzielczości 4K z prędkością 60 fps. Gry na wyłączność Specyfikacja specyfikacją, ale graczy najbardziej interesują gry. Bez nich nawet najlepsza konsola nie ma szansy odnieść sukcesu. To właśnie gry tworzone przez wszelkiej maści deweloperów są najważniejszym elementem każdej konsoli. Większość tytułów wydawanych jest jednocześnie na trzy najpopularniejsze platformy – PS4, Xbox One oraz PC. Zatem o wyższości jednego tytułu nad drugim mogą zadecydować jedynie gry na wyłączność. Jeśli weźmiemy pod uwagę tylko samą liczbę gier dostępnych na wyłączność na danej konsoli, to zdecydowanie lepiej wypada PlayStation z wynikiem około 90 tytułów. Dla porównania Xbox ma tylko nieco ponad 30 tytułów na wyłączność. Ale nie liczy się jedynie ilość, ale też jakość. Chociaż gust to sprawa bardzo indywidualna, to jednak i tutaj lepiej wypada konsola Sony. Co prawda Microsoft ma „Forzę”, „Halo”, „Quantum Break” czy też „Gears of War”, które są grami rewelacyjnymi. Jednak na PS4 można grać między innymi w „Gran Turismo”, „God of War”, „Horizon Zero Dawn”, „The Last of Us”, „The Last Guardian”, serię „Uncharted”, „Ratchet & Clank” czy też wiele gier, które dopiero zostaną wydane, jak chociażby nowy „Spider-Man” lub „Yakuza 6”. Pod tym względem Sony wygrywa. Sytuacja Microsoftu jest tym gorsza, że większość gier na wyłączność trafiło lub trafi też na komputery z systemem Windows 10, więc owa wyłączność jest iluzoryczna. Kumple do pogrania Nie ma co się oszukiwać – liczba graczy to też niezwykle ważny element każdej konsoli. W końcu lepiej kupić sprzęt, który ma większość naszych znajomych i razem z nimi cieszyć się rozgrywką w tytułach multiplayer. Według najnowszych danych Sony sprzedało ponad 60 mln konsol i mowa tutaj o urządzeniach, które trafiły bezpośrednio do rąk użytkowników. Microsoft nie chwali się wynikami tak otwarcie. W styczniu 2017 roku pojawiły się informacje o niecałych 30 mln. Do dzisiaj ta liczba z pewnością wzrosła, ale nie do poziomu PlayStation 4. Cena Na koniec warto jeszcze porównać cenę. Xbox One S w wersji z dyskiem 500 GB i jedną grą to koszt około 1000-1100 zł. Zwykły Xbox One jest minimalnie tańszy, więc dużo mniej opłacalny. Z kolei PlayStation 4 Slim 500 GB to również około 1000-1100 zł. Dodatkowo miłośnicy sprzętów Sony mają do wyboru jeszcze model PlayStation 4 Pro, za który trzeba zapłacić mniej więcej 1600-1700 zł w wersji z dyskiem 1 TB. Dzisiaj wiemy też, że Xbox One X w dniu premiery powinien kosztować w Polsce około 2100-2200 zł. Która konsola jest lepsza? Nie da się udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Więcej gier na wyłączność ma PlayStation 4. Konsola Sony ma też więcej użytkowników, a więc więcej potencjalnych graczy online. Z kolei Xbox One w wersji X za kilka miesięcy będzie sprzętem mocniejszym. Także punkt widzenia jak zawsze zależy od punktu siedzenia.
Xbox One vs PlayStation 4 – wady i zalety odwiecznych rywali
Moda jest domeną głównie kobiet, także tych najmłodszych. Małe księżniczki kochają piękne ubranka, podobnie jak ich ulubione bajkowe bohaterki. Dlatego każdy rodzic może poczuć się choć trochę stylistą i zaszaleć podczas zakupów dziecięcej odzieży. Kolorów, wzorów i fasonów jest naprawdę wiele, a ceny są wyjątkowo atrakcyjne. Jak wybrać krój płaszczyka? Często o kroju decyduje ogólna prezentacja płaszczyka, bo zwykle patrzymy na ubranka przez pryzmat ich uroku. Kupując płaszczyk dla młodszej dziewczynki, warto jednak zwrócić uwagę na jego fason. Przede wszystkim zmierz długość rękawa, aby nie okazał się za krótki. Zbyt długi rękaw można wywinąć, zwłaszcza jeśli płaszczyk od środka ma ciekawe podszycie, np. paseczki lub kratkę. Zastanów się także, czy płaszczyk ma być z kapturem. Na wiosenne spacery sprawdzi się ten bez. Weź także pod uwagę, czy twoja córeczka lepiej sobie radzi z zamkiem czy guzikami. Czasem płaszczyki mają zamki i dodatkową klapę ozdobną z guzikami. Wyglądają ładnie i są obecnie bardzo modne. Inne cechy, na które powinnaś zwrócić uwagę, to długość całkowita – dokąd ma sięgać płaszczyk, oraz krój – czy ma być prosty, czy rozszerzać się od pasa, itp. Atutem będzie atrakcyjne podszycie. Modne i praktyczne są płaszczyki o kroju tzw. grzybka. Materiał i dodatki Na chłodniejsze dni rodzice najczęściej wybierają płaszczyki pikowane. Są one cieplejsze, najczęściej mają kaptur i grubsze podszycie. Jeśli jednak szukasz modelu typowo wiosennego, rozejrzyj się za płaszczem bawełnianym lub z polaru. Na wiosenne opady sprawdzi się płaszczyk przeciwdeszczowy. Płaszczyki najczęściej są ozdobione paskami. Świetnie sprawdzą się także broszki na klapie. Obowiązkowym dodatkiem jest oczywiście apaszka, komin lub szaliczek i modny berecik lub kapelusz. Modne wzory i kolory Cały czas na topie są płaszczyki w kolorze różowym, fioletowym i czerwonym. Coraz częściej jednak rodzice sięgają po żółte, szare i beżowe. Modne są także białe, jednak te nie gwarantują czystości po kilku tygodniach użytkowania. Wśród topowych są płaszczyki w pastelowych kolorach, takich jak błękit, róż czy nude, z dwoma rzędami guzików i szerokim kołnierzykiem. Kupując płaszczyk z kapturem, możesz wybrać ten, który ma uszy myszki lub królika. Popularne są także płaszczyki w grochy, np. czerwony lub różowy w białe grochy, oraz płaszczyki w kratkę. Hitem są te w pepitkę oraz szeroką, dwukolorową kratkę, np. czarno-czerwoną czy szaro-niebieską. W garderobie kilkulatki nie może także zabraknąć płaszczyka z nadrukiem ulubionej postaci z bajki, np. Świnki Pepe, księżniczek czy Hello Kitty. Popularne marki Wśród najpopularniejszych marek odzieży dziecięcej znajdziemy takie firmy, jak: Disney, George, Zara, H&M, Cubus, C&A, Next, Reserved czy Mothercare. Płaszczyki popularnych marek, w zależności od serii, mieszczą się w przedziale cenowym od 89 do 199 zł. Modne płaszczyki do 100 zł Rodzice, którzy pragną zmieścić się w tej kwocie z zakupem płaszczyka, mogą spać spokojnie, bo bez obaw znajdą taki, który na pewno przypadnie im do gustu. Warte uwagi są płaszcze bawełniane z dodatkiem dżerseju oraz welurowe. Płaszczyki niekoniecznie muszą być długie i sięgać przed kolano. Wystarczy, że zakryją pupę – długość taka chroni przed wiatrem. Kupimy je już za ok. 60 zł w rozmiarówce dziecięcej od 86 do 140 cm.
Modne płaszczyki dla dziewczynek na wiosnę
Fuga, to przestrzeń pomiędzy płytkami ceramicznymi wypełniona zaprawą. Dla całej okładziny spełnia podwójną funkcję – techniczną i estetyczną. Spękania lub wykruszenia fugi to niepokojące zjawisko i aby zapobiec jej całkowitemu uszkodzeniu, a także odspojeniu płytek, możliwie szybko należy przeprowadzić prace naprawcze. W przypadku okładzin z płytek znajdujących się wewnątrz budynków, spękania, występują rzadziej niż na zewnątrz budynków, ponieważ spoiny nie są tutaj narażone na tak destrukcyjnie działające czynniki - niskie temperatury czy zmienne warunki atmosferyczne i deszcz. Ich uszkodzenie nie jest również szczególnie ważne dla trwałości całej okładziny. Dużo poważniejsze są uszkodzenia fug, które wystąpiły pomiędzy płytkami przyklejonymi na zewnątrz budynku, przede wszystkim na tarasach, balkonach, schodach wejściowych czy elewacjach. Każde takie pęknięcie stwarza bowiem możliwość wnikania wody, które w wyniku procesów związanych z zamarzaniem i rozmrażaniem, może prowadzić do poszerzania pęknięć, a także odspajania się poszczególnych płytek. Dlatego nie ma co czekać! Jeżeli zaobserwujemy jakiekolwiek spękanie trzeba szybko zabrać się za naprawę. box:offerCarousel Najważniejszą czynnością jest tutaj ustalenie, a następnie wyeliminowanie przyczyny uszkodzenia – inaczej problem będzie się mógł znów pojawić. Kłopot może bowiem tkwić zarówno w samej spoinie, jak i materiale użytym do jej wypełniania, jednak częściej także w warunkach eksploatacji okładziny z płytek np. na niestabilnym podłożu. Sama naprawa, przy pominięciu ustalenia przyczyn zjawiska, rozwiąże problem tylko na krótko. Później spękania mogą wystąpić ponownie – dokładnie z tej samej przyczyny, co wcześniej. Dlatego, aby tego uniknąć – zaleca się najpierw oględziny całej okładziny oraz miejsca jej zamontowania. Trzeba zobaczyć i ocenić lokalizację spękań, ich przebieg (wzdłuż spoin, w narożnikach płytek itp.) oraz szerokość. Należy także ostukać płytki sąsiadujące ze spękanymi fugami, może się bowiem okazać, że ich odspojenie już nastąpiło i te płytki trzeba od razu wymienić. Powierzchnie ostukuje się dłonią - głuchy odgłos świadczy, że nastąpiło ich oderwanie od podłoża. W przypadku dużych okładzin ceramicznych, szczególnie na powierzchni tarasów, należy również pomierzyć rozstaw dylatacji (oczywiście o ile są). Zgodnie z wytycznymi, okładzina z płytek na zewnątrz budynków, powinna mieć pola dylatacyjne o wielkości tylko do 9 m2, natomiast wewnątrz do 36 m2. Brak dylatacji może znów spowodować pękanie spoin, które nie są w stanie wytrzymać odkształceń okładziny, dlatego wówczas trzeba je na nowo wykonać, zgodnie ze wspomnianymi zasadami i wypełnić materiałem trwale elastycznym np. silikonem. box:offerCarousel Spoiny, które są popękane i wykruszają się fragmentami lub całkowicie, spomiędzy płytek, należy wymienić w całości. Ich usuwanie jest pracochłonne i może uszkodzić krawędzie poszczególnych płytek, ale niestety - nieodzowne. Zaprawę można usuwać ręcznie za pomocą rylców lub mechanicznie, odpowiednim elektronarzędziem. Dobrze sprawdza się tutaj urządzenie wielofunkcyjne typu DREMEL Multi-Max. Zaprawę delikatnie usuwa spomiędzy płytek, spoiny oczyszcza się sprężonym powietrzem lub odkurzaczem przemysłowym z powstałego kurzu, a następnie zwilża wodą i ponownie wypełnia nową zaprawą do spoinowania. Spoiny, które są popękane jedynie powierzchniowo i nie stwierdzimy ich wykruszania, można naprawiać poprzez nanoszenie tzw. renowatora do spoin. To materiał budowlany w postaci gęstej masy, który nanosi się pędzelkiem lub gąbką na spoiny, pokrywając je cieniutką warstwą i likwidując spękania. Renowator wypełni spękania i zapobiegnie wnikaniu w nie wilgoci i zabrudzeń. To rozwiązanie na pewno sprawdzi się wewnątrz budynków, gdzie spoiny nie są wystawione na działanie czynników atmosferycznych.
Jak naprawić popękane fugi?
Piłka jest najczęściej niezbędnym sprzętem podczas gier zespołowych. Jednak piłka piłce nierówna, gdyż każda jest dostosowana do innych warunków. Piłka do koszykówki nie jest wyjątkiem. Warto zatem sprawdzić, czy nasza piłka jest przeznaczona do warunków, w jakich gramy. Wbrew pozorom nie każda piłka nadaje się do gry we wszystkich warunkach. W zależności od tego, czy gramy na zewnątrz, czy wewnątrz jakiegoś pomieszczenia powinniśmy wybrać odpowiednio przystosowaną do danych warunków. Przełoży się to na komfort gry i wolniejsze zużywanie samej piłki. Gdy gramy zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz, możemy zaopatrzyć się w piłkę uniwersalną, tzw. indoor/outdoor. Przyjrzyjmy się charakterystyce poszczególnych rodzajów. Piłka outdoor Jest to piłka do koszykówki z przeznaczeniem do gry na zewnątrz. Najczęściej piłki tego typu są wykonane z gumy. Powinno się ich używać w grze na twardych nawierzchniach, takich jak asfalt czy beton. Ze względu na twarde podłoże piłka musi być sprężysta oraz bardzo wytrzymała. Przy wybieraniu piłki warto zwrócić szczególną uwagę na grubość gumy. Im guma jest grubsza, tym lepiej – przekłada się to na jej przyczepność i zapewnia większą odporność na uszkodzenia. Z kolei powierzchnia piłki powinna być jak najbardziej chropowata. Większość modeli piłek outdoor dostępnych na rynku jest gumowa. Jednakże niektóre firmy produkują piłki ze skóry syntetycznej. Powierzchnia takiej piłki jest lekko błyszcząca, a jej skóra twarda i zbita. Sprawia to, że jest ona bardzo dobrze przystosowana do używania na twardych nawierzchniach. Skóra syntetyczna różni się w dotyku od skóry gumowej, zatem stanowi ona alternatywę dla osób, które nie lubią dotyku piłek gumowych. Cena piłki outdoor waha się pomiędzy 60 a 200 zł. Piłka indoor Innym rodzajem są piłki do gry wewnątrz, na przykład na hali, które mogą być wykonane ze skóry naturalnej lub kompozytowej. Stanowią najdroższą grupę piłek dostępnych na rynku. Można je rozpoznać już po samym dotyku – są gładkie, a utrzymanie ich w ręce jest dużo łatwiejsze – mają większą przyczepność. Są także bardziej miękkie od opisanych już piłek outdoor. Niestety, są także mniej wytrzymałe. Przy ich wykonywaniu wykorzystywana jest najczęściej metoda klejenia i zgrzewania elementów skórzanych między panelami. Napisy na skórze są wytłaczane. Piłki tego rodzaju zazwyczaj składają się z kilku warstw, takich jak dętka, oplot z nylonowych żyłek, korpus i skórzane pokrycie. Niektóre modele mają także dodatkową warstwę pianki pomiędzy korpusem a pokryciem. Model ten jest idealny do gry na hali, jednak jego wysoka jakość przekłada się na cenę, która może przekraczać 300 zł. Piłka indoor/outdoor Ostatnią, najbardziej uniwersalną grupą piłek są modele indoor/outdoor. Sprawdzają się one zarówno w grze na zewnątrz, jak i na hali. Składają się głównie ze skóry kompozytowej. Ponieważ materiał, z którego są wykonane, jest bardzo podobny do materiału piłek typu indoor, dają one taki sam wysoki komfort gry. Także ich budowa jest zbliżona do typu indoor. Co ważne, skład skóry, z której są wykonane, jest tak dobrany, by sprawdzić się również jako zamiennik piłki outdoor. Oznacza to, że są bardzo wytrzymałe i można nimi grać również na twardych nawierzchniach, jak asfalt czy beton. Ten rodzaj piłek jest doskonałym wyborem dla osób, które chcą grać zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz. Ich budowa i wykonanie sprawia, że łączą sobie wysoki komfort gry piłek indoor i dużą wytrzymałość piłek outdoor. Dzięki temu połączeniu nie musimy się martwić, że piłka szybko się zniszczy. Pod względem ceny ten rodzaj piłki znajduje się pomiędzy typem outdoor i indoor. Koszt piłki uniwersalnej wynosi około 100–200 zł. Wybór piłki do koszykówki zależy głównie od tego, gdzie chcemy grać. Ze względu na specyfikę warunków gry musimy zdecydować, czy lepsza będzie dla nas wytrzymała piłka outdoor, czy bardziej komfortowa piłka indoor. W przypadku osób, które grają i na zewnątrz, i na hali lub chcą połączyć cechy obu modeli piłek najlepszym wyborem będzie piłka indoor/outdoor.
Uniwersalne piłki do kosza: indoor i outdoor w jednym
Podobno Martin Widmark został pisarzem przez przypadek. Chciał zdopingować swojego synka do porannego wstawania, ponieważ maluch nie lubił przedszkola. Rano snuł kolejną część wymyślonej przez siebie opowieści, na co synek czekał w napięciu. W ten sposób ujawniły się u Martina predyspozycje do tworzenia opowieści przepojonych tajemniczością, najczęściej z elementami zagadki kryminalnej. Szwedzi specjalizują się w ostatnich latach w mrocznych kryminałach, ale póki nie pojawił się Widmark, nie była w tym względzie zagospodarowana nisza dziecięca. Na dodatek Widmark (rocznik 1961) okazał się pisarzem niebywale płodnym, ponieważ napisał kilkadziesiąt opowieści. Podobnie jak to robiła Agatha Christie, postarał się o to, by zagadki zawarte w jego powieściach rozwiązywali ci sami bohaterowie, w tym wypadku młodzi detektywi, głównie pary dziecięcych przyjaciół. Do najbardziej lubianych przez młodych czytelników należą Lasse i Maja oraz Dawid i Larisa. Indywidualistką jest Nelly Rapp. W Polsce twórczość Martina Widmarka spotkała się z ogromnym powodzeniem. Wystarczy choćby wymienić Tajemnicę kempingu z przygodami Lassego i Mai albo Trzynastego gościa – zagadki rozwiązywanej przez Dawida i Larisę. W małym miasteczku dzieje się wiele Tym razem jest to przygoda niekoniecznie dla najmłodszych, może bardziej dla nastolatków, bowiem jest mroczna i dotyczy koszmarnych naukowych eksperymentów. Scenerią kolejnych przygód Dawida i Larisy jest małe miasteczko, w pobliżu którego znajduje się wyspa. Nikt nie odwiedza tego miejsca ze strachu. Dzięki determinacji Larisy i filozofii przejętej od jej ojca, młodzi udają się na wyspę. Wycieczkę poprzedziło kilka pozornie niezwiązanych ze sobą sygnałów, m.in. człowiek w białym fartuchu spotkany na zapleczu zakładu zegarmistrzowskiego podczas nietypowego przedstawienia lalkowego. Dawid i Larisa szukają tematu dziennikarskiego zdopingowani przez znajomego dziennikarza. Na dodatek Dawid może się pochwalić aparatem fotograficznym. Podczas przechadzki natrafiają na pomnik doktora medycyny Artura Lindmana, który wydaje się nieistotny, jak się później okaże – tylko pozornie, ponieważ w Wyspie obłąkanych rzeźba odegra podobną rolę jak przysłowiowa strzelba wisząca na scenie podczas sztuki teatralnej, która musi w pewnym momencie wystrzelić. Wyspa, na którą udają się Larisa i Dawid, od razu budzi grozę. Młodzi detektywi odkrywają budynek, w którym mieścił się szpital psychiatryczny, zaś spod mchu wyłaniają się groby młodych dziewcząt. Czy wyspa jest niezamieszkana? Młodzi detektywi są przerażeni i uciekają z wyspy, ale wcześniej robią zdjęcia nagrobków. Co będzie dalej? Czy wyspa jest niezamieszkana? Oczywiście, nie ma nic bardziej niewłaściwego i nietaktownego, jak ujawnianie czytelnikowi zagadki kryminalnej, wszak mamy tu do czynienia z najprawdziwszym kryminałem w mrocznej szwedzkiej scenerii. Jedno, co jeszcze można ujawnić, to wątek miłosny, który tu zaistnieje, choć nie zagęszcza zbyt mocno. Larisa i Dawid przeżyli razem już kilka przygód i mocno się do siebie przywiązali, pojawia się nawet między nimi uczucie. Zatem czekamy, jak to się rozwinie w kolejnej książce o ich przygodach. Jeśli chodzi o warsztat, na uwagę zasługują wartkie dialogi i umiejętność lapidarnej charakterystyki postaci. W Polsce zostało wydanych wiele książek Martina Widmarka, można je rozpoznać po charakterystycznych okładkach. Wyspa obłąkanych ukazała się nakładem Wydawnictwa Zakamarki. Książka liczy 188 stron. Można ją kupić w twardej oprawie na Allegro. Źródło okładki: zakamarki.pl
M. Widmark, Wyspa obłąkanych – recenzja
Industrialny styl nie wychodzi z mody. Ponadczasowy, odrobinę surowy, przyciąga spojrzenia i wzbudza ciekawość. Rewelacyjnie sprawdza się, zarówno w dużych, otwartych przestrzeniach, jak i w kompaktowych, ciasnych mieszkankach. Jakich mebli nie może zabraknąć w mieszkaniu urządzonym na industrialną nutę? Metalowe, surowe szafki, znane dobrze ze sportowych przymierzalni, to idealny dodatek do prostych i charakternych wnętrz w loftowym stylu. Tradycyjne szare albo pomalowane na fantazyjne kolory staną się nie tylko praktycznym meblem, umożliwiającym przechowywanie ubrań, ale także wyrazistą ozdobą jednoznacznie określającą styl i charakter mieszkańca. Z czym warto je zestawić? Metalowa szafka w salonie Wykonana z metalu szafa stanie się rewelacyjną alternatywą dla tradycyjnych drewnianych regałów. Wstawiona do salonu zastąpi biblioteczkę, witrynę na drobiazgi albo garderobę. Przestronne wnętrze z półkami umożliwi przechowywanie dowolnych akcesoriów, a stylizowane drzwi z przetarciami nadadzą wnętrzu prawdziwie męskiego sznytu. Do kompletu warto dobrać stonowaną komodę wykonaną z tego samego materiału. Szare drzwiczki, metalowe uchwyty i bardzo prosta, niemal kanciasta forma, będą świetnie wyglądały na tle ceglastej ściany, której nie może zabraknąć w żadnym industrialnym mieszkaniu. Zamiast popularnego szarego narożnika wybierzmy wygodną, brązową sofę z poduszkami. Lekka i nieduża łatwiej wpasuje się w każde wnętrze, a zgrabne nóżki dodadzą jej lekkości. Nad sofą możemy zawiesić grafiki z roślinnymi motywami, plakaty z filmów, kolekcję pocztówek czy zdjęcia z wakacji – te elementy sprawią, że wnętrze przestanie być anonimowe i zyska ciepły, swojski klimat. Ważnym elementem w każdym wnętrzu jest oświetlenie. Oprócz lampy sufitowej, warto postawić na dodatkowe punkty świetlne – w tym na stylową lampę podłogową. Industrialny model z metalową obudową zrobi duże wrażenie nawet na tych gościach, którzy do tej pory nie byli zwolennikami loftowego stylu. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Metalowa szafka w gabinecie Metalowa szafa to mebel, który znakomicie sprawdzi się także w gabinecie. Przestronne półki pomieszczą branżowe książki, szkolne notatki, bruliony i teczki. Stylizowane na stare drzwi z przetarciami w niebieskim kolorze sprawią, że wnętrze zyska stylowy charakter. Do kompletu warto wybrać pasujące biurko z metalowymi szufladami. Zamiast tradycyjnego, obracanego fotela komputerowego, postawmy na metalowe krzesło w kształcie muszelki. Siedzisko możemy wyłożyć stylową poduszką albo wykonaną ze sztucznego futerka narzutą – nie tylko zwiększą one komfort siedzenia, ale staną się też wyrazistą dekoracją. Nowoczesne sufitowe reflektory pozwolą dopasować światło do aktualnych potrzeb i oczekiwań, a czarny kinkiet zawieszony na ściennie nad biurkiem skutecznie zastąpi lampę stołową i zwiększy komfort pracy w pochmurne dni. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Metalowa szafa to mebel dla odważnych. Choć rewelacyjnie sprawdzi się w nowoczesnym, loftowym wnętrzu, to potrzeba sporo wyobraźni i wyczucia, by idealnie zestawić ją z pozostałymi meblami i dodatkami. Jej surowy, męski charakter, świetnie podkreślą stylizowane fabryczne lampy i wyraziste grafiki do zawieszenia na ścianie. Przestronne wnętrze doskonale nada się do przechowywania drobiazgów, a surowa obudowa stworzy przestrzeń do kreatywnych aranżacji – taką szafę w dowolnej chwili będziemy mogli przemalować na inny kolor, by w ten prosty sposób odmienić wygląd całego wnętrza.
Metalowa szafka – idealna do industrialnego wnętrza
Aktualizacja Załącznika nr 4 (Opłaty i prowizje) Zgodnie z zapowiedzią, zmieniliśmy dziś wysokość dodatkowej prowizji od sprzedaży w wyróżnionych ofertach. Wysokość dodatkowej prowizji wzrasta z 0,25 na 0,40 wartości obowiązującej prowizji w danej kategorii. Zmiana dotyczy wszystkich ofert z aktywną opcją Wyróżnienia lub Pakietu Wyróżnienie + Pogrubienie + Podświetlenie sprzedanych od 21 listopada. Przykład: * Przed zmianą Regulaminu: Towar kosztuje 100 zł, przykładowa prowizja od sprzedaży wynosi 10% (10 zł). Dodatkowa prowizja w tej wyróżnionej ofercie wynosiła dotąd 25% od kwoty 10 zł, czyli 2,5 zł. Łączna prowizja w tym przypadku to 12,50 zł. * Po zmianie Regulaminu, czyli od 21 listopada: Towar kosztuje 100 zł, prowizja od sprzedaży wynosi 10% (10 zł). Dodatkowa prowizja w tej wyróżnionej ofercie wynosi teraz 40% od kwoty 10 zł, czyli 4 zł. Łączna prowizja w tym przypadku to 14 zł. Różnica w wysokości łącznej prowizji w tym konkretnym przykładzie to 1,5 zł. Dla łatwości rachunku przyjęliśmy w powyższym przykładzie, że prowizja od sprzedaży wynosi 10%, ale prowizje różnią się znacznie w zależności od kategorii (w większości kategorii prowizja od sprzedaży jest niższa). W pliku PDF prezentujemy fragment Załącznika nr 4 do Regulaminu Allegro, który zaktualizowaliśmy. Nową wartość dodatkowej prowizji zaznaczyliśmy w nim na zielono, a teraźniejszą - na czerwono. Prowizja od sprzedaży w wyróżnionych ofertach - najczęściej zadawanie pytania
Zmiana wysokości dodatkowej prowizji od sprzedaży w wyróżnionych ofertach
Początek sezonu motocyklowego to dla wielu okazja do odświeżenia garderoby i poszukiwania nowej odzieży motocyklowej. Istotnym elementem ubioru jest kurtka. Na rynku dostępnych jest wiele wartych zwrócenia uwagi modeli tekstylnych. Nie zawsze musimy wydawać majątek, aby znaleźć dobrej jakości produkt. W tym poradniku zaprezentuję propozycje tekstylnych kurtek męskich i damskich za kwotę nie wyższą niż 500 zł. Czy cena gra rolę? Wśród wielu motocyklistów panuje przekonanie, że niska cena za ubranie motocyklowe oznacza słabą jakość oferowanego produktu. Można je uznać za mylne, ponieważ producenci w walce o klienta z sezonu na sezon oferują coraz lepsze akcesoria za niskie ceny. W tym artykule zaproponuję dwa przykładowe produkty tekstylne zaprojektowane specjalnie dla kierowców jednośladów obojga płci. Kurtki tekstylne dla mężczyzn Wśród męskich kurtek tekstylnych, które kosztują poniżej 500 zł, można wyróżnić model Modeka Downtown Race. Kurtka została wykonana z poliestru. Ponadto producent deklaruje obecność membrany, która ma mieć właściwości wodoodporne, wiatroodporne oraz oddychające. Kurtka posiada odpinane ocieplenie, z którym w ciepłe dni można spokojnie się pożegnać i wpiąć z powrotem podczas chłodniejszej aury. Poza tym producent zadbał również o obecność protektorów barkowych i łokciowych oraz pianki na plecach, która absorbuje uderzenia. Kurtka posiada też zamek umożliwiający połączenie jej ze spodniami. Zainteresowani mogą wybierać w rozmiarach, począwszy od XS, a kończąc na 4XL. Cena produktu to 490 zł. Inną tekstylną propozycją dla mężczyzn może być kurtka Seca Motaro II, która została wykonana – jak twierdzi producent – z materiału odpornego na przetarcia: MexDura. Kurtka posiada protektory na łokciach i ramionach oraz wzmocnienia piankowe na klatce piersiowej i plecach. Produkt wyposażony został w materiał odblaskowy, m.in. na ramionach, którego zadaniem jest poprawienie widoczności motocyklisty na drodze. Producent informuje o obecności oddychającej, wiatro- i wodoodpornej membrany. Regulowanie rękawów i obwodu pasa jest możliwe dzięki paskom zapinanym na rzepy. Cena tej kurtki to ok. 459 zł. Kurtki tekstylne dla kobiet Z roku na rok oferta odzieży motocyklowej, w tym kurtek, dla kobiet stale się powiększa. Dysponując budżetem do 500 zł, można zdecydować się na kurtkę Adrenaline Mistres. Jej cena to ok. 340 zł. Kurtka posiada przedłużany dół pleców, którego zadaniem jest ochrona motocyklistki przed przewianiem. Ponadto producent zastosował ściągacz na wysokości talii, mający na celu podkreślenie kobiecej sylwetki. Do dyspozycji użytkownika są także ochraniacze ramion, łokci oraz pleców, nieprzemakalna membrana oraz wypinane ocieplenie. Oczywiście, kurtka nie jest pozbawiona wad. Brakuje m.in. elementów odblaskowych, które obecnie są ważnym elementem odzieży motocyklowej. Mówiąc o tekstylnej odzieży motocyklowej dla kobiet, nie sposób nie odwołać się znów do marki Modeka. Wśród modeli dostępnych poniżej 500 zł można zdecydować się na Mara Lady. Kurtka została wykonana z poliestru. Posiada wodo- i wiatroodporną oraz oddychającą membranę, wypinane ocieplenie oraz protektory łokciowe i barkowe. Producent gwarantuje również obecność elementów odblaskowych i zamek łączący ze spodniami. Dużym atutem jest szeroka rozmiarówka – od 34 do 46. Cena produktu to 440 zł.
Tekstylna kurtka motocyklowa do 500 złotych
Wózek dla lalek to zabawka, która służy do odgrywania ról społecznych. Dziewczynki chętnie spacerują z lalką bobasem lub ulubioną maskotką. Wózek dla lalek sprawdzi się w tej sytuacji znakomicie. Jakie wózki są obecnie na rynku? Na co zwrócić uwagę przy zakupie? Mając kilkuletnią dziewczynkę, prędzej czy później zostaniemy poproszeni o wózek dla lalek. Jeżeli córka ma młodsze rodzeństwo, które wozimy w prawdziwym wózku dla niemowląt, dzień ten może nadejść znacznie szybciej. Wszystko dlatego, że dzieci naśladują swoich rodziców. Podpatrują, jak mama szykuje wózek na spacer, przygotowuje kocyki, torebki, butelki i inne akcesoria. Z czasem dzieci odgrywają role społeczne – bawią się w dom, w gotowanie, w opiekę nad dziećmi. W tym przypadku ich niemowlakami są lalki bobasy. A każdy bobas potrzebuje wózka. Wózki głębokie do 50 zł Wśród wózków do 50 zł jedną z propozycji jest wózek wykonany z tworzywa. Ma około 50 cm długości i nieco ponad 40 cm wysokości. Kółka, daszek, rączka i gondola są wykonane z plastiku. Pastelowa kolorystyka jest bardzo miła dla oka. Sprawdzi się jako wózek do zabawy w domu. Jest łatwy w utrzymaniu czystości. Wystarczy go przetrzeć wilgotną szmatką. Kolejną propozycją jest wózek z metalowym stelażem i podwójnymi plastikowymi kółkami. Kolorowy, materiałowy pokrowiec na gondolę można zdjąć i wyprać. Wysokość od rączki do ziemi to około 55 cm. Długość wózka to około 38 cm, a szerokość – 20 cm. Wózek można łatwo złożyć i rozłożyć. Posiada jednak blokadę przed samoczynnym składaniem. Lekka konstrukcja ułatwia prowadzenie. Wózki głębokie do 100 zł Wózki głębokie do 100 zł posiadają wzmocnioną konstrukcję i dodatkowe akcesoria. Są niemal miniaturami prawdziwych wózków. W modelu od polskiego producenta mamy składany daszek, który chroni przed deszczem, koszyk na drobne przedmioty i torbę, którą wiesza się na rączce wózka. Metalowa rama jest mocna i trwała, łatwo się składa, ale posiada dodatkowe zabezpieczenie przed samoczynnym złożeniem. Wózek ma gumowe koła, co ułatwia przemieszczanie się po chodnikach i ścieżkach. Pokrowiec można zdjąć i wyprać. Wózki Chad Valley charakteryzują się wytrzymałą konstrukcją, stonowaną kolorystyką i tradycyjną stylistyką. Dodatkowo wózki głębokie posiadają nosidełko do przenoszenia lalek. Dostępne są także wózki spacerowe pojedyncze i podwójne. Wózki głębokie za ponad 100 zł Wózki głębokie za ponad 100 zł charakteryzują się ciekawą kolorystyką, wytrzymałością i starannością wykonania. Posiadają duże piankowe koła, które ułatwiają prowadzenie. W niektórych modelach można regulować poziom gondoli, a także ustawienie rączki. Wózki są wyposażone także w dodatkowe akcesoria, takie jak torba, koszyk i pościel. Pokrowiec można odpiąć i uprać. Model ze skrętnymi przednimi kołami dodatkowo ułatwia prowadzenie. Co więcej, jest to wózek 2 w 1 – głęboki oraz spacerowy. W wersji spacerowej posiada nawet pasy bezpieczeństwa dla lalki. Dodatkowo rączkę można łatwo przełożyć, wózek można szybko złożyć lub zmienić w spacerówkę. Gondola jest wyjmowana, a rączka regulowana, aby dopasować ją do wzrostu dziecka. Na rynku mamy także modele wózków w stylu retro. Uwagę zwracają duże metalowe koła z gumową oponą. Różnorodna kolorystyka umożliwia dobranie wymarzonego wózka. Na co zwrócić uwagę, wybierając wózek dla lalek? Na rynku jest duży wybór wózków dla lalek. Różnią się nie tylko wyglądem, materiałem, z którego zostały wykonane, ale również ceną. Każdy wózek służy do tego samego – do odgrywania ról społecznych, zabawy w dom, opiekowania się lalkami. Wybierając wózek, kierujmy się bezpieczeństwem dziecka. Jeżeli zabawką będziemy wyjeżdżać na podwórko lub spacerować po chodniku, warto zwrócić uwagę na jakość kół i sterowność wózka. Jakość wykonania także jest ważna, a szczególnie dodatkowa blokada, która uniemożliwia samoistne złożenie się zabawki.
Wybieramy wózek dla lalek
Wygląd jest dla każdej nastolatki bardzo ważny. Młode dziewczyny wiele uwagi poświęcają swojemu strojowi, włosom czy paznokciom, autorytetów w tej kwestii poszukują wśród gwiazd i celebrytek. Pragnąc podkreślić atuty swojej urody, zaczynają także eksperymentować z makijażem. Co zrobić, by zabiegi te nie przyniosły efektu odwrotnego niż zamierzony? Podpowiadamy, jakie kosmetyki wybrać, by wyglądać pięknie i naturalnie. Twarz idealna Cera podczas okresu dojrzewania potrafi być bardzo problematyczna. Chcąc zatuszować niedoskonałości, nastolatki często sięgają po ciężkie, długo utrzymujące się na skórze podkłady, które zazwyczaj jedynie nasilają problem – zatykając pory, sprzyjają namnażaniu się zaskórników i powstawaniu nieestetycznych stanów zapalnych. O wiele lepszym wyborem są lekkiej konsystencji kremy tonujące, które delikatnie wyrównują koloryt skóry, działają łagodząco i tuszują niedoskonałości, nie wywołując przy tym efektu maski. Dobre rozwiązanie to pudry mineralne, które dzięki naturalnemu składowi nie obciążają skóry. Jeżeli krycie nie jest zadowalające, to warto sięgnąć po delikatne fluidy, które w przypadku cery tłustej mogą być matujące. Efekt w dalszym ciągu nie jest zadowalający? Z pomocą przyjdzie korektor. Do dyspozycji mamy najróżniejsze rodzaje – korektory w sztyfcie, w kremie czy w płynie – nakładane punktowo i delikatnie wklepane w skórę z pewnością ukryją wypryski. Efekt zwieńczy sypki lub prasowany puder, który najlepiej aplikować większych rozmiarów gąbeczką. W sytuacji kiedy zależy nam na uzyskaniu efektu odświeżenia, warto sięgnąć po delikatny róż. Nałożony na kości policzkowe pięknie rozświetli cerę, ożywiając twarz, jednak należy stosować go z umiarem – w przeciwnym razie zamiast delikatnego podkreślenia zafundujemy sobie niezbyt ładne, różowe, sztucznie wyglądające plamy, a w dodatku zatkamy pory skóry. Urzekające spojrzenie Używanie maskary zaleca się przede wszystkim tym nastolatkom, które mają rzadkie, jasne rzęsy, w innym przypadku jej stosowanie spokojnie można odłożyć na później. Natomiast świetnie sprawdzi się wzmacniająca odżywka do rzęs, dzięki której staną się one dłuższe i bardziej gęste. Głębię spojrzenia pomogą wydobyć odpowiednio dobrane cienie. Zrezygnujmy jednak z intensywnych kolorów, które znajdziemy w kosmetyczkach mam i wybierzmy raczej matowe odcienie naturalne. Spojrzenie stanie się bardziej wyraziste, kiedy kąciki oczu zostaną delikatnie rozświetlone, a na zewnętrzną część powieki nałożymy cienie nieco ciemniejsze. Usta z połyskiem Szminki i kolorowe pomadki zostawmy starszym koleżankom. Jeśli zależy nam na naturalnym wyglądzie, to postawmy na lekkie błyszczyki, najlepiej wygładzająco-nawilżające. Delikatny makijaż oczu pozwala na wykorzystanie nieco bardziej ekstrawaganckich kolorów. Świetnie będzie wyglądał naturalny błyszczyk nałożony na koloryzującą pomadkę ochronną. Ten łatwy w aplikacji kosmetyk – właściwie nie potrzebujemy do tego lusterka – pięknie uwydatni usta i może być stosowany zarówno jako dopełnienie makijażu dziennego, jak i wieczorowego. Makijażowe wpadki Wykonując makijaż – zwłaszcza niedoświadczoną jeszcze ręką – powinniśmy zwrócić uwagę na dwie podstawowe rzeczy, które mogą zrujnować wysiłek włożony w jego wykonanie. Po pierwsze, zadbajmy o to, aby odcienie dobieranych kosmetyków były jak najbliższe do naturalnego kolorytu naszej cery. Zbyt ciemny makijaż zadziała na naszą niekorzyść. Po drugie, pamiętajmy, że kluczem do pięknego wyglądu jest umiar. Młode dziewczyny z tzw. tapetą wcale nie wyglądają kobieco – nadmierna ilość nałożonych kosmetyków sprawia, że wyglądają po prostu komicznie. Im później zaczniemy się malować, tym lepiej dla naszej skóry, a podbieranie kosmetyków starszym osobom nie jest najlepszym pomysłem. Nie są one dostosowane do młodej cery i mogą spowodować więcej złego niż dobrego. Jeżeli mamy jakiekolwiek wątpliwości związane z bezpieczeństwem stosowania określonych preparatów, to możemy skonsultować się z profesjonalną kosmetyczką lub dermatologiem.
Naturalny makijaż dla nastolatek – jakie produkty wybrać?
Jakość dźwięku nie jest szczególnie hołubioną przez przeciętnego konsumenta cechą dobrego laptopa. Może właśnie dlatego większość tego typu sprzętów kaleczy uszy osób obdarzonych odrobinę lepszym słuchem i w związku z tym bardziej wymagających. Na szczęście producenci dostrzegli ich potrzeby i coraz częściej możemy znaleźć laptopy z całkiem niezłym jak na mobilne urządzenia brzmieniem. Jak je znaleźć? Na co zwrócić uwagę, szukając laptopa z dobrym dźwiękiem? Są dwie techniki, którymi powinniśmy się kierować, by rozpoznać laptopa z niezłym dźwiękiem na pokładzie. Jedna prostsza i szybsza, druga wymagająca więcej zachodu.Zacznijmy od łatwiejszej. Należy przyjrzeć się rozmieszczeniu głośników. Umieszczone na spodzie na pewno nie będą grały dobrze. Najlepsza sytuacja jest wtedy, gdy są umieszczone po bokach sprzętu. Ważna jest również ilość głośników. Dwa to standard, ale niektórzy producenci pakują ich więcej. Bywa, że jest to na przykład subwoofer.Warto również zerknąć, jakie dodatkowe funkcje operowania dźwiękiem laptop zapewnia. Czasami producenci reklamują autorskie rozwiązania w zakresie korekty dźwięku czy wzmocnienia basu. Bardzo często rzeczywiście działają naprawdę dobrze.Druga, trudniejsza metoda to próby ustalenia, kto jest producentem komponentów wewnątrz laptopa. Różne firmy wykorzystują sprzęt co najmniej kilku producentów. Jeżeli trochę poszukamy w sieci, dowiemy się, na ile warto ufać temu konkretnemu wykonawcy. Nie kierujmy się tylko marką laptopa, ale również renomą innych zaangażowanych w powstanie danego modelu firm. 7 polecanym modeli laptopów z dobrym dźwiękiem Oto nasze sprawdzone propozycje laptopów, z których chętnie skorzystają osoby wymagające czegoś więcej od brzmienia sprzętu.Acer R7 Aspire – seria Aspire to od lat udana konstrukcja Acera i ten model to potwierdza. Gabarytowo jest spory – lekko ponad 15 cali – ale dzięki temu jest wiele miejsca na upchanie mocnego dysku oraz tak ważnych dla nas dźwięków! Mimo wielu funkcji znanych z droższych modeli, jak na przykład ekran dotykowy, mieści się w rozsądnym pułapie cenowym. Podobnej klasy cenowej sprzętem będzie Lenovo Z710. Procesor i5 spokojnie sprawdzi się w większości zadań, tymczasem ten sprzęt jako jeden z niewielu o podobnych parametrach dysponuje bardzo dobrymi głośnikami JBL. Dobra karta graficzna i systemy przyspieszania mocy procesora pozwolą cieszyć się dobrym dźwiękiem także w grach. Jeżeli nie możemy sobie pozwolić na aż taki wydatek, to kosztem parametrów procesora możemy zdecydować się na model niższej klasy, lecz wciąż z dobrym dźwiękiem: Lenovo Z510.. Z kolei jeśli skazani jesteśmy na najbardziej budżetową opcję, która poradzi sobie z większością zadań biurowych, ale nadal zależy nam na przyzwoitym dźwięku, w zasadzie wybór jest prosty: sięgamy po Asusa X501A. 4 gigabajty RAM-u to może nie jest wiele w dzisiejszych czasach, ale do pisania, przeglądania Internetu i oglądania filmów (byle nie jednocześnie) wystarczy. Kolejnym wartym uwagi modelem ze średniej półki cenowej jest Toshiba L-50. Melomani powinni zwrócić na niego uwagę ze względu na głośniki Onkyo i technologię DTS Sound. Choć brzmi to nieco jak marketingowy bełkot, to producent sprzętu grającego każe wierzyć w wysoką jakość urządzenia. Jeżeli możemy wydać trochę więcej, warto ponownie przyjrzeć się innemu Asusowi – N551JM. To po prostu świetny i doskonale wykonany laptop sam w sobie, zaś wielbicieli dobrych dźwięków powinien przyciągnąć do niego fakt, że głośniki sygnowane są przez renomowaną firmę Bang & Olufsen. Na koniec jeszcze jeden model Lenovo – Y580. Ponownie średnia półka cenowa, około 2500-3000 zł, za to naprawdę niezłe głośniki dla osób, które nie zamierzają wsłuchiwać się w koncerty muzyki klasycznej, ale potrafią docenić bas czy głębię dźwięków. Im więcej wydamy, tym lepsze głośniki w laptopie otrzymamy. Taka smutna prawda. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet średnia półka cenowa czy najtańsze propozycje – poniżej 2000 zł – mogą być wyposażone w naprawdę wysoką jakość dźwięku. Wszystko zależy od producenta grających podzespołów. A to zawsze możemy sprawdzić w specyfikacji technicznej. Gra jest warta świeczki!
Laptopy z najlepszymi wbudowanymi głośnikami – 7 polecanych modeli
Rodzina Addamsów to dobrze znany komiks, który został zekranizowany, na podstawie przygód Addamsów powstała nawet bajka. Charakteryzacja na wzór bohaterki Wednesday Addams to świetna opcja, dla osób, które nie mają dużo czasu i cierpliwości do wykonywania skomplikowanego makijaż. To bardzo prosty i efektowny projekt, który świetnie wpisze się w każdy styl imprezy z okazji Halloween. Co będzie potrzebne? Do wykonania makijażu potrzebne będą: bardzo jasny podkład kryjący, puder matujący, cienie do powiek (ciemne) - np. takie do wykonania makijażu smokey eye, eyeliner, tusz do rzęs, farby do charakteryzacji, pędzle do makijażu, biała koszula, ciemna spódnica, czarny sweter (najlepiej wkładany przez głowę) lub sukienka, tzw. pensjonarka, dwie gumki do włosów. Krok 1: Nałóż jasny podkład na całą powierzchnię twarzy oraz szyję i rozblenduj go za pomocą pędzla lub gąbki do makijażu. Krok 2: Szarym lub czarnym cieniem zacznij konturować twarz – kości policzkowe, szyję, czoło, skronie, nos oraz oczy. Krok 3: Za pomocą pudru matującego oraz dobrze zwilżonej gąbki do makijażu zrób tzw. baking. Ta metoda świetnie utrwala makijaż, a jeśli puder nałożysz także pod kontur, poniżej kości policzkowych, wzmocnisz efekt wyszczuplenia policzków. box:offerCarousel Krok 4: Szarym cieniem pomaluj całe oczy oraz dolną powiekę. W zewnętrzne kąciki oka oraz w załamanie powieki nałóż nieco ciemnego (np. czarnego) cienia. Uwaga! Jeśli nie masz doświadczenia z blendowaniem, lepiej użyć mniej napigmentowanych produktów. box:offerCarousel Krok 5: Na górnej oraz dolnej powiece namaluj kreski czarnym eyelinerem. box:offerCarousel Krok 6: Brwi podkreśl mocno, np. czarnym cieniem do powiek. Krok 7: Po skończonym makijażu oka za pomocą pędzla pozbądź się nadmiaru pudru matującego. Krok 8: Usta pomaluj czarną farbą do charakteryzacji.
DIY – makijaż w stylu Wednesday Addams
Pierwsze wakacje z niemowlakiem bez wątpienia przynoszą wiele radości, ale dla świeżo upieczonych rodziców są też sporym wyzwaniem. Jeśli niemowlę ma starsze rodzeństwo, jego opiekunowie doskonale wiedzą, czego się spodziewać. Rodzice z zaledwie kilkumiesięcznym doświadczeniem często czują niepokój, zostawiając w domu ułatwiające życie akcesoria. Co w takim razie należy zabrać ze sobą na pierwszy urlop z niemowlakiem? Wyzwania pierwszych wakacji z niemowlakiem Pierwszy wyjazd poza dom, czyli okiem niemowlęcia najbezpieczniejszy świat, to dla niego prawdziwa rewolucja. Warto z pierwszymi wakacjami poczekać do momentu, kiedy dziecko skończy 3 miesiące. Nie bez znaczenia jest też pora roku, którą wybierzecie na taki wyjazd. Należy unikać okresów upału i kapryśnej pogody, dlatego w Polsce możecie zarezerwować pobyt np. na początku czerwca czy września albo uważnie śledzić prognozy pogody i zorganizować wypoczynek w ostatniej chwili. Organizując pierwsze wakacje z niemowlakiem, powinniście przede wszystkim liczyć się z tym, że w niczym nie będą one przypominały urlopu choćby sprzed roku. Nie planujcie długiego zwiedzania ani wylegiwania się na plaży, bo nieprzespane noce i marudzenie dziecka szybko zrewidują wasze zamiary. Warto, żebyście pomyśleli przede wszystkim o zdrowym śnie, którego, od kiedy zostaliście rodzicami, na pewno wciąż wam mało. Ogromne znaczenie ma też komfort pobytu nad morzem czy jeziorem – wprawdzie na wakacjach brakować wam będzie niektórych domowych sprzętów, takich jak sterylizator do butelek czy pralka, możecie zabrać jednak wiele artykułów i gadżetów, które ułatwią wam urlop i samą podróż. Niezbędnik w podróży z niemowlakiem Najlepiej, żeby pierwsza podróż z dzieckiem nie była zbyt długa. Wspólny czas w samochodzie umilą dziecięce piosenki na płycie CD albo audiobook z bajkami. Ważne jest, żebyście zaplanowali ją zgodnie z rytmem dnia malucha – idealnie byłoby, żeby dziecko przespało jazdę samochodem. Jeśli dojazd z domu do miejsca wypoczynku trwa dłużej niż dwie godziny, koniecznie mniej więcej co godzinę róbcie postój i wyciągajcie maluszka z fotelika. Podczas podróży na wakacje znacznie lepiej od fotelika samochodowego spisze się zresztą gondola wózka, oczywiście pod warunkiem, że można ją zamontować w aucie. Jeśli samochodem jadą dwie osoby dorosłe, najlepiej, żeby jedna siedziała obok maluszka. Będzie sprawowała nad nim pieczę, korzystając np. z bardzo przydatnego organizera zakładanego na fotel pasażera, dzięki któremu butelki, wilgotne chusteczki, smoczki i inne akcesoria będą zawsze pod ręką. W podróży warto korzystać także z kilku pieluch tetrowych, które doskonale sprawdzają się do wytarcia buźki, okrycia śpiącego niemowlęcia czy ochrony ubrań w trakcie odbijania dziecka po karmieniu. Niektóre maluchy chętnie wtulają się także w tetrę podczas zasypiania. Pamiętajcie, że dziecko musi być karmione w trakcie postoju, wtedy jest też właściwy czas na odbijanie. Zabierzcie ze sobą matę do przewijania (na miejscu zastąpi przewijak), która zajmuje naprawdę niewiele miejsca, oraz pachnące i szczelne woreczki na zużyte pieluszki – niemowlę będziecie mogli przewinąć nawet w trakcie postoju w lesie, a pieluszkę wyrzucić do kosza np. podczas tankowania na stacji benzynowej. Akcesoria dla niemowlaka, które mogą przydać się na miejscu Wybierając się na wakacje w Polsce, musicie zabrać ze sobą książeczkę zdrowia dziecka i telefon do pediatry, pod którego opieką jest wasza pociecha. Pamiętajcie też o apteczce, w której powinny znaleźć się przede wszystkim: czopki przeciwbólowe i glicerynowe (na zatwardzenia), preparat łagodzący bóle związane z ząbkowaniem, lek na biegunkę, woda utleniona, plastry, jałowe gaziki, termometr, gruszka do nosa lub aspirator. Poza tym nie możecie zapomnieć o ubrankach (pociechę warto ubierać na cebulkę) i akcesoriach, z których korzystacie na co dzień. Warto zapakować bagaż do pojemnych walizek na kółkach, znacznie wygodniejszej od toreb turystycznych, które trzeba dźwigać. Ważne, żebyście cały wakacyjny ekwipunek dziecka zmieścili w osobnej walizce, w ten sposób w razie potrzeby wszystko będzie można łatwo i szybko znaleźć. Jakie akcesoria ułatwią wam pobyt poza domem? Łóżeczko turystyczne i ukochane zabawka, a także pościel, w której dziecko śpi w domu. W znanym otoczeniu i zapachu pościeli maluszkowi będzie łatwiej zasnąć. Podgrzewacz (jeśli dziecko je już dania ze słoiczków) i niewielki czajnik, który przyda się do gotowania wody, którą będziecie wyparzać butelki. Siedzący maluszek może wspólnie jeść z wami posiłki, a kiedy w ośrodku nie ma fotelików dziecięcych – wystarczy, że zabierzecie ze sobą specjalne składane krzesełko do karmienia, które można przymocować do dorosłego krzesła. Wiaderko albo leżaczek do kąpania – oba ułatwią wam kąpiel maluszka pod prysznicem, zajmując w bagażniku znacznie mniej miejsca niż wanienka. Wiaderko możecie w razie potrzeby wykorzystać do wyprania ciuszków w hipoalergicznym proszku dla niemowląt. Możecie zdecydować się jednak na dmuchany basenik, który zastąpi wanienkę i miskę do prania. Nosidełko albo chusta do kangurowania, które przydadzą się szczególnie wtedy, kiedy wasze dziecko jest jeszcze malutkie i niewiele waży albo gdy będziecie chodzić głównie piaszczystymi ścieżkami. Jeśli chcecie długo spacerować, a wasza pociecha to już duże niemowlę, lepiej spakujcie składany wózek spacerowy. Termosiki, które przez jakiś czas zachowają właściwą temperaturę soczku, mleka czy obiadku. Zabawki do piasku i namiot plażowy z filtrami UPF, bo czym byłyby wakacje nad wodą bez wylegiwania się na plaży? Niemowlęta i małe dzieci trzeba szczególnie uważnie chronić przed słońcem i wiatrem, dlatego nawet dla leżących niemowląt niezbędny będzie namiot plażowy. Większe niemowlęta chętnie pobawią się w piasku, posiedzą w dmuchanym baseniku napełnionym wodą z morza czy jeziora, a nawet dotkną stópkami fal. Chcąc bezpiecznie korzystać z uroków plaży, pamiętaj o kremie przeciwsłonecznym dostosowanym do wieku pociechy, nakryciu główki i pieluszce do wody. Warto co jakiś czas spryskiwać twarz dziecka wodą w aerozolu. Pierwsze wakacje z pociechą, szczególnie jeśli debiutujcie w roli rodziców, zaowocują przepięknymi wspomnieniami, ale sprawią też wiele trosk podczas pakowania. Do walizki na kółkach spakujcie więc ubranka i akcesoria, z których na co dzień korzystacie w domu, zastępując niektóre z nich gadżetami łatwiejszymi w transporcie. Liczcie się z tym, że maluch może mieć problemy z odnalezieniem się w nowym miejscu, dlatego bądźcie wyrozumiali i dla jego rozkapryszenia, i dla swojego zmęczenia. Udanego wypoczynku!
Z niemowlakiem na wakacje? Gadżety, które ułatwią opiekę nad maluszkiem poza domem
Ocieplacze pod suchy skafander i zasilane odpowiednimi bateriami systemy grzewcze nie tylko pomagają nurkowi zachować komfort termiczny, ale jednocześnie znacznie zwiększają czas, w którym może on przebywać pod wodą. Czynią nurkowanie przyjemniejszym, ale również bezpiecznym. Woda kilkukrotnie szybciej odbiera ciepło niż powietrze, stąd ta sama temperatura pod powierzchnią wody wychładza szybciej, niż miałoby to miejsce na powierzchni. Zaburzona termika oznacza zagrożenie dla płetwonurka, stąd wraz z rozwojem technik nurkowania, producenci zaczęli większą wagę przywiązywać do sprzętu, który zapewni komfort cieplny pod wodą. Ocieplacze pod suchy skafander Nurkowanie w polskich i europejskich wodach wymaga dbałości o komfort cieplny ciała nurka. Dlatego też powszechną praktyką jest używanie suchych skafandrów zamiast pianek do nurkowania. Pianki zalecane są w ciepłych wodach. Jednak sam skafander, uszyty najczęściej ze specjalnego rodzaju laminatu, nie jest w stanie utrzymać właściwej temperatury. Dlatego też niezbędnym wyposażeniem jest ocieplacz do skafandra. Dobrze dobrany ocieplacz nie tylko pomoże utrzymać termikę, ale założony pod suchy skafander nie będzie powodował dyskomfortu związanego z utratą mobilności. Obecnie wiele firm na rynku specjalizuje się w szyciu nowoczesnych ocieplaczy na miarę, których grubość i wypełnienie materiału dopasowane jest do preferencji kupującego. Przed wyborem należy zawsze określić w jakich warunkach będzie on używany. Inna gramatura materiału przeznaczona jest do nurkowania w wodach o temperaturze bliskiej 0°C, a inna do pływań w wodach, których temperatura waha się między 7 a 14°C. Grubość materiału oczywiście wpływa na mobilność – im większa gramatura tym grubszy ocieplacz. Bielizna termiczna Ocieplacz nie jest jednak jedyną warstwą izolującą ciało i chroniącą przed utratą temperatury. Najbliżej skóry zawsze znajduje się bielizna termiczna. Najczęściej dwuczęściowa, która stanowi pierwszą warstwę chroniącą przed utratą ciepła. Wybór tego typu odzieży jest ogromny, ponieważ stosowana jest ona w wielu innych dyscyplinach sportu. Do nurkowania najlepiej sprawdza się odzież, która pozwoli utrzymać wilgoć jak najdalej od ciała, aby go nie wychłodzić. Specyfika zimnych wód np. polskich jezior powoduje, iż poniżej pewnej głębokości zawsze panuje stała temperatura około 4°C. Stąd też należy wybrać ten rodzaj odzieży, który pozwoli utrzymać odpowiednią termikę niezależnie od temperatury na powierzchni – bielizna nurkowa nie dzieli się na odzież letnią i zimową, a na tę przeznaczoną do wód określanych jako ciepłe i zimne. Systemy grzewcze do nurkowania W trakcie nurkowania najważniejsze jest zabezpieczenie przed wychłodzeniem korpusu ciała i rąk. Ogrzana klatka piersiowa sprawia, że znacznie później odczuwany jest chłód w pozostałych częściach ciała. Jeśli charakter wykonywanych nurkowań wymaga długiego przebywania pod wodą, warto zastanowić się nad zakupem ogrzewania. Nowoczesne systemy nie tylko pozwalają na bezpieczne wyłączenie i odłączenie pod wodą złącza grzewczego, ale jednocześnie umożliwiają regulację temperatury grzania. Należy jednak pamiętać, że przez wzgląd na bezpieczeństwo nurka i prawidłowy przebieg dekompresji nie zaleca się wyłączać ogrzewania, jeśli system działa od początku nurkowania. Systemy grzewcze są zintegrowane z zasobnikiem zewnętrznym - baterią, która jednocześnie jest też zasilaniem światła. Komfort cieplny pod wodą znacznie poprawa już zastosowanie kamizelki grzewczej. Dobrym rozwiązaniem są też ogrzewane rękawice, ponieważ dłonie zazwyczaj marzną jako pierwsze i zachodzi niebezpieczeństwo, że nurek straci mobilność, przez co nie będzie w stanie właściwie obsługiwać sprzętu. Najnowszym, ale coraz bardziej popularnym rozwiązaniem są ocieplacze grzewcze, które ogrzewają zarówno korpus jak i kończyny nurka. Taki zakup wymaga też zaopatrzenia się w baterię o znacznie większej pojemności niż ta, która używana jest do kamizelki i rękawiczek. Jest to rozwiązanie droższe, ale dla wielu nurków, którzy wykonują ekstremalne pływania, konieczne. Ważne, aby zawsze przed wejściem do wody sprawdzić stopień naładowania baterii i pamiętać, że odzież grzewczą nakładamy pod ocieplacz nurkowy, ale na bieliznę termiczną. Ponadto dostępne systemy i zintegrowane z nimi baterie je zasilające są zakupem, który będzie służył przez dłuższy czas. Zawsze należy wybierać rozwiązania bezpieczne, które mają określoną specyfikację, pozwalającą na stosowanie ich pod wodą.
Ocieplacze i systemy grzewcze do nurkowania – jak zadbać o komfort cieplny w zimnych wodach?
Co to jest wiek metaboliczny? Analiza składu ciała jest coraz powszechniejsza. Można ją wykonać w wielu miejscach. Na siłowni, w klubach fitness czy u dietetyka znajdziesz wagę z możliwością zbadania składu ciała. Poza poziomem tkanki tłuszczowej, masą tłuszczu, tkanki tłuszczowej czy poziomem wody w organizmie, zobaczysz też swój wiek metaboliczny. Wynik często zaskakuje i skłania do przemyśleń na temat swojego trybu życia. Nie jest to jedyny ważny pomiar, ale może być cenną wskazówką. Liczba daje obraz tego, na ile lat „czuje się” twój organizm. Wynik może być zbliżony do wieku rzeczywistego, ale też o wiele niższy lub wyższy. Jeśli jest niższy, jesteś na dobrej drodze. Jeśli jednak jest o wiele wyższy niż twój wiek biologiczny, pomyśl, co należy zmienić. Nie ma reguły, więc aktywna i dbająca o siebie osoba może mieć na wydruku 25 lat, zaś 25-latek może zobaczyć wynik 50 lat, jeśli pali papierosy, nie dba o dietę i ma nadwagę. Im niższy wiek, tym większa satysfakcja, ale najlepiej skupić się na tym, żeby wiek metaboliczny nie przekraczał naszej metryki. Jak można się odmłodzić? Regularna aktywność to podstawa „młodszego samopoczucia”, ale też konieczność do zachowania zdrowia na długie lata. Wybierz sport, który da ci najwięcej radości. Mogą to być proste ćwiczenia wykonywane codziennie na macie, albo to, co lubisz. Rower, bieganie, pływanie – opcji jest wiele. W końcu trafisz na coś, co ci będzie odpowiadać i będziesz chciał trenować regularnie. Podstawą jest trening 3 razy w tygodniu przez minimum 30–40 minut. Nawodnienie To również bardzo ważny aspekt zachowania młodszego wieku metabolicznego. W większości składamy się z wody i trzeba ją regularnie uzupełniać. Bidon z wodą warto zawsze mieć pod ręką, wtedy na pewno będziesz po niego sięgać. Każdego dnia wypijaj minimum 1,5 litra wody, a w dni, w które ćwiczysz, nawet 2 litry. Sięgaj po wodę z odpowiednim poziomem minerałów. Nie pij słodzonych wód smakowych, bo nie są zdrowe. Wodę zawierają też warzywa i owoce, dlatego należy zwiększyć ich ilość w diecie. Jak spowolnić wiek metaboliczny? Wprowadzaj małe zmiany, przyzwyczajaj się do nowych sposobów dbania o siebie. Z czasem na trwałe wejdą do twojego życia i nie będzie odwrotu. Postaw na aktywny wypoczynek każdego dnia. Spacer czy nordic walking przez 30 minut to coś, na co na pewno znajdziesz czas. Dobierz sobie dobre towarzystwo, które będzie cię mocniej motywowało. Spacer z kijami lub bez nich podniesie tempo metabolizmu, sprawi, że organizm będzie lepiej dotleniony. Wzrośnie odporność, ukrwienie i odżywienie mięśni. Poczujesz się lepiej w swojej skórze. To bardzo ważne. Nie bez znaczenia jest dobrze zbilansowana dieta i lekkostrawne posiłki. Na co dzień mamy tendencję do jedzenia zbyt dużych porcji. Warto się nad tym zastanowić i włączyć do menu więcej lekkostrawnych dań. Uczucie lekkości po posiłku będzie o wiele mocniej odczuwalne, kiedy postawisz na posiłki bazujące na warzywach. Sport, dobra dieta, odpowiednie nawodnienie i długi spokojny sen to najważniejsze czynniki, które pozwalają zachować niższy wiek metaboliczny. Oczywiście nikt nie jest idealny, może zdarzyć się gorszy jakościowo posiłek lub tydzień bez większej aktywności. Najważniejsze, żeby przez większość czasu mieć na uwadze swoje zdrowie i dobre samopoczucie i zadbać o siebie. Troska będzie procentować.
Wiek metaboliczny – jak go zmniejszyć za pomocą ćwiczeń?
Fakt, że olej nazwany jest przez producenta mianem "syntetycznego" wcale nie musi oznaczać, że posiada 100 proc. baz olejowych najwyższej jakości. Sprawdzamy zatem, które produkty wyróżniają się najlepszą charakterystyką pozwalającą na zaliczenie ich do klasy premium. Nie wszystkie "syntetyki" są takie same Nie każdy olej syntetyczny zapewnia tak samo dobrą ochronę silnika. Wpływ ma na to wiele czynników, wśród których najważniejszym jest skład bazy olejowej. W wielu najlepszych środkach smarnych oparty jest przede wszystkim o bazy z grupy IV i V, a więc wysokiej jakości cząstki powstałe w wyniku syntezy chemicznej. Na potrzeby produkcji olejów syntetycznych wykorzystuje się także bazę nr III, powstającą z destylacji ropy naftowej. Wykazuje ona jednak więcej słabości w porównaniu do wyższych grup, stąd też topowe produkty w teorii nie powinny posiadać jej w zbyt dużej ilości. W praktyce jednak o jakości środków smarujących decydują konkretne parametry, obrazujące chociażby sposób, w jaki olej zachowuje się w warunkach wysokich temperatur. Produkty marki Millers box:offerCarousel Millers to marka, która w oczach przeciętnego kierowcy mogłaby zostać uznana za anonimową, co jednak nie oznacza, że wytwarza produkty niskiej jakości. Okazuje się bowiem, że w składzie olejów angielskiej marki dominują przede wszystkim bazy syntetyczne z grupy IV, pozwalające na osiągnięcie bardzo dobrych parametrów w kontekście stabilności termicznej. Millers produkuje więc pełnowartościowe syntetyczne środki smarujące. Wśród topowych olejów wytwórcy wyróżnić można chociażby modele z serii EE Longlife z technologią Nanodrive ograniczającą siły tarcia. Za opakowanie pięciolitrowe oleju o lepkości 5W30 trzeba zapłacić ok. 200 zł. Produkty marki Motul box:offerCarousel Najpopularniejsze modele olejów firmy Motul stanowią pewien wyjątek od reguły, gdyż w ich składzie znaleźć można spory udział pochodnych ropy naftowej (grupa III), a mimo to osiągają bardzo dobre właściwości chemiczne. Szczególnie polecić można modele Specific oraz 8100 X-Clean cechujące się dużą odpornością na zrywanie filmu olejowego w warunkach wysokich temperatur oraz dobrym współczynnikiem TBN, obrazującym zdolność do neutralizowania produktów ubocznych spalania. Trudno więc dziwić się, że produkty Motul są tak często polecane. W dodatku nie kosztują kroci, za pięciolitrowe opakowanie oleju 8100 X-Clean należy zapłacić ok. 130 zł. Liqui Moly Synthoil box:offerCarousel Niemiecka firma Liqui Moly to producent wielokrotnie wyróżniany w testach i porównaniach środków smarnych. W swojej ofercie posiada produkt Synthoil, którego skład opiera się o wysoki udział baz syntetycznych z grup IV i V. Dzięki zaawansowanej strukturze, topowy olej Liqui Moly wyróżnia się skuteczną temperaturą ochrony silnika, sięgającą nawet 230 stopni Celsjusza. Opakowanie produktu Synthoil o pojemności pięciu litrów kosztować będzie ok. 190 zł. Eneos Sustina box:offerCarousel Eneos to japońska marka słynąca z produkcji najwyższej jakości olejów silnikowych na bazie PAO i estrów, a więc składników w pełni syntetycznych (grupa IV i V). Przykładem jest produkt Eneos Sustina, w którym zastosowano opatentowane technologie W BASE oraz ZP. Dzięki nim olej wyróżnia się nie tylko bardzo stabilną lepkością w różnych temperaturach, ale także obniżonym zużyciem paliwa, nawet o 2 proc. w porównaniu do konkurencji. Oleje Eneos są coraz popularniejsze w Polsce, za czterolitrowe opakowanie modelu Sustina trzeba zapłacić ok. 200 zł, jest to więc najdroższy produkt w zestawieniu.
Oleje syntetyczne z półki premium
Metoda bolońska to jedna z technik łowienia odległościowego, skuteczna, uniwersalna, a jednak mało doceniana i stosowana. To metoda, która sprawdza się w łowiskach o średnim i szybkim uciągu. Pozwala holować większe ryby, penetrować niedostępne tyczką rzeczne rynny oddalone od brzegu. Nie wymaga nadprzyrodzonych umiejętności, jedynie niewielkiej wprawy oraz kilku treningów nad wodą. Kilka słów o metodzie bolońskiej Jest dość ciekawa i stanowi alternatywę do długich tyczek. Cechą charakterystyczną tej metody jest długie wędzisko ze spławikiem i ciężkim zestawem, który doskonale sprawdzi się tam, gdzie nie możemy zastosować zestawu z przelotowym spławikiem czy zestawu gruntowego. Metoda bolońska zdaje egzamin zarówno na szerokich i głębokich rzekach, jak i wodach stojących czy zbiornikach zaporowych. Zestaw do połowu metodą bolońską Do połowów proponuję lekki teleskop uzbrojony w przelotki na wysokich stopkach. Typowe wędzisko bolońskie ma od 4 do 7 m, ale niektóre modele mają nawet do 10 m. Są produkowane na potrzeby dla zawodowców. Ja polecam pięcio- lub sześciometrowe wędzisko firmy Konger, które spełni oczekiwania niejednego amatora wędkowania. Kołowrotek do metody bolońskiej powinien być lekki z dobrym hamulcem. Szpula kołowrotka powinna pomieścić żyłkę o średnicach 0,18mm/240m, 0,20mm/195m lub 0,25mm/125m. Żyłką, którą stosuję przy tej metodzie i którą polecam wszystkim, jest uniwersalna żyłka firmy Konger stellen fishing line o średnicy 0,18 mm. Jej udźwig to 4,7 kg. Początkującym wędkarzom polecam także tę o średnicy 0,18 mm firmy Trabucco. Żyłka powinna być pływająca. Pamiętać powinniśmy o tym, że wybór średnicy żyłki zależy od wędziska oraz rodzaju i warunków łowiska. Spławik mocujemy na żyłce dwupunktowo. Podstawowy kształt spławika stosowanego w tej metodzie to odwrócona łezka lub jajowaty. Dobre będzie naciągniecie trzech rurek silikonowych na kil spławika. Dzięki nim spławik nie będzie się przesuwał po żyłce podczas holu złowionej ryby. Najczęstszym problemem dla początkującego wędkarza jest dobranie spławika. Na początek warto się zaopatrzyć w około 15 spławików o różnej gramaturze. Ważna jest tutaj tzw. wyporność spławika, którą należy dopasować do głębokości łowiska i jego siły nurtu oraz odległości łowienia. Powinniśmy również wziąć pod uwagę siłę łowionych ryb. Haczyk – niepozorny, lecz bardzo ważny element każdego zestawu wędkarskiego. Rozmiary, jakie stosujemy w tej metodzie, to te od numeru 12 do 16. Każdy wędkarz musi pamiętać o tym, żehaczyk powinien być dobrany do przynęty. Przynęty, jakie stosujemy w tej metodzie, są przynętami naturalnymi. Najczęściej to białe robaki, pinki oraz czerwone robaki. Wczesną wiosną zalecam łowienie ryb na ochotkę. Oprócz zestawu wędkarskiego przeznaczonego do metody bolońskiej, naszym podstawowym wyposażeniem powinien być również długi podbierak oraz poręczna tuba służąca do przechowywania spławików. Oczywiście przyda się także siatka na złapane ryby i skrzynka na akcesoria wędkarskie. Jak łowić metodą bolońską? Istnieją dwa sposoby łowienia ryb metodą bolońską. Pierwszy – rzucamy spod siebie. Drugi – rzucamy zza pleców. Pierwszy sposób sprawdza się w momencie, gdy łowimy blisko brzegu. Drugi charakteryzuje się dalekimi wyrzutami na wodę i będzie najlepszy na jeziorach. Każdy wędkarz z biegiem czasu wypracowuje swój własny sposób wyrzutu. Podstawą metody bolońskiej jest trzymanie wędziska wysoko do góry. Wykonujemy ruchy, pochylając tyczkę i unosząc. W ten sposób kontrolujemy nasz zestaw, jednocześnie prowokując ryby do brań. Ważne również jest nęcenie ryb. Przygotowaną zanętę wyrzucamy ręcznie lub wystrzeliwujemy kule z procy. Zanęta powinna być dostosowana do gatunku ryby, jak i rodzaju łowiska. Powinna być zwarta i klejąca, żeby się nie rozpadała w czasie wyrzutu. Łowiąc na rzece, warto zanętę wymieszać z odrobiną żwiru lub gliny.
Jaki zestaw wędkarski kupić przy metodzie bolońskiej
Gdzie najlepiej przechowywać zabrudzoną odzież? Pojemnik powinien być sporych rozmiarów, ażurowy, żeby zapewnić bieliźnie przewiew, oraz estetyczny. Najlepiej do tego celu nadają się okrągłe lub prostokątne kosze wyplatane z wikliny. Wiklina jest surowcem naturalnym – to pędy różnych gatunków wierzb, po obróbce wykorzystywane w wikliniarstwie. W przemyśle używa się wierzby amerykańskiej, wiciowej i migdałowej. Dawniej na wsiach z wierzbowych witek wyplatano ogrodzenia, umocnienia skarp, wiaty, osłony przed wiatrem. Dziś z wikliny wyplata się meble, kosze, doniczki, opakowania i ozdoby. Wiklina jest odporna na uszkodzenia mechaniczne i warunki atmosferyczne, a także łatwa w utrzymaniu – można myć ją zwykłą wodą. Wybieram wiklinę! Wiklinowe kosze na pranie to bardzo praktyczne i estetyczne zarazem rozwiązanie problemu przechowywania brudnej bielizny. Wstawiony do łazienki kosz z pokrywą ukryje pogniecione, nieświeże ubrania, a sam może stanowić ozdobę pomieszczenia. Producenci zapewniają klientom spory wybór kształtów, wielkości, kolorystyki i stylistyki pojemników, tak więc na pewno znajdziemy coś odpowiedniego do naszego mieszkania. Kosze są najczęściej owalne, okrągłe lub prostokątne, przeważnie wyposażone w pokrywę, która przykrywa „bałagan” wewnątrz pojemnika i stanowi zgrabne wykończenie. Pokrywa kosza, zwanegokufrem, jest przeważnie przymocowana do niego elastycznymi lub wiklinowymi paskami. Bardzo efektownym zabiegiem, sprawiającym, że kosz nabiera dodatkowego uroku, jest włożenie do niego lnianej lub bawełnianej wyściółki. Tkanina, w zależności od wzoru, nada mu odpowiedni charakter. Kosz, ale jaki? Wiklina, z której wypleciony jest kosz, może mieć różne kolory. Zwykła, niebarwiona, jest jasnobrązowa i ma lekki połysk. Klasyczne jasnobrązowe kosze cieszą się największym wzięciem, bo przez swój naturalny charakter dopasowują się do każdego wnętrza. Popularne są kosze z wikliny barwionej na szaro lub ciemnobrązowo. Dużym powodzeniem – w związku z popularnością stylów skandynawskiego i prowansalskiego – cieszą się w ostatnich latach kosze wiklinowe pomalowane na biało. Biały kosz wiklinowy daje wrażenie lekkości, a udekorowany dodatkowo tkaniną w kwiatowy wzór wnosi powiew romantyzmu. Kosze w stylu vintage, ozdobione wyściółką w kratkę i stylizowanymi napisami, nawiązują do klasycznego, brytyjskiego designu. Bardzo dobrym rozwiązaniem do małych łazienek są kosze narożne, z wygodnym uchwytem w kształcie kółeczka, ułatwiającym wyciąganie go z kąta. Przeczytaj także: Wiklinowe kosze, które zaprowadzą porządek w twojej łazience Średnia cena Trudno powiedzieć, czy wiklina jest tania, czy droga. Z pewnością tańsze są kosze wykonane ze zwykłego plastiku, ale nie prezentują się tak efektownie, jak wiklinowe. Na rynku pojawiły się też wyroby ze sztucznego tworzywa, nazywane przez producentów rattanowymi, tymczasem jedynie fakturą przypominają one wyrób naturalny, a tak naprawdę wykonane są ztechnorattanu. Ich ceny też są niższe od cen koszy wiklinowych, bo oscylują w granicach 30–60 zł. Niewielki koszyk z wikliny kosztuje 20–30 zł, a duży kosz na bieliznę od 100 do 150 zł. Niektóre firmy oferują kosze w kompletach – można od razu kupić dwie lub więcej sztuk, mniejszych i większych, co cenowo wypada korzystniej. Jeśli mamy w łazience wystarczająco dużo miejsca, możemy kupić kilka koszyków z tej samej serii i używać ich do różnych celów. Większy posłuży za pojemnik na brudną odzież, a w mniejszych możemy układać na przykład ręczniki, kosmetyki, przybory toaletowe itp. Dekoracyjne, eleganckie kosze będą ozdobą naszej łazienki. Z wyrobów wiklinowych korzystało już wiele pokoleń, bo są użyteczne i mają wielorakie zastosowanie. Wiklina jest naturalna i przyjazna dla środowiska, a przy tym bardzo estetyczna i dekoracyjna. Pomieszczenia, w których znajdują się wiklinowe elementy, od razu nabierają bardziej przytulnego charakteru. Wiklinowy kosz na bieliznę w wykafelkowanej łazience to prawdziwy strzał w dziesiątkę!
Ozdoba łazienki – wiklinowy kosz na pranie
Zima to okres, w którym wyjście z domu oznacza ogromne poświęcenie. Jest zimno, pada śnieg, a założenie drugiego swetra i puchowej kurtki nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Najczęściej podczas zimowych mrozów narzekamy na błyskawicznie wychładzające się dłonie i stopy. Na szczęście można temu zapobiec. Nie od dziś wiadomo, że podczas mrozów najszybciej wychładzającymi się częściami ciała są głowa, dłonie i stopy. Na głowę możemy założyć ciepłą, futrzaną czapkę, a dla rąk i stóp wynaleziono niesamowity gadżet – ogrzewacze. Dzięki nim, jadąc metrem, tramwajem czy autobusem, chociaż przez kilka godzin będziemy mogli mieć przy sobie odrobinę domowego ciepła. Ciepła dłoń na powitanie Nawet najgrubsze rękawiczki nie gwarantują naszym dłoniom takiego ciepła jak w pomieszczeniu. Spowodowane jest to faktem, że materiał nie może być stuprocentowo nieprzepuszczalny, a skóra musi oddychać. Dodatkowo tkanina pochłania temperaturę panującą na zewnątrz, po pewnym czasie oddając ją naszym dłoniom. Co zatem zrobić, kiedy ciepło dłoni już po kilku minutach od wyjścia ucieka właśnie przez rękawiczki? Wystarczy kupić ogrzewacz do dłoni. Dostępne są one w przeróżnych wariantach. Dostaniemy ogrzewacze kolorowe, przezroczyste, okrągłe, prostokątne, w kształcie serca, żabki, delfinka, bałwanka, a nawet dyni! Jak widać, wcale nie muszą być nudne. Para czy zestaw? Przed zakupem musisz wiedzieć, że istnieją dwa rodzaje ogrzewaczy: jednorazowe i wielokrotnego użytku. W zestawach występują oczywiście jedne i drugie, ale jeśli decydujesz się na te jednorazowe, najlepiej jest kupić wielopak, ponieważ generowane ciepło wystarcza tylko na kilka godzin, a późniejsze wyjście na zewnątrz bez takiego gadżetu może okazać się bardzo nieprzyjemne. Osobom, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z ocieplaczami proponujemy zakup pakietu czy też zestawu ogrzewaczy. To także świetny pomysł dla drobny prezent dla dziecka, małżonka czy drugiej połówki, na przykład na zbliżające się walentynki! Ogrzewacze w kształcie serduszka to bardzo uroczy upominek, który pomoże ukochanej osobie przetrwać nawet największy mróz. Ogrzaną stopą w zimny śnieg Wiele osób narzeka na zimne stopy, które są chyba największym problemem podczas mrozów. Nawet najcieplejsze buty nie są w stanie ogrzać stóp na tyle dobrze, aby zimowy spacer był prawdziwą przyjemnością. Można temu zaradzić, kupując ogrzewacz do stóp. W tej kategorii są do wyboru między innymi ogrzewacze-naklejki, które przykleja się pod skarpetkę jak rozgrzewający plaster na ból pleców. Istnieją także klasyczne ogrzewacze, które możemy włożyć albo w skarpetkę (na górną lub dolną część stopy), albo bezpośrednio do buta, dzięki czemu całe wnętrze będzie przyjemnie ciepłe i ogrzane, zachęcające do nawet najdłuższych zimowych spacerów. Małe, praktyczne i bardzo skuteczne – jak działają? Niewątpliwą zaletą ogrzewaczy jest ich rozmiar – zmieszczą się do każdej rękawiczki czy kieszeni. Przeciętna wielkość to 10 x 8 cm, co daje aż 80cm2 powierzchni grzewczej. Dzięki specjalnie zaprojektowanym kształtom, ogrzewacz doskonale sprawdzi się zarówno w rękawiczce, jak i zimowym bucie. Proces działania i uruchomienia ogrzewacza jest bardzo prosty – wystarczy złamać znajdującą się w środku metalową płytkę, by już po kilku sekundach móc cieszyć się nawet 40-minutowym ciepłem. Ciepło generowane jest dzięki krystalizacji znajdującego się w środku ogrzewacza płynu, który jest bezpieczny dla organizmu i otoczenia. To bardzo ważna informacja dla wszystkich zwolenników dbania o środowisko. Dzięki temu procesowi, generowane ciepło to nawet 55˚C. Co ciekawe, ogrzewacze wielokrotnego użytku mogą być ponownie wykorzystywane nawet… tysiąc razy! Wystarczy włożyć je do gotującej się wody na 5-10 minut. Możesz być spokojny o materiał, z którego wykonany jest ogrzewacz – jak widać wytrzyma on niejedno takie gotowanie. Kiedy 30 minut to za mało Jeśli zaplanujesz długą wycieczkę w góry czy po mieście i wiesz, że 30 minut ciepła generowanego z jednego ogrzewacza to za mało, wystarczy mieć przy sobie kilka dodatkowych ogrzewaczy. Ich malutkie wymiary i niezwykle mała waga pozwalają na bezproblemowe przenoszenie nawet kilkunastu sztuk podczas jednej podróży. Oznacza to, że od teraz możesz cieszyć się przenośnym ciepłem nawet podczas kilkugodzinnej wycieczki! Ogrzewacze do dłoni i stóp to świetny i praktyczny wynalazek nawet na największe mrozy. To gadżet zarówno dla kobiet, które statystycznie częściej narzekają na niską temperaturę, ale także dla mężczyzn, często prowadzących samochody ze zmarzniętymi dłońmi. Jeśli jesteście aktywną rodziną i lubicie spędzać czas na świeżym powietrzu nawet zimą, dzieci również będą ogromnie zadowolone z obecności takiego ogrzewania. Piękne, kolorowe wzory spodobają się maluchom, a perspektywa przenośnego ciepła sprawi, że uda ci się namówić je na nieco dłuższy spacer niż dotychczas.
Zimowy survival – ogrzewacze do stóp i dłoni
Lubisz włoską kuchnię? W pizzy najbardziej cenisz idealnie wypieczone, chrupiące ciasto? Chętnie kucharzysz w domu? Kamień do pieczenia jest więc gadżetem, który z pewnością ci się przyda! Dlaczego warto go używać i jak wybrać odpowiedni? Pizza to ulubione danie wielu osób. Jest świetna zarówno na obiad, jak i kolację, a także przekąskę na przyjęcia i wspólne gotowanie z przyjaciółmi. Przygotowanie nie zajmuje wiele czasu, a z kamieniem do pieczenia czas oczekiwania skróci się do kilkunastu minut! Kamień do pieczenia pizzy – dlaczego warto go mieć? Pizza pieczona na kamieniu jest o wiele smaczniejsza niż ta przygotowywana na blasze. Naturalny materiał doskonale rozprowadza ciepło, równomiernie, na całej swojej powierzchni. Ponadto wchłania wilgoć z ciasta, dzięki czemu jest chrupiące, ale nie wysycha z wierzchu. Masa położona na rozgrzanym plastrze od razu się ścina i zaczyna rosnąć, a także nie przywiera, przez co łatwiej jest zdjąć gotowy wypiek. Cały proces trwa też o wiele krócej. Daniem można delektować się już po kilku (do kilkunastu) minutach. Nie każdy wie, ale kamień przyda się również do pieczenia domowych bułek i chlebów, które nie wymagają użycia wysokiej formy. Czyni to z niego uniwersalny przyrząd, idealny dla wszystkich tych, których ulubionym sprzętem kuchennym jest piekarnik. Jak używać kamienia do pizzy? Kamień do pieczenia pizzy jest bajecznie prosty w obsłudze. Wystarczy włożyć go do zimnego piekarnika i ustawić grzanie na najwyższą temperaturę. Umieść go na środkowym lub niższym poziomie, jednak nie zupełnie nisko. Odczekaj godzinę. W tym czasie zdążysz wyrobić ciasto i przygotować ulubione dodatki. Pamiętaj, aby nie wkładać kamienia do rozgrzanego piekarnika ani nie piec na nim mrożonej pizzy, ponieważ szok termiczny może poskutkować pęknięciem materiału. Uważaj również przy wyjmowaniu go z pieca. Zwykłe rękawice kuchenne to w tym wypadku za mało! Odczekaj do całkowitego wystygnięcia lub użyj silikonowych łapek. Jak umieścić pizzę na kamieniu? Najlepszym rozwiązaniem jest położenie pizzy na kamieniu bez wyjmowania go z piekarnika. Przydatnym narzędziem okaże się drewniana łopatka, która została zaprojektowana właśnie w tym celu. Bardzo często dołączona jest do zestawu, ale bez problemu kupisz ją oddzielnie. Pamiętaj o podsypaniu mąką, wtedy ciasto łatwiej zsunie się z powierzchni drewna. Gotowy wypiek wystarczy lekko podważyć i wsunąć pod niego łopatkę. Wyjmowanie nie powinno stanowić kłopotu. box:offerCarousel Jaki kamień do pizzy kupić? W sprzedaży dostępnych jest kilka rodzajów kamieni do pizzy i o ile gatunki nie różnią się wiele parametrami, to kształt i rozmiar mają znaczenie. Grubszy model będzie nagrzewał się wolniej, jednak długo i stopniowo oddawał ciepło, dlatego możesz przyrządzić na nim kilka dań z rzędu. Cieńszy będzie gotowy do użycia szybciej i straci swoje właściwości również w stosunkowo krótkim czasie. Rozmiar kamienia dopasuj do swojego piekarnika. Duże prostokąty pozwalają piec większe porcje jedzenia naraz, niektórzy jednak wolą okrągłe, klasyczne kształty lub kilka mniejszych sztuk, które można rozmieścić na różnych poziomach. Jak dbać o kamień do pizzy? Pielęgnacja kamienia do pizzy jest łatwa i nie wymaga specjalistycznych środków. Po skończonym pieczeniu należy pozostawić go do wystygnięcia. Warto poczekać około dwóch godzin. Jeśli jest ubrudzony sosem lub dodatkami, można usunąć je za pomocą skrobaczki i ciepłej wody. Niektórzy producenci nie widzą przeciwwskazań do mycia ich wyrobów detergentami. Włoska kuchnia nie ma sobie równych! Do wyboru są aromatyczne makarony, pyszne sałatki, a wśród nich zdecydowanie króluje pizza. Jeśli chcesz przygotować idealnie chrupiącą margaritę, koniecznie zaopatrz się w kamień do pieczenia.
Kamień do pieczenia pizzy – zasmakuj w domowej kuchni Włoch
Mawia się, że ludzie najbardziej boją się tego, czego nie znają i nie rozumieją. Oczywiście bezgłowy jeździec, nawet gdy mu się przyjrzymy z bliska, nie przestaje być straszny. Ale kiedy będziemy wiedzieć, gdzie się go możemy spodziewać, może zaskoczenie będzie trochę mniejsze. A unikanie straszydeł to tylko jeden ze sposobów, w jaki możecie wykorzystać tę książkę. Podróż z dreszczykiem „Duchy polskich miast i zamków” to druga pozycja z serii „Legendarz” z wydawnictwa BOSZ. Mamy do czynienia z książką pięknie i trwale wydaną, którą bez problemu postawicie na półce i będziecie po nią często sięgać – zwłaszcza w sezonie turystycznym. Autorzy pozbierali wszystkie duchy (a właściwie informacje o nich) i podzielili według występowania. I tak mamy tu rozdziały dotyczące każdego województwa, a wewnątrz nich akapity z zaznaczeniem konkretnej miejscowości. W tym miejscu można chyba śmiało powiedzieć, że największym minusem książki jest fakt, że niektóre wzmianki są zbyt krótkie. Na szczęście autorzy zamieścili również bogatą bibliografię. Jeśli więc uznacie, że dowiedzieliście się za mało, to będzie łatwo tę wiedzę uzupełnić. Na uwagę zasługuje też graficzny spis treści. Dzięki niemu łatwo odnajdziecie sekcję, która opisuje straszydła w waszej okolicy. Prawdopodobnie będziecie zaskoczeni, jak wiele ich się tam mieści. Historia z duchami Żywot każdego ducha zaczyna się od jakiegoś wydarzenia, o którym możemy przeczytać w gazecie, w podręczniku albo usłyszeć w ludowej legendzie. Autorzy wykonali solidny kawał roboty przy zbieraniu i opracowaniu tych wszystkich źródeł. Poza informacją o występowaniu danego ducha możemy tu przeczytać właśnie o jego początkach, nieszczęśliwej przeszłości i podstawowej działalności bieżącej. Dzięki temu, jeśli będziecie chcieli, możecie zorganizować sobie oryginalną wycieczkę (lub serię wycieczek) wakacyjną. Poznacie trochę folkloru z waszej okolicy i odwiedzicie naprawdę ciekawe miejsca. Książka, ze względu na swoje wydanie, nie jest najlżejsza, ale spokojnie zmieści się w plecaku tuż obok mapy. Zanim jednak wyruszycie w taką wyprawę, zapytajcie swoich rodziców i dziadków, co oni sami słyszeli o duchach i straszydłach i na wszelki wypadek powiadomcie bliskich, gdzie będziecie spędzali najbliższy tydzień. Możecie oczywiście powiedzieć, że ta cała sprawa z duchami to tylko takie „strachy na lachy”. Myślę jednak, że ilustracje panów Vargasa i Zycha szybko sprowadzą was na ziemię. Są niezwykle wyraziste i chciałoby się powiedzieć – realistyczne. W każdym razie są na tyle sugestywne, że – jeśli nie lubicie się bać – odradzam czytanie przed snem. Jeśli jednak lubicie się bać, to za ok. 24 zł możecie nabyć przewodnik po zupełnie nieznanych dotąd wrażeniach. Zdjęcie okładki: www.bosz.com.pl
„Duchy polskich miast i zamków” Witold Vargas, Paweł Zych – recenzja
O szczątkowej wiedzy wielu kierowców na temat opon świadczy liczba popełnianych przez nich błędów. Żeby wymienić 10 przesądów na temat samochodowego ogumienia, nie trzeba szukać daleko. Oto przykłady najbardziej popularnych mitów i wyssanych z palca opinii. Mit 1 Właściciele aut często zwracają uwagę na to, że para opon na jednej z osi – na ogół przedniej – jest bardzo zniszczona. Wyjaśnienie tego faktu nie sprawia problemu. Otóż to właśnie przednie koła są na ogół napędzane, one nadają kierunek jazdy, a na dodatek największa siła hamowania jest przekazywana na przód. Zdarza się więc, że gumy z przodu są zdarte, tylne zaś wyglądają na nowe. Zdrowy rozsądek podpowiada, by kupić jedną parę opon i założyć ją na… przód? Właśnie, nie. W takim przypadku parę nowych opon trzeba założyć na tył, a na przód przełożyć te już lekko zużyte. Przednie opony są bardzo ważne, ale jeśli z tyłu będą te bardziej zużyte, to mogą one nabrać ochoty do wycieczek na boki. Co z tego, że przednie będą się trzymać w zakręcie, skoro tylne już nie? Dlatego też uznajemy, że ważniejsze jest utrzymanie tylnych kół w ryzach niż perfekcyjna trakcja przednich. Mit 2 box:offerCarousel Opony wielosezonowe nie wymagają żadnej obsługi. Niestety, to nieprawda. Co najmniej raz w roku warto odwiedzić wulkanizatora, by sprawdził ich wyważenie i ogólny stan. Mimo wszystko w wielu regionach kraju, szczególnie w dużych miastach, używanie opon całorocznych ma sens i faktycznie jest praktycznie równie bezpieczne, jak sezonowa wymiana gum. No i jest tańsze, bo koszt wyważenia koła jest mniejszy niż wymiany opon. Mit 3 Zimą zakładamy opony węższe niż latem. W tym stwierdzeniu jest ziarno prawdy. W sporcie motorowym, konkretnie w rajdach, zimą używa się bardzo wąskich opon. Chodzi o to, że wąskie gumy o bardzo agresywnym bieżniku, przy tym mocno kolcowane, ułatwiają jazdę po nawierzchni pokrytej śniegiem i lodem, zapewniając lepszą trakcję niż szersze. W życiu codziennym obowiązują inne prawa. Nie ma najmniejszego sensu zakładać węższych zimowek do zwykłych aut poruszających sie po drogach. Przez większość zimy i tak jeździmy po suchym asfalcie, a jeśli już zasuwamy po śniegu czy lodzie, to nie z szybkością 200 km/h. Jeśli już mielibyśmy zakładać węższe opony, to te wyczynowe, a nie „po prostu węższe”. Mit 4 box:offerCarousel Opony run flat są świetne i muszę je kupić. Owszem, są super. To rewelacyjny wynalazek. Opony tego typu mają wzmocnione boczki, dzięki czemu nawet po przebiciu można kontynuować jazdę, na ogół z prędkością do 80 km/h. Ale mają kilka wad. Jedną z nich jest cena. Są droższe od zwykłych, a wiele serwisów oponiarskich nie jest przygotowanych do ich naprawiania. Zresztą sama naprawa jest kilkakrotnie droższa niż w przypadku normalnych gum. Choć są świetne, to jednak nie na każdą kieszeń. Mit 5 box:offerCarousel Napęd 4x4 gwarantuje doskonałą trakcję w każdych warunkach. Ten mit jest popularny wśród części właścicieli miejskich terenówek, którzy postanawiają wjechać swoim SUV-em w błoto czy piach, a później są zdziwieni, że utknęli w takim terenie. Nawet najlepszy napęd 4x4 nic nie zdziała przy zwykłych asfaltowych oponach. To one wykonują większość pracy. Chcesz pojeździć poza miastem, kup terenowe opony, jest ich na rynku wiele. Mit 6 Mam TPMS, nie muszę sprawdzać ciśnienia w oponach. Tyre Pressure Management System (TPMS) to interesująca opcja, ale nie do końca można ufać temu systemowi. Czujniki czasem szwankują, czasem mają zbyt dużą tolerancję. Niezależnie od zainstalowania TPMS sprawdzajmy ciśnienie. Mit 7 Ciśnienie sprawdza się raz w miesiącu? Najlepiej robić to raz w tygodniu. Dobrym nawykiem jest sprawdzanie ciśnienia przy każdym tankowaniu. Czyli mniej więcej raz na tydzień, ponieważ zapewne większość kierowców w normalnych warunkach tankuje właśnie z taką częstotliwością. Ponadto sprawdzajmy cieśnienie przed każdą większą podróżą oraz przy skokach temperatury. Jeśli w poniedziałek oscyluje w granicach zera, a we wtorek przychodzi 15 stopni mrozu, to prawdopodobnie gumy trzeba będzie dopompować, gdyż ciśnienie w nich spadnie. Jak wypuścimy zimą balonik na dwór, to sflaczeje, a latem może pęknąć. Więc jeśli w środę leje i jest 10 stopni na plusie, a w czwartek 30, to niewykluczone, że trochę powietrza trzeba będzie spuścić. Mit 8 Opony ekologiczne spowodują zmniejszone zużycie paliwa. Owszem, ale możemy tego nie zauważyć. Opony zwane ekologicznymi mają zmniejszone opory toczenia. To super, ale mówimy o kilku procentach. Niestety, wystarczy jeździć z niewłaściwym ciśnieniem w oponach, a wtedy na pewno nie uda się nic zaoszczędzić. Ekoopony najbardziej docenią ci, którzy jeżdżą dużo, inni mogą się rozczarować faktem, że spalanie spadło z 7 do 6,95 litra na setkę. Mit 9 Dwa komplety kół – z letnimi i zimowymi oponami nie wymagają czynności serwisowych. Nie do końca. Mając dwa takie komplety, można uniknąć kolejek w serwisie oponiarskim po pierwszych opadach śniegu, ale i tak warto tam wpaść, żeby wyważyć koła. Tego sami nie zrobimy. Mit 10 Używane auto ma opony w dobrym stanie. Cóż, wielu handlarzy samochodami zdejmie dobre opony i sprzeda je w niezłej cenie, a do auta przeznaczonego do sprzedaży założy cokolwiek pasującego. Nie ufajmy więc zbytnio temu, że jakość opon w aucie używanym jest na dobrym poziomie. Lepiej wymieńmy je na nowe albo dokładnie sprawdźmy ich stan.
10 mitów na temat opon
Książka napisana ponad 50 lat temu, a dziś już chyba trochę zapomniana zdecydowanie zasługuje na to, by ją wznawiać, czytać i przekazywać kolejnym pokoleniom. Stawiana w księgarniach na półce z literaturą marynistyczną może wydawać się dość niszowa, ale każdy, kto po nią sięgnie, będzie polecał ją innym. Jest w niej tyle pasji, humoru, romantyzmu, których na próżno by szukać we wspomnieniach i pamiętnikach wydawanych dziś często przez ludzi, którzy nie mają za sobą szczególnych doświadczeń. Hołd dla kapitana Tytułowym bohaterem jest kpt. Mamert Stankiewicz, który swój przydomek „Znaczy Kapitan” zawdzięcza temu, że każdą wypowiedź rozpoczynał od słowa „znaczy”. Słynny kapitan żeglugi wielkiej, wychowawca, mentor dla wielu pokoleń ludzi morza. W ich pamięci pozostał wzorem wszelkich cnót, autorytetem, ale i bohaterem bardzo wielu zabawnych opowieści. Tego typu morskie gawędy znalazły się właśnie w tomie „Znaczy kapitan”. Od żaglowca aż po transportowiec Swą karierę autor zaczynał pod okiem kpt. Stankiewicza na szkolnym żaglowcu „Lwów”, ale potem jeszcze nie raz spotykali się na pokładach różnych statków, między innymi „Batorym”. W ostatni wspólny rejs wypłynęli w roku 1939. To właśnie ludzie tacy jak oni budowali od zera polską flotę morską, zarażali innych miłością do służby. Etos marynarza – ciekawe połączenie romantycznej przygody, ciężkiej pracy, współpracy, zaufania – tego właśnie uczyli. Ale było to także pokolenie, które opierało swoje działania na patriotyzmie, dumie z bycia Polakiem, honorze i uczciwości. Być może dlatego historie te nie tylko bawią, ale sprawiają, że rośnie w nas szacunek i podziw dla ich bohaterów. Co za wspomnienia Można by „Znaczy kapitan” nazwać pamiętnikiem, ale chyba jeszcze nigdy nie czytaliście tak barwnych, pełnych fantastycznych historii i opisów, a jednocześnie humorystycznych wspomnień. Są napisane świetnym językiem, przepełnione urokiem. Nawet ci, których morze nie fascynuje, zachwycą się tymi opowieściami o ludziach, którzy je pokochali i ze swojej pracy uczynili przygodę życia. Pływali nie dla pieniędzy, zwiedzania świata, czy innych korzyści, ale dla samego morza, które mieli we krwi. Wiadomo, że nie wszyscy spośród bohaterów wspomnień są idealni, ale autor nigdy nie pozwala sobie na wyszydzanie. Pisze z sympatią, pokazując, że na błędach można się uczyć i na tym polega prawdziwa mądrość. Mówi głównie nie o sobie, ale o swoich towarzyszach, pokazując ich liczne zalety, odwagę i profesjonalizm. Nie zawsze bardzo poważnie, choć także o sytuacjach trudnych. Tego się nie czyta, to się po prostu chłonie. Trzeba jedynie uważać, by przy niektórych bardziej soczystych fragmentach nie przebywać w miejscach publicznych ani nie spożywać posiłków, bo grozi to reakcjami organizmu, które są nie opanowania i mogą budzić zdziwienie otoczenia. Jeżeli wasze półki uginają się od książek i wolicie sięgać po kolejne tytuły w wersji elektronicznej, na Allegro znajdziecie również e-booki w formatach mobi lub epub za niewiele ponad 20 złotych. Takie lektury jak „Znaczy kapitan” powinno się wpisać na stałe do szkolnego kanonu, gdyż nie tylko przekazują ważne wartości, ale i rozbudzają miłość do książek. Polecam! Źródło okładki: www.ksiegarnia.bernardinum.com.pl
„Znaczy Kapitan” Karol Olgierd Borchardt – recenzja
Gdy pojawiały się pierwsze telewizory HD Ready, wiele osób z lekką pogardą spoglądało na modele Full HD, twierdząc, że to przesada. Dziś Full HD to standard, zaś rolę tego rozwiązania przejęły telewizory 4K UHD. Jakie są różnice między nimi i który najlepiej wybrać? Określenia rozdzielczości telewizorów nie zawsze odnoszą się do rzeczywistości i w sposób konkretny oraz szczegółowy opisują ich parametry. Zazwyczaj są to określenia potoczne, dzięki którym możemy zrozumieć i posegregować konkretne modele. Full HD, 4K, Ultra HD – co to oznacza? Przykładowo telewizory HD Ready, które pojawiły się wiele lat temu, miały rozdzielczość 1366 x 768 pikseli. Zapis takiego parametru, obok nazwy producenta, nie wygląda zbyt estetycznie, dlatego wymyślono nazwę HD Ready, czyli mniej więcej „gotowy na wysoką rozdzielczość”. Po jakimś czasie powstały modele Full HD, czyli „w pełni wysoka rozdzielczość”, co z kolei przekłada się na 1920 x 1080 pikseli. Ten rodzaj telewizorów, początkowo drogi i „luksusowy”, stał się standardem. Obecnie nawet niedrogie modele mają taką rozdzielczość i, prawdę mówiąc, zakup telewizora z gorszymi parametrami nie ma sensu. Niedawno zaczęły się pojawiać telewizory o rozdzielczości 4K. To kolejny sposób marketingowców na uproszczenie i uatrakcyjnienie nazewnictwa. Technologia 4K oznacza cztery razy większą rozdzielczość niż obecnie panujący standard, czyli Full HD. To oznaczenie odnosi się też do liczby pikseli w poprzek ekranu, czyli blisko 4000. Skąd więc dodatkowe określenie – UHD? To zabieg marketingowy, który ma ułatwić identyfikację oraz podkreślić rozwój technologii. Była rozdzielczość HD Ready, potem Full HD, aż wreszcie pojawiła się UHD – Ultra High Definition. Bardzo często producenci stosują wszystkie określenia zamiennie lub razem, czyli 4K, 4K UHD, 4K Ultra HD, Ultra HD itp. Jedno się nie zmienia – rzeczywista rozdzielczość, czyli 3840 x 2160 pikseli. Full HD i 4K Ultra HD w praktyce – co lepiej wybrać? Zapewne wiele osób, planując zakup telewizora, stoi przed dylematem, jaką rozdzielczość wybrać. Odpowiedź nie jest prosta, ale decyzja będzie o wiele łatwiejsza, jeśli określimy swoje preferencje. Jeśli w planach mamy zakup niewielkiego telewizora w rozsądnej cenie i z ograniczonymi, podstawowymi funkcjami, lepiej wybrać model Full HD. Zapewni on odpowiednią jakość obrazu, np. podczas oglądania telewizji czy filmów na DVD. Jeśli jednak lubimy dobre kino, często gramy na nowoczesnej konsoli bądź planujemy podłączyć do telewizora komputer, warto zdecydować się na model 4K UHD. Zapewni on wysoką jakość obrazu z każdego źródła – zarówno wydajnego komputera, nowoczesnej konsoli, jak i odtwarzacza płyt Blu-ray. Mówi się, że duży telewizor powinien mieć wysoką rozdzielczość. Trudno określić granicę w calach, powyżej której należy wybrać wysoką rozdzielczość. Zazwyczaj jest to około 50 cali. Ważna jest również odległość widza od ekranu. Co prawda, im wyższa, tym mniej szczegółów widać, ale jeśli siedzimy w odległości 3–4 metrów od 55-calowego ekranu, dzięki rozdzielczości 4K UHD zobaczymy każdy włos na głowie głównego bohatera ulubionego filmu.
Jaka jest różnica pomiędzy Full HD, Ultra HD i 4K UHD?
Wśród czytelników Cecelli Ahern, młodziutkiej irlandzkiej pisarki, zapewne są tacy, którym tytuł „Na końcu tęczy” powie wszystko. Jednakże ci czytelnicy, którzy skusili się na lekturę powieści dopiero po jej ekranizacji, mogą zadawać sobie pytanie, o czym teraz mówię. Otóż mówię o książce znanej obecnie jako „Love, Rosie”, której tytuł na aktualnych wydaniach został zmieniony pod wpływem filmu. A szkoda. W filmie bowiem nie ma wyjaśnienia, że owo tytułowe „Love, Rosie” to zwieńczenie większości listów i maili, jakie Rosie wysyłała do Alexa. Trzeba jednak przyznać, że udał się ten tytuł realizatorom filmu, bo było w tym zakończeniu w zasadzie wszystko, co Rosie od dawna próbowała przekazać Alexowi. I to jedyny plus filmu. Przeczytajcie książkę, bo film nie pokazuje nawet w połowie jej wyjątkowości fabularnej i oryginalnej formy. Życie usłane listami Cecelia Ahern wybrała dla swojej powieści formę wszelkiego rodzaju korespondencji: od liścików przesyłanych sobie na lekcjach przez e-maile, listy, pocztówki, karty świąteczne czy korespondencję urzędową. Szalenie lubię taką formę powieści, bo jest to wyzwanie przede wszystkim dla pisarza, a trzeba przyznać, że niewiele powieści tego typu zyskało sobie przychylność czytelników. I tak w przypadku „Love, Rosie” pisarka wybroniła wybrany styl powieści w uroczy i niezapomniany sposób. Czytelnik ma możliwość obserwować burzliwą znajomość dwójki przyjaciół, Rosie i Alexa, „pisaną” listami przez bez mała pół wieku, które przyniesie naszym bohaterom mnóstwo rozczarowań, ale i mnóstwo radości. Wszystko zacznie się jeszcze w dzieciństwie, gdy oboje popełniali typowo dziecięce błędy w pisowni, choć Alex z niektórych nigdy nie wyrósł, i mieli typowo dziecięce dylematy. Właśnie wtedy zawiąże się przyjaźń, która przetrwa całe życie. Pytanie jednak, czy to na pewno była tylko przyjaźń? Zwyczajność jako atut Powieści tudzież wszelkie historie miłosne mają jedną ogromną wadę – rzadko przystają do rzeczywistości życiowej przeciętnego człowieka. Trudno, żeby przystawały, gdy na ogół omawiają ludzi bez mała idealnych. Świat jest jednak pełen ludzi zwyczajnych, z krwi i kości, popełniających błędy i mających często różnorodne życiowe problemy. „Love, Rosie” to przykład powieści o takich zwykłych ludziach, których możemy spotkać na co dzień, a może nawet odnaleźć i w sobie odrobinę Rosie i trochę Alexa? Rosie jest więc zwyczajną dziewczyną, a Alex zwyczajnym chłopcem. Poznają się jeszcze jako dzieci, zaprzyjaźniają szybko i ich przyjaźń przeżywa wszelkie możliwe burze i niepokoje, i nawet wyprowadzka Alexa do Ameryki nie zmienia ich uczuć. Aż do momentu, gdy obydwoje mają zakończyć czas edukacji na poziomie szkoły średniej i wybrać się na studia. Rosie od zawsze chciała zajmować się hotelarstwem, Alex miał zostać lekarzem. Boston stał przed obydwojgiem otworem. Czy to wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie…? Proza życia W pięknych bajkach o miłości nie pojawia się problem niechcianej ciąży, przedwczesnego macierzyństwa, zarzucenia planów studiowania i samotnej walki o przetrwanie. A właśnie taki los sprowadziła na siebie Rosie, gdy Alex spóźnił się na jej bal absolwentów, a ona wypiła za dużo alkoholu i straciła kontrolę nad wydarzeniami. Zamiast studiów – pieluchy, zamiast pogłębienia relacji z Alexem – obserwowanie na odległość, jak ten układa sobie życie – zdaje się nieco lepiej niż nieroztropna dziewczyna. A życie, które nie ogląda się na nic, toczy się dalej utartymi koleinami. Na dziecko i siebie samą trzeba zarobić, rodziców odciążyć, pojawia się proza życia. W tej prozie, jak pocieszenie i przebłysk słońca w pochmurne dni, nieustająco trwa przyjaźń z Alexem. I choć chwilami nieudolność obydwojga, by wreszcie porozmawiać o tym, co naprawdę do siebie czują, wydaje się przesadzona, tak jednak nie można nie rozumieć ich obaw o utratę najważniejszego przyjaciela w życiu. Szczęśliwe zakończenia są tylko w bajkach? Życie pisze różnorodne scenariusze. Mamy wyobrażenie o naszych pragnieniach, ale czasami dajemy się zwieść na manowce, podążymy inną ścieżką, popełnimy szereg błędów, coś pójdzie nie tak. I tak często wygląda zwykłe życie, w którym książę i szczęśliwe zakończenia to tylko sceny z bajek czytanych w dzieciństwie. Cecelia Ahern opowiada swoim czytelnikom banalne życiowe historie, ujęte jednak w niebanalny sposób. Nawet gdy bohaterowie czasami irytują czytelnika, nawet gdy czasami przeszkody, jakie stawia im życie, i ich zachowania wydają się nieco naciągane, nadal bliżej im do zwykłej rzeczywistości niż niejednej historii wychwalanej przez wydawców. Powieści Cecelii Ahern bronią się tym, że na świecie jest dużo takich Rosie, którym życie na starcie pokrzyżowało plany. I choć na szczęśliwe zakończenie trzeba długo czekać, to przecież każdemu, podobnie jak Rosie, może się ono przydarzyć. Polecam powieść także w wersji elektronicznej, dostępną w formatach EPUB i MOBI (cena – ok. 25 zł). Zobacz także inne książki Cecelii Ahern. Źródło okładki: www.wydawnictwoakurat.pl
„Love, Rosie” Cecelia Ahern – recenzja
Nie od dziś wiadomo, że owoce to doskonałe źródło witamin, minerałów i składników odżywczych, które pozwalają nam zachować dobre zdrowie i piękny wygląd. Nie zawsze jednak zdajemy sobie sprawę, że owoce mogą zadbać o nasz piękny wygląd nie tylko od wewnątrz, gdy wprowadzimy je do codziennej diety, ale także od zewnątrz. Ich skuteczne działanie zostało wykorzystane w wielu kosmetykach. Które owoce możemy znaleźć w składzie kremów? Papaja Przypisuje się jej głównie właściwości antybakteryjne i przeciwutleniające. To właśnie dzięki nim papaja tak doskonale sprawdza się jako składnik wszelkiego rodzaju serum, żelów i kremów antycellulitowych. Oprócz tego w jej składzie znajdziemy witaminę A i C. Jak wiadomo, to właśnie nim zawdzięczamy promienną i gładką skórę. Dzięki właściwościom złuszczającym papaja pomaga pozbywać się wierzchnich warstw naskórka, co pozwala na głębsze i dokładniejsze wchłanianie się kosmetyków. Najczęściej jednak owoc ten znajdziemy w nawilżających olejkach i kremach do twarzy – papaja doskonale absorbuje wodę, nawet w najgłębszych warstwach komórek skóry. Ananas To kolejny z egzotycznych owoców, który znajdziemy w składzie kosmetyków. Ananas najlepiej sprawdza się w zwalczaniu cellulitu. Zawiera też mnóstwo witaminy C, dlatego obecny jest w kremach do twarzy, których zadaniem jest wybielanie wszelkiego typu przebarwień. Ananas wspomaga też złuszczanie skóry, dlatego tak często występuje w składzie peelingów. Ze względu na swoje działanie odmładzające i hamujące procesy starzenia się znajdziemy go także w balsamach ujędrniających i kremach przeciwzmarszczkowych do twarzy i pod oczy. Granat To nie tylko pyszny owoc, ale też doskonały, pielęgnujący kosmetyk. Jego działanie antybakteryjne i ściągające jest znane od starożytności. Wyciągi z granatu znajdziemy przede wszystkim w kosmetykach przeznaczonych dla cery trądzikowej. Oprócz tego, że reguluje wydzielanie sebum przez gruczoły łojowe, to dzięki działaniu ściągającemu pomaga też w szybszym gojeniu się zmian trądzikowych. Kosmetyki, w których składzie znajdziemy wyciąg z granatu, polecane są także dojrzałym kobietom. Zastosowany w kremach do twarzy, dzięki wysokiemu stężeniu witaminy E zapobiega procesowi starzenia się skóry i chroni ją przed wolnymi rodnikami. Przeciwzmarszczkowo działa także obecna w granacie witamina C. Malina Ten zdawałoby się polski owoc, w rzeczywistości pochodzi z Azji. Jednak to właśnie Polska jest obecnie w czołówce państw uprawiających ten pyszny niewielki owoc. Malina, znana jako doskonały lek na objawy przeziębienia i grypy, zawiera mnóstwo witaminy C, która w kontakcie ze skórą pomaga zachować jędrność i zatrzymać proces starzenia. Malina ma także właściwości ściągające, dlatego jej ekstrakt, który znajdziemy w wielu maseczkach do twarzy, pomoże zmniejszyć widoczność rozszerzonych porów i pozbyć się problemu nieestetycznych zaskórników. Podobnie jak wszystkie owoce zawierające witaminę C, polecana jest zarówno młodej skórze, jak i tej, na której pojawiły się pierwsze objawy starzenia. Awokado To prawdziwa bomba witaminowa. Nic więc dziwnego, że ten owoc podbija ostatnio rynek kosmetyczny i znajduje zastosowanie nie tylko jako składnik kremów i balsamów do ciała, ale także olejków i masek do włosów. W jego składzie znajdziemy witaminę A, C, E oraz witaminy z grupy B. Doskonale nawilża, działa przeciwzmarszczkowo, a dodatkowo stanowi skuteczne zabezpieczenie przed promieniowaniem UV. Zdając sobie sprawę z bogatego składu dostępnych na rynku kosmetyków z ekstraktami z owoców, warto sięgnąć po te naturalne składniki i nie polegać jedynie na sztucznych składnikach i zabiegach estetycznych.
Owoce w kosmetyce – które są najcenniejsze?
Z czym kojarzy się dzieciństwo? Z bezpieczeństwem, ze stanem błogości i beztroski. Od rozwiązywania problemów są dorośli, którzy powinni dziecku stworzyć odpowiedni azyl. Ale co zrobić, jeśli świat jeszcze nie doszedł do siebie po doświadczeniach ostatniej wojny, a dorośli sami nie czują się bezpiecznie? Jeśli nie uporali się z traumą, nie uporządkowali swoich odczuć, nie powkładali emocji do odpowiednich szufladek? W takiej rzeczywistości dziecko musi zadbać o siebie. Ba! Musi zatroszczyć się o swoich najbliższych, a nawet o przyszłość świata! Najpierw jednak musi dobrze się w tym świecie zorientować. Tyle rzeczy jest wokół, które trzeba rozszyfrować i zrozumieć. Na przykład – dlaczego ojciec uparł się, żeby zamieszkać w Katowicach (czytaj: w Stalinogrodzie), którego mieszkańcy wydają się zaczarowani, uwięzieni w czerwonym blasku bijącym od gwiazdy, która góruje ponad dachami budynków? Tylko jak zdobyć odpowiedzi na wszystkie nurtujące pytania? Przecież nikt nie traktuje dziecka poważnie i nie odpowiada wprost. Na szczęście mały Adaś ma swoje sposoby. Dobrze wie, że jeśli dorośli nie domyślają się jego obecności – zaczynają rozmawiać bez skępowania. Chłopiec obserwuje, podsłuchuje i podgląda, w ten sposób dowiaduje się wielu ciekawych rzeczy. I wszystko na swój sposób interpretuje. Życie pod znakiem czerwonej gwiazdy Akcja książki przenosi czytelnika do 1953 roku (rok śmierci Stalina). W Polsce komunizm zadomowił się na dobre, a poglądy polityczne często podzieliły najbliższe osoby… W rodzinie, którą obserwujemy, rozdział także jest wyraźny. Mąż jest wysoko postawionym i zagorzałym członkiem partii (to ważna figura); żona zaś (wzorowa pani domu) wobec jego poglądów zachowuje spory dystans i ironię, a także dobrze zamaskowaną kpinę. Konflikt w ten sposób przedstawiony nie przeradza się w „dramat ludzkości”, przybiera raczej zabarwienie satyry. Kredens – jako axis mundi Adam nie przepada za szkołą ani za swoim domem. Mieszka z rodzicami w dużym poniemieckim mieszkaniu, w którym czuje się nieswojo. Jeszcze się z tym miejscem nie oswoił. Zwłaszcza że słyszy niepokojące szepty; w pobliżu znajduje się olbrzymia, mroczna łazienka (w której musi czasem odpokutować swoje grzeszki i w której wisi ojcowski pas); przejście w salonie tarasuje skóra dzika, a w ciemnych kątach czają się beboki… Jedynym miejscem, które wydaje mu się bezpieczne, jest kredens. To potężny mebel, który króluje w mieszkaniu. To spiżarnia i idealna skrytka dla przeróżnych skarbów (np. rodzinnych albumów). Kredens to ważna pamiątka rodzinna, posiadająca swoją historię i legendę. Przede wszystkim zaś – to doskonała „baza”, z której można prowadzić tajne obserwacje. Mebel należał niegdyś do tajemniczego pana Marmona – poprzedniego właściciela, inżyniera i czarodzieja – człowieka, o którym krążą fantastyczne opowieści i który zawładnął wyobraźnią Adama…„Czas Beboka” to napisana z epickim rozmachem opowieść o dorastaniu w trudnych czasach. To także przypowieść o tym, jak człowiek radzi sobie z traumą, w jaki sposób poszukuje wytłumaczenia dla wojny i jej bezsensownego okrucieństwa. Sposób kreacji rzeczywistości w pewnym sensie przypomina zabieg Bułhakowa znany z „Mistrza i Małgorzaty” – ważną rolę odgrywa motyw fantastyczny. Obraz komunistycznej Polski lat pięćdziesiątych nie stał się przez to mniej realny – udało się raczej uwypuklić irracjonalność niektórych działań, a nawet całego systemu…Książka „Czas Beboka” dostępna jest także jako e-book (formaty EPUB i MOBI) za ok. 34 zł. Źródło okładki: www.muza.com.pl
„Czas Beboka” R.A. Antonius – recenzja
Wiele osób myli netbooki i laptopy, a to wielki błąd, gdyż te urządzenia bardzo się od siebie różnią. Te pierwsze cechują się przede wszystkim mobilnością, podczas gdy drugie – wydajnością. Co więc wybrać dla siebie – netbooka czy laptopa? Netbook służy tylko do przeglądania stron internetowych? Jak już wspomniałem, netbooki to urządzenia cechujące się przede wszystkim dużą mobilnością. Mają ekrany, których przekątna mieści się zazwyczaj w przedziale od 7 do 12 cali. Taki sprzęt jest również bardzo lekki, a jego masa często nie przekracza 1,5 kg. Netbooki mogą się też pochwalić niezłym czasem pracy baterii. Topowe modele na jednym ładowaniu potrafią wytrzymać nawet 14–15 godzin. Tak małe gabaryty pociągają za sobą nie tylko korzyści, ale także wady. Netbooki najczęściej dysponują dużo gorszą wydajnością od tej, którą mają klasyczne laptopy. Należy także pamiętać o tym, iż do specyficznych, bardzo kompaktowych rozmiarów netbooka trzeba się przyzwyczaić (chociaż niektóre osoby nigdy do tego nie przywykną). Ten rodzaj sprzętu praktycznie zawsze ma bardzo małą i niezbyt wygodną klawiaturę, ze znikomą ilością miejsca do podparcia nadgarstków. Co z wydajnością, czy faktycznie netbooki nadają się tylko do przeglądania stron internetowych i ewentualnie pisania tekstu? Niestety, ale w wielu przypadkach właśnie tak jest. Duża część niedrogich netbooków cierpi na chroniczny brak wydajności. Przez tę przypadłość możemy zapomnieć o grach komputerowych czy też odtwarzaniu multimediów (np. filmów) w wysokiej rozdzielczości (np. 4K). Na szczęście na rynku są także produkty posiadające nieco większą moc obliczeniową, pozwalającą na „odpalenie” prostszych gier 3D lub odtworzenie filmów w wysokiej rozdzielczości. Do takich sprzętów z pewnością można zaliczyć model Lenovo S210, posiadający dwurdzeniowy procesor Intel Celeron 1037U o taktowaniu 1,8 GHz, aż 4 GB pamięci RAM oraz duży 500 GB dysk twardy. Ciekawym rozwiązaniem może się także okazać netbook Acer V5, posiadający dwurdzeniowy procesor Intel Celeron 1017U z zegarem 1,6 GHz, 4 GB RAM oraz 500 GB dysk twardy. A może lepiej wybrać laptopa? Jeśli chcielibyśmy wybrać laptopa w cenie podobnej do netbooka, to oczywiście musimy się liczyć z tym, że będzie on dużo mniej poręczny i najprawdopodobniej nie wytrzyma na jednym ładowaniu aż tyle czasu, co netbook. Jakie są korzyści z zakupu klasycznego laptopa? Przede wszystkim wydajność. Nawet te najtańsze są zazwyczaj pod względem specyfikacji dużo mocniejsze niż netbooki. Możemy być pewni, że na takim sprzęcie ruszą proste, ale także te nieco bardziej zaawansowane gry. Dodatkowym walorem, który przemawia za laptopami, jest wielkość miejsca do pracy. Nie chodzi tu oczywiście o pojemność dysku, tylko o przekątną ekranu (przynajmniej 13,3 cala) oraz dużo większą klawiaturę z wygodniejszym, bardziej obszernym miejscem na nadgarstki. O ile nie pokusiłbym się o napisanie jakiegoś dłuższego tekstu na netbooku, to już na laptopie taka czynność przebiega bez najmniejszych problemów. Na jakie niedrogie laptopy warto zwrócić uwagę? Jednym z nich jest Lenovo G50-30, posiadający procesor Intel Celeron N2830, z dwoma rdzeniami o taktowaniu 2,16 GHz, 4 GB RAM, 15,6-calową o rozdzielczości 1366 x 768 pikseli oraz 500 GB dyskiem twardym. Jeśli jednak trochę nagniemy nasz budżet, to w cenie nieprzekraczającej 1500 zł kupimy już całkiem dobry sprzęt. Jako przykład może tu posłużyć Lenovo G50-70, który w odróżnieniu od G50-30, został wyposażony w potężniejszy procesor – Intel Core i3-4030U. Co więc lepiej wybrać – laptop czy netbook? To musimy już uzależnić od naszych potrzeb. Jeśli wymagamy mobilności i długiego czasu pracy na baterii, a na komputerze chcemy wykonywać jedynie podstawowe funkcje, powinniśmy zwrócić uwagę na netbooki. Jeśli jednak chcemy dysponować nieco większą wydajnością, ekranem i klawiaturą – zwróćmy się raczej ku laptopom.
Laptop czy netbook – czym te urządzenia się różnią?
Od dziś możecie grupowo dodawać tabele rozmiarów do swoich ofert. Od teraz możecie grupowo dodawać tabele rozmiarów do swoich ofert. To duże ułatwienie szczególnie dla tych z Was, którzy mają dużo aktywnych ofert i chcą je szybko uzupełnić tabelami. Jak to zrobić Przejdź do zakładki Moje oferty Zaznacz wybrane oferty Najedź na przycisk [edycja grupowa] i kliknij [tabela rozmiarów] Wybierz jedną z Twoich tabel i kliknij [zapisz] Więcej informacji o tabelach
Grupowe dodawanie tabel rozmiarów do ofert
Zastanawiasz się, jak należy przygotować nasze dziecko do zimy? Poniżej znajdziesz kilka niezbędnych dodatków, które nie tylko pomogą przetrwać chłodne dni, ale również dopełnią każdą stylizację. Zobacz, jakie akcesoria okażą się niezbędne w tym sezonie. Niezależnie od tego, jaka będzie zima, mroźna czy śnieżna, czy też całkowicie znośna – warto mieć pod ręką odpowiednie dodatki. Do wyboru mamy nie tylko szalik i czapkę, ale również mnóstwo rodzajów rękawiczek, ocieplane kominy, a nawet futrzane nauszniki. Poniżej przegląd zimowych akcesoriów dla dziewczynek. Futrzana czapka box:imagePins box:pin box:pin box:pin W trendach modowych dużą rolę odgrywają dodatki. To dzięki nim potrafimy nadać odpowiedni ton danej stylizacji, a nawet zmienić ją nie do poznania. Dlatego nic dziwnego, że szczególnym dodatkiem są futrzane czapki. Ten rodzaj nakrycia głowy ma wiele zalet. Oprócz efektownego wyglądu, futrzany odpowiednik okaże się niezbędny podczas mroźnych dni, kiedy temperatura za oknem ulega gwałtownej zmianie. Futrzana czapka pasuje zarówno do kurtek puchowych, ale z powodzeniem dopełni także zestaw z parką czy płaszczem wełnianym. Nie zapominajmy również o ocieplanym obuwiu. Śniegowce z futerkiem to hit tego sezonu. Wełniany szalik box:imagePins box:pin box:pin box:pin Kolejny dodatek, bez którego ciężko przetrwać zimowy okres, to wełniany szalik. Zakończony pomponami, z warkoczowym splotem lub gładki, bez żadnych ozdób – wybierz ten, który najbardziej spodoba się twojej córce. Producenci oferują szereg wzorów i fasonów, dzięki czemu nawet bardzo wymagające dziewczynki znajdą swój ulubiony model. W tym sezonie szczególnie modne są szaliki w pudrowych odcieniach. Błękit, delikatny beż czy pudrowy róż – każdy okaże się strzałem w dziesiątkę. Z powodzeniem dopełnią stylizację z kożuszkiem, ale także odnajdą się w zestawach z pikowaną parką. Nieprzemakalne rękawiczki box:imagePins box:pin box:pin box:pin Skoro mówiliśmy już o okryciu głowy i zabezpieczeniu szyi, nie sposób nie wspomnieć o rękawiczkach. To jeden z tych dodatków, który w okresie zimowym staje się niezbędny. Przydadzą się podczas mrozów, gdy temperatura gwałtownie spada, ale również podczas nieprzyjemnych, deszczowych dni. W tym drugim przypadku koniecznie muszą być to nieprzemakalne modele. Stanowią dobre rozwiązanie na co dzień, ale przede wszystkim docenimy je w trakcie zimowego wyjazdu. Z ciepłą kurtką narciarską i grubymi, ocieplanymi spodniami nasze pociechy w pełni skorzystają z uroków zimy. Zima to pora roku, która potrafi płatać figle. Dlatego, jeśli zastanawiasz się, jak twoje dziecko ma przetrwać zimę, warto wziąć pod uwagę wymienione wyżej dodatki. Dzięki nim zyskasz pewność, że twoja pociecha nie zmarznie i będzie czuć się w pełni komfortowo.
Jak przetrwać zimę? Przegląd niezbędnych dodatków dla dziewczynki
Dbanie o czystość sprzętów kuchennych powinno być dla nas ważne – w końcu z ich pomocą przygotowujemy posiłki lub napoje. Tak jest również z ekspresami do kawy i to niezależnie, jaki jego typ mamy – ciśnieniowy, kolbowy czy automatyczny. Dbamy o jego czystość samodzielnie, nawet gdy mamy wbudowane funkcje czyszczące i odkamieniające. Ktoś może się zastanowić dlaczego. Przede wszystkim zapewni to urządzeniu dłuższą żywotność. Jest jeszcze coś ważnego: czysty ekspres wpływa na smak kawy – będziemy mogli rozkoszować się napojem najwyższej jakości. Czy o ekspres musimy dbać regularnie? Szczególnie gdy coraz więcej nowoczesnych modeli jest wyposażonych w funkcję samoczyszczenia oraz odkamieniania. Samoczyszczenie to opracowany przez producenta system, który automatycznie oczyszcza ekspres. Oczywiście warto korzystać z technologii. Jednak gdy diody kontrolne wskazują na konieczność odkamieniania ekspresu, warto samodzielnie użyć środków czyszczących i poświęcić na konserwację urządzenia kilkanaście minut. Kamień to wróg każdego ekspresu do kawy Ekspres do kawy ma wiele elementów, które powinniśmy czyścić i konserwować. Sprawdzamy regularnie stan filtrów, pojemnik na odpadki, sitko i podajniki. Jeśli mamy odpowiedni model ekspresu, to pomagać nam w tym będą diody sygnalizujące. Ponadto wypłukaniu poddajemy również układy do spieniania mleka – możemy też wyczyścić dysze. Niestety, w miarę upływu czasu w naszym ekspresie zacznie osadzać się kamień. Jeśli chcemy dbać o urządzenie i przede wszystkim cieszyć się dobrym smakiem kawy, to kamień należy regularnie usuwać. Wiele nowych modeli (nawet tych średniej klasy) jest wyposażonych we wskaźnik informujący o konieczności wykonania odkamieniania. Dlaczego kamień z ekspresu należy usuwać? Znajdziemy wiele powodów do regularnego odkamieniania urządzenia, jednak kluczową kwestią jest już wspomniany smak przyrządzanej kawy. Jaki zatem wpływ na smak napoju ma kamień? Przede wszystkim osadza się na ściankach bojlera lub termoblokach – w zależności od tego, w jaki system grzewczy został wyposażony ekspres. Taki stan rzeczy sprawia, że pomiędzy systemem a wodą tworzy się przestrzeń. Woda nie dotyka bojlera lub termobloku. To z kolei sprawia, że nie jest podgrzewana tak, jak powinna. Nasza kawa jest przez to parzona w niższej temperaturze, niż powinna. To pierwszy z możliwych skutków kamienia w ekspresie. Na tym nie kończą się jednak problemy z kamieniem. Płatki kamienia osadzające się w ekspresie, zmieszane z różnymi metalami, mogą dostać się do kawy w trakcie procesu parzenia. To powinno nas zachęcić do częstszego odkamieniania ekspresu. Przecież nikt z nas nie chciałby spożywać kawy z ekspresu pokrytego kamieniem. Kluczowe pytanie – w jaki sposób kamień pojawia się w ekspresie? Ma to duży związek z wodą. Parzenie kawy jest bardzo prostą czynnością – wystarczy uzupełnić zbiornik z kawą, wlać wodę do innego pojemnika i wcisnąć odpowiedni przycisk. W praktyce jakość używanej wody ma duże znaczenie. Jeśli korzystamy z niefiltrowanej wody z kranu, to najczęściej używamy tzw. twardej wody. To właśnie ona prowadzi do szybkiego osadzania się kamienia na elementach grzewczych – bojlerze lub termobloku oraz przy uszczelkach. Powinniśmy wyeliminować wodę nalewaną bezpośrednio z kranu. Możemy przecież do ekspresu wlewać wodę lepszej jakości, poddaną wcześniejszemu przefiltrowaniu, albo korzystać z zakupionej w sklepie. Oczywiście ważny jest też założony w ekspresie filtr wody, który powinien znajdować się w zbiorniku. Jakość kawy jest ważna dla ekspresu Jakość wody ma zdecydowany wpływ na pracę i eksploatację ekspresu. Wiemy już, jak zwalczać kamień osadzający się w urządzeniu. Co ciekawe, na stan ekspresu wpływa również jakość kawy, którą pijemy. Tyczy się to głównie tych modeli z wbudowanym młynkiem. Używając nieodpowiednich rodzajów ziaren kawy, możemy nawet uszkodzić młynek. Rynek kaw jest przesycony przeróżnymi typami i odmianami naszego ulubionego napoju. Producenci mają w swoich ofertach kawy smakowe i aromatyzowane. Pijąc taką kawę, mamy czuć smak owoców, orzechów lub innych mieszanek smakowych, np. czekolady i chili. Dlaczego jednak taka kawa może doprowadzić do uszkodzenia młynka? Ziarna kaw aromatyzowanych są w czasie produkcji nasączane olejkami i cukrami. Podczas procesu mielenia ziaren w ekspresie dochodzi do kontaktu olejków i cukrów z młynkiem. Osadzanie się tego typu lepkich substancji na żarnach młynka spowalnia jego działanie. W efekcie przyczyniamy się w ten sposób do zablokowania młynka lub co gorsza – do jego trwałego uszkodzenia. W takim przypadku naprawa może być kosztowna. Co może uchronić nasz młynek przed uszkodzeniami? Po prostu zdecydujmy się pić klasyczną kawę bez żadnych smakowych dodatków. Korzyści będą płynęły zarówno dla naszego ekspresu, jak i nas samych – nie będziemy spożywać napoju poddawanego sztucznym procesom. Ekspres do kawy – należy go czyścić Ekspres do kawy, tak jak inne urządzenia domowego użytku, wymaga regularnego czyszczenia. Niezależnie od tego, czy nasz model ekspresu ma opcje samooczyszczania, odkamieniania oraz płukania, powinniśmy również czyścić urządzenie samodzielnie. Na Allegro znajdziemy szereg tabletek i proszków do czyszczenia ekspresu. Wyczyszczenie młynka z resztek zmielonej kawy też nie będziemy problemem, jeśli skorzystamy granulatu lub tabletek. Taki preparat kosztuje około 50-80 złotych i starcza z reguły na kilka miesięcy. W naszym wyposażeniu powinny pojawić się też standardowe tabletki do czyszczenia ekspresu. Szybko oczyścimy nimi ścianki ekspresu z osadów. W zestawach do konserwacji ekspresów do kawy znajdziemy też odkamieniacze, które poradzą sobie z usuwaniem nalotu na elementach grzewczych. Oczywiście z kamieniem walczymy od podstaw, tj. zakładając filtr do wody w ekspresie. Pamiętajmy tylko o regularności – chodzi o jego wymianę. Sam ekspres powinno się czyścić co najmniej raz w miesiącu, a filtr wymieniać po około 2 miesiącach lub gdy wyświetli się odpowiedni komunikat na urządzeniu. Procesowi czyszczenia powinniśmy również poddawać dyszę i spieniacze mleka. Czyszczenie ekspresu do kawy nie jest skomplikowane, a cały proces zajmie nam około kilkunastu minut. Warto wiedzieć, co daje nam odpowiednia konserwacja ekspresu – dłuższy czas eksploatacji i jak najlepszy smak naszej ulubionej kawy. Na Allegro możemy kupić zatem różne środki czyszczące – standardowe tabletki do czyszczenia ekspresu, granulaty, proszki, a nawet całe zestawy pełne specjalnych detergentów, dzięki którym nasz ekspres będzie jak nowy.
Jak dbać o ekspres ciśnieniowy?
Góry zawsze stanowiły konkurencję i doskonałą alternatywę dla wypraw nad morze. Piękne krajobrazy przyciągają coraz większą grupę amatorów trekkingu. Zanim jednak zaczniemy po nich chodzić, musimy się odpowiednio przygotować. Bazę stanowi sprzęt. Wycieczki górskie wymagają korzystania ze specjalistycznej odzieży i obuwia dostosowanych są do warunków panujących na wysokości. Obecnie sklepy outdoorowe oferują obuwie zaprojektowane do każdego rodzaju turystyki górskiej. Jak wybrać właściwy model? O tym piszemy poniżej. Obuwie trekkingowe to podstawowy element wyposażenia każdego miłośnika gór. Bez względu na to, czy wyruszamy na jednodniową wycieczkę po Karkonoszach, czy za cel stawiamy sobie zdobycie jednego z alpejskich szczytów, bez porządnych butów możemy nie sprostać zadaniu. Buty trekkingowe zostały zaprojektowane w taki sposób, aby zapewnić najwyższy komfort i bezpieczeństwo. Wyobrażacie sobie, jak uciążliwe są odciski lub skręcenie stawu skokowego w górach? Niewłaściwie dopasowane obuwie może stać się istną katorgą dla naszych stóp. Wybór prawidłowego stanowi więc jeden z pierwszych punktów w trakcie planowania wyprawy w góry. Rodzaje obuwia trekkingowego Nigdy nie kupujmy butów uniwersalnych. Jeżeli producent lub sprzedawca w sklepie twierdzi, że wybrany model będzie odpowiedni w każdych warunkach, to najzwyczajniej w świecie chce nas wprowadzić w błąd. W wypadku obuwia trekkingowego nie sprawdza się zasada 3 w 1. Dobrej klasy obuwie projektowane jest z myślą o konkretnych warunkach. Buty trekkingowe najogólniej może przyporządkować do trzech grup: All terrain – nazwa butów wskazywałaby na możliwość korzystania z nich w każdym terenie. Prawda wygląda jednak nieco inaczej. Modele all terrain są przeznaczone do podróżowania po lasach, dolinach lub niskich górach, gdzie natrafimy na trasy turystyczne o średnim stopniu trudności. Zazwyczaj są niskie, sięgają do kostki. Do produkcji tego typu obuwia stosuje się lekkie materiały sztuczne łączone z miękką skórą zamszową. Decydując się na obuwie all terrain, zwracajmy uwagę nie tylko na ich masę, ale również komfort termiczny stopy. Lekka i przewiewna siateczka mesh zapewnia stałą cyrkulację powietrza, a specjalna membrana typu goreteks stanowi wodoodporną powłokę. Obuwie doskonale sprawdzi się w codziennym użytku, spacerach po parku czy nordic walkingu. Obuwie hiking – modele tego typu przeznaczone są do wędrówek po wyższych pasmach górskich. Znakiem rozpoznawczym jest wysoka cholewka, kończąca się nad kostką. Otacza ona kostkę, chroniąc ją przed skręceniami, oraz zapewnia większą stabilizację stopy. Podobnie jak buty typu all terrain, modele hiking są lekkie i produkowane z wysokiej jakości materiałów, takich jak cordura, nubuk lub zamsz. Większość modeli ma specjalne membrany chroniące przed wilgocią, niską temperaturą, zapewniające przy tym wysoką przepuszczalność powietrza. Obuwie wysokogórskie – przeznaczone jest dla doświadczonych turystów, którzy lubują się w ekspedycjach wysokogórskich oraz wspinaczce zimowej. Charakterystyczne ranty w przedniej oraz tylnej części buta pozwalają na wpięcie automatycznych raków. Wykonane są z bardzo solidnych i twardych tworzyw, jednak wbrew pozorom nie są ciężkie. Ba, często mają przepuszczające powietrze i wodoodporne membrany. Niektóre modele miewają w środku dodatkowo warstwę ocieplacza. Ze względu na twardą, sztywną podeszwę nie nadają się do użytkowania w innych warunkach. Dlatego przed zakupem obuwia wysokogórskiego warto się zastanowić, czy będzie we właściwy sposób wykorzystywane.
Buty wysokogórskie, all terrain czy hiking – przegląd obuwia trekkingowego
Nie od dziś wiadomo, że dzieci są bystrymi obserwatorami i chętnie naśladują osoby dorosłe z najbliższego otoczenia. Nic więc dziwnego, że również zabawki często są miniaturami prawdziwych sprzętów. Należą do nich między innymi pralki. Pod względem technologicznym dostępne są zarówno najprostsze modele, przeznaczone dla najmłodszych, jak i zabawki interaktywne z efektami dźwiękowymi i świetlnymi. Zabawki imitujące sprzęt gospodarstwa domowego wykonane są z różnych materiałów. Mimo że najpowszechniejsze są te z tworzyw sztucznych, to wciąż dużą popularnością cieszą się zabawki drewniane. Bądź eko – wybierz drewnianą pralkę dla małej gospodyni Dla rodziców, którzy pragną swoim dzieciom zaszczepić troskę o środowisko naturalne doskonałym wyborem będzie pralka drewniana. Drewno jako surowiec do produkcji zabawek wraca do łask na fali działań proekologicznych. Jest naturalne i w pełni bezpieczne dla dziecka. Zaletą drewnianych zabawek są: duża wytrzymałość, dokładne i staranne wykonanie i niewątpliwie niepowtarzalny urok. Pralki-zabawki odwzorowują te prawdziwe w najdrobniejszych szczegółach, co pozwala dziecku na zabawę w wielkie pranie. Dodatkowo, w trosce o bezpieczną zabawę, są one pomalowane nietoksycznymi farbami. Jeśli zależy nam na kupnie zabawki ekologicznej, szukajmy takiej, która posiada atest CE. Jest on potwierdzeniem, że zabawka odpowiada europejskim normom dotyczącym bezpieczeństwa użytkowania, ochrony zdrowia oraz środowiska naturalnego. Pralka jak prawdziwa Ogromną popularnością wśród dzieci cieszą się również zabawki, które z dużą starannością odwzorowują prawdziwy sprzęt AGD. Niewątpliwą frajdę sprawi każdej dziewczynce możliwość zrobienia prawdziwego prania ubranek dla lalek w pralce interaktywnej. Tego typu sprzęt działa na baterie. Jest on nie tylko świetną zabawką, ale również może pełnić funkcję edukacyjną; dziecko uczy się w ten sposób obsługi prostych urządzeń w gospodarstwie domowym. Do pralki można wlać wodę, włożyć ubranka i włączyć. Obracający się bęben oraz efekty świetlne i dźwiękowe urządzenia do złudzenia przypominają pracę prawdziwej pralki. W niektórych modelach po włączeniu poszczególnych przycisków słychać szum wlewającej się wody lub efekt wirowania. Niekiedy w trakcie prania odtwarzana jest muzyka. Praktycznym rozwiązaniem w niektórych urządzeniach jest wąż, którym można odprowadzić wodę po skończonej zabawie. Pralka z taką ilością funkcji, kolorowych świateł i dźwięków będzie wymarzonym prezentem dla przyszłej pani domu. Co ciekawe, pralki z funkcją prania można kupić już poniżej 20 zł. Pełną ofertę urządzeń w tej cenie znajdziesz tutaj. Pralka i nie tylko Ciekawym pomysłem dla dziecka, które chce naśladować wykonywanie codziennych obowiązków domowych przez dorosłych, jest zakup kompaktowej zabawki, w której znajdą się różne sprzęty AGD. Przykładem może być zestaw z pralką. W skład jednego z nich oprócz pralki wchodzić mogą: kuchnia, piekarnik, kuchenka mikrofalowa, zmywarka, lodówka zlew oraz inne przydatne sprzęty. W innym zestawie znajdują się: pralka, żelazko oraz deska do prasowania. Takie połączenie akcesoriów uczy dziecko, że po wypraniu i wysuszeniu ubrań należy je wyprasować. Różnorodność zabawkowego AGD powoduje, że dziecko uczy się kreatywności i nigdy się nie nudzi. Przy tego typu zabawach mogą towarzyszyć dziecku rówieśnicy, to, szczególnie w przypadku najmłodszych maluchów, uczy je integracji z grupą, a także umiejętności współpracy i dzielenia się obowiązkami. Bez względu na to jaką pralkę wybierzemy dla dziecka, drewnianą czy interaktywną, należy mieć na uwadze przede wszystkim kwestię jego bezpieczeństwa. Oprócz wspomnianego certyfikatu unijnego CE, zabawka powinna być zgodna z Normą EN 71. Jest to norma europejska, która określa wymogi stawiane właśnie zabawkom w zakresie właściwości mechanicznych, fizycznych, palności oraz lotności pierwiastków chemicznych. Jeżeli producent zabawki deklaruje zgodność z powyższymi wymogami, oznacza to, że możemy być spokojni o zdrowie i bezpieczeństwo naszego dziecka.
Wybieramy pralkę zabawkę
Maść końska jest oparta na jednej z najstarszych medycznych receptur. Już w starożytności odkryto, że ziołowe wyciągi pomagają w leczeniu schorzeń narządów ruchu u koni – stąd nazwa. Wydłużający się okres życia człowieka sprawił, że my również zaczęliśmy cierpieć na przewlekłe bóle stawów, kości i mięśni. Z powodzeniem zatem zaczęto stosować mieszanki ziołowe do leczenia schorzeń narządów ruchu u człowieka. Skład Maść końska składa się przede wszystkim z wyciągów roślinnych i ziołowych oraz z olejków eterycznych – kasztanowca, arniki, rozmarynu, tymianku, świerku, jodły, eukaliptusa, kamfory. Do maści chłodzącej dodaje się dużo mięty, lawendę, olejek cytrynowy i kamforę oraz mentol. Do maści grzejącej, dużo bardziej popularnej, dodaje się chili, imbir i cynamon. Preparat składa się zatem przede wszystkim z naturalnych wyciągów rozpuszczonych w glicerynie i ma formę półprzejrzystego żelu. W wersji z borowiną, przeznaczonej szczególnie do leczenia chorób zwyrodnieniowych, zawiera torf borowinowy, który łagodzi bóle i odżywia chrząstki stawowe. Typy i zastosowanie Maść chłodząca jest polecana w przypadku migren (należy bardzo uważać z aplikacją w okolicach oczu, ponieważ silnie podrażnia), nerwobóli, żylaków oraz wszelkiego rodzaju stłuczeń i urazów powodujących puchnięcie. Dzięki właściwościom chłodzącym przynosi ulgę w przypadku stłuczeń, guzów i siniaków, przy okazji wzmacniając naczynia włosowate i wspomagając regenerację tkanek. Dzięki wyciągom z kasztanowca dobrze sprawdza się przy bólach kończyn wywołanych żylakami – nie wolno wówczas stosować maści rozgrzewającej, bo wzmacnia i zwęża ściany żył, nie tylko przynosząc doraźną ulgę, ale i wspomagając leczenie. Maść chłodząca może być również stosowana w przypadku uciążliwych katarów – mentol pomaga w udrażnianiu nosa, należy tylko bardzo uważać i nakładać pod nos niewielką ilość preparatu. Można ją stosować również wtedy, gdy mamy gorączkę – przynosi ulgę, zwłaszcza niewielka ilość maści nałożona na kark. Znacznie popularniejsza jest maść rozgrzewająca. Stosowana jest na przewlekłe bóle stawów wywołane zwyrodnieniami, bóle kręgosłupa i bóle mięśni. Rozgrzewa i rozluźnia, a zawarte w składzie chili i cynamon rozszerzają naczynia włosowate, pomagając składnikom żelu przenikać w głąb skóry. Maść nie powinna być stosowana w nerwobólach, opuchliznach i żylakach, ale bardzo dobrze sprawdza się w przewlekłych bólach wywołanych starymi złamaniami, naciągnięciach i nadwerężeniach mięśni, zwyrodnieniach. Może być stosowana jako preparat rozgrzewający w przypadku, gdy przemarzniemy i szybko chcemy się ogrzać, można też ją nakładać, gdy chcemy wypocić toksyny z organizmu w trakcie choroby czy treningu. Maść rozgrzewająca ma również zastosowania kosmetyczne. Bardzo istotne jest to, że maść nie daje złudzenia ciepła, jak to robi wiele preparatów kosmetycznych, ale naprawdę rozgrzewa skórę. Zmieszana z balsamem do ciała może zwalczać objawy cellulitu i wiotczenia skóry, bo rozszerza naczynia włosowate. Z tego samego powodu nie powinny jej stosować osoby chorujące na niedrożność żył, mające żylaki czy skłonność do pajączków. Preparat ten jest również stosowany w formie rozcieńczonej wodą jako środek na… porost włosów. Niezwykła ilość składników pochodzenia roślinnego odżywia skórę głowy i cebulki włosów tym bardziej, im bardziej maść grzeje i rozszerza malutkie naczynia krwionośne. Maści końskie ze względu na dużą ilość olejków eterycznych i zawarty w składzie alkohol mogą powodować reakcje alergiczne, podrażnienia, a nawet w skrajnych wypadkach oparzenia skóry, dlatego koniecznie należy wykonać próbę uczuleniową przed zastosowaniem żelu, aby sobie nie zaszkodzić, zamiast pomóc.
Rodzaje maści końskiej i jej zastosowanie
Zabawki interaktywne mają za zadanie edukować poprzez zabawę. Producenci mają olbrzymie pole do popisu, więc na rynku znajduje się mnóstwo ofert tego typu. Oto, jakie ciekawe zabawki interaktywne można znaleźć dla swojego dziecka. Zabawki interaktywne w atrakcyjnej cenie Wśród zabawek interaktywnych kosztujących do 50 złotych znajduje się interaktywny piesek Zhu Zhu Puppies. Seria Zhu Zhu to pieski, różniące się dźwiękami, sposobem poruszania oraz oczywiście wyglądem. Może posłużyć dziecku, które chciałoby mieć prawdziwe zwierzę, do nauki tego, co pies lubi. Na przykład gdy głaszcze się zabawkę po główce, mruczy ona z zadowoleniem, a gdy uderzy – zapiszczy i cofnie. Odkrywanie kolejnych jego zachowań to dla dziecka świetna zabawa połączona z nauką. Zhu Zhu Pets to także urocze chomiki. Koty to ulubieńcy zarówno dzieci, jak i dorosłych. K47 kot interaktywny jest nie tylko wdzięcznym obiektem do głaskania, ale również powtarza zasłyszane słowa. Co więcej – może miksować je ze sobą, „rapując” w oryginalny sposób i dodając do tego podkład muzyczny! Zwierzak ten dostępny jest w wersjach różniących się kolorem futra, a jego koszt to 26 złotych. Będzie bawić zarówno chłopców, jak i dziewczynki. Tego typu zabawki interaktywne to nie tylko zwierzaki, ale również i postacie z bajek oraz gier. Doskonałym przykładem jest maskotka Om Nom z popularnej na smartfonach gry Cut the Rope. Jest to pluszak, który wciąga paszczą przymocowany do sznurka cukierek – w czasie tej czynności wibruje i wydaje odgłosy znane ze wspomnianej gry. Zabawki interaktywne od 50 do 150 złotych W wyższej kategorii cenowej wybór jest równie spory. Zwraca uwagę dużo zabawek nietypowych, jak na przykład Paskudniak. O ile w większości przypadków tego typu produkty mają być maksymalnie miłe dla oka, o tyle Paskudniaki to zwierzaki najbrzydsze, jak to tylko możliwe. I co ciekawe – takie wersje podobają się dzieciom równie często jak klasyczne, miłe maskotki. Polecany jest dla starszych dzieci, które z humorem podejdą do wykonywanych przez niego czynności, takich jak bekanie, puszczanie wiatrów czy robienie paskudnych min. Koszt tego zwierzaka to niecałe 60 złotych. Znacznie milej zachowuje się Furby Furblings. Okrągły stwór z dużymi uszami mówi w swoim własnym języku, wzdycha, śmieje się i wydaje inne dźwięki. Jego oczy mienią się podczas poruszania głową, a ciekawa kolorystyka sprawia, że może służyć jako ozdoba każdego pokoju. Najdroższe zabawki interaktywne Zabawki z najwyższej półki cenowej to wydatek powyżej 200 złotych, jak na przykład Robopiesek Teksta. Ten niecodzienny pies odbiera bodźce zewnętrzne jak głos, gestykulacja czy światło. Dzięki temu odpowiednio reaguje na każdy, co sprawia wrażenie żywego zwierzęcia. Oczywiście również wydaje z siebie odgłosy – szczekanie, piszczenie, a nawet skamlenie. Mało tego – potrafi wykonać salto w tył, co robi niezwykłe wrażenie. Kosztująca niemal 400 złotych interaktywna małpka Giggly może poszczycić się aż setką różnego rodzaju zachowań, a także całym szeregiem dźwięków. Dodatkową atrakcją dla dziecka jest dołączona do zabawki butelka w kształcie banana, za pomocą której karmi się Giggly. Jako że ma dość duże gabaryty, można ją przytulać. Którą zabawkę wybrać? Wybór zabawki powinien być uzależniony nie tylko do jej umiejętności i ilości rodzajów zachowań, ale również od tego, jakie zwierzęta lubi dziecko. Jeśli jest miłośnikiem kotów, wówczas powinno się rozejrzeć za interaktywnym kotem, jeżeli natomiast preferuje inne rzeczy, to wspomniany Om Nom czy zwierzaki z serii Furby będą dla niego najlepszym wyborem. Co się tyczy kategorii cenowej – pamiętajmy, że im większa cena, tym więcej możliwości ma taka zabawka, co przekłada się na zadowolenie dziecka. A to właśnie najważniejsze.
Najlepsze zabawki interaktywne dla malucha
Pierogi z kaczym mięsem to wykwintna potrawa, którą można podawać nawet na specjalne okazje. Dobrze przygotowane, delikatne mięso z kaczki owinięte w ciasto dosłownie rozpływa się w ustach. Danie serwujemy w zasmażce z anyżu. Zapoznajcie się z przepisem poniżej. Składniki: ciasto na pierogi 1 upieczona kaczka 2 łyżki smalcu z kaczki 3 łyżki masła 3 gwiazdki anyżu szczypiorek lub dymka Krok po kroku: Oddzielamy mięso od kości i mielimy. Doprawiamy solą i dodajemy smalec. Jeszcze raz mieszamy. Ciasto wałkujemy wycinamy okręgi i nadziewamy farszem. Zawijamy pierogi i gotujemy je w osolonej wodzie przez 5 minut. Następnie smażymy na maśle z anyżem. Podajemy ze szczypiorkiem. Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia.
Pierogi z kaczką smażone z anyżem
Odpowiedź jest prosta – klejem do metalu. Tak, to nie żart. Technologia klejenia metali jest znana już od wielu lat i aż szkoda, że tak rzadko wykorzystywana w praktyce. Rzućmy okiem na to, jak prawidłowo skleić uszkodzone części. Kleje do metalu Są stosowane na ogół w przemyśle. Jest to sposób łączenia wykorzystywany m.in. w lotnictwie i motoryzacji. Kleić można metale różne od siebie, cienkie płytki z grubszymi lub tej samej grubości. Olbrzymią zaletą takiego połączenia jest niska waga i elastyczność – nie pozostają po nich spawy, nie wystają żadne nity czy śrubki. Również w naszych warsztatowo-garażowych zajęciach możemy z powodzeniem wykorzystywać kleje do łączenia różnych metalowych elementów. Trzeba się jednak do tego umiejętnie zabrać. Przede wszystkim wybrać odpowiedni klej. Zbyt często kierujemy się niską ceną i kupujemy kleje uniwersalne. To zły krok – tzw. kropelki są świetnym wynalazkiem, ale niekoniecznie do klejenia brudnych i poddawanych różnym temperaturom części przy silniku. Biorąc pod uwagę, że porządne kleje do metalu wcale nie są drogie, nie musimy się silić na oszczędzenie dosłownie paru złotych. Jeśli chodzi o teorię, to w kleju ważne są dwa parametry – adhezja i kohezja. Są to odpowiednio (w dużym skrócie) siła łącząca dwa materiały na powierzchni ich styku (czyli w tym przypadku kleju z metalem) oraz siła występująca między cząsteczkami samego kleju. Ideałem jest, gdy obie mają identyczną wartość. W przypadku klejenia metali najbliżej tego stanu są kleje anaerobowe, silikonowe i epoksydowe. Kleje anaerobowe Pierwsze z nich utwardzają się w kontakcie z metalem bez udziału powietrza. Stosowane są w łączeniach stali oraz aluminium. Bardzo często stosuje się je do „wklejania” śrub, czyli jakby dodatkowego zabezpieczenia ich przed wibracjami, a jednocześnie przed korozją. Często stosuje się je do nitów czy śrub, których potem nie trzeba będzie wykręcać, czyli praktycznie do łączenia elementów na stałe. Mówimy tu o śrubach mocujących silnik, skrzynię biegów czy innych elementach narażonych na wibracje – jak koła zębate, kliny itd. Jeśli więc wykonujemy czynności regulacyjne tych elementów, pamiętajmy o tego typu klejach. Pełną wytrzymałość osiągają po kilkunastu godzinach, ale „łapią” w czasie poniżej godziny. Kleje silikonowe Kleje silikonowe są idealne do łączenia bądź uszczelniania elementów elastycznych, pracujących. Na ogół używa się ich do miękkich metali. W przeciwieństwie do klejów anaerobowych utwardzają się przez kontakt z powietrzem. Kleje epoksydowe Większość klejów do metalu to mieszanki epoksydowe. Mają kilka bardzo pozytywnych cech. Po pierwsze – są naprawdę bardzo wytrzymałe. Prawidłowo zaaplikowane mogą unieść nawet 300 kg ciężaru. Jest to oczywiście pewien skrót myślowy czy slogan reklamowy, pokazujący jednak, że kleje działają i są skuteczne. Po drugie – mają sporą tolerancję na temperatury, niektóre z nich można podgrzewać nawet do 300 stopni Celsjusza i nie puszczą. To ważne na przykład podczas łatania dziur w wydechu czy późniejszej obróbce klejonych części. Oznacza to, że może niekoniecznie da się je zespawać z innymi, ale już wiercić w nich czy je ciąć – z pewnością. Ale wracając do wydechu – kiedy pojawi się w nim dziura lub pęknięcie, najtańszą, ale skuteczną metodą naprawy jest… zaklejenie uszkodzenia taśmą. Często nazywa się ją bandażem do tłumika – kosztuje poniżej 10 zł, a pozwala na zalepienie nawet sporych dziur. Płynny metal Często spotykamy także termin płynny metal. To specyficzny środek, używany do części, które muszą mieć bardzo dużą wytrzymałość. Nadaje się do klejenia wielu rodzajów metali – stali, żeliwa, brązu czy aluminium. Nadaje się też do wypełniania rys i otworów. Co ciekawe, umożliwia zasklepienie otworu, a następnie ponowne w nim wiercenie. Podczas używania klejów do metalu należy bezwzględnie i precyzyjnie stosować się do instrukcji, czyli pilnować właściwej temperatury, wilgotności czy porządnie odtłuścić klejone części.
Czym skleić uszkodzone metalowe części samochodu?
Tego lata królują lata 80. i 90. – podkreślona linia ramion, stroje kąpielowe rodem ze Słonecznego patrolu i duże koła w uszach. Kolczyki w rozmiarze XXL opanowały biżuteryjne dodatki. Jak je nosić i przede wszystkim, które wybrać? W latach 90. prawie każda szanująca się elegantka miała w swojej szkatułce duże koła. Najczęściej były posrebrzane lub pozłacane, cienkie, sięgające do połowy szyi lub nieco niżej. Współczesne koła to kolczyki w rozmiarze maxi. Sięgają prawie do ramion, a wykonane są z różnych materiałów: od złota i srebra począwszy, a skończywszy na materiałach naturalnych, takich jak np. drewno. Obecnie nie muszą być tak cienkie, jak w poprzednich latach. Grubość kolczyków i ich szerokość dobieramy wedle naszego gustu. Codzienne stylizacje Kolczyki koła to jedne z bardziej uniwersalnych typów kolczyków. Idealnie sprawdzą się do jeansowej kurtki czy ramoneski. Do tego krótki top i spodnie z wysoką talią i strój na miasto inspirowany latami 90. gotowy. Jeżeli nie lubimy takiego stylu, możemy założyć koła do bluzki hiszpanki, która jest hitem tego lata. Podążając tym tropem warto je dobrać do tuniki lub sukienki w stylu boho. Fanki tego stylu mogą wybrać dodatkowo na szyję kilka cieniutkich łańcuszków różnej długości lub chustę na głowę. Na wieczór Koła pięknie wyglądają w prostych, minimalistycznych stylizacjach. Będą świetnym dopełnieniem małej czarnej lub długiej sukni maxi o prostym kroju, szczególnie jeśli zdecydujemy się na wysokie uczesanie odsłaniające szyję. Będą pasować także do wszelkich sukienek odsłaniających ramiona, które w tym sezonie są szczególnie modne. Panie, które nie przepadają za sukienkami, mogą nosić koła do kombinezonów, zwłaszcza tych odsłaniających ramiona lub z dekoltem w łódkę. Gładki kombinezon bardzo zyska, jeśli dodamy do niego odrobinę blasku. Jest jedna zasada, która dotyczy noszenia kół: jeśli wybieramy ten typ biżuterii, lepiej zrezygnować z krótkich naszyjników. Bardziej odpowiednie będą dłuższe łańcuszki lub dobranie bransoletki. Jeżeli nie lubimy bawić się w minimalizm, a w błysku i przepychu czujemy się jak ryba w wodzie, najlepiej wybrać mocno zdobione koła. Często można znaleźć takie wysadzane cyrkoniami lub ozdobione dużymi „kamieniami szlachetnymi”. Taki dodatek jest bardzo silnym elementem stylizacji, dlatego reszta powinna być albo lekka, albo równie silna. Trzeba tylko uważać, by nie zrobić z siebie papugi, która mienić się będzie tysiącem kolorów, bo możemy utonąć w tych skrzących się piórkach. Na folkowo Miłośniczki stylu folk i boho mogą lekko zmodernizować zwykłe koła, tak by nawiązywały do sztuki ludowej. W tym celu można nawlec na nie kolorowe paciorki i koraliki lub – co wymaga znacznie większego nakładu pracy – nałożyć szydełkowego kwiatka. Aby wykonać takiego kwiatuszka lub pajęczynkę, potrzebujemy kordonka, szydełka (warto dopytać sprzedawcę o odpowiedni rozmiar) i kolczyków. Głównym problemem jest zrobienie kwiatka o odpowiedniej średnicy, gdyż nie może być ani zbyt mały, ani zbyt duży. Mysi być w rozmiarze kolczyka. Tylko wtedy będziemy mogły go bez problemu na niego nawinąć. Tak wykonane kolczyki będą mocnym punktem stylizacji, więc lepiej już nie dodawać kolejnych motywów folkowych, aby nie przesadzić. Duże kolczyki koła wracają do łask. Noszą je gwiazdy na czerwonych dywanach, ale i podczas codziennej bieganiny. Są uniwersalnym dodatkiem, który pasuje kobietom w każdym wieku.
Duże kolczyki koła – hit lata 2017
Każdy dłuższy wyjazd z dzieckiem to dla rodziców sprawdzian logistycznych umiejętności. Należy zabrać wszystko, co niezbędne (a nawet trochę więcej), i pomieścić to w stosunkowo niewielkim bagażniku samochodu. W tym przypadku sukces wymaga doświadczenia. O to, co zabrać w podróż z dzieckiem, zapytaliśmy blogerki parentingowe. Zobaczcie, co nam poradziły. Malwina Bakalarz, autorka bloga Bakusiowo.pl Bagaż podręczny, który pakujemy do samochodu/pociągu/samolotu musi: pozwolić nam na zaspokojenie głodu i pragnienia dziecka, zapewnić mu stałą rozrywkę, zawierać przedmioty awaryjne, takie jak: pieluszka, dodatkowa para spodni czy bluzeczka, gdyby dziecko w czasie jazdy zwymiotowało bądź przeciekłaby pieluszka. A że dzieci „uwielbiają” urozmaicać podróż swoim rodzicom, przynajmniej jedną sytuację kryzysową mamy jak w banku. Powinniśmy mieć też dostęp do ciepłej wody. Możemy zabrać ją w termosie albo wykorzystać podgrzewacz samochodowy. Mleko warto podzielić na gotowe porcje. Nieocenione są tu pojemniki na mleko modyfikowane, które napełniamy przed podróżą. Są na tyle wygodne, że możemy dozować jedzenie nawet podczas jazdy, bez obawy, że zawartość wyląduje poza butelką. Ze słoiczków i karmienia łyżeczką lepiej na czas podróży zrezygnować. O pieluszkach i chusteczkach nawilżanych chyba nie muszę wspominać – są niezbędne każdemu małemu podróżnikowi. Dobrym pomysłem jest zaopatrzenie się w specjalną torbę podróżną lub użycie tej, z której korzystamy w czasie spacerów. Dziecko podczas podróży potrzebuje również rozrywki. Idealnym rozwiązaniem jest zakup tabletu. W samochodzie możemy umieścić go w zakładanym na siedzenie organizerze, dzięki czemu nie musimy obawiać się, że dziecko upuści sprzęt. Na dłuższy urlop powinniśmy zabrać dwie wersje garderoby. Owszem, istnieje coś takiego jak długoterminowa prognoza pogody, jednak o jej zawodności przekonał się z pewnością każdy z nas. Oprócz dwóch wersji garderoby dobrze jest przygotować większą liczbę ubranek: najlepiej dwa razy więcej zestawów niż planowanych dni pobytu. Są dni, kiedy jeden zestaw w zupełności wystarczy, są też takie, kiedy dziecko trzeba przebierać trzykrotnie. Musimy zadbać także o komfort psychiczny dziecka. Nasze pociechy najbezpieczniej czują się wśród znajomych przedmiotów. Dlatego dobrym rozwiązaniem będzie zabranie ze sobą ulubionych zabawek, poduszki, kołderki, które pachną domem. Ilona Pawłowska-Nawrot, współautorka bloga Bless The Mess Przyznaję, że opanowanie podstawowych zasad pakowania na wyjazdy z dzieckiem zajęło mi trochę czasu i owocowało kilkoma stresującymi sytuacjami. Dzieci są bardzo różne i o ile pakowanie niemowlaka wygląda podobnie (zapas pieluszek, chusteczki nawilżane, kremy pielęgnacyjne, środki do kąpieli, mleko, naczynia, a u mam karmiących piersią dodatkowo osłonki na biust i odciągacz do pokarmu, a do tego rożek, ubranka, kocyk, kilka zabawek), starszaki mają już swoje przyzwyczajenia, które trzeba respektować. Dla mojego synka najważniejszym przedmiotem jest… ulubiona poduszka. Filip na niej nie tylko śpi, w ciągu dnia chodzi z nią po mieszkaniu, lubi się też do niej przytulić, gdy ogląda bajki. Niezbędnym i najważniejszym elementem wakacyjnego ekwipunku jest zatem zabawka lub inny przedmiot, do którego dziecko jest przywiązane. Poza tym oczywiście zapas ubranek, pieluszki, kosmetyki, koc, kilka sztuk ulubionych przekąsek i napojów (na podróż) oraz potrzebne leki. Nie należy zapominać o szczoteczce i paście do zębów, ulubionym kubku niekapku i dziecięcych sztućcach (o ile maluch takowych używa). Niezależnie od pogody i stanu zdrowia malucha przydadzą się: krem z filtrem albo taki na wietrzną pogodę, woda morska w sprayu i aspirator do nosa. Jeśli wyjeżdżamy w ciepłe kraje, lepiej kupić dziecku wcześniej odpowiedni strój do kąpieli oraz okulary przeciwsłoneczne – nie będziemy zmuszeni korzystać z produktów lokalnych, bazarowych, najczęściej nieodpowiednich dla dzieci. Brzmi niegroźnie? Pomyślcie więc, co będzie, gdy do tej listy dodamy wózek spacerowy i składane turystyczne łóżko. A przecież bez nich żaden dłuższy wyjazd się nie uda. Katarzyna Walas, autorka bloga Czym zająć Malucha? Do dłuższego wyjazdu z dzieckiem należy się odpowiednio przygotować. Poza ubraniami i kosmetykami warto zabrać ze sobą jakiś kocyk, który pozwoli nam okryć dziecko, kiedy na przykład zaśnie podczas podróży. Polecam również przygotować mała apteczkę. Kiedy w nocy wystąpi u dziecka niespodziewana gorączka, ostatnią rzeczą, o której będziemy myśleć, to poszukiwania nocnej apteki. W czasie podróży, jak i samego pobytu, przydadzą się zabawki, które zajmują niewiele miejsca, a zapewniają dziecku długą i ciekawą zabawę. W takich sytuacjach świetnie sprawdzają się zestawy z pisakami suchościeralnymi. To umożliwia wielokrotne rysowanie i rozwiązywanie różnych zadań. Polecam także zabranie kart do gry w Piotrusia. Gdy znudzi nam się klasyczna wersja gry, możemy je wykorzystać do zabawy w memo, a nawet budowania małych domków. Przy starszych dzieciach sprawdzą się także gry w mniejszych formatach, typowo podróżne. Warto zabrać ze sobą również figurki, które umożliwiają odgrywanie różnych scen. W bagażu podręcznym nie powinno zabraknąć też książek. Poza czytaniem, mogą one służyć także do innych zabaw, takich jak: wyszukiwanie szczegółów na ilustracjach, wskazywanie rzeczy o określonych kształtach lub kolorach. Jeśli nasze dziecko lubi zabawy plastyczne, można też spakować zeszyt/blok oraz kilka kredek lub farb w sztyfcie. Przyda się również jedno pudełko ciastoliny. Przy takich wyjazdach sprawdzi się także tablet. Przed wyruszeniem z domu wgrajmy na niego bajki i ściągnijmy odpowiednie aplikacje. Nawet jeśli na co dzień nie korzystamy z tego typu gadżetów, w czasie dłuższych wyjazdów mogą się okazać bardzo pomocne. Monika Ziarek, autorka bloga BycieMamą.pl To, co należy spakować, wybierając się na wyjazd z dzieckiem, zależy przede wszystkim od tego, w jakim wieku jest dziecko oraz dokąd się wybieramy. Niemowlęta, wbrew pozorom, znacznie łatwiej znoszą długą podróż, bowiem większość czasu po prostu śpią. W ich przypadku należy pamiętać przede wszystkim o akcesoriach do karmienia, czyli mleku, butelce, ewentualnie podgrzewaczu. Warto również zorientować się, czy w miejscu, do którego się wybieramy, można wypożyczyć wanienkę oraz łóżeczko turystyczne dla dziecka. Choć wciąż takich miejsc jest dość mało, to z roku na rok liczba hoteli czy pensjonatów przyjaznych rodzinom z dziećmi wzrasta. Problem jest większy w przypadku energicznych przedszkolaków. Tym trzeba zorganizować zajęcie podczas podróży, inaczej zamęczą nas pytaniami: Kiedy dojedziemy? Daleko jeszcze? Planując więc dłuższy wyjazd z kilkulatkiem, koniecznie zabierz ze sobą podróżne gry planszowe, przenośne DVD lub tablet czy ulubioną książkę. Warto również przygotować sobie kilka zabaw podróżnych, np. zabawa w szukanie przedmiotów (czerwonego samochodu, znaku STOP, kościoła), tworzenie historyjek (jedna osoba wypowiada słowo, druga dodaje kolejne), wymyślanie wyrazów (pierwsza osoba mówi dowolny wyraz, następna musi wymyślić słowo zaczynające się od ostatniej litery wyrazu poprzedniego). Wreszcie, wybierając się w podróż z dzieckiem, koniecznie zabierzmy ze sobą apteczkę, termometr i podstawowe lekarstwa. Z doświadczenia wiem, że lepiej być przygotowanym niż w nieznanym miejscu szukać po nocy apteki.
Co spakować na dłuższy wyjazd z dzieckiem? (opinie blogerek)
Każda mama wie, że ciąża to wyjątkowy stan, w którym kobiety zaczynają dostrzegać plusy i minusy tego, co do tej pory było czymś oczywistym. Wysokie sandały na koturnie, które dotąd latem zachwycały, przegrywają z klapkami i trampkami. Trudno się dziwić, ponieważ lato to wymagająca pora roku, która często daje się we znaki ciężarnym. Dlatego, aby umilić sobie oczekiwanie na przyjście na świat maleństwa, wakacyjna przyszła mama powinna zainwestować w kilka gadżetów, które jej w tym pomogą. Rogal do spania Ten praktyczny gadżet sprawdzi się zarówno w ciąży, jak i po niej, bowiem będzie przydatny podczas karmienia piersią. Zanim jednak maluszek pojawi się na świecie, rogal pomoże mamie w przybraniu wygodnej pozycji podczas snu – ułożeniu w jednej linii karku, kręgosłupa, bioder i nóg, dzięki czemu obudzi się zrelaksowana i wypoczęta. Rogal do spania, inaczej nazywany po prostu poduszką dla ciężarnej, to wydatek ok. 100 zł. Kupując go, zwróć uwagę na materiał, z którego jest wykonany. Najbardziej polecane są oczywiście rogale bawełniane ze zdejmowaną poszwą, którą można prać w pralce. Sukienka ciążowa Rosnący w czasie ciąży brzuch w trzecim trymestrze bywa po prostu niewygodny. Tym bardziej, jeśli mama chce założyć ulubione spodnie czy spódnicę. W takiej sytuacji warto zaopatrzyć się w garderobę dla ciężarnej, a więc spodnie i spódnice z elastycznym pasem, który nie gniecie brzucha. Jednak latem najlepiej sprawdzi się sukienka. Najbardziej wygodna będzie ta uszyta z myślą o ciężarnych. Dzięki specjalnemu krojowi nie będzie uciskała brzucha, tylko delikatnie go podkreśli. Najbardziej popularne modele to te odcinane pod linią biustu i luźno opadające do kolan. Ciśnieniomierz Nie tylko wygoda, ale przede wszystkim zdrowie w ciąży jest najważniejsze, dlatego przyszła mama powinna mieć pod ręką ciśnieniomierz. Latem możemy czuć się źle z powodu upałów, a poranne złe samopoczucie może to potęgować. Warto zatem mieć ciśnienie pod kontrolą, aby w razie konieczności zasięgnąć porady lekarskiej. Łatwe w użyciu i praktyczne są np. ciśnieniomierze naramienne. W zależności od modelu zapłacimy za nie od 60 zł. Są one dość dokładne, zapamiętują kilka ostatnich pomiarów i obsługuje się je przy pomocy jednego guzika. Detektor tętna płodu Ten gadżet staje się coraz bardziej popularny wśród mam, bowiem pozwala na słuchanie bicia serduszka dziecka oraz jego ruchów. Detektory są bezpieczne zarówno dla mamy, jak i maluszka, dlatego można z nich korzystać nawet w domu. Co więcej, detektor pozwoli ci na szybką reakcję w przypadku nieprawidłowych odczytów. Ten gadżet jest łatwy w użyciu i możesz zabrać go ze sobą w dowolne miejsce, bowiem wystarczy go naładować przy pomocy ładowarki USB, którą podłączysz do komputera. Ceny detektorów wahają się od 100 do 700 zł. Piłka fitness Innym gadżetem wartym uwagi, który pomoże ciężarnej przetrwać ciążę latem, jest piłka do ćwiczeń. Wzmacnia ona mięśnie dna macicy oraz wspomaga nogi, które mogą puchnąć w ciąży, zwłaszcza w upalne dni. Usiądź na piłce i zataczaj biodrami koliste ruchy lub rób przysiady, delikatnie się na niej wspierając. Piłka sprawdzi się również podczas skurczy, dlatego często znajduje się na szpitalnych porodówkach. Piłkę fitness kupisz w cenie od 20 do 50 zł. Wybierając ją, zwróć uwagę na rozmiar i dopasuj do swojego wzrostu.
Ciąża latem – przydatne akcesoria
Dzielnica występku to miejsce, w którym splatają się losy każdego – od nędzarza, przez wpływowych biznesmanów, aż po polityków z pierwszych stron gazet. Seks i polityka przeplata się, a ich nieodłącznych towarzyszem są media. Jak niewiele potrzeba, by wybuchł skandal? Czasem do skandalu potrzeba niewielkiej iskry. Czasem wystarczy popchnięcie kogoś w niewłaściwym kierunku, aby zrobił to, czego nie powinien w dogodnym dla kogoś czasie. Pogrążyć kogoś jest bardzo łatwo – zwłaszcza w świecie, gdy seks, media i polityka są nieodłącznie ze sobą związane. Świat seksu i brutalności Mario Vargas Llosa za swoją twórczość zdobył Nagrodę Nobla – i nic dziwnego. Jego powieści wprowadzają zupełnie nową jakoś literatury – są mroczne, brudne, często wulgarne, pochłaniają czytelnika i nie pozwalają, aby opuścił ich mocny uścisk. Po autorze można spodziewać się naprawdę wiele – i ten, kto sięgnie po „Dzielnicę występku” z pewnością się nie rozczaruje. Akcja powieści toczy się w latach 90, w Limie. Trwa reżim Fujimoriego, podczas którego nic nie jest zbyt brutalne, aby było prawdziwe. Na porządku dziennym są porwania, zamachy, brudne układy polityczne. Nic dziwnego, że rzeczywistość budzi w ludziach ich najgorsze instynkty. Bohaterami „Dzielnicy występku” są dwa małżeństwa – Cardenasów i Casasbellasów. Enrique Cardenas, zwany Quique, prowadzi życie bogatego, szanowanego człowieka, który wszystko ma poukładane. Do czasu, gdy do jego gabinetu wchodzi Rolando Garro z odrażającym uśmiechem na twarzy. Właściciel tygodnika, który nie ma żadnych zahamowań, aby dostarczyć swoim czytelnikom wszystkie brudy możnych ich świata. Zaczyna się od szantażu, a szybko rozpoczyna skandal obyczajowy z rodziną Cardenasów na pierwszym tle. Mroczny świat dziennikarstwa Prowokacja Ronalda Garro jest pretekstem do ukazania przez noblistę przerażającego świata, w którym prawdziwe dziennikarstwo zastąpiły szybkie newsy, sensacje i władza tabloidów. Ten świat jest mroczny i ciężko w nim wygrać, nie ważne, jak bardzo się próbuje. Domunuje w nim wulgarność, seks w brudnym wydaniu, zdrady, podstępy i absolutny brak hamulców czy zasad moralnych. To świat, który rządzi umysłami tysięcy i pozwala nimi sterować – w ciągu jednego dnia można zniszczyć czyjąś reputację i karierę, a kogoś innego wynieść na piedestał. To niebezpieczna broń, wykorzystywana przez ludzi, którzy doskonale zdają sobie sprawę z jej siły. W „Dzielnicy występku” czytelnik znajdzie również wiele scen seksu, typowych dla stylu Mario Vargasa Llosy. Co ciekawe, nie przedstawiają one typowego, damsko-męskiego układu, a jedynie bardziej komplikują sytuację. „Dzielnica występku” to mroczna, poruszająca historia, która przedstawia przerażający świat, w którym nie ma chwytów poniżej pasa i wszystko jest dozwolone. To mroczny obraz rzeczywistości, w którym najbardziej przerażające jest to, że nie jest to końca fikcją literacką. Źródło okładki: www.wydawnictwoznak.pll
„Dzielnica występku” Mario Vargas Llosa – recenzja
Fale upałów, które coraz częściej nawiedzają Polskę, dają się we znaki także naszym roślinom ogrodowym. Do tego dochodzą wakacyjne wyjazdy właścicieli, więc w dobrym stanie mogą lato przetrwać tylko przystosowane do takich warunków, jak brak wody i kilkudniowe wysokie temperatury. Niespodziewanie dużo roślin jest w miarę odpornych na okresowe braki wody. Tak zwane dziko rosnące na wydmach czy nasłonecznionych zboczach pięknie kwitną i często mają też liście o niezwykle ciekawym kolorze. Do braku wody przystosowały się rozmaicie: tulipany i irysy wytworzyły cebule lub kłącza, trawy – system rozległych, ale rozdrobnionych korzonków, a niektóre drzewa iglaste – tak bardzo głęboki system korzeniowy, że sięga wody gruntowej. Również budowa i kształt liści, np. pokrytych grubą warstwą włosków lub wosku jak u juki, mogą chronić przed zbyt szybką utratą wody. Inne sprytne roślinki, jak choćby tamaryszek, wytwarzają tak drobne liście, że powierzchnia parowania jest minimalna lub jak robinia zmieniają kąt ustawienia blaszki liściowej do kierunku padania promieni słonecznych, co również chroni je przed utratą wody. Drzewa odporne na suszę Wysokie drzewa i krzewy są nieocenione na naszej działce, bo zapewnią innym roślinom tak potrzebny cień. Wybierzmy wytrzymałe na suszę, a jednocześnie cierpliwie znoszące nasz zmienny klimat. Sprawdzą się następujące drzewa iglaste: jodła kalifornijska, świerk kłujący, modrzewie, sosny zwyczajna i czarna, a także większość jałowców. Z liściastych bardzo dobrze radzi sobie w naszych ogrodach klon polny (piękna jest jego odmiana o żółtych liściach – Postelense) czy też różne odmiany brzóz (szczególnie pięknie wyglądają odmiany Tristis i Dalecarlica o specyficznie ukształtowanych liściach), a także akacja (czyli robinia), która wiosną przepięknie pachnie. Krzewy, które radzą sobie z upałem Również wybór krzewów jest w miarę duży. Jeśli chcemy mieć kwitnący całe lato ogród, wybierzmy różnego typu lilaki. Odpowiednio dobrane odmiany będą kwitły przez kilka miesięcy. Odporne na susze są też pigwowce, kwitnące w kwietniu i maju wielokolorowymi kwiatami, a jesienią dające wyborne owoce, które możemy na wiele sposobów przetworzyć i zimą wyciągnąć ze spiżarni. Nie musimy rezygnować nawet z róż, trzeba tylko wybrać odpowiednią odmianę, choćby bardzo odporną różę pomarszczoną. Latem będzie wspaniale i obficie kwitnąć, a jesienią, podobnie do pigwowca, obsypie się owocami, które zimą wzmocnią naszą odporność na przeziębienia. Inne krzewy odporne na upały i pięknie kwitnące to moszenki południowe ze swoimi cytrynowymi kwiatami czy urzekający miododajny słonisz srebrzysty, który spowoduje, że cały ogród stanie się fioletowo-różowy. Jeśli jeszcze mamy miejsce do obsadzenia, to w kolejce czekają odstraszająca komary fioletowa lawenda i różowa tamaryszka. Bardzo ładnie prezentuje się wrześniowy wrzos, którego odmiany kwitną w rozmaitych odcieniach różowego, fioletowego i tradycyjnego wrzosowego. Byliny w skalnym ogródku Ze skalnego ogródka nie chcemy rezygnować, bo prezentuje się zawsze okazale, a rośliny w nim posadzone są odporne na słońce i suszę. Ich wybór ich jest dość bogaty. Wiosną zachwyci nas miłek, zaczynając ogrodowe kwiatowe przedstawienie. Tuż po nim swój urok roztoczą rojniki i rozchodniki czy kwitnący na różowo ukwap. Na rabatach sprawdzą się irysy, których poszczególne odmiany kwitną już od maja. Odporne na brak wody są także goździki, zwłaszcza gatunki niskie, o białych lub różowych kwiatach i szarozielonych liściach, kwitnące w naszych ogrodach przez cały rok. Pozostawienie ogrodu samopas na weekend czy nawet dłużej nie musi się skończyć katastrofą. Są rośliny, które cierpliwie znoszą brak opieki i znalazły rozwiązania ułatwiające im przetrwanie.
Rośliny ogrodowe, które przetrwają upał i wakacje właścicieli
Zabawki dla niemowląt przede wszystkim powinny być bezpieczne i dobrane do etapu rozwoju dziecka. Dbając o prawidłowy rozwój malucha i jego potrzeby, przygotowaliśmy listę zabawek, które mogą przydać się w pierwszym roku życia. Sprawdź nasze propozycje i wybierz coś dla swojej pociechy. Zabawki od narodzin 0+ Noworodek nie potrzebuje zbyt wielu bodźców i nie bawi się tak jak kilkumiesięczne niemowlę. Dla dziecka, które dopiero przyszło na świat do około trzeciego miesiąca, ważne jest przytulne miejsce do spania, ciepło i bliskość rodziców. Możemy jednak wybrać dla niego zabawki, które będą mu towarzyszyły w kolejnych miesiącach i rozwijały jego zmysły. Pierwszą propozycją jest przytulanka dla niemowlaka, do której maluszek może się przytulić i spokojnie zasnąć. Wykonana z przyjemnego materiału, spełnia wszelkie wymogi bezpieczeństwa. Dostępna w stonowanej gamie kolorystycznej, może stać się ukochaną przytulanką z dzieciństwa. Kolejną zabawką dla dziecka od narodzin może być przytulanka z gryzakiem – meciak sensorek. Jej wygląd może zależeć tylko i wyłącznie od kupującego. Charakteryzuje się dwustronnym materiałem – z jednej strony bawełna minky lub polar, z drugiej – bawełna we wzory. Ponadto wiele metek, które niemowlaki wprost uwielbiają i gryzaki – przynoszące ukojenie dla wyrzynających się zębów. Ponadto, połączenie kilku rodzajów materiałów i metki stymuluje rozwój zmysłów u dzieci. Baby love Miś Śpioszek to propozycja dla niemowląt, które lubią usypiać przy muzyce oraz delikatnym świetle. Miś ma wbudowaną pozytywkę z kilkoma kołysankami, jest miły w dotyku i w późniejszym wieku może służyć jako przytulanka. Poza tym ma również lampkę o słabym natężeniu światła – w sam raz do zasypiania. Głośność muzyki można regulować za pomocą guzików ukrytych w łapce pluszaka. Zabawki dla niemowlaka 3 m+ Kiedy niemowlę skończy 3 miesiące, można się pokusić o matę edukacyjną. Na rynku jest wiele modeli, ale ich zadanie jest takie samo – uczyć, bawić i rozwijać. Maty edukacyjne mogą posiadać elementy interaktywne – piosenki, odgłosy zwierząt, ale również gryzaki, lusterko, piszczące guziki itp. Mówiąc krótko – wszystko, co jest kolorowe i zwróci uwagę dziecka. Co więcej, maty edukacyjne składają się z materiałów o różnej fakturze – dzięki temu rozwijają zmysły niemowląt. Jedną z naszych propozycji jest mata edukacyjna Canpol Babys 3w1 – Kolorowy ocean. Jest przeznaczona dla dzieci od narodzin – na samym początku służy jako ochrona barierek w łóżeczku. Z czasem możemy ją wykorzystać jako tradycyjną matę edukacyjną oraz zabawkę do stymulacji wzroku oraz rozwijania koordynacji słuchowo-ruchowej. Zabawki dla niemowlaka 6 m+ Niemowlę w 6 miesiącu już siedzi i przygotowuje się do raczkowania. Jeżeli chcemy mu to ułatwić, rozwinąć jego zdolności motoryczne i sprawność ruchową, możemy zakupić dmuchany walec. Zabawka posiada w środku kolorowe kuleczki, a niektóre modele również element grający. Co więcej, niemowlę możemy na walcu położyć, aby wzmacniać jego mięśnie brzucha, rąk i nóg. Korzystając z tej zabawki, pamiętajmy jednak, że dziecko powinno być pod opieką osoby dorosłej. Na koniec chcieliśmy przedstawić propozycję dla maluchów, które dobrze raczkują i uczą się chodzić. Park piłeczkowy firmy Fisher-Price to zabawka, która kryje w sobie wiele możliwości. Piłeczki wrzucamy do tuneli lub na zjeżdżalnie, patrząc jak się toczą i wyskakują. Dodatkowo, każdemu działaniu towarzyszy przyjemna muzyka i pokaz świateł. Zabawki dla niemowląt… … mogą nie tylko bawić, ale wspierać rozwój najmłodszych. Ważne jest, aby dobierać je do wieku malucha. Dzięki temu z ciekawością i radością wejdzie on w kolejny etap, potrafiąc coraz to więcej i więcej.
Dobieramy zabawki dla niemowląt
Wanna może być oceanem. Piana – mgłą, w której znikają statki i zwierzęta morskie. Kąpiel – czasem wielkich przygód i odkryć. Zabawki mogą pomóc maluchom w przełamywaniu strachów. Tylko gdzie je trzymać? Jakie pojemniki na zabawki kąpielowe znajdziemy na Allegro? Pojemniki na zabawki kąpielowe mogą przypominać same zabawki lub np. hamak. Dobrze, jeżeli przed wyborem odpowiedniego pojemnika sprawdzimy, czy ma on właściwe odprowadzanie wody i czy szybko wysycha. Pojemnik na zabawki kąpielowe od Baby Ono Baby Ono przygotowało dla najmłodszych pojemnik na zabawki kąpielowe w kolorze niebieskim, różowym lub zielonym. Produkt jest wykonany z tworzywa sztucznego i ma mocowanie na przyssawki. Można go zaczepić na gładkiej powierzchni – wannie, szybie, kabinie prysznicowej lub płytkach w łazience. Pełni rolę pojemnika, ale można nim również wyławiać zabawki z wody. Otwory umieszczone w dnie pojemnika pełnią funkcję ociekacza. Dzięki temu zabawki szybko wysychają. Koszt pojemnika na zabawki kąpielowe od Baby Ono to około 25 zł. Pojemnik-pelikan Ciekawą propozycją w każdej łazience może być pojemnik w kształcie pelikana od Kids Kit. Pojemnik montuje się na brzegu wanny. Dzięki uniwersalnym mocowaniom pelikan będzie pasował do różnego typu wanien. Zabawki umieszcza się w siatce, która szybko wysycha. Możliwe jest również zdemontowanie siatki i upranie jej w pralce. Dzięki temu sprzęt jest bardziej higieniczny. Pojemnik w kształcie pelikana można bez problemu odwrócić na zewnątrz wanny, gdy chcą z niej skorzystać osoby dorosłe. Koszt to około 60 zł. Pojemniki od Boon Tomy Oryginalną propozycję pojemników na zabawki kąpielowe ma również Boon Tomy. W kolekcji znajdziemy pojemnik w kształcie żaby, biedronki i wieloryba. Zostały one wykonane z dobrego jakościowo tworzywa. Montuje się je za pomocą przyssawek, paska z klejem lub na stałe. Są łatwe w zdejmowaniu i łowieniu zabawek. Oryginalny kształt pojemników Boon Tomy sprawia, że są ciekawym elementem zabawy. Duże otwory umożliwiają osuszenie zabawek w pojemniku. Koszt pojedynczego zestawu to około 100 zł. Pojemnik-hamak Dla tych wszystkich, którzy szukają miejsca na dziecięce zabawki kąpielowe i chcą, aby był on lekki, łatwy w montażu, dobrze przepuszczał wodę i można było go uprać – przygotowano pojemnik-hamak. Produkt przypomina hamak z trzema przyssawkami. Montuje się go do gładkiej powierzchni na rogu pomieszczenia. Wykonany z siatki nylonowej, jest rozciągliwy i bardzo pojemny. Rozciąga się nawet do 120 cm. Jest łatwy w montażu. Zabawki dobrze ociekają. Nie zbiera się w nim woda. Może pomieścić wiele gadżetów. Koszt hamaka na zabawki to około 40 zł. Podsumowanie Wybierając pojemnik na zabawki kąpielowe, warto zastanowić się, czego tak naprawdę szukamy. Jeżeli ma to być zabawka, możemy wybrać pojemnik w kształcie jakiegoś zwierzątka. Jeżeli zależy nam na szybkim wyławianiu zabawek – przyda się pojemnik z rączką, która to ułatwi. A jeżeli ma pomieścić dużo gadżetów – możemy wybrać hamak. W każdym przypadku powinniśmy wziąć pod uwagę funkcję dobrego odprowadzania wody.
Przegląd pojemników na zabawki kąpielowe
Gdy w 1995 roku Michel Ancel stworzył postać, której głowa, ręce oraz nogi nie były przytwierdzone do korpusu, niewielu dawało mu szansę na sukces. Po 18 latach seria „Rayman” stała się jedną z największych marek świata gier. Przystępność Najnowszy „Rayman Legends” jest duchowym następcą „Rayman Origins”. Jak wielu z nas się przekonało, przejście kilkunastu poziomów w starszej wersji gry stanowiło ogromny problem nawet dla doświadczonych graczy. Przez ciężkie do pokonania levele, Origins zyskało zarówno wielu fanów, jak i wrogów, którzy nie potrafili poradzić sobie z wymaganiami stawianymi przez projektantów rozgrywki. „Rayman Legends” to miłe zaskoczenie - gra ma przyjaźniejszą i dostępniejszą dla każdego gracza formę przechodzenia kolejnych etapów. Sterowanie jest banalne, a wszystkie ciekawe kombinacje skoków są satysfakcjonujące oraz dosyć łatwe do wykonania. Grafika Jak w każdej odsłonie gier serii „Rayman”, tak i w najnowszej części otrzymujemy świetnie dopracowaną stronę wizualną produktu Ubisoftu. Jest kolorowo, bajkowo i niesamowicie porządnie. Przez kilkanaście godzin rozgrywki, zostajemy rzuceni na dziesiątki różnych plansz. Będziemy mieli okazję zwiedzić cukierkową krainę, Olimp, bagna, piekło oraz ciekawe miejskie kanały. Każda z tych lokacji zawiera w sobie kilkanaście plansz o różnym stopniu trudności oraz zróżnicowanym wyglądzie. Dzięki naprawdę porządnej oprawie graficznej, nie odczuwamy znudzenia, ponieważ każdy poziom oferuje zupełnie inne, ale interesujące doświadczenia wizualne. Multiplayer Ubisoft zaoferował kilka możliwości współdzielenia radości czerpanej z rozgrywki z innymi graczami. Najbardziej oczywisty w dzisiejszych czasach jest multiplayer sieciowy. Dzięki takiemu rozwiązaniu mamy dostęp do dziennych, tygodniowych oraz miesięcznych wyzwań. Możemy w nich zdobyć punkty, które później są wymieniane na nowe postaci oraz dodatkowe ulepszenia, z których będziemy mogli skorzystać w grze dla pojedynczego gracza. Jednak elementem rozgrywki dla wielu użytkowników, którzy pozwoli spędzić z grą jeszcze więcej godzin to, tzw. kanapowa kooperacja. W momencie, gdy nasi znajomi chcą pomóc w przejściu „Raymana”, mogą w dowolnym momencie dołączyć do naszej postaci. W rozgrywce może wziąć udział maksymalnie czterech graczy. Jedynym minusem tego rozwiązania jest wszechobecny chaos. Cztery awatary poruszające się w szybkim tempie po ekranie, który nie jest podzielony i przypisany do każdego z nich. Wiele się dzieje, frajda jest ogromna, ale ma się to nijak do przechodzenia gry. Pomimo tego, tryb multiplayer w najnowszym „Raymanie” jest elementem, który powinien zostać skopiowany do wielu ówczesnych tytułów gier. Nie ma nic przyjemniejszego, niż wspólne przechodzenie gry, siedząc obok ukochanej bądź znajomego. Razem można przeżywać przygody, które dzieją się na ekranie, a interakcje pomiędzy postaciami tworzą wiele zabawnych sytuacji. Dodatkowe atrakcje Jeżeli jesteś nowym graczem, który nigdy nie miał do czynienia z serią gier „Rayman”, to będziesz zaskoczony dodatkowymi możliwościami zabawy, które daje produkcja Ubisoftu. Najciekawszym i najmniej logicznym jest możliwość rozegrania meczu w piłkę nożną ze znajomymi! To nie jest „FIFA”, a „Rayman”! Oczywiście sam mecz jest bardzo uproszczoną wersją futbolu, jednak kopanie piłki za pomocą ciosów, przynosi mnóstwo frajdy. Dodatkowym elementem, który sprawił, że nie raz łapałem się za głowę (z radości i smutku) okazały się etapy muzyczne. Dla każdego będzie to prawdziwy test ze zręczności i wyczucia rytmu. W tych poziomach liczy się odpowiednie używanie przycisku skoku oraz ataku. Postać w zawrotnym tempie przemieszcza się po planszy, a naszym ekstremalnym wyczynom towarzyszą hity (odpowiednio dopasowane do kilmatu gry) takich zespołów jak, np. Queen. Podsumowanie Nie jest ważne ile masz lat, jeżeli szukasz gry, która swoją energią połączy pokolenia graczy – to „Rayman Legends” będzie idealnym rozwiązaniem. Dzięki kooperacji i wzajemnej pomocy będziesz mógł miło spędzić czas w wirtualnym świecie z bratem, dziewczyną czy babcią. Wystarczy odrobina chęci, by zapoznać się ze sterowaniem. Oczywiście zostanie mistrzem „Raymana” wymaga wielu godzin treningu, ale dla ludzi, którzy chcą się dobrze bawić, wystarczy 20 minutowy trening. Szukasz gry, która przyniesie wiele godzin radosnej i kolorowej rozrywki? Chcesz wprowadzić bliską osobę w świat gier? „Rayman Legends” jest twoim najlepszym rozwiązaniem. Wymagania gry Rayman Legends Zalecane: procesor: Intel Core 2 Duo E4400 RAM: 4GB karta graficzna: GeForce 9600 GT pamięć: 6GB system: Windows 7, Windows 8.1, Windows 10 (64-bit) DirectX: 11 Minimalne: procesor: Intel Pentium IV 3GHz RAM: 2GB karta graficzna: GeForce 6800 GT pamięć: 6GB system: Windows 7, Windows 8.1, Windows 10 (64-bit) DirectX: 11 Gra jest dostępna na:PC, PS3, PS4, Xbox 360, Xbox One, PSV, WiiU
„Rayman Legends” - recenzja gry
28 lutego od godziny 2:00 do 4:00 nad ranem przeprowadzimy prace modernizacyjne w serwisie. W tym czasie Allegro będzie niedostępne. 28 lutego od godziny 2:00 do 4:00 nad ranem przeprowadzimy prace modernizacyjne w serwisie. W tym czasie Allegro będzie niedostępne. Oferty kończące się w czasie przerwy technicznej przedłużymy o 24 godziny. Przepraszamy Was za niedogodności.
Przerwa techniczna w nocy z 27 na 28 lutego
Każdego roku, niezależnie od obowiązujących trendów i szerokości geograficznej w szafach stylowych kobiet odnajdziemy te same elementy: małą czarną, proste spodnie, klasyczne szpilki, czy właśnie białą koszulę. Biała koszula kojarzona jest ze światem biznesu i profesjonalizmem, ale przecież może być także symbolem kobiecości (kilka jej rozpiętych guzików pobudza męską wyobraźnię). Ten rodzaj koszuli już dawno przestał być wyłącznie męską częścią garderoby. Przez ponad sto lat panie zaczęły wykorzystywać białą koszulę w swoich kreacjach. Jest bowiem ona przykładem stroju idealnego na każdą okazję. Klasyczna do żakietu i spódnicy, „casualowa” z jeansami typu boyfriend i superelegancka do garnituru. Biała koszula ma wiele praktycznych zastosowań, a przy tym zawsze pozostaje na czasie. Koszula z szafy mężczyzny… antycznego Mało kto wie, że już za czasów antycznych mężczyźni nosili koszule pod szatami w dzień albo sypiali w niej w nocy. Oczywiście nie wyglądała ona tak, jak współcześnie, nie miała ani kołnierzyka, ani mankietów, jednak jej krój przypominał już późniejsze modele koszul. Od średniowiecza karierę robił kołnierz – zarówno jego wersja doczepiana, jak i wszyta w koszulę na stałe. To właśnie bogato zdobiony kołnierz, często gigantycznych wręcz rozmiarów, był najbardziej ozdobnym elementem męskiej garderoby. W XIX wieku kołnierze znowu zanikły, aby powrócić na dobre po I Wojnie Światowej. Wtedy pojawiła się też koszula wyglądem zbliżona do tej, którą nosimy współcześnie – zapinana na środku przodu, z niewielkim kołnierzem wszytym na stałe. W latach 60. ubiegłego wieku zaczęto produkować koszule z kieszonką na piersi. Kobiecy sposób na koszulę Koszula kobieca, czyli bielizna noszona pod suknią, oczywiście także istniała, ale w miarę upływu czasu coraz bardziej oddalała wyglądem się od koszuli męskiej, tracąc kołnierz, rękawy, łącząc się ze spódnicą, by w końcu stworzyć halkę. Wyemancypowane kobiety postanowiły więc sięgnąć do męskich szaf po koszulę i przystosować ją do swoich sylwetek. Jedną z pionierek w pożyczaniu fasonów przynależnych do mody męskiej i adaptowaniu ich na potrzeby współczesnych kobiet była Coco Chanel. Uważała koszulę za bardzo wygodną i elegancką część garderoby, dlatego często nosiła ją łącznie ze spodniami do jazdy konnej, co w owych czasach było zestawem bardzo odważnym. W miarę upowszechniania się tego typu stroju koszule przeobrażały się – stały się bardziej dopasowane do sylwetki, szersze w biuście, węższe w talii, zmieniła się także ich długość. Obecnie koszula, zwłaszcza biała, to podstawa damskiej garderoby. Biała koszula – z czym nosić? Zakładając klasyczną białą koszulę z długim rękawem, kołnierzykiem i mankietami, zawsze wyglądamy stosownie i elegancko. Tego typu strój w zestawieniu z prostą spódnicą, marynarką czy spodniami i klasycznym płaszczem, będzie wyglądał schludnie, ale też nieprzesadnie oficjalnie. Równie dobrze nada się na egzamin, ważną rozmowę w pracy czy uroczystość rodzinną, jak i na niezobowiązujące wyjście z przyjaciółką, a nawet randkę. Wszystko zależy od tego, jak zestawimy koszulę w stylizacji. Koszula + jeansy. Klasyczne już połączenie warto by nieco odświeżyć, przeprowadzając małą dekonstrukcję. Koszuli można podwinąć, a najlepiej obciąć rękawy. Do tego założyć jeansy typu boyfriend lub supermodne mom jeans, koniecznie z dziurami na kolanach. Przód koszuli schować pod spodnie, tył zostawić wypuszczony. Takie zestawy wyglądają świetnie zarówno z trampkami, jak i szpilkami czy botkami na obcasie. Aby jeszcze bardziej podkreślić niezobowiązujący charakter stylizacji dodajmy doń ramoneskę i plecak albo cienki prosty płaszcz i małą torebkę na ramię. Black + white. Ulubione zestawienie Anji Rubik – biała koszula, koniecznie rozpięta dla podkreślenia dekoltu, a do niej czarne, skórzane spodnie. Bardzo klasycznie i bardzo prowokująco. Idealny zestaw dla buntowniczek o rockowej duszy, które nie chcą na co dzień podporządkować się typowemu „dress code”. Koszula + ogrodniczki. Najmodniejsze połączenie nawiązujące do stylu lat 90. Z jednej strony minimalistyczna biała koszula, z drugiej ogrodniczki. Zarówno klasyczne jeansowe, jak i modne teraz czarne bądź białe lub w kolorze khaki z cienkich tkanin typu tencell. Koszula nadaje tego typu spodniom nieco charakteru, a sylwetce formy. Zestaw idealnie dopełni obuwie typu espadryle, slipony czy botki. Koszula przedłużana, czyli szmizjerka. Znakomita propozycja na lato – sukienka o kroju dłuższej koszuli, z jednej strony przewiewna i lekka, z drugiej o klasycznej formie. Idealnie nadaje się do pracy w ciepłe dni. Dla podkreślenia talii i nadania ubraniu kształtu najlepiej przewiązać ją w talii paskiem. Wygląda świetnie zarówno z mokasynami, jak i sandałkami na obcasie.
ABC stylu: Biała koszula
Sezon jesienno-zimowy nieodłącznie kojarzy się z ciemnymi barwami nie tylko w naszych strojach, ale też w makijażu. Zazwyczaj stawiamy wtedy na mocniejsze podkreślenie oczu, zwłaszcza przygotowując się do wieczornych wyjść. Okazuje się jednak, że ten sam trend powinien pojawić się w tym sezonie także na naszych ustach. Podkreślmy je, niech stanowią główną rolę w naszym makijażu. Jak wybrać odpowiedni kolor, który pasował będzie do naszej cery i koloru oczu? Jesienne trendy Nie każdy sezonowy trend będzie sprawdzał się u każdej kobiety. I chociaż w obecnym sezonie jesienno-zimowym w światowych makijażach królują intensywne czerwienie, mocne odcienie bakłażana, śliwki oraz przydymione brązy, to nie każda kobieta będzie wyglądała w nich dobrze. Warto też pamiętać, że tego typu kolory będą znacznie postarzać naszą twarz. Nie warto więc bezwiednie podążać za panującymi trendami, a lepiej jest dobrać taki kolor pomadki, który będzie pasował do naszej urody. Typ urody: jasna skóra, piegi, oczy szare lub jasnoniebieskie Kobiety, które posiadają taki typ urody, a w dodatku włosy rude, kasztanowe lub blond, powinny postawić na odcienie miedziane, czyli pomarańcze złamane brązem, a także stonowane czerwienie. Doskonale będą też wyglądać w pomadce w kolorze cynamonowym i rdzawym. Ten typ urody będzie współgrał jedynie z ciepłymi odcieniami. W drogerii nie oglądajmy się więc za modnymi w tym sezonie zimnymi czerwieniami. Typ urody: mleczna skóra, ciemne włosy, oczy niebieskie Kobiety o tym typie urody to największe szczęściary, które mogą sobie pozwolić na najmodniejsze w tym sezonie odcienie. Na waszych ustach powinny królować fiolety, róże i brązy. Świetnie będą też wyglądały intensywne czerwienie, które doskonale będą pasować do smoky eye. Ale uwaga! Jeżeli twoje zęby nie mają odcienia czystej bieli, to intensywna czerwień tylko podkreśli ich żółtą barwę. To nigdy nie wygląda dobrze. Typ urody: skóra o brzoskwiniowym odcieniu, jasne włosy, niebieskie lub zielone oczy Taki kolor skóry zazwyczaj bardzo łatwo się opala i zyskuje piękny, złocisto-brązowy odcień. Jasne włosy tylko potęgują jej kolor, dlatego usta powinny być w kolorze świetnie współgrającym z ciepłą urodą, a więc w brzoskwiniowym, łososiowym i koralowym. W obecnym okresie postawmy na ciepłe, delikatne brązy oraz czerwienie o odcieniu tzw. rakowym, a więc z ciepłym pigmentem. Ten typ urody lepiej wygląda bez makijażu niż w zbyt dużej jego ilości. Jeśli zdecydujemy się na intensywną pomadkę, niech makijaż oczu będzie ograniczony – wystarczy jedynie tusz do rzęs. Typ urody: chłodny odcień skóry, oliwkowa cera, włosy jasnobrązowe To najbardziej skomplikowany typ urody. Kobiety, które go posiadają, mogą mieć skórę zarówno mleczną, która opala się trudno i na czerwono, ale także taką w odcieniu różowo-beżowym, która opala się znakomicie. Taka skóra będzie znakomicie wyglądać we wszystkich chłodnych odcieniach, w których znajdziemy domieszki koloru niebieskiego. Wszelkie róże, modne w tym sezonie burgundy, odcienie wiśni, mocna czerwień czy fuksja. Na co jeszcze zwrócić uwagę? Przede wszystkim na kształt ust. Wąskie usta będą źle wyglądały w ciemnych barwach, które dodatkowo je pomniejszą. Lepiej wybrać odcienie jasnego różu, beżu czy czerwieni. Efekt wypełnienia ust zapewni aplikacja bezbarwnego błyszczyka na pomalowane pomadką wargi. Kobiety z dużymi ustami to prawdziwe szczęściary, które mogą pozwolić sobie na wszystkie dostępne odcienie szminek. Zwróćmy też uwagę na strukturę pomadki. Na co dzień wybierzmy raczej te matowe, stonowane. Natomiast na wieczór warto zdecydować się na pomadkę błyszczącą, intensywną, która powinna jednak stanowić integralną część z resztą makijażu. Jak widać, nie wszystkie modne w tym sezonie odcienie pomadek będą dobrze wyglądać na ustach każdej kobiety. Jeżeli chcemy wyglądać dobrze i nie być „ofiarą mody”, wybierzmy raczej pomadkę dopasowaną do naszej urody. Jeżeli jednak bardzo chcemy zobaczyć się w modnym odcieniu, to idźmy do drogerii, ale pod żadnym pozorem nie sprawdzajmy odcienia, malując się testerami. W końcu nie wiadomo, kto robił to przed nami. Jak więc sprawdzić, czy dany odcień będzie nam pasował? Pomalujmy nim opuszek palca i sprawdźmy, jak współgra z tonacją naszej skóry. Kolor opuszka jest najbardziej zbliżony do koloru naszych ust, dlatego doskonale sprawdzi się w roli testera.
Jak wybrać idealny kolor pomadki na jesień i zimę?
Skoro macie już podstawowy sprzęt do fotografowania – aparat, obiektyw i kartę pamięci, przydałoby się zastanowić, co może ułatwić życie pasjonatom sztuki obrazowania świata. Podpowiem wam kilka akcesoriów, które mogą okazać się przydatne. Aparat? Jest. Obiektyw? Jest. Karta pamięci? Sformatowana i gotowa do pracy! Zastanawialiście się, czego jeszcze potrzebujecie do tego, by wasze zdjęcia były lepsze, a wam pracowało się łatwiej i wygodniej? Stara prawda o fotografii głosi, że im więcej zrobisz podczas fotografowania, tym mniej będziesz musiał obrabiać. Poniżej prezentuję kilka opcjonalnych akcesoriów, które umilą wam twórcze życie. Statyw też się przyda Statyw jest rzeczą istotną, kiedy zaczynacie fotografować. Ułatwia stabilizację kadru, dzięki czemu nie będzie on poruszony. Możecie kupić trójnóg kompletny lub w częściach – osobno nogi oraz głowicę. Najlepsze są według mnie sprzęty firmy Manfrotto – drogie, ale pewne. Statywy wykonane z włókna węglowego są wytrzymałe i lekkie. Polecam! Możecie również sprawdzić monopody, jeśli nie chce wam się za każdym razem rozkładać statywu. Zestaw do czyszczenia – warto go mieć Warto zainwestować w zestaw do czyszczenia sprzętu fotograficznego. Przeważnie w jego skład wchodzą: ściereczka, szpatułki, pędzelek, płyn do optyki i gruszka. Każde z tych akcesoriów pomoże utrzymać aparat i obiektywy w czystości, dzięki czemu przejrzystość i estetyka waszych zdjęć będą lepsze. Filtry, które dobrze jest kupić Jeśli jesteśmy przy temacie klarowności obrazu, warto pomyśleć o filtrach, które nie tylko sprawią, że zdjęcia będą wyglądały lepiej, ale zapewnią obiektywom należytą ochronę. Każdy z nich działa na zasadzie nakręcanej nakładki o średnicy równej średnicy przedniego elementu obiektywu. Częściowy wyjątek stanowi system COKIN, gdzie nakręca się adapter, w który wsuwa się płytki z filtrami. Filtr UV ma za zadanie blokować wpadanie promieni ultrafioletowych do obiektywu i na matrycę. Jest neutralny kolorystycznie i nie zabiera dużo światła, a może znacząco zwiększyć kontrastowość na zdjęciach, co jest bardzo przydatne przy fotografowaniu analogiem (film jest bardzo czuły na promienie UV). W połączeniu z osłoną przeciwsłoneczną na pewno da świetne efekty i dokładny obraz. Kolejny na naszej liście jest filtr polaryzacyjny, który jest szczególnie przydatny przy fotografowaniu krajobrazów. Dzięki światłu wpadającemu prostopadle w obiektyw, osiągniecie piękne niebieskie niebo. Podczas robienia zdjęć przez szyby pozbędziecie się niepożądanych odblasków. Ostatni jest filtr szary, czyli ND (Neutral Density). Stosuje się go do obniżenia jasności ekspozycji – wykorzystuję go w przypadku fotografowania w pełnym słońcu, kiedy chcę osiągnąć płytką głębię ostrości, a obniżenie czułości nie wystarcza. Filtry ND występują w kilku wariantach. Połówkowe mają zaciemnione pół szkła z przejściem gradacyjnym, pełne ściemniają ekspozycję o określoną wartość. Ostatni to fader, czyli filtr, w którym możecie regulować przyciemnienie – jest grubszy niż pozostałe dwa, przez co może winietować, ale jest też bardzo wygodny, zwłaszcza przy zmiennych warunkach oświetleniowych. Biała i szara karta – dlaczego warto je mieć? Jeśli myślicie poważnie o fotografowaniu, rozważcie zakup szarej oraz białej karty (przeważnie występują w zestawach). Wbrew powszechnej opinii szara nie służy do ustawiania balansu bieli, lecz ekspozycji. Ma przeważnie kolor 18-procentowej szarości, co jest uznawane za światłomierz aparatu cyfrowego za neutralną ekspozycję równą 0 EV. Biała karta to akcesorium do poprawnego ustawienia balansu bieli. Na podstawie danych bieli zawartych na zdjęciu wasz aparat ściągnie sobie dane, „jak ma rozumieć biel”. Dzięki temu zdjęcia będą miały bardziej neutralny i naturalny kolor – nie będą zbyt żółte ani niebieskie. Istnieje jeszcze czarna karta, na której robi się zdjęcia po to, by sprawdzić na histogramie, czy czernie się nie zlewają, innymi słowy chodzi o wyciągnięcie detali z cieni. Bezpieczeństwo i transport naszego sprzętu Mamy już podstawowe rzeczy, dzięki którym ulepszymy nasze fotografie. Ale jeśli wkręcicie się w temat, zacznie brakować wam miejsca na dysku. Warto również mieć kopię bezpieczeństwa danych, można w tym celu zainwestować w dysk zewnętrzny. Mamy masę akcesoriów – przydałoby się je w czymś schować, prawda? Tutaj już kwestia jest bardzo indywidualna – ja preferuję plecaki fotograficzne. Dzięki nim można wziąć ze sobą dużo sprzętu, który będzie wygodnie leżał na plecach. Zwróćcie uwagę, by plecak miał pas biodrowy, dzięki czemu ciężar równo się rozłoży i nie będziecie cierpieć przez otarcia ramion. Oprócz tego używam torby fotograficznej, kiedy idę na produkcję, która nie wymaga ode mnie noszenia całego domu ze sobą. Teraz już wiecie, co przyda wam się na początek przygody z fotografią. Wierzę, że polecone przeze mnie akcesoria przyspieszą wasz rozwój. Bawcie się dobrze!
Polecane akcesoria do aparatów fotograficznych
Masz już dość siedzenia na kanapie przed konsolą do gier? Jeżeli kupiłeś Xboxa One z kontrolerem Kinect, to najwyższy czas zrobić z niego użytek. Oto najlepsze gry, od których warto zacząć. „Kinect Sports Rivals” Gra sportowa to najprawdopodobniej najbardziej oczywisty gatunek rozrywki elektronicznej, który jest w stanie odpowiednio wykorzystać kontroler Kinect. Dlatego też „Kinect Sports Rivals” był jedną z pierwszych gier robiących z niego odpowiedni użytek. Przy czym warto zaznaczyć, że omawiany tytuł to de facto sześć różnych gier, w które możemy się bawić zarówno sami, jak i w jednym pokoju ze znajomymi lub rodziną. „Kinect Sports Rivals” pokazuje potencjał techniczny, jaki kryje Kinect. Już przed rozpoczęciem zabawy gra skanuje rysy twarzy, kolor skóry, twoją fryzurę i inne cechy wyglądu, by móc cię odróżnić od innych graczy, a także, by stworzyć wirtualnego zawodnika z wyglądu podobnego do ciebie. Gra wie nawet, kiedy się uśmiechasz lub kiedy zaciskasz pięści. Kilka gier w jednej Jak już wspominaliśmy wyżej, gra podzielona jest na sześć dyscyplin. Pierwszą z nich są wyścigi skuterów wodnych. Pojazdami sterujemy za pomocą rąk i możemy to robić w zdumiewająco precyzyjny sposób. Dodajemy gazu, zaciskając pięść na wyimaginowanej przepustnicy, a skręcamy na lewo i prawo za pomocą ruchów, jak byśmy wykręcali prawdziwą kierownicę od skutera. Drugą dyscypliną jest wspinaczka wysokogórska, w której musimy szybko rękoma szukać kolejnych półek i chwytaków ułatwiających podejście. Trzecia to kręgle, w której ciskamy ręką wyimaginowaną kulą (gra nawet wychwyci, kiedy chcemy ją podkręcić!). Trzecia to strzelectwo wyborowe, w którym palcami musimy precyzyjnie wskazać cel i jest to najsłabszy i najnudniejszy element całego zestawienia. Oprócz tego mamy jeszcze piłkę nożną, w której musimy precyzyjnie podawać do innych zawodników piłkę, a następnie strzelić bramkę, a także tenis, w którym ręką odbijamy wirtualną piłeczkę. Całość prezentowana jest za pomocą kolorowej, wesołej oprawy graficznej, która może nie jest spektakularnie piękna, ale cieszy oko i pozwala wczuć się w radosny klimat tropikalnej wyspy, na której odbywają się zawody. Całość sprawdza się szczególnie dobrze podczas zabawy z rodziną czy przyjaciółmi. Rywalizacja z komputerem może się względnie szybko znudzić wraz z upływem czasu. Wystarczy jednak, by w twoim salonie pojawiły się inne osoby, by zapewnić wam wszystkim masę śmiechu i dobrej zabawy. A przy okazji spalicie sporo kalorii… „Dance Central Spotlight” Lubisz rozkręcić muzykę „na cały regulator” i tańczyć do ukochanych przebojów, kiedy nikt nie patrzy? To czemu nie zamienić tego w dobrą zabawę, a wręcz w rywalizację? Najnowsza odsłona gry„Dance Central” pozwoli ci właśnie na to. Co więcej, możesz tańcować zarówno samotnie, jak i ze znajomymi. Impreza w domu i dance-off z koleżanką? Czemu nie! Gra jest bardzo tania, ale niestety jest ku temu powód. W podstawowej jej wersji udostępnionych zostaje nam raptem 10 piosenek. Można dokupić sobie dziesiątki kolejnych: cena jednego utworu to wydatek wynoszący średnio około trzy złote. Można też dokupować piosenki w pakietach, wtedy cena za utwór wychodzi znacznie taniej. Na szczęście każda, którą testowaliśmy, ma wymyśloną fantastyczną choreografię, która wystawi na próbę nie tylko twoje poczucie rytmu, ale również i choreografię. Bardziej niesforni tancerze i tancerki mogą obniżyć poziom trudności gry, wtedy ta wybacza więcej błędów i upraszcza nieco ruchy, które gracz ma powtórzyć za widocznymi na ekranie tancerzami. Podobnie jak wspomniany wyżej „Kinect Sports Rivals”, najnowsza odsłona „Dance Central” nie szokuje oprawą graficzną, ale też ciężko się do niej w jakikolwiek sposób przyczepić. Animacje są świetne, a szczegółowość grafiki przyzwoita. Ilość utworów, jakie są dostępne do kupienia, nie pozwoli nam na nudę i znużenie. Podobnie też jak poprzednia gra, także i „Dance Central Spotlight”szczególnie dobrze sprawdza się w momencie, w którym mamy żywego rywala lub rywali do wspólnej zabawy. Choć niewątpliwie dla miłośników tańca również i zabawa solo może być bardzo satysfakcjonująca. Gry Kinect mogą być dobrą odskocznią od długich godzin spędzanych przed konsolą w pozycji siedzącej. Pozwalają spalić nieco kalorii, ale także rozerwać się z przyjaciółmi, a nawet dziećmi. Z takimi grami każde spotkanie ze znajomymi lub rodziną jest skazane na sukces!
Masz Kinecta? Oto gry, które musisz mieć!
Obuwie to jeden z ulubionych kobiecych tematów. Jednak nieczęsto bywa omawiane obuwie funkcyjne bądź militarne. Bez wątpienia nie jest to obuwie, w którym z chęcią wyjdziemy wieczorem na miasto, ale jeśli poważnie podchodzimy do zimowej szkoły przetrwania, będzie niezbędne. Ogólny termin "obuwie militarne" obejmuje nie tylko buty o przeznaczeniu wojskowym, ale także całą klasę butów roboczych, jakimi są kalosze i wodoodporne podgumowane buty. Obuwie militarne to także obuwie myśliwych, leśniczych czy wreszcie osób, które wiele i z chęcią wędrują po lesie, również zimą. Zimowe obuwie militarne czy myśliwskie trzeba zatem przede wszystkim dopasować do warunków terenu, temperatury, ukształtowania i celu wędrówki w terenie. Tereny bagniste Strażnicy leśni, szczególnie w parkach narodowych, doskonale znają warunki panujące na terenie chronionym. Znają je też myśliwi, fani przyrody czy osoby, które lubią spacerować po lasach. Oczywiście wybierając się na tereny podmokłe, bagniste i grząskie można zdecydować się na buty trekkingowi, ale lepiej postawić na kalosze. Jako jedyne dają gwarancję wodoodporności i nadają się nie tylko na lato, ale i na zimę. Dobrze jednak wtedy zaopatrzyć się w ocieplacze i wkładki izolacyjne, o ile opcja standardowa ich nie posiada. Współczesne kalosze to nie tylko klasyczne wsuwane buty. Prawie wszystkie modele mają ściągacz, który zapobiega zsunięciu się buta z nogi, nawet jeśli stopa ugrzęźnie. Jest wiele modeli całkowicie wiązanych. Kalosze to najlepsze obuwie funkcyjne dla myśliwych polujących na terenach podmokłych, ale również dla osób pracujących przy regulacji linii brzegowych jezior i rzek. Kupując kalosze warto zwrócić uwagę na to, czy są w kolorach maskujących – ma to większe znaczenie, kiedy poluje się na ptaki. Wiązane kalosze są także popularne wśród osób, które biorą udział w szkołach przetrwania na terenach podmokłych. Równie popularne są wodoodporne buty na ogumowanym spodzie, np. firmy Pionier lub Tramp – nieco bardziej stabilne, giętkie i lżejsze, nadal jednak mają za zadanie utrzymać suchą stopę, nawet jeśli zdarzy się wdepnąć w zimny strumień lub kałużę. W suchy teren Kiedy mamy do czynienia z dużą ilością śniegu, lepiej zaopatrzyć się w śniegowce. Ciepłe, lekkie i miękkie buty można spryskać impregnatem, by nie przepuszczały wilgoci z topniejącego śniegu. Tu też można użyć lekkich wiązanych kaloszy, ale jeśli w grę wchodzi duża ilość biegania, lepiej postawić na coś o bardziej miękkiej podeszwie. Natomiast jeśli warunki sprzyjają, temperatura jest ujemna, ale nie leży śnieg, najlepszą opcją będą buty wojskowe, a nawet policyjne. Ciepłe, lekkie, o profilowanej podeszwie i zapewniające dobre podparcie stopie. Dodatkowo obuwie wojskowe jest najczęściej całoroczne – sięga do połowy łydki, jest solidnie sznurowane, wyłożone miękkim i ciepłym materiałem imitującym filc. W razie konieczności można do butów włożyć wkładki ocieplające z filcu. Wojskowe obuwie występuje w kilku kolorach, można zatem dobrać najlepsze do otaczającego ternu i rodzaju aktywności. Do miasta Odzież militarna to również pewne elementy mody, ale także wygody. Wojskowe buty są solidne, wygodne, bardzo często wykonane ze skóry. Nawet wojskowe trampki sprawdzają się jako obuwie zimowe, szczególnie jeśli nie ma dużych opadów. Nie można też zapominać, że obuwie w stylu wojskowym czy policyjnym często bywa elementem trendów modowych, dlatego wiele osób chętnie sięga po klasyki, bo są prostsze, wygodniejsze, trwalsze, a przede wszystkim tańsze. Dodatkowo, w przeciwieństwie do modowych naśladowców, jest obuwiem funkcyjnym, w którym będzie można wypuścić się na długi spacer po lesie, albo nawet wziąć udział w zimowej szkole przetrwania.
Zimowe obuwie militarne do 150 zł
Piłka lekarska jest przyrządem, z którym większość osób ćwiczących na siłowni ostatni raz kontakt miała w szkole podstawowej podczas zaliczania testów sprawnościowych. Spośród wszystkich dostępnych w klubie fitness akcesoriów to taśmy TRX czy odważniki kettlebells cieszą się popularnością. Jednak należy zauważyć, że odpowiednio wykonany trening z wykorzystaniem piłki lekarskiej przyniesie bardzo duże korzyści dla całego ciała. Zalety treningu z piłką lekarską Piłka lekarska ze względu na swój kształt i obszycie odpornym na uderzenia materiałem pozwala w bezpieczny i kontrolowany sposób utrzymywać ją w dłoniach. Dodatkowo możliwe jest wykonywanie dynamicznych rzutów. Pozwoli to popracować nie tylko nad mięśniami core, ale także nad niezbędną w wielu grach zespołowych i sportach walki siłą eksplozywną. Piłka, angażując do pracy mięśnie całego ciała, wpłynie pozytywnie na koordynację ruchową i zręczność. Poza tym wykorzystanie tego akcesorium w podstawowych ćwiczeniach takich jak wykroki, pompki czy brzuszki będzie świetnym urozmaiceniem treningu i zapewni naszemu ciału nowe bodźce. Russian twist box:offerCarousel Pozycja początkowa dla tego ćwiczenia zakłada utrzymanie siadu równoważnego, gdzie kontakt z podłożem mają jedynie pośladki, a nogi i korpus uniesione są na podobną wysokość. Trzymaną oburącz piłkę lekarską należy płynnymi ruchami przekładać z jednej strony bioder na drugą, tak aby pozycja nóg i tułowia nie uległa zmianie. Do początkowej pracy mięśni prostych brzucha, które odpowiedzialne są za utrzymanie pozycji siadu równoważnego, podczas wykonywania skrętów włączają się mięśnie skośne. Podczas tego ćwiczenia należy zadbać o utrzymanie naturalnej pozycji kręgosłupa i odpowiednią koordynację ruchów. Jeśli piłka jest niedostępna, możemy się posłużyć wariantami ćwiczenia z wykorzystaniem wyciągów atlasu lub gumy powerband. Przysiad z piłką Piłka trzymana oburącz na wysokości klatki piersiowej podczas przysiadów będzie nie tylko wymagała cięższej pracy mięśni nóg, ale także zdecydowanie bardziej zaangażuje brzuch i górną część grzbietu. Podczas przysiadów z piłką lekarską łokcie powinny być ustawione pod piłką w celu zapewnienia bezpiecznego i kontrolowanego chwytu, a ustawienie całego ciała powinno spełniać wymagania co do techniki wykonania klasycznego przysiadu. Osoby zaawanasowane mogą podczas wstawania z głębokiego przysiadu wykonać rzut piłką nad siebie lub o ścianę. Ponowny chwyt piłki powinien być zsynchronizowany z wykonaniem kolejnego przysiadu. Ta wersja ćwiczenia będzie świetnym uzupełnieniem treningu interwałowego. Bardziej zaawansowany wariant zakłada wykonanie ćwiczenia ze sztangą i tutaj już łatwiej możemy dozować zwiększenie ciężaru. Pompki na piłce W przypadku wykonywania pompek jedna z rąk powinna być ustawiona na piłce lekarskiej, która ze względu na swój kształt będzie wprowadzała element niestabilności. Brak pewnego oparcia o podłoże zmusi mięśnie obręczy barkowej i core do większej pracy. Dodatkowo podwyższenie punktu podparcia zwiększy zakres ruchu, co dostarczy mięśniom nowych bodźców treningowych. Dobrym pomysłem będzie przetaczanie piłki pod tułowiem po wykonaniu każdego powtórzenia. Przed wykonaniem tego ćwiczenia warto upewnić się, że technika wykonywania klasycznych pompek jest poprawna i nie wymaga żadnej korekty. Rzuty piłką o ziemię Rzut piłką lekarską o ziemię jest jednym z lepszych ćwiczeń kształtujących siłę eksplozywną, która stanowi nieodłączny element treningu zawodników sportów walki. Piłkę leżącą na ziemi należy chwycić oburącz. Ciało powinno znajdować się w pozycji do wykonania martwego ciągu. Następnie należy unieść piłkę tak, aby znalazła się nad głową, po czym – wykonując wydech powietrza – następuje uderzenie piłki o ziemię. Ciało ćwiczącego powinno wrócić do pozycji początkowej, gdzie biodra wypchnięte są w tył, a kręgosłup utrzymuje swoje naturalne krzywizny. To wymagające technicznie ćwiczenie angażuje do pracy całe ciało i stanowi dobre uzupełnienie dla treningów metabolicznych. Wykroki z piłką lekarską Piłka lekarska potrafi odmienić dobrze znane ćwiczenia, między innymi wykroki. Wykonanie ruchu skrętu tułowia wraz z piłką podczas wykonywania kolejnego wykroku zmusi do pracy mięśnie brzucha i pleców, a także poprawi koordynację ruchową i balans ciała. Skręty tułowia można wykonywać także podczas zakroków czy przysiadów wykrocznych. Osoby początkujące powinny najpierw opanować technikę wykroków jedynie z masą własnego ciała, gdyż sama pozycja wykroczna będzie często stanowiła spore wyzwanie dla ćwiczącego. Rzuty piłką o ścianę Wykonanie tego ćwiczenia wymaga przyjęcia wyprostowanej pozycji i chwytu piłki oburącz tak, aby znalazła się na wysokości klatki piersiowej. Piłka lekarska, która początkowo znajduje się blisko naszego ciała, powinna być wyrzucona w kierunku ściany lub pionowo ustawionego materaca z jak największą mocą. Napięcie całego ciała pozwoli utrzymać balans i równowagę podczas rzutów. Wraz z wyprostem ramion powinien nastąpić zdecydowany wydech powietrza, który zwiększy efektywność wypchnięcia piłki. Alternatywą dla wykonania tego ćwiczenia jest wyrzut piłki z wysokości biodra wraz z kontrolowanym skrętem tułowia. Podsumowanie Każdy, komu zależy na zbudowaniu nie tylko silnego, ale i sprawnego ciała, powinien w swoim planie treningowym uwzględnić wykorzystanie piłki lekarskiej. Odpowiednio dobrany ciężar pozwoli efektywnie zaangażować do pracy mięśnie brzucha podczas skrętów tułowia w siadzie równoważnym czy podczas wykroków. Piłka urozmaici wykonywanie takich podstawowych ćwiczeń jak przysiad czy pompka. Dobrze opanowane technicznie przysiady z wyrzutem piłki nad głowę i rzuty piłki o ziemię będą stanowiły podstawę dla wykonania skutecznego treningu metabolicznego, który pozytywnie wpłynie na tempo spalania tkanki tłuszczowej. Podczas treningów warto korzystać z różnych akcesoriów, gdyż nie tylko zapobiegną monotonii, ale i zapewnią nowy bodziec dla rozwoju ciała.
Ćwiczenia z piłką lekarską
Niegdyś każdy dom lub budynek wielorodzinny był wyposażony w balkony, rzadziej w loggie. Obecne standardy architektoniczne coraz częściej nie przewidują jednak na elewacjach tego typu elementów. Poniekąd wynika to, ze zmieniających się trendów architektonicznych, ale ma też swoje źródło w szeregu problemów, jakie sprawiało konstruowanie, wykonanie nawierzchni i mocowanie balustrad. Problemów z trwałością okładzin tarasowych, czy balkonowych, na których zastosowano barierki /balustrady, należy się doszukiwać w dwóch sprawach. Pierwsza z nich to niska kultura wykonawcza i błędy pracowników wykonujących zarówno barierki, jak i okładziny z płytek ceramicznych. Druga natomiast to zupełnie błędne wykonstruowanie, zaprojektowanie tego rozwiązania i montowanie balustrad „od góry”, tzn. w sposób przecinający wszystkie warstwy balkonu lub tarasu, bez należytej dbałości o szczelność. Pora zatem poznać prawidłowe technologie, poprzez wspomnienie o błędach, które w konsekwencji mogą spowodować kłopoty i wygenerować kosztowne naprawy. Jak montować balustrady? Balustrada to element balkonu, tarasu lub schodów wejściowych, konieczny dla wygody użytkowników (ułatwia wchodzenie) i ich bezpieczeństwa (zabezpiecza przed przypadkowym upadkiem). Nie jest prawdą, że nie da się ich solidnie i szczelnie zamontować. Do wyboru są trzy opcje, tj. montaż: - od góry, słupki są przykręcone do górnej powierzchni płyty balkonu lub tarasu; - z boku, na powierzchni czołowej płyty konstrukcyjnej balkonu, tarasu; - od dołu, na spodniej powierzchni płyty balkonowej lub tarasowej. Najkorzystniejszy i zawsze zalecany jest sposób montażu balustrady od dołu. Odradzane są natomiast pozostałe dwa sposoby, zwłaszcza przykręcanie balustrady od góry, ponieważ słupek balustrady przechodzi wówczas przez wszystkie warstwy tarasu, w tym warstwę hydroizolacji i może spowodować spękania na styku słupka z warstwą otuliny. Spękania to już otwarta droga dla wody i dalszej destrukcji, z odspojeniem płytek, włącznie. Można to niebezpieczeństwo ograniczyć, stosując dodatkowe akcesoria uszczelniające w postaci kołnierzy (mankietów), mocowanych wokół słupków i zatapianych w warstwie hydroizolacji dwuskładnikowej. box:offerCarousel Również montaż od czoła, pomimo że korzystniejszy, nie zawsze jest możliwy. A wynika to z faktu, że aby stabilnie i mocno zamontować balustradę, grubość płyty balkonowej lub tarasowej musi być odpowiednio duża. Zbyt cienka grubość tych elementów nie pozwoli na bezpieczne zamontowanie elementu. Instalowanie polega na przytwierdzeniu konstrukcji do specjalnej szyny ze stali nierdzewnej, osadzonej wcześniej na czole płyty balkonowej lub tarasowej. Szyny mocowane są za pośrednictwem żebrowanych prętów o odpowiedniej długości i kotew, co zapewnia stabilny i bezpieczny montaż. Montaż słupków balustrady od spodu płyty balkonowej lub tarasu jest najkorzystniejszy, bo zamocowanie nie narusza struktur warstw tej przegrody, ani hydroizolacji, ani termoizolacji. Jest to bezpieczne rozwiązanie również z uwagi na ograniczoną możliwość penetracji wody w miejscu zamocowania (krawędź balkonu lub tarasu jest zwykle zabezpieczona profilem okapowym). Kolejna korzyść, poza wspomnianymi technicznymi, jest użytkowa – balustrada zamontowana w ten sposób umożliwia powiększenie powierzchni tarasu lub balkonu, ponieważ nie zabiera miejsca.
Jak montować balustrady i barierki na tarasach, balkonach, schodach, aby prace były trwale?
Świat wzorów nie ogranicza się do trio: krata, dziewczęce grochy i marynistyczne poziome paski. Projektanci oferują kobietom również ubrania wykonane z tkanin pokrytych motywem paisley, pepitką i tartanem. Jakie są najpopularniejsze rodzaje wzorów? Na jakich elementach garderoby najczęściej występują? Kratka to jeden z najpopularniejszych wzorów. Występuje w różnych wariantach, np. niewielkiej kraty (zwanej vichy, która wyróżnia się zestawieniem dwóch kolorów, a tworzą ją pasy przecinające się pod kątem 90 stopni), kraty księcia Walii (kwadratowe kafelki z trzech niewielkich czarno-białych wzorów) czy kraty windowpane (wzór kraty okiennej uzyskany z szeroko rozstawionych linii przecinających się pod kątem prostym). Z kolei grochy mogą być niewielkie lub duże, nieregularne lub równomiernie i ciasno rozlokowane na powierzchni materiału (tak jak w przypadku polka dots). Ubrania zdobią też pasy – pionowe lub poprzeczne (typowe dla stylu marynarskiego, zwłaszcza jeśli są szerokie i występują w duecie kolorystycznym: biel i granat). Najpopularniejsze rodzaje wzorów – tartan Tartan to wzór typowy dla mody rodem ze Szkocji. Jego cechą charakterystyczną są przecinające się linie rozlokowane na powierzchni tkaniny w regularnych odstępach, w efekcie tworzące kratę. Najczęściej z materiałów (głównie wełny) pokrytych tym wzorem szyto pledy i kilty dla lokalnych wojów, które służyły jako okrycie wierzchnie w okresie jesiennym i zimowym. Niegdyś kolor tego wzoru stanowił symbol przynależności osoby do klanu, obecnie występuje on w wielu wariantach bez wyraźnej symboliki. Najczęściej elementem kobiecej garderoby wykonanym z tkaniny pokrytej tartanem jest ponczo. Najpopularniejsze rodzaje wzorów – pepitka Pepitka to dwukolorowy wzór najczęściej występujący w wersji biało-czarnej, choć na wybiegach światowej sławy projektantów modelki prezentują również inne warianty kolorystyczne, np. odcienie pomarańczy. Poszczególne elementy tego motywu przypominają kształtem zęby psa. Pepitka to, tak jak tartan, wzór również kojarzony ze Szkocją.Spopularyzowała go ikona stylu Coco Chanel. Projektantka nosiła żakiety wyprodukowane z materiału pokrytego tym wzorem. Dziś pojawia się on także na damskich spodniach. Najpopularniejsze rodzaje wzorów – paisley Motyw paisley to różnej wielkości wzory o kształcie narządów wewnętrznych – nerek. Mogą mieć gładką krawędź lub być dodatkowo zdobione. Motyw ten przywędrował do krajów europejskich z Azji, a przyczynili się do tego mieszkańcy Wielkiej Brytanii. To oni są też odpowiedzialni za jego nazwę – pochodzi ona od miejscowości w Anglii. Na jakich częściach stroju występuje ten motyw? Niegdyś stanowił ozdobę krawatów i poszetek, a więc elementów męskiej garderoby. Dziś spotkamy go także w modzie damskiej, np. na sukienkach. Najpopularniejsze rodzaje wzorów – romby Najczęściej te figury geometryczne występują na powierzchni materiału w dwóch lub trzech różnych kolorach. Pomiędzy rombami w dwóch kierunkach biegną białe proste linie (przerywane lub ciągłe), tworząc wzór na kształt dodatkowej siatki. Początkowo ten motyw zdobił skarpety, które nosili Szkoci w zestawie z kiltami. Obecnie najczęściej występuje on na dzianinowych swetrach. To typowy element stereotypowego wizerunku miłośników golfa. Panie uprawiające tę dyscyplinę sportu zestawiają sweter w romby z białą krótką spódnicą (stanowi on alternatywę dla koszulki polo). Podstawę garderoby powinny stanowić ubrania pozbawione wzorów – wówczas łatwiej jest je ze sobą zestawić. Warto jednak mieć w szafie kilka wzorzystych części garderoby, które urozmaicają codzienne stylizacje.
Nie tylko krata i groszki. Najpopularniejsze rodzaje wzorów
Samosy to trójkątne pierożki nadziewane warzywami. W połączeniu z pastą tamaryndową oraz garam masala tworzą unikalny egzotyczny smak. Składniki: 12 płatów ciasta won ton lub filo 400 g ugotowanych ziemniaków 1 łyżeczka przyprawy garam masala sól 1 posiekana cebula 2 posiekane ząbki czosnku 150 g pasty tamaryndowej 2 łyżki brązowego cukru 1 łyżeczka kuminu 1 łyżka ziaren gorczycy Krok po kroku: Ziemniaki solimy i doprawiamy przyprawą garam masala. Farsz zawijamy w ciasto i smażymy. W garnku podsmażamy czosnek z cebulą. Gdy zmiękną, dodajemy pastę tamaryndową. Dusimy 2 minuty, po czym doprawiamy do smaku cukrem oraz gorczycą. Ciepłe pierożki podajemy ze schłodzonym sosem. Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia.
Mini samosy z tamaryndowcem
Przy podawaniu specyfikacji produktu producenci decydują się albo na szczegółowy opis, albo całkowicie z takiej charakterystyki rezygnują. Jako konsumenci musimy pamiętać, że nie każdy parametr jest ważny i nie zawsze lepszy wynik sprzedażowy ma praktyczne przełożenie na jakość towaru. Na co warto więc zwrócić uwagę przy zakupie słuchawek lub głośników? Słuchawki Najważniejsze parametry opisujące słuchawki to: Konstrukcja. Typ. Pasmo przenoszenia. Impedancja. Skuteczność lub czułość. Maksymalna moc wejściowa. Konstrukcja Definiuje komorę przetwornika – zamkniętą, otwartą lub półotwartą. Jeśli jego budowa jest zamknięta, przetwornik jest bardziej ograniczony i słuchawki powinny dobrze tłumić odgłosy pochodzące z otoczenia. Otwarta komora oferuje najczęściej lepszą przestrzeń w muzyce, lecz to rozwiązanie sprawdza się doskonale jedynie w ciszy, gdyż słuchawki nie niwelują hałasów z zewnątrz. Dodatkowo „wyciekający” z nich dźwięk może przeszkadzać osobom, które znajdują się w pobliżu. Półotwarta komora łączy oba rozwiązania – stanowi więc złoty środek (albo półśrodek, w zależności od priorytetów). Typ Określa, jak będziemy musieli zakładać i nosić słuchawki. Po pierwsze, mogą to być słuchawki wokółuszne, czyli takie, które otaczają małżowiny. Po drugie – mogą się na nich opierać (nauszne). Przy kolejnym rozwiązaniu wkładamy je do kanału słuchowego (dokanałowe). Zaletą tego typu słuchawek jest to, że lepiej tłumią dźwięki z otoczenia i pozwalają na cichsze odsłuchy. Ostatnią propozycją są natomiast słuchawki douszne – wkłada się je tylko do małżowiny. Warto zaznaczyć, że dwa ostatnie typy są bardzo często ze sobą mylone. Pasmo przenoszenia (Hz – herc) to zdecydowanie przeceniany parametr, który często wprowadza użytkowników w błąd, gdyż nie przekłada się bezpośrednio na jakość dźwięku. Przyjmuje się, że pasmo słuchu człowieka zawiera się w przedziale od 20 Hz do 20 kHz. Jest to jednak wersja optymistyczna, gdyż taki zakres mają zazwyczaj dzieci lub młodzież. Z wiekiem pasmo zawęża się (głównie w wysokich częstotliwościach), dlatego możemy uznać, że przedział od 16 do 17 Hz to realny pułap. Muzyka zazwyczaj także nie osiąga takich wyników. Pasmo słuchawek od 20 Hz do16 kHz nie oznacza więc, że są gorsze od tych, które przenoszą od 20 Hz do 50 kHz. Impedancja (Ohm, om) to opór elektryczny prądu zmiennego. Im wyższy, tym potrzeba większego napięcia. Słuchawki do telefonu nie powinny przekraczać 32 Ohm i zazwyczaj mają 16 Ohm. Stacjonarne, komputerowe to już 3260 Ohm, a te do wzmacniaczy to 120 Ohm, 300 Ohm lub 600 Ohm. Nie znaczy to, że słuchawek niskoohmowych nie można podłączyć do wzmacniacza. Jest on jednak wtedy bardziej obciążany, gdyż generuje nadmiar mocy. Można też podłączyć słuchawki 60 Ohm do smartfona, ale jakość otrzymanego dźwięku będzie zależeć od ich skuteczności. Skuteczność lub czułość (poziom ciśnienia akustycznego, dB – decybel) jest bardzo ważnym parametrem, który często podawany jest zbyt ogólnie, a czasem jest po prostu niedookreślony. Zazwyczaj powinien wskazywać głośność słuchawek przy dostarczeniu im 1 mW. Im poziom będzie wyższy, tym lepiej – słuchawki będą dobrze pracować nawet z niewydajnymi muzycznie urządzeniami, takimi jak telefony lub tablety. Poziom od 100 do 120 dB przy impedancji od 16 do 32 Ohm zapewni odpowiednią głośność. Maksymalna moc wejściowa (mW – miliwat) często błędnie oznaczana jako moc słuchawek. To parametr podający, ile słuchawki mogą przyjąć prądu – maksimum jest równoznaczne z uszkodzeniem przetwornika. Dla słuchawek przenośnych, dokanałowych, to zazwyczaj przedział od 10 do 40 mW. Oznacza to, że słuchawki nie są „wymagające” i dobry dźwięk uzyskamy przy podłączeniu ich do dowolnego urządzenia. Pamiętajmy, że gdy wartość mocy wejściowej jest niska, musimy uważać ze wzmacniaczami. Dla stacjonarnych słuchawek zakres ten ma często od 200 mW do 1,5 W, a niektóre zaawansowane konstrukcje osiągają maksimum na poziomie 16 W. By w pełni poznać ich możliwości, będziemy musieli podpiąć je do wzmacniacza zdolnego wygenerować kilka W mocy. Nie można ignorować także wagi lub długości przewodu. W pierwszym aspekcie przedział od 250 do 350 gramów to optimum. 150 gramów to słuchawki bardzo lekkie. Te półkilogramowe nie wydają się wyjątkowo ciężkie w rękach, ale noszone na głowie mogą sprawić już znaczny problem. Drugi z omawianych parametrów zależy od preferencji i przeznaczenia słuchawek. Długość od 100 do 120 cm to standard dla słuchawek przenośnych, a przedział od 150 do 300 cm – dla stacjonarnych.Podsumowując, przy wyborze słuchawek najlepiej zwracać uwagę na ich konstrukcję, impedancję i skuteczność. Głośniki Przy zakupie głośników warto zwrócić uwagę na: Moc. Liczbę głośników. Drożność, Typ. Stosunek sygnału go szumu. Pasmo przenoszenia. Z głośnikami sprawa jest trochę bardziej skomplikowana, gdyż więcej zależy od techniki pomiaru wielu wartości. Danych jest często dużo więcej, ale tylko niektóre wymagają wyjaśnienia. Moc (W – Wat) jest ważna, choć jednocześnie przeceniana. To też element, którym często się manipuluje, podając na przykład moc szczytową (znamionową, P.M.P.O.), czyli maksymalną na chwilę przed ich uszkodzeniem. Liczba jest duża, ale nie przekazuje praktycznie żadnej informacji o możliwości urządzenia. Warto brać pod uwagę moc RMS – to maksymalna moc głośników w trybie ciągłym. Liczba głośników lub system Oznacza liczbę oddzielnych jednostek w zestawie. Dla przykładu głośniki 2.0 to głośniki stereo – dwie oddzielne kolumienki. 2.1 wskazuje dodatkowy subwoofer do dwóch głośników, a 5.1 to pięć głośników i subwoofer. Drożność (budowa) To, w uproszczeniu, liczba głośników w jednej kolumnie. Konstrukcje dwudrożne dysponują zatem dwoma głośnikami – jeden jest zazwyczaj nisko-średniotonowy, drugi – wysokotonowy. Trójdrożne dzielą sygnał na nisko-, średnio- i wysokotonowce. Może się wydawać, że im więcej, tym lepiej, jednak sporo zależy od zwrotnicy, czyli urządzenia, które dzieli sygnał na poszczególne głośniki. Może ono wprowadzać zniekształcenia lub degradować dźwięk. Warto zwrócić uwagę na obecność bass-reflexu, czyli tuby wzmacniającej niskie tony (dobrze by jej wylot był z przodu). To rozwiązanie przydatne w zestawach bez subwoofera. Typ, rodzaj, konstrukcja Dzielą głośniki na aktywne i pasywne. To bardzo ważne, gdyż pierwsze mają wbudowane wzmacniacze – w jedną lub dwie kolumny – potrzebują więc tylko źródła dźwięku z odtwarzacza CD, przetwornika lub karty dźwiękowej komputera. Drugie, pasywne lub bierne, nie mają wzmacniaczy, więc konieczny jest jeszcze zewnętrzny wzmacniacz głośnikowy. Stosunek sygnału do szumu (SNR – Signal to Noise Ratio) to różnica pomiędzy maksymalną głośnością a poziomem szumu własnego urządzenia. Jeśli zakres jest niewielki, to po mocniejszym rozkręceniu głośności słyszalny będzie szum głośników. Wartość podawana jest w dB i im jest wyższa, tym lepiej. Ten parametr nie zawsze ma znaczenie, jednak jest ważnym elementem w muzyce o dużym zakresie dynamiki (na przykład w klasyce). Poziom 85 dB powinien wystarczyć przy wielu gatunkach. Pasmo przenoszenia (Hz – herc) – nie jest to najważniejszy parametr, choć producenci często idealizują możliwości sprzętu (podobnie jak w słuchawkach). W tym przypadku ma on jednak większe znaczenie, gdyż najniższe częstotliwości niskich tonów (czyli pasmo subbasu) są trudne do osiągnięcia w wielu głośnikach. Kolumny 2.0, dwudrożne lub trójdrożne, zazwyczaj sięgają pułapu od 50 do 40 Hz, a niewielkie głośniki (średniotonowe z bass-reflexami) i tak przenoszą to pasmo za cicho, więc dominuje midbas. Potrzebny jest więc oddzielny głośnik niskotonowy lub subwoofer.Parametrów jest oczywiście więcej. Dobierając pasywne kolumny do wzmacniacza, na pewno musimy pamiętać o impedancji – ważne, by była równa lub wyższa od tej we wzmacniaczu. Efektywność to pomiar głośności naszego urządzenia, podany w dB, który zależy od zastosowanego wzmacniacza. Producenci często nie podają informacji na temat warunków, w jakich przeprowadzany był test pomiaru, więc nie należy w pełni ufać przedstawianej liczbie. Warto skupić się na mocy RMS, drożności i wziąć pod uwagę pasmo przenoszenia.
Jak czytać specyfikacje słuchawek i głośników?
Dostałeś na Gwiazdkę tablet z Windows? To świetnie, bo czeka na ciebie masa gier, które pozwolą ci się odprężyć. Na tabletach szczególnie dobrze sprawdzają się gry, które nie wymagają refleksu, a stawiają na kreatywne myślenie. Oto najlepsze z nich. „Project Spark” Bardzo ciężko w dużym skrócie scharakteryzować tę grę. To gra, która kształtuje się wraz z postępami, jakie w niej dokonamy. To ty decydujesz, jak dalej będziesz grać. Czy to będzie przygoda RPG? A może platformówka? A może gra typu RTS? W jakim świecie – fantastycznym, science-fiction czy jeszcze innym? „Project Spark” to niesamowite narzędzie dla dzieci i dorosłych, dające tonę dobrej zabawy i stymulujące kreatywność. W „Project Spark” możesz puścić wodze fantazji i w prosty sposób tworzyć światy, opowieści oraz gry, a potem grać w nie lub udostępniać je graczom na całym świecie. To wirtualny plac zabaw, w którym możesz tworzyć gry i grać w produkcje stworzone przez członków globalnej społeczności. Ponad 1 milion użytkowników spędziło już łącznie ponad 4 miliony godzin przy tworzeniu 70 tysięcy gier w „Project Spark”. Zdecydowanie jest co robić… „Game Dev Tycoon” A może by tak poznać biznes tworzenia gier od środka? „Game Dev Tycoon” to prosta, ale bardzo wciągająca gra strategiczna, w której wcielamy się (na początku) w jednoosobowe studio deweloperskie. Nasz cel? Stać się tytanem pokroju Electronic Arts. „Game Dev Tycoon” to długie godziny dobrej zabawy, a przechodzenie gry ponownie nie nudzi, gdyż za każdym razem możemy obierać inne strategie rozwoju i mierzyć się z nowymi wyzwaniami. Oprawa graficzna również stoi na przyzwoitym, „kreskówkowym” poziomie. I nie trzeba bawić się w żadne mikrotransakcje, by móc cieszyć się wszystkimi funkcjami tej produkcji. „Cut the Rope” Oto gra, która zapewni równie wielką frajdę zarówno tobie, jak i twojemu dziecku. „Cut the Rope” to gra logiczna, której celem jest… nakarmienie cukierkiem „żaby z kosmosu”. Nie jest to jednak takie proste zadanie. Cukierek wisi na sznurku i pomiędzy nim a wiecznie nienażartym zielonym stworem jest cały tor przeszkód. Sznurek trzeba przeciąć w taki sposób oraz manipulować otoczeniem, by cukierek ostatecznie trafił do głodomora. Zagadki w grze są różnorodne, nie nudzą się, ani nie nużą. Całość okraszona jest świetną komiksową grafiką i olbrzymią dawką poczucia humoru wyrażonego przez przeróżne animacje stworka reagującego na twoje poczynania. Ostrzegam: uzależnia! „FIFA 15: Ultimate Team” Interesujesz się piłką nożną, ale nie chcesz grać w typowe zręcznościówki z nią związane? To może być idealna propozycja dla ciebie. „FIFA 15: Ultimate Team” to gra, w której wcielasz się w menadżera piłkarskiego, starającego się pozyskać najlepszych piłkarzy do swojej „drużyny ze snów”. Zaczynasz od dość przeciętnych zawodników i twoja w tym głowa, by pozyskać tych lepszych. Możesz to czynić na wiele sposobów, zarówno poprzez sukcesy odnoszone przez twoją drużynę, a co za tym idzie, budowanie kapitału, jak i przez wymiany i spektakularne (miejmy nadzieję) transfery. Sama gra jest darmowa, ale jej twórcy oferują niecierpliwym możliwość kupowania elementów w grze za realne pieniądze. Kupony to umożliwiające możesz znaleźć również na Allegro. „Angry Birds: Star Wars” Nie mogło w tym zestawieniu zabraknąć „Wściekłych Ptaków”, a ubiegły rok dla ich fanów okazał się szczególnie łaskawy. Pojawiła się masa nowych gier, które, podobnie jak poprzednie edycje, są atrakcyjne zarówno dla młodszych graczy, jak i ich rodziców. Edycja związana z „Gwiezdnymi Wojnami” dodatkowo zwiększa atrakcyjność gry poprzez wprowadzenie do niej kultowych postaci z gwiezdnej sagi. Formuła gry pozostała jednak niezmieniona, co nie powinno być problemem, wszak lepsze jest wrogiem dobrego. Naszym zadaniem jest wystrzelenie z procy przeróżnych ptaków tak, by trafić znajdujące się na planszy Złe Świnki. Naszym sprzymierzeńcem są prawa fizyki, dzięki którym możemy skuteczniej wpływać na otoczenie w taki sposób, aby udało się osiągnąć wyznaczony przez grę cel. Wszystko to okraszone jest atrakcyjną oprawą graficzną i olbrzymią dawką absurdalnego humoru.
Gry, które zmuszą cię do myślenia
„Zimówka” „zimówce” nierówna. Nie chodzi tylko o klasę opony, ale przede wszystkim o warunki, w jakich się poruszamy. Jeśli jeździsz głównie po mieście, sięgnij po te, które sprawdzą się w nim najlepiej. Ilu kierowców, tyle opinii, ale gdyby spytać o konkrety, właściwie niewielu jest w stanie wyjaśnić, jakie wyjątkowe zalety mają zakupione przez nich opony, że właśnie na nie się zdecydowali. Najczęściej bierze się pod uwagę markę. I słusznie, bo im opony droższe, tym zazwyczaj lepsze. W końcu czołowi producenci nie bez powodu wydają mnóstwo pieniędzy na coraz nowsze rozwiązania technologiczne. Jednak na marce nie można poprzestać… Ważne są także parametry opon. Nie mam tu na myśli średnicy, profilu czy szerokości, ale przede wszystkim klasę oporu toczenia, przyczepność na mokrej nawierzchni oraz poziom emitowanego hałasu. Zimowe opony miejskie, czyli jakie? Zimą warunki drogowe bywają naprawdę trudne, jeśli jednak mieszkasz w mieście, masz nieco łatwiej, niż mieszkańcy wsi czy terenów podgórskich. Przede wszystkim dlatego, że przez większą część sezonu miejskie drogi są czarne – ewentualnie mokre lub pokryte cienką warstwą błota pośniegowego. Opony powinny ci więc zagwarantować, że w ruchu miejskim na czas wyhamujesz i będziesz się czuć pewnie, komfortowo oraz bezpiecznie. Kupując „zimówki” do samochodów miejskich, w pierwszej kolejności zwracamy uwagę na klasę przyczepności na mokrej nawierzchni (na etykiecie kolumna z chmurą, deszczem i oponą w kałuży). Najbardziej przyczepne będą miały oznaczenie A , najsłabiej radzące sobie F lub G . Warto pamiętać, że różnica w drodze hamowania między oponą klasy A i F wynosi aż 18 metrów! A jak wiemy, podczas awaryjnego hamowania decydujący może być każdy metr. Budżetowe, klasy średniej czy premium? Gdy już wiemy, czego szukamy, czas odpowiedzieć sobie na pytanie, jakiej klasy opony pasuja do naszego samochodu. Do wyboru mamy opony klasy ekonomicznej, średniej oraz premium. Opony budżetowe będą idealne do samochodów małolitrażowych, pokonujących w czasie sezonu zimowego nie więcej niż 5 tys. km oraz dla kierowców preferujących spokojną jazdę. Do samochodów w średniej cenie, których właściciele jeżdżą spokojnie lub umiarkowanie, najlepiej wybrać opony klasy średniej. Natomiast auta o dużym silniku – sportowe, limuzyny czy SUV-y – powinny być zaopatrzone w opony klasy premium. Miejskie opony klasy ekonomicznej box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Dębica Frigo 2 – najbardziej popularne opony klasy budżetowej, idealnie nadające się do małych samochodów miejskich. Mają dobrą sterowność, radzą sobie z odprowadzaniem wody i nieźle trzymają się drogi, a wszystko to dzięki zapożyczeniu bieżnika z opony klasy premium (Goodyear UltraGrip 5). Klasa przyczepności oraz oporu toczenia: C, hałas: 71 dB, cena od 600 do 1000 zł, w zależności od rozmiaru. Kormoran SnowPro B2 – niezwykle popularne opony klasy budżetowej do samochodów osobowych. Idealnie spisują się w warunkach miejskich dzięki kierunkowemu bieżnikowi, który dobrze radzi sobie z odprowadzaniem wody i błota pośniegowego. Klasa oporu toczenia oraz hamowania na mokrej nawierzchni: E, emitowany hałas: jedynie 68 dB. Niewątpliwa zaleta – niska cena: około 700 zł za komplet 14”, 15” czy 16”. Kormoran SUV Snow – najnowsza propozycja koncernu Michelin na sezon zima 2017/2018. Opony segmentu ekonomicznego przeznaczone do pojazdów typu SUV o kierunkowym bieżniku do felg o średnicach 16–19. Klasa przyczepności C, toczenia E, hałas 70 dB. Cena za komplet: około 1200 zł. Sava Eskimo 3+ - alternatywa dla Dębica Frigo 2, jak na opony z tej półki cenowej osiągnęły dobry wynik w tegorocznych tekstach ADAC – 3,3. Do ich produkcji użyto specjalnej mieszanki, która gwarantuje jeszcze lepszą przyczepność. Klasa przyczepności C, oporu toczenia E, hałas 70 dB. Za komplet 13”zapłacimy około 500 zł, za 17” około 1400 zł. Jeśli poszukujesz opony nadającej się do nieco bardziej dynamicznej jazdy większym samochodem, rozważ zakup Sava Eskimo HP2. Miejskie opony klasy średniej box:offerCarousel Fulda Kristall Montero 3 – niedrogie „gumy” do miejskich samochodów średniego segmentu o zadowalającej nocie w testach ADEC. Wyróżniają się dobrymi osiągami zarówno na mokrym asfalcie, jak i na błocie pośniegowym, co sprawia, że świetnie spiszą się w zimowych warunkach w obrębie miasta i na odśnieżonych trasach. Klasa przyczepności C, oporu toczenia E, głośność 68 dB. Cena 550–800 zł za komplet. Miejskie opony klasy Premium box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Pirelli Cinturato Winter – propozycje klasy premium otwierają modele Pirelli do samochodów osobowych miejskich, zarówno kompaktowych, jak i średnich czy SUV-ów. W testach osiągnęły zadowalające wyniki, więc bez problemu poradzą sobie zarówno w warunkach miejskich, jak i na dłuższych trasach. Klasa przyczepności B, oporu toczenia E, bardzo cicha, tylko 66 dB. Cena 900–2500 zł, w zależności od rozmiaru. Michelin Alpin5 – bardzo dobre opony, co potwierdzają nie tylko dane producenta, ale również niezależne testy. Najlepiej spisują się w warunkach miejskich i na trasach, ale dadzą radę także na zaśnieżonych lokalnych drogach. Etykietowe osiągi takie jak Pirelli, dożywotnia gwarancja. Cena od 1000 zł za komplet 15”. Continental WinterContact TS860 – stawkę zamykają dobrze wypadające w tekstach opony, zbierające również bardzo dobre noty wśród użytkowników. Parametry dotyczące przyczepności i oporu toczenia jak u konkurentów, głośność nieco większa (72 dB). Cena 900–2700 za komplet. Pamiętajmy, że etykiety oraz marka to nie wszystko, ważne są rzeczywiste osiągi, a te pokazują przeprowadzane co roku testy, m.in. ADAC, dlatego przed zakupem warto sprawdzić, jakie noty otrzymały wybrane przez nas opony.
Polecane opony do miasta na zimę 2017/2018
W małej toalecie należy zadbać przede wszystkim o wygodę i poczucie swobody. Aby niewielka przestrzeń była w pełni funkcjonalna, warto zastosować kilka sprawdzonych trików. Powiększą ją, co prawda, tylko optyczne, ale pozwolą ją maksymalnie i praktycznie wykorzystać. Podsuwamy kilka najciekawszych rozwiązań. Odpowiednie wyposażenie Jedną z najważniejszych kwestii jest wybór odpowiedniej muszli toaletowej. Przed jej zakupem należy dokładnie zmierzyć pomieszczenie, żeby sprawdzić, czy potrzebny będzie model kompaktowy (maks. 62 cm długości całkowitej), czy wystarczy standardowy (wymaga przestrzeni o wymiarach co najmniej 60 × 60 cm). Dobrym wyborem jest również miska wisząca, montowana na specjalnym stelażu podtynkowym. Zbiornik zabudować możemy w taki sposób, aby na jego szczycie powstała praktyczna półka, na której postawimy np. papier toaletowy lub doniczki z kwiatami. Atutem misek wiszących jest – ze względu na niewielkie wymiary i brak zakamarków – łatwość czyszczenia. Umywalka do małego pomieszczenia powinna mieć długość co najmniej 25 cm, co pozwala na wygodne mycie rąk bez chlapania wodą na ubranie i podłogę. Dobrze sprawdzają się modele pozwalające na zamontowanie baterii z boku oraz narożne. W zależności od kształtu i wielkości pomieszczenia do wyboru są umywalki wiszące, stojące lub montowane na szafce (z odpływem schowanym w środku). Należy pamiętać, aby pomiędzy umywalką a muszlą sedesową zachować odpowiednią odległość, co pozwoli domownikom na swobodne poruszanie się po toalecie. Uwagę zwrócić należy także na drzwi do toalety – powinny się otwierać na zewnątrz lub składać w harmonijkę (nie jest to rozwiązanie popularne, ale pozwala na zaoszczędzenie miejsca). Efektowne dodatki Projektując toaletę w małym pomieszczeniu, warto zamontować lustra lub powierzchnie lustrzane (np. lustrzane płytki ceramiczne), które optycznie powiększą pomieszczenie. Tę samą funkcję spełni ściana wykonana w całości z matowych luksferów. Wybierając dodatki (np. szczotkę do czyszczenia muszli, mydelniczkę, uchwyt na papier toaletowy), warto wziąć pod uwagę modele montowane na ścianie. Nie wymagają dodatkowego miejsca na podłodze czy w szafkach i wyglądają elegancko. Środki czystości, zapas papieru toaletowego i inne drobiazgi zmieszczą się w szafce wiszącej (bezpieczniejszej w mieszkaniach, w których są dzieci) lub pod umywalką. Nie mniej istotny jest odpowiedni dobór kolorów, które sprawią, że pomieszczenie wyda się większe. Należy pamiętać, że ciemne barwy optycznie je zmniejszają, dlatego najlepiej sprawdzą się jasne i zimne, np. biel, błękity i jasne szarości. Znaczenie mają również rodzaj i sposób ułożenia płytek – lepiej unikać wyrazistych wzorów, a postawić na poziome podziały na ścianach. Wrażenie rozleglejszej przestrzeni dają również połyskliwe powierzchnie, dlatego warto zainwestować w lakierowane meble, metal i szkło. Ważne jest także oświetlenie, koniecznie rozproszone (niewskazane jest centralne oświetlenie górne) – np. kinkiety, podświetlone lustro i szafki. Warto pamiętać, że przestrzenie wydają się większe, kiedy panuje w nich porządek. Dlatego warto trzymać kosmetyki w szafce, ograniczyć liczbę akcesoriów dekoracyjnych, wybierać proste w konstrukcji meble oraz jednolitą ceramikę, ujednolicić kolor dodatków (np. ręczników). Im więcej rzeczy, tym większy chaos i poczucie przytłoczenia.
Praktyczna aranżacja małej toalety
Szyba samochodowa pełni w pojeździe bardzo ważne zadanie. Niestety, stosunkowo często dochodzi do jej uszkodzenia. Jakie firmy produkujące szyby samochodowe są godne zaufania? Na początek pamiętajmy, aby nie lekceważyć nawet najmniejszego odprysku na szybie. Dlaczego? Ponieważ podczas poruszania się autem, zwłaszcza z wyższą prędkością (jazda autostradowa), nacisk powietrza na szybę jest ogromny, a odprysk to znaczne osłabienie powierzchni. Nordglass box:offerCarousel Nordglass jest firmą należącą do grupy AGC, która jest światowym liderem w branży szyb samochodowych. Szyby Nordglass produkowane są w dwóch polskich fabrykach: w Koszalinie i Słupsku. Co ciekawe, w ofercie firmy znajdziemy ponad 1150 najpopularniejszych szyb występujących w pojazdach w Europie. Zaletą firmy Nordglass jest wysoka dostępność produktów przy stosunkowo rozsądnej cenie. Oczywiście wszystkie produkty firmy spełniają najwyższej jakości normy. Dysponując budżetem około 300 zł, możemy stać się właścicielami szyby przeznaczonej do Audi A3. Szyba wraz z miejscem pod czujnik, przeznaczona do Peugeota 308 rok produkcji od 2007, to wydatek około 410 zł. Guardian box:offerCarousel Guardian Glass Company to amerykański koncern specjalizujący się w produkcji szyb samochodowych. Firma ta produkuje nie tylko szyby samochodowe, ale również szkło budowlane. Polski oddział firmy Guardian, znajdujący się w Częstochowie, wyposażony jest w jedną z najnowocześniejszych hut szkła na świecie. W ofercie znajdziemy szyby praktycznie do każdego pojazdu poruszającego się na naszych drogach. Produkty firmy Guardian charakteryzują się świetnym stosunkiem jakości do ceny. W cenie około 370 zł możemy stać się właścicielami przedniej szyby przeznaczonej do montażu w BMW E60. Firma Guardian produkuje też szyby przeznaczone do nowych pojazdów, takich jak BMW 5 F10, wyposażone w kamery. Szyba do takiego pojazdu to wydatek około 550 zł. Pilkington box:offerCarousel Pilkington jest brytyjską firmą zajmującą się wytwarzaniem szkła. W swojej ofercie posiada także szyby samochodowe. Produkuje oryginalne szyby samochodowe dostarczane do fabryk (pierwszy montaż) oraz części zamienne o bardzo wysokiej jakości. W ofercie znajdziemy wszystkie rodzaje szyb do samochodów osobowych, dostawczych, ciężarowych i autobusów. Produkty cechują się najwyższą jakością i kompatybilnością. Bez większego problemu znajdziemy szyby akustyczne, fotochromatyczne, odporne na zaparowanie z powłoką Nano. Niestety, produkty Pilkington nie należą do najtańszych. Szyba przednia, pasująca do modelu Audi A3, to wydatek około 400 zł. Sekurit box:offerCarousel Sekurit to producent szyb samochodowych należący do koncernu Saint-Gobain Sekurit. Szyby te są bardzo często wykorzystywane podczas pierwszego montażu w fabryce pojazdów. Produkowane są w dwóch zakładach w Polsce – w Dąbrowie Górniczej oraz Żarach. W ofercie znajdziemy wszystkie rodzaje szyb samochodowych: od szyb akustycznych, przez szyby pochłaniające ciepło, kończąc na szybach laminowanych. Szyba przeznaczona do Volkswagena Golfa piątej generacji to wydatek około 340 zł. Podczas zakupu szyby zwracajmy szczególną uwagę, czy nasz pojazd jest wyposażony w czujniki, czy uszkodzona szyba jest akustyczna itd. Pamiętajmy, aby zakup szyby odbywał się wraz z jej profesjonalnym montażem.
Czołowi producenci szyb samochodowych
Marynarka to jeden z najbardziej męskich elementów garderoby. Prosta, elegancka, z charakterem – powinna znaleźć się w szafie każdego mężczyzny. Oczywiście w zależności od pory roku marynarka zmienia nieco swój wygląd. Przyjrzeliśmy się zatem, jakie marynarki są najmodniejsze tej jesieni. Postaw na kolor Zarówno wśród mody damskiej, jak i męskiej kolorem dominującym tej jesieni jest bordowy. Takie marynarki będą idealne dla panów, którzy lubią iść z duchem czasu, są odważni, a także otwarci na nowe propozycje. To jednak nowy kolor, jeśli chodzi o męską garderobę i wielu panów będzie musiało się do niego przyzwyczaić. box:offerCarousel Kolejnym kolorem, który pojawiał się wyjątkowo często na wybiegach najsłynniejszych projektantów mody, jest czarny, ale w wersji total look. Czarną marynarkę łączymy tej jesieni z czarnymi spodniami, koszulką i czarnym obuwiem. Takie stylizacje, choć na pierwszy rzut oka mogą wydawać się nudne, są nowoczesne i z pazurem. Warto się do nich przekonać. Tej jesieni nie wolno zapominać o marynarkach w kolorze brązowym. Jest on wyjątkowo korzystny i dla młodszych, i dla starszych mężczyzn. Jest nonszalancki i tak też powinien być noszony – niedbale, na luzie. Kolejna barwa, na którą można zwrócić uwagę w tym sezonie, to granat. Zarezerwuj go dla bardziej eleganckich stylizacji. Sprawdzi się podczas oficjalnych spotkań, rozmów o pracę czy firmowych bankietów. Innym kolorem, który regularnie pojawia się w modzie męskiej, jest szary. Wbrew pozorom to wcale nie musi być smutna barwa, bo gdy szarą marynarkę połączysz z odpowiednimi dodatkami, takimi jak np. czerwone sportowe buty, twoja stylizacja będzie nowoczesna, bardzo energiczna i na pewno nie okaże się przygnębiająca. box:offerCarousel Wśród jesiennych marynarek oprócz mocnych, wyrazistych kolorów pojawia się bardzo często jeden z najmodniejszych obecnie wzorów – krata. Marynarka w kratę to obecnie absolutny must have. Taki model sprawdzi się w formalnych oraz bardziej casualowych stylizacjach. Jest modny, zadziorny i warto spojrzeć na niego przychylnym okiem. Zoom na materiał box:offerCarousel Jesienne materiały powinny być miękkie, wygodne i zapewniające ciepło. Jesienią 2017 sprawdzą się marynarki tweedowe, nawiązujące swoim charakterem do minionych lat. To wyjątkowo ciepła i stylowa marynarka. Łącz ją ze spodniami z grubego materiału – sprawdzi się m.in. jeans. Pamiętaj jednak o ważnej zasadzie: kolor spodni powinien znacznie różnić się od koloru marynarki. Możesz zastosować jeszcze jeden trik – jeśli kupujesz marynarkę z łatami na łokciach, to spodnie dobierz właśnie w kolorze łat. Sprytne, prawda? Pod tweedową marynarkę obowiązkowo załóż elegancką koszulę i stylowy krawat. Na jesienne chłody przyda się również marynarka wełniana, która w połączeniu zarówno z eleganckimi spodniami, jak i klasycznymi jeansami prezentuje się wyjątkowo dobrze. Nie zapomnij o marynarce sztruksowej, która w tym sezonie będzie obiektem pożądania panów lubiących wyznaczać nowe trendy. Sztruksowa marynarka to niezobowiązujący element garderoby, który jak najbardziej sprawdzi się podczas mniej formalnych okazji. Będzie idealna na wyjście z kumplami do baru, przyda się do pracy (jeśli nie masz ściśle określonego dress code'u), na randkę czy do kina. box:offerCarousel Prawdziwym hitem tej jesieni będzie ponadto marynarka jeansowa noszona do eleganckich spodni, koszul i obowiązkowo eleganckich butów. W końcu sportowy charakter jeansu tej jesieni został poskromiony. A to coś nowego!
Męskie marynarki na jesień
„Cienioryt” to piąta, do tej pory przedostatnia powieść Krzysztofa Piskorskiego. Fani polskiej fantastyki powinni kojarzyć autora z dwutomowej „Zadry” oraz dzieła pod tytułem „Krawędź czasu”. Piskorski dał się w nich poznać jako pomysłowy twórca o bujnej wyobraźni i szerokich literackich horyzontach. Na okładce „Cieniorytu” wydawca nazywa go „nową gwiazdą polskiej fantastyki”. Czy autor na ten tytuł zasługuje? Fantastyka spod znaku płaszcza i szpady Już w pierwszym rozdziale trup ściele się gęsto, a czytelnik poznaje głównego bohatera „Cieniorytu”, szermierza, weterana wojennego i mistrza w walce na rapiery – Arahona Y’Barratorę. Jako najemnik Arahon często musi sięgać po szpadę i nie raz zdarzy mu się przelać trochę krwi. To niewątpliwy mistrz w swoim fachu. Lata ćwiczeń i unikalna technika sprawiają, że niemal tańczy podczas pojedynków, a wrodzony instynkt pozwala mu w wręcz matematyczny sposób oceniać najsłabsze punkty przeciwników i wygrywać nawet najtrudniejsze starcia. W tym miejscu trzeba zauważyć, że sceny walki to jedna z najmocniejszych stron powieści. Dokładne opisy stawianych kroków, sztychów, cięć oraz uskoków są naprawdę sugestywne i przemawiają do wyobraźni. Miłośnicy książek o trzech muszkieterach z pewnością będą zadowoleni. Choć główny protagonista wydaje się lekko wypalony i stara się trzymać z daleka od problemów, to niestety nie wychodzi mu to za dobrze. Chciałby jedynie uzyskać dość pieniędzy, by wyprowadzić się z miasta i wieść spokojne życie, lecz krwawy ślad, który się za nim ciągnie, jest coraz wyraźniejszy, a ludzi pragnących jego śmierci przybywa z każdym przeczytanym rozdziałem. To zdecydowanie postać niejednoznaczna, człowiek z wyrzutami sumienia, potrafiący jednak bezwzględnie wykonać powierzone zadanie. Mimo iż zachowanie Arahona bywa moralnie dwuznaczne, czytelnik szybko zaczyna czuć do niego sympatię. Niestety los mu nie sprzyja i w wyniku feralnego zbiegu okoliczności do jego rąk trafia tytułowy cienioryt, czyli szklany obraz przedstawiający cień obecnie panującego króla. Mała rzecz okazuje się na tyle wartościowa, że pragną ją zdobyć zarówno wysłannicy dworu, przedstawiciele inkwizycji, jak i przybysze zza morza. Do walki włączą się także mroczne istoty zazwyczaj kryjące się w cieniu. Arahon będzie musiał zmierzyć się z nimi wszystkimi, a przy okazji spróbować wypełnić samobójczą misję i uratować córkę mistrza Holbranvera, wynalazcy cieniorytu. Mogę zagwarantować, że na kartach powieści dzieje się dużo. Podczas czytania naprawdę nie można się nudzić, akcja jest wartka, intryga skomplikowana, a wydarzenia mkną do przodu w szybkim tempie. Nie na darmo niektórzy recenzenci przyszywają książce łatkę powieści awanturniczej. Co kryje się w cieniu? Stworzony świat oparty został przede wszystkim na jednym, najbardziej charakterystycznym motywie – cieniu. Cień u Piskorskiego nie jest tylko obiciem ludzi czy przedmiotów ani – jak podają gminne legendy i wiejski folklor – uosobieniem gorszej części natury człowieka; to brama do tajemniczej, mrocznej cieńprzestrzeni, alternatywnego świata, który cały czas pozostaje do końca niezbadany. Rzeczywistość po drugiej stronie znacznie rożni się od tego, co widzimy na co dzień, ma swoją specyficzną fizykę i prawa, a także nie zawsze przychylnie nastawionych mieszkańców. Takie wykorzystanie motywu cienia to niezwykle nowatorski i interesujący koncept, wcześniej raczej nieznany w polskiej literaturze fantasy. Krzysztof Piskorski z pietyzmem opisuje ten odrębny świat, zapoznając czytelnika z jego tajemnicami i funkcjonowaniem. Można wspomnieć chociażby, że gdy słońce chyli się ku zachodowi i nadchodzi pora długich cieni, ludzie starają się trzymać od siebie z daleka. Wystarczy bowiem chwila nieuwagi, aby nadepnąć na czyjeś odbicie, a tym samym podzielić się z nim fragmentem swojej duszy, uczuć i emocji – niezbyt miła perspektywa. Przez cieńprzestrzeń da się również podróżować, nie trzeba zatem tygodniowych wypraw, by dotrzeć z miejsca na miejsce, wystarczy znać odpowiedni skrót lub zacnego cieńmistrza, który go zbuduje. Pozwala to na szybki handel i przemieszczanie się, ale także niezwykłe manewry wojskowe czy przeprowadzenie morderstwa doskonałego. Nic więc dziwnego, że cieńmistrzowie cieszą się złą sławą, a ludzie dosłownie boją się bardziej zacienionych miejsc. Oprócz mrocznej cieńprzestrzeni mamy także miasto oświetlane na co dzień promieniami słońca i tętniące życiem. Seriva – taką nazwę nosi miejsce, w którym rozgrywa się akcja książki – jest niezwykła, ma swoją ciekawą, pełną krwawych bitew historię, skrywa wiele tajemnic, mnóstwo w niej także urokliwych, czasem niebezpiecznych zakątków. Wraz z biegiem wydarzeń poznajemy więcej szczegółów dotyczących wielu elementów świata: samego miasta, jego mieszkańców, hierarchii społecznej, religii, zwyczajów itd. Walka o władzę, spiski, wielka polityka i wiele pojedynków na rapiery to znaki rozpoznawcze Serivy. Piskorski, tworząc opisy miasta, wyraźnie czerpał z historii, skojarzenia z Hiszpanią czasów średniowiecznych są jak najbardziej trafne. Autorowi w sposób przekonujący udało się wykreować przestrzeń, która wciąga i fascynuje, żyje swoim życiem, a przede wszystkim stanowi ciekawe tło fabularne. Fabularne wolty Uroku powieści dodają niespodziewane zwroty akcji, autor co i rusz wodzi za nos czytelnika. Raz nawet całkowicie szokuje, kiedy to ujawnia tożsamość narratora, dzięki czemu można spojrzeć na prezentowane dotąd wydarzenia z zupełnie innej perspektywy. Książka wciąga, historia jest skomplikowana i opowiedziana sprawnie, barwnym językiem, jedynie bohaterowie wydają się mniej dopracowani. O ile sam Y’Barratora, szczególnie gdy walczy, broni się bez problemów, o tyle już postacie drugoplanowe: Czarny Książę, honorowy artysta D’Larno, piratka zza morza o znaczącym imieniu Legion oraz Ioranda, wdowa i kobieta, do której nasz bohater pała uczuciem, mogą nie przekonywać. Być może tak sugestywnie i twórczo przedstawiony świat podnosi oczekiwania co do bohaterów. Zdarza się również, że w dobrze skomponowanej symfonii opowieści wybrzmiewają fałszywe nuty, niektóre dialogi mogą razić i denerwować, a konstrukcja cieńprzestrzeni wydaje się czasem zbyt zagmatwana i lekko niespójna. Mimo wszystko Piskorskiemu udało się stworzyć nietuzinkową historię o honorze, odwadze i walce o wpływy. Dualistyczny świat ze swoją jasną i ciemną stroną może symbolizować naturę człowieka, a niebezpieczeństwa czające się w cieniu głęboko ukryte lęki przed nieznanym. Postawa bohaterów zachęca do odważnej konfrontacji z tym, co nas przeraża. Niezależnie od przyjętej interpretacji „Cienioryt” to kawał bardzo dobrze napisanej fantastyki. O jego literackiej klasie może świadczyć fakt, że autor otrzymał za powieść prestiżową nagrodę im. A. Zajdla w 2013 roku. To zdecydowanie warty polecenia tytuł dla miłośników gatunku, a także tych, którzy chcą poznać twórczość Krzysztofa Piskorskiego. Jak widać, określenie pisarza „nową gwiazdą polskiej fantastyki” nie jest jedynie chwytem marketingowym. Źródło okładki: www.wydawnictwoliterackie.pl
„Cienioryt” Krzysztof Piskorski – recenzja
Jak pomóc maluszkowi w poznawaniu świata? Jak pokazać zwierzątka z odległych krain, kiedy samodzielnie nie może wyjść z łóżeczka? Jak je uspokoić i pomóc zasnąć? Odpowiedzią na te wszystkie pytania jest projektor dla niemowląt. Rozwój zmysłów Natura wymyśliła to idealnie: niemowlak widzi tylko to, co powinien na początku swojej drogi. Gdyby od razu dostrzegał wszystko, najpewniej bardzo by się przestraszył. Dlatego najpierw uczy się rozpoznawać twarz mamy i widzieć kontrastowe połączenia kolorów, np. czarno-białe. Początkowo obraz jest zamazany i nieostry, a dziecko widzi najlepiej przedmioty położone 20–30 cm od twarzy. Następnie zaczyna dostrzegać takie kolory, jak purpurowy, seledynowy, czerwony, niebieski i turkusowy. W kolejnych miesiącach życia uczy się rozróżniać kolory, np. żółty od czerwonego czy zielonego. Dopiero około 4. miesiąca życia zaczyna dostrzegać barwy. Projektor z karuzelą Ta propozycja przypadnie do gustu każdemu niemowlakowi. Projektor z karuzelą firmy Fisher Price pobudza nie tylko zmysł wzroku, ale także słuchu, ponieważ dodatkowo wyposażony jest w biały szum i odgłosy morza. Projektor wyświetla na suficie morze gwiazdek, które delikatnie otaczają malucha. Emitowane światło nie jest bardzo intensywne, sprawdzi się więc jako lampka nocna. Dodatkowo, gdy karuzela nie będzie już przydatna, można odłączyć go od reszty zestawu i pozostawić w charakterze lampki. Biały szum i odgłosy przyrody pomogą wyciszyć się niemowlakowi i szybciej uspokoić. Projektor wyposażony jest w 3 tryby głośności dźwięków. Dodatkowo wygrywa różne melodie. Każdy dźwięk czy utwór muzyczny trwa 30 minut. Aby nie przeszkadzać dziecku, projektor można włączyć zdalnie za pomocą pilota. Projektor pluszak Dla nieco starszych niemowląt idealnym prezentem będzie pluszak z projektorem. To miękki, przyjemny w dotyku pluszowy przyjaciel, który cieszy nie tylko swoim wyglądem, ale i pokazem świetlnym. Najczęściej projektor umieszczony jest w brzuszku maskotki. W zależności od producenta maskotka projektor może wyświetlać gwiazdy, kolorowe koła, emitować wewnętrzne światło lub delikatną poświatę. Najczęściej dostępnych jest kilka opcji. Dzięki temu można dopasować intensywność światła do pory dnia. Taki projektor sprawdzi się też w przypadku starszych dzieci, które np. boją się ciemności. Święcący miś na pewno pomoże im uporać się z ich lękami. Projektor lampka Każdy rodzic małego dziecka wie, jak łatwo wybudzić go ze snu. Czasami wystarcza do tego światło z lampki na biurku, nie mówiąc już o żyrandolach czy kinkietach, których światło szczególnie w nocy wydaje się bardzo intensywne. Projektor ma tę przewagę nad pozostałymi, że emituje łagodne, ciepłe i bardzo delikatne światło, które nie wybudza dziecka ze snu. Światło jest słabe, ale wystarczające, aby np. zmienić dziecku pieluchę. Projektory lampki nocne sprawdzą się bardzo dobrze zarówno przy niemowlakach, jak i starszych dzieciach. W zależności od upodobań możemy wybrać projektor, który zabierze dziecko między gwiazdy, wypełni pokój serduszkami lub pokaże morskie głębiny. Wszystko zależy od tego, co lubi nasz maluch. Projektory są zasilane bateriami AA lub AAA. Prawidłowy rozwój wzroku jest bardzo ważny dla dziecka. Projektory nie tylko pomogą ukształtować zmysł wzroku, ale także uspokoją i zaciekawią małego człowieka. Są idealnym pomysłem na prezent z okazji narodzin, chrztu lub pierwszych urodzin.
Projektory dla niemowląt
Warto wiedzieć, jakie są różnice w konstrukcji nart do stylu klasycznego i łyżwowego, by dobrać odpowiedni sprzęt do tego, w którym chcemy biegać. Czym różnią się biegówki do stylu klasycznego i do łyżwowego? Które są lepsze i dla kogo? Przeczytaj. Sezon na narty zbliża się wielkimi krokami, dlatego warto się na niego przygotować. Bonarty biegowe nie tylko mają zbawienny wpływ na zdrowie, ale także dla większości z nas są bardziej dostępne niż narciarstwo zjazdowe. Biegać można w wielu miejskich parkach, coraz popularniejsze są także wypożyczalnie sprzętu. Zachęcamy do rozważnego zakupu. Jeżeli dopiero zaczynasz przygodę z nartami, najlepiej będzie skorzystać z pomocy kogoś bardziej doświadczonego, np. sprzedawcy w sklepie specjalistycznym. On doradzi, jakie wybrać deski, wiązania do nart biegowych i buty do biegówek. Jeśli wolisz samodzielnie podjąć decyzję, przeczytaj, na co warto zwrócić uwagę. Styl klasyczny To sposób poruszania się bardziej zbliżony do biegania. Charakterystyczne dla niego jest równoległe prowadzenie nart. Jest bardziej uniwersalny, stabilniejszy i wolniejszy niż łyżwowy, więc może być polecany osobom początkującym. Nadaje się także dla dzieci, dlatego jeśli marzą ci się rodzinne wypady na biegówki, możesz zainwestować w kilka par klasyków. Wtedy wszyscy będziecie mogli spędzić czas komfortowo. Styl ten sprawdzi się także, jeśli brakuje ci kondycji i dopiero musisz ją zbudować. Kijki biegowe mogą pracować naprzemiennie, jednocześnie w zależności od potrzeb i profilu trasy. Narty do stylu klasycznego box:offerCarousel Charakterystyczne dla nart klasycznych jest mocne wygięcie: łuk narty jest tak duży, że po położeniu na ziemi środek wyraźnie odstaje od podłoża. Wysokie i wyraźnie zakręcone noski ułatwiają poruszanie się nawet po puszystym śniegu. Nie zakopujesz się w nim, dzięki czemu możesz się poruszać także po „dzikich” trasach. Elastyczność nart jest spora, dzięki czemu jazda jest dosyć komfortowa. Produkowane są nie tylko w wersji sportowej, ale i turystycznej. Jeżeli narty nie są wyposażone w łuskę, da się na nich szusować krokiem łyżwowym, ale nie będzie możliwe proste podejście pod górkę. Styl łyżwowy Zwany także dwukrokiem bardziej przypomina jazdę na łyżwach niż na nartach. Narty ustawiają się w „jodełkę”. Ważna jest także asymetryczna praca rąk. Ten styl jest ciekawy dla osób, które „siedzą” w sporcie od pewnego czasu i lubią wyzwania. Dodatkowo to stylem łyżwowym jeździ się na nartorolkach w miesiącach bezśnieżnych. box:offerCarousel Narty do stylu łyżwowego Są o 10–20 cm krótsze od klasycznych, dzięki czemu można nimi precyzyjniej manewrować. Nie mają też równie głębokiego łuku, bo wygięcie nie jest tutaj potrzebne. Kijki są za to dłuższe, co ułatwia m.in. podchodzenie. Noski są delikatniejsze, więc biegówki do kroku łyżwowego wymagają tras lepszej jakości: szerokich i ubitych. Narty są wrażliwsze na ruch ciała, łatwiej nimi skręcać. Na tych nartach trudno posuwać się klasykiem. Rzadko też mają wersję turystyczną. Warto także zwrócić uwagę, że buty do stylu łyżwowego powinny dobrze trzymać kostki, zapewniając znaczną stabilność stawów skokowych. To bezpieczniejsze. Narty uniwersalne To inna interesująca opcja, łącząca cechy obu powyższych. Jeśli nie oczekujesz bardzo wysokich parametrów, ten typ będzie idealny. Oczywiście jest kompromisem i dlatego nie zapewnia dokładnie takich samych osiągów jak łyżwówki i klasyki. Dla większości osób nie jest to żaden problem. Dodatkowo rozwiązanie to pozwala na pokonywanie tras w dowolny sposób, co daje większą wolność. No i jest tańsze niż zakup dwóch par. Jak widać, przed zakupem biegówek warto określić dokładnie swoje potrzeby, kondycję i planowany sposób używania nart. Wtedy wybór na pewno będzie satysfakcjonujący.
Różnice między nartami biegowymi do stylu łyżwowego i klasycznego
Motyw szatana funkcjonuje w kulturze od zarania dziejów. Symbolizuje wszystkie mroczne instynkty człowieka, w tym destrukcję i nienawiść. Można go spotkać w filmach, komiksach, różnego rodzaju grach, ale przede wszystkim – w literaturze. Bardzo często pojawia się we współczesnych powieściach. Szatan ukazuje się w literaturze pod wieloma postaciami. Jest to wyjątkowy przykład zła, który występuje jako buntownik, walczący o wolność, ale także jako zrozpaczona istota. Poniżej kilka współczesnych powieści, w których motyw szatana odgrywa mniej lub bardziej ważną rolę. „Siódma dusza” Andrzej Wardziak Pierwsza propozycja przypadnie do gustu wszystkim osobom preferującym powieści pełne grozy, a w dodatku owiane tajemnicą. „Siódma dusza” opowiada o grupie znajomych, która postanawia spędzić wieczór w odziedziczonej po jednym chłopaku wiekowej willi. I jak na początku historia nie zapowiada żadnej tragedii, tak okazuje się, że dom skrywa wiele tajemnic. Jak się zakończy ich historia? Czy będą tam sami, czy też pojawi się ktoś z zaświatów? Książka przenosi czytelników się do odrealnionego świata pełnego tajemnic, w którym nietrudno o lęk i chaos. „Czarna Madonna” Remigiusz Mróz Powieść futurystyczna, apokaliptyczna, ale i z domieszką horroru. „Czarna Madonna” to historia zmagania się człowieka ze złem. W powieści przedstawiona została historia Anety, narzeczonej Filipa, która leci na pielgrzymkę do Bazyliki Grobu Świętego. Niestety Boeing 747, którym podróżuje, nagle znika z radarów nad Morzem Śródziemnym. Co się z nim stało? Czy ma to związek z innymi katastrofami lotniczymi? A co więcej, jakie znaczenie w tej historii ma obraz Matki Bożej, nazywany Czarną Madonną? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań próbuje udzielić Filip. „Panowie Salem” Rob Zombie i B. K. Evenson Kolejna książka opowiada o miasteczku Salem, które już dawno temu przestało cieszyć się dobrą opinią. To właśnie tutaj mówiono o magii, tajemniczych mocach i nieczystych siłach. Nie każdy jednak zdobył takie informacje. Nieświadoma niczego didżejka Heidi puszcza pewnego dnia w lokalnym radiu płytę zespołu Panowie. Przywróci do życia nie tylko od lat zapomniany zespół, ale również demony, które rozpoczną polowanie na mieszkańców. „T.T.” Piotr Kulpa Kryzys wieku średniego, a może nocne koszmary? Paweł Lupka to bohater powieści „T.T.”, który nie może opędzić się od potworów, jakie nawiedzają jego głowę. Skąd się biorą? Czy są jedynymi mieszkańcami ludzkiego umysłu? A może to my, wszyscy ludzie, nosimy miano demonów zamieszkujących wyobraźnię innych? Warto zaryzykować i wejść w świat Pawła. Być może dzięki temu zrozumiesz własne ja. „Chwile ostateczne” Marcin Gryglik Kolejna propozycja to powieść wzbogacona o elementy fantastyki, z wątkami kryminalnymi. Akcja „Chwil ostatecznych” rozgrywa się w podwarszawskim miasteczku, gdzie pewnego dnia zmienia się wszystko. Ktoś wyznacza nowe zasady i reguły gry. A tym kimś jest mężczyzna o zdeformowanej twarzy. Seryjny zabójca, a może prawdziwy diabeł? Znikają budynki, ludzie, a co gorsze – z miasta nie można się w żaden sposób wydostać. Każda próba kończy się powrotem w to samo miejsce. Czy tak właśnie ma wyglądać koniec świata? „Psalmodia” Michał Krzywicki Dowiedz się, ilu jest bogów, zanim nadejdzie koniec świata. Bo szatan jest tylko jeden. W „Psalmodii” autor ukazuje mało znany wycinek z historii Polski. Biskup pruski Chrystian po ówczesnej klęsce Zakonu Braci Chrystusowych pod Brodnicą wzywa rycerzy z odległego Calatrava, aby wstąpili do jego zakonu. Udaje się dotrzeć tylko jednemu z nich – przeklętemu przez diabła, który szerzy postrach wśród pogan oraz wspiera swych braci w rywalizacji z Zakonem Najświętszej Marii Panny. Dobro zwycięży czy wraz z wiarą legnie w gruzach?
Motyw szatana we współczesnych powieściach
Dobre oświetlenie blatów w kuchni to sprawa, której nie wolno lekceważyć. Jeśli uwielbiasz gotowanie i przyrządzanie posiłków, koniecznie zapewnij sobie dostateczną widoczność. Ponadto to kwestia nie tylko techniczna, ale również doskonały sposób na dekoracyjną iluminację w pomieszczeniu. W większości przypadków samo oświetlenie ogólne w kuchni nie wystarcza, aby w pełni wykorzystać jej możliwości. Szafki umieszczone nad blatami zwykle odcinają dopływ wystarczającej ilości światła. To wszystko utrudnia pracę i staje się wadą, którą łatwo zniwelujesz za pomocą taśm LED umieszczonych w specjalnych kloszach. Jak wybrać taśmę LED do oświetlenia podszafkowego? W oświetleniu podszafkowym najlepiej sprawdzają się taśmy LED. Są przede wszystkim energooszczędne i wyróżniają się dużą żywotnością w porównaniu do innych źródeł: żarówek tradycyjnych czy halogenów. Żeby blat zyskał jasność, należy odpowiednio dobrać moc i barwę światła. Jednostką miary strumienia świetlnego jest lumen (lm), jednak może to być dosyć niezrozumiałe dla laików w tej dziedzinie. Należy jednak przyjąć, że około 700 lm na metr blatu roboczego to odpowiednik żarówki o mocy 60W. Taka wartość jest całkowicie wystarczająca w większości domów, a w razie potrzeb można również wyposażyć włącznik w funkcję ściemniacza i dozować ilości. Barwa światła jest kwestią dosyć indywidualną. Musisz się zastanowić, czy do wystroju i stylu twojej kuchni lepiej pasuje zimna czy ciepła. Najczęściej w celach roboczych montuje się zimne, w okolicach 6000K, jednak przy wspomnianej wcześniej mocy żaden wybór nie będzie błędny. box:offerCarousel Klosze do oświetlenia podszafkowego Kolejnym niezbędnym elementem oświetlenia podszafkowego jest profil i klosz. Dzięki dobrze dobranym parametrom klosza strumień światła zostanie odpowiednio ukierunkowany i równomiernie rozproszony. Świetnym wyborem są te o mlecznych powierzchniach przepuszczających. Profil zaś zapewni odprowadzenie ciepła z taśmy, która dzięki temu jeszcze zyska na żywotności. Całość obudowy ma też znaczenie estetyczne. Dzięki niej każdy szczegół jest dopracowany, a systemy nie rzucają się w oczy. Zasilacz i włącznik – oświetlenie blatu kuchennego Zestaw oświetlenia podszafkowego składa się również z zasilacza, który zawsze powinien mieć niewielki zapas mocy w stosunku do całości taśmy, którą obsługuje. Zbyt słabe urządzenie może ulec zniszczeniu lub spowodować uszkodzenia w taśmie. Ostatnim elementem jest włącznik. Do wyboru jest wiele możliwości, które dopasujesz do swoich przyzwyczajeń i oczekiwań. Możesz zdecydować się na dotykowy albo bezdotykowy, ze ściemniaczem lub bez. box:offerCarousel Montaż oświetlenia podszafkowego Samodzielny montaż iluminacji podszafkowej nie wymaga zaawansowanych umiejętności technicznych, a sama instrukcja zawarta w opakowaniach poszczególnych części powinna w zupełności wystarczyć, nawet wtedy, kiedy robisz to pierwszy raz. Nie potrzebujesz narzędzi, a większość elementów spina się ze sobą na zatrzaski. Sam profil można przymocować taśmą dwustronną o podwyższonej wytrzymałości. Oświetlenie podszafkowe w innych pomieszczeniach Oświetlenie podszafkowe to system, który ma swoje zastosowanie nie tylko w kuchni. Można je montować wszędzie tam, gdzie niezbędne jest dodatkowe oświetlenie miejscowe: we wnękach czy pod półkami. Płaski kształt gwarantuje uniwersalny wygląd przy każdym typie wystroju. To także doskonały sposób na dekorację za pomocą światła. Oświetlenie w mieszkaniu ma bardzo duże znaczenie. Pozwala w pełni wykorzystać możliwości pomieszczeń, ułatwia pracę, a w wielu przypadkach pełni także funkcję ozdobną. Systemy podszafkowe z wykorzystaniem taśmy LED idealnie sprawdzają się w kuchni, jak i w innych miejscach, a ich montaż jest dziecinnie łatwy!
Oświetlenie podszafkowe – hit czy kit?
Niektórzy wyznają zasadę, że słodyczy w życiu nigdy za wiele. Jak z tym się nie zgodzić, skoro znawcy ciasteczek, tartaletek, słodkich bułek, makaroników i muffinków podsuwają nam przepisy na kolejne wypieki, którym trudno się oprzeć? Szukasz inspiracji na domowe słodkości? Oto przegląd pozycji, dzięki którym wyczarujesz słodkie cudeńka w zaciszu swojej kuchni. Znalazły się tu tytuły bardzo różne pod względem zawartych w nich przepisów, jest m.in. książka o wegańskich wypiekach, poradnik na temat dekorowania słodkości i przewodnik po ciastach, jakie najlepiej piec w danej porze roku. „Moje wypieki na cztery pory roku” – Dorota Świątkowska Dorota Świątkowska to jedna z najbardziej znanych blogerek zajmujących się przygotowywaniem różnego rodzaju deserów. Jej najnowsza książka to wspaniały przewodnik, w którym znalazły się przepisy na słodkie wypieki z podziałem na pory roku. Według autorki wiosną najlepiej przygotowywać puszyste babki i lekkie serniki, lato to najlepszy czas na babeczki ze świeżymi owocami, jesienią można piec pachnące szarlotki i ciasta czekoladowe, a zimą postawić na nieco bardziej skomplikowane wypieki, np. tort opium. Znalazły się tu również najpopularniejsze przepisy z bloga, m.in. na Malinową Chmurkę, tort Mojito czy Pijaną Śliwkę. „Moje wypieki na cztery pory roku” to doskonała pozycja nie tylko dla osób biegłych w tworzeniu deserów, ale też dla tych, którzy w tej dziedzinie stawiają dopiero swoje pierwsze kroki. box:offerCarousel „Dekorowanie ciast, ciasteczek i tortów” – Annie Rigg Najnowsza książka Annie Rigg to znakomita propozycja dla osób, które uwielbiają, gdy wykonane przez nich desery cieszą nie tylko podniebienie, ale też oko. Autorka zawarła w niej mnóstwo inspiracji i wskazówek dotyczących dekorowania, przepisy na kremy, lukry i masy, którymi można efektownie i prosto przybrać torty, babeczki, muffinki, ciasta i inne słodkie wypieki. Dzięki poradnikowi nauczysz się wykonywać szprycę z pergaminu i przyrządzać różnokolorowe kremy. Wszystko podane jest w niezwykle przystępny sposób, opatrzone bardzo dokładnymi instrukcjami i fotografiami. box:offerCarousel „Wegańskie desery” – Marta Krawczyk „Wegańskie desery” to książka, w której znalazły się sprawdzone przez autorkę przepisy na słodkości w wersji roślinnej, które zadowolą nawet wege sceptyków. Marta Krawczyk udowadnia, że kuchnia wegańska wcale nie jest nudna, a bez używania produktów pochodzenia zwierzęcego można wyczarować naprawdę wspaniałe słodkości, ciasta, ciasteczka, czekoladowe puddingi i wiele innych. Dzieli się również wiedzą dotyczącą tego, jak zastępować składniki tradycyjnych deserów, tak aby były w pełni wege. „Moje wypieki. Całkiem nowe przepisy” – Dorota Świątkowska Kolejna w tym zestawieniu książka Doroty Świątkowskiej to szczególna gratka dla jej wiernych fanów, ponieważ nowe wydanie popularnej już książki zostało wzbogacone o 100 niepublikowanych nigdzie receptur. Są tu przepisy na ciasta drożdżowe, torty i serniki z różnych stron świata. To kompendium słodkiego pieczenia i kopalnia inspiracji dla tych, którzy lubią eksperymentować, wzbogacając sprawdzone przepisy według własnego pomysłu. „Słodko” – Yotam Ottolenghi, Helen Goh Książka „Słodko” to zbiór ponad 110 przepisów na pyszne słodkie wypieki autorstwa mistrza Yotama Ottolenghiego, który znany jest przede wszystkim z genialnych receptur na dania wytrawne w wersji wegetariańskiej. Jednak niewiele osób wie, że swoją karierę rozpoczynał jako cukiernik. „Słodko” to książka dla poszukiwaczy nieoczywistych połączeń, fanów egzotyki i oryginalnych dodatków. Mistrz sięga w przepisach po takie składniki, jak: świeże figi, kwiaty pomarańczy, anyż, pistacje, szafran czy płatki róż. Uczy, jak przygotować kawowy tort czekoladowy bez mąki, z dodatkiem wody różanej i orzechów włoskich, oraz dziecinnie proste ciasteczka.
Najpopularniejsze książki z przepisami na słodkie wypieki
Lato nadchodzi wielkimi krokami. To idealny czas, aby oderwać się od codziennych obowiązków i wyruszyć w plener. Nic tak nie uprzyjemni nam wycieczki, jak dobra muzyka, dlatego przeszukałem Allegro i znalazłem kilka ciekawych propozycji głośników Bluetooth, które zmieszczą się w plecaku, oferują dobry dźwięk i nie zrujnują nas finansowo. Za oknem jest coraz piękniej. Słońce ogrzewa nam twarze, drzewa się zielenią, ptaszki ćwierkają, a delikatny ciepły wiaterek zachęca do pieszych i rowerowych wycieczek. Nie czekaj, tylko wybierz się za miasto na wycieczkę. Tylko nie zapomnij zabrać ze sobą dobrego, bezprzewodowego głośnika Bluetooth, wyposażonego we wbudowaną baterię i solidne głośniki. Nie masz takiego? To sprawdź, jakie godne polecenia urządzenia udało mi się znaleźć na Allegro. Klipsch Groove Taki głośnik zapewne zainteresuje konkretną grupę użytkowników – fanów mocnych gitarowych brzmień, metalu czy też groove metalu. Producentem tego głośnika jest marka Klipsch, znana z pierwszych używanych w kinie kolumn głośnikowych, które są wykorzystywane do dziś. Urządzenie jest niewielkich rozmiarów. Jego gabaryty wynoszą 116 x 140 x 65 mm. Jednak masa na poziomie niemal kilograma pozwala się domyślić, że nie mamy tu do czynienia z byle czym. Solidny głośnik 75 mm oraz wzmacniacz zapewnią dobry dźwięk, a wbudowany akumulator o pojemności 2200 mAh zasili głośnik nawet przez 8 godzin. Urządzenie komunikuje się ze źródłem dźwięku za pomocą bezprzewodowej łączności Bluetooth oraz przewodowo za pomocą kabla JACK przez port AUX. Ten głośnik kosztuje 699 zł. JBL Pulse 2 To już druga generacja jednego z najbardziej zjawiskowych głośników Bluetooth. JBL Pulse to przede wszystkim produkt światowej cenionej marki, wyposażony w ekran z diod LED, który potrafi podczas odtwarzania ulubionych utworów rozświetlać się milionami barw w rytm muzyki. Wielobarwne wizualizacje to nie jedyna zaleta. Cieszy także jakość dźwięku wydobywającego się z dwóch głośników 45 mm oraz niezwykle wydajny, wbudowany akumulator o pojemności aż 6000 mAh. Komunikacja Bluetooth w wersji 4.1 i potężna bateria zapewniają zabawę przy muzyce nawet do 10 godzin. Głośnik jest odporny na wodę, a jego masa nie przekracza 0,8 kg, dzięki czemu idealnie nadaje się do pracy w plenerze. Komunikuje się za pomocą Bluetootha. Cena tego głośnika to 799 zł. BOSE SoundLink Mini Bluetooth II SoundLink Mini Bluetooth II to również następca bardzo ciepło przyjętej pierwszej generacji tego głośnika. Urządzenie zaskakuje od pierwszej chwili uruchomienia głównie dlatego, że jego rozmiary pozwalają chwycić go w jedną rękę, a dźwięk, który się z niego wydobywa, jest tak potężny, jakby grał ze znacznie większego urządzenia. Wbudowany akumulator zapewnia pracę do 10 godzin. Warunek? Źródło dźwięku musi być podłączone za pośrednictwem złącza USB. W przypadku bezprzewodowej transmisji Bluetooth czas ten będzie krótszy. Za produkt BOSE musimy zapłacić 844 zł. Harman/Kardon Esquire Mini Harman/Kardon Esquire Mini to urządzenie o bardzo kompaktowych rozmiarach, które mimo niewielkich gabarytów oferuje dźwięk stereo w wysokiej jakości, także z pasmem nisko tonowym. Wykonany z niezwykłą dbałością o szczegóły, zapewnia do 8 godzin odtwarzania muzyki za sprawą pojemnej baterii o pojemności 2000 mAh. Obudowa tego urządzenia to połączenie szczotkowanego aluminium ze skórą i ceramiką. Jest to naprawdę piękne urządzenie, które będzie wyglądać doskonale nie tylko w plenerze, ale i na komodzie czy biurku. Ten model kupimy za około 450 zł. DENON Envaya Mini Ostatnia propozycja to produkt marki DENON (test), który został wyposażony w dwa głośniki zapewniające dźwięk stereo, oba o średnicy 40 mm. Zapewniają one dobrej jakości dźwięk. Dodatkowo w urządzeniu znalazło się miejsce dla pasywnego głośnika basowego o rozmiarach 40 x 83 mm. Taki zestaw zapewnia potężną dawkę dźwięku z urządzenia o niewielkich gabarytach. Wbudowana bateria oferuje 10-godzinny czas pracy. Komunikacja Bluetooth wraz z parowaniem zbliżeniowym NFC ułatwia odtwarzanie utworów zapisanych w pamięci smartfonu. Można także podłączyć źródło dźwięku przewodowo za pomocą złącza AUX. Ten głośnik kupimy za 469 zł.
Głośniki Bluetooth mieszczące się w plecaku
W każdym miesiącu w gospodarstwach domowych zużywamy kilkaset litrów wody pitnej do gotowania, mycia, prania, podlewania ogrodu oraz spłukiwania toalet. Zużycie wody możemy ograniczyć nie tylko przez odpowiednie nawyki, ale przez magazynowanie i wykorzystanie wody deszczowej. Jest to możliwe przy pomocy prostych zbiorników oraz rozbudowanych instalacji tłoczących wodę deszczową do budynku. Zgodnie z przepisami budowlanymi właściciele nieruchomości mają obowiązek odprowadzania wody deszczowej do dedykowanej kanalizacji burzowej lub ogólnospławnej lub do jej zagospodarowywania na terenie własnej działki. Niestety odprowadzanie wód deszczowych do sieci kanalizacji sanitarnej jest niedozwolone, również kierowanie takiej wody w stronę sąsiedniej posesji jest karalne. Zgodnie z prawem wodnym w takiej sytuacji podlegamy karze grzywny, a w wyniku spowodowania strat – poszkodowany może wytoczyć nam postępowanie odszkodowawcze. Aby uniknąć takich sytuacji, na etapie projektowania domu należy rozwiązać kwestię odprowadzania wód deszczowych. Dobrym rozwiązaniem jest częściowe magazynowanie odprowadzanych wód deszczowych, dzięki czemu możemy wykorzystać ją do celów zewnętrznych (np. do podlewania ogrodu, mycia samochodu) lub wewnętrznych (spłukiwania misek ustępowych, sprzątania mieszkania, prania itd.) – woda ta nie musi być wodą pitną. Zbiornik na wodę deszczową – jaki wybrać? Przeciętnie przyjmuje się, że z dachu o powierzchni 100 m2 w trakcie opadów trwających 15 minut odprowadzamy średnio 850 litrów wody. Wodę deszczową możemy zbierać w szczelnych i nieprzeźroczystych zbiornikach wykonanych z polietylenu. W ofercie producentów znajdziemy zbiorniki naziemne i podziemne. Zbiorniki nadziemne zbierają wodę z pionowych rur spustowych, podłączenie zbiornika z rynną spustową wykonuje się przy pomocy zbieracza na wodę deszczową, rozmiar zbieracza zależy od średnicy rury spustowej np. Ø80 mm, Ø 105 mm itd. Ich wadą jest ograniczona pojemność – modele zbiorników nadziemnych zwykle nie przekraczają 400-500 litrów. Z deszczówki należy usunąć wszelkie zanieczyszczenia (np. liście, odłamki gałęzi), w tym celu korzysta się z filtrów czy specjalnych sit montowanych na wlocie do zbiornika. Wygodniejsze w eksploatacji są zbiorniki podziemne. To zbiorniki polietylenowe o wzmocnionej wytrzymałości, które możemy zakopać nawet pod podjazdem do garażu. Mają kształt cylindryczny i zróżnicowaną pojemność od 2 do 10 m3. box:offerCarousel System odzysku wody deszczowej Na rynku znajdziemy również kompletne instalacje przeznaczone do odzysku wody deszczowej. W skład takich instalacji wchodzi zbiornik, filtr, pompy tłoczące, syfony przelewowe i automatyka kontrolująca poziom wody w zbiorniku. Podstawowym elementem takiej instalacji jest zbiornik podziemny o dużej pojemności - zbierający oczyszczoną wodę deszczową z pionów spustowych. Do filtracji wody deszczowej wykorzystujemy kosz spustowy lub filtr centralny montowany na wlocie do zbiornika. Zespół sterująco-pompowy w postaci wiszącej armatury zainstalowanej na ścianie np. w kotłowni, umożliwia dostarczenie wody deszczowej ze zbiornika do punktów poboru oraz awaryjne zasilanie instalacji wodą wodociągową na wypadek braku wody deszczowej w zbiorniku. Do rozprowadzania wody deszczowej w obrębie budynku (np. do pralek, misek ustępowych) wykonuje się odrębną instalację wewnętrzną wykonaną z tworzywa sztucznego, np. z rur polietylenowych. Zbiornik wody deszczowej należy wyposażyć w przelew awaryjny poprzez podłączenie się do kanalizacji zewnętrznej burzowej, ogólnospławnej lub do systemu rozsączającego (np. tunel rozsączający) odprowadzającego nadmiar wody deszczowej w przypadku wystąpienia obfitych opadów deszczu i przelewania się wody ze zbiornika.
Odzysk wody deszczowej – rozwiązania rynkowe
Jeszcze jakiś czas temu, składając komputer, musieliśmy godzić się na pewne ustępstwa, wybierając pomiędzy wydajnym, ale dość dużym i głośnym PC a niewielkim, eleganckim, ale średnio wydajnym urządzeniem. Dziś jest zupełnie inaczej, a to za sprawą płyt głównych w standardzie micro ATX. Co prawda, wiele z nich to nadal konstrukcje budżetowe, jednak bez trudu znajdziemy egzemplarze dla wymagających użytkowników, w tym graczy. Do tej pory konstrukcje oparte na płycie głównej w standardzie micro ATX kojarzyły się z niewielkimi komputerami salonowymi (tzw. Media Center) lub sprzętem biurowym nastawionym na energooszczędne i nie zawsze wydajne działanie. Producenci potrafią wyczuć potrzeby potencjalnych klientów i dlatego zaczęli tworzyć konstrukcje małe i wydajne. Już nie musimy wybierać pomiędzy sprzętem wydajnym i kompaktowym. Oczywiście, pełnowymiarowe płyty główne oferują więcej złącz i dodatków, ale nie dla każdego jest to najważniejsze kryterium. Decydując się na płytę micro ATX, musimy pamiętać, że będzie miała ona mniej gniazd w porównaniu do większego odpowiednika. Oznacza to, że musimy zrezygnować z dwóch kart graficznych oraz licznych kart dodatkowych, takich jak muzyczna, telewizyjna, itp. Nie oznacza to jednak, że jest to wielki problem. Wyższe modele zazwyczaj mają bardzo dobrej jakości zintegrowaną kartę muzyczną i świetne rozwiązania łączności. Sprawdźmy, jakie modele są godne uwagi w różnych wersjach najpopularniejszych podstawek pod procesory. Zacznijmy od najnowszych – Socket Intel LGA1151. Płyty główne micro ATX (Intel LGA 1151) Płyty główne z podstawką Intel LGA 1151 to nowość na rynku. Już na starcie mamy ogromną ofertę najróżniejszych modeli – od niedrogich i prostych konstrukcji po zaawansowane i świetnie wyposażone okazy. Ciekawym modelem, który powinien zadowolić nawet wymagających użytkowników, jest Gigabyte GA-B150M-D3H. Mimo niewielkiej konstrukcji micro ATX, producent nie żałował złączy i gniazd. Do rąk użytkownika oddano cztery gniazda na pamięć RAM DDR3 oraz dwa złącza graficzne PCI-E (jedno x16 oraz jedno x4), co pozwala na stworzenie dość mocnej platformy do gier. Cena na Allegro to około 350 złotych. Jeśli ktoś nie szuka kompromisów, chce stworzyć potężny, ale niewielki komputer, powinien zwrócić uwagę na model MSI Z170M MORTAR. Ta niewielka konstrukcja kryje w sobie chipset Intel Z170, cztery gniazda pamięci DDR4 o maksymalnej pojemności 32 GB, dwa złącza PCI-E 16x ver. 3.0 oraz dwa złącza PCI-E 1x. Za dźwięk odpowiada karta Realtek ALC892, która powinna zadowolić nawet wybrednych graczy. Na uwagę zasługuje również obsługa aż ośmiu portów USB (łącznie z portami na przednim panelu obudowy). Cena tego modelu na Allegro oscyluje w granicach 580 złotych. Płyty główne micro ATX (Intel LGA 1150) Co prawda, jest to poprzednik wspomnianego socketu Intel LGA 1151, jednak nadal cieszy się bardzo dużą popularnością i uznaniem wśród użytkowników. Ofert jest naprawdę mnóstwo i można przebierać pomiędzy różnymi modelami. Świetną propozycją dla mniej wymagających użytkowników jest konstrukcja firmy Asus – model B85M-G Plus. Oprócz czterech gniazd na pamięć RAM DDR3 (maksymalnie 32 GB) oraz jednego złącza PCI-E 16x ver. 3.0 producent zastosował aż dwa porty USB 3.1 oraz 4 porty USB 3.0. Warto wspomnieć, że najszybszy port USB 3.1 dostępny jest w standardzie C. Co to takiego? To proste – wtyczkę możemy włożyć dowolną stroną. Cena tego modelu na Allegro to około 440 złotych. Alternatywą dla wymagających graczy jest płyta główna stworzona przez firmę MSI. Model Z97M Gaming, jak sama nazwa wskazuje, przyciągnie miłośników elektronicznej rozrywki na najwyższym poziomie. Obsługa czterech kości pamięci RAM DDR3 o maksymalnym taktowaniu szyny pamięci aż 3300 MHz to świetne pole do podkręcania procesora. Na uwagę zasługują też dwa pełnoprawne złącza PCI-E 16x ver. 3.0 oraz dwa PCI-E 1x na karty rozszerzeń. Miłym dodatkiem jest z pewnością stylistyka, która nie jest bez znaczenia w przypadku obudów z oknem – wielu modderów i graczy lubi, gdy ich komputer cieszy oko. Cena na Allegro to około 680 złotych. Płyty główne micro ATX (AM3, AM3+) Płyty główne pod procesory Intel bezsprzecznie dominują, jeśli chodzi o liczbę ofert, ale w przypadku konstrukcji z podstawką AM3 i AM3+ w standardzie micro ATX również znajdziemy kilka propozycji. Niestety, jeśli ktoś szuka bazy do stworzenia wydajnego komputera dla gracza, będzie miał problem ze znalezieniem potężnej konstrukcji. W każdym razie zwolennicy stabilności, którzy nie zamierzają podkręcać procesora, mogą zwrócić uwagę na model Asus M5A78L-M. W tym przypadku mamy do czynienia z chipsetem AMD 760G (780L)/SB710, czterema gniazdami pamięci RAM DDR3 (o taktowaniu maksymalnie 2000 MHz) oraz jednym złączem PCI-E 16x. Miłym dodatkiem jest obecność dwóch starszych złącz PCI. Całość utrzymano w czarno-niebieskiej kolorystyce. Cena na Allegro oscyluje w granicach 200–250 złotych.
Płyta główna micro ATX – przegląd propozycji dla różnych procesorów
Zima – a także wiosna i jesień – to dość trudny okres dla akumulatorów w naszych samochodach. Wielką pomocą i nam, i im mogą służyć nowoczesne prostowniki. Po jaki warto sięgnąć? Kilkanaście lat temu prostownik był sporą metalową skrzynką z solidnym uchwytem, dwiema lampkami i tajemniczą wskazówką. Nierzadko ważył tyle, co mały akumulator. Technika poszła naprzód i do dziś zmieniły się zarówno akumulatory, jak i sposób ich ładowania. Akumulatory i prostowniki Są dziś w zasadzie bezobsługowe – nie trzeba do nich niczego dolewać ani odkręcać korków do ładowania. Na rynku znajdziemy kilka typów: tradycyjne akumulatory kwasowo-ołowiowe, żelowe czy AGM. Te pierwsze unowocześniono, by nie sprawiały problemów. Akumulatory żelowe mają niestety stosunkowo małą pojemność, ale mogą pracować w pozycji przechylonej. Modele oznaczane jako AGM wykorzystują włókna szklane, mają dużą pojemność i wytrzymują dużą liczbę rozruchów oraz doładowań. Wykorzystuje się je w samochodach z systemem start /stop. Mają jednak kilka wad – nie lubią wysokich temperatur, więc na ogół montuje się je w bagażniku, a nie w komorze silnika. Ponadto wymagają precyzyjnego ładowania, bo są podatne na przeładowanie. I tu z pomocą przychodzą nam prostowniki impulsowe, często zwane inteligentnymi. I słusznie, bo mają sporo zalet i mało wad. Największym plusem tego typu urządzeń jest duża sprawność, w okolicach 90%. Są przy tym – szczególnie w porównaniu z prostownikami transformatorowymi – małe i lekkie. Ma to olbrzymie znaczenie, gdy chcemy na przykład doładować akumulator w aucie stojącym na parkingu. Prostownik możemy zatrzasnąć w samochodzie lub włożyć go pod maskę. Oczywiście mowa o naprawdę kompaktowych modelach, bo wielu producentów wkłada je w całkiem spore obudowy, chyba po to, by podkreślić solidność urządzenia… Przy tym są dość tanie, w sumie proste i odporne na zakłócenia w dostawie i napięciu prądu. Wadą niektórych urządzeń jest niska jakość. Są producenci, którzy w pogoni za ceną poszli za daleko i produkują buble. Prostownik impulsowy musi być wyposażony w układy elektroniczne, automatycznie dostosowujące wartości ładowania do parametrów akumulatora. Zapobiega on również przeładowaniu, co albo dramatycznie skraca jego żywotność, albo całkowicie eliminuje go z użytku. Zobacz też: Jak prawidłowo obsługiwać i ładować akumulator? Do jakich akumulatorów należy stosować prostownik impulsowy Nowoczesne baterie samochodowe powinny był ładowane tylko przy użyciu tzw. inteligentnego prostownika. Podłączając je do zwykłego, transformatorowego, prosimy się o kłopoty. Ale prostownik impulsowy świetnie nadaje się do ładowania każdego typu akumulatora, więc warto wydać od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu złotych na nowy sprzęt, jeśli w piwnicy ciągle mamy stary, pamiętający czasy Gierka prostownik. Co kupić Przede wszystkim nie koncentrujmy się na najtańszych prostownikach. Bardzo często są to urządzenia niskiej jakości, jednorazowe. Awaria naprędce i „po taniości” skleconej elektroniki może być bardzo kosztowna w skutkach. Przyzwoitej jakości prostownik impulsowy kosztuje ok. 100 zł. Zwróćmy uwagę na gwarancję, na dobrze napisaną instrukcję obsługi, na solidne krokodylki do łapania klem oraz na wzbudzające zaufanie kable. Lepiej zapłacić 30 czy 40 zł więcej i cieszyć się zdrowym akumulatorem i żywotnością prostownika, niż szukać kolejnego. Jeśli będziemy w miarę często używali sprzętu, warto sięgnąć po wyroby znanych producentów. Prostowniki Bosch czy Yato kosztują mniej więcej 150–250 zł. Powinny dobrze i długo nam służyć. )
Prostowniki impulsowe – przegląd
Dzieci powinny każdego dnia spędzić kilka godzin na dworze, aby spożytkować swoją energię, bawiąc się na placu zabaw, biegając czy jeżdżąc na rowerze. Często jednak zaskakuje nas niesprzyjająca aura lub nadmiar obowiązków nie pozwala na wyjście z dziećmi z domu. Co zrobić w takiej sytuacji? Idealnym pomysłem będzie zbudowanie maluchom w pokoju toru przeszkód lub miniplacu zabaw, który pochłonie je na długie godziny. Podpowiadamy, jakie elementy można do tego wykorzystać. Dzieciaki uwielbiają wszelkiego rodzaju tunele i drabinki, wspinaczkę, skoki i wyzwania wymagające sprytu i sprawności fizycznej. Zbudowany przez opiekunów tor przeszkód z pewnością zachęci do zabawy zarówno najmłodsze maluchy, jak i całkiem duże już przedszkolaki. Jego wielkość, długość i poziom skomplikowania zależy od fantazji budujących. Możemy wykorzystać w tym celu rozmaite meble i przedmioty, które przemienimy w pełną wyzwań konstrukcję. Warto jednak wyposażyć się w kilka elementów, które ją uatrakcyjnią i sprawią, że zabawa będzie jeszcze bardziej porywająca. Tajemnicze przejścia Przedmiotem, który z pewnością zachęci dziecko do zabawy ruchowej i stanie się idealną podstawą domowego toru przeszkód, będzie kolorowy tunel. Wykonany z bezpiecznych, odpornych na wilgoć i zabrudzenia materiałów idealnie sprawdzi się podczas zabawy w domu, w ogrodzie czy podczas wyjazdu. Szkielet tunelu w formie spirali zapewnia mu odpowiedni kształt tuby. Dzięki temu nasze dziecko bezpiecznie przejdzie na jego drugi koniec. Taka budowa tunelu umożliwi nam również szybkie i proste złożenie i schowanie go bądź przetransportowanie w dowolne miejsce. Do tunelu możemy dokupić różnorodne przejścia i łączniki, dzięki czemu stworzymy np. labirynt lub kosmiczną bazę ku radości naszej pociechy. Możliwości ułożeń konfiguracji ogranicza tutaj właściwie tylko nasz pomysłowość. Ciekawym elementem, który może stanowić punk docelowy dla maluchów poruszających się w tunelu, jest pokojowy namiot. Będzie świetnym miejscem odpoczynku po fizycznych zmaganiach, a także inspiracją do kolejnych zabaw. Przeszkody i budowle Maluchom, które uwielbiają się wspinać i pokonywać różnego rodzaju przeszkody, z pewnością spodobają się ogromnepiankowe klocki, umożliwiające budowę mostów, przejść i labiryntów. Wykorzystać możemy również kolorowe materace gimnastyczne, które są bezpiecznym miejscem do ćwiczenia przewrotów, mostków i innych gimnastycznych akrobacji. Taki materac możemy również szybko zamienić w tunel, przez który można się czołgać, czy – układając go na stercie piankowych klocków – w trudną do zdobycia górę, na którą wspięcie się wymaga koordynacji i sprawności fizycznej. Jako przeszkody świetnie sprawdzą się również piankowe lub wypełnione styropianowym granulatempufy czy po prostu zdjęte z kanapy poduchy. Dla starszaków Starszym dzieciom możemy zaproponować zabawę z wykorzystaniem bardziej profesjonalnych sprzętów gimnastycznych. Małym wulkanom energii z pewnością spodoba się możliwość pokonywania slalomu na piłce do skakania lub stylizowanym na wierzchowca skoczku. Fantastycznym elementem domowego placu zabaw, który w rozmaity sposób możemy wykorzystać, aranżując tor przeszkód, będzie zawieszona na ścianie drabinka gimnastyczna. Możemy wieszać na jej szczycie rozmaite akcesoria do zdobycia czy proponować dzieciom wchodzenie na nią w nietypowy sposób, np. przy użyciu zamocowanej do niej liny. Podobnie wykorzystamy zawieszony na suficie lub drążku gimnastycznym trapez, który na co dzień zastąpi naszemu dziecku podwórkową huśtawkę. Tworzenie domowych torów przeszkód to świetny sposób na zachęcenie maluchów do aktywności fizycznej, która równomiernie rozwija wszystkie części ciała i pozwala w pozytywny sposób rozładować drzemiące w dziecku pokłady energii. Posiadając odpowiednie miejsce i odrobinę chęci, jesteśmy w stanie sami stworzyć takie miejsce rozrywki. Odpowiednio przygotowany tor przez długi czas będzie bawić i stanowić wspaniałą alternatywę dla siedzenia przed komputerem czy telewizorem, co z pewnością wyjdzie maluchowi na zdrowie.
Z czego zbudować tor przeszkód w pokoju
Marzysz o idealnej sylwetce i płaskim brzuchu? Chciałbyś pięknie wyrzeźbić mięśnie, ale nie wiesz, jaki rodzaj ćwiczeń będzie najbardziej skuteczny? Robienie zwyczajnych brzuszków i chodzenie na siłownię nie przynosi oczekiwanych rezultatów? Jeśli tak, z pomocą przychodzi ci trening ABS. ABS – co to takiego? Trening ABS to krótki i intensywny trening mięśni brzucha, którego celem jest ich skuteczne i szybkie wzmocnienie. Ćwiczenia wchodzące w jego skład są dobrane tak, aby angażowały wszystkie partie mięśni występujące w tej części ciała. To opcja idealna dla osób, które chciałyby pracować nad swoją sylwetką, ale nie mają zbyt wiele czasu na długotrwałe ćwiczenia bądź dojazdy na siłownię. Ze względu na intensywność pracy mięśni i konieczność ich silnego napinania, trening ABS staje się jednym z najlepszych sposobów na wyrzeźbienie pięknego brzucha. Jakie korzyści przynoszą ćwiczenia ABS? Trening ABS pozwala maksymalnie skupić się na rzeźbieniu wszystkich mięśni brzucha, które możemy podzielić na pięć podstawowych grup: mięśnie dolnej części brzucha, mięśnie górnej części brzucha, mięśnie skośne, mięśnie poprzeczne oraz mięśnie dolnego odcinka pleców. Prawidłowo wykonywany trening ABS trwa zwykle od 8 do 15 minut i składa się z wielu różnorodnych ćwiczeń, które pozwalają pracować nad poszczególnymi partiami. Im więcej włożymy wysiłku, tym lepsze będą efekty – istnieje więc możliwość dobrania intensywności ćwiczeń do własnych potrzeb i możliwości. Ważne jednak, aby zapewnić mięśniom odpowiednie obciążenie i wykonywać ćwiczenia jedno po drugim, bez żadnych przerw. Tak wykonany trening ABS będzie najbardziej skuteczny i przyniesie korzyści w postaci znacznego wzmocnienia brzucha. Brzmi interesująco? Sprawdź, jak prawidłowo go wykonać! Krok po kroku Do treningu ABS nie potrzebujesz żadnego specjalistycznego sprzętu sportowego. Wystarczy, że założysz wygodne ubranie i użyjesz prostej maty gimnastycznej. Ćwiczenia zazwyczaj rozpoczyna się od standardowych brzuszków. Zacznij więc od położenia się na plecach, ugięcia kolan i oparcia rąk za głową, a następnie oderwij tułów od ziemi, przytrzymaj napięte mięśnie przez kilka sekund, a po chwili wróć do pozycji wyjściowej. Po wykonaniu kilkunastu powtórzeń zmień ćwiczenie – ciągle leżąc na plecach, przyciągaj ugięte pod kątem prostym nogi do klatki piersiowej. Działanie to pozwoli ci pracować nad dolną partią brzucha. Aby zaś wzmocnić mięśnie skośne, możesz zastosować ćwiczenie polegające na angażowaniu tułowia. W tym celu weź piłkę lub butelkę z wodą, unieś górną część ciała oraz nogi zgięte w kolanach, a następnie skręcaj tułów na prawo i na lewo, starając się sięgnąć trzymanym przedmiotem jak najdalej za siebie. Kolejnym zadaniem może być dobrze wszystkim znany „rowerek”, czyli „pedałowanie” ugiętymi i uniesionymi nogami. Dobrym ćwiczeniem angażującym wiele mięśni brzucha jest także popularna „świeca”, czyli leżenie na plecach z uniesionymi wysoko w górę nogami i biodrami (najlepiej jest nie wspomagać się przy tym rękami). W ABS można także wykorzystać tradycyjną deskę oraz wszelkiego rodzaju brzuszki. Najważniejsze jest jednak to, aby trening był intensywny i trwał nieprzerwanie przez co najmniej 8 minut. Konieczne jest również zachowanie różnorodności ćwiczeń i wykonywanie ich jak najwolniej, aby w ten sposób zapewnić niezbędne w tym treningu obciążenie mięśni. O czym należy pamiętać? Decydując się na treningi ABS, musisz mieć na uwadze to, że służą one przede wszystkim wzmocnieniu brzucha – nie jest to jednak skuteczny sposób na pozbycie się nadmiaru tłuszczu z tej partii ciała. Jeśli chcesz, aby ćwiczenia przyniosły oczekiwane efekty w postaci ładnie zarysowanych mięśni, koniecznie musisz połączyć treningi z odpowiednią dietą, która pomoże ci zrzucić zbędną oponkę. Nawet największe mięśnie nie będą widoczne spod warstwy tłuszczyku, dlatego właśnie trzeba połączyć ABS z odchudzaniem, które pozwoli ci je odsłonić i cieszyć się fantastycznie wyrzeźbioną sylwetką. Trening ABS jest skuteczny, ale nie jest cudowny i podobnie jak każdy inny wymaga regularnego ćwiczenia, uzbrojenia się w sporą dozę cierpliwości i włożenia w to pewnego wysiłku.
Trening ABS – co to takiego?
Liczy się tylko sport, a nie to, w czym go uprawiasz? Nie interesuje cię moda, a tylko chcesz się poruszać? Masz stare trampki albo adidasy – powinny wystarczyć? Nic bardzie mylnego. Dobrze dobrane buty to podstawa przy zajęciach fitness – i tych w domu, i tych zorganizowanych. Buty do fitness powinny być przede wszystkim lekkie ale i zrobione z oddychających materiałów. W czasie ruchu stopa powinna pozostawać sucha – zapobiega to obtarciom, bolesnym bąblom oraz przesuwaniu nogi wewnątrz buta, co zwiększa ryzyko kontuzji i utrudnia ćwiczenia. Dodatkowo oczywiście obuwie powinno być dopasowane do ćwiczeń, jakie się wykonuje – na pilates czy jogę w niektórych szkołach nie ma obowiązku zabierać obuwia, a ćwiczenia ze sztangami na zajęciach tabaty czy crossfitu będą wymagały obuwia usztywnionego z dość sztywną, unoszącą piętę podeszwą. Na treningi lekkie Na lekkie treningi w zupełności wystarczą baletki albo nawet skarpetki antypoślizgowe. Ćwiczenia izometryczne to takie, w trakcie których mało się pocimy, dlatego też wentylacja nie musi być tak duża. Wiele osób ma natomiast problemy z marznącymi stopami, a także jest podatna na infekcje, szczególnie grzybicze. Warto wtedy postawić na miękką i lekką ochronę stopy. Na treningi średnie Treningi, przy których uprawia się średnią aktywność fizyczną, wymagają już innego obuwia. Powinno ono być przede wszystkim lekkie, sprężyste oraz przewiewne. Ćwiczenia o średniej intensywności to najczęściej ćwiczenia taneczne, zorganizowane ćwiczenia aerobowe czy cardio. Buty do tego typu aktywności powinny przede wszystkim chronić stawy przed urazami i gwarantować dobrą przyczepność. Sprawdzą się zatem doskonale buty EMMET, ASIS Gel Fit. Lekkie i oddychające idealnie sprawdzą się na tego typu treningach, a ich cena nie jest wygórowana. Również bardzo znane firmy, takie jak Adidas, Nike, Under Armour czy Reebok, przygotowały modele, które sprawdzają się przy ćwiczeniach tego typu. Firma Nike z modelami Free i Flex podkreśla, jak istotne jest, by noga oddychała i mogła się swobodnie poruszać podczas treningów. Reebok z modelem Cardio nie pozostaje w tyle. Opatentowana wentylacja obuwia i specjalnie ukształtowana podeszwa to wszystko, czego potrzebujemy przy tego typu aktywności. Również Charged Push i Charged Bandit firmy Under Armour to doskonałe modele. Ta firma zresztą celuje w najwyższej jakości odzieży i sprzęcie do ćwiczeń, nic zatem dziwnego, że obuwie, które produkują, jest wygodne, praktyczne i trwałe. Modele tej firmy, zaopatrzone w opatentowane systemy wentylacji, dostępne są już od 149 zł. Jednak to firma Adidas wybija się na czoło, jeśli chodzi o produkcję obuwia do fitnessu. Modele Adipure, Crazy Power, Gymbreaker Bounce, Core Grace – wszystkie zapewniają ćwiczącemu największy komfort zarówno w kwestii wentylacji stopy, jak i jej amortyzacji. Na treningi ciężkie Niektóre zajęcia fitness łączą w sobie elementy cardio oraz elementy siłowe. Są to treningi o wysokim poziomie intensywności, często z obciążeniami. Są one wymagające dla ciała, warto zatem równie wysokie wymagania postawić sprzętowi, z którym ćwiczymy, a szczególnie butom. Powinny być one przede wszystkim odpowiednio sprężyste, ale i sztywne, aby stopa się nie odkształcała podczas pracy z obciążeniami. Dodatkowo takie obuwie musi być przewiewne, ślizgająca się w bucie stopa to ryzyko poważnej kontuzji nie tylko w obrębie nogi, ale również kręgosłupa. Decydując się na takie ćwiczenia, warto postawić na buty MM, Reebok Crossfit, Adidas Crazy Power czy Adidas Power Perfect. Odpowiednie buty na fitness to nie tylko dodatek – to podstawa.
Damskie buty do fitnessu z dobrą wentylacją
Jeśli nasze włosy rosną wolno, a zależy nam, by przyspieszyć ten proces i cieszyć się długimi pasmami, można wypróbować naturalne sposoby. W efekcie kosmyki będą rosnąć szybciej i zostaną wzmocnione. Oto trzy proste zabiegi, które warto przeprowadzić w zaciszu własnej łazienki. Dieta a kondycja włosów Żeby włosy rosły szybciej, należy do naszego jadłospisu wprowadzić produkty bogate w odpowiednie witaminy i składniki mineralne. Dla kondycji kosmyków ważne jest żelazo (obecne m.in. w wątróbce), które przeciwdziała ich wypadaniu, oraz witaminy E (występuje w orzechach) i B12 (znajduje się w składzie ryb), które odżywiają je i sprawiają, że są mocne, a także odporne na uszkodzenia. Dobrze jest poza tym jeść produkty bogate w białko, takie jak jajka i mięso. Niedobór tego składnika skutkuje łamliwością włosów i ich nadmiernym wypadaniem. Dodatkowo poznajmy kilka naturalnych sposobów na przyspieszenie wzrostu włosów. Ocet jabłkowy na porost włosów Ten produkt spożywczy możemy wykorzystać do przygotowania płukanki do włosów. Receptura jest niezwykle prosta. Wystarczy połączyć ¾ szklanki wody z ¼ szklanki octu (najlepiej wybrać ten organiczny). Taką mieszankę aplikujemy na umyte, jeszcze mokre włosy i skalp, a następnie wykonujemy delikatny masaż. Na koniec spłukujemy. Ocet jabłkowy oczyszcza skórę głowy. Ponadto pomaga on utrzymać w równowadze pH skalpu i włosów bez uszkadzania warstwy naturalnych olejków. Poprawia krążenie krwi w mieszkach włosowych, wzmacnia cebulki oraz stymuluje ich zdrowy porost. Butelkę octu z jabłek o pojemności 500 ml kupimy na Allegro w cenie 9,99 zł. box:offerCarousel Kozieradka na porost włosów Ziele to nie tylko przyspiesza tempo wzrostu włosów, ale również przeciwdziała ich wypadaniu. Co więcej, chroni naturalny kolor kosmyków i pobudza ich regenerację. Jak wykorzystać kozieradkę (ziarno jest dostępne na Allegro w cenie 9,50 zł za 1 kg) w pielęgnacji włosów? Możemy przygotować ziołową wcierkę. Wystarczy zalać 1 łyżkę nasion kozieradki ¾ szklanki wrzącej wody. Odstawiamy napar do zaparzenia i wystygnięcia (tak przygotowaną wcierkę do włosów można przechowywać w lodówce przez tydzień). Następnie aplikujemy płyn na skórę głowy i pasma przy użyciu strzykawki albo butelki z atomizerem. box:offerCarousel Olej kokosowy na porost włosów Ten tłuszcz to naturalna odżywka do włosów. Utrzymuje skórę głowy w dobrej kondycji i pomaga w odbudowie struktury proteinowej kosmyków. Co ciekawe, wspomaga wzrost nowych włosów i naprawia powstałe już uszkodzenia. Olej kokosowy jest też znany jako domowy sposób przeciwdziałający ich wypadaniu. To kosmetyk naturalny, bardzo wydajny i przyjemny w stosowaniu. Zanim nałożymy go na włosy (użyta ilość zależy od ich długości), wcześniej trzeba je zwilżyć. Najlepiej masować nim skórę głowy (masaż poprawia ukrwienie, dzięki czemu cebulki lepiej wchłaniają składniki odżywcze) i wcierać w poszczególne pasma (ciepło dłoni sprawia, że olej kokosowy zmienia konsystencję ze stałej na płynną i wówczas jego aplikacja jest znacznie prostsza). Następnie owijamy głowę ręcznikiem i idziemy spać. Najlepiej pozostawić olej kokosowy na włosach na całą noc. Rano myjemy je przy użyciu zwykłego szamponu. Olej kokosowy, który działa jak balsam, jest dostępny na Allegro w cenie ok. 8,80 zł za 250 ml. Taką kurację warto powtarzać dwa razy w tygodniu. W efekcie pasma i skóra głowy będą nawilżone.
Co przyspiesza porost włosów? Naturalne sposoby
Honor 6 to ciekawy phablet, który kusi wyglądem, zaawansowanym aparatem, pojemną baterią, Dual SIM i wydajnym układem, a to wszystko już za około 1500 zł. Specyfikacja wyświetlacz IPS 5,5”, Full HD (1080 x 1920 pikseli), chipset HiSilicon Kirin 925, procesor ośmiordzeniowy (4x 1,8 GHz + 4x 1,3 GHz), karta graficzna Mali-T628 MP4, RAM: 3 GB, pamięć: 16 GB/32 GB + czytnik kart microSD, system Android KitKat 4.4.2 (z nakładką EMUI), Dual SIM (w standardach nano- i microSIM), obsługa LTE, aparat główny dual 8 Mpix, przedni 8 Mpix, Bluetooth 4.0, NFC, Wi-Fi a/b/g/n/, Wi-Fi Direct, GPS z A-GPS, GLONASS, Beidou, czujnik zbliżeniowy, światła, akcelerometr, barometr, kompas, bateria: 3600 mAh, wymiary: 150,5 x 75,5 x 7,5 mm, waga: 165 g. Dane techniczne robią wrażenie. Co prawda to „tylko” Full HD, ale na tle sporo droższych urządzeń Honor 6 Plus prezentuje się bardzo dobrze. Obsługuje Dual SIM, nie zapomniano o czytniku microSD, ma także dużo RAM-u, zaawansowany procesor i potężną baterię. Co prawda brakuje systemu w wersji Lolipop, ale KitKat zyskał rozbudowaną, autorską nakładkę. Konstrukcja Producent nie pokusił się o pionierski, awangardowy design, postawiono na typową, płaską konstrukcję inspirowaną iPhone’em 5. Zadbano jednak o sporo smaczków wizualnych i solidność. W budowie dominują tworzywa sztuczne, ale bryła wzmocniona została metalem, front jest przeszklony, a „plecy” telefonu wykonane z gładkiego tworzywa sztucznego. Przednia ścianka to jednolita, szklana tafla – pod ekranem nie ma wydzielonych przycisków fizycznych lub dotykowych. Nad wyświetlaczem widać: wąską szczelinę głośnika, przedni obiektyw, diodę powiadomień oraz czujniki. Zminimalizowano ramki boczne, które mają po 2 mm. Dużo szersze są te od góry i dołu – to prawie 2 cm, co znacząco wydłuża telefon. Rogi urządzenia zostały wyraźnie zaokrąglone. Górną ściankę oddzielają pionowe kreski, niczym w urządzeniach Apple’a. Z prawej strony znalazły się wszystkie przyciski tj. regulacja głośności i włącznik oraz dwa czytniki kart (pierwszy to czytnik microSD oraz nanoSIM w jednym, drugi to microSIM). Dolna krawędź zawiera gniazdo microUSB i szczelinę mikrofonu, a górna dodatkowy mikrofon, wyjście słuchawkowe i czujnik podczerwieni. Lewy bok pozostał pusty. „Plecy” wydają się być przeszklone, ale w rzeczywistości to wysokiej jakości tworzywo. Prześwituje przez nie ciekawa faktura, wyglądająca niczym gęsta siatka połyskujących pikseli. Obiektyw trafił w lewy górny róg – jest podwójny, tak samo jak dioda obok niego. Na dole widać głośnik. Wykonanie urządzenia jest bardzo dobre, elementy spasowane wzorowo, a użyte materiały wysokiej jakości. To sztywna, masywna konstrukcja – nic się nie ugina ani nie trzeszczy. Materiały są przyjemne w dotyku, a sam smartfon sprawia wrażenie atrakcyjnego i smukłego. Ergonomia i użytkowanie Trzeba mieć na uwadze, że Honor 6 Plus nie jest urządzeniem małym – to sprzęt multimedialny, przeznaczony do Internetu i wygodnej obsługi wielu aplikacji jednocześnie. Jeśli naszym priorytetem jest mobilność, może nie być to dobry wybór, chociaż wielkość urządzenia nie jest tak mocno odczuwalna – bryła jest cienka, odpowiednio wąska. Producent nie zdecydował się na łukowatą obudowę, więc sprzęt leży w dłoni trochę gorzej, ale nie wygląda topornie. box:imageShowcase box:imageShowcase Metalowe nakładki na bokach nie wypełniają ich na całej grubości urządzenia, dzięki temu łatwo telefon unieść z blatu. To dłuższy smartfon, więc przyciski zostały obniżone – są akurat pod kciukiem przy chwytaniu prawą dłonią, a łatwo też do nich sięgnąć lewą dłonią. Mają dosyć głęboki „klik”, ale stawiają odpowiedni opór. Urządzenie jest masywne, ciężkie, ale wagę rozłożono poprawnie. Niewątpliwym plusem jest to, że nawet podczas dużego obciążenia telefon nagrzewa się tylko delikatnie i nie powoduje dyskomfortu. Na pochwałę zasługuje lokalizacja głośnika, usytuowano go blisko dłuższej krawędzi. Nie zdarzyło mi się jego przypadkowe zakrycie, zarówno przy uchwycie pionowym, jak i poziomym. Nie są to jednak głośniki stereo na froncie. Telefon obsługuje Dual SIM oraz posiada czytnik microSD. Niestety trzeba wybierać – jeden ze slotów zmieści albo kartę nanoSIM albo microSD. Drugi, ten główny, odpowiada tylko za microSD. Wyświetlacz box:imageShowcase box:imageShowcase Producent nie zaszalał z rozdzielczością, ale Full HD to dalej bardzo dobry poziom. Skupiono się raczej na jakości ekranu, z czego należy być zadowolonym. Wyświetlacz cechuje się wysokim kontrastem oraz nasyconymi barwami. Obraz jest jasny i wyraźny, dobrze wypada biel. Czerń nie jest wyjątkowo głęboka, ale to standard dla IPS’ów. Kąty widzenia są szerokie i nie degradują kolorów, a jedynie lekko przyciemniają obraz. Rozdzielczość Full HD daje przy 5,5” powierzchni zagęszczenie na poziomie 401 ppi, zatem trudno dostrzec jakiekolwiek piksele. Precyzyjny interfejs dotykowy obsługuje 10 punktów dotyku, nie trzeba się więc o niego martwić w bardziej zaawansowanych grach lub aplikacjach, a także gestach systemowych. Telefon da się bez problemu obsługiwać, nawet gdy leży na biurku. System operacyjny i wydajność KitKat obsługujący Honora 6 jest mocno zmodyfikowany, ale nie przeorientowano belki powiadomień, łatwo więc wyczuć system. Nakładka EMUI 3.0 (Emotion UI) jest bardzo rozbudowana i wykorzystuje wiele znanych elementów, ale wprowadza także sporo uproszczeń oraz gadżetów. Nie ma oddzielnej szuflady – aplikacje, wzorem z iOS’a, pojawiają się bezpośrednio na pulpicie, można je także grupować w foldery. Górna belka jest podwójna i oddziela powiadomienia od skrótów. Te ostatnie można przeorientować, a także rozwinąć listę, by mieć pod ręką wszystkie opcje. Menu ustawień rozbudowuje możliwości o dodatkowe tryby oszczędzania i blokady ekranu, daje też możliwość konfiguracji paska powiadomień, pulpitów, w tym animacji, blokad oraz tapet. EMUI jest mocne także pod względem wizualnym. System jest trochę cukierkowy, ale kolorowe ikony są zaokrąglone i przyjemne dla oka. Można ustawić efektowne przejścia ekranów, pokaz slajdów tapet (da się je zmieniać potrząsając telefonem). Listy i menusy są całe szczęście mniej jaskrawe, szaro-czarne, czytelne i proste. Przyciski ekranowe mają kształt jak z Lollipopa – można także przybliżyć je do krawędzi lub włączyć dotykowy przycisk. Możliwości jest dużo, a wiele z nich to słodycz dla oczu. Strona praktyczna jest także mocna, dla przykładu system sprawdza, jakie aplikacje zużywają najwięcej energii i informuje o tym, dając możliwość zatrzymania niepotrzebnego procesu. Honor 6 Plus zyskał 44296 punktów w benchmarku AnTuTu 5.7.1. To solidny wynik, nieco poniżej OnePlus One’a, ale ponad HTC One M8 czy Samsungiem Galaxy S5. W praktyce czuć tę wydajność, praca na wielu aplikacjach jest płynna, nie zdarzają się przycięcia lub zawieszenia, a system pozostaje stabilny. Bateria Jak radzi sobie akumulator z 3600 mAh? Dobrze, ale spodziewałem się więcej. Procesor nie należy do energooszczędnych, ekran jest jasny, a system rozbudowany, co też przekłada się na uzyskiwane rezultaty. Honor 6 Plus radzi sobie świetnie jako multimedialny phablet, który przy intensywnym użytku i tak wytrzyma dzień lub półtora, z kolei oszczędni powinni dobić do 2-3 dni na jednym ładowaniu. Dostępne są także tryby oszczędzania energii, w razie czego da się wyłączyć wszystko oprócz telefonii. Multimedia – gry, aparat, audio Nie trzeba martwić się o wydajność w grach, także wymagających 3D. Honor 6 Plus to świetny sprzęt do rozrywki, który poradzi sobie ze wszystkim. Jakość zdjęć aparatu przedniego jest porównywalna do głównego, ale niestety ogólnie Honor 6 Plus lekko zawodzi. Zdjęcia są mdłe, lekko wyblakłe, a tryb automatyczny w większości przypadków skutkuje zbyt błękitną kolorystyką. Przykładowe zdjęcia w linkach poniżej: Zdjęcie 1, zdjęcie 2, zdjęcie 3 Wbudowany głośnik oferuje dobrą jakość i nie ustępuje temu z Galaxy S6. Jest donośny i czysty, chociaż ulokowany z tyłu, za małą szczeliną. Nie jest to niestety poziom głośników stereo od HTC, jakościowo porównać go można do Moto G 2014, ale ta ma także głośniki stereo z przodu. Nieźle jest za to na słuchawkach, więc bez obaw można podłączać nawet trochę droższe modele. Łączność i jakość rozmów Nie miałem żadnych problemów z interfejsami bezprzewodowymi oraz zasięgiem. To samo tyczy się jakości rozmów. To jeszcze nie poziom flagowców, ale można już liczyć na przyjemne konwersacje, czysty głos rozmówcy i dobry przekaz naszej mowy. Podsumowanie Honor 6 Plus to bardzo udany phablet. Jest świetnie wykonany, atrakcyjny i wygodny. To wydajny sprzęt z ciekawą nakładką systemową, a do tego dochodzi długi czas pracy na baterii. Muszę przyznać, że korzystało mi się z niego bardzo przyjemnie – to miła alternatywa dla urządzeń Motoroli, Samsunga lub HTC. Sprzęt jest zdecydowanie warty zakupu, chociaż aparat mógłby być lepszy.
Honor 6 Plus – duży i wydajny smartfon z podwójnym aparatem
Od dobrych kilkunastu lat, opowieść o rezolutnym budowniczym Bobie podbija serca małych widzów na całym świecie. Główny bohater tej uroczej bajki to wzór do naśladowania – jest miły, sympatyczny, inteligentny, pomocny i rozsądny. Wraz z grupą zaprzyjaźnionych maszyn budowlanych – Koparka, Walec, Spychacz, Dźwig i Betoniarka – rozwiązuje nie tylko „inżynierskie” problemy. Kluczem do sukcesu zawsze okazje się praca w grupie i wzajemna pomoc. Nic więc dziwnego, że serial o dzielnym Bobie jest tak chętnie oglądany przez dzieci i rekomendowany przez ich rodziców. Uzupełnieniem tej fantastycznej serii mogą być różne zabawki i gadżety z motywami z bajki, przeznaczone głównie dla najmłodszych. „Noszę” Boba Ubranka z Bobem to podstawa dla małego wielbiciela bajki. Dzieci lubią wyrażać swoją pasję do ulubionych postaci, a garderoba jest do tego dobrym przyczynkiem. Wybierając ciuszki dla malucha, należy jednak pamiętać, aby w pierwszej kolejności stawiać na wygodę i funkcjonalność. Świetnie sprawdzi się kolorowa, bawełniana piżama. Dostępne są komplety zarówno wersji jesienno-zimowej (długi rękaw i długie spodnie), jak i wiosenno-letniej (krótki rękaw i krótkie spodenki). Kolejnym przydatnym zakupem będą wygodne, dresowe spodnie. To najlepszy strój do zabawy – nie rozciąga się i łatwo się pierze, a przy tym sprawdza się w zasadzie o każdej porze roku i przy każdej pogodzie. Do kompletu możemy dobrać bluzkę z długim rękawem. Mnogość kolorów i różnorodność bajkowych nadruków zadowoli nawet najbardziej wybrednego malca i… rodzica. Przyjęcie urodzinowe małych inżynierów Tematyczne przyjęcia dla dzieci nie przestają być hitem od wielu lat. Zmieniają się tylko motywy i kolory. Jeśli chcemy urządzić imprezę urodzinową dla chłopca, dobrym wyborem będzie postawienie właśnie na Boba Budowniczego. Sympatyczny bohater to nie tylko świetny pomysł na wizualną aranżację wnętrza, ale także kopalnia pomysłów co do kreatywnych i niebanalnych zabaw podczas gościny. Na Allegro znaleźć możemy wszystko, czego potrzebujemy to takiego przedsięwzięcia. Począwszy od podstawowych dekoracji, takich jak: czapeczki, serwetki, kubeczki, oryginalne słomki, nakrycia i balony, a kończąc na zaproszeniach i przebraniach dla małych budowniczych. Zabawa z Bobem Różnorodność zabawek związanych z kultową bajką prezentuje się nad wyraz okazale. Bez trudu dogodzimy różnym, dziecięcym gustom. Największą popularnością cieszą się zestawy małego majsterkowicza, nawiązujące do postaci i maszyn z serialu. W takich kompletach znajdziemy wszystko, czego przyszły inżynier potrzebuje: kask, podstawowe narzędzia – zaprojektowane tak, aby malec nie zrobił sobie przypadkiem krzywdy, a niekiedy także kompletny strój budowlańca. Zakup takiego zestawu z pewnością rozwinie kreatywność waszego dziecka i jego ciekawość wobec świata techniki. Kolekcjonerom na pewno spodobają się pojazdy występujące w serialu, zaś chłopcom lubiącym składanie i budowanie – klocki. Z myślą o najmłodszych dostępne są specjalne klocki maxi, które stanowić będą dobrą rozgrzewkę przed drobniejszymi i bardziej skomplikowanymi elementami, z których składają się zestawy LEGO. Jako prezent w sam raz dla rodzeństwa sprawdzą się gry planszowe. W tej kategorii możemy wybierać między tradycyjnymi grami w stylu „wyścig pionkami” lub też zdecydować się na zabawy o bardziej skomplikowanych zasadach. Sprawdzonym chwytem mogą być puzzle. Tutaj także ogromny wybór zarówno obrazków, jak i liczby elementów, pozwoli dopasować prezent do aktualnych możliwości malucha. Gadżety na podróż i do pokoju Podróż samochodem, zwłaszcza dla najmłodszych, nie jest szczególnie przyjemnym stanem. Ograniczona mobilność w foteliku i pasach, a niekiedy „niekończący się” czas jazdy sprawia, że dzieci wówczas nudzą się i marudzą. Warto pomyśleć o kilku gadżetach samochodowych, umilających podróż i zajmujących uwagę waszych pociech. Czasem wystarczy ciekawa roleta na okno, nakładka na pas, czy miękki zagłówek, aby uprzyjemnić długą jazdę. Równie ciekawie można ożywić nudny pokój dziecięcy. Kilka akcesoriów, nawiązujących do rezolutnego Boba, nada pomieszczeniu przyjaznego charakteru, a dziecko będzie chętniej spędzać w nim czas. Kocyk lub pościel w „budowniczych” barwach na pewno sprawi mu przyjemność. Możemy także zdecydować się na ozdobienie ścian. Tapeta z bohaterami „Boba Budowniczego” nie tylko będzie wyglądać gustownie, ale także wprawi w dobry humor budzącego się malca. W sytuacji, gdy nie chcemy zaklejać całej ściany, doskonale sprawdzają się naścienne naklejki.
Bob Budowniczy – zabawki i gadżety dla najmłodszych
Selfie to niezwykle popularny sposób robienia sobie zdjęć. Bierzemy smartfon lub aparat fotograficzny i uwieczniamy momenty z naszego życia z tzw. ręki. Co ważne, w selfie nie potrzebujemy nikogo prosić o zrobienie nam zdjęcia! Jeśli zależy nam na udanym selfie, powinniśmy wiedzieć jak się ustawić, czy zastosować filtry upiększające, a może wykorzystać monopod, czyli tzw. selfiestick. Ponadto przyda nam się również aplikacja do obróbki selfie na smartfonach. Jak zrobić idealne selfie Kiedy już przygotujemy odpowiednią stylizację i chcemy zrobić selfie lub po prostu jesteśmy w odpowiednim miejscu, musimy pamiętać o kilku zasadach. Pierwsza z nich – światło. Odpowiednie oświetlenie twarzy jest bardzo ważne w kontekście selfie. Jeśli źle się ustawimy, nasza twarz nie będzie wyglądała korzystnie – może być zbyt ciemna albo na twarzy pojawią się cienie. Takiego zdjęcia nie uratują nawet filtry upiększające. Robiąc selfie, pamiętajmy przede wszystkim, aby stanąć przodem do światła. Twarz będzie wtedy równomiernie oświetlona. Za dnia wykorzystamy światło słoneczne, wieczorem w plenerze światła ulicznych latarni lub budynków. Innym sposobem jest dodatkowe oświetlenie - może to być specjalna lampa do selfie nakładana na telefon. Niewielkie ledowe żarówki w zupełności wystarczą, abyśmy byli zadowoleni z efektu. Drugą opcją jest światło ze smartfona. Coraz więcej modeli zapewnia doświetlenie zdjęć robionych przednią kamerą. Oznacza to, że robiąc selfie, możemy wykorzystać wbudowaną przednią diodę LED albo ekran. W drugim przypadku, gdy wyzwolimy migawkę aparatu, nasz wyświetlacz rozświetli się. Jeśli robimy zdjęcie po zmroku, to mimo wszystko przyda się dodatkowe oświetlenie (oprócz tego, które daje nam smartfon) – inaczej selfie ucierpi na jakości. Wiemy już, jak doświetlić selfie. Teraz czas na odpowiednie ustawienie względem obiektywu. Przede wszystkim nie trzymajmy smartfona poniżej lub na linii wzroku! Trzeba pamiętać, że obiektyw lekko zniekształca twarz. Kiedy telefon trzymamy nisko, nasze czoło może wydawać się większe niż w rzeczywistości. Trzymając smartfona na wysokości oczu, optycznie powiększymy nos. Tego raczej chcemy unikać. Robiąc idealne selfie, unieśmy smartfona odrobinę powyżej linii wzroku, niech będzie też delikatnie pochylony w naszą stronę. Oczywiście twarz może wydawać się większa niż reszta sylwetki – ale to nadaje efekt smukłości. Ponadto eksponujemy wtedy oczy i mimikę twarzy, która jednocześnie nie jest zniekształcona. Ciekawe ujęcia możemy uzyskać poprzez wykorzystanie tzw. selfiesticka – z jego pomocą na zdjęciu możemy objąć całą sylwetkę albo pokazać więcej tła. Poza tym po prostu bądźmy wyluzowani. Możemy wybrać profil, który bardziej lubimy. Zachowajmy prostą sylwetkę. Warto też pamiętać, aby patrzeć w obiektyw aparatu, a nie w ekran smartfona. Dokładnie tak, patrzymy w ten mały punkt ponad wyświetlaczem, to właśnie obiektyw. Filtry i aplikacje mobilne Zrobiliśmy już selfie, a co zaoferuje nam oprogramowanie? Coraz więcej smartfonów w aplikacji aparatu ma dostępne filtry, upiększanie twarzy czy powiększanie oczu. Użycie tych funkcji zależy od naszych preferencji. Maksymalne wykorzystanie wszystkich opcji robi z twarzy przerysowaną karykaturę, ale czasami robiąc selfie, możemy delikatnie ulepszyć efekty. Zdjęcia z ręki robimy też dla zabawy, aby się powygłupiać w mediach społecznościowych. W tym celu możemy wykorzystać różne nakładki i animacje. Na naszej głowie może znaleźć się kapelusz kowboja, czapka pirata, a pod nosem wąsy. Możemy też zostać psem, aczkolwiek tego filtru bym raczej nie polecał. W przypadku funkcji warto też korzystać z wyzwalania migawki za pomocą podniesionej ręki – coraz więcej smartfonów nam to umożliwia. Dla miłośników selfie są też aplikacje, jak np. ToolWiz Photos. Działa ona zarówno na systemie Android, jak i iOS. Poza ingerencją w takie parametry, jak: ekspozycja, saturacja, balans bieli czy kontrast, mamy dostępne typowo “twarzowe” ustawienia. Za pomocą ToolWiza możemy zmienić odcień skóry, wyszczuplić twarz i nos, ingerować w kształt oczu czy wybielić zęby. Prawdziwy raj postprodukcyjny dla fanów retuszu selfie. Jaki smartfon do selfie? Model smartfona ma znaczenie, jeśli chodzi o jakość wykonanych fotografii, szczególnie w kiepskich warunkach oświetleniowych. Najnowsze flagowce: Samsung Galaxy (Note 9, S9, S9+), LG G7 ThinQ, Huawei P20 Pro czy iPhone X to topowe urządzenia również jeśli chodzi o parametry przedniej kamery. box:offerCarousel Oczywiście są tańsze modele, które warto docenić. Chociażby te od Motoroli, tak jak np. G5s Plus, Moto Z2 Play –- mają dostępny tryb manualny przedniej kamery. Warte uwagi są też smartfony LG, które oferują tryb szerokokątnego selfie. Robiąc zdjęcie przednią kamerą, możemy wybrać, czy kadr ma być wąski, czy szeroki. Niezwykle przydatna opcja, gdy robimy zdjęcie z grupą znajomych lub chcemy objąć za sobą ładne widoki. Taki tryb mamy dostępny zarówno we flagowych LG G6 oraz LG V30, jak i w budżetowych: LG K10 (2017), LG Q6 oraz Q7. Ciekawy efekt daje również rozmycie tła (bokeh). Ta funkcja jest domeną głównie smartfonów od Huawei – modele z linii P czy Huawei Mate 10 Lite/Pro. Jeśli wiemy, jak się ustawiać względem światła, jakie przyjmować pozy oraz mamy głowę pełną pomysłów, to będziemy zadowoleni z naszych smartfonowych selfie.
Sposób na udane selfie – jak się ustawić, jakie efekty stosować
Ślub to jeden z najpiękniejszych dni w życiu kobiety. Starannie dobrana suknia, fryzura i makijaż to gwarancja poczucia wyjątkowości i komfortu panny młodej. Nawet małe niedociągnięcia mogą popsuć cały efekt. Jak sprawić, żeby makijaż był idealny? Makijaż ślubny powinien być profesjonalnie wykonany, trwały i subtelny. Tego dnia będziesz na niezliczonej ilości zdjęć, zostaniesz obsypana pocałunkami z życzeniami, a i pewnie nie raz się wzruszysz. Przestrzegaj kilku zasad, a na pewno nie będziesz się musiała martwić o swój wygląd. Jak wybrać makijażystę? Przed ostatecznym umówieniem wizyty u makijażysty sprawdź opinie oraz zasięgnij porady koleżanek. Być może wypróbowały już czyjeś usługi i doradzą, do kogo warto się wybrać. Sprawdź, czy interesująca cię osoba ma portfolio, w którym umieszcza zdjęcia swoich realizacji. Zapoznasz się dzięki temu ze stylem i efektami jej pracy. Sprawdź, jakimi kosmetykami posługuje się makijażysta. Profesjonalne produkty zapewnią trwałość i jakość. Ostatecznie umów się na makijaż próbny. Rezygnacja z tej możliwości to jeden z większych błędów, jakie możesz popełnić. W trakcie takiego spotkania upewnisz się, czy dobrze się rozumiecie i czy artysta wie, jakiego efektu oczekujesz. Pamiętaj, aby nie zamykać się na sugestie, ponieważ doświadczenie profesjonalisty może zagwarantować ci piękny makijaż, o którym nawet byś nie pomyślała. Próba pozwoli ci sprawdzić, jak się czujesz w danym wydaniu oraz przetestować jego trwałość. Świetnym pomysłem jest umówienie się na makijaż próbny w dniu, w którym wypada inna ważna uroczystość, np. imieniny w rodzinie lub wesele koleżanki. Nie eksperymentuj Dzień ślubu to naprawdę nie czas na eksperymenty. Nie chcesz chyba, żeby pan młody miał wątpliwości, z kim się żeni? Pamiętaj, że to, co widziałaś na modelce w katalogu albo na zdjęciach ze ślubu znajomej, nie musi dobrze wyglądać w twoim przypadku. Jeżeli podobają ci się urozmaicenia, przetestuj je wcześniej. Nowe pomysły na ostatnią chwilę nie zawsze dobrze się kończą. Radykalne zabiegi kosmetyczne powinnaś wykonać wystarczająco wcześnie, aby w razie konieczności twarz mogła się dobrze wygoić. Nie zmieniaj również swoich codziennych kosmetyków pielęgnacyjnych. Wysypka i uczulenie to ostatnie, czego chcesz w tak ważnym dniu. Nie przesadzaj z opalaniem. Lekko złocista skóra pięknie podkreśli biel sukni, ale już oparzenia słoneczne lub plamy i zacieki z samoopalacza przyciągną uwagę i popsują efekt, nad którym pracowałaś. Postaw na naturalność Panna młoda to kwintesencja kobiecości. Zbyt mocno podkreślone oczy, ciemne kreski oraz zbyt intensywne usta mogą wyglądać sztucznie. Wybieraj raczej stonowane, naturalne barwy. Makijaż powinien podkreślać wrodzone zalety twarzy. Powinnaś wyglądać świeżo i lekko, unikać efektu maski. Kosmetyki, które zostaną użyte, powinny być wodoodporne lub zabezpieczone preparatem utrwalającym. Ważne, aby się nie rozmazywały w tak intensywnym we wrażenia dniu. Pamiętaj, że makijaż ślubny nie kończy się tylko na twarzy. Twoje ramiona oraz dekolt również powinny być pokryte rozświetlającym balsamem, który doda ci blasku. Ważne, aby substancja porządnie zaschła. Ubrudzona przy zakładaniu suknia może skutecznie zepsuć ci nastrój. Makijaż ślubny to nie taka prosta sprawa, jak mogłoby się wydawać. Pamiętaj, że tego dnia będziesz w centrum zainteresowania, dlatego powinnaś wyglądać i czuć się pięknie. Zwrócenie uwagi na kilka szczegółów da ci pewność idealnego efektu i uchroni przed popełnieniem błędów.
Makijaż ślubny – jakich błędów unikać?
Xbox One to zaprojektowana przez Microsoft konsola do gier, która zastąpiła w ofercie firmy wysłużonego Xboksa 360. Chociaż sprzęt dostępny jest w sprzedaży od niecałych 3 lat, to już teraz pojawił się jego następca, a producent zapowiedział kolejny produkt z tej rodziny o dużo większej mocy obliczeniowej. Czy warto wymienić Xbox One na Xbox One S oraz czy opłaca się czekać na Xbox One Scorpio? Premiera Xbox One wraz z nową wersją kontrolera Kinect na wybranych rynkach odbyła się 22 listopada 2012 roku. Od tego czasu Microsoft wyprodukował wariant z dyskiem o większej pojemności oraz zestaw sprzedażowy pozbawiony kontrolera ruchowego. W sprzedaży pojawiły się też nowe modele pada Microsoftu. Niecałe 3 lata po premierze Microsoft zaprezentował kolejną generację swojego sprzętu dla graczy. Xbox One S, bo taką nosi nazwę nowa konsola, nie różni się zbytnio od poprzednika pod względem wydajności. Inaczej wygląda sytuacja w przypadku Xboksa One Scorpio (jak na razie wyłącznie w zapowiedzi), który ma mieć znacznie większy zapas mocy. Czym się różni Xbox One S od Xbox One? Nowa konsola jest przede wszystkim mniejsza i cichsza od poprzednika oraz dostępna w białej wersji kolorystycznej. Związane jest to z wykonaniem procesora w niższym, 16-nanometrowym procesie technologicznym. Najważniejszą nowością jest wsparcie HDMI 2.0 i odtwarzanie wideo 4K, co docenią osoby posiadające telewizory, które wyświetlają obraz w tej rozdzielczości. Xbox One S jest nieznacznie szybszy od Xbox One, co przekłada się na niewielki wzrost wydajności w grach. Deweloperzy będą mogli też dodać do swoich produkcji wsparcie trybu HDR. W pudełku z konsolą znalazł się też nowy pad, który wspomaga łączność Bluetooth. W zestawie sprzedażowym zabraknie natomiast kontrolera ruchowego, a w urządzeniu nie pojawi się port do podłączania Kinecta. W przypadku Xbox One S kontroler ruchowy podpina się do konsoli za pomocą dedykowanego adaptera. To, co z pewnością ucieszy wielu graczy, jest fakt, że Xboksa One S można ustawić pionowo. Nie każdemu odpowiadało, że pierwotna wersja, Xbox One, mogła pracować wyłącznie w umieszczeniu poziomym – tym bardziej, że konstrukcję umożliwiającą sytuowanie sprzętu w pionie miał starszy Xbox 360. Xbox One Scorpio – czy warto czekać? Scorpio to nazwa kodowa kolejnej konsoli do gier produkcji Microsoftu, która pozwoli na uruchamianie gier w trybie VR. O tym urządzeniu nie wiemy wiele więcej ponad to, że ma być kilkukrotnie wydajniejsze niż sprzedawane dzisiaj warianty konsoli Xbox One oraz zaoferować graczom ośmiordzeniowy procesor i 6 TFLOP-ów mocy obliczeniowej dla grafiki o przepustowości 320 GBps.Osoby zastanawiające się już teraz nad kupnem konsoli Microsoftu, nie powinny zwlekać i czekać na premierę Scorpio. Nie wiadomo jeszcze, kiedy dokładnie sprzęt ten pojawi się w sprzedaży, ale stanie się to najwcześniej w przyszłym roku. Możliwe, że niektóre gry powstaną wyłącznie z myślą o konsoli Scorpio, ale jak na razie w tym kontekście nie padły żadne tytuły. Podsumowanie Scorpio to na razie pieśń przyszłości, ale Xboksa One można kupić już od kilku lat, a poprawiony Xbox One S właśnie trafia do sprzedaży. Czekanie na Scorpio może potrwać jeszcze długo, a zarówno Xbox One, jak i Xbox One S, to już teraz kompletne urządzenia. Oba sprzęty są w stanie zapewnić mnóstwo rozrywki.
Xbox One S i Scorpio – czy warto czekać na nowe konsole, czy lepiej kupić Xbox One już teraz?
Internet obfituje w historie o kierowcach, którzy – jadąc według wskazań nawigacji – omal nie wypadli z mostu do wody, ugrzęźli na zabłoconej polnej drodze lub dojechali do określonego celu, zaliczając wiele dodatkowych kilometrów. Takich przypadków można uniknąć, traktując urządzenie tylko (a może aż!) jako drogowego pomocnika i partnera w podróży, nie wierząc jednak we wszystko niczym w słowa wyroczni. Obecnie klienci znajdują się w komfortowej sytuacji, gdyż mają do wyboru produkty wielu marek: Mio, Tom Tom, Becker, Garmin, Navroad, Manta, można by tak wymieniać długo. Oczywiście urządzenia różnią się od siebie wyglądem, elementami graficznymi, różnorodnością opcji, dokładnością map, szybkością reakcji na zjechanie z wyznaczonej trasy, niezawodnością, itp. Podstawowe informacje dotyczące wybierania celu w wielu przenośnych nawigacjach są jednak zwykle podobne. Krótka droga na miasto Określając nasz cel, możemy zazwyczaj wpisać bardziej lub mniej dokładny adres (miasto; miasto i ulicę; miasto, ulicę i numer), jakieś interesujące miejsce, np. zabytek, nazwę hotelu, stację paliw (najbliższą, „po drodze”, konkretnej firmy, itd.), urząd, a nawet współrzędne geograficzne miejsca, do którego zmierzamy. Zanim poczynimy te kroki, warto trochę „pomyszkować” po możliwych opcjach związanych z wytyczaniem trasy, bo to właśnie w tym miejscu kierowcy często popełniają błędy, czasem nawet nie zawracając sobie głowy takimi „szczegółami”. Nawigacja pozwala nam wybrać, jakim rodzajem drogi chcemy jechać. Normalną, nierzadko nazywaną optymalną, szybką – zazwyczaj jesteśmy prowadzeni drogami wielopasmowymi (oczywiście jeśli istnieje taka możliwość), krótką. Tą ostatnią polecamy głównie do poruszania się po mieście w czasie największych korków. Podczas dłuższych tras zwykle zaoszczędzimy kilometry, lecz czas przejazdu będzie dłuższy. Szybciej czasem bywa drożej Jeden z ważniejszych punktów naszej współpracy z nawigacją dotyczy określenia, czy zamierzamy jechać drogą gruntową. Jeśli posiadamy samochód z napędem na cztery koła (np. SUV-a), można zaryzykować, lecz i tak ten wybór ma szansę zakończyć się pokonywaniem dróg leśnych czy polnych, a błoto bywa grząskie nawet dla środków lokomocji tej klasy. Dlatego omijanie terenów nieutwardzonych stanowi na pewno element zmniejszający ryzyko opóźnienia w drodze do celu. Kierowca może również określić, czy chce jechać drogami płatnymi – wybierając tę opcję zazwyczaj czas dotarcia do celu jest krótszy, ale wiąże się z dodatkowymi wydatkami. Omijanie przepraw promowych ma również plusy i minusy. Niekiedy objechanie wodnej przeszkody zajmuje dużo czasu i powoduje przejechanie znacznie większej liczby kilometrów. Z drugiej strony kolejka do przeprawy może spowodować utratę cennych minut. Preferencje kierowców Dystrybutorzy wprowadzają zmiany na mapach co trzy miesiące, pół roku, czasem rzadziej. Osoby zajmujące się ich korektą nie są w stanie wychwycić wszystkich zmian, o czym wiemy „z pierwszej ręki”, bowiem nie tak dawno autor niniejszego tekstu uczestniczył w „dniu pracy” ludzi wykonujących te czynności. Poza tym, aby mieć możliwie jak najbardziej uaktualnioną nawigację, należałoby w wielu przypadkach ponosić dodatkowe, często niemałe koszty, a nie każdy ma na to środki. Zatem wiele urządzeń prezentuje obraz sprzed kilku lat, a nie aktualny. Nie można też w pełni ufać aplikacjom odpowiedzialnym za unikanie korków. W naszym kraju – mimo różnych prób – tego typu informacje wciąż szwankują. Wybierając się w dalszą podróż, dobre rozwiązanie stanowi wcześniejsze sprawdzenie możliwych tras w sieci. Być może warto przejechać przez jakieś ciekawe miasto lub też podróżując poza Polską przekroczyć granicę tylko trzech, a nie pięciu krajów, unikając dzięki temu dodatkowych opłat drogowych (najczęściej są to winiety). Są też kierowcy lubiący tylko drogi najwyższej jakości, inni preferują boczne szlaki. Ustawiając odpowiednio punkty pośrednie, zapewnimy sobie przyjemną i komfortową podróż. Pamiętając, że zarówno w Polsce, jak w innych krajach może istnieć kilka miejscowości o tej samej nazwie, życzymy wszystkim szerokiej i prostej drogi, by zamiast na północy nie znaleźli się na południu kraju...
Ograniczone zaufanie, czyli jak obsługiwać nawigację samochodową
O tej książce wiele mówi jej podtytuł: „Trzy pokolenia, dwa psy i poszukiwanie szczęśliwego życia”. Amerykański dziennikarz, przeżywając własne ojcostwo, na nowo odkrywa więź ze swoim tatą, znanym popularyzatorem duchowości Wschodu, i szuka w nim wzoru. Czego można się nauczyć od ojca Deepak Chopra nie jest w Polsce znany tak bardzo jak na Zachodzie, w książce jego syna pt. „Chodząca mądrość” nie poznamy jednak jego nauk i porad jako mentora i nauczyciela, ale zobaczymy go jako zwykłego człowieka, który dzieli się różnymi przemyśleniami jakby zupełnie przy okazji, w codziennym kontakcie. Jeżdżąc po całym świecie, ten słynny lekarz i trener rozwoju osobistego wielu gwiazd pewnie czasem zaniedbywał obowiązki rodzicielskie. Gdy jednak jego żona wyjechała na dłużej do Indii, zadbała o to, by panowie mogli spędzić ze sobą więcej czasu. Poprzez rozmowy o różnych ważnych i mniej istotnych sprawach na nowo się zbliżają, odkrywają wiele istotnych pytań, na które mogą wspólnie szukać odpowiedzi. Naukę można pobierać nawet od psa Mając małe dziecko, pewnie wielu ojców zastanawia się nad tym, czy będą dla niego dobrym przykładem, nad tym, co mu przekazać i w jaki sposób to robić. Jest tyle spraw, w których chciałoby się je ostrzec przed błędami, zwrócić uwagę na to, co najważniejsze. Te same rozterki przeżywał również i jego tata, a obecnie już dziadek. Gotham w „Chodzącej mądrości” opisuje relację, w której nie brakuje humoru, czasem urokliwych dziwactw i zwariowanych sytuacji, ale przede wszystkim pełną ciepła, szczerości i miłości. To rodzina oparta na tradycyjnych wartościach, gdzie wpaja się to, że od sukcesu, pieniędzy ważniejsze są relacje, przyjaźń, bliskość czy pamięć o swoich korzeniach. Wtedy łatwiej żyć w harmonii ze sobą i ze światem. Zabawne, szczere, niebanalne Nie obawiajcie się, że to będzie nudne albo mistyczne i oderwane od życia nauki filozofowanie. To raczej rozmowy o sprawach i problemach jak najbardziej realnych czy zabawne historyjki, w których mądrość podawana jest od niechcenia. Bohaterami różnych scenek jest nie tylko ich trójka, ale również ukochane czworonogi, te z dzieciństwa i te posiadane obecnie. Według autora i jego ojca relacja człowieka z psami, czy ogólniej ze zwierzętami, jest w życiu równie istotna jak inne jego sfery. To one uczą nas wierności, przyjaźni, odpowiedzialności. W ciekawy sposób „Chodząca mądrość” łączy więc zabawne historie rodzinne z przesłaniem filozoficznym, pokazaniem pewnej drogi do równowagi w życiu i do szczęścia. Kto by się spodziewał, ile można nauczyć się od psów. Droga do szczęścia Wraz z bohaterami wybierzemy się m.in. na rowerową wyprawę we włoskie Dolomity, na występ Michaela Jacksona czy na sesję z indyjskimi astrologami. A jednocześnie będziemy mogli zastanowić się nad sposobami na trwałość małżeństwa, kryzysami wieku średniego czy wątpliwościami, jakie mogą mieć młodzi rodzice. Niech nie przeraża was pewien specyficzny styl, w jaki to jest napisane, brak chronologii, z każdą stroną będziecie się wciągać coraz bardziej. W tych różnych sytuacjach, cytowanych przemyśleniach innych znanych ludzi na pierwszy rzut oka widzi się oczywistości, dopiero po chwili doceniając ich mądrość i znaczenie. Lektura szczególnie warta polecenia zabieganym. Jeżeli preferujecie e-booki, ten tytuł znajdziecie na Allegro również w takiej wersji – i to już za około 20 złotych. Źródło okładki: barbelo.com.pl
„Chodząca mądrość” Gotham Chopra, Deepak Chopra – recenzja
Strój kobiety pracującej w biurze powinien być elegancki, adekwatny do pełnionej funkcji, wpisywać się w służbowy dress code, a zarazem pasować do aury za oknem. Nie oznacza to, że musi być niezgodny z aktualnie panującymi trendami w modzie damskiej. Złoty środek między upodobaniami kobiety a oczekiwaniami pracodawcy jest możliwy do osiągnięcia. Jakie ubrania warto mieć w garderobie, aby móc skomponować modne stylizacje do pracy w porze zimowej? Podstawa garderoby osoby pracującej w biurze Biurowy dress code narzuca kolorystykę stroju oraz długość poszczególnych jego części, w przypadku kobiet jest to długość spódnicy i wysokość obcasa. Jeżeli w szafie będziemy mieć kilka podstawowych ubrań, dodając do nich modne akcesoria lub inne elementy garderoby, stworzymy zestaw adekwatny do pracy w biurze, a zarazem wpisujący się w aktualne trendy. Podstawę kobiecej garderoby stanowią m.in.: Spódnica w ciemnym kolorze (czarnym, granatowym, grafitowym) o fasonie ołówkowym. Spodnie z materiału zaprasowane w kant. Długa marynarka sięgająca bioder. Biała klasyczna koszula zapinana na guziki. Czółenka – wedle zasad savoir vivre’u zaraz po przyjściu do pracy należy zdjąć zimowe obuwie (botki lub kozaki), w których chodzimy na zewnątrz (spędzenie w nich 8 godzin przy biurku będzie niekomfortowe i niezdrowe). Najlepiej zrobić to w pomieszczeniu pracowniczym. Modne akcenty w stylizacjach do biura Zazwyczaj w pomieszczeniach biurowych panuje przyjemna temperatura, nie musimy obawiać się o komfort termiczny podczas pracy, więc nie ma potrzeby ubierać się na cebulkę. Jako że w sezonie jesień/zima 2016/2017 królują pastele, którym ustąpiły miejsca wzory oraz długość maksi, a także obszerne kroje zamiast dopasowanych i obcisłych ubrań, warto uzupełnić strój do pracy o ubrania oversize w tych odcieniach. Pastele Projektanci proponują urozmaicenie stylizacji ubraniami w subtelnych kolorach, takich jak róże, beże czy brązy. Można je łączyć z innymi pastelami, np. odcieniami zieleni i szarościami, lub kolorami zdecydowanymi, takimi jak czerń. Zatem klasyczny duet: białą koszulę i czarną ołówkową spódnicę – możemy zestawić ze sweterkiem zapinanym na guziki, z dekoltem w serek (do nabycia na Allegro od 25 zł) w odcieniu różu (nude, pudrowym lub jagodowym). Długość maksi Latem na ulicach królowały krótkie kurtki typu bomber. Jesienią i zimą przyszła moda na długość maksi, czyli długie spódnice i sukienki, płaszcze, kamizelki i swetry. Oprócz długości istotny jest również model. Najmodniejsze są ubrania obszerne, szerokie i nietaliowane. Do zestawu złożonego z ubrań podstawowych, czyli czarnych spodni w kant i białej koszulowej bluzki, możemy zatem dopasować obszerny kardigan (dostępny na Allegro od 13 zł). Tkaniny Tegorocznej zimy modne są tkaniny przyjemne w noszeniu, miłe w dotyku i gwarantujące komfort termiczny. Są to: plusz, aksamit, wełna bouclé i dzianina. Aby przemycić ten trend do biurowej stylizacji, możemy wybrać wełnianą sukienkę z długim rękawem o bezpiecznej długości sięgającej przed kolano (kupimy ją na Allegro od 20 zł), którą zestawimy z czółenkami na niewysokim obcasie. Strój do biura nie musi być nudny. Wystarczy urozmaicić go jednym dodatkiem wpisującym się w aktualne trendy. Należy tylko pamiętać, że złotą zasadą ubierania się do biura powinien być umiar.
Jak modnie wyglądać w biurze zimą?
Trudno wyobrazić sobie święta Bożego Narodzenia bez choinki. Najczęściej drzewka przybiera się bombkami, łańcuchami i świecącymi lampkami. Warto jednak pokusić się o własnoręczne wykonanie ozdób choinkowych. Wówczas drzewko będzie niepowtarzalne i będzie wyglądało naprawdę wyjątkowo. Nowoczesność czy folklor? Przed przystąpieniem do domowej produkcji ozdób choinkowych warto wybrać styl, zgodnie z którym ma być ubrana choinka. Jeżeli bliska jest nam prostota i skromność w ubieraniu drzewka, postawmy na nowoczesne gotowe ozdoby, najlepiej w jednej kolorystyce. Jeżeli natomiast chcemy, aby drzewko było ubrane tradycyjnie i z duszą, wybierzmy stylizację ludową. Jest to też dobry pomysł dla wszystkich, którzy nie przepadają za minimalizmem. Aniołki wykonane ze słomy, papierowe gwiazdki, styropianowe bombki, koronki i koraliki – to wszystko sprawia, że choinka ma niepowtarzalny ludowy charakter. Bombki z kul styropianowych Przygotowanie samemu kul, które posłużą za bombki, to bardzo pracochłonne zadanie, dlatego polecam kupić gotowe kule styropianowe, które później odpowiednio należy przyozdobić. Koszt takiej kuli na Allegro jest uzależniony od jej rozmiaru, ale nie jest wysoki (ok. 1 zł za sztukę).W ozdobieniu takich kul może nas ograniczyć tylko inwencja twórcza, bowiem do styropianu swobodnie możemy przyklejać lub wbijać ozdoby szpilkami. Najpierw jednak pomalujmy bombki farbą tak, aby uzyskać pożądany kolor. Dopiero po wyschnięciu ozdóbmy je kawałkami materiału, kokardkami, koralikami lub wstążkami. box:offerCarousel Płaski łańcuch na choinkę Możemy przygotować typowy papierowy łańcuch, ale ciekawym pomysłem są też płaskie łańcuchy. Do ich przygotowania będziesz potrzebował jedynie: papier, wycinarkę do kółek (najlepiej wycinacz cyrklowy) oraz nożyczki i klej. Wycinaczem cyrklowym powycinaj z papieru kilkadziesiąt kółek tak, aby w środku miały wycięty mniejszy środek. Jedno kółko przetnij i połącz z nim drugie. Przecinać należy co drugie kółka – można delikatnie skleić je klejem. Przygotuj kilka krótszych łańcuchów, by na koniec połączyć je w jeden długi. Gotowe! Pierniczki na choinkę Obowiązkowo na choince powinno znaleźć się coś słodkiego. Pyszną i praktyczną opcją są pierniczki. Będziemy je wieszać na choince, więc muszą mieć dziurki na sznurek. Możemy przekuć je igłą po upieczeniu pierników, ale lepiej to zrobić słomką przed pieczeniem – unikniemy połamania się pierników przy przekłuwaniu dziurek. Składniki na pierniczki na choinkę: 500 g mąki pszennej, 1 jajko, ¾ szklanki cukru, 200 g masła, 200 g miodu, łyżeczka sody oczyszczonej, łyżeczka kakao, 3 łyżeczki przypraw do pierników (np. cynamonu). Przygotowanie: w rondelku podgrzej miód, masło i cukier, aż do rozpuszczenia składników. Następnie wystudź przygotowaną mieszankę i dodaj roztrzepane jajko. W oddzielnym naczyniu wymieszaj mąkę, kakao, przyprawy i sodę. Dodaj do tego rozpuszczony uprzednio miód z masłem i cukrem. Dokładnie wymieszaj i zagnieć ciasto. Wstaw do lodówki, aby masa zgęstniała. Po ok. 30 minutach rozwałkuj ciasto na grubość ok. 3 mm. Foremkamipowycinaj kształty, a słomką zaznacz dziurki na sznurki. Na blachę połóż papier do pieczenia i ułóż na niej ciastka. Piecz przez 8 minut w piekarniku ustawionym na 160 stopni Celsjusza. Po wystudzeniu możesz przybrać pierniki lukrem. box:offerCarousel Zasady ubierania choinki Choinkę powinniśmy ubierać od dołu ku górze. Zacznijmy od lampek (przy dużych drzewkach ich długość powinna mieć przynajmniej 7 m). Zamontujmy szpic, a następnie powieśmy inne ozdoby, a na koniec załóżmy łańcuch. Jeśli postawisz na sztuczną choinkę, nie musisz się martwić o jej żywotność. Natomiast jeżeli w tym roku będziesz cieszył się zapachem świeżo ściętej choinki, to pamiętaj, aby regularnie ją podlewać. Drzewko postoi ok. 4 tygodni. Przeczytaj również: Ubieramy choinkę – gadżety choinkowe do 50 zł
Własnoręczne ozdoby choinkowe
Toniki to niezbędny element codziennej pielęgnacji twarzy. Są doskonałym uzupełnieniem systematycznych rytuałów, które pozytywnie wpływają na stan naszej cery, oczyszczają ją z zanieczyszczeń i przygotowują do dalszych zabiegów, dzięki którym wyglądamy młodo i świeżo. Toniki to stosunkowo rzadko stosowane przez nas kosmetyki. Dlaczego są tak mało popularne? Głównym powodem wydaje się brak widocznych efektów – często mamy wrażenie, że skoro zrobiłyśmy demakijaż i przemyłyśmy twarz, np. żelem myjącym, to stosowanie toniku jest już niepotrzebne. W rzeczywistości jest on niezbędnym elementem oczyszczania skóry twarzy i przygotowania jej do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych. Zalety toniku Przede wszystkim należy pamiętać, że tonik nie służy do mycia twarzy. Z tego względu nie możemy stosować go zamiennie z mleczkiem lub żelem myjącym. Toniku używamy już po zrobieniu demakijażu – uwalnia on skórę z pozostałych zanieczyszczeń, których nie pozbyłyśmy się na pierwszym etapie. Dzięki temu twarz jest nie tylko oczyszczona, ale także przygotowana na dalszą pielęgnację. Produkt ten sprawia, że substancje aktywne zawarte w kremach i maseczkach łatwiej się wchłaniają. Za co rzeczywiście odpowiedzialny jest tonik? Jego główną funkcją jest wyrównanie poziomu pH skóry. Zaburzamy go, gdy myjemy twarz wodą. Nawet jeśli używamy żelu myjącego o odpowiednim pH, to łączymy go z wodą, która zmienia odczyn naszej skóry na zasadowy – dlatego tak ważne jest przemycie jej tonikiem. Kosmetyk przydaje się także przed nałożeniem makijażu – dzięki niemu fluid nie będzie się rolował ani nierówno rozkładał. Dodatkową zaletą toniku jest odświeżenie twarzy – po jego zastosowaniu będzie przyjemnie gładka i świeża. Ponadto produkt ten zamyka pory, poprawia przepływ krwi, a także pomaga w zachowaniu naturalnej równowagi mikrobiologicznej skóry. Jakie toniki stosować? Do wyboru mamy wiele różnych rodzajów toników. Najlepiej wybierać te naturalne, które są na ogół łagodne i nadają się do każdego typu cery, od suchej i wrażliwej, po tłustą i ze skłonnościami do zmian trądzikowych. Woda różana – powstaje podczas destylacji wodnej olejku eterycznego z płatków kwiatu. Odświeża i oczyszcza skórę, przywraca jej blask i naturalną równowagę. Jest idealnym kosmetykiem dla osób o wrażliwej, delikatnej cerze, ponieważ nie podrażnia i nie wysusza. Ma także dobroczynny wpływ na skórę suchą – przywraca jej miękkość i elastyczność. Z kolei tłustej pomaga w walce z trądzikiem, dzięki właściwościom przeciwbakteryjnym, ściągającym pory oraz nadmiar sebum. Zaletą wody różanej jest także przyjemny, delikatny zapach, który sprawia, że pielęgnacja staje się dużo przyjemniejsza. Tonik oczarowy – to hydrolat o silnych właściwościach antyoksydacyjnych i przeciwzapalnych. Charakteryzuje się świeżym, leśno-ziołowym zapachem. Tonik oczarowy działa na skórę antybakteryjnie i kojąco. Pomaga w łagodzeniu podrażnień, zmniejszaniu zaczerwienienia, a także regulacji pracy gruczołów łojowych. Oczyszcza i odświeża, a także spowalnia proces starzenia się twarzy. Przeznaczony jest do cery naczynkowej, tłustej, trądzikowej, dojrzałej i z podrażnieniami. Tonik rumiankowy – rumianek ma wiele właściwości leczniczych, łagodzących i oczyszczających. Tonik z rumianku działa na skórę ściągająco i zmiękczająco. Oczyszcza ją z pozostałych po demakijażu zanieczyszczeń, ujędrnia i wygładza. Łagodzi także podrażniony i przesuszony naskórek. Naturalne toniki to doskonałe uzupełnienie codziennej pielęgnacji – pasują do każdego rodzaju skóry, opóźniają procesy starzenia, wpływają na cerę kojąco i oczyszczająco. Dzięki ich regularnemu stosowaniu będziemy wyglądać świeżo i młodzieńczo. Z tego względu nie zapominajmy o tonikach w codziennych rytuałach pielęgnacyjnych.
Naturalne toniki – skuteczne i bezpieczne
Usta to wizytówka każdej kobiety. Zaniedbane, suche wargi, na których widoczne są odstające skórki sprawiają, że usta wyglądają nieatrakcyjnie, a każda nałożona na nie pomadka lub kredka daje nieestetyczny efekt. Co robić, aby cieszyć się miękką skórą warg i ponętnymi ustami? Zadbaj o swoje usta Po zimie każda z nas musi doprowadzić swoje ciało do porządku. Perspektywa odsłaniania coraz większych jego partii sprawia, że sięgamy po coraz nowsze balsamy do ciała, odżywki do włosów i kremy do dłoni i stóp. Tymczasem bez odpowiedniej ochrony zimą to właśnie nasze usta mogą wymagać najbardziej intensywnej pielęgnacji wiosną. Czy wiemy jednak, jak o nie prawidłowo zadbać? Pamiętaj o peelingu Oczywiście, najważniejsze jest odpowiednie, dogłębne nawilżenie delikatnej skóry ust. Zanim jednak sięgniemy po odpowiedni balsam, przygotujmy nasze wargi na nawilżenie. Przygryzanie ust oraz oblizywanie ich w wietrzną pogodę może skutkować pojawieniem się odstających, nieestetycznych skórek. Aby się ich pozbyć i usunąć martwy naskórek, warto raz w tygodniu wykonać peeling. Może nam do tego posłużyć gotowy produkt, ale warto także użyć składników, które znajdziemy w każdej kuchni. Jeśli problem suchych ust jest duży, to wykonajmy peeling z cukru i miodu. Łyżeczkę cukru zmieszajmy z łyżeczką płynnego miodu i nałóżmy na usta. Po chwili zacznijmy pocierać wargi, ale pamiętajmy, że ich skóra jest wyjątkowo delikatna, dlatego nie róbmy tego zbyt mocno. Jeśli jednak usta nie potrzebują dużego złuszczenia, to doskonale poradzi sobie peeling kawowy. Łyżkę zaparzonych fusów z kawy zmieszajmy z oliwą z oliwek i tak powstałą pastą pocierajmy wargi. Nawilżaj na noc Zabieg peelingu ust najlepiej jest wykonać na noc, tuż przed pójściem spać. Lekko podrażnione usta mogą być bowiem wrażliwe na warunki atmosferyczne, a także słone i ostre potrawy. Po wykonaniu peelingu dobrze jest intensywnie nawilżyć wargi. Jeśli preferujemy kosmetyki naturalne, to posmarujmy wargi płynnym miodem – grozi to jednak szybkim zjedzeniem naturalnego balsamu. Równie dobrze z nawilżeniem ust poradzi sobie maść witaminowa. To doskonały i niedrogi kosmetyk, który każda z nas powinna mieć w swojej kosmetyczce. Na noc warto posmarować wargi grubą warstwą maści. Taka maseczka sprawi, że rano obudzimy się z miękkimi i odżywionymi ustami. Swoje głęboko nawilżające działanie maść witaminowa zawdzięcza bogatemu składowi. Znajdziemy w niej witaminy A, E i F, a więc wszystkie, którym zawdzięczamy piękną skórę. Codzienne nawilżanie Równie ważne jak odpowiednie zabiegi ust, jest ich regularne, codzienne nawilżanie. Jak spośród bogatego wyboru pomadek i balsamów ochronnych wybrać ten najlepszy, który sprawdzi się u nas? Przede wszystkim kierujmy się składem i informacjami, które znajdziemy na opakowaniu. Zbliża się wiosna, promienie słoneczne będą coraz silniej przebijać się przez chmury. Zadbajmy o to, aby wybrany przez nas balsam miał filtr przeciwsłoneczny, który zabezpieczy wargi przed szkodliwymi promieniami słonecznymi i zapobiegnie powstawaniu zmarszczek wokół warg. Jeśli problem suchych ust wraca do nas jak bumerang, to nie musimy wiosną zmieniać balsamu, który stosowałyśmy zimą. Pomadki i balsamy przeznaczone na niższe temperatury oraz silniejszy wiatr w swoim składzie mają przeważnie silnie nawilżające i chroniące naturalne woski. Może się jednak okazać, że ich konsystencja wiosną i latem będzie zbyt ciężka – wtedy sięgnijmy po inne. Wiosną i latem lepiej używać pomadki ochronne w sztyfcie – ułatwią nam one aplikację o każdej porze dnia, bez konieczności wyjmowania lusterka i mycia rąk po nałożeniu balsamu. Zwróćmy uwagę na to, co znajduje się na pierwszym miejscu składników naszego balsamu. Zazwyczaj jest to wosk, silikony lub gliceryna. Pamiętajmy też, że im dłuższa lista składników, tym większe prawdopodobieństwo, że któryś z nich zamiast nawilżać, będzie wysuszał usta. Najlepiej jeśli balsam będzie składał się jedynie z naturalnych składników – olejku jojoba, masła kakaowego, witamin C i E. Głębokie nawilżenie zapewni też mocznik i allantoina. Jeśli chcemy, to możemy też samodzielnie wykonać balsam do ust. Będziemy jedynie potrzebować olejku migdałowego, jojoba lub wosku pszczelego, miodu, witaminy E i ulubionego olejku eterycznego. Wszystkie składniki należy delikatnie podgrzać, a po całkowitym połączeniu schłodzić i przelać do małego słoiczka. W ten sposób będziemy mieć pewność, że nasz balsam nie zawiera żadnych niepotrzebnych składników.
Balsamy do ust idealne na wiosnę
Body, śpioszki, pajacyki, rampersy... Terminologia określająca ubranka dla najmłodszych domowników przyprawia rodziców o zawroty głowy, jednak zgłębienie tej tajnej wiedzy może znacznie usprawnić kompletowanie sezonowej garderoby dla maluszka. Jednym z przydatnych elementów, które powinny pojawić się w jesiennej szafie są rampersy. Jakie wybrać? Dowiedz się więcej. Co to są rampersy? Jest to rodzaj ubranka dla najmłodszych maluchów, które nieznacznie różnią się od klasycznego body lub pajacyka. Ogólnie za rampersy uznaje się modele posiadające nogawki, krótkie lub długie, które nie są zakończone bucikami. W przeciwieństwie do pajacyka przeważnie nie posiadają zapięcia przez całą ich długość, a jedynie napy w kroku umożliwiające przewijanie. Najczęściej tego typu ubranko występuje w formie letniej, przypominającej body, czyli z krótkim rękawkiem i krótkimi nogawkami. Dzięki temu można zakładać je samodzielnie podczas upalnych dni. Doskonale przytrzymują pieluszkę i wyglądają jak kombinezon. Wśród propozycji znajdziesz jednak także rampersy, które sprawdzą się podczas chłodniejszych dni, z długim rękawem oraz nogawką. Takie ubranko będzie idealne, jako wygodny strój po domu lub komfortowa piżamka. Może nadać się także do zakładania pod spód, tworząc dodatkową warstwę pod ciepły sweterek. Rampersy do spania w sam raz na jesienne noce Ubranko takie jak rampers to także propozycja jesiennej piżamki. Wybierając model z długim rękawem i nogawką, możesz być pewien, że twój maluszek będzie czuł się komfortowo i ni zmarznie. Najlepiej sięgaj po bawełniane rampersy zapewniające otulenie skóry dziecka przyjemnym materiałem. Bawełna doskonale radzi sobie z odpowiednią cyrkulacją powietrza, co zapobiega przegrzaniu oraz poceniu się maluszka. Rampersów poszukuj także w ofertach piżam. Znajdziesz tam modele odpowiednie na chłodne, jesienne noce, wykonane np. z miłego polaru. W takim odzieniu twój maluszek z łatwością przeniesie się w krainę kolorowych snów. Rampers – domowy strój dla chodzącego malucha Uroczy rampers może być świetnym strojem dla dziecka, które potrafi już chodzić. Modele pajacyków wyposażone są najczęściej w doszyte stópki, co uniemożliwia zakładanie ich do bucików. Rampersy dzięki wyposażeniu w tradycyjną nogawkę nadają się świetnie do noszenia w połączeniu z wygodnymi butami. Do tego, w odróżnieniu od spodni, w przypadku rampersu nie ma mowy o odsłoniętych pleckach czy podnoszącej się do góry bluzce. W takim odzieniu maluchowi będzie ciepło oraz bardzo wygodnie. Nieskrępowane warstwami materiału dziecko swobodnie zdobędzie nowe umiejętności w samodzielnym poruszaniu się. Rampers – propozycje znanych marek Modne i wygodne rampersy znajdziesz wśród propozycji wielu marek kierujących swoje kolekcje także dla najmłodszych. Duży wybór ubranek z krótkimi nogawkami jest w ofercie marki Pinokio. Jesienią mogą one stanowić bazę pod cieplejsze ubranka. Ciekawą ofertą może poszczycić się Next, w którego zbiorach znajdziesz wełniane rampersy, doskonale sprawdzające się podczas jesiennych, chłodnych dni. Warto przejrzeć także asortyment marki George. Posiada ona modele z ciekawymi kombinacjami, np. krótki rękaw, długa nogawka i na odwrót. Jeżeli masz ochotę na ubranka z nieco wyższej półki cenowej, koniecznie zwróć uwagę na propozycje Ralph Lauren. W ich kolekcji są urocze rampersy o różnych wzorach, utrzymanych w stylu typowym dla producenta. Rampersy to jedna z wygodnych propozycji stroju na co dzień dla twojego maluszka. Wbrew pozorom nie jest to odzienie, które sprawdza się tylko latem, podczas upalnych dni. Wybierając model z długim rękawem oraz nogawką, masz szansę na znalezienie dla bobasa wygodnego i ciepłego ubranka, w którym będzie mogło spać lub swobodnie poruszać się po domu. Mnóstwo producentów zadbało o to, aby w ich ofercie znalazły się ciekawe rampersy o ładnych wzorach i wysokiej funkcjonalności. Być może znajdziesz wśród nich odzienie, które przyda się także twojemu dziecku. Z pewnością spodoba ci się praktyczność ich zastosowania także jesienią.
Wybieramy rampersy na jesień dla noworodka
"Możesz zostawić ziemniaczki, ale zjedz mięsko… Ileż to rodziców codziennie zmaga się z problemem, jak zachęcić dziecko do śniadania czy obiadu. Odpowiednio zbilansowany posiłek to gwarancja zdrowia dla małego, rozwijającego się organizmu. Czy można zapobiec wychowaniu niejadka? Co zrobić, by maluch chętnie zjadał wszystko z talerza? Sposobów jest kilka. Smaki a ciąża Kubki smakowe już w ciąży kształtowane są przez dietę kobiety ciężarnej. Część smaków przechodzi przez łożysko do malucha wraz z wodami płodowymi. Kolejnym etapem jest karmienie piersią. Smak mleka może się delikatnie zmienić w zależności od tego, co zje mama, powodujący tym samym większą akceptację na nowe produkty w przyszłości. Dzieci karmione naturalnie rzadziej sprawiają problemy z jedzeniem niż te karmione mlekiem sztucznym, które zawsze ma taki sam smak, nie pozwalając maluchowi na nowe doznania. Rozszerzanie diety powinno odbyć się po skończonym szóstym miesiącu i to, jak będzie ono przebiegać wpłynie na preferencje żywieniowe na całe życie. Przede wszystkim dziecko na początku próbuje. Pierwszych posiłków niemowlak nie traktuje jako konieczność zapełnienia żołądka, a jedynie jako eksperyment. Bada konsystencję, temperaturę, a na samym końcu stwierdza czy to lubi. Ale uwaga, nie ma co się za szybko poddawać, jeśli bobas zaczyna pluć, czasem może on potrzebować aż 8 podejść aby przekonać się do danego owocu czy warzywa. Takie wielokrotne próbowanie akceptowalne jest najbardziej między szóstym a miesiącem życia, potem jest już trudniej. Aby zapewnić jak najlepsze warunki do pierwszych prób, maluch powinien móc swobodnie dotykać zaproponowanych produktów. Połóż na blacie krzesełka do karmienia np. ugotowaną marchewkę i ziemniaka i pozwól by robił co chce. Z czasem będzie mniej zabawy, a więcej jedzenia. Nie martw się, że dziecko nie zjada za dużo. I tak do pierwszego roku życia podstawą jest mleko - z piersi lub sztuczne. Kolorowe posiłki dla niejadka Dzieci na początku bardzo zwracają uwagę na wygląd. Najsmaczniejsza zupka, jeśli będzie nieestetycznie podana, zostanie odrzucona nawet przed posmakowaniem. Jeśli jednak podamy ją w miseczce z motywem ulubionych postaci z bajek, nasz gagatek chociażby ze zwykłej ciekawości, co znajduje się na dnie, pochłonie zaproponowany obiadek. Rodzic musi zwrócić uwagę na wielkość porcji. Wydawać by się mogło, że im więcej tym lepiej, jednak pojemność małego żołądka jest ograniczona. Jeśli dziecko komunikuje, że już się najadło absolutnie nie powinno się stosować chwytów typu: ,, jeszcze dwie ostatnie łyżeczki", ,,a za mamusię nie zjesz?" Zaufajmy brzdącowi, który sam uczy się regulować swój apetyt. Zamiast podawać duże porcje lepiej jest dać dokładkę. Zastosowanie naczyń dla maluchów, które są odpowiedniej wielkości sprawi, że dziecko będzie się cieszyć, że zjadło to, co miało nałożone zamiast denerwować, że nie przejadło nadmiaru. Najlepsza do picia - woda! To co pije nasz maluch ma ogromne przełożenie na jego apetyt. Rozszerzając dietę, najlepiej proponować dziecku tylko i wyłącznie wodę, przynajmniej do pierwszego roku życia. Powinna być ona mineralna niskozmineralizowana, niskosodowa, niskosiarczkowa lub woda źródlana. Do dwunastego miesiąca nie zaleca się podawania soków, ponieważ nadmiar cukrów prostych, które w owocach się znajdują może zmniejszać apetyt, a do tego sprzyjać otyłości czy próchnicy. Po tym okresie soki jak najbardziej w diecie malucha powinny się pojawić, ale w ilości do pół szklanki dziennie i przede wszystkim dobrej jakości. Aby mieć pewność, że nie podajemy konserwantów czy barwników, najlepiej taki napój przygotować samodzielnie. Wyciśnięty pomarańcz w swojej sokowirówce, da gwarancję pewnego i bezpiecznego składu, pozbawionego ulepszaczy, które stosuje większość producentów. Jeśli starsze już dziecko chcemy nauczyć picia wody, zaproponujmy mu np. kolorowy bidon, który nie dość że będzie ładnie wyglądał to jeszcze będzie można go w wygodny sposób zabrać np. na plac zabaw czy na spacer. Daj dobry przykład - jedz mądrze To, że maluchy naśladują nas we wszystkim, to nie wiedza tajemna. Nie inaczej jest z jedzeniem. Jeśli często podjadamy między posiłkami dziecko też będzie się domagać przekąsek. Jeśli ową przekąską są słodycze, nie ma się co dziwić, że w porze obiadowej nasza pociecha nie będzie głodna. Inną sprawą jest regularność spożywanych posiłków. Śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek i kolacja powinny odbywać się codziennie w zbliżonych do siebie porach. Równe odstępy czasowe nauczą organizm nasz i naszego dziecka kontrolować apetyt. Oczywiście posiłki powinny być odpowiednio zbilansowane, pełnowartościowe i różnorodne. Zamiast mrożonej pizzy lepiej pomyśleć o żywności ekologicznej, która jest przede wszystkim bezpieczna co w przypadku dzieci jest szczególnie istotne. Pokazujmy, że jedzenie zarówno warzyw, owoców, kasz czy mięsa jest codziennością a nie sporadycznym menu. Wszystkie te produkty w diecie dzieci powinny występować każdego dnia. Dla ich dobra warto jest zwiększyć ich ilość w swojej własnej diecie. Żywienie dzieci już od samego początku powinno być przemyślane i przeprowadzone właściwie. Codzienna zupa pomidorowa znudzi się dorosłemu, a co dopiero maluchowi. Należy kierować się zasadami, że posiłki powinny być urozmaicone, pod względem doboru produktów oraz odpowiednio zbilansowane. Mało tego wielkość porcji musi być dostosowana do wieku dziecka. Unikajmy konserwantów i barwników a także cukru i soli. Małe nerki nie są w stanie umiejętnie przefiltrować jej nadmiaru z rozwijającego się organizmu, co w przyszłości może skutkować zwiększonym ryzykiem pojawienia się chorób takich jak nadciśnienie czy cukrzyca. A to przede wszystkim rodzic ma wpływ na zdrowie swojego dziecka nie tylko teraz ale i w życiu dorosłym, a odpowiednie żywienie jest jednym z ważniejszych aspektów jego kształtowania.
Sposoby na niejadka
Racuchy to danie, które kojarzy nam się przede wszystkim z dzieciństwem. Jest to znakomita propozycja na każdy posiłek - śniadanie, obiad czy podwieczorek. Najlepiej smakują na ciepło, oprószone cukrem pudrem. Składniki: 300 g twarogu półtłustego 2 jajka 1 łyżeczka proszku do pieczenia 4 łyżki mąki mleko olej do smażenia 4 łyżki cukru pudru Krok po kroku: Twaróg rozdrabniamy widelcem. Dodajemy mąkę, proszek do pieczenia i jajka. Dolewamy mleko, tak aby uzyskać konsystencję gęstego ciasta naleśnikowego. Nakładamy racuchy na rozgrzany olej i smażymy z dwóch stron aż się przyrumienią. Przed podaniem posypujemy cukrem pudrem. Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia.
Racuchy z twarogiem i cukrem pudrem
Ile może się wydarzyć w trzynaście minut? Pewnie niewiele. Nawet recenzję książki piszę dłużej. A może wiele? W trzynaście minut można przebiec dwa kilometry, przeprowadzić rozmowę telefoniczną, zmyć podłogę albo załatwić sprawę w urzędzie. Co się stanie jednak, gdy przez trzynaście minut przestanie bić ludzkie serce? Czy można w ogóle przeżyć takie trzynaście minut? Historia medycyny zna zapewne niejeden taki przypadek. Sarah Pinborough znalazła dla jednego z nich naprawdę fascynującą fabułę. Ofelia w bieli Spacer z psem to raczej krótka chwila oddechu. Raczej nikt się nie spodziewa jakichś wstrząsających wydarzeń w trakcie rutynowej codziennej czynności. A jednak Jamie przeżywa wstrząs, bo dostrzega nagle w rzece ciało młodej dziewczyny. Szczęśliwie również dostrzega drobny ruch dłoni, co może oznaczać, że biedna „Ofelia” nadal żyje, i rusza do akcji ratunkowej. Lodowata, zimowa woda zagrażała życiu dziewczyny. Natasha Howland, okazało się, nie tylko żyje, ale dość szybko wraca do zdrowia. Jednak pozostaje ciągle w stanie amnezji. Nie pamięta, co się wydarzyło przed znalezieniem jej w wodzie, nie wie, co ją sprowadziło nad rzekę ani w jaki sposób się w niej znalazła. Zagadkowa sprawa powoduje zainteresowanie policji, ale nic nie wskazuje na celowe działanie ani na inną formę przestępstwa. Co się wydarzyło, zanim Tasha się pojawiła w rzece niczym Ofelia w bieli? Przyjaciółki czy przeciwniczki? Bycie szkolnym pariasem to zawsze swoisty dramat dla młodego człowieka. Dla młodej dziewczyny może nawet w dwójnasób. Kimś takim do pewnego stopnia jest Rebecca Crisp. Jednak bycie na marginesie szkolnych wydarzeń jest najmniejszym z jej problemów. To, co dziewczynę naprawdę martwi, to niskie poczucie własnej wartości, które daje jej mocno popalić. Niewątpliwie duży w tym udział miała Tasha, która dawno temu porzuciła swoją najlepszą przyjaciółkę. Tym dziwniejsze jest teraz, że po wypadku Natasha lgnie do dawnej koleżanki i nagle próbuje odzyskać jej uczucia. Dla Becci to zarówno niespodziewane, jak i cudowne. Do pewnego stopnia dręczące, bo cierpi na tym aktualna przyjaciółka Becci, ale jednocześnie wyzwalające, bo Tasha traktuje ją z taką atencją! Jak się temu oprzeć? Gdy do tego okazuje się, że Tasha zaczyna podejrzewać swoje przyjaciółki o ich udział w zdarzeniach prowadzących do lodowatej rzeki, Becca czuje się wyróżniona i wybrana. I z całego serca angażuje się w odkrycie tajemnicy wypadku Tashy. W walce o popularność Jak w każdej dobrze skonstruowanej intrydze, tutaj również jest drugie dno wszystkiego, do którego cierpliwie docieramy w zasadzie pod koniec powieści. Niewątpliwie to, co rzuci się w oczy od razu, to kontekst całej tej historii, w którym możemy obserwować młode dziewczyny walczące o swoją szkolną popularność za wszelką cenę. Jaka jest najwyższa, jaką będą gotowe zapłacić? A to jest jednym z elementów misternie plecionej przez autorkę układanki. Wszystkie kolejne „klocki” wskakują na miejsce w odpowiednim momencie. I to trzeba przyznać, że Sarah Pinborough wykonuje swoją pracę bardzo dobrze. Najpierw karmi czytelnika odpowiednią dawką pozorów i oczywistych wniosków, by zdecydowanym ruchem wskazać błąd w myśleniu. Sądzicie, że przejrzycie jej fortel? Spróbujcie koniecznie, sięgając po „13 minut”! Książka dostępna jest również jako e-book i audiobook. Źródło okładki: proszynski.pl
„13 minut” Sarah Pinborough – recenzja
Gdy myślimy o wyjątkowym prezencie dla dziecka, niemającym żadnych elektronicznych udogodnień i jednocześnie angażującym samego obdarowanego, weźmy pod uwagę zabawki tekturowe. Z tektury można tworzyć cuda! W czym tkwi urok tektury? Mogłoby się wydawać, że tektura jest materiałem wyłącznie użytkowym, wykorzystywanym do produkcji kartonów. Nic bardziej mylnego. Można zbudować z niej samochód, domek dla lalek, czy nawet wieżę Eiffla. Zabawki są doskonałym uproszczeniem modeli istniejących obiektów. To niezwykle kreatywne rozwiązania, zarówno dla dziewczynek, jak i dla chłopców. Zabawki tego rodzaju są ekologiczne – gdy się zniszczą lub zwyczajnie znudzą, można oddać je na makulaturę. Przedmioty tekturowe są wykonywane z dużą precyzją i z zachowaniem standardów. Do krojenia tektury powinny być używane specjalne, bezpieczne noże (faliste), dzięki czemu krawędzie w zabawkach nie będą przecinać palców. Ważne jest również zastosowanie mocnej, ekologicznej tektury. Podczas zakupu zwróćmy uwagę, czy do pudełka dołączono instrukcję montażu. Zalety zabawek tekturowych Zabawki wykonane z tektury angażują dziecko szczególnie w momencie montażu, a nierzadko również całą rodzinę. Potrzeba czasu na złożenie modelu, co jest świetną okazją do wspólnego przebywania i robienia czegoś wspólnie. Ważne jest „tu i teraz”, z dala od włączonego komputera i innych rozpraszaczy. Składanie zabawek z tektury jest na pewno świetnym, kreatywnym pomysłem na zabawę, zwłaszcza w przypadku niepogody. Nie zapominajmy, że jest to idealna propozycja także dla osób dorosłych. Niektóre modele są trudniejsze, dzięki czemu nawet dorosły może być mile zaskoczony prezentem tego rodzaju. Samo składanie jest wspaniałym ćwiczeniem rozwijającym zdolności manualne. Tektura wymaga nie tylko złożenia, ale zachęca też do realizowania kreatywnych rozwiązań: rysowania, malowania, wyklejania, czy ozdabiania. Uczy cierpliwości i precyzji. Różne rodzaje zabawek tekturowych Jeżeli wydaje nam się, że tektura jest mało kreatywnym materiałem, jesteśmy w dużym błędzie. Szeroki zakres jej wykorzystania wprost zdumiewa. Wybór zabawek tekturowych jest naprawdę spory: Tekturowe klocki konstrukcyjne – świetne podczas zabawy w domu i w plenerze, szczególnie do wspólnego działania w grupie. Można wybudować z nich domek, zamek lub wieżę i wejść do środka. Nie narzucają gotowych rozwiązań, maksymalnie pobudzają dziecięcą kreatywność. Są proste, ale jednocześnie nieoczywiste. Wymagają pomysłów i zaangażowania intelektualnego. Miniklocki tekturowe – mniejsza odmiana klocków. Płaskie elementy powinny być wyposażone w specjalny system łączeń, co umożliwi stworzanie przestrzennych budowli o przeróżnych rozmiarach i kształtach. Ludki – małe, tekturowe istotki, które „ożywią” domki, zamki, czy piracką wyspę. Dzięki nim zabawa nie kończy się na etapie złożenia modelu. Ludziki można dowolnie ozdabiać, tworząc np. rodzinę, rycerzy, czy kosmonautów. Mobile – zabawki tekturowe do samodzielnego złożenia, które za pomocą prostych mechanizmów są wprawiane w ruch. Dziecko ma możliwość zapoznania się z podstawowymi prawami mechaniki. Przebieranki – tekturowe akcesoria przenoszące użytkowników w świat księżniczek, wróżek i rycerzy. Skrzydełka wróżki, korona księżniczki, tarcza rycerza? Żaden problem. Oryginalne dopełnienie przebrań karnawałowych i nie tylko. Puzzle – do złożenia, ale też często do samodzielnego pokolorowania. Niektóre typy puzzli są dwustronne. Tak jak w tradycyjnych układankach, możemy wybrać stopień trudności. Ozdoby – stanowią wyjątkowe urozmaicenie nie tylko choinki, ale i pokoju. Z tekturowych gwiazdek, ptaszków czy innych wzorów tworzy się m.in. girlandy. Maski – wybierając tekturową zabawkę na prezent, możemy mieć pewność, że nasz pomysł będzie oryginalny. Przedmioty te są nie tylko niestandardowe, ale też modne i ekologiczne. Obdarowując, musimy jednak wziąć pod uwagę, czy w danym domu jest wystarczająco dużo miejsca na większe modele.
Kreatywny pomysł na święta – zabawki tekturowe
Wydatki na energię elektryczną praktycznie w każdym domowym budżecie stanowią jego sporą część. Nie ma się co dziwić, że wiele osób szuka oszczędności właśnie na tym polu, kupując np. żarówki energooszczędne, urządzenia AGD o wysokich klasach energetycznych, itp. Jak sprawdzić, ile konkretne sprzęty zużywają prądu? W tym z pewnością pomogą nam mierniki zużycia energii elektrycznej. Określenie, co w naszym domu zużywa najwięcej energii Pewnie wielu z was spotkało się z sytuacją, gdy nawet wtedy, kiedy nie ma was w domu, rachunki za prąd i tak pozostają wysokie – praktycznie na takim samym poziomie, jak podczas waszej obecności. Przyczyn takiego stanu rzeczy może być wiele, jednak jedną z najbardziej prawdopodobnych jest wadliwe działanie jednego ze sprzętów podłączonych do instalacji elektrycznej. Dobrym przykładem jest tutaj np. stara lodówka, która w momencie, gdy poziom zawartego w niej czynnika chłodzącego mocno spadnie, może pracować praktycznie non stop. Wiele domowych sprzętów już w trybie czuwania pochłania zbyt wiele prądu, narażając nas na spore koszty. Czasami trudno jest „namierzyć” takie wadliwe urządzenie. Jeśli tylko zaopatrzymy się w miernik zużycia energii elektrycznej, będziemy mogli sprawdzić, który sprzęt i w jakim stopniu wpływa na nasze energetyczne wydatki. Zasada działania miernika zużycia energii elektrycznej jest dość prosta. Przyjmuje on zazwyczaj postać przejściówki z ekranem LCD, którą umieszczamy między gniazdkiem elektrycznym a urządzeniem, którego pomiar mamy zamiar przeprowadzić. Miernik jest w stanie pokazać nam wiele parametrów, m.in. napięcia i prądu. Podstawowym i najbardziej nas interesującym parametrem jest moc wyrażana w watach (W). Dzięki niej możemy określić, czy sprawdzany przez nas sprzęt pobiera tyle energii elektrycznej, ile powinien, czy może dużo więcej. Mierniki mogą wskazać chwilowy pobór energii, jednak te bardziej zaawansowane dają możliwość stałego monitorowania i zapisu danych np. na kartę pamięci SD. Daje to szansę sprawdzenia, czy podczas naszej nieobecności lodówka lub inny domowy sprzęt nie pobierały zbyt dużo prądu. Mało tego, większość mierników zużycia energii jest w stanie wyświetlić koszty zużytej energii elektrycznej (także z uwzględnieniem dwóch taryf energetycznych naszego dostawcy prądu). Możemy na bieżąco przeglądać koszty z uwzględnieniem danego roku, miesiąca, tygodnia, a nawet dnia. To jednak nie wszystko, bo mierniki zużycia energii elektrycznej często są w stanie wyświetlić prognozowane koszty. Dzięki temu już po krótkim pomiarze zużycia prądu przez jakiś sprzęt możemy się dowiedzieć, ile będzie nas kosztować jego tygodniowe, miesięczne i roczne użytkowanie. Na co zwracać uwagę podczas zakupu? Starajmy się kupować mierniki renomowanych producentów, jak np. Voltcraft. Dzięki temu będziemy mieć pewność, że nasze pomiary są dokładne. Niebagatelne znaczenie ma także liczba dostępnych funkcji oraz czytelność wyświetlacza LCD, z którego poznamy rezultaty pomiarów. Przydatną funkcją jest również możliwość rejestrowania zużycia energii elektrycznej na nośnikach zewnętrznych, np. karcie pamięci SD. Dzięki temu będziemy mogli nie tylko w łatwy sposób je archiwizować, ale też np. wgrać i odczytać na komputerze. Najbardziej zaawansowane dostępne obecnie w sprzedaży mierniki oferują odczyt pomiarów nawet za pośrednictwem Internetu. Dzięki temu – będąc np. na wakacjach – możemy połączyć się z naszym miernikiem i sprawdzić, jak wygląda zużycie prądu w naszym domu. Na szczęście ceny mierników nie są aż tak wysokie. Średnia cena tych urządzeń waha się w okolicach 50 zł. Jeśli jednak będziemy chcieli kupić sprzęt z monitoringiem online, musimy się przygotować na wydatek rzędu kilkuset złotych.
Mierniki zużycia energii elektrycznej, które pomogą zmniejszyć rachunki za prąd
Jeszcze kilka lat temu telewizory Full HD były marzeniem każdego miłośnika kina i gier, ale być może za kilka lat urządzenia tego typu przejdą do lamusa i zostaną zastąpione przez modele legitymujące się rozdzielczością 4K. Czy tak się stanie? Czy warto inwestować w technologię 4K? Kiedyś szczytem marzeń był 21-calowy kolorowy telewizor kineskopowy, który bez problemu przyciągał całą rodzinę, a nawet sąsiadów, gdy akurat była transmisja meczu czy ukochana przez Polaków telenowela. Dziś podstawą jest 32-calowy telewizor Full HD, który często ląduje w pokoju dziecka, zaś w salonie, na głównym miejscu lub na środku ściany, nierzadko wisi ekran o przekątnej 50 cali lub więcej. Jak widać, czasy się zmieniają i to, co dziś jest standardem, za kilka lat odejdzie w zapomnienie, zostanie wyparte przez technologię, którą obecnie określamy mianem „topowej” lub „luksusowej”. Teraz taką opinię mają telewizory 4K. Poznajmy je nieco bliżej. Czym charakteryzuje się technologia 4K? Praktycznie wszyscy producenci stosują określenie 4K, które określa rozdzielczość. Dla ułatwienia i lepszego zrozumienia tej technologii przez użytkowników przyjęło się to określenie za standard. Jeśli jednak zechcemy być drobiazgowi, musimy wiedzieć, że skrót 4K oznacza cztery tysiące – rozdzielczość wyświetlanego obrazu w poziomie. Dokładnie jest to 4096 x 2160 pikseli, choć w telewizji stosuje się nieco inną wartość. Wszystko przez proporcje, czyli 16:9, co przekłada się na wyświetlaną rozdzielczość na poziomie 3840 x 2160 pikseli. Niektórzy oznaczenie 4K rozumieją również jako czterokrotnie wyższą rozdzielczość w porównaniu do Full HD. Wracając do rzeczywistej rozdzielczości, prawidłowym jej nazewnictwem jest Ultra HD (UHD). Jak wiemy, producenci stosują wszystkie te oznaczenia w różnych konfiguracjach, np. 4K, 4K UHD, 4K Ultra HD itp. Zatem bez znaczenia jest, jakiej firmy telewizor wybierzemy – Samsung, Sony, Panasonic, LG itp. – maksymalna wyświetlana rozdzielczość to 3840 x 2160 pikseli. Czy telewizor z rozdzielczością 4K UHD ma sens? Większość osób, które nie śledzą szeroko pojętego rynku technologicznego i po prostu nie interesują się kinem, grami, komputerami czy gadżetami, odpowie, że telewizory z rozdzielczością 4K UHD na chwilę obecną nie mają sensu. Oczywiście jest w tym trochę prawdy, ale tylko w odniesieniu do osób, które tej technologii nie będą w stanie wykorzystać lub po prostu nie wiedzą, jak zrobić z niej użytek. Otóż osoby, które przede wszystkim oglądają programy telewizyjne, seriale i od czasu do czasu filmy (np. z odtwarzacza DVD), inwestycję w telewizor 4K mogą sobie po prostu odpuścić. Dlaczego? Korzystając z wymienionych źródeł, nie będą w stanie wykorzystać tak wysokiej rozdzielczości. Obecnie nie wszystkie programy telewizyjne oferują rozdzielczość Full HD (1920 x 1080 pikseli), o rozdzielczości 4K UHD nie wspominając. Co więcej, odtwarzacze płyt DVD i filmy zapisane na tym nośniku też nie oferują tak wysokiej rozdzielczości. W związku z tym dopłata do takiego urządzenia może być pozbawiona sensu. Co innego, jeśli ktoś jest pasjonatem kina, posiada odtwarzacz płyt Blu-ray, podłączony do telewizora wydajny komputer i/lub najnowsze konsole do gier. Wtedy zakup telewizora 4K jest w pełni uzasadniony, gdyż na każdym kroku będziemy w stanie wykorzystać wysoką rozdzielczość oraz wszystkie systemy odpowiedzialne za poprawę jakości obrazu. Ponadto rośnie liczba serwisów strumieniujących materiały wideo oferujących materiały w wysokiej rozdzielczości 4K. To bez wątpienia przyszłość telewizji, w którą warto zainwestować, o ile jesteśmy w stanie wykorzystać wszystkie jej zalety.
Technologia 4K w telewizorach
Bez względu na to, czy sama prowadzisz jednoślad, czy raczej wolisz wtulać się w plecy kierującego faceta, potrzebujesz wodoodpornej kurtki, która sprawi, że nawet w czasie deszczu będziesz się czuła komfortowo i wyglądała znakomicie. Odzież motocyklowa musi przede wszystkim chronić ciało przed ewentualnymi urazami. Nikt jednak nie powiedział, że nie może dobrze się prezentować. Jeśli więc należysz do tego grona motocyklistek, które cenią wygodę, praktyczność i nieskazitelny wygląd bez względu na pogodę, koniecznie pomyśl o doposażeniu swojej motocyklowej garderoby w wodoodporną kurtkę tekstylną. Przeraża cię jednak mnogość ofert i nie wiesz, który model wybrać? Sprawdź nasze propozycje i znajdź idealną dla siebie. Seca Stream II Lady box:offerCarousel Ekonomiczna propozycja znanej i lubianej marki Seca. Model Stream II Lady to tekstylna kurtka całoroczna (trzywarstwowa) wyprodukowana z odpornego na przetarcia materiału MexDura® 600D. Ciepło zapewnia podpinka ocieplająca, z kolei za wodoodporność (słup wody do 5000 mm), odpowiednią wentylację i ochronę przed wiatrem odpowiada wypinana membrana Reissa®. Dodatkowy komfort zapewnia siateczkowa podszewka oraz paski regulujące na rękawach, mankietach oraz w pasie. W komplecie certyfikowane ochraniacze łokci i ramion oraz miękki ochraniacz pleców umieszczony w kieszeni (możliwość zastosowania produktu z CE). Co ważne, na poszczególnych częściach kurtki znajdują się wstawki z materiału odblaskowego. Cena: ok. 450 zł. Rebelnhorn Lady Hiflow II box:offerCarousel Niedroga, a przy tym funkcjonalna kurtka tekstylna firmy Rebelnhorn dla pań. W modelu Lady Hiflow II komfort zapewniają trzy warstwy, z której się składa. Kurtka wykonana z poliestru, doczepiane membrana przeciwdeszczowa oraz ocieplająca podpinka sprawiają, że jest to produkt, który sprawdzi się w każdą pogodę. Posiada efektowny kobiecy krój. Można ją regulować paskami umieszczonymi na rękawach, biodrach i nadgarstkach, zapewniając świetne przyleganie do ciała. W komplecie ochraniacze CE na łokciach i ramionach, a także miękki (niecertyfikowany) ochraniacz pleców. Cena: od 450 zł. Ixon Electra box:offerCarousel Już za mniej więcej 700 zł możesz się stać posiadaczką modelu Electra firmy Ixon. Jest to uniwersalna, turystyczna kurtka tekstylna 3w1 wykonana z dwóch rodzajów materiału (Spylex i Mesh). Posiada wypinaną membranę wodoodporną oraz warstwę termoizolacyjną. Doskonała na każdą pogodę. Dobrze skrojona (delikatnie taliowana, z przedłużonym tyłem i stójką) podkreśla figurę motocyklistki, a dodatkowe zatrzaski umożliwiają dokładne dopasowanie (na rękawach i w pasie). Nad bezpieczeństwem użytkowniczki czuwają ochraniacze z certyfikatem (ramiona i łokcie) oraz piankowy ochraniacz pleców. Alpinestars Gunner box:offerCarousel Klasyczna całosezonowa kurtka o sportowym kroju, czarna z różowymi lub białymi wstawkami do wyboru. Wykonana z trwałego i odpornego na uszkodzenia poliestru 600D powlekanego PU, posiada wbudowaną membranę wodoodporną, systemy wentylacyjne i wypinaną podpinkę ocieplającą. O bezpieczeństwo dbają certyfikowane ochraniacze ulokowane na ramionach i łokciach oraz miękkie ochraniacze pleców i klatki piersiowej (te z certyfikatem można dokupić osobno jako akcesorium). Standardowa cena za Alpinestars Gunner wynosi ok. 900 zł, ale na wyprzedażach można upolować perełki nawet 25% taniej. Macna Nova box:offerCarousel Listę propozycji wodoodpornych kurtek motocyklowych zamyka oferta holenderskiej firmy Macna. Model Nova to całoroczna kurtka o trzywarstwowej konstrukcji, przy czym obie wpinane warstwy (wodoodporna Raintex oraz termoizolacyjna) mają własny system mocowań, dzięki czemu jej wygląd można modyfikować. Do kurtki można przymocować kamizelkę odblaskową Vision Vest. Kobiecy fason, możliwość regulacji na rękawach i w pasie za pomocą pasków i zatrzasków. Do wyboru 3 dominujące na kurtce kolory: biały, szary lub czarny. Cena: od 929 zł. Siadając na motocykl, każda kobieta powinna pamiętać, że najważniejsze w doborze stroju są bezpieczeństwo i wygoda, co nie oznacza, że masz jeździć w czymś, co zupełnie ci nie pasuje. Na szczęście ofert motocyklowych kurtek damskich jest coraz więcej, stąd stawiając na jakość, możesz także bez trudu przebierać w fasonach i kolorach. Ostatecznie jednak sprawdź parametr odporności na deszcz, przemoczona z pewnością nie będziesz czuć się na jednośladzie ani komfortowo, ani bezpiecznie.
Nie daj się zmoczyć – wodoodporne kurtki motocyklowe dla niej