source
stringlengths 4
21.6k
| target
stringlengths 4
757
|
---|---|
Jak efektywnie zarządzać zasobami i przy tym świetnie się bawić? Wystarczy zmierzyć się z grą „Budowniczowie: Średniowiecze”, dzięki której dowiemy się, jak prosto i przyjemnie zbudować strategię działania godną Największego Budowniczego Królestwa. Dynamika i wielkie emocje będą nam towarzyszyły przez całą grę, a krótkie rozgrywki zapewnią idealne wykorzystanie szarych komórek. Wnętrze pudełka i przygotowanie do gry
Gra jest mała i kompaktowa, a do tego wszystko jest zamknięte w metalowym pudełku. W środku znajdziemy 42 karty robotników, 42 karty budynków, kartę pierwszego gracza oraz 40 monet (25 srebrnych i 15 złotych). Pudełko jest niewielkie i bardzo wytrzymałe, co idealnie wypada w podróży. Przed rozpoczęciem rozgrywki każdy dostaje kartę ucznia (do dyspozycji mamy 4 sztuki) i 10 monet (1 złotą oraz 5 srebrnych). Tasujemy karty budynków, układamy stroną „w budowie” do góry i wykładamy pięć wierzchnich kart. To samo robimy z kartami robotników. Obok kart kładziemy monety, które tworzą bank.
Przebieg rozgrywki
Każdy gracz w swoim ruchu może wykonać 3 akcje spośród 4 do wyboru. Każda akcja może być powtórzona dowolną ilość razy. Jeśli będziemy mieli potrzebę wykonania większej liczby akcji, to za każdą dodatkową płacimy 5 monet. Przez całą rozgrywkę gracze działają zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
Cztery akcje i nasze działania:
Rozpoczęcie budowy – gracz wybiera 1 z 5 kart budynków i kładzie ją przed sobą. Liczba kart „w budowie”, które może posiadać jeden gracz, jest nieograniczona.
Najęcie robotnika – działamy analogicznie jak z kartami budynków.
Wysłanie robotnika do pracy – gracz kładzie kartę swojego robotnika przy budynku „w budowie”. Materiały produkowane przez robotnika powinny być na tym samym poziomie co materiały wymagane do budowy. W prawym górnym rogu karty robotnika widoczna jest liczba monet, którą musimy zapłacić za jego wysłanie do pracy. Kolejnych robotników kładziemy w rzędzie obok wcześniejszej wysłanych do pracy. Wysłanie robotnika do pracy jest jedną akcją. Natomiast wysłanie kolejnego robotnika do tego samego budynku w danym ruchu kosztuje nas dwie akcje, następnego trzy itd. W sytuacji, gdy każdy robotnik jest wysłany do innej budowy, płacimy tylko jedną akcją.
Wzięcie monet – w przypadku braku gotówki możemy pobrać monety z banku (1 akcja = 1 moneta, 2 akcje = 3 monety, 3 akcje = 6 monet).
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Budowę budynku kończymy, gdy suma materiałów produkowanych przez robotników jest większa lub równa materiałom potrzebnym do jego wybudowania. W lewym górnym rogu widoczna jest liczba monet, którą dostajemy z banku za zakończenie budowy. Potem kartę budynku odwracamy na stronę „ukończony”. Wszystkie karty ukończonych budynków układamy, tak aby było widać punkty zwycięstwa za każdy budynek. Robotnicy pracujący przy tej budowie zostają zwolnieni i wracają z powrotem do naszych zasobów (są gotowi do wysłania na kolejną budowę). Wśród kart budynków znajdują się maszyny, które po zakończeniu budowy mogą być używane tak jak robotnicy. Co jednak wypada bardziej ekonomicznie, bowiem nie płacimy za jej wykorzystanie podczas budowy. Każda maszyna daje punkty zwycięstwa, które na bieżąco sumujemy z resztą.
W momencie, gdy któryś z graczy będzie miał 17 punktów zwycięstwa (lub więcej), pozostali gracze kończą kolejką, wykonując po jednym ruchu. Na koniec wszyscy podliczają swoje punkty za budynki i maszyny oraz otrzymują po 1 punkcie za każde 10 monet. Gracz z największą liczbą punktów zostaje zwycięzcą i zdobywa tytuł Największego Budowniczego Królestwa.
„Budowniczowie: Średniowiecze” jest tytułem szybkim, prostym i przyjemnym. Zasady są na tyle łatwe, że tłumaczymy je w mgnieniu oka i nowi gracze błyskawicznie mogą dołączyć do gry. Rozgrywki są w miarę krótkie i dynamiczne, a jednocześnie wymagają trochę główkowania. Co jest dobrze wyważone, bowiem nasze szare komórki nie wpadają w stan przeciążenia. Nie ma znaczenia, czy usiądziemy przy stole we dwoje, czy będziemy mieli komplet graczy, ponieważ planowanie strategii i znakomita zabawa wypadają tutaj idealnie w każdym gronie.
Dodatkowo małe, wytrzymałe pudełko doskonale wypada w podróży (zajmuje bardzo mało miejsca, nawet w damskiej torebce) i jest to tytuł na tyle uniwersalny, że połączy graczy w różnym wieku (już 8-letni strateg jest w stanie pokonać dorosłych graczy). „Budowniczowie: Średniowiecze” doskonale sprawdzą się jako trening przed większymi tytułami lub chwila oddechu pomiędzy nimi. Grę można kupić na Allegro za około 50 złotych. | „Budowniczowie: Średniowiecze” – recenzja gry |
Latarenka-lampion jest przepięknym elementem dekoracyjnym pokoju dziecięcego. Umieszczone w niej wycięte z papieru postaci wróżek lub inne w świetle poruszającego się płomienia będą wyglądać jak żywe. Wykonanie latarenki nie stwarza żadnych problemów. Z pomocą osoby dorosłej poradzi sobie z tym nawet kilkuletnie dziecko. Najtrudniejszym elementem jest wycinanie postaci, które powinno być zrobione w miarę precyzyjnie – im więcej detali, tym bardziej efektowny wynik. Do środka włóż świeczkę LED-ową zamiast tradycyjnego tea lighta, tak będzie bezpieczniej.
Przygotuj:
słoik,
biały papier ryżowy (bez nadruku),
papier do drukowania,
klej do decoupage’u,
nożyczki,
pędzelki,
brokat,
konturówki,
wstążki, tasiemki,
sztuczne kwiatki,
mała LED-owa świeczka.
Krok 1.
Wydrukuj figurki wróżek. Można to zrobić na zwykłym papierze do drukarek lub na grubszym, np. z bloku technicznego. Wycinanie ze zwykłego papieru będzie łatwiejsze niż z grubszego, ale postaci szybciej mogą się uszkodzić. Do słoika potrzebne będą 2–3 sztuki.
Krok 2.
Wytnij figurki nożyczkami. Postaraj się robić to w miarę dokładnie, ponieważ przez szkło będą widoczne tylko kontury. Im więcej szczegółów, tym efektowniej będzie wyglądała praca. Najlepsze będą małe nożyczki z ostrym czubkiem.
Krok 3.
Na zadrukowaną stronę figurki w różnych miejscach nałóż kilka kropel kleju do decoupage’u.
Krok 4.
Przyklej figurkę na wewnętrznej ściance słoika. Nie musi przylegać dokładnie, elementy odstające będą dawały wrażenie przestrzenne.
Krok 5.
Zewnętrzną ściankę słoika posmaruj klejem do decoupage’u.
Krok 6.
Przyłóż papier ryżowy i dociśnij ręką, owijając cały słoik.
Krok 7.
Pędzelkiem umoczonym w kleju do decoupage’u posmaruj papier ryżowy, wyrównując przy okazji zmarszczki.
Krok 8.
Na mokry klej nasyp obficie perłowego brokatu.
Krok 9.
W celu wzmocnienia efektu możesz dodać brokat innego koloru. Zostaw do wyschnięcia.
Krok 10.
Możesz ozdobić słoik perełkami zrobionymi konturówką.
Krok 11.
Klejem na gorąco przyklej tasiemkę w miejscu gwintu słoika, aby go zakryć.
Krok 12.
Zawiąż wstążkę na kokardkę.
Krok 13.
Na brzeg słoika przyklej sztuczne kwiatki. Włóż do środka świeczkę. Praca gotowa.
To, jak będzie wyglądała latarenka, zależy od pomysłu na udekorowanie słoika. Można zastosować wszelkie dostępne materiały: koronki, wstążki, kokardki, piórka, kwiaty, muszelki, koraliki. Praca nad latarenką daje duże pole do popisu. | Latarenka z wróżkami |
Oba elementy mają za zadanie skuteczną ochronę dziecka podczas jazdy samochodem. Który z nich jest lepszy? Kilka słów o bezpieczeństwie przewozu dzieci
Regulacje dotyczące transportu dzieci w samochodach osobowych nie odbiegają w zasadzie w żaden sposób od ogólnie przyjętych trendów w państwach Unii Europejskiej. Zgodnie z wytycznymi zamieszczonymi w ustawie o ruchu drogowym zabronione jest przewożenie dzieci poniżej 12. roku życia i/lub poniżej 150 cm wzrostu bez fotelika lub innego urządzenia ochronnego. W dalszej części umieszczono także informację o tym, że urządzenie powinno być dopasowane do dziecka pod względem jego wagi i wzrostu oraz panujących warunków technicznych w pojeździe. W przypadku niezastosowania się do przepisów grożą ci mandat oraz punkty karne.
Motywacją do zakupu odpowiedniego sprzętu (a przede wszystkim każdorazowego z niego korzystania) nie powinny być jednak przepisy, ale troska o własne dziecko. Zarówno fotelik, jak i siedzisko zapewniają bezpieczeństwo podczas podróży, czego nie da się przeliczyć na złotówki. Dlatego też oszczędności w tej kwestii nie są wskazane.
Jak wybrać odpowiedni sprzęt do przewozu dzieci?
Dobór obu urządzeń nie różni się bardzo od siebie, tym bardziej że w zasadzie z każdego fotelikamożna usunąć oparcie, tworząc tym samym podstawkę. Kluczowym elementem podczas poszukiwań powinien być rozmiar produktu, który najłatwiej dopasować, przyrównując wagę dziecka do jednej z pięciu głównych grup:
* grupa 0 ‒ produkty przystosowane dla dzieci ważących do 10 kg, zwykle do 9. miesiąca życia;
* grupa 0+ ‒ produkty przystosowane dla dzieci ważących do 13 kg, najczęściej do 12-18. miesiąca życia;
* grupa I ‒ produkty dla dzieci ważących od 9 kg do 18 kg, przeciętnie w wieku do 4 lat;
* grupa II ‒ produkty dla dzieci ważących od 15 kg do 25 kg, zwykle od 4. do 6. roku życia;
* grupa III ‒ produkty dla dzieci ważących do 36 kg, najczęściej do 12. roku życia.
Fotelik versus siedzisko ‒ mocne i słabe strony
Oba rozwiązania mają zarówno wady, jak i zalety. Siedziska są z pewnością znacznie prostsze w montażu oraz obsłudze. Element wystarczy położyć na tylnej kanapie, odpowiednio ułożyć pas przy podłokietniku i produkt jest w zasadzie gotowy do użytku. Włożenie fotelika jest zwykle większym wyzwaniem z racji jego rozmiarów oraz ciężaru. Obecnie produkowane modele są coraz lżejsze, często jednak drobne kobiety muszę się niemało napracować, aby przygotować auto do jazdy z dzieckiem. Choć właściwie stosunkowo rzadko zachodzi konieczność wyjmowania fotelika lub siedziska z auta.
Kolejnym argumentem jest wygoda. To w dużej mierze kwestia indywidualna (zarówno dziecka, jak i poszczególnego modelu), jednak czasem dochodzi do sytuacji, gdy oparcie staje się niewystarczające, przez co najlepszym rozwiązaniem jest jego demontaż.
Niemniej wraz ze wzrostem komfortu tracimy pewną część zabezpieczenia, jaką gwarantuje oparcie. Chodzi tu szczególnie o uderzenia z boku, gdyż w tej płaszczyźnie głowa dziecka nie jest w żaden sposób zabezpieczona.
Wniosek jest zatem jeden ‒ fotelik zapewnia większe bezpieczeństwo dziecku, siedzisko natomiast poprawia komfort podróży.
Jak wybrnąć z tego problemu?
Jeszcze do niedawna panowało przekonanie, że w przypadku fotelików większych rozmiarów (15-35 kg) zmiany należy dokonać w momencie, gdy przy oparciu ustawionym w możliwie najwyższej pozycji linia ramion znajduje się w okolicy szczeliny w zagłówku lub uchwytu, przez który przechodzą pasy bezpieczeństwa. Jako że nie ma możliwości zakupu większego fotelika, sugerowano odłączenie od konstrukcji oparcia.
Z czasem jednak producenci rozszerzyli możliwość regulacji, dzięki czemu większość fotelików wystarcza dzieciom aż do 12. roku życia (lub osiągnięcia przez nie 150 cm wzrostu) bez potrzeby demontażu zagłówka lub oparcia. Pozwala to na bezpieczne użytkowanie takich urządzeń przez cały okres wyznaczony w granicach polskiego prawa.
Warto zwrócić także uwagę, że pierwszy fotelik (dla niemowlaka) wystarcza najkrócej, z reguły nie dłużej niż na rok, natomiast ostatni bywa użytkowany nawet przez 5-6 lat. | Dziecko w aucie ‒ fotelik czy siedzisko? |
Do tej pory żelki kojarzyły się jedynie z pyszną przekąską z okresu dzieciństwa. Od niedawna na rynku suplementów diety pojawiły się również witaminy w formie żelków. Szczególną popularnością cieszą te na włosy. Czy faktycznie to niecodzienne połączenie pomaga w odpowiedni sposób zadbać o błyszczącą fryzurę i zdrowe kosmyki? Sprawdzamy, co znajduje się w witaminowych preparatach i czy rzeczywiście warto je stosować.
Witaminy na włosy w żelkach to najnowszy hit wśród kobiet, który wzięliśmy pod lupę. Na rynku suplementów diety żelki zaczęły święcić triumfy. Reklamują je nawet znane gwiazdy – m.in. siostry Kardashian. Producenci zapewniają, że regularne stosowanie produktów tego typu przywraca kosmykom blask, zwiększa ich elastyczność i pomaga ułożyć wymarzoną fryzurę. Co tak naprawdę kryje się w żelkach na włosy?
Witaminy na włosy w żelkach – dlaczego są popularne?
Pielęgnacja włosów bardzo często bywa trudna, długotrwała i czasochłonna. Kobiety, które mają porowate kosmyki, rozdwajające się końcówki lub problemy z wypadaniem włosów, szukają sprawdzonego remedium, testując przeróżne witaminy. W ostatnim czasie na rynku pojawiło się innowacyjne rozwiązanie, jakim są witaminy na włosy w żelkach. Dlaczego zyskały taką popularność wśród włosomaniaczek? Przede wszystkim wybór tych witaminowych produktów podyktowany jest kształtem, barwą i pysznym smakiem. Produkty przypominają słodycze, dlatego tak chętnie wybierane są przez konsumentów. Wzmacnianie włosów od wewnątrz za pomocą żelek z odpowiednią ilością witamin, minerałów i mikroelementów pomaga zachować nienaganną kondycję włosów.
Co znajduje się w żelkach na włosy?
W żelkach na włosy zamknięte są składniki odżywcze, dzięki którym kosmyki stają się mocne i gęste. W składzie można zazwyczaj znaleźć mnóstwo witamin, w tym duże ilości biotyny i niacyny, cynk, selen i miedź, czyli komponenty gwarantujące włosom połysk i zdrowy wygląd. Biotyna zapobiega wypadaniu włosów, a dodatkowo wpływa na funkcjonowanie skóry głowy. Selen ma działanie przeciwgrzybiczne, dlatego zapobiega łupieżowi. Cynk kontroluje metabolizm aminokwasów i odpowiada za tworzenie się keratyny, z której zbudowane są włosy. Dodatkowo reguluje pracę gruczołów łojowych. Miedź gwarantuje włosom sprężystość i pomaga zachować pigment we włosach, a niacyna stymuluje krążenie skóry głowy, dzięki czemu włosy są odpowiednio odżywione i nie wypadają.
Żelki dla zdrowych i mocnych włosów
Trudne do połknięcia tabletki lub kapsułki zastąpiły miękkie i smaczne żelki, które przybierają niecodzienne kształty – np. żelki na włosy w kształcie misia lub w kształcie pandy. Producenci chętnie chwalą się tym, że ich suplementy nie były testowane na zwierzętach, a spożycie dziennej porcji produktu nie tylko wzmacnia i pielęgnuje włosy, ale też zapewnia korzystny efekt dla zdrowia. Zazwyczaj jedna żelka zawiera znikomą ilość kalorii oraz 100% dawkę codziennego zapotrzebowania na minerały. Produkty tego typu są bezglutenowe i bezlaktozowe, dlatego bez obaw mogą je stosować osoby z alergią lub nietolerancją. Jeżeli szukamy najlepszego produktu dla siebie, warto dobrze przeczytać etykietę i wybrać te żelki, które dodatkowo nie zawierają alergenów, żelatyny, soi, orzechów i nie powstały ze składników modyfikowanych genetycznie.
Jak stosować witaminy na włosy w żelkach?
Jeżeli włosy są osłabione zabiegami fryzjerskimi, wypadają po ciąży lub kuracji hormonalnej, nie układają się, wypadają, puszą i mają zniszczone oraz rozdwojone końcówki, warto wesprzeć się suplementem diety, który przywróci fryzurze dawny wygląd. Witaminy na włosy w żelkach należy stosować według zaleceń producenta. Zazwyczaj są to dwie żelki, które przed połknięciem należy dokładnie pogryźć. Produkty tego typu stosuje się po posiłku, aby zwiększyć wchłanialność witamin i minerałów wraz z pożywieniem. Warto pamiętać, że pod żadnym pozorem nie można przekraczać porcji zalecanej do spożycia w ciągu dnia.
Jeżeli zdecydujemy się na witaminowe żelki, zwróćmy uwagę, aby produkt nie miał w substancjach pomocniczych sztucznych barwników i konserwantów. Postawmy na naturalne barwniki, takie jak skoncentrowany sok z czarnej marchwi czy ekstrakt z papryki lub owoców bzu czarnego, które oprócz koloru zapewniają żelkom także wyjątkowy smak.
Z witaminami na włosy w żelkach zadbamy o swoją fryzurę. Zapomnimy o wypadaniu włosów i problemach z ich rozczesaniem. Jest jeszcze jedna zaleta. Jeśli połykanie często niemałych standardowych kapsułek czy tabletek jest dla nas problemem, forma żelków może być świetnym rozwiązaniem. Suplementy diety z tej kategorii zatroszczą się przy okazji również o wygląd skóry i paznokci oraz uzupełnią niedobory witamin i minerałów w codziennej diecie. | Witaminy na włosy w żelkach |
Nie możesz zasnąć, bo coś ci przeszkadza? Nie wysypiasz się i wstajesz z bólem pleców? To znak, by zastanowić się nad kupnem nowego materaca. Jak wszystkie rzeczy materace też mają określony czas przydatności do użycia i najzwyczajniej w świecie się niszczą. Trzeba je więc co pewien czas wymieniać.
Nowy materac
Specjaliści twierdzą, że powinniśmy wymieniać materac co siedem lat. Pierwszą oznaką, która powinna każdego skłonić do zastanowienia się nad zmianą materaca, jest właśnie brak wygody. Jeśli nie możesz zasnąć, bo się zapadasz, czujesz uwierające sprężyny i nierówności lub słyszysz charakterystyczny dźwięk, gdy zmieniasz pozycję, to znak, że nadszedł czas na kupno nowego materaca.
Spanie na zużytym może być przyczyną wielu dolegliwości. Najczęściej są to rozdrażnienie i kłopoty z koncentracją. Nieprawidłowe ułożenie podczas snu może także skutkować zwyrodnieniem kręgosłupa i stawów. Bywa też, że na materacu nie ma widocznych zmian, a mimo to spanie na nim nie jest komfortowe. Dzieje się tak, ponieważ materace są przechowalnią kurzu, bakterii, roztoczy, a także potu i starego, złuszczonego naskórka. Co noc w łóżku zostawiamy ponad gram łupieżu i martwego naskórka i do 500 ml potu. Szacuje się, że po dziesięciu latach użytkowania w materacu znajduje się ok. 2 mln roztoczy, a są tam, co gorsza, również ich odchody. Spanie na starym materacu sprzyja też powstawaniu i rozwojowi alergii. Roztocza, grzyby i bakterie są przyczyną kataru i kaszlu. Mogą także podrażniać skórę, powodując problemy dermatologiczne.
Co prawda, nowoczesne materace wyposażone są w specjalne pokrowce, które można z łatwością zdjąć i wyprać, dzięki czemu posłużą dłużej, ale z czasem brud i kurz wnikają coraz głębiej. Obecnie na rynku możemy znaleźć pokrowce o rozmaitych właściwościach – od przeznaczonych dla alergików, po antystresowe. Dodatkowo możliwość prania pokrowca w 60⁰C ułatwia utrzymanie materaca w czystości. Warto jednak pamiętać, że niszczenie pokrowca to pierwsza oznaka, że czas pomyśleć o wymianie materaca. Często też niektórych plam nie da się już wywabić, a wietrzenie i pranie niewiele pomagają. Materac powinno się też co pewien czas przekręcać, by był używany z każdej strony.
box:offerCarousel
Różne wypełnienie, różne zużycie
Sprzedawcy ofertują materace z różnym wypełnieniem. W zależności od rodzaju materaca, oznaki zużycia będą inne.
W materacach kieszeniowych konstrukcja sprężyn kieszeniowych zapewnia punktowe działanie, co nie tylko sprawia, że idealnie dopasowuje się on do ciała, ale niweluje falowanie powierzchni i odczuwanie ruchów partnera. W materacu kieszeniowym sprężyny, umieszczone w oddzielnych kieszeniach, zużywają się punktowo, powodując punktowe odkształcenia powierzchni, czyli na naszym materacu mogą się pojawić górki i dołki uniemożliwiające wygodne ułożenie się.
W materacach bonelowych, których konstrukcję tworzy sprężynowy stelaż i które są bardzo wytrzymałe, zużycie poznamy po zagłębieniu w centralnej części lub wygięciu sfatygowanych sprężyn. Warto zaznaczyć, że materace bonelowe ze względu na powierzchniowe rozkładanie się ciężaru ciała świetnie sprawdzają się w łóżkach jednoosobowych, czyli są idealne dla singli lub dzieci i młodzieży.
Materace piankowe natomiast charakteryzują się sztywnym podłożem. Różnią się też rodzajem użytej pianki, np. najbardziej przewiewne, sprężyste i wytrzymałe będą te z pianki wysokoplastycznej. Stopień zużycia materaców piankowych poznamy po pojawieniu się znacznych nierówności na całej powierzchni. | Kiedy należy wymienić materac? |
Nie ma nic przyjemniejszego niż po ciężkim dniu w pracy czy w szkole przyjść do domu i usiąść w ulubionym fotelu lub położyć się na łóżku i móc w końcu odpocząć. Współcześni projektanci mebli robią krok naprzód i tworzą serie niestandardowych siedzisk, często z przedmiotów, których pierwotne przeznaczenie było zupełnie inne. Jeśli lubimy takie nowoczesne designerskie rozwiązania, z pewnością znajdziemy coś dla siebie. Drugie życie
Stary samochód, palety – wszystko to może stać się inspiracją do stworzenia niepowtarzalnego i oryginalnego siedziska. Jeśli nasze ulubione auto nie nadaje sie już do jazdy, możemy stworzyć z niego sofę. Przednią lub tylną kanapę w połączeniu z częścią karoserii możemy odnowić, a także odpowiednio przystosować, aby pełniła funkcję siedziska. Takie rozwiązanie na pewno znajdzie wielu zwolenników wśród mężczyzn niezależnie od wieku.
Bardzo modne ostatnio są również meble z palet. Możemy z nich stworzyć dosłownie wszystko – od stołów, przez szafki, do sof, a nawet łóżka. Dodatkowym plusem takiego rozwiązania jest to, że każdy taki mebel jest niepowtarzalny, stworzony własnymi rękoma, a na dodatek można go spersonalizować, malując na ulubiony kolor lub szyjąc pasujące do niego poduszki. Wycinając odpowiednie otwory, możemy stworzyć w takim meblu pojemniki na napoje, gazetniki czy miejsce na pilota od telewizora.
Miękkie pufy
Lekkie, a do tego niesamowicie miękkie i wygodne. Idealnie dopasowują się do naszego ciała, przez co siedzenie na nich lub leżenie pozwala całkowicie się zrelaksować, a nawet zasnąć. Obecnie na rynku możemy znaleźć pufy w praktycznie każdym możliwym kolorze lub wzorze. Dzięki temu pasują do salonu, sypialni, a także pokoju dziecięcego. Dodatkowo do ich wykończenia stosuje się materiały takie jak skóra, wełna, plusz czy filc, a niektóre z nich to prawdziwe dzieła sztuki.
Hamburger, pizza, a może tabliczka czekolady?
Niektórzy projektanci mebli poszli o krok dalej i stworzyli siedziska kształtem i wyglądem odwzorowujące nasze ulubione potrawy. Tak powstała kanapa w kształcie hamburgera, która składa się z dwóch części, wyglądających jak bułka z sezamem, a także z zawartości – poduszek w kształcie mięsa, cebuli i papryki, a także koca o kolorze sałaty. Jeśli wolimy pizzę, nie ma problemu. Na rynku dostępna jest też leżanka o kształcie włoskiego przysmaku. Kształtem przypomina trójkątny kawałek pizzy, wchodzi się do niej jak do śpiwora. Wierzch pokryty jest ozdobnymi pluszowymi pieczarkami, a także kawałkami salami. Jako poduszka służy grubszy wałek odwzorowujący brzegi pizzy. Dla wielbicieli słodyczy projektanci przewidzieli sofę o fakturze tabliczki czekolady, a także pufy przypominające muffinki.
Bujając w obłokach
Coraz częściej spotykane są fotele lub ławki z możliwością zawieszenia na suficie lub na specjalnym stelażu, dzięki czemu można się w nich kołysać. Niektóre przypominają kształtem hamak, dzięki czemu możemy poczuć się jak na wakacjach, czytając w nich książkę lub ucinając sobie krótką drzemkę. Sprawdzą się zarówno na balkonie czy tarasie, jak i w mieszkaniu, ponieważ podwieszone do sufitu nie zajmują dużo miejsca. Na odpowiedniej wysokości, a także zabezpieczone, sprawdzą się również w pokoju dziecka – będzie to idealne miejsce nie tylko na zabawę, ale także na odpoczynek.
Krzesła z tektury
Dla zwolenników ekologii idealne będą krzesła wykonane z kartonu. Na pierwszy rzut oka nie różnią się niczym od tych wykonanych z drewna czy metalu. Mają nowatorskie wzory i niespotykane kształty, niekiedy trudno dopatrzyć się oznak materiału, z którego zostały wykonane. Wbrew pozorom, są wytrzymałe, a dodatkowo, jeśli zamówimy je w stanie surowym, możemy je samodzielnie ozdobić według własnych upodobań. Może to być idealne rozwiązanie do pokoju dziecięcego – nasza pociecha z pewnością ucieszy się, jeśli będzie mogła mieć swój wkład w wygląd własnego pokoju.
Dzięki nowatorskim i niestandardowym siedziskom nasze wnętrze na pewno zyska niepowtarzalny klimat, a także stanie się idealnym miejscem do wypoczynku. Warto więc zapoznać się z ofertą mebli na rynku, ale także zastanowić się nad samodzielnym wykonaniem siedziska. Taki mebel będzie nie tylko idealnie dopasowany do naszych potrzeb, ale także spersonalizowany, przez co nabierze wyjątkowego charakteru. | Nowoczesne i oryginalne siedziska do naszego wnętrza |
Spławik to nic innego jak kawałek tworzywa lub drewna, kształtem przypominający np. długopis. Jest pomalowany najczęściej na jaskrawy kolor, a pływając na powierzchni wody, sygnalizuje wędkarzowi, czy jakaś ryba skusiła się na jego przynętę. Wydawać by się mogło, że wybór odpowiedniego spławika jest niezbyt skomplikowany, okazuje się jednak, że jego rodzajów jest całkiem sporo i różnią się one kształtem, kolorem oraz przeznaczeniem do typu łowiska. Mnogość tego sprzętu sprawia, że trudno jednoznacznie sklasyfikować typy spławików. Amatorzy wędkowania dzielą je zarówno pod względem metody połowu, kształtu oraz typu łowiska, jak i gatunku poławianej ryby.
Spławik stały i przelotowy
Najbardziej ogólny jest podział wskaźników brań na spławiki przelotowe i stałe. Spławik przelotowy porusza się na pewnym odcinku żyłki. Jego charakterystyczną cechą jest to, że żyłka przechodzi przez oczko umieszczone w dolnej części spławika, blokowane stoperem gumowym. W przypadku zarzucenia zastawu do wody ciężarek z haczykiem opadają na dno, a spławik pozostaje na powierzchni.
W przypadku spławika stałego nie trzeba używać stopera, ponieważ jest on na stałe przymocowany do żyłki i nie przesuwa się samodzielnie. Spławiki stałe sprawdzają się świetnie w wodach płytszych, jednak do łowienia w zbiornikach o głębokości powyżej 2 metrów lepiej nadaje się spławik przelotowy.
Jaka metoda, taki spławik
Spławik nie zawsze jest stosowany. Osoby wykorzystujące technikę spinningową, jerkingową, gruntową, castingową, muchową czy morską nie stosują wskaźników brań.
Decydując się na metodę odległościową, wędkarze wybierają spławiki cechujące się dużą czułością, z obciążeniem lub bez. Dzięki nim możliwe są dalekie rzuty i dobra celność. Materiałami najczęściej wykorzystywanymi w produkcji spławików do metody odległościowej są pawie pióra, drewno balsa oraz tworzywa sztuczne (z dociążeniem i bez niego). Sprzęt ten montujemy zazwyczaj tradycyjnie, przewlekając żyłkę przez oczko. Istnieje również możliwość użycia specjalnych adapterów, pozwalających na zmianę spławika bez demontowania całego zestawu.
Wybierając metodę bolońską, wędkarze najczęściej decydują się na spławik w kształcie kropli lub odwróconej gruszki, mający grubą antenę z balsy lub tworzywa sztucznego oraz mocny kil. Niezwykle istotne jest oczko – powinno być dobrze wklejone i solidne. Wyporność tego wskaźnika brań powinna wynosić od 4 do 15 g.
Spławikistosowane do łowienia za pomocą bata są bardzo lekkie i czułe. Ich cechą charakterystyczną jest antenka z plastiku, niewielki korpus z balsy oraz dość długi kil z drutu, umożliwiający stabilną pracę spławika. Warto także mieć dwa modele – jeden na rzeki, drugi na wody stojące. Na szybko płynących wodach lepiej sprawdzi się spławik w kształcie baryłki lub gruszki, na spokojniejszych lepsza będzie wersja o wydłużonym korpusie, np. w kształcie ołówka.
Spławiki do zestawu skróconego to tzw. listki lubdyski. Są spłaszczone i przeznaczone do rzek o silnym uciągu. Dzięki specyficznej budowie stawiają mniejszy opór wodzie niż spławiki w kształcie kropli czy cygara, a mają taką samą wyporność. Dyski są bardzo czułe i dobrze sygnalizują brania oraz łatwo je przytrzymać. Nie będą jednak dobrym rozwiązaniem w miejscach, w których woda wiruje.
Każdy doświadczony wędkarz ma zestawy spławików dostosowane do metody połowu, typu łowiska czy gatunku ryby. Prawidłowy dobór zależy od wielu czynników i może przysporzyć kłopotu niejednemu amatorowi. Na szczęście wraz z liczbą godzin spędzonych na łowisku wybór przychodzi znacznie łatwiej, a po pewnym czasie staje się czymś zupełnie naturalnym i oczywistym. | Rodzaje spławików |
Każdy samochód starzeje się i zużywa. Sprawia to, że po kilku, a zwłaszcza kilkunastu latach, auto traci swój blask i urok. Dotyczy to także jego linii bocznej. Linia boczna narażona jest na wiele różnego rodzaju uszkodzeń eksploatacyjnych. Cierpi przede wszystkim lakier. Od kilkunastu lat producenci samochodów używają lakierów ekologicznych, które można łatwo porysować, nawet o niewielkie gałęzie krzaków. Do tego warstwa lakieru też jest cieniutka. Jeśli auto posiada boczne listwy ochronne, one również mogą nosić ślady uderzeń z parkingów. W czasie kilkuletniej eksploatacji wokół klamek pojawiają się bardzo nieestetyczne rysy. Co gorsza, auta mające powyżej dziesięciu lat, mogą cierpieć na ataki korozji. Niestety, linia boczna jest często areną walki z tym największym wrogiem motoryzacji. W większości aut najbardziej narażone na ataki rdzy są progi.
W wielu samochodach stosuje się elementy z tworzyw sztucznych. To listwy ochronne, listwy ozdobne pokryte błyszczącym lakierem, a także nakładki na słupki. Promienie słońca, promieniowanie ultrafioletowe, a także kurz, brud i opady atmosferyczne sprawiają, że tworzywo traci swoją piękną barwę. Czarne elementy robią się niestety szare.
Czas wpływa niekorzystnie także na uszczelki wokół okien i drzwi. One również tracą swoją czarną barwę, a co gorsze – kruszeją. Stąd już tylko krok do poważnego uszkodzenia. Czy uszczelki mają wpływ na wygląd samochodu? Mają, choć wiele osób to bagatelizuje. W samochodach wyższych klas wokół okien montuje się chromowane listwy ozdobne, ale i one również tracą swój urok i blask.
W trakcje eksploatacji zużywają się także felgi stalowe, alufelgi oraz kołpaki. Zwłaszcza te ostatnie można bardzo łatwo uszkodzić, gdyż wystarczy delikatne uderzenie o krawężnik. Poza tym większość z nich niestety łatwo się rysuje.
Przygotowanie do odświeżenia linii bocznej
Zanim zabierzemy się za odświeżenie wyglądu, trzeba usunąć wszelakie ślady rdzy i zadrapań. Są dwie drogi do wyboru. Pierwsza polega na oddaniu auta do profesjonalnego warsztatu lakierniczego. Lakiernik idealnie usunie wszelakiego typu rysy i wgięcia. Czasami, w przypadku poważnego uszkodzenia progów albo nadkoli przez rdzę, potrzebna będzie pomoc blacharza. Taka usługa jednak kosztuje bardzo dużo. Druga droga polega na samodzielnym usunięciu zadrapań i śladów po atakach korozji. Na szczęście środków do tego nie brakuje. Do małych zadrapań i uszkodzeń lakieru potrzebne będą: odtłuszczacz, lakier do zaprawek w kolorze nadwozia i lakier akrylowy do zabezpieczenia. Wiele firm sprzedaje także specjalne zestawy do usuwania rys. Do pozbycia się większych uszkodzeń dodatkowo potrzebna będzie szpachla samochodowa, a czasami także żywica wraz z utwardzaczem oraz profesjonalny środek do konserwacji profili zamkniętych. W starszych samochodach lakier mógł już stracić blask. Jedynym rozwiązaniem wówczas zazwyczaj jest jego polerowanie za pomocą pasty polerskiej. Do tego celu idealna będzie polerka samochodowa. Trzeba jednak bardzo uważać przy samodzielnym polerowaniu lakieru, albowiem osoby niedoświadczone mogą narobić więcej szkód, niż pożytku. Amatorzy powinni korzystać ze środków o słabszym działaniu i z polerek o niezbyt dużej mocy. Absolutnie niewskazane jest korzystanie ze szlifierek, do których montuje się nakładki do polerowania auta.
Wzbogacenie linii bocznej o nowe elementy
Czasami linię boczną można wzbogacić o wiele nowych elementów, które dodadzą jej uroku i elegancji. Obecnie listwy ochronne można bez problemu zakupić w szeregu firm, które produkują albo sprzedają zamienniki, dedykowane do danego modelu auta. Dzięki temu wszystko pasuje jak ulał. Poza tym w ofertach wielu firm znaleźć można listwy chromowe, sprzedawane na metry, do samodzielnego docięcia i naklejenia. Stosuje się je w dolnej części drzwi, jako listwy ozdobno-ochronne, ale także okleja nimi dolną część okien.
W aucie można zamontować także nowe nakładki na słupki boczne. Producenci akcesoriów oferują takie dedykowane do konkretnych modeli aut, w kolorze chromu, czarni albo w popularnych barwach nadwozia. Montaż jest bardzo prosty, albowiem nakładki posiadają specjalną taśmę dwustronną do przyklejenia ich.
Jeśli auto porusza się na stalowych felgach, warto zakupić nowe kołpaki uniwersalne o ciekawym wzorze. Aby ich nie gubić, wystarczy zastosować po dwie opaski zaciskowe z tworzywa sztucznego na każde koło, które skutecznie utrzymają kołpak w każdej sytuacji. Felgi stalowe, które dawno straciły swoją barwę, można bez problemu pomalować specjalną farbą do metalu w sprayu, wcześniej zdejmując koło i odpowiednio zabezpieczając oponę. Oczywiście, felgi stalowe maluje się na czarno albo na srebrno, a nie w kolory tęczy. Jeszcze bardziej efektowne będzie zastosowanie nowych felg aluminiowych, w połączeniu z nowymi oponami niskoprofilowymi. W autach terenowych i ucharakteryzowanych na terenowe, czyli typowych crossoverach, można zastosować dodatkowo nakładki na nadkola i na progi, które optycznie zwiększają dzielność terenową auta. Ale pamiętajmy – tylko optycznie, chodzi tylko i wyłącznie o efekt wizualny.
Odświeżenie linii bocznej auta
Czasami wystarczy dobrze umyć i nawoskować lakier, aby samochód i jego linia boczna, odzyskały swój blask. W starszych autach konieczne będzie wspomniane wcześniej polerowanie za pomocą pasty polerskiej, co odświeży lakier i przywróci jego żywą barwę. Warto zastosować dobry wosk, który nie tylko dodaje pięknej barwy, ale także dodatkowo chroni lakier przed uszkodzeniami a karoserię przed korozją. Wszystkie elementy z tworzywa sztucznego (listwy, słupki itd.), trzeba dokładnie umyć i osuszyć, a następnie zastosować dedykowany środek do pielęgnacji i nabłyszczania tego rodzaju materiału. Najlepsze są środki w sprayu. Nadają one pięknego blasku, a do tego świetnie chronią tworzywo przed zniszczeniem. Jeśli w linii bocznej producent zastosował listwy z chromu, warto zaopatrzyć się w specjalny środek do pielęgnacji elementów chromowanych. Doda on im pięknego blasku, w przypadku lepszych środków, uda się osiągnąć efekt lustra. Po umyciu i osuszeniu auta warto posmarować uszczelki przy oknach (a przy okazji także przy wewnętrznej stronie drzwi) silikonowym preparatem do uszczelek. Już po jednym użyciu odzyskają one piękny, głęboki czarny kolor. Na koniec zostaje jeszcze zadbanie o koła. Kołpaki można dokładnie wyczyścić szamponem samochodowym, Felgi aluminiowe wymagają zastosowania specjalistycznego środka czyszczącego. Ale uwaga! Większość z nich zawiera substancje żrące!
Długa i elegancka linia boczna limuzyny, sportowa i dynamiczna linia boczna coupe czy pudełkowata miejskiego vana – każda z nich może wyglądać pięknie. | Jak odświeżyć linię boczną samochodu? |
Bluetooth z APT-X, AirPlay, DLNA i inne bezprzewodowe protokoły transmisji mediów pozwalają na wygodne i intuicyjne przekazywanie dźwięku i obrazu o wysokiej jakości na domowe kino czy telewizor wprost z urządzenia mobilnego. Apple TV 4K
Telewizyjna przystawka Apple to gratka przede wszystkim dla użytkowników innych urządzeń tej marki, działających w jabłkowym ekosystemie. Urządzenie – poza oczywiście możliwością skorzystania z protokołu AirPlay, dzięki któremu możliwe jest uruchomienie muzyki wprost z komputera, telefonu czy tabletu na naszym domowym Hi-Fi – pozwala także na dostęp do biblioteki mediów, serwisów streamingowych i wideo, a także gier. Najnowsza odsłona przystawki Apple TV 4K dodatkowo otrzymała wsparcie dla obrazu ultrawysokiej rozdzielczości 4K. Urządzenie dostępne jest w dwóch wariantach pamięciowych – 32 oraz 64 gigabajty. Kosztuje od 700 złotych.
Yamaha WXAD-10
Jest to bardzo praktyczny odtwarzacz sieciowy, który możemy podłączyć przez jedno z wielu dostępnych interfejsów komunikacyjnych z naszym domowym Hi-Fi, dodając mu tym samym nowoczesnych usług i funkcjonalności. Urządzenie Yamaha komunikuje się po AirPlay i Bluetooth, a także oferuje dostęp do popularnych usług streamingowych jak Spotify czy Tidal. Sterujemy nim za pomocą aplikacji na naszego smartfona lub tablet. Urządzenie kosztuje około 700 złotych.
Gramofon by FON
Mając ulubionym sprzęt audio bez nowoczesnych bezprzewodowych gadżetów, nie musisz się martwić o to, że nie ma jak przy jego pomocy posłuchać ulubionych utworów zgrupowanych na Spotify czy Tidalu. Gramofon marki Fon pozwala tchnąć powiew świeżości w funkcjonalności domowego zestawu audio. Wystarczy podłączyć Gramofon by Fon do posiadanego kina domowego czy Hi-Fi, by bezprzewodowo odtworzyć na nim ulubione utwory z telefonu, tabletu i komputera. Urządzenie potrafi pracować również w trybie multiroom i obsługuje chyba wszystkie obecnie dostępne serwisy internetowe. Przy tym sprzęt jest atrakcyjny cenowo. Kosztuje mniej niż 300 złotych.
Link1
To niewielkie urządzenie pozwala zagrać naszemu zestawowi Hi-Fi, a nawet zwykłym aktywnym kolumnom, ze wszystkich popularnych serwisów audio z sieci. Wystarczy podłączyć je do wzmacniacza lub wspomnianych kolumn i uruchomić dedykowaną aplikację, by móc się cieszyć nieograniczoną biblioteką muzyczną. Urządzenie otrzymało wsparcie dla rozwiązań multiroom. Przy tym zapewnia wsparcie dla wszystkich popularnych formatów audio, w tym FLAC czy Apple Lossless. Za to urządzenie musimy zapłacić około 500 złotych.
Audiocast m5
To kompaktowe rozwiązanie pozwala niewielkim kosztem dodać wiele nowoczesnych funkcjonalności do naszego domowego kina, zestawu Hi-Fi czy zwykłych aktywnych kolumn. Wystarczy podłączyć je do AudioCast M5 za pomocą przewodu JACK 3.5 mm, zainstalować i uruchomić dedykowaną aplikację, by po krótkiej konfiguracji móc korzystać z dobrodziejstw bezprzewodowej transmisji dźwięku. Urządzenie współpracuje z urządzeniami pracującymi pod systemem iOS oraz Android. Wspiera rozwiązania multiroom i kosztuje nie więcej niż 200 złotych. | Kupujemy transmiter audio |
Jakie były najbardziej interesujące i najlepsze propozycje growe od twórców niezależnych w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy? W ostatnich latach mocno zmieniła się definicja gier indie. Dawniej gry niezależne były najczęściej małymi, prostymi, choć często bazującymi na genialnych koncepcjach gierkami z drugiego obiegu, mocno niszowymi. Dziś jednak wygląda to inaczej. Twórcy niezależni, pozostający poza światem wielkich wydawców i wielkich pieniędzy, mogą sobie pozwolić, dzięki sukcesom poprzedników oraz zbiórkom społecznościowym, na większe budżety, bardziej rozbudowane produkcje i znaczne poszerzenie oferty. Jakie tytuły z tejże, wydane od poprzednich wakacji, do dziś, są najbardziej warte uwagi? Oto nasze propozycje.
Battletech
Fani wielkich mechów spodziewali się, że nowa taktyczna adaptacja kultowej gry bitewnej, przygotowana przez studio mające na koncie udanego „Shadowrun Returns”, będzie dobrą produkcją. Ale nikt nie przewidział, jak dobrą. „Battletech” to ziszczenie marzeń każdego miłośnika nie tylko wielkich, bojowych machin kroczących, ale również gier strategicznych. Są tacy, którzy uważają, że „Battletech” jest nawet lepszy od słynnego „XCOM”…
Cuphead
Połączenie uroczej stylistyki rodem z pierwszych kreskówek z początku XX wieku oraz morderczego, bezlitosnego poziomu trudności. Czy mogło coś pójść nie tak? Nie poszło. “Cuphead” zaraz po swojej premierze pod koniec ubiegłego roku wskoczył na samo czoło najlepszych, najpopularniejszych, najbardziej lubianych gier niezależnych nie tylko ostatnich lat, ale w ogóle w historii.
Divinity: Original Sin 2
Gier RPG nawiązujących do klasyki i mocno bazujących na rozwiązaniach retro, wypracowanych przez takie legendy jak „Baldur’s Gate”, mieliśmy w ostatnich latach całkiem sporą. I bezdyskusyjnie najlepszą z nich jest wydana ubiegłej jesieni „Divinity: Original Sin 2”. Dużo bardziej rozbudowana, ciekawsza, lepiej przemyślana od bardzo dobrej przecież poprzedniczki, w świetny sposób łączy stare, sprawdzone rozwiązania oraz innowacyjne, świeże pomysły.
Frostpunk
box:offerCarousel
Pierwsza, ale nie ostatnia, polska produkcja na naszej liście. „Frostpunk”, nowa gra twórców przebojowego „This War of Mine”, również nie stroni od trudnych tematów i moralnego relatywizmu. Tym razem jesteśmy zarządcą arktycznego, steampunkowego miasta, którego rozwój, i przetrwanie, zależy od naszych decyzji. Decyzji często bardzo trudnych, łamiących serce i siejących zwątpienie w nasze człowieczeństwo.
Into the Breach
Twórcy kultowego “FTL: Faster Than Light” długo kazali czekać na swoją nową grę. Ale było warto. „Into the Breach” to świetna, pozornie prosta i lekka, ale w rzeczywistości bardzo ciekawie rozbudowana turowa gra taktyczna, w której dowodzimy oddziałami wielkich robotów broniących naszą Ziemię przed atakami obcych istot z kosmosu.
Kingdom Come: Deliverance
Prawdopodobnie najgłośniejsza produkcja niezależna 2018 roku. „Kingdom Come: Deliverance” to wyczekiwany od lat symulator średniowiecznego rycerza, osadzony w obsesyjnie wiernych historii realiach początków XV wieku. Czeskie studio Warhorse postawiło nie tylko na realizm, ale również na przebogaty świat, emocjonującą fabułę, zaawansowany system walki i… niezapomnianą, przepiękną oprawę wizualną.
Observer
Druga polska produkcja na naszej liście, tym razem psychologiczny dreszczowiec od twórców horroru „Layers of Fear”. „Observer” to gra utrzymana w konwencji cyberpunkowej, bazująca na wypróbowanych rozwiązaniach stosowanych w pierwszoosobowych grach akcji. Snuje mocno psychodeliczną opowieść detektywistyczną, osadzoną w mrocznej przyszłości, w 2084 roku, w… Krakowie, rodzinnym mieście autorów.
Subnautica
Od kilku lat pozostająca w fazie wczesnego dostępu “Subnautica” została w końcu wydana w pełnej, ukończonej wersji na początku tego roku. Gra należy do popularnego gatunku survivalowego, ale podchodzi do tego tematu tak, jak nikt inny wcześniej. Otwarty świat, który musimy zbadać i sobie podporządkować, by przeżyć, jest tutaj bowiem cały skryty pod morskimi falami, w których znajdziemy dziwne stwory i jeszcze bardziej niepojęte tajemnice.
The Banner Saga 3
box:offerCarousel
Finałowa część znanej serii, opowiadająca ostatni, poruszający rozdział fantastycznej trylogii. „The Banner Saga 3”, podobnie jak poprzedniczki, łączy elementy gry fabularnej, przygodowej oraz taktycznej, wracając do niegościnnego, mroźnego świata mocno przypominającego północne rejony średniowiecznej Europy. Mroczna, apokaliptyczna fabuła, trudne wybory i strategiczne wyzwania – oto główne cechy tej gry zamykające jeden z najbardziej lubianych i docenianych cykli.
Warhammer 40k: Inquisitor – Martyr
“Diablo” w uniwersum Warhammer 40.000 – tak w największym skrócie można scharakteryzować “Warhammer 40k: Inquisitor – Martyr”. Ten dynamiczny, bardzo rozbudowany action-RPG opowiada historię nieugiętego Inkwizytora i jego sojuszników rozwiązujących mroczną tajemnicę zaginionego okrętu-klasztoru, tytułowego Męczennika. Gra oferuje potężną kampanię dla samotnego gracza, a także kooperacyjny tryb sieciowy i dynamiczne rozgrywki PvP. I przede wszystkim możliwość walki z herezją.
Każdego roku na rynku pojawia się od kilkuset do nawet kilku tysięcy przeróżnych gier indie. Nie wszystkie produkcje niezależne są warte uwagi, ale przy takiej obfitości tytułów naprawdę trudno jest wybrać najciekawszą dziesiątkę takich, których nie można było przeoczyć w ostatnich dwunastu miesiącach. Takie zestawienia można tworzyć w zasadzie właśnie co miesiąc, a i tak prawdopodobnie pominęłoby się coś naprawdę interesującego. Od przybytku jednak głowa nie boli, jak mówi przysłowie… | Najciekawsze gry indie z ostatniego roku |
Ilość zabawek dla przedszkolaka, które dostępne są na polskim rynku przechodzi najśmielsze oczekiwania. Można wręcz powiedzieć, że jest ich zdecydowanie za dużo. Warto wiedzieć, które z nich są najlepsze i najbardziej rozwijają dziecko. Najlepsze zabawki dla przedszkolaka to takie, które nie tylko zapewniają mu pełną radości i ciekawą zabawę, ale również stymulują jego rozwój. Nie zawsze łatwo jest je odnaleźć wśród dużej ilości plastikowych i tandetnych przedmiotów. Są jednak takie grupy przedmiotów, na których jakoś zawsze można liczyć.
Czym kierować się przy wyborze zabawek dla przedszkolaka?
W okresie przedszkolnym dzieci rozwijają się bardzo nierównomiernie i trudno określić dokładny wiek, w którym dane dziecko będzie zainteresowane jakimś typem zabawek. Przedszkolaki mają już też coraz więcej preferencji i część zabawek może im nie przypaść do gustu lub wydać się nieciekawymi. Dlatego, wybierając produkt z myślą o przedszkolaku, należy przede wszystkim uwzględnić jego zdanie i pragnienia. Nie sztuką jest przecież wydać pieniądze na modny, reklamowany i bardzo drogi sprzęt, z którego potem dziecko nie będzie chciało korzystać.
Dzieci w wieku przedszkolnym ciągle lubią manipulować przedmiotami i rozkładać je na części, a także eksperymentować z rzucaniem nimi, dlatego warto wybierać spośród zabawek o większej trwałości i solidności.
Ważne jest też to, aby zabawka dla przedszkolaka była dla niego nie tylko chwilowo atrakcyjna (na przykład na skutek ładnego wyglądu), ale też ciekawa i stymulująca rozwój. Takie przedmioty o wiele wolniej nudzą się dzieciom i przynoszą im realne korzyści.
Najlepsze grupy zabawek dla przedszkolaków
Dzieci w wieku przedszkolnym rozwijają umiejętności z wielu zakresów, dlatego ważne jest, aby posiadały zróżnicowane zabawki, należące do różnych grup produktów. Szczególnie warte polecenia są:
* Klocki i układanki.
Klocki można kupić już w pierwszym roku życia i stopniowo powiększać ich kolekcję. Warto wybierać produkty ze sprawdzonych firm, o dużym stopniu trwałości, nawet jeśli są one droższe od innych, ponieważ jest to zabawka, która będzie służyć dziecku latami, a potem można ją sprzedać, gdyż niewiele (lub wcale) straci na wartości. Klocki rozwijają wyobraźnię i kreatywność, inteligencję przestrzenną, zdolności motoryczne, koordynację wzrokowo-ruchową oraz są wielką pomocą w nauce kolorów czy matematyki.
Układanki trzeba częściej zmieniać, ponieważ z czasem stają się dla dziecka za proste, nie wymagają one jednak aż takich zasobów finansowych, jak duże zestawy klocków. One również rozwijają u dzieci zdolności motoryczne i koordynację wzrokowo-ruchową, a dodatkowo ćwiczą pamięć i uwagę.
* Figurki.
Drobne figurki ulubionych postaci, małe zwierzęta czy laleczki często zmorą rodziców ponieważ najczęściej jest ich w domu za dużo. Warto jednak przełamać się i zadbać o to, żeby przedszkolak miał swoje pudełko pełne różnych postaci. Ich zaletą jest to, że w żaden sposób nie ukierunkowują, jak dziecko będzie się bawić. Z ich wykorzystaniem, dzięki wyobraźni i kreatywności, dziecko może tworzyć nowe światy, pełne ciekawych historii, a także odgrywać różne sceny. Zabawa figurkami jest bardzo korzystna z punktu widzenia rozwoju mowy u dzieci, ponieważ najczęściej towarzyszą jej dialogi. Pomaga również w dbaniu o emocje malucha, gdyż daje mu możliwość odegrania i tym samym odreagowania trudnych sytuacji.
* Zestawy kreatywne.
Wiele przedszkolaków z radością korzysta z gotowych zestawów kreatywnych, które umożliwiają im tworzenie czegoś samemu. Mogą one służyć do wykonywania obrazków czy projektów plastycznych, ale też budowania i szycia zabawek, czy komponowania własnej biżuterii. Takie zabawki rozwijają kreatywność i ćwiczą zdolności manualne. Dla większości dzieci są również bardzo angażującym rozwiązaniem. Warto jednak wziąć pod uwagę, że korzystanie z nich bardzo często wymaga asysty dorosłego.
* Zabawki odzwierciedlające prawdziwe życie.
Przedszkolaki z wielkim zaangażowaniem i chęcią robią to samo, co dorośli. Nie zawsze jednak korzystanie z prawdziwych przedmiotów jest dla nich bezpieczne albo chętnie przyjmowane przez rodziców. Wówczas z pomocą przychodzą akcesoria, które umożliwiają zabawę w prawdziwe czynności. Szczególnym powodzeniem cieszą się:
* kuchnie dziecięce z zestawami naczyń i jedzeniem,
* kasa sklepowa z artykułami do kupienia i pieniędzmi,
* narzędzia - śrubokręty, młotki, wiertarki,
* akcesoria kosmetyczne i fryzjerskie,
* lalki-bobasy czy zwierzęta wymagające opieki.
Czy puste pudełka, patyki i przyroda mogą zastąpić przedszkolakowi zabawki?
Coraz częściej można spotkać się z opinią, że zamiast kupować dziecku zabawki powinno się wykorzystywać przedmioty codziennego użytku. W Internecie można znaleźć wiele przykładów na to, jak wykorzystać na przykład produkty przeznaczone do jedzenia i różne pojemniki, żeby przygotować dla swojej pociechy unikalne i wspierające rozwój zabawki. Zaleca się też, żeby dzieci miały jak najwięcej kontaktu z przyrodą i bawiły się dostępnymi przedmiotami (patyki, szyszki, kamienie, piasek).
Choć w takich sposobach poszukiwania rozrywki dla dziecka istnieje duża wartość i sięganie po nie jest jak najbardziej na miejscu, nie warto też zupełnie rezygnować z zabawek dziecka, które można kupić. Często są one specjalnie projektowane z myślą o potrzebach i preferencjach maluchów oraz mają za zadanie stymulować ich rozwój. Warto też pamiętać, że małe dziecko potrafi skupić uwagę na bardzo krótką chwilę i z tego powodu potrzebuje dużej różnorodności zabawek. Rodzic, który chciałby sam przygotować ich odpowiednią ilość, musiałby poświęcić niezwykle dużo czasu na zdobywanie wiedzy na ten temat, a następnie ich wykonywanie. Dlatego w interesie wszystkich jest, aby w domu była odpowiednia ilość kupionych zabawek dla dziecka.
Zabawki są przedmiotami, poprzez które rodzice próbują wyrażać swoją miłość do dzieci, chęć sprawienia im przyjemności i dbać o ich wszechstronny rozwój. Dlatego często poświęcają wiele czasu oraz funduszy, żeby zakupić odpowiednie. Warto jednak pamiętać o tym, że najważniejsze jest, aby gotowi byli poświęcić również swój czas na zabawę z dzieckiem, ponieważ ich obecności i zaangażowania nie wynagrodzi żadna zabawka. | Najlepsze zabawki dla przedszkolaka |
Zbliżający się Dzień Babci i Dziadka sprawia, że coraz częściej zastanawiamy się, w jaki sposób podziękować najbliższym seniorom za ich obecność w naszym życiu. Jeśli uważasz, że kwiaty, czekoladki lub kolejny kubek to zbyt oklepany prezent, w tym roku zaskocz dziadków oryginalnym upominkiem, który pokaże, że rodzina jest dla ciebie naprawdę ważna. O czym mowa? O wyjątkowym drzewie, które pozwoli scalić wszystkich członków w jednym miejscu – drzewie genealogicznym. Drzewko inne od wszystkich
Mówi się, że historia jest nauczycielką życia. Dzięki niej poznajemy losy ważnych osobistości i legendarne wydarzenia. Dowiadujemy się, co działo się w czasach, w których nie przyszło nam żyć. Ważne jest jednak poznanie historii nie tylko jako dziedziny nauki, ale również historii własnej rodziny. Niestety, pamięć bywa ulotna, a pojedyncze fotografie mogą zaginąć na przestrzeni lat, dlatego najlepszą formą uwiecznienia informacji o przodkach jest stworzenie drzewa genealogicznego, dzięki któremu łatwiej będzie zobrazować powiązania rodzinne.
To bardzo dobry pomysł na dotarcie do historii sprzed lat, możliwość pochwalenia się dorobkiem przodków czy nawet poznania własnego herbu. Stworzenie drzewa genealogicznego to też pretekst do odnalezienia informacji dotyczących historii rodziny, a być może usłyszenie historii o zaginionych przodkach. To powrót do źródła i symbol przeszłości, z której powinniśmy być dumni. Prezent ten będzie miał przede wszystkim wartość sentymentalną, może wzruszyć, skłonić do refleksji lub obudzić uczucia, które do tej pory były głęboko skrywane. Jedno jest pewne – doceni go każda babcia i każdy dziadek, który ceni wartości rodzinne i pokoleniowe.
Drzewo genealogiczne – gotowy projekt
Na Allegro można skorzystać z gotowych wzorów drzew genealogicznych, według których tworzony jest indywidualny projekt. Następnie można je wydrukować w formie plakatu na papierze fotograficznym lub jako obraz na płótnie malarskim. Na takim drzewie można umieścić dowolną liczbę osób, dodać ich fotografie, imiona i nazwiska oraz wybrać jedną z technik wykonania projektu (do wyboru mamy kolor, sepię lub czerń i biel). Za taki projekt zapłacimy jedynie 15 zł.
Drzewo genealogiczne w formie naklejki
Bardzo ciekawe jest drzewo genealogiczne w formie naklejki. To nie tylko sposób na przedstawienie powiązań rodzinnych, ale również piękna forma ozdobienia pomieszczenia. Taką naklejkę najczęściej umieszcza się na ścianie, aczkolwiek nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przykleić ją na drzwiach, szybie lub innej płaskiej powierzchni.
Drzewko najczęściej składa się z gałązek, listków i ramek, na których umieszcza się fotografie. Oprócz tego do zestawu dołączane bywają ptaki lub napis (np. „Moja rodzina”). W wielu przypadkach podczas zamówienia można wybrać kolor drzewka i ramek, kolor liści oraz układ naklejki – do wyboru mamy tradycyjny układ bądź lustrzane odbicie. Ceny wahają się od ok. 40 do 100 zł.
Uwaga! Zanim zdecydujemy się na tę formę drzewka, upewnijmy się, że dziadkowie mają wystarczającą ilość miejsca.
Drzewo genealogiczne w formie ramki na zdjęcia
Nieco droższe są drzewa genealogiczne w formie ramek na zdjęcia. Bardzo efektownie wyglądają posrebrzane ramki, ozdobione kryształkami, ponieważ pięknie się błyszczą i mienią. Babci i dziadkowi spodobać się może także ramka stylizowana na stare srebro (metalowa cynowana) lub złoto (metalowa mosiądzowana). W zależności od wyboru ramki te mogą zawierać 3, 7, 8 lub 12 zawieszek na fotografie. Ich ceny wahają się od ok. 50 do nawet 400 zł.
Sprawdź również Strefę Prezentową! Prezenty dla babci i Prezenty dla dziadka! | Drzewo genealogiczne – pomysł na oryginalny prezent dla babci i dziadka |
Pokój rozrywki to marzenie wielu z nas. Duży metraż mieszkania czy domu pozwala na zaaranżowanie przestrzeni, w której znajdzie się miejsce na domowe kino, stół bilardowy albo szafę grającą. Jak urządzić takie pomieszczenie? Aranżacja pokoju rozrywkowego – jaki styl będzie najlepszy?
Skojarzenie klubu bilardowego, muzycznego czy klubokawiarni z wystrojem, który warto przenieść do pokoju rozrywki, jest jak najbardziej słuszne. Jako stały bywalec takich miejsc wiesz najlepiej, jak bardzo różnią się one od siebie właśnie wystrojem wnętrz. W zależności od tego, który typ aranżacji najbardziej lubią wszyscy domownicy i przyjaciele, goszczący u ciebie na partyjce cymbergaja albo piłkarzyków, możesz wybrać styl skandynawski, industrialny, nowoczesny lub glamour. Ważne jest, żeby poza funkcją rozrywkową, pomieszczenie było nie tylko efektownie urządzone, ale dawało też poczucie komfortu i zapewniało odpoczynek.
Jak wyposażyć przestrzeń do rozrywki – wybieramy meble i dodatki
Pokój rozrywkowy aranżuje się najczęściej na poddaszu albo w piwnicy, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sąsiadował on z domowym biurem czy pokojem dziennym. Ważna jest atmosfera panująca w takim wnętrzu, funkcjonalne zaadaptowanie przestrzeni i wygodne miejsca do siedzenia.
Charakteru takiemu wystrojowi nadają niebanalne siedziska. Możesz wybrać designerskie krzesło, którego oryginalna forma urzeknie wszystkich gości albo zdecydować się na fotel kinowy, czyli domową alternatywę wygodnego fotela z twojego ulubionego kina studyjnego czy multipleksu. Nietuzinkowym pomysłem na siedzisko w pokoju służącym do rozrywki jest worek typu sako, w którym można ułożyć się tak wygodnie, jak w żadnym innym miejscu. Praktyczne okażą się także kanapa narożna dla kilku osób i pufy, przed którymi warto postawić ławę albo stolik barowy.
Wiele osób planujących aranżację wnętrza do rozrywki marzy też o własnym barku. Aby stworzyć taki domowy bar z prawdziwego zdarzenia – poza kieliszkami, podkładkami, przekąskami i trunkami – będziesz musiał wybrać ladę barową i co najmniej dwa hokery, czyli wysokie stołki. Ich styl dostosuj oczywiście do wystroju całej przestrzeni. Pamiętaj także o odpowiednim ulokowaniu kina domowego i sprzętu grającego. Telewizor wielocalowy ustaw na szafce pod telewizor lub powieś na ścianie, natomiast głośniki ulokuj na specjalnej półce. Znajdź także dobre miejsce na płyty CD, DVD i Blue-ray – idealny będzie regał na CD.
7 najciekawszych atrakcji do pokoju rozrywki
1. Bilard – w wersji mini i maxi, idealnej do położenia na stole albo stanowiącej największą atrakcję pokoju rozrywkowego. Na pewno ty i twoi przyjaciele spędzicie przy bilardzie długie godziny.
2. Stół do piłkarzyków – wprawdzie nic nie zastąpi emocji panujących na prawdziwym meczu, ale i tak warto zainwestować w piłkarzyki, bo to po prostu świetna zabawa, która rozkręci każdy wieczór ze znajomymi. Stół do piłkarzyków z prawdziwego zdarzenia albo niewielkie piłkarzyki na ławę czy ladę barową – wybór gadżetu zależy od zasobności twojego portfela i wolnej przestrzeni.
3. Tarcza do darta, czyli popularne rzutki. Świetna zabawa na początek imprezy, niezbyt droga i zajmująca niewiele miejsca.
4. Cymbergaj, czyli typowo wakacyjna atrakcja, której uległ niejeden turysta odpoczywający latem nad Bałtykiem. Cymbergaja raczej rzadko spotyka się pod strzechą – może zapoczątkujesz nową modę?
5. Kino domowe, które jest dla wielu absolutną koniecznością w pokoju rozrywkowym. Jeśli najlepiej relaksujesz się w kinie albo w domu, oglądając dobre filmy, taka atrakcja jest właśnie dla ciebie.
6. Szafa grająca to świetna alternatywa dla tradycyjnego sprzętu grającego. Jest na tyle oryginalna, że może posłużyć także jako ozdoba wnętrza, nadając mu niespotykany klimat.
7. Gramofon i płyty winylowe, choćby w postaci dekoracji. Wyśmienita ozdoba dla fana muzyki.
Wystrój i wyposażenie pokoju rozrywki zależy od tego, przy czym najlepiej wypoczywasz. Szafę grającą możesz zastąpić pianinem albo gitarą elektryczną ze wzmacniaczem, a kino domowe uzupełnić o konsolę do gier. Pamiętaj, że jeśli wnętrze do celów rozrywkowych sąsiaduje z sypialnią lub mieszkaniem sąsiadów, powinieneś je wyciszyć. | Urządzamy pokój rozrywkowy |
Nadejście przymrozków to zwiastun rychłej zimy i opadów śniegu. Jednak już teraz warto zmienić nawyki nabyte podczas podróżowania autem w czasie lata. Zmiana warunków na drodze
Przełom jesieni i zimy to bardzo trudny czas dla każdego kierowcy. Z jednej strony warunki do jazdy nie są już tak dobre, jak latem, z drugiej – jednak podróż nie wzbudza takiego respektu, jak ma to miejsce podczas srogiej zimy. Dodatkowym niebezpieczeństwem dla prowadzących pojazd jest zwyczajne pogorszenie pogody, które utrudnia wykonywanie wielu manewrów. Przy i po pierwszych przymrozkach znacznie łatwiej wpaść w poślizg czy stracić panowanie podczas pokonywaniu zakrętu. A to i tak tylko niektóre z problemów, z jakimi przyjdzie ci się zmierzyć, podróżując w tym ciężkim okresie. Dowiedz się, na co musisz uważać oraz które nawyki należy jak najszybciej zmienić, by w sposób możliwie najbezpieczniejszy prowadzić auto.
Przede wszystkim – zmień opony
Tak naprawdę zmiany ogumienia powinno dokonać się już przed pierwszymi przymrozkami, ale jeśli nadal tego nie zrobiłeś – nie czekaj dłużej, to najlepszy moment, aby uniknąć długich kolejek do wulkanizatora. Opony zimowe znacznie lepiej utrzymują tor jazdy pojazdu nie tylko na śniegu i lodzie, ale również po opadach deszczu czy w czasie gołoledzi. Warto również dodać, że są znacznie skuteczniejsze od opon całorocznych. Nim ruszysz w trasę po zmianie opon, sprawdź ciśnienie powietrza. Powinno być ono zgodne z wytycznymi podanymi przez producenta auta.
Zwolnij, zwolnij i jeszcze raz zwolnij
Podstawową zasadą jazdy późną jesienią jest nierozwijanie nadmiernych prędkości. Pamiętaj, że w tym okresie znacznie zmniejsza się widoczność – zmrok zapada wcześniej, często pada deszcz, pojawiają się mgły, na ulicach pełno liści czy błota. Z tego powodu nie zawsze możesz być pewien nawierzchni, po której się poruszasz. Nawet jeżdżąc na oponach zimowych, aby uniknąć utraty trakcji, nie powinieneś poruszać się zbyt szybko. W ten sposób ryzykujesz wpadnięciem w poślizg, co grozi stłuczką lub nawet poważnym wypadkiem.
Zakręty i hamowanie
Oba manewry powinieneś wykonywać z większą ostrożnością niż dotychczas. Wchodząc w zakręt, weź pod uwagę, jak bardzo jest ostry, a także kąt nachylenia nawierzchni. Elementy te mogą mieć duży wpływ na to, jak płynnie i bezpiecznie go pokonasz. Pamiętaj, aby po wjechaniu na łuk, nie wykonywać gwałtownych ruchów kierownicą, ani nie operować nadmiernie pedałem gazu bądź hamulca. Dzięki temu unikniesz niespodziewanej utraty przyczepności. Ogólnie warto zwrócić uwagę na samo hamowanie. Najkorzystniej jest wytracić prędkość przed zakrętem, np. hamując silnikiem. Unikaj jednak nagłego zwalniania już podczas jazdy po łuku. Tę samą zasadę należy stosować, jeśli musisz zwolnić przy jeździe z wysoką prędkością. Zbyt gwałtowne jej wytracenie może skutkować utratą panowania nad pojazdem.
Włączaj i wyłączaj światła
Pamiętaj, aby jeździć ze światłami dopasowanymi do panujących warunków. Zawsze miej uruchomione światła dzienne, a jeżeli widoczność nie jest zbyt dobra, możesz uruchomić oświetlenie dodatkowe. Nie zapominaj jednak o zakazach dotyczących korzystania ze świateł długich. Dopilnuj też prawidłowego ustawienia świateł – szczególnie istotne jest, by ich strumień nie był skierowany zbyt wysoko. W takim przypadku oświetlasz kierowców jadących z naprzeciwka, co stwarza niebezpieczną sytuację na drodze. Bardzo istotne (szczególnie w przypadku starszych samochodów) jest również wyłączanie świateł. Pozostawianie ich na długi czas przy niskich obrotach, a następnie zgaszenie silnika sprawia, że akumulator ma małe możliwości ładowania, co czasem skutkuje trudnościami z uruchomieniem pojazdu następnego dnia. Ogólnie zaleca się, aby tuż przed zgaszeniem silnika, wyłączyć wszystkie niepotrzebne systemy zużywające prąd, takie jak nawiewy, klimatyzacja, radio czy światła. Wzmaga to pracę akumulatora i pozwala na oszczędności energii. W przypadku wspomnianych już nieco starszych pojazdów dodatkowo eliminuje również ewentualne trudności z odpaleniem auta następnego dnia. A nie chcesz przecież mieć problemów z punktualnym dotarciem do pracy lub odwiezieniem dzieci do szkoły czy przedszkola. | Pierwsze przymrozki – zmień letnie przyzwyczajenia |
Urodziny, imieniny, Gwiazdka – za każdym razem ten sam problem. Co kupić kilkuletniej dziewczynce? Przedstawiamy kilka propozycji prezentów dla małej księżniczki. Akcesoria do włosów
Każda mała elegantka chce wyglądać zjawiskowo. Na Allegro znajdziesz różnego rodzaju akcesoria i ozdoby do włosów (gumki, opaski, spinki). Oryginalne wzory, fantazyjne zdobienia i mnogość kolorów sprawią, że każda dziewczynka poczuje się wyjątkowo. Możesz wybrać kolorowe, bajkowe motywy na co dzień lub bardziej wyszukane, eleganckie dodatki na specjalne okazje i uroczystości, np. koronę, tiarę czy opaskę w stylu retro. Dużą popularnością cieszą się zwłaszcza opaski w stylu vintage. Te wybierane są przez rodziców na takie okazje, jak chrzest, urodziny czy sesja fotograficzna. Opaski wykonywane są najczęściej ręcznie. Uszyte są z miękkiej w dotyku, rozciągliwej gumki i ozdobione kokardą, kwiatkiem czy koronką.
Zestaw do tworzenia biżuterii
Biżuteria to nieodłączny atrybut kobiecości. Wiedzą o tym nawet małe dziewczynki, dlatego z pewnością ucieszą się na widok zestawu do tworzenia i projektowania biżuterii. To świetna i twórcza zabawa. Różnorodność wzorów i kolorów pozwala tworzyć tysiące różnych dodatków oraz rozwija kreatywność i wyobraźnię. W zestawach znajdziemy m.in. koraliki, wstążki, cekiny, naklejki, nici i wiele innych elementów.
Największym hitem ostatnich miesięcy są gumki do wyplatania dziecięcej biżuterii, zwane Loom Bands czy Rainbow Bands. Na ich punkcie oszalał cały świat. Noszą je nawet celebryci. Gumki dają prawdziwą, wolną twórczość. Można z nich wyplatać własne wzory ozdób w różnorodnych kolorach. Co można z nich stworzyć? Bransoletki, kolczyki, naszyjniki, opaski. Do tworzenia prostych wzorów wystarczą same gumki. Do zaplatania bardziej skomplikowanych bransoletek przydadzą się specjalne zapinki, szydełko oraz krosno. Wszystko znajdziecie oczywiście na Allegro.
Zestaw kreatywny – „Zrób to sam”
Pamiętajmy, że urok tkwi w dodatkach. Każda mała księżniczka marzy o tym, aby mieć szkatułkę, w której będzie przechowywać swoje skarby. A gdyby tak podarować jej prezent, który będzie mogła stworzyć sama? Kupując Kryształowe puzderko z serii „Zrób to sam”, marki 4m, dajesz dziecku okazję do prawdziwej, kreatywnej zabawy – możliwość samodzielnego wykonania puzderka, które wszyscy będą podziwiać. Wystarczy nanieść klej na przezroczyste pudełko i posypać je koralikami. W serii znajdziemy także: Porcelanowe puzderko, Toaletkę z wróżką, Drewnianą komódkę oraz Ozdobne lusterko.
Toaletka
Toaletka to prawdziwa gratka dla każdej młodej damy. Dzieci lubią naśladować dorosłych. W ten sposób poznają świat, rozwijają wyobraźnię, uczą się prawidłowych zachowań społecznych. Tak jak chłopcy bawią się w strażaków, policjantów czy majsterkowiczów, tak dziewczynki chętnie naśladują swoje mamy – gotują, karmią misia, przebierają lalkę, sprzątają, ale też malują się i stroją. Na Allegro znajdziemy m.in. toaletki dla małych księżniczek. Różne rozmiary, ceny, kolory czy style sprawiają, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Studio fryzjer
Jeśli twoje dziecko marzy o tym, aby zostać profesjonalną fryzjerką, możesz mu w tym pomóc, wybierając na Allegro jeden z zabawkowych zestawów fryzjerskich. Dysponując odpowiednimi akcesoriami, twoja córka będzie mogła czesać, myć głowę, malować pasemka czy zaplatać warkocze wszystkim swoim lalkom.
Lalka – model do stylizacji i makijażu
Która z małych dziewczynek nie marzy o pięknych fryzurach lub nie patrzy z zazdrością na malującą się mamę? A może twoja córka już nie raz próbowała podkraść twoje kosmetyki? Jeśli masz w domu małą wizażystkę czy fryzjerkę, to strzałem w dziesiątkę może okazać się model lalki do stylizacji i makijażu. Lalki tego typu mają długie włosy, które można czesać i zaplatać do woli. Modele sprzedawane są zwykle wraz z zestawem niezbędnych akcesoriów (szczotka, grzebień, gumki i spinki). Większość lalek można również malować. Pomoże w tym paleta do makijażu zawierająca cienie do powiek, pomadki, szminki czy aplikator do cieni.
Zestaw herbaciany
Pozwól swojej córce zaprosić koleżanki na spotkanie przy filiżance herbaty. Wystarczy, że podarujesz jej piękny zestaw do herbaty. Zapakowany w poręczną walizeczkę czy pudełko posłuży do zabawy w dom czy urozmaici podwieczorek dla ulubionych zabawek.
Torebka
Torebka to idealny dodatek dla każdej małej modnisi. Już małe dziewczynki pragną kreować swój własny, niepowtarzalny styl. Bawełniane, sztruksowe, zdobione aplikacjami, z nadrukiem, ręcznie robione, spersonalizowane – na Allegro znajdziesz ogromny ich wybór. Jeśli więc twoje dziecko nie posiada jeszcze tego najważniejszego elementu kobiecej garderoby, to masz okazję to zmienić.
Sukienka
Dziewczynki testują mamine kosmetyki, chętnie zakładają korale na szyję, przymierzają szpilki. Lubią się stroić i przebierać. Spódniczka z tiulu czy balowa sukienka to marzenie każdej małej księżniczki. Pozwól swojej córce wcielić się w Królewnę Śnieżkę, Kopciuszka czy jedną z bohaterek bajki Kraina Lodu. Różne stylizacje znajdziecie w kategorii Okazje, przyjęcia w dziale Dziecko. Na Allegro obejrzycie również aktualne trendy i znane marki (H&M, Wójcik, Cool Club, Reserved).
Bajka na DVD
Jeśli żaden z powyższych pomysłów nie przypadł wam do gustu lub po prostu nie wiecie, jakie zabawki dziecko już posiada, zawsze możecie kupić bajkę na DVD. Dla małej księżniczki polecam szczególnie bajki z udziałem najsłynniejszej lalki na świecie – Barbie. A naprawdę jest w czym wybierać. Wytwórnia Mattel co roku wypuszcza na rynek nowe, pełnometrażowe przygody Barbie. Najnowszy z nich to Barbie i tajemnicze drzwi. Przepiękny, baśniowy musical opowiada historię księżniczki Alexy, która odkrywa w swoim królestwie tajemnicze przejście i wkracza do dziwnej krainy pełnej magicznych istot i niespodzianek. W serii ukazały się także m.in.: Barbie i 12 tańczących księżniczek, Barbie w świecie mody, Barbie i Akademia Księżniczek. | Kilka pomysłów na prezent dla małej elegantki |
Dla zapewnienia właściwej pracy głośników samochodowych o wysokiej mocy konieczny jest wzmacniacz. Już w kwocie 300 zł można znaleźć produkty, których jakość i specyfikacja techniczna zadowolą wielu amatorów car audio. Co potrzebuję?
Podstawowym kryterium wyboru wzmacniacza jest jego przeznaczenie związane z ilością kanałów, które posiada urządzenie. Do zasilania głośników basowych lub tub najlepiej nadadzą się wzmacniacze jednokanałowe (monoblocki) oraz dwukanałowe. W przypadku zasilania przedniego zestawu głośników w zupełności wystarczy sprzęt posiadający również dwa kanały. Chcąc zasilić zestaw głośników przednich i tylnych lub przednich i subwoofer, należy wyposażyć się we wzmacniacz czterokanałowy lub dwa urządzenia dwukanałowe.
Kupując wzmacniacz z myślą o subwooferze, warto mierzyć w produkty o dużej mocy ciągłej (RMS) oraz legitymujące się wysokim współczynnikiem DF (damping factor), który odpowiada za kontrolę membrany głośnika przez wzmacniacz. Urządzenie, do którego podłączymy głośniki średnio- i wysokotonowe, powinno przede wszystkim wyróżniać się jakością dźwięku.
Niedrogie wzmacniacze jedno- i dwukanałowe
Spośród niedrogich monoblocków do 300 zł interesującą ofertę prezentuje firma Peiying. Model PY-1R127D z serii Basic oferuje moc ciągłą 1 x 250 W przy impedancji 4 Ohm. W zupełności wystarczy to do obsługi niewielkiego głośnika basowego, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że monoblocki cechują się wyższą efektywnością w porównaniu do wzmacniaczy dwukanałowych, które wymagają mostkowania. Zabieg ten w praktyce może powodować straty w realnie przekazywanej mocy.
Więcej atrakcyjnych cenowo produktów można znaleźć w przypadku urządzeń dwukanałowych. Za ok. 250 zł można kupić podstawowe modele takich firm, jak Magnat czy Blaupunkt wraz z kompletem okablowania wymaganym przy montażu.
Urządzenia te legitymują się mocą RMS 2 x 55 W przy 4 Ohmach i ok. 150 W po zmostkowaniu. To w zupełności wystarczy do podłączenia przedniego zestawu głośników o średnicy 130–165 mm. Niestety, 150 W po zmostkowaniu stanowi zbyt małą wartość, aby myśleć o skutecznym zasileniu nawet niewielkich subwooferów. Głośniki niskotonowe w praktyce potrzebują wzmacniacza o mocy przewyższającej znamionowe osiągi przetwornika, aby móc w pełni kontrolować jego pracę.
Ciekawym wyborem może się okazać wzmacniacz marki Crunch GTi2100, który w cenie nieprzekraczającej 300 zł oferuje lepsze możliwości w porównaniu do budżetowej konkurencji.
Urządzenia czterokanałowe do 300 zł
W przypadku niedrogich wzmacniaczy dysponujących aż czterema końcówkami mocy warto skupić się na produktach marek Blaupunkt i Crunch. Model Blaupunkt EMA 460 oferuje moc 55 W RMS na każdym z czterech kanałów, co stanowi zadowalające osiągi. Urządzenie jest wykonane dość solidnie, posiada płynną regulację cięć zwrotnicy i konektory śrubowe kabli. Sporo więcej mocy (4 x 70 W) oferuje Crunch GPX1000.4. W praktyce daje to możliwość podłączenia zarówno zestawu przedniego o średniej mocy, jak i niedużego subwoofera. Jakość wykonania jest porównywalna do modelu firmy Blaupunkt.
Dysponując budżetem w granicach 300 zł, śmiało można kupić wzmacniacz oferujący przyzwoitą jakość wykonania i moc pozwalającą na wykorzystanie pełni potencjału tkwiącego w głośnikach o średniej mocy. Trzeba pamiętać, że zasilanie głośników końcówkami mocy z radia znacząco ogranicza możliwości głośników, szczególnie tych o mocy RMS przekraczającej 50 W. | Wzmacniacz do car audio do 300 zł. Jaki wybrać? |
„Graffiti” jest tytułem lekkim i niesamowicie rozrywkowym, który zapewni frajdę graczom w każdym wieku. W końcu kalambury z rysowaniem to zabawa nie tylko dla artystów plastyków. Czasem wystarczy kilka kresek, a gra skojarzeń zrobi swoje. Co ciekawe, jeden zgaduje, a reszta zajmuje się rysowaniem, więc tytuł odbiega trochę od standardów znanych nam z gier typu kalambury. Jak to sprawdza się w praktyce? Wnętrzności i przygotowanie do gry
W dość poręcznym i kompaktowym pudełku znalazły się 4 flamastry, 6 tablic do rysowania, klepsydra i 90 kart z hasłami. Na kartach w sumie znajduje się 360 haseł w dwóch poziomach trudności. Taka ilość z pewnością starczy na wiele rozgrywek, bez powtarzania się haseł. Wszystkie elementy są bardzo dobrej jakości i utrzymane w klimacie powiązanym z tematyką gry.
Gra jest przeznaczona dla 3 do 5 graczy w wieku co najmniej 10 lat. Przed rozgrywką gracze muszą ustalić poziom trudności, w którym będą toczyć rozgrywkę. Hasła w kolorze pomarańczowym są łatwiejsze, a w niebieskim trudniejsze. W zależności od wieku i doświadczenia ekipy w rozgrywkach można dostosować poziom do możliwości współgraczy. Potem ustalamy liczbę kart, które wykorzystamy w grze. Każdy gracz dostaje taką samą ich liczbę, żeby szanse do zdobycia punktów były wyrównane. Dodatkowo wręczamy każdemu uczestnikowi tabliczkę i flamaster (poza osobnikiem odgadującym hasło w danej rundzie). Karty wraz z klepsydrą umieszczamy na środku stołu i rozpoczynamy zabawę…
Przebieg rozgrywki
Gra toczy się do momentu, aż skończą się karty z hasłami. Celem graczy jest zdobycie jak największej liczby punktów. Co tam dobra zabawa, koniec końców chodzi o to, aby pokonać rywali. Punkty można zdobyć za odgadnięcie hasła narysowanego przez graczy – najlepiej jeśli odgadniemy narysowane hasło i rozpoznamy autorów rysunków. Jak widać, każdy może zdobyć punkty za siedzenie po obydwu stronach barykady, a same zdolności plastyczne nie wystarczą do pokonania rywali, i na odwrót.
Każdy gracz po kolei staje się detektywem próbującym odgadnąć artystyczne bazgroły współgraczy. Gracz siedzący po lewej stronie odgadującego bierze pierwszą kartę i czyta dwa hasła z wybranego przez graczy poziomu trudności. Ma też przywilej wybrania, które hasło będzie rysowane przez graczy, więc jak już się zdecyduje, przekazuje kartę dalej i podaje pozostałym rysownikom literę „a” lub „b”. Jak wszyscy gracze (oczywiście poza odgadującym) poznają już hasło, to przekręcamy klepsydrę i rozpoczynamy rysowanie.
Co ciekawe, gracz odgadujący nie może podglądać procesu twórczego, więc zamyka oczy albo znajduje sobie jakieś zajęcie na ten czas. W chwili gdy przesypie się piasek w klepsydrze, kończymy rysowanie i rozkładamy tabliczki przed zgadującym. Teraz nadeszła chwila prawdy. Gracz ma trzy próby na odgadnięcie hasła. Za dokonanie tego za pierwszy razem otrzymuje 2 punkty, a za drugą i trzecią próbę po 1 punkcie. Gracz wybiera też rysunek, który według niego najlepiej ilustruje hasło, i jego autor otrzymuje 2 punkty (rysunki są anonimowe, więc nie da się wyróżnić swoich ulubieńców). Jeśli odgadującemu uda się prawidłowo wskazać autora rysunku, to dostaje 1 punkt, a za błędne wskazanie punkt idzie do autora. Gra toczy się do momentu wykończenia kart, a zwycięzcą zostaje gracz z największą liczbą punktów.
Podsumowanie
„Graffiti” jest tytułem z kategorii lekkich i przyjemnych gier imprezowych. Bardzo proste zasady i możliwość grania w bardzo zróżnicowanym gronie (zarówno wiekowo, jak i pod względem doświadczenia z grami) czynią tytuł bardzo uniwersalnym. Ze względu na dużą liczbę haseł gra jest bardzo regrywalna, a dobre wykonanie cieszy oko. W pudełku umieszczono sześć tabliczek do rysowania, więc na upartego można zasiąść do rozgrywki nawet w 7-osobowym gronie. Pudełko jest w miarę kompaktowe, a cena dość przystępna (ok. 55 zł), więc jest to pozycja, którą warto wziąć pod uwagę w kategorii gier powiązanych z rysowaniem. Jeśli szukacie gry, która sprawdzi się podczas towarzyskich spotkań i zapewni masę rozrywki oraz emocji, to „Graffiti” wypadnie idealnie pod tym względem. | „Graffiti” – recenzja gry |
Zagadnienie, co jest lepsze: zoom czy stałka – spędza sen z powiek setkom, jeśli nie tysiącom fotografów na całym świecie. Jedno i drugie ma swoje wady i zalety, które postaram się wam jak najlepiej przybliżyć. Końcowa decyzja i tak należy do was, bo sprzęt ma ułatwić wam pracę. Plusy i minusy stałek
Obiektywy stałoogniskowe, potocznie zwane„stałkami”, to szkła, które mają jedną określoną ogniskową – bez możliwości jej zmiany. Cechują się przede wszystkim tym, że (w większości) są lekkie, często tańsze niż zoomy, jaśniejsze i mają lepsze właściwości optyczne. Dlaczego więc ludzie nie robią zdjęć tylko stałkami? Wydaje mi się, że to kwestia wygody. Obiektywy stałoogniskowe są często wolniejsze w działaniu autofocusu niż zoomy i nie są tak wygodne jak zmiennoogniskowe.
Kultura pracy z obiektywami stałoogniskowymi wygląda dość specyficznie. Wiadomo, jeśli chcecie mieć dobrą jakość optyczną obrazka, musicie trochę pożonglować szkłami. W pracy fotoreportera często nie ma na to czasu, ale jeśli idziecie na spacer albo na spokojną sesję plenerową, nie może was spotkać nic lepszego jak pięknie rozmyta głębia ostrości z jasnej 85.
Plusem stałek jest to, że są one znacznie lepiej skorygowane optycznie – mają mniejsze dystorsje i aberracje chromatyczne. Niestety, ciemna otoczka w rogach zdjęcia jest znacznie bardziej widoczna ze względu na duży otwór przysłony i kilkaset gram pięknego szkła. Ze względu na specyfikę mojej pracy przekładam jakość obrazu nad wygodę i wybieram ten typ zabawy szkłami.
Zoom – dajmy mu szansę
Obiektywy zmiennoogniskowe są kochane przez reporterów. Fakt, są cięższe i ich jakość optyczna jest trochę gorsza niż stałek. Oprócz tego są ciemniejsze i nie wydobędziecie z nich tak pięknego rozmycia tła. Rekompensuje to jednak wygoda. Dla pełnego zakresu szkieł wystarczą wam dwa – 24–70 i 70–200. Najlepiej oba ze światłem 2.8. Takie zestawy świetnie sprawdzają się w praktycznie każdego rodzaju fotografii.
Właściwie gdyby podliczyć cenę tych 2 obiektywów, może wyjść znacznie taniej niż zakup najwyższej klasy stałoogniskowych. Na początku swojej przygody fotograficznej robiłem zdjęcia tylko zoomami. Były wygodne, dodatkowo miały stabilizację, były uszczelnione i odporne na uderzenia – stałki natomiast były delikatne i nie dawały tyle swobody. W studio zoom 70–200, a nawet coś z pogranicza 24–105, świetnie się sprawdzi. Za mniejsze pieniądze mamy więc dużo większą wygodę użytkowania niż w przypadku obiektywów stałoogniskowych. Dodatkowo mamy pancerne obiektywy, które – gdy upadną – prędzej stłuką kafelki niż przednią soczewkę.
Co wybrać?
To już indywidualna decyzja. Każdy z wybranych obiektywów da wam na pewno świetne efekty, jeśli skoncentrujecie się na najlepszych. W przypadku zoomów będą to obiektywy o jasności 2.8 – są też oczywiście najdroższe. Stałki potrafią mieć jasność nawet f/.95 (Nocton) – idzie za tym głębia ostrości równa kilku milimetrom. Nie używa się ich na pełnym otworze względnym (chociaż można), a domknięte do f/2.0 są niesamowicie ostre.
Jak wspominałem, ze względu na to, że jestem portrecistą preferuję obiektywy stałoogniskowe, zresztą w systemie, w którym się poruszam (Pentacon Six) nie ma po prostu obiektywów zmiennoogniskowych, a stałki mają jasność f/2.8. Mimo to malują piękne obrazki i są kawałem solidnego, kilkukilogramowego (Sonnar 180/2.8) szkła. | Co jest lepsze – obiektyw zmienno- czy stałoogniskowy? |
Rozwój technologiczny i wciąż niewielka świadomość ekologiczna powodują, że nasze powietrze staje się coraz bardziej zanieczyszczone. Dlatego wiele osób zaczęło interesować się oczyszczaczami powietrza, które można postawić w domu. Tylko jaki model kupić? Oczyszczacze powietrza to urządzenia, które – jak sama nazwa wskazuje – mają za zadanie filtrować powietrze. Dobrej jakości urządzenie radzi sobie nie tylko z alergenami, bakteriami i wirusami, ale również składnikami smogu, kurzem oraz sierścią. W teorii oczyszczacz ma znacząco poprawić jakość powietrza w naszych domach. Ale na co zwrócić uwagę w trakcie zakupów?
Najważniejsze parametry
Jednym z najważniejszych parametrów oczyszczaczy powietrza jest wydajność. W tym przypadku mowa o ilości powietrza, jaką jest w stanie przefiltrować urządzenie w trakcie godziny pracy. Dzięki temu sami będziemy w stanie określić, do jakiego pomieszczenia nadaje się dany model. Przyjmuje się, że każde 80-85 m3/h wystarczy na około 10 m2 pokoju. Jeśli pokój ma 15 m2, powinniśmy szukać modelu o wydajności około 120-130 m3/h. Z drugiej strony lepiej nie sugerować się deklaracjami producentów, ponieważ nie są one zbyt miarodajne. Często oczyszczacze powietrza o identycznej wydajności mają podawane skrajnie różne wartości przy deklarowanej powierzchni pomieszczenia, w którym mogą działać. Dlatego lepiej kierować się możliwościami filtrowania i samemu obliczyć kubaturę pokoju.
Oprócz tego warto też zwrócić uwagę na liczbę i rodzaj zastosowanych filtrów. Idealnie byłoby, aby oczyszczacz radził sobie z alergenami, wirusami i bakteriami, wyłapywał sierść zwierzęcą i kurz, pochłaniał zapachy oraz filtrował pył zawieszony PM2,5 – często nazywany po prostu smogiem. Oczywiście im większe możliwości urządzenia, tym wyższa jego cena. Nie ma jednak powodu do obaw – dobry oczyszczacz wcale nie kosztuje majątku. Warto też zainwestować w model z jonizatorem powietrza, który naładuje otoczenie jonami ujemnymi, lampą UV, która zabije bakterie, roztocze i wirusy oraz funkcją nawilżania, dzięki której będziemy czuć się dużo lepiej.
Oczyszczacz powietrza to urządzenie, które ma działać 24 godziny na dobę, przynajmniej jeśli zależy nam na zdrowiu rodziny. Niestety filtrowanie powietrza generuje hałas. To bardzo ważne szczególnie w nocy, dlatego koniecznie musimy zwrócić na to uwagę. Głośny model może być na tyle uciążliwy, że z czasem przestaniemy z niego w ogóle korzystać.
Cena nie zawsze najważniejsza
Sugerowanie się początkową ceną urządzenia nie zawsze jest dobrym pomysłem. Co prawda tańszy na pierwszy rzut oka oczyszczacz może wydawać się kuszący, ale w praktyce może okazać się dużo droższy. Nie bez powodu mówi się, że oszczędny często płaci dwa razy. Tak właśnie może zdarzyć się w przypadku oczyszczacza. Dlatego warto zwrócić uwagę, jak często należy wymieniać filtry w urządzeniu i ile kosztuje pełen ich zestaw. Droższe modele często mogą działać nawet kilka lat bez konieczności wymiany filtrów. Tymczasem w tańszych urządzeniach zakup nowego zestawu wymagany jest czasami nawet dwa razy w ciągu roku, a przecież to koszt kilkuset złotych. Dlatego często lepiej wydać na początku trochę więcej, aby w przyszłości mieć spokój i naprawdę zaoszczędzić.
Oczyszczacz do pokoju, a nie do domu
Często popełnianym błędem jest kupowanie oczyszczacza z myślą o całym domu, a nie konkretnym pokoju. Mimo że wydajność urządzenia może wystarczyć na powierzchnię mieszkania, w praktyce nie sprawdzi się to tak dobrze. Między pomieszczeniami wymiana powietrza nie przebiega tak sprawnie, jak się nam wydaje. Dlatego należy wybierać oczyszczacz raczej do konkretnego pokoju niż całego mieszkania. Dobrym pomysłem może być zakup urządzenia do salonu, które na noc będziemy przenosić do sypialni. | Oczyszczacze powietrza – co musisz wiedzieć? |
Andrzejki to wyjątkowo hucznie obchodzony dzień w naszej kulturze. To ostatnia szansa do zabawy tuż przed adwentem oraz świetna okazja do spotkania z przyjaciółmi. Jeśli wyprawiasz imprezę w domu, koniecznie zadbaj o klimatyczne dekoracje, zestaw wróżb i przepowiedni oraz przekąski dla gości! Jakie powinno być jedzenie na przyjęciu andrzejkowym? Najlepiej, jeśli nie wymaga wiele wysiłku i czasu na przygotowanie. Nie chcesz przecież spędzić kilku godzin w kuchni lub zajmować się podgrzewaniem dań w trakcie imprezy! Powinno też trafiać w zróżnicowane gusta uczestników. Warto zaoferować coś na ciepło, zimno, jak również na słodko. Era paluszków w szklance już dawno minęła!
Impreza andrzejkowa – przekąski na ciepło
Ciepłe jedzenie jest bardzo ważne. Syci, rozgrzewa i dodaje sił do wspólnego świętowania. Choć zainteresowanie gości będzie skupiało się na magii i wróżbach, warto zadbać też o coś gotowanego. Doskonałym pomysłem w tym przypadku są nuggetsy z kurczaka. Można zajadać je palcami albo nabijać na wykałaczki, bez potrzeby używania talerzy! Nie wymagają wiele pracy: wystarczy, że przed spotkaniem pokroisz w kostkę filet z piersi, umoczysz w jajku, a następnie w panierce. Najsmaczniejsza składa się z pokruszonych płatków kukurydzianych, mąki i przypraw: soli, pieprzu, czosnku w proszku i ostrej papryki. Smażenie trwa dosłownie chwilę! Przygotuj też kilka miseczek z dipami: czosnkowy, tysiąca wysp oraz ketchup. W pobliżu powinny znajdować się również serwetki do wycierania lepkich palców!
Jako ciepłe przekąski świetnie sprawdzają się też dania z woka. W większości przepisów wystarczy wrzucić kolejno: posiekane warzywa, mięso, makaron i sos na rozgrzany olej. Wysoka temperatura i kilka ruchów szpatułką wystarczą! Wiele osób wprost przepada za azjatyckimi smakami, dlatego twoi goście z pewnością ucieszą się z porcji aromatycznego dania. Zainwestuj w żaroodporny podgrzewacz do potraw z tealightami. Zobaczysz, że przyda się zarówno na imprezach, jak i rodzinnych spotkaniach przy stole!
box:offerCarousel
Andrzejki – przekąski na zimno
Na każdym przyjęciu, również z okazji andrzejek, nie powinno zabraknąć też przekąsek na zimno. Nie potrzebują specjalnych przygotowań ani naczyń. Dobrze spisują się roladki z tortilli. Wystarczy położyć na placku dowolne dodatki: szynkę, ser, sałatę, ogórka lub plastry wędzonego łososia z kremowym serkiem i koperkiem. Całość zwiń w rulon i pokrój na kawałki. Takie kąski wyglądają imponująco rozłożone na tacy, a smakują niemal każdemu. Te również można maczać w sosach.
box:offerCarousel
Na każdej imprezie nie brakuje sałatek. Jeśli zależy ci na niebanalnym podaniu, postaw na wysokie, przezroczyste naczynie. Duża misa ze szkła będzie idealna! Twórz warstwy ze składników, które będą widoczne ze wszystkich stron. Pamiętaj, aby starannie nakładać, zanurzając łyżkę aż do samego dna!
box:offerCarousel
Andrzejkowe przekąski na słodko
Choć na żadnym przyjęciu nie brakuje ciast i możesz mieć pewność, że ktoś z gości takowe przyniesie, warto przygotować coś jeszcze. Dobrze, jeśli całość nie będzie wymagała pieczenia, ani czasochłonnego wyrabiania mas i kremów. Bez trudu wykonasz więc mus czekoladowy, którego sekret polega na wymieszaniu roztopionej czekolady z żółtkiem jaja, a następnie z pianą z białek. Możesz też pokusić się o desery na bazie jogurtu z mrożonymi malinami, jagodami i pokruszonymi ciasteczkami. Takie przekąski doskonale prezentują się w pucharkach i wysokich szklankach do koktajli.
box:offerCarousel
Organizacja przyjęcia we własnym mieszkaniu to nie lada wyzwanie! Jeśli zabierasz się za to, nie zapomnij o ważnych kwestiach: sprzątaniu, odpowiednim wystroju oraz różnorodnym poczęstunku. Twoi goście na długo zapamiętają nowe smaki oraz troskę gospodarza. Stawiaj na niebanalne, choć łatwe do wykonania przepisy, a na pewno zaskarbisz sobie ich sympatię! Udanych andrzejek! | Impreza andrzejkowa – pomysły na przekąski |
Poduszki ortopedyczne stają się coraz bardziej popularne ze względu na skuteczność w przynoszeniu ulgi zmęczonemu kręgosłupowi. Wśród dostępnej na rynku oferty można znaleźć sprawdzone produkty w przystępnych cenach. Co zatem wybrać? Siedzący tryb życia i przebywanie przez wiele godzin w jednej pozycji znacznie obciąża kręgosłup. Aby zniwelować pojawiający się dyskomfort, sięgamy po poduszki ortopedyczne. Zapewniają one odpowiednie podparcie poszczególnych odcinków kręgosłupa, by odciążyć go i przynieść ulgę na co dzień. Najczęściej występują dwa typy poduszek: stosowane do siedzenia i używane podczas snu.
Do siedzenia
box:imagePins
box:pin)
Są pomocne osobom, które wiele godzin spędzają za biurkiem lub kierownicą samochodu. Pomagają utrzymać odpowiednie krzywizny kręgosłupa, dzięki czemu jest on chroniony przed przeciążeniami i zwyrodnieniami. Korygowanie postawy podczas siedzenia jest bardzo ważne dlatego, że siedząc skuleni i z zaokrąglonymi plecami, oddychamy płycej i ściskamy narządy wewnętrzne, co może zaburzać prawidłowe funkcjonowanie naszego organizmu.
Poduszki służące do siedzenia mogą mieć różny kształt. Najbardziej popularne to kliny, które podkłada się pod pośladki, by prawidłowo ustawić kąt nachylenia miednicy, lub wałki nakładane na krzesło, by w ten sposób podtrzymać odcinek lędźwiowy.
box:offerCarousel)
W sprzedaży są też poduszki do siedzenia z otworem w środku, co pozwala na delikatny balans ciała, dzięki czemu mięśnie miednicy i kręgosłupa są zmuszane do ciągłej delikatnej pracy. To doskonały produkt dla osób z dolegliwościami kości ogonowej. Tę samą funkcję spełniają poduszki sensomotoryczne (przypominające kształtem UFO). Są one wypełnione powietrzem. Wymuszają utrzymanie prawidłowej postawy poprzez stały balans miednicy.
box:imagePins
box:pin)
Do spania
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin)
Zadaniem tych poduszek jest podparcie kręgosłupa lub ciała w czasie snu, by utrzymać jego prawidłowe ułożenie i w ten sposób zapobiegać różnym schorzeniom i zwyrodnieniom lub przynieść ulgę, gdy już się pojawią. Prawidłowe ułożenie podczas snu zapobiega uciskowi kręgów na nerwy. Pozwala też na skuteczne nawodnienie krążków międzykręgowych podczas odpoczynku.
Najczęściej spotykane są poduszki pod głowę, które mają na celu prawidłowe ułożenie odcinka szyjnego. W środkowej części występuje charakterystyczne wgłębienie, na brzegach znajdują się garby. Taka budowa pozwala na wygodne ułożenie głowy i wypełnienie przestrzeni pod odcinkiem szyjnym. W sprzedaży jest wiele typów tego rodzaju poduszek – do leżenia na boku, na plecach, z pianką zapamiętującą kształt. Mogą z nich z powodzeniem korzystać dzieci od drugiego roku życia, trzeba jednak dobrać odpowiedni kształt i wielkość do potrzeb dziecka.
box:offerCarousel)
Dla niemowląt producenci oferują poduszki z wgłębieniem, które pomagają w kształtowaniu główki, szczególnie w leczeniu takich deformacji jak plagiocefalia i brachycefalia. Dostępne są też poduszki w formie klina, który podkładamy pod nogi, dzięki czemu są delikatnie uniesione. Korzystają z nich osoby mające problemy z odcinkiem lędźwiowym i niemogące z powodu bólu spać na wznak. Niezbędnym pomocnikiem w odpoczynku przyszłej mamy są poduszki zwane popularnie rogalami. Ułożone między kolanami pozwalają na odciążenie miednicy i kręgosłupa. Mają one zazwyczaj kształt litery C i pozwalają podpierać jednocześnie głowę. Bardzo często służą po narodzinach dziecka, np. jako podpora do karmienia.
Wybór poduszek ortopedycznych do 100 zł jest bardzo duży. Warto najpierw zapoznać się z asortymentem i wybrać coś, co będzie nam odpowiadać. Trzeba też pamiętać, że nieodpowiednio dobrana poduszka może pogłębiać dolegliwości, zamiast je łagodzić. | Poduszki ortopedyczne do 100 zł – przegląd |
Power bank to niezbędne urządzenie, jeśli chcemy jechać w miejsce, gdzie nie ma dostępu do gniazdek elektrycznych, a mamy zamiar korzystać np. ze smartfonu lub tabletu. Jaki power bank wybrać w cenie, która nie przekroczy 100 zł? ADATA PV150
W cenie ok. 60 zł bez problemu kupicie power bank firmy ADATA, model PV150. Ta przenośna bateria USB ma pojemność wynoszącą aż 10 000 mAh (ogniwo litowo-jonowe), co teoretycznie powinno pozwolić na pięciokrotne ładowanie smartfonu wyposażonego w akumulator o pojemności 2000 mAh. PV150 oferuje także możliwość jednoczesnego ładowania urządzeń oraz uzupełniania własnych zasobów energetycznych. Dzięki takiemu rozwiązaniu oszczędzamy całkiem sporo czasu.
Do dyspozycji jest tu wejście ładujące mini USB oraz wyjście USB do podłączenia zewnętrznych urządzeń. Prąd wyjściowy wynosi aż 2,1 A, co pozwala na szybsze ładowanie sprzętów (o ile na to pozwalają). Warto dodać, że obudowa ADATA PV150 ma teksturę imitującą skórę, co dodaje eleganckiego wyglądu. Oczywiście nie zapomniano o wskaźniku LED, który pokazuje stan naładowania wewnętrznego ogniwa.
box:offerCarousel
TP-LINK TL-PB5200
Dobrym wyborem będzie również power bank firmy TP-LINK, a konkretnie model oznaczony symbolem TL-PB5200. Zapłacimy za niego ok. 60 zł. A co może on zaoferować? Pojemność akumulatora to 5200 mAh, więc nieco mniej niż w opisanym przed chwilą ADATA. Mamy tu za to większy prąd ładowania, bo aż 2,4 A. Jeśli chodzi o złącza, dostajemy wejście micro USB oraz wyjście ładujące USB. Producent na ładnie zaprojektowanej obudowie zainstalował też wskaźniki LED informujące o tym, w jakim stopniu jest naładowane ogniwo wewnętrzne. Producent chwali się, że TL-PB5200 w swoim wnętrzu ma inteligentny chip, który potrafi rozpoznać identyfikowane urządzenie i optymalnie je naładować w możliwie najkrótszym czasie.
box:offerCarousel
TP-LINK TL-PB10400
Jeśli TP-LINK TL-PB5200 ma dla was zbyt małą pojemność, to być może zainteresujecie się innym sprzętem tego producenta, modelem TL-PB10400. Ma on dokładnie dwa razy większą pojemność niż TL-PB5200, a więc 10 400 mAh.
Producent na obudowie zainstalował aż trzy porty: jeden służy do ładowania wewnętrznego ogniwa (micro USB), a do dwóch złączy USB można jednocześnie podpiąć np. smartfon i tablet. Jeśli chodzi o prądy ładowania, jeden port USB zapewnia 2 A, natomiast drugi – 1 A. Rzecz jasna na obudowie jest wskaźnik LED informujący o stanie naładowania power banku. Dodatkowo TL-PB10400 pełni funkcję latarki, którą uruchamia się przyciskiem. Może się ona idealnie sprawdzić np. podczas biwaku. W zestawie wraz z power bankiem znajdziemy materiałowy woreczek do jego przechowywania.
box:offerCarousel
VAKOSS TP-2594
Za ok. 80 zł można kupić pojemniejszy power bank niż wszystkie prezentowane przed chwilą urządzenia – VAKOSS TP-2594. Do ładowania jest tu ogniwo o pojemności wynoszącej aż 13 000 mAh, które z pewnością sprawdzi się nawet podczas nieco dłuższych wypraw, np. pod namiot. VAKOSS dysponuje ogniwem litowo-polimerowym, a jego prąd wyjściowy ma 2,1 A (są tu dwa ładujące porty USB oraz wejście micro USB), co powinno w zupełności wystarczyć do szybkiego naładowania większości sprzętów. Jak przystało na power bank z tej półki cenowej, dostępne są też kontrolki poziomu naładowania.
box:offerCarousel
Budżet 100 zł pozwala na zakup całkiem przyzwoitego power banku o dość dużej pojemności. Jeśli jednak szukacie czegoś tańszego, być może zainteresuje was poradnik dotyczący urządzeń do 50 zł. Przy wyższym budżecie pomocny będzie poradnik prezentujący power banki w kwocie do 150 zł. | Power bank do 100 zł – wybór modeli I półrocze 2017 |
Nadwaga obciąża serce i układ kostny, prowadzi do nieprawidłowości w gospodarce hormonalnej. Wiele osób, chcąc poprawić stan zdrowia, entuzjastycznie zaczyna nowe diety i treningi tylko po to, by porzucić je po tygodniu czy dwóch. Dość często wynika to ze zbyt trudnego planu ćwiczeń. Osoby z dużą nadwagą czy otyłością mają tendencję do popadania w błędne koło. Często rozpoczynają kolejne internetowe restrykcyjne diety, które zaburzają ich metabolizm, są zbyt ubogie w kalorie i składniki odżywcze. Owszem, dają krótkotrwały efekt w postaci szybkiego spadku wagi ciała, ale po zakończeniu fundują błyskawiczny efekt jojo. To zniechęca do odchudzania i dbania o siebie, a że wiele osób z nadwagą ma niezdrowe psychologiczne podejście do jedzenia, prowadzi to do tendencji do popadania w objadanie się i dalsze tycie. Tymczasem odchudzanie trzeba rozpocząć rozsądnie.
Podstawą przy odchudzaniu powinna być zmiana odżywiania. Od dawna wiadomo, że co najmniej 70% (niektóre badania wskazują, że nawet 80% lub 90%) sukcesu przy odchudzaniu to dieta. Jej dobór powinien być poprzedzony wykonaniem kompleksowych badań – zawsze robi je i interpretuje lekarz. Należy wykluczyć poważne choroby, potwierdzić lub wyeliminować możliwość zespołów autoimmunologicznych utrudniających utratę wagi oraz ocenić ogólny stan zdrowia pacjenta. Sam stan zdrowia fizycznego nie zawsze musi być przesądzający. Czasami potrzebna jest pomoc psychologa lub psychodietetyka.
Jeśli już uda się ocenić stan fizyczny i psychiczny pacjenta oraz dobrać dla niego odpowiednią dietę, warto od razu poprzeć ją ćwiczeniami. Dla osób z dużą nadwagą polecane są na początku ćwiczenia kardio – znane jako najlepsze ćwiczenia spalające kalorie. Istotne jest, by dobrać poziom ćwiczeń do wagi i poziomu sprawności. Jeśli pomimo nadwagi jesteśmy osobami aktywnymi fizycznie, nie ma konieczności rozpoczynania od najprostszych ćwiczeń. Jednak najczęściej osoby otyłe mają za sobą wiele lat zaniedbań w kwestii ruchu, dlatego powinny zaczynać od maksymalnie prostych ćwiczeń.
Chodzenie
Najprostsze i najbardziej wskazane ćwiczenie to chodzenie. Nie ma bardziej naturalnej dla ludzkiego ciała aktywności. Wzmacnia nasz układ limbiczny i kręgosłup, zmniejsza stres, rozluźnia mięśnie, dotlenia. Ponadto nie wymaga specjalnego przygotowania, świetnej kondycji (za to wspaniale ją buduje), mnóstwa wolnego czasu, idealnego zdrowia i specjalnego drogiego sprzętu. Potrzebne będą tylko wygodne buty (świetnie nadadzą się te do biegania) i można rozpocząć trening. Dobrze jest maszerować w odpowiednim tempie. Intensywność treningu kardio określa się na podstawie tętna (HR). Ogólnym wzorem na wyliczenie tętna maksymalnego jest: HRmax = 220 - wiek. Do spalania tkanki tłuszczowej należy trzymać się w przedziale 60–70% HR. Dla ułatwienia można zaopatrzyć się w zegarek z krokomierzem i pulsometr. Dobrym rozwiązaniem będzie nordic walking, a zimą również bieżnia. Nie można lekceważyć żadnej możliwości chodzenia. Samo przejście się do pracy może dać podłoże do zmiany myślenia o odchudzaniu.
Rower
Początkowo najlepiej postawić na rower stacjonarny. Wiele osób z nadwagą ma problemy z kręgosłupem albo stawami, zwłaszcza kolanowymi. Dlatego rozpoczęcie ćwiczeń od nieco bezpieczniejszego roweru stacjonarnego może się okazać dobrym rozwiązaniem. Do tego dochodzi dobrze wszystkim znany efekt psychologiczny – wiele osób otyłych obawia się, słusznie bądź nie, nieprzyjemnych komentarzy dotyczących ich wagi. Utrata kilku kilogramów zanim rozpocznie się ćwiczenia na mieście czy w siłowni może bardzo pozytywnie podbudować ego. Kiedy już poczujemy się na tyle pewnie, żeby rozpocząć przygodę z klasycznym rowerem, najlepiej wybrać odpowiedni do otaczających nas terenów, ale i do naszej sprawności oraz ogólnego stanu zdrowia. Bez wątpienia najbardziej popularne będąrowery górskie i miejskie. Przy jeździe rowerem też warto wspomóc się pulsometrem.
Orbitreki, stepy, twistery
Dla osób, które nie lubią formy aktywności, jaką jest rower, dobrym rozwiązaniem mogą być wszelkie rozwiązania typu twister, stepper, orbitrek. Dobry trener będzie w stanie na tak proste przyrządy rozpisać kilkutygodniowy plan treningowy, który pozwoli nam wdrożyć się w aktywność fizyczną. Wiele orbitreków ma wbudowane pulsometry, ale trzymanie rąk na miernikach nie jest możliwe przez cały czas, dlatego dobrze korzystać z pulsometru w zegarku. Orbitrek kształtuje inne grupy mięśni niż rowerek stacjonarny, ale może nieco bardziej obciążać stawy kolanowe, dlatego wszystko trzeba dopasować do swojego stanu zdrowia.
Do ćwiczeń najlepiej zaopatrzyć się w ubrania typu legginsy, spodenki do ćwiczeń, koszulki termoaktywne właściwe do pory roku. Paniom z pewnością przydadzą się komfortowe staniki sportowe.
Nie można zniechęcać się małymi postępami, utratą kilogramów mniejszą niż sugerowana w internetowych reklamach, drobnymi niepowodzeniami. Nawet małe postępy to postępy, a jednorazowe odstępstwo od diety i ćwiczeń nie oznacza, że na pewno się nie uda – jesteśmy tylko ludźmi. | Trening kardio dla osób z dużą nadwagą – początki nie muszą być trudne |
Pompa Vacum to element montowany we wszystkich silnikach wysokoprężnych. Jej praca jest nieoceniona. Co zrobić, gdy pompa ulegnie awarii? bbox:experiment
Z tego artykułu dowiesz się:
* Czym jest pompa Vacum?
* Jak dbać o pompę Vacum?
* Jakie są objawy uszkodzeń pompy Vacum
* Jak wygląda naprawa pompy Vacum
[/bbox]
Czym jest pompa Vacum?
Pompa Vacum, czyli pompa próżniowa, jest odpowiedzialna w samochodzie za wytworzenie podciśnienia. Dzięki wytworzonemu ciśnieniu możliwa jest praca chociażby serwa hamulcowego. W pojazdach najczęściej są stosowane dwa rodzaje pomp: tłokowa i wyporowa. W pierwszym przypadku tłok jest poruszany popychaczem napędzanym wałkiem rozrządu. Natomiast w pompie wyporowej elementem wytwarzającym podciśnienie są łopaty wirnika umieszczonego mimośrodowo.
box:offerCarousel
Jak dbać o pompę Vacum?
Podstawową czynnością, która wydłuży żywotność pompy Vacum, jest wymiana filterków membranowych elektrozaworów EGR. Nawet małe zanieczyszczenia mogą spowodować uszkodzenie części ciernej pompy (wirnika, komory, łopat wirnika), a co gorsza mogą zapchać otwory. Do wydłużenia żywotności pompy Vacum przyczyni się też regularna wymiana oleju silnikowego. Liczy się jego jakość – unikajmy kupowania olejów niskiej jakości. Oczywiście podczas wymiany nie zapominamy o wymianie filtra oleju.
Objawy uszkodzeń pompy Vacum
Jednym z najbardziej popularnych objawów uszkodzenia pompy Vacum jest wyciek oleju. Co ciekawe, w większości przypadków wyciek ten skutkuje charakterystycznym zapachem spalonego oleju. Dlaczego? Ponieważ olej wydostający się z pompy Vacum trafia na rozgrzany silnik, gdzie dochodzi do jego wypalenia. Zapach wypalającego się oleju jest bardzo charakterystyczny i łatwy do rozpoznania. Wyciek z pompy można dostrzec, bo na pompie będą tłuste ślady po oleju. Drugim spotykanym objawem uszkodzenia pompy Vacum jest pogorszenie się układu hamulcowego, ponieważ ciśnienie wytworzone przez pompę Vacum zasila serwo hamulcowe, które jest odpowiedzialne za uprzyjemnianie hamowania użytkownikowi. W przypadku zauważenia problemów z pompą Vacum nie można ich lekceważyć i jak najszybciej należy przystąpić do jej naprawy.
Naprawa pompy Vacum
W większości przypadków naprawa skupia się jedynie na wymianie uszczelniaczy pompy. Proces uszczelniania nie należy do trudnych i każda osoba powinna sobie z nim poradzić. Pamiętajmy, aby używać zestawów do tego przeznaczonych. Niedopuszczalne jest stosowanie silikonu, ponieważ jego pozostałości mogą przyczynić się do uszkodzenia pompy. Z racji stosunkowo niskich cen części używanych częstym rozwiązaniem jest zakup używanej pompy, następnie jej uszczelnienie i podmiana z obecnie zamontowaną.
W niektórych przypadkach bardzo trudno jest znaleźć zestaw uszczelniający bezpośrednio do naszego pojazdu. W takim przypadku trzeba zapoznać się z dokumentacją techniczną i poznać numer pompy zastosowanej w naszym pojeździe. Gdy poznamy numer pompy, wystarczy znaleźć zestaw uszczelniający przeznaczony do niej, a nie do marki samochodu. Jeżeli pompa uległa poważnej awarii, najlepszym rozwiązaniem będzie zakup nowej. Niestety, ceny nowych części nie należą do niskich. | Pompa Vacum - czym jest i jak ją naprawić? |
Nie namawiam nikogo, żeby porzucił swoje świąteczne zwyczaje i tradycje, ale może po uroczystej rodzinnej kolacji, gdy wrócicie do domu albo gdy już wszyscy pójdą spać, może warto poświętować jeszcze tylko we dwoje i dodać Gwiazdce nieco pikanterii? Nie ma nic złego w kochaniu, nie ma też nic złego, gdy w wasze relacje wkradnie się nieco więcej pieprzyku. Oto kilka powieści, które mogłyby zainspirować nie tylko do spędzania czasu świątecznego.
Sztuka uwodzenia
Zacznijmy od spraw – wydawałoby się – banalnie prostych, czyli od sztuki uwodzenia. Gdy jesteście ze sobą już jakiś czas, pewne sprawy mogą wydawać się oczywiste, ale czasami chęć, by wrócić do początków i odświeżyć nieco emocje, jest silna. Książka Samanthy Young, „Sztuka uwodzenia”, opowiada właśnie o takich początkach pewnej nietypowej pary, Olivii i Nate’a. Ona, choć ogólnie nie jest szarą myszką, ma duże trudności w relacjach z mężczyznami, on z kolei jest pożeraczem niewieścich serc, który nie potrafi się zaangażować. W ramach przyjacielskiej przysługi on uczy ją większej pewności siebie i sztuki filtrowania. Oczywiście nic z tego, co założyli, nie pójdzie po ich myśli, ich namiętność zacznie przypominać uśpiony wulkan, a fabułą „Sztuki uwodzenia” będzie można się długo inspirować. „Namiętność po zmierzchu” jest z kolei bardzo romantyczną i intensywną opowieścią o miłości i uwodzeniu. Historię młodziutkiej Beth, próbującej poskładać złamane serce i swoje życie w nową całość, można porównać do „Pięćdziesięciu twarzy Greya”, aczkolwiek w nowej, świeżej formie i fabule. Młoda dziewczyna szybko zapała uczuciem do przystojnego Dominica, jednakże ten ma dość dziwne upodobania erotyczne. To nowe doświadczenie obudzi w Beth nieznane pokłady zmysłowości i pożądania. Jak uda im się pogodzić romantyczność Beth i pragnienia jej ukochanego? To trzeba przeczytać.
Rozpalając zmysły
Powieści Sylvii Day z cyklu „Strażnicy snów” zdecydowanie uruchamiają wyobraźnię. „Rozkosze nocy”, pierwszy tom cyklu, przenoszą czytelników w mroczny świat niezwykłej erotyki. Kapitan Aidan Cross to mężczyzna będący ucieleśnieniem marzeniem wielu kobiet: postawny, przystojny, rozwiewający zniewalający zapach i czar. Gdy na jego drodze pojawia się niewinna Lyssa, jeszcze nie wie, że jest ona jego przeznaczeniem. Niezwykle sugestywne opisy scen erotycznych niewątpliwie podziałają pobudzająco! Drugi tom tego cyklu, „Żar nocy”, nie ustępuje miejsca pierwszemu. Tym razem głównym bohaterem będzie przyjaciel Aidana, Connor Bruce, którego przeznaczeniem będzie Stacey Daniels, dotąd samotna matka i raczej nieszczególnie szczęśliwa oraz spełniona kobieta. Ich spotkanie zapoczątkuje niezwykle piękną, romantyczną i erotyczną przygodę, która dla obojga będzie najważniejszym wydarzeniem w życiu. Sylvia Day słynie ze swoich rozpalających zmysły scen łóżkowych, dlatego nie warto się nawet zastanawiać, tylko czytać, czytać, najlepiej we dwoje!
Zobacz także inne książki Sylvii Day.
Dla singli
A jeśli ten czas świąteczny spędzacie samotnie? Nic nie stoi na przeszkodzie, by oddać się marzeniom i zaczytać się w powieściach o miłości z nutą erotyki w tle. Najlepszym wyborem będzie „Powrót do Daringham Hall” – pierwszy tom z zapowiedzianej trylogii z cyklu „Daringham Hall”. To powieść, która zaspokaja zarówno te romantyczne, marzycielskie apetyty, jak i ma szanse nieco rozbudzić uśpione zmysły i może pobudzić do działania? „Powrót do Daringham Hall” przywraca ten szczególny klimat powieści wiktoriańskich, pięknych posiadłości i życia w oderwaniu od szarej rzeczywistości. Przystojny Ben Sterling, bogaty biznesmen, dowiaduje się o przeszłości swojej matki i ulega chęci zemsty na ojcu. Przed zupełną kompromitacją ratuje go Kate, której urok zadziała na Bena zniewalająco. Jednak wbrew tak ciekawemu początkowi znajomości ich związek zostanie wystawiony na próbę, a także będzie go utrudniało kilka rodzinnych tajemnic. To idealna powieść na świąteczne leniuchowanie i rozmarzenie.Jeśli w ten mroźny, świąteczny czas szukacie czegoś, co rozpali wasze zmysły, te propozycje z pewnością spełnią wymagania! | Święta w łóżku – pikantne powieści |
Nie masz jeszcze stroju kąpielowego? Być może odwiedziłaś już mnóstwo sklepów, przymierzałaś kostiumy i wróciłaś z niczym? Nic na ciebie nie pasuje? Niemożliwe! Po prostu nie wiesz jeszcze, jaki strój pasuje do twojej figury. Twoje szerokie ramiona, obfity biust, fałdki na brzuchu i zgrabne nogi świadczą o tym, że masz figurę typu jabłko. Jak wybrać strój dla „jabłuszka”? Jednoczęściowe jest piękne!
Powiedzmy sobie szczerze, bikini nie jest idealnym rozwiązaniem dla ciebie. Unikaj strojów dwuczęściowych, gdyż odsłaniając brzuch, zwracasz uwagę na jego krągłości. Jeśli czujesz się z tym dobrze, możesz oczywiście pokusić się o dobrze dobrany strój dwuczęściowy, którego góra powinna delikatnie podnosić biust.
Najlepszym rozwiązaniem dla ciebie będzie jednak strój jednoczęściowy. Kolory mogą być intensywne, choć powinnaś unikać odblaskowych oraz błyszczących tkanin. Cekiny oraz dodatkowe warstwy materiału także nie są dobrym rozwiązaniem. Noś stroje w pionowe wzory, pasy, które optycznie wysmuklą sylwetkę. Dobrym rozwiązaniem są wszyte po obu bokach stroju wstawki z innego materiału, które sprawiają, że talia wydaje się smuklejsza. Możesz też poszaleć z wzorami kwiatowymi.
Idealnym połączeniem są gładkie, jednokolorowe kostiumy z delikatnym wzorem lub fakturą na biuście. Ze względu na to, że twoje nogi są szczupłe, możesz podkreślić ich długość bardziej wyciętym dołem stroju. Unikaj kostiumów w poziome pasy i inne poziome wzory – to poszerza sylwetkę.
Znajdź strój z wbudowanym biustonoszem, który idealnie dopasuje się do kształtu twoich piersi, nie będzie za ciasny ani zbyt luźny. Twój obfity biust musi być odpowiednio podtrzymywany. Wiele kostiumów ma podwójny materiał – jedna część jest ciaśniejsza i spełnia rolę miękkiego gorsetu ściągającego, druga jest luźniejsza na wierzchu i tuszuje pozostałe niedoskonałości. To doskonałe rozwiązanie dla ciebie.
Tankini
Jeśli jednak masz ochotę na strój dwuczęściowy, a nie masz odwagi włożyć klasycznego bikini, możesz wybrać tankini, które składa się z koszulki połączonej z majtkami. Sama decydujesz, czy chcesz zakryć brzuch, czy wystawić go na promienie słoneczne.
Większość tankini ma odpowiednio wyprofilowany biustonosz, który odpowiednio podtrzymuje i podkreśla piersi. Dół tankini możesz wybrać dowolny, jednak w twoim przypadku warto pokusić się o głęboko wycięte figi. Unikaj szortów i spódniczek. Nie masz czego maskować – pokaż piękne biodra i nogi. Dzięki tankini możesz też zastosować trik optyczny. Wybierz koszulkę w gładkim, stonowanym kolorze, a dół kolorowy. Takie majtki natychmiast skupią uwagę na twoich biodrach i nogach, odwracając ją od brzucha i ramion.
By podkreślić długość i szczupłość nóg, możesz nosić sandały na koturnie. Dzięki temu cała sylwetka zyska na lekkości i zwiewności. Nogi wydadzą się jeszcze bardziej smukłe, przez co górna partia ciała także wyda się lekka. Unikaj noszenia dużych toreb na ramieniu, gdyż ich zwalistość podkreśli obfitość górnych partii ciała. I uśmiechnij się – to zawsze odwraca uwagę od tego, co chciałabyś ukryć. | Jaki kostium kąpielowy dla figury jabłko? |
Tarcze hamulcowe to jeden z podstawowych elementów eksploatacyjnych pojazdu. Z czego są zbudowane, jak często je wymieniać i które produkty są warte zainteresowania? Czym jest tarcza hamulcowa?
Tarcza hamulcowa jest głównym elementem hamulca tarczowego. Najczęściej jest wykonana z żeliwa lub stali, w przypadku samochodów premium do produkcji tarcz najczęściej są używane węgliki krzemu wypełnione włóknem węglowym. Tarcza hamulcowa pełni zadanie elementu hamującego w układzie hamulcowym, jest połączona sztywno z hamowanym wałem.
Jak często wymieniać?
Tarcze hamulcowe to części, które ulegają zużyciu wraz z eksploatacją pojazdu i należy je regularnie wymieniać. Objawem zużywających się tarcz hamulcowych jest zmniejszenie się ich grubości i występowanie drgań kierownicy podczas hamowania. Każdy układ hamulcowy jest wyposażony w mechaniczny lub elektroniczny czujnik zużycia. Częstotliwość wymiany zależy przede wszystkim od stylu jazdy i sposobu eksploatacji samochodu. Jeżeli większość przebiegu odbywa się w terenie zabudowanym, tarcze hamulcowe zużyją się o wiele szybciej niż w przypadku jazdy pozamiejskiej.
Najbardziej popularne tarcze hamulcowe
Najbardziej popularnymi tarczami hamulcowymi jest zestaw tylnych tarcz i klocków hamulcowych do Volkswagena Passata B5 w cenie około 100 zł. W zamian otrzymamy produkt niemieckiej firmy Master Sport Germany z dwuletnią gwarancją. W przypadku zakupu przednich tarcz hamulcowych do Volkswagena Passata B5 tej samej firmy należy liczyć się z wydatkiem około 200 zł za komplet. Jeżeli chcemy mieć pewność, że nasze tarcze hamulcowe są dobrej jakości, powinniśmy skupić się na produktach firmy ATE. W przypadku Volkswagena Passata koszt przednich tarcz hamulcowych wynosi około 280 zł.
Najbardziej renomowani producenci tarcz hamulcowych
Do najbardziej renomowanych producentów tarcz hamulcowych możemy zaliczyć: Brembo, Zimmermann, ATE oraz TRW. W przypadku Brembo zakup tarcz hamulcowych wraz z klockami na przód do Volkswagena Golfa 4 to wydatek około 250 zł. Tarcze firmy Zimmermann to koszt rzędu 140 zł. Decydując się na części TRW, cena wynosi około 100 zł.
Sportowe tarcze hamulcowe
Wiele osób zapyta, czym różni się zwykła tarcza hamulcowa od sportowej. Przede wszystkim rozmiarem, innym odprowadzaniem ciepła, materiałem, z którego jest wykonana i inaczej ukształtowaną powierzchnią cierną. Najbardziej znanymi producentami sportowych tarcz hamulcowych są: Mikoda, Hartoraz EBC.
Sportowa tarcza hamulcowa firmy Mikoda przeznaczona do BMW E30 kosztuje około 135 zł. Wybierając sportowe tarcze hamulcowe Hart do Volkswagena Golfa czwartej generacji, należy liczyć się z wydatkiem około 100 zł. W przedziale cenowym do 300 zł najdroższymi produktami są tarcze EBC. Ich średni koszt wynosi około 250 zł.
Hamulce są jednym z najważniejszych układów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo podczas jazdy.
Tylko ich regularna kontrola i wymiana wyeksploatowanych części pozwoli zadbać o nasze bezpieczeństwo. Pamiętajmy, aby podczas zakupów odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki styl jazdy preferujemy oraz gdzie będziemy użytkować auto. Upewnijmy się także, że dany model pasuje do naszego pojazdu. | Przegląd tarcz hamulcowych do 300 zł |
Wakacyjne wyjazdy, nawet te najkrótsze, to świetny sposób na relaks i… nadrobienie książkowych zaległości. A tych możecie mieć na koncie sporo, zwłaszcza jeśli lubicie książki z gatunku fantasy. Podpowiadamy, po które powinniście sięgnąć w pierwszej kolejności! Książki fantasy to od lat jeden z najpopularniejszych, jeśli nie cieszący się największą popularnością, gatunków literackich w Polsce. Nic dziwnego: wszak możemy się poszczycić kilkoma autorami, których dzieła zrobiły furorę nie tylko na rodzimym rynku wydawniczym, ale również za granicą.
Czasem ciężko nadążyć za wszystkim nowościami ze świata fantasty, więc postanowiliśmy pomóc wam w wyborze tych książek, po które powinniście sięgnąć jak najszybciej. A kiedy jest lepszy czas na czytanie niż w wakacje?
„Taniec ze smokami” (cz. I i II) George R.R. Martin
Fenomen „Gry o tron” wciąż nie przestaje niektórych zadziwiać, ale wygląda na to, że to szaleństwo, po świetnie przyjętym szóstym sezonie serialu na podstawie książek George’a R.R. Martina, prędko się nie skończy. A przed fanami produkcji telewizji HBO spora próba cierpliwości, bo już zapowiedziano, że nowa transza serialu nie tylko będzie krótsza, ale w dodatku będzie miała swoją premierę później niż zwykle.
Na pocieszenie zostają wam dwa tomy kolejnej, piątej już części „Pieśni Lodu i Ognia”. „Taniec ze smokami” to nie jest najmocniejszy element tej układanki, ale z pewnością fanom twórczości Martina się spodoba. W pierwszym tomie skupiamy się, po krótkiej przerwie, na najbardziej znanych i lubianych bohaterach – Daenerys, Johnie Snowie i Tyrionie, choć akcja, delikatnie mówiąc, nie toczy się aż tak wartko, jakbyśmy sobie tego życzyli. Na szczęście sytuację ratuje drugi tom, którego fabuła zdecydowanie nabiera tempa, a w dodatku pojawia się wiele trzymających w napięciu wątków. Cóż, pozostaje nam tylko czekać na kolejne części sagi i sezon serialu!
„Głębia. Powrót” Marcin Podlewski
Marcin Podlewski, choć jest dopiero nieco po czterdziestce, już zdążył dać się poznać jako jeden z najbardziej dojrzałych i wartych śledzenia młodych twórców polskiej fantastyki. Szczególnie ciekawa jest jego seria „Głębia”, której druga część ukazała się w połowie czerwca. To kontynuacja przygód załogi statku kosmicznego „Wstążka”, który wiezie przez zniszczoną licznymi kataklizmami Drogę Mleczną (zwaną teraz „Wypaloną Galaktyką”) tajemniczy i niebezpieczny ładunek. Statek porusza się po tajemniczej Głębi, która wywołuje nerwowe reakcje wśród wielu kosmicznych podróżników. Kapitan „Wstążki”, Myrton Grunwald, nie obawia się nieznanego, nie martwi się też kosmicznymi piratami i złoczyńcami płynącymi przez galaktykę. Grunwald wie jednak, że ów sekretny ładunek, jaki ma na pokładzie, to łakomy kąsek dla wielu.
Pierwsza część „Głębi”, zatytułowana „Skokowiec”, została świetnie przyjęta przez krytykę i czytelników, ale pozostawiała spore uczucie niedosytu. Drugim tomem sagi Podlewski udowadnia, że ma na nią naprawdę dobry pomysł. Warto.
„Szklany miecz” Victoria Aveyard
Domyślam się, że za umieszczenie na liście takiej książki fani „prawdziwego fantasy” najchętniej obraliby mnie ze skóry, ale cóż mogę począć na to, że druga część „Czerwonej Królowej” jest naprawdę świetna? O ile pierwsza, tytułowa część stworzonej przez Aveyard sagi nie wyróżniała się za bardzo na tle innych książek, a wręcz uznawana była za nieudolną kopię „Igrzysk Śmierci”, to „Szklany miecz”naprawdę może was zachwycić. Autorka poświęciła zdecydowanie więcej czasu na budowanie charakterologii postaci, dzięki czemu dużo łatwiej nam zrozumieć ich motywacje i zachowania. Szczególnie widać to, oczywiście, w przypadku Mare Barrow, głównej bohaterki, którą na celownik wziął sobie bezwzględny król Maven. Mare będzie jednak musiała zmierzyć się nie tylko z jego siłami, ale również z mrokiem, który opętał jej duszę. Wciągające.
„Dziecko Odyna” Siri Pettersen
Wygląda na to, że Skandynawowie, po latach dominacji w literackiej grozie, zaczynają prowadzić ekspansję na kolejne gatunki. Na pierwszy ogień idzie fantasy, a dowodem na wysoką formę naszych północnych sąsiadów może być „Dziecko Odyna”, pierwsza część trylogii „Krucze pierścienie” autorstwa Siri Pettersen.
Autorka, w przeciwieństwie do większości autorów fantasy, nie czerpie z tak popularnej kultury rycerskiej, lecz równie bogatej, a pewnie dużo mniej znanej, mitologii skandynawskiej. Oto poznajemy nastoletnią Hirkę, żyjąca w krainie Ym, która w dniu tradycyjnej inicjacji, oznaczającej koniec dzieciństwa, odkrywa, że nie jest jednym z aetlingów, mieszkańców Ym, lecz człowiekiem. To z kolei jest bardzo niebezpieczne, bowiem aetlingowie wierzą, że ludzie zarażają straszliwą zgnilizną i będą chcieli pozbyć się Hirki za wszelką cenę. Dziewczyna musi więc uciekać.
Sama fabuła być może nie jest zbyt oryginalna, ale pisarski styl Pettersen i jej wyobraźnia to rekompensują.
„Warcraft. Oficjalna powieść filmu” Christie Golden
Premiera filmu „Warcraft: Początek” już za nami, ale machina promocyjna produkcji wciąż pędzi w szalonym tempie. Na rynku ukazała się w związku z tym nowa, odświeżona wersja oficjalnej powieści filmu autorstwa Christie Golden.
To klasyczna powieść fantasy, oparta na scenariuszu filmowej adaptacji (to obecnie bardzo powszechna praktyka). Fabuła jest wartka i trzyma w napięciu – z pewnością przygotuje was do kinowych emocji.
O ile akcja książki praktycznie w całości pokrywa się z tym, co mogliśmy zobaczyć na ekranie, to Golden oferuje czytelnikowi coś więcej – wewnętrzne rozważania i przemyślenia bohaterów. To sprawia, że nieco inaczej potem będziemy patrzeć na to, co dzieje się na ekranie.
Rynek książek fantasy nadal prężnie się rozwija i ciężko za nim nadążyć. Miejmy nadzieję, że pośród naszych propozycji znajdą się takie, które przypadną wam do gustu. Wszak wakacje bez dobrej książki to nie to samo! | Przegląd książek fantasy wydanych w pierwszej połowie 2016 roku |
Zima jest ciężkim okresem, wystawiającym na próby cały organizm. I właśnie teraz powinniśmy szczególnie zadbać o nasze włosy. Wiatr, śnieg, niskie temperatury, noszenie czapki i suszenie gorącym powietrzem suszarki znacząco osłabiają kondycję włosów. Prócz pilnowania, aby nie wychodzić na mróz z mokrą głową, wybierania czapek z naturalnych, oddychających materiałów i możliwie ograniczeniu stylizacji włosów na ciepło trzeba pamiętać o stosowaniu odżywek. Dobry kosmetyk, regularnie stosowany, dogłębnie nawilży i ochroni kosmyki.
Jaka powinna być zimowa odżywka do włosów?
Zimą szczególnie skupiajmy się na nawilżaniu włosów. Częste zmiany temperatur i wilgoć w powietrzu sprzyjają przesuszeniu. W składach odżywek szukajmy spiruliny, kwasu hialuronowego, aloesu i pantenolu. Zabezpieczenie przed utratą wody gwarantują emolienty, czyli np. dodatki olejów i maseł roślinnych. W szamponach unikajmy raczej silikonów, ale w maskach i odżywkach stają się one w okresie zimowym cenionym składnikiem. Zapewniają przede wszystkim ochronę włosa przed urazami mechanicznymi, powstającymi przy noszeniu czapki i szalika oraz rozczesywaniu splątanych kosmyków. Dobrze jeśli produkt dodaje fryzurze objętości, szczególnie teraz, kiedy nosimy nakrycia głowy. Kompleksowe dbanie o włosy w zimę powinny zapewnić: odżywka do spłukiwania i mgiełka bez spłukiwania oraz, od czasu do czasu, skoncentrowana kuracja ampułką.
Odżywki do spłukiwania na zimę
L’Oréal Mythic Oil – odżywka przeznaczona do codziennego użytku. Zawiera olejek z nasion bawełny oraz arganowy, które zapewniają odżywienie i nawilżenie. Włosy stają się gładkie i pełne życia.
Wella Enrich – kosmetyk silnie nawilżający, nadający włosom delikatności. Zawiera wyciąg z jedwabiu. Nie obciąża włosów. Polecana szczególnie przy zniszczeniach spowodowanych stylizacją i czynnikami zewnętrznymi.
Matrix Biolage Fiberstrong – produkt profesjonalnej marki zalecany do włosów delikatnych i osłabionych. Zawiera wyciąg z bambusa, zapewniający odporność i elastyczność oraz zapobiegający rozdwajaniu końcówek. Wzmacnia i odbudowuje uszkodzenia.
Goldwell Rich Repair – to również propozycja stosowana przez profesjonalistów. Oferuje działanie regenerujące zniszczone i przesuszone włosy. Widocznie wzmacnia, nadaje objętości i połysku.
Kérastase Nutritive Nutri-Termique – głęboko odżywia i chroni przed wypłukiwaniem się substancji odżywczych oraz przed niszczycielskim działaniem temperatury. Pozostawia włosy miękkie i łatwe do rozczesania.
Odżywki bez spłukiwania na zimę
Schwarzkopf Oil Miracle – dwufazowa odżywka w sprayu z dodatkiem olejku arganowego. Dodaje włosom miękkości i blasku, odżywia, nawilża i szczelnie zamyka łuski włosa. Ułatwia rozczesywanie.
Marion termoochrona – do wyboru mgiełka bądź serum. Polecane dla osób, które nie mogą zrezygnować ze stylizacji na gorąco na okres zimowy. Zapobiega przesuszeniu i elektryzacji. Włosy są mocne, sprężyste oraz elastyczne.
Montibello Smart Touch – producent zapewnia o aż dwunastu różnych korzyściach związanych ze stosowaniem tego produktu, m.in.: odżywienie, nawilżenie, ochrona termiczna, połysk, odbudowa i ochrona. Wszystko to w sprayu bez spłukiwania.
Ampułki odżywiające idealne na zimę
Kérastase Oleo Fusion – polecana do bardzo suchych i wrażliwych włosów. Zawiera olejki roślinne. Składniki aktywne wnikają do wnętrza włosa, intensywnie go odżywiając. Tworzy film ochronny na powierzchni oraz przeciwdziała puszeniu i elektryzowaniu, co jest przydatne szczególnie przy noszeniu czapki.
L’Oréal Absolut Power Lipidium – kuracja regenerująca dla włosów zniszczonych. Wygładza, odbudowuje i chroni przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych. Zawiera lipidy, ceramidy, kwas mlekowy oraz fito-keratynę, które dodadzą pasmom blasku i miękkości.
Zimowe osłabienie organizmu, czynniki zewnętrzne oraz częste używanie suszarki mogą doprowadzić włosy do opłakanego stanu. Warto w tym czasie zwrócić szczególną uwagę na gruntowne odżywianie, nawilżanie i ochronę włosów za pomocą odpowiednich kosmetyków pielęgnacyjnych. | Odżywki do włosów – 10 propozycji idealnych na zimę |
Sweter oversize, czyli hit tej zimy. Modny, pożądany, noszony na wiele sposobów i w wielu stylizacjach. Zapomnij o klasycznych swetrach dopasowanych do twojej sylwetki. Baw się stylem oversize. Poznaj nasze pomysły i propozycje na ciekawe i oryginalne, a co najważniejsze – łatwe stylizacje, które możesz zestawić sama z rzeczy, które masz w swojej szafie. Styl oversize – przegląd trendów
Styl oversize jest wprost stworzony dla mody codziennej, ulicznej i sportowej, ale nie tylko. Z powodzeniem możesz nosić obszerniejsze rzeczy do pracy, szkoły i na przyjęcia. Najprościej oznacza to możliwość noszenia „za dużych”, z reguły o jeden lub dwa numery, ubrań.
Najważniejsza zasada, jaką powinnaś się kierować przy doborze ubrań oversize, to dopasowanie luźnej, szerokiej góry do ubrań wąskich albo zgodnych z twoim rozmiarem na dole i odwrotnie – obszerniejszy dół zestawiaj ze standardowymi rozmiarami góry. Styl ten jest wybierany przez coraz więcej kobiet. Dobrze prezentuje się na każdym typie sylwetki, pozwala na wiele eksperymentów i modowych wariacji, a także jest po prostu wygodny i praktyczny – chodzi głównie o komfort noszenia i szybkie, łatwe w przygotowaniu stylizacje.
Sweter oversize – przegląd trendów
Szeroki i obszerny oraz długi. Zerwij z rutyną i wybierz swój ulubiony model, który nie tylko będzie się wygodnie nosił, ale także pozwoli ukryć mankamenty figury. Kieruj się jednak rozsądkiem. Sweter nie może wyglądać jak worek. Oversize nie oznacza też ubierania się „na cebulkę”. Zimowe swetry oversize to zarówno luźne bluzy, wkładane przez głowę, jak i rozpinane swetry XXL. Polecamy również obszerne peleryny bez zapięcia lub sznurowane jednym pasem. Wkładane przez głowę „za długie” swetry z kapturem lub bez, jak i kardigany na guziki lub zatrzaski.
Spośród barw dominują szarości, czerń, biel, beże i brązy. Możesz jednak szaleć z kolorami i licznymi wzorami. Swetry oversize są ciekawie krojone. Mogą to być asymetryczne wykończenia rękawów lub dekoltu. Asymetria długości oraz pozornie nieproporcjonalne szycie – krótki sweter i bardzo luźne rękawy.
Propozycje stylizacji ze swetrem XXL
Przede wszystkim wyjdź poza schematy. Sweter oversize to nie tylko kardigan, to również golfy i półgolfy, bluzy sweterkowe XXL, peleryny i tuniki. Zimą polecamy szczególnie modele wełniane, dzianinowe i bawełniane.
Strój na randkę. Obszerną pelerynę narzuć na białą koszulę lub elegancki T-shirt. Warto wybrać koszulę oversize. O ile tutaj możesz pozwolić sobie na łączenie równie dużych ubrań, o tyle na dół wybierz seksowne czerwone szpilki i spodnie typu rurki – czarne lub połyskujące.
Pomysł dla sylwetki typu jabłko. Swetry oversize, podobnie jak wszystkie tego typu ubrania, pasują do każdej figury. Dla tej w typie jabłka są wręcz stworzone. Dlaczego? Maskują niedoskonałości w talii i na brzuchu. Wybierz luźny sweter z dużym dekoltem lub długi, rozpinany kardigan. Dopasuj bluzkę z dekoltem i wąskie spodnie.
Otulona kocem. Spróbuj założyć naprawdę obszerny sweter. Wiele z modeli oversize przypomina już nie tylko peleryny, ale nawet koce. Dobrze będą wyglądały na kobietach szczupłych i wysokich. Połącz je z butami typu botki lub kozaki, prostymi lub wąskimi spodniami oraz dopasowanym T-shirtem.
Stylizacja młodzieżowa. Wybierz luźny, ale krótki sweterek. Nonszalancko i uwodzicielsko opadające ramiona i dekolt w serek będą bardzo dziewczęce. Do tego luźna, plisowana, spódnica i botki lub ciężkie buty. Taka stylizacja pasuje nawet do szkoły.
Sweter w biurze. Luźny i asymetrycznie wykończony na dole sweter z golfem lub półgolfem będzie idealnym wyborem do biura. Połącz go z wąską, ołówkową spódnicą i eleganckimi kozaczkami.
W domu i po pracy. Długi sweter z golfem typu tunika i ciepłe legginsy doskonale spiszą się w stroju casualowym i domowym. Będziesz czuć się wygodnie, ale i modnie, spotykając się z koleżanką, relaksując w domowym zaciszu po pracy lub idąc do sklepu czy do przedszkola po dziecko. | Swetry oversize. 6 propozycji na stylizacje ze swetrem |
Józefa Cyrankiewicza nazywano wiecznym premierem, bo nikt w historii Polski nie kierował rządem tak długo. Władzę zdobył po wyborach sfałszowanych przez komunistów w 1947 roku i utrzymał ją ponad dwie dekady. Kim był człowiek, którego zapamiętaliśmy przede wszystkim jako największego konformistę Polski Ludowej? Zastanawia się nad tym Piotr Lipiński w biografii „Cyrankiewicz. Wieczny premier”. Za co Polacy polubili Cyrankiewicza?
Przed wybuchem i w czasie II wojny światowej Józef Cyrankiewicz był zupełnie niepodobny do siebie z przyszłości – nie tylko fizycznie, ale też światopoglądowo. Rozważano nawet jego kandydaturę na funkcję zastępcy Delegata Rządu na Kraj, który był najważniejszym organem władzy administracyjnej w Polsce Podziemnej. Gdyby nim został, jego historia mogłaby potoczyć się całkowicie inaczej…
Jak to się stało, że niedługo potem zdradził własne ideały i przeszedł na drugą stronę? Czy złamał go pobyt w Oświęcimiu? A może po prostu stwierdził, że jego polityka podporządkowywania się ZSRR będzie dla kraju mniejszym złem? Piotr Lipiński pokazuje, że wcale nie jest łatwo Cyrankiewicza zrozumieć, nie mówiąc już o jednoznacznej ocenie jego zachowań. Mimo że był premierem, nie mógł czuć się bezpiecznie. Jego nazwisko pojawiało się w zeznaniach więźniów politycznych okresu stalinizmu, przed wojną współtworzył przecież polski socjalizm, a w jej trakcie należał do kierownictwa konspiracji działającej w obozie koncentracyjnym.
Decyzja Józefa Cyrankiewicza o poparciu zjednoczenia socjalistów z komunistami dla osób, które go znały, zapewne była dużym zaskoczeniem. Niemal z dnia na dzień przekreślono ponad pół wieku tradycji PPS i pozwolono komunistom na wykonanie dużego kroku w kierunku przejęcia władzy. Być może Cyrankiewicz uważał, że innego wyjścia nie ma – a może po prostu było mu już wszystko jedno?
Ile o Cyrankiewiczu wiemy na pewno?
Czy Polacy polubili Józefa Cyrankiewicza, bo był do nich trochę podobny? Im też zdarzało się przecież zapisać do partii, żeby dostać przydział na mieszkanie albo stanowisko. Bo chociaż potrzebujemy bohaterów, sami znacznie częściej przyjmujemy postawy, dzięki którym żyje nam się wygodniej – a Cyrankiewicz był przecież ekspertem w sprawach wygody.
Piotr Lipiński nie pozwala czytelnikowi na szybkie zaszufladkowanie Józefa Cyrankiewicza jako zdrajcy. Wielokrotnie przedstawia on różne wersje tych samych zdarzeń z udziałem wiecznego premiera, chcąc udowodnić, że nie wszystko, co o nim przeczytamy, jest prawdą. Próba obiektywnego spojrzenia na największego figuranta Polski Ludowej to duża zasługa jego biografa, który mógł przecież poprzestać na zebraniu kilku spójnych relacji przedstawiających Cyrankiewicza w złym świetle. Cyrankiewicz. Wieczny premier to więc złożona opowieść o człowieku mieszczącym w sobie historie dwóch różnych osób – idealisty i tego, którego złamało życie.
Źródło okładki: www.czarne.com.pl | „Cyrankiewicz. Wieczny premier” Piotr Lipiński – recenzja |
Sprzątanie to z całą pewnością jeden z najbardziej znienawidzonych obowiązków domowych. Ta czynność prawie nigdy się nie kończy. Jeżeli posiadamy dzieci albo zwierzęta, to jeszcze trudniej jest utrzymać czystość przez dłuższy czas. Nie ma chyba nikogo, kto czerpałby przyjemność z mycia podłóg. Odpowiednio dobrany, zaawansowany sprzęt może przyspieszyć prace domowe, ułatwić je i choć trochę uprzyjemnić. Mopy parowe mają wiele zalet, ale aby nie musieć liczyć się z ich wadami i ograniczeniami, musimy zapoznać się z ich właściwościami.
Zasada działania mopa parowego
Mop parowy wyposażony jest we wbudowany zbiornik, który należy napełnić wodą przed przystąpieniem do pracy. Urządzenie podgrzewa wodę do temperatury wrzenia i tworzy z niej parę, która następnie dyszą wyrzucana jest na zewnątrz pod wpływem wysokiego ciśnienia, ok. 2-3 barów. Moc, z którą para będzie wyprowadzana na czyszczoną powierzchnię, można zwykle regulować i dostosowywać do potrzeb. Taka forma działania pozwala rozpuścić brud bez dodatku detergentów. Pamiętajmy jednak, że nie należy czyścić mopem parowym woskowanych i olejowanych podłóg wykonanych z drewna, ponieważ grozi to ich uszkodzeniem.
Bardziej zaawansowanym urządzeniem dla wymagających jest parownica. Wyglądem przypomina już mały odkurzacz, a różni się od mopa siłą działania. Może wytwarzać ciśnienie ok. 4-5 barów. Jest też dość ciężka, a jej gabaryty trzeba brać pod uwagę przy planowaniu przechowywania.
Do czego przyda się mop parowy?
Wydawałoby się, że odpowiedź jest prosta, ale mop parowy to nie tylko zamiennik swojego tradycyjnego odpowiednika. Czyszczenie parą daje o wiele szersze możliwości niż tylko podstawowe mycie podłóg, to nawet ich dezynfekcja, dzięki zastosowaniu wysokiej temperatury. Obecnie producenci, chcąc uatrakcyjnić swoje urządzenia, prześcigają się w zwiększaniu ich możliwości. Jednym ze sposobów są dodatkowe nakładki, końcówki i nietypowe dysze pozwalające na rozszerzenie spektrum zastosowań sprzętu. Możemy więc również czyścić: kabinę prysznicową i ceramikę w łazience, okna, lustra, dywany, tapicerkę meblową i samochodową, baterie i zlewy, sprzęt AGD, materace czy też żaluzje.
box:offerCarousel
Na co zwrócić uwagę, kupując mop parowy?
Jeśli jesteśmy już ostatecznie zdecydowani, że takie urządzenie ułatwi i usprawni nasza pracę, to zwróćmy uwagę na solidność wykonania oraz ergonomię budowy. Dobrze, jeśli mop jest łatwy w obsłudze i stosunkowo lekki. Będzie to szczególnie ważne przy rozległych powierzchniach do wyczyszczenia. Zastanówmy się, czy rozszerzenie właściwości naszego mopa nam się przyda, a jeśli tak, zapoznajmy się z ofertą dodatkowych akcesoriów i końcówek do różnych zadań. Jeżeli mamy duże oczekiwania i żmudne sprzątanie może okazać się dużym wyzwaniem, wtedy pomyślmy o parownicy z wyższymi parametrami. Weźmy pod uwagę wielkość mieszkania lub domu, ilość podłóg, które nadają się do mycia oraz przewidywaną regularność sprzątania.
Zakup mopa parowego to idealny pomysł, jeśli w naszym domu jest alergik lub dziecko. Takie urządzenia działają odkażająco na wszelkie czyszczone powierzchnie, pozostawiając nam bezpieczną i wolną od drobnoustrojów przestrzeń, nie stosując przy tym żadnych toksycznych detergentów. | Kupujemy mop parowy |
O problemie wyjazdów zarobkowych z Polski na Zachód mieliśmy już okazję słyszeć wiele razy. Często ten temat przewija się w programach informacyjnych i publicystycznych. Piszą o nim zarówno w gazetach codziennych, jak i w tygodnikach. Są krótkie informacje i obszerne analizy próbujące wyjaśnić przyczyny zaistniałej sytuacji. Ale tylko „Kasieńka” przybliża nam ten temat wierszem. Tak, to historia w całości napisana właśnie w ten sposób. O co w tym chodzi?
Tytułowa bohaterka to nastolatka, która wraz z matką wyjeżdża z Polski do Coventry, ich celem jest odnalezienie ojca dziewczynki, który jakiś czas temu zniknął z kraju i jedynym śladem z nim związanym był czek nadesłany właśnie z tego miasta. Do klasycznych problemów nastolatki dołączają zatem jeszcze te związane z zupełnie nowym miejscem, z poczuciem wyobcowania i wykluczenia z grupy rówieśniczej. Wszystko to w scenerii angielskiego miasta.
Dojrzała opowieść dla młodzieży
„Kasieńka” pokazuje temat polskiej emigracji z dwóch perspektyw. Po pierwsze, mamy całą tę sytuację widzianą z pozycji dziewczynki, która jest zagubiona w nowym miejscu, która nie chce jechać szukać ojca i która dzięki pewnej swojej pasji próbuje odnaleźć właściwe miejsce w nowym otoczeniu. Drugą perspektywę daje nam osoba autorki, istotne jest bowiem to, że „Kasieńki” nie na pisał polski autor, a Irlandka. Osoba, która na to wszystko mogła spojrzeć nieco z boku, potrafiła opowiedzieć o jednej z tych maleńkich osobistych tragedii bez epatowania emocjami, bez infantylnego spłycania, ale zarazem bez wyolbrzymiania niektórych spraw, udało jej się to wszystko znakomicie.
Ale że wierszem?
Kiedy otworzyłem pierwszą stronę, kiedy przejrzałem pierwsze wersy, miałem ogromne wątpliwości, czy brnąć dalej. Jako zadeklarowany miłośnik prozy i fabuły, człowiek mocno stąpający po ziemi, zupełnie nie poczułem się przekonany do dalszej lektury tymi kilkoma wersami. Przewróciłem jednak kartkę, a potem kolejną i kolejną, aż okazało się, że już prawie połowa lektury za mną. To jest pięknie napisane i świetnie przetłumaczone. Choć to wiersz biały, to ma znakomity rytm, użycie go powoduje, że o tych istotnych uczuciach, o tych ważnych sprawach czyta się jakby lepiej, jakby to wszystko było bardziej prawdziwe. Nie przypuszczałem, że aż tak miło zastanę oczarowany tym, w jaki sposób Sarah Crossan opowiada tę historię.
Udane?
Kiedy miałem okazję porozmawiać z pewną znajomą na temat tego tytułu i stwierdziłem, że to historia przede wszystkim dla dorosłych, to natychmiast zostałem przez nią zbesztany. Twierdziła ona, że dziewczynki w wieku 13, 14 lat są wystarczająco dojrzałe, żeby w pełni zrozumieć tę opowieść o emigracyjnych kłopotach. Nie wiem, jak jest naprawdę, nie znam żadnej nastolatki w tym wieku. Wiem jednak, że to z pewnością tytuł interesujący dla rodziców. Dla tych, którzy chcą lepiej zrozumieć swoje dzieci, i dla tych, którzy muszą podjąć trudne decyzje. Decyzje może niekoniecznie związane z wyjazdem z Polski, ale po prostu takie, które wywracają życie dzieci do góry nogami. Może warto jeszcze raz się zastanowić, czy zmiana, którą planują, będzie dla wszystkich rzeczywiście aż tak dobra, jak się im wydaje. Ja byłem oczarowany, polecam bez zastrzeżeń.
Źródło okładki: www.wydawnictwodwiesiostry.pl | „Kasieńka” Sarah Crossan – recenzja |
Łóżko musi być nie tylko wygodne, ale też zapewniać zdrowy sen. Wydaje się, że do spania potrzebne jest jedynie łóżko i pościel. To minimum, które w przypadku alergików jest jednak niewystarczające. Dzieci a alergia
Już kilka lat temu zauważono, że coraz większa liczba dzieci boryka się z alergiami, zarówno pokarmowymi, jak i wziewnymi (rzadziej kontaktowymi). Uczulać może praktycznie wszystko, najczęściej jednak najmłodsi alergią reagują na roztocze kurzu domowego (potocznie mówi się o alergii na kurz).
Roztocze kurzu domowego najczęściej bytuje w miejscach ciepłych i wilgotnych. Te mikroskopijnych rozmiarów pajęczaki upodobały sobie łóżka i pościel, tam bowiem mają najlepsze warunki do rozmnażania się (żywią się ludzkim naskórkiem). Odnóża i odchody roztoczy są silnymi alergenami, które mogą powodować reakcje alergiczne, takie jak kaszel, duszności, swędzenie skóry.
O ile całkowite wyeliminowanie roztoczy z domu nie jest możliwe, o tyle konieczne (zwłaszcza w przypadku alergików) jest ograniczenie ich ilości na meblach i w sypialni. W tym celu trzeba regularnie (co 3–4 dni) ścierać kurz z mebli, ale i z ram łóżka (tapczan lub sofę należy odkurzać co najmniej raz w tygodniu). Istotne jest również ograniczenie ilości eksponowanych na meblach przedmiotów i zrezygnowanie z ciężkich zasłon oraz dywanów.
Jak dbać o łóżko alergika?
W przypadku osoby uczulonej, zwłaszcza dziecka, miejsce do spania wymaga szczególnej pielęgnacji. Materac powinien być antyalergiczny (za produkt tego typu z atestem trzeba zapłacić ponad 200 zł). Najczęściej ma on specjalną powłokę odpychającą kurz. Dobrze jest zabezpieczyć go wodoodpornym podkładem (koszt: ok. 20 zł).
Alergik musi spać pod specjalną kołdrą antyalergiczną. Najczęściej jest ona wykonana z włókna syntetycznego i można ją prać w wysokich temperaturach. To bardzo ważne, bo w przypadku osób uczulonych zmiana pościeli nie wystarczy, konieczne jest też regularne pranie kołdry i poduszki. Warto je również wietrzyć, a zimą wystawiać na działanie mrozu (gdy na dworze jest zimno i sucho). W ten sposób uda się wyeliminować dużą ilość bytujących w pościeli pajęczaków. Za wypełnienie antyalergiczne do łóżeczka o wymiarach 120 x 90 cm trzeba zapłacić niecałe 40 zł.
Alergik nie powinien spać pod kołdrą z pierza
Istotna jest również sama pościel. Powinna być bawełniana, delikatna dla skóry dziecka. Syntetyczne materiały w tym przypadku nie zdadzą egzaminu, mogą bowiem wywoływać reakcje alergiczne. Wybór pościeli na Allegro jest bardzo duży. W ofercie jest wiele produktów polskiej produkcji, z szeroką gamą wzorów i rozmiarów. Godną uwagi propozycją jest pościel dwustronna (120 x 90 cm), bawełniana. Jej koszt to niecałe 36 zł.
Jeśli dziecko jest uczulone na roztocze kurzu domowego, jego pościel powinna być zmieniana co najmniej raz w tygodniu. Należy ją prać w wysokiej temperaturze (minimum 60°C, bo dopiero wówczas giną pajęczaki) i prasować. Jeśli kilkulatek ma alergię na pyłki, jego rzeczy (w tym poszwy na kołdrę i poduszkę) nie powinny być suszone na zewnątrz. Pościel alergika należy prać w delikatnych środkach, np. Jelp (cena 11 szt. kapsułek do prania: 20 zł), Dzidziuś (proszek do prania 3 kg: 25 zł), Lovela (proszek do prania 5 kg: 39 zł). Sprawdzą się w tym przypadku także płatki mydlane (8 zł za 400 g).
W pokoju alergika należy ograniczyć ilość pluszowych zabawek. Ulubiona maskotka dziecka powinna być regularnie prana, a jeśli nie jest to możliwe, należy raz na dwa tygodnie włożyć ją do woreczka foliowego i na dobę umieścić w zamrażalniku. Niskie temperatury zabiją roztocza.
Życie alergika nie musi być pełne wyrzeczeń. Regularne wietrzenie sypialni i dbanie o nią to jednak absolutne minimum. | Jak urządzić alergikowi miejsce do spania? |
Nawet prosty daszek dziecięca wyobraźnia potrafi zmienić w królewski pałac, mityczny labirynt czy indiański wigwam. Pomyślmy zatem, co potrafi zrobić z dziecięcym namiotem, który rozbijemy w ogródku lub na balkonie? Gdy tatusiowie mają kupić dziecięcy namiot, często zaczynają od pytania o wodoodporność jego czaszy. Tylko 1500 mm? Mało. Musi być co najmniej 3000!
Na co zwrócić uwagę
Odporność namiotu na deszcz to jednak sprawa drugorzędna. Przecież dziecko nie będzie w nim nocować, zwłaszcza w czasie ulewy. Jeśli obfity deszcz przemoczy materiał, to po godzinie znów będzie on suchy. O wiele ważniejsza jest podłoga, często wykonana z polietylenu lub nylonu. Materiał jest nierzadko tak cieniutki, że chodzące po nim w bucikach dziecko albo zabawka mająca twarde kanty potrafią zrobić w podłodze dziurkę. Jeśli jest niewielka, nie uważamy tego za problem, ale przecież nie wszyscy mamy możliwość ustawienia namiociku na idealnie suchym podłożu. A gdy dziurek jest więcej, a ziemia mokra, do środka dostaje się wilgoć. Ponieważ często dla wygody i zdrowia malucha na czas zabawy układamy na podłodze puchate kocyki i mięciutkie poduszeczki, dziecko będzie się bawiło na wilgotnym posłaniu. Dlatego warto kupić namiot z solidną podłogą lub ustawić go na gumowanej macie czy grubej folii.
Kolejną ważną rzeczą jest stelaż. W przypadku dziecięcego namiociku nie ma większego znaczenia, czy jest on zewnętrzny czy wewnętrzny, ważny jest materiał, z którego został wykonany. Metalowe cienkie rurki mogą się łamać, kiedy np. grające w piłkę dziecko z impetem wpadnie na namiot, dlatego rekomendujemy elastyczne stelaże z pałąków wykonanych z włókna szklanego lub węglowego. Na pewno nie pękną w ten sposób, że powstanie ostra krawędź, o którą dziecko się skaleczy.
Pożyteczna jest warstwa chroniąca materiał, z którego uszyto namiot, przed promieniami UV. Pod ich wpływem bowiem najpierw blakną kolory, a potem tkanina łatwo się przeciera i rwie. Ponadto namiot powinien mieć dobrą wentylację.
Modele oferowane przez producentów dzielą się z grubsza na wersje z podłogą i bez podłogi. My jednak zastosujemy podział na namioty-place zabaw, namioty-domki i namioty-marzenia.
Plac zabaw
Sprzedawcy często używają nazwy namiot z tunelem. Jego najprostsza wersja to namiocik połączony z cylindrycznym tunelem utrzymującym się na okrągłych pałąkach. Niby prosta zabawka, a potrafi zająć uwagę malucha przez kilka godzin. Ponadto nie tylko rozwija wyobraźnię, ale również zachęca do aktywnego spędzania czasu. W końcu po to jest tunel, żeby pokonywać go na wszelkie możliwe sposoby! A czołganie się w nim rozwija koordynację ruchową i wyobraźnię przestrzenną. Namioty tego typu wykonywane są z bajecznie kolorowego poliestru, który można prać w pralce. Rozłożenie i złożenie trwa kilka chwil. Ceny rozpoczynają się od ok. 50 zł.
Natomiast za ponad 100 zł możemy już zafundować dzieciom namiot-plac zabaw. Jest to właściwie zespół trzech namiotów o bajkowych kształtach, połączonych dwoma lub trzema tunelami. I tak nasz maluch i jego koledzy mogą wejść do indiańskiego tipi, przeczołgać się do rotundy, by stamtąd przenieść się do igloo. Czasami do droższych zestawów dołączane są plastikowe kulki, by dzieci mogły się w nich wytarzać.
Domki
Najprostsze namioty-domki kupimy już za kilkanaście zł. Jest ich bardzo wiele rodzajów. Niektóre kształtem przypominają indiańskie wigwamy. Jeszcze inne mają płócienne ściany z wydrukowanymi pięknymi okienkami i dwuspadowy czerwony dach. Od razu wiadomo, że w takim namiocie najlepiej będzie się bawić w dom. Jeszcze tylko dokupić i ustawić płotek... Oferowane są też namioty okrągłe, mające spiczasty dach i przypominające pałac lub namiot cyrkowy. Szczególnie wykwintnie prezentują się modele z wyższej półki, np. Pałac Księżniczki – perfekcyjnie wykonany, izolowany pianką, więc w upał zapewniający chłód. Kosztuje ok. 250 zł.
Marzenia
Który z chłopców nie pragnie samodzielnie poprowadzić własnego samochodu? Pewnie wiele dziewczynek również o tym marzy! Już za 35 zł dziecko może się poczuć jak kierowca rajdowy. Wystarczy, że zajmie miejsce w namiocie-samochodzie. Może też zostać wodzem Apaczów i zamieszkać windiańskim tipi (cena od 60 zł), albo dowodzić grupą komandosów i na czas akcji zamieszkać w bazie wojskowej. Natomiast dziewczynki na pewno chętnie odwiedzą disneyowski domek, w którym przebywa Myszka Minnie lub bohaterki ich ulubionego filmu Kraina lodu.
Kupując namiot, pamiętajmy, że najważniejszą sprawą jest nie cena, nie kształt, ale bezpieczeństwo, dlatego zawsze sprawdzajmy, czy zabawka ma odpowiednie certyfikaty. | Namioty ogrodowe dla dzieci |
Urządzając pokój dla ucznia, trzeba pamiętać nie tylko o właściwych rozmiarach blatu roboczego i ergonomicznym krześle. Równie ważne jest odpowiednie oświetlenie, bez którego wieczorna nauka może okazać się mało efektywna i niebezpieczna dla wzroku. Oświetlenie to ważny element każdego wnętrza. Szczególnie istotne jest jednak w pomieszczeniach, które łączą kilka różnych funkcji. Takim pokojem jest niewątpliwie pokój dziecięcy. To przecież nie tylko sypialnia, strefa zabawy i przyjmowania gości, ale również miejsce do nauki i odrabiania lekcji. I to właśnie z uwagi na to ostatnie przeznaczenie dziecięcego pokoju kwestia oświetlenia jest wyjątkowo ważna. O ile bowiem w sypialni czy salonie możemy wybierać lampy i inne źródła światła, bazując na ich aspekcie wizualnym i dekoracyjnym, to tutaj najważniejsza jest wygoda i funkcjonalność.
Wybierając lampy do pokoju ucznia, warto kierować się kilkoma prostymi zasadami. Sprawdź, o czym nie możesz zapomnieć.
Lampka biurkowa: jaką wybrać?
Często pomijanym aspektem lampek na biurko jest kolor jej promienia. To on, a nie design i estetyka urządzenia, powinien być najważniejszym czynnikiem decydującym o naszym ostatecznym wyborze. Najlepsze dla naszego wzroku jest światło dzienne, dlatego najkorzystniej usytuować biurko bezpośrednio pod oknem. Gdy praca przy nim przeciągnie się do wieczora, trzeba zapewnić naszemu małemu uczniowi optymalne warunki, w tym – odpowiednie oświetlenie.
Najlepiej więc wybrać żarówkę, która daje światło jak najbardziej zbliżone do barwy światła słonecznego. Taką tonację najdokładniej oddają lampki halogenowe lub LED-owe. Białe, nieco chłodne światło okaże się doskonałym sprzymierzeńcem w nauce, bo pomaga w koncentracji i myśleniu, a w dodatku nie męczy oczu, dobrze oddając rzeczywiste kolory.
Lampki halogenowe dominują więc w polskich domach i oczywiście na biurkach. Wybierając taką wersję, trzeba jednak pamiętać o tym, że świetlówki tego typu bardzo szybko się nagrzewają. Trzeba więc umieścić je odpowiednio daleko od twarzy dziecka, aby przypadkowe dotknięcie nie skutkowało bolesnym poparzeniem.
Dobrym pomysłem jest również wybór lampki z regulowanym ramieniem, a także stopniem natężenia światła. W ten sposób można dostosować ją nie tylko do rozmiarów blatu roboczego, ale też do potrzeb dziecka.
Jeżeli biurko twojego ucznia jest wyjątkowo małe, to dobrym rozwiązaniem może być zastosowanie kinkietów przyczepionych do ściany albo półek nad blatem. W ten sposób zapewnisz dziecku komfortowe warunki do nauki, nie męcząc jego wzroku.
box:offerCarousel
Nie tylko na biurko: jakie oświetlenie do pokoju dziecka wybrać?
W dziecięcym pokoju nie powinniśmy decydować się wyłącznie na jedno źródło światła. O wiele lepszym rozwiązaniem będzie kilka punktów umiejscowionych w różnych miejscach pomieszczenia. Rozproszone, główne źródło oświetli cały pokój, a mniejsze, punktowe – idealnie sprawdzą się w miejscach, w których twoja pociecha spędza najwięcej czasu. Pamiętaj, by te dodatkowe lampki umieszczać z boku, tak by nie świeciły wprost w oczy.
Wiele dzieci, szczególnie tych młodszych, boi się ciemności i nie lubi, gdy w pokoju gasimy wszystkie światła. Dobrze więc wyposażyć dziecięcą sypialnię w niewielką lampkę, która delikatnie doświetli pomieszczenie nocą, jednocześnie nie zaburzając snu.
Ponieważ dzieci mnóstwo czasu spędzają na podłodze, bawiąc się, a często nawet czytając lub odrabiając na dywanie lekcje, trzeba zadbać o to, by cała była równomiernie oświetlona. Zadba o to albo jeden duży, mocny żyrandol, albo kilka punktowych źródeł światła zainstalowanych w suficie. Pomocne będą też punkty świetlne zainstalowane tuż przy podłodze, na przykład taśmy LED-owe.
Wybierając oświetlenie do pokoju ucznia, warto pamiętać o tym, by dawało ono światło ciepłe i jak najbardziej zbliżone do tego naturalnego, płynącego od słońca. Jeśli dziecko spędza w pokoju dużo czasu i nie kładzie się już bardzo wcześnie spać, to zadbaj o to, by wybrane świetlówki były energooszczędne – nie tylko posłużą dłużej, ale w dodatku będą tańsze w eksploatacji.
W przypadku uczniów w wieku przedszkolnym i pierwszych klas, wybieraj lampki zabudowane, wykonane z nienagrzewającego się tworzywa, tak by ciekawskie dzieci nie poparzyły się w rączki. | Oświetlenie w pokoju ucznia – o czym warto pamiętać? |
Ogród to miejsce, w którym praktycznie o każdej porze roku mamy coś do zrobienia. Aby skutecznie to wykonać, trzeba mieć odpowiednie narzędzia ogrodowe. Po zimie robimy porządki w ogrodzie, jesienią zaś musimy uprzątnąć np. liście spadające z drzew. Ze względu na różnorodność przeznaczenia grabie ogrodowe możemy podzielić na kilka kategorii. Grabie są tym narzędziem ogrodniczym, które powinien mieć każdy właściciel domu z ogrodem. Większości z nas zapewne się kojarzą z grabieniem skoszonej trawy, ale współcześnie większość kosiarek ma do tego odpowiedni kosz. Natomiast grabie służą w ogrodzie do bardzo różnych celów. A zatem wyróżniamy następujące rodzaje grabi ogrodowych:
Uniwersalne/klasyczne– przeważnie składają się drewnianego trzonka i sztywnych, metalowych zębów. Zęby są niezbyt długie, a ich ułożenie przypomina grzebień. Można nimi z powodzeniem grabić ogród w celu usunięcia np. pozostałości po przycinaniu krzewów. Ponadto z uwagi na ułożenie metalowych zębów dobrze wyrównują ziemię po jej uzupełnieniu lub przekopaniu.
Do pielęgnacji trawnika – przydatne w ogrodach z trawnikami, czyli w większości ogrodów. Charakteryzują się dość gęstymi zębami, które są długie, cienkie i sztywne. Pozwalają dokładnie oczyścić trawnik z wszelkich zanieczyszczeń, a dodatkowo delikatnie spulchnić glebę. Doskonale nadają się do tzw. wyczesywania trawnika, co należy wykonać przynajmniej 2–3 razy od wiosny do jesieni. Polega ona na energicznym grabieniu grabiami do pielęgnacji trawnika, tak aby usunąć wszelkie nieczystości oraz zruszyć glebę. Przed przystąpieniem do wyczesywania należy zwrócić uwagę, czy trawnik nie jest porośnięty mchem. Jeżeli występuje mech, należy go usunąć stosują przystosowane do tego preparaty.
Do liści – ten rodzaj grabi okaże się niezbędny zwłaszcza jesienią, gdy nasz ogród zostanie pokryty spadającymi z drzew liśćmi. Grabie takie są zbudowane z długich i elastycznych zębów. Z uwagi na ich kształt nazywane są także grabiami wachlarzowymi. Dzięki swej szerokiej budowie pozwalają na skuteczne usuwanie liści z dużej powierzchni. Zęby mogą być metalowe lub plastikowe, zaś trzonek zazwyczaj jest drewniany, choć spotkać można także metalowy lub plastikowy. Cechą charakterystyczną tego rodzaju grabi jest ich waga. Ponieważ są bardzo lekkie, ich użytkowanie nie wymaga użycia znacznej siły, jak w przypadku innych typów grabi.
Polowe/do siana – to jedne z największych grabi. Są całe wykonane z drewna, zarówno zęby jak i trzonek. Nadają się do grabienia dużych ilości trawy. Grabie takie przydatne okażą się tym z nas, którzy mają potrzebę grabienia dużych ilości wysuszonej trawy w celu uzyskania siana.
Z przedstawionego podziału grabi ogrodowych wynika, że są one przydatnym narzędziem. Właściwy dobór grabi w zależności od wykonywanej czynności pomaga w zaoszczędzeniu sił, a także znacznie usprawnia wykonywanie zadania. Dla przykładu, rozprowadzanie ziemi po jej przekopaniu znacznie łatwiej i szybciej uda nam się wykonać przy pomocy klasycznych grabi aniżeli po użyciu do tego celu np. grabi do liści. | Rodzaje grabi ogrodowych |
Ciepłe miesiące to idealna pora na przeprowadzenie drobnego remontu samochodu. Oprócz wymiany filtrów czy porządnego mycia warto zająć się uszkodzeniami karoserii. Wbrew pozorom nie jest to trudne, nie wymaga wielkiej wprawy ani umiejętności. I można sporo zaoszczędzić na lakierniku. Na początku musimy poczynić drobne zastrzeżenie. Samodzielne usuwanie ognisk korozji jest możliwe w przypadku niewielkich uszkodzeń. Z dużymi płatami rdzy oraz głębokimi wżerami lepiej udać się do blacharza.
Myj samochód!
W walce z rdzą najważniejsza jest profilaktyka. Regularne i uważne mycie samochodu pozwala dostrzec pojawiające się problemy i w porę im zaradzić. Kiedy zobaczymy, że na karoserii pojawiły się ogniska rdzy, warto jak najszybciej zabrać się do pracy. Najbardziej podatne na „rudą” są krawędzie nadkoli, progi i dół drzwi. To elementy, w które uderzają kamyki, żwir, a potem – zimą – osadza się na nich sól z dróg. Dlatego je właśnie powinniśmy oglądać szczególnie uważnie.
Kiedy znajdziemy ognisko rdzy, musimy zacząć od zgromadzenia odpowiednich środków. Najlepszym miejscem na tego typu działania jest własny albo cudzy garaż. Może też być podziemny – po pierwsze, chodzi o uniknięcie wiatru, który mógłby nanieść kurz i pokrzyżować nasze plany. Po drugie zaś, unikniemy słońca, które nie jest wskazane podczas pracy przy lakierze. Powinniśmy unikać wystawiania auta na jego promienie nawet podczas woskowania karoserii lub traktowania jej innymi środkami konserwującymi. A po trzecie, łatwiej nam będzie ustrzec się much i innych owadów, które mogłyby się przykleić do świeżego lakieru.
Ścieramy rdzę
Wracając do rdzy – nie maskujemy jej mazakami czy kredkami do lakieru. Tego typu patenty nadają się jedynie do maskowania rys. Musimy kupić odpowiedni papier ścierny, najlepiej drobny, podkład i lakier oraz preparat do odtłuszczania. Do tego warto mieć rolkę taśmy malarskiej do zabezpieczania pozostałej części lakieru.
Zaczynamy od fizycznego usunięcia rdzy. „Purchelki” musimy zeszlifować papierem ściernym, jak najmniej uszkadzając lakier dookoła ogniska rdzy. Upewnijmy się, że usunęliśmy całą rdzę i nie została jej ani odrobina. W zasadzie już na tym etapie prac warto okleić miejsce naprawy taśmą malarską, by przypadkiem nie zajechać papierem ściernym zbyt szeroko.
Odtłuszczamy blachę
Ten etap można porównać do oczyszczania rany. Kolejnym powinna więc być dezynfekcja. Czym odtłuścić powierzchnię? Możemy do tego celu użyć benzyny ekstrakcyjnej albo innego dobrego rozpuszczalnika. Na tym etapie przyda nam się też puszka sprężonego powietrza, którym wydmuchamy wszelkie opiłki powstałe podczas szlifowania.
Uzupełniamy ubytki
Czasami ognisko rdzy jest na tyle głębokie, że nawet po pokryciu go lakierem będziemy widzieć nierówność. W miejscu naprawy pojawi się po prostu wgłębienie. Aby nie zostawiać takiej niedoróbki, po zeszlifowaniu rdzy musimy użyć maty, żywicy i utwardzacza. Najlepiej kupić specjalny zestaw, ze wszystkimi niezbędnymi składnikami. Mata to tkanina z włókna szklanego. Przycinamy ją nożyczkami do odpowiedniego kształtu – koniecznie w gumowych rękawiczkach. Łatkę nakładamy na dziurę, smarujemy mieszanką żywicy z utwardzaczem. Proporcje znajdziemy na opakowaniu. Po wyschnięciu szlifujemy drobnym papierem ściernym do pożądanego kształtu.
Lakierujemy
Mamy dwie możliwości. Jedną, najbardziej wygodną, jest kupienie tzw. lakieru zaprawkowego. Lakiery takie wypuszczają producenci samochodów albo firmy chemiczne. Dzięki temu można kupić fiolkę lakieru do konkretnego modelu i koloru samochodu. W opakowaniu znajdują się dwie buteleczki, przypominające lakier do paznokci – mają pędzelki. Po oczyszczeniu i odtłuszczeniu wżeru traktujemy go najpierw lakierem kolorowym, a potem – po wyschnięciu – bezbarwnym. To bardzo skrótowy opis, bardziej precyzyjny znajdziemy na opakowaniu lakieru. Lakiery zaprawkowe z pędzelkami kosztują niewiele, na ogół 20–40 zł za zestaw.
Drugim wyjściem jest kupienie lakierów w spreju. Nie warto zamawiać dużych opakowań, bo w większości przypadków potrzebujemy ledwie kilku psiknięć. W tym wypadku użycie taśmy malarskiej i oklejenie miejsca naprawy jest koniecznością. Najpierw używamy podkładu, najlepiej w kolorze zbliżonym do barwy lakieru, aby spod niego nie przebijał niechciany kolor. Po wyschnięciu miejsce naprawy pokrywamy właściwym lakierem. | ABC usuwania ognisk korozji |
Sezon grzybowy w pełni, a miłośnicy grzybobrania z przyjemnością przemierzają leśne ścieżki w poszukiwaniu dorodnych okazów. Niestraszne są im deszcze i wysokie temperatury. Takie warunki atmosferyczne sprawiają, że grzyby szybciej rosną. Prawdziwych grzybiarzy można spotkać nawet o świcie. Wycieczka ta wymaga jednak odpowiedniego przygotowania. Wysokie buty, nakrycie głowy czy płaszcz przeciwdeszczowy to nie wszystko. Ważny jest również pojemnik i nóż, który umożliwi zebranie i oczyszczenie grzybów. Czy zwykły nóż kuchenny wystarczy?
Teoretycznie tak. W praktyce tradycyjny nóż, którego zazwyczaj używamy w kuchni, może okazać się zbyt duży i będzie niewygodny w użytkowaniu. O wiele lepiej sprawdzają się niewielkie nożyki, którymi obieramy warzywa. Są one poręczne i nie powodują większych trudności w ścinaniu i czyszczeniu grzybów. Jeśli należysz do zapalonych grzybiarzy, zainwestuj jednak w profesjonalny sprzęt. Na rynku dostępne są bowiem specjalne noże, stworzone z myślą o osobach takich, jak ty, które dostosowane są do potrzeb prawdziwych miłośników grzybobrania.
Nóż składany – idealny na grzybobranie
Nóż nie powinien stanowić zagrożenia dla ciebie lub osób przebywających w twoim towarzystwie – tym bardziej, że grzybiarze najczęściej trzymają w jednym ręku koszyk, a w drugim naostrzony sprzęt. Idealny na tego typu wypady jest więc nóż składany, który minimalizuje ryzyko przypadkowego zranienia, np. w wyniku potknięcia. Nóż ten nie zajmuje zbyt wiele miejsca i bez problemu można go schować do kieszeni spodni. Do składanych noży należą np. popularne scyzoryki, które przydadzą się nie tylko w lesie, ale i na rybach lub podczas letniego wypadu pod namiot.
Noże do zbierania grzybów z miotełką lub pędzelkiem
Bardzo dobrym wyborem są noże, które docelowo mają służyć grzybiarzom. W odróżnieniu od klasycznych scyzoryków mają one specjalną miotełkę lub pędzelek, które pomagają oczyścić grzyby z ziemi i liści przed włożeniem ich do koszyka. Dzięki temu unikniemy sypania się piasku i ziemi, a grzyby przyniesione do domu będą czyste.
Profesjonalnie wyprofilowane ostrza pozwalają w łatwy sposób ściąć leśny okaz i są gwarantem bezpieczeństwa. Dobrze, jeśli ostrza są wykonane ze stali nierdzewnej, a nóż jest wyposażony w brelok umożliwiający doczepienie go do odzieży. Niektóre noże na grzyby są sprzedawane w zestawie z pokrowcem, który można przyczepić do koszyka lub paska od spodni. Takie noże można nabyć już za niecałe 20 zł.
Noże do zbierania grzybów ze szczoteczką lub miarką
Alternatywą dla noży z miotełką lub pędzelkiem są noże z polipropylenową szczoteczką. Przykładem są noże Fiskars, które mają uchwyt z antypoślizgową powłoką. Można je kupić na Allegro również za niecałe 20 zł. Nóż z miarką to gratka dla prawdziwego miłośnika grzybów, który czuje potrzebę zmierzenia zebranego okazu. Oprócz czterocentymetrowej miarki nóż ten ma zwykle pędzelek i brelok.
Zbieranie grzybów nie należy do najłatwiejszych zajęć. Oprócz dobrego wzroku liczy się także cierpliwość i opanowanie. Czynność ta warta jest jednak wielu poświęceń. Wiedzą o tym grzybiarze, którzy po skończonych zbiorach z dumą prezentują swoje okazy i z ogromną satysfakcją przyrządzają z nich przysmaki. | Nóż na grzyby – jaki wybrać? |
Pierwszy mebel przypominający współczesne biurko wykonano w XVII wieku dla Ludwika XIV. Na pięknych smukłych nogach spoczywał blat, pod nim pośrodku mieściła się mała szufladka oraz dwie większe po bokach. Taki model z czasem nazwano bureau plat. Zanim to jednak nastąpiło, warto na chwilę cofnąć się do XV wieku. Wtedy to powstały tzw. kabinety. Tą nazwą określano umieszczoną na blacie stołu lub komody drewnianą nadstawkę, wyglądającą jak skrzyneczka zamykana drzwiczkami. Po ich otwarciu ukazywały się liczne mniejsze i większe szufladki na drobiazgi, biżuterię czy ważne dokumenty.
Od kabinetu do sekretarzyka
W XVI wieku kabinet stał się już dużym meblem wolno stojącym, z wysuwanym lub odchylanym blatem. Składał się ze skrzyniowej podstawy na nóżkach, do której na stałe był przymocowany właściwy kabinet. Ówczesne modele wyróżniały się eleganckim wykończeniem. Wytwarzano je z wysokogatunkowego drewna, np. mahoniu, hebanu czy palisandru, i bogato zdobiono intarsjami, złoceniami, srebrem, laką, kością słoniową.
Wiek XVII to czas bureau plat. Z czasem pojawiły się kolejne wersje tego mebla – po jego bokach znalazły się rzędy szuflad, natomiast pomiędzy nimi zostawiono miejsce na nogi osoby siedzącej.
Okresem świetności biurek bez wątpienia był wiek XVIII. Oprócz tradycyjnych modeli wtedy też powstały meble z blatem przesłanianym półkolistymi żaluzjami oraz pierwsze dekoracyjne sekretarzyki. Kształtem przypominały stolik z nadstawką zakrywaną płytą uchylną lub roletą drewnianą, za którą mieściły się przegródki, szufladki i schowki. Sekretarzyki są popularne do dziś.
Przyszła też moda na biurka, przy których pracowano na stojąco. Były to tzw. kantorki. Wbrew pozorom praca przy nich bardziej służyła zdrowiu niż przy współczesnych modelach. Piszącego przy kantorku nie bolały plecy, ponieważ nie garbił się, jak podczas siedzenia. Często też robił przerwę w pracy, bo trudno stać przez wiele godzin. Podobno przy kantorku Ernest Hemingway napisał „Komu bije dzwon”.
Biurka do… biur
W wieku XIX zaczęły powstawać pokoje do pracy, w których biurka grały główną rolę. Aranżowanie tzw. gabinetów w prywatnych domach nasiliło się w okresie międzywojennym. Pod koniec lat 40. XX wieku biurka kojarzyły się przede wszystkim z wyposażeniem licznie powstających biur. Powojennemu okresowi rozwoju i odbudowy towarzyszyła… biurokracja – stosy papierów, dokumentów, kwitów musiały się zatem gdzieś pomieścić.
Lata 60., a zwłaszcza 70. przyniosły początki nauki zwanej ergonomią. Projektanci zaczęli koncentrować się na rozwiązaniach sprzyjających zdrowej postawie i wygodzie siedzących przy biurku osób. Aby ułatwić wygodne pisanie, opracowywano podnóżki pod stopy, fotele do biurka były profilowane w okolicy kręgosłupa lędźwiowego, wprowadzano mechanizmy regulujące wysokość biurek.
Co dalej z biurkiem?
Współcześnie ergonomia nie tylko nie traci na znaczeniu, ale także wciąż się rozwija. Biurka mają teraz odpowiednio szerokie blaty. W niektórych modelach istnieje możliwość zmiany ich kąta nachylenia. Gdy upowszechniły się komputery, pojawiły się przeróżne nadstawki na monitory, dzięki którym można dostosowywać wysokość ekranu do poziomu oczu piszącego. Pod nadwerężane nadgarstki konstruuje się specjalnie profilowane podkładki.
W ostatnich latach prym wiodą laptopy, notebooki i smartfony. Nie wymagają one szerokich biurkowych blatów, projektanci oferują więc niewielkie stoliki-podstawki pod laptop i komputer. Czyżby solidne biurka odchodziły do lamusa?
Nie tak szybko! Miłość do eleganckich biurek nie słabnie. Szczególnie zaś do tych „z duszą”. Popularność stylu retro wiąże się z poszukiwaniem cennych, oryginalnych mebli, np. biurek w stylu art déco – piękne, pełne wdzięku, uniwersalne pod względem urody pasują do każdego wnętrza.
Wraz z nasilającym się sentymentem do czasów minionych rośnie obecnie zainteresowanie meblami z lat 50. i 60., w tym także biurkami. Wyszperane na strychach i w piwnicach są odnawiane i z dumą wstawiane do nowoczesnych gabinetów. Wszystko wskazuje na to, że przyszłość klasycznych biurek jest niezagrożona. | Różne oblicza biurka - historia niezwykłego mebla |
Wybierając tablet w cenie około 700 złotych, mamy bardzo duży wybór. Co prawda do topowych urządzeń renomowanych producentów bardzo wiele brakuje, ale mimo to możemy zdecydować się na ciekawe urządzenie z kilkoma interesującymi opcjami. Sprawdźmy więc, jakie modele są godne uwagi w tym przedziale cenowym. Samsung Galaxy Tab E
Być może już pierwsza propozycja w naszym zestawieniu zadowoli wybrednych użytkowników, którzy szukają sprzętu wydajnego i stylowego. Model Galaxy Tab E to tablet dla osób preferujących pewne rozwiązania – żadne eksperymenty czy niesprawdzone nowości.
Jeśli ktoś dysponuje kwotą około 700 złotych, dostanie sprzęt wyposażony w ekran legitymujący się przekątną 9,6 cala i rozdzielczością 1280 x 800 pikseli. Nie musimy się martwić działaniem aplikacji i wymagających gier, gdyż nad tym czuwa wydajny procesor czterordzeniowy taktowany zegarem 1,3 GHz oraz 1,5 GB pamięci operacyjnej RAM.
Na system, aplikacje oraz multimedia użytkownika przeznaczono skromne 8 GB pamięci wewnętrznej, ale w każdej chwili możemy rozszerzyć tę wartość za pomocą kart pamięci microSD o pojemności nawet 128 GB. Za komunikację ze światem odpowiadają moduły łączności Bluetooth, GLONASS, GPS oraz WiFi, a nad wszystkim czuwa system operacyjny Google Android 4.4 KitKat, ale producent już przygotował nowszą wersję.
Asus Transformer T100
Co prawda model Asus Transformer T100 nie jest nowością na rynku, ale jego parametry oraz budowa sprawiają, że nadal jest to bardzo ciekawy kąsek na rynku tabletów w cenie do 700 złotych. Cechą szczególną jest odłączana klawiatura, która znacząco poprawia komfort pracy, przeglądania Internetu etc.
Sercem urządzenia jest wydajny procesor Intel Atom Quad-Core Z3735 (2M Cache, 4 x 1.83 GHz) wspomagany przez 1 GB pamięci operacyjnej RAM. A dane użytkownika przeznaczono 32 GB pamięci flash z możliwością rozszerzenia o dodatkowe gigabajty za pomocą kart pamięci microSD. Na uwagę zasługuje również dwupasmowe WiFi, obecność portu USB 3.0, zaś najważniejszym elementem jest oczywiście ekran IPS o przekątnej 10 cali i rozdzielczości 1366 x 768 pikseli.
Lenovo A8-50L
W tym przypadku mamy do czynienia ze stylowym i trochę mniejszym tabletem. Model Lenovo A8-50L wyposażono w 8-calowy ekran o rozdzielczości 1280 x 800 pikseli, procesor MTK MT8735 (4 rdzenie, 1.30 GHz, Cortex A53) oraz 1 GB pamięci operacyjnej RAM. Użytkownik może skorzystać z wbudowanej pamięci 16 GB lub rozszerzyć ją za pomocą karty pamięci microSD. Ciekawostką jest wbudowany modem 4G, dzięki któremu możemy korzystać z Internetu za pomocą karty SIM praktycznie w każdym miejscu bez zasięgu WiFi. Nad poprawnym działaniem czuwa system operacyjny Google Android 5.0 Lollipop. Cena tego modelu na Allegro to kwota około 650 złotych.
Kruger&Matz Eagle 1064
Dysponując kwotą około 700 złotych, otrzymamy również bardzo ciekawy model Kruger&Matz Eagle 1064. Sprzęt dysponuje w 10-calowym ekranem wykonanym w technologii IPS o rozdzielczości 1280 x 800 pikseli. Ponadto na pokładzie znajdziemy wydajny procesor czterordzeniowy Rockchip 3288 Cortex A17 o taktowaniu 2,0 GHz, który wspomagany jest przez 2 GB pamięci operacyjnej RAM. Nie jest to co prawda topowa specyfikacja, ale z pewnością pozwoli na uruchamianie nowych gier i wymagających aplikacji, zaś korzystanie z przeglądarki, portalu społecznościowego i komunikatora nie będzie żadnym problemem.
Na system operacyjny (Google Android 4.4 KitKat), multimedia i inne dane przygotowano 8 GB pamięci wewnętrznej z możliwością rozszerzenia za pomocą kart microSD. Producent postanowił również zamontować aparat fotograficzny o rozdzielczości 8 Mpix oraz kamerkę do wideorozmów 2 Mpix z przodu. Nie są to imponujące parametry, ale dla amatora fotografii powinno wystarczyć. Na uwagę zasługuje także wbudowany modem 3G ułatwiający dostęp do Internetu poza zasięgiem WiFi.
Kiano Intelect X1
Kolejny model pod wieloma względami zbiera zalety poprzedników i oferuje coś specjalnego od siebie – system operacyjny Windows 10.
Kiano Intelect X1 to stylowe i miłe dla oka urządzenie 2 w 1, czyli połączenie tabletu z pełnowymiarową klawiaturą QWERTY. Sprzęt wyposażono w ekran o przekątnej 10 cali oraz rozdzielczości 1280 x 800 pikseli, procesor Intel Atom x5-Z8300 o częstotliwości 1,44 GHz oraz pamięć operacyjną RAM o pojemności 2 GB. Na dane użytkownika przeznaczono aż 32 GB pamięci flash z możliwością rozszerzenia o dodatkowe 64 GB za pomocą karty pamięci microSD. Cena tego modelu na Allegro w dniu publikacji zestawienia to 700 złotych. | Tablety do 700 - III kwartał 2016 |
Woda to bezpieczne środowisko dla bobasa. Tak naprawdę zna je świetnie, bo spędził w nim 9 miesięcy. I jeszcze do 6.–8. miesiąca życia nie boi się wody oraz ma naturalny odruch pływania. Warto więc to wykorzystać i zapisać niemowlę na zajęcia na basenie. Wybór szkoły pływania dla niemowlęcia to jednak nie jest kaszka z mleczkiem. Podpowiadamy, na co zwrócić uwagę podczas przeglądania ofert, a także jak się przygotować i co ze sobą zabrać na zajęcia pływania.
1. Sprawdzamy dojazd do najbliższych basenów
Wybierzmy się do ośrodków sportów wodnych położonych niedaleko naszego miejsca zamieszkania. To dość istotne, żeby podróż na zajęcia nie trwała długo i nie była męcząca. Warto też sprawdzić, jak wygląda sytuacja z parkowaniem przy basenie – czy będziemy musieli się przespacerować z torbą sportową i nosidełkiem, czy może uda się zostawić samochód praktycznie pod budynkiem. To, co na początku wydaje się bez znaczenia, z czasem może być kluczowe – w siarczysty mróz każdy dodatkowy metr, który trzeba pokonać, staje się uciążliwy.
2. Oceniamy stan techniczny zaplecza i pływalni
Wybierzmy się na upatrzony basen sami. Nie poprzestawajmy na ładnych zdjęciach w internecie i opiniach znajomych. Musimy czuć się tam bezpiecznie i miło. Warunki sanitarne w szatniach i na samej pływalni nie mogą budzić naszych wątpliwości, bo dorośli wiedzą, że nie należy chodzić gołymi stopami po miejscach, w których łatwo o zarażenie się grzybem czy bakteriami, natomiast jeśli małego pływaka najdzie nagle ochota na raczkowanie, lepiej, by nie robił tego na popękanych i niedoczyszczonych kafelkach. Dowiedzmy się też, które baseny oferują dostęp do tzw. szatni rodzinnych, gdzie może przebywać dwoje rodziców, jest przewijak i odpowiednia ilość miejsca, by wszyscy spokojnie przygotowali się do zajęć lub powrotu do domu.
3. Sprawdzamy basen i brodzik
Ważne są też dokładne informacje dotyczące miejsca, w którym maluchy będą pływać. Powinien to być brodzik o głębokości od 20–120 cm (przedział zalecany dla dzieci od 2. miesiąca do 4. roku życia). Temperatura wody musi mieścić się w przedziale 32–34 stopnie. Przed każdym wejściem dzieci do wody konieczne jest sprawdzanie jej czystości. I oczywiście kontakt z wodą nie powinien powodować alergii, więc nie może być chlorowana, ale ozonowana. Na szczęście to coraz częstsza praktyka na basenach.
4. Rozmawiamy z kadrą szkoły
Poznajmy osoby, którym chcemy powierzyć nasze dzieci. Pracownicy recepcji zapewne udzielą wielu potrzebnych informacji, ale ostatecznie to nie oni będą obok nas w wodzie. Zapytajmy instruktorów o uprawnienia, referencje, sposoby pracy. Dowiedzmy się, jak wyglądają lekcje, jaka jest rola rodziców podczas zajęć, jaki szkoła oferuje sprzęt, a co należy mieć ze sobą. Sprawdźmy, czy szkoła prowadzi różne grupy zaawansowania, w jakich formach pracy się specjalizuje i jakie ma osiągnięcia.
5. Poprośmy o zajęcia próbne
Jeśli będzie to możliwe – koniecznie z nich skorzystajmy. To naprawdę kluczowy element, który powinien wpłynąć na naszą decyzję. Podczas spotkania w wodzie będziemy mogli najwłaściwiej ocenić, czy możliwe jest nawiązanie dobrej relacji między dzieckiem, nami a instruktorem. Zajęcia próbne powinny zacząć się od poinstruowania rodziców na temat bezpieczeństwa: co zrobić, gdy dziecko zakrztusi się wodą, jak je prawidłowo trzymać podczas zajęć, na co bezwzględnie nie pozwalać. Jeśli taka rozmowa się nie odbyła, powinno to zwiększyć naszą czujność, ponieważ jej brak jest równoznaczny z niekompetencją instruktora.
Jak przygotować się do zajęć i co ze sobą zabrać?
Zanim wyruszymy na zajęcia:
Nie przekarmiajmy dziecka na godzinę przed zajęciami, ponieważ pływanie z pełnym brzuszkiem nie jest zdrowe.
Zapakujmy pieluszki do pływania, by założyć je dziecku przed wejściem na zajęcia.
Spakujmy wszystkie konieczne akcesoria higieniczne – mokre chusteczki, ręcznik z kapturem, dodatkowe zwykłe pieluchy jednorazowe, oliwkę itp.
Nie zapomnijmy rzeczy dla siebie – kąpielówki bądź kostium (najlepiej jednoczęściowy), klapki, czepek, ręcznik.
Weźmy picie i jedzenie, by po wyjściu z wody móc podać coś dziecku, ale też mieć coś dla siebie.
Zabierzmy kilka kolorowych zabawek, które będą się unosić na wodzie, by zachęcić malca do aktywności – być może takie rzeczy będzie zapewniać szkoły, więc dopytajmy o to.
Zajęcia na basenie to nie tylko rozrywka dla niemowlęcia, ale też ważny element wspierający jego rozwój psychofizyczny. Pomyślmy o tej formie aktywności, jednak z rozwagą i troską wybierzmy miejsce oraz instruktorów. I nie wahajmy się przed zmianą, jeśli coś nas zaniepokoi. | 5 porad, jak wybrać szkołę pływania dla niemowląt |
Tablet czy phablet? W dzisiejszych czasach technologia idzie cały czas do przodu, oferując nowe typy urządzeń. Trudno jest nadążyć za coraz częściej pojawiającymi się nowościami. Oznaczają one również kolejne funkcje, które z pewnością mogą nam ułatwić życie. Do coraz powszechnych urządzeń z pewnością zaliczyć możemy tablety, a także phablety, które od niedawna starają się z nimi konkurować. Które z nich wybrać i jakie są zalety, a jakie wady każdego z tych urządzeń?
Tablet
Tablet to nic innego, jak po prostu przenośny komputer o rozmiarach większych od telefonu komórkowego. Charakteryzuje się dużym ekranem dotykowym (technologia Multi-Touch). Większość z nich nie ma fizycznej klawiatury, a jedynie wirtualną, którą obsługiwać możemy przy użyciu specjalnego rysika albo dotykając bezpośrednio ekranu. Tablety korzystają jedynie z wbudowanych dysków twardych, co odróżnia je od zwykłych komputerów osobistych. Wszelkie aplikacje można pobrać na tablet jedynie poprzez ściągnięcie ich z Internetu.
Zalety
Podstawową zaletą tabletu jest jego mobilność. Niewielki rozmiar sprawia bowiem, że możemy go wszędzie ze sobą zabrać bez dodatkowego obciążania, jak to bywa w przepadku znacznie większych i cięższych laptopów. Tablet bez problemu zmieści się do niewielkiego plecaka albo małej damskiej torebki. Tablety oferują nam wiele funkcji, z których możemy korzystać dosłownie w każdym miejscu, a jedynym wymaganiem jest posiadanie łączą internetowego. To jednak w dzisiejszych czasach, biorąc pod uwagę ilość łącz WiFi, nie stanowi większego problemu. Sama obsługa tabletu jest bardzo prosta i intuicyjna. Mnogość funkcji i aplikacji sprawia, że idealnie nadaje się do pracy (ma edytor tekstów, zupełnie tak jak zwykłe komputery osobiste) oraz szeroko pojmowanej rozrywki. Dostęp do wszystkich portali internetowych umożliwia stały kontakt ze światem. Na każdym tablecie mamy możliwość grania w przeróżne gry, używania aplikacji oraz czytania książek elektronicznych.
Wady
Niestety, oprócz znacznych zalet, tablet ma również liczne wady, które ograniczają sprzedaż. Sama cena powstrzymuje niektórych użytkowników przed ich zakupem. Tablet nie współpracuje z żądnymi nośnikami danych, więc dostęp do Internetu jest wymagany, a pobranie niektórych aplikacji może być dość kosztowne. Ponadto ekrany wykonane są z delikatnego tworzywa, a upadek z wysokości jednego metra może wiązać się z pęknięciami i trwałymi uszkodzeniami, dlatego w użytkowaniu i przenoszeniu tego sprzętu mobilnego należy wykazywać się sporą ostrożnością. W porównaniu np. z notebookami ich funkcjonalność także jest w pewnym stopniu ograniczona. Mowa tu m.in. o edytorach tekstów – wygoda korzystania z nich pozostawia wiele do życzenia.
Phablet
Phablet to nowość na rynku technologii. Jego nazwa wiąże się z tym, iż łączy on w sobie funkcje zarówno tabletu, jak i smartfona. Rozmiarem przypomina nieco smartfon, choć jest od niego trochę większy. Typowy phablet ma od 5 do 7 cali, dzięki czemu z łatwością możemy go ze sobą zabrać właściwie wszędzie. Jednak nie tylko jego rozmiar różni się od typowego tabletu, ale także i waga. Phablet jest bowiem znacznie lżejszy.
Zalety
Phablety (fablety) faktycznie mają dużo zalet. Użytkować można go – tak jak w przypadku tabletu – za pomocą rysika lub palców dłoni. Zdecydowanie jest to urządzenie mobilne, które możemy wszędzie ze sobą zabrać. Ze względu na to, iż większość z nich jest mniejsza od typowego tabletu, bez problemu możemy go zmiesić w kieszeni. Phablet ma ekran o wysokiej rozdzielczości, co zapewnia duży i czytelny obraz. Ze względu na swój rozmiar idealnie nadaje się również jako GPS. W przeciwieństwie do tabletu, z phabletu możemy wykonywać połączenia, dlatego też jest to rozwiązanie idealnie dla biznesmenów. Ponadto zapewnia wygodne przeglądanie filmików, czytanie e-booków oraz korzystanie z gier.
Wady
Duży wyświetlacz powoduje, że czas działania baterii staje się obniżony. Nie da się więc używać tego sprzętu cały dzień bez ładowania. Rozmiar phabletu w praktyce może okazać się jego wadą, bowiem użytkowanie często jest niewygodne i trudno obsługiwać go jedną ręką. Niektóre modele nie zmieszczą się nam do kieszeni spodni, co może stanowić pewne utrudnienie.
Wybór zależy od preferencji użytkownika i od tego, z jakich funkcje chciałby korzystać. Gdy cenisz sobie poręczność i możliwość wykonywania połączeń, phablet na pewno będzie lepszym rozwiązaniem. Jeśli jednak wolisz mnogość funkcji i większy rozmiar, to wybierz tablet. Do najczęściej polecanych tabletów należy Apple Ipad Air, który charakteryzuje się nowoczesnym wyglądem i wieloma możliwościami. Do często wymienianych należy także Samsung Galaxy Tab 10.1. Nowością wśród phabletów jest z kolei Phablet Nokia Lumia 1520. | Tablet czy phablet? Plusy i minusy każdego z urządzeń |
Posiadacze instalacji gazowej cieszą się z prawie dwukrotnie niższych kosztów tankowania niż ci, którzy tankują benzyną. Musisz jednak pamiętać, że LPG wiąże się z przeglądami i to nie tylko na stacji kontroli pojazdów, ale też u siebie w garażu. W artykule podpowiem ci, jak prawidłowo dbać o samochód z instalacją na gaz i dlaczego tak ważne są domowe kontrole. Najważniejsze zasady
Instalacja gazowa zyskała na popularności z powodu ceny tankowania. Tak jak za litr benzyny trzeba zapłacić czasem nawet 5 zł, tak za gaz zapłacimy ok. 2,50 zł a nawet mniej. O auto z instalacją gazową trzeba szczególnie dbać, gdyż nawet regularne wizyty u gazownika mogą okazać się po prostu niewystarczające. Na szczęście sam możesz bardzo dobrze zadbać o odpowiedni stan instalacji gazowej w samochodzie. Musisz jednak pamiętać o paru istotnych czynnikach, które mają decydujący wpływ na stan instalacji. Po pierwsze, warto od czasu do czasu wymieniaćfiltr powietrza. Z czasem lubi się zapychać, a to skutkuje znacznym obniżeniem osiągów samochodu. Podobnie co jakiś czas – przeważnie od 5 do 10 tys. kilometrów – z pewnością będziesz musiał wymienić filtr gazowy. Dopilnuj też, aby wymienione części odpowiednio wyregulować, tak by działały, jak należy.
Dodatkowe porady
Oprócz standardowych zasad mam dla ciebie parę dodatkowych porad, dzięki którym instalację na gaz w twoim samochodzie zachowasz w jeszcze lepszym stanie. Mniej więcej po wyjeżdżeniu 20 tysięcy kilometrów musisz pomyśleć o wymianie świec zapłonowych. Przy instalacji gazowej zapłon jest o wiele trudniejszy, a z kolei gdy iskra jest stosunkowo słaba – występują problemy z odpalaniem samochodu i samym silnikiem. Paradoksalnie płyn chłodniczy zajmuje się ogrzewaniem autogazu, dlatego też twoim bardzo ważnym obowiązkiem jest utrzymywać odpowiedni poziom płynu. W przeciwnym razie doprowadzisz do zamrożenia reduktora, czego zdecydowanie byś nie chciał.
Oprócz regularnej wymiany wcześniej wspomnianych części musisz naprawdę uważać, czym tankujesz swoje cztery kółka. Gorszej jakości gaz typu propan-butan może negatywnie wpłynąć na kondycję silnika, dlatego staraj się odwiedzać znane punkty, zaopatrujące się u znanych dostawców gazu. Wybór stacji jest o tyle istotny, że dla prawidłowego działania samochodu z instalacją gazową potrzebna jest dobra jakościowo benzyna. Na pełen bak gazu zawsze wlewaj 10-15 litrów benzyny. Otóż samochód, aby w ogóle ruszył, potrzebuje również benzyny. W przeciwnym wypadku po prostu nie ruszysz z miejsca.
Dlaczego dbanie o instalację jest tak ważne?
Tak jak wcześniej wspomniałam, nawet regularne przeglądy w stacjach kontroli samochodów mogą okazać się niewystarczające. Dlaczego? Zazwyczaj taka kontrola sprowadza się do przeglądu dokumentacji
i ewentualnie sprawdzenia daty ważności butli z gazem. Pozostałe, a również istotne części samochodu zazwyczaj są traktowane po macoszemu lub całkiem pomijane w kontroli, czego efektem mogą być przedwcześnie zużyte części. A przecież takiej sytuacji możesz łatwo uniknąć, regularnie monitorując samemu stan swojego samochodu. Zyskujesz w ten sposób pewność, że jeździsz na sprawnych częściach, a co najważniejsze – filtry powietrza i gazu nie są zapchane, a często to jest przyczyną złego stanu instalacji gazowej.
Dlatego jeszcze raz podkreślam – przeprowadzaj samemu regularnie taki „domowy” przegląd, gdyż sam po jakiś czasie przekonasz się, że niekiedy może być nawet bardziej wartościowy niż ten w autoryzowanym punkcie. | Jak dbać o instalację gazową? |
Dla amatorów sztuk walki treningi to szczególna okazja, by poczuć adrenalinę. Co zrobić jednak, gdy czas i okoliczności nie pozwalają na regularny udział w treningach pod okiem trenera i w grupie? Jeśli jesteś wielbicielem boksu, nie musisz rezygnować z treningu. Po zaopatrzeniu się w niezbędny sprzęt możesz rozpocząć ćwiczenia w domu. Tu znajdziesz podpowiedź, jaki sprzęt będzie niezbędny. Worek bokserski
Worek bokserski jest absolutnym minimum, które musisz mieć, by trenować w pojedynkę. Ceny takiego sprzętu zaczynają się już od 40 zł, w zależności od wagi oraz od materiału, z jakiego worek jest wykonany. Najczęściej worki są uszyte ze skóry syntetycznej i mają uchwyty, za pomocą których możesz przyczepić je do sufitu. Mogą mieć kształt gruszki lub walca. Popularne są również worki wykonane z plavilu. To popularny niemiecki materiał zbrojony, który charakteryzuje się wysoką wytrzymałością na otarcia, jest mocny i nie rozciąga się. Worki wykonane z takiego materiału mają również dodatkowe szwy. Worki bokserskie o kształcie regularnej kuli to tzw. refleksówki, wyposażone w dwie gumy służące wyrobieniu szybkości i techniki. Te droższe wykonane są ze skóry bydlęcej, cechuje je jednak większa trwałość.
Rękawice bokserskie
Rękawice bokserskie są podstawowym atrybutem bokserów. Nawet jeśli chcesz trenować w domu, bez nich się nie obejdziesz. Przy zakupie zwróć uwagę na ich trwałość i wyprofilowanie. Dobierz również odpowiadający ci rozmiar. Na rynku dostępne są rękawice wykonane ze skóry naturalnej lub syntetycznej. Te pierwsze są droższe, starczą jednak na dłużej. Podczas zakupu zwróć uwagę na ciężar rękawic – te większe i cięższe ułatwiają obronę. W ataku lepiej sprawdzają się lżejsze, zatem do trenowanie precyzji uderzeń w domu również warto wybrać rękawice o mniejszej wadze. Ceny rękawic bokserskich dla dorosłych zaczynają się od 35 zł.
Owijki na nadgarstki
Owijki, czyli bandaże bokserskie, to niezbędny ekwipunek każdego boksera. Chronią one nadgarstki, kciuki i pozostałe kości śródręcza. Co ważne – usztywniają one nadgarstek, co sprawia, że cios jest bardziej pewny i ma większą siłę. Nie zapominaj również o ich aspekcie higienicznym – pochłaniają one wilgoć, co ma niebagatelne znaczenie, biorąc pod uwagę, że rękawic bokserskich się nie pierze. Podczas zakupu pamiętaj, by rękawice były wystarczająco długie i elastyczne, tak aby spełniły swoją funkcję. Ceny bandaży bokserskich zaczynają się już od 15 zł – warto jednak o nich pamiętać, gdyż pomogą ci ustrzec się przed niechcianymi efektami treningów.
Kask bokserski
Kask jest kolejnym elementem niezbędnym do uprawiania tego sportu. O tym, jak jest ważny, z pewnością nikogo nie trzeba przekonywać. Amortyzuje ciosy (w przypadku treningu domowego uderzenia odskakującego worka) i nie pozwala na uszkodzenia głowy. Dostępny jest w opcji z kratką lub bez. Do treningu domowego wystarczy kask bez kratki, jeśli jednak po paru lekcjach planujesz konfrontację z żywym przeciwnikiem, zdecyduj się na zakup kasku z tym elementem. Kratka gwarantuje bowiem większą ochronę, jednocześnie jednak zawęża pole widzenia. Podobnie jak rękawice, kask może być wykonany ze skóry naturalnej lub syntetycznej i w zależności od zasobności twojego portfela możesz wybrać odpowiednią opcję. Kask można kupić już od ok. 50 zł.
Szczęka
Ochraniacz szczękito zdecydowanie najtańszy element wyposażenia boksera – ceny zaczynają się już od 2-3 zł. Nie lekceważ tego elementu, jeśli trenujesz w domu. Szczęka chroni nie tylko przed uszkodzeniem zębów od uderzeń przeciwnika, ale również przed ugryzieniem się w język, co może się przydarzyć podczas domowego treningu. Na rynku dostępne są ochraniacze szczęki podwójne lub pojedyncze – chronią jedną lub dwie partie uzębienia. Pamiętaj, aby przed użyciem włożyć ją do gorącej wody na 15-20 min, aby stała się plastyczna i łatwiej dopasowała się do kształtu twojego uzębienia.
Skakanka
Jeśli tylko dysponujesz odpowiednio dużą przestrzenią, nie zapomnij o treningu ze skakanką. Nie tylko wyrabia on kondycję, ale ćwiczy koordynację oraz mięśnie rąk i nóg. Warto wybrać skakankę z łożyskami, które zapobiegają skręcaniu się jej. Najlepiej zdecydować się na skakankę z metalową lub rzemienną linką. Trening na skakance to znakomity element rozgrzewki.
Jak widać, zaopatrzenie się w podstawowy ekwipunek boksera nie jest bardzo dużym obciążeniem dla budżetu. Podstawowy zestaw akcesoriów skompletować możesz już za ok. 150 zł. Dla własnego bezpieczeństwa nie rezygnuj z owijek lub szczęk – chociaż one to akurat najtańsza część wyposażenia treningowego. Jeśli planujesz zakup odzieży, zwróć przede wszystkim uwagę na jakość materiału, z której jest wykonana oraz na fason, by nie krępowała ruchów. Jeśli jednak nie chcesz inwestować w specjalny strój, krótkie spodenki i koszulka na ramiączkach w zupełności wystarczą do domowych treningów. | Sprzęt dla amatorów boksu, dzięki któremu możemy trenować w domu |
Z ręczników korzystamy nie tylko po prysznicu czy kąpieli, ale także w kuchni, na basenie i na plaży. Warto zatem wybierać modele wysokiej jakości, które będą nam służyły przez wiele lat. Dobre ręczniki powinny być wytrzymałe, dobrze chłonące wilgoć, miękkie i przyjemne w dotyku. Podpowiadamy, na co zwrócić uwagę, kupując ręczniki do łazienki (tzw. kąpielowe). Bawełniane czy bambusowe?
Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na to, z jakiego materiału został wykonany. Modele z syntetycznymi domieszkami są nietrwałe, szybko się niszczą i bardzo źle wchłaniają wilgoć. Najlepsze są ręczniki z tkanin naturalnych, m.in. bawełnianych czy bambusowych, ponieważ są wyjątkowo chłonne, wytrzymałe, a do ich produkcji stosuje się barwniki odporne na spieranie.
W sklepach najczęściej znajdziemy ręczniki wykonane z bawełny. To miękka, dobrze pochłaniająca wilgoć tkanina, która dodatkowo szybko schnie i nie niszczy się w praniu. Niektóre marki oferują modele z domieszką jedwabiu (bardziej miękkie) oraz wykonane z bawełny ekologicznej. W przypadku tych ostatnich mamy pewność, że w tkaninie nie znajdują się substancje toksyczne, jednak przekłada się to na zdecydowanie wyższą cenę.
Ręczniki z tkaniny bambusowej lub z domieszką włókien tej rośliny są bardzo miękkie, mają delikatny połysk, a do tego lepiej chłoną wodę i schną zdecydowanie szybciej niż bawełniane. Polecane są przede wszystkim alergikom, ponieważ nie zawierają substancji podrażniających. Ręczniki z bawełny egipskiej bardzo często stosuje się w hotelach, ponieważ doskonale znoszą wielokrotne prania i zdecydowanie lepiej się prezentują.
box:offerCarousel
Ważna jest gramatura
Ogromny wpływ na chłonność ręcznika ma nie tylko materiał, z którego został wykonany, ale także jego gramatura. Określenie to oznacza ciężar w gramach metra kwadratowego materiału, a im więcej waży ręcznik, tym lepszej jest jakości. Warto jednak pamiętać, że ręczniki o dużej gramaturze – ponieważ są grubsze i cięższe – zdecydowanie dłużej schną. Podczas zakupów warto także zwrócić uwagę na sposób tkania materiału, czyli gęstość oraz wielkość pętelek. Dwa ręczniki o tej samej gramaturze, ale innej strukturze pętelek mogą mieć inną jakość!
Ręcznik o gramaturze 300-400 g/m² są cienkie i lekkie, zajmują mało miejsca i bardzo szybko schną, ale źle chłoną wodą i kiepsko znoszą pranie. Nieco droższe są ręczniki o gramaturze 400–500 g/m², które dobrze sprawdzają się na plaży i po kąpieli. Najbardziej luksusowe są te modele, których gramatura wynosi 500-700 g/m², jednak trzeba się liczyć z wysoką ceną. Ręczniki te są mięsiste, miękkie, ciężkie i wolno schną, ale charakteryzuje je wysoka higroskopijność. Często wykorzystuje się je w hotelach wysokiej klasy.
box:offerCarousel
Przeczytaj również: Ręczniki do domu i na prezent
Wzór i jakość wykończenia
Ważnym elementem jest również wygląd i sposób wykończenia ręcznika. Pełni on bowiem w łazience nie tylko funkcję praktyczną, ale także estetyczną. Powinien pasować kolorystycznie i stylistycznie do całego wnętrza. Producenci oferują modele w przeróżnych barwach, od klasycznej bieli, przez awangardowe odcienie czerwieni oraz turkusu, aż po czerń. Nie brakuje także ręczników wielokolorowych, z dekoracyjnymi nadrukami, wymyślnymi haftami i fantazyjnymi bordiurami. Uwagę należy zwrócić także na jakość wykończenia: czy nici dobrze się trzymają, czy obszycie jest porządnie wykonane, czy kolory są równomierne itp. | Wybieramy ręczniki kąpielowe |
Snurkowanie to najprostszy sposób na obserwowanie podwodnego życia. Potrzebujemy do tego jedynie maski z rurką do oddychania i płetw ułatwiających pływanie. Snurkowanie (ang. snorkeling) staje się coraz bardziej popularne, ponieważ osoby, które nie potrafią lub boją się nurkować, mogą w ten sposób poznawać życie toczące się pod powierzchnią wody. Doskonałymi miejscami do uprawiania tej aktywności są wybrzeże Chorwacji oraz Morze Śródziemne i Morze Czerwone. Choć oczywiście można próbować jej wszędzie, ważne, by odpowiednio dobrać sprzęt.
Czego będziemy potrzebowali?
Do snurkowania nie jest potrzebny specjalny strój, ponieważ nie schodzimy głęboko pod wodę. W sklepach można znaleźć maski okularowe z fajką do oddychania i maski pełnotwarzowe z rurką. Maski dobrych marek są zazwyczaj wykonane ze szkła hartowanego, średnica rurek wynosi ok. 2 cm, a długość ok. 35 cm. Warto się również zaopatrzyć w płetwy, które ułatwią pływanie i leżenie na wodzie.
Kupując maskę pełnotwarzową, warto zwrócić uwagę na trzy rzeczy:
Maska pełnotwarzowa zapewnia szerszy kąt widzenia, nieograniczony przez rozmiar czy kształt okularów ani materiał, z którego są wykonane. Po przyłożeniu maski do twarzy powinniśmy komfortowo widzieć wszystko wokół.
W masce pełnotwarzowej wygodniej się oddycha. To ważne zwłaszcza dla osób, które nigdy nie pływały z tradycyjną fajką – mniejsze jest ryzyko, że wypuszczą fajkę z ust i zachłysną się wodą. Sprawdźmy, czy wybrana przez nas maska ma system zapobiegający wlewaniu się wody do fajki od góry, np. Dry Top.
Dobra maska idealnie przylega do twarzy, dzięki czemu oraz technologii Anti-Fog nie zaparowuje i pozwala komfortowo oglądać podwodne życie. Technologia Anti-Fog polega na tym, że powietrze, które dostaje się do maski, najpierw owiewa szybkę od środka, a dopiero potem jest wdychane. Z kolei powietrze wydychane zostaje odprowadzone przez boczne łączniki silikonowe i plastikowe, nie jest więc kierowane na szybkę, przez którą patrzymy. Sprawdźmy to w sklepie, wykonując w masce kilka wdechów i wydechów.
Jak sprawdzić, czy maska jest dobrze dopasowana?
Maska, której będziemy używać, powinna być szczelnie dopasowana i na tyle duża, by nos nie dotykał do szybki, gdy przyłożymy maskę do twarzy. Szczelność łatwo sprawdzić jeszcze w sklepie: przykładamy maskę do twarzy, nie zakładając paska na głowę, wciągamy powietrze nosem tak, aby maska się zassała, potem opuszczamy głowę i kierujemy wzrok w dół. Jeśli maska się trzyma, to oznacza, że jest szczelna i pasuje do naszej twarzy.
Popularne marki masek pełnotwarzowych to Piline i Aquaba – zestawy z fajką można kupić za ok. 130 zł.
Jak konserwować maskę?
Maskę należy myć płynem do naczyń po każdym tygodniu jej używania, by nie pozostawały w niej osady mogące wpłynąć na cyrkulację powietrza. Należy ją chronić przed słońcem i kontaktem z piaskiem! Przechowujmy ją w chłodnym, suchym miejscu, by zapewnić trwałość elementom silikonowym i zapobiec powstaniu zarysowań na szybce. | Najlepsze pełnotwarzowe maski do snurkowania – wskazówki dla kupujących |
W okresie zimy wiele kobiet zapomina o pielęgnacji stóp. Są one przecież dobrze ukryte w ciepłych skarpetach i butach. Jednak mroźna aura zestawiona z rozgrzanymi kaloryferami może znacząco wpłynąć na kondycję tej części ciała. Przemarznięte, niekiedy przemoczone od śniegu stopy mogą wywołać przeziębienia. Dodatkowo lepiej uniknąć sytuacji, kiedy wiosną lub wczesnym latem będą potrzebowały dogłębnej długotrwałej regeneracji przed włożeniem sandałów. Kilka sprawdzonych kosmetyków zapewni piękno i zdrowie stóp przez cały okres zimowy.
1. Kremy do stóp
Podstawą całorocznej pielęgnacji stóp jest nawilżanie i odżywianie skóry. Najlepiej jest wcierać odpowiednie kremy po każdej kąpieli, rano i wieczorem. Dobrym sposobem na idealne wchłonięcie się dużej porcji kosmetyku jest nałożenie grubej warstwy, a następnie zabezpieczenie jej skarpetką. Założona na posmarowaną stopę zapobiega zbyt wczesnemu zaschnięciu. Zimą wybierajmy kremy o dużej dawce substancji odżywczych i o cięższej konsystencji. Dobrze sprawdzi się zawartość olejków roślinnych, ceramidów i witaminy E, natłuszczających skórę i zmiękczających zrogowaciały naskórek.
Jeżeli jesteśmy fankami organicznych, naturalnych kosmetyków, to do nawilżenia i odżywienia skóry stóp świetnie sprawdzą się masła: shea i kakaowe. Duża zawartość witamin ma zbawienny wpływ na przesuszony naskórek. Zabezpiecza go, zmiękcza i uelastycznia. Skóra jest promienna i dopieszczona. Nakładanie kosmetyków można połączyć z masażem. Szczególnie po całym dniu, sprawia to niesamowitą ulgę oraz przyjemność.
Kolejnymi kremami szczególnie polecanymi zimą są te, które w swoim składzie zawierają rozgrzewające składniki. Niektóre osoby również latem odczuwają chłód stóp, w miesiącach zimowych jest to bardzo uciążliwe. Dobrymi przykładami, dzięki którym poczujemy przyjemne ciepło, jest imbir, cynamon i papryczka chilli. Tak samo jak powinny gościć na naszych stołach w rozgrzewających od środka potrawach, tak można korzystać z ich właściwości w kosmetykach.
2. Sole i kąpiele do stóp
Jednym z ważnych elementów prawidłowego dbania o stopy jest ich regularne moczenie w kąpielach z dodatkiem specjalnych soli. Warto poświęcić na ten rytuał parę chwil co kilka dni. Kosmetyki te zawierają substancje zmiękczające naskórek, działające przeciwbakteryjnie, a niektóre są lekko musujące, co jest dodatkowym przyjemnym efektem relaksującym. Wymoczone stopy łatwiej poddają się innym zabiegom pielęgnacyjnym.
3. Peelingi do stóp
Regularne złuszczanie i zmiękczanie martwego naskórka jest bardzo ważne, szczególnie w tym trudnym okresie dla stóp. Zapobiega to zniekształceniom i narastaniu twardych zmian. Peeling działa tak samo skutecznie jak tarka czy pumeks, jest przy tym znacznie delikatniejszy. Dodatkowo taki masaż poprawia krążenie krwi i działa odprężająco. Do wyboru są peelingi grubo i drobno ziarniste.
4. Kuracja parafinowa do stóp
W przeszłości zabiegi parafinowe były możliwe do wykonania jedynie w salonach kosmetycznych, przy użyciu specjalnego sprzętu. Teraz możemy sobie pozwolić na przeprowadzenie takiego zabiegu w zaciszu domowym. Nakładamy na skórę preparat zawierający olej parafinowy. Następnie zabezpieczamy np. foliowym woreczkiem i ogrzewamy ciepłym ręcznikiem przez około 15 minut. Skóra jest zmiękczona, a pozostały na jej powierzchni film ma funkcje ochronne i nawilżające.
5. Spray dezodoryzujący do stóp
Mało przewiewne obuwie i grube skarpety nie sprzyjają skutecznej wentylacji skóry. Spocone, a następnie wystawione na działanie chłodu stopy to najgorsze, co możemy sobie zimą wyobrazić. Stosowanie sprayów do stóp pozwala zadbać o higienę oraz ograniczyć wydzielanie potu. Mają też działanie chroniące przed rozwojem bakterii. Powinno się je stosować codziennie na czystą skórę.
6. Skarpetki złuszczające
Dużą popularność ostatnimi czasy zyskały specjalne skarpetki, które samoistnie złuszczają naskórek, pozostawiając uczucie delikatności. Eliminują nagniotki i przebarwienia. Taka kuracja jest łatwa w przeprowadzeniu, polega po prostu na trzymaniu stóp w skarpetkach przez określony czas. Następnie przez okres około tygodnia możemy zaobserwować złuszczanie naskórka. Zabieg idealny do wykonania w zimę, kiedy nie mamy okazji pokazywać stóp. Świetny jako przygotowanie do wiosny i lata.
7. Odżywki do paznokci
W całym tym dbaniu o stopy nie można zapomnieć o samych paznokciach. Wiele pań rezygnuje w miesiącach zimowych z malowania paznokci, jednak warto korzystać w tym czasie z dobrodziejstw odżywek. Powinny zawierać składniki wzmacniające, rozjaśniające płytkę, witaminę E lub B5 oraz minerały.
Zima to bardzo trudny okres dla stóp, dlatego ważna jest wzmożona ich pielęgnacja. Odpowiednie dbanie o skórę oraz paznokcie uchroni nas przed przykrą niespodzianką i kosztownymi zabiegami w salonie kosmetycznym, gdy tylko zrobi się ciepło. | 7 kosmetyków na ratunek stopom |
Bezpieczeństwo to jedna z podstawowych potrzeb każdego człowieka. Możemy ją realizować na wiele sposobów, wśród których znajdują się kamery montowane wokół domu. Monitoring to jedna z najlepszych i najskuteczniejszych metod na poradzenie sobie z potencjalnymi złodziejami. Trzeba tylko wybrać odpowiednie kamery. Monitoring, z racji ciągle spadających cen, staje się coraz popularniejszym rozwiązaniem wśród posiadaczy domów. Jednak aby jak najlepiej spisywał się w swojej roli, musi spełnić kilka podstawowych kryteriów i pasować do naszych osobistych wymagań. Jedną z kluczowych kwestii jest dobór odpowiednich kamer.
Monitoring wokół domu – po co?
Monitoring działa dwojako. Po pierwsze, chroni nas przez potencjalnym włamaniem. Już sama obecność kamer jest zniechęcająca dla potencjalnych włamywaczy, więc mają one działanie prewencyjne. Stosując monitoring wokół domu, jest mniejsza szansa na to, że ktoś kiedykolwiek się do nas włamie. Dlatego wiele osób zadowala się samymi atrapami. Jest to jakieś rozwiązanie, ale raczej mało zalecane. W przypadku trafienia na upartego włamywacza nie będziemy mieli dowodów w postaci nagrań. Po drugie, gdy nieszczęśliwie już dojdzie do kradzieży, daje nam to szansę na zidentyfikowanie złodziei. W ten sposób policja nie tylko łatwiej ich namierzy, ale też zyskujemy szansę na odzyskanie skradzionych dóbr. Zazwyczaj jest ona niewielka, ale jednak jakaś jest. Już samo to daje pewne nadzieje.
Kamera zewnętrza – jaka?
Najważniejszym elementem monitoringu są kamery. To one odpowiadają za odpowiednią jakość nagrania i muszą być przystosowane do warunków, w jakich przyjdzie im pracować. W przypadku monitoringu zewnętrznego sprawa staje się jeszcze bardziej skomplikowana. Na dworze nie możemy zamontować byle jakiego urządzenia, ponieważ nie tylko nie sprawdzi się w swojej roli, ale na dodatek może ulec awarii. Na co zatem powinniśmy zwrócić uwagę?
Po pierwsze, kamera do monitoringu zewnętrznego musi spełniać odpowiednią normę IP (International Protection Rating). W zdecydowanej większości przypadków jest ona określana za pomocą dwóch cyfr. Pierwsza mówi o ochronie przed ciałami stałymi. Dzisiaj standardem jest już najwyższy stopień zabezpieczenia, opisywany liczbą „6”.
Jest to ochrona przed pyłem i przed dostępem drutem do części niebezpiecznych. Sprawy nieco komplikują się w przypadku drugiej liczby, która określa, jak urządzenie radzi sobie w kontakcie z wodą. W przypadku kamer minimum to „6”, czyli ochrona przed silną strugą wody (100 litrów na minutę) laną na obudowę z dowolnej strony, taką ochronę uzyskujemy np. w modelu Overmax Camspot 4.4. Tylko takie urządzenie na wypadek silnego deszczu nie ulegnie uszkodzeniu. Wyższe normy (7-9) mówią już o zanurzeniu w wodzie lub zalaniu silną, gorącą (+80 st. Celsjusza) strugą wody pod wysokim ciśnieniem (nawet 100 barów). Zatem szóstka jest w pełni wystarczająca dla kamery zewnętrznej.
Kolejne kwestie są już związane typowo z jakością oferowanego obrazu. Raczej oczywistą kwestią jest to, że zależy nam na jak najlepszym obrazie wideo, aby móc zidentyfikować ewentualnego włamywacza. Dlatego kamera w pierwszej kolejności powinna dysponować odpowiednim sensorem, nazywanym też matrycą lub przetwornikiem obrazu. W kamerach możemy znaleźć dwa rodzaje sensorów – CCD oraz CMOS. Każdy ma swoje wady i zalety, które w przypadku monitoringu nie mają aż tak wielkiego znaczenia. Warto zapamiętać, aby matryca była jak największa i pozwalała na nagrywanie w dobrej rozdzielczości.
Oprócz matrycy duże znaczenie ma też obiektyw. W przypadku kamer zewnętrznych powinniśmy zwrócić uwagę przede wszystkim na kąt widzenia. Im jest on szerszy, tym większy obszar przed domem zarejestruje urządzenie, ale jednocześnie będzie on bardziej zniekształcony. Jeśli wolimy węższy kąt widzenia, to warto zainwestować w kamerę obrotową, np. Hikivision DS-2CD1121-I. Do tego powinniśmy zadbać o oświetlenie. Jednak w przypadku kamer nie stosuje się tradycyjnych lamp. Lepszym rozwiązaniem jest IR, czyli światło podczerwone. Dla ludzkiego oka jest ono niewidoczne, ale dzięki niemu monitoring sprawdzi się także w nocy. Dobrym rozwiązaniem jest też system detekcji ruchu, który może dodatkowo informować o wykrytych osobach.
Zanim zdecydujemy się na zakup odpowiedniej kamery, warto dokładnie przemyśleć nasze potrzeby i sprawdzić teren wokół domu. Jeśli dysponujemy zewnętrznym oświetleniem, to nie ma sensu kupować kamery IR. Warto też sprawdzić, jak duży teren chcemy monitorować, i na tej podstawie dobrać odpowiedni kąt widzenia obiektywu. Ale najważniejsze jest to, aby urządzenia były przystosowane do pracy na zewnątrz. W innym przypadku pierwszy deszcz może sprawić, że staną się bezużyteczne. | Jakie kamery zamontować wokół domu? |
Gołoledź to jedno z najbardziej zdradzieckich zjawisk, z którymi może spotkać się kierowca na drodze. Wszystko przez to, że nawierzchnia w jej wyniku staje się bardzo śliska w krótkim odstępie czasu. Jak zatem jeździć podczas gołoledzi, aby bezpiecznie dotrzeć do celu? Czym jest gołoledź i jak powstaje?
Gołoledź to przeważnie cienka i gładka warstwa lodu, którą zostaje pokryta jezdnia wskutek zamarznięcia opadającego deszczu lub wystąpienia zjawiska kondensacji. Powstaje ona w warunkach, kiedy temperatura gruntu utrzymuje się poniżej zera pomimo tego, że temperatura powietrza przyjmuje wartości dodatnie. Taka sytuacja często występuje w godzinach porannych. Z jednej strony grunt pozostaje zmrożony przez wpływ zimnego nocnego powietrza, a z drugiej temperatura osiąga dodanie wartości przez oddziaływanie cieplejszego frontu, który napłynął z rana.
W takim wypadku zetknięcie się kropel wody z silnie schłodzonym podłożem powoduje ich zamarzanie i powstanie lodowego osadu zwanego gołoledzią. Woda na powierzchni drogi może pojawić się w różny sposób, nie tylko za pośrednictwem deszczu czy opadającej mżawki, ale i dzięki zjawisku kondensacji, a więc w tym konkretnym przypadku wytrącenia się wilgoci z powietrza.
Jak rozpoznać gołoledź?
Kluczem do bezpiecznej jazdy podczas gołoledzi jest umiejętna jej identyfikacja. Czujność należy zachować praktycznie przez cały rok, z wyłączeniem lata, kiedy przygruntowe przymrozki nie zdarzają się wcale. Oblodzenie jezdni można poznać po jej szklistym, gładkim i lustrzanym wyglądzie na całej powierzchni. Jeśli podejrzewamy jej wystąpienie, to warto wykonać testowe hamowanie z niewielkiej prędkości, aby sprawdzić zachowanie pojazdu. W przypadku wystąpienia poślizgu trzeba zachować szczególną ostrożność podczas dalszej jazdy.
Najtrudniejsza do rozpoznania jest gołoledź, która została przysypana świeżym śniegiem. Na pierwszy rzut oka bowiem wydaje się, że droga jest jedynie ośnieżona. Trzeba zatem bacznie przyglądać się warunkom panującym na drodze przy temperaturze graniczącej z zerem.
Zasady bezpiecznej jazdy podczas gołoledzi
Gołoledź należy traktować na równi z jazdą po lodzie, gdzie głównym problemem jest nie tylko trakcja, ale też drastyczne wydłużenie drogi hamowania i łatwość wpadania pojazdu w poślizg. W takim wypadku najlepiej przemyśleć trasę dojazdu i wybrać drogi główne, w przypadku których istnieje większe prawdopodobieństwo, że zostały w nocy posypane solą lub piaskiem. Do dobrych praktyk zalicza się poza tym omijanie dróg o dużym nachyleniu oraz wiaduktów i mostów.
Kluczowe jest oczywiście ograniczenie prędkości i dostosowanie jej do warunków panujących na drodze. Nie bójmy się jechać w ślimaczym tempie 20–30 km/h, jeśli faktycznie nawierzchnia pokryta jest lodem.
W przypadku samochodów wyposażonych w systemy ABS czy ESP, rzecz jasna, pomogą one w utrzymaniu samochodu we właściwym torze jazdy. W przypadku braku ABS-u przyda się umiejętność pulsacyjnego hamowania, tak aby nie pozwolić na zblokowanie kół i postawienie auta bokiem.
Wystąpienie nadsterowności (uślizg kół tylnych) powinniśmy neutralizować kontrującymi ruchami kierownicy, a podsterowność (uślizg kół przednich) – zdjęciem nogi z pedału gazu i złagodzeniem promienia skrętu, by przywrócić przyczepność.
W praktyce dużo łatwiej i bezpieczniej jest rozpoznać wystąpienie gołoledzi i zmniejszyć prędkość jazdy aniżeli wyprowadzić pojazd z poślizgu.
Opony zimowe i łańcuchy tekstylne
Głównym orężem kierowcy w walce z gołoledzią są opony zimowe. Pamiętajmy nie tylko o odpowiednio wczesnej wymianie ogumienia na sezonowe, ale i o tym, by dbać o jakość produktów, które kupujemy i zakładamy na koła. Do opon najlepiej spisujących się na lodzie według testu ADAC na sezon 2017/18 (195/65 R15) zalicza się takie modele, jak Dunlop Winter Response 2, Goodyear UltraGrip 9 czy nieco tańsze Sava Eskimo S3+.
Zobacz też:
* Najlepsze opony zimowe w rozmiarze 195/65 R15 na sezon 2017/18
* Najlepsze opony zimowe w rozmiarze 215/65 R16 na sezon 2017/18
* Najlepsze opony zimowe w rozmiarze 225/50 R17 na sezon 2017/18
Dobrym pomysłem będzie również wyposażenie się w łańcuchy tekstylne, które zwiększą przyczepność na lodzie i śniegu. Zakłada się je szybko i zapewniają komfortową jazdę do ok. 50 km/h. Ceny tego typu akcesorium zaczynają się od ok. 200 zł. | Bezpieczna jazda podczas gołoledzi |
Każda dziewczynka czasami potrzebuje spędzić czas tylko z mamą. Dzięki temu obie strony wzmacniają więź między sobą. Córka, obserwując, naśladuje mamę i uczy się, jak być kobietą. Taki czas spędzony tylko we dwie może zaprocentować w przyszłości, w dorosłym życiu. Jak można spędzić te chwile? Zapracowani i zabiegani niekiedy rozmawiamy z dzieckiem tylko między jednym posiłkiem a drugim. Przytakujemy, gotując obiad lub wycierając kurz z telewizora. Żeby zbudować silną więź z dzieckiem, należy się na chwilę zatrzymać. Dziewczynka w wieku wczesnoszkolnym potrzebuje mamy tu i teraz. Nie za chwilę i nie na chwilę. Warto wygospodarować trochę wolnego czasu i spędzić go na zabawie z córką.
Zachowanie dziecka a relacje z rodzicem
Dziecko, nawet przedszkolak, doskonale wie, kiedy mama go słucha, a kiedy jest zajęta czymś innym. Niekiedy maluch zachowuje się niegrzecznie – histeryzuje, krzyczy, aby zwrócić na siebie uwagę. To pierwszy sygnał, że należy zwolnić i poobserwować, w czym tkwi problem. Jeżeli znajdziemy czas dla małego dziecka – wysłuchamy, poradzimy, pomożemy, w przyszłości będzie wiedziało, że zawsze może na nas liczyć. Jest to znacznie lepsze od stwierdzenia: „Mama nie ma teraz czasu”.
Baw się i bądź – tu i teraz
Zabawy z córką warto dostosować do upodobań i zainteresowań małej dziewczynki. W wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym królują lalki, fantazyjne fryzury, lusterka i stroje księżniczki.
Kiedy więc masz córkę na wyłączność i nic innego cię nie rozprasza, warto zorganizować pokaz mody. Zasada jest jedna – przebiera się zarówno córka, jak i mama. Wyciągnij z szafy tiulowe spódniczki, kolorowe bluzeczki, kapelusze i inne nakrycia głowy. Nieważne, że dziewczynka komponuje strój, gdzie nic do siebie nie pasuje. To ma być zabawa. Zabawa w modę i modą. Możecie użyć korali, opasek, bransoletek i innych dodatków. Stańcie przed największym lustrem w domu i zobaczcie efekt. Warto pamiętać – śmiech to zdrowie.
Inną propozycją zabawy dla małej i dużej dziewczynki może być salon fryzjerski. Tu ciekawym pomysłem jest użycie lalki – głowy do stylizacji lub innej ulubionej. Dzięki temu dziewczynka może czesać lalkę, a mama – córkę. Idźcie na całość i stwórzcie niepowtarzalne warkoczyki z wplecionymi wstążeczkami, zdobione koralikami lub innymi ozdobami do włosów. To jest ten dzień, gdy można wszystko. Wasz dzień.
Zabawy na świeżym powietrzu i gry planszowe
Dla miłośniczek ruchu można wybrać zabawy na świeżym powietrzu, takie jak gra w klasy, skakanka, rzucanie piłek do celu, wyścig między przeszkodami – w tej roli kolorowe piłeczki, wiaderka, kubeczki i cokolwiek innego, co będzie pod ręką, spacer na plac zabaw i szaleństwo na huśtawkach. Tak, mama też może się pobujać.
Dla miłośniczek gier planszowych proponujemy: Grzybobranie, Agentów, Krainę Lodu, Spadające małpki, Chińczyka, Dora poznaje świat i inne, które rozwiną logiczne myślenie, spostrzegawczość, pamięć i nauczą zdrowej rywalizacji.
Na koniec dnia coś pysznego
Na zakończenie udanego dnia mama z córką mogą zrobić pyszne ciasto. Jest to świetna okazja do spędzenia wspólnie czasu i nauki pieczenia. A później można zasiąść do stołu całą rodziną, porozmawiać, co tego dnia było najfajniejsze i umówić się, kiedy znów go powtórzymy. | Czas wolny matki i córki – propozycje gier i zabaw |
Moda na pomysłowe dekoracje ścian potrafi zaskoczyć. Kwieciste tapety już dawno ustąpiły miejsca fototapetom i niekonwencjonalnym półkom. Zamiast tradycyjnych obrazów częściej wieszamy antyramy i plakaty. Jednak aby prezentowały się one stylowo, dobrze jest mieć na nie pomysł. Antyramy na zdjęcia
Wybór antyramy na zdjęcia powinien zależeć przede wszystkim od wielkości ściany i ozdób, które będą wokół fotografii. Najpopularniejsze są proste, jednokolorowe ramki (najczęściej białe albo czarne), które możemy zawiesić pionowo lub poziomo. Duże antyramy najlepiej wieszać pionowo pojedynczo lub w towarzystwie dwóch lub trzech innych antyram (w zależności od wielkości ściany). Z mniejszych można komponować ciekawy miszmasz fotografii. Najlepiej prezentuje się pomieszanie zdjęć pionowych i poziomych, które układają się w spójną całość. Antyramy możemy kupić zarówno oddzielnie, jak i gotowe, mieszczące kilka zdjęć w różnych pozycjach.
Pomysłowe naklejki w antyramach
W nowoczesnych wnętrzach coraz częściej spotykamy dekoracje wykonywane ręcznie. Warto więc pokusić się o realizację własnych pomysłów i połączyć ścienne naklejki z antyramami. Przykładem mogą być np. naklejki z mrocznymi kotami przyklejone pod szybką i antyramą. Wszystko zależy od tego, co chcemy mieć na ścianach i co doda wnętrzu odpowiedniego klimatu. Pomysłowo wyglądają stare zniszczone mapy oraz naklejki z nutami na pięciolinii czy dmuchawce. Na topie są naklejki-drzewa, zwłaszcza te duże, które efektownie ozdabiają pustą ścianę. Można dodać do gałęzi drzew antyramy ze zdjęciami domowników i stworzyć w ten sposób rodzinne drzewo genealogiczne.
Plakaty z sentencjami
Absolutnym hitem są naklejki z napisami. Zwykle przeczytamy z nich sentencję o miłości, domu i rodzinie. Często wybierane są na widoczne ściany, np. nad stołem w salonie czy jadalni. Stają się prywatną dewizą życiową, na którą domownicy mogą zerkać każdego dnia, gdy poczują taką potrzebę. Jeśli jednak nie masz miejsca na duży napis, postaw na pomysłowe plakaty. Te również mogą zawierać sentencję, słowa motywacji czy po prostu tekst na poprawienie humoru.
Plakaty tego rodzaju można zawiesić bezpośrednio na ścianie, ale lepiej prezentują się za szybą lub w antyramach. Nie muszą zajmować całej powierzchni, dobrze prezentują się także te mniejsze, wówczas możemy powiesić ich kilka. Antyramy z napisami dobrze wyglądają też w wersji stojącej, np. na komodzie. Jeśli nie znalazłeś swojego napisu, który oddałby naturę domowników, możesz stworzyć go sam.
Popularne plakaty i fototapety
Do dekoracji ścian często wykorzystywane są plakaty ze zdjęciami i fototapety. Te ostatnie najlepiej prezentują się na dużej ścianie niezasłoniętej meblami. Sprawdzą się zwłaszcza w sypialni lub w salonie. Motywy, które królują wśród fototapet to urbanistyka, kosmos i dzikie zwierzęta. Popularne są również fototapety z ciekawymi dekorami (np. figurami geometrycznymi, kratką) czy asymetrycznymi wzorami.
Wśród fototapet przedstawiających miasta przeważają zdjęcia nocą, widziane z lotu ptaka. Sprawdzą się do nowoczesnych, minimalistycznych miejsc. Także miłośnicy przyrody odnajdą coś dla siebie. Pięknie prezentują się tapety z motywem lasu, schodkami przy parkowej alejce czy otwartymi drzwiami wśród wąskich uliczek starego miasta.
Nie sposób pominąć plakatów w antyramach, przypominających duże zdjęcia. Najpopularniejsze obrazy to te przedstawiające Wieżę Eiffla, Marylin Monroe, robotników z Nowego Jorku podczas przerwy śniadaniowej siedzących na metalowej belce nad panoramą miasta czy wykolejony pociąg zwisający ze ściany dworca kolejowego. | Plakaty i antyramy do nowoczesnych wnętrz |
Szukasz letniej, modnej sukienki, ale nie możesz na nią wydać więcej niż 100 zł? Moda wcale nie musi być droga. Wystarczy wiedzieć, czego szukać i jaki jest nasz budżet. Wakacyjne wyjazdy, podróże, wycieczki, spotkania z przyjaciółmi czy wesela potrafią go nieco ograniczyć. Ale nie martw się, dzięki naszym wskazówkom za niewielkie pieniądze kupisz bardzo modną sukienkę, a w dodatku nie wydasz na nią majątku! Oto przegląd najmodniejszych z nich. 1. Odkryte plecy
Lato to czas, kiedy możemy do woli eksponować nasze ciało. Gdy na dworze szaleje upał, nasza skóra również musi oddychać. Uwolnij ją od długich spodni i bluz. Wybierz sukienkę z odkrytymi plecami, która w bardzo seksowny, ale nieoczywisty sposób odsłoni twoje kobiece wdzięki. Wybieraj jasne barwy oraz takie sukienki, pod które nie będziesz musiała zakładać dodatkowo biustonosza.
Jeżeli jednak nie wyobrażasz sobie bez niego życia, postaraj się znaleźć sukienkę, spod której nie będzie on wystawał. Jest też inna wciąż bardzo modna opcja – eksponuj biustonosz bez względu na krój sukienki. Musi być tylko bardzo nowoczesny. Postaw na biustonosz sportowy, koronkowy lub z mikrosiateczki. Znajdziesz je wśród produktów takich marek, jak Calzedonia, Intimissimi czy Oysho.
2. Do samej ziemi
Sukienki maxi są idealnym rozwiązaniem dla pań, które chcą coś ukryć. I nie ma w tym nic złego. Wybierając taką sukienkę, postaw na mocny kolor i dodatki w stylu boho. Przed słońcem ochroni cię piękny słomkowy kapelusz z wysokim rondem i stylowe okulary przeciwsłoneczne. Najmodniejsze modele znajdziesz w kolekcji kultowej marki Ray Ban. Przyda się również ogromny naszyjnik i kolorowe materiałowe bransoletki. Nam się podoba styl J-Lo, która gdy wybiera sukienkę maxi, decyduje się na wysoko upięte, mocno wygładzone włosy i piękne duże złote kolczyki koła. Bardzo stylowy wygląd.
3. Tylko denim
Wszystkie kochamy dżins. Bez względu na wiek. Tego lata postaw na dżinsowe sukienki. Najlepiej o fasonie oversize. Załóż do nich wygodne, ale eleganckie espadryle lub pachnące gumowe Melisski. Aby podrasować nieco prostą dżinsową sukienkę, kup bardzo modne obecnie kolorowe naszywki lub przypinki. Zdziwisz się, jak ogromny jest ich wybór. Chcesz, aby sukienka dżinsowa nabrała bardziej eleganckiego charakteru? Postaw na piękną dużą broszkę.
4. W paski
Koszule, spodnie i sukienki w paski zawładnęły modowymi stolicami Europy. Pokochały je też Polki, które jeszcze kilka lat temu tak bardzo bały się pasków. Okazało się, że odpowiednio dobrane wcale nie pogrubiają, a nawet mogą optycznie wyszczuplić sylwetkę. Naszym faworytem są sukienki w niebieskie paski oraz te o koszulowym kroju. Noś do nich buty sportowe, najlepiej białe lub w kolorze pastelowym.
5. Dresowa
Sukienka dresowa jest wygodna, ale spokojnie – w niczym nie przypomina starych dresów, w których niegdyś chodziłaś po domu. Teraz chętnie sięgają po nią kobiety w różnym wieku i stylizują ją na wiele sposobów. Nam najbardziej podoba się w naturalnym kolorze szarym, z kapturem, w połączeniu z miejską torbą shopper bag oraz tenisówkami odsłaniającymi kostkę. Modnie i bardzo dziewczęco.
6. Hiszpanka
To absolutny hit tego lata i nic w tym dziwnego. Sukienka hiszpanka, czyli sukienka o hiszpańskim dekolcie, jest bardzo seksowna i kobieca. Odkrywa dekolt i ramiona w niezwykły sposób, który dodaje uroku wszystkim paniom. Wybierając ją, postaw na wyrazisty kolor, np. róż lub niebieski. Jako dodatek wystarczy delikatna biżuteria w kolorze różowego złota i wygodne espadryle lub modne klapki z futerkiem. Przekonasz się, że w tak pięknym stroju nie przejdziesz niezauważona. | 6 modnych letnich sukienek za mniej niż 100 zł |
Miłośnicy aktywności fizycznej nie lubią bezczynności. Być stale w ruchu, zmęczyć się, zażyć świeżego powietrza – to coś, za czym przepadają. Nawet brzydka pogoda nie jest w stanie zatrzymać ich w domu. Deszcz czy śnieg to dodatkowy atut, żeby potrenować, bo przecież taka aura hartuje organizm i wzmacnia psychikę. Jest też wielu sportowców, którzy nie mają wyboru, bo przecież trening trzeba wykonać bez względu na warunki atmosferyczne. Komfort cieplny
Gdy pada deszcz, należy zadbać o to, żeby wilgoć nie dostała się do skóry. Zmoknięte ciało podczas krótkiego postoju, np. w przerwie przed kolejnym ćwiczeniem, może się szybko wychłodzić, co będzie skutkować przeziębieniem. Opady nie są problemem i nie powinny spowodować rezygnacji z treningu, jednak nie można ich lekceważyć. Jeśli zachorujemy, powrót do pełnej dyspozycji może zająć sporo czasu, a – co najgorsze – pokrzyżuje nasze plany na udział w zawodach sportowych.
Bardzo ważne jest, aby zadbać o ochronę stóp. Właśnie przez nie ucieka ciepło z naszego organizmu. Jeśli pozwolimy na ich wyziębienie, to dalszy trening może okazać się niemożliwy do wykonania. Dlatego ważne jest, aby włożyć odpowiednie skarpety. Godnymi uwagi są te marki Dexshell. Mogą służyć zarówno do długich crossowych wybiegań wiosną, jesienią czy nawet zimą, jak i do jazdy na rowerze podczas deszczu. Najważniejszą ich cechą jest to, że są wodoodporne.
Można w nich przebiec przez kałużę lub nawet wejść do wody, a stopy pozostaną suche. Skóra swobodnie w nich oddycha, a pot odprowadzany jest na zewnątrz. Bezszwowe skarpety wykonane są z trzech zespolonych warstw, z których środkowa odpowiada za nieprzemakalność. Ich cena waha się od 130 do 230 złotych.
Ochrona przed wilgocią
Nikt nie lubi, kiedy woda, piasek i drobne kamienie dostają się do środka butów. Dlatego dobrym rozwiązaniem jest zakładanie wodoszczelnych stuptutów. Najczęściej wykonane są z poliestru. Regulowana stoperem gumka, umieszczona w górnej części, całkowicie zabezpiecza przed przedostaniem się wilgoci. Bardzo dobrze dopasowują się do nogi dzięki specjalnym linkom i zabezpieczeniom, które zapobiegają zsunięciu się z łydki.
Stuptuty marki Hornhill nie obciążają nogi podczas aktywności fizycznej. Materiał, z którego są wykonane, jest lekki i dodatkowo podgumowany od wewnątrz, aby zabezpieczyć przed przetarciami. Stuptuty doskonale układają się na bucie dzięki odpowiedniemu kształtowi oraz zapięciu na zamek. Jest on osłonięty taśmą na rzep. Dzięki odblaskowym elementom znajdującym się z tyłu, będziesz widoczny nawet w nocy. Stuptuty Hornhill przeznaczone są dla biegaczy, miłośników trekkingu oraz narciarzy. Ich cena kształtuje się od 25 do 35 złotych.
Trening w każdych warunkach
Na górną część ciała sportowcy wybierają lekkie i chroniące przed przemoknięciem kurtki. Warto zwrócić uwagę, czy posiadają kaptur, który pozwala osłonić głowę przed deszczem i zimnym wiatrem. Ważne jest, aby przez suwaki woda nie przedostawała się do wewnątrz. Mankiety powinny być regulowane i szczelne. Elementy odblaskowe są koniecznością. Wodoodporne kurtki bardzo dobrej jakości kosztują od 180 do 650 złotych.
Podczas uprawiania sportu trzeba dbać o to, aby mięśnie się nie wychłodziły. Później ciężko jest je znów rozgrzać i przywrócić do normalnej pracy. Trzeba na to zwrócić uwagę szczególnie podczas jazdy na rowerze w deszczu. Dlatego w sposób wyjątkowy zadbaj o ochronę nóg. Dobrym wyborem będzie zaopatrzenie się w spodnie marki Rogelli Houston. Są nie tylko nieprzemakalne, ale również zabezpieczają przed wiatrem i zimnem. Ich koszt to ok. 100 złotych.
Wiosenny deszcz bywa przyjemny, ale podczas uprawiania sportu zmoknięcie może spowodować przeziębienie, co grozi tym, że przez jakiś czas trzeba będzie zapomnieć o aktywności fizycznej. Lepiej więc dmuchać na zimne i w niepewną pogodę albo na górskie szlaki zabierać ze sobą nieprzemakalną odzież. Warto dbać o zdrowie, by móc stale cieszyć się przebywaniem na świeżym powietrzu. | Odzież nieprzemakalna dla sportowców |
Każdy z nas zapewne wykonywał w swoim życiu jakieś prace remontowe – mniejsze lub większe. Jedni tylko malowali ściany, a inni od A do Z budowali dom. Przy takich pracach ważny jest dobór odpowiednich urządzeń, aby wszystko było wykonane idealnie, zajęło jak najmniej czasu i przysporzyło niewiele kłopotów. Belgijski producent wprowadził na rynek nową markę Power Plus. Urządzenia oferowane są z dwu, trzy i pięcioletnią gwarancją – w zależności od wybranej serii urządzeń – domowa, półprofesjonalna i profesjonalna.
Urządzenie dla wymagających
Szlifierka oscylacyjna POWX0477 z serii półprofesjonalnej, to produkt z trzyletnią gwarancją. Tę serię wybierają wymagające osoby, wykonujące prace domowe lub amatorzy, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z pracami budowlano-remontowymi. Zdarza się również, i to coraz częściej, że profesjonaliści sięgają po produkty belgijskiego producenta. Świadczy to tylko o tym, że marka jest naprawdę godna polecenia.
Numer jeden!
Model, jakim dziś się zajmiemy, jest jednym z grupy najlepiej sprzedających się produktów w zeszłym roku.
Szlifierka oscylacyjna, tak zwana „żyrafa”, posiada bardzo mocny silnik 710 W. Wyposażona jest w innowacyjną przekładnię obiegową marki Power Plus. Wysoka prędkość obrotowa, jaką gwarantuje producent, to 600–1500 min z trybem oscylacji – całość oferuje nam możliwość dobrania odpowiedniej mocy do danego zastosowania. Szlifowanie gipsów tą szlifierką jest bardzo proste, zapewnia to również parametr prędkości oscylacyjnej – do 6000 osc/min. Dodatkowym atutem jest również blokada wrzeciona oraz czterometrowy kabel, dzięki któremu pozbędziemy się problemowych przedłużaczy.
Materiał obudowy został wykonany z aluminium oraz tworzywa – urządzenie waży ok. 7 kg. To jeden z ważniejszych paramentów – podczas trzymania szlifierki przez długi czas ręce bardzo szybko się męczą, przez co często musimy przerwać pracę. Wpływa to również na jakość wykonania danej czynności, przy użyciu narzędzia.
Urządzenie jest wyposażone w system odsysania pyłu – dzięki czemu, po wykonanej pracy, zaoszczędzamy czas na sprzątanie. Cały pył ze szlifowanej powierzchni ściągany jest poprzez specjalny wąż ssący – amplituda oscylacji to 1,5 mm. Szlifierka marki Power Plus jest niezwykle cicha w porównaniu do innych urządzeń hałasujących – poziom natężenia dźwięku to jedynie 95 db.
Bogate wyposażenie pozwala na wykonanie czynności, np. remontowych, tuż po zakupie urządzenia. W zestawie znajdziemy 12 sztuk papieru ściernego – to 6 papierów do głowicy okrągłej oraz 6 papierów ściernych do głowicy trójkątnej o różnych gradacjach. W zestawie oczywiście znajdziemy również dwa pady – okrągły i trójkątny (2 pady – 1 silnik zamontowany do urządzenia), czterometrowy wąż ssący oraz torbę do przewożenia sprzętu.
Wygoda i wysoki komfort pracy
Solidna i ergonomiczna rękojeść, pokryta wygodną gumą typu Soft Grip, zapobiega wyślizgiwaniu się urządzenia z ręki. Zapewnia to wysoki komfort pracy.
Szlifierka idealnie sprawdzi się, do przygotowania sufitów, ścian i innych powierzchni, pod malowanie i tapetowanie. Dzięki dużej powierzchni szlifowania – O 215/225 mm, prace pójdą szybko naprzód.
Dla amatorów i profesjonalistów
Nowe produkty marki Power Plus zapowiadają się bardzo obiecująco – oby było więcej takich produktów, jak szlifierka oscylacyjna POWX0477. Urządzenie jest bardzo wygodne podczas pracy, nie przegrzewa się, pracuje równo, a co najważniejsze – nawet taka osoba, jak ja, czyli amator takich robót, spokojnie poradziła sobie z obsługą i pierwszym użyciem. Dodatkowo 3 lata gwarancji, jakie oferuje producent, zachęca do zakupu – to długi okres, biorąc pod uwagę, iż inne marki oferują jedynie pół roku lub rok serwisowania. Przy tym modelu wszystko zostało jasno określone. Informacja o tym znajduje się również na pudełku, wypisana bardzo dużą czcionką, tak, aby żaden klient tego nie przeoczył.
Osobiście uważam, że produkt jest godny polecenia. Jeśli szlifierka będzie używana zgodnie z zaleceniami producenta, to powinna sprawować się przez bardzo długi czas – już samo wykonanie mówi samo za siebie. Bardzo solidnie zrobiony sprzęt, wykonany z wysokiej jakości komponentów, z dużym wyposażeniem. Polecam każdemu amatorowi, osobom, które próbują swoich sił w niewielkich pracach remontowych oraz profesjonalistom. Cena adekwatna do prezentowanego sprzętu oraz jego możliwości! | Test szlifierki oscylacyjnej Power Plus POWX0477 |
Jesteś tym, co jesz – to powiedzenie zna każdy, ale najbardziej biorą je sobie do serca sportowcy. Dostosowana do wysiłku dieta to połowa sukcesu. Co więc powinni jeść np. kolarze i dlaczego w ich diecie musi być dużo białka? Nawet jeśli nie jesteśmy sportowcami, w naszych organizmach trwa ciągła cyrkulacja składników odżywczych. Jedne białka ulegają rozkładowi, inne są wytwarzane. Osoba, która nie trenuje i nie uprawia wyczynowo żadnego sportu, traci codziennie około 30 g białka i tyle należy dostarczyć z pokarmem, by utrzymać stan równowagi i odnowić „zużyte” komórki oraz tkanki.
Trzeba pamiętać, że proteiny powinny stanowić od 12–15% zapotrzebowania energetycznego. Dobowe zapotrzebowanie na białko zmienia się w zależności od trybu życia. U sportowców waha się ono od 1,2 do 2,5 g w przeliczeniu na kilogram masy ciała.
Po co nam białko?
Ten składnik odżywczy wspomaga:
* naprawę uszkodzonych mięśni,
* pracę systemu odpornościowego,
* syntezę hormonów i enzymów,
* wymianę czerwonych krwinek, które przenoszą tlen do mięśni,
* stymulację wydzielania glukagonu, hormonu, który wykorzystuje tłuszcz jako paliwo.
Zbyt niska zawartość białka w diecie może wyrządzić wiele szkód. Pierwszymi objawami zbyt małej podaży protein jest spadek odporności, a zatem częste infekcje. W przypadku sportowców niedobór białka może przyczynić się do powstawania kontuzji, takich jak zerwanie ścięgien, naciągnięcie mięśni itp. Duży wysiłek, jaki wykonują sportowcy zarówno wytrzymałościowi, jak i siłowi, często prowadzi do powstania mikrouszkodzeń w strukturze mięśni. Gdy brakuje białka, nie dochodzi do odbudowy uszkodzonych struktur mięśni. Dieta uboga w białko znacznie wydłuża czas potrzebny na regenerację po intensywnym wysiłku.
box:offerCarousel
Ile białka potrzebuje kolarz?
Przyjmuje się, że osoba nieuprawiająca sportu powinna dostarczyć organizmowi około 0,7 g białka na kilogram masy ciała. A więc jeśli ktoś waży 70 kg, powinien spożywać dziennie 49 g białka.
Sportowcy wytrzymałościowi, a więc również kolarze, powinni przyjmować od 1,2 do 1,7 g białka na kilogram masy ciała. Zatem jeśli weźmiemy 70-kilogramowego osobnika, który wstaje z kanapy i zaczyna śmielej spoglądać na rower, powinien on zwiększyć podaż białka do 84–119 g dziennie.
Kiedy 1,2 g, a kiedy 1,7?
W treningowym cyklu kolarza mamy do czynienia z różnymi okresami intensywności wysiłku. W czasie roztrenowania, czyli odpoczynku od roweru (w październiku i listopadzie), można sobie pozwolić na mniejsze spożycie białka. Zapotrzebowanie na nie wzrośnie w okresie budowania tzw. bazy, czyli długich treningów w strefie tlenowej (od grudnia) i będzie rosło do pierwszych startów w wyścigach. Wtedy wkraczają ciężkie treningi, także na progu mleczanowym, kiedy dochodzi do „palenia” mięśni, zwłaszcza jeśli nie zadbaliśmy o należytą podaż węglowodanów. W tym okresie tym bardziej jest potrzebne białko, które ma za zadanie odnowienie zniszczonych struktur mięśni.
Jakie białko jeść?
Największą ilość najcenniejszego białka dostarczają produkty pochodzenia zwierzęcego. Zatem ważnym składnikiem posiłku bogatego w białko powinno być chude mięso, np. drób, wołowina i ryby. Produkty mleczne, jaja i wieprzowinę należy zjadać z umiarem, ze względu na sporą ilość tłuszczu. Nie jest jednak prawdą, że wegetarianie i weganie są skazani na gorsze wyniki sportowe z powodu czerpania z roślinnych źródeł białka. Stosunkowo dużą zawartością białka charakteryzują się rośliny strączkowe, takie jak fasola czy ciecierzyca. Bogatym źródłem protein są soczewica, makaron i ryż.
A jeśli to za mało?
Jeśli musimy wspomóc się odżywką, warto się zastanowić, czego potrzebujemy. Preparaty węglowodanowo-białkowe typu „Gainer” (10–30% koncentracji białka) są najbardziej przystosowane do regeneracji po treningu wytrzymałościowym. Odżywki wysokobiałkowe zawierają 70–100% białka. Są one przeznaczone głównie dla osób wykonujących krótkie, intensywne treningi, np. dla kulturystów. Odżywki białkowo-węglowodanowe (30–70%) są polecane przy nieco dłuższych i mniej intensywnych treningach. Każdy z tych suplementów ulega najszybszemu wchłanianiu do 30 minut po treningu. Taki białkowy posiłek po wysiłku hamuje katabolizm, czyli niszczenie mięśni.
Dla osób niespożywających produktów pochodzenia zwierzęcego rynek oferuje izolat białka sojowego, który w 100 g produktu zawiera aż 80 g protein.
Białko ma jeszcze jedno zadanie. Kolarze, dla których ważne są wyścigi, wiedzą, jak olbrzymie znaczenie ma ich masa ciała. Im lżejszy zawodnik, tym lepsze przełożenie generowanej przez niego mocy na kilogram masy ciała, a zatem osiągi.
Dlatego kolarze spożywają nawet 2 g białka na kilogram masy ciała, budując masę mięśniową, bo… im więcej mięśni, tym większa zdolność organizmu do spalania nadmiaru tkanki tłuszczowej.
Podsumowując, trenując sport wytrzymałościowy, należy pamiętać, że tylko białko – odwrotnie do węglowodanów i tłuszczy – nie jest magazynowane w organizmie, dlatego należy wyliczyć swoje zapotrzebowanie na proteiny i dostarczyć ich każdego dnia w tej ilości, aby podtrzymać zdolność organizmu do regeneracji uszkodzonych mięśni. | Białko w diecie kolarza |
Amerykańskie Południe to wyjątkowo wdzięczny temat pod względem literackim i filmowym. Wszystko, co trudno znieść na co dzień – ksenofobia, rasizm, uprzedzenia i stereotypy – stanowi doskonałą pożywkę dla pisarzy. „Błoto” Hillary Jordan nie jest wyjątkiem. Autorka wykorzystuje znane motywy, by opisać lata pięćdziesiąte w okolicy Missisipi, i choć momentami czuć braki warsztatowe, całość składa się w dobrą, bardzo poruszającą lekturę.
Farma
Henry i Laura McAllan przenoszą się do delty Missisipi, by poprowadzić tam podupadającą farmę. Nie mają doświadczenia, dom jest niemalże w ruinie, wszystko oblepia błoto. Laura haruje, nie wierząc w to, że znajdą tam szczęście – to jej mąż zdecydował o przeprowadzce, to on czuje się szczęśliwy, uprawiając ziemię, czuje, że jest w miejscu, do którego przynależy.
Kiedy z wojny wracają dwaj mężczyźni – młodszy brat Henry’ego i syn jednego z dzierżawców, Ronsel, na farmie sporo się zmienia. Ronsel jest czarnoskóry, a w latach pięćdziesiątych na południu Stanów Zjednoczonych przyjaźń, którą zawarł z bratem Henry’ego, jest dla większości sąsiadów czymś nie do zaakceptowania. Henry był w Europie, widział świat, o którym inni mieszkańcy tych okolic nie mają pojęcia. Potrafi dostrzec rasizm, być może dlatego, że sam jest wyrzutkiem.
Wiele głosów
Hillary Jordan rozpisała swoją historię na troje narratorów, dodaje też punkty widzenia kolejnych bohaterów. Nie trzyma się przy tym chronologii wydarzeń, próbuje splatać polifoniczną opowieść, która byłaby wieloznaczna i wielowymiarowa. Nie do końca jej się to udaje, ponieważ mnożąc głosy, musi je jakoś zindywidualizować, a robiąc to, godzi się na pewne uproszczenia. Nie wszyscy bohaterowie są wielowymiarowi i wiarygodni, na szczęście jednak opowiadana przez nich historia na tym nie traci.
Świat podzielony
„Błoto” to historia o decyzjach, które będą miały tragiczne konsekwencje, o świecie ludzi, którzy nie chcą stykać się z odmiennością. Wiemy o tym, jak wyglądało amerykańskie Południe kilkadziesiąt lat temu, ale w powieści Jordan ożywa ono na nowo, na nowo przeraża i zadziwia. Tu ludzie ukrywają swoje grzeszki, a nikt nie zadaje im trudnych pytań. Tytułowe błoto to nie tylko maź oblepiająca buty i narzędzia, ale także, a może przede wszystkim, brud, który przywiera do bohaterów powieści.
Hillary Jordan napisała książkę wciągającą, której lektura pochłania. Nie jest to powieść doskonała – bohaterowie są zbyt jednowymiarowi, świat przedstawiony przez autorkę czarno-biały, w dosłownym, ale też przenośnym sensie. Te uproszczenia mogą irytować czytelnika, który sporo już podobnych powieści poznał, ale nie będą wadziły komuś, kto szuka wciągającej lektury, która pozwoli mu przy okazji dowiedzieć się czegoś o świecie amerykańskiego Południa.
Źródło okładki: www.otwarte.eu | „Błoto” Hillary Jordan – recenzja |
Choć wszyscy przez cały rok z utęsknieniem wypatrujemy lata, podczas podróży potrafi dać się ono we znaki. Kiedy jesteśmy w długiej trasie, ciężko o schronienie się w cieniu. Mimo, że większość współczesnych samochodów wyposażono w klimatyzację, ostre słońce wpadające przez szyby do wnętrza pojazdu, niejednokrotnie bywa równie uciążliwe, co wysoka temperatura. Nie każdy kierowca chce na stałe przyciemniać okna w swoim samochodzie. Na szczęście z pomocą przychodzą łatwe w montażu osłony przeciwsłoneczne. Akcesoria samochodowe tego typu są szczególnie przydatne, jeżeli podróżujemy z dziećmi. Ważne jest wówczas, aby w ich „królestwie” (czyt. na tylnej kanapie) nie panował skwar. Większość aut osobowych posiada klimatyzację jedno- lub dwustrefową (oddzielnie sterowane nawiewy na kierowcę i pasażera), dlatego ciężko o zachowanie odpowiedniej temperatury w tylnym rzędzie siedzeń, bez zastosowania arktycznego chłodu w przedniej części pojazdu. Równie istotne jest to w przypadku, gdy na tylnej kanapie podróżuje nasz czworonożny przyjaciel. Zwierzęta na ogół nie najlepiej znoszą długie podróże, więc zapewnienie im możliwie optymalnych warunków, to podstawa.
Ochrona tylnego rzędu siedzeń
Najczęściej spotykany typ osłon na okna boczne stanowi gęsta siateczka, rozciągnięta na metalowym, łatwym do złożenia stelażu. Przymocowujemy ją do szyby za pomocą centralnie umieszczonej przyssawki. Ku uciesze najmłodszych, możemy do woli przebierać w nadrukowanych na nich obrazkach. Samochody, księżniczki, czy postacie z bajek – to tylko nieliczne grafiki tworzące na szybach radosne „witraże”. Nie każdy lubi jednak pokazywać się z kucykiem Pony na szybie. Jeżeli cenimy sobie elegancję i prosty wygląd, wybierzmy tradycyjne, czarne warianty.
Lepsze modele osłon szyb bocznych są wyposażone w system automatycznego zwijania. Rozwiązanie tego typu widujemy czasem w nowych pojazdach klasy premium, z tą tylko różnicą, że wówczas rolka zwijająca osłonę jest wbudowana w tapicerkę na drzwiach. Jeżeli taka wersja odpowiada nam bardziej od tej, opisanej wcześniej, wówczas nie ma przeszkód, aby podobne osłony zainstalować nawet w starszym aucie. Listwę z obudową przymocowujemy przyssawkami do górnej części szyby i (w zależności od potrzeb) możemy zwijać i rozwijać naszą żaluzję. Jest to o tyle praktyczniejsza metoda od składanych, „drucianych” osłon, że w razie potrzeby odsłonięcia okien, nie ma konieczności ich całkowitego demontażu. Choć podstawowe warianty nie są trudne do złożenia (wystarczy skręcić je w „ósemkę” i umieścić w pokrowcu, aby samoczynnie się nie rozwinęły), zawsze pozostaje kłopot z ulokowaniem ich w ciasnym otoczeniu, aby nie „wystrzeliły” w najmniej oczekiwanym momencie. Wariant rolkowy w każdej chwili da się zwinąć do listwy i cieszyć się zupełnie nieprzysłonionym widokiem przestrzeni.
Samochód to nie piekarnik!
Drugi wariant osłony przeciwsłonecznej nie nadaje się do użytku podczas jazdy. Przydaje się raczej wtedy, gdy na dłuższy czas zostawiamy auto w pełnym słońcu, na przykład na parkingu lub pod domem. Mowa o odbijających promienie słoneczne płachtach, umieszczanych na przedniej szybie od wewnętrznej strony pojazdu. Dzięki powłoce (podobnej do folii aluminiowej), odbija ona światło, sprawiając, że wnętrze pojazdu nagrzewa się w znacznie mniejszym stopniu. Takie osłony występują w dwóch formach: pierwszej – dość rzadko spotykanej, przypominającej nieco te, widywane na szybach bocznych. To po prostu dwa druciane okręgi, zintegrowane z materiałem odbijającym światło, które po rozłożeniu zajmują całą powierzchnię pod przednią (lub tylną) szybą. Aby ją złożyć, wystarczy skręcić je w „ósemkę” i zabezpieczyć przed samoistnym rozłożeniem za pomocą przyszytej tasiemki. Drugi wariant to, składana w harmonijkę, piankowa płachta, o powłoce zewnętrznej przypominającej folię aluminiową. Tę dodatkowo możemy wykorzystać również zimą, kładąc ją po zewnętrznej stronie przedniej szyby. Oszczędzi nam to porannego skrobania szklanej powierzchni. Żadna z tych osłon nie zajmuje dużo miejsca po złożeniu.
Takie osłony to szczególnie przydatne rozwiązanie wtedy, gdy musimy zostawić samochód na kilka godzin w pełnym skwarze. Każdy chyba kiedyś, uchylając drzwi do samochodu, który pół dnia stał w upale, poczuł się, jakby otwierały się przed nim piekielne wrota. Temperatura wnętrza auta potrafi wówczas wynosić nawet 70–80 stopni Celsjusza. Aby nie zamieniać samochodu w piekarnik, warto przed pozostawieniem go na parkingu umieścić za szybą foliową osłonę. Dłuższe stosowanie takiej ochrony przed słońcem może sprawić, że deska rozdzielcza i plastiki wewnątrz auta nie wyblakną przez długotrwałe działanie promieni słonecznych. Jest to jednak korzyść, jaką da się osiągnąć tylko przy wielokrotnym korzystaniu z osłony. W praktyce często pośpiech nie pozwala nam na kilkunastosekundową zwłokę, by ją rozłożyć. Choć jest to przydatne akcesorium, to nie widuje się go często w samochodach osobowych.
Jeżeli chodzi o ceny, to za opisywane udogodnienie nie musimy słono płacić. Podstawowe, składane warianty przyssawkowe na szyby boczne kupimy już za kilkanaście złotych (za dwie sztuki). Wersja przypominająca żaluzje jest nieco droższa, ale nadal kwota ta nie przekracza 20–30 złotych. Foliowa osłona przedniej szyby to najmniejszy wydatek, ponieważ kupimy ją już za kilka złotych. Ochrona przed słońcem nie jest droga, a może w znacznym stopniu przyczynić się do zwiększenia komfortu jazdy podczas naszej dłuższej podróży. Dlatego należałoby o niej pomyśleć, nim wyruszymy w kolejną trasę. | Osłony przeciwsłoneczne, czyli cień na zawołanie |
Jeżeli w grach czekacie przede wszystkim na emocje i poszukujecie uniwersalnego tytułu do grania zarówno z dorosłymi, jak i dziećmi, przyjrzyjcie się uważnie tej grze. Jedna z najnowszych propozycji wydawnictwa Egmont. Przezabawna gra o pingwinach wskakujących na lodowiec. Wyspa jest mała, a chętnych dużo, więc jak łatwo się domyślić – pingwinom (i graczom!) nie będzie łatwo!
Zawartość opakowania
Gra mieści się w małym prostokątnym pudełeczku. W środku znajdziemy elementy wykonane z wyjątkowo grubego kartonu (to z nich zbudujemy lodowiec i złożymy mewy), stos zaskakująco grubych kart (służą do ustawiania na krze i przepychanek na niej) oraz 4 szklane kulki i 6 plastikowych ryb-klipsów.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Rozpoczęcie i przebieg gry
Każdy z graczy rozpoczyna z taką samą liczbą kart. Układa je w przed sobą w zakryty stos a następnie, w swojej turze, odkrywa wierzchnią kartę i wykonuje akcję przypisaną do tej karty. Kartę można dokładać na lodowiec, korzystając wyłącznie z jednej ręki. Jeżeli w trakcie ruchu gracza jakakolwiek karta zsunie się z lodowca – gracz zabiera ją do siebie i układa na stosie karnych punktów. W grze chodzi o to, by zdobyć jak najmniej punktów karnych w trakcie całej rozgrywki.
Jakie akcje mogą być dostępne na kartach? Połóż kartę na lodowiec, połóż kartę obok tej karty, połóż kartę na szczycie lodowca, zrzuć jedną z kart, weź tekturową mewę i połóż ją na wierzchu stosu, przypnij rybkę do jednej z kart. Wydaje się proste? Nie wspomniałam jeszcze, że w wersji dla dorosłych graczy pod lodowcem znajdują się metalowe kulki, które przy dokładaniu nowych kart poruszają się, a cała konstrukcja drży.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Zlot pingwinów przeznaczony jest do 5 graczy w wieku powyżej 5 lat. Rozgrywka trwa krótko i jest bardzo emocjonująca. Najczęściej zaś kończy się pytaniem: „Zagramy jeszcze raz?”. Co ciekawe, jest też „wariant solo” przeznaczony tylko dla jednego gracza. Wariant ten przypomina budowanie domku z kart, tyle że na bardzo drżących posadach.
Podsumowanie
„Zlot pingwinów” jest grą prostą i łatwą do wytłumaczenia dla nowych graczy. Rozgrywka trzyma w napięciu, a sytuacja na krze dynamicznie się zmienia. Tu nie ma czasu na nudę i wypatrywanie swojej kolejki. Jest za to dużo śmiechu i dobrej zabawy! | „Zlot pingwinów” – recenzja gry |
Jak cię widzą, tak cię piszą – chyba każdy zdaje sobie sprawę, ile prawdy jest w tym przysłowiu. Wygląd przede wszystkim decyduje o pierwszym wrażeniu, a to z kolei w kontaktach międzyludzkich ma olbrzymie znaczenie. Ubranie należy do jednej z naszych wizytówek. Nie trzeba nosić odzieży od drogich projektantów, aby wyglądać elegancko. Czy to w podróży służbowej, czy na wakacjach, zawsze pożądana jest schludna prezencja, a taką zapewni wyprasowane ubranie. Jednak nikt nie będzie woził ze sobą tradycyjnego żelazka. Jeżeli dodamy do kompletu deskę do prasowania, wychodzi zestaw o naprawdę sporych gabarytach, który raczej nie zmieści się do walizki czy torby podróżnej. Na czas wyjazdów nieodzownym elementem będzie turystyczna wersja żelazka, której rozmiary są znacznie mniejsze, a składana rączka sprawia, że zajmuje jeszcze mniej miejsca. W tym artykule przyjrzymy się najpopularniejszym modelom dostępnym na naszym rynku.
Elesko Stager EC700
Jest to najprostszy modelw tym zestawieniu. Dzięki swojej masie, 0,44 kg, plastikowej obudowie oraz składanej rączce jest niezwykle praktyczny i zmieści się do każdego bagażu. Jego obsługa jest niezwykle prosta, a za sprawą nieprzywierającej stopy żelazka nie doświadczymy żadnych nieprzyjemności, prasując ubrania. Funkcja nawilżania parą, pokrętło regulacji temperatury wraz z mocą 700 W zapewnią gładkość nierównych powierzchni.
Lauson Air202
Tomaleństwo waży zaledwie 0,5 kg, a jego wymiary to zaledwie 18x9x10 cm, co sprawia, że jest mobilne i zmieści się do każdej torby podróżnej. Ponadto, ma składaną rączkę, przez co może być jeszcze mniejsze. Funkcja spryskiwania należy do rzadkości w przypadku małych modeli, jednak tu jest inaczej. Woda z pewnością przyda się przy większych nierównościach materiału, a funkcja wytwarzania pary pomoże doprowadzić nasze ubrania do ładu. Nie jest to najmocniejszy produkt, jego moc 800 W jednak wystarczy, aby przeprasować drobne zagniecenia.
Eldom da22
W tym przypadku mamy do czynienia ze sprzętem od znanego producenta niedrogich artykułów gospodarstwa domowego. Podobnie jak inne modele opisywane w tym artykule, to żelazko również ma składaną rączkę. Możemy prasować z uderzeniem pary lub bez, a po uzupełnieniu zbiornika na wodę będzie możliwe korzystanie z funkcji spryskiwacza. Za pomocą pokrętła ustawimy temperaturę niezbędną do wyprasowania konkretnych materiałów. Na stopie produktu znajduje się powłoka antyadhezyjna, która nie przywiera do prasowanych rzeczy. Moc wartości 800 W zapewni nam schludne ubrania w podróży.
Severin 3234
Omawiany model to produkt niemieckiej marki. Nasz zachodni sąsiad kojarzy się z solidnością wykonania i nie inaczej jest w tym wypadku. Wszystkie części są dobrze do siebie dopasowane, a stopa wykonana ze stali nierdzewnej zapewnia komfort prasowania. Rączkę mającą zabezpieczenie przed niekontrolowanym zamknięciem można złożyć, dzięki czemu żelazko będzie miało wysokość zaledwie 8 cm. Na obudowie znajdziemy ładne pokrętło termostatu do płynnej regulacji temperatury. Przeźroczysty zbiornik na wodę umożliwia kontrolę jej stanu, a to przyda się, gdy będziemy chcieli skorzystać ze strumienia pary działającego również w pionie. Produkt jest mocniejszy niż poprzednie, osiąga moc od 900 W do 1100 W, a wbudowany bezpiecznik zabezpiecza przed przegrzaniem.
Camry CR 5024
Uznany producent drobnych artykułów gospodarstwa domowego oferuje niewielkie żelazko w atrakcyjnej kolorystyce. Ten zielono-biały produkt dzięki składanej rączce jest mobilny i zajmuje mało miejsca w bagażu. Opisy na pokrętle regulacji pozwolą szybko ustawić pożądaną temperaturę, a moc 840 W zapewni schludny wygląd naszych rzeczy. Ponadto w żelazku występuje ciągły strumień pary, który jest niezbędny przy większych zagnieceniach. Urządzenie gładko „płynie” po ubraniach, gdyż stopa wykonana jest z nieprzywierającego ceramicznego materiału Non-Stick.
Rowenta DA151
Tu projektanci wykonali kawał dobrej roboty! Design żelazkai jakoś wykonania robią wrażenie. Mamy do czynienia z solidnym wyrobem niemieckiego producenta, który zdobywa doświadczenie od 1884 roku. Produkt został wyposażony w pionowy wyrzut pary, dzięki czemu możemy go używać do odświeżenia wiszących tkanin, takich jak koszule, a nawet marynarki. Za pomocą termostatu precyzyjnie określimy wymaganą temperaturę, a stopa grzejna Microsteam 200 zapewni równe wyprasowanie naszych ubrań. Ten model wyposażony jest także w funkcję silnego uderzenia pary, dzięki czemu miejscowo zwilżymy materiał, a mocniejsze zagniecenia z łatwością wyeliminujemy. Oferowany produkt dostarcza satysfakcjonującą moc 1000 W. | Żelazka turystyczne – przegląd popularnych modeli |
Chętnie żegnamy tegoroczną zimę i czym prędzej rozpoczynamy dekorowanie szarego balkonu wiosennymi kwiatami. Propozycji roślin ozdobnych jest wiele! Choć wiosna kalendarzowa i astronomiczna już przyszła do nas, to na razie nie widać jej na balkonach naszych mieszkań. Czy musimy tolerować szarość do połowy maja, by posadzić kwitnące rośliny w skrzynkach? Jak przyozdobić go kwiatami, kiedy jeszcze czasami chwyta mróz?
Powitanie wiosny w ogrodzie
Marzec. Wyglądamy za okno, a tam szarówka. Źdźbła trawy, które wychynęły spod pokrywy śnieżnej, wciąż są jeszcze brązowe. Gdzieniegdzie tylko wystaje coś zielonego, pojawiają się pączki, pierwsze drobne kwiatki wychylają się z ziemi w oczekiwaniu na promyki słonka.
A więc to już ten czas! Powietrze zaczyna inaczej pachnieć i choć jeszcze w niektórych miejscach zaspy nie do końca stopniały, to już widać pierwsze oznaki wiosny w ogrodzie!
Na balkonie również należy zaznaczyć powrót wiosny!
Pierwsze kwiaty
W okresie przedświątecznym jest duży wybór cebulowych roślin doniczkowych, ale też jednorocznych i dwuletnich, które w domu zakwitną po wniesieniu do ciepłego pomieszczenia. Na balkonie natomiast będziemy mogli dłużej obserwować ich rozkwit. W chłodzie kwiaty będą otwierać się powoli, majestatycznie. Jest wiele kwiatów, które bezpiecznie można wysadzić do skrzynek na balkonie czy do donic (mrozoodpornych) już teraz. Należą do nich wszystkie wiosenne rośliny cebulowe.
Hiacynt (Hyacinthus sp.) – to ozdobny kwiat cebulowy o odurzającym, pięknym zapachu. Musimy jednak uważać z ich wystawą, ponieważ hiacynty nie przepadają za bezpośrednim słońcem. Wolą światło rozproszone. Można je kupić we wszystkich odcieniach bieli, różu i fioletu.
Krokus zwany również szafranem (Crocus sp.) – to pierwsza oznaka wiosny, roślina cebulowa odporna na mróz. Lubi przepuszczalną lekką ziemię, nawiezioną potasem. Kolory krokusów podobnie jak hiacyntów mają chłodne barwy od bieli po fiolet. W przypadku tych kwiatów zdarzają się jednak ciekawe odmiany w paski.
Szafirek (Muscari sp.) – to roślina cebulowa z rodziny hiacyntowatych o delikatnych kwiatkach zebranych w grona. Szafirki, jak nazwa wskazuje, występują najczęściej w cudownym kolorze szafirowym. Są również szafirki białe i bladoróżowe.
box:offerCarousel
Narcyz (Narcissus sp.) – te wiosenne cebulowe kwiaty o słodkim zapachu znakomicie nadają się na balkon. Dobrze znoszą niskie temperatury i pięknie kwitną w pełnym słońcu. Podobnie jak krokusy potrzebują przepuszczalnego podłoża i nie lubią zbyt dużej wilgoci, gdyż wtedy ich cebule gniją. Po przekwitnięciu mogą pozostać w donicy na przyszły rok. Na rynku jest wiele odmian narcyzów o białych bądź żółtych płatków i tej samej barwie przykoronka lub kontrastującego różem, czerwienią, pomarańczowym bądź kolorem łososiowym.
Rośliny sezonowe dwuletnie
Na balkonie nie może zabraknąć stokrotek i bratków.
Stokrotka (Bellis perennis) – to wdzięczny kwiatek o niewielkich wymaganiach, idealny zarówno do doniczek, jak i do ogrodu. Najlepiej rośnie i kwitnie na stanowiskach słonecznych. Podobnie jak prymula preferuje podłoża żyzne, przepuszczalne wilgotne, ale nie mokre. Po przekwitnięciu można ją przenieść do ogrodu.
Bratek inaczej zwany fiołkiem ogrodowym (Viola x wittrockiana) – to wielobarwny kwiat, bardzo popularny zarówno na rabatach sezonowych, jak i na balkonach. Występuje w wielu odmianach o różnej barwie i wielkości kwiatów. Bratki preferują podłoże wilgotne, przepuszczalne, źle znoszą suszę (nie podlewajmy bratków w pełnym słońcu). Bratki sprzedawane są już zazwyczaj dwuletnie, więc po przekwitnięciu się je wyrzuca.
box:offerCarousel
Byliny
W sprzedaży pojawiły się również pierwsze byliny, takie jak ciemierniki czy prymule.
Prymula (Primula sp.) – potocznie nazywana pierwiosnkiem, to prawdziwy zwiastun wiosny. O ile jest to wcześnie kwitnąca roślina, o tyle niestety nieco wrażliwsza na przymrozki od roślin cebulowych. Trzeba ją więc osłaniać w okresach spadku temperatur. Lubi światło i wilgoć, łatwo obsycha, jeśli się jej nie podlewa regularnie. Trzeba uważać, bo prymulka jest często atakowana przez szkodniki typu przędziorki i mszyce oraz choruje na szarą pleśń (charakterystyczny szary nalot). Dlatego najlepiej zastosować odpowiednie środki ochrony roślin.
Ciemiernik (Helleborus sp.) – roślina mrozoodporna, nierzadko nazywana „różą zimy”, gdyż kwitnie w okresie zimowym od listopada do kwietnia. Ciemiernik preferuje stanowiska półcieniste, glebę żyzną wapienną, bogatą w azot. Nie lubi ciężkiego podłoża, dlatego na dno doniczki trzeba wysypać drenaż. Ciemiernika nie wolno przesuszyć. Ta roślina znakomicie nadaje się na taras wiosenny do donicy lub większej skrzynki. Pamiętajmy, że ciemiernik ma wrażliwe na uszkodzenie korzenie, więc zapewnijmy mu więcej przestrzeni w ziemi.
Krzewy
Nie zapomnijmy, że na tarasie i balkonie można też postawić rozpoczynające teraz kwitnienie forsycje
lub piękne wierzby ozdobione baziami. Będzie to znakomita dekoracja. Pamiętajmy jednak o zabezpieczeniu doniczki przed mrozem.
Jak zadbać o kwiaty na balkonie wiosną?
Rośliny muszą mieć ciepło i wodę.
Siedlisko
Trzeba zadbać o odpowiednią przestrzeń, ziemię i drenaż. Kwiaty muszą mieć wystarczająco dużo miejsca w doniczce, aby ich korzenie czy cebule nie dotykały brzegu doniczki i podczas przymrozków nie przemarzły. Można też wykorzystać stare skrzynki po jabłkach. Należy je zabezpieczyć wewnątrz agrowłókniną. Dobrze jest dodatkowo izolować większą doniczkę od środka, np. przy użyciu cienkich płyt styropianowych.
Woda
Pamiętajmy, aby ziemia w doniczce nie była zbyt sucha, ale również nie może być za wilgotna. Cebule nie lubią stać w wodzie, bo wtedy gniją. Zapewnijmy więc dobry drenaż tej grupie roślin. Najlepiej jeśli rośliny cebulowe posadzimy razem w przepuszczalnym piaszczystym podłożu. Inne kwiaty sezonowe, takie jak bratki, stokrotki czy prymulki, możemy posadzić oddzielnie w zasobnej ziemi ogrodniczej.
Światło
Zwróćmy uwagę, aby rośliny miały dostatecznie dużo światła. Zbyt cieniste miejsca mogą spowodować gorsze kwitnienie lub nieatrakcyjne wyciąganie się kwiatostanów.
Kompozycja
Komponując kwiaty w doniczkach czy skrzynkach balkonowych, zadbajmy nie tylko o różnorodność barw, ale także o zróżnicowaną wysokość zarówno roślin, jak i pojemników. Zaaranżujmy kilka doniczek w grupie, nie rozstawiajmy pojedynczych kwiatów po całym balkonie ani nie ustawiajmy ich w rzędzie. Możemy zróżnicować ich wysokość, stawiając część doniczek wyżej na podstawkach lub stołkach. Jako podstawek można też użyć odwróconej do góry dnem doniczki ceramicznej.
Wiatr
Upewnijmy się, że doniczki nie przewrócą się pod wpływem wiatru. O tej porze roku zdarzają się porywiste zimne wiatry.
Mróz
Jeśli chwyci mróz, możemy na noc przykryć wrażliwsze rośliny. Rankiem, gdy zaświeci słońce, wystarczy je odkryć. Nie martwmy się, jeśli spadnie na nie śnieg, który jest naturalną pierzynką chroniącą przed zimnym wiatrem. Większość roślin cebulowych na ogół wytrzymuje niższe temperatury, nawet poniżej zera. Możemy przykryć ziemię w doniczce ażurowym okryciem w formie gałązek igliwia, słomy lub rafii. Osłonimy w ten sposób korzenie roślin i cebule, nie powodując ich nadmiernej wilgotności. Spód doniczek z roślinami jednorocznymi, dwuletnimi, bylinami czy krzewami możemy przykryć mchem, aby ograniczyć parowanie i zabezpieczyć bryłę korzeniową przed mrozem.
Pamiętajmy, że te rośliny, rosnąc w gruncie, pokrywają suche trawy, liście i martwe gałązki. Stwórzmy im więc podobne warunki.
Wiele roślin wiosennych po przekwitnięciu będzie można przechować w suchym miejscu na następny rok lub wysadzić do ziemi, zastępując kompozycję kolejnymi kwiatami sezonowymi. A teraz możemy usiąść w fotelu na tarasie lub balkonie i ogrzewani słońcem czekać na pełną wiosnę. | Gdy stopnieją śniegi – pierwsze kwiaty balkonowe |
Ubrania na narty lub snowboard powinny być przede wszystkim wygodne i ciepłe. Jednak każda z nas chce wyglądać stylowo, czy to na stoku, czy w barach apres ski, czy w czasie spaceru po urokliwym górskim miasteczku. Na szczęście komfort nie wyklucza stylowego wyglądu! Przeczytaj, jak się modnie ubrać na stok i wyglądać równie dobrze poza nim. Bądź modna na stoku i po zejściu z niego
Wybierając się w góry, zwykle kompletujemy ubrania głównie pod względem praktyczności – ciepłe polary, przylegające golfy, wygodne spodnie narciarskie lub snowboardowe. Wielu z nas może się wydawać, że moda sportowa nie ma kobietom nic ciekawego do zaoferowania. To błąd! Obecnie projektanci i najbardziej znane marki prześcigają się w proponowaniu nam stylowych, ciekawych i kolorowych projektów na narty i snowboard. Warto rozejrzeć się za fajnymi ciuchami na stok, które poprawią nam humor i sprawią, że się wyróżnimy.
Co więcej, nasz pobyt w górach nie kończy się na szusowaniu. Jeśli na wypoczynek wybierasz się za granicę, z pewnością znasz bary apres ski (niewtajemniczonym wyjaśniamy: apres ski to po francusku „po nartach”). Są to miejsca zabawy i relaksu nieodłącznie związane z zimowymi sportami. To również centra spotkań towarzyskich oraz często imprez do białego rana. Każda kobieta chce dobrze wyglądać w każdej sytuacji – również po uprawianiu sportów, zwłaszcza gdy w perspektywie ma zabawę ze znajomymi. Wbrew pozorom nawet po zimowym szaleństwie możesz być stylowa i dobrze ubrana. Podpowiadamy, jak stworzyć stylizację idealną na stok i do baru apres ski.
Spójność przede wszystkim
Gdy wejdziesz do baru, kurtkę trzeba będzie zdjąć. Czy to, co masz pod nią, będzie się dobrze komponować z dołem? Najważniejsze, by całość do siebie pasowała i wszystko było „z jednej parafii”. Jeśli jeździsz w hiphopowej kurtce i ogromnej czapie, sweterek z kaszmiru będzie się gryźć z resztą. I na odwrót – klasyczna, pikowana kurtka i wielka bluzka to dziwne połączenie. Ważne, by całość była spójna i dopasowana.
Podkreśl górę
W barze apres ski najłatwiej będzie wyeksponować kobiecość i wyczucie stylu, odpowiednio dobierając górę ubrania. Spodni narciarskich lub snowboardowych nie zmienisz, a kobiecy sweterek może odmienić sportowy charakter całości. W sklepach znajdziesz obecnie wiele ładnych i ciepłych swetrów, które będą odpowiednie na stok. Wybierz model z wełny, który ochroni cię przed zimnem i odprowadzi pot. Warto, żeby był z dodatkiem elastanu lub lycry, dzięki którym idealnie dopasuje się do twojej figury. Najmodniejsze w tym sezonie są golfy, które sprawdzają się w czasie jazdy na nartach lub snowboardzie. Pamiętaj, by sweterek pasował do spodni. Kolejnym rozwiązaniem może być większa bluza, pod którą założysz ładny, dopasowany sweterek w serek, podkreślający twój biust. Zdejmiesz ją po wejściu do baru.
Moc dodatków
Diabeł tkwi w szczegółach i właśnie za pomocą dodatków dodasz sobie kobiecości. Szalik możesz nonszalancko przerzucić przez szyję, a oryginalną czapkę zostawić na głowie. Postaw na delikatną biżuterię – pierścionek, bransoletka czy kolczyki w sztyfcie nie będą przeszkadzać w trakcie jazdy, a dodadzą ci uroku. Nie namawiamy do wykonywania ekscentrycznego makijażu na stok, jednak możesz mieć w kieszeni kurtki tusz do rzęs lub pomadkę, którymi szybko wykonasz makijaż w łazience. Taki mały zabieg sprawi, że poczujesz się bardziej pewnie i w imprezowym nastroju. Nie zapominaj paznokciach! Muszą być zadbane i pomalowane. Włosy zwiąż w koński ogon lub rozpuść. W kieszeni możesz schować miniszczotkę do włosów i użyć jej w razie potrzeby. | Moda apres ski dla niej |
Czasy, w których blender lub mikser pełnił rolę luksusowego wyposażenia kuchni, dawno minęły. Teraz tego typu urządzenia biją rekordy popularności, zaś ceny najprostszych urządzeń nie przekraczają 100 złotych. Co więcej, to blender jest częstszym gościem w większości domów, zaś miksery powoli odchodzą w niepamięć i lądują w dalszych zakątkach kuchennych szafek. Jaki blender wybrać?
Wybór blenderów jest imponujący. Możemy zdecydować się na proste urządzenie za mniej niż 100 zł, jak również zaawansowany sprzęt renomowanej firmy z mnóstwem funkcji i dodatkowych przystawek za kilkaset złotych. Tym razem skoncentrujemy się na produktach w średniej cenie, a więc przyjrzymy się zaawansowanym konstrukcjom posiadającym wiele przystawek, ale pozbawionych niepotrzebnych gadżetów, dodatków i podnoszących cenę funkcji. Sprawdźmy, jak wygląda oferta blenderów, których cena nie przekracza 400 złotych.
Wybierając urządzenia do niniejszego zestawienia, kierowaliśmy się kilkoma wytycznymi. Przede wszystkim w grę wchodziły tylko urządzenia renomowanych i znanych na naszym rynku firm z oficjalną dystrybucją i bezproblemową gwarancją na terenie naszego kraju. W tej cenie możemy znaleźć bardzo dobrej jakości blendery m.in. z płynną regulacją (ale nie jest to standardem), stopką ze stali nierdzewnej oraz – co oczywiste – dużą ilością akcesoriów i dodatków.
Zelmer 491.20
Propozycja bardzo popularnej na naszym rynku marki Zelmer kryjąca się pod nazwą 491.20 to urządzenie z nieco niższego pułapu cenowego, tj. poniżej 300 złotych. Czy to oznacza, że droższa konkurencja będzie miała znaczącą przewagę? Nic z tych rzeczy, gdyż spoglądając na ofertę, a konkretniej na zawartość pudełka, możemy dojść do wniosku, że mamy do czynienia z prawdziwym kuchennym kombajnem!
Mówiąc w skrócie, producent postanowił dołączyć do zestawu niemal wszystko, co można dołączyć do blendera. Wybierając to urządzenie, możemy zapomnieć o konieczności kupna innych sprzętów, tj. robota kuchennego, sokowirówki, miksera, itp. Minus? Owszem – całość zajmuje dość dużo miejsca, ale jeśli ktoś chce mieć sprzęt uniwersalny, ta propozycja z pewnością zda egzamin.
Sercem bazy jest silnik o mocy 700 W z 15-stopniową płynną regulacją obrotów oraz dodatkową funkcją Turbo, która przyda się podczas ubijania piany z białek, puszystej bitej śmietany, itp. W opakowaniu znajdziemy również nakładkę do miksowania wykonaną ze stali nierdzewnej, nakładkę do ubijania (trzepaczkę), tarczę przecierającą, tarczę do krojenia i ścierania, minimalakser, malakser, pojemnik z miarką oraz pojemnik kruszarki do lodu. Dla estetów zaletą będzie czarne tworzywo, z którego wykonano większość akcesoriów.
Bosch MSM88190
Kolejną propozycją jest sprzęt marki Bosch – model MSM88190. Pod tą niewiele mówiącą nazwą kryje się bardzo zaawansowane urządzenie z równie imponującą ilością akcesoriów i dodatków, co w przypadku propozycji marki Zelmer. Zacznijmy jednak od najważniejszego elementu, czyli bazy. W tym przypadku producent zastosował silnik o mocy 800 W z 12-stopniową regulacją. Oczywiście, nie zabrakło funkcji Turbo oraz możliwości pracy pulsacyjnej. W tym przypadku również mamy do czynienia z urządzeniem, które z powodzeniem zastąpi większość domowych sprzętów.
W pudełku znajdziemy bowiem, oprócz tradycyjnej stopki wykonanej ze stali nierdzewnej z czterema nożami QuattroBlade Pro, nakładkę do ubijania (czyli trzepaczkę), nakładkę do miksowania, minirozdrabniacz, ostrze do kruszenia lodu, ostrze do rozdrabniania/siekania, pojemnik, popychacz oraz tarcze do krojenia i ścierania. Na uwagę zasługuje między innymi miękki, wygodny uchwyt oraz spiralny kabel, który z pewnością ułatwi przechowywanie sprzętu i nie będzie się plątał podczas pracy. Jeśli chodzi o estetykę, w tym przypadku producent również postawił na połączenie czarnego koloru ze srebrnymi akcentami. Blender można znaleźć na Allegro już od ok. 350 złotych.
Kenwood Triblade HDP408WH
Firma Kenwood, tworząc model Triblade HDP408WH, postawiła na prostotę połączoną z mocą silnika – 800 W. Co prawda poprzednicy charakteryzują się większą ilością poziomów mocy – tutaj mamy 5 stopni regulacji. Mimo to ilość akcesoriów oraz funkcjonalność zestawu powinna z nawiązką wynagrodzić wszelkie straty. W tym przypadku styliści zamiast czarnego zastosowali biały plastik, ale dodali akcenty w kolorze grafitowym. Jeśli jednak ktoś ponad wygląd ceni sobie uniwersalność, ten z pewnością doceni dodatki i akcesoria.
A jest ich dość dużo. W pudełku oprócz bazy oraz instrukcji obsługi znajdziemy kielich do miksowania, nakładkę do miksowania, nakładkę do miksowania na płaskich powierzchniach, nakładkę do ubijania (trzepaczkę), specjalną przystawkę o nazwie Masher, czyli ubijak do purée z 2 sitami oraz praktyczny pojemnik do siekania. Blender ten jest dostępny na Allegro za ok. 340 złotych.
Braun Multiquick 7 MQ745
Nasze zestawienie zamykamy urządzeniem w nieco niższej cenie (porównywalnej do modelu marki Zelmer, czyli ok. 300 złotych), ale skierowanym do osób, które nie posiadają wiele wolnego miejsca w kuchni i cenią prostotę, profesjonalizm oraz estetyczny wygląd.
Nie znajdziemy tu co prawda imponującej ilości dodatków i akcesoriów, ale elementy, na które zdecydował się producent w zupełności wystarczą nawet doświadczonej kucharce lub kucharzowi. Baza jest wyposażona w silnik o mocy 750 W z inteligentną funkcją regulacji prędkości Smart Speed, funkcją Turbo oraz możliwością pracy pulsacyjnej. W zestawie, oprócz głównej stopki ze stali nierdzewnej, znajdziemy niewielki rozdrabniacz o pojemności 350 ml, duży pojemnik pełniący rolę blendera kielichowego o pojemności 1,25 litra z nożem do kruszenia lodu oraz metalową trzepaczkę. Całość utrzymano w czarnej, połyskującej tonacji.
Trudny wybór?
Czy wybór blendera do 400 złotych może być trudny? Wbrew pozorom – nie. W granicach 300–400 złotych mamy wiele interesujących propozycji, które na pewno spełnią wymagania każdego użytkownika. Może to być zarówno urządzenie mające podstawowe wyposażenie, stylowe i bardzo dobrze wykonane, jak i bardzo rozbudowany zestaw z ogromną ilością akcesoriów oraz dodatków. Wybór ogranicza się więc do decyzji, co jest bardziej potrzebne w kuchni i czy mamy gdzie to schować. | Blender z przystawkami do 400 złotych – co wybrać? |
Pokój dziecka zawsze powinien być wyjątkowy. To najbardziej magiczne miejsce w całym domu, w którym nasza pociecha musi czuć się komfortowo i bezpiecznie. Gdy jest starsza i idzie do szkoły, pokój musi połączyć w sobie dwie, a nawet trzy funkcje: sypialnię, bawialnię i kącik edukacyjny. Ten ostatni jest niezwykle ważny, bo to właśnie on zachęci, albo zniechęci malca do nauki. Jak więc sprostać temu zadaniu? Co powinno się znaleźć w pokoju ucznia?
Łóżko dziecięce
Powinno być dopasowane do rozmiarów pokoju. Do wyboru są:
Klasyczne, pojedyncze łóżko – idealne do większego pomieszczenia.
Nowoczesna wersalka – dopasuj ją do stylu pokoju.
Rozkładana sofa lub kanapa – sprawdzi się, gdy chcesz zaoszczędzić miejsce.
Łóżko piętrowe – dobre dla rodzeństwa w podobnym wieku.
Biurko lub stolik
Jest najważniejszym meblem w pokoju. Najlepiej postawić biurko przy oknie tak, aby jak najwięcej dziennego światła padało na blat. Zastanów się wraz z dzieckiem, czy biurko ma służyć wyłącznie do nauki, czy także jako stolik na komputer stacjonarny. Jeśli to drugie, warto wówczas wybrać większe biurko, ponieważ monitor i drukarka zajmą znaczną część blatu. Jeśli pokój na to pozwala, można postawić i biurko, i stolik. Do wyboru mamy:
Biurko klasyczne, z szufladami, bądź półką.
Duże biurko, z miejscem na komputer i blatem do nauki.
Stolik na komputer, z miejscem na komputer stacjonarny i drukarkę.
Biurko narożne – idealne do małych pokojów.
Biurko wraz z kompletem młodzieżowym, czyli popularny regał z biurkiem.
Krzesło
Jest ważne, choć z pozoru może się wydawać mało istotne. Warto jednak pamiętać, że twoja pociecha będzie na nim spędzała nawet kilka godzin dziennie, odrabiając lekcje, bądź korzystając z komputera. Najlepiej wybrać krzesło obrotowe, np.:
Młodzieżowe krzesło biurowe – idealne do większości biurek.
Krzesło ze skórzaną tapicerką – bardziej eleganckie, pasuje do pokoju nastolatka.
Biurowy fotel sportowy – modny, nowoczesny design.
Regał na książki i meble
Oprócz łóżka i biurka, twój uczeń na pewno będzie potrzebował miejsca na książki, zabawki czy ubrania. Możliwości masz wiele, nawet jeśli pokój dziecka jest niewielki. Na pewno praktyczne będą szuflady, które posłużą do przechowywania bielizny. Znajdziesz je zarówno w regale, jak i w wolnostojącej komodzie. Przyda się także szafa na wiszącą odzież i jedna lub dwie półki na ubrania. Pozostała przestrzeń wykorzystana będzie na książki, zabawki, czy pamiątki. Zaprojektujcie pokój na kartce i oceńcie, czy lepiej wyglądać będzie komplet mebli, czy kupno pojedynczych segmentów w tym samym stylu.
Pamiętaj, że pokój należeć będzie do twojego dziecka, dlatego idźcie na kompromis i wybierzcie to, co na pewno będzie się podobało:
Komplet młodzieżowy – zestaw mebli wraz z szafą, segmentem z półkami oraz biurkiem.
Oddzielne segmenty – możesz skompletować własną meblościankę zawierającą np. słupek, komodę i miejsce na telewizor. Gotowe zestawy są zwykle bez biurka.
Samodzielne, niezależne od siebie segmenty, np. biurko, szafa komoda – sprawdzają się w przypadku rozbicia ich na ściany. Jeśli meble mają stać po jednej stronie, lepiej dopasować komplet.
Łóżko z biurkiem – idealne do bardzo małych pomieszczeń lub do pokoju rodzeństwa. Każde z dzieci będzie miało swoje łóżko i swoje biurko.
W pokoju warto umieścić także niedużą, podręczną półkę na drobiazgi, np. zegarek. Ładnie wygląda nad biurkiem. Praktyczny będzie też malutki stolik przy łóżku. Przyda się do położenia na nim okularów, książki czy telefonu.
Oświetlenie
Do pokoju dziecięcego i młodzieżowego warto dobrać różne rodzaje oświetlenia. Spełniają one nie tylko funkcję praktyczną, ale i ozdobną. Nowoczesne żyrandole czy kolorowe lampki odwołujące się do jakiejś tematyki, bądź stylu, nadają pomieszczeniu wyjątkowy klimat i wdzięk. W pokoju ucznia warto, aby znalazła się:
Lampka biurkowa – potrzebna do nauki. Praktyczna będzie ta z dwoma lub więcej opcjami świecenia (światło słabsze i mocne).
Lampa stojąca podłogowa lub półkowa – sprawdzi się przy łóżku, idealna na wieczory. Warto wybrać tę z opcją ściemniania i rozjaśniania.
Żyrandol – czyli górne światło – może być na jedną żarówkę lub kilka. W tym drugim przypadku dobrze jest zamontować nowy kontakt z podzielnikiem, żeby świeciła jedna żarówka lub trzy jednocześnie.
Praktyczne gadżety
Nie tylko meble tworzą wystrój, ale także dodatki. Na pewno dywan jest tym, co sprawi, że pokój będzie przytulny. Wybierz ten z wyższym, miękkim włosem o ciepłej kolorystyce, bądź w jednym, wyrazistym kolorze, który będzie pasował do całości. Jeśli zdecydujecie się na niedużą meblościankę, dokup kosze na zabawki. Wyglądają atrakcyjnie, są np. ze zwierzątkami, więc posłużą jako gadżet praktyczny i estetyczny. Dobrym pomysłem jest także tablica korkowa. Można przypiąć do niej plan lekcji, klasowe zdjęcie czy ściągawki ze wzorami matematycznymi. | Pokój ucznia – przegląd produktów wartych uwagi |
Sauna jest miejscem relaksu, w którym miło spędza się wolny czasu. Oprócz tej funkcji zapewnia świetną regenerację potreningową, szczególnie biegaczom. Od niepamiętnych czasów sauny licznie budowali i chętnie z nich korzystali Słowianie oraz przodkowie Finów i Estończyków. Dużą popularnością cieszą się do dzisiaj w Rosji, Finlandii, Estonii, Łotwie i Litwie. W tych krajach spełniają one nawet funkcję społeczną, stając się miejscem spotkań towarzyskich. Miłośnicy sauny doskonale wiedzą, że pobyt w niej poprawia krążenie krwi, a jednocześnie odpręża.
Jaka sauna?
Podczas kąpieli w saunie suchej (tzw. fińskiej) panuje bardzo wysoka temperatura rzędu 90–110°C, wilgotność natomiast utrzymuje się na niskim poziomie – ok. 10%. W saunie parowej z kolei wynosi 70–90°C przy wilgotności 30–40%, którą uzyskuje się dzięki polewaniu rozgrzanych kamieni wodą, co zwiększa wydzielanie potu i przyspiesza proces oczyszczania przez skórę. Dodatkowym atutem zabiegu jest trening gruczołów potowych, których efektywność poprawia się już po ósmym zabiegu w saunie, a to ma bezpośredni wpływ na bieganie.
Korzyści dla biegaczy
Przebywanie w saunie powoduje szybkie podniesienie temperatury ciała. Prowadzi to do zwiększonego przepływu krwi, a to wpływa na rozszerzenie naczyń tętniczych (nawet o 70%). Gruczoły potowe są pobudzane do większego wydzielania potu. W związku z tym, aby zachować higienę osobistą, należy stosować przeznaczone do tego celu odpowiednie ręczniki.
W trakcie kąpieli w saunie wydalane są związki azotowe, m.in. amoniak, mocznik oraz kreatynina. Uważa się, że efekt zmniejszonego odczucia zmęczenia po forsownym treningu jest spowodowany m.in. poprzez usuwanie amoniaku z organizmu. Związek ten przyczynia się do zmęczenia organizmu.
Podczas zabiegu w saunie dochodzi do przyspieszenia częstości skurczów serca i akcji serca do 140–150 uderzeń na minutę. U osób regularnie przebywających w saunie notuje się wzrost tętna do 100–110 uderzeń/minutę. Świadczy to o zmianach adaptacyjnych organizmu. Podwyższenie tempa pracy serca jest związane ze wzrostem temperatury krwi, co pozytywnie wpływa na regulację układu nerwowego. Skutkiem zmniejszenia napięcia układów nerwowego i sercowo- naczyniowego jest ekonomiczniejsza praca serca, czego wyrazem jest zwolnienie częstotliwości akcji serca i zmniejszenie siły skurczu, a to bezpośrednio wpływa na regenerację potreningową. Następuje też zmniejszenie zawartości kwasu mlekowego i zwiększenie wysycenia krwi tlenem. Wpływa to na poprawę ekonomii biegu i przyspiesza regenerację. Sauna może również poprawić wydajność podczas biegania. Uczy organizm radzenia sobie z wysoką temperaturą otoczenia i wewnętrznie wytwarzanym ciepłem – ponieważ nawet 75 procent energii z ruchu mięśni to właśnie wytworzone ciepło.
Elastyczność
Sauna korzystnie wpływa na poprawę elastyczności tkanki włóknistej torebek i więzadeł stawowych. Następuje poprawa ukrwienia torebki stawowej oraz zmniejszenie lepkości mazi stawowej. Odwodnienie organizmu może wpływać na łagodną kwasicę metaboliczną i obniżać pH krwi, powodować spadek wodorowęglanów i poprawiać procesy detoksyfikacyjne w organizmie. Ponadto następuje oczyszczanie ze złuszczającego się naskórka oraz pobudzanie warstwy rozrodczej naskórka, co wpływa na poprawę wyglądu skóry. Aby pogłębić proces ukrwienia skóry, w trakcie kąpieli można używać specjalnych szczotek oraz balsamów odżywiających skórę.
Ogólne korzyści
Zdrowie to podstawa. Każdy sportowiec o nie dba. Warto korzystać z sauny, gdyż ma ona zbawienny wpływ na organizm. Im lepsza kondycja, tym łatwiej przebiegają procesy oczyszczania i organizm lepiej reaguje na trening. Sauna przyczynia się więc do postępów – poprawy wyników biegowych. Z punktu widzenia medycznego może być stosowana w celu leczenia przeziębień i oczyszczania górnych dróg oddechowych. Aby zintensyfikować ten proces, wystarczy dodać olejki eteryczne do wody, którą polewamy kamienie w saunie. Wytworzona para wodna działa jak inhalator. Ponadto olejki korzystnie wpływają na różne dolegliwości, np. trawienie, i intensyfikują procesy zachodzące w saunie. Działanie ciepła i pary wodnej powoduje, że organizm wytwarza białe krwinki walczące z infekcjami, chorobami i stanami zapalnymi. Zwiększa się także wydolność płuc i oczyszczają się drogi oddechowe, a także zatoki. Poprawia się ukrwienie błony śluzowej i układu oddechowego.
Procesy regeneracyjne zachodzą także poprzez relaks towarzyszący zabiegowi. Przyspiesza on odnowę, odświeża i odpręża. Wzrost temperatury podczas kąpieli rozluźnia mięśnie szkieletowe oraz zmniejsza stan pobudzenia układu nerwowego spowodowany stresem, co stanowi czynnik obniżający jego napięcie, a w efekcie zwiększa potrzebę snu, pogłębia go i poprawia jego jakość. Pełny relaks po wyjściu z sauny idealnie przygotowuje do snu. Badania wykazały, że uwalnianie endorfin, gdy temperatura ciała wzrasta wieczorem, może prowadzić również do poprawy jego jakości.
Jak łączyć saunę z bieganiem
Korzystanie z sauny po treningu zapewnia wiele korzyści. Musisz jednak pamiętać o przestrzeganiu pewnych zasad. Unikaj sauny po długim biegu (ponad 2 godziny), zwłaszcza jeśli jesteś początkującym biegaczem. Nie przebywaj w saunie zbyt długo – maksymalnie sesja 15-minutowa powtórzona dwa, trzy razy. Po wyjściu z sauny schłódź ciało w beczce z zimną wodą lub pod zimnym prysznicem. Zimna woda sprawia, że następuje raptowne wydalenie toksyn przez skórę. Ponadto pory skóry, które pod wpływem gorąca się rozszerzyły i wydalały wraz z potem toksyny, pod wpływem zimnej wody wrócą do pierwotnego stanu, powodując, że proces wydalania toksyn nie zostanie odwrócony, czyli przez rozszerzone pory zanieczyszczenia nie zaczną przedostawać się z powrotem do organizmu. Zimna woda obniża temperaturę ciała i zmniejsza ciśnienie krwi, co sprawia, że ciało szybciej wraca do równowagi i się nie męczy. | Biegacz w saunie – abc regeneracji |
Październik to miesiąc, w którym królują melancholijne, romantyczne ubrania. Zazwyczaj jesienią mamy ochotę zakładać miękkie dzianiny, otulające swetry i ogromne szaliki. Intuicyjnie wybieramy wygodne i ciepłe ubrania. Jak urozmaicić swoją garderobę, by pozostać w modowych trendach? W tym sezonie bardzo modnym kolorem jest barwa koniakowa – to nieco przybrudzona żółć, wpadająca w ciepłe odcienie brązu, barwa nawiązuje do stylu retro. Tak wyrazisty, przytulny kolor świetnie sprawdzi się na jesiennej garderobie. Wystarczy jeden mocny akcent, by odmienić oblicze codziennej stylizacji.
Okrycie w stylu retro
Barwa koniakowa pięknie wygląda na skórzanych ubraniach! Jeśli w tym sezonie szukasz kurtki, to skórzana ramoneska o koniakowym kolorze idealnie sprawdzi się jako alternatywa dla czarnych czy ciemnobrązowych ubrań. Skóra świetnie wygląda w zestawieniu z jeansowymi dodatkami: ulubionymi spodniami czy poprzecieraną spódnicą. Jej zaletą jest również fakt, że im dłużej będziemy ją przechowywać w szafie, tym będzie wyglądać lepiej. Koniakowy odcień na skórzanych ubraniach pięknie się starzeje, a rzeczy z czasem nabierają jeszcze więcej modnego charakteru.
Równie ładnie i niezwykle elegancko prezentuje się płaszcz w żółto-brązowej barwie. Nosimy go zamiast klasycznych wersji w kolorach beżu czy granatu. Jesienny płaszcz powinien zawierać domieszkę wełny, ale nie musimy wybierać krojów o grubej, ocieplanej podszewce. Płaszcze bardzo często wykonane są z naturalnego bądź sztucznego zamszu. Ubranie o koniakowej barwie to nawiązanie do stylizacji retro i lat 70., kiedy to kolor ten był prawdziwym hitem. Tej jesieni możemy pozwolić sobie na nieco nostalgii, więc do przytulnego płaszcza dobierzmy spodnie dzwony, wygodną aktówkę na ramię i kaszkiet.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Przytulny sweter
W tym sezonie dajmy się skusić na nowy sweter! Ten o koniakowym kolorze będzie prawdziwym hitem. Pięknie podkreśli ciemne i rude włosy, będzie zdecydowanie wyróżniać się na tle wszędobylskiej zieleni, czerni czy szarości. Wbrew pozorom to bardzo prosta barwa w noszeniu, łatwo łączyć ją z innymi kolorami. Rewelacyjnie prezentuje się z szarością, ciemnym granatem i delikatnym błękitem. W sytuacji nieco bardziej formalnej ciepły sweter w tej barwie można zestawić z prostą, białą koszulą i spodniami cygaretkami. To bardzo modne i stylowe połączenie.
Jeśli zamiast marynarki lubimy założyć elegancki kardigan, to ten o barwie koniakowego brązu można wybrać nawet do pracy. Przywodzi na myśl przedwojenne gimnazja, kiedy brudny, żółty brąz był chętnie noszony przez uczniów. Krótki sweterek zakładamy do formalnych koszul i bluzek. W zestawieniu z kraciastą spódnicą czy spodniami sweter tego typu stworzy twarzową stylizację.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Urocza spódnica
Jeśli jesienią nie rozstajemy się ze spódnicami i lubimy eksperymentować z kolorami, to ciepły brąz świetnie wpasuje się w naszą garderobę. Zarówno w wersji mini, jak i midi koniakowa spódnica będzie strzałem w dziesiątkę. Nosimy ją z oversizowymi swetrami lub krótką, jedwabną bluzką. Wersję konikowego total looku uwielbiają gwiazdy, które łączą ze sobą jaśniejsze i ciemniejsze odcienie brązu. Do fanek takich stylizacji należy Mira Duma, która uwielbia zestawiać skórzane, rozszerzane spódnice midi i bezrękawniki, a także Kim Kardashian, która wybiera dopasowane, ołówkowe spódnice w kolorze koniakowym.
Pięknie prezentują się również zamszowe spódnice o koniakowej barwie, zarówno te o trapezowym fasonie (supermodne są zwłaszcza wersje zapinane z przodu na guziki!), jak i wersje ołówkowe, ozdobione frędzlami. Tak wyrazisty materiał, ewentualne zdobienia oraz barwa nie potrzebują konkurencji – biała koszula, tweedowa marynarka czy szary sweter z jeansową kataną będą perfekcyjnym wykończeniem stylizacji.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Koniakowy dodatek
Oczywiście, że całą stylizację potrafią stworzyć dodatki! Najlepszym przyjacielem kobiety jest nowa torebka. Niezależnie od tego, czy to wygodny i pakowny shopper, czy kuferek w stylu retro. Mocna koniakowa barwa rewelacyjnie prezentuje się na dodatku w postaci torebki, aktówki czy plecaka.
Wygodne, na płaskiej podeszwie lub na lekkim obcasie – koniakowe buty to modny i stylowy wybór tej jesieni. Nadal popularne są wysokie kozaki za kolano, także w barwie retro. Nosimy je z ulubionymi płaszczami, sportowymi bluzami i przytulnymi, ciepłymi swetrami.
Dodatek to również szal, tak bardzo niezbędny podczas jesiennych dni. Chroni nas przed wiatrem, chłodem i deszczem. Wybierając ciepłą barwę, sprawimy, że nasza twarz będzie wyglądać na mniej zmęczoną. Jeśli lubimy desenie, to z całą pewnością nie znajdziemy nic bardziej stylowego niż piękny szal w wersji tartanowej. Szlachetny brąz nawiązuje do brytyjskiej stylistyki, którą charakteryzuje klasa i elegancja. | Kolor koniakowy – modna barwa na jesień i zimę |
Dobra książka jest ucztą dla duszy i dla umysłu. Wie o tym każdy bibliofil i mol książkowy. Jednak nawet najbardziej wciągająca lektura nie zastąpi nam posiłku. Czasem jest wręcz odwrotnie – po zamknięciu okładki czujemy się jeszcze bardziej głodni. Może to być spowodowane długą przerwą od ostatniej przekąski, ale również tym, co przeczytaliśmy w powieści. A nie każdy głód da się zagryźć pizzą na telefon. Czasem chciałoby się sięgnąć po coś wyjątkowego. Po coś kompletnie nie z naszych czasów. „Uczta lodu i ognia”
Na początek coś naprawdę ciekawego i silnie pobudzającego apetyt. Niewiele jest okresów w historii, które przyprawiają o ssanie w żołądku bardziej, niż ma to miejsce w przypadku średniowiecza. Ławy suto zastawione, drewniane misy obok złotych kielichów, tłuste palce – pozostałość po niezliczonych kaczkach i przepiórkach – oraz wielkie dziki z czerwonymi jabłkami w zębach – to obrazy, które niejednemu czytelnikowi pozostały na dłużej w pamięci. Dwie autorki i wielbicielki twórczości George’a R. R. Martina postanowiły się z tym wspomnieniem zmierzyć i zebrać przepisy znane nam z cyklu „Gra o Tron”. Powstało w ten sposób bardzo ciekawe i smaczne dzieło – „Uczta lodu i ognia”. Książka jest podzielona na geograficzne krainy znane z cyklu Martina. Dzięki temu przypomina ona zbiór przepisów z różnych kręgów kulturowych. Ale nie to świadczy o jej wyjątkowości. Na wyobraźnię (oraz na kubki smakowe) zdecydowanie lepiej działa historyczna egzotyka tych dań. Po części jest to zasługa surowców, które wydają się już niedostępne, a po części – opisów zaczerpniętych z sagi „Pieśń Lodu i Ognia”. Całość jest uzupełniona o fotografie i propozycje podania. Same autorki najwyraźniej bały się, że wyszukane składniki mogą zniechęcić niektórych czytelników, dlatego niektóre receptury zostały napisane w dwóch wersjach, z których druga jest na swój sposób uwspółcześniona.
Przeczytaj pełną recenzję książki „Uczta lodu i ognia”.
box:offerCarousel
„Gotuj z Julią”
To inny przykład książki kucharskiej zainspirowanej telewizją. Tym razem jednak nie chodzi o serial, ale o rasowy program kulinarny prowadzony przez Julię Child – pierwszą kobietę, która ukończyła prestiżową szkołę kucharską Le Cordon Bleu. Również jako pierwsza kobieta przybliżyła francuską kuchnię telewidzom w USA. Jej program był absolutnym hitem wśród gospodyń (ale nie tylko) w latach 60. ubiegłego wieku. Podobnie jak książki, które pisała. Ale ciekawostki związane tą postacią mają swoją kontynuację w 2002 roku, kiedy pewna pisarka – również Julia – postanowiła zrealizować projekt, w którym podjęła się zrealizowania wszystkich przepisów z książki Child. Efektem tego przedsięwzięcia były zapiski blogowe oraz film. To właśnie ta druga fala zainteresowania tą telewizyjną kucharką sprawiła, że „Gotuj z Julią” pojawiło się na rynku. Być może nie każdy z czytelników będzie miał ochotę powtórzyć eksperyment Julii-dziennikarki, ale z całą pewnością znajdziecie tu przepisy smaczne i wykwintne, ale również takie, które można bez problemu wykonać w domu. Smacznego.
Przeczytaj pełną recenzję książki „Gotuj z Julią”.
„Prywatne smaki PRL-u”
To książka naprawdę specyficzna – nie mówi o wykwintnych daniach czy zdrowym odżywianiu, a o jedzeniu z czasów, kiedy na sklepowych półkach nie było praktycznie nic. Dla wielu czytelników tytuł ten może być podróżą w czasie – i to całkiem przyjemną podróżą. Choć na ówczesnych stołach nie lądowały krewetki, burgery z soczystą wołowiną i hummusy, dla wielu z nas czasy komunizmu kojarzą się ze smaczną i przede wszystkim zdrową żywnością, pozbawioną sztucznych dodatków i zapychaczy, z którymi obecnie się spotykamy na każdym kroku. Dla nieco młodszych czytelników „Prywatne smaki PRL-u” będą niczym książka fantasy – tym bardziej zachęcam do jej lektury.
„White Plate”
Jedzenie samo w sobie jest bardzo przyjemną czynnością. Niektórzy nie potrafią przestać o tym mówić, a inni nie przestają o tym pisać. W przypadku tej konkretnej książki zaczęło się od bloga, który wkrótce stał się jednym z najpopularniejszych kulinarnych blogów w kraju. Najwyraźniej autorka dowiedziała się, że część z czytelników woli przy gotowaniu korzystać z notatek w książce niż na ekranie komputera. I tak powstała książka „White Plate”, w której autorka z zacięciem zachęca nas do eksperymentów w kuchni. Można mieć sceptyczne odczucia – jak przy większości podobnych produkcji – a jednak okazuje się, że przepisy w jej wykonaniu skutecznie zaciągają nas do kuchni.
„Zielenina na talerzu”
Książek kulinarnych jest naprawdę wiele. Mamy książki z podróży i przepisy celebrytów; są potrawy regionalne i wypieki babuni. Wśród nich wszystkich nie może zabraknąć książek o kuchni bezmięsnej. „Zielenina na talerzu” jest jedną ze świeższych propozycji i – podobnie jak „White Plate” – wywodzi się z bloga o charakterze kulinarnym. Jest to również propozycja na wprowadzenie „zdrowszych” pozycji do swojego menu. Oczywiście nie oznacza to, że mięsne potrawy są wyłącznie niezdrowe, ale taka zielona odmiana może być całkiem przyjemna. Dla wielu osób może też stanowić źródło zaskoczenia – jak wiele rozmaitych potraw jarskich można przygotować. Dodatkowym atutem jest również to, że w przypadku większości z tych przepisów można zapytać autorkę o porady w komentarzach na jej blogu.
Przeczytaj pełną recenzje książki „Zielenina na talerzu”.
Powody powstania książki kucharskiej...
Są tak naprawdę niezliczone. Czasem będzie to sekretny pamiętnik babci odnaleziony na strychu czy podróż na wschodnie krańce kraju albo kontynentu. A tych inspiracji ciągle przybywa. Wszystkie przepisy wydają się coraz ciekawsze i coraz bardziej egzotyczne, a czy smaczne? To już musicie osądzić sami. | Smacznej lektury! 5 książek z kuchnią w tle |
Dobór sakw rowerowych ma istotne znaczenie. Zanim zdecydujesz się na któryś model, zastanów się, czego dokładnie potrzebujesz, i odpowiedz sobie na kilka ważnych pytań. Przewożenie rowerem rzeczy to istotna kwestia, jeśli ma się ich dużo. Z problemem zmaga się wiele osób docierających do pracy na dwóch kółkach: nie każdy lubi jeździć z plecakiem, zwłaszcza w cieplejsze dni. Inna grupa korzystających z sakw to osoby pedałujące turystycznie – wtedy możliwość komfortowego zabrania ze sobą wielu rzeczy staje się kluczowa.
Podstawowym atrybutem dobrych sakw w obu wypadkach jest ich wodoodporność.
Polecane modele
Sakwy rowerowe Crosso: są wytrzymałe na uszkodzenia i przetarcia i dlatego bardzo odpowiednie dla osób, które jeżdżą aktywnie np. w terenie. Mają też bardzo wygodne zapięcia, ułatwiające przepakowywanie. Cena: ok. 200 zł.
Sport Arsenal: są funkcjonalne, pozwalają na wygodne spakowanie wielu rzeczy. System mocowania sprawia, że bardzo dobrze trzymają się roweru. Cena: ok. 130 zł.
Merida Waterproof Pannier: sakwy boczne montowane za pomocą haczyków. Wodoodporny system zapięcia nie dopuszcza wilgoci do środka. Cena: ok. 170 zł.
Sakwa wodoodporna Rosewheel na telefon : jeżeli zwykle wozisz ze sobą niewiele rzeczy, wystarczy ci mała sakwa na drobiazgi. Ten model ma wyjście na kabel słuchawkowy zabezpieczone przez przeciekaniem. Cena: 50 zł.
Na jakie cechy wodoodpornych sakw zwrócić uwagę?
Nieprzemakalny materiał powinien być wysokiej jakości. Odporność na przetarcia jest bardzo istotna, bo wilgoć dostająca się przez uszkodzenia może narobić szkód.
System mocowania powinien gwarantować, że sakwy nie spadną ani nie rozepną się na wybojach. Zanim wybierzesz się na dłuższą przejażdżkę, koniecznie sprawdź ich zamocowanie. Często spadają z powodu niestarannego przytwierdzenia, a nie wady fabrycznej. Jeżeli mają naciąg, ustaw jego długość w czasie testowej przejażdżki. Nie powinien być za duży, bo za każdym razem będziesz się siłować.
Szczelne zamknięcie jest w wypadku sakw wodoodpornych szczególnie istotne. Powinny być dodatkowo zabezpieczone przez przeciekaniem, np. pokryte dodatkową warstwą materiału lub zgrzewane.
Pojemność należy dokładnie przemyśleć: za mała sprawi, że po spakowaniu sakwa się nie dopnie, więc nie będzie wodoodporna, z kolei w za dużej przedmioty będą w środku „latały”.
Lepiej mieć dwie sakwy mniejsze, niż jedną ogromną.
Mapnik ułatwia nawigowanie, więc zastanów się nad kupnem sakw z mapnikiem.
Ważne!
Wodoodporne sakwy należy konserwować i czyścić zgodnie z instrukcją, tak aby nie uszkodzić materiału, który straci wówczas swoje właściwości.
Jeśli jeździsz z plecakiem, kupna niego wodoodporną nakładkę rowerową.
Przedmioty szczególne narażone na wilgoć (leki) dodatkowo pakuj w małe opakowania wodoodporne.
Jak widać, wybór sakw rowerowych jest duży i każdy znajdzie coś dostosowanego do swoich potrzeb.
Szerokiej drogi! | Polecane modele sakw wodoodpornych |
Na rynku jest mnóstwo poradników. Doradzają, jak radzić sobie z problemami czy wprowadzić zdrową dietę. Czym wyróżnia się „Eat pretty every day” Jolene Hart, oczywiście poza uroczą okładką? Kilka słów o autorce
Jolene Hart przez lata walczyła z problemami skórnymi. Gdy zmiana diety pomogła jej rozwiązać te i inne problemy, zapragnęła podzielić się rozwiązaniem z całym światem. A cóż lepiej pomoże wprowadzić dobre nawyki niż sympatyczne, logicznie uargumentowane sugestie? Niektórzy czytelnicy mogą kojarzyć poprzednią książkę tej autorki, „Eat pretty. Jedz i bądź piękna”, w której zapoznaliśmy się z teorią, a teraz mamy okazję zapoznać się z praktyką.
Cztery pory roku na zmiany
Śpieszymy się. Ciągle i wszędzie. Jak w tym pędzie zadbać o zdrowie i urodę? Stopniowo i skutecznie. „Dbanie o piękno i zdrowie jeszcze nigdy nie było tak przyjemne”. Poradnik jest podzielony na 365 dni i 4 pory roku, zgodnie z kalendarzem. Możesz zacząć od początku – albo, co wygodniejsze, od swojej pory roku z charakterystycznymi dla niej owocami i warzywami. Krótkie porady, jak radzić sobie z innymi ludźmi i zdrowiem, motta, cytaty, kuchenne inspiracje, wyjaśnienie właściwości naturalnych składników czyta się z przyjemnością. Są one krótkie, z uroczą grafiką.
Nie znajdziesz tu nakazów „od dziś musisz rzucić wszystko, co lubisz, i zacząć zajadać się surową marchewką”. Nie, zmiany mogą być wprowadzane powoli, a od przepisów aż cieknie ślinka. Co więcej, te cudowności są na wyciągnięcie ręki – leżą w lodówce i czekają, aż zrobisz z nich użytek.
Kluczem do zdrowia i piękna nie są dziesiątki suplementów i leków (o ile oczywiście nie jesteśmy chorzy), a naturalne odżywianie, odpoczynek i aktywność fizyczna. Żywność przetworzona i smażona, cukier, alkohol nie znajdą się na polecanej liście. Dobroczynna moc naturalnych składników jest odczuwalna, gdy tylko zaczynamy z nich korzystać.
Powoli, ale skutecznie
Można, ale nie trzeba, zaopatrzyć się w „Twój osobisty kalendarz piękna”, który pomoże w trzymaniu się dobrych nawyków.
Czy to będą wiosenne zachęty do nowości, letni kontakt z naturą, jesienne wyciszenie czy zimowy wypoczynek – pomagają one w stopniowym wprowadzaniu w życie zmian, które wyjdą na lepsze zdrowiu i urodzie. Któż nie chciałby mieć pięknej cery i zdrowych włosów? Tymczasem trzeba zacząć od środka, od „cegiełek” dla organizmu.
Niektóre rady może już znasz, ale ta urocza książeczka będzie motywacją, by nie tylko wiedzieć, ale i działać. Wiedza to jedno, a wprowadzenie jej w życie – to drugie. Co powiesz na drugi krok?
Źródło okładki: www.swiatksiazki.pl | „Eat pretty every day. Rób codziennie jedną rzecz, która doda ci blasku” Jolene Hart – recenzja |
Następca Huawei P9 Lite zwiększa ilość RAM-u do 3 GB, podwaja pamięć wbudowaną do 32 GB, a do tego ma szybszy procesor oraz nowszy system operacyjny. Co potrafi P10 Lite i czy warty jest zakupu? Specyfikacja Huawei P10 Lite
wyświetlacz: 5,2 cala, LTPS IPS, 1920 x 1080 pikseli, szkło 2,5D
chipset: HiSilicon Kirin 658 (4x 2,1 GHz A53 + 4x 1,7 GHz A53)
grafika: Mali-T830MP2
RAM: 3 GB
pamięć: 32 GB + obsługa kart microSD do 256 GB
format karty SIM: 2x nano (hybrydowy dual SIM)
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11ac (2,4 + 5 GHz), Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.1 LE z NFC, GPS z A-GPS i GLONASS
system operacyjny: Android 7.0. Nougat (nakładka EMUI 5.1)
aparat główny: 12 Mpix; f/2,2, podwójna dioda LED, autofocus, nagrywanie wideo w rozdzielczości 1080p/30 fps
aparat przedni: 8 Mpix, f/2,0, nagrywanie wideo w rozdzielczości 1080p
funkcje: czytnik linii papilarnych, szybkie ładowanie
czujniki: akcelerometr, żyroskop, zbliżeniowy, światła, kompas
bateria: 3000 mAh
wymiary: 146,5 x 72 x 7,2 mm
masa: 146 g
Konstrukcja
P10 Lite ma więcej wspólnego z P9 Lite (test) niż z flagowym P10. Konstrukcja jest metalowo-szklana, ale pod względem designu urządzenie nadal przypomina model P9 Lite. Dzięki dominującemu szkłu smartfon wygląda jednak bardziej nowocześnie. Można go kupić w kolorze czarnym, białym, złotym oraz błękitnym.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Na froncie jest gruba tafla szkła z zaoblonymi krawędziami (2,5D), ale Huawei nie wspomina, że producentem jest Corning, czyli marka odpowiedzialna za Gorilla Glass. Boczne ramki są minimalne, górna jest wąska, za to dolna dosyć szeroka, dodatkowo ekran otacza cienka, czarna lamówka. Ogólne proporcje są niezłe, ale szkoda, że na dole nie ma dotykowych przycisków nawigacyjnych. Nad wyświetlaczem, oprócz przedniego aparatu, głośnika rozmów i czujników, dojrzeć można diodę powiadomień.
Metalowe boki mają efektownie ścięte krawędzie. Przyciski trafiły na prawą stronę – regulacja głośności ma gładką pokrywkę, a włącznik jest żłobiony. Hybrydową tackę na karty ulokowano po lewej stronie – mieści ona dwie karty nanoSIM lub jedną kartę SIM oraz nośnik microSD. Na spodzie umiejscowiono głośnik multimedialny, szczelinę mikrofonu oraz port microUSB. Wyjście słuchawkowe i dodatkowy mikrofon trafiły na górną krawędź.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Szklane plecy na pierwszy rzut oka wyglądają na jednolite, ale na szczycie jest pasek w innym odcieniu – większość pokrywy jest mlecznobiała, zaś fragment na górze bardziej perłowy. Czytnik palca jest wklęsły, ma kształt kwadratu z zaokrąglonymi rogami. Obiektyw aparatu z diodą doświetlającą trafił w lewy róg i w ogóle nie odstaje od bryły urządzenia.
Wykonanie P10 Lite prezentuje się bardzo dobre – jakość materiałów jest wysoka, a spasowanie elementów wzorowe. Nie ma wątpliwości, że to smartfon z wyższej półki. Design jest ładny, chociaż nie wyróżnia się na tle wielu innych urządzeń ze średniej półki.
Ergonomia i użytkowanie
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Z P10 Lite korzysta się komfortowo. Jego krawędzie są smukłe, ale też odpowiednio szorstkie i przyjemne w dotyku, dlatego nie męczą palców podczas długich rozmów. Zaoblone po obu stronach szkło podwyższa komfort obsługi – urządzenie przyjemnie leży w dłoni, a gesty ekranowe wykonuje się na nim wygodnie. Smartfon nie nagrzewa się podczas obsługi, a na białej obudowie nie widać smug ani odcisków.
Umiejscowienie przycisków jest bardzo dobre, łatwo rozróżnić je pod palcami. Odpowiednio odstają, mają głęboki i sprężysty klik, wyraźnie słyszalny oraz łatwo wyczuwalny. Nie problemu przy korzystaniu z czytnika palca, łatwo go zlokalizować. Spisuje się znakomicie i działa błyskawicznie, właściwie wystarczy go jedynie musnąć, by odblokować ekran – nie trzeba nawet przytrzymywać palca. To lepszy poziom od skanerów montowanych w niejednym flagowcu, ale umiejscowienie czytnika z tyłu bywa problematyczne, gdy urządzenie leży na blacie mebla.
Pod względem funkcjonalności po P10 Lite spodziewałem się więcej. Smartfon nie jest wyposażony w port USB typu C, a w 2017 roku i przy cenie telefonu gniazdo tego typu powinno być już w standardzie. Pamięć wewnętrzna została zwiększona do 32 GB (z 16 GB w P9 Lite) i można ją rozbudować, o ile nie korzysta się z funkcji dual SIM – przydałby się oddzielny czytnik karty pamięci. Głośnik multimedialny trafił na dolną krawędź, jest donośny, ale jego brzmienie jest podbite, a dźwięk jakby zabrudzony. Całościowo pod względem funkcjonalnym P10 Lite to typowy średniak, który niczym się nie wyróżnia.
Wyświetlacz
Ekran jest bardzo dobry. Rozdzielczość Full HD na powierzchni 5,2 cala daje zagęszczenie równe 424 ppi – do ostrości nie można mieć zastrzeżeń. Podświetlenie nie jest ekstremalnie mocne, ale wystarczy w słoneczny dzień i nie oślepi nocą – czujnik światła spisuje się poprawnie. Barwy są podkręcone – imitują ekrany typu AMOLED, są bardziej nasycone w stosunku do typowych IPS-ów, ale czerń nadal pozostaje spłycona. Biel ma lekko niebieskawy odcień, ale temperaturę barwową można swobodnie regulować. Na ekran i tak patrzy się z przyjemnością. Kąty widzenia nie budzą zastrzeżeń, a interfejs dotykowy jest odpowiednio czuły i obsługuje aż 10 punktów dotyku.
System operacyjny i wydajność
Smartfon działa pod kontrolą Androida 7.0 Nougat z najnowszą nakładką EMUI 5.1. To rozbudowany interfejs o wysokiej funkcjonalności, ale tym razem uproszczony wizualnie – bliżej mu teraz do czystego Androida. Można włączyć szufladę aplikacji, dostosować górną belkę (pojedynczą, a nie, jak wcześniej, podwójną, osobną dla powiadomień i skrótów) oraz przebierać w dodatkowych opcjach dzięki rozbudowanym i logicznie pogrupowanym ustawieniom. Przydatne są gesty wykonywane poprzez czytnik palca – za jego pomocą można np. rozwijać górną belkę lub wykonywać zdjęcia. Docenić należy wiele narzędzi, takich jak menedżer baterii czy gesty ekranowe, także rysowane knykciami na ekranie blokady. Dziwi ilość aplikacji – w pamięci jest dużo dodatkowych gier oraz aplikacji społecznościowych. Całościowo najnowszy EMUI to udana nakładka.
Układ nie różni się mocno od poprzednika – cztery szybsze rdzenie w Kirinie 658 są taktowane tylko o 100 MHz wyżej od Kirina 650 z P9 Lite. To nadal ośmiordzeniowy układ, ale RAM-u są teraz 3 GB, co pozwala pracować na większej ilości aplikacji. W benchmarku AnTuTu P10 Lite uzyskał 57205 punktów, a Geekbench 4 ocenił jego wydajność jednordzeniową na 856 punktów, zaś wielordzeniową na 3363 punkty. Wydajność graficzna według 3D Mark SlingShot Extreme to 402 punkty. W praktyce nie zdarzają się przycięcia, urządzenie działa sprawnie, ale trochę brakuje do ideału – aplikacje startują z opóźnieniem, więc warto trzymać je w pamięci. Dla przykładu tańsza Moto G5 Plus działa wyraźnie szybciej, sprawniej korzysta się też z Lenovo P2 (test) czy Huawei Nova (test). Wydajność P10 Lite jest podobna do tego, co oferuje P9 Lite, a obecnie to już nic specjalnego.
Bateria
Akumulator o pojemności 3000 mAh pozwala na dzień intensywnej pracy z ekranem włączonym przez około 5–6 godzin, aktywnymi modułami Wi-Fi i LTE, bez ograniczania jasności ekranu. Przy rzadszym sięganiu po smartfona można liczyć na 1,5 dnia pracy, a oszczędni uzyskają do 2 dni. Na pochwałę zasługuje czas czuwania, podczas bezczynności bateria rozładowuje się bardzo powoli, a można liczyć też na szybkie ładowanie (1,5 godziny).
Multimedia – gry, aparat, audio
Mimo że wyniki wydajności graficznej nie zachwycają, to smartfon nadal radzi sobie bardzo dobrze zarówno z bardziej skomplikowanymi grami 2D, jak i zaawansowanymi tytułami 3D. Można liczyć na dobrą grafikę i optymalną płynność, przynajmniej jeśli ktoś nie ma wyjątkowych wymagań.
Aplikacja aparatu jest bardzo dobra. Układ elementów jest standardowy, ale logicznie rozmieszczony. Na wierzch wyciągnięto wygodne skróty. Gest w prawo daje dostęp do wielu trybów, w tym profesjonalnego, panoramy, malowania światłem, a dodatkowe tryby (np. fotografowanie jedzenia) można pobrać. Gest w lewo to lista wielu ustawień, śledzenia obiektów, a nawet retuszu. Dostępne są także filtry i efekty, a bardziej wymagający użytkownicy docenią rozbudowany tryb ręczny (nawet do 8 sekund naświetlania, ISO 800–1600, ekspozycja, pomiar, balans bieli i ręczna ostrość). Jakość zdjęć jest dobra, lepsza niż u poprzednika. Wrażenie robi ostrość, niezła szczegółowość, naturalne kolory. Dobrze radzi sobie automatyczna ekspozycja oraz balans bieli, z którym były problemy w P9 Lite. W dobrych warunkach świetlnych można liczyć na niezłe selfie (z makijażem cyfrowym lub bez). Nie ma co oczekiwać nagrań wideo w wysokiej jakości. Do wyboru jest maksymalnie rozdzielczość 1080p w 30 kl./s, nagraniom brakuje ostrości, obraz jest rozmyty, a we znaki daje się również brak stabilizacji. Zdjęcia poniżej.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Jakość dźwięku na słuchawkach jest niezła, ale przestrzeń jest mała, a bas spłycony. Warto wyłączyć efekt SWS, który tylko podbija niskie tony, co odbija się na czystości dźwięku.
Łączność i jakość rozmów
Nie miałem problemów z zasięgiem LTE oraz Wi-Fi, które jest dwuzakresowe i pozwala na transfery w okolicach 100 MB/s. GPS obsługuje satelity GLONASS, szybko znajduje pozycję i jest precyzyjny. Jakość rozmów jest bardzo dobra.
Podsumowanie
Huawei P10 Lite to dobry smartfon. Ładny i solidnie wykonany, ze świetnym ekranem i rozbudowanym systemem Android w najnowszej wersji. Wydajność jest niezła, a przydają się także 3 GB RAM-u oraz 32 GB pamięci wbudowanej. Urządzenie jest wygodne, a czytnik palca oferuje poziom chyba bezkonkurencyjny na rynku, działa natychmiastowo. Czas pracy na baterii wypada dobrze, smartfon sprawdzi się także w konsumpcji multimediów.
P10 Lite tuż po premierze wyceniany jest jednak zbyt wysoko – oficjalnie kosztuje 1500 zł, a według mnie powinien być tańszy o 200–300 zł. Brakuje mu też złącza USB typu C, które powinno być już standardem, a jego wydajność jest porównywalna do tej zapewnianej przez P9 Lite. P10 Lite to zresztą jakby P9 Lite drugiej generacji, a nie tańsza wersja aktualnego P10. Aplikacje potrafią startować z wyczuwalnym opóźnieniem, lepiej więc nie zamykać ich, lecz trzymać w pamięci. Ekran nie zawodzi, ale szkoda, że to nie panel typu AMOLED. Aktualnie warto poczekać, aż smartfon stanieje lub polować na przeceny.
Tańsza Motorola G5 Plus działa szybciej, ale ma gorszy ekran i nie wygląda aż tak dobrze. W podobnej cenie dostępny jest Lenovo P2 (większy, z rekordowo wydajną baterią i ekranem AMOLED) oraz Huawei Nova (z szybszym Snapdragonem 625), który według mnie jest lepszym wyborem niż P10 Lite. | Test smartfona Huawei P10 Lite – nowa wersja popularnego średniaka |
Pęczotto to ostatnio dość popularna potrawa. Jest zdrowa, sycąca, łatwa w przygotowaniu i idealnie nadaje się na chłodniejsze dni. Przedstawiamy przepis na pęczotto wegetariańskie z groszkiem, rukolą i parmezanem. Składniki:
300 g pęczaku
około 1 litr wywaru warzywnego
3 łyżki sera topionego
2 posiekane ząbki czosnku
1 posiekana cebula,
3 łyżki masła
4 łyżki groszku
1 opakowanie rukoli
4 łyżki startego parmezanu
sól, pieprz
Krok po kroku:
W garnku podsmażamy czosnek z cebulą. Gdy zmiękną, dodajemy pęczak. Dusimy chwilę, po czym dolewamy po jednej chochli wywaru. Gdy odparuje, wlewamy następną. Czynność powtarzamy, aż pęczak zmięknie. Pod koniec doprawiamy solą, pieprzem i dodajemy serek. Tak przygotowaną potrawę podajemy z groszkiem, rukolą i serem.
Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia. | Pęczotto z groszkiem, rukolą i parmezanem |
Jeśli nie myślisz o szybkim zamknięciu sezonu motocyklowego, koniecznie zadbaj o odpowiednie opony. Dzięki nim nawet mokry asfalt nie będzie ci straszny! Najbardziej wytrwali motocykliści mówią, że nie ma złej pogody do jazdy, są tylko nieodpowiednio przygotowane maszyny oraz ich właściciele. Coś w tym jest. O ile jazda skuterem w śniegu rzeczywiście wydaje się mało rozsądna, o tyle deszczowa aura nie oznacza wcale, że należy go zamknąć w garażu aż do wiosny. Oczywiście jazda jesienią, szczególnie po mokrej nawierzchni, zupełnie się różni od tej w ciepły, słoneczny, wakacyjny dzień, ale wystarczą odpowiednie opony i może jeszcze cieplejszy strój, by jeździć bezpiecznie przynajmniej kilka tygodniu dłużej.
Dlaczego opony są tak ważne?
Jeśli jeszcze nigdy nie jeździłeś w deszczu, może cię czekać sporo niemiłych niespodzianek. Dlaczego? Przede wszystkim dużo trudniej utrzymać stabilność. Opona jest jedynym punktem stycznym z nawierzchnią. Gdy staje się ona mokra, zaczynasz się ślizgać, a to już pierwszy krok do „zaliczenia gleby”. Duże znaczenie ma bieżnik, który odpowiada za odprowadzanie nadmiaru wody z powierzchni opony. Jeśli będzie starty lub jego zarys stanie się ledwo widoczny, nie oczekuj cudów. Jedna kałuża i leżysz. Do tego dochodzi także temperatura otoczenia. Jesienią jest coraz zimniej, a wraz ze spadkiem temperatury guma twardnieje, a tym samym spada przyczepność opony.
Opony do zadań specjalnych
Rozwiązaniem tych problemów z pewnością będzie zakup tzw. opon deszczowych lub zimowych. Są wykonane z mieszanek miękkich gum, które nawet w niskich temperaturach w sezonie jesienno-zimowym, zapewniają odpowiednią przyczepność. Dodatkowo wyposażone są w dużą liczbę nacięć, co sprawia, że świetnie odprowadzają wodę, której o tej porze roku na drogach jest naprawdę sporo. Za komplet opon z półki ekonomicznej zapłacisz 200–300 zł, markowe będą mniej więcej dwukrotnie droższe.
Co jest na rynku?
Czasy, kiedy zakup na naszym rynku opon deszczowych czy zimowych graniczył z cudem, minęły. Dziś oferta jest tak bogata, że problemem staje się wybór. Przeszukaliśmy dla ciebie oferty na Allegro i znaleźliśmy sześć modeli na każdą kieszeń.
Awina 930F
box:offerCarousel
Są to najtańsze opony deszczowe w naszym rankingu. Firma Awina jest coraz bardziej znana, głównie ze względu na bardzo przystępne ceny. Doceniają ją właściciele chińskich skuterów, do których opony tej marki będą idealne. Wspomniany model 930F (110/70) przeznaczony jest do małych maszyn – skuterów, motorowerów, które poruszają się na 12-calowych kołach. Dzięki odpowiedniej konstrukcji bieżnika sprawdzi się podczas deszczowych dni, gdyż gwarantuje dobrą przyczepność. Cena od 72 zł za sztukę.
Kenda K701
box:offerCarousel
Propozycja tajwańskiej firmy Kenda zbiera dość pozytywne opinie wśród użytkowników za sprawą dobrych parametrów i przystępnej ceny. Model K701 to 12-calowa opona zimowa o szerokości 120 mm i wysokości 70 mm, która dzięki specjalnej mieszance miękkich gum oraz gęstej sieci lamelek świetnie radzi sobie z mokrą czy oblodzoną nawierzchnią, ale sprawdzi się także w czasie suchych i słonecznych dni. Może być użytkowana cały rok. Cena od 100 zł za sztukę w górę.
Vee Rubber VRM351
box:offerCarousel
Jesienno-zimowa opona również popularnej wśród właścicieli skuterów marki. Dzięki specjalnemu bieżnikowi dobrze odprowadza wodę, utrzymuje przyczepność zarówno na suchej, mokrej, błotnistej, jak i na oblodzonej nawierzchni. Za oponę 10-calową zapłacisz około 100 zł, za 12- oraz 13-calową około 150 zł.
Duro
box:offerCarousel
Deszczowa opona firmy Duro została stworzona specjalnie z myślą o jesiennej jeździe skuterem. Unikatowy wzór bieżnika zapewnia doskonałe odprowadzanie wody i gwarantuje przyczepność w każdą pogodę, podczas deszczu, na mokrej nawierzchni, a nawet w warunkach lekko zimowych. Cena od 116 zł za sztukę.
Heidenau K62
box:offerCarousel
Opona niemieckiej firmy Heidenau doskonała do miejskich skuterów średniej klasy. Bieżnik idealnie nadaje się do naszych warunków klimatycznych i drogowych. Dobrze radzi sobie na mokrych, śliskich czy błotnistych nawierzchniach. Do wyboru jest wiele 12- i 13-calowych opon o różnej szerokości i wysokości, więc łatwo dobrać właściwy model do swojego skutera. Cena około 170 zł za sztukę.
Michelin City Grip
Stawkę zamykają opony znanej i cenionej firmy oponiarskiej Michelin. Do wyboru wśród modeli City Grip mamy wersję typowo zimową i letnią. Co ważne, nawet te drugie idealnie spiszą się w warunkach jesiennych! Wszystko za sprawą nacięć o pełnej głębokości typu PST (progresywna technologia nacięć), które niezmiennie dobrze przełamują taflę wody bez względu na stopień zużycia. Pasuje do większości skuterów o pojemności 125 cm3 i większych. Za około 100 zł kupisz nowe, ale wyprodukowane np. w 2011 r., za wersje z 2016 czy 2017 r. trzeba zapłacić od 160 zł za sztukę. | Opony do skutera na jesienną pluchę – przegląd ofert |
Motorola One to nowy średniak z linii Android One, który posiada ekran IPS z wcięciem, o przekątnej 5,9 cala. Za wydajność smartfona odpowiada Snapdragon 625 z 4 GB RAM-u i 64 GB pamięci, a ponadto urządzenie posiada podwójny aparat główny. Czy to atrakcyjna oferta? Specyfikacja Motoroli One
wyświetlacz: 5,9 cala, IPS, 19:9, HD+ (720 x 1520 pikseli), Gorilla Glass 2.5D
chipset: Qualcomm Snapdragon 625 (8x 2,0 GHz, rdzenie Cortex-A53)
grafika: Adreno 506
RAM: 4 GB
pamięć: 64 GB + obsługa kart microSD do 256 GB
format karty SIM: nano (dual SIM)
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11n (dwuzakresowe), Wi-Fi Direct, Bluetooth 5.0 LE z NFC, aptX, GPS z A-GPS, GLONASS, GALILEO, Beidou
system operacyjny: Android 8.1 Oreo (Android One)
aparat główny: 13 Mpix (f/2.0, autofocus z detekcją fazy) + 2 Mpix (f/2.4, czujnik głębi), dioda LED, nagrywanie wideo w rozdzielczości 2160p/30 fps, 1080p/30/60 fps
aparat przedni: 8 Mpix, f/2.2, nagrywanie wideo w rozdzielczości 1080p/30 fps
funkcje: czytnik linii papilarnych, szybkie ładowanie, radio FM
czujniki: akcelerometr, żyroskop, światła, zbliżeniowy, kompas
bateria: 3000 mAh
wymiary: 149,9 x 72,2 x 8 mm
masa: 162 g
Konstrukcja
Motorola słynęła z oryginalnego wzornictwa, przez lata unikając kopiowania rozwiązań konkurencji. Niestety w przypadku modelu One sytuacja się zmienia, smartfon wygląda niczym kopia iPhone’a X czy nowszego XS. One został wykonany ze szkła (front i tył) oraz tworzyw sztucznych (boki). Ten ostatni element jednak z powodzeniem imituje stal i odbija otoczenie niczym lusterko.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Front zabezpiecza zaoblone szkło Gorilla Glass nieznanej generacji. Ekran ma zaokrąglone rogi i wydłużone proporcje 19:9, ale ramki są nadal dość szerokie, choć już na akceptowalnym poziomie. Pod wyświetlaczem zmieściło się logo marki, a nad nim widać podłużne wcięcie z czujnikami, przednim obiektywem oraz głośnikiem rozmów.
Boki mieszczą rozbudowany interfejs. Z prawej strony ulokowano typowe przyciski, a z lewej widać tackę czytników kart, która zmieści dwie karty SIM w formacie nano i oddzielny nośnik microSD. Na dolnej krawędzi jest podwójna maskownica – jedna skrywa mikrofon, druga głośnik multimedialny. Pomiędzy nimi umiejscowiono gniazdo USB typu C, nie zabrakło również wyjścia słuchawkowego, które znajduje się na górnej krawędzi, tuż obok dodatkowego mikrofonu.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Płaski spód smartfona zdobi logo marki, które działa jednocześnie jako czytnik palca. Dwa aparaty zostały umieszczone w lewym górnym rogu i oba nieznacznie odstają. Pomiędzy nimi jest także pojedyncza dioda doświetlająca, zaś spód obudowy zdobi jeszcze logo linii Android One.
Ergonomia i użytkowanie
W praktyce smartfon wypada świetnie – jest lekki, stosunkowo mały i poręczny. Dzięki wydłużeniu ekranu i ograniczeniu ramek ogólne wymiary są mniejsze od typowego smartfona o przekątnej 5,5 cala i proporcjach 16:9. Obsługa jednorącz jest możliwa dzięki opcji rozwinięcia górnej belki gestem na dole ekranu. Smartfon nie męczy dłoni podczas długich rozmów telefonicznych, a boki z tworzyw sztucznych nie ślizgają się. Szkło jest jednak gładkie i śliskie, a do tego podatne na smugi, na szczęście do zestawu producent dokłada dobrej jakości przezroczyste etui silikonowe.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Przyciski działają dobrze, chociaż regulacja głośności jest twardsza i bardziej sprężysta, a włącznik jakby bardziej płytki i miękki. Do tego ostatniego sięga się jednak rzadko, a to z powodu czytnika palca, który działa bez pomyłek i znajduje się w idealnym miejscu. Nie jest tak szybki, jak jego odpowiedniki u Xiaomi lub Huaweia, ale czas skanowania jeszcze nie irytuje. Nie ma też dla niego alternatywy, bowiem Motorola One nie posiada skanera twarzy.
Funkcjonalność smartfona wypada całkiem nieźle. Do dyspozycji jest funkcja dual SIM, która nie wyklucza rozszerzenia pamięci za pomocą microSD. Wyjście słuchawkowe nie zostało usunięte, USB jest w nowym standardzie (ale to nadal interfejs 2.0), a Bluetooth 5.0 wspiera płatności NFC. Konstrukcja jest też odporna na zachlapania (chociaż bez wspierania oficjalnej normy). Ponownie nie ma diody powiadomień, którą zastępuje ekran typu ambient, reagujący na ruch i pozwalający na interakcję z powiadomieniami.
Głośnik multimedialny ulokowano na dole, więc zdarza się go zasłonić, ale dźwięk jest czysty, donośny i przyjemny dla uszu. Smartfon ma także dobrą wibrację, zwartą i wyczuwalną.
W trakcie obsługi Motorola One nie nagrzewa się – obudowa może stać się jedynie letnia w wymagających grach 3D.
Wyświetlacz
Ekran to panel IPS, który działa w niskiej rozdzielczości HD+ (720 x 1520 pikseli), zapewnia on jednak nadal sensowne zagęszczenie pikseli równe 287 ppi. Trudno specjalnie narzekać, skoro kilkukrotnie droższy iPhone XR ma niewiele wyższą rozdzielczość, niemniej mile widziana byłoby już Full HD. Wyświetlacz cechuje się dobrymi kolorami, przyzwoitą czernią i dość neutralną bielą, którą da się wyregulować. Można wpłynąć także na nasycenie barw, które jednak standardowo jest na optymalnym poziomie. Nie mam zastrzeżeń do interfejsu dotykowego (10-punktowego). Niestety widoczne jest dość wyraźne smużenie, rozmycie np. ikonek lub czcionek podczas przewijania list lub stron internetowych, ale w tej cenie można to zaakceptować.
System operacyjny i wydajność
Jeśli Motorola, to czysty system. W przypadku modelu One praktycznie zupełnie, ponieważ opisywany smartfon należy do linii Android One. Mamy więc Androida 8.1 Oreo, który niedługo powinien zostać zaktualizowany do wersji 9.0 Pie – przyniesie ona więcej zmian. Lewy pulpit zajmuje ekran Google, górna belka mieści wygodne skróty, szufladę aplikacji rozwija się gestem, nie brakuje wyszukiwarki, a w ustawieniach łatwo się odnaleźć. Całe szczęście nie zabrakło aplikacji Moto, która pozwala skonfigurować praktyczne gesty oraz ekran reagujący na powiadomienia. Miłym dodatkiem jest także wspomniana możliwość rozwijania belki gestem na dole ekranu, znacznie ułatwia ona obsługę.
Zastosowano niezłego, chociaż już nie najświeższego ośmiordzeniowca, czyli Snapdragona 625 z zegarem taktowanym na 2 GHz. Wspomaga go sporo, bo aż 4 GB RAM-u, a na dane przewidziano 64 GB miejsca. Motorola jest mistrzem optymalizacji, więc smartfon działa bez zarzutów – system jest responsywny, aplikacje startują szybko i można się pomiędzy nimi płynnie przełączać. W pamięci trzymanych jest wiele programów, a ich instalowanie nie trwa długo. Da się, co prawda, wyczuć pewne spowolnienia, ale telefon nie zacina się i działa stabilnie. To jeszcze nie flagowy poziom, nowsze układy typu Snapdragon 636 lub 660 byłyby lepszym rozwiązaniem, ale w praktyce nie miałem specjalnych powodów do narzekania. W benchmarkach Motorola One uzyskała następujące wyniki:
* AnTuTu 7.1.1 – 81542 punkty;
* Geekbench 4 – 851 punktów w single-core i 4226 punktów w multi-core;
* 3D Mark Sling Shot Extreme – 479 punktów w OpenGL ES 3.1 i 421 punktów w Vulkan;
* Androbench – 278,1 MB/s odczytu i 216 MB/s zapisu, 61,14 MB/s odczytu i 68,16 MB/s zapisu losowego.
Bateria
Mimo zastosowania akumulatora o przeciętnej pojemności 3000 mAh można liczyć na długi czas działania. Gdy korzystałem tylko z Wi-Fi, uzyskiwałem nawet 9 godzin screen-on time oraz około 5–6 godzin, gdy w grę wchodziła także transmisja LTE. Dzień intensywnej pracy nie będzie wyzwaniem dla Motoroli One, a przy rzadszym korzystaniu smartfon wytrzyma nawet 2 dni. Trzeba pochwalić także szybkie ładowanie – w zestawie jest ładowarka Turbo Power, która zasili akumulator w czasie poniżej 1,5 godziny.
Multimedia – gry, aparat, audio
Wydajność graficzna pozwoli pograć w przeróżne gry, o ile nie będziemy przesadzać z ustawieniami jakości grafiki w najbardziej wymagających tytułach. PUBG Mobile działał dobrze na niskich ustawieniach, rozgrywka była komfortowa.
Aplikacja aparatu jest intuicyjna w obsłudze i dość rozbudowana. Wszelkie potrzebne skróty znajdują się na wierzchu, co tyczy się także trybu ręcznego, który pozwala na skonfigurowanie: ostrości, balansu bieli, migawki (1/6000–1/3 s), ISO (100–3200) oraz ekspozycji. W odpowiednich warunkach słonecznych aparat raczej nie zawiedzie, zapewniając ostre zdjęcia z dobrymi kolorami. Zdarzają się jednak pewne problemy z balansem bieli i ostrością. Czasami barwy są też wyraźnie ochłodzone, innym razem zbyt ciemne, a niektóre ujęcia mogą być lekko rozmyte, więc warto wykonywać każdorazowo więcej zdjęć. Wymagający fotografowie mogą narzekać na aberrację chromatyczną w rogach kadru, ale, jak na smartfon tej klasy, poziom jest i tak dobry. Lepiej jednak unikać HDR-u, który przesadnie rozjaśnia zdjęcia. Selfie wypadają nieźle, prezentują się naturalnie i wyraźnie. Wideo w Full HD i 30 kl./s jest stabilizowane, ale w 60 kl./s lub w rozdzielczości 4K już nie. Nagrania wideo i tak prezentują się dobrze i nie zawodzą jakością dźwięku, o ile warunki temu sprzyjają. Przykładowe zdjęcia dostępne poniżej.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Brzmienie na słuchawkach jest bardzo dobre. Można liczyć na dość głęboki bas, sporą scenę dźwiękową i czyste wysokie tony. Mocy nie brakowało nawet we współpracy z większymi słuchawkami. Można sięgnąć także po modele Bluetooth, ale jedynie takie z kodekiem aptX – nie udało mi się uruchomić LDAC-a.
Łączność i jakość rozmów
LTE bez agregacji pasm oferowało bardzo dobry zasięg i wydajność rzędu 50 Mb/s pobierania oraz 40 Mb/s wysyłania. Wi-Fi jest dwuzakresowe, ale w standardzie n, więc uzyskiwało transfery na poziomie około 100 Mb/s. GPS można pochwalić za obsługę GLONASS oraz GALILEO. Jakość rozmów była bardzo dobra, jak przystało na Motorolę.
Podsumowanie
Motorola One to smartfon, który budzi wątpliwości ekranem HD+ (który trochę smuży), plastikowymi bokami, a także już lekko przestarzałym procesorem. Wzornictwo jest również kontrowersyjne.
Okazuje się jednak, że wyświetlacz jest nadal dobry, częściowo plastikowa konstrukcja nie ślizga się i jest lekka, a procesor wciąż zapewnia niezłą wydajność. Motorola One jest wygodna i poręczna, nie brakuje jej USB C, Bluetootha 5.0 z NFC, rozbudowanego GPS-a oraz funkcji dual SIM z oddzielnym czytnikiem kart microSD. Akumulator zapewnia długi czas działania, a aparaty pozwolą na wykonanie niezłych zdjęć. Podczas testów z Motoroli One korzystało mi się bardzo przyjemnie.
Aktualnie smartfon kosztuje 1099 zł. Może nie ma tak dobrego procesora i ekranu, jak tańsze Xiaomi Redmi Note 5 lub Redmi Note 6 Pro, ale broni się funkcjonalnością i czystym systemem operacyjnym. | Test smartfona Motorola One – niepozbawiony wad, ale i tak warty uwagi |
Coraz więcej osób decyduje się na uprawianie aktywnego stylu życia. Późna jesień i zima to doskonały czas na przeniesienie swoich pasji na halę. Niektórych sportów niestety nie da się uprawiać przez cały rok na świeżym powietrzu. Przechodząc ze stadionu na halę, musimy zadbać o odpowiedni sprzęt, w tym odzież i obuwie. Jak dobrać obuwie siatkarskie?
Flagowym sportem, którego nie da się uprawiać cały rok na świeżym powietrzu jest piłka siatkowa. Odpowiednio dobrane, halowe obuwie jest tu bardzo mocno wskazane, ponieważ nie tylko da komfort grającemu, ale chroni jego stawy przed urazami. Musimy pamiętać, że będąc w ciągłym ruchu, wykonując ataki, skacząc do bloku, niejednokrotnie jesteśmy narażeni na kontuzje. Dobre obuwie siatkarskie jest czynnikiem zmniejszającym ryzyko kontuzji. Dobór buta zacznijmy od podeszwy. Najlepiej jeśli będzie wykonane ze specjalnej gumy przeznaczonej na halę. Dzięki niej siatkarz ma większą przyczepność, a zarazem dynamikę. Wiele osób sądzi, że zwykłe buty do biegania czy nawet chodzenia doskonale sprawdzą się w siatkówce. Nie jest tak do końca. Nie każdy but będzie posiadał cechę, którą but siatkarski musi mieć, mianowicie zapewnienie przyczepności przy starcie oraz hamowaniu. Jeśli podeszwa jest za miękka, wówczas nasze kostki są narażone na niestabilność. Zbyt twarda podeszwa, może spowodować poślizgi. Siatkówka to sport, który ma to do siebie, że zawodnik nie przemieszcza się tylko do przodu i do tyłu, ale i na boki. Z tego właśnie powodu but musi posiadać odpowiednią podeszwę, która ochroni gracza podczas wykonywania dynamicznych ruchów. Trzeba pamiętać, że z reguły są to gracze o różnej koordynacji ruchowej.
Buty siatkarskie charakteryzuje także waga. Są one zdecydowane lżejsze od butów stosowanych w innych dyscyplinach sportowych. Wspomagają zawodnika w podejmowaniu reakcji, zwiększając jego szybkość i nadając mu dynamiki. Bardzo często buty dla zachowania wagi wykonane są z siatki bądź skóry syntetycznej. Posiadają często mechanizm odprowadzania potu i wilgoci na zewnątrz. Optymalna waga buta siatkarskiego dla kobiet to około 280 gram, a dla mężczyzn 360 gram. Z tym, że trzeba pamiętać, że im większy rozmiar buta, tym but będzie cięższy. Na rynku dostępnych jest wiele modeli butów siatkarskich. Najpopularniejsze dwa rodzaje to buty niższe, przeznaczone dla wszystkich zawodników, którzy chcą postawić na szybkość na boisku oraz buty wyższe, przeznaczone dla zawodników, których priorytetem jest ochrona oraz stabilizacja stawów skokowych.
Jak dobrać buty do halowej piłki nożnej?
Halowa piłka nożna to jedna z najpopularniejszych dyscyplin sportowych. Podobnie, jak w przypadku piłki siatkowej, tak i tutaj sprzęt, w tym także obuwie są istotnym elementem. Z jednej strony muszą zapewnić graczowi bezpieczeństwo, a z drugiej komfort gry. Odpowiednio dobranebuty halowe powinny odznaczać się tym, że dobrze trzymają się powierzchni i pozwalają na tak zwane „czucie piłki” w czasie gry. Jest to nic innego, jak prowadzenie piłki, oddawanie strzałów, podawanie, drybling, czyli to wszystko o co w piłce nożnej chodzi. W halowej piłce nożnej, halowej ważna jest precyzja, dlatego też buty powinny gwarantować zawodnikowi szybkość i „mobilność” w czasie gry. Tym bardziej, że boisko do halówki nie jest duże i ma od 25 do 42 metrów długości oraz od 15 do 25 metrów szerokości. Trzeba pamiętać także o fakcie, że mecze w halowej piłce nożnej rozgrywane są specjalną piłką, która musi trzymać się nogi zawodnika. Bardzo dobrze, jeśli buty wyposażone są w system odprowadzania wilgoci na zewnątrz.
Dobierając obuwie na halę, bez znaczenia do jakiej będą służyć dyscypliny sportu, trzeba kierować się w głównej mierze ich jakością wykonania. Nie powinno oszczędzać się na butach, ponieważ trzeba sobie zdawać sprawę z faktu, że chodzi tu o zdrowie zawodnika. Przy zakupie butów warto poświęcić dłuższą chwilę na ich dokładne sprawdzenie, przymierzenie. Odpowiedni rozmiar, dobre sznurowanie, podeszwa – to wszystko ma znaczenie przy późniejszym uprawianiu sportu. | Jak dobrać obuwie sportowe na halę? |
Historia Nicka Vujicica jest tak niezwykła, że zachęci do lektury jego książki nawet tak zagorzałego przeciwnika coachingu jak ja. To zapis niesamowitej woli walki mężczyzny, który brak kończyn rekompensuje sobie niesamowitym optymizmem, którym mógłby obdzielić kilka innych osób! Gdy mowa o coachingu i motywacyjnych mówcach, zwykle przewracam oczami. Próbowałem się do nich przekonać już wiele razy, ale wciąż jeszcze podchodzę do tego tematu bardzo sceptycznie. Gdy więc do moich rąk trafiła książka „Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń!” Nicka Vujicica, jednego z najbardziej znanych motivational speakers na świecie, postanowiłem, że spojrzę na tę lekturę jako na zwykłą biografię niezwykłego człowieka.
Niepospolita postać
Bo „normalność” to ostatnia rzecz, jaką mógłbym Vujicicowi zarzucić. I nie chodzi mi o jego niecodzienny wygląd (ten 30-letni Australijczyk serbskiego pochodzenia cierpi na rzadką wadę genetyczną zwaną fokomelią, która sprawiła, że urodził się bez kończyn), lecz o niezwykłą energię i optymizm, którym zaraża innych. A przecież równie dobrze mógłby się poddać. Syn ubogich imigrantów z Serbii szczerze przyznaje, że jego dorastanie nie było proste – kilka razy usiłował popełnić samobójstwo i nie wierzył w to, że choroba pozbawiła go tylko rąk i nóg, a nie perspektyw. Na szczęście Vujicic szybko przekonał się, że może prowadzić życie tak samo (a pewnie i nawet bardziej!) aktywne jak jego pełnosprawni rówieśnicy. Choć ma zaledwie 33 lata, to już zdążył stać się jednym z najpopularniejszych mówców motywacyjnych i coachów na świecie, a jego wykłady przyciągają dziesiątki tysięcy słuchaczy.
W książce „Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń!” Nick stara się przekazać czytelnikom sekret swojego optymizmu i radości, z jaką traktuje każdy kolejny dzień. Vujicic opisuje też swoje niezwykłe przygody – wszak na co dzień jeździ na deskorolce, surfuje, a nawet nurkuje na rafach koralowych! „Nie mogę położyć ręki na Twoim ramieniu, żeby dodać Ci otuchy, ale mogę mówić szczerze, prosto z serca” – pisze Nick. Ale to, co oferuje on czytelnikowi, jest znacznie bardziej wartościowe i ważne. Vujicic opisuje swoje spotkania z innymi osobami, które ciężko doświadczył los. Wspólna wymiana przeżyć, pokonywanie barier, a przede wszystkim świetna zabawa i mnóstwo śmiechu – tak pisze o nich autor.
Życie w pełni mimo przeciwności
Choć pewnie niektórym trudno będzie uwierzyć, że Nick naprawdę żyje zgodnie z zawartą w tytule swojej książki maksymą, to nawet największy cynik z pewnością wzruszy się, gdy przeczyta najtrudniejsze fragmenty tej pozycji, jak choćby te o trudnym dorastaniu, poczuciu braku akceptacji czy wiary we własne możliwości. Nie jest to jednak – zapewniam – ckliwy wyciskacz łez. To napisana z dystansem (Nick często wprost żartuje ze swojej „ułomności”, mówiąc że „wziął nogi za pas” albo „dałby sobie za to rękę uciąć”!) historia człowieka, który pokonał niewyobrażalne dla zdecydowanej większości z nas przeszkody i przekuł je w sukces. Dzisiaj Nick Vujicic jest spełnionym mężem i ojcem dwóch synów, biznesmenem i charyzmatycznym coachem, który żyje na 110%. I to się nazywa motywacja, prawda?
Źródło okładki: www.aetos.pl | „Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń!” Nick Vujicic – recenzja |
Młody człowiek potrzebuje mieć dwoje rodziców, potrzebuje ich obecności i wsparcia. Jakkolwiek brzmi to jak tani truizm, jest niejednokrotnie wartością deficytową. Małżeństwa rozpadają się, dzieci mają po dwie rodziny, albo umiera któreś z rodziców, co wywołuje kolejny rozpad. Stabilizacja w okresie dzieciństwa i dorastania daje dzieciom grunt pod własną samoocenę, rozwój i zdolności psychospołeczne. Nie zawsze udaje się taką stabilizację zapewnić dziecku, nie zawsze ma się wpływ na rozpad małżeństwa. Zawsze jednak powinno się dać odczuć dziecku, że zawsze się przy nim stanie i wesprze w trudnej chwili. Co jeśli tak się nie dzieje? Powieść Gayle Forman„Zawsze stanę przy tobie” opowiada właśnie o takim przypadku.
Trudna młodzież
Okres dorastania na ogół przynosi wszelkiego rodzaju bunty, próby nowych używek, imprezowanie i kłótnie z rodzicami. Wydaje się, że jest to etap, który trzeba po prostu przetrwać, czy jest się rodzicem nastolatki, czy ową nastolatką. Jednakże Brit jest dziewczyną dość odpowiedzialną i zdrowo myślącą jak na nastolatkę. Jej wygląd oraz gra w zespole mogłyby sugerować coś innego, jednakże nie jest bardziej zbuntowana niż większość jej rówieśniczek.
Pewnie dlatego decyzja jej ojca, by zamknąć ją na czas nieokreślony w ośrodku terapeutycznym Red Rock gdzieś na środku pustyni, od początku szokuje i zatrważa dziewczynę. Nie rozumie sytuacji, nie widzi nic dobrego w tej decyzji, na dodatek szybko się okazuje, że jej prawa zostały mocno ograniczone. Dlaczego ukochany tata ją tak zawiódł?
W świecie negacji
Każda zdrowa terapia ma za zadanie pracę nad trudnościami, niesienie wsparcia i naukę życia tu i teraz. Jednakże terapeuci w Red Rock wyznają inne zasady. Uczą wzajemnej pogardy, nietolerancji, braku wsparcia. W takich warunkach nie tylko trudno jest wyjść na prostą, ale także można bardziej popaść w stany lękowe, depresję i myśli samobójcze. Jak się okazuje, nawet w takich warunkach jednak można znaleźć przyjaciół na całe życie.
To właśnie w Red Rock Brit na przekór wszystkiemu i wszystkim nieżyczliwym pseudo-terapeutom zawiąże prawdziwe relacje, nauczy się, jak bardzo jest wartościową osobą, i zrozumie trochę lepiej, z czego wynikało działanie jej ojca. A także zrozumie własne największe obawy. Chociaż Brit trafiła do ośrodka, jaki w ogóle nie powinien istnieć, pobyt w nim przyniesie także dużo dobrego.
Demonizowanie psychoterapii
Być może czasami trzeba przejść w życiu jakieś własne osobiste piekło, by nauczyć się to życie doceniać. Nie do końca jednak zgadzam się z autorką, która przedstawiła wyjątkowo demonicznie osoby wykorzystujące niewiedzę przeciętnego człowieka na temat psychoterapii. Ośrodki takie jak Red Rock to ziszczony koszmar każdego psychologa, który ma uzasadnione obawy o nadwątlenie wiary w jego pracę.
Gayle Formanopisała w swojej powieści miejsce kompletnie odrealnione, zupełnie pozbawione sensu i dodające większej traumy dla wielu zesłanych do niego nastolatków, by przez pryzmat owego małego piekła pokazać rodzącą się przyjaźń i wewnętrzną siłę. Podoba mi się cel osiągnięty w powieści, nie pochwalam jednak środków. W świecie, w którym tak duży odsetek osób potrzebuje wsparcia psychoterapeutycznego, demonizowanie ośrodków psychoterapeutycznych nie może przynieść nic dobrego. Nawet jeśli to tylko czysta fantazja pisarska.
Nie zmienia to faktu, że nie mogłabym zniechęcać do lektury z czystym sumieniem. Autorka ponownie wykreowała interesujące postaci, ciekawą fabułę, w związku z czym skłamałabym, mówiąc, że „Zawsze stanę przy tobie” to kiepska powieść.
Powieść jest dostępna takżew wersji elektronicznej w formatach EPUB i MOBI za niecałe 20 zł.
Źródło okładki: www.nk.com.pl | „Zawsze stanę przy tobie” Gayle Forman – recenzja |
Parowanie szyb nie tylko irytuje, ale także jest niebezpieczne. Na rynku są preparaty reklamowane jako idealne na tę przypadłość. Czy warto z nich korzystać? Jeśli tak, to w jakich sytuacjach? Czy są inne metody walki z zaparowaniem szyb? Zaparowane szyby po włączeniu silnika samochodu widział chyba każdy kierowca. Przecieranie ich szmatką czy gąbką nie przynosi efektów, a dmuchawa – mimo potępieńczego wycia – radzi sobie z tym problemem dopiero po długich minutach. Jeszcze gorzej, gdy szyby parują podczas jazdy, bo oprócz tego, że jest to uciążliwe, to również niebezpieczne ze względu na znaczne ograniczenie widoczności.
Co zrobić z tym kłopotem?
Po pierwsze warto włączyć klimatyzację. Niestety, nie wszystkie auta są w nią wyposażone. Należy również pamiętać, że poniżej pewnej temperatury sprężarka klimatyzacji się nie włączy.
Często polecanym – i bardzo dobrym – rozwiązaniem jest dokładne umycie szyb (również od środka), najlepiej przy użyciu specjalnego płynu.
Warto również wymienić filtr kabinowy. Często zapomina się o tym elemencie, tymczasem bardzo mocno wpływa on zarówno na jakość powietrza, którym oddychamy w samochodzie, jak i na parowanie szyb. Przemyślmy również, czy nie wozimy w aucie wilgotnych przedmiotów. Osuszmy dywaniki, przejrzyjmy zakamarki. Spore znaczenie w kwestii parowania szyb ma też oczywiście pogoda.
box:offerCarousel
Te sposoby na zaparowane szyby są zazwyczaj skuteczne. Warto o nich pamiętać, zwłaszcza o wymianie filtra kabinowego i myciu szyb, ponieważ oprócz wpływu na parowanie te elementy mają znaczenie w przypadku jakości powietrza w kabinie i widoczności.
Środki antyroszeniowe
Jest jeszcze jedno rozwiązanie tego problemu. Mowa o specjalnych środkach antyroszeniowych, czyli zapobiegających parowaniu szyb. Tego typu preparaty dzięki specjalnym cząsteczkom nie tylko hamują pokrywanie się szkła parą, ale także odpychają cząsteczki wody, dzięki czemu poprawia się również widoczność w czasie deszczu.
Niektórzy uznają stosowanie tego typu chemii za ostateczność, ale warto wspomóc się w walce z parującymi szybami. Opinie dotyczącego takich środków są pozytywne, zaś proces nakładania ich nie jest skomplikowany. Również ceny nie są wysokie.
box:offerCarousel
Polecane preparaty
Przedstawiamy kilka produktów tego rodzaju.
K2 Fox Przeciw parowaniu szyb – usuwa skutki roszenia szyb oraz zapobiega parowaniu nawet na kilka tygodni. Produkt jest łatwy w użyciu i nie pozostawia smug na szybach. Skuteczny nie tylko zimą, ale także podczas wilgotnej, deszczowej pogody w ciągu całego roku. Na jednej z szyb nie należy stosować środka (najlepiej na bocznej szybie za kierowcą), aby na jej powierzchni wilgoć mogła się skraplać.
Pojemność: 200 ml. Cena: od 4,89 zł.
Również uznana amerykańska marka Rain-X ma w ofercie tego typu preparat.
Rain-X Anti Fog – wydajny środek. Zabezpiecza przed zaparowaniem szyby, lusterka oraz szybki w kaskach motocyklowych. Nie stosować na plastiki oraz lakierowane i powlekane powierzchnie. Warstwa ochronna utworzona na szybie odpycha od powierzchni cząsteczki brudu i kurzu.
Pojemność: 200 ml. Cena: od 18 zł.
Moje Auto Antypara – oprócz zapobieganiu parowania preparat poprawia również widoczność w czasie deszczu, szczególnie w nocy.
Pojemność: 250 ml. Cena: od 4,65 zł.
Jak nałożyć tego typu środek?
Najpierw trzeba dokładnie umyć szybę. Później, gdy jest już czysta, wstrząsamy opakowaniem i nanosimy na nią preparat, rozprowadzając go kulistymi ruchami szmatką lub ścierką z mikrofibry. Gdy nieco odparuje i pojawi się lekki, biały nalot, polerujemy do czysta inną, suchą szmatką.
Producenci twierdzą, że ich preparaty działają nawet przez kilka tygodni. Największą skuteczność w walce z zaparowanymi szybami osiągniemy jednak, łącząc stosowanie takich preparatów z innymi sposobami, np. wymianą filtra kabinowego czy pozbyciem się z auta źródeł wilgoci. | Środki antyroszeniowe – kiedy z nich korzystać? |
Elegancki mężczyzna dba o siebie niezależnie od pory roku. Wakacje jednak stwarzają wyjątkowe pole do popisu panom o wyszukanym guście. Współczesny dandys bawi się modą i nie stroni od kolorów i wzorów, zarezerwowanych – wydawałoby się – tylko dla kobiet. Ważny jest dla niego każdy detal. Elementy garderoby dobiera ze smakiem, więc nie odnosimy wrażenia, że jest przebrany. W duchu retro
W tym sezonie dandys łączy tradycję z nowoczesnością, klasyczną elegancję szytą na miarę z panującymi trendami. Duch retro jest mocno akcentowany. Do przeszłości w męskich kolekcjach nawiązuje wielu światowych projektantów, wśród nich Gucci, Saint Laurent czy Burberry Prorsum. Obojętnie jednak, czy w stylizacji więcej jest klasycznej męskiej elegancji, czy nonszalanckiej nowoczesności, dandys pozostaje wierny swojej podstawowej zasadzie: jego wizerunek musi być idealnie skomponowany, niezależnie od pory dnia, okazji i miejsca. Nigdy nie zawodzi swoim wyglądem, urzeka nienagannymi manierami i w pracy, i w czasie wolnym.
Luz kontrolowany
Podczas wakacji wprowadza do swoich stylizacji więcej luzu, sprytnie łącząc klasykę ze stylem casual. Casual dandy jest mistrzem w komponowaniu oryginalnych codziennych stylizacji, które wyróżnia niewymuszona swoboda i nonszalancki szyk. Idealnie wpisuje się w nowoczesne kanony męskiego piękna. Wzbudza podziw fashionistów, przyciąga uwagę płci przeciwnej – bo myliłby się ten, kto próbowałby określić wspomniany styl jako niemęski. Właściwym określeniem jest „magnetyczny”.
Niezbędne atrybuty
Żywiołem współczesnego dandysa jest zabawa stylizacjami. Umiejętnie miksuje na pierwszy rzut oka niepasujące do siebie ubrania, dodatki, wzory czy faktury tkanin. Gdzie tkwi tajemnica sukcesu? Jego podstawą są w głównej mierze idealnie skrojone ubrania: marynarki, spodnie, koszule – koniecznie slim fit! Zwracanie uwagi na detale, perfekcyjnie dobrane dodatki. Kapelusz, dobry zegarek, pasek, okulary czy męska biżuteria. Są to niezbędniki wytwornego, nonszalanckiego stylu casual dandy. Poza tym ceni sobie dobrą jakość i solidne marki. Ale nie interesuje go ubieranie się od stóp do głów w rzeczy z jednej kolekcji, od jednego projektanta. To nie jest wyzwanie godne dandysa. On czerpie inspiracje z różnych sezonowych trendów, rozgląda się za rzeczami w stylu vintage. Wówczas może dać upust swojej fantazji, popisać się finezją, wyrafinowanym wyczuciem stylu.
Teoria koloru
Casual dandy nie boi się kolorów. Barwne są jego marynarki, spodnie, buty. Uroczy zawadiaka chętnie wybiera koszule i koszulki w zabawne printy. Swój look urozmaica zwariowaną poszetką, muchą czy kolorową apaszką wiązaną na szyi, najlepiej do białej koszuli casualowej. W tym sezonie do zestawu podstawowego należą chinosy w odcieniach czerwieni, niebieskiego, musztardowej żółci. Tę fuzję barw i wzorów casual dandy łagodzi jednolitymi marynarkami – sportowymi lub klasycznymi – albo koszulami. Denimowa koszula do letniego garnituru w jasnych barwach to dandysowski pewniak (koniecznie z kolorową muchą w wyraźny deseń). Kolejnym obowiązkowym atrybutem nowoczesnego eleganta jest kamizelka retro. Nosi ją zarówno pod marynarkę, jak i samodzielnie, np. do zabawnej koszuli, a nawet na oryginalny T-shirt.
Zasady stylu
Casual dandy ma kilka twardych zasad. Do najważniejszych należy ta, że ubrania powinny być dopasowane i dobrane jakby na miarę! Kolejna: jeśli do koszuli nie zakłada się marynarki, rękawy trzeba nonszalancko wywinąć do łokcia. Spodnie – czy to chinosy, jeansy czy z kantem – w tym sezonie mają być przed kostkę. A co na nogach? Oczywiście loafersy. Powstało całe spektrum wzorów i kolorów tego typu obuwia – od klasycznych skórzanych, przez zamszowe, płócienne. Czasem są jednolite, czasem zdobią je ćwieki lub wzór moro. Noszone są zawsze – niezależnie od sytuacji czy pogody – na gołą stopę. | Męski trend na koniec wakacji – casual dandy |
Okazuje się, że liczba 9 jest również liczbą szczęśliwą, tyle że dla japońskich wojowników. Dowodem na to może być choćby to, że większość z nich nosiła dziewięć shurikenów. Shurikeny często skutecznie wykorzystywali samurajowie. Mimo to arsenał ninja nie kończył się na shurikenach... Rzucanie wachlarzem z ostro zakończonymi końcami nie jest mitem, chociaż wojownik to robił raczej z niedużej odległości. Bywało, że w rękach ninja groźną bronią stawało się narzędzie rolnicze, czego przykładem może być Kama przypominający tradycyjny sierp. Połączenie włóczni (Yari) z sierpem i żelaznego pierścienia, umocowanych na końcu liny, po opleceniu przeciwnika zmuszało go do zbliżenia się, umożliwiając zadanie ciosu. Na filmach o wojownikach ninja często widać rzucanie ostrych kawałków metalu (Tetsu-bishi), czasem posmarowanych trucizną, co nierzadko zwalniało pościg.
Było tego znacznie więcej
Bojowe wyposażenie wojowników ninja to nie tylko shurikeny. Najważniejszą broń stanowił miecz shinobi-gatana, nieco krótszy od samurajskiej katany. Były też ostro zakończone wachlarze i kije Bō, które można obecnie zakupić na Allegro w cenach od 35 do 75 zł. Są one klejone z trzech warstw drewna (m.in. drzewa bukowego lub czerwonego dębu) i mają długość do 180 cm. Kije chętnie kupują miłośnicy kung fu. Podczas treningów walk wschodnich bywają potrzebne kije krótsze, zwane Jo. Mają one długość do 120 cm i są klejone z kilku warstw drewna. Ceny kształtują się w granicach od 25 do ponad 100 zł.
Ninja używali też sztyletów Sai. Mają one charakterystyczny smukły kształt i oprócz długiego wąskiego ostrza posiadają duże krótsze ramiona boczne. Rękojeść może być zakończona głowicą do zadawania ciosów obuchowych. Sztylety Sai można kupić w cenach do 170 zł. Bardziej zbliżony kształt do typowego sztyletu ma Tantō, również używany przez ninja. Był jedno- i obusieczny, nie dłuższy niż 30 cm. Jest dostępny na Allegro, można go zakupić z pochwą. Poza tym istnieje wiele innych rodzajów broni używanej przez ninja, można tu wymienić choćby Kyoketsu-shoge, włócznię Yari czy łuki.
Shurikeny
Shurikeny były wykonywane według pewnych zasad i schematów. Nazwa oznacza „ostrze ukryte w dłoni”, toteż średnica shurikenu (a miał on często wygląd gwiazdy) nie przekraczała na ogół 10 cm. Shurikenami mogły być również zaostrzone z obydwu stron krótkie pręty. Gwiazda z zaostrzonymi ramionami była na ogół ośmioramienna. Niektóre miały zakończenia przypominające końcówki ostrzy mieczy. Shuriken mógł zabić, jednak bardziej służył do odstraszania, nawet w trakcie ucieczki. Były rzucane tak błyskawicznie, że w powietrzu zwykle pojawiało się kilka na raz, powodując dezorientację przeciwnika.
Na Allegro jest duży wybór shurikenów, m.in. wiele zestawów typowych ośmioramiennych, zaostrzonych na końcach, gwiazdek wojowników ninja. Zestaw pięciu gwiazdek można kupić za niecałe 30 zł. Droższy (69,99 zł) jest zestaw trzech gwiazdek pięcioramiennych Rzutka Shuriken Master Cutlery Perfect Point. Dostępne są też noże-rzutki shuriken z czterema lub trzema ostrzami.
Teraz i my możemy pobyć ninja, zachowując – rzecz jasna – odpowiednią ostrożność. | Bądź jak ninja – shurikeny i inne akcesoria |
W wielu krajach Europy, do których jeździmy zwłaszcza w okresie zimowym i letnim, obowiązują inne wymagania co do obowiązkowego wyposażenia samochodu. Warto poznać więc przepisy krajów ościennych. Co prawda zgodnie z Konwencją Wiedeńską o ruchu drogowym policja w danym kraju nie powinna nas karać mandatem, jeżeli nasz samochód wyposażony jest zgodnie z polskim prawem drogowym. Jednak jest to tylko teoria, ponieważ trudno wytłumaczyć np. czeskiemu policjantowi, że zgodnie z Konwencją Wiedeńską nie musimy posiadać np. apteczki lub kamizelki odblaskowej.
Austria
Austria to bardzo często kraj docelowy naszych narciarskich wypraw lub tranzytowy w drodze do Włoch i Francji. Większość trasy pokonujemy autostradą, ale dotarcie do miejscowości położonej w górach może być uciążliwe. W Austrii co prawda nie ma obowiązku jazdy na oponach zimowych, ale podczas trudnych warunków atmosferycznych (śnieżyce, lód i śnieg na drogach, mróz) – od 1 listopada do 15 kwietnia – trzeba mieć opony zimowe.
Jest nawet określona głębokość bieżnika – nie może być mniejsza niż 4 mm. Oprócz typowych zimówek można również używać opon całorocznych, oznaczonych symbolem M+S. Policja może też sprawdzić, czy mamy w aucie kamizelkę odblaskową oraz apteczkę. Zdecydowanie zalecane jest posiadanie łańcuchów, ponieważ często na lokalnych drogach pojawiają się znaki informujące o obowiązku ich założenia. Najlepiej zaopatrzyć się w takie z certyfikatem Ö-Norm.
Lepiej nie zapominać o obowiązkowej winiecie naklejonej na przedniej szybie, bo ona – jak i pozostałe elementy wyposażenia – jest często przedmiotem kontroli austriackich policjantów.
Włochy
We Włoszech bywa różnie z oponami zimowymi – są prowincje, w których obowiązuje jazda na oponach zimowych, ale są i takie, gdzie zimówki nie są konieczne. Najczęściej jednak w zimie odwiedzamy południowy Tyrol, a tam od roku 2013 opony zimowe są wymagane w okresie od 15 listopada do 15 kwietnia. Za ich brak dostaniemy wysoki mandat – około 100 euro. Tu również zalecane jest posiadanie łańcuchów na koła. Obowiązkowo powinniśmy wyposażyć auto w kamizelkę i trójkąt, bo tego wymagają włoskie przepisy.
Francja
We Francji nie ma obowiązku jazdy na oponach zimowych, ale jest wiele lokalnych dróg oznaczonych znakami Pneus neige. Oznacza to, że na tych drogach istnieje konieczność stosowania zimówek. Tam, gdzie nakazują to znaki drogowe, należy również zakładać łańcuchy.
Poza tym francuskie kontrole drogowe mogą domagać się pokazania zapasowego kompletu żarówek i trójkąta ostrzegawczego. Każdy, kto opuszcza pojazd w razie kolizji lub nawet wymiany koła, musi mieć na sobie kamizelkę, a więc w samochodzie powinna znajdować się co najmniej jedna, a najlepiej tyle sztuk, ilu jest pasażerów.
Ostatnio pojawiały się informacje, że kierowcy mają obowiązek posiadania w samochodzie alkomatu. Nie jest to prawda – owszem, istniał taki przepis zaledwie przez kilka tygodni w 2012 roku, ale obecnie już nie obowiązuje.
Słowacja i Czechy
Na Słowacji obowiązują rygorystyczne przepisy dotyczące wyposażenia samochodu. Przede wszystkim opony zimowe są bezwzględnie obowiązkowe w okresie od 15 listopada do 15 marca, a przez cały rok w samochodzie musi znajdować się trójkąt, apteczka, kamizelka odblaskowa, zapasowy komplet żarówek oraz bezpieczników. Policja sprawdzi także, czy posiadamy podnośnik i linę holowniczą.
W Czechach również obowiązują opony zimowe – w okresie od 1 listopada do 31 marca. Obowiązkowym wyposażeniem jest trójkąt, apteczka, komplet żarówek oraz kamizelka – musi posiadać ją kierowca i każdy z pasażerów. Ponadto obowiązkowa jest winieta: jedną jej część przyklejamy na szybie, a drugą (z wpisanym numerem rejestracyjnym samochodu) zachowujemy do kontroli.
Niemcy
Równie często odwiedzamy Niemcy, traktując ten kraj jako tranzytowy w drodze do Austrii, Włoch czy Francji. W Niemczech nie ma obowiązku jazdy na oponach zimowych, chyba że warunki na drodze tego wymagają. Wystarczy jednak, że opony będą oznakowane M+S. Podróżując przez ten kraj, na wyposażeniu samochodu powinna znaleźć się apteczka, co istotne – z gumowymi rękawiczkami, oraz trójkąt ostrzegawczy. W ubiegłym roku wprowadzono też obowiązek posiadania kamizelki odblaskowej.
By urlop był udany, warto przed wyjazdem zrobić niewielki przegląd auta (ciśnienie w oponach, akumulator, sprawność wycieraczek, itp.). Nigdy jednak nie róbmy poważniejszych remontów tuż przed podróżą, bo może się okazać, że mechanicy zapomnieli czegoś dokręcić. Warto również kupić dodatkowy płyn do spryskiwaczy, posiadać komplet żarówek, a także zapasowy olej silnikowy. Na stacjach benzynowych w Austrii, Niemczech czy Francji te rzeczy są kilkakrotnie droższe niż u nas. | Obowiązkowe wyposażenie samochodu w krajach ościennych |
Prawdziwy elegant nie rozstaje się z marynarką nawet wtedy, gdy temperatura wędruje wysoko w górę. Upał mu niestraszny, bo ma na to doskonały sposób – wybiera marynarkę z lnu. Elegancką, wyjątkowo stylową i na lato w sam raz! Zobacz nasze letnie stylizacje z jej udziałem i sobie taką spraw. Len jest bez wątpienia jedną z lepszych tkanin na lato i wysokie temperatury. To naturalne włókno miło chłodzi skórę, jest przewiewne, a do tego ma niepowtarzalny urok. Sprawdza się nie tylko w koszulach, ale również innych częściach letniej garderoby, jak spodnie czy marynarki. Niektórzy zarzucają mu, że gniecie się, ale to właśnie ta cecha, wraz z charakterystycznym splotem i nieregularnymi włóknami, sprawia, że jest jedyny w swoim rodzaju. I coś w tym chyba jest, bo wielu producentów tkanin imituje taki wygląd i przenosi go na inne materiały. Jeśli jeszcze nie doceniłeś wygody i stylu, jaki niesie ze sobą, to najwyższy czas to zmienić. Lato jest w pełnym rozkwicie, więc przejrzyj nasze inspiracje i razem z nami zbuduj stylowy zestaw, w którym każdy uzna cię za prawdziwego eleganta.
Biele, brązy i zielona poszetka
Lniana marynarka stanowi stylową alternatywę dla przejściowych kurtek czy kardiganów w te dni, kiedy przydaje się dodatkowa warstwa. W naszej pierwszej stylizacji proponujemy ci lekki fason w ciepłym brązowym kolorze, który świetnie skomponuje się z beżowymi bawełnianymi chinosami i białą koszulą. Jeśli sytuacja nie zobowiązuje do elegancji czy formalności, jej rękawy możesz nonszalancko podwinąć, a marynarkę przewiesić przez ramię. Spodnie też nie muszą leżeć grzecznie i poprawnie. Podwiń mankiety, nadaj im nowoczesnego sznytu i przełam konwenanse – tak się teraz nosi tę część garderoby. Czas na akcesoria, bez których ten elegancki zestaw byłby pozbawiony wyrazu. Zielona poszetka w drobny deseń, pleciony skórzany pasek i wygodne loafersy w brązowym kolorze zrobią z ciebie prawdziwego modela. Na randkę w parku i popołudniową kawę w centrum miasta taka stylizacja będzie, jak znalazł.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Wakacyjny szyk w lekkim wydaniu
Próbowałeś kiedyś założyć marynarkę do krótkich spodni? Spróbuj! Taki zestaw wyróżni cię z tłumu, a jednocześnie zapewni wiele wygody i stylowy look w środku lata. Będą ci potrzebne błękitne bermudy w drobny prążek i najzwyklejszy biały t-shirt oraz nasza tytułowa bohaterka, czyli lniana marynarka. Tym razem w beżowym kolorze. Lekko, naturalnie i ponadczasowo – chyba sam przyznasz? Całość podrasuj dodatkami w brązach, na przykład skórzanym paskiem o ciekawej fakturze i okularami przeciwsłonecznymi o bardzo męskiej linii, czyli „aviatorami”. No i gotowe! Możesz być pewny, że taka stylizacja zapewni ci zarówno stylowy wygląd podszyty młodzieńczym duchem, jak i wygodę. Kup, załóż i przetestuj z dobrym efektem!
box:imagePins
box:pin
box:pin)
Lniana marynarka sprawdzi się oczywiście w wielu innych stylizacjach. Możesz ją założyć na przykład do pary ulubionych dżinsów i wzorzystej koszuli lub wybrać luzacki look z udziałem wygodnych sneakersów i t-shirta z nadrukiem. Jedno jest pewne, do czegokolwiek byś jej nie założył, wprowadzi do stylizacji porcję ponadczasowej elegancji.
) | Lniana marynarka – idealny letni wybór dla eleganta |
8 sierpnia: Aktualizacja załączników do Regulaminu Allegro 8 sierpnia zaktualizujemy treść dwóch Załączników do Regulaminu Allegro:
Załącznika nr 2 (Zasady tworzenia opisu Transakcji) - doprecyzujemy zapis o zdjęciu w ofercie
Załącznika nr 7A (Regulamin usługi PayU) - wprowadzimy zmiany w niemal całej treści tego załącznika
Wszystkie planowane zmiany prezentujemy w pliku PDF. Fragmenty oznaczone na zielono - dodamy, a te oznaczone na czerwono - usuniemy. | 8 sierpnia: Aktualizacja załączników do Regulaminu Allegro |
„Seria Miętowa” to świetny młodzieżowy cykl powieściowy Ewy Nowak, przy którym dobrze się będą bawić nie tylko nastoletni czytelnicy. W „Lawendzie w chodakach” bohaterowie ruszają w podróż po Europie. Jak zmieni ich wspólnie spędzone sześć tygodni? To czwarty tom serii, ale można go czytać bez znajomości poprzednich. A przeczytać warto, nawet jeśli ma się już nieco więcej niż 20 lat.
Podróż po Europie
Dwie pary, Magda i Kuba oraz Damroka i Wiktor, postanawiają ruszyć w podróż po Europie. W planie jest wyprawa samochodem i noclegi na kempingach. Ma być niedrogo, ale ciekawie. Trochę zwiedzania, trochę odpoczynku, a co najważniejsze – wspólne spędzanie wolnego czasu. Przed czteroosobową ekipą podróż życia. Żadne z nich nie ma więcej niż dwadzieścia lat i choć są już dorośli, nie każde zachowanie na dorosłość wskazuje.
Przed podróżą myślą nad jej planem (ostatecznie decydują się na spontaniczne podejmowanie decyzji co do kolejnych destynacji), ale i nad tym, jak ta wyprawa ich zmieni. Czy będą potrafili się dogadać, nie tylko w obcych językach, ale i ze sobą? Jak poradzą sobie z problemami, które pojawią się na trasie, i tymi, które zabierają ze sobą? Czego się nauczą? Czego o sobie dowiedzą? I czy po powrocie wciąż będą trzymać się razem?
Na poważnie i na wesoło
Dzięki „Lawendzie w chodakach” bohaterowie i czytelnicy trafią w kilka ciekawych miejsc. Na trasie znajdą się m.in. Drezno, miasteczka Prowansji czy Barcelona. Ewa Nowak opisuje je jednak raczej pobieżnie. Dla niej liczy się nie tyle opisywanie kolejnych miejsc, co emocji towarzyszących bohaterom. A tych jest sporo.
Mamy więc raczej opowieść o ludziach niż miejscach, o podróży w głąb siebie i tym, jak takie wyprawy kształcą, zmieniają ludzi, ich spojrzenie na siebie i otaczający świat. Znajomości zawarte podczas wyprawy także nie pozostaną bez wpływu na bohaterów. Dyskusje będą się toczyć na wiele tematów. Wśród nich na pierwszy plan wysuwa się temat polskości, patriotyzmu i tego, czy zachwycając się tym, co za granicą, jednocześnie znamy własny kraj. Pojawią się tematy poważne, jak np. alkoholizm, kalectwo, problemy finansowe czy kompleksy, będzie sporo osobistych emocji, miłości, przyjaźni, zazdrości, nie zabraknie także zabawnych scen i dialogów.
Bezcenne pamiątki z podróży
Myślę, że taką wyprawę powinien odbyć każdy z nas. Bohaterowie wrócili z niej odmienieni, potwierdzając prawdziwość powiedzenia o kształcącej mocy podróży. Na pewne kwestie otworzyła im oczy, pewne sprawy pozwoliła zrozumieć. Dostali lekcje zaradności, tolerancji, a także budowania międzyludzkich relacji. Przywieźli nie tylko pamiątki w postaci przedmiotów, ale także coś cenniejszego. Bezcennego właściwie.
„Lawendę w chodakach” czyta się szybko, ale nie bez refleksji. Mądra i zabawna lektura. Do przeczytania, do przemyślenia.
Ebook dostępny jest w cenie od ok. 20 złotych.
Źródło okładki: www.proszynski.pl | „Lawenda w chodakach” Ewa Nowak – recenzja |
Kierownica jest jednym z najważniejszych elementów w samochodzie. Dzięki niej masz władzę nad pojazdem i możesz pokierować nim w każdą stronę. Co jeśli kierownica twojego samochodu nie jest już doskonała, a jej wygląd i funkcje odbiegają od pierwotnego założenia? Podpowiadamy, jak sprawić, by „kółko” twojego auta znów spełniało wszystkie powierzone mu zadania. Kiedy prowadzisz samochód musisz zwrócić uwagę, by kierownica dobrze i pewnie leżała w dłoni. Zależy bowiem od tego bezpieczeństwo twoje i potencjalnych pasażerów. To część pojazdu, na którą masz bezpośredni wpływ i dzięki której ustalasz kierunek dalszej podróży. Jak każdy element auta, również kierownica ulega zużyciu. Wysłużona, wyrobiona i sfatygowana jest bardzo niebezpieczna w eksploatacji. Co więc zrobić, by zniszczona kierownica odzyskała dawną świetność, a tym samym sprawić, by stała się bezpieczna i wygodna? Przeczytaj!
Modny plusz
Dawniej dużą popularnością cieszyły się pokrowce, których główną funkcją była nie naprawa wyrobionej w rękach kierownicy, lecz zrobienie z niej stylowego „kółka”. Każdy pamięta pluszowe nakładki zdobione przeróżnymi motywami i kolorami, które sprawiały, że kierownica wyglądała stylowo, ale niekoniecznie tak dobrze się prowadziła. Tamte czasy powoli odchodzą do lamusa, choć wiele osób nadal wybiera te pokrowce, by stworzyć oryginalne wnętrze swojego auta. Coraz częściej jednak kierowcy stawiają na wygodę, bezpieczeństwo i klasyczny wygląd.
Rewolucja w pokrowcach
Przez zmniejszający się popyt na pokrowce pluszowe producenci zmuszeni byli do stworzenia czegoś bardziej eleganckiego i praktycznego. Te „nowe” nakładki miały gumowe panele, które zwiększały przyczepność dłoni i sprawiały, że prowadzenie było pewniejsze i dokładniejsze. Występowały oczywiście w rozmaitych kolorach lub ich połączeniach, które pasowały do wnętrza kokpitu. Takie nakładki są popularne po dziś dzień i rynek nadal oferuje bardzo szeroki wybór.
Trudny montaż
Jednym z największych ich minusów jest sposób montażu. Pokrowiec musi być dobrze dopasowany, a co za tym idzie, musi mieć taki sam rozmiar jak kierownica. To sprawia, że trzeba się naprawdę namęczyć, by naciągnąć na nią nakładkę. Producenci wyszli jednak naprzeciw potrzebom konsumenta i nieco ułatwili to zadanie. Stworzyli bowiem pokrowiec, który jest „drugą skórą” kierownicy a przy jego montażu nie trzeba mieć dłoni ze stali.
Zrób to sam
Kupuje się go w postaci luźnego kawałka skóry, a następnie samodzielnie obszywa się nim kierownicę. Taki płat przygotowany jest jednak tak, by jak najbardziej ułatwić jego montaż. Po obu stronach materiału zrobione są dziurki, które wskazują, w którym miejscu wbić igłę. To rozwiązanie sprawi, że nakładka zostanie równo obszyta i będzie idealnie leżała na kierownicy. Do większości pokrowców dołączane są igły i nici, dzięki czemu nie musisz martwić się o dobór koloru czy grubości, zarówno nici, jak i igły. Ponadto w komplecie znajdziesz również szczegółową instrukcję z techniką, jakiej powinno się użyć do szycia. Jeśli zastosujesz się do wskazówek zawartych w instrukcji, efekt pracy na pewno będzie zadowalający. Kierownica po takim zabiegu wygląda jak nowa bądź zregenerowana przez profesjonalistę.
Biorąc pod uwagę, jak wiele zależy od kierownicy, warto zadbać o jej dobrą kondycję. Jeśli będzie wytarta i śliska, możesz stracić nad nią panowanie, a w rezultacie doprowadzić do kolizji na drodze. Rozwiązanie, które proponują dzisiaj producenci sprawia, że wyeksploatowana kierownica nie tylko wróci do dawnej świetności, ale stanie się również bezpieczniejsza i wygodniejsza. | Pokrowiec na kierownicę – szybki sposób na odnowę kierownicy |
Lubisz pływać? Mamy dla ciebie propozycję. Latem spróbuj przenieść swoje treningi pływackie na... wody otwarte. Wiele osób niesłusznie unika sportowego pływania w jeziorze, tymczasem jest to bardzo dobra odmiana wobec całorocznego odbijania się od ścian basenu. Pływanie w wodach otwartych daje poczucie wolności i jest dla wielu osób wyjątkowo przyjemnym przeżyciem. Wystarczy trochę przygotowań, inwestycja w bojkę asekuracyjną i już można robić dowolne treningi.
Na co zwrócić uwagę?
Temperatura wody. Szok termiczny może sprawić, że cię „zatka” i stracisz na chwilę oddech. Możesz też poczuć lekką panikę. To zupełnie normalna reakcja, która szybko mija. Aby tego uniknąć, lepiej do wody wchodzić stopniowo, powoli ochładzając skórę. Jeśli nie lubisz chłodnej wody, postaw na piankę pływacką, która zapewni ci komfort termiczny. Jeżeli jest bardzo zimno, możesz założyć nawet neoprenowe „nauszniki”. Przez pierwsze kilkadziesiąt metrów płyń z wynurzoną głową. Dopiero gdy minie początkowy dyskomfort przejdź na styl kryty. Rób powolne wydechy i dopiero kiedy się przyzwyczaisz, przejdź na swój rytm. W ten sposób przyśpieszysz adaptację organizmu.
Fale i prąd. Prądów lepiej unikać. Ani rzeki, ani jeziora z ujściami rzek nie są bezpieczne czy komfortowe. Za to pływania na fali trzeba się zwyczajnie nauczyć (wcale nie jest trudne).
Pianka. Pianka ułatwia pływanie, przyśpiesza je i pomaga w utrzymaniu techniki nawet mniej wprawnym pływakom. Uwaga: pierwsze treningi w piance bywają mało przyjemne. Neopren może pozornie ograniczać, a źle naciągnięta pianka czasami poddusza. Wystarczy jednak dobrze ją założyć (odpowiednio naciągając) i zapiąć, żeby te odczucia zniknęły.
Nawigacja. Na wodach otwartych nawigacja jest bardzo ważna. Wbrew pozorom na jeziorze też można się zgubić. Nawigację ułatwia trzymanie się wybranego punktu na horyzoncie (drzewo, komin, bojka kierunkowa). Aby ułatwić sobie orientację, wybierzszerokokątne okulary zapewniające dobrą widoczność, żeby nie odwracać głowy, chcąc widzieć, co się dzieje. Okulary powinny też mieć dobrą powłokę przeciwmgielną oraz filtr UV.
Zegarek. Warto mieć na sobie zegarek z opcją monitorowania pływania. Oglądając potem swój ślad treningowy, widzisz, czy bardzo cię „nosiło”.
Bezpieczeństwo
Nigdy nie pływaj po alkoholu. Ta zasada obowiązuje bezwzględnie, niezależnie od ilości. Dyskwalifikuje cię każdy łyk.
Zawsze miej ze sobą bojkę asekuracyjną i czepek w jaskrawym kolorze, wyraźnie odcinającym się od wody (czyli nie czarny ani granatowy, ale jaskrawoczerwony). Kupując bojkę, wybierz taką, która ma odpowiednią wyporność (ta informacja powinna się znajdować na produkcie). Dzięki temu będziesz mieć pewność, że gadżet utrzyma cię na powierzchni wody. Pasek bojki przekładasz na skos przez ramię. Dopilnuj, żeby linka nie była za krótka, bo boja będzie cię uderzała w pięty i uniemożliwiała ruchy nóg. Ciekawą opcją jest bojkaz wodoszczelnym schowkiem na telefon czy klucze albo dmuchana, która po złożeniu zajmuje bardzo mało miejsca i jest leciutka.
Dopilnuj, aby ktoś wiedział, gdzie jesteś. Asekuracja z brzegu to minimum bezpieczeństwa. Powiedz dokładnie, jak długo cię nie będzie; osoby niewtajemniczone mogą się nie domyślić, że planujesz godzinny trening, i wpadną w panikę po kwadransie. Powiedz też, dokąd płyniesz.
Omijaj akweny z dużą liczbą motorówek i skuterów. Rozwijają dużą prędkość, a z kokpitu zwykle nie widać obiektów wielkości twojej głowy.
Jeśli możesz, pływaj w towarzystwie. W dwie osoby jest bezpieczniej i można dużo ciekawiej trenować.
Nie oddalaj się od brzegu, by umożliwić pomoc lub szybkie dopłynięcie, jeżeli poczujesz się gorzej.
Postaw na treningi grupowe: coraz więcej jest miejsc, w których spotykają się większe grupy, aby popływać sportowo w wodach otwartych. Zaletą takich zorganizowanych spotkań jest to, że zwykle są prowadzone przez trenera.
Pływanie na wodach otwartych jest świetnym pomysłem dla sportowców na upalne letnie dni. Warto wykorzystać pogodę, żeby sprawić sobie przyjemność, zanurzając ciało w przyjemnie chłodnej wodzie. | Pływanie na wodach otwartych: pianki, bojki, zegarki i inne akcesoria |
Kosmos fascynuje niezależnie od wieku. Pasja, którą twoja pociecha zarazi się we wczesnym dzieciństwie, może intensywnie rozwijać się wraz z upływem lat. Jakie zabawki i akcesoria wybrać dla małego miłośnika kosmosu i astronomii? Narzędzia do obserwowania nieba przez dzieci
Do gadżetów, które są najpopularniejsze wśród małych entuzjastów astronomii, należą oczywiście narzędzia do obserwowania nieba. Aby poznać to, co nad nami, dziecko może zacząć zgłębiać wiedzę na temat wszechświata od poznania globusa nieba. Patrząc na globus, smyk zaznajomi się między innymi z gwiazdozbiorami i różnymi obiektami astronomicznymi, takimi jak galaktyki czy mgławice. Z taką wiedzą będzie mu łatwiej przyglądać się niebu w poszukiwaniu konkretnych obiektów.
Pasjonatowi astronomii przyda się też teleskop. Urządzenie jest idealne dla najmłodszych – obsługa teleskopu najczęściej jest intuicyjna, nie wymaga znajomości ani optyki, ani astronomii. Wiele narzędzi ma wmontowany kompas, który ułatwia młodemu pasjonatowi wszechświata orientację w przestrzeni. Wygodę użytkowania zwiększa też trójnożny statyw, a nierzadko również przesłona, która chroni obiektyw przed zabrudzeniem.
Zabawki edukacyjne dla młodego astronoma
Poza akcesoriami, które ułatwią poznanie nieba i jego uważną obserwację, pasję pociechy możesz wspierać też na wiele innych sposobów. Dobrym zakupem są wszelkie zestawy doświadczalne. W kompletach umożliwiających poznanie kosmosu dziecko znajdzie na przykład przenośne planetarium, szkolne laboratorium czy solarną flotę kosmiczną. Po komplecie poświęconym Układowi Słonecznemu spodziewaj się także mnóstwo rozwijającej rozrywki. Możesz podarować pociesze model Układu Słonecznego z głosem mówiącym ciekawostki o planetach. Zdobytą wiedzę malec będzie miał możliwość sprawdzić, bawiąc się w quiz. Zwróć także uwagę na model z planetami krążącymi wokół Słońca, które na dodatek mogą świecić w ciemności. Możesz zdecydować się poza tym na model Ziemi i Księżyca. Młody pasjonat astronomii znajdzie w nim farbki i obrotową podstawę do tych dwóch ciał niebieskich, które świecą w ciemności.
Zabawki i akcesoria dla miłośnika kosmosu
Na zestawach doświadczalnych i modelach nie kończy się bogactwo zabawek dla fana wszechświata. Zabawki inspirowane astronomią najłatwiej znaleźć wśród szerokiej gamy klocków. Kultowa, duńska marka Lego przygotowała między innymi statek kosmiczny. Taki pojazd znajdziesz również u mniej znanych producentów, podobnie jak zestawy klocków z astronautami. Twój wzrok mogą przykuć również świecące w ciemności klocki konstrukcyjne Clics, z których pociecha zbuduje na przykład pojazdy kosmiczne. Świetnym gadżetem dla chłopca, którego fascynują tajemnice kosmosu, będzie UFO sterowane ręką albo gra z UFO w roli głównej, za to dla sceptycznych fanów astronomii jak znalazł okaże się zabawkowa satelita lub naklejki z motywem kosmosu. Nie zapomnij też o grach zręcznościowych i zestawach do prac ręcznych, które są bardzo rozwijającymi gadżetami poruszającymi tematykę, która pasjonuje twojego brzdąca.
Królestwo przyszłego astronoma – urządzamy pokój dla dziecka
Urozmaicenie wystroju dziecięcego królestwa to też świetny pomysł na sprawienie pociesze miłej niespodzianki. Dziecko zafascynowane wszechświatem wpadnie w zachwyt nad figurką czy puzzlami, którymi będzie mogło nie tylko się bawić, ale i przyozdobić własny pokój. Wystarczy, że figurkę wyeksponuje na półce czy komodzie, a razem z mamą lub tatą złożone puzzle powiesi w ramce na ścianie. Pokój przejdzie też prawdziwą metamorfozę, kiedy na ścianie pojawi się kosmiczna fototapeta. Mniejsze zmiany wprowadzisz, wybierając naklejki ścienne przedstawiające Układ Słoneczny albo naklejki fluorescencyjne na ścianę. Małemu entuzjaście kosmosu jego pasja może towarzyszyć nawet podczas zasypiania – wystarczy, że sięgniesz po odpowiednią pościel i nocną lampkę z projektorem nieba. Ze swoim zamiłowaniem smyk nie musi rozstawać się nawet podczas balu karnawałowego – niech tylko założy przebranie astronauty czy kosmity.
Dziecięce zamiłowania mogą szybko się zmienić albo przerodzić w pasję na całe życie. Kto wie, czy twoje dziecko za kilkanaście lat nie zostanie astronomem? Dzisiaj twoją rolą jest wspieranie entuzjazmu pociechy oraz podsuwanie mu zabawek i akcesoriów, które pozwolą mu na zgłębianie wiedzy o wszechświecie. | Zabawki i akcesoria dla małego miłośnika kosmosu i astronomii |
Nadeszła wiosna, a w związku z tym rozpoczął się sezon rowerowy. Wiele osób decyduje się na dojazd rowerem do pracy, szkoły czy też na zakupy. Aby siatki z zakupami nie utrudniały nam powrotu i by poruszanie się naszym jednośladem było wygodniejsze i bezpieczniejsze, warto zainwestować w koszyk bądź torbę na rower. Na co warto zwrócić uwagę?
Przede wszystkim trzeba się zastanowić, co będziemy w nich przewozić. Jeśli ma to być żywność, to zwłaszcza w lecie lepiej zaopatrzyć się w torbę termiczną. Jeśli zaś ważniejszy jest dla nas wygląd, zdecydujmy się na koszyk (choć niektóre modele toreb też są interesujące!). Warto dobrze przemyśleć kwestię rozmiaru. Co oczywiste, mniejsze mieszczą mniej zakupów, są jednak wygodniejsze i nie utrudniają kierowania rowerem. Ceny są bardzo różne, jednak za kilkadziesiąt złotych możemy nabyć torbę lub koszyk całkiem dobrej jakości.
Koszyki – co oferują producenci
Głównym kryterium podziału jest tutaj materiał, z którego wykonane są tego typu akcesoria. Koszyki wiklinowe są najbardziej klasyczne i ładnie prezentują, ale znajdziemy też wersje metalowe oraz plastikowe. Wszystkie przyczepia się zwykle specjalnym uchwytem do kierownicy, ale są również koszyki zakładane na bagażnik.
Koszyki wiklinowesą sprzedawane w wielu kolorach, więc możemy wybrać model np. o barwie naszego roweru. Niektóre firmy dodatkowo oferują wkłady/wyściółki do koszyków w różnych kolorach i wzorach. Można je wymieniać, dobierać do nastroju czy też ubrania, ponadto prać w pralce. Wyściółki przydają rowerowi uroku i ciekawszego, modnego wyglądu.
Koszyki metalowe czasami są wyposażeniem dodawanym do kupowanego roweru, ale można je też nabyć osobno. Nadają się do przewożenia niewielkich zakupów, które z uwagi na twarde ścianki koszyka musimy dodatkowo zabezpieczyć przed uszkodzeniami. Koszyki plastikowe wyglądają mniej stylowo, jednak są odporne na deszcz i często wyposażone w klapkę do zamykania od góry.
Zamiast reklamówek
Dużą popularnością cieszą się ostatnio torby rowerowe. Wyglądają interesująco, poza tym mając taką torbę, nie płacimy za każdym razem za reklamówkę. W tym wypadku wybór rozmiarów jest jeszcze większy. Na małe zakupy wystarczy tzw. sakwa – na kierownicę, ramę czy też pod siodełko. Zmieścimy do niej jednak tylko kilka drobnych rzeczy, dlatego jeśli zależy nam na pojemności, warto kupić na przykład większą torbę zakładaną na bagażnik. Kolorowe, modne torby-koszyki też świetnie się sprawdzą na zakupach. Są lżejsze od tradycyjnego koszyka, a równie stabilne i pojemne. Często są wykonane z wodoodpornych materiałów oraz mają izolację termiczną.
Co do czego?
Do roweru typu damka w stylu retro najlepiej będzie pasowałbiały wiklinowy kosz. Uroku doda też kolorowa wyściółka w ulubione wzorki.
Jeśli poruszamy się na rowerze sportowym, najlepszym wyborem będzie sportowa torba lub torba-koszyk.
Dzieciom także warto zakupić koszyczek do roweru. Koszyki dziecięce mogą posłużyć do przewożenie zabawek, ale również drobnych zakupów z osiedlowych sklepików.
Dobrze dobrany koszyk czy torba będzie bardzo stylowym dodatkiem do naszego roweru. To także niezbędne akcesorium na codzienne zakupy na targu czy w pobliskich sklepach. Doda uroku i rozweseli nasz rower, w związku z czym zakupy będą jeszcze przyjemniejsze. | Rowerem na zakupy – torby i koszyki rowerowe |
Nasi rodzice i rodzice naszych rodziców oraz wszyscy, którzy mieli dzieci przed epoką pampersów, narzekali na pranie pieluch. Ich doświadczenia nie są rozumiane przez współczesne mamy, które używają pieluch wielorazowych. Pranie jest łatwiejsze, chociażby ze względu na materiał pieluszek i proszki, którymi dysponujemy. Co więcej, pieluchy wielorazowe są zarówno ekologiczne, jak i ekonomicznie, gdyż wydatek jest jednorazowy, a wstawiasz jedynie jedno pranie więcej w tygodniu. Nowoczesne pieluszki wielorazowe
Coraz więcej mam sięga po pieluchy wielorazowe. Te mamy, które pragną do nich dołączyć nie muszą obawiać się składania tetry w pieluchę. Nowoczesne pieluszki wielorazowe to otulacze lub tzw. kieszonki. Te pierwsze przypominają mięciutkie, zapinane na bioderkach majteczki, w które wsuwa się wkład. Otula on dziecko tak, że zapewnia mu wygodę i ochronę przed przeciekaniem.
Kieszonki zaś to także majtki, które zapinają się na biodrach. Różnią się jednak tym, że mają kieszonki, w które wsuwamy wkład. O ile otulacz nie dotyka skóry dziecka, o tyle kieszonka tak. Oba rodzaje pieluch są wygodne i komfortowe dla dziecka. Wśród otulaczy wyróżniamy:
Otulacze wełniane – są najbardziej naturalne, pochłaniają mocz dziecka i trzymają go z dala od skóry. Pupa się nie poci, skóra oddycha, dzięki czemu nie pojawiają się odparzenia.
Otulacze PUL lub Minkee – z tkaniny poliestrowej.
Otulacze polarowe.
Zalety pieluch wielorazowego użytku
Pieluszki te są przeznaczone dla każdego malucha, a używać ich można już od pierwszych dni życia. Wielorazówki są zdrowe dla skóry dziecka, nie odparzają, nie powodują wysypek ani reakcji alergicznych. Dodatkowo są przewiewne, miękkie i wygodne. Dobrej jakości pieluchy wielorazowe korzystnie wpływają na stawy biodrowe, ponieważ zapewniają odpowiednie ułożenie nóżek. Są także wygodne – ich założenie zajmuje nie więcej czasu niż założenie zwykłej pieluchy jednorazowej.
Pamiętaj, że wymieniasz wkład, nie całe majteczki (zdarza się sporadycznie), dlatego nawet na spacerze czy w odwiedzinach u kogoś przewijanie może być łatwe.
Wkłady do pieluch
Do pieluch, które wyglądają jak majteczki, będziesz potrzebować wkładów. Do wyboru masz wkłady:
Bambusowe – są bardzo chłonne i mają właściwości antyseptyczne.
Z bawełną organiczną lub zwykłą – są również bardzo chłonne i delikatne dla skóry dziecka.
Z weluru bambusowego lub bawełnianego – są praktyczne i nie przeciekają, wkłady welurowe syntetyczne są nieco mniej chłonne.
Z konopi i bambusa – jedne z najbardziej chłonnych wkładów, mogą być zakładane także młodszym dzieciom.
Z mikrofibry – szybko schną i ładnie się piorą. Dają maluszkom uczucie suchości.
Z tetry lub muślinowe – czyli tradycyjne pieluszki. Mają mniejszą chłonność i są nieco grubsze od innych rodzajów.
O ile pieluch (majtek) możesz mieć mniej, o tyle wkładów zawsze warto kupić więcej, gdyż będziesz je regularnie zmieniać. Do tego dolicz czas prania i schnięcia. Przyjmuje się, że taka wyprawka to około 30 wkładów.
Polecane marki
Kupując pieluchy wielorazowe, sprawdź z jakiego materiału są wykonane i głównie tym się sugeruj. Podobnie jest z wkładami – decyzję o zakupie powinnaś podjąć po sprawdzeniu, który wkład okaże się dla maluszka najwygodniejszy i będzie najbardziej chłonny. Cena otulaczy waha się od 30 do 70 zł, zaś wkłady kupisz w przedziale około 10 zł za bambusowy, około 40 zł – z konopi. Z dodatkiem bawełny kosztują około 70 zł za sztukę.
Otulacze oraz kieszonki mają jeszcze jedną zaletę – wygląd. Kolorów i wzorów jest naprawdę wiele, każda mama i każdy maluch znajdzie coś dla siebie. Są niezwykle estetyczne i często mylone ze zwykłymi majtkami. Do popularnych marek pieluch wielorazowych należą m.in.:
Babyetta.
Lux.
Eco Bobolider.
Pulli.
Newborn.
Happy Flute.
Pull Minke.
Babyland.
Jeśli dopiero zaczynasz przygodę z pieluchami wielorazowymi, to wypróbuj różne marki i różne rodzaje wkładów, aby przekonać się, które są dla was najlepsze. | Pieluchy wielorazowe – przegląd i polecane marki |
Każdy rodzic, który zastanawia się nad zakupem rowerka biegowego dla swojego dziecka, staje przed dylematem, czy wybrać metalowy czy drewniany. Oto kilka kwestii, na które trzeba zwrócić uwagę zanim podejmiemy decyzję. Rowerki metalowe to porównywalnie nowy ekwipunek dziecka. Z roku na rok stają się coraz bardziej popularne, korzysta z nich sporo dzieci. Na moim osiedlu widziałam kilkoro dzieci na nich jeżdżących. Powód takiej popularności jest oczywisty: łatwość korzystania. Nauka jazdy na takim rowerku, choć nie każdemu dziecku przyjdzie szybko, sprawia ogromną frajdę. Co więcej, ułatwia spacery z dzieckiem – nie trzeba go namawiać na chodzenie czy zwalniać kroku, można mu zaproponować jazdę. Do wyboru są w zasadzie dwa rodzaje materiałów, z jakich są robione rowerki biegowe: metal i drewno. Skupmy się na metalowych.
Zalety rowerków metalowych
Ten typ rowerów dziecięcych ma jedną ogromną zaletę – są bardzo wytrzymałe na uderzenia. A dzieci potrafią przecież nieźle szaleć. Kolejną istotną kwestią jest to, że rowerki metalowe charakteryzują się zazwyczaj większą niż drewniane zwrotnością kierownicy i przedniego koła. Rowerki z metalu często też mają większe możliwości regulacji. Chodzi po prostu o to, że siodełko i kierownica mają dłuższe bolce. To bardzo ważna rzecz, ponieważ dzięki temu rowerek posłuży dłużej.
Minusy rowerków biegowych z metalu
Choć nie jest to zasadą, która dotyczy każdego modelu, część z nich jest po prostu ciężka. Takie są szczególnie rowerki, których ramy zostały wykonane z grubego materiału, a na dodatek mają sporą średnicę. Ten ciężar może przeszkadzać zwłaszcza podczas przenoszenia pojazdu, a takie sytuacje – wbrew pozorom – zdarzają się dość często. Dla mniej wytrwałych i dysponujących mniejszą sprawnością fizyczną maluchów zbyt duży ciężar rowerka biegowego może utrudniać kierowanie. Dlatego, wybierając taki model, lepiej kupować go dla trzylatka. Waga rowerku z metalu jest po dłuższym zastanowieniu jedyną wadą takich modeli. Ani dobór wysokości siodełka, ani rodzaj kół czy wyposażenie nie mają tutaj większego znaczenia.
Modele rowerków metalowych
Prawdopodobnie wszystkie firmy produkujące rowerki biegowe mają w swojej ofercie metalowe modele. Jednoślady nie różnią się zbytnio od siebie. W zasadzie różnicę na pierwszy rzut oka widać jedynie w ramie. Atrakcyjny już dla dwulatków będzie model Young marki Milly Mally. To rowerek z obracaną ramą. Takie rozwiązanie sprawia, że jednoślad rośnie razem z dzieckiem. Dla dwulatka ramę można zamontować łukiem do dołu – siodełko znajduje się wtedy niżej. Kiedy dziecko podrośnie, łuk ramy można skierować ku górze. Warto podkreślić, że rower ma pompowane koła, dzięki czemu dobrze trzyma się podłoża.
Z kolei rowerek Puky Laufrad M to prawdopodobnie najmniejszy jednoślad biegowy. Mogą na nim śmigać dzieci od 85 cm wzrostu. Czym się wyróżnia? Ma nietypową ramę. W zasadzie jego konstrukcja oparta jest na dwóch mniejszych rurkach. Są one nisko osadzone, a na dodatek mają schodek, który ułatwia wsiadanie.
Jeszcze innym modelem rowerków biegowych jest Rico 106. Wyróżnia go kierownica. Podczas gdy większość rowerków ma kierownice proste, ten model ma ją wygiętą do góry. Dzięki temu dziecko nie musi się nachylać, by położyć dłonie na rączki, a poza tym zachowuje wyprostowaną pozycję ciała.
Odmienny jest model Evo marki Kinderkraft. Ma amortyzator, na którym opiera się siodełko. Rama jest gruba i solidna, szeroka, a kierownica – prosta. Amortyzator nadaje rowerkowi sportowego charakteru. Sprężyna jest mocna i zabezpieczona osłonką przed wkładaniem w jej środek dziecięcych paluszków. | Rowerki biegowe metalowe. Czy są lepsze od drewnianych? |
Nawet najmniejszy balkon można udekorować i ukwiecić, a tym samym stworzyć z niego miejsce sprzyjające wypoczynkowi. Nie masz willi z ogrodem? Nic nie szkodzi – zrób sobie ogród na balkonie. Niektóre polskie miasta motywują swoich mieszkańców do upiększania balkonów i tarasów, organizując konkursy na te najlepiej ukwiecone. Inicjatywa ciekawa, bo nie tylko pobudza społeczność do działania, lecz przede wszystkim zdobi okolicę. Zagospodarowanie balkonu to nie tylko rośliny, ale nieco bardziej złożony projekt – stworzenia miejsca funkcjonalnego, w którym możemy odpoczywać, jeść posiłki albo czytać książkę.
Zasada pierwsza – określ przeznaczenie
Jeśli twoim hobby jest ogrodnictwo, zapewne wykorzystasz swój balkon do uprawiania roślin. I choć doskonale wiesz, ile wymaga to czasu i uwagi, nawożenia, przesadzania, przycinania i podlewania, podejmujesz próbę. Sercem inwestycji będą wówczas donice, rośliny i inne akcesoria, potrzebne ogrodnikowi.
Jeśli wiesz, że balkon ma stać się miejscem do pracy lub wspólnego spożywania weekendowych śniadań w sezonie letnim, centrum uwagi pochłoną meble, w tym przede wszystkim stabilny stół i wygodne krzesła. Dodatkowo istotne będzie dobre oświetlenie.
Jeśli balkon kojarzy ci się wyłącznie z leżakowaniem i czytaniem książek lub czasopism, oprócz roślin, zainwestujesz w leżaki lub hamak.
Jeśli natomiast miejsce docelowo opanują dzieci, wyeliminujesz wszystkie niebezpieczeństwa (wiszące donice, ostre kanty i rzeczy, o które można się potknąć) i postarasz się o parasol przeciwsłoneczny,aby ich zabawa była bezpieczna.
Zasada druga – określ styl
Jedni lubią ascetyczne, stonowane wnętrza i dekoracje, inni stawiają na kreatywność i eklektyzm. Ustal, z jakim stylem będzie wam po drodze i dopiero wtedy zdecyduj się na zakupy. W przeciwnym razie, jeżeli zdecydujesz się na przykład na rattan,którego nie lubisz (bo był w promocji), nie wytrzymasz z nim długo i ostatecznie dokonasz zmian, jeśli nie przyjaźnisz się z kolorami, z czasem i tak wymienisz wszystkie skrzynki na szare. Warto to zatem rozważyć na początku.
Zasada trzecia – nie zagracaj
box:video
Na szczęście kończymy ze zwyczajem traktowania balkonu jako schowka na graty i wystawiania na niego niepotrzebnych mebli, naczyń i innych przedmiotów. Cenimy sobie każdy metr kwadratowy naszych mieszkań i staramy się patrzeć na nie jak na całość aranżacji. Podobnie jest z balkonem, dlatego nie zagracaj go. Przemyśl każdy centymetr, pooglądaj inne realizacje. Czasem nawet malutkie balkony mogą być funkcjonalne, a przy tym estetyczne. Może zamiast 6 krzeseł postawićławkę albo zainwestować w meble składane i te niepotrzebne chować? Jeśli planujesz postawić wiele donic, rozważ zakup kwietnia albo wykorzystaj ściany.
Zasada czwarta– rośliny
Rośliny to bardzo istotny element naszego balkonowego ogrodu, ale zanim w sklepie chwycisz doniczkę z tym, co ci się podoba, poczytaj, czy roślina nadaje się na twój balkon. Znaczenie mają nasłonecznienie, wilgotność, temperatura i towarzystwo innych roślin. Trzy lata próbowałam uprawiać lawendę i nic z tego nie wyszło, podczas gdy u sąsiada po przeciwnej stronie rośnie taka piękna, że zapiera mi dech. Doniczki dobieramy do roślin, nigdy odwrotnie – niektóre kwiaty nie lubią ceramiki, drewna, metalu albo plastiku. Podobnie jest z ziołami.
Zasada piąta– dodatki
Inaczej podejdziesz do urządzania balkonu w wynajmowanym mieszkaniu a inaczej w swoim własnym gniazdku, z którym kredyt hipoteczny związał cię na najbliższe 40 lat.
Przy tym pierwszym wariancie można wybrać tańsze rozwiązania, na przykład meble wykonane z europalet lub regały i stół ze skrzynek drewnianych – oba rozwiązania są ostatnio bardzo modne.
Pamiętaj, że dodatki to nie tylko donice, kosze,pojemniki i skrzynki. To takżelampiony,tekstylia (poduszki, obrusy, serwetki), a nawet proporce i girlandy.
Zasada szósta – bezpieczeństwo
Urządzając balkon, odpowiadasz nie tylko za bezpieczeństwo swojej rodziny, lecz także za sąsiadów z dołu. Umocuj dobrze donice, nie stawiaj skrzynek na balustradach, nie zawieszaj elementów, które odlecą wraz z silniejszym wiatrem. Nie tarasuj sobie i innym przejścia, mocuj meble i półki tak, aby balkonowe relaksowanie nie zakończyło się wypadkiem. Udanego urządzania! | Przydomowy ogród na balkonie |
Chłodnik litewski to zupa podawana na zimno. Sprawdzi się idealnie w upalne dni, jest szybka i prosta w przygotowaniu, a przede wszystkim zdrowa. Składniki:
300 g maślanki
100 g kefiru
100 g jogurtu naturalnego
1 pęczek rzodkiewek
1 ogórek
1 pęczek botwinki
sok z cytryny
koperek
4 jajka
Krok po kroku:
Jajka gotujemy na twardo. Jogurt, kefir i maślankę wlewamy do garnka. Doprawiamy solą i pieprzem. Opcjonalnie dodajemy czosnek. Botwinkę obgotowujemy, siekamy i przekładamy do naszej bazy na chłodnik. Teraz dodajemy starty ogórek i rzodkiewki. Odstawiamy na 2 godziny. Podajemy z pokrojonym jajkiem.
Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia. | Chłodnik litewski z jajkiem |
Zabawa w basenie to niezwykłe przeżycie dla najmłodszych dzieci. Rozwija pracę mięśni i koordynację ruchową. Dobrze wpływa na postawę zarówno młodszych, jak i starszych. Suchy basen zamiast wodą wypełniony jest kolorowymi piłkami. Jaki wpływ ma na rozwój najmłodszych dzieci? Jakie są ceny małych basenów i kulek do stworzenia piłkowego placu zabaw? Suchy basen – czy warto go mieć?
Suchy basen sprawdzi się w domu, mieszkaniu i przydomowym ogródku. Dla najmłodszych dzieci nie liczy się wielkość samego basenu, ale różnorodność i ilość kolorowych piłeczek. Zabawa może stać się dobrą okazją do nauki kolorów i dostrzegania różnic mniejszy – większy. Kolorowe piłki do suchego basenu można bowiem zakupić w różnych rozmiarach.
Tego, jak dzieci przepadają za „pływaniem” w basenie pełnym piłek, nie trzeba mówić osobom, które widziały swoich podopiecznych podczas zabawy. Wśród zalet suchego basenu należy wymienić:
Rozwój sprawności fizycznej.
Rozwój równowagi.
Rozwijanie celności – piłkami można rzucać do kosza lub do pojemnika.
Rozwijanie sprawności manualnej poprzez podnoszenie piłek.
box:offerCarousel
Wybór basenu
Chcąc stworzyć we własnym mieszkaniu lub ogródku basen z kolorowymi kulkami, wybierzmy taki, który będzie nam odpowiadał wielkością. Najmniejsze baseny, które mają około 61 x 15 cm, szybciej napełnimy niewielką ilością kolorowych piłek. Będzie on również łatwy w przechowywaniu, sprawdzi się dla najmłodszych dzieci i bez trudu przeniesiemy go w razie potrzeby na świeże powietrze. Taki basen również szybko napełnimy wodą w upalne dni. Mały basen możemy kupić za ok. 10 zł.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Ciekawą propozycją mogą być również baseny z miękkim dnem. Takie ma w swojej ofercie firma Bestway. Baseny te mają 64 x 25 cm i sprawdzą się zarówno w mniejszych, jak i większych pomieszczeniach. Dmuchane dno jest miękkie i miłe w dotyku, co zachęci malucha do oswojenia się tak z wodą, jak i kolorowymi piłkami. Koszt takiego basenu to od 14 do 50 zł – w zależności od wielkości i dodatkowych opcji – daszka lub boku.
Wybór piłeczek
Będziemy potrzebować więcej lub mniej kolorowych piłek. Na Allegro możemy zamówić piłki do suchego basenu w zestawie składającym się z 50, 100, 200, 500, a nawet 1000 sztuk. Średnica pojedynczej piłeczki to 5 cm, 5,5 cm lub 6 cm. Mniejsze piłki są wygodniejsze do chwytania przez najmłodsze – kilkumiesięczne – dzieci. Koszt piłek do suchego basenu to od około 14 zł do 220 zł – w zależności od ich ilości.
box:offerCarousel
Piłki nie tylko do suchego basenu
Możemy zadać sobie pytanie, czy tak naprawdę potrzebujemy 50 lub więcej sztuk kolorowych piłek? W końcu kilkumiesięczne dziecko zaraz z nich wyrośnie, będzie uczęszczało na prawdziwy basen, a w razie potrzeby możemy je zabrać do sali zabaw. Kolorowe piłki mogą się sprawdzić również w późniejszym wieku. Nawet kilkulatek może wspaniale się nimi bawić, gdy umieścimy je w namiocie. Możemy je wykorzystać jako element zabawy podczas imprezy urodzinowej – zbieranie kolorowych piłek po ogrodzie lub mieszkaniu, rzucanie piłek do celu, przewracanie piłkami kręgli własnej roboty, slalom między piłkami itd. Możliwości jest naprawdę wiele.
Bezpieczeństwo
Wybierając basen i kolorowe piłki, sprawdźmy, czy posiadają odpowiednie atesty i czy są wykonane z solidnego materiału. Piłki powinny być wytrzymałe na nacisk. Gdy dziecko się na nie przewróci, nie powinny pękać, a jedynie się lekko wgnieść. Pamiętajmy również, że maluch nie powinien pozostawać bez opieki nawet w suchym basenie. | Suchy basen dla malucha w domu |
Najlepsza przyjaciółka w zimowe dni. Czy to na stoku, czy w mieście kurtka puchowa to prawdziwy must have o tej porze roku. Kiedy temperatura spada poniżej zera, miliony kobiet doceniają jej lekkość, ciepło, wygodę noszenia, zdolność do ochrony przed wiatrem i śniegiem. Dlaczego jednak często panie wyglądają w puchówkach, jak Pi i Sigma albo Teletubisie? Dlaczego różne typy sylwetek potrzebują różnych puchówek? Sprawdzamy, czy każdy może je nosić i jak dobrać odpowiednią kurtkę nie tylko do warunków atmosferycznych, ale także własnej budowy ciała. Nie tylko w Alpy
Kurtka puchowa to wynalazek alpinisty George'a Fincha, który w 1922 roku próbował zdobyć Mount Everest ubrany właśnie w puchówkę. To oznacza, że poczciwa kurtka wypchana pierzem ma już prawie sto lat! I zdecydowanie swoją popularność zawdzięcza alpinistom, sportowcom (już od lat 50. ubiegłego wieku), a także... sieciówkom. To właśnie sklepy największych sieci odzieżowych odświeżyły jej wizerunek i sprawiły, że przestała kojarzyć się z nartami i zaczęła królować na ulicach. Pod koniec ubiegłego wieku puchówki zyskały drugie życie – były lżejsze, w stonowanych kolorach, a przede wszystkim o krojach naśladujących płaszcze wełniane. Dzięki temu, że kurtki stały się bardziej kobiece (co najważniejsze – dodano wcięcie w talii, często podkreślane paskiem), pokochały je kobiety na całym świecie. Ciepło i wygoda przestały rozmijać się z elegancją i wyczuciem stylu.
Pokaż kotku, co masz w środku
Choć w dzisiejszych czasach kurtki puchowe znajdziemy w praktycznie każdym sklepie odzieżowym, znacząco spadły także ich ceny, prawdziwa wartość dobrej puchówki pozostaje niezmienna. Chroniący przed wiatrem i opadami materiał wierzchni, ale przede wszystkim odpowiednie wypełnienie, decyduje o jakości, trwałości i użyteczności odzieży. Bo komu potrzebna puchówka, w której nie jest ciepło? Sprawdzenie składu to pierwsza rzecz, którą powinniście zrobić jeszcze przed przymiarką. Co powinno zawierać wypełnienie? Mieszankę kaczego i gęsiego (droższy wariant) pierza lub puchu. Naturalne pierze i puch dają ciepło, są też lekkie i trwałe. Takie wypełnienie będzie się dobrze nosić i spełniać swoją funkcję. Zawartość jest więc o wiele ważniejsza niż metka znanego producenta, fason czy kolor. Aby w puchówce nie wyglądać jak byśmy byli owinięci w kołdrę, trzeba także zadbać o odpowiedni dobór kurtki do sylwetki, wzrostu i wieku.
Puchówka tylko dla szczupłych?
Utarło się, że w kurtce puchowej dobrze wyglądają tylko osoby szczupłe. Nie jest to stwierdzenie prawdziwe, aczkolwiek nie jest całkowicie pozbawione sensu. Takie myślenie wywodzi się z faktu, iż puchówka z natury rzeczy powiększa sylwetkę. W odróżnieniu od wełnianego płaszcza, który ma strukturę zbitą i jest zwykle dość cienki, puchówka dosłownie dodaje centymetrów – warstwa wypełnienia może powiększać obwód ciała. Osoby, które z tego powodu rezygnują z zakupu puchówki, proszone są o jak najszybsze zrewidowanie swoich poglądów! Nie chodzi przecież o centymetry, ale o proporcje. To one, a nie rzeczywiste wymiary, sprawiają, że wygląda się w czymś dobrze albo nieco gorzej. Aby więc dać szansę kurtce puchowej (a przede wszystkim dać szansę sobie na przeżycie zimy w cieple i komforcie), trzeba przyjrzeć się nie tyle swoim wymiarom, co określić typ sylwetki, przemyśleć kwestie wzrostu, wieku, budowy ciała i... ubrań, które chcielibyśmy do kurtki puchowej zakładać. Bo nawet idealnie dobrana kurtka puchowa będzie źle wyglądać z kompletnie niepasującą do niej spódnicą czy ekstrawaganckimi rockowymi kozakami. Dobra nowina jest taka, że prawie każda pani trafi na swojego „puchówkowego świętego Graala”.
Kurtka czy płaszcz? Jabłko czy gruszka?
Wracamy do tematu proporcji. Choć dla zachowania ciepła bardziej odpowiedni wydaje się puchowy płaszcz, nie każda z pań będzie w nim dobrze wyglądała. Puchowe płaszcze najlepiej leżą na osobach wysokich, których budowa ciała pozwala na zaznaczenie talii. Nie muszą więc być to panie wyłącznie szczupłe; ważne jest ciało – tutaj raczej typ klepsydry czy gruszki niż jabłka. Panie jabłka, a zatem większe na górze o szczupłych nogach, płaszczem zakrywają atut sylwetki, podkreślając i powiększając ramiona, talię, biust. Efekt kołdry murowany. Natomiast jeżeli naszą bolączką są biodra, pupa, uda - puchówka o fasonie taliowanego płaszcza, najlepiej z paskiem, pięknie zamaskuje mankamenty. Kurtkę mogą nosić zarówno kobiety wysokie, jak i niskie. W tym przypadku kluczowy będzie krój, sposób zarysowania talii, długość kurtki. Paradoksalnie, panie drobne nie mają całkowitej swobody w doborze puchówki – im grubszy model wybiorą, tym bardziej zdeformują sylwetkę. Góra stanie się dziwnie powiększona, a wystające z niej nogi będą przypominać cienkie patyczki. Dlatego niezależnie od sylwetki, nie warto przesadzać z grubością wypełnienia. Zarówno panie jabłka, gruszki, jak i klepsydry , w każdym wieku i o wzroście średnim lub wysokim będą wyglądać dobrze w kurtce długiej do linii bioder. Taki fason zakrywa brzuch, jest na tyle długi, by chronić plecy przed zimnem, a nawet zakryć część pośladków. Jednocześnie nie deformuje proporcji sylwetki, nie skraca nóg, nie „zabiera” wzrostu. Warto wybrać kurtkę taliowaną. Nawet jeśli bez paska, to z zaznaczonym pasem (to może być pasek materiału naszyty na kurtkę, wsuwany przez tunel sznurek, wzór na materiale podkreślający pas). A kto będzie w puchówce wyglądał zwyczajnie źle? Kobiety o dużej dysproporcji w budowie górnej i dolnej partii ciała, niewysokie lub średniego wzrostu. U nich puchówka może tak powiększyć ramiona, piersi i brzuch, że nawet ciemny kolor czy taliowanie nie zamaskują defektu. Kłopotliwe są także kurtki bardzo krótkie, bo pasują tylko do szczupłych i wysokich pań, bardziej do nastolatek niż kobiet 30+. Do tego są szalenie niepraktyczne.
Wzory, kaptury, kołnierze
Ponieważ kurtka puchowa może powiększać sylwetkę, trzeba brać to pod uwagę, wybierając nie tylko fason, ale i kolor oraz dodatkowe elementy puchówki (kołnierz, pasek, kaptur, ozdoby). Jeśli kurtka ma spełniać swoją funkcję, powinna mieć przynajmniej kołnierz, a najlepiej i wysoki kołnierz, i kaptur (świetne są odpinane, nosimy w zależności od pogody i nastroju). Idealnie sprawdzają się bujne kołnierze z dzianiny oraz obszycia z naturalnych bądź sztucznych futer. Sprawiają, że puchówka wygląda mniej sportowo i bardziej kobieco.A jak dobrać wzór i kolor? Przede wszystkim według preferencji – nikt nie odczuwa przyjemności, ubierając się w coś modnego i odpowiedniego, ale w nielubianym kolorze. Aby nie powiększać sylwetki, warto spojrzeć łaskawszym okiem na kurtki czarne, granatowe, zielone, brązowe, beżowe i karmelowe. Zwłaszcza te ostatnie są superuniwersalne i pasują do większości strojów, a przy tym nie postarzają i nie nadają smutnego wyglądu. Jeśli wzór, to tam, gdzie nie ma problemu z proporcjami – dla pań szczupłych na kołnierzu, dekolcie i ramionach, na biodrach dla tych z pań, które chciałyby wyglądać bardziej kobieco. Wzory powinny być niezbyt duże i raczej w stonowanych kolorach. Naczelna zasada – unikamy wzorów w talii. Nikt poza Św. Mikołajem nie wygląda dobrze z optycznie powiększonym brzuchem.
Z czym nosić puchówkę?
Kurtka puchowa w stonowanym kolorze i o dobrym kroju będzie sprawdzać się z większością „dołów”. Świetna z prostymi jeansami, podkreślająca zgrabne nogi w mini i kozakach za kolano, dobra do dresu i sportowych butów, a nawet do eleganckich wełnianych spodni i sztybletów. Może być jednak trudno zakładać ją do spódnic maxi ze zwiewnych tkanin, łączyć puchowe płaszcze z krótkimi spódniczkami; nie warto też usiłować wcisnąć ją na obszerne, bardzo modne w tym sezonie dzianinowe swetry. A jak wygląda puchówkowy duet idealny? Ciepło, kobiecość i elegancja to połączenie puchowej kurtki z sukienką z dzianiny i kozakami z zamszu sięgającym do kolan lub nawet minimalnie nad kolana.
Sprytne tricki, by dobrze wyglądać w puchówce
A jak sprawić, by kurtka leżała jak druga skóra? Jak zminimalizować ryzyko powiększenia talii czy biustu? Sprytni producenci zadbali o to, by wygodę łączyć z modelowaniem sylwetki! Coraz więcej kurtek ma specjalne elastyczne wstawki – w pasku, by zwiększyć komfort noszenia kurtki podczas siadania czy ruchu, pod ramionami, aby dopasować krój do sylwetki i sprawić, że przylegająca puchówka pozostaje nadal wygodna w noszeniu. Jeśli więc chcecie mieć pewność, że kurtka dopasuje się do sylwetki, ale też stylu życia, poszukujcie wstawek, gumek, pasów, zaszewek. | Czy każda z nas może nosić puchówkę? Jak dobrać kurtkę puchową do typu sylwetki? |
Szukaj ofert z ikoną Allegro Smart! Cena jednego przedmiotu lub łączna cena wielu przedmiotów od jednego Sprzedającego powinna wynosić minimum 40 zł. Dowiedz się więcej. Masz już Allegro Smart! i chcesz w pełni wykorzystać jego możliwości? Szukaj ofert oznaczonych ikoną:
Aby je znaleźć, użyj filtra Allegro Smart! podczas wyszukiwania przedmiotu:
Z Allegro Smart! skorzystasz, jeśli:
* Cena jednego przedmiotu lub łączna cena wielu przedmiotów od jednego Sprzedającego wyniesie minimum 40 zł.
* Przy zakupie jednego przedmiotu cena dostawy dostępnej w ramach Allegro Smart! nie będzie wyższa niż określono w tabeli.
* Przy zakupie wielu przedmiotów od jednego Sprzedającego łączny koszt dostawy w ramach jednej wysyłki z Allegro Smart! jest mniejszy niż 40 zł.
Powyższe warunki muszą być spełnione łącznie.
Kup Allegro Smart!
Szukaj ofert oznaczonych ikoną Allegro Smart!
W wybranej ofercie użyj przycisku [kup teraz], [licytuj] lub dodaj przedmioty do koszyka.
W następnym kroku wybierz opcję dostawy oznaczoną ikoną Allegro Smart!
Zapłać za zakupy.
Jeżeli wartość Twoich zakupów nie przekracza kwoty 40 zł, a chcesz mieć bezpłatną dostawę w ramach Allegro Smart! to dobierz do koszyka przedmiot od tego samego Sprzedającego, tak aby zakupy osiągnęły wymaganą kwotę minimalną - 40 zł. Zwróć uwagę, aby wybrane przez Ciebie oferty miały wspólną metodę dostawy - oznaczoną logo Smart!
Aby przejść do ofert wystawianych przez Sprzedającego, kliknij jego login:
a następnie Sprzedaję:
Jeżeli zamówisz przedmioty od różnych Sprzedających, a wartość przedmiotów od każdego z nich nie przekracza 40 zł, wówczas nie skorzystasz z bezpłatnej dostawy w ramach usługi Allegro Smart! | Jak korzystać z Allegro Smart! |
Telefony komórkowe rozwinęły się w ciągu ostatnich kilku lat na ogromną skalę. Obecnie pełnią funkcje konsoli do gier, odtwarzaczy multimedialnych i aparatów fotograficznych. Tylko jedno się pogorszyło – czas pracy. Dlatego tak potrzebne są dzisiaj pojemne powerbanki. Powerbank to zewnętrzny akumulator, dzięki któremu można ładować urządzenia elektroniczne bez konieczności podłączenia go do gniazdka prądowego. Przydaje się nie tylko w trakcie dłuższych podróży, ale także na co dzień, gdy intensywnie używany smartfon nie jest w stanie wytrzymać do wieczora. Co prawda powerbank też trzeba regularnie ładować, ale im pojemniejszy, tym więcej cykli ładowania telefonu da się z jego pomocą przeprowadzić. Na aukcjach można znaleźć modele o imponującej pojemności.
Aukey PB-T11
Obecnie rozsądnym standardem w lepszych powerbankach jest pojemność około 10000 mAh. W zależności od zastosowanego akumulatora w telefonie pozwala to na dwu- lub trzykrotne naładowanie smartfona. Tymczasem model Aukey PB-T11 może pochwalić się pojemnością aż 30000 mAh. Powinno to przełożyć się nawet na sześciokrotne naładowanie flagowca pokroju Samsunga Galaxy S8, Huawei P10 lub LG G6. Urządzenie dodatkowo obsługuje technologię szybkiego ładowania Quick Charge 3.0. Za Aukey PB-T11 trzeba zapłacić około 200-250 zł.
Green Cell 30000 mAh
Identyczną pojemnością może pochwalić się model Green Cell 30000 mAh. Powerbank ma aż trzy wyjścia USB, dwa microUSB, latarkę oraz 4 diody LED informujące o trybie pracy. Firma Green Cell wyposażyła urządzenie w liczne systemy ochronne, w tym przed przepięciem, zwarciem i nieprawidłowym napięciem, a także przeładowaniem i nadmiernym rozładowaniem. Co ważne, powerbank również obsługuje technologię szybkiego ładowania Qualcomm Quick Charge, która znacząco skraca czas oczekiwania na pojawienie się 100% na ekranie smartfona. Gadżet można kupić już w cenie poniżej 200 zł.
Xiaomi v2 20000 mAh
W Polsce dużą popularnością cieszą się urządzenia chińskiej marki Xiaomi, które mają całkiem sporo do zaoferowania w rozsądnej cenie. Nie inaczej jest w przypadku powerbanku Xiaomi v2 o pojemności 20000 mAh. Jego parametry pozwalają na nawet czterokrotne naładowanie flagowego smartfona i to z wykorzystaniem technologii Quick Charge 3.0. Dzięki dwóm złączom USB można jednocześnie uzupełniać energię w dwóch urządzeniach. Szczególnie kusząca jest cena, która oscyluje w granicach 120-150 zł. To świetna propozycja jak na tak dobry sprzęt.
ADATA 20000 mAh
Godny polecenia i bardzo pojemny jest powerbank firmy ADATA, który kupimy już za około 100 zł. Za tę kwotę otrzymujemy aż 20000 mAh i dwa złącza USB o prądzie wyjściowym 2,1 A i napięciu nominalnym 5 V. Urządzenie ma aluminiową obudowę i cyfrowy wyświetlacz, który procentowo informuje o stopniu naładowania. Wymiary powerbanku to 163 x 80,6 x 23,3 mm, a masa całkowita wynosi 450 gramów.
TL-PB20100
Dużą pojemnością może się pochwalić również powerbank TL-PB20100. Podobnie jak Xiaomi i ADATA ma aż 20000 mAh, co wystarcza na naprawdę sporo cykli ładowania. Urządzenie ma trzy porty USB o prądzie wyjściowym 1 A, 2 A oraz 2,1 A, więc ładować można kilka gadżetów jednocześnie. Powerbank posiada także funkcję latarki oraz cztery diody LED informujące o stopniu naładowania. Przy tym wszystkim kosztuje mniej więcej 80 zł.
To jedne z najpojemniejszych powerbanków na rynku, które doskonale sprawdzą się zarówno na co dzień, jak i podczas dłużej podróży. Podłączenie do nich smartfona może niejednokrotnie uratować sytuację. | Najpojemniejsze powerbanki na rynku |
Jedną z ważniejszych rzeczy, które rodzic musi kupić dziecku do przedszkola jest torba, w której będzie ono nosić codzienne swoje osobiste rzeczy i kanapki. Przedszkolak nie potrzebuje zbyt wiele miejsca, ponieważ większość rzeczy pozostaje w przedszkolu, dlatego też wystarczy dość mały plecak lub tornister. Jak jednak wybrać coś, co będzie odpowiednie dla przedszkolaka i jednocześnie całkiem wygodne i ładne? Źle dobrany tornister lub plecak mogą mieć katastrofalne skutki, takie jak wady postawy, zmniejszenie się pojemności płuc, czy inne, równie niebezpieczne dolegliwości. Wart kupienia model tornistra musi mieć odpowiedni kształt, być dopasowany do postury dziecka, powinien być lekki, odpowiednio noszony i pakowany.
Tornister, plecak, a może coś innego?
Tornister wygląda bardzo charakterystycznie – ma usztywnione plecy, dzięki czemu kręgosłup dziecka nie nabiera złych nawyków i się nie zniekształca. Wadą wielu modeli tornistrów jest niestety ich ciężar. Drugą opcją jest plecak – zdecydowanie lżejszy niż większość tornistrów, a te odpowiednio wyprofilowane spełniają wszystkie możliwe normy dotyczące odpowiedniej postawy dziecka. Warto wybierać takie plecaki, które posiadają pasek zapinany na brzuchu lub na piersi, dzięki czemu ciężar plecaka rozkłada się lepiej na całą sylwetkę. Trzecią i ostatnią opcją jest torba na kółkach, czyli plecak lub tornister z zamontowanymi do ciągnięcia kółkami i rączkami. To prawdziwy hit wśród rodziców, którzy troszczą się o zdrowie dzieci i ich kręgosłupy nieprzywykłe do dźwigania ciężarów. Przy wyborze tego modelu warto zastanowić się jednak, czy droga dziecka do przedszkola się nadaje do takiego plecaka – jeśli często trzeba go podnosić do góry, bo co chwilę pojawia się jakaś przeszkoda, to zdecydowanie nie jest dobry pomysł.
Co jest ważne?
To, czy rodzic wybierze tornister, plecak lub ich opcję na kółkach zależy tylko i wyłącznie od osobistych preferencji. Ważne jest również zdanie dziecka, bo wiadomo, że lepiej się nosi do przedszkola coś, co się samodzielnie wybrało i co się najbardziej podoba. Żeby jednak nie popełnić żadnego błędu, należy pamiętać o kilku podstawowych zasadach wybierania plecaków i tornistrów. Po pierwsze wybrany model musi mieć odpowiednio wyprofilowany i usztywniony tył, dzięki czemu będzie przylegał do ciała dziecka, nie robiąc mu krzywdy. Szelki plecaka/tornistra powinny być szerokie, regulowane i zrobione z miękkiego materiału, dodatkowym plusem są pasy zapinane z przodu. Ilość kieszonek i przegród w plecaku także ma olbrzymie znaczenie, ponieważ dzięki ich dużej liczbie ciężar przedmiotów rozkłada się równomiernie.
Wielkość i waga tornistra i plecaka
W przypadku przedszkolaka, zarówno plecak jak i tornister nie muszą być niesamowicie pojemne, bo dziecko większość rzeczy zostawia na cały rok w przedszkolu. Nie należy jednak decydować się w ciemno i najlepiej najpierw przymierzyć go dziecku. To dziecko powie, czy jest wygodny, fajny i czy się podoba. Każdy bagaż przeznaczony dla malucha powinien ważyć maksymalnie 10 procent jego masy ciała. Przy wadze 20 kg przedszkolak na plecach może mieć maksymalnie 2 kg. W przypadku przedszkolaka to nie problem, bo zwykle nie musi zabierać z domu wielu rzeczy, gorzej mają dzieci w szkole podstawowej, które do plecaka spakować muszą książki, piórnik, śniadanie i czasami jeszcze strój na gimnastykę.
Popularne marki plecaków i tornistrów
Do najpopularniejszych i najbezpieczniejszych plecaków i tornistrów dla przedszkolaków na rynku należy między innymi marka Skip Hop oraz wszystkie plecaki z najmodniejszymi postaciami z bajek (jak np. Kraina Lodu, Auta, czy Myszka Miki). Tornistrów jest mniej, jednak rodzic, który postawi na tornister z pewnością także znajdzie coś ciekawego.
Przy wyborze odpowiedniego bagażu do przedszkola ważnych jest wiele czynników. Plecak lub tornister musi spełniać bardzo restrykcyjne normy, żeby w ogóle mógł zostać dopuszczony do sprzedaży. Obecnie bardzo popularnie są plecaczki z wizerunkiem zwierzątek, takich jak lis czy miś. To, jaki plecak bądź tornister rodzic kupi przedszkolakowi jest jego indywidualną sprawą, warto jednak pamiętać o tym, żeby wybierać tylko dobre, rekomendowane produkty dla dzieci. | Tornister czy plecak – co kupić przedszkolakowi? |
Istnieje sporo przeciwwskazań dla wykonywania niektórych ćwiczeń. Wiele osób słyszało, że choroby serca, nadciśnienie, astma, nowotwory, cukrzyca, stany zapalne, tętniaki i zakrzepy są bezwzględnymi albo częściowymi przeciwwskazaniami dla uprawiania sportu. A co z wadami wzroku? Przed rozpoczęciem każdego planu treningowego warto zadbać o weryfikację stanu zdrowia. Jest to szczególnie istotne, jeśli jesteśmy po 35. roku życia i dotychczas prowadziliśmy siedzący tryb życia. Zanim przystąpimy do treningu trzeba najpierw skonsultować to z lekarzem, najlepiej w poradni lekarsko-sportowej, i poddać się szeregowi badań. Podstawowe badania krwi, takie jak morfologia i OB, to za mało, dobrze jest poprzeć je badaniem wysiłkowym, kompetentnym wywiadem zdrowotnym, badaniami ortopedycznymi i okulistycznymi. Dlaczego okulistycznymi?
Przeciwwskazania
Często spotkać się można z teorią, że trening może być niebezpieczny dla osób z dużymi wadami wzroku. Mało osób wie, dlaczego tak się dzieje. Przede wszystkim zaznaczmy, że większego pecha mają osoby krótkowzroczne.
Krótkowzroczność to prawie najczęściej występująca wada refrakcyjna wzroku, polegająca na tym, że układ optyczny oka nie skupia promieni na siatkówce, lecz przed nią. Bardzo często związane z tym są zaburzenia akomodacji (mogą być też przyczyną tej wady), długie godziny pracy z przedmiotami znajdującymi się blisko oka (komputer, książka), ale i następstwem – osoby o dużej krótkowzroczności mają wydłużoną gałkę oczną. Takie odkształcenie oka wpływa na rozciąganie się w tylnym biegunie twardówki, naczyniówki i siatkówki.
Z kolei oko osoby dalekowzrocznej skupia obraz za siatkówką i często ma spłaszczony kształt, co nie naraża siatkówki na dodatkowe rozciąganie. Oczywiście osoby cierpiące na nadwzroczność gorzej sobie radzą w pracy przy komputerze, jeśli nie mają swoich okularów, ale ich gałka oczna jest znacznie mniej narażona na zmianę ciśnienia.
To właśnie w owej zmianie ciśnienia kryje się problem. O ile trudno o badania jednoznacznie potwierdzające wpływ ćwiczeń na zwiększanie się wady wzorku, o tyle istnieje mnóstwo badań dokumentujących, że wzrok może się pogorszyć, gdy nie zachowujemy odpowiedniej higieny pracy z komputerem i nie stosujemy pełnowartościowej, zróżnicowanej diety. Jednak czy ćwiczenia nie stanowią żadnego ryzyka? Owszem, zwłaszcza dla osób krótkowzrocznych. Naciągnięta i przez to cieńsza siatkówka może się odwarstwić. Nazywa się to fachowo – odwarstwienie siatkówki przedarciowe. Może to być spowodowane wrodzonymi czy nabytymi chorobami, tendencjami genetycznymi, a poza tym do czynników zwiększających ryzyko jego wystąpienia zalicza się: krótkowzroczność dużą (tj. powyżej 6 dioptrii) oraz urazy głowy i oka. Trzeba się tu szczególnie skupić na urazach powodujących szybkie i gwałtowne zwiększenie ciśnienia w czaszce albo w oku.
Niestety, wiele sportów sprzyja takim właśnie skokom ciśnienia. Dlatego osoby znajdujące się w podwyższonej grupie ryzyka powinny unikać skoków do wody, chociaż samo pływanie to jeden z najbardziej dla nich polecanych sportów. Dodatkowo dobrze jest zrezygnować z typowych ćwiczeń budujących siłę i masę mięśniową. Z tego samego powodu nie poleca się intensywnych ćwiczeń aerobowych, interwałowych, sprintów.
No dobrze, a co można ćwiczyć?
Odpowiedź brzmi – wszystko, ale z rozsądkiem. Ćwiczenia aerobowe i kardio (zresztą do wielu sportów pasują idealnie oba określenia), utrzymywane w przedziale 60–70% tętna maksymalnego, sprawdzą się doskonale. W weryfikacji tętna pomoże bez wątpienia pulsometr. Ponadto zaopatrzmy się w wygodne obuwie treningowe, legginsy lub spodenki, koszulkę i wybierzmy się na zorganizowane zajęcia zumby czy aerobiku. Polecamy: bieganie w umiarkowanym tempie, jazdę rowerem, jazdę na rolkach, nordic walking. W warunkach domowych przyda się orbitrek i rowerek stacjonarny, chociaż lepiej nie decydować się na rower spinningowy. W ćwiczeniach siłowych postawmy na dużą ilość powtórzeń z hantlami i obciążnikami o niskiej masie. Wykluczyć przy tym trzeba ćwiczenia z TRX.
Dla osób znajdujących się w grupie największego ryzyka (tj. np. cierpiących na jaskrę albo takich, którym już odwarstwiła się siatkówka) najbezpieczniejsze sporty to joga i pilates. Do ich wykonywania wystarczą wygodne legginsy, koszulka i mata do ćwiczeń. Świetnym rozwiązaniem jest pływanie – tu potrzebny będzie kostium lub spodenki kąpielowe, czepek, okularki oraz klapki i można ćwiczyć.
Jeśli decydujemy się na ćwiczenie z ciężarami, ważna jest prawidłowa technika. Nigdy nie zginamy szyi podczas ćwiczeń: martwego ciągu, pompek, wyciskania itp. – znacznie zwiększa to ciśnienie w czaszce, a zatem i w gałce ocznej. Kręgosłup zawsze powinien być w jednej linii. Ma to znaczenie nie tylko ze względu na wady wzroku. | Jakich ćwiczeń nie wykonywać przy dużych wadach wzroku? |
Iglaki to jedna z najpiękniejszych grup roślin, wymagająca jednak troskliwej opieki. Należy nie dopuszczać do wystąpienia chorób fizjologicznych, zwalczać patogeny grzybowe i likwidować żarłoczne szkodniki. Jak chronić zieleń przed ostatnim wymienionym problemem? Walka ze szkodnikami żerującymi na krzewach i drzewach iglastych jest uciążliwa. Często reagujemy zbyt późno – dopiero po zauważeniu objawów. Dodatkowym problemem jest fakt, że szkodniki atakują nie tylko okazy zaniedbane, ale także te zdrowe i budzące zachwyt swoim wyglądem. Zabiegi ochronne powinno się stosować od wiosny (wtedy zniszczy się zimujące formy przetrwalnikowe) przez cały sezon wegetacyjny. Bardzo ważna jest także profilaktyka.
Profilaktyczne działania ochronne – czy warto inwestować w to środki i czas?
Ochrona roślin w dużej mierze sprowadza się raczej do niedopuszczania do wystąpienia problemów niż do ich doraźnego zwalczania. U iglaków najczęściej polega to na stosowaniu różnych grup preparatów. W tym przypadku warto jednak stawiać na produkty ekologiczne (gnojówki z roślin, Agricolle, Emulpar itp.) niż chemiczne środki ochrony roślin. Te drugie powinno się traktować jako ostateczność – w przypadku masowej gradacji owadów, roztoczy itp. Zabiegi warto wykonywać przede wszystkim na młodych roślinach i na cenniejszych dendrologicznie okazach (np.: świerk biały, cyprysik). Opryskiwanie dużych drzew i krzewów, rzędu świerków czy żywopłotu z żywotników, niosłoby ze sobą wysokie koszty. Ponadto powinno się pamiętać o zrównoważonym nawożeniu. Nadmierne dawki nawozów są niekorzystne i dla roślin, i dla gleby – w dodatku przyciągają określone gatunki szkodników.
Rozpoznawanie i zwalczanie szkodników iglaków
Jednym z najczęściej spotykanych szkodników na różnych grupach roślin, w tym na iglakach, jest przędziorek. Roztocza te żywią się sokiem z roślin, doprowadzając do brązowienia i opadania igieł, a czasem nawet do zamierania całych pędów. Łatwo je rozpoznać, gdyż rozciągają delikatne pajęczynki. Sprzyja im susza i suche powietrze. Często atakują modrzewie, cisy, świerki i żywotniki. Można je zwalczyć uniwersalnym środkiem – Karate Zeon.
box:offerCarousel
Na drzewach – szczególnie świerkach, jodłach, modrzewiach i daglezjach – powszechnie występują ochojniki. W zależności od gatunku objawy ich bytności są różne – u świerków często pojawiają się galasy (nibyszyszki), u modrzewi biały puch. W rezultacie pędy ulegają deformacji i zamierają. Rośliny można chronić przed ochojnikami, wykonując wiosną oprysk Promanalem, Confidorem lub Mospilanem. Podobnie zwalcza się miodownice. Na iglakach (m.in. sosny) często spotyka się także żarłoczne larwy motyli (m.in. zwójek, brudnicy, strzygoni). W krótkim czasie szkodniki mogą doprowadzić do ogołocenia pędów. Na szczęście mają delikatne ciało i łatwo można je zniszczyć dowolnym insektycydem (Decis, Fastac, Karate Zeon).
box:offerCarousel
Oddzielną grupę stanowią czerwce (głównie miseczniki i tarczniki). Owady te z reguły żerują na pędach i łuskach (np.: u żywotników), powodując ich zniekształcanie i zamieranie. Są trudne do zwalczania, gdyż produkują chitynowe tarczki chroniące je przed zagrożeniem (w tym preparatami chemicznymi). Bardzo ważne jest więc wyczucie dobrego momentu, gdy larwy wylęgają się z jaj i wędrują po roślinach. U tarczników najczęściej przypada to na czerwiec, u miseczników – na lipiec. Najlepiej stosować silny środek (np.: Mospilan) dwukrotnie (przy 10–14-dniowym odstępie czasu).
Gdy problemu nie widać...
Na iglakach mogą żerować także pędraki i opuchlaki. Ciężko je wykryć, gdyż znajdują się pod ziemią. Problem jest szczególnie nasilony przy działkach sąsiadujących (lub blisko położonych) z lasem bądź nieużytkami. Larwy w glebie można zwalczać z użyciem Larwanu. Ponadto warto podlewać profilaktycznie krzewy i drzewa ekologicznymi gnojówkami z roślin.
box:offerCarousel
Rozpoznanie wroga to podstawa efektywnego zwalczania. Dlatego ważna jest znajomość własnego ogrodu i regularna lustracja uprawianych okazów. Szkodniki w początkowej fazie żerowania można jeszcze łatwo zwalczyć. Później urasta to do nie lada wyzwania. | Szkodniki iglaków – rozpoznawanie i zwalczanie |
Croissantów i bagietek wcale nie zawdzięczamy Francuzom, to nie Maria Antonina była tą królową, która radziła poddanym jeść ciastka, gdy usłyszała, że nie mają chleba, a Charlesa de Gaulle’a nawet sprzymierzeńcy traktowali jak zbuntowanego nastolatka, który swoim brakiem dyskrecji mógłby doprowadzić do przegranej aliantów – stawiając takie tezy, Stephen Clarke próbuje pokazać czytelnikowi inną stronę wszystkich faktów oraz mitów, na których zbudowano francuskie poczucie tożsamości narodowej. Robi to w sposób lekki, zabawny i jednocześnie trochę złośliwy. Uciążliwy sąsiad
„1000 lat wkurzania Francuzów” to historia długich i skomplikowanych stosunków francusko-angielskich, którą Stephen Clarke rozpoczyna podbojami Wilhelma Zdobywcy, a kończy na wpadkach prezydenta Jacquesa Chiraca podczas jego wizyty w Wielkiej Brytanii. Książka jest próbą odpowiedzi na pytanie, jak historia łącząca te narody wpływa na ich wzajemne relacje w czasach współczesnych (w myśl słów Williama Faulknera: „Przeszłość nigdy nie umiera. Właściwie nigdy nie jest przeszłością”).
Clarke obala mit zdobycia Bastylii, wypomina Francuzom sposób, w jaki pozbyli się zamorskich kolonii, i przypomina, że każde francuskie wino w przynajmniej niewielkim stopniu pochodzi z Nowego Świata. Krytyczniej (a także złośliwiej) patrzy on również na rządzących, oceniając ich zachowania i wytykając błędy, w tym też na ludzi, którzy dzisiaj są uznawani za bohaterów narodowych – prawdziwe ikony takie jak Napoleon czy Joanna d’Arc.
Tysiąclecie złośliwości
Założeniem, na którym opiera się cała książka, jest stwierdzenie jej autora, że wszystkie opowieści dotyczące historii Francji oraz jej relacji z Wielką Brytanią mają dwie wersje: pierwsza jest francuska, druga jest prawdziwa. Biorąc pod uwagę to, że sam autor urodził się w Wielkiej Brytanii, myśl tę warto rozszerzyć o jeszcze jedną wersję: angielską. Właśnie ona została przedstawiona w „1000 lat wkurzania Francuzów”. Stephen Clarke nie jest do końca obiektywny i jego słowa trudno traktować jako prawdę całkowitą, zwłaszcza że w tekstach nie brakuje złośliwości niepopartych faktami. Czytając jego przemyślenia, można szybko dojść do wniosku, że jeśli ktoś miałby pisać o stosunkach francusko-angielskich obiektywnie, zapewne musiałby nie stać po jednej ze stron.
Gdyby jednak nie traktować tej książki do końca poważnie, jest ona świetną rozrywką, gdyż łączy w sobie wszystkie najciekawsze wątki z historii z anegdotami, domysłami i żartami autora. „1000 lat wkurzania Francuzów” to lektura na kilka wieczorów, którą czyta się szybko także ze względu na język – lekki i momentami bardzo nieformalny. On też podpowiada czytelnikowi, że książki nie powinien traktować zupełnie poważnie.
Książka dostępna jest także w formie elektronicznej w formatach EPUB i MOBI za ok. 29 zł.
Źródło okładki: www.wab.com.pl | „1000 lat wkurzania Francuzów” Stephen Clarke – recenzja |
Nie ma autorów idealnych i perfekcyjnych w każdym zdaniu. Prędzej czy później każdemu może się przytrafić jakiś „kiks”, na który już nic nie będzie mógł poradzić. Jednak naprawdę dobry pisarz będzie potrafił odwrócić taką kartę i wykorzysta ją na swoją korzyść. Tytuł tej książki mógłby sugerować, że i Pratchettowi zdarzały się takie potknięcia. Szczerze nie wiem, czy tak było, bo nie pozwolił swoim czytelnikom tego zauważyć. A sama książka mówi o czymś odrobinę innym. Pisarz „do kotleta”
Czasem jednak definicja „kiksa” może nieco się zmienić. Czasem pisarze uważają, że mianem tym można określić coś odbiegającego od ich standardowych prac – kiedy muszą pisać „do kotleta”. I tak chyba właśnie było również w przypadku Terry’ego Pratchetta. Książka ta jest bowiem zbiorem całkiem poważnych przemyśleń i obserwacji, które twórca Świata Dysku niejednokrotnie wygłaszał przy okazji różnych spotkań, wystąpień, artykułów, przedmów oraz konwentów i spotkań z fanami. W tym miejscu należy dodać, że ten rodzaj działalności wcale nie musi się pisarzom nie podobać. W końcu jest to doskonały sposób, by spotkać się ze swoimi czytelnikami i poznać ich zdanie na temat swojej twórczości. Pratchett zamieścił w tym zbiorze swoje obserwacje z niemal całego życia – od momentu, gdy na konwenty jeździł jeszcze jako czytelnik, aż do chwili, gdy był na nie zapraszany jako gość honorowy. Od czasu do czasu zamieszcza również cenne wskazówki w zakresie warsztatu pisarskiego. Są one sprytnie wplecione w całość tekstu i utrzymane w iście odautorskim stylu, co powinno stanowić wyśmienity kąsek zwłaszcza dla osób z ambicjami do zajmowania się pisaniem.
Poznaj swojego idola
Pratchett daje również czytelnikom okazję, by poznali oni nieco bliżej twórcę Świata Dysku i zweryfikowali kilka przekonań na jego temat. Osobiście najbardziej zapamiętałem uwagi dotyczące roli gniewu w twórczości oraz kilka celnych spostrzeżeń na temat wykorzystywania pomysłów odnalezionych w mailach i postach pisanych przez fanów. Na pierwszy rzut oka mogą one brzmieć żartobliwie, ale nie dajcie się zwieść, bo prawda kryje się nieco głębiej. To znak charakterystyczny Pratchetta i nie ma powodu, by zmieniać cokolwiek tylko dlatego, że tematy wydają się nieco poważniejsze. Ale eseje zawarte w „Kiksach klawiatury” są związane nie tylko z pisarstwem i literaturą. O chorobie Pratchetta i jego poglądach na prawo do godnej śmierci wiedział chyba każdy jego czytelnik. W tej książce możemy zapoznać się z kilkoma przemyśleniami autora na temat religii i wiary, jak również z jego odczuciami na wieść o zbliżającej się chorobie. Można odnieść wrażenie, że już od pewnego czasu był przygotowany na koniec swojej ziemskiej podróży. Jednocześnie widzimy też, jak wiele jeszcze chciał zrobić – nie tylko w Świecie Dysku.Jeżeli chcielibyście poznać Pratchetta nieco bliżej, to ta książka bardzo wam w tym pomoże, dlatego warto po nią sięgnąć jak najszybciej! Dzięki e-bookowi w cenie zaledwie 23 zł możecie mieć ją u siebie w ciągu kilku chwil.
Zobacz także inne książki Terry'ego Pratchetta.
Źródło okładki: www.proszynski.pl | „Kiksy klawiatury” Terry Pratchett – recenzja |
Subsets and Splits
No saved queries yet
Save your SQL queries to embed, download, and access them later. Queries will appear here once saved.