source
stringlengths 4
21.6k
| target
stringlengths 4
757
|
---|---|
Na rynku co chwilę pojawiają się nowości kosmetyczne. Cel każdej marki jest dość oczywisty – malowanie ma być prostsze, bardziej intuicyjne, a produkty trwałe i łatwe w aplikacji. Z tych powodów „setting powder”, czyli puder scalający, należy do kategorii najbardziej pożądanych nowości. Co oznacza to słowo? Setting ma wiele znaczeń, a wśród dosłownych tłumaczeń znajdują się: tło, oprawa, rama, podkład. Każde z nich nawiązuje do działania kosmetyku – ma on utrwalać, tworzyć doskonałą powierzchnię na skórze do dalszej pracy lub sprawić, że to, co pomalujemy, będzie trwałe i nienaruszone przez wiele godzin. Najprostsze tłumaczenie „setting powder” to chyba puder scalający lub puder utrwalający – kosmetyk najczęściej występuje właśnie pod takimi nazwami.
Cecha szczególna
Jeśli poszukiwać cechy, która łączy większość (bo jednak nie wszystkie) pudrów scalających makijaż, będzie to ich barwa, a dokładnie jej brak. Kosmetyki charakteryzują się tym, że są teoretycznie bezbarwne, transparentne, po prostu niewidoczne na skórze. Wszystko zależy jednak od składu, niektóre produkty potrafią zostawiać jaśniejsze, białawe ślady na skórze.
Pudry utrwalające są drobno zmielone, bardzo delikatne, często mocno się pylą, a w dotyku przypominają aksamitny pyłek. Ich zaletą jest fakt, że mają naprawdę sporo zastosowań.
Przede wszystkim rozjaśniają i rozświetlają cerę, a przez odbijanie światła również optycznie wygładzają zmarszczki i niedoskonałości skóry. Właśnie za pomocą tego rodzaju pudru gwiazdy maskują swoje niedoskonałości. Jeśli chcemy uczynić podobnie, musimy pamiętać, by nie przesadzić z białym proszkiem, gdyż ten nie lubi lamp błyskowych – potrafi ujawnić się podczas robienia zdjęć czy kręcenia filmów.
Skóra, którą potraktujemy pudrem wykończeniowym, jest bardzo delikatna, jakby gładsza. Produkty zapewniają lekki, naturalny blask oraz wyrównują koloryt twarzy. Nie są to bardzo widoczne zmiany, ale cera jest na pewno bardziej promienista i wygląda na zdrowszą. Dodatkowo skóra jest przepięknie i naturalnie zmatowiona.
W swoim składzie pudry zazwyczaj zawierają: krzem, talk, mikę i duże ilości minerałów.
Puder dobry na wszystko?
Co ciekawe, puder transparentny ma naprawdę sporo zastosowań, które świetnie sprawdzają się bez względu na posiadany typ cery. W zależności od tego jak użyjemy naszego kosmetyku, osiągniemy pożądany efekt.
Triki dla cery tłustej i mieszanej
Skóra ze skłonnościami do wydzielania nadmiernych ilości sebum najczęściej potrzebuje dość mocnego, matującego pudru. Niestety ciężkie kosmetyki matujące potrafią nieestetycznie się zbierać i po kilku godzinach niezbyt efektownie prezentują się na twarzy. Z pomocą przychodzi puder transparentny. Można go użyć na kilka sposobów.
- Aplikując podkład, możemy dodać odrobiny naszego pudru do fluidu, wymieszać razem kosmetyki i nałożyć tradycyjnie przy pomocy pędzla, gąbki lub palców. Podkład stanie się nieco bardziej matowy, ale nie będzie ciężki. Jego właściwości zostaną wzmocnione.
- Świetnym trikiem jest omiecenie pudrem bezbarwnym całej twarzy tuż po nałożeniu kremu lub bazy pod podkład, ale jeszcze przed aplikacją fluidu. Cera w kilka sekund stanie się bardziej matowa.
- Zastosowanie pudru transparentnego zamiast pudru matującego okazuje się całkiem dobrym rozwiązaniem. Po nałożeniu podkładu używamy pudru do poprawek. W tym wypadku sprawdzi się najlepiej wersja prasowana, gdyż puder sypki będzie nieporęczny i może za bardzo się pylić. Najlepszym sposobem na poprawki przy cerze tłustej jest ściągnięcie nadmiaru sebum chusteczką, a później wpracowanie pudru przy pomocy gąbeczki. Unikajmy używania pędzli.
Tirki dla każdego rodzaju cery
Uniwersalne zastosowanie pudru dla każdego rodzaju cery to przede wszystkim utrwalenie makijażu, zwłaszcza wszelkich produktów kremowych, które mają tendencję do przesuwania się, osadzania w zmarszczkach mimicznych i bliznach. Puder może mieć wiele zastosowań.
- Utrwalanie korektora pod oczami. To jeden z najczęstszych zabiegów, jakie stosujemy na co dzień. Przy pomocy grubego pędzla nakładamy warstwę pudru na rozjaśnione miejsce pod okiem, by produkt kremowy nie zbierał się w zgłębieniach skóry. Nasza cera jest rozświetlona, a korektor się nie przesuwa.
- Rozcieranie i nakładanie kolejnych warstw koloru. Kiedy zaaplikujemy bezbarwny puder na bazę pod cienie lub korektor stanowiący naszą podstawę do pracy z cieniami, znacznie ułatwi on rozcieranie i budowanie kolejnych warstw koloru.
- Utrwalanie makijażu kremowego, czyli tzw. konturowanie na mokro. Po naniesieniu bronzera kremowego i płynnego rozświetlacza konieczne jest lekkie oprószenie twarzy pudrem, by kosmetyki nie przesunęły się, gdy zaczniemy w wklepywać w cerę bronzer sypki, róż czy pudrowy rozświetlacz.
- Zmatowienie szminki i przedłużenie jej trwałości. Po aplikacji szminki można przedłużyć jej trwałość. W tym celu delikatnie przykładamy chusteczkę do warg i przez nią pudrujemy usta pędzlem. Pomadka staje się trwalsza. Jeśli jednak chcemy zmienić właściwości kosmetyku i dodać matowego efektu, wówczas rezygnujemy z chusteczki i oprószamy delikatnie wargi pudrem transparentnym. Od razu zauważymy, że kremowe lub satynowe wykończenia zmienią swe właściwości.
Trik na ważne okazje, czyli zapiekanie makijażu
Zapiekanie to również uniwersalna metoda tworzenia makijażu, która przydaje się szczególnie na wieczorowe wyjścia, gdzie nasz make-up musi przetrwać w idealnym stanie przez kilkanaście godzin. Baking to nic innego jak nałożenie bardzo grubej warstwy pudru transparentnego w miejscach, które chcemy rozjaśnić. Pomaga to także przedłużyć trwałość kosmetyku kremowego i zapobiec rolowaniu się produktów. Po aplikacji podkładu, korektora oraz płynnych pomad do konturowania aplikujemy grubą warstwę pudru i czekamy kilka lub kilkanaście minut, by puder mógł dobrze osiąść na skórze.
W międzyczasie możemy stworzyć makijaż oka, bo warstwa pudru będzie również doskonałą „kołderką” zabezpieczającą skórę przed osypywaniem się cieni, brokatów czy pigmentów. Nadmiar produktu wymiatamy z twarzy i przystępujemy do nakładania produktów pudrowych. Miejsca zapieczone są wyraźnie jaśniejsze. Co ważne, skóra twarzy jest jednocześnie matowa, ale i rozświetlona – wygląda naturalnie niezależnie od posiadanego rodzaju cery.
Jak aplikować?
Sposób aplikacji oraz narzędzie do niej służące wybieramy w zależności od efektu, jaki chcemy osiągnąć i właściwości naszej skóry. Poniżej kilka wariantów.
- Nakładanie pudru przy pomocy wilgotnej gąbki sprawdzi się przy cerze suchej, zwłaszcza jeśli chcemy utrwalić naniesiony korektor i produkty kremowe.
- Do cery bardziej tłustej lub mieszanej, zwłaszcza w strefie „T”, przyda się sucha gąbka, przy jej użyciu puder mocniej osądzie i wykaże cechy matujące.
- By omieść całą twarz i zastosować puder jako produkt wykończeniowy lub etap przejścia z makijażu kremowego do pudrowego, przyda się bardzo gruby, ale mięciutki pędzel o gęstym włosiu. Za jego pomocą stworzymy delikatną mgiełkę pudru, prawie niezauważalną na skórze. Jednak podczas aplikacji przy pomocy pędzla lepiej lekko dociskać narzędzie niż rozcierać produkt na twarzy.
- Aplikator dołączony do pudru to dobre rozwiązanie przy szybkich poprawkach. Kiedy czujemy, że nasza skóra zaczyna się niepokojąco świecić, dobrze go użyć. Dociskamy naniesiony na narzędzie produkt, starając się nie przesuwać go na skórze.
Wspominałam, że pudry wykończeniowe są zazwyczaj transparentne, ale oczywiście nie jest to reguła. Wśród asortymentu znajdziemy produkty kolorowe, które również noszą nazwę „setting powder”. Poniżej kilka przykładów.
Bardzo popularny puder bananowy, czyli żółtawy produkt, który ma za zadanie rozjaśniać cienie pod oczami i zaczerwienienia, utrwalać korektor oraz dodawać cerze blasku.
Pudrowe kuleczki koloryzujące, których zadaniem jest neutralizowanie przebarwień, rozjaśnianie cery i wygładzanie. Kuleczki modelują twarz, sprawiają, że pory skóry są mniej widoczne, a cała buzia omieciona jest satynową mgiełką. To produkty, które przydają się do utrwalenia korektora, a nawet pudru matującego do cery suchej.
Odcienie brzoskwiniowe w kolorze skóry to zazwyczaj produkty, które mają identyczne właściwości, jak pudry transparentne, ale przez lekką barwę nie zawsze odpowiednio mocno rozjaśniają skórę. Nie nadają się do zapiekania makijażu, lecz wyłącznie do jego utrwalania. | „Setting powder" – czym jest i czy potrzebujemy go w swojej kosmetyczce? |
W każdej damskiej szafie powinny znajdować się pewnego rodzaju „klasyki”, które nigdy nie wychodzą z mody. Do tego typu ubrań bez wątpienia należą koszule wizytowe. Ogromną ich zaletą jest to, że pasują właściwie do każdej stylizacji i każdej okazji — od codziennego biurowego stroju zaczynając, na rodzinnych uroczystościach kończąc. Na wielkie wyjścia i na co dzień
Choć sformułowanie „koszula wizytowa” kojarzy się raczej ze strojem na specjalną okazję, świetnie sprawdzają się one również na co dzień. Bez wątpienia wpisują się w dress code uznawany przez korporacje, stając się właściwie niezbędnym elementem stylizacji każdej bizneswoman. Wybierając koszulę wizytową, warto zwrócić uwagę na jakość zastosowanego materiału, a także dbałość w wykonaniu detali. W końcu, jako jeden z najbardziej uniwersalnych elementów naszej garderoby, będzie nam ona służyła prawdopodobnie dłużej niż jeden sezon.
Jak więc nosić koszule wizytowe? Kluczem do sukcesu jest tu umiejętne komponowanie ubrań w zestawy. Koszule wizytowe w połączeniu z odpowiednimi spodniami czy prostą spódnicą ołówkową wywołują wrażenie niewymuszonej elegancji, a przy okazji podkreślają nasz profesjonalizm. Gładka koszula świetnie sprawdzi się w zestawie z garsonką lub żakietem. W przypadku mniej oficjalnych okazji strzałem w dziesiątkę może być stylizacja sportowa — z jeansami, szortami lub spódnicą. Warto pamiętać, że jedna koszula może stać się bazą dla wielu kombinacji.
Kratka, paski, a może skórzane wstawki?
Absolutnym klasykiem, jeśli chodzi o koszule wizytowe, zwłaszcza w sytuacjach oficjalnych, jest kolor biały. Bez takiej koszuli nie wyobrażamy już sobie oficjalnego spotkania czy egzaminu. Jednak nie zawsze tak było — strój ten pojawił się w modzie damskiej dopiero w latach trzydziestych. Zawdzięczamy go Coco Chanel, która w latach trzydziestych ubiegłego wieku wyciągnęła koszulę z męskiej szafy, przeprowadzając jedną z wielu „modowych rewolucji”. Mimo że to koncepcja Coco zadecydowała o wyglądzie najbardziej klasycznej koszuli (z wszytym kołnierzem), to jednak w tej kwestii sporo się zmieniło.
Choć biała koszula to idealne rozwiązanie dla pań ceniących minimalizm i prostotę, czasy, gdy do wyboru miałyśmy jedynie kilka podstawowych odcieni, dawno przeminęły. W tej chwili koszule wizytowe stały się dostępne w pełnej gamie kolorystycznej. Odcienie proponowane przez projektantów mody nie kończą się już na niepozornych pastelach. Producenci odzieży nie boją się eksperymentować z mocnymi, jaskrawymi kolorami — żółciami, różami czy czerwienią. Warto pamiętać, że nasz wybór nie jest ograniczony do gładkich wzorów — wśród deseniów świetnie sprawdza się kratka, paski bądź delikatny rzucik.
Również ilość fasonów może przyprawić o zawrót głowy. Warto wybrać model, który podkreśli talię delikatnymi zaszewkami. Profesjonalnego wyglądu dodaje kołnierzyk, niewielkie kieszonki optycznie powiększą biust i dodadzą seksapilu. Nowością są tu wstawki ze skóry oraz kokardy. Miłośniczki nieprzemijającej klasyki wybierać mogą wśród wielu krojów z żabotem. Ciekawym rozwiązaniem jest również zasłonięcie guzików lub obszycie kołnierzyka i rękawków materiałem w kontrastującym kolorze. Szczególnie interesująco wygląda to w przypadku koszul z krótkimi rękawami, dodając stylizacji lekkości i modnego, nowoczesnego wyglądu.
Koszula wizytowa jest idealnym elementem garderoby dla kobiet, które lubią być przygotowane na każdą okazję. Trudno bowiem szukać stroju, który ma aż tak wszechstronne zastosowanie. Bez względu na to, z czym ją zestawimy, dobrze dobrana koszula świadczyć będzie o naszej klasie. | Wizytowa koszula — klasyka w damskiej szafie |
Przeglądanie zasobów internetu, korzystanie z portali społecznościowych, odbieranie poczty i proste zadania – większość użytkowników właśnie tak korzysta z tabletu. Dlatego kupowanie wydajnego sprzętu może okazać się marnowaniem pieniędzy. Poznajmy podstawowe tablety w cenie do 300 zł. Odys Xelio 10
Na początek model Odys Xelio 10, który wyposażono w 10-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 1024 x 600 pikseli. To dobre rozwiązanie dla tych, którzy oczekują od tabletu wygodnego przeglądania sieci i dużego obszaru roboczego. Sercem urządzenia jest procesor Allwinner A33S Quad-Core (4 x 1,3 GHz), który jest wspomagany przez 1 GB pamięci operacyjnej RAM DDR3. Na dane użytkownika przygotowano aż 16 GB pamięci, którą można dodatkowo rozszerzyć o 32 GB za pomocą kart pamięci microSD. Sprzęt wyposażono w prostą przednią kamerkę do wideorozmów i aparat o matrycy 2 Mpix. Jest też moduł Bluetooth 4.0 oraz port USB z OTG. Całość pracuje w oparciu o system operacyjny Google Android 5.1 Lollipop. Cena tego modelu w dniu publikacji to około 280 zł.
Lenovo Tab 3
Kolejny model ma 7-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 1024 x 600 pikseli. Dzięki temu Lenovo Tab 3 lepiej trzyma się w dłoni, jest lżejszy i bardziej poręczny, świetnie spisze się również jako towarzysz podróży, gdyż nie zajmie wiele miejsca w torbie, plecaku czy męskiej saszetce. Producent zastosował czterordzeniowy procesor MediaTek MT8127 (4 x 1,3 GHz) wspierany przez 1 GB pamięci operacyjnej RAM DDR3. Oprócz tego do dyspozycji jest 8 GB pamięci wbudowanej, moduły Wi-Fi, Bluetooth 4.0 oraz przydatny w podróży GPS. Całość prezentuje się minimalistycznie i nowocześnie. Cena tego modelu w dniu publikacji opiewała na kwotę około 300 zł.
box:offerCarousel
Cavion Base 8
Model Cavion Base 8 to gratka dla tych, którzy chcą z tabletu korzystać jak z komputera. Cechą szczególną jest bowiem system operacyjny Windows 10, który obsługuje się niemal tak samo, jak ten, który jest na komputerze stacjonarnym czy laptopie. Parametry także nie należą do najgorszych. Tablet za około 300 zł wyposażono w 8-calowy ekran IPS o rozdzielczości 1280 x 800 pikseli, natomiast na dane użytkownika przeznaczono 16 GB pamięci wewnętrznej. We wnętrzu pracuje czterordzeniowy procesor Intel Atom Z3735G o taktowaniu 1,3 GHz, wspierany przez 1 GB pamięci operacyjnej RAM. Jeśli chodzi o moduły, jest tu zestaw standardowych dodatków, w które wyposażony jest każdy tablet w tej cenie, czyli Wi-Fi i Bluetooth.
box:offerCarousel
Kruger&Matz Eagle 701
Następną propozycją jest bardzo dobrze wyglądający tablet Kruger&Matz Eagle 701 o przyzwoitych parametrach. Sercem jest czterordzeniowy procesor MediaTek taktowany zegarem 1,3 GHz i wspomagany przez 1 GB pamięci operacyjnej RAM DDR3. Ekran dotykowy o przekątnej 7 cali legitymuje się rozdzielczością 1240 x 600 pikseli, zaś łączność zapewniają moduły Wi-Fi, Bluetooth i GPS. Ciekawostką jest z pewnością modem 3G oraz slot na dwie karty SIM. Na dane użytkownika, czyli gry, muzykę bądź zdjęcia wykonane kamerką 2 Mpix, przygotowano 16 GB pamięci wbudowanej. Całość działa pod kontrolą systemu operacyjnego Google Android 6.0 Marshmallow. Cena tego modelu w dniu publikacji – około 300 zł.
box:offerCarousel
Overmax Qualcore 7023
Na zakończenie kolejna propozycja z modemem 3G, slotem na dwie karty SIM i funkcją telefonu. Model Overmax Qualcore 7023 wyposażono w 7-calowy ekran o rozdzielczości 1280 x 720 pikseli oraz czterordzeniowy procesor o taktowaniu 1,2 GHz ze wsparciem 1 GB pamięci RAM DDR3. Jest też moduł Wi-Fi, Bluetooth i GPS, dzięki czemu tablet może służyć jako nawigacja w podróży. Cena? W dniu publikacji na Allegro – około 300 zł. | Tablety do 300 zł – wybór modeli II kwartał 2017 |
Zwierzaki wnoszą do każdego domu mnóstwo radości, ale potrafią też sporo nabroić. Nie da się oszukać natury domowych pupili ani tego, że w trakcie jedzenia i zabawy mogą nabrudzić albo zniszczyć niektóre elementy mieszkania. Warto dostosować zatem swoje cztery kąty do potrzeb ulubieńca. Jakie akcesoria są szczególnie przydatne w domu ze zwierzakiem? Jak pozbyć się sierści z odzieży?
Drobne włoski psa, a nawet puszek z futerka królika czy kota to prawdziwa zmora jego właściciela. Sierść osiada na ubraniach nie tylko podczas głaskania i przytulania pupila. Wystarczy, że liniejący zwierzak podrapie się tylną łapką, a zrzucane futerko unosi się w powietrzu. Zwierzęce włoski widać szczególnie na ciemnych ubraniach, a każdy właściciel, nosząc odzież całą w sierści, czuje się mało komfortowo.
Jak pozbyć się sierści z odzieży?
Przede wszystkim utrzymuj dom w należytej czystości. Powinno pomóc częste przecieranie elektryzujących się powierzchni (np. ekranu telewizora), a także odkurzanie dywanów i kanap. Pamiętaj również, aby w okresie linienia regularnie szczotkować pupila – sierść, która zostanie na szczotce, nie trafi na twoje ubranie. Odzież, na której zdążyły osiąść zwierzęce włoski, możesz wyczyścić szeroką taśmą samoprzylepną (taką, którą zakleja się kartony). Pomyśl również o zakupie wygodnego wałka do czyszczenia odzieży, którego klejąca powierzchnia działa podobnie jak taśma samoprzylepna. Równie skutecznym rozwiązaniem jest zwilżenie gumowej rękawicy i pocieranie nią materiału pokrytego włoskami. Miej jednak na uwadze, że rękawiczki używane do usuwania sierści z ubrań powinny służyć tylko do tego celu. Rękawice, które miały wcześniej kontakt z detergentami, mogą zniszczyć płaszcz albo sweter. Nie zapominaj o tym, jak wielkie znaczenie ma pranie ubrań. Możesz np. kupić pralkę ze specjalnym programem do prania odzieży z sierścią zwierząt. Dobre rezultaty daje też wrzucenie do pralki chropowatego ręcznika do naczyń albo specjalnej kuli usuwającej sierść. O ile to możliwe, ubrania należy też suszyć i prasować z dala od liniejącego pupila.
Ochrona mebli i podłóg w domu ze zwierzakami
Koty uwielbiają drapanie przedmiotów i wskakiwanie na meble, dlatego w kociej wyprawce powinien znaleźć się pionowy drapak z kilkoma półkami. W zależności od kocich upodobań, drapak może być też wzbogacony w sznurki czy wiszące piłeczki do zabawy. Korzystanie z drapaka to nie tylko kocia gimnastyka, ale też sposób na piłowanie pazurków. Drapanie ma ogromne znaczenie dla kociej natury. Gruczoły zapachowe znajdują się w opuszkach kocich łapek, dlatego drapiąc wyposażenie mieszkania, pupil znaczy swoje terytorium.
Aby niewielki gryzoń albo królik był w twoim domu bezpieczny, powinnaś ochronić kable, które chętnie gryzie. Jeżeli małemu podopiecznemu pozwolisz poruszać się po całym mieszkaniu, pamiętaj, aby zabezpieczyć także drzwi przed zatrzaśnięciem, np. na skutek przeciągu. Idealne będą stopery do drzwi. Pomyśl również o tym, czy inny zwierzak, który mieszka w twoim domu, nie będzie zaczepiał królika albo zagrażał śwince morskiej. W takim wypadku należy dobrze zaplanować spacery gryzonia. Pamiętaj jednak, że nawet tak małe zwierzątko odczuwa dużą potrzebę ruchu, więc np. królikowi trzeba każdego dnia zapewnić dwugodzinnych spacer.
Zastanów się wreszcie nad zabezpieczeniem podłóg. Właściciele szczeniaków, które należy dopiero nauczyć załatwiania potrzeb fizjologicznych poza domem, bardzo chętnie korzystają z podkładów chłonnych. Te same podkłady i niewielkie kuwety przydadzą się w domach, w których mieszkają gryzonie albo króliki. Przy odrobinie cierpliwości właściciela nawet tak niewielkie zwierzątka uda się nauczyć czystości. Przydatne gadżety zabezpieczą także inne zakamarki mieszkania. Pod miskami psa albo kota warto położyć matę chroniącą podłogę, a kanapę w salonie albo tylną kanapę w samochodzie wyłożyć matą zabezpieczającą przed sierścią.
Dom pełen czworonogów może być i radosny, i zadbany. Wystarczy, że w wyprawce znajdą się akcesoria, które pozwolą ci pozbyć się sierści z ubrań, a także ochronić meble, podłogę i wnętrze samochodu przed rozrywkowym psem czy drapiącym kotem. | Akcesoria do domu ze zwierzakiem |
Jak zostało dowiedzione naukowo, to właśnie zmysł węchu odpowiada za odczuwanie przez nas smaku jedzonych potraw oraz rozpoznawanie zagrożenia. Osoby cierpiące na utratę węchu często cierpią na depresję, ponieważ to właśnie węch w bardzo dużym stopniu odpowiada za kojarzenie i przywoływanie wspomnień. Warto więc zadbać, by nasz dom kojarzył nam się jak najlepiej. Kadzidełka
Już tysiące lat temu ludzkość odkryła, że palenie niektórych ziół, kwiatów czy gałązek może dawać bardzo przyjemny zapach, a jedzenie gotowane lub pieczone nad ogniem z tych wonnych roślin ma lepszy smak. To były początki kadzidła. Mieszanki wonnych substancji dających dym o słodkim zapachu szybko stały się jednym z elementów tworzenia nastroju świątyń wielu religii. Współczesne kadzidełka mają za zadanie jedynie nadać naszemu domowi piękny zapach i może odrobinę tajemniczości.
Przy używaniu kadzidełek warto pamiętać, że dym wysusza powietrze, są więc dobrym rozwiązaniem w pomieszczeniach o dużej wilgotności. Kadzidełka najlepiej i najbezpieczniej rozpalać w specjalnych podstawkach, w których gromadzi się popiół. Stylowa podstawka i płonące kadzidełko zapewnią naszemu domowi orientalny klimat.
Kominki i lampy
Równie wielu zwolenników mają kominki zapachowe. Gliniane naczynka, z których paruje podgrzewany świeczką zapachowy olejek, są nie tylko świetną alternatywą dla kadzidełek, ale też tworzą romantyczny nastrój. Dodatkowo kominki z olejkamisą używane w aromaterapii. Ważne jest, by do tego celu wybierać naturalne olejki eteryczne. Wodne kominki nawilżają suche powietrze w pomieszczeniach, natomiast kominki do wosków, w tym te elektryczne, nie generują dodatkowej wilgoci. Ponadto woski do kominków dają dużo intensywniejszy zapach, który utrzymuje się dłużej po wygaszeniu świeczki.
Stosunkowo niedawno pojawiły się na Allegro lampy zapachowe firmy Ashleigh&Burwood, które zarówno mają bardzo korzystny wpływ na zdrowie i samopoczucie, jak i zachwycają bogactwem dostępnych do nich olejków oraz przepięknym wykonaniem. Każda taka lampa to istne cacko, które samym swoim wyglądem poprawia samopoczucie.
Opcją dla osób, które cenią sobie prostotę, są świece zapachowe. Mogą one tworzyć romantyczny nastrój na wieczory we dwoje, tym bardziej że niektóre z nich służą do masażu erotycznego. Ponadto ciekawy i dobrze dobrany świecznik lub podstawka może nadać pomieszczeniu pełen ciepła, domowy klimat.
Zapach na dłużej
Dla zapewnienia sobie delikatnego i długotrwałego zapachu w pokoju możemy zaopatrzyć się w miseczki wypełnione potpourri, czyli mieszankę wonnych roślin, najczęściej płatków kwiatów. Woreczki wypełnione płatkami możemy umieścić w szafie, by zapewnić przyjemny zapach ubrań. Warto też, tak jak to robiły nasze babcie, włożyć pachnący lawendą woreczek do szafy z bielizną pościelową – lawendowe olejki eteryczne relaksują i ułatwiają zasypianie.
Równie ciekawym rozwiązaniem jest nasączenie kawałka drewienka lub korka olejkiem eterycznym paczuli, lawendy czy goździka. Powieszony w szafie koreczek skutecznie odstrasza mole i zapewnia ubraniom świeżość na dłużej. | Pachnący dom – potpourri, kadzidełka, kominki, olejki, świece, woski |
Ombre stało się hitem w wizażu i modzie już kilka sezonów temu! Chętnie rozjaśniamy końcówki włosów, cieniujemy kolory na paznokciach, a także nosimy ubrania w przenikających się tonach. Czy tę technikę można również wykorzystać w aranżacji wnętrz? Gradienty dosłownie wchodzą na salony! Ściany wcale nie muszą być nudne. Ombre stało się alternatywą dla jednolitych, smutnych kolorów. Cieniowanie sprawia, że przestrzeń nabiera niebanalnego tła. W jakich pomieszczeniach się sprawdzi? Jak wybrać barwy i jak wszystko wykonać we własnym domu? Okazuje się, że to bardzo proste!
Ombre – sposób na dekorację ściany
Metod na urozmaicenie monotonnych ścian jest mnóstwo: tapety, obrazy, tkaniny i tym podobne. Warto jednak pokusić się o rozwiązanie nietypowe i pomalować ściany w zupełnie nowy sposób! Przenikanie się kolorów sprawia, że przestrzeń zyskuje dodatkowy akcent, który przyciąga uwagę. Różnokolorowe gradienty sprawdzą się idealnie we wnętrzach śródziemnomorskich, ale również utrzymanych w stylu nowoczesnym czy loftowym. Wszystko zależy od doboru barw do ogólnego wystroju.
Ściany ombre – jakie kolory wybrać?
Odpowiedni wybór kolorów do tworzenia gradientów jest bardzo ważny. Od nich zależy, jaki klimat otrzymamy we wnętrzu i w jaki sposób podkreśli on inne elementy wystroju. Najpopularniejsze jest cieniowanie z użyciem bieli. Świetnie rozmywa inne barwy oraz łagodzi ich oblicze. Bardzo stonowany efekt otrzymamy, łącząc biel i szarości, nieco wakacyjny, przywodzący na myśl morskie krajobrazy: błękity i turkusy, żółcienie świetnie rozświetlą nawet dość ponury pokój, a róże i fiolety stworzą prawdziwie kobiecą stylizację. Ombre to doskonały pomysł na ścianę dekoracyjną w salonie czy sypialni, np. w miejscu do wypoczynku czy za łóżkiem.
Ombre na ścianie – jak zrobić?
Malowanie ścian w sposób ombre wcale nie jest takie trudne, jak mogłoby się to wydawać! Wystarczy pędzel, wałek malarski, kuweta i oczywiście farba. Zaczynamy od przygotowania ściany. Należy odsunąć wszystkie meble na odległość, która uchroni je przed zachlapaniem. Na podłodze układamy folię lub gazety i zabezpieczamy papierową taśmą listwy, gniazdka elektryczne i włączniki. Całą powierzchnię warto pokryć podkładem. Gruntsprawi, że emulsja będzie się dobrze trzymać.
Następnie zaczynamy malowanie. Idealne ombre może zająć nieco czasu, ale efekt jest wart poświęcenia! Całą ścianę pokrywamy najjaśniejszym kolorem i czekamy do całkowitego wyschnięcia. W tym czasie można zastanowić się, na jakim poziomie ma nastąpić zlewanie się odcieni. Warto sobie pomóc, rysując ołówkiem poziomą linię. Malowanie kolorem zaczynamy od dołu (jaśniejszy kolor na górze sprawia, że sufit wygląda na wyższy). Z użyciem wałka stopniowo przesuwamy się w górę. Zanim farba wyschnie, rozcieramy suchym pędzlem granicę między kolorami. Wykonywanie pewnych, posuwistych przeciągnięć zagwarantuje piękny efekt przenikania.
Ściany to idealne tło dla aranżacji. Ombre pozwala wydobyć przestrzeń, doskonale podkreśla przedmioty dekoracyjne w pobliżu i przyciąga uwagę. Niebanalne rozwiązania z pewnością spowodują zachwyt na twarzach gości! | Wnętrzarski hit – ściany ombre |
Niemowlęta i małe dzieci nie potrafią oczyścić nosa z zalegającej w nim wydzieliny, która jest pożywką dla bakterii, dlatego bardzo ważne jest odpowiednie jej usuwanie. Do tego celu służą aspiratory. Oto 3 najpopularniejsze modele. Higiena nosa
Czyszczenie nosa z wydzieliny jest bardzo ważną czynnością, o której nie można zapominać. Bakterie namnażają się na nieusuniętej wydzielinie, co może prowadzić do przewlekłych stanów zapalnych zatok, nosa, gardła i ucha, znacząco wydłużając powrót do zdrowia. Jeżeli wydzielina jest gęsta, można sobie pomóc, stosując sól fizjologiczną, roztwór wody morskiej i krople ziołowe do przemywania nosa. Tuż przed czyszczeniem należy zapuścić dany preparat i poczekać chwilę, a następnie usunąć wydzielinę.
Aspirator Frida, Sopelek i inne
Są to najprostsze aspiratory do nosa dla dzieci od pierwszych dni życia. Składają się z plastikowej rurki z jednej strony zakończonej stożkiem z dziurką. Do drugiego końca jest przyczepiony gumowy wężyk. Wydzielina usuwana jest przez zasysanie jej przez wężyk. Przed przypadkowym dostaniem się wydzieliny do wężyka zapobiega filtr wykonany z kawałka gąbki. Tego typu aspiratory są proste w budowie i nie zajmują wiele miejsca. Łatwo się je myje i utrzymuje w czystości. Nie ma potrzeby stosowania specjalnych środków do dezynfekcji. Aspiratory różnią się między sobą długością rurki (aspirator Frida ma dłuższą rurkę niż Sopelek), otworem na końcu stożka i kształtem, jednak zasada działania jest taka sama. Są to najtańsze aspiratory do nosa.
Aspirator do odkurzacza
Równie prostą budowę i zasadę działania ma aspirator Katarek. Jego użycie wymaga odkurzacza do 1800 W. Jedną końcówkę wkłada się do rury od odkurzacza, drugą zaś do nosa dziecka. Dzięki takiemu połączeniu możliwe jest znacznie dokładniejsze usunięcie wydzieliny z nosa. Aspirator Katarek jest bezpieczny, posiada certyfikaty. Wykonano go z przezroczystego materiału, który pozwala na obejrzenie koloru wydzieliny. Bezbarwna i lejąca się najczęściej oznacza alergię; żółta, zielona lub biała – infekcję bakteryjną. Zestaw wyposażony jest w małą szczoteczkę, dzięki której można dokładnie wymyć aspirator.
Aspirator elektryczny
Aspirator elektryczny jest wyposażony w końcówkę ssącą, mały pojemniczek na usuniętą wydzielinę i korpus. Aby czyszczenie nosa przebiegało spokojnie, niektóre modele wygrywają podczas działania różnego rodzaju melodyjki, które odciągają uwagę dziecka. Przy tego typu aspiratorach nie ma potrzeby wymieniania ani dokupowania wkładów czy końcówek. Jedyne, co trzeba robić, to systematycznie wymieniać baterie. Dodatkowym atutem tego typu urządzeń są dwa rodzaje końcówek (szeroka i wąska), dzięki którym można z łatwością odciągnąć każdą wydzielinę. Są one wykonane z miękkiego silikonu, który nie powoduje uszkodzeń delikatnej śluzówki nosa. Jest cichy, lekki i bezpieczny.
Czysty nosek dziecka to podstawa. Katar i kichanie nie sprzyjają dobremu samopoczuciu zarówno dziecka, jak i jego opiekunów, dlatego – zamiast walczyć z infekcją – lepiej od razu zatroszczyć się o nosy naszych pociech. | Gdy dziecko ma katar. Przegląd aspiratorów do nosa |
MA350 to metalowe słuchawki dokanałowe za 120 zł, które mają charakterystyczny kształt. W ich konstrukcji i wykonaniu jest wiele podobieństw do wyższych modeli marki RHA. Co potrafi wersja MA350 i czy może równać się z modelami od Snab, Brainwavz lub SoundMagic? W portfolio szkockiej marki znajdują się głównie dokanałówki, także te z wysokiej półki. Modelem CL1 producent wkroczył niedawno na półkę urządzeń za 2000 zł, a w ofercie jest także wiele słuchawek z przedziału 400–1100 zł. Tytułowe MA350 są aktualnie najtańsze w ofercie, ale prezentują się równie ciekawie, co droższe modele. Są wykonane z aluminium, a ich obudowy mają taki sam kształt, jak np. MA750 lub CL750 za prawie 400 i 600 zł. Sprawdźcie, czy MA350 są warte zakupu.
Wyposażenie
Niewielkie opakowanie dobrze zabezpiecza słuchawki, a oddzielna przegródka skrywa akcesoria. Nie można liczyć na wiele gadżetów, ale jest nieźle. W zestawie z MA350 otrzymujemy:
* woreczek;
* trzy pary tipsów pojedynczych;
* klips do ubrania.
Woreczek jest pojemny, wykonano go z grubej siatki o sporych oczkach. Zamyka się na sznurek z plastikowym klipsem. Trzy pary tipsów odpowiadają rozmiarom S, M i L – wlicza się w nie także para założona na słuchawki. Klips do ubrania jest wydłużony, ma odpowiednią siłę zacisku i delikatne ząbki.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Wygląd
MA350 nie wyglądają tak efektowne, jak wyższe modele. Dotyczy to także wykonania, do jego jakości trudno mieć zarzuty, ale tym razem obudowy są aluminiowe, a materiał cieńszy niż w wyższych modelach serii. Przy bliższych oględzinach słuchawki nie robią takiego wrażenia, jak stalowe MA750, ale w kontekście swojej ceny nadal wypadają bardzo dobrze.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Kopułki są koliste, czarno-srebrne, wypukłe i mocno zwężają się ku tulejkom. Wyloty zostały zabezpieczone filtrami z flizeliny, mają szeroki rant, na którym idealnie trzymają się silikonowe tipsy. Nakładki wykonano z grubego materiału, są czarne i matowe w dotyku, a ich trzpienie są w kolorze pomarańczowym.
MA350 nie są konstrukcją typu Over The Ear, jak model MA750. Kable wpięte zostały w dolną część, zabezpieczono je gumowymi wstawkami z oznaczeniami kanałów. Przewód posiada dodatkowy oplot materiałowy, a rozdzielacz kabla z suwakiem jest wykonany z metalu i ma stożkowy kształt. Kabel mierzy 130 cm i jest zakończony kątowym, pozłoconym wtykiem 3,5 mm. Sama obudowa wtyczki została grubo ogumowana.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
RHA MA350 prezentują się dobrze, wyglądają uniwersalnie, zatem powinny pasować każdemu. Połączenie czerni, srebra oraz pomarańczowych akcentów daje ciekawy efekt. Dobrze wygląda także oplot kabla, podobny występuje zazwyczaj w słuchawkach z wyższej półki cenowej.
Komfort i obsługa
Konstrukcja zapewnia niezłą ergonomię, ale nie obyło się bez małych wad – metalowa obudowa i oplot kabla mają swoje słabsze strony. Mimo wszystko ze słuchawek przyjemnie się korzysta.
Słuchawki są małe i lekkie, po założeniu prawie chowają się w uszach. Można w nich leżeć na boku i bez problemu zmieszczą się pod czapkę. MA350 zostały stworzone z myślą o klasycznej metodzie noszenia, ale bez problemu da się je założyć także metodą OTE, puszczając przewód nad i za uchem. Wtedy warto skorzystać z suwaka splittera, podciągając go pod brodę, żeby odcinki na uszach trzymały się lepiej. Metalowe obudowy mogą powodować początkowy dyskomfort – materiał jest chłodny, warto więc rozgrzać słuchawki w dłoniach przed ich włożeniem, szczególnie jesienią lub zimą.
W przypadku klasycznego zakładania przyda się klips do ubrania, niestety oplot przewodu jest dosyć szorstki i może przeszkadzać. Przypięcie kabla do ubrania zminimalizuje efekt mikrofonowy, czyli odgłosy szurania i stukania. Jest on też mniej intensywny, gdy nosimy słuchawki metodą OTE, ale tutaj szorstkość oplotu również może dać się we znaki.
Słuchawki nieźle tłumią i dobrze wypełniają kanały słuchowe, wyraźnie wyciszając otoczenie. MA350 są pod tym względem mniej problematyczne niż cięższe i większe MA750. Słuchawki nadal nie odetną od świata, hałas może przebić się do uszu, ale można liczyć już na komfortowe odsłuchy w mieście.
Docenić należy niewielką kątową wtyczkę, która nie zajmuje wiele miejsca i nie będzie przeszkadzała w kieszeni. To zdecydowana zaleta, w droższych słuchawkach od RHA zastosowano długie i proste wtyki 3,5 mm. MA350 są wygodne w transporcie, kabel łatwo zwinąć, a futerał bez problemu pomieści słuchawki.
Specyfikacja RHA MA350
przetworniki dynamiczne
pasmo przenoszenia 16 Hz–22 kHz
impedancja 16 Ω
średni pobór mocy 3 mW, maksymalny 10 mW
skuteczność 103 dB
konstrukcja aerofoniczna
kabel o długości 1,3 m
waga 11 g
Brzmienie
RHA MA350 oferują dobre brzmienie o typowym charakterze dla sprzętu z tego przedziału cenowego. Słuchawki są raczej basowe, przyciemnione i łagodne w odbiorze, a tworzona przez nie scena dźwiękowa nie zachwyca wymiarami. Można za to liczyć na dobrą dynamikę oraz angażujący dźwięk bez ostrości. Nie będzie to jednak sygnatura dla użytkowników szukających uniwersalnego i zrównoważonego dźwięku, preferujących lżejsze gatunki muzyczne. Tutaj rządzi bas.
Niskie tony są wyraźnie podbite w średnim zakresie; bas jest masywny, gęsty, obły. Nie ma go jeszcze ekstremalnie dużo, ale jest już dawkowany obficie. Przelewa się, brzmi soczyście, czasami zalewa muzykę, ale ogólna dynamika jest i tak niezła, więc niskie tony potrafią uderzyć i efektownie pulsować. Słuchawki zostały stworzone dla fanów mocnego basu i efektownych, nowoczesnych brzmień. Nie będzie to pasowało każdemu, a oferowana sygnatura nie zgra się ze wszystkimi gatunkami muzycznymi – często fortepian, kontrabas lub gitara basowa stają się zbyt ciężkie, mulące. Nawet basowa elektronika czasami zadudni, ale dużo będzie zależało od realizacji muzyki.
Pasmo średnie jest przysłonięte przez niskie tony, ale nadal brzmi nieźle. To ciepły dźwięk, łagodny w odbiorze – środek nie brzmi sztucznie, nie jest ostry, nie kłuje w uszy i nie męczy. Wszystko jest jednak przyciemnione, delikatnie zgaszone, brzmi z pewnym dystansem. Muzyka nie jest bezpośrednia, wydaje się jakby oddalona. Trzeba się wsłuchiwać w melodie instrumentów czy głosy wokalistów i nie można liczyć na wysoką szczegółowość.
Wysokich tonów jest często trochę za mało, dlatego występuje efekt przyciemnienia i zagęszczenia muzyki. Nadaje to brzmieniu klimatu, gwarantuje łagodny dźwięk, ale tym samym ujmuje szczegółowości i klarowności. Wszystko wydaje się być spowite pewną mgłą, oddalone, przykryte. Soprany nadal słychać; talerze perkusyjne są wyraźne, gitary oraz smyczki nie zostały w pełni ścięte, ale wysokich tonów jest ogólnie trochę za mało. Warto sięgnąć po korektor w aplikacji na smartfonie lub w odtwarzaczu muzyki i podbić pasmo od 4 kHz w górę lub obniżyć zakres niskich tonów od 20 kHz do 250 Hz.
Scena dźwiękowa jest mała; instrumenty wybrzmiewają jakby ze środka głowy, chociaż słyszalne jest stereo. Brakuje lepszej separacji, instrumenty potrafią się zlać, brzmienie jest raczej zwarte. Nie można liczyć na duże napowietrzenie, czyli wyraźne dystanse pomiędzy instrumentami. Bas zajmuje dużo przestrzeni, wypełnia scenę dźwiękową, buduje fundament brzmienia. Jest więc dosyć ciasno, ale nadal czytelnie. Dobre wrażenie robi pozycjonowanie, dźwięki pojawiają się zarówno powyżej, jak i poniżej poziomu uszu.
Podsumowanie
W kontekście ceny brzmienie RHA MA350 jest dobre, to nadal niedrogie dokanałówki, które powinny spodobać się użytkownikom szukającym bardziej basowego dźwięku. Słuchawki mają angażującą sygnaturę, oferują łagodne w odbiorze brzmienie. Nie można liczyć na dużą scenę dźwiękową, ale pozycjonowanie instrumentów jest na przyzwoitym poziomie. Wiele utworów brzmiało bardzo dobrze, ale nie jest to, niestety, regułą.
Po czasie ilość basu może jednak męczyć, efekt będzie w dużej mierze zależał od realizacji muzyki. Zdarza się, że kontrabas zadudni, gitara basowa zamuli, a nawet rap lub elektronika mogą zostać zalane niskimi tonami. Warto skorzystać z korektora lub założyć trochę mniejsze nakładki, by zmniejszyć ciśnienie akustyczne. Izolacja od hałasu otoczenia będzie gorsza, ale słuchawki zabrzmią wtedy jaśniej, bas będzie spokojniejszy, dzięki czemu lepiej wypadną lżejsze gatunki muzyczne.
RHA MA350 mają mocną konkurencję. Za około 110 zł można mieć Snab Overtone EP-101M (test) – metalowe słuchawki o basowym brzmieniu, ale jaśniejszym i z większą sceną. EP-101M mają bas o bardziej subwooferowym charakterze i więcej wysokich tonów. Ciekawie wypadają też Brainwavz XF200 – są tańsze, mają podobne brzmienie do RHA, zbliżoną ergonomię, ale są plastikowe. Warto rozważyć dopłatę do Brainwavz M1 (test) lub ProAlpha (test) – to mniej basowe, równiejsze i bardziej uniwersalne doki. Świetną opcją są też SoundMagic E10, także oferujące rozrywkowe brzmienie, ale bardziej klarowne i szczegółowe.
Zalety: dobre wyposażenie; bardzo dobre wykonanie; wygodna konstrukcja; basowe brzmienie o niezłej dynamice, angażujące i łagodne.
Wady: czasami zbyt mocny bas lub zbyt zgaszone wysokie tony; mała scena dźwiękowa; szorstki oplot kabla (warto zakładać metodą OTE). | Test słuchawek RHA MA350 – niedrogie dokanałówki z aluminium |
Kiepski zasilacz może skutecznie uniemożliwić nam pracę na komputerze, powodując restarty, zawieszenia, a nawet trwałe uszkodzenie podzespołów tego urządzenia. Jaki produkt wobec tego wybrać, jeśli możemy na ten cel przeznaczyć 150 zł? Każdy, kto choć raz miał styczność z komputerem stacjonarnym (lub składał swojego własnego „blaszaka”), wie, jak ważnym jego elementem jest zasilacz. Kupując taki sprzęt, przede wszystkim powinniśmy zwrócić uwagę na producenta. Lepiej nie kupować tanich produkcji „no name”, które pewnego pięknego dnia mogą w najlepszym przypadku przestać działać, a w najgorszym – uszkodzić komputer.
SilentiumPC Elementum E1 SI
Niestety, ale w cenie do 150 zł ciężko jest znaleźć markowy zasilacz o dużej mocy. Na tle konkurencji wyróżnia się tu jednak całkiem solidny SilentiumPC Elementum E1 SI 85+. Jego cena wynosi niecałe 150 zł. Moc, jaką tu dysponujemy, to 350 W, co z pewnością pozwoli na zasilenie większości standardowych zestawów PC dla nieco mniej wymagających osób. Jego zaletą jest cicha praca, a to dzięki zastosowaniu automatycznie sterowanego wentylatora. Deklarowana przez producenta sprawność wynosi 85% przy 50-procentowym obciążeniu.
Chieftec GPA-500S8
Jeśli szukamy nieco mocniejszego zasilacza, to świetnym wyborem może się okazać Chieftec GPA-500S8. Chieftec to firma, która jest znana z produkcji niedrogich, ale bardzo przyzwoitych zasilaczy komputerowych. Model GPA-500S8 to propozycja dla tych osób, które wymagają dość dużej mocy dla swojego komputera, ponieważ mamy jej tu aż 500 W. Ten kosztujący ok. 140 zł zasilacz może się pochwalić sprawnością powyżej 80% przy obciążeniu w wysokości 20–100%. I w tym przypadku producent zachwala wydajne i ciche chłodzenie zasilacza, które opiera się o 12-centymetrowy wentylator.
Aerocool VX-450
Jeśli dysponujemy kwotą ok. 145 zł, warto rozważyć zakup zasilacza Aerocool VX-450. Jak sama nazwa może sugerować, mamy tu moc wynoszącą 450 W, co dla większości niezbyt wymagających użytkowników powinno w zupełności wystarczyć. Aerocool VX-450 cechuje sprawność na poziomie powyżej 80%. Oczywiście standardowo mamy tu do dyspozycji chłodzenie w postaci 12-centymetrowego wentylatora.
Fortron
Gdy nie stać nas na zakup zasilaczy w cenie powyżej 100 zł, to ostatnią deską ratunku mogą się okazać produkty firmy Fortron. Rzecz jasna nie ma ich co porównywać do sprzętów za kilkaset złotych, jednak dla niewymagającego użytkownika spokojnie wystarczą. Ich ceny, w zależności od dostępnej mocy, oscylują w granicach ok. 40–100 zł. Najtańsze modele mają moc rzędu 200–250 W, podczas gdy te droższe mogą się pochwalić mocą 300–450 W.
Chieftec GPB-400S
Kolejnym zasilaczem wartym uwagi w cenie do 150 zł jest kosztujący ok. 145 zł sprzęt wspomnianej wcześniej firmy Chieftec – model GPB-400S. Moc, jaką dysponuje ten zasilacz, to 400 W, co jest dobrą wartością do zasilenia większości domowych zestawów komputerowych. Jeśli chodzi o sprawność, ta wygląda naprawdę imponująco. Producent deklaruje, że przy typowym obciążeniu urządzenie dysponuje sprawnością powyżej 85%, co jest znakomitym rezultatem. Oprócz tego mamy tu standardowo 12-centymetrowy wentylator, którego obroty są automatycznie regulowane – stosownie do aktualnej temperatury podzespołów zasilacza.
Jak widać, nawet w cenie nieprzekraczającej 150 zł można kupić dość dobre, markowe zasilacze. Podkreślę na koniec raz jeszcze – lepiej zainwestować w markowy zasilacz do komputera, niż wybierać urządzenia „no-name”, w których jakość wykonania jest kwestią dość losową. | Zasilacz do komputera w cenie do 150 zł. Jaki wybrać? |
Wiosenna pogoda bywa zmienna i nieprzewidywalna, dlatego dobrze jest uzupełnić garderobę o kilka praktycznych dodatków. Dotyczy to także dzieci, które zimowe, grube czapki porzucają na rzecz modnych czapek z daszkiem. Są one praktyczne i przede wszystkim ciekawie uzupełniają dziecięcy strój. Uwielbiają je zwłaszcza chłopcy, ale dla dziewczynek także można znaleźć wiele interesujących modeli. Czapki z daszkiem dla maluszków
Dzieciom do 3. roku życia nie zaleca się nakładania okularów przeciwsłonecznych. Jednak ich oczy są zbyt delikatne w zestawieniu z wiosennym czy letnim słońcem. Z tego powodu rodzice niemowląt i małych dzieci chętnie sięgają po czapki z daszkiem. Są one nieco inne od tradycyjnych kaszkietówek. Przede wszystkim nie mają plastikowych elementów do regulacji obwodu. Czapeczkę dla niemowlaka kupuje się, kierując się obwodem główki w centymetrach. Jest to ważne, ponieważ każdy twardy element może odgniatać główkę, gdy dziecko zaśnie, np. w wózku. Inny jest też daszek. Przeważnie nie jest sztywny, bowiem uszyty jest z materiału, który tworzy „dziubek”. Czapeczki dla niemowląt i maluchów zwykle są wiązane pod szyją.
Czapki z uszami i zwierzakami
Bardzo popularne są czapki z daszkiem i uszkami. Przeważnie są to uszka przypominające te Myszki Miki, a więc czarne piłeczki. Popularne są także czapki z daszkiem ze zwierzakiem. Może to być panda, małpka, krokodyl. Czapki z daszkiem z nadrukiem zwierząt również mają odstające elementy, przeważnie uszy. Mogą to być też oczka, a nawet mordka zwierzaka, która „otwiera” się na daszku. Wśród tych modeli najpopularniejsze są czapeczki dla chłopców przedstawiające dinozaura lub krokodyla. Ich ceny wahają się od 49 do 69 zł.
Czapki z daszkiem dla dziewczynek
Dziewczynki coraz chętniej sięgają po czapki z daszkiem, bo coraz większa jest różnorodność modeli. Najmłodszym spodobają się różowe czapeczki z Hello Kitty, Świnką Peppą i Barbie. Dostaniemy je już od 29 zł. Na topie są błękitne czapeczki z Elsą – bohaterką Krainy Lodu. Dużą popularnością cieszą się czerwone i różowe czapeczki z Myszką Minnie. One również dostępne są z odstającymi uszkami lub kokardkami. Dla starszych dziewczynek polecane są modele w kolorze pastelowego różu. Popularne są zwłaszcza czapki takich marek, jak Nike czy Adidas. Ciekawie prezentują się jednokolorowe czapki z kokardką na czubku. Popularne są, zwłaszcza latem, chustki z daszkiem w kwieciste wzory. Kupimy je już od 29 zł.
Czapki z daszkiem dla chłopców
Wybór czapek dla chłopców jest naprawdę duży, dlatego warto śledzić sezonowe trendy, aby wiedzieć, co obecnie jest modne i popularne. Ten sezon ponownie należy do postaci z bajek. Królują oczywiście Minionki i Spiderman (cena od 39 zł). Zabawne żółte stworki z dużymi oczkami znajdziemy nad żółtymi daszkami i z tyłu czapki. Ciekawie prezentują się czapeczki z odstającymi oczkami lub okularami. Na wielbicieli superbohaterów również czekają modne czapki z daszkiem. Najchętniej wybierane są modele z podobizną Spidermana oraz te ze znakiem Batmana i Supermana. Nieco mniejszą popularnością cieszy się Iron Man czy Hulk. Dla najmłodszych chłopców dobrym wyborem będzie czapeczka z bohaterami Psiego Patrolu lub pojazdami z bajki Auta (cena od 19 zł).
Jeśli szukacie czapki z daszkiem bez nadruku postaci, strzałem w dziesiątkę będą czapeczki w stylu moro. Bardzo modny w tym sezonie jest dżins. Świetnie wygląda na czapeczkach i sprawdzi się zwłaszcza wiosną. Modne są również odcienie brązu i beżu. Ładnie prezentują się te z ozdobami z boku w postaci guziczków. | Modne czapki z daszkiem dla chłopca i dziewczynki |
Wybór prezentu na Pierwszą Komunię Świętą dla dziewczynki nie jest łatwym zadaniem. Dzieci zazwyczaj oczekują modnego sprzętu czy kosztownych gadżetów. Rodzice czy zaproszeni goście często chcą, by prezent podkreślał religijny charakter uroczystości. Co wybrać, by wilk był syty i owca cała? Warto postawić na biżuterię. Wyjątkowe kolczyki, pierścionki czy łańcuszki są idealnym prezentem dla dziewczynki. Złota czy srebrna biżuteria to trafiony prezent nie tylko z okazji Pierwszej Komunii Świętej. Wręczenie łańcuszka z medalikiem, eleganckich złotych kolczyków czy pierścionka ze szlachetnym oczkiem, zawsze jest mile widziane. Tym bardziej, że dziewczynki lubią błyskotki. Oferta jubilerów jest na tyle bogata, że z pewnością każdemu wpadnie coś w oko. Jaki kruszec wybrać – złoto czy srebro? Ten pierwszy od zawsze uznawany jest za najbardziej trafiony. Złoto ma większą wartość rynkową niż srebro, a przez to jest bardziej ekskluzywne. Jednak, jeśli postawimy na srebrną biżuterię, inkrustowaną cennymi kamieniami, śmiało możemy podarować ją jako prezent na Komunię Świętą. Pamiętajmy, że prezent wręczany małej dziewczynce ma być dla niej pamiątką na całe życie, dlatego nie warto na nim oszczędzać. Przed ostatecznym zakupem zastanówmy się, jaką rolę ma pełnić ofiarowana przez nas biżuteria – czy dziewczynka ma ją nosić na co dzień, czy ma być wyłącznie pamiątką schowaną głęboko w szufladzie.
Łańcuszki z medalikiem ze złota i srebra
Jednym z najpopularniejszym komunijnych prezentów z biżuterii jest złoty lub srebrny łańcuszek z medalikiem. Na zawieszce możemy wybrać wizerunek Marii Panny, Jana Pawła II lub zdecydować się na tradycyjny krzyżyk. To prezent podkreślający duchowy i religijny wymiar majowych uroczystości. Producenci doskonale wiedzą, że jest to trafiony pomysł, dlatego przygotowują gotowe zestawy, w skład których wchodzi łańcuszek z przywieszką. Całość elegancko zapakowana. Za komplety wykonane ze złota zapłacimy co najmniej 140 złotych. Największy wybór złotych łańcuszków z przywieszkami jest w przedziale cenowym od 200 do 300 złotych. Zaś tańsze odpowiedniki, wykonane ze srebra, kupimy już za 40-50 złotych.
Kolczyki ze złota i srebra
Srebrne czy złote kolczyki to najbardziej uniwersalna biżuteria. Klasyczne modele nie wychodzą z mody przez lata. Małe złote wkrętki w kształcie kulek, serduszek czy kół równie chętnie w uszach nosiły nasze babki, matki, jak i my. Z pewnością również nieraz posłużą do uzupełnienia stylizacji młodym panienkom, które przyjmują sakrament święty. Odpada też problem rozmiaru kolczyków. Bez względu na wiek, będą pasowały. Za specjalne, pierwszokomunijne zestawy złotych kolczyków zapłacimy co najmniej 120-130 złotych. Im więcej kruszcu i szlachetnych kamieni, tym ich cena jest wyższa. Srebrne kolczyki, które można podarować na prezent kosztują od 40- 50 złotych i więcej.
Pierścionki ze złota i srebra
Wybór odpowiedniego pierścionka na prezent z okazji przyjęcia sakramentu świętego, jest najbardziej problematyczny. Nie chodzi o kształt czy kolor oczka, ale o jego rozmiar. Wybierając go, musimy mieć na uwadze, że palce 9-10 letnich dziewczynek jeszcze urosną. Dlatego kupując pierścionek, musimy zastanowić się czy będzie go nosiła na co dzień, po uroczystości (w przypadku złotych pierścionków za kilkaset złotych nie jest to najlepszy pomysł) czy ma służyć jej, kiedy dorośnie. Drugie rozwiązanie jest bardziej sensowne, jednak trudno jest zgadywać, jaki rozmiar palca będzie miała dziewczynka za kilka lat. Kłopotliwe może być również trafienie w kształtujący się dopiero gust małej panienki. Za złote pierścionki w klasycznych kształtach, z jednym kryształkiem na szczycie, zapłacimy nieco ponad 100 złotych. Im więcej złota i szlachetnych kamieni, tym cena jest wyższa.
Ciekawym pomysłem na zapakowanie komunijnej biżuterii jest zamówienie ozdobnego pudełka. Na jednej z wewnętrznych ścianek znajduje się specjalna blaszka, na której można zamieścić wygrawerowane życzenia z okazji przyjęcia sakramentu Komunii Świętej. | Biżuteria – najlepszy prezent na komunię dla dziewczynki |
Jeśli dużo czasu spędzasz przed komputerem, jesteś zawodowym kierowcą lub śpisz na niewłaściwej poduszce, na pewno nieraz odczuwasz bóle szyi, karku czy barków. Są jednak sposoby na te uciążliwe dolegliwości. Przyczyny bólu
Odcinek szyjny kręgosłupa jest najbardziej ruchliwą jego częścią, składającą się z siedmiu kręgów. Dwa pierwsze, dźwigacz i obrotnik, wraz ze stawami umożliwiają utrzymanie głowy w pozycji pionowej, a także zapewniają jej ruchy. Wzmocnieniem dla kręgów szyjnych są mięśnie szyi, karku i barków. Jeśli są słabe i niewzmacniane ćwiczeniami, wielogodzinna jazda samochodem, siedzenie przed komputerem lub spanie w niewłaściwej pozycji mogą w konsekwencji powodować dolegliwości bólowe.
Ich przyczyną bywają także zmiany zwyrodnieniowe – zniekształcone kręgi uciskają naczynia lub nerwy. Często towarzyszą im inne niepokojące objawy: bóle głowy nasilające się przy pochyleniu, sztywność karku, zawroty głowy, a nawet omdlenia. Ból może promieniować od szyi do barku i dalej do całej ręki (tzw. rwa ramienna).
Jednak jeśli bóle wynikają jedynie z napięcia i przeciążenia mięśni, można im zapobiec oraz w pełni je wyeliminować, wykonując odpowiednie ćwiczenia rozluźniające i wzmacniające lub relaksacyjne masaże mięśni karku, szyi oraz barków.
Ćwiczenia rozluźniające
Oto przykładowe ćwiczenie rozluźniające: przyjmij postawę siedzącą, a następnie chwyć prawą ręką siedzisko krzesła, opuść prawy bark, lewą ręką obejmując głowę i pochylając ją w lewo. W tej pozycji należy rozciągać mięśnie, nie pogłębiając ruchu przez 15–20 sekund. Następnie rozluźnij mięśnie i powtórz ćwiczenie, przechylając głowę na drugą stronę. Pamiętaj również, żeby głowa nie „zastygała” w jednej pozycji. Podczas pracy przy komputerze wykonuj co jakiś czas kilka ruchów głową: w prawo, w lewo, do przodu i do tyłu.
Ćwiczenia wzmacniające
Pomocne będą również ćwiczenia wzmacniające: siedząc w pozycji wyprostowanej, oprzyj jedną rękę na czole i staraj się z całej siły naciskać nim na dłoń, jednocześnie ręką stawiając opór. Policz do 10–15, odpocznij 5–6 sekund, następnie powtórz ćwiczenie. Wykonaj 3–4 serie napinania, a następnie rozluźnij mięśnie. Inne ćwiczenie: spleć ręce z tyłu głowy, naciskaj głową na dłonie, nie pozwalając jej się odchylić. Wytrzymaj 10–15 sekund, puść na ok. 5–6 sekund i powtórz ćwiczenie. Wykonaj 3–4 serie, a następnie rozluźnij mięśnie karku.
Masaż
Odpowiednio wykonany masaż przyniesie ulgę napiętym mięśniom szyi, karku i barków. Możesz wykonać go w domu, stosując kilka prostych zasad. Użyj olejku do masażu, np. rozmarynowego lub majerankowego, który rozgrzeje zbolałe mięśnie. Wykonuj następujące po sobie ruchy: głaskania, rozcierania, ugniatania i oklepywania. Możesz też stosować gorące okłady przy użyciu ręcznika czy termoforu albo polewać kark ciepłym prysznicem. Zimne okłady natomiast są pożądane przy urazach, np. bólu szyi po gwałtownym hamowaniu samochodu.
Maty masujące oraz masażery
Z pomocą w stanach zapalnych i bólach mięśniowych przychodzą również urządzenia ogólnodostępne na rynku. Pierwszym z nich jest mata masująca. Stanowi świetną alternatywę dla klasycznego masażu. Wibracje przechodzące przez jej powierzchnię doskonale relaksują i szybko eliminują źródło dokuczliwego bólu. Ma też dwie dodatkowe zalety: nie wymaga dużej przestrzeni ani udziału osób trzecich. Wystarczy położyć ją na łóżku lub fotelu i podłączyć do zasilania. W wolnej chwili możesz również skorzystać z masażera, który za pośrednictwem ultradźwięków ukoi obolałe mięśnie. Kompaktowych rozmiarów urządzenie można schować do plecaka lub torebki i skorzystać z niego w dowolnym momencie.
Bóle okolic karku i szyi to zmora dzisiejszych czasów. Jeśli nawracają, warto przestrzegać kilku wskazówek: unikać przeciągów, robić krótkie przerwy na wykonanie kilku ruchów głową podczas pracy przy komputerze. Do spania możesz również stosować specjalną poduszkęortopedyczną, a podczas długich podróży korzystać z poduszki-rogala. | Ćwiczenia rozluźniające mięśnie karku, szyi i barków |
Wojna nigdy nie przynosi nic dobrego. Jedyne, do czego wojna może się przydać, to ujawnienie prawdziwej natury ludzi i tego, do czego są zdolni. Początek książki Marie Bennett przenosi nas do czasu po wybuchu II wojny światowej, do pociągu pełnego nowo zwerbowanych żołnierzy. Wojna to nie tylko front
Pierwszym bohaterem, a zarazem pierwszą ofiarą jest Georg – skromny majster i świeżo upieczony mąż, który wyrwany został z miesiąca miodowego. To za jego pośrednictwem poznajemy myśli i emocje żołnierzy jadących w zatłoczonym wagonie, by bronić szwedzkich granic.
Autorka „Hotelu Angleterre” od samego początku daje do zrozumienia, że to nie będzie zwykła opowieść o wojnie, ale historia człowieka, dla którego brak prowiantu na drogę może urosnąć do rangi poważnego problemu. Georg jest jednym z wielu mężczyzn, którzy padli ofiarą mobilizacji i jak wielu z nich nie ma pojęcia o byciu żołnierzem. Szwecja szykuje się wprawdzie do obrony, ale przede wszystkim stara się zachować swoją neutralność. Bohater dość szybko poznaje „uroki” wojskowego życia. Mróz, braki logistyczne, nie do końca zrównoważony dowódca – to wszystko wygląda jak przepis na prostą drogę ku tragedii. Nawet myśli o domu nie mogą tu pomóc, bo choć Georg ogromnie tęskni do ukochanej żony, ma też w pamięci niedawno odbytą rozmowę, która uzmysłowiła mu, jak różne zdania mają w pewnej bardzo ważnej dla niego sprawie.
Żona tymczasem…
Rola kobiety – tej, która zostawała w domu – była w czasie wojny również dość wyraźnie określona. Co nie oznacza, że zawsze w ten sam sposób wypełniana. Kerstin oczywiście też bardzo tęskni za mężem. Prawda jednak jest taka, że nie ma go już bardzo długo – o wiele dłużej niż przewidziane cztery miesiące. Niepokój miesza się z innymi uczuciami i potrzebami. Słomiana wdowa nawiązuje znajomość z zamożną panną – Violą. Wkrótce okazuje się, że jest to coś więcej niż tylko początek wspaniałej przyjaźni, co – jeśli wziąć pod uwagę wspomnienia Georga – może być niemałym zaskoczeniem dla czytelnika.
I tu następuje kolejna niespodzianka. Po kilku latach, gdy koniec wojny wydaje się bliski i nieunikniony, Kerstin obawia się tego, co może nastąpić po powrocie męża do domu. Czy przyznać się do zdrady, czy kontynuować życie w trójkącie? Na domiar złego z Violą też nie układa się jej tak kolorowo. Mężatka zdaje sobie sprawę, że i w tę relację wkradła się nieszczerość.
Wojna to czas, w którym człowiek pokazuje, jaki jest naprawdę. Ale to także ten moment, w którym możemy dowiedzieć się, jakie są nasze podstawowe potrzeby. I to chyba właśnie te najcieplejsze emocje i oczekiwania można uznać za główny temat powieści. Marie Bennett opowiada czytelnikowi historię zwyczajnych ludzi postawionych przed zupełnie niecodziennymi zadaniami.
Jeśli uznacie, że to książka dla was, na Allegro znajdziecie ją zarówno w wersji papierowej, jak i elektronicznej.
Źródło okładki: www.marginesy.com.pl | „Hotel Angleterre” Marie Bennett – recenzja |
Jaume Cabré jest jednym z moich najważniejszych i najcenniejszych odkryć literackich. Ten kataloński pisarz tworzy prozę tak niezwykłą, tak ogromnie działającą na wyobraźnię, a przy tym zachwycającą nie tylko fabularnie, ale także językowo, że nie sposób przejść obok niej obojętnie. „Wyznaję” nie jest jego debiutem, ale to właśnie ten tytuł polscy czytelnicy mogli poznać jako pierwsi. Biorąc pod uwagę to, ile ta ogromna objętościowo powieść zebrała pozytywnych recenzji i jak długie kolejki łowców autografów ustawiają się do Katalończyka, ilekroć ten zjawia się w Polsce – był to wydawniczy strzał w dziesiątkę.
Bohaterem „Wyznaję” jest Adrian Ardèvol, syn właściciela antykwariatu, miłośnika rzadkich rękopisów i świętego spokoju.
Świat bez uczuć
Rodzinny dom Adriana był pełen działających na wyobraźnię starych przedmiotów, ale za to ubogi w uczucia. Sam bohater uważał siebie za „przypadkową konsekwencję zdarzeń”. Brakowało mu ciepła, rodzicielskiej troski. Nikt nie liczył się z jego marzeniami, nie pytał o plany. Jego przyszłość była z góry zaplanowana. Miał poznać dziesięć języków obcych, skończyć prawo i historię oraz trzeci kierunek, który w swej łaskawości głowa rodziny pozwoli mu sobie wybrać. Śmierć ojca niewiele zmieniła – matka wciąż była głucha na pragnienia syna. Różnica była taka, że w przeciwieństwie do swego męża w chłopcu widziała wybitnego skrzypka. Jaką drogą podąży Adrian?
Skrzypce przynoszące nieszczęście
Jeśli przedmiot może przynosić pecha jego właścicielom, to tak właśnie jest ze skrzypcami, które znalazły się w posiadaniu Adriana, a wcześniej jego ojca. Historia tego instrumentu jest równie niezwykła jak one same i to ona staje się pretekstem do snucia opowieści, poruszania wielu ważnych problemów. Powieść „Wyznaję” Jaume Cabré okazała się nie tylko intrygującą historią życia Adriana, ale także pasjonującą wyprawą w czasie i przestrzeni. Katalończyk zabiera nas do Rzymu z okresu pierwszej wojny światowej, Katalonii z okresu inkwizycji, Barcelony z lat czterdziestych i pięćdziesiątych, Paryża, Cremony, Pardàc, aż do czasów współczesnych czy drugiej wojny światowej.
Jedyny w swoim rodzaju
Nie ma drugiego takiego pisarza jak Jaume Cabré. Trudno go do kogokolwiek porównać. Jego proza jest oryginalna, wyróżniająca się niesamowitym stylem, który podbił serca wielu czytelników. Autor opowiada to w pierwszej osobie, to w trzeciej, bez uprzedzenia przerzuca czytelników i bohaterów w czasie i przestrzeni. Jego eksperyment literacki staje się niezwykłym przeżyciem dla czytelników ceniących językową ekwilibrystykę. „Wyznaję” jest czytelniczym wyzwaniem, które warto podjąć, by poznać tę niezwykłą historię, uplecioną z wydarzeń trudnych i bolesnych, a przede wszystkim ważnych i poruszających. To pasjonująca opowieść o rozprzestrzenianiu się zła i niekiedy wątpliwej ludzkiej moralności.
Powieść Jaume Cabré to bez wątpienia perła literacka, a takie nie pojawiają się zbyt często. Ze względu na jej ogromny format (ponad 700 stron genialnej prozy!) warto zaopatrzyć się w wersję elektroniczną. Książka dostępna jest w cenie ok. 30 złotych w formacie EPUB i MOBI.
Źródło okładki: www.marginesy.com.pl | „Wyznaję” Jaume Cabré – recenzja |
Skończyły się czasy, kiedy bezprzewodowa transmisja audio wiązała się z dużymi stratami na jakości dźwięku. Nowe standardy Bluetooth oraz popularyzacja smartfonów spowodowały „boom” na głośniki bezprzewodowe, które mogą służyć za „nośniki muzyczne” praktycznie w każdych warunkach, a często nawet mieszczą się w kieszeni. Wybór wydaje się prosty, ale na rynku dostępne są setki głośników Bluetooth, kosztujące od kilkudziesięciu do kilku tysięcy złotych. Niektóre „naszpikowane” są funkcjami, inne mają wzmacniane obudowy lub pozwalają połączyć kilka głośników w jeden system sterowany za pomocą przeznaczonej do tego aplikacji.
Da się więc precyzyjnie dopasować głośnik do swoich potrzeb. Warto dokonać świadomego zakupu, gdyż może się zdarzyć, że dźwięk wydobywający się z niego nie spełni naszych wymagań i nie zabrzmi tak dobrze, jak byśmy tego oczekiwali, np. ze względu na brak kompatybilności sprzętu ze smartfonem bądź tabletem.
Audio przez Bluetooth – co należy wiedzieć?
Transmisja Bluetooth opiera się na wielu różnych profilach, czyli standardach, definiujących połączenie pomiędzy dwoma urządzeniami. By w pełni wykorzystać potencjał sprzętu, głośnik i smartfon lub tablet muszą wspierać te same standardy transmisji i przepustowości łącza. Obecnie większość urządzeń wspiera już Bluetooth w wersji 3.0 bądź 4.0. Oba warianty posiadają wysoką przepustowość i zasięg, a wersja 4.0 jest dodatkowo energooszczędna. Ma to znaczenie podczas wielogodzinnego odtwarzania muzyki. Telefon powinien być w takim samym albo wyższym standardzie Bluetooth, co głośnik.
Ważne jest jeszcze wspieranie zaawansowanych profilów audio oraz kodeków. Najpopularniejszym profilem, gwarantującym dobrą jakość dźwięku jest standard A2DP, czyli Advanced Audio Distribution Profile. Jeśli telefon nie wspiera standardu, a ma go głośnik Bluetooth, jakość dźwięku będzie niska – słyszalne będą zniekształcenia i wysoka kompresja muzyki. Zdecydowanie trzeba zwrócić też uwagę na wsparcie kodeka aptX – to jeden z najnowszych standardów, umożliwiających transmisję muzyki o jakości płyty CD. To bezdyskusyjny skok technologiczny, ale zazwyczaj aptX wspierany jest przez głośniki, tablety i smartfony z wyższej półki. Jeśli telefon nie obsługuje kodeka, to zakup takiego głośnika może być nieopłacalny.
Jest jeszcze jeden profil transmisji, o jakim warto wiedzieć. To AVRCP, czyli Audio/Video Remote Control Profile. Nie dotyczy on bezpośrednio dźwięku, a sterowania. Wiele głośników jest wyposażonych w przyciski umożliwiające kontrolę muzyki i rozmów telefonicznych. By działały, telefon, tablet lub laptop musi być kompatybilny z tym standardem.
Gdy jest pewność, że oba urządzenia „dogadają się ze sobą”, można śmiało dokonać zakupu. Tylko pozostaje pytanie: który głośnik wybrać?
Głośnik dla melomana
Gdy głośnik ma służyć wyłącznie do słuchania muzyki, zbędne będą w nim wszelkie dodatki, takie jak: czujnik NFC, diodowe wyświetlacze, przyciski sterowania rozmowami. Warto zwrócić wtedy uwagę, by głośnik i źródło muzyki obsługiwały standard aptX. Polecam wybierać spośród konstrukcji o średnich rozmiarach, z głośnikami stereo i wbudowanym bass-relfexem (lub radiatorem wzmacniającym niskie tony). Ewentualnie można zdecydować się na zestawy 2.1 z oddzielnym (wbudowanym) głośnikiem basowym.
Generalnie, im większa średnica membran głośników, szersze ich rozstawienie i solidniejsza obudowa, tym wyższa jakość dźwięku, mocniejszy efekt stereofoniczny, pełniejsze niskie tony. Głośniki monofoniczne lub małe konstrukcje stereo mogą nie usatysfakcjonować prawdziwego melomana.
Wybór w przedziale do 1000 zł jest bardzo ciekawy. Jednym z najlepszych głośników muzycznych o średnich wymiarach jest Bose Soundlink Mini. Zaskakuje mocnym brzmieniem, solidnymi niskimi tonami, które wydobywają się ze zgrabnej obudowy. Wrażenie robi też pancerne wykonanie i podstawka ładująca, umieszczona w zestawie. Design również cieszy oko. Klipsch GIG z wbudowanym stojakiem z pewnością spodoba się fanom gitarowego brzmienia, wydaje się wręcz „zestrojony pod rocka”, ma zadziorny i dynamiczny charakter. Tańszą alternatywą jest JBL Flip 2, bardzo przyjemnie, ciepło i angażująco brzmiący sprzęt, nadający się do odtwarzania wielu gatunków muzycznych. Wyjątkowe wrażenie robi także Philips BR-1X – ma dwa tryby dźwięku, rozrywkowy i mocny charakter. Generalnie, gdy ważna jest jakość muzyki, nie warto oszczędzać.
Wybieramy się w podróż
Oddzielną kategorię stanowią głośniki dla aktywnych, ponieważ mają specjalne udogodnienia oraz wzmacniane konstrukcje. Dzielnie służą na szlaku w górach, namiocie lub na plaży. Należy szukać głośników odpornych na zachlapania, wstrząsy i pył. Wiele z nich posiada dodatkowe zawieszki, (pozwalające przyczepić sprzęt do bagażu), funkcję komunikatów głosowych, a ponadto ogumowane i zaizolowane obudowy. Te ostatnie, wraz z wypukłymi przyciskami, gwarantują sprawną obsługę urządzenia nawet w nocy czy wówczas, gdy znajdujemy się w całkowicie zaciemnionej przestrzeni.
Przez wzmacniane i izolowane konstrukcje brzmienie trochę traci na jakości, gdyż producenci rezygnują z bass-reflexów, a głośniki mocują za gęstymi maskownicami. Warto sprawdzić czas pracy głośnika – nie zawsze istnieje możliwość jego doładowania w drodze. Są także modele z wbudowanymi bankami energii i dużymi akumulatorami, więc da się ich używać, jednocześnie ładując telefon komórkowy, którego akumulator zapewne będzie „nadwyrężony” przez transmisję Bluetooth. W miarę możliwości dobrze byłoby skorzystać z transmisji kablowej, dla oszczędzania akumulatora. Niektóre głośniki mają wbudowane przewody połączeniowe, sprytnie ukryte w obudowach.
Za kwotę do 500 zł odnajdziemy głośnik, który posłuży nam jako praktyczny kompan podróży. Ciekawą propozycją jest Sony SRS-BTS50, jaki da się przypiąć do plecaka albo umieścić zamiast bidonu rowerowego. To odporna na zachlapania konstrukcja z funkcją komunikatów głosowych, wyposażona w dwa tryby dźwięku. Głośnik na boku „gra” kierunkowo, a położony membranami do góry wybrzmiewa we wszystkich kierunkach – może przydać się na ognisku bądź w namiocie. Do trudniejszych warunków przystosowane są też głośniki Jabry z serii Solemate – są odporne na pył i zachlapania, mają stopę z bieżnikiem – można je ustawić np. na kamieniu. Dodatkowo w podstawie głośnika umieszczony został przewód połączeniowy, pozwalający oszczędzać baterię smartfona. Jeśli sprzęt musi być jak najmniejszy, to nada się Micro Wireless. To głośnik monofoniczny, w formie małego spodka z zawieszką. JBL ma także trochę większy model (Charge), który ma funkcję banku energii i duży, wbudowany akumulator.
Z głośnikiem na imprezy
Jeśli ma być głośno, to konieczny jest wybór głośnika o dużych gabarytach i wysokiej mocy, a to już sięganie do wysokiej półki cenowej. Te mniejsze i średnie głośniki potrafią zaskoczyć mocą, ale gdy potrzebne jest nagłośnienie w plenerze lub w większym pomieszczeniu, to maleństwa nie wystarczą. Wtedy również można sobie darować dodatkowe opcje, takie jak: obsługę rozmów bądź bank energii. Trzeba zwrócić uwagę na przyciski sterowania – przydadzą się w regulacji głośności i zmienianiu utworów.
Niektóre z większych głośników działają na zasilane z gniazdka i bateryjnie. Jeśli jest dostęp do gniazdka, to wówczas trzeba by podłączyć głośnik – może poprawić to jakość dźwięku i oczywiście moc. Gdy zapowiadają się długie imprezy, przyda się stacja dokująca na telefon wbudowana w głośnik. Największe wrażenie bez wątpienia zrobią konstrukcje z wbudowanym głośnikiem basowym.
Duży i mocarny głośnik może wymagać wydatku rzędu 1500 zł. Mniejsze głośniki Beats nie zachwycają, ale te większe są na imprezę idealne. Beats Pill XL to rozrywkowe i nowoczesne brzmienie, konkretny bas i sporo mocy. Głośnik ma wciąż sensowne gabaryty i wygodną rączkę do przenoszenia, to też modny design. Drugi z oferty Beats, warty imprezy, to Beatbox – wielki, ciężki głośnik o dużych membranach. Niestety trzeba „nakarmić” go bateriami, nie ma wbudowanego akumulatora, ale „pompuje” dynamiczne i efektowne brzmienie – mocy mu nie zabraknie. Gdy w grę wchodzą bardziej kameralne spotkania, dostępne są tańsze głośniki. JBL Pulse będą świetnym wyborem. To jedne z najciekawszych głośników, mają kształt dużej puszki, która otoczona jest wyświetlaczem LED. Posiadają wiele trybów wizualizacji, pulsujących w rytm muzyki. Kolory diod są bardzo przyjemne, bez problemu rozświetlają większe pomieszczenie. Zapoznaj się z naszym testem JBL Pulse 2.
Dla fanów technologii
Niektóre z głośników są „naszpikowane” funkcjami. Sprzęt może wtedy służyć jako nagłośnienie rozmów, można sterować nim z aplikacji na smartfonie. Często da się połączyć ze sobą bezprzewodowo kilka głośników, które można rozstawić w kilku miejscach i odtwarzać ten sam sygnał lub ustawić je obok siebie i włączyć tryb stereo. Dla fana technologii przyda się także opcja multipoint – pozwala połączyć głośnik z wieloma źródłami Bluetooth jednocześnie. Są głośniki obsługujące do 8 urządzeń – mogą zbierać sygnał z: telefonów, tabletów, telewizorów, laptopów, bez konieczności ich resetowania.
Popularna w głośnikach bezprzewodowych staje się też technologia NFC. Urządzenia wyposażone są w czujniki zbliżeniowe, wystarczy dotknąć smartfonem głośnika, by się sparowały. To bardzo wygodne i szybkie w przeciwieństwie do typowego parowania Bluetooth, jakie bywa irytujące i czasochłonne. Przyda się szczególnie w sprzęcie z multipoint, gdy posiadamy wiele urządzeń Bluetooth. Wtedy praktyczna będzie także funkcja banku energii oraz stacja dokująca. Udogodnienia to nie wszystko – design również musi być wyjątkowy.
Wyzwaniu sprostać może głośnik Denon Envaya. To duża tabliczka z wymiennymi kolorowymi maskownicami i wbudowanym stojakiem, jaki rozkłada się w trakcie podnoszenia głośnika za specjalny uchwyt. Sprzęt ma także wbudowany bank energii, brzmi ciepło i naturalnie. W ofercie Bayan Audio jest „muzyczna książka”, czyli Soundbook X3. To aluminiowa konstrukcja z wbudowanym radiem i bankiem energii. Na materiałowej okładce, pełniącej funkcję futerału i stojaka, jest czujnik NFC. Niektóre głośniki są zintegrowane ze stojakami na tablety, np.: Sound Cylinder od Definitive Technology lub GoClever Speaker Stand.
Dla niewymagających
Na rynku dostępnych jest wiele tanich konstrukcji monofonicznych. Przydadzą się, gdy głośnik ma odtwarzać muzykę, „zabijającą nudę” podczas wykonywania przez nas codziennych czynności, lub służyć jako polepszenie nagłośnienia w tkacie oglądania klipów na YouTube.
Zazwyczaj nie są to funkcjonalne sprzęty. Często nie mają nawet regulacji głośności, ale niektóre pozwalają na odbieranie rozmów lub sterowanie muzyką. Należy unikać wyjątkowo tanich konstrukcji, proponowanych przez nieznane firmy. Taki głośnik może brzmieć bardzo nieprzyjemnie, męczyć lub „kłuć” ostrym dźwiękiem. Jeśli sprzęt poniżej 100 zł ma wbudowany czujnik NFC, to również można spodziewać się, że dźwiękiem nie będzie czarował.
W przedziale do 150 zł świetne są głośniki Philipsa, np. model SoundShooter SBT30. To ogumowane urządzenie wyposażone w obsługę rozmów, mieszczące się w dłoni i wyglądające jak granat. Doskonale prezentuje się też kanciasty Philips BT100, który brzmi ciepło i przyjemnie – na pewno umili czas. Ciekawy jest także tani głośnik Modecoma, model BTS-1 o „kosmicznym” kształcie.
Podsumowanie
Przedstawione przykłady to wskazówki. Nic nie stoi na przeszkodzie, by z muzyki, wydobywającej się z głośnika Beats Beatbox, uczynić „tło” do jazdy na deskorolce, a z JBL Pulse zrobić domowy głośnik-lampkę. Wiele głośników to już nie tylko gadżety – zaskakują funkcjonalnością i dobrym brzmieniem. To w sumie dopiero początek rozkwitu sprzętu Bluetooth audio, zapowiada się, że ta technologia niedługo pozwoli znacznie ograniczyć ilość kabli, bez poświęceń w jakości dźwięku. Tyczy się to także stacjonarnych głośników bezprzewodowych oraz słuchawek Bluetooth. | Jaki wybrać przenośny głośnik Bluetooth? |
Na początku XX wieku Lewis i Clark wyruszyli na wyprawę, której celem było przemierzenie Ameryki Północnej. Mieli za zadanie szczegółowo poznać kontynent. Rezultatem tej wędrówki była masa stron dzienników z opisami napotkanej roślinności, zwierząt, a także ludności zamieszkującej te tereny. Co ciekawe, głównym celem całej eskapady było znalezienie jak najdogodniejszej i najkrótszej drogi do usprawnienia handlu. Czy są już chętni na pełną przygód ekspedycję? Zawartość i przygotowanie do gry
W bardzo klimatycznym pudełku znajdziemy planszę do gry, trzydzieści kolorowych drewnianych kości, cztery plansze graczy i pięćdziesiąt pięć dwustronnych kart Plemion/Odkryć. Tytuł jest znakomicie wykonany, a klimatem bardzo przypomina grę „Lewis i Clark” (w końcu za obydwie pozycje odpowiada wydawnictwo Ludonante). Jednak o dalsze podobieństwa nie musimy się martwić, bo pod względem mechaniki i sposobu rozgrywki tytuły bardzo się od siebie różnią. Karty sprawiają wrażenie porządnie wykonanych, plansze są przejrzyste, a kości idealnie leżą w dłoniach. Jednym słowem, całość prezentuje się znakomicie.
Gra jest przeznaczona dla dwóch do czterech w wieku co najmniej czternastu lat. Na początku rozkładamy planszę obozu, a obok umieszczamy bank neutralnych kości (ich liczba w danym kolorze jest zależna od liczby graczy). Tak samo liczba dwustronnych kart Plemię/Odkrycie będzie powiązana z liczbą osób nad planszą. Karty kładziemy w stosie stroną Odkrycia ku górze. Potem odkrywamy trzy karty stroną plemienia do góry i układamy je w obszarze Plemienia. Kolejne trzy karty umieszczamy w obszarze Rozpoznania na planszy, ale stroną Odkrycia do góry. Każdy gracz wybiera swoją postać i otrzymuje planszę gracza, okładkę dziennika i pięć kości w odpowiednim kolorze. Czas rozpocząć zwiedzanie lądu!
Przebieg rozgrywki
Gracz zaczynający wyprawę wybiera jedną z trzech dostępnych kart Odkryć i umieszcza ją w swojej strefie Eksploracji, uzupełniając puste miejsce w obszarze Rozpoznania. Reszta graczy postępuje tak samo do momentu, aż wszyscy zdobędą jedną kartę Odkrycia. Każdy rzuca swoim zestawem kości i kładzie je w odpowiednim miejscu na planszy. Tura gracza będzie polegać na wykonaniu jednej z wybranych akcji lub odpoczynku. Wszystko toczy się do chwili, aż nie będzie można uzupełnić swojej strefy Eksploracji.
Akcje wykonywane przez graczy będą zależne od symboli na kościach, na których pojawi się marsz, jazda, negocjacje z Indianami oraz zapiski w dzienniku. Jednak do wykonania ruchu możemy użyć jednej lub więcej kości z takim samym symbolem. Idąc dalej tym tropem, użycie odpowiednich kości pozwala później na zamianę kart lub kości, a nawet ich aktywację przy pomocy symboli dziennika. Przemierzając niezbadane obszary kontynentu amerykańskiego, będziemy spotykać różne plemiona indiańskie i wchodzić z nimi w interakcje. W tym przypadku przyda się niezła sztuka negocjacji. Jak już pewnie wszyscy się domyślają, zwycięzcą zostaje gracz z największą liczbą punktów na koniec gry.
Podsumowanie
„Odkrycia: Dzienniki Lewisa i Clarka” to gra lekka, ale jednocześnie wymagająca rozruszania szarych komórek. Pierwsza rozgrywka wymusza na graczu większe skupienie, które pozwoli przebrnąć przez zasady i zależności widoczne pomiędzy poszczególnymi akcjami. Choć gra nie wymaga wielkiego budowania strategii, to utrzymuje przez cały czas odpowiedni poziom kombinowania. Taki, który wciąga graczy w akcję od pierwszej do ostatniej minuty. Jeśli szukacie w miarę lekkiej towarzyskiej gry kościanej, która świetnie sprawdzi się przy różnej liczbie graczy, to spokojnie możecie inwestować w „Odkrycia: Dzienniki Lewisa i Clarka”. | „Odkrycia: Dzienniki Lewisa i Clarka” – recenzja gry |
Na Allegro nie można sprzedawać organów ludzkich i zwierzęcych. Na Allegro nie można sprzedawać organów ludzkich i zwierzęcych. Niedozwolona jest sprzedaż m.in. zwłok ludzkich i zwierzęcych oraz części ciała (na przykład włosów łonowych, paznokci, kości), komórek (na przykład komórek jajowych), płynów ustrojowych (na przykład krwi, nasienia) i wydzielin (na przykład śliny, odchodów). | Organy ludzkie lub zwierzęce |
To styl tak eklektyczny jak sama Italia. Od prostoty i minimalizmu, przez bogactwo zdobień i form. W którą stronę pójdziesz? Włoski styl cechuje się przede wszystkim wysoką jakością wykonania i designem na najwyższym poziomie. Ta zasada tyczy się nie tylko salonu czy kuchni, ale także – a może przede wszystkim – łazienki. Dzięki temu możemy mieć pewność, że urządzone przez nas wnętrze będzie przez lata prezentować się tak samo dobrze.
Kolory Italii
Łazienka urządzona w stylu włoskim powinna być utrzymana w kolorach ziemi – od bieli, przez beże i szarości, po brązy i czernie. Takie barwy łatwo zestawiać ze sobą, uzyskując efekt bezpretensjonalnej elegancji.
Ściany wykładamy naturalnym kamieniem lub marmuremalbo glazurą w jasnych kolorach. Jeśli nie chcemy się na to zdecydować, możemy pomalować je odporną na wilgoć i zabrudzenia farbą akrylową.
Wybrane przez nas meble również powinny być utrzymane w podobnych barwach i wykonane z materiałów najwyższej jakości, tak by działanie czasu, wilgoci i temperatury nie wpłynęło na ich wygląd.
Wysoka jakość, najlepszy design
Włoskie wnętrza i meble są często także synonimem dobrego wzornictwa o ponadczasowym charakterze. Jeśli więc decydujemy się w ten sposób urządzić naszą łazienkę, powinniśmy wybrać sprzęty wysokiej jakości i sprawdzonych marek. Wprawdzie mogą one nas sporo kosztować, jednak inwestycja ta szybko się zwróci, bo porządnie wykonana ceramika łazienkowa czy armatura będą służyć przez lata, nie psując się, a dodatkowo elegancko wyglądając.
Designerska bateria czy główka prysznicowa nie tyko zapewnią komfort użytkowania, ale także same w sobie mogą być ozdobą wnętrza, w którym nie znajdziemy wielu dekoracji i bibelotów. Podobnie rzecz się ma z ceramiką łazienkową, która jest najważniejszym elementem wyposażenia naszej łazienki. Warto zainwestować w nią trochę więcej, ale mieć pewność, że nie przysporzy nam kłopotów. Włosi, obsesyjnie wręcz przywiązani do swoich rodzimych marek, wybiorą któreś z ich propozycji. My nie musimy decydować się na sprowadzenie sprzętu z Italii, bo w polskich sklepach również możemy znaleźć doskonałej jakości umywalki, muszle klozetowe czy nowoczesne wanny w różnych rozmiarach i kształtach.
Dodatki wedle uznania
Obecnie styl włoski cechuje się raczej dążeniem do minimalizmu i prostoty, a projektanci urządzający w ten sposób wnętrza ograniczają obecność ozdób i dekoracji do minimum. Bardziej tradycyjne wnętrze zaprojektowane w ten sposób nie musi jednak być ich całkiem pozbawione. Ciekawym pomysłem na dodanie naszej łazience nieco charakteru i włoskiego sznytu mogą być ozdobne dekory i kasetony sufitowe. W małym wnętrzu musimy jednak pamiętać o zachowaniu umiaru w wykorzystywaniu takich ozdobników.
Innym interesującym sposobem na dodanie naszej „włoskiej” łazience klimatu Italii może być zawieszenie na ścianie lustra w bogato zdobionej złotej ramie. Taki gadżet będzie jednak naprawdę bardzo dominował nad pozostałym wyposażeniem, więc raczej nie powinniśmy zestawiać go z innymi akcesoriami.
Jeszcze innym, bardzo prostym sposobem na dodanie łazience włoskiego charakteru są świece. Najlepiej ustawić je w szklanych wazonach i świecznikach, w których odbijać się będzie płomień, rozświetlając wnętrze.
Niezależnie od tego, czy naszą łazienkę urządzimy w minimalistyczny i designerski sposób, czy jednak zdecydujemy się na więcej ozdób i dekoracji, musimy pamiętać, że włoski styl cechuje jedno: wysoka jakość. Jeśli zadbamy o nią, to nasza łazienka z pewnością sprawi, że codziennie będziemy mieli w domu chociaż małą namiastkę słynnego włoskiego dolce vita! | Łazienka w stylu włoskim |
Premiera polskiego tłumaczenia „ósmej części” serii o Harrym Potterze dopiero w październiku. Jeśli nie możesz się już doczekać „Harry’ego Pottera i Przeklętego Dziecka”, to te książki powinny pomóc ci w oczekiwaniu na nową falę „Potteromanii”! „Dom tajemnic” Chris Columbus, Ned Vizzini
Tę książkę poleca z okładki sama J.K. Rowling, więc to jasne, że dla każdego fana serii o Potterze będzie to prawdziwa gratka. Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że współautorem „Domu tajemnic” jest Chris Columbus, reżyser pierwszego filmu o Harrym i spółce – „Kamienia filozoficznego”! Czy potrzebujecie większej zachęty?
Eleanor, Kordelia i Brendan, trójka szalenie inteligentnego rodzeństwa, przeprowadzają się z rodzicami do starego, zniszczonego domu, który niegdyś należał do tajemniczego pisarza, Denvera Kristoffa.
Bohaterowie szybko odkrywają, że posiadłość, do której przenieśli się z powodu dziwnego wypadku, jaki spowodował ich ojciec lekarz, kryje w sobie wiele sekretów, tajemnic i… bardzo osobliwych mieszkańców. Eleanor, Kordelia i Brendan nagle znajdą się w bardzo nieprzyjaznym świecie, z którego jedynym wyjściem będzie pokonanie okrutnej Wichrowej Wiedźmy.
Akcja „Domu tajemnic” pędzi w szaleńczym tempie i momentami trudno za nią nadążyć. Fabuła utkana jest z przeplatających się ze sobą poruszających, dramatycznych wątków i tych bardziej zabawnych, lekkich scen. Uwaga! Jest tu trochę przemocy, więc przed podarowaniem tej książki swoim pociechom lub młodszemu rodzeństwu, sami ją przeczytajcie. Ostrzegam: może wciągnąć!
„Opowieści z Narnii” C.S. Lewis
Monumentalna, siedmiotomowa seria C.S. Lewisa należy do kanonu literatury fantastycznej i dziecięcej. Nic więc dziwnego, że niezwykły świat, jaki stworzył brytyjski autor, od lat inspiruje innych twórców – w tym samą J.K. Rowling, która wielokrotnie podkreślała, że czerpała z „Narnii” pełnymi garściami, pisząc „Harry’ego Pottera”.
Lewis, twórca literatury chrześcijańskiej, zawarł w swoich najsłynniejszych książkach wiele takich wątków i odniesień. I aż trudno uwierzyć, że „Opowieści z Narnii” nigdy nie cieszyły się u nas aż takim zainteresowaniem jak choćby „Władca Pierścieni” czy „Harry Potter” właśnie. Saga C.S. Lewisa przeżyła renesans popularności po tym, jak do kin trafiła ekranizacja powieści Tolkiena, ale filmy z Narnią w roli głównej nigdy nie odniosły takiego sukcesu.
Niedawno nakładem wydawnictwa Media Rodzina ukazało się monumentalne,dwutomowe wydanie wszystkich siedmiu części sagi, pięknie wydane, z zachwycającymi ilustracjami. Na zachętę dodam tylko, że za jego przekład odpowiada Andrzej Polkowski, który tak fantastycznie przetłumaczył też na polski… „Harry’ego Pottera”!
„Strażnicy historii” Damian Dibben
Tę bestsellerową serię jeszcze przed premierą typowano na „nowego Pottera”. I o ile książki Damiana Dibbena nigdy nie osiągnęły aż tak spektakularnego sukcesu, to i tak warto po nie sięgnąć. Bohaterem trylogii jest Jake Djones, z pozoru zwykły nastolatek, mieszkający we współczesnym Londynie. Pewnego dnia okazuje się jednak, że Jake obdarzony jest niezwykłą umiejętnością – potrafi podróżować w czasie! Nastolatek nie ma jednak zbyt wiele czasu, aby ekscytować się nowo odkrytą wiedzą na swój temat, bo ma dużo poważniejsze rzeczy na głowie: okazuje się, że jego rodzice zaginęli. Ich odnalezienie jest jednak o tyle trudniejsze, bo nie tylko nie wiadomo, gdzie są, ale i w którym momencie historii się znaleźli!
Akcja„Strażników historii” toczy się w szaleńczym tempie podróży z miejsca w miejsce i z epoki do epoki, ale mimo to ani na chwilę nie gubimy się po drodze. To świetna, wciągająca rozrywka dla młodszych i tych trochę starszych czytelników.
„Czarodzieje” Lev Grossman
To kolejna z książek okrzykniętych mianem następcy „Harry’ego Pottera” i kolejna, której nie udało się odnieść aż tak dużego sukcesu. Grossman – mocno opierając się na twórczości Rowling i „Opowieściach z Narnii” – zdołał jednak stworzyć fascynujący świat, w którym czary i magia nie zawsze są darem, a czasami wręcz przekleństwem.
Bohaterem trzytomowej serii jest Quentin Coldwater, szalenie inteligentny nastolatek, który przed nudą codziennego życia ucieka w świat książek, których akcja rozgrywa się w magicznej krainie o nazwie Fillory. Sam uważa jednak, że magia oczywiście w prawdziwym świecie nie istnieje, ale jego poglądy poddane zostaną wielkiej próbie, gdy dostanie się na tajemniczy uniwersytet dla czarodziejów, gdzieś pod Nowym Jorkiem.
„Czarodzieje”to książki zdecydowanie dla trochę starszych czytelników, nie brakuje tu bowiem ostrego języka, a nawet bardzo dokładnych opisów scen erotycznych. Grossmanowi udało się też połączyć typowo fantastyczną historię z dramatem psychologicznym, a nawet thrillerem. Wciąga.
„Władca Pierścieni” J.R.R. Tolkien
Na koniec prawdziwy klasyk. Nie czytałeś „Władcy Pierścieni”? To nie docenisz też „Harry’ego Pottera” ani żadnej innej fantastycznej serii o magicznych światach i dziwnych stworzeniach.
Epickiej, monumentalnej powieści Johna Ronalda Reuela Tolkiena właściwie nie da się streścić w kilku zdaniach. Pełne zaskakujących detali, dopracowanych szczegółów i przemyślanych wątków trzy części, z których składa się „Władca”, to absolutny literacki majstersztyk i źródło inspiracji dla wielu pokoleń pisarzy, w tym także J.K. Rowling. Tolkien tworzy własną mitologię, z której garściami czerpali inni. Lektura obowiązkowa!
Czas do października i premiery „Harry’ego Pottera i Przeklętego Dziecka” szybko ci zleci, jeśli sięgniesz po którąś (a może wszystkie?) z proponowanych pozycji. Świetna zabawa i spora dawka emocji gwarantowane! | Harry Potter powraca – te książki pomogą ci dotrwać do premiery nowej części |
Na papierze Goclever Quantum 2 400S zapowiada się interesująco: ekran IPS, czterordzeniowy procesor, 1 GB RAM-u, Android 5.1. Czy faktycznie warto wydawać na niego około 270 zł? Specyfikacja Goclever Quantum 2 400S
wyświetlacz: 4” WVGA (480 x 800 pikseli), IPS
procesor: MediaTek MT6582 (4x 1,3 GHz)
grafika: Mali-400
RAM: 1 GB
pamięć: 8 GB + czytnik microSD do 32 GB
Dual SIM (microSIM + SIM 3G/2G)
łączność: 3G, Wi-Fi 802.11 b/g/n, Bluetooth 4.0, GPS
system operacyjny: Android Lollipop 5.1
aparat: główny 8 Mpix z diodą LED + 1,3 Mpix z przodu
czujniki: czujnik światła, żyroskop, zbliżeniowy
bateria: 1500 mAh
wymiary: 127,6 x 64,2 x 9,2 mm
waga: 116 g
Specyfikacja zapowiada się bardzo dobrze. Cztery rdzenie to nie najważniejszy element, zastosowano też sensowną ilość RAM-u, matrycę typu IPS, a do tego mały smartfon obsługuje dwie karty SIM naraz (3G poprzez kartę w standardzie microSIM). To także sporo, jak na tę cenę, dodatków: choćby Bluetooth w wysokiej wersji 4.0, a nawet czujnik światła. Wśród najtańszych smartfonów nadal dominuje Android KitKat, a w przypadku Quantuma 2 400S na pokładzie jest już Lollipop w wersji 5.1.
Konstrukcja
Pierwszy kontakt z urządzeniem jest bardzo pozytywny. W jego konstrukcji wykorzystano tworzywa sztuczne, ale są one dobrze obrobione, odpowiednio sztywne i spasowane oraz imitują metale. Kształt i wymiary na pierwszy rzut oka nie zdradzają niskiej ceny smartfona. Urządzenie przypomina droższe telefony LG, np. model Spirit lub (bardziej) Leon, zwłaszcza gdy przyjrzymy się tylnej pokrywie.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Obudowa na krótszych rogach ma delikatnie zaokrąglone krawędzie. Przód to tafla z tworzywa sztucznego, która przykrywa cały front i ugina się tylko delikatnie pod mocnym naciskiem. Otoczono ją dużymi czarnymi ramkami – około 2 cm od góry i dołu oraz 5 mm po bokach. Na spodzie, pod dotykowymi, srebrnymi przyciskami nawigacyjnymi, znalazła się wstawka w kolorze szarym, z kolei nad wyświetlaczem ulokowano: głośnik rozmów, obiektyw przedniej kamery, a także czujnik zbliżeniowy oraz światła.
Boki urządzenia są zwężone i spłaszczone, wyglądają niczym metalowa ramka. Z prawej strony znalazły się przyciski (wyraźnie odstające). Lewy bok jest pusty, a dolną ściankę zajmuje tylko szczelina mikrofonu. Na szczyt trafiło gniazdo 3,5 mm i, nietypowo, złącze microUSB.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Podziw budzi pięknie obrobiona, szara, metaliczna… pokrywa baterii, ma wyraźną, szczotkowaną strukturę, pokrywa nie ugina się pod naciskiem. Jej środek zdobi efektowne logo producenta, a krawędzie cechują się delikatnym, obłym kształtem. Obiektyw aparatu (z diodą doświetlającą poniżej) znajduje się na środku górnej części, został zabudowany metalem o efektownie ściętych krawędziach. Głośnik multimedialny powędrował z kolei w prawy dolny róg. Podważana pokrywka daje dostęp do wymiennej baterii, czytników microSD oraz dwóch kart SIM.
Pod względem wykonania i wyglądu nie ma na co narzekać – Quantum 2 400S to solidne urządzenie, do tego nieźle zaprojektowane. Telefon powinien pasować młodszym i starszym użytkownikom.
Ergonomia i użytkowanie
Jak to w przypadku smartfonów z niewielkim ekranem bywa, można liczyć na mobilność i kompaktowość. Quantum 2 400S nie przeszkadza w kieszeni, ponieważ ma poniżej 1 cm grubości i niewielką masę. Zaokrąglone kształty dobrze wypełniają dłoń, tylna pokrywa jest przyjemna dotyku, a głębokie żłobienia odpowiednio stabilizują urządzenie w dłoni. Wyświetlacz jest wyposażony w dodatkową folię, która łatwo się brudzi, ale jest też gładka i nie drażni palców. Na pochwałę zasługują łatwo wyczuwalne przyciski z wyraźnym skokiem. Do tego włącznik jest trochę bardziej płytki, przez co łatwo go odróżnić.
Telefon leży bezpośrednio na obiektywie, zatem lepiej uważać, gdzie kładzie się urządzenie. Niby obiektyw znajduje się w pewnym wgłębieniu, a metalowy pierścień stanowi dodatkowe zabezpieczenie, ale i tak warto być ostrożnym. Zaletą takiej konstrukcji jest natomiast łatwe unoszenie smartfona z blatu mebla.
Głośnik multimedialny jest słyszalny i nie drażni dźwiękiem. Obudowa się nie nagrzewa – opisywany smartfon zawsze pozostaje chłodny i przyjemny w dotyku.
Do zestawu z Quantum 2 400S dołączane jest też silikonowe, białe, półprzezroczyste etui. Ma nacięcia na większość elementów, oprócz przycisków pod ekranem. Niestety utrudnia korzystanie z tych ostatnich – potrzeba więcej siły, by je wcisnąć.
Ciekawostką jest fakt, że przyciski nawigacyjne mają trochę inną funkcję, przypominają te ze starszych smartfonów. Ikonka wielozadaniowości to jednocześnie skrót do konfiguracji pulpitu, zaś listę otwartych aplikacji (z opcją zamykania wszystkich) otwiera się podwójnym dotknięciem środkowego przycisku.
Wyświetlacz
IPS w specyfikacji wygląda kusząco, ale w praktyce nie jest już tak kolorowo. Właściwie na większość barw nie można narzekać, są nasycone, żywe, ale niestety biel prezentuje się słabo – to prawie kolor niebieski. Czerń jest lepsza, ale wyraźnie spłycona i lekko srebrząca. Funkcja MiraVision pozwala na pewną konfigurację tonacji – można ekran ocieplić, zdefiniować ustawienia kontrastu i wielu innych elementów, ale niewiele da się poprawić. Dobrze natomiast wypadają kąty widzenia, ogólna ostrość i zagęszczenie pikseli (233 ppi). Jasność ekranu jest niezła, a podświetlenie dosyć równe. Cieszy automatyczna regulacja jasności, chociaż działa ona nieco zbyt oszczędnie – w pełnym słońcu może zabraknąć podświetlenia. Całościowo jednak, biorąc pod uwagę cenę, jest dobrze.
Interfejs dotykowy również sprawuje się dobrze. Jest odpowiednio czuły i nie irytuje, poprawnie sprawdza się w typowej obsłudze, w tym podczas grania, choć wspierany jest tylko dwupunktowy wielodotyk.
System operacyjny i wydajność
Android Lollipop 5.1 nie został mocno zmodyfikowany. Goclever nie zastosował własnej nakładki, więc można w pełni skorzystać z walorów interfejsu serwowanego przez Google. Znajdziemy tu ikonki z ery KitKata, a w pamięci jest też sporo dodatkowych aplikacji, takich jak: latarka, pakiet biurowy WPS Office, Battery Doctor, menedżer Bluetooth, mapy Here, przeglądarka Opera Mini i wiele innych. Zważywszy na małą pojemność pamięci (8 GB), warto od razu odinstalować zbędne programy.
Nie ma też co można liczyć na wyjątkową wydajność opisywanego Goclevera. Smartfon czasami zwalnia, przycina się i „przymula”. Pobieranie aplikacji lub ich aktualizacja trwa długo, a korzystanie z telefonu wymaga wtedy więcej cierpliwości. Czasami może zabraknąć RAM-u, widać, jak aplikacje się przeładują. Optymalizacja systemu mogłaby być trochę lepsza, ale do podstawowych zadań – dzwonienia, pisania, korzystania z Internetu lub nawigacji – mocy wystarczy. Telefon nie działa błyskawicznie, ale w swojej cenie oferowany poziom jest satysfakcjonujący. Typowy, niewymagający użytkownik będzie zadowolony.
Benchmark AnTuTu w wersji 6.0.1 ocenia urządzenie na niespełna 23000 punktów. To zatem wynik charakterystyczny dla niskiej półki cenowej, ale podobne rezultaty często notują nawet dwukrotnie droższe smartfony. GeekBench 3 ocenia urządzenie na 361 punktów (single-core) oraz 1179 punktów (multi-core). To zatem wyniki podobne do tych, jakie uzyskuje Motorola Moto G pierwszej lub drugiej generacji.
Bateria
Mimo niższej rozdzielczości ekranu (480 x 800) oraz małej przekątnej (4”) w obudowie jest też mała bateria – 1500 mAh. Pozwoli ona na dzień typowego użytkowania, także przy korzystaniu z multimediów (osoby oszczędne wyciągną 2 dni). Nie jest to smartfon do wielogodzinnego korzystania z Internetu, wykonywania dużej liczby zdjęć lub długich nagrań, ale na plus należy zaliczyć szybkie ładowanie do pełna, które trwa zaledwie 90 minut.
Multimedia – gry, aparat, audio
Niewysoka rozdzielczość ekranu oraz przyzwoicie szybki chipset dają niezłą wydajność w prostych grach 2D i 3D. Subway Surfers, Alto’s Adventure czy Crossy Roads są grywalne i satysfakcjonują, z rzadka się przycinając. Nie ma jednak co liczyć na wysoką jakość grafiki i wydajność w dużych grach 3D – opisywany Goclever to smartfon dla amatorów prostszych gier logicznych i zręcznościowych.
Aplikacja aparatu została rozbudowana, a dostępnych opcji jest dużo. Z prawej strony umieszczono ikonki spustu migawki, trybu wideo, skróty do ustawień i galerii. Przy dłuższej krawędzi ulokowano skrót do zmiany obiektywu, ustawień diody flash, a także tryb wykrywania gestu Victorii (wtedy aparat automatycznie robi zdjęcie) – swoja drogą to całkiem sympatyczna funkcja. Lewa krótsza krawędź daje dostęp do trybów: ożywionych kolorów, panoramy, makijażu cyfrowego, kolaży i kilku innych. Niestety, to przerost formy nad treścią – zdjęcia są bardzo niskiej jakości, nie ma co liczyć na ostrość czy szczegółowość. Kolory wypadają przyzwoicie, ale trudno się cieszyć, gdy fotografie są mdłe, rozmyte i zabrudzone. Trochę pomaga tryb HDR, ale aparaty nadają się jedynie do portretów i selfie, nie ma co liczyć na piękne zdjęcia krajobrazu. W gorszych warunkach, przy złej pogodzie i w ciemniejszym otoczeniu zdjęcia wyglądają niczym namalowane pędzlem. Przykładowe zdjęcia w linkach poniżej:
zdjęcie 1, zdjęcie 2, zdjęcie 3, zdjęcie 4.
Łączność i jakość rozmów
Wi-Fi i Bluetooth nie sprawiały problemów, a GPS łączył się szybko i stabilnie utrzymywał sygnał. Jakość rozmów pozostawała na przyzwoitym poziomie.
Podsumowanie
Quantum 2 400S od Goclevera stanowi ciekawą ofertę. To najniższa półka cenowa wśród fabrycznie nowych urządzeń, ale opisywany smartfon ma niezły wyświetlacz (z wyjątkiem odwzorowania bieli), działa sprawnie, jest praktyczny i bardzo dobrze wykonany. Nie ma co oczekiwać wysokiej wydajności, cieszy jednak zastosowanie całkiem nowego Androida Lollipop, w dodatku bez większych zmian wizualnych. Pod wieloma względami Quantum 2 400S punktuje w porównaniu do niewiele tańszego Kruger&Matz Move 3. Jeśli budżet nie pozwala na zakup Moto E pierwszej lub drugiej generacji, warto wybrać bohatera niniejszego tekstu. | Goclever Quantum 2 400S, czyli test małego i taniego smartfona z Androidem Lollipop |
Narzędzia to niezbędne wyposażenie zarówno profesjonalnego warsztatu samochodowego, jak i przydomowego garażu. Większość osób, wybierając zestaw narzędzi, zapomina o takich, które można w każdej chwili zabrać ze sobą chociażby w podróż. Zalety i wady walizkowych zestawów narzędzi samochodowych
Najważniejszą zaletą jest ich wielkość, która jest stosunkowa mała, przez co zestawy te są w pełni mobilne. Dzięki małemu rozmiarowi wybierając się chociażby na wakacyjny wyjazd, możemy zabrać ze sobą niezbędne narzędzia. Kolejnym plusem jest fakt, że każdy element zestawu ma swoje miejsce w walizce, dzięki czemu utrzymanie porządku jest bardzo łatwe, a co najważniejsze – bez większego problemu znajdziemy poszukiwany element.
Dzięki swojej mobilności są idealnym pomysłem na prezent dla osoby mającej w sobie duszę majsterkowicza. Jednym minusem walizkowych zestawów narzędzi samochodowych jest fakt, że skompletowanie wszystkich niezbędnych elementów w rozrachunku końcowym będzie o wiele droższe niż zakup jednego dużego zestawu, o ilości potrzebnego miejsca na składowanie walizkowych zestawów nie wspomnę.
Od czego zacząć?
Proces wybierania walizkowych zestawów narzędzi samochodowych proponuję rozpocząć od zakupu kluczy płasko-oczkowych. Zestawem godnym zaufania jest zestaw YATO 94 w cenie około 240 złotych. Zestaw składa się z 94 elementów, a w jego skład wchodzą klucze wykonane z wytrzymałej stali chromowo-wanadowej CrV 50BV3. Yato 94 pozwala na pracę, która wymaga bardzo dużych obciążeń i precyzji, umożliwia wykonywanie wielu czynności serwisowych związanych z odkręcaniem i przykręcaniem połączeń gwintowych o różnych rozmiarach nominalnych.
Całość zamknięta jest w wytrzymałej walizce. Kolejnym zestawem wartym zakupu jest zestaw kluczy nasadowych YATO YT-3884 w cenie około 450 złotych, składający się z 216 elementów. Klucze zostały wykonane ze stali chromowo-wanadowej, dzięki czemu są wytrzymałe. Nasadki wykonano natomiast metodą kucia matrycowego. Przed procesem hartowania poddano je kalibracji przy pomocy precyzyjnych pomiarów i urządzeń kontrolnych.
Nasadki zostały wyposażone w system AS-Drive, zwiększający maksymalny moment o 25 proc., przy pełnej ochronie obrzeży nakrętek. Grzechotki znajdujące się w zestawie posiadają trójkomponentową rękojeść oraz 72 zęby.
O tym nie zapomnij!
Zestawem niezbędnym podczas wyposażania każdego warsztatu jest zestaw kluczy TORX. Polecanym zestawem jest YATO YT-0521 w cenie około 60 złotych za 9 elementów. Nasadki TORX stosowane są zarówno w motoryzacji, mechanice, jak i elektronice. Do ich wykonania użyto stali chromowo-wanadowej CrV 6150, która gwarantuje wytrzymałość i długą żywotność. Zestaw zawiera nasadki współpracujące z grzechotkami 1/2". Warto rozważyć zakup zestawu wykrętaków do urwanych śrub, którego cena waha się w granicach od 8 do 50 złotych.
Dla majsterkowiczów zdecydowanie polecam zestaw 5 wykrętaków do zerwanych śrub w cenie około 6 złotych, które mogą okazać się pomocne w najmniej oczekiwanym momencie. Dopełnieniem wszystkich kluczy byłby klucz dynamometryczny. Polecanym zestawem jest kluczy dynamometryczny firmy Honiton w cenie około 280 złotych. Klucz cechuje się szerokim zakresem od 20 do 200 NM siły dokręcania i odkręcania śrub. Regulacja prawo/lewo oraz widoczna precyzyjna skala dają znać o jakości wykonania tego narzędzia. Klucz wyposażony jest w blokadę ustawienia.
Decydując się na zakup kluczy warto wybirać produkty renomowanych firm. Unikajmy zakupu kluczy nieznanych firm, które najprawdopodobniej są chińskiego pochodzenia. | Walizkowe zestawy narzędzi samochodowych |
Wiele osób zaprzestaje biegania w sezonie zimowym, bojąc się przeziębienia. Oczywiście nie jest to strach bezpodstawny, ale jeśli odpowiednio opanujemy technikę oddechu w okresie ciepłych miesięcy, nie ma podstaw do obaw i można cieszyć się ulubionym sportem również zimą. Oddychanie nierozerwalnie powiązane jest z płucami, bo to one stanowią naszą klimatyzację i dostarczają życiodajnego tlenu, bez którego nie jesteśmy w stanie przetrwać nawet pięciu minut, będąc w całkowitym spoczynku. Pracujące mięśnie potrzebują bardzo dużej ilości tlenu – bez niego ulegają zakwaszeniu i przestają pracować wydajnie. To jest jedna z przyczyn, dla których po długiej przerwie od ćwiczeń doświadczamy zakwasów w mięśniach.
Nieprawidłowy oddech to bardzo częsty problem początkujących biegaczy, poza tym może stanąć na drodze dalszego rozwoju sportowego. Nie jest on w stanie zaspokoić zapotrzebowania mięśni na tlen, a to prowadzi do ich zakwaszania. Chociaż zakwasy ustępują po kilku dniach, jeśli nie opanujemy techniki właściwego oddychania, robienie jakichkolwiek postępów nie będzie możliwe.
Trzeba zaznaczyć, że nauka efektywnego oddychania nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Dobrze jest ją opanować przed nastaniem mrozów – zła technika oddechowa może faktycznie zwiększać ryzyko przeziębienia i infekcji gardła, a nawet zapalenia oskrzeli i płuc.
Sprawność płuc
Każdy z nas zna powiedzenie, że niećwiczone mięśnie zanikają. Dotyczy to nie tylko mięśni. Organizm oszczędza na rozbudowywaniu wszystkiego, z czego nie korzysta. Tak samo ma się sytuacja z płucami. Zwiększenie pojemności płuc następować będzie powoli. Wystarczy zacząć biegać. Jak w każdym sporcie, potrzebne jest zróżnicowanie: biegi, sprinty, truchty, biegi przełajowe, marszobiegi. Zmiana tempa i intensywności przyczyni się nie tylko do zwiększenia pojemności płuc, ale też korzystnie wpłynie na serce, pomoże w naturalnym regulowaniu ciśnienia, wspomoże krążenie limfy.
Z czasem zauważymy, że coraz łatwiej oddychamy podczas biegu, a sam oddech będzie coraz bardziej naturalny. Zaznaczmy, że płuca nie będą rosły, lecz zwiększy się ich pojemność, czyli ich funkcjonowanie zostanie udoskonalone.
Oddychanie oddychaniu nierówne
Jak zawsze i we wszystkim, istnieje więcej niż jeden sposób na osiągnięcie celu. Są zwolennicy oddychania naturalnego, co w praktyce dla każdego początkującego oznacza oddychanie przez usta. Wielu zaawansowanych biegaczy często tak sobie pomaga, zwłaszcza w biegach na długie dystanse. Jednak trzeba się nauczyć, że taki oddech ma być wyjątkiem, a nie regułą. To właśnie oddychanie przez usta na mroźnym powietrzu stanowi największe ryzyko – zimne powietrze dostaje się do gardła, nie jest odpowiednio ogrzewane zanim trafi do płuc, a to może powodować niepotrzebne straty ciepła oraz podrażniać delikatną śluzówkę gardła. Nos bowiem nie tylko filtruje, ale i ogrzewa powietrze.
Jak oddychać?
Oddychanie to oczywiście odruch bezwarunkowy, lecz jako jeden z nielicznych może być świadomie kontrolowany. Na potrzeby nauki biegania sugerowane jest stosowanie rytmu oddechowego. Dla wielu osób świetnie sprawdza się zasada, że na trzy kroki przypada wdech, a na kolejne trzy – wydech. Inni preferują zasadę dwóch płytszych wdechów nosem (jeden napełnia przeponę, a drugi – płuca), po których następuje głęboki wydech przez usta. Żadna metoda nie jest lepsza, stosowanie jednej albo drugiej jest całkowicie zależne od preferencji oraz tego, co sprawia, że nasze mięśnie są dobrze dotlenione.
Jak zostało wspomniane wyżej, każdy biegacz raz na jakiś czas dochodzi do momentu, gdy ma wrażenie niedotlenienia. Warto wówczas wziąć kilka maksymalnie głębokich wdechów i wydechów ustami – ma to służyć wymianie zalegającego powietrza.
Podczas biegania nie można zapominać o przeponie – jest to sprężysty duży mięsień oddzielający klatkę piersiową od brzucha. Zwolennicy dwóch wdechów mają zazwyczaj lepiej opanowane rozciąganie przepony niż zwolennicy 3/3. Tymczasem opanowanie oddychania przeponą jest stosunkowo proste – można ćwiczyć podczas codziennych czynności, starając się oddechem wypchnąć brzuch. Z początku, aby to zrobić, trzeba będzie nabierać powietrza pełną piersią, ale po jakimś czasie coraz łatwiej przychodzi nabieranie powietrza od dołu, rozciągając przeponę i wypinając brzuch.
Podsumowanie
Wyćwiczenie prawidłowego oddechu biegowego sprawi, że bez problemu będziemy mogli biegać przez cały rok. Miesiąc biegania co drugi dzień pozwoli na opanowanie oddechu na tyle, że nie trzeba będzie przerywać treningów nawet przy -10 stopniach Celsjusza.
Podczas biegania zimą trzeba rzecz jasna koniecznie pamiętać o ciepłym funkcyjnym stroju: koszulkach, bluzach, bieliźnie, kurtkach, legginsach, spodenkach. Zarówno panie, jak i panowie powinni zadbać o założenie więcej niż jednej warstwy odzieży na nogi – przeziębienie pęcherza, ból hemoroidów oraz atak rwy kulszowej to częste konsekwencje przechłodzenia dolnych partii ciała. Buty treningowe powinny mieć duży i mało śliski bieżnik. Niezbędne będą rękawiczki i czapka. Przy większych mrozach przyda się również chusta, przez którą można oddychać, co ogrzewa powietrze. | Ostatnie chwile na wyćwiczenie oddechu biegowego na zimę |
Niestety - nie jest to możliwe. Niestety, ze względów bezpieczeństwa, zmiana raz nadanej nazwy użytkownika (loginu) nie jest możliwa.
Jednorazowo możesz natomiast zmienić login Client:123456789, który nadajemy automatycznie nowym użytkownikom.
Login, który wybierzesz, nie może być identyczny z nazwą użytkownika przypisaną do innego konta, nawet jeśli jest ono od dłuższego czasu nieużywane. Użytkownikiem konta wraz z jego nazwą jest osoba (bądź firma), która je zarejestrowała.
Jeśli chcesz posługiwać się inną nazwą użytkownika, zarejestruj nowe konto, korzystając z odmiennego adresu e-mail. | Czy mogę zmienić swoją nazwę użytkownika? |
Problem z utrzymaniem odpowiedniej higieny jamy ustnej spędza sen z powiek niejednej osobie. Nalot i resztki jedzenia dostające się do różnych zakamarków w zębach nie zawsze można usunąć zwykłą szczoteczką. Wiele osób w takich wypadkach decyduje się na szczoteczkę elektryczną. Podczas mycia wykonuje ona ruchy pulsacyjne oraz rotacyjne w bardzo szybkim tempie. Tego typu szczoteczki są efektywniejsze niż manualne, nie radzą sobie jednak z usuwaniem kamienia nazębnego. Dotrzeć w każdy zakamarek
W tym przypadku doskonale sprawdzają się szczoteczki soniczne. Są bardzo skuteczne, ponieważ –dzięki częstotliwości dźwiękowej – włókna na główce poruszają się bardzo szybko. Proces ten jest połączony z szerokim zakresem ruchów wymiatających. To pozwala na doskonałe czyszczenie zębów, o wiele bardziej efektywne niż w przypadku innych szczoteczek: elektrycznych czy manualnych.
W wyniku kilkudziesięciu tysięcy drgań na minutę mycie zębów to już nie tylko usuwanie zanieczyszczeń i resztek pokarmowych. Szczoteczka soniczna nie powoduje recesji dziąseł, czyli obniżania się ich linii, odsłaniania szyjki oraz korzeni zębów. Masuje i działa kojąco. Jest to ważne zwłaszcza dla osób, u których występuje krwawienie po każdym myciu. Jeśli ktoś posiada implanty, aparaty ortodontyczne czy mostki, to szczoteczka soniczna będzie dla niego doskonała.
Precyzja działania
Skuteczność szczoteczki sonicznej w usuwaniu zanieczyszczeń bierze się z tego, że po włączeniu umieszczony w niej generator powoduje wytwarzanie fal dźwiękowych, które rozchodzą się w mieszaninie wody, śliny i pasty. Następnie tworzą chmury bąbelków, które natychmiast dochodzą do różnych, nawet najbardziej niedostępnych miejsc. Zanieczyszczenia są usuwane nie tylko z powierzchni zębów, ale też z przestrzeni pomiędzy nimi.
Szczoteczka niszczy bakterie, które mogłyby doprowadzić do powstania nalotu na zębach i ich przebarwień. Ważną sprawą jest to, że podczas tego procesu nie dochodzi do nadmiernego zdzierania czy wycierania się szkliwa.
Praktyczne funkcje
Sonicare Easy Clean to seria marki Philips. W tej szczoteczce sonicznej główka porusza się z wysoką częstotliwością i amplitudą. Dzięki temu włosie dociera w wiele miejsc i czyści zęby bardzo skutecznie. Jej zadaniem jest wykonać w ciągu dwóch minut pracy więcej ruchów niż szczoteczka manualna w jeden miesiąc. Pozwala to na usunięcie sześciokrotnie więcej płytki nazębnej. Dzięki specjalnie wyprofilowanej i wygiętej główce łatwiej jest dotrzeć do tylnych zębów.
Na szczoteczce można ustawić zegar na dwie minuty czyszczenia zębów oraz na trzydziestosekundowe okresy, które określają mycie poszczególnych części jamy ustnej. Można też włączyć funkcję stopniowego wzrostu mocy szczoteczki. Modele z serii Easy Clean można kupić od 160 do 319 złotych.
Nieco tańsze są szczoteczki soniczne firmy AEG. Ich ceny kształtują się od 36 do 103 złotych. Standardowo w zestawie znajduje się kilka sztuk wymiennych wkładów. Główka szczoteczki ma zadanie zapewnić skuteczne usunięcie płytki nazębnej oraz zadbać o odpowiednią higienę jamy ustnej. Zaokrąglone włókna na główce mają w delikatny sposób stymulować dziąsła.
Każdy chce mieć czysty i piękny uśmiech. Szczoteczki soniczne zapewniają to w sposób perfekcyjny. Mycie zębów staje się przyjemnością, a efekty widać bardzo szybko. Nie ma nalotu, znika kamień nazębny, a higiena jest zachowana poprzez bardzo dobre usuwanie bakterii. Warto kupić szczoteczkę soniczną i cieszyć się zdrowym uśmiechem. | Kupujemy szczoteczkę soniczną |
Na rynku można znaleźć niezliczoną ilość modeli butów sportowych. W takim gąszczu można się pogubić. Które obuwie będzie najlepsze na trening? Jego dobór to kwestia indywidualna. W tym artykule przyjrzymy się rodzajom butów treningowych, co z pewnością pomoże zawęzić krąg poszukiwań do mniejszej grupy i w konsekwencji ułatwić ostateczną decyzję. Każdy z szanujących się producentów obuwia sportowego oferuje przynajmniej kilka modeli butów treningowych. Co więcej, renomowane firmy mogą poszczycić się obuwiem w różnych kategoriach obuwia treningowego. Buty szosowe, startowe czy naturalne buty treningowe znajdziemy u większości producentów. No dobrze, ale do czego tak naprawdę służą szosówki? W jakich warunkach lepiej sprawdzą się startówki, w jakich naturalne buty? Na te pytania postaramy się odpowiedzieć poniżej.
Buty szosowe – najlepsze rozwiązanie dla wielbicieli asfaltu
Jeśli myślimy o regularnym bieganiu, to twarda nawierzchnia może się okazać destrukcyjna dla naszych stawów. Dlatego powinniśmy unikać tras betonowych. Jednak nieco inaczej sprawa wygląda z asfaltem. Leśne ścieżki pochłaniają energię wytwarzaną podczas kontaktu z ziemią, natomiast twarda nawierzchnia, jaką jest asfalt, odbija tę energię. Jest to o tyle dobre, że biegając po czarnych uliczkach jesteśmy w stanie osiągnąć lepsze wyniki. Warto przy tym zainwestować w porządne buty z przeznaczeniem na bieganie szosowe. Takie obuwie posiada porządną amortyzację i jest odpowiedzialne za dobrą stabilizację pięty. Ciekawym modelem butów szosowych jest Asics GT-2000.
Buty startowe – idealne dla sprinterów
Konstrukcja butów startowych wymaga od biegacza pójścia na ustępstwa. Dlaczego? Przyczyną jest nie do końca wygodna budowa obuwia. Przeznaczeniem butów startowych są szybkie biegi na stosunkowo krótkim dystansie. Stopa pozostaje w bucie przez niedługi czas, a konstrukcja obuwia ma zapewnić nam przewagę nad biegaczami, którzy nie używają startówek. Buty startowe są wąskie, często bardzo wąskie, co niestety daje się odczuć. Ponadto obuwie jest bardzo lekkie – najczęściej zawdzięcza to brakowi dodatkowych elementów amortyzujących, jakie możemy spotkać w typowych butach do biegania. Podeszwa jest najczęściej wykonana z plastiku, może posiadać również gumowe elementy. Taka konstrukcja ma na celu zapewnienie doskonałej przyczepności do podłoża, co w konsekwencji powinno przełożyć się na lepsze wyniki. Buty startowe można wybierać m.in. z szerokiej oferty firm Asics czy Adidas.
Naturalne buty treningowe – od czasu do czasu
Czym charakteryzują się naturalne buty treningowe? Cechą wyróżniającą takiego obuwia jest ograniczenie amortyzacji do minimum. W klasycznych butach do biegania występuje stosunkowo gruba warstwa amortyzująca. Zazwyczaj pomiędzy piętą a śródstopiem następuje dość znaczny spadek. Uważa się, że taka konstrukcja bardzo dobrze chroni stawy i kolana biegacza. Mniejsza różnica poziomów pomiędzy piętą a śródstopiem to mniejsza amortyzacja, co w przypadku mniej doświadczonych biegaczy może wiązać się z kontuzjami. Buty do biegania naturalnego najczęściej są tego spadku pozbawione, przez co stopa jest ułożona praktycznie płasko. Założeniem przyświecającym producentom takiego obuwia był powrót do natury i beztroskiego biegania pozbawionego dodatkowej ochrony. Dlatego naturalne bieganie można traktować jako odskocznię od regularnych treningów. Brak dodatkowej amortyzacji pozwala poczuć podłoże całą długością stóp.
Terenowe buty treningowe – najlepsze na przełaj
Jak powszechnie wiadomo, najlepszym podłożem do biegania są leśne ścieżki. Biegi przełajowe mają liczne grono zwolenników. Wymagają one również odpowiedniej pary butów. Buty terenowe sprawdzą się w tym przypadku idealnie. Tego typu obuwie jest dobrze wyprofilowane, dzięki czemu lepiej trzyma stopę. Poza tym zostało nieco solidniej wykonane. W końcu musi sprawdzić się w niemalże ekstremalnych warunkach – nierzadko napotkamy na swej drodze gałęzie czy błoto. | Buty treningowe: szosowe, startówki, naturalne, terenowe. Jakie dla kogo? |
Retro to określenie elementów kultury, które są świadomą stylizacją/imitacją trendów uznawanych za przestarzałe. Do niedawna buty na niebotycznej szpilce i platformie były modowym must have, na szczęście moda na retro przywróciła eleganckie i wygodne espadryle oraz pantofle peep toe Bardzo kobiece ubrania wymagają również kobiecej oprawy. Magazyny z tamtych czasów pokazują niezwykle zadbane panie, które – jak wiadomo – prowadziły gospodarstwa domowe. Wszystkie wiemy, jak wiele pracy to wymaga, a było to możliwe dzięki wygodnemu obuwiu. Moda lat 50. to nie tylko piękno, ale i wygoda.
Espadryle, koturny, korki
To właśnie w tym 10-leciu rozkwitła moda na espadryle, buty na korkowych podeszwach i wysokie koturny. Żaden z tych projektów nie jest nowy, faktycznie znane są od wielu tysięcy lat, lecz to moda lat 50. wprowadziła je na wybiegi. Trzeba podkreślić: buty nie były nigdy tak niebotycznie wysokie, jak ówczesne obuwie, ale miały być wygodne. Jako letnie obuwie espadryle i korki wracały wielokrotnie, a koturny nigdy właściwie nie odeszły ze świata mody. Nic zresztą dziwnego, bo są stabilniejsze i wygodniejsze od butów na obcasie, poza tym są wykonane z gumy i sznurka albo z korka, więc są lekkie, stosunkowo sprężyste i bardzo wygodne. Wybierając taki typ obuwia, kierujemy się nie tylko jego walorami estetycznymi, ale też względami praktycznymi.
box:offerCarousel
Typowe koturny tamtych czasów miały około 5–6 cm, bez bardzo wysokiej przedniej platformy, rządził krój z zakrytą piętą i palcami, zapinany albo wiązany na kostce, o zaokrąglonym czubie, który miał podkreślać kształt stopy. Do popularności tego obuwia przyczynił się nie kto inny, jak Marylin Monroe. Wielokrotnie pozowała ona w espadrylach na sesjach zdjęciowych. Jest to zresztą powód, dla którego stylizacje pin-up najczęściej są uzupełniane właśnie o buty na koturnie, a rzadziej o czółenka na obcasie.
Wybierając koturny czy espadryle, nie musimy dokładnie wzorować się na stylu słynnej MM. Jeśli jednak chcemy wybrać stylizację retro, warto unikać przesadnie wysokich i mało profilowanych koturnów wystających poza obręb buta.
Peep toe
To bardzo popularny i początkowo niezwykle szokujący trend – dotychczas eleganckie panie zawsze musiały mieć na sobie pończochy, niezależnie od temperatury panującej na dworze. Pantofle, czółenka, baleriny i koturny peep toe, szczególnie w opcji z odkrytą piętą, szturmą zdobyły serca kobiet, które miały dosyć codziennego noszenia uciążliwych pończoch. Oczywiście nadal nie była to opcja obuwia wieczorowego, ale z powodzeniem nadawała się do stylizacji codziennych i na garden party. Moda na takie obuwie wypromowała ponadto modę na kolorowy pedicure.
box:offerCarousel
Buty z odsłniętym palcem były w latach 50. prawdziwym szałem. Można było znaleźć sandałki na niewielkim koturnie z odsłoniętym palcem i paskiem zapinanym na pięcie. Pantofle na 3-centymetrowej szpilce, najczęściej ozdobione kokardką, miały otwarty przód, podobnie jak baleriny – i te całkiem płaskie, i te na niewielkim obcasie. Czółenka i pantofle na wysokim obcasie lub szpilce miały też charakterystyczne wycięcie, ozdobione elementem wówczas praktycznie nieodzownym w tego typu obuwiu, czyli właśnie małą kokardką.
Jeśli zachwycone szykiem pań sprzed ponad pół wieku chcemy je naśladować, warto wybierać modele na niezbyt wysokim koturnie czy obcasie, stawiać na naturalne materiały, unikać butów lakierowanych i pamiętać, że i dziś peep toe to obuwie dzienne, a nie wieczorowe.
Półbuty
Lato to nie tylko ciepłe czy gorące dni. Niestety, zdarzają się chłodne wieczory, w które trzeba postawić na półbuty, czółenka czy baleriny retro.
box:offerCarousel
Domeną ówczesnych kobiet była elegancja oraz wygoda. Jeśli szukamy stylizacji retro, lepiej nie decydować się na szpilki, tylko postawić na wygodny obcas. Buty w stylu lat 50. bardzo często były zapinane paseczkiem na kostce. Niezwykle urocze są balerinki na niewielkim obcasie, które nadają figurze całkiem innego kształtu, optycznie skracają stopę, ale jej nie przemęczają. Jeśli jednak pragniemy totalnej swobody, możemy zdecydować się na płaskie półbuty retro
, stylizowane na męskie obuwie z tamtych czasów. Takie półbuty mają charakterystyczne przeszycia, często dwukolorowe. Tego typu modele były bardzo popularne w tamtych czasach – lata 50. to przecież także Elvis Presley i rock’n’roll, a mało która dziewczyna tańczyła w butach na obcasie. | Obuwie na lato 2017 – inspiracja retro |
Pędzle ułatwiają wykonywanie codziennego makijażu. W zależności od wielkości i typu wykorzystujemy je do aplikowania podkładu, cieni i różu. Niezależnie od tego, czy do ich produkcji wykorzystano włosie syntetyczne, czy naturalne, należy je odpowiednio pielęgnować. Pędzle do makijażu
Podstawowy zestaw pędzli do makijażu twarzy i oczu składa się z:
Pędzla do podkładu o płynnej konsystencji (do nabycia na Allegro od 4 do 250 zł).
Pędzla do różu (akcesorium marki Hakuro to wydatek rzędu 26 zł, zaś koszt pędzla firmy Sigma wynosi 51 zł).
Skośnego pędzla do malowania kreski na górnej powiece lub aplikowania cienia do brwi (dostępny na Allegro od złotówki).
Dwóch pędzli do wykonywania makijażu oka: płaskiego (koszt zakupu pędzla marki Maestro to od 7 do 30 zł) do nakładania cieni na całą powierzchnię powieki ruchomej i puchatego pędzla do rozcierania granic pomiędzy cieniami (pędzel marki Makeup Revolution do nabycia w cenie 10 zł).
Jeżeli mamy cerę ze skłonnościami do świecenia się, a więc tłustą i mieszaną, powinnyśmy zaopatrzyć kosmetyczkę w pędzel do pudru sypkiego (model kabuki kosztuje od 3 do 120 zł) lub w kompakcie, który ułatwi aplikację produktów matujących.
Pielęgnacja pędzli do makijażu twarzy
Prawidłowa pielęgnacja pędzli obejmuje mycie, suszenie i właściwe przechowywanie. Te czynności wykonuje się, aby przedłużyć przydatność akcesoriów. Co więcej, włosie pędzli ma kontakt ze skórą, zatem wszelkie zanieczyszczenia (takie, jak: kurz, martwy naskórek i sebum) mogą wpłynąć na pogorszenie jej stanu – powstanie wyprysków albo podrażnień.
Pędzle należy przechowywać w pomieszczeniu, w którym nie ma wilgoci. Dlaczego? Trzon i skuwka pędzla są połączone za pomocą kleju, więc unosząca się w łazience para wodna może spowodować, że się rozłączą. Wilgoć sprzyja również osadzaniu się bakterii na powierzchni pędzla. Jeżeli robimy makijaż w łazience i chcemy mieć pędzle w zasięgu dłoni, powinnyśmy je przechowywać w plastikowym pudełku lub specjalnie do tego celu wyprodukowanej tubie (od 20 do 66 zł).
Częstotliwość mycia pędzli do makijażu zależy od ich rodzaju i typu produktu, do nakładania którego jest on używany. Pędzle do kosmetyków o płynnej konsystencji, na przykład podkładu lub eyelinera, należy myć po każdym użyciu, te przeznaczone do aplikacji produktów sypkich (pudru lub cieni do powiek) można czyścić rzadziej. Do tego celu warto stosować specjalne płyny do czyszczenia pędzli (od 14 do 82 zł), ewentualnie można użyć ciepłej wody z dodatkiem szamponu do włosów (najlepiej produktu dla dzieci; koszt zakupu butelki o pojemności 300 ml wynosi 30 zł).
Aby ułatwić proces usuwania zanieczyszczeń, dobrze jest zaopatrzyć się w myjkę o nierównej powierzchni (od 6 zł).
Pędzli nie powinno się suszyć z wykorzystaniem gorącego powietrza suszarki ani na kaloryferze. Najlepiej pozwolić im wyschnąć samoistnie, pamiętając o tym, by ułożyć je włosiem do dołu lub poziomo na papierowym ręczniku na skraju blatu tak, by włosie wystawało poza jego krawędź. W przeciwnym wypadku do miejsca zespolenia trzonka ze skuwką może przedostać się woda, co w konsekwencji doprowadzi do rozłączenia dwóch części.
Nieprawidłowe nawyki związane z pielęgnacją pędzli do makijażu albo brak dbałości o ich czystość mają niekorzystny wpływ na ich jakość i stan naszej skóry. Odpowiednie przechowywanie, systematyczne mycie i właściwe suszenie pozwoli nam cieszyć się akcesoriami przez długi czas. | Jak dbać o pędzle do makijażu? |
Do niedawna uważane za niepotrzebną ekstrawagancję, dzisiaj laptopy hybrydowe cieszą się coraz większą popularnością. Podpowiadamy, jak wybrać model najlepiej dopasowany do twoich oczekiwań i potrzeb. Zakup laptopa to poważna decyzja wymagająca przemyślenia. W końcu inwestujemy w ten sprzęt kilka tysięcy złotych i chcemy móc korzystać z niego dużo i często. Pośród wielu rodzajów laptopów, netbooków i ultrabooków coraz ciekawsze są laptopy hybrydowe, łączące klasyczny komputer przenośny z poręcznym tabletem.
Laptop hybrydowy – co to jest? Czym różni się od tabletu?
Laptop hybrydowy to urządzenie, które dysponuje odwracanym, a często odpinanym ekranem, który może działać samodzielnie. Hybrydy są wprawdzie zwykle nieco większe od klasycznych tabletów, ale dzięki temu mogą pełnić wiele funkcji. W tradycyjnej formie stanowią klasyczny, pełnowymiarowy laptop, idealny do codziennej pracy, pisania tekstów czy grania w gry komputerowe. Odpięty lub odwrócony ekran zamienia się za to w tablet, czyli lekkie, mobilne urządzenie do oglądania zdjęć i filmów, słuchania muzyki czy przeglądania internetu.
Laptopy hybrydowe zwane są też niekiedy konwertowalnymi, choć to nie do końca to samo. O ile w hybrydach ekran odpina się całkiem od klawiatury i może funkcjonować samodzielnie, o tyle w laptopach konwertowalnych jest on na stałe przymocowany do stacji roboczej i można nim jedynie poruszać i obracać go o 360 stopni.
Laptopy hybrydowe to doskonałe rozwiązanie dla osób, które dużo pracują przy komputerze, ale są też mobilne i nie spędzają wielu godzin za biurkiem. Urządzenie tego typu świetnie sprawdzi się dla tych z was, którzy często wygłaszają prezentacje czy prowadzą spotkania, podczas których laptopa można wykorzystać jako tablet.
Laptop hybrydowy – jak wybrać najlepszy?
Decydując się na kupno laptopa hybrydowego, dobrze kierować się kilkoma ważnymi czynnikami.
Ekran to właściwie najważniejszy element laptopa hybrydowego, na który powinniśmy zwrócić uwagę. Najpopularniejsze są te o wielkości 10 i 11 cali, choć zdarzają się też większe. Poza samą wielkością ważna jest także rozdzielczość – im wyższa, tym lepsza. Warto jednak pamiętać, że na niewielkim ekranie wysoka rozdzielczość może sprawić, że mały tekst będzie trudny do odczytania.
Waga laptopa hybrydowego też jest ważnym czynnikiem, na który powinniśmy zwrócić uwagę. Urządzenia tego typu są większe od tradycyjnych tabletów, więc będą również od nich cięższe. Ponieważ jednak hybrydy mają być z założenia mobilne, warto wybierać modele lżejsze niż dwa kilogramy.
Małe laptopy hybrydowe i konwertowalne nie dysponują też taką liczbą portów co tradycyjne notebooki. To ważne, jeśli często wykorzystujecie kilka portów USB, np. podłączając jednocześnie myszkę i kabel do telefonu.
Laptopy hybrydowe – jaki model wybrać?
Lenovo Yoga 510
-15IKB to nieco większy, bo wyposażony w 15-calowy ekran laptop hybrydowy, co czyni go mniej poręcznym od innych urządzeń tego typu. To jednak świetna propozycja dla osób, które potrzebują komputera do codziennej pracy, szczególnie tej wymagającej pisania na klawiaturze. Wyposażony w 8-gigabajtową pamięć operacyjną i dysk twardy o powierzchni 256 GB, będzie świetnie odgrywał rolę pełnowymiarowego komputera z okazjonalnie wykorzystywanym osobno ekranem.
Asus Zen Book Flip to laptop konwertowalny z dyskiem o powierzchni aż 512 GB. Niezwykle lekki i poręczny, idealnie sprawdzi się w podróży. Ekran o przekątnej 13,3 cala jest na tyle duży, by umożliwić wygodną codzienną pracę, którą usprawni też wytrzymała bateria.
Acer Switch Alpha 12
to laptop hybrydowy z 12-calowym ekranem, dwoma kamerami i regulowaną podpórką pod ekran. Jeden z pierwszych komputerów, o których chłodzenie dba specjalna ciecz, co zapewnia mu niską temperaturę i cichą, bezawaryjną pracę nawet przez długi czas.
Microsoft Surface Pro 4 to urządzenie to oficjalnie funkcjonuje jako tablet, jednak w połączeniu z klawiaturą staje się pełnowymiarowym, wygodnym i poręcznym laptopem hybrydowym. W dodatku jest bardzo lekkie – ekran waży zaledwie niespełna 800 gramów. Jest więc dobrym prezentem dla kobiety lub dziecka w wieku szkolnym.
Huawei Matebook to podobne do propozycji Microsoftu urządzenie będące hybrydą tabletu i laptopa. Matebook jest lekkim tabletem, do którego dołączono wygodną i ergonomiczną klawiaturę, służącą jednocześnie za stylowe etui. Wyróżnia się przyjemnym designem i dobrze nadaje się do pracy np. w pociągu lub w samolocie.
Laptopy hybrydowe to ciągle rozwijająca się gałąź rynku komputerów przenośnych. Już teraz widać jednak, że łączące wiele funkcji sprzęty będą w przyszłości święcić triumfy, bo są poręczne i wygodne w użytkowaniu. | Jak wybrać laptop hybrydowy? |
Narodziny dziecka to dla każdej kobiety najszczęśliwsze wydarzenie w życiu. Jednak młoda mama, w natłoku codziennych, nowych obowiązków, nie powinna zapominać o sobie. Im szybciej podejmie walkę o przedciążową figurę, tym lepszy będzie efekt. Jedną ze skuteczniejszych metod może być stosowanie pasa poporodowego. Odpowiednio zbilansowana dieta czy ćwiczenia to nie jedyni sojusznicy w pozbyciu się krągłości po ciąży. Odpowiedni pas poporodowy wykonany z elastycznej, przepuszczającej powietrze tkaniny, pozwala wymodelować sylwetkę. Jego zaletą, oprócz aspektu estetycznego i podniesienia samoakceptacji kobiety, jest dobroczynny wpływ na wygląd skóry. Ponadto pas przynosi ulgę przy bólach pleców i innych dolegliwościach, na które często cierpią kobiety po porodzie. Wydawać by się mogło, że pas jest stosunkowo nowym wynalazkiem. Okazuje się jednak, że już od wieków młode mamy starały się ukryć pozostały po urodzeniu dziecka nieco zwiotczały brzuszek. Japonki stosowały długi, bawełniany pas, tzw. sarashi, Egipcjanki – bandaże, a Hiszpanki – gorsety Dziś mamy do dyspozycji zdecydowanie wygodniejsze metody, które aktywnie pomagają w likwidacji niechcianych krągłości
Zalety pasa poporodowego
Współczesny pas dzięki porowatej powierzchni masuje skórę w trakcie noszenia, tym samym przyczynia się do poprawy jej ukrwienia. To z kolei ogranicza powstawanie rozstępów. Jego stosowanie pomaga w obkurczaniu mięśni brzucha, które w trakcie trwania ciąży mogły się rozciągnąć nawet o połowę. Elastyczna tkanina ściśle przylegająca do całego ciała oraz wzmocniona konstrukcja w tylnej części pozwalają utrzymywać prawidłową postawę, a ponadto przynoszą ulgę przy częstych w okresie okołoporodowym dolegliwościach kręgosłupa. Co ważne, noszenie pasa pozwala na szybsze rozpoczęcie ćwiczeń, ponieważ chroni on i zabezpiecza rozciągnięte mięśnie brzucha. Nie bez znaczenia jest również aspekt estetyczny. Dzięki temu, że pasy mają płaskie, dyskretne szwy, są one niewidoczne pod ubraniem. Modelują one sylwetkę, wyszczuplają oraz dzięki odpowiedniej budowie podkreślają talię. To pozwala młodej mamie poczuć się pewniej i atrakcyjniej. Jest to niezwykle istotny aspekt. Należy bowiem zwrócić uwagę, że urodzenie dziecka i opieka nad nim jest prawdziwą rewolucją w życiu każdej kobiety. Pochłonięta nowymi obowiązkami młoda matka często zapomina o sobie, a to proste rozwiązanie umożliwia jej zadbanie własny komfort.
Dla kogo pas poporodowy?
Zapewne wiele kobiet zastanawia się, czy noszenie pasa jest w pełni bezpieczne, szczególnie jeśli rozwiązanie nastąpiło przez cesarskie cięcie. Pas poporodowy mogą nosić młode mamy niezależnie od tego, czy rodziły siłami natury, czy przez cesarskie cięcie. W tym drugim przypadku wręcz zalecane jest noszenie brzusznych pasów poporodowych zabezpieczających zwiotczałe mięśnie brzucha. Należy bowiem zwrócić uwagę na fakt, że w przypadku operacyjnego rozwiązania ciąży poziom hormonów, takich jak: relaksyna, estrogen czy progesteron, odpowiedzialnych między innymi za rozluźnienie mięśni brzucha, jest bardzo wysoki. Zastosowanie pasów pomaga w ich podtrzymaniu i szybszym powrocie do stanu pierwotnego. Ponadto pasy pozwalają zminimalizować ryzyko wystąpienia przepukliny pooperacyjnej. Również w przypadku porodu fizjologicznego noszenie pasa przynosi doskonałe efekty. Podtrzymuje on zwiotczały po rozwiązaniu brzuch i pozwala na utrzymanie prawidłowej postawy.
Jaki wybrać pas poporodowy?
W zależności od preferencji młodej mamy do dyspozycji ma ona różne pod względem konstrukcyjnym modele pasów poporodowych. Wśród nich znajdziemy jednolite pasy elastyczne, pasy zapinane na rzepy, a także gorsety. Plusem tych pierwszych jest jednolita budowa bez dodatkowego zapięcia. Z kolei pasy zapinane na rzepy mają tę zaletę, że w miarę utraty centymetrów w obwodzie można regulować siłę ucisku. Gorsety poporodowe dzięki fiszbinom pozwalają na podkreślenie talii. Ponadto zapobiegają one rolowaniu, marszczeniu i przesuwaniu się pasa.
Pas poporodowy jest jednym z tych elementów, które pozwalają kobiecie poczuć się atrakcyjnie i bezpiecznie. Wspomaga on kontrolę nad prawidłową postawą, a ponadto łagodzi bóle pleców. Pas poporodowy pozwala świeżo upieczonej mamie na szybki powrót do sylwetki sprzed ciąży. Warto jednak pamiętać, że bez odpowiednio zbilansowanej diety oraz intensywnej aktywności fizycznej nie przyniesie on spektakularnych efektów. | Wybieramy pas poporodowy |
Lada moment wakacje. To idealny czas, by odsłonić trochę ciała. Opalone płaskie brzuchy będą pięknie wyglądać w krótkich topach. Noś je nad morzem lub jeziorem. Plaża to ich naturalne środowisko. Świetnie sprawdzą się także podczas imprez: zarówno tych w klubie, jak i na łonie natury. Co będzie ci potrzebne?
T-shirt (zamiennie bluzka na ramiączkach lub z długim rękawem)
nożyczki
Krótki top ze splotem – krok po kroku
Zacznij od wybrania odpowiedniego T-shirtu. Lepiej, by nie był bardzo dopasowany, ponieważ później sznureczki mogą zbyt mocno oplatać twoje ciało. Przymierz go i zaznacz miejsce kilka centymetrów poniżej linii biustu. Do tego punktu będziesz później wycinała pionowe paski.
Zacznij od odcięcia szwów po lewej i prawej stronie koszulki. Następnie przejdź do wycinania pionowych pasków. Staraj się, by miały podobną szerokość. Ich liczba powinna być parzysta. W przeciwnym razie, jeden z nich nie trafi później do splotu.
Połącz sąsiadujące paski za pomocą supełków (po dwa w jednym).
Kolejne supełki łącz w sposób krzyżowy, tak jak na zdjęciu. Ostatnie sploty powinny być mocno związane, żeby nie rozpadły się podczas noszenia topu.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Odetnij wystające kawałki materiału.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Twój modny top jest już gotowy! Sprawdź z czym go zestawić, by zadać szyku na letnim festiwalu. | DIY: krótki top ze splotem |
Nastał okres wakacji, przyszedł czas na relaks. Wielu z was zapewne planuje spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu, upajać się otaczającą przyrodą i korzystać z pięknej (czego wam życzę) pogody. Istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że w ciągu najbliższych kilku tygodni znajdziecie się w miejscu, które będzie oferowało dostęp do wody – morza, rzeki czy jeziora. W takiej sytuacji naprawdę warto mieć przy sobie wędkę. Poniższy artykuł postanowiłem podzielić na dwie części. W każdej opiszę dwa najpopularniejsze wakacyjne kierunki, w których wędka jest według mnie obowiązkowym elementem wypoczynku. Poza tym podpowiem wam, na jaki sprzęt warto zwrócić uwagę i dlaczego nie każda wędka czy kołowrotek sprawdzą się w danych warunkach. Zapraszam do lektury.
Jedziemy nad morze
Jadąc nad morze, zawsze zabieram ze sobą wędkę, nawet jeśli mój wakacyjny wyjazd ogranicza się do jednego weekendu. Czasami oczywiście sprzęt okazuje się zbędny, bo na łowienie zwyczajnie nie starcza mi czasu. W większości przypadków jednak wędkowanie okazuje się świetną formą rozrywki, a poranków spędzonych na plaży z wędką wbitą w piasek nie zamieniłbym na nic innego.
Wędkarstwo morskie możemy podzielić na dwie kategorie: łowienie z plaży oraz łowienie z kutra. To drugie jest zazwyczaj organizowane przez różne firmy, które wyposażą was w niezbędny sprzęt oraz pozwolenia. Zrobią to oczywiście za odpowiednią opłatą. W związku z tym pozwolę sobie opisać jedynie najpopularniejszą metodę – łowienie z plaży.
Łowienie z plaży jest podobne do typowej metody gruntowej, wymaga jednak użycia odpowiedniego sprzętu. Tak jak wspomniałem, nie każda wędka sprawdzi się w danych warunkach. Decydując się na łowienie tą metodą, musimy mieć na uwadze, że na sprzęt przyjdzie nam wydać okrąglejszą sumkę. Pocieszę jednak od razu – jest to jednorazowy wydatek na naprawdę długie lata.
Podstawowym elementem zestawu do łowienia z plaży (czyli do sufcastingu, bo tak nazywa się ta metoda), jest odpowiedniej długości wędka. Ciekawą i niedrogą propozycją jest według mnie Jaxon Arcadia Surf– 3-elementowe wędzisko pozwalające na dalekie wyrzucenie zestawu. W zależności od preferencji możecie wybierać pomiędzy trzema długościami: od 3,9 metra, przez 4,2 metra aż do 4,5 metra. Wszystkie oferują bardzo dobry ciężar wyrzutowy – od 80 do 200 gramów. Atutem jest również cena – wynosi zaledwie 80 zł.
Solidny kołowrotek, odporny na działanie morskiej soli, również nie musi okazać się dużym wydatkiem. Dragon Boat Master to świetna propozycja – łączy wszystkie cechy dobrego kołowrotka do połowów z plaży (może poza płytką szpulą, lecz ta na początku przygody okazuje się zbędna). Kosztuje nieco ponad 100 zł i sprawdzi się również w połowach z kutra oraz na wodach słodkich – chociażby jako kołowrotek karpiowy.
Do uzupełnienia zestawu surfcastingowego brakuje nam już tylko odpowiednio grubej żyłki(0,3-0,35 mm), ciężarka, haczyków oraz specjalnej podpórki do stawiania wędki w pionie, choć tę ostatnią świetnie zastąpić może kawałek najzwyklejszej rury PCV. Informacje na temat najlepiej sprawdzającej się przynęty oraz sposobu lokowania zestawu można zaczerpnąć w lokalnym sklepie wędkarskim.
Na koniec kilka słów o formalnościach. Obecnie procedury uzyskania zezwoleń są dość skomplikowane, ale ich wypełnienie nie powinno zająć wam dużo czasu. Pozwolenia wydają Okręgowe Inspektoraty Rybołówstwa Morskiego. Koszt to 16 zł za miesiąc i 49 zł za rok (takie stawki obowiązywały w 2014 roku). W związku z nowelizacją ustawy o rybołówstwie w najbliższym czasie wejdą w życie duże zmiany w tej kwestii – wędkowanie będzie nieco droższe, ale nie będzie trzeba ubiegać się o pozwolenie. Zapłacimy wyłącznie za łowienie. W każdym razie przed wyjazdem nad morze warto sprawdzić, jak w danej chwili kształtują się przepisy. Pamiętajcie również o limitach ilościowych i wymiarach ochronnych, które sprawdzić możecie w internecie.
Jedziemy na Mazury
Pojezierze Mazurskie to bardzo popularny kierunek wakacyjnych wojaży. Wędka sprawdzi się zarówno podczas aktywnego wypoczynku w postaci rejsów żeglarskich, jak i w luźniejszym wypoczynku, chociażby na leżaku. Łowienie w mazurskich jeziorach daje wiele możliwości, a dziewiczość niektórych wód pozwala na spotkanie z rybą życia. W związku z tym polecam wybrać pomiędzy dwoma metodami – wędkarstwem spinningowym lub spławikowym – bądź też poświecić się obydwu, dobierając w tym wypadku właściwie w miarę uniwersalny sprzęt.
Wędkarstwo spinningowe
To aktywniejsza forma wypoczynku z wędką w dłoni, która zmusza wędkarza do przemieszczania się w poszukiwaniu ryb drapieżnych. W związku z tym, że podczas mazurskiego wypoczynku istnieje duże prawdopodobieństwo łowienia zarówno z brzegu, jak i z wynajętej łódki czy jachtu, polecam wybranie wędki dwuskładowej, o optymalnej długości 2,4 metra.Robinson Tritium Pike Spin to świetny kij zarówno dla początkującego, jak i bardziej doświadczonego wędkarza. Jego właściwości pozwalają dobrze wyrzucać i prowadzić przynętę, a optymalny ciężar wyrzutowy umożliwistosowanie różnej wielkości gum, woblerów czy błystek. Przy tym nie grzeszy on ceną – ta waha się w granicach 100-120 zł. Jest to wędka typowo szczupakowa, a przecież o mazurskich zębaczach od wieków krążą legendy…
Dobrym uzupełnieniem zestawu, z linii tego samego producenta, jest kołowrotek Robinson Quartz Pro Spin. Sam łowię na identyczny zestaw od dwóch sezonów. Wielkość kołowrotka dobieracie w zależności od swoich preferencji, choć według mnie rozmiar 3010 okaże się najlepszy. Koszt zakupu tego kołowrotka to około 150-200 zł, weźcie jednak pod uwagę, że sprawdzi się on również przy metodach opisanych poniżej, więc można nadać mu miano maszynki uniwersalnej. 5 lat gwarancji pozwoli wam spać spokojnie.
Jeśli wasz budżet nie został jeszcze wyczerpany, warto zainwestować kilkadziesiąt złotych w dobrej jakości plecionkę. Jeśli jednak nie chcecie wydawać zbyt wiele pieniędzy, dobrej jakości żyłka, jak chociażby MVDE Professional o długości 150m, powinna wystarczyć.
Dokupcie również kilka większych i mniejszych przynęt oraz obowiązkowo – przypony wolframowe, które zabezpieczą zestaw przed przegryzieniem go przez szczupaka lub inną drapieżną rybę.
Wędkarstwo spławikowe
To metoda wymagające zdecydowanie mniej wysiłku, choć więcej uwagi. Podstawowy ekwipunek to: wędka, kołowrotek, żyłka, spławik, ołów, haczyki oraz zanęta i przynęta.
Kołowrotek mamy już wybrany – Robinson Quartz Pro Spin, o którym napisałem powyżej, sprawdzi się świetnie również w tej metodzie. Nie ma sensu przepłacać i kupować dwóch osobnych młynków. Należy jednak wybrać do tej metody zupełnie inny kij.
Wędkarstwo spławikowe wymaga bowiem użycia dłuższej wędki – najlepiej teleskopowej, ze względu na łatwość jej transportu. Dobrą propozycją będzie moim zdaniem Mikado Fish Hunter Float. W trakcie zakupu wybierajcie raczej wędki o długości 3 bądź 4 metrów – sprawdzą się zarówno podczas łowienia z brzegu, jak i z pomostu.
Jeśli chodzi o zanętę, należy dobrać ją względem ryby, którą chcemy złapać. Jeśli zależy wam przede wszystkim na dobrej zabawie, polecam nastawić się na płotki i leszcze. Zanęta MVDE Gold Pro Bream to świetny wybór, który mi osobiście sprawdza się na każdej wodzie. Za przeciętną cenę – około 10 zł – otrzymujemy bardzo skuteczną mieszankę. Pamiętajcie, żeby na kilka dni łowienia zakupić co najmniej 4-5 kg.
Do łowienia płotek wybierzcie również małe haczyki w rozmiarze 8 i 10 – najlepiej niedrogie i dobre jakościowo, jak chociażby któreś z serii haczyków Titanium. Za 10 sztuk zapłacicie raptem 3-4 zł. Na koniec dokupcie opakowanie śrucin, kilka spławików o wyporności od 1 do 3 gramów i cieńszą od głównej żyłkę przyponową (10 metrów wystarczy).
Podobnie jak w przypadku połowów morskich, również w wodach słodkich obowiązują przepisy, wymiary i limity. Najistotniejsze z punktu widzenia każdego wędkarza-wczasowicza jest to, czy jezioro, w którym chcemy łowić, należy do Polskiego Związku Wędkarskiego oraz czy jego użytkownikiem jest osoba prywatna. W pierwszym przypadku, aby uzyskać pozwolenie, musimy posiadać kartę wędkarską (test na kartę + wyrobienie to koszt kilkudziesięciu złotych, o szczegóły możecie pytać w każdym kole wędkarskim w waszej miejscowości). W drugim przypadku karta może, choć nie musi, okazać się zbędna. W każdym natomiast wariancie musimy liczyć się z opłatą za pozwolenie na wędkowanie wydawane przez właściciela wody. Powinno ono kosztować maksymalnie około kilkudziesięciu złotych za tydzień, choć i od tego bywają odstępstwa… | Sprzęt wędkarski na wakacjach |
Zdalnie sterowane urządzenia przeznaczone dla najmłodszych to doskonała metoda na ożywienie świata nudnych zabawek, na widok których nasze dzieci już ziewają. To także dobra okazja na lekcję fizyki czy techniki podaną w przystępny sposób, no bo przecież nie ma nic lepszego niż łączenie przyjemnego z pożytecznym. Dla tych, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z zabawkami zdalnie sterowanymi, prześledziliśmy listę urządzeń do 100 zł. Zabawki zdalnie sterowane to takie, w których mamy do czynienia z nadajnikiem i odbiornikiem, a nawigacja odbywa się za pomocą układu sterowania. Komunikacja między urządzeniami jest możliwa dzięki falom elektromagnetycznym. W przypadku takich zabawek mówimy o modelach RC (ang. radio/remote control) popularnie nazywanymi zabawkami na pilota. Modele RC możemy podzielić na latające, jeżdżące oraz pływające.
Pływające zabawki mają wszechstronne zastosowanie, gdyż można ich używać na akwenach zewnętrznych, takich jak baseny czy oczka wodne, jak i w domowym brodziku, umywalce czy nawet wiadrze. Świetnie sprawdzą się przy organizowaniu dzieciom czasu nad jeziorem latem, a także podczas codziennej kąpieli.
Łódź ratunkowa zdalnie sterowana RC0268
Nasze zestawienie ciekawych, a do tego stosunkowo tanich zabawek otwiera zdalnie sterowana łódź ratunkowa. Koniec z nudnymi łódkami czy motorówkami – teraz czas na prawdziwy hit. Łódź ratunkowa zdalnie sterowana RC0268 wyposażona jest w mnóstwo różnych detali, jak np. hak holowniczy. Na zestaw składa się łódka o dość sporych rozmiarach (25 x 9 x 16 cm) oraz multifunkcyjny radiowy pilot pozwalający na pełną kontrolę pływania (przód, lewo, prawo). Sama łódź zasilana jest 3 bateriami AA, a pilot 2 d – ale przecież wydatek na baterie to nic w porównaniu z korzyściami płynącymi z zabawy.
Łódź patrolową można wykorzystać na wiele sposobów. Nie tylko rozwija umiejętności manualne związane ze sterowaniem, ale także uczy dziecko przewidywania, koncentracji i odpowiedzialności. Pogadanka o funkcjonowaniu prawdziwej mariny i konieczności patrolowania jezior i innych akwenów wodnych, a także roli np. straży przybrzeżnej może być wspaniałym wstępem do zabawy. Urządzenie polecane jest dla dzieci już od 3. roku życia, a jego koszt to zaledwie ok. 40 zł.
Poduszkowiec Hovercraft
Prawdziwe poduszkowce to maszyny łączące cechy łodzi i samolotów. Dzięki swojej specyficznej konstrukcji i zasadzie działania najlepiej sprawdzają się w celach ratunkowych, ale i militarnych oraz cywilnych. Często używane są podczas akcji w trudno dostępnych miejscach, takich jak bagna i grzęzawiska, wspierają m.in. ewakuacje podczas powodzi oraz akcje ratunkowe na lodzie. Dzieci ciekawe świata z pewnością będą zachwycone, jeśli sprawimy im zabawkę zdalnie sterowaną – poduszkowiec Hovercraft. W zestawie znajdziemy urządzenie oraz pilot zasilany 4 bateriami AA, a także antenę oraz 2 zapasowe wirniki.
Dzięki pracy pilota RC na częstotliwości 27 MHz poduszkowiec płynie do przodu i do tyłu oraz skręca w obie strony. Zabawka ma certyfikat bezpieczeństwa CE i jest rekomendowana dla dzieci powyżej 8. roku życia. Poduszkowiec dostępny w 3 wariantach kolorystycznych ma dość małe rozmiary (długość 8 cm), dlatego może być używany np. w wannie. Zapakowany w ładny kartonik z przeźroczystą gablotką to również dobry pomysł na prezent. Koszt poduszkowca to ok. 50 zł.
Roboryby Hexbug
Zestawienie zamyka produkt innowacyjnej firmy Hexbug Micro Robotic Creatures, która weszła na rynek zabawek w 2007 i osiągnęła ogromną popularność dzięki produkcji minirobotów wzorowanych na fizjonomii prawdziwych zwierząt, w szczególności owadów i ryb. Mottem przewodnim firmy jest zapewnianie dzieciom w jak najmłodszym wieku pozytywnych doświadczeń związanych z robotami.
Seria AquaBot powstała po to, by nasze pociechy mogły cieszyć się prawdziwymi robotami wodnymi, które naprawdę potrafią pływać. Zabawki Hexbuga dają dzieciakom ogromną frajdę, a do tego przygoda z nimi może przekształcić się w fascynującą interaktywną lekcję robotyki. Dla niektórych to także alternatywa dla kupna zwierzątka domowego bez bałaganu i obowiązków.
Rybka Hexbug AquaBot w zależności od modelu może być sterowana pilotem lub aktywowana po prostu przez… kontakt z wodą. Manualna nawigacja pozwala na wybór między 3 trybami prędkości. Rybka pływa na różnych głębokościach oraz zmienia kierunek poruszania się, aby odkrywać podwodny świat. Zaopatrzona jest w funkcję oszczędzania baterii, dzięki czemu po 5 minutach nieaktywności wyłącza się i wchodzi w tryb czuwania. Można ją ponownie „obudzić” po prostu przez… zapukanie w akwarium!
Rybki-roboty dostępne są w różnych wersjach kolorystycznych z poświatą LED, wyglądają realistycznie i bardzo efektownie. Oprócz rybek Hexbug ma w swojej ofercie inne wodne zwierzątka, np. konika morskiego czy rekina– wraz dzieckiem możemy stworzyć cały podwodny świat! Zabawki przeznaczone są dla dzieci już od 3. roku życia. Roborybka to wydatek rzędu ok. 60 zł.
Zdalnie sterowane urządzenia dla maluchów to okazja, by zafundować dziecku niebanalną zabawkę dającą mnóstwo frajdy, a także rozwinąć jego umiejętności psychomotoryczne. Utarło się, że z takich zabawek korzystają przede wszystkim chłopcy, ale przecież eksplorowanie świata podwodnego pozwala pobudzić wyobraźnię dzieci bez względu na płeć. Od dzisiaj zabawa w basenie czy codzienna kąpiel stanie się dla naszych maluchów niesamowitą przygodą pełną wrażeń. | Pływające zabawki zdalnie sterowane do 100 zł |
Być ojcem – to zadanie wydawało się przerastać Andrew Clovera od samego początku. Przed posiadaniem dzieci wzbraniał się przez kilka lat. Do momentu, gdy ukochana osoba dała do zrozumienia – teraz... albo nie z tobą. Rodzicielstwo z przymrużeniem oka
Choć naprawdę nie wiadomo, co partnerka Andrew mogła mieć na myśli. Jak przystało na zawodowego komika, książkę Tata rządzi... wypełniają zwierzenia pół żartem, pół serio. Zamiast rozdziałów, autor zastosował podział na krótkie zasady, dzięki którym lekturę przebrnąć można w dwa wieczory. Czytanie dostarcza niemałej rozrywki. Znajdziemy wśród nich takie porady, jak „Znieś nowiny jak mężczyzna”, „Pozwól dzieciom bawić się na schodach” czy „Rozważ możliwość stania się gejem i bądź mądry”. Są także bardziej refleksyjne: „Jeśli chcesz posiadać cenne rzeczy, najpierw doceń to, co masz”. Mimo tak swobodnego charakteru, książkę Clovera traktować można jako poradnik – czytelnik na podstawie obserwacji życia codziennego i wychowania dzieci w statystycznej rodzinie wysnuwa wnioski i stwierdza, że mimo mniej powszechnego trybu życia (to żona Andrew zarabia na utrzymanie, on sprawia wrażenie lekkoducha), Cloverowie priorytety mają ułożone we właściwej hierarchii. Autor żyje od zlecenia do zlecenia, pisząc powieści, scenariusze i wykonując stand-upy. Dzięki pasji tworzenia rozwija u swoich córek olbrzymią wyobraźnię, która dodaje ich codzienności piękna.
Wyrzuć poradniki o wychowywaniu dzieci!
Biegające po podwórzu z wymalowanymi pianką do golenia twarzami dziewczynki faktycznie bardziej pasują do sposobu wychowania ojcowskiego – wedle popularnych ostatnio w sieci zestawień, jak wychowuje mama, a jak tata. Tata rządzi... to książka napisana do bólu po męsku. Andrew Clover bez ogródek dzieli się wątpliwościami (Zasada 1. „Unikaj wszystkiego tak długo, jak się da”), opłakuje utraconą wolność, po czym beszta się za swoje typowe dla środowiska artystycznego zachowanie (Zasada 5. „Nie ćpaj codziennie wieczorem (zrób to za dnia)”). Kocha swoją żonę, lecz często ukazuje ją jako potwora w ludzkiej skórze, który po urodzeniu dzieci tylko krzyczy, zarządza i powtarza, że ktoś w tym domu musi pracować.
Jeśli żona Clovera jest potworem, córki, Cassidy oraz Grace, są małymi potworkami. Andrew na kartach książki nie pokazuje, jak je wychowywać, lecz raczej jak okiełznać (Zasada 51. „Naucz je, jak być głupkiem”). Odżegnuje się od typowych poradników psychologicznych, twierdząc, że niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. On pokazuje życie prawdziwe, pełne dziecięcych krzyków i przepychanek, czynności wykonywanych przez rodziców w jednym czasie oraz chwil, w których... paraduje nago przed kamerą jako komik wynajęty przez tanie telewizyjne show.
Jak wychować szczęśliwe dzieci?
Czy mężczyzna, jak mogłoby się wydawać, niedojrzały, ma prawo udzielać rad dotyczących opieki nad dziećmi? Bez stałej pracy, bujający w obłokach, trudniący się nietypowymi, jak na ojca, zajęciami? Oczywiście! W książce Tata rządzi, czyli 63 zasady szczęśliwego ojca Clover udowadnia, że tzw. mądrość życiową ma w małym palcu (Zasada 47. „Nie dawaj przedmiotów, tylko poświęcaj uwagę”). Nęcony pokusami w życiu zawodowym i prywatnym, zawsze stawia na rodzinę i nigdy nie żałuje. Pokazuje, że nic nie cieszy tak bardzo, jak uśmiech dziecka i towarzystwo żony.
Dziś Andrew Clover to człowiek uznany – choć trudno sprecyzować w jakiej dziedzinie. Pracuje jako aktor, komik, pisarz, bloger, telewizyjny ekspert, a także prowadzi dla dzieci w wieku szkolnym rozwijające wyobraźnię kursy storytellingu. Jego trzecia córka urodziła się już po ukończeniu pisania ojcowskich zasad, które publikowane dla magazynu „Style” przy „Sunday Times”, złożyły się na wciągającą książkę.
Tata rządzi... to interesująca propozycja nie tylko dla przyszłych i obecnych ojców. Wielu mężczyzn nie opowiada o swoich doświadczeniach tak wylewnie, jak Andrew, dlatego książka stanowi dla kobiet niepowtarzalną okazję na wgląd w męską perspektywę na planowanie, rodzenie i wychowywanie potomstwa.
Źródło okładki: www.swiatksiazki.pl | Tata rządzi, czyli 63 zasady szczęśliwego ojca A. Clover – recenzja |
Klasyczne okrycia to podstawa eleganckiej garderoby. Wyrafinowany trencz noszony na co dzień, kultowa ramoneska zakładana nie tylko na koncert ulubionej rockowej kapeli czy uniwersalna kurtka z ciemnego jeansu to najpopularniejsze wiosenne okrycia, które od lat, a nawet dekad nie wychodzą z męskiej mody. Czemu zawdzięczają swoją popularność i jak je nosić? Trencz – ulubiony płaszcz gwiazd Hollywood
Dlaczego eleganccy mężczyźni tak szaleją na punkcie trenczu? Krój klasycznego płaszcza ma dwa rzędy guzików, po pięć w każdym z nich. Nieodłącznym elementem są też pagony, boczne kieszenie, duży kołnierz i dość szeroki pasek z wyrazistą szlufką. Guziki i szlufka paska powinny kontrastować z kolorem materiału, z którego uszyto trencz. Pagony nie są przypadkowe – historia trencza sięga ponad 100 lat wstecz. Prochowce służyły armii brytyjskiej już w okresie wojen burskich, toczonych w latach 1880-1902. Dla żołnierzy walczących w I wojnie światowej wyprodukowano około 500 tysięcy takich dłuższych płaszczy z niezwykle odpornego na wiatr i wilgoć, a przy tym oddychającego materiału zwanego gabardyną. (Gabardyna to tkanina z ukośnymi splotami, która wykazuje wysoką wodoodporność dzięki bardzo ciasnym splotom). Po ustaniu działań wojennych krój szybko stał się inspiracją dla projektantów, a nieco krótszy niż w okopach trencz trafił do szaf gwiazd Hollywood. Doskonale czuł się w nim m.in. Humphrey Bogart, wśród kobiet płaszcz najłatwiej skojarzyć z Audrey Hepburn i Grace Kelly.
Trencz, określany także często jako prochowiec, idealnie współgra z modą biurową. Elegancki krój pasuje do klasycznych butów i garnituru, świetnie sprawdzi się też w biurowych stylizacjach, w których sweter zastępuje marynarki i w takich, w których koszuli i marynarce towarzyszą proste ciemnogranatowe jeansy.
Ramoneska dla motocyklistów i rockmanów
Męska ramoneska, znana też jako kurtka biker czy kurtka motocyklowa, to ulubieniec fanów cięższych brzmień i entuzjastów głośnych motocykli. Ramoneska weszła do świata mody właśnie dzięki motocyklistom i punkrockowej kapeli Ramones, którzy chętnie zakładali kurtki o tym niebanalnym kroju. Jaka powinna być ramoneska? Męska kurtka najczęściej jest wykonana z naturalnej skóry, możesz poszukać także tej ze sztucznej skóry, czyli skaju. Klasyczna ramoneska jest w ciemnym kolorze, najlepiej czarna, z kontrastującymi (w barwie srebrnej lub złotej) zatrzaskami i skośno wszytym zamkiem. Powinna być dość krótka i dopasowana do sylwetki.
Ramoneska dla panów kojarzona jest męskością, siłą charakteru i buntem, dlatego warto mieć ją w swojej szafie. Idealnie pasuje na koncert i przejażdżkę motocyklem. Sprawdzi się w codziennym użytkowaniu dla studenta, będzie też świetna na co dzień, pod warunkiem, że wykonywany przez ciebie zawód i miejsce pracy nie wymaga przestrzegania zasad korporacyjnego dress code’u. Ramoneska jest niezwykle wyrazistym okryciem, który nadaje charakter całemu strojowi. Kurtka o takim kroju najlepiej prezentuje się w towarzystwie prostych ubrań – na motor sprawdzą się np. skórzane spodnie i ciężkie buty, w codziennej modzie jak znalazł okaże się mariaż czarnych albo granatowych jeansów i szarego czy białego T-shirta z logo ulubionego zespołu, chociażby wspominanych Ramonesów. Możesz zdecydować się na czarny total look albo łączyć czarną ramoneskę z ciemniejszymi odcieniami jeansu, a także ciemną czerwienią (burgundem) i ciemniejszymi odcieniami brązu.
Wygodna i wytrzymała kurtka z jeansu
Jeansowa kurtka to klasyk męskiej szafy, która szykuje się do wiosny. Kurtkę z jeansu w czwartej dekadzie minionego wieku stworzyła marka Lee, znana do dzisiaj głównie z doskonałej jakości denimowych ubrań. Kurtka, podobnie jak wcześniej spodnie jeansowe, powstały z myślą o mężczyznach wykonujących zawody, w których łatwo o zniszczenie ubrań. Spodnie jeansowe były ratunkiem w okresie gorączki złota, niespełna stulecie później kurtka z tego samego wytrzymałego materiału miała stać się najlepszym okryciem dla robotników i rolników. Modę tę bardzo szybko podpatrzyli także przedstawiciele innych zawodów, a katana jest dzisiaj kultową kurtką na wiosnę i jesień. Klasyczny krój – czyli kołnierzyk jak przy koszuli, nabijane guziki typowe dla jeansów oraz po dwie kieszenie na klatce piersiowej i po bokach – jest niezwykle wygodny i chętnie noszony na co dzień przez nastolatków i młodych panów. Pasuje niemalże do wszystkich ubrań, odważniejsi mężczyźni mogą postawić nawet na denimowy total look. Łącz katanę z chinosami, spodniami ze sztruksu i cienkimi swetrami w serek, sięgaj też po koszule w kratę i gładkie, T-shirty z napisami i longsleeve’y.
Trencz z akcentami militarnymi, buntownicza ramoneska, a może wytrzymała kurtka jeansowa? Ponadczasowe płaszcze i kurtki na wiosnę służą panom i paniom przez wiele sezonów, dlatego, jeśli nie masz ich jeszcze w swojej szafie, najwyższy czas nadrobić zaległości. | Ponadczasowe wiosenne okrycia dla niego |
Kiedy mróz szczypie w uszy trzeba rozejrzeć się za cieplejszymi ubraniami. Twoja dziewczynka z pewnością uwielbia się stroić, jak każda mała kobietka. Z tego względu mogą spodobać się jej zimowe płaszczyki, szczególnie modne od kilku sezonów. Taki typ kurteczki wygląda niezwykle dziewczęco, pasuje zarówno do wygodnych jeansów, jak i do spódniczki, a do tego jest ciepły i wygodny. Jeżeli akurat razem z córką zastanawiacie się nad zakupem płaszczyka na zimę, to tutaj znajdziecie kilka pomysłów, które mogą was zainspirować. Płaszczyk na zimę – jaki powinien być?
Przede wszystkim ciepły. Nie zapominajmy, że najważniejsze w ubraniu powinno być to, że zapewni ono dziecku odpowiednie ogrzanie w mroźne dni. Zimowa pogoda lubi być kapryśna, a żaden rodzic nie chce, żeby jego córeczka zmarzła. Płaszczyk na zimę powinien być wykonany z trwałego materiału, odpornego na deszcz i śnieg, a najlepiej także takiego, który zabezpieczy małą przed przenikliwym wiatrem. Wybierając kurteczkę tego typu, warto zawsze zwrócić uwagę na jakość wykonania, krój nie krępujący ruchów, solidne szwy, odpowiednie wykończenie detali. Bierz też pod uwagę to, że płaszczyk dla dziewczynki nie jest rodzajem kurtki, w której mała będzie mogła szaleć w śniegu. Jest to raczej odzienie, które sprawdzi się doskonale podczas bardziej eleganckich wyjść lub jako kurtka do szkoły. Pamiętaj, że pod terminem płaszczyk, oprócz klasycznego ubrania, kryją się także kurtki puchowe w dziewczęcym fasonie, kożuszki lub futerka.
Przy wyborze zwracaj także uwagę na to, w jaki sposób zapinana jest kurteczka oraz czy posiada ona kaptur, który w zimie z pewnością się przyda. Producenci odzieży dla dzieci coraz większą wagę przykładają do jakości i estetyki ubrań, dlatego z pewnością będziesz w stanie znaleźć model, który spełni wasze oczekiwania. Przed zakupem pamiętaj o dokładnym zmierzeniu dziewczynki – nie chcecie w końcu, aby płaszczyk miał zbyt krótkie rękawki.
Płaszczki na zimę dla kilkulatki – przegląd propozycji
Każda mała elegantka z pewnością będzie zachwycona możliwością wyboru wymarzonego płaszczyka. Być może nawet ma już w głowie wyobrażenie na temat odpowiedniego fasonu lub koloru. A co jest najpopularniejsze w tym sezonie? Sprawdźcie:
– płaszczyk-kurtka – do najpopularniejszych modeli płaszczyków należą te, które formą przypominają kurtkę. Często są to ubranka z pikowaniem. Charakteryzuje je z pewnością duża odporność na niekorzystne warunki pogodowe oraz komfort noszenia;
– płaszczyk z futerkiem – bardzo modnym dodatkiem do płaszczyka dla dziewczynki jest futerko. Niektóre modele mają nim obszyte jedynie kaptury, inne są całe wykonane z milutkiego materiału;
– płaszczyk z Myszką Minnie – najmłodsze dziewczynki z pewnością się ucieszą, jeżeli ich kurteczkę będzie ozdabiać wesoła bohaterka ulubionej bajki;
– czarny płaszczyk– ten praktyczny kolor wygląda niezwykle elegancko i cieszy się dużą popularnością także wśród najmłodszych kobietek;
– płaszczyk w odcieniach różu – ulubiony kolor małych elegantek musi pojawić się także wśród najchętniej wybieranych kurteczek;
– szary płaszczyk – klasyczny, zimowy kolor z łatwością można ożywić kolorowymi dodatkami;
– niebieski płaszczyk – kurteczka w odcieniach błękitu będzie pasować zwłaszcza do małych blondyneczek.
Płaszczyki zimowe dla dziewczynki – ceny
Za zimową, elegancką kurteczkę dla kilkulatki nie musisz zapłacić więcej niż 100 złotych. W zależności od budżetu, jaki chcesz przeznaczyć na zakup, masz do wyboru różne grupy cenowe:
– płaszczyki do 50 złotych;
– kurteczki od 50 do 70 złotych;
– płaszcze za ponad 70 złotych.
Zimowy płaszczyk dla kilkulatki to ubranie wielofunkcyjne – sprawdzi się podczas mroźnych dni zarówno w drodze do szkoły w połączeniu z wygodnymi jeansami, jak i podczas uroczystości w zestawieniu z elegancką sukieneczką. W pięknie skrojonym płaszczyku mała strojnisia będzie wyglądać uroczo. Koniecznie obejrzyjcie z córką różne modele i fasony, a potem wybierzcie kurteczkę, w której mała będzie się przepięknie prezentować. | Zimowe płaszczyki dla kilkulatki – przegląd |
Domek narzędziowy jest nie tylko bardzo pożytecznym elementem wyposażenia ogrodu, ale również jego ozdobą. Może też być wdzięcznym miejscem relaksu z książką czy niezobowiązującego spotkania towarzyskiego. Co wziąć pod uwagę, gdy rozważamy jego kupno? Jeśli zdecydujemy się nabyć drewniany domek narzędziowy, określmy najpierw, w jakim miejscu chcemy go ustawić i do czego miałby służyć. W końcu to nie plastikowe pudełko na młotek, obcęgi i gwoździe, ale poważna inwestycja. Cena najtańszego domku narzędziowego wynosi ok. 400 zł, najdroższych – kilkadziesiąt tysięcy. Do tego dochodzi koszt transportu oraz koszt przygotowania miejsca, w którym go ustawimy.
Miejsce pod domek
To rzecz, o której często zapominamy, planując jego zakup. A to błąd. Ustawienie domku na czterech cegłach nie jest dobrym pomysłem. Po pierwsze dlatego, że konstrukcja będzie niestabilna i łatwo może się wywrócić (w przypadku szaf narzędziowych) lub przesunąć (gdy domek ma większe gabaryty), co grozi poważniejszym wypadkiem, szczególnie gdy na posesji bawią się dzieci. Po drugie, cegły, a nawet betonowe bloczki z powodu porowatej struktury nasiąkają wodą z gleby i podciągają ją. W ten sposób deski znajdujące się nawet kilkadziesiąt centymetrów nad powierzchnią gruntu mogą „złapać” wilgoć. Dlatego, kiedy już znamy wymiary domku, powinniśmy wykonać wypoziomowaną podmurówkę, np. z bloczków betonowych połączonych zaprawą cementową. Następnie wykonajmy izolację poziomą, niepozwalającą wilgoci przedostać się z betonu do desek (powlekamy podmurówkę masą bitumiczną, przyklejamy papę itp.). Po ustawieniu domku usztywniamy konstrukcję co najmniej w czterech miejscach – za pomocą kątowników lub płaskowników przykręcamy ścianki do podmurówki. Możemy również ustawić domek na wylewce lub na terenie wyłożonym kostką brukową.
Ogrodowe szafy na narzędzia
box:offerCarousel
To najtańszy rodzaj domków narzędziowych. Zazwyczaj mają wygląd drewnianej skrzyni z drzwiczkami i gustownym daszkiem, a niektóre – małe okienka. Najczęściej są wykonane z impregnowanego ciśnieniowo drewna iglastego. Czasami zawierają części wykonane z płyt wiórowych. Te kosztujące ok. 400 zł są nieduże – mają 183 cm wysokości, 78 cm szerokości i niecały metr głębokości. Podłoga usztywnia konstrukcję. Oczywiście im droższe domki, tym większe. Za ok. 1200 zł możemy kupić domek ogrodowy o wymiarach 176 x 120 cm, z jednoskrzydłowymi drzwiami, ale pozbawiony podłogi. Jest wykonany z drewna iglastego, z gotowych paneli – grubość deski wynosi 1,6 cm – i ma dach z desek pokrytych papą. Elementy konstrukcji są impregnowane metodą ciśnieniowo-próżniową (m.in. przy użyciu środków Tanalith E lub Tanatone). Impregnacja zwiększa odporność drewna na pleśnie, grzyby i owady, dzięki czemu domek jest trwalszy.
Domek ogrodowy z drewutnią
To bardziej rozbudowana wersja zwykłej szafy ogrodowej, najczęściejmały domek z „tarasem”– czyli miejsce pod dachem obudowane ażurową konstrukcją. Niekiedy ma drewnianą, również ażurową podłogę, na której składuje się np. drewno do kominka. Niektóre modele wyglądają bardzo ładnie i solidnie (są wykonane z desek o grubości 2–3 cm). Są ulubionym miejscem zabawy dzieci w dom. Nic dziwnego – gdy domek ma wymiary np. 2,2 x 2,2 m, a „taras” 1,5 x 2 m, mają sporo miejsca. Jednakże taka konstrukcja nie jest tania – model o wymienionych wyżej wymiarach to wydatek rzędu 3500 zł. Domki mają kolor naturalnego drewna lub są pokryte zielonkawym impregnatem. Można je pomalować na dowolny kolor. Według producentów powinny wytrzymać na działce do 15 lat.
Domek narzędziowy na działkę
Im bliżej kwoty 5 tys. zł, tym oferta staje się bogatsza i bardziej luksusowa – domki narzędziowe zmieniają się wminiaturki drewnianych domków mieszkalnych. Ich powierzchnia osiąga nawet 10 m kw., więc zmieszczą się w nich nie tylko narzędzia, ale i łóżko polowe, kuchenka gazowa, stół z krzesełkami turystycznymi, a nawet turystyczne WC. Ponadto bywają wyposażone w romantyczne okienka ze szprosami, spadziste dachy pokryte kolorową papą, okiennice i skrzynkę na pelargonie pod oknem. Są najczęściej wybierane przez właścicieli działek rekreacyjnych, bo można w nich nie tylko przechowywać sprzęt ogrodniczy, ale też spędzić noc lub weekend z rodziną.
Posiadanie domku narzędziowego to nie tylko wygoda, ale i wielka frajda. By cieszyć się nim w pełni, pamiętajmy, że jest wykonany z drewna, które mimo powlekania go farbą, lakierem czy impregnatem ogniochronnym (możemy to zrobić samodzielnie), jest łatwopalny. A z ogniem nie ma żartów.
Przeczytaj również: Zorganizuj narzędzia w ogrodzie | Kupujemy domek narzędziowy do 5 tys. zł |
Przy wyborze nowej lodowki warto zastanowić się nad modelem z komorą zerową, często nazywaną także komorą świeżości lub Fresh Zone. Dlaczego? Komora zerowa to specjalna szuflada w lodówce, w której panuje niższa temperatura niż w pozostałej części chłodziarki. Dzięki temu można w niej przechowywać pożywienie, które ma krótszy okres spożycia, np. owoce i warzywa, ryby, mięso lub wędliny. Przez niższą temperaturę dłużej będą nadawały się do zjedzenia. Tylko jaki model lodówki wybrać?
Samsung RB29FERNCSS
To stosunkowo tania lodówka marki Samsung. Charakteryzuje się dość dużą pojemnością chłodziarki, która wynosi 188 litrów. W zamrażarce pomieścimy z kolei 98 litrów. Model Samsung RB29FERNCSS ma bardzo dobrą klasę energetyczną A++, dzięki której urządzenie nie zużywa dużo energii. Oprócz komory zerowej lodówka została także wyposażona w system No Frost, który zapobiega tworzeniu się szronu i lodu. Dużą zaletą jest także rozwiązanie o nazwie Multiflow, którego zadaniem jest utrzymywanie we wnętrzu odpowiedniej, optymalnej wilgotności powietrza dla większości produktów spożywczych. Obudowa modelu została wykonana z nierdzewnej stali inox. Cena zaczyna się już od 1730 zł.
Bosch KGN39VL31E
To jeszcze większa lodówka od konkurencyjnego modelu Samsunga. Chłodziarka może pomieścić aż 268 litrów, ale za to mamy nieco mniejszą zamrażarkę o pojemności 86 litrów. Klasa energetyczna tego modelu to również A++, więc nie trzeba się martwić o nadmierne wydatki na energię elektryczną. Lodówka została wyposażona w system No Frost. Oprócz tego urządzenie wykorzystuje komorę zerową, w tym przypadku nazwaną strefą świeżości ChillerSafe. Producent zadbał także o równomierne schłodzenie każdego zakątka lodówki, nawet w przypadku częstego otwierania drzwi. Ta technologia została nazwana Multi AirFlow. Za lodówkę Bosch KGN39VL31E musimy zapłacić około 1300-1900 zł w zależności od sklepu.
LG GBB530NSCFE
To jeden z najciekawszych modeli lodówek z komorą zerową, ale też zarazem nieco droższy od konkurencji. Lodówka LG korzysta z inwerterowego kompresora liniowego, na który producent udziela aż 10-letniej gwarancji, a niemiecki instytut VDE wydał certyfikat 20-letniej niezawodności. Urządzenie charakteryzuje się dużą pojemnością – 252 litry dla chłodziarki oraz 91 litrów dla zamrażarki. Urządzenie jest wyposażone w systemy No Frost oraz Multi AirFlow. Ciekawostką jest mechanizm Smart Diagnosis, dzięki któremu wystarczy wcisnąć odpowiedni przycisk, a następnie przyłożyć smartfon do lodówki, aby po chwili otrzymać szczegółową diagnozę na temat usterek. Ogromną zaletą modelu LG GBB530NSCFE jest klasa energetyczna A+++, a tym samym dużo niższe rachunki za prąd. Lodówka kosztuje w granicach 2800-4000 zł.
Bosch KGN39VL21
To kolejna lodówka marki Bosch z komorą zerową, którą warto się zainteresować. Model ten charakteryzuje się chłodziarką o pojemności aż 268 litrów oraz zamrażarką zdolną pomieścić 86 litrów. Model ten ma nieco gorszą klasę energetyczną A+ i to pomimo zastosowania oświetlenia LED o niższym zużyciu energii. Urządzenie korzysta z mechanizmów No Frost przeciwko tworzeniu się szronu i lodu oraz Multi AirFlow do równomiernego chłodzenia każdego zakątka lodówki i niwelowania chwilowych zmian temperatury przy częstym otwieraniu drzwiczek. Bosch KGN39VL21 kosztuje mniej więcej 1800-2000 zł.Jeśli właśnie planujemy zakup lodówki, warto wybrać model z komorą zerową. Takie urządzenie sprawi, że przechowywana żywność na dłużej zachowa świeżość. | Najciekawsze modele lodówek z komorą zerową |
Jak wprowadzić trendy do eleganckiego stylu? Jak dobierać ubrania, aby wyglądać modnie i elegancko jesienią? Zdradzamy szykowne i sprawdzone połączenia na nowy sezon. 1. Czy elegancki styl pasuje do militarnych tonacji?
Modna elegancja nie obejdzie się w tym sezonie bez militarnych inspiracji. Zestawy na bazie przygaszonych zieleni to gorący trend sezonu. Podstawą kompozycji mogą być spodnie khaki lub cygaretki w odcieniach oliwki. Możemy wybrać także prostą spódnicę do kolan. Na górę załóżmy koszulę z pagonami i kieszonkami w tonacjach khaki. W chłodne dni do naszego zestawu dopasujmy płaszcz w zielonym odcieniu z rozłożystym kołnierzem. Na nogi zakładamy modne botki za kostkę w przygaszonej zieleni. Na ramię bierzemy torebkę na długim pasku. Długi naszyjnik i bransoletki w kolorze postarzanego złota podkreślą tę zieloną stylizację.
2. Elegancka szarość w nowoczesnym wydaniu – jak tworzyć połączenia?
W tym sezonie stawiamy także na szarość. Najmodniejsze kompozycje stworzymy z ubrań i dodatków w zróżnicowanych odcieniach szarego. W eleganckim stylu mogą pojawić się metaliczne spódnice. Do ołówkowej srebrnej spódnicy dobierzmy szary sweter, np. dzianinowy z okrągłym dekoltem. Modne zestawy zbudujemy również na bazie skórzanych spódnic, np. w stalowych odcieniach. Modne zamszowe kozaki lub botki na grubszym obcasie też powinny być w szarym kolorze. Jako torebkę dobierzmy szarą teczkę lub listonoszkę. Naszą stylizację uzupełniamy srebrną biżuterią typu: zegarek, wiszące kolczyki i duży naszyjnik.
3. Stawiamy na klasykę – jak komponować ponadczasową elegancję?
W eleganckich zestawach na jesień sprawdzi się ponadczasowa klasyka. Biel połączona z czernią nie wychodzi z mody. Aby odświeżyć czarno-biały duet, sięgnijmy po modne kroje ubrań w tych kolorach. W tym sezonie białą koszulę możemy wybrać w wersji z falbankami lub żabotem. Modny wzór to koszule wiązane pod szyją. Na dół załóżmy szerokie spodnie z wyższym stanem. Podpowiadamy, że na czasie są wiązania, w tym te w talii. W chłodniejszą pogodę do takiego zestawu dodajmy prostą marynarkę lub trencz w czarnym odcieniu. Jako dodatki sprawdzą się np. lakierowane szpilki. Modnym akcentem będzie torebka-worek z tłoczeniami krokodylej skóry. Biżuteria powinna być delikatna. Wystarczy np. łańcuszek z białego złota i pierścionek z kryształowym oczkiem.
4. Czy wzory mogą wyglądać elegancko?
Jesienna elegancja to nie tylko jednolite połączenia. W tym sezonie w szykownym stylu zobaczymy także wzorzyste ubrania. Na bazę zestawu wybierzmy rozkloszowaną spódnicę w kwiaty. Możemy postawić też na jej wersję w geometryczne nadruki. Jako góra sprawdzi się koronkowa bluzka. Na mniej odważne dziewczyny czekają jednolite topy. Na wierzch dobierzmy rozpinany kardigan. Dodatków szukajmy w klimacie retro. Buty na słupku zapinane na kostce i mała torebka do ręki nadadzą tej kompozycji stylu.
5. Jak dobierać kratkę jesienią? – modne połączenia
W szykownych zestawach na jesień nie może zabraknąć tweedu. Trapezowa spódnica w kratkę to must have sezonu. Możemy zestawić ją z cienkim golfem albo jedwabną koszulą. Bluzki dobierajmy w jasnych odcieniach, np. kremowe. Miłośniczki spodni mogą natomiast skomponować tweedowy garnitur. Dobrym wyborem będą spodnie w pepitkę, do których założymy krótki żakiet we wzór kurzej stopki. Na dzień do ręki bierzemy dużą torebkę, np. w czerwonym kolorze. Na wieczór rezerwujemy kopertówkę z naszywkami. Na nogi zakładamy modne buty typu mokasyny na obcasie. Zegarek na skórzanym pasku i delikatny wisiorek uzupełnią całość. | Jesienna elegancja – 5 modnych zestawów |
Ćwiczenia z wykorzystaniem wolnych ciążarów powininny być podstawowym elementem dobrego planu treningowego. Pozwalają budować estetyczną sylwetkę, efektywnie spalać tkankę tłuszczową i utrzymują ogólną sprawność ciała. Jednak stosowanie wolnych ciężarów w treningu wymaga odpowiedniego przygotowania. Dlaczego warto stosować trening na wolnych ciężarach?
Wykorzystanie wolnych ciężarów w treningu siłowym jest kluczowe dla osiągnięcia dobrych rezultatów zarówno pod kątem budowy masy mięśniowej, jak i spalania tkanki tłuszczowej. Pod wpływem wykorzystania dużych obciążeń w ćwiczeniach wielostawowych takich jak martwy ciąg, przysiad ze sztangą czy podciąganie na drążku organizm wytwarza anaboliczne hormony, jak testosteron czy hormon wzrostu. Wspomniane hormony decydują o wyglądzie sylwetki i samopoczuciu. Ponadto ćwiczenia złożone angażują do pracy bardzo dużą liczbę grup mięśniowych, co przekłada się na większą liczbę spalonych na treningu kalorii i wytworzenie deficytu kalorycznego niezbędnego do spalania tkanki tłuszczowej.
Jak zacząć – rozciąganie
Aby bezpiecznie i zdrowo ćwiczyć z użyciem wolnych ciężarów, należy na początku zadbać o odpowiednią elastyczność mięśni. Wystarczająco rozciągnięte mięśnie pozwolą wykonywać ćwiczenia w pełnych zakresach ruchu, co pozytywnie wpłynie na osiągane rezultaty i zapobiegnie ewentualnym kontuzjom. Ciało każdego ćwiczącego ma indywidualne ograniczenia w ruchomości i elastyczności mięśni, jednak siedzący tryb życia, który dotyka obecnie niemal każdego, powoduje przykurcze w kilku konkretnych miejscach. Należą do nich zginacze biodrowe, czworogłowy uda, przywodziciele, prostownik odcinka lędźwiowego grzbietu oraz mięśnie klatki piersiowej. Na tych elementach powinien skupić się każdy, kto chce zacząć trenować z użyciem wolnych ciężarów.
Jak zacząć – mobilność
Wspomniany siedzący tryb życia negatywnie wpływa nie tylko na elastyczność mięśni, ale także na ruchomość stawów. Brak zdolności do osiągania pełnych zakresów ruchu będzie uniemożliwiał prawidłowe wykonanie wielu ćwiczeń wielostawowych lub zagrażał bezpieczeństwu ćwiczącego. W przysiadzie ze sztangą największym problemem okaże się mobilność stawu skokowego i bioder. Punktem ograniczającym w wyciskaniu sztangi na ławce płaskiej i wyciskaniu sztangi nad głowę stojąc będzie brak możliwości wyprostu odcinka piersiowego kręgosłupa. Deficyt ruchomości w obręczy barkowej będzie uniemożliwiał prawdiłowe wykonanie ćwiczeń na drążku. Dla poprawy mobilności należy wykonywać automasaże z użyciem piłeczek lacrosse i rollerów. Pomocne okażą się również gumy power band.
Aktywacja mięśni
Bezpieczne podnoszenie dużych obciążeń w ćwiczeniach wielostawych jest możliwe dzięki świadomej pracy odpowiednich mięśni. W zależności od wykonywanego ruchu różne grupy mięśniowe powinny przejmować napięcie. W większości przypadków najważniejsze będzie pobudzenie do pracy mięśni pośladkowych, na przykład poprzez wykonywanie mostków biodrowych i rotacji zewnętrznych kolan z użyciem gum loop band. Dla aktywacji mięśni poprzecznych brzucha należy uwzględnić w swojej rozgrzewce takie ćwiczenia jak dead bug czy plank. Dodatkowo dla odpowiedniej stabilizacji obręczy barkowej można pobudzić do pracy mięśnie międzyłopatkowe i mięsnie najszersze grzbietu poprzez wykonywanie ruchów ciagnących.
Nauka wzorców ruchowych
W momencie gdy ciało ma odpowiednią elastyczność i prawidłowe zakresy ruchomości stawów, można przejść do nauki podstawowych wzorców ruchowych. Przykładowo efektywne wykonywanie martwego ciągu będzie możliwe jedynie, kiedy nauczymy się prawdłowo pracować biodrami w tył. Dzięki temu ciało zostanie nauczone, że główną pracę mają przejmować pośladki i mięśnie dwugłowe uda, co zdejmie napięcie z odcinka lędźwiowego pleców i uchroni przez bólami oraz kontuzjami. Dodatkowo należy skupić się na nauce odpowiedniego modelu oddychania podczas ruchu. Prawidłowy oddech przeponowy zapewni bezpieczeństwo, stabilizację ruchu i pozwoli wygenerować maksymalną siłę.
Jak ułożyć trening?
Osoby, które zaczynają trenować z wolnymi ciężarami, powinny skupić się na opanowaniu jednego ruchu na każdej jednostce treningowej. Jeśli danego dnia chcemy nauczyć się wykonywać przysiady ze sztangą, to podczas rozgrzewki powinniśmy skupić się na rozciągnięciu mięsni trójgłowych łydki, zginaczy biodrowych, czworogłowego uda i przywodzicieli. Następnie można przejść do pracy nad zakresem ruchu w stawie skokowym, biodrach i odcinku piersiowym kręgosłupa. Niezbędne może okazać się pobudzenie do pracy mięśni pośladkowych i mięśnia poprzecznego brzucha. Po tak przeprowadzonej rozgrzewce można przejść do uważnego wykonywania ćwiczenia i stopniowego zwiększania obciążenia. Dobrym pomysłem będzie wzbogacenie treningu o dodatkowe ćwiczenia pomocnicze wykonywane zaraz po przysiadach. Sesję treningową należy zakończyć rozciąganiem lub automasażem.
Podsumowanie
Prawidłowo przeprowadzony trening z wykorzystaniem wolnych ciężarów ma same zalety. Zaczynając od poprawy wyglądu sylwetki dzięki wytwarzaniu testosteronu i hormonu wzrostu, poprzez poprawę sprawności ciała dzięki pracy na podstawowych wzrocach ruchowych, a kończąc na możliwości regularnego zwiększania obciążeń treningowych i przekraczania swoich dotychczasowych ograniczeń. Osiągnięcie wszystkich wymienionych korzyści będzie możliwe jedynie dzięki ciepliwemu i sukcesywnemu przygotowaniu swojego ciała. Dobrym pomysłem będzie skonsultowanie się z doświadczonym trenerem lub fizjoterapeutą. Pomoże on wskazać problemy, nad którymi należy szczególnie pracować, da odpowiednie wskazówki dla wykonywania poszczególnych ćwiczeń czy ułoży schemat działania dla osiągnięcia oczekiwanych rezultatów. | Wolne ciężary – jak zacząć? |
W końcu nastał czas, aby zamienić ciepłe i długie spodnie zimowe na tak uwielbiane przez nas spódnice. Wiosna i lato to idealny okres, kiedy możemy w końcu chętnie pokazywać nogi, cieszyć się swobodą i dziewczęcym urokiem w najlepszym wydaniu. Najmodniejszym fasonem obecnie są spódnice rozkloszowane. Będą świetnie prezentować się zarówno w codziennych stylizacjach, jak i przy większych wyjściach. Mamy do wyboru tyle rozmaitych modeli, że na pewno każda z nas znajdzie coś dla siebie. Wystarczy nieco pobawić się modą.
Rozkloszowana spódnica – dla kogo?
Spódnica o rozkloszowanym kroju to mocny trend obecnego sezonu. Warto znaleźć idealną dla siebie, aby podkreślała nasze zalety, jednocześnie maskując niedoskonałości figury. Takie ubrania są niemal dla każdego, a indywidualne potrzeby możemy korygować fasonem. Świetnie podkreśla albo wręcz modeluje talię. Wcięcie jest zaznaczone, dzięki czemu sylwetka nabiera proporcji. Materiał dobrze maskuje krągłe pośladki oraz masywne uda. Nie powinien on ich opinać, jeżeli chcemy ukryć co nie co. Osoby, które mają w tych miejscach za mało objętości, również dodadzą jej skutecznie za pomocą falowań oraz plisów.
Istotnym aspektem jest również długość spódnicy. Jej koniec nie powinien przebiegać w miejscu, gdzie nasze nogi są najszersze. Takie przecięcie sylwetki może wyglądać niekorzystnie, a nam dodać zbędnych kilogramów. Bardzo bezpiecznym wyborem jest długość tuż przed kolano. Jeśli zaś mamy masywne łydki, raczej zrezygnujmy z modelu midi. Odpowiednio dobrana spódnica może również zamaskować brzuch, z którym związane są często nasze kompleksy. Pamiętajmy, aby wybierać odpowiedni rozmiar. Zbyt obcisłe ubrania nie wyglądają dobrze, a dodatkowo krępują ruchy i są niekomfortowe.
Rozkloszowane spódnice mini
Ten ponadczasowy fason świetnie prezentuje się w przypadku długości przed kolano. Nadaje sylwetce kształtu klepsydry, a całość jest niesamowicie lekka i dziewczęca. Bez obaw możemy ją zakładać na co dzień, nawet w najbardziej nasyconych kolorach, które jeszcze podkreślą nastanie ciepłych pór roku. Nie bez znaczenia są tu też buty. Wybierajmy zdecydowanie te na obcasie, które jeszcze dodatkowo wysmuklą nogi. Unikać powinnyśmy paseczków koncentrujących się na kostkach tworzą one zupełnie odwrotny efekt.
Komponując górną część garderoby, działajmy na zasadzie równowagi. Jednolite spódnice zestawiajmy z T-shirtami z nadrukami oraz bluzkami wpuszczonymi pod spód. Wzorzyste zestawiajmy z górą z gładkiego materiału. Bardziej elegancki efekt uzyskamy z koszulą, jednak odważniejsze osoby mogą postawić na crop-topy, które święcą triumfy w kolekcjach wiosennych.
Rozkloszowana spódnica w stylu retro
Kolejnym trendem są spódnice o długości midi, które swoim klasycznym szykiem nadają nieco ponadczasowego klimatu naszym stylizacjom. Świetnie prezentują się z czółenkami na obcasie o ostrym nosku. Pamiętajmy, że ta część garderoby stanowi poniekąd najważniejszy element kreacji, dlatego dobierając górę oraz dodatki, powinnyśmy postępować bardzo rozważnie. Drobne lub delikatne wzory możemy dodatkowo wzmocnić bluzką o innym wzorze, ale w podobnej tonacji. Taka spódnica może być zwiewna i lekka, a w ofercie sprzedawców możemy znaleźć nawet te wykonane z tiulu, które na pewno nie zostaną niezauważone. Są też propozycje mocne i zdecydowane, jak np. wykonane w całości ze skóry.
Letni klasyk – rozkloszowana spódnica
Spódnice i sukienki to idealny wybór na lato. Stanowią o stylu całej kreacji, a i ich zestawienia nie są trudne. Postawmy na lekką, rozkloszowaną mini w kwiaty, nadruk rodem z dżungli albo koronki przywodzące na myśl styl boho. Nic tak nie energetyzuje kreacji jak spódnica w soczystym odcieniu. Możemy ją założyć na spacer lub na plażę, pod spodem mając przygotowany już kostium kąpielowy. Marynarskie paski, granaty i czerwień będą tu bardzo na miejscu.
Spódnica to element garderoby, który pozwala nam tworzyć zwiewne, lekkie, ale również wyrafinowane i eleganckie stylizacje, naładowane dużą dawką kobiecości. Rozkloszowany model w naszej szafie na pewno sprawdzi się przy niejednej okazji. | Rozkloszowane spódnice – najmodniejsze w sezonie wiosna/lato 2015 |
Standardowe wywoływanie fotografii zaczęło umierać wraz z rozwojem technologii wykorzystywanej przy produkcji aparatów fotograficznych. Gdy na rynku pojawiły się cyfrowe wersje aparatów, ich posiadacze przestali drukować zdjęcia i zaczęli zrzucać je na swoje komputery. Dziś rynek szturmem podbijają cyfrowe ramki i to one stają się miejscem przechowywania i oglądania zdjęć. Tradycyjna fotografia drukowana odchodzi do lamusa i częściej zastępowana jest jej cyfrową wersją. To samo dzieje się z ramkami, w których oglądamy zdjęcia. Coraz większą popularnością cieszą się cyfrowe ramki do zdjęć. Mieszczą i wyświetlają zdjęcia, efektownie wyglądają i oszczędzają dużo miejsca. Podpowiadamy, jak dobrać ramkę do swoich potrzeb i wymagań oraz na co zwrócić uwagę przy jej wyborze.
Ekran
Wielkość oraz rodzaj wyświetlacza to jedne z najważniejszych parametrów, na które warto zwrócić uwagę. Producenci oferują ramki o przekątnej od 5” do 32”, jednak najpopularniejszymi wymiarami są 7” i 10”. Ekrany wykonywane są w technologii LCD bądź LED. Oczywiście te ramki, które posiadają ekrany LED-owe są nieco droższe, ale za to oferują obraz lepszej jakości. Niektóre modele posiadają dotykowe ekrany, które bardzo ułatwiają obsługę.
Parametry obrazu
Bardzo ważne jest, w jakiej rozdzielczości prezentowane będą zdjęcia. Od tego zależeć będzie jakość obrazu oraz komfort oglądania i korzystania z ramki. Im większa rozdzielczość, tym lepszy obraz. Najniższą, jaką oferują producenci, jest 480x234. Przy małych gabarytach ramek tj. do 7” taka rozdzielczość nie będzie raziła w oczy, a wyświetlany obraz zobaczysz w przyzwoitej jakości. Jeśli jednak chcesz, by obraz był naprawdę dobrej jakości lub po prostu zamierzasz kupić ramkę o większych rozmiarach, wtedy lepiej wybrać sprzęt o większej rozdzielczości (800x600 lub 1024x768).
Istotną kwestią jest również format wyświetlanych zdjęć. Aparaty cyfrowe robią je w standardowym formacie 4:3, natomiast zdjęcia panoramiczne 16:9. Ważne jest, by ramka wyświetlała je w takich samych formatach, w jakich są robione. W przeciwnym razie będą one rozciągnięte i niedopasowane, co powoduje niewyraźny i rozmazany obraz.
Zasilanie i pamięć
Większość modeli działa na zasadzie zasilania sieciowego tzn. muszą być podłączone do gniazdka. Jeżeli w miejscu, w którym chcesz postawić ramkę nie ma dostępu do zasilania sieciowego, wybierz tę, która jest ładowana lub zasilana bateriami.
Zazwyczaj ramki cyfrowe mają wbudowaną niewielką pamięć wewnętrzną (lub w ogóle jej nie posiadają), która pozwala na przetrzymywanie niedużej ilości zdjęć. Dobrze jest więc kupić model, który posiada funkcję jej rozszerzenia poprzez dokupienie i zainstalowanie pamięci zewnętrznej. Warto wiedzieć, że 1GB to około 500 standardowych zdjęć.
Funkcje dodatkowe
Producenci często wzbogacają swoje ramki o dodatkowe funkcje, które mają ułatwić użytkowanie i zachęcić do zakupu. Oto kilka z nich:
Budzik i kalendarz – te funkcji dostępne są w większości ramek.
Radio – zastępuje tradycyjne radio, ponadto wyświetla wszystkie informacje o stacji.
Odtwarzanie filmów – poza oglądaniem zdjęć, niektóre ramki pozwalają również na odtwarzanie filmów nagranych aparatem bądź telefonem.
Bluetooth – pozwala na bezprzewodowe łączenie się z telefonem, komputerem czy drukarką, co w dużym stopniu ułatwia korzystanie.
Wi-Fi – dzięki tej funkcji ramka jest w stanie łączyć się z niektórymi portalami społecznościowymi w celu oglądania i wymiany zdjęć lub filmów.
Tuner DVB-T – pozwala na odtwarzanie telewizji w ramce. To ciekawa, choć rzadko spotykana funkcja.
Wybierając ramkę cyfrową, trzeba przede wszystkim dostosować ją do swoich potrzeb. Jeżeli zamierzasz kupić sprzęt wyłącznie w celu oglądania zdjęć, to nie potrzebujesz tunera DVB-T ani Wi-Fi. Bez sensu więc przepłacać i kupować ramkę, której możlwości nie wykorzystasz. Z drugiej zaś strony dodatkowe funkcje mogą ci pomóc i znacznie ułatwić użytkowanie. | Czym kierować się przy wyborze ramki cyfrowej? |
„Dragon Ball” to najpopularniejsze anime na świecie. Chociaż zostało stworzone przez Japończyków, to znane jest niemal na całym globie. Przez wiele lat tę sławę wykorzystywali twórcy gier, którzy wyprodukowali mnóstwo tytułów osadzonych w świecie Smoczych Kul. Oto najlepsze z nich. „Dragon Ball” to manga i anime, które było wydawane w latach 1984-1995. Od niedawna seria została wznowiona. Dzięki temu, i tak już niezwykle popularny cykl, ponownie stał się hitem. Przez wiele lat wyprodukowanych zostało mnóstwo gier, w których można było wcielić się w Son Goku i spółkę.
„Dragon Ball Xenoverse 2”
To najnowsza gra z uniwersum Smoczych Kul. Pozwala ona stworzyć całkowicie nową postać, która dołącza do oddziału Strażników Czasu. Ich celem jest dbanie o spójność linii czasowych i zachowanie wszystkich dotychczasowych wydarzeń. Okazuje się jednak, że kilku złoczyńców chce zmienić historię. Dzięki temu gracze mają okazję uczestniczyć we wszystkich najważniejszych walkach, które miały miejsce w anime – od przybycia Vegety i Nappy na ziemię aż do pojedynku z Beerusem i Gold Freezą. Potyczki są bardzo dynamiczne i pełne efektownych ciosów. Gra „Dragon Ball Xenoverse 2” została wydana na konsole i pecety.
Pełną recenzję gry przeczytasz tutaj.
„Dragon Ball Z Ultimate Tenkaichi”
Seria „Dragon Ball Z Tenkaichi” doczekała się kilku odsłon, ale każda z nich zasługuje na uwagę. Gry cały czas uchodzą za jedne z najlepszych, które zostały osadzone w świecie Smoczych Kul. Przede wszystkim z powodu bardzo dobrej mechaniki walk, z którą nie mogą równać się nawet nowsze wersje. Produkcje z serii Tenkaichi są niezwykle dynamiczne, a wyprowadzanie ciosów specjalnych wygląda nadzwyczaj imponująco. W grze wcielamy się bezpośrednio w bohaterów anime, czyli Son Goku, Vegetę czy też Piccolo. „Dragon Ball Z Ultimate Tenkaichi” została wydana na PlayStation 3.
„Dragon Ball Battle of Z”
„Dragon Ball Battle of Z” to wydana w 2014 roku bijatyka na PlayStation 3 oraz Xbox 360. Co prawda nie wyróżnia się niczym specjalnym na tle pozostałych gier z Son Goku w roli głównej, przynajmniej jeśli chodzi o mechanikę rozgrywki. To cały czas ta sama, dynamiczna walka z mnóstwem efektywnych ciosów do wykonania. Nowością jest tryb dla wielu graczy, a przede wszystkim „battle royale”, w którym mierzy się ze sobą 8 graczy w myśl „każdy na każdego”. Zwycięzcą jest ten, który jako ostatni pozostanie na placu boju.
„Dragon Ball Z Extreme Butoden”
„Dragon Ball Z Extreme Butoden” to z kolei wydana na Nintendo 3DS prosta bijatyka 2D, która powinna spodobać się przede wszystkim miłośnikom klasycznych gier walk pokroju „Street Fightera”. W produkcji występują wszystkie znane postacie z mangi i anime, w tym także takie, które wystąpiły w filmach kinowych i nie należą do głównego kanonu serii. Są to między innymi Brolly, Cooler czy też Bojack. Gra okraszona jest bardzo dobrą, jak na możliwości konsoli, oprawą graficzną i potrafi wciągnąć na długie tygodnie. Tym bardziej, że pozwala na pojedynki z innymi graczami.
„Dragon Ball Z Shin Budokai 2”
„Dragon Ball Z Shin Budokai 2” to druga odsłona znanej bijatyki na PlayStation Portable. Została wydana jeszcze w 2007 roku, ale to cały czas ciekawa propozycja dla wszystkich posiadaczy przenośnej konsoli Sony. Podobnie jak pozostałe gry ze świata „Dragon Balla”, także tutaj mamy do czynienia z efektownymi pojedynkami, w których można wykorzystywać przemiany oraz liczne ciosy specjalne z kultowym wręcz Kamehameha na czele. Grę można kupić w cenie poniżej 50 zł.
Przeczytaj również: Zabawki i akcesoria z bohaterami „Naruto” | Najlepsze gry ze świata „Dragon Balla” |
Yoga to rodzina tabletów Lenovo, posiadających charakterystyczną nóżkę. Jak sprawuje się jeden z jej członków – 8-calowy model trzeciej generacji? Specyfikacja
system operacyjny: Android 5.1.1 Lollipop
procesor: Qualcomm APQ8009 (4 rdzenie 1,3 GHz)
grafika: Adreno 304 (200–456 MHz)
matryca: 8” IPS, 1280 x 800 pikseli
RAM: 1 GB
pamięć wewnętrzna: 16 GB
czytnik kart microSD: do 128 GB
głośniki stereo
aparat obrotowy: 8 Mpix
Bluetooth 4.0, Wi-Fi 802.11 b/g/n, model LTE, GPS z A-GPS, BeiDou, GLONASS
czujnik światła, akcelerometr, e-kompas
bateria: 6 200 mAh
wymiary: 210 x 146 x 7 mm
waga: 472 g
Po przeanalizowaniu powyższej specyfikacji widać, że nowa Yoga to tablet z niższej półki, mimo że wykorzystuje podobną do poprzednika konstrukcję z rozkładaną podstawką. Na szczęście system operacyjny to Android w najnowszej wersji Lollipop, jaki jest wspomagany przez 4-rdzeniowy procesor Qualcomma oraz 1 GB RAM-u. Nie zachwyca rozdzielczość matrycy, ale dobre wrażenie robi pojemność baterii. Tym, co intryguje, jest obrotowy aparat.
Konstrukcja
Zaskoczenia nie ma – Yoga Tab 3to również konstrukcja wyposażona w zintegrowaną stopkę i uchwyt. Tym razem obudowa została jednak dopracowana, a wykończenie jest – jak na tablety – wyjątkowo nietypowe. To gumowana, matowa konstrukcja z fakturą, przypominającą materiał. Dokładając do tego obrotowy obiektyw kamery, Lenovo stworzyło jeden z najbardziej oryginalnych tabletów dostępnych na rynku.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Urządzenie mierzy 21 cm na 14,6 cm przy 7 mm grubości. Konstrukcję „da się zwęzić” – producent nie liczy grubości samego uchwytu oraz cylindrycznej krawędzi, która ma prawie 2 cm grubości. Urządzenie waży 472 gramów, czyli tyle, co wiele 10-calowych tabletów (podczas, gdy ekran jest w tym przypadku o 2 cale mniejszy).
Front stanowi cienka, szklana, gładka i przyjemna w dotyku tafla, ale wyraźnie uginająca się pod naciskiem. Na froncie nie znalazł się obiektyw ani przyciski dotykowe; ekran zdobi wyłącznie nowe logo producenta.
Rączkę ogumowano oraz wyposażono w głośniki po obu stronach. Sama podstawka jest bardzo gruba i metalowa, obrobiona na gładko. Nacięto w niej także otwór do zawieszania, który tym razem pełni też funkcję blokady. Pod rączką znalazła się jeszcze zaślepka na karty SIM oraz microSD. Obok nóżki widać obrotowy pierścień z obiektywem. Ten ostatni ulokowano we wgłębieniu i może obracać się o 180 stopni.
Gniazdo mini-jack klasycznie trafiło na spód rączki, jej szczyt zdobi natomiast duży włącznik z pierścieniową diodą. Mikrofon znalazł się na dolnej krawędzi, a po przeciwnej stronie umiejscowiono regulację głośności oraz gniazdo microUSB.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Wykonanie tabletu robi wrażenie – urządzenie wygląda jak sprzęt ze sporo wyższej półki, wszystkie elementy są wzorowo spasowane. Rączka – masywna, zaś elementy ruchome bardzo precyzyjne i mocne. Stal i aluminium prezentują się świetnie. Niższą cenę zdradza jednak wątpliwa sztywność konstrukcji – ekran lekko się ugina, a obudowa nieco „pracuje” i da się ją trochę odgiąć, naginając krawędzie.
Wizualnie Yoga 3 może się naprawdę podobać. Prezentuje się dużo lepiej niż, utrzymana w jasnej tonacji, Yoga 2 ze srebrnymi akcentami. Bardzo dobre wrażenie robi gumowana powłoka. Od pierwszych chwil użytkowania, tablet wręcz zachwyca.
Ergonomia i obsługa
Konstrukcja serii Yoga wyjątkowo przypadła mi do gustu – to niezwykle udany design. Przekłada się na większą wagę, co jednak, z uwagi na zintegrowaną rączkę, nie jest wyjątkowo uciążliwe. Ergonomia stoi na wysokim poziomie, zaś walcowaty uchwyt świetnie wypełnia dłoń.
Nóżka rozkłada się z wyraźnym klikiem. Przycisk nie tak łatwo wcisnąć, ale podstawka sprężyście odskakuje. Dostępne są dwa stopnie blokady: przy 90 i 180 stopniach. Da się więc postawić tablet pod kątem (tryb stojak), zawiesić go (wieszak), bądź może posłużyć jako podstawka (w trybie odchylonym).
Na pochwałę zasługuje też lokalizacja głośników – to dosyć szeroko rozstawione stereo. Lokalizacja włącznika oraz gniazda słuchawkowego to strzał w dziesiątkę. Kabel słuchawek nie przeszkadza, a włącznik jest duży i ma wyraźny skok. Nie trzeba go szukać na krawędziach, tak jak w innych tabletach. Regulację głośności również łatwo zlokalizować.
Gumowana powierzchnia to zaleta i jednocześnie wada. Tablet trzyma się pewnie i jest bardzo przyjemny w dotyku, ale powłoka niezwykle łatwo zbiera odciski palców, a po czasie nawet lekko odbarwia od potu. Po spędzeniu z tabletem około dwóch tygodni, zauważyłem na powłoce niewielkie plamy, pewne odbarwienia, których niestety nie da się usunąć. Co prawda Yoga 3 wciąż wygląda estetycznie, ale już nie tak świeżo, jak po pierwszym wyjęciu z pudełka. Cóż, metalowe lub szklane obudowy są jednak bardziej estetyczne i trwałe.
Tablet nie nagrzewa się podczas pracy. Nie udało mi się go rozgrzać także podczas wielogodzinnych testów baterii. Obudowa zawsze pozostaje przyjemna w dotyku, co najwyżej minimalnie się nagrzewa.
Wyświetlacz
Ekran przynosi największe rozczarowanie. Rozdzielczość jest zbyt niska, zagęszczenie pikseli małe (189 ppi), czcionki są wyraźnie ziarniste, grafika 2D lub 3D nie robią wrażenia. W prawdzie ostrość mamy dobrą, a kontrast wysoki, lecz obecnie standard w tej klasie stanowi rozdzielczość Full HD. Nie jest tragicznie, ale szkoda, że oszczędzono na matrycy. Na pochwałę zasługują, mimo wszystko, barwy – naturalne i odpowiednio nasycone. Dostępne są także dodatkowe tryby, które jednak albo mocno ochładzają kolory, albo zbyt mocno je ocieplają.
Interfejs dotykowy nie daje powodów do narzekań. Wszystko działa precyzyjnie – ekran nie jest przesadnie czuły ani zbyt toporny. Inną zaletę stanowi fakt, że nie potrzeba specjalnego rysika; w obsłudze zadziała nawet końcówka zwykłego długopisu.
System operacyjny i wydajność
Tablet działa pod kontrolą Lollipopa 5.1.1, ale z pewnymi modyfikacjami Lenovo (częściową nakładką graficzną). Tym razem nie jest to tak intensywna ingerencja, jak w przypadku Yoga 2 ze zmodyfikowanym KitKatem. Belka powiadomień pozostała taka sama, ma jednak inną konfigurację ikon – dodano tam także czas wygaszania ekranu i wybór trybu pracy tabletu. Menu prezentuje się właściwie identyczne, ale dołożono kilka dodatkowych opcji. Szuflada skrywa ikony Lenovo, bardziej cukierkowe, w stylu tych z iPada, zaś tło jest przezroczyste, a nie białe (co domyślnie ma miejsce w Lollipopie). Tym razem Lenovo nie zdecydowało się na dodatkowe belki wysuwane od dołu ekranu.
System działa stabilnie i dosyć sprawnie. Niestety, trudniejsze operacje mogą tablet spowolnić. Podczas pobierania aplikacji w tle zdecydowanie zwalnia tempo pracy i przełączanie okienek pomiędzy aplikacjami, czasami trzeba chwilkę odczekać na reakcję. Jest więc to raczej tablet multimedialny i służący do komunikacji niż do pracy. W benchmarku AnTuTu opisywana Yoga 3 osiąga nieco ponad 19 tys. punktów, czyli tyle, co smartfon ze średniej półki. Mogło być lepiej.
Bateria
Czas pracy baterii jest rewelacyjny! Producent oszczędził na rozdzielczości i wydajności, co jednak przekłada się bezpośrednio na bardzo długi czas aktywności urządzenia. W teście baterii PCMark, symulującym realne zastosowanie, tablet działał przez 13 godzin i 52 minuty! To więc dużo lepszy wynik niż typowe 4–8 godzin pracy przy włączonym ekranie. W praktyce, przy sporadycznym użytkowaniu, urządzenie ładować trzeba będzie co kilka dni. Zresztą nawet przy intensywnej eksploatacji trudno rozładować akumulator w ciągu jednej doby.
Multimedia – gry, aparat, audio
Niestety Yoga 3 nie sprawdzi się dla wymagającego gracza. Tablet radzi sobie nieźle z mniej absorbującymi pozycjami. Proste tytuły w stylu Crossy Road nie są problemem. Trochę gorzej rzecz ma się ze Smashy Road – im więcej obiektów na ekranie, tym sprzęt wolniej działa. Subway Surfers również potrafi się czasami lekko przyciąć, ale nadal pozostawał grywalny. Nawet Angry Birds 2 nie działa płynnie; animacje lekko klatkują. Na rozgrywkę w wymagające gry 3D w stylu Real Racing 3 nie ma co liczyć.
Aplikacja aparatu została zmodyfikowana. To nadal wiąże się z prostym interfejsem, ale tym razem z dodatkowymi skrótami do listy ustawień, trybów itp. Fotografie da się wykonywać z dodatkowymi filtrami (np. sepią, mono, akwamaryną). Ustawianie ostrości odbywa się szybko, można też wybrać punkt ostrzenia. W dobrych warunkach świetlnych zdjęcia są niezłe, barwy poprawne, ale to nic specjalnego – nadal brakuje szczegółów, a obiekty bywają rozmyte. Za zaletę należy natomiast uznać obrotowy obiektyw, przez co można liczyć na selfie o przyzwoitej jakości. Przykładowe zdjęcia w linkach poniżej:
Zdjęcie 1, zdjęcie 2
Wbudowane głośniki oferują niezłą jakość dźwięku. Efekty stereo są słyszalne, lecz odgłos niskich tonów zawodzi. Przetworniki zapewniają satysfakcjonujący poziom do odtwarzania filmów z YouTube. Yoga 3 sprawdzi się także do rozmów telefonicznych lub wideo, nie zawiedzie w drodze, kiedy będziemy wykorzystywali wbudowany modem i łączność LTE. Po podłączeniu słuchawek brzmienie również osiąga niezłą jakość.
Podsumowanie
Lenovo Yoga Tab 3 8” budzi pewne wątpliwości. To rewelacyjny design, bardzo dobre wykonanie i wyjątkowa ergonomia. Tablet wygląda znakomicie, niczym urządzenie z dużo wyższej półki. Piorunujące wrażenie robi także wydajność baterii. Niestety, osiągnięto to kosztem efektywności procesora i grafiki oraz jakości wyświetlacza, zwłaszcza jego rozdzielczości.
Wersja z LTE to koszt około 1 050 zł. Jeśli nie jest nam potrzebny Internet mobilny, to model z samym Wi-Fi wystarczy – otrzymamy go za około 899 zł. Tablet to gratka dla szukających funkcjonalności i długiego czasu pracy baterii. Sprzęt może jednak zawieść osoby liczące na wyjątkową wydajność. | Lenovo Yoga Tab 3 – ośmiocalowy długodystansowiec w trzeciej odsłonie |
Planując aktywny wypoczynek, musisz pamiętać o odpowiednim kremie. Bez niego twój urlop może zostać popsuty odmrożeniem skóry lub jej poparzeniem. Idealny krem na narty będzie cię chronił przed wiatrem, śniegiem i słońcem. Dowiedz się, jaki powinien być najlepszy krem na zimowe szaleństwo! Krem wielozadaniowy
Krem, którego będziesz używać podczas uprawiania sportów zimowych, musi być wielozadaniowy. Zwykły nie poradzi sobie z wiatrem, śniegiem i słońcem. Brak odpowiedniej ochrony może doprowadzić do odmrożenia lub poparzenia skóry! Jak zatem zabezpieczyć twarz przed szkodliwym działaniem zimy? Musisz stosować odpowiedni krem nawilżający z filtrem. Na rynku znajdziesz wiele specyfików przeznaczonych na szaleństwa zimowe, jednak nie każdy będzie dobry i spełni wymagania.
Uważaj na mróz!
Podczas zjazdu na nartach działanie mrozu jest dwukrotnie silniejsze! Dla skóry suchej, normalnej i delikatnej najlepszy będzie krem tłusty. Dla cery mieszanej i tłustej – półtłusty. Posmaruj kremem również płatki uszu, by także im zapewnić ochronę. Nie przejmuj się świeceniem, najważniejsza jest ochrona przed wiatrem, śniegiem i słońcem. Stok to nie pokaz miss, a odmrożenia lub poparzenia twarzy naprawdę nie dodadzą ci uroku.
Oprócz kremu do twarzy warto zabrać w góry również balsam do ust i krem do rąk. Zwróć uwagę na przeguby – miejsce, gdzie kończą się rękawiczki, jest szczególnie narażone na odmrożenia.
Góry jak plaża
Jeśli planujesz spędzić urlop na stoku, musisz się zaopatrzyć w krem z filtrem przeciwsłonecznym. Czy wiesz, że słońce w górach jest równie silne jak na plaży? Co więcej, śnieg odbija 80% promieniowania słonecznego, zwiększając 2–5-krotnie dawkę padających na twarz promieni. Dlatego tak ważne jest, by twój krem miał wysoki filtr przeciwsłoneczny, minimum SPF 15.
Domowa pielęgnacja
Po powrocie do domu trzymaj się z daleka od grzejników i kaloryferów, pozwól swojej skórze odtajać. Gorąca kąpiel bezpośrednio po powrocie z gór również nie jest wskazana. Zmyj krem mleczkiem do demakijażu, by skóra mogła oddychać, a potem nałóż krem nawilżający. Nie zapomnij o kremie regenerującym na noc.
Co powinien zawierać twój krem?
Twój idealny krem na wypoczynek w górach powinien zawierać składniki natłuszczające, takie jak wosk pszczeli, masło shea (inna nazwa to masło karite) oraz oleje roślinne, olej macadamia, parafinę lub glicerynę. Powinien zawierać również składniki wiążące skórę w komórkach skóry, np. kwas hialuronowy, aminokwasy.
Kremy polecane na narty i snowboard:
AA FORMUŁA ZIMOWA Krem ochronny do twarzy SPF 20 – przeznaczony do cery wrażliwej i ze skłonnością do alergii. Zawiera: skwalan z oliwek, witaminę E, alantoinę i D-panthenol.
Lirene PEŁNA OCHRONA Aktywny krem na zimę SPF 20 – gęsty i tłusty, idealny do cery bardzo suchej. W składzie znajduje się witamina E.
FLOS-LEK Krem ochronny na narty i sporty zimowe SPF 20 – do cery normalnej, suchej i mieszanej. Zawiera glicerynę i panthenol.
Emolium Krem ochronny na wiatr i mróz SPF 20 – dla dorosłych i dzieci powyżej 6 miesiąca życia. Zawiera olej macadamia, masło shea i trójglicerydy kwasów tłuszczowych.
Iwostin Sensitia Krem z lipidami na zimę SPF 15 – przeznaczony do uzupełniania niedoborów lipidów. Rekomendowany do stosowania u dzieci powyżej 3 miesiąca życia. Zawiera olej macadamia i Phytowax.
Pharmaceris Lipo-Intensive, Krem ochronny SPF 20 – ma bogatą recepturę: wosk pszczeli, olej z passiflory, alantoina i gliceryna. | Skuteczna ochrona skóry podczas uprawiania sportów zimowych |
Jednym z nieodłącznych elementów, a także niezaprzeczalnym symbolem małżeństwa są obrączki. Zdecydowanie się na jeden model to nie lada wyzwanie. Jeśli myśl o odwiedzeniu wszystkich sklepów jubilerskich w mieście przyprawia o ból głowy, możemy wybrać wymarzone obrączki przez Internet. Bezpieczeństwo zakupu i wiarygodność sprzedawcy
Zakupy przez Internet obarczone są większym ryzykiem niż zakupy w sklepie stacjonarnym, ale też łatwiej nam sprawdzić wiarygodność sprzedawcy i ocenić kupowany przedmiot. Właściciel sklepu internetowego powinien podawać na swojej stronie wszelkie wymagane informacje, takie jak: adres siedziby firmy, numer telefonu, adres e-mail, a także adresy salonów firmowych. Warto również sprawdzić opinie o danym sklepie na niezależnych portalach. O wiarygodności i profesjonalizmie sprzedawcy będzie świadczyć też to, w jaki sposób podejdzie do naszych ewentualnych pytań i wątpliwości. Jeśli odpowie na nie wyczerpująco i zachęci do dalszego kontaktu, to już połowa sukcesu. Jeśli kontakt będzie utrudniony i sprzedający będzie unikał kontaktu telefonicznego, miejmy się na baczności.
Pamiętajmy również, aby zapytać sprzedawcę o termin realizacji zamówienia. Jeśli do ślubu pozostało niewiele czasu, a sprzedający ma wiele zamówień, może się okazać, że nie zdąży wykonać naszego projektu.
Możliwość ewentualnej wymiany lub zwrotu
Dokonując zakupu przez Internet, musimy liczyć się z ryzykiem, że przedmiot, który otrzymamy, może odbiegać wyglądem od tego, jak prezentuje się na zdjęciu. Dlatego koniecznie zapytajmy, czy istnieje możliwość wymiany lub zwrotu zakupionych obrączek. W przypadku zakupu u przedsiębiorcy odstąpienie od umowy w ciągu 14 dni gwarantuje nam ustawa o odstąpieniu od umowy zawartej na odległość bez konieczności podania przyczyny. Istnieją jednak odstępstwa od tego prawa, a jednym z nich jest wykonanie przedmiotu na zamówienie, pod które może podpadać wykonanie obrączek z grawerem. Być może w takim przypadku możliwa będzie wymiana obrączek na inne lub wprowadzenie poprawek, które nas usatysfakcjonują.
Sposób na wybranie prawidłowego rozmiaru
O ile większość kobiet wie, jaki ma rozmiar palca, to w przypadku panów są to raczej wyjątki. Mężczyźni z reguły nie mają pojęcia, jaki rozmiar obrączki powinni nosić, ponieważ nigdy wcześniej nie posiadali biżuterii na dłoni. Dobrym rozwiązaniem będzie wówczas udanie się do pobliskiego sklepu jubilerskiego i poproszenie o wykonanie pomiaru. Niektóre sklepy internetowe oferują wysłanie do klienta specjalnych pierścieni do pomiaru.
Gwarancja
Podczas zakupu obrączek warto dowiedzieć się, czy dana firma oferuje gwarancję na swoje wyrobu. Istotne jest również to, czy w cenie zapewni ona ewentualną korektę rozmiaru lub odnowienie obrączek. Obrączki wykonane ze złota bardzo szybko się rysują i dlatego po kilku latach dobrze byłoby je wyczyścić i wypolerować. W przypadku pań po ciąży często okazuje się, że palce u ręki zmieniły swój kształt i obrączkę trzeba poszerzyć.
Oryginalność produktu
Jeśli decydujemy się na obrączki z diamentami, zapytajmy sprzedawcę o certyfikat kamieni. Każdy wyrób jubilerski powinien być ponadto oznaczony znakiem probierczym uznawanym w Polsce. Po otrzymaniu przesyłki sprawdźmy, czy podana przez sprzedawcę waga obrączek odpowiada ich rzeczywistemu ciężarowi. Możemy również udać się do jubilera, aby sprawdzić prawdziwość zarówno certyfikatu, jak i kamieni szlachetnych. Jeśli zamówiliśmy grawer wewnątrz obrączek, sprawdźmy, czy nie zawiera literówek.
Zakup obrączek przez Internet z pewnością pozwoli nam zaoszczędzić wiele czasu, który możemy przeznaczyć na pozostałe przygotowania do ślubu. Pamiętając o podstawowych wskazówkach, możemy skutecznie zminimalizować ryzyko, że padniemy ofiarą oszustwa. | Kupujemy obrączki ślubne przez Internet. Na co zwrócić uwagę podczas zakupu? |
Przechowywanie biżuterii bywa kłopotliwe, szczególnie wtedy, kiedy nowych kolczyków, wisiorków i bransoletek nieustannie przybywa. Doradzamy, jak je szybko uporządkować za pomocą designerskich organizerów, które kosztują nie więcej niż 100 zł. Eleganckie szkatułki
Wygodnie i bezpiecznie możemy przechowywać biżuterię – nie tylko wiszące kolczyki czy naszyjniki, ale również pierścionki, broszki oraz bransoletki – w pudełku. Może to być na przykład drewniana szkatułka zdobiona ręcznie metodą dekupażu, nowoczesne pudełko z tworzywa sztucznego albo metalowa puszka z kolorowymi nadrukami**. Wygodne są na przykład pudełka do przechowywania herbaty w torebkach, ponieważ mają praktyczne przegródki, które pozwolą utrzymać porządek. Ogromną popularnością cieszę się ponadto szkatułki wykonane w całości ze szkła, które jednocześnie chronią i eksponują znajdującą się w nich zawartość. Biżuterię możemy przechowywać również w odpowiednio zagospodarowanych tekturowych pudełkach po prezentach. Wystarczy, że włożymy do środka mniejsze pudełeczka lub torebki, dzięki którym unikniemy bałaganu i nie będziemy musieli wyplątywać kolczyków z naszyjników.
box:offerCarousel
Szkatułka Euforia. Cynowa szkatułka z misternym kwiatowym wzorem i stylizowanymi nóżkami. Wyłożona miękkim welurem w kolorze czerwonym. W środku można umieścić tabliczkę z wygrawerowaną dedykacją. Różne kształty do wyboru. Cena: od 49,99 zł.
Pomysłowe stojaki
Stojak na biżuterię to rozwiązanie nie tylko praktyczne, ale również niezwykle efektowne. Dzięki niebanalnej formie sam w sobie stanowi oryginalną dekorację, która umożliwia wygodne przechowywanie naszyjników, kolczyków oraz bransoletek. Bardzo popularne są stojaki w kształcie drzewa, którego gałęzie to idealne miejsce do zawieszenia ulubionych błyskotek. Zwykle są wykonane z tworzyw sztucznych, chociaż spotkać można również modele w całości metalowe, a nawet drewniane. Równie urocze są stojaki przypominające miniaturowe manekiny w stylu retro – niektóre z nich ubrane są w eleganckie sukienki, a inne jedynie pomalowane, np. w kwiaty. Spotkamy również stojaki na biżuterię w kształcie kotów oraz o fantazyjnych, abstrakcyjnych kształtach. Jedynym minusem stojaków jest to, że nie da się na nich przechowywać kolczyków ze sztyftem ani broszek, ale ich wyjątkowy design w zupełności to rekompensuje.
box:offerCarousel
Stojak Vintage. Stojak na biżuterię w kształcie manekina. Wykonany z drewna zdobionego techniką dekupażu – na podstawie metalowej lub drewnianej. Każdy stojak wykonany został ręcznie. Do wyboru różne wzory oraz rozmiary. Cena: od 29,70 zł.
Praktyczne kasetki
W sklepach dostaniemy również specjalne kasetki przeznaczone do przechowywania biżuterii. Mają przeróżne szufladki, półeczki i schowki przeznaczone na konkretne przedmioty, np. uchwyty do pierścionków, haczyki na kolczyki oraz specjalne obręcze na zegarki. Niektóre wyposażone są dodatkowo w lusterko, a nawet pozytywkę. Każda kasetka wyłożona jest miękkim materiałem, który zapobiega uszkodzeniom, a przy okazji bardzo efektownie wygląda. Tego typu organizery mogą być wykonane z drewna lub stali nierdzewnej, a dodatkowo pokryte naturalna lub ekologiczną skórą, więc na toaletce prezentują się wyjątkowo efektownie. Co więcej, dzięki wygodnej rączce, mocnym zatrzaskom i niewielkim rozmiarom można je zabrać praktycznie wszędzie.
box:offerCarousel
Szkatułka TOM. Ekologiczna szkatułka wykonana z kolorowego kartonu. Ma otwierane wieczko z lusterkiem oraz liczne przegródki. Udekorowana z zewnątrz stylową kokardką. Do wyboru kilka kolorów i wzorów z motywem kwiatowym. Wymiary: 20 × cm 12 cm × 10,5 cm. Cena: od 19,79 zł.
Inne ciekawe pomysły
Istnieje mnóstwo innych sposobów na wygodne przechowywanie biżuterii. Pierścionki i kolczyki ze sztyftem można trzymać w dużej muszli, bransoletki w przezroczystym słoiku z wekiem, a broszki w puszce po cukierkach. Tablica korkowa z dużymi pinezkami lub zwykła kuchenna tarka pomalowana na soczysty kolor to doskonałe miejsce na kolczyki wiszące, natomiast wieszak na klucze bez trudu pomieści długie naszyjniki. W sklepach bez trudu znajdziemy designerskie wersje przedmiotów codziennego użytku, które posłużą nam za niebanalny organizer na biżuterię. Wybierz ten, który spełni twoje oczekiwania, i ciesz się porządkiem na toaletce! | Organizery toaletkowe na biżuterię. Designerskie modele do 100 zł |
Zima to czas, kiedy często nawet najwięksi miłośnicy rowerów rezygnują ze swojej sportowej pasji. Wiele osób obawia się o swoje bezpieczeństwo i zdrowie. Jednak można tak przygotować sprzęt do sezonu zimowego, że nie zawsze trzeba rezygnować z jazdy rowerem na przełomie roku. To prawda, że jest zimno, że nie chcemy zmoknąć na deszczu lub śniegu, wybrudzić ubrań lub przeziębić się. Boimy się nie tylko o swoje zdrowie, ale i o bezpieczeństwo na drodze. Mniejsza widoczność, bo przecież szybko zapada zmrok oraz niska przyczepność, spowodowana opadami deszczu i śniegu, mogą skutecznie przekonać nas do tego, żeby rower odłożyć do wiosny i przesiąść się do samochodu lub transportu miejskiego. Sport to jednak zdrowie – szczególnie jesienią i zimą. Wtedy właśnie potrzebujemy dużej dawki ruchu, aby podnieść swoją odporność i wzmocnić organizm. Rower można przygotować do jazdy zimą tak, aby ta jazda była równie bezpieczna i przyjemna jak podczas pozostałych pór roku. Przed deszczem i śniegiem trudniej będzie nam się już uchronić, lecz nieprzemakalne, zimowe, sportowe ubrania z pewnością zwiększą nasz komfort jazdy – oddychają, nie przemakają, a jednocześnie nie zatrzymują potu produkowanego przez nasze ciało podczas jazdy. Poniżej znajduje się kilka wskazówek, jak przygotować rower do jazdy zimą tak, aby tą sportową pasję można realizować bez względu na pogodę i temperaturę za oknem.
Oświetlenie
Podstawą bezpieczeństwa na drodze jest widoczność. Zimą nasz rower powinien być stale oświetlony podczas jazdy światłami rowerowymi przednimi i tylnymi. Jeśli wybieramy się w dłuższą, rowerową trasę warto jest również pamiętać o zabraniu ze sobą zapasowych baterii. Dzięki temu zawsze będziemy mieć pewność, że jesteśmy widoczni, a przez to bezpieczni. Odblaski przymocowywane do kół roweru i do stroju rowerzysty również mogą być przydatne zarówno jesienią i zimą, jak i wiosną czy latem.
Przyczepność
Aby zwiększyć przyczepność naszego roweru do podłoża zimą, możemy wprowadzić w życie różne opcje. Najprostszą jest zmniejszenie ciśnienia w oponach przez wypuszczanie z nich odrobiny powietrza. Takie nie do końca napompowane koła będą cechowały się większą powierzchnią styku z podłożem, co jest równoważne z ich lepszą przyczepnością. Jeśli zamierzamy zimą jeździć po drogach asfaltowych, które powinny być stale odśnieżane, możemy korzystać nadal z opon letnich. Dla całkowitej poprawy bezpieczeństwa, lepiej jednak jest zamienić je na opony terenowe – spowolnią one nieco naszą jazdę, jednak w wypadku, gdy na drodze leżeć będzie śnieg, pozwolą nam bezpiecznie przez niego przejechać. Opony zimowe z kolcami założyć powinniśmy na koła naszego roweru, jeśli planujemy jeździć trasami, gdzie na podłożu leży lód lub ubity śnieg. Wybierzmy właściwą wersję opon na jesień i zimę, biorąc pod uwagę to, gdzie będziemy jeździć i bądźmy bezpieczni podczas rowerowych wypraw.
Błotniki
Błotniki na przednim i tylnym kole roweru to konieczność szczególnie zimą. Dzięki nim ochronimy nasze ubranie i ciało przed zabrudzeniem błotem i solą, którą posypywane są zaśnieżone ulice. Jeżdżąc w deszczu, dzięki nim mniej zmokniemy. Zakładając błotniki na nasz rower, chronimy jednak nie tylko siebie, lecz również rowerzystów przed i za nami, a nasz komfort jazdy znacznie się zwiększa i przez to unikniemy przeziębień i podrażnień skóry.Rower to dla wielu z nas główny środek transportu. Często przejechanie nim nawet długiej trasy do pracy jest szybsze, niż dotarcie tam transportem miejskim. Jadąc rowerem, nie stoimy w korkach. Taka codzienna dawka ruchu ma również bardzo duży wpływ na nasze zdrowie. Daje możliwość utrzymania prawidłowej wagi ciała, wzmacnia mięśnie i pozwala zadbać o kondycję naszego serca. Od roweru można się uzależnić tak, że jazda autobusem zaczyna ciągnąć się w nieskończoność. Wielu rowerzystów nie może wręcz myśleć o tym, że zimą będą musieli zrezygnować ze swojej sportowej pasji. Jednak przygotowując swój rower odpowiednio do warunków pogodowych panujących na drogach zimą, możemy czuć się bezpiecznie podczas jazdy. Cieszmy się więc jazdą na rowerze niezależnie od pory roku. | Jak przygotować swój rower do jazdy zimą? |
Często usłyszeć można przestrogi dotyczące używania suszarek do włosów. Jaką suszarkę wybrać, jeśli chcemy stylizować nią swoją fryzurę? Na rynku dostępnych jest wiele produktów, które umożliwiają wykonanie fryzur niczym z profesjonalnego salonu fryzjerskiego. Jednak w obawie przed zniszczeniem włosów za pomocą źle dobranego sprzętu lub braku umiejętności wiele osób boi się korzystać w domu z produktów przeznaczonych do stylizacji. Podpowiadamy, jak wybrać dobrą suszarkę do włosów, która nie wyrządzi szkody na głowie, a jednocześnie pozwoli na wykonanie efektownej fryzury w domu.
Często korzystamy z suszarek do włosów – zarówno u fryzjera, jak i w domu. Dzięki nim włosy nie tylko szybciej schną po umyciu, ale również mogą zyskać nową objętość, gładkość i połysk. By osiągnąć takie efekty, producenci przygotowali szereg specjalnych produktów. Przed ich kupnem warto jednak dobrze wiedzieć, do czego służą konkretne funkcje i akcesoria.
Po co zimny nawiew i końcówki?
Przy wyborze suszarki warto zwrócić uwagę na opcję zimnego nawiewu, zwanego też funkcją cool shot. Choć suszenie włosów chłodnym powietrzem wydaje się czynnością nieprzyjemną, powinniśmy pamiętać, że zimny nawiew służy jedynie do wykończenia fryzury – sprawi, że będzie lśniąca i wygładzona.Chłodny nawiew posłuży nam tylko przez chwilę, ale efekty jego działania bez wątpienia będą zauważalne.
Drugą rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę podczas wyboru suszarki, są dołączone do niej końcówki do stylizacji włosów. Wymienne elementy pozwalają na stworzenie w domowej łazience fryzury niczym z salonu fryzjerskiego. Najczęściej dodawanymi do suszarek końcówkami są koncentrator, który skupia strumień powietrza i pozwala na modelowanie oraz dyfuzor, dzięki któremu włosy zyskują nową objętość. Dla wielu kobiet istotna jest nakładka prostująca – zastąpi prostownicę, a przyniesie taki sam efekt. Producenci oferują również końcówki do robienia loków, które działają jak klasyczna lokówka. Jak się okazuje, jeden profesjonalny zestaw może zastąpić kilka pojedynczych urządzeń. Dzięki temu zaoszczędzimy pieniądze i miejsce na półce.
Do wyboru, do koloru
Produktem, na który warto zwrócić uwagę podczas zakupów, jest suszarka Your Style firmy Remington z końcówkami do stylizacji. W zestawie, oprócz samej suszarki, znajdują się wymienne nakładki, które pozwalają na nadanie fryzurze odpowiedniego charakteru. I tak w zestawie Your Style znajdziemy końcówkę Root Boost, która dodaje włosom objętości, a także dyfuzor i koncentrator. Co istotne, suszarka została wyposażona w regulator temperatury (trzy opcje do wyboru) i nawiewu (dwie opcje do wyboru). Zimny nawiew pozwala utrwalić wystylizowaną fryzurę. Urządzenie jest ciche, co umożliwia używanie go o każdej porze. Ceny suszarek Remington Your Style zaczynają się od niecałych 100 zł. Dostępnych jest kilka wariantów kolorystycznych.
Równie ciekawą propozycję dla pań, które chcą samodzielnie stylizować włosy, ma w swojej ofercie marka Bosh. Suszarka Brilliant Care, podobnie jak wspomniana suszarka Remington, wyposażona została w 2-stopniowy regulator siły nawiewu oraz 3-stopniowy regulator temperatury. Dzięki technologii Quattro-Ion włosy są gładkie i błyszczące, a także podatne na układanie. Sprzęt posiada dwie zamienne nakładki – dyfuzor i koncentrator. Specjalna funkcja pozwala ochronić produkt przed przegrzaniem podczas używania. Cena suszarki Brilliant Care plasuje się w granicach 150 zł.
Kolejną suszarką do włosów, na którą warto zwrócić uwagę, jest suszarka ThermoProtect Ionic marki Philips. Suszarka wyposażona została w ustawienie temperatury ThermoProtect, dzięki któremu włosom nie grozi przegrzanie. Szybkość i temperaturę suszenia można regulować na sześciu poziomach. Do wyboru mamy zarówno zimny nadmuch, jak i nadmuch turbo, pozwalający na wysuszenie włosów w błyskawicznym tempie. Dodatkowo, suszarka została wyposażona w asymetryczny dyfuzor, który dopasowuje się do kształtu głowy, masuje ją, a dodatkowo nadaje włosom objętości i układa loki. Zdejmowany filtr wlotowy sprawia, że sprzęt można łatwo wyczyścić. Za ThermoProtect Ionic zapłacimy ok. 130 zł.
Dlaczego ważna jonizacja?
Każdy z wymienionych produktów posiada jeszcze jedną funkcję – jonizację. Polega ona na wytwarzaniu w trakcie pracy suszarki jonów ujemnych, które sprawiają, że łuski włosów domykają się, dzięki czemu włosy stają się gładsze i lśniące. Do korzystania z tej funkcji nie trzeba zakładać specjalnej nakładki, wystarczy jeden przycisk.
Warto zainwestować
Niektórym może się wydawać, że suszarka z zimnym nawiewem i końcówkami do stylizacji to duży wydatek. Jednak biorąc pod uwagę kwoty, jakie rocznie wydajemy na wizyty u fryzjera, można być pewnym, że zakup ten szybko się zwróci i zaowocuje profesjonalną fryzurą nie tylko na specjalne okazje, ale też na co dzień. Dodatkowo nowoczesne technologie, zastosowane w najnowszych sprzętach, zapobiegną zniszczeniu włosów, a także pomogą poprawić ich kondycję. To sprawi, że suszarka do włosów stanie się przedmiotem codziennego użytku | Dobre suszarki z zimnym nawiewem i końcówkami do stylizacji |
Baskinka jest jednym z modniejszych elementów damskiej garderoby. Nie zawsze jest zwykłą falbanką, czasem przybiera formę plisowaną, niejednokrotnie jest niesymetryczna lub posiada rozcięcie z przodu. Niezależnie jednak od modelu ma na celu podkreślać kobiece kształty. Krótka historia baskinki
Nie trzeba być znawcą mody i jej historii, aby umieć rozpoznać szerokie kobiece spódnice, jakie były najmodniejsze w XVI i XVII wieku. Ówczesne kobiety niejednokrotnie z trudem mieściły się w drzwiach, a przerysowane biodra stanowiły atrybut kobiecości i elegancji. Aby podkreślić imponujące rozmiary spódnic, pod zewnętrze ich warstwy wszywano metalowe obręcze, a na zewnątrz nakładano dodatkowo plisowane lub marszczone baskinki. Baskinka w tamtym okresie miała głównie za zadanie powiększyć rozmiar bioder i maksymalnie optycznie poszerzyć dolną część kobiecej sukni. Wystarczy spojrzeć na obrazy Velazqueza, na których portretował infantkę Małgorzatę w spódnicach tak szerokich, że kształtem przypominały prostokąt.
Baskinki z czasem wyszły z mody, wraz z przeminięciem zamiłowania do ekstremalnie szerokich spódnic. Jednak nie na zawsze. Poza kilkoma krótkimi powrotami baskinki w kolejnych wiekach, najważniejsze jej lata nastąpiły już w XX wieku, dzięki Christianowi Diorowi. Właśnie ten kreator mody zaproponował dodanie baskinki do wąskich, ołówkowych spódnic, co okazało się oryginalnym, subtelnym i kobiecym elementem mody lat 50. Od niedawna baskinka znów wróciła na wybiegi światowych domów mody. Tym razem jednak odróżnia ją od poprzedniczek rozmaitość form, różnorakość zastosowań oraz uniwersalność. Nadal nie zmieniło się miejsce doszycia tej falbany – znajdziemy ją na wysokości talii w bluzkach, żakietach, spódnicach, spodniach i sukienkach. Często stanowi jedyny element ozdobny stroju, w przypadku minimalistycznych, monochromatycznych kolekcji.
Baskinka – dla kogo?
Mimo obiegowych opinii, że baskinki dobre są wyłącznie dla szczupłych i wysokich kobiet, które posiadają widoczne wcięcie w talii, ten rodzaj falbany założyć może każda z nas. Oczywiście są pewne zasady, których stosowanie uchroni nas przed katastrofą modową i pozwoli na poprawienie kształtu naszej sylwetki. Po pierwsze, musimy pamiętać o tym, że baskinka może poszerzyć nasze biodra i podkreślić talię. Jeśli nie mamy zbyt kobiecych kształtów i cierpimy z uwagi na brak bioder, odstająca, nieco dłuższa baskinka świetnie optycznie zbuduje nam pupę i zwęzi pas. Jeśli jednak cierpimy z powodu nadmiaru kilogramów i szerokie biodra raczej chciałybyśmy ukryć, a nie wyeksponować, musimy zrezygnować ze sztywnej baskinki na rzecz lejącej się, węższej falbany, najlepiej raczej przylegającej do ciała, która jednocześnie wprowadzi iluzję wąskiej talii oraz zamaskuje biodra, a może nawet uda. Kilka tricków w fasonie baskinki pozwoli nam między innymi wyszczuplić sylwetkę. Jeśli baskinka będzie wycięta nieregularnie, w przedniej części krótsza niż z tyłu, z pewnością uzyskamy wrażenie smuklejszej i wyższej sylwetki. Możemy również wybrać popularny fason baskinki, która w przedniej części posiada rozcięcie. Efekt będzie podobny do falbany asymetrycznej – wyszczupli nas i wydłuży. Szeroka i odstająca falbana, szczególnie mocno plisowana, to świetne rozwiązanie dla kobiet o chłopięcym typie sylwetki. W jedną chwilę z prostej, mało kobiecej figury, może wyczarować pełną seksapilu postać o zmysłowych, zaokrąglonych kształtach.
Baskinka ma jednak także funkcję ozdobną i ma na celu przyciągnąć uwagę. Nie należy jej zakrywać swetrami, długimi bluzkami czy marynarkami. Z szerokim dołem świetnie współgra wąska góra, więc pamiętajmy, żeby zachować odpowiednie proporcje i zrównoważyć szeroką spódnicę dopasowaną bluzką.
Kupić czy nie kupić? Jeśli bierzemy pod uwagę wyłącznie modę – zdecydowanie tak. Jeśli wchodzą w grę aspekty praktyczne, czyli optyczna zmiana sylwetki, również wybieramy baskinkę, ale dokładnie sprawdzamy, czy wybrany fason nie spowoduje efektu odwrotnego od zamierzonego. Baskinka może stanowić również zamiennik biżuterii, jeśli nie mamy czasu ani możliwości przygotowania ozdób. | Dla kogo baskinki? |
Delux KM02, znana także jako Game Titan, to pełnowymiarowa klawiatura mechaniczna z przełącznikami Kailh Blue, podświetleniem i dodatkowymi skrótami. Co potrafi to przystępne cenowo urządzenie? Klawiatury mechaniczne to atrakcyjne akcesoria dla graczy. Są trwałe i precyzyjne, zapewniają wysoki komfort grania i pisania, a dzięki podświetleniu wyglądają też niezwykle efektownie. Delux KM02 to tylko pozornie kolejna, typowa klawiatura mechaniczna. W rzeczywistości ma wyjątkowy zestaw cech – niezabudowane klawisze, metalową konstrukcję i podświetlone przełączniki Kailh Blue. Poza tym nie kosztuje fortuny – jej cena wynosi 279 zł, zatem Delux KM02 to jedna z najtańszych klawiatur mechanicznych.
Specyfikacja Delux KM02
przełączniki: Kailh Blue (trwałość 55 mln wciśnięć, 50 g siły nacisku)
podświetlenie: fioletowe + białe (8 trybów)
12 poziomów regulacji jasności
6Key Rollover oraz N-Key Rollover
materiał: aluminium oraz plastik
długość kabla: 1,8 m, wtyczka USB
wymiary: 45,12 x 16,59 x 3,69 cm
waga: ok. 1 kg
Wyposażenie
Klawiatura zapakowana jest w niezbyt efektowne, ale solidne pudełko. Widać na nim szczegółowe opisy, a w zestawie jest jeszcze instrukcja obsługi w języku angielskim. Nie powinno to jednak sprawiać większych problemów, gdyż instrukcja opisuje głównie skróty klawiszowe.
Wygląd
Delux KM02 zaskakuje od pierwszego kontaktu. Blat klawiszy oraz boki urządzenia wykonane zostały z grubego aluminium, które obrobiono metodą szczotkowania. Przełączniki nie są zabudowane, wystają bezpośrednio z obudowy, zgodnie z najnowszą modą. Układ klawiszy to QWERTY US z minimalnymi modyfikacjami, ale ogólne proporcje i rozstaw klawiszy są typowe.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Górna pokrywa jest profilowana – przednia krawędź została wyraźnie zagięta, formuje coś na kształt krótkiej podpórki pod nadgarstki. Aluminium ma szary kolor, szczotkowanie jest wyraźne, ale ogólna obróbka wygląda dość surowo. Klawiatura jest ozdobiona jedynie białym logo producenta znajdującym się ponad klawiszami strzałek.
Kapturki klawiszy są klasyczne – matowe, wklęsłe, ale mają efektowne nadruki. Czcionki są duże i wypalone laserowo, ale nie dotyczy to wszystkich oznaczeń. Funkcje alternatywne naniesiono bezpośrednio na powierzchnię klawiszy, są w kolorze białym. Większość umieszczono w rzędzie klawiszy funkcyjnych – odpowiadają za regulację podświetlenia oraz opcje multimedialne. Dodatkowe skróty zostały schowane w bloku nawigacji kursorem (klawiszach PU i PD, czyli Page Down i Up) oraz klawiszach strzałek.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Nad blokiem numerycznym znajdują się trzy niebieskie diody – pierwsza i druga to klasycznie Num Lock oraz Caps Lock, a trzecia odpowiada za tryb gamingowy, który blokuje klawisz specjalny Windows.
Delux KM02 nie ma podświetlenia RGB – większość klawiszy świeci w kolorze fioletowym, a przyciski WASD oraz strzałki podświetlone są na biało. Do wyboru jest osiem trybów światła: przepływ, oddychanie, podświetlanie wciskanych przycisków, falowanie, stopniowe zapełnianie, ciągłe podświetlenie, podświetlenie tylko klawiszy WASD oraz strzałek, jak również możliwość wyłączenia diod. Do tego po bokach klawiatury znajdują się maskownice podświetlone na czerwono, ten efekt również można wyłączyć lub ustawić pulsowanie koloru.
Na spodzie obudowy są cztery silikonowe stopki oraz dwie rozkładane nóżki. Zostały one ogumowane, to duży plus, gdyż ogumowania często brakuje nawet w droższych klawiaturach. To nie koniec pozytywnych niespodzianek. Długi kabel (180 cm) jest zabezpieczony oplotem, ma filtr ferrytowy i opaskę do zwijania. W obudowie są specjalne korytka, które pozwolą poprowadzić przewód na trzy sposoby – może wychodzić na środku lub po bokach klawiatury.
Ogólna jakość wykonania jest bardzo dobra. Metalowa obudowa to rzadkość w tanich klawiaturach, pod tym względem Delux KM02 wygląda lepiej niż trochę droższa Ravcore Edge. Można mieć jednak pewne zastrzeżenia odnośnie obróbki – krawędzie są dosyć ostre, lepiej uważać, by nie upuścić klawiatury podczas przenoszenia. Design jest udany, ale kolor podświetlenia wydaje się dosyć kontrowersyjny; fiolet jest teraz modny i wygląda świetnie, ale nie każdemu przypadnie do gustu.
Oprogramowanie
Delux KM02 nie wymaga sterowników, całej regulacji można dokonać z poziomu klawiatury.
W praktyce
Ogólna ergonomia wypada bardzo dobrze, kabel jest mocny i łatwo go odpowiednio poprowadzić. Klawiatura jest ciężka, stoi stabilnie na blacie biurka, a nóżki się nie ślizgają. Sam kształt obudowy jest wygodny. Mimo że przednia krawędź przypomina podpórkę, to w rzeczywistości jest za krótka, aby nadgarstek się o nią opierał. Jednak dzięki zagięciu obudowa nie wrzyna się w dłoń.
Klawiatura wyposażona jest w przełączniki Kailh Blue, ich specyfikacja jest analogiczna do Cherry MX Blue. To przełączniki z wyczuwalną i słyszalną zapadką, czyli tzw. klikiem – w połowie skoku następuje wyraźny punkt aktywacji, klawisz szybko się resetuje. Skok klawiszy jest precyzyjny i sprężysty, a dno twarde. Uniknięto wad; nie słychać metalicznego brzęczenia, klawisze nie blokują się oraz nie mają luzów. Długie przyciski posiadają stabilizatory, Spacja pracuje równo nawet podczas wciskania na samych krawędziach. Pisanie i granie na Delux KM02 jest bardzo przyjemne, klawiatura pod tym względem nie odstaje od droższych modeli konkurencji. Trzeba jednak pamiętać, że praca klawiszy jest bardzo głośna – to w końcu klikanie połączone z metalową obudową. Przyciski uderzają twardo i donośnie, mogą wymagać gumek do wyciszenia.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Wyeksponowane klawisze są mniej odporne na upadek, ale za to konserwacja klawiatury jest bardzo prosta. Zabrudzenia lub kurz łatwo usunąć, wystarczy sprężone powietrze lub pędzelek. Tego typu konstrukcja ma też wpływ na podświetlenie, które otacza klawisze i jednocześnie przenika przez główne oznaczenia kapturków, tym samym rozświetlając także okolice klawiatury, dlatego samo światło jest trochę mniej intensywne.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Jedynie skróty mogą budzić wątpliwości. Konfiguracja klawiatury jest dosyć skomplikowana, wręcz chaotyczna. Tryby podświetlenia zmienia się klawiszem SL (Scroll Lock). Natomiast wciśnięcie FN i F12 włącza podświetlenie boków, ich pulsowanie lub wyłącza diody. FN i ESC odpowiada za natychmiastowe wyłączenie podświetlenia. Jasność i prędkość efektów regulujemy klawiszem funkcyjnym oraz kursorami – strzałkami do góry i na boki. Na PG i PD są enigmatyczne oznaczenia – pierwsze, to cyfra 6, drugie, literka N. To 6Key oraz N-Key Rollover – czyli możliwość jednoczesnego wciskania sześciu klawiszy lub nielimitowanej ich ilości. Druga opcja jest oczywiście lepsza i działa bezproblemowo. Są jeszcze skróty nieoznaczone np. FN i W – czyli zamiana funkcji klawiszy WASD ze strzałkami, którą mogą docenić leworęczni gracze.
Podsumowanie
Delux KM02 to bardzo pozytywne zaskoczenie. Klawiatura jest solidnie wykonana i wygodna, a jej przełączniki działają bezproblemowo. Kabel jest mocny, na pochwałę zasługują też specjalne prowadnice. Klawiatura ma także mocne stopki, jej nóżki zostały ogumowane. Podświetlenie jest ładne, a jego regulacja daje sporo możliwości. Podoba mi się strona wizualna, mimo że urządzenie prezentuje się dosyć surowo. Docenić należy nieudziwniony układ klawiszy – Delux KM02 to klawiatura świetna do pisania.
Nie obyło się jednak bez wad. Kolor podświetlenia jest ciekawy, ale nie spodoba się każdemu – popularna czerwień lub po prostu biel byłaby bardziej uniwersalna. Dodatkowe oznaczenia na klawiszach są niższej jakości i mogą się wycierać, a ich nadruki bywają zbyt skrócone. Skróty klawiaturowe są nieintuicyjne, niektóre wydają się nawet zbędne. Krawędzie obudowy są dosyć szorstkie i ostre. Trzeba też pamiętać, że klawiatura jest bardzo głośna – może przeszkadzać osobom w naszym otoczeniu. Wady to jednak drobiazgi – ogólnie Delux KM02 jest zdecydowanie warta zakupu.
Jeśli jednak kolor podświetlenia ma duże znaczenie, to warto rozważyć dopłatę do Ravcore Edge (319 zł). Niestety, Edge nie jest metalowa, ale jej klawisze pracują bardzo dobrze. Największą konkurencją dla opisywanego Deluxa jest Sharkoon Mech SGK1, dostępny w tej samej cenie – z czerwonymi lub brązowymi przełącznikami Kailh.
Zalety: solidna konstrukcja; aluminiowa pokrywa; dobre przełączniki; mocny kabel i specjalne korytka; intensywne i ładne podświetlenie; dużo skrótów klawiszowych; praktyczne funkcje dodatkowe.
Wady: szorstkie krawędzie; nieintuicyjna obsługa; część nadruków niższej jakości; niezbyt uniwersalny kolor podświetlenia. | Test klawiatury gamingowej Delux KM02 – metalowa, podświetlona i niedroga |
W ciągu ostatnich lat nie było o nim głośno, nie pojawiał się w mediach jak inne „Orły Górskiego”. Odciął się od piłkarskiego półświatka i wiódł spokojne życie we Francji. W końcu przemówił. Wydając swoje wspomnienia, spuścił prawdziwą bombę. Wraz z Jackiem Kurowskim, dziennikarzem TVP, wspólnie napisali autobiografię. „Diabeł nie anioł” podzielił się anegdotami oraz historiami na temat ludzi polskiej piłki i nie tylko. Andrzej Szarmach, czyli „Diabeł”, zyskał taki przydomek, gdyż „wkładał głowę tam, gdzie wielu nie włożyłoby nogi”. Występował na trzech finałowych turniejach mistrzostw świata. Wraz z drużyną reprezentacji Polski dwukrotnie zdobył brązowy medal na najważniejszym piłkarskim turnieju świata. 1976 rok przyniósł mu olimpijskie złoto i tytuł króla strzelców IO. W swojej karierze występował m.in. w Stali Mielec czy Górniku Zabrze.
Skandalista
Już początek lektury jest bardzo wciągający. Oczywiście, poznajemy informacje o dzieciństwie Szarmacha: gdzie się urodził, wychowywał, jakie były jego relacje z rodzicami i braćmi, których było siedmiu. Rodzice nie mieli lekko z taką gromadką, ale dbali o to, by ich pociechy miały beztroskie dzieciństwo.
Pierwszy kontakt z piłką był naznaczony skandalem. Karierę piłkarską Szarmach rozpoczął w Polonii Gdańsk, jednocześnie pracując w tamtejszej skoczni. Wkrótce jednak poczuł, że by się rozwinąć, musi piąć się wyżej – tak trafił do Arki Gdynia. Już w pierwszym sezonie został królem strzelców drugiej ligi i wtedy zaczął się szum.
Działacz zabrzańskiego Górnika zaproponował Szarmachowi grę w Zabrzu, ale nieopatrznie dyskutowali o transferze w taksówce. Pech chciał, że pojazd był kierowany przez kibica Arki, który zaraz po zakończonym kursie udał się do redakcji „Głosu Wybrzeża”. Zrobiła się afera. Dziennikarze pojawili się w kawiarni, w której Szarmach dogadywał warunki i spłoszyli działacza. W Arce od razu został mu przedstawiony nowy kontrakt, wtedy do gry wkroczyła Legia.
W momencie kiedy „Diabeł” przebywał na zgrupowaniu, do jego domu przyjechali wojskowi, by wręczyć mu wezwanie do służby w Warszawie. Jeden z braci Szarmacha czekał na niego na przystanku dwa dni, a gdy ten się w końcu pojawił, zabrał go na dworzec i nakazał wyjazd do Zabrza. Tak oto Andrzej Szarmach stał się zawodnikiem Górnika Zabrze, najlepszej wtedy drużyny w Polsce.
Autor dokładnie opisuje początki swojego zawodowego życia: wkupne do drużyny, ale też przytacza sytuację, w której poznał swoją żonę Małgorzatę, ślub, po którym na następny dzień grał mecz z Wisłą Kraków, a także o dość szybkiej i emocjonującej karierze. Możemy przeczytać wiele ciekawostek odnośnie kadry Kazimierza Górskiego oraz o tym, jak wyglądał najważniejszy turniej świata „od środka”.
„(…) nie lubię, jak węże pierdzą”
Andrzej Szarmach przedstawia Jacka Gmocha jako trenera z kompleksem Kazimierza Górskiego, a pośród wielu zabawnych historii prezentuje Zygmunta Kukla (palącego ogromne ilości papierosów dziennie), który podczas badania swoim dmuchnięciem zniszczył spirometr. Siedząc w barze z Grzegorzem Lato i Kazimierzem Deyną, ten ostatni odprawił Jacka Gmocha – próbującego rozgonić towarzystwo – krótkim tekstem: „Jacek, nie lubię, jak węże pierdzą”. Zwrot ten był wielokrotnie powtarzany i stał się pewnego rodzaju klasyką.
Biografię czyta się lekko i przyjemnie. Każdy etap życia jest jasno i chronologicznie opisany. Każdy rozdział poprzedza opinia lub wspomnienia ludzi, z którymi Szarmach miał kontakt na co dzień. Czytelnicy mogą dowiedzieć się, jak wyglądały transfery w najlepszych czasach polskiej piłki, jaka panowała atmosfera w drużynie Orła Górskiego oraz jak wyglądał kiedyś futbol. Lektura przywoła miłe wspomnienia, a młodszym czytelnikom dostarczy dużo wiedzy na temat historii piłki nożnej w Polsce.
Źródło okładki: publicat.pl/wydawnictwo-dolnoslaskie | J. Kurowski, A. Szarmach, Andrzej Szarmach. Diabeł nie anioł – recenzja |
Podobno mężczyźni myślą o seksie średnio co pół godziny, a to świadczy, że go bardzo lubią. Dlaczego więc w ten magiczny świąteczny czas nie dostarczyć im dodatkowych pretekstów do fantazjowania na ulubiony temat? A będzie tak na pewno, jeśli od choinką znajdą podniecający erotyczny gadżet. Przedstawiamy najfajniejsze erotyczne prezenty dla niego, na które wydamy nie więcej niż 50 zł. 1. Perfumy z feromonami
box:offerCarousel
„Markowe produkty oparte na feromonach mogą sprawić, że wzrosną obroty w twojej firmie – ze względu na łatwiejszą komunikację z ludźmi, zainteresowanie twoją osobą znacząco wzrośnie – ludzie będą cię traktować z należytym szacunkiem, rozbudzisz uczucia partnerki w sposób, jakiego jeszcze nie znasz, wzniecisz podniecenie seksualne, nawet do granic jej możliwości…” – tak feromonowe zapachy zachwalają ich producenci. I nawet jeśli nie do końca wierzysz w te zapewnienia, możesz być pewna, że twój ukochany dyskretnie skropiony feromonami poczuje się przystojny, silny i pewny siebie. Tyle szczęścia za tak niewiele! Warto? Warto.
2. Superzestaw prezerwatyw
box:offerCarousel
To prezent, którego nie wypada dawać chłopakowi czy mężowi – w końcu prezerwatywy zużyjecie razem. Na pewno ucieszy się z nic brat, kolega czy przyjaciel. Za 50 zł możecie kupić całkiem pokaźny zestaw prezerwatyw dobrych marek zawierający nawet 50 sztuk – przed obdarowywanym więc wiele upojnych nocy! Wybierając kondomy, zwróćcie uwagę na rozmiar. Fajnie, gdybyście wiedzieli, jakim mniej więcej penisem może pochwalić się mężczyzna, który dostanie prezent, aby prezerwatywy były jak najlepiej dopasowane. Do wyboru macie wiele różnorodnych zestawów, w których znajdą się gumki smakowe, ekstranawilżane, prążkowane i inne. Im bardziej urozmaicona kolekcja, tym lepiej.
3. Wibrująca nakładka na penis, i nie tylko
box:offerCarousel
Nakładki na penisa to w świecie gadżetów erotycznych osobne zagadnienie. Z grubsza można je podzielić na wibrujące lub nie oraz na takie w kształcie pierścienia, wydłużonego kapturka lub walca. Najczęściej są wykonane z masy żelowej. Jeżeli mają funkcję wibracji, jest w nich wbudowany akumulatorek – w większości przypadków bez możliwości wymiany. Nakładki w formie pierścienia zakłada się u nasady prącia. Mają one dwie funkcje – lekko uciskają penis, zatrzymując w nim krew, dzięki czemu erekcja jest silniejsza i dłuższa. Często posiadają też specjalną wypustkę, która w czasie stosunku stymuluje łechtaczkę. Z kolei nasadki w kształcie kapturka wydłużają członek nawet o 7 cm i go pogrubiają . Wiele z nich ma na swojej powierzchni wypustki i żłobienia, dzięki którym doznania partnerki podczas penetracji są silniejsze. Podobne wypustki znajdziecie też na nakładkach w kształcie walca, które montuje się na penisie w taki sposób, by żołądź była odsłonięta.
4. Sztuczna pochwa na samotne wieczory
box:offerCarousel
Świetny prezent dla tych panów, którym z jakiegoś powodu czasowo brakuje kochanki. To, że i mężczyźni, i kobiety, nawet w udanych związkach, lubią od czasu do czasu przeżyć orgazm tylko ze sobą, jest tajemnicą poliszynela. Po co więc udawać, że jest inaczej? Jakie sztuczne pochwy możemy znaleźć na rynku? Niektóre są po prostu lateksowymi lub silikonowymi walcami z wejściem w postaci imitacji warg sromowych, inne to cała jędrna pupa, którą można pieścić i ściskać. Aby doznania były jeszcze bardziej podobne do rzeczywistych, większość z nich posiada funkcję wibracji i zasysania.
5. Prezenty z przymrużeniem oka, czyli tak zwane śmieszne rzeczy
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Na tym polu wyobraźnia producentów nie ma granic. Jeśli macie ochotę obdarować znajomego faceta jakimś może mało przydatnym, za to dowcipnym gadżetem, będziecie mieli w czym wybierać.
Co powiecie na pierś, z której można ssać piwo? A może sztanga na penisa, stringi z cukierków lub takie, które z przodu zdobi podobizna jakiegoś zwierzaka 3D, kapcie – piersi, fartuszek z muskulaturą brzucha i klaty albo seks książeczka czekowa z erotycznymi zadaniami dla partnerki?
Do wyboru, do koloru! | 5 najseksowniejszych prezentów pod choinkę dla niego do 50 zł |
Jazda na łyżwach to frajda nie tylko dla dzieci. Zachęcamy: spróbuj wykorzystać pozostałe tygodnie zimy, żeby nauczyć się ślizgać. To nie tylko zabawa, ale i solidny trening. Pod blokiem masz ślizgawkę, ale wstydzisz się na nią pójść, bo twoja technika jazdy pozostawia wiele do życzenia? Hej, każdy kiedyś się czegoś uczył i nie ma co się wstydzić. Co więcej, już nauka łyżwiarstwa to dobry, konkretny trening całego ciała. Pomyśl także o grze w hokeja: robi się coraz popularniejszy. W czasie jazdy poprawia się kondycja, pracują serce i płuca, ale także wzmacniają nogi, pośladki, brzuch, a nawet ramiona.
Technika jazdy na łyżwach jest intuicyjna, dlatego na bardzo podstawowym poziomie można spróbować nauczyć się jej samemu (oczywiście zawsze możesz się zapisać do szkółki lub wziąć trenera: to da gwarancję, że nie „podłapiesz” niepoprawnych nawyków).
Łyżwy możesz wypożyczyć na lodowisku. Dzięki temu, zanim kupisz własne, będziesz mieć pewien obraz, czego szukać i jaki model wybrać. Robiąc zakupy, pamiętaj o ochraniaczach na ostrza.
Kilka ważnych zasad:
Jeśli brakuje ci pewności, na początku możesz założyć kask i ochraniacze, które zabezpieczą cię przed skutkami upadków (a te są nieuchronne, choć dużo mniej nieprzyjemne, niż się wszystkim wydaje).
Dobrze dopasuj rozmiar łyżew, bo za luźne mogą stanowić zagrożenie.
But musi stabilizować kostkę, dlatego dokładnie go dopasuj, zapinając.
Wypróbuj 10 ćwiczeń, dzięki którym łatwiej będzie ci opanować jazdę na łyżwach.
1. Jazda po łuku, okręgu
Wbrew pozorom precyzyjne utrzymanie toru w czasie jazdy po okręgu wcale nie jest łatwe. Z czasem możesz zacząć zacieśniać łuk i pokonywać coraz mniejsze kółka.
2. Ósemka
Jest wariacją na ten temat poprzedniego ćwiczenia. Zwracaj uwagę na prawidłowy balans ciałem w czasie zmiany kierunków. Spróbuj bawić się tym ćwiczeniem: ósemkę możesz zacieśniać, wydłużać, a tempo jazdy przyśpieszać i zwalniać.
3. Beczka: wąsko-szeroko
Najpierw nabierz prędkości. Potem w czasie jednego ślizgu zacznij zbliżać do siebie i oddalać łyżwy, zostawiając za sobą ślad fali. Beczkę możesz robić w dwóch wersjach: symetrycznej i asymetrycznej (jedna noga jedzie prosto, druga zmienia tor).
4. Slalom między pachołkami
Mniej zaawansowane osoby rozstawiająpachołki dalej od siebie, bardziej biegłe w łyżwiarstwie mogą postawić przeszkody blisko. Jeśli slalom zrobi się dla ciebie zbyt łatwy, możesz próbować pokonywać tor na jednej nodze lub tyłem.
5. Jazda po kopercie
Rozstaw cztery pachołki w kształt prostokąta i spróbuj jeździć po tzw. kopercie, pamiętając, że ciasne nawroty wymagają zmniejszenia prędkości i opanowania techniki szybkiej zmiany kierunków.
6. Jazda po linii
Wyobraź sobie, że jedziesz po linie. W czasie jazdy przednią nogę stawiaj dokładnie przed tylną. Dzięki czemu opanujesz koordynację i balansowanie ciałem. Możesz także spróbować jechać w ten sposób do tyłu.
7. Przysiad
W czasie jazdy spróbuj kucnąć, nie zatrzymując się. Jeśli to dla ciebie zbyt trudne, zacznij od delikatnego uginania kolan.
8. Jazda na jednej nodze
Rozpędź się i podnieś jedną nogę (jeśli boisz się utraty równowagi, nie podnoś jej wysoko, ale delikatnie odklej od lodu. W razie czego będziesz mieć asekurację). Docelowo spróbuj jazdy na jednej nodze w pozycji pistoletu.
9. Jazda tyłem
Jeśli jazda do przodu nie sprawia ci już problemu, zacznij próbować jazdy tyłem. Możesz doskonalić ją, stosując wyżej opisane ćwiczenia: jazdę po łuku, ósemki, beczkę itd.
10. Podskoki
Kiedy już opanujesz dobrze jazdę ze zmianą kierunków, możesz odrywać ostrza od lodu, próbując podskakiwać.
Jak widzisz, nawet sama nauka jazdy na łyżwach może być nie tylko świetną zabawą, ale i intensywnym treningiem wzmacniającym całe ciało. Dlatego warto wykorzystać zimę, póki trwa, i jak najczęściej odwiedzać okoliczne ślizgawki. | 10 ćwiczeń, które nauczą cię jazdy na łyżwach |
Szpachlowanie to prosta czynność, którą możemy wykonać sami. Zajmuje trochę czasu, jednakże samodzielne zaszpachlowanie rys, pęknięć czy wgłębień jest proste, przy czym nie potrzeba wielu narzędzi. Przyda nam się jedynie cierpliwość, czas schnięcia poszczególnych etapów bywa nużący :) Sprawdźcie sami jak łatwe może być szpachlowanie! Jak zaszpachlować dziurę w ścianie?
Rzeczy potrzebne do szpachlowania:
czyste pędzle
grunt
masa szpachlowa akrylowa
gips budowlany
kielnia
szpachelka
papier ścierny
odkurzacz
farba
box:video
Więcej poradników DIY znajdziesz na kanale allegro Wnętrza. | Jak zaszpachlować dziurę w ścianie? |
Awokado uwielbiają modelki dbające o linię, fani siłowni, ale także miłośnicy kuchni meksykańskiej. Zielony owoc ma sporo kalorii, dlatego najlepiej zjeść go rano - wtedy dostarczy wartości odżywczych na cały dzień. Sprawdź, jak przygotować pyszne śniadanie z awokado w roli głównej! Awokado na toście - przepis
Składniki na 2 porcje:
1 dojrzałe awokado
4 grube kromki pełnoziarnistego chleba
1 limonka
1 drobno pokrojony szczypiorek
½ szklanki pomidorków cherry pokrojonych w kostkę
opcjonalnie: ½ szklanki posiekanej kolendry
sól do smaku
oliwa z oliwek
Sposób przygotowania:
Kromki chleba wyłóż na patelnię lub umieść w tosterze. Przekrój awokado na pół, wyjmij pestkę i obierz je ze skórki. Zmiażdż owoc w moździerzu. Dodaj posiekany szczypiorek do miseczki z awokado. Wyciśnij sok z połówki limonki i dolej go do miseczki. Dopraw szczyptą soli, wymieszaj wszystkie składniki i spróbuj smaku. Jeśli wyda ci się za mało wyrazisty, dodaj więcej soku z limonki lub soli. Gotowe tosty ułóż na talerzach i rozsmaruj na nich pastę z awokado. Każdą kromkę posyp pomidorkami, kolendrą i lekko polej oliwą z oliwek. To wszystko – twoje tosty z awokado są gotowe!
Awokado w bekonie z jajkiem w środku - przepis
Składniki na 1 porcję:
1 dojrzałe awokado
1 jajko
2 plasterki bekonu
1 i ½ łyżeczki miodu
1 łyżeczka sosu siracha
1 łyżeczka sosu sojowego
Sposób przygotowania:
Przekrój awokado na pół, wyjmij pestkę i lekko wydrąż owoc tak, aby później zmieściło się w nim jajko. Za pomocą łyżki wyjmij połówki awokado ze skórki - jeśli obawiasz się, że możesz sobie nie poradzić z tym zadaniem, użyj obieraczki do awokado.
box:offerCarousel
W garnku zagotuj wodę, a kiedy zacznie wrzeć umieść w niej jajko. Gotuj je przez 6 minut, a następnie ostudź w misce z zimną wodą i lodem. Kiedy jajko wystygnie, połóż je na drewnianej desce i lekko dociskając, roluj. W ten sposób skorupka zacznie pękać i łatwiej ją ściągniesz. Włóż ugotowane jajko do otworu po pestce awokado i przykryj drugą połówką owocu.
Złożone awokado z jajkiem w środku owiń dwoma plasterkami bekonu. Umieść je na patelni i przewracając smaż na wolnym ogniu. Kiedy awokado będzie na patelni wymieszaj w małej miseczce miód, sirachę i sos sojowy. Zanurz w mieszance pędzelek i posmaruj nim bekon pod koniec smażenia. Voila - twoje śniadanie jest gotowe!
Zielone smoothie z awokado i ananasem - przepis
box:offerCarousel
Składniki na 1 porcję:
1 szklanka wody
½ awokado
2 szklanki szpinaku
2 szklanki ananasa pokrojonego w kostkę
1-2 łyżki miodu do smaku
Sposób przygotowania:
Przygotuj wszystkie składniki, pokrój ananasa, obierz i pokrój awokado. W przygotowywaniu idealnie gładkiego smoothie ogromną wagę odgrywa kolejność ułożenia składników w blenderze, dlatego postępuj dokładnie według wskazówek. Najpierw wlej wodę, następnie awokado, szpinak i ananasa. Blenduj, aż powstanie jednolita masa. Następnie dodaj miodu do smaku i zblenduj smoothie ponownie. Zielony koktajl dostarczy ci energii na cały dzień!
Awokado na toście, z jajkiem i bekonem, a może w smoothie? Która z naszych propozycji zaostrzyła ci apetyt? Wypróbuj je wszystkie i ciesz się smacznym i pożywnym śniadaniem! | Pożywne śniadanie: awokado na 3 sposoby |
Kinga Rusin po kilkuletniej przerwie od pisania powraca z nową książką i… ratuje honor innych piszących celebrytów. Kinga Rusin, jedna z najpopularniejszych polskich dziennikarek telewizyjnych, wzorem wielu innych gwiazd postanowiła zarobić na panującej u nas od pewnego czasu modzie na zdrowy styl życia. Na szczęście w efekcie powstała książka, która poza znanym nazwiskiem autorki oferuje też sporo przydatnych informacji i porad.
Żyj pięknie i zdrowo z Kingą Rusin
„Jak zdrowo i pięknie żyć, czyli ekoporadnik” to książka, nad którą Rusin pracowała kilka lat. Jak już na wstępie zapewnia sama autorka, aby odpowiednio przygotować się do pisania na ten temat, „przekopała się przez setki artykułów, raportów, badań i wywiadów”. Jeśli spodziewacie się jednak pracy naukowej, to uspokajam was – dziennikarka całą tę zdobytą wiedzę i swoje własne doświadczenia opisuje w sposób prosty i przystępny.
Książka została podzielona na pięć rozdziałów, każdy poświęcony innemu aspektowi „zdrowego i pięknego” stylu życia. Pierwsza część to swoiste wprowadzenie do tematyki ekologii i zdrowego lifestyle’u. Autorka przedstawia proste sposoby na to, jak możemy zadbać o środowisko i zmniejszyć nasz własny ślad ekologiczny. To bardzo podstawowe informacje, jednak dla wielu osób mogą okazać się odkrywcze.
Drugi rozdział „Ekoporadnika” poświęcony jest jedzeniu. Rusin nie tylko zebrała kilkadziesiąt bardzo prostych i smacznych przepisów na zdrowe potrawy śniadaniowe, obiady i lekkie kolacje, ale także znajdziemy tu ciekawe informacje na temat niektórych produktów spożywczych i ich wpływu na nasz organizm. Wiedzieliście na przykład, że nie powinniśmy jeść zbyt wiele rzodkwi albo rzeżuchy? Autorka przepisy i porady przeplata opowieściami ze swoich licznych podróży, ale nie odrywają one jednak czytelnika od właściwego clou książki.
Trzecia część skupia się na dbaniu o ciało. Kinga Rusin zawarła w niej nie tylko porady dotyczące pielęgnacji skóry i przygotowywania naturalnych, domowych kosmetyków, ale również szalenie interesujące informacje na temat detoksykacji organizmu. Choć rozdział ten formalnie dedykowany jest (jak i zresztą cała książka) kobietom, to panowie też znajdą tu garść bardzo przydatnych porad, m.in. na temat tego, jak czytać etykiety kosmetyków i jak odpowiednio je przechowywać. Czwarty rozdział to swoiste przedłużenie poprzedniego – znajdziemy tu więcej informacji o sposobach na rozruszanie się i zadbanie o nasz organizm. I tu znalazło się miejsce na kilka przepisów, ale tym razem to głównie oczyszczające koktajle, mające dodać nam energii i pomóc organizmowi w pozbyciu się toksyn.
Piąta i ostatnia część „Ekoporadnika” to „Zbiorek tajemnic”. Mamy tu do czynienia z osobistymi przemyśleniami autorki. Rusin dzieli się z czytelnikami swoimi spostrzeżeniami na temat aktywnego życia i dbania o środowisko, a także tego, jak zmieniło się jej życie, odkąd zaczęła bardziej o siebie dbać.
Kolorowo i smacznie
Książka Kingi Rusin, choć nie jest wybitnie odkrywcza, dla ekologicznych laików może okazać się doskonałym wstępem, a nawet impulsem do zmiany stylu życia i wprowadzenia do niego pozytywnych zmian. Poza mnóstwem przydatnych informacji pobudzająco mogą działać też piękne, kolorowe fotografie – zarówno samej dziennikarki, jak i proponowanych przez nią przepisów.
Wydawca zadbał o aspekt wizualny książki, który jest, moim zdaniem, w publikacjach tego typu równie ważny co sama jej wartość merytoryczna. Dzięki pięknym, nasyconym zdjęciom aż chce się wypróbować dań proponowanych przez Rusin. Sama autorka, która też prezentuje się na fotografiach naprawdę świetnie, jest z kolei żywym dowodem na to, że na zmiany w stylu życia nigdy nie jest za późno.
Źródło okładki: burdaksiazki.pl | „Jak zdrowo i pięknie żyć, czyli ekoporadnik” Kinga Rusin – recenzja |
Aromatyczny i pełen przypraw. Ma wielu wielbicieli, którzy nie mogą się bez niego obejść. Obowiązkowo pojawia się podczas uroczystości rodzinnych, Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Jest tak smaczny, że gości na naszych stołach także na co dzień. Pasztety znano już w starożytnym Rzymie. Jednak prawdziwymi mistrzami ich wypiekania okazali się Francuzi. To od nich przyszła do nas moda na ten mięsny przysmak. W XVI wieku na bogatych dworach oprócz kucharzy zatrudniano pasztetników, którzy z różnych rodzajów mięs i innych składników potrafili wyczarować prawdziwe specjały. Dziś każda gospodyni wie, że przygotowanie ich jest nie tylko proste, ale również pozwala pozbyć się nadmiaru ugotowanego do rosołu mięsa czy usmażonych wątróbek. Znawcy kulinarni uważają, że o jego smaku decyduje jakość mięsa, odpowiednio skomponowane przyprawy, staranne i wielokrotne zmielenie oraz ugniecenie składników. Ważne jest też dodanie odpowiedniej ilości tłuszczu, dzięki któremu potrawa się nie kruszy.
Jak przyrządzić wyśmienity pasztet? Oto nasze propozycje:
Pasztet z suszonymi śliwkami
Chcąc przyrządzić ten pyszny pasztet, należy przygotować:
włoszczyznę,
0,5 kg mięsa wieprzowego,
40 dkg wątróbek drobiowych,
30 dkg surowego boczku,
2 cebule,
6 jajek,
3 ząbki czosnku,
garść suszonych grzybów,
10 dkg obranych orzechów włoskich,
kilka suszonych śliwek,
2 listki laurowe,
4 ziarenka ziela angielskiego,
bułkę
mały kieliszek porto lub słodkiego wina.
Wykonanie: W dużym garnku gotujemy włoszczyznę razem z wieprzowiną. Wątróbkę smażymy na cebuli z dodatkiem listków laurowych i ziela angielskiego. Następnie mięso przepuszczamy przez maszynkę do mięsa – ręczną lub elektryczną. Najlepiej trzy razy dla uzyskania jednolitej masy. Do zmielonych składników dodajemy 6 żółtek, ubite białka, namoczoną w mleku bułkę i resztę komponentów. Wszystko starannie ugniatamy i przyprawiamy solą, pieprzem, gałką muszkatołową i imbirem. Prostokątną foremkę smarujemy tłuszczem, obsypujemy bułką do pieczenia i układamy na spodzie plastry boczku. Pieczemy w temperaturze 180 stopni mniej więcej przez godzinę.
box:offerCarousel
Pasztet z sarny z żurawiną
Przygotujmy:
60 dkg sarniej łopatki,
10 dkg tłustego boczku,
50 ml koniaku,
1 żółtko,
100 ml bulionu,
2 owoce jałowca,
2 cebule,
10 dkg suszonej żurawiny,
100 ml wody,
10 dkg cukru,
liść laurowy,
tymianek,
rozmaryn,
3 łyżeczki żelatyny,
sól, pieprz,
namoczoną w mleku bułkę,
30 dag słoniny
masło do wysmarowania foremki.
Wykonanie: Mięso, słoninę i zioła podsmażamy i dodajemy cebulę oraz koniak. Całość mielimy w maszynce, najlepiej trzykrotnie, aby pasztet był zwarty, a następnie do masy dodajemy żółtka, przyprawy, bułkę, bulion i wyrabiamy ją ręką. Potem przekładamy do foremki (aluminiowej, szklanej, porcelanowej lub silikonowej) wysmarowanej masłem i wyłożonej na dnie słoniną. Pieczemy w temperaturze 180 stopni przez ok. 50 minut. W tym czasie przyrządzamy galaretkę: żurawinę gotujemy przez chwilę w wodzie, wsypujemy cukier, mieszamy, miksujemy blenderem i przecieramy przez sito. Do przetartej masy dodajemy żelatynę. Dokładnie mieszamy, aż żelatyna się rozpuści. Odstawiamy do wystygnięcia i stężenia w foremkach na galaretki. Podajemy razem z pasztetem.
box:offerCarousel
Pasztet z gotowanego mięsa, czerwonej soczewicy i suszonych pomidorów
box:offerCarousel
Potrzebujemy:
40 dkg ugotowanego mięsa,
50 dkg podgardla,
30 dkg boczku,
15 dkg czerwonej soczewicy,
10 dkg suszonych pomidorów,
5 łyżek oliwy lub oleju,
4 jajka,
2 ząbki czosnku,
cebulę,
pęczek świeżej kolendry,
sok z połówki cytryny,
sól, pieprz,
mielony kminek
namoczoną w mleku bułkę.
Wykonanie: Mięso mielimy kilkakrotnie w maszynce, soczewicę gotujemy w wodzie do miękkości, przecedzamy i miksujemy blenderem razem z pozostałymi składnikami. Na końcu dodajemy pokrojone suszone pomidory. Ugniatamy wszystko z jajkami i doprawiamy, a jeśli całość będzie za sucha, dodajemy więcej wody i oleju rzepakowego. Foremkę smarujemy masłem, obsypujemy bułką tartą, a na dnie naczynia układamy plasterki boczku. Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni i pieczemy przez 45–55 minut.
Idealny pasztet powinien być wilgotny, zwarty i pokryty skorupką. Aby dobrze się kroił, należy używać ostrego noża bez ząbków. Można go podawać na zimno lub na ciepło, na efektownych paterach lub drewnianych tackach i udekorować świeżymi ziołami. Najlepiej smakuje z sosem – słodkim z owoców żurawiny, borówek, porzeczek, jeżyn, pikantnym – z dodatkiem chili, chrzanowym, tatarskim z majonezem lub orzeźwiającym na bazie jogurtu, śmietany i ziół. Wlewamy go do sosjerki i rozkoszujemy się jego wyśmienitym smakiem.
) | Trzy przepisy na rewelacyjny pasztet mięsny |
W ostatnich latach rynek kart graficznych kwitnie, choć ceny nawet podstawowych modeli są dość wysokie. Prognozuje się, że już wkrótce wszystko wróci do normy, ale jeśli ktoś nie chce czekać, już teraz może kupić budżetową kartę graficzną do podstawowych zastosowań. Co prawda kwota około 500 złotych nie pozwoli na zakup zaawansowanej i wydajnej karty graficznej do gier, ale nie każdy posiadacz komputera chce grać w wymagające gry. Niektórzy w ogóle nie interesują się grami i nie instalują ich na swoich urządzeniach. Priorytetami są przede wszystkim cicha i energooszczędna praca oraz podstawowa wydajność, pozwalająca swobodnie korzystać z multimediów, takich jak filmy w sieci, filmy w rozdzielczości Full HD (1920 x 1080 pikseli), płynna animacja w podstawowych zastosowaniach itp.
Oczywiście prosta karta graficzna umożliwi również uruchamianie prostych, starszych gier, choć jak już wspomnieliśmy, gracze na pewno nie będą zachwyceni.
Potencjalne zastosowanie
Dla jednych karta za mniej niż 500 złotych będzie rozwiązaniem tymczasowym, w oczekiwaniu na obniżki cen tych podzespołów, dla innych będzie to główne i podstawowe rozwiązanie, które spełnia wszystkie wymagania. Karty tego typu świetnie sprawdzą się w komputerach domowych oraz biurowych, które służą nie tylko do prac z programami do edycji tekstu, ale również prostych zastosowań graficznych, jak również do odtwarzania multimediów.
Co prawda filmy w rozdzielczości 4K Ultra HD (3840 x 2160 pikseli) mogą być zbyt dużym wyzwaniem, ale rozdzielczość Full HD (1920 x 1080 pikseli) będzie w pełni akceptowalna. Karty z tego segmentu to również świetny wybór do komputera, który stoi w salonie i pełni rolę domowego centrum rozrywki. W takim wypadku warto szukać modeli z pasywnym – a co za tym idzie: bezgłośnym – chłodzeniem.
ASUS GT 1030 OC 2GB
Producent chipsetu: NVIDIA
Rodzaj chipsetu: GeForce GT 1030
Ilość pamięci RAM: 2 GB
Rodzaj pamięci RAM: GDDR5
Szyna danych [bit]: 64
Typ złącza: PCI Express x16
Długość karty [mm]: 184
Taktowanie rdzenia [MHz]: 1278
Taktowanie rdzenia w trybie Boost [MHz]: 1531
Taktowanie pamięci [MHz]: 6008
box:offerCarousel
Nasze zestawienie otwieramy modelem ASUS GT 1030 OC 2GB. To jeden z mocniejszych przedstawicieli kart z rodziny Nvidia GeForce GT 1030 z 2 GB pamięci RAM GDDR5. Na uwagę zasługuje przede wszystkim taktowanie rdzenia, które w trybie normalnym jest na poziomie 1278 MHz, ale w trybie Boost wzrasta do 1531 MHz. Taktowanie pamięci to 6008 MHz. Karta nie ma dużego apetytu na energię – wystarczy zasilacz o standardowej mocy 300 W. Należy pamiętać, że nie jest to najlepszy wybór dla komputerów, które będą pracować w salonie, ponieważ aktywne chłodzenie bywa dość głośne pod obciążeniem. Cena tego modelu to około 400 złotych.
Gigabyte GT 1030 Silent 2GB
Producent chipsetu: NVIDIA
Rodzaj chipsetu: GeForce GT 1030
Ilość pamięci RAM: 2 GB
Rodzaj pamięci RAM: GDDR5
Szyna danych [bit]: 64
Typ złącza: PCI Express x16
Długość karty [mm]: 174,9
Taktowanie rdzenia [MHz]: 1252
Taktowanie rdzenia w trybie Boost [MHz]: 1506
Taktowanie pamięci [MHz]: 6008
box:offerCarousel
Kolejny model Gigabyte GT 1030 Silent 2GB spodoba się przede wszystkim miłośnikom ciszy oraz użytkownikom niewielkich komputerów ""salonowych"", którym zależy na tym, aby urządzenie generowało jak najmniej hałasu podczas pracy. Parametry karty są niemal takie same, jak poprzednika, ale warto pamiętać, że pod obciążeniem układ może dość mocno się grzać. Mimo to podczas normalnego użytkowania nie będzie najmniejszych problemów, a największą zaletą jest oczywiście całkowita cisza. Cena – około 360 złotych.
MSI GeForce GT 1030 2GB OC
Producent chipsetu: NVIDIA
Rodzaj chipsetu: GeForce GT 1030
Ilość pamięci RAM: 2 GB
Rodzaj pamięci RAM: GDDR5
Szyna danych [bit]: 64
Typ złącza: PCI Express x16
Długość karty [mm]: 174,9
Taktowanie rdzenia [MHz]: 1265
Taktowanie rdzenia w trybie Boost [MHz]: 1518
Taktowanie pamięci [MHz]: 6008
box:offerCarousel
Kolejny model pochodzi z obozu marki MSI. W tym przypadku również zastosowano układ Nvidia GeForce GT 1030 z 2 GB pamięci GDDR5, jak również pasywny układ chłodzenia. To idealne rozwiązanie dla komputerów biurowych oraz multimedialnych, które nie będą działały pod dużym obciążeniem. Cena tego modelu na Allegro w dniu publikacji – około 400 złotych.
Zotac GeForce GT 1030 2GB
Producent chipsetu: NVIDIA
Rodzaj chipsetu: GeForce GT 1030
Ilość pamięci RAM: 2 GB
Rodzaj pamięci RAM: GDDR5
Szyna danych [bit]: 64
Typ złącza: PCI Express x16
Długość karty [mm]: 174,9
Taktowanie rdzenia [MHz]: 1227
Taktowanie rdzenia w trybie Boost [MHz]: 1468
Taktowanie pamięci [MHz]: 6000
box:offerCarousel
Ostatnia propozycja obejmująca ten układ graficzny – Zotac GeForce GT 1030 2GB. To bardzo prosta i kompaktowa konstrukcja, która odznacza się niewielkim zapotrzebowaniem na energię. Co więcej, jest to konstrukcja niskoprofilowa, co pozwala na montaż w niewielkich obudowach, np. typu Media Center. Niewielki układ chłodzenia z wiatrakiem może być słyszalny podczas większego obciążenia. Cena na Allegro – około 330 złotych w dniu publikacji.
Gigabyte GeForce GT 730 2GB
Producent chipsetu: NVIDIA
Rodzaj chipsetu: GeForce GT 730
Ilość pamięci RAM: 2 GB
Rodzaj pamięci RAM: GDDR5
Szyna danych [bit]: 64
Typ złącza: PCI Express x16
Długość karty [mm]: 177
Taktowanie rdzenia [MHz]: 902
Taktowanie pamięci [MHz]: 5000
box:offerCarousel
Tym razem propozycja z układem Nvidia GeForce GT 730 z 2 GB pamięci RAM GDDR5. Jest to nieco starsza i tańsza propozycja – w dniu publikacji około 280 złotych na Allegro – oferująca przyzwoitą wydajność do podstawowych zastosowań oraz prostszych gier. Jest to tradycyjna konstrukcja z pełną szyną mocującą (śledziem) oraz aktywnym chłodzeniem z dość dużym wiatrakiem, który zapewnia cichą i wydajną pracę.
Gigabyte GeForce GT 710 1GB
Producent chipsetu: NVIDIA
Rodzaj chipsetu: GeForce GT 710
Ilość pamięci RAM: 1 GB
Rodzaj pamięci RAM: GDDR3
Szyna danych [bit]: 64
Typ złącza: PCI Express x16
Długość karty [mm]: 144
Taktowanie rdzenia [MHz]: 954
Taktowanie pamięci [MHz]: 1800
box:offerCarousel
Następna propozycja spodoba się przede wszystkim tym, którzy z komputera korzystają okazjonalnie oraz używają go do bardzo prostych prac. Priorytetem jest przede wszystkim oszczędność energii, a w tym model Gigabyte GeForce GT 710 1GB sprawdzi się wyśmienicie. Wąska konstrukcja oraz dwie wersje chłodzenia do wyboru – aktywna i pasywna – pozwolą dopasować kartę do każdej obudowy. Cena – około 160 złotych.
Palit GT710 2GB
Producent chipsetu: NVIDIA
Rodzaj chipsetu: GeForce GT 710
Ilość pamięci RAM: 1 GB
Rodzaj pamięci RAM: GDDR3
Szyna danych [bit]: 64
Typ złącza: PCI Express x16
Długość karty [mm]: 144
Taktowanie rdzenia [MHz]: 954
Taktowanie pamięci [MHz]: 1800
box:offerCarousel
Następna propozycja to kompromis pomiędzy wydajnością – 2 GB pamięci GDDR3 – a oszczędnością związaną z zastosowanym tu energooszczędnym układem graficznym. Kolejną zaletą modelu Palit GT710 2GB jest kompaktowa budowa oraz pasywny układ chłodzenia – idealne połączenie dla komputerów "salonowych". To wszystko w bardzo rozsądnej cenie – około 180 złotych.
Gigabyte R5 230 1GB
Producent chipsetu: AMD Radeon
Rodzaj chipsetu: R5 230
Ilość pamięci RAM: 1 GB
Rodzaj pamięci RAM: GDDR3
Szyna danych [bit]: 64
Typ złącza: PCI Express x16
Długość karty [mm]: 166
Taktowanie rdzenia [MHz]: 625
Taktowanie pamięci [MHz]: 1066
box:offerCarousel
Na zakończenie budżetowa propozycja od firmy Gigabyte – Radeon R5 230 z 1 GB pamięci RAM GDDR3. Jest to jedyny przedstawiciel firmy AMD i serii Radeon. Karta idealnie sprawdzi się przy zastosowaniach codziennych, takich jak praca, przeglądanie Internetu, oglądanie filmów itp. Chłodzenie aktywne z wiatrakiem przy niewielkim obciążeniu działa cicho. Cena tego modelu na Allegro w dniu publikacji – około 200 złotych. | Karta graficzna do 500 złotych – I kwartał 2018 |
Mięśnie czworogłowe ud są bardzo ważne dla każdego człowieka, wpływają bowiem na kondycję fizyczną. W jaki sposób ćwiczyć, aby je wzmocnić? Mięsień czworogłowy uda to fundamentalny fragment ciała. Warto więc zadbać, aby był on odpowiednio mocny. Mięśnie czworogłowe ud wspierają stawy, które często są narażone na kontuzje. Silne mięśnie będą miały również znaczenie w życiu codziennym. Odpowiadają za utrzymanie prawidłowej postawy, przenoszenie ciężaru ciała, są pomocne w prostych, codziennych czynnościach typu bieganie, kucanie czy chodzenie.
Niby nic… a jednak!
Wbrew pozorom wzmocnienie akurat tych mięśni nie wymaga skomplikowanego sprzętu czy niebywałych umiejętności. Oczywiście ćwiczenia muszą być wykonywane prawidłowo – nieumiejętnie zrobiony przysiad może zakończyć się kontuzją. Do odrobiny techniki dodajmy nasze ciało oraz prosty sprzęt typu hantle, obciążniki czy skakanka, by przy regularnym treningu szybko cieszyć się efektami. Jak zatem ćwiczyć?
1. Przysiad
To podstawowe ćwiczenie, od którego należy zacząć każdy trening „czwórek”. Ważne, aby pamiętać o prawidłowym rozstawieniu stóp. Zaleca się, aby były rozstawione na szerokość bioder lub nieco szerzej i ułożone równolegle do siebie. W czasie ćwiczenia brzuch cały czas powinien być napięty. W takiej pozycji wykonujemy przysiad. Łopatki mają być maksymalnie ściągnięte, co spowoduje wypchnięcie klatki piersiowej. Przysiad zaczynamy od wypchnięcia bioder do tyłu, następnie uginamy kolana. Zaawansowani w trenowaniu mięśni czworogłowych ud mogą zarzucić sobie na kark worek bułgarski lub użyć sztangi z odpowiednim obciążeniem. Będzie to stanowiło dodatkowe obciążenie nóg. Należy jednak pamiętać, aby nie stosować nadmiernego obciążenia, ponieważ grozi to kontuzją.
2. Zakroki
Znanym ćwiczeniem są wykroki. Wzmacniają i rzeźbią mięśnie czworogłowe ud, są bezpieczne dla stawów kolanowych, gdyż w czasie zgięcia nogi i odstawienia jej w tył staw kolanowy jest cały czas spięty i nie ulega nagłemu naciskowi. Aby prawidłowo wykonać to ćwiczenie, należy przyjąć pozycję taką, jak przed wykonaniem przysiadu, następnie odwieść nogę w tył tak daleko, aby postawić ją na palcach stóp. Kolejny etap to ugięcie nogi do ziemi i powrót do pozycji wyjściowej. Aby trening był bardziej efektywny i przyniósł zamierzony cel, warto ćwiczyć z hantlami.
3. Ćwiczenia przy użyciu stepu
Bardzo efektywne, a jednocześnie proste ćwiczenie. Przypomina tradycyjne wychodzenie po schodach. Wzmacnia i rzeźbi mięśnie czworogłowe ud i zapewnia świetną zabawę. Wiele osób ćwiczy na stepie do rytmu muzyki – to dobry sposób na równoczesny trening i terapię antystresową po ciężkim dniu. Należy jednak pamiętać, aby wysokość stepu była dopasowana do naszych umiejętności i możliwości, aby nadmiernie nie obciążać kolan.
4. Krzesełko
Kolejne ćwiczenie na pierwszy rzut oka wygląda banalnie, ale potrafi dać wycisk mięśniom ud. Ustawiamy się pod ścianą w takiej pozycji, jakbyśmy mieli usiąść na krześle, i trwamy w niej kilkadziesiąt sekund. Ćwiczenie to znacznie zwiększy siłę mięśni czworogłowych ud. Jeżeli jednak w momencie ćwiczenia poczujemy kłucie w okolicach stawu kolanowego, natychmiast przerwijmy je. Krzesełko obciąża nie tylko uda, ale również kolana.
To także działa!
Niezastąpiony przy treningu mięśni czterogłowych ud jest rower. Jazda na rowerze solidnie je wzmacnia. Nie zawsze należy decydować się wersje siłowe treningu. W łatwy sposób można połączyć przyjemne z pożytecznym i wybrać się na przejażdżkę na łono natury. Dobrą opcją treningu jest również skakanie na skakance czy jogging. Niezależnie, jaką formę treningu wybierzemy, pamiętajmy, aby na początku przeprowadzić rozgrzewkę, a po treningu rozciągnąć mięśnie. W ten sposób unikniemy kontuzji i zakwasów, które mogą być bardzo dokuczliwe. Potreningowe rozciąganie sprawi także, że będziemy gotowi do kolejnego treningu już następnego dnia.
Trzeba pamiętać, że trening kolejnego dnia to ćwiczenia angażujące inne partie mięśni. Codzienny trening mięśni czterogłowych ud szybko doprowadzi do ich przemęczenia!
Mocne i solidne nogi to bez wątpienia fundament całego ciała. Nigdy nie zaniedbuj ich, jeżeli pragniesz zbudować harmonijnie umięśnioną sylwetkę i chcesz osiągać jak najlepsze wyniki w różnych dziedzinach sportu. Znając już ćwiczenia i sposoby na wzmocnienie mięśni czworogłowych ud, czas najwyższy przejść do działania. | Jak wzmocnić mięsień czworogłowy uda? |
Pojedynek pomiędzy FIFĄ a Pro Evolution Soccer trwa od wielu lat. Czy w tym roku zwycięzcą znów będzie naszpikowana licencjami FIFA, czy może nieco uboższy PES utrze jej nosa? Gracze stają się wybredni i bazowanie na ich zaufaniu oraz przyzwyczajeniu do marki może mieć opłakane dla producenta skutki. Wiele osób uważa, że najnowsza odsłona gry FIFA 18 jest jedynie dużą łatką zawierającą aktualizację składów, nieznacznie poprawioną grafikę, kilka nowych animacji i kolejny odcinek wątku fabularnego z Alexem Hunterem. To za mało, aby gra mogła być pełnoprawnym następcą. Co więcej, potwierdzeniem takich opinii może być decyzja EA Sports o zaprzestaniu corocznej dystrybucji gier w obecnym formacie. Zamiast tego powstanie forma subskrypcji. Na czym to będzie polegało? O tym przekonamy się za jakiś czas.
Zupełnie inaczej wygląda sprawa Pro Evolution Soccer 2018. To nie jest tylko aktualizacja, a zupełnie nowa gra. Przekonają się o tym przede wszystkim gracze komputerowi, którzy w zeszłym roku zostali potraktowani dość niefajnie. Otrzymali bowiem wersję mocno okrojoną w stosunku do odmian na konsole Play Station 4 oraz Xbox One, głównie pod względem oprawy graficznej, animacji itd. W tym roku jest zupełnie inaczej i wersje na komputery PC oraz konsole nowej generacji są identyczne. Oznacza to, że oprawa wizualna będzie na najwyższym poziomie, zaś dynamika meczu, animacje i zagrania są zupełnie inne niż przed rokiem.
Prezentacja składów
Jeśli ktoś w zeszłym roku grał w Pro Evolution Soccer, ten wie, że oprawa graficzna była mocno średnia i znacząco odbiegała od tego, co zaoferowała FIFA. Teraz jednak, po zastosowaniu dopracowanego silnika graficznego Fox Engine, oprawa wygląda tak, jak powinna na mocnych komputerach i konsolach nowej generacji. Jest płynnie, imponująco, z rozmachem i szczegółowo.
Poprawiono m.in. aspekty fizyczne, w tym zachowanie się piłki na boisku. Jej lot jest przewidywalny, a kontrola dużo łatwiejsza, szczególnie w przypadku zaawansowanych technicznie graczy. Nie ma już poczucia, że zagrania będą przypadkowe. Poza tym pojawiły się kierunkowe przyjęcia piłki ze zwodem, dokładne przyjęcia długich podań crossowych itd. Dodatkowo zachowanie się piłki na murawie jest uzależnione nie tylko od siły zagrania, ale i od warunków atmosferycznych.
Oprawa meczowa
Piłka nożna to prawdziwe emocje, dlatego twórcy zadbali o to, aby je poczuć podczas wirtualnego meczu. Niewykorzystane sytuacje, błędy, faule, nerwy – to bez wątpienia buduje fantastyczny klimat, który z kolei wpływa na motywację podczas gry. Oczywiście ten zestaw nie ogranicza się tylko do wymyślnych min zawodników, bo są też całe sytuacje na boisku, jak sprzeczki z innymi piłkarzami, dyskusje z arbitrami itp. Mimo że są to tylko dodatki bez wpływu na samą rozgrywkę, to z ogromnym oddziaływaniem na ogólne odczucia.
Rzecz jasna nie mogło zabraknąć prawdziwych piłkarzy, którzy zostali odwzorowani z dbałością o każdy szczegół. Cristiano Ronaldo jest nie tylko świetnym dryblerem i posiadaczem potężnego strzału, ale także na pierwszy rzut oka przypomina swojego realnego odpowiednika zarówno na zbliżeniach, jak i pod względem specyfiki biegu czy zachowania się na boisku.
Kunszt piłkarski…
W tegorocznej edycji dopracowano technikę gry. Proste zwody są… prostsze do wykonania. Nie musimy już męczyć się ze zwykłą przeplatanką czy szybkim zwodem. Strzały bywają bardzo mocne i szybkie, co koresponduje z realistycznym meczem. Czasami nawet teoretycznie słabszy piłkarz, przy odrobinie szczęścia, potrafi potężnie posłać futbolówkę w stronę bramki i odwrotnie – nawet gwiazdom zdarzają się kiksy. To zwrot w stronę realizmu, który wyszedł serii na dobre. Piłka nożna to sport bardzo często nieprzewidywalny, więc niespodzianki podczas wirtualnych potyczek są jak najbardziej pożądane.
Świetnie spisują się ponadto bramkarze, którzy śmiało wybiegają z bramki, interweniują stanowczo i na granicy faulu. No właśnie… faulu. Tych w grze jest raczej mało, bo arbitrzy mają bardzo pobłażliwe podejście do potyczek zawodników. Żółte kartki są rzadkością, o czerwonych nawet nie wspominam. Z jednej strony buduje to atmosferę ostrego meczu, z drugiej zaś sprawia, że bywają one nieco chaotyczne i bezsensownie brutalne.
…z kilkoma brakami
Niestety, braki widoczne są od dawna i nie zapowiada się, by Konami w jakikolwiek sposób sobie z tym poradziło. Chodzi o licencje, a raczej ich brak. Boli przede wszystkim fikcyjna liga angielska i braki w poszczególnych ligach. Wprawdzie mamy ligę włoską, lecz nie ma w niej oryginalnego zespołu Juventus Turyn. Gra ma dość otwartą strukturę i w sieci znajdziemy liczne dodatki i poprawki, które dodają oryginalne zespoły, stroje, emblematy drużyn oraz twarze zawodników, ale nie zmienia to odczucia, że dostajemy niekompletny produkt.
Gwizdek końcowy!
W tym roku Pro Evolution Soccer 2018 zaoferowało graczom to, na co czekali od dawna. Świetną grafikę, dopracowane animacje i mechanikę gry. Mecze są emocjonujące i pełne niespodzianek, a piłkarze prezentują się fantastycznie. Owszem, są braki w postaci niepełnych licencji, pobłażliwych arbitrów czy okazjonalnych błędów, ale jako całokształt tegoroczna edycja zasługuje na dużą pochwałę. Być może popularność i kompletność FIFY 18 przeważa nad niszowym charakterem PES-a, ale nie da się ukryć, że tym razem wybór jest trudniejszy niż ostatnio. Czy warto dać szansę produkcji Konami? W tym roku – jak najbardziej!
Plusy:
1) Oprawa graficzna wreszcie na wysokim poziomie.
2) Wiele zauważalnych zmian w stosunku do ostatniej edycji.
3) Świetna oprawa meczowa, która buduje niesamowity klimat.
4) Poprawione komentarze i animacje zawodników.
Minusy:
1) Znów ogromne braki w licencjach.
2) Sędziowanie jest nieco ospałe i zbyt pobłażliwe.
Wymagania sprzętowe Pro Evolution Soccer 2018
Gra jest dostępna na PC, Play Station 3, Xbox 360, Play Station 4 i Xbox One.
Rekomendowane wymagania wersji na PC:
* Intel Core i7-3450 3.4 GHz/AMD FX 4170 4.20 GHz, 8 GB RAM,
* karta grafiki 2 GB GeForce GTX 660/Radeon HD 7950 lub lepsza,
* 30 GB HDD,
* Windows 7/8/8.1/10 64-bit.
Minimalne wymagania wersji na PC:
* Intel Core i5-3450 3.1 GHz/AMD FX 4100 3.60 GHz, 8 GB RAM,
* karta grafiki 1 GB GeForce GTX 650/Radeon HD 7750 lub lepsza,
* 30 GB HDD,
* Windows 7/8/8.1/10 64-bit.
Źródło okładki: konami.com | Pro Evolution Soccer 2018 - recenzja |
Gorczyca najczęściej kojarzona jest z musztardą, a jak sprawdzi się w tym przepisie? Przekonaj się sam. Sprawdź też inne wegetariańskie przepisy na allegro.pl/kuchnia Składniki:
4 dojrzałe papryki
2 łyżki oliwy
2 łyżki gorczycy czarnej
pęczek natki
miód
sól
Krok po kroku:
Papryki kroimy na pół, skrapiamy oliwą i solimy. Pieczemy w 200 stopniach przez 20 minut. Studzimy i obieramy. Papryki chłodzimy. Podajemy z miodem, gorczycą i natką.
Sprawdź inne przepisy wegetariańskie na naszym kanale YouTube a także na stronie allegro.pl/kuchnia.
box:video | Papryki pieczone z czarną gorczycą, cytryną, natką i miodem |
Akumulatorowe narzędzia wkraczają w coraz to nowe dziedziny i aplikacje. Dzieje się to na skutek coraz bardziej wydajnych akumulatorów oraz coraz bardziej oszczędnych silników. Maszyny mogą pracować coraz dłużej i pokonywać coraz bardziej wymagające obciążenia. Do takich trudnych zadań przeznaczona jest pilarka tarczowa do drewna, która w czasie pracy natrafia na potężny opór materiału obrabianego. Krótka charakterystyka
Przedstawicielem takiej maszyny jest Milwaukee M18 CCS66. Pilarki tarczowe zasilane akumulatorowo znane są już od dawna. Rozwijane są one jednak coraz bardziej, a celem ich rozwoju jest przede wszystkim zwiększenie parametrów cięcia. Okazuje się że prezentowana pilarka tarczowa współpracuje z tarczą o średnicy 190 mm. Do niedawna współpraca takiej maszyny z tarczą 160 mm była rewolucją – dziś to standard. Otwiera to nowe zastosowania dla akumulatorowych pilarek tarczowych. Zdolność cięcia ponad 65 mm to bardzo dobry wynik.
Funkcje
Milwaukee M18 CCS66 nie jest zwykłą pilarką tarczową. Posiada ona szereg dodatkowych funkcji zwiększających jej zastosowanie i ułatwiających operowanie podczas pracy. Płyta ślizgowa, po której prowadzi się maszynę po materiale obrabianym, posiada skalę, dzięki temu można łatwo określić odległość cięcia od naszkicowanej linii pomocniczej lub krawędzi materiału.
Funkcje
Milwaukee M18 CCS66 nie jest zwykłą pilarką tarczową. Posiada ona szereg dodatkowych funkcji zwiększających jej zastosowanie i ułatwiających operowanie podczas pracy. Płyta ślizgowa, po której prowadzi się maszynę po materiale obrabianym, posiada skalę, dzięki temu można łatwo określić odległość cięcia od naszkicowanej linii pomocniczej lub krawędzi materiału.
Cięcie może być dokonywane pod kątem, który ustawia się za pomocą specjalnego mechanizmu wycechowanego w stopniach kąta pochyłu. Zdarza się, że w pilarkach problematyczne jest otwarcie ruchomej osłony tarczy przy wejściu w materiał. Aby temu zapobiec, przewidziano zintegrowany z osłoną uchwyt do ręcznego ustawiania.
Pilarka ponadto posiada funkcję ustawienia głębokości cięcia. Dzięki temu możliwe jest precyzyjne nacinanie określonej warstwy materiału.
Maszyna zabezpieczona jest przed przypadkowym uruchomieniem za pomocą dodatkowego przycisku zwalniającego włącznik główny.
Maszyna o tak dużej głębokości cięcia często może być używana przez cieślów i dekarzy, a więc także w pracach na wysokościach. W związku z tym pilarka posiada specjalny hak do zawieszenia na pasie narzędziowym, gdy konieczne jest wykonanie innej pracy oburącz. Wymiana tarczy tnącej jest ułatwiona dzięki blokadzie obrotu wrzeciona maszyny.
Użyte materiały
Pilarka Milwaukee M18 CCS66 jest wykonana z bardzo dobrej jakości materiałów. Od razu w oczy rzuca się się aluminiowa podstawa maszyny, która charakteryzuje się dobrą sztywnością, a przy tym stosunkowo niską wagą. Sztywność podstawy przekłada się na precyzję cięcia. Szczególnie przy większych rozmiarach tarczy obciążenie, jakiemu poddana jest maszyna, jest dość spore, a dzięki sztywnej podstawie wszelkie ugięcia są zniwelowane do minimum. Korpus maszyny wykonano z tworzywa sztucznego, w wielu miejscach wzbogaconego o miękką i antypoślizgową okładzinę. Okładzina pełni funkcję zabezpieczenia przed uszkodzeniem oraz zwiększa wygodę i bezpieczeństwo pracy.
Rozwiązania techniczne
Pilarka tarczowa Milwaukee M18 CCS66 wspiera bardzo nowoczesne technologie zasilania i dystrybucji energii, właśnie w tych paremtrach kryje się tajemnica sukcesu tego urządzenia. Chodzi przecież o to, by zapewnić wydajne źródło energii i wykorzystać ją w sposób oszczędny i optymalny w stosunku do wykonywanego zadania. Na technologię składa się wydajny akumulator litowo-jonowy RedLithium-Ion, oszczędny silnik bezszczotkowy PowerState oraz elektronika dystrybuująca energię RedLink-Plus. Elektronika ta zarządza energią pobieraną z akumulatora, którą pobiera w taki sposób, aby nie przeciążyć ogniw bateryjnych. Elektronika zabezpieczając równiez silnik przed przeciążeniem. Jak widać, nie wystarczy jedynie stosować zaawansowanych technologicznie i najlepszych na świecie ogniw bateryjnych w akumulatorach, czy też najbardziej niezawodnych i oszczędnych silniki. Jeśli już jest do tego dostęp, trzeba wykrzesać z nich największy potencjał.
Parametry
Jak już wspomniano, Milwaukee M18 CCS66 wyróżnia się wysokimi parametrami roboczymi, jak na urządzenie zasilane bakteryjnie, o napięciu znamionowym 18 V. 66 mm głębokości cięcia to oszałamiający parametr dla tego typu narzędzia. Tarcza tnąca o średnicy 190 mm obraca się z prędkością obrotową 5000 obr./min. Urządzenie wraz z akumulatorem o pojemności 5 Ah waży 4,2 kg.
Wyposażenie
Pilarka M18 CCS66 może występować jako kompletne urządzenie wraz dwoma akumulatorami i ładowarką. Jest ona wówczas zapakowana w kufrze transportowym. Może też być dostarczona jako tak zwane urządzenie zerowe, czyli bez akumulatorów i ładowarki. Występuje ona wtedy w kartonie – jest to dobre rozwiązanie dla osób poszerzających swój warsztat narzędziowy, mających do swojej dyspozycji oczywiście inne urządzenie akumulatorowe Milwaukee zasilane tym standardem akumulatorów. W obu przypadkach narzędzie posiada zmyślnie zamontowany w obudowie kluczyk do wymiany tarczy tnącej, samą tarczę o średnicy 190 mm, przeznaczoną do cięci drewna, oraz prowadnicę boczną, którą można zamontować w podstawie pilarki w celu łatwego cięcia wzdłuż krawędzi materiału.
Podsumowanie
Milwaukee M18 CCS66 to jedna z bardziej wydajnych, pod kątem głębokości cięcia, maszyn do profesjonalnego użytku dostępnych obecnie na rynku. Pilarka znajdzie zastosowanie w stolarstwie, ciesielce, dekarstwie i wielu innych gałęziach budownictwa, wszędzie tam, gdzie cięte są grube przekroje, a dostęp do energii elektrycznej jest ograniczony lub utrudniony. Pilarka tarczowa Milwaukee M18 CCS66 jest kolejnym dowodem na silną pozycję marki Milwaukee w segmencie narzędzi akumulatorowych. Maszyna po zarejestrowaniu na stronie internetowej producenta jest objęta 3-letnią gwarancją. | Test pilarki tarczowej do drewna Milwaukee M18 CCS66 |
Ramoneska to jeden z przykładów tych ubrań, które zapisały się w modzie jako klasyk, którego nie może zabraknąć w żadnej szafie. Przez lata powstały tak różnorodne jej modyfikacje i wariacje, że często nawet nie przypomina prototypu, czyli czarnej, skórzanej kurtki ze skośnie ułożonym suwakiem. Nie ma jednak wątpliwości – pasuje niemal do wszystkiego i uratuje nas z niejednej modowej opresji. Wszechstronność ramoneski zaskakuje. Można ją zestawiać zarówno z minimalistycznymi stylizacjami, jak i ze strojnymi kreacjami na wielkie wyjścia. Dodaje całości rockowego pazura, ale jednocześnie nie ujmuje kobiecości. Jak nosić ramoneskę na pięć różnych sposobów?
1. Ramoneska w swoim naturalnym otoczeniu – styl rockowy
Styl rockowy i czarna skórzana kurtka to jedność. Ta mocna stylistyka nie jest jednak zarezerwowana dla gwiazd sceny muzycznej – każda z nas może czerpać z niej na co dzień lub przy okazji szalonej imprezy w klubie. Ciężkie motocyklowe buty i zakrawające o punk spodnie w czerwoną kratę dopełnią idealny zestaw. Na górę warto włożyć top lub T-shirt w jednolitym kolorze. Biel sprawdzi się świetnie jako tło dla wyrazistego zamka w ramonesce. Pamiętajmy o dodatkach – ćwieki i metalowe okucia biżuterii to coś, czego szukamy.
2. Ramoneska w dziewczęcym wydaniu
Tak wyrazista klasyka jak ramoneska może również podkreślić nasze dziewczęce oblicze. Świetnie łączy się z lekkimi, koronkowymi sukienkami w kolorach od bieli aż po pastele. Na stopach lekkie botki lub kowbojki w palecie odcieni brązów. Dodatki nie muszą być okazałe. Kobiece kokardki i perełki będą w sam raz. To strój idealny na spacer lub randkę dla romantycznej dziewczyny, która pragnie podkreślić swój indywidualizm.
3. Ramoneska na luzie
Ramoneskę można założyć niemal zawsze i wszędzie. Będzie świetnym sposobem na ochronę przed chłodem w codziennych, luźnych, casualowych stylizacjach. Dresowe spodnie w szarym kolorze lub przecierane jeansy będą dobrze komponować się z kurtką. Biała koszulka podkreśli niewymuszony styl. Na stopach modne sneakersy, a na głowie czapka z daszkiem. Warto pamiętać o włączaniu nakryć głowy do swoich stylizacji, aby strój był dopracowany nawet wtedy, gdy wybieramy się tylko na spacer z psem.
4. Glamour – styl idealny dla ramoneski
Połyskujące legginsy świetnie podkreślają kształty naszych nóg i pośladków. Top z odkrytymi plecami dodatkowo zaznaczy wyjątkową śmiałość zestawu. Sylwetkę wydłużą szpilki, sprawiając, że nasze ruchy będą kuszące i seksowne. Postawmy na długie kolczyki. Nie da się być niezauważonym w skórzanej ramonesce, a o to przecież chodzi w szalonym stylu glamour!
5. Czy ramoneska może być elegancka?
Odpowiedź brzmi: tak! Jeśli tylko w całości stylizacji zachowamy minimalizm i zrównoważymy kurtkę klasycznymi, eleganckimi elementami. Proste spodnie będą tu jak najbardziej na miejscu. Wybierajmy czyste, podstawowe barwy. Czerń i biel to zgrany duet. Biała koszula zapewni profesjonalizm looku, a nieprzekombinowane czółenka dodadzą kobiecości. Postawmy na lekką, złotą biżuterię, a całość nie będzie przytłaczać.
Ramoneska już dawno przestała kojarzyć się z motocyklistami. Teraz to kurtka idealna dla każdego – pasuje do wszystkich typów sylwetki i podkreśla naturalne proporcje. To lekarstwo na wszystkie stylizacyjne wątpliwości. Wygląda świetnie z sukienką, spódnicą i każdym rodzajem spodni. Zestawy z nią są łatwe do skonstruowania, a do tego komfortowe i atrakcyjne. Jej ponadczasowość sprawia, że jest zawsze strzałem w dziesiątkę w modowych rozterkach. | 5 stylizacji z ramoneską w roli głównej |
Czy mieli Państwo okazję zapoznać się z klockami Mega Bloks? W skrócie napiszę, że są to wytrzymałe klocki do różnorodnej zabawy. Warto zatem pójść krok dalej i rozszerzyć tę serię. Ciekawą propozycją jest zbieracz klocków – czy przyda się podczas sprzątania? Zapraszam do lektury. Mega Bloks świetna zabawa i rozwój
Mega Bloks, a konkretnie ich seria First Builders, z której pochodzi zbieracz, to zabawki dedykowane najmłodszym. Są bezpieczne dla dzieci już o 1. roku życia. Klocki są bardzo wytrzymałe i zapewniają najmłodszym ciekawą zabawę. A dzięki nim, dzieci uruchomią wyobraźnię i zbudują wszystko to, co podpowie im wyobraźnia. Jeśli i Wasze dzieci pokochały zabawę Mega Bloksami, warto pójść o krok dalej i dokupić inne zestawy.
Zbieracz klocków – budowa
Zbieracz ma bardzo interesujący kształt i masywny wygląd. Jest to dość spory wózek. Składa się z dwóch par kółek, czerwonego środka, do którego wpadają klocki oraz niebieskiej rączki do prowadzenia i ciągnięcia. Pierwszą parę kółek łączy bęben, który osłania łapki do zbierania klocków. Są to elastyczne, bezpieczne bolce, ponieważ dzieci nie mają do nich dostępu. Nawet jeśli się do nich dostaną, to są one tak osłonięte i elastyczne, że nie zrobią sobie krzywdy. Służą one do zbierania klocków. Robią to na dwa sposoby – po pierwsze klocki, które dostaną się między widełki są podczas jazdy przenoszone do wózka. Drugi sposób wykorzystuje kształt klocków – są one „nawlekane” na bolce i w ten sposób przenoszone do wnętrza pojemnika.
Czy to działa?
A właśnie, że działa! Dzięki wózkowi zbieranie klocków jest naprawdę wesołą zabawą. Dzieci jeżdżą po podłodze i z uśmiechem sprawdzają, jak klocki lądują w ich wózku. System nie ma 100% skuteczności w zbieraniu klocków, ale jest całkiem efektywny. Może to właśnie jest jego największą zaletą? Dzięki temu, że nie zbiera idealnie, dzieci więcej się przy tym ruszają, manewrują wózkiem, przesuwają go – a każda taka aktywność rozwija zdolności motoryczne i koordynację. Maluchy mogą wózek pchać i ciągnąć. Tak, zbieracz naprawdę pomaga w sprzątaniu i na pewno do niego zachęca. Jest też świetnym miejscem do przechowywania klocków, a zarazem zapewnia łatwy do nich dostęp. Zmieści co najmniej kilkadziesiąt klocków, czyli znacznie więcej niż znajduje się w zestawie.
Jakość bez zarzutu
Ja jestem dużą fanką klocków Mega Bloks, nie znajduję w nich wad i uważam, że warto rozbudowywać ich domową kolekcję. Są świetnej jakości, co tyczy się również zbieracza. Ma ciekawy kształt. Przód jest masywny. Koła zbieracza są duże i wytrzymałe, zniosą bardzo wiele. Ich zaletą jest również łatwość prowadzenia, toczą się łatwo niezależnie od powierzchni. Pchacz z powodzeniem porusza się po dywanie, kafelkach, wykładzinie i parkiecie. Jest bezpieczny i wytrzymały. Ma zaokrąglone brzegi i system zbierający, zamknięty w bębnie. Dzieci szybko przetestują jego wytrzymałość, wchodząc do niego. Choć producent nie zaleca takiego użytkowania, to mogę wspomnieć, że kółka znoszą bardzo dzielnie masę 18-miesięcznego dziecka. Maluchy wielokrotnie woziły się w zbieraczu i nic złego się z nim nie stało. Z pewnością zawdzięcza to masywnym kółkom, o których już pisałam.
Co jeszcze znajdziemy w zestawie?
Poza wózkiem, w zestawie znajduje się 20 klocków. Są kolorowe, o różnej wielkości, jednak ta liczba klocków to za mało do ciekawej zabawy w budowanie. Zdecydowanie zachęcam do zakupu zestawu 60 lub więcej samych klocków. Wtedy zabawa nabierze rumieńców. Więcej materiału pozwoli stworzyć ciekawsze budowle, no i zabawa w zbieranie będzie trwała znacznie dłużej.
Po prostu – polecam
Zbieracz jest bardzo ciekawym pomysłem na prezent. Ma interesującą formę, a maluchy szybko i chętnie wypróbują jego możliwości. Zdecydowanie jednak więcej frajdy da w połączeniu z dodatkowymi klockami do zabawy. Jego wytrzymałość, jakość i funkcja, którą ma pełnić, są bez zarzutów.
Czytaj też o zestawach klocków od Mega Bloks | Zbieracz klocków Mega Bloks – świetny sposób na porządek |
Niegdyś szara betonowa ściana była oznaką niedokończonej pracy. Dziś urzeka prostotą i jest pożądanym efektem. To element wystroju, który bardzo dobrze pasuje do pomieszczeń zaaranżowanych w wielu stylach. W jaki sposób możemy go uzyskać? Beton sprawdzi się m.in. w nowoczesnych wnętrzach. Pasuje do pomieszczeń utrzymanych w stylu minimalistycznym i industrialnym. Efekt betonowej ściany można osiągnąć na kilka sposobów, stosując różne produkty i techniki. Poniżej przedstawiam cztery sposoby na uzyskanie efektu betonowej ściany.
Zaprawa tynkarska
Najtańszym, ale też najbardziej czaso- i pracochłonnym, sposobem na uzyskanie efektu betonowej ściany jest położenie na jej powierzchni zaprawy tynkarskiej (dostępna na Allegro od 8 zł za 25 kg). Ta metoda powinna przypaść do gustu osobom, które lubią prace ręczne. Co więcej, przystępując do działania z wykorzystaniem tego materiału, możemy osiągnąć wpisujący się w aktualne trendy wnętrzarskie efekt płyt betonowych. W jaki sposób? Należy pociągnąć zaprawą tynkarską wcześniej zamontowane na ścianie lub jej fragmencie płyty OSB (warto je uprzednio zaimpregnować). Ta metoda wymaga zaopatrzenia się w takie akcesoria, jak wiertarka, wiadro i mieszadło oraz paca do zacierania.
Tynk dekoracyjny
Innym sposobem jest nałożenie na powierzchnię ściany tynku dekoracyjnego (od 14 zł za opakowanie pozwalające na wykonanie metra kwadratowego betonu dekoracyjnego). Produkt ten daje wiele możliwości. W zależności od techniki aplikacji oraz zabarwienia tynku przy użyciu naturalnych pigmentów bądź nie, efekt na ścianie będzie odmienny. Co to oznacza? Decydując się na tę metodę, możemy uzyskać ścianę matową, satynową, gładką, przypominającą surowy beton z typowymi dla niego ubytkami i przebarwieniami, z efektem deskowania lub szalunku przemysłowego. Rezultat zależy także od umiejętności i wyobraźni nakładającego oraz liczby i grubości zaaplikowanych warstw. Zaleta tego rozwiązania to lekkość materiału, trwałość i funkcjonalność. Po pokryciu specjalnym lakierem do betonu tynk dekoracyjny wykazuje odporność na wilgoć i zabrudzenia. Co więcej, można swobodnie go zmywać. Aby osiągnąć efekt betonowej ściany tym sposobem, potrzebna będzie m.in. paca do nakładania tynku.
box:offerCarousel
Fototapeta
Szybki i łatwy sposób na uzyskanie tego efektu na ścianie zapewnią fototapety. Wystarczy wybrać taką, która imituje beton (są dostępne na Allegro od 49 zł). Jeżeli zdecydujemy się na model 3D, który współgra ze światłem, uzyskamy efekt do złudzenia przypominający betonową ścianę. W przypadku wyboru tej metody przyda się następujący zestaw akcesoriów: pędzel lub wałek sznurkowy do nanoszenia kleju na tapetę, szczotka (z włosiem sztucznym lub naturalnym) do usuwania powietrza spod przyklejonej do ściany tapety oraz wałki, którymi można docisnąć tapetę do powierzchni ściany.
box:offerCarousel
Farba betonowa
Niedrogi sposób na uzyskanie efektu betonowej ściany to pomalowanie jej powierzchni farbą betonową (od 25 zł za opakowanie, które wystarczy na pokrycie metra kwadratowego). To prosta metoda. Farbę nakłada się tak, jak każdy inny produkt tego typu. Dla uzyskania pożądanego efektu wystarczy zaaplikować jedną warstwę (w tym celu potrzebne będą takie akcesoria, jak m.in. wałek lub pędzel do malowania ściany). Rezultat będzie imitował tynk. Pamiętajmy: zanim przystąpimy do pokrycia ściany farbą, wybrany jej fragment trzeba zaimpregnować, natomiast po zakończeniu pracy, trzeba ją polakierować. | Jak uzyskać efekt betonowej ściany? |
Zima to bez wątpienia najtrudniejszy okres dla aut. Nagromadzenie wilgoci w połączeniu z solą, którą są posypywane drogi, nie wróży nic dobrego dla pojazdu. Jeśli do tego dodamy mróz, który negatywnie wpływa na silnik, jego podzespoły czy akumulator, przyszłość nie maluje się w jasnych barwach. Aby bezstresowo przetrwać zimę, trzeba odpowiednio przygotować do niej samochód. Zima to wymagający okres zarówno dla pojazdów, jak i ich właścicieli. Choć zdarzają się sympatycy jazdy o tej porze roku, to raczej większość kierowców jest w tej kwestii zgodna i nie przepada za mrozem. I to nie dziwi. Drogi są śliskie, zmrok zapada szybciej, prawie stale pada śnieg. W takich warunkach jazda samochodem często przestaje być dla kierowcy przyjemnością. Zima bardzo często nie wróży też nic dobrego dla czterech kółek. To właśnie podczas ujemnych temperatur wychodzi na jaw najwięcej usterek, które często mocno obciążają portfel właściciela. Zanim przyjdą pierwsze mrozy, trzeba więc wykonać przegląd pojazdu i zabezpieczyć go przed zimą.
Zabezpieczamy miejsca ubytków
Karoseria to element auta, które zimą jest wystawione na pierwszą linię. Często okazuje się, że po umyciu zimowego brudu na karoserii widać ślady rdzy. Jak to możliwe, że tak szybko tam się pojawiły? Rdza powstaje za sprawą dużej ilości wilgoci, która w połączeniu z obecną na drogach solą przyspiesza rozwój korozji. Bardzo często z niewielkiego ogniska rozwija się, obejmując znaczny obszar. Zanim więc zima zawita na dobre, zabezpieczmy karoserię. Na początek porządnie umyjmy samochód. Na czystej karoserii łatwiej zauważyć wszelkie niedoskonałości, które trzeba będzie zabezpieczyć. Jeśli zauważymy przebłyski rdzy, nie omijajmy tego miejsca.
Szczególną uwagę zwróćmy na maskę, nadkola i klapę bagażnika. Nie chcąc obciążać portfela wizytą u specjalisty, możemy spróbować sami rozwiązać problem. Lepiej usunąć rdzę i zabezpieczyć to miejsce mniej profesjonalnie, niż zostawić, by obejmowała kolejne. Do usunięcia niewielkich ubytków nie trzeba wiele. Wystarczy zetrzeć korozję, a następnie zabezpieczyć ubytek lakieru epoksydowym podkładem w sprayu. Dokładną naprawą możemy zająć się wiosną, jeśli komuś nie przeszkadza jazda z widocznym podkładem. Estetom proponujemy sięgnąć po szpachlę, podkład akrylowy i bazę.
ZOBACZ TEŻ: Jak samemu zabezpieczyć drobne ubytki lakieru
Pozostając przy karoserii…
Ujemna temperatura w połączeniu ze środkami stosowanymi przez drogowców nie ma dobroczynnego wpływu na nienaruszone elementy karoserii. Trudne warunki atmosferyczne przyczyniają się do matowienia lakieru, który zimą często zaczyna tracić blask. Na szczęście jest rozwiązanie tego problemu! Przed nadejściem zimy wystarczy nawoskować lakier. Zabieg ten polega na wtarciu w karoserię odpowiedniego preparatu. Dzięki temu lakier pozostaje lśniący i gładki, a z samochodu łatwiej usunąć zabrudzenia. Co więcej, woskowanie może pomóc w usunięciu niewielkich rys. Chcąc uzyskać dobry wynik, radzimy wybrać twardy wosk, który jest znacznie skuteczniejszy niż popularne woski na mokro. Nakładanie go wymaga wprawdzie więcej pracy, ale efekt jest tego wart.
Collinite 476S – wosk często używany w profesjonalnych zakładach detailingowych. Jest bardzo trwały, a jednocześnie dosyć łatwy w rozprowadzaniu. Utrzymuje się na pojeździe nawet do 11 miesięcy. Collinite 476 bazuje na jednym z najbardziej polecanych wosków „Carnauba”, który jest pozyskiwany z liści brazylijskich palm. 476S jest odporny na działanie soli oraz różnego rodzaju detergentów. Cena: ok. 80 zł.
box:offerCarousel
Problem z wejściem do auta
Problem z dostaniem się do wnętrza samochodu zimą to nic przyjemnego. Próba otwarcia drzwi, kiedy mróz niemiłosiernie szczypie w ręce, wyprowadzi z równowagi nawet spokojną osobę. Niestety większość kierowców próbuje rozwiązać problem siłą, czyli szarpiąc za klamkę. Nie zalecamy tego. Nie tylko uszkodzimy klamkę, ale także zepsujemy uszczelkę, która w całości lub częściowo odejdzie razem z drzwiami. Z pozoru prosta naprawa często pochłonie nawet kilkaset złotych. Radzimy zakonserwować uszczelki, zanim przyjdą pierwsze mrozy. Najlepiej użyć do tego silikonu w sprayu, który łatwo dotrze w trudno dostępne zakamarki. Trzeba też pamiętać o bagażniku i uszczelkach bocznych szyb, które często przymarzają. Polecane środki to K2 Sil oraz silikon w sprayu firmy BOLL. Oba preparaty dobrze radzą sobie z konserwacją uszczelek. Są odporne na niskie temperatury i wodę.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Konserwacja podwozia
Kierowcy najczęściej zapominają o przeglądzie podwozia. Wyobraźmy sobie jednak, że skoro sól, wilgoć i mróz niekorzystnie wpływają na karoserię, to co musi się dziać pod samochodem? To właśnie pod podwozie trafia przecież największa dawka „zimowego brudu”. Jeśli mamy możliwość, warto umyć dokładnie podwozie np. myjką ciśnieniową i ocenić jego stan. Pojawiającą się korozję trzeba odpowiednio potraktować. Profesjonalna konserwacja to dosyć czasochłonny zabieg, dlatego jeśli zależy nam na efekcie na lata, radzimy oddać samochód w ręce specjalisty. Możemy spróbować podjąć się tego zadania samodzielnie. Po zlokalizowaniu ubytków warstwy ochronnej i korozji musimy przejść do ich oczyszczenia. Tu nie ma potrzeby męczyć się z papierem ściernym w rękach. Można użyć szczotki drucianej, a nawet wiertarki z drucianą końcówką. Po wyczyszczeniu możemy zabrać się do nałożenia podkładu, a następnie środka konserwującego. Przed malowaniem pamiętajmy o zabezpieczeniu takich części jak hamulce, układ wydechowy czy wahacze, gdyż nie nadają się one do nałożenia środka konserwującego. Przy wyborze preparatów do konserwacji warto zwrócić uwagę na produkty takich producentów jak Novol oraz BOLL.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Kontrola płynów
Przygotowując samochód do zimy, warto zajrzeć pod maskę, by sprawdzić poziom i jakość płynów. Największą uwagę radzimy poświęcić płynowi chłodniczemu, który może zimą wyrządzić dużo szkód. Chociaż o jego wymianie niewielu pamięta, warto to robić! Płyn chłodzący, tak jak olej silnikowy czy płyn hamulcowy, z biegiem czasu zaczyna tracić swoje właściwości. Jeśli nie zmienimy go w porę, może się okazać, że któregoś dnia płyn zamarznie. Konsekwencje tego mogą być spore, szczególnie jeśli dojdzie do pęknięcia bloku silnika. Jeśli więc dawno nie wymienialiśmy płynu w chłodnicy, warto zrobić to przed przyjściem mrozów. Wymieńmy przy okazji też płyn do spryskiwaczy z letniego na zimowy.
Akumulator
Jednym z częstych powodów unieruchomienia pojazdu zimą jest rozładowana bateria. Niestety często o zużytym akumulatorze przypominamy sobie dopiero w wtedy, gdy nie możemy odpalić silnika. Przed nadejściem zimy radzimy więc sprawdzić stan akumulatora. Najłatwiej zbadać to za pomocą multimetru, którego ceny zaczynają się od 20 zł. Jeśli po wykonaniu pomiaru na zgaszonym silniku okaże się, że wynik jest znacznie niższy niż 12,5 V, bateria może wkrótce odmówić współpracy. Niestety w większości przypadków wiąże się to z koniecznością zakupu nowego akumulatora. Takiego samego pomiaru warto dokonać na odpalonym silniku. Wtedy wartość ta powinna wzrosnąć do 13,6–14,4 V. Jeśli przy pełnym obciążeniu (włączone dmuchawy, światła, radio itd.) zacznie spadać poniżej 13,5 V, może to świadczyć o problemach z ładowaniem alternatora.
ZOBACZ TEŻ: Multimetr – jak z niego korzystać i czego możemy się dzięki niemu dowiedzieć o samochodzie?
Niewidzialna wycieraczka
Ciekawym pomysłem, które może ułatwić jazdę w śnieżnych warunkach, jest tzw. niewidzialna wycieraczka. Ten preparat po nałożeniu na szybę tworzy powłokę hydrofobową, a ona z kolei sprawia, że szkło staje się gładkie, dzięki czemu woda łatwiej spływa po szybie. Według opinii producentów zastosowanie niewidzialnej wycieraczki znacznie ogranicza osadzanie się brudu na szybie, którego będzie mniej nawet o 70 procent. Co ciekawe, po zastosowaniu środka użycie klasycznych wycieraczek będzie konieczne jedynie przy mniejszych prędkościach. Po przekroczeniu 80 km/h korzystanie z nich jest niepotrzebne. Niewidzialna wycieraczka sprawdza się także zimą, szczególnie podczas skrobania szyb, lód znacznie łatwiej odchodzi. Szukając skutecznego środka, polecamy zakup Rain Repellent firmy Rain-X. Opakowanie 200 ml kosztuje ok. 23 zł
box:offerCarousel
Zabezpieczenie pojazdu przed zimą pozwala znacznie ograniczyć ryzyko wystąpienia usterki. Warto pamiętać, że samo przygotowanie to nie wszystko. W trakcie zimy również trzeba zadbać o pojazd. Jeśli pogoda na to pozwala, możemy co jakiś czas umyć cały samochód. Mając taką możliwość, zalecamy spłukać całe podwozie, na którym zimą osadza się mnóstwo soli. W przypadku pojawienia się nowego ogniska korozji nie warto czekać na jego rozwój i w miarę możliwości jak najszybciej zabezpieczyć ten fragment. | Jak zabezpieczyć auto przed zimą? |
Wewnętrzna część ud to obszar bardzo problematyczny dla wielu kobiet. Oprócz tłuszczyku, z którym trzeba walczyć, bardzo ważne jest także wzmocnienie mięśni, gdyż odpowiadają za wiele istotnych funkcji. Co zatem robić, aby je wzmocnić i ładnie wymodelować? Po co wzmacniać wewnętrzne części ud?
Wewnętrzne partie ud to zmora niejednej kobiety. Obwisła skóra i tłuszczyk nie prezentują się dobrze i są powodem kompleksów. Oczywiście nie tylko ze względów estetycznych należy troszczyć się o te części naszego ciała. Wewnętrzną stronę ud tworzy aż 5 mięśni, które są odpowiedzialne za przywodzenie nóg, stabilizują i ustawiają w odpowiedniej pozycji miednicę oraz chronią staw biodrowy. Niestety, wykonywanie ćwiczeń na daną partię ciała nie spowoduje, że w tym miejscu schudniemy. Nie da się tego osiągnąć miejscowo. Wprowadzenie ćwiczeń wzmacniających wewnętrzną część ud do swojego treningu sprawi jednak, że z biegiem czasu ta część ciała stanie się jędrniejsza i będzie ładnie wymodelowana.
Przysiady sumo
Pierwszym ćwiczeniem na tę kłopotliwą partię ciała są tzw. przysiady sumo. Stajemy w dość szerokim rozkroku, stopy kierujemy na zewnątrz. Następnie wykonujemy przysiad, podczas którego napinamy brzuch, uda i pośladki. Kolana wypychamy na zewnątrz. Uważamy, aby zbyt mocno nie pochylać się do przodu. Plecy powinny być proste. W wersji dla początkujących ćwiczenie wykonuje się bez obciążenia, zaś opcja dla bardziej doświadczonych zakłada użycie sztangi czy kettlebell.
Pewną modyfikacją tej propozycji jest przysiad z wyskokiem. Wykonujemy głęboki przysiad sumo, tak by pomiędzy udem a łydką był kąt 90 stopni. Gdy będziemy na dole, energicznie wyskakujemy, jak najwyżej możemy. Lądujemy od razu w rozkroku i wykonujemy kolejny przysiad.
Przywodzenie nóg
Stań prosto, ręce wzdłuż tułowia, stopy złączone razem. Dla łatwiejszego utrzymania równowagi stańmy za krzesłem lub przed regałem. Ćwiczenie polega na rytmicznym unoszeniu nogi do boku. Palce powinny być obciągnięte. Mięśnie wewnętrzne ud i pośladki są napięte. Jeśli ćwiczymy już przez jakiś czas, dobrym pomysłem będzie nałożenie na kostkę obciążników.
To ćwiczenie można wykonać również w pozycji leżącej. W tym celu kładziemy się na boku, prawą nogę przekładamy nad lewą tak, by stopa stabilnie opierała się o podłoże. Następnie spinamy uda, pośladki i brzuch i unosimy lewą nogę tak wysoko, na ile się da. Wytrzymujemy w tej pozycji kilka sekund i opuszczamy.
Wykrok w bok
Stajemy prosto, nogi rozstawiamy na szerokość naszych bioder. Podczas wdechu wykonujemy krok w bok i schodzimy dość nisko. Stopy nie mogą odkleić się od podłogi. Razem z wydechem wracamy do pozycji wyjściowej. Dla urozmaicenia można użyć hantli lub obciążników na kostki. Przy tym ćwiczeniu należy pamiętać o tym, by plecy były wyprostowane, a kolano zgiętej nogi nie wystawało poza linię palców. Dla utrzymania równowagi warto wyciągnąć przed siebie ręce.
Nożyce
Były obowiązkowym ćwiczeniem każdej gimnastyki w szkole. Nożyce są bardzo prostym ćwiczeniem, które potrafi nieźle dać w kość. Aby je wykonać, kładziemy się na plecach, ręce układamy wzdłuż tułowia. Głowa prosto, patrzymy w sufit. Unosimy lekko obie nogi do góry i zaczynamy wykonywać nożyce. Mogą one być pionowe, ale zdecydowanie lepsze i zarazem trudniejsze są nożyce poziome. Przy tym ćwiczeniu wzmacniamy nie tylko wewnętrzne mięśnie uda, ale także dolne partie brzucha i pośladki. | Jak wzmocnić wewnętrzne części ud? |
Możliwość zgrywania zdjęć ze smartfona to jedna z podstawowych funkcji współczesnych telefonów komórkowych. Nieco więcej zachodu może przysporzyć wgrywanie fotografii wykonanych zwykłym aparatem do pamięci urządzenia mobilnego, ale jest na to kilka sprawdzonych sposobów. Zgrywanie zdjęć z telefonu na komputer jest bardzo proste i zwykle nie wymaga żadnego dodatkowego oprogramowania. Wgrywanie do smartfona fotografii wykonanych aparatem może w niektórych wypadkach być czynnością nieco trudniejszą, a poziom skomplikowania tej operacji zależy w dużej mierze od systemu operacyjnego w komórce. Mimo to nie powinno to nikomu nastręczyć większych trudności. Wyjaśniamy, jak zgrać zdjęcia z aparatu na smartfon.
Bezpośrednie wgranie do pamięci urządzenia z Androidem
Najprostszym sposobem jest zgranie zdjęć z aparatu dowolną metodą i umieszczenie ich w pamięci komputera. Po podłączeniu telefonu z Androidem wystarczy otworzyć folder ze zdjęciami i przeciągnąć fotografie z dysku komputera do pamięci wewnętrznej telefonu. Zdjęcia z aparatu wgrane w ten sposób pojawią się bezpośrednio w systemowej galerii urządzenia mobilnego. Po tej operacji można nie tylko przeglądać je na ekranie telefonu, ale także wykorzystywać w aplikacjach. Pozwoli to np. udostępnić fotografię z lustrzanki w serwisie Instagram, który nie umożliwia dodawania nowych zdjęć z poziomu przeglądarki internetowej na komputerze.
iPhone i AirDrop
W przypadku komputerów i smartfonów Apple sytuacja nie jest taka prosta. Dobrym rozwiązaniem jest wykorzystanie funkcji AirDrop, która pozwala bezprzewodowo przesyłać pliki z systemu OS X na urządzenia mobilne z systemem iOS. Wystarczy przeciągnąć zdjęcie w odpowiednie miejsce w przeglądarce plików, a po chwili pojawi się w bibliotece na iPhonie.Innym sposobem wgrania zdjęć z aparatu na iPhone’y przez komputer jest wykorzystanie chmury iCloud i usługi iCloudPhotos Library. Są też oczywiście metody, które pozwalają na wgranie zdjęć bez użycia komputera – i to niezależnie od wykorzystywanego systemu operacyjnego.
Zgrywanie zdjęć bezpośrednio z aparatu
Użytkownicy smartfonów mogą wyposażyć się w specjalny kabel typu USB OTG do Androida lub kabel USB-Lightning, który pozwala podłączyć aparat lub czytnik kart pamięci bezpośrednio do urządzenia mobilnego. Umożliwia to import zdjęcia bez pośrednictwa dodatkowej maszyny – ale nie wszystkie urządzenia niestety obsługują tę funkcję.
Aparat lub karta pamięci z Wi-Fi
Coraz więcej aparatów fotograficznych wyposażonych jest w moduł bezprzewodowy. Można kupić też karty pamięci z Wi-Fi, z których dane zgrywa się bezprzewodowo. W celu transferu zdjęć wystarczy uruchomić na smartfonie aplikację producenta aparatu lub karty.
Dwustronna synchronizacja
Bardzo dobrym rozwiązaniem jest dwustronna synchronizacja biblioteki zdjęć. Posiadacze komputerów i smartfonów Apple mogą wybrać usługę iCloudPhotos Library. Zdjęcia przechowywane są w chmurze, a zawartość biblioteki synchronizowana jest pomiędzy urządzeniami.Zdjęcia z aparatu po zgraniu na komputer wystarczy dodać do biblioteki zdjęć iCloud – przez aplikację Zdjęcia w systemie OS X lub poprzez stronę internetową iCloud.com – a po zakończeniu synchronizacji pojawią się w pamięci iPhone’a.
Posiadacze telefonów z systemami Android i Windows mogą skorzystać z aplikacji Google Zdjęcia. Działa ona podobnie do usługi iCloudPhotos Library – można jej używać nawet na iPhonie, ale biblioteka zdjęć Google nie jest połączona z aplikacją Zdjęcia.
Podsumowanie
Sposobów wgrywania zdjęć z aparatu do pamięci urządzeń mobilnych jest mnóstwo. Każda z metod ma swoje wady i zalety, a to użytkownik powinien wybrać najbardziej optymalną z nich w swoim przypadku. | Zgrywanie zdjęć z aparatu na smartfona – jak to zrobić? |
Pisarz, który w momencie debiutu dostaje najwyższą zaliczkę w historii brytyjskiego rynku książki, nie ma później łatwego życia. Wysokie oczekiwania czytelników trudno spełnić. Niemniej, jego najnowsza powieść jest rzeczą wartą uwagi. Nieoczywista dwójka
W „Białych łzach” Kunzru zapuszcza się do Ameryki, dotykając jednego z najważniejszych amerykańskich mitów, a mianowicie początków bluesa. Historia zaczyna się z pozoru zwyczajnie. Seth i Carter mają obsesję na punkcie starych płyt bluesowych. Zbierają nagrania z lat dwudziestych, tropiąc najrzadsze i najbardziej pożądane. Carter pochodzi z zamożnej rodziny, może sobie pozwolić na świetny sprzęt i wszystko, co mu się zamarzy. Seth to introwertyk, interesują go dźwięki miasta, wszystko, co słychać wokoło, a zwłaszcza to, czego nie słychać. Razem tworzą zaskakująco zgrany zespół.
Bluesman, którego nie ma
Pewnego dnia Seth nagrywa dźwięki na placu Waszyngtona. Odsłuchując później nagranie, nasi bohaterowie odkrywają, że słychać na nim coś, czego na placu nie było, piosenkę żywcem przeniesioną z przeszłości. W ramach swoistej prowokacji lub dowcipu zamieszczają nagranie w sieci, twierdząc, że odkryli zaginioną piosenkę wymyślonego przez nich klasyka bluesa. Wymyślają mu imię i nazwisko – Charlie Shaw. Są bardzo zadowoleni ze swojej pomysłowości, kiedy nagle dostają wiadomość od kogoś, kto twierdzi, że poznał Charliego Shawa w 1959 roku.
Przeszłość i teraźniejszość
Ciąg dalszy to seria niespodziewanych zdarzeń, tajemniczych postaci, które pojawiają się lub znikają – słowem, nietypowa opowieść, którą czytelnik powinien odkryć samodzielnie. Autor przeplata zgrabnie przeszłość i teraźniejszość, a różne epoki zdają się istnieć jednocześnie, wpływając na siebie w zaskakujący sposób. W pogoni za duchem Charliego Shawa, Seth i Carter wkraczają do świata nierzeczywistego, a zarazem całkiem prawdziwego. Seth zdaje się dość wiarygodnym narratorem, stąpającym twardo po ziemi. Czytelnik podąża więc ufnie za jego opowieścią, licząc na sensowne rozwiązanie. „Białe łzy” nie są jednak kunsztowną historyjką z zaskakującym twistem. To mroczna, wieloznaczna historia o czymś, czego fani muzyki nie pamiętają lub nie chcą pamiętać.
Biali i czarni
Białoskóry Carter, który słucha tylko czarnej muzyki, pogardzając tym, jak grają biali, jest wzburzony, kiedy biały raper nagrywa album będący hołdem dla muzyki granej przez Afroamerykanów. Dla Cartera to prawdziwa obraza – jak ktoś biały śmie sobie zawłaszczyć muzykę, którą on sam uznał za swoją. A przecież i on jest biały, czego zdaje się nie zauważać, tym samym stając się symbolem tego, jak biali zawłaszczyli sobie kulturę czarnych, nie zdając sobie z tego prawie sprawy.
„Białe łzy” to złożona i nieoczywista historia rasizmu, muzyki, niewinności i krzywdy. Nie jest to lektura łatwa, ale za to przynosi satysfakcję. Doskonałe tłumaczenie Krzysztofa Cieślika sprawia, że polski czytelnik przeczyta ją z zadowoleniem płynącym nie tylko z odkrywania wieloznacznej treści, ale także z delektowania się pięknym, stosownie do fragmentu chropawym lub melodyjnie brzmiącym językiem.
Źródło okładki: www.gwfoksal.pl | „Białe łzy” Hari Kunzru – recenzja |
Kojarzące się z wiosną kwiatowe printy, desenie oraz ornamenty od lat cieszą się niesłabnącą popularnością. Sprawdź, w jakich aranżacjach będą się prezentowały najlepiej. Wiosenna lekkość
Motywy florystyczne są inspiracją nie tylko dla malarzy czy rzeźbiarzy, ale również dla projektantów wnętrz. Kwiatowe desenie są lekkie i niezwykle efektowne. Ze względu na swoją różnorodność mogą się pojawiać w przeróżnych aranżacjach, chociaż najlepiej wyglądają w stylizacjach prowansalskich. Kwiaty możemy wykorzystać w salonie, kuchni, pokoju dziecięcym oraz w sypialni, pokrywając drobnymi stokrotkami lub ogromnymi liliami ściany, dekoracyjne poduszki, miękkie fotele, zasłony oraz pościel. Ich ogromną, jeśli nie największą zaletą jest skojarzenie z wiosną. Dzięki temu zarówno meble, jak i dodatki z kwiatowymi printami skutecznie poprawiają nasze samopoczucie i wypełniają mieszkanie pozytywną energią. Chwile spędzone w ich otoczeniu zamienią się w wiosenny piknik, praca będzie efektywniejsza, a wypoczynek dużo bardziej odprężający. Trzeba jednak pamiętać, że tak intensywne wzory lubią stonowane tło, które wydobędzie ich naturalny urok i nie stworzy wrażenia dekoratorskiego chaosu.
Meble, dodatki, akcesoria
Stwierdzenie, że kwiatowe desenie pojawiają się wszędzie, nie będzie przesadą. Projektanci do tego stopnia upodobali sobie motywy florystyczne, że umieszczają je nie tylko na fotelowych obiciach czy kuchennych zasłonach, ale także na dywanach, kloszach do lamp sufitowych oraz naczyniach. W aranżacjach najczęściej pojawiają się efektowne sofy w stylu ludwikowskim z tapicerką w herbaciane róże i rzeźbionymi nóżkami, poduszki z dużymi kremowymi liliami oraz zasłony, na których palmowe liście splatają się z egzotycznymi strelicjami o pięknym, słonecznym odcieniu. Drobne kwiatuszki w pastelowych odcieniach pojawiają się najczęściej w formie powtarzalnego deseniu na kuchennych fartuszkach, prześcieradłach, a także na porcelanie i roletach okiennych. Duże kwiaty ułożone w niepowtarzalne kompozycje to pomysł na tapetę do salonu, dywan dla dziewczynki lub obrus, który wykorzystamy podczas wielkanocnego śniadania. Kwiaty doskonale sprawdzają się również jako dekoracje, dlatego często spotykamy je w formie szklanych zawieszek, plakatów w czarnych ramach (są doskonałym kontrastem dla wielokolorowych bukietów), a także filcowych lub świetlnych girland.
box:offerCarousel
Fotel Culise Royal Flower. Model „uszak”, zaprojektowany z myślą o dłuższym siedzeniu. Lekko odchylone oparcie umożliwia wygodne czytanie książek czy oglądanie telewizji. Fotel został w całości wykonany ręcznie w Polsce. Nóżki drewniane, obicie z tkaniny z deseniem kwiatowym dostępnym w trzech kolorach do wyboru. Cena: 1280 zł.
Zasłony Flying 3D. Wykonane z matowego materiału przypominającego naturalny len. Znajdujący się na nich kwiatowy wzór wycinany jest laserowo, co gwarantuje precyzyjny i estetyczny efekt. Wszyta taśma z metalowymi przelotkami umożliwia wygodne zawieszenie zasłon. Do wyboru kilkanaście kolorów, w tym m.in. zielony, pomarańczowy i niebieski, oraz rozmiarów. Cena: od 29,90 zł/szt.
Do jakich wnętrz?
Drobne kwiatowe desenie są subtelne i romantyczne, dlatego dobrze wyglądają we wnętrzach urządzonych w stylu prowansalskim oraz angielskim. Fioletowe wrzosy, małe fiołki oraz łososiowe różyczki świetnie komponują się z drewnem – zarówno naturalnym, jak i malowanym na biało. Duże kompozycje kwiatów egzotycznych w soczystych kolorach żółci, fioletu oraz zieleni znajdą swoje miejsce we wnętrzach w stylu skandynawskim oraz boho. Nawet w aranżacjach nowoczesnych, gdzie króluje minimalizm, możemy wykorzystać kwiaty, np. białe, bardzosurowe w formie lilie czy soczyście czerwone, zwinięte pąki tulipanów.
Desenie kwiatowe są uniwersalne: pojawiają się w wielu projektach i na różnych powierzchniach. Niezmiennie jednak przywodzą na myśl wiosenną łąkę skąpaną w promieniach słońca. Sprawdź, w jaki sposób mogą ożywić wnętrze twojego mieszkania!
) | Powitaj wiosnę w swoim domu, czyli kochamy kwiatowe desenie |
Asystent kierowcy pomaga sprawnie i bezpiecznie dotrzeć z punktu A do punktu B. Zazwyczaj ostrzega przed różnego rodzaju utrudnieniami na drodze (korki, remonty, wypadki) oraz informuje o fotoradarach i miejscach kontroli policji. Bardziej zaawansowane modele oferują również dodatkowe funkcje, które są niezwykle przydatne podczas podróży. Sprawdź, jakie są możliwości najpopularniejszych asystentów kierowcy dostępnych na rynku. Yanosik R
Yanosik R to najprostsze urządzenie z gamy tego producenta. Charakteryzuje się niewielkimi rozmiarami, co zdecydowanie ułatwia instalację w samochodzie i powoduje, że nie rzuca się w oczy. Użytkownik ma do dyspozycji trzy podstawowe przyciski (powtórzenia komunikatu, głośności i anulowania) oraz sześć dedykowanych do zgłaszania zdarzeń drogowych (fotoradar, kontrola prędkości, patrol, wypadek, inspekcja, korek).
Stan pracy urządzenia jest sygnalizowany za pomocą komunikatów głosowych oraz trzech diod, które informują o sygnale GPS, GPRS i liczbie użytkowników w pobliżu. Yanosik R jest dostępny na Allegro już od 298 zł. Do tej ceny trzeba jeszcze doliczyć koszt transmisji danych, która wynosi 99 zł za rok.
Coyote mini
Coyote to bezpośredni konkurent Yanosika, który w swojej ofercie również posiada kilka wariantów asystentów kierowcy. Najmniejszy z nich to Coyote mini wyposażony w czytelny ekran o przekątnej 3,2 cala oraz wbudowaną baterię. Urządzenie umożliwia dwustronną komunikację głosową, dzięki czemu do jego obsługi nie musimy używać rąk. Kolejnym ułatwieniem jest moduł Bluetooth do bezprzewodowego połączenia np. z samochodowym radioodtwarzaczem.
W komplecie otrzymujemy wszystkie akcesoria niezbędne do instalacji w samochodzie: kabel micro USB, ładowarkę do gniazda zapalniczki i uchwyt z magnesem. Coyote mini kosztuje na Allegro 499 zł. Kolejne 449 zł trzeba zapłacić za roczną transmisję danych, jednak w zamian możemy z niej korzystać w większości krajów na terenie Unii Europejskiej.
Yanosik GT
Yanosik GT to rozbudowana wersja modelu R wyposażona w wyświetlacz, który informuje m.in. o zdarzeniach drogowych, aktualnej prędkości pojazdu czy liczbie użytkowników w trybie online. Producent zredukował tutaj liczbę przycisków, co pozwoliło osiągnąć bardziej kompaktowe wymiary i prostszą obsługę. Do dyspozycji mamy sześć podświetlanych klawiszy (kontrola prędkości, inspekcja, nieoznakowany patrol, wypadek i inne zagrożenia oraz potwierdzenie i anulowanie zgłoszenia). Pod wyświetlaczem znajdziemy także trzy przyciski funkcyjne obsługujące ustawienia jasności ekranu, głośność i tryb motocyklowy.
W zestawie otrzymujemy wszystkie niezbędne akcesoria do instalacji i zasilania. Co ważne, urządzenie może pracować przez kilka minut na wbudowanej baterii. Yanosik GT wraz z roczną transmisją danych dostępny jest na Allegro już od 497 zł.
Coyote S
Coyote S w porównaniu do wersji mini wyróżnia się przede wszystkim większym, 4-calowym ekranem dotykowym i wbudowanym rejestratorem jazdy. Producent wprowadził tutaj bardziej zaawansowany system ostrzeżeń oparty o większą liczbę komunikatów, które są prezentowane na mapie z naniesioną trasą przejazdu i aktualnym natężeniem ruchu.
W przypadku kolizji urządzenie automatycznie zapisze ostatnie 5 minut trasy, co pozwoli przeanalizować przebieg zdarzenia i ustalić jego sprawcę. Dodatkowym atutem jest funkcja zestawu głośnomówiącego, która za pośrednictwem technologii Bluetooth umożliwia prowadzenie rozmów bez użycia rąk. Urządzenie Coyote S jest dostępne na Allegro w cenie 799 zł. Dodatkowo należy wykupić transmisję danych – jej koszt to 39,90 zł miesięcznie lub 449 zł za cały rok.
Yanosik DVR
Yanosik DVR wyglądem i możliwościami przypomina klasyczny smartfon, który tak naprawdę ma być platformą do obsługi aplikacji mobilnej Yanosik. Mamy tutaj największy spośród przedstawionych urządzeń dotykowy ekran o przekątnej 6 cali i rozdzielczości 960 x 540 pikseli. Do dyspozycji jest także kamera 5 Mpix oraz 8 GB wbudowanej pamięci. Dzięki temu Yanosik DVR łączy funkcję asystenta kierowcy z rejestratorem jazdy oraz bezpłatną nawigacją aktualizowaną w czasie rzeczywistym. W zestawie otrzymujemy kabel USB i USB-OTG, ładowarkę samochodową, uchwyt i zasilacz sieciowy. Yanosik DVR kupimy na Allegro już od 469 zł, natomiast koszt półrocznej transmisji danych to dodatkowe 99 zł.
Asystent kierowcy może występować jako aplikacja mobilna lub odrębne urządzenie. To drugie rozwiązanie jest zdecydowanie wygodniejsze w obsłudze, ponieważ uruchamia się automatycznie i zaraz po rozpoczęciu jazdy jest gotowe do pracy. Oferta terminali ogranicza się praktycznie do modeli dwóch producentów, jednak szeroka gama wariantów pozwoli znaleźć idealny kompromis między możliwościami a ceną. | Kupujemy asystenta kierowcy |
Te przedstawicielki płci pięknej, które mają kompleks zbyt małego biustu, starają się go efektownie „powiększyć”. Panie, którym z kolei matka natura nie poskąpiła wdzięków w tym zakresie – dzięki biustonoszowi push-up mogą swój biust seksownie eksponować. Biustonosz typu push-up, który możemy dziś wszędzie kupić, pojawił się w latach 60. za sprawą firmy Wonderbra. Jednak prawdziwy triumf tego modelu bielizny przypadł na rok 1994, kiedy robił furorę w Stanach Zjednoczonych. Od tego momentu cieszy się powodzeniem zarówno u kobiet obdarowanych przez naturę dużym biustem, jak i tych, które mają kompleksy związane ze zbyt małym rozmiarem piersi. W obu przypadkach cel jest jeden – pokazać dekolt w seksowym świetle.
Biustonosz push-up – dopasowanie to podstawa
Bez względu na rozmiar biustu, źle dobrany push-up może zepsuć efekt końcowy. Jeśli biustonosz jest zbyt mały, to w miseczkach nie ma odpowiednio dużo miejsca na piersi. Oznacza to, że będą one dosłownie „wylewać się” się z takiego stanika na różne strony. Dlatego bardzo ważne jest dopasowanie biustonosza do realnych wymiarów, jakie posiadamy. Warto zatem zajrzeć do tabeli rozmiarów i na jej podstawie wyszukać właściwą opcję. Jak zatem dobrać właściwy biustonosz? Po zmierzeniu obwodu (pod biustem, na wydechu) odejmujemy 5 – 10 cm. Kiedy np. obwód wynosi 90 cm, będziemy potrzebować stanika o obwodzie 80 lub 85 cm. Jeśli chodzi o zapięcia – najlepiej wybierać te najciaśniejsze, przy czym do wyboru pozostają jeszcze średnie i najluźniejsze. Podczas przymierzania należy pochylić się do przodu, aby piersi lepiej wsunęły się do miseczek. Następną czynnością jest założenie ramiączek i ułożenie pojedynczo piersi w miseczkach. Fiszbina z boku powinna wskazywać mniej więcej środek pachy.
Mały i duży biust – wyeksponuj swoje walory
Niewiele jest kobiet, które nie mają zastrzeżeń co do swojego biustu. Tymczasem każdy rozmiar piersi, za sprawą różnych typów staników, można odpowiednio estetycznie wymodelować. Push-up optycznie powiększa małe piersi. Na co dzień lepiej nosić modele, które mają nieduże wkładki, a na specjalne okazje zakładać te z większymi wkładkami, aby bardziej podkreślić kobiece walory. Mały biust wyda się ponadto większy, jeśli założymy luźną bluzkę z okrągłym i śmiałym dekoltem. Warto pod nią założyć biustonosz push-up z koronką lub falbanką.
Duży biust zmniejszają optycznie dekolty w kształcie litery V oraz rękawy 3/4. Pod ubrania z takim wycięciem można jednak śmiało założyć stanik push-up. Jego głównym zadaniem jest bowiem podnoszenie piersi. Poduszki znajdujące się w dolnej części kieszeni biustonosza nie dodają dodatkowych centymetrów, ale za to w estetyczny sposób kształtują piersi.
Bezszwowe lub silikonowe push-upy
Wybór staników o konstrukcji push-up jest bardzo szeroki. Dla tych z pań, które nie przepadają za fiszbinami (często wbijającymi się boleśnie w skórę) alternatywą mogą być bezszwowe biustonosze push-up. Jeśli zakładamy kreację z mocno wyciętymi plecami lub całkowicie odkrytymi i dodatkowo z dużym dekoltem, to wówczas idealnie sprawdzi się push-up z silikonowym tyłem i ramiączkami. Te ostatnie mogą, ale nie muszą zostać. Zazwyczaj tego typu modele staników mają wersję z odpinanymi ramiączkami. To opcja, która sprawdzi się zwłaszcza przy sukienkach wieczorowych lub ślubnych.
Do czego nosić push-up?
Na pewno biustonosza push-up lepiej nie zakładać pod golf, aby nie stracić pożądanego efektu. Zadaniem tego typu stanika jest bowiem eksponowanie walorów dekoltu. Po drugie – pod tym ubraniem biust z profilu będzie wyglądał na bardzo spłaszczony. Push-up za to idealnie pasuje do dekoltów przypominających literę V lub U, do sukienek podkreślających talię, obcisłych bluzek i koszul. Jeśli pracujemy w biurze czy szkole lub wybieramy się na służbową konferencję, takich dekoltów lepiej nie brać pod uwagę. Jednak kiedy mamy luźniejsze spotkanie, idziemy do pubu czy na imprezę – jak najbardziej warto podkreślić za pomocą push-upu swoje wdzięki.
Biustonosze push-up – poprzez wbudowane kieszonki na poduszeczki – unoszą i modelują biust, tworząc idealną linię dekoltu. Bez względu na rozmiar biustu ten typ stanika pozwala czuć się bardzo kobieco. Znając zatem kilka stylistycznych sztuczek, można go z powodzeniem wykorzystywać na co dzień i na specjalne okazje. | Push-up – biustonosze dla zakompleksionych i odważnych kobiet |
Jesteś amatorką narciarstwa? Jeśli tak, to prawdopodobnie nie tylko sam sport na śniegu jest dla ciebie ważny, ale również trendy w modzie sportowej. W końcu na stoku też można wyglądać modnie i same technologie to nie wszystko. Sprawdź podpowiedzi poniżej i niech pochłonie cię białe szaleństwo! Moda sportowa już dawno przestała być tylko praktyczna. Zaawansowane technologicznie materiały i ergonomiczne rozwiązania idą w parze ze stylem i trendami, a nowe fasony, kolory i wzory pojawiają się co sezon. Jeśli twoja sportowa szafa potrzebuje odświeżenia, zacznij szukać inspiracji i wprowadź do niej nowego ducha. Moda to zabawa, a sport to zdrowie – jeśli uda ci się połączyć te dwa światy, pewne jest, że na stoku nie wtopisz się w nieciekawy tekstylny tłum i z przyjemnością będziesz szusować pomiędzy kolejnymi stacjami narciarskimi.
Najmodniejsze stylizacje na stok to przede wszystkim odważne kolory i przykuwające wzrok wzory, którymi możesz dowolnie żonglować. Od gęsto zadrukowanych narciarskich spodni, przez taliowane kurtki z łączonych materiałów, po fluorescencyjne dodatki w postaci gogli i kolorowych czapek z pomponem – naprawdę masz w czym wybierać! Nie mniej ważne jest również to, co ubierzesz po pełnych atrakcji godzinach na stoku. Moda après-ski to osobny temat i tutaj też możesz wykazać się modową inwencją. Królują buty wykończone futrem, dwukolorowe spodnie z kontrastujących materiałów, pikowane kamizelki z naszywkami, stylowe okulary słoneczne z lustrzanymi szkłami i efektowne długie rękawiczki. Zobacz, co jest modne i zacznij komponować swój look na podbój nartostrad.
Geometria i biel
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Geometryczne wzory są niezaprzeczalnym faworytem. W parze z nasyconymi kolorami robią duże wrażenie i wystarczy jeden element, żeby cała stylizacja nabrała energii. Wypróbuj spodnie pokryte geometrycznymi formami i dobierz do nich jednolitą kurtkę o zgrabnej, dopasowanej linii. Modne białe buty narciarskie z subtelnymi akcentami kolorystycznymi i biały kask nieco uspokoją całość, a gogle będą ostatnim kolorowym detalem twojej stylizacji. Poszukaj takich z fluorescencyjną oprawką, która podkreśli owal twarzy. Sprawdzą się nie tylko jako doskonała ochrona przed śniegiem i wiatrem, kiedy będziesz sunąć wzdłuż stoku, ale również wprowadzą ciekawy element do stylowej całości.
Modna poza stokiem
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Prawdziwa miłośniczka mody i nart ma ze sobą zestawy ubrań nie tylko na stok. W końcu nie będzie odpoczywać w górskim kurorcie w narciarskich spodniach, prawda? Moda après-ski to bogactwo efektownych fasonów, które łączą modę codzienną ze sportową. Twój zimowy look nie może się obejść bez pikowanej kurtki z błyszczącej tkaniny, ciepłego swetra z narciarskim motywem, ocieplanych wąskich spodni i stylowych lakierowanych śniegowców. No i nie zapomnij o dodatkach, które są „wisienkami na torcie” – okularach słonecznych o ciekawym wzornictwie i w żywych kolorach, długim mięsistym szaliku z grubej włóczki i zawadiackiej czapce z pomponem! A teraz ruszaj popijać bombardino i z gracją wygrzewać się w alpejskim słońcu. | Stylowa na stoku – modne stylizacje dla amatorki narciarstwa |
Jagoda goji to jedna z potocznych nazw kolcowoju chińskiego lub szkarłatnego. Jej owoce wykorzystywane są w krajach azjatyckich od co najmniej 2500 lat. Spożywanie drogocennych owoców jagody goji polecane jest przy leczeniu reumatyzmu, jak również przy spadkach odporności, wspomaga pracę serca, utrzymuje odpowiednie ciśnienie krwi, a także reguluje poziom cholesterolu i cukru. Jagody te nazywane są też czerwonymi diamentami Wschodu i należą do grupy „superfoods”– hitów ostatnich lat. To tak zwana superżywność, czyli produkty pochodzenia roślinnego, które mają dobroczynny wpływ na nasz organizm.
Jagoda goji – czemu tak zdrowa?
Owoc jagody goji to skarbnica dobroczynnych związków: jest świetnym źródłem białka – w którego skład wchodzi aż 18 aminokwasów, zawiera też tłuszcze – w tym aż 5 nienasyconych kwasów tłuszczowych z grupy omega-6. Ponadto zawiera wiele witamin, m.in. B1, B2, B6, E oraz C – stanowi on trzecie najbogatsze naturalne źródło tej witaminy na świecie. Owoce kolcowoju zawierają również selen, żelazo, cynk, miedź, fosfor, wapń, flawonoidy, karotenoidy. Najważniejszym związkiem owoców goji jest rozpuszczalny w wodzie kompleks polisacharydowy LBP – który ma działanie przeciwutleniające, przeciwnowotworowe oraz stymulujące układ odpornościowy. Z przeprowadzonych badań wynika, iż kompleks LBP hamuje wzrost komórek raka okrężnicy oraz żołądka, jak i raka płuc. W dużym stopniu powstrzymuje również rozwój komórek raka piersi oraz gruczołu krokowego.
Jagoda goji – jak wyhodować z nasion?
Nasiona tej rośliny najpierw musimy wymoczyć w wodzie przez kilka godzin. Następnie należy umieścić je w pojemnikach, których podłoże powinno być przygotowane z piasku, torfu i ziemi w proporcjach 1:1:1. Następnie nasionka przysypujemy warstwą ziemi i delikatnie ubijamy ją palcami, po czym delikatnie zraszamy, tak aby nie wybić nasion na powierzchnię. Aby przyśpieszyć cały proces kiełkowania, możemy na wierzch doniczki czy pojemnika położyć folię z otworami.
Kiedy siewki osiągną kilka cm, co trwa około 2. tygodni, musimy porozsadzać je do większych, pojedynczych doniczek. Nieco później, gdy nasze siewki osiągną około 20 cm, warto rozpocząć ich hartowanie, tak aby można je było wysadzić na miejsce stałe.
O ile kupując gotowe rośliny w doniczkach, możemy sadzić je w ciągu całego sezonu wegetacyjnego, o tyle rośliny wyhodowane samodzielnie warto do gruntu wysadzić wiosną, na początku sezonu, bądź jesienią. Miejsce dla jagody goji powinno być odchwaszczone, z materią organiczną, np. kompostem, przepuszczalne.
box:offerCarousel
Jak uprawiać kolcowój szkarłatny?
Uprawa jagody goji na szczęście nie sprawia trudności, gdyż roślina ta jest mało wymagająca i odporna na suszę. Jest też na tyle niewybredna, że dobrze rośnie nawet na bardzo ubogim podłożu, ale najlepiej, aby odczyn gleby był lekko kwaśny. Trzeba również pamiętać, że jak większość roślin, jagoda goji źle rośnie w miejscu ciężkim, gliniastym i podmokłym. Jest mrozoodporna, wytrzyma temperaturę do -26°C, lecz w najchłodniejszych regionach kraju warto ją okryć na zimę.
Jak każda roślina owocowa potrzebuje słonecznego stanowiska, a jej pierwszych owoców możemy spodziewać się już w 1-2. roku po posadzeniu.
W późniejszym okresie rośliny możemy prowadzić w formie pnącz – czyli pędy prowadzone na podporach; można również pozwolić jej naturalnie się rozrastać. Efektem będą malowniczo wygięte pędy, jak na przykład u tawuły szarej.
Co jeszcze?
Podłoże, w którym rośnie jagoda, warto ściółkować kompostem. Zabezpieczy to roślinę przed stratą wilgoci i wahaniami temperatury podłoża oraz dostarczy składników odżywczych. Można też jagody zasilić nawozami organicznymi lub mineralnymi.
Ciekawostka
Owoce spożywamy dopiero, gdy są naprawdę dojrzałe. Jeśli sięgniemy po niedojrzałe owoce, efektem może być zatrucie, ewentualnie zaburzenia przewodu pokarmowego lub nerwowego.
Już z dwuletniej i odpowiednio pielęgnowanej rośliny możemy uzyskać nawet 2 kg owoców. Ich zbieranie także jest niestandardowe: pod krzewami rozścielamy tkaninę i delikatnie potrząsamy krzewem, tak aby owoce same opadały. Nie zrywamy ich palcami, gdyż spowoduje to utlenienie i czarnienie owocu i miąższu. | Nasiona jagody goji – jak wyhodować rośliny? |
Feng shui to starożytna metoda planowania przestrzeni. Dzięki odpowiedniemu rozmieszczeniu przedmiotów, a także wykorzystaniu symboli jesteśmy w stanie osiągnąć spokój ducha i poczucie bezpieczeństwa w naszym domu. Jak urządzić naszą prywatną przestrzeń, aby była ona nowoczesna i zgodna z trendami, a jednocześnie zachowała ducha feng shui? Na szczęście starożytna metoda planowania najbliższego domowego otoczenia jest niezwykle uniwersalna i można ją stosować niezależnie od warunków mieszkaniowych. Nie warto zwlekać, pora stworzyć poczucie komfortu i duchowej równowagi w przestrzeni życiowej, stosując zasady feng shui.
Symbole Wschodu i Zachodu
„Feng shui. Symbole Zachodu” to doskonały poradnik, który pokazuje, jak łączyć nowoczesność z tradycyjnym pojęciem feng shui. Książka wyjaśnia znaczenie symboli i ich rozmieszczania w przestrzeni, w której żyjemy, i to, w jaki sposób wpływają one na nasze życie. Autorzy pokazują, że tradycyjne symbole Wschodu łączą się z symboliką Zachodu, a także prezentują wskazówki, które pozwolą na zastosowanie tej metody w codziennym życiu.
Feng shui dla ogrodu
Nie tylko nasz dom, ale także ogród stanie się o wiele przyjemniejszym, uspokajającym miejscem, gdy zastosujemy w nim zasady feng shui. „Ogród feng shui” Gunthera Satora to przewodnik, który pokaże, w jaki sposób wzmocnić pozytywną energię naszego ogrodu, wykorzystując 5 żywiołów i odzyskując naturalną równowagę.
Uporządkuj życie i znajdź szczęście
Marzena Gęsiarz w „Feng shui. Sekret szczęścia, miłości i bogactwa” udowadnia, że otaczająca nas przestrzeń wpływa na nasze samopoczucie. Autorka pokazuje, w jaki sposób sprawić, aby nasze środowisko pozytywnie na nas oddziaływało, wspierając nasz komfort psychiczny i chęć rozwoju, a także pomagało w odnalezieniu równowagi.
Porządek w głowie, porządek w życiu
Lekarz psychiatrii, dr Michael Bohne, pokazuje, że uporządkowany świat zewnętrzy jest niezwykle istotny dla osiągnięcia uporządkowanego świata wewnętrznego. „Feng shui dla umysłu” to książka, która pozwala na uporządkowanie chaosu w głowie i odkrycie harmonii dzięki zastosowaniu zasady starożytnej sztuki porządkowania.
Zdrowe życie na wyciągnięcie ręki
„Chińska sztuka zdrowego życia” Leszka Mateli to poradnik, dzięki któremu tradycyjne chińskie metody wprowadzania równowagi do życia staną się niezwykle proste. Autor pokazuje zagadnienia teoretyczne, a także praktyczne ćwiczenia, które pozwolą na odświeżenie umysłu i przestrzeni.
Co Twoje mieszkanie mówi o Twoim charakterze
Jak zmienić przestrzeń w domu, aby pozytywnie wpływała na równowagę psychiczną domowników? Józef Onoszko w „Twoje mieszkanie a twój charakter” pisze, że otaczająca nas przestrzeń ujawnia wszystkie nasze sekrety. Autor pokazuje, jak sprawić, aby dom stał się oazą szczęścia i harmonii, stosując się do kilku prostych zasad. | Książki, dzięki którym poznasz zasady feng shui |
Powłoka lakiernicza nawet najbardziej zadbanego samochodu z biegiem czasu ulega powolnej degradacji, w wyniku której traci swój blask i świeżość. Jednak dzięki szerokiej ofercie zaawansowanych produktów do regeneracji lakieru można z łatwością odzyskać jego blask. Jak to zrobić? O zarysowania i uszkodzenia nietrudno
Zanieczyszczony i porysowany lakier wpływa negatywnie nie tylko na wygląd samochodu. Zniszczona faktura powierzchni lakieru przyspiesza też jego zabrudzenie. Obecnie producenci samochodów stosują coraz słabsze powłoki lakiernicze. W standardzie w większości przypadków składa się ona z trzech warstw: 1) podkładu nakładanego bezpośrednio na blachę, 2) bazy, czyli koloru, oraz 3) lakieru bezbarwnego, który nadaje połysk oraz zabezpiecza przed uszkodzeniami. To właśnie ta ostatnia warstwa ulega najszybszemu zużyciu – pojawiają się na niej rysy i tzw. hologramy, które wymagają renowacji.
W przypadku głębokich zarysowań i uszkodzeń, które obejmują dwie głębsze warstwy powłoki lakierniczej, konieczna będzie wizyta u lakiernika. Wszystkie powierzchowne uszkodzenia – zmatowienia i oporne zabrudzenia – możemy z powodzeniem usunąć samodzielnie. Dzięki zastosowaniu odpowiednich środków do renowacji i pielęgnacji lakieru oraz narzędzi będziemy w stanie skutecznie odświeżyć powierzchnię karoserii i przywrócić jej niemal salonowy blask.
Jaki środek do regeneracji lakieru wybrać?
Obecnie oferta środków do regeneracji lakieru jest niezwykle szeroka. Chcąc odświeżyć wygląd powłoki lakierniczej naszego samochodu, powinniśmy skupić uwagę na mleczkach i pastach polerskich. To nowoczesne i zaawansowane produkty, które skutecznie niwelują drobne rysy i nadają lakierowi blask. Niektóre można stosować również w celu regeneracji zarysowanych i zmatowiałych kloszy reflektorów dla lepszego efektu całościowego. Wśród czołowych producentów past polerskich można polecić takie firmy, jak Turtle Wax, Sonax czy K2.
Jak stosować mleczka i pasty polerskie?
Pierwszą, niezwykle istotną czynnością, jaką powinniśmy wykonać przed przystąpieniem do powierzchownej regeneracji lakieru, jest dokładne umycie i osuszenie samochodu. Nie można dopuścić, aby na powierzchni karoserii znajdowały się jakiekolwiek drobiny piasku czy nawet kurzu. Po umyciu i wysuszeniu karoserii powinniśmy zastosować środek, którym usuniemy trudne zabrudzenia, np. ze smoły czy żywicy.
Teraz przychodzi pora na ocenę kondycji lakieru i decyzję o dalszym postępowaniu. Jeżeli lakier nie ma większych zarysowań, wystarczy nałożyć jedynie wosk koloryzujący. Co prawda nie zapewni on takiego efektu, jak przeszlifowanie karoserii, jednak jest znacznie bezpieczniejszy i łatwiejszy w użyciu.
W przypadku poważniejszych uszkodzeń lakieru korzystamy z mleczka lub pasty polerskiej. Kolistymi ruchami ściereczką z mikrofibry rozprowadzamy preparat aż do uzyskania połysku. Przy tym procesie należy wykazać cierpliwość i sumienność. Dokładne wypolerowanie całej powierzchni karoserii może zająć sporo czasu, dlatego warto zaopatrzyć się w polerkę obrotową, najlepiej z dwiema końcówkami. Takie urządzenie znacząco ułatwia i przyspiesza cały proces regeneracji, a jego ceny zaczynają się już od niecałych 100 zł.
O czym jeszcze pamiętać?
Przy polerowaniu powinniśmy również skorzystać ze sprayu z wodą, którą chłodzimy polerowany lakier. Dzięki temu chronimy go przed przegrzaniem. Warto co jakiś czas sprawdzać, czy gąbka polerska nie nabiera koloru lakieru, na którym pracuje. To oznaka, że ścieramy już wierzchnią warstwę lakieru, co nie jest wskazane. Należy pamiętać też o tym, aby po zabiegu zabezpieczyć lakier woskiem, a nadmiar mleczka i pasty polerskiej dokładnie usunąć. W ten sposób uzyskamy satysfakcjonujący efekt świeżego, błyszczącego lakieru. | Głęboki blask lakieru – jak go odzyskać? |
Coraz więcej urządzeń korzysta z technologii Wi-Fi. Podstawa to jest wybór dobrego routera, który rozwiąże problem przesyłania danych w sieciach bezprzewodowych, gdzie przepustowość będzie efektywnie wykorzystana. Takie możliwości zapewniają routery obsługujące technologię MU-MIMO (Multi-User Multiple Input Multiple Output). Urządzenia oparte o technologię MU-MIMO nie należą do najtańszych, ale warto się nimi zainteresować, ponieważ wymiana danych odbywa się z prędkością liczoną w gigabitach na sekundę. Są szczególnie polecane w miejscach, gdzie z jednej sieci Wi-Fi korzysta intensywnie większa liczba użytkowników. W tym samym czasie wiele osób może serfować po necie oglądając filmy w jakości HD lub Full HD, grać w dynamiczne gry.
Kilka słów na temat technologii
Technologia MU-MIMO została opracowana przez firmę Qualcomm i pomaga rozwiązać problemy zatłoczonych sieci bezprzewodowych. Krótko mówiąc, bez żargonu technicznego – zapewnia ona nieprzerwaną łączność Wi-Fi wszystkim sprzętom, które są podłączone do sieci. Nasze urządzenie mobilne działa tak, jakby miało swój własny router. Nie musisz czekać na kolejkę w opóźnieniu lub dostarczaniu sygnału. W tej innowacyjnej technologii nie ma coś takiego jak spadek prędkości.W technologii MU-MIMO poszczególne urządzenia dostają swoje pasmo, rozwiązując problem opóźnień. Nie jest to wcale przyspieszenie sieci, a tylko poprawa jej efektywności. Użytkownicy, którzy w danym momencie korzystają z punktu dostępowego sieci 802.11ac Wave2 mają subiektywne odczucie szybszego dostępu do zasobów internetowych. Kluczowym rozwiązaniem w tej technologii jest formowanie wiązki. Punkt dostępowy analizuje, a następnie tworzy warunki transmisji danych z urządzeniem użytkownika. Wykorzystywane jest pasmo 5 GHz charakteryzujące się dużą tłumiennością sygnału. Istotną rolę odgrywa tutaj, tzw. współczynnik SNR (Signal to Noise Ratio). Im jest większy jego parametr, tym bardziej połączenie jest stabilniejsze i szybsze. Punkt dostępowy 802.11ac Wave2 kieruje strumień danych do określonego użytkownika (maksymalnie do czterech użytkowników). Taką technologię możemy porównać do tej stosowanej w sieciach komórkowych. Eksperci uważają, że już wkrótce zrewolucjonizuje pracę sieci Wi-Fi.
Routery wykorzystujące technologię MU-MIMO
Bez wątpienia innowacyjna technologia zwiększa prędkość przesyłania danych. Wartości zależą od modelu wybranego routera. Maksymalne prędkości, których możemy się spodziewać, są rzędu 2,5 Gb/s. W paśmie 5 GHz do 1733 Mb/s, natomiast w paśmie 2,4 GHz 800 MB/s.
Linksys EA8500
To jedno z pierwszych urządzeń przeznaczonych do domowego użytku, które obsługuje technologię 802.11ac MU-MIMO. Pozwala ono w pełni wykorzystać dostępne pasmo radiowe i sprawnie potrafi obsłużyć większą liczbę urządzeń podłączonych do sieci bezprzewodowej. Router pracuje na dwóch częstotliwościach, dzięki czemu zapewnia więcej możliwości. Podstawowe czynności, tj. przeglądanie stron internetowych, pobieranie plików wykonywane są w paśmie 2,4 GHz. Natomiast oglądanie filmów w rozdzielczości 4K lub korzystanie z gier on-line wymaga większego transferu i router wówczas działa w paśmie 5 GHz. System QOS (Quality of Service) czuwa nad optymalizacją podziału pasma i ustala priorytety działania łącza. Dzięki tej opcji użytkownik może się cieszyć jeszcze szybszym oraz wydajniejszym połączeniem z netem.
Asus RT-AC87U
Posiada nowoczesny design. Wykorzystuje cztery strumienie i cztery anteny, co zapewnia pokrycie sygnałem powierzchni 465 m². Oznacza to, że to doskonałe urządzenie, które pokrywa więcej powierzchni niż trzypasmowe routery najnowszej generacji. Dedykowany port Gigabit WAN, pięć portów 1000 Mbps Gigabit Ethernet LAN (jeden z nich może służyć jako drugi port WAN) oraz przyspieszony sprzętowo NAT zapewniają najszybszą łączność przewodową. Router RT-AC87U działa bezproblemowo z dużą liczbą adapterów, odtwarzaczy multimedialnych i innych urządzeń bezprzewodowych. Obsługuje nawet konsole gier Xbox One i PlayStation 4.
TP-Link Archer C2600
Do zwiększenia przepustowości sieci bezprzewodowej Archer C2600 używa technologii 4-Stream. Pozwala to na osiągnięcie prędkości 800 Mb/s w paśmie 2,4 GHz i 1733 Mb/s w paśmie 5 GHz. Łączna prędkość sieci bezprzewodowej wynosi 2,53 Gb/s. Model posiada dwurdzeniowy procesor o taktowaniu 1,4 GHz. Stabilną sieć zapewniają cztery anteny zewnętrzne i wysokiej mocy nadajnik. Producent zadbał również o design urządzenia, który pasuje do każdego wnętrza.Bezprzewodowa sieć zadomowiła się w każdym mieszkaniu. Dzięki niej możemy korzystać z internetu za pomocą komputera, tabletu, smartfona czy też telewizora. 802.11ac to najnowszy i najszybszy standard transmisji sieci bezprzewodowej. Warto, więc kupić nowoczesny router, który zapewni odpowiedni przesył i odbiór danych. | Router Wi-Fi z technologią MU-MIMO |
Chłopcy uwielbiają długie godziny spędzone na jeździe rowerowej. Czy to z rodziną, czy z przyjaciółmi, rowerowe wyprawy to zawsze świetna okazja do doskonałej zabawy. Aktywność taka wiąże się jednak z ryzykiem urazów. Do najczęstszych i najpoważniejszych należą urazy głowy, które mogą z łatwością wystąpić, kiedy twoje dziecko będzie miało wypadek, jeżdżąc bez odpowiedniego zabezpieczenia. Dlatego żadna wycieczka nie może odbyć się bez solidnego kasku chroniącego głowę. Jak wybrać odpowiedni kask? Sprawdź! Kask na rower dla chłopca – jak wybrać bezpieczny model?
Aby kask rowerowy mógł spełniać swoją ochronną funkcję jak najlepiej, musi być odpowiednio dopasowany do głowy dziecka. Najważniejszy jest właściwie dobrany rozmiar, który będzie odgrywać kluczową rolę w należytej ochronie. Zanim więc przystąpisz do zakupu kasku, musisz dokładnie zmierzyć obwód głowy dziecka, najlepiej za pomocą metra krawieckiego. Znając właściwą wielkość, możesz przystąpić do zakupu. Pamiętaj, że większość kasków ma możliwość regulacji obwodu, dzięki czemu wybrany model powinien pasować na dłużej. Wybierając kask, warto więc kupować taki produkt, którego dolna skala zbliżona jest do aktualnego obwodu głowy chłopca. Uważaj na to, aby kask nie był ani zbyt mały, ani zbyt duży.
Kolejnym ważnym czynnikiem świadczącym o bezpiecznym produkcie jest materiał, z którego wykonano kask. Musi być on przede wszystkim odporny na uderzenia, dlatego zawsze warto zwracać uwagę na certyfikaty bezpieczeństwa. Kupując kask, zwróć też uwagę na jego wagę; zbyt ciężki może okazać się niekomfortowy dla twojego syna. Pamiętaj również, aby wybrany model posiadał odpowiednie otwory wentylacyjne, które zapobiegną poceniu się głowy. Dobrze jest, kiedy kask dodatkowo wyposażony jest w siateczkę zabezpieczającą przed owadami.
Modny kask dla chłopca – ciekawe propozycje
Modny kask na rower to marzenie wielu zapalonych cyklistów. Ciekawy fason nakłania do założenia ochrony na głowę. Chłopiec cieszy się fajnym gadżetem, a ty możesz odetchnąć z ulgą: twoje dziecko jest bezpieczne. Podczas zakupów możecie wybierać wśród licznych propozycji kasków, które zarówno spełnią wymogi bezpieczeństwa, jak również będą świetnie wyglądać. Młodszym chłopcom do gustu mogą przypaść np. kaski z bohaterami Disneya. Dużą popularnością cieszą się zwłaszcza te z filmu Cars. Kolejną propozycją, która może spodobać się twojemu synkowi są kaski Spokey.Marka ta posiada w swoim asortymencie ogromny wybór modeli. Kaski te mają możliwość regulacji wielkości, są niezwykle lekkie, a do tego posiadają odpowiednie certyfikaty bezpieczeństwa. Wśród nich twój syn może znaleźć np. modele policyjne, typowo chłopięce wzory typu graffiti, potworki, itp.
Modny i bezpieczny kask dla chłopca – ile kosztuje?
Na bezpieczeństwie nie warto oszczędzać. Pamiętaj jednak, że nawet najtańszy kask jest lepszy, niż jego brak. Najważniejszą zasadą jest niekupowanie kasku używanego, gdyż nigdy nie możesz mieć pewności, że nie brał on już udziału w wypadku. Nawet nieznacznie uszkodzony kask może bowiem nie zadziałać odpowiednio podczas upadku. Najtańsze kaski rowerowe możesz kupić już za mniej niż 30 złotych. Sporo solidnych propozycji znajdziesz także w przedziale między 30 a 50 złotych. Za większość kasków trzeba jednak zapłacić więcej niż 50 złotych.Płacąc nieco więcej, dostajesz zazwyczaj gwarancję bezpieczeństwa modelu potwierdzoną przez certyfikaty. Droższy nie zawsze znaczy lepszy, jednak w przypadku kasków rowerowych dla aktywnych chłopców warto dobrze zastanowić się nad wybieraną jakością.
Jazda na rowerze należy do ulubionych rozrywek wielu chłopców w każdym wieku. Warto więc zadbać o bezpieczeństwo dziecka zakładając mu już od najmłodszych lat kask. Pamiętaj, że rodzice dają przykład: zakładaj więc ochronę na głowę podczas każdej wspólnej jazdy. Jeżeli uda ci się wyrobić w chłopcu nawyk zakładania kasku już w najmłodszych latach, to będziesz mieć pewność, że jego eskapady rowerowe będą zawsze bezpieczne. Do tego kask może świetnie wyglądać i stać się doskonałym uzupełnieniem rowerowej stylizacji. W połączeniu z ochraniaczami chłopiec poczuje się jak profesjonalny kolarz. | Modny i bezpieczny kask na rower dla chłopca – przegląd propozycji |
Podróżowanie powinno być przyjemnością bez względu na to, czy podróż jest daleka czy bliska. Pociągiem, samochodem, pieszo czy rowerem – przyjemność nie powinna się ograniczać do estetycznych doznań wywołanych pięknymi widokami, miłymi spotkaniami czy obcowaniem z naturą. Trzeba też coś jeść. Jednodniowe wycieczki przeważnie niewiele się różnią pod względem żywieniowym od naszego „normalnego” dnia. Jeszcze w domu zjadamy śniadanie, bierzemy dwie kanapki na drogę, dwa batony lub czekoladę, herbatę w termos, a obiad spożywamy w miejscu docelowym – nie jest też wielkim problemem, jeśli taki dzień przeżyjemy tylko na suchym prowiancie. Wycieczki kilkudniowe oznaczają poważniejsze postawienie sprawy – jak zadbać o napełnienie naszego brzucha.
Na ogniu
Jeśli założymy, że chcemy się stołować samodzielnie (nocując na kempingach, w namiotach lub w przypadkowych miejscach na szlaku), musimy się zaopatrzyć w podstawowy sprzęt biwakowy.
Do gotowania użyć można lekkich palników turystycznych. W zależności od naszych potrzeb, ale i logistyki przemieszczania się, możemy gotować na palnikach gazowych, na kartuszach wkręcanych lub nabijanych. Różnica w kartuszach sprowadza się do sposobu przechowywania zestawu palnik + kartusz – nabijanych nie można „rozłączyć”, jeśli nie zużyliśmy gazu do końca, z nakręcanych po użyciu zawsze można odkręcić palnik, a pakowanie do plecaka czy sakw rowerowych jest zdecydowanie wygodniejsze. Kartusze nabijane są jednak znacznie tańsze niż gwintowane – dużo łatwiej jest się w nie również zaopatrzyć (w wielu krajach są dostępne także w składach budowlanych czy w sklepach z wyposażeniem wnętrz, gdyż używa się ich do palników serwisowych lub budowlanych). Wybór palnika jest o tyle istotny, że przemyślanego wyboru należy dokonać odpowiednio wcześniej – lecąc np. na tygodniową wycieczkę do Portugalii, w kartusze (bez względu na sposób ich aplikowania pod palnik) musimy się zaopatrzyć na miejscu – nie wolno ich bowiem przewozić w samolotach! Palniki nabijane wydają się, mimo nieco trudniejszego transportowania ich w plecakach czy sakwach, łatwiejsze w eksploatacji, a na pewno użycie ich jest bardziej ekonomiczne (chyba że nabitego kartusza nie zużyjemy do końca – wówczas po zdjęciu palnika stracimy paliwo). Do ekonomiki użytkowania wliczać należy również czas, jaki musimy poświęcić na ich znalezienie w Lizbonie…
Jeżeli wybieramy się do krajów mniej turystycznych lub w rejony, w których z całą pewnością nie można liczyć na sklepy turystyczne czy składy budowlane, alternatywą są palniki na paliwo ciekłe – wszędzie, gdzie jeżdżą samochody, musi być również benzyna. Palniki takie są polecane na wielotygodniowe wyjazdy, jeśli nie mamy pewności, jak często będziemy korzystać z własnej kuchni. Butla z paliwem (0,5–1,5-litrowa) może być przewożona oddzielnie, a obsługa palnika, mimo specyficznego zapachu benzyny, nie jest uciążliwa.
Zupełnie ekstremalnymi urządzeniami, przeznaczonymi do przetrwania w trudnych warunkach, są małe palniki na paliwo stałe – nie można jednak liczyć, że ich stosowanie do codziennego gotowania będzie wygodne i łatwe.
Czas na gary
Jeśli już będziemy mieć na czym ugotować wodę na poranną kawę, musimy się jeszcze zdecydować na odpowiednie naczynia. Z pomocą przychodzą producenci zestawów menażek, którzy prześcigają się w ograniczeniu objętości spakowanego kompletu naczyń, a także zmniejszeniu ich wagi. Niektórzy w podróż zabierają oprócz garnków (menażek), czajniczki czy zaparzaczki do kawy oraz patelnie. Część tych produktów można jednak nabyć dużo taniej w krajach docelowych – np. lecąc do Jordanii, nie powinniśmy przejmować się brakiem tygielka do kawy, metalowych kubków (do zalewanych wrzątkiem zup ekspresowych) czy patelni: tego typu produkty można kupić niemal na każdym bazarze.
Jakie menu?
Jeśli wiemy, na czym oraz w czym będziemy pichcić w podróży, należałoby się zastanowić również nad tym, co będziemy jeść i pić. Wielu podróżników preferuje zaopatrywanie się w produkty spożywcze w krajach docelowych. Nie wszędzie jednak kupimy barszcz czerwony instant lub żurek i tego typu produkty warto zabrać z Polski – niewiele ważą, a urozmaicają smaki. Ryż, makaron, olej czy jajka z całą pewności znajdziemy w sklepach spożywczych odwiedzanych krajów, sól i cukier również. Pamiętać jednak należy, że podobnie jak w Polsce, sprzedawane są w paczkach po 0,5–1 kg, a tyle może nam nie być potrzebne – niewielkie zapasy łatwo zmieszczą się w bocznej kieszeni plecaka. Jeśli jednak zamierzamy spędzić wiele dni w górach, a zaopatrzenie na miejscu jest niepewne, postawić można na żywność liofilizowaną, np. gotowe dania, które należy tylko zalać wrzątkiem. Nie wszyscy są zwolennikami liofilizatów, nie wszystkim smakują. Gdy jednak ulewny deszcz zatrzyma nas na przełęczy, a od najbliższego sklepu dzieli nas kilka godzin marszu, znaleziona na dnie plecaka hermetyczna paczka z bigosem sprawi nie lada radość.
Gdy już jesteśmy profesjonalnie zaopatrzeni w palnik, paliwo do niego i menażki, musimy jeszcze mieć w czym wypić i zjeść przyrządzone w podróży napary i dania. Jeśli kierowaliśmy się wcześniej priorytetem oszczędności wagi i przestrzeni w plecaku czy sakwach, to z całą pewnością możemy sobie pozwolić na zabranie w podróż ulubionego, czerwonego w białe grochy zestawu ceramicznego kubek + talerz + miseczka. Jeżeli jednak wciąż zależy nam na zminimalizowaniu wagi przewożonych sprzętów, kupmy lekkie zestawy plastikowych lub metalowych naczyń turystycznych, nie zapominając o sztućcach i desce do krojenia! | Gotowanie w podróży |
Zdarza się, że przerywasz swoje regularne treningi. Powodów może być wiele: przeziębienie, kontuzja, brak wolnego czasu czy po prostu lenistwo spowodowane brakiem motywacji. Co nie znaczy, że nawet po kilkumiesięcznej przerwie nie możesz wrócić do ćwiczeń. Jak to zrobić, żeby z powrotem mieć dobrą kondycję i się nie przetrenować? Wbrew pozorom powrót do formy wcale nie jest trudną sprawą. Wystarczy motywacja, zapał i dużo pozytywnej energii, a przezwyciężysz wszystkie przeciwności. Podpowiadamy, jak wrócić do systematycznych treningów.
Powrót do aktywnego stylu życia
Jak zacząć ćwiczyć, żeby się nie przeforsować i nie zniechęcić? Swoje pomysły dotyczące powrotu do aktywności fizycznej przekuj w działanie. Zaplanuj, jak często chcesz ćwiczyć, najlepszym rozwiązaniem są 3 treningi w tygodniu, z jednodniową przerwą pomiędzy każdym z nich. Możesz umówić się na spotkanie ze swoim dawnym instruktorem, który ułoży ci nowy plan treningowy dopasowany do twojej kondycji. W ten sposób nie przeciążysz mięśni, a tym samym nie zniechęcisz się do mozolnych ćwiczeń.
Aktywny styl życia powinien łączyć się także ze zdrową dietą, pełną witamini minerałów. Pamiętaj o regularnym spożywaniu 4-5 posiłków dziennie, średnio co 2-3 godziny. Jedz 3 porcje warzyw oraz owoców w ciągu dnia. Zapomnij też o niezdrowych słodkich przekąskach, zastąp je pestkami lub orzechami. Pij średnio 2l niegazowanej wody mineralnej dziennie, a na trening bierz bidonz napojem izotonicznym.
Na dobry początek
Pamiętasz, że dawniej trening był twoją przyjemnością? Wystarczy, że przezwyciężysz się i przebrniesz przez kilka tygodni mozolnego budowania kondycji. Po tym czasie znów zaczniesz odczuwać radość, dlatego wybierz sport, który będzie dla ciebie motywujący i odkryje w tobie nowe pokłady energii. Może znajdziesz też osobę, która rozpocznie ćwiczenia razem z tobą. Dzięki temu będziecie mieć wspólną motywację i nie przerwiecie treningu, tak jak zdarzyło ci się to poprzednim razem.
Idealna pora
Sprawdź, kiedy masz najwięcej czasu i zapału do gimnastyki. Poranne ćwiczenia sprawiają, że będziesz mieć więcej siły do pracy. Jeśli natomiast jesteś osobą, która wcześnie rano jedzie do biura, spróbuj wieczornych treningów. Gdy znajdziesz idealny moment, który możesz poświęcać na uprawianie sportu, staraj się go pilnować. W ten sposób stanie się on twoim rytuałem i istotną częścią dnia.
Nie obawiaj się zakwasów
Niestety przy powrocie do aktywności fizycznej nie unikniesz zakwasów. Uwierz jednak, że masz siłę sobie z nimi poradzić i przezwyciężyć niechęć. Zakwasy będą się pojawiały w pierwszych tygodniach, zwykle dzień po treningu. Aby je zniwelować, rozciągaj się tuż po zakończeniu ćwiczeń albo wtedy, gdy poczujesz nieprzyjemne skurcze mięśni. Możesz też wybrać się na masaż, basen lub ćwiczyć w domu z piłką do fitnessu, to złagodzi złe samopoczucie i bóle pleców.
Nie obawiaj się zakwasów spowodowanych powrotem to regularnych treningów. Opracuj plan działania i zdrową dietę. A potem rozpocznij ćwiczenia, przecież nic nie stoi ci na przeszkodzie. Przekonaj się, że już niedługo wrócisz do formy, wystarczy tylko wytrwałość. | Jak powrócić do treningów po przerwie? |
Coraz więcej telefonów trafiających do sprzedaży jest pozbawionych gniazda mini jack. Nie da się do nich inaczej podłączyć kablowych słuchawek jak poprzez gniazdo cyfrowe lub adapter. Podpowiadamy, jak sobie z tym radzić. Port mini jack jest z nami już ponad pół wieku, a jeszcze nie tak dawno temu wydawał się integralną częścią smartfonów, niczym ekran i slot na kartę SIM. Te czasy odeszły jednak do lamusa. Gniazdo służące do podłączania przede wszystkim słuchawek i mikrofonów jest coraz rzadziej spotykane. Pierwszą wiodącą firmą, która zdecydowała się na pozbycie gniazda mini jack ze swoich urządzeń, był producent iPhone’a.
Apple jest znany z tego, że ochoczo porzuca standardy
Często są to standardy, z których wiele osób jeszcze korzysta i chce korzystać. Nie pozostawia im jednak wyboru – jeśli klient chce kupić najnowszą iterację sprzętu, musi pogodzić się z kompromisami. Tak jak w smartfonach zniknął mini jack, a w przypadku komputerów wszystkie inne gniazda (poza, co ciekawe, mini jackiem) zastąpiły porty USB-C.
Wielu producentów poszło tropem Apple’a. Tak jak jednak iPhone zachował swój port Lightning zaprojektowany przez Apple’a, tak producenci smartfonów z Androidem postawili na standard USB-C. Zdarzają się nadal smartfony, które mają porty mini jack obok gniazd microUSB lub USB-C, ale jest ich coraz mniej. Złącze słuchawkowe znika z kolejnych serii urządzeń.
Miłośnicy muzyki muszą pokochać adaptery
Konsumenci, którzy chcą z nowymi telefonami używać swoich dotychczasowych zestawów słuchawkowych, muszą zadowolić się adapterami. Na szczęście producenci wrzucają zazwyczaj do pudełek krótkie kabelki z końcówką Lightning lub USB-C, które można doczepić do słuchawek. Takie adaptery da się też kupić osobno i warto przyczepić po jednym do każdej pary słuchawek.
Podłączenie słuchawek do gniazda Lightning w iPhone’ach lub portu USB-C w sprzętach z oprogramowaniem Google’a blokuje jednak jeden jedyny port. Powoduje to problemy z jednoczesnym słuchaniem muzyki i zgrywaniem danych bądź ładowaniem telefonu. Można jednak trafić na inne adaptery z dwoma portami – mini jack oraz Lightning/USB-C, które zapewniają taką możliwość.
Słuchawki do iPhone’a bez gniazda minijack
Apple postanowił zrezygnować z gniazda minijack w iPhonie 7 oraz jego większym bracie iPhonie 7 Plus. Kolejne modele, czyli iPhone 8, iPhone 8 Plus oraz iPhone X zachowały konsekwencję. Jednocześnie do sprzedaży trafiły bezprzewodowe słuchawki Apple’a, ale producent nie wymusza ich zakupu.
W pudełku z iPhone’ami można znaleźć słuchawki EarPods. Na pierwszy rzut oka przypominają do złudzenia te dorzucane do zestawów z iPhone’em od wielu lat. Od premiery iPhone’a 7 zestawy EarPods doczekały się innej końcówki. Mowa oczywiście o Lightning zamiast mini jacka.
EarPods z końcówką Lightning można zakupić razem z iPhone’em, ale słuchawki sprzedawane są też osobno. Słuchawki produkcji Apple’a przeznaczone do iPhone’a 7, iPhone’a 7 Plus, iPhone’a 8, iPhone’a 8 Plus i iPhone’a X nie są na szczęście przesadnie drogie w porównaniu do modeli ze zwykłym gniazdem.
AirPods, czyli szczypta magii
Oprócz słuchawek przewodowych w ofercie Apple’a można znaleźć też bezprzewodowy zestaw o nazwie AirPods. Słuchawki przypominają nieco EarPods pozbawione kabli. Mimo niewielkich rozmiarów potrafią odtwarzać muzykę i inne dźwięki godzinami, a w zestawie znalazło się etui z powerbankiem, które naładuje zestaw kilkukrotnie.
AirPods łączą się z innymi urządzeniami poprzez moduł Bluetooth, ale wykorzystują autorski chip W1 do zarządzania połączeniem. Dzięki temu zwiększono zasięg i poprawiono stabilność połączenia. W dodatku po połączeniu AirPods z jednym urządzeniem Apple’a można przełączać za pomocą kilku kliknięć źródło dźwięku na dowolny inny sprzęt zalogowany na to samo Apple ID.
Producenci sprzętów z Androidem wybrali USB-C
W przypadku iPhone’ów trzeba wyposażyć się w adapter lub słuchawki ze złączem Lightning. Producenci telefonów z Androidem wybrali natomiast standard USB-C. Zwykle do pudełka trafia adapter, a słuchawki niekoniecznie. To może okazać się dość problematyczne. Adaptery nie są idealnym rozwiązaniem, a wybór zestawów ze wtyczką USB-C jest niewielki.
Alternatywą dla słuchawek przewodowych są bezprzewodowe zestawy słuchawkowe. W przypadku iPhone’a dobrym wyborem są AirPods, ale użytkownicy telefonów z Androidem powinni przyjrzeć się innym modelom. Tych jest całe zatrzęsienie i to w najróżniejszych segmentach cenowych. Można zdecydować się na modele douszne – zwykłe i dokanałowe – lub nauszne.
Gniazdo minijack jest portem obecnym w technologii użytkowej od dziesięcioleci. Zajmuje naprawdę dużo miejsca w kompaktowych obudowach smartfonów. Jego pozbycie się na rzecz transferu audio poprzez porty Lightning i USB-C pozwala producentom oszczędzić sporo miejsca wewnątrz obudowy.
To zaoszczędzone miejsce można przeznaczyć na inne podzespoły lub np. na powiększenie akumulatora. Urządzenia mobilne są w końcu bardzo łakome na prąd, a dla wielu osób kilkanaście dodatkowych minut pracy na jednym ładowaniu może być istotniejsze niż opcja podpięcia słuchawek. | Smartfon bez gniazda mini jack – jak sobie z tym poradzić? |
Sierpień zazwyczaj nie rozpieszcza wysokobudżetowymi hitami, co z kolei daje szansę zabłysnąć mniejszym produkcjom. Najbliższe tygodnie, choć nie będą tak obfite jak końcówka roku, zapewnią jednak kilka ciekawych tytułów i dziesiątki godzin dobrej zabawy. W tym miesiącu na półki sklepowe trafi m.in. mroczna policyjna opowieść i survival osadzony w ponurej, alternatywnej wizji lat 60. Nie zabraknie też bardziej znanych pozycji – w sierpniu zobaczymy kolejną odsłonę popularnego cyklu piłkarskich symulatorów, pecetową wersję konsolowego hitu z pierwszej połowy roku oraz duże rozszerzenie do ukochanego przez miliony MMORPG.
Monster Hunter: World (wersja PC)
data premiery: 9 sierpnia
gatunek: RPG akcji w otwartym świecie, pełnym gigantycznych, przerażających maszkar, które aż proszą się o ubicie
box:offerCarousel
Monster Hunter: World był jedną z największych premier pierwszej połowy tego roku oraz najlepiej sprzedającą się produkcją w portfolio japońskiej firmy Capcom – już to może świadczyć o jego jakości. Do tej pory jednak mogli się nim cieszyć wyłącznie posiadacze konsol. Na szczęście w sierpniu gra trafi także na komputery osobiste. O ile tylko twórcy nie pokpią kwestii optymalizacji, na pecetach pozycja ta również może okazać się hitem.
Tytuł ten zapewnia co najmniej kilkadziesiąt godzin ekscytującej zabawy. Warto jednak dodać, że nie jest to RPG w zachodnim stylu. Fabuła nie odgrywa tu większej roli: jako łowca potworów trafiamy na nowo odkryty kontynent i eksplorujemy go, przy okazji przyjmując zlecenia i pokonując coraz potężniejsze bestie.
I to właśnie walki z gigantycznymi monstrami stanowią najciekawszy element gry Monster Hunter: World. Do ich ubicia nie wystarcza bowiem błyskawiczny refleks – najpierw musimy poznać słabe strony przeciwnika, dobrać pole bitwy tak, by jak najlepiej współgrało z obraną taktyką, wyposażyć się w odpowiednią broń, gadżety i pancerz... W efekcie pozycja ta wymaga od graczy sporego zaangażowania, ale wynagradza to z nawiązką efektownymi, nieprzewidywalnymi i przede wszystkim satysfakcjonującymi potyczkami.
This Is the Police 2
data premiery: 2 sierpnia
gatunek: zarządzanie ludźmi, powieść wizualna, gra ekonomiczna, turowa strategia w stylu X-COM-ów – a wszystko to podane w otoczce mrocznej policyjnej historii à la Fargo
Wydane dwa lata temu This Is the Police może i nie okazało się niezależnym fenomenem, ale na pewno zwróciło uwagę wielu graczy na nieduży zespół Weappy Studio. Białoruscy deweloperzy postanowili więc pójść za ciosem i stworzyć kontynuację, która naprawiłaby bolączki pierwowzoru i wprowadziła szereg nowych rozwiązań, oferując przy tym równie ciekawą historię.
Tytuł łączy kilka gatunków – przygodówkę, grę ekonomiczną, powieść wizualną i turową grę taktyczną. Wszystko to składa się na pozycję, w której – aby osiągnąć swoje cele – nie wystarczy tylko trzymać się z góry ustalonych reguł. Twórcy podkreślają, że w misji przywracania ładu w Sharpwood gracze nie mogą cofnąć się przed niczym. Będziemy więc przymykać oko na pomniejsze przestępstwa, wykorzystywać policjantów, nawiązywać kontakty z typami spod ciemnej gwiazdy i przyjmować łapówki.
We Happy Few
data premiery: 10 sierpnia
gatunek: gra survivalowa osadzona w proceduralnie generowanej, retrofuturystycznej dystopii, idealna dla każdego, kto nie chce wziąć swoich pigułek szczęścia
box:offerCarousel
We Happy Few można było przez jakiś czas kupić w ramach steamowego programu wczesnego dostępu. Później jednak twórcy postanowili wprowadzić do projektu zmiany, zdjęli grę ze Steama i zapowiedzieli premierę finalnej wersji na 10 sierpnia. Do tego czasu studio Compulsion Games ma stworzyć alternatywną wizję Wielkiej Brytanii lat 60., której mieszkańcy funkcjonują w oparciu o pigułki Joy, wywołujące sztuczne uczucie szczęścia. Gracz wcieli się w jednego z trzech buntowników, którzy odmówili zażycia tego specyfiku, a teraz muszą uciec przed gniewem społeczności, polującej bezlitośnie na każdego, kto nie dostosuje się do jej zasad.
Wielu dostrzega w ciężkim, antyutopijnym klimacie gry inspirację serią BioShock, jednak We Happy Few to przede wszystkim pozycja survivalowa. Jako buntownik w mieście pełnym ludzi nafaszerowanych pigułkami szczęścia gracz musi nieustannie mieć się na baczności, bo każde podejrzane zachowanie skutkuje atakiem. Nie warto się więc wychylać, kiedy będziemy zaspokajać nasze podstawowe potrzeby, takie jak sen czy głód, oraz zbierać i wytwarzać przedmioty, które ułatwią przetrwanie. Całość przypomina połączenie klasycznych survivali z realiami rodem z książki Nowy wspaniały świat – a to kombinacja intrygująca, obiecująca i bardzo ambitna.
World of Warcraft: Battle for Azeroth
data premiery: 14 sierpnia
gatunek: MMORPG osadzone w potężnych rozmiarów fantastycznym uniwersum, które przyciągnęło już dziesiątki milionów graczy
box:offerCarousel
Inne gry przemijają, World of Warcraft trwa wiecznie. W sierpniu MMORPG-owy fenomen firmy Blizzard, który ma już na karku niemal czternaście lat, otrzyma siódme duże rozszerzenie. Nowy dodatek będzie zatytułowany Battle for Azeroth i można się spodziewać, iż zachęci do powrotu na serwery miliony graczy z całego świata. Tym bardziej że nowości ma być naprawdę sporo.
Twórcy skupili się na rywalizacji dwóch największych stronnictw świata Azeroth: Przymierza i Hordy. Aby urozmaicić ten konflikt, deweloperzy postanowili dodać co najmniej sześć nowych ras, wspierających obie strony – np. orków Mag’har czy krasnoludy z klanu Ciemnego Żelaza – a także dwa kontynenty z nowymi ścieżkami fabularnymi.
Do tego doszło zwiększenie maksymalnego poziomu postaci oraz niedostępne do tej pory wyposażenie, jak również alternatywne tryby zabawy. W Battle for Azeroth pojawi się m.in. moduł Warfronts, w którym dwudziestu graczy staje przeciwko siłom sterowanym przez komputer w walkach przywodzących na myśl połączenie gier MOBA ze strategią czasu rzeczywistego. Ponadto możliwe będą ekspedycje na proceduralnie generowane wyspy w maksymalnie trzyosobowych zespołach. Król MMORPG nie spoczywa na laurach!
Pro Evolution Soccer 2019
data premiery: 28 sierpnia
gatunek: symulator piłki nożnej, przeznaczony dla tych, którzy lubią mieć pełną kontrolę na boisku, a nie przeszkadzają im zmyślone nazwiska piłkarzy
box:offerCarousel
Dla serii Pro Evolution Soccer rok 2018 jest naprawdę ciężki. Już przy poprzedniej edycji marka ta nie potrafiła konkurować, jeśli chodzi o wyniki sprzedaży, z wyjątkowo popularnym cyklem FIFA. Teraz może być jeszcze gorzej, bo PES stracił na rzecz swego największego rywala licencję na prestiżową Ligę Mistrzów. FIFA coraz wyraźniej góruje nad Pro Evolution Soccerem pod względem prawdziwych zespołów, turniejów i piłkarzy, więc Japończycy stawiają na to, co od lat wychodziło im najlepiej – emocjonującą, nieprzewidywalną rozgrywkę.
Oznaczona numerem 2019 edycja cyklu powieli większość sprawdzonych rozwiązań – a więc ponownie położy duży nacisk na dostosowywanie się sztucznej inteligencji do naszej taktyki i całkowitą kontrolę nad poczynaniami naszych podopiecznych. Do tego dojdzie większy poziom indywidualizacji graczy, którzy otrzymają specyficzne dla siebie umiejętności i animacje.
Japończycy usprawnią także aspekty pozaboiskowe. W module myClub pojawią się piłkarze o tymczasowych bonusach do statystyk, a także legendarni zawodnicy, m.in. Diego Maradona czy Johan Cruyff. Z kolei tryb Master League wzbogaci się o siedem nowych lig, przedsezonowe turnieje oraz rozbudowane negocjacje transferowe. | Gry sierpnia 2018 – branża wraca do formy |
Istnieje pewien żelazny zestaw sprzętów kuchennych, bez których nie obędzie się żadna gospodyni domu ani kucharz. Porządny zestaw noży, solidne garnki czy zestaw przeróżnych foremek i blach do pieczenia otwierają tę długą listę sprzętów kuchennych niezbędnych do przyrządzania smacznych posiłków. Na liście tej nie może zabraknąć deski do krojenia. Bez odpowiedniego sprzętu możemy narazić blaty kuchenne czy stół na zniszczenie. Warto więc zadbać o to, aby ułatwiał nam on codzienną pracę w kuchni. Na rynku dostępne są deski kuchenne wykonane z różnego rodzaju drewna, bambusa, ceramiki czy tworzyw sztucznych, my jednak przyjrzymy się bliżej szklanym deskom do krojenia.
Zalety szklanych desek do krojenia
Do największych zalet desek do krojenia wykonanych ze szkła należą ich higieniczność oraz łatwość do utrzymania w czystości. Wystarczy opłukać je pod bieżącą wodą i przetrzeć szmatką. Co ważne, nie ma możliwości, aby szklana deska przesiąkła zapachem pożywienia, które na niej kroimy, np. ryb. Możemy też być spokojni o to, że niechciane bakterie wnikną w powierzchnię deski. Ponadto, w przeciwieństwie do drewnianych, szklane deski można myć w zmywarce. Kolejnym ich atutem jest ich trwałość i wytrzymałość. Są małe szanse na to, by podczas krojenia produktów powstały na ich powierzchni nacięcia czy rowki. Deska wykonana ze szkła pozostaje gładka na naprawdę długo. Dla wszystkich osób, dla których ważnym aspektem jest estetyka sprzętów kuchennych, szklane deski będą idealnym rozwiązaniem, są one bowiem dostępne w wielu kolorach, nierzadko też znajdziemy na ich powierzchni ciekawe wzory, które będą dodatkową ozdobą kuchni. W takim wypadku deska przestaje pełnić jedynie funkcję praktyczną – na rzecz upiększenia naszej przestrzeni kuchennej.
Wady szklanych desek do krojenia
Niestety, szklane deski do krojenia nie są pozbawione wad. Do najważniejszych należy fakt, że – pomimo iż same na długo pozostają nienaruszone – niestety, szybko tępią noże. Rozwiązaniem tego problemu jest zaopatrzenie się w ostrzałkę do noży oraz regularne jej używanie. Wówczas nasze noże na długo pozostaną tak ostre, jak tego potrzebujemy do pracy w kuchni. Krojenie na szklanej desce wymaga też od nas szczególnej uwagi, jeśli wybierzemy model gładki, a nie porowaty – ze względu na śliskość materiału, z którego jest wykonana. Aby zapobiec niechcianym zacięciom, warto podczas kupna zwrócić uwagę, jaką powierzchnię ma wybrany przez nas model deski – nie tylko ze względów bezpieczeństwa, ale także dla wygody.
Przykłady szklanych desek do krojenia
Na rynku dostępna jest szeroka oferta szklanych desek do krojenia. Szczególną popularnością cieszą się deski takich firm jak Kesper, Berghoff czy uwielbiane ze względu na swoje niepowtarzalne wzornictwo deski Joseph Joseph. Deski firmy Kesper dostępne są w rozmiarze 20 x 30 cm, a wykonane są ze szkła o grubości 4 mm. Mają antypoślizgowe nóżki, które zapobiegają przesuwaniu się deski po blacie. Są idealne do krojenia warzyw i owoców czy pieczywa, a dostępne są w kilku wzorach: w brązie z motywem kawy, zieleni ze wzorem w jabłka lub kompozycji we fiolecie. Można też wybrać deskę całkowicie gładką, idealną do wnętrz minimalistycznych. Szklaną deskę firmy Kesper możemy kupić już za 13 zł.
Jeśli zdecydujemy się na ofertę firmy Berghoff, możemy wybierać spośród dwóch rozmiarów desek: mniejszej, o wymiarach 20 x 30 cm, lub większej, mającej 40 x 30 cm. Obie wykonane są z mlecznego, tzw. mrożonego szkła, są niezwykle trwałe i mają grubość 5 mm. Mniejszą możemy nabyć za 12 zł, za większą zapłacimy od 17 do 23 zł.
Ze względu na swoje wzornictwo szklane deski Joseph Joseph zdecydowanie wygrywają, przynajmniej wtedy, gdy aspekt wizualny jest dla nas najważniejszy. Są one dostępne w przeróżnych kolorach i wzorach, dzięki czemu będą piękną ozdobą każdej kuchni. Motyw karty do gry, londyńskiego autobusu czy kasety magnetofonowej – wybór jest naprawdę ogromny. Dostępne są różne kształty: prostokąt o wymiarach 30 x 40 cm, kwadrat 30 x 30 cm czy deska okrągła o średnicy 30 cm. Deski Joseph Joseph są również grubsze od wcześniej wymienionych – mają 70 mm. Wykonane są z hartowanego, odpornego na pęknięcia szkła. Są również wielofunkcyjne: mogą być używane nie tylko do krojenia, ale również jako podkładka na talerze czy gorące naczynia lub do serwowania pizzy, serów czy wędlin. Mają antypoślizgowe nóżki. Jest to jeden ze sztandarowych produktów tej firmy. Jeśli chcemy stać się posiadaczami tej niebanalnej ozdoby kuchni, musimy liczyć się z wydatkiem minimum 50 zł. Deska Joseph Joseph będzie także praktycznym prezentem z okazji parapetówki, przyda się także każdemu miłośnikowi gotowania.
Jak widać, szklana deska do krojenia może być nie tylko praktycznym narzędziem kuchennym, ale również uroczym dodatkiem. Ma ona szereg zalet, choć, niestety, ma też kilka minusów. Wydaje się, że znakomitym rozwiązaniem będzie zaopatrzenie się w taką deskę, mając jednak w rezerwie klasyczną, drewnianą. Jedno jest pewne: ze względu na swoją trwałość posłuży nam ona długo, może zatem warto nieco dopłacić i wybrać taką, która będzie zdobić naszą kuchnię? | Szklane deski do krojenia |
Odpowiednio dobrany do potrzeb domowników zlewozmywak potrafi na stałe zachęcić lub zniechęcić do wielu obowiązków domowych, w tym do gotowania. Choć może się wydawać nieistotny, zlewozmywak to serce kuchni – korzystamy z niego przecież bardzo często. Obecnie producenci oferują całą gamę modeli, często skrajnie różniących się rozmiarem, kolorem, sposobem osadzenia czy materiałem, z którego są wykonane. Każdy z nich ma zatem inne właściwości. A przecież zlewozmywak nie służy jedynie do zmywania naczyń. Może posiadać rozdrabniacz do odpadków czy pełnić funkcję dodatkowego blatu roboczego, na którym wygodnie pracuje się z brudzącymi produktami. Dlatego przy podejmowaniu ostatecznego wyboru warto, żebyśmy kierowali się przede wszystkim naszym sposobem korzystania z kuchni na co dzień. Czy dużo i często gotujemy? Czy mamy zmywarkę? Odpowiedzi na te pytania posłużą za najlepsze wskazówki przy wyborze zlewozmywaka.
Jaki rozmiar?
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Dostępne na rynku rozmiary dostosowane są do popularnych rozmiarów szafek kuchennych. Głębokość zlewozmywaka wynosi najczęściej 50 cm. Najbardziej kłopotliwym parametrem jest zatem tutaj szerokość, o której decyduje liczba komór – od jednej do nawet dwóch i pół. Modele jednokomorowe pozwolą nam zaoszczędzić wiele miejsca w kuchni, ale nadają się przede wszystkim dla tych, którzy mają zmywarkę i często z niej korzystają albo rzadko przygotowują skomplikowane posiłki. Praktycznym rozwiązaniem są zlewozmywaki półtorakomorowe – nawet kiedy komora główna jest zapełniona, ta mniejsza zapewnia nam dostęp do kranu. Dzięki temu możemy np. opłukać owoce lub szybko umyć tylko to naczynie, którego potrzebujemy. Z kolei modele dwukomorowe i większe mogą okazać się nieodzowne w domach, gdzie gotuje się dla większej liczby osób. Planując rozkład kuchni, powinniśmy również pamiętać o zarezerwowaniu miejsca na ociekacz lub suszarkę. Ciekawostką są zlewozmywaki o bardziej niestandardowych kształtach niż popularne kwadraty i prostokąty. Zlewy w kształcie koła lub litery L mogą nie tylko lepiej wpasować się w niektóre projekty kuchni, ale też pełnić rolę dekoracyjną.
Różne materiały, różne właściwości
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Najbardziej rozpowszechnionym materiałem jest chromonikiel. Wykonane z niego zlewozmywaki są odporne na uszkodzenia czy wysokie temperatury, ale wymagają częstego czyszczenia – inaczej mogą się na nich pojawiać zacieki. Warto pamiętać, że mamy do wyboru gładkie lub matowe wykończenia chromoniklu. Dużą popularnością cieszą się zlewozmywaki ceramiczne, a to ze względu na ich dużą wytrzymałość, długie okresy gwarancyjne i ładny wygląd. Należy jednak pamiętać o tym, że ta jakość ma swoją cenę – zlewy ceramiczne są znacząco droższe od modeli wykonanych z innych surowców. Ich tańszą alternatywę o zbliżonym wyglądzie stanowią zlewozmywaki emaliowane. Łatwo utrzymać je w czystości, ale z czasem mogą matowieć. Są też mało odporne na uszkodzenia mechaniczne – emalia może rysować się lub miejscami odpryskiwać. Ostatnia opcja to zlewozmywaki kompozytowe, wykonane z żywic syntetycznych i zmielonego grafitu, kwarcu, krzemu lub wodorotlenku glinu. Ich jakość zależy przede wszystkim od jakości żywicy użytej w procesie produkcji. Mogą przyciągać uwagę ciekawym wyglądem, przypominają bowiem kamień.
Wygodny zlewozmywak znacznie ułatwi nam pełne wykorzystanie potencjału naszej kuchni, niezależnie od tego, czy spędzamy w niej długiej godziny, przygotowując wielodaniowe uczty, czy też liczy się ona dla nas przede wszystkim jako kompaktowa przestrzeń, gdzie wszystko jest pod ręką. | Zlewozmywak – jaki wybrać? |
Rosnąca popularność biegania sprawia, że na ulicach i w parkach coraz częściej możemy spotkać amatorów tego sportu i sami nieraz do tej grupy dołączamy. Co jednak zrobić, jeśli pogoda nie sprzyja albo po prostu nie lubimy biegać na zewnątrz? To proste – kupić bieżnię. Warto się w tym miejscu zastanowić, jaka będzie dla nas najlepsza. Bieganie jest pasją, od której trudno się uwolnić. Najwytrwalszym biegaczom niestraszna jest jesienna plucha czy zimowe powietrze. Nie znaczy to jednak, że musimy się katować, gdy chcemy pobiegać. Trening na bieżni jest doskonałą alternatywą dla joggingu na zewnątrz, a korzyści, jakie za sobą niesie, niewiele różnią się od tych, które zyskamy, biegając w plenerze. Decydując się na zakup bieżni, stajemy przed wyborem – magnetyczna czy elektryczna? Obie mają swoje zalety i wady, nad którymi warto się zastanowić.
Bieżnie magnetyczne
Najważniejszą cechą bieżni magnetycznej jest brak zasilania elektrycznego. Oznacza to, że taśma, po które biegniemy, wprawiana jest w ruch siłą naszych mięśni. W ten sposób musimy włożyć większy wysiłek w rozruszanie taśmy i utrzymanie stałego tempa biegu. Może to być utrudnieniem dla początkujących, dlatego ten rodzaj bieżni polecany jest bardziej doświadczonym biegaczom.
Bieżnia magnetyczna często wyposażona jest w dodatkowe funkcje, które ułatwiają trening. W czasie ćwiczeń wyświetlacz może pokazywać czas treningu, szybkość poruszania się, przebyty dystans, ilość spalonych kalorii oraz puls.
box:offerCarousel
Bieżnie elektryczne
Jak nazwa wskazuje, bieżnia elektryczna zasilana jest prądem elektrycznym. Taśma maszyny porusza się dzięki silnikowi, którego moc zależy od modelu danej bieżni. Stanowi to ułatwienie dla początkujących biegaczy, którzy nie mają wprawy w napędzaniu taśmy siłą własnych mięśni. Jest to także idealne rozwiązanie dla osób stosujących trening interwałowy, gdyż mogą wybrać odpowiednie tempo biegu i nie martwić o utrzymanie go na stałym poziomie.
Podobnie jak w przypadku bieżni magnetycznej, bieżnia elektryczna wyposażona jest w dodatkowe funkcje, takie jak pomiar pulsu, prędkości, dystansu, czasu treningu i ilości spalonych kalorii. Mamy także możliwość wybrania różnych programów i prędkości biegu, a nawet włączenia muzyki, jeśli bieżnia wyposażona jest w głośniki albo wejście na słuchawki. Jednak dodatkowe programy i udogodnienia przekładają się na wyższą cenę bieżni.
box:offerCarousel
Za i przeciw
Każdy z nas będzie kierował się subiektywnymi odczuciami przy wyborze bieżni. Istnieje jednak kilka punktów, na które warto zwrócić uwagę, ponieważ są uniwersalne i mogą wpłynąć na komfort korzystania z bieżni.
* Cena – ze względu na mniejszą liczbę funkcji, bieżnie magnetyczne są tańsze od elektrycznych.
* Taśma – konieczność używania mięśni nóg do rozruszania taśmy w bieżni magnetycznej może zniechęcać początkujących do ćwiczeń, a także utrudniać utrzymanie odpowiedniego tempa przy treningu interwałowym.
* Wymiary – większość bieżni można złożyć, jednak po rozłożeniu bieżnie elektryczne zajmują więcej miejsca niż magnetyczne.
* Stabilność – bieżnie magnetyczne są krótsze, dlatego może się zdarzyć, że przy szybszym biegu i dłuższym kroku po prostu z niej zjedziemy. Problemem może być także bieg, w którym nacisk bardziej obciążonej nogi powoduje zsuniecie się taśmy na jedną stronę. W przypadku bieżni elektrycznych problem ten występuje znacznie rzadziej.
Ogólne wskazówki
Przy wyborze bieżni należy sprawdzić jej parametry i wybrać takie, które będą dla nas najlepsze. Są one uzależnione nie tylko od naszych upodobań, ale także takich cech jak wzrost czy waga. Oto najważniejsze właściwości, na które powinniśmy zwrócić uwagę:
* Wymiary – długość i szerokość pasa biegowego będzie zależna od naszego wzrostu. Jeśli wzrost biegacza nie przekracza 170 cm, wystarczy taśma o wymiarach 120 x 38 cm. Dla osób wyższych odpowiednia będzie taśma o wymiarach 145 x 50 cm.
* Maksymalne obciążenie – najczęściej spotyka się maksymalne obciążenie w wysokości 100–110 kg. Bieżnie elektryczne z mocnym silnikiem mają ograniczenie do 150 kg.
* Moc silnika – ważna w przypadku bieżni elektrycznych. Im mocniejszy silnik, tym szybciej może poruszać się taśma. Istnieją dwie grupy silników. Pierwsza obejmuje urządzenia, których moc znamionowa silnika nie przekracza 2 KM. Takie bieżnie osiągają maksymalną prędkość 16 km/h. Do grupy drugiej zaliczamy silniki o mocy większej niż 2 KM, przy których bieżnia może osiągnąć prędkość nawet 20 km/h.
* Nachylenie pasa – odpowiednie nachylenie pasa ma wpływ na komfort biegu. Ważne jest zatem, by móc go dostosować do swoich możliwości, kondycji i rodzaju treningu. Profesjonalne bieżnie elektryczne posiadają kąt nachylenia nawet 20 stopni.
* Amortyzacja – stanowi ona ważną zaletę bieżni elektrycznych. Umożliwia trening osobom starszym, po kontuzji i mającym problemy ze stawami. Bieżnia wyposażona jest w elastomery, czyli specjalne kawałki gumy, które znajdują się między ramą a pasem biegowym. Im jest ich więcej, tym lepsza amortyzacja. Standardowa ich ilość wynosi od 4 do 10 sztuk.
Bieżnia jest dobrym wyborem dla osób, które nie lubią lub nie mogą biegać na zewnątrz. Jest też doskonałą opcją dla tych, którzy nie mają dużo wolnego czasu. Wybierając między bieżnią elektryczną a magnetyczną powinniśmy skupić się na naszych preferencjach i stanie zdrowia. Pozwoli nam to szybko i komfortowo osiągnąć pożądaną kondycję fizyczną i uniknąć kontuzji. | Bieżnia magnetyczna czy elektryczna - którą wybrać? |
Kojarzy się z miłością, ciepłem domowego ogniska, romantycznymi spotkaniami itd. Motyw serca jest wyjątkowy, dlatego warto zwrócić na niego uwagę nie tylko w walentynki. Umiejętnie zastosowany podczas aranżacji wnętrz, ociepli mieszkanie i zapewni niepowtarzalny rodzinny klimat. Kuchnia pełna miłości
Kto lubi gotować, ten doskonale wie, jak ważne jest odpowiednie urządzenie tego pomieszczenia. I nie mam tu na myśli wyłącznie nowoczesnych sprzętów, które znacznie ułatwiają przygotowanie pysznych dań, lecz mówię o tym, co tworzy unikalny klimat tego miejsca – dodatki, dekoracje, akcesoria.
Obrus z motywem serc to absolutny must have. Nie muszą to być typowe czerwone serduszka, ale np. takie w kolorach szarości czy zieleni. Modnym rozwiązaniem jest również połączenie białego klasycznego obrusu z bieżnikiem z właśnie takim motywem. Nie przepadasz za obrusami? Postaw na haftowane serwety lub praktyczne maty pod talerze. Ciekawym dodatkiem będą też filcowe podkładki w kształcie serca. Jeśli chcesz zaskoczyć gości zaproszonych na obiad lub organizujesz romantyczną kolację dla ukochanej osoby, nie zapomnij o pierścieniach na serwetki.
W kuchni wyjątkowo pięknie prezentują się rolety z motywem serca oraz delikatne firanki. Innym rozwiązaniem, by ozdobić kuchenne okna, jest powieszenie w nich dekoracyjnych serc. Możesz kupić takie wykonane z wikliny, papieru czy bawełny. Wybór jest ogromny.
box:offerCarousel
Serce domu – salon
Salon potraktuj wyjątkowo ostrożnie. Zbyt duże nagromadzenie dekoracji z motywem serca może sprawić, że będzie wyglądał infantylnie, a przecież nie o to chodzi. W tym pomieszczeniu postaw przede wszystkim na oświetlenie. Świeczki w kształcie serca będą dobrym wyborem, gdy chcesz stworzyć romantyczny klimat, ale prawdziwego charakteru temu wnętrzu nada nowoczesny i modny neon w kształcie serca lub lampka z diodami LED. Taki gadżet można nie tylko powiesić na ścianie, ale i ustawić w dowolnym miejscu. Efekt WOW gwarantowany!
Alkowa miłości
Sypialnia to kolejne miejsce, zaraz po kuchni, w którym możesz zaszaleć. Na szafkach i półkach postaw ramki na zdjęcia z motywem serca, w których umieścisz fotki przypominające ci najszczęśliwsze chwile spędzone z bliskimi osobami. Do dużych słoików włóż choinkowe lampki lub cotton balls w kształcie serc i umieść na parapecie tak przygotowaną dekorację. Obowiązkowo zaopatrz się w pościel z tym miłosnym motywem. Nie zaszkodzi, jeśli na łóżku rozłożysz dodatkowo futrzane poduszki w kształcie serca. Pamiętaj, że w sypialni powinno być ciepło i przytulnie. Zdecyduj się na wysokiej jakości tkaniny, które są przyjemne w dotyku. W ten sposób będziesz stale rozpieszczać swoje zmysły.
box:offerCarousel
Jeśli to właśnie w sypialni trzymasz swoje najcenniejsze drobiazgi, umieść je w wiklinowych koszykach ozdobionych sercem lub w małych szkatułkach z tym samym motywem. Chcesz zaszaleć? Ozdób ściany w sypialni romantycznymi naklejkami. Równie modne są dekoracyjne lustra akrylowe, które w prosty sposób można zamontować na ścianie. Aby podkreślić romantyczny klimat tego miejsca, zdecyduj się na te w kształcie serca.
Nie zapominaj ponadto o przyjemnych zapachu, który powinien unosić się w powietrzu. Kup świece zapachowe lub zacznij używać olejków eterycznych. Uwaga! Sypialnia to miejsce relaksu, dlatego zapachy, które wybierzesz, powinny działać uspokajająco. Są to m.in. lawenda, szałwia, róża i kwiat pomarańczy. | Motyw serca – przegląd dekoracji do domu |
Megaboom jest największym głośnikiem Bluetooth z serii Boom od marki Ultimate Ears. Urządzenie jest wyraźnie większe od modelu Boom 2, a wbudowany akumulator ma zapewnić nawet 20 godzin odtwarzania muzyki. Czy Megaboom zasłużył na rekomendację? Ultimate Ears Boom 2 (test) okazał się rewelacyjnym głośnikiem Bluetooth – to mój faworyt wśród urządzeń ze średniej półki cenowej. Doceniłem jego kompaktowe wymiary, wodoodporność, niezły czas pracy oraz świetne brzmienie – dynamiczne, szczegółowe i klarowne. Model Megaboom bazuje na konstrukcji Boom 2, ale został powiększony. To również pionowy głośnik, który ma zapewnić imprezowe brzmienie. Sprawdziłem, czy sprzęt jest warty uwagi.
Specyfikacja Ultimate Ears Megaboom
interfejs: Bluetooth 4.1 z HFP, A2DP, AVRCP, SBC, AAC
głośniki: 2x 50 mm i 2x pasywne radiatory 50 x 100 mm
pasmo przenoszenia: 65 Hz–20 kHz
funkcje: obsługa rozmów, odporność na wodę IPX7, mocowanie na statyw, sterowanie za pomocą stuknięć, NFC, łączenie ze sobą wielu głośników
czas pracy: 20 godzin
wymiary: 226 mm (wysokość) x 83 mm (średnica)
masa: 877 g
Wyposażenie
Megaboom jest zapakowany w solidne pudełko o kolorowej szacie graficznej, wraz z głośnikiem otrzymujemy bogate wyposażenie. W zestawie jest adapter sieciowy z wymiennymi końcówkami oraz długi kabel USB o płaskiej izolacji. Akcesoria są więc takie same, jak w modelu Boom 2 i ponownie zasługują na pochwałę – mało który głośnik Bluetooth jest wyposażony w zasilacz sieciowy.
Wygląd
Megaboom wygląda jak powiększy Boom 2. Konstrukcja jest ponownie walcowata i pionowa. Głośnik został wykonany z tworzyw sztucznych, w większości pokryty jest maskownicą zrobioną z gęstej tkaniny o grubym splocie. Wykonaniu nic nie można zarzucić – jakość materiałów jest znakomita, a całość zwarta i masywna. Pochwalić można także stronę wizualną, Megaboom wygląda nowocześnie, a jednocześnie minimalistycznie, poza tym dostępny jest w wielu wersjach kolorystycznych.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Podstawa oraz spód głośnika zostały zabudowane ogumowanymi oraz wklęsłymi panelami, są one połączone ze sobą w tylnej części urządzenia. Na górze widać dwa przyciski – duży włącznik oraz przycisk parowania. Panel jest czuły na stuknięcia, więc można obsługiwać go uderzając w głośnik, niczym w bębenek, podobnie było w modelu Boom 2.
Na pionowym pasie, łączącym obie podstawy, umieszczono duży plus i minus regulacji głośności, a także efektowną „metkę” z logo marki. Oznaczenia przycisków są wcięte w obudowę, w ogóle nie odstają – na pierwszy rzut oka wyglądają jak ozdoba.
Na spodzie ulokowano złącza, czyli wyjście słuchawkowe oraz microUSB, schowane za gumową zaślepką. W centrum jest także charakterystyczna nakrętka, która odsłania gwint na statyw, a może posłużyć również jako wieszak.
Obsługa
Megaboom nie jest już tak mały i poręczny, jak Boom 2, ale nadal nie można stwierdzić, by był rekordowo duży. To już dość ciężkie urządzenie (877 g), ale ciągle bez problemu można je przenosić – obudowa mierzy 22,6 cm wysokości oraz 8,3 cm średnicy. Głośnik zmieści się w plecaku lub większej torbie. Dzięki sporej masie Megaboom stoi stabilnie i nie tak łatwo go przewrócić.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Do dyspozycji są tylko cztery przyciski. Wklęsły włącznik na górze posiada białą diodę w formie kreski, a wypukły przycisk Bluetooth ma małą diodę w środku. Przyciski regulacji głośności nie zostały podświetlone, ale są tak duże i kanciaste, że łatwo trafić na nie nawet po ciemku. Parowanie odbywa się za pomocą wydzielonego przycisku lub czujnika NFC, znajdującego się pomiędzy plusem a minusem. Wszystkie operacje potwierdzane są odgłosami bębnów, efektownymi, ale trochę zbyt głośnymi. Możliwe jest jednak wyłączenie odgłosów, da się to zrobić w dedykowanej aplikacji. O stanie baterii informuje czytelny damski głos, który uruchamia się po jednoczesnym wciśnięciu obu przycisków regulacji głośności.
Muzyką steruje się za pomocą stuknięć w górny panel. Jedno stuknięcie pauzuje lub wznawia, zaś dwa włączają następny utwór. Niestety nie można przełączać utworów do tyłu, a głośnik nie zawsze reaguje na stuknięcia. Samo stukanie dłonią w twardy panel też nie należy do przyjemnych, a Megaboom trzeba trzymać w ręku w trakcie obsługi, więc moim zdaniem zwykłe przyciski sprawdziłyby się lepiej. Rozmowy obsługuje się już za pomocą przycisku Bluetooth, zatem nie trzeba stukać w głośnik, żeby odebrać telefon.
Producent zadbał o dodatkowe funkcje imprezowe. Można połączyć ze sobą dwa głośniki w tryb stereo lub nawet… sto pięćdziesiąt różnych głośników Ultimate Ears, by odtwarzać jednocześnie ten sam utwór! To nie wszystko, dostępny jest także tryb DJ-ski – z pojedynczym głośnikiem można sparować dwa urządzenia mobilne, by na zmianę odtwarzać z nich muzykę. Konstrukcja jest też wodoodporna (IPX7), a producent obiecuje wyjątkową trwałość, więc urządzenie sprawdzi się na imprezie pod chmurką.
Megaboom pozwoli na odtwarzanie muzyki do 20 godzin. Jest to możliwe, jeśli nie przesadzamy z poziomem głośności. Podczas głośniejszych odsłuchów czas pracy wyniesie 15–17 godzin. Dzięki adapterowi sieciowemu z długim okablowaniem ładowanie jest wygodne, ale szkoda, że złącze microUSB znajduje się na spodzie, utrudnia to ładowanie i jednoczesne słuchanie muzyki.
Oprogramowanie
Do konfiguracji głośnika producent przygotował aplikację Ultimate Ears Megaboom. Warto po nią sięgnąć, gdyż ma estetyczny interfejs, oferuje sporo funkcji i pozwala zaktualizować głośnik.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Główny ekran wyświetla wskaźnik akumulatora, regulację głośności oraz włącznik – urządzenie można włączać i wyłączać zdalnie, co jest rewelacyjną opcją. Następny ekran pozwala połączyć głośniki ze sobą, a kolejny uruchamia wspominany tryb DJ-ski.
W lewym rogu znajduje się menu typu hamburger, które daje dostęp do ustawień, czyli: EQ, alarmów, konfiguracji głośnika i instrukcji obsługi. Korektor dźwięku pozwala dopasować brzmienie za pomocą pięciu suwaków (do wyboru są cztery profile oraz tryb ręczny). Zakładka alarm umożliwia zamianę głośnika w budzik, a w ustawieniach można np. wyłączyć sygnały dźwiękowe oraz obsługę stuknięciami panelu.
Brzmienie
Pod tym względem Megaboom zachwyca. Dźwięk jest wysokiej jakości, głośnik brzmi klarownie, energicznie i szczegółowo. Megaboom oferuje to, czego nie był w stanie dać Boom 2, czyli generuje głębszy i masywniejszy bas. Głośnik potrafi zabrzmieć już bardziej basowo w niskich tonach, ale nadal nie przytłacza pozostałych pasm. Urządzenie wybrzmiewa przestrzennie, a do tego generuje dużo mocy – da się za jego pomocą nagłośnić duże pomieszczenie i to bez utraty jakości dźwięku.
Bas nie należy do najgłębszych, w końcu Megaboom nie jest wcale taki duży, ale potrafi już zabrzmieć bardziej efektownie i wibrująco. Brzmienie basu jest ciepłe, czyli przyjemne dla uszu, a niskie tony nie mulą i nie dudnią. Bas nie zalewa głosów wokalistów lub żywych instrumentów w muzyce rockowej czy jazzowej, ale brzmi odpowiednio energicznie i blisko w elektronice lub rapie. Słychać także sporo szczegółów, ale priorytet miała rozrywka.
Pasmo średnie jest blisko, więc Megaboom sprawdzi się nie tylko na imprezach, ale także podczas spokojnego słuchania lżejszych brzmień w domowym zaciszu. Rozdzielczość dźwięku jest wysoka, a szczegółów dużo, więc świetnie brzmią gitary, głosy wokalistów, instrumenty dęte lub smyczkowe. Megaboom nadaje się do odtwarzania zarówno do nowoczesnej elektroniki, cięższego grania gitarowego, jak i łagodniejszej muzyki wokalnej lub akustycznej.
Wysokie tony są klarowne, czyste i kontrolowane, tak jak w modelu Boom 2. Brzmienie jest odpowiednio jasne i przejrzyste, nie sprawia wrażenia oddalonego, przyciemnionego i zgaszonego. Dobre wrażenie robią gitarowe solówki, smyczki lub wysokie głosy, a rytmicznie „cykają” także talerze perkusyjne. Dźwięk jest przyjemny dla uszu, głośnik nie syczy i nie szeleści.
Megaboom został przeznaczony do działania w pionie, wtedy muzyka rozbrzmiewa praktycznie dookoła. Dźwięk rozchodzi się swobodnie, separacja instrumentów jest wzorowa, słychać pomiędzy nimi sporo swobody. Czytelność pogarsza się tylko minimalnie, gdy urządzenie jest ustawione tyłem do słuchacza, czyli od strony panelu z regulacją głośności.
Podsumowanie
Nie zawiodłem się na Megaboomie – głośnik brzmi klarownie i szczegółowo oraz ma pełniejszy bas od modelu Boom 2. Wrażenie robią jakość i czystość dźwięku, ogólna dynamika i szczegółowość. Łatwo docenić mocną i poręczną konstrukcję odporną na wodę, a także długi czas pracy. W zestawie nie zabrakło ładowarki, a producent zadbał także o wiele funkcji dodatkowych.
Nie mam zastrzeżeń co do brzmienia i mocy głośnika, ale mam pewne zarzuty odnośnie do „bębenkowej obsługi”, która nie zawsze działa poprawnie. Szkoda, że złącze na spodzie utrudnia jednoczesne słuchanie i ładowanie głośnika, a gwint jest trochę za głęboko, więc potrzebny będzie statyw z wąską głowicą.
Megaboom kosztuje aktualnie 799 zł, ale można dostać go taniej w wersjach outletowych. Moim zdaniem głośnik jest warty zakupu, powinien zadowolić nawet wymagających melomanów. Nadal warto zainteresować się mniejszym Boom 2 (499 zł), który generuje płytszy bas, ale również zachwyca brzmieniem.
Zalety: dobre wyposażenie, solidne wykonanie; uniwersalne wzornictwo; funkcjonalna aplikacja i wiele dodatkowych opcji; dużo mocy; rewelacyjne brzmienie o przestrzennym charakterze, z niezłym basem, bezpośrednią średnicą i klarownym sopranem.
Wady: gwint nie będzie kompatybilny z każdym statywem; microUSB na spodzie utrudnia słuchanie podczas ładowania; sterowanie stuknięciami nie zawsze działa. | Test Ultimate Ears Megaboom – największy głośnik z wybuchowej serii |
Rodzice pragną, by ich dziecko dobrze się rozwijało. Jednym ze sposobów jest zachęcenie go do czytania. Czym się kierować przy wyborze książki dla dziecka? Duża liczba książkowych pozycji dla dzieci może sprawić, że będziemy mieli problem z wyborem odpowiedniej lektury. Warto przyjrzeć się kolejnym pozycjom i zdecydować na te, które mogą nie tylko sprawić naszej latorośli przyjemność, ale także pomóc dowiedzieć się czegoś nowego na temat otaczającego świata oraz panujących wartości. Odpowiednio dobrane lektury ułatwią przekazanie prawd życiowych i zasad moralnych. W ten sposób poruszymy także z dziećmi ważne tematy bez zbędnego prawienia kazań.
O czym szumią wierzby Kenneth Grahame
Ciepła, zabawnaopowieść o grupie zwierząt, które ubierają się i zachowują jak ludzie. Mają także ludzkie wady i słabości. Książka opowiada o przygodach czwórki przyjaciół, z których każdy jest na swój sposób wyjątkowy. Kret, czyli przyjazny, dobry i pomysłowy zwierzak o złotym sercu, znudzony dotychczasowym życiem, ma ochotę przeżyć przygodę. Po jakimś czasie odkrywa jednak, że przygody są ciekawym doświadczeniem, ale najmilszy jest powrót do domu. Szczur Wodny zawsze pomoże swoim przyjaciołom, a najbardziej ceni spokój i porządek. Z kolei Ropuch przyciąga problemy jak magnes i pewnie ta historia nie skończyłaby się tak dobrze, gdyby nie zamknięty w sobie Borsuk, który zawsze znajduje sposób na wyciągnięcie wszystkich z kłopotów.
Opowieści z Narnii C.S. Lewis
Czworo bohaterów: Łucja, Edmund, Zuzanna i Piotr trafia do magicznej krainy – Narnii. Na co dzień rządzi nią lew Aslan, ale teraz krainę opanowała Zła Czarownica – Jadis. Dzieci muszą zatem ją pokonać, aby w świecie, do którego przypadkowo trafiły, na nowo zapanował ład i porządek. Na szczęście mogą liczyć na pomoc zwierząt, a Aslan we właściwym momencie także włączy się do walki. Dziecko, któremu zaproponujemy przeczytanie tejksiążki, pozna magiczny świat, zupełnie inny od tego zwyczajnego, oraz dowie się, że prawda, miłość, uczciwość i lojalność stanowią cechy, które zdecydowanie warto w sobie pielęgnować.
Małe kobietki Louisa May Alcott
Akcja powieścirozgrywa się w latach 60. XIX wieku, ale mimo upływu czasu historia rodziny Marchów nie straciła nic ze swojej aktualności. W epoce, w której celem życia kobiety jest zawarcie korzystnego małżeństwa, matka dziewczynek wychowuje je na osoby samodzielne. Wpaja ideały wolności oraz zachęca do poszukiwania własnej drogi w życiu. Bohaterki przeżywają przygody, nawiązują przyjaźnie i zawsze starają się kierować zasadami, jakie przekazała im matka. Każda z bohaterek się zmienia, dojrzewa, a czytelnik może obserwować ich stopniowy rozwój. Jest to opowieść przede wszystkim o dorastaniu i poszukiwaniu własnej drogi, a dziecko może się z niej dowiedzieć, że szczęście zależy od naszych wyborów, nie zaś bogactwa.
Oskar i pani Róża Eric-Emmanuel Schmitt
Powieść jest historią chorego na raka dziesięcioletniego chłopca i choć można by powiedzieć, że opowiada o umieraniu, to nie śmierć jest tutaj najważniejsza. Jest to przede wszystkim zapis losów dziecka próbującego poradzić sobie z otaczającą go rzeczywistością. Chłopiec pisze szczere i pełne humoru listy do Boga, choć – jak sam na początku przyznaje – nawet w niego nie wierzy. Oskar nie ma jeszcze wyczucia, co wypada, a co jest tematem tabu. Zadaje trudne pytania i oczekuje szczerych odpowiedzi. Jest dużo bardziej dojrzały i odważny niż otaczający go dorośli, a swoim zachowaniem zmusza ich do zmierzenia się z trudnymi tematami. Najważniejsze w tej książce jest to, że bardzo dużo możemy się z niej nauczyć. Jak akceptować cierpienie? Jak żyć ze świadomością bliskiej śmierci? Jak cieszyć się życiem? Oskar w ciągu kilku dni dowiaduje się więcej niż wielu ludzi przez dziesięciolecia, a my mamy okazję zdobywać tę wiedzę razem z nim.
Mały książę Antoine de Saint-Exupéry
Opowieść o chłopcu z innej planety, który pragnie wyruszyć w podróż. Po drodze spotyka dorosłych, z których każdy jest – w jego mniemaniu – dziwniejszy od poprzedniego. W delikatny i subtelny sposób autor wykpiwa ludzkie wady i ułomności, zestawiając ludzi pragnących władzy, zajętych czynnościami pozbawionymi sensu czy też owładniętych nałogami z chłopcem, który widzi wszystko takim, jakie jest naprawdę. Przede wszystkim jest to jednak historia o przyjaźni, miłości oraz tęsknocie, a także o tym, że każda podróż dobiega kiedyś końca i czas wrócić do domu. Dzięki podróżom zdobywamy doświadczenie, pozwalające na nabranie dystansu do otaczającej nas rzeczywistości oraz wyciągnięcie wniosków.
Zobacz także inne książki Antoine de Saint-Exupéry'ego.
Ważne tematy
Odpowiednio dobrane powieści dla dzieci mogą odegrać dużą rolę w wychowywaniu dziecka. To dzięki nim łatwiej nam będzie rozmawiać z latoroślą na niektóre tematy, a nawet przedstawić pewne poważne problemy społeczne bez zbędnego moralizatorstwa. Podczas dokonywania wyboru lektury warto zatem zastanowić się, co chcemy przekazać maluchowi i jakie wnioski powinien wyciągnąć. Nie zapominajmy jednak, że książki mogą nam pomóc w rozmowie, ale jej nie zastąpią. Ponadto, wybierając lekturę dla naszej pociechy, pamiętajmy o jej zainteresowaniach. Książka przede wszystkim powinna dziecku się podobać, zaciekawić je i zachęcić do czytania. Tylko połączenie wszystkich wymienionych cech sprawi, że lektura będzie jednocześnie przyjemna i pożyteczna. | Książki dla dzieci poruszające ważne tematy |
Tablety stają się coraz tańsze, a za stosunkowo niewielkie pieniądze można dostać całkiem wydajne urządzenia. Jak jednak spisuje się 10-calowy tablet z dołączaną klawiaturą Bluetooth? Opakowanie i akcesoria
Orion 102 dostarczany jest w kartonowym pudełku z otwieraną pokrywą. W środku urządzenie zabezpieczono plastikową formą, pod którą umieszczono akcesoria:
ładowarkę sieciową,
kabel USB-microUSB,
kabel USB OTG,
klawiaturę Bluetooth,
instrukcję obsługi.
Ładowarka sieciowa ma przewód długości 1 m, zaś kable OTG i USB liczą po ok. 20 cm. Instrukcję zapisano w skróconej postaci, jest ona jednak czytelna i zawiera podstawowe informacje.
Na opakowaniu umieszczono specyfikację:
Wyświetlacz: 10.1” IPS LCD 16:10 1280 x 800 pikseli (pięciopunktowy multi-dotyk),
Procesor: Rockchip 3188 1,6 GHz (QuadCore Cortex A9),
Grafika Mali400MP4 (4 rdzenie),
1 GB RAM DDR3,
16 GB wbudowanej pamięci,
Wi-Fi 802.11 b/g/n,
Bluetooth 4.0,
Czytnik kart microSD do 32 GB,
Aparaty: tylny 2 Mpix, przedni 0,3 Mpix,
moduł GPS,
Akumulator 6000 mAh,
Złącza: zasilanie, microUSB, słuchawkowe, miniHDMI.
Podzespoły wypadają korzystnie na tle ceny oraz wyposażenia. Oprócz dość wydajnego układu Orion 102 posiada sporo wbudowanej pamięci, którą dodatkowo można rozszerzyć za pomocą kart microSD. Nie zabrakło też wyjścia miniHDMI, umożliwiającego podłączenie tabletu do zewnętrznego ekranu i transmisję obrazu w jakości Full HD.
Konstrukcja tabletu
Opisywany GoClever mierzy 26 cm na 17 cm przy grubości 9 mm, co czyni go całkiem zgrabnym, smukłym „10-calowcem”. Od góry i od dołu ekran otacza ramka o szerokości 2 cm, która jest nieco szersza po bokach. Gruba i metalowa obudowa stanowi niemały mankament – tablet wraz z klawiaturą waży prawie 900 g, a dodając do tego jeszcze ładowarkę – prawie kilogram. Sporo.
Tablet ma zaokrąglone rogi i wyprofilowane kanty. Na froncie brak fizycznych przycisków – to tafla z tworzywa sztucznego z czarnym obramowaniem, na której widać tylko niewielką kamerę umieszczoną pośrodku jednego z dłuższych boków. Orion 102 nie posiada wbudowanej diody zasilania lub powiadomień.
Gniazda i przyciski sterujące umiejscowiono na jednym z krótszych boków:
włącznik,
regulację głośności,
czytnik kart microSD,
wyjście słuchawkowe,
gniazdo zasilacza,
miniHDMI,
microUSB.
Komponenty zlokalizowane są blisko siebie, oznaczono je wyraźnie, a przyciski odstają od linii obudowy i są sprężyste.
Tylną ściankę stanowi aluminiowa obudowa – solidna, gruba, matowa i przyjemna w dotyku. W centralnej jej części zamieszczono duże logo producenta wraz z oznaczeniem modelu, a nad nim wypukły obiektyw aparatu głównego. Z lewej strony, tuż przy panelu gniazd, znalazło się także miejsce na szczelinę resetu. Orion 102 został wykonany solidnie i precyzyjnie, a przy tym prezentuje się wzorowo i nowocześnie, przypominając zdecydowanie droższe urządzenie.
Konstrukcja klawiatury
Wyspowa klawiatura Bluetooth, będąca elementem wyposażenia, pełni jednocześnie funkcję pokrywy. Posiada ona rozkładane oparcie otwierane się za pomocą suwaka – stojak rozdziela się automatycznie i blokuje za pomocą szerokiej nóżki, pod którą umieszczono wgłębienie stabilizujące tablet.
Klawiatura jest wyposażona w akumulator, który ładuje się przez USB. Pracę sygnalizują dwie diody: jedna odpowiada za włączanie i niski stan baterii, druga migająca podczas parowania urządzeń.
Spód klawiatury jest również aluminiowy, z wysokimi silikonowymi nóżkami w rogach. Wszelkie miejsca styku z tabletem są pokryte solidną gumą. Układ klawiatury to QWERTY z klawiszem funkcyjnym oraz kursorami. Przyciski są matowe i niskie, mają szybki i sprężysty skok. Jakość wykonania klawiatury nie odbiega od jakości tabletu – oba urządzenia prezentują się jako zestaw bardzo dobrze.
Ergonomia i użytkowanie
Tablet jest ciężki. Nałożona na niego klawiatura (w formie pokrywy) stanowi dobre zabezpieczenie, ale jednocześnie sprawia, że urządzenie staje się masywne – dzieci raczej sobie z nim nie poradzą. Stosunkowo wysoka waga sprawia, że zadokowany tablet można solidnie chwycić i w ten sposób obsługiwać nawet na kolanach – kąt ustawienia ekranu nie jest regulowalny, ale pozwala na całkiem wygodne korzystanie ze sprzętu w każdej pozycji. Waga potrafi dać się we znaki także podczas użytku bez klawiatury – to tablet przeznaczony raczej do trzymania oburącz, lub do opierania o kolana.
Podoba mi się umieszczenie przycisków oraz głośnika – włącznik i regulacja natężenia dźwięku znajdują się w prawym górnym rogu i są łatwo wyczuwalne pod palcami. Głośnik usytuowano w połowie jednego z boków, więc nie przysłania się go ręką, trzymając tablet poziomo czy pionowo.
Na krytykę zasługuje zaś długość przewodu ładowarki, 1 m to zdecydowanie za mało. Irytujący jest też krótki przewód microUSB, przystosowany raczej tylko do użytku z laptopem. Przewód USB OTG jest za to dłuższy niż standardowo i pozwala na wygodne podłączenie pamięci przenośnej, aparatu lub myszki.
Korzystanie z klawiatury jest łatwe – po pierwszym sparowaniu łączy się ona z tabletem automatycznie, chociaż niejednokrotnie trzeba ten proces ponowić. Szkoda tylko, że lewy Shift oraz Caps Lock są trochę za długie, przez co utrudniają dostęp do klawiszy „literowych”. Lepiej zorganizowane mogłoby być też mocowanie klawiatury jako pokrywy, bowiem znajduje się ono w połowie długości spacji i wyraźnie odstaje (co początkowo utrudnia korzystanie kciukiem ze spacji). Pomimo tego, na klawiaturze pisze się nieźle i sprawnie – przyciski są szybkie i czułe, a odstępy pomiędzy nimi spore.
System operacyjny i wydajność
Fabrycznie zainstalowany system to Android 4.2.2. Nie jest zmodyfikowany, ale posiada kilka preinstalowanych aplikacji, m.in. tych niezbędnych dla serwisów społecznościowych, edytor tekstu, czytnik e-booków oraz aplikacja z grami GoClever. Oprogramowanie jest prawie w całości spolszczone – zabrakło go wyłącznie w rzadziej używanych sekcjach, jak np. ta dotycząca zrzutów ekranu.
System działa sprawnie i płynnie, ale jedynie wtedy, gdy wyłączone jest… Wi-Fi. Uruchomienie bezprzewodowego Internetu i korzystanie z klawiatury wprowadza drobne opóźnienia. Obsługa przeglądarki Chrome czasami była również problematyczna i niestabilna – tablet kilkukrotnie się zresetował. Orion 102 potrafi także zwolnić, gdyż musi sobie radzić z wieloma aktywnymi aplikacjami jednocześnie. Nie jest to wyjątkowo irytujące, z tabletu wciąż korzysta się nieźle, ale do ideału nieco brakuje – prawdopodobnie tę sytuację rozwiążą kolejne aktualizacje oprogramowania, choć i tak przydałoby się więcej pamięci RAM.
Wyświetlacz
Orion 102 wyposażony jest w matrycę IPS o rozdzielczości 1280 x 800 i zagęszczeniu 160 pikseli na cal. Jasność ekranu jest wystarczająca, kąty widzenia wzorowe, a odzwierciedlenie kolorów niezłe, chociaż lekko chłodne. Przydałby się też trochę wyższy kontrast, ale i tak jest w porządku – mimo lekkiej ziarnistości, ekran prezentuje się dobrze i nie męczy oczu.
Obsługiwane jest 5 punktów dotyku, a wyświetlacz reaguje nawet na delikatne ruchy palcem, co sprawia, że obsługa jest wygodna i precyzyjna.
Bateria
Przy intensywnym korzystaniu z tabletu (włączone Wi-Fi, pobieranie oprogramowania, praca z klawiaturą Bluetooth, gry) działa on około 6 h, co jest dobrym wynikiem. Przy normalnym użytkowaniu, ale również bez oszczędzania Wi-Fi czy połączeń Bluetooth, spokojnie można korzystać ze sprzętu cały dzień. Pełne naładowanie baterii zajmuje około 4 h.
Multimedia
Tablet radzi sobie z obsługą wymagających gier 3D. Płynność nie jest więc idealna, ale nie ujmuje to przyjemności z rozrywki. Obsługa gier za pomocą wrażliwego i precyzyjnego czujnika ruchu niezwykle satysfakcjonuje. Urządzenie bez problemu radzi sobie z odtwarzaniem filmów, a także podczas przeglądania Internetu.
Jakość audio jest przeciętna – dźwięk wypływający z pojedynczego głośnika jest dobrze słyszalny, ale bywa zbyt cichy podczas odtwarzania filmów, lub ostry przy wyższej głośności. Wówczas warto podpiąć słuchawki, choć jakość wejścia nie jest najlepsza (słychać lekkie szumy oraz zakłócenia, lecz mimo to dźwięk jest wystarczająco przejrzysty i jasny). Mniej wymagający użytkownicy powinni być więc zadowoleni.
Możliwości obu aparatów nie robią wrażenia – 2 Mpix (1900 x 1200) to w dzisiejszych czasach bardzo niewiele. Na zdjęciach pojawiają się przebarwienia, fotki mają niską jakość, są rozmazane i przyciemnione. Przednia kamera 0,3 Mpix (640 x 480) jest również słaba i podczas wideokonferencji wymaga dobrego oświetlenia, a i obraz nie jest do końca płynny.
Podsumowanie
GoClever Orion 102 ma małe wady, ale to i tak bardzo ciekawy produkt. Atrakcyjna cena niewątpliwie przyciąga do zakupu dobrze wykonanego i wyposażonego towaru. Tablet może zastąpić netbooka – bardzo przyjemnie używałem go z podłączoną klawiaturą i myszką USB, ale jednak nie zdecydowałem się na napisanie na nim niniejszego testu. | GoClever Orion 102, czyli tablet z dołączaną klawiaturą w tańszym wydaniu |
Kick boxing zwany bywa również full contact karate. Łączy bokserskie uderzenia z typowymi dla wschodnich sztuk walki kopnięciami. Cechuje się ustalonymi zasadami walki, szacunkiem dla przeciwnika oraz naturalnością ruchów. Boks to tradycyjny dżentelmeński sport, w którym są ustalone reguły i który miał być rodzajem kulturalnej rozrywki. Oczywiście czasy się zmieniły, lecz pewne zasady wciąż obowiązują. Już w latach 60. i 70. równocześnie w Japonii i USA zaczęły się rozwijać szkoły kick boxingu. Japońska szkoła Oyama, nazwana później Kyokushin, zaczerpnęła pewne inspiracje z tajskiego boksu. Nie był on wówczas popularny, chociaż dziś znany jest na całym świecie. Oyama połączyła techniki boksu z tradycyjnymi technikami karate, jak chociażby wysokimi kopnięciami i uderzeniami dłonią oraz głową. Te ostatnie zostały jednak szybko wykluczone.
Z kolei karatecy amerykańscy zaczęli odczuwać frustrację z powodu prowadzenia walk z koniecznością ograniczania prędkości i siły ciosów. Szukali pewnych rozwiązań, które pozwoliłyby na walki bardziej realistyczne, a więc wyprowadzanie kopnięcia i ciosów w sposób właściwy dla prawdziwej walki. Zaczerpnięto wówczas kilka technik oraz środków ochrony z boksu. I tak powstały dwie szkoły tego sportu: japońska i amerykańska.
Początki treningowe
Wiele osób uprawiających kick boxing zaczynało albo od boksu, albo od wschodnich sztuk walki. Z pewnością boks jest sportem bardzo wymagającym, ale także – co zarzucają mu kickbokserzy – dosyć sztywnym i nierealnym. W sytuacji prawdziwego zagrożenia człowiek broni się przysłowiowymi nogami i rękami, dlatego kick boxing bardziej odzwierciedla naturalną walkę. Od wschodnich sztuk różni go spłycenie filozofii związanej z ich uprawianiem, choć z zachowaniem holistycznego podejścia do rozwoju ciała: siła, szybkość, gibkość, wytrzymałość równowaga. Jeśli przygodę swoją z tym sportem rozpoczynamy od boksu, konieczne należy uzupełnić nasze zasoby w podstawowe narzędzia: bandaże i rękawice bokserskie.
Bandaże mają za zadanie ochronić i wzmocnić dłoń, zaś rękawica służy do ochrony przeciwnika – pozwala wyprowadzić cios z pełną mocą. Wielu bokserów ma świadomość, że nawet cios zmiękczony rękawicą może być niebezpieczny, dlatego na wyposażeniu znaleźć się muszą ochraniacze na zęby. Podobnie jak w boksie, do treningu potrzebne są spodenki i koszulki. Doskonale nadają się modele bokserskie.
Z uwagi na fakt, że ciosy wyprowadzane nogą mogą być kierowane – najbardziej rozpowszechnionym full contact – powyżej pasa, konieczne jest zabezpieczenie głowy. Kopnięcie jest od kilku do kilkunastu razy mocniejsze niż cios ręką, więc zarówno do treningu, jak i do walki stosuje się hełmy i hełmy piankowe do ochrony.
Ćwiczenia zaawansowane
Chronienie dłoni i głowy to jedno, ale co z pozostałymi częściami ciała? Bez wątpienia największej ochrony wymaga głowa, przy czym nie można zapominać o stopach i goleniach. Podczas ćwiczeń bardzo często następują uderzenia stopami o goleń czy ramię, co szybko może doprowadzić do powstania bolesnych sińców i stłuczeń, a w cięższych przypadkach – do pęknięć i złamań. Ochraniacze nagolenników (czasami stosuje się nawet ochraniacze na brzuch i uda), a w przypadku panów ochraniacz na genitalia, to obowiązkowa część na sparingach i treningach.
Niezwykle istotne jest też to, że podczas prawdziwej walki nie stosuje się ochraniaczy na nogi, dlatego warto ćwiczyć i bez tego typu ochrony. Do pomocy przydadzą się gruszki bokserskie, ćwiczące szybkość i harmonię, oraz worki bokserskie, na których można budować siłę i technikę uderzeń czy kopnięć. Poza tym worki to idealny sposób na wzmocnienie goleni i stóp. Wielu sportowców podkreśla konieczność odbywania regularnych sparingów bez ochraniaczy na stopy, nogi i brzuch – wymusza to pamiętanie o prawidłowej technice ochrony swojego ciała, a poza tym wyrabia sprężystość, szybkość i dokładność.
Kick boxing nie jest tanim sportem, ale bez wątpienia przynosi mnóstwo korzyści, gdyż łączy w sobie elementy ćwiczeń kardio, siłowych, sztuk walki i interwałów, pozwalając na harmonijny rozwój całego ciała. | Kick boxing – co będzie potrzebne, aby zacząć trening? |
Co pewien czas na rynku pojawiają się nowe alternatywy dla kosmetyków. Jedną z nich jest czarne mydło. Ten marokański specyfik podbija nie tylko serca kobiet, ale również mężczyzn. Podpowiadamy, jakie są jego zalety i dlaczego warto mieć go w swojej kosmetyczce. Czarne mydło to marokański specyfik, który działa cuda. Jest to pasta z oliwek wykazująca niezwykłe właściwości. Nic zatem dziwnego, że zyskuje coraz większą popularność. Poniżej więcej informacji na temat zastosowania i zalet czarnego mydła.
Czarne mydło – jakie zalety?
Największą zaletą czarnego mydła jest dogłębne oczyszczanie skóry. Nie tylko usuwa ono nagromadzone na powierzchni cery zanieczyszczenia, ale przede wszystkim złuszcza naskórek, dzięki czemu odzyskuje ona swój utracony blask. Jeśli będziemy stosować zabieg regularnie, nasza skóra stanie się głęboko nawilżona i wygładzona. Sprawdzi się idealnie zwłaszcza w przypadku problemów z przesuszoną i problematyczną cerą. Czarne mydło jak żadne inne hamuje powstawanie wyprysków bądź je całkowicie eliminuje, a także pomaga wyrównać koloryt skóry. Ponadto czarne mydło odpowiednio przygotowuje ją do późniejszych zabiegów pielęgnacyjnych. Kolejną zaletą produktu jest fakt, że może być stosowany niemal codziennie, zastępując zwykłe mydło i peeling. Co więcej, używając go systematycznie, szybko zauważymy znaczącą różnicę w wyglądzie i kondycji naszej skóry. Dodatkowa kwestia to naturalność. Czarne mydło niewątpliwie należy do grona naturalnych składników. Dzięki temu nie podrażnia skóry, a wprost przeciwnie – działa na nią łagodząco.
Jak stosować czarne mydło?
Zanim zakupimy czarne mydło, warto poznać możliwości jego zastosowania. Możemy go używać jako kosmetyku do pielęgnacji twarzy lub też całego ciała. Może nam posłużyć w trakcie zabiegu o nazwie gomaż. Jest to taki zabieg, który możemy wykonać samodzielnie w domu przy pomocy czarnego mydła. Najlepiej wykonać go po kąpieli, kiedy ciało jest głęboko nawilżone. Wtedy należy nałożyć na skórę mydło i pozostawić je na niej na kilka minut. Po upływie tego czasu należy wykonać masaż okrężnymi ruchami w celu dokładnego oczyszczenia skóry wraz ze złuszczeniem martwego naskórka.
Pielęgnacja twarzy
Czarne mydło może być stosowane w formie mydła oczyszczającego do twarzy lub maseczki. Wystarczy jedynie nakładać jego cienką warstwę na nawilżoną skórę, a następnie pozostawić na kilka minut. Po upływie tego czasu należy wymasować skórę i spłukać kosmetyk obficie wodą. Po tych czynnościach warto użyć produktu nawilżającego, najlepiej olejku lub kremu.
Pielęgnacja ciała
Czarne mydło dzięki swoim cennym właściwościom oczyszczającym z powodzeniem może być stosowane również do wykonywania maseczek na ciało. Zwłaszcza w przypadku problemów z trądzikiem okaże się ono idealnym rozwiązaniem. Warto jednak pamiętać, że przed nałożeniem na skórę mydła należy wziąć wcześniej gorącą kąpiel, która rozszerzy pory. Ponadto po wykonaniu maseczki konieczne jest nałożenie głęboko nawilżającego masła lub balsamu do ciała.
Czarne mydło to kosmetyk, który niewątpliwie zasługuje na uwagę. Nie tylko korzystnie wpływa na skórę problematyczną, ale także sprawdzi się w przypadku problemów z przesuszeniem i przetłuszczaniem naskórka. Jeśli zatem borykamy się z którymś z powyższych problemów, warto zakupić to mydło i cieszyć się jego wspaniałymi właściwościami. | Czarne mydło – jakie są zalety jego stosowania? |
Aktualizacja Regulaminu Allegro i Regulaminu usługi Menedżer Sprzedaży Zgodnie z zapowiedzią zaktualizowaliśmy treść:
Regulaminu Allegro - w punktach 5. i 12.:
w punkcie 5. - dodaliśmy zapis, że z momentem wprowadzenia przez Sprzedającego informacji lub danych do treści oferty, Allegro.pl nabywa uprawnienia do korzystania z tych treści według własnego uznania. Sprzedający natomiast oświadcza, że jest uprawniony do wprowadzenia treści do oferty, a wykorzystanie ich w ramach Allegro oraz przez Allegro.pl nie narusza praw osób trzecich.
w punkcie 12. - usuęliśmy dotychczasową treść tego punktu i zastąpiliśmy ją punktami 12.1. i 12.2., w których dodaliśmy zapis, że Allegro.pl może świadczyć Klientom serwisu inne usługi ułatwiające korzystanie z serwisu (np. w tym finansowanie, zabezpieczenie lub reklamowanie ofert) oraz udostępniać informacje Klientom serwisu o takich usługach.
Regulaminu usługi Menedżer Sprzedaży:
w części VI. Płatności - dodaliśmy informację o dokumencie, który określa wysokość abonamentu za Menedżera Sprzedaży. Ponieważ dostęp do usługi Menedżera możliwy jest wyłącznie przy zakupie abonamentu Sklepu Allegro, dlatego wysokość abonamentu za Menedżera określa Regulamin Sklepów Allegro.
Szczegóły zmian przedstawiamy w jednym pliku PDF. Na zielono zaznaczyliśmy fragmenty, które dodaliśmy. Na czerwono te, które usunęliśmy. | Aktualizacja Regulaminu Allegro i Regulaminu usługi Menedżer Sprzedaży |
Prawniczka, która broni morderców, a później pisze o nich książki, które sprzedają się jak ciepłe bułeczki. Lekarz, który ma setki zakochanych w nim fanek i trzy morderstwa na koncie. Rozpoczynają niebezpieczną grę, w której nie wiadomo, kto wygra, a kto straci wszystko. Thriller psychologiczny z silną postacią kobiecą? Sharon Bolton jest doskonałym wyborem. To pisarka, która tworzy bohaterki z krwi i kości – nie są przesadzone, nie udają mężczyzn nawet wtedy, gdy wykonują typowe dla nich zawody. Borykają się ze swoimi słabościami, są wrażliwe i podatne na zranienie, a jednocześnie chowają się za maską wytrwałości i siły. To prawdziwe heroiny, a historie, których są bohaterkami, często mrożą krew w żyłach.
Prawniczka-pisarka i morderca-celebryta
Maggie Rose to doprawdy intrygująca postać. Jest nieustraszoną prawniczką, która bierze się za najtrudniejsze sprawy, bo dotyczące zabójstw. Wygrywa kolejne apelacje i broni morderców. Jak świętuje swoje zwycięstwa? Wraca do pustego domu, siada przed komputerem i pisze – pisze o zbrodniach, których dokonali jej klienci. Jest w swojej pasji opuszczona, nie ma rodziny ani przyjaciół. Nikt też nic o niej nie wie, nigdy nie udzieliła żadnego wywiadu.
Hamish Wolfe to z kolei jej dokładne przeciwieństwo. Młody mężczyzna, który uwielbia zainteresowanie i lubuje się w blasku fleszy. Jest na poły lekarzem i na poły celebrytą otoczonym wianuszkiem fanek. Jest też pełnoetatowym mordercą, który odsiaduje dożywotni wyrok więzienia za zabójstwo trzech kobiet. Fakt ten nie przeszkadza zakochanym w nim miłośniczkom, które na potęgę piszą listy zarówno do niego, jak i do wymiaru sprawiedliwości, ignorując niezbite dowody świadczące o jego winie i żądając uwolnienia przystojnego mężczyzny.
Co łączy tak skrajnych bohaterów? Hamish od wielu miesięcy prosi Maggie, aby ta broniła go w sądzie. Kobieta jednak z uporem odmawia. Do czasu.
Kto jest winny?
Stokrotka w kajdanach to niezwykle wciągający thriller psychologiczny. Czytelnik podąża za Maggie, uczestnicząc razem z nią w śledztwie, motając się wśród dowodów i wciąż zmieniając zdanie. Tak, jak bohaterka, nie może się zdecydować, czy morderczy lekarz o obezwładniającym uśmiechu jest groźnym psychopatą, czy zakochanym w sobie narcyzem, który jednak w niczym nie zawinił. Ciekawym elementem powieści jest też wplątywanie w akcję fragmentów, w których prawniczka pisze własny kryminał. Książka Sharon Bolton to kawał dobrej literatury, który trzyma w napięciu, jest świetnie napisany, ma wyraziste, niesztampowe postaci, a przede wszystkim zaskakuje na każdym kroku.
Książka dostępna jest również w wersji elektronicznej za ok. 30zł.
Źródło okładki: www.wydawnictwoamber.pl | „Stokrotka w kajdanach” Sharon Bolton – recenzja |
Wielu z nas z wytęsknieniem wyczekuje wiosny. Mamy nadzieję, że duża ilość słońca zachęci do długiego przebywania na świeżym powietrzu. By się do tego przygotować, zwłaszcza jeśli jesteśmy młodymi rodzicami, potrzebujemy wózka dobrej jakości. Czym się kierować przy jego wyborze? Wózki wielofunkcyjne
box:offerCarousel
Jeśli nasze dziecko urodzi się wiosną, potrzebny nam wózek głęboki. Największą popularnością w ostatnim czasie cieszą się modele wielofunkcyjne, np. Bebetto, Jedo (ich ceny zaczynają się od 1 500 zł). Obok gondoli posiadają także wygodną spacerówkę, czasem również fotelik samochodowy. To dobre rozwiązanie dla wszystkich ceniących sobie wygodę.
Zanim jednak zdecydujemy się na konkretny model, warto nieco bliżej mu się przyjrzeć. Konieczne jest sprawdzenie wymiarów wózka (również po złożeniu), by mieć pewność, że zmieści się w bagażniku samochodu. Jeśli mieszkamy w bloku bez windy, musimy wziąć pod uwagę wagę wózka. Tu sprawdzą się modele z albuminowym stelażem.
Godne polecenia są wózki z amortyzatorami. To bardzo ważny element wyposażenia, który zapewnia nie tylko wygodę, ale i bezpieczeństwo (kręgosłup niemowlęcia jest bardzo delikatny). Jest to szczególnie ważne, gdy będziemy podróżować po nierównych chodnikach lub leśnych ścieżkach. W tym przypadku istotną rolę odgrywają również koła, które powinny być duże i pompowane. Dla prawdziwych podróżników idealny będzie model X-LANDER X-MOVE, który zapewnia łatwość prowadzenia i maksymalną wygodę nawet w czasie jazdy po plaży. Koszt zakupu tego wózka to ok. 2 000 zł.
Wózek głęboki na wiosnę i lato
box:offerCarousel
Gondola musi zapewniać swobodny przepływ powietrza. W jej wnętrzu jest naprawdę ciepło, więc przyda się również odpowiednia wentylacja. Najczęściej jest to specjalny otwór w budce wózka z wbudowaną moskitierą (takie rozwiązanie znajdziemy m.in. w modelu Melody Paradise Baby).
Wiosną i latem przyda się również parasolka. Można ją kupić osobno lub w zestawie z wózkiem. Ważne, by jej uchwyt pozwalał na swobodną regulację, by móc ochronić dziecko przed promieniami słonecznymi i wiatrem w każdej sytuacji.
Nie bez znaczenia jest również jakość tkanin, z których uszyto tapicerkę wózka. Materiał powinien być przewiewny, delikatny dla skóry niemowlęcia. Atutem jest również możliwość całkowitego ściągnięcia tapicerki w celu jej wyczyszczenia.
Wyposażenie wózka na wiosnę
box:offerCarousel
Gdy pogoda sprzyja, spacery są najczęściej długie. Trzeba być więc przygotowanym na każdą ewentualność. W zasięgu ręki powinna się znaleźć folia przeciwdeszczowa oraz moskitiera. Dobrze jest przechowywać je w koszu na zakupy, tuż obok dodatkowego kocyka dla dziecka. Dużo miejsca na tego rodzaju bagaż posiada np. wózek głęboko-spacerowy Verdi Laser (w zestawie znajduje się też pojemna torba).
Wychodząc na spacer, zwłaszcza jeśli planujemy pokonać długi dystans, warto zabrać ze sobą coś do picia i jedzenia. Przekąska umili dziecku podróż i doda sił. Tu przyda się uchwyt na butelkę lub tacka. Tego rodzaju akcesoria posiada m.in. model Joie Litetrax 4 Plus.
Wiosenne akcesoria do wózka
box:offerCarousel
Wygodę dziecku w czasie spaceru zapewni też wkładka do wózka. Jest miękka, łatwo ją utrzymać w czystości. Piękna kolorystyka i staranne wykonanie sprawia, że jest idealna na wiosnę. Jej koszt to ok. 60–90 zł (cena zależy od materiału, z którego została uszyta).
Wózek idealny na wiosnę musi być przede wszystkim wygodny i praktyczny. Dziecko będzie w nim spędzać dużo czasu, a więc musi być też bezpieczny. Wybór wózków spełniających te kryteria jest duży, każdy więc znajdzie coś odpowiedniego dla siebie. | Jaki wózek wybrać na wiosnę? |
Nadchodzi taki dzień, kiedy zaczynasz przypuszczać, że na przedniej szybie twojego samochodu jakiś pająk rozrzucił swoją sieć, bo pokrywają ją setki czy tysiące drobniutkich rys. Możesz się ich pozbyć niewielkim kosztem i samodzielnie. Wspomniane rysy powstają cały czas, np. gdy pod pióro wycieraczki dostanie się ziarnko piasku lub na szybie rozbijają się owady. Im starsza szyba, w tym gorszym jest stanie. Jest to sprawa całkowicie naturalna. Ale nadchodzi taki moment, gdy rysy zaczynają mocno przeszkadzać. Szczególnie podczas nocnej jazdy, gdy światła samochodów i latarń układają się w jakąś nierozwiązywalną łamigłówkę.
Dwie metody
Wyjścia z takie sytuacji są dwa. Możesz kupić nową szybę i jest to rozwiązanie niezłe. W popularnym aucie będzie to koszt od 500 do 1000 zł wraz z wymianą. Cóż, raz na parę czy paręnaście lat można taki wydatek ponieść.
Jest jeszcze druga metoda – polerowanie. Można je zlecić profesjonalistom, ale można spróbować zrobić to samemu. W zakładzie zajmującym się takimi naprawami zapłacisz nieco mniej albo tyle samo, co za wymianę szyby. Gdzie więc logika? Cóż, właściciele aut średniej klasy często uważają, że po wymianie szyby ich pojazdy stracą na wartości. Kupujący sprawdzi bowiem numerki na szybach i będzie wiedział, która była wymieniana. Faktycznie, czasami może to oznaczać wypadkową przeszłość auta. Jeśli obawiamy się takich zarzutów, warto zrobić kilka zdjęć dokumentujących przyczynę wymiany i jej proces. Są i auta zabytkowe, w których wymiana szyby faktycznie oznacza sporą utratę wartości. Są też auta wyższej klasy, w których wymiana jest sporo droższa, niż polerowanie.
Samodzielne polerowanie szyby
Ale możemy też zabrać się do tego sami. Na co trzeba zwrócić uwagę? Otóż do polerowania nadaje się szyba delikatnie porysowana, bez poważnych uszkodzeń. Można założyć, że jeśli po przejechaniu po niej palcami czy paznokciem wyraźnie wyczujemy, że rysy są głębokie, to już za późno na polerkę i bardziej opłaca się kupić nową.
Jeśli ryski są bardzo płytkie, ledwo zauważalne, można potraktować je mleczkiem do polerowania szyb. Pamiętajmy jednak, że warstwa czołowa przedniej szyby jest twarda, więc mleczko i szmatka będą oznaczały konieczność namachania się, jak w przypadku polerowania granitowej płyty. Jeśli rys jest więcej (ale ciągle nie są głębokie!), warto sięgnąć po specjalnąpastę do polerowania szyb. Podstawowym składnikiem tego typu specyfików jest tlenek ceru. Przed polerowaniem szybę należy dokładnie umyć, warto również ją podgrzać do ok. 40°C. Czynność należy wykonywać w maksymalnie sterylnych warunkach, np. w garażu – w każdym razie nie na świeżym powietrzu, gdzie jedno przywiane ziarnko piasku może narobić wiele złego. Aby podgrzać szybę, można do środka auta wstawić farelkę. Pasta powinna mieć odpowiednią konsystencję – mniej więcej rozrzedzonej pasty do zębów, na ogół da się to wyregulować wodą. Najważniejszą rzeczą, której potrzebujemy, jest niskoobrotowa polerka z filcową nakładką – najtańsze kosztują już kilkadziesiąt złotych. Biorąc pod uwagę, że możemy nią również polerować auto, warto wydać nieco więcej. Za sto kilkadziesiąt do trzystu złotych kupimy sprzęt przyzwoitej jakości.
Filc zwilżamy, nakładamy cienką warstwę pasty i „jedziemy”. Należy unikać przyciskania polerki w jednym miejscu, trzeba równomiernie spolerować całą szybę. Jeśli chcemy wyczyścić tylko fragment szyby, środek polerujmy normalnie, po bokach zaś – delikatniej. W ten sposób unikniemy zrobienia sobie tzw. soczewki, czyli miejsca zniekształcającego widok.
Tylko tyle i aż tyle. Czynność wymaga delikatności i precyzji, warto się stosować do instrukcji używania pasty polerskiej. | Polerowanie szyby przedniej |
Samochody typu pickup to konie robocze, które przeznaczone są do pracy w ciężkich warunkach. Korzystają z nich właściciele firm budowlanych, weterynarze, rolnicy i wielu innych. W ostatnich latach auta tego typu są wykorzystywane także w roli rodzinnych samochodów sportowo-użytkowych. W ten oto sposób pickupy stały się alternatywą dla popularnych SUV i crossoverów. Mają nad nimi wiele przewag. Sporo takich modeli zbudowanych jest na stalowej ramie, co zapewnia im bardzo mocną konstrukcję. Mają zdecydowany i ponadczasowy wygląd, są doskonale przygotowane do jazdy po drogach niskiej jakości. I przede wszystkim – posiadają potężną skrzynię ładunkową, oddzieloną od kabiny pasażerskiej, na której bez problemu można przetransportować kilkaset kilogramów towaru. Skrzynia może także stać się użytecznym, ogromnym bagażnikiem na co dzień, albo wspaniałym miejscem do transportowania akcesoriów sportowych dla fana aktywnego wypoczynku.
Jak zabezpieczyć skrzynię w pickupie przed uszkodzeniami?
Przewożenie ciężkich rzeczy ze stali albo betonu spowoduje porysowanie skrzyni. Będzie ona nieatrakcyjnie wyglądać, co jest szczególnie ważne w autach, w których właściciele nie stosują przykrycia skrzyni. Do tego każde uszkodzenie fabrycznego lakieru będzie zwiększać zagrożenie ze strony korozji. Dlatego warto stosować wykładziny przestrzeni ładunkowej przeznaczone specjalnie do pickupów i oferowane do poszczególnych modeli tych aut. Wykładziny są wykonane z mocnego i dość grubego tworzywa sztucznego, które ma zazwyczaj około trzech milimetrów grubości. Tworzywo skutecznie zabezpieczy spód skrzyni przed uszkodzeniem. Samo jest odporne na działanie promieni słonecznych i ultrafioletowych, a także chemikaliów. Taka wykładzina, dzięki ładnie wyprofilowanym kształtom, wygląda bardzo atrakcyjnie. Nie koliduje także z zamknięciem lub zabudową, jeśli takowa będzie miała być zastosowana.
Jak zabezpieczyć ładunek przed wypadnięciem?
Przewożenie kilkunastu paczek albo skrzyń, ustawionych jedna na drugiej, może być bezpieczne tylko wtedy, gdy kierowca stosuje siatkę zabezpieczającą. Musi być ona bardzo mocna (używa się często drut, oblany tworzywem), a do tego idealnie dopasowana do wielkości skrzyni pickupa. Siatkę mocuje się do zaczepów, znajdujących się na burtach auta.
Jak zabezpieczyć zakupy przed rozsypaniem się we wnętrzu skrzyni?
Właściciele pickupów, posiadających przykrycie skrzyni ładunkowej, często przewożą w ładowni zakupy. Nietrudno sobie wyobrazić, co się z nimi dzieje w czasie jazdy, kiedy to na skutek wstrząsów i zakrętów „podróżują” po całej ładowni. Jak tego uniknąć? Można zastosować mocne i elastyczne linki do bagażnika, które należy rozpiąć pomiędzy burtami auta. Jeszcze lepsze będą siatki bagażowe, które również rozpina się pomiędzy burtami, tuż przy tylnej klapie. Można w nich bez problemu umieszczać siatki z zakupami, nie obawiając się, że w czasie jazdy albo hamowania, powysypują się. Linki mogą przydać się do tego, aby w bagażniku utrzymać w jednym miejscu duży kuferek – organizer, w którym kierowca może transportować narzędzia. Właściciele pickupów stosują także poprzeczki bagażowe, które są szczególnie przydatne przy przewożeniu wysokich paczek. Poprzeczkę umieszcza się pomiędzy burtami auta, a następnie trzeba ją rozkręcać tak długo, aż będzie sztywno pomiędzy nimi osadzona. Poprzeczka bagażowa przydaje się na przykład wtedy, gdy na ładowni przewozi się coś wysokiego. Pozwala ona utrzymać towar w miejscu i zapewnić mu stabilność.
Jak zabezpieczyć skrzynię ładunkową od góry?
Zamknięta przestrzeń bagażowa pozwala chronić przewożone towary przed słońcem, promieniami ultrafioletowymi, wilgocią, wodą, śniegiem, deszczem, spojrzeniami ciekawskich i… złodziejami. Ciekawym rozwiązaniem jest zabudowa płaska, którą się zamyka na klucz. Łatwo się ją montuje i demontuje. Wykonana jest ona z tworzywa sztucznego albo lekkich polimerów. Dostęp do przestrzeni bagażowej uzyskiwany jest za pomocą tylnej klapy. Nie można jednak przewozić rzeczy wysokich. Niektóre modele tego rodzaju zabudowy pozwalają na otwieranie jej do góry. Znacznie bardziej odporna i trwała jest taka sama zabudowa, ale wykonana z perforowanej blachy surowej albo z aluminium (taka jest lżejsza, ale za to droższa). Pomimo sporej wagi, zabudowa łatwo się otwiera, albowiem producenci stosują mocne siłowniki pneumatyczne. Taki typ zabudowy to świetne zabezpieczenie w przypadku przewożenia wartościowych przedmiotów (np. narzędzi) w skrzyni ładunkowej. Niektóre zabudowy płaskie wyposażone są w tak zwany sport bar, czyli specjalnie wyprofilowane elementy, które dodają samochodowi ciekawego wyglądu, poprawiają aerodynamikę i optycznie łączą kabinę pasażerską ze skrzynią ładunkową. Najtańsze rozwiązanie polega na pokryciu skrzyni ładunkowej plandeką z materiału. Producenci stosują najczęściej dwuwarstwowe materiały, z których wewnętrzna część jest wodoodporna, a od wewnątrz znajduje się tkanina, pochłaniająca wilgoć. To rozwiązanie działa tylko wtedy, gdy kierowca nie chce, aby w skrzyni ładunkowej gromadziła się woda z opadów atmosferycznych albo liście z drzew. Trudno bowiem mówić o skutecznym zabezpieczeniu ładunku przed złodziejami. Cena takiego zabezpieczenia to kilkaset złotych. Lepszą wersją tego rozwiązania jest pokrywa segmentowa. Zbudowana jest ona w oparciu o składany stelaż z aluminium, najczęściej składający się z trzech elementów. Stelaż pokryty jest mocnym, wodoodpornym materiałem. Taka pokrywa kosztuje około tysiąca złotych. Istnieje także możliwość zamontowania konstrukcji z rurek metalowych, na których rozpina się plandekę z brezentu. Takie rozwiązanie pozwala uzyskać zabezpieczoną przed deszczem powierzchnię bagażową. Stosują to na przykład firmy budowlane, w których pickup służy do transportu chemii budowlanej w workach i potrzebne jest zabezpieczenie przed deszczem. Producenci oferują także zabudowy typu hardtop. To konstrukcja ze stali albo włókna szklanego, dopasowana do konkretnego modelu auta. Posiada ona kształt, pasujący do stylu kabiny pasażerskiej, otwierane okna z przyciemnianymi szybami i tylną klapę, która wygląda jak w dużym kombi. Zabudowę tego typu montuje się na burty auta. Hardtopy są także ładnie wykończone w środku, mogą być wyłożone skórą, a ponadto producenci stosują wewnętrzne oświetlenie. Całość wygląda bardzo ciekawie, ale w zamian trzeba liczyć się ze sporym wydatkiem. Porządna zabudowa ze stali to wydatek rzędu kilku tysięcy złotych. Zabudowy typu hard top, wykonane z lekkiego włókna szklanego są dużo tańsze, ale nie są tak szczelne i trwałe.
Orurowanie skrzyni ładunkowej
Pickupy mają swój charakterystyczny wygląd, ale można im jeszcze dodać mocy, montując na skrzyni ładunkowej chromowane orurowanie. Wygląda ono doskonale i do tego świetnie współgra z wszystkimi płaskimi zabudowami skrzyni ładunkowej. Orurowanie wygląda bardziej zdecydowanie od sport baru. W pickupach często stosuje się także orurowanie przodu, boczne chromowane stopnie, a także aluminiowe osłony silnika. Wówczas całość dopełnia imponującego efektu. Potężna skrzynia ładunkowa w pickupach daje mnóstwo możliwości. Wykorzystuje się ją do przewożenia materiałów dla firmy. Może służyć jako ogromny bagażnik, przydatny na co dzień dla całej rodziny. A także jako idealne miejsce do transportowania rowerów, deski surfingowej, motoru czy pontonu dla fanów aktywnego wypoczynku. | Jak zabudować skrzynię w pickupie? |
Chcesz poczuć się pięknie? Pewnie? Od czego zacząć? Popularna blogerka Panna Joanna tłumaczy, co zrobić, aby odkryć w sobie zmysłową, atrakcyjną i pewną siebie kobietę, która tkwi w każdej z nas. Czasem potrzebuje tylko delikatnego pokierowania. Poradniki dotyczące urody pojawiają się niczym grzyby po deszczu. Z czego to wynika? Pytanie to zastanawia, zwłaszcza w dobie internetowych tutoriali, gdy każda z nas w każdej chwili może wejść na kanał ulubionej makijażystki i skorzystać z jej wskazówek. Wydaje się, że cały sekret tkwi w sile papieru. Miło czasem rozsiąść się w wygodnym fotelu, pod ciepłym kocem i z kubkiem pysznej, zimowej herbaty pod ręką i zagłębić się w ładnie wydanej lekturze, która w przystępny sposób tłumaczy, jak wykonać perfekcyjny makijaż. Nie inaczej jest w przypadku poradnika Panny Joanny, czyli Joanny Cymbalisty. „Sekrety piękna” to książka, którą musisz mieć, jeśli uwielbiasz się malować!
Ach, jak zrobić te idealne brwi?
Praktyka czyni mistrza – zwłaszcza w przypadku makijażu. Tak jak malarz płótno, musisz wielokrotnie pomalować swoją twarz, aby nauczyć się wykonywać jak najlepszy makijaż. Bo w końcu jest to jedna z kluczowych rzeczy, które na co dzień dodają nam pewności siebie.
Oglądasz kolejne tutoriale i zdjęcia gwiazd i marzysz o tym, by twoje brwi w końcu osiągnęły perfekcyjny kształt? A może zaczęłaś się zastanawiać, czy kiedykolwiek będą wyglądać tak, jakbyś chciała – w końcu mają zupełnie inną formę niż te, które ci się podobają? Podobnie z cieniami – blendowanie kolorów wydaje ci się czymś zupełnie nieosiągalnym? Może po prostu nie masz takich umiejętności i nigdy nie będzie ci dane zachwycić siebie i wszystkich wokół idealnym, kolorowym smoky eye? Na szczęście to nieprawda! Panna Joanna zdradzi ci swoje sekrety i pokaże, że trening czyni mistrza. Jeśli odpowiednio często będziesz ćwiczyć, wszystko stanie się możliwe – nawet idealne smoky eyes, które spędzają ci sen z (nie)umalowanych powiek!
Garść kolorowej wiedzy
„Sekrety piękna. Sposoby na urodę, makijaż i pewność siebie” to książka, która pełna jest makijażowych sekretów, a teraz masz niepowtarzalną okazję poznać je wszystkie. Joanna Cymbalista zdradzi, czy droższe kosmetyki naprawdę są lepsze, czy może warto schylić się na niższą półkę w drogerii, a także jakie są najpopularniejsze sztuczki, o których nikt nie mówi, ale wszyscy w sekrecie je stosują. Jak to zrobić, aby drogeryjnymi kosmetykami wykonać makijaż rodem z czerwonego dywanu? To bardzo proste! Wystarczy, że przeczytasz ten ciekawy, ładnie i zachęcająco wydany poradnik, a świat prostego, dodającego urody i pewności siebie makijażu stanie przed tobą otworem!
Źródło okładki: www.flowbooks.pl | „Sekrety piękna. Sposoby na urodę, makijaż i pewność siebie” Joanna Cymbalista – recenzja |
Polska to w dalszym ciągu kraj, gdzie dochodzi do bardzo wielu zdarzeń drogowych. Co drugi kierujący nie zdaje sobie sprawy z zagrożeń, jakie czekają na niego na drodze. Jeszcze trudniej podróżuje się zimą, kiedy brakuje słońca, dni są krótkie, a drogi bardzo często oblodzone i nieodśnieżone. Wielu nie zdaje sobie sprawy z tego, iż czyste felgi i opony w naszym samochodzie to bezpieczniejsze drogi. Dlaczego? Zapraszam do lektury. Od czego zacząć czyszczenie kół?
Nie będzie przesadą, jeśli napiszę, że przede wszystkim musimy dokładnie umyć samochód. Czarny osad, który pokrywa koła w naszych samochodach, to najoporniejszy rodzaj zabrudzeń, z jakim stykamy się podczas mycia auta. Nie ma się co dziwić. Najczęściej są to opiłki materiału ściernego pochodzącego z klocków hamulcowych, które powstają w temperaturze kilkuset stopni Celsjusza. Zanim się schłodzą, z ogromną siłą uderzają w koło i zapiekają się na lakierze.
Są na rynku specjalistycznepłyny do felg, które radzą sobie doskonale z tym problemem. To silnie żrące roztwory kwasowe wzbogacone o dużą ilość detergentów i innych substancji. Im częściej będziemy myć felgi własnoręcznie, tym łatwiejsze będzie to zadanie, a efekt będzie dużo bardziej zadowalający. Jeżeli robimy to regularnie, np. co dwa, trzy tygodnie, wystarczy tylko spryskać koło sprayem, odczekać kilka minut, spłukać wodą pod ciśnieniem i gotowe.
Warto przed zmianą kół zimowych na letnie bardzo dokładnie wypastować koła preparatem, który zawiera wosk. Może to być specjalny przeznaczony do felg albo najzwyklejszy do nadwozia. To zadanie na dobre kilka godzin, ale gwarantuję wam, że efekt będzie bardzo zadowalający. Felgi nie tylko zaczną wyglądać jak nowe, ale dzięki warstwie wosku będą się mniej brudzić i będzie można łatwiej je wyczyścić.
Czyste opony wyglądają jak nowe
Jeśli już wyczyściliśmy felgi, trzeba zabrać się za opony. Brud, sól drogowa i różne czynniki atmosferyczne niszczą nasze opony. Sprawiają, że te elementy robią się matowe, a najbardziej narażone na tarcie mogą pękać i ulegać przebarwieniom. Na rynku dostępnych jest wiele środków dedykowanych do pielęgnacji opon. Zaczynamy oczywiście od umycia opon, czekamy, aż wyschną i wtedy nakładamy produkt na powierzchnię opony. Całość przecieramy miękką szmatką.
Jeżeli chcemy uzyskać czarny kolor naszych opon, warto zastosować czernidło. Pamiętajcie jednak, żeby używać go w rękawiczkach, bo zawarte w środku substancje nie dość, że brudzą ręce, to mogą spowodować uszkodzenie skóry.
Jak dbać o opony?
Pamiętajcie, że stan techniczny opon w naszym samochodzie to większe bezpieczeństwo. Nie tylko nasze, ale tez innych użytkowników dróg. Jeżeli każdy z nas zadba o to, by samochody, którymi jeździmy, były bezpieczne, to uda nam się uniknąć wielu nieprzyjemnych zdarzeń na drodze. Warto zatem regularnie kontrolować stan bieżnika. Dlaczego? Im głębsze rowki, tym efektywniej opona odprowadza wodę, bieżnik gwarantuje przyczepność, a ta warunkuje skuteczność hamowania. Bardzo ważne jest właściwe ciśnienie w oponie. Niskie ciśnienie zwiększa prawdopodobieństwo uszkodzenia opony. Zbyt wysokie może skrócić żywotność opony nawet o 10000 kilometrów. Właściwe ciśnienie może obniżyć zużycie paliwa.
Pamiętajcie też, że bardzo ważna jest prawidłowa geometria kół. Czym może skutkować? Dzięki prawidłowej geometrii kół jesteśmy w stanie utrzymać optymalną przyczepność i kierowanie pojazdem, oszczędzić paliwo i zapobiec zbyt szybkiemu zużywaniu się opon. Również istotne jest miejsce, gdzie przechowujemy opony. Warto wybrać miejsce suche o umiarkowanej temperaturze i takie, gdzie słońce i negatywne warunki atmosferyczne nie będą padać bezpośrednio na oponę. Warto przechowywać je z dala od wszelkich substancji chemicznych, rozpuszczalników i innych, które mogą uszkodzić gumę.
Jak widać, czyste felgi i opony to nie tylko poprawa wyglądu naszego samochodu, ale także zwiększenie bezpieczeństwa na drodze. Warto o tym pamiętać i regularnie usuwać brud z tych części. Szerokiej drogi. | Czyste felgi i opony – większe bezpieczeństwo |
Nauka przez zabawę to najlepszy sposób zdobywania wiedzy i nowych umiejętności. Pozwala odkryć skrywane talenty, co niejednokrotnie wpływa na kształt całej przyszłości malucha. Rynek oferuje obecnie wiele ciekawych gadżetów, których zadaniem jest wspomaganie rozwoju dziecka. Podpowiadamy zatem, w co warto zaopatrzyć szkraba, dla którego nauka to prawdziwa pasja. Świat w powiększeniu
Jeżeli zauważymy, że nasza pociecha jest typem ciekawskiego obserwatora, który potrafi dostrzec każdy najmniejszy szczegół, warto zastanowić się nad zakupem mikroskopu. Najlepiej zaopatrzyć się w zestaw, do którego będą dołączone preparaty i akcesoria umożliwiające przygotowanie własnych obiektów badań, szkiełka, fiolki i inne narzędzia niezbędne do pracy. Dzięki temu mały odkrywca na własne oczy będzie mógł się przekonać, co kryje niewielkie ziarenko soli, zielony liść czy skrzydełko owada.
Do dyspozycji mamy urządzenia umożliwiające powiększenie obserwowanego obiektu nawet 1200 razy. W zależności od potrzeb możemy wybrać modele wyposażone w lampkę podświetlającą próbkę, adaptery pozwalające na montaż aparatu fotograficznego, a nawet kamerę i kabel USB, dzięki któremu obserwacje mogą być prowadzone na monitorze komputera.
Niebo jak na dłoni
Wymienienie planet krążących wokół Słońca nie sprawia naszemu dziecku najmniejszego problemu? Interesują je tajemnice kosmosu i z zapartym tchem śledzi poczynania naukowców poszukujących życia na Marsie? To świetnie! Najwyższa pora podarować mu teleskop, dzięki któremu będzie mogło dołączyć do grona obserwatorów rozgwieżdżonego nieba. W tym przypadku także warto postawić na zestaw wyposażony w pomocne akcesoria, m.in. praktyczne poradniki oraz mapy nieba.
Zanim zdecydujemy się na upatrzony model, warto dowiedzieć się, czy wybrany teleskop wymaga dokupienia okularów, a jeśli tak, dopytajmy, jakiego rodzaju. Zwróćmy także uwagę na sztywność montażu. Powinien być on stabilny – w przeciwnym razie obserwowanie nieba czy krajobrazu poza domem może okazać się problematyczne. Jeżeli prezent ma być przeznaczony dla nieco starszego dziecka, a my zdecydujemy się wydać większą kwotę, należy upewnić się, że oferowane powiększenie odpowiada średnicy obiektywu.
Zestawy małego naukowca
Talenty dziecka pomogą rozwinąć zestawy doświadczalne przygotowane z myślą o dzieciach pragnących zgłębiać tajniki najróżniejszych dziedzin. Znajdzie się coś dla małego chemika uwielbiającego eksperymentować i obserwować przebieg reakcji. W swój fach ma okazję wprawić się przyszły lekarz, który swoje zdolności może rozwijać dzięki dobrze zaopatrzonej apteczce czy walizce pełnej narzędzi niezbędnych do wykonania operacji. Maluch ma też okazję, by wejść w rolę hodowcy cierpliwie opiekującego się farmą mrówek, dżdżownic czy kryształów.
Zestawy dają dzieciom możliwość aktywnego rozwijania ich pasji, które bez wątpienia należy doceniać i pielęgnować. Decydując się na zakup takich zestawów, powinniśmy zwrócić szczególną uwagę na to, czy są całkowicie bezpieczne dla naszego malucha. Upewnijmy się, czy posiadają wszystkie potrzebne certyfikaty oraz atesty i przeznaczone są dla właściwej kategorii wiekowej. Najbardziej istotne jest to w przypadku zestawów, w których wyposażeniu znajdziemy substancje chemiczne.
Pamiętajmy o tym, że dzięki tradycyjnym gadżetom nasze dziecko może połączyć zabawę z niezwykłą naukową przygodą. Ważna jest jednak rola rodziców – w dużej mierze to właśnie od nich zależy, czy dziecięce gry przerodzą się w przyszłości w całkiem poważną i cenną pasję. | Zabawy małego mózgowca, czyli w co zaopatrzyć dorastającego intelektualistę? |
Nadchodzi grudzień i wszyscy najpoważniejsi kandydaci do tytułu gry roku mieli już swoje premiery. Nie oznacza to jednak, że w najbliższym miesiącu Wasze konsole i komputery muszą próżnować. Choć to już końcówka sezonu wydawniczego, wciąż spodziewamy się kilku obiecujących tytułów. Przed upływem 2018 roku na rynku pojawi się m.in. czwarta odsłona pewnej wybuchowej serii, kolorowa bijatyka z plejadą znanych bohaterów, taktyczna strzelanka dla miłośników zabawy w sieci oraz polski pastisz kultowego Diablo.
Mutant Year Zero: Road to Eden
data premiery: 4 grudnia
w skrócie: turowa strategia na wzór serii XCOM, kładąca większy nacisk na działanie w ukryciu, której głównymi bohaterami są wygadane i charakterne zwierzęta
Jeśli sieciowy Fallout 76 Was rozczarował, co powiecie na inną produkcję, osadzoną w zdewastowanym wojną nuklearną i zamieszkałym przez dziwaczne mutanty świecie? Tutaj co prawda podobieństwa między legendarną postapokaliptyczną serią a Mutant Year Zero: Road to Eden się kończą, ale to nie powód, by nie dać szansy dziełu studia The Bearded Ladies. Chociażby ze względu na zdecydowanie mniej poważną wizję atomowej apokalipsy, w której władzę na Ziemi po wybitej niemal do nogi ludzkości przejęły przekształcone przez promieniowanie zwierzęta.
Poza niecodziennym światem do Mutant Year Zero: Road to Eden przyciągnąć może rozgrywka. Porządne turowe strategie nie wychodzą ostatnimi czasy zbyt często, a ta w dodatku ma trochę z gry RPG i skradanki. Każda z postaci, które kontrolujemy (wśród nich m.in. antropomorficzny dzik, lis i kaczka), posiada zestaw specjalnych umiejętności, przydatnych zarówno w walce, jak i podczas działania w ukryciu. Oprócz tego będziemy mogli rozwijać poszczególnych bohaterów poprzez odblokowywanie mutacji oraz uzupełniać i sprzedawać zapasy w bazie wypadowej. A wszystko to po to, by w końcu dotrzeć do Edenu – miejsca, gdzie podobno ukryli się dawni mieszkańcy Ziemi.
Just Cause 4
data premiery: 4 grudnia
w skrócie: wybuchowy symulator niszczenia wszystkiego, co stanie nam na drodze, z obalaniem zbrodniczych dyktatur w roli pretekstu do radosnego szerzenia chaosu
Od 2006 roku, kiedy to Rico Rodriguez po raz pierwszy zawitał na wyspę San Espirito, by obalić tamtejszą dyktaturę, seria Just Cause przeszła drogę z przyjemnej ciekawostki do wysokobudżetowego sandboksa, oczekiwanego przez wszystkich miłośników wybuchowej rozrywki. W czwartej części agent Rodriguez trafi do Ameryki Południowej, by raz na zawsze rozprawić się z Black Hand – potężną paramilitarną organizacją, która przejęła władzę w fikcyjnym państewku Solis.
Ale fabuła, jak to już w tym cyklu bywa, ma być tylko tłem dla zabawy, polegającej na szerzeniu chaosu, gdziekolwiek się pojawimy. Deweloperzy zaoferują gigantyczną mapę – tysiąc dwadzieścia cztery kilometry kwadratowe – z bardzo zróżnicowanym klimatem. Pojawią się dżungle, wysokie góry, pustynie oraz oczywiście miasta. W Just Cause 4 sporą rolę odegra również gwałtownie zmieniająca się pogoda oraz prawdziwie ekstremalne warunki atmosferyczne. Niszczycielską moc zjawisk takich, jak tornada, burze piaskowe czy śnieżyce będziemy mogli jednak wykorzystać także przeciwko naszym przeciwnikom – na przykład nakierowując trąbę powietrzną na bazę nieprzyjaciół lub ściągając wrogi pościg w sam środek tropikalnej nawałnicy.
Super Smash Bros. Ultimate
data premiery: 7 grudnia
w skrócie: bijatyka, w której gracze wcielają się w kultowe postacie z gier i bezlitośnie okładają pięściami, a wszystko i tak wygląda kolorowo i uroczo
Aby zainteresować kogoś Super Smash Bros. Ultimate, wystarczy wymienić niektóre z postaci, jakie się w tej grze pojawią. Wśród ponad siedemdziesięciu zawodników znajdziemy całą galerię sław interaktywnej rozrywki – Mario, Pikachu, Linka, Solid Snake’a z serii Metal Gear Solid czy Clouda z Final Fantasy VII. Do tego dochodzą Echo Fighters, czyli alternatywne wersje bohaterów, różniące się nieco wyglądem oraz animacjami. Rozmachu Nintendo odmówić nie sposób.
Na największej w historii cyklu liczbie grywalnych postaci zmiany się jednak nie kończą. Deweloperzy wprowadzili do zabawy całkowicie nowy tryb, World of Light, będący eksperymentalną kampanią dla jednego gracza – z otwartym światem, łamigłówkami, rozwojem bohatera oraz walkami ze specjalnymi bossami. Będzie to jednak zapewne tylko przystawka przed daniem głównym – dynamicznymi potyczkami, w których udział weźmie maksymalnie osiem osób. Zmagania te także zostały odświeżone: zmieniono wygląd aren, dodano parę poziomów, wprowadzono nowe ataki oraz asysty. Trudno więc sobie wyobrazić, że Super Smash Bros. Ultimate nie odniesie gigantycznego sukcesu – gra bije rekordy popularności już w przedsprzedaży.
Insurgency: Sandstorm
data premiery: 12 grudnia
w skrócie: taktyczna sieciowa strzelanka w bliskowschodnich klimatach, w której współpraca całej drużyny stawiana jest ponad indywidualne popisy
Produkcja studia New World Interactive nie miała zbyt dobrej przedpremierowej passy – najpierw usunięto z niej hucznie zapowiadaną kampanię fabularną, następnie gra zaliczyła trzymiesięczny poślizg na zaledwie parę dni przed debiutem. Ale dobre tytuły często powstawały w bólach, trzymamy więc kciuki za to, by Insurgency: Sandstorm okazało się co najmniej solidną pierwszoosobową strzelanką. Szanse na to są całkiem spore – poprzednia część cieszyła się uznaniem wśród graczy, a kontynuacja nie zamierza wprowadzać rewolucyjnych zmian. Ponownie trafimy więc na front fikcyjnego konfliktu na Bliskim Wschodzie i weźmiemy udział w sieciowych potyczkach dla maksymalnie 32 osób.
Kluczem do zwycięstwa będzie tu nie tylko dobry refleks i celne oko, ale też współpraca z kolegami z zespołu, umiejętne używanie arsenału gadżetów oraz wsparcia, a nawet wykorzystywanie otoczenia przeciwko wrogom. W grze, oprócz kilku trybów nastawionych na rywalizację między graczami, znajdzie się także rozbudowany moduł kooperacyjny dla maksymalnie ośmiu osób. Warto też zaznaczyć, że deweloperzy zapowiedzieli, iż wszelką dodatkową zawartość popremierową otrzymamy za darmo – płatne będą tylko przedmioty kosmetyczne.
Book of Demons
data premiery: 13 grudnia
w skrócie: pastisz Diablo, w którym ponure podziemia zrobione są z papieru, elementy ekwipunku to karty, a Pan Terroru nie rozstaje się ze swoją gumową kaczuszką
Życie miłośników marki Diablo nie jest ostatnimi czasy usłane różami. Na szczęście, podczas gdy Blizzard ociąga się z zapowiedzią pełnoprawnej części czwartej, niewielki zespół deweloperów z Warszawy nie próżnuje i tworzy własną grą stanowiącą hołd dla wydanego w 1996 roku dziadka hack’n’slashy. Book of Demons to swego rodzaju pastisz *Diablo* – niby mamy te same mroczne lochy i potwornych przeciwników, ale wszystko podane jest w humorystycznej otoczce oraz charakterystycznej oprawie graficznej, której niemal każdy element wystylizowany został na papierową wycinankę. Gra od 2016 roku dostępna jest w programie Early Access i jak dotąd zbiera wyśmienite recenzje.
Dzieło stołecznego studia Thing Trunk okazuje się prostsze niż oryginalne Diablo, bardziej wyrozumiałe dla ewentualnych błędów gracza i nie kładzie aż tak mocnego nacisku na maniakalne zbieractwo kolejnych elementów ekwipunku. Zamiast tego podczas zabawy schodzimy do podziemi mrocznej katedry, docierając aż do samego piekła – a przy okazji zbierając specjalne karty, dające dostęp do dodatkowych efektów pasywnych, mikstur czy potężnych ataków, pokonując bossów i rozwijając naszą postać. Nie jest to może tak przełomowa produkcja jak klasyka Blizzarda – ale to wciąż diablo przyjemna rozrywka. | Gry grudnia 2018 – czas mniejszych tytułów |
Subsets and Splits
No saved queries yet
Save your SQL queries to embed, download, and access them later. Queries will appear here once saved.