source
stringlengths 4
21.6k
| target
stringlengths 4
757
|
---|---|
„Call of Duty” i „Battlefield” wydają się rywalizować ze sobą na każdym polu, ale tak naprawdę to zupełnie różne gry, oferujące zupełnie inne doświadczenia. Zamiast dywagować, która z nich jest lepsza, o wiele właściwsze byłoby zadanie sobie pytania: „Która mi bardziej pasuje?”, choć nie oznacza to, że osiągnęły one perfekcję w swojej wypracowanej przez lata formule. Obie serie tak mocno zakorzeniły się w świecie gier, że największe emocje w graczach i mediach wydaje się budzić nie sama rozgrywka (która w obu przypadkach ewoluuje bardzo powoli), a wybór epoki historycznej (bądź futurystycznej), w której rozgrywać się ma akcja kolejnej odsłony danego cyklu. Czasem to właśnie tym kierują się gracze przy zakupie, nie biorąc pod uwagę, jak odmienne są te podobne do siebie na pierwszy rzut oka produkcje. Różnica pomiędzy Battlefieldem a Call of Duty jest mniej więcej taka jak między sportowym samochodem coupe a przestronnym kombi – bez wnikania, który z nich to która gra. Oba jadą do celu na czterech kołach, ale wrażenia z jazdy i ich funkcjonalność zawsze będą trochę inne. Co odróżnia więc CoD-a od BF-a?
Piechota kontra pojazdy
W czasach gdy sieciowe strzelaniny FPP polegały wyłącznie na bieganiu z karabinem w ręku, pierwszy Battlefield z 2002 roku pozwolił doświadczyć wojny na pełną skalę dzięki możliwości korzystania z pojazdów na obszernych, otwartych mapach (dostępne były czołgi, samoloty, a nawet okręty). To zresztą pozostało wizytówką serii po dziś dzień. Nie musimy decydować się na konkretną rolę żołnierza i tkwić w niej do końca. W każdym momencie jako piechur możemy wsiąść do najbliższego samolotu, czołgu, jeepa, śmigłowca czy łodzi i uczestniczyć w tej samej bitwie z zupełnie innej perspektywy. Co ważniejsze, obsługa wszystkich pojazdów jest nieskomplikowana i przystępna dla każdego. Choć stanie się asem lotnictwa potrafi być niezłym wyzwaniem, pilotowanie zostało bardzo mocno uproszczone.
Call of Duty nigdy nie próbowało rywalizować z Battlefieldem na tym polu, aczkolwiek pojazdy pojawiały się w tej produkcji na swój własny sposób. Wiąże się to z tzw. kill-streakami – za udaną serię zabójstw otrzymujemy w grze możliwość użycia specjalnego, potężnego ataku. Wiele z nich polega na wezwaniu wsparcia z powietrza, które dostarczają śmigłowce, samoloty lub drony. Nie ma tu jednak mowy o sterowaniu maszyną, a zaledwie o kilku sekundach potrzebnych na dobre wycelowanie i wciśnięcie spustu.
W Call of Duty: WWII w jednym z trybów sieciowych wystąpił także czołg, ale poruszał się on po z góry ustalonej trasie. Trudno to porównać do finezji lawirowania śmigłowcem nad polem bitwy w Battlefieldzie. Niemniej zarówno dobrze wymierzona rakieta kładąca wielu wrogów równocześnie, jak i użycie czołgowego km-u potrafią sprawić wiele satysfakcji.
Wojna na pełną i drobną skalę
Możliwość korzystania z pojazdów oznacza wojnę na zupełnie inną skalę. W Battlefieldzie, a zwłaszcza w jego głównym trybie podboju, mapy są ogromne i często trzeba dobiec lub podjechać na pole walki, by wejść w kontakt z wrogiem. Mamy też o wiele więcej czasu, by wyszukać odpowiednie stanowisko snajperskie czy wspomagać swoją drużynę zwiadem, raportując o pozycjach wrogich żołnierzy. Duża liczba graczy po każdej stronie oznacza jednak, że tak naprawdę jesteśmy tam tylko niewielkim trybikiem w wojennej machinie i często nasz wpływ na końcowy wynik gubi się gdzieś masie innych czynników. Taka anonimowość i wolniejsze tempo pozwalają mniej doświadczonym graczom powoli zapoznawać się z rozgrywką. Weterani z drugiej strony mogą wykorzystać ogromną głębię rozgrywki i dzięki współpracy z drużyną i taktyce realnie wpływać na wynik starcia.
Call of Duty z kolei oferuje wyłącznie potyczki oko w oko na bardzo bliskie odległości. Mecze są krótkie i konkretne, mapy niewielkie, a drużyny nieliczne, dlatego w CoD-zie wroga spotykamy już w kilka sekund od startu zabawy. Równie szybko giniemy i odradzamy się, by walczyć dalej. Tempo jest tu wyraźnie szybsze, ciągle trzeba biegać i mieć niezły refleks oraz odrobinę szczęścia, gdyż nawet jeśli jesteśmy dobrzy, i tak co jakiś czas wpakujemy się przypadkiem komuś prosto pod lufę. W niewielkich drużynach od razu widać, kto jak sobie radzi, dlatego próg wejścia dla nowych graczy jest tu nieco wyższy, ale zgrane klany mimo to znajdą tu spore pole do rywalizacji między sobą. Z drugiej strony gracze mają tutaj mniejsze niż w Battlefieldzie możliwości taktyczne, a współpraca nie jest aż tak istotna.
W efekcie mecz w Battlefieldzie jest dłuższy (choć są także dostępne bardziej dynamiczne tryby), a do Call of Duty można wskoczyć na krótką sesję i dobrze się bawić nawet wtedy, kiedy mamy ledwie kwadrans czy dwa.
Kampania, w którą nikt nie gra...
...ale każdy woli, żeby była. Fabularna historia dla samotnego gracza przez wiele lat stanowiła wizytówkę serii Call of Duty, a cykl Modern Warfare wniósł do świata gier jedne z najbardziej lubianych i charakterystycznych postaci – jak Ghost czy kapitan Price. Battlefield natomiast długo był grą bez kampanii, stawiającą tylko na zmagania sieciowe, a kiedy już ją wprowadzono – prawie każda okazywała się niezbyt udaną kopią formuły znanej z CoD-a, zapominaną zaraz po ukończeniu. Wyjątek stanowiły historie w podserii Bad Company, które do dziś uchodzą za niedościgniony wzór połączenia humoru, fabuły i akcji w strzelaninach. Co ciekawe, obecnie żadna gra nie chce powrócić do swoich najlepszych rozwiązań. Nadchodzące Black Ops IIII będzie pierwszym Call of Duty, w którym nie otrzymamy kampanii. Battlefield V tymczasem zaoferuje wojenne opowieści, krótkie niepowiązane ze sobą epizody, pokazujące wojnę z różnych perspektyw. Podobnie wyglądała kampania w Battlefieldzie I z 2016 roku. Które studio lepiej odgadło oczekiwania graczy? To okaże się tej jesieni.
Tryb zombie – od ciekawostki do fenomenu
Tryb zombie pojawił się w serii Call of Duty przy okazji gry z 2008 roku. Tam możliwość strzelania do żywych trupów miała być jedynie ciekawostką. W następnych częściach ta kooperacyjna forma zabawy była jednak rozwijana i dziś wielu graczy kupuje grę tylko po to, by wspólnie ze znajomymi zmagać się z kolejnymi falami zombie. Battlefield nie proponuje niczego podobnego.
Specjaliści w swojej klasie
Call of Duty i Battlefield zupełnie inaczej podchodzą do roli i rozwoju żołnierzy, w jakich wcielają się gracze na polu walki. CoD stawia na tzw. perki dające tylko sterowanej przez nas postaci konkretne bonusy, takie jak choćby szybsze przeładowania, więcej granatów czy większa odporność na ogień wroga. Battlefield natomiast pozwala wybrać klasę, której specjalne zdolności bardziej przydają się całej drużynie. Jako żołnierz wsparcia możemy podrzucić towarzyszom amunicję, a medyk reanimuje poległych i przyspiesza leczenie, rozdając apteczki. Mamy tu więc dość wyraźny podział na mechaniki wspierające grę indywidualną (CoD) i zespołową (Battlefield), ale każda z nich dobrze pasuje do odmiennego tempa i skali rozgrywki każdej z gier.
Niby podobne, ale jednak inne
Podsumowując, każda z gier jest strzelaniną z widokiem z perspektywy pierwszej osoby. Podobna jest broń i okresy historyczne, w których rozgrywa się akcja, oba tytuły stawiają też na starcia w sieci kosztem kampanii dla jednego gracza. Różni je jednak znacznie tempo rozgrywki, wielkość map, rola pojazdów oraz liczba graczy, a co za tym idzie – nacisk na zabawę drużynową lub swobodę bycia samotnym wilkiem. Decyzja, czy zagracie w Call of Duty, czy w Battlefielda należy tylko do Was. A może obie gry wydadzą się Wam równie ciekawe? | „Call of Duty” czy „Battlefield” – którą strzelankę FPP wybrać? |
Warto zadbać o wakacyjną równowagę, planując sportowe aktywności podczas urlopu – takie, które pozwolą nam aktywnie wypocząć, nie męcząc nas za bardzo. Poniżej kilka sportowych propozycji dla każdego. Jak ryba w wodzie
Wakacje nad morzem mają nam do zaoferowania znacznie więcej poza wylegiwaniem się na gorącej plaży. Nawet jeśli woda w Bałtyku nie należy do najcieplejszych, krótkie sesje pływania w ciągu plażowych godzin mogą znacznie poprawić naszą wakacyjną kondycję i samopoczucie. W ciągu pracującego lub szkolnego dnia, często nie możemy sobie pozwolić na dodatkową godzinę spędzaną na basenie. Być może nie stać nas na to również finansowo. Dlatego też warto wykorzystać okazję do pływania podczas wakacji spędzanych nad wodą. Sport ten jest nie tylko przyjemny, ale pozytywnie wpływa na nasz cały organizm. Pływając, odciążamy stawy i kręgosłup, wzmacniając jednocześnie mięśnie całego ciała. Dzieci z wadami postawy mogą w ten sposób znacząco je skorygować, a osoby starsze pozbyć się bólu pleców. Wchodząc do wody podczas gorącego plażowania, pamiętajmy jednak, aby oswajać nasze ciało powoli ze zmianą temperatury. Róbmy to, ochlapując się stopniowo morską wodą, zaczynając od stóp i kierując się ku górze aż do barków lub weźmy chłodny prysznic przed wskoczeniem do wody.
W wodzie i na wodzie
Zdarzają się sezony, podczas których woda w morzu lub rzece, nad którymi wypoczywamy jest za zimna na to, aby w niej pływać. Nie oznacza to wcale jednak, ze zrezygnować musimy wtedy ze sportowych wyczynów. Urlop na plaży ma do zaoferowania wiele możliwości aktywnego wypoczynku. Kajaki, łódki i rowery wodne to sposób pływania, podczas którego nie liczy się, jak zimna jest woda w jeziorze czy morzu – pływamy przecież wtedy po niej a nie w niej. Jest to również okazja do tego, aby leniwym wakacjom dodać dreszczyku emocji. Takie eskapady z wiosłami z pewnością spodobają się dzieciom podczas rodzinnych wyjazdów. Kojarzyć się bowiem będą z książkami i filmami przygodowymi, które pozwalają im marzyć o wielkich przygodach. Łódka, ponton i rower wodny będą więc odpowiednie dla rodziny. Kajaki będą lepsze dla par dorosłych lub nastolatków. Pływanie łodzią, rowerem wodnym lub kajakiem posiada jednak również inne zalety. Wiosłując, ćwiczymy mięśnie całego ciała – nawet jeśli wydaje nam się, że w procesie tym uczestniczą tylko ramiona. Również pływając rowerem wodnym używamy wielu mięśni, wzmacniając je i uelastyczniając. Dodatkowo wybierając się na wodną wycieczkę nad morzem, dostarczamy organizmowi dużych dawek jodu, które chronić będą nas przed chorobami układu oddechowego przez cały rok. Zaletą tego rodzaju wakacyjnej aktywności jest to, że kontynuować ją możemy nawet po powrocie do domu. W pobliżu naszego miejsca zamieszkania nie znajduje się żaden zbiornik wodny? Wiosłowanie możemy ćwiczyć na siłowni lub w domu – dzięki przyrządowi do wiosłowania.
Na górskim szlaku
Wypoczynek w górach zwykle wybierają osoby, które cieszą się dobrą kondycją fizyczną. Wypoczywając na większych wysokościach, potrzebujemy znacznie więcej siły na to, aby nawet zwyczajnie wybrać się na spacer niż podczas wakacji nad morzem. Spacery i wędrówki będą więc głównymi formami aktywnego wypoczynku wśród górskich szczytów. Piękne widoki, które oferują takie wyjazdy, po kilku tygodniach mogą przestać zachwycać nas aż tak, jak byśmy chcieli. W takim wypadku warto będzie dodać górskim wakacjom odrobinę nowości – spróbować czegoś, czego do tej pory jeszcze nie próbowaliśmy. Zapaleni wędrowcy z pewnością docenia wtedy Nordic Walking, który pomimo tego, że wygląda jak szybki spacer, w rzeczywistości potrafi porządnie zmęczyć. Ten sposób chodzenia z wykorzystaniem specjalnych kijków ćwiczy mięśnie całego organizmu, dodając im elastyczności – odciąża stawy, pozwala spalić nadmiar kalorii, obniża poziom cholesterolu we krwi i ciśnienie tętnicze. Dla poszukiwaczy przygód góry oferują wiele możliwości poczucia dreszczyku emocji. Górska wspinaczka wymagać będzie od nas odpowiedniego sprzętu, jak również opieki instruktora, jednak po powrocie do domu miesiącami będziemy wspominać emocje, jakie towarzyszyły nam podczas pokonywania kolejnych metrów skalistych ścian.
Sezon urlopowy w pełni, a każdy z nas z pewnością zaplanował już, gdzie w tym roku będzie wypoczywać. Przygotowując się na wakacje wśród gorącego piasku lub górskich szczytów, zaplanujmy nasz wypoczynek aktywnie. Dodajmy odrobinę sportu do wielkiego lenistwa, spróbujmy czegoś nowego podczas wyjazdu. Korzystajmy w pełni z tego, co oferuje nam piękna przyroda, aby cieszyć się lepszym zdrowiem nie tylko podczas urlopu, ale również przez resztę roku. | Na plaży i w górach – letnie sporty dla każdego |
Nie bez powodu mówi się, że orzechy są ciężkie do zgryzienia. Aby rozprawić się z ich twardą skorupką, warto się zaopatrzyć w akcesoria do łuskania. Przedstawiamy najciekawsze propozycje. Czym jest dziadek do orzechów?
Dziadek do orzechów znany był już w czasach starożytnych, ale za jego wynalazcę uznaje się Wilhelma Füchtnera, założyciela pierwszej na świecie fabryki dziadków do orzechów. W wielu polskich domach do dziś korzysta się z tego praktycznego narzędzia, chociaż w sklepach są orzechy łuskane. Jest ono szczególnie przydatne podczas Bożego Narodzenia, ponieważ wiele potraw wigilijnych zawiera orzechy oraz bakalie. Z dziadka do orzechówkorzystają także miłośnicy wypieków, potraw z Dalekiego Wschodu oraz zdrowych przekąsek. Modele o nietypowym kształcie – np. drewnianych grzybków czy żołnierzyków – doskonale sprawdzają się także jako uzupełnienie wystroju stołu w jadalni oraz salonie.
Modele dziadków do orzechów
Dziadek do orzechów to narzędzie oferowane w wielu oryginalnych wzorach. Podstawową różnicą między poszczególnymi modelami jest typ mechanizmu rozłupującego: jednostronna dźwignia, śruba dociskowa lub miniaturowa prasa. Większość z nich jest obsługiwana ręcznie, co oznacza, że rozkruszenie skorupy orzecha wymaga użycia siły. Modelem najczęściej spotykanym i zazwyczaj prostym jest dziadek do orzechów w formie kleszczy. Znaleźć można jednak wersje w kształcie wiewiórki czy renifera, a nawet postaci znanych ze świata filmu czy telewizji. Popularne są również konstrukcje śrubowe wykonane z drewna, żeliwa, a nawet porcelany oraz kości słoniowej. Przyjmują najróżniejsze formy, przypominające zarówno młynki do pieprzu, jak i grzyby. Najciekawsze są jednak bez wątpienia klasyczne drewniane dziadki do orzechów przypominające dziecięce zabawki, głównie żołnierzyki. W ich ustach ukryta jest mała prasa, którą zgniata się orzechy.
Dziadek do orzechów Drosselmeyer.Tradycyjny mechanizm (dźwignia jednostronna) zamknięty w nowoczesnej formie autorstwa szwedzkich projektantów. Opatentowana konstrukcja, pozbawiona śrub oraz zawiasów, jest niezwykle prosta do wyczyszczenia. Dwa modele do wyboru: z korpusem z cynku lub z tworzywa sztucznego (dostępne w kilku ciekawych kolorach). Cena: od 88 zł.
Dziadek do orzechów Vacu Vin.Eleganckie narzędzie do rozłupywania orzechów w zestawie z talerzykiem na skorupy. Orzech wystarczy włożyć między dwie łapki, a następnie ścisnąć. Rozwiązanie to pozwala zachować porządek na stole. Łapki można wyjąć, aby w wygodny sposób wyczyścić wszystkie elementy. Dziadek jest wykonany z metalu, a podstawka z melaminy. Cena: od 52,99 zł.
Inne akcesoria do łuskania
Do łuskania orzechów służą również inne akcesoria. Są rzadziej używane, ale równie interesujące, dlatego warto poświęcić im odrobinę uwagi. Znajdziemy wśród nich m.in. różnego typu młotki oraz tłuczkisprzedawane w zestawie z dodatkowym naczyniem (np. miseczką czy talerzykiem), na którym kładzie się rozłupywany orzech. Ciekawe są również konstrukcje, w których orzech rozłupywany jest uderzeniem o twardą powierzchnię. W małym kapturku wykonanym z silikonu umieszcza się orzech, a następnie nakłada go na główkę młotka ze stali nierdzewnej lub uszczelnia dołączoną zatyczką. Zawartość zostaje rozkruszona jednym uderzeniem i nie trzeba sprzątać drobinek skorupy. Sklepy oferują także profesjonalne mechaniczne łuskarki do orzechów, jednak są one drogie i zajmują bardzo dużo miejsca.
Akcesoria do łuskania orzechów są nie tylko praktyczne, ale również efektowne, dlatego mogą stanowić ciekawy element dekoracji wnętrza lub nietypowy prezent. Nie musimy się obawiać, że wyjdzie z mody lub przestanie być potrzeby. Ten ponadczasowy gadżet jeszcze długo będzie służył w naszych domach. | Akcesoria do łuskania orzechów |
Wiosną tęskniące za zabawą na świeżym powietrzu dzieci nie usiedzą w domu. Więc niezastąpione są dla nich kurtki – wygodne, niegrube i najlepiej nieprzemakalne, chroniące przed przegrzaniem i zmarznięciem. I koniecznie o atrakcyjnym wyglądzie. Nawet siedmioletnie dziewczynki zwracają uwagę na swoją garderobę. Chcą mieć taką kurtkę jak ich koleżanki, a może jeszcze ładniejszą. Wybierzmy ją więc starannie, by spełniła oczekiwania dziecka i jednocześnie ochroniła je przed często zmieniającą się pogodą. Sezon wiosenny obfituje w sklepach w wiele różnorodnych modeli kurtek odpowiednich dla naszych pociech. Już w cenie poniżej 100 zł można dokonać udanego zakupu.
Kurtki przeciwdeszczowe
Kurtki przeciwdeszczowe sprawdzą się w każdych okolicznościach, będą idealne na spacer i podczas zabawy na świeżym powietrzu, zwłaszcza kiedy dziecko chodzi do szkoły lub wyjeżdża na wycieczkę. Zwykle mają ocieplane podszewki, a materiał, z którego są uszyte, ma właściwości wodoodporne. Są oferowane w wielu wzorach i kolorach. Najbardziej praktyczna jest kurtka z kapturem – przyszytym, odpinanym lub schowanym w kołnierzu – oraz wygodnym zapięciem. Najlepiej, gdy będzie to suwak, z którym bez większych problemów upora się każde dziecko.
Kurtka sportowa
W sportowych kurtkach, które oferują wszystkie znane marki odzieżowych, dziewczynka nie zmarznie i będzie mogła się oddać nieskrępowanej zabawie – jeździć na rowerze, hulajnodze czy rolkach. Zazwyczaj mają one zapinane na zamek kieszenie, które uchronią każdy drobiazg przed zgubieniem. Sprawdzone marki są gwarancją dobrej jakości.
Kurtka-płaszczyk
Modna, nieco dłuższa kurtka przypomina wyglądem praktyczny płaszczyk. Ocieplana warstwa watoliny, z kapturem i troczkami w pasie do wiązania, doskonale uchroni małą modnisię przed chłodem, zwłaszcza na początku wiosny. W tym sezonie modne są modele z przedłużanym tyłem, dostępne w wielu wzorach i kolorach. Takie okrycie będzie się doskonale prezentowało zarówno ze spodniami, jak i ze spódniczką czy sukienką.
Skórzana ramoneska
Ulubione przez nastolatki ramoneski spodobają się również naśladującym je siedmioletnim dziewczynkom. Choć nie ochronią przed deszczem równie skutecznie jak modele przeciwdeszczowe, wyglądają stylowo i atrakcyjnie. Idealnie nadają się na wyjście z rodzicami czy na przyjęcie urodzinowe. Są szyte ze skóry naturalnej lub ekologicznej i dostępne w różnych kolorach.
Modna bomberka
Bomberka to jedna z modniejszych w tym sezonie kurtek. Wyglądem przypomina zapinaną na suwak sportową bluzę bez kaptura. Na późniejszą wiosnę dla siedmiolatki wybierzmy ją w wersji gładkiej, z naszywkami, haftami lub też pikowaną. Nie tylko będzie wyglądała stylowo, ale również ochroni przed chłodem.
Kupując kurtkę, wybierzmy nieco większy rozmiar, by móc ubrać dziecko na cebulkę. Na chłodniejsze dni przyda się do kompletu czapka. Znacznie cieńsza od noszonej zimą, najlepiej bawełniana. Do tego obowiązkowo zabezpieczająca szyję chustka lub apaszka. Powinny być w kolorze dobrze komponującym się z całą garderobą – wówczas wiosenna stylizacja spodoba się dziecku, a my zyskamy pewność, że kurtkę będzie zakładało z przyjemnością. | Kurtki wiosenne dla siedmiolatek do 100 zł |
W dobie Instagrama, Facebooka czy innych portali, na których bez trudu możemy edytować fotografię poprzez cyfrowe nałożenie odpowiedniego filtru, dobre zdjęcie zaczęło oznaczać tyle, co kolorowa mozaika. Mimo to grono pasjonatów prawdziwej fotografii wciąż się powiększa. Coraz więcej osób chwyta za profesjonalne aparaty cyfrowe, rezygnując równocześnie z tych montowanych w smartfonach. I właśnie dla takich osób wężyk spustowy okazuje się obowiązkowym i niezastąpionym akcesorium. Wężyk spustowy – kiedy go stosować?
Każda osoba, która choć przez chwilę miała okazję obcować z profesjonalnym sprzętem fotograficznym, wie jak istotnym elementem wyposażenia jest statyw. Stosujemy go najczęściej w sytuacjach, w których chcemy uzyskać zdjęcia nieporuszone lub podczas fotografowania siebie z niedużych odległości. Przybliżmy jednak trochę bardziej to niezwykle istotne zagadnienie.
W aparatach cyfrowych – niektórych modelach kompaktowych oraz wszystkich lustrzankach – mamy możliwość manualnego doboru parametrów, takich jak wartość przysłony czy czas otwarcia migawki. Ten drugi parametr to tak naprawdę właściwy moment wykonania zdjęcia, którego czas trwania możemy ustawić. Wpływa on jednak przy tym również na jasność naszej fotografii. Oznacza to, że poprzez sprytne operowanie czasem otwarcia migawki możemy „zamrozić” w miejscu szybko poruszający się obiekt, rozmazać obiekt w celu uzyskania ciekawego efektu artystycznego lub – co niezwykle istotne – doświetlić zdjęcie wykonywane w trudnych warunkach. To właśnie przy ostatniej opcji niezwykle przydatny okazuje się wężyk spustowy. Dzięki niemu możemy wykonać jasne i wyraźne zdjęcie nocne bez użycia lampy błyskowej. Sprawdzi się on także wtedy, gdy zależy nam na ciekawych efektach artystycznych. Dzięki niemu ukażemy również na naszym zdjęciu ruch obiektów, takich jak samochody czy ludzie, przy równoczesnym zachowaniu ostrości obiektów stałych.
Drugą wspomnianą sytuacją, w której wężyk okazuje się przydatny, jest wykonywanie autoportretów (również grupowych) bądź po prostu zdjęć typu selfie. Oczywiście możemy w tej sytuacji wykorzystać tryb samowyzwalacza wbudowany w aparat, jednak nie oferuje on aż takich możliwości, jak wężyk. Klasyczny samowyzwalacz nie pozwoli nam bowiem wykonać zdjęcia w pożądanym momencie, a tym bardziej powtórzyć ujęcia bezpośrednio bez ponownego ustawienia funkcji aparatu. Wężyk jest więc o wiele wygodniejszy i bardziej praktyczny, zwłaszcza że możemy używać go w połączeniu z trybem samowyzwalacza w naszym aparacie.
Na co zwrócić uwagę?
Kupując wężyk spustowy, musimy przede wszystkim sprawdzić czy jest on dedykowany do naszego aparatu. Każdy producent aparatów fotograficznych ma swój unikalny system podłączania wężyka spustowego. Co istotne, bywa również tak, że złącze wężyka spustowego u tego samego producenta różni się w zależności od modelu aparatu. Jeśli więc szukamy wężyka na aukcji internetowej, najlepiej dodać do właściwej frazy również nazwę modelu naszego aparatu. Pozwoli to uniknąć nietrafionego zakupu.
Druga ważna rzecz to długość przewodu. Na ogół wężyki mają do półtora metra długości, więc niekoniecznie sprawdzą się podczas wykonywania autoportretów. Dobrze przeczytajcie opis aukcji i poszukajcie takiego wężyka, przy którym długość przewodu spełnia wasze oczekiwania.
Na koniec jakość wykonania – teoretycznie ma ona znaczenie, jednak pamiętajmy o tym, że kupujemy urządzenie za kilkanaście złotych. Zarówno w przypadku wężyków oryginalnych, jak i dedykowanych, sposób wykonania jest podobny i po pewnym czasie nasze urządzenie może po prostu odmówić posłuszeństwa. Należy o tym pamiętać i najlepiej – by zaoszczędzić na kosztach wysyłki – kupić od razu dwa wężyki spustowe, z których drugi będzie pełnił funkcję awaryjnego.
Wyzwalacz na podczerwień
Na koniec coś o rozwiązaniu alternatywnym, czyli wyzwalaczu na podczerwień. Osoby dysponujące nieco większym budżetem mogą pokusić się o zakup tego urządzenia. Działa ono na tej samej zasadzie, co wężyk spustowy, jednak pozbawione jest jakichkolwiek kabli, przez co jego zasięg wynosi nawet kilkanaście metrów. Takie rozwiązanie lepiej sprawdzi się w przypadku autoportretów czy rodzinnych zdjęć z wakacji. Ma ono jednak, w przeciwieństwie do klasycznego wężyka, pewien spory minus – działa na bazie zasilania bateryjnego, podczas gdy wężyk spustowy pobiera niezbędną energię bezpośrednio z aparatu. W związku z tym obowiązkowo należy zaopatrzyć się w zapasowy zestaw baterii. | Aby zdjęcie było idealne – kupujemy wężyk spustowy |
Na Allegro nie można sprzedawać oprogramowania naruszającego licencje producentów. Na Allegro nie można sprzedawać oprogramowania naruszającego licencje producentów.
Zakaz obejmuje również oprogramowanie w wersji testowej, czyli wersji alfa, beta, RC (Release Candidate). Tego typu oprogramowanie jest zazwyczaj bezpłatnie przekazywane użytkownikom w celu dalszego testowania. Nie można jednak jeszcze rozpowszechniać jego wersji komercyjnej.
Oprogramowanie na licencjach freeware, shareware, abandonware może być rozpowszechniane tylko na ściśle określonych zasadach. Programy tego typu nie mogą być sprzedawane na Allegro, nawet jeśli w opisie oferty znajdzie się zastrzeżenie, że cena dotyczy wyłącznie nośnika i obejmuje koszty ściągnięcia oprogramowania z internetu. Nie można również umieszczać podobnych oświadczeń.
Jeśli sprzedajesz oprogramowanie objęte licencjami OEM lub GNU/GPL upewnij się, że Twoja oferta nie narusza tych licencji. Treść licencji znajdziesz na opakowaniu produktu, na stronach producenta lub w pliku dołączonym do oprogramowania. | Oprogramowanie naruszające licencje producentów, testowe, freeware, shareware i abandonware |
Jesień to kapryśna pora roku, dlatego obuwie, które wybieramy na ten okres, musi być odpowiednio dostosowane do zmieniającej się aury. Chłopcy często cenią sobie przede wszystkim wygodę i luz, jednak zwracają także uwagę na modny wygląd. Jakie buty na jesień wybrać dla swojego syna? Sprawdź kilka propozycji. Buty na jesień – jakie powinny być?
Jesienne obuwie powinno charakteryzować się solidnością wykonania i wytrzymałością. Buty muszą sprawdzić się podczas typowej dla tej pory roku pluchy, nie narażając stóp chłopca na zmarznięcie czy mokre skarpety. Warto wybierać modele wykonane z nieprzemakalnych materiałów oraz te, które posiadają dość grubą podeszwę, w naturalny sposób izolującą od chłodu podłoża.
Mokasyny na cieplejsze dni
Elegancki chłopiec, lubiący podążać za najnowszymi trendami, chętnie założy jesienią modne mokasyny. Wygodne, wsuwane buty z pewnością sprawdzą się podczas cieplejszych dni. Można zakładać je zarówno do jeansów, jak i do eleganckich spodni. Ciekawe obuwie doda stylizacji oryginalności i odrobinę szyku.
Modne sztyblety na jesień
Bardzo popularnym obuwiem na jesień dla chłopców są sztyblety. Buty z nieco wyższą cholewką charakteryzują się prostotą i elegancją. Pięknie prezentują się w połączeniu z klasycznymi spodniami w bardziej eleganckich stylizacjach. Jednak dzięki odpowiednim dodatkom można je założyć do sportowego stroju.
Jesienne glany dla małego rockera
Jeżeli twój syn interesuje się rockową kulturą, to być może do gustu przypadną mu kolorowe glany. Solidne i ciepłe, sprawdzą się zwłaszcza u młodszych chłopców, którzy chętnie założą obuwie w wesołych barwach. Glany mogą spodobać się także nastolatkom kochającym rock. W takich butach twój syn z pewnością nie przemoczy skarpet.
Trapery idealne na jesienne chłody
Obuwiem świetnie sprawdzającym się jesienią, będą z pewnością modne trapery. Jest to rodzaj ciepłego obuwia, z wyższą cholewką, wiązanego sznurówkami. Solidne buty – idealne na jesienną pluchę dzięki grubej podeszwie i ociepleniu. Jako że są bardzo wygodne, będą też dobrym wyborem, jako obuwie do szkoły.
Jesienne trzewiki
Doskonałą propozycją na obuwie są trzewiki. Wśród propozycji znajdziesz różnorodne modele, od bardziej eleganckich, po sportowe. Duży ich wybór oferuje marka Bartek. Są to najczęściej buty wykonane z naturalnej skóry, co zapewni dużą trwałość, a solidne wykończenie zagwarantuje komfort noszenia.
Trampki z wysoką cholewką
Kiedy na dworze panuje jeszcze złota polska jesień, to świetnym obuwiem na co dzień mogą być trampki z wysoką cholewką. Są one dość ciepłe, dzięki temu, że zakrywają także kostki, można założyć do nich grubsze skarpety. Do tego jest to model bardzo popularny wśród chłopców, który nie wychodzi nigdy z mody. Nosi się je do każdej stylizacji i zawsze wyglądają doskonale!
Buty sportowe na jesień
Jesienią chłopcy lubią na co dzień nosić zwykłe „adidasy”. Ten rodzaj obuwia jest nie tylko bardzo wygodny, ale także z powodzeniem może sprawdzić się nawet w deszczowej aurze. Wybierając model specjalnie na tę porę roku, zdecyduj się na buty, które posiadają solidną podeszwę i nieco wyższą cholewkę. Dobrze jest także, jeżeli są one na tyle luźne, że można założyć do nich nieco grubszą skarpetę. Na rynku znajdziesz także obuwie sportowe z ociepleniem, dzięki czemu świetnie nada się jako wybór na jesień.
Buty na jesień dla chłopca powinny być przede wszystkim ciepłe i odporne na zmieniające się szybko warunki atmosferyczne. Każdy młodzieniec pragnie jednak wyglądać również modnie. Warto więc przed zakupem pooglądać różne modele, aby wybrać takie, które twój syn będzie z przyjemnością zakładał na co dzień. Jeżeli chłopiec jest zwolennikiem sportowego luzu, to warto zaopatrzyć go również w bardziej eleganckie buty, które przydadzą się z pewnością na różnych szkolnych lub rodzinnych uroczystościach. | Buty na jesień dla chłopca – jaki model wybrać? |
Jeszcze w ubiegłym wieku kaligrafii uczono się w szkołach. Dziś sztuka pięknego pisania jest większości z nas nieznana. Mimo to warto zapoznać się z tematem kaligrafii. Pisanie – podobnie jak rysowanie i malowanie – ma właściwości odstresowujące, a efekty zajmowania się kaligrafią okazują się naprawdę zadowalające i przydatne Czego potrzebujemy do nauki kaligrafii?
Zanim przystąpimy do nauki kaligrafii, powinniśmy zaopatrzyć się w kilka istotnych przyborów. Na początku nie ma sensu kupować specjalnego papieru do kaligrafii, wystarczy najzwyklejszy blok rysunkowy lub papier do drukarki. Gdy już nabierzemy wprawy i uznamy, że kaligrafia jest dla nas dobrym zajęciem, wtedy dobrze jest zainwestować w specjalny papier. Przy jego wyborze należy zwrócić uwagę na higroskopijność. Im bardziej atrament wsiąka w kartkę, tym mniej estetycznie to wygląda – litery sprawiają wrażenie nierównych i niedopracowanych.
Zanim zaczniemy pisać, dobrze jest naszkicować linie pomocnicze. Do tego potrzebujemy jedynie linijki i ołówka, najlepiej dość twardego (przynajmniej H), dzięki temu łatwiej będzie nam zetrzeć narysowane linie.
Naukę kaligrafii możemy zacząć piórem z zestawu do kaligrafii, odpowiednio przygotowanym ptasim piórem, cienkopisem, długopisem ze specjalnie ściętą końcówką lub mazakiem. Można również zacząć pisać za pomocą stalówki i obsadki. Zazwyczaj osoby początkujące cenią sobie stalówki, które nie są zbyt giętkie, dzięki czemu łatwiej nad nimi zapanować.
Przy wyborze narzędzia do pisania powinniśmy kierować się tym, czym przy wyborze papieru – im większe umiejętności zdobędziemy, tym powinniśmy zwracać większą uwagę na przyrządy, których używamy.
Do wypełnienia narzędzia do pisania można używać farby, tuszu kreślarskiego lub atramentu. Niezależnie od nabytych umiejętności, w kaligrafii bardzo dobrze sprawdza się najzwyklejszy tusz kreślarski. Tusze kreślarskie są wodoodporne, dzięki czemu kartkę z naszymi treningami kaligraficznymi możemy ozdobić farbami.
Jak zacząć?
Wbrew pozorom kaligrafia nie jest czymś łatwym, a uzyskanie zadowalających efektów wymaga wielu ćwiczeń. Na początku należy dobrze zapoznać się z narzędziem, którego będziemy używać do pisania. Każde pismo wymaga nieco innej techniki tworzenia i innego kąta nachylenia. Nie powinniśmy więc się przejmować, kiedy coś nam nie wychodzi. Najlepiej sprawdza się metoda prób i błędów, a im więcej czasu poświęcimy kaligrafii, tym szybciej i lepiej opanujemy różne typy pisma. Podczas ćwiczeń trzeba również zwracać uwagę na siłę, z jaką nasze narzędzie naciska na papier, i… na często monotonne powtarzanie tych samych znaków i figur. W końcu trening czyni mistrza.
Zaczynając swoją przygodę z kaligrafią, dobrze jest się skupić na jednym kroju pisma. Dopiero gdy opanujemy jeden styl, powinniśmy przechodzić do kolejnych. Warto jest wydrukować sobie alfabet w jednym stylu i na jego podstawie uczyć się pisać. Gdy nauczymy się danego pisma, możemy próbować je polepszyć innym narzędziem. Niektóre z pism łatwiej będzie tworzyć mazakiem z odpowiednio ściętą końcówką niż piórem wiecznym.
Do nauki kaligrafii nie trzeba mieć specjalnych zdolności. Liczy się czas, który wkładamy w naukę, a efekty z pewnością przerosną nasze oczekiwania. Zdolności nabyte podczas nauki pięknego pisania można wykorzystać do wypisywania zaproszeń, a w połączeniu z tworzeniem ilustracji – do komiksów. Sztuka pięknego pisania przyda się także w wielu innych dziedzinach. | Nauka kaligrafii – od czego zacząć przygodę ze sztuką pięknego pisania? |
Prawdziwy dżentelmen ma co najmniej dwie marynarki. Jeśli jednak czujesz, że to za mało i chciałbyś poszerzyć swoją wiedzę na temat marynarek i ich rodzajów, znalazłeś idealny tekst. Dowiesz się, jakie są ich rodzaje, na jakie okazje służą oraz jakie mają cechy charakterystyczne. Rodzaje marynarek
Rodzaj marynarki zależy od charakteru spotkania, na które się wybierasz, oraz stylu pozostałych elementów garderoby, które zamierzasz założyć. Na inną okazję wybierzesz smoking, a na inną marynarkę klubową. Również z innymi spodniami należy je łączyć. Jeśli nadal te pojęcia są dla ciebie czarną magią, nie martw się, to naprawdę nic trudnego! Kiedy przyswoisz te proste zasady, nigdy już nie popełnisz gafy w towarzystwie oraz zawsze będziesz wiedział, jak się ubrać na każdą okazję.
Marynarka frakowa i marynarka smokingowa
Są zarezerwowane na najbardziej uroczyste wydarzenia ibardzo klasyczne.Produkuje się je z najwyższej jakości materiałów. Spodnie do nich muszą być uszyte z tej samej tkaniny. Całość najczęściej ma kolor czarny.
Marynarka frakowa
Ma z tyłu dwie charakterystyczne, długie poły, natomiast przód jest krótki, ozdobiony guzikami. Marynarki tej się nie zapina. Jest taliowana, czyli dopasowana do sylwetki. Dodatkowo ma efektowny kołnierz satynowy.
Marynarka smokingowa
Typowa marynarka smokingowa jest taliowana i zapinana na jeden powlekany satyną guzik. Zdobi ją szalowy kołnierz, również satynowy.
Marynarka garniturowa
Model formalny i bardzo elegancki. Marynarkę garniturową możesz nosić tylko ze spodniami od tego samego garnituru, czyli uszytymi z tej samej tkaniny. Marynarka tworzy ze spodniami nierozłączną całość, dlatego nie próbuj jej nosić z dżinsami lub chinosami. Od tego jest marynarka sportowa, a nie garniturowa. Marynarki garniturowe występują w wersji jednorzędowej lub dwurzędowej. Garnitur najlepszy jakościowo to uszyty ze stuprocentowej wełny. Zazwyczaj ma stonowaną kolorystykę, może być gładki lub we wzór, np. w prążki czy kratę. Na co dzień wybieraj garnitur w granacie lub szarościach, bo czerń jest bardzo oficjalna i najlepiej wygląda wieczorem. Garnitur wkładaj na oficjalne okazje – do pracy, w której wymaga tego dress code, na rodzinne spotkanie lub ważny egzamin.
Garnitur klasyczny
Tradycyjna i nietaliowana marynarka. Zapinana na dwa guziki, ma rozcięcie z tyłu
Garnitur angielski (slim)
Marynarka slim ma dwa rozcięcia z tyłu. Jest taliowana (dopasowana do sylwetki) i zapinana na dwa guziki, ze stebnowaniem AMF. Stebnowanie AMF to imitacja ręcznego przeszycia i nawiązanie do tradycyjnego krawiectwa.
Garnitur angielski (extra slim)
Różnica między marynarką slim a extra slim jest taka, że extra slim jest zdecydowanie bardziej dopasowana oraz krótsza od tradycyjnej. Pozostałe cechy marynarki są takie same.
Marynarka klubowa (blezer)
Marynarka klubowa jest pojedynczym elementem garderoby, czyli nie ma spodni do kompletu. Zazwyczaj jest w kolorze ciemnego granatu i ozdobiona metalowymi guzikami (złotymi lub srebrnymi). Marynarka klubowa może być jedno- lub dwurzędowa. Sprawdzi się w sytuacjach, gdy garnituru będzie nie na miejscu, np. event, klub golfowy, jacht. Świetnie wygląda w zestawieniu z szarymi lub beżowymi spodniami, np. typu chinos.
Marynarka sportowa
Marynarka sportowa, czyli najmniej formalna. To ta, którą wkładasz do stylizacji smart casualowych (swobodna elegancja), business casual (swobodny biznesowy styl do pracy) czypo prostu na co dzień. Świetnie wygląda w połączeniu zarówno z chinosami, jak i dżinsami. Wzornictwo marynarki sportowej jest zdecydowanie bogatsze od wzornictwa w klasycznym garniturze – może być w kratę, prążki, jodełki, mikrowzory czy pepitkę. Bywa wykonana również z innych materiałów – wełny, flaneli, tweedu czy lnu.
Znakiem charakterystycznym sportowej marynarki są naszywane kieszenie, łaty na łokciach, ciekawe guziki. Oczywiście nie każdy model ma takie ozdoby. Występuje również w wersji klasycznej, prostej. | Rodzaje męskich marynarek |
Podróż nie musi być powierzchownym odwiedzaniem miejsc. Może stanowić próbę znalezienia odpowiedzi na najważniejsze pytania czy nawet sposobem istnienia. Taka właśnie pogłębiona podróż jest przedmiotem książki Nicolasa Bouviera „Oswajanie świata”. Nicolas Bouvier był młodym człowiekiem, gdy w 1953 roku wybrał się z Genewy w podróż na wschód. Wyprawa prowadziła przez Macedonię i Grecję, Turcję, Iran i Afganistan, a zakończyła się w grudniu 1954 roku u wrót Indii na przełęczy Chajber. Bouvier wszędzie zatrzymywał się na dłużej i w miarę możliwości wtapiał w codzienne życie mieszkańców odwiedzanych miejsc, po czym skrzętnie robił notatki, które stanowiły bazę do późniejszej książki, której pisanie zajęło kilka lat, czyli więcej czasu, niż trwała sama podróż.
Niespieszna wędrówka
Autor rozpoczął podróż z przyjacielem, malarzem Thierrym Vernetem, którego rysunki ilustrują książkę, ale do celu dotarł sam, gdyż Vernet wcześniej powrócił do domu do narzeczonej. Opisuje najpierw wspólną wędrówkę, zarabianie po drodze, ważne spotkania, wartościowe przyjaźnie, fascynujące perypetie, niebezpieczne przygody i ciekawe okolice, a później samotne przemieszczanie się przez Azję oraz drogi i bezdroża wnętrza tego kontynentu. W tym wszystkim widać dojrzewanie młodego człowieka, który z każdym dniem więcej dostrzega i mądrzej podchodzi do otaczającego go świata.
Opis jest urzekający, Bouvier świetnie oddaje zarówno detale, piękno przyrody czy ciekawą architekturę, jak i historię oraz skomplikowane relacje międzyludzkie. Z niesamowitym talentem łączy drobiazgowo opisane fakty z głębszą refleksją, posługując się przy tym pięknym literackim stylem. To nie jest czysta relacja podróżnicza, znajdziemy tu także rozważania filozoficzne i opis stanów psychicznych autora – ciekawego świata i z pokorą oraz dystansem, a przy tym dużym poczuciem humoru podchodzącego do tego, z czym się spotyka.
Czasy offline
Nicolas Bouvier podróżował w epoce przedinternetowej, kiedy zdawanie bieżących relacji z wojaży nie było tak łatwe jak obecnie. Opisy wielotygodniowego oczekiwania na listy czy paczki, ograniczony kontakt telefoniczny z bliskimi, szukanie drogi przy pomocy mapy i kompasu – dla nas brzmi to egzotycznie, tymczasem trudności te paradoksalnie pomagały autorowi być „tu i teraz” i skupić się na odwiedzanych miejscach. Miejscach, których w tej chwili już nie ma: Iranie pod rządami nowoczesnego szacha, Afganistanie sprzed epoki talibów, Bałkanów z czasów Jugosławii.
Refleksyjny i spokojny opis pozwala poczuć klimat Bałkanów, Bliskiego Wschodu i Centralnej Azji lat 50. XX wieku. Poznajemy przy tym świat nielukrowany, widziany nie tylko od strony atrakcji turystycznych, ale też od strony zakamarków, bezdroży, ubogich wiosek.
W czasie, gdy popularne jest zaliczanie odwiedzanych miejsc i kolekcjonowanie zdjęć, pogłębiona literatura podróżnicza szczególnie zyskuje na wartości. „Oswajanie świata” pokazuje, że można podróżować powoli – i taka podróż może być bardzo wartościowa.
Książkę można dostać także w wersji elektronicznej, w formatach EPUB i MOBI, za ok. 19 zł.
Źródło okładki: www.noir.pl | „Oswajanie świata” Nicolas Bouvier – recenzja |
Żadne ciasta, ciastka i słodkości nie smakują tak, jak świeżo wypieczony, pachnący, jeszcze ciepły chleb. Pieczywo, które jadamy na śniadanie czy kolację, nie zawsze spełnia nasze oczekiwania. Rozwiązaniem jest zakup profesjonalnej maszyny do wyrobu i wypieku domowego chleba, dzięki której o każdej porze można cieszyć się świeżym i zdrowym pieczywem bez chemicznych dodatków. 3 najważniejsze informacje o tym, jak działa maszyna do wypieków
Zautomatyzowana maszyna posiada pojemnik, do którego podaje się dokładnie odmierzone proporcje składników na ciasto. Następnie mieszadła, w które jest wyposażone urządzenie, wyrabiają ciasto do odpowiedniej konsystencji.
Kolejnym etapem przygotowania jest wyrastanie ciasta, długość tej fazy jest dostosowana do rodzaju chleba, jaki zamierzamy upiec.
Ostatni etap to pieczenie, którego temperatura i czas są automatycznie dostosowane do rodzaju i wagi chleba.
Czym kierować się przy wyborze automatu do wypieku chleba?
Na rynku istnieje wiele typów maszyn, w których samemu można upiec chleb. Wybierając dany model, trzeba przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie – czego od niego oczekujemy? Może się okazać, że urządzenie będzie pracowało każdego dnia, produkując świeże pieczywo dla całej rodziny, musi być ono zatem na tyle wytrzymałe, by służyć przez dłuższy czas bez awarii. Warto sprawdzić też, czy automat danego producenta może być serwisowany w Polsce, by w razie uszkodzenia nie było problemu z wymianą części.
Powłoka antyadhezyjna
Pojemnik, w którym powstaje ciasto na chleb, powinien mieć powłokę antyadhezyjną, która pozwala na łatwe wyjęcie chleba po upieczeniu i bezproblemowe czyszczenie.
Mieszadła w automacie do chleba – jedno czy dwa?
Według opinii z for internetowych, zamieszczonych przez użytkowników praktykujących wypiekanie chleba w domu, najlepsze efekty osiąga się przy użyciu maszyn wyposażonych w dwa mieszadła. Ciasto jest wtedy bardzo dobrze wyrobione, niezależnie od tego, jak duży chleb ma z niego zostać upieczony. Zwraca się uwagę również na to, że automat wyposażony w dwa mieszadła ma w mniejszym stopniu obciążony silnik, dzięki czemu można się spodziewać dłuższej żywotności urządzenia.
Rodzaje wypiekanego chleba oraz funkcje dodatkowe
Każdy nowoczesny automat do wypieków ma wiele funkcji, dzięki którym upieczesz chleb, ciasto, bułki, czy nawet przygotujesz marmoladę.
Decydując się na konkretny model warto sprawdzić, czy posiada różne ustawienia wagi dla chlebów o wadze od 500 g do 1500 g.
Użytkownicy zwracają uwagę na to, że ważnym elementem jest przeszklona pokrywa bądź okienko w obudowie, pozwalające na ocenienie gęstości ciasta podczas mieszania. Ponieważ nie można otwierać pojemnika podczas mieszania i wyrastania ciasta, jeśli istnieje potrzeba dodania mąki lub wody, trzeba to zrobić na początku, później można tylko raz otworzyć pojemnik, żeby wsypać dodatki, takie jak ziarna czy warzywa lub owoce. Jeżeli automat posiada funkcję wskaźnika dodawania składników, sygnalizuje dźwiękiem moment, kiedy należy wmieszać dodatki.
Maszyny do wypieków mają wiele funkcji pozwalających na pieczenie różnych rodzajów chleba. Najważniejszym i najczęściej wybieranym programem jest program podstawowy, pozwalający na pieczenie chleba z mąki pszennej z dodatkiem mąki żytniej, z ziarnami lub ziołami; można w nim upiec również chleb bezglutenowy lub ciasto drożdżowe. Inny program jest odpowiedni do cięższego chleba razowego, a krótki – do małych chlebów pszennych bez dodatków. Istnieje także program do ciastek, ciast wyrastających na proszku do pieczenia, słodkich ciast z większą ilością tłuszczu czy bakalii. Ważne jest to, by dobrać odpowiedni program do planowanego wypieku, co pozwoli na zoptymalizowane zużycie energii.
Ciekawym dodatkiem jest funkcja smażenia marmolady, dzięki której możemy przygotować, składające się w stu procentach z owoców powidła domowej roboty.
Każdy automat posiada trzy stopnie zrumienienia skórki, z wyjątkiem programu krótkiego, który ma stałe ustawienia.
Użytkowników, którzy rano chcą mieć świeże, ciepłe pieczywo, z pewnością zainteresuje funkcja opóźnionego startu. Po dodaniu składników do pojemnika należy ustawić odpowiednią godzinę, o której ma zacząć się proces mieszania, wyrastania i pieczenia chleba, co pozwoli na poranną ucztę z udziałem gorącego pieczywa.
Najważniejsze zalety pieczenia chleba w domu
Dzięki maszynie do pieczenia chleba możesz przygotować pieczywo w domu, według swoich upodobań czy wskazań zdrowotnych. To idealne rozwiązanie dla ludzi, którzy muszą na co dzień stosować dietę bezglutenową. Piekąc chleb w domu, ograniczysz przyjmowanie chemicznych dodatków, a pieczywo zawsze będzie miało najlepszy smak. Każdego ranka możesz powitać dzień zapachem świeżo pieczonego chleba, oferując sobie i swojej rodzinie tylko to, co najlepsze i najzdrowsze z natury.
Decydując się na maszynę do chleba weź pod uwagę to, jakiej ilości świeżego pieczywa potrzebujesz. Na rynku mamy wielki wybór automatów do pieczenia, produkujących chleby od małych – 500 g, do dużych – nawet 1500 g, co przekłada się na zużycie energii. Sprawdź najpierw, który model będzie optymalny do twoich potrzeb. Zastanów się, jakie rodzaje chleba będą królowały w twoim domu, czy automat będzie miał wszystkie niezbędne funkcje. Sprawdź i porównaj kilka modeli, gdyż różnią się nie tylko liczbą funkcji i wyposażeniem, ale również, co ważne, ceną. | Wybieramy automat do domowego wypieku chleba |
Ciepła i wygodna piżamka, praktyczne ubranko do jedzenia, leżenia i zabawy w domu to oczywiście śpioszki. Znajdziemy je w szafie każdego niemowlaka. Przeważnie decydujemy się na modele zapinane na małe, dyskretne napy. Jednak czasem możemy napotkać ciekawe ubranko z suwakiem lub kolorowymi guziczkami. Które z nich wybrać? Śpioszki
Mają zarówno wielkich miłośników, jak i rzesze zagorzałych przeciwników. Ich zaletą, szczególnie podczas ubierania noworodków, jest zapewnienie całościowego, ciepłego okrycia. Zakładając tylko jedną rzecz ubranko, szybko mamy kompletnie ubranego malucha. Oczywiście taki jednoczęściowy strój może być również wadą, np. w razie konieczności zmiany pieluszki. Musimy wówczas całkowicie rozebrać dziecko, podczas gdy w przypadku body i spodenek wystarczy zdjąć tylko dolną część. Z tego względu, jak sama nazwa wskazuje, śpioszki idealnie nadają się jako piżamka. Są ciepłe, nawet wyjątkowo wiercący się w nocy maluch nie podwinie sobie ubranka, dzięki czemu jego brzuszek i plecki pozostaną przykryte. W ofercie znacząco przeważają śpioszki zapinane na napy. Zdarzają się również modele z guzikami, a niekiedy z suwakiem. Prezentujemy ich wady i zalety.
Suwakowe za i przeciw
Suwaki bardzo rzadko stosowane są w garderobie dla najmłodszych. Najczęściej pojawiają się w zewnętrznych elementach ubrania, takich jak bluzy, bezrękawniki, kurtki i kombinezony. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest zapewne kilka. Przede wszystkim suwak może podrażniać delikatną skórę dziecka. Ostre ząbki, które nawet przy najostrożniejszym zapinaniu potrafią boleśnie zahaczyć o skórę, sprawiają, że nie chcemy zakładać ubranka bezpośrednio na nią. Często suwaki są również wykonane z metalu – w całości lub posiadają takie pojedyncze elementy. Mogą one uczulać skórę, powodując swędzenie i zaczerwienienie. Z tych powodów śpioszki na suwak nie są ubrankiem, które możemy nałożyć maluszkowi na gołą skórę, np. jako piżamkę. Konieczne będzie włożenie podkoszulka. Dlatego sprawdzą się one świetnie jako warstwa między lekkim, spodnim ubrankiem a np. zimowym kombinezonem. Są również idealne w sytuacjach, kiedy musimy szybko ubrać i rozebrać dziecko, np. podczas wizyty na basenie czy badania lekarskiego.
Pierwsze guziki
Podobnie jak w przypadku suwaka śpioszki zapinane na guziczki mogą budzić wiele obaw. Przede wszystkim źle przyszyty guzik może zostać oderwany z ubranka i zostać połknięty przez malucha lub – co gorsza – dostać się do jego dróg oddechowych. Całkiem spora liczba dziurek i guzików rozmieszczonych na całej długości ubranka sprawia również, że zapięcie ruchliwego szkraba może być dla opiekuna nie lada wyzwaniem, szczególnie podczas stresującej sytuacji, jaką jest np. zmiana pieluszki w centrum handlowym. Gdy zależy nam na czasie, przewlekanie guziczków z pewnością nie będzie dobrym pomysłem. Jednak ich niewątpliwą zaletę stanowią materiały, z których są wykonywane. Najczęściej w ubrankach dla najmłodszych znajdziemy zapięcia wyprodukowane z bezpiecznego dla skóry, trwałego, wytrzymałego, a przy tym kolorowego tworzywa. Bardzo często nie są to tylko tradycyjne okrągłe guziki, lecz przybierają ozdobne formy gwiazdek, misiów, biedronek czy kwiatków. Niekiedy możemy również spotkać guziki drewniane, które nie tylko są w pełni ekologiczne i bezpieczne, ale także bardzo elegancko się prezentują.
Wybierając śpiochy dla malucha, kierujmy się przede wszystkim względami praktycznymi. Ubiór ten powinien być ciepły, praktyczny i wygodny dla naszego dziecka, kwestie modowe powinniśmy stawiać na drugim miejscu. Śpiochy dobierajmy pod kątem tego, gdzie aktualnie wychodzimy lub wyjeżdżamy. Jedne rozwiązania sprawdzają się lepiej na zakupach, a inne podczas długich spacerów czy na basenie. Warto również przyjrzeć się bliżej materiałom, z których wykonane są ubranka. Niektóre z nich potrafią się wyciągnąć lub zdeformować już po pierwszym praniu. Takie śpioszki nie będą spełniały swojej funkcji. Warto więc poświęcić chwilę na zakup i wybrać towar dopasowany do naszych potrzeb i o odpowiedniej jakości, zwłaszcza że różnica w cenie będzie niewielka. | Śpiochy na suwak czy na guziki? |
Demakijaż to zabieg pielęgnacyjny, bez którego nasza skóra nie może się obejść. To właśnie między innymi dzięki niemu zyskuje zdrowy i piękny wygląd. Dlatego też pod żadnym pozorem nie wolno nam pominąć go w trakcie codziennych rytuałów. Podpowiadamy, jakie alternatywy sposoby na demakijaż dostępne są na rynku oprócz standardowych kosmetyków przeznaczonych do tego celu. Niestarannie zmyty makijaż to przyczyna występujących podrażnień, które z czasem prowadzą do powstawania niedoskonałości na skórze. Aby temu zapobiec, warto zaopatrzyć się w niezbędne produkty, które ułatwią nam wykonanie tego zadania. Nie tylko skrócą czas demakijażu, ale przede wszystkim okażą się skuteczne i wygodne. Poniżej ciekawe propozycje.
Oczyszczanie rękawicą
Usuwanie makijażu przy pomocy samej wody – czy jest to możliwe? Jak najbardziej! A to wszystko za sprawą niezwykłej rękawicy, która jest w stanie uporać się nawet z bardzo mocnym make-upem bez użycia innych kosmetyków. Możemy zatem pożegnać się z płynem micelarnym czy mleczkiem. Rękawice Glov, bo to o nich mowa, są wielokrotnego użytku. Oznacza to, że po demakijażu wystarczy umyć je wodą z mydłem, a następnie pozostawić do wyschnięcia. Poza ich głównym zadaniem, jakim jest pozbycie się makijażu i dokładne oczyszczenie skóry tylko za pomocą wody. Rękawice Glov są przyjazne środowisku, gdyż ograniczają ilość zużytych wacików czy butelek po kosmetykach. Dodatkową zaletą jest fakt, że rękawica nie podrażnia skóry ani oczu, a także nie wywołuje żadnych niepożądanych reakcji po jej zastosowaniu. Jeśli więc zależy nam na wygodnej i w pełni naturalnej metodzie, warto wziąć tę alternatywę pod uwagę.
Oczyszczanie płatkami
Dla wielu z was z pewnością płatki do demakijażu kojarzą się głównie z tymi bawełnianymi, przeznaczonymi do toników czy płynów micelarnych. Do niedawna tak było, ale obecnie mamy ciekawą alternatywę, która mimo tej samej nazwy ma zupełnie inne możliwości. Rynek oferuje nam nowy produkt, który jest już nasączony kosmetykiem i od razu po wyjęciu jest gotowy do użycia. Płatki umieszczone są w wygodnych opakowaniach, ale należy pamiętać o tym, aby je dobrze zamykać. W przeciwnym razie wyschną i stracą swoje właściwości. Rodzajów jest wiele, a wybór zależy od tego, czego oczekujemy po ich zastosowaniu. Czy to efektu odświeżenia i ukojenia, działania rewitalizującego, czy też zachowania gładkości i jędrności skóry. Co najważniejsze, są niezwykle delikatne i nie zawierają silikonów, olejów mineralnych ani parabenów.
Oczyszczanie olejem kokosowym
Olej kokosowy to kosmetyk wszechstronny. Może być stosowany jako balsam do ciała czy odżywka do włosów. Doskonale sprawdzi się również w roli produktu do demakijażu – dzięki niemu pozbędziemy się nawet bardzo mocnego i trwałego make-upu. Wystarczy jedynie nanieść niewielką ilość na bawełniany wacik i w ten sposób wykonać tradycyjny demakijaż. W połączeniu z ciepłą, przegotowaną wodą i płatkami kosmetycznymi bez problemu poradzi sobie z każdym makijażem. Dodatkowo dzięki tej metodzie nie podrażniamy naszej cery, a wręcz przeciwnie – odżywiamy i nawilżamy. Warto przekonać się na własnej skórze, jak łatwy w użyciu i skuteczny może się okazać olej kokosowy. Jego dodatkową zaletą jest także to, że jest to produkt naturalny, przez co może być używany nawet przez osoby o wrażliwej cerze, nie jest jednak polecany osobom z cerą tłustą i przetłuszczającą się.
Pamiętajmy, że choć dostępnych jest wiele produktów do demakijażu, warto mieć na uwadze również domowe sposoby, które także okażą się niezastąpione. Zrobione własnoręcznie mleczka czy płyny micelarne na bazie składników naturalnych są zdecydowanie łagodniejsze i lepiej tolerowane przez skórę niż kosmetyki, które zawierają chemiczne dodatki. Zastanówmy się zatem, czego nasza skóra potrzebuje, a następnie dobierzmy odpowiedni produkt. | Alternatywne sposoby na demakijaż – musisz je wypróbować! |
Jeżeli szukacie ciekawego sposobu na spędzenie czasu na świeżym powietrzu, to warto zapoznać się z grą terenową Geocaching. Zabawa polega na znajdowaniu ukrytych skarbów za pomocą GPS-u. Na czym dokładnie opiera się rozgrywka i co jeszcze warto zabrać z sobą na wyprawę, dowiecie się z poniższego artykułu. Nie byłoby Geocachingu gdyby nie Bill Clinton, który to 1 maja 2000 roku postanowił znieść zniekształcanie sygnału GPS dla ludności cywilnej. Przedtem tylko armia miała możliwość ustalania pozycji z dokładnością do około 10 m. Osoba cywilna natomiast z dokładnością do około 100 m. Dwa dni po tym wydarzeniu, Dave Ulmer wpadł na pomysł utworzenia skrytki i udostępnienia jej lokalizacji do opinii publicznej. Ta prosta idea ukrywania i szukania „skarbów” spotkała się ze sporym zainteresowaniem na całym świecie. Odkrywanie przecież zawsze leżało w ludzkiej naturze. Obecnie każdy może poczuć się jak Indiana Jones. Szczególnie, że do zabawy jest potrzebne naprawdę niewiele. Głównie chęci i trochę czasu.
Co zabrać na pierwszą wyprawę?
To zależy gdzie zamierzamy się wybrać. Skrytka może być zakopana w środku lasu, w zapomnianej uliczce w centrum miasta czy w starej dziupli w drzewie nad skrajem jeziora. W Polsce popularne są dwa serwisy Geocachingowe, w których możemy sprawdzić umiejscowienie skrytek – geocaching.pl oraz opencaching.pl. Tam też każda z nich ma prosty opis, stopień trudności oraz wskazówki, co powinniśmy z sobą zabrać na poszukiwania. Podstawowy ekwipunek powinien zawierać urządzenie z GPS (nawigacje turystyczne lub chociażby smartfon), coś do pisania (aby wpisać się do logbooka) i saperkę. Niektóre produkty marki Garmin są wyposażone w dedykowane do Geocachingu oprogramowanie. Śmiało można tutaj polecić urządzenia z serii eTrex, np. model eTrex 20. Również firmy TwoNav oraz Holux mają w swojej ofercie nawigacje do turystyki pieszej.
Skarby
Same skrytki (kesze, ang. cache) mogą mieć różną wielkość (od małego pudełka, w którym mieści się jedynie logbook zwinięty w rulon, po drewnianą skrzynię). Wszystkie jednak powinny być dobrze zabezpieczone przed wilgocią np. w woreczek strunowy lub folię. Tak, aby woda nie zniszczyła zawartości. A na co najczęściej można na trafić w takiej skrytce? Złoto? Diamenty? Niewykluczone. Na pewno znajdziemy logbook, czyli dziennik, jaki zawiera jej krótki opis oraz sporo miejsca na wpisanie się do niego. Kesz uznaje się za znaleziony, jeżeli w jego logbooku znajduje się nasz wpis. Dopiero wtedy z czystym sumieniem będziemy odnotowywać, we wspominanych wyżej serwisach internetowych, fakt jego odnalezienia. Niektóre będą wymagać przepisania specjalnego kodu. Dwa razy zdarzyło mi się przegapić i wracać po takie hasło.
W skrytkach często natrafimy także na drobne rzeczy, takie jak: małą zabawkę, breloki, stare monety, klucze od dawno zapominanych kłódek i zbutwiałych drzwi czy złamaną strzałę. Jeżeli jednak coś zamierzasz wyciągnąć ze skrytki, to dobrą praktyką jest włożenie czegoś w zamian o podobnej wartości. Nierzadko można też natrafić na: Geokreta, Geocoina lub Travel Buga. Pod tymi dość enigmatycznymi nazwami kryją się przedmioty, których, po rejestracji w odpowiednich serwisach, drogę możemy śledzić. Czasami przemierzają nawet setki kilometrów i odwiedzają kilkanaście państw. Uczestnicy zabawy chętnie przenoszą takie rzeczy, pomagając im przebyć kolejne kilometry. Chyba najważniejszą zasadą Geocachingu jest ta, mówiąca o tym, że znalezioną skrytkę należy zostawić w stanie nie gorszym, niż w tym, w jakim ją zastaliśmy. Kolejni poszukiwacze przygód również powinni mieć możliwość ją znaleźć. Jeżeli planujemy założyć kesz, to dobrze by było, gdyby znajdował się on blisko ciekawego miejsca o walorach historycznych czy kulturalnych. Zdarzają się także wirtualne skrytki, mobilne oraz tak zwane multicache (gdzie do ich odnalezieniu musimy przejść przez kilka etapów poszukwiań).
Dla kogo Geocaching?
Dla wszystkich, posiadających żyłkę detektywistyczną i ducha przygody. Geocaching może stanowić urozmaicenie turystyki pieszej oraz być interesującym pomysłem na spędzenie weekendu. Szukać keszy można w mieście czy poza za nim, na łonie natury. Będzie także motywacja do pozwiedzania okolicznych zabytków. Geocaching ma chyba tylko jedną wadę. Po odnalezieniu pierwszej skrytki – wciąga. Od momentu rozpoczęcia zabawy, zawsze będziemy się zastanawiać, czy przypadkiem w mijanym wyżłobieniu w murze lub pustej dziupli, nie znajduje się ukryty skarb. | Geocaching – gra terenowa dla miłośników przygód |
Poszerzają zasób słownictwa, rozwijają wyobraźnię, dają ogromną wiedzę, a jednocześnie są znakomitą rozrywką i sposobem na nudę. Mowa oczywiście o książkach. O tym, że warto czytać dzieciom, nie trzeba chyba nikogo przekonywać, ale jak wśród tak wielu tytułów wybrać te, które są naprawdę wartościowe? Oto kilka propozycji dla dziewczynki w wieku przedszkolnym. Jak trafnie zauważyła Wisława Szymborska: „Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła”. Jednak czytanie to również (a może przede wszystkim) inwestycja w rozwój dziecka. Czytanie książek kilkulatkowi rozbudza w nim ciekawość świata, rozwija jego wyobraźnię i kreatywność. Na podstawie książek maluch buduje swój własny świat wartości, uczy się odróżniać dobro od zła. Wreszcie, książki to skarbnica wiedzy, dająca dostęp do informacji na każdy temat. Dlatego warto czytać dzieciom już od najmłodszych lat. Tylko w taki sposób wykształcimy w nich nawyk czytania.
Poniżej kilka subiektywnych propozycji dla dziewczynki w wieku przedszkolnym:
Martynka (seria) – Wydawnictwo Papilon
Trudno w to uwierzyć, ale tytułowa bohaterka ma już przeszło 50 lat. Pierwsze książki z tej serii ukazały się bowiem w 1954 roku. Ich autorem jest belgijski pisarz Gilbert Delahaye, natomiast na język polski przetłumaczyła je znakomita polska pisarka – Wanda Chotomska. Martynka to nie tylko bogaty zbiór opowiadań, ale również przepiękne ilustracje autorstwa Marcela Marliera. Książki o Martynce to pełne ciepła i pozytywnych emocji opowiadania. Martynka to wzór wrażliwości i empatii, chętnie pomaga innym, z szacunkiem traktuje starszych. Jest posłuszna, grzeczna, troszczy się o zwierzęta, pomaga sprzątać w domu. Martynka, jak każda dziewczynka, lubi się bawić (Martynka w wesołym miasteczku; Martynka w zoo), kocha zwierzęta (Martynka poznaje ptaki; Martynka i wróbelek), przeżywa niezwykłe przygody (Marynka leci balonem), czy zmaga się z różnymi problemami wieku dziecięcego (Martynka jest chora; Martynka i braciszek). Seria Martynka to zbiory opowiadań, książeczki z jednym opowiadaniem, audiobooki oraz książeczki edukacyjne. Małym fanom Martynki polecam szczególnie:
Martynka w domu. Zbiór opowiadań.
Martynka. Wielka księga przygód. Zbiór opowiadań.
Martynka. Najlepsze przygody. Zbiór opowiadań.
Basia (seria) – Wydawnictwo Egmont
Basia to nasza polska Martynka. Autorkami serii książek o wesołej, piegowatej i nieco pulchnej dziewczynce są Zofia Stanecka i Marianna Oklejak. Tytułowa Basia nie jest wcale grzeczna, ale czy ktoś zna idealnie grzeczne, zawsze słuchające rodziców i nigdy niekłócące się z rodzeństwem dziecko? Na tym właśnie polega fenomen Basi – na jej zwyczajności i prawdziwości. Dzięki temu młody czytelnik tak łatwo się z nią identyfikuje. Okazuje się bowiem, że Basia ma takie same dylematy, problemy czy lęki, jak każdy przeciętny przedszkolak. Nie lubi zakładać rajstop, bo się „skręcają i zwijają jak dwie okropne gąsienice”, nie jest zadowolona, gdy mama każe jej posprzątać pokój i boi się wizyty u dentysty. A przy tym jest zabawna, bystra i nie sposób jej nie lubić. Nakładem Wydawnictwa Egmont ukazało się kilkanaście pozycji z serii Basia, m.in. Basia i przedszkole, Basia i bałagan, Basia i gotowanie, Basia i pieniądze, dwie książki zbiorowe – Wielka Księga. Basia oraz Wielka księga przygód. Basia, audiobooki, zeszyty ćwiczeń Basia uczy, a także aplikacja mobilna na iPada.
Ja i moja siostra Klara – Wydawnictwo Tatarak
Pomysły dzieci nie mają granic. Przekonacie się o tym, sięgając po zabawną książeczkę autorstwa Dimitra Inkiowa. To napisana prostym językiem, pełna humoru książka o dwójce uroczych dzieci, które choć często mają dobre i szczere chęci, np. oddając ulubioną sukienkę mamy i nowe buty taty biednym, kąpiąc papugę w wannie razem z klatką, karmiąc złote rybki parówkami, czy troszcząc się o to, aby dziecko wujka Toniego nie było pomarszczone, to efekt ich działania bywa prawie zawsze odwrotny. To książka, która w niezwykły sposób tłumaczy sposób myślenia dzieci. Warto również dodać, że opowieść znalazła się na „Złotej liście książek” akcji Cała Polska czyta dzieciom. Dla tych, którym powyższa pozycja przypadnie do gustu, mam dobrą wiadomość. Wydawnictwo Tatarak wypuściło na rynek kolejne części przygód psotnego rodzeństwa – Ja, Klara i zwierzaki oraz Sto pociech z Klarą.
Pan Kuleczka (seria) – wydawnictwo Media Rodzina
To zbiór zabawnych opowiadań o przygodach przesympatycznego, pełnego ciepła, wyrozumiałości i życiowej mądrości Pana Kuleczki oraz jego trzech podopiecznych – rozbrykanej kaczki o wiele mówiącym imieniu Katastrofa, spokojnego i nieco refleksyjnego psa Pypcia i muchy Bzyk-Bzyk, która potrafi powiedzieć tylko „nie”. Ich autorem jest Wojciech Widłak, redaktor miesięcznika Dziecko. Choć na pierwszy rzut oka postacie wydają się co najmniej dziwne, to szybko orientujemy się, że ich świat nie różni się bardzo od naszego, a przygody i dylematy głównych bohaterów zostały wzięte z naszego codziennego życia. Czym wyróżniają się książki o Panu Kuleczce? Tym, że zwykłe, prozaiczne sytuacje typu spacer, zakupy czy jazda pociągiem to inspiracja do rozważań. Seria książek o Panu Kuleczce to niezwykle mądre opowiadania dla wszystkich dzieci, małych i tych nieco starszych. W serii ukazały się m.in. Pan Kuleczka, Pan Kuleczka. Skrzydła, Pan Kuleczka. Radość czy Pan Kuleczka. Dom.
Skąd się biorą dziury w serze? Historyjki dla ciekawskich dzieci – Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Jeśli co jakiś czas słyszycie: „A dlaczego...?, „A po co...?” i nie za bardzo wiecie, w jaki sposób poradzić sobie ze skomplikowanymi pytaniami waszych szkrabów, to ta książka jest stworzona właśnie dla was. Jej autorami są Petra Maria Schmitt – mama trójki dzieci, oraz Christian Dreller – nauczyciel, którzy sami na co dzień starają się zaspokoić dziecięcą ciekawość i udzielić satysfakcjonującej odpowiedzi. Książeczka zawiera 19 zabawnych historyjek, które odpowiadają na wiele nurtujących (nie tylko dziecko) pytań, m.in. dlaczego banany są krzywe?, dlaczego wypadają zęby mleczne?, gdzie jest wiatr, kiedy nie wieje?, dlaczego dżdżownica nie ma nóg? Niebanalne pytania, intrygująca treść oraz ciekawe ilustracje sprawiają, że książka Schmitt i Drellera to obowiązkowa pozycja dla ciekawych świata maluchów. Tym, którzy w powyższej książce nie znajdą jednak odpowiedzi na wszystkie nurtujące ich pytania polecam drugą część – Dlaczego rekiny nie chodzą do dentysty? Historyjki dla ciekawskich dzieci.
Turlututu. A kuku, to ja! – Wydawnictwo Babaryba
To kolejny po Naciśnij mnie bestseller francuskiego grafika i ilustratora Hervé Tulleta. Autor, tworząc kolorowe, interaktywne i zachęcające do zabawy książeczki, podbił serca dzieci na całym świecie. Czym wyróżniają się książki Tulleta? To coś więcej niż zwykłe opowieści. Nie wystarczy po prostu przekładać kartki i czytać. Tu trzeba się skupić, wykonywać polecenia, wciskać kolorowe guziczki, obracać, dmuchać czy potrząsać książeczką. A gdy ta sobie zażyczy, nawet śpiewać i krzyczeć. Wszystkie pozycje tego autora są niesamowicie pomysłowe, wciągające i gwarantują wspaniałą zabawę. Polecam zwłaszcza tym, którzy uważają, że książki są nudne. Poza powyższą pozycją warto przeczytać również wspomniane Naciśnij mnie, Kolory, A gdzie tytuł? oraz 10 razy 10.
Poczytaj mi, mamo – Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Tej słynnej serii nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. To po prostu klasyka gatunku. Nasza Księgarnia postanowiła zebrać wydawane przez lata książeczki dla dzieci w nowym, przepięknym zbiorze. I oto mamy pięć tomów bajek, które dzięki swej ponadczasowej treści łączą pokolenia dziadków, rodziców i dzieci. Co ciekawe, w książce zachowano dawny układ graficzny oraz ilustracje. Seria Poczytaj mi, mamo w nowym, lepszym wydaniu to książki niezwykłe. W każdej z części znajdziemy bajki wybitnych pisarzy, choćby Marii Konopnickiej, Juliana Tuwima czy Wandy Chotomskiej. Odbędziemy sentymentalną podróż do czasów naszego dzieciństwa. Któż z nas nie pamięta Stefka Burczymuchy, Filemona i Bonifacego czy chorego kotka, który leżał w łóżeczku? Teraz te piękne i zarazem mądre bajki możemy czytać na dobranoc naszym dzieciom. Niezależnie od tego, czy sięgnięcie po którąś z powyższych pozycji, czy wybierzecie zupełnie inną, pamiętajcie – warto czytać dzieciom książki. | Książki dla dziewczynki w wieku przedszkolnym |
18 maja: Aktualizacja Regulaminu usługi Super Sprzedawca 18 maja wprowadzimy drobną aktualizację w punkcie 4.8. Regulaminu usługi Super Sprzedawca. Z nazwy kategorii "Leki bez recepty i dermokosmetyki" usuniemy część "i dermokosmetyki".
Aktualizacja Regulaminu ma związek ze zmianami w kategorii Zdrowie. Z dotychczasowej kategorii Leki bez recepty i dermokosmetyki wyodrębniliśmy Dermokosmetyki jako osobną kategorię.
Planowaną zmianę prezentujemy w pliku PDF. Fragment, który usuniemy zaznaczyliśmy na czerwono. | 18 maja: Aktualizacja Regulaminu usługi Super Sprzedawca |
Wiosna to upragniona pora roku dla każdego z nas. To właśnie wtedy przyroda budzi się do życia i zaczyna otaczać nas pięknymi, ożywionymi barwami. Do grona wiosennych kolorów niewątpliwie zalicza się żółty. Podpowiadamy, jak wykorzystać ten odcień w stylizacjach dla dziewczynki. Żółty kolor to jeden z tych kolorów, który, zwłaszcza wiosną, zasługuje na szczególną uwagę. Jeśli dobierzesz do niego odpowiednie elementy garderoby i dodatki, bez wątpienia uzyskasz idealną stylizację dla swojego dziecka. Poniżej kilka propozycji, które przypadną do gustu małym fashionistkom, lubiącym zarówno sportowy, jak i elegancki styl.
Żółta sukienka
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Nie wiesz, jak stworzyć stylizację z dodatkiem żółtych ubrań? Zestaw z sukienką w tym kolorze to odpowiedź na twoje rozterki. Sukienka powinna być wykonana z lekkiego, zwiewnego materiału. Dzięki temu twoja pociecha będzie mogła wykorzystać ją również latem. Do tego koniecznie dobierz skórzaną ramoneskę w czarnym kolorze. Jest to jeden z tych modeli, który w sezonie wiosna-lato szczególnie uwielbiają dziewczynki. Kolejny krok to dobór odpowiedniego obuwia. Jak na dziewczęcy, a jednocześnie wyjątkowo subtelny, zestaw przystało, czarne balerinki okażą się strzałem w dziesiątkę.
Żółta kurtka
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Tym razem coś dla fanek sportowych stylizacji. Zamiast klasycznych kurtek w stonowanych odcieniach, warto nieco zaszaleć i wybrać model w żółtym kolorze. Wbrew pozorom żółta kurtka nie będzie trudna do zestawienia z innymi elementami garderoby. Jedną z ciekawych propozycji jest połączenie jej ze spodniami jeansowymi w niebieskim kolorze i zieloną bluzką z długim rękawem. Warto pamiętać, że zieleń to, zaraz po żółtym, kolor przypominający wiosnę. Do tego zestawu można dobrać sportowe obuwie typu trampki lub zamszowe mokasyny, najlepiej w granatowym kolorze.
Żółty to bez wątpienia kolor wiosny i lata. Jeśli nie masz pomysłu na stylizację dla swojego dziecka z wykorzystaniem tego koloru, warto wziąć pod uwagę powyższe propozycje. Dzięki nim stylizacja nabierze uroku i niepowtarzalnego charakteru, a co więcej – z pewnością przypadnie do gustu twojemu dziecku. | Zwiastun wiosny – żółty kolor w stylizacjach dla dziewczynki |
Magda Gessler to niewątpliwie jedna z najbarwniejszych postaci polskiego show-biznesu. Restauratorka i gwiazda programu „Kuchenne rewolucje” ma na swoim koncie już kilka książek z przepisami i przewodników kulinarnych po Polsce. Teraz przyszedł jednak czas na jej własną biografię, a trzeba przyznać, że życie Gessler obfitowało w niesamowite historie i ciekawych ludzi. Życie pełne smaku
W biografii kogoś tak nieodłącznie związanego z kuchnią i odkrywaniem nowych smaków nie mogło zabraknąć przepisów. W „Autobiografii apetycznej“ znajdziemy ich kilkanaście, od dawnych rodzinnych receptur, po te, które Gessler wymyśliła sama. Większość z nich jest jednak tak oryginalna i niecodzienna, że warto je raczej potraktować w kategorii ciekawostek.
Nie zmienia to jednak faktu, że cała książka przepełniona jest smakami i zapachami. Magda Gessler opisuje swoje wspomnienia i osoby, które odegrały w jej życiu ważną rolę właśnie głównie poprzez te dwa zmysły: smaku i zapachu.
Temu opisowi nie oparł się nawet... Fidel Castro, którego restauratorka poznała w latach 60. na Kubie, gdzie pracował jej ojciec. To właśnie kubański dyktator miał zdaniem Gessler ogromny wpływ na jej gust, bo właśnie przy nim po raz pierwszy poczuła „zapach prawdziwego mężczyzny“, siedząc mu na kolanach!
Gwiazda „Kuchennych rewolucji“ dużą część książki poświęca na wspomnienia o rodzicach i babciach, które wywarły na nią bardzo duży wpływ, także ten kulinarny. Druga część książki to już bardziej współczesne wspomnienia: historia pierwszego małżeństwa Magdy Gessler, a potem opisy jej pierwszych biznesowych prób po powrocie do Polski z Hiszpanii.
Szczególnie interesujące są właśnie historie z czasów małżeństwa gwiazdy z Piotrem Gesslerem i anegdoty związane z otwarciami ich kolejnych wspólnych restauracji. Wspomnienia autorki mogą być interesujące nie tylko dla jej fanów, ale także dla wszystkich tych, którzy ciekawi są, jak wyglądało tworzenie biznesu w czasach polskiej transformacji.
Mistrzowskie wydanie
Gessler jest wielką estetką, która osobiście dba o wygląd prowadzonych przez nią restauracji. Gwiazda dużo także maluje, a niektóre z jej dzieł zostały sfotografowane i opublikowane w „Autobiografii apetycznej”. W książce nie brakuje zresztą dużych i przejrzyście ułożonych zdjęć – zarówno archiwalnych, jak i nowszych.
Oprawa graficzna książki w ogóle robi wrażenie i widać, że Gessler trzymała nad nią pieczę. Papier jest grubszy i utrzymany w kilku kolorach beżu i ecru, a w rogach okładek znajdują się specjalne lakmusowe papierki nasączone zapachem… gardenii! Tak podobno bowiem pachnie szafa Magdy Gessler, a dzięki temu prostemu zabiegowi łatwiej jest się nam przenieść do magicznego świata autorki. Co ciekawe, wypowiedzi pogrubiono lub powtórzono na osobnych stronach, a kolejne rozdziały oznaczono eleganckim piktogramem.
Choć Magda Gessler z pewnością bywa postacią kontrowersyjną, to trzeba docenić jej ogromne oddanie, z jakim odkrywa przed Polakami nowe smaki i kulinarne zwyczaje. Życie restauratorki, choć nie było pozbawione trudnych momentów, jest pełne niezwykłych, zabawnych historii i fascynujących postaci. Trzeba przyznać, że biografia Gessler naprawdę jest wyjątkowo apetycznym kąskiem!
Źródło okładki: www.pascal.pl | „Autobiografia apetyczna” Magda Gessler – recenzja |
Każda kobieta marzy o zmysłowym, kształtnym i jędrnym biuście. Aby tak się stało, musimy się o niego odpowiednio zatroszczyć. Idealne w tym przypadku okażą się wyspecjalizowane kosmetyki, które pozwolą nam cieszyć się pięknym, w pełni okazałym biustem. Podpowiadamy, jakie preparaty wybrać, aby uzyskać zamierzony efekt. Odpowiednia pielęgnacja
Skóra piersi wymaga odpowiedniej pielęgnacji polegającej na stosowaniu właściwie dobranych kosmetyków. Rynek jest bardzo bogaty i oferuje nam różnego rodzaju preparaty, od ampułek po kremyi żeledo tego celu przeznaczone. Pamiętajmy jednak, że najważniejszy jest skład, który zawiera ujędrniające substancje. Jest to m.in. elastyna, poprawiająca sprężystość i jędrność, wyciąg z bluszczu, a także wąkrotka azjatycka, wpływającą w znacznym stopniu na pojawiające się w trakcie ciąży rozstępy. Wszystkie wyżej wymienione składniki dodatkowo uelastyczniają i napinają skórę, bez wykonywania zabiegów w gabinecie medycyny estetycznej.
Kiedy warto zacząć?
Częstym błędem popełnianym przez kobiety jest stosowanie gęstych preparatów, które nie powodują uzyskania sprężystości, a wręcz przeciwnie – wiotczenie skóry. Dzieje się tak dlatego, że skóra wokół biustu jest bardzo delikatna i cienka, co z kolei wpływa na jej szybkie rozciąganie. Dlatego podczas zakupu kosmetyku warto zwrócić uwagę na jego konsystencję.
Jeśli chodzi o stosowanie danych preparatów, musimy uzbroić się w cierpliwość. Z pewnością nie zobaczymy widocznych efektów po tygodniu, ale tylko wtedy, kiedy będziemy używać ich regularnie. Co najważniejsze, zacznijmy już od młodych lat, najlepiej jeśli będzie to przedział 20-25 lat, gdyż z wiekiem nasze piersi wymagają coraz więcej uwagi. Na początek wystarczy jedynie balsam do ciała, stosowany rano lub wieczorem, ale po pewnym czasie warto już pomyśleć o specjalnych kosmetykach przeznaczonych tylko i wyłącznie do pielęgnacji biustu. Dostępne są kremy, maski, balsamy albo też serum.
Jak stosować?
Stosowanie kosmetyków do biustu warto połączyć z masażem, który opiera się na wcieraniu okrężnymi ruchami w skórę, od dołu ku górze. Taki delikatny masaż można stosować pod prysznicem, w połączeniu z polewaniem dekoltu raz ciepłą, a raz zimną wodą, kończąc na chłodnym strumieniu. W taki właśnie sposób aktywne w danym preparacie składniki nie tylko nawilżają nasz biust, ale i ściągają skórę, tym samym prowadząc do uniesienia piersi.
Kremy i masaże to nie wszystko
Owszem, kosmetyki są ważne, może nawet i najważniejsze, ale nie obejdzie się bez regularnych ćwiczeń. Odpowiednie w tym przypadku okażą się ćwiczenia wzmacniające mięśnie ramion i klatkę piersiową, m.in. ściskanie gumowych piłeczek, pompki wykonywane przy ścianie czy też ćwiczenia z uwzględnieniem hantli. Bywa niestety i tak, że często nie możemy się zmobilizować, a wtedy chociaż pamiętajmy o odpowiedniej postawie. Pod żadnym pozorem nie należy się garbić, gdyż optycznie sprawimy, że nasz biust wyda się mniejszy i niezbyt atrakcyjny, w przeciwieństwie do właściwej postawy, polegającej na prawidłowym wyprostowaniu.
Biust jest atrybutem każdej kobiety i dlatego też wymaga odpowiedniej pielęgnacji już we wczesnym etapie naszego życia. Pamiętajmy jednak, że na rynku dostępnych jest wiele preparatów, które różnią się swoim przeznaczeniem. Dlatego też przed dokonaniem zakupu warto sprecyzować nasz cel, aby zakup był w pełni udany, bo to właśnie dzięki niemu na długo zachowamy jędrny i ładnie prezentujący się biust. Jeśli zależy nam na nabraniu kształtu i uzyskaniu sprężystego efektu, warto postawić na balsam napinająco-podnoszący. | Kosmetyki do biustu – jakie wybrać? |
Klocki Lego są prawdopodobnie najbardziej popularne na świecie. Do zabawy zachęcają ogromnymi możliwościami budowy, pomysłowością, kolorami i ciekawymi zestawami. O ile jednak Lego City, Friends czy Duplo są dość znane, o tyle Lego Juniors – troszkę mniej. Tymczasem seria ma bardzo ciekawe zestawy przeznaczone dla przedszkolaków. Warto bliżej się im przyjrzeć. Lego Juniors a Lego Duplo
Lego Juniors to klocki przeznaczone dla dzieci w wieku pomiędzy 4 a 7 lat. Ich niewielkie, aczkolwiek bezpieczne i wygodne dla dzieci, elementy można budować oddzielnie i niezależnie od siebie. Czym się różnią od Duplo? Lego Juniors mają więcej szczegółów, a samochody i budynki z nich budowane wymagają więcej pracy i zaangażowania. Klocki nie są też tak duże, choć troszkę większe od Lego City czy Ninjago. Do budowania potrzebna jest większa precyzja i większa ilość drobniejszych elementów. Oto przegląd wybranych zestawów Lego Juniors.
Lego Juniors – Patrol strażacki
Gdy dom staje w płomieniach, pierwszą rzeczą, jaką trzeba zrobić, jest wykonanie telefonu, by zaalarmować straż pożarną. Przyjadą szybko – motocyklem i furgonetką – i ugaszą ogień przy pomocy wysięgnika. Takie lub inne zabawy staną się codziennością z zestawem Patrol strażacki. Klocki zapakowane są w poręczną walizkę, dzięki czemu się nie pogubią. Można je też z łatwością zabrać do przedszkola, na biwak, do kolegi lub koleżanki. W skład zestawu wchodzi 110 elementów, w tym 2 figurki i dodatkowe akcesoria. Cena to około 89 zł.
box:offerCarousel
Lego Juniors – Pościg furgonetką policyjną
Kolejny zestaw przeznaczony raczej dla chłopców, choć równie dobrze mogą bawić się nim dziewczynki pragnące zostać policjantkami. Policyjna furgonetka z reflektorami, więźniarką i gumowymi kołami oraz złodziej uciekający na motocyklu zrobią wrażenie na każdym przedszkolaku. Komplet to 90 elementów, w tym 2 figurki. Zapłacimy za niego już około 82 zł.
box:offerCarousel
Lego Juniors – Wakacje na plaży
To jeden z największych zestawów Lego Juniors. Andrea i Mia spędzają wspaniałe wakacje na plaży. Pływają łódką, kąpią się z delfinami, zajadają lody i pyszne koktajle, opalają się, zjeżdżają ze zjeżdżalni i grają w piłkę. Zestaw to 143 elementy, w tym 2 figurki. Odpowiedni jest dla dzieci powyżej 4 lat. Kosztuje około 129 zł.
box:offerCarousel
Plac zabaw Anny i Elsy
Jedna z najbardziej popularnych bajek ostatnich lat zawitała także do Lego Juniors. Teraz dzieci będą miały szansę pobawić się z księżniczkami na magicznym placu zabaw. Specjalną katapultą mogą wyrzucać w powietrze kulki śnieżne, zjeżdżać w dół z lodowej, magicznej zjeżdżalni, a nawet wybrać się na narty w dół ośnieżonego stoku. Gdy się zrobi zimno, księżniczki mogą się rozgrzać, pijąc kubek gorącej czekolady. W pudełku znajdziemy 94 elementy, w tym 2 figurki księżniczek i figurkę pieska. Za zestaw zapłacimy około 115 zł.
box:offerCarousel
Choć klocki Lego Juniors do złudzenia przypominają serie dla dzieci powyżej 5. roku życia, są łatwiejsze w konstruowaniu. Pojazdy, mimo że wizualnie podobne do tych z Lego City, składają się z porównywalnie mniejszej liczby elementów. I to jest właśnie charakterystyczne dla Juniors. Wielkością przypominają Duplo, natomiast budowane obiekty łączą się z seriami City, Friends i Ninjago. | Lego Juniors – czym się różnią od Lego Duplo? |
Nie wiesz, co podać gościom na przyjęciu? A może szukasz przepisu na pyszną przekąskę? Poznaj tater tots – smaczne, sycące i banalnie proste w przygotowaniu! Co to jest?
Tater tots to małe, chrupiące ziemniaczane krokieciki. Mogą być smażone na głębokim tłuszczu lub pieczone w piekarniku. Ich ogromną zaletą jest to, że są nie tylko pyszne, ale również uniwersalne – możesz zestawiać je i podawać niemal ze wszystkim. Jeśli do tej pory używałaś mrożonych ziemniaczanych kulek – czas na zmiany!
Jak je zrobić?
Tater tots są naprawdę bardzo proste w przygotowaniu – wykonasz je bez najmniejszego problemu, niezależnie od tego, na jakim poziomie zaawansowania kulinarnego jesteś.
Składniki:
1 kg obranych ziemniaków
1 łyżka stołowa mąki pszennej
1 łyżeczka sproszkowanego czosnku
½ łyżeczki granulowanej cebuli
¼ łyżeczki suszonego oregano
¼ łyżeczki suszonego koperku
do smaku: sól koszerna i świeżo zmielony czarny pieprz
1 szklanka oleju roślinnego
2 łyżki stołowe świeżo posiekanej natki pietruszki
Sposób przygotowania:
Ziemniaki umieść w dużym garnku i zalej zimną wodą tak, aby przykryła je na wysokość ok. 3 cm. Doprowadź wodę do wrzenia i gotuj do czasu, aż ziemniaki będą sparzone. Zwykle trwa to ok. 6-7 minut. Zetrzyj ziemniaki na tarce – możesz wybrać model z pojemnikiem, który ułatwi ci zadanie. Następnie za pomocą ręcznika kuchennego osusz ziemniaki najbardziej, jak to możliwe. Dzięki temu tater tots będą bardziej chrupiące!
Osuszone ziemniaki wsyp do dużej miski. Dodaj do nich mąkę, sproszkowany czosnek, cebulę, suszone oregano i koperek. Mieszaj wszystko dokładnie dużą łyżką, aż składniki dobrze się połączą. Dopraw solą i pieprzem według własnych upodobań smakowych i ponownie wymieszaj. Czas na lepienie! Z masy uformuj średniej wielkości kulki.
W żeliwnym naczyniu żaroodpornym, na średnim ogniu rozgrzej olej roślinny. Następnie włóż do niego ziemniaczane kulki, smaż 6 lub 7 jednocześnie aż do uzyskania chrupkości i złotego koloru. Zwykle trwa to ok. 3-4 minuty. Na dużej, drewnianej desce połóż kawałek ręcznika kuchennego. Gdy tater tots będą już gotowe, wyłóż je z naczynia na ręcznik, aby odsączyć nadmiar tłuszczu. Posyp natką pietruszki i gotowe!
box:offerCarousel
Z czym podawać?
Ziemniaczane krokieciki są bardzo uniwersalną przekąską. Możesz je serwować jako dodatek do mięs, ryb lub podawać z dipem pomidorowym własnej roboty! Jak go wykonać?
Składniki na dip pomidorowy:
1 puszka krojonych pomidorów (najlepiej pozbawionych skórki)
1 ząbek czosnku
½ cebuli dymki
odrobina suszonych ziół: bazylii i oregano
odrobina ostrej i słodkiej papryki
odrobina mielonego czarnego pieprzu i soli
2 łyżki oliwy z oliwek
Sposób przygotowania jest bardzo prosty: wszystkie składniki umieść w pojemniku blendera i miksuj do uzyskania gładkiej konsystencji. Oprócz proponowanych ziół możesz dodać również swoje ulubione. Następnie całość przelej do dipówki i gotowe!
Tater tots to przekąska, która z pewnością stanie się częstym gościem na twoim stole! | Tater tots – czym są i jak je zrobić? |
Czasami zdarza się, że osoby, które regularnie trenowały, przestają biegać. Powodem może być nadmiar obowiązków – zarówno w pracy zawodowej, jak i w domu, a co za tym idzie – duże zmęczenie organizmu. Bywa też tak, że kontuzja, a następnie rehabilitacja potrafi skutecznie wyłączyć z treningów. Niektóre osoby rezygnują z biegania załamane brakiem widocznych postępów i poprawy rekordów życiowych. Zniechęcenie może być wtedy duże i przerwa w treningach staje się koniecznością. Podejmij decyzję
Jeśli ktoś biegał przez dłuższy czas, często zastanawia się nad powrotem do treningów. To wciąga i trudno tak naprawdę zrezygnować z tego zmęczenia, które jest nam potrzebne, a czasami nawet uzależnia. Bieganie pozwala zapomnieć chociaż na chwilę o problemach życia codziennego, a przecież każdy z nas potrzebuje rozładować stres i różnego rodzaju emocje kumulowane w ciągu dnia. Jeśli więc czujemy potrzebę powrotu do biegania, to... do dzieła!
Po prostu załóż buty, wyjmij z szafy dres i wyjdź z domu. Najważniejszy jest pierwszy krok, a zwłaszcza sama decyzja. Jeśli już ją podjąłeś i zdecydowałeś się na powrót do biegania, to zwyciężyłeś. Nie trzeba się zastanawiać, kiedy jest najlepsza pora na pierwszy trening. Właśnie teraz jest najbardziej właściwy moment. Odwlekanie będzie tylko szukaniem usprawiedliwienia dla zostania w domu. Pamiętaj, że twoje ciało potrzebuje ruchu.
Poszukaj motywacji
Dobrym sposobem na powrót do biegania jest przypomnienie sobie najbardziej przyjemnych chwil, kiedy trenowałeś lub startowałeś w zawodach. Zastanów się, co wtedy czułeś. Niektórzy wręcz uwielbiają ten moment tuż przed startem, kiedy żołądek podchodzi do gardła, a mrowienie rozchodzi się po plecach. Pozytywny stres mobilizuje do podjęcia wysiłku. Inni natomiast lubią wspólne, grupowe wybiegania, kiedy można spotkać się ze znajomymi i po prostu zwyczajnie pogadać.
Dla takich chwil warto wrócić do treningów. Ważne jednak, żeby nie narzucać sobie od razu morderczego tempa. Często tak się dzieje z osobami, które są na tzw. świeżości. Długi rozbrat z bieganiem powoduje swoisty głód wysiłku i poczucia pędu. Jednak może to być zdradliwe dla tych, którzy wracają po kontuzji. Zacznij więc spokojnie, może od szybkiego marszu, i dopiero po kilku minutach przejdź do truchtu.
Organizm sam ci podpowie, na ile możesz sobie pozwolić. Powinieneś monitorować odcinki marszu, np. za pomocą krokomierza. Pozwoli ci to ustalić, jaki dystans przeszedłeś i kiedy znów zacząć biec. Pamiętaj także, żeby sprawdzać swoje tętno. Warto na to zwracać uwagę, przecież miałeś przez pewien czas rozbrat ze sportem i nie wiesz, na co stać twój organizm. Powrót do biegania powinien przebiegać rozsądnie i pod pełną kontrolą.
Nagradzaj się za wysiłek
Często po powrocie do biegania mamy wielką chęć nadrobienia straconego czasu. Należy jednak podejść do tego we właściwy sposób. Trzeba wybiegać swoje – powoli i w odpowiednich proporcjach. Nie czekaj na kolejny trening z wytęsknieniem. Nie biegaj codziennie, próbując nadgonić czas przerwy. Naucz się odpoczywać. Odpowiednia regeneracja po treningu, sen, odżywianie i suplementacja to podstawa dobrego przygotowania. Szanuj swój organizm.
Bywa tak, że potrzebujesz jakiegoś bodźca, żeby podjąć różnego rodzaju działania. Może to być np. zakup nowego stroju biegowego. Pobiegnięcie w nowej koszulce sprawi, że nie będziesz mógł się doczekać, żeby wyjść na trening. Dawaj sobie takie małe radości i motywuj się do dalszego wysiłku.
Pomyśl o tym, dlaczego przestałeś biegać. Być może jednostajne pokonywanie długich dystansów zaczęło cię nużyć. Zatem teraz dokonaj kilku zmian. Wyznacz sobie trasę, po której jeszcze nigdy nie biegałeś. Wprowadź innowacje do swojego treningu. Niech to będzie zabawa biegowa, a nie nudne, sztywne treningi. Spraw, by uśmiech zagościł na twojej twarzy, gdy pomyślisz o kolejnych.
Oczywiście, wyznacz sobie cel, do którego będziesz dążyć. Dzięki temu zniechęcenie nie nadejdzie, bo chęć realizacji zakładanego planu będzie silniejsza i pozwoli przełamać kryzys. Dąż do tego małymi krokami, ale konsekwentnie.
Powrót do biegania często bywa trudny. Trzeba znów zmobilizować się do wysiłku i dyscypliny. Jednak jeśli nie zejdziesz z obranej drogi, zobaczysz, że końcowy sukces przyniesie wiele satysfakcji, a ty znowu będziesz cieszył się swoją wielką pasją. | Jak zacząć biegać po długiej przerwie? |
Pierścionek zaręczynowy jest symbolem oraz materialnym dowodem miłości, a także poważnych zamiarów wobec partnerki. Ważne, żeby był dopasowany do jej gustu oraz charakteru. Bardzo możliwe, że do końca jej życia będzie dumnie noszony na palcu bez przerwy. Do zakupu trzeba podejść bardzo poważnie. Do tej pory wśród najczęściej wybieranych pierścionków zaręczynowych królowały proste, klasyczne wzory typu chaton. Jest to jeden brylant o tradycyjnym szlifie, osadzony w oprawie z żółtego lub rzadziej białego złota. W ostatnich latach trendy się zmieniły i typowy pierścionek przestał być pożądany przez przyszłe panny młode.
Łączone złoto i asymetria pierścionków
Bardzo modne jest obecnie łączenie białego oraz żółtego złota w pierścionkach zaręczynowych. Takie rozwiązanie jest również bardzo praktyczne. Pamiętajmy, że pierścionek będzie spoczywał w przyszłości na tym samym palcu lub w sąsiedztwie obrączki ślubnej, dobrze jest więc zadbać, aby do niej pasował. W podanym przypadku unikamy sytuacji, kiedy mężczyzna na raz decyduje o wyglądzie obu tych elementów, wybierając spośród kolorów złota. Pierścionek łączony będzie pasował zarówno do białych, jak i i żółtych obrączek. W takich przypadkach zwykle stosuje się bezbarwny kamień, aby nie przesadzić z ilością szczegółów.
Asymetryczne pierścionki, mimo że pojawiały się w poprzednich latach, to obecnie są szczególnie cenione. Są o wiele delikatniejsze niż klasyczne oraz bardzo wygodne w noszeniu. Mają też dość nieszablonowy wygląd, dlatego przywodzą na myśl indywidualny charakter obdarowanej kobiety.
Kolor kamienia w pierścionku zaręczynowym
Do tej pory na zaręczyny wybierało się bezbarwny kamień o szlifie brylantowym lub diamentowym, rzadziej w kształcie łezki lub owalny. Obecnie zupełnie odchodzi się od standardowych rozwiązań. Teraz stawiamy na kolor. Dużą popularność zyskały szmaragdy, tanzanity, rubiny oraz szafiry. Brylanty zwykle pojawiają się w ich towarzystwie, w mniejszym formacie, uwydatniając barwę kamienia głównego. Jest to nieco ryzykowny wybór i należy go bardzo dokładnie przemyśleć.
Trzeba być pewnym gustu wybranki oraz zaobserwować, jaki kolor ubioru preferuje, a jakiego raczej unika. Dobrze jeśli pierścionek pasuje do wizerunku partnerki, co przy barwnych kamieniach jest nieco utrudnione. Takie kamienie zwykle osadza się w jednokolorowej oprawie, ponieważ najlepiej eksponuje ona kamień. Unika się wtedy także przeładowania wieloma akcentami. Każdy kamień ma również swoją indywidualną symbolikę, warto zagłębić się w ten temat, być może pomoże to w ostatecznej decyzji.
Styl retro przy oświadczynach
Kolejnym, nieco różnym od dwóch poprzednich, trendem jest powrót do stylu retro. Takie pierścionki wyglądają jak rodowe pamiątki, sięgające lat przedwojennych. Style vintage oraz art déco przeżywają drugą młodość, również w tej dziedzinie. Stawia się na wzory markiz, geometryczne kształty oraz połączenia mocnych kontrastowych barw. Dla osób, których nie stać na autentyczną błyskotkę z epoki jubilerzy przygotowali całe kolekcje stylizowanej biżuterii.
Podsumowując obecnie panujące trendy, można zauważyć, że bardzo ceniona jest niepowtarzalność, indywidualizm i oryginalność. Pierścionek, który już na pierwszy rzut oka wygląda na zaręczynowy nie jest już tak ceniony. Stawiamy na symboliczny kolor kamienia, połączenie różnych barw złota albo decydujemy się na styl retro przypominający pamiątki przekazywane w rodzinie z pokolenia na pokolenie. | Trendy wśród pierścionków zaręczynowych |
Sprzedaż w kategorii Ebooki prowadzić mogą wyłącznie oficjalni dystrybutorzy po spełnieniu odpowiednich wymagań technicznych i podpisaniu osobnej umowy z Allegro. Sprzedaż w kategorii Ebooki prowadzić mogą wyłącznie oficjalni dystrybutorzy, po spełnieniu odpowiednich wymagań technicznych i podpisaniu osobnej umowy z Allegro.
Czym według Allegro jest e-book
E-bookiem jest każdy dokument (tekstowy, obrazkowy) zapisany w formie elektronicznej, którego odczytanie wymaga zastosowania odpowiednich urządzeń komputerowych.
Sprzedaż audiobooków i videobooków poza kategorią Ebooki jest dozwolona, jeśli spełniasz co najmniej jeden z poniższych warunków
publikacja jest oficjalnym, oryginalnym wydawnictwem (zapisanym na fizycznym nośniku, dostępnym w ogólnej sprzedaży - na przykład w księgarniach),
jesteś wyłącznym autorem lub wydawcą oferowanej publikacji i potrafisz ten fakt udokumentować (podając w opisie nadany jej numer ISBN). W momencie wystawienia oferty numer ISBN musi figurować w bazie danych Biblioteki Narodowej. Dotyczy to wszystkich publikacji przesyłanych elektronicznie oraz publikacji niedostępnych w ogólnej sprzedaży. | Publikacje elektroniczne, e-booki, audiobooki, videobooki itp. |
Nawigacja i wideorejestrator to dwa rodzaje akcesoriów najczęściej montowanych w samochodach. Okazuje się jednak, że jest urządzenie, które spełnia funkcje obu. Rozwiązaniem 2 w 1 jest Mio MiVue Drive 65 LM. Jako nawigacja
Można stwierdzić, że Mio MiVue Drive 65 LM to głównie nawigacja. Świadczy o tym m.in. duży ekran dotykowy o przekątnej 6,2 cala. Jest wygodny w użyciu, zwłaszcza że menu opracowano również pod kątem obsługi w urządzeniu przenośnym. Składa się ono z dużych, łatwych do wciskania kafelków, a także sporych rozmiarów napisów, które bez problemu daje się odczytać.
Adres miejsca docelowego można wyszukiwać na kilka sposobów – według słów kluczowych, podania konkretnego numeru ulicy, współrzędnych geograficznych, kodu pocztowego czy wybrania interesującego punktu z listy POI.
Co ważne, także wpisywane litery są duże, co wcale nie jest takie oczywiste w nawigacjach dostępnych na rynku. Nawigacja automatycznie podpowiada nazwy miast i ulic po wpisaniu kilku pierwszych znaków.
Po wyszukaniu miejsca docelowego do wyboru są cztery wersje trasy – najszybsza, najkrótsza, najłatwiejsza w nawigowaniu czy najbardziej ekonomiczna, w której wzięto pod uwagę oszczędność paliwa. To opcja umożliwia dotarcie do celu w stylu najbardziej odpowiadającym nam w danej chwili. Nawigacja kieruje za pomocą jasnych i czytelnych komunikatów głosowych.
Warta uwagi jest opcja otrzymywania w czasie rzeczywistym informacji (TMC) o natężeniu ruchu, robotach drogowych czy innych zagrożeniach. Możliwość wytyczenia alternatywnej, szybszej trasy przejazdu i skorzystanie z niej pozwala skrócić czas jazdy.
Trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jedno – w przypadku Mio MiVue Drive 65 LM producent oferuje bezpłatną, dożywotnią aktualizację wszystkich map zapisanych w nawigacji. Powoli staje się to standardem w nawigacjach, dlatego przed zakupem warto sprawdzić tę opcję, aby nie dopłacać do zakupu już w trakcie użytkowania urządzenia.
Jako wideorejestrator
To, że Mio MiVue Drive 65 LM łączy funkcje dwóch urządzeń, nie oznacza, że któreś z nich będzie oznaczać dla użytkownika kompromis. Wręcz przeciwnie. Wbudowany wideorejestrator udostępnia dobrą jakość nagrań – zapewniają to wysoka rozdzielczość Extreme HD (1296p dla 30 klatek/s) oraz obiektyw składający się ze szklanych soczewek tworzących przesłonę F1.8. Kąt widzenia to 140°, czyli dokładnie tyle, ile mają kamery samochodowe Mio.
Jeśli komuś zależy na kamerze samochodowej nagrywającej w wysokiej rozdzielczości, powinien zainteresować się modelem Mio MiVue 698 Dual w cenie ok. 1000 zł lub Xiaoyi Yi Dash za ok. 350 zł. Te urządzenia nagrywają filmy w jakości 2,5K, której nie udostępniają inne modele.
W urządzeniu Mio MiVue Drive 65 LM z tyłu obudowy znajduje się wystający obiektyw, który umożliwia regulowanie kierunku w pewnym zakresie. Pozwala to zarówno na uzyskanie równocześnie optymalnego kąta ustawienia ekranu nawigacji względem kierowcy, jak i wykadrowanie obrazu z wideorejestratora, aby pokrywał dokładnie przód maski samochodu. Proste, a zarazem wygodne rozwiązanie.
Podczas testów Mio MiVue Drive 65 LM zauważyłem niewielkie problemy z działaniem kamery podczas jazdy pod słońce. Wówczas obraz zarejestrowany na karcie pamięci podczas odtwarzania wydaje się nienaturalnie żółty. W zacienionych miejscach, np. garażu w podziemnym centrum handlowym, jakość obrazu jest dobra, choć nie rewelacyjna. Podsumowując, Mio MiVue Drive 65 LM w roli kamery samochodowej jest dobra, wziąwszy pod uwagę to, że mowa o urządzeniu 2 w 1 łączącym różne funkcje.
Dodatki
Decydując się na zakup testowanego modelu Drive 65 LM, otrzymamy coś więcej niż tylko nawigację i kamerę samochodową. Tak jak to bywa w produktach Mio, także i w łączącym dwie funkcje Mio MiVue Drive 65 LM występuje szereg dodatków, które w codziennym użytkowaniu mogą okazać się dla kierowcy przydatne. Należą do nich znakomicie działający system ostrzeżeń przed fotoradarami. Urządzenie z wyprzedzeniem informuje o zbliżaniu się do punktu pomiaru prędkości, podając przy tym aktualną prędkość, oraz obowiązujący na danym odcinku limit – dzięki temu wiadomo, czy poruszamy się zbyt szybko i o ile powinniśmy zwolnić. Baza fotoradarów, której aktualizację bezpłatnie otrzymujemy wraz z Mio MiVue Drive 65 LM, nie zawsze zawiera najświeższe informacje o rozmieszczeniu fotoradarów. Na szczęście jeśli napotkamy takowy na drodze, możemy samodzielnie dodać go do pamięci urządzenia. Jadąc tą drogą kolejny raz, otrzymamy ostrzeżenie o przekroczeniu prędkości na czas.
Oprócz ostrzeżeń o fotoradarach Mio MiVue Drive 65 LM informuje kierowcę o opuszczeniu pasa ruchu (system LDWS) oraz o możliwej kolizji z poprzedzającym pojazdem (system FCWS). Oba systemy działają sprawnie, tak jak w innych testowanych przeze mnie urządzeniach Mio – oznacza to, że czasem bywają pomocne, a czasem niepotrzebnie alarmują o wykrytym zdarzeniu. Aby rozwiązania te działały możliwie sprawnie, warto poświęcić czas i uwagę na ich kalibrację, dostępną z poziomu menu urządzenia.
Czy warto?
Nie ma powodu, by wystawiać złą ocenę Mio MiVue Drive 65 LM, nawet mimo że sprawdza się lepiej jako nawigacja niż wideorejestrator, który czasami ma problemy z odwzorowaniem kolorów. Komu zatem to urządzenie polecić? Z pewnością kierowcom, którzy stoją przed zakupem kamery samochodowej i nawigacji do samochodu. Zamiast inwestować w dwa sprzęty, rozsądnie i przede wszystkim wygodnie byłoby wybrać coś, co spełni te dwa zadania. Korzystanie z urządzenia 2 w 1 będzie też bardziej wygodne – zasilanie z jednego gniazdka zapalniczki czy mała i nieograniczająca widoczności przyssawka na szybie to atuty, których nie można zlekceważyć, tym bardziej że w Mio MiVue Drive 65 LM można korzystać z nawigacji i wideorejestratora jednocześnie.
Czy są dostępne inne produkty łączące nawigację oraz kamerę samochodową? Oczywiście. Jedną z ciekawszych jest model Vordon mCar, dostępny w cenie zbliżonej do urządzenia Mio. Co prawda nagrywa filmy w gorszej rozdzielczości, ale pełni też funkcję centrum rozrywki. | Mio MiVue Drive 65 LM – nawigacja i wideorejestrator w jednym – test produktu |
Prawie każdy maluch pewnego dnia zaczyna się interesować gotowaniem. Zabawy w samodzielne przygotowywanie potraw nie tylko dają mnóstwo radości, ale także edukują. Warto wspierać zainteresowania dziecka, wyposażając je w niezbędne artykuły. Oprócz garnków i patelni są to zabawkowe produkty spożywcze. Gotowanie to dzisiaj nie tylko umiejętność, której zdobycie umożliwia nam samodzielne przygotowanie sobie posiłku. To coraz częściej hobby i sposób na miłe spędzanie wolnego czasu, a także sztuka, dzięki której możemy skosztować wielu wyśmienitych potraw. Wspólne gotowanie to również idealny sposób spędzania czasu z własną pociechą. Pomagając w kuchni, dziecko nie tylko zacieśnia relację z opiekunami, ale również samo zdobywa wiele praktycznych umiejętności. Niestety nie codziennie mamy czas i możliwość wspólnie przygotowywać posiłki. Dobrym sposobem na podtrzymywanie i rozwijanie w dziecku pasji gotowania jest wyposażenie go w zabawki do złudzenia przypominające prawdziwe produkty spożywcze. Na rynku mamy ogromny wybór różnego rodzaju zabawkowych warzyw i owoców, słodkości, nabiału i innych mniej lub bardziej popularnych artykułów. Tak duży wybór z pewnością ułatwi wypełnienie każdej małej spiżarni.
Owocowy świat z plastiku
Zabawkowe produkty spożywcze są przeważnie wykonane z plastiku. Znajdziemy wśród nich wszystkie warzywa, od najbardziej popularnych, jak marchewka, cebula czy ziemniaki, po mniej typowe, takie jak patison, jarmuż czy bakłażan. Są również przyprawy, np. korzeń imbiru. Dużą zaletą tych zabawek jest ich ogromna różnorodność. To nie tylko produkty, ale również gotowe potrawy, takie jak pizza, torty, czy stylizowane opakowania np. mleka, płatków kukurydzianych czy ketchupu. Dzięki temu mali kucharze mają nieograniczone możliwości zabawy. Ważna jest również niska cena. Już za mniej niż 20 zł możemy kupić zestawy składające się z kilku produktów spożywczych oraz podstawowych akcesoriów do gotowania, takich jak garnuszek, patelnia i łopatki do mieszania.
Bezpieczne i ekologiczne
Dla młodszych dzieci, które często jeszcze mają tendencję do gryzienia wszystkiego, co im wpadnie w rączki, znacznie bezpieczniejsze będą zabawki wykonane z drewna. Znaczną ich część stanowią warzywa i owoce. Jednak w większości, poza idealnym odwzorowaniem naturalnych produktów, mają jeszcze jedną funkcję – są przeznaczone do nauki krojenia. W takich zestawach znajdziemy kilka produktów podzielonych na części łączone ze sobą przyklejonymi wewnątrz rzepami. Do kompletu dołączony jest przeważnie bezpieczny nożyk i deseczka, za pomocą których dziecko może się uczyć prawidłowego trzymania sztućca podczas krojenia. Bardzo bogata jest oferta firmy Erzi, obejmująca zarówno pojedyncze artykuły, takie jak: jogurty, jajka, oliwę z oliwek czy salami, a także świetne zestawy np. mozzarellę z bazylią i pomidorami.
Małym cukiernikom z pewnością przypadną do gustu drewniane ciastka. Herbatniki, pączki, warstwowe torty i ciasteczka do dekorowania umożliwią rozwój kreatywności i fantastyczną zabawę przez długie godziny. Oferuje je m.in. znany producent drewnianych zabawek Melissa & Doug w cenach od 67,50 zł do 79 zł.
Warzywa do przytulania
Równie ciekawą propozycją są artykuły spożywcze uszyte z miękkiego materiału i wypełnione pluszem. To bezpieczna zabawka dla dzieci w każdym wieku, która wspaniale łączy funkcje przytulanki i zabawki edukacyjnej. Na rynku znajdziemy głównie pluszowe warzywa i owoce, ale także pluszowy kosz na zakupy. Mali kucharze znajda w nim: żółty ser, kiełbaski, makaron, rybę, bułeczki, bakłażana, paprykę i ananasa. Taka mieszanka pozwoli na stworzenie wyjątkowo kreatywnych potraw.
Zabawkowe produkty spożywcze zachęcają do rozwijania kulinarnych zainteresowań, stymulują wzrok i dotyk dziecka, wspierają naukę kolorów i nazw rozmaitych artykułów, zachęcają do stawiania pierwszych samodzielnych kroków w kuchni i będą świetną pomocą w kształtowaniu prawidłowych nawyków żywieniowych. | Mały kucharz – zabawkowe produkty spożywcze |
Poprawna postawa jest niezwykle ważna podczas gry na perkusji. Instrument ten wymaga od nas ciągłej pozycji siedzącej. Sprawia to, że odpowiedni stołek jest wręcz ultimatum, bez którego nie będziemy w stanie wytrzymać wielogodzinnych sesji nagraniowych lub dłuższych koncertów. Nie może to być zwykły stołek, który akurat zagubił się u nas w kuchni. Tego typu rozwiązania odpadają od razu. Nie dadzą niezbędnego komfortu, bez którego możemy nabawić się nawet nieprzyjemnych kontuzji. Co więcej, nie będziemy w stanie dobrze zabrzmieć, jeżeli nie mamy komfortowego stołka, ponieważ by grać szybkie i skomplikowane pasaże, potrzebujemy być całkowicie rozluźnieni, a nie myśleć o uwierającym stołku.
Maksymalny komfort jest powodem, dla którego perkusiści wydają, jak mogłoby się wydawać, niebotyczne sumy. Jednak to nie tak – stołek, który zapewni największą wygodę przy zachowaniu wysokiej jakości, musi być kosztowny.
W poszukiwaniu odpowiedniego stołka perkusyjnego
Przede wszystkim mamy skupić się na wygodzie. Wszelkie dodatki typu koszyki na pałeczki czy wieszak na ręcznik nie powinny być priorytetem przy wyborze odpowiedniego stołka. Nie jest to również tylko stołek, a jedna z najważniejszych części naszego zestawu, umożliwiająca komfortową grę. Wyróżniamy dwa podstawowe kształty stołków: jeden, przypominający siodełko rowerowe, oraz drugi, stylizowany na stołek barowy. Bardzo ważnym jest sprawdzenie, który z nich będzie dla nas wygodniejszy – wystarczy chwila gry na nowym stołku, by ocenić, czy sprawdzi się on dla nas na dłuższą metę. Powinniśmy również zwrócić uwagę na jego nogi – najlepiej, aby rozkładały się dość szeroko. Poprawi to zdecydowanie stabilność, ułatwiając grę. Jak zaś wiadomo, nie ma nic bardziej żenującego, niż spaść ze stołka w trakcie koncertu! Dobrym pomysłem jest również przejrzenie forów internetowych, zanim zakupi się stołek, by poznać jego słabe i mocne strony. Nawet początkujący powinni zaczynać od jak najlepszego stołka – jest to rzecz, na której nie należy oszczędzać. Pozwala on na komfortowe ćwiczenie i szybsze rozwijanie umiejętności, co na tanim lub w ogóle nieprzeznaczonym do grania na perkusji stołku nie będzie możliwe w takim tempie.
Powinniśmy również określić naszą wagę, by wybrać odpowiedni stołek. Musimy się upewnić, że stołek, który wybieramy, będzie dla nas odpowiedni. Stołki zwykle posiadają określoną wagę graniczną, której nie powinno się przekraczać.
Kolejną ważną informacją jest to, ile mamy wzrostu. Jedną z najistotniejszych rzeczy, jakie musimy uzyskać, jest poprawna i wygodna pozycja siedząca podczas gry. Niektórzy mogą mieć tendencję do siedzenia nisko, z trochę bardziej uniesionymi kolanami. Drudzy z kolei będą preferować pozycję z udami ustawionymi wzdłuż siedziska. Najważniejsze to znaleźć odpowiedni balans. Musimy określić, co sprawdzi się w naszym stylu muzyki. Przy wysokim wzroście warto wiedzieć, czy stołek posiada wystarczająco dużo wszelkiego rodzaju regulacji, pozwalających na komfortowe granie. W przypadku niższych osób ważne jest, byśmy mogli usiąść odpowiednio wysoko.
Dobór właściwego profilu
Profil również ma duże znaczenie – po prostu musimy usiąść i pograć chwilę, by sprawdzić, który jest tym właściwym. Dobry stołek sprawi, że nie będziemy się czuć zmęczeni po wielogodzinnym graniu, ale również zapewni odpowiednie rozluźnienie naszym mięśniom. Nie powinniśmy czuć żadnych napięć w okolicy pleców. Gąbka występująca w stołkach bywa różnej miękkości, należy więc się upewnić, która z nich bardziej pasuje do naszych potrzeb.
Co do podstawy, możemy wybierać na przykład między trzema lub czterema nogami. Najważniejsza jest tutaj stabilność stołka. Nie może on kołysać się lub zmieniać swojego położenia w trakcie gry.
Kolejną możliwością są stołki z dodatkowym oparciem. Używanie oparcia nie jest aż tak powszechne wśród perkusistów, ale oczywiście zdarzają się i tacy, którzy ze względu na swoją postawę preferują grę na stołku z oparciem. Dobrym wyjściem są stołki, w których oparcie jest wyjmowane, przez co mamy możliwość skorzystania z niego, jeżeli tylko zajdzie taka potrzeba.
Żaden ze stołków nie jest wykonany tak samo, jednocześnie nie oferuje takiego samego poziomu komfortu. Na tej części zestawu zdecydowanie nie należy oszczędzać, dlatego zakup najwyższej jakości stołka powinien zostać dokonany już na samym początku naszej przygody z perkusją. | Wybieramy stołek perkusyjny – jaki profil będzie najwygodniejszy? |
Samsung QLED CHG90 to gigantyczny monitor o przekątnej 49 cali i proporcjach 32:9, stworzony dla graczy. Urządzenie posiada zakrzywiony panel VA QLED o odświeżaniu 144 Hz z HDR oraz technologią FreeSync 2. Producenci coraz chętniej eksperymentują z proporcjami wyświetlaczy. Sporą popularnością cieszą się monitory 21:9, wykorzystuje się je zarówno w zastosowaniach profesjonalnych, jak i gamingowych. Samsung poszedł dalej: rozszerzył proporcje aż do 32:9, w efekcie tytułowy monitor o przekątnej 49 cali wygląda jak dwa 27-calowe monitory połączone ze sobą lub telewizor o przekątnej około 60 cali przecięty w poprzek. Producent obiecuje, że sprzęt będzie idealny dla graczy, a dzięki wiernej reprodukcji barw monitor mają docenić także profesjonaliści. Sprawdziłem, jak spisuje się on w praktyce.
Specyfikacja Samsung QLED 49 cali CHG90 (LC49HG90DMUXEN)
przekątna ekranu: 48,9 cala (124,2 cm)
rozdzielczość: 3840 x 1080, 32:9
panel: VA QLED, matowy, zakrzywienie 1800R, HDR
częstotliwość odświeżania: 144 Hz wraz z FreeSync 2, flicker free
czas reakcji: 1 ms
pokrycie sRGB: 120–125%
pokrycie Adobe RGB: 88–92%
kontrast statyczny: 3000:1
jasność: 350 cd/m2
regulacja: wysokości, odchylenia, obrotu
interfejs: 2x HDMI, DisplayPort 1.2, miniDisplayPort, HUB USB (2x USB), wyjście słuchawkowe, wejścia 3,5 mm
pobór mocy: 113 W (0,3 W czuwanie)
wymiary: 1203 x 525 x 382 mm
masa: 15 kg (z podstawą), 12 kg (bez podstawy)
Wyposażenie
W zestawie niczego nie brakuje. Do dyspozycji są:
* kabel DisplayPort (195 cm);
* kabel miniDisplayPort (145 cm);
* kabel HDMI (195 cm);
* kabel USB A-USB B (145 cm);
* kabel zasilający (150 cm);
* wkręty do montażu;
* maskownica wkrętów;
* zaślepka złącz;
* adapter VESA 100 x 100;
* uchwyt na przewody;
* płyta CD;
* instrukcja i dokumentacja.
Okablowanie jest wysokiej jakości – izolacje przewodów są grube, a wtyczki mocne i zabezpieczone zaślepkami. Nie zabrakło adaptera VESA, wykonanego ze stali, a przydatny może okazać się także dodatkowy uchwyt, który pozwoli uporządkować przewody z tyłu monitora.
Konstrukcja i wykonanie
Monitor od pierwszej chwili przyciąga wzrok – urządzenie wygląda niesamowicie. Całe szczęście wzornictwo pozostało uniwersalne, nie jest gamingowe ani agresywne. Obudowę wykonano z matowych tworzyw sztucznych, zaś ramka pod ekranem jest szczotkowana i ozdobiona metalowym logo marki. Jakość materiałów oceniam jako wysoką, a samo wykonanie nie budzi żadnych wątpliwości.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Ekran nie jest pozbawiony ramek – od góry i od boków wyświetlacz otacza około 6-milimetrowa obwódka, a pod ekranem widać panel, który mierzy 1,5 cm. Na panelu dostrzec można niebieską diodę zasilania, a także oznaczenia trzech przycisków oraz wielofunkcyjnego włącznika, które zamontowano od spodu.
Podstawa monitora przypomina tę stosowaną w telewizorach – jest łukowata, a jej rozstaw wynosi aż 81,5 cm. Monitor został wpięty w nogę za pomocą ruchomej szyny, która pozwala na regulację wysokości oraz odchylanie w pionie i na boki. Mocowanie monitora jest dodatkowo podświetlone pierścieniem w kolorze niebieskim, który reaguje na natężenie dźwięku w grach. Na nodze znajduje się także rozkładany uchwyt na słuchawki.
Z tyłu można dostrzec otwory wentylujące, umieszczone w górnej części, oraz panel złącz, ulokowany u dołu. Na panelu widać gniazdo zasilające, dwa HDMI, DisplayPort 1.4, miniDisplayPort, złącza słuchawkowe i wejścia audio, dwa porty USB 3.0 oraz port USB typu B. Obok panelu jest także blokada Kensington.
Ergonomia i użytkowanie
Montaż monitora nie jest trudny, ale potrzebny będzie wkrętak. Trzeba pamiętać, że konstrukcja sporo waży (15 kg z podstawą), więc może przydać się druga osoba do pomocy. Nogę trzeba połączyć z podstawą za pomocą dwóch śrub motylkowych oraz przykręcić do monitora czterema wkrętami. Producent ułatwił cały proces montażu – nogę wpina się w prowadnicę, a dodatkowy bolec pozwala szybko wycentrować gwinty. Następnie należy założyć pierścień z tworzywa sztucznego w celu zamaskowania wkrętów.
Ekran można odchylić do góry i do dołu w zakresie -2⁰ do 15⁰ oraz w takim samym zakresie obracać konstrukcję na boki. Mocowanie pozwala też na swobodne wypoziomowanie monitora, co jest bardzo ważne przy tak dużym urządzeniu. Nie można liczyć na pivot, ale przy dużej przekątnej to zrozumiałe. Wysokość reguluje się w zakresie 12 cm, powinno to wystarczyć, gdyż sam monitor jest dosyć wysoki.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Monitor posiada szereg funkcji dodatkowych. Nogę zabudowano pokrywą z otworami, którą bez problemu można zdemontować. Kable da się przepuścić przez nogę i wypuścić z tyłu podstawy tak, by nie było ich w ogóle widać. Producent pomyślał także o słuchawkach. Z tyłu nogi znajduje się rozkładany wieszak, który jednak budzi pewne wątpliwości. Sięganie za tak duży monitor nie jest zbyt wygodne, nie zawsze słuchawki się tam zmieszczą, będzie to zależne od wielkości biurka i dystansu od ściany. Szkoda, że zabrakło wbudowanych głośników. Monitor jest szeroki, zatem w niektórych przypadkach może zabraknąć miejsca na dodatkowe nagłośnienie.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Obsługa jest intuicyjna, a menu OSD prezentuje się efektownie, ale zarazem jest czytelne. Trzy przyciski pozwalają przełączać się pomiędzy zapisanymi konfiguracjami, a włącznik jest zarówno przyciskiem, jak i dwuosiowym joystickiem – przesunięcie ku górze pozwala szybko ustawić podświetlenie, kontrast i ostrość, a przesunięcie w dół reguluje głośność wyjścia słuchawkowego. Wciśnięcie przycisku uruchamia menu, które jest dostępne w języku polskim i grupuje opcje w pięciu kategoriach. Można ustawić odświeżanie, czas reakcji, włączyć FreeSync, dostosować poziom czerni, a także skorzystać z gotowych trybów, np. sRGB, kinowego oraz schematów do gier FPP, FPS lub RTS. Niestety niektóre opcje blokują część ustawień, np. przyspieszenie reakcji pikseli wyłącza regulację jasności, a tym samym mocno ochładza barwy.
Testy praktyczne
Rozdzielczość ekranu wynosi 3840 x 1080 pikseli. To nadal Full HD w pionie, ale wartość w poziomie dorównuje monitorom 4K. W efekcie zagęszczenie pikseli jest niskie, wynosi tylko 81,41 ppi. Czcionki nie są idealnie gładkie, a grafika nie wygląda na perfekcyjnie ostrą – z łatwością można dostrzec pojedyncze piksele. Szkoda, że nie zdecydowano się na rozdzielczość QHD, z drugiej strony takie wartości są jednak zrozumiałe – monitor jest przeznaczony dla graczy, a wyższa rozdzielczość uniemożliwiłaby płynną grę nawet na topowych kartach graficznych. Już w rozdzielczości 3840 x 1080 pikseli karta graficzna ma do wygenerowania więcej pikseli niż w monitorze QHD 16:9 (2560 x 1440), choć mniej niż w WQHD 21:9 (3440 x 1440). Szkoda, że Samsung CHG90 nie posiada modułu G-Sync. By skorzystać z dobrodziejstw synchronizacji FreeSync 2 i odświeżania 144 Hz w wymagających grach, należy wyposażyć się w kartę graficzną AMD z wysokiej półki, najlepiej modele RX Vega 56 lub 64.
Matryca VA jest fabrycznie skalibrowana. Reprodukcja barw wypada bardzo dobrze, a dzięki technologii QLED kolory są jednocześnie nasycone i naturalne. Moim zdaniem najlepiej sprawdza się tryb sRGB, gwarantujący neutralną biel. Nie zawodzi czerń, która jest głębsza od monitorów IPS, nie zabraknie także podświetlenia. Niestety świeci ono nierównomiernie – obraz jest trochę ciemniejszy przy krawędziach. Do tego kąty widzenia są trochę gorsze niż w monitorach IPS, ale w końcu Samsung QLED CHG90 jest zagięty, więc nie stanowi to problemu.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Monitor jest gamingowy nie tylko z nazwy. Doceniłem szerokie pole widzenia w grach, takich jak: Far Cry 5, Assassin’s Creed Origins, Doom 3, czy GTA V. Dla przykładu w Far Cry 5 widoczny jest prawie cały łuk trzymany przez bohatera, a na monitorze 16:9 widać tylko jego skrawek. Efekty będą świetne także w wyścigach samochodowych – monitor wyświetli całe wnętrze pojazdu. Reakcja matrycy jest szybka, więc smużenie nie przeszkadza, a możliwe jest jeszcze podkręcenie czasu reakcji. Wtedy obraz staje się zdecydowanie ostrzejszy, ale zaczynają występować lekkie powidoki (ghosting). Kompatybilne gry pozwoliły także na wykorzystanie potencjału technologii HDR – Far Cry 5 w HDR wyglądał świetnie.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
W zwykłej, codziennej pracy monitor może okazać się niepraktyczny. Na ekranie możliwe jest wyświetlenie trzech pełnych stron internetowych lub wielu różnych okien. Niestety nie obejdzie się bez poruszania głową na boki – objęcie wzorkiem obszaru od menu start do zegarka w zasobniku wymaga znacznego ruchu szyją. Tym samym ze względu na rozdzielczość Full HD, może brakować obszaru roboczego w pionie, np. przy pracy biurowej, surfowaniu w Internecie czy obróbce zdjęć. Zakrzywienie może też przeszkadzać w pracy z grafiką. Kinomani również mogą nie być zadowoleni – w filmach panoramicznych po bokach będą widoczne szerokie paski, a w serialach 16:9 obraz będzie właściwie jedynie na środku monitora.
Podsumowanie
Samsung QLED CHG90 to świetny monitor, ale głównie dla graczy. Jest solidnie wykonany, funkcjonalny i wygodny w obsłudze. Matowa matryca robi wrażenie barwami, podświetlenie jest jasne, a czas reakcji szybki. Posiadacze kart graficznych AMD docenią FreeSync 2, a rozdzielczość Full HD pozwoli wykorzystać potencjał odświeżania 144 Hz nawet w najnowszych grach.
Z drugiej strony zagęszczenie pikseli jest niskie, na co będą narzekać profesjonaliści. Podświetlenie nie jest idealnie równe, a szeroki ekran może męczyć podczas typowej pracy. Szkoda, że zabrakło technologii G-Sync, monitor nie ma też głośników, a wieszak na słuchawki nie znalazł się z boku, lecz z tyłu urządzenia.
Samsung QLED CHG90 kosztuje aktualnie około 5000 zł. Jeśli budżet na to pozwala i zależy nam na jak najszerszym polu widzenia w grach, raczej się nie zawiedziemy. Jeśli jednak myślimy również o codziennej pracy, moim zdaniem lepiej sięgnąć po monitory 21:9 o przekątnej 34 cale i rozdzielczości QHD.
Zalety: uniwersalne wzornictwo; wygodna obsługa; dużo złącz; wysokie odświeżanie; HDR; świetna reprodukcja barw; głęboka czerń; szybka reakcja; szerokie pole widzenia.
Wady: niewygodna lokalizacja uchwytu słuchawkowego; stosunkowo niska rozdzielczość; nierównomierne podświetlenie; brak głośników i G-Sync. | Test monitora Samsung QLED 49 cali CHG90 – gamingowy olbrzym |
Moment powrotu do domu powinien być momentem radości. Co prawda aura była niesprzyjająca, a przedzieranie się przez sięgające do pasa zaspy do przyjemności trudno zaliczyć, ale za moment Elspeth miała się spotkać z mężem i dziećmi. W bagażu przechowywała prezenty, w czubku buta ukryte pieniądze zarobione dzięki pracy akuszerki. Śnieg padał, wiatr przybierał na sile, więc można było przypuszczać, że dzieciaki nie przywitają ją przed domem, że nie będzie słychać ich głosów. Ale dlaczego z komina nie unosił się dym? Dlaczego mroku pomieszczeń nie rozświetlało światło? James Scott w dramatycznej powieści „Bez litości” od początku buduje napięcie i aż do końca nie pozwala odetchnąć. Atmosfera tej historii jest bowiem gęsta, mroczna, próżno szukać w niej optymistycznych akcentów. Jest za to realistyczny obraz i przejmująca opowieść. Taka, która nie ulatnia się tak łatwo z pamięci.
Wszyscy zginęli?
Ciało sześcioletniej Emmy leżało w progu domu, pod cienką kołdrą ze śniegu. Wnętrza budynku kryły kolejne drastyczne obrazy. Nastoletnią Mary, której ciało zaczepiona o piecyk sukienka utrzymywała w pionie, co w pierwszej chwili sprawiało wrażenie, że dziewczyna jeszcze żyje. Niestety. Była równie martwa jak chłopcy: Amos i Jesse, równie martwa jak Jorah, mąż Elspeth, który nie zdążył nawet wstać z łóżka, by uratować swe dzieci. Śmierć dopadła ich zbyt szybko. W niewielkim domu brakowało Caleba, dwunastolatka, który cale dnie spędzał w stajni, gdzie czuł się najlepiej, sam ze swymi myślami, w otoczeniu jedynie zwierząt. To uratowało mu życie.
Żądza zemsty
Kto i dlaczego zamordował członków rodziny żyjącej na uboczu, którzy nikomu nie zawadzali, z nikim nie popadali w konflikty? Elspeth i Caleb opuszczają dom i ruszają w długą, niełatwą podróż. Za wszelką cenę chcą poznać tożsamość morderców. Chęć zemsty jest w nich bardzo silna. James Scott swoich bohaterów nie oszczędza. Akcja powieści „Bez litości” rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych pod koniec XIX wieku. Trwa mroźna zima, podróż w takich warunkach wydaje się szaleństwem. Czy matka i syn dotrą do tych, którzy skrzywdzili ich bliskich? Czy będą potrafili stawić czoła piętrzącym się przeszkodom?
Obiecujący debiut, boleśnie prawdziwa powieść
Powieść „Bez litości” jest mroczna, przygnębiająca, pełna surowych ludzi, warunków i krajobrazów. Jest też boleśnie prawdziwa i może dlatego tak przygnębiająca. James Scott zaserwował czytelnikom potężny ładunek emocji. Akcja toczy się nieśpiesznie, ale napięcie stale towarzyszy lekturze. Autor zwraca uwagę na świat, w którym nie brak przemocy, praca bywa ogromnie ciężka, a o uczciwość niełatwo. Pisze o truciźnie sekretów, żądzy zemsty, przyspieszonym dorastaniu, trudnych relacjach międzyludzkich, strachu, bólu, tęsknocie, o wyborach, które pociągają za sobą niekiedy ogromnie przytłaczające konsekwencje.Niełatwo zmierzyć się z takim ogromnym ładunkiem negatywnych emocji, ale warto to zrobić, by poznać historię Elspeth i Caleba, by inaczej spojrzeć na siebie i otaczający świat. Coś przemyśleć, przewartościować, coś docenić.„Bez litości” w wersji elektronicznej dostępne jest w formatach EPUB i MOBI za ok. 18 złotych.
Źródło okładki: www.grupawydawniczafoksal.pl | „Bez litości” James Scott – recenzja |
Ślub cywilny w sukience imitującej koszulkę nocną lub z głębokim dekoltem? Jak najbardziej. Urząd Stanu Cywilnego to nie kościół, więc można pozwolić sobie na trochę szaleństwa. Panna młoda może wybrać odważną stylizację, pod warunkiem, że nie przesadzi z ilością kontrowersyjnych elementów. Jeśli więc decydujemy się na wyraziste, neonowe barwy, to na sukience o prostym fasonie, a gdy to głęboki dekolt ma przyciągać wzrok, dół zestawu powinien być skromniejszy.
Dopasowany krój zmieni na plus naszą sylwetkę
Nieodmiennie modne są krótkie sukienki z gorsetem i spódnicą, zakrywającą kolana i eksponującą łydki. Coraz większą popularność zdobywają jednak dziewczęce bombki , luźne fasony imitujące koszulki nocne, a nawet koszulowe, nieco sportowe kroje. Również wybierając kolor nie trzeba trzymać się klasycznych pasteli lub tradycyjnej bieli. Można postawić na róż, zieleń, żółć, czerwień, a nawet intensywną fuksję. W przypadku ślubów cywilnych już dawno bowiem przestał obowiązywać ścisły dress code. Teraz pamiętać trzeba jedynie, żeby fason był dopasowany do sylwetki i ukrywał mankamenty oraz podkreślał atuty.
Istnieje kilka podstawowych typów kobiecej urody i każdy z nich, niestety, posiada pewne wady. Da się je jednak ukryć przy pomocy prostych sztuczek. Panie o figurze gruszki, czyli posiadające niewielki biust i spore biodra, powinny sięgać po sukienki bogato zdobione na piersi lub marszczone. W ich wypadku sprawdzi się także głęboki dekolt pod warunkiem, że połączą go z większą, przyciągającą wzrok biżuterią. Dobrym pomysłem może być również przypięcie do ramiączka obecnie nieco zapomnianej, jednak wracającej do łask broszy lub pojedynczego kwiatu czy niewielkiego bukietu.
Kobiety z figurą klepsydry, czyli obfitym biustem i biodrami oraz szczupłą talią powinny sięgać po klasyczną princessę z gorsetem i obfitą spódnicą. Sukienki z luźnych, lejących się materiałów oraz zabudowane, ze stójką lub długim, rozkloszowanym rękawem, maskują wszelkie atuty tej sylwetki, uznawanej powszechnie za idealną. Te z pań, które nie chcą eksponować biustu, mogą uzupełnić kreację ślubnym szalem z delikatnej koronki lub tiulu, które będzie subtelnie przykrywać dekolt, nie maskując go całkowicie. Dodatkowe kilogramy można z kolei łatwo zamaskować zakładając sukienkę odcinaną powyżej pasa, czyli najlepiej pod biustem, lub poniżej – na biodrach. Materiał puszczony luźno jedynie w okolicach brzucha będzie wówczas zakrywał fałdki.
Kobiety o chłopięcej sylwetce, czyli drobne, o niewielkich piersiach i wąskich biodrach wyglądają świetnie w bogato zdobionych sukienkach z licznymi marszczeniami i falbanami. Spódnica z wysokim stanem sięgająca kolan optycznie wydłuży ich sylwetkę, w czym pomogą również obowiązkowe, cieliste szpilki, najlepiej na dodatkowej platformie.
Jaka alternatywa dla sukienki?
Niektóre panie zupełnie odchodzą od sukienek na rzecz innych rozwiązań. Ciekawym pomysłem jest sięgnięcie po garnitur, utrzymany jednak w jasnych barwach, w kontraście do ubioru przyszłego męża. W sezonie letnim alternatywą mogą być z kolei kombinezony wykonane z lekkich, lejących się materiałów. Ze względu na swoją ciekawą formę nie wymagają wielu dodatków takich jak biżuteria czy szal lub bolerko, ale i tak tworzą total look, który zapada w pamięć. | Klasyka z pazurem: wybieramy sukienkę na ślub cywilny |
Pielęgnacja twarzy to wciąż według niektórych z nas domena kobiet. Tymczasem coraz więcej mężczyzn zaczyna dbać o dobrą kondycję skóry, szukając odpowiednich kosmetyków do codziennej pielęgnacji. Warto jednak pamiętać, że pielęgnacja twarzy męskiej i kobiecej powinna się różnić. Kiedyś był to problem, obecnie jednak drogeryjne półki zapełnione są przez dziesiątki kosmetyków polecanych tylko dla mężczyzn. Jak odpowiednio zadbać o męską cerę? Bądź męski! Zadbaj o siebie
Zdaję sobie sprawę, że ochronne pomadki do ust, odżywki do włosów czy kremy do rąk to wciąż dla wielu niemęskie atrybuty. Jednak z roku na rok te kosmetyki coraz częściej znajdują się w męskich koszykach zakupowych. Jeżeli jednak należysz do grupy mężczyzn, która nie wyobraża sobie smarowania ust pomadką lub nakładania odżywki po każdym myciu włosów, to możesz ograniczyć się do minimum zabiegów.
Nie gól się rano!
Co wywołuje najwięcej podrażnień i zaczerwienień na męskiej twarzy? Golenie. Pomimo tego, że męska skóra jest o ponad 20% grubsza od kobiecej, to pozbywanie się twardego zarostu może spowodować prawdziwe problemy z cerą. Aby ich uniknąć, warto pamiętać o kilku zasadach. Przede wszystkim nigdy nie należy golić się zaraz po przebudzeniu. Stajesz przed lustrem, a twoja twarz przypomina księżyc w pełni? No właśnie. Napuchnięta i nabrzmiała skóra to doskonałe podłoże do powstawania skaleczeń.Z kolei jeżeli zdecydujemy się na wybór maszynki elektrycznej, to w większym stopniu jesteśmy narażeni na wystąpienie alergii, drobnych krostek i swędzenia. Bez względu na sposób golenia, stosuj łagodzącą podrażnienia piankę lub żel. Dzięki niemu maszynka będzie miała większy poślizg, dlatego unikniesz tarcia i na pewno się nie skaleczysz. Zaraz po ogoleniu zastosuj balsam (bez alkoholu w składzie!), który ukoi ewentualne podrażnienia i zapobiegnie wysuszeniu skóry.
Trądzik?
Nie masz już nastu lat, a na twojej skórze wciąż pojawia się „młodzieńczy” trądzik? Dzieje się tak, ponieważ grubsza skóra to więcej gruczołów łojowych, a więcej gruczołów to większa szansa na zapchane pory, zaskórniki i ropne krostki. Dlatego jeśli twoją zmorą jest wciąż świecąca się twarz, to zacznij dzień od umycia jej żelem oczyszczającym i zakończ go w ten sam sposób. Pod żadnym pozorem nie usuwaj nadmiaru sebum na siłę. Nie wystawiaj twarzy na działanie promieni słonecznych i nie myj jej więcej niż 2 razy dziennie. W ten sposób jedynie wysuszysz skórę i zaognisz zmiany trądzikowe.
Nawilżaj
Najczęściej mężczyźni zmagają się z najtrudniejszą do pielęgnacji cerą dojrzałą. Pozostawienie jej samej sobie może jedynie pogorszyć jej stan, dlatego warto wiedzieć, jak odpowiednio się nią zająć. Bez względu na porę roku w męskiej kosmetyczce powinien znajdować się krem nawilżający. Smaruj nim twarz dwa razy dziennie, zaraz po umyciu jej żelem i osuszeniu ręcznikiem. Smarując twarz, nie zapominaj o szyi – na niej też może pojawić się sucha skóra. Wybór odpowiedniego kremu to też niełatwa sprawa. Na sklepowej półce znajdziesz kremy dopasowane do odpowiedniego wieku. Kremy 20+ nadają się dla młodych mężczyzn, u których często pojawiają się zmiany trądzikowe. Ich skład zapewnia działanie antybakteryjne.Kremy 30+ to kosmetyki dla mężczyzn, których skóra zaczyna robić się szara, widać na niej oznaki zmęczenia i pierwsze zmarszczki. Taki krem przywróci skórze blask i w kilka minut sprawi, że wyglądać będzie na wypoczętą. Specyfiki 40 i 50+ mają działanie silnie przeciwzmarszczkowe. Nawadniają skórę, dzięki czemu zapobiegają powstawaniu kolejnych zmarszczek. Wybór odpowiedniego kremu powinien zależeć też od pory roku. W lecie wybierzmy kremy lżejsze, o konsystencji żelu, które w czasie trzydziestostopniowych upałów nie będą wyglądały na naszej twarzy jak świecąca się maska. Zimą za to używajmy kremów tłustszych, które ochronią skórę przed niskimi temperaturami, wiatrem i śniegiem.Myślenie, że pielęgnacja to sprawa kobiet, odchodzi już do lamusa. Nowoczesny mężczyzna jest świadomy swojego wyglądu i umie o niego zadbać. Oczywiście, kobiety nie lubią, gdy ich partner spędza przed lustrem więcej czasu niż one, ale jeszcze bardziej nie tolerują zaniedbanego mężczyzny, któremu nie zależy na swoim wyglądzie. Jeśli chcecie podobać się swoim wybrankom, to zadbajcie o siebie, rozpoczynając ten proces od prawidłowej pielęgnacji skóry twarzy. | Pielęgnacja twarzy dla mężczyzn |
Większość z was zapewne nagrywała już filmy, np. profesjonalną kamerą, smartfonem lub aparatem cyfrowym. Rzecz jasna w takich sytuacjach nie da się ukryć faktu, że kogoś lub coś nagrywamy. Co jednak, jeśli koniecznie chcemy coś nagrać na wideo, jednak chcielibyśmy, aby ta czynność pozostała niezauważona? W takim przypadku z pomocą przychodzą tzw. kamery szpiegowskie, które w tym poradniku postaram się wam przybliżyć. Czym się różnią od zwykłych kamer?
Podstawową różnicą jest kształt takiej kamery. Podczas gdy większość ludzi wie, że np. smartfonem można nagrać film, to np. w przypadku zegarka nikt takich podejrzeń nie nabierze. To właśnie z tego powodu producenci kamer szpiegowskich „wkładają je” w obudowy zupełnie innych przedmiotów, jak np. zegarki, długopisy, okulary, itp. Na portalu aukcyjnym Allegro znajdziecie całą masę takiego sprzętu. Niestety, nie spodziewajcie się, że jakość nagrywanych przez nie filmów będzie porównywalna z tym, co możemy uzyskać za pomocą profesjonalnych kamer.
Niewielkie gabaryty i znikoma ilość miejsca na obiektyw sprawia, że producenci muszą iść na pewien kompromis. Jeszcze do niedawna nie było mowy o kamerach szpiegowskich w przystępnych cenach, które potrafiłyby nagrywać w jakości Full HD. Obecnie sprawa wygląda już zupełnie inaczej, bo za kilkaset złotych możemy kupić całkiem przyzwoitą kamerę szpiegowską, nagrywającą w Full HD, 24 klatki na sekundę.
Zegarki
Pierwszym rodzajem kamer szpiegowskich, jaki chcę wam przybliżyć, są kamery wyglądające jak zegarek na rękę. Ich możliwości nagrywania są bardzo różne i zależą głównie od ceny. Najbardziej zaawansowane modele potrafią nagrywać w jakości Full HD, 24 klatki na sekundę. Niektóre z nich posiadają też diody emitujące światło podczerwone, pomagające oświetlić filmowany obiekt w ciemności. Kwoty, w jakich można kupić takie urządzenia, są różne, ale zazwyczaj wahają się w granicach 50–300 zł.
Długopisy
Producenci szpiegowskich gadżetów bardzo często tworzą kamery, które kształtem do złudzenia przypominają długopisy lub pióra. Obiektyw takiej kamery najczęściej znajduje się z boku długopisu, dzięki czemu – jeśli np. ten szpiegowski gadżet przyczepimy do przedniej kieszeni marynarki – możemy być pewni, że wszystko idealnie się nagra. Sprzedawcy oferują wiele różnorodnych sprzętów tego typu, których ceny zaczynają się od kilkunastu, a kończą na kilkudziesięciu złotych. Oczywiście, wraz z ceną rośnie też zazwyczaj jakość nagrań.
Okulary
To chyba trzeci, najpopularniejszy kształt, jaki przybierają kamery szpiegowskie. Skąd lepiej będzie widać filmowany przez nas w tajemnicy obiekt, jak nie z poziomu naszego wzroku? Dodatkowo okulary najczęściej nie budzą żadnych podejrzeń, więc anonimowość z nimi związana jest bardzo wysoka. W kwestii ceny jest ona nieco wyższa niż w przypadku zegarków i długopisów. Okulary szpiegowskie kupimy bowiem w cenie od ok. 60 do nawet 400 zł. Podobnie jak w pozostałych przypadkach, wyższa cena przekłada się często na dużo lepszą jakość nagrań wideo.
Inne
Trzy wspomniane przed chwilą typy kamer szpiegowskich to nie wszystko. Są też kamery przypominające np. breloki do kluczy, piloty od alarmu samochodowego, pendrive’y, zapalniczki, itp. To tylko od nas zależy, czego potrzebujemy, ile pieniędzy chcemy wydać i jaki rodzaj kamery będzie dla nas najbardziej odpowiedni. Do kupienia są także stacjonarne kamery szpiegowskie, przypominające budziki, doniczki, pluszowe misie, itp. | Kamery szpiegowskie – czym dyskretnie nagrywać filmy? |
Pięcio- lub siedmioramienne, ażurowe, przypominające samolotowy wirnik – kształty, jakie przyjmują aluminiowe felgi, są przeróżne. Ale czy ma to jakieś praktyczne znaczenie? Czasem ma! Masa nieresorowana
Felgi aluminiowe pełnią dwojaką rolę. Po pierwsze – ładnie wyglądają, prezentują się dużo lepiej niż zwykłe stalówki. Ale mają też praktyczną rolę do odegrania. Dzięki materiałom, z których je wykonano, są dużo lżejsze od tradycyjnych. To zaś przekłada się na jakość jazdy. Lżejsze koło oznacza mniejszą tzw. masę nieresorowaną. Jak to działa praktyce? Dość prosto. Do masy nieresorowanej zaliczamy koło, tarczę hamulcową, półośki, zwrotnice itp. Podczas pokonywania nierówności te wszystkie elementy odbywają drogę w górę i w dół. Masa resorowana to w pewnym uproszczeniu cała reszta samochodu. A pomiędzy nimi pracuje zawieszenie, które dba o to, by ruchy masy nieresorowanej jak najmniej przekładały się na całą resztę auta i jego zawartość – kierowcę i pasażerów. Co to ma wszystko wspólnego z masą? Otóż im masa nieresorowana lżejsza, tym mniej oddziałuje na zawieszenie, a ono na masę resorowaną.
Lekka felga
Piszemy o tym wszystkim z pewnego powodu – otóż wielu producentów felg aluminiowych bardzo dużą wagę – dosłownie i w przenośni – przykłada do wyglądu. Ich felgi są więc bardzo ładne, ale niekoniecznie lekkie. Na ogół i tak są oczywiście lżejsze od felg stalowych, ale od innych aluminiowych (bądź z odmiennych metali lub stopów lekkich) – niekoniecznie.
Jeśli więc zależy nam głównie na wyglądzie, nie musimy maniakalnie sprawdzać masy felg. Ale jeśli wygląd stawiamy na drugim miejscu, popatrzmy na wzór felgi i jej masę. Grube, masywne ramiona z całą pewnością będą cięższe od bardziej wyrafinowanych konstrukcji.
Kształt felgi a jej przeznaczenie
W zasadzie każdy miłośnik motoryzacji już na pierwszy rzut oka rozpozna wyczynowe felgi do sportów samochodowych. Pierwszą wskazówką jest kolor. Utarło się, że auta rajdowe najczęściej jeżdżą na felgach koloru białego. To wpływ chyba najbardziej znanej firmy w tej branży – na białych felgach OZ jeżdżą bolidy F1, wyścigówki w DTM i Indy i auta w każdym rajdowym formacie. Włoska firma produkuje oczywiście felgi w wielu różnych kolorach, skupiając się w równym stopniu na jakości i designie. Na ogół są one wieloramienne – muszą wytrzymać olbrzymie naprężenia, jeżdżą w ekstremalnie trudnych warunkach.
Wiele samochodów jest projektowanych od początku do końca, wliczając w to nawet takie szczegóły jak kształt felg. Celują w tym oczywiście Włosi – spójrzcie, jakpiękne felgi mają auta marki Alfa Romeo. Same w sobie są dziełami sztuki. Takie modele felg jak Quadrifoglio, Sportpack czy Tristar na stałe weszły do kanonu motoryzacyjnych wzorów.
Subaru Impreza wiele lat temu na rajdowych trasach przybrała barwy niebiesko-złote. Auto w kolorze blue mica plus złote felgi. Szwedzcy konstruktorzy montowali w saabach felgi przypominające wirnik samolotu.
Dziś bez trudu kupimy felgi aluminiowe w każdym kształcie i kolorze. Modę kreują znane marki, takie jak np. Dezent, BBSczy Momo. Dość skutecznie łączą jakość i design, nie zapominając o tym, że w końcu felga to część samochodu i musi być praktyczna. Nie może zaburzać aerodynamiki auta, powinna zapewniać dobry dostęp powietrza do tarcz i klocków (i w ten sposób je chłodzić), nie mieć zbyt wielu zakamarków, w których zbierałby się brud. Renomowanym producentom możemy spokojnie zawierzyć i skupić się na… kolorze. Serio – im jaśniejsze felgi, tym więcej wysiłku i pieniędzy poświęcimy na ich doczyszczanie, szczególnie na przednich kołach. Wbija się w nie mnóstwo szaroczarnego pyłu z klocków hamulcowych. | Czy wzór alufelgi ma znaczenie? |
Często używamy nazw w rzeczywistości nieoznaczających przedmiotu, który mamy na myśli. Tak jest ze słowami „ kompresor” i „sprężarka”. Wiele osób je utożsamia, a to błąd! W czym tkwi różnica? Sprężarki służą do uzyskiwania wysokiego ciśnienia sprężonego gazu lub wymuszania jego przepływu. Znajdują zastosowanie w przemyśle i w pracach domowych. Natomiast kompresor to jeden z trzech rodzajów sprężarek, obok wentylatorów i dmuchaw. Warto pamiętać, że choć każdy kompresor jest sprężarką, to nie każda sprężarka jest kompresorem. Oba urządzenia podnoszą ciśnienie powietrza. Sprężarka jest niezbędna do prawidłowego działania wielu urządzeń, które znajdują się w naszym otoczeniu. Jest zainstalowana np. w lodówce i odpowiada za chłodzenie. Potrzebna jest nam również w innych domowych urządzeniach, natomiast porządny kompresor jest bazą dla wielu narzędzi. Umożliwia piaskowanie, lakierowanie, napędza piły, przecinarki, to do niego podpina się klucze pneumatyczne umożliwiające szybkie i bezproblemowe odkręcenie i zakręcenie każdej śruby. Kompresor jest jednym z najważniejszych urządzeń w zastosowaniach warsztatowych.
Jaki spełni nasze wymagania?
Istnieją kompresory różnych rozmiarów. Małe są najlepsze do garażu czy też do majsterkowania. Można nim pompować opony, wyczyścić coś sprężonym powietrzem, lekko wypiaskować i polakierować blacharkę. Problemem, który często się pojawia, jest nie tyle moc kompresora, co wielkość butli – lepiej działa kompresor o większej pojemności. Pompa napełnia zbiornik powietrzem, które w postaci sprężonej służy do napędzania różnych urządzeń peryferyjnych. Duży zbiornik umożliwia dłuższą pracę przy zachowaniu wysokiego ciśnienia. Przyjmuje się, że dobrej jakości kompresor ma duży pojemnik. Dla zastosowań warsztatowych wartością graniczną wydajności jest około 500 l/min. Natomiast na użytek przydomowego warsztatu czy ogrodu wystarczy kompresor 250- czy 300-litrowy.
Do czego używamy sprężarki?
To urządzenie o znacznie szerszym zastosowaniu niż kompresor. Znajdziemy je w domowym AGD (suszarce do włosów, odkurzaczu, chłodziarkozamrażarce itp.), w samochodach, a przede wszystkim w niezliczonych urządzeniach stosowanych w przemyśle. Z pewnością sprężarka powinna się znaleźć w każdym garażu. Przyda się do pompowania kół w samochodzie, malowania płotu czy samochodu. Pomoże precyzyjnie wyczyścić urządzenia, narzędzia, a nawet meble ogrodowe, z których trzeba wydmuchać śmieci, pył itd.
Jaki kompresor do użytku przydomowego?
Na rynku są dwa rodzaje kompresorów:
* olejowe – idealne do intensywnego użytkowania, wydajniejsze, jednak pompa sprężarki wymaga smarowania olejem,
* bezolejowe – bezobsługowe, mniej wydajne, szybko się nagrzewa, polecany do prostych zadań domowych (np. pompowanie materaca, balonów, opon w rowerze itp.).
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Osobom pozbawionym żyłki majsterkowicza, dla których kompresor ma być jedynie ułatwieniem do zastosowania w nagłych sytuacjach, całkowicie wystarczy wersja bezolejowa. W tym przypadku polecamy sprawdzone marki: Black Decker, Stanley, Makita.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Lubiący „pogrzebać” w samochodzie czy samodzielnie wykonywać różne prace przydomowe, powinni postawić na kompresor olejowy. W wersji minimalnej 50-litrowy, choć wiadomo, że im mocniejszy, tym bardziej wydajny. Popularne kompresory idealne do użytku przydomowego produkują: Stanley, Tagred, Ripper. | Czym różni się kompresor od sprężarki? |
Gwiazdy na czerwonym dywanie zachwycają idealnym makijażem, który pozostaje w nienaruszonym stanie przez wiele godzin, fryzurą jak spod igły i pięknie dobraną stylizacją. Nad tym, by każda z celebrytek wyglądała jak milion dolarów pracuje sztab specjalistów, którzy używają profesjonalnych kosmetyków z wysokiej półki cenowej. Bez wątpienia nawet największe gwiazdy nie korzystają z usług wizażysty każdego dnia. Kiedy zaszywają się w domu czy wychodzą na niezobowiązujące spotkania lub randki, zapewne wykonują makijaż samodzielnie. One także mają swoje ulubione kosmetyki, o których chętnie mówią i piszą na swoich kontach w mediach społecznościowych. Ich zdanie na temat kosmetyków jest cenne, gdyż nie ma co ukrywać, że celebrytki mają zdecydowanie większe możliwości, by przetestować najnowsze produkty.
Sprawdźmy, jakie kosmetyki używane przez gwiazdy możemy zastosować robiąc własny make-up, by uzyskać piękny, gwiazdorski look.
Rzęsy od Kim Kardashian
Kiedy oglądamy zdjęcia gwiazd z sesji zdjęciowych umieszczone na ich kontach społecznościowych lub te zrobione z ukrycia przez fotoreporterów, możemy zauważyć, że większość z celebrytek zachwyca pięknymi, długimi rzęsami. Wiele z nich korzysta z metody przedłużania naturalnych rzęs. Kim Kardashian przyznała się, że jej ulubionym sposobem na pełne spojrzenie, tzw. cat eye, są produkty marki Ardell, która oferuje ogromny wybór długości i grubości rzęs.
Do najpopularniejszych należy m.in. model Demi Wispies i to właśnie jego, by zachwycać spektakularnymi rzęsami, używa Kim. Marka Ardell produkuje rzęsy już od lat 70. – dziś jest jednym z gigantów na rynku kosmetycznym. Wszystkie produkty, które oferuje są pochodzenia naturalnego, ale futerko ze zwierzaków jest wyczesywane. Producenci dbają, aby zostały zachowane wszelkie środki ostrożności, a cały proces był ekologiczny, tzw. cruelty free.
Rzęsy Ardell to produkty wielorazowego użytku, jedną parę możemy przyklejać wielokrotnie, używamy jej do momentu, aż zauważymy, że włoski straciły na świeżości. Paski rzęs kleimy specjalnym klejem, który nie podrażnia oczu, a przy zastyganiu zmienia kolor na bezbarwny. Plusem jest jego niezwykła trwałość. Jeśli nie mamy ochoty na pełne paski z rzęsami, wówczas możemy zagęścić naszą linię rzęs o pojedyncze kępki. Prezentują się one bardzo naturalnie i łatwo je usunąć podczas klasycznego demakijażu oka.
Perfekcyjne usta Kylie Jenner
Choć trudno rozstrzygnąć, która z gwiazd młodego pokolenia jest królową Instagrama, to bez wątpienia największą popularność ma Kylie Jenner. Każdy produkt, jaki pojawi się na jej profilu w mgnieniu oka znika ze sklepowych półek czy internetowych aukcji. Od dwóch lat jej znakiem rozpoznawczym jest wyrazisty makijaż ust. Powodem tego była m.in. ogromna transformacja, jaką przeszła nastolatka. Przez wiele miesięcy nie przyznawała się do zabiegów powiększających wargi, sugerując jedynie, że efekt większych i bardziej zmysłowych ust zawdzięcza odpowiedniemu makijażowi. To właśnie Kylie przywróciła modę na konturówki do ust, dzięki którym optycznie powiększymy wargi.
Agenci zauważyli potencjał celebrytki i zaproponowali jej stworzenie własnej linii kosmetyków do ust. Dzisiaj gwiazda ma na swoim koncie własną serię błyszczyków i kredek do ust – Lip Kit by Kylie. Dziewczyna samodzielnie wybrała kolory kosmetyków, tak aby doskonale odzwierciedlały trendy w makijażu, które same promuje. Wśród pomadek w płynie znajdziemy klasyczną czerwień, kolory nude oraz lekko zgaszone róże. Produkty zapakowane są w specjalne pudełeczka, a wraz z nimi dostajemy podziękowanie w formie listu od Kylie.
Wszystkie produkty były sprzedawane online, a tempo, w jakim się rozeszły, było zaskakujące; zazwyczaj znikały w kilkadziesiąt sekund. Kylie nie zamierza poprzestać na kilku kolorach i swoją kolekcję szminek będzie poszerzać o kolejne barwy i wykończenia.
Esencja z róży
Benetint to kosmetyk, który powstał w bardzo dziwnych okolicznościach. Siostry Ford otworzyły niewielki sklepik w San Francisco, w którym sprzedawały produkty rozwiązujące kobiece problemy. Pewnego dnia przyszła do nich tancerka egzotyczna i poprosiła o olejek, który barwi na różowo, a jednocześnie będzie delikatny. Dziewczyny stworzyły mocno różany płyn barwiący policzki i usta. Po dziś dzień jest to jeden z najlepiej sprzedających się produktów marki Benefit.
Jego największą fanką jest Nicole Kidman, która przyznaje, że różany płyn idealnie dopasowuje się do potrzeb jej skóry. Aktora słynie z idealnie gładkiej, alabastrowej cery. Chętnie eksponuje naturalne, różane policzki i wargi muśnięte pachnącym płynem. Mimo że tint jest niezwykle delikatny, to daje wyrazisty i długotrwały efekt na skórze.
Do fanek Benetintu należy również Eva Mendes, która zdradziła, że od wielu lat jest uzależniona od używania pachnącego płynu. To on stanowi sekret jej delikatnie zaróżowionych policzków. Używa go nawet wtedy, kiedy całkowicie rezygnuje z makijażu. Podobnym typem urody do Nicole Kidman cechuje się rudowłosa aktorka, Amy Adams, ona również jest miłośniczką Benetintu. Od wielu lat stosuje go zamiast szminki. Bardzo często wybiera także inne odcienie różanego kosmetyku.
Pielęgnacja na gwiazdorskim poziomie
Jest taka marka, niezwykle ekskluzywna, której produkty znajdziemy niemal w każdej kosmetyczce gwiazd. Mowa o La Mer. Powstała ona… przez przypadek, stworzona została przez pracownika NASA. Mężczyzna cierpiał na poważne poparzenia twarzy i zmiany na skórze, a także miał niezwykle widoczne i głębokie blizny. Wszystkie dostępne wówczas produkty nie pomagały na jego schorzenia, więc Max Huber samodzielnie zaczął poszukiwać formuły, która pomoże mu rozwiązać problemy skórne. I po wielu próbach stworzył preparat Crème de La Mer, który, jak żaden krem wcześniej, poradził sobie z nierówną fakturą skóry. Wśród składników produktu znajdziemy m.in. wodorosty, a także minerały z dna oceanu.
Do fanek pielęgnacji kosmetykami La Mer należą: Doda, Anja Rubik, Chrissy Teigen, Christina Applegate, Joanna Przetakiewicz, Charlize Theron, Serena Williams i wiele, wiele innych znanych postaci. Każda z nich zapewnia, że produkty marki dają natychmiastowe efekty i doskonale radzą sobie z problemami dojrzalszej skóry. Dobrze nawilżają, uelastyczniają, rozprasowują zmarszczki oraz poprawiają koloryt i fakturę cery.
Najbardziej popularnym produktem serii jest legendarny Crème de la Mer, który w swojej formule posiada: wodorosty, witaminę C, E i B12 oraz olejki z owoców cytrusowych, eukaliptusa, kiełków pszenicy i słonecznika.
Usta niczym tancerka pin up
W kosmetyczce każdej kobiety powinna pojawić się klasyczna czerwona szminka. Pasuje ona na wiele okazji oraz dobrze podkreśla charakter stylizacji. W zestawieniu z jeansami i białą koszulą dodaje zadziorności, a z małą czarną prezentuje się elegancko i zmysłowo. Czerwień na ustach to również doskonały wabik na mężczyzn i fotoreporterów.
O tym wszystkim wie Tylor Swift, która od wielu lat eksperymentuje z czerwienią na wargach. I choć młodej gwieździe popkultury pasuje niemal każdy odcień tego koloru, to do jej ulubionych szminek należy kultowa pomadka MAC Cosmetics w barwie Ruby Woo. Matowa, bardzo intensywna czerwień charakteryzuje się niesamowitą trwałością oraz bardzo mocnym kryciem. Co więcej, produkt dobrze wygląda zarówno u osób o ciemnych, jak i jasnych włosach. Ruby Woo (tak jak inne pomadki MAC) zyskała ogromne grono fanek na całym świecie. Perfekcyjnie matowa tafla na ustach sprawdza się nie tylko na czerwonym dywanie, ale i w codziennych miejskich stylizacjach.
W jednym z najpopularniejszych odcieni czerwieni mogliśmy zauważyć nie tylko Taylor Swift. Równie pięknie prezentowały się w nim: modelka i tancerka Dita von Teese, aktorki Anne Hathaway oraz Angelina Jolie czy piosenkarka Gwen Stefani. Wielką fanką tego koloru jest również Rihanna, która rozpoczęła współpracę z firmą MAC. Marka stworzyła specjalną serię kolorów dedykowaną piosenkarce.
Policzki warte tysiąc słów
Gdyby zapytać kogokolwiek, kto interesuje się kosmetykami i wizażem, jaki jest najpopularniejszy róż do policzków na świecie, to pewnie większość osób wskazałaby produkt francuskiej marki NARS o bardzo znamiennej nazwie – Orgasm. To prawdopodobnie nazwa przyciąga do tego kosmetyku tak wiele fanek.
Róż charakteryzuje się pudrową i bardzo jedwabistą konsystencją, a także dobrym napigmentowaniem. Do jego zalet należy również szybkie rozpracowywanie kosmetyku; nie nakłada się go zbyt dużo, gdyż łatwo wchłania się w skórę, nie robiąc przy tym plam czy smug. Dzięki temu nawet osoby, które nigdy nie miały do czynienia z różami poradzą sobie z jego aplikacją. Kolor Orgasm i Super Orgasm mają wiele zalet, ale przede wszystkim są niezwykle uniwersalne, swym odcieniem dopasowują się do każdego koloru skóry. Nie ma osoby, na której kosmetyk prezentowałby się źle. Wewnątrz samego produktu ukryte są również złote drobinki doskonale odbijające światło i pięknie podkreślające kości policzkowe.
Do fanek NARS należą m.in. Adele, Rooney Mara, Jennifer Lawrence i Julianna Margulies. Biorąc pod uwagę, że każda z tych pań prezentuje zupełnie inny typ urody, możemy mieć pewność, że deklarowana uniwersalność NARS nie jest jedynie chwytem reklamowym.
Perfekcyjna cera bez wyrzeczeń
Wiele gwiazd długo czeka na moment, kiedy schowają się przed światłami reflektorów i wreszcie mogą być sobą. Wówczas bardzo często rezygnują z mocnego makijażu i stawiają na naturalny wygląd. Do takiego typu make-upu idealnie nadaje się marka Laura Mercier, założona przez słynną makijażystkę gwiazd – Laurę Mercier. Mercier jako nastolatka miała spore problemy z trądzikiem, to właśnie on był powodem przeprowadzania przez nią samodzielnych testów i próby stworzenia kosmetyków idealnych dla siebie. Testowała i tworzyła własne kamuflaże i nawilżające kremy, które nadałby odpowiedniego koloru skórze. Jej celem było maskowanie niedoskonałości i uzyskanie naturalnego wyglądu.
Do najbardziej charakterystycznych produktów Mercier należy supernawilżający primer pod podkład, który nie zawiera w sobie silikonów ani olejków. Pozwala on skórze oddychać, cudownie ją nawadnia, utrzymuje makijaż i przedłuża trwałość podkładu. Jako jeden z nielicznych produktów tego typu zupełnie nie obciąża cery.
Do wielkich fanek pielęgnacji Laury Mercier należą m.in. Sarah Jessica Parker, Sofia Vergara czy Alexa Chung. Zwłaszcza ta ostatnia przyznaje, że nie wyobraża sobie makijażu bez użycia trwałych i bardzo wydajnych korektorów ukrywających niedoskonałości cery. To właśnie kamuflaże są produktem, który najbardziej ukochała sobie twórczyni marki. Udało się jej osiągnąć swój cel, czyli stworzyć kamuflaże, które nie są widoczne na skórze.
Brwi, o jakich każda z nas może pomarzyć!
Laur pierwszeństwa pod względem popularności w mediach społecznościowych należy się Selenie Gomez. To ona gromadzi największa publiczność na Instagramie, Facebooku czy YouTubie. Jest prawdziwą idolką młodych dziewcząt! I choć ostatnimi czasy jej styl stał się niezwykle kobiecy i zmysłowy, a sama wokalistka za wszelką cenę chce uwolnić się od łatki dziewczyny Disneya, to niemal każdy jej ruch jest komentowany i naśladowany przez ogromne grono fanek.
Jej makijaż na co dzień jest dziewczęcy, ale niepozbawiony mocnych elementów. Czasem są to intensywnie wytuszowane rzęsy, innym razem kuszący kolor ust. Jednak bez względu na okazję gwiazda doskonale podkreśla i maluje brwi. To element wizażu, który potrafi całkowicie odmienić wygląd! Gomez używa kultowego żelu do brwi marki Benefit – Gimme Brow.
To nie jest zwykły żel. Nie tylko dodaje koloru, ale również zagęszcza włoski poprzez doczepianie do nich włókienek zawartych w samym produkcie. Niewidoczne gołym okiem drobinki nanosimy na łuku brwiowym, zwłaszcza w miejsca, gdzie mamy widoczne braki w linii włosów. Włókienka przylegają do włosów, dodając brwiom objętości i koloru. Dla wzmocnienia efektu produkt może być nakładany warstwowo.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Prym marki Anastasia Beverly Hills
Prawdopodobnie jeszcze wiele marek kosmetycznych mogłoby się znaleźć w tym zestawieniu, ale jest jedna, o której nie możemy zapomnieć – Anastasia Beverly Hills. To amerykańska firma, która zasłynęła głównie z produkcji wielofunkcyjnych pomadek do brwi. Produkty te w prosty sposób pomagały wypełnić linię brwi, dodać im objętości, nadać koloru i ujarzmić włoski.
Jednak gwiazdy, zwłaszcza siostry Kardashian, ukochały sobie inne produkty marki z Kalifornii. Najważniejszym elementy makijażu Kim jest oczywiście konturowanie. Pudrowe i kremowe palety z bronzerami stały się wielkim hitem po tym, jak słynna celebrytka ujawniła, że to one pomagają jej nadać idealny kształt policzków. Chłodne i ciepłe odcienie bronzerów, bananowy puder pod oczy, a także rozświetlacz schowane w jednej palecie stały się przedmiotem pożądania wszystkich miłośniczek makijażu na całym świecie.
Dla odmiany Khloe Kardashian jest fanką paletek Glow Kit z mieniącymi się kolorami i rozświetlaczami. Celebrytka przyznaje, że nie znalazła jak dotąd piękniejszych produktów, które równie dobrze dodają cerze blasku i zdrowego rozświetlenia. | Dziesięć ulubionych kosmetyków gwiazd – zobacz, co kochają gwiazdy! |
Ekrany laptopów różnią się nie tylko rozmiarem, ale też kilkoma parametrami, na które warto zwrócić uwagę podczas wybierania sprzętu. Matryca ma duży wpływ na cenę urządzenia, więc warto dobrze przyjrzeć się specyfikacji i wybrać model, który będzie najlepiej dopasowany do naszych oczekiwań. Na jakie dokładnie cechy warto zwrócić uwagę? Co oznaczają pojęcia, które często pojawiają się w specyfikacji technicznej ekranów?
Rozmiar matrycy
Zacznijmy od najbardziej podstawowego parametru, czyli rozmiaru matrycy. Wielkość ta jest podawana w calach i dotyczy przekątnej ekranu. W sprzedaży znajdziemy laptopy z ekranami od niecałych 12” do ponad 20”. Zdecydowanie najpopularniejsze są modele o matrycy 15,6”, często nazywane po prostu piętnastocalowymi. Są to uniwersalne laptopy średniej wielkości – dość duże, by wygodnie obejrzeć film i korzystać z pakietu biurowego, a jednocześnie wystarczająco małe, by nie sprawiać problemu z przenoszeniem. To idealny rozmiar dla osób, które chcą korzystać z tego samego komputera w domu, w podróży i podczas wizyty u klienta.
Modele 15,6” są też chętnie wybierane przez graczy szukających mobilnego sprzętu. Taki ekran jest wystarczająco duży, by wygodnie grać. W konsekwencji kupno wydajnego modelu o takiej przekątnej to sposób na płynną rozgrywkę, bez konieczności wydawania środków na sprzęt z najwyższej półki cenowej. Wśród piętnastocalowych propozycji warto postawić np. na solidnie wykonany i lekki Acer Swift 3, a dla graczy dobrym wyborem będzie m.in. wydajny HP Omen 15.
A jaką wielkość wybrać, jeśli szukamy urządzenia tylko do użytku domowego lub biurowego? W takim przypadku najlepiej sprawdzają się większe laptopy. Najpopularniejszy rozmiar w tej kategorii to 17,3”, a wśród godnych uwagi modeli znajdziemy m.in. Lenovo Y700-17 oraz Dell Inspiron 5767. Większy ekran sprawia, że urządzenie jest cięższe i mniej wygodne podczas transportu, za to pozwala na bardziej komfortową pracę. Można też wygodniej przeglądać strony w sieci i obejrzeć film na większym wyświetlaczu.
Z kolei miłośnicy sprzętów mobilnych powinni się zainteresować laptopami z ekranami o wielkości do 14”. Wśród małych modeli interesującymi propozycjami są Asus ZenBook UX310UA oraz Dell XPS 13 9360. A jeśli szukamy czegoś naprawdę małego, możemy sięgnąć po minikomputery i laptopy wymienne o wielkości poniżej 12”. W tej kategorii warto przyjrzeć się Lenovo Helix 2 lub Dell Inspiron 11 M3-7y30. To sprzęt bardzo lekki, który łatwo zabrać ze sobą w każdą podróż. Mały laptop przyda się do sporządzania notatek na uczelni lub pozwoli na komunikację z klientami podczas jazdy pociągiem. Natomiast zupełnie nie nadaje się do zaawansowanych gier, oglądania filmów w domu lub wielogodzinnej pracy.
Rozdzielczość oraz gęstość pikseli
Rozdzielczość ekranu określa ilość pikseli, które znajdują się na ekranie w układzie poziomym i pionowym. Na przykład rozdzielczość full HD to 1920 x 1800 pikseli, a HD+ to 1600 x 900. Warto pamiętać, że rozdzielczość to nie to samo co ostrość obrazu. Taka sama rozdzielczość zagwarantuje bardziej wyrazisty obraz na ekranie o krótszej przekątnej, ponieważ piksele będą mniejsze i bardziej „upakowane”. Jeżeli naszym priorytetem jest ostrość, powinniśmy zainteresować się parametrem PPI (pixels per inch), który określa właśnie zagęszczenie pikseli.
Niezależnie od zastosowania komputera można powiedzieć, że im wyższa rozdzielczość oraz zagęszczenie, tym lepiej – film będzie bardziej wyrazisty, a przeglądanie stron i praca z pakietem biurowym będą wygodniejsze. Coraz większą popularnością cieszą się superostre wyświetlacze UltraHD (nazywane też 4k), takie jak w serii Dell XPS 15. W tym wypadku użytkownik może liczyć na 3840 x 2160 pikseli. Jednak z drugiej strony większa rozdzielczość oznacza także wyższą cenę, więc warto się zastanowić, jaka ostrość jest nam rzeczywiście potrzebna. Większości użytkowników powinna w pełni wystarczyć gęstość na poziomie 128 PPI, co odpowiada rozdzielczości full HD na ekranie 17,3”, tak jak w Lenovo Y700. Bardzo popularne są też laptopy 15,6” z ekranami HD o rozdzielczości 1366 x 768, co daje gęstość 101 PPI. Taki ekran znajdziemy np. w Lenovo V110.
Maksymalna ostrość nie musi być też najważniejsza podczas wybierania laptopa gamingowego – zwłaszcza gdy zależy nam bardziej na wynikach niż zachwycaniu się detalami graficznymi. Dla komfortu rozgrywki o wiele większe znaczenie ma płynność gry, czyli ilość klatek wyświetlanych na sekundę (FPS). Gra będzie płynniejsza przy niższych ustawieniach rozdzielczości – wielu profesjonalnych zawodników CS:GO rozgrywa mecze w rozdzielczości 1024 x 768.
Matryca błyszcząca lub matowa
W specyfikacji ekranu laptopa znajdziemy też informację o tym, czy matryca jest matowa czy błyszcząca. Które rozwiązanie warto wybrać? Tutaj odpowiedź jest prosta – w każdym wypadku większy komfort użytkowania zapewni matowa powłoka, oznaczana również jako anti-glare. Taki ekran rozprasza światło, więc nie powstaje efekt lustra. Ma to szczególne znaczenie podczas pracy na zewnątrz lub gdy za plecami użytkownika znajduje się okno albo lampa. Błyszcząca matryca odbija promienie, co często znacznie utrudnia korzystanie z komputera. Zwłaszcza gdy na ekranie wyświetlana jest ciemna grafika – użytkownik może widzieć przede wszystkim swoją twarz. Matryca anti-glare zapewnia większą czytelność. W ostrym świetle mogą być widoczne jedynie smugi światła na ekranie. Taki wyświetlacz znajdziemy np. w MSI GP62M.
Matryca TN czy IPS?
Ekrany LCD w laptopach mogą być wykonane w kilku technologiach. Najpopularniejsze to TN, czyli Twisted Nematic, oraz IPS, czyli In-Plane Switching. Główna różnica pomiędzy nimi to zakres kątów widzenia. Na laptopach z matrycami TN, takich jak Lenovo B70-80, cały ekran jest zazwyczaj dobrze widoczny jedynie dla użytkownika, który siedzi na wprost komputera. Osoby, które będą patrzyły na ekran z boku, zauważą znaczne pogorszenie kontrastu oraz odwzorowania barw. Im większy kąt patrzenia, tym gorsza będzie jakość obrazu. Z tego powodu oglądanie filmu w gronie znajomych lub prezentowanie klientom projektu na matrycy TN może być mocno utrudnione. W sprzedaży dostępne są laptopy z ekranami TN o dobrych kątach widzenia, jednak jest to rzadkość.
Pod tym względem znacznie bezpieczniejszym wyborem są matryce IPS, takie jak w HP Omen 17. Ta technologia pozwala na uzyskanie doskonałych kątów widzenia. Użytkownik może też liczyć na szerszą paletę barw, wyższy kontrast i większe nasycenie kolorów. Ekran IPS będzie zdecydowanie lepszym wyborem dla kinomaniaka, fotografa i grafika. IPS gwarantuje też większą wygodę korzystania z laptopów o zastosowaniu uniwersalnym – nie trzeba obracać ekranu po zmianie pozycji przed komputerem, bo cały obraz będzie dobrze widoczny niezależnie od kąta patrzenia.
Czasem jednak ekrany TN również mogą być dobrym wyborem. Przede wszystkim dlatego, że charakteryzują się krótszym czasem reakcji, co jest cechą pożądaną przez zaawansowanych graczy (na ekranie IPS mogą być widoczne niewielkie smugi w trakcie szybkich akcji). Tańsza matryca TN będzie też wystarczającym rozwiązaniem dla pracownika biurowego, który nie potrzebuje obrazu wysokiej jakości.
Poza dwoma wymienionymi typami, w sprzedaży dostępne są również ekrany OLED oraz IGZO. OLED to nowa technologia, która zdobywa coraz większą popularność, jednak aktualnie laptopy z taką matrycą są stosunkowo drogie. Ekrany OLED są cienkie i generują obraz o doskonałym kontraście oraz nasyceniu kolorów, znacznie przewyższając możliwości matryc IPS oraz TN. Ekrany IGZO również pozwalają na uzyskanie doskonale nasyconych barw. Ponadto oferują bardzo wysoką rozdzielczość i zużywają niewiele energii.
Jasność ekranu
Dla niektórych użytkowników ważna może być również maksymalna jasność ekranu. To szczególnie istotna kwestia podczas wybierania telefonu lub tabletu, bo ze sprzętów mobilnych często korzystamy na zewnątrz, a właśnie wtedy jasność ma największe znaczenie. W przypadku laptopów parametr ten powinni wziąć pod uwagę użytkownicy, którzy regularnie pracują z laptopem w świetle dziennym – obraz na nie dość jasnym ekranie będzie po prostu słabo widoczny.
W pomieszczeniach komfortową pracę zapewni już jasność na poziomie 200 cd/m2, taka jak w stosunkowo ciemnym ekranie Lenovo Yoga 700. Podczas korzystania z laptopa na zewnątrz najlepiej postawić na wyświetlacz gwarantujący co najmniej 300 cd/m2. Jasnym obrazem może się pochwalić np. Acer Swift 5.
Dobrze przemyślany wybór ekranu pozwoli na czerpanie znacznie większej satysfakcji z użytkowania laptopa. Znajomość wyżej wymienionych elementów specyfikacji istotnie ułatwi znalezienie odpowiedniego modelu. | Jaką matrycę powinien mieć Twój laptop? |
Pogoda bywa kapryśna. Warto więc mieć w zanadrzu jakąś rozrywkę na wypadek burzowych, deszczowych czy zimnych dni. Jeśli maluch lubi śmieciarki lub kolekcjonował w przeszłości Śmieciaki, to z pewnością przypadnie mu do gustu kreatywna zabawa z Rowdy! Zawartość zestawu
Nie inaczej jest tym razem. Zestaw ze śmieciarką Rowdy jest duży. Zawiera 4 tuby kolorowej masy: zieloną, niebieską, fioletową i żółtą. Mamy tu foremkę w kształcie pojemnika na śmieci do wyciskania masy, szypę do jej zgarniania oraz dużą, zieloną śmieciarkę, naszą bohaterkę – Rowdy. Śmieci i pojazdy tego typu to tematyka bliższa chłopcom, dlatego duży pojazd na pewno ich zaciekawi.
Rowdy skrywa mnóstwo atrakcji i interesujących elementów. Jak wspomniałam, jest to zielony pojazd na dużych, czarnych kołach. Ma uśmiechniętą buzię i przyjazne oczy. Na przedzie znajduje się szary uchwyt, na którym jest umieszczony kontener. Kontener jest odłączany. Ma niebieski kolor i jest opatrzony znaczkiem składającym się z trzech strzałek. Dorośli wiedzą co on oznacza, więc jest to doskonała okazja, by zapoznać dziecko z pojęciem recyklingu, jego pożytecznej funkcji i zalet jakie z niego płyną dla ludzi i planety.
Jak się bawić śmieciarką?
Chłopcy mogą wykazać się zdolnościami manualnymi i bawić się w lepienie kolorowych śmieci. Dzięki temu zastanowią się czym są śmieci, jak wyglądają, co wyrzucamy i czy można to na coś przetworzyć. To kolejna świetna okazja do rozmowy na temat tego, jak możemy zmniejszyć ilość wyrzucanych rzeczy i jak je segregować do ponownego wykorzystania. Chłopcy mogą również skorzystać z dwóch foremek, które ułatwią im tworzenie śmieci! Jedna foremka to szary kosz. Wrzucamy do jego wnętrza kolorową ciastolinę, a następnie przy pomocy tłoczka wyciskamy kolorowe śmieci! Cieniowane lub jednokolorowe – wszystko zależy od pomysłu dzieci. Druga foremka jest ukryta! Znajdziemy ją za oczami Rowdy. Kiedy wyjmiemy niebieską foremkę, zobaczymy, że w mig wyciśniemy przy jej pomocy butelki oraz kosze na śmieci. Niebieskie, zielone lub w innych kolorach! Wystarczy włożyć do wnętrza ciastolinę, zamknąć, ścisnąć, otworzyć i delikatnie wyjąć otrzymane modele. Świetna zabawa! Kiedy kontener jest już załadowany śmieciami, możemy umieścić go na podnośniku i unieść przy pomocy rączek na boku! Pora więc otworzyć niebieską klapę na dachu śmieciarki i wsypać całą zawartość do środka!
We wnętrzu śmieciarki czekają kolejne foremki. Obracają się one za każdym razem, gdy Rowdy jedzie. Co to oznacza? Wrzucone do wnętrza śmieci zaraz zmienia się w coś innego! To właśnie jest przecież recykling. Wyciśnięte na nowo śmieci wylecą z Rowy automatycznie podczas jazdy.
Zabawa nie ma końca – możemy teraz użyć szypy, którą Rowdy ma na swoim szarym uchwycie, by pozbierać nowe śmieci i wrzucić je do niebieskiego kontenera lub bezpośrednio do wnętrza śmieciarki. I znów możemy je przerobić na nowe śmieci! I ponownie, i jeszcze raz, i tak nieskończenie długo!
Kolorowa seria Play-Doh
Ciastoliny chyba nikomu nie trzeba przestawiać! Jest to kolorowa masa plastyczna do kreatywnej zabawy. Mamy jej ogromny wybór, zarówno w kolorach jak i w zestawach z akcesoriami. Lody, miejskie atrakcje, fryzjer, filmowi bohaterowie i mnóstwo innych zestawów tematycznych czeka na najmłodszych w tej serii. Zabawa z ciastoliną zachęca dzieci do własnej twórczości, jednocześnie zapewniając materiał i narzędzia do pracy. Zwykle w zestawach mamy masę, a także foremki, maszynki i akcesoria do zabawy.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Czy Rowdy warta jest zakupu?
Moim zdaniem zdecydowanie tak. Jest to tematyka, która interesuje chłopców, a przy okazji może ich nauczyć czegoś dobrego. Sama zabawa manualna, lepienie, tworzenie ma przecież bardzo pozytywny wpływ na rozwój. Dlatego uważam, że warto zakupić Rowdy.
Na koniec garść konkretów: Rowdy z kontenerem ma 29 cm długości i 14 cm szerokości. Niebieski kontener ma wymiar 7 x 7 cm. Szary kosz na śmieci ma wysokość 5,5 cm. | Śmieciarka Rowdy – kreatywna zabawa na deszczowe popołudnia |
Młotowiertarki, dzięki swojej specyfice działania, charakteryzują się niezwykłą efektywnością wiercenia w twardych materiałach typu beton. Sprawdźmy jak spiszę się popularny model, Makita HR2810. Krótka charakterystyka
Młotowiertarka Makita HR2810 to popularna wśród profesjonalistów maszyna. Charakteryzuje się bardzo trwałą konstrukcją, niezwykle odporną na spore osiowe uderzenia, które generuje w czasie pracy. To właśnie konstrukcja z pionowo umiejscowionym silnikiem zapewnia taką trwałość. Znacznie lepiej reaguje ona na osiowy udar i zapewnia dłuższą żywotność urządzenia, pozwalając na osiąganie jeszcze wyższych niż w maszynach z poziomym silnikiem parametrów roboczych.
Funkcje
Makita HR2810 jest młotowiertarką o trzech trybach pracy. Można nią wiercić bezudarowo (co potrzebne jest przy inicjowaniu otworów w kruchych materiałach, których powierzchni nie chcemy uszkodzić – na przykład w płytkach ceramicznych), wiercić z udarem (przy wykonywaniu otworów głównie w betonie i jego pochodnych) oraz podkuwać. Do przełączania pomiędzy tymi funkcjami służy wygodne pokrętło pełniące rolę przełącznika funkcyjnego.
Płynna regulacja prędkości obrotowej, której wartość rośnie wraz ze stopniem wciśnięcia klawisza włącznika, umożliwia wiercenie dokładnie w zaplanowanym punkcie, co pomocne jest szczególnie przy dokonywaniu odwiertów na śliskich powierzchniach, na których wiertło może ulegać zjawisku pływania do momentu wwiercenia się w głąb materiału.
Zmiana kierunku obrotów wrzeciona realizowana jest za pomocą przełącznika umiejscowionego w okolicach włącznika głównego, za sprawą czego możliwe jest sterowanie urządzeniem bez odrywania rąk od spustu włącznika. Lewe obroty przydają się szczególnie w przypadku zakleszczenia wiertła, które łatwo można wydobyć z otworu poprzez zmianę kierunku obrotów.
Użyte materiały
Korpus urządzenia jest oczywiście metalowy. Dla komfortu pracy został on w całości obudowany osłonami z tworzywa sztucznego, które zapewniają izolację cieplną oraz lepsze warunki trzymania maszyny. Rękojeść główna oraz pomocnicza pokryte są dodatkowo antypoślizgową i miękką okładziną, która zapewnia komfort i bezpieczeństwo pracy. Tworzywo sztuczne, z którego wykonana jest obudowa, to specjalna kompozycja pozwalająca na uzyskanie optymalnych parametrów, a więc odporności na otarcia, zabrudzenia oraz pęknięcia nawet przy upadku.
Parametry
Młotowiertarka HR2810 posiada zdolność wiercenia w betonie wiertłem o średnicy do 28mm. Pozwala na to energia uderzenia o wartości 2,8J oraz moc znamionowa urządzenia 800W. Maszyna, jak na konstrukcję z pionowym silnikiem, jest dość lekka, bo waży zaledwie 3,4kg.
Rozwiązania techniczne
Wspomniano już o dobrodziejstwach konstrukcji z poprzecznie umieszczonym silnikiem elektrycznym, która jest bardziej wytrzymała na drgania i uderzenia osiowe, które to w młotowiertarce są rzeczą powszechną. To właśnie dzięki temu urządzenie może służyć do znacznie częstszego podkuwania niż maszyna z silnikiem poziomym. Pamiętajmy jednak, że to nadal podkuwanie, a nie kucie – do kucia przeznaczone są młoty udarowe.
Uchwyt narzędziowy typu SDS-Plus nie jest najlepszym rozwiązaniem w przypadku wiercenia w drewnie lub w stali, ponieważ nie zapewnia dokładności odwiertów i jest obarczony sporymi luzami promieniowymi oraz osiowymi. Jest to jednak idealne rozwiązanie w przypadku młotowiertarek, które wykorzystują zjawisko kucia w czasie wiercenia. Luzy umożliwiają uderzanie o materiał z impetem. Uderzenia te generowane są bowiem za sprawą mechanizmu korbowo-wodzikowego, który wytwarza wysokie ciśnienie w komorze cylindra i dokonuje wypchnięcia bijaka w kierunku wiertła. Wiertło to jest popychane w stronę materiału obrabianego z dużym impetem, oddziałując na niego. To właśnie mechanizm elektropneumatyczny jest gwarantem wysokich energii uderzenia.
Wyposażenie
Makita HR2810 dostarczana jest w walizce z tworzywa sztucznego, w której bez większego problemu zmieści się dodatkowy osprzęt. Jako standardowe wyposażenie znajdziemy w niej rękojeść boczną, która jest niezbędna do pewnego trzymania maszyny w czasie wiercenia, szczególnie większymi średnicami wierteł. Ogranicznik głębokości wiercenia powala za wykonywanie powtarzalnych otworów o określonej głębokości. Jest on wygodnie montowany w przewidzianym ku temu uchwycie, który luzowany i dociskany jest poprzez pokręcanie rękojeścią dodatkową wokół jej własnej osi.
Podsumowanie
Makita HR2810 to jedna z lepszych konstrukcji wśród młotowiertarek marki Makita. Makita słynie z tego, że swoje dobre rozwiązania przez lata pozostawia w niezmiennej formie lub poddaje tylko niewielkim modyfikacjom (bardziej wizualnym). I to właśnie dzięki tej strategii w ofercie Makita jest sporo dobrze przemyślnych, tak zwanych bestsellerów, takich jak choćby omawiany właśnie model młotowiertarki. To urządzenie przeznaczone do ciężkich prac związanych z wierceniem w betonie, dlatego grupą docelową do jakiej tafia ten wyrób są profesjonalni użytkownicy, a Makita HR2810 w pełni zasługuje na miano maszyny profesjonalnej. | Test młotowiertarki Makita HR2810 |
Jeśli chcemy napić się wyśmienitej kawy, sięgamy po dobre ziarna i świetny ekspres. Jeśli zależy nam na dobrych zdjęciach, inwestujemy w profesjonalny aparat. Podobnie jest z makijażem: im mamy lepsze kosmetyki, tym piękniejszy otrzymujemy makijaż. Jednak nie od dzisiaj wiadomo, że dobry kosmetyk to jeszcze nie wszystko. Liczy się także technika jego nakładania, a do tego niezbędne są odpowiednie pędzle. To nieprawda, że trzeba mieć kufer wizażysty, by nasz makijaż był perfekcyjnie wykonany. Jednak jest kilka podstawowych pędzli, które ulepszą nasz codzienny makeup. Odpowiednio dobrane pozwolą uzyskać większą precyzję, długotrwałość makijażu oraz zwiększyć tempo wykonywania podstawowych czynności podczas malowania.
Aby stworzyć funkcjonalną kosmetyczkę z pędzlami, możemy wybrać gotowe zestawy pędzli do makijażu przygotowane przez producentów. Zazwyczaj jest to około siedmiu pędzli, które zaspokajają podstawowe potrzeby. W takich zestawach znajdziemy pędzle do podkładu, różu czy makijażu oka. Bardzo często możemy je również kupić z podziałem na kategorie, np. tylko pędzle do twarzy czy do oczu. Osoby, które rozpoczynają przygodę z malowaniem, mogą spokojnie skusić się na tego rodzaju zestaw, zwłaszcza że często zapakowany jest on w poręczny kuferek czy kosmetyczkę. Jednak po kilku miesiącach stosowania może okazać się, że niektóre z pędzli używa się niemal bez przerwy, inne zaś są po prostu zbędne. Dlatego dobrym pomysłem jest, aby tego rodzaju akcesoria kupować pojedynczo.
Skąd tak duże różnice cenowe?
Przeglądając oferty, można zauważyć ogromną różnicę cenową pomiędzy konkretnymi produktami. Niektóre zestawy z dziesięcioma pędzlami kosztują kilkadziesiąt złotych, ale bez trudu znajdziemy pojedynczy przyrząd do malowania o wartości 200 złotych. Skąd taka różnica? Pomijając fakt, że znane marki wypuszczają własne pędzle i w tym wypadku płacimy także za nazwę produktu, to istotna różnica polega na składzie pędzla, sposobie jego wykonywania i miejscu produkcji.
Profesjonalne pędzle z najwyższej półki cechują się naturalnym włosiem, które jest ręcznie wkładane do trzonka pędzla. Dodatkowo skuwki i rączki wykonane są z wysokiej jakości materiałów. Dominuje drewno, nierzadko pozłacane lub posrebrzane. Kraje, w których produkuje się najwięcej wysokiej jakości pędzli do Francja i Japonia.
Pędzle, które możemy kupić za kilkanaście złotych, to produkty wykonywane zazwyczaj w Chinach. Ich produkcja jest masowa, a włosie syntetyczne, przez co mniej trwałe. Wytwarzane są przez nieznane marki, więc często zakup konkretnego zestawu jest loterią; może się okazać strzałem w dziesiątkę lub bublem. Jeśli pędzel nieprzyjemnie pachnie klejem, a podczas czyszczenia jego włoski się rozczapierzają lub wypadają, to najpewniej produkt nie posłuży nam zbyt długo. Nie znaczy to, że niedrogie pędzle będą zawsze słabej jakości. Przy zakupie tego rodzaju akcesoriów obowiązuje metoda prób i błędów. Warto również popytać się znajomych, jakie zestawy polecają.
Jak czyścić pędzle?
O pędzle trzeba dbać, aby były czyste, higieniczne i długo nam służyły. Najlepszym sposobem jest czyszczenie w niezbyt gorącej wodzie z dodatkiem delikatnego szamponu lub płynu do mycia ciała. Pędzle myjemy bardzo delikatnymi ruchami, tak by nie uszkodzić ich puchatych główek. Świetnym sposobem jest również użycie silikonowej tarki do mycia, zwanej brushegg. Dzięki niej pędzelki się nie odkształcą i długo zachowają swoją żywotność.
Po kąpieli pędzle powinny być delikatnie odsączone przy pomocy ręcznika. Możemy poukładać je na papierze lub trzonkami w dół, tak aby spływająca woda nie dostawała się pod skuwkę. Unikajmy suszenia na kaloryferze, gdyż przyspiesza ono odkształcanie pędzli.
Jeśli bierzemy pędzle w podróż lub pożyczamy, wówczas najlepiej myć je po każdym użyciu specjalnymi płynami do dezynfekcji. To zapewni nam stuprocentową higienę.
W warunkach domowych dobrze jest myć swoje pędzle co najmniej dwa razy w miesiącu.
Gdzie przechowywać pędzle?
Najlepszym i jednocześnie niedrogim sposobem na przechowywanie pędzli jest zwykła doniczka na kwiaty lub pudełeczko na pędzle. Pojemnik dobrze prezentuje się na biurku czy naszej toaletce. Raczej unikajmy trzymania pędzli w łazience, wilgotne powietrze nie sprzyja trwałości i może powodować rozklejanie się produktów, a także gromadzenie się na nich bakterii.
Jeśli podróżujemy z naszymi pędzlami, wówczas warto zapakować je do osobnej kosmetyczki lub bawełnianej sakiewki. Mamy wtedy pewność, że żaden produkt nie wyleje się na włosie, nie poskleja go ani nie rozczapierzy.
Wybierz idealny pędzel do podkładu płynnego
Jeśli do tej pory do rozprowadzania płynnego podkładu używałyście palców lub specjalnych gąbeczek, to warto zastanowić się nad kupnem specjalistycznego pędzla. Dla wielu osób jest on jednym z najważniejszych akcesoriów do wykonywania makijażu. Możemy wybrać dość spory, gruby pędzel w okrągłej skuwce, z prosto przyciętymi włosami, tzw. flat top. Zazwyczaj tego typu produkty mają kolor czarny lub biało-czarny (w kosmetycznym slangu nazywane są duofiber). Rewelacyjnie sprawdzają się przy nakładaniu płynnych i lejących się fluidów, a nawet korektorów.
Podkład nalewamy na rękę bądź spodeczek, a potem zbieramy jego niewielką ilość naszym pędzlem. Najlepiej przygotować go wcześniej, spryskując wodą termalną lub primerem. Dzięki temu pochłania mniej podkładu, a makijaż prezentuje się bardziej naturalnie. Podkład nakładamy delikatnymi, kolistymi ruchami, od środka twarzy. Intensywność krycia możemy zwiększać przez dodawanie produktów i nieco mocniejsze dociskanie pędzla do twarzy. Podkład rozprowadzamy równomiernie, aby twarz wyglądała promiennie, nie miała smug i nieestetycznych pasów. Pędzel typu flat top jest najlepszy do tworzenia delikatnego dziennego wizażu.
Drugim bardzo popularnym pędzlem do nakładania podkładów płynnych oraz gęstych korektorów jest płaski, nieco szpiczasty pędzel, który swoim wyglądem przypomina rozpłaszczone jajko. Wśród specjalistów zwany jest czasem języczkowym. Jak zauważa wielu konsumentów to produkt, który wymaga nieco wprawy w użytkowaniu. Jeśli źle nim pracujemy, możemy stworzyć efekt smug na twarzy, którego trudno będzie się pozbyć bez użycia placów lub gąbeczki.
Pędzel języczkowy rewelacyjnie sprawdzi się przy nakładaniu korektorów, kremów lub bazy pod podkład. Jeśli decydujemy się na gotowy zestaw pędzli, lepiej sprawdzić czy w kolekcji znajduje się flat top czy pędzel języczkowy. Dla początkujących lepszym rozwiązaniem będzie ten pierwszy.
Kabuki, czyli pędzle nie tylko do podkładu mineralnego
Pędzle kabuki to specjalne, bardzo grube narzędzia do nakładania sypkiego, mineralnego podkładu. Nadają się do aplikacji produktów suchych, podkładu, pudru, bronzera i różu. Cechą szczególną tego typu pędzli jest sposób rozkładania produktów. Dzięki nim nasz makijaż jest bardziej naturalny. Za jego pomocą można także zwiększyć krycie podczas nakładania kosmetyków.
Głównym zastosowaniem kabuków jest aplikacja podkładu mineralnego. To świetna opcja dla osób o skórze wrażliwej i delikatnej. Znakomicie sprawdzą się one także przy cerach mieszanych lub tłustych. Jedynie posiadaczki cery suchej powinny być ostrożne, ponieważ dość prosto podkreślić suche skórki i rozszerzone pory przez dodanie zbyt dużej ilości pudru. By zniwelować niepożądany efekt, musimy dbać o nawilżenie twarzy i aplikację bazy silikonowej.
Puder na pędzlu kabuki rozkładamy ruchem kolistym. Jeśli mamy ochotę na zwiększenie krycia, delikatnie stemplujemy wybrane miejsca, np. brodę czy policzki. Kabuki rewelacyjnie tuszują granice pomiędzy bronzerem, różem czy rozświetlaczem. Są w stanie wybawić nas z opresji, kiedy przesadzimy z jakimś produktem. Ich plus to także niewielkie rozmiary i bardzo przyjemne w dotyku włosie. Dla wielu osób to niezastąpione narzędzia do nakładania pudru wykończeniowego czy transparentnego. Delikatne omiecenie twarzy przy pomocy kabuki gwarantuje subtelny, dziewczęcy efekt.
Konturowanie – rzecz święta!
Konturowanie to od kilku lat niezbędny element każdego makijażu. Na salony wprowadziła go Kim Kardashian, a trend podchwyciły dziewczyny na całym świecie. To sztuka tworzenia iluzji, dzięki której nasza twarz wydaje się szczuplejsza, młodsza i niezwykle promienna. Makijażyści od lat stosowali triki rozświetlania i konturowania, ale dopiero od kilku sezonów stały się one powszechnym elementem codziennego makijażu.
By sprawnie wykonać konturowanie, trzeba zapoznać się z dwoma jego typami: na mokro oraz na sucho. Jeżeli jesteśmy początkującymi adeptkami sztuki makijażowej, zdecydowanie lepiej skupić się na tworzeniu iluzji światła i cienia produktami sypkimi. Mokre konturowanie wykonane korektorami, bronzerami w kremach i rozświetlaczami wymaga wprawnej ręki i dobrej znajomości kształtu własnej twarzy. Bardzo prosto przesadzić z produktami i wytworzyć maskę, która będzie wyglądać dobrze wyłącznie na zdjęciu typu selfie.
Na co dzień używajmy wyłącznie delikatnego korektora, który zniweluje zasinienia pod oczami, lekko rozświetli kości policzkowe czy łuk kupidyna oraz zakryje niedoskonałości cery. Do aplikacji tego typu produktów sprawdzi się niewielki, płaski pędzelek do korektora. Małe, poręczne narzędzie pomoże rozprowadzić produkty, dzięki czemu lepiej się one wchłoną i stworzą delikatny efekt. Pędzelek również świetnie sprawdza się podczas podkreślania i uwypuklania brwi. Nałożenie jasnego produktu pod wyczesaną i pomalowaną brew ładnie ją wyróżni i zdefiniuje.
Najlepszym narzędziem dla początkujących, dzięki któremu kości policzkowe będą pięknie podkreślone, drugi podbródek schowa się, a twarz wyda się szczuplejsza jest pędzel o przyciętym po skosie włosiu ułożonym w spłaszczonej skuwce. Tak wyprofilowany pędzel do konturowania pozwala bez trudu rozprowadzić produkt, rozetrzeć go i zblendować. Nakładając bronzer, powinniśmy pamiętać, by aplikować go poniżej linii kości policzkowych i nie dalej niż do połowy źrenicy. Wówczas stworzymy prawdziwą grę między światłem a cieniem, a nasza twarz będzie wydawać się szczuplejsza.
Ten sam pędzelek może posłużyć nam do dołożenia bronzera na linię czoła, tuż przy włosach, a także pod brodą. Za jego pomocą można nawet optycznie zwęzić nos. Jak widać jest to praktyczny, wielozadaniowy produkt. Dobrze sprawdza się także jako aplikator rozświetlacza. Nie potrzebujemy dodatkowego pędzla, aby dołożyć rozświetlający kosmetyk. Aplikujemy go na szczyt kości policzkowych, ale unikamy okolic nosa – dodanie rozświetlacza w tym miejscu może spowodować błyszczenie i wrażenie przetłuszczonej skóry twarzy.
W sytuacjach awaryjnych ten sam pędzel posłuży nam jako produkt do nakładania pudru matującego czy rozświetlającego. Jednak trzeba być ostrożnym, gdyż stopnień krycia jest znacznie większy niż w przypadku klasycznego pędzla do pudru czy kabuki.
Policzki jak z obrazka
Makijaż twarzy jest niepełny, jeśli nie użyjemy różu odpowiednio dobranego do naszej karnacji. Niektórzy preferują odcienie w stylu Barbie – słodkie, dziewczęce, mocno różowe. Inni wybierają bardziej subtelne produkty do różowienia policzków, np. kolor brzoskwiniowy czy herbaciany. By dobrze rozprowadzić róż, warto mieć w swojej kosmetyczne odpowiednie pędzle. Malutka pacynka często dodawana do zakupionego różu z pewnością nie wystarczy.
Oczywiście możemy próbować rozprowadzić produkt pędzelkiem znalezionym w pudełku z naszym różem, ale najprawdopodobniej nałożymy za dużo kosmetyku i trudno będzie nam go rozetrzeć. Prędzej stworzymy brzydkie plamy niż efekt delikatnego muśnięcia różem.
Idealnym pędzlem do pracy z różem jest wariant okrągły, dość spory, puchaty i przypominający swoim kształtem jajko. Włosie takiego pędzla jest bardzo dobrze wycieniowane i przystosowane do tworzenia subtelnych, różanych policzków. Jego zaleta to również precyzja oraz możliwość rozcierania produktów niepowodująca tworzenia nieestetycznych smug czy plam. Warto mieć go w swojej kosmetyczce. Trzeba jednak pamiętać, aby nie używać pędzla do rożu na przemian z bronzerami.
Subtelne wykończenie
Pędzel do nakładania pudru sypkiego, matującego czy utrwalającego cały makijaż powinien mieć spore rozmiary, jego włoski mogą być rozłożyste, miękkie i dość długie. Takie cechy ułatwiają delikatne rozprowadzanie produktu na całej skórze twarzy. Możemy wybrać pędzel przypominający swym kształtem duże jajeczko, jak i wariant mocno rozłożysty, bardziej „szczotkowaty”. Ważne jednak, by był naprawdę gruby i miękki.
Gdy nasz pędzel będzie miał dłuższą rączkę, łatwiej nam będzie wykonać na prostsze manewry i rozprowadzić produkt na całej twarzy. Jego włosie powinno być naturalne. Produkt wieńczący makijaż nakładamy delikatnie, tak aby stanowił przyjemne dopełnienie całego zabiegu.
Najlepsze pędzle do makijażu oczu
Jak stworzyć najpiękniejsze przydymione oko? Co zrobić, by makijaż był wyrazisty, a kolory płynnie przechodziły między sobą i tworzyły piękną taflę? Oczywiście do tego potrzeba wielu treningów i ćwiczeń. Pożądany efekt uzyskamy za pomocą odpowiedniego sprzętu. To oczywiste, że wraz z kolejnymi ćwiczeniami będziemy chciały powiększać nasze zbiory pędzli do oczu. Jednak na początku wystarczą trzy typy narzędzi do ich malowania. Pozwolą całkiem sprawnie wykonać makijaż dzienny i wieczorowy.
Najbardziej pożądanym pędzlem do makijażu oczu jest średniej wielkości pędzelek w kształcie jajeczka o bardzo puchatym wykończeniu. To dzięki niemu zaaplikujemy cienie na całą powiekę, będziemy mogły popracować nad subtelnym kształtem oka i stworzyć makijaż np. o kształcie migdałka czy kociego oka po zewnętrznej stronie powieki. Najlepiej blenduje i rozciera wszelkie granice pomiędzy cieniami. W swojej kosmetyczce warto mieć co najmniej dwa tego typu produkty. Wtedy możemy podczas malowania używać jednego pędzla do nakładania cieni, a drugiego (czystego) do pracy nad łukiem brwiowym oraz kształtem makijażu.
Pędzel, który może zastąpić nasze niezbędne jajeczko przy nakładaniu cieni na całą powiekę, to produkt o włosach przyciętych i okrągło wycieniowanych, ułożonych w lekko spłaszczonej skuwce. Bez trudu rozprowadza i rozciera cienie, pozwala dotrzeć do wewnętrznego kącika oka, a nawet uwypuklić łuk brwiowy.
Niezbędnym do precyzyjnej pracy pędzlem będzie malutkie, okrągłe jajeczko. Jest niezastąpione przy podkreślaniu dolnej powieki (niewielkie gabaryty pozwolą nam uniknąć efektu pandy). Zostało stworzone do pracy z cieniami w załamaniu powieki, a także do precyzyjnego wykończenia zewnętrznej strony oka. Równie dobrze sprawdzi się przy podkreśleniu jego kącika. To zdecydowanie must have w naszej kosmetyczce.
Przyda się także lekko ścięty i płaski pędzel do makijażu brwi oraz stworzenia perfekcyjnej kociej kreski, a także pomalowania ust. Najprawdopodobniej już po pierwszym użyciu zachwyci wszystkie te panie, które do tej pory nie stosowały pędzelków do malowania brwi. Skośny kształt pozwala idealnie wyrysować naszą brew, a nawet domalować nieistniejące włoski. Szybkim ruchem można wypełnić brwi cieniem, jak również rozprowadzić żel czy kredkę. Niezbędne akcesorium podczas makijażu!
Tym samym pędzelkiem wykonamy kocią kreskę, co prawda, może nie wyjść za pierwszym razem, ale nie należy się tym przejmować. Tutaj konieczne są regularne ćwiczenia i kilka prób. Dokładność pędzelka sprawi, że prędzej czy później dojdziemy do perfekcji.
Zakasujące, ale to samo narzędzie będzie nadawało się do nakładania szminki! To trik podpatrzony u makijażystów. Skośny kształt idealnie pasuje do warg i ułatwia ich obrysowanie. Z powodzeniem możemy używać skośnego pędzelka i zapomnieć o konturówce. | Makijaż dla początkujących: wybieramy podstawowe pędzle do makijażu twarzy |
Konad to prawdziwa rewolucja w dziedzinie zdobienia paznokci. Jeśli od zawsze marzyłaś o fantazyjnych i precyzyjnych wzorach, lecz ich robienie wydawało ci się skomplikowane i czasochłonne, koniecznie wypróbuj tę metodę. Konadowe płytki właśnie podbijają światowy rynek, a wykonane stemplami zdobienia nieustannie zachwycają swoją estetyką nawet najbardziej wprawionych manikiurzystów. Na czym to polega?
Konad, choć brzmi dość tajemniczo, to nic innego, jak odbijanie na paznokciach wzorów za pomocą stempli. Jest to rodzaj zdobienia, który bez przeszkód możesz wykonać w domu. Nie potrzeba do tego żadnego specjalistycznego sprzętu, lamp utwardzających ani nawet szczególnego rodzaju lakieru – wystarczy podstawowy zestaw płytek i stempli oraz odrobina fantazji i wprawy w zwyczajnym malowaniu paznokci. To metoda niezwykle efektywna, choć banalnie prosta. Konad pozwoli ci uzyskać na paznokciach niezwykle precyzyjne wzory, które zachwycą każdego i staną się idealnym zdobieniem zarówno na wielkie wyjścia, jak i na co dzień.
Co zawiera zestaw?
Podstawowy zestaw Konad składa się z płytek i stempli, które są kluczowymi narzędziami do wykonania zdobienia. Stemple są zazwyczaj dwustronne, mają gumową końcówkę, która służy do zebrania lakieru z płytki. Płytka natomiast jest cienka, metalowa i okrągła, są w niej wytłoczone wzory, które za pomocą stempla nanosimy na paznokcie. Zestaw można także rozszerzyć o specjalny zdzierak, który służy do zbierania nadmiaru lakieru z płytki. Da się go jednak z powodzeniem zastąpić innym, płaskim i twardym przedmiotem, takim jak na przykład stara karta bankomatowa. Ponadto możesz, ale nie musisz, zakupić specjalne lakiery do wzorów. Mają one odpowiednią gęstość i przez to łatwo się odbijają, jednak możesz znaleźć coś odpowiedniego także wśród zwyczajnych lakierów.
Krok po kroku
Aby wykonać zdobienie, najpierw należy przygotować paznokcie – tak jak do zwykłego manicure'u: zmyć stary lakier, pozbyć się skórek, opiłować je i wypolerować. Następnym krokiem jest zwykłe pomalowanie paznokci lakierem, najlepiej jednolitym i innym niż perłowy – na takim tle stemple będą wyglądać wyraźniej i prezentować się lepiej. Gdy lakier wyschnie, wtedy można sięgnąć po zestaw Konad. Wgłębienia w płytce należy pokryć lakierem, a następnie zebrać jego nadmiar zdzierakiem lub opisanym wyżej innym przedmiotem. Potem za pomocą stempla uważnie zebrać lakier z zagłębienia tak, aby został on na stemplu w postaci wzoru, po czym nanieść go na pomalowany wcześniej jednolitym lakierem paznokieć. Gotowy wzór warto utrwalić bezbarwnym lakierem. Brzmi prosto? Takie jest, jednak musisz pamiętać o paru rzeczach, zanim wykonasz zdobienie.
Na co zwrócić uwagę?
Przede wszystkim należy mieć świadomość, że stemplowanie nie jest dziecinnie proste i aby uzyskać ładny efekt, trzeba nabrać nieco wprawy. Czasem, zanim wreszcie wykonamy ciekawe zdobienie, trzeba będzie wypróbować bardzo wiele różnych lakierów, gdyż nie każdy będzie chciał się wyraźnie odbić. Zanim sięgniesz po stempel, należy sprawdzić, czy lakier bazowy całkowicie wysechł – jeśli nie, poczekaj jeszcze chwilę, bo gdybyś zaczęła teraz, powstałyby nieestetyczne odgniecenia. Pamiętaj też, że lakier, którego użyjesz do wzorków, powinien być mocno napigmentowany – perłowe i półprzezroczyste nie odbiją się wyraźnie, przez co nie uda ci się osiągnąć oczekiwanego rezultatu. Nie zapominaj także o dokładnym oczyszczeniu zmywaczem płytki i stempli po każdym użyciu, gdyż pozostałości lakieru sprawią, że trudniej będzie odbić wzór. To samo dotyczy sytuacji, kiedy powierzchnia płytki jest tłusta – wówczas również warto ją wcześniej przetrzeć, aby nic nie stało na drodze między stemplem a lakierem.
Oryginalne czy podróbka?
Jak zawsze w przypadku unikatowego produktu pojawia się pytanie, czy warto kupić oryginalny zestaw, czy może zdecydować się na tańszy zamiennik. Pojawia się w tej sprawie mnóstwo głosów, a kolejni producenci dołączają stemple do swojego asortymentu. Przeważają jednak głosy, iż nie tylko oryginalne zestawy Konad świetnie się sprawdzają, jednak w przypadku zakupu podróbki należy zwrócić uwagę na to, czy stempel nie wypada z uchwytu, a płytka jest na tyle wytrzymała, że łatwo się nie porysuje. | Konad. Co musisz wiedzieć zanim ozdobisz paznokcie? |
„Morfina” Szczepana Twardocha to napisana z epickim rozmachem brawurowa powieść o człowieku, który próbuje uciec przed szponami historii. Bohater „Morfiny”, Konstanty Willemann, syn niemieckiego arystokraty i szalonej Ślązaczki, jest człowiekiem, który żyje na pograniczu. Na pograniczu tożsamości narodowej (warszawiak, który walczył w kampanii wrześniowej, ale potem przeistoczy się w Niemca), ról społecznych (mąż i ojciec, kobieciarz i narkoman) oraz stanów świadomości (trzeźwość, poczucie winy, pijaństwo i rozpusta). Przegląda się w oczach kolejnych kobiet: matki, kochanki i żony. Przy każdej z nich zachowuje się inaczej. Kim właściwie jest?
Okiem antybohatera
Nie interesuje go wojna ani patriotyczny obowiązek. Za nic ma tradycję uświęconą krwią bohaterskich żołnierzy. Elegancki i gustownie ubrany przed wojną ulice Warszawy przemierzał za kierownicą żółtego kabrioletu. I choć samochód skonfiskowali Niemcy, wojna nie przerwała jego skłonności do uciech. W zniszczonej przez walki stolicy antybohater Twardocha robi wszystko, by zdobyć upragnioną dawkę tytułowego narkotyku i choć przez moment zawirować w blasku kryształowych żyrandoli „Adrii”.
Powieść z wielkim rozmachem, ale i wyjątkową dbałością o detale opowiada o początkach wojny. Prowadzi czytelnika ulicami Warszawy, zagląda do lokali, obserwuje mieszkańców miasta. Zauważa nawet drobne zmiany, jakie w ich codzienne życie wniosła wojna. Oprócz opowieści Konstantego w „Morfinie” jest ktoś (coś?) jeszcze. W niektórych momentach narrację przejmuje kobieta. Idzie w krok w krok za bohaterem, zna jego myśli, potrafi przewidzieć jego kolejny ruch. Czy to Mojra? Śmierć? Polska? A może sama Historia?
Prawda o sobie samym
Autor udziela głosu raz Kostkowi, raz tajemniczej narratorce, która pobłażliwie zwraca się do bohatera i dyskretnie odsłania losy poszczególnych postaci. Jej siła porywa Konstantego, przez co on sam przypomina bezradną pacynkę. Spełnia prośbę żony i by zostać dobrym Polakiem, musi najpierw stać się Niemcem. Dzięki kobiecie być może w końcu dowie się prawdy o sobie. Tylko czy jest to w ogóle możliwe?
„Morfina” Szczepana Twardocha to soczyście napisana powieść o pułapkach tożsamości. Na jej kartach co krok pojawiają się stereotypowi bohaterowie: matka Polka, uwodzicielka Żydówka, piłsudczycy i stary endek. Autor bawi się tymi „maskami” i umiejętnie je dekonstruuje. W efekcie nikt nie jest tym, kim wydawał się na początku. Podobnie jest z warstwą gatunkową. Odnajdziemy tu elementy powieści historycznej, sensacyjnej oraz psychologicznej. Cała ta mikstura pulsująca w szalonym rytmie, okraszona błyskotliwymi dialogami i świetnie skonstruowaną fabułą porywa czytelnika i zniewala od pierwszej do ostatniej strony. A Kostek? Choć daleko mu do heroicznych czynów i posągowych bohaterów, to jednak nie sposób go nie polubić. Ze swoimi słabościami staje się bliższy czytelnikowi, który z nowej perspektywy spogląda na czasy wojny i okupacji.
Książka dostępna jest w formie e-booka w formatach EPUB i MOBI w cenie ok. 26 zł.
Źródło okładki: www.wydawnictwoliterackie.pl | „Morfina” Szczepan Twardoch – recenzja |
Gromadka wesołych i rozrabiających potworów zebrała się na arenie. Osobniki są nad wyraz ruchliwe i trudno jest im usiedzieć w miejscu, więc bardzo dokazują. Co chwila się przepychają, wygłupiają, podszczypują, ściskają i przedrzeźniają. Przy tym wszystkim niełatwo jest się utrzymać na arenie, ale wszyscy robią, co w ich mocy, aby z niej nie spaść. Teraz od graczy zależy los potworów. Którym uda się pomóc, a które wypadną z areny? Wnętrzności i przygotowanie do gry
W dość obszernym pudełku znajdziemy 27 drewnianych potworów (przed grą należy na odpowiednich figurkach umieścić naklejki, ale tylko z jednej strony), drewnianą kość (na każdej ściance przyklejamy jedną, okrągłą etykietkę), arenę, 2 popychaczki (wykorzystywane do przemieszczania potworów) oraz 81 żetonów. Wszystkie elementy są bardzo dobrze wykonane. Szkoda tylko, że do kości i potworów wykorzystano naklejki, a nie nadrukowano grafiki od razu. Niestety nalepki mają krótszą żywotność, bo potrafią ścierać się lub odklejać w trakcie rozgrywek.
Gra jest przeznaczona dla od 2 do 4 osób w wieku co najmniej 5 lat. Podziwianie najmłodszych graczy próbujących umieścić bandę potworów na arenie, jest wprost bezcenne. Na początku ustawiamy arenę na środku stołu i rozdzielamy żetony potworów na 6 stosów (białe, żółte, pomarańczowe, czerwone, zielone i fioletowe). Rozstawiamy na planszy 7 potworów (fioletowy występuje podwójnie). Należy pamiętać, że figurki nie mogą wystawać poza planszę, ani na sobie leżeć (oczywiście powinny znajdować się naklejkami do góry). Czas rozpocząć potworne zmagania…
Przebieg rozgrywki
Gracze będą działać po kolei (zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara). Każdy zawodnik w swoim ruchu rzuca kostką i umieszcza potwora na arenie. Jednak zadanie jest trochę bardziej złożone, niż się może wydawać. Jeśli na kości wypadł potwór w określonym kolorze, to gracz bierze większą popychaczkę i umieszcza go na białym polu. Potem mniejszą popychaczką zsuwa go na arenę. Na kości może też wypaść znak zapytania. Wtedy należy przeliczyć, ile potworów każdego rodzaju pozostało i bierzemy kolor, których jest najwięcej.
Podczas umieszczania potworów na arenie należy pamiętać o kilku zasadach. W końcu nawet w potwornym świecie istnieje jakiś porządek i organizacja. W momencie, gdy potwór trafia na popychaczkę, to już nie można go dotykać rękami. Musi on w całości znaleźć się na arenie, żadna jego część nie może wystawać poza jej krawędź. Dlatego warto jest, upatrzyć sobie jak najbardziej pusty obszar planszy i tam starać się go umieścić. W sytuacji, gdy potwór wypadnie z areny, to pozostali gracze otrzymują żeton w jego kolorze. Jak spadnie ich kilka, to za każdego otrzymują po jednym żetonie. Gra dobiega końca, gdy rzut kością wskaże potwora, którego figurki już się skończyły. Wtedy każdy układa swoje żetony w szeregu. Właściciel najdłuższego rzędu zostaje zwycięzcą.
Podsumowanie
„Potworne przepychanki” to lekka i przyjemna gra zręcznościowa, która podbije serca nie tylko najmłodszych graczy. Zasady wszyscy chwytają w lot, a rozgrywki są bardzo dynamiczne. Młodsze dzieci będą mogły poćwiczyć zręczność i precyzję, a starsze strategiczne rozmieszczanie potworów na arenie. Jak się później okazuje, to, jak umieścimy potwora na arenie, ma wpływ na działania kolejnych graczy. Planszówka jest świetną odskocznią pomiędzy bardziej rozbudowanymi tytułami (oczywiście mowa tu o gronie starszych graczy) i znakomicie nadaje się na zacieśnianie więzi rodzinnych nad areną. | „Potworne przepychanki” – recenzja gry |
Jesteś miłośniczką wnętrz w stylu klasycznym? Tak też urządziłaś swoje mieszkanie? A może marzy ci się mała metamorfoza? Dlaczego nie zacząć od sypialni? Oto stylowe lampki nocne, które będą idealnie współgrały z sypialnią w stylu klasycznym i nie nadszarpną twojej kieszeni! Lampki z kloszem
Najbardziej tradycyjna wersja lampki nocnejto oczywiście ta z abażurem. Taka lampka nie musi być jednak nudna! Dzięki mnogości materiałów wykonania, wzorów i kolorów z pewnością uda ci się znaleźć lampkę, która będzie jednocześnie klasyczna i oryginalna. Zwróć np. uwagę na podstawę lampy – wykonana z charakterystycznego tworzywa (np. szkła lub ceramiki) będzie pięknie harmonizować z kloszem. Na Allegro znajdziesz wyjątkowo efektowne lampki z ceramiczną podstawą i ażurowym kloszem już za 35 złotych. Ciekawą propozycją są także lampki o masywnej i ozdobnej, rzeźbionej podstawie. Możesz także bawić się abażurami – te w formie walca zaprezentują się nowocześnie, zaś te przypominające stożek nadadzą sypialni szyku w stylu retro. W styl klasyczny świetnie wpasują się też lampki z małym kloszem na srebrnej nóżce.
Kinkiety
Jeśli wolisz lampki nocne zawieszane na ścianie, wybierz kinkiet. Te najbardziej klasyczne będą łączyły metalową podstawę (w kolorze srebrnym lub starego złota) i niewielki klosz osłaniający żarówkę. Jeśli jesteś zwolenniczką minimalizmu, wybierz lampkę o bardzo prostej formie półkuli lub walca. Jeśli jednak wolisz dodatki o bardziej wyszukanych kształtach, zastanów się nad lampką z motywem kwiatowym. Na Allegro znajdziesz wiele kinkietów, których klosz przypomina otwarty kwiat, a podstawa jest elegancko wygięta niczym łodyga. Wśród kinkietów są także lampki nawiązujące do klimatu retro, które mają niewielkie abażury wykonane z tkaniny. Ewentualnie możesz wybrać kinkiet w formie świecznika – klasyczny i vintage, który na Allegro kupisz już za 39 złotych.
Lampki „gabinetowe”
Jeśli styl klasyczny w twoim wydaniu cechuje się sporą dozą nowoczesności, zastanów się nad tzw. lampką gabinetową. Tradycyjnie lampka tego typu ma długą rączkę, którą możesz poruszać i dostosowywać do potrzeb. Choć pierwotnie była przeznaczona do biur i bibliotek, obecnie możesz udekorować nią właśnie sypialnię lub salon. Lampki kreślarskie wyglądają bardziej nowocześnie, choć nadal wpisują się w styl klasyczny. Jednak to właśnie tradycyjne lampki biurkowe wykonane z metalu są klasykiem, który idealnie wpisze się w wystrój twojej sypialni. Ewentualnie możesz postawić na lampkę gabinetową w wersji na nóżce, w kolorze starego złota lub patyny z kloszem z mlecznego szkła. Ceny takich lampek zaczynają się od ok. 60 złotych.
Zainspiruj się powyższymi propozycjami i wybierz nową lampkę do swojej sypialni. Lampka z kloszem, gabinetowa, czy kinkiet? Decyzja należy do ciebie! | Stylowe lampki nocne do 100 zł – do mieszkania w stylu klasycznym |
Przygotowania do sylwestra, czas start! Choć mamy jeszcze trochę czasu, to jednak warto już pomyśleć nad odpowiednimi stylizacjami. W końcu nasz maluch powinien nie tylko dobrze się prezentować, ale przede wszystkim dobrze czuć w stworzonym przez nas zestawie. Poniżej kilka propozycji na efektowne rozwiązania. Z koszulą w roli głównej, a może z przetartymi jeansami? Jak dużo elementów garderoby, tak dużo możliwości na stworzenie sylwestrowej stylizacji. Wybór jest ogromny, dlatego warto wziąć pod uwagę zaprezentowane przez nas propozycje. Z ich pomocą łatwiej będzie nam podjąć ostateczną decyzję.
Biała koszula
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Biała koszula to klasyk, który powinien wisieć w szafie każdego mężczyzny – niezależnie od wieku. Największą zaletą tej części garderoby jest jej uniwersalność. Pasuje do spodni z przetarciami, chinosów, ale równie idealnie wpisze się w zestaw z marynarką i spodniami w kant. Jeśli nie chcemy tworzyć zbyt formalnej stylizacji na sylwestra, wtedy warto dopełnić ją spodniami w kontrastującym kolorze. Do tego koniecznie krawat we wzory i materiałowy pasek do spodni.
Granatowa kamizelka
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
Kolejna propozycja na wyjątkowy zestaw sylwestrowy to połączenie granatowej kamizelki z basicową bluzką z długim rękawem. Klasyczny duet, który pokazuje, że aby uzyskać zamierzony efekt, nie potrzeba wiele. Z powodzeniem obejdziemy się bez eleganckiej koszuli. Jako dopełnienie zestawu z kamizelką, niezbędne będą spodnie jeansowe. Jeśli jednak chcemy bardziej zaszaleć, to zamiast klasycznego modelu, weźmy pod uwagę jeansy z przetarciami. Tym samym dodamy stylizacji nieco więcej charakteru.
Czerwona marynarka
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
Kolejny zestaw, który okaże się strzałem w dziesiątkę to ten z marynarką w roli głównej. Zwłaszcza model w czerwonym kolorze zasługuje na szczególną uwagę. Sama w sobie stanowi wyjątkową ozdobę, dlatego nie musimy tracić czasu na szukanie dodatków i innych akcesoriów, które dopełnią ten zestaw. Wystarczy, że połączymy marynarkę z czarnymi spodniami i sportowym obuwiem. Trampki będą się idealne. W tym przypadku pasuje również koszula – biała lub w innym, stonowanym kolorze.
Nasze dziecko wybiera się na zabawę sylwestrową organizowaną w przedszkolu lub u najlepszego kolegi? Jeśli tak, koniecznie weźmy pod uwagę powyższe propozycje. Z ich udziałem bez problemu ubierzemy naszego malucha, który w mgnieniu oka przeistoczy się w małego dżentelmena. | Sylwestrowe stylizacje dla chłopca w wieku wczesnoszkolnym |
Myśli o wakacyjnej sylwetce pojawiają się już w dzień Nowego Roku, kiedy jednym z naszych postanowień jest tradycyjne: „Schudnę do wakacji”. Czy zrobiliśmy już coś w tym tej sprawie? Jeszcze nic straconego! Zaczynając już dzisiaj, do wakacji możemy osiągnąć swój cel. Wystarczy przestrzegać kilku zasad. „Wakacyjna sylwetka kształtuje się w kuchni”
Znane słowa? Znane i prawdziwe. Ponad 60% sukcesu w osiągnięciu wymarzonej sylwetki to przestrzeganie diety. Kto nie chce płacić za poradę u specjalisty, może sam obliczyć swoje zapotrzebowanie kaloryczne i opracować jadłospis pomagający zrzucić kilka kilogramów. W internecie jest wiele kalkulatorów pomagających określić, ilu kalorii potrzebuje nasz organizm. „Sekretem” tracenia tkanki tłuszczowej, a więc i masy ciała, jest deficyt kaloryczny. Trzeba pamiętać, że zdrowe tempo chudnięcia to 0,5–1 kg na tydzień, dlatego nie można zbyt drastycznie ograniczyć ilości dostarczanych organizmowi kalorii, żeby potem nie borykać się z efektem jo-jo. Nie należy stosować głodówek ani omijać posiłków. Na początek można zmniejszyć dzienne spożycie o 200 kalorii i obserwować reakcję organizmu. Ważne są też proporcje składników: potrzebujemy ok. 1,5 g białka i 0,5–1 g tłuszczów na kilogram masy ciała, pozostałe kalorie powinniśmy dostarczać w postaci węglowodanów.
Najwyższa pora na trening
Jeśli nie uprawiamy żadnej aktywności fizycznej, najwyższy czas to zmienić! Owszem, dieta sprawi, że stracimy kilka kilogramów, ale jeśli chcemy mieć ciało umięśnione i smukłe, potrzebujemy treningów. Sport kształtuje sylwetkę, jednak prawie każde ćwiczenie wpływa na inną partię mięśni i inaczej na nią oddziałuje. Bieganie czy ćwiczenia na orbitreku czy rowerze tradycyjnym lub stacjonarnym pomogą zrzucić kilogramy, ale osobom, którym zależy na uwidocznieniu mięśni i jędrnym, atrakcyjnym ciele, polecamy trening siłowy. To jeden z najbardziej efektywnych sposobów na ukształtowanie zdrowo wyglądającej sylwetki. Dla początkujących optymalna jest metoda Full Body Workout, polegająca na ćwiczeniu wszystkich partii mięśni podczas każdego treningu. Wystarczy po jednym ćwiczeniu wszystkich części ciała 2–3 razy w tygodniu, żeby uzyskać widoczne efekty.
Inną ciekawą formą treningów są interwały, polegające na przeprowadzaniu naprzemiennie ćwiczeń bardzo intensywnych (90–100% maksymalnego tętna) oraz wymagających umiarkowanego wysiłku (50–60% tętna). Trening może mieć formę biegania, jazdy na rowerze czy pływania. Bieganie interwałowe początkujących może wyglądać następująco: 6 serii po 30 sekund intensywnego biegu naprzemiennie z 100 sekundami spokojnego marszu. Stopniowo okresy intensywne możemy wydłużać kosztem umiarkowanych.
Kilka uwag dodatkowych
Bardzo ważna jest systematyczność. Nie wystarczą 2 tygodnie przestrzegania diety i 2 treningi, żeby nasze ciało wyglądało tak, jak sobie wymarzymy. Potrzeba czasu i regularnych treningów, najlepiej 3–4 razy w tygodniu, oraz przestrzegania ustalonej diety.
Należy pamiętać o regeneracji po treningu. Nie można codziennie ćwiczyć tych samych partii mięśni, ponieważ nie zdążą się zregenerować. Trenujmy co 2–3 dni. Ważną kwestią jest też wystarczająca ilość snu.
Aby zwiększyć intensywność treningów, można się wspomagać różnymi rodzajami suplementów. Gdy nie możemy pokryć zapotrzebowania na białko z pożywienia, warto zainwestować w odżywkę białkową. Chcąc szybko zrzucić kilka kilogramów, można też stosować reduktory tłuszczu.
Do wakacji jeszcze kilka miesięcy, a to wystarczy, żeby ćwicząc regularnie, popracować nad sylwetką i na ciepłych plażach móc się pochwalić atrakcyjnym, umięśnionym ciałem. Warto poświęcić trochę czasu i energii, aby nasze ciało na urlopie prezentowało się nienagannie. | Wakacyjna sylwetka – zacznij trenować już teraz |
Początkujący wędkarz musi się wiele nauczyć o zwyczajach ryb, specyfice brań, technikach łowienia, ale może przy tym dobrze się bawić. Uda się to osiągnąć, jeżeli zacznie swoją wędkarską przygodę od prostych i skutecznych metod. Do takich metod należy wędkarstwo spławikowe, a konkretniej: łowienie na bata, tj. bezprzelotowy kij z zestawem spławikowym. Bat sprawdzi się w łowieniu z brzegu, pomostu lub łódki, zarówno na wodach stojących, jak i płynących. Dlaczego na początek nie poleca się zestawów do łowienia odległościowego? Samo skompletowanie zestawu gruntowego nie jest może znacznie droższe (chociaż tutaj dochodzi koszt kołowrotka). Jest to jednak metoda bardziej specjalistyczna, wymagająca lepszych umiejętności, a jednocześnie mniej skuteczna i bardziej selektywna. Nawet w wypadku częstych brań nie będziemy w stanie łowić tak skutecznie, jak łowiąc na bata, a jednocześnie tak dobrze ich wyczuć. Łapiąc ryby z pomostu przy jeziorowej plaży, o wiele bardziej zaabsorbujemy się samym łowieniem.
Prosty, ale skuteczny
Najbardziej uniwersalny bat ma długość 7 lub 8 m, ale zawsze możemy zdemontować dowolną ilość segmentów tak, że uzyskamy kij krótszy, np. idealny na ławicę uklei. Jednocześnie, długość kija wynosząca 7 m pozwoli nam połowić na głębokości nawet 5 m, zatem będziemy mogli złapać dorodnego leszcza. Bat nie jest wyłącznie kijem na drobnicę, jak często się go postrzega. Można nim złowić piękne sztuki, a walka z półkilogramowym leszczem jest w tej metodzie równie wymagająca jak hol na feeder kilkukilogramowego karpia. Dodatkowo, brak kołowrotka i przelotek oznacza, że nie tracimy czasu na zwijanie żyłki, a zarzucanie zestawem w zanęcone miejsce jest o wiele łatwiejsze.
Ceny batów nie są wygórowane. Za kije siedmiometrowej długości zapłacimy – w zależności od jakości wykonania oraz użytego materiału – już kilkadziesiąt złotych. Tańsze będą kije wykonane z włókna szklanego, droższe – z włókna węglowego. Na korzyść „szklaka” przemawia właściwie jedynie wytrzymałość oraz cena. Jest to materiał odporny na uderzenia. Siedmiometrowy kij szklany może ważyć, zależnie od użytej mieszanki, ok. 500–600 g. Kij z włókna węglowego tego samego producenta, kosztujący ok. 200 zł, będzie o ponad połowę lżejszy. Drugą ważną cechą jest większa sztywność, dzięki której będziemy szybciej zacinać i lepiej kontrolować pracę zestawu. Musimy jednak uważać przy kiju węglowym, ponieważ pomimo elastyczności nie jest on tak odporny na uderzenia.
Zestaw na bata
W jaką żyłkę powinniśmy się wyposażyć? Zależy to oczywiście od wielkości łowionych ryb. Pamiętajmy, żeby żyłka przyponowa była cieńsza od żyłki głównej. Jeżeli żyłka główna będzie miała 0,08 mm przy wytrzymałości około kilograma, to na przypon, tj. końcowy odcinek zestawu z haczykiem, użyjemy żyłki grubości 0,05–0,06 mm. Dlaczego nie zakładamy wytrzymalszej? Ponieważ im grubsza żyłka, tym bardziej będzie widoczna w wodzie. Dlaczego przypon wiążemy na cieńszej lince? Pierwszy powód został już wymieniony. Inną bardzo ważną okolicznością jest złapanie zaczepu. Jeżeli nie uda się wydostać haczyka bez zerwania żyłki, to pęknie ona na końcowym fragmencie, a nie na żyłce głównej. Optymalna długość przyponu wynosi 30–50 cm.
Kształt haczyka powinien być dobrany do ryb, na jakie się nastawiamy, oraz do wielkości i rodzaju przynęty. Do połowów najbardziej popularnych gatunków, takich jak płoć, leszcz, krąp, okoń, wzdręga, ukleja, najbardziej odpowiednie będą haczyki w rozmiarze 22–26 (im mniejsza numeracja, tym większy haczyk). Haczyki mają różnie ukształtowane kolanka i długości trzonka. Smuklejsze, czyli z węższym kolankiem, a dłuższym trzonkiem, lepiej nadadzą się do nawlekania robaków np. mad, piniek, kasterów. Szersze kolanka będą bardziej odpowiednie do nałożenia kukurydzy. Wielkość, dopasowujemy przede wszystkim do ryb, jakie przewidujemy spotkać na łowisku, oraz przynęty. Haczyków, podobnie jak ołowianego obciążenia, powinniśmy mieć więcej. Jeśli w trakcie naszego wędkowania okaże się, że haczyk jest źle dopasowany, możemy i powinniśmy go zmienić na większy, mniejszy lub o innym kształcie.
Podobnie jest ze spławikiem. Należy mieć ich przynajmniej kilka z każdego rodzaju (rzeczne, jeziorowe, lekkie, ciężkie). Podczas zakupów zwróćmy uwagę na antenę, korpus oraz wagę spławika, ponieważ w zależności od warunków pogodowych (silnego wiatru, mocnej fali) będziemy stosować spławiki odpowiedniej wagi oraz profilu. Najbardziej uniwersalne są spławiki o wadze 0,5–4 g. Także kolor dobieramy do warunków łowienia, tj. barwy i przejrzystości wody czy poziomu nasłonecznienia. Najbardziej popularne kolory antenek to czerwień, czerń oraz jasna zieleń. Jeżeli nie chcemy kupować wielu spławików, możemy wybrać komplet różnokolorowych gumowych opasek na antenki, które dopasujemy do łowiska.
Dobrze skonstruowany zestaw do bata potwierdza regułę, że najprostsze metody okazują się najlepsze. Początkującemu wędkarzowi potrzeba wprawy w łowieniu, a nie wyszukanych technik, stosowanych przez doświadczonych kolegów. Łowienie kijem bez przelotek będzie i łatwiejsze, i przyjemniejsze. Szybciej również nauczymy się na nim podstawowych aspektów sztuki wędkarskiej, takich jak zacinanie, reagowanie na brania, odhaczanie ryb oraz zachowanie na wodą. Z biegiem czasu dowiemy się o wielu innych ważnych zasadach: obserwacji łowiska, wyboru miejsca do wędkowania, zachowań ryb w stosunku do pogody, umiejętnego nęcenia oraz doboru przynęt. Każdy początkujący wędkarz powinien pamiętać, że nie samym kijem łowi się ryby. | Prosty zestaw wędkarski dla początkujących |
Właściwe nawilżenie to podstawa udanego seksu. Zapewnia komfort, niweluje nieprzyjemne odczucia, poprawia doznania płynące z dotyku. Sprawdźcie, w jakich sytuacjach lepiej spiszą się olejki i oliwki, a kiedy warto wybrać lubrykant. Siłę wilgoci i płynącej z niej rozkoszy ludzie znali już od wieków. W starożytnej Grecji używali oliwy z oliwek, w Chinach w XVI wieku intymne chwile umilała śliska pasta ze słodkich ziemniaków. Wynalezienie silikonu na początku XX wieku stało się przełomem w tej dziedzinie, jednak na jego zastosowanie w erotyce przyszło nam poczekać jeszcze osiemdziesiąt lat. Na początku był on bowiem stosowany jedynie w medycynie i spełniał funkcję dzisiejszego żelu do USG.
Natłuszczenie idealne przy masażach i grze wstępnej
Intymne środki nawilżające dzielą się na trzy najważniejsze grupy: lubrykanty silikonowe, lubrykanty na bazie wody oraz lubrykanty olejowe, do których należą wszelkie oliwki, olejki i świece. Nawilżacze, a właściwie natłuszczacze olejowe sprawdzą się w czasie gry wstępnej oraz masażu erotycznego. Ich jedwabista konsystencja, piękny zapach, a nierzadko różnorodne barwy dodają igraszkom zmysłowego powabu, sprawiają, że dłonie sprawniej ślizgają się po ciele, a dotyk jest przyjemniejszy, głębszy i bardziej podniecający. Możecie je wcierać w zewnętrzne narządy płciowe, lecz unikajcie wprowadzania olejków do pochwy i odbytu – może zdarzyć się problem z naturalnym pozbyciem się tłustej substancji z ich wnętrza, czasami prowadzący do podrażnień i infekcji.
Lubrykanty silikonowe
Oparte na silikonie lubrykanty intymne wprowadzono do masowej produkcji dopiero w latach 80. XX wieku. Pierwszym z nich był kosmetyk firmy Johnson & Johnson K-Y, sprzedawany zresztą do dziś. Siłą tych nawilżaczy było i jest to, że nie wsiąkają w skórę, nie wysychają, dają bardzo mocny poślizg, są gęstsze niż lubrykanty na bazie wody i bardziej trwałe. Dzięki tym cechom znajdują idealne zastosowanie podczas seksu analnego (odbyt nie nawilża się samoistnie, a penis produkuje tylko niewielkie ilości lubrykantu), ale można używać ich także z powodzeniem w czasie stosunków waginalnych, gry wstępnej, masażu czy igraszek pod prysznicem. Jedyne, czego należy unikać, to kontaktu lubrykantów silikonowych z silikonowymi gadżetami erotycznymi oraz prezerwatywami, które mogłyby ulec uszkodzeniu.
box:offerCarousel
Lubrykanty na bazie wody
Kolejną grupą są lubrykanty na bazie wody – jedwabiste, lekkie, delikatne, idealnie imitujące naturalną wydzielinę pochwy. Można ich używać właściwie we wszystkich intymnych sytuacjach, także z silikonowymi zabawkami, prezerwatywami i w seksie analnym, tu jednak na pewno zużyjemy więcej nawilżacza niż w przypadku poślizgu silikonowego. Producenci lubrykantów wodnych prześcigają się w komponowaniu nowych kombinacji smakowo-zapachowych, które mają jeszcze bardziej uprzyjemnić igraszki łóżkowe. Przoduje w tym marka System JO H2O i niemieckie Fun Factory, które oferuje m.in. lubrykant o smaku truskawkowego prosecco. Mniam!
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Właściwie po co nam lubrykanty?
Nie ma dobrego seksu bez odpowiedniego nawilżenia narządów intymnych, potwierdzi to chyba każda kobieta. Teoretycznie sprawę powinna załatwiać natura: jest podniecenie, jest i lubrykacja. Niestety, nie zawsze mechanizm ten działa tak idealnie, bo seksualne nawilżenie zależy od wielu czynników i zmienia się w trakcie całego życia. Lubrykacja pochwy może zmniejszać się w okresie menopauzy, karmienia piersią, wahań hormonalnych, podczas zażywania niektórych leków, przy długotrwałym stresie, a nawet w czasie odwodnienia organizmu. Dodatkowe nawilżenie przyda się też wielu panom, np. tym z wąskim napletkiem.
Żeli nawilżających używamy np. przy zakładaniu kulek gejszy lub podczas masturbacji – niektórzy mężczyźni naprawdę to uwielbiają.
I jeszcze jedna ciekawostka dla pań. Czy wiecie, że lubrykant działa niczym najlepszy afrodyzjak? Spróbujcie prostego triku, ale uprzedzam, że będziecie oszukiwać własny mózg! Wystarczy nanieść na waginę sporą dawkę żelu nawilżającego i lekko go wetrzeć. Mózg odbierze sygnał o zwilgotnieniu pochwy, co jest dla niego równoznaczne z podnieceniem. I w większości przypadków to podniecenie rzeczywiście odczujecie, a tym samym wagina rozpocznie produkcję własnego lubrykantu! | Olejek czy lubrykant? ABC intymnego nawilżania |
Aby poprawić swoje wyniki sportowe i wydolność organizmu, nie potrzebujemy drogiego sprzętu. Wystarczy niedrogi pulsometr. Jak skutecznie wykorzystać jego najprostsze funkcje w czasie treningu? W jakich dyscyplinach przydaje się pulsometr? Zegarek z opcją pomiaru tętna będzie dobry głównie dla reprezentantów dyscyplin wytrzymałościowych:
biegaczy,
kolarzy,
triathlonistów,
pływaków (musi być wodoodporny, nie każdy nadaje się do pływania).
Wielu osobom wydaje się, że aby biegać czy trenować triathlon, muszą się zaopatrzyć w bardzo drogi sprzęt elektroniczny. To prawda, że elektronika treningowa jest przydatna, bo pozwala spersonalizować ćwiczenia. Ale aby dobrze ustawić trening, większości z nas wystarczy najprostszy zegarek z pulsometrem i stoperem. Podpowiadamy, jak wykorzystać najprostsze funkcje.
Tętno bieżące
Monitoring pulsu dostarcza sportowcowi jednych z najbardziej przydatnych informacji. Pozwala poznać swój organizm: dzięki temu wiemy, kiedy ćwiczymy za mocno, a kiedy trzeba docisnąć. Znajomość swojego tętna pozwala na ustawianie intensywności treningów w wybranych zakresach. W innych przeprowadza się np. długie, spokojne biegi, a w innych treningi szybkościowe. Znajomość górnych granic tych zakresów pozwala na robienie postępów i nieprzetrenowanie się. Większości osób informacja o tętnie wystarcza, aby utrzymywać intensywność wymaganą w planie treningowym.
Zakresy
Nawet w prostym zegarku często można ustawić tzw. zakresy (np. między 144 a 165 bpm). Pozwala to na przykład łatwo utrzymywać tempo biegu w zakresie średniej intensywności. To ważne, bo za mocny bieg w niewłaściwym okresie treningowym może utrudnić osiąganie wyznaczonych celów. Sygnał dźwiękowy zaalarmuje, jeżeli przekroczysz dolną lub górną granicę zakresu. Tę opcję najlepiej wykorzystają osoby, które znają swoje tętno maksymalne – HRmax. Można je sprawdzić w gabinecie lekarza sportowego lub wyliczyć ze wzoru. Wiele urządzeń wyznacza je domyślnie na podstawie wieku, płci i stopnia wytrenowania. Ale jeżeli urządzenie nie pyta o szczegółowe dane, to znaczy że HRmax oznaczany jest szacunkowo i może być obarczony sporym błędem.
Jakość wypoczynku
Badanie tętna przydaje się, kiedy chcemy sprawdzić, czy jesteśmy wystarczająco wypoczęci (lub przetrenowani). Do tego warto znać swoje tętno spoczynkowe (badamy je rano, jeszcze przed podniesieniem się na łóżku). Jeśli w jakimś okresie jest ono wyższe niż zwykle, może to sugerować, że treningi są za mocne i organizm nie regeneruje się wystarczająco.
Z czego nie warto korzystać?
Z licznika kalorii. Często ten w najprostszych pulsometrach podaje dane szacunkowe, oparte na statystyce, więc ich wartość informacyjna jest nikła. Spalanie zależy od stopnia wytrenowania, masy, wieku, płci, jakości treningu, jego długości, realnego HRmax i wielu innych czynników (np. jakości snu). Jeżeli pulsometr nie bierze ich pod uwagę, może podawać zawyżone wskazania.
Jak skompensować brak GPS-u?
W czasie treningów biegowych na dworze wielu posiadaczy tanich pulsometrów narzeka na brak GPS-u pokazującego trasę i prędkość na mapie. Ten problem jest stosunkowo prosty do rozwiązania. Wystarczy zainstalować w telefonie aplikację sportową typu Endomondo. Większość nich współpracuje z GPS-em w telefonie (pamiętajmy jednak o włączeniu opcji lokalizacji w urządzeniu). To mniej wygodne niż korzystanie z pulsometru z tą funkcją, ale w wariancie oszczędnościowym się przydaje.
Jak widać, jeżeli trenujemy sport wydolnościowy, należy mieć chociaż najprostszy pulsometr, bo wartość treningowa takiego sprzętu jest wysoka. Pulsometry w tej kategorii cenowej oferują m.in. firmy: Polar, Sigma i Oceanic. | Jak zwiększyć efektywność treningu, korzystając z pulsometru do 200 zł |
Zbliżająca się wiosna to idealny moment na wprowadzenie nieco więcej koloru i świeżości do codziennego makijażu. Cieplejsze dni i więcej słońca skłaniają kobiety do zmian w kolorystyce, którą zwykle stosują. Nic tak nie odmienia codziennego makijażu, jak odpowiednio dobrany róż do policzków. Doskonałym pomysłem na wiosnę jest sięgnięcie po nieco jaśniejsze i bardziej intensywne kolory, które sprawią, że twarz zacznie wyglądać na odświeżoną i młodzieńczą. Wystarczy jedynie dobrać odpowiedni dla siebie odcień, aby olśniewać wiosennym makijażem każdego dnia. Soczyste róże do policzków
Dobór odpowiedniego odcienia różu do policzków może sprawiać nieco problemów, dlatego najlepszym sposobem na znalezienie idealnego kosmetyku będzie przetestowanie różnych kolorów i sposobów wykończenia. Uniwersalna zasada to dobieranie chłodnych odcieni różu do chłodnej cery oraz ciepłych odcieni kosmetyków dla ciepłej cery. Pozwala to na dosyć łatwe dobranie produktu, który będzie najlepiej prezentował się na naszej twarzy. Jest to jedynie sugestia, więc jeżeli wybrany kolor wydaje nam się interesujący, nie ma sensu odrzucać go tylko dlatego, że jest nieco zbyt chłodny lub ciepły.
Dobranie soczystego odcienia różu do policzków na wiosnę nie powinno być trudne. Jeżeli mamy chłodną cerę, warto zwrócić uwagę na jasne, intensywne odcienie różowego. Znajdziemy je m.in. w gamie True Match Blush marki L’Oréal.
box:offerCarousel
Odważniejsze panie mogą zdecydować się na intensywną czerwień, którą charakteryzuje się BeneTint od Benefit. Kobiety z cerą o cieplejszym odcieniu będą z kolei zadowolone z intensywnych odcieni pomarańczy lub moreli, które znajdziemy w gamie wypiekanych róży do policzków Bourjois. Obie wersje kolorystyczne będą idealne na wiosnę.
Róż a rodzaj cery
Kolor różu do policzków to jednak nie wszystko. Równie ważne jest wybranie odpowiedniej formuły kosmetyku. Panie o cerze tłustej lub mieszanej będą zadowolone z róży w kamieniu. Mają one suchą konsystencję, dzięki czemu nie sprawią, że cera zacznie w ciągu dnia wyglądać na tłustą lub świecącą. Dla lepszej trwałości możemy nałożyć je bezpośrednio po pokryciu twarzy podkładem lub użyć specjalnej gąbeczki do aplikacji kosmetyków. Podobne właściwości mają również róże wypiekane, lecz mają one nieco twardszą strukturę, przez co minimalnie ciężej się je aplikuje.
box:offerCarousel
Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w przypadku cery suchej, u której kosmetyki o pudrowej konsystencji mogą pogłębiać problem suchych skórek i tworzyć na policzkach nieestetyczne plamy. Dużo lepiej sprawdzą się róże w kremie. Najlepiej nakładać je przy pomocy opuszków palców lub gąbeczki. Doskonale prezentują się na suchej cerze, dając wrażenie delikatnego połysku. Podobny efekt możemy uzyskać, stosując róże do policzków w płynie. W ich przypadku trzeba się liczyć z nieco trudniejszą aplikacją. Takie kosmetyki wymagają odrobiny wprawy i umiaru. Odpowiednio nałożone, dają przepiękny i bardzo trwały efekt, który przetrwa cały dzień.
Dobrze dobrany róż do policzków potrafi całkowicie odmienić codzienny makijaż. Nie warto rezygnować z jego stosowania, szczególnie podczas zbliżającej się wiosny. W tym okresie doskonale prezentują się intensywne odcienie różu, czerwieni i moreli. Nałożone na policzki, w prosty sposób odświeżą wygląd, sprawiając, że twarz będzie wyglądać na jaśniejszą i wyraźniejszą. Dobrze jest poeksperymentować i sięgnąć po odcienie, których dotąd się obawiałyśmy. Jedyne, o czym musimy pamiętać, to wybranie produktu, który będzie idealnie pasował do typu i kolorytu naszej cery. | Wiosna w makijażu – soczyste róże na policzkach |
O tym, jak przydatna w offroadzie jest wyciągarka, wie każdy miłośnik wypraw terenowych. Jednak, by wydostać się za jej pomocą z błota, niezbędna jest odpowiednia lina. Do wyboru są syntetyki i liny stalowe. Każda ma swoich zwolenników. Która jest lepsza? Na sukces wydobycia samochodu lub czterokołowca z przeszkody składa się kilka czynników. Sprawna wyciągarka to jedno, druga sprawa to właściwe umocowanie liny, a kolejnym elementem jest lina i jej jakość. Zarówno liny syntetyczne, jak i stalowe służą offroadowcom z powodzeniem. Niektórzy używają lin stalowych, bo z takim sprzętem zaczynali, inni wybierają liny syntetyczne, gdyż jako nowszy „wynalazek” uznają je za ulepszoną wersję stalówek. Którzy mają rację? Która jest prostsza w użyciu oraz skuteczniejsza? Podpowiadamy, czym się kierować przy wyborze.
Lina syntetyczna
Zacznijmy od liny syntetycznej. Według mojej oceny jest ona wygodniejsza i pod wieloma aspektami łatwiejsza w użyciu. Jej główna zaleta? To, że jest miękka i nie kaleczy rąk. Zapewnia duży komfort podczas napinania lub ręcznego układania na bębnie. Jest lekka, nie plącze się, nie jest tłusta od oleju użytego do konserwacji, nie zakleszcza się oraz łatwo się ją rozwija i zwija. Ponadto niemal równie trudno ją przerwać jak stalową. Dlaczego więc wraca się do lin stalowych?
Bo liny z tworzyw sztucznych mają też swoje wady. Są dużo mniej odporne na przecięcia i przetarcia. W przypadku intensywniejszego użytkowania jej żywotność jest krótsza. Dlatego pamiętajmy, że nie powinna się ocierać o drzewa lub ostre przedmioty, ponieważ wzrasta wówczas ryzyko jej przerwania. Niekiedy również klinuje się w rogach. Aby temu zapobiec, należy wymienić rolkę wyciągarki na ślizg aluminiowy. Jedną z wad jest mniejsza odporność na wysoką temperaturę. Gdy wyciągarka wyposażona jest w hamulec, łatwo o stopnienie liny, co również może spowodować jej przerwanie.
Dyneema – popularna lina syntetyczna. Ma zaplecioną kauszę do haka oraz oczko montażowe do bębna wyciągarki. Składa się z oryginalnych włókien syntetycznych. Cena od około 26 zł/m.
Sydney – dobrej jakości syntetyk. Charakteryzuje się niezwykle wysokim stosunkiem wytrzymałości włókien do ich masy, dużą odpornością na ścieranie oraz niską absorpcją wilgoci. Cena od około 30 zł/m.
Może lina stalowa?
Ona również ma swoje plusy i minusy. Jest cięższa od syntetycznych i zajmuje więcej miejsca. Niekiedy stwarza też ryzyko kontuzji – podczas naciągania liny w czasie zwijania, gdy wyciągarka nie ma napinacza. Ponadto bezwzględnie należy pamiętać o właściwej konserwacji. Jeśli nie będziemy o linę dbać, szybko może ją zacząć niszczyć rdza. Ale lina stalowa ma też wielkie zalety. Jest wytrzymalsza, tańsza, bardziej odporna na uszkodzenia i przetarcia. Jest mocna, obsadzona na szpuli i zakończona hakiem.
Którą z lin wybrać?
Wybór między linką stalową a syntetyczną powinien być poprzedzony dokładną analizą potrzeb użytkownika. Najlepiej wypróbować każdą z opcji i wybrać najbardziej odpowiednią dla siebie. Niemniej jednak przyjmuje się, że w przypadku ekstremalnych wypraw, kiedy obchodzimy się z liną dosyć brutalnie, lepiej sprawdzi się stalowa, natomiast jeśli stawiamy na komfort użytkowania, to syntetyk będzie odpowiedniejszy. Pamiętajmy też, że dobra lina okaże się niewiele warta, jeśli nie będziemy mieli dobrej wyciągarki. | Stalowa czy syntetyczna? Jaką linkę do wyciągarki wybrać? |
Muzyka rockowa od dekad wciąż porywa nowe rzesze fanów. Rodzice z dziećmi, nastolatkowie – magia rocka przyciąga niezależnie od wieku. Jednym z elementów, poza samą muzyką i koncertami rzecz jasna, który stanowi o sile rocka jest specyficzny dress code, którego nieodłącznym elementem są koszulki ulubionych zespołów. Iron Maiden
Jeden z najbardziej ikonicznych zespołów rockowych w historii. Od blisko czterech dekad z sukcesami nagrywający płyty i koncertujący po całym świecie. Gromadzi wokół siebie wielopokoleniową bazę fanów, którzy doceniają twórczość zespołu. Od samego początku wierni obranej ścieżce, twórczo rozwijając formułę wypracowaną przez swoich wielkich poprzedników: Led Zeppelin i Black Sabbath.
Poza porywającą muzyką fani bez dwóch zdań doceniają też konsekwencję oprawy graficznej. Od samego początku zespół ma to samo logo, zaprojektowane przez lidera i basistę Iron Maiden – Steve’a Harrisa. Okładki z kolei zdobi wizerunek ni to potwora, ni to zombie – Eddiego. Ta osobliwa maskotka widoczna jest na każdym obrazku zdobiącym albumy zespołu. Przez lata przybierał on postać zwykłego nastolatka, androida, pacjenta szpitala psychiatrycznego, faraona czy zmutowanego, przerażającego drzewa wyjętego wprost z horrorów. Ten ostatni wizerunek, zdobiący płytę Fear of the Dark, jest zresztą jednym z najchętniej wybieranych przez fanów na koszulkach.
Metallica
Jeden z tych zespołów, który udowodnił, że rock i metal mogą swobodnie funkcjonować w tzw. mainstreamie, w mediach komercyjnych. Czterech muzyków z San Francisco kładło, wraz z kilkoma innymi zespołami, podwaliny pod nowy gatunek muzyki metalowej, silnie zainspirowany punk rockiem. Tak zrodził się thrash metal, który był szybszy i bardziej bezpośredni od klasycznego heavy metalu. Jednym z najważniejszych albumów tego gatunku jest oczywiście Master of Puppets z 1986 roku.
Równie ikoniczna jak muzyka z tego krążka jest okładka, która w symboliczny sposób przedstawiała tytułowego władcę marionetek. I to ona jest jednym z najchętniej wybieranych motywów przez fanów zespołu. Podobnie ma się sprawa z innym przełomowym albumem Metalliki – tzw. Czarnym Albumem. Muzycy zdecydowanie na nim złagodnieli, kładąc most między swoją mocną, metalową przeszłością a lżejszym, bardziej melodyjnym rockiem. Z tego albumu pochodzi wiele hitów zespołu, z nieśmiertelnym Nothing Else Matters na czele. Nic więc dziwnego, że czarna okładka, z czerwonym charakterystycznym logo i ledwo widocznym rysunkiem węża stanowi jeden z ulubionych wzorów koszulek wśród fanów.
AC/DC
Absolutni klasycy rocka. Jeden z najdłużej działających zespołów na scenie i kolejny dowód na to, że konsekwencja w działaniu popłaca. AC/DC bowiem od samego początku grają tak samo. Złośliwi mówią, że przez całą swoją karierę tak naprawdę nagrali tylko jeden album. Wszyscy inni zaś zgodnym chórem twierdzą, że ta żywiołowa mieszanka bluesa i hard rocka, oparta na jedynych w swoim rodzaju gitarowych zagrywkach Angusa Younga, jest po prostu znakomita. Highway to Hell, Back in Black czy Thunderstruck – to znane nie tylko przez fanów rocka niezapomniane hity.
Na koszulkach fanów najczęściej można znaleźć motyw graficzny z płyty Black Ice, Highway to Hell, For Those About to Rock… We Salute You. Najbardziej charakterystyczne jednak jest samo logo. Te cztery litery, które – dosłownie – elektryzują fanów klasycznego rocka.
Slayer
Jeden z najbardziej bezkompromisowych zespołów w historii muzyki rockowej i metalowej. Agresywna, piekielnie szybka muzyka, okraszona tekstami dotykającymi ciemnej strony ludzkiej natury stały się znakiem rozpoznawczym tej kapeli. Tak samo jak logo, które zdobi płyty i które znajdziemy na prawie wszystkich koszulkach tego zespołu. Ono, dzięki swej prostocie i surowości, bardzo dobrze koresponduje z muzyką. Sześć liter, krwistoczerwonych, wyglądających jakby ktoś wyrył je scyzorykiem w drewnie – tak wygląda jeden z najbardziej rozpoznawalnych logotypów w historii. Co ciekawe, mimo swej bezkompromisowości, Slayer przedarł się do świadomości miłośników muzyki niezwiązanych z ciężkim gitarowym graniem.
Led Zeppelin
Zespół legenda. Według wielu bez nich świat muzyki wyglądałby zupełnie inaczej. Stairway to Heaven, czyli popularne Schody do nieba, stanowi najlepszy dowód na to, jak bardzo ten brytyjski kwartet zawładnął wyobraźnią fanów. Nie ma bowiem chyba osoby, która nie znałaby tej kompozycji. Tako samo jak nie ma osoby, która nie kojarzyłaby charakterystycznej okładki przedstawiającej płonący sterowiec. Zdjęcie to zdobi debiut Led Zeppelin. Na koszulkach często można spotkać reinterpretację tego motywu, stworzoną na potrzeby płyty Mothership – kompilacji największych przebojów grupy.
Guns N’Roses
Od zawsze jeden z najbardziej niepokornych przedstawicieli sceny rockowej. Wybuchowa mieszanka osobowości, której zachowanie zarówno na scenie, jak i poza nią, było niemożliwe do przewidzenia. Zła sława zespołu została pozbawiona przymiotnika po fenomenalnym debiucie – Appetite for Destruction. Okładka tej płyty, na której widnieje duży, rysunkowy krzyż wraz z czaszkami przedstawiającymi członków zespołu, jest zresztą do dziś jednym z popularniejszych wzorów na koszulkach wśród fanów rocka.
Podsumowanie
Koszulki z logo zespołu czy przedstawiające okładkę płyty to obowiązkowy element garderoby fanów rocka. Praktycznie każdy zespół dysponuje co najmniej kilkoma rodzajami wzorów i modeli zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn. Dzięki temu każdy może wybrać taką koszulkę, która najlepiej do niego pasuje. | Koszulki znanych zespołów rockowych – przegląd |
Skoro sprawdzone zostały już małe crossovery, czas przejść do sporych nadwozi dużych SUV-ów. Zdradzę na starcie, że poprzeczka w tym segmencie jest postawiona naprawdę wysoko, a wymienione auta mogą zabrać na pokład ogrom bagaży i innych pakunków. Cała piątka spokojnie przekroczyła 750 litrów pojemności bagażnika, a do tej granicy łatwo dobijało jeszcze parę samochodów, i to niezależnie od ceny. Takimi wartościami może pochwalić się choćby Skoda Kodiaq lub Volkswagen Tiguan Allspace albo takie oryginalne konstrukcje, jak Lexus LX. Co ciekawe, kufry tych aut spokojnie dorównują minivanom, więc segment SUV-ów bezproblemowo może służyć jako auta dla dużych rodzin.
Czas zacząć ostatnie już porównanie aut pod względem wielkości bagażnika. Dodam jedynie, że poszczególne pozycje modele zawdzięczają najnowszym generacjom sprzedawanym w salonach i to ich wynik podany jest przy nazwie modelu. Poniżej przedstawiam zestawienie.
Porsche Cayenne – 770 litrów
W autach Premium bardziej liczą się względy praktyczne i ergonomiczne niż te poprawiające komfort i luksus podróżowania. W klasie dużych SUVów te dwie rzeczy się łączą, a Porsche Cayenne jest tego najlepszym przykładem i jak zobaczycie poniżej, nie jedynym. Spory bagażnik to cecha niemieckiego SUV-a od kilku lat (670 litrów w egzemplarz z lat 2010-2017). Stąd też duże możliwości załadunkowe mogą być jednym z nielicznych racjonalnych argumentów za kupnem tak drogiego samochodu. Trzeba jednak dodać, że w zależności od wersji auto może mieć 580 lub 745 litrów, więc mogłoby spaść w tym zestawieniu dość nisko.
Ssangyong Rexton – 784 litrów
Ewentualnie 777 litrów, co i tak jest ogromną przestrzenią. Produkty tej azjatyckiej firmy nie pojawiały się w poprzednich TOP 5, ale Rexton powala swoim bagażnikiem. W nowej wersji z 2017 roku i tak wartość ta jest znacznie mniejsza, ponieważ w I i II generacji z lat 2002-2007 pojemność kufra sięgała aż 935 litrów. To za bardzo nie dziwi, ponieważ Ssangyong produkuje swoje auta głównie na rynek amerykański. Europa to tylko nowy kierunek sprzedaży. Warto też dodać, że złożenie wszystkich siedzeń oraz płaska podłoga powodują zwiększenie pojemności do 1977 litrów.
Volkswagen Touareg – 810 litrów
Kolejny z reprezentantów niemieckiej grupy producentów i największy SUV tej marki dla ludu. Aktualna generacja oprócz nowinek technicznych może pochwalić się niesamowitym bagażnikiem. Szereg udogodnień praktycznych (szyny, haczyki, siatki, schowki) pozwoli na upchanie najróżniejszych przedmiotów. Od tych dużych po te najdrobniejsze, zwłaszcza, że po złożeniu większości siedzeń przestrzeń rośnie do 1800 litrów. Poprzednie generacje Touarego nie mogą poszczycić się taką pojemnością kufrów: III i IV generacja miała 580 litrów, a te wcześniejsze 555 litrów.
Audi Q7 – 890 litrów
Konstrukcyjny brat powyższego VW znalazł się na drugim miejscu podium. W zależności od wersji, maksymalny podany wynik może się trochę zmniejszyć (805 lub 650 litrów). Mimo wszystko to jeden z modeli z dłuższym rynkowym stażem. Poprzednie wersje Q7 mogły pochwalić się 775 litrami pojemności bagażnika (lata produkcji 2005-2019) oraz niezłym wynikiem złożonych siedzeń – aż 2035 litrów.
Land Rover Range Rover – 909 litrów
I to niezależnie od wersji nadwoziowej, kanciasty Range Rover wygrał w aktualnym zestawieniu TOP 5. To wynik nowego modelu z 2018 roku, aczkolwiek patrząc wstecz, Range Rover mógł mieć nawet 994 litrów pojemności (2009-2013) lub 958 litrów w modelu Sport. Nie dziwi więc używanie tych aut jako wozów ekip filmowych. Oprócz ogromnego bagażnika na plus trzeba na pewno zaliczyć niesamowite możliwości terenowe, którymi aktualnie nieliczne SUV-y mogą się pochwalić. W sumie model ten śmiało można zaliczyć do pełnoprawnych aut terenowych, przy tym jednocześnie bardzo luksusowych.
W tym zestawieniu TOP 5 nie ma już takich niespodzianek, jak w innych klasach, aczkolwiek trzeba sobie jasno powiedzieć, że dotyczy ono raczej aut drogich. Patrząc nawet na używane ich egzemplarze, to nadal wyższa półka, więc klienci szukający dużych bagażników raczej na nie nie spojrzą. To jedynie miły dodatek do ważniejszych aspektów tych aut. | Top 5 – SUV-y z największym bagażnikiem |
Kot codziennie poświęca bardzo dużo czasu na pielęgnację futerka. Nie oznacza to jednak, że opiekun w ogóle nie musi się troszczyć o stan sierści zwierzęcia. Szczególnie dużo uwagi wymagają koty długowłose, ale także pupil z krótszym włosem potrzebuje od czasu do czasu szczotkowania, a niekiedy i innych zabiegów pielęgnacyjnych. Kocia toaleta to nie tylko zabieg higieniczny. Częste mycie się to dla kota ochrona przed bakteriami, brudem, chłodem w czasie zimy oraz letnim upałem. Liżąc się, kot przyjmuje witaminę D, która wytworzyła się na skórze pod wpływem słońca, czynność ta pobudza również krążenie krwi, rozładowuje napięcie i niweluje brak pewności.
Nie zawsze jednak można wszystko doczyścić językiem. Niekiedy pupil wymaga dodatkowych zabiegów pielęgnacyjnych – zwłaszcza że nadmiar połykanego futra tworzy kule włosowe w przewodzie pokarmowym i może być przyczyną poważnych dolegliwości wymagających interwencji weterynaryjnej. Czesząc kota, pomagamy mu pozbyć się także ewentualnych kołtunów i kontrolujemy stan jego skóry. Dzięki regularnemu wyczesywaniu zwierzęcia w okresie linienia unikniemy nadmiernego „ofutrzenia” naszych mebli i dywanów.
Kot krótkowłosy – podstawowa pielęgnacja
Już małego kociaka warto przyzwyczajać do szczotki. Pozwoli to nam uniknąć problemów podczas zabiegów pielęgnacyjnych, a zwierzak może nawet polubić czesanie, traktując je jako masaż czy pieszczotę. Pielęgnacja kota krótkowłosego nie jest skomplikowana. Wystarczy wyszczotkować go raz – dwa razy w tygodniu, ewentualnie częściej w czasie linienia. Używamy do tego zgrzebła bądź miękkiej szczotki z włosia. Zgrzebło służy do zbierania martwych włosów zarówno z zewnętrznej warstwy sierści (włosów okrywowych), jak i warstwy głębszej (podszerstka). Aby szybko przeczesać kota i zebrać jedynie martwe włosy z zewnętrznej części okrywy, wystarczy szczotka gumowa. Natomiast na okres linienia warto zaopatrzyć się w furminator. Jest to niezwykle efektywny przyrząd służący do usuwania podszerstka. Robi to o wiele dokładniej niż szczotki, grzebienie czy zgrzebła. Tym narzędziem szczotkujemy kota rzadziej, ponieważ eliminuje ono znacznie więcej sierści. Omijajmy za to szczotki plastikowe, które powodują elektryzowanie się włosów.
Zwierzę czeszemy delikatnie – skóra kota jest bardzo wrażliwa, a jej podrażnienie może sprawić naszemu pupilowi ból i zniechęcić go do naszych zabiegów pielęgnacyjnych. Czynność tę najlepiej zacząć od głaskania, po czym można rozpocząć czesanie od głowy i szyi przez kark i grzbiet aż do ogona. Brzuszek czeszemy jako ostatni, bardzo delikatnie. Na koniec warto przetrzeć sierść kota irchową szmatką.
Troska o długi włos
Czesanie kota długowłosego zaczynamy natomiast od kryzy (futra na szyi i piersi) oraz brzucha, a następnie kierujemy się w stronę tylnych łap. Później czeszemy grzbiet i ogon. Częstym problemem u kotów długowłosych są kołtuny. Jeśli taki zauważymy, spróbujmy go najpierw rozczesać, a jeśli to nie pomoże, w ostateczności pozostanie nam jego wycięcie. Aby zapobiec tworzeniu się kołtunów, należy codziennie czesać kota.
Opiekun kota długowłosego powinien zaopatrzyć się w szczotkę z naturalnego włosia, która delikatnie uniesie futerko zwierzęcia, sprawiając, że stanie się ono bardziej puszyste i optycznie gęstsze. Z kolei do usuwania zaczątków kołtunów najlepiej nadaje się metalowy grzebień o w miarę dużym rozstawie ząbków. Zarówno w przypadku kotów długowłosych, jak i krótkowłosych, zwłaszcza tych wychodzących na dwór, może nam się przydać także bardzo gęsty grzebień przeciwpchelny. Rozgarniając sierść, będziemy w stanie skontrolować, czy w trakcie wycieczki kot nie złapał „pasażerów na gapę”. Cały zabieg szczotkowania warto zacząć od posypania sierści specjalnym pudrem, który nie tylko ułatwi rozczesywanie, ale także odświeży sierść i oczyści ją z nadmiaru łoju.
Aby kot długowłosy nie pozostawiał kłębów futerka w całym mieszkaniu, warto od czasu do czasu wyczesać go furminatorem. Kupując wspomniane narzędzie, zwróćmy uwagę, czy jest to wersja dla kotów długowłosych (do sierści o długości powyżej 5 cm). Pamiętajmy, aby nie używać furminatora zbyt często – przy codziennym, intensywnym czesaniu zupełnie pozbawilibyśmy kota podszerstka.
Kot w kąpieli?
Większość kotów nie znosi kąpieli, ale zwykle nie jest im ona potrzebna. Koty krótkowłose właściwie nie wymagają kąpania, chyba że cierpią na alergie, dolegliwości skórne wymagające użycia specjalistycznych szamponów, bądź wrócą do domu bardzo brudne. Kąpiel – od czasu do czasu – zalecana jest natomiast dla kotów długowłosych, gdyż pomaga utrzymać ich sierść w odpowiedniej kondycji i zapobiega nadmiernemu przetłuszczaniu się skóry. Pamiętajmy, że wykąpanie kota może być prawdziwym wyzwaniem. Dlatego zwierzęta wystawowe dobrze jest przyzwyczajać do tego zabiegu już od kocięcia, natomiast w przypadku pozostałych mruczków – warto uzbroić się w cierpliwość i rękawice oraz poprosić o pomoc drugą osobę.
Kota kąpiemy w letniej wodzie, przy użyciu specjalistycznego szamponu dla kotów – nie używajmy nigdy szamponów „ludzkich”. O wybór właściwego możemy spytać lekarza weterynarii. Dla kotów długowłosych dostępne są także odżywki. Pamiętajmy też, że woda nie może się dostać do uszu zwierzaka.
Kot po kąpieli nie powinien być od razu wypuszczany z łazienki do chłodnego pokoju, gdyż może się przeziębić. Niedobrym pomysłem będzie także suszenie sierści suszarką. Futerko kota sfilcuje się, a poza tym większość mruczków po prostu boi się suszarek, uznając je za dmuchające, wyjące potwory. Nie warto dodatkowo stresować zwierzaka i tak niezadowolonego z kąpieli. Lepiej zawinąć go w ręcznik i ewentualnie podsuszyć tylko sierść najsłabszym strumieniem powietrza z suszarki.
Z myślą o większości kotów, które nie należą do miłośników kąpieli, powstały szampony suche w formie pudru. Mają one działanie oczyszczające i odświeżające. Neutralizują też nieprzyjemne zapachy i wspomagają leczenie problemów skórnych (szczególnie często występujących u nasady ogona), takich jak łojotok czy nadmierne złuszczanie się naskórka. Tego typu produkty mogą być jednak niewystarczające w przypadku silnych zabrudzeń sierści. | Czysty i zadbany kot – przegląd akcesoriów pielęgnacyjnych |
Prosta w formie opowieść o tęsknocie, pogodzeniu się ze stratą i odnajdywaniu wsparcia w najmniej oczekiwanych osobach. Wzrusza, bawi i skłania do przemyśleń. Backmanowi znowu się udało! Fredrik Backman to szwedzki bloger, dziennikarz i pisarz. Choć ma dopiero 36 lat, to już jest jednym z najpopularniejszych autorów, których sława przekracza granicę Szwecji i całej Skandynawii. To szczególnie ciekawe, bo przecież ostatnio ten region słynął głównie z mrocznych, posępnych i budzących grozę kryminałów, a nie ciepłych, wzruszających powieści obyczajowych. A właśnie takie są książki Backmana, któremu największą sławę przyniósł bestseller „Mężczyzna imieniem Ove” wydany u nas w 2014 roku. Teraz Szwed powraca z nową powieścią. Czy uda mu się powtórzyć ten sukces?
Kiedy odchodzi najlepszy przyjaciel
„Pozdrawiam i przepraszam” to historia 7-letniej Elsy. Dziewczynka pochodzi z rozbitej rodziny, a oboje jej rodziców ułożyło sobie życie na nowo. Co więcej, jej matka spodziewa się już kolejnego dziecka (nazywanego przez Elsę żartobliwie „Połówką”), co tylko potęguje w 7-latce wrażenie opuszczenia i samotności. Na szczęście Elsa ma babcię. Babcię, która mimo 77 lat nie traci pogody ducha i fantazji. Babcia jest jej jedyną przyjaciółką, spędza z Elsą dnie, rozmawiając z nią i słuchając jej przemyśleń. Nocami zaś obie wyprawiają się do tajemniczych krain, między jawą a snem. Baśnie, jakie opowiada dziewczynce ukochana babcia, są równie niezwykłe jak ona sama.
Ale babcia umiera, zostawiając Elsę samą. Dziewczynka jest wściekła, czuje się opuszczona i oszukana. Przecież babcia była jej najlepszą przyjaciółką. Szybko okazuje się jednak, że przed Elsą staje ważne zadanie – musi odszukać i doręczyć napisane przez zmarłą listy skierowane do ludzi, których kiedyś skrzywdziła.
Elsa wyrusza więc w podróż po… swojej klatce schodowej, po kolei odkrywając jej „zwykle niezwykłych” (albo niezwykle zwyczajnych?) mieszkańców, nieoczekiwanie odnajdując w nich pocieszenie i towarzystwo.
Zwykła historia, niezwykłe przesłanie
Temat śmierci, z którym w dodatku musi poradzić sobie dziecko z rozbitej rodziny i poczuciem odtrącenia, może sugerować, że mamy do czynienia z książką trudną, ciężką i przytłaczającą. Tymczasem jednak lekkość pióra Fredricka Backmana sprawia, że „Pozdrawiam i przepraszam” to powieść przystępna i ciepła. Oprócz tego autor posiadł wcale nie tak powszechną umiejętność przedstawiania zwykłych bohaterów w niezwykły, czarujący sposób, co dodatkowo sprawia, że książkę czyta się szybko i chętnie.
W tym właśnie tkwi siła młodego Szweda, który nawet najtrudniejszy temat opisuje przejrzyście i z polotem, nie szczędząc przy tym poczucia humoru.
Przesłanie książki, skierowane głównie do rodziców dzieci w każdym wieku, jest proste, choć niedosłowne – Backman podaje je nam z przymrużeniem oka, ufając czytelnikowi na tyle, by pozwolić sobie na uniknięcie oczywistości.
„Pozdrawiam…” to bowiem przede wszystkim opowieść o rodzinie i wartościach, jakimi powinni kierować się jej członkowie, szczególnie teraz, gdy tempo życia skutecznie nas od siebie oddala. Bycie razem, umiejętność oderwania się od pracy, wysłuchanie problemów i potrzeb dziecka – to obecnie jest najważniejsze.
Być może wielu czytelnikom taka konwencja wyda się zbyt lekka, mało poważna, a nawet lekceważąca. Jest jednak świeża i inna, mniej oklepana od standardowych, wyświechtanych przez lata śpiewek. A to być może pozwoli na to, by odkryli ją ci rodzice, którzy nie sięgają po „poważniejsze” pozycje.
Źródło okładki: www.soniadraga.pl | „Pozdrawiam i przepraszam” Fredrik Backman – recenzja |
Może być wspaniałym prezentem nie tylko dla osób, które przykładają szczególną uwagę do pielęgnacji swojego ciała. Oferowane przez sprzedawców, sprowadzane z całego świata luksusowe mydła są po prostu zdrowe dla skóry i… piękne. Mydło nie cieszy się dobrą opinią. Wystarczy wejść na fora poświęcone pielęgnacji skóry, by przeczytać o nim wszystko co najgorsze. Z powodu silnych właściwości zasadowych wysusza cerę, powoduje zaczerwienienia, swędzenie, usuwa sebum, które skóra wytwarza, by chronić się przed utratą wody i patogenami. Trudno nie zgodzić się z tymi zarzutami, jeśli korzysta się z wersji najtańszych, zawierających byle jakie składniki. Wówczas owszem, skóra robi się sucha, podrażniona, dochodzi do stanów zapalnych.
Ale tak nie musi być! Tym bardziej, jeśli chcemy podarować komuś mydło w prezencie, by wyrazić tym prostym gestem, że jest dla nas ważny i pragniemy dla niego wszystkiego co najlepsze.
Piękny drobiazg
Jeśli myślimy o mydle-prezencie, to przede wszystkim musi być ono zdrowe dla skóry. Dodatkowym plusem będzie także nietuzionkowy wygląd takiej kostki oraz ręczne wytwarzanie.
Jeśli chodzi o wygląd, to na pewno wyróżniają się pod tym względem mydła wykonywane w manufakturach. Zręczne ręce rzemieślników nadają im bardzo oryginalne kształty. Są więc mydła-kule, mydła-półksiężyce, mydła-piramidki… By efekt był jeszcze większy, łączone są z ziarnami kawy, z naturalną gąbką,z płatkami owsianymi itd. Fantazja producentów jest w tej kwestii nieograniczona. Te tworzone w małych seriach mydełka są ponadto bardzo oryginalnie pakowane i samo w sobie stanowią małe dzieła sztuki. Do takiego mydła możemy dobrać bardzo efektowną mydelniczkę.
Zdrowy prezent
Druga kwestia to walory zdrowotne i pielęgnacyjne. Czego więc oczekujemy od mydła, które ma być znakiem naszej miłości, szacunku i troski?
Przede wszystkim powinno doskonale oczyszczać pory, które się blokują, i wspomagać działanie gruczołów łojowych. Doskonale nawilżać, odżywiać, natłuszczać, regenerować i wygładzać skórę, wzmacniać jej napięcie, ale nie wywoływać wrażenia jej ściągania. Powinno chronić skórę przed wolnymi rodnikami i ją wzmacniać. Dobrze, jeśli ma właściwości złuszczające naskórek (wiedziały już o tym już starożytne elegantki używające masy z oliwek do mycia i peelingu). Powinno zawierać kwasy tłuszczowe, polifenole, witaminy A, B, C, D i F. Od luksusowego mydła będziemy też oczekiwać przeciwdziałania łupieżowi i ulgi w przypadku łuszczycy oraz atopowego zapalenia skóry. Ponadto ma wspomagać leczenie ran i przeciwdziałać efektom starzenia.
Inną kategorią, pod kątem której możemy wybierać mydło, to zastosowane w nim dodatki. W przypadku prezentu im bardziej oryginalne, tym lepiej! Oczywiście muszą być zdrowe. Wśród chętnie wybieranych mydeł są te z olejkiem laurowym, lanoliną, kurkumą, zieloną herbatą, czarnuszką, konopiami, sproszkowanym drzewem osun, miodem, kozim mlekiem, kawą, glinką itp.
Z glinką rhassoul.Zmniejsza produkcję sebum, regeneruje i zmiękcza skórę. Produkowane wyłącznie w Marsylii, wyspecjalizowanej w produkcji mydeł naturalnych. Wszystkie oleje użyte do jego produkcji są pochodzenia roślinnego. Cena: 12,95 zł.
Wieczne mydełka
Są też mydełka, które nigdy się zużyją i które pierze się w zmywarce! To wykonane ze specjalnego stopu mydełka jonizujące. Wystarczy przez pół minuty myć pod bieżącą wodą ręce, żeby pozbyć się zapachu ryby lub cebuli. Możemy je nabyć już za niecałe 50 zł.
Stalowe Gourmet.Wykonane ze stali nierdzewnej Cromargan 18/10. Wersja wykonania: satyna. Można je myć w zmywarce. Wysokość 2 cm, długość 9 cm, szerokość 5 cm. Cena 49 zł.
Luksusowe mydełko może być bardzo efektownym świątecznym prezentem. By był trafiony, warto jeszcze dowiedzieć się, jaką skórę ma osoba, którą chcemy obdarować – suchą, dojrzałą, trądzikową? Opis produktu pomoże nam dobrać jego odpowiedni rodzaj. | Mydło pod choinkę? Owszem! |
Oczywiście, że można, ale pod jednym warunkiem – musi mieć odpowiednie parametry. Jak często zmieniać olej w skrzyni biegów, na jaki i dlaczego? Wbrew pozorom nie jest to łatwa sprawa. Po pierwsze – musimy znaleźć odpowiedź na bardzo ważne pytanie: jak często zmieniać olej w skrzyni biegów? Część producentów aut podaje te wartości do publicznej wiadomości i chwała im za to. Wiemy więc na przykład, że po 80 tys. km przebiegu trzeba wymienić olej na nowy o lepkości SAE 75W80 i klasie jakościowej API GL-4+. Proste? Dużo liter i cyfr, ale zadanie banalne. Po pierwszej wymianie okres między kolejnymi warto skrócić o połowę – czyli co 30–40 tys. km, ponieważ w skrzyni i tak zostaje część starego oleju i zanieczyszczeń. Niektórzy wręcz zalecają wymianę oleju, przejechanie kilkuset kilometrów i ponowienie tej czynności. Może to pewna nadgorliwość, ale jeśli zależy nam na utrzymaniu skrzyni w perfekcyjnej kondycji, warto tak zrobić.
Wytrzymały jak samochód?
Niestety spora liczba producentów samochodów nie informuje, co jaki czas lub przebieg należałoby wymienić olej w skrzyni biegów (czyli olej przekładniowy), ograniczając się do lakonicznego stwierdzenia, że wytrzyma on tyle, co cały samochód. Wielu niezależnych mechaników ma na ten temat wyrobione zdanie – owszem, ale w ten sposób skracamy życie samochodu, a już na pewno samej skrzyni. Chyba że samochód (i skrzynia) mają wytrzymać 150 tys. km, a maksymalnie 200 tys. km przebiegu. Olej w skrzyni biegów z czasem traci swoje właściwości, nie ma w tym nic dziwnego ani zaskakującego. A im olej bardziej zużyty, tym szybciej niszczy się sama skrzynia biegów.
Objawy zużycia oleju
Z dużą dozą ostrożności można przyjąć, że olej w skrzyni biegów wytrzymuje przebieg od ok. 80 tys. do 120 tys. km. Wiem – to spory rozrzut, ale w różnych autach jest różnie, mechanicy mają więcej wiedzy na ten temat. Dla nas jest ważne to, by co jakiś czas zlecać sprawdzenie stanu oleju w skrzyni biegów. Sami możemy sobie z tym nie poradzić, bo aby dobrać się do zaworka, często trzeba podnieść auto i nieźle się nagimnastykować. Wracając do meritum – raz na rok lub dwa, najlepiej podczas jakiegoś większego przeglądu lub wymiany płynów poproś mechanika o sprawdzenie stanu oleju w skrzyni biegów. Warto zlecić tę czynność również wtedy, gdy mamy podejrzenia, że skrzynka nie działa tak, jak powinna – hałasuje podczas zmiany biegów, szarpie itd. Oczywiście objawy te mogą wskazywać na poważniejszą awarię, ale od oleju trzeba zacząć.
Dlaczego zmieniać olej w skrzyni biegów?
Bo każde urządzenie, które jest prawidłowo smarowane, pracuje dłużej i lepiej. W skrzyni biegów zbierają się opiłki metalu pochodzące z jej mechanizmów oraz substancje ze zużytego oleju. Środek skrzyni jest więc coraz czarniejszy, a smar przestaje działać.
Wśród części użytkowników krąży szkodliwy mit o rzekomej niewymienialności oleju w skrzyni: „Bo jak wlejesz nowy, to on jest rzadszy i wypłucze uszczelnienia”. To oczywista bzdura, ponieważ nowy olej wypłucze zabrudzenia. Owszem, zdarza się, że po zmianie oleju coś w skrzyni zaczyna szwankować. Jest to jednak kompletna koincydencja – to coś i tak by zaszwankowało. A nawet zaszwankowało później, gdybyśmy zmieniali olej częściej.
Ręczna, automatyczna – jaki olej?
Nieważne, jaką mamy skrzynię, musimy do niej lać to, co zaleca producent samochodu. Aczkolwiek droga do tej wiedzy bywa dość skomplikowana. Są producenci aut, którzy nie przewidują wymiany oleju, więc nie znamy nie tylko jej terminu, ale i rodzaju oleju, jaki należy wlać do skrzyni. I tu z pomocą przychodzą producenci płynów smarnych, którzy informują, do czego ich produkty można wlewać bez obaw.
Z reguły w krwiobiegach ręcznych skrzyń biegów krążą oleje klas API GL-4 oraz GL-5. W automatach są to na ogół oleje typu ATF. Na ogół więc zawsze musimy się upewnić, że kupujemy właściwy! A propos kosztów: litr oleju przekładniowego kosztuje 20–40 zł, w skrzyni przeciętnego auta kompaktowego mieści się ok. 1,5 litra smarowidła. Nie jest to zatem wydatek poważny. | Czy można wlać do klasycznej skrzyni biegów olej do automatu? |
Marzec to miesiąc, który wyjątkowo wymusza na nas wykonanie wielu prac pielęgnacyjnych w ogrodzie. Wraz z jego nadejściem należy uzbroić się w cierpliwość, bowiem sumienne przeprowadzanie prac poskutkuje wspaniałym wyglądem naszego ogrodu przez cały sezon. Podpowiadamy, jak zadbać o ogród w marcu, by aż do nadejścia zimy zachwycał swoim wyglądem. Choć pogoda potrafi zupełnie nas zaskoczyć i zdarza się, że w kwietniu w wielu miejscach pojawia się śnieg, to jednak na ogół marzec kojarzy nam się z początkiem wiosny. A jak wiadomo, zanim zaczniemy cieszyć się pełnią tego sezonu, należy odpowiednio zająć się naszym ogrodem. Poniżej kilka wskazówek, które pomogą nam w wykonaniu odpowiednich czynności.
Od czego zacząć?
Zanim podejdziemy do wszystkich niezbędnych prac pielęgnacyjnych, warto uprzątnąć nasz teren. Opadłe liście z drzew, powstałe kretowiska czy też zimowe okrycia roślin – wszystkiego należy się pozbyć, a dopiero potem zająć się wykonywaniem pozostałych czynności, które wpłyną na lepszą kondycję roślin i trawnika.
Krok pierwszy – drzewa i krzewy
Jeśli temperatura na zewnątrz jest dodatnia, należy zająć się roślinnością. Na samym początku musimy zdjąć zimowe okrycia z drzew i krzewów. Warto pamiętać, aby robić to w pochmurne dni. Tym samym unikniemy ryzyka gwałtownych skoków temperatur. Marzec to czas na przycinanie żywopłotów. Jeśli w naszym ogrodzie mamy posadzone już wiele lat temu krzewy, warto zacząć je formować. Do tego celu najlepszy będzie sekator. Na rynku dostępnych jest wiele modeli, dlatego bez problemu dopasujemy odpowiedni rodzaj.
Nie sposób nie wspomnieć o dostarczeniu roślinom właściwych składników odżywczych, które pomogą utrzymać ich prawidłowy wzrost i rozwój. Należy zrobić to poprzez nałożenie kompostu. Tym samym unikniemy ryzyka pojawienia się chwastów oraz zabezpieczymy glebę przed wysychaniem.
Krok drugi – trawnik
Trawnik po zimie bardzo często nie prezentuje się tak korzystnie, jak byśmy tego chcieli. Na szczęście dzięki niewielu czynnościom jesteśmy w stanie szybko to zmienić. Po uprzątnięciu grabiami powierzchni trawnika z suchych liści i gałęzi warto przystąpić do zabiegu napowietrzania. Wykonuje się to za pomocą wideł lub specjalnego aeratora. Nie zapominajmy o nawożeniu. Po wykonanym zabiegu jest to niezbędny krok w kierunku wspaniałej darni. Zdecydujmy się na nawóz do trawnika, azofoski lub sól amonową.
Krok trzeci – oczko wodne
W marcu warto pamiętać także o oczku wodnym. Jest to odpowiedni czas na usunięcie starych liści oraz pozostałych resztek, które się w nim znajdują. W przeciwnym razie bardzo szybko pojawią się w nim glony, których ciężko się pozbyć. Kiedy już posprzątamy całe oczko, należy uruchomić pompę, aby wymieszała się warstwa wody i dostał się do niej tlen.
Marzec w ogrodzie to bardzo ważny czas. To właśnie wtedy nadchodzi upragniona wiosna i musimy się do niej odpowiednio przygotować. Jeśli chcemy cieszyć się pięknym ogrodem przez cały sezon wiosenno-letni, należy wziąć pod uwagę powyższe wskazówki. Z ich pomocą jesteśmy w stanie uzyskać zamierzony efekt.
Zobacz także naszą Strefę Ogrodową - Prace ogrodowe po zimie. | Prace w ogrodzie w marcu – o czym trzeba pamiętać? |
Logitech G Pro to myszka stworzona przede wszystkim dla profesjonalnych graczy. Ma oferować niezawodność, wysoki komfort oraz wydajność. Zastosowano w niej topowy sensor PMW 3366. Aktualnie mysz dostępna jest już za 259 zł. Nowa seria Logitech G Pro zawiera dwa produkty o tej samej nazwie, stworzone z myślą o e-sporcie: kompaktową klawiaturę oraz opisywaną myszkę. Gryzoń wykorzystuje tę samą konstrukcję, co model niższy – G203 Prodigy (test). Urządzenia różnią się jednak pod względem zastosowanego sensora, typu kabla oraz trwałości przełączników. Sprawdźcie, czy warto dopłacić do G Pro.
Specyfikacja Logitech G Pro
sensor optyczny PMW 3366 (200–12000 dpi)
mikroprocesor 32 bit ARM, pamięć wbudowana
rozdzielczość 200–6000 dpi
maksymalne przyspieszenie 40 G
maksymalna szybkość 300 ips (7,62 m/s)
odświeżanie 1000 Hz (1 ms)
trwałość przycisków 20 mln kliknięć (przełączniki Omron z systemem naciągu)
trwałość ślizgaczy 250 km
podświetlenie RGB
wymiary 116,6 x 62,15 x 38,2 mm
waga 83 g bez kabla
Wyposażenie i konstrukcja
W środku pudełka znajdziemy wyłącznie urządzenie. Przydałyby się chociaż ślizgacze, choć należy pamiętać, że te zamontowane mogą przejechać aż 250 km.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
G Pro to urządzenie symetryczne, ale nie w pełni – myszka stworzona jest dla praworęcznych użytkowników, przyciski boczne umieszczono z lewej strony. Model G Pro został wykonany z matowych tworzyw sztucznych, jego design jest oszczędny, ale bardzo efektowny.
Konstrukcja jest niska i dosyć spłaszczona. Korpus został oddzielony od przycisków, zdobi go logo i krawędź obudowy, które są podświetlane – barwy można wybrać z zakresu RGB. Podświetlenie wygląda znakomicie, jest mocne i przyjemne dla oczu. Przyciski główne są szerokie, uniesione w środkowej części i lekko wklęsłe z przodu i z tyłu. Pomiędzy nimi widać połyskujący panel z rolką o spłaszczonym bieżniku oraz eliptyczny i lekko odstający przycisk zmiany dpi.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Boki są profilowane, ścięte i zwężają się ku dołowi. Nie zostały ogumowane, mają taką samą fakturę, jak reszta obudowy, czyli matową i średnio szorstką. Prawa strona jest pusta, na lewej ulokowano dwa przyciski boczne. Tylny jest nieznacznie dłuższy, lecz oba wyraźnie odstają i mają kanciaste pokrywki.
Na spodzie jest pięć ślizgaczy – cztery małe w rogach i pierścień otaczający sensor. Kabel wychodzi ze środka przedniej krawędzi, został zabezpieczony dodatkowym oplotem, którego nie ma w modelu G203. Przewód mierzy 2 m i jest zakończony USB z filtrem ferrytowym.
Wykonanie myszki jest bardzo dobre. Zastosowane tworzywa są mocne, zwarte i bardzo dobrze spasowane, konstrukcja nie trzeszczy. Nie ma również wad produkcyjnych, plastiki obrobione są precyzyjnie. G Pro nie robi jednak tak dobrego wrażenia, jak G203, która oferuje praktycznie tę samą jakość wykonania, a można ją kupić za nieco ponad połowę ceny testowanego modelu.
Użytkowanie i ergonomia
G Pro to mysz dedykowana do gier FPS, jej konstrukcja jest więc niska, płaska i symetryczna, a samo urządzenie jest lekkie. Należy je łapać raczej palcami (fingertip grip) lub koniuszkami palców (claw grip), myszka wypełni tylko mniejsze dłonie. Kształt sprzyja obu rozstawom palców – można je ułożyć zarówno w kolejności 1+2+2, jak i 1+3+1. Kciuk i reszta placów znajduje pewne oparcie. Kształt boków sprzyja podnoszeniu, faktura jest odpowiednio szorstka do gry typu low-sens.
Przyciski główne pracują wzorowo – czuć, że to przełączniki Omron; producent chwali się też nowym systemem naciągu. Klik jest szybki, głębokość skoku optymalna, a tuż po aktywacji występuje tylko minimalna amortyzacja – dno przełączników jest twarde. Przyciski szybko odskakują oraz dosyć głośno klikają, mają żywotność do 20 mln kliknięć. Te z G203 wytrzymają 10 mln mniej, ale jakościowo prezentują ten sam poziom.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Rolka pracuje cicho, ale przy szybszym obracaniu wyraźnie terkocze; kręci się precyzyjnie i stopniowo, skala poszczególnych skoków jest gęsta. Jej klik oceniam jako dosyć twardy, wyraźnie go słychać. Ogumowanie jest za to wysokiej jakości, palec nie ześlizguje się podczas gry. Ergonomii sprzyja także kształt rolki, jest ona płaska, nie ma zaoblonych krawędzi, przez co wydaje się trochę mniej przyjemna w dotyku.
Przyciski boczne znajdują się w bardzo dobrym miejscu, kciuka nie trzeba ani cofać, ani mocno wyciągać. Mają dosyć głęboki klik i szybki odskok, więc nie sprawiają problemu. Pracują ciszej niż przyciski główne, ale są równie precyzyjnie. Przycisk zmiany dpi jest odpowiednio sprężysty, ma płytki skok, pozwala na szybką zmianę ustawień.
Mam zastrzeżenia do kabla. Jest gruby, mocny i odpowiednio zamontowany (nie szoruje o podkładkę), ale także ciężki i „lejący się” – na śliskiej podkładce potrafi samoczynnie przesunąć myszkę, sprawia wrażenie cięższego niż samo urządzenie. Trzeba go odpowiednio ułożyć, najlepiej użyć rzepu lub dokupić uchwyt typu bungee, gdyż przewód naprawdę potrafi przeszkadzać w trakcie gry.
Ślizgacze pracują poprawnie na każdej powierzchni, nie potrzebują czasu na wyrobienie się, od razu działają bardzo dobrze.
Oprogramowanie
Niespodzianek nie ma, konfiguracji myszki dokonuje się w oprogramowaniu Logitech Gaming Software, które nie zmieniło się od paru lat. To czytelny interfejs oferujący prostą konfigurację i sporo możliwości. W porównaniu do tańszej G203 model Logitech G Pro ma także funkcję dostrajania sensora do powierzchni podkładki.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Ekran główny wyświetla grafikę myszki i pozwala wybrać, czy ustawienia mają być przechowywane na komputerze, czy w pamięci myszki. Następna zakładka pozwala na konfigurację sensora oraz przycisków. Możliwe jest ustawienie rozdzielczości w pięciu stopniach, co 50 dpi, w zakresie od 200 do 12000 dpi. Do wyboru jest także częstotliwość odświeżania. Kolejna grafika przedstawia funkcje poszczególnych przycisków – można wybrać je z listy lub w łatwy sposób nagrać makra.
Karta z żarówką zawiera ustawienia podświetlenia RGB – do wyboru jest oddychanie i przełączanie kolorów. Dostosować można też szybkość i jasność efektów. W przypadku podświetlenia stałego barwy wybiera się z mieszalnika lub palety.
Dostrajanie do powierzchni pozwala w prosty sposób zeskanować podkładkę, co powinno zapewnić lepszą współpracę z sensorem. W pamięci można trzymać wiele ustawień.
Ostatni ekran wyświetla statystyki – mapy termiczne naciśnięć klawiszy lub czas ich trzymania. Należy włączyć monitoring przed daną rozgrywką, by potem przeglądać dane.
Wydajność
Testy G Pro wykonałem zarówno w programach testujących (VMouseBench oraz Enotus Mouse Test), jak i wielu grach: Counter-Strike: Global Offensive, Prey (2017), Dishonored 2, Hitman (2016), Doom (2016), Wiedźmin 3, GTA V, Crysis 3 oraz Far Cry Primal. Sprawdziłem mysz z podkładkami materiałowymi (m.in. Mionix Alioth XXL, XtracGear Carbonic XXL, Steelseries QCK, Mionix Sargas 320) oraz plastikowymi (HyperX Skyn Speed i Control, Corsair MM400).
Rezultaty były do przewidzenia, gdyż sensor Pixart PMW 3366 to już dobrze znany i doceniony model, który stosowany był także w dużo droższych myszkach producenta. G Pro pracuje responsywnie, jest szybka i czuła, ruch kursora nie sprawia wrażenia wygładzonego, nie czuć żadnych opóźnień. Akceleracja nie występuje, mamy pełną kontrolę nad myszką, a jitter jest nieobecny w całym zakresie rozdzielczości. Wszystkie wartości dpi oraz odświeżania rejestrowane są poprawnie. Kursor nie przeskoczy w szybkiej grze, na 800 dpi udało mi się go rozpędzić do 5,9 m/s, a jest jeszcze zapas – maksymalna wartość to 7,62 m/s. Enotus Test określił precyzję myszki na 99%. LOD (Lift-off Distance) jest niski, wynosi około 1,5 mm, a po dostrojeniu powierzchni ma nawet 1 mm. Myszka pracowała bez problemu na wszystkich podkładkach.
Podczas rozgrywki nie miałem żadnych zastrzeżeń do działania G Pro – przyciski pozwalają na pojedyncze wystrzały z broni, a waga i kształt urządzenia sprzyjają szybkiej grze. Nie miałem problemów z celowaniem, gra przy użyciu G Pro dawała dużą satysfakcję – headshoty wchodziły częściej niż na G403 Prodigy. Lekka i symetryczna konstrukcja rzeczywiście sprawdziła się lepiej w FPS-ach.
Podsumowanie
Logitech G Pro to świetna myszka. Jest wygodna, bardzo dobrze wykonana, estetycznie wygląda i ma topowe osiągi. Nie mam zastrzeżeń do jej przycisków, chociaż płaska rolka wymaga pewnego przyzwyczajenia. Myszka pozwoli na grę różnymi stylami i uchwytami, powinna być wygodna i komfortowa dla każdego, o ile nie mamy dużych dłoni – G Pro jest mała, niska i dosyć wąska. Szkoda, że kabel jest tak ciężki, ale można temu zaradzić.
Z drugiej strony zakup G Pro może nie być opłacalny. Jeśli ważne jest wysokie dpi i liczy się tylko sensor PMW3366/3360, to myszkę można śmiało polecić. Jednak w praktyce prawdopodobnie nie odróżniłbym modelu G Pro od G203 Prodigy za 129 zł. Przy użyciu G203 Prodigy grałem z taką samą satysfakcją, a kabel bez oplotu był trochę lżejszy. Czujnik Mercury jest wolniejszy od PMW 3366, ma o połowę niższe dpi, ale w praktyce nie ma to większego znaczenia, ponieważ wysokie dpi przydaje się tylko w specyficznych przypadkach.
Zalety: bardzo dobre wykonanie; ładny i prosty design; efektowne podświetlenie; mocny kabel w oplocie; wysoki komfort; świetne przyciski i precyzyjna rolka; świetna praca sensora.
Wady: symetryczna, ale dla praworęcznych; ciężki kabel; płaska rolka (trochę mniej przyjemna w dotyku). | Test myszki Logitech G Pro – najlepsza do e-sportu? |
Jesteś fanką spódnic, a nie wiesz, jakie buty będą do nich pasować? Często zakładasz spodnie, ponieważ łatwiej ci dobrać do nich odpowiednie obuwie? Czas z tym skończyć. Pomożemy ci wybrać taki rodzaj butów, który podkreśli twoją sylwetkę i będzie idealnie pasować do fasonu spódnicy. Wątpliwości i rozterki
Stając rano przed szafą pełną ubrań, zastanawiasz się, co założyć? Masz ochotę na spódnicę, przymierzasz do niej bluzkę, sweterek i nagle pojawiają się wątpliwości – czy te balerinki na pewno pasują? Czy przypadkiem botki nie skróciły mi właśnie łydek? Czy wypada założyć trampki do spódnicy? Zamiast cieszyć się stylizacją, zaczynasz się denerwować, więc… wybierasz sprawdzone spodnie. Dlatego dowiedz się, jakie buty pasują do różnych spódnic i nie miej więcej wątpliwości. Zapraszamy do naszego przewodnika.
Mini
Nawet nie wiesz, na ile sposobów można nosić miniówkę! Mini daje najwięcej możliwości ze wszystkich fasonów spódnic. Jedynym ograniczeniem są… twoje nogi, a dokładniej ich wygląd. Jeśli są dość masywne, do krótkiej spódnicy zawsze zakładaj szpilki lub po prostu botki na wyższym obcasie. Dzięki temu nogi będą dłuższe i smuklejsze. Jeśli nie potrafisz chodzić na szpilkach, kup biker boots lub kowbojki z cholewką odstającą od kostki. Dzięki temu trickowi twoje nogi będą wyglądać szczuplej. Natomiast właścicielki długich i chudych nóg gazeli mogą nosić buty dosłownie każdego rodzaju. Od sandałów, po mokasyny czy baleriny, od trampek po botki i kozaki. Wybór należy do ciebie, przy miniówce i szczupłych nogach wszystko będzie wyglądać rewelacyjnie.
Spódnica ołówkowa
Seksowna, dopasowana i elegancka. Kojarzy się z biurowym dress codem, ale jest idealna również na randkę czy imprezę. Jednak rządzi się swoimi prawami – najlepiej wygląda ze szpilkami. Nie muszą to być koniecznie oficjalne czółenka. Jeśli nie idziesz do pracy, załóż seksowne sandały na szpilce. Będziesz wyglądać niezwykle zmysłowo. Również dobrym rozwiązaniem są skórzane botki. W ołówkowej spódnicy i płaskich butach będą dobrze wyglądać tylko wysokie i chude modelki z nogami aż do nieba. Nawet jeśli jesteś szczupła, płaskie obuwie do ołówkowej spódnicy może skrócić sylwetkę i nogi.
Rozkloszowana spódnica à la lata 50.
Bardzo kobiecy fason, który nigdy nie wychodzi z mody. Ukrywa szerokie biodra, podkreśla szczupłe łydki. Z czym go nosimy? Możesz jak Audrey Hepburn łączyć ją z balerinkami. Będziesz wyglądać bezpretensjonalnie i dziewczęco. Kolejna możliwość to tzw. kaczuszki, czyli czółenka na niskim obcasie. W stylu retro i w dobrym guście, a nadal wygodnie. Jeśli lubisz chodzić na wysokich obcasach, to nie bój się ich łączyć z tego typu spódnicą. Najlepiej będą wyglądać szpilki w delikatny szpic.
Spódnica maxi
Fason uwielbiany przez wszystkie kobiety. Wygląda dobrze zarówno na szczupłych i wysokich dziewczynach, jak i na niższych i krąglejszych. W przypadku tych pierwszych podkreśli ich smukłość, a u kobiet z drugiej grupy optycznie zwęzi uda lub biodra. Kolejną zaletą spódnic maxi jest to, że nie wymagają obcasów! Możesz do nich założyć sandałki, baleriny, mokasyny, trampki, czy botki. Jeśli jesteś fanką rockowych stylizacji, jasną spódnicę przełam cięższymi butami, np. kowbojkami czy biker boots. Dla romantycznych dziewczyn najlepsze będą delikatne sandałki lub balerinki, które podkreślą eteryczność maxi spódnicy. Pamiętaj, by spódnica była do ziemi. Inaczej skrócisz sylwetkę i będziesz wyglądać dziwnie. | Dobierz buty do fasonu spódnicy |
Czy dziś, w dobie łatwego dostępu do ubrań w niskiej cenie, opłaca się jeszcze ich renowacja? Ależ tak! Nie tylko zimą, ale przez cały rok możesz swoim zapomnianym sweterkom, spodniom a nawet grubszym rajstopom dać drugie życie. Jak to zrobić przy pomocy golarki do ubrań i czemu w ogóle warto ją mieć? Przeznaczenie
Golarka do ubrań powinna być w każdym domu. Jej zadaniem jest usunąć kudełki ze swetrów, spodni a nawet grubszych rajstop. Tzw. kuleczkowanie, czyli kudlenie się ubrań pojawia się wskutek znoszenia garderoby. Najpodatniejszymi materiałami są dzianiny z długim włosiem (np. kaszmir, wełna, bawełna, flanele i akryl), nieco mniej podatne są z kolei te o krótkim włosiu (np. niektóre odmiany bawełny). Z pewnością masz wiele takich ubrań w szafie, którym chciałabyś dać drugą młodość, aby wyglądały jak właśnie przyniesione ze sklepu. Golarka do ubrań świetnie usunie drobne supełki, dzięki czemu tkanina odzyska swoją gładkość i będzie się świetnie prezentować – zupełnie jak w sklepowej przymierzalni.
Zagorzałymi fanami golarek są stali bywalcy second handów, poszukujący ciuchowych perełek. Bardzo często można znaleźć markowe ubrania zachowane w świetnym stanie (bez plam, otarć, dziur), które jedynie potrzebują delikatnego odnowienia. Golarka szczególnie wtedy jest niezwykle przydatna, gdyż w parę minut ze swetra za 5 zł/kg zrobi eleganckie ubranie.
Na co zwrócić uwagę?
Golarkę do ubrań kupisz praktycznie za grosze. Aby być pewnym, że kupiona golarka nie zniszczy ukochanego sweterka, na ten cel lepiej przeznacz więcej niż 5 zł, najlepiej tak ok. 20-40 zł. W takim budżecie kupisz sprzęt dobrej jakości, którym będziesz się cieszyć dłużej i nawet kudełki na grubszych rajstopach nie będą stanowić dla ciebie wyzwania. Co więcej, droższe golarki będą świetnie czyścić nawet tapicerki samochodowe.
Maszynki różnią się między sobą ilością ostrzy tnących, mocą oraz sposobem ładowania. Staraj się wybierać te z min. 3 ostrzami i jak największą mocą (np. 230 V). To gwarancja szybkiego i efektywnego usunięcia kudełków. Istotna jest kwestia zasilania. Na rynku dostępne są golarki sieciowe (np. Sonny SN-168) oraz sieciowo-akumulatorowe (np. Eldom GDS2). Obydwa rodzaje mają swoje zalety. Akumulatorowe dają więcej swobody, bo nie ogranicza ich kabel, z kolei te sieciowe są lżejsze, bo nie obciążają ich baterie. W ostatecznym rozrachunku wygrywają jednak sieciowe ze względu na stały poziom efektywności i większą moc. Cały czas zasilasz je prądem, dzięki czemu przez cały okres oczyszczania działają tak samo skutecznie.
Wiodące marki
Rankingi wśród konsumentów na najlepsze golarki do ubrań wygrywają polskie firmy, takie jak MPM i Eldom, ze swoimi modelami Eldom GDS2 i MPM LR-027-86. Najważniejszym kryterium niezmiennie jest skuteczność i trwałość urządzeń. Dlaczego warto kierować się marką produktów? Bo to gwarancja, że golarka będzie działać jak należy, dzięki czemu ubrania będą służyć nam dłużej.
Często pojawiają się głosy wśród miłośników renowacji ubrań, że rolę golarki świetnie odgrywa zwykła maszynka do golenia, a nawet żyletki. Faktem jest, że są tańsze w zakupie i w eksploatacji, jednak posiadają jedną bardzo dużą wadę. Jeśli brakuje ci wprawy w takim ręcznym usuwaniu kudełków, jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że zniszczysz sobie ubranie. Przy golarce dobrej klasy takie ryzyko praktycznie nie istnieje. Pamiętaj o tym, rozważając wybór rozwiązania. Warto praktycznie podejść do sprawy i wybrać metodę, która będzie niezawodna, z której nie tylko ty będziesz korzystać, ale i twoi najbliżsi. Jeśli planujesz dać swoim znoszonym ubraniom lub perełkom z second handu drugą młodość, poszukaj dobrej golarki. Kosztuje bardzo mało, a satysfakcja z odnowionego sweterka – bezcenna. | Golarka do ubrań – idealny gadżet nie tylko na zimę |
Technologia, a właściwie to rozdzielczość 4K (inaczej nazywana także Ultra HD) w telewizorach jest wciąż rozwiązaniem dość nowym. Z racji tego mogłoby się wydawać, że modele oferujące taką liczbę pikseli będą dość drogie i przeciętny Kowalski nie będzie mógł sobie pozwolić na zakup. Jednak nic bardziej mylnego. W Polsce bez problemu można kupić telewizor 4K w cenie do 3000 zł. Rozdzielczość 4K, inaczej nazywana także Ultra HD lub skrótowo UHD, to w sumie cztery razy więcej wyświetlanych na ekranie pikseli w porównaniu do najpopularniejszego w tym momencie standardu Full HD 1920 x 1080 pikseli. Technologia pozwala na osiągnięcie jeszcze lepszej jakości obrazu o niewiarygodnej szczegółowości. Wciąż także przybywa materiałów dostępnych w tak wysokiej rozdzielczości, więc kupno telewizora 4K to z pewnością inwestycja na przyszłość. Chociaż dostępnych modeli nie ma dużo, to jednak dobrze zastanowić się nad zakupem.
Samsung UE50HU6900
Samsung UE50HU6900 kosztuje około 3000 zł. W tej cenie otrzymujemy elegancki, cienki i praktycznie pozbawiony ramek telewizor o przekątnej 50 cali i rozdzielczości 4K. Jego wymiar to: 1127 mm szerokości, 703,1 mm wysokości wraz z podstawą oraz zaledwie 69 mm grubości bez podstawy. Telewizor nie tylko oferuje platformę Smart TV z mnóstwem aplikacji, gier i serwisów z wideo na życzenie, ale także w przyszłości można do niego dokupić przystawkę Evolution Kit, która zaktualizuje urządzenie i da mu dostęp do najnowszych, wydajniejszych podzespołów. W ten sposób, zamiast kupować nowy telewizor, możemy za niższą cenę mieć urządzenie zgodne z aktualnymi na dany moment standardami. Samsung UE50HU6900 ma 4 złącza HDMI, 3 porty USB oraz bezprzewodowo łączy się z domową siecią Wi-Fi.
LG 49UB820V
LG 49UB820V to kolejny telewizor 4K, który na polskim rynku jest dostępny w cenie do 3000 zł. Ogromną zaletą urządzenia jest zastosowany panel LCD IPS, znany między innymi z topowych urządzeń mobilnych. Oferuje on bardzo dobre odwzorowanie kolorów oraz duże kąty widzenia. Ten drugi parametr sprawdzi się przede wszystkim w momencie, gdy przed ekranem zasiądzie liczna rodzina lub grupa znajomych. Telewizor ma 49-calowy ekran. Częstotliwość odświeżania to aż 900 Hz, co przekłada się na płynny obraz. Producent nie zapomniał także o obsłudze standardu 3D, module Wi-Fi do bezprzewodowego łączenia się z Internetem oraz platformie Smart TV z licznymi aplikacjami. LG 49U820V to model niezwykle cienki, bowiem jego grubość bez podstawy to zaledwie 38,2 mm. Ceny telewizora zaczynają się od mniej więcej 2900 zł.
Philips 40PUK6809
Philips 40PUK6809 to co prawda sporo mniejszy telewizor w porównaniu do konkurentów, bowiem ma ekran o przekątnej tylko 40 cali, ale za to jest sporo tańszy, ponieważ jego cena to około 2100 zł. Za taką sumę otrzymujemy urządzenie z odświeżaniem na poziomie 400 Hz, obsługą standardu 3D oraz Smart TV i Hbb TV. Telewizor także pozwala bezprzewodowo łączyć się z Internetem oraz – dzięki technologii Wi-Fi Miracast – przesyłać multimedia z innych urządzeń podłączonych do domowej sieci, np. smartfonów i tabletów. Modelem tym można także sterować z poziomu aplikacji mobilnej. Dzięki standardowi VESA 400 x 100 telewizor możemy zarówno powiesić na ścianie, po zakupie odpowiedniego wieszaka, jak i postawić na stoliku na tzw. stopce. Philips 40PUK6809 ma 4 złącza HDMI i 2 porty USB, z których można odtwarzać filmy (także z napisami), muzykę lub oglądać zdjęcia.
Thomson 49UZ8766
Thomson 49UZ8766 to kolejny przedstawiciel rodziny telewizorów 4K Ultra HD w cenie do 3000 zł. Oferuje wszystko to samo, co konkurenci. Ma platformę Smart TV, dzięki której na 49-calowym ekranie urządzenia możemy oglądać filmy z YouTube, przeglądać Facebooka czy też oglądać filmy i seriale z polskich platform VOD (wideo na życzenie). Do tego bezprzewodowo łączy się z Internetem, może wyświetlać obraz 3D i ma wbudowaną kamerę internetową. Telewizor jest wyposażony w 3 złącza HDMI i 3 porty USB. Pobiera stosunkowo niewiele energii, gdyż jego klasa energetyczna to A+. Thomson 49UZ8766 ma wymiary: 1125 mm szerokości, 750 mm wysokości z podstawą oraz 55 mm grubości. Jego ceny zaczynają się od 2900 zł.
Technologia 4K to doskonały wybór dla miłośników nowinek technologicznych i osób, które myślą już o przyszłości. Telewizorów nie wymieniamy tak często jak chociażby telefony komórkowe, więc dobrze zastanowić się nad zakupem. I chociaż aktualnie wciąż nie ma zbyt wielu materiałów w rozdzielczości 4K, to z czasem oferta będzie rosnąć i nawet telewizje zaczną nadawać w takim standardzie. Kupno dzisiaj takiego telewizora opłaci się za kilka lub kilkanaście miesięcy. | Telewizory 4K do 3000 zł – jaki model wybrać? |
Coraz więcej polskich publicystów internetowych wydaje własne książki. Jednym z pierwszych autorów był Michał Kędziora prowadzący bloga Mr. Vintage. Poradnik Kędziory zatytułowany „Rzeczowo o modzie męskiej”, podobnie jak jego blog, traktuje o prawidłowym i stylowym męskim ubiorze. Michał Kędziora w swoim poradniku zatytułowanym „Rzeczowo o modzie męskiej” nie tylko przekrojowo opisuje, czym jest moda, ale też nakreśla współczesne trendy w ubiorze dla panów. Autor podpowiada też, jak odpowiednio dobierać stroje do konkretnego typu sylwetki oraz opisuje zasady ubioru dla każdego typu męskiej garderoby z butami i paskami włącznie.
Przystępna w odbiorze
Autor, pisząc o modzie, nie wpadł w manierę używania egzaltowanego słownictwa i posługuje się bardzo prostym językiem. Okazało się to bardzo dobrą decyzją , ponieważ nie jest to powieść ani poezja, a książka z gatunku poradników. Taka forma treści wzbogacona o szereg kolorowych ilustracji znacznie ułatwia skorzystanie i przyswojenie sobie przekazywanej przez autora wiedzy.
Dzięki prostej formie pod względem językowym z treścią mogą zapoznać się zarówno osoby obeznane ze światem mody, jak i osoby, które do tej pory nie interesowały się zbytnio tym tematem. Nie da się jednak ukryć, że „Rzeczowo o modzie męskiej” skierowane jest bardziej w stronę osób stawiających swoje pierwsze kroki w świecie mody.
Poradnikowy charakter i podział na rozdziały
Ze względu na poradnikowy charakter tej pozycji nie trzeba czytać książki w sposób linearny. Pozycja podzielona została na niemal 20 spójnych rozdziałów, które można czytać w dowolnej kolejności. Na początku można przeczytać o tym, jak wyrobić sobie własny styl.
Inne fragmenty z początku wskazują najczęściej popełniane przez rodaków błędy podczas dobierania strojów oraz przedstawiają podstawy dobierania do siebie krojów tkaniny, kolorów ubioru i uczą poprawnego dobierania rozmiarów.
Rozbudowany słowniczek pojęć
Główną treść książki stanowi kolejnych osiem rozdziałów opisujących, czym są poszczególne elementy męskiej garderoby. Opisane zostały dokładnie wraz z rysem historycznym i propozycjami zastosowań, nie tylko typy garniturów i marynarek.
Swoje rozdziały dostały też spodnie, koszule, swetry, okrycia wierzchnie, buty oraz najróżniejsze dodatki. Nieco krótszą część poradnika stanowią przepisy na ubiór na konkretne okazje, takie jak ślub, kolacja lub rozmowa kwalifikacyjna.
Michał Kędziora, podpisujący się w sieci pseudonimem Mr. Vintage, w swoim poradnikuprzygotowanym we współpracy z wydawnictwem Sine Qua Non i firmą Bytom zawarł też wiele swoich własnych propozycji stylistycznych. Autor udziela wielu cennych rad i to nie tylko dotyczących tego, jak się ubierać – na kartach książki można przeczytać też o tym, jak się nie ubierać, a na dodatek wyjaśnione jest „dlaczego”.
Źródło okładki: www.wsqn.pl | „Rzeczowo o modzie męskiej” Michał Kędziora – recenzja |
Pani wiosna to najbardziej dziewczęcy i romantyczny typ kolorystyczny. To kobieta, która świetnie czuje się w zwiewnych, kobiecych fasonach, rozumie czar stylu retro i kojarzy się z łąką pełną kwiatów. To dla tej właśnie kobiety projektanci przygotowali w tym sezonie największe hity i to właśnie ona ma największy wybór, decydując się na zakupy. Pani wiosna w obecnym sezonie nie może narzekać na nudę. Niezależnie od figury i gustu, bez problemów znajdzie dla siebie odpowiednie stylizacje. Jakie kolory powinna wybrać pani wiosna?
Barwy najbardziej odpowiednie dla tego typu kolorystycznego dość łatwo dobrać, wiedząc, czym charakteryzuje się uroda takiej kobiety. Wiosna posiada wyjątkowo delikatną cerę, jasną, często wręcz porcelanową, czasem z piegami. Rozpoznać ją możemy bezbłędnie po charakterystycznym, złotawym odcieniu brwi i włosów. Ten typ kolorystyczny zawsze ma włosy blond lub lekko rudawe, nigdy ciemne czy czarne. Charakteryzuje sią najczęściej delikatnymi rysami twarzy, jasnymi tęczówkami oczu. Pani wiosna ma ciepły wyraźny kolor rąbka czerwieni ust. Barwy idealne dla wiosny to wszystkie jasne, pastelowe, ciepłe odcienie, a jeśli konieczne jest wybranie ciemnych barw, to na pewno lepszy jest granat i brąz niż czerń i grafit.
Wiosna najlepiej wygląda w ecru, żółci, pomarańczy, zieleni, turkusie, odcieniu łososiowym i ciepłym beżu. To dla pani wiosny projektanci w tym sezonie przygotowali błyszczące, złote i perłowe propozycje. To typ kolorystyczny, który zdecydowanie powinien unikać srebrnych odblasków. Wiosna to kolory ziemi i natury, nie są dla niej przeznaczone stylizacje high-tech, rockowe i industrialne. Dla pani wiosny najlepsze będą nie tylko kolory, ale i motywy związane z naturą – kwiaty, fale, miękkie printy, zwierzęce nadruki. Materiały również mają znaczenie dla podkreślenia kobiecości wiosennego typu – szyfony, koronki i tiule są zdecydowanie lepsze niż sztywne i grube tkaniny. Ale kobieta-wiosna będzie świetnie wyglądać też w jeansie i delikatnych, moherowych sweterkach, szczególnie w pastelowych barwach.
Najlepsze propozycje ze sklepów dla pani wiosny
Sezon wiosna-lato 2015 to raj dla tego typu kolorystycznego. W każdym sklepie na wieszakach króluje żółć, wprost wymarzona dla pani wiosny. Znaleźć można na tyle dużo propozycji w kolorze żółtym, że bez trudu odróżnia się chłodną cytrynę odpowiednią dla typu lata od ciepłych odcieni dla wiosny. Projektanci i sklepy sieciowe dla kobiet wiosen mają również mnóstwo ubrań w innych pastelowych kolorach – rozbielonych pomarańczach, zieleniach, błękitach, turkusach, ecru. Złote dodatki, torebki, buty, a także złote elementy garderoby są idealne dla przełamania zbyt romantycznego looku.
To dla wiosen właśnie przeznaczony jest jeden z głównych trendów obecnego sezonu – styl boho. Długie, zwiewne, kwiatowe sukienki, frędzle na ubraniach i torebkach, koronkowe dodatki i przezroczystości są idealnym zestawieniem dla pań wiosen. Uzupełniając je o jeansowe kurtki czy koszule można zaspokoić gusta najbardziej energicznych i zdecydowanych osób. Panie o bardzo dużym temperamencie mogą wybrać stylizacje z motywami zwierzęcymi, które dodają dzikości i kobiecości. Romantyczkom sklepy oferują rozkloszowane spódnice w pastelowych odcieniach, często z tiulowymi halkami, w których wiosny mogą poczuć się wyjątkowo dziewczęco i świeżo. Wybór koloru najczęściej idzie w parze z wyborem fasonu. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby pani wiosna złamała zasady i zdecydowała się na stylizację mniej romantyczną i kobiecą, wybrała zamiast chanelowskiego żakietu rockową ramoneskę. Dla równowagi wystarczy zachować kolorystykę właściwą dla wiosennego typu kolorystycznego i uroda wiosny zostanie podkreślona, a koloryt cery zaznaczony. Przełamywanie schematów i eklektyzm w modzie przynosi spektakularne efekty, warto więc spróbować.
Jasne, pastelowe barwy, które przeważają na półkach sklepowych w obecnym sezonie, dają olbrzymie możliwości stylizacyjne dla pań wiosen. Ten typ kolorystyczny jest najbardziej kobiecy ze wszystkich i dość łatwo można wydobyć jego atuty, wybierając właściwą gamę barw. Gorące miesiące sprzyjają takim właśnie wyborom, a ponadto projektanci ukochali obecnie wzory i fasony idealne dla kobiet wiosen. Kwiaty, natura, przyroda, ciepłe, słoneczne odcienie i wesołe zestawienia kolorystyczne to najlepsze propozycje. Bez trudu można je odnaleźć w sklepach i na ulicach, z pewnością aż do jesieni. Jednak nawet podczas chłodniejszych miesięcy będzie je można wykorzystać i potraktować jako bazę do jesienno-zimowych stylizacji. | Typ kolorystyczny wiosna – jakie kolory i fasony wybrać na wiosnę i lato? |
Bez względu na to, czy motocyklem poruszasz się wyłącznie po mieście, czy używasz go do długich podróży po Polsce, sakwa motocyklowa na pewno ci się przyda. Przedstawiamy pakowne i praktyczne modele w cenie do 1000 zł. Dlaczego sakwa?
Sawka motocyklowa pozwala na przewożenie odzieży, akcesoriów motocyklowych oraz jedzenia. Jej standardowa pojemność wynosi od 12 do nawet 40 litrów, więc bez problemu pomieści wszystko, czego możemy potrzebować. Sakwy są decydowanie tańsze niż kufry i można je zamontować na każdym motocyklu bez dokupowania dodatkowego osprzętu montażowego. Tanie modele mają jednak swoje wady, np. nie są w pełni wodoodporne, bywają podatne na uszkodzenia i nie mają wbudowanego zamka zabezpieczającego zawartość przed kradzieżą. Na szczęście w sklepach dla motocyklistów są gadżety, które zwiększają funkcjonalność sakw – stelaże, pokrowce przeciwdeszczowe i blokady antykradzieżowe. Do wyboru masz również wysokiej klasy sakwy typu enduro na długie trasy w trudnych warunkach, wyposażone we wzmocnienia i usztywnienia, dobrze znoszące przeciążenia i kontakt z wodą, a dodatkowo chronią nogi kierowcy przed przygnieceniem. Sakwa to doskonałe rozwiązanie dla początkujących motocyklistów oraz osób, które nie potrzebują kufra. Popularne i chętnie wybierane marki to m.in. Long Ride, SW Motech, Kriega oraz Amphibious.
Drag Star Vulcan Shadow. Sakwy motocyklowe wykonane ze skóry bydlęcej o grubości 1,8-2,2 mm pochodzącej z polskich garbarni. Idealne rozwiązanie dla miłośników stylu retro! Wszystkie elementy utwardzone są specjalnym tworzywem, które zapobiega odkształceniom pod ciężarem zawartości. Do wyboru mamy sakwy gładkie lub zdobione metalowymi ćwiekami. Produkt sprzedawany w komplecie (2 sztuki). Cena: 350-750 zł.
box:offerCarousel
Tekstylna czy skórzana?
Sakwy motocyklowe wykonuje się z tworzywa sztucznego, głównie poliestrowego, oraz ze skóry. Modele tekstylne (np. Givi, SW Motech) są lekkie, bardzo pakowne i niezbyt drogie, dlatego świetnie nadają się na bagaż codzienny. Skórzane (np. Prospeed, Willie & Max, Milwaukee) są jednak wytrzymalsze, dzięki usztywnieniom nie odkształcają się pod ciężarem znajdujących się w środku rzeczy, a po odpowiednim zaimpregnowaniu znacznie lepiej znoszą kontakt z wodą. To doskonały wybór dla zaawansowanych użytkowników motocykla. Warto również wspomnieć, że sakwy tekstylne często wybierane są przez właścicieli nowoczesnych jednośladów w sportowym stylu, a skórzane – m.in. ze względu na efektowne zdobienia wykonane z metalowych ćwieków – przez posiadaczy klasycznych chopperów.
Kriega Dry Bag. Seria w 100% wodoodpornych sakw motocyklowych, które można umieścić na baku lub na tylnym siedzisku. Dzięki specjalnemu systemowi klamer montaż sakwy jest bardzo prosty nawet dla początkujących motocyklistów. Pojemność: 10, 20 lub 30 litrów. Sakwa pasuje do innych produktów marki Kriega. Cena: 280-598 zł.
box:offerCarousel
Oddzielną kategorią sakw są torby bagażowe w kształcie worka, których cechą charakterystyczną jest bardzo duża pojemność (od 60 do nawet 120 l). Produkuje się je z tworzywa pokrytego powłoką PCW, która razem z wodoszczelnym zapięciem gwarantuje całkowitą wodoodporność. Są wytrzymałe i wyjątkowo pakowne, ale mają dość nieporęczny kształt, przez co zwisają z siedziska. Do wyboru mamy również wysokiej klasy sakwy typu enduro (np. Canyon, Giant Loop, Ortlieb czy Andystrapz) na długie trasy w trudnych warunkach, które są wyposażone we wzmocnienia i usztywnienia, dobrze znoszą przeciążenia i kontakt z wodą, a dodatkowo chronią nogi kierowcy przed przygnieceniem.
Amphibious Voyager. Uniwersalny rollbag o wysokiej klasie wodoodporności i pływalności. Świetny wybór dla osób, które uprawiają turystykę motocyklową, również w ekstremalnych warunkach. Pasek wzmacniający na spodzie umożliwia transport ciężkich akcesoriów, pasma odblaskowe zwiększają bezpieczeństwo, a system oczek pozwala na zamknięcie torby na kłódkę. Cena: 349-549 zł.
box:offerCarousel
Boczna czy tylna?
Klasyczne sakwy motocyklowe montuje się zazwyczaj za pomocą taśm montażowych przeciągniętych pod siedzeniem w taki sposób, że część bagażowa zwisa z boku siedziska. Niestety ten sposób mocowania sprawia, że sakwy szybko się zużywają. Aby temu zapobiec, warto zainwestować w specjalny stelaż, który nawet mocno wypakowane sakwy utrzyma na swoim miejscu. Sakwy boczne są pakowne i łatwo do nich sięgnąć, ale muszą być równomiernie obciążone.
Ogio Saddle Bag. Boczna sakwa motocyklowa o nowoczesnym designie wykonana z innowacyjnych materiałów. Posiada silikonowe dno odporne na wysokie temperatury, zintegrowany płaszcz przeciwdeszczowy i neoprenowe ściany boczne, które nie uszkodzą lakieru. To świetna oferta dla osób, które szukają uniwersalnych produktów wysokiej jakości. Cena: 599-649 zł.
box:offerCarousel
Do wyboru mamy również sakwy tylne, czyli tzw. tailbagi o pojemności dochodzącej nawet do 90 l. Dzięki usztywnianym ściankom i licznym przegródkom dostęp do ich zawartości jest bardzo wygodny, ale te udogodnienia mają wpływ na cenę. Poza tym ten rodzaj bagażu nie jest wodoodporny, dlatego konieczny będzie zakup dodatkowego pokrowca przeciwdeszczowego. W sklepach są także tzw. piórniki, czyli sakwy w kształcie wałka przypinane z przodu pod lampą, krawaty mocowane do zbiornika oraz rogale umieszczane za kierowcą na miejscu pasażera.
Tankbag Givi XS308 Enduro Tanklock. Sakwa turystyczna do zadań specjalnych, idealna na długie wyprawy. Dzięki wodoszczelnym zamkom i wodoodpornemu pokrowcowi sprawdzi się w każdych warunkach. Zintegrowana kieszeń na mapownik i nawigację przyda się podczas wypadów turystycznych. Pojemność 20 litrów wystarczy na wszystkie niezbędne akcesoria. Sakwa wymaga mocowania do tankbagów easylock. Cena: 487-627 zł.
box:offerCarousel
Dobra sakwa motocyklowa wytrzyma wiele sezonów i pomieści wszystkie bagaże, zakupy i akcesoria, dlatego nie warto na niej oszczędzać. Wybierz model dla siebie i ciesz się podróżowaniem na swoim jednośladzie! | Wybieramy sakwę motocyklową do 1000 zł |
Własnoręcznie robione prezenty mają swój urok, a jeśli robi je dziecko dla ukochanych dziadków, z pewnością wywołają wzruszenie obdarowanych. Dzień Babci i Dziadka to ważne święta, zwłaszcza dla dzieci, które chcą się wykazać, podarować coś wyjątkowego, co zaskoczy ukochanych dziadków i wywoła uśmiechy na ich twarzach. Dziecko lubi czuć się docenione i choćby nawet podarowało laurkę z bazgrołami, to babcia i dziadek to dzieło pochwalą. Warto znaleźć odrobinę czasu i pomóc dziecku w samodzielnym wykonaniu prezentu.
Małe dzieło sztuki
Dzieci uwielbiają malować i rysować. Zazwyczaj są to spontaniczne pociągnięcia pędzla, jednak takie abstrakcje mają swój urok i żal jest je wyrzucać. Dzień Babci i Dziadka to idealna okazja, by maluch mógł oddać się pasji tworzenia i zrobił dla dziadków wyjątkowy prezent.
Do wykonania obrazu potrzebujemy:
* podobrazie malarskie,
* farby plakatowe lub akrylowe,
* pędzelki o różnych końcówkach,
* kubek z wodą.
Przygotujcie sobie miejsce do pracy i zaplanujcie, co znajdzie się na obrazku. Możecie zaproponować dziecku pełną dowolność, wówczas z pewnością powstanie interesująca abstrakcja. Bardzo popularne jest robienie odcisków rączek i stópek, które można ozdobić plastikowymi oczami, uśmiechami, płatkami kwiatów. My wykonamy bukiecik. Pierwszym krokiem jest pomalowanie rączki dziecka na zielono. Kolejnym – odciśniecie jej na płótnie.
Opuszek paluszka moczymy w żółtej farbie i na szczycie każdego odbitego paluszka odciskamy kropeczkę. Kolejne palce moczymy w kolorowych farbach i odciskamy wokół żółtego punkcika – to będą płatki kwiatów. Na koniec u dołu bukietu dodajemy kokardę, co sprawi, że obraz będzie przestrzenny. Dobrym pomysłem jest także dopisanie dedykacji.
Ramka na zdjęcie
Ramki na zdjęcia to bardzo popularny i łatwy do wykonania podarek. Można kupić gotową bazę z drewna lub tektury i wspólnie z dzieckiem ozdobić ją lub wykonać ją samodzielnie.
Do wykonania ramki będą potrzebne:
* ramka – baza,
* farby w jaskrawych barwach,
* pędzelki,
* aplikacje, cekiny lub inne dekoracje,
* mocny klej.
Ramka jest bardzo prosta do wykonania. Najpierw trzeba ją pomalować kolorowymi farbami – wedle uznania. Proponuję naniesienie na całą powierzchnię ramki kolorowych kropek. Poczekajcie chwilę, aż farba wyschnie. W tym czasie wybierzcie dodatki.
Jeśli ozdabiacie ramkę małymi elementami, nakładajcie klej punktowo, by się nie rozlewał i nie był zbyt widoczny pomiędzy ozdobami. Nie przesadzajcie z dodatkami, bo kolorowa ramka już sama w sobie będzie efektowna.
Po rozmieszczeniu ozdób pozostawcie ramkę do wyschnięcia na tak długo, jak zaleca producent kleju. Następnym krokiem będzie umieszczenie zdjęcia lub obrazka od spodu ramki, więc wszystko musi się dobrze trzymać i klej nie może pobrudzić dzieła. Tę prostą pracę wykonają nawet maluchy, a radość babci i dziadka z pewnością będzie olbrzymia!
Pudełko na skarby
W każdym domu znajdzie się niepotrzebne pudełko lub kartonik. Jeśli takiego nie ma, wystarczy kupić elegancie tekturowe pudło lub szkatułkę.
Do wykonania pudełka będą potrzebne:
* tekturowe pudełko,
* kolorowy papier lub farby akrylowe,
* wstążka lub washi tape,
* dekoracje: piórka, cekiny, guziki, aplikacje,
* nożyczki,
* mocny klej.
Jeśli macie karton z odzysku, trzeba go dokładnie okleić. Kupiony w sklepie jest od razu gotowy do ozdabiania. Szkatułka nie musi być idealna, w końcu najważniejsze jest, żeby dziecko mogło się wykazać i zrobić coś samodzielnie.
Pudełko ozdabiamy według fantazji dziecka i dostępnych dekoracji. Oczywiście możemy podpowiadać i podsuwać odpowiednie materiały. Dla babci można wykonać ozdoby kwiatowe i użyć różnych świecidełek, dla dziadka wskazane są motywy aut czy trybików zegarów lub maszyn.
Jeśli nie masz czasu na wykonanie prezentu z dzieckiem, zawsze możesz znaleźć coś ciekawego na Allegro. | DIY – Prezenty z okazji Dnia Babci i Dziadka, które można wykonać z dzieckiem |
Sylwestrowa stylizacja musi być wyjątkowa, dopasowana do rodzaju zabawy noworocznej oraz do ciebie. W końcu jaki Nowy Rok, taki cały rok! Pożegnaj 2016 w dobrym stylu, a kapelusz niech będzie kropką nad „i” twojego outfitu. Z naszą pomocą stworzysz ciekawą i pomysłową sylwestrową stylizację. Styl i klasa
W sylwestra należy pożegnać stary rok i powitać nowyŁ z klasą i stylem, a może i z humorem? Wszystko zależy od miejsca i typu imprezy sylwestrowej, na którą w tym roku się wybierasz. Kapelusz jest ważnym elementem męskiej stylizacji, ponieważ potrafi odmienić charakter całości lub podkreślić efekt, do którego dążysz. Dowiedz się, jakie są rodzaje kapeluszy, skąd pochodzą oraz w jakiej stylizacji możesz je wykorzystać.
Klasyczne kapelusze
Jeszcze w latach 50. kapelusz był obowiązkowym elementem ubioru dżentelmena, a jego brak świadczył o ignorancji. Był noszony nie tylko ze względów estetycznych, ale również praktycznych. Chronił przed deszczem, śniegiem i słońcem, czyli pełnił dokładnie tą samą funkcję co współczesna czapka. A o ile więcej ma klasy!
Fedora
Najbardziej znany model klasycznego kapelusza męskiego. Charakteryzuje się dużym rondem i wklęsłą fałdą wzdłuż główki. Ozdobiony jest wstążką ze spłaszczoną kokardką. Popularność przyniosły mu takie filmy, jak Casablanca, Indiana Jones oraz Blues Brothers. Był również chętnie noszony przez tajnych agentów. Mniej formalny od melonika będzie pasował do wielu stylizacji.
Pomysł na stylizację z kapeluszem typu fedora: taki kapelusz możesz założyć zarówno na sylwestra eleganckiego, jak i przebieranego. W pierwszym wypadku będzie świetnym uzupełnieniem klasycznego płaszcza wełnianego oraz garnituru. Lepiej będzie wyglądał z krawatem, niż z muszką. Na przebieranej imprezie możesz go wykorzystać do stylizacji w stylu lat 20. albo à la James Bond.
Trilby
Dość nieformalny model. Trilby ma mniejsze rondo niż fedora i cienką wstążkę z małą, płaską kokardką. W XX wieku upodobali go sobie muzycy soulowi i jazzowi. Justin Timberlake jest również wierny temu fasonowi.
Pomysł na stylizację z kapeluszem typu trilby: z powodu nieformalnego charakteru będzie pasował na imprezy typu domówka, na koncert czy do pubu. Nie noś go z garniturem, a z casualową marynarką, samą koszulą, a nawet prostym bawełnianym T-shirtem. Jeśli wybierasz się na imprezę kostiumową, możesz go wykorzystać jako element przebrania za piosenkarza popowego lub członka boysbandu.
Panama
Kapelusz panama nie jest z Panamy, a z Ekwadoru, gdzie wyplata się go z liści łyczkowca palmiastego. Jednak jego nazwa nie jest przypadkowa, ponieważ wywodzi się z czasów budowy Kanału Panamskiego, kiedy robotnicy i inżynierowi chronili głowy przed słońcem właśnie tym kapeluszem. Zazwyczaj występuje w słomkowym kolorze, z czarną wstążką wokół ronda, choć każdy model może być nieco inny.
Pomysł na stylizacje z kapeluszem typu panama: z racji swojego letniego charakteru będzie pasował głównie na imprezy kostiumowe, chyba że na sylwestra lecisz w tropiki. Możesz go wykorzystać na imprezę w stylu hawajskim lub kicz party w połączeniu z koszulą w hawajskie kwiaty i za dużymi bermudami.
Melonik
Melonik, czyli sztywny kapelusz z małym rondem o trochę podwiniętej krawędzi z okrągłą, podwyższaną, kopulastą główką. Najczęściej czarny. Dziś jest noszony głównie przez ekscentryków, jednak w latach 60. był standardową częścią ubioru londyńskich bankierów i prawników. Upodobali go sobie również agenci tajnej policji w Imperium Rosyjskim w XIX w. Melonik był też ulubionym nakryciem głowy Charliego Chaplina.
Stylizacja z melonikiem: melonik dobrze się komponuje z elegancką stylizacją, jednak nie każdy mężczyzna dobrze się w nim czuje. W przypadku imprezy kostiumowej będzie świetnie pasował do stylizacji w stylu lat 20. i 30. lub jeśli zechcesz się przebrać za Charliego Chaplina albo agenta tajnej policji. | Najefektowniejsze męskie kapelusze do sylwestrowej stylizacji |
Czy myślisz już o przygotowaniu auta do sezonu jesienno-zimowego? Aby uniknąć kolejki w serwisie, już dziś zamów nowe opony! Czy myślisz już o przygotowaniu auta do sezonu jesienno-zimowego? Aby uniknąć kolejki w serwisie, już dziś zamów nowe opony!
Od dziś do końca tygodnia płatność za zakupy w kategorii Opony i felgi rozłożysz na 20 nieoprocentowanych rat. Raty dostępne są dla zakupów od 300 zł. Przedmioty objęte promocją oznaczone są na listach ofert ikoną raty zero.
W kategorii objętej promocją znajdziesz opony i felgi do różnych typów pojazdów, a także akcesoria: na przykład kołpaki, czujniki ciśnienia i wiele innych.
Regulamin promocji | 15-21 października: weź opony na raty 0% |
Czwarta, ostatnia część z serii kryminałów antropologicznych o Davidzie Hunterze, nieco odbiega od schematu trzech poprzednich. Nie ma tu tak wciągających opisów rozkładu ludzkiego ciała, a potencjalny zabójca znany jest już od początku. Wydaje się, że akcja będzie toczyła się wokół schwytania seryjnego mordercy, który – raz złapany – uciekł z więzienia. Czy na pewno? Retrospekcje
Pierwsza część książki związana jest z wydarzeniami, jakie miały miejsce osiem lat wcześniej, gdy na torfowiskach znaleziono ciało zamordowanej kobiety. Na scenę wkracza znany z poprzednich części antropolog – dr David Hunter, który wiedzie szczęśliwe życie wraz z ukochaną żoną Karą i wspaniałą kilkuletnią córką Alice. Wraz z ekipą dochodzeniową wykonuje żmudnie swoją pracę, próbując ustalić, kim jest ofiara. Czy jest to jedna z zaginionych bliźniaczek?
Monk, bo tak nazywa się zabójca ze zwichrowanym umysłem, z niebywałą siłą i niepokojącym wgłębieniem na skroni, zostaje uznany za winnego zabójstw wszystkich młodych kobiet, jakie zaginęły w okolicy w ostatnim czasie. Tylko policyjny badacz profili psychologicznych ma wątpliwości co do tego, czy przerażający Monk rzeczywiście jest winny.
Powrót do teraźniejszości
Od brutalnych mordów mija osiem lat, które Monk spędził w więzieniu. Życie Davida Huntera diametralnie się zmieniło. Dowiadujemy się, w jakich okolicznościach stracił rodzinę. Sprawa sprzed lat powraca, gdy Monk ucieka z więzienia. Pościg za mordercą odkrywa przed Hunterem nowe dowody oraz wikła w intrygę kolejne osoby. Jak w porządnej powieści kryminalnej, nic nie jest tym, czym wydaje się być, a oczywiste fakty okazują się nieprawdą. Poznajemy także Sophie, która wzbudza zainteresowanie głównego bohatera, a w której rękach tkwi wiele odpowiedzi.
„Zakopane ciało zawsze pozostawia ślad”
Simon Beckett w niezwykle lekki i wciągający sposób potrafił przedstawić nawet najbardziej odrażające aspekty pracy antropologa. I choć czwarta część perypetii dr. Huntera nie obfituje tak licznie w opisy rozkładu zwłok, jak poprzednie tomy, to z pewnością nadal pozostaje niezwykle barwna i jest przeznaczona dla ludzi o mocnych nerwach.
Charakterystyczna dla wszystkich części jest narracja, która od początku przywołuje na myśl formę pamiętnika lub prywatnych zapisków głównego bohatera. Dzięki temu zabiegowi stajemy się niemal uczestnikami wydarzeń albo co najmniej znajomymi osób, które brały w nich udział.
Bohaterowie książki są interesująco zarysowanymi osobowościami z bagażem doświadczeń. Każdy z nich jest ciekawie wykreowany, co pokazuje, że autor zna ludzką naturę i charaktery. Są jednak pewne zgrzyty, jak w przypadku Sophie, która wydaje się zachowywać nieracjonalnie, co na osobę o takim charakterze wydaje się naciągane. Czasem też wydaje się, że dr Hunter stracił nieco ze swojej spostrzegawczości i inteligencji.
Beckett we wspaniały sposób po raz kolejny pokazuje, jak naturalistycznie potrafi oddać klimat miejsc, w których rozgrywa się akcja. Pierwszy raz popis tych umiejętności mogliśmy podziwiać w drugim tomie serii o Davidzie Hunterze Zapisane w kościach, gdzie wyspa Runa została odmalowana tak, że czytając książkę, niemal czuło się deszcz, wilgoć i chłód tam panujący. Podobnie dzieje się, gdy przenosimy się na mgliste, błotne i zimne torfowiska, gdzie wielokrotnie toczy się akcja. Groza miejsca, połączona z obecnością domniemanego mordercy, nie pozwala oderwać się od książki.
Wołanie grobu, inaczej niż poprzednie części, nie wciąga od pierwszej strony. Początek wzbudza emocje nie ze względu na fascynację rozkładem ciała, ale na wstrząsające wydarzenia, które zburzyły życie Davida Huntera i sprawiły, że stał się on innym człowiekiem. W dalszej części odczuwa się pewne rozczarowanie faktem, że wiemy, kim jest zabójca, wszak ta tajemnica jest sednem dobrego kryminału. Dalej jednak mamy powrót autora do formy i akcja zdecydowanie przyspiesza. A kluczem do rozwiązania zagadki staje się pamiętnik.
Zobacz również inne książki autora.
Źródło okładki: www.wydawnictwoamber.pl/ | Simon Beckett, Wołanie grobu – recenzja |
Lato to czas, kiedy lubimy próbować czegoś nowego. Być może to piękna pogoda sprawia, ze nie możemy usiedzieć w domu. Może to wiele wolnego czasu podczas urlopu lub szkolnych wakacji pozwala nam w końcu zacząć spełniać marzenia odkładane ciągle na później? Ci z nas, którzy nie mogą pozwolić sobie na długie wakacje lub na urlop w ogóle, chcą szczególnie dobrze wykorzystać letnie popołudnia po pracy tak, aby również skorzystać z lata w pełni. Niezwykle kuszące są wszelkiego rodzaju kursy tańca. Salsa, która w ciągu ostatnich lat zyskała w Polsce wielką popularność to taniec, którego szczególnie chętnie próbujemy podczas wakacji. Latynoamerykańskie rytmy, szaleństwo wirujących kolorowych spódniczek i stukot obcasów na parkiecie to tylko część jej uroku. Salsa to przede wszystkim zabawa. Pary tańczą w kręgu, wykonując te same figury zgodnie z komendami prowadzącego, który z wypowiadanych przez siebie poleceń układa opowieść. Taniec-opowieść – nic dziwnego, że zdobywa coraz większą popularność w naszym kraju. Wakacje w pełni, czas zacząć spełniać salsowe marzenia. Po znalezieniu właściwego kursu tańca pozostaje nam tylko wybór odpowiednich butów do ćwiczeń i możemy zaczynać! Poniżej znajduje się kilka rad na to, jak znaleźć właściwe.
Obuwie taneczne czy zwykle buty na obcasie?
Wybierając się na pierwszy kurs tańca, dobrze jest zastanowić się, czy chcemy podejść do niego od początku bardzo profesjonalnie czy potraktować go jako przyjemne i niezobowiązujące hobby. Będzie to szczególnie ważne przy zakupie butów do tańca. Przy podejściu profesjonalnym będziemy chcieli zaopatrzyć się w specjalne buty taneczne. Te z kolei są znacznie droższe niż zwykłe buty na obcasie – dla pań – lub obuwie sportowe – dla panów, w których również można przetańczyć lekcje. Profesjonalne buty do tańca wykonane są z elastycznych materiałów, które pozwalają stopie dobrze wyczuwać parkiet oraz wykonywać wiele ruchów, które w tradycyjnym obuwiu są trudniejsze. Dla początkujących tancerzy być może odpowiedniejszym wyborem na pierwszy kurs tańca będą buty tradycyjne – takie, które wykorzystać możemy również w innych sytuacjach. Jeśli lekcje tańca nam się spodobają, możemy zawsze zdecydować się na zakup profesjonalnych butów do tańca, zapisując się na kolejny kurs.
Przede wszystkim wygodnie!
Wybierając buty do tańca, kierujmy się przede wszystkim tym, aby były one wygodne. Jest to szczególnie ważne, jeśli dopiero zaczynamy naszą przygodę z tańcem. Planując zajęcia z salsy, tanga argentyńskiego lub innego tańca latynoamerykańskiego, wybierajmy specjalne obuwie do tych rodzajów tańca. Sklepy z akcesoriami tanecznymi będą miały bowiem do zaoferowania drugi rodzaj butów – do tańców standardowych. Te dwa rodzaje obuwia różnią się znacznie. Standardowe jest bardziej zabudowane i wykonane ze sztywniejszych materiałów, podczas gdy latynoamerykańskie jest bardziej elastyczne. Nawet jeśli tańcząc już salsę lub tango argentyńskie nabierzemy ochoty, aby spróbować swoich sil w walcu lub foxtrocie, możemy swobodnie trenować te tańce w butach do stylu latynoamerykańskiego. Jednocześnie trening tańców latynoamerykańskich w butach standardowych nie będzie już możliwy lub przynajmniej bardzo trudny. Znając już właściwy rodzaj obuwia, panie muszą zdecydować się na odpowiedni kształt i wysokość obcasa. Tecienkie i wysokie wyglądają najatrakcyjniej na parkiecie, ale jednak są one również najmniej stabilne i polecane raczej dla doświadczonych tancerek. Początkujące powinny więc wybierać raczej obcasy niższe i szersze – typu flare lub cuban. Panowie maja zadanie ułatwione, ponieważ muszą dokonać jedynie wyboru fasonu swoich butów. Męskie obuwie tanecznerównież posiada obcas – jest on jednak niewielki i o stałej wielkości. Sposób doboru rozmiaru butów do tańca latynoamerykańskiego różni się również od sposobu doboru rozmiaru zwykłych butów. W tych damskich, podeszwa butów, w których stoimy powinna kończyć się równo z palcami. Jeśli kupujemy buty skórzane, można również wybrać je odrobinę za ciasne – materiał ten bowiem rozciągnie się w trakcie ćwiczeń, a buty powinny być cały czas dopasowane. Panowie rozmiar butów do tańca dobierają tak samo jak rozmiar normalnych butów sportowych.
W sklepie czy przez Internet?
Obecnie chętnie zamawiamy wiele artykułów przez Internet. Nie mamy czasu lub chęci na wielogodzinne chodzenie po sklepach, a taka opcja nie zabiera wiele czasu. Przy wyborze butów do tańca warto jednak poświęcić kilka godzin na zakupy. Buty – szczególnie te profesjonalne – trzeba przymierzyć, przejść się w nich, sprawdzić, czy czujemy się w nich wygodnie. Czas poświęcony na zakupy zaowocuje z pewnością większym komfortem podczas lekcji oraz radością z tańca.
Kiedy wybraliśmy już właściwe buty do tańca, nie pozostaje już nic innego, jak ruszać na parkiet. Gorące rytmy lata w wygodnych butach tanecznych z pewnością dostarczą nam wiele radości i sprawią, że pokochamy taniec. | Tanecznym krokiem przez lato – buty, które pozwolą nie tylko tobie, ale i twoim stopom cieszyć się gorącymi rytmami |
Mafijne rozgrywki w Nowym Jorku w formie planszowej, nawiązujące do kultowego „Ojca Chrzestnego”. Czy jest to rzeczywiście propozycja nie do odrzucenia? „Godfather: Imperium Corleone” to nowa produkcja utytułowanego weterana Erica Langa, twórcy bardzo dobrze znanych fanom strategiczno-ekonomicznych planszówek i karcianek takich jak „Blood Rage”, „Warhammer: Podbój”, „Chaos w Starym Świecie”, „The Others” czy też „Rising Sun”. Tym razem autor sięgnął po tematykę mafijną oraz słynną licencję nawiązującą do amerykańskiej legendy „Ojca Chrzestnego”. Gra przeznaczona jest dla od dwóch do pięciu graczy.
Weź cannoli
Wykonaniu „Godfather: Imperium Corleone” niewiele można zarzucić. Gra składa się z wielu elementów, kart i pionków, przy czym największe wrażenie robią bardzo szczegółowo wykonane figurki postaci, takich jak gangsterzy czy członkowie rodzin mafijnych. Wydaje się, że jest to bardzo bogate wydanie a sama gra mocno skomplikowana, gdy patrzy się na zawartość pudełka, ale już po jednej partii okazuje się, że zasady toczenia rozgrywki są dość proste i intuicyjne. Główny nacisk położony jest na przejmowanie kontroli nad poszczególnymi nowojorskimi dzielnicami oraz na gromadzenie surowców za pomocą… wymuszeń. W końcu to gra o zorganizowanej przestępczości, a nie o uczciwych rolnikach czy światłych książętach.
Cała rozgrywka podzielona jest na kilka większych etapów, luźno nawiązujących do fabuły „Ojca Chrzestnego”, a w ramach każdego z nich gracze kolejno podejmują wyznaczone akcje, takie jak przekupywanie urzędników, rozmieszczanie swoich ludzi na mapie, wykonywanie dodatkowych zleceń dla Don Corleone i pranie brudnej forsy. To właśnie ta ostatnia decyduje o tym, kto okaże się na koniec najpotężniejszą rodziną mafijną w mieście.
Bomba w samochodzie
„Godfather: Imperium Corleone” pozwala graczom na dość szeroką negatywną interakcję, czyli na aktywne krzyżowanie szyków przeciwników. Nawet samo, wydawałoby się neutralne, rozmieszczanie gangsterów i mafiozów na mapie, jest nacechowane mocną nutą rywalizacji. A do tego mamy jeszcze całkiem bogaty zestaw zleceń, które pozwalają podejmować różne niemiłe dla naszych współgraczy akcje, takie jak kradzież zaoszczędzonych pieniędzy, podebranie kart z ręki czy też, najbardziej bolesną, fizyczną eliminację ludzi konkurenta, których ciała po cichu spławia się w rzece.
Bywają tury, w których nasilenie działalności cyngli i używanie tutejszego odpowiednika broni masowego rażenia, czyli bomby w samochodzie, sprawia, że więcej figurek pławi się w Hudsonie, niż pozostaje na planszy. Naprawdę nie można powiedzieć, że „Godfather: Imperium Corleone” jest grą niewystarczająco krwawą i brutalną, jak na tematykę mafijną.
Cień niepewności
Najciekawszą cechą „Godfather: Imperium Corleone” jest unikalny, tajny sposób gromadzenia punktów zwycięstwa. Wypraną brudną forsę oraz wykonane zlecenia każdy z graczy chowa do metalowej walizki i bardzo trudno jest stwierdzić, nawet jej posiadaczowi, ile w danym momencie się w niej znajduje. Dzięki temu rozgrywka, w przeciwieństwie do wielu innych produkcji tego typu, w których przez cały czas wiadomo, kto ile ma punktów i jak kształtuje się sytuacja, jest o wiele bardziej ekscytująca i nieprzewidywalna. Udało się to osiągnąć bez stosowania takich zabiegów jak wprowadzenie czynnika losowego, który tutaj jest bardzo ograniczony. Koniec partii i wyłonienie zwycięzcy po podliczeniu wszystkich punktów jest zawsze zaskoczeniem, często nawet dużym, bo może się okazać, że najwięcej ich ma osoba, która przez cały czas narzekała, że wszyscy inni są od niej bogatsi. „Godfather: Imperium Corleone” pozwala, jak widać, także na pogłębioną rozgrywkę psychologiczną, która rozgrywa się poza planszą i kartami na ręce.
„Godfather: Imperium Corleone” jest jedną z tych gier, które znacznie zyskują przy bliższym poznaniu. Proste zasady okazują się być bardzo elastyczne, a każda kolejna partia pozwala lepiej zrozumieć, że w tej produkcji, która nie tylko jest ładnie wydana i nawiązuje do słynnego „Ojca Chrzestnego”, kryją się głębokie pokłady niuansów, opcji strategicznych i grywalności.
Plusy:
* bardzo dobre wykonanie,
* przejrzyste, proste zasady,
* dobre skalowanie,
* dużo negatywnej interakcji,
* dopiero na końcu dowiadujemy się kto wygrał.
Minusy:
* nawiązania do „Ojca Chrzestnego” są bardzo luźne,
* tylko jeden wzór grafiki na kartach zleceń. | „Godfather: Imperium Corleone” - recenzja gry |
„Metro 2033” autorstwa Dmitrija Głuchowskiego to jedna z ciekawszych propozycji dla fanów fantastyki. Przygody młodego Artema toczą się w smutnej i ponurej rzeczywistości pełnej popromiennych mutantów. Największym zagrożeniem dla człowieka są w nim jednak nie tajemniczy Czarni nadciągający z zamkniętej stacji Ogród Botaniczny, tylko inni ludzie. Dmitrij Głuchowski to rosyjski pisarz, dziennikarz i korespondent wojenny, którego debiutancka powieść, wydawana na początku w odcinkach w Internecie, dała początek całemu książkowemu uniwersum. Książka zatytułowana „Metro 2033”, przedstawiająca losy ludzkości chowającej się w tunelach pod Moskwą w dwie dekady po nuklearnej zagładzie, stała się inspiracją dla całej rzeszy autorów. Przetłumaczono ją na wiele języków, a na jej postawie stworzono popularną serię gier komputerowych.
Świat „Metra 2033” – zimny, niebezpieczny i przeraźliwie smutny
Fabuła powieści, której akcja toczy się w tunelach wykopanych pod stolicą Rosji, skupia się wokół młodego chłopaka imieniem Artem, który tylko przez mgłę pamięta życie w świecie poza tunelami moskiewskiego metra. Ludzkość na powierzchni nie ma już czego szukać, a podziemia stały się sanktuarium dla tych szczęśliwców, którzy przetrwali nuklearny holokaust.
Młody Artem w celu ratowania stacji WOGN, na której się wychował i dorastał, wyrusza w długą podróż, podczas której czytelnik poznaje świat ludzi uwięzionych w podziemnych tunelach. Protagonista raz po raz pakuje się w tarapaty, spotyka kolejnych towarzyszy w swojej wędrówce i odkrywa tajemnice podziemnych tuneli, szukając ratunku dla swoich bliskich.
Metro niczym miniaturowe państewka
Zagłada cywilizacji to za mało, by przekonać ludzi do solidarnego stawienia się przeciwnościom losu. W świecie „Metra 2033” kolejne linie i stacje metra oddzielone są od siebie granicami, a mieszkańcy poszczególnych regionów nie pałają do siebie miłością. Ludzkość zepchnięta pod ziemię nie zapomniała o swoich uprzedzeniach i nadal jest skora do prowadzenia wojen i zawierania strategicznych, kruchych sojuszów.
Sytuacja w moskiewskim metrze jest napięta. Brakuje żywności i wszystkich dóbr niezbędnych do życia, a ludzie gotowi są mordować się wzajemnie, jeśli tylko przyniesie im to wymierne korzyści. W samym środku tego wszystkiego śledzimy losy młodego, niedoświadczonego i trochę naiwnego Artema. Odwiedza on kolejne stacje, z których część należy do organizacji zwanej Hanzą, a w innych rządy sprawują faszyści, komuniści i członkowie innych społeczności.
Mutanci i nadprzyrodzone kreatury
Po wojnie atomowej potwory opanowały powierzchnię Ziemi, a niebezpieczni Czarni wdzierają się do ostatniego bastionu ludzkości, czyli metra. To jednak nie efekty genetycznych mutacji spowodowanych promieniowaniem są problemem dla bohatera i jego współbraci. Większym niebezpieczeństwem od krwiożerczych istot są żądni władzy ludzie oraz fanatyczni wyznawcy skrajnych ideologii.
„Metro 2033” skłania czytelnika do refleksji na temat tego, jak człowiek zachowa się w obliczu totalnej zagłady cywilizacji. Po lekturze powieści trudno nie zadać sobie też szeregu pytań na temat tego, co musiałoby się stać, by społeczeństwo wreszcie zakończyło nieistotne waśnie i połączyło się w celu stawienia się przeciwnościom. Książka jest bardzo przyjemna w odbiorze, zwłaszcza dla mieszkańca wschodniej części Europy, który w rosyjskich sąsiadach zamieszkujących moskiewskie metro może dostrzec odbicie samego siebie.
Zobacz także inne książki Dmitrija Glukhovsky'ego.
Źródło okładki: www.insignis.pl | „Metro 2033” Dmitry Glukhovsky – recenzja |
Kiedy zdarzy nam się uszkodzić zderzak w samochodzie, niekoniecznie czeka nas wizyta u lakiernika, który zajmie się jego naprawą i lakierowaniem. Przy odrobinie chęci i wysiłku jesteśmy w stanie naprawić uszkodzenie sami. Decydując się na oddanie pękniętego zderzaka do warsztatu, musimy liczyć się z kosztem od ok. 500 zł w zależności o wielkości i rodzaju uszkodzenia. W tym będzie spawanie plastiku oraz lakierowanie. Jeżeli jednak spróbujemy go sami naprawić, koszt może zamknąć się w kwocie ok. 200 zł. Samo pęknięcie przy zastosowaniu jednej sztuczki uda się naprawić nie gorzej niż u lakiernika. Natomiast sami zapewne nie polakierujemy tak perfekcyjnie zderzaka, jak profesjonalny zakład – wymaga to wiedzy i wprawy. Jednakże warto spróbować. Zaoszczędzimy dzięki temu kilkaset złotych. Jeżeli nie czujesz się na siłach lakierować, możesz naprawić pęknięcie samodzielnie, a lakierowanie powierzyć profesjonaliście. Przedstawiony przeze mnie poniżej sposób jest całkowicie amatorski i przy użyciu takowych metod i narzędzi.
Kompletujemy rzeczy do naprawy
Pierwsze, co trzeba zrobić, to skompletować wszystkie niezbędne rzeczy potrzebne do naprawy.
Potrzebne będą:
* papier ścierny o gradacji P80, P180, P400, P600, P800,
* klocek szlifierski z korka i gąbki,
* zestaw naprawczy (żywica + mata szklana),
* szpachla do tworzyw sztucznych,
* podkład do tworzyw sztucznych,
* lakier bazowy,
* lakier bezbarwny,
* zmywacz silikonowy,
* szpachelka.
Widoczne uszkodzenie zderzaka
Mycie i odtłuszczanie
Pierwszym krokiem, jaki musimy zrobić, jest dokładne umycie i odtłuszczenie naprawianego elementu. Najlepiej jest użyć do tego piany aktywnej, która rozpuści wszelkie zabrudzenia. Całość spłukujemy pod maksymalnym ciśnieniem. Po osuszeniu przemywamy dokładnie zmywaczem silikonowym.
Szlifowanie i klejenie pęknięcia
Przechodzimy do właściwego zespolenia pękniętego zderzaka. Zawsze kleimy dany element od wewnątrz. W pierwszej kolejności szlifujemy ranty pęknięcia oraz okolice, w których będziemy nakładać matę z żywicą. Robimy to papierem ściernym o dużej gradacji, np. P80 lub możemy użyć szczotki drucianej na wiertarkę. Następnie musimy jakoś spasować dwie części, żeby podczas klejenia nam się nie rozjechały. Najprostszym sposobem jest nawiercenie kilku niewielkich otworów i połączenie ich cienkim drutem. Dzięki temu odwzorujemy idealnie oryginalny kształt elementu.
Tak przygotowany zderzak można kleić. Bardzo dobre do tego są zestawy naprawcze, które zawierają żywicę, matę szklaną i utwardzacz. Przed samym klejeniem bardzo dokładnie przemywamy klejoną część zmywaczem silikonowym.
Najpierw przycinamy 2-3 arkusze maty szklanej, dopasowując je do przygotowanego miejsca. Zawsze z zapasem, ponieważ lepiej na końcu usunąć nadmiar, niż robić wszystko od nowa. Żywicę z utwardzaczem rozrabiamy w proporcji podanej na opakowaniu. Na wcześniej przygotowane miejsce nanosimy grubą warstwę żywicy, na nią dajemy wycięty arkusz maty, na nią zaś znowu żywicę. Takich warstw nakładamy dwie, maksymalnie trzy. Ważne jest, aby mata szklana była bardzo obficie nasączona żywicą. Całość zostawiamy do wyschnięcia.
Zawsze szlifujemy powierzchnię płaską przy użyciu klocka z korka, natomiast kształty obłe – klockiem z gąbki.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Szpachlowanie
Zaczynamy oczywiście od przeszlifowania papierem ściernym P180 okolic pęknięcia oraz innych defektów lakieru powstałych podczas uszkodzenia. Tak przygotowaną powierzchnię bardzo dokładnie przemywamy zmywaczem silikonowym. Do wyrównania naprawianych miejsc używamy szpachlówki, najlepiej przeznaczonej do tworzyw sztucznych – jest ona bardziej elastyczna. Staramy się nakładać jak najcieńsze warstwy szpachli. Najlepiej ok. 1 mm a maksymalnie 3 mm.
Po całkowitym utwardzeniu szpachli przechodzimy do bardzo ważnego kroku, w którym wypracujemy efekt.
Szlifowanie szpachli wymaga czasu i cierpliwości. Musimy usunąć wszelkie załamania, dziurki i inne niedoskonałości a powierzchnia powinna być idealnie gładka. Tylko wtedy uzyskamy perfekcyjny rezultat. Zaczynamy szlifowanie papierem o gradacji P400, nadając powierzchni odpowiedni kształt, następnie przechodzimy na papier P600. Należy pamiętać o wygładzeniu przejścia lakier – szpachla, żeby po lakierowaniu nic się nie odznaczało.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Podkładowanie
W momencie, kiedy mamy idealnie wyprowadzoną szpachlę, przechodzimy do nakładania podkładu. W tym celu używamy środka przeznaczonego do tworzyw sztucznych. Przed podkładowaniem obficie przemywamy zmywaczem silikonowym i zabezpieczamy folią lub papierem sąsiednie nielakierowane miejsca.
Podkładu nakładamy trzy bardzo cienkie warstwy z przerwą 5-10 minut między nimi na odparowanie. Pozostawiamy do wyschnięcia na ok. 3-4 godziny.
box:imageShowcase
Nanosimy podkład na szpachlę
Przygotowanie do lakierowania
Przed nałożeniem lakieru bazowego i bezbarwnego należy jeszcze raz obrobić papierem ściernym podkład i przejście podkład – lakier. Szlifujemy na mokro papierem o gradacji P600 i wykańczamy P800 dla idealnego efektu. Powierzchnia powinna być idealnie gładka, bez najmniejszej ryski. Papierem ściernym pracujemy ruchem posuwistym, nie okrężnym, często płucząc go w wodzie.
Lakierowanie
Jest to najtrudniejszy etap, ponieważ wymaga przynajmniej minimalnej wprawy. Bardzo ważny jest odpowiedni dobór koloru. Obecnie można kupić lakiery bazowe w sprayu dobrane według koloru nadwozia.
Proces zaczynamy od zmatowienia papierem P600 na mokro ok. 5-7 cm wokoło podkładowanego obszaru. Generalnie najlepiej jest zakończyć nowy lakier na załamaniu. Wtedy łatwiej jest zgubić przejście między starą a nową warstwą. Dużo trudniejsze jest cieniowanie na powierzchni płaskiej. Przed samym nałożeniem bazy dokładnie odtłuszczamy powierzchnię. Lakierujemy, trzymając dyszę ok. 25-30 cm od lakierowanego elementu. Bardzo ważny jest ruch ręki. Powinien być pewny i jednostajny, tak aby dokładnie pokryć całą powierzchnię kolorem. Nie można doprowadzić do powstania zacieków, a jeżeli już się to stanie, musimy go zeszlifować.
Pierwsza warstwa lakieru powinna być cienko rozpylona. Drugą nakładamy nieco grubszą, starając się jak najdokładniej pokryć dany fragment. Trzecią warstwę nakładamy tak samo, jak drugą. Po wyschnięciu wszystkich warstw baza powinna być matowa i gładka.
Przed położeniem lakieru bezbarwnego odczekujemy ok. 30 minut. Nakładamy go w dwóch warstwach, odczekując ok. 10 minut pomiędzy nimi. Lakier bezbarwny należy nakładać na powierzchnię większą niż wcześniej lakier bazowy. W taki sposób możemy zgubić przejście między starym i nowym lakierem. | Jak samodzielnie naprawić pęknięty zderzak? |
Wybór właściwego fotelika samochodowego to jedna z najistotniejszych decyzji dotyczących bezpieczeństwa dziecka. Każdego roku na rynku pojawiają się nowości, które warto sprawdzić przed zakupem. Producenci fotelików prześcigają się w rozwiązaniach, które mają uczynić ich produkty bardziej bezpiecznymi, kompaktowymi i designerskimi oraz mieć funkcje, które ułatwią życie rodzicom. Dlatego zanim podejmiemy ostateczną decyzję, warto przyjrzeć się bliżej tegorocznym propozycjom.
Oto pięć najnowszych opcji w kategorii 0–13 kg.
Recaro Guardia 2017 (od 849 zł). Najnowsza propozycja niemieckiego producenta foteli sportowych i fotelików samochodowych. Konstrukcja fotelika opiera się na znanym i docenionym modelu Privia (maksymalna ocena w testach ADAC), jednak ma kilka udogodnień, które znacząco zwiększają wygodę użytkowania. Przede wszystkim zastosowano tutaj autorski system HERO, w którym znajdziemy m.in. zintegrowany zagłówek, pasy i ochraniacze barkowe, wysokie osłony boczne, materiały absorbujące energię uderzenia oraz duże i intuicyjne przyciski. Może być montowany za pomocą pasa samochodowego lub kupionej dodatkowo bazy RECARO fix (od 524,90 zł). Fotelik waży 4,1 kg i jest dostępny w ośmiu wersjach kolorystycznych.
Doona 2 w 1 (od 1499 zł) to absolutna nowość na naszym rynku, która podbija serca miłośników małych samochodów i kompaktowych rozwiązań. Fotelik ma stelaż zintegrowany z kółkami, dzięki czemu błyskawicznie możemy zmienić go w praktyczny miejski wózek. Fotelik otrzymał 4 gwiazdki w testach ADAC, więc jest nie tylko funkcjonalny, ale również bezpieczny. Ma podwójną ściankę osłony bocznej, specjalnie wyprofilowaną poduszkę oraz system anti-rebound, czyli ramę opierającą się na oparciu siedzenia, co zmniejsza możliwość przemieszczenia się fotelika podczas zderzenia. Po przekształceniu w wózek ma wygodny hamulec i amortyzowane koła, a uchwyt do noszenia fotelika służy jednocześnie za kierownicę wózka. Wnętrze siedziska uszyte jest z tkaniny bambusowej, a dzięki temu odporne na zapachy i zabrudzenia. Zapewnia cyrkulację powietrza i ma właściwości antybakteryjne.
Kiddy Evoluna i-Size (od 1599 zł). Bezkonkurencyjny zwycięzca testów ADAC 2016 w swojej kategorii. Dodatkowo spełnia najnowszą i wyjątkowo wymagającą normę bezpieczeństwa I-size. Fotelik jest jednym z niewielu dostępnych na rynku, w których możemy przewozić dziecko w pozycji leżącej. Specjalny stelaż zapewnia wygodę plecom, neutralizuje wstrząsy i zapewnia cyrkulację powietrza. Oczywiście po wypięciu mamy możliwość przymocowania fotelika do większości markowych stelaży wózków i również przewożenia maluszka w komfortowej pozycji. Fotelik sprzedawany jest wyłącznie w zestawie z bazą isofix i tylko w ten sposób może być używany, dlatego nie nadaje się do starszych aut.
Takata Mini (od 999 zł). Mało znany na naszym rynku japoński producent specjalizujący się w samochodowych systemach bezpieczeństwa. Fotelik został zaprojektowany w Niemczech i spełnia europejskie normy bezpieczeństwa. Jest wyposażony w pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa wraz z automatyczną regulacją, a do jego konstrukcji użyto opatentowanego materiału AIR PAD, który absorbując energię podczas zderzenia, maksymalnie chroni główkę dziecka (podobna technologia stosowana jest w kaskach motocyklowych). Wszystkie materiały zostały dodatkowo sprawdzone pod względem zawartości szkodliwych substancji. Foteliki mogą być mocowane przy użyciu pasa samochodowego lub zakupionej dodatkowo bazy isofix. Do wyboru mamy trzy wersje kolorystyczne.
Avionaut Ultralite (od 699 zł). Zwycięzca w kategorii fotelików samochodowych na największych ogólnopolskich targach branży dziecięcej Kids’ Time 2017 w Kielcach. Jest wyjątkowy pod wieloma względami i znacznie podnosi poprzeczkę konkurencji. Przede wszystkim jest niezwykle lekki. Dzięki zastosowaniu specjalistycznych materiałów waży jedynie 2,5 kg. Testy bezpieczeństwa znacznie przekraczają wymogi normy i-Size, zastosowane materiały pochłaniają energię uderzenia, a wyjątkowy system ochrony bocznej świetnie osłania maluszka. Fotelik zaprojektowano w Polsce we współpracy z fizjoterapeutą Pawłem Zawitkowskim. Dopracowana konstrukcja maksymalnie ogranicza skutki uderzenia.
Wysokiej jakości i właściwie dobrany fotelik to gwarancja bezpieczeństwa naszego dziecka. Podczas zakupów pamiętajmy, że najważniejsze jest dopasowanie fotelika do samochodu i dziecka, a dopiero w dalszej kolejności jego kolorystyka czy dodatkowe udogodnienia.
Czytaj więcej o fotelikach samochodowych w kategorii 0-13 kg | Foteliki samochodowe – pięć nowości w kategorii 0–13 kg |
Sneakersy to jeden z popularnych modeli obuwia sportowego. W sezonie jesień-zima jednak pojawiają się w nowych odsłonach, czyli w wersji za kostkę. Do jeansów, bawełnianych joggerów, a nawet klasycznych chinosów. Jeśli szukasz sprawdzonych stylizacji dla chłopca, jesteś w dobrym miejscu. Poniżej przegląd jesiennych propozycji z wykorzystaniem sneakersów za kostkę. Jesień to specyficzna pora roku. Niekiedy deszczowa, innym razem słoneczna. Ta zmienna pogoda wymusza na nas odpowiedni dobór stylizacji, zarówno pod kątem odzieży, jak również obuwia. Oprócz ciepłych, otulających ubrań, bez wątpienia w garderobie malucha nie może zabraknąć sneakersów za kostkę. Podpowiadamy, jakie modele są teraz na topie i jak je ze sobą zestawiać, aby tworzyć efektowne, niepowtarzalne stylizacje.
Bawełniane joggery
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
Pierwsza propozycja zapewne przypadnie do gustu wszystkim chłopcom, którzy preferują na co dzień sportowe stylizacje. Sneakersy za kostkę idealnie wpisują się w takie zestawy, a jeśli będą odpowiednio dopasowane pod kątem kolorystyki i wzornictwa, stworzą ciekawy i efektowny look. Jak na jesień przystało, niezbędne okażą się ubrania z długim rękawem. Ciepła bluza, wykonana z wysokiej jakości bawełny w czerwonym kolorze, to absolutny must have. Posłuży dziecku przez wiele lat, a co więcej – dopełni każdy zestaw. Do tego koniecznie warto dobrać czarne joggery. Kiedy nie można obejść się bez okrycia wierzchniego, kurtka jeansowa lub puchowy bezrękawnik będą strzałem w dziesiątkę!
Kurtka bomberka
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Miłośnicy casualowych stylizacji będą usatysfakcjonowani. Tym razem zestaw, który idealnie wpisze się w ten klimat. Choć sneakersy za kostkę to sportowe obuwie, to jednak są na tyle uniwersalne, że z powodzeniem można je łączyć z klasycznymi elementami odzieży. Czarna kurtka typu bomberka i gładkie spodnie jeansowe w granatowym kolorze to jedna ze sprawdzonych propozycji na jesień. Do tego niezbędny okaże się również t-shirt. Najlepiej basicowy, w stonowanym kolorze. Biel, czerń i szarość to kolory, które stanowią odpowiednie uzupełnienie każdej stylizacji.
Koszulka polo
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Jesienne stylizacje ze sneakersami za kostkę, nie mogą się obyć bez zestawu z koszulką polo. Ten element odzieży wyjątkowo dobrze komponuje się ze sportowymi dodatkami, a przy tym stanowi również świetne uzupełnienie casualowych propozycji. Oprócz spodni jeansowych, śmiało można tworzyć stylizacje z bawełnianymi chinosami. W sezonie jesień-zima szczególnie na topie są stonowane kolory, dlatego dobrym wyborem będą buty i spodnie w granatowym odcieniu. Jeśli zdecydujesz się na koszulkę polo, wtedy koniecznie należy wziąć pod uwagę kurtkę. Wczesną jesienią można jeszcze sięgać po wersję jeansową. To idealna alternatywa dla grubych, ocieplanych bluz czy puchowych bezrękawników.
Szukasz inspiracji na jesienne stylizacje dla swojego malucha? Jeśli tak, koniecznie weź pod uwagę zakup sneakersów za kostkę. Jest to jeden z tych rodzajów obuwia, który wiedzie prym w trakcie przygotowań do zmieniającej się pory roku. Jak wiadomo, jesienią pogoda potrafi płatać figle, dlatego każdy chłopiec powinien mieć w swojej szafie choć jedną parę wyższego obuwia. | Sneakersy za kostkę – modny dodatek do jesiennych stylizacji. Propozycje dla chłopca |
Po kilku latach intensywnego grania każdy posiadacz konsoli to przechodzi – trzeba wymienić kontroler. Ceny oryginalnego pada DualShock 3 wahają się od 90 do 120 złotych. Nie jest to dużo, aczkolwiek warto przejrzeć oferty innych producentów, ponieważ niektóre pady „nieoficjalne” oferują o wiele lepszą wygodę grania oraz dodatkowe funkcje. W tym zestawieniu przyjrzymy się dostępnym na rynku modelom. LOGITECH CHILLSTREAM
Szukając czegoś niecodziennego, warto przyjrzeć się modelowi Logitech ChillStream. Pad ten charakteryzuje się niecodziennym designem oraz… funkcją chłodzenia naszych zmęczonych i spoconych od wielogodzinnych sesji przy konsoli dłoni. System wdmuchuje zimne powietrze wprost na palce oraz wewnątrz naszej dłoni. Pad posiada standardowy układ klawiszy, znany z DualShock 3. Niestety nie obsługuje łączności bezprzewodowej (komunikacja z konsolą poprzez przewód USB). Cena modelu ChillStream wynosi 90 złotych.
GIOTECK GAMEPAD VX-2
Pad Gioteck Gamepad VX-2 to propozycja dla osób, które poszukują klasycznego wyglądu połączonego z lepszą ergonomią niż w przypadku DualShock 3. Gumowe uchwyty zapewniają dobrą stabilność kontrolera podczas rozgrywki, a wyprofilowane przyciski sprawią, że gracz będzie czerpać jeszcze większą przyjemność z gry. Pad dostępny jest w dwóch wersjach – w cenie 40 złotych na przewód USB oraz za 90 złotych łączący się z konsolą za pomocą Bluetooth.
MEDIA-TECH MT1505
Kolejną propozycją w naszym zestawieniu jestMedia-Tech MT1505. Pad charakteryzuje się designem znanym z oryginalnego kontrolera od Sony. Ciekawostką mogą być bordowe analogi. Łączy się bezprzewodowo z konsolą, a wbudowany akumulator pozwala na 10 godzin rozgrywki. Znajdziemy tutaj również silniczki wibracyjne. Cena pada wynosi 60 złotych.
A4TECH HYPERION
Bardzo ciekawy design posiada pad A4Tech Hyperion. Gumowe uchwyty w połączeniu z dwunastoma przyciskami funkcyjnymi sprawiają, że urządzenie będzie dobrze się sprawdzać przy rozgrywce w tytuły zręcznościowe i sportowe. Cena tego sprzętu to 40 złotych. Łączy się z konsolą bezprzewodowo.
NATEC GENESIS PV44
Natec Genesis PV44, to bezprzewodowy pad z gumowym wykończeniem oraz silniczkami wibracyjnymi. Posiada dwa analogi z funkcjami przycisku, trzystopniową czułość joysticków oraz piętnaście przycisków funkcyjnych. Ponadto znajdziemy tutaj 8-kierunkowy D-Pad. Genesis PV44 zasilany jest dwoma bateriami AAA. Jego cena wynosi 90 złotych.
ESPERANZA EG102
Klasyką nieoryginalnych padów do konsol jest Esperanza EG102. Jej największym pozytywem jest cena wynosząca kilkanaście złotych (maksymalnie 20). Kupując kontroler z myślą o gościach, z którymi będziemy grać z Fifę, czy PESa, można zainteresować się tym sprzętem, jednak jako główny nie zda on swojej roli.
SPEEDLINK STRIKE NX
Zestawienie kończymy futurystycznie wyglądającym padem Speedlink Strike NX. Na aukcjach znajdziemy dwie wersje – jedną bezprzewodową, drugą na kabel USB. Cena pierwszego wynosi około 120 złotych, drugiego około 60 złotych. Niewątpliwą zaletą tego kontrolera jest niewielka waga oraz przyciski czułe na dotyk. Wersja bezprzewodowa wytrzymuje bez ładowania 8 godzin pracy.
PODSUMOWANIE
Kontroler do gier to kwestia indywidualna. Każdy gracz powinien sam wypróbować, jaki pad najbardziej mu odpowiada. Niewątpliwie ciekawą propozycją może być sprzęt Logitech ChillStream, który chłodzi zmęczone dłonie. Szukając zamiennika do DualShock 3, można zainteresować się Media-Tech MT1505, który jest do niego zbliżony designem. Gdy chcemy kupić kontroler tylko po to, żeby mieć coś zapasowego dla gości, można wybrać Esperanze EG102. | Wybieramy pada do PlayStation 3 |
Klocki pozwalają dziecku tworzyć dowolne wymyślone konstrukcje, rozwijają jego wyobraźnię, zdolności manualne, koncentrację i kreatywność. Budowanie z klocków przygotowuje malucha także do nauki liczenia i kolorów. Są one uniwersalną zabawką, którą uwielbiają zarówno chłopcy, jak i dziewczynki, niezależnie od wieku. Specjaliści twierdzą, że im prostsze klocki, tym korzystniej wpływają na kreatywność dziecka. Przedstawiamy propozycje, które zaskakują tworzywem, z jakiego powstały, i możliwościami, jak dają.
Jeżyki
Wielu z nas pamięta te klocki z czasów swojego dzieciństwa. Zaraz po drewnianych i lego pokolenie współczesnych trzydziestolatków chyba najchętniej sięgało właśnie po jeżyki. Dlaczego? Bo pozwalają na tworzenie najbardziej wymyślnych form przestrzennych. Poszczególne elementy to podstawowe figury geometryczne zakończone krótkimi kolcami. Wciskane jedne na drugie tworzą rozmaite konstrukcje. Grzebienie łatwo się zaczepiają o siebie, a sama powierzchnia łączenia jest na tyle duża, że nie sprawia dziecku problemów i dobrze dopasowuje się do małych rączek. Jeżyki doskonale rozwijają wyobraźnię i umiejętności manualne.
Klocki-kredki
To dobre rozwiązanie dla maluchów, które szybko się nudzą jedną czynnością. Klocki-kredki łączą dwie ulubione zabawy: kolorowanie i budowanie z klocków. Są kolorowe, zdobione literkami oraz cyferkami i na tyle duże, że raczej nie zmieszczą się w buzi. Ich kształt dobrze pasuje do małej rączki. Atutem tych kredek świecowych jest przede wszystkim ich budowa, która pozwala łączyć je jak klocki. Zatem gdy dziecko znudzi się kolorowaniem, może stać się budowniczym. Co ważne dla rodziców, ślady po kredkach łatwo można usunąć z różnych powierzchni.
Klocki magnetyczne
To zabawa bez granic. Ponad 200 maleńkich kulek z magnesów neodymowych pozwala układać przeróżne konstrukcje trójwymiarowe. Jeśli chcesz zobaczyć, jakie cudeńka można z nich zrobić, wystarczy, że skorzystasz z pomysłów dostępnych w Internecie. Oczywiście to zabawka nie dla małych dzieci. Średnica kulek wynosi zaledwie 5 mm, dlatego klocki Neocube będą doskonałym upominkiem dla nastolatka. Na przedszkolaków czeka nieco większa wersja klocków magnetycznych. Neodymowe kuleczki dołączone są do pałeczek, a stalowe kulki mają średnicę 12 mm, ponadto zestaw obejmuje plastikowe kwadraty, trójkąty, okna czy drzwi, pozwalające tworzyć niezliczone konstrukcje. I choć nie jest to zabawka dla trzylatka, sześciolatek z pewnością spędzi przy niej długie godziny.
Klocki miękkie
Idealne dla maluszków. Wypełnione są gąbką, a ich jaskrawe kolory i nadruki zabawnych postaci przyciągają uwagę dziecka i rozwijają jego zdolności manualne. Dodatkowym atutem klocków miękkich jest możliwość zabawy nimi także podczas kąpieli. Warto też obejrzeć modele gumowe, które pozwalają na rozkładanie i składanie elementów. Taka zabawa bardzo dobrze ćwiczy mięśnie dłoni i rozwija motorykę.
Klocki ceramiczne
To propozycja dla dzieci nieco starszych. Klocki ceramiczne pozwalają na stworzenie konkretnej konstrukcji – domu z garażem, kapliczki czy młyna. W zestawie znajdują się: cegiełki, cement oraz kielnia. Warto dodać, że elementy wykonane są z naturalnych materiałów, a zestawy można łączyć i wielokrotnie wykorzystywać, gdyż cement jest rozpuszczalny w wodzie. Dziecko może budować nie tylko na podstawie załączonych planów, ale niczym prawdziwy fachowiec tworzyć konstrukcje według własnego pomysłu. To świetny sposób na wyrobienie orientacji przestrzennej.
Klocki tekturowe
Ta niezwykle prosta propozycja adresowana jest do małych dzieci. Wykonane z tektury klocki są lekkie i bezpieczne. Z każdej strony sześcianu znajduje się ilustracja odpowiadająca innej bajce, zatem zestaw można łączyć na kilka sposobów, tworząc za każdym razem inną budowlę. Klocki świetnie ćwiczą spostrzegawczość, a ich wielkość pasuje do małej rączki, wspomagając jej motorykę. Zachęcająca jest również cena, za zestaw zapłacimy około 30 zł, a ta solidnie wykonana zabawka w przyszłości posłuży innym dzieciom. | Klocki zaskakujące oryginalnością |
Apaszka wraca do łask i to ze zdwojoną siłą. Kobiety coraz chętniej sięgają po ten dodatek, a to wszystko ze względu na różnorodność wzorów i bogatą kolorystykę. Podpowiadamy, jakie wzory będą szczególnie modne w tym sezonie i w które z nich warto inwestować. Poszukujesz dodatku, który z łatwością odmieni twoją stylizację? Jeśli tak, to warto postawić na zakup apaszki. Stanowi ona wspaniałe uzupełnienie każdego stroju, począwszy od eleganckiej sukienki, dopasowanych spodni jeansowych, a skończywszy na zwiewnej spódnicy. Zanim jednak zaczniemy poszukiwania, należy wiedzieć, jakie wzory powinny znaleźć się w naszej szafie.
Apaszka – subtelny dodatek
Apaszka znana jest każdej kobiecie. To właśnie z jej udziałem jesteśmy w stanie zmienić i odpowiednio dopełnić daną stylizację. Ze względu na bogatą ofertę producentów możemy wybierać spośród wielu ciekawych materiałów i wzorów. Największą zaletą apaszek jest ich uniwersalność. Mogą być zakładane zarówno do sportowego zestawu, jak również do eleganckiego z sukienką na czele.
Jak nosić apaszkę?
Na rynku dostępnych jest wiele rodzajów apaszek – istnieją takie, które są tak małe, że owijają tylko szyję, albo tak duże, że można zrobić z nich bluzkę. Dzięki temu jest kilka sposobów na noszenie apaszki. Do tych najbardziej popularnych zalicza się wspomniane wiązanie na szyi. Ten sposób jest chętnie wykorzystywany przez dojrzałe kobiety, które pragną ukryć pewne widoczne mankamenty swojej figury. Kolejny sposób to wiązanie apaszki na włosach. Zwłaszcza młodym kobietom powinien spodobać się ten pomysł. Zanim jednak zdecydujemy się na wykorzystanie apaszki w celu stworzenia opaski na włosy, warto pamiętać, aby była ona dopasowana do reszty stylizacji. Miejmy na uwadze, że apaszka wcale nie musi być znajdować się na ciele. Obecnie na topie jest przewiązywanie jej na ramieniu torebki. Co więcej, można użyć jej zamiast paska do spodni. Tak naprawdę wszystko zależy od rozmiaru apaszki i od naszej wyobraźni.
Jakie materiały?
Wybór apaszki nie jest tak prosty, jak mogłoby się wydawać. Duży wpływ ma na to obszerna gama materiałów, z jakich może być wykonana. Do grona najbardziej popularnych tkanin zaliczany jest jedwab, poliester, bawełna i wiskoza. Zwłaszcza jedwab zasługuje na szczególne uznanie. Przypadnie do gustu wszystkim kobietom, które uwielbiają klasyczne zestawienia. Ten materiał jak żaden inny doda każdej stylizacji szyku i elegancji.
Jakie wzory będą modne w sezonie wiosna/lato 2016?
Kratka, paski, a może motyw kwiatowy? To wzory, które warto mieć w swojej garderobie. Kratka sprawdzi się w stylizacjach casualowych, gdzie dopełnieniem będą stonowane odcienie, zaś motyw kwiatowy wpisze się niemal w każdy styl – począwszy od sportowego, a skończywszy na eleganckim i formalnym.
W twojej szafie brakuje apaszki? Jeśli tak, to koniecznie należy to zmienić. Apaszka to gorący trend tego sezonu, który okaże się niezbędny podczas wielu okazji. Na spotkaniu biznesowym powinna znaleźć się na szyi, zaś w przypadku muzycznego festiwalu wszystkie chwyty dozwolone – przewiązana na nadgarstku lub na włosach. Możliwości jest wiele. | Apaszka – jakie wzory będą modne w tym sezonie? |
Wybór smartfona ze średniej półki cenowej to nie lada wyzwanie. W cenie do 1500 zł można znaleźć kilkadziesiąt modeli od najróżniejszych producentów. Przygotowaliśmy zestawienie składające się z czterech propozycji, które wyróżniają się na tle konkurencji i które mogą być doskonałym prezentem świątecznym. Szukając na prezent smartfona w cenie do 1500 zł, wybiera się z przynajmniej kilkudziesięciu różnych modeli. Wśród nich znajdują się telefony różniące się wielkością, zestawem funkcji, rokiem produkcji i specyfikacją. Z ofert producentów działających na polskim rynku wybraliśmy cztery najciekawsze produkty, które powinny być bardzo dobrym prezentem świątecznym dla osoby w każdym wieku.
Olbrzymi LG G3
Jedną z ciekawych propozycji jest tegoroczny topowy smartfon od koreańskiej firmy LG. Zaprezentowany został na początku tego roku i wyróżnia go ekran o bardzo dobrej jakości. Producent zdecydował się na wykorzystanie 5,5-calowego panelu o fenomenalnej rozdzielczości 2560 na 1440 pikseli.
Płynną pracę systemu Android w LG G3 zapewnia czterordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 801 taktowany zegarem 2,5 GHz, wspierany przez 2 GB lub 3 GB pamięci operacyjnej RAM (w zależności od wersji). Za zdjęcia odpowiada aparat fotograficzny 13 Mpix. Wybierając ten model, trzeba mieć jednak świadomość, że ze względu na ogromny wyświetlacz urządzenie ma pokaźne gabaryty.
Topowy Samsung Galaxy S5
Bardzo dobrym wyborem będzie też tegoroczny najwyższy model w ofercie innego giganta z Korei, czyli Samsunga. Galaxy S5 to urządzenie o świetnej specyfikacji, cechujące się 5,1-calowym wyświetlaczem Full HD.
W środku znalazł się taktowany zegarem 2,5 GHz procesor Qualcomm Snapdragon 801 oraz 2 GB pamięci RAM, a za zdjęcia odpowiada aparat 16 Mpix. To urządzenie z najwyższej półki, które jeszcze przez wiele miesięcy nie doczeka się bezpośredniego następcy i jest znacznie przystępniejsze pod względem rozmiaru od propozycji LG.
Ciekawa Nokia Lumia 830
Dla osób poszukujących smartfona z systemem Microsoftu obecnie jedną z najciekawszych propozycji ze średniej półki cenowej jest Nokia Lumia 830. To zaprezentowany w drugiej połowie tego roku 5-calowy smartfon o rozdzielczości HD i ciekawym wzornictwie.
Urządzenie nie ma tak wyśrubowanych parametrów jak w przypadku telefonów Samsunga i LG, ale procesor Qualcomm Snapdragon 400 i 1 GB pamięci RAM wystarcza do płynnej pracy systemu Windows Phone 8.1. Telefon robi też bardzo dobre zdjęcia głównym aparatem 10 Mpix.
Ubiegłoroczne telefony Apple
W cenie do 1500 zł próżno szukać najnowszego telefonu Apple, czyli iPhone’a 6. Warto jednak wziąć pod uwagę dwa modele smartfonów zaprezentowane odpowiednio rok i dwa lata temu. iPhone 5c to nietypowy model cechujący się plastikową obudową w różnych kolorach.
Starszy iPhone 5 ma niemal identyczną specyfikację techniczną jak zaprezentowany rok później iPhone 5c, ale jest znacznie bardziej elegancki i mniej krzykliwy. Oba urządzenia nadal sprawują się świetnie i robią piękne 8 Mpix zdjęcia. Producent udostępnił dla nich aktualizację systemu operacyjnego do najnowszej wersji iOS 8.1 wprowadzającą nowe funkcje znane z nowszych modeli.
Podsumowanie
Przed wyborem odpowiedniego smartfona warto zorientować się, jakiego urządzenia potrzebuje osoba, która ma zostać nim obdarowana. Wśród naszych propozycji znalazły się dwa urządzenia z najpopularniejszym systemem mobilnym Android, ale dla wielu użytkowników lepszą propozycją może być smartfon z oprogramowaniem Microsoftu, czyli systemem Windows Phone 8.1. Użytkownicy komputerów Apple z kolei znacznie bardziej ucieszą się z iPhone’a niż ze smartfona z oprogramowaniem pochodzącym od innej firmy. | Jaki smartfon ze średniej półki kupić pod choinkę? |
Spacer to najbardziej naturalna forma ruchu. Nasz układ kostny i mięśniowy potrzebuje codziennej dawki ruchu do zachowania zdrowia i pełnego zakresu ruchomości. Zalecana liczba kroków to 10 000 każdego dnia, czyli około 4 kilometry spaceru. Może się to wydawać sporym dystansem, ale warto poszukać metody na pokonanie takiej odległości. Pomoże w tym krokomierz albo pulsometr. Chodzenie szybkim krokiem każdego dnia przez 20–30 minut powinno być stałym punktem dnia. Spacerować można niezależnie od pogody. Wystarczą wygodne buty i dobra kurtka przeciwdeszczowa. Aktywność na co dzień jest bardzo ważna nie tylko dla zdrowia, ale i dla lepszego samopoczucia. Dotlenione ciało i rozruszane mięśnie o wiele lepiej się regenerują i sprawiają, że mamy w sobie więcej życia. Aktywne osoby mają sporo energii i chęci do działania, dlatego dobrze jest spróbować i przekonać się, że to działa.
Czy spacer to wystarczająca aktywność?
Przyspieszone tętno jest niezbędne do budowania lepszej wydolności i kondycji organizmu. Można to osiągnąć przez większy wysiłek fizyczny. Jeśli spacer nie jest w stanie wywołać u ciebie przyspieszonej akcji serca, pomyśl o marszobiegach. W czasie spaceru wplataj wolny bieg. Możesz ćwiczyć w dowolnym rytmie, np. 3 minuty marszu i 30 sekund biegu albo 5 minut marszu i 1 minuta biegu. Masz zupełną dowolność i możesz dopasować wysiłek do swoich możliwości.
Dobrym rozwiązaniem jest nordic walking, szczególnie dla osób, które nie mogą obciążać stawów bieganiem. Kije do nordic walking są lekkie i sprawiają, że do wysiłku angażowane jest całe ciało. Ramiona powinny pracować w dużym zakresie ruchu. Wykonuj nimi płynne pociągnięcia, które sprawią, że ze spaceru wyniesiesz znacznie więcej korzyści. Nordic walking jest u nas coraz bardziej popularnym sportem. Nie wymaga dużych nakładów finansowych, jest prosty i można ćwiczyć wszędzie. To ogromna zaleta. Jeśli ciężko jest ci się zmobilizować, poszukaj kogoś, kto będzie spacerował z tobą. Jest wiele grup, które umawiają się na wspólne treningi 2–3 razy w tygodniu. Dla wielu osób grupa jest najlepszą motywacją.
Przerwa na ćwiczenia
Spacer na świeżym powietrzu może być też dobrym wstępem do innych ćwiczeń. Wyjście z domu to właściwy sposób na oderwanie się od codziennych obowiązków i poświęcenie czasu sobie. Znajdź spokojne miejsce w parku lub innym miejscu, najlepiej z dala od ulicy. Wykonaj kilka głębszych wdechów i przeciągnij się. Zacznij od wzmocnienia nóg i zrób kilka przysiadów. Zejdź nisko, ale pamiętaj, że kolana nie powinny wykraczać poza linię stóp. Pilnuj tego, żeby uniknąć przeciążeń i bólu kolan. Następnie kilka razy wespnij się na palcach i rozluźnij mięśnie. Poza tym możesz zabrać ze sobą skakankę i co jakiś czas skakać przez 2–3 minuty. To jedno z najlepszych ćwiczeń na zwiększenie wydolności. Warto polubić skakankę i przypomnieć sobie, jak się z nią skacze.
Kolejnym dobrym ćwiczeniem są pajace. Nie musisz zabierać do parku maty, żeby ćwiczyć w plenerze. Oczywiście możesz to zrobić, ale wtedy postaw na spokojne ćwiczenia rozciągające. Pajace pomogą spalić więcej tkanki tłuszczowej i sprawią, że ciało będzie jędrniejsze. Następnie wykonaj kilka wypadów do przodu i do tyłu. Dzięki nim nogi będą mocniejsze i gotowe do podjęcia aktywności z większym obciążeniem.
W terenie może przydać się prosty sprzęt, który warto mieć w kieszeni. Pomyśl o gumach do ćwiczeń, które zwiększą opór i znacznie utrudnią wykonywanie ćwiczeń. Kilka prostych ćwiczeń możesz wykonać w kilku seriach. Spaceruj przez 10–15 minut i zrób sobie przerwę na kilka ćwiczeń. Następnie znowu przejdź do marszu i wykonaj kolejną serię. Potwórz do 3–4 razy, jeśli masz czas. | Spaceruj codziennie i dodaj do tego kilka prostych ćwiczeń |
Choć coraz więcej osób zastępuje tradycyjne aparaty fotograficzne tymi w smartfonach i telefonach komórkowych, rynek lustrzanek i kompaktów wciąż cieszy się dużą popularnością. Podpowiadamy, jaki aparat wybrać. Fotografia to dla niektórych wakacyjne hobby, dla innych sztuka. Są i tacy, którzy dzięki niej zarabiają na życie. Nic dziwnego, że na rynku nie brakuje różnych rodzajów aparatów fotograficznych, przystosowanych do wymagań każdej z tych grup.
Aparat kompaktowy: idealny dla wakacyjnego fotografa
Jeżeli sam określasz się mianem fotografa-amatora, najlepszym wyborem będzie dla ciebie klasyczny aparat kompaktowy. Urządzenia tego typu są w pełni zintegrowane, mają niewielkie rozmiary, więc nie zajmują zbyt wiele miejsca w bagażu i nie narażą cię podczas wakacji na żadne nieprzyjemności. W czym rzecz? To proste: z klasycznym kompaktem wejdziesz właściwie do każdego zabytkowego obiektu, który zezwala na fotografowanie. W przypadku profesjonalnych lustrzanek z dużymi obiektywami nie zawsze jest to możliwe.
Kompakty wykonują za nas zdecydowaną większość pracy – zadaniem użytkownika jest wybranie trybu pracy sprzętu, wykadrowanie obrazu i naciśnięcie spustu. Zakup takiego urządzenia może jednak okazać się równie skomplikowany, co wybór profesjonalnego aparatu fotograficznego. Na rynku dostępnych jest bowiem wiele modeli kompaktów o zaawansowanych funkcjach i obiektywach o bardzo wysokiej rozdzielczości. Kupując jednak zwykły, amatorski sprzęt warto kierować się zasadą: „im prościej, tym lepiej”. Przeciętnemu użytkownikowi w zupełności wystarczy urządzenie o rozdzielczości obrazu wynoszącej kilkanaście megapikseli – korzystając z większej możemy po prostu nie dostrzec żadnej różnicy.
Najlepsze kompakty produkują popularne marki, m.in. Canon, Sony, Panasonic i Nikon.
Kompakty: zalety i wady
Największymi zaletami aparatów kompaktowych są przede wszystkim ich niewielka waga i gabaryty. Kompaktowość aparatu polega więc na tym, że zmieści się on w każdej torebce, w każdym plecaku, a nawet w kieszeni. Przy tym jest lekki i nie będzie ciążył nawet podczas długich wycieczek. Niestety aparaty kompaktowe są już gotowymi, „zamkniętymi” urządzeniami, których możliwości nie możemy rozbudowywać tak, jak w przypadku lustrzanek. Urządzenie tego typu nie gwarantuje też równie dobrych jakościowo zdjęć, ale jest za to dużo tańsze i prostsze w obsłudze.
Lustrzanka: dla fotografów-profesjonalistów (i nie tylko)
Jeżeli do fotografii podchodzisz nieco poważniej, zdecydowanie lepszym rozwiązaniem będzie dla ciebie zakup lustrzanki. To urządzenie dużo bardziej zaawansowane technologicznie, oferujące znacznie więcej możliwości. Praca na ustawieniach automatycznych nie różni się jednak bardzo od fotografowania aparatem kompaktowym, więc to dobry sprzęt także dla kogoś, kto dopiero stawia pierwsze kroki w „poważniejszej” pracy z aparatem. Do wykonania najbardziej podstawowych zdjęć wystarczy też obiektyw dołączony w zestawie ze sprzętem. Z czasem, wraz z rozwojem naszych umiejętności, można (i warto) wymienić go na lepszy. Pod tym względem lustrzanki zdecydowanie przewyższają kompakty, których nie można rozbudowywać.
Wybierając aparat typu lustrzanka warto też zwrócić uwagę na jego gabaryty – duży i ciężki sprzęt nie będzie zbyt wygodny podczas długich i męczących wycieczek, na przykład wypraw w góry. Zwróć także uwagę na dodatkowe funkcje aparatu, jak choćby nagrywanie filmów HD, które mogą okazać się przydatne podczas utrwalania wakacyjnych wspomnień.
Najlepsze lustrzanki produkują popularne marki, m.in. Nikon, Canon czy Pentax.
Lustrzanki: wady i zalety
Niekwestionowaną zaletą lustrzanek jest wysoka jakość robionych przez nie zdjęć. Dzięki większemu zaawansowaniu technologicznemu aparaty tego typu umożliwiają ustawienie konkretnych parametrów obrazu, ISO, przysłony, trybu fotografowania. Dzięki temu zyskujesz pełną kontrolę nad wykonywany, zdjęciem. Lustrzanka zapewnia również wyraźniejszy obraz o mniejszych szumach, a aparat można rozbudowywać o dodatkowe akcesoria, takie jak lampa błyskowa czy inny obiektyw.
Największym minusem lustrzanek jest ich spora waga i gabaryty, które mogą dać się we znaki podczas dłuższej pracy z aparatem. Urządzenia tego typu są też zazwyczaj dużo droższe, a dokonanie właściwego wyboru sprzętu wymaga eksperckiej wiedzy.
Zanim zdecydujesz się na zakup konkretnego aparatu, zastanów się, do czego jest ci on potrzebny. Odpowiedź na to pytanie nie tylko ułatwi ci wybór odpowiedniego urządzenie, ale także pozwoli ci sporo zaoszczędzić. | Kompakt czy lustrzanka? |
Brud, smród i brak ogłady – to właśnie Jakub Wędrowycz. Nie zrażajcie się jednak! Kolejna książka Andrzeja Pilipiuka, chociaż opowiada o z pozoru nieciekawym bohaterze, okazuje się być nad wyraz interesująca! To świetnie napisana i niezwykle pomysłowa satyra na naszą rzeczywistość. Brudno i marudno, czyli pobijmy się!
Andrzej Pilipiuk już po raz ósmy zaprasza nas do wejścia w świat cyklu „Oblicza Wędrowycza”. A kim ów Wędrowycz jest? To obdartus, pijak i ochlapus. Jest wiekowy, przerażający i nic sobie z niczego nie robi. Nie stroni od alkoholu – również własnoręcznie pędzonego bimbru. Nie stroni od rozrywki kosztem innych, dlatego jego głównym zajęciem jest kłusownictwo. Nie stroni również od ciemnych mocy, z którymi ma styczność jako wiejski egzorcysta. Odstręcza i odrzuca – jak nie swoim wyglądem, to zapachem. A jeśli będziemy skłonni przymknąć oko na jego powierzchowność, odrzuci nas całkowitym brakiem ogłady i kultury osobistej. No bo po co to komu?
Jakub Wędrowycz zadaje się z dokładnie takimi samymi, odrażającymi typami jak on – razem piją, przeklinają, piją jeszcze więcej oraz produkują bimber, aby było co pić. No i się biją. Jak nie ma z kim, to mogą i ze sobą – ważne, aby dać komuś po mordzie. Wędrowycz nie zapomina przy tym o swoim głównym celu, którym jest wypełnianie woli przodków. A czego oni sobie życzą? Niczego skomplikowanego, chodzi jedynie o likwidację przedstawicieli Bardaków, czyli wrogiego im rodu.
Puść hamulce!
„Konan Destylator” to opowieść, która wciąga wbrew odpychającemu pierwszemu wrażeniu. To historia, która jest prześmiewczą satyrą na nasze własne, narodowe wady i stereotypy. Andrzej Pilipuk w zręczny, humorystyczny, ale i gorzki sposób wyśmiewa chamstwo, brak ogłady i egoizm. Wędrowycz jest wieśniakiem w każdym pejoratywnym znaczeniu tego słowa. Nie ma hamulców moralnych, ma za to cały arsenał broni, który pozwala mu wygrać z każdym przeciwnikiem.
Śmiej się i płacz
Bo jest z czego! Nawet, jeśli będzie to płacz wywołany niepowstrzymanym, ostrym jak brudna brzytwa bohatera humorem. Andrzej Pilipiuk bawi się słowem i stereotypami, prezentując nam nieokrzesanego, niewychowanego bohatera, którego nic nie jest w stanie zatrzymać. Wędrowycz pędzi przed siebie, a razem z nim wartka akcja. „Konan Destylator” to świetna lektura dla każdego, kto lubi lekturę z przymrużeniem oka. Bo taka właśnie jest książka, w której główny bohater z bohaterem nie ma nic wspólnego, a raczej jest jego zupełnym zaprzeczeniem.
Źródło okładki: www.fabrykaslow.com.pl | „Konan Destylator” Andrzej Pilipiuk – recenzja |
Drzewa liściaste są roślinami, od których zaczynamy urządzenie terenu działkowego. W ogrodach często można spotkać zarówno najbardziej pospolite odmiany, jak i te niezwykle efektowne o ozdobnych kwiatach i pokrojach. Oto przegląd 10 najpopularniejszych okazów. Sumak octowiec – niewielkie drzewo o parasolowatej koronie. Ma długie, charakterystyczne liście, które barwią się jesienią na czerwono, żółto i pomarańczowo. Sumak rośnie nawet w bardzo trudnych warunkach, ale potrzebuje dużej ilości światła. Bardzo łatwo wytwarza odrosty korzeniowe, co niekiedy uniemożliwia wzrost innym roślinom posadzonym w pobliżu. Sumaka możemy kupić już za 15 zł.
Magnolia purpurowa – można rozpoznać ją po różowo-białych kwiatach przypominających kształtem tulipany. Są one najintensywniej wybarwione wśród wszystkich odmian tego drzewa. Magnolia lubi słoneczne stanowiska i źle znosi mrozy. Wymaga żyznej i przepuszczalnej gleby o kwaśnym odczynie. Sadzonkę magnolii możemy kupić już za 15 zł.
Klon palmowy – najbardziej ozdobny gatunek klonu. Jego liście są pomarańczowe lub ciemnoczerwone. Wymaga żyznej i wilgotnej gleby oraz osłoniętych stanowisk. Nie potrzebuje przycinania. Jego samodzielne rozmnażanie jest bardzo trudne. Ceny sadzonek zaczynają się od 15 zł.
box:offerCarousel
Brzoskwinia zwyczajna – w polskich ogrodach często pojawiają się drzewa owocowe. Brzoskwinia kwitnie na różowo w kwietniu – tuż przed wypuszczeniem liści. Dojrzewa w okresie od lipca do października. Wytwarza owoce pestkowe o żółtej omszanej skórce z czerwonym rumieńcem. Potrzebuje dużej ilości słońca, zimą może przemarzać. Brzoskwinia wymaga gleb lekkich o dużej zawartości próchnicy. Należy ją corocznie przycinać. Młode drzewko możemy kupić już od 12 zł.
Katalpa zwyczajna – ma szeroką koronę i duże jasnozielone liście. Wytwarza piękne, białe kwiaty z żółto-fioletowymi akcentami – rozwijają się w lipcu. Jej owocami są długie, cylindryczne torebki wyglądem przypominające strąki. Katalpa najlepiej rośnie na żyznej, lekkiej i przepuszczalnej glebie w nasłonecznionych miejscach. Młode drzewka źle znoszą niskie temperatury, dlatego trzeba je zabezpieczać przed zimą. Ta odmiana przeznaczona jest do dużych ogrodów. Ceny katalpy zaczynają się już od kilku złotych.
Brzoza brodawkowata – drzewo o parasolowatej i mocno zwisającej koronie. Jej drobne liście wraz z porami roku przechodzą od jasnozielonych do intensywnie żółtych. Nie jest wymagająca, dobrze rośnie na każdym podłożu. Niestety jej pyłek może uczulać. Niewielką sadzonkę kupimy już nawet za 2 zł.
Miłorząb dwuklapowy – wysokie drzewo o charakterystycznych szerokowachlarzowatych liściach. Najlepiej prezentuje się jesienią, wtedy przybiera jasnożółte barwy. Lubi światło, marnieje w ocienionych miejscach. Odporny na mróz, zasolenie, suszę, choroby i szkodniki. Preferuje gleby wilgotne i próchniczne. Ze względu na duże gabaryty powinien być sadzony jedynie w ogrodach o dużej powierzchni. Sadzonkę miłorzębu dwuklapowego kupimy już za kilkanaście złotych.
Jabłoń purpurowa – kwitnie bardzo intensywnie w maju. Wytwarza kwiaty o różnych odcieniach koloru czerwonego oraz długo utrzymujące się na drzewie ozdobne purpurowo-czerwone jabłuszka. Jest mrozoodporna, dobrze toleruje susze, ale wymaga słonecznego stanowiska. Najczęściej sadzi się ją samotnie w dobrze wyeksponowanych miejscach. Małą jabłoń purpurową kupimy już nawet za 20 zł.
Jarząb pospolity – czyli znana wszystkim jarzębina. Znakiem rozpoznawczym tego drzewa są jego owoce. Kuliste, pomarańczowe lub czerwone, pojawiają się od lipca do października. Jarząb nie jest wymagającą rośliną, jednak najlepiej rozwija się na glebach przepuszczalnych i piaszczystych. Lubi słońce, nie przeszkadza mu miejski kurz i spaliny. Wykorzystuje się go m.in. w zielarstwie i gastronomii. Ceny drzewek zaczynają się od 11 zł.
Robinia akacjowa – wysokie drzewo o luźnej i nieregularnej koronie. Wytwarza białe, silnie pachnące kwiaty – kwitnie od maja do czerwca. Nie ma specjalnych wymagań glebowych, ale lubi duże nasłonecznienie. Robinia jest rośliną miododajną – dostarcza pszczołom surowca do produkcji miodu akacjowego. Robinię kupimy już za kilka złotych.
Pamiętajmy, by wybierając sadzonki, nie przesadzić z ilością kolorów w ogrodzie. Zdecydujmy się na maksymalnie dwie barwy kontrastujące. Drzewa bardzo ozdobne powinny być umiejscowione na spokojnym i jednolitym tle.
Większość wspomnianych gatunków drzew sprzedawana jest w plastikowych pojemnikach. Dzięki temu możemy je dłużej przechowywać i sadzić przez cały okres wzrostu. Drzewka owocowe występują jednak często z odkrytymi korzeniami. Nie można dopuścić do ich wyschnięcia, dlatego wskazane jest sadzenie od razu po zakupie. Najlepszym okresem na tego typu prace ogrodowe jest jesień lub wczesna wiosna. | 10 najpopularniejszych liściastych drzew ogrodowych |
Sarah A. Denzil jest brytyjską autorką thrillerów psychologicznych, publikującą również powieści z nurtu fantastyki młodzieżowej. W swojej wstrząsającej książce opisuje dramat matki w relacji z odnalezionym po dziesięciu latach synem pogrążonym w katatonii. Emma Price przeżyła ogromną tragedię, gdy los z dnia na dzień odebrał jej wszystko, co kochała najmocniej. Latem 2006 roku świat kobiety rozpadł się na kawałki – jej sześcioletni wówczas syn zaginął. Z rzeki udało się wyłowić kurtkę chłopczyka i policja założyła, że utonął, jednak ciała nigdy nie odnaleziono. Pogrążona w rozpaczy Emma rozstała się z ojcem Aidena i przez wiele lat usiłowała zaakceptować przeszłość. Właściwa akcja powieści rozpoczyna się w chwili, gdy kobieta zaczyna na nowo układać swoje życie – ponownie wychodzi za mąż i oczekuje drugiego dziecka. Nową rzeczywistość wywraca do góry nogami nieoczekiwany telefon ze szpitala. Zaginiony dekadę temu syn żyje. Policja wznawia poszukiwania porywacza, a Emma poznaje szesnastoletniego chłopca, który przeszedł nieznane nikomu piekło i nie jest w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.
Powiedz coś
„Nigdy nie mamy wpływu na okoliczności. Nie możemy kontrolować tego, jak na nasze zachowanie zareagują inni. Na tym właśnie polega dramat ludzkiego życia. W jednym momencie wszystko jest doskonałe, a w następnym przestaje istnieć, bez twojego udziału.”
Sarah A. Denzel opowiada historię z perspektywy matki zmagającej się z dramatyczną sytuacją. Radość z powrotu ukochanego dziecka nie jest kompletna – ponury, milczący nastolatek w niczym nie przypomina roześmianego chłopczyka, jakiego zapamiętała. Aiden nie mówi o tym, co przeżył, brutalne świadectwo koszmaru stanowią jedynie liczne rany i złamania na jego ciele. Emma ze wszystkich sił stara się dotrzeć do syna, jednak nie potrafi przedostać się przez mur, jaki zbudował wokół wszystkich wspomnień. Sytuacji nie poprawia fakt, że Aidenem zaczyna interesować się prasa, spragniona intrygującego tematu z dreszczykiem. Nowy partner Emmy nie przepada za nastolatkiem, który burzy nagle ich względnie spokojny świat, a w myślach matki nieustannie pojawia się palące pytanie: kto jest odpowiedzialny za tragedię?
Ukryte pod maską
„Potworami mogą być ludzie tacy jak my, potrafiący ukryć swoją prawdziwą twarz.”
„Milczące dziecko” to świetnie skonstruowany, wciągający thriller. Lekkie pióro autorki sprawia, że książkę pochłania się niemal jednym tchem, śledząc wydarzenia z rosnącym zainteresowaniem. Główna bohaterka jest bardzo „ludzka”, nie ma doskonałego charakteru, często przytłacza ją ciężar codzienności, czuje się słaba i bezsilna. Pozornie znajome osoby okazują się zupełnie inne, niż myślała, a walka o syna trudniejsza, niż kiedykolwiek mogła podejrzewać.
Minusem historii jest to, że na pewnym etapie staje się przewidywalna, co nie zmienia jednak faktu, że powieść bardzo dobrze się czyta, a lektura pozostawia w sercu wiele nowych refleksji.
Źródło okładki: www.wydawnictwofilia.pl | „Milczące dziecko” Sarah A. Denzil – recenzja |
Z każdym rokiem urządzenia mobilne oferują nowe rozwiązania technologiczne. Ładowanie bezprzewodowe nie jest co prawda nowością, niemniej nie stało się jeszcze standardem, jeśli mowa o smartfonach i tabletach. Ładowarki bezprzewodowe cieszą się coraz większą popularnością, jednak nie tak wielką, jak np. łączność NFC czy transmisja danych LTE. Jakie są plusy i minusy takiego uzupełniania energii naszych akumulatorów? Na czym polega ładowanie bezprzewodowe?
Podstawy tej technologii były znane już długo przed tym, gdy ktoś w ogóle pomyślał o smartfonie czy telefonie komórkowym. Zjawisko indukcji elektromagnetycznej zostało odkryte w 1831 roku przez Michaela Faradaya. Natomiast pomysłodawcą bezprzewodowego przesyłu prądu był Nikola Tesla, wielki wynalazca, żyjący na przełomie XIX i XX w. Cały proces opiera się na dwóch cewkach – L1 i L2. Przez pierwszą przepływa prąd, powodując wytworzenie się pola elektromagnetycznego. Pole to indukuje napięcie w drugiej cewce, które następnie zostaje zamienione w energię. Innymi słowy, do ładowania bezprzewodowego potrzebujemy dwóch elementów – samej ładowarki, czyli cewki L1, oraz odpowiedniego urządzenia (cewka L2). Nie wszystkie smartfony czy tablety można ładować bezprzewodowo. Do niektórych modeli można dokupić odpowiednią tylną klapkę lub odbiornik. Ale o tym za chwilę.
Różne standardy ładowania bezprzewodowego
Nad doskonaleniem bezprzewodowego ładowania pracują obecnie trzy organizacje:
Wireless Power Consortium (WPC), wspierane przez m.in.: Nokię, LG, HTC, Samsunga.
Alliance for Wireless Power (A4WP), wspierane przez m.in. Samsunga i producenta procesorów, firmę Qualcomm.
Power Matters Alliance (PMA),wspierane przez m.in.: Duracell, Samsunga, HTC, LG, ZTE, NEC, Google, AT&T, BlackBerry, PowerKiss.
Jak łatwo można zauważyć, kilka firm wspiera jednocześnie parę technologii. Tym samym oczekują one na najlepsze rozwiązanie jednej z wymienionych organizacji, które w przyszłości stanie się standardem. Dziś za sprawą PMA można ładować sprzęt mobilny w niektórych kawiarniach i lotniskach w USA. Takie udogodnienie dla klientów ma także w planach znana sieć fast food (tym razem ma ono dotrzeć również na Stary Kontynent). Na początku 2014 roku PMA oraz A4WP zawarły porozumienie o współpracy. Niemniej to rozwiązanie organizacji WPC o nazwie Qi (wym. czi; nazwa pochodzi od określenia, w filozofii chińskiej, życiodajnej energii) coraz częściej spotyka się w smartfonach i tabletach. W tym standardzie odległość między cewkami nie może wynosić więcej niż 30 mm. Dopiero wersja 1.2 umożliwia ładowanie kilku urządzeń symultanicznie i to na większą odległość – 45 mm (oczywiście zgodna ze starszą wersją). Co ciekawe, Qi 1.2 będzie można zaimplementować w sprzętach gospodarstwa domowego o mocy do 2000 W (czyżby przyszłość należała do bezprzewodowych odkurzaczy, mikrofalówek i tosterów?).
Plusy i minusy bezprzewodowego ładowania
Część z was pewnie zauważy, że opisywany tutaj sposób uzupełniania energii w smartfonach i tabletach nie jest tak do końca całkiem bezprzewodowy. Przecież podstawa i tak musi być podłączona kablem do źródła zasilania. Trudno z tym faktem się nie zgodzić. Idąc dalej tym tokiem rozumowania, można dojść do wniosku, że kupno uniwersalnej stacji dokującej z wyjściem microUSB wyjdzie na to samo. Co więcej, będzie to tańsza alternatywa. W dużej mierze to prawda. Chyba jedyną praktyczną różnicą jest konieczność odpowiedniego podpięcia smartfona czy tabletu. W przypadku podstawek bezprzewodowych ładowarek wystarczy na niej położyć telefon. Więcej różnic odczujemy za pewnie w momencie, kiedy ta technologia zostanie bardziej rozwinięta i dopracowana. Jak wspominałem w poprzednim akapicie, standard Qi 1.2 pozwala na ładowanie kilku urządzeń jednocześnie. Stanowi to już istotną różnicę w stosunku do stacji dokujących.
Głównymi minusami bezprzewodowych ładowarek są: dłuższy czas uzupełniania energii w baterii oraz większe (niż w przypadku tradycyjnej ładowarki), wydzielające się podczas tego procesu, ciepło. Te problemy są oczywiście znane pracującym nad tą technologią organizacjom i można się spodziewać, że w niedługim okresie zostaną one w znacznym stopniu wyeliminowane. Ponadto, pracuje się nad możliwością bezprzewodowego ładowania na znaczne większe odległości niż kilkanaście milimetrów. Hatem Zeine na konferencji TechCrunch Disrupt zademonstrował ładowanie iPhone’a 5 z odległości paru metrów od stacji. Cota, bo tak nazywa się ten wynalazek, do transmitowania energii używa pasma 2,4 GHz, czyli tego samego, co sieć Wi-Fi. Według pomysłodawcy Cota, technologia ta ma być zastosowana w pierwszych produktach już w 2015 roku.
Niekwestionowanym plusem bezprzewodowych ładowarek jest wygoda ich użytkowania. Wszystko ogranicza się do położenia urządzenia na podstawce. Być może w niedalekiej przyszłości będziemy ładować swoje mobilne gadżety na stolikach w kawiarniach, fotelach w kinach, czy jadąc pociągiem lub autobusem. Już dziś można kupić bezprzewodowe ładowarki do samochodu.
Ceny ładowarek bezprzewodowych
Na Allegro są dostępne przeróżne ładowarki bezprzewodowe, różniące się wyglądem i ceną. Najtańsze są dostępne już od 50 złotych. Można także zakupić ładowarkę bezprzewodową do samochodu za około 140 złotych. Ceny markowych urządzeń zaczynają się w okolicach 100 złotych. Choć iPhone 5s nie wspiera standardu Qi, to da się zakupić do niego specjalne etui, które umożliwi ładowanie indukcyjne.
Przykładowe modele smartfonów wyposażonych w możliwość bezprzewodowego ładowania
LG: Nexus 4, Nexus 5, G3
HTC: Windows Phone 8X
Nokia: Lumia 720, 920, 925, 930, 1020, 1520
Samsung: Galaxy S4, Galaxy S5, Note II, Note 3, Note 4, Note Edge
BlackBerry: Z30
Powyższe modele wspierają standard Qi. Niektóre w z nich wymagają jednak zakupu odpowiedniej tylnej klapki lub nakładki na obudowę. | Ładowarki bezprzewodowe – lepsze niż tradycyjne? |
Bieliźniany trend nie ustępuje, zarówno z wybiegów, jak i z ulicy. Czy wciąż będzie modny jesienią i jak go nosić? Poznajcie odpowiedzi i przygotujcie modne stylizacje! W ciągu ostatnich miesięcy bielizna opuściła nasze sypialnie i wyruszyła na podbój ulic! Oczywiście mowa o ubraniach w stylu bieliźnianym – topach, sukienkach, narzutkach. Trendowi uległo nawet nasze obuwie – niezwykle popularne są różnego rodzaju klapki, zarówno te w sportowym stylu ozdobione futerkiem, jak i ozdobne, w stylu dandysa. Rzeczy, które na ogół nosimy po domu, do spania, stały się najmodniejszymi elementami stylizacji – jak je nosić, aby wyglądać stylowo, a nie jakbyśmy dopiero co wstały z łóżka?
Bieliźniany top to prawdziwy must have od kilku sezonów. Co sprawia, że jest tak popularny? Na pewno jego uniwersalność. Możemy go nosić na wiele okazji, bowiem sprawdzi się zarówno na spotkaniu z przyjaciółkami, randce z partnerem, a także w pracy albo na rodzinnym spotkaniu. Wszystko zależy od dodatków i pozostałych elementów garderoby. Jego uniwersalność sprawia także, że pasuje każdej kobiecie, niezależnie od wieku i figury. Wystarczy jedynie umiejętnie go połączyć z innymi rzeczami, aby stworzyć nowoczesną, dyskretnie nonszalancką, ale i elegancką stylizację.
Bielizna w stylu glamour
Lubisz styl Kim Kardashian i obcisłe, podkreślające figurę stroje? Bieliźniany trend jest wprost stworzony dla ciebie! Wzorem najpopularniejszej celebrytki na świecie postaw na beże i odcienie nude – świetnie podkreślą wakacyjną opaleniznę. Bieliźniany top w kolorze nude połącz z beżową, ołówkową spódnicą i sandałkami na wysokim obcasie. Jeśli możesz pochwalić się długimi nogami wybierz model wiązany na kostce. Co do tego? Złota, delikatna biżuteria i mocny makijaż ust. Będziesz wyglądać jak gwiazda!
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Jeśli stawiasz na kobiecy, ale mniej przylegający do ciała styl, weź przykład z Gigi Hadid. Ulubiona modelka projektantów i idolka fashionistek na całym świecie doskonale wie, jak połączyć satynową koszulkę z najnowszymi trendami, aby wyglądać kobieco i nowocześnie. Wybierz ciemną koszulkę i połącz ją z trapezową spódnicą, najlepiej w kontrastującym kolorze – sprawdzi się również model jeansowy. Do tego załóż choker, włosy zwiąż w wysokiego kucyka i postaw na „koci” makijaż oka.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Na luzie i z klasą
Preferujesz luźny, casualowy styl, ale uwielbiasz trendy? Bieliźniany top idealnie sprawdzi się jako modny dodatek do stylizacji w stylu basic. Idziesz na spotkanie i chcesz wyglądać kobieco, ale jednocześnie nonszalancko? Weź przykład z modelki Emily Ratajkowski i połącz biały, satynowy top z przetartymi jeansami w styli boyfriend, szpilkami nude i delikatną biżuterią. Na ramiona zarzuć marynarkę i podwiń rękawy. Możesz ruszać na miasto!
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Bieliźniany top wygląda doskonale również w połączeniu z cięższymi materiałami. Załóż jeansy, sportowe buty, do tego czarny top ozdobiony koronką i połącz to z długim, jasnym swetrem. Pozwól, by opadał ci trochę z ramion, eksponując opaleniznę. Jeśli zwiążesz włosy w niskiego, niedbałego koczka, założysz złoty, minimalistyczny naszyjnik, a usta pomalujesz czerwoną szminką będziesz wyglądać niezwykle kobieco, a przy tym nonszalancko.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
A może do pracy?
Bieliźniany top sprawdzi się również w stylizacjach biurowych! Połącz go ze spodniami garniturowymi i pasującą marynarką – stworzysz modny, kobiecy zestaw, który podkreśli twój profesjonalizm i zamiłowanie do trendów. Nie zapomnij o wygodnych szpilkach i poręcznej torebce.
Bieliźniany top to trend, który pasuje każdemu, niemalże do wszystkiego i sprawdzi się zarówno latem, jak i jesienią. Śmiało łącz go z jeansem i miękkimi dzianinami, aby uzyskać komfortowy, niezwykle modny look! | Bieliźniany top – jak go nosić jesienią? |
Solidna kwota, która pozwala na kupno pojemnych, markowych urządzeń, to 150 zł. Jak dobrze wiemy, powerbank to wręcz niezbędny gadżet, jeśli np. dużo podróżujemy. W pociągu lub autobusie trudno znaleźć wtyczki elektryczne, z których można podładować np. smartfon. Jaki power bank wybrać w cenie do 150 zł? Romoss Polymos 20
Na początek mam dla was power bank Romoss Polymos 20. Jego cena oscyluje w okolicach 110 zł. We wnętrzu zamontowano ogniwo o pojemności wynoszącej 20 000 mAh (litowo-polimerowe). Do ładowania urządzeń służą tu dwa porty USB, z czego jeden dysponuje prądem 2,1 A, natomiast drugi – 1 A. W kwestii ładowania mamy tu port microUSB. Co prawda, nie ma tu wbudowanej latarki, jednak producent nie zapomniał o zainstalowaniu diod LED informujących o stanie naładowania power banku. Firma Romoss chwali się, że jej power bank ma zaledwie 22 mm grubości, co sprawia, że jest to dość poręczne urządzenie, co dla niektórych może się okazać kluczowym argumentem podczas zakupu.
box:offerCarousel
ADATA P20000D
Bardzo interesującą propozycją jest również power bank ADATA P20000D. Ta zewnętrzna bateria może się pochwalić pojemnością wynoszącą aż 20 000 mAh (ogniwo litowo-jonowe). Taki rezultat sprawia, że przeciętny smartfon z akumulatorem o pojemności 2000 mAh będziemy mogli naładować aż 10 razy.
Dzięki dwóm portom USB jest możliwość ładowania dwóch urządzeń jednocześnie. Prąd wyjściowy wynosi w tym przypadku 2,1 A, co pozwala na szybkie ładowanie. Power bank ładujemy za pośrednictwem wejścia micro USB, więc do tego celu możemy użyć np. ładowarki od smartfonu wyposażonego w takie złącze. Jakby tego było mało, ADATA P20000D ma aluminiową obudowę i wyświetlacz LED informujący o stanie naładowania ogniwa. Prozaiczną, ale jakże przydatną funkcją jest wbudowana w power bank latarka LED, która w awaryjnych sytuacjach może bardzo pomóc. Cena? Ta wynosi ok. 105 zł.
box:offerCarousel
Xiaomi Power Bank Pro
W cenie ok. 140 zł można też kupić power bank firmy Xiaomi. Ten mobilny potentat słynie głównie z produkcji smartfonów, ale w jego ofercie znajdziemy też porządne power banki. Jednym z nich jest Power Bank Pro, który ma ogniwo o pojemności 10 000 mAh (litowo-jonowe). Jeśli chodzi o złącza, jest tu USB typu C oraz USB typu A. Prąd wyjściowy to w tym przypadku 2,1 A. Jeśli myśleliście, że prezentowany na początku, mierzący 22 mm grubości, Romoss Polymos 20 jest smukły, to co powiecie na 12,58 mm grubości power banku od Xiaomi? Naturalnie i tutaj są diody LED informujące użytkownika o stanie naładowania wewnętrznego ogniwa.
box:offerCarousel
TP-LINK TL-PB15600
Na koniec mam dla was power bank firmy TP-LINK, model TL-PB15600. Ten kosztujący ok. 140 zł sprzęt ma pokaźne ogniwo, mogące się pochwalić pojemnością 15 600 mAh. To jednak nie najważniejsza cecha tego urządzenia. TP-LINK TL-PB15600 na wyjściu ma prąd 2,4 A, co pozwala na naprawdę szybkie ładowanie urządzeń z dużymi akumulatorami. Co z ilością portów? Mamy tu klasycznie dwa wyjścia USB (możemy ładować nawet dwa urządzenia jednocześnie) oraz jedno wejście micro USB, służące do ładowania power banku.
Do kontroli poziomu naładowania wewnętrznego ogniwa służą diody LED umieszczone na obudowie. Przydatnym akcesorium jest również wbudowana latarka diodowa, która może nas wspomóc np. podczas biwaku.
box:offerCarousel
Budżet 150 zł jest dość spory, dlatego w tej kwocie kupimy już naprawdę pojemne, markowe power banki, które są w stanie zapewnić energię elektryczną na całkiem długo. Jeśli jednak szukacie czegoś tańszego, zapraszam do lektury - Power bank do 100 zł – wybór modeli I półrocze 2017.
Zobacz również: Polecane power banki z funkcją szybkiego ładowania | Power bank do 150 zł – selekcja modeli I półrocze 2017 |
Sony stworzył lekkie i niewielkie słuchawki bezprzewodowe dostępne w rozsądnej cenie. Brzmi jak przepis na sukces? Przekonajmy się zatem, jak w praktyce dają sobie radę słuchawki Sony SBH60. Zestaw
Gdy zdecydujemy się na zakupsłuchawek bezprzewodowych Sony SBH60, dostaniemy je zapakowane w estetyczne pudełko z przezroczystą pokrywką, doskonale prezentującą wdzięki naszego urządzenia. Słuchawki będą leżeć na plastiku wyprofilowanym zgodnie z ich kształtem, co dodatkowo czyni zestaw atrakcyjnym wizualnie. Ponadto w środku znajdziemy przewód z dwóch stron zakończony popularnym jackiem 3,5 mm oraz krótki kabelek microUSB służący do ładowania urządzenia. Niestety kabelek ten jest na tyle krótki, że korzystanie z niego nie zawsze bywa wygodne, ponieważ słuchawki będą na nim wisieć. Może trochę dziwić, że producent nie doposażył swojego zestawu w ładowarkę, ale ta jest tutaj standardowa jak dla większości mobilnych urządzeń, więc nie należy się tym zbytnio przejmować.
Wygląd i jakość wykonania
Słuchawki w testowanym przeze mnie czarnym (jest jeszcze biały) kolorze, ze srebrnymi metalowymi elementami, prezentują się bardzo elegancko i stylowo. Do tego ich kompaktowe rozmiary i masa 125 gramów sprawiają, że są bardzo wygodne na co dzień i łatwo je zapakować. Dzięki niskiej masie noszenie ich – czy to na uszach, czy na szyi – jest naprawdę komfortowe, nawet podczas długiego korzystania. Stylistyka niczym nie ustępuje jakości wykonania. Słuchawki są miłe w dotyku, a zastosowane materiały sprawiają wrażenie solidnych. Elementy przesuwne również stoją na bardzo wysokim poziomie i podczas korzystania nie mamy wrażenia, że zaraz wszystko się rozleci.
Użytkowanie
Niska masa i niewielkie gabaryty, o których wspomniałem wcześniej, to poważne atuty słuchawek Sony SBH60 w kwestii ich użytkowania. Gdy założymy je na uszy, nie czujemy znacznego obciążenia na głowie i niczym nie ograniczają naszej swobody. Dodatkowo wygodę ich korzystania znacząco poprawiają miękkie poduszki mające bezpośredni kontakt z naszym uchem, co sprawia, że słuchawek praktycznie nie czujemy. Sony SBH60 ma oczywiście możliwość płynnej regulacji, pozwalającej nam dopasować ich rozmiar do naszej głowy. W tym przypadku zakres ten może nie jest zbyt duży, ale myślę, że zdecydowana większość użytkowników nie powinna mieć problemu z właściwym dopasowaniem.Wygodę użytkowania poprawia również sam fakt, że są to słuchawki bezprzewodowe, więc praktycznie odpadają nam wszelkie niedogodności związane przekładaniem i rozplątywaniem kabla. Jest za to możliwość jego dodatkowego podłączenia, co z pewnością przyda nam się, gdy rozładujemy całą baterię. Wtedy wystarczy jedynie podpiąć do słuchawek dołączony do zestawu kabel z jackiem 3,5 mm i gotowe. Równie prosto jest połączyć słuchawki Sony SBH60 z dowolnym urządzeniem wyposażonym w łącze bluetooth. W tym celu wystarczy wcisnąć dłużej przycisk zasilania i zaakceptować połączenie na urządzeniu z muzyką. Sprawa sparowania urządzeń wygląda jeszcze prościej, gdy zechcemy to zrobić poprzez moduł NFC. Wtedy wystarczy jedynie przyłożyć słuchawki do naszego urządzenia i gotowe. Wszystko zajmie nam kilka sekund.
Gdy podłączymy słuchawki do telefonu lub innego urządzenia z muzyką, dalsza obsługa również będzie dziecinnie prosta. Odbywa się ona za pośrednictwem dwóch przycisków umieszczonych na lewej słuchawce. Dzięki nim możemy przerzucać utwory, parować urządzenia, odbierać lub kończyć połączenia oraz regulować głośność dźwięku bez konieczności wyciągania smartfona z kieszeni. Sony SBH60, dzięki wbudowanemu mikrofonowi, nadaje się nie tylko do słuchania muzyki, ale również bardzo dobrze spisuje się podczas rozmów telefonicznych. Na pochwałę zasługuje także bateria 225 mAh, dzięki której możemy cieszyć się pracą urządzenia przez około trzynaście godzin podczas słuchania muzyki lub połączeń telefonicznych. Plusem jest też czas ładowania, który wynosi około godziny.
Jakość dźwięku
Sony SBH60 to bezprzewodowe słuchawki w rozsądnej cenie, o kompaktowej budowie, więc nie jest to sprzęt dla prawdziwego audiofila, a jedynie propozycja dla osoby ceniącej wygodę i prostotę użytkowania połączoną z dobrym wykonaniem i schludnym dźwiękiem. W przypadku SBH60 jest on czysty i bez szumów, ale nie znajdziemy w nim dobrej głębi i basów na najwyższym poziomie. Jednak jego jakość powinna być wystarczająca i, jeśli nie mamy bardzo wygórowanych wymagań, powinniśmy być zadowoleni. Niestety na średnim poziomie stoi wygłuszenie dźwięków dochodzących z otoczenia. Słuchawki od Sony nie zasłaniają w pełni uszu, więc tłumienie tego, co na zewnątrz jest praktycznie nieodczuwalne.
Podsumowanie
Sony SBH60 to ciekawa propozycja dla osób szukających bezprzewodowych słuchawek z mikrofonem w rozsądnej cenie. Uważam też, że z racji ceny i wygody użytkowania jest to dobra alternatywa dla słuchawek dokanałowych. Śmiało można powiedzieć, że model SBH60 jest praktycznie pozbawiony wad i niedociągnięć, a wszystkie elementy, które mogłoby być lepsze, a nie są, wynikają jedynie z kompromisu cenowego. | Sony SBH60 – test bezprzewodowych słuchawek w dobrej cenie |
Media społecznościowe to doskonały pomysł na rozwijanie swojego biznesu. Żyjemy w czasach, w których powiedzenie „czas to pieniądz” nabiera jeszcze mocniejszego znaczenia. Instagram jest tego doskonałym przykładem. Dlatego warto zadbać o jakość swojego konta oraz prezentowanych tam treści. Mówi się, że nuda zabija. Z pewnością dotyczy to kont na Instagramie. Jeśli zależy nam na zdobywaniu coraz większej liczby obserwujących, powinniśmy o tym pamiętać. Gdzie szukać inspiracji? Warto zacząć od samego Instagrama. Obserwujmy konta o podobnym profilu do naszego i czerpmy z nich pomysły. Oczywiście nie namawiam do kopiowania, ale do inspirowania się. Zastanówmy się także, co i komu chcemy powiedzieć.
Pokaż się
Skoro Instagram to portal społecznościowy, to ważni są ludzie i relacje. Trudno nawiązać relację z samymi zdjęciami albo z samymi produktami, jeśli nie wiemy, kto za nimi stoi. Dlatego warto pokazać się od czasu do czasu, nawet jeśli nie przepadamy za selfie. To nie muszą być idealne zdjęcia. Ważne, aby były autentyczne. Do zdjęcia dopiszmy osobistą historię o tym, kim jesteśmy i co robimy. Takie posty zostaną zapamiętane i sprawią, że nasze konto będzie częściej odwiedzane. To szczególnie ważne, jeśli Instagram wykorzystujemy do celów zawodowych. Pokazujemy klientom, że jesteśmy takimi samymi ludźmi jak oni.
Flat lay
To wyrażenie robi zawrotną karierę. Oznacza płaską kompozycję sfotografowaną z lotu ptaka, czyli po prostu z góry. To bardzo uniwersalny styl, wykorzystywany zarówno przez stylistki, szefów kuchni, jak i projektantów wnętrz. Jedyne, co potrzebujemy, to pomysł, sprzęt fotograficzny oraz kilka ładnych gadżetów. Sama technika wykonania tego typu zdjęcia jest bardzo prosta. Najlepsze będzie światło rozproszone, miękkie. Uzyskamy je, ustawiając stanowisko blisko okna. Jeśli pojawiają się cienie, żeby je rozbić, możemy na specjalnym uchwycie zaczepić blendę. Warto, aby aparat umieszczony był na statywie, ponieważ chcemy uniknąć jakichkolwiek poruszeń na zdjęciu. Zwracajmy uwagę na to, aby nasze zdjęcia były spójne kolorystycznie oraz świetliste.
Jedzenie
To kolejny bardzo uniwersalny temat. Doskonale pasuje do dietetyków, zdrowego stylu życia, sportowców, a nawet podróżników. W domowym ministudiu, przy jedynie naturalnym świetle z okna estetycznie zaprezentowany posiłek obroni się sam. Zdjęcia wychodzą naprawdę ładnie i apetycznie. Na tło będzie nadawał się zwykły jednokolorowy karton, ciekawy kawałek materiału czy wymontowane drzwiczki od szafki. Innym rozwiązaniem jest zakup popularnego ostatnio tła winylowego. Jest bardzo trwałe i łatwe w utrzymaniu czystości, a więc idealnie sprawdzi się przy pracy z jedzeniem. Niedużym nakładem pracy jesteśmy w stanie osiągnąć naprawdę dobre rezultaty.
Codzienność
Najpopularniejsze konta na Instagramie pokazują bajkowe, idealne życie młodych, pięknych i szczupłych ludzi. Te zdjęcia wzbudzają zachwyt, ale i frustrację. Ilu z nas może pochwalić się takim życiem? Prawda jest inna. Nasze życie nie jest usłane różami, a my nie budzimy się w pełnym makijażu w niepogniecionej pościeli. Pokażmy na naszych kontach także prawdziwe oblicze codzienności. Publikujmy kadry, które niekoniecznie są wymuskane, ale za to są autentyczne. To wcale nie oznacza, że będą brzydkie i nieatrakcyjne. Być może ciasto nie wyrosło w piekarniku, ale za to teraz pięknie pada na nie światło zza okna.
Moja specjalność
Warto zastanowić się, jakie tematy są najważniejsze na naszym Instagramowym koncie. Świadome macierzyństwo, samotne podróżowanie, tworzenie biżuterii? Pokazujemy naszą codzienność albo produkty ekologiczne? Jeśli wydaje nam się, że nasze konto nie ma myśli przewodniej, warto zerknąć na siatkę 9 ostatnich zdjęć. Z pewnością da się coś powiedzieć na temat tego, jaki obraz się z tego wyłania. To bardzo inspirujące i kreatywne podejście do tematu. Pomoże nam także obrać kierunek i temat kolejnych zdjęć. Nie bójmy się dodać szczerego komentarza o trudnościach lub okolicznościach powstawania zdjęcia.
Jest bardzo wiele pomysłów na prowadzenie instagramowego konta. Każdy powinien znaleźć swój, ale to nie przeszkadza w szukaniu inspiracji. Ciekawe konto wymaga sporo nakładu pracy, planowania oraz poszukiwania. Polecam wychodzenie poza schemat, ale także sięganie po najprostsze rozwiązania, jak fotografowanie codzienności. | Zdjęcia na Instagramie – 5 inspirujących tematów |
Routery mobilne z roku na rok zyskują na popularności. Stało się tak głównie za sprawą spadających cen pakietów danych u największych polskich operatorów. Jeszcze kilka lat temu internet mobilny był luksusem, a dzisiaj jest czymś normalnym. Jednak wśród wielu modeli warto wybrać taki router, który będzie nam dobrze służył. Wybór routera mobilnego nie jest łatwy. Często operatorzy komórkowi wciskają nam na siłę swoje urządzenia, ale w praktyce nie jest to zbyt dobre rozwiązanie. Nie dlatego, że proponowane modele są słabe, ale dlatego, że abonament bez urządzenia i kupno routera na własny koszt jest zazwyczaj dużo bardziej opłacalne. Tylko jaki model wybrać?
Huawei E5776
To jeden z najlepszych, ale zarazem droższych routerów mobilnych. Urządzenie obsługuje transmisję danych w technologiach LTE oraz DC-HSPA+, dzięki czemu osiąga maksymalny transfer na poziomie nawet 150 Mb na sekundę. Zastosowany akumulator litowo-jonowy o pojemności 3000 mAh pozwala na maksymalny czas pracy wynoszący 10 godzin. Router obsługuje standardy WLAN 802.11b/g/n z szyfrowaniem WEP/WPA/WPA2. Wyposażony jest w wzmacniacz sygnału, antenę wewnętrzną, złącze anteny zewnętrznej oraz slot na kartę pamięci microSD. Z routerem Huawei E5776 może się łączyć do 10 urządzeń jednocześnie. Model ten waży zaledwie 138 gramów. Jego cena to mniej więcej 700-900 zł.
Huawei E5377
Bardzo dobrym, a jednocześnie sporo tańszym modelem jest Huawei E5377. Urządzenie to charakteryzuje się bardzo podobnymi możliwościami, co E5776. Również obsługuje transmisję danych w technologiach LTE i DC-HSPA+ i osiąga taki sam maksymalny transfer na poziomie 150 Mb na sekundę. Wbudowany akumulator pozwala na mniej więcej 6 godzin pracy przy korzystaniu z sieci LTE. Router także pozwala na podłączenie bezprzewodowo maksymalnie do 10 urządzeń. Huawei E5377 ma wbudowany czytnik kart microSD i dwa złącza na anteny zewnętrzne, więc łatwo można zwiększyć jego moc i zasięg. Waga tego modelu to jedyne 132 gramy. Za urządzenie trzeba zapłacić około 300-500 zł.
ZTE MF90
To jeszcze tańszy router mobilny z obsługą standardu transmisji LTE. Urządzenie kosztuje w granicach 240-260 złotych, przez co staje się bardzo ciekawym rozwiązaniem dla osób z mniej zasobnym portfelem. Maksymalna prędkość pobierania modelu ZTE MF90 to 100 Mb na sekundę. To nieco mniej niż konkurencja, ale jednocześnie cały czas tak dużo, że korzystanie z sieci powinno być komfortowe. Z routerem może się łączyć jednocześnie 10 urządzeń, więc bezprzewodową sieć możemy zapewnić sporych rozmiarów rodzinie lub grupie znajomych, z którymi wybraliśmy się na wakacje. ZTE MF90 ma także czytnik kart microSD i funkcję pendrive’a.
M-Life ML0655
Mi-Life to kolejne urządzenie, które wpisuje się w kategorię stosunkowo tanich, ale bardzo funkcjonalnych routerów mobilnych. Sprzęt prezentuje się niemal identycznie jak konkurencja. Także obsługuje łączność w technologii LTE. Poza tym pozwala rozgłaszać sieć w standardzie Wi-Fi 802.11b/g/n z zabezpieczeniem WEP, WPA lub WPA2. Z routerem może jednocześnie łączyć się do 10 urządzeń. Wbudowany akumulator o pojemności 2000 mAh pozwala na kilka godzin pracy, a port micro-USB ułatwia ładowanie. Producent nie zapomniał także o czytniku kart pamięci microSD, który jest już dzisiaj standardem w routerach mobilnych. M-Life ML0655 kosztuje mniej więcej 300-380 zł, co czyni go bardzo ciekawym urządzeniem w tej kategorii cenowej.
Z roku na rok rośnie popularność routerów mobilnych. I chyba nie ma czemu się dziwić. Wystarczy tylko przejrzeć ofertę polskich operatorów, aby uświadomić sobie, że pakiety danych są nie tylko coraz łatwiej dostępne i coraz większe, ale także dużo tańsze niż jeszcze kilka lat temu. Dlatego też Polacy coraz chętniej korzystają z internetu mobilnego, czy to w trakcie wyjazdów służbowych, czy też na wakacjach. Jeśli chcemy łączyć z siecią kilka urządzeń jednocześnie, np. laptopa, smartfona i czytnik e-booków, to jedynym sensownym wyborem jest właśnie kupno mobilnego routera. | Najlepsze routery mobilne, które weźmiesz na wakacje |
Od dłuższego czasu jesteśmy zewsząd alarmowani o konieczności lepszego żywienia się. Na fali zdrowego odżywiania powinniśmy przygotowywać posiłki samodzielnie, gdyż tylko wtedy jesteśmy w pełni świadomi tego, co konsumujemy. Sytuacja wygląda podobnie z podstawowym składnikiem diety większości z nas, a więc z pieczywem. Cóż może równać się z zapachem świeżego chleba, który pochodzi z naszej kuchni? Dzięki urządzeniom dostępnym na rynku każdy z nas może zostać piekarzem w swoich czterech ścianach. Wypiekacze do chlebadają nieograniczone możliwości w przygotowywaniu ciasta . Nie tylko możemy upiec różne rodzaje pieczywa, istnieje również możliwość wyrobienia ciasta na pyszną pizzę. Inwestycja w takie urządzenie świetnie sprawdzi się w przypadku osób uczulonych na niektóre składniki tradycyjnego pieczywa, jak i tych, które muszą przestrzegać diety bezglutenowej. W tym artykule przyjrzymy się modelom o mocy nieprzekraczającej 900 W – taka moc w zupełności wystarcza do przygotowywania niewielkich ilości pieczywa na potrzeby własnej rodziny.
Severin 3990
To model produkcji naszego zachodniego sąsiada. Mamy zatem do czynienia z niemiecką solidnością wykonania. Obudowa urządzenia powstała z estetycznego białego tworzywa sztucznego. Automat do chleba został wyposażony w termoizolacyjną obudowę, co jest już standardem na rynku. Na górze zdejmowanej pokrywy umieszczono niewielkie okienko do podglądu przygotowywanego pieczywa. Sprzęt jest wielozadaniowy, możemy nim mieszać i wyrabiać ciasto normalne, pełnoziarniste, na bułki czy na pizzę. Wszystko to za sprawą 12 wbudowanych programów. Do urządzenia możemy włożyć ciasto o masie 750 g – 1000 g. Ponadto istnieje możliwość określenia stopnia zarumienienia ciasta w skali 3-stopniowej. Ciekawą funkcją jest zapamiętywanie przez 5 min. wprowadzonych ustawień w przypadku braku zasilania. Severin 3990 ma optymalną moc 600 W.
Zelmer 43z010
Wypiekacz naszego rodzimego producenta o eleganckiej linii w kolorze inox. Pokrywa urządzenia wykonana z czarnego tworzywa sztucznego ma na środku szybkę, przez którą możemy podglądać powstające pieczywo. Podobnie jak w poprzednim modelu zainstalowano w nim 12 programów oraz 3-stopniową regulację przybrązowienia chleba. Możemy regulować wielkość wypieku w zakresie 500 g, 700 g i 900 g. Po zaprogramowaniu istnieje możliwość ustawienia opóźnionego startu o 13 godzin. Ciekawą funkcjonalnością w produkcie firmy Zelmerjest opcja wyrabiania dżemu. To nieduże urządzenie o mocy 450 W wyposażone w czytelny wyświetlacz jest niezwykle proste w obsłudze, dzięki czemu sprawdzi się w każdej kuchni.
Clatronic BBA 3365
Ten model marki Clatronic przykuwa uwagę za sprawą niebanalnego wykonania ze stali szlachetnej. Górna pokrywa ma czytelny wyświetlacz z niebieskim podświetleniem. Automatyczne przyrządzenie chleba umożliwi 11 różnych programów pieczenia, ale w sumie możemy korzystać z aż 34 kombinacji. Dzięki temu sprzętowi nie tylko przygotujemy pyszny pełnoziarnisty chleb, ale możemy również zrobić niesamowitą domową marmoladę. Przypieczenie skórki chleba standardowo możemy określić w 3-stopniowej skali: jasna, średnia, ciemna. Moc 700 W w zupełności wystarcza na przygotowanie pysznych wypieków.
First FA5152
Ten wypiekacz wykonany został z białego tworzywa sztucznego. Pojemnik na ciasto jest w stanie zmieścić bochenek chleba o imponującej wielkości nawet 1250 g. Antyadhezyjna powłoka pojemnika sprawia, że nic do niej nie przywiera. Produkt firmy First został wyposażony w duży czytelny wyświetlacz, a także sporej wielkości okienko, poprzez które możemy obserwować proces produkcji chleba. Oczywiście możemy dobrać kolor skórki pieczywa, a przygotujemy je za pomocą 12 dostępnych programów. Za sprawą dużej mocy urządzenia, 850 W, sprawnie przygotujemy każdy rodzaj ciasta.
Zelmer BM1000
Jest to kolejny produkt utrzymany w kolorystyce estetycznej śnieżnej bieli. W tym modelu upieczemy chleb o maksymalnej masie 1000 g. Za sprawą dołączonego rusztu możemy przygotować pyszne francuskie bagietki. Model BM1000 ma specjalny program bezglutenowy, a także funkcję robienia dżemu. Uzyskanie doskonałego pieczywa będzie możliwe za sprawą 11 programów wypiekania, a każdy wypiek możemy urozmaicić pysznymi dodatkami , co umożliwia automatyczny dozownik.
Camry CR 6012
Podobnie jak poprzedni produkt, również ten model został wykonany z ładnego białego tworzywa sztucznego. Wielkość przygotowywanego bochenka możemy określić w zakresie 750-1250 g, co stanowi jeden z lepszych wyników w tym zestawieniu. Urządzenie firmy Camry również ma obudowę termoizolującą, a powłoka pojemnika na ciasto wykonana jest z materiału nieprzywierającego. Za sprawą funkcji opóźnionego startu możemy przygotować pyszny chleba z samego rana. 12 programów wypiekania w połączeniu z naprawdę dużą mocą 900 W sprawi, że korzystanie z urządzenia będzie samą przyjemnością. | Wypiekacz do chleba do 300 zł |
Wiele osób boryka się z nadmiarowymi kilogramami, narzekając na powolny metabolizm. Sprzyja temu brak ruchu, nieodpowiednia dieta oraz geny, bo to one w dużej mierze odpowiadają za przemianę materii. Ale nie tylko. Domowymi sposobami – a konkretnie piciem odpowiednich herbat – możesz pomóc organizmowi w spalaniu kalorii. Długie godziny za biurkiem, brak czasu na sport, ciężkie i tłuste posiłki – wszystko to sprzyja gromadzeniu tkanki tłuszczowej odkładającej się w obrębie brzucha czy ud. Odpowiednia dieta oraz ruch to kluczowe elementy sprzyjające odchudzaniu. Efektywność spalania kalorii może poprawić także picie herbaty. Ale nie zwykłej, czarnej, wypijanej w hektolitrach, po której nie będziesz mogła zasnąć, ponieważ duża ilość teiny pobudzi cię jak kawa. Sprawdzamy, które herbaty poprawiają przemianę materii i pomagają w odchudzaniu!
Herbata ma w składzie substancję pobudzającą – teinę, która jest podobna do kofeiny. Badania naukowców wykazały, że picie naparów bogatych w te środki stymulujące na około 30 minut przed wysiłkiem fizycznym znacznie poprawia spalanie tłuszczu i sprawia, że uprawianie sportu staje się bardziej efektywne jeśli chodzi o utratę wagi i utrzymanie szczupłej sylwetki.
Wybierając herbatę, która pomoże ci schudnąć, kieruj się jej właściwościami zdrowotnymi oraz smakiem, który ci najbardziej odpowiada. Zbyt cierpkie w smaku herbaty można słodzić niewielką ilością miodu.*
Bogactwo herbat w zasięgu ręki
Historia herbaty sięga prawie trzech wieków przed naszą erą, a w krajach azjatyckich picie herbaty stanowi wręcz rytuał. W Japonii celebruje się specjalny sposób jej parzenia, w Chinach stanowi jeden z elementów zaślubin – kiedy to jej picie staje się wręcz ceremonią. Herbatę podaje gościom panna młoda, rozpoczynając od najstarszego członka rodziny. Do Europy herbata trafiła na początku XVII wieku, a przywieźli ją Holendrzy. Rozpowszechniła się także w Anglii i Francji, skąd trafiła do Polski. Na początku XVII wieku trafiła także na dwór cara Rosji – Michaiła I Romanowa. Z biegiem czasu jej popularność rosła, stając się znanym napojem na każdym kontynencie. Dziś możemy smakować najróżniejszych rodzajów herbat – od klasycznych, czarnych, czerwonych, po delikatne zielone, białe, ziołowe lub owocowe. Oprócz tego, że smakują wyśmienicie, wybrane rodzaje herbat poprawiają także metabolizm oraz chronią przed chorobami nowotworowymi.
Zielona herbata to nie tylko pogromca tkanki tłuszczowej, ale także źródło cennych witamin i mikroelementów. Odpowiednio zaparzona, pobudzi do działania niczym mocne espresso. Polecana jest osobom, które np. ze względu na wrażliwy żołądek nie mogą pić kawy.*
Zielona herbata – naturalny sposób na zdrowie
Zielona herbata uznawana jest za najzdrowszą na świecie. Zyskuje coraz większe grono zwolenników, którzy właśnie nią często zastępują kawę. Zbierana ręcznie, poddawana jest procesowi suszenia. Liści zielonej herbaty nie poddaje się natomiast procesowi fermentacji, jak to się dzieje podczas produkcji herbaty czarnej. Zielona herbata bogata jest w witaminy (A, B1, B2, B5, C, E, K, P, PP) oraz mikroelementy (m.in. cynk, potas, sód, żelazo, wapń, fluor, krzem, jod). Polecana jest nie tylko w profilaktyce chorób serca oraz nowotworów, ale także podczas odchudzania. Picie zielonej herbaty przyspiesza spalanie tkanki tłuszczowej, a co za tym idzie – zapobiega otyłości. Warto ją pić przed treningiem fizycznym, ponieważ dzięki zawartym w zielonej herbacie katechinom uwolniony zostaje znajdujący się w komórkach tłuszcz. Napar przyspiesza metabolizm, pomagając szybciej pozbyć się z organizmu produktów przemiany materii.
box:offerCarousel
Do walki z nadmiernymi kilogramami wykorzystaj moc herbat popularnych od wieków w Indiach, Chinach czy Tybecie. Ich skład jest całkowicie naturalny, sprzyja poprawie metabolizmu oraz reguluje pracę układu trawiennego.
Vidanga – herbata ajurwedyjska
Składa się z mieszanki ziół rosnących u podnóża Himalajów. Od tysiącleci stosowana jest przez Hindusów w medycynie ajurwedyjskiej. Składają się na nią: kłącze omanu wielkiego, kora migdałecznika arjuna oraz owoce fałszywego czarnego pieprzu (Embelia ribes). Herbata Vidanga dzięki swym naturalnym składnikom wspomaga proces odchudzania. Poprawia pracę układu trawiennego, przyczyniając się do prawidłowego funkcjonowania żołądka oraz jelit. Pita regularnie obniża poziom złego cholesterolu, a także wpływa na zmniejszenie apetytu i zachowanie szczupłej sylwetki.
box:offerCarousel
Hannasaki Ultraslim – naturalna mieszanka
Herbata będąca mieszanką czerwonej herbaty oraz owoców ananasa, papai i mango. Oprócz właściwości oczyszczających i odtruwających organizm z toksyn oraz bakterii, herbata Hannasaki pobudza także trawienie i przyspiesza spalanie tłuszczu. Składa się wyłącznie z naturalnych składników, pomagających w zachowaniu szczupłej sylwetki.
Czerwona herbata niczym rakieta pobudza organizm do działania, przyspieszając metabolizm. To właśnie dzięki tym właściwościom sprzyja ona odchudzaniu i zachowaniu szczupłej sylwetki.
Czerwona herbata Pu-erh – pogromca tkanki tłuszczowej
Herbata poddawana krótkiemu procesowi fermentacji, który nie niszczy liści, dając ich krawędziom lekko czerwonego zabarwienia. **Herbata Pu-erh znana jest na całym świecie jako pogromca tłuszczu. Wspiera procesy odchudzania, przyspiesza metabolizm, a w związku z tym następuje także szybsze spalanie tłuszczów. Picie czerwonej herbaty poprawia pracę jelit, wpływa na lepsze wytwarzanie soków trawiennych, poprawia krążenie oraz obniża poziom cholesterolu. Korzystnie wpływa na pracę wątroby** i całego układu pokarmowego.
box:offerCarousel
By mieć pewność, że kupujemy herbatę wysokiej jakości, najlepiej wybierać odmianę liściastą. Herbata w torebkach często nie jest napojem z wysokiej półki, a chodzi przecież o to, by korzystnie wpływała na zdrowie oraz cieszyła smakiem.
Herbata biała – źródło antyoksydantów
Najmniej przetworzona z herbat, powstaje w wyniku suszenia nierozwiniętych jeszcze, pozbawionych chlorofilu liści. To właśnie dzięki takiemu procesowi produkcji zachowuje tyle walorów zdrowotnych. Biała herbata zawiera antyoksydanty, które chronią organizm przed rozwojem nowotworów. Jest też bogata w witaminę C oraz kofeinę, która – jak wiadomo – skutecznie wspomaga odchudzanie, stymulując i przyspieszając spalanie tkanki tłuszczowej. Naturalnie występujące w białej herbacie substancje zapobiegają powstawaniu i gromadzeniu się komórek tłuszczowych. Białą herbatę kupisz zarówno w formie liści, jak i w formie kwitnącego pąka, który rozwija się podczas zaparzania. Zarówno zieloną jak i białą herbatę należy zalewać wodą o temperaturze około 80 stopni Celsjusza.
box:offerCarousel
Herbata Oolong (ulung) – sojusznik w odchudzaniu
Podobnie jak poprzedniczki, odchudzaniu sprzyja również herbata Oolong. Jest to odmiana herbaty częściowo poddanej fermentacji, czyli utlenianiu (herbaty zielona i biała nie są poddawane temu procesowi, natomiast herbata czarna jest całkowicie utleniana). Stopień fermentacji zależny jest od sposobu produkcji, najlepiej jednak wybierać herbaty o niskim wskaźniku procentowym fermentacji. Choć w Azji nazywana jest herbatą niebieską, u nas traktowana jest jako jedna z odmian herbaty czerwonej. Delikatny, słodkawy smak herbaty Oolong może być alternatywą dla osób, które nie przepadają za naparem z zielonej herbaty. Łagodny smak zawdzięcza dodatkowo procesowi prażenia, dzięki któremu traci cierpki posmak, staje się też łagodniejsza dla żołądka. Naturalne składniki herbaty ulung przyspieszają i regulują przemianę materii, a bogactwo polifenoli zmniejsza poziom trójglicerydów, tym samym zmniejszając ilość odkładanego w ciele tłuszczu.
box:offerCarousel
Wiadomo, że bez wysiłku fizycznego i zmiany nawyków żywieniowych nie pozbędziemy się nadprogramowych kilogramów, ale wraz z podjęciem decyzji o odchudzaniu warto także na kartkę z zakupami wpisać herbatę, która pomaga regulować trawienie, przyspiesza metabolizm oraz spalanie tkanki tłuszczowej. Zastąpienie czarnej herbaty zieloną, białą lub czerwoną powinno korzystnie wpłynąć na działanie całego organizmu. Herbaty te bowiem nie tylko rozprawiają się z tłuszczem, ale także korzystnie wpływają na organy wewnętrzne oraz ogólne samopoczucie. | Herbaty, które poprawią twój metabolizm |
Nie każdy birofilista może sobie pozwolić na kolekcjonowanie masywnych kufli czy ogromnych nalewaków. Równie atrakcyjne, ale nie zajmujące dużo miejsca, są kolekcje piwnych etykiet, rozet czy tekturowych podkładek pod kufle. Duże ich zbiory można znaleźć na Allegro w dziale Birofilistyka, w podkategoriach Etykiety oraz Podstawki.
Jak powiększać zbiór?
Jest kilka sposobów uzupełniania kolekcji piwnych etykiet. Pierwszy z nich to samodzielne odklejanie ich z butelek po piwie, którego się skosztowało, lub korzystanie z uprzejmości znajomych, przyjaciół czy rodziny. Sposób ten jest „najbardziej osobisty”, ale i najbardziej żmudny. Nie zapewnia też zgromadzenia pokaźnej kolekcji, a przy tym łatwo o uszkodzenie etykiety podczas zdejmowania jej z butelki. Drugi to zwracanie się do browarów z prośbą o przysłanie kilku nowych etykiet (wiąże się to z kosztami, ale etykiety będą w doskonałym stanie). Trzeci, najskuteczniejszy, to zakup etykiet, m.in. na aukcjach. Do wyboru są tam zarówno pojedyncze egzemplarze, jak i całe ich zestawy. W zależności od liczby i wartości etykiet ich ceny wahają się do 1 zł do kilkudziesięciu złotych. Kupić lub wylicytować można zarówno etykiety polskie, jak i zagraniczne, często pochodzące z tak egzotycznych „piwnych” krajów, jak Etiopia czy Kazachstan. Sposoby te dotyczą też podkładek pod piwo i rozetek zakładanych najczęściej na pokale.
Etykietki piwne
box:offerCarousel
Kolekcjonowanie etykiet jest określane mianem: labologia. Wśród labologów dominują birofiliści, którzy zbierają etykiety zarówno główne, jak i krawatki, czyli małe przyklejane na szyjkach butelek.
Najstarsze polskie etykiety pochodzą z ostatnich dekad XIX wieku. Rzadko można je znaleźć na Allegro, a jeśli się pojawiają, kosztują zwykle po kilkaset złotych. Znacznie częściej można „upolować” przedwojenne etykiety, i to browarów zarówno polskich, jak i zagranicznych (także tych, które dziś znajdują się w Polsce). Ich ceny wahają od kilkunastu do kilkuset złotych w zależności od częstotliwości występowania i stanu zachowania. Znacznie więcej jest etykiet z czasów PRL. Początkowo władze dążyły do unifikacji etykiet z różnych browarów, później jednak browary otrzymały więcej swobody w ich tworzeniu. Nie należą one do atrakcyjnych graficznie, ale wiele osób chętnie je kolekcjonowało, podobnie jak znaczki pocztowe czy pudełka po zapałkach. Ich ceny zaczynają się od 1 zł, więc dysponując nawet skromnym budżetem, jesteśmy w stanie zgromadzić pokaźną kolekcję. I tu ciekawostka.
W czasach komunistycznych wiele produktów pakowano w tzw. opakowania zastępcze i oklejano etykietami zastępczymi. W przypadku piwa etykieta zastępcza to najczęściej kawałek „białego” papieru, na którym (zwykle dość niestarannie) nadrukowano lub wręcz przystemplowano podstawowe informacje o piwie. Takie etykiety nie są drogie, a – paradoksalnie – mogą być ozdobą kolekcji. Po upadku komunizmu większość Polaków rozmiłowała się w „koncernowych” lagerach. Etykiety zdjęte z butelek po nich występują bardzo często i nie przedstawiają większej wartości. W ostatnich latach daje się jednak zauważyć duże zainteresowanie wyrobami browarów rzemieślniczych. Etykiety z takich butelek piwa są często wymyślne i kolorowe. Nie mają na razie dużej wartości, ale kto wie, czy nie nabiorą jej za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat.
Pod szklanką i na pokalu
box:offerCarousel
Birofiliści często kolekcjonują podkładki pod kufle czy szklanki z piwem, zwane również, głównie ze względu na kształt, waflami. Niegdyś podkładki te były wykonywane np. z drewna lub metalu i służyły głównie ochronie stołu przed rozlanym piwem (podobną funkcję miały też nakładane do dziś na pokale tzw. rozetki). Podstawki tekturowe pojawiły się dopiero pod koniec XIX wieku i szybko wyparły z barów i restauracji bardziej trwałe, ale droższe poprzedniczki. Do dziś jednak w wielu domach można znaleźć będące wciąż w użyciu solidne metalowe czy drewniane podkładki.
Na podkładkach można nadrukować znak firmowy czy informacje o browarze, podobnie jak na rozetkach. Od niedawna oprócz piwnego logo pojawiły się na nich… gry, plany miast czy mapy. Pomysł jest świetny. Turysta, zwiedzając miejscowość z takim „podstawkowym” planem, wciąż ma przed oczami nazwę piwa…
Podobnie jak w przypadku etykiet piwnych, na Allegro można zakupić zarówno pojedyncze egzemplarze (od 1 zł do kilkuset złotych), jak i całe zestawy zestawy podkładek krajowych i zagranicznych, których ceny wahają się od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu złotych. Zasada jest podobna, jak w przypadku etykiet – im wafel starszy i rzadszy, tym droższy.
Etykiety piwne, podstawki i rozetki dają zbieraczowi sporo frajdy. Piękne zbiory cieszą oko i mogą być… niezłą lokatą kapitału z korzyścią dla przyszłych pokoleń. | Etykiety i podkładki - piwne kolekcje birofilisty |
Za jazdą na oponach całorocznych przemawiają względy praktyczne oraz ekonomiczne. To wygodne rozwiązanie zwalniające nas z niedogodności związanych z wymianą i przechowywaniem ogumienia sezonowego. Przed zdecydowaniem się na zakup opon całorocznych powinniśmy jednak pamiętać o kilku istotnych kwestiach. Warunki klimatyczne w naszej części kontynentu stawiają przed oponami bardzo duże wymagania. Wysokie temperatury latem oraz śnieg i mróz zimą sprawiają, że dla zapewnienia sobie optymalnego bezpieczeństwa i komfortu jazdy, kierowcy powinni stosować opony odpowiednie do pory roku. Z drugiej strony, polskie prawo nie nakłada na zmotoryzowanych obowiązku sezonowej wymiany ogumienia. Wciąż duża grupa korzysta z tej możliwości, jeżdżąc cały rok na jednym komplecie opon, niezależnie od warunków. Oni również mają swoje racje.
Opony całoroczne są mniej bezpieczne niż sezonowe
Należy podkreślić, że największy poziom bezpieczeństwa zimą i latem gwarantuje jazda jedynie na markowym ogumieniu sezonowym – dostosowanym do konkretnych warunków atmosferycznych. Jazda na oponach całorocznych to kompromis względem bezpieczeństwa. Nawet najwyższej klasy ogumienie wielosezonowe nie dorówna swoimi właściwościami oponom przeznaczonym na konkretne warunki. Na śniegu, lodzie i mokrym, zmarzniętym asfalcie opona całoroczna nie zapewni takiej przyczepności jak zimowa, zaś na rozgrzanej i suchej nawierzchni będzie ustępować letniej. Dodatkowo bardziej miękka mieszanka gumy, z której wykonana jest opona całoroczna, będzie zużywać się szybciej, a wzór bieżnika, który nie jest przystosowany do radzenia sobie ze śniegiem, będzie generował większe opory toczenia oraz hałas. Jednak w przypadku kierowców, którzy w ciągu roku pokonują niewielkie dystanse, preferują spokojny styl jazdy i samochód traktują bardziej jako dodatkowy środek komunikacji, jeden komplet opon na cały rok może stanowić rozsądne rozwiązanie. Decydując się jednak na zakup opon całorocznych, musimy pamiętać o kilku kwestiach.
Opony całoroczne są droższe niż sezonowe
Ogumienie wielosezonowe nie jest tak wygodnym i korzystnym ekonomicznie rozwiązaniem, jak pozornie mogłoby się wydawać. Zacznijmy od tego, że koszt zakupu kompletu dobrej klasy opon całorocznych segmentu premium (np. Dunlop Grandtrek czy Vredestein Quatrac 5) jest około 20–30% wyższy niż zakup czterech opon zimowych bądź letnich takiej samej marki. Ponadto często zapominamy, że na oponach wielosezonowych poruszamy się cały rok, więc ich komplet wystarcza na znacznie krócej niż dwa komplety opon sezonowych. Przed zdecydowaniem się na zakup opon całorocznych powinniśmy przekalkulować, czy i na ile będzie on faktycznie opłacalny. Może okazać się, że koszt dwóch kompletów tańszych opon sezonowych będzie w ogólnym rozrachunku bardzo zbliżony do ceny kompletu wielosezonowych. A z pewnością to właśnie opony sezonowe zapewnią nam większe bezpieczeństwo.
Opony całoroczne wymagają wizyt w serwisie
W przypadku opon całorocznych odpadają koszty sezonowej wymiany, które w ciągu roku, w przypadku korzystania z warsztatów wulkanizacyjnych w większych miastach mogą oscylować w granicach 200 zł. Nie ma też problemu z przechowywaniem nieużywanego kompletu opon, a w przypadku braku miejsca w domu taka usługa to wydatek około 100 zł. Jazda na oponach całorocznych pozwala więc zaoszczędzić na kosztach obsługi związanych z ogumieniem sezonowym.
Opony całoroczne nie są jednak całkowicie bezobsługowe. Nie zapomnijmy, że również w ich przypadku zachodzi konieczność okresowego wyważania, co wiąże się z wizytą w serwisie. Jazda na źle wyważonych kołach w znaczący sposób przyspiesza zużycie elementów zawieszenie i pogarsza komfort jazdy. Nie możemy również zapomnieć o regularnych kontrolach ciśnienia, które są jednym z podstawowych elementów zapewniających prawidłową eksploatację ogumienia. | Opony całoroczne – o czym należy pamiętać? |
Marzysz o perfekcyjnych lokach, które uzupełnią twoją letnią stylizację? A może wolisz idealnie wyprostowane włosy, jednak nie wiesz, jak osiągnąć taki efekt latem? Masz problemy z ułożeniem koczka w taki sposób, aby trzymał się cały dzień? To wszystko da się zrobić! Potrzebujesz tylko odpowiednich produktów do stylizacji włosów. Pomożemy ci wybrać te niezbędne. Bumble and bumble
Marka Bumble and bumble święci obecnie triumfy na łamach najpoczytniejszych magazynów dla kobiet. Firma na początku była związana z małym salonem fryzjerskim w Nowym Jorku, gdzie kobiety przybywały tłumnie, aby poddawać się metamorfozom. Dziś Bumble and bumble to sieć niezależnych salonów i butików, gdzie sprzedawane są innowacyjne produkty marki. Świetną propozycją na lato będzie z pewnością sprej Surf Infusion, najlepszy produkt do stylizacji włosów wg magazynu ELLE. Kosmetyk powstał z mieszanki sześciu olejków tropikalnych i soli morskiej, dodaje włosom lekkości i naturalnego skrętu. Jeśli szukasz czegoś, co wyczaruje na twoich włosach potargane wiatrem fale, sięgnij po mgiełkę stylizującą Surf Spray.
Aussie
Od kilku lat na popularności nie tracą także kosmetyki do włosów australijskiej marki Aussie. Australijczycy oferują wachlarz produktów, dzięki którym utrwalisz fryzurę bez efektu sklejonych kosmyków. Aussie proponuje lekkie, nieobciążające lakiery i musy do stylizacji, dobrane w zależności od rodzaju włosów. Jeśli marzysz o bardzo dobrym utrwaleniu fryzury, sięgnij po zestaw dwóch produktów: Miracle Styling Mousse Volume + Conditioning oraz Miracle Hairspray Volume + Hold. Istnieją także wersje tych kosmetyków przeznaczone dla posiadaczek włosów kręconych – Miracle Styling Mousse Curl Define + Shine i Miracle Hairspray Shine + Hold.
L’Oréal
Francuski koncern nie spoczywa na laurach – nieustannie wypuszcza na rynek nowe produkty. W jaki kosmetyk do włosów L’Oréal warto zaopatrzyć się latem? Najlepiej postaw na coś z linii L’Oréal Proffessionnel Mythic Oil. Kosmetyki z tej serii zawierają pielęgnacyjne olejki migdałowy i arganowy. Mythic Oil 3w1 krem uniwersalny odżywia i wygładza włosy, zapewniając 96-godzinną kontrolę objętości. Krem można stosować na trzy sposoby: przed użyciem szamponu, jako odżywkę i krem do stylizacji.
Living Proof
Świetne kosmetyki do pielęgnacji włosów oferuje marka Living Proof. Oprócz szamponów i różnych typów serum Living Proof sprzedaje także lakiery do włosów, kremy zwiększające objętość i odżywki przedłużające świeżość fryzury. Jeśli masz problemy z zapanowaniem nad włosami, które latem ciągle się puszą, do gustu przypadnie ci na pewno Living Proof No Frizz Humidity Shield. Formuła lakieru zawiera opatentowane przez markę molekuły OFPMA, dzięki którym każdy kosmyk chroni lekka, cienka warstwa nieobciążająca włosów.
TIGI Bed Head
Chcesz nie tylko wystylizować swoje włosy, ale też nadać im piękny zapach? Wybierz piankę Totally Baked od TIGI Bed Head – zapach cytrynowego ciasta na twoich włosach jest gwarantowany. Ten kosmetyk świetnie sprawdza się jako baza do przygotowania stylizacji. Nadaje włosom objętości, a jednocześnie chroni je przed wilgocią, dzięki czemu będzie doskonały np. na wakacjach nad morzem.
Wysokie temperatury i duża wilgotność mogą sprawić, że latem nasze włosy będą skłonne do puszenia czy przetłuszczania. Możesz jednak temu zaradzić, sięgając po odpowiednie produkty do stylizacji fryzury. Warto jednak pamiętać, aby nie przesadzić z ich ilością – w wakacyjne miesiące stawiamy na lekkość i naturalność! | Produkty do stylizacji włosów idealne na lato |
Świąteczne dekoracje, podobnie jak wszystkie inne wnętrzarskie trendy, też ulegają modom. Na szczęście daje ci to wolną rękę w tworzeniu wystroju, o jakim marzysz w tym najpiękniejszym okresie w roku. Świąteczny czas kojarzy nam się nie tylko z ulubionymi potrawami, ale też pięknie przystrojonym mieszkaniem. Niezależnie od tego, czy wolimy uginające się pod ciężarem ozdób choinki i girlandy, czy preferujemy coś bardziej minimalistycznego, każdy znajdzie coś dla siebie. Oto nasz przewodnik po bożonarodzeniowych dekoracjach w różnych stylach. Który wybierzesz dla siebie?
Święta w stylu glamour
To zdecydowanie świąteczna klasyka i propozycja dla wszystkich tych, którzy lubią, gdy w domu świętami nie tylko pachnie, ale i doskonale je widać. Bogato zdobione stroiki i choinka obwieszona ozdobami w kolorze złota i czerwieni – taki styl z pewnością nie spodoba się minimalistom. Dekoracje w stylu glamour mają błyszczeć i rzucać się w oczy. Dominujące kolory, to – poza wspomnianymi już złotem i czerwienią – również odcienie srebra, zieleni oraz mieniących się kryształów i kamieni szlachetnych. Wszystko wykończone na wysoki połysk i pięknie błyszczące od brokatu. Pamiętajcie jednak, aby nie przedobrzyć: zasada jest taka, że wybieramy jeden kolor bazowy, na przykład złoto, który dopełniamy tylko czerwienią lub zielenią.
Wspaniale wyglądać będzie prosty szklany wazon, który wypełnimy bombkami o różnej średnicy. Dodajmy łańcuch z koralików i białe lampki choinkowe na baterie. To bardzo prosta, a jednocześnie efektowna ozdoba, którą można postawić na stole, parapecie czy komodzie.
Na świątecznym stole nie może zabraknąć świec. Na gościach wrażenie zrobi z pewnością okrągła girlanda z sosnowych gałęzi, przystrojona, pasującymi kolorystycznie do choinki i pozostałych ozdób, bombkami i kokardkami. W jej środek ustaw grubą białą świecę w kształcie walca. Dodatkową dekorację stołu mogą stanowić też bombki wyłożone na szklanych paterach (takich, na jakich normalnie wykładasz ciasta).
Skandynawski minimalizm
To propozycja dla tych, którzy cenią sobie mniej rzucające się w oczy dekoracje. Nie oznacza to jednak, że ozdoby w modnym od lat stylu skandynawskim nie mogą być efektowne. Zamiast choinki do prostego wazonu włóż kilka gałęzi świerku i przystrój je minimalistycznymi, jednokolorowymi bombkami. Wazon wyłożony rafią, do którego włożymy prostą świecę, będzie pięknie prezentował się jako ozdoba stołu.
Styl skandynawski cechuje prostota i bliskość natury, co odbija się też na świątecznych dekoracjach. Musi być żywa choinka, najlepiej w donicy i opleciona jedynie sznurem jednokolorowych, białych lampek. Jeśli takie drzewko wyda nam się zbyt gołe, to zdecydujmy się na drobne, niewymyślne ozdoby utrzymane w dyskretnej kolorystyce. Bożonarodzeniowy stół też powinien być minimalistyczny: z białym obrusem i prostą zastawą. Na obrus możesz też położyć płócienny bieżnik, który będzie ciekawym akcentem kolorystycznym.
Ekologiczne święta
Stajemy się coraz bardziej wyczuleni na punkcie ekologii i ochrony środowiska. Nic więc dziwnego, że widoczne jest to również w dekoracyjnych trendach na Boże Narodzenie. Ozdoby z wykorzystaniem naturalnych elementów to prawdziwy hit, a w dodatku bardzo łatwo je wykonać samemu.
W roli głównej występują tu gałęzie iglaków, szyszki, niewielkie jabłka czy orzechy. Świetnie prezentują się też wyłożone na eleganckich paterach suszone plasterki pomarańczy, które nie tylko pięknie wyglądają, ale w dodatku ładnie pachną. Hitem są papierowe łańcuchy i girlandy, a choinkę (koniecznie rosnącą w donicy, żeby można ją było potem przesadzić) ozdabiamy własnoręcznie przygotowanymi i udekorowanymi piernikami. Te mogą przybierać najróżniejsze kształty – na Allegro znajdziecie mnóstwo fantastycznych foremek do ciastek, a wspólne pieczenie to prawdziwa frajda dla całej rodziny.
Bajkowe dekoracje
To propozycja dla tych, którzy mają dzieci albo… lubią pielęgnować swoje własne, wewnętrzne dziecko. Dominujące w tym stylu ozdoby przypominają dziecięce zabawki, a na bombkach pojawiają się bajkowe postaci. Miłośnicy natury mogą powiesić na choince słomiane i materiałowe dekoracje, co dodatkowo zapewni najmłodszym, bardzo ciekawskim rączkom więcej bezpieczeństwa. Takie kolorowe drzewko nie potrzebuje już więcej przystrajania.
Nowoczesny splendor
To styl bardzo podobny do świątecznego glamouru, tyle że nieco unowocześniony. Rezygnujemy ze złota, a zamiast niego nasze dekoracje bazują na srebrze – w wersji z połyskiem i matowej – a także metalicznych akcentach. Wybieramy szkło, nowoczesne tworzywa i przedmioty o nietypowych, wyszukanych kształtach. Nie musi być też na bogato i z przepychem – ważne, aby nasze dekoracje były efektowne. Do połyskującego, metalowego wazonu włóż mieszankę błyszczących i matowych bombek, i dopełnij go srebrnym łańcuchem z koralików. Ozdobne szyszki w kolorze srebra będą pięknym akcentem na stole, podobnie jak białe świece. Nowoczesną dekorację stworzy też prosty szklany wazon, do którego wrzucisz kilka srebrnych bombek i świeczek podgrzewaczy. Uwaga! Taki styl jest jednak dość zimny i raczej mało przytulny.
Wybierz styl, który najlepiej pasuje do twojego mieszkania i zaprowadź w nim zimową metamorfozę. Wszystkie niezbędne dekoracje, dzięki którym przygotujesz swój dom na Boże Narodzenie, znajdziesz na Allegro. | Świąteczne dekoracje w 5 modnych stylach |
Zapewne wielu z was posiada w swoim domu kilka telewizorów, a chcielibyście, aby do wszystkich docierał jeden sygnał telewizyjny. Można oczywiście korzystać z kilku anten czy dekoderów lub położyć nową instalację telewizyjną. Jak się jednak przekonacie, w sprzedaży można znaleźć transmitery AV, które potrafią bezprzewodowo przesyłać obraz i dźwięk, np. z dekodera TV satelitarnej do telewizora w innym pomieszczeniu. Do czego można wykorzystać transmitery AV?
Transmitery AV mogą służyć nie tylko do przesyłania na odległość sygnału telewizyjnego, ale także do transmitowania innego dowolnego obrazu i dźwięku. Są kompatybilne z większością multimedialnych sprzętów, jakie możemy znaleźć w domu, wliczając w to komputery, odbiorniki satelitarne, odtwarzacze Blu-Ray/DVD/CD oraz telewizory.
Aby dobrze zobrazować możliwości tego urządzenia, powiem tylko, że transmiter AV pozwala użytkownikowi np. na przesyłanie obrazu i dźwięku z odtwarzacza DVD do telewizora w zupełnie innej części domu. Ciekawą funkcją niektórych modeli jest możliwość transmitowania muzyki np. z komputera za pośrednictwem fal FM, które można odczytać przy pomocy dowolnego odbiornika radiowego FM.
Transmitery wielokanałowe
Pewnie spora część z was zastanawia się, czy posiadając transmiter AV, przesyłający sygnał z jednego źródła, będzie można na różnych telewizorach oglądać inne kanały telewizyjne. Niestety, to niemożliwe. Transmiter przesyła sam sygnał audio-wideo, jest więc ściśle uzależniony od źródła, które je nadaje. Jeśli dekoder TV na swoim wyjściu emituje stację TVP1, to wszystkie urządzenia odbierające obraz i dźwięk z transmitera będą wyświetlać właśnie ten kanał.
W sprzedaży są jednak dostępne transmitery wielokanałowe, dzięki którym możliwa jest transmisja AV na różnych pasmach. Oznacza to, że np. na telewizorze w jednym pokoju możemy oglądać program TV, na drugim – film nadawany z odtwarzacza DVD, a jeszcze na innym – wideo wyświetlane z komputera.
Zakłócenia sygnału
Sporym ograniczeniem podczas używania transmiterów AV jest fakt, że praktycznie każde urządzenie elektryczne może zakłócać przesyłany sygnał. Takie sprzęty, jak mikrofalówki, routery, a nawet telefony komórkowe często potrafią zakłócić lub nawet uniemożliwić przekaz. Montując Sender AV w naszym mieszkaniu, powinniśmy zadbać, aby na drodze między dwoma transmiterami nie znajdował się żaden sprzęt mogący zakłócać przekaz.
Na jakość sygnału i jego zasięg wpływa oczywiście także to, ile przeszkód znajdzie się pomiędzy nadajnikiem a odbiornikiem. Przesyłając obraz i dźwięk przez kilka kondygnacji domu, może okazać się, że jego jakość będzie zbyt słaba. Siła sygnału jest też uzależniona od modelu transmitera AV, jaki zakupimy. Różni producenci stosują odmienne technologie i anteny, więc ich zasięg może się znacząco różnić.
Jednym z istotnych elementów nadajnika TV jest to, na jakiej częstotliwości działa. Tańsze urządzenia pracują w oparciu o częstotliwość 2,4 GHz, przez co są nieco bardziej narażone na zakłócenia. Większość sprzedawanych obecnie bezprzewodowych urządzeń sieciowych (routerów, kart WLAN, itp.) działa właśnie na paśmie 2,4 GHz, przez co może powodować straty sygnału.
Za wyższą (zazwyczaj dwukrotnie) cenę możemy jednak kupić transmitery AV działające na częstotliwości 5,8 GHz. Dzięki niej zakłócenia nie są już tak częste. Jest to zalecane szczególnie w miejscach, gdzie występuje wiele potencjalnych urządzeń zakłócających, np. w dużych skupiskach ludzkich (wieżowce, osiedla). Gdy jednak mieszkamy w odludnej okolicy, 2,4 GHz powinno być wystarczające.
Ile kosztuje transmiter AV?
W tej kwestii trudno określić konkretne kwoty. Standardowe transmitery AV nadające na paśmie 2,4 GHz można nabyć w cenie ok. 100 zł. Niestety, te operujące w zakresie 5,8 GHz są zazwyczaj dwukrotnie droższe. | Transmiter AV (AV Sender), czyli jak bezprzewodowo przesyłać dźwięk i obraz? |
Zdrowo skomponowana dieta powinna uwzględniać kilka porcji warzyw i owoców dziennie. Zawierają one dużo witamin i mikroelementów, są mało kaloryczne, a z uwagi na zawartość błonnika – sprzyjają utrzymaniu prawidłowej sylwetki. Nie każdy ma jednak możliwość co kilka godzin bawić się w króliczka i chrupać warzywa, dlatego warto sięgnąć po soki. Sokowirówka
Najprostszym sposobem na zapewnienie sobie pysznych soków jest robienie ich w sokowirówce. To pomocne urządzenie działa na zasadzie przecierania owoców. Z tego powodu przerabiać należy przede wszystkim miękkie warzywa i owoce. Sokowirówka jest dość cicha i pracuje szybko, dzięki czemu łatwo możemy cieszyć się uzyskanym napojem. Niewątpliwą jej zaletą jest również łatwość obsługi i czyszczenia – można ją szybko rozłożyć na części, które bez obaw można myć w zmywarkach. Tak otrzymany sok pozbawiony jest jednak wielu składników odżywczych – pozostają one w przetartych częściach owoców.
Ponadto z uwagi na szybkie tempo pracy elementy sokowirówki podgrzewają się i podgrzewają również wytwarzany sok – to niestety niszczy witaminy. Szybkie obroty sprawiają, że produkt spotyka się z powietrzem, co może wpływać niekorzystnie na jego składniki odżywcze. Nie należy też zapominać, że ilość soku uzyskanego w ten sposób jest niewielka, chociaż będzie on bardzo klarowny. Sokowirówki mają jednak niesamowitą zaletę – są stosunkowo tanie i dobry sprzęt można dostać już za mniej niż 200 zł. Oczywiście do miękkich cytrusów można użyć ręcznej wyciskarki, lecz są to jedyne owoce, jakie można w ten sposób przerabiać.
Wyciskarka
Mechaniczna wyciskarka jest urządzeniem, za które trzeba zapłacić kilkakrotnie wyższą kwotę niż za sokowirówkę, ale sok uzyskany w ten sposób jest dużo zdrowszy. Wyciskarki rozdrabniają warzywa i owoce na zasadzie mielenia i tłuczenia, następnie urządzenie przepycha je dodatkowo przez sito. W ten sposób otrzymujemy więcej soku i chociaż jest on gęstszy i mniej klarowny, to zawiera zdecydowanie więcej wartości odżywczych. Ślimak, który miażdży warzywa i owoce, ma też o wiele większą moc, dlatego w tym urządzeniu możemy przecierać na sok warzywa liściaste czy ziarna.
Ponadto urządzenie pracuje bardzo powoli, więc praktycznie nie generuje hałasu oraz – co ważne – nie grzeje się, co zapobiega niszczeniu wartości odżywczych soku. Trzeba też wziąć pod uwagę, że można do wyciskarki wrzucać całe owoce i warzywa bez obierania i rozdrabniania, co pozwala na uzyskanie składników odżywczych również ze skórek. Droższe wyciskarki mają najczęściej wbudowane dodatkowe funkcje (takie jak homogenizowanie) i wymienne wkładki pozwalające na mielenie mięsa. Zaletą wyciskarki z funkcją homogenizowania jest także możliwość wytwarzania purée i musów owocowych, a nawet przetworów na zimę.
Do minusów tego sprzętu, oprócz wysokiej ceny, należą tempo pracy i skomplikowana budowa. Powolne wyciskanie soku jest owszem zdrowsze, ale na upragniony napój trzeba czekać zdecydowanie dłużej. Ze względu na budowę sprzęt jest również trudniejszy w myciu i pielęgnacji, trzeba poza tym nabrać wprawy w jego skręcaniu.
Dla osób, które chcą wyciskać soki i jednocześnie ćwiczyć bicepsy, dobrym rozwiązaniem będzie ręczna, korbkowa wyciskarka – wymaga ona bardzo dużo siły i cierpliwości, a sok uzyskany w ten sposób nie jest tak dobrej jakości, jak ten uzyskany z wyciskarki mechanicznej.
Na Allegro dostępny jest ogromny wybór poradników dotyczących komponowania soków i przetworów z wyciskarek i sokowirówek. Jeśli więc chcemy coś zmienić na zdrowsze w diecie, zacznijmy od soków. | Wyciskarka czy sokowirówka – co wybrać? |
Chcesz błyszczeć i wyróżniać się z tłumu? Zrób to w efektownym, bardzo modnym stylu kosmicznym! Podpowiadamy, jak nosić lśniące, złote, srebrne i metaliczne części garderoby. Projektanci kochają lśnienie. Ociekające złotem topy proponuje w kolekcji na lato 2017 Kenzo. Jego bluzki z obficie marszczonymi rękawami są metalicznie srebrne, a wąskie mini połyskują cekinami wielkości dłoni. Metaliczne srebro i świecące złoto noszą też modelki od Balmaina, u którego błyszczące tkaniny łączone są z prześwitującymi siateczkami i brokatowymi aplikacjami. Mieniące się różowo srebrzyste marynarki i spodenki proponuje na wiosnę i lato Andreas Kronthaler w kolekcji dla Vivienne Westwood. Sukienki tej pary projektantów szyte są z lśniących atłasów w złotym, czekoladowym i czerwonym kolorze lub z tkanin w cekiny i obowiązkowo mają tylko jedno ramię. Nawet klasyczne damskie garsonki Chanel w tym sezonie błyszczą. Dużo blasku znaleźć można też w popularnych sieciówkach miejskich – H&M, Bershka, Pull&Bear.
Muzyczni prekursorzy stylu kosmicznego
Efektowne tkaniny uwielbiane są też przez gwiazdy sceny muzycznej. A od blasku niedaleko już do estetyki filmowych lotów kosmicznych, której podstawą są oczywiście skafandry i wysokie buty. Zatem stylizację, którą można określić jako kosmiczną, możesz zacząć kompletować właśnie od butów na obcasie i koturnie lub platformie, stylem i fasonem nieco przypominających obuwie, jakie nosili w latach 70. członkowie zespołu Abba. Wiele modeli złotych butów znajdziesz w Zarze. Ciekawe mokasyny i lordy na platformach w złotych i srebrnych odcieniach ma też marka Vices. A jeśli dobierzesz błyszczący kombinezon z podkreślonymi ramionami, to zbliżysz się do stylu przybysza z kosmosu o imieniu Ziggy Stardust – postaci wykreowanej przez Davida Bowiego na potrzeby jednej z płyt. Dowodem na to, że blask powraca, jest fakt, że błyszczące stylizacje w stylu Ziggy'ego polecali nawet styliści grudniowego magazynu polskiej wersji „Elle”.
Spodnie i bluzka w jednym kawałku
Przejdźmy do kombinezonów. Ta wyjątkowo kobieca część garderoby jest od kilku sezonów coraz bardziej popularna. Skafandry mają w sobie coś uwodzicielskiego. Dobrze dobrany kombinezon to taki, który nie podkreśla talii, a luźno układa się na biodrach. Nogawki mogą być szerokie, ale bardziej kobiece są zwężane ku dołowi. Kombinezon będzie na tobie dobrze leżał, jeśli masz płaski brzuch – jednoczęściowy krój go uwydatni. Możesz oczywiście zaryzykować przygodę zkombinezonem lateksowym, ale pamiętaj, że zakładasz go na własną odpowiedzialność. Na pewno bezpieczniej będzie, jeśli wybierzesz subtelnie błyszczącespodnie woskowane i połączysz ze srebrną bluzką, której przednią część możesz włożyć za pasek spodni, tworząc fałdkę. A jeśli twoja figura nie jest dla ciebie w ogóle problemem, zdecyduj się namodel z ekoskóry, która zazwyczaj błyszczy, o ile nie jest imitacją zamszu.
W stylu hip-hopowym
Jeśli z różnych względów nie chcesz nosić ani lśniących, wąskich legginsów, ani jeszcze bardziej efektownych, ale opinających ciało spodni z tkaniny w cekiny, wypróbuj luźne, dresowe haremki, które sprawdzą się np. na imprezie z muzyką hip-hop. W obszernych spodniach wygodnie się tańczy, skacze, ale też biega, dlatego w błyszczących haremkach możesz pójść nie tylko na domówkę czy dyskotekę, ale też spokojnie wyjść na spacer z psem. Spodnie te, mimo nieformalnego kroju, mają wyjątkowo wieczorowy charakter, dlatego do pracy mogą się okazać zbyt krzykliwe.
Kurtka w odcieniu chłodnego srebra czy złota?
Modeli lśniących kurtek jest w tym sezonie wiele – wybrać można ramoneskę czy parkę. Za to najpopularniejszą ostatnio kurtką jest chyba bomberka. Na dobre zadomowiła się w naszych szafach – wersja jesienno-zimowa jest ciepła, mimo że krótka, a modele wiosenne zachwycają kolorami i lekkością. Bomberki błyszczące, np. srebrne, będą dla ciebie dobrym wyborem, jeśli lubisz barwy chłodne, kojarzące się ze szronem i królową śniegu. Jeśli jest wprost przeciwnie, a jednak chcesz nosić srebrną kurtkę, możesz spróbować ocieplić stylizację odpowiednimi kolorami – wybierz bluzkę w odcieniu słonecznego żółtego, ognistej czerwieni lub spokojnego brązu. Ze stalowosrebrnym odcieniem zawsze dobrze wygląda uniwersalna czerń. A jeśli wręcz uwielbiasz ten chłodny, stalowo połyskujący blask, wybierz prawdziwie metaliczną kurtkę ze skóry ekologicznej – jej casualowy charakter sprawia, że pasuje do swobodnych, miejskich stylizacji, ale też podkreśli elegancję czarnych sukienek z dzianiny. Wolisz błyszczeć na złoto? Zdecyduj się na wyjątkową kurtkę z kolekcji Mohito, którą swoim nazwiskiem firmuje Anja Rubik. | Futurystyczno-kosmicznie – błyszczące kurtki, spodnie i kombinezony |
Jeśli – zgodnie ze słowami Alfreda Hitchcocka – dobra historia powinna się zaczynać od trzęsienia ziemi, a potem ma być już tylko lepiej, to ta książka radzi sobie doskonale. Choć muszę przyznać, że przez dłuższą chwilę myślałem, że ktoś wyraźnie pomylił kategorie wiekowe. Dreszcze
Historia książki „Dziewczynka, która wypiła księżyc” zaczyna się w niewielkim mieście. Jego mieszkańcy są przekonani, że w lasach otaczających ich miejscowość mieszka potężna wiedźma, od której zależy ich los. Dlatego raz w roku składają jej ofiarę z niemowlęcia. W większości przypadków rodzice dziecka nie mają siły na jakikolwiek protest. Byłby on jednak i tak tylko bezsensowną próbą odroczenia tego, co i tak musiało nastąpić. Matka, która sprzeciwiła się temu zwyczajowi, trafiła do wieży, a dziecko zostawiono w lesie.
Już sam wstęp do historii brzmi niesamowicie – jakby żywcem przeniesiony z dreszczowca. I chociaż nie ma w nim obrazowych opisów, to uczucie niepokoju jest silnie obecne. Jednocześnie książka nie pozwala się odłożyć na półkę – wciąga czytelnika i każe czytać dalej.
Czarownica – nie taka straszna, jak ją wymalowano
Okazuje się, że w lesie faktycznie mieszka czarownica. Jednakże jest ona kimś zupełnie odmiennym od wyobrażenia stworzonego przez mieszkańców Protektoratu (tak nazywa się to miasto). Odnajduje ona dzieci zostawione w lesie i otacza je opieką. Tak naprawdę to ona sama jest zdziwiona faktem, że ktoś postępuje z niemowlętami aż tak lekkomyślnie. Każdemu z nich odnajduje więc nową rodzinę, a wcześniej jeszcze karmi je światłem gwiazd. Jedno z tych porzuconych dzieci – dziewczynkę – nakarmiła kiedyś przez pomyłkę światłem księżyca. Zrobiła to przez pomyłkę, ale tym samym obdarzyła ją silną magią. Po raz kolejny wygląda to jak przepis na mroczną i odrobinę straszną historię. Ale to nie ten wątek jest w książce najważniejszy.
Tak naprawdę wątków istotnych można tu odnaleźć przynajmniej kilka. Ważne są przemyślenia tytułowej dziewczynki, która w swoim nowym życiu wcale nie ma za lekko, ale ma nadzieję. Nie pozostawia w obojętności smutna refleksja na temat tego, jak łatwo ludzie zaczynają bać się tego, co jest obce i czego nie rozumieją. Często też nadają temu czemuś mnóstwo negatywnych znaczeń i obwiniają je za swoje niepowodzenia. Daje też do myślenia fakt, że człowiek uwielbia w coś wierzyć, a jego wiara potrafi mieć niemal siłę sprawczą.
Tu należą się uznania dla autorki, Kelly Barnhill, która dokonała niemałej sztuki połączenia fascynującej historii, obserwacji pewnych społecznych cech, dopracowanych i przemyślanych postaci oraz czarującego słowem warsztatu pisarskiego. To właśnie za sprawą tego ostatniego „Dziewczynkę, która wypiła księżyc” czyta się tak szybko i przyjemnie. Choć jest to pozycja skierowana do młodego czytelnika, to nie mam wątpliwości, że starsi również odnajdą w niej coś dla siebie i nie pożałują czasu przeznaczonego na lekturę.
Jeśli nie boicie się odrobiny książkowej magii, to jest to pozycja również dla was. Na Allegro znajdziecie ją już za ok. 26 złotych. Również jako e-book.
Źródło okładki: www.wydawnictwoliterackie.pl | „Dziewczynka, która wypiła księżyc” Kelly Barnhill – recenzja |
Olejek pichtowy można stosować zewnętrznie i wewnętrznie. Jest naturalny, ma cudowny leśny aromat i pokochają go zarówno kobiety, które chcą poprawić jakość swojej skóry, jak i ci, którzy na co dzień zmagają się z powracającymi infekcjami. Ale to nie wszystko… Chcesz wiedzieć więcej o olejku z sosny syberyjskiej? Koniecznie przeczytaj się o jego licznych właściwościach i zastosowaniach! Olejek pichtowy uzyskuje się z pędów jodły syberyjskiej (Oleum Pini Sibericum). Charakteryzuje się aromatycznym zapachem, szybką wchłanialnością w skórę i naturalnymi składnikami. Można go stosować zewnętrznie i wewnętrznie – w zależności od dolegliwości, jaka w danym momencie ci doskwiera. Olejku pichtowego mogą używać nawet dzieci od 4. roku życia. Sprawdź, dlaczego należy mieć go pod ręką w domowej apteczce lub na półce z kosmetykami.
Olejek pichtowy – skład
Niekwestionowaną zaletą olejku z jodły syberyjskiej jest to, że produkt ma najwyższą klasę czystości. Co to oznacza? Olejek pichtowy powstaje z drzewa, które rośnie na dziewiczych, nieskażonych i czystych ekologicznie terenach Syberii, ale także Mongolii oraz Chin. Dodatkowo olejek zawiera wysoką ilość octanu bornylu. Po jego zawartości określa się jakość olejku. Im większa, tym olejek jest bardziej bogaty w cenne właściwości. W składzie znajduje się także hormon AJ(u)G-1. Dzięki takiemu połączeniu olejek pichtowy ma szerokie zastosowanie. Może koić podrażnioną skórę oraz wspomagać odporność organizmu. Olejku powinny unikać kobiety w ciąży i osoby, u których po próbie uczuleniowej występuje swędzenie skóry.
box:offerCarousel
Zastosowanie olejku pichtowego w leczeniu przeziębienia i grypy
Olejek pichtowy przez mieszkańców mroźnej Syberii od lat był wykorzystywany w leczeniu przeziębienia i grypy. Wszystko za sprawą jego antywirusowych i przeciwbakteryjnych właściwości. Idąc tym tropem, można go wykorzystywać jako środek do nacierania oraz rozgrzewania ciała lub do inhalacji udrażniających zatoki i zapchany nos. Aromat jodły działa kojąco na drogi oddechowe, doraźnie działa na kaszel i podrażnione gardło, dezynfekując bakterie. Olejek pichtowy mogą stosować również osoby cierpiące na bóle głowy. Roztarcie kilku kropel na skroni zadziała kojąco i relaksująco. Przy stawowo-mięśniowej niedyspozycji można wykorzystać go do masażu bolących miejsc.
box:imagePins
box:pin
Remedium na skórne otarcia, oparzenia i zmarszczki
Olejek pichtowy stosuje się do leczenia oparzeń, otarć oraz ran. Osoby, które stosują tylko naturalne składniki pielęgnacyjne, chętnie sięgają po niego i wmasowują olejek w skórę, aby wyrównać jej koloryt, zniwelować drobne zmarszczki czy bruzdy. Olejek pichtowy z pędów sosny syberyjskiej ma antyoksydacyjne właściwości, dlatego świetnie działa na wolne rodniki, które przyspieszają proces starzenia się skóry. Osoby, które mają problemy z trądzikiem, wypryskami oraz wągrami, śmiało mogą kupić buteleczkę olejku pichtowego i zacząć walkę z niedoskonałościami skóry z jego pomocą. Olejek można wykorzystać również do energetyzujących, zapachowych kąpieli czy masażu klasycznego ciała. Olejek stosowany jest także do nacierania paznokci i stóp, na których pojawiła się grzybica.
Olejek z jodły syberyjskiej dla zdrowych i mocnych włosów
Olejek pichtowy można wykorzystać do wcierek, które powinno się stosować bezpośrednio na skórę głowy. Jego antyseptyczne właściwości rozprawią się z łupieżem, świądem, pieczeniem, złagodzą stany zapalne skóry i dodatkowo odżywią skalp. Dzięki niemu skóra unormuje wydzielanie łoju, włosy przestaną się nadmiernie przetłuszczać, wypadać i będą zdrowe. Bez problemu kilka kropli olejku można dodawać do ulubionej odżywki czy szamponu, aby na co dzień pielęgnować skórę głowy i włosy naturalnym produktem prosto z Syberii.
box:offerCarousel
Wewnętrzne stosowanie na zapalenia i zakażenia grzybicze
Stosowanie wewnętrzne olejku pichtowego pomaga poradzić sobie z wieloma dolegliwościami. Przede wszystkim olejek nie jest rozkładany podczas trawienia, dlatego przenika do krwi i celnie trafia w źródło stanu zapalnego w organizmie. Po około dwóch dobach jest bezpiecznie wydalany przez organizm, dlatego można doraźnie stosować go w celach antybakteryjnych i przeciwzapalnych. Przeciwgrzybicze działanie olejku może pomóc również w nawracających zapaleniach układu płciowego spowodowanych przez drożdżaki candida czy na zakażenia organizmu bakterią gronkowca lub paciorkowca.
Jak stosować olejek pichtowy?
Stosowanie wewnętrzne: należy rozpuszczać około 10 kropli olejku z wodą lub dowolnym napojem. Można spożywać taki roztwór nawet do 3 razy w ciągu dnia. Należy pamiętać, aby nie przekraczać ilości 30 kropel na dobę.
Stosowanie zewnętrzne: olejek pichtowy należy wmasowywać w skórę, najlepiej rozpuszczając go w proporcjach 1:1 z innym olejem roślinnym lub wazeliną. Można łączyć go także z kosmetykami – np. z balsamem do ciała lub odżywką do włosów. Do kąpieli należy dodawać od kilku do kilkunastu aromatycznych kropelek.
W jakiej formie kupić olejek pichtowy?
box:offerCarousel
Olejek pichtowy destylowany parą wodną można zazwyczaj kupić w szklanych buteleczkach, które dodatkowo chronią jego właściwości przed działaniem słońca. Ciekawostką są produkty w żelu – polecane w szczególności osobom, które chcą zastosować taki produkt do pielęgnacji ciała lub na bolące stawy i mięśnie. W składzie oprócz olejku znajdują się także uzdrowiskowe wody mineralne. Cena produktów tego typu w zależności od producenta waha się między 10 a 25 zł.
Dzięki naturalnej pielęgnacji olejkiem pichtowym skóra jest bardziej jędrna, napięta i wygląda świeżo oraz młodo. Rany oraz otarcia goją się szybciej, a organizm może poradzić sobie z wewnętrznymi stanami zapalnymi. Ciało jest odprężone po relaksującym masażu lub kąpieli, dlatego naprawdę warto powrócić do korzeni natury i zaufać sile jodły syberyjskiej, unikając zbędnych konserwantów i sztucznych barwników. | Olejek pichtowy – syberyjski sposób na młodą skórę, zdrowe włosy i zwiększone siły witalne |
Subsets and Splits
No saved queries yet
Save your SQL queries to embed, download, and access them later. Queries will appear here once saved.