source
stringlengths 4
21.6k
| target
stringlengths 4
757
|
---|---|
Uprawiając sport, coraz częściej używamy kamer sportowych. Uwieczniamy nimi swoje wyczyny, by później oglądać je w gronie znajomych. Sama kamera może nie wystarczyć, dlatego warto zainwestować w odpowiedni wysięgnik i stabilizator, aby zarejestrowany obraz był wysokiej jakości. Wysięgniki
Na rynku pojawiają się ciągle nowe wysięgniki przeznaczone do kamer sportowych. Wysięgnik – monopod – przyda się podczas filmowania takich sportów, jak jazda na nartach, rowerze, snowboardzie, na rolkach i wielu innych. Niektóre monopody umożliwiają objęcie w kadrze całej sylwetki, nadają się do robienia autoportretów oraz ujęć z dalszej odległości i wyższej perspektywy. Wysięgniki pozwalają na samodzielne nagranie filmu pod dowolnym kątem z różnej odległości oraz na dotarcie do bardziej niedostępnych miejsc.
W zależności od modelu wysięgniki mają różną regulację długości. Można spotkać monopody, które pozwalają na odsunięcie sprzętu od 20 cm nawet do 300 cm od filmowanego czy fotografowanego obiektu. Niektóre z nich mają możliwość płynnej regulacji długości, co zapewnia szeroki zakres zastosowania. Funkcja ta umożliwia użytkownikowi pełną kontrolę nad odległością kamery od rejestrowanego obiektu.
Podczas zakupu wysięgnika do kamery sportowej warto zwrócić uwagę na jego rączkę. Zazwyczaj jest to piankowy uchwyt antypoślizgowy, zapobiegający wypadnięciu monopodu z ręki nawet w ekstremalnych warunkach. Rączki wykonane z takiego materiału dobrze przylegają do dłoni, a także do rękawiczek użytkownika, gwarantują stabilność uchwytu i nadają się na deszcz, śnieg czy silny wiatr.
Niektóre modele w zestawie mają także dodatkowy pasek na nadgarstek, który zapobiega upuszczeniu i uszkodzeniu kamery.
Gadżet ten ma zazwyczaj mocowanie gwintowe 1/4 cala, co pozwala na montowanie na nim niemal wszystkich aparatów fotograficznych, kamer cyfrowych, a także kamer sportowych.
Oprócz standardowych wysięgników do kamer sportowych możemy spotkać ramię elastyczne. To sprzęt niezwykle giętki, umożliwiający ustawienie kamery w dowolnej pozycji. Dzięki temu mamy pewność, że filmowany kadr będzie zgodny z naszymi oczekiwaniami. Ramię elastyczne to idealny dodatek do kamery sportowej, który umożliwia nagrywanie w najtrudniejszych warunkach.
Stabilizatory
Kamery sportowe rejestrują obraz podczas ruchu użytkownika, dlatego tak często występują wstrząsy oraz przekrzywienia kadru. Aby zminimalizować czy wyeliminować te problemy, warto zainwestować w stabilizator do kamery sportowej. Powinien zapewnić stabilne i płynne ujęcia obrazu, zredukować drgania, szarpnięcia i wychylenia kamery sportowej.
Konstrukcja stabilizatorów jest zwykle aluminiowa, a więc bardzo lekka i wytrzymała. Urządzenie ma zwykle dwie lub trzy osie, wokół których możliwy jest ruch – na boki, w górę, w dół czy obrót dookoła. Praca stabilizatora opiera się na sygnałach wysyłanych przez czujniki. To one wykrywają ruch kamery i powodują odpowiednie pochylenie, wyrównując obraz, a także utrzymują kamerę w stabilnej pozycji. Stabilizatory mają zwykle gwint mocujący 1/4 cala, dzięki czemu są w pełni uniwersalne i pasują do wszystkich aparatów i kamer ze standardowym gwintem mocującym 1/4 cala. Wybierając stabilizator, warto zwrócić uwagę, czy zestaw zawiera ładowarkę i akumulatorki.
W dzisiejszych czasach kamery sportowe cieszą się coraz większą popularnością. Te małe urządzenia mają wielu entuzjastów na całym świecie. Są niezawodne w wielu dyscyplinach sportowych, a także w życiu codziennym. Używa się ich zarówno dla zabawy, jak i podczas kręcenia profesjonalnych filmów. Warunki atmosferyczne, w których uprawia się sport, są różne – błoto, piasek, niskie czy wysokie temperatury. Użytkownicy kamer sportowych często są w stanie dużo zapłacić, aby jakość rejestrowanego obrazu była jak najwyższa. Posiadacze tych urządzeń udoskonalają swój sprzęt, dokupując wysięgniki i stabilizatory, dzięki którym będą mogli nagrać wysokiej jakości film. | Wysięgniki i stabilizatory do kamer sportowych |
Środki o właściwościach penetrujących, dzięki swojej uniwersalności, znajdują wiele przydatnych zastosowań w konserwacji i naprawach auta. Kiedy i przy jakich okazjach warto z nich skorzystać? Skład środków penetrujących
Unikalność środków penetrujących wynika z zastosowania trzech grup składników. Pierwszą z nich są oleje o właściwościach smarujących i hydrofobowych, pozwalające na zabezpieczenie powierzchni przed działaniem wilgoci i powstawaniem rdzy. Cząsteczki tego typu skutecznie minimalizują tarcie i cechują się dobrą trwałością, co zawdzięczają odpowiednio wysokiej lepkości.
Chcąc jednak uzyskać wysokie zdolności penetracyjne, oleje bazowe mieszane są z substancjami o znaczącej lotności. Dzięki temu wielozadaniowe preparaty konserwacyjne docierają do najtrudniej dostępnych miejsc. Trzecią grupą składników są materiały napędowe (najczęściej dwutlenek węgla) pozwalające na rozpylenie preparatu pod wysokim ciśnieniem.
Wielozadaniowość główną zaletą
Zakres zastosowań środków penetrujących jest bardzo szeroki. Śmiało można wykorzystywać je w okresie zimowym do smarowania i konserwacji uszczelek, a także rozmrażania zamków samochodowych. Ponadto pomogą w odkręceniu zapieczonych, a więc skorodowanych połączeń śrubowych i zabezpieczą je przed dalszą degradacją.
Preparaty tego typu pozwalają również na wyciszanie pisków, dlatego warto aplikować je na gumowe podzespoły zawieszenia czy metalowe zawiasy drzwi. Dzięki zawartości olejów smarujących są w stanie usprawnić pracę wszelkich ruchomych mechanizmów, jak chociażby szybko zużywających się łożysk wentylatora nawiewu.
Nie bez znaczenia są też właściwości czyszczące i rozpuszczające środków penetrujących. Wykorzystać je można do pozbycia się trudnych zabrudzeń z powierzchni narzędzi warsztatowych. Dobrze spiszą się również w usuwaniu śladów kleju po naklejkach rejestracyjnych umieszczanych na szybie czołowej. Penetratory warto zastosować także do mycia lusterek bocznych, gdyż pozostawiają po sobie niewidoczną warstwę ochronną, która zapobiega osadzaniu się wilgoci, co chroni powierzchnię przed parowaniem.
WD-40 i inne
Zdecydowanie najpopularniejszym środkiem smarująco-penetrującym jest dobrze znany amerykański produkt o nazwie WD-40. Co ciekawe, preparat ten wymyślono już w 1953 roku, a swą nazwę zawdzięcza ilości prób, po których przeprowadzeniu udało się opracować jego antykorozyjne właściwości. WD-40 sprzedawany jest przede wszystkim w formie aerozolu z praktycznym aplikatorem rurkowym, umożliwiającym precyzyjne nanoszenie płynu. Za opakowanie o pojemności 450 ml należy zapłacić ok. 18 zł.
Obok marki WD-40 także inne firmy oferują wielofunkcyjne środki penetrujące. Przykładem może być chociażby produkt CX-80 Duo kosztujący ok. 20 zł za 500 ml.
Preparaty odrdzewiające
Właściwości penetrujące są szczególnie przydatne podczas prób odkręcania zapieczonych śrub. W tym celu nabyć można także produkty wyspecjalizowane w uwalnianiu skorodowanych połączeń, zwane odrdzewiaczami. Najskuteczniejsze środki wzbogacone zostały o specjalne składniki, takie jak tlenki molibdenu czy cząstki ceramiczne, które poprawiają skuteczność w walce z rdzą.
Wśród polecanych preparatów wyróżnić można płyny o zaawansowanym składzie, wytwarzane przez takich producentów, jak Liqui Moly, Sonax czy Boll. Ich ceny oscylują przeważnie w granicy 10–20 zł za nieduże opakowanie o pojemności ok. 300 ml. | Preparaty penetrujące. Do jakich zadań warto ich użyć? |
Jak wybrać pasek do spodni? Jak dopasować go do garnituru czy casualowej stylizacji? Z czego powinien być wykonany idealny pasek? W końcu, jak poprawnie wybrać rozmiar? Oto kilka istotnych rad, które pomogą w kupieniu dobrego paska. Pasek do spodni stanowi nieodłączny element prawie każdej stylizacji. Niezależnie od tego, czy zakładasz ubranie casualowe, czy bardziej eleganckie, pasek sprawdzi się jako świetny dodatek. Ta część garderoby pełni także rolę funkcjonalną. Paseknie tylko podtrzymuje spodnie, ale także nadaje im odpowiedniej struktury. Jak dopasować pasek do spodni? Jak prawidłowo wybrać rozmiar? Oto kilka rzeczy, które warto wiedzieć przed zakupem paska do spodni.
Paski eleganckie czy sportowe?
Pasek jest uniwersalną częścią garderoby, która świetnie się nadaje zarówno do stylizacji casualowej, jak i bardziej eleganckiej. W przypadku odzieży mniej formalnej do wyboru masz paski plecione, zamszowe, materiałowe czy – dla odważniejszych – metalowe. Plecione paski idealnie komponują się ze spodniami typu chinosy. Tymczasem do garnituru i innej eleganckiej odzieży najlepiej wybrać klasyczny rzemień skórzany i dopasować go do koloru obuwia. Warto też pamiętać, że eleganckie paski nie powinny być szersze niż trzy palce ręki.
Materiał wykonania paska
W grę wchodzą prawie wszystkie materiały, m.in. skóra, zamsz, plecionka, sztywne tkaniny czy metal. Skórzane paski są w dotyku gładkie oraz mają charakterystyczny pobłysk.
Jak wybrać właściwy rozmiar?
Kolejną ważną rzeczą jest długość paska. Najpopularniejsze modele na rynku posiadają 7 lub 9 dziurek. Odstępy między nimi najczęściej nie przekraczają 2,5 cm. Przy kupnie paska warto przede wszystkim zwrócić uwagę na rozmiarówkę, by kupiony produkt przypadkiem nie okazał się całkowicie bezużyteczny w twojej szafie. Paski trzeba dopasować do własnego obwodu pasa. Szerokość pasa powinna być dopasowana do wielkości tasiemki w spodniach (do ok. 3,5 cm). Przed wyborem należy zatem znać swoje wymiary. Szczególnie jest to niezbędne wtedy, gdy kupujesz produkty w sieci. Poniżej znajdziesz przykładową tablicę rozmiarów dla pań i panów.
Kobiety:
XS 70-80 cm po zapięciu pasa,
S 75-85 cm po zapięciu pasa,
M 80-90 cm po zapięciu pasa,
L 85-95 cm po zapięciu pasa,
XL 90-100 cm po zapięciu pasa.
Mężczyźni:
XS 85-95 cm po zapięciu pasa,
S 90-100 cm po zapięciu pasa,
M 95-105 cm po zapięciu pasa,
L 100-110 cm po zapięciu pasa,
XL 105-115 cm po zapęciu pasa.
Zapięcie paska
Warto także zwrócić uwagę na to, jak pasek się zapina. Klamra jest zazwyczaj w kolorze matowego srebra. Można wybrać model z cypelkiem (czyli pasek z dziurkami) lub automatyczny na zacisk. Ten ostatni jest bardziej precyzyjny i świetnie dostosuje się do sylwetki właściciela.
O czym jeszcze warto pamiętać?
W szafie najlepiej posiadać przynajmniej dwa paski dostosowane do ubrania na różną okazję. Jeden to czarny skórzany do garnituru. Musi być wystarczająco cienki oraz posiadać srebrną klamrę. W przypadku casualowych modeli reguły są nieco luźniejsze. Warto jednak nie przesadzać z kolorystyką i ekstrawaganckimi wzorami. Najbardziej uniwersalne kolory pasów do ulicznych stylizacji to brąz lub klasyczna czerń. Dodatkowo należy pamiętać, że paski powinny zapinać się na środkową dziurkę (nigdy na ostatnią). W taki sposób pozostała część paska po zapięciu nie będzie zwisać ze spodni.
Podsumowanie
Pasek jest obowiązkową częścią większości stylizacji. Pasuje zarówno do eleganckiej odzieży, jak i do ubrania bardziej casualowego. Przed zakupem warto zmierzyć swoją talię i pas, by dopasować rzemień do własnych wymiarów. Do wyboru masz modele z cypelkiem i dziurkami oraz automatyczne. W szafie warto posiadać przynajmniej dwa modele – elegancki i codzienny. Paski z łatwością można nabyć także w Internecie. Przed kupnem należy sprawdzić tabelę rozmiarów, która dla pań i panów będzie się nieco różnić. | 5 rzeczy, o których musisz wiedzieć przed zakupem paska do spodni |
Sałatka z piersi kaczych i pomarańczy to świetny sposób na urozmaicenie domowego menu. Owoce podbiją smak kaczki i sprawią, że stanie się on jeszcze bardziej intensywny. Soczysta i smaczna sałatka będzie stanowić lekką i pożywną przekąskę. Przepis poniżej. Składniki:
2 piersi z kaczki
2 pomarańcze
sałata
sok z cytryny
oliwa
sól
Krok po kroku:
Kaczkę solimy i nacinamy skórę. Następnie kładziemy ją skórą do dołu na zimnej patelni i włączamy mały ogień. Wytapiamy tłuszcz. Gdy skórka się przyrumieni, odwracamy mięso. Smażymy chwilę i wkładamy piersi na maksymalnie 12 minut do piekarnika nagrzanego do 200 stopni. Wyciągamy ją i kroimy w plasterki. Podajemy z kawałkami pomarańczy i sałatą. Całość skrapiamy sokiem z cytryny i oliwą.
Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia. | Sałatka z kaczką i pomarańczami |
Przenieś się na rodeo i zainspiruj się Dzikim Zachodem. Wczuj się w rolę nowoczesnej kowbojki lub sięgnij po wybrane kowbojskie atrybuty w formie kapelusza, torebki z frędzlami czy butów. To ostatni moment przed zimą, aby poczuć na własnej skórze styl country. Nowoczesna kowbojka
Twoja stylizacja będzie zaczerpnięta z Westernu, jednak w świeższym i bardziej nowoczesnym wydaniu. Śmiało sięgaj po krótkie szorty i jeansowe ogrodniczki (o tej porze roku koniecznie połączone z kryjącymi, ciemnymi rajstopami). Alternatywą mogą być dopasowane rurki, zdobne w dziury lub przecierki na materiale. Zamiast popularnych botków sięgnij po długie sznurowane kozaki lub bogato zdobione kowbojki. Torebkę z frędzlami zastąp plecakiem, a kowbojski kapelusz zamień na ten w wersji miejskiej, z dużym rondem. Niezastąpiona będzie jednak kurtka, szczególnie ciężka ramoneska z frędzlami lub nitami. Jako zamiennik wybierz cienki maxi płaszcz w jasnym kolorze.
Zabawa w szeryfa
Jeśli wybierasz się na imprezę tematyczną – strój kowbojki to strzał w dziesiątkę. Postaw na obowiązkowy zestaw z koszulą w kratę. Obowiązkowe będą także frędzle, przy bluzce, sukience czy spódnicy. Aby uzupełnić swoją stylizację, postaw na dodatki. Konieczna będzie czerwona lub różowa bandamka, zabawkowy rewolwer na kapiszony oraz odznaka szeryfa. Nie zapomnij także o szerokim pasie z klamrą, kowbojskim krawacie do koszuli oraz kapeluszu. | Stylizacje z Dzikiego Zachodu |
Pierwsze, nieśmiałe promienie wiosennego słońca już zaczynają się pojawiać na niebie. Idealnym sprzymierzeńcem pierwszych wiosennych dni są lekkie, kolorowe i bardzo twarzowe płaszcze. Czego poszukujemy w tym sezonie? Klasyka, czyli w stylu męskiego prochowca
To model, który nigdy nie wychodzi z mody. Jego krój zmienia się co sezon, a projektanci eksperymentują z kolorem czy długością, jednak ten najbardziej podstawowy, klasyczny płaszcz w stylu prochowca jest i zawsze będzie na czasie. Lekki, przewiązywany w pasie, z bardzo obfitym kołnierzem prezentuje się doskonale o każdej porze dnia i nocy. W stylizacji do pracy możemy pozwolić sobie na dopasowane spodnie cygaretki, koszulę i kaszmirowy sweter. W zestawieniu z długim, beżowym prochowcem będziemy prezentować się elegancko i z dużą klasą, zwłaszcza jeśli do stylizacji dodamy szpilki, skórzane rękawiczki i kapelusz. To samo okrycie z jeansami typu boyfriendy, kolorowymi baletkami lub ciężkimi wojskowymi butami, bluzą z ulubionym napisem i skórzanym plecakiem będzie świetną alternatywą dla studentek.
Wieczorem ten sam płaszcz posłuży nam jako eleganckie okrycie wierzchnie; będzie pięknie prezentował się z małą czarną, smokingiem czy rozkloszowaną spódnicą i kobiecą bluzką. Gorącym dodatkiem w tym sezonie staną się biżuteryjne, strojne opaski. A wszystko to dzięki Agacie Trzebuchowskiej, która wybrała ten detal do swojej oscarowej kreacji. W zestawie z klasycznym trenczem będzie wyglądał szykownie i jednocześnie filuternie. Co ważne – to fason niezwykle uniwersalny, który dodaje lekkości każdej figurze. Panie o nieco obfitszych kształtach dzięki lekkiemu materiałowi prezentują się smukło, zwłaszcza jeśli do stylizacji wybiorą wysokie szpilki.
W stylu napoleońskim
Militarne trendy nadal pozostają na fali! Jeśli pokochałyście zimowe, ciężkie parki i kolory bojowe, to na pewno spodoba się wam płaszcz o fasonie przypominającym mundury napoleońskiej armii. Wbrew pozorom okrycie to jest niezwykle kobiece i bardzo dobrze wytaliowane. Płaszcz w stylu militarnym nie jest w tym sezonie dosłowny; zaskakuje kolorami i materiałem. Próżno szukać męskich, drelichowych tkanin. Stawiamy na lekkie, kobiece materiały i przyjemne dla oka kolory. Od gołębiej bieli, szarości poprzez granat i oczywiście zieleń, najbliższą wojskowych barw.
Taliowany płaszcz z biżuteryjnymi guzikami nosimy w zestawie z prostymi, dopasowanymi jeansami, botkami na obcasie i dużą, pojemną torbą. W tym sezonie najmodniejszy wzór ubrań to poziome paski, a połączenie stylu marynarskiego i wojskowego to strzał w dziesiątkę! Wraz z lekkim trykotem czy bluzą w biało-czarne lub biało-granatowe paski będziemy prezentować się elegancko, ale i zawadiacko. Rozkloszowany fason okrycia wierzchniego sprzyja również tworzeniu stylizacji z krótkimi spódnicami o podobnym fasonie. Zarówno płaszcz, jak i spódnica podkreślą wąską talię i uwidocznią biust. W tym wypadku najlepiej wybierać proste kroje bluzek i koszul. W zestawie z balerinkami czy tenisówkami stworzymy niezwykle dziewczęcą stylizację.
Intensywna barwa i lata 90.
Jeśli chcemy sprawić, by wiosna nabrała koloru, wówczas zainwestujmy w okrycie o bardzo intensywnej, różowej bądź fuksjowej barwie. Płaszcz w ulubionym kolorze lalki Barbie powinien mieć krój minimalistyczny, męski i mocno nawiązujący do mody z lat 90. Duże kieszenie, szersze rękawy i długość do połowy łydki, a przede wszystkim oversizowy fason spodobają się wszystkim fankom prostych, stylowych rozwiązań. Przy tak ascetycznych formach sprawdzają się mocne i intensywne barwy. Okrycie najlepiej nosić w zestawieniu z czystymi, jasnymi kolorami i równie surowymi formami. Najpiękniej będzie prezentować się z czystą bielą i awangardowymi, asymetrycznymi cięciami. Jeśli sukienka - to dopasowana, ale z mocną odciętą i widoczną falbaną przy spódnicy (może imitować słynne lambadówki). Do tego białe szpilki, gładko uczesane włosy i skromny makijaż. Równie dobrym pomysłem na stylizację będą czarne spodnie sięgające tuż przed kostkę, mokasyny i biała koszula. Te najbardziej klasyczne i ulubione elementy garderoby z kobiecych szaf sprawdzą się w tych zestawieniach najlepiej.
Wieczorem płaszcz w kolorze ciemnego różu może służyć za główny punkt garderoby; niech reszta stroju znów będzie stonowana i delikatna, a mocna barwa doda nam sex appealu i pewności siebie. Największe modowe ekspertki wiedzą, że jeśli mamy na sobie świetny płaszcz, wówczas nawet nie musimy prezentować tego, co pod nim, bo i tak przykuwamy uwagę.
Rozmarzony błękit o ciekawym wykończeniu
Z jednej strony delikatny, niebieski odcień, a z drugiej - zaskakujące i nietypowe wykończenia; zamki, suwaki, kieszenie czy guziki. Błękitny płaszcz w tym sezonie nie jest już zarezerwowany wyłącznie dla fanek lekkiego, dziewczęcego stylu. Z powodzeniem mogą nosić go indywidualistki, które uwielbiają modowe zamieszanie i niekoniecznie oczywiste połączenia kolorów, faktur i wzorów. W zestawieniu ze spodniami typu ogrodniczki o zielonej barwie, kwiatową koszulą i męskimi butami będzie tworzył miejską, nietuzinkową i nonszalancką stylizację. Idealną dla artystki czy zbuntowanej studentki. Równie dobrze będzie prezentował się z prostymi jeansami z podwyższonym stanem, bluzką typu crop top i wygodnymi tenisówkami. Jeśli jesteśmy fankami dodatków, wówczas spisze się skórzana torebka w stylu retro i okulary lenonki.
Oczywiście błękitny płaszcz będzie doskonałą bazą do tworzenia bardziej dziewczęcych i delikatnych stylizacji. Jednak, by nie było zbyt słodko, warto przełamać całość mocnym akcentem, np. czarnymi botkami. W zestawieniu z białymi rajstopami i koronkową sukienką będziemy prezentować się modnie, odważnie i jednocześnie skromnie.
Zawsze modna czerwień
Jeśli polujemy na płaszcz w mocnej barwie, ale o bardzo klasycznym kroju, o którym mawia się „na lata”, wówczas możemy zaopatrzyć się w model w kolorze intensywnej i głębokiej czerwieni. Zapinany na dwa lub jeden guzik tuż pod biustem, dobrze dopasowany i wytaliowany, to świetny wybór dla pań o pełnych kształtach. Czerwony płaszcz o niezbyt dużych połach pięknie podkreśla kobiece walory, ukrywa mankamenty i rozświetla zmęczoną twarz. Świetnie prezentuje się z jeansami i lekkimi swetrami. Czerwień bardzo lubi się także ze złotem, ale by nie osiągnąć bazarowego i kiczowatego efektu, warto wybierać dodatki w ascetycznych formach. W podobny sposób należy traktować torebki czy buty; wybierzmy klasyczne modele w czarnej barwie, a każda stylizacja będzie trafiona. Jeśli dodatkowo zainwestujemy w wizaż, w którym na pierwszym miejscu znajdzie się czerwona pomadka, wówczas zyskamy piękny, kobiecy look. | Płaszcze na wiosnę – modne stylizacje |
By cieszyć się gotowaniem, należy nie tylko próbować nowych przepisów i poszerzać horyzonty, ale także zaopatrzyć się w dobrej jakości sprzęt. Tym razem przyglądamy się patelniom. Ceramiczne, teflonowe, indukcyjne, żeliwne, woki… Którą wybrać? Patelnie możemy podzielić ze względu na rodzaj tworzywa, z którego są wykonane bądź według ich funkcjonalności. Każda osoba kochająca gotowanie i spędzająca dużo czasu w kuchni wie, jak ważna jest jakość danego produktu. Rozpoczynając od tych spożywczych, na tych do gotowania kończąc. Wybierając patelnię warto zastanowić się, dla ilu osób będą przygotowywane dania oraz co najczęściej będzie na niej smażone. Zatem, na jakie detale zwracać uwagę? Zapraszamy do lektury poradnika.
Rodzaje patelni i ich powłoki
Patelnia indukcyjna – dedykowana kuchenkom indukcyjnym. Najczęściej oznaczana za pomocą znaku „sprężynki”. Patelnia przeznaczona do takiej kuchenki powinna być wykonana z materiałów przyciągających magnes, a jej średnica musi być odrobinę większa od średnicy palnika, na którym ją postawimy.
Patelnia ceramiczna – podobnie, jak noże, to hit ostatnich lat. Patelnia ceramiczna nie tylko jest estetyczna (np. ta z białą powłoką, dzięki której widać stopień wysmażenia potraw), ale również funkcjonalna. Ceramiczna warstwa zapobiega przypalaniu się dań, przez co jesteśmy w stanie smażyć na niej na naprawdę minimalnej ilości tłuszczu. To szczególnie ważne dla osób dbających o zdrowie i sylwetkę. Dodatkową zaletą jest gładka powłoka patelni. Dzięki temu, że potrawy nie przywierają, bardzo łatwo ją myć, gdyż nie wymaga wcześniejszego namaczania. Zresztą ten typ nie lubi gwałtownych zmian temperatury. Zalanie rozgrzanej patelni zimną wodą może skutkować uszkodzeniem ceramicznej powierzchni. Co więcej, nie nadaje się ona do mycia w zmywarce. Patelnia ceramiczna długo utrzymuje ciepło, nie zmienia smaku potraw, ponieważ powłoka nie wchodzi w interakcje ze składnikami na niej smażonymi. Ponadto jest na tyle estetyczna, że śmiało wraz z daniem możemy postawić ją na stole. Wykonana z naturalnych składników mineralnych pochodzących z recyklingu, a podczas jej produkcji nie wytwarza się toksycznych związków uwalnianych do atmosfery. Stanowi więc świetny wybór dla wszystkich fanów ekologii. Doskonale nadaje się do smażenia ryb i warzyw, które nabierają złocistego koloru. Odporna na uszkodzenia mechaniczne.
Patelnia z powłoką ceramiczną zapobiegającą przywieraniu potraw. Idealna dla osób dbających o zdrowie i szczupłą sylwetkę.
box:offerCarousel
Patelnia żeliwna– bardzo ciężka i trwała, oczywiście jeśli umiejętnie będziemy się z nią obchodzić. Rewelacyjnie przewodzi ciepło i długo je utrzymuje. Mimo solidnej konstrukcji, trzeba traktować ją dość delikatnie, gdyż nie jest odporna na stłuczenia. By nie zardzewiała, od razu po myciu należy ją wycierać do sucha. W czasie podgrzewania do wysokich temperatur wydziela żelazo, co jest szczególnie ważne w diecie osób chorujących na serce czy anemię. Nie wolno myć jej w zmywarce.
Patelnia teflonowa – najbardziej rozpowszechniony typ patelni, będący w posiadaniu chyba każdej pani domu. Teflonowa powierzchnia zapobiega przywieraniu potraw, co umożliwia smażenie na niewielkiej ilości tłuszczu. Ten typ patelni nie lubi jednak zbyt wysokich temperatur, jest też słabo odporny na zniszczenia mechaniczne. Do mieszania potraw w niej przygotowywanych nie powinno się używać metalowych przyborów, jako że łatwo o zarysowania. Kiedy na powierzchni teflonu pojawią się odpryski, patelnię należy wymienić, ponieważ pod teflonem materiałem budulcowym jest aluminium.
Patelnia tytanowa – jedna z najdroższych, ale najbardziej odpornych na zdarcia i uszkodzenia. W użytkowaniu właściwościami przypomina patelnię teflonową – dobrze przewodzi i utrzymuje ciepło, można na niej smażyć z użyciem niewielkiej ilości tłuszczu lub nie używając go wcale. Nie zmienia smaku potraw. Przewagę nad teflonem zyskuje dzięki lepszej powłoce, niepodatnej na ścieranie. Minusem patelni tytanowej jest przede wszystkim cena.
Patelnia aluminiowa – perfekcyjnie przewodzi ciepło, błyskawicznie się nagrzewa i równie szybko stygnie po zdjęciu z ognia. Według naukowców, zwłaszcza w trakcie smażenia w wysokich temperaturach, aluminium może wydzielać szkodliwe dla zdrowia związki. By temu zapobiec, producenci pokrywają je nieprzywieralną powłoką. Trzeba zatem niezwykle uważać, by podczas smażenia owej warstwy nie uszkodzić, a do mieszania potraw czy odwracania mięs, wykorzystywać drewniane akcesoria.
Patelnia stalowa – przy ogromnym wyborze i boomie na patelnie teflonowe i ceramiczne, stalowa swego czasu odeszła do lamusa. Taka patelnia będzie przydatna zwłaszcza tym, którzy nie poświęcają gotowaniu zbyt dużo czasu, wytrzyma bowiem lata. Jest wyjątkowo odporna na zarysowania, dlatego przyda się także zapominalskim, gdyż do mieszania potraw można używać metalowych akcesoriów kuchennych. Odporna na wysokie temperatury, nie pozostawia metalicznego posmaku w potrawach. Minusem jest to, że słabo przewodzi ciepło i długo się nagrzewa, ale dla kogoś, kto będzie używał jej okazjonalnie, nie powinien to być problem.
Jaką patelnię wybrać?
By dobrać odpowiednią patelnię, należy sprecyzować osobiste preferencje i odpowiedzieć na pytania: dla ilu osób gotuję? Jakie dania przyrządzam najczęściej? Czy jestem raptusem, który nie przywiązuje wagi do dbania o akcesoria kuchenne? Oprócz wybrania odpowiedniego tworzywa, ważna jest też średnica patelni oraz jej kształt. Jednym wystarczy mała, płytka (o średnicy 20 cm), innym przyda się, do przygotowywania rodzinnych posiłków, głęboka (26–28 cm) z nieprzywieralną powłoką. Kuchenni gadżeciarze mogą natomiast zaopatrzyć się nie tylko w patelnie wykonane z różnych materiałów, ale także przeznaczone do przyrządzania konkretnych potraw. Oto niektóre z nich:
Patelnia do naleśników– płaska, najczęściej duża i lekka, z niskimi rantami, pozwalająca na swobodne obracanie smażonych na niej naleśników. Występuje zarówno w wersji kwadratowej jak i okrągłej. Coraz częściej można spotkać też malutkie patelnie do naleśników – świetnie nadadzą się do przygotowywania niewielkich porcji dla maluchów. Zawierają powłokę non-stick, za pomocą której usmażymy na niej praktycznie wszystko bez użycia tłuszczu.
Patelnia grillowa – doskonała alternatywa do przygotowywania grillowanych, lecz zdrowych posiłków. Dno tej patelni wyposażone jest w specjalne rowki, dzięki czemu można na niej smażyć bez tłuszczu lub na nieznacznej jego ilości. Wytapiający się z mięs czy kiełbas tłuszcz, osiądzie na dnie i nie pozwoli na to, by potrawa przywierała w trakcie smażenia. Patelnia grillowa perfekcyjnie sprawdzi się do przyrządzania np. piersi kurczaka czy indyka, które bez dodatku tłuszczu będą o wiele zdrowsze niż smażone na zwykłej patelni z płaskim dnem.
Patelnia do jajek – patelnia z zagłębieniami, dzięki którym precyzyjnie i równo usmażymy jajka sadzone. Najczęściej w kształcie okręgów, ale też z zagłębieniami w kształcie serc czy śmiesznych buziek. Zaletą takiej patelni jest to, że można ją wykorzystać również do smażenia małych Pankejków czy placków ziemniaczanych.
Patelnia z kominem – nowość na naszym rynku. Patelnie z kominem zakończonym otworami (tzw. termoobiegiem), to propozycja dla wszystkich dbających o linię i pragnących zdrowo się odżywiać. Dzięki otworom ciepło przedostaje się do wnętrza patelni i krążąc pod pokrywką, ogrzewa potrawę. Ceramiczna powłoka non-stick sprawia, że smażenie może odbywać się bez użycia tłuszczu albo z niewielką jego ilością. Przygotowywane na tej patelni jedzenie zachowuje swój naturalny smak, a także witaminy, gdyż przypomina to gotowane na parze.
Patelnia do smażenia ryb – z grubym dnem, często w charakterystycznym kształcie elipsy, by móc smażyć rybę w całości. Może być wyposażona w dno z rusztem (przypominającym dno patelni grillowej), by zapewnić dietetyczne grillowanie na niewielkiej ilości tłuszczu. Warto, by amatorzy częstego jedzenia ryb posiadali osobną patelnię, przeznaczoną tylko do przygotowywania tego typu posiłków. Dzięki temu inne smażone potrawy nie będą przesiąkać intensywnym zapachem wcześniej smażonych ryb.
Wok– najbardziej rozpowszechniona do tzw. chińszczyzny. Wok to wysoka, półokrągła, wąska patelnia z uchwytami, przeznaczona do bezproblemowego przygotowywania dań, w których miesza się dużą ilość warzyw np. z mięsem czy makaronem. Na jej dnie umieszczamy składniki wymagające smażenia, a po bokach te wyłącznie do podgrzania. Świetnie sprawdza się podczas przyrządzania posiłków „na szybko” – dobrze nagrzana gwarantuje krótki czas smażenia.
Patelnia to produkt, bez którego nie może się obejść żadna gospodyni domowa. Nawet jeśli nie jesteś kucharzem z „prawdziwego zdarzenia”, na czymś trzeba usmażyć jajecznicę, omlet czy kotlet schabowy. Adepci sztuki kulinarnej z pewnością docenią także patelnie o różnym przeznaczeniu i fakturach: specjalną do jajek, płytką i płaską do naleśników, grillową z karbowanym dnem, patelnię z odpinaną rączką, którą można eksploatować w piekarniku czy taką z kominem, na której posiłki przygotowuje się podobnie jak na parze. Posiadając nawet tylko jedną czy dwie patelnie, warto pomyśleć o jej jakości. Będzie to inwestycja na długi czas. | Jak wybrać patelnię idealną? |
Czytanie książek można przyrównać do nałogu – kto wpadnie w sieci pisanego słowa, nie spocznie, póki nie przeczyta wciągającej powieści do końca. W dobie elektronicznych publikacji właściwie nie trzeba zawracać sobie głowy przechowywaniem plików z książkami, które mieszczą się przecież w pamięci niewielkiego czytnika e-booków. Miłośnicy drukowanych bestsellerów mają jednak twardy orzech do zgryzienia. Jak przechowywać książki, żeby biblioteka nie zabierała zbyt wiele miejsca? Krok pierwszy: poszukiwanie miejsca na domową bibliotekę
Okazały księgozbiór to radość mola książkowego, a przy tym nierzadko prawdziwa zmora pozostałych domowników. Planując stworzenie kącika do przechowywania książek i zagłębiania się w pasjonującej lekturze, warto wziąć pod uwagę potrzeby i tryb życia całej rodziny. Najlepiej wybrać spokojne miejsce, z dostępem do naturalnego oświetlenia. W ten sposób ani miłośnik czytania, ani pozostali domownicy nie będą sobie przeszkadzać, kiedy jeden będzie kończył literacką nowość pióra ulubionego pisarza, a drugi z wypiekami na twarzy postanowi śledzić kolejny odcinek ukochanego serialu.
W zależności od metrażu twojego domu czy mieszkania, możesz zdecydować się na skromny regał albo odrębny pokój, w którym z książką w dłoni będzie można zaszyć się na długie godziny. Pewnym jest, że regał z książkami może być nie tylko funkcjonalnym elementem wnętrza, ale przede wszystkim jego prawdziwą ozdobą. Aby tak się jednak stało, należy wybrać odpowiadający aranżacji konkretnego wnętrza albo charakterowi mieszkania, nie można także zapomnieć o roli, jaką regał ma do odegrania – musi jak najlepiej służyć molowi książkowemu. Miejsce na ulubione lektury warto znaleźć chociażby w pokoju dziennym, sypialni, w królestwie nastolatka, a nawet na korytarzu.
Krok drugi: jakie regały na książki wybrać?
Na rynku jest ogromny wybór nie tylko regałów, ale także półek i elementów, które warto wykorzystać do zbudowania domowej biblioteki dostosowanej do wymiarów i kształtów konkretnego pomieszczenia. Nawet w salonie, domowym pokoju do pracy czy we wnętrzu na użytkowym poddaszu możesz urządzić czytelnię jak ze snów. Pamiętaj, żeby odpowiednio dobrać ją do stylu, w jakim urządzone jest całe pomieszczenie.
Masywne drewniane regały pasują np. do stylu klasycznego, a pomalowane na biało idealnie wpiszą się w klimat romantycznego angielskiego salonu. Proste w formie meble, a nawet metalowe półki doskonale komponują się ze stylem loftowym czy modernistycznym. W pokoju nastolatka z kolei warto postawić właśnie na modern look i wyraziste barwy, nawet najmodniejsze od kilku sezonów odcienie fluo.
Jakie cechy wyróżniają regał idealny? Warto, żeby półki były szerokie, tak aby pomieściły nawet te największe tomy. Dla stabilności mebla należy najniżej położyć książki z twardymi okładkami i w największym formacie, a na samej górze regału te najmniejsze i najlżejsze. Taki sposób rozlokowania książek w domowej bibliotece zwiększy stabilność mebli, ale mimo wszystko nie możesz zapomnieć o przymocowaniu regałów do ściany. Najbardziej praktyczne, a przede wszystkim najbardziej pojemne są regały sięgające aż do sufitu. Nieodłącznym elementem tak zaaranżowanej biblioteki jest efektowna drabinka, która ułatwia sięganie po tytuły umieszczone najwyżej.
Na poddaszu warto wykorzystać za to przestrzeń pod skosami, montując pomiędzy skosem a prostą ścianą półki o zróżnicowanej długości. Półki idealnie też sprawdzą się jako biblioteka, kiedy wypełnią wnęki ścienne albo przestrzeń dookoła drzwi, np. w wąskim pokoju nastolatka czy domowym gabinecie. Do przechowywania książek można także wykorzystać choćby przestrzeń pod schodami.
Wykorzystanie wszelkich wnęk czy przejść to najlepszy pomysł na biblioteczkę w niewielkim mieszkaniu, w którym duży regał mógłby przytłoczyć i optycznie zmniejszyć i tak niedużą przecież przestrzeń. Półki dodatkowo upiększą podpórki do książek o prostej formie lub bardziej dekoracyjne, a także świeczniki, figurki czy doniczki z kwiatami.
Krok trzeci: oświetlenie, wygodne siedzisko i niezbędne elementy
Trudno wyobrazić sobie dobrze zaaranżowaną biblioteczkę bez właściwego oświetlenia i wygodnego miejsca do siedzenia. Projektując domową czytelnię, warto wybrać lampę podłogowąalbolampę na biurko. Podejmując decyzję o zakupie konkretnej lampy, miej na uwadze, że źródło światła powinno znajdować się mniej więcej w odległości 35 cm od książki, a żarówka powinna mieć moc od 40 do 80 W. Tak bliskie źródło światła możesz uzyskać właściwie jedynie czytając przy biurku, dlatego pamiętaj, że im dalej umieszczasz światło, tym żarówka powinna świecić mocniej. Możesz też wybrać lampkę do czytania, którą montuje się bezpośrednio na książce. Pamiętaj również, że powinnaś móc zapalać jeszcze jedną lampę, która oświetli całe wnętrze, odciążając w ten sposób wzrok.
Chwile z dobrą lekturą umili wygodny mebel do siedzenia – jeśli na miejsce domowej biblioteki nie wybrałaś salonu dziennego z meblami wypoczynkowymi, to w pobliżu regału z książkami powinnaś umieścić np. fotel z wysokim oparciem, krzesło z podłokietnikami czy leżankę. Nie zapomnij też o niewielkim stoliczku na herbatę i zdrową przekąskę ani o kocu, pod którym ogrzejesz się w trakcie jesiennych wieczorów.
Domowa biblioteka to raj każdego mola książkowego. Zanim zabierzesz się za jej urządzanie, oszacuj liczbę tytułów w swoim księgozbiorze i wybierz miejsce, w którym najmilej będzie czytać. Zdecyduj się na styl spójny nie tylko z wnętrzem, ale też z całym mieszkaniem i… do dzieła! Wyczaruj domową czytelnię jak ze snów! | Biblioteka dla mola książkowego – jak ją dobrze zaaranżować? |
Tapety nigdy nie wyjdą z mody. Ich możliwości są tak duże, że wciąż znajdują chętnych do eksperymentowania z nimi we wnętrzach. Oprócz znanych wszystkim papierowych tapet coraz większe zainteresowanie wzbudzają tapety winylowe. Mogą być wykonane z papieru lub mieć podkład na fizelinie. Papierowa czy winylowa?
Wyróżnić można tapety papierowe, winylowe, zmywalne i wykonane z włókna szklanego. Dlaczego tak bardzo je lubimy? Bo dają duże możliwości w zakresie kolorów i wzorów, ładnie prezentują się na ścianach, wygłuszają je i pozwalają ukryć nierówności tynku. Tapety winylowe są trwalsze od tych papierowych. Mogą mieć gładką strukturę lub wyraźną fakturę, co dodaje im jeszcze większego uroku. Dzięki takim nierównościom tapetą można dobrze zamaskować niedoskonałości ściany. Wierzchnią warstwę takiej tapety stanowi winyl, czyli powłoka wzmacniająca. Można ją myć, a nawet szorować. Tapety winylowe przepuszczają powietrze. Nadają się więc do stosowania także w kuchni, a nawet w łazience, gdzie panuje wyższy poziom wilgoci. Spodnia warstwa tapety może być wykonana z papieru lub fizeliny. Jeśli jest to papier, wtedy klej nakładamy od razu na tapetę. Jeśli fizelina – klej nanosimy na ścianę. Warto zwrócić na to uwagę w opisie dołączonym do tapety. Gdy znudzi nam się dany wzór i będziemy chcieli usunąć tapetę, usuniemy tylko winyl, a spodnia część w postaci papieru zostanie jako podkład pod kolejną tapetę. Tapety winylowe łatwo usuwa się ze ścian.
Tapety winylowe jak kamień
Ciekawie na ścianie będą prezentowały się tapety winylowe wyglądające jak cegły, mur czy kamień. Mogą być nawet w wersji 3D, które bardzo przypominają naturalną cegłę. Tapety z tak realistycznymi wzorami dobrze się zmywają, łatwo więc zachować ich czystość. Są odporne na działanie promieni słonecznych, dlatego długo będą utrzymywały swój kolor. Jeśli będziemy chcieli je usunąć, nie musimy ich namaczać – można je zrywać na sucho. Tapeta taka jest gruba, dobrze przykryje więc nierówności ściany. Tapeta ze wzorem wyglądającym jak cegły czy mur będzie dobrze wyglądała w nowoczesnych wnętrzach, nie tylko w salonie, ale także w sypialni czy przedpokoju. Do wyboru mamy różne wzory i kolory – wiele odcieni brązu, szarości i écru. W tym przypadku klejem smaruje się i ścianę, i tapetę. Ceny? Od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych.
Tapeta winylowa na fizelinie
Tapety winylowe na fizelinie mogą być jednokolorowe lub wzorzyste. Mogą mieć wzory w postaci kwiatów, starych desek, motywów roślinnych czy orientalnych, panoramy miast lub charakterystycznych budynków stolic europejskich. Mogą być w paski bądź panterkę lub mieć geometryczne kształty. Wybór jest bardzo duży. Na ten rodzaj tapety zdecydujmy się, gdy mamy duże problemy z nierównościami ściany.
Tapet na fizelinie nie smaruje się klejem – smaruje się nim tylko ścianę. Na to nakładamy tapetę, którą delikatnie dociskamy do powierzchni. Następnie bierzemy kolejny pasek tapety, dopasowujemy wzór i powtarzamy czynność. Tapety te wygłuszają również wnętrze i chronią je przed utratą ciepła. Są zmywalne, dlatego nie bójmy się usuwać z nich zabrudzeń. Należy to jednak robić delikatnie wilgotną szmatką. Może być jednak tak, że producent zaznaczy w opisie, że tapeta jest odporna nawet na ścieranie i szorowanie. Podchodźmy jednak do tego z rezerwą. Ceny tapet winylowych na fizelinie zaczynają się od ok. 28 zł za rolkę.
Tapety winylowe na papierze
To tu znajdziemy największy wybór wzorów i kolorów. Tapety winylowe na papierze są bowiem bardziej popularne niż te na fizelinie. Wybierzmy je, jeśli nie mamy problemów z nierównościami na ścianach pomieszczeń, gdzie chcemy położyć tapetę. Jeśli w opisie produktu nie ma wskazania, że jest to tapeta na fizelinie, zazwyczaj chodzi o podkład papierowy. Wybierać możemy tu spośród tapet jednokolorowych, w wielu kolorach oraz takich ze wzorami. Paski, motywy roślinne, geometryczne figury czy kwiaty – to najpopularniejsze wzory. Przed zakupem dobrze zmierzmy powierzchnię, którą chcemy pokryć tapetą, i sprawdźmy, czy wzór nie przytłoczy pomieszczenia. Zbyt duże wzory i mocne kolory nie sprawdzą się dobrze na wszystkich ścianach małego pokoju. Mogą jednak stanowić ciekawą dekorację, gdy położymy taką tapetę tylko na jednej ścianie, a pozostałe pokryjemy farbą. Ceny takich tapet zaczynają się od kilkunastu złotych za rolkę.
Gdzie stosować tapety winylowe?
Tapety te mają uniwersalne zastosowanie – ze względu na ich dużą wytrzymałość i odporność na zabrudzenia i ścieranie można je stosować praktycznie w każdym wnętrzu. Dobrze będą prezentowały się w salonie, przedpokoju, sypialni, ale także w kuchni czy pokoju dziecka. W tym ostatnim przypadku sprawdzą się szczególnie ze względu na swoją wytrzymałość i zmywalność. W przypadku tapet winylowych do pokoju malucha wybierać możemy spośród tapet jednokolorowych (polecane są kolory pastelowe), ale także spośród tapet w kolorowe wzory. Znajdziemy tu motywy z bajek, na przykład pszczółki, misie, kotki czy pieski.
W kuchni warto postawić na motywy kwiatowe, szczególnie te tapety, które mają jako wzór duże kwiaty. Są także tapety z ziarnami kawy czy owocami. One również ożywią przestrzeń w kuchni. W takim miejscu sprawdzą się też paski i motywy roślinne. Ciekawym rozwiązaniem do salonu mogą być na przykład tapety z bambusami, motywami orientalnymi czy fantazyjnymi kształtami, dodatkowo posypanymi brokatem. Do łazienki wybierzmy niewielkie motywy kwiatowe lub wzór w postaci cegły. Pamiętajmy jednak, by nie pomniejszył optycznie powierzchni i tak małej zazwyczaj łazienki. | Tapeta winylowa, czyli jaka? |
Wybór odpowiedniego plecaka nie jest tak prosty, jak mogłoby się wydawać. Na rynku znajduje się mnóstwo marek o różnych parametrach zarówno cenowych, jak i jakościowych. By ułatwić zakup, wystarczy odpowiedzieć na kilka prostych pytań. Kto będzie użytkował plecak?
Jeżeli plecak mają użytkować również kobiety, warto szukać go pod ich kątem. Dłuższa wędrówka nie będzie sprawiała problemów i nieprzyjemnych obtarć. Plecaki dla kobiet różnią się przede wszystkim budową systemu nośnego – węższe, odpowiednio wyprofilowane pasy nie przeszkadzają podczas marszu, a pas biodrowy lepiej dopasowuje się do kształtu miednicy.
Do czego potrzebujemy plecaka?
Ważne jest określenie celu, w jakim będzie stosowany plecak. Litraż plecaka powinien zostać dopasowany odpowiednio do rodzaju i długości wędrówki.
W jaki sposób będzie użytkowany plecak?
Jeżeli poszukujemy plecaka na weekendowy wypad za miasto, pojemność pomiędzy 30 a 45 litrów sprawdzi się doskonale. By sprostać dłuższej wycieczce z namiotem, sprzętem i pożywieniem, warto zaopatrzyć się w plecak 65-litrowy. W poniższym przeglądzie prezentujemy plecaki dostępne na Allegro w cenie do 400 zł.
Wisport Reindeer 55
Wisport Reindeer 55 o pojemności 55 litrów to plecak survivalowy, idealny na trudne wyprawy, obozy wędrowne i harcerskie. System FAS PLUS ERGONOMIC pozwala na bezstopniowe dopasowanie do sylwetki i wzrostu użytkownika. Przegrody umieszczone wewnątrz umożliwiają zmianę jednej komory na dwie. Ponadto dwuwarstwowa klapa jest podnoszona, odpinana i zaopatrzona w dwie pojemne kieszenie. Wyprofilowane pasy – piersiowy i biodrowy – nie powodują obtarć i są bardzo wygodne. Jeżeli pojemność plecaka nadal jest dla nas niewystarczająca, możemy ją zwiększyć o 10–12 litrów, dołączając komin. Koszt Wisport Reindeer 55 to 399 zł.
Jord Nansen Bodo 32
Plecak Jord Nansen Bodo 32 jest średniej wielkości i świetnie sprawdzi się podczas jednodniowej wycieczki za miasto, na rower i w trakcie wspinaczki. Bodo wyposażony jest w bardzo wygodny i funkcjonalny system nośny, zapewniający doskonałą wentylację pleców i równomierne rozprowadzenie ciężaru.
Warto dodać, że produkt został wykonany z lekkich i trwałych materiałów, odpornych na rozdarcia: Diamond Nylon i Oxford Poliester. Ponadto plecak jest bardzo pojemny (kieszenie znajdują się w klapie, w przedniej części i bocznej), ma mocowania na kijki trekkingowe, a także umożliwia szybki dostęp do środka plecaka (dzięki otwieranemu przedniemu panelowi). Koszt to 329 zł.
Nike Hoops Ascent BA2751-058
Duży plecak turystyczny o pojemności 39 litrów od firmy Nike jest bardzo pakowany i doskonale nadaje się na wycieczki w góry i inne wyprawy. Materiały najwyższej jakości oraz precyzyjne wykonanie zapewniają komfort, wygodę i odporność w najtrudniejszych warunkach atmosferycznych. Nieprzemakalna komora główna zawiera dwie przegrody zasuwane na zamek. Druga komora jest wykonana z twardego materiału i skutecznie zabezpiecza przedmioty znajdujące się wewnątrz.
Plecak ma boczne przegródki na drobne gadżety i dokumenty oraz niewielkie skrytki na paskach zasuwane na zamek i uchwyty (np. na liny czy śpiwór). Tylna część plecaka jest wyposażona we wkładki z pianki niwelującej obtarcia i ucisk. Plecak Nike Hoops Ascent BA2751-058 otrzymamy w cenie 349 zł.
The North Face Terra
Plecak The North Face Terra o 50-litrowej pojemności został wykonany z dbałością o każdy, nawet najdrobniejszy element. Komora główna umożliwia rozdzielenie przegród tak, by utworzyć osobne miejsca w dolnej i górnej części plecaka. Dzięki odpowiednio wyprofilowanemu stelażowi ciężar równomiernie rozkłada się na plecach, a system nośny dopasowuje się do postury i wzrostu użytkownika. Wyjście na przewód bukłaka ułatwia szybkie i sprawne skorzystanie z napoju. Warto dodać, że regulowany pas piersiowy ma gwizdek ratunkowy, a pas biodrowy skutecznie zapobiega obtarciom. Koszt sprzętu oscyluje w granicach 399 zł.
Deuter Fox 30
Ostatni plecak w przeglądzie to Deuter Fox 30, który można kupić już za 377 zł. Jest to 30-litrowy plecak trekkingowy, zaprojektowany specjalnie dla dzieci i młodzieży. System nośny Alpine i technologia Vari-Quick pozwalają „rosnąć” plecakowi wraz z dzieckiem. Dodatkowe troki znajdujące się przy pasach nośnych jeszcze dokładniej dopasowują się do wzrostu dzieci.
W komorze głównej znajduje się osobna kieszeń z rzepem służącym do podwieszania bukłaka, na dole są kieszenie z siatki, a boczne paski skutecznie pozwalają zmniejszyć pojemność plecaka. Jeżeli długa wędrówka będzie wymagała użycia kijków trekkingowych, uchwyty umieszczone przy plecaku umożliwią ich przenoszenie. | Plecaki turystyczne do 400 zł |
Jeszcze nie wszystkim przeszły emocje związane ze złotym pociągiem, a już rozeszła się wiadomość o możliwości ukrycia bursztynowej komnaty w Mamerkach, czyli w poniemieckich bunkrach pod Węgorzewem. Złoty pociąg jeszcze jest co prawda „w zawieszeniu”, ale bursztynowej komnaty jak nie było, tak nie ma. Choć może to i dobrze – dzięki temu nadal są powody do tego, by powstawały publikacje na ten temat otoczone nimbem tajemnicy, choćby wydana przez Bellonę książka Włodzimierza Antkowiaka Złoty pociąg i tajemnice skarbów Polski, nawiązująca między innymi do kilku tajemniczych miejsc w okolicach Wabrzycha, Walimia i Gór Sowich.
Ciągle niezbadane są podziemia zamków Czocha i Książ. Warto podkreślić, że tajemnice II wojny światowej na ziemiach polskich sprowadzają się nie tylko do odkrywania nazistowskich skarbów, dawnych dokumentów lub zabytkowej broni. Wiele z tych tajemnic dotyczy odkłamywania historii albo ukazywania wydarzeń nigdy nieujawnionych, czasem niezasłużenie zlekceważonych przez historyków i odkrywców. Pewne zjawiska z wojennej przeszłości były do niedawna opisywane powierzchownie, na podstawie ustnych przekazów. Dopiero żmudne analizy naukowe pozwoliły spojrzeć na nie inaczej w aspekcie psychologicznym i społecznym.
Znamy to, ale nie do końca
W 2016 roku ukazało się kilka pozycji nawiązujących do wydarzeń z II wojny światowej, z których część rzuca nowe światło na znane już fakty, część natomiast wyraźnie poszerza wiedzę na konkretne tematy. Pasjonaci historii na pewno słyszeli o sądach kapturowych w KG ZWZ, ale na pewno nie rozczarują się, biorąc do ręki rzetelną publikację Bartosza Szyprowskiego Sąd kapturowy przy Komendzie Głównej Związku Walki Zbrojnej w Warszawie. Oprócz dość drobiazgowej próby przedstawienia działalności tych sądów, autor próbuje poddać prawnej analizie ich orzeczenia. Sądy kapturowe powstały w efekcie rozmów ze środowiskami prawniczymi w latach 1939–1940.
Przeciętnemu czytelnikowi książek historycznych nazwisko Robert M. Trimble nie musi nic mówić. Był to amerykański pilot w stopniu kapitana, który podjął się specjalnej misji w okupowanej przez Sowietów Polsce. Jego zadaniem była pomoc alianckim jeńcom, którzy znaleźli się w obozach i którymi Stalin przestał się zajmować, mimo wcześniej podjętych oficjalnych zobowiązań. Jeńcy (między innymi amerykańscy i kanadyjscy) byli wtedy zgromadzeni w stalagach i oflagach. Tę historię opisali Lee Trimble i Jeremy Dronfield w książce Ocalić jeńców! Tajna misja amerykańskiego pilota w okupowanej przez Sowietów Polsce. Książkę czyta się z zapartym tchem.
Wydobywane nie tylko z jezior i podziemi
W ostatnich latach pojawiło się sporo stowarzyszeń, które zajmują się przeszukiwaniem starych bunkrów i podziemi. Wzrosło zainteresowanie tym, co mogą ukrywać jeziora Warmii i Mazur, zwłaszcza w miejscach bombardowanych konwojów podczas ucieczki ludności z Prus Wschodnich w latach 1944–1945. Pasjonatów tej tematyki powinna zainteresować książka Wydawnictwa Melanż zatytułowana Tajemnice wydobyte z jeziora. Do tajemnic polskich zamków, ważnych podczas wojny dla Niemców, nawiązują dwa tytuły: Tajny zamek Czocha Piotra Kucznira (Wydawnictwo Technol) oraz Zamki Czocha i Książ Szymona Wrzesińskiego i Krzysztofa Urbana (CB).
Szersze spojrzenie na polskie fortyfikacje daje praca zbiorowa Społeczeństwo i fortyfikacje, która ukazała się w Wydawnictwie Pomost. Wśród 12 znajdujących się w książce interesujących tekstów, są między innymi Organizacja Volkssturmu i rozbudowa umocnień w Kraju Warty w 1944 roku i Poznańskie fortyfikacje. Twierdza kontra miasto. Interesujących książek rzucających nowe światło na tajemnice II wojny światowej ukazało się ostatnio wiele. Warto choćby zwrócić uwagę na Klęskę Gauleitera przedstawiającą nieznane fakty związane z pewnym „mordem założycielskim”. | Przegląd najnowszych książek związanych z odkryciami polskich tajemnic II wojny światowej |
Zapewne wiele osób zastanawiało się, jak poradziłoby sobie w określonym zawodzie. Ciekawą propozycją pomagającą zweryfikować te plany są zyskujące coraz większą popularność symulatory. O ile praca policjanta czy strażaka może być bardzo ekscytująca, ale niebezpieczna, o tyle teoretycznie bycie kierowcą autobusu już takie się nie wydaje. Czy na pewno? „Bus Simulator 18” pojawił się właśnie po to, aby pokazać, jak wiele wrażeń i emocji może przynieść praca na stanowisku kierowcy autobusu.
Rozgrywka
„Bus Simulator 18” jest kolejną odsłoną znanego tytuły „Bus Simulator 16”. Poprzednia część nie ustrzegła się rażących błędów, których nie ma w najnowszej produkcji niemieckiego studia StillAlive.
W grze wcielamy się w kierowcę autobusu. Do naszych zadań należy założenie przedsiębiorstwa transportowego, którego zasięg działania ma objąć docelowo obszar całego miasta Seaside Valley. Aglomeracja składa się z 12 dzielnic znacząco od siebie się różniących. Mamy więc do czynienia z prowincjami typowo przemysłowymi, wiejskimi, technicznymi czy np. starym miastem. Każdy z tych obszarów wyróżnia się charakterystyczną zabudową i wyglądem, który pozwala na łatwe rozróżnienie miejsc, w których aktualnie się znajdujemy. Nieodłącznym elementem każdej z tych dzielnic są drogi (różnej jakości i przejezdności) oraz przystanki autobusowe, jako że głównie nasze zadanie polega na kierowaniu autobusem. I to nie byle jakim, gdyż mogą to być np. pojazdy firm Daimler czy MAN w związku z tym, że studio StillAlive ma podpisaną umowę licencyjną na wykorzystanie logo i wizerunku należących do tych konsorcjów pojazdów.
Ze względu na to, że w grze musimy skupić się na kierowaniu autobusem, bardzo ważne jest przestrzeganie przepisów drogowych i punktualności. Do tego dochodzi interakcja z pasażerami (gdy musimy np. sprzedać komuś bilet) czy przechodniami, którzy blokują trasę. Po każdym wykonanym kursie jesteśmy bowiem oceniani i w zależności od jakości naszej jazdy są nam przyznawane punkty reputacji. Gra ocenia m.in. punktualność docierania na przystanki, poprawność parkowania, bezkolizyjność jazdy czy np. jakość hamowania. Lepsze rezultaty przekładają się na wyższe wyniki finansowe naszego przedsiębiorstwa, a to oznacza możliwość inwestycji. Zatrudniamy więc nowych kierowców, którzy także mogą zbierać punkty, ale także mamy możliwość rozbudowywania floty autobusów. Kupujemy nowe, przerabiamy w warsztacie stare egzemplarze, wymieniając wyposażenie czy zmieniając kolor karoserii itp. Powiększając swoją firmę i uzyskując lepsze oceny za kursy, zyskujemy większą liczbę pasażerów, a co zatem idzie odblokowujemy dostęp do kolejnych obszarów aglomeracji.
Żeby nie było za nudno, gra stawia przed nami również wiele zadań i wyzwań. Może się zdarzyć, że będziemy uczestniczyć w wypadku, złapiemy niezbyt przyjaźnie nastawionego gapowicza, utkniemy w korku z niezadowolonymi pasażerami czy będziemy musieli trzymać mocno kierownicę podczas huraganu i ulewnego deszczu. Ponadto jako właściciel przedsiębiorstwa musimy nim zarządzać. Mamy więc możliwość wprowadzana zmian w trasach, ustawiania grafików kierowców czy możliwość obklejania autobusów reklamami z podpisanych kontraktów.
Tryby gry
Standardowym trybem gry jest single player. Jak wspomniano, do naszych zadań należy prowadzenie autobusu i rozwijanie przedsiębiorstwa, wykonywanie pojawiających się zadań oraz przejmowanie kontroli nad kolejnymi dzielnicami miasta.
„Bus Simulator 18” posiada również sieciowy tryb multiplayer, który umożliwia czterem graczom prowadzenie wspólnego przedsiębiorstwa. Jest on jednak na poziomie podstawowym i zdecydowanie wymaga rozbudowy. Na razie możemy jeździć parami na dwa autobusy (jako kierowcy lub kierowca i konduktor), ale większej interakcji między graczami niestety nie ma.
Podsumowanie
„Bus Simulator 18” to dobra gra, która może się uplasować tuż za takim klasycznym tytułem jak „OMSI 2. Poprawiono sporo błędów z poprzedniej części, co pozytywnie wpływa na jakość odbioru tej produkcji. Świetnie wyglądają zjawiska pogodowe, a pojawiające się kolizje czy rozgraniczenie dziennej i nocnej jazdy wymaga od nas elastyczności i rozważnej jazdy.
Gra dostępna na platformie PC
Minimalne wymagania sprzętowe
OS: Windows 7 64-bit.
Procesor: Intel Core i3-2120 3,3 GHz lub AMD Phenom II X4 960Ti lub lepszy
RAM: 4 GB,
Grafika: Nvidia GeForce GTX 470 lub AMD Radeon HD 5870 lub lepsza
Dysk: 4 GB wolnego miejsca
Zalecane wymagania sprzętowe:
System: Windows 7, 8 lub 10 (64-bit.)
Procesor: Intel Core i5-2550K 3,4 GHz lub AMD FX-8320E lub lepszy
RAM: 8 GB
Grafika: Nvidia GeForce GTX 660 lub AMD Radeon HD 7870 lub lepsza
Dysk: 4 GB wolnego miejsca | „Bus Simulator 18” – recenzja gry |
Każda pora roku przynosi inne modowe i pogodowe wyzwania. I choć nie można przewidzieć, jakie trendy pojawią się każdego roku, to pewne ponadczasowe klasyki powinny na stałe zagościć w twojej wiosennej garderobie. Pomogą ci przetrwać każdą pogodę tej ciężkiej do okiełznania, przejściowej pory roku oraz wyglądać przy tym zawsze doskonale. Twój styl jest tym, co wyróżnia Cię z tłumu. Są jednak elementy garderoby, które są jej podstawą - dobrze jest mieć je w swojej szafie i na nich budować niepowtarzalne stylizacje podkreślające Twoją indywidualność. Sprawdź co jest must-have w męskiej wiosennej szafie!
box:imagePins
box:pin
box:pin
1. Trencz
Nie ma lepszego okrycia wierzchniego na kapryśne wiosennie dni niż trencz. Ten dwurzędowy, zwykle dość cienki płaszcz jest modowym klasykiem, bez którego żaden modny mężczyzna nie może obejść. Występuje w pełnej gamie kolorystycznej, jednak celuj w pewniaka, czyli beż albo, równie stylowy, granat. Będzie pasował do każdej z Twoich stylizacji. Trencz świetnie nadaje się do garnituru, jak i do stylizacji smart casualowych, jest lekki i ochroni cię przed wiatrem oraz deszczem. Po prostu musisz go mieć.
box:offerCarousel
2. Bomberka
Bomberka jest casualowym odpowiednikiem trencza. Ta zawadiacka kurtka ma mocno ugruntowaną pozycję w modzie, i to nie bez powodu! Wygląda dobrze na praktycznie każdej sylwetce, w zimniejsze dni możesz założyć pod nią bluzę czy sweter, ale równie dobrze będzie wyglądać z t-shirtem. Nie zastanawiaj się i spraw sobie bomberkę już dziś! Najlepiej w militarnej zieleni lub czerni.
box:offerCarousel
3. Loafersy albo mokasyny w stylu marynarskim
Na cieplejsze dni wiosny loafersy lub marynarskie mokasyny sprawdzą się wprost świetnie. Dodadzą lekkości każdej stylizacji smart casualowej i doprawią ją w stylowy sposób. Odpocznij trochę od sneakersów i trampek slip-on! Zobacz, jak doskonale loafersy i mokasyny nadają się do chinosów, dżinsów, a nawet spodni bardziej eleganckich. Dostępne są w szerokiej gamie kolorów i fasonów, na pewno znajdziesz coś dla siebie.
box:offerCarousel
box:imagePins
box:pin)
4. Lekka marynarka
Wraz z zimą mija czas na ciężkie, grube marynarki. Zrzuć z siebie wełniany fason i wskocz w marynarkę z bawełny lub lnu. Mają w sobie lekkość i swobodny letni charakter. Postaw na jasny kolor albo wyrazisty wzór, w końcu wiosna to czas przebudzenia i najlepiej sprawdzają się wtedy jasne, dynamiczne kolory. Lekka marynarka będzie zawsze idealną bazą dla Twojej stylizacji.
box:offerCarousel)
5. Chinosy
Bez chinosów nie ma mowy o współczesnej modzie męskiej. Są dostępne w szerokiej palecie kolorów i dają dużo więcej możliwości niż dżinsy. Klasykami są te granatowe oraz khaki, ale jeśli jesteś odważny, postaw na bardziej wyraziste kolory – czerwony, rudy czy intensywny niebieski.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin)
6. Polówka
Koszulka polo ma w sobie ducha elitarnych sportów i dozę sportowej elegancji. Można ją nosić do każdych spodni, pod marynarką czy kurtką i zawsze będzie wyglądać dobrze. Biała polówka będzie dobrym wyborem na początek, ale jeśli masz już doświadczenie w budowaniu stylizacji z koszulkami polo, możesz spróbować odważniejszych kolorów – żółtego, czerwonego, zielonego lub zaszaleć z wzorami.
box:offerCarousel
7. Wiosenne koszule
Niezależnie od pory roku, koszula jest niezastąpionym elementem w garderobie modnego mężczyzny. Wiosną przydadzą ci się koszule z miękkich i lekkich tkanin dostosowanych do wyższych temperatur. Interesujące w tym sezonie będą pastelowe kolory – pudrowy róż, blady błękit, a także żółty oraz pionowe paski. Łatwo połączysz je z chinosami i loafersami, dzięki czemu uzyskasz szykowny i niezobowiązujący look.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
8. Brogsy
Na dni, gdy pogoda nie pozwoli ci na założenie lżejszego obuwia, idealną propozycją będą brogsy. Ten fason słynie z ozdobnego, perforowanego wykończenia i dobrze łączy się z jasnymi kolorami wiosennej garderoby. Intensywny, ciepły brąz jest najpopularniejszym kolorem brogsów, ale wypróbuj też granatowe – świetnie wyglądają do beżowego trencza.
box:offerCarousel
9. Longsleeve
Lekka bluzka z długim rękawem to świetne rozwiązanie na wiosenną pogodę. W ciepłe dni możesz podwinąć rękawy, a w zimniejsze włożyć ją pod sweter czy marynarkę. Monochromatyczna lub marynistyczna, ozdobiona poziomymi, granatowo-białymi paskami, będzie strzałem w dziesiątkę.
box:offerCarousel
10. Jasne dżinsy
Wiosna uwielbia jasne kolory, dlatego na naszej liście nie mogło zabraknąć jasnych, spłowiałych dżinsów. Wiele marek powraca w tym sezonie do trendów z lat 80., a wśród nich do efektu „marmurek”. Spróbujesz? Komponują się dobrze z jasnymi t-shirtami i sneakersami, są nieco mniej formalne niż ich granatowy odpowiednik. Do wiosennych stylizacji na luzie – jak znalazł!
Czasem trzeba wpuścić do szafy trochę świeżego powietrza. Wykorzystaj wiosnę, zrób w niej porządki i uzupełnij zapasy, żeby potem cieszyć się już tylko stylowym wyglądem… i wiosenną aurą! | 10 ubrań must-have w wiosennej szafie stylowego mężczyzny |
Pierwszy bal kostiumowy dziecka jest bez wątpienia niezapomnianym przeżyciem. Nasze słodkie maleństwo przebrane za motylka, Kopciuszka albo księżniczkę wzrusza do łez. Strój karnawałowy dla naszych milusińskich można kupić albo wypożyczyć gotowy. Jeśli jednak mamy smykałkę do robótek ręcznych, możemy pokusić się o samodzielne wykonanie kostiumu. W ruch muszą wówczas pójść stare, zbędne ubrania. Przydadzą się filc, taśmy, brokat, wstążki, pióra (jeśli chcemy mieć Indiankę), futerko przy okazji uszu kotka. Różdżkę dla wróżki czy księżniczki możesz zrobić ze słomki do napojów przewiązanej wstążką i ozdobionej gwiazdkami z filcu, przyklejonymi do tej konstrukcji. Pomysłów jest bez liku – poprzez odwzorowanie wszelkiego rodzaju postaci z popularnych kreskówek, po wcielenie się w ulubione zwierzątka. Co trzeba skompletować, aby twoja córeczka przeistoczyła się w księżniczkę, wróżkę lub pszczółkę?
Księżniczka
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Kopciuszek, Królewna Śnieżka, Śpiąca Królewna, Roszpunka – dziewczynki uwielbiają przebierać się za te postaci Disneya. Hitem jest Elsa – lodowa księżniczka z filmu „Kraina lodu”. Śliczna bohaterka ma charakterystyczny płowy warkocz, który możemy dokupić, jeśli córeczka ma ciemne włosy, albo upleść, o ile jest blondynką. Na pewno potrzebna jest piękna, niebieska suknia. Przydadzą się błękitne, długie rękawiczki, bo w krainie lodu ręce szybko marzną. Obowiązkowo – diadem tiara i berło, które wskazują na królewską władzę, jaką już wkrótce będzie dzierżyć nasza mała księżniczka (chociaż jeśli się zastanowić, to pewnie już nieźle nami rządzi). I pantofelki – tu obłędnie brokatowe (Trolle) – Elsa na pewno oszaleje na ich punkcie.
Wróżka
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Nasza maleńka czarodziejka na pewno będzie potrzebowała skrzydeł, które zaniosą ją wprost do krainy magii. Przydadzą się więc różowe body (Bobo Dream) i tiulowa spódniczka (Pinokio). Na nóżki różowe butki (Cool Club), a do ręki nieodłączny atrybut wróżki – różowa różdżka w formie kielicha kwiatu.
Pszczółka
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Słodka Maja wciąż się podoba dzieciaczkom, a one w roli pszczółki zawsze będą się podobać dorosłym. Dziewczynka łatwo może stać się uroczym owadem. Wystarczy, że włoży żółte body, pszczele skrzydełka i czułki, a na dół – żółtą spódniczkę w czarne paski. Na nóżki obowiązkowo żółte balerinki (Emel). | Kostiumowy kinderbal – w co ubrać dziewczynkę? |
Zupa tom kha gai to najbardziej znana na świecie tajska zupa z kurczakiem i mleczkiem kokosowym. Charakteryzuje się ostro-słodkim smakiem z cytrusowym aromatem. Zachwyci każdego swymi niepowtarzalnymi odczuciami smakowymi. Składniki:
400 g piersi z kurczaka
1 trawa cytrynowa
2 liście kafiru
1 łyżka startego imbiru
2 posiekane ząbki czosnku
500 ml mleka kokosowego
200 g boczniaków
1 łyżka pasty sriracha
kolendra
sos rybny
sok z limonki
cukier brązowy
olej
Krok po kroku:
Na oleju podsmażamy trawę cytrynową, kafir, imbir i grzyby. Następnie dolewamy mleko kokosowe i 300 ml wody. Gotujemy wywar przez 15 minut. Następnie dodajemy pokrojonego kurczaka i gotujemy kolejne 5 minut. Doprawiamy do smaku sosem rybnym, cukrem brązowym, sokiem z limonki i srirachą. Przed podaniem nakładamy kolendrę.
Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia. | Zupa tom kha gai z kurczakiem |
Możliwości rozrywki w basenie jest mnóstwo. Czasem wystarczy jedna nowa zabawka, aby rozbudzić niekończącą się dziecięcą wyobraźnię. Jakie akcesoria przydadzą się podczas wodnych zabaw? Akcesoria do zabawy w basenie dla początkującego pływaka
Jeżeli chcesz, żeby twoje dziecko w basenie było przede wszystkim bezpieczne, zainwestuj w akcesoria, które pomogą mu bez wysiłku utrzymywać się na wodzie. Takie gadżety nie tylko zapewnią małym pływakom ochronę przed zakrztuszeniem się wodą, ale także sprawią, że zabawa będzie jeszcze bardziej beztroska. Jeżeli maluch nie umie jeszcze dobrze pływać i nie czuje się w wodzie całkiem swobodnie, możesz go wyposażyć wkółko do pływania lubkolorowe rękawki. Takie akcesoria pozwolą na swobodne utrzymywanie się nad powierzchnią wody. Wiele dzieci nie lubi, kiedy podczas pluskania się w basenie do ich oczu dostaje się woda. Aby nie odbierać im przyjemności z kąpieli w upalne dni, podaruj im okularki do pływania. Taki gadżet nie tylko ochroni przed wodą w oczach, ale także może okazać się zachętą do prób nurkowania. W końcu maluchy uwielbiają sprawdzać swoje siły we wstrzymywaniu oddechu pod wodą. Pamiętaj jednak, aby na początek kontrolować takie poczynania, gdyż maluch z łatwością może przecenić swoje siły w podwodnych eskapadach.
Jeżeli malec uwielbia spędzać w basenie długie godziny, to dla bezpieczeństwa możesz zakupić mu piankę ochronną. Zabezpieczy ona wrażliwą skórę dziecka przed wyziębieniem, a jednocześnie będzie wspomagać utrzymywanie się twojej pociechy na wodzie.
Akcesoria do gier w ogrodowym basenie
Podczas szaleństw w ogrodowym basenie nie może zabraknąć dmuchanej piłki. Kolorowa zabawka zapewni dzieciom mnóstwo śmiechu i aktywnej rozrywki – w końcu odbijanie piłki w wodzie wcale nie jest takie proste. Jeżeli do dyspozycji macie nieco większy basen, świetnym pomysłem może okazać się zamontowanie w nimbramki do gry w piłkę - zawziętym grom nie będzie końca!
Inną zabawną rozrywką w basenie mogą być zawody w nurkowaniu. Kupując zestaw do nurkowania możesz wybrać taki, w którym znajdują się elementy do zaczepienia pod wodą. Zadaniem dzieciaków jest danie nurka do basenu i odnalezienie wszystkich ukrytych skarbów.
Kolejną porcję śmiechu oferuje zabawa z użyciem piankowych pompek do wody. Działają one na zasadzie pistoletów na wodę, a przy tym są miękkie i bezpieczne podczas szaleństw w basenie.
Kiedy maluchy poczują się znużone zabawą w basenie, ale nie mają ochoty z niego jeszcze wychodzić, mogą odpocząć na dmuchanym materacu.
Do basenu można też wrzucić dmuchane, kolorowe zabawki. Kształtem nawiązują one zazwyczaj do bohaterów popularnych filmów i bajek dla dzieci lub przedstawiają śmieszne zwierzątka. Młodsze maluchy natomiast na pewno z radością zabiorą do basenu swojezabawki do kąpieli w wannie. Przyjaciele towarzyszący domowemu pluskaniu świetnie sprawdzą się także podczas zabaw w ogrodowej, nieco większej wannie.
Ogrodowy basen to gwarancja na to, że dzieciaki z radością będą spędzać każdy ciepły dzień na świeżym powietrzu. Mnóstwo radości z beztroskiego pluskania się zapewni maluchom doskonałe humory i pozwoli im rozładować nieco ich niespożytą energię. Żeby zabawa była jeszcze weselsza, wybierz razem ze swoimi brzdącami kilka akcesoriów do kąpieli w basenie, które zapewnią im jeszcze więcej pozytywnych emocji. Czasem wystarczy niewielki gadżet, który pozwoli małym pływakom na wymyślenie nowej, szalonej zabawy. Niech uruchomią swoją wyobraźnię. W końcu nie ma nic piękniejszego niż uśmiech na twarzy twojego dziecka! | Akcesoria do zabawy w ogrodowym basenie |
Jak opóźnić proces więdnięcia kwiatów? Oto pięć sprawdzonych sposobów, dzięki którym bukiety przez długi czas zachowają swój piękny wygląd. Zazwyczaj kwiaty cięte mogą cieszyć nasze oko do pięciu dni. Po upływie tego czasu większość gatunków traci świeżość, kolor oraz stopniowo więdnie. Istnieje wiele sposobów na przedłużenie życia bukietów. Niektórym florystom udaje się opóźnić proces więdnięcia nawet do 15 dni. Jak zachować świeżość kwiatów ciętych w domowych warunkach? Oto pięć sprawdzonych sposobów, które mogą przedłużyć życie roślinom.
Jak i kiedy najlepiej ścinać kwiaty?
Aby zapewnić jak najdłuższe życie roślinom, kwiaty najlepiej ścinać o wczesnym poranku lub wieczorem. Wówczas mają największą sztywność, a ich zapach jest intensywniejszy. Do ścinania kwiatów używamy ostrych noży lub specjalnych sekatorów. Przed ścięciem najlepiej roślinę obficie podlać, by zachowała wewnętrzną jędrność tkanek.
Gdzie najlepiej ustawić wazon z kwiatami?
Warto pamiętać, że w zależności od gatunku kwiaty mogą mieć różne zapotrzebowania. Niektóre lubią więcej promieni słonecznych, inne z kolei dobrze się czują w cieniu. Najbezpieczniej będzie nie stawiać wazonu z kwiatami bezpośrednio na słońcu. Proces więdnięcia wówczas będzie przyspieszony. Nie warto także ustawiać kwiatów blisko urządzeń elektrycznych emitujących ciepło.
Czy można mieszać gatunki kwiatów w wazonie?
Niektóre gatunki kwiatów (np. róże) nie lubią towarzystwa innych roślin. Podobnie z narcyzami i tulipanami, które nie cierpią siebie nawzajem w jednym wazonie. Jeśli mamy bukiet z tulipanów i irysów, proces więdnięcia możemy zatrzymać, dosypując do wody w wazonie odrobinę cukru. W przypadku dalii i chryzantem sprawdzi się tabletka aspiryny lub łyżeczka alkoholu.
Pięć sposobów na przedłużenie życia kwiatów ciętych
Po pierwsze, najważniejszym zabiegiem, który ma bezpośredni wpływ na rozwój roślin poza gruntem, jest systematyczna wymiana wody w wazonie. To ograniczy rozwój mikroorganizmów, które z upływem czasu zatykają wiązki przewodzące w pędach kwiatów.
Po drugie, należy zwrócić uwagę na temperaturę wody, która nie powinna przekraczać 40 stopni Celsjusza. Ciepła woda zawiera mniejszą dawkę tlenu. Dzięki temu proces więdnięcia jest spowolniony.
Po trzecie, aby zapewnić kwiatom długie życie, woda w wazonie powinna być przegotowana. Ten zabieg usunie z niej powietrze, co spowolni proces blokady naczyń rośliny.
Po czwarte, zaraz po ścięciu należy włożyć kwiaty do wazonu lub pojemnika z wodą. Z dolnej części pędu musimy usunąć liście. Jeśli mamy do czynienia z różami, nie warto usuwać kolców, które naturalnie przedłużają życie kwiatów.
Po piąte, przed włożeniem kwiatów do wazonu możemy także na chwilę zanurzyć końcówki pędów we wrzącej wodzie, co pozytywnie wpłynie na drożność systemu naczyniowego roślin.
Cięte kwiaty mogą cieszyć nasze oko nawet do 15 dni. Wszystko zależy od tego, jak dbamy o rośliny. Priorytetowym zabiegiem jest codzienna wymiana wody w wazonie. Wykorzystać możemy także chemiczne odżywki, zawierające substancje odżywcze. | Jak przedłużyć życie kwiatów ciętych? |
Przygodę z Lego dzieci rozpoczynają od Lego Duplo. Z czasem podnosimy poprzeczkę coraz wyżej. Sięgamy po zestawy coraz bardziej skomplikowane, do których niezbędna jest instrukcja. W międzyczasie pojawiają się Lego Mixels, gdzie łączymy poszczególne elementy, aby powstał zabawny lub straszny potworek. I kiedy tego wszystkiego jest mało, a nasze dzieci stają się nastolatkami i wciąż fascynują je klocki, pora sięgnąć po Lego Technic. Dlaczego Lego Technic?
Lego Technic wyróżniają się na tle innych klocków. Nie chodzi tu jedynie o staranność wykonania, dokładność detali, ale również wielofunkcyjność. To nie są zwykłe klocki do układania. W Lego Technic mamy do czynienia z technologią i robotyką. Łącząc poszczególne elementy, tworzymy pojazd z napędem, gdzie wirnik śmigłowca się kręci, a samochód przyspiesza. Jakie są jeszcze możliwości Lego Technic? Jakie zestawy mamy obecnie na rynku? Które sprawdzą się dla wymagających miłośników klocków?
Śmigłowiec z wirnikami
Przechodząc do Lego Technic, warto sięgnąć na początek po coś mało skomplikowanego. Śmigłowiec z wirnikami to propozycja dla dzieci w wieku od 7 do 14 lat. Jest to zestaw 2 w 1, czyli możemy z tych samych klocków zbudować dwa modele. Do zestawu dołączona jest książeczka, która krok po kroku pokazuje, jak stworzyć dany pojazd, w tym przypadku śmigłowiec. Łącząc niektóre elementy, należy użyć nieco siły, dlatego zestaw ten nie jest w zasadzie przeznaczony dla młodszych dzieci, choć oczywiście maluchy 5- czy 6-letnie mogą się nim bawić pod kontrolą rodziców.
Jednym z pojazdów, które możemy zbudować, jest dwuwirnikowy śmigłowiec ratunkowy z otwieranym lukiem bagażowym. Poza obrotowymi wirnikami ruchome są także przednie koła. Całość ma około 22 cm długości, 8 cm wysokości i 13 cm szerokości. Koszt zestawu to około 40 zł.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Ciężarówka górnicza
Kiedy już tworzenie prostych zestawów z Lego Technic nie sprawia trudności, możemy zaproponować pociechom budowę ciężarówki górniczej. Zestaw jest skierowany dla dzieci od 9 do 16 lat. Ciężarówka górnicza ma duże koła, silnik z ruchomym tłokiem i pasem transmisyjnym, kratę ochronną, wzmocniony zderzak, skrzynię ładunkową, którą możemy odchylić, kabinę kierowcy i działający układ kierowniczy. Zestaw ten również umożliwia stworzenie dwóch pojazdów – jednym jest ciężarówka, a drugim spycharka kołowa. Koszt zestawu to od 100 do 130 zł.
box:offerCarousel
Ciężarówka – pickup
Lego Technic z czerwoną ciężarówką pickup to już nie lada wyzwanie. Zestaw zawiera ponad 1000 elementów do złożenia w wytrzymałą ciężarówkę do jazdy po trudnym terenie i przewożenia ciężkich ładunków. Pojazd ma duże koła, wytrzymałe i niezależne zawieszenie, silnik o mocy V6, osłonę chłodnicy z wyciągarką oraz platformę, którą można przechylić. Model również umożliwia zbudowanie drugiego pojazdu – ciągnika zrywkowego.
Co więcej, dokupując zestaw Power Function 8293, wyposażymy ciężarówkę w napęd do uruchomienia wyciągarki i zamontowania przednich świateł LED. Cena ciężarówki pickup to od 300 do 500 zł, a Power Function 8293 kosztuje 100–130 zł.
box:offerCarousel
Świat Lego Technic
Power Function nie ogranicza się tylko i wyłącznie do jednego modelu. Możemy go wykorzystać do uruchomienia ruchomych elementów w innych zestawach, takich jak m.in.:
Ruchomy żuraw.
Wóz z napędem 4x4.
Samolot transportowy.
Koparka Volvo L350F.
Superszybka wyścigówka.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Koszt zestawów Lego Technic waha się od 40 do około 3000 zł. Najwyższą cenę mają zestawy z serii Mindstorms, które otwierają najmłodszym drogę do robotyki. | Zestawy Lego dla wymagających |
Do garnituru, alby lub komży – podpowiadamy, jak wybrać buty dla chłopca na komunię. Zbliża się maj i czas komunii. Dzieci i rodzice pilnie przygotowują się do tej uroczystości. Stało się już tradycją, że ważne wydarzenia religijne w życiu rodziny wymagają wyjątkowej oprawy i przygotowań – uroczystego obiadu, dekoracji tematycznych, zaproszeń i oczywiście odpowiedniego stroju. Niezależnie od tego, czy bohater tego dnia będzie nosił garnitur czy albę, musi mieć eleganckie i wygodne buty.
Obuwie to istotny element stroju odświętnego. Zapomnijmy więc o adidasach i tenisówkach noszonych na co dzień. Warto zainwestować w eleganckie buty dla chłopca, które mogą się przydać również na inne okazje, takie jak zakończenie roku szkolnego lub uroczysta akademia w szkole.
Elegancja i… wygoda
Wybierając buty na komunię dla chłopca, zwróćmy też uwagę na ich jakość i wykonanie. Aktywny dziewięciolatek nie wytrzyma długo w sztywnych, niewygodnych trzewikach. Dlatego sprawdźmy, czy obuwie ma elastyczne podeszwy, miękkie zapiętki i anatomiczne wkładki. Takie zalety mają niewątpliwie buty skórzane. Wykonane z naturalnych materiałów zapewniają stopom właściwą wentylację i komfort. Kosztują więcej niż syntetyczne, ale są warte swojej ceny. Za wyborem obuwia z syntetycznych materiałów przemawia natomiast to, że dla wielu osób jest to zakup często jednorazowy, z którego dziecko nie będzie korzystać w przyszłości.
Urok klasyki
Mały elegant w wyjątkowym dla siebie dniu musi mieć odpowiednie buty. Klasyczne półbuty sprawdzą się w każdym zestawie – pasują do garnituru i alby, a także do krótszej komży. Nie muszą być czarne, choć ten kolor jest najczęściej wybierany. Elegancko prezentują się również buty granatowe lub ciemnobrązowe. Te ostatnie pasują szczególnie do granatowych garniturków. Wysoką jakością wyróżnia się obuwie wykonane z naturalnej skóry. Skóra dopasowuje się do stóp, jest elastyczna i oddycha. Takie „warunki” zapewnią dziecku komfort i wygodę nawet przez długie godziny. Skórzane półbuty posłużą chłopcu znacznie dłużej niż buty z syntetycznego materiału. Naturalny surowiec nie niszczy się tak szybko i można go z łatwością pielęgnować przy użyciu pasty do butów, która zabezpiecza powierzchnię przed uszkodzeniami i nadaje ładny wygląd.
Wśród skórzanych butów na Allegro.pl znajdziemy między innymi modele marki Timo. Ta polska firma wyspecjalizowała się w produkcji wizytowych butów dla chłopców, na które udziela dwuletniej gwarancji. W najnowszej kolekcji znalazły się różnorodne propozycje – eleganckie półbuty ze skóry licowej lub nubuku, czarne, granatowe i wiśniowe.
box:offerCarousel
Na wysoki połysk
Lakierowane buty to propozycja dla miłośników szyku i tych, którzy chcą podkreślić wyjątkowy charakter uroczystości. Lakierowane mogą być zarówno klasyczne półbuty, jak i mokasyny. Tego typu obuwie ma jednak swoje wymogi. Eleganckie lakierki muszą zawsze błyszczeć. Jeśli decydujemy się na ten rodzaj skóry, warto zadbać, aby buty zawsze były nienagannie czyste. Nie jest to łatwe, gdy ich właścicielem jest mały chłopiec. Na szczęście zaletą lakierowanej skóry jest to, że bardzo szybko możemy ją wyczyścić w razie zabrudzenia. Wystarczy zwykła, bawełniana szmatka lub mokra chusteczka, którą przetrzemy wierzchy.
Wyjątkową propozycją są lakierowane buty włoskiej marki Comodo e Sano. Ich ponadczasowy, klasyczny krój podkreśla wysokogatunkowa skóra bydlęca. Podszewkę wykonano natomiast ze skóry koziej. Granatowe lakierki Comodo e Sano mają kontrastowe, ciemniejsze lamówki i zaskakujące czerwone podeszwy. Wyglądają niezwykle stylowo.
box:offerCarousel
Na luzie
Mokasyny to świetne rozwiązanie, jeśli chcemy uniknąć zbyt formalnego charakteru stroju. To również propozycja dla aktywnych i ruchliwych chłopców, którym będzie niezbyt wygodnie w tradycyjnych, sznurowanych półbutach. Mokasyny mają zazwyczaj gumową, elastyczną podeszwę i są wykonane z miękkich materiałów. To również obuwie, które z powodzeniem włożymy na co dzień do zwykłych dżinsów, a nawet szortów. Można je nosić na gołe stopy lub cienkie skarpetki.
Wizytowe mokasyny Wojtyłko mają wkładki i wnętrze wykonane z naturalnej skóry. Proste w formie, czarne buty na cienkich, elastycznych podeszwach są niezwykle wygodne i uniwersalne.
box:offerCarousel
Wybierając buty do pierwszej komunii, bierzmy pod uwagę nie tylko ich wygląd. Kierujmy się przede wszystkim jakością wykonania, która zapewni naszemu dziecku komfort podczas tego ważnego wydarzenia. | Buty komunijne dla chłopców |
Trudno powiedzieć, kto bardziej kocha żółte stworki – dzieci czy dorośli. Producenci odzieży i gadżetów ozdobionych ich wizerunkami kierują swoją ofertę zarówno do maluchów, dzieci w wieku szkolnym, jak i dorastającej młodzieży. Etui na telefon, piórnik, wyrzutnia z figurką, cukierki lub prawdziwy kostium Minionka – to tylko niektóre z propozycji, jakie możemy wybrać. Co najbardziej spodoba się naszym dzieciom i pozwoli spędzić im miłe chwile w towarzystwie ulubionych bohaterów filmowych? Poznajcie Minionki
Pierwszą część przygód Minionków mieliśmy okazję obejrzeć w kinach dwa lata temu. W te wakacje zaprezentowano drugi film z tej serii, a moda na małych, żółtych rozrabiaków po raz kolejny powróciła. Tym razem Kevin, Stuart i Bob wyruszyli w pełną przygód podróż, aby uratować świat przed triumfem złych mocy. Kim właściwie są Minionki? Trudno powiedzieć, gdyż ci bohaterowie wymykają się wszelkim klasyfikacjom gatunkowym. Nieduże, żółte stworki to przede wszystkim wielcy psotnicy, uwielbiający robić kawały i wszelkiego rodzaju złośliwości, także sobie nawzajem. I zapewne dlatego, że są one jednocześnie słodkie i niesforne, tak bardzo przypadły do gustu zarówno dzieciom, jak i dorosłym.
Szaleństwo gadżetów
Ogromna popularność żółtych stworków sprawiła, że wizerunki Minionków można spotkać na niezliczonej ilości gadżetów, ubrań i dodatków. Stały się one modnym nadrukiem na bluzach i T-shirtach, obiektem westchnień kolekcjonerów figurek oraz ulubionym przysmakiem dzieci (cukierki Tic Tac w kształcie Minionków to prawdziwy hit!). Sprawdzamy, jakie upominki lub łakocie z żółtymi bohaterami warto podarować naszym milusińskim. Oto subiektywna lista najciekawszych gadżetów związanych z Minionkami.
Minionki do szkoły!
Kevinowi, Stuartowi i Bobowi nie zaszkodzi wizyta w szkolnej ławie, zatem zakup kilku przydatnych gadżetów dla ucznia – fana Minionków – będzie z pewnością dobrym pomysłem. W sklepach znajdziemy m.in. duży wybór plecaków i tornistrów do szkoły. Dobrze wyprofilowane, z dużą ilością praktycznych kieszeni i mocnymi ramiączkami, będą nieocenioną pomocą w zdobywaniu wiedzy i dobrych ocen. Fanów serii na pewno ucieszy też wiadomość, że ich ulubieni bohaterowie zdobią również piórniki, zeszyty, teczki na dokumenty, bidony i pudełka śniadaniowe. Minionki pojawiają się nawet na podkładkach pod myszy, workach na obuwie, flamastrach, zestawach farb, planach lekcji czy torbach na ramię.
Naklejki XXL
Minionki ponadnaturalnych rozmiarów będą ciekawą ozdobą pokoju dziecięcego. Żywe, przyjemne dla oka kolory naklejek i łatwość w ich przymocowaniu sprawią, że spodobają się też rodzicom. Gdy zaś moda na żółte stworki przeminie, naklejki da się łatwo odkleić ze ściany bez niszczenia farby.
Ceny są bardzo zróżnicowane, w zależności od rozmiaru, naklejka może kosztować od 20 do nawet 100 zł.
Etui na telefon
Głównymi nabywcami akurat tego rodzaju gadżetów są jednak dorośli i młodzież, stąd wniosek, że Minionki są przez nich lubiane równie mocno, jak przez najmłodszych. Wykonane z silikonu w żywych barwach etui, dość wiernie oddaje postać żółtych stworków, sprawiając, że ubrany w case telefon wygląda niczym prawdziwy Minionek! Tak, jak każdy inny silikonowy case, także minionkowe etui dobrze chroni telefon przed upadkiem czy porysowaniem tylnej ścianki. Jeśli jest dobrze spasowany, będzie spełniał swoją funkcję przez co najmniej kilka miesięcy.
Minionkowy case nie jest drogi – w Internecie można go nabyć już od 17 zł.
Figurki z... wyrzutniami
Zupełnie zwariowany pomysł na zabawę Minionkami to sprawienie, by stworki zaczęły latać. Urządzenie do wystrzeliwania figurek jest dość sporych rozmiarów i wygląda jak futurystyczny pistolet. Nabojami są oczywiście... Minionki. Wyrzutnię trzymamy w pozycji pionowej, zwalniamy linkę i... patrzymy jak daleko mogą polecieć ulubieni bohaterowie. Tego rodzaju gadżet sprawia olbrzymią frajdę dzieciom.
Producentem wyrzutni Minionków jest firma Cobi. Można ją kupić za 80 zł.
Naklejki na paznokcie
Manicure z Minionkami? Oczywiście! Jak się okazuje podobizny żółtych bohaterów mogą służyć do dekoracji paznokci. Pomalowane wcześniej (najlepiej na jasny, neutralny kolor, np. biel, beż, szarość) paznokcie, wystarczy ozdobić wybraną postacią Minionka, a potem pokryć utrwalającą warstwą nawierzchniowego lakieru bezbarwnego. Zabawny i wesoły manicure w tonacji żółto-niebieskiej jest gotowy.
Naklejki z Minionkami kupimy na Allegro w cenie 4-10 zł za komplet.
Kostium Minionka
Dlaczego zadowalać się kolekcjonowaniem przedmiotów z Minionkami, skoro można być jednym z nich? Naturalnych rozmiarów kostium przeznaczony do użytku przez osoby dorosłe, to dobry pomysł na przebranie podczas dziecięcego party, ale także zabawny strój na imprezę 18+, wieczór integracyjny czy konwent wielbicieli animacji.
Jedno jest pewne – ktokolwiek założy taki kostium, będzie wywoływał u innych wyłącznie pozytywne emocje. Kostiumy dla dorosłych kosztują ok. 600-900 zł (w zależności od modelu i sprzedawcy), prostsze dziecięce kupimy za ok. 100 zł.
Play Doh z Minionkami
Kreatywna zabawa dla młodszych i starszych dzieci. Jednocześnie ciekawy i niezbyt drogi prezent dla dziecka z okazji urodzin, pierwszego dnia szkoły czy na czas choroby. Pobudza wyobraźnię, rozwija zdolności manualne, wspiera kreatywne myślenie.
Salon fryzjerski Minionki. Usadzamy Minionka na specjalnym fotelu fryzjerskim, wypełniamy go ciastoliną, po czym wyciskamy mu ją z głowy (brzmi to dość dramatycznie, ale jest świetną zabawą). W wyniku tej operacji powstaje coś w rodzaju dreadów, które następnie można stylizować – upinać, skracać, pleść. W zestawie znajdują się 4 tubki ciastoliny. Jego cena to 55-65 zł.
Jak widać zabawa z Minionkami nie kończy się w kinie! Ulubieni bohaterowie mogą zdobić ściany pokoju, towarzyszyć w drodze do szkoły, chronić telefon przed zniszczeniem, a nawet rozwijać twórcze pasje. | Gadżety inspirowane Minionkami |
Książki to doskonałe źródło wiedzy, ale także i rozrywki. Książeczki edukacyjne sprawdzą się dla dzieci w każdym wieku – także niemowlęcym. Specjalnie przystosowane do potrzeb najmłodszych dostarczą dużo radości i uśmiechu, a także wspomogą proces rozwoju dziecka. Jak wybrać książeczkę dla niemowlaka? Choć wydawać by się mogło, że tak małe dzieci są jeszcze za młode, aby zostać czytelnikami, to jednak jest wiele pozycji, które są specjalnie dla nich przystosowane. Publikacje takie, owszem, opowiadają historyjki, ale w zupełnie inny sposób niż tradycyjne dzieła. Stworzone celowo dla potrzeb najmłodszych skupiają się na poznawaniu kształtów, a także kolorów, rozwijaniu zdolności manualnych, pobudzaniu i interesowaniu. To przede wszystkim źródło zabawy i okazja do wspólnego spędzania czasu.
Książeczki kontrastowe
Maluszek do pewnego momentu widzi jedynie czarno-białe barwy. Jednak to nie wyklucza jego zdolności do nauki i rozpoznawania kształtów. Książeczki kontrastowe to doskonały sposób na rozwój dziecka. Wystarczy pokazać mu wyrazisty obrazek, a następnie opowiedzieć o danym przedmiocie. To także idealna okazja do pobudzania kreatywności i wyobraźni rodzica – ilustracje mogą służyć jako inspiracje do wymyślania opowieści.
Dobrym przykładem jest pozycja Jakie to ciekawe, stworzona specjalnie z myślą o dziecięcych oczach, które początkowo widzą jedynie dwuwymiarowo. Książeczka jest niewielka i przedstawia pojedyncze obrazki przedmiotów, które codziennie nas otaczają. Przeznaczona jest dla maluchów już od 3 miesiąca życia. Z tej samej serii polecane jest również Zwierzęta wokół nas, które doskonale przybliża dzieciom intrygujący świat zwierząt.
Książeczki do wanny
Woda to doskonałe miejsce do zabawy – maluszkowi jest wygodnie i przyjemnie, a jedyne, czego mu potrzeba do szczęścia, to zabawki. Oprócz tradycyjnych żółtych kaczuszek warto także zaopatrzyć się w specjalne książeczki kąpielowe. Takie pozycje są wodoodporne, miękkie i bardzo często wyglądają niemalże jak zabawka. Dzięki nim kąpiel stanie się doskonałą okazją do rozrywki.
Książeczki kąpielowe ze zwierzątkami to doskonały pomysł. Kaczusia Milusia lub Psinka Przytulinka to idealne propozycje, które przyciągają przyjemną oprawą wizualną. Ciekawym rozwiązaniem są także takie, do których dołączona jest pływająca zabawka – np. Hipolit szuka mamy z niebieskim, sympatycznym hipciem.
Rozkładane książeczki
Aby pobudzać dziecko i stymulować jego rozwój, warto również wybrać książeczki, które się rozkładają. Ruchome elementy przyciągają uwagę malucha i pozwalają mu lepiej skupić się na zabawie. Dobrym przykładem jest Oczami maluszka. Harmonijka – kontrastowe ilustracje, utrzymane w bieli, czerni i czerwieni uczą dziecko nazw i kształtów, a harmonijkowy kształt ułatwia zabawę.
Rozkładane książeczki mają także dodatkowe zastosowanie – niektóre pozycje są miękkie, dzięki czemu można wykorzystać je jako wspomagające zabezpieczenie łóżeczka. Wystarczy rozłożoną książkę zamontować na krawędzi – dzięki temu dziecko będzie miało przytulnie, a ponadto będzie mogło patrzeć na kolorowych bohaterów i pobudzać swoją wyobraźnię.
Książeczki dla niemowląt to doskonały wybór, jeśli zależy nam na odpowiednim rozwoju dziecka, pobudzaniu jego kreatywności i wyobraźni, ćwiczeniu zdolności manualnych, ale również na świetnej zabawie. Miękkie strony zachęcają do dotykania, a wyraziste kolory i kontrasty skutecznie przyciągają uwagę maluszków. | Pomysły na zabawę z niemowlakiem – polecane książeczki |
Ze względu na wątpliwości natury etycznej i prawnej, na Allegro nie można sprzedawać prac magisterskich, licencjackich, doktorskich, maturalnych, zaliczeniowych, a także wypracowań itp. Ze względu na wątpliwości natury etycznej i prawnej, na Allegro nie można sprzedawać prac magisterskich, licencjackich, doktorskich, maturalnych, zaliczeniowych, a także wypracowań itp.
Niedozwolone jest również oferowanie usług związanych z tworzeniem takich prac, a w szczególności polegających na gromadzeniu materiałów, pisaniu oraz pomocy przy pisaniu prac. | Prace magisterskie, licencjackie itp. |
Ażurowe kozaki mają tyle samo zwolenniczek co przeciwniczek. Dla jednych są ekstrawaganckie, kobiece i świetnie komponują się z szortami czy sukienką. Inne zwracają uwagę na ich niepraktyczność latem, tandetny wygląd i brak gustu u osób decydujących się na nie. Zanim wydamy wyrok, przyjrzyjmy się ich zaletom i wadom. Kozaki z ażuru, czyli z czego
Ażurowy oznacza wzór lub układ, jaki tworzą liczne małe otworki na danej powierzchni. To także rodzaj haftu i materiału z dziurkami. Kozaki z ażuru pojawiły się na polskim rynku kilka lat temu i od razu podbiły modowe serca wielu kobiet. Są nieco ekstrawaganckie, nietuzinkowe, a założone do letnich sukienek czy szortów tworzą ciekawe stylizacje. Często nie są dodatkiem do stroju, a jego mocnym akcentem i warto o tym pamiętać, komponując codzienne stylizacje. Mogą być noszone nie tylko latem, ale także w bezdeszczowe dni wiosną i ciepłą jesienią. Od swoich klasycznych, zimowych odpowiedników różnią się tym, że wykonane są często z lżejszych materiałów, np. bawełny, także w wersji koronkowej. Mogą być również zrobione z miękkiej skóry lub zamszu. Obowiązkowo muszą mieć liczne dziurki ułożone w ciekawe wzory na jak największej powierzchni buta. W sprzedaży są też modele, które dziurki mają na całej powierzchni buta, także na stopie. Kozaki ażurowe mogą być na obcasie lub płaskie. Są modele wciągane na nogę, ale również takie na zamek. Możemy wybierać spośród kozaków bez ozdób lub z nimi – w postaci klamry czy kokardy.
Zalety kozaków ażurowych
Dlaczego warto kupić kozaki ażurowe? Z pewnością dlatego, że są modne i wyróżniają się spośród tradycyjnych modeli letniego obuwia. To także rozwiązanie dla kobiet, które nie lubią chłodnego lata i wolą założyć na stopy cieplejsze obuwie. Gdy pogoda latem nie dopisuje, takie kozaki mogą nam choć częściowo zastąpić rajstopy czy skarpetki – jest w nich po prostu cieplej niż w sandałach czy klapkach. W cieplejsze, letnie dni jest w nich z kolei przewiewnie, ze względu na liczne dziurki. Dopływ powietrza sprawia, że kondycja naszej skóry w bucie jest lepsza niż w przypadku pełnych butów. Choć musimy pamiętać, że w takich butach przy wyższej temperaturze stopy bardziej się pocą. Jeśli nie założymy do nich cienkich skarpetek, cały pot przedostanie się, niestety, do materiału buta. Warto więc rozważyć zastosowanie talku na stopę, by skóra przez dłuższy czas pozostała sucha, lub stosować specjalne dezodoranty do stóp lub obuwia. Wtedy z pewnością buty będą służyły nam dłużej.
Wady kozaków ażurowych
Ale kozaki noszone latem mają też kilka wad. Mimo iż znaczna powierzchnia buta jest w dziurki, w kozakach ażurowych będzie nam cieplej niż w sandałach czy klapkach. Warto więc zdecydować się na włożenie ich w chłodniejsze, letnie dni. Musimy też uważać, by ich nie przemoczyć, np. podczas deszczu. Długo będą schły, a dodatkowo nasza stopa będzie mokra. W upalne dni stopa będzie się w nich pocić, a co gorsze – możemy opalić w nich nogę, jeśli dziurki są większe. Jak nietrudno się domyślić – wzór ułożony z dziurek może pozostać na naszej nodze.
Z czym nosić kozaki ażurowe?
Decydując się na kozaki ażurowe, powinnyśmy przemyśleć, w co się ubierzemy. Górna część stroju nie powinna być zbyt ekstrawagancka. Tę funkcję po części będą pełniły buty. Kozaki ażurowe same w sobie są piękną ozdobą, więc nie zawsze warto przesadzać z kolejnymi ozdobami w postaci ubrania czy bardzo wyraźnych dodatków. Jeśli zdecydujemy się na wersję kozaków z koronki, warto zastanowić się (a najlepiej zobaczyć siebie w tym przed lustrem), czy założenie do nich koronkowej bluzki, sukienki bądź spódnicy nie będzie przesadne i nie zaszkodzi całości stylizacji. Dlatego przed wyjściem z domu warto rzucić okiem na całość naszego stroju i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nadmiar koronek nie czyni stylizacji zbyt dziecinną. A może wręcz przeciwnie – wyszła nam bardzo romantyczna wersja, w której czujemy się świetnie?
Kozaki ażurowe sprawdzą się zarówno z szortami, jak i z letnią sukienką. Możemy je nosić też do spódniczki. Ryzykowne będzie jednak założenie ich np. do rybaczek czy dłuższych spodni. Warto też sprawdzić, jak skomponują się z ażurową odzieżą czy ażurowymi dodatkami w postaci paska, chusty czy getrów. Uważajmy jednak, by nie przesadzić z nadmiarem ażuru, który na siebie włożymy.
Wielu krytyków tych butów uważa, że na noszenie ażurowych kozaków mogą sobie pozwolić tylko nastolatki i młode kobiety. Wszystko zależy jednak od tego, jak dana osoba wygląda w całej stylizacji. Umiejętne dobranie ubrania i butów nie musi zakończyć się niepowodzeniem. Z pewnością kozaki takie są bardzo kobiece.
Ażurowe kozaki są bardzo modne i chętnie noszone latem przez celebrytki. Warto więc podpatrzyć, do czego je noszą.
Co króluje tego lata?
W tym sezonie warto zwrócić uwagę na białe i brązowe (różne odcienie) modele takich kozaków, ale też te w mocniejszych kolorach, takich jak fuksja czy turkus. Warto jednak pamiętać, że gdy zdecydujemy się na tak intensywny kolor, nasze ubranie powinno być stonowane kolorystycznie. Wtedy z pewnością buty będą dobrym, mocnym dodatkiem, a my zwrócimy na siebie uwagę w tłumie.
Warto przyjrzeć się także wersji koronkowej takich kozaków. Wykonane z miękkiego materiału kozaki koronkowe są lekkie i dobrze układają się na stopie. Jeśli kozaki noszone latem są zbyt dużą ekstrawagancją, możemy wybrać ażurowe botki, mocniej zabudowane ażurowe sandały, półbuty, baleriny czy nawet tenisówki w tym stylu. | Ażurowe kozaki na lato |
Urlop to czas, gdy możemy odetchnąć, oddać się lekturze i zapomnieć o codziennych obowiązkach. Niezależnie od tego, gdzie odpoczywany, książka zawsze będzie idealnym towarzyszem. Taki sposób spędzenia czasu może stać się również okazją do poznania naszych ulubionych gwiazd ekranu. Aktorskie ikony kina według Charlotte Chandler
Chandler należy do najwybitniejszych autorek biografii klasycznych gwiazd Hollywoodu. Większość obiektów jej literackiego zainteresowania poznała osobiście, przeprowadziła wiele wywiadów i rozmów, które z kolei stały się kanwą do napisania poszczególnych książek. Przeplatanie tradycyjnej narracji z fragmentami wypowiedzi gwiazd sprawia, że oto pośrednik znika i niemal namacalnie czujemy obecność ulubionych bogiń ekranu. Szczególnie warta polecenia jest opowieść o życiu Bette Davis, jednej z największych gwiazd i aktorek w dziejach kina, kobiety, która nie bała się przekraczać norm obyczajowych, być niezależną, zdeterminowaną i charakterną. Mim, że od młodości Davis minęły dekady, wydaje się, że jej postawa, żelazne zasady i niezwykle pragmatyczny stosunek do świata wciąż pozostają aktualne. Postać ta może zatem stać się inspiracją także dla współczesnych kobiet. Nie mniej interesujące są sylwetki Katharine Hepburn (zdobywczyni rekordowej ilości Oscarów za role pierwszoplanowe), Ingrid Bergman oraz Jaon Crawford. Hepburn to nie tylko doskonała aktorka, ale – dziś może nieco zapomniana (w przeciwieństwie do swojej młodszej koleżanki Audrey Hepburn) – ikona mody i stylu. To jej zawdzięczamy upowszechnienie się noszenia luźnych, eleganckich spodni i koszul. Popołudnie w hamaku z takimi lekturami może zaowocować nie tylko przyjemnością i widzą, ale także nowymi pomysłami na życie, modę, kuchnię i związek.
Dwie księżniczki, dwie aktorki, dwie fascynujące biografie
Pierwsza z nich, Audrey Hepburn, była niczym z bajki, a jedna z jej ikonicznych ról – Księżniczka Anna w „Rzymskich wakacjach” tylko wszystkich w tym utwierdziła. Wizerunek aktorki, powszechnie uważanej jest za ikonę oraz której zawdzięczamy kultową małą czarną i eleganckie buty na niskim obcasie, możemy dziś spotkać wszędzie. Jednakże, korzystając z wolnych dni, warto przyjrzeć się nieco dokładniej życiu tej niesamowitej kobiety, która pod warstwą gwiazdorskiego światła, skrywa bardzo wrażliwą i empatyczną istotę. Hepburn to nie tylko aktorka i gwiazda – także matka, żona i działaczka na rzecz pomocy mieszkańcom Trzeciego Świata. Historia drugiej księżniczki klasycznego Hollywood, czyli Grace Kelly, również przypomina bajkę, chociaż z dwuznacznym happy-endem. Kelly zamieniła status królowej kina na tytuł księżnej Monako. Poświęciła jedną miłość dla drugiej. Jednak rezygnacja z tego pierwszego uczucia sprawiła, ze w istocie nigdy nie była szczęśliwa jako monarchini i wiodła życie w powiedzeniowej złotej klatce. Historia Grace Kelly to nie tylko świetna opowieść o dziewczynie, która do wszystkiego doszła sama, dzięki trudowi i pracy, lecz także konfrontacja ze zmitologizowaną bajką, która niezwykle różowo wygląda tylko z zewnątrz. Lektura biografii obu tych ekranowych bogiń z pewnością sprawi, że zaczniemy postrzegać je bardziej ludzko, wbrew pozorom okażą się nam bliższe niż można było przypuszczać.
Aktorki same o sobie
Prawdziwą przyjemnością jest czytanie autobiografii ukochanych gwiazd. Oczywiście nigdy nie wiemy, czy autorka nie idealizuje swojej osoby, nie koloryzuje pewnych wydarzeń, bądź nie zataja ważnych faktów. Niemniej, zazwyczaj już po kilku stronach czuje się, czy mamy do czynienia ze szczerą wypowiedzią, czy zwykłą komercyjną kreacją. Najlepsze autobiografie cechuje lekki ton, otwartość, humor i odczuwanie przez czytelnika wrażenia, jakby podmiot zwracał się bezpośrednio do niego. Tę niełatwą umiejętność do perfekcji opanowała Shirley MacLaine, jedna z najbardziej uwielbianych aktorek amerykańskich, autorka wielu książek o charakterze autobiograficznym. Jej teksty czyta się jak pamiętnik, niezwykłą mieszankę uroczych anegdot, plotek, ale także szczerych wyznań, nierzadko o bardzo intymnym charakterze. Inną wartą polecenia autobiografią jest niedawno wydana historia życia największej diwy włoskiego ekranu – Sophii Loren. Aktorka przenosi nas do czasów swojej młodości, skupia się na trudnych początkach kariery i niełatwych wyborach z tym związanych. Jednak tym, co najbardziej fascynuje w opowieści Loren, to obraz Italii, który zmieniał się wraz z dojrzewaniem słynnej Włoszki. Obydwie propozycje umilą szczególnie leniwe dni na plaży lub godziny spędzone w podróży.
Biografie polskich aktorek
Nie możemy zapominać, że chociaż najbardziej pasjonujące są boginie hollywoodzkiego ekranu, polskie gwiazdy także zasługują na bliższe poznanie. Z ostatnio wydanych książek, na uwagę zasługuje biografia Anny Dymnej. Ta niezwykle skromna kobieta rzadko mówi o sobie – pozwala mówić swoim czynom. Z książki Elżbiety Baniewicz wyłania się niebanalny portret aktorki, żony, artystki, altruistki, przede wszystkim zaś – wrażliwiej kobiety. Niedawno pojawiła się także ciekawa pozycja poświęcona zmarłej przed rokiem Magłorzacie Braunek. „Listy do Małgosi” Artura Cieślara to propozycja wyjątkowa. Nie jest to typowa biografia. Autor po stracie przyjaciółki wciąż pisał do niej listy, radząc sobie w ten sposób z jej odejściem. Z tej niecodziennej korespondencji rodzi się obraz Braunek jakiej nie znaliśmy, jednocześnie bardzo cenny i pełen wrażliwości zapis ostatnich dni życia wybitnej polskiej aktorki. | Biografie aktorek – kobiecy urlop z książką |
Chłodne, jesienne powietrze może skutecznie zniechęcić do sportu nawet największego amatora aktywności. Nie mówiąc o tym, że wykonywanie ćwiczeń fizycznych na dworze w stroju nieodpowiednio dobranym do temperatury powietrza bywa przyczyną przeziębienia. Dlatego koniecznie należy zaopatrzyć swoje dziecko w odpowiedni dres na zajęcia wychowania fizycznego. Ma być wygodny oraz chronić przed wiatrem i chłodem. Jeśli szkoła nie wymaga jednolitego stroju na zajęcia WF-u, starajmy się wybrać taki dres, którego kolor i fason najbardziej przypadnie dziecku do gustu. Starsi chłopcy z pewnością będą woleli model o kroju sportowym, najlepiej renomowanych marek – Adidas, Nike czy Puma. Jeśli nas na niego stać, będzie najlepszym rozwiązaniem. Firmowe dresy spełniają potrzeby aktywnego chłopca, a dzięki dobrej jakości starczają na dłużej. Młodszemu dziecku może natomiast bardziej odpowiadać model z napisami lub kolorowymi aplikacjami przedstawiającymi bohaterów z ulubionych bajek i filmów, np. Spidermana, Batmanaczy lorda Vadera, które od lat cieszą się niesłabnącą popularnością.
Zwróćmy uwagę na materiał
Wybierając dres, należy zwrócić uwagę na materiał, z jakiego jest wykonany. Zwykle cena idzie w parze z jakością. Dresy najlepszych sportowych marek są uszyte z poliestru, ale dzięki zastosowaniu technologii ClimaLITE i włóknom hydrofilowym w składzie wilgoć szybko z nich odparowuje. Skóra pozostaje sucha, co zapewnia komfort ćwiczącym chłopcom i chroni ich przed przeziębieniem. Tkanina, z której uszyto dres, powinna przepuszczać powietrze, dlatego do ćwiczeń doskonale nadaje się również dres bawełniany lub z domieszką poliestru. Skóra może w nim swobodne oddychać, a pot zostanie odprowadzony na zewnątrz.
Wybór odpowiedniego fasonu
Na rynku jest wiele modeli chłopięcych dresów. Uszyte zgodnie z najnowszymi trendami obowiązującymi w modzie sportowej prezentują się modnie i stylowo. Idealnie sprawdzają się także podczas codziennych aktywności, a wielu chłopców praktycznie nie rozstaje się z nimi nawet na innych zajęciach. Od lat popularnością cieszą się bawełniane spodnie ze ściągaczem w kostce, teraz dostępne w wersji baggy. Doskonale zabezpieczają przed zabrudzeniem, są bezpieczniejsze podczas biegania i nie krępują ruchów. Spodnie ze ściągaczem śmiało można kupić o rozmiar większe, co w przypadku stale rosnącego dziecka ma duże znaczenie. Fasony o węższej nogawce nadają się z kolei do gry w piłkę czy ćwiczeń akrobatycznych.
Do tego należy dobrać odpowiednią górę, choć zwykle jest już w komplecie. Bluza może być zakładana przez głowę lubzapinana na zamek. Zdecydowanie to drugie rozwiązanie będzie praktyczniejsze. W razie potrzeby bluzę można rozpiąć, a podczas większych chłodów swobodnie zmieści się pod nią cieplejsza koszulka z długim rękawem. Większość chłopców lubidresy z kapturem, które skutecznie chronią przed chłodem, wiatrem i deszczem, zwłaszcza gdy pociecha nie ma przy sobie czapki. Każdy dres musi obowiązkowo mieć kieszenie, aby dziecko mogło schować w nich choćby chusteczkę do nosa czy kluczyk do szkolnej szafki. Kieszenie powinny być zapinane na zamek, aby znajdujące się w nich przedmioty nie zgubiły się podczas ćwiczeń.
Dres dla chłopca należy wybierać rozważnie. Zwróćmy baczną uwagę na fason i materiał, z którego jest on uszyty. Koniecznie przeczytajmy wszelkie umieszczone na metkach informacje od producenta. Odpowiednia pielęgnacja dresu podczas prania sprawi, że będzie wyglądał schludnie i starczy dziecku na dłużej. Ważne też, by przy jego zakupie kierować się gustem dziecka. Jeśli dres mu się spodoba, z chęcią i zapałem weźmie udział w lekcji WF-u, nawet jeśli na dworze pogoda nie zachęci do aktywności. | Wybieramy dres dla chłopca na jesienne zajęcia WF-u |
Espadryle to zdecydowanie jedne z najbardziej wakacyjnych rodzajów obuwia. Materiałowe, skórzane, wiązane, a może z odkrytą piętą? Na rynku jest niezliczona ilość modeli, które bez wątpienia podkreślą charakter letnich stylizacji. Podpowiadamy, jakie zestawy dla dziewczynki warto tworzyć z ich udziałem. Szukasz ciekawych pomysłów na dziewczęce stylizacje? Jeśli tak, koniecznie weź pod uwagę espadryle. Te buty podbijają rynek, a to wszystko za sprawą oryginalnego wzornictwa i możliwości dopasowania do wielu zestawów. Ze spódniczką z falbankami, sukienką mini lub spodniami jeansowymi z haftem – wybór na lato jest nieograniczony.
Sukienka w kwiaty
box:imagePins
box:pin
box:pin
Pierwsza propozycja, która bez wątpienia spodoba się każdej małej fashionistce to połączenie espadryli z romantyczną sukienką w kwiaty. Ten zestaw, choć na pozór niepasujący do siebie, wyjątkowo dobrze sprawdzi się w trakcie sezonu letniego. Jeśli chodzi o długość, warto zdecydować się na sukienkę mini – będzie idealna w upalne dni. Obuwie natomiast powinno być w stonowanym kolorze, bez dodatków. Kwiaty na ubraniu już same w sobie stanowią niezwykłą ozdobę, dlatego wybieraj gładkie modele, najlepiej materiałowe. Dziewczynki zazwyczaj przepadają za różowym kolorem, więc śmiało można wziąć go pod uwagę.
Spódniczka z falbankami
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
Jeśli nie sukienka, to może spódniczka.? To kolejny element odzieży, który uwielbiają dziewczynki. Tym razem jednak zamiast kwiatów warto wykorzystać falbanki. Spódniczka mini z efektownymi falbankami sprawdzi się w każdej stylizacji – ze skórzanymi balerinkami, klasycznymi trampkami, ale również z espadrylami w roli głównej. Jedną ze sprawdzonych propozycji będzie duet z różową spódniczką i denimową koszulą. Ten zestaw kolorystyczny jest szczególnie modny w nadchodzącym sezonie. Do tego przydadzą się espadryle z kwiatowym motywem, które dodadzą nietuzinkowego charakteru i dopełnią całość.
Spodnie jeansowe
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
A co powiesz na zestawienie espadryli z poprzecieranymi jeansami typu boyfriend i koszulą w kratę? Ten oryginalny zestaw to absolutny must have na lato! Koszula bez rękawów sprawdzi się w każdym duecie, ale gdy w grę wchodzą spodnie jeansowe – nie ma sobie równych. Do tego koniecznie dobierz espadryle. Tym razem warto zdecydować się na model z odkrytymi piętami zapinany przy kostce. Dodadzą niepowtarzalnego charakteru, a jednocześnie okażą się praktyczne podczas letnich upałów. Jeśli chodzi o dobór kolorystyki, możliwości jest wiele, ale sprawdzonym połączeniem, które spodoba się małej fashionistce, będzie czerwień z błękitem.
Espadryle to niewątpliwie rodzaj obuwia, który przypadnie do gustu każdej dziewczynce. A to wszystko za sprawą nieograniczonego wyboru poszczególnych modeli, wzorów i kolorystyki. Na rynku dostępnych jest wiele ciekawych wariantów, które idealnie wpasują się w casualowe, ale i sportowe stylizacje. Na spacer, spotkanie z przyjaciółmi, a może przejażdżkę rowerową? Niezależnie od okazji – espadryle sprawdzą się świetnie. | Espadryle – propozycje na dziewczęce stylizacje z ich udziałem |
Jeśli masz subtelną urodę, której towarzyszy jasna, delikatna karnacja, jesteś uroczą panią wiosną. Jesienne stylizacje mogą odkryć i zaakcentować twoje naturalne piękno, pod warunkiem, że dobierzesz właściwe stroje oraz nie zapomnisz o wysmakowanym makijażu i biżuterii. Wiosenny czar...
Pewnie nie raz zastanawiałaś się, dlaczego przyjaciółce do twarzy w ostrych, pomarańczowych odcieniach, a tobie zdecydowane kolory w ogóle nie pasują. Wyraźne barwy przyćmiewają twoją urodę, a w „butelkowych” zieleniach wyglądasz blado i nieatrakcyjnie. Wiosenny urok wymaga szczególnych, delikatnych stylizacji, dzięki którym subtelne rysy i cera nabiorą blasku.
Istnieją cztery podstawowe typy urody: wiosna, lato, jesień i zima – każda z nich odpowiada jednej porze roku i w jakiś sposób oddaje walory panującej w „swoim” czasie aury. Najistotniejsze kryteria, dzięki którym możesz przypisać się do konkretnej grupy to: kolor oczu, włosów i karnacja. Jeśli masz wątpliwości, do której kategorii należysz, poradź się profesjonalnego stylisty lub skorzystaj z pomocy specjalnych programów multimedialnych. Wiele osób potrafi ustalić rodzaj urody „na pierwszy rzut oka”. Jesteś pewna, że pani wiosna to właśnie ty? Dowiedz się, jak wydobyć czar z wiosennego wdzięku.
Na początku przyjrzyj się dokładnie swojej twarzy w lustrze – wiosna to urzekająca blondynka o jasnej, finezyjnej cerze i niepospolitej barwie oczu. Zwykle patrzy na świat oczyma lazurowymi, zielonymi, szarozielonymi, szaroniebieskimi, niebieskimi, jasnobrązowymi lub w kolorze lipowego miodu. Nietuzinkowemu spojrzeniu towarzyszy karnacja przywodząca na myśl szlachetną kość słoniową albo jasne złoto. Czarujące usta przybierają kolor koralu, dojrzałej brzoskwini czy łososia. Czasem nos i policzki zdobią wesołe, drobne piegi, a na twarzy często „zakwitają” rumieńce. Gdy się opalasz – twoja skóra może subtelnie brązowieć lub się zaczerwieniać. Masz wyjątkowo wrażliwą cerę, o którą powinnaś w sposób szczególny się troszczyć.
Delikatne, ciepłe barwy
Na jesień skomponuj sobie garderobę, w której królują subtelne barwy, by nie przygaszały twojego naturalnego wdzięku. Bluzki wybieraj w kolorach, które nie przyćmią oczu i delikatnych rysów: piaskowe, kremowe, słomkowe, waniliowe, jasnobeżowe. Zwracaj uwagę na swetry i sukienki koralowe, morskie i lila. W sklepach odzieżowych przymierzaj spodnie turkusowe i lekko granatowe.
Na chłodne wieczory i poranki przydadzą się czapka, rękawiczki i szal – decyduj się na odcienie jaśniejsze, które mogą kontrastować z nieco ciemniejszą tonacją płaszczy i ciepłych kurtek. Wiosna lubi zieleń, ale nie sięgaj po nuty butelkowe, w których ci nie do twarzy. Wybieraj jasne tony, które znakomicie harmonizują z twoją cerą i dodają ci niepowtarzalnego czaru. Dzięki nim nie znikniesz w tłumie koleżanek o ciemnych włosach i karnacji.
W twojej jesiennej szafie nie może zabraknąć szarości – dobieraj wyłącznie ciepłe odcienie koloru. Zupełnie zrezygnuj z ponurych czerni i jasnej „nieprzełamanej” bieli – to barwy zarezerwowane dla innych typów urody. Ty jesteś wiosną – ubieraj się zatem stosownie do tej pory roku – nie stroń od wzorzystych tkanin. Znakomicie prezentujesz się we wszelkich kwiatkach, groszkach i kolorowych listkach. Niełatwo trafić na te desenie jesienią, gdy na sklepowych półkach dominują stonowane i smutniejsze akcenty. Jednak w internetowych propozycjach bez wątpienia znajdziesz drobiazgi, które współgrają z twoją naturą.
Subtelny makijaż i klasyczne ozdoby
Przydadzą ci się kardigany w świetlistych tonach – wszelkie przełamane odcienie bieli podkreślą twój powab. Sięgnij po niebarwione wyroby z owczej wełny, kolory kremowe, ecru. Do twarzy ci w delikatnych, złotych odcieniach, które przypominają pierwsze promienie wiosennego słońca. Garderoba w barwach jasnych beżów, brązów i ziaren morskiego piasku to wybór idealny.
Gdy skompletujesz zawartość szafy na deszczowy sezon, nie zapomnij dobrać właściwych kosmetyków. Zrezygnuj z malowania oczu kredką – to za mocny akcent dla twoich subtelnych rysów. Usta maluj barwami tylko odrobinę ciemniejszymi od naturalnych lub stosuj bezbarwne szminki, które jedynie dodają blasku. Podkreśl kości policzkowe – na pędzel nabierz róże łososiowe lub brzoskwiniowe. Wybieraj subtelne cienie do powiek – w tonach słabego kakao, moreli albo ciepłych szarości.
Biżuteria, którą nosisz, nie może odsuwać w cień twojego czaru. Sięgaj po drobne, klasyczne ozdoby, w których połyskuje szafir, bursztyn czy topaz.
Gdy już włożysz urzekającą garderobę, a urodę podkreślisz nienagannym makijażem i wyszukaną biżuterią, przejrzyj się w lustrze. Dokąd się dziś wybierzesz? Na wytworne przyjęcie, imprezę w klubie czy długi, jesienny spacer? | Typ urody wiosna: modowe propozycje na jesień |
Halloween to dzień, w którym dziecko może być kim tylko zapragnie. To także idealna okazja do tego, aby spełnić marzenie twojej córki o byciu księżniczką. Jaki kostium będzie najbardziej odpowiedni? Księżniczek prosto z bajek jest naprawdę niezliczona ilość. Jak wybrać tę, która będzie idealna dla twojego dziecka? Najlepiej po prostu zapytać. Jeśli jednak twoja córka będzie niezdecydowana – przychodzimy z pomocą i przedstawiamy 4 propozycje stylizacji prosto z królewskiego dworu!
Elsa
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Buty H&M ok 55 złotych; Sukienka H&M ok 80 złotych; Sukienka Cool Club 59,99 złotych; Bluzka CoolClub 39,90 złotych; Czapka Reserved 19,99 złotych; Rajstopy H&M 29,90 złotych; Buty niebieskie H&M 79,90 złotych; Opaska H&M 19,90 złotych
Elsa z bajki „Kraina lodu”to chyba jedna z najbardziej popularnych księżniczek. Z pewnością każda dziewczynka marzy o tym, aby być Elsą! I choć jest ona blondynką, ten kostium halloweenowy świetnie sprawdzi się u każdej dziewczynki. Zawsze możesz przecież wykorzystać blond perukę!
Jak wygląda stylizacja księżniczki o której mowa? Niezbędna jest niebieska tiulowa sukienka z długim rękawkiem, białe rajstopki oraz piękny diadem wysadzany niebieskimi kryształami! Pamiętaj, aby z włosów twojego dziecka zapleść warkocz – to znak rozpoznawczy Elsy. Możesz również kupić gotowe kostiumy, które często w zestawie posiadają również sztuczny blond warkocz. W prosty sposób możesz doczepić go swojemu dziecku. Dopełnieniem kostiumu będzie także berło, również z niebieskimi kryształami. Spraw radość swojej córce i pozwól jej być Elsą podczas Halloween!
Królewna Śnieżka
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Kostium H&M 49,90 złotych; Top H&M 14,90 złotych; Spódnica biała Cool Club 49,99 złotych; Spódnica czerwona H&M 49,90 złotych; Spódnica tiul H&M 39,90 złotych; Opaska H&M 22,90 złotych; Buty H&M 39,90 złotych
Któż nie zna Królewny Śnieżki i jej historii? To jedna z bajek, na której wychowało się kilka pokoleń. To także idealna okazja na to, aby twoja córeczka wyglądała pięknie podczas święta strachu, jakim jest Halloween!
Sukienka z żółtym dołem oraz ciemnoniebieską górą z czerwonymi elementami to niezbędna część kostiumu. Możesz zastąpić ją żółtą tiulową spódnicą i granatową bluzką na krótki rękaw. Aby całość wyglądała niczym z bajki, potrzebna będzie także czerwona opaska z kokardą na włosy. Cały kostium kupisz na Allegro już za ok. 60 zł! Nie zapomnij o tym, aby do koszyka na cukierki włożyć także nadgryzione jabłko ;)
Królewna Egiptu
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Sukienka Cool Club 89,99 złotych; Naklejki na twarz Accessorize 30 złotych; Naszyjniki Bershka 39,90 złotych; Opaska H&M 14,90 złotych; Pasek H&M 29,90 złotych; Sandały H&M 59,90 złotych
Jeśli twoja córka nie przepada za sukniami balowymi i lubi odróżniać się od reszty, kostium księżniczki Egiptu będzie idealny na halloweenową eskapadę po domach w poszukiwaniu cukierków. Za sprawą białej sukienki (lub dobrze zawiązanego białego prześcieradła), twoje dziecko będzie wyglądało niczym Kleopatra! Potrzebny będzie także złoty, materiałowy pasek zawiązany wokół talii oraz korona, której rolę będzie pełnić złota opaska. Jeśli chcesz urozmaicić cały strój swojego dziecka, dopełnij go cienką niebieską pelerynką i orientalną biżuterią. Cały strój Kleopatry znajdziesz również na Allegro!
Kopciuszek
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Sukienka Cool Club 99,99 złotych; Sukienka H&M 59,90 złotych; Opaska H&M 19,90 złotych; Buty RenBut 199,99 złotych; Rajstopy H&M 49,90 złotych
Historię o złej macosze oraz pracowitej dziewczynie, która zgubiła swój pantofelek zna chyba każda dziewczynka! Dlatego też strój Kopciuszka na Halloween będzie strzałem w dziesiątkę. Wystarczy niebieska sukienka z bufiastymi rękawami, berło oraz piękna złota korona, aby twoja córka poczuła się jak prawdziwa księżniczka! Jako dodatek do całej stylizacji możesz wykorzystać także balowe rękawiczki, białe rajstopki oraz… białe pantofelki! Natomiast włosy swojej córki koniecznie zepnij w koczek. Cały kostium Kopciuszka dostępny jest na Allegro już od ok. 40 zł.
Halloween to nie tylko czas na straszne przebrania. To przede wszystkim czas, w którym dzieci mogą przez chwilę być tym, kim chcą. Czas, który mogą wykorzystać na niesamowitą zabawę, a przy okazji zebrać kilka łakoci. Aby jeszcze bardziej zachęcić swoje dziecko do zabawy, koniecznie przebierz się razem z nim! | Halloween w stylu księżniczki - 4 stylizacje |
Kto powiedział, że piękne i seksowne ciało jest tylko w rozmiarze S? Kobiety mające trochę więcej ciała wcale nie muszą źle wyglądać w stroju kąpielowym! Każda z nas może dobrać strój do swojej figury i czuć się w nim wyjątkowo i kobieco! Podpowiadamy, jak wybrać wyszczuplający strój kąpielowy, by nie tylko był modny, dobrze leżał, ale także wysmuklał i modelował sylwetkę dzięki odpowiedniemu fasonowi. Doradzamy także, co jest najważniejsze przy wyborze stroju kąpielowego, jednoczęściowego lub bikini, dla pań noszących rozmiar XL.
Solidne oparcie dla biustu
Panie, które mają nieco więcej ciała, przy wyborze stroju kąpielowego powinny wziąć pod uwagę kilka ważnych czynników. Przede wszystkim, jeśli natura obdarzyła nas obfitszym biustem (co jest częste w przypadku pań noszących większe rozmiary), trzeba poszukać takiego stroju, który będzie odpowiednio podtrzymywał piersi. Na szczęście jest spory wybór strojów dla pań z dużym biustem. Najlepszy będzie strój z wbudowanym biustonoszem – usztywniane miseczki, wzmocnienia po bokach ładnie wyeksponują biust. Jeśli nie lubimy usztywnianych miseczek, warto rozważyć wybór modelu z fiszbinami, gdyż one także doskonale utrzymują biust. Przydatna będzie także możliwość regulacji ramiączek. Panie, które chcą podnieść biust, mogą zdecydować się na kostium jednoczęściowy lub dwuczęściowy ze zmysłową górą typu push up. Najlepiej, jeśli rozmiar wbudowanego biustonosza odpowiada wielkości miseczki, którą zwykle wybieramy, kupując stanik. Znajdziemy także stroje zbudowane z dwóch warstw – zewnętrznej kolorowej i wewnętrznej podszewki, która modeluje i wyszczupla sylwetkę.
Jednoczęściowy lepiej modeluje
Wybierając kostium na wymarzone wakacje, warto wziąć pod uwagę rodzaj stroju: jednoczęściowy, monokini (bardzo mocno wycięty strój jednoczęściowy), dwuczęściowy, bikini, a może tankini (top i majtki)? Jeśli chcemy ukryć niedoskonałości ciała, najlepszym wyborem będzie kostium jednoczęściowy. Pomyśl nad tym, co chcesz ukryć. Jeśli masz ładny biust, a wstydzisz się brzuszka, wybierz model z głębszym dekoltem. Dobrym rozwiązaniem będzie kostium wiązany na szyi, gdyż eksponuje biust i czyni go okrąglejszym. Możesz zdecydować się na kostium, który ma kolorową lub wzorzystą górę, a dół ciemny lub jednolity, przez co nie przyciąga wzroku. Wzory podłużne optycznie wyszczuplą sylwetkę. Niezwykle efektowne są jednoczęściowe kostiumy marki Self, adresowane m.in. do pań noszących rozmiar XL. Co je wyróżnia? Modny wygląd, wysoka jakość tkaniny, a także właściwości modelujące: przód kostiumu wysmukla brzuch, a usztywnione miseczki utrzymują biust, nadając mu także „jędrny wygląd”. Dla pełnego komfortu ruchów, wszyto podszewkę. Świetnie będzie się też prezentował strój marszczony: efektowne marszczenia tuszują drobne niedoskonałości sylwetki i prezentują na plaży w atrakcyjny i modny sposób. Warto także poznać propozycję kostiumów jednoczęściowych Triumph: eleganckie, modelujące, ponadczasowe.
Dla miłośniczek strojów dwuczęściowych
Doskonałym rozwiązaniem jest także tankini, kostium dwuczęściowy składający się z topu i majteczek. Wybierając np. dekolt w kształcie litery V, optycznie wydłużamy szyję i wyszczuplamy ramiona. Wiązane na szyi odwrócą uwagę od brzucha. Co na dół? Mogą być szorty, ale zdecydowanie bardziej polecane są figi z wyższym stanem (spłaszczą brzuch, wymodelują pośladki), wysoko wykrojone na linii nóg. Dzięki temu optycznie wydłużamy nogi. Jedną z firm oferujących szeroki wybór tankini w większych rozmiarach jest Kris Line. Znajdziemy tu tankini uszyte z wysokiej jakości elastycznej tkaniny o fasonach wyszczuplających sylwetkę. Dłuższa koszulka o regulowanej długości posiada biustonosz z miękkimi miseczki na fiszbinach, doskonale podtrzymujący biust. Ramiączka są odpowiedniej szerokości, dzięki czemu nie będą wrzynać się w skórę. Zgrabną pupę zapewnią figi o klasycznie skrojone o działaniu lekko ściągającym. Modne tankini w kwiatowe wzory, krateczkę, grochy czy cętki oferuje Bon Prix. Co warto wiedzieć, przy tankini górę i dół możemy dokupić osobno, co jest ważne dla pań, które noszą inny rozmiar na górze i inny na dole. Kostium ten oferuje nieco mniej podparcia niż strój jednoczęściowy, ale daje więcej swobody. Top powinien być wielokolorowy lub w pionowe paski.
A co jeśli nie wyobrażamy sobie wakacji bez bikini? Jest to możliwe nawet w rozmiarze XL! Producenci oferują np. bikini z dołem o wysokim stanie , dzięki czemu ukryjemy wystający brzuszek. Natomiast fiszbiny lub miseczki typu push up uniosą ładnie biust. Efektowne bikini w wyrazistych kolorach, modnych wzorach – np. z neonową lamówką – znajdziemy u Gabbiano. Soczystych barw i gustownych fasonów bikini możemy też poszukać u Marko, producenta oferującego również specjalnie zaprojektowane kostiumy dla kobiet z dużym biustem.
Najkorzystniejsze fasony i kolory
Wybierając kostium, koniecznie musimy zwrócić uwagę na linię nóg. Kostiumy ze spódniczkami lub krótkimi spodenkami mogą być bardzo niekorzystne: sprawiają, że uda i biodra wydają się jeszcze masywniejsze niż w rzeczywistości. Natomiast większe wycięcia przy figach sprawiają, że nasze nogi wyglądają na dłuższe i smuklejsze.
Nie uciekajmy w ponure barwy! Kostiumy kąpielowe występują w całej gamie soczystych barw, które dodają więcej uroku niż czerń. Dobierzmy kolor do naszej karnacji, upodobań, typu urody, odcienia włosów czy pod barwę oczu. Nie bójmy się tego! Możemy też poszukać kostiumu dwukolorowego: jasne kolory mogą odwrócić uwagę innych od dołu i skupić ją na górze. Natomiast wzorzyste elementy połączone z jednolitym dołem również wyeksponują to, co jest atutem naszej sylwetki. Z kolei dodatek bieli (np. na lamówkach) przy wyrazistej barwie nada całości lekki, świeży wygląd. Jeśli jednak zdecydowanie lepiej czujemy się w ciemnych barwach, poszukajmy choćby takiego kostiumu, który ma dodatki biżuteryjne – np. przy biuście lub drobne wzorzyste wstawki.
Warto też zwrócić uwagę, z czego uszyty jest strój, zwłaszcza, jeśli planujemy uczęszczać na aqua aerobik. Chlorowana woda może niekorzystnie wpłynąć na niektóre materiały. Kostiumy z bawełny szybko płowieją podczas kąpieli w basenie. Strój z lycry pod wpływem chloru nie tylko spłowieje, ale dodatkowo się rozciągnie. Najlepszy będzie więc strój wykonany z poliestru. Niektórzy producenci mają także kostiumy odporne na chlor. Są one droższe, ale zdecydowanie bardziej wytrzymałe.
Sezon wakacyjny zbliża się wielkimi krokami. Wszyscy czekamy na niego z utęsknieniem. Nawet jeśli nasza waga odbiega od wymarzonej, a biodra mierzą o kilka centymetrów za dużo, nie jest to powodem, by w upalne dni stronić od pokazywania się nad wodą. Wręcz przeciwnie! W bogactwie fasonów, wzorów, kolorów kostiumów kąpielowych każda z nas znajdzie dla siebie idealny strój, by nad morzem lub jeziorem czuć się pięknie i kobieco. | Stroje kąpielowe dla pań w rozmiarze XL |
Szukanie złotego środka między wielkością tabletu a jego mobilnością ciągle trwa. Firma Modecom poszerzyła swoją ofertę o tablet z przekątną ekranu 7,85 cali. FreeTAB 7.5 oferuje dobre podzespoły, jak na swoje niewielkie wymiary. Jakość wykonania i obudowa
FreeTAB 7.5 to kolejny produkt firmy Modecom, jaki mam okazję przetestować. Podobnie jak inne tablety tego producenta i ten cechuje się wysoką jakością wykonania i dobrego spasowania elementów. Już przy pierwszym kontakcie zaufanie wzbudza aluminiowy tył. Ma to swoje plusy, obudowa jest bardziej wytrzymała na czynniki zewnętrzne niż plastik i prawie wcale nie zbiera odcisków palców. Przez to estetyka tabletu pozostaje na dłuższy czas milsza dla oka.
Prosta architektura obudowy nie wywołuje większych emocji. Design FreeTABa 7.5 jest podobny do większości innych modeli. Ramki wokół ekranu tabletu są na tyle szerokie, że nie zasłaniamy sobie palcami zawartości wyświetlacza. Niestety trochę gorzej rozwiązano kwestię głośnika, który znajduje się z tyłu. Gdy będziemy trzymać tablet poziomo, istnieje duże prawdopodobieństwo, że przysłonimy go dłonią. Co do jakości dźwięku jaki generuje, także nie mogę powiedzieć dobrego słowa. Przetwornik mógłby być trochę głośniejszy i oferować muzykę o lepszej jakości. Pod względem audio, tablet niczym się nie wyróżnia wśród budżetowego sprzętu.
Na „plecach” znajduje się też główna kamera o rozdzielczości 2 Mpix. W związku z tym, radziłbym wykonywać zdjęcia tylko w ostateczności. Będą nadawać się do wrzucenia na portal społecznościowy, jednak o umieszczeniu ich w rodzinnym albumie bym zapomniał.
Na krawędziach umieszczono dobrze wyczuwalne, fizyczne przyciski oraz sloty na kartę SIM oraz microSD.
Ekran
Tablet został wyposażony w ekran o dość nietypowej przekątnej 7,85 cala. Przy tej wielkości matrycy wygodnie przeglądało mi się serwisy internetowe oraz oglądało filmy. Większość producentów tabletów oferuje 7-calowe wyświetlacze i proporcje 16:9. Czy te dodatkowe 0,85 cala robi jakąś różnicę? Trudno powiedzieć. Dla mnie praktycznie niezauważalną. Proporcje obrazu 4:3 są wygodniejsze, jeżeli chodzi o przeglądanie zdjęć, stron internetowych czy sprawdzanie poczty. Nieco mniej komfortowo ogląda się wówczas filmy.
Rozdzielczość 1024 x 768 pikseli i technologia IPS gwarantują wyraźny, nasycony barwami obraz. Kąty widzenia są więcej niż dobre. Ekran FreeTABa 7.5 należy zaliczyć do jego plusów.
Bateria
Tablet został wyposażony w akumulator o pojemności 4200 mAh. Długość pracy na pojedynczym ładowaniu trochę rozczarowuje. Przy zachowaniu automatycznej jasności wyświetlacza, średnio udało mi się uzyskać 5–7 godzin pełnej aktywności sprzętu. Jednogodzinny materiał wideo (plik mp4), przy ustawieniu głośności oraz intensywności podświetlenia na maksymalnym poziomie, „pochłonął” 20% poziomu naładowania ogniwa. Zabieranie ze sobą ładowarki będzie więc koniecznością.
Interfejs i oprogramowanie
Modecom FreeTAB 7.5 IPS X4 3G+ pracuje w oparciu o system operacyjny Android. Standardowo możemy liczyć na najbardziej użyteczne aplikacje, takie jak: odtwarzacz audio i wideo, klienta poczty, przeglądarkę internetową, program do czytania e-booków. Przez okres, na jaki tablet został mi udostępniony, ani razu nie doświadczyłem zawieszenia systemu czy spowolnienia pracy jakiegokolwiek programu. Dzięki wbudowanemu modemowi 3G możemy także wykonywać połączenia telefoniczne. Choć trzymanie przy uchu 7,85-calowego urządzenia nie jest zbyt wygodne i wzbudza zainteresowanie osób postronnych.
Wśród zainstalowanego oprogramowania znajdziemy także Aktualizator. Innymi słowy, w prosty sposób będziemy mogli dbać o aktualizację dla naszego urządzenia. Czy producent przewiduje takie dla FreeTaba 7.5 w najbliższym czasie? Trudno powiedzieć.
Podsumowanie
Firma Modecom już nie raz pokazała, że potrafi zaprezentować ciekawy tablet. Producent z miesiąca na miesiąc wzbogaca swoje portfolio o kolejne modele. FreeTAB 7.5 IPS X4 3G+ nie wyróżnia się zbytnio na tle konkurencyjnych produktów (np. Goclever Aries 785). Za około 620 złotychużytkownik może liczyć na solidnie wykonane urządzenie z przyzwoitą wydajnością oraz dobrym wyświetlaczem. Gorzej prezentuje się głośnik i aparat fotograficzny (choć chyba nikt nie kupuje tabletu, aby robić zdjęcia). Również długość działania na pojedynczym ładowaniu baterii mogłaby być dłuższa o godzinę bądź dwie. Sporym autem modelu jest wbudowany modem 3G i GPS. Dzięki temu tablet sprawdzi się także jako nawigacja samochodowa (w tym przypadku dokupienie ładowarki samochodowej będzie koniecznością). | Test tabletu Modecom FreeTAB 7.5 IPS X4 3G+ |
Towarzyskie gry słowne to doskonały sposób na spokojną rozrywkę z bliskimi. Oto przegląd kilku z nich. Początki nauki szkolnej mogą być zabawne
Twoje dziecko jest w wieku szkolnym? Zadbaj o jego prawidłowy rozwój! Pokaż swojemu maluchowi, że nauka wcale nie musi być trudna. Połącz przyswajanie wiedzy z zabawą, a nauka stanie się dla niego o wiele łatwiejsza. Jeśli twoje dziecko dopiero rozpoczyna edukację szkolną, zacznij od gier, które nauczą je, jak dzielić wyraz na sylaby. To prosta, a zarazem przyjemna zabawa, która wesprze twojego malucha w początkowej fazie nauki. Czytanie, pisanie, dzielenie wyrazów na sylaby to pierwsze ważne zadania, z jakimi spotyka się dziecko w szkole – dzięki grom nauka może być przyjemniejsza i prostsza.
Jeżeli zależy ci na tym, aby twoje dziecko podczas zabawy nauczyło się kilku zasad ortografii, możesz również wykorzystać do tego atrakcyjne gry słowne. Gry ortograficzne to idealne połączenie szkolnych wymagań z dobrą zabawą. Wystarczy, że poświęcisz kilka minut w tygodniu na zabawę z dzieckiem przy takiej grze, a dyktando nie będzie już problemem. Pokaż mu, że ortografia wcale nie musi być straszna.
Nauka języka obcego
Wśród gier słownych znajdziesz także ciekawe propozycje, które doskonale sprawdzą się w nauce języka angielskiego. Proste zasady i nauka połączona z zabawą stanowią doskonały przepis na powodzenie w szkole oraz dobrą zabawę. Należy jednocześnie zaznaczyć, że taka forma spędzania wolnego czasu nie tylko przyczynia się do rozwoju umiejętności twojego dziecka, ale jednocześnie wpływa korzystnie na wasze relacje. Wspólna nauka i zabawa to najlepszy czas, który możecie spędzić razem.
Ciekawe propozycje dla starszych dzieci i nie tylko
Jeżeli masz starsze dziecko, również możesz spędzić z nim czas, grając w gry słowne. Scrabble to prawdopodobnie najpopularniejsza tego typu gra. Jeżeli nie masz pomysłu na to, jak zorganizować niedzielne popołudnie z rodziną, Scrabble to doskonały pomysł! Ta prosta i jednocześnie niezwykle angażująca gra jest świetną propozycją na spędzenie czasu z bliskimi i wspólną dobrą zabawę. Wymyślanie słów z wylosowanych wcześniej liter nie jest łatwą sprawą. Jednak z czasem okazuje się, że zadanie to nie jest też wcale takie trudne!
Na początku gra w Scrabble opierać się może jedynie na układaniu słów, z czasem jednak bardziej wytrawni gracze zwracają uwagę na punktację przy literach – to powoduje, że układanie słów nie nudzi się, a gra jest ciągle atrakcyjnym wyzwaniem.
Kreatywne kalambury
Inną propozycją, przeznaczoną dla graczy poszukujących większych wrażeń, jest gra Taboo. To nowoczesna wersja kalamburów, która wkracza na zupełnie nowy poziom gry – każdy z uczestników musi uważać na to, jakich słów nie może używać do opisu konkretnego hasła, które powinno być odgadnięte. Ta pełna śmiechu gra pozwala na wspólną integrację podczas aktywnego główkowania.
Podsumowanie
Gry słowne to doskonała zabawa zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci. Dla najmłodszych jest to doskonała forma nauki połączonej z zabawą. Dla starszych natomiast jest to świetna okazja do tego, aby spędzić trochę czasu z bliskimi i zrelaksować się. | Przegląd gier słownych |
Świetnym sposobem na dogrzanie się w czasie jesienno-zimowych przejażdżek jednośladem jest włożenie bielizny termicznej – koniecznie dobrej jakości. Produkty renomowanych firm dzięki zastosowaniu najnowszych technologii z pewnością zapewnią ci komfort jazdy i zmniejszą ryzyko przeziębień czy przewiania. Jesienią i zimą motocykliście nie jest łatwo – trzeba inaczej jeździć, doposażyć motocykl w odpowiednie części i akcesoria – m.in. zimowe opony czy podgrzewane manetki – a także uzupełnić garderobę. Niestety grubsze rękawiczki czy kominiarka nie wystarczą. Nawet zwykłe kalesony na nic się zdadzą, gdy temperatury na skali Celsjusza są jednocyfrowe. Dodatkowo zmienność aury – raz ciepło, raz zimno, raz słońce, a raz wiatr i deszcz – sprawia, że nieodpowiednio ubrani bardzo szybko możemy się spocić, a następnie zmarznąć. Ubranie „na cebulkę” jest dobre w czasie spacerów, a nie w trasie – kto przy zdrowych zmysłach będzie się zatrzymywał co parę kilometrów, by zdjąć dodatkową bluzę lub ją włożyć? Jedyne rozsądne wyjście to skorzystanie z bielizny termoaktywnej.
Dlaczego warto postawić na jakość
Bielizna termoaktywna to mocno dopasowane ubranie – najczęściej spodnie oraz bluzka (z długimi lub krótkimi rękawami). Ale uwaga! Dopasowana nie oznacza opinająca, uciskająca czy niewygodna. Wręcz przeciwnie. Dobra bielizna termiczna jest jak druga skóra, która pomaga utrzymać odpowiedni komfort termiczny zarówno w ciepłe, jak i chłodne dni. I na tym polega jej główne zadanie – na odprowadzeniu wydzielanego przez skórę potu, by nie wsiąkł we włókna materiału, z którego jest uszyta, co skutkuje wychłodzeniem ciała.
Na ile odzież, którą włożymy, spełni swoją funkcję, zależy od jej jakości, a dokładniej od zaawansowania technologii użytych w procesie produkcji. W przypadku bielizny termicznej zazwyczaj sprawdza się zasada, że im droższa, tym lepsza. Powinna świetnie wentylować, a ponadto zawierać jony srebra lub włókna polipropylenu, które stanowią barierę dla bakterii powodujących przykry zapach. Warto również, by miała właściwości kompresyjne, czyli delikatnie uciskała te miejsca na naszym ciele, które w wyniku wstrząsów w czasie jazdy mogą ulegać mikrourazom.
Dla wymagających – przegląd ofert z wyższej półki
Brubeck Merino Wool
box:offerCarousel
Najtańsza z dzisiejszych propozycji, ale wyróżniająca się bardzo dobrymi właściwościami. Za mniej więcej 360 zł możemy kupić zestawbielizny termoaktywnej marki Brubeck składający się z kalesonów/getrów oraz koszulki z długim rękawem. Do ich produkcji użyto wełny merynosów, zapewniającej niezwykłe właściwości termiczne, brak szwów gwarantuje dużą wygodę noszenia. Zestaw pozwala utrzymać odpowiednią temperaturę ciała nawet w ekstremalnie niskich temperaturach. Dostępny w wersji dla pań i dla panów. Dokładając około 70 zł, możemy mieć do kompletu kominiarkę.
Rukka Wisa N2S
box:offerCarousel
Ponad 1000 zł będziemy musieli zapłacić za komplet bielizny termoaktywnej chroniącej przed wiatrem. Seria N2S, czyli Next to Skin to propozycja dla naprawdę wymagających użytkowników. Może być stosowana samodzielnie lub z dodatkową warstwą ocieplającą. Technologia Windstopper zapewni absolutną wiatroszczelność i pełną oddychalność, a to wszystko przy zachowaniu niezwykłej trwałości i lekkości.
Dainese MAP WS
box:offerCarousel
Na komplet tej bielizny (spodnie i bluza) musimy przygotować około 700 zł. W zamian otrzymamy świetnie dobraną technologicznie mieszankę tkanin zapewniającą ochronę przed wiatrem i utratą ciepła (Windstopper) oraz skuteczne odprowadzanie wilgoci w newralgicznych miejscach (Termolite). Bielizna jest tak uszyta, by zapewnić motocykliście absolutny komfort w każdej pozycji, jaką przyjmuje na jednośladzie.
Dainese D-core
box:offerCarousel
Kolejna bardzo dobra i nieco tańsza (ok. 450 zł) propozycja Dainese dostępna w dwóch bezszwowych wersjach. W zależności od preferencji możemy nabyć komplet bielizny całorocznej składający się z kalesonów/getrów i koszulki z długim rękawem (są damskie i męskie) lub postawić na termoaktywny kombinezon. Obie propozycje zapewniają wysoki komfort i skuteczną ochronę przed chłodem. Zastosowane technologie to m.in.: Anti-Odor zapobiegająca powstawaniu przykrego zapachu, kompresyjna Press Structure oraz Armor Pad – zwiększająca komfort w miejscach stykowych.
Klan
box:offerCarousel
Najdroższa i najbardziej „kosmiczna” jest propozycja firmy Klan. Mowa o elektrycznie ogrzewanej bluzie i spodniach. Komplet może być zasilany specjalnymi bateriami lub podłączany przewodami do akumulatora za pomocą gniazda 12 V. Zewnętrzna warstwa chroni przed wiatrem, natomiast kable pokryte są aluminiową powłoką zapewniającą optymalną redystrybucję ciepła. Do kompletu można dokupić podgrzewane skarpety. Taki luksus kosztuje około 1300 zł (bluza i spodnie). Dla mniej zamożnych wielbicieli elektrycznych bajerów firma Klan przygotowała elektryczne podpinki pod kurtki oraz kamizelki (również w wersji damskiej).
Zakup bielizny termoaktywnej to decyzja, do której każdy motocyklista powinien dojrzeć – lepiej wcześniej, niż później. Znane w motocyklowym świecie marki oferują produkty najwyższej jakości.
) | Bielizna termoaktywna z wyższej półki dla motocyklistów |
K380 to miniklawiatura z interfejsem Bluetooth do sprzętu mobilnego i nie tylko. Pozwala przełączać się pomiędzy trzema urządzeniami, wspiera Androida, Windowsa oraz systemy Apple, a dostępna jest jedynie za 150 zł. Sprawdźcie, czy warto ją kupić. Specyfikacja Logitech K380
wsparcie dla Windows 7, 8, 10, MAC OS 10.10 i nowszych, Chrome OS, Android 3.2 i nowszych, iOS 5 oraz nowszych, Apple TV drugiej i trzeciej generacji
interfejs: Bluetooth 3.0, zasięg do 10 m
zasilanie: 2x AAA
czas pracy na baterii: 24 miesiące
obsługa do trzech urządzeń jednocześnie
wymiary: 124 x 279 x 16 mm
waga: 423 g (z bateriami)
Wyposażenie
W zestawie z klawiaturą jest kartonowa nakładka z obrazkową instrukcją obsługi oraz linkiem do pobrania oprogramowania Logitech Options, a także dwie baterie AAA. Sprzęt jest więc od razu gotowy do działania.
Wygląd
Pod względem designu klawiatura prezentuje się wyjątkowo: od razu wpada w oko, przyciąga wzrok nietypowym kształtem klawiszy, ciekawą kolorystyką i zgrabnymi wymiarami. Dostępna jest w kolorze szarym z żółtymi wstawkami oraz w niebieskim z elementami turkusowymi – kolorystycznie daleko więc K380 do uniwersalnej czerni charakterystycznej dla urządzeń tego typu. Klawiatura została wykonana z grubych, matowo wykończonych i niepodatnych na zarysowania tworzyw sztucznych. Nie posiada żadnych połyskujących wstawek, które często bywają utrapieniem w klawiaturach lub myszkach.
Testowany model został oparty o układ QWERTY UK – ma duży klawisz Enter i krótki lewy Shift. Na rynku dostępne są również wersje K380 z układem US, czyli z wąskim Enterem i dłuższym Shiftem. Priorytetem była tutaj kompaktowość, więc blok klawiszy zintegrowano w klasyczny układ. Zrezygnowano z części klawiszy do sterowania kursorem: Home, End, Page Up i Page Down. Pozostawiono natomiast strzałki, lecz zostały one lekko zmniejszone i mają inny kształt.
Klawiatura jest wyspowa. Większość kapturków ma okrągły kształt, lecz poszczególne rzędy przycisków różnią się między sobą – pierwszy rząd jest wypukły (od lewego Ctrl po strzałki), blok alfanumeryczny jest wyraźnie wklęsły, zaś rząd funkcyjny wydaje się bardziej eliptyczny i wypukły. Ten ostatni spełnia domyślnie funkcje alternatywne. Przytrzymanie klawisza Fn aktywuje klasyczne funkcje, ale można też zdefiniować go na opcje alternatywne przy użyciu oprogramowania. Za pomocą klawiszy F1–F3 (żółtych) paruje się urządzenia, proces sygnalizują diody umieszczone nad przyciskami. Pozostałe klawisze rzędu odpowiadają za domyślne funkcje zarządzania oknami i aplikacjami, znajduje się tam także przycisk strony domowej, cofania i klawisze multimedialne, w tym sterowanie głośnością. Nadruki są proste, czytelne i precyzyjnie naniesione – klawiatura łączy funkcje Windows i MAC OS, funkcje systemu Apple oddziela kreska (są one opisane w kolorze szarym zamiast białego). K380 nie wymaga żadnej konfiguracji przy przełączaniu się pomiędzy komputerami o różnych systemach.
Obudowa klawiatury jest profilowana, skośna, rozszerza się ku tyłowi, ale jej wysokość nie przekracza 1,6 cm. Pod spodem widać cztery okrągłe, silikonowe stopki wysokiej jakości. Przy tylnej krawędzi znajduje się klapka skrywająca gniazda baterii. Natomiast lewy bok zawiera niewielki suwak włącznika wyposażony w diodę sygnalizującą stan ogniwa.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Nie mam zastrzeżeń co do wykonania. Konstrukcja tylko lekko pracuje przy mocnym naginaniu boków, tworzywa są wysokiej jakości, zostały bardzo dobrze spasowane, nic nie trzeszczy, a klawiatura prawie nie ugina się pod mocnym naciskiem. K380 wygląda na urządzenie droższe, design nie zdradza jej niskiej ceny.
Oprogramowanie
Producent udostępnia opcjonalny program Logitech Options, który ma bardzo estetyczny, prosty interfejs. Oprogramowanie dzieli ustawienia na dwie zakładki: Klawiatura oraz Easy-Switch. Na spodzie okna jest jeszcze skrót do dodatkowych ustawień i ich resetowania, a także wskaźnik połączenia i stanu baterii.
Pierwsza zakładka wyświetla dużą grafikę klawiatury w wysokiej jakości. Pozwala na zmianę funkcji klawiszy od F4 do F7. Opcji jest bardzo dużo, zarówno systemowych, jak i multimedialnych. Możliwe jest także wprowadzenie swojej sekwencji klawiszy.
Druga zakładka pokazuje sparowane urządzenia oraz pozwala je przełączać. Jest właściwie zbędna, gdyż to samo można zrobić z poziomu klawiatury.
W praktyce
Parowanie rozpoczyna się przytrzymując któryś przycisk żółtego koloru, wybieramy tym samym, w którym klawiszu ma być zapisany tablet, laptop lub Smart TV. Sam proces jest błyskawiczny, klawiatura wyszukiwana jest bez problemu – wystarczy wpisać odpowiednią sekwencję cyfr i można pracować. Równie szybkie jest przełączanie, dokonujemy go przez krótkie wciśnięcie wybranego klawisza Bluetooth.
Mimo pewnych ograniczeń i małego rozmiaru klawiatury pisze się na niej zaskakująco przyjemnie. Okrągłe przyciski wymagają pewnego przyzwyczajenia, ale sprawdzają się bardzo dobrze. Łatwo je wyczuć pod palcami, mają odpowiednie proporcje. Na szczęście nie zepsuto pozycji prawego klawisza Alt – wpisywanie polskich znaków nie jest więc wyzwaniem. Rozróżnienie klawiszy kształtem również sprawdza się bardzo dobrze, kciuki wygodnie opierają się o spację lub Alt, poszczególne przyciski można od siebie odróżnić przez dotyk. Nadruki są chropowate i wypukłe.
Praca klawiszy również zasługuje na pochwałę. Twardość jest optymalna, skok szybki, a odskok wyraźny. Mimo że klawisze są płytkie, to korzysta się z nich z satysfakcją. Pracują też bardzo cicho, gdyż zostały wyraźnie wytłumione – słychać tylko delikatny, przyjemny dla uszu stukot. K380 raczej nie będzie przeszkadzać osobom w naszym otoczeniu.
Kształt obudowy to również strzał w dziesiątkę, profilowanie sprawdza się bardzo dobrze, szczególnie gdy trzymamy klawiaturę na kolanach. Kiedy urządzenie leży na biurku, stopki wzorowo trzymają się blatu. Pod tym względem K380 jest lepsza od droższej i bardziej rozbudowanej K830.
Nie mam większych zastrzeżeń ergonomicznych. Komfortowo pisało mi się zarówno korzystając ze smartfona, tabletu, jak i nawet rozbudowanego komputera stacjonarnego. K380 jest jednak dosyć ciężka jak na urządzenie przeznaczone do transportu razem z tabletem czy laptopem. Licząc wagę baterii, niewiele brakuje jej do 0,5 kg.
Podsumowanie
Logitech K380 to niby tylko mała „klawiaturka” do urządzeń mobilnych, Smart TV czy HTPC. Ma jednak duży potencjał, sama konstrukcja została dobrze przemyślana i solidnie wykonana. Współpraca z kilkoma urządzeniami jednocześnie, sporo funkcji multimedialnych i programowalne klawisze stanowią bez wątpienia jej duże atuty. Wrażenie robi także możliwość aż dwuletniej pracy na jednym zestawie baterii.
Trzeba znać jednak ograniczenia produktu. To w końcu zmniejszony układ, więc gdy wykorzystamy go do zaawansowanej pracy, może zabraknąć wielu klawiszy. K380 sprawdzi się lepiej jako narzędzie do szybkiego napisania maila lub wyszukiwania informacji w Internecie, w takich zadaniach klawiatura spisuje się bardzo dobrze. Szkoda, że nie jest trochę lżejsza.
Jeśli potrzeba bardziej rozbudowanego układu klawiszy oraz klawiatury, która ma zastąpić myszkę, to polecam model K830 z touchpadem, jest on jednak wyraźnie droższy. Bardzo ciekawym wyborem może być również K480, zintegrowana z podstawką na tablet lub smartfona. Ma podobny design i możliwości do opisywanego modelu.
Zalety: bardzo dobre wykonanie; nowoczesny wygląd; dwuletnia praca na bateriach; przemyślany i ergonomiczny układ oraz kształt klawiszy; błyskawiczne parowanie i przełączenie się pomiędzy urządzeniami; wysoka kompatybilność.
Wady: trochę zbyt ciężka; może brakować niektórych klawiszy (nie można ich zaprogramować w klawiszach funkcyjnych); brak czarnej wersji kolorystycznej. | Test klawiatury Bluetooth Logitech K380 – gadżet czy coś więcej? |
Nawet na wakacjach bez telefonu ciężko żyć. Dzwonimy z niego, piszemy smsy do rodziny i znajomych, a nierzadko wykorzystujemy go jako aparat albo źródło interentu. Co jednak, jeśli nasz sprzęt przez nieuwagę wyląduje w basenie czy jeziorze? Warto zastanowić się, czy na aktywny urlop nie zabrać ze sobą wodoszczelnego lub – jeszcze lepiej – wodoodpornego telefonu. SONY XPERIA Z3
Charakteryzujący się dobrą specyfikacją oraz odpornością na kontakt z wodą Sony Xperia Z3 może być interesującą propozycją dla osób szukających smartfona, który będzie wykonywać dobre zdjęcia i umożliwi nam korzystanie podczas urlopu chociażby z internetu czy nawigacji GPS. Na pokładzie tego urządzenia znajdziemy 5,2-calowy ekran IPS LCD pracujący z rozdzielczością Full HD, chipset Snapdragon 801, czterordzeniowy układ Krait 400, 3GB pamięci RAM, aparat 20 megapikseli oraz odporność na zanurzenia do 1,5-metra. Ponadto znajdziemy tutaj łączność WiFi, Bluetooth 4.0 oraz NFC. Cena Xperii Z3 wynosi obecnie około 1000 złotych.
CAT S30
Nie tylko na wodę, ale również na uszkodzenia mechaniczne odporny jest kolejny smartfon. CAT S30 jest telefonem dedykowanym aktywnym fizycznie osobom. Posiada on 4,5-calowy ekran TFT 480 x 854 pikseli, 1GB pamięci operacyjnej, 8GB na pliki, łączność 4G, GPS, WiFi oraz obsługę dwóch kart SIM. CAT S30 ma certyfikat IP68. Jego cena to 1000 złotych.
MYPHONE HAMMER
O wiele tańszą propozycją urządzenia, które jest między innymi wodoodporne, może być myPhone Hammer. Rodzima firma już kilka lat temu zaprezentowała ten telefon, który obecnie kosztuje około 160 złotych. Jednobryłowa konstrukcja, prostota i jakość. Na pokładzie znajdziemy… latarkę, aparat 2-megapiksele i DualSIM.
SAMSUNG SOLID
Wspomniana polska produkcja niewątpliwie bazowała była na klasyce gatunku – Solidzie. To prekursor prostych, solidnych telefonów. Wodoodporny, wytrzymały na uderzenia oraz odporny na kurz. Specyfikacja to między innymi 2-megapikselowy aparat, bateria 1300 mAh oraz 30MB pamięci.
EVOLVEO Q6 LTE
Kolejna smartfonowa propozycja. Za około 900 złotych kupimy telefon Evolveo Q6 LTE. Posiada on certyfikat IP67. Oznacza to, że jest wodo- i wstrząsoodporny. Na pokładzie modelu Q6 LTE znajdziemy 5-calowy wyświetlacz HD pokryty powłoką Gorilla Glass 3, czterordzeniowy układ 1,2 GHz, 1GB pamięci operacyjnej, 8GB na pliki, z możliwością rozszerzenia za pomocą karty microSD, aparat przedni 2 megapiksele, aparat tylny 8 megapikseli z diodą doświetlającą LED, DualSIM oraz baterię 3000 mAh. Co ważne, smartfon obsługuje LTE.
MYPHONE HAMMER AXE
Kolejna propozycja od firmy myPhone. Tym razem model Hammer Axe. Jest to smartfon wyposażony w 4,5-calowy ekran IPS 1280 x 720 pikseli, czterordzeniowy Cortex-A7 1,3 GHz, 1GB pamięci operacyjnej, aparat 8 megapikseli z autofokusem oraz lampą doświetlającą, 8GB pamięci na dane oraz w baterię 3000 mAh. Hammer Axe posiada certyfikat IP68. Jego cena wynosi około 700 złotych.
Podsumowanie
Jeśli szukamy odpornego na wodę smartfona, to warto zainteresować się modelem Hammer Axe, Evolveo Q6 LTE czy CAT S30. Są to smartfony ze średniej półki cenowej, którym nie zaszkodzi odrobina wody albo piasku. Szukając czegoś bardziej zaawansowanego, co jednocześnie zastąpi aparat podczas wycieczek, warto dołożyć kilkaset złotych i zainteresować się smartfonem Sony Xperia Z3, który nie tylko jest odporny na wodę, ale również posiada bardzo dobry, 20-megapikselowy aparat. Dla osób szukających prostoty można polecić myPhone Hammer, który jest jednobryłową konstrukcją wartą 160 złotych. | Wodoszczelne i wodoodporne telefony w sam raz na aktywny urlop – polecane modele 2016 |
Ikoną Allegro Smart! oznaczymy oferty Sprzedających z dobrą reputacją, którzy udostępniają metody dostawy Allegro Smart! i ustalili politykę zwrotów. Dowiedz się więcej. Ikoną Allegro Smart! będą oznaczone:
Oferty najlepszych Sprzedających, którzy:
mają dobrą reputację i dużą liczbę poleceń (np. Super Sprzedawca),
ustalili politykę zwrotów przedmiotów dla swoich ofert w zakładce Warunki zwrotów i umieścili je w ofertach.
Oferty, w których Srzedający udostępnią przynajmniej jedną z metod dostawy wymienionych w tabeli.
Oba powyższe warunki muszą być spełnione, aby oferty były oznaczone ikoną Allegro Smart!
Aby skorzystać z zakupu w ramach Allegro Smart! łączna wartość zakupów u danego Sprzedającego musi wynosić co najmniej 40 zł (bez kosztów dostawy). Ikoną Allegro Smart! oznaczamy także oferty w cenie poniżej 40 zł, spełniające powyższe kryteria. W tej sytuacji, aby skorzystać z darmowej dostawy, dobierz dodatkowe przedmioty od tego samego Sprzedającego - tak, aby łączna kwota zamówienia przekroczyła 40 zł.
Przy zakupie wielu przedmiotów, łączny koszt dostawy od jednego Sprzedającego powinien być mniejszy niż 40 zł, aby skorzystać z darmowej dostawy Allegro Smart!
Allegro Smart! nie jest dostępne dla ofert aptek i ofert ogłoszeniowych. | Kiedy oferta będzie oznaczona Allegro Smart! |
Wiele droższych urządzeń, jak np. telewizory, DVD, konsole do gier, amplitunery, w zestawie swoich złączy posiada także optyczne wyjście/wejście audio. W niniejszym poradniku postaram się dla was przybliżyć, czy warto z tego złącza korzystać, a jeśli tak – to w jaki sposób wybrać najlepszy kabel optyczny? bbox:experiment
Z tego artykułu dowiesz się:
* Czy warto kupić kabel optyczny audio?
* Na co zwracać uwagę podczas zakupu?
* Jak instalować taki kabel w domu?
[/bbox]
Czy warto kupić kabel optyczny audio?
Pewnie wiele osób jest zdania, że nie ma sensu kupować kabla optycznego np. do telewizora, skoro za pomocą HDMI można przesyłać zarówno dźwięk, jak i obraz. Nic jednak bardziej mylnego, bo jeśli chcemy osiągnąć maksimum jakości audio w naszym sprzęcie, trzeba będzie się wyposażyć właśnie w kabel optyczny (znany też jako TOSLINK).
Co jest takiego niezwykłego w kablu optycznym? Przede wszystkim to, że potrafi on przesyłać skompresowany dźwięk 5.1/7.1 lub transmitować bezstratny dźwięk PCM (ang. Pulse Code Modulation). Niestety, ale TOSLINK ma też swoje wady, ponieważ nie można za jego pośrednictwem strumieniować DTS-HD Master Audio oraz Dolby TrueHD. Jeśli będziemy chcieli skorzystać z nowych kodeków, konieczne będzie użycie z kabla HDMI.
Kabel optyczny przesyła dźwięk cyfrowo, za pomocą światła. Jeśli dobrze się przyjrzymy takiemu kablowi, zobaczymy, że składa się z włókna światłowodowego. TOSLINK za swoim pośrednictwem przesyła emitowane przez nadajnik, czerwone światło. Nie mamy tutaj do czynienia z impulsami elektrycznym, więc kabel optyczny nie jest wrażliwy na zakłócenia elektromagnetyczne i radiowe, dzięki czemu na wyjściu podaje taki sam dźwięk, jaki otrzymał na wejściu. Oznacza to, że kabel optyczny ma pod tym względem ogromną przewagę w stosunku do kabli analogowych.
Na co zwracać uwagę podczas zakupu?
Oczywiście podstawową kwestią jest długość przewodu, która według oficjalnej specyfikacji nie powinna przekraczać 5-10 metrów. Zdania na temat maksymalnej długości są podzielone, jednak najczęściej pojawiają się głosy, że bezstratny sygnał gwarantuje długość kabla nieprzekraczająca 30 metrów. Oznacza to, że nie powinniśmy się martwić, czy kupimy 5 metrowy, czy 30 metrowy TOSLINK. Pamiętajmy jednak, że jakość sygnału będzie w tym przypadku zależeć także od klasy urządzenia nadawczego oraz odbiorczego.
Warto także zwrócić uwagę na to, jakie pasmo obsługuje kupowany przez nas kabel. Optymalne pasmo wynosi od 9 MHz do 11 MHz (wyższe pasmo świadczy o lepszym tworzywie jakiego użyto do budowy kabla). Nie bez znaczenia są tu więc materiały, z których wykonano nasz TOSLINK. Najniżej klasyfikowane jest tworzywo sztuczne, a najwyżej szkło. Plastikowe kable są niestety dużo tańsze, niż zapewniające lepsze parametry kable szklane.
Jak instalować taki kabel w domu?
Niestety, ale optyczne kable audio nie są zwykłymi, metalowymi przewodami, które zwyczajnie można rzucić na podłogę. Kabli TOSLINK pod żadnym pozorem nie możemy zaginać, ponieważ może to doprowadzić do przerwania światłowodu i jego całkowitego uszkodzenia. Rzecz jasna przerwanego kabla optycznego nie naprawimy taśmą izolacyjną i lutownicą, więc po takim zniszczeniu będzie go można co najwyżej wyrzucić na śmieci. Jeśli więc już gdzieś układamy TOSLINK, róbmy to z wyczuciem, nie wyginając go na siłę.
Podłączanie kabla do urządzenia jest z kolei dziecinnie proste. Wystarczy, że z końcówki zdejmiemy specjalną, plastikową osłonkę i podłączymy go do odpowiedniego złącza. W sprzęcie, z którego odtwarzamy do optical out, natomiast we wzmacniaczu do optical in.
Jeśli już podłączymy naszym kablem np. odtwarzacz DVD z zestawem głośników (np. Creative Megaworks D250, czy też Genius SP-HF2020) – nie pozostaje nam nic innego, jak delektować się całkowicie czystym dźwiękiem. Musimy przy tym niestety pamiętać, że jeśli dysponujemy słabej jakości zestawem głośników lub kiepskim wzmacniaczem – nawet najlepszy kabel optyczny nie polepszy audio, jaki się z nich wydobywa. W takim przypadku nie warto kupować TOSLINK, tylko lepiej zaoszczędzić nieco pieniędzy i skusić się na zwykłe, miedziane przewody.
Pamiętajmy, że dobre kable optyczne wymagają też dobrego odtwarzacza oraz świetnego zestawu głośników i wzmacniacza.
Zobacz również: Kable głośnikowe do 100 zł | Kabel optyczny do przesyłania dźwięku – na co zwracać uwagę? |
Czy książka z podtytułem „Wszystko, co mężczyzna powinien wiedzieć o drewnie” może stać się bestsellerem i robić furorę w kolejnych krajach? To naprawdę fenomen, że coś, co nie jest reportażem, powieścią, a raczej mieszaniną gawędy i poradnika, może podbijać serca czytelników. Nie tylko dla mężczyzn
Wbrew temu, co mówi podtytuł tej książki, nie jest to pozycja jedynie dla facetów. Cóż – świat się zmienia i kobiety równie dobrze potrafią dziś zadbać o ciepło w domu. Ale nie tylko dlatego. „Porąb i spal” nie jest przecież jedynie zbiorem porad i technicznych ciekawostek na temat narzędzi do ścinania, rąbania, cięcia, metod przechowywania i palenia drzewa. Znajdziecie tu sporo takich fragmentów, ale dużo ciekawsze jest to, co pomiędzy nimi, czyli opowieść o fascynacji pracą fizyczną, o tej niesamowitej satysfakcji, której nic nie zastąpi, o której opowiadają kolejni bohaterowie tej książki. Chcesz mieć rozpalony kominek? Sam musisz wybrać się do lasu, ściąć drzewo, zadbać o to, by odpowiednio wyschło, aby potem rozkoszować się zimą, tym niepowtarzalnym klimatem.
Nie tylko na dalekiej Północy
Można by powiedzieć: no dobra, Skandynawowie mają długie i mroźne zimy, dużo lasów i chyba dużo czasu, więc mogą się w to bawić. Ale czy naprawdę nie widzimy różnicy między tym, że dostaniemy opał ze sklepu, byle jaki i za duże pieniądze, a poczuciem, że to efekt pracy naszych rąk? Za czym tak gonimy, w coraz szybszych samochodach, zapatrzeni w ekrany naszych tabletów czy telefonów? Być może właśnie tęsknota za innym tempem życia, zdrowszym i bardziej harmonijnym, w zgodzie z naturą i innymi ludźmi, sprawia, że to, co napisał Lars Mytting, porusza w nas jakąś czułą stronę. Nie tylko zazdrości się różnym postaciom, które są tu opisane, ich pogody ducha, wytrwałości, siły i cierpliwości, ale człowiek zaczyna sam pragnąć jak najszybciej gdzieś wyjechać i spróbować takiej pracy. Proste narzędzia, las i my. Nie po to, by się wyżyć, nie bez celu, jak to może bywa na siłowniach czy wyjazdach na weekendy, ale po to, by wrócić do prostych prawd, relacji, wartości. Rzadko sami dziś budujemy dla siebie domy, ale może będziemy potrafili zapewnić w nich ogień i ciepło.
Drwale, barbarzyńcy i ekolodzy
„Porąb i spal” to ciekawa lekcja nie tylko na temat tego, jak kiedyś wyglądała praca drwala, jak ludzie obecnie ją sobie ułatwiają, ale również kilka rzeczy do poukładania na nowo w naszych głowach. Często bowiem pokutuje stereotyp, a my w niego być może wierzymy, że palenie drzewem jest barbarzyństwem, niszczeniem pięknych lasów i w dodatku powiększaniem dziury ozonowej. Myślicie, że jest w tym coś z prawdy? Przekonajcie się zatem, do czego doszli naukowcy w Norwegii (kraju, który przecież stawia na ekologię) i co przytacza Lars Mytting w tej książce.
Autorowi udało się dość umiejętnie połączyć różne praktyczne wskazówki i ciekawostki przydatne pewnie dla pasjonatów z fragmentami, w których opowiada o swojej fascynacji, o ludziach, dzięki którym ją odkrył, o tym, ile ona znaczy w jego życiu. Jest tu i historia, i współczesność. I mimo wielu pni, które padają tu na ziemię, polan, które kończą w piecu, z każdej strony bije ogromna miłość do tego wspaniałego i najstarszego surowca, który towarzyszy ludziom od setek lat. To lekko i z humorem napisana opowieść o tych, którzy nie tylko ścinają, ale i z szacunkiem sadzą oraz pielęgnują kolejne drzewa, aby następne pokolenia mogły wciąż na nowo cieszyć się ich cieniem, wyciszeniem, jakie znajdujemy wśród nich, a potem również ciepłem, jakie oddają, towarzysząc człowiekowi do swojego końca. Tekst wzbogacają klimatyczne fotografie, a jeżeli nie jesteście przywiązani do papierowych książek, wolicie wersje elektroniczne zgrabnie zapakowane na swój czytnik, znajdziecie ten tytuł na Allegro już za około 24złote.
Źródło okładki: www.smakslowa.pl | „Porąb i spal” Lars Mytting – recenzja |
Niesprawny kluczyk to problem, przez który możemy mieć kłopot z uruchomieniem samochodu. Jakie awarie najczęściej trapią samochodowe kluczyki? Jak sobie z nimi szybko i stosunkowo niedrogo poradzić? Wyczerpana bateria
Pilot samochodowy jest zasilany energią pochodzącą ze schowanej w obudowie baterii. Jeśli w którymś momencie eksploatacji kluczyka po prostu przestanie on działać i reagować na przyciski, warto sprawdzić baterię. Jej wymiana nie jest skomplikowana i ogranicza się do rozkręcenia kluczyka, wyjęcia starego ogniwa i włożenia nowego, pamiętając o odpowiedniej biegunowości. W pilotach samochodowych spotkamy baterie płaskie guzikowe, najczęściej o napięciu 3 V i typie CR2032 lub CR2025. Najlepiej jednak w pierwszej kolejności wyjąć starą baterię i na jej podstawie kupić nową. Nie powinna kosztować więcej niż 5–10 zł.
Uszkodzona obudowa kluczyka
Brak reakcji na przyciski pilota może być spowodowany uszkodzeniem obudowy. Pęknięcia i inne formy zużycia często sprawiają, że wciśnięcie guzika obudowy nie powoduje nacisku na mikrostyk modułu centralnego zamka umieszczonego wewnątrz. Rozwiązaniem jest zakup nowej obudowy. Wizyta w Autoryzowanej Stacji Obsługi może okazać się sporym zawodem, gdyż wielu producentów nie ma w sprzedaży samych obudów, tylko oferują dorobienie nowego kluczyka. Koszt takiej usługi nierzadko przekracza 1000 zł.
box:offerCarousel
Na szczęście wśród ofert na Allegro znajdziemy sporo zamienników obudów w atrakcyjnych cenach w przedziale od 10 do 30 zł. Po otrzymaniu produktu konieczna będzie wizyta u ślusarza lub w punkcie dorabiania kluczy, gdzie specjalista dotnie grot. W następnej kolejności wystarczy przełożyć transponder immobilizera, baterię i moduł centralnego zamka, a kluczyk znów będzie w pełni sprawny. W przypadku niektórych modeli aut do zregenerowania kluczyka wystarczy zakup samych przycisków gumowych lub obudowy bez grota.
Uszkodzenia elektroniki
Często spotykaną awarią elektroniki są problemy z cewką, w którą może być wyposażony kluczyk. Dotyczy to przede wszystkim pilotów do samochodów produkcji francuskiej, niektórych modeli Mercedesa oraz BMW. W takim przypadku wystarczy kupić stosowny zestaw naprawczy i samodzielnie wymienić zepsuty element. Koszt zakupu nie powinien przekroczyć 20 zł.
Innym problemem może być awaria mikrowłącznika, która objawia się najczęściej kłopotami z działaniem pojedynczego przycisku. Mikrostyki nie są drogie, ich nabycie nie będzie kosztowało więcej niż kilka złotych.
Najbardziej problematyczne są uszkodzenia transpondera immobilizera, wskutek czego najczęściej kluczyk staje się bezużyteczny, a uruchomienie pojazdu jest niemożliwe. W takim przypadku często jedynym wyjściem z sytuacji jest wizyta u specjalisty, który przekoduje transponder lub po prostu zakoduje nowy.
W przypadku rozległych awarii kluczyka, na skutek chociażby zalania, istnieje też możliwość zakupu nowego, kompletnego zamiennika z elektroniką. Ceny najczęściej oscylują w granicy 200–300 zł. Do tego trzeba doliczyć koszt kodowania transpondera. W ostatecznym rozrachunku i tak uda się w ten sposób zaoszczędzić co najmniej kilkaset złotych w porównaniu ze skorzystaniem z usług ASO.
Kluczyki samochodowe mogą być trapione przez wiele awarii, od tych błahych związanych z wyczerpaniem się baterii, po skomplikowane, często wymagające interwencji specjalisty. Z każdej sytuacji można jednak wyjść szybko obronną ręką. Wystarczy dbać o stan zapasowego pilota, a przede wszystkim mieć go pod ręką w razie awarii. | Uszkodzony kluczyk? Sposoby na niedrogą naprawę |
Londyn, który dobrze znamy, to za mało? Co będzie, jeśli wyobraźnia przeniesie nas do alternatywnego Londynu? Brzmi intrygująco? Trzymajcie się zatem mocno – Victoria Schwab opisuje nie jedno, nie dwa, ale cztery alternatywne miasta – a w każdym z nich magia rządzi się własnymi prawami. Wydawnictwo Barnes & Noble uznało książkę Victorii Schwab za jedną z najlepszych powieści fantastycznych 2015 roku. Zachwycają się nią recenzenci i krytycy na całym świecie, ale co najważniejsze – znalazła uznanie wśród czytelników, którzy nie mogli doczekać się, aż książka zostanie przetłumaczona na polski i wydana w naszym kraju. Z czego wynika to wielkie zainteresowanie i poruszenie?
Cztery odcienie magii
„Mroczniejszy odcień magii” to opowieść o równoległych światach, które, choć do siebie podobne, diametralnie się od siebie różnią. Istnieje Czerwony Londyn, bogata kraina, w której i życie i magia są na równi na drabinie wartości. Z kolei Szary Londyn to miejsce do którego nie chcielibyście trafić – brudne, biedne, rządzone przez władcę o zapędach tyrana. Co najważniejsze, nie ma tu magii. Trzecim światem jest Biały Londyn, kraina wyniszczona i głodująca. Dobrobytu pozbawiły ją ciągłe wojny spowodowane magią. Istnieje także Czarny Londyn, lecz nikt o nim nie wspomina. To miejsce zniszczone do cna przez powodującą szaleństwo magię. Jak te cztery (a raczej trzy) światy funkcjonują i koegzystują ze sobą?
Okazuje się, że to nie takie proste. Istnieje bowiem jedynie dwójka ludzi, którzy mają w sobie magię i zdolności, by podróżować między światami. Jedną z tych osób jest Kell – młody chłopak pochodzący z Czerwonego Londynu. Jego rodzina wywodzi się z bogatej arystokracji, a para królewska to jego przyrodni krewni. Ze zwględu na swoje niezwykłe umiejętności jest traktowany wyjątkowo – zostaje posłańcem między Londynem Czerwonym, Szarym i Białym. Jednak bycie dyplomatą nie jest zajęciem, które odpowiadałoby dwudziestoletniemu, żądnemu przygód chłopakowi. Dodatkowo Kell trudni się przemytem, nielegalnie przewozi przedmioty między Londynami. Pewnego dnia trafia do niego niezwykła rzecz. Okazuje się, że pakunek pochodzi z Czarnego Londynu i… zostaje Kellowi szybko skradziony.
Przemytnik, złodziejka i Londyn(y)
Głównego bohatera okrada Lila Bard – młoda dziewczyna, złodziejka, która marzy o zostaniu piratem. Tajemniczy przedmiot, jak i jego właściciel, który potrafi podróżować między światami, okazują się przepustką dla Lili do świata, o którym czytała, i o którym marzyła od dziecka. Czas rozpocząć przygodę i wyruszyć do niebezpiecznej krainy.
„Mroczniejszy odcień magii” to przede wszystkim świetnie rozplanowana wizja światów, które, choć tak podobne, to różnią się od siebie diametralnie. To także doskonale napisani główni bohaterowie, którzy przyciagają charakterami, poczuciem humoru i niezłomnością. Książka Victorii Schwab to doskonała propozycja dla każdego miłośnika fantasy, który nie boi się uzależnić od fantastycznej wizji światów stworzonych przez pisarkę.Książka dostępna jest również w wersji elektronicznej za ok. 30zł.
Źródło okładki: www.zysk.com.pl | „Mroczniejszy odcień magii” Victoria Schwab – recenzja |
Boom Boom Frozen to najnowsza wersja popularnej gry zręcznościowej dla dzieci. Czy podobnie jak poprzednie wydania również okaże się hitem, czy mamy raczej do czynienia z „odgrzewanym kotletem”, który niewiele ma do zaoferowania? Klasyczna wersja gry Boom Boom – w której gracze wcielali się w kelnerów najlepszej w mieście restauracji i rywalizowali między sobą o to, kto szybciej skompletuje wszystkie swoje zamówienia i wyda je gościom – okazała się prawdziwym hitem. Grę docenili nie tylko gracze, przyjmując ją z niezwykłym entuzjazmem, ale również eksperci, którzy przyznali jej liczne wyróżnienia. Z uwagi na dużą interakcję pomiędzy graczami (wszyscy starają się skompletować swoje zamówienia jednocześnie), gra gwarantowała dobrą zabawę i masę śmiechu. Dobrze bawiły się przy niej zarówno dzieci, jak i dorośli. Elementem wywołującym największe emocje był dzwonek, który należało nacisnąć za każdym razem, gdy gracz skompletował swoje danie, czyli ułożył stos z 4 kartami tego samego rodzaju, w tym samym kolorze i z taką samą postacią. Zupełnie jak w prawdziwej restauracji. Ogromna popularność Boom Boom to jeszcze jeden dowód na to, że proste pomysły sprawdzają się najlepiej.
Wydawnictwo Trefl zdecydowało się wprowadzić na rynek również specjalne wersje gry Boom Boom. Różnica polegała na zmianie tematyki gier, które nawiązywały tym razem do popularnych produkcji Disneya. Tematem pierwszej wersji była historia Dustyego, czyli głównego bohatera filmu animowanego Samoloty. Dusty to mały samolot rolniczy, który pewnego dnia decyduje się na start w podniebnym wyścigu dookoła świata, udowadniając tym samym, że aby pokonać przeciwności losu i spełnić swoje marzenia wystarczy wiara w sukces, ciężka praca oraz wsparcie wiernych przyjaciół. W Boom Boom Planes, aby zostać zwycięzcą należy ułożyć wszystkie swoje zestawy kart z bohaterami filmu Samoloty. Rok później do kin trafiła druga część filmu – Samoloty 2, a ta z kolei stała się inspiracją do wydania kolejnej edycji gry – Boom Boom Planes 2. Samoloty skierowane były przede wszystkim do płci męskiej. Płeć piękna, nawet jeśli bajkę obejrzała, to i tak nie identyfikowała się z jej bohaterami tak, jak z Violettą – bohaterką serialu, który cieszy się ogromną popularnością na całym świecie. Dlatego właśnie z myślą o dziewczynkach wydano kolejną wersję gry – Boom Boom Violetta, która szybko stała się bestsellerem.
Wypuszczenie na rynek kolejnej wersji gry również nie było zaskoczeniem. W końcu Kraina Lodu to nie tylko najchętniej oglądany film w polskich kinach, ale również najbardziej dochodowa animacja w historii światowej kinematografii.
Pierwsze wrażenie
Grę Boom Boom Frozen zapakowano w dość sporych rozmiarów, kartonowe pudełko, wielkością przypominające opakowanie gry Polska w budowie. O ile jednak w przypadku drugiego tytułu zabieg ten wydaje się całkowicie uzasadniony – komponenty gry zapełniają pudełko aż po brzegi, w środku znajdziemy ogromną planszę w kształcie Polski, masę kart, żetonów czy planszetki graczy, o tyle w przypadku Boom Boom Frozen uzasadnienia użycia tak dużego pudła nie widzę. Podobnie jak w większości współczesnych gier planszowych, także i tu, opakowanie wypełnione jest głównie… powietrzem. Nasuwa się tylko jeden powód – wielkość pudełka została sztucznie i bez potrzeby „rozepchana”, tylko po to, aby móc grę sprzedać drożej. A przecież o tym, czy gra jest dobra i warta swojej ceny nie przesądza wielkość jej opakowania. Osobiście kupiłabym Boom Boom Frozen za tę samą cenę w znacznie mniejszym opakowaniu, ciesząc się, że pudełko zajmuje tak niewiele miejsca na regale. Powiem więcej, gra nie musi mieć tysięcy komponentów, kilkunastu stron instrukcji i skomplikowanych zasad, aby zostać okrzyknięta najlepszą grą roku. Świetnym tego przykładem są gry imprezowe, które z założenia mają kompaktowy charakter, zawierają niewiele elementów i opierają się na prostych zasadach, dzięki czemu grać w nie może w zasadzie każdy. Szkoda, że producenci nie zawsze to rozumieją, przez co efekt jest taki, że komponenty gry rozrzucone są po całym pudełku.
Z kolei tym, na co narzekać z pewnością nikt nie powinien, jest szata graficzna w stylu Disneya oraz jakość wykonania gry. Całość prezentuje się dość solidnie, a ilustracje cieszą oko. W środku opakowania znajdziemy:
dzwonek – choć tak naprawdę mogłoby go wcale nie być, to właśnie on dostarcza graczom najwięcej zabawy i emocji. Wyglądem niewiele różni się od dzwonków znanych nam doskonale z innych gier, np. Halli Galli. Muszę jednak przyznać, że dzwonek od Trefla (głównie ze względu na plastikowe elementy) wygląda na mniej trwały. Mam nadzieję, że się jednak mylę. Póki co, sprawdza się bez zarzutu.
tekturową planszę z wycięciem na dzwonek pośrodku – ta została mądrze zaprojektowana, bo można ją złożyć, zmniejszając jej powierzchnię do ¼. Wykonanie planszy nie budzi żadnych zastrzeżeń. Na czterech polach znajdziemy obrazki przedstawiające bohaterów bajki Kraina Lodu – Elsę, Annę, Olafa oraz Swena.
52 karty z postaciami z bajki.
Zasady gry
W grze udział może brać od 2 do 4 osób powyżej 6 roku życia. Planszę należy rozłożyć, umieszczając w jej wycięciu na środku dzwonek. Karty należy rozdać pomiędzy graczy. Jeśli w rozgrywce bierze udział maksymalna liczba uczestników, to każdy z graczy otrzymuje 12 kart, które trzeba ułożyć przed sobą w 3 stosy po 4 karty. Przy 3 graczach – 16 kart, a przy 2 – 24 karty. Pozostałe cztery karty należy umiejscowić na planszy. Przy czym, jedną kartę należy położyć na jednym polu. Karty graczy pozostają zakryte. Te znajdujące się na planszy są widoczne dla wszystkich graczy.
Celem gry jest ułożenie wszystkich swoich stosów z kartami w taki sposób, aby znalazły się w nich 4 identyczne karty. Gracze kompletują swoje stosy, zamieniając karty ze stosów z tymi, które aktualnie znajdują się na planszy. Najważniejszą zasadą gry jest to, że wszyscy gracze grają jednocześnie. Każdy z graczy może wziąć do ręki dowolny ze swoich stosów, odrzucić z niego jedną kartę, kładąc ją na planszy i wziąć w jej miejsce inną. Przykładowo, na planszy leżą karty z Olafem, Elsą, Anną i Kristoffem. Bierzemy do ręki dowolnie wybrany stos. Znajdują się w nim 2 karty z Olafem oraz 2 karty z Anną. Decydujemy się odrzucić jedną kartę z Olafem, biorąc w jej miejsce kolejną kartę z Anną. Mamy tym samym 3 karty z Anną. Do kompletu brakuje nam już tylko jednej.
Jeśli graczom uda się skompletować stos, to znaczy będą posiadać 4 karty z tą samą postacią, należy stos odkryć i zadzwonić dzwonkiem. Za pierwszym razem należy zadzwonić jeden raz. Przy drugim stosie – dwa razy i tak dalej. Karty można wymieniać jedynie z tymi, które znajdują się na planszy. Nie wolno zamieniać kart pomiędzy stosami (swoimi ani przeciwnika).
Kto pierwszy odkryje wszystkie swoje stosy i zadzwoni dzwonkiem odpowiednią liczbę razy, woła „stop”, otrzymuje jeden punkt i wygrywa pierwszą rundę. Gra może skończyć się dwojako, o czym gracze decydują na samym początku. Pierwszy sposób to limit punktowy – gra kończy się, gdy któryś z graczy zdobędzie 5 punktów. Drugi, to limit rund – gra toczy się do zakończenia 10 rundy. Po niej następuje zliczenie punktów i wyłonienie zwycięzcy.
Nawet w Krainie Lodu może być gorąco
Przyznam szczerze, że przed rozpoczęciem gry miałam nieco mieszane uczucia. Grałam wcześniej w klasyczną wersję gry, przy której – moim zdaniem – świetnie bawiły się zarówno dzieci, jak i dorośli. Rozgrywka była szybka, emocjonująca, niepozbawiona krzyków i śmiechu. Jak już wcześniej wspomniałam, największą frajdę sprawiało graczom dzwonienie dzwonkiem. I tu właśnie zaczęłam się zastanawiać. W klasycznej wersji gry, dzwonek był nie tylko fajnym gadżetem urozmaicającym rozgrywkę, ale również elementem ściśle powiązanym z tematyką gry. W końcu w restauracji, gdy danie jest gotowe do podania, przywołuje się kelnera właśnie poprzez naciśnięcie dzwonka. Nie bardzo wiedziałam, jaki jest sens umieszczania dzwonka w grze, w której zadaniem graczy jest kompletowanie stosów kart z postaciami z bajki. Okazało się jednak, że bardzo się myliłam.
Podobnie jak w klasycznej wersji, także i w Boom Boom Frozen najważniejszym elementem gry jest dzwonek. To on podgrzewa atmosferę w trakcie rozgrywki. Wszyscy gracze układają swoje stosy równocześnie. Zajęci swoimi kartami, nie zwracamy uwagi na konkurentów. Jedynie dźwięk dzwonka daje nam znać, że któryś z naszych przeciwników właśnie skończył układać swój stos.
Boom Boom Frozen to jedna z tych szybkich, dynamicznych gier, które kończą się, zanim zaczną się na dobre, przez co na jednej rozgrywce zabawa nigdy się nie kończy. Zasady gry są na tyle proste, że Boom Boom Frozen sprawdza się zarówno jako gra rodzinna, jak i imprezowy przerywnik. W końcu opowieść o siostrzanej miłości kruszy lód w sercach nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Najwięcej emocji gra dostarcza przy maksymalnej liczbie uczestników. Tempo niekiedy bywa naprawdę zawrotne. Jednak grając w dwie osoby, można także nieźle się bawić.
W sklepie producenta grę możecie nabyć za niecałe 50 zł. Jednak kupując ją na Allegro, zapłacicie niewiele ponad 30 zł. Myślę, że to całkiem intratny interes. | Boom Boom Frozen – prosta gra zręcznościowa z dzwonkiem w roli głównej |
Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że zegarki czeka nieuchronna śmierć. W dobie telefonów komórkowych, iPadów, smartfonów praktycznie zbyteczne okazały się małe przedmioty z tarczą i wskazówkami, bez których jeszcze kilkanaście lat temu nie wyobrażano sobie życia. Zegarki przeżywają jednak swój renesans. Funkcjonują jako elegancka biżuteria, symbol prestiżu lub modny gadżet. Noszone na ręku, nadgarstku, w kieszeni; na pasku, bransolecie, łańcuszku. Na początku XVI wieku Peter Henlein przeszedł do historii ludzkości jako twórca pierwszego zegarka kieszonkowego, zamkniętego w pudełku i nakręcanego ręcznie, z czasem dołączono do niego łańcuch. Na początku XX wieku pojawiły się zegarki zakładane na rękę i – co niezwykle interesujące – była to nowinka jedynie w modzie kobiecej. Mężczyźni nie dopuszczali myśli o możliwości przejęcia zwyczaju płci pięknej. Dopiero lata wojny zweryfikowały ten fakt. Zegarek naręczny okazał się niezbędnym przedmiotem żołnierskiej wyprawki.
Na przestrzeni kolejnych dekad zegarek ewoluował, ulegał unowocześnianiu, od mechanizacji poprzez napęd kwarcowy do cyfryzacji. Z nadejściem nowych technologii, telefony i iPhony zastąpiły zegarki. Obserwuje się jednak zjawisko wzrostu zainteresowania zegarkami, zwłaszcza kieszonkowymi. Popularyzatorami tego trendu są mężczyźni, miłośnicy gadżetów.
Zegarek kieszonkowy – symbol prestiżu
W kręgach biznesowych posiadanie zegarka jest nadal normą. Wśród elit społecznych, politycznych i artystycznych to atrybut elegancji i prestiżu. Mężczyźni potrafią wydać prawdziwy majątek na swój ulubiony gadżet. W pewnych sytuacjach biznesowych posługiwanie się zegarkiem po prostu stanowi część środowiskowej kultury. Obok garnituru czy teczki to właśnie zegarek jest elementem kodu. Jak powinien wyglądać zegarek biznesowy i elitarny? Polecamy zegarki kieszonkowe srebrne lub złote na porcelanowej tarczy, koniecznie na łańcuszku. Ciekawym rozwiązaniem są również zegarki z zamykaną lub podwójną tarczą. Nie bez znaczenia są też dodatkowe elementy zestawu, takie jak pudełko lub skrzyneczka na zegarek czy stojak.
Elegancki kieszonkowy zegarek to idealny prezent dla mężczyzny ceniącego sobie tradycję, klasykę, wytworność, dbającego o spójny i nienaganny wizerunek. Dodatkowo może pełnić rolę biżuterii, podobnie jak spinki do mankietów lub sygnet.
Hipsterski atrybut
Z wielkim entuzjazmem zegarki kieszonkowe przyjęli reprezentanci środowiska hipsterów. Mężczyźni wykształceni, z wielkich miast, śledzący najnowsze trendy i dbający o szczegóły chętnie noszą przy sobie ten gadżet. Na ile jest to autentyczna potrzeba bycia alternatywnym, a na ile kreacja, nie jest to istotne. Ważne, że grupy te odkrywają na nowo zegarek. Bardzo modne są te ozdobne, z kolorowymi tarczami, bogatymi zdobieniami i ornamentyką. Zamiast tradycyjnego łańcuszka wybierane są zegarki kieszonkowe – wisiorki, które jednocześnie mogą być wykorzystane jako biżuteria.
Obserwuje się również trend staromodny, stąd niezwykle na czasie są zegarki militarne, które wspólnie z nieśmiertelnikami mogą być wykończeniem stylizacji moro, albo zegarki vintage nakręcane na kluczyk, ozdobiony wisiorkiem, zdobiony szpindlakiem, tarczą z rzymskimi cyframi, ozdobnymi deklami, itp. Miłośnicy oldschoolu sięgają po zegarki kolekcjonerskie, przeszukują antykwariaty albo wybierają modele stylizowane na kieszonkowe zegarki wojenne, XIX-wieczne. Takie gadżety są niemal niezbędne przy tworzeniu stylizacji vintage. Koszula, kamizelka z zegarówką, czyli kieszenią na zegarek, albo militarny zegarek dopełniający look złożony z dżinsów, koszulki moro, kurtki skórzanej.
Obecnie zegarek kieszonkowy ma status modnego gadżetu pewnych środowisk. Wybierają go kolekcjonerzy, biznesmeni, artyści, grupy alternatywne. Zegarek otoczony jest kultem przez hipsterów, którzy traktują go jako niezbędny dodatek swych stylizacji. To także symbol biznesowego prestiżu, swoisty dress code. Z pewnością nie możemy mówić o dużej funkcjonalności i użyteczności kieszonkowego zegarka w dobie nowoczesności, ale nawet dla rzadkiego i chwilowego jego wykorzystania warto mieć ten mały przedmiot w swoim zbiorze. | Zegarek kieszonkowy – elegancki gadżet czy przeżytek? |
Pomimo pojawienia się na rynku następcy – modelu Z2, Xperia Z1 wciąż pozostaje bardzo ciekawym smartfonem, dostępnym w ofercie Sony. Ten wodoodporny telefon może pochwalić się wciąż jednym z najszybszych, dostępnych na rynku chipsetów – Snapdragonem 800 i aparatem z matrycą o rozdzielczości aż 20,7 Mpix. Sprawdźcie, jak spisuje się w codziennym użytkowaniu i na co mogą liczyć jego nabywcy. Pierwsze wrażenia i obudowa
Po otwarciu gustownego, czarno-białego opakowania, poza telefonem znajdziemy tam także kabel microUSB, ładowarkę sieciową oraz instrukcję obsługi. Już od pierwszych chwil, spędzonych z Z1, miałem pewność, że to produkt klasy premium. Smartfon jest doskonale spasowany i sprawia wrażenie bardzo solidnego. Jest jednak dość masywny. Waga modelu wynosi 170 g. Muszę uczciwie odnotować, że to więcej niż u bezpośrednich konkurentów: Samsunga Galaxy S4 (130 g), HTC One czy LG G2 (waga obydwu to 143 g).
Z1 to reprezentant coraz liczniejszej rodziny Xperii, stąd też użytkownicy odnajdą w niej design, znany im dość dobrze ze starszych modeli tej linii smartfonów. Trzeba przyznać, że japońska korporacja jest w tym obszarze dość konsekwentna i uparcie stawia na kanciaste bryły swoich modeli, w miejsce krągłości i obłych kształtów, jakie są domeną konkurencji. W moim odczuciu dodaje to opisywanemu modelowi dyskretnej elegancji i sprawia, że prezentuje się bardzo ciekawie na tle, czasami do bólu przewidywalnych, rywali. Zaniepokojonych nadmiarem kątów prostych mogę od razu uspokoić, że rogi obudowy są delikatnie zaokrąglone. Poza nietuzinkowym wzornictwem, oko cieszy legendarna już precyzja wykonania, autorstwa japońskiego producenta.
Poza ciemnoszarymi obwódkami aluminiowych krawędzi, cały smartfon jest utrzymany w czerni. Front obudowy pokrywa jednolita tafla hartowanego szkła, której jednak nie wypełnia w całości ekran. Zarówno nad, jak i pod nim producent zostawił jeszcze sporo miejsca. Wskutek tego Z1 jest jednym z większych modeli w klasie 5-calowych telefonów. Dodatkowa przestrzeń na froncie obudowy sprawia, że gabarytowo Sony plasuje się bliżej 5,9-calowego Samsunga Note III niż swoich bezpośrednich rywali – Samsunga Galaxy S4, HTC One czy nawet LG G2 z większym o 0,2-cala ekranem.
Wisienką na torcie wzorniczego kunsztu Sony jest umieszczony na lewym boku obudowy przycisk zasilania, który poza efektywnym wyglądem, umożliwia również bezwzrokowe użycie (np. w kieszeni spodni, kiedy jesteśmy zmuszeni szybko wyłączyć telefon). Z kolei osoby, jakim dość często zdarza się fotografowanie za pomocą smartfona, docenią z pewnością fizyczny przycisk spustu migawki, którego dłuższe przyciśnięcie aktywuje aparat cyfrowy.
Model Z1 może się pochwalić certyfikatem IP 58, co świadczy o tym, że ma zapewnioną ochronę przed wnikaniem pyłu w ilościach zakłócających pracę urządzenia oraz zalaniem przy ciągłym zanurzeniu i zwiększonym ciśnieniu wody (do 1 m głębokości). Aby było to możliwe, producent musiał zabezpieczyć złącza – sloty kart SIM i microSD oraz port microUSB znajdują się pod plastikowymi zaślepkami. Zwiększona odporność na niekorzystne czynniki to spory atut Xperii.
Ekran
Sony Xperia Z1 została wyposażona w 5-calowy wyświetlacz TFT TRILUMINOS o rozdzielczości Full HD (1080 x 1920 pikseli), co przekłada się na zagęszczenie na poziomie 441 ppi. Zmartwionych brakiem technologii IPS od razu uspokajam, że ekran radzi sobie całkiem nieźle. Matryca zapewnia ostry i wyraźny obraz. Wysoko oceniam również poziom kontrastu i odwzorowanie barw. Nad poprawą jakości wyświetlanych zdjęć i filmów czuwa autorska technologia Sony X-reality. Dostępny jest także tryb oszczędzający energię.
Jeśli dość często zdarza się wam korzystać ze swojego telefonu na otwartej przestrzeni, to w przypadku Z1 nie powinno być większych problemów z odczytaniem wyświetlanych na ekranie informacji. Nieco słabiej, niż u konkurencji, wypadają kąty widzenia. Przy przechyleniu ekranu, widoczne stają się zmiany w zakresie kontrastu i nasycenia barw.
Audio
Muszę uczciwie przyznać, że nieco więcej spodziewałem się po głośniku Z1. Nie chciałbym być źle zrozumiany. Spełniłby on zapewne swoją rolę w przeciętnym smartfonie, ale ponieważ testowany model Sony jest flagowcem, to i poprzeczka jest zawieszona nieco wyżej. Oczekiwałem, że lepiej będzie z mocą i niskimi tonami.
Na osłodę mogę dodać, iż Sony zadbało o ciekawe opcje programowe. Do dyspozycji użytkownika jest efekt Clear Audio+ (optymalizujący ustawienia dźwięku do słuchania muzyki) oraz bardzo przydatny dynamiczny normalizator, który minimalizuje różnicę w głośności między utworami lub nagraniami video.
Bateria
Nowa Xperia ma baterię o dużej pojemności – 3000 mAh, co zapewnia długi czas pracy na jednym ładowaniu. Według specyfikacji, smartfon umożliwia maksymalnie: 14 godzin rozmów, 110 godzin odtwarzania muzyki i 6,5 godziny odtwarzania plików wideo. Wartości te pokrywają się z rzeczywistością. W ciągu jednego dnia, przy normalnym użytkowaniu trudno jest smartfon rozładować. Żywotność baterii można przedłużyć jeszcze bardziej, korzystając z kilku ustawień oszczędzania energii. Najciekawsze z nich wyłącza wszystkie funkcje sieciowe, gdy telefon jest zablokowany i uśpiony. Bateria została na stałe wbudowana i niestety nie da się jej wymienić.
Kamera
Sony położyło duży nacisk na jakość aparatu. W smartfonie znajdziemy kamerę z szerokokątnym obiektywem 27 mm o jasności F/2.0 i rozdzielczości 20,7 Mpix. Podobne rozwiązania można spotkać w niektórych, tańszych kompaktach japońskiego producenta. Aparat robi bardzo dobre (jak na smartfon) zdjęcia.
Cieszy mnogość trybów, jakie możemy wykorzystać podczas robienia zdjęć. Liczba dostępnych ustawień powinna zadowolić każdego fana mobilnej fotografii. Sama aplikacja jest prosta, intuicyjna i przyjemna w obsłudze. Mało tego, producent przewidział możliwość tworzenia niezależnych aplikacji, dedykowanych specjalnie dla aparatu Xperii Z1. Poniżej przykładowa fotografia wykonana smartfonem.
Interfejs i oprogramowanie
Z1 to pod względem wydajności najwyższa półka. Czterordzeniowy Qualcomm Snapdragon 800 taktowany zegarem 2,2 GHz, z układem graficznym Adreno 330, 2 GB pamięci RAM gwarantują bardzo zadowalające osiągi.
Wysoką wydajność „czuć” podczas zwykłego użytkowania. System Android Jelly Bean działa płynnie, aplikacje uruchamiają się błyskawicznie, a przycięcia praktycznie nie występują, nawet gdy zmusimy go do wykonywania kilku operacji jednocześnie. Niestety, obudowa mocno się nagrzewa. Chwila gry w Real Racing 3 sprawiła, że tylny panel był wręcz gorący.
Podsumowanie
Xperia Z1 to smartfon, który w mojej ocenie jest wciąż jednym z ciekawszych modeli z systemem Android z półki premium, dostępnych na polskich rynku. Przyznam otwarcie, że jestem pod dużym wrażeniem designu Sony. Z1 to nie tanie efekciarstwo, ale dyskretne i nietuzinkowe wzornictwo, jakie przyciągnie oko niejednego estety. Telefon został wykonany z wysokiej jakości materiałów, ma wydajne podzespoły i bardzo dobry aparat, który pod względem jakości wykonywanych fotografii może śmiało konkurować z aparatami klasy kompakt.
Jak każdy produkt, Z1 nie jest jednak pozbawiony wad. Słabiej niż się spodziewałem wypadł, położony na dolnej krawędzi głośnik – mógłby dysponować większą mocą i lepiej odtwarzać basy. Obudowa, chociaż ciekawa i dokładnie wykonana, dość mocno zbiera odciski palców. Szwankują również kąty widzenia ekranu, które u konkurencji wyglądają znacznie lepiej.
Czy zatem warto kupić testowany model? W mojej ocenie zdecydowanie tak. Zachęca do tego atrakcyjna cena zakupu. Za ok. 1400 zł wydanych na Allegro możemy stać się posiadaczami bardzo udanego modelu Sony. W dodatku nietuzinkowo zaprojektowanego i mogącego pochwalić się jednym z najlepszych na rynku urządzeń mobilnych aparatów cyfrowych. | Test Sony Xperii Z1. Co oferuje japoński flagowiec? |
Jakie prawdopodobieństwo jest większe, że trafi w ciebie piorun, czy że wygrasz na loterii? A gdyby przydarzyło ci się i to i to? Co zrobić, gdy właśnie wygrało się na 20 milionów i jak ukryć to przed nadopiekuńczą matką? I skąd ci wszyscy mężczyźni? Dwa uderzenia od losu
Iga Marzec była studentką filologii polskiej. 24-latka była dosyć przeciętna, ni to ładna, ni specjalnie towarzyska, za to całkiem bystra, marzycielska i otwarta na świat. Pewnego dnia wyszła na balkon. Co w tym interesującego? To wyjście zmieniło całe życie Igi – po raz pierwszy. Wtedy uderzył w nią piorun.
Po wypadku nie była taką sama dziewczyną. Przerwała studia, nie dotykała się do samochodu, zaczęła pomagać nadopiekuńczej matce w salonie urody, gdzie myła klientkom głowy. Jej życie nie przypominało marzeń, które niegdyś miała. A marzyła o domku, przy którym rósłby bez. Pod bzem byłaby ławeczka, na której można by się relaksować, wąchając cudowną woń kwiatów. Najlepiej przy kimś. Jednak w jej obecnym stanie marzenia są tak odległe, jak górskie wierzchołki, na które niegdyś się wspinała. Pewnego dnia, razem z przyjaciółką Agatą, Iza kupiła los na loterię. Dziewczyny obiecały sobie, że w razie wygranej podzielą się pieniędzmi, nie łudząc się jednak, że cokolwiek wygrają. I wtedy całe życie Igi się zmieniło – po raz drugi. Wygrała na loterii 20 milionów.
Lawina zdarzeń
Od momentu wygranej zmienia się wszystko. Iga musi ukryć wygraną przed matką – ale jak to zrobić, gdy ta jest najbardziej wtrącającą i nadopiekuńczą osobą na świecie? Iga chce spełniać marzenia, jednocześnie się ukrywając. Ale jak to zrobić, aby marzenia o domku i ławeczce pod bzem nie wyszły na jaw?
Dodatkowo, pieniądze zmieniają otoczenie wokół dziewczyny. Nagle pojawiają się mężczyźni. Tak, nie jeden, a kilku. Do tej pory dziewczyna stroniła od ich towarzystwa, lecz działają jak magnes, tak jak magnetyzują ich pieniądze. Tylko, że pieniądze nie są tak przystojne…
Uwaga – grozi śmiechem
Fankom Agnieszki Olejnik nie trzeba specjalnie zachwalać kolejnej powieści autorki. Książka rewelacyjnie opisuje niezwykłe perypetie dziewczyny, która ma nosa do przyciągania nieprawdopodobnych zdarzeń. Ciekawe, czy uda się jej w tym wszystkim przycągnąć prawdziwą miłość?
Dla tych jednak, którzy wcześniej nie spotkali się z twórczością pisarki mam gorącą zachętę – przeczytajcie „Ławeczkę pod bzem”, najlepiej w wolny dzień, relaksując się przy pięknej pogodzie. Opowieść o Idze i jej niezwykłych perypetiach to gwarancja sporej dawki śmiechu, a także mądrego przekazu, ukrytego przez autorkę między wierszami.
Książka dostępna jest również w wersji elektronicznej za około 25 złotych.
Źródło okładki: www.czwartastrona.pl | „Ławeczka pod bzem” Agnieszka Olejnik – recenzja |
Pomidory – zarówno tradycyjne, jak i koktajlowe – to jedne z najsmaczniejszych warzyw spożywanych na surowo. W uprawie znanych jest wiele odmian różniących się wyglądem owoców. W ogrodzie lub na dużym balkonie można stworzyć z nich kolorowe kompozycje. Jakie odmiany wybierać? Pomidory mają szerokie zastosowanie w kuchniach całego świata. Oprócz tradycyjnego wykorzystania w sałatkach i kanapkach, dodaje się je do dań z makaronu, do jaj, pizzy, a nawet bigosu. Często – szczególnie odmiany drobnoowocowe – służą one też jako dekoracja posiłków. W tym celu warto dobierać pomidory o różnej barwie owoców. Wybór na rynku pod tym względem jest ogromny – można pokusić się o sprawdzanie różnych dostępnych na rynku, bogatych propozycji kolorystycznych. Z czasem lista zawęzi się i pozostaną sprawdzone odmiany.
Tradycyjna uprawa – na czerwono i pomarańczowo
Pomidory o pomarańczowej i czerwonej skórce (oraz miąższu) są najpopularniejsze i łatwo dostępne. Z reguły większość uprawianych lub kupowanych pomidorów charakteryzuje się właśnie taką barwą. Nadają wyrazistego wyglądu potrawom i są lubiane przez dzieci. Do najbardziej znanych odmian należy „Kmicic”. To karłowy pomidor, bardzo plenny, wytwarzający owoce o gruszkowatym kształcie. Warto zwrócić uwagę także na „Koralik” (odmianę średnio wczesną, wytwarzającą liczne, okrągłe owoce), „Balconi Red” (odmianę wytwarzającą duże, czerwone owoce) oraz „Pinokio” (odmianę wczesną, wytwarzającą pomarańczowe owoce). Z tradycyjnych, wielkoowocowych roślin często uprawia się odmiany takie jak „Giant” (odmianę średnio późną o intensywnie czerwonych owocach), „Krakus” (odmianę średnio późną polecaną do sałatek i przetworów), „Malinowy olbrzym” (odmianę średnio późną o charakterystycznych, żebrowanych owocach), „Malinowy Ożarowski” (odmianę wczesną o kształtnych, kulisto-spłaszczonych owocach) oraz „Jawor” (odmianę wczesną o kulistych owocach przeznaczonych na przetwory i do bezpośredniego spożycia).
box:offerCarousel
Pomidory w kolorze słońca
Wśród żółtych pomidorów wrażenie robi odmiana „Yellow Pearshaped”. Jej drobne, intensywnie wybarwione owoce mają kształt… gruszek. Gruszkowaty kształt ma również inna odmiana – „Perun”. Z tradycyjnych kulistych odmian często uprawiane są: „Aztek” (odmiana o niskim wzroście i krzaczastym pokroju), „Ola Polka” (odmiana bardzo wczesna) oraz „Mirabell” (odmiana o małych, słodkich owocach przypominających… mirabelki). Z pomidorów o dużych owocach (nawet do 0,5 kg) warto postawić na „Brandywine Yellow”. To odmiana średnio późna, zawiązująca małą liczbę nasion, przeznaczona do bezpośredniego spożycia. Pomidory mogą być również dwukolorowe. W tym zestawieniu prym wiedzie odmiana „Bumble bee” o fioletowo-żółtej skórce. Posiada na tyle atrakcyjny wygląd, że niemal szkoda ją jeść.
Pomidory w odcieniach zieleni
Poszczególne odmiany pomidorów mogą mieć skórkę o jednolitej barwie lub wielokolorową. Większy efekt kulinarno-wizualny można osiągnąć, wybierając te drugie. Fantazyjny wygląd cechuje odmianę „Irlandtskiy Liker”. Jej owoce mają jasnozielony kolor, który w miarę dojrzewania przechodzi w żółto-zielony z ciemniejszymi paskami. Ciekawą, paskowaną kolorystykę ma także „Green Zebra”. To odmiana średnio późna polecana do sałatek oraz do ozdoby potraw. Nietypowy kształt posiada „Green Sausage”, przypominająca owoce… cukinii.
box:offerCarousel
Pomidory o nietypowej barwie – idzie nowe
Botanicy prześcigają się w selekcjonowaniu odmian wyróżniających się pod względem wyglądu owoców. Jednym z najbardziej oryginalnych rezultatów ich pracy jest „Black Cherry”. To wysoko rosnąca koktajlowa odmiana wytwarzająca fioletowo- lub brązowo-czarne owoce. Plonuje aż do późnej jesieni. Z pomidorów o podobnej barwie skórki (zbliżonej do czerni lub fioletu) można uprawiać „Black from Tula”, „Black Ethopian” oraz „Black Roma”. Błękit, fiolet lub indygo wyróżnia odmiany „Blue Beauty”, „Blue Pitts”, „Dark Tiger”, „Fahrenheit Blues” oraz „Helsing Junction Blues”. Pomidory mogą być nawet kremowe (lub zbliżone do białych). Królową tych odmian jest „White Queen”. To pomidor wielkoowocowy smakiem przypominający ananasa bądź melona. Odmiana jest znana od ponad pół wieku (wyhodowano ją w 1941 roku w USA).
Najłatwiejsze w uprawie – polecane dla osób początkujących – są pomidory koktajlowe. Można je sadzić zarówno w gruncie, jak i na balkonie. Z reguły dają dobry plon, nie sprawiają problemów i rzadko chorują. Więcej cierpliwości natomiast potrzeba w przypadku odmian wielkoowocowych. Te wymagają już większego „poziomu zdolności ogrodniczych” i bywają kapryśne (zwłaszcza uprawiane w gruncie bez osłon). Dlatego pierwszy wybór powinien dotyczyć grupy warzyw. Podział względem koloru czy wyglądu owoców jest już sprawą indywidualną. Warto eksperymentować w tym temacie, aby urozmaicić kuchnię i przygotowywać posiłki zapierające dech w piersiach. | Pomidory na kolorowo – przegląd odmian |
JBL Everest 100 to jeden z czterech modeli słuchawek bezprzewodowych z nowej serii producenta. Posiadają dokanałową konstrukcję, są wyposażone w interfejs Bluetooth 4.1 i mają zaoferować wysoki komfort oraz świetne brzmienie. Sprawdźcie, jak wypadają w praktyce. Everest 100 to podstawowy model z najnowszej linii słuchawek od JBL. Przetestowałem już konstrukcję nauszną, czyli Everest 300 (test), oraz wokółuszną – Everest 700 (test). Te ostatnie dostępne są także w wersji Elite, która posiada funkcję aktywnego tłumienia hałasu. Nowa seria okazała się dużym krokiem naprzód w porównaniu do urządzeń z linii E – co prawda Everest są droższe, ale oferują lepszą ergonomię i brzmienie na wyższym poziomie. Everest 100 na pierwszy rzut oka wyglądają na wygodne słuchawki do użytkowania na co dzień oraz do uprawiania sportu.
Wyposażenie
W zestawie ze słuchawkami są dwa komplety nakładek, kabel microUSB oraz skrócona instrukcja obsługi. Do wyboru mamy nakładki ergonomiczne, które zakładamy na same słuchawki, oraz standardowe tipsy, mocowane na końcach tulejek. Jedne i drugie dostępne są w rozmiarach S, M oraz L i zostały wykonane z grubego silikonu. Kabel USB do ładowania ma płaską izolację i mierzy około 46 cm. Szkoda, że nie jest dłuższy, ale w razie potrzeby łatwo go zastąpić.
Wygląd
Design słuchawek jest ciekawy. Producent postawił na mocne tworzywa sztuczne, dominujące matowe kolory i eliptyczny kształt. Słuchawki zostały skonstruowane tak, by częściowo wypełniać uszy. Elektronika znajduje się także w ich obudowach – nie ma dodatkowego urządzenia na przewodzie, jak w modelu E25BT (test). Słuchawek nie trzeba przypinać klipsem.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Obudowy słuchawek są grube, wręcz pękate, zostały mocno zaokrąglone. Wtyki przewodu znajdują się na dole, gdzie słuchawki są wyraźnie wydłużone. Everest 100 zdobią duże logotypy producenta oraz połyskująca lamówka, która otacza słuchawki. Od wewnętrznej strony nadrukowano oznaczenia kanałów, a tulejki wychodzą pod kątem i mają mocne wcięcia na tipsy. Na nie montuje się najpierw nakładki ergonomiczne, które pokrywają ponad połowę obudowy. W górnej części widać charakterystyczne wypustki, tzw. ergonomiczne „skrzydełka”, mające zapierać się o wnętrze małżowiny.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Słuchawki połączone są optymalnie grubym kablem w elastycznej i matowej izolacji. Przewód mierzy 60 cm, a w połowie ma dodatkowy suwak do skracania, który można zdemontować. Około 5 cm od prawej słuchawki znajduje się podłużny pilot, częściowo ogumowany. Ma łącznie cztery przyciski, szczelinę mikrofonu oraz gniazdo microUSB do ładowania.
Wykonanie słuchawek jest bardzo dobre. Zastosowane tworzywa cechuje wysoka jakość, a ogumowanie kabla oraz nakładki na słuchawkach są przyjemne w dotyku. Nie ma problemów ze spasowaniem elementów. Moim zdaniem Everest 100 to ładne urządzenie – nowoczesny minimalizm jest w modzie, a słuchawki wpisują się idealnie w ten trend. Dostępne są tylko w czarnej lub białej wersji kolorystycznej – szkoda, że nie ma większego wyboru barw.
Komfort i obsługa
Korzystanie z Everest 100 jest bardzo proste – nie mam większych zastrzeżeń odnośnie ergonomii. Najpierw należy dobrać rozmiary obu nakładek. Odstające wypustki nakładek ergonomicznych powinny zapierać się o dół trójkątny, czyli górną część małżowiny usznej. Następnie wystarczy przełożyć kabel przez szyję i ściągnąć suwak na pożądaną długość.
Słuchawki wypełniają wnętrza uszu i tylko delikatnie odstają. Leżenie na boku może nie być wygodne, ale nie powinno być problemów z noszeniem czapki. Słuchawki nie uciskają ani nie ocierają uszu, a ich tłumienie jest na całkiem niezłym poziomie. Everest 100 nie odetną w pełni od otoczenia, ale podczas słuchania muzyki na średnich poziomach głośności miejski harmider nie powinien sprawiać problemu.
Świetnie, że nie trzeba niczego przypinać do ubrania, a brak pałąka ma również swoje plusy, nic nie drażni szyi i nie przesuwa się. Trzeba jednak pamiętać, żeby uważać na słuchawki po wyjęciu z uszu – mogą zawisnąć na szyi, ale czasem zdarzy się, że wylądują na ziemi. Lepiej więc zdejmować je, gdy nie są używane. Niestety producent poskąpił etui, w zestawie przydałby się chociaż pokrowiec.
Obsługa nie jest skomplikowana. Na pochwałę zasługuje wydzielony przycisk parowania, który znajduje się na boku pilota. Włącznik jest zintegrowany ze środkowym przyciskiem, który odpowiada także za kontrolę rozmów oraz sterowanie muzyką – dwukrotne wciśnięcie włącza kolejny utwór, trzykrotne cofa do poprzedniego. Dwa pozostałe przyciski to regulacja głośności. Na pilocie jest także dioda informująca o ładowaniu i pełnej baterii, a dostępne są też komunikaty głosowe. Co istotne, można liczyć na dobrą jakość rozmów.
Słuchawki mogą działać do 8 godzin na jednym ładowaniu – jest to osiągalne, o ile nie przesadzamy z głośnością. Mocy jest dużo, więc w praktyce nawet nie zbliżałem się do końca skali. Jak na dokanałówki z niewielkim akumulatorem wynik jest bardzo dobry.
Specyfikacja JBL Everest 100
przetworniki dynamiczne 5,8 mm
pasmo przenoszenia 10 Hz–22 kHz
skuteczność 96 dB/1 mW, maksymalnie 103 dB
średni pobór mocy 5 mW
czułość mikrofonu -42 dBV/Pa
interfejs Bluetooth 4.1 z A2DP V1.3, AVRCP V1.4, HFP 1.6, HSP 1.6
bateria litowo-polimerowa 3,7 V/50 mAh x2
waga 16 g
Brzmienie
JBL Everest 100 nie zawodzą swoim brzmieniem. Sygnatura dźwiękowa jest podobna do pozostałych modeli serii, charakterystyczna dla producenta – dźwięk jest nowoczesny, łagodny w odbiorze i rozrywkowy. Bas został nieznacznie zaakcentowany, ale brzmienie jest bezpośrednie, klarowne i czytelne. Słuchawki oferują wysoką rozdzielczość dźwięku, ale priorytet ma rozrywka – muzyka brzmi energicznie i wciąga. Dźwięk jednak nie faworyzuje poszczególnych gatunków, dlatego Everest 100 sprawdzą się także w spokojniejszej muzyce.
Niskie tony są wyraźne, głębokie i masywne, ale nie dominują – bas nie zalewa muzyki, nie dudni i nie męczy. Trzyma się swojego miejsca, ale gdy trzeba, wyjdzie przed szereg, np. w rapie, nowej elektronice. Niskie tony brzmią soczyście, są dynamiczne, mogą szybko uderzyć, pulsować i nie mulą. Dobre wrażenie robi także zejście basu, brzmienie potrafi być wibrujące. Dźwięk Everest 100 wciąga, noga zaczyna samoczynnie wystukiwać rytm utworu. Nie są to wyjątkowo szczegółowe niskie tony, postawiono raczej na muzykalność, stąd brzmienie nie jest audiofilskie. Nadal jednak można docenić lżejszy rock, jazz, blues, muzykę wokalną lub akustyczną.
Pasmo średnie nie jest priorytetowe, ale nie zostało wycofane. Brzmienie jest czyste i czytelne, wokaliści oraz żywe instrumenty nie znikają gdzieś z tyłu. Z powodzeniem można śledzić pracę gitar rytmicznych lub solowych, teksty piosenek oraz linie melodyczne instrumentów klawiszowych lub dętych. Pasmo średnie przenosi sporo szczegółów, można docenić jakość dobrze zrealizowanej muzyki, ale brzmienie nadal pozostaje łatwe w odbiorze. W efekcie ze słuchawek można korzystać przez dłuższy czas.
Wysokie tony są obecne, dzięki czemu dźwięk jest bezpośredni, nie ma wrażenia przyciemnienia ani dystansu do muzyki. Dobrze słychać talerze perkusyjne, ładnie brzmią cyfrowe sample w elektronicznych gatunkach, a solówki gitar lub wysokie damskie głosy nie są zgaszone. Jednocześnie sopran nie jest ostry – słuchawki nie syczą, nie brzmią szorstko, nie kłują w uszy, a ich brzmienie nie jest zimne. Dźwięk raczej nie będzie drażnił osób wrażliwych na wysokie tony.
Dobre wrażenie robi także scena dźwiękowa, jest dosyć duża, jak na słuchawki dokanałowe. Słychać wyraźną stereofonię – muzyka dzielona jest na kanały i odsuwa się od uszu. Głębia jest jednak trochę słabsza, mniej dzieje się na płaszczyźnie przód-tył. Nieźle brzmią efekty przestrzenne, np. przejścia pomiędzy kanałami, pogłosy, echa. Instrumenty są dobrze odseparowane, nie zlewają się, a ich pozycjonowanie jest zróżnicowane. Część dźwięków wydaje się wybrzmiewać ze środka głowy, ale nie powoduje to dyskomfortu.
Podsumowanie
JBL Everest 100 to bardzo dobre słuchawki Bluetooth. Zadowalają estetyczną konstrukcją, odpowiednią ergonomią, prostą obsługą i dobrym brzmieniem – postawiono na rozrywkę oraz dynamiczny i angażujący dźwięk o niezłej przestrzeni. Everest 100 oferują także całkiem ładny i uniwersalny design oraz dobry czas pracy. Podoba mi się, że producentowi udało się schować elektronikę w słuchawkach i pilocie bez negatywnego przełożenia na komfort odsłuchów.
Everest 100 kosztują 419 zł i jest to cena, którą warto zapłacić. Korzystałem ze słuchawek z czystą przyjemnością. Należy jednak pamiętać, że brzmienie stawia na rozrywkę – nie jest wyjątkowo naturalne i może nie spodobać się użytkownikom szukającym bardzo szczegółowego, analitycznego dźwięku.
Jeśli budżet jest mniejszy, warto rozważyć model JBL E25BT – nie jest tak przestrzenny, brzmi mniej klarownie, ale za 250 zł to bardzo dobry wybór. Gdy liczy się wyższa funkcjonalność i gadżety, SoundMagic ST30 (test) za 399 zł również mogą się sprawdzić. Osobiście wolę jednak prostotę i ergonomię Everest 100.
Zalety: ładny design; bardzo dobre wykonanie; wysoki komfort i prosta obsługa; dobry czas pracy; rozrywkowe i proste w odbiorze brzmienie do różnej muzyki; niezła scena dźwiękowa.
Wady: brak futerału lub pokrowca; ograniczona ilość wersji kolorystycznych; przeciętna szczegółowość niskich tonów, pewna sztuczność brzmienia. | Test słuchawek JBL Everest 100 – uniwersalne dokanałówki Bluetooth |
Oficjalnie nazywał się Polski Fiat 125p, a potem FSO 125p. Nieoficjalnie zwano go różnie, np. Duży Fiat, aby odróżnić go od Małego Fiata, albo kanciak z racji wyjątkowo ostrych kształtów nadwozia. Na drogach PRL występował stadnie. Dziś to niemal pełnoprawny zabytek. Wszyscy wiedzą, jak wyglądał. Warto dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
Trochę historii
W latach 60. XX wieku coraz bardziej zdawano sobie sprawę, że warszawa jest już autem przestarzałym. Produkowana od 1957 r. syrena nie była w stanie jej zastąpić, gdyż celowała w inny segment rynku. Zaczęto zatem poszukiwać odpowiedniego modelu. Zdecydowano się więc na zakup licencji na produkcję Fiata 125. Pierwszy egzemplarz auta nazwanego Polski Fiat 125p zjechał z taśm produkcyjnych warszawskiej Fabryki Samochodów Osobowych w listopadzie 1967 r. Początkowo auta montowano z części pochodzących z Włoch. Później jednak stopniowo przechodzono na pełną produkcję. Początkowo pod maską Polskich Fiatów 125p pracowały silniki 1300 cm3 i 1500 cm3, następnie modyfikowane i zmieniane. Z czasem auto poddawano liftingom – na polskich drogach pojawiały się też różne jego wersje. Powstawały więc auta kombi, radiowozy, sanitarki, pick-upy. Były też produkowane seryjnie auta sportowe.
Konstrukcja jednak, niezbyt nowoczesna już w chwili zakupu licencji, nieubłaganie się starzała. Należało więc pomyśleć nad jego następcą. W 1978 r. został nim polonez, przy którego produkcji wykorzystywano mnóstwo podzespołów z Polskiego Fiata 125p. Produkcji Polskiego Fiata jednak nie zakończono i produkowano go dalej równolegle z polonezem. W 1983 r. wygasła licencja na Dużego Fiata, rozpoczęto więc jego produkcję policencyjną, a z taśm produkcyjnych warszawskiej fabryki zaczęły zjeżdżać auta o nazwie FSO 125p. Trwało to aż do roku 1991, kiedy ostatecznie zakończono jego wytwarzanie.
Produkcja Polskich Fiatów 125p i FSO 125p wahała się od kilkudziesięciu tysięcy rocznie do blisko 120 tysięcy egzemplarzy. W sumie wyprodukowano niemal półtora miliona samochodów. Auto nie zmotoryzowało zatem kraju w takim stopniu, jak słynny Fiat 126 (którego łącznie powstało ponad 3 miliony), ale jego udział w zmotoryzowaniu Polaków był znaczący.
W warsztacie
Na pytanie, co psuło się w Dużym Fiacie, trudno odpowiedzieć. Łatwiej odpowiedzieć na pytanie, co się nie psuło… Rzeczywiście, auta tego typu były dość awaryjne, a popsuć mogło się wszystko. Narzekano m.in. na układy paliwowe, szczególnie pompę paliwa i gaźnik. W gaźniku zatykała się dysza wolnych obrotów – usterka dość prosta do usunięcia, jeśli wiedziało się, jak to zrobić: wystarczyła pompka samochodowa lub w ostateczności własne płuca. Szwankowało ładowanie (alternator, regulator napięcia). Psuły się też tylne mosty. Newralgicznym punktem był także rozrząd, m.in. łańcuch rozrządu – w wielu silnikach zauważano wycieki spod pokrywy rozrządu. Sporo aut miało kłopoty z zawieszeniem. Nie dopisywały końcówki drążków, łożyska kół. Wiele z nich zjadła korozja. Dlaczego tak się działo? Odpowiedzi jest kilka: brak cynkowania blach, niewłaściwe fabryczne zabezpieczenia antykorozyjne, kiepskie, pełne wypełnionych wodą dziur i „strzelających” kamieni drogi, niska kultura techniczna użytkowników. Dziś nie da się znaleźć egzemplarza nieskorodowanego. Większość jest po mniej czy bardziej profesjonalnie przeprowadzonych remontach blacharskich lub skorodowana. Przed kupnem wymarzonego „kanciaka” warto skonsultować się z blacharzem.
Części zamienne
Części do Fiatów 125p zaczynają stanowić problem. Powoli kończą się zachomikowane w czasach PRL przez właścicieli tych aut, a dziś odgrzebywane przez ich spadkobierców. Można oczywiście kupić nowe części eksploatacyjne, takie jak klocki hamulcowe czy zbiorniki paliwa. Sporo jest jeszcze części blacharki (np. błotniki, maski, progi). Jeśli ktoś potrzebuje czegoś innego, pozostaje mu zakup części używanych. Te na szczęście jeszcze są, od blacharskich, przez elektrykę, po całe silniki, skrzynie biegów, aż po najdrobniejsze nawet elementy. Części jednak trzeba szukać dość długo, ponieważ większość z nich jest w Egipcie. To nie żart. Wiele Polskich Fiatów 125p i FSO wyjechało do tego afrykańskiego kraju jako dawcy podzespołów.
Duże Fiaty to jedna z legend polskiej motoryzacji. Kiedyś obiekt marzeń wielu kierowców, potem coraz bardziej pogardzany, sprzedawany za bezcen, wyprowadzany na złomowiska rupieć. Dziś coraz rzadszy i coraz cenniejszy. Warto go kupić, zalecana jest jednak ostrożność. | Duży fiat - legenda polskiej motoryzacji |
Prezent w postaci gadżetu motoryzacyjnego to jeden z najprostszych sposobów na uśmiech kierowcy po rozpakowaniu upominku. Jakie akcesorium warto wybrać, aby swoimi funkcjonalnościami na długo zagościło w aucie lub garażu obdarowanego? Upominek do 50 zł
Miłośnikom słuchania muzyki w aucie z pewnością przyda się transmiter FM. Urządzenie to poszerza funkcjonalność zwykłego radia i pozwala na odtwarzanie utworów muzycznych z urządzeń przenośnych (np. smartfonów), karty SD, czy pamięci przenośnej (pendrive’a). Transmiter podłącza się do gniazda zapalniczki i łączy z radiem samochodowym przez fale radiowe. Wystarczy więc odpowiednio nastawić radioodtwarzacz w aucie na częstotliwość transmitera, aby cieszyć się możliwością słuchania muzyki z różnych źródeł. Urządzenie wyposażone w ekran LCD i pilot kupimy już za ok. 40 zł.
Jeszcze tańszym i bardzo przydatnym pomysłem na prezent pod choinkę dla kierowcy będzie pochłaniacz wilgoci. Pozwoli on uporać się z parującymi i zamarzającymi od środka szybami w aucie, zapobiegając osiadaniu na nich pary wodnej. Pochłaniacz pomaga zaoszczędzić wiele czasu na czyszczeniu i wycieraniu szyb, poprawia komfort oraz bezpieczeństwo jazdy, a także ogranicza rozwój szkodliwych dla układu oddechowego grzybów. Cena za opakowanie pozwalające na 90 dni pracy to ok. 10 zł.
Innym, niezwykle funkcjonalnym akcesorium, w szczególności dla osób często podróżujących w dalsze trasy, jest rozdzielacz gniazda zapalniczki, który pozwala na jednoczesne podłączenie nawet 3 urządzeń elektrycznych. Większość urządzeń wyposażonych jest także w gniazdo USB umożliwiające ładowanie baterii urządzeń mobilnych. Ceny rozgałęziaczy zaczynają się od 10 zł.
Propozycje prezentów do 100 zł
Absolutnym hitem wśród gadżetów samochodowych są kompaktowe alkomaty, które potrafią zweryfikować stan trzeźwości kierowcy. Popularność tego akcesorium wzrosła, gdyż zaostrzeniu uległy przepisy każące osoby wsiadające za kierownicę na „podwójnym gazie”. W cenie do 100 zł można znaleźć alkomaty półprzewodnikowe o niezłej dokładności, oferujące dobry stosunek ceny do jakości, jak np. modele AlcoFind DA-3000 czy Kacuś 4.0. Zasilane są zwykłymi bateriami AAA, mają wymienne ustniki i zakres pomiaru aż do 4 promili z rozdzielczością wskazań do 0,1.
Miłośnicy majsterkowania podróżujący często w warunkach miejskich z pewnością będą zadowoleni z zestawu czujników parkowania do samodzielnego montażu. Tego typu urządzenie wyposażone jest w cztery sensory, graficzny wyświetlacz pokazujący odległość od przeszkody oraz wszystkie niezbędne elementy montażowe wraz z wiertłem pozwalającym na przystosowanie zderzaka do instalacji sensorów. Czujniki nabyć można w jednym z kilku kolorów, a zakup nie powinien przekroczyć kwoty 100 zł.
Najciekawsze gadżety powyżej 100 zł
Zza wschodniej granicy do Polski przywędrowała moda na wideorejestratory jazdy, których zadaniem jest nagrywanie przebiegu podróży, najczęściej z poziomu widoku przedniej szyby. Pozwala to na ewentualne dochodzenie swoich praw przed sądem w przypadku kolizji lub wypadku, gdyż film może stanowić dowód w sprawie. Montaż kamerki działa także prewencyjnie na potencjalnych oszustów chcących wymusić odszkodowanie lub celowo nieprzyznających się do winy.
Kamerka samochodowa to pozycja obowiązkowa dla kierowców, którzy spędzają dużo czasu za kierownicą. Za kwotę ok. 150 zł kupimy podstawowe modele takich firm, jak np. Overmax czy Xblitz. Warto jednak skusić się na produkty renomowanych producentów, np. Ferguson, GoClever czy DOD, z uwagi na wyższą trwałość urządzeń i jakość nagrań.
Każdy majsterkowicz lubiący sam dokonywać drobnych napraw przy aucie z pewnością doceni prezent w postaci zestawu narzędzi. W motoryzacji szczególnie przydatne okazują się klucze nasadowe, których mnogość rozmiarów sprawia, że najbardziej opłaca się je kupić w komplecie. Za wieloelementowy zestaw zapłacimy ok. 200 zł.
Wybierając gadżet motoryzacyjny, warto zwrócić uwagę przede wszystkim na jego funkcjonalność, gdyż będziemy mieć wówczas pewność, że znajdzie zastosowanie w garażu lub aucie osoby, która go otrzyma. Jak się okazuje, nawet w najniższych kwotach znaleźć można ciekawe propozycje przydatnych akcesoriów. | Akcesoria samochodowe pod choinkę |
„Nieleczony trwa siedem dni, leczony tydzień”, „to nie choroba” – tak o katarze myśli większość z nas, bagatelizując go i czekając aż sam przejdzie. Tymczasem ta, z pozoru błaha, dolegliwość może nie tylko uprzykrzyć nam życie, ale także przerodzić się w dużo poważniejszą infekcję. Jak sobie radzić z katarem? Przedstawiamy kilka praktycznych wskazówek. Katar bywa niekiedy bardzo uciążliwy. Zatkany nos uniemożliwia swobodne oddychanie, zaburza spokojny sen i pogarsza nasze ogólne samopoczucie. Czujemy się rozdrażnieni, przez co trudno jest nam skupić się na codziennych obowiązkach. Jeszcze gorzej z katarem radzą sobie dzieci, szczególnie małe, które oddychają wyłącznie przez nos i nie potrafią same pozbyć się zalegającej w nim wydzieliny.
Niestety na katar nie ma jednego, sprawdzonego lekarstwa, dlatego tak ciężko jest go wyleczyć. Niemniej jednak istnieje wiele domowych sposobów oraz różnego rodzaju preparatów na złagodzenie tych przykrych dolegliwości i przyśpieszenie procesu rekonwalescencji. Jak radzić sobie z katarem? Oto 6 prostych kroków:
1. Nawilżaj powietrze w domu
Suche powietrze wysusza błony śluzowe, co nierzadko dodatkowo nasila dolegliwości. Dzieje się tak zwłaszcza w okresie grzewczym, stąd zimą możemy znacznie częściej mieć katar. Ma również negatywny wpływ na naszą koncentrację. Zbyt niski poziom wilgotności sprawia, że niejednokrotnie borykamy się z problemami ze snem, a także cerą czy włosami. Dlatego tak istotne jest nawilżanie powietrza w domu. Optymalny poziom wilgotności to około 45–50%. Tymczasem przy włączonych kaloryferach jej poziom spada nawet do 10%.
Co robić, aby ustrzec się przed zbyt suchym powietrzem? Przede wszystkim powinniśmy często wietrzyć mieszkanie. Najlepiej kilka razy dziennie. Możemy także stosować znane, domowe sposoby – położyć wilgotny ręcznik na grzejnik, czy postawić w bliskiej odległości od kaloryfera miskę z wodą. Każda alternatywa jest dobra, lecz najlepsze efekty da nam nawilżacz powietrza. Ten pozwoli utrzymać idealny poziom wilgotności powietrza, a bardziej zaawansowany model dodatkowo je oczyści.
Na rynku znajdziemy różne warianty nawilżaczy: parowe, ultradźwiękowe oraz ewaporacyjne. Jednak bez względu na to, na jaką wersję się zdecydujemy, przed zakupem nawilżacza koniecznie sprawdźmy jego:
wydajność (jaką powierzchnię nawilży);
poziom zużycia prądu (chcąc zaoszczędzić, kupujemy zwykle tańszy model, ale pamiętajmy, iż może okazać, że korzystanie z niego będzie wiązało się z wysokimi kosztami, przez co nasza oszczędność stanie się jedynie pozorna);
wyposażenie (wielkość zbiornika na wodę, rodzaj filtrów oraz częstotliwość ich wymiany);
dodatkowe funkcje (oczyszczanie, jonizacja, inhalacja).
Bogatą ofertę nawilżaczy znajdziemy m.in. na Allegro. Ich ceny zaczynają się już od około 30 zł.
2. Stosuj wodę morską w sprayu
Woda morska w sprayu to naturalny, fizjologiczny roztwór wody morskiej, bogaty w sole mineralne. Jest całkowicie bezpieczny i może być stosowany do codziennej higieny nosa, także u dzieci i niemowląt. Woda morska oczyszcza nos, wypłukując zalegającą w nim wydzielinę oraz nawilża wysuszoną błonę śluzową. Dostępne w aptece i powszechnie stosowane krople do nosa, choć zmniejszają obrzęk i przynoszą ulgę, to, zbyt długo stosowane, wysuszają śluzówkę, zaburzając naturalny proces samooczyszczania się nosa. Tymczasem naturalny roztwór wody morskiej może być aplikowany przez długi okres czasu, nie powodując żadnych działań niepożądanych. Najbardziej popularne produkty tego typu to: Marimer, Sterimar Mn oraz Sinomarin.
Kupując roztwór wody morskiej, warto wiedzieć, że jego rodzaje dzielą się na: izotoniczny oraz hipertoniczny. Pierwszy, zalecany jest do codziennej pielęgnacji nosa. Łagodnie go oczyszcza i nawilża. Drugi, daje znacznie mocniejszy efekt działania. Dodatkowo powoduje zmniejszenie obrzęku błony śluzowej – dlatego polecany jest w przypadku silnego kataru czy zapalenia zatok.
3. Rób inhalacje
Ulgę przy zatkanym nosie przyniosą też inhalacje. Zarówno te stosowane przez nasze mamy i babcie, jak i te wykonywane przy użyciu nowoczesnych urządzeń. Najprostszym, można by powiedzieć „starym jak świat”, sposobem na domową inhalację jest miska z gorącą wodą, kilka kropli olejku, np. eukaliptusowego czy rumiankowego oraz ręcznik. Stajemy nad miską, głowę osłaniamy ręcznikiem i wdychamy opary unoszącej się substancji. Jeśli nie mamy pod ręką olejku eterycznego, równie dobrze możemy użyć ziół, np. tymianku czy szałwii. Choć sam zabieg cudu raczej nie zdziała, to znacznie rozrzedzi zalegającą wydzielinę i pomoże bezproblemowo usunąć ją z nosa.
Jeżeli metody te wydają się nam mało skuteczne, użyjmy profesjonalnego sprzętu. Mowa o nowoczesnych inhalatorach, jakie do niedawna stosowane były wyłącznie w szpitalach, a dziś coraz częściej kupowane są na użytek domowy. Inhalator dzięki specjalnemu urządzeniu – nebulizatorowi – zamienia płynny lek w chłodną mgiełkę. Dzieje się to dzięki sprężonemu powietrzu lub falom ultradźwiękowym. Specyfik rozbijany jest na drobne cząsteczki, które w błyskawiczny sposób docierają do źródła infekcji. Dzięki temu z jego pomocą zwalczymy nie tylko uciążliwy katar, ale również męczący kaszel, zapalenie zatok, a nawet choroby dolnych dróg oddechowych.
Inhalatory mają szerokie zastosowanie, są proste w użyciu, a do tego posiadają przystępną cenę także dla przeciętnego konsumenta. Na Allegro inhalator kupimy już za około 70 zł.
4. Oczyszczaj nos
Nic nie pomoże nam lepiej zwalczyć kataru niż regularne oczyszczanie nosa. Dlatego, jeśli męczy nas katar, to przede wszystkim dmuchajmy w chusteczkę. Częste kichanie i wydmuchiwanie nosa pomoże pozbyć się nie tylko zalegającej wydzieliny, ale również wirusów. Proste? Tak, pod warunkiem, że potrafimy dmuchać. W przypadku małych dzieci, ta zwykła czynność urasta do rangi dużego problemu. W walce z uciążliwym katarem nasze mamy stosowały najczęściej specjalne gruszki do nosa. Dziś my posiadamy znacznie większy wybór. Poza (wciąż modnymi) tradycyjnymi gruszkami, na rynku znajdziemy także specjalne aspiratory do nosa.
Proste, zwykłe modele (np. aspirator Frida), składają się z rurki wyposażonej w zaokrągloną końcówkę (przykładamy ją do nosa) oraz wężyka z ustnikiem, jaki podłączany jest z drugiej strony. Aby oczyścić nos, wystarczy przyłożyć rurkę do noska malucha (jej specjalny kształt uniemożliwia zbyt głębokie zaaplikowanie aspiratora), a następnie za pomocą ustnika zassać powietrze, wyciągając zalegającą wydzielinę. Zabieg jest bardzo prosty, skuteczny i całkowicie higieniczny, bowiem między rurką, a wężykiem znajduje się specjalny filtr, blokujący wydzielinę.
Usuwanie wydzieliny aspiratorem wdechowym może być jednak utrudnione, kiedy dziecko z powodu choroby jest rozdrażnione, płacze i wyrywa się. Znacznie szybszym i bardziej skutecznym sposobem jest usuwanie zbędnych substancji za pomocą aspiratorów podłączanych do odkurzacza (np. Katarek lub Abakus) czy elektronicznych (np. Haxe lub CLEANOZ EASY). Te pierwsze do oczyszczenia nosa wykorzystują ssącą moc odkurzacza, drugie natomiast zasilane są elektrycznie. Niektóre aspiratory wygrywają nawet melodyjki, jakie mają za zadanie odwrócić uwagę dziecka.
5. Wypróbuj babcine sposoby
Napar z majeranku, herbata z sokiem z malin, syrop z cebuli, mleko z miodem czy tampon z czosnku. Jeśli zapytacie swoją babcię, jak skutecznie pozbyć się kataru, to z pewnością wymieni ona przynajmniej jeden z powyższych sposobów. Te proste metody znane są bowiem od lat. Napar z majeranku odblokowuje nos i umożliwia swobodne oddychanie, herbata z sokiem z malin doskonale rozgrzewa, czosnek to „naturalny antybiotyk”, miód działa przeciwzapalnie, a mleko to źródło witaminy D, odpowiedzialnej za odporność naszego organizmu. Dlatego, zamiast tracić czas na bieganie po aptekach, najpierw wypróbujmy domowe sposoby.
6. Sięgnij po preparaty apteczne
Czasami jednak kuracja domowa nie zdaje się na nic. Wtedy nie pozostaje nam nic innego, jak udać się do apteki. Leków na katar jest całkiem sporo – od kropli do nosa, przez maści i żele, po tabletki. Mimo to, należy pamiętać, że mogą one wywoływać różnego rodzaju działania niepożądane, a stosowane niezgodnie z treścią załączonej do nich ulotki, niejednokrotnie wyłącznie potęgują dolegliwości. Dlatego, jeżeli już decydujemy się sięgnąć po preparaty medyczne, to zażywajmy je „z głową”. | Katar – jesienny wróg. Jak sobie z nim radzić? |
Styl eklektyczny to wyzwanie dla najbardziej wymagających. W uproszczeniu – łączy w sobie klasyczne, stare meble sprzed wielu lat z nowoczesnością. Jednak jest bardzo cienka granica między stylowym połączeniem a kiczem. Właśnie dlatego wystrój eklektyczny jest tak trudny do osiągnięcia. A co ze sprzętami AGD? Wybór sprzętów AGD w kuchni w stylu eklektycznym nie jest zadaniem łatwym. Z jednej strony to połączenie klasyki z nowoczesnością, więc wydaje się dość proste. Jednak w praktyce możemy przesadzić jednym elementem i zepsuć cały pomysł.
Lodówka w stylu eklektycznym
Styl eklektyczny najłatwiej i najlepiej można osiągnąć poprzez połączenie klasycznych mebli sprzed wielu lat z nowoczesnym wyglądem sprzętów elektronicznych i ozdobami. Dlatego też w przypadku urządzeń AGD do kuchni lepiej postawić na nowoczesne modele.W takiej sytuacji warto postawić na sprzęt AGD w kolorze białym. Takim urządzeniem jest Beko GN 162420 X w cenie około 3900 zł. To model typu side-by-side, dostępny także w wersji czarnej oraz srebrnej. Lodówka ma bardzo ciekawy, nieco surowy wygląd, który jest podkreślany przez ostre krawędzie. Wyposażona jest w wiele zaawansowanych funkcji, jak chociażby No Frost, aktywny jonizator czy też system Active Fresh Blue Light. Lodówka ma pojemność aż 544 litrów. Z tego 368 przypada na chłodziarkę i 176 na zamrażalnik. Urządzenie ma klasę energetyczną A+.Rewelacyjnie w stylu eklektycznym może się też prezentować lodówka Samsung RL55VTEGB. Wyróżnia się ona czarną obudową z eleganckim, czarnym frontem. Urządzenie ma klasę energetyczną A+ oraz całkowitą pojemność 328 litrów. Lodówka wyposażona jest w system No Frost oraz takie rozwiązania jak Multi Flow, dzięki któremu równo rozprowadza zimno po wszystkich zakamarkach, oraz szufladę CoolSelectZone z niezależnym sterowaniem temperaturą. Lodówka kosztuje około 3000 zł.
Kuchenka w stylu eklektycznym
Bardzo ciekawym elementem kuchni w stylu eklektycznym może być kuchenka w stylu retro. Takie urządzenie w swojej ofercie ma firma Amica. Mowa o modelu 621GE2.33 w cenie około 1700 zł. Piekarnik ma pojemność aż 66 litrów, dzięki czemu można przygotowywać naprawdę ogromne ilości jedzenia. Do tego dochodzi 8 różnych funkcji, jak chociażby grill, opiekacz, rozmrażanie lub turbogrill. Kuchenka jest w kolorze antracytowym, co nadaje się bardzo oryginalnego stylu. Dostępna jest także wersja biała.Ciekawą alternatywą może być także piekarnik do zabudowy. Doskonale powinien prezentować się model Hotpoint-Ariston FT 850.1 w cenie zaledwie 1000-1100 zł. Piekarnik ma 56 litrów pojemności i klasę energetyczną A. Oferuje 7 różnych funkcji, w tym między innymi grill. Wyposażony jest w termoobieg, sterowanie mechaniczne oraz bardzo stylowy zegar analogowy. Producent udziela na ten model 24-miesięcznej gwarancji.
Inne sprzęty i dodatki
W stylu eklektycznym chodzi o przemyślane i wyważone połączenie starości, klasyki i nowoczesności. Nowoczesna lodówka w połączeniu z piekarnikiem retro powinny prezentować się bardzo dobrze, o ile zostaną odpowiednio dopasowane. Warto dodać do nich także inne elementy, jak chociażby czajnik elektryczny w stylu retro, oryginalny okap, ekspres do kawy lub garnki stylowane na stare. Jednak najważniejsze są meble, bo tak naprawdę one nadają odpowiedniego smaku. Pamiętaj, że powinny one nawiązywać do kuchni sprzed wielu lat. W ten sposób można uzyskać rewelacyjny efekt.Wybór sprzętów AGD w kuchni w stylu eklektycznym nie jest zadaniem łatwym. Z jednej strony to połączenie klasyki z nowoczesnością, więc wydaje się dość proste. Jednak w praktyce możemy przesadzić jednym elementem i zepsuć cały pomysł. | Urządzamy kuchnię w stylu eklektycznym – jak dopasować odpowiedni sprzęt? |
Zbieractwo było w PRL-u powszechne. Kolekcjonowano znaczki, monety, a nawet gadżety reklamowe: proporczyki, prospekty, siatki czy breloki. Szczególnie ceniono te pochodzące z Zachodu. Znaczki czy monety – to oczywiste przedmioty kolekcjonerskie. W PRL-u nie brakowało maniaków zapełniających klasery wyjątkowymi okazami numizmatycznymi czy filatelistycznymi (chyba najbardziej znany pozostaje trener II klasy Wacław Jarząbek grany przez Jerzego Turka w „Misiu” Stanisława Barei). W każdym większym mieście były sklepy filatelistyczne. Dziś również nie brakuje fanów znaczków czy monet. Przed laty popularnością cieszyły się jednak również przedmioty, które w ostatnim czasie odeszły do lamusa lub przestały być gadżetem kolekcjonerskim, przynajmniej w takim znaczeniu jak w latach 70., 80. czy 90. XX wieku. Chodzi o różne gadżety reklamowe.
Coś dla chłopców i dla dziewcząt
Czasami były to bezużyteczne na co dzień bibeloty rozdawane podczas różnych festynów, a czasami przedmioty codziennego użytku. Domy wielu nastolatków wypełniały wtedy plakaty z prospektów samochodowych. W szoferkach Starów, Żuków czy Syren nie brakowało proporczyków zakładów pracy. Dzieci nosiły klucze przypięte do breloczków z logo Orbisu. Dziewczyny wycinały zdjęcia modelek z zachodnioniemieckich katalogów wysyłkowych. Wiele gadżetów reklamowych było wtedy pożądanymi skarbami, niektóre z nich pozostają kolekcjonerskimi perełkami również dziś.
Najbardziej pożądane wśród zbieraczy w latach 70. czy 80. były gadżety reklamowe z Zachodu. Zachwycały przede wszystkim jakością wykonania i kolorami. Na zdjęciach były pokazane towary, które dla wielu mieszkańców wschodniej Europy były nieosiągalne. Katalogi zachodnich samochodów Opel, Toyota czy Renault to był w PRL-u chodliwy towar wśród młodych miłośników motoryzacji. Tak jak prospekty nieistniejącej już marki Talbot. Mniej popularne były wtedy prospekty bliskich nam marek jak Fiat czy Star. Dzisiaj te drugie są bardziej poszukiwane i osiągają kilkakrotnie wyższe ceny od prospektów zachodnich.
Podczas gdy chłopcy wymieniali się na podwórkach prospektami samochodów i producentów sprzętu elektronicznego, jak Philips czy rodzimej Unitry, dziewczyny zachwycały się modą z katalogów np. zachodnioniemieckiej „Burdy”. Zresztą „Burda” była pierwszym magazynem tego typu wydawanym w Związku Radzieckim. Pojawił się tam w 1987 r.
Foldery zagranicznych marek kosmetycznych też były w cenie, tak jak katalogi Ikei. Podobnie jak w przypadku prospektów, dziś cenione są bardziej pochodzące z Polski niż z zagranicy. Poszukiwane są m.in. katalogi łódzkiego Domu Sprzedaży Wysyłkowej, który reklamował się hasłem „Duże Szanse Wyboru”. Dziś ten katalogi są bezcennym zbiorem tego, co było popularne w latach 70. czy 80. XX wieku. Zawierają opisy i zdjęcia ówczesnych kosmetyków, ubrań, sprzętu RTV czy AGD. A gdzie można było wtedy zdobyć upragniony prospekt czy katalog? Szczęśliwcy zdobywali je w Peweksach, inni z międzynarodowych targów albo pisząc listy do danej firmy.
Gadżety znad Wisły
Popularnością cieszą się dziś także inne polskie gadżety reklamowe sprzed lat. Jednym z takich, które odeszły już niemal do lamusa, są proporczyki. Były przeważnie trójkątne, z tasiemką do zawieszenia. Proporczyki z logo przygotowywały dla swoich fanów kluby sportowe, miasta prezentowały na nich swoje herby. Firmy też korzystały z tej formy reklamy. Romet, FSO, Huta Warszawa czy przedsiębiorstwa budowlane to tylko niektóre z nich. Proporczyki pojawiały się również przy okazji różnych wydarzeń sportowych, zlotów, dożynek czy lokalnych zawodów strażackich albo harcerskich.
Z okazji różnych wydarzeń na rynku pojawiały się także okolicznościowe talerze. Żniwa, spartakiady, zjazdy – było wiele okazji do ich produkcji. Produkcją ozdobnych naczyń zajmowały się też wspominane wcześniej firmy. Wieszano je w świetlicach ośrodków wczasowych albo domowych kuchniach. Dziś, dla kolekcjonerów, są warte nawet kilkaset złotych.
Spore kwoty osiągają na aukcjach odzieżowe gadżety reklamowe sprzed lat. Torby albo czapki z logo FSO, LOT-u czy „Trybuną Ludu” są dziś poszukiwanymi przedmiotami. Zdecydowanie tańsze i łatwiej dostępne są breloki czy przypinki, również bardzo popularne wśród zbieraczy przed laty. Niektóry były jednocześnie otwieraczami, inne notesami albo miarkami. Firmy wprowadzały przypinki i breloki z okazji swoich świąt (na przykład „50 lat LOT-u”) czy ze swoimi flagowymi produktami (Polonez). Dziś za niektóre z nich trzeba zapłacić nawet ponad 100 zł.
Zachód w swojskim wydaniu
Swoistym pomostem między zachodnimi kolorowymi produktami a tymi mniej atrakcyjnymi wizualnie z naszej części Europy były gadżety związane ze sklepami walutowymi Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego, popularnie nazywanymi Peweksami. Obok pocztówek czy popielniczek królowały siatki. Przez kilkadziesiąt lat funkcjonowania tej instytucji uzbierało się wiele ich wzorów: od prostych z logo, przez ozdobione wzorami w kwiaty, po wersje letnie z nadrukiem fal i zachodzącego słońca. Były modele zarówno kartonowe, jak i plastikowe. Podobnymi gadżetami chwalili się zresztą także ci, którym udało się zrobić zakupy w sklepach Przedsiębiorstwa Handlu Zagranicznego Baltona ze słynnym logo z marynarzem.
Z jednej strony zbieraliśmy zachodnie gadżety, bo pochodziły z niedostępnego dla wielu z nas świata, z drugiej – bo w wielu przypadkach były bardziej kolorowe, lepiej wykonane niż polskie. Przewrotnie dziś, wśród fanów przedmiotów sprzed lat te drugie cieszą się większą popularnością. Gadżety reklamowe nie były jednak jedynymi przedmiotami z Zachodu, o których marzyli zbieracze znad Wisły. Puste puszki po napojach, pojemniki po dezodorantach czy opakowania po słodyczach też miały swoich amatorów. | Kolekcjonerstwo w PRL-u, czyli zbierać, co się da, byle z Zachodu |
Sylwester to wyjątkowa noc, dlatego również kreacja powinna być nadzwyczajna. Niezależnie, czy zamierzasz bawić się w gronie znajomych na domówce, czy wybierasz się na wielki bal dobrze jest przemyśleć strój wcześniej, aby uniknąć gorączkowego przerzucania wieszaków w ostatniej chwili. Stylizacja powinna być dobrana do charakteru i miejsca przyjęcia, w którym weźmiesz udział. Na wielkie bale w hotelach bądź restauracjach zaleca się szykowne długie suknie. Na imprezie w mieszkaniu sprawdzi się kusa sukienka koktajlowa. Krój powinien być dopasowany do twojej sylwetki, aby podkreślić jej zalety. Kreacja powinna być wygodna, pozwalająca przetańczyć całą noc.
Długa suknia na bal
Wielkie wyjścia wymagają specjalnych kreacji. Długa, powłóczysta sukniaświetnie sprawdzi się w tej roli. Na sylwestrze postaw na kolor niebieski. Jego kobaltowy odcień jest niezwykle szykowny i bardzo na topie. Satyna i atłas dodadzą blasku i nadzwyczajnego stylu. Wycięty dekolt podkreśli kobiecie atuty. Delikatne, zdobione kryształkami sandałki dopełnią kreację. W razie chłodu weź na wszelki wypadek etolę lub szal w kolorze czarnym. W małej kopertówce na łańcuszku zmieścisz niezbędne drobiazgi.
Styl glamour jako sylwestrowy pewnik
Brokat, złote nitki, kryształki, roziskrzone szkiełka – bez nich nie może odbyć się chyba żaden sylwester. Dobrym wyborem na tę noc będzie więc cekinowa sukienka. Metaliczny błysk to jeden z obecnych sylwestrowych trendów, więc w srebrnej mini będziesz bardzo na czasie. Taka sukienka bardzo przyciąga uwagę. Nie trzeba jej dopracowywać dodatkami. Nogi posmaruj błyszczącym balsamem oraz włóż czarne szpilki. W tańcu twoja kreacja będzie się olśniewająco mienić.
Złoty total look
Ta wyjątkowa noc to właśnie czas na totalne szaleństwo. Szampański odcień złota to strzał w dziesiątkę! Pokryta w całości cekinamisukienka sprawi, że będziesz wyglądać obłędnie. Idealnym zestawieniem będą dorównujące blaskiem szpilki na wysokim obcasie. Do tego niewielka kopertówka. Biżuteria jest tu absolutnie zbędna.
Spodnie na sylwestra – czy to możliwe?
Niektóre kobiety wprost wzdrygają się na myśl o wciśnięciu się w sukienkę, nawet idąc na imprezę. Pamiętaj, że od twojego samopoczucia zależy, jak dobrze będziesz się bawić. Dlatego nie należy się zmuszać. Eleganckie czarne spodnie również mogą się świetnie sprawdzić. Wystające spod nich brokatowe szpilki sprawią, że twoje nogi będą wyglądać smukło. Na górę załóż połyskujący top w kolorze złota lub srebra idealnie wpasowujący się w atmosferę zabawy do rana.
Mała czarna – klasyka w sylwestrowym wydaniu
Jeśli lubisz sprawdzone rozwiązania, masz długie nogi, którymi chcesz się pochwalić, a do tego wybierasz się na szaloną imprezę w klubie lub na domówkę, to mała czarna sprawdzi się perfekcyjnie. Czerń to klasyka sylwestrowych kreacji, jest bezpieczna, a za razem bardzo szykowna. Wyjątkowego stylu nadasz jej dodatkami. Postaw na bogato zdobiony, błyszczący naszyjnik oraz dużą bransoletkę. Rajstopy z błyszczącym wzorem podkreślą i wydłużą nogi. Na stopach oczywiście szpilki!
Wybierając kreację sylwestrową, pamiętaj o swoim komforcie i wygodzie. Na takich imprezach zwykle dużo się tańczy, a lepiej jest nie zgubić pantofelków przed północą ze względu na obolałe stopy. Sukienkę dobierz do swojej sylwetki, a jeśli nie przepadasz za ich ubieraniem, postaw na eleganckie spodnie. Stylizację dopełni mocniejszy niż zwykle makijaż oraz przemyślana fryzura. | Stylizacja sylwestrowa dla niej – 5 propozycji |
Mało który podzespół samochodu jest tak bardzo narażony na zabrudzenie i uszkodzenia mechaniczne, jak felgi. Ma to szczególne znaczenie, gdy ich średnica jest duża. Jak poprawić, a być może nawet odmienić wygląd felg, aby stanowiły wizytówkę kierowcy i jego auta? Samodzielna renowacja felg stalowych
Rdza i odrapany lakier felg stalowych to widok nierzadki, z którym wcale nie trzeba się godzić. Wystarczy nieco zapału i wolny weekend, by nadać im świeżości. Naloty rdzy trzeba w pierwszej kolejności dokładnie zetrzeć przy użyciu papieru ściernego o grubym ziarnie. Można wykorzystać przy tym także okładziny montowane do wiertarki lub szlifierki kątowej. Tak przygotowaną powierzchnię trzeba dobrze wyczyścić i odtłuścić, wykorzystując wodę z detergentem i benzynę ekstrakcyjną.
Kolejny etap to nałożenie podkładu antykorozyjnego, dzięki czemu zabezpieczymy felgę przed ponownym rdzewieniem.
box:offerCarousel
Finalnym etapem odświeżenia felg stalowych jest malowanie, do czego można wykorzystać lakiery w sprayu. Ich paleta barw jest szeroka, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby felgom nadać np. biały kolor.
box:offerCarousel
Na koniec warto podsumować koszty. Papier ścierny i benzyna ekstrakcyjna to wydatek łącznie ok. 20 zł. Za podkład antykorozyjny w aerozolu, np. firmy Motip, zapłacimy ok. 25 zł, a za dwa pojemniki lakieru bazowego nie więcej niż 30 zł. Do tego możemy skusić się na dodatkowe zabezpieczenie felg lakierem bezbarwnym, co będzie stanowić koszt rzędu 25 zł.
box:offerCarousel
Za wszystkie niezbędne produkty zapłacimy więc ok. 100 zł.
Kołpaki: szybko i tanio
Kierowcy, którym nie po drodze zarówno renowacja felg stalowych, jak i zakup nowych, mogą wybrać trzecią opcję, czyli zakup kołpaków. Skutecznie zamaskują one wszelkie niedoskonałości felg, dzięki czemu koła zyskają na estetyce. Co ważne, zakup kołpaków nie jest drogi, a montaż jest prosty i szybki. W ofercie sprzedawców znajdziemy wiele wzorów i kolorów, dlatego z pewnością każdy kierowca znajdzie coś idealnie pasującego do swojego auta. Za komplet kołpaków uniwersalnych zapłacimy ok. 50 zł. Dużo droższe są produkty oryginalne. W tym przypadku kwota 50 zł wystarczy tylko na zakup jednej sztuki.
Guma w sprayu do szybkiej zmiany koloru felg
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Jednym z największych hitów chemii samochodowej jest guma w sprayu. Tworzy ona powłokę, którą można pokryć praktycznie każdy element nadwozia, włącznie z felgami. W taki sposób szybko i sprawnie zmienimy kolor felg na dowolny, gdyż paleta dostępnych barw jest bardzo szeroka. Chcąc odświeżyć tą metodą komplet felg, należy zakupić dwie puszki sprayu. Powszechnie polecany jest Plasti Dip kosztujący ok. 40 zł za pojemnik. Wśród tańszych alternatyw można wyróżnić produkt K2 Flex, który nabędziemy w cenie poniżej 30 zł za puszkę. Dysponując budżetem w granicach 60–80 zł, nadamy felgom nowy kolor.
Oczywiście trzeba pamiętać o tym, że trwałość powłoki jest ograniczona, a jej strukturę może przerwać chociażby silne uderzenie kamienia. Warstwę gumy z pewnością uszkodzi też maszyna do zdejmowania i zakładania opon na felgę, z której korzysta się podczas sezonowej wymiany ogumienia.
Malowanie felg stalowych, zakup kołpaków i wykorzystanie gumy w sprayu to sprawdzone sposoby na długookresową poprawę wyglądu felg. Nie należy przy tym zapominać o regularnej ich konserwacji, którą można sprowadzić do czyszczenia, woskowania czy aplikacji zaawansowanych powłok ochronnych, np. kwarcowych lub ceramicznych. | Sposoby na poprawę wyglądu stalowych felg |
Wielu rodziców szuka sposobów na to, aby zainteresować swoje potomstwo grami oraz zabawkami, które pozwolą w pełni rozwinąć dziecięcą wyobraźnię. Poniżej kilka propozycji, które zaangażują twoje dziecko, przenosząc je w świat marzeń. Wielu rodziców obawia się, że ich dzieci nie rozwijają w pełni swojej wyobraźni. Przecież kiedy oni sami mieli kilka lub kilkanaście lat, dni po szkole spędzali grając na podwórku z innymi dziećmi, czytając książki lub bawiąc się zabawkami, których wcale nie było wtedy dużo. Dzisiaj zaś maluchy – te starsze i młodsze – najchętniej spędzają popołudniowe godziny grając na komputerze, po książki sięgają niechętnie, a każda kolejna zabawka szybko się nudzi. Podczas gdy gry komputerowe, w odpowiedniej ilości, rozwijają koordynację ruchową dzieci oraz myślenie strategiczne, ich nadmiar może bardziej szkodzić niż służyć ich rozwojowi. Stąd potrzeba na zabawki i gry angażujące dzieci w inny sposób.
Budujemy!
Większość dzieci uwielbia budować. Dlatego też z przyjemnością tworzą szałasy w ogrodzie (kiedy już odłożą na bok komputerowe gry) i zamki z piasku na plaży. Rodzice chcący rozwijać wyobraźnię swoich maluchów powinni więc zacząć od zestawu klocków. Dla tych młodszych dobrym pomysłem będą klocki drewniane, które są bezpieczne dla maluchów. Starsze dzieci ucieszą się z bardziej skomplikowanych klocków Lego, dzięki którym będą mogły puścić wodze fantazji i tworzyć fantastyczne budowle. Nastolatkowie zaś często z przyjemnością oddadzą się składaniu modeli, rozwijając swoją wyobraźnię przestrzenną.
Zgadujemy!
Każdy z nas lubi rywalizować. Choć nie zawsze musi to być zacięta rywalizacja, lubimy sprawdzać swoje możliwości i porównujemy się z innymi, aby określić, jak wypadamy na ich tle. Podczas gdy współpraca jest znacznie zdrowsza niż rywalizacja, element tej drugiej jest również niezwykle istotny w życiu dzieci i dorosłych. Gry, które oparte są na współpracy z elementem rywalizacji, będą więc doskonałym pomysłem na zaangażowanie naszych dzieci w zabawę z dala od komputera. Osadnicy z Catanu – gra planszowa polegająca na budowaniu dróg, wsi i miast tak, aby zdążyć wybudować ich jak najwięcej przed innymi graczami, wymieniając z nimi swoje zasoby, czy Taboo – gra przypominająca nasze tradycyjne kalambury, polegająca na odgadywaniu kolejnych haseł bez użycia specyficznie określonych słów, to dwa pomysły, które pozwolą naszym dzieciom godzinami bawić się, budując obrazy i strategie w swoich głowach bez udziału ekranu komputera.
Liczymy i piszemy!
Mówi się, że najlepsze są najprostsze rozwiązania. Często też najprzyjemniejsze i najbardziej wciągające są zabawy, które nie posiadają skomplikowanych zasad. Gra, która rozwija zdolności i myślenie matematyczne naszych dzieci to domino. Składa się ona z zestawu kamieni – prostokątnych płytek wykonanych z drewna lub plastiku, podzielonych na dwa pola o różnej liczbie oczek. Gracze dokładają kolejne kamienie do pierwszego położonego na stole tak, aby dwa stykające się pola posiadały taką samą liczbę oczek. Prostsza wersja gry polega tylko na jak najszybszym pozbyciu się wszystkich swoich kamieni. W trudniejszej zdobywa się punkty tylko, jeśli suma oczek na dwóch końcach wężyka jest wielokrotnością piątki. Jest wiele wariantów tej gry, dzięki czemu ambitniejsi również znajdą coś dla siebie. Grając w scrabble, nasze dzieci będą musiały myśleć nad wieloma słowami, które znają, i które można zbudować z siedmiu wylosowanych liter, dokładając je do słów już obecnych na planszy. Jest to więc gra idealnie rozbudowująca słownictwo.
Prezenty działające na wyobraźnię.
Chcąc rozwijać wyobraźnię naszego dziecka, dbajmy o to, czym się ono bawi. Podsuwajmy mu gry, które sprawią, że będzie musiało budować, zgadywać i myśleć. Kupując kolejny urodzinowy prezent, zastanówmy się dobrze. Wybierzmy grę, która zaowocuje nie tylko mile spędzonymi godzinami, ale również rozwojem naszego dziecka. | Gry i zabawki, które rozwiną wyobraźnię twojego dziecka |
Holowanie to czynność, którą wykonujemy stosunkowo rzadko, chyba że pracujemy w pomocy drogowej. I stosunkowo rzadko – sądząc z tego, co się dzieje na ulicach – udaje się nam to zrobić w zgodzie z prawem, zasadami bezpieczeństwa i zdrowym rozsądkiem. Jak się więc zachować i co mieć ze sobą? Holowanie a prawo
W przepisach dotyczących holowania pojazdów zapisanych jest kilka fundamentalnych kwestii. Podsumujmy je. Przede wszystkim nie wolno holować sprawnego pojazdu. Musi być niezdolny do samodzielnej jazdy. Ale jednak kilka sprawnych części też musi mieć. Należą do nich hamulce – według przepisów w pojeździe holowanym mają być co najmniej dwa sprawne układy hamulcowe. Akurat tak się składa, że samochód ma dwa układy. Działają „po skosie” – jeden na lewe przednie i prawe tylne koło, drugi na pozostałe – dzięki temu, gdy awarii ulegnie jeden układ, drugi pozwoli zatrzymać pojazd w miarę stabilnie.
Reasumując: wszystkie hamulce muszą być sprawne. Działać muszą też światła pojazdu holowanego. Gdzieś z tyłu auta holowanego trzeba umieścić trójkąt ostrzegawczy – to wskazówka dla innych kierowców, że przed autem, które chcą wyprzedzić, jest jeszcze linka i pojazd holujący. A wyprzedzać będą, bo zestaw aut ze sznurkiem pośrodku może się rozpędzić do 30 km/godz. w terenie zabudowanym i 60 km/godz. poza nim. Auto holowane nie może mieć włączonych świateł awaryjnych – musi przecież używać kierunkowskazów, awaryjne zaś to uniemożliwiają i czynią zachowanie całego zestawu kompletnie nieprzewidywalnym. Nie wolno holować auta na autostradzie. Wyjątkiem jest pomoc drogowa, która może ciągnąć niesprawny samochód do najbliższego zjazdu. Istotne są także przepisy dotyczące masy pojazdów. Ten, który ciągnie, nie może być lżejszy od ciągniętego.
Tyle przepisy – nie są skomplikowane i warto dobrze je zapamiętać. I nie chodzi tylko o płacenie mandatu bądź jego uniknięcie, lecz o zachowanie bezpieczeństwa na drodze. Holowanie to nie jest czynność, do której możemy się spokojnie przygotować i przestudiować przepisy, trzeba je po prostu znać albo będzie się je radośnie i nieświadomie łamać. Teraz skupmy się na sprzęcie.
Sprzęt do holowania
Mylił się ten, kto sądzi, że wystarczy kawałek mocnego sznurka. Wspomnieliśmy już o trójkącie ostrzegawczym. Należy on do obowiązkowego wyposażenia samochodu i policja może sprawdzić, czy go wozimy. Sami zaś od czasu do czasu powinniśmy sprawdzać, w jakim jest stanie. Znam wiele przypadków, w których trzeba go było rozstawić, a kompletnie się to nie udało. A to już dawno połamały się zaczepy, a to z opakowania wysypały się szczątki odblasków, a to okazało się, że złożenie go jest dość skomplikowane... Nowy trójkąt kosztuje od kilku–kilkunastu złotych wzwyż.
Następna rzecz to sam hol. Według przepisów może być miękki (lina) lub sztywny (rura z zaczepami). Linka holownicza ma mieć od 4 do 6 metrów długości, a pośrodku niej musi się znajdować żółta lub czerwona chorągiewka. Miękką linkę możemy zamienić na sztywny hol o długości 3 metrów, również z chorągiewką. Jest to z oczywistych względów mniej praktyczne rozwiązanie – mało kto decyduje się wozić trzymetrową rurę w samochodzie. Linka, która nie należy do obowiązkowego wyposażenia samochodu, zajmuje niewiele miejsca. Można ją śmiało wsadzić we wnękę koła zapasowego, a wystarczy jeszcze przestrzeni na klucze czy podnośnik.
Jak wybierać linkę holowniczą? Po pierwsze, dostosujmy jej możliwości do naszego auta. Do ciągnięcia małego hatchbacka wystarczy stosunkowo cienka, o wytrzymałości dwóch ton. Zawsze zostawiajmy sobie spory margines. Po drugie, sprawdźmy, jak linka jest zakończona – dobre są haki z blokadą zapobiegającą spadaniu. Godnym zaufania rozwiązaniem jest też taśma (pas). Duża wytrzymałość i uniwersalność łączy się z łatwością składania – pas można zwinąć. Tu zamiast haków lepiej nadadzą się solidne szekle, ale warto sprawdzić ich wymiary, bo zwłaszcza w mniejszych autach oczka do przyczepienia haków mogą być niewielkie.
Holowane auto powinno mieć włączony zapłon – musi działać kierownica i hamulce. Poza tym kierujmy się zdrowym rozsądkiem i ostrożnością. Lepiej dojechać później, niż narażać siebie i innych uczestników ruchu. | Bezpieczne holowanie |
Znajomy słynący ze skłonności do oszczędzania – wiedząc o tym, że jestem „z branży moto” – zapytał mnie, które elementy wyposażenia auta lepiej dokupić osobno, a jakie powinny już być fabrycznie zamontowane. Odpowiedź nasunęła mi się bardzo szybko, niemal od razu. Jeśli znasz dobrego i taniego mechanika, możesz w większości przypadków dopasażać pojazd samodzielnie, dbając tylko o jakość wybieranych produktów. Czym kierować się podczas zakupu?
Kupując auto używane, często zastanawiamy się nad elementami wyposażenia, których obecność wpływa na wyższą cenę samochodu. Warto dokładnie przeanalizować potrzeby i nie szukać na siłę idealnego modelu. Wbrew pozorom nie tylko oszczędności mogą skłonić do zakupu określonych akcesoriów i elementów wyposażenia osobno. Nie zawsze też o wszystko należy pytać mechanika czy fachowego doradcę, wystarczy zdrowy rozsądek.
„Firmowe” znaczy droższe
Dobrym przykładem jest nawigacja samochodowa. Ta fabrycznie wbudowana prawdopodobnie będzie mniej dokładna od przenośnej. I, co gorsza, mniej funkcjonalna, bo nie wyjmiemy jej z pojazdu, by zwiedzać wraz z nią okolicę. Warto wiedzieć, że nawigacje przenośne mają wiele funkcji dodatkowych, jak choćby zaznaczone atrakcje turystyczne. Do tego aktualizacje fabrycznie montowanych produktów kosztują dużo, a w starszych modelach mogą być nawet niedostępne. W nowych samochodach sam koszt zakupu fabrycznej nawigacji jest bardzo wysoki, co najmniej dwa, a nawet trzy razy droższy niż przenośnego sprzętu.
Importerzy aut proponują przeróżne akcesoria. Zazwyczaj „firmowe” (czytaj: ze stosownym znaczkiem producenta auta, choć wyprodukowane prawdopodobnie przez inne przedsiębiorstwo) to synonim słowa „droższe”. Poza tym wybierając na przykład fotelik samochodowy, jesteśmy skazani zwykle tylko na jeden konkretny model. O takich produktach jak kamizelki odblaskowe (widziałem przebitkę cenową nawet o 4000 procent!), breloczki, kubki termiczne, nawet nie wspominam.
Większość obecnie sprzedawanych nowych aut ma radio samochodowe wbudowane w deskę rozdzielczą. Niektóre starsze pojazdy nie posiadają jednak tego elementu na wyposażeniu i stanowczo odradzam szukanie za wszelką cenę pojazdu ze sprzętem grającym. Wystarczy tylko odpowiednio przygotowane wejście pod radioodbiornik, a sam odtwarzacz – dobrej jakości, uznanego producenta – kupimy za kilkaset złotych.
Czujnik parkowania
Wielu kierowców wyposaża swoje pojazdy w czujniki parkowania, szczególnie z tyłu samochodu. Te fabrycznie wbudowane zazwyczaj dają większą gwarancję niezawodności, lecz alternatywa ich dokupienia osobno (oczywiście do samochodu, któremu skończyła się gwarancja) nie stanowi wcale złego rozwiązania i zazwyczaj sprzyja ekonomii. Rozwiązanie z kamerą jest nieco bardziej skomplikowane, ale jeśli nasz mechanik lub my sami znamy więcej niż tylko podstawowe tajniki elektryki samochodowej – warto spróbować.
Odradzam natomiast stosowanie wyposażenia związanego z bardzo mocną ingerencją w system elektroniki samochodowej, aby z powodu jednego urządzenia nie mieć problemu z całym samochodem.
Nie ma też sensu szukać vana czy auta wyższej klasy wyposażonego w specjalne ekrany na zagłówkach, by dzieci mogły podczas podróży oglądać bajki. To bardzo przydatny element wyposażenia dla kierowców posiadających dużą rodzinę, ale lepiej nabyć go osobno (montaż zazwyczaj nie jest zbyt skomplikowany) lub po prostu kupić tablet, który doskonale umili pociechom dłuższą trasę.
Liczy się funkcjonalność
Również takie akcesoria, jak bagażnik dachowy, hak holowniczy czy uchwyt na rowery lepiej kupować poza autoryzowaną siecią obsługi, gdyż koszty nabycia w sieci i montaż w niezależnych warsztatach będą tańsze. Poza tym osoby znające się na samochodach niektóre czynności mogą wykonać samodzielnie. Zwracajmy jednak uwagę na kwestie warunków gwarancji w autach nią objętych, bo niewłaściwie wykonany montaż (a znając realia, dający gwarancję zawsze będzie szukał wad i niewłaściwego wpływu części niezamontowanej przez siebie na działanie innej) może spowodować jej utratę.
Zastanawiając się, czy dokupić jakiś element osobno, fabrycznie nowy, czy też szukać auta używanego z danym wyposażeniem, weźmy pod uwagę jeszcze jeden ważny aspekt. Kilka lat temu technologia była mniej rozwinięta niż obecnie. Zatem funkcjonalność wielu urządzeń wbudowanych w starszy samochód może być gorsza niż tych używanych obecnie. | Które elementy wyposażenia auta lepiej dokupić osobno? |
Balkon coraz częściej jest przedłużeniem pokoju dziennego, i to nie tylko w sezonie wiosenno-letnim. Jeżeli odpowiednio go zagospodarujemy, zyskamy dodatkową przestrzeń, która może się stać idealnym miejscem na relaks, herbatę w gronie przyjaciół czy krótką drzemkę w ciągu dnia. Podpowiadamy, jak zamienić balkon w pokój wypoczynkowy, również całoroczny. Dlaczego warto?
Większość balkonów, szczególnie w blokach, prezentuje się dość podobnie. Znajdziemy na nich suszarki z ubraniami, nieużywane rowery, czasem plastikowe krzesła lub kilka doniczek. A wystarczy odrobina pomysłowości i trochę pracy, aby zmienić go w pokój wypoczynkowy z prawdziwego zdarzenia. W miejsce sprzyjające relaksowi, pozwalające na wyciszenie się i odsapnięcie po powrocie z pracy, a także idealny kącik do czytania czy zabawy z dzieckiem. Największe pole do popisu mają właścicielebalkonów zabudowanych, ponieważ w ich wypadku nie są ważne warunki atmosferyczne, czyli deszcz, śnieg czy wiatr. Balkony otwarte również można ciekawie zaaranżować, trzeba jednak pamiętać o wybieraniu mebli i dodatków odpornych na zmiany pogody lub liczyć się z koniecznością opróżniania balkonu z wyposażenia po sezonie.
Jak urządzić balkon otwarty?
Balkony otwarte, choć zwykle w jakiś sposób zadaszone, nie są całkowicie osłonięte przed deszczem czy wiatrem. Zatem znajdujące się na nich rzeczy mogą zmoknąć, zabrudzić się lub zostać zniszczone przez ptaki. Urządzając pokój wypoczynkowy na balkonie otwartym, należy wybierać odpowiednio zaimpregnowane (i składane) meble, np. drewniane skrzynie do siedzenia lub metalowe ławeczki. Na rynku pojawia się coraz więcej eleganckich krzeseł, foteli oraz kanap z wytrzymałych tworzyw sztucznych, np. technorattanu, które również warto wziąć pod uwagę. Są dość twarde, ale wystarczy rzucić na nie kilka poduszek, miękki pled lub ciepły koc, aby stały się wygodne, a cała aranżacja sprawiała przytulne wrażenie. W miejscu, które ma sprzyjać relaksowi, nie może zabraknąć dużych donic z kwiatami, najlepiej całorocznymi. Dzięki nim poczujemy się jak w ogrodzie, a przy okazji osłonią nas przed wścibskimi spojrzeniami. Do tego wystarczy dorzucić kilka lampionów oraz mały stoliczek na książkę, laptop i kubek z kawą. Jeżeli balkon jest nasłoneczniony, cennym dodatkiem będzie parasol, markiza lub żagiel ogrodowy.
Jak urządzić balkon zamknięty?
Balkon zabudowany daje znacznie większe możliwości, chociażby dlatego, że można go zaaranżować na stałe, nie przejmując się pogodą. Obserwowanie deszczu lub śniegu z ciepłego kącika wypoczynkowego na balkonie, najlepiej z kocem narzuconym na ramiona oraz kubkiem czekolady w dłoniach, to prawdziwa przyjemność. Wybierając meble, w tym wypadku możemy zaszaleć i zdecydować się np. na ogromne worki sako, miękką kanapę lub podwieszany pod sufitem fotel, który przypomina połączenie hamaka z huśtawką. Kilka poduszek możemy także rozrzucić na podłodze, którą warto wyłożyć ręcznie tkanym pledem. Niektórzy właściciele balkonów zabudowanych decydują się na doprowadzenie do nich prądu, co umożliwia korzystanie z elektrycznego oświetlenia (np. w postaci lamp stylizowanych na wiktoriańskie), a nawet telewizora. Warto się pokusić o ustawienie na tak zaaranżowanym balkonie regału z książkami, kosza wiklinowego, np. z zabawkami dla pociechy, czy podręcznego minibarku z napojami i przekąskami. Mile widziane są także wszelkiego rodzaju dekoracje, czyli obrazy, zdjęcia oraz rzeźby.
Wielkość ma znaczenie
Urządzając pokój wypoczynkowy na balkonie, należy wziąć pod uwagę jego wielkość i pamiętać o wydzieleniu odrobiny przestrzeni, chociażby na wspomnianą już suszarkę lub dla dzieci do zabawy. Małe balkony ze zbyt wieloma elementami będą się wydawały zagracone, dlatego w ich wypadku lepiej ograniczyć się do okrągłego stolika, składanych krzesełz poduchami na siedziskach, kilku lampionów oraz kwiatów. Większe balkony aż się proszą o dodatkowe wyposażenie, np. kufry do siedzenia, skrzynki z ziołami, hamak lub huśtawkę, a także duże kamienne donice i okazałe rośliny. Przy aranżacji trzeba pamiętać tylko o jednym: powinna być atrakcyjna nie tylko dla nas, ale także dla pozostałych członków rodziny. | Trendy 2016. Urządzamy balkon jak pokój wypoczynkowy |
Szukasz łatwego sposobu na odświeżenie swojego tarasu, ale nie chcesz przy tym wydawać fortuny? Mamy rozwiązanie! Wybierz efektowne gadżety i akcesoria do 100 zł, które zmienią każdy taras w prawdziwą strefę relaksu. W poszukiwaniu komfortu
Wygoda na tarasie czy balkonie to kluczowa kwestia. Co zrobić, aby cieszyć się pięknym tarasem nawet przy ograniczonym budżecie? Szeroki asortyment ogrodowych akcesoriów w dobrej cenie pomoże urzeczywistnić każdy pomysł. Na taras wybieraj miękkie, naturalne i zwiewne tkaniny, które przepuszczają powietrze. Przed wieczornym chłodem doskonale osłonią koce i pledy, wykonane z lnu czy bawełny. Przytulne poduszki dekoracyjne lub ozdobne wałki i siedziska na krzesła nie tylko udekorują przestrzeń, ale również zagwarantują odpowiednie podparcie dla mięśni. Poręczne, składane fotele i krzesła ogrodowe zapewnią komfort każdemu użytkownikowi, są funkcjonalne, gdyż złożone prawie w ogóle nie zabierają przestrzeni użytkowej. Na większych tarasach sprawdzą się leżaki ogrodowe, wiszące hamaki do błogiego leniuchowania czy funkcjonalne pufy, które po rozłożeniu zamienią się w wygodne miejsce do leżenia. Zadbaj także o komfort stóp i spraw sobie dywan tarasowy lub chodnik ogrodowy, specjalnie dostosowany do użytku zewnętrznego – dzięki wodoodpornej powłoce idealnie sprawdzi się on nawet na nieosłoniętych przed deszczem tarasach. Odrobinę prywatności na balkonie z powodzeniem zagwarantują osłony balkonowe, chroniące użytkowników nie tylko przed wścibskimi spojrzeniami przechodniów, ale także przed silnym wiatrem, kurzem i piaskiem.
Odpowiednią osłonę przed słońcem i szkodliwym promieniowaniem UV zapewnią parasole ogrodowe, baldachimy czy nowoczesne, trójkątne żagle ogrodowe. Dla wymagających użytkowników sprawdzą się stylizowane na włoski styl markizy ogrodowe i tarasowe, które dodadzą szyku każdej przestrzeni.
Nie można też zapominać o roślinach, które w naturalny sposób tworzą przytulną i komfortową przestrzeń do wypoczynku. Najpopularniejsze gatunki roślin, mieszczące się w budżecie i idealnie nadające się do sadzenia w pojemnikach, to między innymi kocimiętka właściwa oraz lawenda wąskolistna. Obie te rośliny zachwycają niebieskimi kwiatami oraz skutecznie odstraszają wszelkie insekty. Kocimiętkę dodatkowo polubią wszystkie koty.
Warto też zainwestować w niedrogie zioła, które sprawdzą się na każdym balkonie. Bazylia zielona, czerwona czy cytrynowa; oregano, czyli lebiodka pospolita; rozmaryn „Albiflorus” oraz mięta pieprzowa to najpopularniejsze gatunki przydatne w kuchni. Ich zaletą jest fakt, że nie wymagają skrupulatnej, codziennej pielęgnacji i uprawy w doniczkach. Jeśli masz ograniczoną przestrzeń na balkonie czy tarasie, wykorzystaj każdy centymetr miejsca i zainwestuj w wiszące, metalowe, ocynkowane pojemniki z zawieszką, mocowane na barierkach. Doniczki z powodzeniem można też podwieszać pod sufitem czy montować do kratek przeznaczonych do pnączy, w prosty sposób tworząc modne zielone ściany budynków.
box:shoppingList
box:shoppingItem
box:shoppingItem
box:shoppingItem
box:shoppingItem
box:shoppingItem
box:shoppingItem
Gdy zajdzie słońce
Nie musisz kończyć błogiego relaksu tylko dlatego, że zapadł zmrok. Za pomocą oświetlenia dekoracyjnego wyczarujesz niesamowitą atmosferę na swoim tarasie. Nostalgiczny klimat retro wprowadzisz dzięki użyciu girlandy z pojedynczymi żarówkami, montowanymi na długim sznurze. A ciepłe i delikatne światło uzyskasz dzięki bawełnianym kulom – cotton balls – które łatwo spersonalizujesz i dopasujesz do własnego stylu.
Wykorzystaj także ozdobne papierowe lampiony, idealne do zawieszenia nad stołem, oraz ogrodowe lampy stojące na baterie lub te zasilane energią słoneczną. To wygodne rozwiązanie, dzięki któremu nie musisz szukać kontaktu czy instalować przedłużacza.
Unikaj rutyny i wypróbuj aromatyczne i nastrojowe świece w ozdobnych słojach, o przeróżnych zapachach – od mocnych aromatów bergamotki, cedru, piżma, paczuli czy wody mahoniowej po lekkie, orzeźwiające i zrównoważone nuty przywodzące na myśl wakacje nad morzem.
Przenośne latarenki ogrodowe na świece bryłowe czy małe świeczki tealight nadadzą wnętrzu ciepła i niepowtarzalnego klimatu. Niektóre spośród lampionów możesz też wykonać samodzielnie, np. z dużych słoików wypełnionych ozdobnym piaskiem lub kamykami, żeglarskiej liny jutowej i kleju na gorąco. Do ozdoby możesz użyć różnego rodzaju koronek, wstążek czy muszli.
Aby wieczorową porą skutecznie osłonić się od natrętnych insektów, sięgnij po praktyczną moskitierę na owady, zrobioną z półprzezroczystej siatki, która nie dopuści insektów na balkon bądź taras, ale nie odetnie całkowicie widoku na zewnątrz. Zamiennie stosuj odstraszające świeczki czy aromatyczne patyczki na komary, które bez problemu ulokujesz na swoim stole.
Stwórz rozkoszny zakątek pod chmurką i wypoczywaj po swojemu. Ciesz się dodatkową przestrzenią, urządzoną w dobrym stylu i za niewielkie pieniądze. Wykorzystaj sprytne triki, szukaj dobrych okazji i uniwersalnych gadżetów. Dzięki nim stworzysz stylowy i przytulny taras.
Zobacz również strefę Relaks na tarasie | Gadżety do 100 zł, które odmienią wygląd tarasu |
Dzwonek w polskich szkołach rozbrzmiał już na dobre i przez następne miesiące będzie wzywał uczniów do klas. Wraz z kolejnym rokiem wielu rodziców kompletuje dla małych i większych uczniów wyprawkę, w której skład często muszą wejść także nowe ubrania. Codzienne, długie godziny spędzane poza domem wymagają, aby w garderobie ucznia znalazły się wygodne i jednocześnie schludne ubrania. Jednym z absolutnych niezbędników w szafie chłopca będzie z pewnością bluzka z długim rękawem. Jaka spodoba się twojemu synowi? Sprawdź kilka inspiracji. Bluzka z długim rękawem – praktyczne ubranie do szkoły
Strój do szkoły powinien być przede wszystkim praktyczny, dlatego doskonałym uzupełnieniem szafy ucznia jest kilka wygodnych bluzek z długim rękawem, które mogą przydać się w codziennych zestawach. Będą one świetnie sprawdzać się jako góra od stroju, jak i jako baza pod sweter, marynarkę czy koszulę w chłodniejsze dni. Wybierając bluzkę, która sprawdzi się w noszeniu przez długie godziny, szukaj tych modeli, które wykonane są z dobrych jakościowo materiałów. Świetnie sprawdzi się z pewnością bawełna, która będzie przepuszczać powietrze i nie dopuści do nadmiernego pocenia się.
Bluzka dla kilkuletniego chłopca – jaką wybrać?
Najmłodszym chłopcom przyda się z pewnością przynajmniej jedna bluzka bez aplikacji, którą będzie mógł założyć, np. pod rozpiętą koszulę. Jednak największą popularnością wśród kilkulatków cieszą się modele ozdobione ciekawymi motywami z bajek lub ulubionych filmów. Mali fani gwiezdnych galaktyk na pewno ucieszą się z bluzki Star Wars. Jeżeli twój synek woli jednak śmieszniejsze aplikacje to strzałem w dziesiątkę może być model z Minionkami lub Angry Birds. Taka kolorowa bluza z pewnością wprawi w pozytywny nastrój, nawet z samego rana. W ostatnim czasie ogromną popularnością cieszy się ponownie bajka Pokemon, dlatego, jeżeli chłopiec jest zapalonym poszukiwaczem małych stworków, to część garderoby z takim motywem może być dla niego wspaniałym prezentem. Niesłabnącym uwielbieniem wśród chłopców zawsze cieszą się także superbohaterowie. Mały fan bajek z tej serii uciesz się więc z Supermana lub Batmana na bluzce.
Bluzka z długim rękawem dla fana piłki nożnej
Jeżeli twój synek jest wiernym kibicem ulubionej drużyny, to noszenie bluzki z klubowym motywem może być dla niego powodem do dumy. Wśród chłopców od zawsze ogromną popularnością cieszą się piłkarze grający w hiszpańskiej lidze, dlatego z pewnością spodoba im się model z barwami Realu Madryt lub FC Barcelony.
Bluzka dla nastolatka
Bluzka z długim rękawem powinna znaleźć się także w szafie starszego chłopca. Będzie mógł ją nosić solo, np. do jeansów, szortów lub jako bazę do swetrów, marynarek czy kurtek. Bardzo popularnym modelem są te zapinane pod szyją na kilka guziczków. Wybierając białą prostą bluzkę, chłopiec będzie mógł założyć do niej zwykłe, materiałowe spodnie, np. w beżowym lub czarnym kolorze, a całość uzupełnić o fajny pasek i modne botki. Wersja z długim rękawem nada się także do noszenia podczas ciepłych dni do krótkich spodenek. Wielu chłopców lubi nosić zwykłe bluzki pod oryginalne kurtki lub jako bazę do nonszalanckich kamizelek. Jeżeli natomiast twój syn jest miłośnikiem sportowego luzu, to wśród oferty znajdziesz także bluzki w tym stylu. Będą doskonale komponować się z dresowymi spodniami.
Prosta, cienka bluzka z długim rękawem, to podstawa w garderobie każdego ucznia. Świetnie sprawdza się w codziennych stylizacjach i pozwala na szybkie wybranie stroju do szkoły. Dzięki odpowiednim dodatkom można komponować ją w różnym stylu, od sportowego, po elegancki. Dobry materiał i luźny krój sprawiają, że w takim odzieniu twój syn, nawet podczas długich godzin spędzonych w przedszkolu lub szkole, poczuje się komfortowo i swobodnie. Do tego, jeżeli wybierzesz bluzkę z oryginalną aplikacją, masz pewność, że spodoba się dziecku, które nawet w casualowym stroju będzie wyglądać modnie i schludnie. | Bluzka z długim rękawem – must have w szafie ucznia |
Znasz to? Dbasz o swoją sylwetkę i zdrowie, bywasz na siłowni, jesteś zadowolony. Inne rzeczy też idą dobrze – praca, dom i nagle przybywa ci coraz więcej obowiązków. Tak dużo, że już nie możesz często chodzić w swoje ulubione miejsca, klub fitness musi zejść na dalszy plan. A może właśnie chciałbyś znowu zacząć coś robić ze swoim ciałem, ale już dawno nie było na to czasu? W 10 minut też da się zrobić solidny trening. 10 minut a treningowa rzeczywistość
Nie będę oszukiwać. Jeśli będzie to 10 minut raz w tygodniu lub w miesiącu, to dalej jest mało. Ale 3 razy w tygodniu po 10 minut może przynieść odczuwalne rezultaty. Tym bardziej, że oszczędzasz czas i finanse związane z dojazdami, przebieraniem i wieloma rozpraszającymi uwagę detalami. Teraz do rzeczy, bo czasu jest mało.
HIIT, czyli intensywne interwały
Jeżeli mamy naprawdę ograniczone możliwości, dość dobrym wyborem jest HIIT (High Intensity Interval Training), czyli trening interwałowy o wysokiej intensywności. Jest to metoda treningu przedziałowego z przerwami, które nie dają pełnego wypoczynku. Jeden interwał to jeden wysiłek (na poziomie 90–100% osobistych możliwości) i jeden odpoczynek (ćwiczenie o niskiej intensywności, np. marsz lub trucht). Potem następuje kolejny. Intensywność ma zmienny charakter, a źródłem energii są tu zarówno przemiany tlenowe, jak i beztlenowe. Czas takiego treningu nie powinien przekraczać 25 minut, ale już kilkuminutowe interwały dają pożądane efekty.
Najkrócej jak się da – Tabata
Przykładem jest Tabata, opracowana przez japońskiego naukowca, od którego nazwiska (dr Izumi Tabata) sam program nosi nazwę. Jest to 4-minutowa sesja, na którą składa się 8 rund: 20 sekund wysiłku i 10 sekund odpoczynku. Razem 240 sekund, czyli rzeczywiście 4 minuty. Podczas treningu można używać różnego rodzaju sprzętu (np. orbitrek, rowerek stacjonarny, hantle) lub wykorzystać infrastrukturę czy elementy domowego wyposażenia (chociażby schody). Z drugiej strony, równie dobrze wystarczy ci ciężar własnego ciała i odpowiednia przestrzeń na podłodze. Podczas doboru ćwiczeń warto wykorzystywać te złożone, wielostawowe. Dzięki temu 4 ćwiczenia – po dwie rundy każde – pozwolą bardzo szybko i solidnie przećwiczyć możliwie dużo grup mięśniowych, prawie całe ciało. Skuteczność Tabaty została potwierdzona w badaniach naukowych. Stwierdzono wówczas, że Tabata ćwiczona 5 razy w tygodniu przez półtora miesiąca jest w stanie w większym stopniu podnieść możliwości tlenowe organizmu niż jednogodzinny trening aerobowy, przeprowadzony z tą samą częstotliwością. Są to wartości 14% do 10%. Przy czym Tabata znacząco poprawia także wydolność beztlenową (o 28%), a trwa znacznie krócej.
Cały trening = 4 + 6
No dobrze. W ten sposób mamy 4 minuty z 10. Pozostałe 6 należy przeznaczyć na krótką, ale solidną rozgrzewkę, a na zakończenie całej sesji obowiązkowo zafundować ciału wychłodzenie i rozciąganie. Tym bardziej, że owo stuprocentowe zaangażowanie, które wkładamy w – bądź co bądź – krótkie ćwiczenie i tak może powodować duże osłabienie a nawet mdłości. Dzieje się tak, ponieważ w znacznym stopniu uszczuplamy zapasy glikogenu mięśniowego. Organizm będzie musiał je uzupełnić. Zaletą Tabaty i interwałów w ogóle jest fakt, że uruchamiają one efekt zwiększonej powysiłkowej konsumpcji tlenu, czyli z języka angielskiego tzw. afterburn czy EPOC, który wykorzystuje zjawisko długu tlenowego. Dzięki temu spalanie tkanki tłuszczowej możliwe jest nawet przez całą dobę po zakończeniu 4-minutowego treningu. W ten oto sposób w krótkim czasie możemy zadbać o poprawę wydolności swojego organizmu, redukcję tkanki tłuszczowej i wzmocnić cały układ sercowo-naczyniowy. Należy podkreślić przy tym, że nie jest to trening zalecany dla zupełnie początkujących. Osoby po ciężkich urazach układu ruchu czy z dolegliwościami kardiologicznymi również powinny wybrać inną aktywność. Jeśli jednak jesteśmy pewni swoich sił i możliwości zdrowotnych, warto spróbować. Taki trening jest na „ty” z ekonomią. | Trening dla zapracowanych, plan minimum. Wykonaj trening w 10 minut |
Olej sezamowy to produkt, który nieustannie zdobywa nowych zwolenników. Jeszcze do niedawna stosowany był jedynie w kuchni, a obecnie wykorzystywany jest też do pielęgnacji włosów, skóry i jako wsparcie w walce z różnego rodzaju schorzeniami. Podpowiadamy, co należy o nim wiedzieć i czy warto go spożywać. Sezam znany jest nam od dawien dawna. Jego nasiona to jedna z najstarszych, niezwykle aromatycznych przypraw. Obecnie na rynku dostępnych jest wiele alternatyw, które wykorzystują jego cenne właściwości do prawidłowej pielęgnacji. Dzieje się tak ze względu na zawarte w nim wyjątkowe witaminy i minerały. Poniżej więcej informacji na ten temat.
Olej sezamowy – czym się charakteryzuje?
Olej sezamowy cechuje wysoka wartość lecznicza, jak również odżywcza. Zawiera szereg witamin, w tym witaminę E, witaminy z grupy B, a także cenne minerały, takie jak fosfor, wapń i magnez. Olej sezamowy w swoim składzie ma także białko. Dzięki temu z powodzeniem może być wykorzystywany w kuchni, wpływając pozytywnie na jakość potraw oraz wspomagając pielęgnację skóry i poprawiając kondycję naszych włosów.
Olej sezamowy a korzyści zdrowotne
Oprócz wspaniałych walorów smakowych olej sezamowy ma też bardzo duży wpływ na nasze zdrowie. Jedną z jego głównych zalet są udowodnione właściwości antynowotworowe. Zawarta w nim sezamolina, inaczej wyciąg z sezamu, hamuje rozwój komórek rakowych, jednocześnie powodując ich rozpad. Ponadto spożywanie w dużych ilościach oleju sezamowego redukuje ryzyko wystąpienia problemów układu krążenia. Nasiona sezamu bogate są w kwas oleinowy, a on z kolei obniża poziom złego cholesterolu i podwyższa ten dobry. Dzięki temu zmniejszamy ryzyko wystąpienia udaru lub choroby wieńcowej. Jeśli borykamy się z problemem zmęczonych, przesuszonych oczu, warto także z tego względu sięgnąć po olej sezamowy. Sezam korzystnie wpływa na prawidłowe działanie wątroby, a to z kolei wspomaga funkcjonowanie narządu wzroku, regenerując je i odżywiając od środka.
Olej sezamowy a wpływ na kondycję skóry
Olej sezamowy ma to do siebie, że wykazuje właściwości przeciwwirusowe i antybakteryjne. Jego działanie lecznicze pomaga pozbyć się wszelkich patogenów skórnych, w tym gronkowców i paciorkowców. Co więcej, skutecznie zwalczy grzyby, które wywołują grzybicę skóry, a także problemy intymne, takie jak infekcje pochwy. Osoby borykające się z problemami skórnymi również powinny być zadowolone z działania oleju sezamowego. Zawarte w nim przeciwutleniacze działają oczyszczająco na cerę. Jeśli zatem dokuczają nam zmiany trądzikowe, nie warto zwlekać. Codzienne mycie twarzy z dodatkiem oleju potrafi zdziałać cuda.
Olej sezamowy jest w stanie także zapewnić zdrową i promienną cerę. Okaże się niezbędnym kosmetykiem, zwłaszcza dla tych kobiet, których skóra zaczyna tracić jędrność i elastyczność. Może być elementem wieczornego rytuału oczyszczania twarzy, jak również stanowić uzupełnienie pielęgnacji w formie maseczki, kremu do twarzy lub balsamu do ciała. Olej sezamowy obfituje w składniki odżywcze niezbędne do prawidłowego funkcjonowania naszego organizmu. Jeśli zaczniemy regularnie korzystać z jego cennych właściwości, szybko dostrzeżemy płynące z tego korzyści. Wystarczy tak niewiele, aby zadbać o siebie, o swoje zdrowie i wspaniały wygląd. | Olej sezamowy – dlaczego warto go spożywać? |
Magdalena Witkiewicz lubi nawiązania do klasyków. Wydała już słynną „Szkołę żon” czy „Moralność pani Piontek”. Teraz przywołuje piosenkę Grupy Pod Budą dokładnie o tym samym tytule: „Ballada o ciotce Matyldzie”. Podobnie jak w przypadku innych powieści nawiązanie jest swobodne i jedynie ma na celu skojarzenie z czymś już oswojonym. A trzeba przyznać, że powieściowa ciotka Matylda to osóbka, o której trudno powiedzieć, że jest... oswojona. Śmierć przez łzy uśmiechu
Gdy Joanka udała się na porodówkę, jak zwykle sama, bo Piotr jej mąż przebywał gdzieś daleko, jej ciotka Matylda żegnała się z ziemskim padołem. Toteż Joanka nie wiedziała, bo skąd mogła wiedzieć, że po szczęśliwym porodzie pojawią się przy jej szpitalnym łóżku dwaj mężczyźni, choć żaden z nich nie będzie ojcem dziecka. A już to, że przyniosą jej hiobowe wieści, było czymś dla Joanki nie do wyobrażenia. A jednak zaraz po narodzinach córki Joanka dowiaduje się, że zmarła jej ciotka Matylda. Ta sama ciotka, która wymogła na niej obietnicę, że córkę nazwie jej imieniem. A przecież miał być Jaś! Tak czy inaczej życie potoczyło się swoim torem, jedna Matylda umarła, za to druga urodziła się zdrowa i w pełni sił. Na Joankę zaś czeka jeszcze sporo niespodzianek, bo Oluś i Przemek, ci dwaj nieznani jej mężczyźni, oprócz wieści o nagłej żałobie przywiozą także te szalone, o spadku...
Macierzyństwo, rozwód i...
Mała Matylda dość szybko ze statusu dziecka z pełnej rodziny przechodzi w ten znacznie mniej przyjemny, trafiając do tej niepełnej. Piotr, dla którego ważniejsze są nunataki i pewna mądra pani biolog, okazuje się być kiepskim mężem i słabym wsparciem dla świeżo upieczonej matki. Tym samym Joanka i Matylda zostają tylko we dwie. Na szczęście Oluś i Przemek czuwają! Po pierwsze uświadamiają Joankę, co dokładnie otrzymała w spadku, po drugie pozwalają jej rozkwitnąć jako kobiecie biznesu! Tym samym z samego dołka, z niszczących dziewczynę negatywnych emocji, Matylda wychodzi obronną ręką i udaje się jej nie tylko pogodzić macierzyństwo z prowadzeniem odziedziczonego sklepu, ale także z nieudanym małżeństwem i zdradą Piotra.
Szczęśliwe zakończenia są tylko w filmach?
Magdalena Witkiewicz opisując zwyczajne kobiety w zwyczajnych życiowych sytuacjach, często daje swoim czytelniczkom nadzieję na to, że szczęśliwe zakończenia nie dotyczą tylko pięknych komedii romantycznych. Przy odrobinie wiary w siebie i swój los, przy pomocy serdecznych przyjaciół i z miłością najbliższych, którzy choć już odeszli, nadal czuwają w zaświatach, można podźwignąć się z najgorszej sytuacji, stawić jej czoła i wreszcie nabrać sił na nowe zmagania. I spełnić swoje marzenia! „Ballada o ciotce Matyldzie” to właśnie taka urocza opowieść o tym, że warto zawsze do tego dążyć, nawet gdy wydaje się, że już nic gorszego nie mogło nas spotkać.
Zobacz także inne książki Magdaleny Witkiewicz.
Źródło okładki: www.wydawnictwofilia.pl | „Ballada o ciotce Matyldzie” Magdalena Witkiewicz – recenzja |
Są aktorzy wielcy, uznani i przeciętni. Są też tacy, którzy przewijają się przez ekrany kin, i choć zapamiętujemy ich nazwiska, to dopiero kiedy odejdą, doceniamy ich pracę w odpowiedni sposób. To wtedy przypominamy sobie kolejne tytuły i sypiemy cytatami jak z rękawa. I być może żałujemy, że nie mieliśmy okazji obejrzeć wszystkich filmów z ich udziałem. Kobieta Pracująca – w życiu i w filmie
Irena Kwiatkowska była aktorką wielu twarzy i wielu ról. Niemniej najbardziej przylgnęła do niej postać kobiety, która „żadnej pracy się nie boi”, z serialu „Czterdziestolatek”. Co może być znaczące, prawdopodobnie większa część widzów tej serii szybciej przypomni sobie Kobietę Pracującą niż głównego bohatera – Inżyniera Karwowskiego. Być może dlatego, że wykonywała tam ponad dwadzieścia różnych profesji (a dwakroć tyle wspominała jako swoje dawne zajęcia), z których do każdej podchodziła z pełnym zawodowstwem i zaangażowaniem. Albo z powodu olbrzymiej dawki energii, którą zarażała z ekranu. Ale aktorka ma na swoim koncie o wiele więcej pamiętnych ról.
Część czytelników zapewne przypomni sobie także o „Wojnie domowej” i „Zmiennikach”. Za każdym razem jej osobowość wypełniała ekran i było wiadomo, że to właśnie ona. Jeszcze dociekliwsi prawdopodobnie przypomną sobie również liczne słuchowiska, z których najbardziej znany jest „Plastusiowy pamiętnik”, w którym głównego bohatera zagrała w taki sposób, że nawet trzy dekady później pierwsze skojarzenie z małym plastelinowym ludkiem biegnie w stronę jej głosu.
No i wreszcie były kabarety i piosenki. Irena Kwiatkowska występowała razem z Dudkiem czy ze Starszymi Panami, gdzie była żywiołowym dodatkiem do bardziej stonowanych żartów obu panów. W kwestii piosenek i recytacji, wydawać by się mogło, już gorzej będzie o przykład. Jednak „Nogi roztańczone” w jej wykonaniu raz usłyszane siedzą w głowie godzinami.
Wspomnienia
Irena Kwiatkowska jest też jednym z tych szczególnych typów aktorek, który zachwycał nie tylko widzów, ale w równym stopniu także jej bliskich i znajomych. I teraz, kiedy chciałoby się o aktorce wspomnieć, każdy ma coś do powiedzenia i coś sobie przypomina, i w rozmowach ciągle pojawia się coś jeszcze, a potem jeszcze coś innego. Pod tym kątem podziwiam Romana Dziewońskiego, za to, że zdecydował się rozpocząć ten temat (bo chyba dla większości czytelników na książce się on nie zakończy), i trochę mu zazdroszczę – materiału i doświadczenia, na podstawie których mógł tę książkę napisać.
A pozycja napisana jest bardzo sprawnie i lekko. Wątki biograficzne przeplatają się ze wspomnieniami autora i aktorki, wprowadzając lekki chaos, choć może stwierdzenie „pewną energiczność” byłoby bardziej na miejscu i odpowiadałoby charakterowi kreowanych przez Irenę Kwiatkowską postaci. To prawdopodobnie obowiązkowa pozycja dla osób, które kiedykolwiek podziwiały tę aktorkę – zastrzyk optymizmu i energii gwarantowany. To także istotny tytuł dla tych, którzy panią Irenę dopiero chcą poznać.
Na Allegro znajdziecie tę książkę już za ok. 26 złotych.
Źródło okładki: www.wydawnictwoszelest.pl | „Irena Kwiatkowska i znani sprawcy” Roman Dziewoński – recenzja |
Zgarnij 20 Monet ekstra w Elektronice Od dziś zgarniesz 20 Monet ekstra za wymianę starego sprzętu na nowy w dziale Elektronika. Weź udział w promocji i zbieraj bonusowe Monety do 7 października.
Dowiedz się jak wziąć udział w promocji.
Regulamin promocji | Zgarnij 20 Monet ekstra w Elektronice |
Starczowzroczność to naturalny efekt starzenia się organizmu. Z biegiem lat oko traci zdolność do akomodacji, przez co pojawiają się problemy z widzeniem z bliskich odległości. Starczowzroczność korygują soczewki kontaktowe progresywne, które dobiera się w gabinecie okulistycznym, po wcześniejszym przeprowadzeniu profesjonalnego badania wzroku. Starzenie się organizmu to naturalny proces, który dotyka także oczu. Z biegiem lat soczewka oka traci swoją elastyczność a zdolność narządu wzroku do akomodacji zmniejsza się, czego efektem jest starczowzroczność.
Na czym polega starczowzroczność?
Starczowzroczność, inaczej prezbiopia, to pogorszenie się jakości widzenia przedmiotów z bliskich odległości, wynikające ze stopniowego tracenia zdolności akomodacji oka. Wada wzroku pojawia się naturalnie, najczęściej u osób w wieku 40-45 lat, w wyniku starzenia się organizmu i dotyka nas wszystkich w pewnym wieku.
Z biegiem lat mięśnie ciała, podobnie jak soczewki wewnątrzgałkowej oka tracą swoją elastyczność, czego efektem jest stopniowe pogarszanie się jakości widzenia. Soczewka ta odpowiada na akomodację oka, czyli ostre i sprawne widzenie z różnych odległości. W wyniku rozwoju starczowzroczności zdolność gałki ocznej do sprawnej zmiany krzywizny jest mocno ograniczona, czego efektem jest zamazywanie się obrazu widzianego z bliskiej odległości.
Jak rozpoznać objawy starczowzroczności?
Najbardziej typowym objawem starczowzroczności jest utrudnione widzenie przedmiotów z bliskiej odległości. Osoby z prezbiopią oglądając dany obiekt z bliska, widzą jego rozmazane kształty, dlatego w charakterystyczny sposób odsuwają go od siebie, aby np. móc odczytać widniejący na nim napis. Starczowzroczności, oprócz gorszego widzenia z bliska, mogą również towarzyszyć takie dolegliwości, jak: bóle głowy, szybkie męczenie się wzroku czy zamazane widzenie. Zauważenie tego typu objawów, warto skonsultować z okulistą, który po przeprowadzeniu dokładnego badania wzroku zaproponuje odpowiednią metodą korekcji, np. soczewkami kontaktowymi.
Jakie soczewki kontaktowe na starczowzroczność?
Prezbiopia to proces nieodwracalny, co nie oznacza, że wady wzroku nie można korygować. Skuteczną i wygodną metodą leczenia starczowzroczności są szkła kontaktowe. Do korekcji prezbiopii stosuje się nowoczesne soczewki progresywne, nazywane również multifokalnymi. Są one wykonane z lekkich hydrożelowych lub silikonowo-hydrożelowych materiałów o dużej przepuszczalności tlenu. Delikatne tworzyło łatwo dostosowuje się do kształtu oka, a odpowiednio dobrane jest na nim całkowicie niewyczuwalne.
box:offerCarousel
Wizyta u okulisty rozszerzona o dobór soczewek kontaktowych
Soczewki kontaktowe to wyrób medyczny, dlatego powinny być dobierane przez okulistę. Po profesjonalnym badaniu wzroku specjalista jest w stanie określić stopień natężenia wady oraz dobrać najlepszą metodę korekcji. Pierwszym etapem badania okulistycznego jest wywiad lekarski, w czasie którego lekarz najczęściej pyta, np.: o aktualne choroby, niepokojące dolegliwości towarzyszące pogorszeniu się wzroku, wykonywany zawód czy ewentualną historię wcześniejszje korekcji. Badanie wstępne obejmuje ocenę ostrości widzenia oraz pomiar ciśnienia wewnątrzgałkowego (szczególnie ważny w profilaktyce jaskry).
W czasie komputerowego badania wzroku określa się promień krzywizny rogówki, co pomaga w precyzyjnym doborze soczewek kontaktowych. U osób z podejrzeniem starczowzroczności przeprowadza się również test polegający na ocenie widzenia z bliskich odległości. Podczas wizyty rozszerzonej o dobór soczewek pacjent może przymierzyć wybraną przez specjalistę parę, aby ocenić czy jej materiał odpowiednio przylega do oka i czy nie powoduje dyskomfortu. Soczewki progresywne zakupione w gabinecie okulistycznym podlegają gwarancji, dlatego w razie jakichkolwiek niedogodności w trakcie ich noszenia, lekarz może wymienić je na inny, wygodniejszy model o tej samej mocy korekcyjnej.
Soczewki progresywne - co trzeba o nich wiedzieć?
W trakcie wizyty okulistycznej specjalista, oprócz dobrania odpowiednich soczewek kontaktowych, tłumaczy również w jaki sposób należy je zakładać, zdejmować oraz czyścić. Soczewki progresywne miesięczne wymagają bowiem specjalnej pielęgnacji. Jest to jedna para soczewek, którą nosi się przez 30 dni. Każdego dnia, przed pójściem spać szkła kontaktowe należy zdjąć z oczu i oczyścić płynem do soczewek, a następnie umieścić w specjalnym pojemniku.
box:offerCarousel
Decydując się na soczewki miesięczne można skorzystać z oferty gotowych zestawów, które zawierają w sobie soczewki od razu z płynem do ich czyszczenia. Szkła kontaktowe do wielokrotnego użytku to wygodne rozwiązanie dla osób, która na stałe chcą zrezygnować z okularów. Soczewki progresywne jednodniowe sprawdzają się, np. w podróży czy w czasie uprawiania sportu. Nie wymagają one codziennego czyszczenia, jednak podczas ich zakładania lub zdejmowania należy zawsze pamiętać o higienie rąk. Soczewki jednodniowe to wyrób do jednorazowego użytku, co oznacza, że przed snem należy wyrzucić je do kosza, aby rano założyć na oczy całkowicie nową parę.
Soczewki progresywne - dlaczego warto nosić?
Nowoczesne soczewki kontaktowe progresywne zapewniają pełen komfort widzenia u osób ze starczowzrocznością. W przeciwieństwie do tradycyjnych okularów korekcyjnych, nie ograniczają pola widzenia. Odpowiednio dobrane soczewki w gabinecie okulistycznym są niewyczuwalne na oku, dlatego można je nosić cały dzień, bez uczucia dyskomfortu. Korekcja wzroku soczewkami sprawdza się u osób aktywnych fizycznie, ponieważ szkła kontaktowe nie parują ani nie brudzą się i można je nosić, bez obaw, że wypadną z oczu.
Starczowzroczność, to przypadłość, która wcześniej czy później, wystąpi u każdego człowieka. Nowoczesne soczewki progresywne pozwalają jednak cieszyć się dobrym wzrokiem, niezależnie od wieku i są dobrym rozwiązaniem dla osób, u których noszenie tradycyjnych okularów jest niekomfortowe. | Soczewki kontaktowe na starczowzroczność - jak dobrać? |
Na pewno bez zająknięcia znasz swój rozmiar spodni, ale czy wiesz, jaki powinny mieć stan, by najlepiej współgrać z sylwetką? Ten parametr ma niebagatelne znaczenie, jeśli zależy ci nie tylko na modnym fasonie, ale przede wszystkim na tym, by dobrze podkreślał atuty twojej figury. 9Wysoki, normalny i obniżony to trzy podstawowe wartości stanu. Na pewno spotkałaś się z tymi określeniami, bo często pojawiają się na przykład przy modelach jeansów. Coraz częściej sprzedawcy i kupujący zwracają uwagę na terminy typu „high waist” (wysoka talia/stan), „mid rise” lub „low rise” (normalna, niska talia/stan). Co się dokładnie za nimi kryje? Podpowiadamy. „Stan” to nic innego jak odcinek od krocza do paska spodni.
Wyróżniamy 3 rodzaje spodni według ich "stanu":
* Spodnie o normalnym (regularnym) stanie to takie, których górna krawędź znajduje się nad biodrami, a spodnie dobrze zakrywają pupę i nie grożą żadną wpadką, na przykład przy schylaniu się. Jest to najbardziej typowy i komfortowy w noszeniu stan polecany wszystkim typom sylwetki.
* Spodnie z wysokim stanem, jak sama nazwa wskazuje, sięgają wysoko, bo aż do pępka lub nieco niżej. Popularne w przeszłości, dobrze podkreślające damską sylwetkę, teraz znów powracają do łask. Jeśli lubisz klimaty retro będą idealne dla ciebie.
* Opcja „low rise”, czyli spodnie z niską talią, to propozycja dla kobiet, które lubią pokazać trochę więcej ciała i mają proporcjonalną i zgrabną sylwetkę. W przypadku takiego fasonu stan jest bardzo krótki i sięga dużo poniżej pępka. Modny i seksowny, ale najlepiej się sprawdza, kiedy się nie ruszasz. Niestety, spodnie takie mają tendencję do zsuwania się, o nieestetycznym odsłanianiu bielizny, nie wspominając.
Który zatem powinnaś wybrać i jak każdy z nich wpływa na wygląd sylwetki? Kilka informacji poniżej już wkrótce pomoże ci wybrać spodnie idealnie dobrane do twojej figury.
Kobieta o niskim wzroście
Najlepszą opcją dla ciebie będą spodnie o regularnym stanie. Unikaj ekstremów w postaci niskiej lub wysokiej talii, bo zakłócą proporcje sylwetki, zwłaszcza te o niskim stanie, które brutalnie skrócą ci nogi. Optycznie, oczywiście. Chyba tego nie chcesz, prawda? Jeśli twój brzuch nie jest płaski i chciałabyś to trochę zamaskować, skuś się na delikatnie wyższy normalny stan (pasek spodni powinien leżeć w okolicach pępka). Taka wysokość ujarzmi fałdki.
Kobieta „gruszka”
Pani „gruszka” ma zazwyczaj wąską talię, okrągłą pupę i dość szerokie biodra. Często nie może się też pochwalić nogami sięgającymi nieba, ale nic straconego, bo odpowiedni fason spodni sprawi, że takie będą się wydawać. Już wiesz, który to? Ten z wysokim stanem. Dlaczego? Jest w nim trochę więcej materiału (w końcu sięgają trochę wyżej), co optycznie wydłuża nogi i skraca tułów. Zaletą spodni z wysoką talią jest również fakt, że ładnie podkreślają to, co w „gruszce” najlepsze – wąską talię, krągłe pośladki i seksowne biodra.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Kobieta „kolumna”
Kobieta „kolumna” marzy o wcięciu w talii, krąglejszej pupie i biodrach, bo natura jej tego nie dała. Ma za to chłopięcą, często proporcjonalną budowę, nieco atletyczną i wizualnie lekką. Na tym nie koniec zalet – panie z taką sylwetką mogą eksperymentować ze wszystkimi wysokościami stanu, bo w każdym wyglądają dobrze. Jeśli jesteś wysoka i chcesz nieco zaokrąglić pupę, wybierz spodnie o niskim stanie. Dodatkowo taki fason wydłuży tułów i tym samym zbalansuje długość nóg.
Kobieta „klepsydra”
Każdy marzy o takiej sylwetce. Zgrabny biust, wąska talia, ładnie zarysowane biodra – kwintesencja kobiecości. Jaki stan powinnaś wybrać, żeby wyglądać najkorzystniej? Najlepszy będzie ten wysoki, bo współgra właśnie z taką sylwetką, uwypuklając jej największe zalety, czyli talię osy i zaokrąglone uda. Doskonale zaakcentuje największe przewężenie sylwetki oraz spłaszczy wszystkie oponki (jeśli takie masz). Co powiesz na eleganckie cygaretki? Będziesz w nich wyglądać obłędnie! Nie chcesz podkreślać figury? Wybierz spodnie z regularną talią, ewentualnie fason ze stanem, który jest niższy w przodzie i wyższy w tyle – optycznie wydłuży tułów i będzie bardzo komfortowy w noszeniu, siadaniu i schylaniu się.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Kobieta „jabłko”
Na co narzeka pani „jabłko”? Na brzuch, oczywiście, bo w tej części ciała jest trochę bardziej zaokrąglona. Do tego ma szerokie ramiona, ale za to smukłe ręce i szczupłe nogi, co niestety potęguje efekt „jabłka”. Jak można się łatwo domyślić, spodnie z niską talią w jej przypadku brzucha nie ujarzmią i jedyne, co będą robić, to wżynać się pod niego. W jej przypadku też najlepiej sprawdzą się spodnie z normalną lub podniesiona talią. Te ostatnie dadzą jej to, o czym skrycie marzy, czyli przewężenie w talii i jednocześnie smuklejszą sylwetkę.
Następnym razem w przymierzalni weź ze sobą nie tylko ten najmodniejszy fason spodni, ale również te, które powinny służyć twojej sylwetce i sprawdź, czy warto się poświęcać i na siłę nosić to, o czym piszą magazyny modowe. Bardzo możliwe, że spodnie, na które normalnie byś nie spojrzała sprawią, że twoja sylwetka od razu nabierze właściwych proporcji. Jeansy, które ledwo co zakrywają bieliznę (mimo że wyjątkowo modne), wcale nie muszą być typem dla ciebie, a „mom’s jeans”, na które patrzysz podejrzliwie, wręcz przeciwnie. Przetestuj. | Wysoki, normalny czy obniżony – jaki stan spodni pasuje do twojej figury? |
Dla wielu osób telewizja to hobby i sposób na spędzenie miłego niedzielnego popołudnia. Aby w pełni cieszyć się tym medium, musimy posiadać tuner telewizji naziemnej, a dla bardziej wymagających niezbędny może okazać się tuner telewizji satelitarnej. Poznajmy urządzenia, które łączą oba rozwiązania. Opticum SLOTH Combo PLUS
Zaczynamy od niedrogiego, ale bardzo funkcjonalnego urządzenia. Model Opticum SLOTH Combo PLUS ma zarówno tuner DVB-S/S2, jak i DVB-T/T2, co pozwala na odbieranie cyfrowej telewizji naziemnej i telewizji satelitarnej. Za pomocą tego urządzenia możemy odbierać darmowe kanały satelitarne, ale również płatne po podłączeniu specjalnej karty. W tym przypadku możemy skorzystać z wbudowanego czytnika SmartCard. Dodatkowo tuner wyposażono w port USB pozwalający na nagrywanie na zewnętrzne dyski HDD lub pamięci typu pendrive. Całość zamknięto w gustownej obudowie w tradycyjnym czarnym kolorze. Cena? W dniu publikacji była to kwota około 230 zł.
Opticum xs65 COMBO
Oto nieco tańsze, ale też interesujące urządzenie Opticum xs65 COMBO. W tym przypadku zastosowano głowice do odbioru telewizji satelitarnej i cyfrowej naziemnej. Ponadto do dyspozycji mamy 2 porty USB umożliwiające podłączenie zewnętrznych nośników pamięci. Nie zabrakło czytnika kart Conax, złącza internetowego i możliwości sterowania za pomocą aplikacji na smartfonie. Postawiono tu na tradycyjną czarną obudowę z prostym wyświetlaczem. Cena na Allegro to około 160 zł.
Ferguson Ariva 153 COMBO
Kolejna propozycja pochodzi z portfolio marki Ferguson. Model Ariva 153 COMBO ma 2 głowice do odbioru cyfrowej telewizji naziemnej i satelitarnej. Ponadto tuner jest w stanie odtwarzać telewizję kablową w standardzie DVB-C. Złącze USB pozwala na odtwarzanie i zapisywanie na dysku zewnętrznym ulubionych programów, muzyki, filmów i zdjęć. Funkcja multiroom jest bardzo praktyczna i pozwala na jednoczesne oglądanie różnych kanałów w 2 pomieszczeniach. Ponadto mamy dostęp do serwisów YouTube, DailyMotion, RSS, Pogoda, Google Maps i wielu innych. Jest także funkcja small2big oraz big2small, czyli możliwość połączenia tunera ze smartfonem lub tabletem. Cena tego modelu w dniu publikacji na Allegro opiewała na kwotę około 260 zł.
Ferguson Ariva 253 COMBO
Za nieco wyższą kwotę – około 320 zł – dostaniemy model Ferguson Ariva 253 COMBO. Sprzęt obsługuje takie standardy, jak MPEG-2, MPEG-4, MPEG-4 AVC/H.264 oraz systemy telewizji DVB-S, DVB-S2, DVB-C, DVB-T i DVB-T2. Nie zabrakło czytnika kart dla płatnych telewizji oraz modułu obsługi kart CI. Ponadto sprzęt oferuje takie same funkcje, jak tańsza konstrukcja opisywana wyżej.
CryptoBox CR 652
Ostatni w naszym zestawieniu jest tuner CryptoBox CR 652. Sprzęt odtwarza praktycznie wszystkie najpopularniejsze formaty, m.in. AVI, MKV, TS, TP, TRP, MPG, MP4, JPEG, BMP, MP3, OGG, FLAC itp. Oczywiście nie zabrakło możliwości nagrywania na zewnętrzny dysk twardy lub pamięci USB, jak również uniwersalnego czytnika kart kodowych oraz wejścia na moduł CI. Tuner ten może być sterowany smartfonami lub tabletami opartymi na systemie Android z opcją strumieniowania obrazu itp. Wszystko opakowano w gustowną i nowoczesną obudowę. Cena w dniu publikacji – około 340 zł. | Tunery typu combo do telewizji satelitarnej i naziemnej |
Ile kosztuje korzystanie z Allegro? 1. Ile kosztuje korzystanie z Allegro?
Sprawdzisz to w Cenniku Allegro
W niektórych kategoriach obowiązują różne stawki dla kont Firma i kont zwykłych. Aby sprawdzić opłaty w wybranej kategorii, skorzystaj z kalkulatora opłat.
2. Na swoim rachunku mam naliczoną kilkukrotnie opłatę za wystawienie tej samej oferty. Dlaczego?
Opłaty naliczamy co 10 dni. Jeśli Twoja oferta została wystawiona na 20 dni, opłata została doliczona do rachunku dwukrotnie: 1. i 11. dnia trwania oferty.
3. Gdzie sprawdzę saldo swojego konta?
Zajrzyj do tego artykułu.
4. Dlaczego bieżące saldo różni się od zestawienia miesiąca?
W zakładce Bieżące saldo i wpłata widnieje zawsze kwota Twojego aktualnej zaległości, z uwzględnieniem opłat naliczonych i zwróconych w bieżącym miesiącu. Natomiast w e-mailu, jaki otrzymujesz od nas, widnieje zawsze kwota do zapłaty za poprzedni miesiąc.
5. Kiedy otrzymam fakturę za korzystanie z Allegro?
Fakturę wystawiamy do 15 dnia każdego miesiąca, na przykład fakturę za kwiecień wystawimy do 15 maja.
Jeśli otrzymujesz faktury elektroniczne, powiadomimy Cię mailowo o nowej fakturze. Pobierzesz ją wówczas w zakładce Faktury.
6. Gdzie sprawdzę historię mojego Rachunku Allegro?
Zajrzyj do tego artykułu.
Masz dodatkowe pytania? Napisz do nas. | Opłaty na Allegro - najczęściej zadawane pytania |
Jeśli wybór wideorejestratora przyprawia cię o ból głowy, przeczytaj ten poradnik. Podpowiadam w nim, na co należy zwrócić uwagę podczas poszukiwań kamery samochodowej na miarę twoich potrzeb. Budowa
Gdy zaczynamy szukać idealnego wideorejestratora, szybko orientujemy się, że mogą one przybierać różne formy i mieć różne rozmiary. Jedne przypominają karty kredytowe, inne są okrągłe, kolejne spełniają dodatkowo funkcję lusterka wstecznego. Czym zatem kierować się przy wyborze?
Można przyjąć, że im mniejszy wideorejestrator, tym lepiej. Kamera samochodowa umieszczona na szybie auta nie powinna zajmować zbyt wiele miejsca, gdyż ogranicza widoczność i realnie wpływa na bezpieczeństwo podróżowania. Najmniejsze kamery samochodowe jednak będą miały bardzo małe ekrany, przez co ich obsługa może być nieco utrudniona.
Nie ma jednego kształtu wideorejestratora, który będzie odpowiadał wszystkim kierowcom. Wymienię jednak kilka modeli, które wyróżniają się kształtem i są warte uwagi:
* Navitel R1000 za futurystyczny kształt kuli i kompaktowe rozmiary,
box:offerCarousel
* Navitel MR250 za nieograniczające widoczność połączenie z lusterkiem wstecznym,
box:offerCarousel
* Xblitz P500 za niewielkie rozmiary i wygodny montaż na uchwycie magnetycznym.
box:offerCarousel
Rozdzielczość
Jakość filmów nagrywanych przez wideorejestrator oceniamy głównie poprzez rozdzielczość. Niesłusznie, choć rozdzielczość na pewno ma spore znaczenie. Obowiązującym standardem wśród kamer samochodowych z praktycznie wszystkich półek cenowych jest rozdzielczość 1920 × 1080, nazywana inaczej full HD.
Skoro full HD to standard w wideorejestratorach, to czy w ogóle powinniśmy patrzeć na ten parametr? Tak, ponieważ okazuje się, że nie wszystkie modele oferują dokładnie tę rozdzielczość. Zdarzają się rodzynki z wyższą rozdzielczością. Chociażby Extreme HD oznaczana jako 2.5K. W takiej wysokiej rozdzielczości 2304 x 1296 pikseli nagrywają wideorejestratory marki Mio – MiVue 698 Dual lub Mio MiVue 752 WIFI Dual. Kiedy odtworzymy film na komputerze, widać, że jakość jest znacząco lepsza niż w przypadku modeli rejestrujących obraz w rozdzielczości full HD.
Najwyższą rozdzielczością, z jaką spotkamy się w wideorejestratorach, jest Ultra HD 4K (3840 × 2160 pikseli). Taką jakość oferuje kamera samochodowa klasy premium, czyli model BlackVue DR900S-2CH. Obraz tej jakości jest niezwykle ostry i czytelny.
Obiektyw
Obiektyw – niezależnie czy jest zamontowany w wideorejestratorze, telefonie, czy profesjonalnym aparacie fotograficznym – będzie opisany głównym parametrem – jasnością. Spotkamy się z takimi wartościami, jak F1.8, F2.0 itd. Najważniejsze to zapamiętać, że im mniejsza liczba, tym lepiej. Zatem obiektyw F1.8 będzie jaśniejszy niż F2.0.
Producenci kamer samochodowych starają się, żeby obiektywy w ich urządzeniach można było zakwalifikować do tych jasnych. Można wręcz przyjąć, że standardem jest obiektyw o świetle F2.0 – ciemniejsze obiektywy zdarzają się rzadko albo producent nie ujawnia tego parametru w danych technicznych swojego urządzenia.
W sprzedaży znajdziemy wideorejestratory, które będą posiadać jaśniejsze obiektywy. Dobrym przykładem jest model Xblitz GO se, który ma obiektyw o jasności F1.7. To naprawdę znakomity wynik.
Jasność to niejedyny parametr, który ma znaczenie w obiektywie. W wideorejestratorze będzie się liczyć również kąt widzenia obiektywu. W praktyce oznacza to tyle, jak bardzo na boki widzi kamera i czy na nagranym filmie będziemy widzieli tylko to, co dzieje się przed maską auta, czy również po bokach. Można powiedzieć, że im szerszy kąt widzenia, tym lepiej. Jednak powyżej pewnej wartości zauważymy niestety zniekształcenia obrazu, dlatego w tym względzie warto o kompromis. Jeden z najszerszych kątów widzenia, z jakimi spotkałem się w wideorejestratorach, ma kamera Xblitz GO se, której obiektyw ma pole widzenia wynoszące aż 170 stopni. Dla porównania pole widzenia ludzkiego oka to około 90 stopni.
Na co jeszcze zwrócić uwagę przy ocenie obiektywu w wideorejestratorze? Oprócz jasności i kąta widzenia będzie się liczyć jego budowa. Najlepiej, aby soczewka składała się z kilku warstw szkła, co zapewni najlepsze parametry i jakość obrazu.
Sensor optyczny
Elementem często pomijanym i takim, na który po prostu nie zwracamy uwagi, jest sensor optyczny. Od niego w znacznej mierze zależy jakość filmów, które nagrywa dany model wideorejestratora. Często zdarza się nawet, że dwa modele kamer mają praktycznie identyczne parametry techniczne (rozdzielczość, jasność obiektyw i kąt widzenia), a różni je jedynie rodzaj zastosowanego sensora. To on będzie decydować o tym, który wideorejestrator warto wybrać.
Zastosowanie sensora optycznego renomowanego producenta, takiego jak Sony czy OmniVision, jest wskazówką, że producent nie oszczędzał na częściach i zadbał o możliwie wysoką jakość. Wysokiej jakości sensor to doskonała ostrość nagrywanego obrazu, szczególnie w gorszych warunkach oświetleniowych (jazda po zmroku czy w podziemnym garażu).
Co istotne, droższe modele wideorejestratorów, wyposażone w lepszej jakości sensory obrazu, nagrywają obraz w rzeczywistej rozdzielczości full HD lub wyższej. Najtańsze modele nagrywają w rozdzielczości interpolowanej, co oznacza, że tak naprawdę rozdzielczość jest niższa, jednak urządzenie „rozciąga obraz” do rozmiarów full HD, a to negatywnie wpływa na jakość. Z tego względu sensor ma tak duże znaczenie.
które modele wideorejestratorów są wyposażone w dobrej jakości sensory optyczne? Mio MiVue 792 WIFI PRO korzysta z najnowszego sensora Sony Stravis. Przystępny cenowo Navitel R600 jest wyposażony w sensor Sony Exmor R. Z kolei sensor OmniVision OV4689, stosowany m.in. w profesjonalnych kamerach do monitoringu, znajdziemy w wideorejestratorze Navroad MyCAM HD PRO GPS.
Dodatki
Budowa oraz parametry techniczne, takie jak rozdzielczość, jasność i kąt widzenia obiektywu oraz sensor optyczny to czynniki, które pozwolą znaleźć model odpowiedni do potrzeb. Są jednak inne kwestie, które wybór mogą znacznie ułatwić. Są to dodatki, czyli funkcje – oprócz nagrywania filmów – które urządzenia oferują.
Wideorejestratory mogą być wyposażone w wiele modułów dodatkowych. Zdecydowanie najbardziej przydanym jest GPS, za którego sprawą kamera zarejestruje nie tylko obraz, ale także prędkość i trasę przejazdu auta. Moduł WiFi oraz Bluetooth przydadzą się z kolei do integracji wideorejestratora ze smartfonem, za pomocą którego będziemy mogli zdalnie obsługiwać kamerę, zgrywać z niej filmy, a nawet przesyłać na żywo obraz na takie serwisy jak Facebook czy YouTube. Taką możliwość oferuje m.in. model MIO MiVue 788 Connect.
Aby kamera samochodowa była przydatna nie tylko podczas jazdy, ale także na postoju, niezbędne będą wbudowane czujnik przeciążeń oraz czujnik ruchu. Dzięki nim urządzenie, działając w trybie parkingowym, może nagrać moment, w którym samochód został zarysowany przez inny pojazd lub uszkodzony przez wandala czy złodzieja. Taką możliwość daje większość urządzeń, np. model Navitel R800.
Kolejną ciekawostką, coraz częściej spotykaną w wideorejestratorach, są wszelkiego rodzaju asystenci kierowcy. Pomagają one utrzymać samochód na pasie ruchu, ostrzegają o możliwej kolizji z autem jadącym przed nami, a także o zmęczeniu kierowcy czy zbliżającym się na trasie fotoradarze. Tego rodzaju dodatki mają urządzenia marki Mio, np. model MiVue 785.
Jeśli zależy nam na możliwie prostej obsłudze, ale nie odstrasza wyższa cena urządzenia, postawmy na wideorejestrator z ekranem dotykowym. To znacznie wygodniejsze rozwiązanie niż przyciski. Jako pierwsza takie rozwiązanie zaczęła w swoich kamerach stosować marka Mio, m.in. w modelu MiVue 785 Touch.
A co, jeśli wideorejestrator oprócz nagrywania filmów będzie spełniał również funkcję… nawigacji? Ta może okazać się szczególnie przydatna właśnie podczas wakacji. Jeśli zainteresuje nas takie rozwiązanie, sprawdźmy możliwości nowego modelu Navitel RE900.
Kamera z tyłu
Kiedy wybieramy wideorejestrator, warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy nie należy zainstalować w samochodzie dodatkowej kamery, która nagrywałaby obraz z tyłu auta. Do wymuszeń czy kolizji często dochodzi nie tylko przed maską samochodu, ale także za jego tylnym zderzakiem. W takich sytuacjach dobrze mieć kamerę cofania, którą znajdziemy chociażby w zestawie w modelu Xblitz Dual Core. | Na co zwrócić uwagę, wybierając wideorejestrator – wakacje 2018 |
Wydaje się, że wystarczającą rekomendacją mogą już być słowa Mariusza Szczygła, który we wstępie do tego tomu napisał o Kischu same pozytywne słowa. Nie powinno to dziwić, napisał tak o jednym ze swoich ulubionych reporterów i to już zachęca do sięgnięcia po tę książkę. Po lekturze mogę powiedzieć, że tytuł może mówić wystarczająco sam za siebie. Jest to bowiem niezwykły jarmark, choć nazwany akurat jarmarkiem sensacji. Sensacje te nie zawsze mogą się wydawać współczesnemu czytelnikowi równie sensacyjne, co czytelnikowi za czasów Kischa, jednakże będą dla niego równie interesujące i intrygujące, co dla tych z przeszłości.
Reportaż autobiograficzny
Polskiemu czytelnikowi zapewne jest to nazwisko mniej znane, a przynajmniej mniej do czasu wydania w tym roku tego ciekawego zbioru. Egon Erwin Kisch, jak się okazuje, to jedno ze słynniejszych nazwisk reporterskich pierwszej połowy XX wieku. Jego dorobek literacki jest imponujący: napisał ponad trzydzieści książek, był źródłem inspiracji największych polskich i światowych reporterów, a dzięki tej publikacji ma szanse zawitać u czytelników nieobeznanych dotąd z jego utworami.
Wczytując się w zbiór zatytułowany „Jarmark sensacji”, łatwo można odkryć, że nosi on znamiona quasi biografii tego nietuzinkowego człowieka. Jest on irytująco wszędobylski, „w oczywistościach znajdywał coś, czego nie widzieli inni”, nie bez powodu nazywany był „szalejącym reporterem”. „Jarmark sensacji” jest zatem publikacją ułożoną chronologicznie, choć nie bez skoków w przyszłość, można tu odnaleźć historie z dzieciństwa autora, które będą się przeplatać z historią monarchii austro-węgierskiej i przemianami, jakie zachodziły w tym okresie, zarówno w jego ojczyźnie, jak i na świecie. Poznamy początki kariery Kischa jako autora skromnej rubryki kryminalnej w praskiej gazecie, a także jego kolejne życiowe i zawodowe perypetie, ponieważ jedne miały z drugimi ścisły związek.
Życie jak opium
Egon Erwin Kisch był człowiekiem ciekawskim, upartym i wścibskim. Bez wahania wchodził nieproszony do cudzych mieszkań, często korzystał z nietypowych sposobów, by dostać się do policyjnej kartoteki. Nic, co oczywiste, nie traktował jako oczywiste, musiał to sam zweryfikować i sprawdzić. Nie zgadzał się na proste wyjaśnienia, nie miał również zaufania do powszechnych opinii. Dociekliwie zadawał pytania – dla jednych zbyt niecenzuralne, dla innych zbyt pospolite. Był zachłanny na życie i wszelkie jego przejawy – było w tym niemalże narkotykowe uzależnienie i zażartość. Dzięki tym cechom udawało mu się docierać tam, gdzie inni mieli wstęp wzbroniony i gdzie nawet nie przyszłoby im do głowy, by szukać jakichkolwiek informacji.
Ślepy Metody
„Jarmark sensacji” ma swoistego patrona, w postaci Ślepego Metodego, postaci tak samo realnej, co odrealnionej w tej historii. Ślepy Metody to człowiek ze wspomnień młodego Kischa, który zajmował się ostrzeniem noży na podwórku, przy tej czynności śpiewając miejskie ballady. I choć to postać ledwie epizodyczna, to właśnie on będzie się stale przewijać przez całą książkę, a jego ballady będą oryginalnym podsumowaniem ważniejszych wątków.
Daje to odczucie, że wszystko, co opisuje Kisch, mogło, ale równie dobrze mogło się nigdy nie zdarzyć i być tylko wytworem bujnej wyobraźni autora. Prawdziwe historie splatają się z tymi przerobionymi przez plotki, przenoszone z ust do ust, a ludzkie dramaty odnajdują swój finał w kolejnych strofach śpiewanych przez Metodego ballad.
Wkładać między bajki?
W każdym z tych reportaży można doszukiwać się zarówno faktów, jak i odstępstw od nich, wzbogaconych bajkami Kischa. Zdaje się to potwierdzać sam autor przyznający się do wymyślenia sensacji wokół pożaru w młynie („Debiut przy pożarze młynów”), jednoznacznie dając do zrozumienia, że lubi zmyślać. Wydaje się, że jego rola nie jest do końca rolą reportera, ale też swoistego bajarza, aczkolwiek łatwo zauważyć, że większość jego historii ma realne podłoże. Kisch często też oddaje głos swoim rozmówcom czy bohaterom relacji, które przekazuje. Największe wrażenie robi opowieść o rozmowie z pewną nieszczęśliwą kobietą („Matka mordercy”), podczas której zostaną wywołane niełatwe wspomnienia, a finał samej historii zaskoczy nawet uczestników owej rozmowy.
Otoczka historyczna, wydarzenia polityczne i społeczne, wreszcie ciekawe wspomnienia Kischa i opowieści, które toczą swoje życie w opiewających je pieśniach to tylko kilka atutów „Jarmarku sensacji”. Są tu historie smutne, dramatyczne, zabawne, życiowe i nieco zmyślone, ale każda zawiera w sobie nutkę czegoś interesującego. Warto poznać tego nietuzinkowego reportera.
Źródło okładki: www.agora.pl | „Jarmark sensacji” Egon Erwin Kisch – recenzja |
Poncho nie wychodzi z mody i tej wiosny. Wita ją jednak w odmienionym charakterze – najmodniejsze poncho to poncho w stylu boho. Boho opanowało wybiegi i zawładnęło sercami fashionistek. Dowiedz się, jak je nosić poncho w tym stylu i bawić się trendami. Wielki powrót
Styl boho narodził się wśród bohemy artystycznej z początków XX wieku, a w latach 60. ubiegłego wieku zyskał hipisowski sznyt. Obecnie jest od kilku sezonów na topie i moda na niego nie zniknie również tej wiosny. W tym sezonie styl boho zagościł na wszystkich wiosennych pokazach najważniejszych projektantów mody: Chanel, Burberry, Givenchy, Chloe, Valentino, Rodarte, Etro. Jeśli lansują go tacy projektanci, możesz być pewna, że będzie największym hitem sezonu wiosna/lato 2016. Poncho, które święci triumfy już od dwóch lat, również teraz nie będzie się marnować w szafie. Poncho i styl boho to dwa największe hity tego sezonu, a ich połączenie to najmodniejszy duet tej wiosny.
Jak nosić poncho?
Noś poncho z dopasowanym dołem.
Poncho najlepiej będzie wyglądać z dopasowanym dołem, np. rurkami, rajstopami, legginsami. Jeśli sięga za biodra, ukryje kłopotliwe partie ciała i wyszczupli nogi. Zakazany jest obszerny dół, taki jak spodnie haremki, dzwony lub spódnica maxi. Poncho plus szeroki dół sprawi, że będziesz wyglądać jak mało seksowna czarownica.
Obszerne i długie poncho mogą nosić tylko wysokie dziewczyny.
Dużo materiału, a szczególnie grubego i mięsistego, najlepiej będzie wyglądać na smukłych i „długich” dziewczynach. Niskie taka ilość materiału przytłoczy, skróci ich sylwetkę i doda optycznie kilogramów. Czy mniejsze dziewczyny muszą rezygnować z poncha? Oczywiście, że nie! Ważne, by wybrały mniejszy model, w którym nie będą się topić.
Jeśli jesteś drobna, spinaj poncho paskiem w talii.
Zepnij poncho paskiem w talii, by podkreślić swoją sylwetkę i sprawić, by stylizacja nie była przytłaczająca. Dzięki temu zabiegowi dodasz sobie trochę centymetrów. Jednak nie zakładaj pod spód zbyt wielu warstw, ponieważ możesz wyglądać na „ubitą”. To również może dodać kilka niepotrzebnych kilogramów. Nie zapominaj również o obcasach lub koturnach!
Poncho w stylu boho
Skoro już wiesz, jak dobrać poncho, by podkreślało twoje atuty, dobierz je do reszty twoich ubrań. Poncho w stylu boho jest dodatkiem uniwersalnym. Mimo etnicznego charakteru będzie pasowało do różnych stylizacji, od klasycznych po bardziej rockowe.
W stylu boho
Jeśli chcesz podkreślić styl boho, wybierz do poncha dodatki z frędzlami lub skórzaną biżuterię. Świetnie będą wyglądać koronkowa sukienka w stylu hippie i długie kozaki zamszowe, które również są hitem tego sezonu. Interesujący pomysł to są zamszowe szorty, noszone do cienkich rajstop i kowbojek. Bardzo w stylu boho, jednak zarezerwowany dla wysokich i zgrabnych dziewczyn.
Klasycznie
Boho poncho świetnie przełamie klasyczny charakter ubrań. Co prawda, nie pasuje do sztywnej garsonki, ale do klasycznego, dwurzędowego płaszcza już tak. Zwykła mała czarna zostanie odmieniona nie do poznania, jeśli założysz do niej poncho w etnicznym stylu. Takie połączenie sprawdzi się, gdy po całym dniu w pracy nie będziesz miała czasu się przebrać, a wybierasz się na imprezę i nie chcesz wyglądać zbyt formalnie.
Rockowo
Bunt, oryginalność, indywidualność to kwintesencja rocka. Poncho w stylu boho będzie doskonale korespondować z rockową, skórzaną ramoneską, podziurawionymi rurkami i trampkami. Dodaj do tego czarny, męski kapelusz, a będziesz wyglądać jak dziewczyna z Nowego Yorku.
Romantycznie
Czy boho może być romantycznie? Oczywiście, że tak! Jeśli założysz białą bluzkę wiązaną na kokardkę, rozkloszowaną spódnicę i pantofelki na małym obcasie, a całość przełamiesz ponchem w stylu boho, zawładniesz sercem każdego. Taka stylizacja jest słodka, ale nieprzesłodzona. Oryginalna, ale ciągle dziewczęca. | Poncho w stylu boho |
Niezwykły duet mama i córka sprawdził się już w powieści „Z innej bajki”, którą z przyjemnością zaczytywały się zarówno rówieśniczki mamy, jak i córki. Bajkowa opowieść skierowana do młodzieży spełniła uniwersalny wymiar powieści dla kobiet. Jest miłość, jest trudność w przezwyciężeniu rzeczywistości napierającej na bohaterów, wreszcie jest magia i szczęśliwe zakończenie. Ponieważ jednak autorki nie wychodzą z założenia, że życie to bajka, napisały kontynuację swojej innej bajki. „Po drugiej stronie kartki” to również ciepła i sympatyczna opowieść o miłości, ale także historia o tym, jak życie z księciem z baśni mogłoby wyglądać w szkolnej rzeczywistości. Okazuje się, że nie zawsze książę odnajduje się w każdej sytuacji. Jednakże jeśli postara się wystarczająco mocno, może spróbować pokonać wszelkie bariery.
Książę w szkole
Gdy Delilah poznała Olivera, gdy okazało się, że postać z książki żyje swoim własnym, niezależnym od fabuły życiem, jej marzenie o miłości spełniło się w dość okrutny sposób. Oto poznała nareszcie idealnego chłopaka dla siebie, ale – dosłownie – pochodził z innego świata. Szczęśliwie udało się Olivera wydostać z kart książki i teraz nadszedł moment konfrontacji z rzeczywistością. Ze świata baśni, w którym dotąd znał postaci magiczne, walczył ze smokiem, wspinał się po skałach i jeździł konno, wkroczył do świata zupełnie mu nowego, w którym nie tylko panują inne obyczaje, nie ma istot magicznych, ale i znaczenie słów może dalece odbiegać od tego, jak je dotąd rozumiał. Innymi słowy Oliver pojawił się trochę jak gość z odległej przeszłości w szkole XXI wieku, gdzie trzeba nie tylko szybko dostosować się do nowej rzeczywistości, ale także odnaleźć dla siebie nowy sens świata i nowe zainteresowania. Jak się okazuje, umiejętności aktorskie nabyte podczas odgrywania ciągle tej samej historii na kartkach powieści pomogą Oliverowi w odkrywaniu, co go interesuje. Aczkolwiek dołączenie do szkolnego teatru niekoniecznie wyjdzie mu na zdrowie.
Miłosne komplikacje
Brak rozeznania w nowym świecie spowoduje, że Oliver nie będzie rozumiał wielu jego niuansów. Zarówno sarkazm, jak i ironia czy złośliwość będą dla niego czymś nowym, dlatego nie od razu zrozumie, że największa przeciwniczka Delilah próbuje namieszać w ich relacji. Szkolne gry słowne są dla Olivera dziewiczym terenem i niestety na skutek braku zrozumienia wpakuje się w niezłe tarapaty. Jednakże największe kłopoty zaczną się dla obydwojga, gdy książka zacznie upominać się o swojego bohatera, zacznie sama się poprawiać i wywoływać coraz więcej problemów. Do tego choroba jej autorki znacząco wstrząśnie zarówno światem realnym, jak i światem powieściowym. Dość dodać, że tym razem bajka będzie znacznie mniej różowa, przybliży się nieco bardziej do goryczy szarego i rzeczywistego życia, jednakże nie na tyle, by pokazać to życie wyłącznie od jego najgorszej strony. Tym razem Jodi Picoult i Samantha van Leer nauczą swoich bohaterów umiejętności rezygnowania z siebie i swoich marzeń, co – jak się okaże – przyniesie im nie tylko smutek, ale i szczęście.
Zgrany duet
Mama, czyli Jodi Picoult, oraz córka, czyli Samantha van Leer, stworzyły naprawdę zgrany duet pisarski. Czerpiąc z umiejętności i doświadczenia Jodi oraz pomysłowości i talentu Samanthy, stworzyły udaną opowieść o księciu i zwykłej dziewczynie, których połączyła miłość, ale rozdzielała… książka. Szczypta fantazji, trochę magii i odwiecznie uniwersalny temat miłości nadały tej powieści zarówno lekkości w fabule, jak i przyjemności w jej odbiorze. Niebanalny pomysł na wykreowanie świata z powieści dla dzieci, oryginalne rozwiązania fabularne związane z pochodzeniem księcia i wreszcie naturalne ukazanie życia księcia przy próbie adaptacji w nowej dla niego rzeczywistości sprawiają, że powieść „Po drugiej stronie kartki” nie tylko czyta się wyśmienicie, ale również przyjemnie się do niej wraca. Kolorowe ilustracje i różnicowanie narracji czcionką to już tylko skromny dodatek, będący kropką nad i całego projektu. Zalecam wygodne miejsce, pod ręką jakąś przekąskę i powieść „Po drugiej stronie kartki” jako receptę na udany wieczór. Książka dostępna jest także jako ebook w formatach EPUB i MOBI za ok. 27 zł.
Źródło okładki: www.proszynski.pl | „Po drugiej stronie kartki” Jodi Picoult, Samantha van Leer – recenzja |
Ostatnimi czasy gluten budzi wiele kontrowersji. Niektórzy są przekonani, że warto wyeliminować go z diety, inni traktują takie zachowania, jak przejaw mody, która może wyrządzić więcej szkód niż korzyści dla naszego zdrowia. Grażyna Bober-Bruijn, autorka książki Pysznie bez glutenu, chorująca na celiakię i będąca od lat na diecie bezglutenowej, udowadnia, że pewne ograniczenia żywieniowe mogą znacząco poprawić nasze samopoczucie. Poprzez własne doświadczenia pokazuje, że dieta wcale nie musi być nudna i monotonna. Pysznie bez glutenu – dla kogo?
Książka Grażyny Bober-Bruijn to znakomita propozycja zarówno dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z dietą bezglutenową, jak i dla tych, którzy szukają prostych i ciekawych inspiracji w kuchni. Autorka propaguje zasady zdrowego żywienia i zachęca do zaszczepienia ich u dzieci, by w przyszłości potrafiły dokonać właściwych wyborów żywieniowych i umiały samodzielnie przygotowywać posiłki. Pokazuje, jak jeść smacznie, bez pomijania niezbędnych witamin i minerałów.
Co to jest gluten?
Gluten jest mieszaniną białek: gluteniny i gliadyny, które są zawarte w zbożach takich jak pszenica, jęczmień, żyto i owies. Możemy znaleźć go w wielu produktach: makaronach, ciastach, pieczywie, jogurtach, serach, wędlinach, przetworach rybnych, sosach, słodyczach, barwnikach, przyprawach, piwie, a nawet lekach – dlatego tak ważne jest czytanie etykiet przez osoby będące na diecie bezglutenowej. Na szczęście, w dzisiejszych czasach nie jest trudno znaleźć produkty niezawierające glutenu. Są one oznaczone symbolem przekreślonego kłosa. W niektórych sklepach są nawet osobne stoiska ze zdrową żywnością, gdzie można znaleźć bezglutenowe produkty.
Wpływ glutenu na nasze zdrowie
Dla niektórych rezygnacja z glutenu to konieczność. Dieta przeznaczona jest przede wszystkim dla osób z celiakią lub alergią na ten rodzaj białka. Są to dwa odrębne schorzenia, które mieszczą się w pojęciu nietolerancji pokarmowych. Celiakia jest chorobą o podłożu autoimmunologicznym i w jej przypadku dieta eliminacyjna musi być przestrzegana do końca życia. Przy alergii pokarmowej jest szansa, że nietolerancja zmniejszy swoje nasilenie lub ustąpi całkowicie. W przypadku choroby działanie glutenu jest uciążliwe i powoduje pogorszenie naszego samopoczucia. Ból brzucha, biegunki, migreny, apatia i bóle stawów – to tylko niektóre objawy wskazujące na nietolerancję. Część specjalistów jest zdania, że warto wyeliminować gluten także u osób zdrowych, gdyż jego spożywanie zanieczyszcza jelita i obniża odporność organizmu. Inni stosują dietę bezglutenową, by schudnąć. Często jednak tego typu rewolucje prowadzą do niedoborów cennych wartości odżywczych.
Co znajdziemy w książce?
Książka zawiera ponad 100 przepisów, które nie powinny sprawić trudności nawet kulinarnym amatorom. Propozycje autorek urzekają swoją prostotą i skromnością. Dowodzą jednocześnie, że mimo eliminacji wielu produktów ze swojego menu można cieszyć się smacznym, zdrowym, a przy tym ładnie wyglądającym posiłkiem.
Książka została podzielona na trzy rozdziały: Coś na ząb, Obiady i Słodkości, w których prezentowane są różnorodne przepisy na śniadania, dania główne, desery, zupy, przystawki, przekąski, koktajle czy dania dla dzieci. Nie zawiodą się sympatycy kuchni włoskiej czy francuskiej, wegetarianie ani ci, którzy preferują dania mięsne. Wiele potraw można przyrządzić wraz z dziećmi, a tym samym od małego nauczyć je gotowania i prowadzenia zdrowego stylu życia. Prezentowane tu potrawy można modyfikować i urozmaicać na różne sposoby, co jest dodatkowym plusem.
Każdy przepis jest opatrzony listą składników, stopniem trudności jego przygotowania oraz liczbą porcji. Kluczową zaletą zamieszczonych propozycji jest to, że dania nie wymagają wielu produktów, a ich przygotowanie nie jest czasochłonne – ich wykonanie nie powinno zająć więcej niż pół godziny. Minusem dla niektórych może być problem ze znalezieniem części produktów wykorzystanych przez autorkę, np. bezglutenowych mąk czy mleka kokosowego. Są one też droższe od klasycznych odpowiedników i nie zawsze dostępne w sklepach ogólnospożywczych.
Walory estetyczne
Ucieszą się ci, którzy cenią sobie wrażenia estetyczne, gdyż książka została pięknie wydana. Jej zaletą jest przejrzysta i atrakcyjna szata graficzna, bez zbędnego chaosu. Wydawnictwo zostało opatrzone zdjęciami autorstwa Gosi Wieruszewskiej, fotograf z ogromnym doświadczeniem i zamiłowaniem do swojej pracy. Zamieszczone tu ilustracje to nie tylko obrazy dań i wykorzystanych produktów, ale także zdjęcia oddające rodzinną atmosferę i zabawę w kuchni. Proste, ale efektowne. Dodatkowo, niektóre fotografie ozdobione są rysunkami Joanny Wieruszewskiej, nadając całości zabawny charakter.
Pysznie bez glutenu to ciekawa propozycja zarówno dla osób borykających się z trudnościami, jakie niesie za sobą stosowanie diety bezglutenowej, jak i dla tych, którzy chcą poeksperymentować w kuchni i jeść zdrowo. Autorka, od dziecka chora na celiakię, osobiście przetestowała wszystkie przepisy, gotując wraz z całą rodziną. Ciekawe propozycje dań i atrakcyjna szata graficzna z pewnością wyróżniają tę pozycję na tle innych książek kucharskich.
Źródło okładki: muza.com.pl | Pysznie bez glutenu autorstwa Grażyny Bober-Bruijn i Gosi Wieruszewskiej – recenzja |
Domowy balkon warto ożywić kolorowymi dodatkami, dzięki którym przebywanie na nim stanie się prawdziwą przyjemnością. Z kilku powodów powinny to być donice neonowe. Praktyczne i efektowne
Donice balkonowe narażone są na działanie zmiennych warunków atmosferycznych, czyli m.in. deszcz oraz promieniowania UV. Powinny być zatem wytrzymałe, odporne na uszkodzenia i skoki temperatur. Nie mniej ważne są również ich walory estetyczne, czyli to, z jakiego materiału zostały wykonane, jaki mają wzór oraz kolor. Klasyczne donice ceramiczne powoli odchodzą w zapomnienie, a ich miejsce zajmują nowoczesne modele wykonane ze szkła, tworzyw sztucznych i betonu. Ogromną popularnością cieszą się donice w neonowych odcieniach fioletu, zieleni, różu oraz czerwieni – głównie ze względu na to, że dzięki nim balkon jest przytulniejszy, a przebywanie na nim staje się prawdziwą przyjemnością. Donice w wesołych odcieniach podkreślą lub skontrastują barwę kwiatów, a ponadto sprawią, że balkon będzie się wyróżniał wśród innych. Poza tym prezentują się atrakcyjnie zarówno z roślinami, jak i bez nich. Kolorowe donice łączą funkcjonalność i efektowność, co czyni je dodatkiem idealnym. Ich jedyną wadą jest to, że mogą blaknąć w słońcu.
Donice małe czy duże?
Kolorowe donice i doniczki produkuje się w niemal wszystkich kształtach, wielkościach i kolorach. Na naszych balkonach pojawiają się zatem modele okrągłe, kwadratowe i podłużne, z podstawkami, wyposażone w system samoczynnego nawadniania, stojące oraz podwieszane. Chętnie wybierane są donice z lekkiego aluminium oraz z tworzywa sztucznego w soczystych kolorach, rzadziej z transparentnego barwionego szkła oraz malowanej ręcznie kamionki. Kilka sezonów temu popularne stały się donice w kształcie wiaderek oraz podłużne modele wyposażone w haczyki, dzięki którym można je zawiesić np. na pergoli przeznaczonej do uprawy kwiatów pnących. Bardzo efektownie prezentują się donice podwieszane do góry nogami, w których kwiaty rosną w kierunku podłogi, a także okrągłe koszyki wieszane jeden pod drugim. Nadają się przede wszystkim do uprawy aromatycznych ziół kuchennych, np. bazylii, tymianku i rozmarynu. Neonowe donice podłogowe, które wykonuje się najczęściej z kamienia lub innego solidnego materiału, stanowią natomiast mocny akcent w stonowanej balkonowej aranżacji.
Doniczka Coubi. Różowa, zaprojektowana na planie kwadratu, łączy nowoczesność z klasyką. Wykonana z wysokiej jakości tworzywa sztucznego odpornego na promieniowanie UV. Kolor różowy z połyskiem. Przystosowana do użytku wewnętrznego i zewnętrznego. Dostępna wysokość: od 12 cm do 24 cm. Cena: od 5,49 zł.
Kolorowa energia
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Wybierając kolorowe doniczki, musimy się zastanowić nie tylko nad tym, w jaki sposób będą się prezentowały na naszym balkonie, ale także do czego zamierzamy je wykorzystać. Niektóre rośliny ukorzeniają się bardzo głęboko (np. nasturcje), więc będą potrzebowały podłużnej donicy przypominającej wazon, natomiast innym (np. berberysy) wystarczy płaska misa. Popularne kwiaty balkonowe najlepiej prezentują się sadzone w pęczkach obok siebie (np. pelargonie, aksamitki), w długich doniczkach poprzecznych. Drzewka natomiast lubią samotność, dlatego warto zapewnić im dużo miejsca w solidnej donicy podłogowej w kształcie kwadratu lub prostokąta. W neonowych doniczkach doskonale wyglądają rośliny zielone oraz zioła, które stanowią dla nich naturalny kontrast. Jeżeli wiemy, w jakim kolorze zakwitną rośliny ozdobne, możemy dobrać do nich doniczki w identycznym bądź kontrastowym odcieniu w zależności od tego, jaki efekt chcemy uzyskać.
Doniczka Wiktoria. Zielony model ceramiczny w całości wykonany i malowany ręcznie. Wyposażony został w zintegrowaną podstawę oraz otwór odprowadzający wodę. Doniczka nadaje się do użytku wewnętrznego i zewnętrznego, ale nie jest mrozoodporna. Dostępna w rozmiarze od 18 do 33 cm wysokości. Cena: od 27,09 zł.
Neonowe doniczki to dodatek odważny, ale na tyle efektowny i interesujący, że warto się na nie zdecydować. Dzięki nim balkon stanie się miejscem bardzo relaksującym, przytulnym oraz zachęcającym do odwiedzin. Przekonaj się, ile siły drzemie w kolorze! | Donice w energetycznych kolorach idealne na balkon |
Właściciele pojazdów wyposażonych w silniki wysokoprężne z pompowtryskiwaczami powinni zwracać szczególną wagę na normy spełniane przez stosowany olej. Pozwoli to uniknąć kosztownych awarii i zmaksymalizować żywotność jednostki napędowej. W jakich autach znajdują się pompowtryskiwacze?
Pompowtryskiwacze to technologia wymyślona i opatentowana przez koncern Volkswagena. Przez pewien okres była stosowana we wszystkich silnikach wysokoprężnych TDI wytwarzanych przez niemieckiego producenta. Pompowtryskiwacze znajdują się zatem nie tylko w autach marki Volkswagen, ale także w Audi, Seatach czy Skodaach.
Podstawowe normy
Wybierając olej do pompowtryskiwaczy, należy zwracać uwagę na oznaczenie norm, które wskazują, czy produkt można zastosować w przypadku danego silnika. Chcąc sprawdzić, jakie normy powinien spełniać olej do naszej jednostki, wystarczy sięgnąć do książki obsługi pojazdu. Najbardziej popularną normą jest VW 505.01, która oznacza olej do silników z pompowtryskiwaczami, ale bez LongLife, czyli przedłużonych dystansów między wymianami. VW 506.01 dotyczy natomiast również olejów do pompowtryskiwaczy, ale z LongLife.
VW 507.00 to oleje do pompowtryskiwaczy typu Low SAPS, które można stosować w przypadku silników z filtrem DPF, spełniających normę Euro 4 oraz wielu innych typu LongLife. Wyłączeniem są silniki o układzie cylindrów V10, R5 oraz montowane w samochodach użytkowych Volkswagena bez DPF-a, gdzie należy stosować oleje VW 506.01.
W przypadku marki Ford silniki TDI z pompowtryskiwaczami montowano do modelu Galaxy, a specyfikacją odpowiednią do nich jest Ford M2C917-A.
Castrol Edge Turbo Diesel
box:offerCarousel
Olej Castrol Edge Turbo Diesel został specjalnie zaprojektowany pod kątem wymagających silników wysokoprężnych, w tym TDI. Spełnia on najpopularniejszą normę VW 505.01 oraz bliźniaczą Ford MC2C917-A. Jest to olej typu Low SAPS z technologią TITANIUM FST. Zawiera on polimery tytanu, które zwiększają wytrzymałość filtru olejowego, a co za tym idzie Castrol Edge Turbo Diesel jeszcze lepiej redukuje tarcie między elementami metalowymi jednostki napędowej. Za opakowanie 5 l oleju marki Castrol o lepkości 5W-40 przyjdzie zapłacić ok. 140 zł.
Mobil 1 ESP Formula
box:offerCarousel
Olej Mobil 1 ESP Formula to produkt, który wyróżnia się wysoką ekonomią, gdyż przedłuża okresy między jego wymianami i wpływa na obniżenie zużycia paliwa. Mobil 1 5W-30 spełnia normę VW 507.00 i można stosować go także w przypadku silników wymagających olejów o specyfikacji VW 505.01 oraz VW 506.01, a więc LongLife. Planując nabycie 5 l oleju Mobil 1, trzeba się liczyć z wydatkiem rzędu 160 zł.
Budżetowe oleje Mannol
box:offerCarousel
Chcąc ograniczyć koszty zakupu oleju, można pokusić się o wybór produktów firmy Mannol. Na potrzeby spełniania normy VW 505.01 nada się Mannol Diesel TDI 5W-30, którego koszt zakupu opakowania 5 l wynosi jedynie ok. 80 zł.
Posiadając silnik z pompowtryskiwaczami z filtrem DPF i/lub LongLife, można wybrać olej Mannol 7715 O.E.M. spełniający specyfikację VW 507.00. Jest to produkt typu low SAPS, a więc o obniżonej zawartości popiołów, który idealnie spisze się zarówno w przypadku silników z filtrem cząstek stałych, jak i tych o wydłużonych interwałach między wymianami oleju. Opakowanie 5 l oleju Mannol 7715 O.E.M. o lepkości 5W-30 kosztuję 85 zł. | Wiodące oleje do silników z pompowtryskiwaczami |
Kuchnia jest jednym z najważniejszych pomieszczeń w mieszkaniu. W kuchni gotujemy, jemy posiłki. Oczywiście nie od dziś wiadomo, że najlepsze imprezy odbywają się właśnie w niej. Tak naprawdę nie jest ważne, jakiej wielkości jest nasza kuchnia, lecz by było w niej gdzie albo chociaż na czym usiąść. W poniższym poradniku prezentujemy taborety kuchenne, które przydadzą się zarówno w małej, jak i dużej kuchni. Marius
Klasyczny stołek Marius jest bardzo praktyczny i odporny, potrafi wytrzymać ciężar aż do 100 kg. Dzięki jego budowie można ustawić stołek jeden na drugim, dzięki czemu kilka taboretów zajmuje tyle samo miejsca co jeden. Siedzisko zostało wyprodukowane z tworzywa polipropylenowego, a nóżki są ze stali. Dostępny jest w kolorze białym, czarnym i czerwonym.
Ergo
Taboret Ergo wyróżnia się oryginalną, estetyczną aranżacją i eleganckim designem. Starannie wykonany z bukowego drewna, gwarantuje solidność z nowoczesnym akcentem. Szeroka gama kolorów tapicerki ze skóry ekologicznej umożliwia dopasowanie stołka do własnych potrzeb. Ekoskóra, która znajduje się na górnej części siedziska, jest zmywalna. Jest to ważne przede wszystkim w kuchni, gdzie co chwilę mamy do czynienia z różnego rodzaju produktami spożywczymi. Taboret ma wysokość 48 cm.
Alfredo
Jeżeli stawiamy na funkcjonalność, to Alfredo z pewnością będzie idealnym elementem wyposażenia. Ten niewielki metalowy taboret jest lekki i stabilny. Zapewnia bezpieczeństwo, jest całkowicie odporny na wszelkie uszkodzenia mechaniczne. Alfredo jest dostępny w kolorze szarym, czarnym i białym i bez problemu można go układać jeden na drugim. Wysokość stołka to 46 cm, a szerokość – 39 cm. To idealna propozycja do niewielkiej kuchni.
ODDVAR
box:offerCarousel
Kolejną propozycją jest ODDVAR – taboret wykonany z litego drewna. Jego wytrzymałość została przetestowana na poziomie 110 kg. Siedzisko nie zajmuje wiele miejsca, jego wymiary to 45 cm wysokości, 33 cm szerokości i 33 cm głębokości. Jest bardzo łatwy w utrzymaniu w czystości. Wystarczy przetrzeć go czystą wilgotną ściereczką i wytrzeć do sucha. W przypadku widocznych plam można sobie z nimi poradzić przy pomocy papieru ściernego, mydła czy powszechnych detergentów do zmywania. Dla lepszej pielęgnacji warto pokryć drewno olejem lub lakierem.
Ingolf
Ostatnim taboretem jest propozycja od IKEA – Ingolf. Wykonany z wysokiej jakości litego drewna kauczukowego, pokryty płytą pilśniową, wyróżnia się elegancją i praktycznością. Jego wysokość oscyluje w granicach 45 cm, a szerokość to 40 cm. Na aukcjach znajdziemy Ingolf w trzech kolorach: białym, czarno-brązowym i bejcy patynowej. Jeżeli przyjmując gości w naszym mieszkaniu, wciąż nie mamy, gdzie ich usadzić, nie warto dłużej się zastanawiać nad zakupem. Ingolf to idealna propozycja do każdego mieszkania. | Taborety do kuchni – przegląd |
HD 4.30i to słuchawki mobilne z nowej serii Sennheisera. Posiadają składaną konstrukcję i wbudowany pilot z mikrofonem, mają być wytrzymałe i cieszyć oko minimalistycznym wzornictwem. Cena słuchawek nie przeraża, można je nabyć już za około 350 zł. Jak brzmią? Sennheiser wprowadził do sprzedaży nowe modele mobilnych słuchawek w przystępnych cenach, ostatnio na rynku pojawiły się linie HD 2.XX oraz HD 4.XX. Na pierwszą składają się mniejsze słuchawki nauszne, druga to większe modele o konstrukcji wokółusznej. Testowane HD 4.30i należą do drugiej serii, ale posiadają interfejs przewodowy. Dopisek „i” świadczy o obecności pilota dostosowanego do współpracy z urządzeniami Apple – w sprzedaży jest także model HD 4.30G, w pełni kompatybilny z Androidem. Poza kompatybilnością obie wersje nie różnią się niczym, mają zaoferować wysoki poziom brzmienia.
Specyfikacja Sennheiser HD 4.30i
przetworniki: dynamiczne, 32 mm, magnesy neodymowe
typ: wokółuszne, zamknięte
pasmo przenoszenia: 18 Hz–22 kHz
THD: < 0,5%
skuteczność: 120 dB
impedancja: 18 Ω
kompatybilność: urządzenia Apple
przewód: z mikrofonem i pilotem, 1,4 m
masa: 222 g
Wyposażenie
Słuchawki zapakowane są w efektowne i mocne opakowanie, które w środku zostało ustabilizowane solidną foremką z tworzywa sztucznego. Wyposażenie jest skromne, ale standardowe dla tego typu słuchawek. Oprócz wypinanego kabla z mikrofonem otrzymujemy także pokrowiec. To większy woreczek z logo producenta, wykonany precyzyjnie, z aksamitnego w dotyku materiału. Jest zaciskany na sznurek i bez problemu pomieści złożone słuchawki.
Wygląd
Bardzo podoba mi się wygląd nowej serii słuchawek Sennheisera – jest niezwykle estetyczny, ale jednocześnie efektowny i futurystyczny. Producent odszedł zarówno od luksusowego designu linii Momentum, jak i młodzieżowego wyglądu słuchawek Urbanite, tworząc minimalistyczną i uniwersalną konstrukcję serii HD 4.XX. Słuchawki wykonane są z solidnych tworzyw sztucznych o matowej obróbce, ich ozdoby zostały ograniczone do minimum. HD 4.30i dostępne są w kolorze białym z brązowo-złotymi akcentami oraz czarnym z szarymi wstawkami. Nie mam zastrzeżeń odnośnie wykonania – HD 4.30i robią dobre wrażenie, nie można narzekać na spasowanie elementów, jakość tworzyw sztucznych i obróbkę.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Eliptyczne muszle są matowe i gładkie w dotyku. Komory przetworników zaskakują swoją niewielką szerokością – same nauszniki są kilkukrotnie grubsze. Pady precyzyjnie zszyto oraz wykonano z wysokiej jakości sztucznej skóry. Mają spłaszczone ranty i zostały wypełnione pianką z efektem pamięciowym. Gniazdo słuchawkowe z systemem blokady znalazło się na prawej słuchawce – to microjack, który należy okręcić po wpięciu. Sam kabel mierzy 140 cm, ma trójprzyciskowy pilot i zakończony został prostą wtyczką 3,5 mm, którą dodatkowo pozłocono.
Słuchawki wpięte są w pałąk za pomocą obustronnych widełek pozwalających na swobodny ruch na boki oraz w pionie, a także na składanie do wnętrza pałąka – obie muszle łamią się do środka. Regulacja rozmiaru jest rozsuwana, jej mechanizm oparto o rdzeń z tworzywa sztucznego posiadający trzynaście precyzyjnych stopni na stronę. Niestety nie naniesiono skali. Od góry pałąk zdobi logo producenta, od dołu zaś został on wyłożony miękką opaską silikonową.
Komfort i obsługa
HD 4.30i są w rzeczywistości zdecydowanie mniejsze, niż się początkowo wydaje. Spodziewałem się dużych słuchawek wokółusznych, a dostałem kompaktowe i bardzo lekkie urządzenie, którego prawie nie czuć na głowie. Ogólna ergonomia wypada bardzo dobrze.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
System składania sprawdza się świetnie: zabezpiecza słuchawki, ułatwia transport i zdecydowanie zmniejsza gabaryty sprzętu. Składaniu i rozkładaniu towarzyszy wyraźny klik blokady, więc słuchawki nie rozłożą się same przez przypadek.
Kabel z systemem blokady trzyma się pewnie prawej słuchawki, jest odpowiednio elastyczny, a dzięki spłaszczonej izolacji nie plącze się. Pilot w wersji „i” przeznaczony jest do współpracy z urządzeniami Apple. Nadal będzie można słuchać muzyki na sprzęcie innych marek, także z systemem Android, ale do pełnej funkcjonalności lepiej wybrać dedykowany model – HD 4.30G. Sam pilot sprawdza się bardzo dobrze, jego przyciski mają wyraźny klik, łatwo je odróżnić pod palcami.
Komory przetworników są zamknięte, co jest najlepszym rozwiązaniem w słuchawkach mobilnych. W efekcie hałas otoczenia został wyraźnie stłumiony – podczas słuchania muzyki miejski zgiełk nie powinien przeszkadzać. Muzyka nie „wycieka” na zewnątrz, więc raczej nie będzie irytowała osób postronnych.
Producent określa słuchawki mianem wokółusznych, co jest lekką przesadą. Słuchawki będą raczej częściowo nauszne, gdyż otwory w nausznikach są bardzo wąskie i pomieszczą tylko małe małżowiny. Nie ma z tym jednak większego problemu, pady osiadają na uszach niczym poduszki. Po czasie mogą trochę grzać skórę, ale nie drażnią ani nie uciskają jej. Szkoda, że pałąk nie jest trochę szerszy, potrafi delikatnie ugniatać czubek głowy, ale mimo wszystko nie sprawia większego dyskomfortu.
Brzmienie
Jakość dźwięku nie zaskakuje, Sennheiser przyzwyczaił już do wysokiego poziomu. Nie ma też niespodzianek ze strojeniem – HD 4.30i brzmią jak typowe słuchawki mobilne – postawiono na rozrywkę: bas oraz sopran są podkreślone, a średnica ma trochę mniejszy priorytet. Jednocześnie zachowano odpowiednią ilość niskich tonów i optymalne proporcje ogólne pozostałych pasm. Muzyka brzmi efektownie, ale bas jeszcze nie zalewa dźwięku i nie ogranicza wyboru gatunków muzycznych. HD 4.30i lepiej sprawdzają się przy odsłuchach utworów rozrywkowych, ale pozwolą docenić również lżejsze brzmienia.
Niskie tony są bardzo dobre. To mocny bas, który jednak nie męczy i nie dominuje, potrafi efektownie uderzyć, nisko zawibrować lub szybko pulsować. Ma bardziej masywny, zaakcentowany charakter, ale nadal przekazuje sporo detali i radzi sobie z żywymi instrumentami. Kontrabas potrafi zabrzmieć trochę mocniej, podobnie brzmi gitara basowa lub fortepian. Mimo to jazzu, klasyki czy bluesa nadal słucha się z przyjemnością. Niskie tony nie dudnią, nie mulą i nie zlewają się – przekazują sporo energii, dzięki temu muzyka wciąga.
Pasmo średnie umieszczono lekko z tyłu – w efekcie dźwięk nie jest idealnie zrównoważony, ale wokale lub żywe instrumenty są nadal odpowiednio czytelne i bliskie. Można z satysfakcją śledzić linie melodyczne lub wsłuchiwać się w teksty piosenek. Dobre wrażenie robi ogólna czystość i klarowność dźwięku, brzmienie nie wydaje się ani chłodne, ani ciepłe, a tym samym nie jest zbyt jasne lub za ciemne. Mimo rozrywkowego strojenia można wychwycić sporo detali. Według mnie HD 4.30i lepiej sprawują się w bardziej efektownych brzmieniach – nowoczesnej elektronice, rocku, ale radzą sobie także z rapem lub muzyką alternatywną.
Wysokie tony są lekko podkreślone, ale – podobnie jak w przypadku basu – zachowano umiar. Sopran nie kłuje w uszy, nie brzmi szorstko i nie szeleści. Pasmo nie zostało wycięte, więc brzmienie jest odpowiednio klarowne i bezpośrednie. Dźwięk nie sprawia wrażenia przyciemnionego i oddalonego. Wszystko podawane jest jak na dłoni, ale bez natarczywości i sykliwości. Jest w wysokich tonach coś cyfrowego, lekko sztucznego, ale nie przeszkadza to w odbiorze muzyki.
Scena dźwiękowa ma raczej typowy rozmiar dla słuchawek nausznych. Nie jest jednak mała. Najlepsze wrażenie robi jej szerokość, czyli stereofonia – kanały są mocno różnicowane, a przekaz rozciąga się kontrastowo pomiędzy jednym a drugim uchem. Głębia jest również wyraźna – instrumenty pozycjonowane są na płaszczyźnie przód-tył. Jedynie wysokość sceny nie zachwyca – dźwięki wolą trzymać się linii uszu. Separacja jest bardzo dobra, poszczególne instrumenty nie nachodzą na siebie, są pomiędzy nimi odpowiednie dystanse.
Podsumowanie
Sennheiser HD 4.30i to świetna oferta dla melomanów poszukujących rozrywkowego, energetycznego dźwięku. Relacja jakości do ceny jest bardzo dobra, za 350 zł otrzymujemy ładne, solidnie wykonane i wygodne słuchawki. Wrażenie robi efektowny bas, klarowna średnica i czysty sopran, a tworzonej scenie dźwiękowej niewiele można zarzucić. Z HD 4.30i korzystało mi się bardzo przyjemnie, słuchawki dobrze współpracowały z dedykowanymi odtwarzaczami, stacjonarnymi wzmacniaczami oraz ze smartfonami. Sennheiser HD 4.30i (kompatybilne z Apple) lub HD 4.30G (dedykowane dla Androida) są zdecydowanie warte zakupu.
Nie są to jednak słuchawki dla każdego. Jeśli ktoś preferuje lekki, naturalny i wyjątkowo szczegółowy dźwięk, a bas i rozrywka mają dla niego najmniejsze znaczenie, HD 4.30i raczej nie przypadną mu do gustu. Wtedy lepiej sięgnąć po słuchawki serii Momentum, co jednak będzie wiązało się z dopłatą. Gdy jednak przyjemność z odsłuchów jest na pierwszym miejscu, warto rozważyć także inne modele serii HD 4.XX. Kuszące są bezprzewodowe HD 4.40 BT lub HD 4.50 BTNC z aktywnym tłumieniem hałasu. Gdy słuchawki muszą być jeszcze bardziej kompaktowe, to nauszne modele serii HD 2.XX – np. HD 2.30 – zadowolą brzmieniem.
Zalety: udany design; bardzo dobre wykonanie; składana konstrukcja; dobre tłumienie; wysoka ergonomia; rozrywkowe brzmienie – świetny bas, czytelna średnica, klarowny sopran, szeroka scena dźwiękowa.
Wady: skromne wyposażenie; wąskie nauszniki, niska scena dźwiękowa. | Test Sennheiser HD 4.30i – mobilne i rozrywkowe słuchawki |
Jeśli szukamy alkomatu, który będzie nam potrzebny nie tylko do okazjonalnego sprawdzenia naszego stanu po spożyciu alkoholu, ale jego głównym przeznaczeniem będzie przede wszystkim codzienna praca, to alkomat osobisty okaże się niewystarczający. Wtedy musimy zdecydować się na urządzenie profesjonalne, do których zalicza się testowany Drager 5510. Czym różni się alkomat osobisty od profesjonalnego? Wydawać by się mogło, że różnice między jednym a drugim sprzętem powinny być znikome, wszak zarówno alkomat osobisty jak i profesjonalny służy do tego samego – określenia stanu trzeźwości badanej osoby. Nic bardziej mylnego, bowiem różnice między tymi grupami są kolosalne.
Po pierwsze alkomaty osobiste bywają mniej dokładne. W ogólnym przypadku możemy podzielić je na dwie grupy. Pierwsze z nich wyposażone są w sensor półprzewodnikowy, zatem ich dokładność nie stoi na najwyższym poziomie i z pewnością żaden alkomat wyposażony w ten rodzaj sensora nie nadaje się do zastosowań profesjonalnych. Drugim rodzajem urządzeń do zastosowań osobistych są alkomaty z sensorem elektrochemicznym, czyli takim jak dla alkomatów profesjonalnych. W tym przypadku dokładność jest już bardzo zbliżona, a niekiedy – szczególnie dla droższych modeli – praktycznie niezauważalna. Gdzie zatem zauważymy największą różnicę?
Parametrem wyróżniającym alkomaty profesjonalne od osobistych jest ilość wykonanych pomiarów oraz czas między jedną a drugą kalibracją. W przypadku sprzętu przeznaczonego do użytku osobistego kalibrację należy przeprowadzać co około 500-600 pomiarów lub co 6-12 miesięcy, w zależności od konkretnego modelu. Dla alkomatu o przeznaczeniu profesjonalnym jest to, jak w przypadku Dragera 5510, około 2500 pomiarów.
Zestaw
Tutaj nie ma większych różnic między alkomatem osobistym a profesjonalnym. W obu przypadkach kupując urządzenie wraz z nim dostaniemy kilka wymiennych, wielorazowych ustników, instrukcję obsługi, zestaw baterii alkaicznych, pasek na nadgarstek oraz świadectwo kalibracji. Ponadto w przypadku Dragera 5510, jak przystało na profesjonalne urządzenie, dostaniemy do niego poręczną i elegancką czarną walizkę, która powinna się nam przydać podczas przechowywania alkomatu oraz jego transportu.
Wygląd i jakość wykonania
Może Drager 5510 nie zachwyca swoim wyglądem, jednak jednego nie można mu odmówić – kompaktowych wymiarów. W zasadzie można powiedzieć, że gabaryty 5510 są niewiele większe od alkomatów osobistych. To wielka zaleta, zwłaszcza gdy popatrzymy na konkurencyjne urządzenia, które często bywają znacznie większe. Reszta prezentuje się standardowo. Na froncie znajduje się sporych rozmiarów wyświetlacz podświetlany na niebiesko, a pod nim trzy przyciski. Jeden główny do włączania urządzenia oraz dwa do poruszania się po menu. Ustniki montowane są od góry, a ich prawidłowe osadzenie jest bardzo proste i nie wymaga żadnej wprawy ani czytania instrukcji.
W kwestii wykonania Drager 5510 prezentuje się bardzo solidnie. Obudowa została wykonana z mocnego plastiku, jest równo spasowana a przyciski zostały tak wkomponowane w korpus alkomatu, że nie mają prawa zatrzeszczeć.
Obsługa
Alkomaty to bardzo proste urządzenia, a ich prawidłowa obsługa nie powinna stanowić dla nikogo problemu. Nie inaczej jest w tym przypadku. Włączenie urządzenia odbywa się za pośrednictwem dużego przycisku, następnie wszystko dzieje się automatycznie, o czym 5510 informuje nas w bardzo czytelny sposób na wyświetlaczu oraz za pomocą świecących kontrolek. Producent do naszej dyspozycji pozostawił jeszcze dwa przyciski, którymi możemy poruszać się po menu. Jednak nie jest ono zbyt rozbudowane, więc rzadko będziemy je odwiedzać. Ponadto jest też funkcja umożliwiająca przewijanie dziesięciu poprzednich wyników wraz z numerami testów.
Pomiary
Drager 5510 to profesjonalny alkomat, więc do prezentowanych przez niego wyników nie można mieć nawet najmniejszych zastrzeżeń. Podczas testów alkomat ani razu nie pokazał absurdalnego wyniku oraz cechował się dużą powtarzalnością. Ponadto urządzenie nie fałszuje wyników z powodu żucia gumy lub umycia zębów. Wyniki pomiarów prezentowane są z dokładnością do 0,01 mg/l, a zakres pomiarowy kończy się na 2,5 mg/l.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Podsumowanie
Drager 5510 to profesjonalny alkomat oferujący bardzo dokładne wyniki. Ponadto możemy dokonać nim nawet 2500 pomiarów między kalibracjami co sprawia, że jest to doskonałe urządzenie do użytku firmowego, gdzie badania odbywałyby się regularnie z dużą częstotliwością. Dodatkową zaletą Dragera 5510 są kompaktowe wymiary poprawiające komfort pracy. | Drager 5510 – profesjonalny alkomat w kompaktowej formie |
Czerwień wargowa jest obszarem twarzy wyjątkowo podatnym na wysuszenie. Jest to związane z niedostateczną ilością łoju produkowanego przez zlokalizowane w jej obrębie gruczoły łojowe. To właśnie z tego względu konieczna jest całoroczna pielęgnacja ust. W szczególności w okresie zimy, gdy są one narażone na niekorzystne działanie mrozu i wiatru. Jak zapobiec pierzchnięciu ust w tym okresie? Pomadki natłuszczające odpowiednie na chłodne dni
Regularna pielęgnacja ust zapewni im gładkość i miękkość na długi czas. Warto o niej pamiętać zarówno w lecie, jak i w zimie. W okresie chłodniejszych dni pomadka do ust powinna wykazywać działanie silnie nawilżające i natłuszczające. Składniki tłuszczowe pozostawiają na powierzchni czerwieni wargowej niewidoczny film, który zapewnia jej ochronę przed niską temperaturą. Jakie pomadki spełniają te warunki?
Avene Cold Cream pomadka – polecana szczególnie do stosowania w okresie zimy, ale nie tylko. Zaleca się ją osobom dotkniętym problemem suchych i skłonnych do pierzchnięcia ust. Pomadka ta przywraca ustom miękkość i chroni je przed działaniem mrozu. Jej cena wynosi ok. 19 zł.
Farmona Protect pomadka – łagodzi podrażnienia ust związane z niekorzystnym działaniem mrozu i silnego wiatru. Ponadto obecne w jej składzie substancje tłuszczowe zapewniają ustom ochronę przed działaniem tych czynników. Pomadka kosztuje zaledwie 5 zł i warto mieć ją pod ręką szczególnie zimą.
Pomadki ochronne dla miłośników jazdy na nartach
Osoby wybierające się na wyjazd na narty powinny zwrócić uwagę na to, aby stosowana przez nich pomadka do ust działała natłuszczająco oraz ochronnie przed promieniowaniem słonecznym. W górach zwiększa się bowiem nasilenie promieniowania UV, które przyczynia się do wysuszenia ust. Co gorsza, czynnik ten jest odpowiedzialny za powstawanie nowotworów w tej okolicy. Które pomadki będą odpowiednie dla narciarzy?
Roc Soleil Protexion pomadka ochronna – sztyft ten zawiera filtry słoneczne o współczynniku SPF 30. Dzięki temu chroni wargi przed niekorzystnym działaniem słońca. Poza tym zawarte w niej substancje natłuszczające oraz witamina E pielęgnują delikatny obszar ust. Jest odpowiednia zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Jej cena regularna wynosi ok. 32 zł.
Flos-lek Winter Care pomadka – redukuje suchość ust i zabezpiecza je przed pierzchnięciem. Zawiera filtry ochronne SPF 14 i nadaje się do stosowania zarówno na co dzień, jak i w ekstremalnych, górskich warunkach. Pomadka ta kosztuje jedynie 6 zł.
AA Men Winter – pomadka ta przeznaczona jest dla mężczyzn, gdyż jest bezbarwna i nie pozostawia połysku na ustach. Zawiera faktor słoneczny SPF 25 oraz składniki tłuszczowe zabezpieczające obszar czerwieni wargowej przed mrozem. Poza tym w jej składzie obecny jest panthenol o silnym działaniu łagodzącym. Produkt ten kosztuje ok. 6 zł.
Pomadki natłuszczające do ust skutecznie zabezpieczają je przed pierzchnięciem związanym z działaniem niskiej temperatury. Jeżeli planujemy w okresie zimy wyjazd na narty, to warto zwrócić uwagę na to, aby pomadka zawierała również filtry słoneczne. Dzięki temu można będzie ochronić czerwień wargową przed niekorzystnym działaniem słońca, które w warunkach górskich może nawet doprowadzić do bolesnych oparzeń. | Zapobiegnij pierzchnięciu ust zimą – 5 skutecznych pomadek natłuszczających do ust |
Coraz częściej zamiast pięknego słońca na niebie widać chmury, a zatem dużo więcej pada. Jednak dla dzieci nie ma złej pogody, więc na spacer trzeba wyjść codziennie. Jaką spacerówkę wybrać, gdy na dworze panuje jesienna, deszczowa aura? Wybierając spacerówkę, należy pamiętać, że będziemy jej używać nie tylko w sezonie letnim, ale też w jesiennym czy na wiosnę, kiedy pogoda nie rozpieszcza. Jesienią większość dni jest deszczowa, nie brak też chmur czy niższej temperatury. Wózek musi więc być odporny na te warunki atmosferyczne.
Na co zwrócić uwagę?
Nieprzemakalne materiały to podstawa. Warto także wybrać model z taką tapicerką, którą można bez problemu zdjąć i wyprać. Kolejnym aspektem jest ochrona przed wiatrem i chłodem. Jesienią zwłaszcza ranki i wieczory są bardzo chłodne i wietrzne, dlatego spacerówka powinna być dość mocno zabudowana. Oprócz tego warto zwrócić uwagę na materiał, z którego wykonana jest gondola, oraz na wielkość kółek. Pamiętajmy, że będziemy przejeżdżać wózkiem przez kałuże, czasami przez błoto. Nie mogą więc być za małe, bo będą grzęznąć w miękkim podłożu. Najlepiej sprawdzą się większe kółka pompowane.
Polecane modele
Spacerówka Sirocco – cechą wyróżniającą ten wózek jest rozmiar kół, tylne mają aż średnicę 24-centymetrową. Pozwoli to przejechać nawet po chodniku pełnym kałuż czy rozrzuconych liści. Daszek jest odpowiednio duży, aby chronić przed zimnem i wiatrem. Marka Sirocco gwarantuje też unikatowy design i wysoką estetykę modeli zarówno pod względem kształtu, jak i kolorów. Do wózka dołączony jest też ocieplacz na nóżki, bardzo potrzebny na chłodniejsze dni, oraz folia przeciwdeszczowa, niezbędna podczas deszczu.
box:offerCarousel
Spacerówka Camarelo – wózek ten ma duże, pompowane koła, dlatego jest bardzo zwrotny nawet na nierównych, miękkich powierzchniach. Niektóre elementy są wykonane z bardzo wytrzymałej skóry ekologicznej, nieprzemakalnej i łatwej do wyczyszczenia. Wózek łatwo się składa, a w zestawie znajdziemy folię przeciwdeszczową i ocieplacz na nogi.
box:offerCarousel
Spacerówka Zebra – bardzo solidny i praktyczny wózek. Boki są bardziej zabudowane, niż w innych tego typu modelach, co chroni przed wiatrem czy chłodem. Zebra ma także pompowane koła. Wózek jest od wewnątrz pokryty bardzo miękkim, ciepłym i przyjemnym w dotyku materiałem. W skład zestawu wchodzi też praktyczna torba w kolorze wózka oraz obszerny pokrowiec na nóżki. Zarówno tapicerkę, jak i kółka łatwo zdemontować, dzięki czemu możemy je wyczyścić po deszczowym spacerze.
box:offerCarousel
Spacerówka 4BABY Rapid – wózek ten wyróżnia bardzo duża budka, którą można rozłożyć praktycznie aż do barierki ochronnej. Pozwala to na prawie całkowite zabezpieczenie dziecka przed deszczem. Producent dołączył też ciepły pokrowiec na nóżki. Wykonanie jest bardzo dobre, a użyte materiały solidne. Tapicerka jest zdejmowana, co ułatwia pranie.
box:offerCarousel
Spacerówka Lionelo Emma – wykonana z materiałów wysokiej jakości. Tapicerka z trwałej, odpornej na przetarcia i warunki atmosferyczne tkaniny jest zdejmowana. Piankowe koła nie utrudniają prowadzenia wózka, ponieważ są dość duże. Daszek jest dwustopniowy – pozwala całkowicie chronić przed deszczem.
box:offerCarousel
Wybór wózka na jesienne, deszczowe dni powinien być dobrze przemyślany. Wszystkie wymienione modele sprawdzą się w trudnych warunkach atmosferycznych. Każdy z nich jest dostępny w wielu wersjach kolorystycznych. Polecamy wybór ciemniejszych, bo na bardzo jasnych widoczne będą plamy czy zacieki z deszczu. Decydując się na inny model, zaopatrzmy się przynajmniej w folię przeciwdeszczową, która też dość dobrze chroni przed zmoknięciem. | 5 wózków spacerowych najlepszych na deszcz |
Korzystasz ze smartfonu jak ze zwykłego telefonu komórkowego? Marnujesz jego potencjał. Masz bowiem do dyspozycji minikomputer o mnóstwie zastosowań – czasem zabawnych, czasem przydatnych, a niekiedy... po prostu niezwykłych. Połączenie otwartego systemu operacyjnego z potężnym mikroprocesorem i takimi rozwiązaniami, jak Wi-Fi czy Bluetooth, pozwala posługiwać się smartfonem na tysiąc sposobów. Wystarczy zdać sobie sprawę z tego, że dzisiejsze telefony są potężniejsze niż najlepsze komputery sprzed 15 lat, aby zrozumieć, jak wielkie są ich możliwości. Jak je wykorzystać? Wystarczy pobrać odpowiednie aplikacje i poświęcić kilka chwil na ich skonfigurowanie.
Pilot do telewizora.
Telewizory często oferują możliwość korzystania ze smartfonu w charakterze pilota. Umożliwia to praktycznie każdy nowy telewizor Samsung, LG Smart TV. Rozwiązanie to niekiedy wymaga telefonu wykorzystującego światło podczerwone, choć istnieją także aplikacje komunikujące się z telewizorami za pomocą Wi-Fi.
Wyświetlacz wirtualnej rzeczywistości.
Dowolny smartfon może zostać wykorzystany jako wyświetlacz wirtualnej rzeczywistości. Wystarczy zaopatrzyć się w Google Cardboard, Gear VR lub podobne gogle i umieścić telefon w specjalnym slocie, a jego ekran zacznie wyświetlać dwa obrazy: jeden dla lewego, drugi dla prawego oka. Efekt głębi jest niesamowity, zwłaszcza że żyroskop w smartfonie reaguje na ruchy głową, dzięki czemu możemy rozglądać się po wirtualnym świecie.
Wzmacniacz sygnału Wi-Fi.
Na sprzęty z Androidem powstała aplikacja fqrouter2 pozwalająca wykorzystać smartfon w roli wzmacniacza sygnału Wi-Fi. Telefon odbiera i powiela sygnał Wi-Fi, dzięki czemu zwiększa się zasięg sieci. Możliwe jest wówczas korzystanie z niej za pomocą innych urządzeń, np. laptopów, z większej odległości.
Pomoc w walce z chrapaniem.
Aplikacja Night Recorder pozwala przekonać się na własne uszy, czy chrapiemy, a jeśli tak – jak bardzo jest to uciążliwe. Program uruchamia się pod wpływem dźwięku i zaczyna nagrywanie, rejestrując wydawane przez nas odgłosy. Dzięki możliwości zmiany czułości mikrofonu możemy uniknąć przypadkowego aktywowania aplikacji, np. podczas zmiany pozycji w łóżku. Night Recorder jest kompatybilny z telefonami z systemem iOS, czyli ze smartfonami iPhone.
Kamera bezpieczeństwa.
W podobny sposób działają aplikacje zmieniające smartfon w kamerę bezpieczeństwa, np. Presence. Wykrywacz ruchu aktywuje funkcję nagrywania obrazu. System wykorzystuje dwa smartfony. Pierwszy jest kamerą, którą zostawiamy w miejscu, którego chcemy pilnować. Drugi to nasz zwykły smartfon, za pomocą którego możemy „podglądać” dom i otrzymywać alarmy bezpieczeństwa.
Kontroler pracy serca.
Instant Heart Rate to aplikacja na sprzęty z Androidem oraz iOS, która oblicza częstotliwość pracy serca – wystarczy w tym celu dotknąć ekranu. To świetne rozwiązanie dla osób uprawiających sport, ponieważ pozwala utrzymywać właściwe tempo ćwiczeń.
Jaki smartfon wybrać, aby korzystać z niego w nietypowy sposób?
Czasem proste rozwiązania są najlepsze, dlatego wiele aplikacji nie wymaga zaawansowanego sprzętu do poprawnego działania. Nie mówimy wszak o programach efektownych graficznie lub wykonujących skomplikowane obliczenia. Głównym kryterium wyboru jest więc platforma, dla której stworzono wybraną aplikację – iOS albo Android.
Choć korzystające z iOS iPhone'y są bardziej prestiżowymi sprzętami, to jednak Android przoduje w liczbie ciekawych i nietypowych aplikacji. Nie musimy rezygnować z chęci posiadania modnego, luksusowego urządzenia, jeśli chcemy bawić się możliwościami tego systemu. Wykorzystujące go telefony są niezwykle zróżnicowane jakościowo i cenowo: od droższych i luksusowych, np. Samsung Galaxy S6 czy Sony Xperia Z5, po modele tanie, mniej znane i bardziej przystępne dla portfela, np. Huawei Y600.
Czy większe zróżnicowanie telefonów i większy wybór aplikacji dowodzą, że Android jest lepszy niż rozwiązania Apple? Nie – to znaczy, że jest bardziej otwarty, ale przy okazji nieco trudniejszy w obsłudze. Powinniśmy mieć to na uwadze, wybierając nowy telefon. Być może warto zrezygnować z aplikacji wzmacniającej sygnał Wi-Fi, jeśli w zamian będziemy mogli łatwiej korzystać z podstawowych funkcji smartfonu. | Smartfon może więcej, niż myślisz. Oto 6 nietypowych zastosowań |
Wraz z nadejściem zimy trzeba pomyśleć o odpowiednim stroju, aby zabezpieczyć ciało przed mrozami. Oprócz ciepłych kurtek, czapek czy rękawiczek istotna jest właściwa bielizna oraz skarpety. Czy to aż tak ważne?
Skarpety i ciepłe zimowe butysą niezbędne zarówno podczas uprawiania sportów, jak i zwyczajnych pieszych wędrówek. Nasze stopy pierwsze odczują duże mrozy, bo mają bezpośredni kontakt z podłożem, a ponadto są najdalej od serca, z czym wiąże się wolniejsze krążenie. Gdy buty przemokną w kontakcie ze śniegiem, o zmarznięcie nietrudno, a w nieodpowiednim, za cienkim lub za ciasnym obuwiu i skarpetach narażamy się nawet na odmrożenia. Aby nasze stopy nie były narażone na zimno, trzeba zwrócić uwagę również na skarpety.
Rodzaje skarpet
Najodpowiedniejsze do uprawiania sportów zimowych będą skarpety termoaktywne. Są wykonane ze specjalnych włókien, które odprowadzają wilgoć na zewnątrz, dzięki czemu stopy pozostają suche. Dodatkowo mogą też usuwać nieprzyjemny zapach. Oprócz tego izolują stopy termicznie, chroniąc przed zimnem. Szalejącym na stokach polecamy zwłaszcza długie i przeznaczone do jazdy skarpety narciarskie. Są one dodatkowo wzmocnione przy nasadzie palców, na piętach, a niektóre (np. firmyX-Socks) mają również opaskę usztywniającą kostkę. Skarpety termoaktywne w sensownych cenach i ładnej kolorystyce proponuje np. firma 4F.
Niezwykle ciepłe i komfortowe są skarpety wełniane. Polecamy modele z wełny merynosów – gatunku owiec żyjących w Australii i Nowej Zelandii, gdzie bardzo duże różnice temperatur sprawiły, że wełna tych zwierząt ma wyjątkowe właściwości termoaktywne: kiedy jest zimno, zatrzymuje ciepło, natomiast gdy jest gorąco, delikatnie chłodzi. Za najtańsze skarpety z merynosów zapłacimy około 30 zł, jednak są warte swojej ceny, bo zapewniają duży komfort i ciepło. Skarpet wełnianych z powodzeniem możemy również używać na co dzień. Skarpety z wełną z merynosów oraz z odpowiednimi wzmocnieniami, przeznaczone głównie dla narciarzy, oferuje np. Ski Advance.
Producenci skarpet wprowadzają różne nowe technologie i włókna, takie jak thermolite, coolmax czy durawool. Dwa pierwsze są stosowane głównie w skarpetach typowo narciarskich. Ich zadaniem jest szybkie odprowadzanie wilgoci i ogrzewanie stóp. Włókno durawool zawiera stosunkowo więcej wełny, jest miłe w dotyku i zapewnia duży komfort użytkowania.
A co z dziećmi?
Stopy dzieci są w jeszcze większym stopniu narażone na zimno, dlatego podczas szaleństw na śniegu powinny być odpowiednio zabezpieczone. Najlepsze skarpety dla dzieci są wykonane z materiału termoaktywnego – tak jak narciarskie. Warto, żeby sięgały do kolan, jednak muszą być dobrze dopasowane, by nie zsuwały się dziecku z nóg. Na rynku znajdziemy modele w wielu wzorach i kolorach, dlatego warto wybrać te, które dziecku najbardziej się podobają.
Podsumowując: ważne jest, aby zwracać uwagę na zabezpieczenie stóp przed mrozem. Rodzaje skarpet należy dopasowywać do własnych potrzeb, pamiętając o komforcie, jaki mają nam zapewniać podczas noszenia. Zadbajmy o nasze stopy zimą, aby nie nabawić się odmrożeń i aby szaleństwo na śniegu pozostało miłym przeżyciem. | Przegląd zimowych skarpet sportowych |
Oferta kamer samochodowych jest bardzo szeroka. Mamy do wyboru całkiem niezłe modele za ponad sto złotych, modele premium za około tysiąc i najtańsze, najczęściej bezmarkowe (albo nieznanych producentów) kamery za mniej niż 50 zł. Czy warto taką kamerę zakupić? Dlaczego warto kupić kamerę samochodową (wideorejestrator)? Przede wszystkim ze względu na bezpieczeństwo. Urządzenie rejestruje trasę przejazdu, a w razie wypadku albo kolizji można bardzo łatwo ustalić sprawcę, bez potrzeby poszukiwania świadków (co w wielu przypadkach może być w ogóle niemożliwe do zrealizowania). W Polsce obraz zarejestrowany przez kamery samochodowe jest bardzo chętnie wykorzystywany jako dowód w trakcie postępowań dochodzeniowych. Jednak warto pamiętać o tym, że w niektórych krajach europejskich korzystanie z kamer jest zabronione. Poza zarejestrowaniem samego zdarzenia można także za pomocą kamery zrobić dokumentację uszkodzonego pojazdu, bo kamera może też robić zdjęcia.
Dzięki kamerze możemy też eliminować z dróg osoby, które nigdy nie powinny otrzymać do ręki prawa jazdy. Często zdarza się, że na drodze pojawia się człowiek, który po chamsku, z brakiem poszanowania dla przepisów ruchu drogowego i czyjegoś życia wyprzedza, zajeżdża drogę albo popełnia karygodne błędy.
Każda kamera samochodowa ma też niewielkie wady. Baterie w kamerach są słabe, zatem urządzenia muszą być stale podłączone do gniazdka zapalniczki, blokując jedyne źródło zasilania. Do tego przeszkadzać może przewód łączący kamerę z zasilaniem. Co kilkanaście miesięcy trzeba zakupić nową baterię do wideorejestratora – ceny zaczynają się od 30 zł.
Kamera za mniej niż 50 zł kontra kamera premium
Na początek wyjaśnijmy, czym najtańsze kamery różnią się od urządzeń klasy premium, które kosztują kilkaset i więcej złotych.
Przede wszystkim jakością zastosowanej optyki. W produktach premium stosuje się kamery z matrycą o rozdzielczości rzędu kilkunastu megapikseli (np. 16 Mpx). Układ optyczny działa doskonale zarówno w dzień, jak i w nocy i przy gorszej pogodzie (silny deszcz), zapewniając doskonały obraz. Nagrywany jest on w bardzo dużej rozdzielczości HD. Kolejna sprawa to bardzo szeroki kąt obiektywu. W praktyce wygląda to tak, że tania kamera obejmuje swoim obiektywem tylko pas, po jakim porusza się samochód, w którym jest zamontowana. Kamera premium obejmuje dodatkowo pasy po obu stronach auta, nagrywając w razie czego zderzenie boczne albo zawadzenie (otarcie) w czasie przejazdu po wąskiej drodze w centrum miasta czy na parkingu. Produkty premium mogą się samoistnie uruchamiać przy wykryciu ruchu (mają wbudowany czujnik ruchu), zatem działają także wtedy, gdy samochód stoi na parkingu. Jeśli inne auto uderzy w zaparkowany pojazd, kamera to nagra. Najnowsze urządzenia potrafią nagrywać też obraz z tyłu auta, w tym również w sytuacji postoju. Poza tym mogą być mniejsze, a także wyposażone w lepsze baterie (o większej pojemności).
Najtańsze kamery za mniej niż 50 złotych
Zacznijmy od najważniejszego, czyli od rozdzielczości matrycy układu optycznego. W tanich produktach, o cenie niższej niż 50 złotych, matryca kamery ma rozdzielczość 3.2 lub 3 Mpx, czasami mniej (2 Mpx). Nie jest to wiele, dlatego jakość nagrań jest średnia, choć na opakowaniach mamy informację, że sprzęt nagrywa w jakości HD. Najczęściej urządzenia nagrywają w rozdzielczości 640 x 480.
Urządzenie posiada wbudowaną baterię (pojemność jest niewielka i trudno liczyć na to, że sprzęt będzie działał bez stałego podłączenia do samochodowej ładowarki) oraz wejście na karty microSD. Większość kamerek obsługuje już duże karty – o pojemności do 16, a nawet do 32 GB. Większe karty warto stosować wtedy, gdy urządzenie będzie wykorzystywane do nagrywania tras turystycznych. Sprzęt nagrywa filmy w pętlach – po minucie albo po 30 sekund, w zależności od producenta. W niektórych modelach przy zastosowaniu dużych kart pamięci można ustawić długość nagrań nawet na 10 minut. Kiedy na karcie pamięci brakuje miejsca, urządzenie kasuje najstarszy plik i w jego miejsce zapisuje nowy. Na filmach (a także na zdjęciach) stale zapisywana jest data oraz godzina, co stanowi doskonałe rozwiązanie przy udowadnianiu winy.
Co się dzieje, gdy dojdzie do wypadku? Kamery mają wbudowany czujnik wstrząsowy, zatem po uderzeniu powinny zachować ostatni nagrywany plik – urządzenie może nagrywać dalej do czasu zapełnienia karty pamięci. Kierowca może też w dowolnej chwili nacisnąć przycisk z czerwonym symbolem awarii – reakcja urządzenia będzie taka sama, jak w wypadku zadziałania czujnika wstrząsowego.
Aby móc nagrywać w nocy, kamera ma podświetlenie realizowane przy pomocy diod podczerwieni – standardowo jest ich sześć.
Urządzenia mają niewielkie rozmiary i są lekkie. Do ich montażu służą uchwyt i przyssawka, identyczne jak w nawigacjach. Niektórzy sprzedawcy podkreślają, że urządzenie jest dyskretne. To nieprawda, gdyż jakkolwiek je zamontujemy, i tak widać przyssawkę zamocowaną do szyby i przewód zasilający podłączony do gniazdka zapalniczki.
Urządzenia posiadają wbudowany ekranik LCD o niewielkiej przekątnej – najczęściej 2,5 cala. Nie jest to ekran dotykowy, służy tylko do przekazywania obrazu. Funkcje uruchamia się za pomocą przycisków, które znajdują się wokół ekranu. Na ekraniku w dowolnej chwili można podejrzeć nagrany obraz albo zdjęcia.
Wspomnieliśmy wcześniej o rozdzielczości kamery. A jak wygląda rozdzielczość przy robieniu zdjęć? W większości urządzeń można robić zdjęcia o rozdzielczości 1600 x 1200 i 2014 x 1536.
Kamery mają wbudowany wskaźnik naładowania baterii. Posiadają także mikrofon do nagrywania dźwięku. Co ważne, można go wyłączyć w trakcie nagrywania, aby na filmie nie nagrywały się dźwięki z wnętrza kabiny auta.
Urządzenia są leciutkie, większość z nich nie waży więcej niż 100-150 g.
Czy warto kupić taką kamerę?
Zdecydowanie tak. Nie ma co liczyć na bardzo dobrą jakość obrazu, ale w większości przypadków urządzenie oferuje możliwość identyfikacji sprawcy wypadku. Trzeba tylko pamiętać o tym, że rejestrator w czasie jazdy zablokuje dostęp do gniazdka zapalniczki. Koniecznie trzeba też dokupić dobrą kartę Micro SD.
Alternatywa dla tanich kamer-wideorejestratorów
Ciekawym rozwiązaniem są droższe modele nawigacji samochodowych, wyposażone w dodatkowe funkcje. Są to wideorejestrator oraz transmiter FM i Bluetooth. Na przedniej szybie mamy wówczas tylko jedno urządzenie, które pełni szereg funkcji – prowadzi i ostrzega, rejestruje obraz w czasie jazdy, a dodatkowo pozwala też na słuchanie muzyki w formacie MP3 z karty pamięci i na bezpieczne odbieranie połączeń telefonicznych, bez konieczności posiadania zestawu słuchawkowego.
Nie trzeba też głowić się nad podłączeniem wszystkich urządzeń do zasilania, jest tylko jedno i wymaga ono jednej ładowarki. | Kamera samochodowa za mniej niż 50 zł – czy warto w nią zainwestować? |
Kolarstwo, jak każda inna dyscyplina sportu, wymaga nie tylko odpowiedniego sprzętu (w tym przypadku roweru), ale również dobrze dobranego ubioru. Niezależnie od tego, czy rowerem jeździmy jedynie rekreacyjnie, czy kolarstwo to nasza pasja, odpowiedni strój sprawi, że nasza aktywność na dwóch kółkach będzie sprawiać nam jeszcze więcej przyjemności i satysfakcji. Kolarstwo ma wiele odmian, a każda z nich wymaga innego rodzaju ubioru. Osoby, które najchętniej uprawiają kolarstwo szosowe i podchodzą do tego profesjonalnie, powinny zainteresować się kompletami ubioru na rower szosowy. To dwuczęściowy, obcisły strój składający się z koszulki oraz spodenek (czasami na szelkach). Strój wykonany jest najczęściej w 100 procentach z poliestru. Zapewnia bardzo dobre odprowadzenie wilgoci, przepuszczalność powietrza i posiada właściwości termoaktywne. Jesienią bądź wiosną, kiedy temperatury są niższe, możemy wybrać komplet ze spodniami z długą nogawką. Ceny kompletów na rower szosowy zaczynają się od około 120 zł. Taki strój zapewnia komfort i pozwala ograniczyć opory powietrza, które są istotnym czynnikiem w jeździe na rowerze szosowym.
Koszulki i spodnie rowerowe
Kolarze, którzy zamiast asfaltu preferują leśne dukty i nieutwardzone nawierzchnie, powinni zdecydować się na luźniejszy strój, który nie będzie krępował ruchów, a jednocześnie zapewni komfort termiczny. W tym wypadku możemy zdecydować się na rozmaite koszulki rowerowe i spodnie, które dzięki nowoczesnemu wzornictwu dobrze się prezentują, a zastosowane w nich materiały sprawiają, że odzież nie pochłania wilgoci i jest odporna na błoto czy kurz.
Ubiór dla kolarzy ekstremalnych
Osoby preferujące ekstremalne formy kolarstwa jak downhill, freeride lub dirt powinny przede wszystkim zwrócić uwagę na odpowiednie ochraniacze dedykowane preferowanej dyscyplinie. Dla nich producenci stworzyli również specjalne linie odzieży. Jest grubsza, ma liczne wzmocnienia i spełnia jednocześnie funkcję ochronną przy wywrotce. Firmy specjalizujące się w produkcji ubioru i ochraniaczy dla tej grupy rowerzystów to m.in. Fox, Troy Lee Design, 661 (Sixsixone) czy Thor. Trzeba zaznaczyć, że są to produkty z najwyższej półki cenowej, jednak wysoka cena przekłada się w tym przypadku na jakość i trwałość.
Warto kupić rękawiczki rowerowe
Warto również zainteresować się rękawiczkami rowerowymi. Dzięki nim nie tylko będziemy wyglądać bardziej profesjonalnie (a to przecież też się liczy), ale nasze dłonie będą lepiej chronione od otarć od kierownicy i przy ewentualnych upadkach. Kolarze szosowi oraz uprawiający XC (lekki rowerowy off-road) powinni zdecydować się na rękawiczki bez palców. Z kolei pełne rękawice z palcami dedykowane są dla rowerzystów, którzy najlepiej czują się w lesie. Ceny rękawiczek zaczynają się od 20–30 zł, a wybór jest ogromny, warto więc posiadać przynajmniej jedną parę.
Buty też są istotne
Ważnym, chociaż pozornie mało istotnym elementem ubioru na rower jest odpowiednie obuwie. Jeżeli posiadamy pedały z wpięciami (tzw. SPD), to musimy zdecydować się na buty, które przystosowane są do tego rodzaju pedałów, a więc można w nich zamontować specjalne bloki. Tutaj również rozróżniamy obuwie dla kolarzy szosowych i XC – lekkie, z zaawansowanymi zapięciami oraz dla kolarzy ekstremalnych. Warto zaufać renomowanym markom specjalizującym się w obuwiu rowerowym, jak Northwave, Mavic czy Shimano. Bardziej solidne, najczęściej sznurowane buty z możliwością montażu bloków SPD przeznaczone są dla ekstremalnych odmian kolarstwa. Jeżeli posiadamy standardowe pedały bez wpięcia, to pamiętajmy, aby nasze obuwie rowerowe miało możliwie grubą podeszwę. Ta zapewnia lepszą izolacje stopy od pedała, nie będzie się wyginać i w efekcie nie zmęczy stóp przy nacisku.
Kask rowerowy to podstawa
Nie zapomnijmy, że najważniejszym elementem ubioru każdego rowerzysty jest kask. Niezależnie od tego, jaki rodzaj kolarstwa preferujemy, zawsze powinniśmy pamiętać o zabezpieczeniu głowy przed urazami. Jest to szczególnie ważne w przypadku dzieci. Mimo iż prawo nie nakazuje dzieciom jazdy w kasku, to powinien być to podstawowy zakup dla małego kolarza. Oferta kasków dla dzieci jest bardzo szeroka, zaś ceny zaczynają się już 20 zł. | Jak ubrać się na rower? |
Charge 3 to najnowsza wersja popularnego głośnika od JBL. Jest odporny na wodę, ma potężny akumulator z bankiem energii oraz dwa głośniki i dwie pasywne membrany odpowiedzialne za dźwięk. Jak wypada pod względem brzmienia? Charge 3 to właściwie czwarta generacja głośnika zintegrowanego z powerbankiem. Pierwsza nie zachwycała brzmieniem. W wersji drugiej poprawiono jakość dźwięku, a w zaktualizowanym modelu 2+ dodano wodoodporność. Wykonanie i funkcjonalność tytułowego urządzenia są zgodne z najnowszymi trendami. Charge 3 ma obudowę obszytą tkaniną, niczym JBL Xtreme (test), obsługuje do trzech urządzeń jednocześnie i zapewnia wysoką jakość rozmów, także na basenie lub w wannie.
Specyfikacja JBL Charge 3
interfejs Bluetooth 4.1
profile: A2DP v1.3, AVRCP v1.5, HFP v1.6, HSP v1.2
głośniki: 2x 50 mm
moc znamionowa: 2x 10 W
pasmo przenoszenia: 65 Hz–20 kHz
SNR > 80 dB
wyjście USB banku energii 5 V/2 A
akumulator: 6000 mAh
wymiary: 213 x 87 x 88,5 mm
waga: 785 g
Wyposażenie
W zestawie z głośnikiem jest ładowarka 2,3 A. To niewielka kostka z wymiennymi końcówkami oraz portem USB do podłączenia kabla z zestawu. Przewód ma płaską izolację, mierzy 1 m i zakończony jest wtykiem microUSB typu B. W zestawie nie ma etui, to akcesorium jest opcjonalne. Szkoda też, że zabrakło kabla 3,5 mm.
Wygląd
To najnowsza generacja głośnika, ale producent pozostał wierny klasycznemu designowi. Obudowa nadal ma kształt walca, wygląda jak lekko pękata puszka. Głośnik jest w większości pokryty grubą tkaniną, przez którą przechodzi panel sterowania, silikonowa podstawa i basowe radiatory. Wszystkie tworzywa zostały ogumowane.
Front zdobi metalowa tabliczka z logo producenta. Pod palcami da się wyczuć elastyczną maskownicę, która jest sprężysta i lekko ugina się pod naciskiem. Tkanina jest tak gęsta, że nic przez nią nie prześwituje, za nią znajduje się para 50-milimetrowych głośników stereo.
Przyciski umieszczono na szczycie. Włącznik i przycisk „Connect” są podświetlone i znajdują się na gumowej nakładce. Pozostałe przyciski nie zostały podświetlone, ale prezentują się bardzo oryginalnie – mają formę wypukłych symboli, wystających bezpośrednio z tkaniny. To plus i minus regulacji głośności, klawisz odtwarzania (jednocześnie wielofunkcyjny) i wydzielony przycisk Bluetooth.
Boki otaczają półprzezroczyste pierścienie, zabezpieczające pasywne radiatory. Oba mają logo producenta i mocne, gumowe zawieszenie o dużym zakresie ruchu. Same membrany są aluminiowe i koliście żłobione.
Z tyłu, za grubą, gumową zaślepką, znalazł się panel gniazd. Składa się na niego port USB typu A (banku energii), microUSB do ładowania głośnika oraz wejście dźwięku 3,5 mm. Zaślepka trzyma się bardzo pewnie i ma dodatkowe uszczelnienie.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Spód to silikonowa stopa o fakturze złożonej z wielu trójkątów. Na niej, od frontu znajduje się rząd pięciu diod w kolorze białym, sygnalizujących poziom naładowania.
Wykonanie głośnika jest rewelacyjne. Charge 3 jest mocny i masywny. Tworzywa są świetnie obrobione, a splot tkaniny prezentuje się wyjątkowo ładnie. Konstrukcja nie budzi jakichkolwiek zastrzeżeń, a pod względem wizualnym również trudno na nią narzekać. Głośnik wygląda lepiej od poprzedników. Do wyboru jest też wiele wersji kolorystycznych: czerwona, czarna, szara, turkusowa i niebieska.
Obsługa
Głośnik waży niecałe 800 g, ale konstrukcja jest nadal zgrabna i mobilna. Kształt to jak zwykle strzał w dziesiątkę. Charge 3 łatwo się przenosi, a dzięki tkaninie trzyma się go pewnie w ręku. Praktyczne wymiary sprawiają, że nie zajmie wiele miejsca w bagażu. Głośnik stoi stabilnie na blacie mebla, jego ogumowana stopa zapobiega przypadkowemu przesuwaniu lub przewróceniu.
Mimo dosyć wysokiej ceny panel przycisków jest uproszczony. Nie zostały wydzielone przyciski sterowania muzyką. Całe szczęście skróty nie znajdują się w regulacji głośności, a w przycisku odtwarzania. Podwójne wciśnięcie zmienia utwór, ale niestety nie można cofnąć lub przewinąć piosenki. Przytrzymanie przycisku włącza wybieranie głosowe, za pomocą tego klawisza kontroluje się także rozmowy. Dobrze, że przycisk parowania jest oddzielny, więc nie trzeba przytrzymywać włącznika. Urządzenie nie posiada funkcji komunikatów głosowych, ale włączaniu i wyłączaniu towarzyszą efekty dźwiękowe – cyfrowe i gitarowe. Są niestety dosyć głośne i po czasie lekko irytują.
Charge 3 wspiera technologię JBL Connect. Wydzielony przycisk, o oznaczeniu przypominającym klepsydrę lub ósemkę, pozwala połączyć ze sobą jednocześnie dwa głośniki w trybie stereo – jeden na prawy i jeden na lewy kanał. Sprzęt obsługuje też równoczesne połączenie z trzema urządzeniami – można odtwarzać muzykę naprzemiennie. Charge 3 niestety nie wspiera kodeka aptX, ale nie musi oznaczać to brzmienia niskiej jakości.
Głośnik spełnia normę IPX7, jest więc wodoszczelny. Nie straszny mu deszcz, śnieg czy zachlapanie, a wytrzyma także przypadkowe zanurzenie – byle nie głębiej niż na 1 m i nie dłużej niż 30 minut. Lepiej jednak z nim nie nurkować i traktować wodoszczelność jako dobrą ochronę. Nie mamy zagwarantowanej pyłoszczelności, Charge 3 sprawdzi się zatem lepiej nad jeziorem, na basenie, ale na plaży trzeba już na niego bardziej uważać.
Czas pracy na baterii jest rewelacyjny. Urządzenie odtwarza muzykę do 20 godzin. Dużo będzie zależało od poziomu głośności, ale w warunkach domowych, przy średniej mocy odtwarzałem muzykę po kilka godzin dziennie przez cały tydzień. Czas ładowania wynosi 4,5 godziny – dosyć długo, ale przy takim czasie pracy nie stanowi to większego problemu. Przy tych parametrach akumulatora bank energii to bardzo sensowna funkcja. Złącze USB podaje prąd do 2 A.
Oprogramowanie
Do głośnika dedykowana jest aplikacja JBL Connect. Pozwoli wygodnie skonfigurować głośniki w wypadku łączenia ich w tryb stereo, nadać im nazwy, jak również zaktualizować oprogramowanie układowe. Warto z tego skorzystać, bo najnowsza aktualizacja poprawia także brzmienie. Aplikacja nie oferuje dodatkowej funkcjonalności w postaci korektora czy efektów dźwiękowych.
Brzmienie
Jakość dźwięku jest na wysokim poziomie, sygnatura brzmieniowa głośnika nie ograniczy puli gatunków. JBL Charge 3 jest pod tym względem elastyczny – będzie współpracował z muzyką elektroniczną (nowszą i starszą), poradzi sobie z rapem, rockiem, nie będzie miał także problemów z bluesem czy jazzem.
Niskie tony, całe szczęście, są serwowane w optymalnych ilościach. Bas nie dudni i nie dominuje, ale gdy trzeba, będzie go dużo. W efekcie w muzyce elektronicznej zabrzmi mocno, ale poradzi sobie też z gęstszą gitarą basową w rocku czy metalu, a także lżejszym i spokojniejszym kontrabasem. Niskie tony są odpowiednio dynamiczne i rytmiczne, perkusyjna stopa potrafi mocno uderzyć. Głośnik może relaksować lub motywować do tańca, będzie dobrym wyborem na imprezę. Trzeba jednak pamiętać, że jest wyraźnie mniejszy od Xtreme, zatem nie można liczyć na dźwięk niczym z subwoofera i mocne zejście basu.
Pasmo średnie radzi sobie z cyfrowymi, elektronicznymi brzmieniami. Potrafi zabrzmieć czysto i krystalicznie, jak również bardziej ziarniście i szumiąco w klasycznym rocku, starym jazzie czy bluesie. Starsze realizacje nie brzmią jak po liftingu, nienaturalnie, nie tracą swojego charakteru. Stąd dobrze słucha się zarówno Milesa Davisa, jak i nowej płyty zespołu Metallica, czy też utworów popularnych z różnych lat.
Wysokie tony nie syczą, nie kłują, podawane są w takiej ilości, że dźwięk jest jasny, czyli bezpośredni i czytelny. Można śledzić teksty piosenek, wsłuchiwać się w detale. Dobrze brzmią talerze perkusyjne, nie słychać sztuczności czy sykliwości. To podobna uniwersalność do tej w niskich tonach.
Przestrzennie głośnik wypada bardzo dobrze. Instrumenty są wyraźnie odseparowane, nie zlewają się w całość, da się wydzielić poszczególne melodie, wsłuchać w niskie tony, perkusję czy też klawisze. Słychać lekkie stereo, jak również głębię – można odróżnić instrumenty w tle. Rozchodzeniu się dźwięku sprzyja puszkowata konstrukcja. Głośnik może stać dużo niżej, a dźwięk i tak będzie docierał do uszu. Dźwięk z Charge 3 brzmi, jakby wydobywał się z większego urządzenia. To w połączeniu z dużą ilością mocy sprawia, że sprzęt poradzi sobie w większym pomieszczeniu czy nawet na zewnątrz.
Podsumowanie
JBL wyrobił sobie solidną pozycję w segmencie głośników Bluetooth, oferuje urządzenia o wysokiej jakości, funkcjonalności, jak również świetnym wyglądzie. Charge 3 nie jest wyjątkiem. Jakość dźwięku jest na tyle wysoka, że głośnik z powodzeniem może służyć jako główne nagłośnienie domowe. Doceni go wymagający meloman, szczególnie gdy słucha różnych gatunków muzycznych. JBL Charge 3 nie faworyzuje jedynie brzmień elektronicznych lub popularnych.
Cena, wynosząca około 700 zł, nie należy do niskich, ale jeśli potrzebny jest mocny głośnik o długim czasie pracy, wodoszczelności i opcji banku energii, to Charge 3 będzie idealnym wyborem. Trzeba pamiętać, że to nadal nie najwyższa kategoria i sprzęt nieco odstaje pod względem brzmienia od dużych głośników Bluetooth.
Zalety: bardzo dobre wykonanie; świetny wygląd; dobra ergonomia; długi czas pracy; funkcja banku energii; tryb stereo; brzmienie o wysokiej jakości i uniwersalnym charakterze.
Wady: brak aptX; brak etui i kabla 3,5 mm w zestawie; ograniczone sterowanie muzyką z poziomu głośnika.
Przeczytaj również: Kąpiel przy dźwiękach muzyki. Jakie wybrać radio łazienkowe? | Test głośnika Bluetooth JBL Charge 3 – mocny, wodoszczelny i uniwersalny? |
Kolekcje i Sztuka - wystaw licytację od 1 zł bez ceny minimalnej, aby obniżyć prowizję o 50% Jak skorzystać z promocji?
Wystarczy, że masz aktywne konto Allegro i między 1 września 2017 roku a 14 września 2018 roku wystawiłeś, przedłużyłeś lub kupiłeś co najmniej jedną ofertę w jednej z kategorii objętej promocją: Antyki i Sztuka, Kolekcje, Rękodzieło.
Jeśli spełniasz powyższe warunki:
1. Potwierdź udział w promocji w zakładce Centrum zniżek.
2. Wystaw licytację z początkową ceną 1 zł bez ceny minimalnej w kategoriach objętych promocją.
Otrzymasz 50% zniżki na prowizję od sprzedaży.
Promocja potrwa do 21 października. Szczegóły znajdziesz w jej Regulaminie. | Kolekcje i sztuka - wystaw licytację od 1 zł bez ceny minimalnej, aby obniżyć prowizję o 50% |
Stawiasz na podbój innych planet, siłę militarną czy może rozwój handlu? A może skupisz się na badaniach naukowców i rozwiniętej technologii? Eksploracja kosmosu? Wszystkie te drogi mogą prowadzić Cię do zwycięstwa, jeśli rozważnie wykorzystasz każdą możliwą szansę i dostępne kierunki rozwoju innych imperiów kosmicznych. Wykonanie i przygotowanie do gry
W dość dużym pudle autorzy upakowali naprawdę wiele dobrego! Wewnątrz pudełka znajdziemy:
5 kolorowych kubeczków do kości,
* zestaw dla każdego gracza (znacznik Kredytów Galaktycznych, plansza gracza, zasłonkę, Pasek Wyboru Akcji),
* 9 kafelków Frakcji i Rodzimych Planet,
* 33 żetony Punktów Zwycięstwa (PZ),
* 5 kafli akcji, płócienny woreczek,
55 kafelków do gry,
* 111 specjalnych kości.
Są one bajecznie kolorowe, w aż siedmiu różnych barwach. Każda z nich posiada także unikalne zestawienie obrazków na ściankach. Wszystko prezentuje się świetnie, zostało bardzo dobrze przygotowane i wykonane. Ciężko tutaj się do czegoś przyczepić, widać duży trud wydawcy włożony w ten element tytułu. Można powiedzieć, że pudełko gry jest wypchane aż po brzegi, co bardzo cieszy!
„Roll for the Galaxy” to gra kościana, przeznaczona dla 2 do 5 graczy, o budowaniu międzygwiezdnych imperiów. W grze powinni brać udział gracze w wieku przynajmniej 13 lat, ze względu na dość skomplikowaną mechanikę. Przygotowanie do gry może zająć trochę czasu, ale wszystko po kolei. Każdy z graczy otrzymuje zestaw: kubek, znacznik, plansza, zasłonka, pasek wyboru akcji oraz zestaw początkowy. Zestaw początkowy imperium to dwa podstawowe kafelki, przedstawiające naszą frakcję i rodzimą planetę. Są one losowane, dlatego wybór będzie sprawiedliwy. Następnie każdy z graczy losuje kolejne dwa kafle, które będzie w najbliższym czasie rozwijał. Jeden kładziemy na polu technologii, a drugi na kolonizacji nowych planet. Ostatnią częścią jest dobranie kości, inaczej nazywanych robotnikami. Gracz otrzymuje 3 białe kostki do kubeczka oraz 2 białe na planszy gracza na polu populacji. Trochę to zajęło, ale w końcu możemy zająć się rozgrywką.
Przebieg rozgrywki
Celem graczy jest jak najlepsze zarządzanie swoimi robotnikami tak, aby osiągnąć najlepszą technologię i skolonizować coraz to obfitsze planety. Sama mechanika gry nie należy do trudnych, ale dopiero po jej dobrym przyswojeniu. Podczas tury za zasłonką każdy będzie rzucał swoimi robotnikami z kubeczka tak, aby po wyrzuceniu odpowiednich symboli przydzielić ich do pracy. Gracze w sekrecie przydzielają im poszczególne zadania (w bardziej rozwiniętym imperium będziemy mogli bardziej manewrować zadaniami). Gdy wszyscy zadeklarują, że skończyli przydzielać kostki, należy podnieść zasłonki i rozpocząć zadania. Po ich wykonaniu robotnicy wracają do populacji i tam możemy ich ponownie wynająć za kredyty. W trakcie rozgrywki będziemy losować kafelki, rozwijać je, a po ich ukończeniu dostawać różne bonusy w postaci nowych kostek, wytwarzania towarów czy nawet rozwoju nowych zdolności. Oznacza to, że gra jest bardzo losowa, jednak możemy ją skutecznie manipulować i przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę. W trakcie rozgrywki napotkamy ogromną ilość możliwości i sposobów rywalizacji. Możemy rozbudowywać się w stronę kolonizacji planet i zdobywać ogromne ilości robotników, wytwarzać towary i je sprzedawać albo iść w stronę technologii, dla większej kontroli nad kosmicznym imperium i punktami. Dróg jest wiele i każdy może grać jak chce. Podczas losowania kafelków możemy wybrać między jedną, a drugą stroną, co bardzo usprawnia rozwój imperium. Koniec gry następuję, gdy któryś z graczy wybuduje 12 kafelków lub skończy się pula PZ. Gracz, który na koniec zdobył największą liczbę punktów zostaje zwycięzcą.
Podsumowanie
„Roll for the Galaxy: jest grą kościaną dla bardziej zaawansowanych graczy. Jej wykonanie jest znakomite, ale wprowadzenie do gry zajmuję jednak trochę czasu. Jednak już po pierwszej grze mechanika staję się w miarę prosta i dość intuicyjna. Gra posiada bardzo dużo elementów losowości, jednak możemy ją skutecznie manipulować poprzez budowanie różnych kafelków czy zmienianie prac naszym robotnikom. Ze względu na wiele możliwości gra jest bardzo regrywalna. Ten tytuł sprawdza się bardzo dobrze zarówno przy dwóch jak i przy pięciu graczach. Biorąc to wszystko pod uwagę, warto zainwestować w „Roll for the Galaxy”. Polecam każdemu, kto szuka ciekawej, losowej i dobrze wykonanej gry, do której będzie warto wracać.
Grę można kupić na Allegro za około 170 złotych. | „Roll for the Galaxy" – gra – recenzja |
Moment rozpoczęcia nauki w szkole to dla dziecka wydarzenie niezapomniane. Z roku na rok przybywa zadań domowych i nauki. Pomijając dyskusję o przydatności znacznej części prac domowych, jakimi obarczane są dzieci, skupmy się na tym, w jaki sposób pomóc dziecku w zorganizowaniu miejsca pracy i nauki. Najważniejsze w tym wypadku wydaje się być otoczenie. Zwykły stół, stolik, biurko – przy czym Twoje dziecko odrabia lekcje? Bez względu na rodzaj mebla na pewno panuje na nim mniejszy lub większy bałagan. Dzieci nie mają jeszcze tak mocno rozwiniętej potrzeby porządku jak dorośli, dlatego warto zacząć naukę tej jakże ważnej umiejętności od najmłodszych lat. A jak wiadomo, wykonywanie wszelkich prac przy czystym, uporządkowanym biurku jest znacznie przyjemniejsze i efektywniejsze, niż w przypadku pełnej bałaganu przestrzeni.
Szuflady
Biurko, posiadające zaraz pod swoim blatem jedną lub dwie szuflady, to świetne rozwiązanie dla młodszego dziecka. Jeśli skończy odrabiać lekcje później lub będzie po prostu zmęczone, wystarczy, że wrzuci wszystkie książki właśnie do jednej z szuflad. Dzięki temu przestrzeń będzie wyglądała na uporządkowaną. W zaprowadzeniu porządku w zabałaganionych szufladach pomoże z kolei duża liczba plastikowych pudełek, bądź organizerów do szuflad. Nawet jeśli nie możesz znaleźć typowych organizerów do szuflady biurka, przeglądnij te do szuflad w garderobie. Mogą przydać się równie dobrze w biurku dziecka, jak i w szafie. W szybkim nauczeniu dziecka odkładania rzeczy na miejsce pomogą naklejki indeksujące, które możecie nakleić na szuflady i napisać na nich nazwy tych rzeczy, które powinny się w nich znaleźć. Proste i jakie skuteczne.
Szafki
Chyba każde biurko posiada boczną szafkę z kilkoma półkami. Aby nie panował na nich ciągły bałagan, naucz dziecko układania książek i zeszytów poziomo lub zakup podpórkę do książek. Dzięki niej książki nie będą przewracały się, będąc w pozycji pionowej, a dziecko bardzo szybko będzie mogło skorzystać z tej, której najbardziej potrzebuje. Podpórki do książek występują w wielu wzorach, dlatego same w sobie będą również bardzo ładną ozdobą.
Dodatkowe szafki na kółkach
Kupiliście małe biurko i rozważacie wymianę go na większe? Niepotrzebnie. Dokupcie ruchomą, jeżdżącą szafkę na kółkach, która wesprze Was w zapanowaniu nad biurkowym bałaganem. Możecie włożyć do niej książki i zeszyty, a na wierzchu postawić przybornik z akcesoriami do pisania lub kubek kredek. Zaletą takiej szafki jest możliwość szybkiego przewiezienia jej np. do salonu, dzięki czemu dziecko, odrabiając lekcje właśnie tam, nie będzie musiało nosić ciężkich książek i zeszytów w rękach.
Nadstawki
Przeznaczone są raczej dla większych dzieci, głównie ze względu na swoją wysokość. Nadstawki to nic innego jak zwiększenie powierzchni użytkowej każdego biurka, dzięki bardzo dużej liczbie półeczek, schowków i przestrzeni, na której można ułożyć praktycznie wszystko. W uporządkowaniu na niej drobnych przedmiotów pomogą małe szufladki, do których można wrzucić nawet najmniejsze drobiazgi. Ich wierzch możecie pomalować także na dowolny kolor lub napisać na nich nazwy przechowywanych przedmiotów.
Prosty organizer
Organizer biurkowy to nic innego jak „kubek na długopisy”. Kolorowy lub bardziej klasyczny, pomieści wszystkie ołówki, pióra, kredki, linijki i gumki do ścierania. Jest niezwykle praktyczny, ponieważ dzieci bardzo szybko uczą się, że wszelkie przybory do pisania przechowujemy właśnie w tym miejscu i nie mają problemu z ich późniejszym odnalezieniem.
Tablica korkowa czy magnetyczna?
Tablice są ponadczasowym sposobem na przechowywanie zapisanych, ważnych informacji. Plan lekcji, kartkówki napisane na szóstkę czy ważne zapiski mogą znaleźć się właśnie na takiej tablicy. Wybierzcie sami, czy będzie to tablica korkowa czy magnetyczna. Mniejszym dzieciom polecane są raczej te magnetyczne, ze względu na nieobecność ostrych pinezek. Jeśli macie trochę więcej pieniędzy, możecie pomalować całą ścianę za biurkiem dziecka farbą tablicową lub najpierw magnetyczną, a dopiero później tablicową. Dzięki temu wyczarujecie dla dziecka ogromną, magnetyczną tablicę, po której dodatkowo będzie mogło pisać kredą i której z pewnością nie będzie miał w domu nikt inny. | Zorganizowany maluch – porządek jego w biurku |
W opinii niektórych osób czerń nie jest kolorem odpowiednim na letnią porę roku. Dlaczego? Po pierwsze, jest to barwa ciemna, a przez to smutna, kontrastująca z żywymi kolorami natury zauważalnymi dookoła. Po drugie – przyciąga promienie słoneczne, więc w czarnych ubraniach jest nam znacznie cieplej niż w odzieży w innych odcieniach. Jednak wiele kobiet nie chce rozstać się z czernią na czas upalnych dni. Jak nosić czarne ubrania w lecie? Dlaczego nie zaleca się wybierać czerni na lato?
Istnieje kilka powodów, dla których nie warto ubierać się latem na czarno. Przede wszystkim czerń:
przyciąga i pochłania promienie słoneczne, co powoduje, że trudniej znosimy upały i czujemy się wówczas niekomfortowo; czarne materiały szybciej się nagrzewają, przez co ubrania w tym kolorze są niepraktyczne;
sprawia, że wyglądamy ponuro i smutno w towarzystwie osób, które wybrały ubrania w żywych barwach;
nie pasuje do słonecznej aury typowej dla lata – wówczas odpowiednie są żywe, jaskrawe barwy i wakacyjne motywy. W związku z tym czerń poleca się pozostawić na okres zimowy.
Dlaczego warto nosić ubrania w czerni latem?
Ubrania w odcieniu czerni mają wiele zalet – są eleganckie, ponadczasowe (odpowiednie dla osób w każdym wieku), uniwersalne (pasują na każdą okoliczność), dobrze komponują się ze wszystkimi pozostałymi kolorami z palety barw, maskują mankamenty sylwetki i wyszczuplają optycznie. Ponadto czerń pięknie podkreśla delikatną wakacyjną opaleniznę (nic nie stoi na przeszkodzie, aby zdecydować się na czarny kostium kąpielowy).
Czerń w porze letniej – jak ją nosić?
Czerń na dzień. Aby w letnich okolicznościach nasz strój nie był zbyt mroczny, w ciągu dnia warto zestawiać czarne ubrania z odzieżą w innym kolorze. Oznacza to, że powinniśmy ograniczyć ekspansję czerni do jednej części garderoby. Możemy zatem zestawić ze sobą czarne krótkie spodenki z białym t-shirtem, a spódnicę w żywym wakacyjnym odcieniu połączyć z czarnym topem (najlepiej wybrać model oversize, który pozwoli skórze oddychać, ponieważ wysoka temperatura powietrza za oknem nie sprzyja noszeniu obcisłych ubrań).
Materiał czarnych ubrań na lato. Aby czerń sprawdziła się latem, należy zwracać uwagę na materiał, z którego dana część garderoby została wyprodukowana. Najlepszym rozwiązaniem będą lekkie, oddychające i naturalne tkaniny. W składzie upatrzonej sukienki warto poszukiwać bawełny o właściwościach izolujących. Latem sprawdzi się również len oraz wiskoza – materiał zaliczany do sztucznych, ale wyprodukowany z surowców roślinnych.
Czerń na wieczór. Czarny total look jest zarezerwowany na porę wieczorową. Wówczas warto eksperymentować z przezroczystościami, rozcięciami i dekoltami, wybierając np. czarną sukienkę ze wstawkami z różnych materiałów: tiulu lub koronki. Ciepła noc to również okazja, aby założyć czarną kreację odsłaniającą ciało, np. na cienkich ramiączkach i z ażurowymi wstawkami. Jeżeli zdecydujemy się na czarną spódnicę maksi, zakupmy model z długim rozcięciem (zapewni wentylację), natomiast jeśli wybór padł na sukienkę w tym kolorze – wówczas najlepiej zdecydować się na model z dekoltem na plecach. Wycięcia i ażury dodają czarnym ubraniom lekkości.
Jak widać, nie ma potrzeby rezygnować z ukochanej czerni w lecie. Wystarczy wybrać odpowiedni fason i materiał ubrania, aby upały stały się mniej uciążliwe. | Jak nosić czerń latem? |
Ciasto pokryte masą z bakali zanurzonych w karmelu zyskuje dodatkowe walory smakowe. Przedstawiamy prosty przepis na przygotowanie bakali w karmelu, które świetnie sprawdzą się jako dodatek do większości deserów. Składniki:
200 g bakali, np. migdałów i pistacji
200 g cukru drobnego
Krok po kroku:
Bakalie prażymy w piekarniku. Na patelni z grubym dnem rozpuszczamy cukier. Gdy zrobi się delikatnie brązowy, dodajemy do niego bakalie i wyłączamy ogień. Masę przelewamy na papier do pieczenia i studzimy. To doskonały dodatek do lodów, ciast i kremów.
Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia. | Bakalie w karmelu |
Kiedyś na polu golfowym musiało być biało. Obecnie zasady bardzo się zmieniły. Amatorzy tego sportu stawiają dziś na ubrania w różnych kolorach. Czy golf to sport wyłącznie dla ludzi zamożnych? To stereotyp, w którym jednak jest ziarnko prawdy. Do gry w golfa trzeba mieć odpowiednie akcesoria oraz strój, co niemało kosztuje. Za sam zestaw kijów wraz z torbą do golfa zapłacimy ponad 1000 zł. Do tego trzeba skompletować stosowną garderobę: koszulkę, spodnie, buty. Wszystko dobrej jakości, aby na polu golfowym prezentować się naprawdę elegancko. Jak mawiają Francuzi – noblesse oblige.
Must have golfisty
Jeśli grasz w golfa, to wiesz, że do uprawianie tego sportu niezbędne są: biała lub ciemna rękawica chroniąca dłoń przed odciskami, czapka z daszkiem (może być sam daszek) dla ochrony przed słońcem na odkrytym polu golfowym, profesjonalne buty na grubej podeszwie, z kolcami, żeby dobrze trzymały się podłoża, najlepiej białe, oraz odpowiednia koszulka i spodnie. Zabronione są na polu golfowym zwykłe T-shirty bez kołnierzyka, podobnie jak spodnie dresowe. Krótkie spodenki panowie mogą wkładać jedynie na treningi, podczas turnieju obowiązują spodnie długie. Kiedyś przeważały wśród nich jasne kolory, dziś amatorzy golfa mogą wybierać z całej palety barw.
Na biało i na kolorowo
Biel, symbolizująca elegancję i zamożność, zawsze pasowała do golfa, sportu uważanego za elitarny. Dziś jednak staje się coraz bardziej popularny, więc zmieniają się obowiązujące w nim zasady. W golfa coraz częściej grywają też kobiety, co również wpływa na zmianę modowych trendów. Dziś wśród spodni do golfa
znajdziemy modele w bardzo żywych, wręcz jaskrawych kolorach, takich jak różowy, seledynowy czy turkusowy, do tej pory uważane raczej za niemęskie. Po kolorowe stroje częściej sięgają młodzi amatorzy golfa i naturalnie – kobiety.
W dobrej cenie
Jeśli postawimy na spodnie firmy Slazenger, nasz portfel za bardzo nie ucierpi. Spodnie do golfa tej firmy kosztują 30–75 zł. Są wśród nich modele o charakterze dresowym, luźniejsze i z kantem. Eleganckie spodnie w kolorze szarym możemy mieć już za 49,99 zł. Również firma Dunlop oferuje niedrogie spodnie do golfa z poliestru w kolorach czarnym, beżowym i zielonym. Znane firmy sportowe, takie jak Nike czy Adidas, również proponują modele spodni do golfa w cenach do 100 zł. Efektowne, fioletowe spodnie męskie Adidasa Climalite kupimy już za 69 zł, a czarne luźne Nike za 89 zł.
Bardzo eleganckie
Jeśli stać nas na większe wydatki, sięgnijmy po propozycje takich firm jak Sajda Golf czy Alberto. Spodnie Sajda Golf w kolorze zielonym bądź turkusowym, uszyte z tkaniny o fakturze piłki golfowej, mają kanty, dwie boczne kieszenie, a na tylnej jest srebrna, metalowa blaszka przytrzymująca logo oraz aksamitka przytrzymująca rękawicę golfową. Uszyte są z szybko schnącego, odpornego na wodę, elastycznego materiału. Kosztują 419 zł, sa dobrej jakości i bardzo eleganckie. Orientalne spodnie golfowe w odcieniach różu za 359 zł są przeznaczone raczej dla pań niż panów, podobnie jak przepiękne czarne spodnie w kwiaty i z kantami za 419 zł. Mają dwie boczne kieszenie, z tyłu aksamitkę przytrzymującą rękawicę i są zapinane na złoty guzik.
Szykowne i stylowe
Spodnie dla pań marki Alberto są jeszcze droższe, bo kosztują prawie 600 zł, ale prezentują się naprawdę fantastycznie. Proste, dość wąskie, w kolorze malinowym świetnie się komponują z białym obuwiem sportowym. Ten sam model możemy kupić również w tradycyjnym kolorze białym. Jeszcze inna wersja kolorystyczna tego fasonu przypomina paletę malarza.
Dla panów firma Alberto ma modele w kolorach szarym, czarnym, białym i niebieskim, w podobnej cenie (400–600 zł). Wszystkie te modele wyglądają bardzo stylowo i elegancko.
Golf, podobnie jak tenis przez lata był sportem elitarnym, jednak ostatnio staje się coraz bardziej dostępny i popularny, między innymi dzięki poluzowaniu sztywnych zasad. Jak widać, można kupić stroje do golfa już w bardzo przystępnych cenach. I choć nie będą miały one markowej metki, na pewno spełnią swoją funkcję. | Elegancja i styl – wybieramy spodnie do golfa |
Decydując się na zakup dowolnej konsoli do gier, musimy pamiętać, że to dopiero początek wydatków. Nie licząc pieniędzy na gry, do konsoli zazwyczaj trzeba także dokupić kilka przydatnych akcesoriów, które ułatwiają korzystanie z urządzenia. Jakie są godne polecenia do konsoli Sony PlayStation 4? Dodatkowy pad
Większość zestawów sprzedawanych na Allegro zawiera tylko jednego pada. Nie byłoby w tym nic złego, bo przecież sporo osób i tak zamierza grać samemu lub ewentualnie korzystać z sieciowego trybu multiplayer, gdzie drugi pad jest całkowicie zbędny. Problem pojawia się jednak, gdy zamierzamy u siebie w domu organizować spotkania ze znajomymi i grać np. w gry sportowe, jak NBA 2K15, FIFA 15, UFC, itp. W takim przypadku drugi pad okazuje się niezbędny. Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że Sony do swojej konsoli pozwala podłączać wyłącznie pady własnej produkcji – DUALSHOCK 4. Nie należą one do najtańszych, jednak możemy być pewni, że cenę nadrabiają jakością i powinny wytrzymać nawet długoletnie „katowanie”. W chwili, kiedy piszę te słowa – DUALSHOCK 4 na Allegro można znaleźć w cenie ok. 200 zł.
Kamera
Niestety, ale pod względem obsługi kamery – produkt PlayStation 4 Camera dość mocno odstaje od swojego konkurenta, Xbox One. Podstawowy zarzut jest taki, że kamera do PS4 nie posiada aż tak dużego zaplecza gier, jak ta konsoli Microsoftu. Mimo wszystko dzięki kamerce do PlayStation 4 możemy nie tylko logować się za pomocą wizerunku swojej twarzy, ale także gestami obsługiwać interfejs oraz transmitować swoją osobę (np. podczas gry z innymi ludźmi). Oczywiście, nawet jeśli teraz nie ma zbyt wielu gier obsługujących kamerę PS4, to z czasem sytuacja się poprawi, a oferta tytułów będzie bogatsza. Jaki jest koszt PlayStation 4 Camera? Za kamerę Sony trzeba zapłacić ok. 170 zł.
Podstawka ładująca do padów
Według mnie jeśli już decydujemy się na zakup drugiego pada, powinniśmy także zakupić do niego dedykowaną ładowarkę. Dlaczego? Ponieważ DUALSHOCK 4 jest zasilany za pomocą wbudowanego, niewymiennego (teoretycznie) akumulatora, który trzeba ładować za pomocą kabla USB. Jeśli więc w naszym padzie padnie zasilanie, będziemy musieli podpiąć urządzenie pod USB, co nie jest szczególnie wygodne. Z pomocą przychodzi jednak stacja dokująca do padów (DualShock 4 Charging Station). Jej obsługa jest dziecinnie prosta i dość wygodna. Wystarczy, że podłączymy ją do sieci elektrycznej i odpowiednio położymy na nią pada – a ten po chwili zacznie się ładować, sygnalizując to pomarańczowym światłem. Ile wynosi cena tego urządzenia? W chwili pisania tego tekstu za stację dokującą do padów trzeba zapłacić ok. 130 zł.
Stojak pionowy do konsoli
Nie każdy dysponuje w swoim mieszkaniu przestronnym miejscem, gdzie można umieścić konsolę. Często zdarza się, że pod telewizorem obok odtwarzacza Blue-ray, dekodera telewizji kablowej i kina domowego – nie ma już po prostu miejsca. Z pomocą przychodzi jednak stojak pod konsolę, dzięki któremu w bezpieczny i stabilny sposób możemy ją postawić w pionie. Pewnie wielu z was pomyśli, że przecież konsolę i bez żadnej podstawki można tak postawić. To oczywiście prawda, jednak musimy pamiętać, że obudowa pod spodem nie jest na tyle szeroka, aby zapewnić należytą stabilność. Chyba nikt nie chce, aby jego drogocenne centrum multimedialnej rozgrywki PS4 przewróciło się i uszkodziło. Po to właśnie jest podstawka, aby zapewnić odpowiednie podparcie, a co za tym idzie – stabilność. Na szczęście ten gadżet jest stosunkowo niedrogi, bo można go na Allegro kupić w cenie ok. 70 zł. Jeszcze tańsze są jego nieoryginalne zamienniki, kosztujące między 10 a 20 zł. | PlayStation 4 – jakie akcesoria możemy dokupić do konsoli? |
Używanie kremów do twarzy nie jest już domeną kobiet. Coraz więcej mężczyzn przekonuje się do kremów do twarzy, i dobrze! Dzięki nim męska skóra jest zdrowa, odżywiona i bez zmarszczek. Przedstawiamy różne rodzaje kremów do twarzy. Wybierz dla siebie krem idealny! Jak wybrać?
Odpowiedni krem dla twojej skóry to taki, który zapewni jej zdrowy wygląd i spełni twoje oczekiwania. Wszystko zależy od rodzaju cery: normalna, tłusta, mieszana, a także wieku. Inne są potrzeby, gdy masz lat 20, inne w wieku 40 lat. Być może nie masz problemów z cerą, jednak chciałbyś, by twoja skóra wyglądała bardziej świeżo. Na to też jest rozwiązanie.
Kremy nawilżające
Kremy nawilżające to podstawowy kosmetyk zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Odradza się stosowanie go tylko osobom z tłustą cerą, ponieważ sprawi, że skóra będzie jeszcze bardziej tłusta. Jeśli twoja cera jest sucha lub normalna, ten krem jest dla ciebie obowiązkowy. Kremy nawilżające przynoszą ukojenie, nawilżają skórę i likwidują przesuszenia. Odpowiednie wczesne stosowanie kremów nawilżających może zmniejszyć i opóźnić powstawanie zmarszczek.
L’Oreal Men Expert Hydra 24 h – formuła specjalnie do skóry wrażliwej, nawilża ją przez 24 godziny i pomaga chronić przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi. Nietłusty i szybko się wchłania. Krem bez alkoholu koi wrażliwą skórę, łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia.
Ziaja Yego Krem nawilżający dla mężczyzn – zapewnia matowy wygląd, wiąże wodę w skórze i zapobiega wysuszaniu. Trwale nawilża naskórek oraz głębsze warstwy skóry. Redukuje szorstkość naskórka i szybko się wchłania.
Kremy matujące
Kremy matujące są przeznaczone do cery tłustej i mieszanej, czyli skłonnej do wyprysków i święcącej się. Zapewniają równowagę, regulują pracę gruczołów łojowych i zmniejszają produkcję sebum oraz sprawiają, że twarz mniej się błyszczy. Krem matujący należy stosować rano.
Clarena, Power Matt Cream – specjalistyczny, lekki krem matujący do skóry tłustej i mieszanej dla mężczyzn. Zmniejsza łojotok, absorbuje nadmiar sebum, nawilża i łagodzi podrażnienia skóry. Całkowicie się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy na skórze.
Dax Men, Krem nawilżająco-matujący 20+ – nawilża, wygładza i matuje skórę. Dla mężczyzn po 20. roku życia. Kompleks MatACTIVE redukuje błyszczenie, a filtr UVA/UVB zapewnia ochronę skóry.
Kremy przeciwzmarszczkowe
W pewnym wieku to absolutna konieczność. Nie warto czekać do czterdziestki, kiedy pojawia się dużo zmarszczek na twarzy. Warto rozpocząć walkę z nimi wcześniej, najlepiej ok. 30. roku życia zaopatrzyć się w słoiczek kremu i regularnie go stosować. Szczególnie jeśli często przebywasz na słońcu, spędzasz dużo czasu w klimatyzowanym pomieszczeniu, stresujesz się i palisz papierosy. Te czynniki przyśpieszają proces starzenia się skóry, warto więc przeciwdziałać im, niż później szukać ratunku w botoksie.
Bielenda Only For Men Łagodzący krem przeciwzmarszczkowy – idealnie łagodzi i koi podrażnioną skórę, regeneruje ją i poprawia jej wygląd i kondycję. Likwiduje uczucie nieprzyjemnego napięcia i suchości naskórka spowodowane goleniem. Skutecznie radzi sobie z obniżoną jędrnością naskórka oraz widocznymi objawami zmęczenia i braku witalności.
Natura Siberica Krem przeciwzmarszczkowy dla mężczyzn – syberyjski żeń-szeń, dziki dziurawiec wraz z kwasem hialuronowym i panthenolem oddziałują na głębokie warstwy skóry, dzięki czemu redukują zmarszczki i poprawiają kondycję cery. Miód dzikich pszczół z Kamczatki odżywia i nawilża skórę.
Kremy energizujące
Większość z nas coraz mniej śpi, a coraz więcej pracuje. To wszystko widać na twarzy – jest szara, zmęczona, pozbawiona życia. Jeśli chcesz, by twoja skóra wyglądała promiennie, rozwiązaniem są kremy energizujące. Występują w wersji na dzień, noc lub tylko pod oczy. Kremy tego typu nie tylko walczą z oznakami zmęczenia, ale również nawilżają skórę, chronią przed czynniki zewnętrznymi. Krem tylko pod oczy zmniejsza opuchnięcia i sprawia, że cienie są mniej widoczne.
Tołpa Men 30+ Energizujący krem-żel do twarzy – dermokosmetyk głęboko nawilża skórę, działa energizująco i usuwa oznaki zmęczenia. Łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia, wzmacnia barierę ochronną skóry. Zapewnia zdrowy wygląd nawet po nieprzespanej nocy. Utrzymuje nawilżenie do 12 godzin.
AA Men 30+ Nowy Krem energizujący do twarzy – aktywnie nawilża i dostarcza skórze silnej dawki energii oraz odżywia ją. Wygładza i redukuje pierwsze zmarszczki mimiczne. | Przegląd męskich kremów do twarzy |
Moda potrafi zaskakiwać! Projektanci co sezon prześcigają się w lansowaniu trendów, które zachwycą odbiorców niebanalnym stylem i podejściem do wizerunku. Jeśli zastanawiasz się, jakie buty będziesz nosić tej wiosny, wiedz jedno: będą brzydkie! Stwierdzenie, że coś jest brzydkie może być bardzo subiektywne. Jeśli jednak określenie to pojawia się powszechnie, to znak, że coś jest na rzeczy! Trendy wiosenne pełne są przykładów modeli butów, które budzą skrajne emocje i właśnie dlatego zaskarbiły sobie tak wielką sympatię!
Kaczuszki – kicz w wielkim stylu
Mikroskopijny, zwężający się ku dołowi obcas, zakryte palce, czasem pasek odsłaniający piętę i skojarzenie z kiczowatym, biurowym obuwiem. To właśnie kaczuszki, które w tym sezonie pojawiły się na stopach modelek podczas pokazów Diora, Charlotte Olympia czy Givenchy. Obecnie warto nosić je do codziennych stylizacji zarówno w eleganckim, jak i zupełnie luźnym stylu. Nietypowym akcentem są ich kolory i różnorodność wzorów. Podczas zakupów szukaj żółtych, czerwonych, a także pasiastych modeli.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Mule – klapki czy mokasyny?
Prawdziwym hitem pokazów prezentujących wiosenne trendy są mule. Blogerki dosłownie oszalały na ich punkcie, z dumą prezentując futrzane wnętrze par od Gucciego. Takie obuwie pojawiło się także na wybiegach Giamby, Missoni czy Loewe. To nic innego, jak mieszanka klapek i mokasynów w jednym. Czasem na płaskiej podeszwie, czasem na obcasie. Koniecznie z odkrytą piętą! To prawdziwy must have w szafie na nowy sezon!
Baletki ze wstążkami – ryzykowny wybór pełen uroku
Nie sposób przejść obojętnie obok butów inspirowanych baletem, które można nosić na co dzień. Kolejnym przykładem obuwia wątpliwej urody są baletki z wiązaniem wokół kostki. Czasem jest to satynowa wstążka, innym razem rzemyk, zdarza się także taśma nabijana nitami. Przykładów szukaj w look bookach Miu Miu. Pamiętaj, że ten podążanie za tym trendem może drastycznie skrócić wizualnie twoją nogę!
box:offerCarousel
Birkenstocki – wygoda w parze z modą
Modę od komfortu użytkowania często dzielą lata świetlne! W tym sezonie to twierdzenie nie ma jednak racji bytu. Najlepszym przykładem są buty, które kobiety pokochały już zeszłego lata i które pozostają hitem również tej wiosny. Mowa o birkenstockach, czyli klapkach na anatomicznie wyprofilowanej, grubej, korkowej podeszwie. Na wierzchu znajdują się skórzane, regulowane paski. Czy można wyobrazić sobie coś wygodniejszego?
box:offerCarousel
Amarant – kolor wiosny 2017
Zapomnij o nudnych, czarnych i burych butach. Tej wiosny zakochaj się w różu w odcieniu, który przywodzi na myśl lalkę Barbie! Soczysta fuksja i amarant zawładnęły półkami z butami. Swoje klasyczne czółenka odstaw do szafy, a te w barwach disco zakładaj do równie odważnych kreacji. Inspiracji szukaj na zdjęciach z pokazów Balenciagi i Ackermanna.
Jak nosić brzydkie buty?
Brzydkie buty wymagają niebanalnej oprawy! W tym sezonie kaczuszki, mule i baletki noś do kolorowych rajstop! Wybieraj nasycone odcienie i stawiaj na mocne kontrasty! Koniecznie zaopatrz się w parę kabaretek o dużych oczkach. Nie bój się także eksperymentować ze skarpetkami. Te o brokatowym połysku wykorzystaj w stylizacjach wieczorowych. Czas pokazać, że jesteś na czasie z trendami!
W kobiecej garderobie butów nigdy dość! W tym sezonie pojawiło się tyle urzekających nowości, że grzechem byłoby nie wybrać się na zakupy! Pamiętaj, tym razem brzydsze, znaczy lepsze! | Trend na brzydkie buty – czego należy się spodziewać? |
Wszyscy chcemy być jak najdłużej zdrowi i cieszyć się dobrą kondycją oraz samopoczuciem. Pomagają w tym nie tylko odpowiedni tryb życia i regularna aktywność fizyczna, ale również suplementy diety. Jednym ze stosunkowo niedawno odkrytych suplementów diety jest Gotu kola – ekstrakt z rośliny zwanej bardziej fachowo wąkrotą azjatycką. W języku syngaleskim używanym na Sri Lance, gdzie spotyka się tę roślinę, słowo kola oznacza liść, a gotu kształt podobny do kielicha. Od wielu tysięcy lat wąkrota jest stosowana w Indiach, Chinach oraz Indonezji do leczenia wielu dolegliwości oraz powstrzymywania procesu starzenia się skóry. Z tego powodu w niektórych częściach Azji nazywa się ją nawet „źródłem życia”. Ale to nie koniec dobroczynnych właściwości Gotu kola.
W walce z cellulitem i zmarszczkami
Z upływem lat słabną włókna elastyny i kolagenu, dzięki którym skóra twarzy jest jędrna oraz napięta, i pojawiają się pierwsze zmarszczki. Proces ten rozpoczyna się u większości osób między 25. a 30. rokiem życia, a jako pierwsze można dostrzec zmarszczki mimiczne wokół ust i tzw. kurze łapki w kącikach oczu. Skóra coraz bardziej wiotczeje, wysusza się i staje się szorstka, a zmarszczki są coraz głębsze i z czasem mogą nawet wyglądać jak bruzdy. Regularnie wcierany olejek Gotu kola (około 15 zł za 50 ml) opóźnia ten proces, przedłużając młodość naszej skóry. Dzieje się tak dlatego, że wąkrota azjatycka przyspiesza regenerację głębokich warstw skóry oraz zwiększa produkcję elastyny, kolagenu i kwasu hialuronowego. Ten ostatni często stosuje się w gabinetach kosmetycznych do wypełniania zmarszczek. Dobroczynny wpływ Gotu koli na skórę można wykorzystać również w walce z cellulitem, ponieważ zwiększa elastyczność skóry i redukuje nadmiar tkanki tłuszczowej, który przyczynia się do powstawania znienawidzonej przez kobiety „pomarańczowej skórki”. Preparaty z wąkroty stosuje się też przy leczeniu oparzeń.
Na poprawę pamięci
Gotu kola działa zbawiennie nie tylko na skórę. Ziele to jest również bogatym źródłem magnezu, kwasu glutaminowego i seryny, które mają ogromne znaczenie dla prawidłowego funkcjonowania naszego mózgu. Nic więc dziwnego, że wąkrota azjatycka bywa nazywana pożywieniem dla mózgu. Działa pobudzająco na układ nerwowy, poprawia funkcjonowanie pamięci, koncentrację, odżywia i regeneruje szare komórki. Jest zalecana wszystkim osobom, które w krótkim czasie muszą opanować duże partie materiału pamięciowego (uczniowie, studenci) lub pracują bardzo intensywnie umysłowo. Pozwala też lepiej radzić sobie ze stresem i w mniejszym stopniu odczuwać jego skutki. Wystarczy raz dziennie wsypać pół łyżeczki proszku Gotu koli (około 12 zł za 50 gram) do jogurtu czy mleka, aby odczuć dobroczynne skutki. Można również pić herbatę z wąkroty azjatyckiej (około 20 zł za 100 gram). Ziele to jest składnikiem wielu mieszanek do sporządzania naparów, które mają poprawiać pamięć i koncentrację. Jest również polecane w profilaktyce i leczeniu choroby Alzheimera.
Na obrzęki, żylaki i bóle stawów
Gotu kola jest także zalecana osobom, które pracują w pozycji stojącej lub siedzącej. Długotrwałe stanie lub siedzenie powoduje zaburzenia w przepływie krwi w kończynach dolnych i w konsekwencji do powstania bolesnych i mało estetycznych żylaków. Preparaty z Gotu kola na żylaki (około 30 zł za 100 ml) wcierane kilka razy dziennie w miejsca zmienione chorobowo pomagają przywrócić prawidłowe krążenie krwi, wyrównać jej ciśnienie i wzmocnić naczynia krwionośne. Przyspieszają również wchłanianie krwiaków i gojenie się ran. Triterpentyny, czyli związki chemiczne, które zawiera wąkrota azjatycka, zwiększają produkcję kolagenu w kościach i stawach, i dlatego żele z Gotu kola są zalecane osobom, które skarżą się na bóle reumatyczne i bóle stawów.
Prawidłowo stosowane suplementy diety poprawiają nasze samopoczucie oraz kondycję. Wiele z nich ma działanie potwierdzone od tysięcy lat, jak na przykład Gotu kola – dobrze znana w Azji i coraz bardziej popularna również w innych częściach świata. | Gotu kola, czyli wąkrota azjatycka – na skórę, umysł, krążenie i stawy |
Z pewnością chcesz, aby twój dom ładnie pachniał. Martwisz się, gdy przychodzą goście, czy nie czują jakichś nieprzyjemnych zapachów. Jest to szczególnie uciążliwe, gdy masz w domu psa, kota, królika albo inne zwierzątko. Obecnie dostępnych jest sporo środków, które rozwiążą problem brzydkich zapachów raz na zawsze. Naturalne sposoby na ładny zapach
Istnieje wiele naturalnych sposobów na ładny zapach. W kuchni przykładowo możesz gotować na wolnym ogniu cynamon i goździki wymieszane z cukrem albo otworzyć słoik ze świeżo zmieloną kawą i postawić go w niewidocznym miejscu. Dobrym pomysłem jest też hodowanie mocno pachnącego kwiatu, na przykład hoi. Jej kwiaty wydzielają tak intensywną woń, że zneutralizują wszystkie inne zapachy. Podobnie, choć już nie w takim stopniu, zadziałają różne pielęgnowane w doniczkach zioła. Wszystkie te sposoby są jednak dość kłopotliwe i czasochłonne. Jeżeli potrzebujesz czegoś szybszego, zastanów się nad środkami, które możesz kupić już gotowe.
Odświeżacze powietrza
Jest ich ogromny wybór. Możesz spotkać odświeżacze w aerozolu, żelowe, w formie świec zapachowych, a nawet elektroniczne i kompaktowe. Odświeżacze w aerozolu, pomimo dość dużej wydajności, działają krótko i trzeba je często rozpylać. Wygodniejszym rozwiązaniem są odświeżacze żelowe. W przeciwieństwie do aerozolowych nie trzeba ich ręcznie rozprowadzać. Cały czas samodzielnie wydzielają zapach. Ich wadą jest to, że dosyć szybko się zużywają. Nie wydzielają też zapachu równomiernie. Pod koniec jest on o wiele mniej wyczuwalny. Odświeżacz w formie świecy zapachowej bardzo dobrze sprawdzi się na stole podczas posiłku. Jego użytkowanie na co dzień byłoby jednak bardzo drogie. Dużą popularnością cieszą się odświeżacze elektryczne i kompaktowe.
Odświeżacze elektryczne i kompaktowe
Za odświeżacz elektryczny zapłacisz więcej niż za wymienione wcześniej produkty. Cenę wynagradza jednak jego duża wydajność oraz skuteczność w neutralizowaniu brzydkich zapachów. Jest również bardzo wygodny w użytkowaniu. Odświeżacz elektryczny wystarczy włożyć do kontaktu, żeby równomiernie zaczął wydzielać delikatny zapach. Zdecydowanie najdroższym ze wszystkich odświeżaczy powietrza jest odświeżacz kompaktowy. Powodem jest jego bardzo zaawansowany systemem działania. W takim odświeżaczu możesz sam zaprogramować czas rozpoczęcia i zakończenia aktywności dozownika. Ponadto dowolnie ustalasz odstępy pomiędzy kolejnymi rozpyleniami. Możesz go też ustawić tylko na określone dni.
Aromatyczne świeczki i kadzidełka
Oprócz odświeżaczy powietrza możesz zastosować w swoim domu jeszcze inne produkty zapachowe. Nie będą one tak trwałe jak odświeżacze, jednak regularnie stosowane napełnią twój dom ładnym, delikatnym aromatem. Jednym z nich są świeczki zapachowe. Zapalone wprowadzają tez bardzo miły, romantyczny nastrój w całym domu. Odstraszają również owady. Podobnie działają kadzidła, choć nie są przy tym jednocześnie, tak jak świeczki, źródłem światła. Zapach kadzideł jest jednak intensywniejszy, ciężki i orientalny. Nie każdy go lubi.
Olejki eteryczne
Bardzo ładny zapach wydzielają olejki eteryczne. Możesz je stosować w różny sposób, na przykład postawić w pokoju miskę z suszonymi kwiatami. Suszki skrapia się wybranym olejkiem. Zapachy olejków są rozmaite. Na pewno nie będziesz miał problemów z dobraniem takiego, który będzie ci odpowiadał. Olejki eteryczne to również doskonały sposób na pięknie pachnącą szafę. Wystarczy do niej włożyć specjalną saszetkę o określonym zapachu.
Odpowiednie środki czystości
Jeżeli chcesz, żeby twój dom pachniał, musisz używać też odpowiednich środków czystościowych. Powinny pachnieć świeżością. Jest to szczególnie ważne w przypadku produktów do łazienki, kuchni i podłóg. Ich aromat roznosi się po całym domu. Dlatego musi być przyjemny dla wszystkich domowników.
Zapach w mieszkaniu jest bardzo ważny. Dlatego powinieneś o niego odpowiednio zadbać. Wybierz aromat, który nie będzie ani zbyt delikatny, ani za ciężki. Dopasuj również najlepszy dla siebie sposób uwalniania zapachu i ciesz się pięknie pachnącym domem. | Co zrobić, aby dom pięknie pachniał? |
Jedni uważają, że to wspaniałe remedium na brzuszkowe problemy niemowląt. Inni, że to tak zwany „pic na wodę”. Czy cieszące się coraz większą popularnością butelki antykolkowe rzeczywiście pomagają ograniczyć tę przykrą dolegliwość, jaką jest kolka niemowlęca? Rodziców szukających magicznego leku na kolkę muszę rozczarować – nie ma jednego i skutecznego antidotum na tę niemowlęcą dolegliwość. Dlaczego? Ponieważ, mimo wielu badań i ogromnego postępu medycyny, przyczyny kolki niemowlęcej pozostają nadal wielką tajemnicą. Istnieje zarówno wiele teorii na jej temat, jak i różne środki i metody radzenia sobie z nią. Niestety to, co sprawdza się w przypadku jednego dziecka, niekoniecznie przyniesie ulgę drugiemu.
Aby ulżyć maluchowi, zdesperowani rodzice szukają cudownego remedium. Jak się wydaje, pomóc może specjalna butelka antykolkowa. Jej producenci przekonują, że wpływa na zmniejszenie stopnia rozdrażnienia dziecka oraz częstotliwość występowania kolek.
Czym jest kolka i jakie są sposoby jej zwalczania?
Nie ma jasnej definicji kolki. Najczęściej przyjmuje się, że kolka to niemowlęca dolegliwość objawiająca się napadowym, trudnym do ukojenia, nierzadko przeradzającym się we wrzask płaczem dziecka. Zaczyna się zwykle w drugim lub trzecim tygodniu życia i trwa do około trzeciego miesiąca.
W jaki sposób odróżnić zwykły płacz od kolki? Kolka ma charakter cykliczny. Trwa zwykle dwie, trzy godziny (najczęściej późnym popołudniem i wieczorem) i powtarza się codziennie. Kolce towarzyszą także typowe dla niej objawy, tj. podkurczanie nóżek, zaciskanie piąstek, prężenie ciała i ogólnie podwyższona aktywność.
Wśród różnych teorii na temat przyczyn występowania kolek u niemowląt najczęściej wskazuje się na nierozwinięty układ pokarmowy i zaburzenia żołądkowo-jelitowe. Nadmierna ilość połykanego podczas jedzenia powietrza powoduje wzdęcia i bóle brzucha. Nie jest to jednak jedyna teoria. Potencjalnych przyczyn występowania kolki u niektórych dzieci jest znacznie więcej. Wskazuje się m.in. na nadwrażliwość na białka mleka krowiego i białka sojowe, refluks – gdy odpływ treści pokarmowej podrażnia przełyk, nadmiar bodźców czy stres świeżo upieczonych rodziców.
Istnieje wiele metod radzenia sobie z tą przykrą dolegliwością. Od kołysania na rękach, wożenia w wózku, przez kąpiele w ciepłej wodzie, masaż brzuszka, po różnego rodzaju herbatki ziołowe i środki farmakologiczne. Jeśli mama karmi piersią, przyczyny można szukać w jej diecie. Warto na jakiś czas zrezygnować z potraw mlecznych, ostrych przypraw czy składników powodujących wzdęcia i sprawdzić, czy kolka nie ustąpi. Bardzo często stosowanym sposobem jest także używanie do karmienia dziecka specjalnej butelki antykolkowej.
Co warto wiedzieć o butelkach antykolkowych?
Butelki tego typu różnią się od zwykłych butelek tym, że posiadają specjalny system zapobiegający przedostawaniu się pęcherzyków powietrza do mleka. Połykane przez dziecko powietrze może powodować wzdęcia, bóle brzucha i problemy z trawieniem, a tym samym powodować kolkę. Butelka antykolkowa ma za zadanie wyeliminować te przykre dolegliwości.
Na rynku znajdziemy kilka modeli butelek z systemem odpowietrzającym. Różnią się one jednak zastosowaną w nich technologią. Niektóre posiadają specjalny zaworek odpowietrzający w smoczku, inne wentylowaną podstawę, a jeszcze inne specjalną rurkę odpowietrzającą. Innym rozwiązaniem są butelki zakrzywione do góry. Dzięki takiej budowie po przechyleniu butelki w smoczku nie zbiera się powietrze.
Najpopularniejsze butelki antykolkowe
AVENT – Najczęściej wybieraną przez użytkowników portalu Allegro butelką antykolkową jest Philips Avent Natural. To nowy, ulepszony model butelek dla niemowląt tego producenta. Butelka stworzona została przede wszystkim z myślą o tych mamach, które chcą łączyć karmienie piersią i butelką. Temu służyć ma przede wszystkim innowacyjny, przypominający swym kształtem pierś mamy smoczek. Dodatkowo specjalne płatki znajdujące się wewnątrz smoczka zapewniają mu miękkość i giętkość oraz zapobiegają jego zapadaniu podczas łapczywego picia.
Butelka posiada specjalny system odpowietrzający w postaci podwójnego zaworu odprowadzającego powietrze do wnętrza butelki zamiast do brzuszka malucha.
Butelka Philips Avent Natural dostępna jest w trzech rozmiarach: 125 ml, 260 ml i 330 ml.
Poza butelką Philips Avent Natural producent posiada w swojej ofercie także butelki Philips Avent Classic. Te także posiadają specjalny system antykolkowy.
Philips Avent Natural kupimy już za około 15 zł.
Dr Brown’s – Butelka amerykańskiego producenta jest coraz bardziej popularna w Polsce. Opatentowany system odpowietrzania Natural Flow jest jedynym systemem eliminującym nie tylko pęcherzyki powietrza, ale także próżnię występującą w większości butelek do karmienia niemowląt. Dzięki temu karmienie butelką Dr Brown’s najbardziej przypomina naturalne karmienie piersią.
Dzięki innowacyjnemu dwuczęściowemu systemowi antykolkowemu powietrze kierowane jest przez specjalną nasadkę oraz rurkę w stronę dna butelki, sprawiając, że znajduje się ono ponad powierzchnią mleka i nie miesza się z pokarmem.
System ten nie tylko pomaga zmniejszyć problemy związane z kolką czy gazami, ale także zachować niezbędne składniki odżywcze w pokarmie.
Butelka Dr Brown’s Natural Flow dostępna jest w dwóch wersjach – z wąską oraz szeroką szyjką oraz w trzech rozmiarach: 60 ml, 120 ml i 240 ml.
Skomplikowany system odpowietrzający sprawia niestety, że wielu rodziców ma trudności z utrzymaniem butelki w czystości. Dużą uciążliwością jest także słabo czytelna skala.
Ci, którzy chcą kupić butelkę Dr Brown’s, muszą liczyć się z wydatkiem około 20 zł.
Tommee Tippee – W butelkach Tommee Tippee Anti-Colic Plus system odpowietrzający przypomina ten, który znajduje się w butelkach Dr Brown’s. Składa się on bowiem z zaworka oraz specjalnej rurki. Dodatkowo smoczek przypominający kształtem maminą pierś ułatwia dziecku picie mleka z butelki i nie zaburza naturalnego karmienia piersią.
Dużym atutem butelek Tommee Tippee jest wewnętrzny termometr. Rurka odpowietrzająca nie tylko ma za zadanie minimalizować problemy trawienne, ale także pełni funkcję termometru – zmienia kolor, gdy temperatura mleka przekroczy zalecane 37°C.
Decydując się na butelkę Tommee Tippee, mamy do wybory dwie pojemności: 150 ml oraz 260 ml.
Na Allegro Tommee Tippee Anti-Colic Plus kupimy już za około 15 zł.
MAM – Wśród butelek antykolkowych na szczególną uwagę zasługuje butelka MAM Anti-Colic. To jedyna na naszym rynku butelka do karmienia niemowląt z odkręcanym dnem. Dzięki temu mycie butelki nie sprawia żadnych trudności. Co więcej, butelka ta posiada funkcje samosterylizacji w mikrofali.
W innowacyjnym dnie zostały umieszczone także specjalne otwory odpowietrzające. Regulują one ciśnienie wewnątrz butelki i zapewniają równomierny przepływ pokarmu bez pęcherzyków powietrza.
Butelki MAM wyróżniają się nie tylko jakością, ale także wyjątkowym designem. Występują w dwóch rozmiarach – 160 ml oraz 260 ml oraz czterech wersjach kolorystycznych.
Niestety w porównaniu z poprzednimi modelami, butelka MAM Anti-Colic jest najdroższa.
BabyOno - Polską odpowiedzią na kolkowe dolegliwości jest butelka antykolkowa BabyOno. Posiada ona potrójny system odpowietrzania smoczka, a jego elastyczna konstrukcja sprawia, że wydłuża się podczas karmienia, imitując ssaną pierś.
Butelka wyróżnia się nowoczesnym i przyjemnym dla oka designem oraz czytelną podziałką, umożliwiającą odmierzanie odpowiedniej porcji płynu.
Butelka antykolkowa BabyOno występuje w dwóch pojemnościach – 120 ml i 240 ml.
Na Allegro butelka ta kosztuje niewiele ponad 10 zł.
Podsumowanie
Jeżeli waszemu dziecku dokucza kolka, warto wypróbować butelkę antykolkową. Musicie jednak pamiętać, że butelka z systemem odpowietrzającym eliminuje tylko jedną potencjalną przyczynę kolki – nadmiar połykanego przez niemowlę powietrza. Tymczasem przyczyn może być znacznie więcej i wtedy zakup nawet najlepszej butelki antykolkowej nic nie pomoże. Pewnym pocieszeniem dla tych, którzy cudownego remedium na kolkę nie znaleźli, może być fakt, że kolka to stan przejściowy i prędzej czy później przemija. | Butelki antykolkowe. Czy rzeczywiście pomagają zwalczyć kolkę? |
Coraz więcej Polaków kupuje auta z automatycznymi skrzyniami biegów. Nie ma co się dziwić – to świetne rozwiązanie, wygodne i praktyczne. Ale automatyczna skrzynia wymaga regularnego serwisu i wymiany oleju. Jak się za to zabrać? „Na leniucha”
Jazda „na leniucha”, czyli bez manualnej zmiany biegów, to cudowna sprawa. To rozwiązanie sprawdza się w mieście, gdy nie musimy wciskać sprzęgła i wachlować wajchą zmiany biegów. Po kwadransie czy dwóch w korku każdy doceni zalety automatu. Lewa noga odpoczywa, ruszamy bez szarpania, płynnie. Automatyczna skrzynia przydaje się też w trasie, samodzielnie dobierając odpowiednie przełożenia i jednocześnie maksymalizuje osiągi oraz optymalizuje zużycie paliwa.
Jest jednak grupa użytkowników niezbyt chętnie nastawionych do „leniwej” skrzyni. Podkreślają oni nieco większe niż w manualu zużycie paliwa oraz awaryjność. Zużycie paliwa faktycznie jest odrobinę większe, za to awaryjnością bywa różnie. W wielu przypadkach za problemy odpowiedzialni są sami kierowcy, którzy niezbyt się przejmują jakością wlewanego do skrzyni oleju oraz terminami jego wymiany. A to bardzo kosztowny błąd. Koszty remontu automatycznej skrzyni biegów mogą sięgnąć kilku, kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Podczas wymiany oleju w skrzyni biegów należy bardzo dokładnie przestrzegać zaleceń producenta pojazdu, a na samym oleju nie oszczędzać. Kilkadziesiąt złotych różnicy to w tym wypadku żadna różnica. Z reguły producenci aut zalecają pierwszą wymianę oleju w skrzyni po 60–70 tysiącach km, czasem dociągają aż do 100 tysięcy km. Następne wymiany powinny się odbywać również wedle ich wskazań, na ogół jest to ok. 30 tysięcy km przebiegu. Pamiętajmy jednak, że auto, które jeździ w trudnych warunkach (dużo po mieście, pod obciążeniem, ciągnie przyczepę itd.), może wymagać nieco częstszej wymiany oleju przekładniowego.
Co lejemy?
Oleje do automatycznych skrzyń biegów określa się zbiorczo skrótem ATF (Automatic Transmission Fluid). Same skrzynie dzielą się na tradycyjne, hydrokinetyczne (AT), sekwencyjne (AMT i DCT) oraz bezstopniowe (CVT). Jasne jest, że do każdej lejemy inny olej. Stopień skomplikowania problemu jest jednak większy – w zasadzie każdy producent samochodu ma własne wytyczne co do parametrów oleju. Inne płyny lejemy do BMW, inne do volkswagenów, inne do aut amerykańskich. Co zrobić, jeśli nie wiemy, jaki olej powinniśmy kupić? Przede wszystkim sprawdzić w instrukcji obsługi pojazdu. Ta informacja czasem jest trudna do znalezienia, równie dobrze możemy się więc posłużyć wytycznymi producenta oleju. Każda szanująca się firma udostępnia odpowiednie wyszukiwarki.
W pewnym przybliżeniu możemy jedynie napisać, że podstawową specyfikacją jakościową jest Dexron, opisywany skrótem DX i cyfrą rzymską. Opracował ją koncern General Motors, ale są i inne – Ford posługuje się normami Mercon, Daimler – ZF.
Oleje do skrzyń automatycznych produkują te same firmy, które opracowują mieszanki do smarowania silników. Z dużą dozą zaufania możemy podejść do olejów Mobil, Castrolczy Elf. Popularnością cieszą się też ATF-y marki Ravenoloraz Hipol.
Oczywiście podczas wyboru samej marki oleju możemy się posiłkować opiniami użytkowników aut tego samego modelu. To w zasadzie jedyna fanaberia, na jaką możemy sobie w tym temacie pozwolić. Samą wymianę oleju w skrzyni biegów możemy wykonać samodzielnie, ale bezpieczniej udać się z tym do mechanika. On też będzie wiedział, co zrobić ze starym, przepracowanym olejem. | Najlepsze oleje do automatycznych skrzyń biegów |
Wprowadzony stosunkowo niedawno obowiązek używania świateł mijania przez całą dobę, także w sezonie letnim, od początku budził wiele kontrowersji. Kierowcy narzekali na większe zużycie paliwa i duże obciążenie akumulatora, który zwłaszcza w starych autach nie zdążał naładować się nigdy do pełna. Kontrowersje budziły też względy bezpieczeństwa. Okazało się bowiem, że światła mijania zapalane w dzień, nie zawsze służyły jego poprawie. Wszystkie wątpliwości związane z jazdą na światłach przed zapadnięciem zmroku skłoniły koncerny samochodowe do opracowania specjalnego typu oświetlenia. Obecnie nowe samochody wyposażone są w fabrycznie montowane światła do jazdy dziennej, które zużywają minimalne ilości prądu i nie obciążają akumulatora. Ponadto nowoczesne światła do jazdy dziennej to zazwyczaj diody Led o określonych parametrach. Zwiększają one widoczność samochodu, ale nie oślepiają innych kierowców. Kupując nowy samochód, nie musimy się dzisiaj martwić o odpowiednie oświetlenie na określoną porę. Jednak większość z nas posiada samochody kilkuletnie lub starsze, w których nie ma fabrycznie zamontowanych świateł do jazdy dziennej. Jak zatem poprawnie używać świateł mijania? Czy wyposażyć samochód w dodatkowe oświetlenie? A może po prostu wymienić żarówki? Postaramy się wskazać najkorzystniejsze możliwości.
Montaż dodatkowych świateł
Zakup dodatkowych świateł do jazdy dziennej to wydatek, który zazwyczaj nie przekracza dwustu złotych. W trosce o akumulator i zużycie paliwa można zatem pokusić się o montaż specjalnych świateł do jazdy dziennej. Należy jednak pamiętać, że muszą one spełniać określone warunki. Przede wszystkim oświetlenie dzienne można montować tylko z przodu auta i musi ono uruchamiać się wraz z tylnymi światłami pozycyjnymi. Ponadto światła powinny wyłączać się w momencie uruchomienia świateł mijania lub drogowych. Światła do jazdy dziennejmuszą być symetryczne, odpowiednio zamontowane i posiadać barwę białą o ściśle określonych parametrach. Ich układ na karoserii oraz odległość od powierzchni drogi zostały określone odpowiednim rozporządzeniem. Każde odstępstwo od przepisów może narazić nas na duży mandat. Dlatego, kupując dodatkowe światła do jazdy dziennej, warto rozważyć możliwość zamontowania ich w profesjonalnym warsztacie. Przy wyborze najbardziej pasującego modelu świateł do własnego samochodu należy sprawdzić, czy posiadają one homologację. Jeżeli na kloszu odnajdziemy literkę E będącą oznaczeniem europejskiej homologacji, mamy pewność, że światła są dopuszczone do użytku na terenie Unii Europejskiej.
Żarówki do świateł mijania
Wszystkim właścicielom starszych pojazdów, którzy nie chcą inwestować w dodatkowe oświetlenie, pozostaje jazda na światłach mijania. Jednak nawet korzystając ze standardowego, fabrycznego oświetlenia, możemy nieznacznie manipulować jego parametrami. Koncerny produkujące oświetlenie samochodowe kuszą klientów, oferując żarówki generujące intensywniejsze światło lub posiadające zwiększoną moc.
I tutaj na właścicieli pojazdów czyha sporo pułapek. Okazuje się bowiem, że żarówki te szybciej się przepalają lub pobierają zbyt wiele energii elektrycznej. Mogą też powodować niestabilne działanie całej instalacji zwłaszcza, jeśli pochodzą od mało znanych producentów. Najważniejsze jest zatem kupienie żarówek uznanej marki, która oferuje produkty posiadające sprawdzoną jakość. Dodatkowo warto także sprawdzić, czy na opakowaniu umieszczona jest literka E, upewniająca nas o posiadaniu homologacji europejskiej.
Więcej nie znaczy lepiej
Wielu producentów oferuje żarówki o zwiększonej mocy. Na pudełkach różnych marek możemy znaleźć oznaczenia z plusem: plus 20 procent, plus 110 itp. Nie warto jednak decydować się bez zastanowienia na zakup żarówki o podwyższonych parametrach. Musimy wziąć pod uwagę kilka kwestii. Przede wszystkim należy zdać sobie sprawę z tego, że większa moc światła to krótsza żywotność żarówki. Produkty dające mocniejsze światło zużywają się szybciej, ponieważ zainstalowany w nich żarnik po prostu szybciej przepala się. Dlatego nie warto inwestować w żarówkę dającą jaśniejsze światło, kiedy jej wymiana jest kłopotliwa lub wiąże się z wizytą w warsztacie. Najlepiej wtedy stosować oświetlenie zgodne z tym, jakie zaleca producent pojazdu. Taka standardowa żarówkaposłuży nam o wiele dłużej, a w niektórych przypadkach nawet kilka lat. Jeżeli podróżujemy często w nocy i zależy nam na bezpieczeństwie, możemy pokusić się o zakup żarówki o lepszych parametrach. Musimy być jednak przygotowani na jej częstszą wymianę i zawsze wozić zapas ze sobą.
Bez względu na to, czy zdecydujemy się montować dodatkowe oświetlenie do jazdy dziennej, czy pozostaniemy przy fabrycznych światłach mijania pamiętajmy, że oświetlenie samochodu służy przede wszystkim zapewnieniu odpowiedniej widoczności dla nas i innych użytkowników ruchu. Niedopuszczalne jest zatem montowanie w samochodzie dodatkowych świateł, których stosowanie nie zostało określone odpowiednimi przepisami. Nielegalna jest ponadto zamiana zwykłych żarówek H5 czy H7 na palniki ksenonowe. Nie warto także ryzykować zakupu żarówek o specjalnych parametrach lub zmienionej barwie, jeśli nie pochodzą one od uznanych producentów i nie posiadają homologacji. Przygotowując pojazd do sezonu letniego, warto zatem sprawdzić działanie świateł i dobrać najbardziej odpowiednie żarówki. | Światła do jazdy dziennej. Jakie żarówki wybrać na sezon letni? |
Za oknem ponad 30 stopni Celsjusza, żar leje się z nieba, a ty odbywasz trening… Odwodnienie organizmu jest w takich warunkach bardzo prawdopodobne. Aby mu zaradzić, trzeba regularnie pić wodę. Ale jak to robić w trakcie biegu lub jazdy na rowerze? Dietetycy, eksperci medycyny sportowej, trenerzy i zawodnicy dowodzą, że w wysokiej temperaturze powolne, ale systematyczne dostarczanie małych ilości wody (łyk co kilka minut) działa efektywniej i powoduje mniejsze zmęczenie niż picie dużych porcji w dłuższych odstępach czasu. Organizm człowieka jest w stanie przyswoić maksymalnie litr wody na godzinę w komfortowych warunkach, ale podczas intensywnego wysiłku ta ilość maleje.
W związku z tym najlepszym i najprostszym sposobem na uzupełnianie płynów w trakcie biegu, marszu czy jazdy na rowerze jest korzystanie z przeznaczonych do tego pojemników, np. bidonów, pasów biodrowych z pojemnikami na wodę. Dobrym rozwiązaniem jest używanie camelbagów, czyli elastycznych zbiorników na wodę, zamontowanych w anatomicznie dopasowanym plecaku wyposażonym w rurkę, przez którą pobieramy wodę podczas aktywności.
Dobry pojemnik na wodę musi spełniać kilka kryteriów: być szczelny, wyposażony w szeroki wlew ułatwiający jego napełnienie w niesprzyjających warunkach, wytrzymały na uderzenia, nie wpływać na smak płynu, być łatwy do umycia i pozwalać na komfortowe picie w ruchu.
Ze względu na szeroką ofertę w niniejszym przeglądzie będziemy kierować się ceną.
W ofercie USWE
box:offerCarousel
USWE 2018 Camel Bag XC Hydro 1,5
Firma USWE powstała w 2007 r. Jak czytamy na oficjalnej stronie, sprzedaje plecaki projektowane i wytwarzane przez kolarzy górskich dla kolarzy górskich. Firma USWE reklamuje swoje produkty sloganem „Nigdy więcej tańczącej małpy”. Plecak jest wyposażony w rozwiązanie, w którym szelki są spięte czteropunktowym zaczepem wyglądającym jak zapięcie rajdowych pasów bezpieczeństwa. To flagowy element każdego plecaka tej firmy. Został opatentowany. Zaczep sprawia, że regulacja szelek jest optymalna. Szelki są regulowane za pomocą rzepów. Zrobiono je z elastycznego materiału, który sprawia, że plecak bardzo dobrze przylega do ciała i nie występuje efekt bujania. Plecak został wykonany z bardzo dobrej jakości wodoodpornych materiałów. Ze względu na minimalistyczny charakter może spodobać się wielu użytkownikom. Wyposażono go w wymienialny bukłak o pojemności 1,5 litra, wykonany z materiałów niezawierających toksycznych dodatków, co sprawia, że nie zmienia smaku wody. Waży 320 g. Nie jest to najlepszy wynik – bardziej nadaje się więc dla kolarzy niż biegaczy. Plecak ma użyteczną kieszeń na telefon komórkowy oraz dodatkową przegrodę, do której można zapakować np. kurtkę przeciwdeszczową, żele i batony energetyczne. Sprawia wrażenie solidnego i wygląda estetycznie. Jego dużą zaletą jest stosunek jakości do ceny.
USWE Camel Bag H1 0,5L Handsfree
To superlekki, wykonany z dobrej jakości materiałów model. Jednak jego niska waga powoduje, że jest on bardzo delikatny i raczej nie jest dobrym wyborem, jeśli szukamy zestawu, który ma nam służyć przez długie lata. Wyposażony w 0,5-litrowy bukłak jednorazowego użytku, który można w łatwy i szybki sposób zdemontować. Również jest wyposażony w czteropunktowy zaczep szelek. Szelki nie mają regulacji od góry na ramionach. Można regulować je tylko wokół klatki piersiowej, co potencjalnie stwarza problem dla użytkowników o bardziej obfitych kształtach. Zestaw zawiera ustnik (nie trzeba więc używać rąk do podtrzymywania rurki) i dwa półlitrowe wymienialne bukłaki. Jego design jest agresywny (krzykliwy żółty kolor). Specyfika tego modelu sprawia, że jest on przeznaczony do użytku w zawodach biegowych. Jego cena w stosunku do pojemności i przewidywalnej odporności na zużycie jest raczej wysoka.
Plecak Rebelhorn Challenge Grey Black
box:offerCarousel
Model z najniższej półki cenowej, o czym należy pamiętać. Wyposażony w zbiornik na wodę o pojemności 1,5 litra. Jest wykonany z nie najwyższej klasy materiału, co powoduje, że zmienia smak magazynowanej w nim wody. Szelki mają regulację, jednak nie przylegają należycie do ciała i powodują, że w trakcie biegu plecak się buja. Materiał jest relatywnie ciężki i nie jest wodoodporny, co potęguje wrażenie ciężkości w trakcie wysiłku lub deszczu. Po kilku użyciach przesiąka potem i ma nieprzyjemny zapach. Wyposażono go w dodatkową kieszeń wielkości bukłaka, w której możemy umieścić niezbędne elementy potrzebne na szlaku czy trasie. Jego wygląd i użyte kolory również nie są przemyślane. Podsumowując, jest to ekonomiczna alternatywa dla droższych zestawów i najlepiej nadaje się do pieszych wypraw.
Plecak rowerowy 4F PCR 001 SS18
box:offerCarousel
Wykonany z poliestru. Waga ok. 200 g. Materiał użyty do jego wykonania jest średniej jakości, ale wodoodporny. Zawiera zbiornik na wodę o pojemności 6 litrów, niestety, tak jak poprzedni model, zmienia smak wody. Szelki z siatki sprawiają, że ramiona się nie pocą w trakcie wysiłku. Niestety to rozwiązanie może skutkować niską odpornością. Mocowanie szelek zostawia wiele do życzenia i może doprowadzić do ich urwania w wyniku długotrwałego użytkowania. Posiadają prostą regulację na zatrzaski i regulowany pas piersiowy – takie rozwiązanie powoduje że w trakcie biegu występuje efekt bujania. Pomimo że szelki są profilowane, nie wpływa to na poprawę komfortu użytkowania. W plecaku zamontowano trzy kieszenie: na bukłak, na akcesoria i dodatkową na drobne przedmioty. Jak sama nazwa wskazuje jest zestaw przeznaczony do wypraw rowerowych i ze względu na pojemność bukłaka mogą to być bardzo długie wyprawy. Jego cena sprawia, że wszystkie mankamenty konstrukcyjne przestają mieć znaczenie. | Przegląd camelbagów |
Pierwsza część bestsellerowej serii króla horroru zaprasza nas do niezwykłego świata poza czasem i przestrzenią. To King w szczytowej formie. Jeśli z bibliografii tak obszernej jak ta, której autorem jest Stephen King, mamy wybrać dzieło najważniejsze, to będzie nim właśnie cykl „Mroczna Wieża”. Sam król horroru uważa ją za swoje opus magnum najlepiej przedstawiające jego pisarski kunszt i maestrię. Dla fanów pisarza „Roland”, czyli pierwsza część tej sagi, jest więc niezwykle istotną, jeżeli nie najważniejszą powieścią w dorobku Kinga. Niedawno przeniesiono ją na wielki ekran i chociaż filmowa wersja zebrała kiepskie recenzje, to pomogła ponownie rzucić światło na swój książkowy pierwowzór.
Ostatni rewolwerowiec
„Człowiek w czerni uciekał przez pustynię, a rewolwerowiec podążał za nim” – tak zaczyna się „Roland”. Mimo banalnie brzmiącego zdania wprowadzającego, historia, jaką opowiada nam na kartach tej powieści King, na pewno nie ma nic wspólnego z banałem. Bo świat, jaki wykreował pisarz, od pierwszych słów wciąga i przejmuje władzę nad naszą wyobraźnią.
Świat ten jest mroczny, posępny i nieprzyjazny.
Tytułowy Roland, główny bohater całego cyklu, jest ostatnim pozostałym przy życiu Rewolwerowcem, i to przez wielkie R. Człowiekiem znającym Wyższą Mowę i posiadającym wiedzę oraz umiejętności wykraczające poza możliwości pozostałych ludzi. Zresztą w świecie, po którym wędruje, próżno szukać zwykłego człowieka. Zmiany, jakie w nim zaszły, niesamowite i trudne do wytłumaczenia załamanie czasu i jego przyspieszenie, załamanie granic innych światów równoległych, tworzą scenerię doprawdy niesamowitą.
Cały tom wypełnia pościg Rolanda za tajemniczym Człowiekiem w Czerni, którego tropi po jałowej, śmiertelnie niebezpiecznej pustyni oraz wyludnionych, przeklętych miasteczkach. W retrospekcjach poznajemy kilka wspomnień z jego młodości i dzieciństwa, gdy świat wyglądał jeszcze inaczej, normalnie. Nie wiadomo jednak, co doprowadziło do tych zmian – jest na to jeszcze za wcześnie. W pogoni tej cały czas pojawia się również motyw tytułowej Mrocznej Wieży, czyli głównego celu wędrówki Rewolwerowca. Poza nią nie liczy się tak naprawdę już nic. Roland jest świetnym przykładem kogoś, kto trochę za bardzo zatracił się w tej drodze do swojego celu. Skupił się na nim tak bardzo, że przysłonił mu inne, równie ważne wartości. Można nawet powiedzieć, że to sama droga staje się w pewnym momencie głównym celem tej wędrówki. Dotarcie do Mrocznej Wieży przestaje być tak ważne jak wędrówka, podążanie przez bezdroża za tajemniczym Człowiekiem w Czerni.
Bez trzęsienia ziemi
Napisana w osobliwym stylu Stephena Kinga – bez niego ta powieść byłaby zwyczajnie… nudna i mdła. To dzięki kunsztowi autora zyskuje i pobudza zainteresowanie czytelnika. Nie ma tu wprawdzie nic odkrywczego, nie dochodzi do żadnego trzęsienia ziemi, ale nie da się ukryć, że pierwszą część cyklu „Mroczna Wieża” nie tylko czyta się w ekspresowym tempie, ale również po dotarciu do ostatniej strony czujemy niedosyt i rozbudzony apetyt. Właściwie pozbawiona akcji książka działa jak dobrze zbudowany mechanizm pobudzający napięcie. Nie ma tu żadnego gwałtownego wybuchu, który na parę chwil wywróci nas z równowagi. Cały czas towarzyszy nam jednak poczucie, że czeka na nas jakaś eksplozja, coś zaraz się wydarzy. Aż prosi się o to, by sprawdzić, jak cała ta historia potoczy się dalej!
Nie ulega wątpliwości, że „Mroczna Wieża I: Roland” jest jedną z najważniejszych książek w bibliografii Kinga. Choć ma pewne słabości, doskonale obrazuje warsztat młodego pisarza z czasów, gdy pracował on nad swoimi wczesnymi utworami, jak choćby „Cmentarną szychtą”, „Maglownicą” czy „Szklaną podłogą”. Lektura jednego z najwcześniejszych utworów króla horroru przedstawia jego twórczość w innym odświeżającym świetle.
Źródło okładki: www.wydawnictwoalbatros.com | „Mroczna Wieża I: Roland” Stephen King – recenzja |
Subsets and Splits
No saved queries yet
Save your SQL queries to embed, download, and access them later. Queries will appear here once saved.