source
stringlengths
4
21.6k
target
stringlengths
4
757
Z angielskim jest tak jak z innymi językami — im wcześniej zaczniemy nad nim pracować, tym lepsze wyniki osiągniemy w przyszłości. Jak więc zachęcić najmłodszych do nauki? Najlepiej sprawiając, by poznawanie tajników języka Szekspira przypominało ciekawą zabawę, a nie nudne wkuwanie. Dzieci to najbardziej wymagający rodzaj ucznia — z racji wieku szybko się nudzą i potrzebuje wciąż nowych bodźców, by nie stracić zainteresowania danym przedmiotem. Tu z pomocą przychodzą różne gry i zabawy, dzięki którym bez większego problemu można zamienić naukę angielskiego w intrygującą przygodę. Budujemy pamięć językową Czasem najprostsze rozwiązania są najlepsze — to powiedzenie świetnie odnosi się do pomocy naukowych powszechnie znanych jako memory. Założenia są proste: każda karta memory z jednej strony zawiera obrazek bądź napis po polsku, z drugiej zaś ma odpowiednie słówko po angielsku. To proste rozwiązanie można wykorzystać na wiele różnych sposób. Jedna z nich to stopniowe zaznajamianie dziecka ze słówkami przez pokazywanie kolorowych obrazków i odsłanianie ich angielskich nazw. Można również zorganizować bardziej klasyczną zabawę, polegającą na rozłożeniu całego zestawu kartoników obrazkiem do góry. Każdy uczestnik w swojej rundzie może poprosić o tymczasowe odsłonięcie kartonika. Jeżeli zapamięta nazwę do swojej następnej tury (i nikt w międzyczasie go nie wyprzedzi), zdobywa kartę i otrzymuje punkt. Wygrywa oczywiście ten, kto zapamięta najwięcej słówek. Zaletą tego rozwiązania jest to, że działa niejako w dwie strony – można testować znajomość zarówno w wersji z polskiego na angielski, jak i odwrotnie. Językowa układanka Memory świetnie sprawdza się w przypadku dzieci z podstawówki. Ale co zrobić, gdy angielskiego chcemy nauczyć trochę młodszych uczniów? Ciekawą propozycją są gry z cyklu Matching Letters (Dopasuj Literki). Pozwalają małym anglistom na własnoręczne układanie słówek (które na przykład wybieramy im my, dorośli) za pomocą kostek z literkami. Wyrazy są dobrane pod kątem najmłodszych, zatem ich długość to 3–4 literki. Dużą zaletą takich gier jest ich swoista fizyczność – dzieci uwielbiając się bawić różnego rodzaju przedmiotami, zatem przystąpią do takiej gry znacznie chętniej, niż gdyby musiały daną nazwę na przykład własnoręcznie wpisywać. Elementy gry są duże i kolorowe, więc mają szansę szybko wzbudzić zainteresowanie dziecka. Co kryje obrazek? Bardzo popularnym rozwiązaniem wśród nauczycieli są tzw. Flashcards (znane też jako fiszki). Są szczególnie chętnie wykorzystywane w grupach zarówno ze względu na swoją uniwersalność, jak i solidne w większości przypadków wykonanie, przygotowane z myślą o licznych, niecierpliwych rączkach. Flashcards czasem są mylone z memory: zawierają co prawda obrazki, lecz albo mają je od razu podpisane, albo całkowicie są pozbawione objaśnienia. Są też zdecydowanie większe. Korzystać można z nich w różny sposób. Przykładowo, siadamy z dziećmi kołem, i przekazujemy daną kartę, wypowiadając po angielsku jej nazwę. Każda kolejna osoba otrzymująca obrazek powtarza za nami słówko i przekazuje dalej. Gdy wymowa zostanie opanowana, puszczamy w obieg następną Flashcard, urozmaicając zabawę. Inny sposób to budowanie atmosfery tajemnicy — coś, co dzieci wręcz uwielbiają. Flashcard czasem zawierają tylko niewypełnione obrysy zwierząt, przedmiotów czy rodzajów jedzenia, zatem ich „zawartość” nie zawsze jest oczywista. To świetna okazja, by dziecko mogło spróbować odgadnąć ukryte hasło, wykorzystując przy okazji wcześniej poznane słownictwo. Gdy wreszcie rozwiąże zagadkę (z pomocą rodziców czy nauczyciela), słówko na pewno głębiej zapadnie w jego pamięć, niż gdyby było wkuwane z podręcznika. Angielski na kolorowo Nie oszukujmy się — wiele dzieci już na sam widok podręcznika zaczyna się niecierpliwie wiercić. A co gdyby podstawową wiedzę o języku angielskim przemycić im dzięki ciekawym kolorowankom? Nauczyciele oraz twórcy pomocy naukowych dla najmłodszych już dawno zauważyli, że dzieci bardzo chętnie biorą udział w różnych zabawach związanych z kolorowaniem, dlatego rynek wydawniczy oferuje różne ciekawe pozycje tego rodzaju. Poza nauką kolorów angielskie kolorowanki w przystępny sposób przybliżają również słownictwo, zachęcając młodego ucznia nie tylko do barwnego przyozdabiana różnych obrazków, ale także do kolorowania podpisów zdradzających obcojęzyczną nazwę danego przedmiotu czy zwierzęcia. Dodatkową zaletą jest to, że kolorowanki często są przygotowywane z myślą o łatwym oddzieleniu ukończonej strony od reszty, dzięki czemu możemy wyeksponować ulubione dzieła młodego studenta, wieszając je na przykład na ścianie. W ten sposób dziecko będzie naturalnie utrwalać sobie pierwsze poznane słówka. Angielski nie musi być nudny – dowodzą tego liczne książki oraz gry zamieniające naukę w ciekawą zabawę bądź kreatywną pracę z kolorami. Najlepsze efekty rzecz jasna są osiągane wtedy, gdy dziecko wspomaga w nauce osoba dorosła. Jeżeli jednak odpowiednio dobierzemy narzędzia pracy, dzieci będą przystępować do zgłębiania języka z dużym entuzjazmem.
Przyjemne z pożytecznym – książki i gry do nauki angielskiego dla najmłodszych
Wysoki poziom smogu zaczyna towarzyszyć nam coraz częściej, na co skóra reaguje negatywnie – jest szara, zmęczona, szybciej się starzeje i łatwo ulega stanom zapalnym. Stań do walki z pyłami i przed wyjściem z domu zabezpiecz skórę. Sięgnij po kosmetyki anti-pollution i pozbądź się wolnych rodników! Życie w mieście zdecydowanie nie sprzyja zdrowiu i urodzie. Pośpiech, nieodpowiednie odżywianie i zanieczyszczone powietrze, z którym walka wciąż trwa bez satysfakcjonujących efektów. A nasz organizm cierpi – drapie w gardle, ciężko się oddycha, spada odporność. Wychodząc z domu, coraz częściej decydujemy się na założenie maski antysmogowej. Co jednak ze skórą, która również jest narażona na szkodliwy wpływ zanieczyszczeń chemicznych utrzymujących się w powietrzu? Najgroźniejsze dla niej są pyły PM 2,5 – tak małe, że z łatwością wnikają poprzez pory w głąb skóry, siejąc tam spustoszenia. Wywołują podrażnienia, zapalenia oraz niedotlenienie komórek, a w rezultacie osłabienie i starzenie się skóry. Skutki tego zauważymy dość szybko – cera zaczyna być pozbawiona blasku i jędrności, jest poszarzała, pojawiają się zmarszczki. Co gorsza, pod wpływem działania smogu mogą wystąpić też różnego rodzaju wysypki, przebarwienia, a nawet trądzik. Zabezpiecz się! Nie ma na co czekać – trzeba stanąć do walki z pyłami i przed wyjściem z domu zabezpieczać skórę. Zarówno zagraniczne, jak i polskie marki zaczynają dostrzegać zmieniające się potrzeby osób żyjących w miastach i opracowują odpowiednie produkty. Anti-pollution to dziś coraz bardziej popularna kategoria kosmetyków. Możemy więc poszukiwać produktów, które informują, że zabezpieczają przed wnikaniem szkodliwych substancji w głąb naskórka. box:imagePins box:pin Taką rolę mogą odegrać także kosmetyki do makijażu, zwłaszcza te oparte na składnikach mineralnych, chroniące przed wnikaniem szkodliwych substancji. Poza tym wybierajmy preparaty, które zawierają antyoksydanty – walczą z wolnymi rodnikami, czyli substancjami uszkadzającymi komórki. Do ich pogromców należą słynny już koenzym Q10, witaminy A, E i C oraz wyciąg z zielonej herbaty. box:offerCarousel box:offerCarousel Zmyć szarość dnia Punktem obowiązkowym w codziennej pielęgnacji, którego absolutnie nie można pominąć, jest demakijaż, czyli dokładne oczyszczenie skóry i to najlepiej jak najszybciej po powrocie do domu. Zmywanie nie tylko resztek makijażu, ale także wszelkich zanieczyszczeń, które w ciągu dnia osiadają na skórze, jest bardzo ważne. Warto wziąć przykład z Azjatek i ich kilkustopniowego demakijażu, który robią na bazie olejków i żeli, przy użyciu specjalnych ściereczek, aż do pozytywnego testu białego ręcznika, czyli kiedy nie ma na nim najmniejszego śladu. Oczywiście możemy liczyć na pomoc marek kosmetycznych i sięgnąć po preparaty np. z węglem czy glinką, które świetnie oczyszczają skórę i są przeznaczone dla osób narażonych na działanie smogu. Podstawą jest jednak skrupulatność i oczyszczanie na bazie kilku preparatów. Świetnie sprawdzą się też wszelkiego rodzaju maseczki oczyszczające o właściwościach kojących. Po takim rytuale warto sięgnąć po głęboko odżywiające i nawilżające kremy. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Wsparcie wewnętrzne W walce ze smogiem organizmowi, a co za tym idzie także skórze pomoże odpowiednia dieta, która wzmocni odporność i umożliwi pozbycie się toksyn. W tym przypadku ponownie warto postawić na antyoksydanty – doskonale sprawdzą się w tym obszarze owoce aronii, jagody, maliny czy jeżyny. Oczyszczająco działa kawa i zielona herbata. W diecie nie może zabraknąć także warzyw, zwłaszcza tych zielone. Codzienne picie owocowo-warzywnych koktajli dostarczy organizmowi zastrzyku wszystkich niezbędnych witamin. Warto także pamiętać o produktach bogatych w błonnik i kwasy omega-3. )
Odeprzeć atak pyłów - kosmetyki antysmogowe
Obecnie większość aut klas średniej, wyższej i premium, trafia do właścicieli na aluminiowych obręczach kół. Ciężko wyobrazić sobie nowe, lśniące BMW czy Mercedesa na felgach stalowych. Moda motoryzacyjna i postęp techniczny sprawiły, że aluminiowe felgi stały się swego rodzaju symbolem wydajnych i „drapieżnych” samochodów. Obecnie wielu właścicieli nawet starszych aut, stara się iść z duchem czasu, ulepszając swoje auto, jak tylko się da. Różnego rodzaju dokładki, pakiety stylizacyjne czy spoilery, to tylko niektóre z nich. Na pierwszy ogień z reguły idą jednak właśnie felgi. Wariant aluminiowy Aby wzbogacić nasze auto o cztery lśniące felgi aluminiowe, nie ma konieczności wymieniania całego sztabu podzespołów. Choć „zabieg” ten można teoretycznie nazwać tuningiem, jesteśmy w stanie zrobić to sami bez większych komplikacji. Wystarczy kupić odpowiednie felgi. Wiele firm zajmuje się profesjonalnym doborem felg aluminiowych do wszystkich modeli samochodów. Kwestiami, na które trzeba zwrócić uwagę przy ich zakupie, jest nie tylko rozstaw śrub bądź szpilek, ale również odsadzenie koła od piasty, oznaczone symbolem „ET”. W przypadku złego doboru tego parametru, koło może ocierać o niektóre elementy zawieszenia bądź karoserii, a to wiąże się z poważnymi uszkodzeniami nie tylko nowych felg, ale też samego auta. Głównym argumentem, przemawiającym za tym, by zmienić koła na aluminiowe, jest poprawa wyglądu naszego pojazdu. Nie da się ukryć, że efektowne felgi dodają samochodom uroku. Jeżeli właściciel przywiązuje dużą wagę do estetyki swojego auta, aluminiowe obręcze stają się elementem wręcz obowiązkowym, na miarę pantofli do garnituru. Przecież nie założymy do smokingu adidasów, prawda? Jednocześnie wybór felg wykonanych z lekkiego stopu, nie wiąże się od razu z koniecznością zakładania opon szerokich jak w ciężarówce, o profilu znikomym, niczym w rowerze szosowym. Nie ma także obowiązku wyposażania naszego auta w felgi o rozmiarze nieledwie uniemożliwiającym skręcanie. Felgi aluminiowe są dostępne niemal we wszystkich rozmiarach, tak jak ich stalowe odpowiedniki. Dają znacznie większe alternatywy wyboru i konfiguracji takich parametrów, jak: średnica, szerokość i dobór profilu opony. Możemy popadać z dowolnej skrajności w inną – zacząć od kupna felg 19-calowych z wysokością powierzchni bocznej opony, adekwatną do grubości palca, kończąc na standardowych w większości pojazdów „piętnastkach”, z bardziej przyjaznym dla kierowcy, wyższym profilem. Zalety Podstawową zaletą felg aluminiowych jest ich atrakcyjny wygląd. Ciężko zagłębiać się w analizę własności jezdnych, ponieważ felgi, same w sobie, nie za bardzo o nich decydują. Kluczowe znaczenie ma bowiem dobór ich rozmiaru oraz opon, jakie na nie założymy. Felga aluminiowa o niewielkich rozmiarach, „ubrana” w grubą oponę nie zmieni w zasadzie nic w sposobie prowadzenia samochodu. Inaczej sprawa będzie wyglądać przy felgach znacznie większych, szerszych i o niskim profilu. Wady Do wad obręczy wykonanych z lekkich stopów zaliczyć można, przede wszystkim, ich cenę. Są bowiem znacznie droższe od swoich stalowych „kuzynów”. Wiąże się to z droższym materiałem, z którego są wykonane oraz z metodą produkcji. Za plus da się też uznać fakt, że korozja nie jest zagrożeniem dla aluminium. Jednak w przypadku braku zabezpieczenia materiału za pomocą specjalnie do tego przeznaczonych emalii, może ono śniedzieć, co wygląda równie nieatrakcyjnie, jak rdza. Ładne, lśniące nowością felgi mogą być niestety łakomym kąskiem dla złodziejów. Jeśli więc decydujemy się na model z wysokiej półki, warto zainwestować w komplet tzw. „złodziejek”, które zabezpieczą nasz nowy nabytek przed kradzieżą.
Plusy i minusy felg aluminiowych
W czym sypiasz? W nieco już rozciągniętym t-shircie i parze bawełnianych bokserek? Jeśli nie przykładasz specjalnej uwagi do bielizny nocnej, to czas to zmienić. W odpowiednio dobranej piżamie dobrze się wyśpisz i zadbasz o stylowy wygląd. Bielizna nocna często traktowana jest po macoszemu. Wielu mężczyzn sypia po prostu w wygodnych koszulkach i bokserkach, nie przykładając specjalnej uwagi do swojego nocnego wyglądu. Tymczasem piżama to część wizerunku stylowego mężczyzny. Umiejętnie wybrana zadba o komfort podczas snu, zapewni optymalną temperaturę ciała i przewiewność. Jeśli więc budzisz się w nocy, bo jest ci za ciepło albo za zimno, to może czas najwyższy kupić odpowiednią piżamę? Zobacz, jakie fasony warto wziąć pod uwagę i przejdź do działania. Piżama przyda ci się na pewno – w końcu nie zawsze wypada spać, w czym popadnie lub bez niej. Piżama na ciepły sezon Letnie noce bywają bardzo ciepłe. W gorącym sezonie przydają się lekkie piżamy z naturalnych, przewiewnych tkanin, które pozwalają skórze oddychać. Szukaj więc fasonów z organicznej bawełny, najlepiej takich z krótkim rękawem i w zestawie z szortami. Do wyboru masz wiele modnych propozycji, które swoim wzornictwem doskonale wpisują się w obowiązujące trendy. Doskonałym wyborem dla amatora wygody będą na pewno komplety z luźną bawełnianą koszulką oraz materiałowymi szortami. Jeśli szukasz ponadczasowych wzorów, to skuś się na spodenki w stylową kratkę lub wyjątkowo modne w tym sezonie wzory w paski. Szorty z elastyczną taśmą w pasie zapewnią wygodę, ale uważaj na spodenki z troczkami, bo mogą okazać się niewygodne, jeśli sypiasz na brzuchu. Do wyboru masz różne długości nogawek, od zupełnie krótkich na gorące letnie noce do dłuższych, sięgających kolan. Miłośnikom stylu w klasycznym wydaniu powinny przypaść do gustu piżamy w stylu koszulowym, oczywiście w letnim wydaniu, czyli z krótkimi rękawkami i nogawkami. Mają luźniejszą formę, która zapewnia swobodę ruchu i ponadczasowy styl. Góra jest rozpinana, co daje dodatkową możliwość dostosowania nocnego stroju do panującej temperatury. Zwróć również uwagę na wzór – piżama w delikatne prążki lub kratkę vichy będzie prezentować się naprawdę stylowo. box:imagePins box:pin box:pin box:pin Piżama dla klasycznego eleganta Interesującą propozycją dla panów ceniących dobry styl w starym wydaniu są piżamy satynowe ozdobione drobnymi wzorami w stylu retro. Góra ma zazwyczaj koszulowy fason z wykładanym kołnierzem i kieszonką na piersi, a dół stanowią klasyczne proste spodnie o wygodnej w noszeniu formie. Smaku dodają im subtelne wzory oraz zdobiąca brzegi kontrastowa lamówka. Wersja z połyskującej satyny jest bardzo stylowa i ma niepowtarzalny charakter, ale jeśli taki materiał nie jest w twoim guście, to poszukaj identycznych fasonów z bawełnianego płótna, a na zimniejsze noce piżamę z ciepłej flaneli. Dobrym wyborem może być też, nieco już zapomniana, męska koszula nocna. Jest wygodna, praktyczna i sprawdza się w szczególności latem, gdy upały dają się wszystkim nam we znaki. Jeśli cenisz sobie swobodę ruchów podczas snu - może to być strzał w dziesiątkę! box:offerCarousel Piżama dla miłośnika stylu sportowego Na co dzień lubisz styl sportowy? Nocą wcale nie musisz z niego rezygnować, bo niektóre fasony piżam czerpią z estetyki sportowej. Co powiesz na piżamę złożoną z wygodnego t-shirtu i równie komfortowych spodni typu joggery z dresowej dzianiny? Mają luźną formę i ściągacze przy kostkach, dzięki którym nogawki nie podciągają się podczas spania. Na lato możesz wybrać wersję z cienkiej bawełny, a na chłodniejszy sezon coś z grubszych dresowych dzianin. box:imagePins box:pin box:pin box:pin) Piżama dla faceta z dystansem Zabawne nadruki, slogany i hasła na t-shirtach i bluzach królują w modzie codziennej, ale zobaczysz je również na piżamach. Jeśli podchodzisz do mody i siebie z przymrużeniem oka, to taka piżama może się okazać strzałem w dziesiątkę. W bogatej ofercie piżam na Allegro znajdzie się coś, zarówno dla fana „Gwiezdnych Wojen”, jak również bielizna nocna z wizerunkiem superbohaterów czy piżamy ze śmiesznymi hasłami i nadrukami, które potrafią rozbawić. Idealna dla mężczyzny z poczuciem humoru i dystansem do siebie. Zrób remanent w swojej szafie i kup piżamę, która będzie odpowiadać twoim potrzebom. Jeśli jesteś zmarzluchem, to przydadzą ci się piżamy z grubszych tkanin w wersji z długimi rękawami i nogawkami. Komplety z elastycznych tkanin zaspokoją natomiast potrzeby panów, którzy lubią swobodę ruchu i nie śpią grzecznie na jednym boku przez całą noc. Nie czekaj na awaryjne sytuacje, w których będziesz musiał sobie zadać pytanie „W czym będę tam spać?” i już teraz się przygotuj.
Bielizna nocna dla mężczyzny, który ceni wygodę i styl
Wiele osób zna i lubi bilard. To gra rozgrywana na specjalnym pokrytym suknem stole, zazwyczaj prostokątnym. W jego narożnikach oraz na środku dłuższych boków znajdują się łuzy. W większości klubów jest miejsce, gdzie można pograć, świetnie się bawiąc i doskonaląc swoje umiejętności. Osoby, które mają już za sobą pierwsze bilardowe doświadczenia i zaczynają świadomie pracować nad swoimi umiejętnościami, w pewnym momencie odczuwają potrzebę posiadania własnego kija dopasowanego do swojego stylu gry i upodobań. Warto wtedy rozważyć jego zakup i wybrać odpowiedni do indywidualnych potrzeb. Jaki kij wybrać? Kije bilardowe wykonane są zazwyczaj z dobrej jakości drewna klonowego lub jesionowego. Lepsze jakościowo i droższe złożone są z kilku warstw drewna różnego rodzaju. Kije bilardowe możemy podzielić na jednoczęściowe, dwuczęściowe lub też trzyczęściowe. Najpopularniejsze są jednoczęściowe i właśnie ten rodzaj sprzętu spotkamy najczęściej w klubach. Wersje 2–3 częściowe to kije skręcane i zazwyczaj lepsze jakościowo. Ich niewątpliwą zaletą jest też łatwy transport – możemy je po prostu rozkręcić. Doświadczeni bilardziści polecają zakup kijów z naklejaną końcówką, wkręcana może się okazać nietrwała i obniżyć standard gry. Najpopularniejsze kije, tzw. kije do skoków, mają minimum 90 cm długości. Jeśli zamierzamy zagrać w pool bilard, wtedy ich długość waha się od 146 do 148 cm, natomiast kije dla dzieci mają długość około 120 cm. Ich waga podawana jest w uncjach (oz) i waha się od 18 do 21 uncji. Ciężar kija dopasowujemy do postury gracza. Budowa kija bilardowego Wyróżniamy następujące części kija bilardowego: Odbijak jest wykonany z gumy bądź plastiku i montowany w celu tłumienia drgań oraz dla ochrony przed uszkodzeniami. Butt to rączka kija i jego największy element. Najczęściej jest lakierowana i połączona ze szczytówką gwintem drewnianym albo stalowym. Oplot to miejsce, w którym powinno się trzymać kij prawą ręką. Często owinięty jest nitką z lnu irlandzkiego, gąbką lub nylonem. Pin (gwint) to stalowy bądź drewniany element, który łączy butt ze szczytówką. Szczytówka to zwężenie przy końcu kija do 11–13 mm. Ferrula to pierścień oddzielający szczytówkę od przyklejonej kapki. Kapka, nazywana też końcówką lub tipem, to końcówka kija, wykonana najczęściej ze skóry lub fenolu. Rodzaje kijów bilardowych Kije dla początkujących są zazwyczaj jednoczęściowe. Ich ceny wahają się od 30 do 120 złotych. Jeśli zdecydujemy się na kij skręcany, to warto wiedzieć, że są ich trzy rodzaje. Pierwsza grupa to kije dla początkujących. Taki kij kupimy już za około 80 złotych. Tańsze będą z gwintem plastikowym, nieco droższe z metalowym. Druga grupa to kije dla średnio zaawansowanych. Zastosowano w nich nieco lepsze materiały i ciekawe zdobienia. Są bardzo trwałe. Za taki kij zapłacimy od 160 do około 500 złotych. Profesjonalne kije do bilardu to trzecia grupa. Zazwyczaj używają ich sportowcy. Wykonane z najlepszej jakości drewna i zrobione z prawdziwą dbałością o szczegóły, z pewnością zadowolą najbardziej wytrawnych graczy, ale kosztują od 1500 złotych wzwyż. Oprócz wymienionych są też specjalne kije do wykonywania skoków nad bilami. Tak zwane jump cue nie mogą być krótsze niż 90 cm, a zawodnicy uderzają nimi w górną część białej bili. Inne kije specjalne to kije do rozbijania (break jump). Służą one do wykonania rozbicia, dlatego mają bardzo twardą kapkę oraz wzmocnioną szczytówkę. Warto się zastanowić, na jakim poziomie zaawansowania jesteśmy i dokładnie przemyśleć wybór kija bilardowego. Jeśli gramy jedynie okazjonalnie, możemy także skorzystać z kijów dostępnych w klubach czy barach ze stołami bilardowymi. Zakup profesjonalnego sprzętu bywa dość kosztowny, a za cały zestaw możemy zapłacić nawet kilka tysięcy złotych.
Jak skompletować kije do bilarda
Zainteresowanie Jackie Collins niewątpliwie zwiększyła jej niespodziewana śmierć i nieprawdopodobna relacja starszej siostry. Joan Collins opisała ostatnie lata życia swojej siostry i jej walkę z chorobą jako sprawę wyłącznie rodzinną, dotyczącą najbliższego otoczenia autorki. Nie da się jednak ukryć, że Jackie Collins pisała książki dla określonego rodzaju czytelników, zainteresowanych przede wszystkim życiem ludzi bogatych, otoczonych dobrobytem, a więc również borykających się ze zgoła odmiennymi problemami niż przeciętny człowiek. Które z jej książek są najciekawsze? Świat luksusu, bogactwa i… gangsterów Piękny, luksusowy jacht to miejsce akcji powieści zatytułowanej„Podróż w nieznane”. Jak w większości utworów autorki, jej głównymi bohaterami są bogaci i dość wpływowi w swoich środowiskach ludzie. Jacht wiodący pasażerów w tytułowe nieznane należy do pewnego rosyjskiego oligarchy, Aleksandra Kasianenko, który wyprawia rejs urodzinowy dla swojej pięknej kochanki, znanej na całym świecie modelki Bianki. Dość dodać, że wśród zaproszonych gości jest senator Stanów Zjednoczonych, słynny sportowiec czy znany dziennikarz, by dało się odnotować, że Kasianenko nie otacza się byle kim. Wkrótce przyjemnie zapowiadający się rejs zmieni się w niekoniecznie przyjemną przygodę, w której główną rolę będą odgrywać zdrada, przemoc, a wreszcie napad somalijskich piratów. Wartka akcja przyciąga uwagę od pierwszych stron, od których, jak zapewniają czytelniczki, trudno jest się oderwać. Podobnie zbudowana jest fabuła powieści „Szansa”, która stanowi pierwszy tom z cyklu o rodzinie Santangelo. Miejscem akcji jest Nowy Jork z początku XX wieku, dokąd emigruje Gino Santangelo z rodzinnej Italii. Niestety rodzinie się nie wiedzie, jego młodość to okres biedy i ogromnych trudności z nią związanych, dlatego jego największą ambicją jest oczywiście zakończenie tego impasu. Wykorzystując okres prohibicji, Gino zdobywa coraz większe wpływy, by wreszcie wspiąć się na szczyt w gangsterskiej hierarchii. Brutalne życie, pełne seksu i przemocy oraz bogactwa, to najważniejsze tło tej historii, jednakże największa rozgrywka, jaka czeka Gino, odbędzie się pomiędzy nim a jego córką, Lucky. „Szansa” to jak kino akcji przedstawione na kartach powieści, a jej kolejne części opowiadające o dalszych losach Lucky są najchętniej wybieranymi przez czytelników książkami Jackie Collins. Mroczne klimaty Jackie Collins mimo wyboru dość hermetycznego środowiska, gdy mowa o bohaterach jej powieści, nie była jednak monotematyczna w wyborze rodzaju fabuły. Dowodzi tego powieścią „Znajomi z Los Angeles”, której głównym wątkiem fabularnym jest mroczny świat showbiznesu. Madison Castelli jest doświadczoną i cenioną dziennikarką, która przylatuje do Los Angeles, by tam znaleźć materiał do swojej serii artykułów „Portret władzy”. W trakcie poznawania miasta odkrywa coraz więcej fascynujących tematów, które idealnie się wkomponowują w cykl. I wtedy ktoś zabija słynną aktorkę, którą Madison poznała podczas swojej podróży do LA, a wkrótce potem nad oceanem zostają odkryte zwłoki anonimowej dziewczyny. Powoli Miasto Aniołów odkrywa przed dziennikarką coraz więcej mrocznych obrazów. O losach Madison można poczytać także w kolejnej powieści o tej bohaterce, jaką jest książka zatytułowana „Zabójcze sekrety”, w której dziennikarka poszukuje prawdy o śmierci własnej matki. Jest to o tyle mroczniejsza opowieść, że sięga do intymniejszych tajemnic rodzinnych Madison, a także do motywu zemsty jej ojca za nieszczęścia rodziny. Madison przez samą autorkę jest porównywana do jej najsłynniejszej bohaterki, Lucky Santangelo, a więc jednej z najbardziej charyzmatycznych kobiet, o jakich pisała Jackie Collins. Seria o Lucky Santangelo Pomimo wielu intrygujących tytułów spoza serii o rodzinie Santangelo serca czytelniczek Jackie Collins skradła jej najważniejsza bohaterka, czyli Lucky Santangelo. „Lucky” to kontynuacja „Szans”, ale ponieważ skupia się już zdecydowanie bardziej na samej Lucky, można ją czytać bez znajomości tej pierwszej historii. Lucky Santangelo to piękna i niezależna kobieta, doskonale świadoma swoich celów i ponoszonego ryzyka w ich realizacji. Nie waha się jednak, gdy przychodzi działać, i nie żałuje nawet wtedy, gdy musi zaryzykować swoją karierę. I właśnie dlatego to Lucky może być równorzędną partnerką swojego ojca, najbardziej wpływowego człowieka w gangsterskim środowisku. Gdy zaczynają się piętrzyć przeszkody zawodowe, na horyzoncie pojawia się uczucie, którego siła jest w życiu Lucky czymś kompletnie nowym. O tym, jak bohaterka poradziła sobie z życiowymi tajfunami, warto dowiedzieć się, zapoznając się z powieścią. Charyzma i niezależność to najważniejsze atuty, jakimi Lucky zaskarbiła sobie serca czytelniczek, i pewnie dlatego równie rozchwytywaną powieścią są „Wyznania buntowniczki”, w której autorka opisuje wspomnienia Lucky z okresu dzieciństwa i dojrzewania. To dzięki tej części możemy się dowiedzieć, jak naprawdę ciężko było dorastać u boku takiego człowieka jak Gino, jak trudne wspomnienia prześladują Lucky, wreszcie, jaką buntowniczą nastolatką była ona sama, choć trzeba przyznać, że tym samym udowadniała Gino, po kim odziedziczyła charakter. Rodzinne tajemnice, tajemnicza śmierć matki Lucky oraz wkraczanie w świat gangsterki są wątkami, które sprawiają, że zaintrygowany czytelnik pochłania fabułę powieści w zastraszającym tempie. Dla wielbicieli mocnej fabuły Powieści Jackie Collins to niewątpliwie gratka dla wielbicieli dobrej fabuły, czytelników skupionych przede wszystkich na akcji, emocjach, jakie ona wywołuje, oraz sile sprawnych rozwiązań fabularnych. Jakkolwiek by nie oceniać prozy Jackie Collins, trzeba oddać jej sprawiedliwość, że miała wybujałą wyobraźnię do tworzenia mocnej fabuły. Źródło okładki: http://www.gwfoksal.pl
Najlepsze książki Jackie Collins
Lipiec to czas wymarzonych urlopów. Zapaleni wędkarze wiedzą jednak, że dla nich to ciężki okres na łowienie ryb. Afrykańskie temperatury nie sprzyjają wędkowaniu. Na szczęście nie oznacza to, że podczas wyczekiwanego urlopu nic się nie złowi, należy tylko zmienić porę połowu na ciche świty, rześkie poranki i romantyczne wieczory. A co można wtedy złowić? Król wąsacz Żyje przy dnie, w ciemnych zakamarkach rzek, jezior i innych zbiorników wodnych. Najbardziej lubi ciepłe, ciemne miejsca, np. pod korzeniami zatopionych drzew czy w starym korycie rzeki. Oczywiście mowa o sumie. W polskich wodach zaczyna być go naprawdę dużo, dlatego nie będzie problemu z napotkaniem tego jegomościa. Ale niech nikt nie myśli, że to łatwy przeciwnik. Do połowu suma należy się odpowiednio przygotować. Przede wszystkim trzeba mieć mocną i wytrzymałą wędkę, która nie złamie się podczas siłowania się z tą naprawdę silną rybą. Do tego potrzebny będzie odpowiedni kołowrotek z mocną plecionką, haki i krętliki oraz mata. Suma można łowić na kilka sposobów, np. na zestaw z podwodnym spławikiem i zrywką, za pomocą bojki lub zwykłego zestawu spławikowego. Jako przynęty możemy użyć pęczka rosówek, wątróbki lub zadbać o odpowiednią atmosferę, serwując mu małżę. Inną opcją jest łowienie na tzw. żywca (żywą rybę). W tej roli sprawdzi się karaś, leszcz i karp. Jeśli nie pasuje nam tego typu sposób łowienia, jako przynętę wybierzmy 7- czy 10-centymetrowe woblery, najlepiej o smukłym lub beczułkowatym kształcie, duże obrotówki oraz wahadłówki. Leszcz Lipiec obfituje w leszcze i to nie małe, tylko naprawdę pokaźne okazy. Jeśli planujemy zasadzić się na leszcza, najlepiej zarzucić wędkę blisko sitowia lub koło uskoku dna, gdzie jest trochę głębiej. Na haczyku koniecznie musi być pospolity i mało oryginalny czerwony robak (do kupienia w każdym sklepie wędkarskim, nawet tym najmniejszym). Zanim zaczniemy łowić, trzeba nieco zachęcić rybę do współpracy. Przez 2–3 pierwsze dni należy zanęcać wodę, używając do tego celu najpierw zanęty spożywczej z melasą, potem można przejść na coś grubszego, np. kukurydzę, makaron czy pellet. Leszcze można łowić na zwykły zestaw spławikowy, na sprężynę lub koszyczek zanętowy, który kształtem bardziej niż koszyk przypomina malutką klatkę, w której umieszcza się zanętę, poniżej której jest haczyk z robakiem. Klenie Klenie to ryby głównie rzeczne, ale spotyka się je także w jeziorach i zbiornikach zaporowych. Dorastają nawet do 80 cm długości i są jedną z najczęściej poławianych ryb. Można je łowić przez cały rok, gdyż nie ma na nie okresu ochronnego. Klenie nie wymagają specjalistycznego osprzętu. Wystarczy żyłka bez przyponu i obciążenia oraz haczyk, na który nadziewa się... owoc. Klenie lubią czereśnie, wiśnie, borówki, porzeczki i mirabelki. Jest to idealna propozycja dla osób nielubiących nabijać robaków na haczyk. Oprócz owoców klenie można łapać na spinning, choć do niedawna uważano je za ryby wybitnie niespiningowe. Jedną z najważniejszych rzeczy, na która trzeba uważać, jest to, że ryba jest bardzo płochliwa. Podczas połowu należy być cicho, więc zabranie na wędkowanie całej rodzinki będzie niezbyt dobrym pomysłem, jeśli marzy nam się tłuściutki kleń. Mimo że lipiec nie jest miesiącem wybitnie wędkarskim, to jednak daje możliwość złapania naprawdę potężnych okazów, które spowodują ukłucie zazdrości u sąsiada czy szwagra. To też dobry miesiąc, aby wypróbować nowości rynkowe czy nowe łowiska.
Sum, leszcz i klenie – jednym słowem: wędkarski lipiec
Prasowanie to jeden z najbardziej nielubianych obowiązków domowych. Choć nie wymaga specjalnych umiejętności, budzi w nas skrajne emocje, dzieląc ludzi na tych, którzy lubią prasować i na takich, którzy tego szczerze nienawidzą. Tymczasem prasowanie może być nie tylko łatwe, ale i przyjemne. Zwłaszcza jeśli wygospodarujemy sobie kącik przeznaczony tylko na tę czynność. Możemy urządzić go np. w suszarni albo w garderobie, organizując przestrzeń wokół siebie tak, by z łatwością sięgnąć ręką po wszystkie niezbędne akcesoria. Jeżeli prasowanie nas nuży, ustawmy deskę tak, by móc zerkać na ekran telewizora. Czas będzie biegł nam szybciej i przyjemniej, zapobiegniemy też własnej irytacji. Najważniejsze jest żelazko Bez niego nie zaczniemy. Kupując je, koniecznie zwróćmy uwagę na jego typ, rodzaj stopy oraz przydatne funkcje. Najczęściej wybieramy żelazka tradycyjne, parowe lub systemowe. Mogą być przewodowe lub bezprzewodowe, co uniezależnia nas od bliskości gniazdka. Żelazka tradycyjne, tzw. suche, to popularne niegdyś urządzenia z aluminiową stopą i pokrętłem regulacji temperatury. Dziś kupuje się je raczej rzadko, bo opcję prasowania na sucho mają żelazka parowe. Te ostatnie działają z wykorzystaniem pary wodnej, która rozszerza włókna, znacząco zwiększając wygodę prasowania. Żelazka systemowe to urządzenia ze stacją pary. Jej poziom jest na tyle ciągły i intensywny, że wystarczy uprasować tkaninę po jednej stronie, co przekłada się na konkretną oszczędność czasu. Wielu paniom domu marzą się także praktyczne, nowoczesne generatory pary, którymi mogą prasować i odświeżać ubrania w pionie, nie zdejmując ich nawet z wieszaka. Przyda się deska W dzisiejszych czasach deska do prasowania nie jest już tylko podkładką. Nowoczesne modele oferują wiele możliwości, takich jak prasowanie na balonie powietrznym czy odprowadzanie pary. Deska odpowiednio dobrana do żelazka sprawi, że prasowanie będzie szło łatwo, szybko i sprawnie. Na rynku jest wiele ciekawych modeli desek – od tradycyjnej na stelażu, ze zintegrowanym przedłużaczem, przez popularny rękawnik do ustawienia na stole, po nowoczesne deski elektryczne z systemem odprowadzania pary, a nierzadko i płynną regulacją wysokości. Możliwość regulacji ułatwi nam pracę pracy, a także zapobiegnie zmęczeniu i dolegliwościom kręgosłupa. Kupując deskę do prasowania, zwróćmy uwagę na materiały, z jakich zostały wykonane stelaż, powłoka i blat. Im będą trwalsze, tym dłużej deska nam posłuży. Warto także sprawdzić, ile miejsca zajmie po złożeniu. Jeśli dysponujemy ograniczoną przestrzenią na jej przechowanie, kompaktowość będzie mocnym argumentem na tak. Kilka przydatnych gadżetów Gdy już mamy żelazko, wygodną deskę o regulowanej wysokości i pokrowiec do niej, warto zaopatrzyć nasz kącik w kilka przydatnych gadżetów: Rękawnik – nazywany także „prasulcem”, przyda się do prasowania rękawów i innych znienawidzonych, zaokrąglonych części ubrań w trudno dostępnych miejscach. Przyda się także do uprasowania małych rzeczy, takich jak ubranka dziecięce, ręczniki do rąk czy kuchenne ściereczki. Zapachowa woda do żelazka – mieszanka wody destylowanej i zapachowych esencji zmiękcza tkaninę i nadaje prasowanym rzeczom ładny, delikatny zapach, nie pozostawiając na nich zanieczyszczeń. Preparat do prasowania – dzięki zawartości skrobi pomoże rozprasować zagniecenia i lekko usztywni materiał. Jego dodatkową zaletą jest zapobieganie elektryzowaniu się włókien. Krochmal w sprayu – rozpylony na prasowaną powierzchnię zadba o odpowiednią sztywność wszystkich obrusów i prześcieradeł. Niezastąpiony w każdym dobrze zorganizowanym kąciku do prasowania. Komoda – idealnie nada się do ustawienia kosza z ubraniami i wszystkich niezbędnych akcesoriów. Jeżeli nie dysponujesz osobnym pomieszczeniem, z łatwością spakujesz do niej wyposażenie kącika po pracy, unikając bałaganu. Organizując domowy kącik do prasowania, zwróćmy uwagę na wielkość powierzchni, na której stanie deska. Wybierzmy miejsce, które gwarantuje swobodę ruchów i łatwy dostęp do wszystkiego, czego potrzeba. Koniecznie zadbajmy też o dobre oświetlenie i bliskie sąsiedztwo gniazdka. Pamiętajmy, by najpierw sprawdzić metkę z zaleceniami producenta, a nie narazimy tkanin na zniszczenie działaniem zbyt wysokiej temperatury. Jeszcze tylko maleńkie miejsce na pilota do telewizora i… możemy zaczynać. Miłego prasowania!
Pomysł na kącik do prasowania
Jako fan totalny serii Total War mogę stwierdzić jedno: nie jest to gra taka, jakiej oczekiwałem, a przy tym wciąż genialna. Mimo moich zarzutów względem Creative Assembly, potrafią oni zająć gracza na długie godziny. A koniec końców właśnie to się liczy w tym biznesie. No właśnie – darmowa Arena jest obecnie w trakcie zamkniętych publicznych testów i nie jest tak naprawdę nową częścią Total War. Inne odsłony sygnowane tą marką są turowymi strategiami z elementami RTS (bitwy morskie i lądowe), które posiadają opcję aktywnej pauzy. I właściwie z tego cała seria jest najbardziej znana. W końcu już kilkanaście lat temu potrafiła z ówczesnego autorskiego silnika wyciągnąć spore możliwości, bo Rome: Total Warpozwalał na uczestniczenie w jednej bitwie aż dziesięciu tysiącom jednostek naraz. Tak więc Arena jest raczej spin-offem, niż jakąkolwiek kontynuacją poprzednich odsłon. W dużym skrócie, nie zaznasz tu głębszej strategii, a o rozwoju własnego państwa możesz zapomnieć. To tak naprawdę duża... Arena multiplayerowa. Dwie drużyny walczą między sobą o przejęcie kontroli nad bazą przeciwników. Cała gra kręci się wokół sporych bitew, w których każdy z graczy dowodzi małą grupką oddziałów. Zręcznościowy RTS To, co najbardziej uderza gracza zaznajomionego z serią, to fakt, że praktycznie nie ma tu warstwy strategicznej. Arena jest najzwyczajniej w świecie wariacją RTS-a, w którym dodatkowo należy działać w pełnej zgodzie z pozostałą częścią drużyny. Powiem szczerze: nie jest to proste, nie jest to łatwe, nie jest to nawet częste. Grałeś kiedyś w Counter-Strike'a? Albo w World of Tanks? Jeżeli tak, to wiesz, jak wygląda „współpraca” między kompletnie randomowo dobranymi członkami własnej drużyny. Przy dwudziestu graczach i podziale na dwa teamy nagle okazuje się, że z założenia bardzo fajny pomysł na zorganizowane bitwy, w których każdy będzie miał coś do powiedzenia, przeradza się w chaotyczną pogoń we własnoręcznie obranym kierunku. Dziesięciu graczy na drużynę, po cztery jednostki na gracza – przy osiemdziesięciu oddziałach na mapie można mówić o rozmachu, ale z drugiej strony żadna osoba nie będzie w stanie w pojedynkę naprawić błędów drużyny. Za to jeden cwaniak samodzielnie da radę zniszczyć najlepiej zapowiadającą się potyczkę. Tak więc czterdzieści jednostek pod kontrolą dziesięciu graczy powoduje, że wygrana jest wyzwaniem ciekawym, ale wymaga dobrej komunikacji, przemyślenia i wybrania odpowiedniej strategii. A Arenę niestety gnębią te same przypadłości, co każdą inną grę, która losowo dobiera sojuszników. Cóż... Znasz takie powiedzenie „gdzie kucharek sześć”? Strategia? Nie tutaj No właśnie – w „normalnych” częściach Total War ogromną rolę pełniła taktyka. I nie mówię wyłącznie o planowaniu przebiegu bitwy, rozstawieniu jednostek, czy głębszej idei poza „tam są, to lecę ich tłuc”. Chodzi mi także o wpływ całej warstwy turowej, czyli rozwoju państwa, który pozwalał na ulepszanie armii, czy choćby o opracowywaniu badań, które sprawiały, że czasem pojedynczy oddział mógł stawić czoła kilkukrotnie większej ilości przeciwników. Wracając jednak do zagadnienia strategii – duża losowość potyczek powoduje, że ciężko w Arenie doszukać się tego, co tak dobrze znane jest z innych odsłon Total War, czyli właśnie tego uczucia, że ma się ogromny wpływ na przebieg walk. W końcu jest się małym trybikiem, który może podążać za (często chaotycznie grającymi) kolegami z drużyny, który może im przeszkadzać, próbując w tłumie zdobyć jak największe zasługi dla siebie (o bonusach za wyniki nieco później) lub takim, który może iść po swojemu, praktycznie poświęcając się dla dobra teamu, odkrywając natarcie wroga z niebronionej części mapy. Mgła wojny jest obecna także i w Arenie, dlatego właśnie kwestia odpowiedniej taktyki jest tak ważna. Mimo to, widać parę dziwnych zabiegów, które nieco kłócą się z typowo strategicznym podejściem do bitew. Na przykład brak tu tak zwanego combat locka, znanego z innych części Total War. Jest to nic innego, niż związanie walką danego oddziału – nie może on wtedy uciekać, ani działać inaczej niż tylko przyjąć wyzwanie. Za zastosowanie takiego wybiegu grożą kary, ale jest to moim zdaniem złe posunięcie, bo tym bardziej oddala Arenę od tego, z czego marka Total War jest znana – z nacisku na taktykę i strategię (także na polu walki). Kolejnym, nieco abstrakcyjnym przykładem, jest ogromna celność oddziałów artyleryjskich. Onagery czy balisty mają niesamowitą zdolność do perfekcyjnego trafiania przeciwników, chociaż każda poprzednia część serii próbowała przekonać graczy o czymś zupełnie odwrotnym. Rozwój to podstawa Właśnie – wspomniany już rozwój. Skoro Arena nie oferuje posiadania własnego państwa ani opracowywania badań, czy w takim razie w jakiś sposób Creative Assembly pozwala na wpłynięcie na wynik bitwy jeszcze przed samą potyczką? Owszem – rozwojem jednostek. Dzięki zasługom na polu walki gracze zdobywają doświadczenie, które następnie przekłada się na „odblokowywanie” następnych oddziałów (oczywiście coraz lepszych). Istnieje również możliwość awansu bohatera. Jest on wybierany swobodnie przed bitwą, ale jeden gracz może mieć ich wielu i dowolnie ich zmieniać przed każdą potyczką. Każdy dowódca jest ponadto związany z określoną frakcją, przez co zyskuje się dostęp do innych jednostek. To akurat duża zaleta – różnorodność oddziałów jest naprawdę spora. Co dalej, Areno? Na tę chwilę widać już, że Creative Assembly zaimplementuje opcję mikropłatności. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że Arena nie zostanie kolejnym słabo zbalansowanym tytułem pay-to-win. Na razie jest to dość wczesna wersja, ponadto ograniczona do pewnej ilości graczy. Faza testów będzie trwała jeszcze długo, więc jest szansa na to, że całość będzie dopracowana. Zasadniczym plusem produkcji jest również jej częsta aktualizacja przez twórców. To napawa optymizmem i pozwala mieć nadzieję na to, że projekt nie upadnie – nawet jeżeli mikropłatności nie okażą się zgubne.
Total War: Arena - recenzja
Od dziś z automatycznego uzupełniania parametrów skorzystacie w kategorii Oleje silnikowe. Od dziś z automatycznego uzupełniania parametrów skorzystacie w kategorii Oleje silnikowe. Dzięki temu szybciej wypełnicie wymagane parametry i wystawicie ofertę. Jak to działa Gdy w formularzu wystawiania, w polu tytuł oferty, wpiszecie producenta i parametry oleju, wyświetlimy do 7 propozycji produktów. Po wybraniu jednej z nich, uzupełnimy w formularzu parametry dotyczące oferowanego oleju. Nie uzupełnimy parametru stan. Uzupełnicie go we własnym zakresie. Więcej informacji o autouzupełnianiu
Automatyczne uzupełnianie parametrów w kategorii Oleje silnikowe
Co roku w Polsce ginie od kilkuset do tysiąca motocykli. Co zaskakujące, rodacy wykazują się daleko posuniętą niefrasobliwością, jeśli chodzi o zabezpieczanie przed kradzieżą maszyn wartych kilka, kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Owszem, trzeba na to wydać trochę pieniędzy, ale to chyba jest lepsze niż zastanie pustego miejsca na parkingu. Przede wszystkim trzeba zauważyć, że podobnie jak w wypadku samochodów i rowerów, nie ma zabezpieczenia całkowicie uniemożliwiającego kradzież. Można ją tylko spowolnić. O ile samochodowe alarmy i blokady są raczej – ze względów głównie estetycznych – schowane, o tyle motocyklowe i rowerowe (niewiele się zresztą różniące) powinny być widoczne na pierwszy rzut oka. Mówić złodziejowi „Hola, hola, trochę się namęczysz, zanim mnie pokonasz!”. Jednak im skuteczniejsze jest zabezpieczenie, tym bardziej pancerne i masywne. Warto więc poszukać zdrowego kompromisu. Disc lock Disc lock to po prostu blokada tarczy hamulcowej. Uniemożliwia kręcenie kołem, a więc i jazdę. Na ogół zakłada się go na przednie koło. Powodów jest kilka. Po pierwsze, przednie koło jest łatwiej dostępne, nie trzeba operować w okolicach brudnego łańcucha, wsadzać rąk pod błotnik itd. Po drugie, taka blokada jest też lepiej widoczna, zarówno dla złodzieja, jak i dla właściciela motocykla. Trudniej ruszyć z zapiętą na kole blokadą, choć historia zna wiele takich przypadków, gdy jeździec zapomniał o jej zdjęciu i próbował jechać. Jak wybrać disc lock? Po pierwsze, musimy być pewni, że będzie pasował do naszego motocykla. Jest to klips, który zakłada się na tarczę, a bolec blokady przechodzi przez otwór w tarczy. Obecnie jest już niewielki odsetek motocykli, które nie mają wentylowanych tarcz, ale te tarcze różnią się średnicą oraz grubością i rozmieszczeniem otworów. Same otwory mają różną średnicę. Przez zamówieniem trzeba się więc pobawić chwilę linijką czy suwmiarką, by dobrać odpowiedni rozmiar. Po drugie, poszukajmy w sieci opinii o zabezpieczeniach konkretnego modelu motocykla. Dobrą prasę mają np. Xena i Abus. W sprzedaży są disc locki z alarmem, ale trudno jednoznacznie ocenić sens tego rozwiązania. Według wielu użytkowników są dobre dla zapominalskich, którzy usiłują ruszyć, nie zdejmując blokady. Złodziejom niespecjalnie przeszkadzają. Dobrym wyjściem jest za to blokada z linką – przypina się ją do kierownicy. Jej zadaniem jest właśnie przypominanie, że disc lock został zapięty. Popularne blokady kosztują na ogół ok. stu zł, dobre – od stu kilkudziesięciu zł wzwyż. Łańcuchy, linki, u-locki Nawet najlepszy disc lock nie uchroni przed złodziejem, który postanowi zapakować motocykl na furgonetkę albo podprowadzić go na rolce – chyba że unieruchomimy oba koła. W tym lepiej przeszkadza przytwierdzenie motocykla do w miarę stałego elementu krajobrazu: słupa, drzewa, znaku, klombu. Do tego służą inne sprzęty. Najwygodniejsza jest linka podobna do rowerowej. Można ją zwinąć, jest stosunkowo lekka i dość długa. Linki kosztują niewiele – od kilkudziesięciu do dwustu złotych, ale nie są dużą uciążliwością dla złodzieja. Trudniej będzie miał z łańcuchem (pewna niedogodność w szukaniu łańcucha do motocykla polega na tym, że pod tym samym hasłem znajdziemy wiele łańcuchów napędowych). Jego wadą jest za to ciężar i gabaryty. Im skuteczniejszy, tym grubszy i cięższy. Wiele osób trzyma więc łańcuch przypięty gdzieś do słupa i używa go do pętania motocykla na noc, do miasta zaś wozi disc lock bądź linkę. Kolejnym skutecznym rozwiązaniem jest u-lock. Jak sama nazwa wskazuje, jest to zapięcie w kształcie litery U – solidny kawał metalu, trudny do sforsowania. Można nim przypiąć motocykl do jakiegoś słupka bądź zablokować któreś z kół. Dobrą opinią cieszą się Abus, Granit czy Magnum. O ile bardzo dobry łańcuch możemy kupić za 200–300 zł, o tyle ceny u-locków od tego poziomu dopiero startują. U-lock jest trudny do sforsowania, na ogół skutecznie odstrasza złodziei, ale niestety jest też solidnym kawałem metalu, który trudno ze sobą wozić. Można jednak kupić wersje dopasowane rozmiarem do schowka pod siedzeniem – dotyczy to popularnych modeli motocykli. Elektronika Oprócz rozwiązań siłowych są też środki walki elektronicznej. Tu trzeba być uważnym i wybierać nie tylko głośne, które mogą, ale nie muszą odstraszyć złodzieja. Dobrą opcją jest zakup alarmu z powiadomieniem GSM. Dobrze umieszczony nie rzuca się w oczy, za to informuje o próbie kradzieży i aktualnej lokalizacji motocykla. Niestety, ma też wady – są zagłuszacze sygnału GSM. Widać więc, że wybór odpowiedniego zabezpieczenia nie jest rzeczą łatwą. Pamiętajmy jednak, że lepsze jest wrogiem dobrego i nie żałujmy wydania kilkuset złotych na blokady naszej maszyny.
Blokady motocyklowe – co wybrać?
Głowę przyszłej mamy przed porodem zaprzątają przede wszystkim myśli o wyprawce dla małego człowieczka. Ważne jest jednak również to, żeby do szpitala przygotować odpowiednie produkty dla mamy. Jednymi z niezbędników są podkłady i majtki poporodowe. Będą one bardzo potrzebne po porodzie – zapewnią świeżo upieczonej mamie komfort i pomogą w procesie gojenia się rany. Jakie produkty wybrać i na co zwracać uwagę? Sprawdź! Majtki i podkłady poporodowe – dlaczego są niezbędne po porodzie? Poród dla kobiety to wyjątkowe przeżycie: mieszanka strachu, bólu, szczęścia i miłości. Warto więc przed wyznaczonym terminem mieć przygotowaną wyprawkę zarówno dla dziecka, jak i dla przyszłej mamy, aby nie musieć później zaprzątać sobie tym głowy. Po urodzeniu dziecka przez pierwsze tygodnie niezwykle ważna staje się higiena intymna. Z tego względu kobieta będzie potrzebować kilku gadżetów, które ułatwią zachowanie odpowiedniej czystości. Jednym z niezbędnych produktów, które muszą znaleźć się w torbie do szpitala są wkłady poporodowe. Po urodzeniu dziecka, kobieta znajduje się w okresie połogu. W tym czasie konieczne jest noszenie bawełnianych wkładów, które będą wchłaniać wydzielinę połogową. Charakterystyczną cechą wkładów jest ich duży rozmiar i bardzo wysoka chłonność. Są one także w 100% wykonane z bawełny, która przepuszczając powietrze pomaga w gojeniu się rany poporodowej. Podkłady używane są od dnia porodu do około 2 tygodni. Kolejnym produktem, który powinien znaleźć się w wyprawce są majtki poporodowe. Na pierwsze dni polecane są majtki siateczkowe, które zapewnią odpowiedni dostęp powietrza do rany. W kolejnych dniach kobieta może zdecydować się na majtki jednorazowe lub wielokrotnego użytku. Sprawdzi się także bielizna bawełniana. Ważne jest to, aby była ona przewiewna. Dobrym pomysłem jest też kupowanie majtek większych od normalnie noszonego rozmiaru. Po porodzie bowiem brzuch może być nadal opuchnięty. Majtki poporodowe koniecznie powinny posiadać wysoki stan, zwłaszcza jeżeli kobieta poddana była cesarskiemu cięciu. Podkłady higieniczne – przegląd Wyznacznikiem dobrego podkładu poporodowego jest z pewnością jego chłonność – jego zadaniem jest bowiem jak najlepsze wchłonięcie odchodów połogowych i krwi. Kobiety często zwracają także uwagę na odpowiednią wielkość produktu oraz jego kształt. Po porodzie z pewnością przydadzą ci się około 2-3 opakowania. Do najtańszych produktów tego typu należą podkłady marki Bella. W opakowaniu znajdziesz zazwyczaj 10 sztuk. W przedziale cenowym od 5 do 10 złotych możesz skorzystać między innymi z produktów firmy Canpol, które charakteryzują się wysoką chłonnością. W ofercie tej marki znajdziesz także wkłady profilowane. Do najdroższych należą podkłady Hartmann, cieszą się one jednak dobrymi opiniami wśród kobiet. Wśród propozycji tej firmy znajdziesz produkty o różnej wielkości, co pozwoli na doskonałe dopasowanie wkładu do aktualnych potrzeb. Majtki poporodowe – propozycje Kupując majtki poporodowe możesz zdecydować się na wariant jednorazowy lub na bieliznę, którą użyjesz wielokrotnie. Większość producentów w swojej ofercie posiada majtki wielokrotnego użytku, które z łatwością upierzesz. Ważne jest, aby wybrać majtki w rozmiarze nieco większym od noszonego normalnie. Najtańsze siateczkowe majtki możesz kupić za mniej niż 3 złote. Podobnie jak w przypadku podkładów dużą popularnością cieszą się majtki marki Hartmann oraz firmy Canpol. Marka ta w swojej ofercie posiada także majtki jednorazowe. Po porodzie bardzo ważna jest szczególna dbałość o higienę intymną. W okresie połogu kobieta musi liczyć się z obfitą wydzieliną, która wymaga używania odpowiednich artykułów higienicznych. Niezbędną rzeczą są z pewnością podkłady poporodowe, które dzięki dużej chłonności będą w stanie poradzić sobie zarówno z odchodami połogowymi, jak i obfitym krwawieniem. Komfort kobiety mogą w znacznym stopniu podnieść natomiast majtki poporodowe. Oba produkty powinny być przewiewne, co dodatkowo przyspieszy proces gojenia się ran poporodowych. W trakcie pakowania wyprawki do szpitala nie zapomnij więc o tych sprawunkach, które okażą się niezbędne po porodzie.
Majtki i podkłady poporodowe – niezbędna wyprawka dla młodej mamy
Jakie produkty stymulują pracę mózgu? Które elementy spożywcze warto wybrać, by poprawić swoją pamięć? Niektóre minerały i witaminy zawarte w produktach spożywczych mogą mieć ogromny wpływ na naszą pamięć, zdolność do koncentracji oraz ogólnie poprawę pracy mózgu. Pokarmy pochodzenia naturalnego są nie tylko zastrzykiem energii dla naszego organizmu, ale także stymulują pracę enzymów i hormonów, które usprawniają i przyspieszają procesy przekazywania informacji w naszym organizmie. Dziś postanowiliśmy sprawdzić, jakie elementy odżywcze powinniśmy zawrzeć w swojej codziennej diecie, by przyspieszyć pracę mózgu i poprawić pamięć. Węglowodany Glukoza jest podstawowym elementem potrzebnym do sprawnego funkcjonowania ludzkiego mózgu. Jej źródłem są różnego rodzaju złożone węglowodany, które są zawarte m.in. w nasionach, ryżu, kaszach gryczanych, ziemniakach, fasoli czy soczewicy. Te składniki spożywcze nie tylko poprawiają pracę mózgu, ale także zawierają dużo witamin, minerałów oraz błonnik. Witaminy Kolejna rzecz to witaminy i minerały. W mniejszym lub większym stopniu muszą się znaleźć w każdym posiłku, który spożywamy. Mowa tutaj przede wszystkim o witaminach z grupy B (odpowiadają za pracę układu nerwowego człowieka), fosforze (poprawia samopoczucie i humor), magnezie (produkuje enzymy) czy kwasie linolowym (zwiększa koncentrację). Dieta na pamięć – jakie pokarmy należy spożywać? Śniadanie Rano możemy postawić na mieszankę owoców, orzechów, zbóż i ziaren słonecznika w połączeniu z naturalnym jogurtem. W taki sposób zapewnimy sobie wystarczającą dzienną dawkę potasu i żelaza. Ci, którzy lubią słone śniadania, mogą zamiast owoców dodać ogórki, szczypiorek i całość oprawić nutką oliwy z oliwek. Lunch Na drugie śniadanie np. w pracy czy na uczelni możemy przygotować kanapkę z pełnoziarnistego chleba z tuńczykiem, warzywami, pestkami dyni i serem. Będzie to nasza dzienna porcja fosforu, cynku oraz witamin B. Obiad Na obiad możemy zjeść zupę kremową z pomidorów lub pieczarek z pestkami dyni, a na drugie danie przyrządzić ryż z warzywami lub gryczaną kaszę ze smażonym groszkiem, marchewką i czosnkiem, a dodatkowo filet z łososia lub kurczaka. Taki posiłek jest bogaty w cynk, witaminy B oraz węglowodany. Kolacja Zalecamy, by kolacja była lekka, a ostatni posiłek spożywajmy najpóźniej 3-4 godziny przed snem. Na wieczór możemy przygotować sałatkę ze świeżymi owocami (np. melony, brzoskwinie, banany) i orzechami. Taka kolacja jest pełna potasu, witamin B, cynku oraz żelaza. Naukowcy potwierdzili, że dzięki regularnemu spożywaniu witamin z grupy B oraz innych minerałów i składników odżywczych możemy poprawić pracę swojego mózgu nawet o kilkanaście procent. Włączenie do diety warzyw i owoców, zbóż oraz różnego rodzaju ryb pozytywnie oddziałuje na nasze samopoczucie, stymuluje pracę mózgu oraz układu nerwowego, a do tego widocznie zwiększa się nasza koncentracja. Wśród ofert na Allegro możemy także znaleźć specjalne suplementy diety poprawiające pamięć.
Dieta na dobrą pamięć – co jeść?
Jednym z najprostszych sposobów na opisanie tej książki byłoby zaszeregowanie jej jako kolejnego katalogu rzeczy strasznych, potwornych i upiornych. Okazałoby się to jednak niedopowiedzeniem i warto powiedzieć o niej coś więcej, bo informacje w niej zawarte są o wiele bardziej obszerne. Nie zmieni się tylko fakt, że będzie strasznie. Góry ogromne, góry tajemne Faktycznie mamy tu do czynienia ze swojego rodzaju pocztem upiorów górskich. Ale to też nie do końca prawda. Po pierwsze spotykamy tu potwory nie tylko w sensie fikcji literackiej. Termin wampir (lub pozostałe jego formy) przypisywany był głównie do żywiących się krwią monstrów, na których uśmiercenie skuteczna była tylko woda święcona albo światło słoneczne. Obdarzano tym przydomkiem również ludzi, którzy szczególnie krwawo zapisali się na dziejowych kartach. Autor uwzględnił też postaci historyczne i te, których bali się przodkowie bohaterów tego zestawienia. Między innymi z tego względu pojawili się tu Elżbieta Batory i Vlad Palownik. Kluczem do zaistnienia było najczęściej nawiedzanie żywych po swojej śmierci. Z resztą to właśnie moment ich śmierci decyduje również o kolejności, w jakiej postaci występują w tym zestawieniu. Bartłomiej Sala zdecydował się na taką chronologię, by móc skupić się również na rozwoju pojęcia upiora-wampira w podaniach i literaturze. Innym aspektem jest lokalizacja. W górach przeklętych przedstawia nam autorską tezę o górach jako potencjalnym źródle mrocznych postaci, zdarzeń i legend. Posiadłości zakładane na ich niedostępnych zboczach sprzyjały temu, że okoliczna ludność sama tworzyła sobie mrożące krew w żyłach opowieści o ich mieszkańcach. To tylko geneza, a przecież rzeczywisty wpływ takich historii rozlewa się szeroko na okoliczne niziny albo – jak to miało miejsce w przypadku Vlada Palownika, czyli Draculi – nawet na cały cywilizowany świat. Niepokojące obrazy Książka jest uzupełniona o liczne ilustracje, których autorką jest Justyna Sokołowska. Styl tych obrazów nie każdemu przypadnie do gustu – mamy tu ciekawe połączenie minimalizmu z bogactwem treści. Jednak efekt jest mocno zaskakujący, bo wyobraźnia, uruchomiona już wcześniej, dostaje maksymalną porcję pożywki i tylko od czytelnika zależy, co jeszcze ujrzy w tle za postacią główną. Wiara w strzygi i upiory jest oczywiście dużo starsza niż książka Brama Stokera. Najstarsze wampiryczne pochówki znane są już od średniowiecza, a może nawet wcześniej. Czasem wystarczyło, że ktoś zbytnio się wyróżniał – to mogło być kalectwo albo nieprzeciętna umiejętność czy zainteresowanie. Potem zdarzało się, że ktoś ujrzał taką osobę po śmierci. To wtedy najczęściej zapadała decyzja, że z ciałem potencjalnego potwora trzeba coś zrobić. Autor dołożył starań i stworzył książkę, która spokojnie mogłaby uchodzić za pozycję popularnonaukową. Poza zbiorem mrocznych postaci czytelnik otrzymuje również swoiste kompendium tego, co robić w przypadku spotkania z danym upiorem, a przynajmniej tego – co robili jemu współcześni. To STRASZNIE pouczająca lektura. Możecie sprawdzić sami już za ok. 27 PLN. Źródło okładki: www.bosz.com.pl
„W górach przeklętych. Wampiry Alp, Rudaw, Sudetów, Karpat i Bałkanów” Bartłomiej Grzegorz Sala – recenzja
Kratka zyskuje coraz większą popularność. Największe światowe domy mody pokazały ją w swoich kolekcjach w przeróżnych konfiguracjach. Jak wykorzystać ten trend na co dzień? Jak prawidłowo łączyć wzory? Sprawdźmy! Kratka ponownie wraca do mody. Wiosną i latem 2015 to jeden z najgorętszych trendów. Kratkowane koszule, sukienki oraz akcesoria będą na topie. Jak prawidłowo skomponować stylizację z wykorzystaniem tego wzoru? Jakie są zasady łączenia ubrań z kratką? Jakie kolory możemy wykorzystać w stylizacji? Oto kilka stylizacyjnych chwytów, które możemy wypróbować. Rodzaje kratek Kratka jest klasycznym wzorem znanym modzie już od dawien dawna. Do wyboru mamy m.in.: dużą, wyrazistą szkocką kratę, typowo brązową kratkę autorstwa Burberry, delikatny wzór vichy, kratkę fakturową oraz popularną w tym sezonie kratę gingham. Ta ostatnia jest typowym piknikowym wzorem, przypominającym kolorową kostkę. Print ten z pewnością pamiętamy z babcinej kuchni. W latach 50. krata gingham była przewodnim wzorem zasłonek w większości europejskich domów. W wiosenno-letnim sezonie wzór ten pojawił się m.in. w kolekcjach: Karen Walker, Bottegi Venety, Oscara de la Renty czy Michaela Korsa. Jak nosić ubranie w kratkę? Wiele kobiet uważa, że kratka jest niezwykle trudnym wzorem w stylizacji. Istnieje wiele żelaznych zasad, których łamać nie warto. Na przykład łączenie kraty z innymi wzorami (romby, groszki, paski) przeciąża stylizację, z kolei nieumiejętne połączenie kratek różnej wielkości lub koloru może optycznie dodać zbędnych kilogramów sylwetce – a tego rzecz jasna nie chcemy. Najbezpieczniejszą radą jest wykorzystanie tego wzoru tylko w jednym z elementów stylizacji (np. spódnica, bluzka lub sukienka). Wówczas inne części looku muszą być jednolite kolorystycznie. Odważne panie mogą przełamać obowiązujące zasady, stawiając na połączenie kratek o różnej formie i barwie. Uwaga, gdy mamy wzorzystą górę i dół, obie części powinny ze sobą współgrać przynajmniej za pomocą odcieni i kolorów. Najlepiej postawić na ciemne barwy (np. niebieski, brązowy, bordowy), urozmaicając je jasnymi wstawkami lub dodatkami. Aby dodać stylizacji wieczornego szyku, do kratkowanej spódnicy można założyć ciemną cekinową bluzkę oraz szeroki czarny kapelusz. Krata w różnych odsłonach Jak już wspomnieliśmy powyżej, krata jest bardzo uniwersalnym wzorem, który nadaje się zarówno na ulicę, jak i do pracy czy na czerwony dywan. W ulicznych stylizacjach możemy pozwolić sobie na większe szaleństwo, zakładając m.in. typowo sportowe fasony. Tymczasem z biurowym dress codem radzimy nie przesadzać. Tutaj musi panować stoicki spokój. Zalecamy założyć tylko jedną kratkowaną część (np. koszulę), a całość uzupełnić jednolitymi barwami. Mimo stereotypów krata idealnie się sprawdza na salonach. Wbrew pozorom krata nie jest aż tak trudna w stylizacji. Najlepiej łączyć ją z jednokolorowymi, ciemnymi barwami. Warto wykorzystać ten wzór i posiadać w swojej szafie przynajmniej kilka części garderoby w kratę. Bardzo uniwersalna będzie flanelowa koszula w kratę, sukienka w drobny wzór czy krótka spódnica w stylu uczennicy. Możliwości jest wiele, więc wszystko zależy tylko od naszej wyobraźni!
Kratka – modny wzór na wiosnę i lato 2015
Najbardziej fascynującą zabawą dla kilkulatka jest zazwyczaj możliwość stworzenia czegoś z niczego. Zabawki konstrukcyjne wprowadzają dziecko w świat, w którym dzięki precyzji ruchów i wyobraźni powstają wspaniałe budowle o różnorodnych kształtach. Taka rozrywka nie tylko rozwija, ale także sprawia mnóstwo frajdy i satysfakcji z efektów pracy. Jakie zabawki konstrukcyjne wybrać dla dziecka? Zabawki konstrukcyjne – dlaczego dzieci powinny się nimi bawić? Od najmłodszych lat dzieci zafascynowane są tym, jak powstają różnego rodzaju budowle. Na początku zazwyczaj zainteresowanie ogranicza się do burzenia z impetem tego, co wybudowali z klocków rodzice. Jest to jednak wbrew pozorom równie istotny etap, w którym dziecko zaczyna dostrzegać swój wpływ na przedmioty oraz obserwuje, w jaki sposób będą one reagować na jego działania. W kolejnym etapie rozwoju maluszek zaczyna podejmować próby samodzielnego układania klocków, na początku najczęściej jest to najłatwiejsza, prosta wieża. W ten sposób bobas rozwija swoje zdolności manualne, ćwicząc koordynację wzrokowo-ruchową oraz rozwijając precyzję ruchów. W kolejnych latach umiejętności te zostaną uzupełnione o coraz większą kreatywność dziecka, które podczas zabawy, metodą prób i błędów, będzie tworzyć coraz bardziej skomplikowane budowle. Zabawki konstrukcyjne są niezwykle ważne w stymulowaniu prawidłowego rozwoju dziecka. Pomagają we wspieraniu rozwoju wielu umiejętności, które przydadzą się maluchowi zarówno w szkole, jak i w dorosłym życiu. Klocki konstrukcyjne – jakie wybrać? Klocki to zabawka, którą uwielbiają bawić się dzieci w każdym wieku. Z każdym rokiem ich budowle są coraz bardziej zaawansowane, jednak elementy mogą pozostać te same przez długie lata. Na przykład drewniane klocki konstrukcyjne mogą posłużyć bobasowi przez większość jego dzieciństwa. Na początku maluszek będzie z nich budować z pomocą rodziców proste wieże, aby w wieku kilku lat samodzielnie skonstruować piękny zamek. Świetną propozycją są także kolorowe wafle. Jest to rodzaj miękkich lub plastikowych klocków kształtem przypominających właśnie wafle, które w zależności od modelu są małe lub całkiem duże. Z takich elementów można wyczarować mnóstwo różnych budowli, co zapewnia, że dziecko da upust swojej kreatywności. Niezwykle ciekawą propozycją są klocki magnetyczne, które dają bardzo duże możliwości konstrukcyjne, gdyż budowane z nich rzeczy są po prostu bardziej stabilne. Do tego kilkulatek zaobserwuje, jak działa magnes. Zaawansowane konstrukcje można budować także z pomocą klocków Clics. Są one sprzedawane najczęściej w kubełkach, w których znajdują elementy pozwalające na zbudowanie określonej formy. Zestawy konstrukcyjne – ćwiczymy cierpliwość dzieci Na rynku dostępnych jest wiele zestawów konstrukcyjnych, które pozwalają na tworzenie niesamowitych rzeczy. Do ich wykonania najczęściej potrzeba już dużej sprawności manualnej oraz precyzji, dlatego są one przeznaczone dla maluchów powyżej 3 roku życia, a wiele modeli będą w stanie złożyć jedynie jeszcze starsze dzieci. Wśród różnorodnych propozycji znajdują się rozmaite pojazdy do zbudowania bądź zwierzątka. Dzięki takim gadżetom kilkulatek może samodzielnie tworzyć cały zabawkowy świat. Fantastyczną rozrywkę zapewniają także klocki Classic World. W swojej ofercie marka posiada modele, które nadadzą się dla starszych dzieci. Oryginalność tych klocków polega na tym, że poszczególne elementy należy łączyć za pomocą śrubek. Do zestawu dołączone są malutkie śrubokręty czy obcęgi, za pomocą których można konstruować wspaniałe budowle. Taki gadżet z pewnością pomoże ćwiczyć umiejętność koncentrowania się na zadaniu, cierpliwość oraz precyzję ruchów. Zabawki konstrukcyjne to świetna propozycja dla dzieci w każdym wieku. Już maluchy mogą próbować swoich sił w ustawianiu klocków w wieże. Starsze dzieci z pewnością będą miały mnóstwo frajdy w budowaniu najróżniejszych przedmiotów. Dzięki ogromnemu wyborowi klocków i zestawów konstrukcyjnych na rynku z pewnością z łatwością znajdziesz taki, który spodoba się twojemu dziecku. Zapewne taka zabawa w budowanie nigdy się nie znudzi i możesz mieć pewność, że będzie cieszyć twoją pociechę przez długi czas.
Zabawki konstrukcyjne – fascynująca rozrywka dla kilkulatka
Jaką rakietkę wybrać, by czerpać radość z gry, a jednocześnie osiągnąć jak najlepsze rezultaty? Sport, hobby, sposób na spędzanie czasu wolnego, dobra zabawa dla każdego to tylko niektóre określenia definiujące ping-ponga. By zająć się tym sportem, wystarczą: stół, wygodny strój sportowy, piłeczka i rakietka. Nieco historii Przyjmuje się, że ping-pong ma brytyjskie korzenie. Gdy mowa o jego początkach, przytacza się zazwyczaj dwie historyjki z końca XIX w. Według pierwszej niektórzy dżentelmeni po wielogodzinnych suto zakrapianych bankietach dla rozrywki, na pustych już stołach, oddawali się zabawie przypominającej dzisiejszego tenisa stołowego. Oczywiście nie używali rakiet czy piłeczek, tylko talerzy i korków do butelek. Bohaterami drugiej historyjki są dwaj angielscy studenci, którzy chcąc cieszyć się przynajmniej namiastką ukochanego tenisa ziemnego, w swoim pokoju urządzali rozgrywki na stole, używając minirakiet i minipiłeczki. W nowym stuleciu dyscyplina zyskiwała coraz szersze grono entuzjastów. Ujednolicono zasady gry i zaczęto pracę nad sprzętem, wprowadzając m.in. piłeczki z celuloidu i oklejone rakiety. Upowszechniła się nazwa „ping-pong”, oddająca charakterystyczne dźwięki, jakie wydaje piłeczka, odbijając się od blatu. Idealna rakieta – czyli jaka? Początkowo rakietki do gry wytwarzano z nietrwałych surowców, takich jak korek, karton, wreszcie drewno. Różnymi materiałami też je powlekano – czasem sięgano nawet po papier ścierny! Nowoczesne rakietki do ping-ponga, które zna chyba każdy, produkuje się ze specjalnych desek – pokrywa się je dwoma okleinami, na ogół z kauczuku. Na rynku znaleźć można sprzęt, którego wnętrze zostało wypełnione lekkimi materiałami, np. włóknem szklanym albo karbonem. Specjaliści zwracają uwagę, że – podczas wyboru odpowiedniej rakietki – trzeba się przyjrzeć kilku kluczowym parametrom: * szybkości, * kontroli, * rotacji. Standardowo te właśnie parametry określa się w skali od 1 do 10 (czasem od 10 do 100) – im bliżej górnej wartości, tym sprzęt lepszy, bardziej dynamiczny, a co za tym idzie trudniejszy i droższy. Zatem aby wybrać najlepszą dla siebie rakietę, należy określić swój poziom umiejętności. Jeśli gramy wyłącznie rekreacyjnie, powinniśmy sięgać po „spokojniejszy” sprzęt o jak najniższych wartościach. Ten o najwyższych parametrach umożliwia bardziej agresywną i szybszą grę, jednak wymaga już sporych umiejętności. Najlepiej stopniowo zwiększać wartość wraz z doskonaleniem techniki gry. Najlepsze rakietki dla początkującego gracza Butterfly Timo Boll Bronce – uniwersalna rakietka średniej klasy. Cechuje się wysokim stopniem kontroli, co jest szczególne ważne podczas stawiania pierwszych kroków w tej dyscyplinie. Cena od 52 zł. box:offerCarousel Butterfly Boll 700 – idealna propozycja dla początkujących i grających rekreacyjnie. Dobrze wyprofilowana rączka zapewnia pewny chwyt. Cena od 57 zł. box:offerCarousel Donic Waldner 400 – świetna dla dzieci i początkujących graczy. Umiarkowana szybkość i wysoka kontrola zapewnią frajdę każdemu amatorowi, który będzie nią rozgrywał. Wklęsły profil rączki sprawia, że idealnie leży w dłoni, zapewniając komfort ruchu. Cena od 40 zł. box:offerCarousel Dla doskonalących swoje umiejętności Donic Waldner 800 – idealna dla często grających amatorów oraz rozpoczynających karierę zawodową. Zapewnia szeroki wybór zagrań dzięki miękkim gumom, które mimo eksploatacji trzymają bardzo długo. Cena od 100 zł. box:offerCarousel Donic Waldner 3000 – to najszybszy model firmy Donic z serii Waldner. Ma innowacyjny system ABP umożliwiający zmianę wyważenia rakietki oraz bardzo wygodny uchwyt typu Ergo. Cena od 175 zł. box:offerCarousel Butterfly Timo Boll Black – rakietka do wszechstronnej, kontrolowanej gry. Jakościowo zbliżona do sprzętu dla profesjonalistów. Zapewnia wysoką szybkość i rotację bez znaczącej utraty kontroli. Cena od 159 zł. box:offerCarousel Dla specjalistów Atemi 2000 – stosunkowo tania, jednak o świetnych parametrach dla tych, którzy lubią grę ofensywną. Duża szybkość wcale nie zmniejsza dokładności ruchów, co pozwala w pełni cieszyć się grą. Cena od 80 zł. box:offerCarousel Atemi 5000 Balsa Carbon Concave – świetnie wykonana z materiałów najwyższej jakości, dla profesjonalistów. Ma siedem warstw sklejki przekładanej warstwami karbonowymi. Puste przestrzenie w rączce rakietki powodują, że ma mniejszy ciężar i przesuwają środek ciężkości dalej od rączki. Cena od 150 zł. box:offerCarousel Donic-Schildkrot Carbotec 20 – karbonowa i bardzo wytrzymała rakietka najwyższej jakości przeznaczona dla profesjonalistów. Jej wyważenie i kształt mogą być zmieniane, co pozwala dopasowywać je do stylu gry. Cena od 180 zł. box:offerCarousel Donic Carbotec 3000 – wykonana z najwyższej jakości materiałów. Ma system szybkiej zmiany okładziny. Rakietka jest całkowicie pusta w środku (wydrążona) i może mieć indywidualnie dobrany kształt i wyważenie. Cena od 270 zł. box:offerCarousel Najlepsza rakietka do tenisa stołowego to niewątpliwie taka, która jest dobrana do umiejętności graczy. Zasada „Im droższe, tym lepsze” sprawdza się tu prawie zawsze, o ile stawiamy na sprzęt przeznaczony dla odpowiedniej grupy graczy.
Wybieramy najlepsze rakietki do tenisa stołowego
Sezon na narty w pełni – nie zapomnij, by do modnej garderoby dobrać kask i gogle. Na stoku liczy się nie tylko interesujący wygląd – najważniejsze jest bezpieczeństwo, tym bardziej że białe szaleństwo nierozerwalnie wiąże się z wywrotkami. Właściwe dobrane kask i gogle pozwolą ci bez uszczerbku wykonywać wszystkie akrobatyczne upadki na nartach. Dzięki nim podniesiesz się ze śmiechem i otrzepiesz ze śniegu. Pamiętaj: nawet z pozoru niewinny „piruet” na stoku może skończyć się tragicznie, jeśli głowa nie jest odpowiednio chroniona. Jak wybrać idealny kask? Kiedy wybierasz kask, zacznij od dopasowania rozmiaru – dwucyfrowy numer oznacza obwód głowy (w centymetrach). Powinieneś przymierzyć kask i sprawdzić, czy współgra z indywidualnym kształtem twojej głowy. Gdy kupujesz online, zwróć uwagę na dostawców, którzy bez problemu przyjmują zwroty lub wymieniają sprzęt.Jak powinien leżeć idealny kask? Musi dokładnie przywierać do głowy, ale nie może nawet odrobinę cię cisnąć. Ostatnio pojawiły się modele dla dorosłych, które pozwalają w niewielkim stopniu regulować rozmiar.Jeśli nie wychodzisz na stok bez czapki – przymierzaj kask, kiedy masz na sobie okrycie głowy. Nie przepadasz za tradycyjnymi kominiarkami? Zdecyduj się na modny wzór kominów materiałowych, które nie zmieniają obwodu głowy i świetnie zabezpieczają przed mrozem. Gdy zapniesz kask pod szyją, sprawdź, czy tkwi nieruchomo – inaczej nie ochroni cię przed skutkami upadku. Dobry kask powinien również starannie okrywać uszy.Na co jeszcze należy zwrócić uwagę? Na dodatkowe udogodnienia. Wybierz praktyczne modele z odczepianymi nausznikami lub wyposażane w specjalne mocowanie do gogli (przytwierdzone gogle trudniej się zsuwają). Przydadzą się fasony z wywietrznikami, które ułatwiają wentylację. Wybieraj kaski klasyczne, ponadczasowe, które nie tylko ciekawie się prezentują, ale posłużą ci przez lata. Kiedy trzeba pomyśleć o kupnie nowego kasku? Na pewno po każdym poważniejszym upadku. Kask zabezpieczy twoją głowę przed groźnymi konsekwencjami uderzenia tylko raz – później nie może pełnić swojej roli (ze względu na mikrouszkodzenia). Gogle – ważny drobiazg Dobre gogle to kolejny konieczny gadżet, którego nie może zabraknąć w wyposażeniu modnego i bezpiecznego narciarza. Kiedy jesteś na stoku, skutecznie chronią twoje oczy przed – mniej lub bardziej spodziewanymi – niebezpieczeństwami. Zabezpieczają przed szkodliwym wpływem promieniowania ultrafioletowego, które zimą bywa szczególnie groźne w górach. Gdy zjeżdżasz na nartach, gogle zapobiegają zderzeniu oczu z drobinkami lodu, które fruwają nad powierzchnią śniegu. Stanowią barierę ochronną przed mrozem i kijkami pozostałych narciarzy, które często – dziwnym trafem – znajdują się na wysokości wzroku innych amatorów białego szaleństwa. Szybki, czyli najważniejsza cześć gogli, zwykle są w różnym stopniu przyciemniane – wybierz rodzaj, który spełnia twoje indywidualne wymagania. Musisz o nie dbać w podobny sposób jak o szkła korekcyjne. Przechowuj je w specjalnych futerałach i nigdy nie kładź gogli szybkami do powierzchni (np. stołu). W przeciwnym razie utworzą się na nich mikrouszkodzenia, które ograniczą widoczność na stoku, a to bardzo niebezpieczne. Modele typu „anti-fog” skonstruowano tak, by mniej parowały. Na wszelki wypadek jednak zawsze zabieraj ze sobą delikatną, miękką ściereczkę do przecierania szybek. Znajdziesz też bardziej zaawansowane gogle, które wyposażono w dwie szybki i warstwę izolacyjną między nimi. Takie modele najskuteczniej chronią przed parowaniem. Kask i gogle – niezbędny komplet ochronny Wybierz idealnie dopasowany rozmiar gogli. Przymierzaj je zawsze razem z kaskiem – to komplet ochrony, który stanowi całość. Unikaj szczelin między goglami a kaskiem, przez które dostanie się mroźne powietrze. Jeśli będziesz odpowiednio dbał o gogle, jeden model z powodzeniem obsłuży kilka sezonów białego szaleństwa. Jeżeli jednak zauważysz, że szybki za często i zbyt intensywnie parują – to znak, że należy zaopatrzyć się w nowe gogle. Nadmierne parowanie na ogół wiąże się ze zdartą powłoką antymgielną. Szczególnie uważaj na gogle podczas podroży – w czasie transportu najłatwiej można je uszkodzić. Przewoź je w sztywnej obwolucie. Gdybyś o niej zapomniał – ukryj je w środku kasku, który ochroni je przed zgnieceniem. Zdarza się, że dopiero na stoku przypominasz sobie o niezbędnych akcesoriach, które zostały w hotelu? Warto po nie wrócić – nie traktuj tego jak stratę czasu. Kask i gogle trzeba nie tylko kupić – musisz się z nimi zaprzyjaźnić. Nawet najbardziej zaawansowany, najbezpieczniejszy i najmodniejszy sprzęt ochronny nie pomoże, jeśli nie będziesz go nosić.
Modny i bezpieczny narciarz 2016 – wybierz kask i gogle
Mangostan to roślina tropikalna o właściwościach leczniczych. Nie bez powodu jest ona nazywana „królową wszystkich owoców”. Takie miano nadali jej mieszkańcy południowo-wschodniej części Azji. Jaki wpływ na stan zdrowia ma herbata przygotowywana z mangostanu? Mangostan – charakterystyka owocu To niewielkich rozmiarów okrągły owoc. Ma dość grubą brązową łupinę, która skrywa cząstki o słodko-kwaśnym smaku. Najłatwiej jest go obrać z wykorzystaniem noża. Dzielimy wówczas owoc na pół, aby dostać się do jego wnętrza. Inna nazwa mangostanu to smaczelina. Ekstrakt z owoców mangostanu w formie proszku można kupić na Allegro w cenie ok. 158 złotych za 100 gramów. W takiej postaci warto go dodawać do jogurtów, soków i sałatek. Dodatkowo możemy zdecydować się na sok z mangostanu. Jest on dostępny w cenie ok. 115 złotych za 1 litr. box:offerCarousel Wpływ herbaty z mangostanu na zdrowie Mangostan pozytywnie oddziałuje na serce, układ immunologiczny oraz kondycję ciała i stan skóry. Na dodatek dodaje energii, ale nie tylko. Jakie są jeszcze jego właściwości? Oto one: 1) Zapobiega chorobom układu krążenia. Owoc ten jest bogaty w antyoksydanty – substancje, które zwalczają wolne rodniki odpowiedzialne za przedwczesne starzenie się organizmu i rozwój wielu chorób. Jakim schorzeniom zapobiega mangostan? Przeciwdziała chorobom ze strony układu krążenia. To wynik zarówno obecności w jego składzie przeciwutleniaczy, jak i tego, że obniża on stężenie cholesterolu we krwi. 2) Wzmacnia układ odpornościowy. Mangostan jest bogaty w witaminę C. To również silny przeciwutleniacz, który poprawia funkcjonowanie układu immunologicznego. Pijąc herbatę z tego owocu, wspieramy naszą odporność na wirusy przeziębienia i grypy. W efekcie będziemy mniej podatni na choroby. Dlaczego? Antyoksydanty zapobiegają rozwojowi grzybów i bakterii w organizmie, które mogą przyczyniać się do rozwoju stanu chorobowego. 3) Poprawia kondycję cery. Jeśli borykamy się z problemami skórnymi, powinniśmy włączyć do menu herbatę z mangostanu. W dużej mierze wykazuje ona właściwości antybakteryjne. Szczególnie polecana jest osobom ze skórą problematyczną – trądzikową i mieszaną ze skłonnością do wyprysków. Regularne picie naparu z mangostanu może przyczynić się do tego, że niedoskonałości będą goić się znacznie szybciej. 4) Pomaga schudnąć. Nie tylko cera zyska na regularnym spożywaniu herbaty z mangostanu. Poprawie ulegnie jeszcze sylwetka z bardzo prostego powodu. Otóż owoce mangostanu są niskokaloryczne. Ich wartość energetyczna wynosi 73 kcal na 100 g. Poza tym są bogate w błonnik, dlatego zapewniają uczucie sytości na długi czas i z tego względu są polecane osobom na diecie (na Allegro dostępne są m.in. kapsułki z wyciągiem z mangostanu na odchudzanie). Co więcej, herbata z tych owoców tropikalnych przyspiesza utratę zbędnych kilogramów, zarazem oczyszczając organizm z toksyn. Dodatkowo herbata z mangostanu poprawia samopoczucie i dodaje energii. Dobrze jest ją pić np. w trakcie pierwszego śniadania, aby pozytywnie zacząć dzień. Szczególnie jest ona polecana w okresie jesienno-zimowym, gdy narzekamy na zmęczenie i senność wywołane niesprzyjającą aurą. Jak przygotować herbatę z owoców mangostanu? Wystarczy zalać susz gorącą wodą i odstawić na kilka minut celem zaparzenia. Po tym czasie napar jest gotowy do spożycia. Możemy cieszyć się jego smakiem i właściwościami prozdrowotnymi.
Właściwości herbaty z mangostanu
Chcąc wybrać kąpielówki dla chłopca na basen, stajemy przed wyborem różnych wzorów i kolorów. Możemy wybierać spośród kąpielówek o kroju bokserek, slipów lub szortów. Zastanawiamy się, które najlepiej się sprawdzą podczas nauki pływania lub zabawy w wodzie. Poniżej prezentujemy rodzaje kąpielówek dla chłopców, aby decyzja była choć trochę łatwiejsza. Wybór kąpielówek to nie tylko kwestia koloru i ciekawej aplikacji. Kąpielówki, z których chłopiec będzie korzystał podczas nauki pływania na basenie, powinny być przede wszystkim wygodne, dobrze przylegać do ciała, nie podwijać się i nie zsuwać. Na rynku mamy wybór szortów, bokserek i slipów kąpielowych. Czym się charakteryzują? I czy wszystkie dobrze sprawdzą się jako strój na basen? Szorty kąpielowe Wybór kolorystyczny szortów kąpielowych jest bardzo szeroki. Mogą być w jednym kolorze bez aplikacji, wielokolorowe, z aplikacją z ulubionym bohaterem i inne. Charakteryzują się luźnym krojem i ochronną siateczką, która znajduje się wewnątrz spodenek. Najczęściej są wykonane z szybkoschnącego materiału. Regulamin na basenie zwykle mówi, że strój powinien być obcisły, luźne szorty kąpielowe nie zaliczają się do tej grupy. Warto przed zakupem zapoznać się z regulaminem pływalni. Nie oznacza to jednak, że jeżeli już kupiliśmy szorty kąpielowe dla syna, zmuszeni jesteśmy odłożyć je na półkę. Doskonale sprawdzą się w przydomowym basenie lub na plaży. Koszt szortów kąpielowych to 10–50 zł. Bokserki kąpielowe Kąpielówki, które krojem przypominają bokserki, dobrze przylegają do ciała. Tu również znajdziemy szeroki wybór kolorystyczny. Wiele bokserek kąpielowych posiada aplikacje z bohaterami z ulubionych bajek – Angry Birds, Iron Man, Spiderman, Samoloty, Hot Wheels, Myszka Mickey i inne. Znajdziemy tu także szeroki wybór bokserek jednokolorowych lub z kolorowymi wstawkami. Koszt to od 10 zł do 80 zł. Slipy kąpielowe Slipki kąpielowe przypominają tradycyjne majtki, ale są wykonane z elastycznego i szybkoschnącego materiału. Dostępne są w różnych kolorach, ze wstawkami i aplikacjami. Niektóre modele mają specjalne troczki, które umożliwiają regulację w pasie. Zalecane jest dobranie takich kąpielówek, które nie będą się zsuwały podczas pobytu w wodzie. Dlatego dobrze sprawdzają się slipki z szerszą gumą wszytą w pasie. Slipy kąpielowe to wydatek od 5 do 30 zł. Podsumowanie Najczęściej wybierane są bokserki kąpielowe. Ze względu na obciskający krój i dłuższe nogawki, zapewniają komfort użytkowania podczas pływania. Szorty sprawdzą się na plaży i w przydomowym basenie. Można w nich biegać, skakać, a zmoczony materiał szybko wysycha. Slipki to propozycja dla chłopców, którzy preferują ten krój majtek. Przy wyborze warto jednak wziąć pod uwagę fakt, że podczas kąpieli lub zjeżdżania na basenowej zjeżdżalni kąpielówki mogą się podwijać.
Przegląd kąpielówek na basen dla chłopców
Jak wybrać wiosenne kosmetyki do skóry dojrzałej? Oto 5 ciekawych propozycji na wiosnę 2015. Przed nami nowy sezon. Aby dobrze przygotować się do wiosny 2015, musimy nie tylko zastanowić się nad odnową naszej garderoby, ale także zainwestować w odpowiednie kosmetyki, które właściwie nawilżą naszą skórę. W taki sposób idealnie wkroczymy w nowy sezon, a także przygotujemy naszą cerę do letnich upałów. Dziś zwrócimy szczególną uwagę na produkty kosmetyczne dla cery dojrzałej 40+. Jak prawidłowo wybrać wiosenne kosmetyki? Jakie elementy odżywcze wziąć pod uwagę? O jakich nowinkach kosmetycznych należy pamiętać? Oto kilka użytecznych informacji, które warto znać przed zakupem kosmetyków. Jakie powinny być idealne kosmetyki na wiosnę? Pielęgnacja, odżywienie i nawilżenie to kluczowe słowa, które należy mieć w pamięci, wybierając kosmetyki na wiosnę. Podczas mroźnej zimy nasza skóra dostosowała się do panujących warunków atmosferycznych. Nic zatem dziwnego, że naskórek jest szary i dość gruby. I choć podczas zimowej szarugi nie jest on aż tak widoczny, wraz z pojawieniem się pierwszych promieni słonecznych wszystkie mankamenty rzucają się w oczy. Wiosną zaleca się zainwestować w dobry, skuteczny peeling, który odżywi skórę za pomocą minerałów i witamin. Dodatkowo warto mieć pod ręką kosmetyki nawilżające, które uzupełnią skórę o odpowiednią wilgotność. Dzięki temu cera nie będzie przesuszona. Z reguły kosmetyki wiosenne powinny być lżejsze i delikatniejsze. Zalecane jest zatem, by zmieniać używane produkty kosmetyczne wraz z nastaniem ciepłej pory roku. Cera dojrzała – na co zwrócić uwagę? Cera dojrzała potrzebuje wyjątkowej pielęgnacji. Przecież w tym przypadku chcemy nie tylko zachować zdrowy kolor skóry, ale także umiejętnie zamaskować wszystkie zmarszczki, które z wiekiem wcześniej czy później się pojawiają. Kosmetyki dla skóry dojrzałej (40+) naturalnie się różnią od produktów przeznaczonych dla dwudziestolatków. Preparaty przeznaczone dla ludzi dojrzałych powinny mieć intensywną formułę odżywczą, która pobudza i napędza procesy regeneracji. Po pierwsze, warto zwrócić uwagę na zawartość minerałów i witamin, które będą przeciwdziałać przesuszeniu skóry. Warto się upewnić, czy kosmetyk zawiera magnez, który aktywizuje enzymy i stymuluje komórki do wzrostu i rozwoju. Idealny kosmetyk do cery dojrzałej powinien także zawierać gamę witamin A, C i E. Ponadto warto zwrócić uwagę, czy wybrany przez nas produkt zawiera fitohormony, które skutecznie opóźniają proces starzenia i wygładzają zmarszczki. 5 popularnych kosmetyków na wiosnę dla cery dojrzałej 1. Krem do cery dojrzałej Ziaja Regenerujący krem do skóry dojrzałej z koenzymem Q10, prowitaminą B5 i retinolem. Pobudza naturalną odbudowę naskórka, nawilża i odżywia skórę. Bardzo popularny kosmetyk, który dodatkowo nie obciąży zbytnio portfela – kosztuje ok. 8 zł. 2. Krem pod oczy DAX Perfecta Macierzyste Odmładzanie Kompozycja oparta na roślinnych komórkach macierzystych, które chronią skórę przed działaniem wolnych rodników oraz pobudzają regenerację i odnowę naskórka. Krem redukuje oznaki zmęczenia, intensywnie nawilża i wygładza delikatną skórę pod oczami. Kosztuje ok. 18 zł. 3. Ujędrniająca maska przeciwzmarszczkowa Tołpa Hypoalergiczna maska polskiej firmy Tołpa. Zawiera naturalne ekstrakty roślinne, które redukują istniejące zmarszczki i pobudzają odbudowę naskórka. Po zastosowaniu skóra jest sprężysta, promienna, nawilżona i wygładzona. Jedna saszetka kosztuje ok. 5 zł. 4. Krem przeciwzmarszczkowy na noc Anti-Aging FLOS-LEK Zawarty w nim kwas hialuronowy zmniejsza widoczność zmarszczek, spłyca bruzdy i nadaje skórze jednolity kolor. Regularne stosowanie zapewnia głębokie nawilżenie i poprawę napięcia skóry. Kosztuje ok. 23 zł. 5. Przeciwzmarszczkowy płyn micelarny DAX YOSKINE Doskonały produkt do demakijażu skóry dojrzałej. Zawarte w nim składniki oczyszczające pozwalają skutecznie pozbyć się makijażu – również tego wodoodpornego. Po zastosowaniu skóra jest sprężysta i nawilżona oraz pozbawiona zaczerwień. Kosztuje ok. 30 zł. Przygotowując się do nowego sezonu, nie możemy pominąć odnowy naszej domowej kosmetyczki. Wśród produktów kosmetycznych koniecznie muszą się w niej znaleźć preparaty odżywcze i nawilżające. Gdy wybieramy produkty kosmetyczne dla cery dojrzałej, warto zwrócić szczególną uwagę na składniki. Z reguły powinny być intensywne oraz posiadać szeroką gamę witamin i fitohormonów, które skutecznie wygładzają zmarszczki.
Kosmetyki na wiosnę dla cery dojrzałej – 5 propozycji
W naszym klimacie trzeba mieć kilka okryć wierzchnich, odpowiednio do aury każdego rodzaju – na ciepłe wiosenne dni, letnie upały i mroźne zimowe wieczory. Prezentujemy stylowe kurtki dla gimnazjalisty, łączące klasyczną elegancję i nowoczesny design z praktyczną ochroną przy każdej pogodzie. Codzienna elegancja Wchodzenie w dorosłość to czas, kiedy młodzież chce wyglądać na więcej lat, niż ma w rzeczywistości. Najprostszym zabiegiem jest zmiana garderoby z typowo dziecięcej na nieco poważniejszą i elegantszą. Interesującym okryciem, które pasuje zarówno do codziennych stylizacji, jak i kreacji odświętnych, wyjściowych, jest kurtka typu bosmanka. Uszyta z naturalnej wełny jest ciepła, wygodna, a jej wysoki kołnierz wyjątkowo dobrze chroni przed wiatrem. Delikatna podszewka dodatkowo izoluje, ułatwiając jednocześnie zakładanie i zdejmowanie okrycia. Jej charakterystycznym szczegółem są dwurzędowe guziki z motywem kotwicy. Dzięki uniwersalnemu i ponadczasowemu krojowi nigdy nie przestaje być modna i zawsze będzie dobrym wyborem zarówno dla chłopców, jak i dla dziewcząt. Podobną funkcję spełni również prosty elegancki płaszcz. Szeroka gama kolorystyczna, różne fasony i długości pozwolą dopasować go tak, by był wygodny i praktyczny, a jednocześnie odpowiednio się prezentował. Niewątpliwą zaletę większości modeli, sprawiającą, że jest bardziej praktyczny od bosmanki, stanowi kaptur. Zabezpiecza przed zimnem i deszczem, a w razie nagłej zmiany pogody znakomicie chroni głowę przed utratą ciepła. Stylowo zimą Najbardziej lubianą i zdecydowanie najwygodniejszą zimową kurtką jest parka. Dłuższy tył, zakończony często dekoracyjnym ściągaczem, zapewnia ciepło, dobrze osłaniając i chroniąc przed zimnem plecy nastolatka. Obszerny kaptur, w większości modeli obszyty futerkiem, chroni przed wiatrem i sypiącym w oczy śniegiem. Klasycznie parki mają ciemne kolory ziemi – zgniłej zieleni, brązu i beżu. Wspaniale wyglądają również granaty i czernie. Dla osób, które wolą bardziej zdecydowanie i żywsze barwy, również znajdzie się kilka takich modeli. Nieśmiertelna klasyka Są kurtki, które nigdy nie wychodzą z mody. Były noszone kilkanaście lat temu, są wielbione dziś i z pewnością będą niezastąpione przez kilka następnych dekad. Jedną z nich jest klasyczna ramoneska, która dodaje charakteru każdej, nawet najprostszej stylizacji. Typowe asymetryczne zapięcie, suwaki i paski sprawiają, że jej właściciel(ka) zawsze wygląda modnie. Kurtka sprawdza się na co dzień, do jeansów i trampek, zadziornie wygląda w połączeniu z lekką, letnią sukienką lub szortami, a w wersji z podpinką będzie idealnym jesiennym, a nawet zimowym okryciem. Podobnie jest z noszoną na całym świecie kurtką jeansową. Może z powodzeniem zastąpić codzienną bluzę, w ciepłe dni pełnić funkcję wierzchniego okrycia, a w zimie – luźnej marynarki. W szafie każdego nastolatka powinna się znaleźć przynajmniej jedna taka kurtka, najlepiej w odcieniu klasycznego denimu. Dzięki ponadczasowemu fasonowi i barwie można ją zestawić praktycznie z każdym strojem, a także z rozmaitymi odcieniami jeansu. Wybierając spodnie w tym samym tonie, uzyskamy modną obecnie stylizację total look. Nastolatkom zafascynowanym amerykańskim stylem z pewnością przypadną do gustu także kurtki bejsbolówki. Początkowo noszone jedynie przez graczy i kibiców zespołów sportowych, dziś stanowią wygodne, modne i oryginalne okrycie wierzchnie nastolatków na całym świecie. Zapinane na guziki lub suwak, z grubą podszewką oraz ściągaczami powstrzymującymi odpływ ciepła będą elementem garderoby sprawdzającym się przez większą część roku. Klasyczny, uniwersalny krój łączy się z każdym rodzajem codziennego stroju, zarówno sportowego, jak i casualowego. Wybierając kurtkę, która łączy funkcjonalność z klasycznym krojem, zawsze otrzymamy modną stylizację, odpowiednią na rozmaite okazje. Dlatego mając w domu zainteresowanego modą nastolatka, powinniśmy wyposażyć jego szafę w takie ponadczasowe fasony.
Stylowe kurtki dla gimnazjalisty
Są jednym z bardzo niebezpiecznych alergenów, ale ich smak nie ma sobie równych. Wiele osób przez długi czas nie potrafi się do nich przekonać ze względu na odstraszający wygląd, ale już po pierwszym spróbowaniu stają się ich najwierniejszymi smakoszami. Owoce morza to szeroki wachlarz smaków i aromatów. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Homary, langustynki, krewetki, ślimaki, kałamarnice, ośmiornice, ostrygi czy omułki to doskonałe źródła wapnia, selenu, magnezu, cynku, selenu, jodu oraz witamin z grupy B. W wielu krajach śródziemnomorskich, gdzie dostęp do świeżych owoców morza jest praktycznie nieograniczony, uważane są za wyjątkowy rarytas. Uważa się, że są naturalnym afrodyzjakiem. Owoce morza są bardzo wymagające. Aby były smaczne, należy wiedzieć nie tylko, jak długo powinny być gotowane, grillowane czy smażone, ale także jakie przyprawy kochają. Bardzo łatwo zabić ich smak i aromat, dlatego pamiętaj, aby każdy dodatek stosować z umiarem. Pieprz Jednym z najpopularniejszych przepisów z wykorzystaniem owoców morza jest risotto. Żeby zachwyciło twoje kubki smakowe, musisz dodać do niego dwa składniki – miód i pieprz. Odrobina soli i słodkiej papryki podkręci smak wyjątkowo prostej i szybkiej w przygotowaniu potrawy. Pieprz zawiera w swoim składzie piperynę – alkaloid o działaniu wspomagającym trawienie. Ten cenny składnik pozwala również pozbyć się nadmiaru tłuszczu, zwłaszcza z okolic brzucha. Piperyna poprawia poza tym wchłanianie witamin z grupy B oraz selenu, które znajdziesz w owocach morza. Chili Wspaniały dodatek do tajskich zup z dodatkiem krewetek lub ośmiornic. Doskonale komponuje się z pomidorami, np. w pikantnym chili z owocami morza w tortilli. Sposobów na wykorzystanie tego połączenia jest wiele. Przyprawa sprawdzi się także jako dodatek do sałatek. Chili zapobiega bólom głowy i migrenom. Chroni serce, gdyż obniża poziom złego cholesterolu we krwi. Składniki zawarte w chili pomagają pozbyć się zbędnych kilogramów. Wszystko za sprawą kapsaicyny, która jest naturalnym termogenikiem. Imbir box:video Imbir podkreśli smak smażonych krewetek, a także zupy z dodatkiem owoców morza. Zaledwie szczypta przyprawy sprawi, że danie nabierze ciepła i orientalnego aromatu. Imbir w połączeniu z owocami morza sprawia, że są lepiej trawione i przyswajane przez organizm. To przyprawa, która łagodzi mdłości, pomaga na bóle miesiączkowe, pomaga pozbyć się migreny i leczy przeziębienia. Dzięki swoim właściwościom przeciwzapalnym przynosi ulgę obolałym mięśniom. Chroni przed tworzeniem się zakrzepów. Kardamon To przyprawa nadająca się zarówno do potraw słodkich, jak i pikantnych. Warto dodać ją do marynat, którymi natrzesz owoce morza przed umieszczeniem ich na ruszcie. Kardamon możesz dodać zarówno do kleistego risotto, jak i spaghetti. Ma intensywny korzenny smak, który ociepli morski chłód twoich dań. To również przyprawa o cennych właściwościach leczniczych. Hamuje rozwój grzybów i wirusów. Pomaga pozbyć się szkodliwych toksyn z organizmu i obniża ciśnienie krwi. Leczy zaburzenia erekcji. Kaffir Liście kaffiru są bardzo popularnym dodatkiem do potraw kuchni azjatyckiej. Pod tą dziwnie brzmiącą nazwą kryją się liście limonki. Doskonale wzbogacają smak wszystkich potraw z dodatkiem owoców morza. Mają szerokie zastosowanie nie tylko kulinarne, ale też lecznicze.Liście zawierają duże ilości witaminy C oraz olejki eteryczne, które dobrze wpływają na skórę oraz poprawiają jakość krwi, a także wspomagają funkcjonowanie układu pokarmowego.
5 zdrowych sposobów na owoce morza
Zakup fotelika do przewożenia dziecka w samochodzie czeka każdego rodzica. Aby malec mógł podróżować autem, taki fotelik jest niezbędny. Porządny egzemplarz można kupić już w cenie do 500 zł. Na co zwrócić uwagę? Najważniejsze są testy zderzeniowe. Każdy porządny fotelik powinien przejść je bez zarzutu. Wtedy mamy pewność, że jazda autem będzie dla dziecka bezpieczna. Obecne przepisy wskazują, że pierwszy fotelik dla dziecka powinien być zainstalowany tyłem do kierunku jazdy. Dlaczego? Jest to najbezpieczniejsze dla dziecka. W przypadku zderzenia z innym pojazdem siła ciężkości rozkłada się tak, że dziecko silniej opiera się o oparcie fotelika. Gdyby siedziało przodem do kierunku jazdy, istniałoby ryzyko poważnego uszkodzenia głowy i kręgosłupa. Ważne jest, by fotelik był solidny. Pałąk, który jest jednocześnie rączką do podnoszenia, powinien myć mocno przymocowany. Podczas każdej podróży należy go podnosić. Dobrze też – jeśli masz nowszy samochód – sprawdzić, czy masz w nim zainstalowany system IsoFix. Wtedy montaż fotelika jest łatwiejszy. Trzeba tylko zakupić do niego odpowiednią bazę. Fotelik MaxiCosi To jedna z najpopularniejszy firm na rynku. Jej produkty są mocne, solidne, profesjonalnie wykonane. Co najważniejsze jednak, przeszły szereg różnych testów zderzeniowych. Dla niemowląt Maxi Cosi przeznaczyło między innymi model Citi. To lekki, wygodny i miękki fotelik, który zapewnia bezpieczeństwo podczas podróży. Łatwo się montuje – za pomocą pasów bezpieczeństwa lub bazy IsoFix. Maxi Cosi Citi zabierzesz wszędzie ze sobą. Dzięki adapterom fotelik można włożyć do ramy wózka zamiast gondoli. Cena to ok. 359 zł. Fotelik Romer Baby Safe Plus Notę bardzo dobrą w testach bezpieczeństwa ADAC uzyskał także fotelik Romer Baby Safe Plus. Co ciekawe, ma on także certyfikat upoważniający do przewożenia w nim dziecka w samolocie. Fotelik Romer charakteryzuje się dobrym wykonaniem i dość eleganckim designem. W komplecie dodano przeznaczony dla noworodków zagłówek, który można siedmiostopniowo regulować, i wkładkę. Fotelik ma także zasłonę przeciwsłoneczną. Jego cena to już 299 zł. Fotelik Safety 1st Dla niemowlęcia można zakupić fotelik marki Safety 1st. Jest on przeznaczony dla dzieci do 13 kg. To niezwykle wygodny i bezpieczny sprzęt, a przy tym bardzo lekki. Niestety, można go montować tylko trzypunktowym pasem bezpieczeństwa, oczywiście tyłem do kierunku jazdy. Plusem jest fakt, że fotelik posiada system Safe Side. Oprócz tego może być montowany na wózkach Maxi Cosi. Cena to 269 zł. Fotelik 4Baby Jeśli twój budżet jest ograniczony, chcesz kupić fotelik polskiej marki lub po prostu jeździsz niewiele albo uważasz, że twoje auto zapewni bezpieczeństwo – zainwestuj w fotelik tańszy, lecz solidny. Taki jest właśnie fotelik Colby marki 4Baby. Produkt posiada homologację ECE 44/04, trzypunktowe pasy zintegrowane z regulacją wysokości i regulowaną rączkę w trzech pozycjach. Uszyty jest z łatwej w utrzymaniu tapicerki. Posiada dwuletnią gwarancję. Można go też używać jako kołyski lub bujaczka. Jego cena to już 125 zł. Wybór fotelików samochodowych dla dziecka jest ogromny. Dla niemowlęcia można wybrać także model w przedziale kilogramowym 0–18. Są to foteliki, które wystarczają do około 3. roku życia. Ich minusem jest to, że po pierwszym etapie jeżdżenia tyłem dziecko wozimy przodem do kierunku jazdy. Jedno jest pewne – na bezpieczeństwie dziecka nie warto oszczędzać.
Fotelik samochodowy dla niemowlaka, który kupisz już za 500+
Jak twierdzi stare przysłowie, sport to zdrowie, jednak niektóre dyscypliny są lepsze od pozostałych. Naukowcy przeprowadzili badania, które wskazały, że tenis, pływanie, aerobik, bieganie i jazda na rowerze znacznie wydłużają życie, jeśli uprawia się je regularnie. Najlepiej według uczonych życie przedłużają badminton, pływanie i aerobik. Gra w badmintona obniża ryzyko zgonu z powodu udaru mózgu lub zawału serca o około 57%, a pływanie i aerobik kolejno o 41% i 36%. Badminton Kto jako dziecko nie grał w badmintona? Wystarczył kawałek chodnika, kreda lub siatka, paletki i lotka, która często dodatkowo była obciążana plasteliną. Jednak ta dziecięca gra ma niewiele wspólnego z prawdziwym badmintonem, którego zasady wcale nie są takie proste. Badminton jest grą dynamiczną, szybką i wymagającą naprawdę dobrej kondycji. Poprawia wydolność organizmu i jego kondycję. Odciąża stawy i przeciwdziała skoliozie oraz niweluje problemy z kręgosłupem. Sprzęt do badmintona jest lekki i nie obciąża mięśni. Jeśli chcemy rozpocząć swoją przygodę z tą grą, potrzebujemy rakiety i lotki. Na początku nie ma potrzeby kupowania sprzętu z górnej półki, wystarczy taki średniej klasy. Najlepiej zapisać się do klubu sportowego, ponieważ zasady są dość skomplikowane i łatwo o błędy. Pływanie Jeśli nie lubisz biegać za lotką albo masz problem z kolanami, to pływanie jest dla ciebie. W wodzie nasze stawy nie są tak obciążone, jak podczas ćwiczeń na lądzie, dlatego ten rodzaj aktywności jest polecany dla wszystkich, którzy cierpią na bóle stawów. Dodatkową zaletą pływania jest to, że poprawia kondycję, modeluje mięśnie i przeciwdziała powstawaniu skoliozy. Aby pływać, potrzebujesz basenu i chęci. Strój kąpielowy czy kąpielówki ma prawie każdy z nas, a czepek i klapki kosztują grosze. Na początek nie potrzebujesz stroju, w którym będziesz bić rekordy. Ważne, aby kostium kąpielowy dobrze przylegał do ciała, nie krępował ruchów i się nie zsuwał. Do rekreacyjnego pływania najlepszy jest jednoczęściowy. Jeżeli nie potrafisz pływać, możesz zawsze zapisać się do szkółki pływackiej. Wiele z nich organizuje zajęcia zarówno dla dzieci, jak i osób dorosłych. Pływanie redukuje stres i odpręża, świetnie relaksuje po całym dniu siedzenia przed biurkiem. Aerobik Jest wiele typów zajęć z fitnessu, jedne są bardziej statyczne, np. pilates, inne, jak zumba czy fat burning, bardzo dynamiczne. Podczas nich może pracować całe ciało lub konkretna partia mięśni. Pozwala to na dobranie treningu do oczekiwań. Fitness pomaga spalić tkankę tłuszczową oraz walczyć z otyłością i nadwagą, które sprzyjają chorobom serca. Kolejną zaletą jest poprawa kondycji, elastyczności mięśni i zwiększenie zakresu ruchomości stawów. Człowiek zyskuje większą świadomość swojego ciała, a także lepszą koordynację ruchową. Przy ćwiczeniach fitness bardzo ważne są buty z dobrą amortyzacją. Zredukują one mikrowstrząsy i ochronią staw skokowy i kolanowy przed uszkodzeniami. Dodatkowo poprawią nasze osiągi. Docenią to szczególnie te osoby, które są bardziej doświadczonymi bywalcami klubów fitness. Aktywny tryb życia jest bardzo ważny dla naszego organizmu, pozwala bowiem cieszyć się zdrowiem znacznie dłużej. Codzienne ćwiczenia, pływanie czy gra w badmintona jeszcze lepiej wpływają na zdrowie, pozwalając się nim cieszyć dłużej niż w przypadku innych sportów.
Sporty na długie życie
„Kisiel z Kłulika” jest już w Internecie powszechnie znaną frazą. Jeżeli ktoś przeczytał bodaj jedną powieść Marty Kisiel (a w sumie jest ich całe dwie), to wie od razu, o czym mowa. Każdy, kto jeszcze nie zna jej utworów, jest zaś ogromnym szczęściarzem. Ma bowiem przed sobą ich lekturę! Chciałabym od razu na wstępie wystrzec się jakiegokolwiek obiektywizmu w tym tekście, albowiem jestem zainfekowana Kisielem mocno i nie da rady, nie potrafię inaczej, niż gorąco zachęcać do lektury! Salka dwojga imion Marta Kisiel, jako osoba wszechstronnie wykształcona, a w epoce romantyzmu bezkrytycznie bez mała zakochana, często odwołuje się zarówno do swojego polonistycznego „zatrucia” edukacyjnego, jak i wspomnianej epoki. W „Dożywociu” czytelnicy znajdą nietuzinową postać Szczęsnego, który jest żywcem zaczerpnięty z mickiewiczowskich „Dziadów”, zaś w „Nomen Omen” romantyzm przejawia się na wszelkie inne sposoby, od imion bohaterów poczynając, na doktoracie pewnego młodzieńca kończąc. Salomea Klementyna Przygoda. I właściwie wiadomo już wszystko. Rodzice, co najmniej z krztyną ledwie rozsądku (Salomea Klementyna!), brat rozpieszczony, jedna babcia rozumie położenie dziewczyny dużo lepiej i to ona namówi wnuczkę na rychłą separację z domem rodzinnym. W końcu, ile można znosić obnażanie spraw prywatnych na fejsbukowym profilu każdego z rodziców, omawianie jej życia seksualnego z telemarketerem czy kompletny brak zrozumienia dla jej potrzeb? Salka zatem decyduje się na radykalny krok. Ucieka do Wrocławia. Gdy zaś już przybędzie do miasta, podąży za nią również jej nieodłączny pech, następnie brat, co później spowoduje kolejną dawkę klęsk życiowych biednej dziewczyny. Pojawi się tu nietypowa papuga, Roy Keane, będzie salwowanie się ucieczką przed z nagła morderczym bratem, poznamy przyszłego absztyfikanta niefartownej Salki i damy się zauroczyć Basi, która jest żywym dowodem na to, że w małym ciele wielki duch! Po nitce do kłębka Wrocław jest miastem nie bez powodu nieco rozdwojonym, skoro jego przeszłość jest naznaczona wieloma zmianami historycznymi i kulturowymi. „Nomen omen”, choć z założenia jest historią przede wszystkim zabawną, również czerpie z tego motywu i wraca do trudnej przeszłości miasta. Tu sięgnie po jego wojenne koleje, wróci do Breslau przez pryzmat historii tajemniczych trzech sióstr, na których życie położą się one cieniem. Wrocław współczesny będzie dla Salki przygodą, której finał nareszcie naprowadzi na trop chronicznej niechęci babci Salki do wszelkich nici i innych krawieckich utensyliów. Nić zresztą od początku będzie miała duże znaczenie i ona będzie spiritus movens wszystkich wydarzeń. Najpierw ta czerwona w dłoni Niedasia, brata Salki, później te nici, które „przędą” życie, wreszcie nić łącząca rodzinę Salki z trzema siostrami z przeszłości Wrocławia. Humor i przygoda Marta Kisiel ma swój własny, nietypowy styl, ale nawiązuje swoją powieścią do wszystkich młodzieżowych książek, na których się wychowywaliśmy. Jest tu klimat rodem z „Pana Samochodzika” czy z książek Adama Bahdaja, jest odrobina ciepła z „Jeżycjady”, ale to wszystko we własnym sosie sporządzonym przez Martę Kisiel, która owszem odwołuje i nawiązuje, ale nie naśladuje! Nie zabraknie też świetnej dawki poczucia humoru autorki: nawet jeśli nie każdy zareaguje salwą śmiechu, niewielu będzie potrafiło nie uśmiechnąć się na widok zasmarkanej Salki, czy jej reakcji na widok chłopaka, który ją zainteresuje. Do tego dodać zabawne dialogi między mieszkańcami dziwnego domu przy alei Lipowej numer pięć i dostajemy przepis na świetną książkę. Kisiel jest dobr(a)y na wszystko Książki Marty Kisiel działają trochę jak antydepresanty. Poprawiają nastrój, uzupełniają braki endorfin, są niczym zażycie dawki czegoś na wzmocnienie. Napisane lekką i przyjazną czytelnikowi polszczyzną, przesycone zabawnymi zwrotami akcji, wreszcie obficie przyprawione dawką dobrego humoru – mogą służyć do wielokrotnego czytania. Polecam serdecznie lekturę „Nomen omen”! Łatwo można zweryfikować moje pochwały, sięgając po e-booka powieści dostępnego w formatach EPUB i MOBI za 31,89zł. Czytajcie i uśmiechajcie się na zdrowie! Źródło okładki: www.gwfoksal.pl
„Nomen omen” Marta Kisiel – recenzja
Aktualizacja Regulaminów: Allegro i Sklepów Allegro Zgodnie z zapowiedzią wprowadziliśmy dziś zmiany w Regulaminie Allegro i Regulaminie Sklepów Allegro. Poniżej przedstawiamy pliki PDF z poszczególnymi zmianami. Dodane przez nas fragmenty zaznaczyliśmy na zielono, a usunięte - na czerwono. Zmiany w art. 3.3. i Załączniku nr 2 do Regulaminu Allegro oraz w art. 4 części II oraz w tabeli, w części VI Regulaminie Sklepów Allegro. Zmiany w Załączniku nr 4. Dodatkowo przedstawiamy nowe stawki opłat w tabeli. Zmiana w Załączniku nr 1 do Regulaminu Allegro.
Aktualizacja Regulaminów: Allegro i Sklepów Allegro
Zalman to firma, która kojarzy się głównie z produkcją zestawów do chłodzenia PC. Jak się jednak okazuje, Zalman działa też w innych segmentach, czego doskonałym przykładem są mobilne głośniki ZM-S600B. Pierwsze wrażenia i jakość wykonania Zalman ZM-S600B to zestaw dwóch niewielkich głośników, połączonych ze sobą kablem o długości 40 cm. Niestety jego długość ogranicza maksymalny rozstaw, jaki w niektórych przypadkach może być niewystarczający. Jeśli chodzi o wymiary pojedynczego głośnika, to wynoszą one 5 x 5 x 4 cm. Ich obudowa została wykonana z wytrzymałego plastiku. W każdym z nich wbudowano także przezroczystą ramkę, która w zależności od trybu pracy urządzenia, świeci na niebiesko lub czerwono. Prawy głośnik posiada dodatkowo przyciski regulacji głośności, złącze ładowania oraz wielofunkcyjny przycisk, pełniący rolę włącznika, play i pauzy. Atutem sprzętu są magnesy w tylnej części każdego z głośników. Dzięki nim możemy je sczepić np. podczas transportu lub „przykleić” do jakiejś metalowej powierzchni, jak np. do lodówki czy grzejnika. Oczywiście istnieje też możliwość przyczepienia głośników do klapy naszego laptopa (o ile została ona wykonana z metalu). Użytkowanie i jakość dźwięku Głośniki Zalman ZM-S600B użytkuje się naprawdę bezproblemowo. Parowanie zestawu z innym sprzętem odbywa się w prosty i intuicyjny sposób – wystarczy na około 6 sekund przytrzymać wciśnięty włącznik, a urządzenie przejdzie w tryb parowania. Zestaw Zalmana, dzięki wbudowanemu mikrofonowi, oferuje też możliwość przeprowadzania rozmów telefonicznych. Jest to świetna funkcja zwłaszcza w samochodzie, gdy np. przyczepimy nasze głośniki do deski rozdzielczej i za ich pomocą możemy słuchać muzyki, a w razie potrzeby – odpowiedzieć na połączenie głosowe. Wbrew pozorom, prowadzenie rozmowy telefonicznej poprzez produkt Zalmana przebiega bardzo sprawnie. Wbudowany w głośniki akumulator, według producenta, starcza na 6 godzin użytkowania. Taki czas mogę jak najbardziej potwierdzić. Mało tego, nieraz zdarzało się, że sprzęt na jednym ładowaniu wytrzymywał nawet dłużej. Pewnie wiele osób interesuje, na jaką odległość można użytkować ZM-S600B od źródła sygnału. W trakcie moich testów sprawdziłem, że deklarowany przez producenta dystans (10 metrów) jest bez większego problemu osiągalny i to bez utraty jakości dźwięku. Niestety nie możemy liczyć na to, że produkt Zalmana będzie działać przez kilka ścian. Jeśli chodzi o jakość dźwięku, Zalman ZM-S600B sprawuje się nadzwyczaj dobrze. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że tak małe głośniki zapewnią aż tak dobre audio. Naturalnie najlepiej prezentują się tony średnie, jednak z wysokimi, a nawet niskimi, też nie ma problemu. Większość „laptopowych”, wbudowanych głośników polegnie w starciu z ZM-S600B. Podsumowanie Po głośnikach Zalmana nie spodziewałem się aż tak wiele, a jednak zostałem bardzo mile zaskoczony. ZM-S600B grają naprawdę dobrze, mają solidny akumulator i są nieźle wykonane. Niewątpliwą wadą zestawu jest krótki kabel, łączący oba głośniki, zmniejszający możliwości ich rozstawu. W chwili pisania tego testu Zalman ZM-S600B można kupić za około 130 złotych, co może i nie jest niską kwotą, jednak dla osoby, która często podróżuje, a mimo wszystko chce dobrych głośników – jest to rozwiązanie wręcz wymarzone.
Zalman ZM-S600B – test mobilnych głośników Bluetooth
Live 5+ to smartfon z ekranem o przekątnej 5,5 cala, ośmiordzeniowym procesorem, 4 GB RAM-u i 64 GB pamięci wbudowanej, a także potężną baterią o pojemności 6000 mAh. Czy faktycznie zasługuje na piątkę z plusem? Specyfikacja Krüger&Matz Live 5+ wyświetlacz: 5,5 cala, 1080 x 1920 pikseli, LTPS, szkło 2.5D chipset: MediaTek MT6750T (4x 1,5 GHz, rdzenie A-53 + 4x 1,0 GHz, rdzenie A-53) grafika: Mali-T860 MP2 RAM: 4 GB pamięć: 64 GB + obsługa kart microSD do 256 GB format karty SIM: 2x nano (hybrydowy Dual SIM) łączność: LTE, Wi-Fi 802.11n (2,4/5 GHz), Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.0, GPS z A-GPS i GLONASS system operacyjny: Android 7.0 Nougat aparat główny: 13 Mpix, f/2.2, dioda LED, autofocus, nagrywanie wideo w rozdzielczości 1080p/30 fps aparat przedni: 8 Mpix, nagrywanie wideo w rozdzielczości 720p funkcje: czytnik linii papilarnych czujniki: akcelerometr, żyroskop, zbliżeniowy, kompas bateria: 6000 mAh wymiary: 155 x 78 x 10,4 mm masa: 211 g Konstrukcja Live 5+ został wykonany ze szkła, aluminium oraz tworzyw sztucznych. Smartfon nie zaskakuje zarówno pod względem wzornictwa, jak i wymiarów. Design jest charakterystyczny dla polskiej marki, to już smartfonowa klasyka. Nie dziwią też większe gabaryty, w końcu na akumulator o pojemności 6000 mAh potrzeba dużo miejsca. box:imageShowcase box:imageShowcase Front jest przeszklony, a tafla została, zgodnie z najnowszą modą, zaoblona przy krawędziach. Ekran otaczają szerokie ramki oraz dodatkowa lamówka w kolorze czarnym, którą widać po włączeniu smartfona. Pod wyświetlacz trafił tylko wklęsły czytnik palca, nie ma obok niego przycisków dotykowych. Nad ekranem dojrzeć można wąską maskownicę głośnika rozmów, przedni aparat, czujniki oraz diodę powiadomień w kolorze niebieskim. Boki smartfona zostały mocno zagięte. Przyciski z gładkimi pokrywkami trafiły na prawą stronę, regulację głośności umieszczono powyżej włącznika. Tacka czytników kart znajduje się na przeciwległym boku – mieści dwie karty nanoSIM lub jedną nanoSIM wraz z nośnikiem microSD. Złącze słuchawkowe zamontowano na szczycie, a na dolną krawędź trafiły: monofoniczny głośnik multimedialny, gniazdo microUSB oraz szczelina mikrofonu. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Plecy Live 5+ są spłaszczone. Zostały wykonane w większości z cienkiego aluminium, ale przy krótszych bokach widać spore wstawki z tworzyw sztucznych. W górnej części jest duży obiektyw głównego aparatu, który tylko delikatnie odstaje, wspierany przez pojedynczą diodę doświetlającą. Jakość materiałów jest dobra, ale mam małe zastrzeżenia co do wykonania – plastikowe wstawki nie są idealnie spasowane, przez co konstrukcja potrafi zatrzeszczeć. Całość jest i tak całkiem trwała, o czym poprzedni użytkownicy testowanego egzemplarza mieli okazję się przekonać. Na dole obudowy widać bowiem mocne wgniecenie powstałe od upadku z wysokości, który opisywany smartfon przetrwał z godnością. Ergonomia i użytkowanie Zastosowanie pojemnego akumulatora niekorzystnie przekłada się na ergonomię. Live 5+ waży 211 g i może męczyć dłoń podczas dłuższych rozmów telefonicznych. Z uwagi na szerokie ramki obsługa jedną ręką nie będzie wygodna – do górnej belki trudno sięgnąć kciukiem. Producent zaimplementował jednak możliwość pomniejszenia ekranu za pomocą gestu na przyciskach nawigacyjnych. Co ważne, opisywane urządzenie nieźle leży w dłoni i nie jest specjalnie śliskie, a ekran nie zbiera mocno odcisków palców. Zaokrąglone boki dobrze wypełniają dłoń i pozwalają na pewny chwyt. Do rozmieszczenia poszczególnych elementów również nie mam zarzutów, przyciski na boku działają jak należy – mają wyraźny klik i dobry odskok. box:imageShowcase box:imageShowcase Smartfona można obsługiwać zarówno za pomocą przycisków ekranowych, jak i czytnika. W przypadku tej drugiej opcji krótkie wciśnięcia służą do cofania, a przytrzymanie czytnika uruchamia listę aktywnych aplikacji lub przełącza pomiędzy tymi ostatnio używanymi. Niestety samo skanowanie odcisku trwa długo, a czytnik często się myli, nawet kilka razy pod rząd. Zdarza się też zupełny brak reakcji na przyłożenie palca. Zastosowany głośnik to konstrukcja monofoniczna, umiejscowiony został na dole obudowy. Łatwo go zasłonić, brzmi przeciętnie, ale donośnie. Wspomaga go wibracja, która jest mocna, ale niezbyt zwarta i dosyć powolna. Szkoda, że nie zastosowano złącza USB typu C, do dyspozycji jest natomiast dioda powiadomień. Smartfon delikatnie nagrzewa się podczas intensywnej obsługi, szczególnie w trakcie korzystania z multimediów. Obudowa jednak nadal pozostaje komfortowa w dotyku. Wyświetlacz Ekran ma wiele zalet, ale też jedną znaczącą wadę. Zacznijmy od plusów. Rozdzielczość Full HD przekłada się na wysokie zagęszczenie pikseli (401 ppi) – obraz jest idealnie ostry. Nie ma też problemów z kątami widzenia, a ekran jest bardzo jasny, wzorowo radzi sobie w słońcu, a przy tym nie oślepia nocą. Nie zabrakło czujnika światła, który działa poprawnie. Kolory są niezłe, wyglądają dosyć naturalnie i zostały odpowiednio nasycone. Czerń jest spłycona, ale to norma w wielu panelach typu IPS. Niestety biel wypada słabo – jest wyraźnie zaniebieszczona, a temperatury barwowej nie można dostosować. Do pracy interfejsu dotykowego nie mam zastrzeżeń, obsługuje on 5 punktów dotyku. System operacyjny i wydajność Smartfon działa pod kontrolą Androida 7.0 Nougat, który został nieznacznie zmodyfikowany. Górna belka jest standardowa – to styl Material Design z praktycznymi skrótami. Szuflada aplikacji jest trochę inna, ma przezroczyste tło i zmienioną wyszukiwarkę. Menu ustawień się nie zmieniło, ale przybyło w nim opcji. Dostępna jest obsługa ruchem, wspomniany wcześniej tryb obsługi jedną ręką oraz gesty, które rysuje się na ekranie blokady. Smartfona można wybudzić podwójnym dotknięciem, da się kontrolować muzykę, przesuwając palec po ekranie, jak również uruchamiać aplikacje, rysując symbole, np. literkę „M” dla odtwarzacza muzyki. Efekt psują przestarzałe ikonki rodem z Androida 4.4 KitKat, ale za to w pamięci nie ma fabrycznie wgranych zbędnych aplikacji. Wydajność smartfona jest dobra. To flagowa oferta marki Krüger&Matz, ale zastosowano ośmiordzeniowy układ z tzw. niższej średniej półki. Urządzenie działa sprawnie i dosyć płynnie. Aplikacje startują odpowiednio szybko, nie irytują, a dzięki 4 GB RAM-u można ich trzymać wiele w pamięci i przełączać się pomiędzy nimi bez przeładowywania. Możliwe jest komfortowe korzystanie z Internetu, chociaż strony ładują się z pewnym opóźnieniem. Wydajność potwierdzają wyniki w testach syntetycznych, czyli 43769 punków w AnTuTu 6.2.7, a w Geekbenchu 619 punktów w single-core i 2722 punkty w multi-core. Wydajność graficzna to 383 punkty według 3D Mark SlingShot Extreme. Bateria Czas pracy jest bardzo dobry, ale liczyłem na więcej. Uzyskiwałem do 7 godzin na włączonym ekranie przez dobę. Nie oszczędzałem na podświetleniu, korzystałem z Wi-Fi oraz LTE, nie stroniłem również od konsumpcji multimediów. Problem w tym, że uzyskiwane osiągi są podobne do tych z wielu smartfonów z akumulatorami o połowę mniej pojemnymi. Live 5+ robi jednak wrażenie czasem czuwania, nieużywany rozładowuje się bardzo powoli. Należy pochwalić także ładowanie – adapter sieciowy z zestawu to 9 V/2 A, potrafi naładować akumulator w około 1,5 godziny. Multimedia – gry, aparat, audio Wydajność układu jest wystarczająca do grania w rozdzielczości Full HD. Grafika w Real Racing 3 lub Asphalt 8 była przyjemna dla oka, a płynność optymalna do komfortowej rozgrywki, ale do ideału jeszcze trochę brakowało. Aplikacja aparatu jest standardowa dla wielu smartfonów o chińskim rodowodzie. Interfejs jest już przestarzały, wiele elementów zostało zaczerpniętych z Androida 4.4 KitKat. Z prawej strony są typowe wyzwalacze oraz skrót do galerii, w górnym rzędzie umieszczono ustawienia diody flash, trybu HDR oraz przycisk zmiany aparatu. Lewy bok zawiera dodatkowo tryb panoramy oraz zdjęcia w zdjęciu. W ustawieniach znaleźć można regulację ekspozycji, balansu bieli oraz ISO (100–1600). Jakość zdjęć jest niska – kiepsko radzi sobie ekspozycja, barwy są wypłowiałe, a ujęcia ziarniste nawet w idealnych warunkach. Balans bieli często nie jest ustawiany poprawnie, ochładza kolory, występują też problemy z ostrością z lewej strony kadru. Wideo również nikogo nie zachwyci, podobnie jak selfie, są problemy z ekspozycją, występuje wysoki szum i kiepsko wypada odwzorowanie barw. Przykładowe zdjęcia poniżej: box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Jakość dźwięku na słuchawkach jest przyzwoita, ale słychać pewne braki w basie oraz przestrzeni. Dźwięk jest jednak bezpośredni i odpowiednio czysty. Łączność i jakość rozmów Nie narzekałem na zasięg LTE. Dwuzakresowe Wi-Fi w standardzie „n” osiągało około 74 Mb/s prędkości pobierania. GPS z obsługą systemu satelitów GLONASS działał odpowiednio precyzyjnie. Jakość rozmów była dobra. Nie miałem problemów ze zrozumieniem rozmówców, a i oni nie narzekali na przekaz mojego głosu. Podsumowanie Krüger&Matz Live 5+ nie zasłużył na piątkę z plusem – wystawiłbym mu trójkę plus. Urządzenie jest nieźle wykonane, jego konstrukcja w dużej mierze składa się z gładkiego szkła i aluminium. Zawodzi jednak spasowanie wstawek z tworzyw sztucznych. Ekran jest bardzo jasny i ostry, wygląda nieźle, ale efekt psują płytka czerń oraz niebieska biel. Do tego zastosowano układ, który można znaleźć w zdecydowanie tańszych smartfonach. Wspiera go, co prawda, dużo RAM-u i pamięci wbudowanej, ale ogólna wydajność jest i tak średnia. Czytnik palca działa mocno w kratkę i potrafi zirytować pomyłkami lub po prostu przestać działać. Jakość zdjęć z aparatów nie zrobi na nikim wrażenia, pozostawia wiele do życzenia. Akumulator nie zachwyca, czas pracy nie jest zły, ale nie usprawiedliwia sporych gabarytów Live 5+. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie wysoka cena, bowiem smartfon jest za drogi w stosunku do tego, co oferuje. To, nawet w promocji, prawie 1000 zł, a na rynku są podobne konstrukcje z akumulatorami 6000 mAh w niższych cenach. Bezpośrednimi konkurentami Live 5+ są: Motorola Moto G5S, Samsung Galaxy J5 (2017), Huawei P10 Lite, Xiaomi Redmi Note 4 i wiele innych średniaków klasy premium, zdecydowanie przewyższających możliwościami bohatera niniejszego testu.
Test smartfona Krüger&Matz Live 5+ – flagowiec z pojemnym akumulatorem
Rynek telewizorów jest pełen modeli od różnych producentów. Każdy znajdzie coś dla siebie. Zarówno pod względem koloru obudowy, przekątnej czy rozdzielczości ekranu, jak i zastosowanej technologii – procesory obrazu, funkcje, Smart TV itd. Bardzo ważną kwestią jest często wielkość telewizora. Przy zakupie telewizora zastanawiamy się nad wieloma rzeczami, m.in. jego wielkością. Powinniśmy ją dobierać względem rozmiarów pomieszczenia, do którego telewizor jest przeznaczony . Na odległość, jaką mamy zachować od ekranu, wpływ będą miały dwa czynniki – przekątna i rozdzielczość. Wprawdzie do sypialni możemy fizycznie wnieść 85-calowy telewizor, a do przestronnego salonu model o przekątnej 24 cali. Jednak oglądanie telewizji może okazać się mało komfortowe, nadwyrężające wzrok. Przekątna i rozdzielczość ekranu a odległość Przed zakupem telewizora bierzemy pod uwagę wielkość pomieszczenia, do którego jest przeznaczony, a także uwzględniamy jego odległość od kanapy czy fotela. Może jednak szukamy telewizora do sypialni, gdzie filmy planujemy oglądać z poziomu łóżka. W każdym z tych przypadków warto zmierzyć odległość od miejsca, z którego będziemy oglądać, do miejsca, w którym będzie ekran. Istotna jest rozdzielczość ekranu – obecnie wybieramy głównie telewizory Full HD (1920x1080 pikseli) lub UHD 4K (3840x2160 pikseli). Warto jest się zasugerować poniższymi wyliczeniami. W przypadku telewizora o rozdzielczości Full HD przeliczamy odległość 4,2 cm na cal, zaś przy ekranach UHD 4K będziemy przeliczać 2,1 cm na cal. Są to podstawy, którymi warto się kierować. Im wyższa rozdzielczość ekranu, tym telewizor o tej samej przekątnej powinien stać bliżej nas. Nie warto kupować telewizora, jeśli nie możemy zachować od niego odpowiedniego dystansu. Optymalna odległość zapewnia nam zarówno komfort oglądania, jak i możliwość tego, co daje nam wybrana rozdzielczość. Szczególnie tyczy się to telewizorów 4K UHD – jeśli będziemy znajdować się zbyt daleko od wybranego modelu, to tak naprawdę nie dostrzeżemy różnicy pomiędzy Full HD a UHD. Musimy znajdować się na tyle blisko telewizora, a zauważymy wyższą rozdzielczość ekranu, obraz lepszej jakości. Oczywiście musimy w tym przypadku też zwracać uwagę na inne czynniki, np. zastosowane technologie odświeżania obrazu, HDR itd. Warto pamiętać, że budżetowy telewizor 4K UHD wcale nie musi wyświetlać obrazu lepszej jakości niż drogi, wyposażony w lepsze funkcje odbiornik Full HD. Teraz wróćmy do naszych wyliczeń i weźmy pod lupę często wybierane przekątne telewizorów do salonów. Kupujemy modele o rozdzielczości Full HD i tak oto: * dla telewizora 37-calowego odpowiednią odległością będzie 1,55 metra, * dla telewizora 42-calowego będzie to 1,76 metra, * dla telewizora 47-calowego będzie to już 1,97 metra. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Widzimy, jak to wygląda w przypadku Full HD. Jeśli chodzi o telewizory o rozdzielczości 4K UHD, to tak naprawdę powinniśmy decydować się na kupno dopiero od przekątnej 55 cali. Jednak wiele osób sięga po taką opcję już w przypadku 50 cali. Także zobaczmy, jakie odległości powinniśmy zachować od telewizora o rozdzielczości 4K UHD: * dla telewizora 50-calowego jest to przedział od 1,05 do 2,01 metra, * dla telewizora 55-calowego będzie to od 1,16 do 2,31 metra, * dla telewizora 65-calowego odległość wyniesie od 1,37 do 2,73 metra. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Widzimy, że wcale nie musimy znajdować się cztery metry od telewizora w przypadku chociażby 65-calowego ekranu. Po prostu wtedy nie skorzystamy z tego, co oferuje nam rozdzielczość 4K UHD. Do dużych odległości jesteśmy przyzwyczajeni, kiedyś bowiem korzystaliśmy z telewizorów o bardzo niskich rozdzielczościach. Przy telewizorze o przekątnej 40 cali i rozdzielczości HD Ready (1366x768 pikseli) odpowiednia odległość zawierała się w dużym przedziale od 2,5 do 3,5 metra. Może nam się w teorii wydawać, że podane wyżej odległości są zbyt małe. Jednak w praktyce, jeśli dostosujemy się do powyższych wytycznych, to ekran powinien wypełniać około 60 stopni naszego pola widzenia. Zobaczmy to na przykładzie telewizora o przekątnej ekranu 85 cali i rozdzielczości 4K UHD. Dopiero w tym przypadku maksymalna odległość od telewizora wynosi 3,57 metra (przedział od 1,79 do 3,57 metra). Jeśli zatem mamy w salonie odpowiednią przestrzeń, to warto sięgnąć po większy telewizor w zakładanym przez nas budżecie. Jak się okazuje, nasz wzrok wcale na tym nie ucierpi, a my zyskamy na obrazie pełnym szczegółów i detali. Komfort oglądania programów telewizyjnych i filmów również będzie na wysokim poziomie. Wyjątkiem mogą okazać się modele telewizorów Curved (z zakrzywionym ekranem). Odległość naszego wzroku od telewizora wyliczamy tak, jak w powyższym poradniku. Jednak w tym przypadku jest to rozwiązanie idealne dla jednej, maksymalnie dwóch osób. Osoby niesiedzące na wprost telewizora będą bowiem widziały obraz w nieco zniekształconej perspektywie.
Jak dobrać wielkość ekranu do wielkości pomieszczenia przy zakupie TV
Podczas wypraw rowerowych nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć. Nie możemy jednak dać się zwariować i zabrać ze sobą całego warsztatu narzędzi, bo jak wiadomo, każdy gram wieziony przez nas ma wpływ na komfort naszej jazdy. Skupmy się na absolutnym minimum, które każdy rowerzysta powinien mieć przy sobie. Usterki zdarzają się często. Większość z nich to po prostu przypadek, na który musimy być jednak przygotowani, wożąc ze sobą podstawowe części rowerowe. Ale same narzędzia to nie wszystko – przyda się też podstawowa wiedza, co z nimi zrobić. Jak poradzić sobie z przebitą dętką? Jedną z najczęstszych usterek, która przydarzyć się może każdemu, i to w każdym terenie, jest pęknięta dętka. Na to akurat możemy się dobrze przygotować, bo z góry możemy założyć, że prędzej czy później spotka to i nas. Na początek odkręcamy koło. Z przednim powinno nam pójść gładko, ale jeżeli chodzi o tylne, to pamiętajmy o delikatnym odciągnięciu przerzutki do tyłu, aby poluzować łańcuch i delikatnie zdjąć go z zębatek. Większość rowerów ma szybkozamykacz, który wystarczy jedynie przekręcić, aby zdjąć koło, w innym przypadku powinniśmy mieć przy sobie klucz francuski, zwykle w rozmiarze 15. Potem nadchodzi moment zdjęcia opony. Tu najlepiej sprawdzi się nam zestaw łyżek, które możemy mieć zawsze przy sobie, bo są lekkie i kosztują w zasadzie grosze. Najlepiej się sprawdzą plastikowe, ponieważ nie obdrapią nam naszego koła. box:offerCarousel Po wyjęciu dętki opcje mamy tak naprawdę dwie: możemy wymienić ją na nową lub spróbować ją załatać. Druga opcja wymaga od nas posiadania zestawu do łatania i dokładnego zlokalizowania dziury. Jeżeli wiemy, jak używać łatek, to szybko możemy sobie poradzić z jej zaklejeniem i z wsadzeniem jej z powrotem w oponę. Często popełnianym błędem jest łatanie dętki i używanie jej jako zapasowej. Niestety nie jest do dobry pomysł, ponieważ łatka dociska się pod wpływem ciśnienia i ucisku po ponownym użyciu dętki, dlatego właśnie załataną wkładamy do opony i używamy od razu. Jeżeli jednak mamy przy sobie dodatkową dętkę, którą zawsze warto wozić przy sobie, bo nie zajmuje dużo miejsca i przy okazji gwarantuje nam poczucie bezpieczeństwa, to sprawa jest jeszcze prostsza. Za około 15 zł możemy dostać dętki solidnej marki Continental w różnych rozmiarach, dlatego przed zakupem koniecznie dokładnie sprawdźmy rozmiar koła naszego jednośladu. Po wymianie i powrotnym nałożeniu koła zostaje nam już tylko napompowanie. W zasadzie to żaden kolarz nie powinien wyjeżdżać ze swojego podwórka bez pompki. Na rynku dostaniemy bardzo lekkie i niewielkie, które z łatwością możemy przymocować do naszego roweru lub wozić w plecaku, np. pompki Beto, które niejednokrotnie mogą nas uratować w razie awarii. Bywa i tak, że nie mamy przy sobie ani łatek, ani nowej dętki. Ciekawym rozwiązaniem może być wtedy wypchanie opony dużą ilością trawy, co możliwe, że pozwoli nam dojechać do domu, by wymienić dętkę na nową. Ratunek w przypadku złamania kierownicy Nikomu tego nie życzę, ale czasami zdarza się, że spotyka nas wywrotka, która powoduje złamanie się jakiejś części roweru. Na takie okazje zawsze powinnyśmy wozić ze sobą przynajmniej jedną rolkę taśmy izolacyjnej. Z łatwością wtedy, w prawdzie prowizorycznie, ale skutecznie, naprawimy nasz rower, tak abyśmy dojechali do najbliższego serwisu. Taśma przyda nam się np. przy połamanej kierownicy, którą możemy usztywnić zerwaną z drzewa gałęzią. Ważne, aby drzewo było mokre, co zapewni nam większą trwałość naszej konstrukcji ratunkowej. Awaria hamulców w trasie Hamulce to taka część roweru, na której zawsze powinniśmy móc polegać. Niestety zdarza się i tak, że zawodzą, a my przestajemy czuć się komfortowo podczas dalszej jazdy. W zależności od posiadanego systemu hamulcowego możemy mieć inne usterki, ale najczęstszym problemem okazuje się poluzowanie linki. Na szczęście, posiadając odpowiednie narzędzia, możemy ją szybko naciągnąć i zapomnieć o zaistniałym problemie. W takich i innych przypadkach, np. gdy inna cześć roweru będzie wymagała dokręcenia, przyda nam się podręczny zestaw kluczy imbusowych. Tu do wyboru mamy wiele rodzajów tzw. narzędziowników. Warto zainwestować, w taki, który posłuży nam latami i dodatkowo będzie wygodny w użyciu. Na uwagę zasługuje np. narzędziownik Crank Brother, który waży mniej niż 90 g, a przy tym jest bardzo solidny. Niestety należy raczej do droższych sprzętów, bo najtańszy model kosztuje około 70 zł. Ciekawym rozwiązaniem jest też zestaw narzędzi, który przyda się w różnych warunkach, zamknięty w opakowanie w kształcie bidonu. Łatwo zamocujemy go więc przy rowerze i nie będziemy się martwić, że coś może nas zaskoczyć. Za to sprytne rozwiązanie zapłacimy około 40 zł. Co zrobić, gdy zerwie nam się łańcuch? box:offerCarousel Jedną z gorszych awarii, która może nas spotkać, jest zerwanie łańcucha. Bez niego niestety nie mamy szansy na dalszą podróż, więc warto na wszelki wypadek wozić przy sobie skuwacz do łańcucha. Jest niewielki i kosztuje już około 12 zł. Okaże się niezastąpiony w przypadku wspominanej wyżej usterki i konieczności skrócenia łańcucha. Trzeba jednak pamiętać, że przy takiej operacji nie obejdziemy się też bez zapasowej spinki. Na szczęście to awaria, która nie zdarza się często i przygotowani na nią powinniśmy być tylko w przypadku dużych wypraw rowerowych. Jeżeli zastanawiamy się, co tak naprawdę powinniśmy ze sobą zabrać, żeby nie wozić ze sobą wszystkich możliwych narzędzi, to przed wyjazdem zróbmy dokładny przegląd naszego roweru, sprawdźmy trasę, na którą się wybieramy, i zaznaczmy na niej pobliskie serwisy rowerowe. Spakujmy też podstawowe narzędzia, pompkę i zapasową dętkę. Bardzo przydaje się też pozytywne nastawienie, bo podobno odpycha ono od nas pecha i gwarantuje, że żadna awaria nas nie dotknie.
Drobne usterki roweru – jak je naprawić podczas podróży?
Nie wszyscy mieszkańcy naszego ogrodu są w nim mile widziani. Niektórzy niszczą hodowane przez nas rośliny i niweczą efekty pielęgnacji. Jak zapobiec kolejnym stratom i wizytom szkodników? Najwięcej szkód w naszych przydomowych ogrodach wyrządzają owady, ślimaki, krety. Są oczywiście częścią całego ekosystemu i mają swoje zadania do spełnienia, ale kiedy pojawia się ich zbyt wiele, mogą powodować odczuwalne straty. W pierwszej kolejności korzystajmy z metod biologicznych, a dopiero gdy zawiodą, można sięgnąć po środki chemiczne. Najczęstsze szkodniki w ogrodzie Najczęstszym szkodnikiem żerującym na roślinach ogrodowych są mszyce. Wybierają młode przyrosty, ograniczając wzrost rośliny, powodując deformację oraz wypracowując warunki sprzyjające pojawianiu się grzybów sadzakowych. Z mszycami należy walczyć już od momentu ich pojawienia się, ponieważ bardzo szybko się rozmnażają. Warzywa chętnie atakują także mączliki, śmietki, strąkowce oraz turkucie podjadki. W przypadku silnego ataku owadów konieczne jest zastosowanie oprysku środkami owadobójczymi. Norniki zwyczajne i karczowniki to gryzonie, które mogą spowodować spustoszenie w ogrodowych uprawach oraz korzeniach roślin. Najprostszą metodą walki z nimi jest sadzenie roślin, których smaku i zapachu nie znoszą. Można im je także wtykać do norek. Pomocne w walce z gryzoniami w ogrodzie może się okazać… posiadanie kota. Krety - z jednej strony ich obecność jest niezbędna, gdyż wyjadają larwy owadów, z drugiej zaś niszczą całe rabaty kwiatów i warzyw, uszkadzając korzenie podczas kopania tuneli pod ziemią. Krety nie lubią hałasu, aby je odstraszyć, można zatem wbić w kopiec metalowy pręt z nadzianą na niego puszką. Warto również sięgnąć po środki odstraszające, które nie zagrażają ich życiu. Pamiętajmy, że krety są objęte ochroną. Ślimaki potrafią siać prawdziwe spustoszenie na grządkach. Pochłaniają miąższ liści, a czasami nawet duże części cebulek, dlatego warto w okolicy atakowanych upraw hodować rośliny, których ślimaki nie lubią. Na przykład omijają z daleka ozdobne niecierpki. Ze ślimakami można też walczyć, budując bariery uniemożliwiające dotarcie do roślin. Może to być np. gruby żwir, popiół albo kora, po których niewygodnie im się poruszać. W sklepach sprzedających środki ochrony roślin są odpowiednie preparaty do zwalczania ślimaków. box:offerCarousel Zwalczanie szkodników Zapobieganie pojawianiu szkodników opłaca się znacznie bardziej, niż podejmowanie walki z nimi. Jeżeli jednak pojawi się taka konieczność, to ważne jest, aby zastosowane przez nas metody były nie tylko skuteczne, ale również bezpieczne dla środowiska. Ich zadaniem będzie zwalczenie już istniejących szkodników i zapobiegnięcie pojawianiu się kolejnych. Najmniej inwazyjne metody polegają na ręcznym zbieraniu szkodników. Takim sposobem można (z niewielkich połaci) pozbywać się np. stonki. Do walki można wykorzystać lepkie tablice i opaski, do których zwabione zapachem owady podejdą i same się przylepią. Dodatkowo można zastawiać pułapki feromonowe, obręcze na pniach oraz drobne siateczki do zewnętrznej ochrony roślin. Są to jednak metody, które sprawdzą się jedynie przy stosunkowo niewielkiej ilości szkodników, nie zaś przy rzeczywistej pladze. Najczęściej do walki z intruzami stosuje się efektywne metody chemiczne. Polegają one na bezpośrednim zastosowaniu odpowiednich środków, niestety najczęściej o działaniu owadobójczym. Minusem stosowania oprysków jest wysoki odsetek uśmierconych owadów pożytecznych, dlatego decydując się na preparaty chemiczne, wybierajmy środki selektywne – działające na konkretny rodzaj organizmów i oszczędzające owady sprzyjające naszym ogrodom. Zanim sięgniemy po chemikalia, warto spróbować walki biologicznej. Do usunięcia szkodników użyć możemy organizmów pożytecznych, które się nimi żywią. Są to m.in. pająki, ropuchy, jeże, ważki, nietoperze czy wspomniane wcześniej koty. Zainwestujmy również w rośliny zawierające substancje, których szkodniki nie tolerują, takie jak: skrzyp, wrotycz, pokrzywa zwyczajna, bylica piołun, cebula czy czosnek.
Jak sobie radzić ze szkodnikami w ogrodzie?
Rower szosowy jest wymagający, ale jazda na nim daje wiele satysfakcji. Jego nabywca staje przed dylematem: które buty szosowe wybrać? Warto to rozważyć bardzo dokładnie, bo w przypadku szosówki jakość i dopasowanie butów są wyjątkowo ważne. Co więc wziąć pod uwagę? Rozmiar Dobór butów kolarskich jest trudny: jeśli okażą się za małe, nic z nimi już nie zrobisz, bo nie „rozbiją się” z czasem, tak jak np. biegowe. Dla odmiany za duże nie będzą spełniać swojej funkcji przenoszenia mocy, bo stopy zaczną się luźno przemieszczać w środku. Zacznij więc od wejścia na stronę wybranej firmy i poszukaj tabeli rozmiarów. Pamiętaj, że te same rozmiary (np. 46) u różnych producentów mogą różnić się długością, a dodatkowo rzadko odpowiadają standardowej rozmiarówce butów noszonych na co dzień. Dlatego najważniejszy parametr pozwalający dobrać rozmiar to długość wkładki. Najpierw zmierz swoje stopy od końca dużego palca do pięty. Aby poznać długość wkładki, należy dodać 0,5 cm. Jeśli twoje stopy różnią się rozmiarem, weź pod uwagę większą. Najbezpieczniej jest przymierzyć but lub trzymać się jednego, sprawdzonego producenta. Waga W jeździe szosowej zarówno masa roweru, jak i całego osprzętu ma duże znaczenie. Dlatego im lżejsze buty, tym lepiej. Oczywiście dla rowerzystów, którzy jeżdżą rzadko lub na krótszych trasach, nie jest to aż tak ważne, ale jeśli planujesz starty w zawodach, warto zwrócić uwagę na ten parametr. Trzymanie Buty muszą dokładnie pasować. W czasie jazdy „pracują”, dlatego muszą stanowić ze stopami jedną całość, aby moc była przenoszona jak najsprawniej. Muszą też dobrze trzymać stopę ze wszystkich stron. Ważne też, żeby nie były za ciasne. Podczas długiej lub intensywnej jazdy stopa puchnie, więc odrobina luzu w środku jest niezbędna od samego początku. Wpięcie Zatrzaski szosowe mają inną konstrukcję niż górskie. Bloki są większe, dzięki czemu but trzyma się stabilniej, co ma znaczenie między innymi podczas rozwijania prędkości. Przy wyborze butów zwróć uwagę na to, czy otwory w podeszwie są kompatybilne z twoim systemem mocowania. Jeżeli rower jest nowy i jeszcze nie ma pedałów, dobrze się zastanów, w jaki system zainwestujesz. Powinien być dobrze dopasowany do planowanych przebiegów, sposobu jazdy, ewentualnych startów w zawodach itd. Najpopularniejsze firmy produkujące pedały do szosówek to Shimano (SPD-SL) czy Look. Uwaga: jeśli brakuje ci doświadczenia, wybierz wpięcie dwukierunkowe, wtedy łatwiej będzie opanować sztukę wpinania i wypinania. Podeszwa W butach szosowych musi być twarda i nie ulegać odkształcaniu. To ważne, bo aktywnie uczestniczy w przenoszeniu mocy, więc za miękka nie spełni tej funkcji dobrze. Coraz częstszym składnikiem podeszwy jest włókno węglowe, którego zaletą jest lekkość. Zapięcie System zapinania i rozpinania buta powinien być jak najwygodniejszy i dopasowany do twoich preferencji jazdy (np. w triathlonie szeroki rzep zapinany od strony wewnętrznej, a nie zewnętrznej). Coraz popularniejszy jest system BOA, w którym nie używa się rzepów, ale linki. Cholewka Biorąc pod uwagę warunki, w jakich będziesz jeździć, sprawdź odprowadzanie wody i system chłodzenia/przewiewność. Warto mieć więcej niż jedną parę butów: odpowiednie na upał oraz odporne na zimno i deszcz. Pamiętaj, że z butami połączy cię przyjaźń na lata. A w przypadku długich tras to właśnie but może sprawić, że wycieczka będzie udana albo zamieni się w piekło. Dlatego, gdy je wybierasz, kieruj się nie tyle oszczędnością, co wiedzą i rozsądkiem.
Buty zaawansowanego kolarza szosowego
Przygody nie z tej ziemi podczas poszukiwań zaginionego kota, absurdalny napad na McDonalda, płonące stodoły, a nawet... kotlet mielony. Najwyraźniej dobre opowiadanie można napisać o absolutnie wszystkim – pod warunkiem, że w dowodzie ma się wpisane Haruki Murakami. Prozy małe i duże Dla fanów japońskiego pisarza co roku na początku grudnia nastają nerwowe dni. Haruki Murakami uważany jest bowiem za „wiecznego kandydata” do literackiej Nagrody Nobla i za każdym razem wymienia się go w gronie faworytów do otrzymania tego wyróżnienia. Niezbadane są jednak wyroki Akademii Szwedzkiej... Nawet mimo braku tego lauru, Japończyk od wielu lat posiada opinię jednego z czołowych, współczesnych pisarzy, jego książki cieszą się niesłabnącą popularnością na całym świecie, a od ponad dekady – także w Polsce. Zadziwiająca jest wszechstronność japońskiego pisarza. Jego najgłośniejsze dzieła to obszerne powieści, takie jak Kronika ptaka nakręcacza, Norwegian Wood czy głośne kilka lat temu, wydane w trzech tomach 1Q84. Mimo to, często spotkać się można z opinią, że Murakami to prawdziwy mistrz krótkiej formy, który w kilku niepozornych obrazkach i dialogach potrafi zawrzeć trafną diagnozę dzisiejszej sytuacji człowieka w świecie. Zniknięcie słonia, zbiór krótszych i dłuższych, surrealistycznych opowiadań, to bez wątpienia dowód, że tak jest w istocie. Książka ta trafiła do rąk polskiego czytelnika dość późno. Wydana po raz pierwszy w Stanach Zjednoczonych w 1993 r., w Polsce ukazała się niemal dwadzieścia lat później, w roku 2012. Siedemnaście opowiadań przełożyła na język polski tłumaczka większości książek Murakamiego – Anna Zielińska-Elliott. Utwory te są bardzo zróżnicowane pod względem długości. Co ciekawe, dwa najkrótsze opowiadania, liczące sobie zaledwie po 6 stron, noszą też dwa najdłuższe tytuły... Wydaje się jednak, że to zwykły zbieg okoliczności. Wędrówki po świecie nadrealnym Większość opowiadań Murakamiego, które złożyły się na Zniknięcie słonia, stanowi świetny przykład dwudziestowiecznego surrealizmu i gratkę dla miłośników tego nurtu. Niby wszystko jest w porządku – większość elementów, tworzących świat przedstawiony tych utworach, jest jak najbardziej realna. Drobiazgowość opisów tokijskiej metropolii drugiej połowy XX wieku kojarzy się momentami z twórczością wielkich prozaików końca XIX stulecia. Między wierszami można odnaleźć wiele cennych informacji o japońskich zwyczajach i mentalności, co dla czytelnika-Europejczyka jest z pewnością lekturą zupełnie inną niż dla rodaków pisarza. Autor przemyca też nierzadko ślady kultury i historii europejskiej, jak np. w tekście Lederhosen. Ale nie to jest w Zniknięciu słonia najważniejsze. Najważniejsze bowiem dzieje się między tymi elementami rzeczywistości, które składają się w pewne zupełnie absurdalne całości w prawdziwym świecie. Przypomina to bardzo dziwne sny: łączą się ze sobą elementy występujące, owszem, w naturze – ale nigdy obok siebie. Snute przez bohaterów opowiadań Murakamiego wizje i prowadzone przez nich rozmowy bardzo często ocierają się o konwencję „snu wariata”. Diagnoza świata współczesnego Po co to wszystko? Konwencja surrealizmu, świata skonstruowanego z nieprzystawalnych fragmentów, podkreśla zagubienie człowieka końca XX wieku i poczucie dziwności, niezrozumiałości, fragmentaryczności losu... W Zniknięciu słonia rzeczywistość okazuje się dziwna także w opowiadaniach stricte realistycznych, jak np. O tym, jak w pewny pogodny kwietniowy poranek spotkałem stuprocentowo idealną dziewczynę – w tym przypadku jednak zwraca się raczej uwagę na to, jak wielki wpływ na los człowieka mają jego nieprzemyślane wybory, dyktowane przez naiwny idealizm. Wielbiciele prozy Murakamiego rozpoznają w tym tomie jego charakterystyczny styl, w specyficzny sposób uroczysty, z zamiłowaniem do drobiazgu i szczegółową analizę wewnętrzną bohaterów. Dla tych zaś, którzy wcześniej nie mieli okazji obcować z tą oryginalną prozą, Zniknięcie słonia może się stać intrygującym początkiem nowej czytelniczej znajomości. Japoński pisarz potrafi, jak mało kto, wciągnąć odbiorcę do kreowanego przez siebie świata, proponując baczne, uważne nań spojrzenie, któremu nie umknie żaden – pozornie nieważny, a w gruncie rzeczy: zasadniczy – szczegół. Warto dać się porwać. Źródło okładki: www.muza.com.pl
Zniknięcie słonia Haruki Murakami – recenzja
Jeżeli mamy w sobie chociaż odrobinę estety, lubimy być otoczeni przez ładne i funkcjonalne rzeczy. Dotyczy to również naszych pojazdów. Każdy z nas podczas wyboru i zakupu auta kierował się nie tylko ceną, wyposażeniem i silnikiem, ale także (a niekiedy głównie) wyglądem. Jest to zupełnie naturalna sprawa – ładne nas pociąga. Pokrowce i dywaniki Fotele w autach bardzo łatwo pobrudzić. Szybko też przecierają się ich zewnętrzne boki, głównie od wsiadania i wysiadania. Dlatego dobrze jest nabyć zestaw pokrowców na siedzenia. Są wykonane ze specjalnego materiału, który powinien poradzić sobie z zalaniem, zabrudzeniami czy nawet przypaleniem. Pokrowce na siedzenia są sprzedawane jako uniwersalne zestawy, teoretycznie pasujące do każdego popularnego modelu. Jednak o wiele lepszy efekt dadzą nam pokrowce dedykowane konkretnej marce. Będą lepiej dopasowane, co zapobiegnie ich przesuwaniu się i ściąganiu. Idealnie też dopasują się do układu poduszek powietrznych. Łatwiej będzie nam dobrać je do kolorystki auta i wnętrza. Pokrowce to wydatek rzędu 60–150 złotych, w zależność od jakości i modelu.Drugim ważnym aspektem są dywaniki. Wychodzę z założenia, że powinno się mieć ich dwa zestawy. Jeden materiałowy (welurowy) na okres letni oraz specjalne gumowe „korytka” na zimę. Gdy zaniedbamy materiałowe dywaniki, niekiedy po zimie będą nadawać się już tylko do wyrzucenia. Ponieważ zamarzające w nich pokłady wody i soli drogowej kompletnie je zniszczą.Natomiast gumowe dywaniki łatwiej jest doprowadzić do czystości, wystarczy strumień wody z myjki lub nawet proste wytrzepanie ich o śnieg. Z dywanikami jest podobnie jak z pokrowcami. Możemy kupić uniwersalne (w przypadku gumowych można je samemu dociąć) lub poszukać odpowiednich do naszego modelu auta. Różnice w cenie nie są duże, więc lepiej zakupić te dedykowane i nie denerwować się później, że dywaniki są za długie bądź za krótkie. Skórzana tapicerka i fotele Jeżeli nasze auto posiada skórzane fotele, szkoda zakrywać je pokrowcami. Często współgrają z innymi skórzanymi elementami, takimi jak kierownica czy mieszek gałki zmiany biegów, a razem wyglądają harmonijnie i z klasą. O wiele lepiej jest zadbać o skórę we wnętrzu auta. Odpowiednio zakonserwowana może utrzymywać nienaganny blask jeszcze latami. Zresztą zadbana skórzana tapicerka to duży plus podczas sprzedawania samochodu.Przed przystąpieniem do auta z odpowiednim zestawem środków czystości, ważne jest, by odkurzyć fotele z dużą dokładnością. Do czyszczenia tapicerki nie używamy mydeł! Są do tego specjalne preparaty dedykowane tapicerkom skórzanym. Po dokładnym wtarciu preparatu do pielęgnacji skóry, musimy dać jej czas na przeschnięcie.Jeżeli nasze fotele i inne elementy skórzane mają pęknięcia i rysy, możemy spróbować zaradzić temu własnoręcznie. Na rynku znajdują się różnego rodzaju lakiery i farby do skórzanych powierzchni. Przed zastosowaniem tych środków należy sprawdzić, czy mają ten sam odcień lub nie odbarwiają skóry. Najlepiej poprzez nałożenie odrobiny preparatu w niewidocznym miejscu Na mocno popękane miejsca możemy zastosować popularną ostatnio szpachlę, inaczej „płynną skórę”. Jest to specjalny środek wypełniający, którego zadaniem jest redukcja ubytków oraz wiązanie popękanych powierzchni. Również tutaj zaleca się wcześniejsze sprawdzenie działania preparatu w mało widocznym miejscu.Aby skórzana tapicerka zachowywała blask, wymienione wyżej zabiegi należy powtarzać przynajmniej trzy razy w roku. Elementy plastikowe, szyby Plastiki w samochodzie bardzo szybko potrafią stracić na urodzie. Zostają na nich ślady po napojach, wbija się w nie kurz i brud oraz tracą blask. Na szczęście na rynku jest wiele środków czyszczących, które pozwolą o nie zadbać. Na początek radziłbym zrezygnować z wszelakich cudownych środków w sprayu. Być może wnętrze będzie świecić się przez dzień lub dwa, ale o wiele szybciej zabrudzi się ponownie oraz może zacząć nieprzyjemnie skrzypieć.O wiele lepsze są pianki i środki w płynie (mleczka oraz środki z atomizerem), które możemy dokładnie rozprowadzić. Również nieźle spisują się nawilżane ściereczki do czyszczenia wnętrza. Dobrze zbierają tak zwany „pierwszy kurz”. Jednak warto po nich „poprawić” środkiem w płynie. W przypadku ściereczek musimy sprawdzić, czy można wycierać nimi również skórzane elementy, takie jak kierownica czy gałka zmiany biegów.Na końcu – szyby. Mimo iż nie dotyka się ich zbytnio, szyby samochodowe często brudzą się od wewnątrz. Szybkie zmiany temperatur, wycieranie pary ściereczkami czy w końcu przewożenie dzieci i czworonogów – wszystko to obniża ich przejrzystość. I zdawałoby się, że najlepiej myć je od wewnątrz płynem do szyb identycznym jak te, których używamy w domu. Niestety, powierzchnia szklana w samochodzie jest często powyginana. Zwykłe płyny prawie na pewno zostawią smugi, które zemszczą się na nas w słoneczny dzień albo gdy szyba zacznie zachodzić parą. Każda smuga to kilkanaście procent niewidocznej szyby! Warto zaopatrzyć się więc w płyn do mycia szyb samochodowych. Da lepszy efekt i zniweluje smugi.Raz na jakiś czas odświeżone wnętrze auta to inwestycja nie tylko w nasze samopoczucie podczas jazdy, ale i w przyszły proces odsprzedaży auta. Pamiętajmy, że o wiele łatwiej jest czyścić kilka lub kilkanaście razy w roku niż raz, gdy brud jest już bardzo trudny do usunięcia.
Bo liczy się wnętrze – popraw wygląd auta
Nie sposób wyobrazić sobie kultowej Jeżycjady bez tej postaci. Obecna na łamach powieści Małgorzaty Musierowicz od samego początku, Mila – sympatyczna i energiczna Mama Borejko – zawsze znajdowała się raczej w cieniu przygód swoich córek i wnuczek. W czternastym tomie jeżyckiej epopei wreszcie staje się postacią pierwszoplanową. Tajemnice Mili Borejko Pierwszy tom Jeżycjady – Szósta klepka – ukazał się w roku 1977. Kalamburka, o której będzie mowa w tym artykule – w 2001. Oznacza to, że Mama Borejko przez niemal ćwierć wieku była w powieściach Małgorzaty Musierowicz postacią tylko drugoplanową... i dość tajemniczą. W gruncie rzeczy niewiele było wiadomo o Mili Borejko poza pewnymi wyraźnymi rysami charakteru, które autorka konsekwentnie nadawała jej w swoich kolejnych książkach. Mądra, dobra, ciepła i pogodna poznanianka w średnim wieku (oczywiście w miarę upływu lat coraz starsza), żona nieco nieżyciowego filologa klasycznego, Ignacego Borejki, matka czterech pięknych i inteligentnych córek, którym niestrudzenie przychodzi z odsieczą w najtrudniejszych życiowych zawirowaniach, wreszcie – troskliwa babcia gromadki wnucząt. Kobieta, która odebrała solidne wykształcenie, ale w życiu głównie poświęca się domowi... i właściwie to wszystko. Czyżby? Pierwsza z tajemnic Mamy Borejkowej ukryta została już w tytule czternastej części Jeżycjady. W tajemniczo brzmiącym słowie Kalamburka kryje się bowiem pseudonim utalentowanego i rozchwytywanego dramaturga, specjalisty od brawurowych jednoaktówek – Kala Amburki. Co ma z nim wspólnego nasza bohaterka? Otóż – wszystko. Kal Amburka i Mila Borejko to ta sama osoba! Jak to się stało, jak to możliwe, dlaczego więc nikt nic o tym nie wie? Wszystkiego zdradzić tu nie można – zepsułoby to całkowicie przyjemność lektury... Jeżycjada staje na głowie Kolejne nieznane dotąd fakty z życia Melanii Borejko czytelnik odkrywa stopniowo, zagłębiając się w lekturze i... coraz dalej przenosząc się w czasie. Narracja Kalamburki jest bowiem zupełnie inna niż wszystkich wcześniejszych i późniejszych jeżycjadowych książek. Można by chyba nawet powiedzieć – lekko awangardowa, bo Musierowicz stosuje tu odwróconą chronologię. Wydarzenia zamiast biec tradycyjnie, liniowo do przodu, uporządkowane są od najpóźniejszego do najwcześniejszego, a więc – cofamy się. Wszystko zaczyna się 31 grudnia 2000 roku, kończy – dokładnie 65 lat wcześniej, w dniu urodzin Mamy Borejko. Pod względem formalnym to zdecydowanie najciekawsza powieść Małgorzaty Musierowicz. Wędrujemy więc na wstecznym biegu przez burzliwy wiek XX, zatrzymując się przy wydarzeniach ważnych i przełomowych dla rodu Borejków. Dowiadujemy się między innymi, w jakich okolicznościach poznali się Mila i Ignacy – jak się okaże, nie od razu było różowo... Autorka dociera w końcu wczesnej młodości i dzieciństwa Mili, niejako wyjaśniając i motywując jej późniejsze cechy charakteru. Jedną z centralnych postaci książki jest Gizela Kalemba – twarda, pracowita kobieta o złotym sercu, która zajęła się małą Melanią po śmierci jej rodziców. Im bliżej do końca powieści, tym więcej miejsca poświęca się tej bohaterce – jej rozterkom, trudnym wyborom i poświęceniom. Mały realizm Największą wartością Kalamburki jest jednak, jak się wydaje, coś innego. Musierowicz nie ogranicza się tylko do budowania historii rodziny Borejków: jej losy, osadzone przecież w bardzo konkretnej historycznej czasoprzestrzeni, są pretekstem do szerszego spojrzenia na realia życia Polaków – a konkretniej, poznaniaków – w drugiej połowie XX wieku. Na kartach powieści pojawia się nauczycielka historii, represjonowana za poruszanie tematu powstania styczniowego, Poznański Czerwiec '56 i strajki w Zakładach Cegielskiego czy pielgrzymka Jana Pawła II do Polski. Musierowiczskręca więc lekko w stronę prozy wspomnieniowej, co wychodzi jej całkiem udanie. Odbiorcami Kalamburki mają być z pewnością przede wszystkim wielbiciele całej serii Jeżycjada. Dzięki niebanalnym rozwiązaniom formalnym i szerokiej perspektywie ukazywania zdarzeń można ją też jednak z powodzeniem czytać w oderwaniu od pozostałych tomów tej sagi. Choć niewątpliwie warto zapoznać się ze wszystkimi częściami jeżyckiej epopei – dziś to już 20 książek. Kolejna, o uroczo brzmiącym roboczym tytule – Feblik – w przygotowaniu. Zobacz także inne książki Małgorzaty Musierowicz. Źródło książki: musierowicz.com.pl
Kalamburka Małgorzata Musierowicz – recenzja
Dzięki podciąganiu na drążku wzmocnisz mięśnie ramion i wyrzeźbisz imponujące bicepsy. Silniejsze i bardziej wytrzymałe staną się też mięśnie grzbietu – jednak to tylko ogólne korzyści, jakie mogą przynieść ci treningi. Czasem wystarczy drobna modyfikacja podczas ćwiczeń – np. w ustawieniu dłoni, by uzyskać zupełnie inne efekty. Kształtne bicepsy, mocne plecy Rezultaty, jakie wiążą się z podciąganiem na drążku, zmieniają się wraz z techniką ćwiczeń i szerokością chwytu. Tzw. treningi nachwytem wpływają przede wszystkim na wytrzymałość mięśni pleców (głównie górnej części). Ćwiczenia podchwytem skupiają się na wzmocnieniu i rozwoju mięśni ramion. Mężczyźni, którzy decydują się natrening z drążkiem na siłowni lub w domu, zwykle myślą, że to ćwiczenia na bicepsy. Ale jeśli podciągasz się nachwytem, mięśnie ramion nie są specjalnie wykorzystywane. Jeżeli marzą ci się silne, kształtne mięśnie dwugłowe ramienia, trenuj podchwytem. Dzięki temu ułożeniu solidnie wzmocnisz bicepsy, a tkanka mięśniowa pięknie i intensywnie się rozrośnie. Jeśli chcesz w ćwiczenia zaangażować ramiona, nie rozstawiaj zbyt szeroko rąk na drążku. Idealna odległość jednej dłoni od drugiej w takiej sytuacji nie przekracza 20 centymetrów. Ale gdy dopiero zaczynasz swoje treningi i jesteś w trakcie zdobywania formy, prawdopodobnie będziesz miał trudności z tym rodzajem podciągania. Powinieneś na początek wybrać szerszy rozstaw – najlepiej trochę większy od szerokości barków. Nie martw się – w ten sposób również wyrzeźbisz wspaniale mięśnie ramion, wzmocnisz ich siłę i wytrzymałość. Regularne treningi i techniki ćwiczeń Kiedy czujesz, że siedzący tryb życia i godziny spędzone przed komputerem osłabiły twoje plecy – podciąganie na drążku pomoże ci odzyskać dawną kondycję. Mięśnie grzbietu wyćwiczysz dzięki podciąganiu nachwytem. Nie zapomnij szeroko rozstawić rąk. Trening sprzyja rozwojowi m.in. najszerszego mięśnia grzbietu. W efekcie twoje plecy staną się bardziej rozbudowane. Jeżeli chcesz do lata wyrzeźbić sylwetkę w kształcie litery V, to szybki i skuteczny sposób dążenia do celu. Pamiętaj jednak, by nie skupiać się wyłącznie na jednej partii mięśni – warto wzmacniać je proporcjonalnie. Dlatego należy co pewien czas zmieniać techniki chwytu. Najlepiej planować treningi naprzemienne, czyli jeden raz ćwiczyć nachwytem, a kolejny – podchwytem z dłońmi w rozstawie równym szerokości barków. Ten rodzaj aktywności pomoże ci uzyskać regularne kształty, bez asymetrii. Marzy ci się idealna sylwetka? Nie zapominaj o systematycznych treningach. Jeśli będziesz ćwiczył tylko zrywami, a w międzyczasie przesiadywał na kanapie z piwem i chipsami, nie licz na imponujące efekty. Zastanów się, jak często możesz podciągać się na drążku? Jeżeli planujesz wysiłek raz w tygodniu – wykonuj minimum 2 powtórzenia (najlepiej 4). W ten sposób wzmocnisz mięśnie grzbietu i mięsień dwugłowy ramienia, jednak tkanka mięśniowa nie rozrośnie się nadmiernie. Ćwicząc dwa razy na tydzień i wykonując od 7 do 9 powtórzeń, zwiększysz tkankę mięśniową, ale nie nadasz jej wyraźnych kształtów. Jeśli dążysz do uzyskania solidnej muskulatury, która rzuca się w oczy, powinieneś trenować 3 razy w tygodniu – po 10-12 powtórzeń. Kilka porad (nie tylko) dla początkujących O czym jeszcze należy pamiętać podczas wysiłku fizycznego? Opuszczanie drążka musi trwać dłużej niż jego podnoszenie. To jeden z najistotniejszych elementów treningu, który wywiera bezpośredni wpływ na rozbudowę mięśni. Kiedy twoje ręce prostują się w łokciach, tkanka mięśniowa pracuje najintensywniej i szybko przyrasta. Podczas podciągania na drążku podchwytem połóż palce na drążku tak, by zwracały się w twoim kierunku. Ćwiczenie nachwytem wymaga ułożenia palców tak, by kierowały się w stronę przeciwną. Jeżeli dopiero zaczynasz przygodę z podciąganiem na drążku, wybierz proste ćwiczenia. Nie zniechęcaj się – być może na razie nie wykonasz prawidłowo nawet jednego podciągnięcia. To znak, że potrzebujesz więcej czasu i musisz przygotować swoje mięśnie do tego rodzaju aktywności. Wzmocnij tkankę mięśniową ramion i grzbietu. Na początek – trzymaj drążek nachwytem i zwisaj swobodnie (przez ok. minutę). Staraj się utrzymać proste ramiona. Następnie połóż się na plecach (przyda się mata antypoślizgowa) i ustaw drążek w odległości metra od podłoża. Użyj nachwytu i próbuj przy jego pomocy klatkę piersiową maksymalnie zbliżyć do drążka. Pamiętaj, że stopy nie powinny tracić kontaktu z podłogą. Wytrwaj tak przynajmniej kilka sekund. Gdy wybierasz się na trening, zabierz ze sobą butelkę wody niegazowanej i garść ulubionych orzechów. Z menu wyeliminuj słodycze i tłuste potrawy. Od dziś twoim głównym źródłem białka staną się chude mięsa, a węglowodanów – produkty zbożowe. Kiedy poczujesz, że jesteś gotowy – zacznij klasyczny trening z podciąganiem na drążku.
Podciąganie na drążku – co zyskasz dzięki ćwiczeniom?
Kreska na powiece stała się w ostatnim czasie bardzo popularnym elementem makijażu oczu. To właśnie dzięki niej możemy podkreślić oczy i nadać spojrzeniu wyrazistości. Jednak narysowanie idealnie równych linii wcale nie należy do najłatwiejszych zadań. Podpowiadamy, jak i za sprawą jakich kosmetyków należy je zrobić, aby makijaż wyglądał perfekcyjnie. Wiele kobiet ma problem z narysowaniem idealnej kreski na powiece. Niezbędny do tego celu okaże się eyeliner lub tradycyjna kredka do oczu. Są to kosmetyki, które sprawią, że będziemy cieszyć się pięknym makijażem na co dzień. Nie zawsze jednak wykonanie bywa tak oczywiste. Poniżej wskazówki, jaki rodzaj kredki i eyelinera wybrać i jak się nimi posługiwać, aby uzyskać zamierzony efekt. Kredka dla początkujących Dla debiutantek znacznie łatwiejsza w obsłudze będzie tradycyjna kredka do oczu. Może się zdarzyć, że nie uda nam się narysować jej idealnie prosto, ale nic straconego. Ten sposób daje nam możliwość korygowania, dzięki delikatnemu roztarciu jej konturu. W taki właśnie sposób ukryjemy powstałe niedoskonałości, a sama kreska zyska na naturalności. Dodatkowo kreska namalowana u nasady rzęs optycznie je zagęści. Najlepszym sposobem będzie wybór kredki w czarnym kolorze. Jaki eyeliner wybrać? Gdy uda nam się opanować naukę malowania kredką, warto sięgnąć po eyeliner. Na rynku dostępnych jest wiele rodzajów, począwszy od produktu o konsystencji żelowej, we flamastrze, w formie długopisu, a zakończywszy na pędzelku. Wykonując makijaż, wystarczy zrobić w trzech lub czterech miejscach małe kropeczki, które następnie należy połączyć w całość. Jakie rodzaje? Eyeliner w pędzelku – pozwala na wykonanie cienkich i dokładnie zrobionych kresek, jednak warto pamiętać, że jego użycie niestety wymaga znacznie większej wprawy, niż mogłoby się wydawać. Do wyboru są dwa rodzaje. Możemy wybrać produkt z miękkim lub twardym pędzelkiem, przypominającym najczęściej gąbeczkę. Narysowanie nim kresek na powiece nie należy do najłatwiejszych zadań, ale linie wykonane właśnie w taki sposób prezentują się zdecydowanie najlepiej. Pamiętajmy także o tym, aby chwilę odczekać po nałożeniu kosmetyku, dzięki temu tusz zdąży wyschnąć i pozostanie nienaruszony. Eyeliner w formie kredki – w przeciwieństwie do klasycznej kredki do oczu znacznie dłużej utrzymuje się na powiece. Dobrze naostrzona kredka nie tylko sprawdzi się w przypadku górnej, ale także i dolnej powieki. Dodatkowym atutem jest fakt, że bardzo dobrze się rozciera i może być używana również jako baza pod makijaż typu smoky eyes. Niezwykle wydajna i bardzo prosta w aplikacji. Eyeliner żelowy w słoiczku – jest to bardzo trwały i zazwyczaj wodoodporny kosmetyk. Posiada konsystencję żelową, dlatego też najlepiej jest go nakładać cienkim i skośnym pędzelkiem. Pozwala on narysować kreski różnej grubości. Ze względu na bardzo łatwą aplikację coraz częściej kobiety sięgają właśnie po ten preparat. Eyeliner w pisaku – kolejna propozycja, która podbija serca kobiet. Nie tylko za sprawą precyzyjnie wykonanej kreski na powiece, ale także dzięki błyskawicznego wysychaniu. Nie musimy tutaj opanować umiejętności ułożenia prawidłowo pędzelka ani też zwracać uwagi na inne czynniki. Konsystencja jest płynna, ale także gęsta, co z kolei powoduje, że użycie tego eyelinera staje się niezwykle proste. Kreski w makijażu pozwalają nam poprawić kształt naszych oczu, jednak należy wiedzieć, jak ją prawidłowo namalować. Wykonanie idealnej, perfekcyjnej kreski na powiece wymaga precyzji, ale również praktyki. Nie jest to łatwe zadanie i z tego względu dla początkujących znacznie lepszym rozwiązaniem będzie trenowanie przy użyciu kredki do oczu. Kiedy uznamy, że czujemy się wprawieni w jej wykonywaniu, warto przejść do kolejnego etapu, jakim jest użycie eyelinera.
Sposoby na idealną kreskę na powiece
Róża pomarszczona to roślina, którą znają chyba wszyscy. A jeśli nie znają, to na pewno niejednokrotnie widzieli jej krzew. Podczas kwitnienia nie można przejść obok niego obojętnie, silny i jakże uroczy zapach kwiatów róży pomarszczonej wręcz obezwładnia. Owoce tej rośliny to skarbnica witamin – możemy je przetrzymać dłużej pod postacią dżemu lub starodawnej żenichy kresowej. Róża pomarszczona – skąd przybyła? Rosa Rugosa została sprowadzona do Europy przez ogrodników w 1796 roku, a przywędrowała ze wschodniej Azji. Do Polski trafiła w 1863 roku i nazywana bywa różą syberyjską, jak głosi jedna z opowieści, sprowadzili ją Polscy powstańcy wracający z zesłania na Syberii. Róża pomarszczona – jak wygląda? Jest to krzew dorastający do 1,5 m wysokości, o wyprostowanym kształcie. Jak na różę przystało, ma mnóstwo rozgałęzionych pędów, które pokryte są kolcami i cierniami. Dzięki licznym rozłogom bardzo szybko się rozrasta, dlatego często jest sadzona jako część wszelkiego rodzaju żywopłotów lub też wykorzystywana do wzmocnienia skarp. Od XIX wieku różę tę chętnie wykorzystywano do szczepień w celu uzyskania różnych odmian uprawnych, takich jak róże parkowe, pienne i okrywowe. Wszystko dlatego, że krzew ten odporny jest na patogeny, bardzo niskie temperatury (do - 50°C) oraz niekorzystne warunki glebowe. box:offerCarousel Konfitura różana Konfitura różana, ta z pysznych pączków, robiona jest z płatków róży. Kwiaty są pojedyncze, różowe, o bardzo intensywnym zapachu. Róża pomarszczona w zależności od odmiany może mieć kwiaty różowe, białe, a nawet czerwone, pełne lub półpełne. Aby samodzielnie uwarzyć konfiturę, należy zebrać świeże płatki, które goszczą na krzewach od kwietnia do sierpnia, trzeba pamiętać, aby usunąć z nich białe osady, gdyż są one gorzkie i mogłyby popsuć smak przetworu. Następnie płatki kwiatowe należy zagotować z cukrem. W dawnych czasach uważano, że przykładanie płatków róży pomarszczonej leczy rany – przyśpiesza ich gojenie. Sam Nostradamus przepisywał na rodzinne nieporozumienia kompozycje z suszonych kwiatów róży, ewentualnie skropienie olejkiem różanym alkowy oraz bielizny pościelowej. box:offerCarousel Róża pomarszczona – owocowa bomba witaminowa Owoce opisywanego krzewu, podobnie jak róży dzikiej, są bardzo bogatym źródłem wysoko przyswajalnego, naturalnego kwasu askorbinowego – czyli witaminy C. Po przeprowadzonych badaniach stwierdzono, że w owocach róży pomarszczonej zawarta jest 10-krotnie wyższa dawka witaminy C niż w porzeczce czarnej, 20-kortonie wyższa niż w cytrynie i nawet 100 razy wyższa niż w jabłkach. 1–3 owoce pokrywają dzienne zapotrzebowanie dorosłego na tę właśnie witaminę! Ponadto w owocach tych znaleźć możemy również witaminy z grupy B: B1, B2, B6, A, K, PP i E. Zawierają one również mnóstwo innych minerałów, takich jak: wapń, siarka, potas, fosfor, sód, żelazo, chlor, magnez oraz pożytecznych cukrów, jak np. galaktolipid, który działa przeciwzapalnie. Mają także dużą dawkę flawonoidów, antocyjanów, karotenoidów, garbników, kwasów organicznych oraz olejku eterycznego. Rosa Rugosa – jak uprawiamy? Róża pomarszczona jest niezwykle odporna na gorszą glebę, warunki miejskie, szkodniki czy choroby. Stanowisko dla niej winno być słoneczne, o umiarkowanie suchej glebie z odczynem obojętnym do kwaśnego. Chcąc uzyskać żywopłot z tejże róży, możemy posadzić ją w dwóch rzędach, naprzemiennie w kształcie litery V w ilości 6-8 sztuk na metr. Możemy również posadzić ją w jednym rzędzie co 60 cm. Resumując Bezsprzecznie, róże królują w naszych ogrodach. Piękne, kuszące, kolorowe. Róża pomarszczona, mimo że nie tak efektowna jak jej kuzynki, skrywa w sobie niesamowite właściwości. Jej kwiaty urzekają subtelnym zapachem, marmolada różana mówi sama za siebie, a owoce działają przeciwzapalnie, przeciwreumatycznie i wzmocnią nasz organizm. Czego chcieć więcej? Gorąco polecam.
Róża pomarszczona – żywopłot i owoce w jednym
Zapewne każda kobieta ma w swojej szafie spódnice. Ołówkowe, plisowane, a może rozkloszowane z falbankami? Na rynku dostępnych jest wiele krojów, które przypadną do gustu każdej z nas. Tylko które z nich okażą się idealne do pracy? Poniżej przegląd modnych spódnic na sezon zima 2015/2016. Różnorodność fasonów, oryginalne wzornictwo i dostępność materiałów – to wszystko składa się na ofertę spódnic, które podbijają modowy rynek. Dzięki temu bez problemu dopasujemy odpowiedni model do naszej sylwetki, a także do naszego stylu. Inaczej jednak wygląda kwestia odzieży do pracy. Podpowiadamy, czym powinna charakteryzować się spódnica „na etacie” i jaki model wybrać. Spódnica do pracy Choć na rynku dostępnych jest wiele modeli i fasonów spódnic, to jednak nie każda nada się do pracy. Oczywiście w dużej mierze zależy to od tego, jaką pracę wykonujemy i jakie wymogi zostały nam postawione w kwestii ubioru. Jeśli jest to praca w korporacji, to niestety możemy pożegnać się ze zwiewnymi spódnicami lub obcisłymi mini. Jaka powinna być długość? W panującym w danym miejscu pracy dress codzie obowiązują pewne reguły. Przede wszystkim w kwestii doboru spódnicy liczy się jej długość. Najlepiej jeśli będzie to model, który sięga do kolan. Może być również długość do maksymalnie trzech palców powyżej kolan. Jeśli jednak poszukujemy ciekawych rozwiązań, wtedy warto zastanowić się nad powracającymi trendami, a mianowicie spódnicami w stylu lat 50., których długość sięga do połowy łydki. Jaki fason wybrać? Model, który z pewnością sprawdzi się w pracy, to spódnica ołówkowa. Nie musi być to jednak typowo klasyczny fason, ponieważ na rynku dostępnych jest wiele ciekawych alternatyw. Możemy wybierać spośród spódnic gładkich bez ozdobników, ale także z elementami dekoracyjnymi pod postacią biżuteryjnych emblematów, suwaków oraz guzików. Jaki materiał? Kolejnym krokiem w doborze spódnicy jest wybór materiału, wzoru oraz koloru. Jeśli chodzi o materiał, warto mieć na uwadze, że wszelkie zwiewne tiule odpadają, za to idealne będą dobrej jakości bawełna, wełna lub len. Oczywiście te materiały powinny być dobrane zgodnie z panującymi na zewnątrz warunkami atmosferycznymi. Gładka czy wzorzysta? Jest to kolejna kwestia, którą należy wziąć pod uwagę. Choć wiele kobiet jest tego zdania, że gładki materiał bez zbędnych wzorów okaże się bardziej profesjonalny i elegancki, to jednak nie zawsze należy się przy tym upierać. W końcu każdej z nas może się znudzić codzienne zakładanie klasycznych spódnic, a wtedy warto sięgnąć po modną kratkę, pepitkę czy kwiaty. Jaki kolor? Ostatnim kryterium jest dobór koloru spódnicy. W tym przypadku musimy postawić na stonowane odcienie. Najlepszym rozwiązaniem będzie spódnica w kolorze czerni, szarości lub granatu. Wszelkie modne barwy stanowczo odpadają, nawet jeśli pozostałe elementy garderoby utrzymane będą w delikatnych odcieniach.Pamiętajmy, że stonowana kolorystyka, gładki materiał i odpowiednia długość to nie wszystko. Bez odpowiednio dobranych dodatków nie uda nam się uzyskać zamierzonego efektu. Duże znacznie ma tutaj obuwie, koszula i biżuteria. Dress code w pracy to prostota i minimalizm, dlatego nie ryzykujmy z wieloma dodatkami.
Spódnice idealne do pracy – zima 2015/2016
Któż z nas nie pamięta młodzieńczych wypadów pod namiot. Moda na tego rodzaju wypoczynku małymi krokami powraca do łask. I bardzo dobrze! Cieszę się z tego powodu jak małe dziecko. Takie wakacje mają mnóstwo zalet. Jest to niedrogi i zarazem wygodny sposób na rodzinne wczasy. Letni urlop możemy spędzić niemal w każdym dowolnym miejscu Polski i Europy. Największym plusem wakacji pod namiotem jest brak wymogu rezerwacji miejsc. Wystarczy, że dopisuje pogoda. Nie jest istotne, czy na eskapadę wyruszasz pieszo, rowerem, motocyklem, czy autem. Gdziekolwiek jesteś, w górach, nad jeziorem lub morzem, przenośny dach nad głową zapewni komfort w każdych warunkach. Namiot uniwersalny – jaki wybrać? Bez wątpienia należy dokonać wyboru pod kątem przeznaczenia, czyli do jakiego rodzaju turystyki ma służyć. Mamy do wyboru namioty plażowo-wędkarskie, kempingowe, trekkingowe i ekspedycyjne. Wśród tanich modeli nie znajdziemy namiotów uniwersalnych – takiego, który będzie niewielki i lekki po złożeniu i da komfort szybkiego rozłożenia. Tego typu namiot to wydatek ok. 1000 złotych. Jeżeli dysponujemy większym budżetem, bez problemu znajdziemy model, który spełni nasze oczekiwania. Będzie dobrej konstrukcji i niezbyt ciężki. Istnieje szereg warunków, na które warto zwrócić uwagę podczas zakupu, żeby sprzęt spełnił indywidualne oczekiwania użytkownika.Do nich należą: Jakość wykonania, szczelność i trwałość. Odpowiednie gabaryty zgodne z naszymi potrzebami. Odporna i trwała podłoga. Stelaż wykonany z aluminium, który gwarantuję lekkość konstrukcji. Dobra wentylacja. Zabezpieczenie przed promieniami UV w tropiku (filtry UV). Wyposażenie we wszystkie elementy niezbędne do biwakowania, m.in. tropik i moskitierę. Oprócz kwestii podstawowych trzeba wziąć pod uwagę jeszcze wygodę. Pamiętajmy, że podczas eskapady mamy ze sobą bagaż. Komfort zapewnia przedsionek przed namiotem oraz dwa wejścia. Umożliwiają swobodne przejście oraz wietrzenie. Unikniemy w ten sposób skraplania się pary. Przy wyborze nie bagatelizujmy również koloru. Jasne i stonowane barwy wolniej się nagrzewają (zapewniają chłód) i nie przyciągają owadów. Namiot rodzinny Eskapada rodzinna to niezapomniana podróż, również frajda dla dzieciaków. Wspólne rozbijanie namiotu, wbijanie śledzi i szpilek, rozkładanie tropiku i naprężanie linek podczas biwaku. Namiot rodzinny jest wysoki (1,8-2,0 m), zapewnia swobodę ruchów i podwieszenie lampy pod sufitem. Posiada solidną konstrukcję i dobry szkielet. W otwartym przedsionku możemy ustawić stoliczek wraz z krzesłami. Miejsca sypialne mogą się znajdować w jednym lub dwóch pomieszczeniach. Wersja dwukomorowa zapewnia maksymalny komfort. Sprzęt taki, zależnie od rodzaju, może być przeznaczony na 4 lub 6 osób. Namiot turystyczny Kompaktowy i lekki namiocik nadający się do pieszego lub rowerowego przemierzania szlaku. Świetnie się sprawdza do wypadów, np. na ryby lub podczas spływu kajakiem. Tego typu sprzęty nie są jednak zbyt komfortowe ze względu na swoje gabaryty. Często są one za niskie, wąskie i jednocześnie krótkie. Uniemożliwiają wygodne przechowywanie bagażu. Można w nich jedynie spać. Jeżeli chcemy mieć więcej przestrzeni, lepiej wybrać dwuosobowy. Zapewnia wówczas więcej miejsca, lepszą wentylację i wygodę. Namiotem idealnym do samotnych wypraw jest model ROCKLAND SOLIST. Swoim wyglądem przypomina tunel. Po złożeniu nie zajmuje wiele miejsca, a jego waga nie sprawia trudności podczas turystycznej eskapady. Namiot ekspedycyjny Jeśli kupujemy tego typu zestaw noclegowy, musi on spełniać pewne wymogi – całkowicie odporny na ekstremalne warunki, które panują na zewnątrz, np. w górach. Charakteryzuje się odporną konstrukcją na warunki atmosferyczne oraz wodoodpornością wyższą niż w przypadku namiotów turystycznych. Przedsionek namiotu może pełnić funkcję kuchni w czasie ulewy. Podczas wyboru ekspedycyjnego namiotu ważna jest też jego waga, która nie powinna przekraczać 2,5 kg. To bardzo ważne dla kogoś, kto wędruje z ekwipunkiem samotnie.Podróżowanie podczas wakacji z namiotem daje większą swobodę. To prawdziwa przygoda, której warto zasmakować i przeżyć niesamowite chwile.
Jaki namiot kupić w tym sezonie?
Wielu kierowców nie wyobraża sobie prowadzenia samochodu bez możliwości słuchania muzyki. Kluczem do tej przyjemności jest odpowiedni dobór głośników do danego modelu auta, a także do własnych oczekiwań względem jakości dźwięku. Obecnie istnieje całe mnóstwo możliwości, które pozwolą cieszyć się muzyką w czasie jazdy. Najprostszy odtwarzacz MP3 i CD, wraz z radiem, można kupić już za kilkadziesiąt złotych. Urządzenie dobrej jakości – już za 250 zł. Auto można wyposażyć w audio połączone z nawigacją, które charakteryzuje się dużym, kolorowym ekranem dotykowym. Nawet firmowe radio samochodowe może zyskać nowe możliwości po zastosowaniu prostego transmitera FM, którego ceny zaczynają się od kilkunastu złotych. Dzięki niemu można słuchać muzyki zapisanej w formacie MP3 na pojemnych kartach pamięci. W lepszych urządzeniach możliwe jest też korzystanie z systemu Bluetooth, który pozwoli spiąć samochodowe audio ze smartfonem, co z kolei umożliwi bezpieczne prowadzenie rozmów telefonicznych. W każdym przypadku jednak potrzebne są głośniki samochodowe. Oryginalne, montowane przez producenta, nie zawsze spełniają oczekiwania kierowców co do jakości dźwięku. Nic zatem dziwnego, że wymienia się je na lepsze. Samochodowe audio można też wyposażyć we wzmacniacz, a także w subwoofer, który zapewni głos prawdziwego, niskiego basu. W autach niższych klas przed zamontowaniem dobrego audio trzeba zainwestować w odpowiednie wyciszenie samochodu. Producenci oszczędzają jak mogą, zatem nawet auto kompaktowe czy niektóre modele samochodów klasy D mogą być niezbyt dobrze wyciszone. Głośniki wymienia się nie tylko wtedy, gdy chce się rozkoszować dźwiękiem lepszej jakości. One również ulegają zużyciu, a czasami uszkodzeniom mechanicznym. Na przykład w czasie nieumiejętnych napraw drzwi samochodowych. Poza tym niektóre nowe auta mogą być w ogóle pozbawione głośników, a nawet prostej instalacji radiowej. To pojazdy budżetowe, w których na czymś trzeba zaoszczędzić, aby zbić cenę. Dlatego dziś przyjrzymy się temu, na co należy zwrócić uwagę przy zamawianiu głośników w czasie korzystania z aukcji internetowych. Jakie parametry są potrzebne przy zamawianiu głośników samochodowych? W przypadku niektórych samochodów klasy premium trzeba przygotować się na wysokie wydatki, gdyż producenci tych aut korzystają tylko i wyłącznie z produktów najwyższej klasy, wytwarzanych przez nieliczne firmy. W autach niższych klas, a zwłaszcza w modelach globalnych, stosuje się produkty niedrogie, o uniwersalnych rozmiarach. Istnieje całe mnóstwo zamienników. Co oczywiste, trudno liczyć na dobry dźwięk przy zakupie najtańszych produktów z Dalekiego Wschodu, w których nie ma nawet podanej nazwy producenta. Jak dobierać głośniki? Po jakich parametrach? * moc maksymalna; * wielkość głośnika – jego średnica; * głębokość głośnika – jest ważna, albowiem zbyt duża może utrudniać działanie mechanizmu opuszczania szyb; * kształt głośnika – w samochodach stosuje się przede wszystkim głośniki o kształcie owalnym lub okrągłym, rzadziej prostokątne; * w przypadku kupowania głośników do oryginalnego audio należy sprawdzić, czy producent stosował głośniki nisko- i wysokotonowe, czy na przykład trójdrożne; * materiał, z jakiego wykonana jest membrana głośnika. Najczęściej stosuje się papier, lepszy jest polipropylen, a w głośnikach basowych – aluminium. Oczywiście najtańsze są głośniki mające membrany wykonane z papieru. To parametry podstawowe. Jeśli właścicielowi auta zależy na wysokiej jakości dźwięku, powinien wziąć pod uwagę parametry, takie jak Cms (sztywność membrany). Głośnik musi mieć taki kształt i rozmiar, aby można było bez problemu zamontować oryginalne maskownice. W przypadku popularnych modeli aut miejskich i kompaktowych dobre głośniki można kupić na aukcjach internetowych za mniej niż 100 zł. W tego typu autach stosuje się najczęściej cztery głośniki samochodowe, zamontowane w dolnej części drzwi przednich i tylnych. Fani doskonałego brzmienia starają się zmienić to ustawienie, najlepszy dźwięk uzyskuje się bowiem wtedy, gdy głośniki znajdują się na wysokości uszu. Audiofile nie chcą też słyszeć o często praktykowanym w samochodach montowaniu głośników za tylnymi siedzeniami. Tam można montować jedynie subwoofer. Najpopularniejsze rozwiązanie, wymagające najczęściej zmian w kokpicie auta, to zastosowanie: * dwóch głośników wysokotonowych w kokpicie albo na wysokości bocznych lusterek auta, * dwóch głośników średniotonowych zamontowanych w fabrycznych otworach, w dolnej części drzwi, * subwoofera z tyłu samochodu, * wzmacniacza. Głośniki samochodowe najtaniej można zakupić na aukcjach internetowych, gdzie w jednym miejscu znajdują się oferty setek sprzedawców.
Jak kupować głośniki do samochodu, aby pasowały? Jak rozpoznać dobre produkty?
Nowym i zyskującym na popularności trendem, jeśli chodzi o wyposażenie dziecięcego pokoju, okazują się projektory. Wyświetlają one na suficie lub na ścianie określone obrazki, które mają bawić dziecko i rozwijać jego wyobraźnię. Jak wybrać projektor dla dziecka? Wyjaśniamy najważniejsze kwestie i podsuwamy kilka najciekawszych modeli. Na co zwrócić uwagę? Niezwykle ważna okazuje się forma projektora. Najbardziej praktyczne są te modele, które łączą w sobie kilka funkcji – a więc np. karuzelka z projektorem i pozytywką czy projektor, który może pełnić funkcję lampki nocnej. Jest ich na rynku naprawdę sporo – warto zatem rozejrzeć się za takim sprzętem. Inną istotną kwestią jest sposób zasilania projektora. Niektóre z nich napędzane są prądem elektrycznym, inne – za pomocą baterii. Te drugie wydają się dużo wygodniejsze w użytkowaniu, można je bowiem ustawić w dowolnym miejscu pomieszczenia niezależnie od tego, czy w pobliżu jest gniazdko elektryczne, czy nie. Są też dość mobilne i dają możliwość częstej zmiany pozycji, dzięki czemu dzieciom nie grozi nuda. Jeśli planujesz zakupprojektora na prezent, pamiętaj, aby dołączyć do niego odpowiedni zestaw baterii – inaczej nie zrobisz najlepszego wrażenia. Należy też zwrócić uwagę na solidność, z jaką został wykonany sprzęt. Zależy od nich nie tylko trwałość i wytrzymałość urządzenia np. podczas upadków (które, jak to w dziecięcym pokoju, są bardzo prawdopodobne), ale też jakość wyświetlanych obrazów. Idealny projektor powinien posiadać funkcję regulacji natężenia światła oraz czasu projekcji. Dużą zaletą będzie także możliwość zmiany koloru wyświetlanych obrazów, dodatkowo stymulująca wyobraźnię dziecka. Przykładowe projektory do 100 zł Rozpiętość cenowa dostępnych dziś na rynku projektorów dziecięcych jest naprawdę duża. Solidny sprzęt tego typu można kupić już za ok. 70 zł. Godny polecenia wydaje się np. Bears Baby Protection – Pozytywka Projektor Lampka Nocna 3w1. To niewielki, bardzo kolorowy projektor z wizerunkiem misia śpiącego na księżycu. Historyjka wyświetlana na suficie przedstawia przygody 3 bohaterów – misia, owieczki i pieska. Projektor można zawiesić przy dziecięcym łóżeczku dzięki praktycznemu paskowi. Ułatwi maluchowi zasypianie dzięki kilku klasycznym kołysankom, a także odgłosom natury. Posiada funkcję regulacji głośności. Prawdziwym bestsellerem w tej kategorii cenowej jest Pozytywka Żyrafki, również do zawieszenia przy łóżeczku. Wyróżnia się bardzo ładnym, kolorowym designem – to dwie sympatyczne żyrafki wśród zielonych drzew. Zabawka działać może w trzech trybach, wyświetla różne zwierzątka – żyrafki, słoniki lub króliczki – i zachwyca ilością wgranych dźwięków. Zasilana jest 4 bateriami AA. Przykładowe projektory do 200 zł Nieco droższe są projektory firmy Fisher Price – lidera rynku, jeśli chodzi o produkcję zabawek dziecięcych. Trzeba jednak przyznać, że okazują się one bardzo funkcjonalne, a poza tym odznaczają się bardzo ciekawym, minimalistycznym designem, który dobrze wpasuje się w nowocześnie urządzone wnętrze. Jednym z najciekawszych produktów Fisher Price jest Uspokajacz Hipcio. To projektor wbudowany w maskotkę uroczego hipopotama – a konkretnie: zamontowany na jego plecach. Wyświetlany obraz jest naprawdę zachwycający i przypomina gwiaździste niebo. Jeśli chodzi o dźwięki, do dyspozycji rodzica są klasyczne kołysanki, odgłosy natury oraz biały szum, który dla wielu niemowląt okazuje się najlepszą usypiającą melodią. Przepiękne projektory znajdziemy też w ofercie B-Kids. Nam najbardziej spodobała się Karuzela 3w1. To zabawka, która rośnie wraz z twoim dzieckiem – na początku może być karuzelą z projektorem, a później posłużyć jako lampka nocna. Na karuzeli kręcą się miś, sówka oraz uśmiechnięta gwiazdka. Projektor wyświetla na ścianach gwiazdki, a wszystko to przy akompaniamencie klasycznych melodii lub dźwięków natury. Niezależnie od tego, jaki model wybierzemy, z pewnością warto zainwestować w projektor dziecięcy. Wprowadzi on do pokoju malucha odrobinę magii… i pomoże rozwinąć wyobraźnię już w pierwszym okresie życia dziecka.
Jak wybrać projektor do dziecięcego pokoju?
Na jesienno-zimowych wybiegach mody pojawiło się wiele ciekawych elementów. Jednym z nich jest styl militarny. Największe marki modowe mocno eksponowały go w swoich kolekcjach na sezon 2015/2016. Sprawdź, jak włączyć go do swoich codziennych stylizacji. Na wybiegach Projekty nawiązujące do stylu militarnego to w modzie damskiej nic nowego. Już od wieków panie noszą ubrania inspirowane mundurami. Jednak co roku przemysł modowy próbuje nas zaskoczyć. Obecnie w stylu militarnym stawia się przede wszystkim na wygodę, funkcjonalność oraz wyeksponowanie silnej kobiecej sylwetki. Nie chodzi jedynie o szycie ubrań w kolorze khaki i noszenie militarnych płaszczy. Dziś projektanci proponują nam szeroki wybór tkanin, krojów i dodatków. Podczas prezentacji najnowszych kolekcji jesień – zima na sezon 2015/2016 widzieliśmy wiele strojów nawiązujących do stylu militarnego. Zaprezentowali go m.in. Gucci, Lanvin oraz Valentino. Jakie kolory wybrać? Najbardziej oczywistym wyborem przy stylu militarnym będzie oczywiście khaki. To bardzo neutralny kolor, więc można łączyć go w zasadzie z większością barw. Jeśli celujemy w styl militarny, zestawmy go z przybrudzonymi, mało jaskrawymi kolorami (białym, czarnym) lub kolorami ziemi (brązami, beżami oraz szarościami). Świetnym wyborem będzie również zieleń. W tym wypadku wybierajmy bardziej przygaszone odcienie – oliwkowozielony, zgniłą zieleń, ciemnozielony. Ze stylem militarnym kojarzą się też ciemnoniebieski, granatowy oraz bordowy. Jeśli próbujemy dobrać dodatki – wybierzmy złoto. Zarówno biżuteria, jak i złote guziki będą się cudownie prezentowały w militarnych stylizacjach. Jakie ubrania wybierać? Jeśli szukasz czegoś militarnego, to na pewno nie wybierzesz źle, jeśli założysz parkę. To okrycie, które świetnie wygląda zarówno w bardzo swobodnych stylizacjach, jak i tych trochę bardziej eleganckich. Inną propozycją będą eleganckie militarne płaszcze oraz na cieplejsze dni – kurtki-bomberki. Wybieraj koszule, bluzki i płaszcze z naramiennikami, pagonami lub lekko usztywnionymi ramionami. Gdy szukasz butów do militarnej stylizacji, dobrym pomysłem będzie wybór oficerek lub ciężkich botków za kostkę. Jeśli chodzi o dobór dodatków, możesz włożyć np. okulary awiatorki – od razu będą kojarzyły się z lotniczymi siłami powietrznymi. Pamiętaj, że aby stworzyć militarny look, wcale nie musisz być ubrana od stóp do głów w gładkie khaki. Łącz go z innymi kolorami oraz wyrazistymi elementami: cekinami, printami, futrem, skórą. Dzięki temu stylizacje będą znacznie bardziej szykowne i przyciągające wzrok. Stylizacje Najprościej będzie wykorzystać parkę. Aby stworzyć ciekawą militarną stylizację, połącz przybrudzoną ciemną zieleń i panterkę. Załóż zwykły biały top i ciemne jeansy rurki. Aby włączyć do stroju zwierzęcy print, możesz poszukać cienkiej koszuli, dodatków lub butów – dodaj tylko kilka delikatnych elementów. Na wierzch załóż zieloną parkę, na szyję dwa/trzy delikatne złote łańcuszki, a do ręki weź dużą, brązową torbę. Jeśli szukasz jednak czegoś bardziej eleganckiego, wybierz militarny płaszcz. Świetnie będzie wyglądał ten dobrze dopasowany w ramionach i talii, który będzie miał dwa rzędy złotych guzików. Możesz połączyć go z wysokimi oficerkami lub szpilkami. Taki strój sprawi, że poczujesz się elegancko, silnie i kobieco. Pod spód możesz założyć coś równie eleganckiego. Poszukaj koszuli z naramiennikami, którą włożysz do minispódniczki ze skóry. Jeśli chodzi o połączenie kolorystyczne, możesz wybrać zestaw zieleń – czerń, bordo – czerń, biel – bordo. Jeżeli wolisz coś wygodniejszego, wybierz dopasowany kombinezon w militarnym stylu. Będziesz się w nim czuła jednocześnie swobodnie i seksownie. Nigdy nie pomylisz się, jeśli wybierzesz coś maksymalnie prostego: ciemne, oliwkowozielone spodnie oraz jednolity top w czerni, bieli lub szarości. To ostatnio ulubiona codzienna stylizacja takich gwiazd, jak Reese Witherspoon, Emily Ratajkowski czy Gigi Hadid.
Styl militarny – jak stworzyć look?
Marzniesz zimą? Mamy modne rozwiązanie: gładki golf. Praktyczny, chroni przed chłodem i można go nosić na wiele sposobów, pasuje też do bardzo różnorodnych stylizacji. Podpowiadamy, z czym najlepiej go łączyć w tym sezonie. Golf w jednym kolorze stanowi wielką pokusę, aby łączyć go z wzorzystym dołem. I słusznie – tegoroczne tkaniny trendy wprost obfitują w ukwiecone łąki, zielone listki, barwne motyle i kolorowe ptaki z prawdziwymi piórami. W siódmym niebie są włoscy projektanci Dolce & Gabbana, którzy właściwie co roku proponują energetyczne, kwieciste motywy z dużą ilością złotych akcentów. Dior i Chanel w sobie właściwym, nieco bardziej minimalistycznym stylu również nawiązują do pięknej flory. Trudno więc w tym sezonie nie wykorzystać potencjału golfów, które idealnie pasują do tych kolorowych motywów. Czarny w stylu intelektualistek i artystów Golf w czarnym kolorze kojarzył się kiedyś przede wszystkim z pisarzami i intelektualistami spędzającymi w kłębach dymu papierosowego czas na kawiarnianych rozmowach o życiu. W latach 50. XX wieku lubił go np. francuski pisarz i filozof Jean-Paule Sartre, potem nosiły go też aktorki, m.in. Audrey Hepburn, a obecnie z golfem nie rozstaje się projektujący m.in. dla Fendi i Chanel Karl Lagerfeld. Lubił go także Steve Jobs, właściciel Apple, a w Polsce widujemy w nim np. aktorów Cezarego Pazurę czy Jerzego Stuhra. Warto dodać, że w naszych warunkach pogodowych golf to idealne rozwiązanie – chroni przed chłodem i wiatrem i zapobiega przeziębieniom gardła. Czarny golf pasuje właściwie do wszystkiego – włóż białą marynarkę i sprane levisy oraz czerwone szpilki, a stylowego wyglądu pozazdrości ci niejedna paryżanka. Jeśli do kraciastej marynarki w odcieniu fioletu lub różu i o szerokich ramionach, czarnej mini i kryjących, czarnych rajstop włożysz jeszcze tegoroczny hit, czyli zamszowe kozaki za kolano, będziesz wyglądała ciepło, miękko i elegancko, a więc idealnie np. do pracy w biurze lub na uczelnię. Nie stroń też od działów męskich – tak, tak, znaleźć można tam prawdziwe perełki, w których będziesz wyglądała zjawiskowo. Wytrawne stylistki właśnie w sklepach męskich szukają czarnych, kaszmirowych golfów – najlepiej wybierać oczywiście te w najmniejszym rozmiarze, ponieważ będą w miarę dopasowane. Ale trend oversize nadal jest popularny, więc możesz włożyć golf nie dość, że męski, to jeszcze w rozmiarze XL. box:offerCarousel Szarość = radość = stałość To dość nieoczywiste równanie, a jednak prawdziwe. Szary kolor króluje w szafach zdecydowanej większości kobiet – nie tylko tych polskich – które zakochane są w dresówce. Dlaczego? Bo szary pasuje do każdej stylizacji, zawsze może być jej bazą i łatwo go wkomponować w zwyczajne, codzienne zestawy, ale też sprawdzi się w biurze w stylizacji typu smart casual. Wystarczy, że włożysz białą bluzkę koszulową, a na nią luźny szary golf tak, żeby wystawały poły, do tego czarne spodnie z zaprasowanym kantem, których nogawki podwiniesz dwukrotnie, i damskie buty w stylu brogsów z dziurkowanymi noskami. Dla dodania szyku zamiast kolorowych skarpetek włóż czarne lub siateczkowe kabaretki. W kwestii szarego koloru wypowiadają się także psychologowie, którzy twierdzą, że wybierają go osoby o ugruntowanych poglądach i stylu, solidne i stałe w uczuciach. Ale taki neutralny kolor to także częsty wybór osób nieco leniwych i tych, które nie chcą wyróżniać się z tłumu – do której grupy należysz? box:offerCarousel Golf pod spód Ostatnio bardzo modne jest noszenie bieliźnianych koszulek na t-shirty lub właśnie na golfy. Jest to bardzo ciekawy sposób na użycie ukochanej letniej sukienki w kwiatki także w chłodnych porach roku. Wystarczy włożyć pod nią golf i gotowe. Najbardziej uniwersalny będzie czarny, dopasowany, ale może też być w kolorze nawiązującym do jednego z widocznych na sukience, np. żółtym lub modnym w tym sezonie pomarańczowym. Dodajmy jeszcze, że im lżejsza sukienka, tym lepiej będzie wyglądała na dopasowanym golfie. Ale nie może być z elastycznej bawełny – powinna być uszyta z lejącej tkaniny, np. cienkiego szyfonu lub szlachetnego jedwabiu. Jeśli wybierzesz model elegancki, a chcesz go nieco „oswoić”, zamiast eleganckich butów włóż sportowe – sprawią, że sukienka będzie nieco mniej sztywna, a ty zyskasz oryginalny wygląd. Odcienie oceanów i mórz Wolisz zestawy jednokolorowe? Proszę bardzo – dopasowany golf w odcieniu morskim i granatowa spódnica z aksamitu ułożonego w kontrafałdy w stylu retro. Dół golfa koniecznie włóż za pasek spódnicy, by podkreślić smukłość talii. Do tego pasują granatowe szpilki z cienkimi paseczkami zapinanymi na kostkach i grube rajstopy w kolorze kontrastującym ze spódnicą – odważ się na butelkową zieleń lub fuksję. A na pewno sprawdzi się błękit korespondujący odcieniem z golfem. Idealnym okryciem wierzchnim będzie w tej sytuacji szary lub grafitowy, prosty płaszcz.
Golf w jednym kolorze – z czym go łączyć?
Sezon na prace pielęgnacyjne w plenerze przy aucie się kończy, ale glinkowanie to czynność, którą lepiej wykonywać w zamkniętym garażu. Po tym zabiegu auto będzie mniej się brudziło, co docenimy podczas nadchodzących deszczowych miesięcy. Nie zawsze widać to gołym okiem, ale podczas codziennej eksploatacji do lakieru samochodu przywierają różne zabrudzenia. Drobinki kurzu, smoła, sadza, żywica z drzew, pył z klocków hamulcowych – to wszystko przywiera do lakieru, który staje się chropowaty mimo mycia. Można to wyczuć, przesuwając dłonią po karoserii. Receptą na to niedomaganie jest glinkowanie karoserii – zabieg nieskomplikowany zabieg, choć może być nieco czasochłonny. Co daje glinkowanie? Po dokładnym glinkowaniu nadwozia karoseria stanie się gładka. Dzięki temu do samochodu nie będzie zbytnio przywierał brud. Podczas mycia lub podczas deszczu zauważymy też, że woda – wraz z zabrudzeniami – lepiej spływa z powierzchni poddanej glinkowaniu. Ten zabieg doskonale przygotowuje karoserię do polerowania. Pamiętajmy jednak, że samą glinką nie usuniemy rys. Zrobi to maszyna polerska, ale „w zamian” nieco zmniejszy grubość powłoki lakierniczej. Glinkowanie natomiast nie ma żadnego wpływu na to, jak gruby jest lakier – można je więc powtarzać tak często, jak jest to potrzebne. Glinka sprawdzi się też przy usuwaniu np. starego wosku z karoserii. box:offerCarousel Jaką glinkę wybrać Jaką glinkę wybrać? To zależy od samochodu i stanu jego powłoki lakierniczej. Ogólnie przyjęło się, by do starszych aut dobierać agresywniejsze, twardsze glinki, do młodszych te bardziej miękkie. Można zdecydować się np. na produkt firmy K2. K2 – Glinka do lakieru. Miękka i elastyczna glinka do usuwania zabrudzeń lakieru niemożliwych do pozbycia się podczas standardowego mycia. Zbiera zanieczyszczenia zalegające w mikroszczelinach lakieru: smołę, ślady po owadach, nalot drogowy i inne zabrudzenia. Jest w pełni bezpieczna dla wszystkich rodzajów lakierów, nie matowi i nie rysuje powierzchni. Świetnie nadaje się również do czyszczenia felg aluminiowych z uciążliwego brudu z klocków hamulcowych. Waga: 200 g. Cena: od 66,98 zł. box:offerCarousel Alternatywą jest glinka firmy ValetPro. ValetPro Yellow Poly Clay Bar. Ta glinka została wysoko oceniona w testach specjalistów z Detailing World, czyli na największym na świecie forum o zaawansowanej pielęgnacji aut. Bardzo plastyczna i delikatna, nadająca się także do czyszczenia felg i szyb. Nie matowi i nie rysuje powierzchni. Waga: 100 g. Cena: od 24,90 zł. box:offerCarousel Inni znani producenci takiego sprzętu to np. Soft99 czy ADBL. Szampon samochodowy Jeżeli mamy już glinkę, potrzebujemy jeszcze szamponu samochodowego, którym umyjemy karoserię przed całą operacją. W końcu glinkowanie ma sens tylko przy idealnie czystym lakierze. Do tego – w zależności od upodobań i doświadczeń – gąbka, szczotka lub najlepiej rękawica do mycia samochodu. Przydatne akcesoria Przydadzą się także zapewniający podczas całej operacji środek typu quick detailer oraz ścierka z mikrofibry. Na rynku są dostępne zestawy, zawierające glinkę, quick detailer i ścierkę. Nadwozie po glinkowaniu idealnie nadaje się także do nawoskowania, które pomoże dłużej utrzymać efekt czystości. Warto więc uzbroić się w dobry wosk. box:offerCarousel Jak glinkować? Po zgromadzeniu wszystkich potrzebnych rzeczy pora przejść do działania. Zaczynamy od dokładnego, ręcznego mycia całego auta. Gdy lakier wyschnie (lub gdy go wysuszymy), możemy zacząć glinkować. Róbmy to w zamkniętym pomieszczeniu, by na lakierze nie osiadał żaden brud czy pył. Od porcji glinki odrywamy niewielki kawałek i formujemy w krążek o średnicy ok. 5 cm. Zwilżamy lakier. Niektórzy stosują do tego wodę aplikowaną za pomocą atomizera, bardziej polecane jest jednak użycie quick detailera. Energicznie pocieramy glinką w górę i w dół wybrany, niewielki fragment karoserii. Gdy glinka się zabrudzi, bierzemy nowy kawałek lub tak ją obracamy, by z samochodem stykał się czysty fragment. Gdy upadnie, bierzemy nowy kawałek. Skąd wiemy, że na danym fragmencie karoserii wystarczy już glinkowania? Będzie to czuć, ponieważ glinka zacznie przesuwać się bardzo płynnie. Wtedy wycieramy to miejsce mikrofibrą i przechodzimy do kolejnego. Wyglinkowanie całego auta trwa dość długo, a po wszystkim trzeba jeszcze raz umyć auto. Całą operację warto zakończyć porządnym woskowaniem. Takie zabiegi dobrze wpływają też na żywotność lakieru. A jeśli glinkowanie nie przyniosło spodziewanych efektów, trzeba będzie wspomóc się polerowaniem.
ABC glinkowania lakieru
Elegancja, blask, luksus, nonszalancja – z tymi cechami kojarzą się francuskie wnętrza. Chcesz, aby właśnie taki klimat zapanował w twojej kuchni? Nic prostszego! Są dodatki, które sprawią, że poczujesz się jak w Paryżu. Chcesz urządzić kuchnię wyjątkowo, a jednocześnie sprawić, by była wygodna i naturalna? Jest na to rada, wystarczy przejrzeć propozycje rodem z paryskich posiadłości, a następnie wprowadzić w swoim domu kilka zmian, aby zapanowała w nim aura francuskiej nonszalancji. Kuchnia francuska jest zazwyczaj urządzona w jasnych pastelowych kolorach, bardzo popularne są również motywy florystyczne. Kolory komponujące się z tym stylem to biel, lawenda, ecru oraz złoto. Jeśli marzysz o kuchni w takim stylu, musisz unikać krzykliwych motywów i przesadnie kontrastujących kolorów. Tam jest bowiem ważny także odpowiedni dobór materiałów – dominują wysokogatunkowe tkaniny, kryształ, drewno. Meble i dodatki są zazwyczaj stylizowane na vintage. W kuchni francuskiej dużą rolę odgrywa także zapach. Jako że Francja to kraj perfum, lawendy i ziół, to właśnie takie aromaty powinny unosić się w powietrzu. Lawendę warto przemycić też w kilku dodatkach. Można np. kupić kilka doniczek, w jednej z nich posadzić lawendę, w kolejnych oczywiście zioła prowansalskie, do których należą oregano, tymianek, majeranek i rozmaryn. Nie może też zabraknąć doniczki z bazylią. Styl francuski w kuchni nie potrzebuje dużo przestrzeni, dlatego też sprawdzi się zarówno w przestronnym domu, jak i niewielkim mieszkaniu w bloku. Nie wiąże się też z dużym nakładem finansowym. Czasem wystarczy kilka dodatków. Stylowe akcesoria box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. Oliver Bonas, Amara, Amara, TK Maxx, Soho House Retail, Nest Dodatki w kuchni francuskiej są klasyczne i ponadczasowe. Wykonane najczęściej z surowców naturalnych – drewna, szkła, kryształu. Jeśli marzysz o kuchni w paryskim stylu, pamiętaj, że nie może w niej zbraknąć złota! Złote sztućce i biało-złota zastawa to absolutny must have. Nonszalancji wnętrzu doda złoty stojak na wino. Kryształowa, bogato zdobiona karafka, wiaderko na lód i dozownik na mydło sprawią, że kuchnia nabierze królewskiego charakteru. Delikatne tekstylia box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. Amara, Next, TK Maxx, Nest, Amara Kuchnia francuska jest ciepła i przytulna, dlatego nie może w niej zabraknąć stylowych tekstyliów. Najlepiej, jeśli wybierzesz te w neutralnych kolorach ze złotymi akcentami – ściereczki, serwetki, poduszki – będą wprost idealne. Kuchnia zdobiona takim dekoracjami zachowa naturalny charakter, ale zdobędzie pałacową nutę. Francuski styl to także dominacja naturalnych tkanin, takich jak juta, len, bawełna czy płótno. Zapomnij więc o rzeczach wykonanych z poliestru – ich niską jakość będzie widać z daleka i kuchnia straci swój urok.
Marzysz o kuchni w stylu francuskim? Te dodatki nadadzą jej paryski sznyt!
Choć wydaje się, że o tym, co powinna mieć w swojej szafie każda pani o rozmiarze plus size już powiedziano wszystko, to jednak pomimo tego, warto sobie jeszcze raz przypomnieć o niezbędnych elementach, tworzących świetną bazę garderoby. Co prawda, w zależności od figury, pewne detale będą ulegać zmianom, lecz poniższych siedem propozycji pozwoli na myślenie o swej kreacji, jak o tym, co zapewnia wiele możliwości. Czarne spodnie na wiele okazji Możemy wybrać model z materiału w nieco bardziej eleganckim stylu. Dla pań posiadających smuklejsze nogi spróbujemy dopasować czarne spodnie z odrobinę węższą nogawką – nie muszą być to rurki czy super obcisłe skinny, ale spodnie lekko zwężane lub proste. Kobiety z „mocniejszymi” nogami mogą zdecydować się na wariant luźniejszy, który nie będzie opinał ud, a zostanie wyposażony w luźniejszy dół. Zdecydowanie jednak trzeba unikać fasonu typu szwedy; on jeszcze bardziej optycznie powiększa nogi, dodatkowo tworząc z nich kształt, przypominający ogromną kolumnę. Dla wielbicielek luźniejszego stylu, albo spędzających aktywnie czas, dobrym wyborem będą jeansy z podwyższonym stanem i z rozciągliwym stretchem. Dziś odnalezienie jeansów na aukcjach internetowych w rozmiarze 52 czy 54 nie stanowi problemu. „Zakładana” bluzka Bluzka o tzw. zakładanym fasonie ma naprawdę wiele zalet. Po pierwsze – pasuje do każdego typu figury, ale najlepiej prezentuje się na obfitszych paniach. Po drugie – idealnie podkreśla biust. A to właśnie panie o nieco większych kształtach mogą pochwalić się pięknymi, dużymi piersiami. Po trzecie – zakładany fason doskonale maskuje odstający brzuszek czy boczki. Kopertowe bluzki znajdziemy w przeróżnych kolorach. Posiadają one też zróżnicowane długości ramion. Panie o obfitych kształtach winny mieć w swojej szafie więcej niż jedną tego typu koszulę. Takie odzienie doskonale prezentuje się z: jeansami, eleganckimi spodniami, spódnicą wizytową czy nawet legginsami. Wraz ze skórzaną kurtką i wojskowymi botkami stworzy mocny, rockowy look. A z marynarką i klasyczną spódnicą będzie świetną alternatywą do biura. Jeśli nie czujemy się zbyt dobrze w głębokich dekoltach, wystarczy pod takową bluzkę założyć delikatny top lub samodzielnie zszyć odrobinę materiału. Płaszcz z jednym rzędem Choć najlepiej byłoby nigdy nie zapinać płaszcza (bo rozpięty optycznie wydłuża sylwetkę), to jednak jesień i zima w Polsce nie sprzyja tego typu eksperymentom modowym. Za to trzeba by zainwestować w dobry, jednorzędowy płaszcz. Dlaczego tylko jeden rząd guzików? Bo niestety podwójne zapinanie bardzo niefortunnie układa się na biuście i brzuchu, powiększając te partie ciała. Możemy również wybrać model, który nie jest wyposażony w widoczne guziki, a ma jedynie szarfę, którą przewiązujemy się w pasie. Taka wersja znakomicie współgra z większą sylwetką. A przecież pas przy płaszczu jest niezbędny – cudownie podkreśla talię, wysmukla i „dodaje” kilku centymetrów wzrostu. Jeżeli chcemy kupić klasyczny płaszcz na lata – zainwestujmy. Wełna, kaszmir, wysoka jakość – wówczas nasz zakup będzie satysfakcjonował przez dłuższy czas i na pewno nie wyjdzie z mody. Biały T-shirt to podstawa Wybierając idealną białą koszulkę, znów musimy postawić na wykończenie dekoltu. Najlepiej wybierzmy tzw. wycięcie w serek. Podkreśla ono biust; wysmukla szyję. Jeśli jesteśmy posiadaczkami obfitszych kształtów, to również nie powinnyśmy wybierać zbyt dużych rozmiarów. Nawet jeżeli chcemy ukryć zbędne kilogramy, to lepiej jest to robić umiejętnie, niż chować się za przesadnie dużymi ubraniami. Deformują one sylwetkę i finalnie wyglądamy na jeszcze większe, niż jesteśmy w rzeczywistości. Dopasowane T-shirty nosimy wraz z przedłużoną marynarką lub kardiganem, uwypuklając talię. Doskonale sprawdzi się do tego pasek w odważnym kolorze. Dzięki niemu zaakcentujemy kolejne punkty sylwetki, tym samym neutralizując zbyt obfite kształty. Marynarka od chłopaka Nic nie wygląda tak źle, jak kusa i krótka marynarka na tęgiej osobie. Ubierając niedopasowane rzeczy, odsłaniamy wszelkie swoje dysproporcje. Wybierając model boyfriend, wcale nie musimy stawiać na ogromny oversize. Wystarczy, że marynarka (rozpięta pięknie „wydłuży” sylwetkę) dodatkowo będzie zakrywać pupę. Z kopertową bluzką czy białym T-shirtem stanie się bazą niekończących się pomysłów na różnorodne stylizacje. Idealny kolor marynarki to granat, najlepiej by był dość ciemny. To uniwersalna barwa, która sprawdzi się niemal w każdej sytuacji. Jeśli jednak mamy w swej garderobie granatową lub czarną, dobrze dopasowaną marynarkę, to możemy pozwolić sobie na małe szaleństwo – czerwień, zieleń czy nawet biel. To nie prawda, że wymienione kolory są zarezerwowane tylko dla bardzo szczupłych. Umiejętne ich zestawienie wyśmienicie formuje sylwetkę. Spódnica na wagę złota W szafie każdej kobiety powinna znaleźć się co najmniej jedna spódnica. Nawet tęgie panie świetnie prezentują się w modelu za kolano (w zestawieniu z butami na obcasie). Jeżeli mamy płaski brzuch, ale dość obfite biodra – wypróbujmy model ukochany przez gwiazdy filmowe – spódnicę ołówkową. Ta z kolei doskonale podkreśli seksowne kształty, a to, co kojarzy się nam z nadmierną wagą, zamieni się w zaletę. Panie o obfitych nogach i brzuszku winny wybrać fason spódnicy lekko rozszerzany i z nieco wyższym stanem. Ukryje on wówczas nasze mankamenty i pozwoli cieszyć się bardziej kobiecymi stylizacjami. Idealne szpilki Nic tak nie poprawia nastroju, jak zakup nowych szpilek… I o tym również powinny pamiętać panie plus size. Posiadanie w swojej szafie seksownych, czerwonych butów na obcasie motywuje i daje ogromne pokłady wiary w siebie. Nawet, jeśli nie nosimy ich zbyt często, to są niczym buty słynnej Dorotki z Krainy Oz – spełniają marzenia! I dopełniają każdą kreację. Jedyne, o czym dodatkowo warto pamiętać, to obcas. Nie może być on z byt cienki, bo wówczas tęższa sylwetka staje się nieproporcjonalnie obfita. Wystarczy wybrać odrobinę stabilniejszy i grubszy obcas, a buty będą nam służyć przez wiele sezonów.
Garderoba dla pani plus size: co i jak nosić, jeśli masz rozmiar 42 i więcej?
Kamizelka pojawia się w tym sezonie w roli głównej. Może być podstawą stylu codziennego, sportowego, formalnego i eleganckiego. Sprawdź nasze propozycje na modne stylizacje z kamizelką. Przekonaj się, na ile sposobów można wykorzystać ten element garderoby. Kamizelki sportowe Z kapturem i ściągaczem. To dobrze znane wszystkim dresowe lub ortalionowe bezrękawniki. Rewelacyjnie sprawdzają się podczas aktywności fizycznej na świeżym powietrzu, na wycieczkach, wędrówkach i wieczornych spacerach. Kamizelka sportowa może być wykorzystywana także w innych stylach. Przede wszystkim sprawdzi się na co dzień. Może stanowić element przełamujący stylizacje bardziej formalne. Łatwo sobie wyobrazić zestaw złożony z jeansów, szpilek, koszulki i sportowego bezrękawnika. Kamizelka elegancka To klasyczna kamizelka żakietowa lub garniturowa. Może być zapinana na guziki, zatrzaski lub klamerki. W tym sezonie jest niezbędna w modnym stroju biznesowym. Świetnie koresponduje z krawacikiem i wstążką. Nie bój się łączyć jej z typowo męskimi dodatkami. Z powodzeniem sięgnij nawet po kamizelkę męską, która przybierze formę oversize. Dzięki temu zabiegowi twoja stylizacja będzie z pewnością bardziej oryginalna. Kamizelki eleganckie pojawiają się w zestawieniu ze spódnicą lub spodniami, najczęściej w kolorach zgodnych z kodem biznesowym, tj. czerni, granacie, bordo, głębokiej zieleni, graficie, ale i w odcieniach bardziej jaskrawych. Kamizelka jako symbol wiosny 2015 Jako element garderoby widoczna jest niemal we wszystkich stylach, w różnych wariantach. Kamizelka odzwierciedla styl lat 70. – boho, indiański czy country. W związku z tym zdobiona jest frędzlami, paskami, piórami, agrafkami, a także bywa w różne wzory – kwiaty czy kratę. Kamizelki dostępne są w różnych krojach. Mogą być dopasowane i krótkie, długie i obszerne oraz asymetryczne, zapinane na guziki, zasuwane lub wiązane albo bez zapięcia. Wreszcie pojawiają się w różnych formach, na przykład peleryny, żakietu, bolerka, narzutki, itp. Są szyte z różnych materiałów – jeansu, zamszu, pluszu, filcu, aksamitu. Propozycje stylizacji Włóż długą, kwiecistą suknię, sznurowane sandały lub buty na koturnach. Do tego dopasuj zamszową kamizelkę z frędzlami. Dodaj tasiemkę we włosy, kolczyki w kształcie piór i rzemyki na ręku. Stylizacja boho gotowa! Spodnie typu rurki lub dzwony połącz z koturnami. Włóż elegancką koszulę i taliowaną kamizelkę materiałową z wszytymi sznurkami, by zachwycić stylem country. Bądź bardziej drapieżna. Stwórz look grunge. Załóż jeansową lub skórzaną kamizelkę z ćwiekami o prostym i nietaliowanym kroju albo kamizelkę à la ramoneska. Do tego dobierz buty creepersy i klasyczne jeansy w kolorze granatowym lub czarnym. Ubrania wielofunkcjonalne To te, które można modyfikować i wykorzystywać na różne sposoby. Bardzo często kurtki, płaszcze i koszule mają odczepiane rękawy, dzięki czemu można je przekształcić w bezrękawniki i kamizelki. Tego typu okrycia wierzchnie są funkcjonalne zwłaszcza wiosną, kiedy pogoda często się zmienia. Zrób to sama Kamizelka to absolutny must have obecnego sezonu. Pamiętaj, że bardzo łatwo stworzyć samodzielnie swój niepowtarzalny model. Wystarczy odciąć rękawy żakietu, kurtki skórzanej, jeansowej, koszuli flanelowej lub T-shirtu. Dodatkowo możesz doczepić do swojej kamizelki różne gadżety – agrafki, piny, ćwieki, itp.
Sposoby na kamizelkę – gorący trend wiosny 2015
Smartfony „zadomowiły się” w kieszeniach i torebkach Polaków na dobre. Niestety, jak się pewnie domyślacie, te urządzenia są dużo mniej odporne na uszkodzenia niż klasyczne telefony komórkowe. Powodem takiego stanu rzeczy jest w dużej mierze wielki ekran, znacznie bardziej podatny na zadrapanie i stłuczenie. Piaszczysta plaża i, co gorsza, słona woda – to jedni z najgorszych wrogów naszych drogocennych sprzętów. Ekrany przeciętnych smartfonów, nawet tych zaopatrzonych w ochronne szkła Gorilla Glass, i tak zostaną zarysowane, jeśli tylko między szkłem smartfona a np. naszą kieszenią znajdzie się ziarenko piasku. Jeżeli chodzi kontakt urządzenia z wodą, to problem ten możemy chociaż w części rozwiązać, kupując smartfon wodoodporny (np. Sony Xperię Z2, Samsunga Galaxy S5, Lenovo A660, itp.). Pamiętajmy jednak, że słona woda jest dużo gorsza dla elektroniki niż woda słodka. O ile zalany zwykłą wodą smartfon można jeszcze często odratować, o tyle woda słona po odparowaniu pozostawia na powierzchni minerały, powodujące szybszą korozję, a co za tym idzie, uszkodzenie podzespołów. Jak zatem ochronić nasz smartfon, gdy wybieramy się na plażę? Drakoński sposób Najłatwiej byłoby powiedzieć, że najpewniejszym sposobem na ochronę smartfona jest… po prostu pozostawienie go w domu i niezabieranie na plażę. Powinniśmy się dobrze zastanowić, czy smartfon faktycznie będzie nam niezbędny. Może lepiej nie ryzykować i zamiast niego zabrać do kieszeni np. dodatkową kanapkę? A może nieco mniej drastycznie? Oczywiście niezabieranie smartfona to najprostszy, ale zarazem najmniej funkcjonalny sposób. Jeśli jednak nie chcemy się rozstawać z naszym sprzętem, warto rozważyć zakup specjalnego etui ochronnego. Nie mówię tu o takim, przeznaczonym dla konkretnego urządzenia, ale o uniwersalnej kurzo- i wodoodpornej torbie. Koszt takiego pokrowca waha się od kilku do kilkudziesięciu złotych. Ma on wielką zaletę, bo oprócz smartfona możemy do niego (w zależności od wielkości) schować też np. pieniądze. Wiele takich etui umożliwia korzystanie z ekranu dotykowego i to bez potrzeby wyciągania urządzenia. To świetne rozwiązanie, chroniące nie tylko przed wodą, ale także piaskiem. Czy są mniej inwazyjne sposoby? Naturalnie! Jeżeli nie mamy zamiaru skrywać naszego smartfona w wielkim etui, możemy również skorzystać ze specjalnej folii na ekran, która skutecznie chroni przed jego zarysowaniem. Z czasem, kiedy folia się już zużyje, możemy bez problemu ją odkleić i wymienić na nową. Jeśli takie zabezpieczenie połączymy z wcześniej wspominanymi, wodoszczelnymi smartfonami, to możemy być prawie pewni, że nasz smartfon na plaży będzie bezpieczny. Z pewnością zawsze może się zdarzyć, że zarysujemy nasz drogocenny sprzęt. Na to jednak też możemy zaradzić, kupując odpowiedni pokrowiec, który zakryje obudowę. Co zrobić, gdy smartfon wpadnie do wody? Jeżeli nasze urządzenie nie jest wodoszczelne, ale zdarzy mu się „kąpiel” w wodzie, to radzę skorzystać z naszego poprzedniego poradnika, w którym dokładnie tłumaczymy, jak postępować w przypadku takiego zdarzenia. Jeśli zastosujemy się do zaleceń, to istnieje szansa, że uratujemy nasz sprzęt. Oczywiście, jak już wcześniej wspomniałem, szanse się zmniejszają, jeśli woda w której „utonął” smartfon była słona. Piasek dostał się do wnętrza obudowy, co robić? Do jego usuwania przyda się np. miękka szczoteczka do zębów. Dzięki niej możemy pozbyć się większych drobin piasku, zagnieżdżonych w zakamarkach obudowy. Podczas takiego czyszczenia musimy jednak wyjątkowo uważać na okolice ekranu, bo – jak już wiemy – jest go bardzo łatwo zarysować nawet pojedynczym ziarnkiem. Jeśli to możliwe, otwórzmy pokrywę baterii i stamtąd także postarajmy się usunąć cały piasek. Naturalnie nie radzę otwierać obudowy smartfona w celu wyczyszczenia – zamiast tego możemy delikatnie „popukać” w urządzenie, aby wytrząsnąć z niego wszelkie drobiny. Osoby chcące mieć pewność, że wszystko dokładnie zostanie wyczyszczone, mogą skorzystać ze sprężonego powietrza. Delikatne wdmuchnięcie go w zakamarki smartfona powinno spokojnie wystarczyć.
Jak chronić swój smartfon na plaży?
Choć zasłony i firany stanowią najczęstsze wyposażenie naszych mieszkań i ważny element dekoracyjny, istnieje znacznie więcej sposobów na ciekawe udekorowanie nie tylko okien, ale też przestrzeni wokół nich. Drewniane rolety, girlandy świetlne, naklejki na szkło, tiulowe pompony to tylko niektóre nich. Podpowiadamy, jak w niebanalny sposób odmienić charakter naszych okien. Okna pełne światła Odpowiednio udekorowane okna nie tylko estetycznie wyglądają, ale także zapewniają odpowiedni dopływ dziennego światła. Są prawdziwą wizytówką domu, mogą nawet odmienić charakter całego wnętrza. Nie jest to jednak proste zadanie, a na wybór dekoracji ma wpływ wiele czynników. Należy wziąć pod uwagę m.in. to, jaką funkcję ma pełnić pomieszczenie, w którym znajdują się okna, jakie jest jego nasłonecznienie i w jakim stylu zostało urządzone. Mocno nasłonecznione pomieszczenie nie może zostać pozbawione zarówno zasłon, jak i rolet, ponieważ pełnią one funkcję ochronną. Zapobiegają nagrzewaniu się wnętrza, a także ułatwiają pracę – dzięki nim światło nie odbija się od ekranu laptopa czy okularów. Warto się także zastanowić nad tym, czy wybrane przez nas akcesoria dekoracyjne nie będą utrudniały otwierania okien lub groziły wypadnięciem, gdy zostanie ono otwarte. Co zamiast zasłon i firan Jeśli rezygnujemy ze standardowych okien oraz zasłon, powinniśmy w ich miejsce wybrać rolety. Producenci oferują wiele różnych modeli różniących się między sobą wyglądem, a także sposobem montażu oraz użytkowania. poniżej opisujemy kilka najpopularniejszych. Rolety rzymskie: wykonane ze sztywnej tkaniny zasłonowej lub woalowej, podnoszone za pomocą sznurka lub łańcuszka. Rolety zasłonowe przepuszczają niewiele światła (szczególnie te o ciemnym kolorze), a woalowe dają niewiele prywatności. Żaluzje poziome: umożliwiają regulację kąta nachylenia lameli (poziomych elementów, z których są wykonane), a przez to kontrolę ilości światła docierającego do pomieszczenia. Ze względu na cenę najchętniej wybierane są żaluzje aluminiowe, ale wykonane z drewna prezentują się dużo bardziej elegancko i są wytrzymalsze. Żaluzje pionowe: wykonane z szerokich pasów ze sztywnego tworzywa, które gwarantuje mocne zaciemnienie. Umożliwiają regulację kąta nachylenia lameli oraz całkowite zsunięcie rolet za pomocą sznurka lub łańcuszka. Niebanalne dekoracje Jeżeli zależy nam na tym, by nasze okna wyglądały zachwycająco, możemy wykorzystać kilka prostych, ale efektownych ozdób. Doskonale sprawdzą się wszelkiego rodzaju zawieszki, girlandy, łańcuchy świetlne oraz drobiazgi DIY („Do it yourself”, czyli „Zrób to sam”). Ich największą zaletą jest stosunkowo niska cena, poza tym łatwo je zawiesić lub zdjąć, a przy okazji szybko zmieniają wygląd okna. Doskonale sprawdzają się podczas przygotowywania sezonowych aranżacji, np. na Wielkanoc. Coraz większą popularność zyskują cotton ball lights, czyli girlandy świetlne z niewielkich bawełnianych kulek, które zawierają żarówki LED-owe. Doskonale wyglądają w aranżacjach w stylu skandynawskim, a także romantycznym i rustykalnym. Nad oknami (np. na karniszu) zawiesić można również inne łańcuchy świetlne z kulek rattanowych, kolorowych lampek lub małych lampionów z tworzywa sztucznego. W pokoju dziecięcym czy w sypialni możemy zamotać dookoła karnisza lub powiesić w pionie girlandę – z tekstylnymi proporczykami, kuleczkami z wełny czesankowej, drewnianymi literkami lub sztucznymi kwiatami. Oryginalne i przyjemne dla oka są również pompony, np.tiulowe (od 8 zł/szt.) oraz papierowe (od 2 zł/szt.), a także dzwoneczki, sznury z koralików i muszelek oraz wszelkiego rodzaju zawieszki filcowe. Na walentynki możemy powiesić bawełniane serduszka, na Boże Narodzenie drewniane śnieżynki, a na Halloween – małe dyniowe lampiony z papieru.
Efektowne dekoracje okien, czyli co zamiast zasłon
Kosmetyków stworzonych specjalnie dla mężczyzn ciągle przybywa. Panowie coraz bardziej dbają o siebie, co zachęca producentów do wypuszczania na rynek nowych linii produktowych przeznaczonych wyłącznie dla mężczyzn. Sprawdź, jakie kosmetyki wybierać, aby właściwie pielęgnować swoje ciało latem. Lato to okres, w którym twoja skóra wymaga wzmożonej pielęgnacji. Jest bardziej narażona na wysychanie, dlatego potrzebuje stałego nawilżania. Podpowiadamy jak zachować dobrą kondycję skóry w upalne dni. Masz szczęście! Męska skóra jest bardziej odporna na warunki atmosferyczne niż skóra kobieca. Twój naskórek składa się z ok. 30 warstw, dzięki czemu mniej odczuwasz ból, a twoje ciało lepiej reaguje na zanieczyszczenia powietrza. Androgeny, czyli męskie hormony płciowe odpowiadają za lepsze ukrwienie oraz wydzielanie sebum, które chroni twoją skórę przed wysychaniem. Wszystkie te czynniki sprawiają, że aby właściwie pielęgnować swoje ciało, musisz używać kosmetyków przeznaczonych wyłącznie dla mężczyzn. Do kąpieli Panowie pocą się znacznie intensywniej niż kobiety. Wydzielają od 500 ml do 1500 ml potu – szczególnie latem. Dlatego w upalne dni kąpiel często przynosi ukojenie. Żele pod prysznic dla mężczyzn zazwyczaj mają bardzo intensywne zapachy. Skóra pachnie również długo po spłukaniu. Możesz wybrać żel chłodzący, który dodatkowo po kąpieli przyniesie efekt przyjemnego orzeźwienia. Na rynku dostępne są również nawilżające żele pod prysznic, które działają pośrednio jak balsam i są szczególnie przydatne latem, kiedy skóra wymaga intensywnego nawilżenia (zwłaszcza po częstych kąpielach). Po kąpieli Poświęć na pielęgnacje skóry również kilka chwil po kąpieli. W upalne dni używaj antyperspirantu, który pomoże ograniczyć wydzielanie potu i zniweluje jego przykry zapach. W całe ciało natomiast wsmaruj balsam nawilżający (warstwa nie musi być zbyt gruba, aby skóra się nie kleiła), który zawiera w sobie odżywcze olejki, mające uchronić twoją skórę przed przesuszaniem. Taki balsam powinien dodatkowo zredukować szorstkość naskórka i nadmierne łuszczenie. Do twarzy Niestety męska skóra – przez testosteron – ma większą skłonność do świecenia się, przetłuszczania i wyprysków. W lato widać to szczególnie, gdyż wysokie temperatury intensyfikują wydzielanie sebum. Dlatego po goleniu stosuj preparaty, które zmiękczą zarost, ułatwią ci golenie i nie zostawią zaczerwienień. Tradycyjne wody po goleniu zawierają alkohol, który wysusza naskórek i często powoduje podrażnienia. W upalne dni niezbędny jest również krem do twarzy. Tutaj producenci mają wiele do zaoferowania. Najlepszym wyborem będzie krem instensywnie nawilżający i chłodzący. Jeśli twoja skóra ma skłonności do świecenia się – możesz zdecydować się na krem matujący, który świetnie zniweluje błyszczenie. Do włosów Wielu mężczyzn dużą wagę przywiązuje do swojej fryzury, dlatego nie możesz w lato zapomnieć o włosach. Wybierz usztywniającą piankę z odżywką i szampon, który wzmocni cebulki włosów – to pomoże im przetrwać upały. Ochrona przed słońcem Najważniejsza w letniej pielęgnacji skóry jest jednak ochrona przed szkodliwymi działaniami promieni słonecznych. Dlatego zaopatrz się w kosmetyki z filtrem. Na rynku znajdziesz wiele rodzajów kremów, balsamów i pianek, które zapewnią właściwą ochronę podczas upałów. Odpowiednia pielęgnacja w letnich miesiącach zapewni twojej skórze intensywne nawilżenie, sprężystość i uchroni ją od nadmiernego wysychania, podrażnień i oparzeń. Na rynku znajdziesz kosmetyki do twarzy, ciała i włosów, które przeznaczone są wyłącznie dla mężczyzn.
Pielęgnacja na lato dla mężczyzny
Nosidło turystyczne to ułatwienie dla rodziców małych dzieci, którzy lubią wyjazdy, na przykład w góry. Sprzęt ten może zastąpić wózek, którym nie wszędzie przecież wjedziemy, szczególnie na górskim szlaku. Na co zwrócić uwagę przy wyborze nosidła turystycznego? Nosidło turystyczne umożliwia podróżowanie dziecka, które dobrze i stabilnie siedzi, czyli około 10. miesiąca życia. Zanim jednak zakupimy konkretny sprzęt, należy przymierzyć do niego dziecko. Maluch musi być w nim bezpieczny i mieć odpowiednie podparcie. Nosidło powinno być również wygodne dla rodzica, w końcu to on będzie z nim przemierzał szlaki. Na co powinniśmy zwrócić uwagę, kupując nosidło turystyczne? Kupując nosidło turystyczne, należy zatroszczyć się o własny kręgosłup. Sprzęt razem z dzieckiem to około kilkunastu kilogramów. Chodząc z takim obciążeniem po górach i wzniesieniach, należy wybrać urządzenie z profesjonalnym systemem nośnym. Powinien zostać dopasowany do wzrostu osoby noszącej sprzęt. Komfort zapewni szeroki pas mocowany na biodrach, szerokie szelki, regulowana wysokość uprzęży i pas piersiowy. Jeżeli zamierzamy korzystać z nosidła przez kilka lat, to warto zastanowić się nad systemem regulacji siedziska. Tylko niektóre modele mają możliwość regulowania szerokości siedziska oraz jego wysokości. Pamiętajmy również, że odpowiednia ilość miejsca dla dziecka zmienia się wraz z porą roku. Podczas wędrówki w zimie maluch ma na sobie grubą warstwę ubrań, przez co ilość miejsca się zmniejsza. Istotną kwestią jest oparcie na stopy i regulowana wysokość zagłówka. Zwiększają one wygodę dziecka. Niektóre nosidła posiadają dodatkową komorę na bagaż. To ciekawe rozwiązanie, ale w przypadku, gdy nosimy mniejsze dziecko – wówczas możemy spakować pieluchy, przewijak, chusteczki, jedzenie i inne niezbędne rzeczy. W przypadku starszego dziecka należy sprawdzić, czy waga dziecka, nosidła i dodatkowego bagażu nie przekroczy naszych możliwości. Wyposażenie dodatkowe nosidła turystycznego Ciekawą i bardzo przydatną opcją jest stelaż z możliwością postawienia nosidła. Dzięki temu możemy swobodnie umieścić dziecko w środku i dopiero założyć je na plecy. Nie każde nosidło turystyczne ma taką możliwość, więc warto zwrócić na to uwagę. Przyda się także daszek przeciwsłoneczny i osłona przeciwdeszczowa – szczególnie w górach pogoda może zmieniać się bardzo szybko. W przypadku osłony przeciwdeszczowej należy zwrócić uwagę, czy dziecko jest dobrze osłonięte od wiatru i deszczu. Jednocześnie powinna zostać zachowana prawidłowa wentylacja powietrza. Wybór nosidła turystycznego Wybierzmy takie, które będzie wygodne zarówno dla dziecka, jak i osoby noszącej je na plecach. Powinniśmy mieć możliwość swobodnego wkładania i wyjmowania dziecka z nosidła. Maluch jednak nie może móc samodzielnie wypiąć się. Ponadto wybierzmy model, który jest wytrzymały i dobry jakościowo. Decydując się na podróżowanie z dzieckiem w nosidle, należy wziąć pod uwagę fakt, że maluch nie rozgrzeje się wraz z marszem. Powinniśmy ubrać malucha w dodatkową warstwę ubrania i kontrolować od czasu do czasu, czy nie jest mu za zimno.
Nosidło turystyczne – zabieramy malucha w góry
Co roku organizowane są międzynarodowe targi, na których projektanci i firmy z całego świata prezentują bieżące tendencje, obowiązujące w modzie łazienkowej. Trendy w wystroju nie są tak dynamiczne i zmienne jak te, rządzące przemysłem odzieżowym, jednak również inspirują i zachwycają nowatorskim podejściem. Łazienki już dawno przestały być jedynie funkcjonalnym pomieszczeniem służącym codziennej toalecie. Ich wystrój może zachwycać, a samo aranżowanie wnętrza być wdzięcznym zajęciem architektów, jak i amatorów. Jakie trendy będą obowiązywać w łazienkowej modzie w roku 2016? Elegancki styl w przytulnym i wygodnym wydaniu W łazienkowych trendach na 2016 rok można zauważyć jedną wspólną tendencję w dążeniu do przytulnego klimatu, jak największej funkcjonalności i elegancji w jednym. Modne aranżacje spełniają jednocześnie wszystkie te kryteria, dzięki czemu otrzymujemy wnętrze komfortowe w codziennym użytkowaniu oraz miłe dla oka.Widzimy zdecydowany zwrot w stronę ciepłych materiałów. Projektanci chętnie wykorzystują drewniane blaty i okładziny z naturalnych desek. Łazienka na czasie ma również miejsce na akcesoria przy umywalce, a meble praktyczne szuflady. Trendy w płytkach ceramicznych Płytki ceramiczne to ta dziedzina, w której projektanci dali prawdziwy popis fantazji. Płytki ścienne i podłogowe są pokryte wzorami inspirowanymi patchworkiem, w bardzo pomysłowych wydaniach. Dotyczy to zarówno barw bardzo spokojnych, jak również wprowadzających do wnętrza kolor przewodni, np. żółty lub różowy, który warto powtórzyć w akcesoriach i detalach. Jeśli postawimy na jednolite płytki, zaszalejmy z fakturą. Na tegorocznych targach raczej nie sposób było spotkać gładkiej, nudnej powierzchni z połyskiem. Świetnie sprawdzą się płytki betonowe lub te z efektem 3D: fali, tkaniny czy chropowate. Wyborem pośrednim będzie wyznaczanie stref lub akcenty z kilku rodzajów płytek, co również jest bardzo na topie. Kolory – łazienki 2016 Biel dominuje w łazienkach od wielu lat. Jest praktyczna i gwarantuje poczucie czystości. W tym roku jednak przełamywana jest dodatkowymi barwami, które skutecznie urozmaicają modne aranżacje. Chętnie i z sukcesem wprowadzamy akcenty żółte, pomarańczowe, szare i czarne. Zarówno w meblach, jak i ceramice. Żywe detale podkreślają jednolite powierzchnie. Łazienki w 2016 roku lubią również wzory. Modny jest patchwork, dzięki któremu możemy wpleść wielość barw, np. do surowych, loftowych stylistyk. Powodzeniem cieszą się także geometryczne wzory: kwadraty, koła, romby i trójkąty, spotykane w szczególności na płytkach. Ceramika sanitarna – trendy 2016 W 2016 roku nastanie moda na kolorową ceramikę sanitarną. Warto zastanowić się nad czarną lub błękitną wanną czy umywalką. Dla osób obawiających się o względy praktyczne przygotowane zostały propozycje malowane jedynie z zewnątrz, co wyklucza powstawanie uporczywych, wodnych zacieków. Modne baterie łazienkowe W trendach na 2016 rok wśród baterii widzimy wyraźne zerwanie z nudnym już srebrem i chromowanym połyskiem. Krany i słuchawki prysznicowe są złote, chętnie postarzane oraz w kolorze miedzi. Ciepłe barwy idealnie podkreślą styl i elegancję wnętrza. Zwrócimy uwagę na baterie łazienkowe w stylu retro. Moda łazienkowa na 2016 rok zaskakuje niespodziankami. Dzięki odwrotowi od czystej, niczym niezakłóconej bieli, mamy pole dla wprowadzenia do wnętrza koloru. Niezależnie czy zdecydujemy się na wzorzystą podłogę, czy jedynie na energetyzujące akcenty, dążmy do elegancji i ciepła w odbiorze. Obowiązujące na targach tendencje to kopalnia inspiracji do stworzenia stylowego mieszkania.
Stylowa łazienka – trendy 2016
Kim jest Sara? To kobieta, która ma szanse wypchnąć z piedestału polskich bohaterek literackich Judytę, postać z poprzednich powieści Katarzyny Grocholi. Życie Sary nie różni się bowiem tak bardzo od życia przeciętnych Polek w jej wieku. Co zatem sprawia, że jej historia jest tak wyjątkowa, że książkę można połknąć niemalże natychmiast mimo jej obszerności? Katarzyna Grochola to mistrzyni tworzenia książek lekkich i wciągających, które zawierają drugie, bardziej gorzkie, ale prawdziwe dno. Kryształowy Anioł to powieść, która przedstawia historię rozgrywającą się na niemal sześciuset stronach – a mimo to nie nudzi nawet przez chwilę. Kim zatem jest Sara? Ucieczka ku lepszemu – czy aby na pewno? Sara ma trzydzieści lat, jest inteligentna i przebojowa. Wyjechała, jak wielu ludzi w jej wieku, z rodzinnej, niewielkiej miejscowości w poszukiwaniu lepszej przyszłości. Trafiła do Warszawy, gdzie myślała, że znajdzie odpowiedzi na swoje pytania. Jednak rzeczywistość okazała się nie być tak kolorowa, jak sobie planowała. Sara wciąż oddala się od męża – bowiem to, co jemu sprawia przyjemność, jej przynosi tylko rozczarowanie i gorycz. Kobieta nie jest w stanie cieszyć się z sukcesu i widzi go jako swego rodzaju porażkę. Czy poradzi sobie z tą sytuacją? Czy uda się jej przezwyciężyć przeciwności i uratować swoje małżeństwo? Czy wielkie miasto oznacza wielkie niezrozumienie i samotność? Doskonałe połączenie śmiechu i łez Kryształowy Anioł to książka, która z pewnością zachwyci miłośników Katarzyny Grocholi, bowiem znajdą tu wszystko, za co cenią autorkę. Co jednak z tymi, którzy nie zaczytują się z namiętnością w jej publikacjach? Zapewne odbiorą opowieść o Sarze jako dosyć mądrą, ale nie przemądrzałą historię o współczesnym życiu i problemach, których może doświadczyć każdy z nas. To inteligentna, napisana w lekki, ale i przemyślany sposób powieść o marzeniach, nadziei i zderzeniu z rzeczywistością. Znajdziemy tu charakterystyczny dla Grocholi styl, który na zmianę wzrusza i bawi, sprawia, że kibicujemy bohaterce i mamy ochotę płakać razem z nią. Oprócz tego pozycja zawiera wyjątkowo naturalne, błyskotliwe dialogi między postaciami, które są autentyczne i na swój sposób uniwersalne. To z pewnością dobra książka, która porusza tematy zarówno społeczne, jak i psychologiczne, ale robi to z lekkością i rozrywką. Zobacz także inne książki Katarzyny Grocholi. Źródło okładki: wydawnictwoliterackie.pl
„Kryształowy Anioł” Katarzyna Grochola – recenzja
Blizny stanowią defekt nie tylko natury estetycznej, zwłaszcza jeżeli zlokalizowane są w widocznych miejscach ciała, np. na twarzy, dłoniach czy dekolcie. Na szczęście istnieją różne metody, dzięki którym możemy pozbyć się kłopotliwych zmian lub sprawić, by stały się one mniej widoczne. Jak powstają blizny? Blizny stanowią pamiątkę po różnego typu urazach, zabiegach bądź owrzodzeniach. Pojawiają się wtedy, gdy uszkodzenie jest na tyle głębokie, że sięga skóry właściwej. Podczas gojenia w miejscu uszkodzenia tworzy się tkanka włóknista, której zadaniem jest wypełnienie ubytku. Nie jest ona jednak tak wartościowa, jak zdrowa skóra. Po zagojeniu zranione miejsce odbiega zazwyczaj barwą od reszty naskórka, a na jego powierzchni nie występują włoski. Wygląd blizny uzależniony jest od kilku czynników. Znaczenie ma przede wszystkim typ oraz rozmiar rany, obfitość krwawienia, a także ilość oraz rodzaj założonych w razie potrzeby szwów. Istotna jest również jej lokalizacja. Ryzyko powstania blizny jest największe, jeżeli zostanie uszkodzona skóra mostka, ramienia, podbródka lub górnej części pleców. Na wystąpienie zmian w najmniejszym stopniu narażone są dzieci, u których proces gojenia zachodzi najszybciej i najefektywniej. Blizny najczęściej zanikają samoistnie, jednak w niektórych przypadkach niezbędna jest interwencja, zwłaszcza gdy znamiona osiągają rozmiary przekraczające wielkość rany, są czerwone, zgrubiałe i twarde. Podjęcie odpowiednich kroków jest wtedy konieczne, gdyż zmiany te mogą mieć negatywny wpływ na stan naszego zdrowia – często wywołują ból, swędzenie, a także przykurcze i napięcie mięśni. Dla najlepszych efektów leczenia ważne jest, by zostało ono podjęte jak najwcześniej. Leczenie farmakologiczne Jeżeli blizna jest stosunkowo niewielka i świeża, zadowalające rezultaty może przynieść leczenie farmakologiczne. Do dyspozycji mamy najróżniejsze, przeznaczone do stosowania miejscowego preparaty, których zadaniem jest przede wszystkim poprawa ukrwienia zmienionego miejsca, nawilżenie, zmniejszenie uczucia świądu oraz zwiększenie sprężystości tkanki, a co za tym idzie – ograniczenie rozrostu blizny. Do najważniejszych substancji czynnych znajdujących się w dostępnych bez recepty żelach, maściach i kremach należy wyciąg z cebuli, heparyna oraz allantoina. Regularne stosowanie tego typu kosmetyków oraz unikanie czynników szkodliwych, np. ekspozycji na promieniowanie słoneczne, lub nadmiernie niskich czy wysokich temperatur, może przynieść widoczne efekty. Popularnością cieszą się także kremy lub plastry zawierające silikon, dzięki którym blizny zwykłe, ale także te pooperacyjne czy przerośnięte, znikają zdecydowanie szybciej. Ich stosowanie nie jest jednak zalecane osobom zmagającym się ze śladami po trądziku, natomiast kobiety karmiące piersią powinny zasięgnąć w tej kwestii opinii lekarza. Leczenie przy pomocy plastrów można łączyć z terapią uciskową, polegającą na zastosowaniu odpowiednich, elastycznych masek i rękawów, zapobiegających rozrostowi blizn. Do dyspozycji mamy także metody domowe. Poza okładami z cebuli leczenie blizn może wspomagać len, który działa przeciwzapalnie i łagodząco. Zawarte w nim substancje wspomagają gojenie się ran, a dodatkowo rozjaśniają powstałą już bliznę i wyraźnie ją zmniejszają. Pomocny jest także nagietek lekarski, jak również olej z nasion róży – dzięki niemu skóra staje się bardziej elastyczna, a blizny mniej wypukłe. Gdy leki zawiodą… Kiedy sposoby nieinwazyjne okażą się nieskuteczne, można sięgnąć po środki nieco bardziej radykalne. Jedną z nich jest krioterapia, czyli zabieg polegający na zamrożeniu blizn za pomocą specjalnej aparatury, dzięki czemu stają się one mniej widoczne. Zarówno ta metoda, jak i laseroterapia, czyli leczenie poprzez naświetlanie, mogą wywołać skutki uboczne, do których należy m.in. swędzenie bądź odbarwienie naskórka. Możliwe jest także skorzystanie z pomocy chirurgicznej. Lekarz wycina zmieniony fragment skóry, po czym zastępuje go nowym, pobranym najczęściej od samego pacjenta. W taki sposób są zazwyczaj usuwane blizny większego rozmiaru. Leczenie połączone jest w tym przypadku z innymi formami terapii, np. wspomnianą krioterapią czy też wstrzyknięciami kortykosteroidów. W wielu przypadkach wystarczy oczyścić i zdezynfekować ranę, by nie został po niej ślad. Choć leczenie powstałych już blizn może być nieco trudniejsze, warto je podjąć i poprawić tym samym jakość swojego życia.
Jak pozbyć się blizn?
Łazienka nie musi być tylko funkcjonalnym nudnym pomieszczeniem. Jej wystrój, tak jak każdego innego wnętrza, może zachwycać niebanalnymi rozwiązaniami i pomysłami. Co powiesz na umywalkę, która nie tylko służy higienie, ale do tego pełni funkcję dekoracyjną? Wielu osobom trudno jest oprzeć się wrażeniu, że jedynym wyborem, jakiego można dokonać w dziedzinie umywalek, jest jej wielkość i ustawienie na blacie, nodze lub przytwierdzenie do ściany. Jeśli tylko bardziej zagłębisz się w ofertę producentów sanitariatów, zadziwisz się, jak różnorodne pod względem kształtu, koloru i materiału wykonania mogą one być! Nietypowe umywalki – hit w urządzaniu łazienek Jeśli planujesz urządzanie lub remont łazienki, z pewnością w pierwszej kolejności przychodzi Ci do głowy biała, ceramiczna umywalka. Ma ona wiele oczywistych zalet praktycznych, a do tego jest tak uniwersalna, że pasuje do większości aranżacji. Trzeba jednak przyznać, że jest to rozwiązanie już dość spowszedniałe. Warto pomyśleć niestandardowo i postarać się wyróżnić. W sprzedaży znajdziesz mnóstwo modeli o nowatorskich kształtach (okrągłe, podłużne, prostokątne i owalne) oraz kolorach. Do tego dochodzą kwestie materiałów, które wcale nie muszą być oczywiste! Dasz się namówić na którąś z poniższych efektownych propozycji? Kamienna umywalka jako dekoracja łazienki Wśród kolekcji nietypowych umywalek niezwykle ciekawymi są propozycje tych wykonanych z kamienia. Występują w pełnej różnorodności gatunków i kolorów. Trzeba przyznać, że oszlifowane, rzeźbione w obłe kształty modele dodają wnętrzu wrażenia elegancji i luksusu. W połączeniu ze złotą lub srebrną baterią stworzą stylowy komplet, który zaprezentuje się świetnie w wielu łazienkach. Do wyboru są też umywalki kamienne, których zewnętrzne krawędzie pozostawiono w surowym stanie lub ociosano nieregularnie. One także przyciągają uwagę i zachwycają naturalnością. Takie elementy idealnie wpiszą się w ekologiczny wystrój wnętrza inspirowanego przyrodą. Jeśli chcesz, aby w Twojej łazience znajdował się naprawdę mocny element, postaw na kamienną umywalkę stojącą. To jak sporej wielkości rzeźba czy postument, który na pewno nie pozostanie niezauważony. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Umywalka szklana – nietypowa dekoracja łazienki Funkcję dekoracyjną w łazience bardzo skutecznie spełniają umywalki szklane. Są produkowane z grubego, hartowanego szkła, które jest odporne na uszkodzenia. Nie ma obawy o rozbicie takiego cacka. Szklane misy przybierają naprawdę piękne i pomysłowe formy. Na uwagę zasługuje szkło barwione na różne kolory, cieniowane i pokrywane wzorami. Do takich mis warto dobierać specjalnie im dedykowane baterie. Bardzo ciekawym rozwiązaniem są te, w których woda ścieka po szklanym spodku lub rynience. To prawdziwy wodospad we własnej łazience! Umywalka miedziana jako dekoracja łazienki Materiałem, z którego produkowane są umywalki, a który nie cieszy się wielką popularnością, jest metal. Przyjęło się, że jest trudny w utrzymaniu i pielęgnacji. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że tak naprawdę, o każde sanitariaty trzeba starannie dbać, aby przetrwały wiele lat. Względy estetyczne powinny cię przekonać. Wystarczy spojrzeć na miedziane umywalki. Wyglądają bardzo stylowo, a pasują do wielu wnętrz: od klasycznych, poprzez rustykalne, aż po industrialne. Warto rozważyć właśnie taki zakup. Wzorzyste egzotyczne umywalki Ostatnim, ale nie mniej efektownym typem dekoracyjnych umywalek są te inspirowane sztuką Meksyku. To tam spotkać można misternie malowane i ozdabiane ceramiczne misy, które montuje się w blacie w otoczeniu czterech idealnie dopasowanych kafli. W sprzedaży znajdziesz sprowadzane na zamówienie, oryginalne oraz stylizowane na takie modele. Zaskakujące, jak ciekawym i ozdobnym elementem wyposażenia łazienki może być umywalka. Czasy, kiedy w sklepach dostępnych było kilka modeli, już dawno minęły. Teraz możesz wybierać wśród bardzo nietypowych przykładów, które jednocześnie są praktyczne i funkcjonalne.
Umywalka, która będzie dekoracją łazienki
Nowa książka Zośki Papużanki, której debiut okrzyknięto jednym z najbardziej błyskotliwych głosów w młodej polskiej prozie, to piękna powieść o uczuciach. Tych, do których tęsknimy, o których marzymy, ale i takich, o których chętnie byśmy zapomnieli. Taki inny, taki bezbronny Jakie uczucia towarzyszą matce, która rodzi upragnione dziecko, i jak trudno potem pogodzić się z tym, że jest ono inne, że nie tylko nie spełnia oczekiwań, ale nawet trudno porównywać jego rozwój? On. Odrzucony, wyśmiewany, niepotrafiący się bronić. Mający w sobie nieskończone pokłady dobroci, ale i naiwności. W szkole przezwany Śpikiem i traktowany jak ostatnia oferma. Denerwujący nauczycieli, którzy są kompletnie bezradni ze swoim tradycyjnym modelem edukacji. I matka. Ta, która mimo zmęczenia, zniechęcenia nie traci nawet na chwilę wobec niego miłości. Pragnąca go chronić, gdy widzi, jak jest on wobec otaczającego świata bezradny. Przerażenie i zgryzota zamieniają się z czasem w jej sercu w pragnienie bliskości – przynajmniej on jest stałym elementem jej życia, nie opuści jej, nie zostawi samej. Wszystko ma być poukładane Autorka nie stawia diagnozy (choć można przypuszczać jakieś zaburzenia autystyczne), nie zajmuje się krytykowaniem błędów popełnionych przez tych, którzy mogli pomóc, ale tego nie zrobili. Snuje historię i kreśli ją głównie poprzez emocje przeżywane przez bohaterów. Raz widzimy świat oczyma matki, raz jej syna. Świat wokół nich się zmienia, PRL odchodzi w niepamięć, wszyscy wydają się ścigać się z jakimś własnym pojęciem na temat tego, co to znaczy odnieść sukces, mieć szczęśliwe życie. Tylko oni wydają się żyć jakby w innym tempie. Jakby te sprawy, którymi żyje świat dookoła, mało ich zajmował. Dzięki temu wszystkie te przemiany – w ludziach, w telewizorze, w mieście, w jakim żyją – stają się trochę humorystyczne, jakby baśniowe, pozbawione nadawanej zwykle we wspomnieniach otoczki emocjonalnej. Zmienia się sklep wraz ze swoim wyposażeniem, zmienia się ksiądz, który kiedyś odprawiał mszę w skromnym blaszaku, zmienia się język, jakim ludzie rozmawiają. A dla Szpika najważniejszy jest i tak rozkład jazdy krakowskich tramwajów, a dla niej: żeby jemu nic się nie stało. Reszta się nie liczy. Nie dla nich rodzący się kapitalizm i zachłyśnięcie się konsumpcją. Mają siebie. Świat lubi rzeczy poukładane, zaplanowane, ale ich życie takie nie jest. I książka poprzez swoją konstrukcję też przeczy temu, że tylko w porządku można odkryć miejsce dla siebie. Wrażliwość, wielogłosowość, podróż w przeszłość Jednych zachwycą humorystyczne obrazki z PRL, szkolne wygłupy i scenki z osiedli. Inni zatrzymają się na dłużej nad psychologiczną warstwą relacji między synem i matką. „On” naprawdę zaskakuje złożonością, wielowarstwowością tej historii. To metaforyczna baśń o tych, którzy w oczach świata są skazani na litość, współczucie, jako ci, którym „się nie udało”. Wychowywani na różnych wzorcach historyczno-literackich, gdzie poświęcenie dla ideałów, rezygnacja z siebie były stawiane za najwyższy wzór, w życiu staramy się uciec od takich postaw jak najdalej. Nie rozumiemy takich wyborów, dziwimy się im. A przecież, jak pokazuje nam Zośka Papużanka, wcale nie polegają one jedynie na samoumartwianiu, że mogą być one zdeterminowane miłością, w obliczu której reszta przestaje się liczyć. Powieść bardzo ciekawa, pełna niedopowiedzeń, metafor, dygresji, zaskakujących zmian narracyjnych i fabularnych. Proza świeża i naprawdę godna polecenia. Źródło okładki: www.znak.com.pl
„On” Zośka Papużanka – recenzja
Wybierając się na wycieczkę, chcemy być przygotowani na każdą sytuację, jaka może nam się przytrafić na leśnym czy górskim szlaku, jednak nie chcemy brać ze sobą tony narzędzi. Wyjściem z tej sytuacji jest karta przeżycia. To niewielki gadżet, który zmieści się w portfelu. Najczęściej jest wykonana z metalu lub innego trwałego materiału. W zamyśle jej twórcy było to, aby zmieścić jak najwięcej narzędzi, które mogą się przydać, w jak najmniejszym rozmiarze, aby zawsze mieć ją przy sobie. W zależności od modelu może mieć nawet 18 funkcji. Klucze Nieraz na biwaku zdarza się, że jakąś śrubkę trzeba dokręcić, czy to przy łóżku turystycznym czy namiocie. Ciężko jest nosić ze sobą komplet różnych kluczy. Płaskie czy nasadowe w naszym plecaku, skutecznie by go obciążały i zajmowały miejsce. Karta przeżycia jest wyposażona w kilka najbardziej popularnych kluczy o różnym profilu, dzięki którym można dokonać najprostszych napraw. W zależności od modelu znajdziemy tutaj klucze oczkowe czy motylkowe, które przydadzą się na każdej wycieczce. Śrubokręt Każda karta przeżycia jest wyposażona w co najmniej jeden śrubokręt. Najczęściej jest on zlokalizowany na rogu karty, tak by był jak najbardziej poręczny. Takim narzędziem odkręcimy lub przykręcimy wszelkie śrubki, do których potrzebowalibyśmy śrubokrętów płaskich lub krzyżakowych. Niektóre karty są wyposażone w specjalny śrubokręt przeznaczony do naprawy okularów. Jest to szczególnie ważne w przypadku, gdy mamy dużą wadę wzroku i okulary są nam potrzebne. Akcesoria kuchenne Co może zmieścić się w tak małej karcie, co mogło by być wykorzystane do przygotowania posiłku? Otóż całkiem dużo. Mamy tutaj otwieracz do butelek, bez którego żaden biwak czy ognisko nie może się udać, ale też otwieracz do konserw będących podstawą wycieczkowego jadłospisu. Z kolei obieraczka się przyda, bo nikt nie lubi jeść nieobranych warzyw. Do tego należy dodać nożyk, dzięki któremu pokroimy naszą strawę. Najbardziej przydatnymi funkcjami z wyżej wymienionych są otwieracz do butelek i konserw oraz nożyk. W ten zestaw jest wyposażona każda karta przeżycia, niezależnie od firmy czy modelu. Zebranie ich na jednej karcie bardzo ułatwia życie na biwaku, ponieważ zmniejsza się ryzyko zgubienia poszczególnych narzędzi i minimalizuje zajmowane przez nie miejsce. Piła Jeśli mamy bardzo dużo samozaparcia, piła umieszczona na karcie przeżycia może się nam przydać, choć raczej w kuchni (choćby do pozbawiania ryb łusek) niż do cięcia drewna. Piła jest malutka, najczęściej ma dwurzędowe zęby. Pocięcie nią drewna na ognisko zajęłoby wieki, ale można nią przecinać np. sznurki, które się splątały w węzeł gordyjski. Trochę geometrii Niektóre z kart mają wbudowany kątomierz, który ma za zadanie ułatwić nawigowanie za pomocą mapy i chodzenie na azymut. Niestety, większość z nich nie ma opisanych wartości kątów. Drugą funkcjonalnością, która może się przydać, jest 5-centymetrowa miarka (choć są i krótsze). Pomoże ona sprawdzić np. czy wiązania w naszym szałasie są od siebie równo oddalone. Karta przeżycia to gadżet, który przyda się nie tylko na wycieczce, ale i na rybach, w samochodzie czy damskiej torebce. Dzięki niemu będziemy przygotowani, gdy coś się zepsuje lub trzeba będzie szybko działać.
Karta przeżycia – dlaczego warto ją wziąć na wycieczkę?
Patriotyzm konsumencki to zjawisko coraz powszechniejsze wśród Polaków. Kupowanie produktów polskich marek to wyraz wsparcia dla rodzimego biznesu, ale bardzo często również poszukiwanie wysokiej jakości za niewygórowaną cenę! Czy w dziedzinie makijażu jest, w czym wybierać? Jeśli chętnie kupujesz polskie produkty, na pewno ucieszysz się z wiadomości, że krajowe marki kosmetyczne mają się, czym pochwalić. Oferują produkty, które z powodzeniem mogą zastąpić zagraniczne odpowiedniki, a czasem są od nich po prostu lepsze. Szukasz cieni do powiek? Zapoznaj się z zestawieniem i wybierz coś dla siebie! Joko Cosmetics Marka Joko Cosmetics pojawiła się na rynku w 1995 roku. Już od początku działalności specjalizowała się w produktach prasowanych, w tym: cieniach, pudrach i różach. Na przestrzeni lat stale rozszerzała swoją ofertę, zyskując zaufanie wielu klientek. Misją firmy jest stanowienie wsparcia dla kobiet w obliczu codziennych wyzwań, dodając pewności siebie i poczucia piękna. Wśród kosmetyków znaleźć można świetnie napigmentowane, jedwabiste cienie do powiek, które komponowane są w profesjonalne palety o kompaktowych rozmiarach, po trzy albo cztery sztuki. To idealny zestaw do wykonania pełnego makijażu. W pojedynczych opakowaniach kupisz wypiekane, mineralne cienie do aplikowania na sucho i na mokro, dostępne w sześciu odcieniach. Delia Cosmetics Delia Cosmetics to rodzinna firma założona w 1998 roku. W jej ofercie znajdziesz kosmetyki do włosów, paznokci, pielęgnacji twarzy i ciała oraz oczywiście makijażu. Marka zawdzięcza swoją rozpoznawalność tradycyjnej hennie do brwi i rzęs z olejem arganowym. Wśród Polek trudno spotkać taką, która choć raz nie użyła tego produktu. Warto zauważyć, że sprzedaż wytworów marki prowadzona jest w aż 65 krajach świata. W portfolio należy zwrócić uwagę na cienie do powiek o matowych, perłowych i satynowych wykończeniach w 18 kolorach. Eveline Cosmetics Historia marki Eveline Cosmetics sięga roku 1983, a obecnie jest największym polskim producentem kosmetyków. Jej produkty eksportowane są do ponad 70 krajów świata. Prócz kosmetyków do makijażu oferuje również wiele wariantów pielęgnacyjnych, dopasowanych do każdego typu skóry i trafiających w różnorodne potrzeby. Koniecznie wypróbuj cienie do powiek Eveline. Do wyboru masz dwie wersje: pojedyncze – tradycyjne oraz pakowane po cztery kolory. W miniaturowej paletce znajdują się odcienie, które nałożone na skórę idealnie się przenikają. Dla ułatwienia na wieczku umieszczono rysunek oka z ponumerowanymi obszarami służącymi do wykonania profesjonalnego makijażu. Annabelle Minerals Brak zawartości podrażniających skórę parabenów, talków, sztucznych barwników, konserwantów czy silikonów jest tym, czym szczyci się Annabelle Minerals. Kosmetyki są w stu procentach mineralne, chronią przed promieniowaniem UVA i UVB oraz nie były testowane na zwierzętach. To wielka gratka dla kobiet, które cenią sobie naturalne wybory, również przy wrażliwej cerze. Marka tworzy, z zaledwie czterech składników, doskonałe sypkie podkłady, korektory, pudry i cienie do powiek. Te ostatnie znajdziesz w dwudziestu jeden odcieniach, które dopasujesz do każdego typu makijażu. W ofercie są również pędzle, które ułatwią aplikację. Wiele jest zalet kupowania na co dzień polskich produktów. To wspaniały sposób na wspieranie miejscowego biznesu oraz gospodarki. Cienie do powiek rodzimych marek kosmetycznych mogą śmiało konkurować z propozycjami zagranicznych firm. Warto zauważyć, że często są od nich również dużo tańsze! Które z powyższych wypróbujesz jako pierwsze?
Cienie do powiek polskich firm – przegląd produktów
Samsung Galaxy Y to kompaktowy smartfon o umiarkowanych parametrach technicznych. Koreański producent wypuścił ten model z myślą o niezamożnej młodzieży, która za rozsądną cenę chciałaby mieć mobilną możliwość korzystania m.in. z portali społecznościowych. Obudowa Galaxy Y jest bardzo dobrze spasowany. Dzięki kompaktowym kształtom trzyma się go wygodnie. Tylna klapka wykonana jest z chropowatego plastiku dobrej jakości. Z tyłu tradycyjnie umieszczono obiektyw kamery oraz głośnik. Na przód telefonu składają się: zamieszczony na samej górze głośnik, czujnik zbliżeniowy, ekran o przekątnej 3 cali, trzy przyciski: fizyczny „Home” oraz dwa dotykowe „Menu” i „Cofnij” (mają dość mały obszar, który reaguje na dotyk). Niestety klawisze te nie są podświetlane. Na prawnym boku znajdziemy przycisk „Power”, na lewym producent umieścił regulację głośności oraz uchwyt do zamontowania smyczy. Na dolnej krawędzi znajduje się mikrofon. Złącze micro-USB oraz gniazdo zestawu słuchawkowego, umieszczone są na samej górze. Ekran Wyświetlacz to pojemnościowy ekran TFT (256 000 kolorów) o przekątnej 3 cali i słabej rozdzielczości 320 x 240 pikseli. Prezentowany na nim obraz jest mało ostry. Widać to chociażby po ikonkach, w których piksele da się zauważyć gołym okiem. Możemy poczuć dyskomfort np. wtedy, gdy będziemy chcieli pochwalić się znajomym naszymi zdjęciami z wakacji, prezentując je na tym sprzęcie. Nie nadaje się on również jako odtwarzacz do filmów. Wyświetlacz w Galaxy Y wydaje się naprawdę mały. Stosunek wielkości ekranu do całości przedniego panelu wypada na jego niekorzyść. Samsung, przy telefonie tej wielkości, mógł pokusić się o ekran 3,2 calowy. Uzyskałby miejsce zmniejszając chociażby swoje logo. Przy maksymalnym rozjaśnieniu, wyświetlacz jest dobrze widoczny nawet podczas słonecznej pogody. Multidotyk działa sprawnie, lecz należy użyć trochę większego nacisku niż w przypadku smartfonów z wyższych półek. Dźwięk Głośnik w Galaxy Y został umieszczony z tyłu i choć jest niewielkich rozmiarów, to dźwięk jest głośny i wyraźny. Telefon świetnie się sprawdza jako odtwarzacz muzyki. Jeżeli ograniczyć ilość mp3 tylko do niecałych 300 utworów i dokupić słuchawki, to smartfon spokojnie może posłużyć jako dobrej jakości przenośny odtwarzacz muzyki. W tym wypadku plusem są jego wymiary i lekkość. Jest to ważny atrybut np. dla biegaczy, którzy lubią uprawiać sport motywując się słuchaniem muzyki. Warto do tego smartfona dokupić porządny zestaw słuchawkowy (oraz ewentualnie większą kartę pamięci), gdyż jako odtwarzacz muzyki sprawdza się rewelacyjnie. Bateria Jeśli chodzi o pojemność baterii (1200 mAh), to nie jest ona duża. Jednakże ze względu na mały ekran, akumulator starcza nawet na dwa pełne dni normalnego użytkowania. Podczas intensywnego korzystania ze smartfona tj. przeglądaniu internetu poprzez Wi-Fi przez 2h, kilkunastu smsach, paru minutach rozmowy telefonicznej, wykonaniu 30 zdjęć, słuchaniu godzinnej audycji radiowej oraz dwóch godzin muzyki, bateria wytrwała jeden dzień. Kamera Testowany smartfon został wyposażony w kamerę 2 Mpix, która wykonuje zdjęcia w maksymalnej rozdzielczości 1600 x 1200 pikseli. W aparat o takiej rozdzielczości został także wyposażony łazik Curiosity, w jego przypadku taka rozdzielczość jest wytłumaczalna (limit transmisji danych). W wypadku smartfona, zamontowanie tak słabego obiektywu jest ewidentnym oszczędzaniem. Wykonane zdjęcia są średniej jakości. Podczas robienia zdjęć należy trzymać telefon nieruchomo. Samsung „zapomniał” o autofocusie. Interfejs Galaxy Y pracuje pod dyktando systemu operacyjnego Android w wersji 2.3.6 (Gingerbread) z nakładką TouchWiz. Całość pracuje płynnie. Nakładka od Samsunga jest intuicyjna i przyjazna użytkownikowi. Dużym plusem Androida jest możliwość jego personalizacji. Łączność i GPS Testowany produkt Samsunga posiada standardowe moduły łączności EDGE, GPRS (850/900/1800/1900 MHz), HSDPA 7,2 Mbps (900/2100 MHz) oraz Bluetooth 3.0 z A2DP. Model został wyposażony także w Wi-Fi 802.11 b/g/n, które działa bardzo sprawnie. Sporym atutem, jak na sprzęt z tej półki cenowej, jest funkcja hotspot. Dzięki niej, nasz smartfon może posłużyć jako router (poprzez Y korzystałem z sieci na dwóch innych smartfonach oraz laptopie jednocześnie). GPS w Galaxy Y sprawuje się bezproblemowo. Sygnał (podczas bezchmurnego nieba) znajdował po paru sekundach. System nawigacji GPS testowaliśmy na pięćdziesięciokilometrowej trasie i był stabilny przez całą podróż. Podsumowanie Samsung Galaxy Y zawiera w sobie wiele sprzeczności. Marna rozdzielczość wyświetlacza i archaiczny aparat fotograficzny sprawiają, że wielu potencjalnych klientów wybierze model konkurencji, nie zwracając uwagi na ukryty wewnątrz przyzwoity procesor. Rewelacyjnie sprawdza się jako przenośny odtwarzacz muzyki, dlaczego więc producent nie zaopatrzył go w zestaw słuchawkowy? Czy niska cena, w okolicach 250 złotych, rekompensuje jego braki? W pewnym sensie tak. Choć nie ukrywam, że osobiście dołożyłbym parę złotych i kupił inny model. Samsung Galaxy Y wydaje się być hybrydą telefonu sprzed 3-4 lat ze smartfonem z niższej półki z ostatniego kwartału 2011 roku.
Test Samsunga GT-S5360 Galaxy Y
Dla wielu osób rejs żaglówką to wymarzony sposób na wakacje. I mają rację – urlop pod żaglami jest wspaniały i pełen przygód. Jednak aby dobrze spędzić ten czas, należy się odpowiednio wyekwipować. Co jest nam niezbędne? Suchy żeglarz to szczęśliwy żeglarz Zacznijmy od rzeczy podstawowych, zabieranych zawsze w dużej ilości, czyli odzieży. Najbardziej oczywisty element ubioru obowiązkowego na każdym rejsie to sztormiak. Wraz zkaloszamibędzie niezastąpiony podczas mocniejszego wiatru, gdy fale zaczną się wdzierać na pokład. Skoro mowa o wietrze i wodzie, pamiętajmy, że nawet gdy termometr pokazuje wysoką temperaturę, smagający wiatr może nas łatwo wyziębić, a deszcz – zaskoczyć. Na rejsach nie chodzimy przez większość czasu w sztormiakach, ponieważ są mało wygodne i często ograniczają ruchy. Aby więc być zawsze chronionym przed deszczem i mieć coś wygodnego na sobie, warto się wyposażyć w softshell. Jest to bluza lub kurtka z materiału, nie tylko ciepła, ale również wodoodporna i wytrzymała. Świetnie chroni przed wiatrem i deszczem, zapewniając jednocześnie pełną swobodę ruchów. Oprócz kaloszy warto mieć ze sobą wygodne obuwie sportowe, w którym będziemy mogli wykonywać wszelkie prace pokładowe i które zapewni nam odpowiednią wygodę. Powinno mieć gumową podeszwę, aby się nie ślizgało na mokrych powierzchniach. Radzimy również zabrać jedną parę butów zapewniających dobrą wentylację stopy w gorętsze dni, takich jak klapki, sandały lub mokasyny. Oczywiście zabieramy również kostium kąpielowy, w którym będziemy mogli wskoczyć do wody. Kolejna rzecz, którą musi mieć każdy uczestnik rejsu, to rękawice żeglarskie. Jest to jeden z najważniejszych punktów naszej listy. Chronią ręce przed otarciami i gwarantują pewność chwytu podczas ciągnięcia lin. Przybory małe i duże Przejdźmy do przedmiotów, które mogą nam znacznie ułatwić życie na pokładzie. Pierwszym nich jest śpiwór. Przyda się zwłaszcza osobom, które będą przebywać na jachtach bez ogrzewania. Dzienna amplituda temperatur potrafi być nad wodą dość duża, więc aby nie zmarznąć podczas snu, warto się odpowiednio wyposażyć. Gdy przyjdzie nam stać wieczorem na wachcie bądź wykonywać w ciemnościach bardziej skomplikowaną czynność, możemy mieć problem z brakiem światła, dlatego warto mieć ze sobą latarkę, a zwłaszcza czołówkę. Czołówka zapewni nam swobodę ruchów, a jednocześnie będzie zawsze rzucała światło na miejsce, które obserwujemy. Szczególnie polecane są latarki z ruchomą soczewką, która pozwala regulować skupienie wiązki światła, co umożliwi nam np. dokładne oświetlenie fragmentu żagla, który podejrzewamy o rozdarcie. Przebywanie na łódce łączy się oczywiście z przechyłami, które utrudniają wypicie np. herbaty ze zwykłej szklanki. Rozwiązaniem są kubki termiczne, bo zachowują przez dłuższy czas temperaturę napoju oraz dzięki zamknięciom chronią przed jego rozlaniem. W co się spakować? Wbrew pozorom jest to bardzo ważny temat ze względu na mocno ograniczoną przestrzeń na żaglówce. Warto więc odrzucić wszelkie walizki oraz plecaki i torby ze stelażami. Jako zamiennik mogą posłużyć worki żeglarskie i „miękkie” plecaki, które zwiniemy po rozpakowaniu. Dodatkowo torby żeglarskie często są wodoodporne, więc nie ma obawy, że bagaż zamoknie. Skoro mowa o wodoodporności: warto również kupić wodoszczelne opakowanie na dokumenty, pieniądze, telefon i inną elektronikę. Żeglowanie może zapewnić wiele wspaniałych wspomnień. Wiąże się jednak również z odpowiedzialnością za łódź i współzałogantów. Pamiętajmy więc o rozwadze podczas przemierzania jezior i mórz.
Tydzień pod żaglami – jak się wyekwipować
By górskie wędrówki sprawiały nam czystą radość, a trekking był komfortowy, warto pomyśleć nad skompletowaniem odpowiednich sportowych ubrań. Ubrania te w odróżnieniu od stroju biegowego czy rowerowego odróżnia między innymi wytrzymałość oraz wysokie parametry oddychalności i nieprzemakalności. Mówiąc w skrócie, odzież zakładana na trekking w górach powinna chronić nas od wiatru i deszczu, a także niekorzystnego działania promieni słonecznych. Z drugiej strony materiały te powinny być lekkie i wytrzymałe. Rozpoczynając swoją przygodę z trekkingiem, warto zaopatrzyć się już na wstępie. Skupmy się zatem na tych elementach garderoby, które są nam potrzebne w pierwszej kolejności. Kurtka membranowa Brzmi enigmatycznie? Ależ skąd! Kurtka chroni przed wiatrem i wodą dzięki zastosowanej w niej membranie. Poszczególni producenci odzieży outdoorowej opatentowali swoje własne membrany, m.in. Hydrotex, eVent, Pertex Shield. Jednak najbardziej znaną na rynku membraną jest Gore-Tex produkowana od 1976 roku przez firmę Gore. Stosowana jest ona w odzieży wierzchniej, a także w obuwiu. Kurtka ma zastosowanie całoroczne – latem chroni nas przed deszczem, zimą natomiast – noszona z warstwą ogrzewającą, na przykład polarem – stanowi idealną ochronę przed zimnem i wilgocią. Wybierając kurtkę membranową, powinniśmy zatem mierzyć ją zarówno na bieliznę oddychającą, jak i cieplejszą warstwę, by odpowiednio dobrać rozmiar i uniknąć krępowania ruchów. Dobrze dopasowana kurtka nie powinna się podnosić, gdy unosimy ramiona w górę. Przy wyborze kurtki membranowej warto zwrócić uwagę na: * Zastosowaną membranę oraz jej oddychalność – są to cyferki podawane przez producentów odzieży świadczące o tym, na ile kurtka jest nieprzemakalna przy zachowaniu oddychalności. Dyfuzja pary wodnej produkowanej przez nas pod postacią potu w trakcie aktywności fizycznej jest ważna, by utrzymać wrażenie suchości, a przez to ciepła. Specjalnie skonstruowana membrana wydala na zewnątrz małe cząsteczki pary wodnej, nie pozwalając tym samym przeniknąć do środka kroplom deszczu. Wagę – co przekłada się bezpośrednio na pakowność, gdy nieużywana leży zwinięta w naszym plecaku. Na rynku możemy spotkać ultralekkie kurtki zwijające się do własnej kieszonki, np. Salomon Lightning membrana AdvancedSkin Dry o oddychalności 10.000mmm/10.000 g H20/m2 przy wadze 277 gram. Bielizna termoaktywna Począwszy od bazowych warstw bezpośrednio przylegających do ciała w postaci fig, bokserek czy biustonosza po koszulkę i kalesony. Bielizna termoaktywna, zwana też bielizną oddychającą, jest fundamentem górskiej garderoby. To właśnie na niej budujemy kolejne warstwy odzieży technicznej w oparciu o myśl utrzymania optymalnej dla ciała temperatury. By cały układ prawidłowo działał, to właśnie bezpośrednio przy ciele powinniśmy mieć materiał, który będzie szybko sechł, dawał nam poczucie komfortu i ciepła. Wielu z was może zastanawiać się, co złego jest w koszulce bawełnianej? Bawełna działa jak kompres! Gdy się spocimy, wolno schnie, co skutkuje wrażeniem noszenia zimnego okładu na plecach. Wśród materiałów pierwszych warstw odzieży możemy wybierać zarówno włókna naturalne (bambusowe, wełna merynosów Merino Wool), jak i syntetyczne (Polartec, Coolmax, Thermolite). Polar Idealny na chłodne letnie wieczory, niezastąpiony zimą jako warstwa ocieplająca pod kurtkę. Polary dzielimy ze względu na grubość materiału, a tym samym jego termikę, na cienkie polarki w postaci bluz z materiału Polartec o gramaturze 100 i bardzo ciepłe kurtki polarowe Polartec Thermal Pro. Wiodącym producentem tkaniny jest marka Polartec. Stąd właśnie po dziś dzień materiał ten nosi nazwę polaru. Obecnie firma produkuje wiele typów polarów (Polartec Alpha, Polartec Power Stretch, Power Dry), które znajdują szerokie zastosowanie i rzesze fanów – od niedzielnych górskich spacerowiczów po alpinistów. Kurtka puchowa Nie ma co ukrywać – żaden producent odzieży górskiej nie wynalazł tak fantastycznego sztucznego włókna, które mogłoby się równać z naturalnym puchem. Wysoki komfort cieplny przy stosunkowo małej wadze sprawia, że kurtki puchowe idealnie nadają się na warstwę ocieplającą zimą. Przy zakupie kurtki puchowej warto zwrócić uwagę na rodzaj wypełnienia. Do wyboru mamy puch gęsi oraz kaczy. Jakość puchu definiowana jest przede wszystkim przez sprężystość, czyli stosunek objętości do wagi. Im wyższa liczba, tym lepsze właściwości izolacyjne, a kurtka jest cieplejsza. Wiodącymi producentami kurtek puchowych są polskie marki Pajak, Małachowski, Yeti. Spodnie softshellowe Kompletując górski strój, pamiętajmy również o spodniach. Najbardziej uniwersalne okazują się spodnie softshellowe. Softshell to materiał, który powstał w opozycji do hardshellu, czyli tradycyjnych materiałów membranowych. Materiał softshellowy składa się z miękkiej polarowej ociepliny umieszczonej bliżej ciała oraz zewnętrznego materiału o dużej elastyczności i oddychalności, który chroni nas przed niekorzystnym wpływem warunków atmosferycznych. Spodnie softshellowe w konsekwencji są ciepłe, wygodne i rozciągliwe – idealne do wędrówki! Szukając spodni trekkingowych, warto zapoznać się z szeroką ofertą polskiej marki Milo. Buff To wielofunkcyjna chusta, którą można nosić jako czapkę, opaskę, kominiarkę, golf oraz wiele innych. Sam producent podaje aż 16 sposobów noszenia buffa. Jest on doskonałym dodatkiem do outdoorowego stroju. Buty trekkingowe Buty trekkingowe to nie tylko komfort podczas górskich wędrówek, ale również nasze bezpieczeństwo. Dobry but trekkingowy zabezpiecza kostkę przed skręceniem, a podeszwa z solidnym bieżnikiem zapewnia stabilizację. Przy wyborze obuwia trekkingowego najlepiej kierować się: * Naszymi planami – gdzie i w jakich warunkach but będzie wykorzystywany. Jeżeli będą to buty całoroczne, powinny być wyposażone w membranę Gore-Texową. Jeśli natomiast planujemy użytkować je latem, warto wybrać buty skórzane lub bez membrany – wówczas będą lepiej oddychać, a noga nie będzie się pocić. * Szerokością naszej stopy – każda firma produkuje inny rodzaj buta. Na przykład marka Scarpa preferowana jest wśród osób o stopie filigranowej, niskim podbiciu. Hanwag z kolei często wybierany jest przez osoby z haluksami lub o szerokiej stopie. * Wygodą – najlepiej mierzyć but na skarpetę trekkingową, po południu, kiedy nasza stopa jest lekko zmęczona i nabrzmiała. Warto w obuwiu spędzić około 10 minut, spacerując, wchodząc po schodach, balansując na krawędzi i obserwując, jak zachowuje się but względem naszej stopy. Skarpety Czym bielizna termoaktywna dla ciała, tym trekkingowa skarpeta dla stopy. Inwestując w buty górskie, warto również kupić odpowiednie skarpety trekkingowe. Mają one dokładnie takie samo zadanie jak bielizna termoaktywna – odprowadzać pot oraz dbać o komfort termiczny naszych stóp. Niekwestionowanym guru wśród skarpecianych marek jest Bridgedale. Stosowane w turystyce górskiej materiały warto też przenieść do dżungli miejskiej. Stonowana kurtka membranowa może służyć nam jako odzienie wierzchnie do biura. Buff sprawdzi się jako opaska do włosów, a bielizna termoaktywna posłuży nam również podczas treningów na siłowni. Inwestując zatem w sprzęt górski, miejmy na uwadze, że jego zastosowanie może być zdecydowanie szersze.
Must have odzieży górskiej – 8 rzeczy, które warto kupić
Spawarki inwertorowe wyróżniają się spośród innych tego typu urządzeń. Ich głównymi zaletami jest możliwość spawania wszystkimi rodzajami elektrod, niewielki pobór prądu oraz małe rozmiary. Służą do spawania metodą MMA, czyli przy użyciu topliwych elektrod wykonanych z metalu pokrytych otuliną topnika. Spawanie spawarkami MMA nie należy do trudnych zadań, ale trzeba pamiętać o zachowaniu względów bezpieczeństwa. Konstrukcja i zasada działania spawarek inwertorowych jest bardzo prosta – umieszczony wewnątrz prostownik ze zmianą częstotliwości dostarcza prąd stały na wyjściu, dzięki czemu dysponując stałą temperaturą spawania, uzyskuje się dokładnie zespawane ze sobą elementy. Aby korzystać z tego urządzenia, nie trzeba mieć wysokich kwalifikacji, wystarczy trochę poćwiczyć, a później już tylko szlifować swoje umiejętności. Przedstawimy kilka propozycji dotyczących zakupu w kwocie do 500 złotych. Heidmann 250A Spawarka inwertorowa Heidmann 250A. Produkt marki Heidmann ma wiele przydatnych funkcji, z których może korzystać zarówno spawacz amator, jak i profesjonalista. Spawarka świetnie sprawdzi się przy spawaniu metali takich jak miedź, stal nierdzewna czy stal stopowa. Urządzenie można bardzo wygodnie przenosić ze względu na małe wymiary i niewielką wagę wynoszącą zaledwie 6 kg. Jej moc spawalnicza zawiera się w zakresie 20–250 A. Ponadto to urządzenie ma duży wyświetlacz zapewniający precyzyjne ustawienie prądu spawania. W zestawie producent oferuje przewód spawalniczy z uchwytem elektrody oraz przewód masowy z zaciskiem. box:offerCarousel Kraft&Dele 250A Spawarka inwertorowa MMA Kraft&Dele 250A. Ten model o mocy 250 A należy do spawarek wydajnych. Jego konstrukcja pozwala na wszechstronne zastosowanie w spawalnictwie. Umożliwia łatwe łączenie miedzi, stali węglowej i stali stopowej. Spawarka została wyposażona w wydajny wentylator, który zapobiega przegrzaniu się urządzenia. Producent zastosował w tym modelu najnowocześniejsze technologie, dzięki którym udało się zmniejszyć wagę urządzenia do 4 kg. W zestawie znajdują się przewód spawalniczy i przewód masowy. Spawarka jest zasilana z gniazdka 230 V. box:offerCarousel Schwartzmann IGBT Spawarka inwertorowa Schwartzmann IGBT. Producent tej spawarki wprowadził na rynek wysokiej klasy sprzęt do spawania metodą MMA. Regulacja prądu spawania odbywa się bardzo płynnie w zakresie 20–250 A za pomocą pokrętła umieszczonego na obudowie w przedniej części. Spawarka została wyposażona w wydajny wentylator z zabezpieczeniem termicznym chroniącym przed przepaleniem się urządzenia. Ponadto producent udostępnił doświadczonym spawaczom spawanie metodą TIG, które jest możliwe po zastosowaniu odpowiedniej końcówki. Średnica elektrod, jakie można umieścić w uchwycie spawalniczym, wynosi 1,6–4,0 mm. Spawarka podobnie jak poprzednie modele została standardowo wyposażona w przewód spawalniczy i przewód masowy. box:offerCarousel Wybór spawarki nie ogranicza się jedynie do kwestii finansowych, ale również wiąże się z doświadczeniem spawacza. Niezależnie od poziomu umiejętności osoby, która będzie używać spawarki, to urządzenie powinno zostać wyposażone w następujące systemy: Anty Stick, który zapobiega przywieraniu elektrody w trakcie spawania; Hot Start – system zwiększonego prądu podczas startu w celu szybszego skojarzenia łuku elektrycznego; Arc Force – system, który stabilizuje łuk elektryczny niezależnie od jego długości. Podczas spawania pamiętajmy o ochronie ciała, stosując odpowiednie ubrania spawalnicze, przyłbicę ze szkiełkiem ściemniającym oraz rękawice spawalnicze. Te środki ochrony osobistej zarówno pozwolą na zabezpieczenie oczu i skóry, jak i zapobiegną porażeniu prądem.
Jaka spawarka inwertorowa do 500 zł
Literatura fantastyczna kierowana do nastoletnich czytelników to w tej chwili najczęściej dystopie, postapo, ewentualnie coś ocierającego się o paranormal romance. Trafić na interesujący tytuł bliższy klasycznemu SF jest niezwykle trudno. Wszystkim poszukującym czegoś takiego pośpieszyło na pomoc wydawnictwo Akurat, które stoi za ukazaniem się na polskim rynku „Wyścigu” Jenny Martin. Świat korporacji Kosmos został częściowo skolonizowany. Castrą, jedną z trzech planet, na których żyją ludzie, rządzi sześć korporacji. Oczywiście nieoficjalnie, ale przecież i tak wszyscy wiedzą, jak jest naprawdę. Podczas lektury okazuje się jednak, że prawdziwym kluczem do świata, który serwuje nam autorka, jest sap, paliwo do statków kosmicznych wydobywane na jednej z planet. Ma ono zadziwiające właściwości, po wydobyciu z tajemniczej Szczeliny może stać się nie tylko paliwem, ale także antyżelem, cudownym lekiem przyspieszającym w niewyobrażalnym stopniu gojenie się wszelkich ran, oraz czarnym sapem, czyli najbardziej uzależniającym narkotykiem w historii ludzkości. Kto ma sap, ma wszystko. Phoebe van Zant Skoro na planecie są gigantyczne nierówności społeczne, skoro mamy garść ekstremalnie bogatych ludzi zarządzających korporacjami i gigantyczne grono biedaków, to musi się także znaleźć miejsce na jakąś specjalną rozrywkę, na wentyl bezpieczeństwa. Coś, co dostarczy emocji zarówno jednym, jak i drugim, bogaci będą mogli dać się ponieść hazardowi, a biedni dzięki temu zapomną o otaczającej ich smutnej rzeczywistości. Tą rozrywką są na Castrze wyścigi, specyficzne połączenie ziemskiej Formuły 1 z tym, co znamy z pierwszej części „Gwiezdnych Wojen”. Emocji wszystkim dostarczają futurystyczne bolidy kierowane przez kierowców o najwyższych umiejętnościach, ludzi, którzy kiedy wygrywają, są uwielbiani przez tłum i dopieszczani przez korporacje. Jedną z osób, które zasiadają za kółkiem, jest Phoebe van Zant, młoda, piekielnie utalentowana dziewczyna z nizin społecznych, córka jednego z najlepszych kierowców, który zniknął w tajemniczych okolicznościach. Wybór To właśnie ona będzie musiała w tej historii wybierać. Wybierać pomiędzy lojalnością w stosunku do bliskich i nienawiścią do swoich pracodawców. Decydować, która miłość jest dla niej ważniejsza i czy bliższy jest jej stary przyjaciel, czy też może egzotyczny książę. Podczas tej ekstremalnej rajdowej przygody Phoebe dowie się także o zaskakujących faktach ze swojego dzieciństwa i sprawdzi granice, do jakich korporacje są gotowe się posunąć, aby utrzymać planetarne status quo. Ostra jazda „Wyścig” to naprawdę ostra jazda na kosmiczna skalę. Akcja pędzi niczym najszybsze bolidy, bohaterowie budzą sympatię, a ich motywacja odkrywana na kolejnych kartach okazuje się być wiarygodna, choć czasem zaskakująca. Główna bohaterka ma w sobie mnóstwo tej młodzieńczej zadziorności, dzięki której jej wybory, czasem nietrafione, idealnie do niej pasują i powodują, że jest absolutnie wiarygodna w swojej nieporadności i nie oszukujmy się – także głupocie. Wciąga niczym emocjonująca rywalizacja Książka wciąga, kibicujemy Phoebe i księciu Cashomanowi w ich rozgrywce z wielką korporacyjną szóstką. Jesteśmy co rusz zaskakiwani postaciami, które okazują się być bardziej skomplikowane, niż oczekiwać można by było po klasycznej młodzieżówce. Przeczytałem z przyjemnością i mam nadzieję jak najszybciej wrócić do świata Castry, wyścigów i sapu. Książka dostępna jest również w wersji elektronicznej za ok. 26 zł. Źródło okładki: www.muza.com.pl
„Wyścig” Jenny Martin – recenzja
Kosmetyki to jeden z ważniejszych elementów wyprawki noworodka, dlatego ich zakupu nie powinno się odkładać na ostatnią chwilę. Liczba dostępnych na rynku marek jest ogromna, podpowiemy zatem, na które warto zwrócić uwagę i co koniecznie musi się znaleźć na liście zakupów. Co jest potrzebne? Wyprawka, którą musimy przygotować przed porodem, zawiera kilka rodzajów kosmetyków: do kąpieli i/lub mycia włosów, do pielęgnacji pupy oraz pępka, a także do ochrony skóry (zarówno w okresie letnim, jak i zimowym). Szpitale mają zazwyczaj własny zestaw kosmetyków dla noworodka, wymagają jednak przyniesienia ze sobą chusteczek nawilżanych oraz pieluch jednorazowych. Niezależnie od tego, na jaką markę zdecydują się przyszli rodzice, produkty powinny być dobrej jakości, bez składników powodujących podrażnienia i uczulenia. Wiele położnych poleca linie hipoalergiczne, jednak to rodzice muszą rozstrzygnąć, co będzie dla ich dziecka najlepsze (czasami niestety metodą prób i błędów). Ważne jest, aby wybrane przez nas produkty nie zawierały parabenów, olejów mineralnych, substancji z przedrostkami PEG oraz PPG, a także silnych detergentów (SLS i SLES). Niezbędnik malucha Przez pierwsze tygodnie życia zaleca się kąpanie malucha w samej wodzie z dodatkiem delikatnego mydła bezzapachowego. W późniejszym okresie warto stosować balsamy do kąpieli (dostępne także w opcji 2 w 1 – do mycia ciała oraz włosów), najlepiej pozbawione substancji zapachowych. Jeśli dziecko ma wyjątkowo suchą skórę, należy rozejrzeć się za emolientami, czyli kosmetykami mocno natłuszczającymi. Włosy niemowlęcia są delikatne i jest ich niewiele, nie trzeba zatem na początek specjalnego szamponu(przyda się, kiedy maluchowi wytrą się pierwsze włosy, a na ich miejsce wyrośnie właściwa czupryna). W przypadku dzieci korzystających z pieluch ważna jest odpowiednia pielęgnacja pupy. Na co dzień i przy zmianie pieluszki najlepiej stosować gęsty krem dla dzieci, a specyfiki na odparzenia tylko wrazie wystąpienia jakichkolwiek podrażnień. Należy pamiętać, że wiele kremów przeciw odparzeniom oraz na odparzenia zawiera w składzie cynk, który wysusza skórę, dlatego nie należy ich stosować bez potrzeby. Rodzice powinni się zaopatrzyć również w krem z filtrem przeciwsłonecznym (faktor co najmniej 50), krem na niepogodę, płyn do pielęgnacji pępka (np. Octenisept), sól fizjologiczną do przemywania oczu oraz chusteczki nawilżane (idealne np. do czyszczenia pupy dziecka poza domem). Dobre, bo polskie Choć na rynku nie brakuje zagranicznych, mniej lub bardziej znanych producentów dziecięcych kosmetyków, warto zwrócić uwagę na produkty wytwarzane w Polsce. Dzidziuś (firmy Pollena). Kosmetyki oraz detergenty do prania, przebadane dermatologicznie, spełniają wszystkie wymagania stawiane produktom hipoalergicznym. Firma oferuje m.in. płatki, proszki i żele do prania, odplamiacze, płyny do kąpieli i kremy ochronne. Ziajka(firmy Ziaja). Kosmetyki przyjazne dla dzieci, pozbawione parabenów, barwników i sztucznych substancji. W sprzedaży m.in.: pasty do zębów bez fluoru, emulsje z filtrem przeciwsłonecznym, kremy do pielęgnacji i olejki myjące. Pat&Rub. Kosmetyki naturalne o łagodnym składzie, z certyfikatem eco (seria ekologiczna)., testowane dermatologicznie, hipoalergiczne. W serii znalazły się m.in. oliwki do ciała i kąpieli, szampony, balsamy nawilżające i kremy ochronne. Linomag(firmy Ziołolek). Kosmetyki zaliczane do grupy emolientów, mocno natłuszczające, bogate w witaminę F i olej lniany. W sprzedaży m.in. kremy ochronne i na odparzenia, pudry na odparzenia, szampony i inne produkty do kąpieli. Perfecta Baby (firmy Dax Cosmetics). Kosmetyki do stosowania od 1. dnia życia, produkowane z naturalnych składników pod okiem pediatrów, przebadane przez dermatologów. W ofercie kremy ochronne i pielęgnacyjne oraz oliwki. Skarb Matki. Polska seria kosmetyków dla niemowląt (do stosowania od 1. dnia życia) i przedszkolaków. W serii m.in. kosmetyki do kąpieli, mycia głowy, kremy ochronne i do pielęgnacji pupy, pomadki ochronne i mydełka pod prysznic. Kosmetyków dla dzieci na szczęście nie brakuje, dlatego każdy z rodziców bez problemu znajdzie produkty odpowiednie dla swojej pociechy. Zakupów należy dokonywać rozsądnie, z uwzględnieniem potrzeb dziecka oraz zasobności portfela i kierując się sprawdzonymi opiniami.
Najlepsze polskie kosmetyki dla dzieci
Kwas alfa-liponowy (ALA) znany jest ze swoich antyoksydacyjnych właściwości, dlatego chętnie stosują go producenci kosmetyków, ale nie tylko… Podpowiadamy, dlaczego warto postawić na preparaty pielęgnujące oraz suplementację, w której główną rolę odgrywa kwas alfa-liponowy. Kwas alfa liponowy znany jest z tego, że regeneruje uszkodzone struktury DNA, lipidów oraz protein. Dodatkowo pomaga pozbyć się z organizmu szkodliwych substancji i ochrania przed wolnymi rodnikami oraz stresem oksydacyjnym. To także składnik aktywny suplementów diety, które mają za zadanie wspomóc wydolność fizyczną i psychiczną organizmu. Poznaj jego właściwości i zastosowanie w kosmetykach oraz suplementach diety! Kwas alfa-liponowy dla zdrowia i urody Ciało ludzkie jest w stanie wytworzyć kwas alfa-liponowy samodzielnie. Niestety jego stężenie jest tak małe, że organizm potrzebuje wsparcia w postaci dodatkowych dawek tego składnika. W zależności od potrzeb kwas alfa-liponowy może być dostarczany w formie kosmetyków, które powstały na jego bazie, bądź preparatów w postaci kapsułek. Kwas alfa-liponowy ma podobne działanie do witamin, wspomagając funkcje narządów oraz poprawiając np. kondycję skóry. To idealne rozwiązanie dla każdego – od kobiet dbających o swój wygląd, po sportowców, którzy narażeni są na wysiłek fizyczny i stany zapalne, czy osoby otyłe, chcące pozbyć się nadmiernych kilogramów. Kwas alfa-liponowy – najlepszy antyoksydant Kwas alfa-liponowy jest jednym z najlepszych antyoksydantów, który niweluje wolne rodniki, co sprawia, że skutecznie ochrania przed szkodliwym stresem oksydacyjnym, spowalnia starzenie się i degradację komórek. Dodatkowo ochrania błony lipidowe i wypełnia międzykomórkowe przestrzenie, dzięki czemu skóra na dłużej zachowuje swoją jędrność. Składnik chętnie wykorzystują koncerny kosmetyczne, proponując np. kosmetyki z kwasami, a wśród nich te z kwasem alfa-liponowym. Jak działają kosmetyki z kwasem alfa-liponowym? box:imagePins Produkty tego typu najczęściej są połączeniem kwasu i witaminy E, C lub A, czyli składników o właściwościach odmładzających, przeciwstarzeniowych oraz lekko złuszczających i poprawiających naturalny koloryt skóry oraz zapobiegających powstawaniu przebarwień. Kwas alfa-liponowy bardzo szybko przenika z kosmetyku w głąb skóry, gdzie zmienia się w kwas dehydroliponowy. Dodatkową cechą jest aktywacja w skórze enzymów ułatwiających przyswajanie witaminy E, A oraz C i przedłużenie ich aktywności. Dzięki temu działaniu kosmetyki z kwasem alfa-liponowym redukują zmarszczki, bruzdy i poprawiają sprężystość skóry oraz redukują szkodliwe promieniowanie UVB, dlatego warto je stosować szczególnie latem. Wsparcie dla wątroby, serca i mięśni Osoby, którą chcą poprawić metabolizm tłuszczów, wspierając np. proces odchudzania, powinny suplementować kwas alfa-liponowy w postaci kapsułek, które pomogą zregenerować wątrobę, przyspieszyć produkcję glikogenu w mięśniach. Jednym z najczęściej wykorzystywanych właściwości kwasu alfa-liponowego jest jego zdolność do zwiększania ilości L-cysteiny. Pomaga także usuwać z organizmu metale ciężkie. Kwas zwiększa również wydatek energetyczny przy jednoczesnym zmniejszeniu łaknienia, dlatego pozwala okiełznać apetyt, a nawet utrzymać optymalny poziom cukru we krwi. Oprócz tego kwas ogranicza uszkodzenia błon nerwowych, niwelując ból i drętwienie kończyn. Co ciekawe, ten składnik można również stosować w celu ochrony przed miażdżycą. Okazuje się, że kwas alfa-liponowy obniża ciśnienie krwi i wzmacnia naczynia krwionośne. Kwas alfa-liponowy – który najlepszy? Kwas alfa-liponowy występuje w dwóch formach: „R” oraz „S”. Najlepiej wybierać produkty, które na opakowaniu mają literę „R”. To oznacza, że aktywność kwasu jest większa, a tym samym preparat zadziała skutecznie. Jeżeli zdecydujesz się na stosowanie kwasu alfa-liponowego, należy pamiętać, aby nie przekraczać dawki 300 mg dziennie. Jedynie osoby aktywne i wyczynowo uprawiające sport mogą zwiększać ilość przyjmowanych kapsułek do 600 mg. W przypadku kosmetyków – należy aplikować je zgodnie z poleceniem producenta. Wystarczy dobrać odpowiednią formę kwasu – w kosmetyku lub w suplemencie diety, aby cieszyć się gładką, młodą, jędrną i zadbaną skórą oraz mieć zdrowe serce, oczyszczony organizm i przyspieszony metabolizm. =
Suplementy i kosmetyki z kwasem alfa-liponowym – jak działają?
Piękne, idealnie gładkie stopy w kilka minut – właśnie taki efekt obiecuje producent elektrycznego (na baterie) pilnika Scholl Velvet Smooth. Urządzenie, dzięki specjalnej powłoce ścierającej, do wykonania której użyto sproszkowanych diamentów, ma: szybko, bezboleśnie i przede wszystkim efektywnie usuwać zrogowaciałą skórę z pięt, podbić oraz innych miejsc na stopach, w jakich skóra narasta nadmiernie lub twardnieje. Czy Scholl spełnia obietnice? Czym jest Scholl Velvet Smooth? To sprzęt do użytku domowego, dzięki któremu można samodzielnie pozbyć się niechcianej, stwardniałej skóry na stopach. Kupujący otrzymują obietnicę uzyskania jedwabistej gładkości (co podkreśla także nazwa urządzenia, dosłownie oznaczająca „jedwabiście gładki”) osiągniętą w szybki i delikatny sposób. Jest to elektryczny pilnik i polerka w jednym, podobny do tych, używanych w profesjonalnych salonach manicure i pedicure oraz przez podologów. Dlaczego polerka zawiera diamenty? Pył diamentowy jest dodawany do wałka ścierającego ze względu na naturalne właściwości tego minerału. Diament to jeden z najtwardszych materiałów naturalnie występujących na Ziemi, posiadający udowodnione działanie złuszczające. Jego zastosowanie (w postaci drobnych kryształków) ma poprawiać ścierające właściwości urządzenia. Dzięki temu pilnik działa w naturalny sposób. Z czego składa się pilnik Scholl? Budowa urządzenia jest dość prosta – gładka, łatwa w trzymaniu rączka plus głowica pokryta materiałem, przypominającym czarny papier ścierny, w skład którego wchodzą kryształki diamentów. Wewnątrz dość grubej rączki znajdziemy miejsce na baterie paluszki (4 sztuki). W zestawie znajduje się jedna głowica polerująca, natomiast warto wiedzieć, że do wyboru mamy 3 różne grubości głowic (można sobie dokupić samą głowicę), a także sam pilnik (występuje w dwóch kolorach): niebieskim (turkusowym) i różowym. Dostępne głowice: 1. Gruboziarnista. Idealna dla szczególnie grubego, opornego na ścieranie naskórka, zapewnia najmocniejszy efekt wygładzenia, może być jednak zbyt intensywna dla delikatniejszych partii stóp. 2. Drobnoziarnista. Uniwersalna końcówka ścierająca do różnego stopnia twardości skóry stóp. Daje efekt wygładzenia, jest standardowo występującą głowicą, dodawaną w zestawach „startowych” urządzenia. 3. Głowica delikatnie wygładzająca. Jest już typową polerką, stosujemy ją na koniec zabiegu, by nadać skórze idealną gładkość. Najdelikatniejsza z asortymentu głowic Scholl. Ciekawą funkcję stanowi automatyczna blokada obrotów głowicy (w przypadku nadmiernego nacisku sprzętu na skórę). Dzięki temu pilnikiem Scholl trudno zrobić sobie krzywdę, zranić się, czy zetrzeć zbyt grubą warstwę naskórka. Mimo to, producent ostrzega, żeby pilnik przyciskać do skóry delikatnie bądź ze średnią mocą oraz nigdy nie wykonywać zabiegu na popękanej, zranionej skórze. Polerowanie stóp – pierwsze wrażenia Po otwarciu opakowania urządzenie jest praktycznie gotowe do użycia. Nie trzeba niczego składać, ładować – dzięki zasilaniu bateryjnemu pilnik można stosować w każdym miejscu, niezależnie od okoliczności. Sprzęt jest lekki i poręczny, sprawdzi się więc zarówno w użytku domowym, jak i na wakacjach. Polerkę łatwo utrzymać w dłoni, niezależnie od tego czy pracujemy lewą, czy prawą ręką. Trudno jednak odnaleźć zapowiadaną przez producenta ergonomię – nie zauważyłam, by pilnik był dostosowany do kształtu dłoni, a głowica ukierunkowana tak, by ułatwiać zabieg eksfoliacji. To prosty, nieskomplikowany pilnik z jedną głowicą i pierścieniem, służącym do włączania/wyłączania urządzenia, a także zwiększania/zmniejszania prędkości obrotów. Intuicyjny, lecz niełatwo powiedzieć, by był szczególnie ergonomiczny. Po włączeniu urządzenia nieprzyjemnie zaskakuje jego głośna praca, podobna trochę do dźwięku wiertła. Sam zabieg jest bardzo prosty, wręcz dziecinnie łatwy do wykonania. Wystarczy po suchej skórze przejechać pilnikiem, aby zobaczyć efekt działania głowicy ścierającej – unoszącą się wokół stopy – białą mgiełkę. To drobinki złuszczonej skóry. Trzeba przyznać, że widok niezbyt estetyczny, ale dowodzi właściwego przeprowadzania zabiegu. Faktycznie, pilnikiem Velvet Smooth bardzo trudno zrobić sobie krzywdę. Głowica jest delikatna, podczas ścierania nie ma możliwości zacięcia się, zranienia, otarcia. Jest to sprzęt bezpieczny i subtelny dla skóry. Czy jednak skuteczny? Moja skóra stóp nie jest mocno zrogowaciała, dlatego wybrałam pilnik z głowicą drobnoziarnistą i uważam, że taka grubość drobinek ściernych była wystarczająca. Nie udało się, mimo wszystko, uzyskać efektu idealnie gładkiej skóry, ani złuszczyć naskórka w zadowalającym stopniu. Nie otrzymałam efektu zgodnego z zapewnieniami producenta – skóra nie stała się jedwabiście gładka, a niektóre zgrubienia pozostały. Pomimo trzykrotnego powtórzenia zabiegu w kolejnym tygodniu, stan stóp nie uległ poprawie. Warto pamiętać, by po każdej czynności złuszczającej zastosować preparat do pielęgnacji stóp. Dobry, odżywczykrem do stópto podstawa. By lepiej ukazać działanie pilnika Scholl, zestawiłam go z innymi, preferowanymi wcześniej metodami usuwania zbędnego naskórka ze skóry stóp. Pilnik Scholl a tradycyjna polerka ścierająca Pilnik Scholl posiada głowicę obrotową, która zasadniczo pracuje sama, nie potrzeba żadnego wysiłku, by wykonać zabieg złuszczania. To odróżnia go od tradycyjnej polerki, jakiej moc i tempo działania zależy wyłącznie od włożonego w zabieg wysiłku. Pilnikiem Scholl polerujemy na sucho, tradycyjną polerką – najlepiej na mokrą skórę, zwilżoną nie tylko wodą, ale także środkiem myjącym (by ułatwić urządzeniu poślizg po skórze). Zwykłej polerki użyjemy tylko tam, gdzie mamy dostęp do wody, pilnika Scholl w zasadzie wszędzie, gdzie mamy ochotę. A efekty zabiegu? Bardzo różne. Do szybkiego wygładzenia lepiej sprawdzi się pilnik Velvet Smooth, natomiast (jeśli liczymy na dokładne usunięcie zbędnego naskórka), skuteczniejsza okaże się tradycyjna polerka. Aczkolwiek zabieg będzie trwał znacznie dłużej niż przy użyciu sprzętu z ruchomą głowicą. Zwycięzca: pilnik tradycyjny Scholl Velvet Smooth a ścieranie naskórka w gabinecie pedicure Velvet Smooth, choć budową i zasadami działania przypomina urządzenia złuszczające znane z gabinetów urody, nie wytrzymuje konkurencji profesjonalnych zabiegów pedicure. Jest zbyt delikatny, nieprecyzyjny (głowica jest dość duża, znacznie większa i mniej poręczna niż profesjonalne), ma od nich również mniejszą moc. Punkty zyskuje z zasadzie tylko za cenę i możliwość samodzielnego wykonania zabiegu. Natomiast, jeśli ktoś rozważa zakup Scholl Velvet Smooth jako alternatywy dla wizyt w gabinecie pedicure, boleśnie się rozczaruje. Ta polerka jest po prostu zbyt słaba i nie tak precyzyjna, jak profesjonalny sprzęt. Zwycięzca: zabieg profesjonalny Scholl Velvet Smooth a zabieg złuszczania kwasami (baby feet) Baby Feet to specyficzny peeling do stóp, bardzo modny w Europie. Kosztuje kilkanaście/kilkadziesiąt złotych i ma postać lekkiego płynu, nasączonego w plastikowe formy (rodzaj woreczków), które nakładamy na stopy i zostawiamy na dzień lub noc (to peeling chemiczny). Działanie jest stopniowe dlatego, że kwasy zawarte w preparacie złuszczają skórę po 5– 7 dniach od wykonania zabiegu. Skóra schodzi płatami dokładnie tak, jak np. przy przesadnej ekspozycji na słońce. Ten etap też zajmuje około tygodnia. Zabieg odsłania nową, jaśniejszą, bardziej delikatną skórę stóp, zrogowacenia są wyraźnie zmniejszone. Jego największym mankamentem jest to, że na efekt trzeba czekać aż dwa tygodnie. Wygląd stóp w dniach, gdy skóra jest złuszczana, też nie jest zadowalający. Baby Feet trudno wykonywać latem, gdy chodzimy z odsłoniętymi stopami, bo złuszczająca się skóra wygląda bardzo nieestetycznie. Dodatkowo efekty są trudne do przewidzenia, nie ma żadnej gwarancji, że naskórek zostanie złuszczony w tym miejscu, w którym sobie życzymy. Pilnik Scholl ma więc sporą przewagę nad złuszczaniem kwasami – efekt jest widoczny natychmiast, nie ma nieestetycznych skutków ubocznych, jest bezpieczny i nie wymaga żadnych dodatkowych akcesoriów. Warto także nadmienić, że Velvet Smooth jest też skuteczniejszy niż tradycyjne peelingi do stóp z drobinkami ścierającymi. Zwycięzca: pilnik Scholl Velvet Smooth Ile to kosztuje? Urządzenie Scholl Velvet Smooth (rączka + głowica) kosztuje około 130 zł. Wymienna głowica to dodatkowy wydatek rzędu 50 zł. Jest to zatem dużo droższa opcja niż złuszczanie tradycyjnymi lub chemicznymi peelingami, czy standardową tarką, natomiast koszt porównywalny do jednego zabiegu pedicure w salonie. Podsumowanie Pilnik Scholl to ciekawe urządzenie, bo pierwsze na polskim rynku tak bliskie profesjonalnym tarkom z gabinetów, a jednocześnie dostępne (do kupienia w sklepach RTV-AGD, w sieciach drogeryjnych, sklepach internetowych, Allegro) i stosunkowo niedrogie. Mimo wszystko nie jest tak skuteczne, jak obiecuje producent i wymaga wspomagania zarówno zabiegami profesjonalnymi, jak i peelingami czy kremami do stóp. Plusy: – łatwość obsługi; – bezpieczeństwo stosowania; – duża dostępność urządzeń i głowic zapasowych; – poręczność, możliwość używania w każdym miejscu, nawet bez dostępu do wody. Minusy: – niedotrzymane obietnice producenta, produkt nie zapewnia jedwabistej gładkości skóry; – brak akumulatorów i ładowarki w zestawie, zasilanie bateryjne mało ekologiczne; – niewystarczająca moc urządzenia; – głośna praca, nieprzyjemny dźwięk silniczka. Czy kupiłabym ponownie? Niestety nie. Urządzenie Scholl nie jest w stanie samodzielnie zapewnić oczekiwanego efektu wygładzenia, wolałabym zatem postawić na sprawdzony duet: raz na kwartał zabieg profesjonalny i wspomaganie efektów tradycyjną polerką w zaciszu domowym.
Jedwabiście gładkie stopy? Test elektronicznego pilnika Scholl Velvet Smooth
X1 to najtańszy odtwarzacz muzyki od FiiO. Ma zapewnić wysoką jakość dźwięku, wygodną obsługę oraz współpracę z wieloma formatami muzyki. Urządzenie zostało wycenione na 470 zł. Zobaczcie, jak się spisuje. Określenie FiiO X1 mianem odtwarzacza MP3 byłoby krzywdzące. To DAP, czyli digital audio player, dużo bardziej zaawansowane urządzenie kierowane do wymagających melomanów lub nawet audiofilów. X1 odtwarza formaty bezstratne (w tym FLAC, ALAC czy WAV), obsługuje też pliki 24 bit. Dodatkowo wyposażono go w wyjście liniowe, więc może służyć jako źródło do głośników lub zewnętrznego wzmacniacza. Specyfikacja FiiO X1 przetwornik Texas Instruments PCM5142 24 bit/192 kHz wzmacniacz operacyjny Intersil ISL28291 wyświetlacz TFT 320 x 240 pikseli akumulator 1700 mAh (czas pracy do 12 godzin, 4 godziny ładowania) obsługa słuchawek 16–100 Ω moc 100 mW (16 Ω); 65 mW (32 Ω); 8 mW (300 Ω) pasmo przenoszenia 20 Hz–20kHz THD+N 0,004% (wyjście słuchawkowe), 0,003% (wyjście liniowe) SNR > 110 dB dynamika > 110 dB wymiary 96,6 x 57 x 14 mm waga 106 g Wyposażenie Płaskie opakowanie z ładnym motywem płyty winylowej skrywa odtwarzacz zabezpieczony piankową foremką oraz dodatkowe pudełko na akcesoria. Wśród nich znajdziemy: silikonowe etui, naklejki na odtwarzacz, dwie folie na wyświetlacz (oprócz naklejonej), kabel USB (1 m), instrukcję obsługi. Etui nie należy do najpiękniejszych, to czarna, matowa guma, na szczęście jest gruba i precyzyjnie wycięta. Naklejki również stanowią nietypowy dodatek, dostępne są aż trzy zestawy do obklejenia całego odtwarzacza. Do wyboru mamy wzór karbonowy, drewniany oraz flagi Stanów Zjednoczonych. Kabel USB ma 1 m, jest dosyć sztywny, ale odpowiednio mocny. Konstrukcja Odtwarzacz ma wykonaną z aluminium metalową obudowę, a także panel sterowania, na który składają się przyciski oraz analogowe pokrętło. Widać, że inspiracją była płyta winylowa – design małego kółka przypomina płytę ustawioną na gramofonie. Front jest lekko wypukły, ma zaokrąglone krawędzie. Górną część zajmuje 2” wyświetlacz, który otoczony został niewielkimi, czarnymi ramkami. Ekran ma rozdzielczość 320 x 240 pikseli, jest kolorowy i wykonano go w technologii TFT. Kąty widzenia nie są więc idealne (szczególnie od góry), zagęszczenie pikseli również nie zachwyca. FiiO X1 nie dorównuje poziomem ekranu typowemu smartfonowi, ale to przecież tylko odtwarzacz audio. Wyświetlacz oferuje przyjemne dla oka kolory i czytelne czcionki, więc ekran spełnia swoje podstawowe zadanie. Poniżej wyświetlacza jest panel sterowania. Składa się na niego pięć przycisków oraz analogowe, płaskie pokrętło w formie koła. Przyciski mają metalowe pokrywki, cztery z nich zostały ulokowane jakby były wierzchołkami kwadratu, a ostatni znajduje się w centrum winylu. Kółko jest czarne i matowe. Pod nim umieszczono jeszcze niebieską diodę sygnalizującą pracę i ładowanie urządzenia. Krawędzie boczne są płaskie, zostały mocno ścięte. Na prawy bok trafiła regulacja głośności oraz włącznik i szczelina resetu, szczyt zawiera wyjście 3,5 mm (słuchawkowe i liniowe w jednym). Na dole ulokowano gniazdo microUSB do ładowania, a prawy bok zajmuje jedynie szczelina czytnika kart microSD. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Tylna pokrywa jest także spłaszczona, umieszczono tam logo producenta. Ma ładną dla oka, anodowaną fakturę, która mieni się pod światło. Odtwarzacz został wykonany bardzo dobrze. Aluminium jest grube i przyjemne w dotyku. Elementy są bardzo dobrze spasowane, nie widać niedoróbek, a jakość wykończenia nie odbiega od droższych odtwarzaczy tego typu. X1 to z pewnością ładny, przyciągający wzrok sprzęt. Można go mieć w trzech kolorach: srebrnym, czarnym oraz złotym (szampańskim). Użytkowanie Odtwarzacz waży niewiele ponad 100 g, a jest mniejszy od paczki papierosów, do której porównuje go producent. Ma około 14 mm grubości, niecałe 10 cm długości i prawie 6 cm szerokości. To niewielka „cegiełka”, która bez problemu zmieści się w kieszeni. X1 nie należy do najmniejszych odtwarzaczy, ale biorąc pod uwagę jego możliwości, nadal zasługuje na miano kompaktowego urządzenia. Dobrze leży w dłoni, pewny chwyt ułatwia także w gumowane etui z zestawu, które niestety łatwo się brudzi, ale jest przydatne w podróży. Obsługa X1 jest intuicyjna, urządzenie zostało też dobrze skonstruowane pod względem ergonomicznym. Panel sterowania to przycisk cofania (górny prawy róg), przycisk menu jest łatwo dostępny (górny lewy róg). Dolne przyciski służą do przewijania list lub utworów (przód i tył), a środkowym klawiszem zatwierdzamy wybór. Kółko jest analogowe, przypomina trochę to z iPodów, ale okręca się fizycznie, ma skokowy ruch oraz wyraźnie cyka przy obrocie – służy przewijaniu listy i regulacji głośności. Odtwarzacz obsługuje karty pamięci microSD do 128 GB (nie ma wbudowanej pamięci), więc pokrętło sprawdza się świetnie przy obsłudze długich list odtwarzania. Wszystkie klawisze mają precyzyjny skok ze słyszalnym klikiem. Przyciski na boku można od siebie łatwo odróżnić. Mają niby ten sam kształt, ale włącznik praktycznie nie odstaje, a regulacja głośności jest wypukła. Szkoda, że trzy znajdują się na lewej ściance. Wygląda, że producent chciał, żeby urządzenie trzymać w lewej dłoni, kciukiem opierając się o włącznik i regulację głośności, a prawą dłonią obsługiwać X1 – z palcem wskazującym umieszczonym na winylu, niczym DJ. Odtwarzacz jest na tyle mały, że można go obsłużyć za pomocą jednej dłoni, więc osoby praworęczne mają trochę mniej wygodny dostęp do włącznika. Urządzenie nie nagrzewa się podczas pracy. Moc wzmacniacza jest wystarczająca dla słuchawek dokanałowych i niskoomowych nausznych lub wokółusznych. Odtwarzacz poradzi sobie ze stacjonarnymi słuchawkami, jednak do większych, bardziej wymagających urządzeń potrzebny będzie dodatkowy wzmacniacz. FiiO X1 ładuje się 5 godzin z portu USB lub 3 godziny z adaptera sieciowego 5 V/2 A. Pozwala na pracę do 12 godzin na jednym ładowaniu. Czas zależy od użytkowania i słuchawek. Gdy korzystamy z formatów MP3 i słuchawek dokanałowych, odtwarzacz może wytrzymać nawet dłużej. W przypadku słuchania muzyki w formatach bezstratnych (16 bit) i na średnim poziomie głośności X1 osiąga deklarowane przez producenta wartości (12 godzin). Oprogramowanie Producent postawił na prostotę, ale dzięki temu interfejs jest logiczny i intuicyjny. Przypomina trochę Androida – górny pasek pokazuje stan baterii, poziom głośności i tryb odtwarzacza (wyjście słuchawkowe lub liniowe). Obsługa oparta jest o kółko, więc główny ekran składa się ze skrótów rozstawionych po łuku. Pięć symbolicznych ikonek daje dostęp kolejno do funkcji: teraz odtwarzane, biblioteki muzyki, przeglądarki plików, ustawień odtwarzania i ustawień urządzenia. Pierwsza ikonka to skrót do ekranu odtwarzania, który wyświetla okładkę utworu i przyciski nawigacyjne. Drugi pozwala segregować muzykę alfabetycznie lub za pomocą wybranych kryteriów – artysty, płyty itp. Trzeci to odtwarzanie folderami – daje dostęp bezpośrednio do plików z karty microSD. Ostatnie dwa ekrany zawierają dużo opcji. W ustawieniach odtwarzania możemy zmienić skalę głośności (do 100 stopni), wyłączyć przerwy między utworami, a także wybrać opcję EQ – zarówno manualnie, jak i z predefiniowanej lisy. Ustawienia systemu zawierają regulację jasności wyświetlacza, pozwalają włączyć wyjście liniowe, a także zmienić motyw systemu – do wyboru jest srebrny, różowy, zielony, niebieski, złoty i brązowy. Opcji jest dużo więcej, dzięki nim można w znacznym stopniu spersonalizować urządzenie. Oprogramowanie jest stabilne i działa płynnie. Soft jest szybki, nie każe czekać na wykonanie zadania. Krótko trwa także skanowanie karty microSD oraz tworzenie biblioteki muzyki. Brzmienie FiiO X1 oferuje bardzo dobre brzmienie, biorąc pod uwagę, że to jeden z najtańszych odtwarzaczy audiofilskich. Trzeba pamiętać, że ceny najdroższych urządzeń tego typu sięgają nawet 20 000 zł. Producent postawił na przyjemny przekaz i lekko ciepły, naturalny dźwięk. To również uniwersalna sygnatura dźwiękowa – odtwarzacz nie podbija sztucznie basu, nie wyostrza przekazu i nie wycofuje średnicy. Dzięki temu końcowy efekt w dużej mierze zależny jest od wybranych słuchawek. FiiO X1 to czyste i bezpośrednie brzmienie. Oferowany dźwięk jest czytelny i bliski, nie trzeba się wsłuchiwać w teksty piosenek czy melodie instrumentów, wszystko jest łatwe w odbiorze. Mamy lekko ciepłe brzmienie, to znaczy że sopran nie jest ostry, sykliwy, a wysokie tony nie są zimne. W efekcie muzyka brzmi łagodnie, nie męczy i nie drażni uszu. Podobnie jest z niskimi tonami – bas jest słyszalny, obecny, ale nie został sztucznie podbity. Nie usłyszymy więc buczenia, dudnienia ani efektu przykrycia instrumentów przez niskie tony. Ilość basu zależy od słuchawek i samej muzyki. W elektronice lub rapie niskich tonów nie brakuje, dobra jest także dynamika, energiczność i rytmiczność muzyki. Szczegółów jest dużo, ale odtwarzacz nie zalicza się do tzw. urządzeń analitycznych. To, że X1 jest urządzeniem dla bardziej wymagających można poznać wsłuchując się w przestrzeń dźwięku. Wiele tanich odtwarzaczy MP3 nie generuje tak zwanej sceny dźwiękowej. FiiO X1 dzieli dźwięk na różne płaszczyzny. Rozciąga muzykę na szerokości, tworząc efekt stereofonii, różnicuje także głębię (przesuwa dźwięk do przodu, przed twarz i do tyłu, za głowę), a także rozstawia instrumenty w wysokości sceny – pod lub nad poziomem uszu. Scena dźwiękowa ma formę kuli, w której instrumenty są wyraźnie od siebie odseparowane. Nie jest to duża przestrzeń, w tym aspekcie X1 nie dorównuje dużym odtwarzaczom, dlatego wiele dźwięków dobiega jakby ze środka naszej głowy. Sprawdziłem połączenie X1 ze słuchawkami dokanałowymi: Etymotic ER-4PT, Zero Audio Carbo Tenore, HiFiMan RE-400 oraz wersjami na głowę, takimi jak: AKG K551, Focal Spirit Professional i Encore Rockmaster OE. Nie było problemów z mocą oraz jakością dźwięku. Model Focal Spirit Professional nie osiągnął pełni swoich możliwości, ale nadal brzmiał satysfakcjonująco. Odtwarzacz z najnowszym oprogramowaniem nie powinien utrudniać doboru słuchawek. Po przełączeniu trybu w ustawieniach wyjście 3,5 mm podaje stałe napięcie, sygnał gotowy jest do obrobienia przez duży wzmacniacz, wieżę Hi-Fi albo głośniki. Efekty takiego połączenia są również bardzo dobre. Podsumowanie Producent stworzył bardzo przyjemny odtwarzacz zarówno pod względem jakości dźwięku, jak i obsługi. Na rynku brakowało mniejszych odtwarzaczy dla wymagających użytkowników, drogie, audiofilskie urządzenia są zazwyczaj wielkie i ciężkie. Mały X1 to jeszcze nie wyżyny jakości dźwięku, ale i tak zasługuje na pochwałę. X1 jest uniwersalny i daje to, co najważniejsze, czyli przyjemność płynącą ze słuchania muzyki, także w formatach bezstratnych lub o wysokiej głębi bitowej. To więc niewielki odtwarzacz z audiofilskim zacięciem. Można narzekać na brak funkcji Bluetooth, wbudowanej pamięci, nie ma co liczyć też na obecność Wi-Fi. To bardziej klasyczne urządzenie niż kolejny bajer dla gadżeciarzy. Jeśli jakość dźwięku ze smartfona nie satysfakcjonuje, to FiiO X1 będzie bardzo dobrym wyborem, szczególnie gdy telefon szumi, a słuchawki są zbyt ciche. Jeśli budżet jest bardziej elastyczny, to producent oferuje lepsze urządzenia, które mogą służyć także jako przetwornik podłączony pod USB komputera. Na przykład FiiO X3 II, wyceniony na około 900 zł, gdy potrzeba jeszcze więcej mocy, to lepiej sprawdzi się X5 II, wyceniony na 1500 zł. Odtwarzacze wykorzystują podobną konstrukcję, ale różnią się wymiarami. Niedawno do oferty trafił FiiO X7– wyceniony na 2900 zł, ale już z dotykowym wyświetlaczem oraz łącznością Wi-Fi i Bluetooth. Mimo całkiem sporego kosztu nadal pozostaje dużo tańszy niż konkurencyjne modele od Astell&Kern. Zalety: dobre wyposażenie; bardzo dobre wykonanie; ładny design i wersje kolorystyczne; intuicyjna obsługa oparta o analogowe pokrętło; stabilny soft; bardzo dobre brzmienie o uniwersalnym i przyjemnym charakterze. Wady: brak pamięci wbudowanej; przyciski z lewej strony; niewielkie rozmiary sceny dźwiękowej; przeciętny czas pracy.
Test odtwarzacza FiiO X1 – kieszonkowy kompan melomana
Nazwa może być myląca, bo tosty francuskie wcale nie zostały wymyślone we Francji. Pierwsze wzmianki o chlebie maczanym w jajku i mleku, a następnie smażonym pojawiają się w rzymskiej księdze przepisów Apiciusa. W ten sposób w gospodarstwach domowych wykorzystywano czerstwy chleb – produkt cenny, który nie mógł się zmarnować. W średniowiecznej Europie było to danie bardzo popularne, podawane nawet podczas eleganckich uczt. Francuska nazwa tego rodzaju tostów to pain perdu – „chleb stracony”, czyli taki, który utracił świeżość. Czerstwe pieczywo jako tosty francuskie odzyskiwało swój smak i stawało się pysznym, sycącym posiłkiem. Cały świat chrupie tosty francuskie Popularne tosty francuskie znane są na całym świecie, a w każdym jego zakątku przyrządza się jego różne wersje. W Ameryce jada się je na słodko lub słodko-słono, z chrupiącym bekonem i syropem klonowym, w Indiach z cebulą, chili i keczupem, w Szkocji z kiełbasą. W Kanadzie są daniem śniadaniowym, we Francji jada się je na deser, a we Włoszech na słono, z dodatkiem mozzarelli, na przystawkę. Najprostszy współczesny przepis na tost francuski obejmuje: białe pieczywo namoczone w roztrzepanych jajkach, często z dodatkiem mleka. Kromki powinny być czerstwe, bo takie najlepiej chłoną masę jajeczną. Po namoczeniu smaży się je z obu stron aż do zarumienienia. Jednak jak to bywa w przypadku tak „międzynarodowych” dań, liczba ich wersji jest niezliczona, a składniki można mieszać w dowolny sposób. Można użyć samych żółtek lub całych jajek. Mleko można zastąpić tłustą śmietanką. Niektórzy wolą pełnoziarniste pieczywo, a są i wielbiciele pszennej chałki. Jedni moczą chleb krótko, inni długo. Tosty francuskie można smażyć na maśle lub oleju, dopiec w piekarniku lub podać prosto z patelni. Wybór dodatków jest nieograniczony, wszystko zależy od tego, czy wolimy tosty wytrawne, czy na słodko. Tosty na słodko Słodka wersja tostów francuskich ma wielu zwolenników. Chrupiące grzanki z dodatkami to świetna propozycja na śniadanie lub deser. Przygotowując słodkie tosty, pamiętajmy, że tego typu potrawa szybko się przypala. Aby zapobiec przywieraniu skarmelizowanej skorupki podczas smażenia, zaopatrzmy się w odpowiednią patelnię, np. z powłoką granitową. Chleb z cukrem brązowieje bardzo szybko, czasami zanim wnętrze tostu zostanie całkowicie upieczone, dlatego lepiej kroić go nieco cieniej lub dopiekać w piekarniku. Koloru dodaje również cynamon. Tosty francuskie z owocami i serkiem Składniki (2 porcje): * 8 kromek chleba tostowego, chałki lub dowolnego pieczywa * 100 g kremowego serka * 1 łyżka cukru waniliowego * 2 jajka * 50 ml mleka * 200 g świeżych owoców, np. truskawek, malin * szczypta soli * 1 łyżka masła do smażenia * cukier puder i garść owoców do podania Przygotowanie Jajka mieszamy z mlekiem i cukrem waniliowym, owoce miksujemy w blenderze. Tosty łączymy w pary. Jedną część smarujemy serkiem i wykładamy na wierzch łyżeczkę zmiksowanych owoców. Rozsmarowujemy i przykrywamy drugą kromką. Połączony tost zamaczamy z obu stron w masie jajecznej. Smażymy na rozgrzanym maśle ok. 2 minut z każdej strony, do lekkiego zrumienienia. Podajemy ze świeżymi owocami posypane cukrem pudrem. Tosty na słono Wytrawne tosty francuskie mogą stanowić nie tylko sycące śniadanie, ale świetnie sprawdzą się także w roli lunchu lub kolacji. To bardzo proste danie w zależności od dodatków może stać się wykwintnym posiłkiem. Podane ze świeżymi figami i serem kozim lub w towarzystwie rukoli, pomidorków cherry i parmezanu zrobią wrażenie nie tylko na domownikach, ale również podczas spotkania ze znajomymi. Aby tosty francuskie wyglądały apetycznie, musimy je ładnie zrumienić z obu stron. Przyda się nam łopatka do obracania, która nie rysuje powłoki patelni. Z jej użyciem łatwo uzyskamy równo przypieczone tosty. Tosty francuskie à la bruschetta – z salsą pomidorową i bazylią Składniki (2 porcje) * 4 kromki dowolnego pieczywa * 2 jajka * 5 łyżek mleka * sól, pieprz * 1 ząbek czosnku przeciśnięty przez wyciskarkę do czosnku * szczypta chili * 1 łyżka świeżego tymianku * 50 g masła Salsa * 2 pomidory * 2 łyżki oliwy extra virgine * 1 łyżka octu balsamicznego lub soku z cytryny * sól morska, pieprz * 1 ząbek czosnku przeciśnięty przez wyciskarkę * świeża bazylia Przygotowanie Salsa: pomidory obrać ze skórki, usunąć nasiona, pokroić w kostkę, włożyć do miseczki i dodać oliwę, ocet, sól, pieprz, czosnek, świeżą bazylię. Wymieszać. Tosty: roztrzepać widelcem jajka z mlekiem, dodać sól, pieprz, czosnek, chili, zioła. Rozgrzać masło na patelni. Maczać pieczywo w masie jajecznej, lekko dociskając. Smażyć na patelni z obu stron ok. 2 minut, do zrumienienia. Podać ułożone na talerzu, z salsą pomidorową i listkami bazylii. Tosty francuskie kosztują niewiele i nawet początkujący kucharz przygotuje je szybko i bez problemów. Bogactwo dodatków i sposobów przyrządzenia sprawiło, że stały się niezwykle popularnym daniem na całym świecie.
Tosty po francusku – przepisy, akcesoria, dodatki
Odkręcanie wieczek słoików sprawia ci zawsze trudności? Pokaleczyłaś się już nie raz, próbując rozciąć puszkę nożem? Otwieranie butelki wina zawsze kończy się wpychaniem korka do środka? Na szczęście możesz zaopatrzyć się w odpowiednie otwieracze, które znacznie ułatwią ci te zadania. Otwieracz do słoików Odkręcanie słoików wcale nie musi być męką! Wystarczy, że wyposażysz swoją szufladę kuchenną w otwieracz, dzięki któremu zrobisz to szybko i bez nadmiernego wysiłku. Najbardziej popularne i najtańsze modele są wykonane z gumy. Jego wewnętrzna część ma wypustki, które ściśle przylegają do nakrętki po nałożeniu. Następnie musisz go ścisnąć, wykonać nadgarstkiem ruch otwarcia i gotowe! Jeśli guma wydaje ci się mało stabilnym tworzywem, postaw na wariant plastikowy – zasada działania jest taka sama, różnica polega na tym, że taki otwieracz ma dwie rączki, którymi ściskasz i otwierasz słoik, co dla niektórych z pewnością będzie ułatwieniem. Otwieracz do puszek Prowizoryczne otwieranie puszek ostrym narzędziem, np. nożem, często kończy się skaleczeniem. Dlatego lepiej zaopatrzyć się w profesjonalny sprzęt, dzięki któremu otworzysz puszkę szybko i bezpiecznie. Możesz wybierać spośród dwóch głównych typów takich przyrządów: ręcznych i elektrycznych. Modele ręczne są najczęściej wykonane ze stali – ostrze umieszczasz na powierzchni wieczka puszki, a następnie kręcisz pokrętłem, które wprawia je w ruch z drugiej strony. Z kolei otwieracz elektryczny należy położyć na pokrywce i jedynie nacisnąć – urządzenie automatycznie rozetnie wieczko. Otwieracz do butelek Otwieranie butelek również sprawia często trudności, jeśli nie posiadasz korkociągu lub trybuszona. Czym się różnią te dwa otwieracze? Korkociąg należy wkręcić w korek, a następnie nacisnąć jego dwie rączki tak, aby ten wysunął się z szyjki butelki. Trybuszon działa podobnie: śrubę wkręcasz w korek, (zazwyczaj srebrną) „łapkę” zahaczasz o krawędź szyjki i wyciągasz korek metodą dźwigni, naciskając rączkę. Powszechnie uważa się otwieranie butelki trybuszonem za bardziej eleganckie, ponieważ jest to metoda barmańska. Zazwyczaj zarówno korkociąg, jak i trybuszon, mają także część, dzięki której otworzysz butelkę z kapslem. Nietypowe „otwieracze” Nie tylko słoiki, puszki i butelki mogą sprawiać problemy z ich otwieraniem. Niektóre artykuły spożywcze mają naturalne warstwy zewnętrzne, które chronią jadalny środek, a jednocześnie utrudniają jego wydobycie. Sztandarowym przykładem są orzechy włoskie, których nie sposób otworzyć bez pomocy dziadka do orzechów. Na Allegro znajdziesz kilka typów dziadka do orzechów: klasyczny, drewniany ze śrubą, stalowy z dodatkową funkcją otwierania butelek, dizajnerski w kształcie renifera lub wiewiórki. Ciekawą i przydatną opcją dla miłośników świeżych owoców jest obieraczka do ananasa. Jak działa taki „otwieracz”? Wystarczy odkroić liściasty czubek ananasa, a następnie wkręcić przyrząd tak jak korkociąg. Dzięki obieraczce otrzymasz równe plasterki ananasa bez wysiłku i tryskającego soku. Jeśli nie lubisz zbędnego brudzenia rąk podczas gotowania, może ci przypaść do gustu również obierak do czosnku. Ząbki czosnku wkładasz do silikonowego obieraka, a następnie wałkujesz go na płaskiej powierzchni, pozbawiając ząbki łupin. Z tym akcesorium czosnek obiera się błyskawicznie, a ty nie ryzykujesz nieprzyjemnego zapachu na dłoniach. Otwieracze ręczne czy elektryczne? Klasyczne czy dizajnerskie? Wybierz ten, który jest dla ciebie najodpowiedniejszy i przestań się męczyć z otwieraniem słoików, puszek, butelek i innych produktów żywnościowych.
6 otwieraczy, które ułatwią codzienne czynności w kuchni
Coraz częściej największymi hitami wydawniczymi zostają powieści wydane własnym sumptem przez autorów. Tak właśnie było z książką niemieckiej autorki, która trafiła na listę bestsellerów i została szybko kupiona przez renomowane wydawnictwo. Hanni Münzer zastosowała znany i lubiany zabieg fabularny, rozpoczynając swoją opowieść w czasach współczesnych, a następnie przenosząc się w przeszłość. W początkowych scenach poznajemy Felicity – młodą, amerykańską lekarkę, która ma zamiar wyjechać wkrótce do Afganistanu. Przekłada lot, żeby wziąć udział w pogrzebie ukochanej babci, a następnego dnia dowiaduje się, że jej matka zniknęła. Zaczyna poszukiwania, by ostatecznie odnaleźć matkę w Rzymie. Tam obie wpadają na trop rodzinnej tajemnicy. Pakt z diabłem Odnalezione dokumenty wydobywają na światło dzienne dawno zapomnianą i tragiczną historię pewnej niemieckiej śpiewaczki operowej. Jest popularna i lubiana, ale jej mąż jest Żydem, dlatego zarówno jej, jak i dwójce ich dzieci grozi niebezpieczeństwo. Pewnego dnia jej mąż znika, a ona sama będzie musiała podjąć trudną decyzję i zawrzeć związek małżeński z oficerem SS, Obersturmbannführerem Albrechtem Brunnmannem. W ten sposób zapewnia swoim dzieciom ochronę, jednak będzie za to musiała zapłacić wysoką cenę. Kiedy zaś umrze, jej córka Deborah będzie kolejną, która zawrze swoisty pakt z diabłem. Cztery pokolenia kobiet Decyzje podjęte przez obie kobiety wpłyną także na los kolejnych pokoleń. Felicity i jej matka nie tylko dowiedzą się prawdy o życiu swojej matki i babki, ale także zrozumieją wiele z jej postaw i zachowań. Chłód, który cechował relacje kobiet w tej rodzinie, nagle znajduje swoje wytłumaczenie. Felicity dostanie więc szansę na naprawienie swoich stosunków z matką, szansę, której jej matka i babka nigdy nie miały. Infantylny język i wciągająca akcja „Miłość w czasach zagłady” to poruszająca lektura, od której trudno się oderwać. Akcja toczy się wartko, kolejne wątki zgrabnie się splatają, całość jest barwna i wzbudza wiele emocji. Niestety, bardziej wymagający czytelnik będzie miał do książki nieco zastrzeżeń. Autorka pisze momentami zbyt górnolotnie, popadając w nadmierny patos, nie jest też chyba do końca pewna, jaką wiedzę na temat II wojny światowej posiadają czytelnicy, zdarza jej się więc wyjaśniać sprawy oczywiste. Momentami rzeczy dzieją się zbyt szybko, a postępowanie bohaterów trudno racjonalnie uzasadnić.Mimo tych zastrzeżeń „Miłość w czasach zagłady” może się podobać. Fabuła jest tak pomysłowa, a całość napisana tak lekko, że strony przewracają się właściwie same. Nie należy spodziewać się książki wybitnej, ale spędzenie nad nią kilku wieczorów nie będzie też stratą czasu. Źródło okładki: www.insignis.pl
„Miłość w czasach zagłady” Hanni Münzer – recenzja
Trudno sobie wyobrazić współczesną kuchnię bez sprzętów ułatwiających i przyspieszających gotowanie. Garnki, patelnie, chochle czy tarki to przedmioty niezbędne, lecz nie sposób dziś poradzić sobie podczas przygotowywania posiłków, nie mając miksera, blendera, tostera czy robota kuchennego. Każdego dnia w kuchni dużo się dzieje, trzeba więc wyposażyć ją odpowiednio, poczynając od mebli i AGD, kończąc na naczyniach i akcesoriach niezbędnych do gotowania. Z niektórych sprzętów korzystamy codziennie, z innych rzadziej, lecz żadnego nie może zabraknąć. Od czego zacząć kompletowanie wyposażenia kuchennego? Niezbędne akcesoria kuchenne warto podzielić na rzeczy do użytku ręcznego oraz sprzęty elektryczne. Podstawa każdej kuchni box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. King Hoff, Tefal, Odelo, Gerlach, Banquet, Skagarek Nawet, jeśli gotujemy bardzo rzadko, a wręcz nie lubimy tego robić, podstawowe sprzęty kuchenne trzeba mieć. Bez nich zaparzenie herbaty czy usmażenie jajecznicy stanie się wzywaniem. Jako pierwsze na liście obowiązkowych akcesoriów kuchennych znalazły się noże. W świecie profesjonalnych kucharzy każdy ma własne dobrane do indywidualnych potrzeb. Choć do domowej kuchni nie potrzeba noży robionych na specjalne zamówienie, to jednak warto zwrócić uwagę na ich jakość. Warto zaopatrzyć się w zestaw, w którym znajdą się noże do chleba, mięsa, sera i warzyw. Niczego jednak nie uda się pokroić bez deski. Tutaj do wyboru są drewniane, z tworzyw sztucznych, kamienne i szklane. Te pierwsze są najlepsze. Deska powinna być dość ciężka i duża, a także mieć rowki na spływające płyny oraz gumowe wstawki zapobiegające jej ślizganiu się po blacie. Kolejne niezbędne akcesorium to garnki. Ich wybór jest przebogaty. Mogą być wykonane z aluminium, stali, żeliwa, szkła, a także emaliowane, różnych rodzajów i rozmiarów. Najlepiej kupić cały zestaw i ewentualnie w miarę potrzeby dokupywać pojedyncze egzemplarze. Z pewnością należy się zaopatrzyć w patelnię. Warto mieć podstawową, a także małą grillową i do naleśników. Do gotowania niezbędne są także łyżki i chochle. Najlepsze są drewniane bądź silikonowe, które nie nagrzewają się pozostawione w gorącym naczyniu. Nie można zapomnieć o czajniku. Modele na gaz są tańsze w eksploatacji niż ich elektryczni krewniacy. Wyróżniają się też klasycznym designem z nutą retro. Elektryczni pomocnicy box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. KitchenAid, Bosch, Philips, Krups, WMF, Kasseel Do listy wyposażenia kuchennego należy dodać urządzenia zasilane energią elektryczną. Numerem jeden jest mikser ręczny, który w mgnieniu oka połączy składniki na ciasto, ubije pianę z białek i śmietanę. Bardziej zaawansowane są roboty kuchenne, które zrobią za nas jeszcze więcej – same wszystko wymieszają, a także zagniotą ciasto, pomogą zrobić makaron czy zemleć mięso. Jedyny ich minus jest taki, że zajmują sporo miejsca. Gdy ograniczona przestrzeń jest problemem, do dyspozycji pozostają blendery. Modele ręczne są łatwe w przechowywaniu, a dzięki dołączonym akcesoriom z powodzeniem zastąpią mikser. Są niezbędne do przyrządzania zup-kremów, koktajli i smoothies. Kolejną rzeczą, w którą warto wyposażyć kuchnię, jest czajnik elektryczny. Choć zużywa więcej energii, to jego niewątpliwą przewagą jest oszczędność czasu – zagotuje wodę dwa razy szybciej niż klasyczny odpowiednik. Jeśli więc komuś zależy na czasie, powinien zaopatrzyć się w taki model. Dla zabieganych są też tostery, które w kilka sekund opieką pieczywo na śniadanie. Z kolei w kuchni kawosza nie może zabraknąć ekspresu do kawy. Już najprostsze modele kapsułkowe świetnie się sprawdzą, a do tego są tańsze od wersji ciśnieniowych.
Akcesoria kuchenne, które musisz mieć w swoim domu
JBL Everest 710 to nowe słuchawki Bluetooth z półki premium. Są zamknięte, wokółuszne i składane. Mają zapewnić brzmienie wzorowej jakości, trwające nawet przez 25 godzin na jednym ładowaniu. Sprawdźcie, co potrafią. JBL odświeżył serię Everest, czyli modele 110, 310, 710 i Elite 750NC. Dwa ostatnie są bardzo podobne, model Everest 750NC bazuje na testowanych 710, ale wzbogaca konstrukcję o aktywne tłumienie hałasu. Everest 710 to zatem propozycja dla melomanów, którym wystarczy zwykła izolacja pasywna. Brak NC pozwala sporo oszczędzić – Everest 710 kosztują poniżej 1000 zł. Czy mogą konkurować np. z droższymi Sony WH-H900N lub WH-1000XM2? Specyfikacja JBL Everest 710 przetworniki: 40 mm pasmo przenoszenia: 10 Hz–22 kHz impedancja: 32 Ω czułość: 96 dB interfejs: Bluetooth 4.1 z HSP 1.2, HFP 1.6, A2DP 1.3, AVRCP 1.4 funkcje: obsługa rozmów, składana konstrukcja, dzielenie się muzyką akumulator: 850 mAh/3,7 V czas działania: do 25 godzin czas ładowania: 2 godziny masa: 258 g Wyposażenie Wewnątrz pudełka słuchawki zabezpiecza pojemny futerał, który jest usztywniony i zamykany na zamek. Okablowanie znajduje się w siateczkowej kieszonce wszytej w pokrywę. Składa się na nie przewód słuchawkowy z pilotem, a także płaski przewód microUSB do ładowania. Ten pierwszy mierzy 115 cm, a drugi 95 cm (bez uwzględniania wtyków). box:imageShowcase box:imageShowcase Wygląd Konstrukcja nie zmieniła się mocno względem poprzedników – to ponownie minimalistyczne słuchawki o obłych kształtach. Tym razem wzornictwo jest jednak bardziej efektowne, a to za sprawą nowej kolorystyki. Barwy słuchawek są pastelowo-metaliczne, a logotypy na muszlach połyskują niczym lusterka. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Muszle słuchawek są eliptyczne, trzymają je koliste ramiona, które pozwalają na lekki ruch w pionie oraz na boki. Nauszniki zostały wykonane z grubej sztucznej skóry, wypełniono je bardzo miękką gąbką. Siatki przykrywające przetworniki są ponownie oznaczone dużymi nadrukami oznaczającymi kanały. Złącza oraz przyciski trafiły na krawędzie ramion. Na lewej słuchawce jest microUSB, a na prawej pięć przycisków, suwak włącznika z diodą, mikrofon oraz gniazdo 2,5 mm na przewód z zestawu. Everest 710 składają się na płasko lub jedną muszlą na drugą do wnętrza pałąka. Mechanizm jest metalowy i niezwykle solidny, a składanie i rozkładanie ma wyraźną blokadę. Pałąk jest szeroki i regulowany, chociaż – inaczej niż zazwyczaj – rozsuwana jest sama opaska. Do dyspozycji mamy 10 skoków na stronę z prostą podziałką w formie trójkątów. Opaska pałąka jest obszyta obustronnie, a od wewnątrz wypełnia ją sprężysta gąbka. Komfort i obsługa Everest 710 są komfortowe w obsłudze, robią wrażenie także kompaktowymi wymiarami. Stanowią kompromis pomiędzy słuchawkami stacjonarnymi a mobilnymi. Są mniejsze niż się z pozoru wydaje, ale w moim przypadku pomieściły całe małżowiny uszne. Mogą jednak stykać się z większymi małżowinami – mimo wszystko nie powinno to powodować dyskomfortu. Nauszniki są bardzo miękkie, wzorowo przylegają do twarzy i nie uciskają jej. To samo można powiedzieć o pałąku, który nie ugniata czubka głowy i odpowiednio stabilizuje słuchawki. Regulacja rozmiaru działa precyzyjnie, a jej zakres jest szeroki – słuchawki powinny zmieścić się na każdą głowę. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Zamknięta konstrukcja, szczelne nauszniki i odpowiedni nacisk pałąka przekładają się na bardzo dobrą izolację od otoczenia. Co prawda, słuchawki nie poradzą sobie z silnikami samolotu lub pociągami tak dobrze, jak modele z aktywnym tłumieniem hałasu, ale poziom jest już wysoce satysfakcjonujący. Ponadto muzyka nie wycieka mocno, więc nie powinna przeszkadzać osobom w naszym otoczeniu. Obsługa słuchawek jest prosta. Włącznik jest suwakiem, który odskakuje, a w szczelinie obok niego widać jednolitą diodę. Przy pierwszym włączeniu parowanie rozpocznie się automatycznie, ale dostępny jest także wydzielony przycisk Bluetooth, więc nie trzeba zapamiętywać, który przycisk przytrzymywać i jak długo to robić. Obok klawisza Bluetooth jest guzik z symbolem litery S, który odpowiada za stosowanie funkcją ShareMe 2.0. Słuchawki pozwalają dzielić się muzyką, mogą nadawać sygnał do innych urządzeń Bluetooth, niekoniecznie marki JBL. Trzy pozostałe przyciski sterują muzyką. Dwa zewnętrzne to regulacja głośności (krótkie wciśnięcia) lub zmiana utworów (przytrzymanie), a środkowy pauzuje, wznawia muzykę i kontroluje rozmowy. Niektóre przyciski mają wypustki, ułatwiające rozróżnienie ich pod palcami, ale niestety i tak trudno je zlokalizować. Słuchawki pozwolą na 25 godzin odtwarzania muzyki po dwugodzinnym ładowaniu. Nie jest to rekordowy wynik, ale Everest 710 są pod tym względem w czołówce. W praktyce, przy normalnym korzystaniu, słuchawki ładuje się rzadko. Gdy akumulator się rozładuje, możliwe jest podłączenie słuchawek analogowo przez kabel, ale tylko w trybie pasywnym – słuchawki wyłączają się automatycznie po wpięciu wtyczki 2,5 mm. Brzmienie JBL Everest 710 zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie jakością dźwięku – oferują zrównoważone brzmienie w wysokiej rozdzielczości. Nie podbijają basu, ale również go nie wycinają. To samo można powiedzieć o średnicy, a także klarownych wysokich tonach – są one na swoich miejscach. Brzmienie nie jest ciemne lub zamulone, lecz raczej naturalne, żywe i lekko ciepłe. Dobre wrażenie robi scena dźwiękowa, która nie jest duża, ale precyzyjnie eksponuje instrumenty. Słuchawki brzmią bardzo dobrze zarówno bezprzewodowo, jak i przewodowo. Bas nie zalewa muzyki, nie dominuje i nie dudni. Niskie tony są kontrolowane, precyzyjne i mają sporo werwy – potrafią mocno uderzyć, efektownie zawibrować lub szybko pulsować. Everest 710 mają głęboki i odpowiednio efektowny bas, który jednak nie jest serwowany w ekstremalnych ilościach. W efekcie słuchawki docenią melomani słuchający różnej muzyki, którzy lubią skupić się także na brzmieniu żywych instrumentów lub tekstach piosenek. Z powodzeniem słuchałem zarówno rocka, drum’n’bassu, trance’u, jak i jazzu lub bluesa. Pasmo średnie nie zostało wycięte, jest odpowiednio bliskie i czytelne. Brzmienie wydaje się lekko ciepłe, tzn. nie zostało wyostrzone w wyższych pasmach, nie brzmi szorstko lub metalicznie. Słuchawki dobrze współpracują z brzmieniem gitar, perkusji, ale także instrumentów dętych i smyczkowych. Gdy trzeba, zabrzmią nowocześnie i czysto, np. w elektronice lub muzyce popularnej. Dobre wrażenie robi ilość szczegółów, brzmienie oferuje wysoką rozdzielczość. To jeszcze nie poziom Sony WH-1000XM2 (test), muzyka nie brzmi tak naturalnie, ale Everest 710 mogą z powodzeniem konkurować z modelem WH-H900N (test). Wysokie tony nie zostały zgaszone lub przyciemnione. Nie ma wrażenia dystansu do muzyki, a dźwięk rozbrzmiewa czysto i klarownie. Słuchawki brzmią przejrzyście, nie sprawiają wrażenia, jakby muzyka dobiegała z innego pomieszczenia lub głośniki były przykryte kocem. Jednocześnie sopran nie jest jeszcze ostry – słuchawki nie syczą i nie kłują w uszy. Dzięki temu muzyka jest jasna, słychać więcej szczegółów, a talerze perkusyjne tworzą angażujący rytm. Scena dźwiękowa jest mała – słuchacz jest wręcz „zawieszony w muzyce” (nie ma dystansu do dźwięku), znajduje się bezpośrednio obok muzyków. Przestrzeń Everest 710 nie imituje sali koncertowej lub hangaru – dźwięk jest bardzo blisko, nie dobiega gdzieś z daleka. Pochwalić należy jednak holografię, czyli złudzenie trójwymiarowości muzyki. Dźwięki pojawiają się w trzech płaszczyznach – zarówno w okolicach ramion, przed twarzą, obok uszu, jak i ponad i poniżej linii uszu. Do tego instrumenty są kształtne, wydają się zajmować w przestrzeni raczej kuliste obszary, a nie same punkty. Separacja dźwięków jest wzorowa. Podsumowanie JBL Everest 710 to bardzo dobre słuchawki. Są ładne, solidnie wykonane i wygodne – łatwo docenić miękką opaskę pałąka oraz sprężyste nauszniki. Wokółuszna i zamknięta konstrukcja przekłada się na wzorową izolację od hałasu otoczenia. Nie zawodzi czas pracy na baterii i nie brakuje mocy. Brzmienie również robi wrażenie: jest zrównoważone, bezpośrednie i przejrzyste, sprawdzi się w wielu gatunkach muzycznych. Słuchawki polecam fanom uniwersalnego dźwięku, którzy cenią w muzyce coś więcej niż tylko bas. Nie ma jednak obaw, niskich tonów nie powinno brakować. Nie usatysfakcjonują tylko użytkowników szukających ciemnego, mocno basowego, imitującego subwoofer dźwieku. JBL Everest 710 kosztują 999 zł. Nie są tanie, ale oferują brzmienie podobnej jakości do droższych słuchawek Sony WH-H900N. Everest 710 brzmią wyraziście i naturalnie, mają bliższe pasmo średnie, zaś Sony są gładsze i bardziej efektowne. Modelowi Everest 710 brakuje aktywnego tłumienia hałasu i dotykowego panelu sterowania, ale pozwalają oszczędzić aż 200 zł. Jeśli cena jest nadal za wysoka, warto sięgnąć po mniejsze Everest 310 lub JBL E65BT, które mają ANC, brzmią bardziej rozrywkowo i generują subbasowe niskie tony. Oba modele kosztują około 750 zł. Jeśli jednak ANC jest koniecznością, warto zainteresować się modelem Everest Elite 750NC. Zalety: praktyczny futerał w zestawie; dobre wykonanie; ładne wzornictwo; wysoka ergonomia; mocna izolacja; funkcja ShareMe 2.0; długi czas pracy na baterii; zrównoważone brzmienie z dynamicznym basem, czytelną średnicą i klarownym sopranem; trójwymiarowa scena dźwiękowa. Wady: microUSB zamiast USB typu C; luźne przyciski, w które trudno trafić; scena dźwiękowa mogłaby być większa.
Test JBL Everest 710 – nowoczesne słuchawki o uniwersalnym brzmieniu
Jesteś miłośnikiem thrillerów? Lubisz książki przygodowe, w których bohaterowie muszą łamać zagadki, odkrywać tajemnice i sekrety? „Kod Leonarda da Vinci” pochłonąłeś w jedną noc? Oto pozycje, które dostarczą ci równie wielu wrażeń, co powieści Dana Browna. „Sedinum. Wiadomość z podziemi” Leszek Herman „Sedinum” to debiutancka powieść Leszka Hermana, szczecińskiego architekta i pasjonata historii. Książkę rozpoczyna niezwykłe wydarzenie: w wyniku katastrofy budowlanej w centrum Szczecina zostaje odsłonięty wrak niemieckiej, wojskowej ciężarówki. W jego wnętrzu znajdują się szczątki żołnierza Wehrmachtu i ładunek, który staje się głównym bohaterem intrygi. W rozwiązaniu zagadki biorą udział: architekt, dziennikarka i potomek starej, pomorskiej rodziny, który wraca do Polski na wieść o odkryciu. Kryminalne śledztwo, legendy i postacie charakterystyczne dla Pomorza oraz skrupulatny opis Szczecina wraz z jego ciekawostkami historycznymi i archeologicznymi na pewno wciągną każdego fana Dana Browna. box:offerCarousel „Bezcenny” Zygmunt Miłoszewski „Bezcenny” to gratka dla miłośników historii sztuki i malarstwa. Zygmunt Miłoszewski na głównego bohatera swojej książki wybrał zagrabiony obraz Rafaela z kolekcji Czartoryskich, „Portret Młodzieńca”. Bezcenne dzieło zostało wywiezione z Polski w czasie II wojny światowej i od tej pory słuch o nim zaginął. W powieści Miłoszewskiego okazuje się jednak, że polskie władze wpadły na trop obrazu i chcą sprowadzić go z powrotem do kraju. W tym celu proszą o pomoc dr Zofię Lorentz, historyczkę sztuki i pracownicę MSZ. Wychodzi na jaw, że obraz musi zostać ponownie skradziony, ponieważ odzyskanie go legalnymi działaniami jest niemożliwe. Kolejna polska powieść sensacyjno-przygodowa z historią II wojny światowej w tle to świetna propozycja na jesienny wieczór. Przeczytaj pełną recenzję książki Zygmunta Miłoszewskiego „Bezcenny”. box:offerCarousel „Ani żadnej rzeczy” S.M. Borowiecky „Ani żadnej rzeczy” to książka chyba najbliższa klimatowi serii Dana Browna, poświęconej przygodom Roberta Langdona. Powieść rozpoczyna makabryczna zbrodnia: na dachu bazyliki Świętego Piotra ukrzyżowano młodą kobietę. Nic jednak nie zapowiada tak strasznych wydarzeń, kiedy 7 dni wcześniej Zoja przybywa z Nowego Jorku do Polski, by pochować nieznaną krewną. Dziewczyna zostaje rzucona w wir wydarzeń: w ciągu tygodnia przebywa pół Europy, odkrywa sekrety rodzinne i tajemnice skrywane przez Kościół. „Ani żadnej rzeczy” z pewnością dostarczy ci mocnej dawki wrażeń i sprawi, że zaczniesz kwestionować historię. box:offerCarousel „Księga imion” Jill Gregory i Karen Tintori Inspiracją do napisania „Księgi imion” była dla autorek kabała i legenda o trzydziestu sześciu sprawiedliwych. Wedle tego podania, w każdym pokoleniu żyje trzydziestu sześciu sprawiedliwych, od istnienia których zależą losy ludzkości. W powieści jednak są oni w niebezpieczeństwie, ponieważ znaleźli się na celowniku tajnej sekty gnozytów. Aby gnozytom udało się zabić wszystkich sprawiedliwych, muszą najpierw poznać ich nazwiska. Tymczasem w niewyjaśniony sposób pojawiają się one w głowie profesora David Shepherda. Czy uda mu się ocalić pozostałych zagrożonych? „Księga…” będzie na pewno gratką dla miłośników legend i przepowiedni. „Ofiara Polikseny” Marta Guzowska „Ofiara Polikseny” to kryminał na rodzimej scenie literackiej wyjątkowy, bo toczący się w środowisku naukowców, a na dodatek archeologów. Zespół polskich archeologów trafia na tajemniczy szkielet w trakcie wykopalisk w Troi. Szybko jednak okazuje się, że to nie jedyne szczątki na stanowisku, kiedy antropolog Mario odkrywa współczesne zwłoki. Czy mordercą jest któryś z naukowców? Na to pytanie odpowiedzi szukać będzie właśnie Mario, detektyw-amator. „Ofiara…” spodoba się osobom, które interesują ciekawostki z najróżniejszych dyscyplin (archeologii, antropologii, medycyny sądowej) i doceniają kryminały z poczuciem humoru. Sięgnij po jedną z wymienionych pozycji i rozpocznij nową sensacyjną przygodę z historią i tajemnicami w tle!
Jeśli nie Dan Brown, to kto? – książki w podobnym stylu
Specyfiki z konopi wtargnęły szturmem do branży kosmetycznej i farmaceutycznej. Nadal budzą jednak wiele kontrowersji. Czy są legalne? Jakie mają właściwości? Co sprawia, że stały się ostatnio tak pożądanym towarem? Trend medycyny naturalnej przyniósł dużo dobrego. Przede wszystkim sprawił, że głównym kryterium w zakupie kosmetyków staje się jakość. Konsumenci są coraz bardziej świadomi, wskutek czego zamiast wybierać chemiczne mieszanki, mające cudownie podziałać na naszą cerę czy włosy, częściej decydują się na produkty naturalne, bazujące na związkach pochodzenia roślinnego. Trend ten pozwolił obalić wiele mitów od lat funkcjonujących w świadomości konsumentów. Tak było z kosmetykami na bazie konopi – ze względu na kampanię antynarkotykową. Dzisiaj wiadomo, że olej konopny to skarbnica substancji i minerałów o leczniczych i zdrowotnych właściwościach, a kosmetyki na ich bazie mają zastosowanie głównie jako produkty nawilżające, regeneracyjne i przeciwzapalne. Czy olej konopny jest substancją narkotyzującą? Konopie to rośliny z długowieczną tradycją przede wszystkim na kontynencie azjatyckim. O ich dobroczynnym wpływie na organizm człowieka zapomniano przy wprowadzaniu restrykcji dotyczących upraw, gdyż mylono konopie siewne z indyjskimi, których suszone kwiatostany zawierają substancję narkotyczną THC (tetrahydrokannabinol). W składzie konopii siewnych (przemysłowych) THC stanowi zaledwie 0,2%, za to posiadają one inną substancję z grupy kannabinoidów, a mianowicie CBD (kannabidiol), która w odróżnieniu od THC ma wiele leczniczych właściwości i nie jest psychoaktywna (na rynku znajdziemy produkty nazwane olejkami CBD). Konopie siewne to rośliny niewywołujące żadnych efektów narkotycznych. Uprawa konopi siewnej jest całkowicie legalna i dofinansowywana z UE zwiększonymi dotacjami w porównaniu z innymi uprawami. Skład i zastosowanie konopi Włókna konopne do tej pory były wykorzystywane głównie przy produkcji papieru, lin, tkanin, ociepleń domów, a także karoserii samochodowej. Z czasem zaczęto odkrywać właściwości oleju konopnego z ziaren (Cannabis sativa). Badając skład, okazało się, że olej z konopii to kopalnia substancji o właściwościach dobroczynnych dla całego organizmu. A to głównie za sprawą niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych (NNKT), które dominują w roślinie. Wśród nich znajdują się kwas linolowy, alfa-linolenowy, gammalinolenowy oraz oleinowy. Dla przeciętnych konsumentów są to tylko puste nazwy, jednak istotne jest, że NNKT są bardzo ważne dla prawidłowego funkcjonowania naszego organizmu, a ze względu na ich trudną przyswajalność często powinniśmy je uzupełniać. Odpowiadają m.in. za usuwanie toksyn i stanów zapalnych z organizmu, budowę błon komórkowych oraz wzmacnianie odporności. Poza NNKT w skład konopi wchodzą nasycone kwasy tłuszczowe, witaminy A, D i E, minerały, przeciwutleniacze oraz cała gama substancji czynnych, które mają właściwości antyseptyczne, antyoksydacyjne, regenerujące i przeciwzapalne. Właściwości oleju konopnego: nawilżające. Olej konopny stosuje się w przemyśle kosmetycznym jako dodatek do preparatów pielęgnacyjnych przeznaczonych głównie do skóry suchej ze względu na swoje nawilżające właściwości. Nie dość, że głęboko nawilża, to jeszcze wspaniale się rozprowadza i wchłania, dzięki czemu nie pozostawia na skórze tłustego filtru. Czysty naturalny olej konopny ma stosunkowo krótką ważność – ok. 4 tygodnie, dlatego często miesza się go z innymi olejkami roślinnymi, np. olejkiem jojoba, co dodaje trwałości. Ze względu na nawilżające właściwości na rynku znajdziemy kremy i balsamy konopne do całego ciała, a także kremy do szczególnie suchych partii ciała, np. kremy do rąk i stóp. antyoksydacyjne Olejek z konopi posiada całą gamę antyoksydantów, czyli przeciwutleniaczy odpowiedzialnych za neutralizację wolnych rodników. Oznacza to, że ma właściwości lecznicze, gdyż nadmiar wolnych rodników wpływa m.in. na przyspieszone starzenie się skóry i zmiany nowotworowe. Odmładzające właściwości wykorzystuje się np. w serum do twarzy czy w mydle z olejem konopnym. przeciwzapalne Maści i kremy z konopi wykorzystywane są przy leczeniu stanów zapalnych skóry i wszelkich chorób skórnych typu trądzik, łuszczyca, egzema czy atopowe zapalenie skóry, a także na stawy i mięśnie. Ponadto konopie mają właściwości hipoalergiczne, a więc kosmetyki na ich bazie nadają się do cery wrażliwej. Poleca się je np. do delikatnej skóry niemowląt. regeneracyjne Nienasycone kwasy tłuszczowe zawarte w konopi poprawiają funkcje ochronne naskórka, przywracają równowagę hydrolipidową skóry oraz redukują wydzielanie sebum, a więc, jednym słowem, wzmacniają naturalną odporność skóry. Dlatego tak chętnie konopi używa się w maseczkach i balsamach do ust. Kosmetyki z konopi ujędrniają i uelastyczniają nie tylko skórę, ale także włosy, którym nadają piękny połysk, na rynku znajdziemy więc konopne odżywki i maski do włosów. relaksacyjne Olejki konopne są składnikiem produktów stosowanych w masażach i przy aromaterapii, dobrze się rozprowadzają i wchłaniają. Wśród znanych producentów kosmetyków konopnych znajdziemy m.in. India Cosmetics, Etja oraz Carun. Produkty do pielęgnacji na bazie konopi mają uniwersalne zastosowanie. Pozwalają utrzymać skórę w odpowiedniej kondycji, a przy tym nadają się do każdego rodzaju cery: suchej ze względu na właściwości nawilżające, dojrzałej, gdyż działają jak balsamy młodości z powodu obecności antyoksydantów, wrażliwej i skłonnej do alergii, dzięki działaniu przeciwzapalnemu oraz zniszczonej – ze względu na zdolność do regeneracji komórek.
Oleje, kremy i balsamy – czyli o cennych zastosowaniach kosmetyków z konopi
Nie minęła jeszcze połowa 2015 roku, ale już teraz do rąk graczy trafiło mnóstwo wartych uwagi gier wideo. Przedstawiamy pięć tytułów na komputery osobiste oraz konsole PlayStation 4 i Xbox One wydanych w 2015 roku, na które warto zwrócić uwagę. Gracze nie mają co narzekać na pierwszą połowę 2015 roku. Do sprzedaży trafiło mnóstwo gier wideo, które są naprawdę warte uwagi. Były to zarówno tytuły wydane ekskluzywnie na jedną z platform, jak i gry multiplatformowe, przy których mogą bawić się posiadacze komputerów osobistych oraz konsol obecnej generacji od Microsoftu i Sony. „Grand Theft Auto 5” na PC Pierwsza wersja „Grand Theft Auto 5” wydana została na konsole poprzedniej generacji, czyli PlayStation 3 i Xbox 360, a potem na konsole obecnej generacji, czyli PlayStation 4 i Xbox One. Gracze korzystający z komputerów osobistych musieli czekać półtora roku, zanim studio Rockstar zdecydowało się wydać swoją grę na pecety.Było jednak na co czekać. W „GTA 5” w wersji do komputerów PC nie tylko znalazł się tryb FPS, ale gra oferuje też posiadaczom wydajnych maszyn rozgrywkę w rozdzielczości 1080p przy 60 klatkach na sekundę. Poprawiona została też jakość oprawy graficznej w porównaniu do konsolowej wersji „Grand Theft Auto 5”. Przeczytaj recenzję gry „Grand Theft Auto 5”. box:offerCarousel „Wiedźmin 3: Dziki Gon” Po wielu latach oczekiwania i dwukrotnym przekładaniu premiery 19 maja 2015 roku do sprzedaży trafiła najnowsza gra polskiego studia CD Projekt RED. „Wiedźmin 3: Dziki Gon” to zwieńczenie trylogii opowiadającej o przygodach Geralta z Rivii, czyli zabójcy potworów stworzonego przez pisarza Andrzeja Sapkowskiego.„Wiedźmin 3: Dziki Gon” to multiplatformowa gra z gatunku RPG o olśniewającej oprawie graficznej, która zapewnia dziesiątki godzin zabawy. Gracz wielokrotnie musi podejmować niejednoznaczne wybory moralne, które mają znaczące konsekwencje. Oprócz wzruszającego głównego wątku gracze mogą wykonywać wiele niebanalnych zadań pobocznych. Przeczytaj pełną recenzję gry „Wiedźmin 3: Dziki Gon”. box:offerCarousel „Bloodborne” W 2015 roku posiadacze PlayStation 4 dostali w swoje ręce nową grę od From Software, czyli studia odpowiedzialnego za takie hity jak „Demon’s Souls” i „Dark Souls”. Za „Bloodborne” odpowiedzialny jest nie kto inny jak Hidetaka Miyazaki, który znany jest z tworzenia szalenie wymagających tytułów.„Bloodborne” to gra z gatunku RPG, w której akcja przedstawiona jest z perspektywy trzecioosobowej. Gracz wyrusza do objętego klątwą miasta Yharnam, gdzie musi walczyć z krwiożerczymi bestiami. Pojedynki są szalenie trudne, a jeden błędny ruch może doprowadzić do śmierci bohatera. Wraz z nim odradzają się pokonani wcześniej wrogowie, ale przepada zużyty ekwipunek. Przeczytaj recenzję gry „Bloodborne”. box:offerCarousel „Mortal Kombat X” Studio NetherRealm Studios jest najbardziej znane za sprawą serii bijatyk o nazwie „Mortal Kombat”. Na początku 2015 roku do sprzedaży trafiła pierwsza gra z cyklu przygotowana z myślą o komputerach osobistych i konsolach nowej generacji, czyli „Mortal Kombat X”. „Mortal Kombat X” cechuje się wspaniałą oprawą graficzną oraz olbrzymią grywalnością. Twórcy nie hamowali się, jeśli chodzi o przedstawienie ataków typu X-Ray oraz brutalnych ruchów kończących o nazwie Fatality. Przeczytaj recenzję gry „Mortal Kombat X”. box:offerCarousel „The Order 1886” Studio Ready At Dawn w pierwszej połowie 2015 roku wydało swoją grę „The Order 1886”. To tytuł, który zaciera granicę pomiędzy grą wideo a interaktywnym filmem. Sekwencje akcji przedstawione są z perspektywy trzecioosobowej, a gra oddaje do dyspozycji gracza spory arsenał.„The Order 1886” umiejscowione jest w alternatywnej rzeczywistości w wiktoriańskim Londynie. Bohater, którego ruchami kieruje gracz, należy do starożytnego tytułowego Zakonu. Członkowie tego stowarzyszenia bronią ludzkość przed mutantami i walczą z rebeliantami. Przeczytaj recenzję gry „The Order 1886”. Za nami pierwsze miesiące 2015 roku, a na rynku pojawiło się już dużo ciekawych premier, których nie można przegapić. Warto się z nimi zapoznać już teraz, by być gotowym na kolejne fascynujące nowości, które przyniesie obecny rok.
Gry, które musisz poznać – premiery 2015
Ile można siedzieć zgarbionym przed komputerem lub konsolą, dzierżąc w dłoni pada czy klawiaturę, i uprawiać wirtualne sporty tudzież walczyć z w przeciwnikami? Przydałoby się trochę ruchu, tak naszym dzieciom, które spędzają przy komputerowej rozrywce długie godziny, jak i dla nas samych, jeżeli jesteśmy amatorami tej formy spędzania czasu. Co począć w takiej sytuacji? Czy da się pogodzić jedno i drugie? Można. Wystarczy sięgnąć na przykład po matę do tańczenia. Po prostu tańcz Zasady działania maty do tańczenia są bardzo proste. Współpracuje ona z grami tanecznymi, których mechanika opiera się na przesyłaniu odpowiedniego sygnału w idealnym momencie. Tym sygnałem jest symbol widoczny na macie. Gra instruuje nas, w jaki sposób mamy tańczyć, a naszym zadaniem jest stawiać kroki na odpowiednich częściach maty zgodnie z poleceniami.O ile pierwsze generacje mat były pod tym względem nieco ograniczone i pozwalałby właściwie na pojedyncze kroki w jednym z czterech kierunków, tak dziś możliwości i układy są bardziej skomplikowane, przez co gra potrafi przyciągnąć na dłużej. Jednocześnie przy wyższych poziomach trudności i co bardziej energicznych piosenkach jest przy tym sporym wysiłkiem! Polecane maty Mat do tańczenia jest na rynku sporo i do tego kilka rodzajów, różniących się stopniem skomplikowania. Wybór właściwej zależy od tego, na jak zaawansowane harce mamy ochotę tudzież czy zamierzamy tańczyć w większym gronie.Oczywiście każda mata, także ta pojedyncza, pozwala na grę w wiele osób – po prostu tańczymy kolejno po sobie. Maty podwójne mają jednak przewagę – pozwalają bawić się jednocześnie i współpracować. Pół biedy, gdy idzie dobrze, gorzej, gdy znajomy/znajoma psuje nam wynik, prawda?Podwójna mata niczym się nie różni od pojedynczej – po prostu jest połączeniem dwóch w jedną. To jednak wystarczy, by dodać nowy wymiar zabawy. Najczęściej spotykanym modelem maty jest dziewięciomiejscowy kwadrat, w którym możemy wykonywać kroki w każdym z czterech kierunków oraz dodatkowo stąpać po przekątnej, na której obecne są symbole rodem z pada do konsoli.Niektóre maty współpracują z konkretnymi grami, inne są uniwersalne i możemy je podłączyć do różnych. Dzięki temu będziemy mieli wpływ na to, do jakiego gatunku muzyki pobrykamy, a to, jak wiadomo, rzecz gustu. Jeden lepiej będzie się czuł przy muzyce popularnej, inny chętnie pohula przy klasycznym rocku. Z mat podwójnych godną uwagi będzie Stepmania, która współpracuje z grą „Dance Revolution”, czyli jedną z najpopularniejszych serii. Dostępne w jej ramach tytuły bez wątpienia zadowolą fana prawie każdego gatunku (może poza heavy metalem).Jeżeli sami nie mamy zamiaru bawić się z wykorzystaniem maty do tańczenia, możemy zamiast wersji uniwersalnej kupić jakąś dedykowaną naszym pociechom. Na rynku pełno jest mat, które, znając upodobania dzieci, bazują na znanych licencjach, na przykład bajek czy seriali produkowanych przez Disneya. Spośród produktów firmy Smoby na pewno wybierzemy coś dla naszych małych księżniczek. Zwykłe symbole taneczne zamienione są wówczas w twarze czy akcesoria znanych i lubianych bohaterów. Dla nas może się to wydawać lekką przesadą, ale dzieciaki będą zachwycone.Tańczenie przed konsolą samotnie, z dziećmi czy z przyjaciółmi to zabawa na wiele godzin i wiele sesji. A przy tym trochę niezbędnego ruchu. Jeżeli jednak znudzi nam się tego typu rozrywka – w końcu formuła jest odrobinę ograniczona – zawsze możemy zainwestować w kontroler do konsoli, na przykład Kinect. Z nim możemy sobie pozwolić już na zupełnie inne układy taneczne i harce, których nie będzie krępować powierzchnia jakiejkolwiek maty.
Mata do tańczenia – świetna zabawa nie tylko dla dzieci
Panele ścienne to dekoracyjne płyty, które stanowią świetny sposób na urozmaicenie aranżacji pokoju. Wystarczy jedną ze ścian wyłożyć panelami o ciekawym kolorze lub wzorze, żeby całkowicie odmienić charakter wnętrza i nadać mu nowy, pożądany styl. Panele ścienne wykorzystywane są na wiele różnych sposobów. Wykłada się nimi jedną ścianę, jej fragment lub wszystkie ściany. W zależności od potrzeb czy fantazji. Nie tylko urozmaicają, dekorują wnętrza, ale spełniają również ważne funkcje praktyczne. Na przykład wtedy, kiedy położy się je przy ścianie, przy której najczęściej odpoczywa pies. Panele zamiast modernistycznego obrazu Do stwarzania przestrzennych dzieł sztuki na ścianie nadają się wielowymiarowe panele ścienne 3D. Wykonane z płyt PCW, MDF, gipsu, metalu czy lekkiego styropianu mają dodatkowo walor praktyczny – optycznie otwierają pomieszczenie, dzięki nim zyskuje ono jakby nowy wymiar. Za pomocą farb akrylowych lub lateksowych można przymocowanym do ściany przestrzennym elementom nadać iście dizajnerski sznyt. Dodatkowo nikt inny nie będzie miał takiego samego obrazu. Panelowy obraz na ścianie będzie wyjątkowo efektowną ozdobą, jeśli zastosujemy panele szklane. Zazwyczaj wykorzystuje się je w kuchniach i łazienkach, jednak z powodzeniem można spróbować także w pokoju. Wystarczy wybrać odpowiedni motyw grafiki. Modne są pejzaże, zdjęcia gwiazd Hollywood, ale także graficzne wzory, np. czarno-biała krata – lśniąc na szkle, z pewnością zwróci uwagę każdego. Panele szklane to ozdoba mocno nowoczesna i nieco krzykliwa, więc należy korzystać z niej oszczędnie. Wystarczy jeden o specjalnie dobranych rozmiarach. box:offerCarousel Strefy lub przytulny kącik Panele ścienne, tak jak podłogowe, często z powodzeniem wykorzystuje się do wydzielania stref, zwłaszcza jeśli pomieszczenie jest sporych rozmiarów. Wspaniale nadają się do tego panele imitujące starą cegłę. Są produkowane są z bardzo dobrego gipsu sztukatorskiego, a ze względu na zbrojenie włóknem szklanym odporne na uszkodzenia. Kupuje się w dużych arkuszach, z fugą, dzięki czemu montowanie trwa krótko i nawet na nieprzygotowanych na to ścianach (wystarczy je wysuszyć). Gipsowe panele są lekkie, więc nie obciążają ściany, a przy tym niepalne. Zwłaszcza na to ostatnie warto zwrócić uwagę, jeśli zamierzamy obudować płytami kominek czy ozdobić nimi miejsce, w którym często zapalamy świece. box:offerCarousel Niezwykle efektowne, przestrzenne wzory uzyskuje się na panelach styropianowych. Można pokusić się o panele w kształcie pikowanych poduch, które nadadzą pokojowi intymny, buduarowy charakter, zwłaszcza jeśli pomaluje się je na ciemny burgund lub lśniącą czerń. Malowanie paneli styropianowych nie wymaga gruntowania. Ciekawym rozwiązaniem są panele obijane tkaniną lub flauszowe. Sprawiają wrażenie miękkości, przytulności i ciepła. Stojąca przy ścianie wyłożonej takimi panelami kanapa będzie zapraszać do odpoczynku. box:offerCarousel Inne przydatne funkcje paneli ściennych Panele ścienne nadają się do celów dekoracyjnych, ale także praktycznych. Jeśli ściana jest nierówna, z pęknięciami czy ubytkami, są rozwiązaniem doskonałym, bo zamaskują każdy problem. W małych mieszkaniach, w których konieczne są ścianki działowe, panele idealnie wtopią ścianki w otoczenie, jeśli tylko połączy się je płynnie ze ścianą stałą. Do tego konieczny jest zakup takich paneli, których wzór się przenika, dzięki czemu łączenie stanie się niedostrzegalne dla nikogo, kto o nim nie wie. Panele doskonale izolują – i przed zimnem, i przed hałasem, zatem warto wykorzystać je w pokojach zajmujących w budynku skrajne położenie, a także w tych, które graniczą z hałaśliwymi sąsiadami. Panele to rozwiązanie także do małych pomieszczeń – w naprawdę niewielkich pokojach można je zastosować jako dekorację pod wiszący na ścianie telewizor, a jednocześnie poradzić sobie z problemem okablowania, które się pod nimi ukryje. Poza tym panele można wielokrotnie malować, więc przetrwają każdą zmianę koncepcji wystroju pokoju.
Panele ścienne do pokoju
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, jak popularnym hobby jest właśnie wędkarstwo. Jedną z cech, która na to wpływa jest jego różnorodność, w tym także możliwość połowu ryb różnymi metodami. Jedną z najpopularniejszych metod połowu ryb spokojnego żeru jest metoda gruntowa, a szczególnie jedna z jej odmian – feeder, czasami określany jako metoda „drgającej szczytówki”. Bez względu na metodę połowu wędkarz powinien zabrać ze sobą odpowiedni sprzęt dostosowany do rodzaju poławianej ryby, warunków panujących na łowisku oraz własnych preferencji. Zestaw gruntowy – elementy Oczywiście dobre, mocne, sprawdzone wędzisko i kołowrotek to nie wszystko, co wędkarz powinien zabrać ze sobą na wędkarski wyjazd, czy też dłuższą zasiadkę, ale bez nich wędkowanie jest niemożliwe, a nieodpowiedni sprzęt znacząco wpłynie na wyniki łowiącego. Dobierając wędzisko, zawsze trzeba pamiętać o specyfice łowiska. Jeśli decydujemy łowić się na wodzie stojącej – jeziorze, zalewie czy stawie, wówczas można dobierać feederydelikatniejsze, o mniejszym ciężarze wyrzutu np. do 80-100 g. Z kolei jeśli wędkujemy w rzece, z uwagi na mocniejszy uciąg wody, potrzebujemy z reguły wędziska dłuższego np. 390 cm i o większym ciężarze wyrzutu, nawet do 150 czy 180 g, odpornego na wszelkiego rodzaju przeciążenia. Warto pamiętać, że najtrwalsze są te kije, które są skonstruowane z włókien węglowych. Drugim elementem wyposażenia wędkarza gruntowego jest kołowrotek. Jego model i wielkość należy dobierać do parametrów wędki. Przy mocniejszej wędce należy dobrać większy kołowrotek, przy kiju delikatniejszym – mniejszy. Kołowrotek stosowany w metodzie gruntowej powinien posiadać wyższą szpulę, która pozwoli swobodnie wysnuwać się żyłce podczas rzutu. Dobrze też, żeby posiadał wolny bieg, przydatny szczególnie przy połowie mocnych ryb – karpi, brzan czy dużych karasi. Obok tych dwóch elementów w wyposażeniu gruntowca powinny znaleźć się tzw. podajniki zanętowe – wszelkiego rodzaju sprężyny, koszyczki itp. Z reguły spełniają one dwie funkcje. Po pierwsze pozwalają zanęcić punktowo nasze łowisko, po drugie służą jako obciążenie zestawu, dzięki czemu można oddawać rzuty na odległości od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu metrów. Kolejnym elementem jest żyłka. Musi posiadać dwie cechy – po pierwsze być mocna na węźle, a po drugie odporna na ścieranie, które występuje zarówno przy zarzucaniu zestawu, jak i podczas holu. Do końca wędkarz nie wie, co znajduje się pod powierzchnią wody, czy są tam jakieś twarde zaczepy, czy dno jest może kamieniste. Dlatego też na tym elemencie wyposażenia nie należy oszczędzać. Kolejnym elementem są haczyki. Występują one w każdej metodzie połowu ryb. Różnią się wielkością, kolorem oraz kształtem. Dobieramy je do rodzaju przynęty, na jaką chcemy łowić oraz do gatunku ryby, na jaką się nastawiamy. Haczyk z krótkim trzonkiem pozwala wędkarzowi założyć przynęty naturalne – kukurydzę, groch, łubin, miękisz chleba. Stosowany jest do połowu brzan, karpi, karasi i linów. Haczyk z dłuższym trzonkiem pozwala w łatwiejszy sposób na odhaczenie ryby, a także na założenie przynęt, takich jak czerwone robaki czy rosówki. Takie haczyki można stosować np. przy połowie leszczy, z uwagi na budowę ich pyska. Pozostałe akcesoria gruntowe Obok wymienionych przedmiotów niezbędnych do wędkowania należy zabrać ze sobą jeszcze inne, ale także niezbędne. Pierwszym z nich są podpórki lub inne stojaki, na których należy umieścić wędki w czasie wędkowania, ponieważ oczywiście przy tej metodzie wędkarz nie może trzymać wędki w ręce. Dodatkowo należy mieć ze sobą podbierak, który umożliwi, jak sama nazwa wskazuje, podebranie ryby i wyciągniecie jej na brzeg. Szczególnie tyczy się to nieco większych ryb. Kolejnym elementem jest sygnalizator brań. Wiele osób coraz chętniej z nich korzysta. Dla części wędkarzy dalej jedynym sygnalizatorem przy połowie ryb tą metodą jest szczytówka, ale część wędkarzy decyduje się na zastosowanie elektronicznych sygnalizatorów brań (dźwiękowych) bądź mechanicznych (popularna nazwa to „bombka”). Dodatkowo każdy wędkarz powinien mieć ze sobą narzędzie do wyhaczania ryb. Z reguły może być to wypychacz bądź szczypce, dzięki którym uwolnimy haczyk z pyska ryby. Każdy wędkarz powinien posiadać także wędkarskiepudełko z przegrodami, pozwalające posegregować zapasowe elementy (haczyki, koszyczki, żyłki itd.), które akurat w danym momencie nie są wykorzystywane. Istotnym elementem jest także wiadro lub pojemnik do przygotowania zanęty wędkarskiej. Coraz popularniejsze stają się również pudełka na przynęty – robaki, kukurydzę itp. Wspomniane wyżej przedmioty i akcesoria są niezbędne przy połowie ryb metodą gruntową. Po pierwsze umożliwiają w ogóle wędkowanie, a po drugie dają łowiącemu komfort. Jeszcze jednym ważnym elementem jest odzież i obuwie, które należy dostosować do pory roku i warunków atmosferycznych, a także warunków panujących na łowisku.
Wyposażenie wędkarza gruntowego
Dzieci, prędzej czy później, marzą o własnym zwierzątku. Niekiedy, z różnych powodów, nie możemy spełnić ich życzenia. Na pomoc ruszają jednak zwierzątka interaktywne. Jakie są zalety z posiadania własnego zwierzątka? Jakie zabawki interaktywne są dostępne na rynku? Własne zwierzątko – zalety Własne zwierzątko uczy odpowiedzialności. Dziecko z początku może odbierać pupila jako towarzysza zabaw. Należy jednak wytłumaczyć, że posiadanie własnego zwierzaka to również opieka nad nim – karmienie, wyprowadzanie na spacer, wymiana wody i sprzątanie. Ponadto zwierzątko uczy empatii. Oto najmłodszy domownik staje się odpowiedzialny za kogoś i musi dbać o jego zdrowie. Takie relacje kształtują w dziecku budowanie więzi z innymi ludźmi, gdzie nie liczą się jedynie własne potrzeby, ale także potrzeby innych. Niestety, nie zawsze możemy pozwolić sobie na posiadanie prawdziwego pupila. Czasem dziecko jest uczulone na sierść, jest za małe lub warunki mieszkaniowe nie pozwalają na zakup zwierzaka. Wówczas możemy pomyśleć o innym rozwiązaniu – zwierzaku interaktywnym. Interaktywne kotki Interaktywne kotki mogą machać łapkami, cieszyć się, kiedy się z nimi bawimy, i mruczeć. Kotek Ani Magic Fifi zachowuje się jak prawdziwe zwierzę – chodzi, miauczy, mruczy i można go wyprowadzić na spacer. Posiada bowiem świecącą smycz LED. Niektóre koty interaktywne można pomylić z żywym zwierzęciem – wyglądają niemal identycznie. Możemy je głaskać, bawić się z nimi, ale w przeciwieństwie do prawdziwych kotów – nie miewają humorów i nie mogą podrapać. Interaktywne psy Interaktywne psy, podobnie jak koty, swoim zachowaniem przypominają prawdziwe zwierzę. Mogą chodzić, szczekać i wykonywać proste komendy – siad, waruj, poproś, zatańcz i daj głos. Nowością jest jednak Teksta Robopiesek, który jest zabawką interaktywną w prawdziwym znaczeniu tego słowa. Pieskiem steruje się za pomocą gestów ręki i głosem. Zwierzak reaguje również na światło i inne dźwięki. Można się z nim porozumieć także poprzez specjalną aplikację na tablet. Dzięki sztucznej inteligencji może płakać, szczekać, zmieniać wygląd oczu i skomleć, co uwidacznia jego emocje. Nowoczesna technologia pozwoliła stworzyć pieska, który może stać się towarzyszem każdego dziecka. Pozostałe interaktywne zwierzątka Zamiast pieska i kotka możemy wybrać również inne interaktywne zwierzątka. Są wśród nich chomiki, świnki morskie, misie, papugi i wiele innych. Niektóre reagują na dotyk, inne powtarzają wypowiedziane słowa, a jeszcze inne mogą tańczyć i śpiewać. Ciekawą propozycją jest również Furby od Hasbro – stworzonko, które mówi po polsku, reaguje na łaskotki, głaskanie i przejawia różne emocje. Dodatkowo, gdy jest bardzo zadowolone – tańczy. Prawdziwe zwierzątka a zabawki interaktywne Często bywa tak, że decydujemy się na zwierzaka właśnie ze względu na dziecko, bo bardzo prosi, bardzo chce, obiecuje, że będzie się nim opiekować. Rzeczywistość wygląda jednak zupełnie inaczej. Dzieci nie zdają sobie sprawy z tego, z czym wiąże się opieka na przykład nad psem lub kotem. Jeżeli my – rodzice – nie jesteśmy gotowi wziąć odpowiedzialności za zwierzaka w domu, nie decydujmy się na taką zmianę. Mając najmniejsze wątpliwości, lepiej wybrać interaktywną opcję. Interaktywne zwierzątko ucieszy malucha i odzwierciedli same pozytywne cechy posiadania czworonożnego przyjaciela. Nie musimy się również zastanawiać, co z nim zrobić, gdy wyjedziemy na ferie lub wakacje. Interaktywne zwierzątko – w przeciwieństwie do prawdziwego – można po prostu wyłączyć.
Zwierzątka interaktywne, czyli kiedy nie możemy mieć w domu pieska
Treningi biegowe to nie tylko przemierzanie wielokilometrowych dystansów. Dbanie o kondycję, wytrzymałość oraz szybkość są bardzo ważne, jednak ograniczanie się wyłącznie do biegania jest błędem, który niestety bardzo często popełniają niedoświadczeni i początkujący biegacze. Mimo intensywnych treningów i właściwego planu zdarza się, że bardzo trudno jest im poprawić własne rekordy życiowe. Mięśnie brzucha Szczególną uwagę należy zwrócić na wzmacnianie wszystkich mięśni, nie tylko nóg. Gdy biegamy po nierównym terenie, po pewnym czasie możemy odczuwać silny ból w okolicach kręgosłupa. Jest on związany z obciążeniami, jakie wynikają z poruszania się po takim podłożu. Dlatego należy wzmacniać mięśnie brzucha. Jeśli są one słabo rozwinięte, to dolegliwości pojawią się także w okolicach miednicy oraz grzbietu. Bardzo dobrym ćwiczeniem pomagającym wzmocnić tę partię naszego ciała jest tzw. deska, inaczej zwana plankiem. Ugięte w łokciach przedramiona oraz palce stóp należy oprzeć na podłożu tak, by cały korpus zawieszony był w górze. Wytrzymujemy od 30 do 60 sekund i robimy pół minuty przerwy. Powtarzamy ćwiczenie od 3 do 5 razy. Po pewnym czasie możemy wydłużyć czas. Plank robimy na macie do ćwiczeń. Warto mieć mocne plecy i silne ręce Wzmacnianie mięśni grzbietu oraz innych partii pleców można też ćwiczyć na drążku. Oczywiście, musimy być świadomi, jaka technika pozwoli wytrenować daną partię ciała. Na wzmocnienie pleców najlepszy jest nachwyt. Możemy wykonywać podciągnięcia przy szerokim rozstawie dłoni. Ćwiczymy wtedy mięśnie grzbietu. Przydadzą się nam podczas biegów crossowych i górskich, zwłaszcza jeśli startujemy z kijkami do nordic walking. Bardzo intensywnie podczas biegu pracują również ręce. To dzięki nim możemy poprawić naszą technikę biegową. Silne i sprawne ręce pomogą przy pokonywaniu podbiegów oraz dodadzą dynamiki podczas sprintów na ostatnich metrach przed metą. Warto zatem ćwiczyć mięśnie ramion, które możemy wzmacniać, podciągając się na drążku podchwytem. Jeśli wyprostujemy ręce, pozostając w zwisie i zaczniemy podciągać oraz opuszczać zgięte w kolanach nogi, wzmocnimy mięśnie brzucha. Silne i dobrze rozwinięte sprawią, że nasza wyprostowana sylwetka zapewni nam lepszą technikę biegu. Mocne nogi Często podczas szybkiego biegu odczuwamy dolegliwości w okolicach pośladków i lędźwi. Bardzo dobrym sposobem na wzmocnienie mięśni tych partii naszego ciała są ćwiczenia na ławeczce, tzw. modlitewniku. Opieramy się na nim, nogi zahaczamy na podpórkach i zwisamy całym ciałem. Ręce opadają ku dołowi. W dłoniach trzymamy hantle. Następnie unosimy ku górze tułów i ramiona. Po chwili wracamy do pozycji wyjściowej. Powtórzmy to ćwiczenie od 10 do 20 razy. Oprócz wzmacniania pośladków i lędźwi pracują mięśnie pleców oraz barków. Nie zapominajmy również o ćwiczeniu nóg. Możemy do tego użyć specjalnej gumy. Zawiązujemy ją w okolicach kostek. Następnie stajemy tak, by stopy były od siebie lekko oddalone. Odstawiamy jedną nogę w bok, napinając jak najmocniej gumę. Dostawiamy drugą. Możemy też położyć się na plecach. Guma jest – tak jak w pierwszym ćwiczeniu – zawiązana na kostkach. Na przemian unosimy to jedną, to drugą nogę wyprostowaną w kolanie na wysokość ok. 30 cm. Ćwiczenia te bardzo dobrze wzmacniają mięśnie ud. Robimy od 10 do 20 takich powtórzeń w obydwu wersjach. Pamiętajmy o tym, że sam trening biegowy nie stanowi recepty na odniesienie sukcesu. Dodatkowe ćwiczenia sprawią, że nasze mięśnie będą silniejsze i nie odmówią nam posłuszeństwa podczas pokonywania długiego dystansu. Łatwiej nam będzie zrealizować swoje cele i cieszyć się bieganiem.
Które partie mięśniowe biegacz powinien trenować poza bieżnią?
Garmin to znany i ceniony wśród profesjonalistów producent sprzętu nawigacyjnego. Nowym produktem w ich bogatym portfolio jest opaska vívofit. Prosty krokomierz, który pozwoli dojść do wymarzonej formy. Zanim przejdziemy do testu opaski vívofit, odpowiedzmy sobie na podstawowe pytanie. Dla kogo dedykowane jest to urządzenie? Na pewno nie dla profesjonalnych sportowców ani osób, które ćwiczą regularnie od dłuższego czasu. Najnowszy produkt Garmina został stworzony z myślą o ludziach, dopiero co rozpoczynających sportowy tryb życia, chcących poprawić swoją kondycję lecz niekoniecznie poprzez jogging. Vívofit pomaga w motywacji tym osobom, które zasiedziały się za biurkiem i postanowiły coś z tym zrobić. Nie istnieje chyba człowiek decydujący się na przebiegnięcie maratonu bez odpowiedniego przygotowania. Garmin vívofit ułatwi wykonanie pierwszego kroku, jak i zagwarantuje bodziec, aby na tym jednym nie zaprzestać i podjąć tysiąc następnych. Czy nie można ćwiczyć i spacerować bez tego sprzętu? Oczywiście, że tak. Teoretycznie. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że gdyby nie konkretne cele i możliwość śledzenia postępów, to nigdy bym nie przebiegł półmaratonu. Do tego celu używałem popularnej aplikacji na smartfona. Jednakże na sam początek opaska wydaję się praktyczniejsza. Funkcjonalność opaski vívofit Zacznijmy od jakości wykonania. Ta, podobnie jak wszystkie produkty marki Garmin, jakie testowałem, stoi na wysokim poziomie. Urządzenie składa się z dwóch elementów – gumowej opaski oraz elektronicznego modułu. W zestawie dostajemy dwie opaski, dłuższą i krótszą. Z tą pierwszą całość waży jednie 25 g, z drugą 23 g. Tym samym, po pewnym czasie zapominamy, że cokolwiek znajduje się na naszym nadgarstku. Zapięcie jest wygodne i wytrzymałe. Po pięciu dniach ciągłego noszenia, nie odpięło się ani razu. Ponadto vívofit jest wodoodporna (do 50 m). Producent deklaruje, że dwie plastikowe baterie (CR1632), wystarczą aby zasilić urządzenie przez rok (rzecz jasna, po tym okresie można wymienić ogniwo). Rezultat godny podziwu. To istotna przewaga opaski nad smartfonami czy sportowymi zegarkami. Główne zadanie vívofit stanowi liczenie kroków. Wywiązuje się z niej bardzo dobrze. Choć czasami potrafi zliczyć kilka dodatkowych np. podczas prasowania czy mycia naczyń. Jednak nie są to duże wartości. Należy uświadomić sobie to, że produkt Garmina nie poda nam przebytej odległości co do jednego kroku. Trudno mi powiedzieć jaki jest zakres błędu opaski. Przy prostych obliczeniach jakie wykonałem, czyli liczeniu swoich kroków, faktyczna różnica wynosiła około 5%. Dużo, mało? Moim zdaniem dopuszczalny rezultat. To nie jedyna jej możliwość. Na niewielkim wyświetlaczu uzyskamy informacje o przebytej odległości, spalonych kaloriach, aktualnej godzinie i dacie, rezultacie zmierzającym do osiągnięcia dziennego celu oraz o tętnie. Dostęp do tej ostatniej wartości będziemy mieć wtedy, kiedy kupimy odpowiedni czujnik tętna. Do poruszania się między tymi funkcjami służy tylko jeden przycisk. Jego dłuższe przytrzymanie sprawia, że zsynchronizujemy dane z opaski z serwisem Garmin Connect, więc zanim zaczniemy korzystać z krokomierza, zarejestrujmy się na stronie producenta. Tam będziemy mogli śledzić nasze postępy. Znajdziemy informacje o ilości wykonanych konkretnego dnia kroków, raporty tygodniowe, miesięczne, roczne czy też zobaczymy jakie odznaki już zdobyliśmy. Co więcej, będziemy mogli przystąpić do rywalizacji ze znajomymi lub innymi osobami, które zarejestrowały się na stronie. Konkurencja to silny, przynajmniej w moim przypadku, bodziec mobilizujący do kolejnych treningów. Ciekawą opcją jest także przypominanie nam o tym, że powinniśmy się ruszyć. Gdy się zasiedzimy, po godzinie pojawi się czerwony pasek. Im dłużej pozostaniemy w bezruchu, tym bardziej będzie się powiększał. Opaska zdecydowanie bardziej zmotywowałaby do aktywności fizycznej, gdyby generowała dźwięk lub niewielkie napięcie elektryczne. Ostatnia z interesujących funkcji opaski to monitoring snu. W serwisie Garmin Connect wprowadzamy godzinę zaśnięcia oraz pobudki, a później na wykresie będziemy mogli prześledzić, kiedy mieliśmy mniej spokojny sen, a w jakich godzinach leżeliśmy w bezruchu. Podsumowanie Opaska Garmin vívofit to świetna rzecz. Nie dość, że codziennie motywuje nas do ruchu, rejestruje postępy, pozwala rywalizować z innymi i wyznacza cel na konkretny dzień, to jeszcze na jednej baterii działa przez rok i jest wodoodporna. Ponadto jest na tyle lekka, że szybko zapominamy, iż ją nosimy. Efektywnie zastępuje zegarek i może być praktyczną ozdobą (choć to oczywiście kwestia gustu). Niemniej nie planuję jej zakupić. Dlaczego? Przede wszystkim ma dość wysoką cenę, na Allegro kosztuje około 500 złotych. W tej cenie w zestawie powinien znajdować się też czujnik tętna. Po drugie, przyzwyczaiłem się z korzystania ze smartfona i sportowych aplikacji. Po trzecie, nie posiada odbiornika GPS i tym samym nie śledzi naszej trasy. Opaska vívofit to bardzo udany produkt, który wielu osobom pozwoli rozpocząć sportowy tryb życia i będzie mobilizować do rzucenia zbędnych kilogramów. Jeżeli czujesz potrzebę ruszenia się zza przysłowiowego biurka, a brak ci bodźca, to warto rozważyć zakup produktu Garmina.
Test Garmin vívofit – małymi krokami do zgrabnej sylwetki
Panie pracują nad pośladkami, panowie rzeźbią piękne klatki piersiowe. Wszyscy staramy się o piękne brzuchy, każdy wie, że zapominanie o dniu nóg to zły pomysł, ale nadal wiele osób zapomina o bardzo ważnych ćwiczeniach: na plecy. Zdrowe plecy to zdrowy kręgosłup. Wszyscy staramy się o piękne brzuchy, każdy wie, że zapominanie o dniu nóg to zły pomysł, ale nadal wiele osób zapomina o bardzo ważnych ćwiczeniach: na plecy. Zdrowe plecy to zdrowe ciało. W ostatnich czasach zauważamy powrót do pewnych aktywności sprzed lat. Powracająca moda na ćwiczenia z piłką lekarską, oferty ćwiczeń izometrycznych w klubach fitness, ćwiczenia z linami czy klasyczne ćwiczenie bicepsów hantlami to wszystko powrót klasyki. Nic dziwnego, że wraca też "dzień dobry", czyli rodzaj skłonów z sztangą na karku. Każdy, kto chce wzmocnić plecy, powinien poważnie rozważy dołączenie tego ćwiczenia do swojego treningu. Czym się różni "dzień dobry" od martwego ciągu? Jeszcze do lat 70. to ćwiczenie było właściwie jedynym, a na pewno podstawowym ćwiczeniem na plecy. Potem zastąpiono je rumuńskim martwym ciągiem (sztanga wędruje po udzie). Jednak to właśnie skłony ze sztangą są elementem treningu trójboju siłowego. Martwy ciąg rozpoczyna się już w dźwigni (zgięcie biodrowe), natomiast "dzień dobry" rozpoczyna się w dość wygodnej pozycji – stoi się ze sztangą lub gryfem na karku i – inaczej niż w martwym ciągu – wykonuje się ruch koncentryczny. Martwy ciąg ćwiczy również mięśnie pośladków i ud, angażuje zatem więcej grup mięśniowych, jednocześnie jest nieco bardziej kontuzjogenny niż "dzień dobry". Jak wykonywać "dzień dobry"? Do ćwiczeń stosuje się sztangę (ostatecznie gryf), można również stosować łańcuchy albo gumy oporowe. Guma lub łańcuch mogą być nawet lepszym rozwiązaniem dla osób po kontuzjach barków. Głównym powodem, dla którego wiele osób unika "dzień dobry", podobnie jak martwego ciągu, jest obawa o kontuzje czy nadmierne obciążenie części krzyżowej. Jednak kluczem do prawidłowego wykonania tego ćwiczenia jest lekkie ugięcie w stawach kolanowych i cofnięcie bioder. Ćwiczenie nieprawidłowo wykonane rzeczywiście niesie duże obciążenia dla pleców, dlatego trzeba pamiętać o tym, by nie zaokrąglać pleców (koci grzbiet, koński grzbiet). Zakres ruchu nie ma być duży, kluczowe jest wykonanie ćwiczenia bezpiecznie. Ćwiczenie można różnicować – wykonać niewielki podskok ze sztangą po całkowitym wyproście bioder. Takie wykonanie polepsza zresztą siłę i sprężystość i bywa wykonywane na ćwiczeniach grupowych z małymi obciążeniami. Jednak nie jest polecane dla osób o niskim i średnim poziomie zaawansowania. Istnieje też wersja ćwiczenia z lekkim zaokrągleniem pleców – również ona zalecana jest dla zaawansowanych i odradzana osobom o problemach z kręgosłupem. Takie wykonanie ma za zadanie rozciągać mięśnie dwugłowe uda oraz mięśnie grzbietu, oraz działać jako rozciąganie mięśni pleców. Może być nawet polecane jako ćwiczenie rozciągające dla osób podnoszących ciężary – najczęściej wykonują oni trening na idealnie prostych plecach, a to może powodować nadmierne spięcie mięśni. W takiej sytuacji nawet poleca się lekkie wygięcie mięśni, działa to rehabilitacyjnie. Odmiany tego ćwiczenia warto włączyć do każdego planu treningowego, bo nie obciążają nadmiernie, a mogą pomóc budować mocne plecy. Trzeba jednak pamiętać, że ćwiczenia siłowe wykonuje się w odpowiednich butach.
Jedno z najlepszych ćwiczeń na plecy, którego prawdopodobnie nie robisz
Czy da się kupić telewizor w cenie do 1000 zł? Oczywiście, choć nie będzie to urządzenie dla miłośnika kina, filmów czy gier. Ale jeśli ktoś szuka dodatkowego telewizora do pokoju dziecka czy do kuchni bądź bardzo rzadko ogląda programy i nie potrzebuje zaawansowanego sprzętu, z pewnością znajdzie coś dla siebie. Poznajmy kilka propozycji w bardzo przystępnej cenie. Manta LED4206 Już na wstępie możemy zaproponować bardzo ciekawy model. To Manta LED4206, która oprócz niebanalnego wyglądu oferuje 42-calową matrycę legitymującą się rozdzielczością Full HD (1920 x 1080 pikseli). Co prawda, nie uświadczymy tu połączenia z internetem i systemu Smart TV, ale producent stara się to wynagrodzić m.in. portem USB z możliwością odtwarzania plików multimedialnych zapisanych na pamięci zewnętrznej lub dysku twardym. Oprócz tego mamy do dyspozycji 3 porty HDMI do podłączenia dekodera telewizji cyfrowej, odtwarzacza Blu-ray bądź konsoli do gier. Cena tego modelu – około 980 zł. box:offerCarousel Philips 32PFH4101 Kolejne dwie propozycje pochodzą od marki Philips. Pierwsza z nich to model 32PFH4101, dysponujący 32-calową matrycą o rozdzielczości Full HD (1920 x 1080 pikseli) oraz technologią odświeżania 200 Hz PMR. Nie zabrakło wbudowanych tunerów telewizji naziemnej i cyfrowej oraz funkcji PVR pozwalającej na zatrzymywanie, cofanie i nagrywanie programów na żywo. Kilka systemów poprawiających wygląd obrazu – m.in. Digital Crystal Clear oraz Picture Performance Index – dba o to, aby każda scena była odtworzona z dbałością o najdrobniejszy szczegół. Stylistyka jest prosta, ale elegancka. Cena – około 900 zł. box:offerCarousel Philips 24PFS5231 Kolejna propozycja to Philips 24PFS5231. Ten 24-calowy telewizor LED to idealna propozycja do małego pokoju, kuchni lub biura. Obraz wyświetlany jest w rozdzielczości Full HD (1920 x 1080 pikseli), zaś dodatkowe systemy, takie jak Picture Performance Index oraz technologia Digital Crystal Clear, dbają o obraz wysokiej jakości. Niewielkie wymiary ograniczyły również dostęp do złączy, choć mamy do dyspozycji minimum – 2 złącza HDMI i 1 wejście USB. Całość prezentuje się ciekawie i jest na tyle kompaktowa, że w każdej chwili można przenieść urządzenie do innego pomieszczenia. Cena tego modelu to około 900 zł. box:offerCarousel LG 32LH530V Kolejna propozycja to model LG 32LH530V. Tym razem jest to 32-calowy telewizor o rozdzielczości Full HD (1920 x 1080 pikseli) z systemem odświeżania 900 Hz oraz procesorem obrazu Triple XD Engine. Możliwość odtwarzania plików multimedialnych zapisanych na zewnętrznych pamięciach USB lub dyskach twardych rozszerza funkcjonalność urządzenia. Telewizor utrzymany jest w czarnej tonacji, zaś stylistyka jest nowoczesna, choć stonowana. Na Allegro model ten w dniu publikacji kosztował około 960 zł. box:offerCarousel Samsung UE32K4000 Na zakończenie niedroga propozycja marki Samsung. Model UE32K4000 dysponuje 32-calową matrycą o rozdzielczości HD Ready (1366 x 768 pikseli) oraz kilkoma systemami poprawiającymi jakość wyświetlanego obrazu. Jest to m.in. Samsung Wide Color Enhancer Plus oraz Clear Motion Rate. Częstotliwość odświeżania na poziomie 100 Hz zapewnia płynny i wyraźny obraz. Cena na Allegro w dniu publikacji to około 890 zł.
Telewizor LED do 1000 zł – II kwartał 2017
Morwa biała jest stosowana w procesie leczenia diabetyków oraz w profilaktyce przeciw cukrzycy. Roślina ta znajduje zastosowanie również w terapii innych schorzeń, takich jak miażdżyca czy choroba Alzheimera. Jakie składniki morwy białej decydują o jej wykorzystaniu w lecznictwie? Właściwości morwy białej Morwa to drzewo, które może osiągnąć wysokość 10 metrów. Pochodzi z południowo-wschodniej części Azji, a jego ojczyzną są Chiny. Do Europy dotarło w XI wieku. Jako roślina lecznicza znane jest od wielu lat. Morwa biała to jedna ze 150 odmian tej rośliny. Oprócz niej popularne jest morwa czarna i czerwona. Jednak to o białej wiemy najwięcej, ponieważ jest najdokładniej zbadana przez naukowców. W medycynie chińskiej wykorzystywano niemal wszystkie części morwy białej: zarówno liście, owoce przypominające jeżyny o białym zabarwieniu i korę. Liście morwy białej (dostępne na Allegro od 4 do 106 zł, w zależności od gramatury opakowania) znajdowały zastosowanie w leczeniu nadciśnienia i obniżaniu stężenia cholesterolu we krwi. Ekstrakt z kory był wykorzystywany jako preparat o działaniu przeciwzapalnym i przeciwbólowym, natomiast owoce (od 4 zł za 50 g) jako środki przeciwgorączkowe. Zastosowanie morwy białej w lecznictwie Morwa biała ma pozytywny wpływ na stan zdrowia diabetyków. Zawiera składniki, które sprzyjają zachowaniu prawidłowego poziomu cukru we krwi, m.in. kwercetynę – flawonoid oddziałujący na metabolizm węglowodanów. Na Allegro są dostępne tabletki z wyciągiem z morwy białej dla chorych na cukrzycę (do kupienia w cenie od 10 zł za opakowanie zawierające 30 tabletek do 76 zł za 120 kapsułek). Zawarte w tej roślinie związki o właściwościach przeciwutleniających zapobiegają też powikłaniom cukrzycy i nie wywołują nieprzyjemnych skutków ubocznych. Co więcej, morwa biała odgrywa istotną rolę w profilaktyce cukrzycy (w tym przypadku również działa kwercetyna skierowana przeciwko wolnym rodnikom uszkadzającym komórki) i innych schorzeń. Jakich? Oprócz leczenia i przeciwdziałania cukrzycy morwa biała znajduje zastosowanie w profilaktyce nowotworowej. W tym celu wykorzystuje się głównie ekstrakt metanolowy z liści tej rośliny. Ponadto morwa biała działa przeciwmiażdżycowo. W jaki sposób? Jej właściwości antyoksydacyjne sprawiają, że poziom złego cholesterolu we krwi nie podnosi się, a uszkodzenia miażdżycowe zostają zredukowane. Ekstrakt z morwy białej – jak pokazują badania – przyczynia się do zmniejszenia ryzyka zachorowania na chorobę Alzheimera. Osłabia tworzenie się neurotoksycznych związków, które są odpowiedzialne za rozwój tego schorzenia. Poza tym liście tej rośliny są bogate w związki, które walczą z drobnoustrojami. Bakterie, które potrafią zwalczyć to m.in. salmonella i gronkowiec złocisty. Morwa biała wykazuje też właściwości przeciwwirusowe. To zasługa alkanoidów znajdujących się w korze i liściach tej rośliny. Zastosowanie morwy białej w kosmetyce Ze względu na właściwości wybielające liście morwy białej stosuje się na przebarwienia skórne. W jaki sposób? Z kwiatów i olejku tej rośliny przygotowuje się maść do aplikowania na powierzchnię skóry. Morwa biała na odchudzanie Ze względu na fakt, że morwa biała ogranicza wchłanianie węglowodanów, hamuje proces odkładania się tkanki tłuszczowej w organizmie. W rezultacie roślina ta wspomaga proces redukowania masy ciała. W tym celu najczęściej pije się pół godziny przed posiłkiem herbatę przygotowaną z jej liści. Morwa biała to produkt łatwo dostępny w Polsce. Warto zaopatrzyć domową apteczkę w tę roślinę, aby cieszyć się dobrym zdrowiem.
Morwa nie tylko na cukrzycę. Właściwości morwy białej
Prasowanie to zwykle najmniej lubiana domowa czynność, ale można sobie ją znacznie ułatwić, decydując się na zakup deski do prasowania. Całkiem porządną deskę można kupić za mniej niż 200 zł. W ofercie Allegro znajduje się wiele różnych modeli desek do prasowania, na które nie wydamy więcej niż 200 zł. Wybierając przydatne akcesorium do prasowania, warto zwrócić uwagę na kilka jego istotnych parametrów, takich jak: stelaż, blat, powłoka deski czy wymienny pokrowiec. Deska do prasowania na stole Ikea Deska do prasowania na stole marki Ikea, pomimo małych rozmiarów, jest bardzo stabilna. To idealne rozwiązanie do małego mieszkania, ponieważ deskę można swobodnie zawiesić na drzwiach bądź w szafie. Cena: od ok. 18 zł. box:offerCarousel Deska do prasowania na stole Vileda Carino Deska do prasowania Carino marki Vileda to kolejny produkt idealny do małych pomieszczeń. Deskę ma niewielkie rozmiary, bo jedynie 100×38 cm, przez co swobodnie zmieści się w szafie. Z jej pomocą można prasować na stole, łóżku czy blacie kuchennym. Cena: ok. 70 zł. Deska do prasowania Leifheit Classic Deski do prasowania Leifheit Classic to bardzo poręczne i lekkie modele desek. Idealnie sprawdzają się w małych mieszkaniach, ponieważ zajmują niewiele miejsca, nawet po złożeniu. Deska ma możliwość regulacji do 88 cm, dlatego łatwo ją dostosować do każdego wzrostu. Produkty Leifheit Classic dostępne są na Allegro już od ok. 70 zł. box:offerCarousel Deska do prasowania Pratik Marka Pratik oferuje poręczne deski do prasowania z gniazdkiem oraz podstawką na żelazko. Blat przepuszcza parę wodną, przez co chroni przed nadmierną wilgocią, a system szybkiego składania i rozkładania zapewnia wygodę podczas użytkowania produktu. Cena deski marki Pratik to koszt ok. 80 zł. Deska do prasowania Vileda Viva Express Smart+ Niewielka, zgrabna, kompaktowa, odporna na korozję – deska do prasowania Vileda Viva Express Smart+ jest wręcz stworzona do małych mieszkań. Wyposażona jest w gniazdo elektryczne, przedłużacz i podstawkę na żelazko. Deska posiada funkcję regulacji wysokości do 95 cm). Cena: od 109 zł. box:offerCarousel Deska do prasowania Gimi Leo Gimi Leo to deski o niewielkich gabarytach (110x33 cm) o regulowanej wysokości do 90 cm. Produkty posiadają rozszerzone wyposażenie: bawełniany pokrowiec, gniazdko elektryczne, podstawkę na żelazko z silikonowymi wstawkami oraz antypoślizgowe nakładki na nogi. Cena deski wynosi ok. 115 zł. Deska do prasowania wszystkomająca W ofercie Allegro znajduje się również model deski New Hit Full Opcja z poręcznym rękawnikiem w zestawie. Deska wyposażona jest w szeroki 38-centymetrowy blat przepuszczający parę wodną z żelazka, gniazdko z kablem, antenkę, stabilne nóżki, zakończone materiałem antypoślizgowym oraz system szybkiego rozkładania i składania deski. Produkt ma dodatkowo wygodną półkę na bieliznę i możliwość płynnej regulacji wysokości. Cena deski to 125 zł. Deska do prasowania Vileda Viva Express Eco New Deska do prasowania Viva Express Eco posiada metalową siatkę, która jest odporna na wilgoć, dzięki czemu powłoka, na której się prasuje, nigdy nie jest mokra. Wymiary deski to 120 cm x 38 cm. Produkt może unieść obciążenie nawet do 20 kg. Cena: ok. 160 zł. Deska do prasowania do zabudowy w szafie Dla osób, które chcą, żeby deska zajmowała jak najmniej miejsca, dobrym pomysłem jest zakup deski do zabudowy w garderobie lub szafie. Jej montaż nie jest zbyt skomplikowany, a producent zapewnia komplet śrub. Deskę można przykręcić nie tylko do szafy, ale też do innych stabilnych przedmiotów. Produkt posiada uniwersalne mocowanie - można ją montować zarówno z prawej, jak i lewej strony. Cena: ok. 200 zł. Deska do prasowania Extrem Comfort XXL Ostatnią propozycją jest deska z blatem o szerokości 42 cm. Deska Extrem Comfort w wyposażeniu ma gniazdko elektryczne, wyprofilowaną półkę na żelazko, antenę na kabel i blat, który przepuszcza parę wodną. System PRW zapewnia regulację wysokości, a SSK - natychmiastowe składanie i rozkładanie deski. Za pomocą deski można prasować również w pozycji siedzącej. Cena: ok. 200 zł. Deska do prasowania to niezbędny element domowego wyposażenia, który znacznie ułatwia prasowanie. Wybierając model dla siebie należy zwrócić uwagę na: materiał, wymiary, wymienny pokrowiec czy dodatki jak: rękawnik, system regulacji wysokości, gniazdo elektryczne, przedłużacz, antena, podstawka na żelazko.
Deski do prasowania do 200 zł
Chcesz kupić telewizor w cenie do 2500 zł, ale zupełnie nie wiesz, na jakie modele zwrócić uwagę? Oczywiście wybór sprzętów w takim budżecie jest ogromny. Postaram się nieco pomóc w podjęciu tej trudnej decyzji, więc zapraszam do lektury. Samsung UE50MU6102 Na początek mam dla was 50-calowy telewizor firmy Samsung, model UE50MU6102. Oprócz sporej przekątnej ekranu mocnym punktem jest jego rozdzielczość, która wynosi aż 3840 x 2160 pikseli. UE50MU6102 to telewizor 4K (Ultra HD). To oczywiście nie koniec dobrych informacji, ponieważ sprzęt od Samsunga to urządzenie Smart TV, wyposażone we wbudowany moduł Wi-Fi. Co możemy zyskać dzięki Smart TV? Przede wszystkim obsługę takich aplikacji, jak YouTube, HBO GO, Netflix itp., a to wszystko na ekranie naszego telewizora. Aplikacji, które możemy ściągnąć, jest mnóstwo, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Producent chwali się, że jego urządzenie działa pod kontrolą systemu operacyjnego Tizen, który sprawia, że interfejs działa niezwykle płynnie. box:offerCarousel LG 55LH6047 Szukacie czegoś większego niż 50 cali? W takim razie powinniście się zainteresować LG 55LH6047, którego ekran ma przekątną aż 55 cali. Niestety, w tym przypadku nie mamy do czynienia z matrycą 4K, a „jedynie” Full HD. Mimo wszystko, jeśli nie korzystacie ze źródeł, które dostarczają obraz w takiej jakości, nie trzeba się przejmować nieco mniejszą rozdzielczością, ponieważ większa przekątna z pewnością wyrówna nieco tę niedogodność. Telewizor od LG jest urządzeniem Smart TV, które działa w oparciu o system operacyjny webOS 3.0. W pamięci 55LH6047 bez problemu zainstalujemy niezliczoną gamę aplikacji i gier. Poza tym można korzystać np. z wbudowanej przeglądarki stron WWW. Warto dodać, że niektórzy producenci do zestawu dodają specjalnego gamepada, który pozwala na sterowanie urządzeniem oraz granie w gry z LG Game TV. box:offerCarousel Sony KDL-49WD755B Firmy Sony nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, ponieważ jest to jeden z najbardziej znanych producentów telewizorów. Jednym z modeli tego producenta jest KDL-49WD755B. Jak można wywnioskować z nazwy, mamy tu do czynienia z 49-calową matrycą. Jej rozdzielczość to 1920 x 1080 pikseli (Full HD), co w tej klasie cenowej jest niezbędnym minimum. Oczywiście Smart TV nie jest telewizorowi Sony obce, więc bez problemu można tu instalować różnego rodzaju aplikacje i gry. Warto docenić zastosowaną tu technologię X-Reality PRO, która redukuje lub nawet usuwa zakłócenia oglądanych scen oraz poprawia ich ostrość, dzięki czemu obraz jest jeszcze doskonalszy. Jak kształtuje się cena Sony KDL-49WD755B? W chwili, kiedy piszę te słowa, można go kupić za ok. 2200 zł. box:offerCarousel Philips 49PUS6401/12 Na koniec mam jeszcze propozycję Philipsa, a konkretnie telewizor oznaczony jako 49PUS6401/12. Tak jak prezentowany przed chwilą Sony, i ten sprzęt posiada matrycę, której przekątna wynosi 49 cali. Co jednak dużo ciekawsze, tym razem mamy do czynienia z matrycą o rozdzielczości 4K (3840 x 2160 pikseli), możemy więc liczyć na jeszcze lepszą jakość obrazu. To nie koniec, ponieważ urządzenie Philipsa działa w oparciu o system operacyjny Android, zatem można na nim instalować aplikacje ze sklepu Google Play. Dodam, że 49PUS6401/12 posiada funkcję Ambilight, która optycznie poszerza ekran i sprawia, że czujemy się, jakbyśmy byli w centrum akcji. Jak to działa? Telewizor po prostu emituje na ścianę poświatę (z dwóch stron), której kolory zmieniają się w zależności od tego, co aktualnie jest wyświetlane na ekranie. box:offerCarousel Podsumowanie Telewizory LED w cenie do 2500 zł to całkiem solidne urządzenia, często wyposażone w rozdzielczość 4K oraz naprawdę dużą przekątną ekranu. Kupując sprzęt w tej cenie, możemy liczyć na funkcję Smart TV, a nawet pełnowymiarowy system operacyjny. Jeśli mimo wszystko szukacie czegoś w innej cenie, zapraszam do lektury pozostałych poradników.
Telewizor LED do 2500 zł – III kwartał 2017
Bidony, hantle, pasy kulturystyczne, ręczniki treningowe… Różne przyrządy wspomagają trening i czynią go znacznie efektywniejszym. Pomagają też w rozszerzeniu zakresu ćwiczeń i zabezpieczają przed ewentualnymi kontuzjami. Dzięki nim trening w siłowni sprawi wiele przyjemności. Zastosowane w nich nowoczesne technologie i specjalne materiały zapewnią komfort zarówno podczas ćwiczeń, jak i po ich zakończeniu. Prezentujemy najważniejsze akcesoria, które z pewnością przydadzą się w trakcie treningu kulturystycznego. Akcesoria podstawowe Hantle są używane do treningu siłowego, m.in. pomagają budować masę mięśniową. Angażują dużą liczbę mięśni, są wygodne w użytkowaniu i nie zajmują wiele miejsca. Ze względu na wszechstronne zastosowanie są niezbędne w każdej siłowni. Ich masa różni się w zależności od potrzeb. Początkującym wystarczą półkilogramowe hantle, zaawansowani mogą spróbować sił z ważącymi nawet 50 kg. Pas kulturystyczny jest stosowany, by bezpiecznie i efektywnie wykonywać ćwiczenia siłowe. To podstawowy sprzęt dla osób podnoszących duże ciężary. Chroni odcinek lędźwiowy kręgosłupa. Jest odpowiednio wyprofilowany i wyposażony w specjalne wzmocnienia, które minimalizują ryzyko urazów kręgosłupa. Rękawiczki kulturystyczne chronią dłonie przed otarciami, odparzeniami, zapobiegają poceniu się rąk. Są nieodzowne podczas podnoszenia ciężarów – dzięki nim nie wyślizgnie się sztanga czy hantle. W niektórych rękawiczkach są też paski zabezpieczające nadgarstki i chroniące je przed kontuzją. Rękawice grippad to alternatywa dla tradycyjnych rękawic kulturystycznych. Są przewiewne i wygodne, gwarantują pewny i mocny uchwyt podczas podnoszenia ciężarów. Ich zaletą jest także to, że można je zakładać i zdejmować jednym ruchem ręki. Uchwyty do pompek urozmaicają trening, nie obciążając nadmiernie stawów. Umożliwiają wykonanie innych ciekawych ćwiczeń. Dzięki możliwości regulowania siły nachwytu i kąta, pod którym ćwiczymy, mniej lub bardziej rozwijają wybrane mięśnie. Uchwyty do pompek świetnie kształtują mięśnie klatki piersiowej, ramion i tułowia. Dodatkowym ich atutem jest cena, która zazwyczaj nie jest wygórowana i waha się od 15 do 60 zł. Skakankakojarzy nam się głównie z dzieciństwem i zabawami na świeżym powietrzu. Okazuje się jednak, że może być też elementem treningu niejednego kulturysty. Efekty skakania są niesamowite i bardzo szybko widoczne. Ćwiczenia wzmacniają mięśnie nóg, poprawiają ruchomość stawów, koordynację ruchową oraz zwiększają kondycję, dodatkowo wysmuklając sylwetkę. Przed zakupem skakanki upewnij się, że ma odpowiednią długość. Gdy staniemy na środku, musi sięgać do pach. Zwróć też uwagę, czy ma wygodne rączki oraz licznik obrotów. Drążeksłuży do ćwiczeń, które odpowiadają za rozwój mięśni i poprawę kondycji fizycznej. To, jakie efekty osiągniemy, zależy od wybranej techniki. Ćwiczenia z nachwytem wzmacniają mięśnie pleców, natomiast z podchwytem – mięśnie ramion. Duże znaczenie ma także szerokość zastosowanego chwytu. Trening na drążku nie należy do najłatwiejszych, warto jednak spróbować, gdyż znakomicie wzmacnia mięśnie górnych partii ciała. To też się przyda Ręczniki treningowe zawsze warto mieć ze sobą, bo przecież podczas treningów wylewamy z siebie hektolitry potu. Specjalne ręczniki treningowe charakteryzują się dużym poziomem wchłaniania i schną znacznie szybciej niż tradycyjne. Są miękkie, lekkie, wytrzymałe i idealne do siłowni. Bidony, shakery, pill boxy to akcesoria ułatwiające korzystanie z różnego rodzaju suplementów sportowych i odżywek. Shakery bywają pomocne przy rozpuszczaniu odżywek w formie proszku, nie pozostawiają grudek i są wygodne do mycia. Dzięki bidonom zawsze można mieć pod ręką zapas wody czy napoju izotonicznego, są poręczne i świetnie nadają się do siłowni. Pill box to pojemnik na suplementy w formie tabletek lub kapsułek. Pozwala przygotować odpowiednie dawki odżywek na każdy dzień tygodnia bez konieczności noszenia przy sobie wszystkich opakowań. Akcesoria kulturystyczne z pewnością ułatwiają trening, urozmaicają wysiłek fizyczny, rozszerzają zakres ćwiczeń i niejednokrotnie chronią przed kontuzjami. Spośród szerokiej oferty warto wybrać te, które odpowiadają naszym potrzebom i z których będziemy rzeczywiście korzystać.
Trening kulturystyczny – akcesoria
Zamierzasz wyposażyć swój dom w instalację satelitarną i zastanawiasz się, czy poradzisz sobie sam z tym zadaniem? Ustawienie anteny wcale nie jest takie trudne. Przeczytaj nasz poradnik i zdecyduj, czy jest ci potrzebna pomoc montażysty. Jeśli decydujesz się na instalację anteny samodzielnie, to musisz zgromadzić potrzebne materiały i akcesoria, czyli: maszt antenowy, wiertarkę udarową z wiertłami ściennymi do jego instalacji, miernik poziomu sygnału satelity, kabel antenowy o dowolnej długości, zależnej od tego, jak daleko zamierzasz mieć dekoder od anteny, nakręcane wtyczki typu F, kombinerki, antenę satelitarną oraz konwerter. Warto wspomnieć, że te sprzedawane są w różnych wersjach – od tych dla jednego odbiornika, nawet aż do czterech. Przyda ci się również taśma izolacyjna. Wybór satelity Satelitów nadających sygnał telewizyjny jest bardzo dużo, jednak w Europie najpopularniejsze to Hotbird 13E oraz Astra 19.2E. Za pomocą tej pierwszej opcji sygnał nadają między innymi polskie platformy płatne – Cyfrowy Polsat, nc+, Telewizja na kartę. Jest to satelita, gdzie w rozwiązaniu bez abonamentu znajdziemy kilkanaście rodzimych kanałów (Tele5, Puls, TVSilesia, 4FunTV, TVP Kultura, TVP Polonia, poloTV i kilka innych) oraz setki kanałów włoskich i arabskich. Ponadto na Hotbird 13E nadaje kilkanaście stacji anglojęzycznych. Satelita Astra 19.2E zapewnia darmowy dostęp do kanałów mieszkańcom Unii Europejskiej. Wśród telewizji francuskiej, brytyjskiej, niemieckiej i słowackiej znajdziemy polską stację – TV Trwam. Warto wspomnieć, że zastosowanie tzw. „zeza” lub monoblocka pozwoli nam korzystać z dwóch satelitów jednocześnie. Jeśli będziecie korzystać z platform abonamentowych, to interesuje was jedynie satelita Hotbird 13E. Jeśli chcecie odbierać darmowe kanały, to możecie zainteresować się drugą propozycją, jednak tam oferta rodzimych kanałów jest mizerna. Dobry uchwyt to podstawa Na rynku dostępnych jestkilka rodzajów oraz długości masztów do anten. Musimy zastanowić się, jaki będzie dla nas najbardziej wygodny. Z racji, iż większość spółdzielni mieszkaniowych oraz wspólnot zabrania wiercenia otworów w elewacji bloków, dla ich mieszkańców najlepszym wyborem będzie uchwyt balkonowy, który pozwala na instalację anteny do barierki balkonowej. Montaż masztu powinniśmy zacząć od wyboru miejsca, które zapewni dobry zasięg satelity. Na drodze anteny nie powinny znajdować się takie obiekty, jak drzewa czy wysokie budynki. Jeśli mamy możliwość, to zapatrzmy się w maszt stały i za pomocą wiertarki udarowej przymocujmy go do elewacji budynku. Skręcanie kabla, zakładanie anteny i jej ustawianie Teraz powinniśmy założyć czaszę anteny na maszt. Zasada wyboru anteny jest prosta – im większa, tym lepsza. Optymalną wielkością jest 90 cm. Po założeniu anteny przykręcamy śruby montażowe tak, aby mieć możliwość manewrowania (nie dokręcamy do końca). Teraz należy obrobić przewód koncentryczny. Kombinerkami usuwamy izolację, „druciki” odciągamy na dół, a rdzeń z tworzywa odcinamy tak, abyśmy mieli dostęp do rdzenia drucianego. Warto zostawić 2 mm białego rdzenia. Teraz możemy nałożyć na przewód końcówkę typu F, skręcając ją. Tę czynność wykonujemy z obu stron kabla. Następnie należy podłączyć przewód do miernika sygnału, miernik do konwertera, a drugą końcówkę obrabianego kabla do dekodera. Teraz kręcimy czaszą i słuchamy, kiedy miernik wyda z siebie najgłośniejszy dźwięk. Należy stopniowo zwiększać czułość miernika, aby dokładnie ustawić antenę. Oczywiście istnieją sposoby na ustawienie anteny bez użycia miernika, ale są nieco trudniejsze, a zakładamy, że montażem zajmować się będzie laik. Antenę trzeba ustawić w pionie i poziomie. Trzeba pamiętać, że przy tej czynności musimy mieć włączony dekoder, a konwerter musi być odpowiednio ustawiony – za pomocą miernika. Koniec instalacji Jeśli będziemy korzystać z platform płatnych, to po ustawieniu anteny musimy aktywować dekoder. Instrukcja, jak to zrobić, powinna być podana wraz z dekoderem. Po aktywacji możemy cieszyć się już cyfrowymi programami satelitarnymi na naszym telewizorze. Na samym końcu należy zabezpieczyć końcówki F taśmą izolacyjną i odłączyć miernik sygnału od anteny.
Montujemy talerz satelitarny bez pomocy specjalisty
Każdemu opiekunowi zależy na tym, aby zapewnić swojemu dziecku komfortowe warunki do nauki, które będą jednocześnie wsparciem dla jego prawidłowego rozwoju. Dlatego tak istotne jest dobranie odpowiedniego fotela, na którym uczeń siedzi, kiedy odrabia lekcje. Przeczytaj, jakie wymogi powinien spełniać i jakich błędów uniknąć podczas zakupu. Kształtowanie właściwej postawy ciała to bardzo istotny element rozwoju każdego dziecka. Zachowanie prawidłowej pozycji wymuszanej przez odpowiednio dobrane siedziska to ważny czynnik zapobiegania wadom kręgosłupa. Wymagania, jakie powinny spełniać meble używane przez uczniów w szkole, są bardzo szeroko opisane przez zasady ergonomii. Warto skorzystać z nich również podczas wybierania krzesła dla swojej pociechy, co pozwoli kontynuować wspieranie odpowiedniej postawy ciała. Najważniejsze reguły Przestrzeganie kilku istotnych zasad dotyczących wysokości, wielkości i rodzaju krzesła pozwoli dobrać mebel do potrzeb dziecka. Zwiększa to zarówno komfort użytkowania, jak i zapobiega wadom układu kostnego. Najważniejsze reguły, do których powinniśmy się stosować, to wybranie mebla, na którym podczas siedzenia: stopy dziecka płasko spoczywają na podłodze, oparcie krzesła podpiera kręgosłup dziecka w okolicy lędźwiowej oraz poniżej łopatek, tylna część podudzia nie styka się z tylną krawędzią siedziska, przednia krawędź siedziska nie wywiera nacisku na uda, między górną stroną ud a dolną powierzchnią płyty stołu lub biurka jest zachowana przestrzeń, która pozwala na swobodny ruch obu nóg. Fotele z regulacją Oczywiście, jeśli weźmiemy pod uwagę nieustanny wzrost naszych pociech, nie ma sensu kupować mebla, który nie ma możliwości regulacji i będzie dopasowany do wzrostu dziecka tylko przez chwilę. Najlepszym rozwiązaniem jest wybranie z szerokiej oferty foteli i krzeseł biurowych mebla, który ma wbudowane opcje zmiany wysokości oraz regulowane oparcie. Dzięki tym funkcjom krzesło będzie rosło razem z dzieckiem i posłuży mu przez kilka lat edukacji szkolnej. Jeśli chcemy dodatkowo wesprzeć utrzymywanie prawidłowej postawy i odciążyć mięśnie karku, możemy wybrać fotel z zagłówkiem. Również dodatkowe, ale niezwykle użyteczne są podłokietniki, które pozwolą na odpoczynek rąk bez konieczności ich niesymetrycznego zwieszania, co może prowadzić do skrzywień kręgosłupa. Funkcjonalnym rozwiązaniem są również fotele na kółkach, które umożliwiają siedzącemu przemieszczanie się w okolicy stołu bez konieczności wstawania. Warto wtedy, w celu zabezpieczenia podłogi lub dywanu, położyć przy biurku matę ochronną. Na dodatkowe funkcje krzesła decydujmy się dopiero wtedy, gdy spełni ono wszystkie powyższe zasady ergonomii. Błędy, których warto uniknąć Wybierając fotel dla pociechy, postarajmy się, aby miał odpowiednią wielkość. Na rynku znajdziemy ofertę krzeseł przeznaczonych dla przedszkolaków, najmłodszych uczniów, młodzieży i dorosłych. Pamiętajmy, by wybrać mebel z odpowiedniej kategorii wiekowej i dopiero taki dopasowywać za pomocą wbudowanych opcji regulacji do wysokości dziecka. Za wysokie krzesło będzie naturalnym bodźcem do garbienia się, za niskie – do wyciągania szyi i zbyt mocnego napinania mięśni barków. Również samo siedzisko musi być dopasowane do gabarytów malucha – zbyt głębokie uniemożliwi podparcie kręgosłupa w odcinku lędźwiowym, natomiast za płytkie będzie uciskało dolną powierzchnię ud, co może prowadzić do szybkiego drętwienia nóg, a także ich krzywienia w stawach kolanowych. Dlatego tak bardzo istotne jest również dopasowanie wielkości i wysokości krzesła do stołu, przy którym dziecko się uczy. Ich wzajemne dostosowanie pozwoli stworzyć całkowicie ergonomiczne miejsce do nauki. Kiedy wybieramy fotel dla ucznia, kierujmy się przede wszystkim dobrem dziecka. Kupujmy solidnie wykonane i stabilne fotele, które nie będą niespodziewanie się bujać czy wyginać, co mogłoby być niebezpieczne dla siedzącego. Mebel nie powinien również skrzypieć, by nie rozpraszać dziecka skupionego na nauce.
Fotel ucznia - wymagane funkcje
Być może wielu z was myśli, że silnik wymaga tylko serwisu, wymiany oleju i najpotrzebniejszych napraw. Niewielu jednak wie, że bardzo brudna jednostka, szczególnie taka, która przecieka, może czasami bardziej się nagrzewać, a kurz i osad mogą przyspieszać korozję albo znaleźć drogę do wnętrza komory silnika. Poza tym na czystym silniku łatwiej będzie widać miejsca wycieków, dzięki czemu mechanik będzie mógł szybciej postawić trafną diagnozę. Czy można coś uszkodzić? Niestety, mycie silnika nie należy do prostych i nieinwazyjnych zajęć. Warto wiedzieć, że o wiele bardziej odporne na mycie są jednostki zasilane olejem napędowym, czyli popularne diesle. Mają większą tolerancję wilgoci dzięki zapłonowi samoczynnemu. Jednostki benzynowe natomiast działają na zapłonie iskrowym, który powstaje w dość skomplikowany sposób w świecach przez cewki i przewody wysokiego napięcia. Każde zawilgocenie lub zalanie któregokolwiek z elementów przekazujących prąd grozi nierówną pracą lub nawet unieruchomieniem. Gdzie myć silnik? Spore ilości spalonego oleju, nagaru, brudu i detergentów myjących nie powinny spływać bezpośrednio do gleby. Mycie silnika powinno odbywać się w miejscu, gdzie brudna woda zostanie odprowadzona do ścieków. Jest to bardzo ważne nie tylko ze względów ekologicznych i estetycznych, ale również prawnych – za mycie auta detergentami w niedozwolonym miejscu można dostać mandat. Możemy więc odpuścić sobie mycie silnika i auta na trawniku pod domem albo na podjeździe. Jak przygotować silnik do mycia? Ważne jest odpowiednie zabezpieczenie wspomnianej elektryki. Najbardziej narażone są dwa elementy, w głównej mierze odpowiedzialne za odpowiednie napięcie w silniku, zarówno benzynowym, jak i elektrycznym. Są to akumulator i alternator. Ponadto zabezpieczmy wszystkie inne elementy związane z elektrycznością. Najlepiej nadaje się do tego folia, którą warto okręcić i zakleić newralgiczne miejsca, takie jak sterownik silnika (komputer), rozdzielacz, przewody, cewki zapłonowe i świece. Odpowiednio zabezpieczmy też filtr powietrza. Uwaga! Nie powinniśmy myć silnika zaraz po jego zgaszeniu. Dajmy mu kilkanaście minut na schłodzenie, by uniknąć szoku termicznego. Czym najlepiej umyć silnik? Przystępując do mycia, warto wyposażyć się w odpowiednie środki. Niektórzy twierdzą, że do usuwania brudu w sposób najmniej inwazyjny nadają się wszelkiego rodzaju zmywacze uniwersalne, nawet te przeznaczone do tarcz hamulcowych. Warto też rozejrzeć się za płynami do mycia silników. Zawsze należy wybierać najdelikatniejszy i najmniej inwazyjny środek. W kategorii produktów do mycia silnika prym wiodą płyny z firmy K2, szczególnie AKRA. Można go dostać w przystępnej cenie i w różnej pojemności (duży, pięciolitrowy pojemnik to koszt ok. 35 zł). Podobnie jest w przypadku preparatów firmy Moje Auto. Nie należy jednak skreślać pozostałych środków chemicznych, ponieważ każda firma je produkująca przykłada się do rzeczy. Uważać powinniśmy jednak na te, które wymagają bardzo szybkiego spłukania. Oznacza to często, że jest w nich zastosowana silna chemia. Jak płukać silnik? Gdy naniesiemy preparat na silnik, należy odczekać kilka lub kilkanaście minut przed spłukaniem. Do tego celu możemy zastosować myjkę ciśnieniową lub zwykłe wiadro z wodą. Podstawowe modele myjek możemy znaleźć za około 500 zł, te profesjonalne kosztują nawet kilka tysięcy. Jednak jest to urządzenie bardzo uniwersalne, dzięki czmeu jego koszt łatwo i szybko może się zwrócić. Zwracajmy uwagę, by ciśnienie wody było jak najmniejsze i strumień nie uderzał bezpośrednio na elementy silnika. Wylewając wodę wiadrem, nie dopuśćmy, by spadała z impetem na motor. Często po umyciu silnik musi odstać swoje, by woda wyparowała i nie zakłócała jego pracy, dlatego nie odpalajmy mokrego silnika. Jeżeli chcemy przyspieszyć proces suszenia, możemy skorzystać z kompresora, który wydmucha zalegającą wodę i ułatwi pracę jednostce. Kompresory, podobnie jak myjki ciśnieniowe, dzielą się na podstawowe, których koszt to około 250–500 zł, oraz profesjonalne, które kosztują nawet kilkanaście tysięcy. Na domowe i garażowe potrzeby z pewnością wystarczy tańszy model.
Estetyka silnika, jak zadbać o niego z „zewnątrz”?
To, co nieznane zawsze budzi lęk, jednocześnie fascynując. Zjawiska paranormalne od lat stanowią przedmiot zainteresowania badaczy na całym globie. Co tak naprawdę wiemy o świecie niedostępnym dla naszych oczu? Przedstawiamy najciekawsze thrillery z motywem sił nadprzyrodzonych. 1. „Sklepik z marzeniami” Stephen King Leland Gaunt, tajemniczy przybysz z Europy, otwiera w Castle Rock sklep i ogłasza, że można w nim kupić wszystko, czego się pragnie. Ceną za spełnienie marzenia nie są jednak pieniądze… Wymieniając ludzkie fantazje na zobowiązanie do spłatania współobywatelowi pozornie niewinnego figla, Gaunt rozpoczyna niebezpieczną grę i stopniowo zniewala dusze swoich klientów, uzależnionych od wizji urzeczywistnianych pragnień. Jedynie miejscowy szeryf postanawia przeciwstawić się mrocznemu sprzedawcy. Ale czy bez pomocy sił nadprzyrodzonych można stawić czoła czarnej magii? W „Sklepiku z marzeniami” King zachwyca mistrzowskim splotem intrygi, rzuca światło na maestrię manipulacji, w której przoduje tajemniczy bohater, a na kolejnych kartach powieści bezwzględnie demaskuje ludzką obłudę i hipokryzję. Uniwersalne przesłanie ukazane w starciu z enigmatycznym uosobieniem zła tkwiącego w ludzkiej duszy od samego początku absorbuje uwagę czytelnika. Wyjątkowy thriller psychologiczny. Prawdziwa ciemność okazuje się mieszkać w nas samych… box:offerCarousel 2. „Zniknięcie” Caroline Eriksson Główną bohaterką powieści jest młoda kobieta, którą poznajemy, gdy wraz z mężem i czteroletnią córeczką, podczas wspólnie spędzanych wakacji, wybiera się na wycieczkę. Cała trójka wypływa łódką w kierunku niewielkiej wysepki na środku jeziora, cieszącego się wśród miejscowych złą sławą. Kiedy rodzina dociera na miejsce, Alex wyrusza z malutką Smillą na spacer, a Greta zasypia w łódce. Po przebudzeniu orientuje się, że wciąż jest sama, w dodatku nie ma przy sobie telefonu. Po tym jak zaniepokojona zgłasza sprawę na posterunku, od policjanta dowiaduje się, że nie jest zamężna i nigdy nie miała córki… „Zniknięcie” to świetnie skonstruowany thriller, w którym autorka prowadzi z czytelnikiem skomplikowaną grę. Nic nie jest tym, czym wydawało się być na początku. Jawa przeplata się z wydarzeniami rodem z najokropniejszych koszmarów, a główna bohaterka co chwila zadaje sobie pytanie, czy sceny wokół niej dzieją się naprawdę, czy może wynikają z jej postępującego obłędu. Niepokojąca, oniryczna powieść dla czytelników, którzy nie boją się zagłębić w drobiazgową analizę psychologiczną w poszukiwaniu rozwiązania tragicznej zagadki. box:offerCarousel 3. „Czarna Madonna” Remigiusz Mróz Narzeczona Filipa wybiera się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, jednak samolot, na pokładzie którego znajduje się kobieta, nigdy nie dociera na miejsce. Wieża kontroli lotów traci łączność z maszyną i rodziny podróżujących powoli tracą nadzieję na jej odnalezienie. Po pewnym czasie kontakt z załogą zostaje ponownie nawiązany, ale sygnały dochodzą równocześnie z wielu punktów rozrzuconych po całym globie… Jaki związek z zaginięciem ma katastrofa lotnicza sprzed lat? Co się stało z pasażerami? Jaką rolę odgrywa wizerunek Czarnej Madonny, który znajdował się na pokładzie podczas tragicznego rejsu? Najnowsze dzieło Remigiusza Mroza łączy w sobie literacką fikcję z analizą nauk Starego i Nowego Testamentu. „Czarna Madonna” zaskakuje czytelnika nieoczywistą fabułą, przyciąga intrygującą zagadką i wzbudza strach dosadnymi opisami egzorcyzmów. W powieści nie zabrakło też rozważań nad tekstem Apokalipsy świętego Jana. Autor, znany przede wszystkim z pozycji sensacyjnych, po raz kolejny zadziwia odbiorców. Czy specyficzny klimat jego powieści grozy na moment przyspieszy bicie twojego serca? box:offerCarousel 4. „Szkarłatna partytura” Ralf Isau Słynna pianistka posiada niesamowity dar intrygujący naukowców – dar synestezji, czyli zdolności, w której doświadczenia jednego zmysłu wywołują wrażenia charakterystyczne dla pozostałych. Sarah d’Albis postrzega dźwięki jako barwy i kształty. Podczas premierowego wykonania nowoodkrytego utworu Liszta jej oczom ukazuje się przerażająca wiadomość… „Szkarłatna partytura” to pierwszorzędny thriller fantastyczny opowiadający o mrocznych siłach związanych z najpotężniejszym utworem wszech czasów. Powieść czaruje niezwykłą fabułą, plastyczne opisy przenoszą do nieznanych wcześniej światów, a czytelnik wspólnie z artystką wyrusza w podróż przez dźwięki i barwy. Na końcu drogi czai się niebezpieczeństwo, o jakim mogliśmy śnić jedynie w najgorszych koszmarach… box:offerCarousel 5. „Władcy ciemności” Frank E. Peretti W okolicy niepozornego uniwersyteckiego miasteczka zaczynają się gromadzić dwie niewidzialne armie wysłanników szatana. Początkowo życie mieszkańców płynie spokojnie, lecz z czasem zaczyna dochodzić do coraz dziwniejszych, budzących grozę sytuacji. Ci, którzy zdołali wyczuć ogrom niebezpieczeństwa, giną w niewyjaśnionych okolicznościach. Grupa podatna na manipulacje staje się narzędziem w ręku diabła, wnikającego w podświadomość za pośrednictwem duchowych przewodników. Ze słabością charakterów tych, którzy ulegli władzy księcia ciemności, kontrastuje niezachwiana wiara garstki pozostałych przy życiu obywateli. Ale czy ich modlitwa okaże się wystarczająca w starciu z piekielnymi mocami? „Władcy ciemności” to intrygujący thriller, koncentrujący się na motywie odwiecznej walki dobra ze złem. Akcja jest dynamiczna, a opowiadana historia budzi dreszcz przerażenia pomimo braku hektolitrów wylewanej krwi i brutalności opisów.
5 najciekawszych thrillerów z motywem sił nadprzyrodzonych
Zima to zwykle czas, kiedy trudno nam zmotywować się do uprawiania sportów na świeżym powietrzu. Nie chcemy zmarznąć i obawiamy się przeziębień lub grypy. Jednak ruch to zdrowie, nawet w minusowych temperaturach. Pamiętajmy o tym, aby aktywnie przejść przez zimę. Odpowiednia dieta i ciepłe ubranie pozwolą nam ochronić się przed wirusami, a uprawiając sport podczas chłodnych miesięcy dodatkowo podniesiemy naszą odporność. Bądźmy więc aktywni zimą i zachęcajmy do tego naszych bliskich. Sportem, który nie tylko będzie dobry dla naszego zdrowia, ale również sprawi nam ogromną radość jest łyżwiarstwo. Regularne wyjścia na lodowisko mogą stać się dobrym, sportowym nawykiem dla osób pragnących spalić zbędne kalorie i pozostać w dobrej formie – bez względu na temperaturę panującą za oknem. Mogą one również być ciekawym urozmaiceniem rodzinnego popołudnia, gdy mama i tata razem z dziećmi będą chcieli oddawać się zimowej, sportowej pasji. Wielu rodziców, nie będących fanami lodowego szaleństwa, z pewnością cieszyć się będzie również widząc swoje pociechy regularnie spędzające czas poza szkołą na lodowisku. Jeśli więc zdecydujemy się na łyżwiarstwo, jako sportowe hobby dla siebie lub dla naszych bliskich, musimy podjąć jeszcze jedną ważną decyzję: jakie łyżwy kupić – figurowe czy hokejowe? Początkujący łyżwiarze Dla osób dopiero zaczynających swoją przygodę na lodowisku właściwym wyborem będąłyżwy figurowe. Nie pozwalają one na rozwijanie szczególnie dużej szybkości jazdy, posiadają jednak tę zaletę, że stabilizują stopę lepiej niż łyżwy hokejowe, dzięki czemu nie narażają nas na kontuzje. O upadki na lodzie szczególnie łatwo jest na początku, chrońmy więc nasze stawy podczas pierwszych miesięcy nowej, sportowej pasji, wybierając łyżwy figurowe. Dodatkowo przydadzą nam się ochraniacze na kolana i nadgarstki. Te drugie również narażone są na urazy, ponieważ upadając w przód, to właśnie na nich spocznie ciężar naszego ciała. Niezbędnym wyposażeniem początkującego łyżwiarza będzie równieżkask.Dzięki niemu nie będziemy narażeni na poważne urazy głowy. Doświadczeni łyżwiarze lub miłośnicy szybkiej jazdy Osoby, które posiadają już doświadczenie w jeździe na łyżwach i po prostu wracają na lodowisko, z pewnością bardziej cieszyć się będą godzinami spędzanymi na jeździe, mając na stopachłyżwy hokejowe. Pozwalają one na rozwijanie większej prędkości na lodowisku, wymagając jednak równocześnie większej wprawy i zaawansowanej techniki. Ochraniacze i kask przydadzą się również i tutaj – bezpieczeństwo to podstawa. Aby jazda na łyżwach była naprawdę przyjemna Jeśli zdecydowaliśmy już, jaki rodzaj łyżew najbardziej będzie odpowiadał naszym potrzebom, pora wybrać właściwy rozmiar, materiał i rodzaj zapięcia naszego, sportowego obuwia. Materiał, z jakiego będzie ono wykonane, to kwestia gustu. Możemy wybrać te plastikowe lub skórzane. Sposób zapięcia jest również głównie kwestią upodobań – rzepy są zapięciem wygodniejszym, lecz sznurówki będą służyć nam dłużej i pozwolą na lepsze dopasowanie łyżwy do naszej stopy. Dobór odpowiedniego rozmiaru sprawia zwykle więcej trudności. Główna zasada to ta, że łyżwy wybieramy zawsze w rozmiarze o pół mniejszym niż buty, w których chodzimy. Stopa powinna dobrze przylegać do takiego sportowego buta – nie przemieszczając się wewnątrz niego. Dzięki temu nie będziemy narażać się na skręcenie kostki, a komfort jazdy będzie również znacznie lepszy niż w bucie za dużym. Przymierzamy łyżwy również zawsze na grubą skarpetę, bo wybierając się na lodowisko właśnie w ten sposób będziemy chronić się przecież przed zimnem. O tym, czy łyżwy są właściwie dobrane przekonać się możemy dopiero, kiedy je zasznurujemy i staniemy w nich na wyprostowanych nogach. Jazda na lodowisku ma być przede wszystkim przyjemnością, poświęćmy więc czas na to, aby odpowiednio dobrać nasze łyżwy. Łyżwiarstwo to sport zimowy, który pozwala nam zadbać o zdrowie swoje lub naszych bliskich w bardzo przyjemny sposób. Na lodowisko możemy wybierać się z przyjaciółmi lub rodziną. Możemy też wysłać nasze pociechy razem z kolegami ze szkoły na popołudniową przejażdżkę na lodowisku, co będzie wspaniałą alternatywą dla czasu spędzanego przed telewizorem. Wybierzmy więc właściwy rodzaj łyżew i spędźmy zimę na sportowo.
Łyżwy – figurowe czy hokejowe?
Tynki gipsowe przeznaczone są do wykonywania wypraw tynkarskich wyłącznie wewnątrz budynków, w pomieszczeniach ogrzewanych. Ze względu na właściwości spoiwa gipsowego, nie można ich stosować na zewnątrz budynków, powinno się też unikać zastosowania wypraw gipsowych w pomieszczeniach gospodarczych. Warto także pamiętać, że niektóre tynki gipsowe można nakładać zarówno na ściany, jak i na sufity, natomiast inne przeznaczone są do zastosowania wyłącznie na ścianach. Tynki gipsowe Tynki na bazie spoiwa gipsowego to od kilku lat coraz większy przebój na rynku materiałów budowlanych, znajdujący wielu zwolenników pośród budujących i wykańczających domy. Przy użyciutynków gipsowych uzyskuje się bowiem idealnie gładkie i równe powierzchnie tynków w zaledwie jednym cyklu roboczym. Nie ma konieczności, tak jak to ma miejsce w przypadku tradycyjnych tynków cementowo-wapiennych, stosowania obrzutki, narzutu i dopiero warstwy gładzi. Co równie ważne, tynki gipsowe można nakładać w mniejszej grubości niż inne tynki wykończeniowe lub okładziny z płyt gipsowo-kartonowych. Techniki nakładania Tynki gipsowe można nakładać zarówno ręcznie, jak i maszynowo, za pomocą odpowiednich agregatów tynkarskich. Nie można stosować tynków ręcznych do maszyn, ponieważ produkty do nakładania ręcznego maja grubsze kruszywo i inna konsystencję. Informacje o przeznaczeniu i sposobie aplikacji tynku zawsze podaje na opakowaniu producent, czy to w postaci opisu, czy też za pomocą piktogramów. W przypadku nakładania ręcznego zestaw potrzebnych narzędzi sprowadza się do wiertarki lub mieszadła (do przygotowania tynku do użycia), kielni murarskiej lub łopatki (do nakładania tynku), łaty budowlanej typu H (do ściągania nadmiaru tynku) oraz narzędzia do wykańczania powierzchni – długiej szpachli stalowej (tzw. kosa) oraz pacy z gąbką do zacierania powierzchni. Tynki do nakładania maszynowego nakłada się specjalnymi agregatami tynkarskimi, z podajnikiem ślimakowym, zestawem węży i końcówką aplikacyjną. Tynk miesza się z wodą bezpośrednio w urządzeniu. Podłoże Tynk gipsowy można nakładać w zasadzie na każdym podłożu mineralnym, wykonanym z cegły lub pustaków ceramicznych, elementów wapienno-piaskowych lub z betonu komórkowego. Szczególnego traktowania wymagają jedynie podłoża betonowe, ściany i sufity wykonane na budowie z betonu towarowego lub prefabrykaty betonowe. Podłoża tego typu mają gładką i zwarta strukturę, dlatego przed nakładaniem tynków gipsowych taką powierzchnię należy uprzednio zagruntować specjalnym gruntem sczepnym, zawierającym drobne kruszywo kwarcowe. Grunt tworzy szorstką warstwę zwiększającą przyczepność tynku do podłoża. Nakładanie tynków ręcznych Tynk nakłada się w pierwszej kolejności na suficie, przechodząc następnie na ściany. Ściany o dużej powierzchni należy podzielić na mniejsze pola technologiczne za pomocą listew prowadzących. Zaleca się nakładanie tynku jednowarstwowo, zachowując odpowiednią grubość warstwy. Przygotowaną zaprawę naciąga się, używając pacy metalowej i silnie dociskając ją do podłoża, aby uzyskać odpowiednią przyczepność. Na ściany tynk narzuca się za pomocą kielni, rozpoczynając prace od dołu ściany do góry. Narzuconą zaprawę należy wstępnie wyrównać przy użyciu łaty budowlanej typu H, a po częściowym stwardnieniu zaprawy należy dokładnie wyprowadzić płaszczyznę tynku przy użyciu długiej szpachli (kosy). Nakładanie tynków maszynowych Masę tynkarską o plastycznej konsystencji natryskuje się poziomymi pasami zachodzącymi na siebie w kierunku od góry do dołu. Narzuconą zaprawę wyrównuje się za pomocą łaty budowlanej typu H, a po upływie kilkudziesięciu kolejnych minut także za pomocą łaty trapezowej. Zarówno w przypadku nakładania ręcznego, jak i maszynowego ostatni etap obróbki powierzchni wygląda tak samo. W końcowej fazie tynk zwilża się wodą w postaci mgiełki (np. z opryskiwacza ogrodowego), a następnie zaciera pacą gąbkową celem wyciągnięcia na powierzchnię mleczka gipsowego. Mleczko rozprowadza się po całej powierzchni i wygładza za pomocą szpachli długiej. Tynki, na których planowane jest przyklejenie płytek ceramicznych, pozostawia się zatarte na ostro – nie wygładza się ich. W okresie pierwszej doby od nałożenia tynku należy nie dopuszczać do przeciągów i bezpośredniego nasłonecznienia powierzchni. Po tym czasie zalecane jest intensywne wentylowanie pomieszczeń, co znacznie przyspiesza wysychanie tynku. Czas wysychania zależy od grubości tynku, temperatury i wilgotności w pomieszczeniu.
Jak nałożyć tynk gipsowy?
Airbag to rozwiązanie, które uchroniło przed śmiercią lub kalectwem tysiące osób. Skuteczniejsze są chyba jedynie pasy bezpieczeństwa. Obie metody zapobiegania urazom ewoluują, choć poduszki są nieco bardziej wyrafinowane technicznie. A technologia idzie naprzód. Pasy są oczywiście całkowitą podstawą bezpieczeństwa w aucie. Ale poduszki muszą je niekiedy zastępować. Myślicie pewnie, że to rozwiązanie wynaleźli Szwedzi, którzy od dawna stawiają sobie za cel zminimalizowanie skutków wypadków drogowych? A tu niespodzianka – poduszki powietrzne na początku lat 50. ubiegłego wieku wymyśliło dwóch inżynierów, praktycznie niezależnie od siebie. Jeden był Niemcem, drugi Amerykaninem. Rozwojem ich wynalazków zajęły się firmy amerykańskie. Po dwóch dekadach badań i ulepszeń na rynek trafiły pierwsze samochody wyposażone wpoduszki powietrzne. Nie do końca na wolny rynek, bo pierwszeństwo miał tabor aut należących do amerykańskich władz. Dopiero w roku 1973 do sprzedaży trafił Oldsmobile Toronado (to nie literówka, faktycznie bardziej przypominał taran, niż budził skojarzenia z wiatrem) z poduszką pasażera, kilka lat później dostępna stała się poduszka kierowcy – ale ciągle jako wyposażenie opcjonalne. Szwedzi po raz pierwszy zamontowali je w 1985 roku. Dopiero w roku 1988 Chrysler stał się pierwszym na świecie producentem aut, który poduszki oferował w standardzie. Prawie 40 lat po ich wynalezieniu! Co ciekawsze – kolejne 10 lat zajęło poduszkom stanie się wyposażeniem obowiązkowym aut na całym świecie. Jak jest zbudowana poduszka? To, co dziś wydaje nam się banalnie proste, kiedyś było bardziej skomplikowane. Inżynierowie musieli rozwiązać szereg problemów. Poduszka musiała się napełniać bardzo szybko, sięgnięto więc po środki pirotechniczne. Dziś to eksplozja odpowiada za odpalenie i napełnienie poduszki powietrznej. Hola, czy to nie jest głupi pomysł, by na wysokości twarzy wozić odbezpieczony granat?! Nie, ładunek nie rani, nie rani też poduszka, wykonana ze specjalnych, lekkich tkanin. A poza tym nad całym mechanizmem czuwa zespół czujników oraz centralny komputerek ACU (Airbag Control Unit). Jest on nauczony, że klepnięcie w maskę czy przyszorowanie zderzakiem latarni nie stanowi powodu do paniki i nie warto uruchamiać systemu. ACU analizuje sytuację i odpala poduszki, kiedy robi się naprawdę niebezpiecznie. Jak to działa? Kiedy czujniki (żyroskopy, akcelerometry i inne elektroniczne ustrojstwa rozmieszczone w całym aucie) przekażą mu informacje, a on je przeanalizuje i zdecyduje o zainicjowaniu eksplozji, czas zwalnia swój bieg. Wybuch wyrzuca gaz z prędkością ponad 320 km/godz. Poduszka napełnia się w kilka tysięcznych części sekundy i... momentalnie zaczyna opróżniać! Po prostu jest dziurawa. Ale dzięki temu człowiek nie uderza twarzą w coś, co przypomina nadmuchaną do granic możliwości piłkę do koszykówki. Opróżniając się, amortyzuje uderzenie. Pojemność poduszki powietrznej dla europejskiego kierowcy to 35–45 dm³ (litrów), 60–75 dm³ dla pasażera. W USA te wartości są większe, bo w części stanów nie ma obowiązku zapinania pasów bezpieczeństwa. Pojemność amerykańskich poduszek to odpowiednio 60–80 dm³ i 100–160 dm³. Rodzaje poduszek Najczęściej spotykane są poduszki dla kierowcy – montowane w kierownicy – i pasażera, umieszczane w desce rozdzielczej. Oprócz tego coraz częściej montuje się poduszki boczne, schowane w słupkach drzwi oraz uruchamiane razem z nimi kurtyny boczne. W luksusowych autach montuje się czasem kurtyny tylne, poduszki umieszczone w tylnych słupkach czy chroniące środkowego pasażera tylnej kanapy. Oprócz tego spotkać możemy takie patenty, jak poduszki chroniące kolana lub nawet stopy. Czy poduszkę można samemu wymienić? Owszem, po odpaleniu poduszki nie nadaje się ona już do niczego, więc na jej miejsce trzeba zamontować kolejny, świeży mechanizm. Ale nie radzę robić tego samemu, bo łatwo przy okazji o wypadek. A poduszka odpalona prosto w twarz to nic przyjemnego.
Rodzaje poduszek powietrznych
Podczas podróży do Włoch najbardziej urzekły mnie dwie rzeczy: niesamowita otwartość i entuzjazm mieszkańców oraz ich kuchnia. To nieprawda, że jedzą tłusto i obficie. Włosi preferują kuchnię sycącą, ale przede wszystkim aromatyczną i zdrową. A największą wagę przywiązują do spożywania posiłków, starając się każdy z nich celebrować. Nie musimy jednak wyjeżdżać do Włoch, aby móc zjeść prawdziwie włoską potrawę. Tajemnica tkwi w odpowiednio dobranych składnikach i ich kompozycji, a także całym rytuale gotowania. Jak przygotować dobrą pizzę? Na każdym rogu większych ulic Rzymu znajdują się pizzerie. Różnią się one od tych, do których przyzwyczailiśmy się w Polsce. Wchodzisz do niewielkiego sklepiku, przypominającego co najmniej garmażerkę, a przed tobą w oszklonej ladzie znajdują się najróżniejsze rodzaje pizzy, która jest kwadratowa i której możesz dostać tyle, ile chcesz – mały kawałeczek, ale i całą blachę. Smak tej pizzy jest nie do podrobienia. Tego dania nie może zabraknąć zatem na naszej włoskiej kolacji. Włoska pizza jest chrupiąca, na cienkim cieście, obowiązkowo z sosem pomidorowym, różnymi rodzajami sera oraz ziołami. Przepis na ciasto do pizzy: 35 g drożdży, 1/2 szklanki mleka, 3/4 szklanki mąki, 3 łyżki oleju, 1 łyżeczka cukru, sól. Do rondelka wlej mleko i cukier, podgrzej na małym ogniu tak, aby mleko było letnie (nie zagotowało się). Następnie rozpuść w nim rozdrobnione drożdże i dodaj 6 łyżek mąki, cały czas dokładnie mieszając. Zostaw rozczyn do wyrośnięcia. Do robota kuchennego wsyp resztę mąki, rozczyn, sól i połącz ze sobą składniki. W międzyczasie dodaj olej. Robot wyrobi ciasto na pizzę – kiedy już będzie gotowe, przykryj je i odstaw na bok. Teraz kolej na pyszny sos. Potrzebne składniki: koncentrat pomidorowy w słoiczku, 1 łyżka oliwy, 2 łyżeczki cukru, suszona bazylia i oregano (ja wsypuję po małej łyżeczce), wyciśnięty ząbek czosnku, sól, pieprz lub ostra papryka do smaku. Wrzuć składniki do blendera i zmieszaj na gładką konsystencję. Co dodać do pizzy? Wybierz swoje ulubione dodatki: salami, szynkę parmeńską, pieczarki, paprykę, oliwki, pomidorki koktajlowe, rukolę i sery – mozzarellę, parmezan, cheddar, gorgonzolę. Decyzja zależy tylko od pomysłowości kucharza. A może makaron? Drugim sztandarowym daniem Włochów są pasty. Ugotuj makaron, np. wstążki, a w międzyczasie przygotuj domowe bazyliowe pesto. Przepis na pesto: szklanka świeżej bazylii, 1 ząbek czosnku, 3 łyżki oliwy z oliwek, 30 g orzechów nerkowca, starty parmezan, sól i pieprz. Przygotowane składniki wrzuć do blendera i zmiksuj na gładką masę. Pesto wymieszaj z makaronem. Przystawka Dania główne mamy już gotowe, ale podstawą w każdej włoskiej restauracji są przystawki. Polecam bruschettę, wspaniałą włoską przekąskę. Potrzebne będą: długa bagietka, 3 drobno posiekane pomidory, mozzarella, 1 pokrojona cebula, 1 posiekany ząbek czosnku, suszona bazylia i oregano oraz sól i pieprz. Pokrój bagietkę na ukos i włóż ją na blaszce do piekarnika. Poczekaj, aż pieczywo się zarumieni. Wymieszaj ze sobą pomidory, cebulę i czosnek oraz zioła, sól i pieprz i ułóż je na bagietce. Połóż na to plaster mozzarelli i ponownie przypiecz bagietkę w piekarniku, aż do rozpuszczenia sera. Doskonałym dodatkiem do kolacji jest wino. Dla Włochów jest to nektar bogów, bez którego nie może odbyć się żadna uczta. Zadbaj o to, aby smak wina był dobrany do potrawy, którą przygotujesz. Z pizzą i makaronami doskonale komponują się wina wytrawne.
Skarby kuchni śródziemnomorskiej – zaskocz znajomych kolacją we włoskim stylu
19 września: Aktualizacja Załączników do Regulaminu Allegro 19 września zaktualizujemy kilka zapisów w Załącznikach do Regulaminu Allegro: w Załączniku nr 1 (Towary zakazne i dopuszczone warunkowo) - zaktualizujemy nazwę jednej z kategorii, w której towary używane nie powinny być powtórnie wykorzystywane ze względu na ochronę zdrowia lub ze względów higienicznych. Z kolei w zapisie o warunkach i wymaganiach związanych ze sprzedażą leków OTC, dopiszemy informację o danych, które apteki powinny podawać w opisie, w celu identyfikacji. w Załączniku nr 2 (Zasady tworzenia opisu Transakcji) - dopiszemy parametr "nowy z defektami" w części dotyczącej prezentowania towaru na zdjęciach. Planowane zmiany prezentujemy w pliku PDF. Fragmenty, które dodamy oznaczyliśmy na zielono, a oznaczone na czerwono usuniemy.
19 września: Aktualizacja Załączników do Regulaminu Allegro
Wśród dwunastu części klasycznego cyklu o przygodach „Pana Samochodzika” (bo potem seria była kontynuowana przez innych autorów) pewnie każdy ma jakieś swoje ulubione. Do moich zdecydowanie należy trzecia część cyklu, czyli „Pan Samochodzik i księga strachów". Muzealnik i detektyw Zbigniew Nienacki na wiele dekad wpisał się w świadomość czytelników swoimi powieściami dla młodzieży, które czytali (i wciąż czytają) również dorośli. Przygody muzealnika, który podróżując po Polsce, tropi ślady zabytków i ukrytych skarbów, walcząc ze złodziejami i przemytnikami – pełne akcji, zagadek i niebezpieczeństw – sprawiają, że można zapomnieć o całym świecie, powtarzając sobie: jeszcze tylko kawałeczek. Każda powieść cyklu to nie tylko jakaś tajemnicza sprawa do odkrycia czy emocjonujące poszukiwanie rozwiązania, ale też ciekawe opisy geograficzne oraz historyczne, dzięki którym z lektury można się sporo nauczyć. W „Panu Samochodziku i księdze strachów” przenosimy się na Pojezierze Myśliborskie, na ziemie zachodnie, a sprawa będzie dotyczyć m.in. poszukiwania pamiętnika hitlerowskiego zbrodniarza. box:offerCarousel Ziemie zachodnie i pamięć o tym, co było W czasach PRL, gdy pisał Nienacki, pewne sprawy trzeba było stawiać w określony sposób: bogacze z Niemiec Zachodnich nie mogli być postaciami pozytywnymi, niech więc nie dziwi nas pokazanie tego, że tam mogły ujść na sucho różne przestępstwa, że pomimo takiej przeszłości można robić karierę polityczną. Nie ma tu jednak zbyt wiele polityki i poza pewnymi uproszczeniami w fabule „Pan Samochodzik i księga strachów” wciąż broni się jako świetne połączenie literatury przygodowej, kryminalnej oraz wątków historycznych. Odnalezienie pamiętnika Konrada von Haubitza – syna ostatniego dziedzica majątku – pozwoli na pokazanie światu prawdy, ale dla Pana Tomasza równie ważne jest sprawdzić plotki o ukrytych skarbach, które podobno ta rodzina schowała w trakcie wojny, a które ktoś mógłby wywieźć z Polski. Rozwiązaniem zagadki ma być szachownica, jaką ród miał w herbie i jaką można znaleźć na wielu budynkach w okolicy. Nikt go nie docenia i dlatego potrafi wygrywać Wszystko zaczyna się od dziwnej przygody zaprzyjaźnionych z Panem Samochodzikiem harcerzy – ich opowieść zmobilizuje go do wyjazdu w okolice jeziora Jasień, gdzie tamci byli na obozie. Tyle że chłopcy wcale nie zamierzają zrezygnować z przygody i przyjeżdżają tam za nim. Obok postaci dorosłych w tym tomie nie zabraknie więc młodszych bohaterów, wprowadzających tu trochę zamieszania i humoru. Pojawią się też elementy dobrze pamiętane z innych tomów: pościgi, pływanie po jeziorze, zdziwienie, ile potrafi wehikuł Tomasza, podróżowanie po różnych miejscach w poszukiwaniu tropów i lekceważenie nieporadności bohatera, a potem jego triumf (jeśli nie fizyczny, to na pewno intelektualny). „Pan Samochodzik i księga strachów” to lektura wciąż mogąca bawić: lekka, zabawna, trzymająca w napięciu, pełna ciekawostek i z intrygującym wątkiem szpiegowskim. Książka zdecydowanie warta polecenia młodzieży, ale i dorośli z przyjemnością zatopią się w niej na długie godziny. Pan Samochodzik to po prostu świetna rozrywka. A jeżeli brakuje wam miejsca na półkach, nic nie stoi na przeszkodzie, by zapolować na ten tytuł w wersji elektronicznej: na Allegro jest do zdobycia za około 26 złotych. Źródło okładki: www.libernovus.pl
„Pan Samochodzik i księga strachów” Zbigniew Nienacki – recenzja
Nie musisz być profesjonalnym barmanem, by przygotować drinki, które będą nie tylko pyszne, ale także wyjątkowo ładne! Okres karnawału to idealny czas na to, by spędzić trochę czasu ze znajomymi w luźnej, niezobowiązującej atmosferze. W takich chwilach idealnie sprawdzą się niezbyt mocne, ale za to bajecznie kolorowe i bardzo smaczne drinki, które każdemu poprawią humor. Poniżej znajdziecie kilka przepisów na napoje wyskokowe, których nie powstydziliby się profesjonalni barmani! Tequila Sunrise Kolorowy i słodki drink zawdzięcza swojej nazwie pięknym pomarańczowo-czerwonym kolorom, które przywodzą na myśl wschodzące ponad tropikalna wyspą słońce. W środku polskiej zimy ten napój z pewnością nas orzeźwi. Składniki: 50 ml tequili, 100 ml soku pomarańczowego, 20 ml grenadiny, kostki lodu. Przygotowanie: Tequilę, sok pomarańczowy i lód mieszamy razem w shakerze. Dobrze zmieszaną miksturę wlewamy do szklanki lub wysokiego kieliszka, po czym powoli dolewamy do niej syrop z granatu, pozwalając mu osiąść na dnie. Mimo że Tequila Sunrise prezentuje się niezwykle interesująco, to przed samym wypiciem warto ją wymieszać, bo syrop, który osadził się na dnie jest bardzo słodki. Margarita To kolejny wywodzący się z Ameryki Łacińskiej drink, który zdobył popularność na całym świecie. Choć w oryginalnej wersji dominuje w nim smak cytryny, bardzo popularne są także wariacje na temat margarity z malinami lub truskawkami – wystarczy podmienić likier na ten o wybranym przez nas smaku. Składniki: 40 ml tequili, 20 ml likieru Triple Sec, np. Cointreau, 15 ml soku z cytryny, kostki lodu. Przygotowanie: Do shakera wrzucamy tequilę, likier, sok z cytryny i kostki lodu i porządnie mieszamy. Krawędź kieliszka (może być taki jak do martini) moczymy w resztce soku z cytryny i obtaczamy w kryształkach cukru lub soli – zależnie od preferencji. Wlewamy miksturę, odcedzając ją od lodu, który powinien zostać w shakerze. Pina Colada Wciąż pozostajemy w latynoamerykańskich klimatach. Pina colada to tradycyjny puertorykański drink, który jak żaden inny kojarzy się z upalnym latem i opalaniem się na plaży. On również jest słodki, ale jeśli pobawimy się trochę proporcjami, to zasmakuje też z pewnością amatorom mocniejszych trunków. Składniki: 50 ml malibu, 80 ml mleka kokosowego, pół puszki plastrów ananasa wraz z sokiem. Przygotowanie: Wszystkie składniki wlewamy do blendera i miksujemy. Przelewamy do wysokiej szklanki z kostkami lodu i pijemy przez słomkę. Long Island Iced Tea Ten klasyczny amerykański drink ma na swoim koncie wiele zbolałych głów, które wypiły o jedną jego szklankę za wiele. Pity z umiarem jest jednak pyszny i z pewnością przypadnie do gustu wszystkim tym, którzy nie przepadają za owocowymi drinkami. Przed zabraniem się za przygotowanie tego napoju musimy jednak upewnić się, że mamy wszystkie potrzebne składniki, których jest całkiem sporo. Składniki: 15 ml wódki, 15 ml tequili, 15 ml rumu, 15 ml ginu, 15 ml likieru pomarańczowego triple sec, np. Cointreau, 30 ml sourmix (syrop cukrowy zmieszany z sokiem z cytryny), 15 ml coli, kostki lodu. Przygotowanie: Do shakera wlewamy alkohole, syrop cukrowy z cytryną i kostki lodu i wszystko to porządnie mieszamy. Szklankę dopełniamy coca-colą i dekorujemy cytryną. Krwawa Mary To kolejny klasyczny drink dla amatorów bardziej wytrawnych napojów. Co ciekawe, „Bloody Mary” najlepiej pić… już po imprezie, bo dobrze działa na ból głowy! Oprócz alkoholu i soku pomidorowego podczas przygotowywania tego drinka najważniejsze są przyprawy. W wersji domowej możemy właściwie wykorzystać wszystkie te dodatki, które najbardziej lubimy, jednak w tej podawanej w restauracjach i barach nie może zabraknąć soli, pieprzu i sosu Worcestershire. Składniki: 40 ml wódki, 80 ml soku pomidorowego, 1 łyżeczka soku z cytryny, pół łyżeczki sosu Worcestershire, odrobina sosu tabasco, sól zwykła, pieprz, sól selerowa. Przygotowanie: Do wysokiej szklanki wsypujemy kostki lodu i zalewamy je alkoholami i sokiem pomidorowym. Do tej mikstury dodajemy sosy i przyprawy, a całość dokładnie mieszamy. Gotowego drinka najlepiej przystroić selerem naciowym i podawać ze słomką. White Russian Zaczęliśmy egzotyką, a skończymy na drinku pochodzącym z dużo bliższych nam terenów, nie tylko geograficznie, ale także smakowo. White Russian zawdzięcza swoją nazwę dominującej w nim wódce, jednak o efekcie końcowym decydują także pozostałe składniki. Składniki: 40 ml wódki, 20 ml likieru kawowego (np. Kahlua), kostki lodu, 30 ml skondensowanego mleczka. Przygotowanie: Do szklanki wlewamy wódkę, likier kawowy, kostki lodu i mieszamy. Na powierzchnię delikatnie wlewamy (po ściance lub łyżeczką) mleczko skondensowane, tak by obie warstwy były wyraźnie oddzielone. To tylko kilka z tysięcy przepisów na wyjątkowe drinki. Pamiętajcie jednak, że każdy z nich należy spożywać odpowiedzialnie, a nawet najlepszy alkohol nie zastąpi sprawdzonego towarzystwa rodziny lub przyjaciół. Smacznego!
Jak samodzielnie przygotować kolorowe drinki?