source
stringlengths 4
21.6k
| target
stringlengths 4
757
|
---|---|
29 października: Aktualizacja Regulaminu serwisu charytatywni.allegro.pl 29 października wprowadzimy zmiany w Załączniku nr 1 (Regulamin Usługi PayU) do Regulaminu Serwisu charytatywni.allegro.pl.
Szczegóły zmian prezentujemy w pliku PDF - na czerwono oznaczyliśmy fragmenty, które usniemy, na zielono te, które dodamy. | 29 października: Aktualizacja Regulaminu charytatywni.allegro.pl |
Po kilku zimnych miesiącach, kiedy to odstraszała nas nie tylko temperatura, ale i zanieczyszczone powietrze, mamy wielką ochotę spędzić czas na świeżym powietrzu. Może wsiąść na rower? Jaki wybrać, jeżeli dawno nie korzystaliśmy z jednośladu? Wybór roweru może być nie lada wyzwaniem dla osoby, która nie jest na bieżąco z tematyką rowerową. W sklepach rowerowych oferta jest naprawdę bogata, a producenci starają się dostarczać sprzęt pozwalający spełniać coraz wyższe wymagania doświadczonych rowerzystów. Co zatem ma zrobić początkujący fan jazdy na dwóch kółkach?
Przede wszystkim powinien udzielić sobie odpowiedzi na powyższe pytanie, ponieważ od niej zależy wybór określonego rodzaju dwuśladu. Cena i marka to drugorzędna kwestia, ponieważ producenci oferują wiele rodzajów sprzętu w zróżnicowanych cenach i każdy znajdzie coś dla siebie.
Jeżeli chcesz się poruszać po mieście
Rower miejski, zwany popularnie holendrem – jego cechy charakterystyczne to średnica kół 26–28 cali, szeroka kierownica i krótka rama. Dzięki tej budowie można jeździć na nim w pozycji wyprostowanej, co jest niezwykle istotne dla osób mających problem z kręgosłupem. Rowery miejskie zazwyczaj nie mają przerzutek, choć można spotkać na rynku bardziej rozbudowane modele. Nie należą też do lekkich, warto sprawdzić, z czego zrobiona jest rama, ponieważ jej elastyczność zależy od użytego surowca. Rowery miejskie wyposażone są w błotniki, oświetlenie oraz bagażnik lub koszyk, które pozwalają na przewożenie plecaka, torebki lub zakupów.
box:offerCarousel
Nasz typ: rower miejski Mood firmy Goetze – jest dostępny w różnych wersjach kolorystycznych, ma sześć przerzutek firmy Shimano, można do niego zamontować kosz. Cena ok. 600 zł.
Składak to dobra propozycja dla osób, które chcą się poruszać po mieście transportem kombinowanym, np. autobusem i na rowerze, a także dla niemających odpowiedniej przestrzeni na przechowywanie dużego jednośladu. Wybierając składak, trzeba dopasować go do wzrostu i wagi, ponieważ ze względu na składaną ramę i małe koła rowery te mają zupełnie inną wytrzymałość niż klasyczne wersje.
box:offerCarousel
Nasz typ: rower składany firmy Olpram – dostępny w czterech kolorach, wyposażony w manetki i przerzutki firmy Shimano. Cena: ok. 700 zł.
Jeżeli masz zamiar jeździć na wycieczki za miasto
Rower trekkingowy – najlepszy typ rowerów na wycieczki w terenie dla osób początkujących. Musi być przede wszystkim wygodny, by można było spędzić na nim nawet kilka godzin, pozwala na jazdę w wyprostowanej pozycji. Rowery trekkingowe mają szersze opony i 28-calowe koła, błotniki, miejsce na zamontowanie bagażnika, torby rowerowej lub sakwy, a także dodatkowe oświetlenie, np. w postaci lampek na dynamo, i komplet przerzutek.
box:offerCarousel
Nasz typ: Trans Siberian firmy Kross – dostępny w wersji dla kobiet i mężczyzn, zamontowano w nim osprzęt firmy Shimano, ma wygodny i solidny bagażnik. Kosztuje 1200–1500 zł.
Jeżeli nastawiasz się na treningi kondycyjne
Rower szosowy jest przeznaczony do szybkiej jazdy po utwardzonej nawierzchni. Ma charakterystyczną kierownicę skręconą jak baranie rogi i dużo przerzutek, które pozwalają na rozwijanie naprawdę dużej prędkości. Niezwykle ważne w tym typie rowerów jest zachowanie odpowiedniej sztywności konstrukcji, dlatego ich ramy są wytwarzane z włókien węglowych i żywic, które jednocześnie zapewniają niską wagę sprzętu.
box:offerCarousel
Nasz typ: Vento firmy Kross – z aluminiową ramą i charakterystyczną kierownicą, wyposażony w osprzęt Shimano, ma 18 przerzutek. Cena ok. 1800 zł.
Rower górski – najlepsza propozycja dla tych, którzy planują wypady w teren; wyposażony w przerzutki, amortyzatory i mocne ramy doskonale sprawdzi się w trudnych warunkach, zapewniając przy tym efektywną jazdę. Rowery górskie nie są lekkie, za to stabilne i wytrzymałe.
box:offerCarousel
Nasz typ: Energy firmy Kands – dostępny w wersji damskiej i męskiej oraz z ramami różnej wielkości, wyposażony w osprzęt Shimano i wygodne, profilowane siodełko. Cena: ok. 700–800 zł.
Każdy z pięciu typów prezentowanych rowerów można kupić za stosunkowo niewielkie pieniądze. Mając dwuślad, zapewnimy sobie komfort użytkowania w czasie amatorskich wycieczek i jazdy po mieście. Jeżeli jednak ogarnie nas rowerowe szaleństwo, warto rozejrzeć się za bardziej zindywidualizowanym sprzętem, który zaspokoi nasz rosnący apetyt na rowerowe wypady. | Top 5 rowerów dla początkujących |
Kierunkowskazy są w aucie równie ważnymi światłami, co wszystkie pozostałe, choć ich funkcja jest zupełnie inna. Nie polepszają widoczności, ale sprawiają, że nasze zamiary są jasne dla innych kierowców. Co robić, gdy zawiodą? Najprostsza sytuacja to przepalenie żarówki. Większość aut jest wyposażona w stary, dobry i sprawdzony patent. Kiedy przepala się jedna z żarówek, wszystkie pozostałe mrugają dwukrotnie częściej. Robią to również kontrolki kierunkowskazu na desce rozdzielczej. Sposób działania jest prosty. Włączamy prawy lub lewy kierunkowskaz i obchodzimy auto dookoła, sprawdzając, która z żarówek nie świeci. Po zidentyfikowaniu niedziałającej pozostaje nam jedno – jej wymiana.
Wymiana żarówki kierunkowskazu
Na ogół udaje się to zrobić bez pomocy autoryzowanego serwisu czy też mechanika, choć bywa dość trudno. Z reguły z przodu trzeba wymontować cały reflektor, co niekiedy wymaga demontażu grilla, przesunięcia akumulatora bądź jakiejś innej części. Niektórzy producenci aut idą nam na rękę i żarówkę da się wymienić bez rozkręcania połowy samochodu. Podobnie jest z tylnymi światłami, choć tu dostęp od strony bagażnika jest nieco łatwiejszy. Te czynności da się wykonać przy użyciu prostego zestawu narzędzi – jednego czy dwóch śrubokrętów i ewentualnie jakiegoś klucza płaskiego.
Załóżmy, że mamy już wyciągniętą żarówkę – teraz trzeba ją wymienić. Ha, ale na jaką? Na taką samą, ale działającą. Z pewną dozą prawdopodobieństwa można zgadnąć, że chodzi albo o żarówkęP21W, albo PY21W. Pierwsza jest przezroczysta i montuje się ją w kloszach barwionych na żółto, druga zaś jest zabarwiona i wkłada się ją do przezroczystych kierunkowskazów. Może być to jednak W5W, W16W, W21W, WY21W lub PSY24W. Litera Y w tych symbolach informuje o kolorze żarówki – yellow, czyli żółty.
Nową żarówkę warto mieć w ręku, zanim wymontujemy starą. Informacji, w jakie został wyposażony nasz samochód, najlepiej poszukać w jego instrukcji obsługi. Ma formę książki. Można też poszukać w internecie lub popytać na forach. Żarówki tradycyjne kosztują grosze, są to kwoty sięgające maksymalnie kilku złotych. Coraz częściej w ich miejsce montowane są jednak zamienniki LED, kosztujące nieco więcej – kilkanaście bądź kilkadziesiąt złotych. Czy warto w nie inwestować? Cóż, na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. LED powinien być trwalszy, więc jeśli wymontowanie kierunkowskazu wiąże się z dużą ilością pracy, to może warto wydać parę złotych więcej i odłożyć tę nieprzyjemną czynność w czasie. Jednak czy zamieniać żarówkę za 2 zł na żarówkę za 30 zł?
Awaria bezpiecznika
Czasem zdarza się, że kierunkowskazy przestają w ogóle działać. Najczęstszą przyczyną jest przepalenie bezpiecznika. Skrzyneczki bezpieczników są na ogół dwie – jedna w komorze silnika, druga – gdzieś w środku. Ta pierwsza mieści bezpieczniki odpowiadające za pracę silnika i kluczowych podzespołów. Szukajmy w tej drugiej. Jest ona zazwyczaj umieszczona przy schowku bądź kolumnie kierownicy. Powinien być na niej wydrukowany schemat. To często są różne egipskie znaczki, które laikowi nic nie powiedzą, więc można się wspomóc książką auta. Wymiana bezpiecznika jest prosta jak zabranie dziecku cukierka. Po zlokalizowaniu wyjmujemy stary i wkładamy nowy, kierując się kolorem i oznaczeniem.
Większym problemem jest zwarcie, powodujące ciągłe przepalanie się bezpieczników. Mogło powstać na obudowie, mógł się przetrzeć któryś kabel. Wówczas lepiej poradzić się elektryka samochodowego, który usunie przyczynę zwarcia, niż codziennie wymieniać bezpiecznik. Co prawda, są tanie, ale bez przesady.
Uszkodzony przerywacz
Przyczyną awarii kierunkowskazów może też być właśnie uszkodzenie przerywacza. To prosty element elektryczny, który powoduje, że światełka mrugają zamiast świecić światłem ciągłym. Na ogół znajduje się gdzieś pod kolumną kierownicy lub pod maską. Wszystko zależy od modelu – instrukcję jego wymiany najlepiej znaleźć na forach. Przerywacz kosztuje na ogół kilkanaście–kilkadziesiąt złotych. | Awaria kierunkowskazu – co robić? |
Pęknięcie szyby to bardzo przykra awaria pojazdu. Pamiętajmy, że w przypadku jej uszkodzenia nie można zwlekać z wymianą. Jak poradzić sobie w przypadku uszkodzenia tylnej szyby? Sprawdźmy rozmiar uszkodzeń
W przypadku usterki tylnej szyby proces likwidacji szkody rozpocznijmy od dokładnego sprawdzenia, jak bardzo jest on rozległy. Jeśli uszkodzenie powstało najprawdopodobniej przez uderzenie kamienia z drogi, możemy spróbować dokonać naprawy. Zanim jednak udamy się do warsztatu wykonującego tego typu usługi, sprawdźmy, czy nasza szyba ma funkcję podgrzewania. Niestety, w większości przypadków podgrzewana szyba nie nadaje się do naprawy, a co za tym idzie konieczna jest jej wymiana.
Gdy uszkodzenie szyby jest niewielkie, na początek zabezpieczmy uszkodzenie przed brudem. Najłatwiejszym sposobem będzie naklejenie chociażby taśmy klejącej w miejscu uszkodzenia. Następnie znajdźmy odpowiedni warsztat świadczący usługi naprawy uszkodzonych szyb. Jeżeli naprawa będzie możliwa, polegać będzie na przewierceniu miejsca uszkodzenia i wypełnieniu powstałego otworu specjalnym środkiem. Warunkiem podjęcia się próby naprawy jest przede wszystkim odpowiednia odległość od skrajnych miejsc na szybie oraz jak najszybsze udanie się do naprawy.
Ubezpieczenie na szyby
Coraz więcej ubezpieczalni zajmujących się ubezpieczeniami komunikacyjnymi za niewielką kwotę oferuje swoim klientom ubezpieczenie szyb. Jest to bardzo dobre rozwiązanie, warte zainteresowania. Jeżeli nasze szyby są ubezpieczone, w jak najkrótszym czasie od zauważenia uszkodzenia na szybie powinniśmy skontaktować się z ubezpieczycielem w celu zgłoszenia usterki. Rzeczoznawca wyceni koszt naprawy i skieruje nas do odpowiedniego miejsca, w którym zostanie wykonana wymiana szyby. W przypadku auta marki Premium ubezpieczenie szyb jednak nie obejmuje wymiany uszkodzonej szyby na nową oryginalną, lecz na zamiennik. Wówczas nie pozostaje nam nic innego, jak zaakceptowanie takiego rozwiązania bądź wymiana uszkodzonej szyby na własny koszt.
Nowa czy używana?
Jeśli nie mamy ubezpieczonych szyb oraz możliwości naprawy uszkodzonej tylnej szyby, pozostaje nam jedno zasadnicze pytanie: czy szyba, którą chcemy zamontować w naszym pojeździe, musi być nowa? Owszem, na aukcjach internetowych znajdziemy sporo używanych szyb, lecz nie polecam tego rozwiązania. Przede wszystkim nie będziemy w stanie ocenić, w jakim stanie technicznym jest szyba, którą kupujemy ani czy nie uczestniczyła w wypadku drogowym. Najlepszym rozwiązaniem jest zakup nowej szyby wraz z usługą montażu. Dlaczego?
Samodzielny montaż szyby samochodowej jest bardzo trudny i często odradzany. Szyby w pojeździe są elementami, które odgradzają wnętrze kabiny od otoczenia. Przy wyborze tylnej szyby samochodowej starajmy się wybierać produkty renomowanych firm, takich jak Nordglass, Guardian, Pilkington, Sekurit. Dodatkowo pamiętajmy, aby zwrócić uwagę na to, czy uszkodzona szyba ma podgrzewanie. Jeżeli tak, koniecznie wybierzmy taką, która również wyposażona jest w tę funkcję. | Pęknięta tylna szyba. Co zrobić? |
Zosia jest jedną z ulubionych dziecięcych księżniczek, którą oglądać można w telewizji. Dzięki swojej miłej aparycji i niesamowitym przygodom, szybko zdobyła popularność i sympatię zarówno wśród chłopców, jak i dziewczynek. Dziś spotkamy ją nie tylko na ekranie, ale także wśród zabawek. Sprawdź, które z nich cieszą się największym zainteresowaniem. 1. Lalka księżniczki Zosi
box:offerCarousel
Jedną z najpopularniejszych zabawek jest lalka. Tę znajdziemy w tradycyjnej wersji, jak również szmaciankę. Popularna jest zwłaszcza lalka interaktywna (ok. 224 zł), która mówi i śpiewa. Lalki mają ruchome rączki, nóżki oraz główkę, dzięki czemu Zosia może przybierać różne pozycje, a tym samym zachęca dziecko do wymyślania nowych przygód.
2. Zestawy z Zosią
Nie tylko Zosia, ale także jej bajkowi przyjaciele chętnie wybierani są do zabaw. Wśród nich nie może zabraknąć skrzydlatego Minimusa. Zestawy z Zosią kupimy już od 35 zł. Do najczęściej wybieranych należą drzewna huśtawka i Zosia ogrodniczka. Wśród akcesoriów znajdziemy np. taczkę i sadzonki.
3. Lego Duplo Zosia
box:offerCarousel
Ulubione klocki tysięcy dzieci wciąż bawią i uczą. W serii Princess znajdziemy zestaw z księżniczką Zosią. Towarzyszy jej Minimus ciągnący karetę. Dodatkowo z klocków ułożymy magiczne drzewo. Do zestawu dołączona jest minifigurka Zosi oraz skrzydlaty koń i wiewiórka.
4. Zestawy dla małych księżniczek
Do kreatywnej zabawy inspirują zestawy księżniczki Zosi, w skład których wchodzi diadem, naszyjnik i/lub bransoletka. Uwielbiane są zwłaszcza przez najmłodsze dziewczynki i doskonale sprawdzą się zarówno na przebranie urodzinowe, jak i przedszkolny bal. Zestawy są niedrogie, bowiem ich ceny zaczynają się już od 19 zł.
5. Puzzle z Zosią
box:offerCarousel
W podobnej cenie dostaniemy także puzzle z Zosią. Te przeznaczone dla najmłodszych dzieci liczą 30 elementów, a każdy z nich jest dużego rozmiaru, dzięki czemu łatwo je ułożyć. Na obrazkach znajdziemy Zosię z jej przyjaciółmi lub na tle zamku.
6. Parasolka z nadrukiem
Pogodnej zabawy nawet w niepogodę dostarczy parasolka z księżniczką Zosią. Jest niewielka i lekka, dzięki czemu sprawdzi się już u najmłodszych dziewczynek. Utrzymana jest w różowej lub fioletowej kolorystyce, a po rozłożeniu zobaczymy nadruk postaci Zosi.
7. Kreatywny zamek
box:offerCarousel
Ciekawą zabawką jest tekturowy model zamka do składania. Dostarcza mnóstwa kreatywnej zabawy, bowiem po złożeniu, dziecko może pokolorować i ozdobić je wg własnego pomysłu. Budynek świetnie sprawdzi się do zabawy figurkami z bajki "Jej Wysokość Zosia". Jego cena to ok. 30 zł.
8. Pamiętnik na zapiski
Ciekawym gadżetem jest także zdobiony pamiętnik zamykany na kod lub kluczyk z wizerunkiem Zosi. Niektóre notesy mają gładkie kartki, inne zaś występują w formie kalendarza. Taki pamiętnik można wykorzystać do zapisywania najciekawszych szkolnych przygód czy stworzenia w nim "Złotych Myśli".
9. Figurki postaci z bajki
box:offerCarousel
Popularne wśród dzieci są także figurki z postaciami z bajek. Wśród nich znajdziemy Zosię oraz jej szkolnych przyjaciół i zwierzątka. Na topie są oczywiście Minimus, uroczy zajączek i smoczyca. Wśród koleżanek nie może zabraknąć m.in. Reni i Jadzi, a także siostry Zosi, Amber.
10. Kreatywne tablice
Lubiane i chętnie wybierane są także tablice inspirowane Zosią. Znajdziemy ją m.in. na ramkach tablic utrzymanych w kolorystyce różu i fioletu, przypominającego kolor sukni księżniczki. Tablice magnetyczne lub na znikopis pozwolą na wiele godzin dobrej zabawy. Doskonale sprawdzą się u rodzeństwa, dla którego wybierane są zwłaszcza stojące modele. | 10 najciekawszych zabawek z księżniczką Zosią |
Każdy etap płatności jest podsumowany nadaniem odpowiedniego statusu. Każdy etap płatności w Allegro Finanse jest oznaczony odpowiednim statusem. Możesz je sprawdzać na bieżąco w dwóch miejscach:
* w zakładce Lista moich wpłat - kliknij w numer na liście transakcji w kolumnie Płatność:
w zakładce Kupione - status płatności widnieje przy każdym zakupie:
Statusy dla wpłat w Allegro Finanse
Rozpoczęta - Każda płatność w Allegro Finanse ma na początku status Rozpoczęta. Zwykle status płatności zmienia się po kilku minutach (w przypadku płatności kartą, BLIKiem czy szybką płatnością). Jeśli status ten nie zmienia się mimo wpłaty, sprawdź czy pieniądze na pewno zostały pobrane z Twojego konta. Jeśli wpłata nie została pobrana, możesz anulować płatność a następnie ponowić ją w zakładce Kupione.
Anulowana - Twoja wpłata może mieć status Anulowana w następujących przypadkach:
pieniądze nie zostały przez Ciebie wpłacone za pomocą Allegro Finanse w ciągu 10 dni od wybrania sposobu zapłaty (w przypadku płatności kartą - w ciągu 5 dni),
wpłata została przez Ciebie osobiście anulowana - wówczas zlecimy zwrot pieniędzy na rachunek bankowy, z którego została zrealizowana. Pamiętaj, że w takim przypadku Sprzedający wciąż może oczekiwać od Ciebie dokończenia rozpoczętej transakcji. Dowiedz się o odstąpieniu od umowy.
bank nie autoryzował Twojej wpłaty,
pracownik PayU S.A. lub PayPro S.A. anulował Twoją wpłatę (w przypadku uzasadnionych podejrzeń dotyczących jej poprawności).
Jeśli płatność jest anulowana, Sprzedający nie otrzymuje środków.
* Zakończona - Wpłata została przeprowadzona poprawnie i przekazaliśmy ją do dyspozycji Sprzedającego.
* Nieudana - Bank odrzucił Twoją płatność. Możesz ją powtórzyć w zakładce Kupione.
Statusy płatności ratalnych
Rozpoczęta - Wniosek o pożyczkę jest rozpatrywany przez partnera pożyczkowego (może to potrwać do 120 godzin). Przedmioty nie zostały jeszcze kupione.
Anulowana - Umowa pożyczkowa nie została zawarta (pożyczka nie została przyznana lub nie została uruchomiona). Przedmioty nie zostały kupione.
Zakończona - Pożyczka została przyznana. Przedmioty zostały kupione, a wpłatę przekazaliśmy Sprzedającemu.
Jeśli masz dodatkowe pytania, napisz do nas. | Allegro Finanse - statusy płatności |
Mio Spirit 7500 LM ma pięciocalowy ekran, a jego przeciętna cena sprawia, że jest jednym z najczęściej wybieranych urządzeń do nawigacji samochodowej. Czy Mio Spirit 7500 LM to dobry wybór? Co znajdziemy w pudełku?
Otwierając niewielkie pudełko, w które zapakowana została nawigacja Mio Spirit 7500 LM, oprócz samego urządzenia, znajdziemy tylko kilka podstawowych, ale zupełnie wystarczających akcesoriów. Do nich należą: ładowarka samochodowa 12V, uchwyt mocujący urządzenie do szyby oraz instrukcja obsługi wraz z płytą software. Jeśli chodzi o sam uchwyt, to bardzo dobrze przylega on do szyby, przez co nawigacja na pewno od niej nie odpadnie, ale również dzięki specjalnemu mechanizmowi nie ma problemów z jego odczepieniem. Przegub kulowy, na którym spoczywa ciężar nawigacji, chodzi bardzo delikatnie, ale nie na tyle, aby urządzenie samo się przekrzywiało podczas jazdy. Jedynym jego minusem jest pewna uciążliwość podczas wyjmowania nawigacji. Uchwyt na tyle silnie ją obejmuje, że bez pomocy drugiej ręki i lekkiej wprawy możemy mieć spore problemy, aby ją odczepić.
box:offerCarousel
Wygląd i jakość wykonania
Dzięki połączeniu czarnych i szarych detali nawigacja od Mio
prezentuje się elegancko i powinna pasować do większości wnętrz samochodowych. Posiada pięciocalowy ekran dotykowy (oporowy), przez co jej korpus jest bardzo ubogi w przyciski. Jedynym jest klawisz służący do uruchamiania urządzenia, gdybyśmy chcieli to zrobić poza samochodem, ponieważ gdy nawigacja jest podłączona do gniazdka uruchamiana jest automatycznie. Jeden z boków producent przeznaczył na umieszczenie gniazda miniUSB, jacka i slotu na karty pamięci.
Co do jakości wykonania 7500 ML trzeba przyznać, że nie stoi ona na najwyższym poziomie. Już w pierwszym kontakcie zauważymy, a w zasadzie odczujemy w rękach, że urządzenie nie prezentuje się najlepiej. Wygina się, trzeszczy, gdy silniej złapiemy, a podczas wyciągania jej z silnie obejmującego uchwytu można mieć wrażenie, że zaraz wszystko popsujemy, gdyż w tym momencie tylna ścianka urządzenia odchodzi o kilka milimetrów. Niedociągnięcia jakościowe widać również po włączeniu nawigacji. Na wyświetlaczu o niezbyt wysokiej rozdzielczości – 480 x 272 pikseli, podczas dotykania, widać spore przebarwienia i to nie tylko w miejscu styku palca lub rysika z ekranem, ale również w innych. Ponadto ekran nie zapewnia odpowiednich kątów widzenia, ale można uznać je za wystarczające do korzystania z 7500 LM.
Użytkowanie i nawigowanie
Obsługa Mio Spirit 7500 LM odbywa się wyłącznie za pośrednictwem oporowego ekranu dotykowego. W celu uproszczenia użytkowania producent dodaje sprytnie chowany z boku rysik, jednak trzeba przyznać, że nawet dzięki niemu posługiwanie się nawigacją nie należy do najłatwiejszych, a to za sprawą źle skalibrowanego wyświetlacza. W testowanym egzemplarzu problem pojawił się już na wstępnie, gdy trzeba było zaakceptować kilkucentymetrowym przyciskiem standardową dla urządzeń tego typu – umowę dotyczącą bezpieczeństwa. Po kliknięciu w przycisk, nic się nie działo, a jakikolwiek efekt nastąpił dopiero po przyciśnięciu uginającej się obudowy do wyświetlacza. Podobne problemy mają miejsce w dalszym użytkowaniu, choć wyświetlane przyciski są bardzo duże i czytelne.
Po ustawieniu interesującego nas adresu, nawigacja Mio nie miała żadnych problemów z szybkim znalezieniem adresu. Istnieje nawet sporo możliwości wyboru trasy, tak aby ominąć autostrady, drogi gruntowe, lub po prostu wybrać nasz ulubiony wariant trasy, który jest najszybszy, najkrótszy, ekonomiczny czy najłatwiejszy. Ponadto urządzenie posiada wiele przydatnych udogodnień, jak choćby wizualizacja graficzna bardziej skomplikowanych skrzyżowań i rozgałęzień. Za te rysunki twórcom Mio należą się brawa, gdyż znacznie ułatwiają one podróżowanie w newralgicznych momentach. W Spirit 7500 LM dostępna jest też funkcja zbierania informacji od pozostałych klientów Mio o ich „prywatnych” objazdach, która w konsekwencji ma dążyć do samodoskonalenia przy proponowaniu tras dojazdów. Kolejne ciekawe tryby to zapisywanie lokalizacji pozostawionego samochodu, tak aby łatwo go było potem znaleźć i tryb piechura, z którego możemy korzystać, gdy opuścimy nasz samochód.
Mio Spirit 7500 LM to bardzo rozbudowana nawigacja, która posiada kilka ciekawych trybów i udogodnień, jednak jej największym minusem jest bardzo słaby wyświetlacz, przez co korzystanie z niej staje się bardzo kłopotliwe dla osób o małej cierpliwości. Pomysł twórców Mio był dobry, ale gorzej wypadło jego wykonanie. | Mio Spirit 7500 LM – jest się czego bać? |
Nie obiecują cudów, ale chętnie opowiedzą co nie co o postrzeganiu piękna. Może przy okazji coś doradzą, zasugerują, na coś zwrócą uwagę. Może to właśnie książka Tomasza Schmidta i Andrzeja Wierzbickiego „Pod włos, czyli kiedy powinnaś zmienić fryzjera” będzie motywacją do tego, by odkryć siebie na nowo? Mówią, że fryzjer jest jedyną osobą, przed którą król musi zdjąć koronę. Dba o wizerunek ludzi, którzy oddają go w jego ręce. Brzmi nazbyt poważnie? Może. Ale zaryzykuję stwierdzenie, że każda odwiedzająca fryzjera kobieta (i niejeden mężczyzna) opuściła choć raz salon ze łzami w oczach. Chcemy być piękne, dobrze się czuć same ze sobą. Tylko czy wiemy, jak osiągnąć ten cel?
Jak ogień i woda
Tomasz Schmidt i Andrzej Wierzbicki znają się na rzeczy. Wspólnie prowadzą „Ostre cięcie”. Zaglądają do salonów fryzjerskich i pomagają wypełnić je klientami. Ot, fryzjerska odmiana „Kuchennych rewolucji”, tyle że Magdy Gessler są dwie, różnią się od siebie jak ogień i woda, ale wspólnie tworzą świetny duet fryzjerski.
Andrzej Wierzbicki to wirtuoz nożyczek, Tomasz Schmidt jest mistrzem koloryzacji. W stworzeniu książki „Pod włos, czyli kiedy powinnaś zmienić fryzjera?” pomogła im profesjonalna fotografka Sylwia Bomba oraz Ewa Mrozowska, make-up artist.
O sobie samych
Faktycznie, lektura „Pod włos” nie zrewolucjonizuje życia, nie sprawi cudu przemiany żaby w księżniczkę. W tej niewielkiej objętościowo publikacji autorzy w dużej mierze skupiają się na sobie samych. Opowiadają krótko o swej pasji i drodze do sukcesu. Oraz o kilku innych kwestiach, dzięki czemu wiem, że do Andrzeja Wierzbickiego warto wpaść nie tylko na strzyżenie, ale i na zupę szczawiową, a Tomasz Schmidt na babcinym wikcie w szkolnych latach dorobił się sporej nadwagi. Takie wtręty niby mówią sporo o obu panach (pyszna szczawiowa jest synonimem perfekcji, z jaką Schmidt podchodzi do tego, czym się w danym momencie zajmuje, a walka z otyłością to dowód na to, że nie należy się poddawać i warto o siebie zadbać), ale trudno uznać je za wybitnie wartościowe dla czytelnika.
Profesjonaliści w akcji
„Pod włos, czyli kiedy powinnaś zmienić fryzjera?” to rodzaj wstępu dla tych, którzy zainteresowani tematem piękna, dbaniem o siebie, atrakcyjnym wyglądem potrzebują kilku wskazówek co do kierunku zmian.
Każdy z współtwórców książki opowiada o tym, na czym zna się najlepiej. Andrzej Wierzbicki mówi m.in. o swojej fryzjerskiej karierze, o tym, jakie wartości wyznaje, jak pracuje, jak istotną rolę w kreowaniu wizerunku ma właściwe dobranie fryzury. Tomasz Schmidt przybliża temat koloryzacji i analizy kolorystycznej. Ewa Mrozowska opowiada o sztuce makijażu i typach urody, a Sylwia o fotografii (z selfie z dzióbkiem włącznie). Całość jest bogato ilustrowana zdjęciami, a że ich profesjonalność jest bezsprzeczna, książkę przegląda się z przyjemnością.
„Pod włos” to książka trochę o czymś, trochę o niczym. Warto do niej zajrzeć. Nie warto wierzyć w to, że stanie się niezastąpionym przewodnikiem po świecie piękna.
Źródło okładki: www.czwartastrona.pl | „Pod włos, czyli kiedy powinnaś zmienić fryzjera?” Tomasz Schmidt, Andrzej Wierzbicki – recenzja |
Planszówki zadomowiły się już na polskim rynku. Mamy do wyboru gry imprezowe, strategiczne, przygodowe. Ich ceny również są różne – poczynając od prostych tytułów, po te bardziej wymagające, których ceny sięgają nawet kilkuset złotych. Zapraszam was na zestawienie gier, które należą do tych droższych, a w które warto zainwestować. „Zombicide: Czarna Plaga”
Zestawienie zaczynamy od „Zombicide: Czarnej Plagi”. Gra przygodowa, w której wcielamy się w rolę ocalałych po apokalipsie zombie. Przenosimy się do świata fantasy, w którym przyjdzie nam kontrolować takich bohaterów jak czarodzieje, krasnoludy, elfy czy niestrudzeni wojownicy. Naszym zadaniem jest stawienie czoła hordom nieumarłych, a w międzyczasie wykonanie zadań przydzielonych w konkretnych scenariuszach. Wysoka cena wynika przede wszystkim z bogatej zawartości pudełka i bardzo dobrego wykonania figurek, do czego przyzwyczaił nas oryginalny wydawca, czyli CMON. Za polskie wydanie odpowiedzialne jest wydawnictwo Portal. Grę kupimy na Allegro za niecałe 300 zł.
„Rising Sun”
Kolejną propozycją od wydawnictwa Portal jest „Rising Sun”, którego oryginalnym wydawcą również jest CMON. Nietrudno się zatem domyślić, że w dość dużym pudełku otrzymujemy bogatą zawartość, z dużą liczbą figurek na czele. Rozgrywka przenosi nas do świata orientu, w którym próbujemy walczyć o dominację w prowincjach. Mamy tutaj zatem połączenie mechaniki area control z grą blefu, ponieważ gracze zawierają sojusze, które następnie zrywają w najbardziej dogodnym dla siebie momencie. Jeśli zatem lubicie walczyć między sobą, a ponadto zależy wam na doznaniach wizualnych – „Rising Sun” jest bardzo dobrą propozycją. Grę można kupić na Allegro za ok. 270 zł. Jeśli zależy wam na dodatkowych elementach, które były dostępne podczas kampanii gry na Kickstarterze, przyjdzie wam zapłacić nawet dodatkowe kilkaset złotych.
„Gloomhaven”
Osoby, które śledzą ogólnoświatowy ranking gier planszowych na stronie BoardGameGeek, wiedzą, że pierwsze miejsce zajmuje aktualnie „Gloomhaven”. Gra, która póki co nie doczekała się polskiego wydania (chociaż plotki w branży mówią o możliwym wydaniu w 2019 roku), dostępna była jedynie podczas kampanii crowdfundingowej na Kickstarterze i obecnie można ją dostać jedynie z drugiej ręki – również na Allegro. Skierowana jest przede wszystkim do miłośników gier przygodowych, ponieważ rozgrywka rozwija się podczas eksplorowania nowych lokalizacji i ujawnia swoją zawartość wraz z kolejnymi partiami. Jeśli zatem lubicie wcielać się w role żądnych przygód bohaterów odkrywających nowe przestrzenie – „Gloomhaven” zdecydowanie spełni wasze oczekiwania. Można ją kupić na Allegro za ok. 600 zł.
„Descent: Wędrówki w Mroku”
Innym dungeon crawlerem, za którego polskie wydanie odpowiada Galakta, jest „Descent: Wędrówki w Mroku”. Co ciekawe, gracze mogą bawić się w dwóch trybach – przeciwko grze bądź przeciwko jednemu z graczy, który kontroluje Mrocznego Władcę. W jednym i drugim przypadku zabawa jest znakomita. Dla uczestników przewidziana jest cała kampania, w której ich postaci zdobywają doświadczenie, zbierają cenne przedmioty, a odczucia z gry przypominają zabawy w RPG. „Descent” dostępny jest również na Allegro – ceny zaczynają się od ok. 260 zł.
„Posiadłość Szaleństwa”
Moim osobistym faworytem w gatunku gier przygodowych jest natomiast „Posiadłość Szaleństwa”. Jej druga edycja doczekała się dedykowanej aplikacji, która prowadzi uczestników przez rozgrywkę. Gracze wcielają się w role poszukiwaczy, którzy muszą rozwikłać śledztwo związane z kultem Cthulhu. Mitologia stworzona przez H.P. Lovecrafta tworzy niepowtarzalny klimat grozy i napięcia. Grę można kupić na Allegro za ok. 330 zł.
„Lisboa”
Dla osób, które cenią sobie strategiczną stronę gier planszowych i zależy im na jak największym wysileniu szarych komórek, znakomicie sprawdzi się „Lisboa” autorstwa Vitala Lacerdy. Za jej polskie wydanie odpowiada wydawnictwo Hobbity. Gracze wcielają się w rolę arystokratów, którzy starają się odbudować miasto po zniszczeniach spowodowanych przez ogromne tsunami. Szereg tur, w których uczestnicy podejmują strategiczne decyzje, przełożą się na koniec na określoną liczbę punktów. Gra jest swego rodzaju wisienką na torcie dla miłośników gier typu euro. „Lisboę” można kupić na Allegro za ok. 550 zł.
„Twilight Imperium”
Osoby, które cenią sobie zarówno strategiczny aspekt gier planszowych, jak i interakcję między graczami, docenią „Twilight Imperium”. Wielogodzinna rozgrywka skupia się na rozwijaniu swojej kosmicznej floty, podbijaniu kolejnych planet i walce między frakcjami kontrolowanymi przez pozostałych uczestników zabawy. „Twilight Imperium” znajdziemy na Allegro za ok. 600 zł.
„Wsiąść do Pociągu: Dookoła Świata”
Gracze, którym zależy na dość lekkiej rozgrywce, również znajdą coś dla siebie. „Wsiąść do Pociągu: Dookoła Świata” przenosi klasyk gier planszowych na mapę całego świata. Nie będziemy zatem tworzyć już tylko połączeń za pomocą wagoników, ale skupimy się również na morskich połączeniach między kontynentami. Sama rozgrywka nadal przynosi wiele radości i nie wymaga długiego i wymagającego procesu przyswajania instrukcji. „Wsiąść do Pociągu: Dookoła Świata” kupimy na Allegro za ok. 210 zł.
Jak widać w powyższym zestawieniu, każdy „typ” gracza znajdzie coś dla siebie również wśród droższych gier. Warto także wspomnieć, że tego typu gry mogą być dobrą inwestycją na wypadek braku dodruków czy zakończenia produkcji ze względu na okoliczności niezwiązane z samą grą planszową. Ich wartość na rynku wtórnym w takich sytuacjach zdecydowanie rośnie. | Kosztowne gry planszowe, w które warto zainwestować |
Jak wykorzystać kalosze w wiosennej stylizacji? Jakie modele najlepiej nadają się na ciepłe dni? Na co zwrócić uwagę przed kupnem obuwia? Oto kilka sprawdzonych rad oraz kilka świetnych propozycji stylizacji. Nie od dziś wiadomo, że wiosna może nas zaskoczyć swoją nieprzewidywalną pogodą. Śnieg na Wielkanoc oraz wiosenne burze i ulewy w naszych szerokościach geograficznych są na porządku dziennym. To właśnie dlatego zawsze powinniśmy być przygotowani na wybryki pogody, która na przełomie wiosny i lata lubi się zmieniać z godziny na godzinę.
Mimo że kaloszesą typowo jesiennym elementem garderoby, nie warto chować ich w głąb szafy. Stylowe gumiaki z pewnością nie raz przydadzą się nam również w ciepłe dni. Dziś zastanowimy się, jak dopasować je do wiosennej stylizacji. Jak wybrać najlepszy model na wiosenno-letni sezon? Na co zwrócić szczególną uwagę przed kupnem? Sprawdźmy!
Jak wybrać idealne kalosze na ciepłe dni?
Wielu z nas uważa, że kalosze nie należą do mody najwyższych lotów, a ich używanie ograniczamy wyłącznie do ekstremalnych sytuacji. Stereotypy na temat tego rodzaju obuwia są jednak dość kłamliwe. W ostatnich sezonach światowe marki modowe (m.in. Burberry czy Versace) zaprezentowały kilka ciekawych propozycji gumowych butów, którymi nie pogardzi nawet najwybredniejsza fashionistka. Kalosze są funkcjonalne, praktyczne i świetnie mogą dopasować się do stylizacji.
Na wiosenne dni wybieramy modele bez dodatkowej wkładki ocieplającej. Na rynku możemy znaleźć także kalosze z futerkiem, które można łatwo zdjąć. Takie obuwie jest bardzo uniwersalne i świetnie się sprawdzi zarówno późną jesienią, jak i podczas ciepłych sezonów. Dobre kalosze muszą być jednoczęściowe, czyli odlewane z jednej części gumy.
Radzimy unikać modeli, które są klejone. Pod wpływem wilgoci oraz częstych deszczów mogą dość szybko się zniszczyć. Warto zwrócić szczególną uwagę na podeszwę. Powinna być mocna i nieprzemakalna. Świetnym rozwiązaniem jest np. platforma typu traktor. Taka podeszwa zapewni stabilność – czy to podczas deszczu, czy też na lodzie podczas zimy.
Rodzaje kaloszy
Najpopularniejsze są dwa typy. Pierwszy jest z wysokim stanem. Górna część buta kończy się mniej więcej kilka centymetrów przed kolanem. Taki model idealnie sprawdza się na chłodniejsze dni lub na leśną wycieczkę. Wiosną i latem świetnym rozwiązaniem będą np. kalosze o niższym stanie przypominające botki. Ten rodzaj butów jest bardzo łatwy w stylizacji i świetnie komponuje się z rurkami.
Wiosenne stylizacje z kaloszami
Zdecydowanie ten rodzaj obuwia jest częścią casualowego, ulicznego stylu. Radzilibyśmy nie zakładać gumowych butów do eleganckiej stylizacji. Świetnym pomysłem będzie np. połączenie niskich kaloszy z rurkami lub obcisłymi legginsami. Tutaj warto pamiętać, że szerokie spodnie nie będą pasować do tego rodzaju obuwia. Na górę możemy założyć oversize’ową jasną bluzę lub lekką wiosenną kurteczkę.
Kalosze (zarówno te niskie, jak i wysokie) idealnie sprawdzą się w rockowej stylizacji na letnie festiwale. Do krótkich jeansowych spodenek zakładamy gumowe buty oraz biały T-shirt lub tanktop. Całość możemy dopełnić skórzaną ramoneską.
W modzie damskiej kalosze mogą świetnie się sprawdzić w stylizacji preppy style. Jest to dość elegancki look, który śmiało możemy wykorzystać w deszczowe dni, wybierając się np. do pracy. Wówczas warto postawić na pikowane kalosze o wysokim stanie. Najlepiej sprawdzi się model przypominający buty do jazdy konnej. Spodnie wówczas powinny być dość wąskie i obciskające łydkę. Na górę można założyć elegancką bluzkę, koszulę lub żakiet.
Kalosze świetnie nadają się do wiosennej stylizacji, zwłaszcza gdy za oknem mamy mokrą pogodę. Do wyboru mamy wysokie i niskie modele. Takie buty występują w najróżniejszych barwach – najpopularniejsze to matowy czarny lub brązowy, ale równie dobrze wyglądają modele w fantazyjne wzory i w jaskrawych kolorach. | Kalosze na wiosenne deszcze – jak je wykorzystać w stylizacji? |
Weekend majowy już niebawem. Dobre spędzenie czasu nie wymaga wcale dużych nakładów finansowych. Możesz zorganizować coś ciekawego także bez wyjeżdżania na urlop. Postaw na wypoczynek na łonie natury. Nawet jeśli pogoda nie będzie idealna, warto ubrać się cieplej i wyjść z domu na szybki spacer. Obcowanie z przyrodą, świeże powietrze i spokój to najlepszy sposób na wykorzystanie czasu wolnego od pracy i pośpiechu. Poszukaj atrakcji i zabytków w okolicy
Nawet spędzając całe życie w jednym mieście, nie znamy wszystkich miejsc w okolicy, a często i samego miasta. Warto odkrywać nowe miejsca zarówno w czasie spacerów, jak i innych aktywności. Ścieżki rowerowe pozwalają na aktywne przemieszczanie się rowerem po nowych miejscach. To jeden z najprzyjemniejszych sposobów zwiedzania. Można jeździć całą rodziną. Na dłuższe wyprawy z dziećmi zawsze trzeba zabrać kaski, ochraniacze i dobrze spakować torbę.
Dobrym pomysłem jest wyprawa rowerowa na piknik. Kosz piknikowy i koc można sprawnie przymocować do roweru. To świetna atrakcja, która nie wymaga wielkiego wysiłku. Wycieczki rowerowe dalekie i bliskie są idealnym sposobem na spędzanie czasu z rodziną i przyjaciółmi.
Joga w parku
W większych miastach możesz trafić na takie zajęcia organizowane dla większych grup. Możesz też rozwinąć matę samodzielnie i ćwiczyć w pięknej scenerii. To ogromna przyjemność – na świeżym powietrzu doświadczysz jeszcze lepszego wpływu jogi na ciało. Szczególnie dotyczy to spokojnego i głębokiego oddechu. Warto zabrać ze sobą ręcznik i pasek do jogi, który może ułatwić wykonanie wielu asan. Joga jest dla każdego, nie tylko dla osób bardzo gibkich i rozciągniętych. Każdy może rozruszać się dzięki tej formie ruchu. Warto spróbować.
Odkryj piękne miejsca
Znasz jeziora i lasy w swojej najbliższej okolicy? Czas sprawdzić, gdzie możesz wypoczywać, nie tracąc wiele czasu na podróż. Maj nie jest jeszcze sezonem kąpielowym, ale można popływać kajakami i rowerami wodnymi. Woda mocno relaksuje i sprawia, że wypoczynek jest bardziej efektywny. Nawet spacer dookoła jeziora będzie dobrą formą wypoczynku. Lepiej zabrać ze sobą cieplejszą kurtkę, bo przy wodzie może być trochę chłodniej. Do tego wygodne buty i można wybrać się na długi spacer.
Doceń polskie góry
Górskie szlaki wiosną są najpiękniejsze. Malownicze widoki sprawiają, że nawet długie wędrówki nie są tak męczące. Po drodze możesz podziwiać rośliny i drzewa charakterystyczne dla danego obszaru. Do wypraw górskich konieczne będą dobre buty trekkingowe. Na szlaku przyda się kurtka przeciwdeszczowa, bo pogoda lubi się zmieniać i trzeba być gotowym na każdą ewentualność. Niezależenie od tego, czy wybierzesz wysokie czy niskie góry, zdecydowanie poprawisz kondycję i wzmocnisz serce. Górskie powietrze jest nieporównywalnie lepsze od tego w mieście. Taki wyjazd to dobra okazja do praktykowania głębokiego oddechu. W miastach niestety nie można oddychać spokojnie – ciągłe alarmy o zanieczyszczeniu powietrza są niepokojące.
Wykorzystaj tych kilka dni na odpoczynek. Przeznacz godzinę każdego dnia na aktywność, którą lubisz. To bardzo ważne, żeby zadbać o swoje zdrowie i lepsze samopoczucie. Żeby wyjść na długi energiczny spacer, nie potrzebujesz wyjeżdżać. Skup się na tym, co możesz zrobić, żeby po zakończonej majówce być zrelaksowanym. Zrób plan i staraj się go trzymać. Uczucie zadowolenia z siebie po wykonaniu planu jest bardzo satysfakcjonujące. | Sposoby na aktywną majówkę |
Lato w tym roku obfitowało w kryminalne premiery wydawnicze. Fani tego gatunku będą usatysfakcjonowani, ponieważ w sierpniu pojawiło się wiele nowości. Dzięki czemu można być spokojnym, że nie zabraknie książek na długie, jesienne wieczory. Poniżej znajduje się 5 tytułów, są wśród nich kryminały będące kontynuacją serii, powieści mistrzów gatunku, thrillery a nawet dziennikarska wiwisekcja postaci seryjnego zabójcy.
„Łowca. Sprawa Trynkiewicza” Ewa Żarska
box:offerCarousel
Ewa Żarska poszukuje odpowiedzi na pytanie „jak rodzi się zło?”. Autorka podejmuje temat osoby Mariusza Trynkiewicza kompleksowo. Zagłębia się w historię jego życia, usiłuje dociec przyczyn jego zachowania. „Łowca. Sprawa Trynkiewicza” to analiza umysłu mordercy, bardzo rzetelny przekaz dotyczący szczegółów makabrycznych zbrodni, których rzekomo dokonał „szatan z Piotrkowa”. Dodatkowo w książce znalazły się dotąd niepublikowane nigdzie materiały z wizji lokalnej, notatki urzędowe na temat śledztwa oraz zdjęcia mieszkania Trynkiewicza.
„Klucz zagłady” James Rollins
box:offerCarousel
Najnowsza książka Jamesa Rollinsa to szósta część cyklu o Sigma Force. Tajna rządowa organizacja działająca w służbie światowego pokoju po raz kolejny rozwiązuje tajemniczą zagadkę, którą tym razem są trzy morderstwa. Łączy je wspólny znak: krzyż Druidów. Akcja powieści toczy się na trzech kontynentach, gdzie Agenci Sigma Force, podążając śladem ofiar, wpadają na trop, który wiedzie aż do czasów średniowiecza. Odkrywają starodawną substancję, którą ktoś chce wykorzystać jako broń masowej zagłady. Gra toczy się o najwyższą stawkę.
„Czerń kruka” Ann Cleeves
box:offerCarousel
Najnowsza powieść Ann Cleeves została uhonorowana Złotym Sztyletem, który jest prestiżowym wyróżnieniem przyznawanym przez brytyjskie Stowarzyszenie Literatury Kryminalnej. „Czerń kruka” to opowieść o mieszkańcach wyspy, której spokój zostaje zburzony przez morderstwo, o które oskarżony zostaje samotnik Magnus. Po raz pierwszy ludzie zaczynają ryglować drzwi i separować się od sąsiadów. Dochodzenie odbywa się w atmosferze podejrzeń i strachu. „Czerń kruka” to trzymający w napięciu do samego końca mroczny thriller ze znakomicie nakreślonymi postaciami głównych bohaterów.
„Złe towarzystwo” Robyn Harding
box:offerCarousel
„Złe towarzystwo” to powieść o zamożnej rodzinie z San Francisco, która wiedzie sielankowe życie. W momencie gdy w wyniku tragedii dochodzi do ujawnienia mrocznych sekretów familii, okazuje się, że ich prawa egzystencja to tylko pozory. Wszystko zaczyna się rozpadać na kawałki, przyjaciele zamieniają się we wrogów, fasada doskonałości pęka, a na jaw wychodzi prawdziwe oblicze rodziny. Trzymająca w napięciu i brutalna w opisach ciemnej strony ludzkiej natury powieść Robyn Harding z pewnością przypadnie do gustu fanom serialu „Wielkie kłamstewka”.
„Mock. Pojedynek” Marek Krajewski
box:offerCarousel
„Mock. Pojedynek” to dziewiąta część serii o przygodach detektywa Eberharda Mocka. Akcja toczy się w 1905 roku w Breslau. Mock wiedzie monotonne życie w brudnych zaułkach miasta, ale marazm jego egzystencji zostaje przerwany serią samobójstw wykładowców na wydziale filozoficznym. W tym czasie w jego życiu pojawia się również tajemnicza rosyjska studentka. Mock zaczyna się przekonywać, że zło może kryć się wszędzie. W tej części Krajewski przedstawia również czytelnikowi historię rodzinną Mocka oraz ludzi, którzy byli dla niego szczególnie ważni. Zgrabnie wplecionym wątkiem są opisy działań Towarzystwa Krzewienia Higieny Rasowej w zakresie popularyzacji eugeniki. Fabuła powieści jest wartka, a częste zwroty akcji sprawiają, że nie można być pewnym zakończenia. | Kryminały na jesień 2018 |
Rzucanie „latającym talerzem” wspólnie z przyjaciółmi lub rodziną to wspaniała rozrywka i mnóstwo śmiechu. Zabawa z frisbee jest świetną grą, w którą można się bawić właściwie wszędzie. Kto rzuci dalej, wyżej lub mocniej, a kto nie złapie mknącego z rąk do rąk talerza? Spora dawka emocji gwarantowana! Szczególnie latem, kiedy pogoda zachęca do przebywania na świeżym powietrzu i aktywności fizycznej. Jakie frisbee wybrać? Sprawdź! Frisbee – gra, którą pokochali ludzie na całym świecie
Proste zasady gry, możliwość grania w każdym miejscu, brak wygórowanych wymagań kondycyjnych i mnóstwo świetnej zabawy – to wszystko oferuje frisbee. Idealnie nadaje się na spędzanie czasu z dziećmi w plenerze. Lekki talerz z łatwością można schować w torbie lub przyczepić do plecaka. Maluchy będą zachwycone konkursem na najlepszy rzut. We frisbee można zagrać także na plaży. Gra będzie ciekawa zwłaszcza nad morzem, gdzie wieje silny wiatr, który dodatkowo utrudni oddanie dobrego rzutu. Pamiętaj jednak, że zabawa wymaga odpowiednio dużo przestrzeni, dlatego najlepiej znaleźć w miarę spokojne miejsce, aby nie przeszkadzać innym odpoczywającym.
Jak grać w frisbee?
Zasady zabawy są bardzo proste. Chodzi o to, aby rzucić dyskiem jak najlepiej, tak, aby kolejny gracz miał szansę go złapać. Dzięki temu, że talerz potrafi w powietrzu płatać figle i nie zawsze leci w wyznaczonym kierunku, wcale nie tak łatwo go schwytać, co może być bardzo śmieszne i sprawiać ogromną frajdę najmłodszym. Ciekawe jest też wypróbowywanie różnych technik rzutu i obserwowanie tego, jak zachowa się dysk. Kto będzie najlepszy? Praktyka czyni mistrza i zabawa z frisbee może pochłonąć twoje maluchy na długie godziny.
Jeżeli chcesz, aby gra przyjęła bardziej zorganizowaną formę, to możecie spróbować swoich sił w uproszczonej wersji frisbee golfa. Wszystko, czego potrzebujecie to kosze lub obręcze, które będą je imitować. Chodzi o to, aby każdy zawodnik spróbował rzucić dysk tak, aby upadł w wyznaczonym miejscu. Wygrywa ten, który zrobi to jak najmniejszą ilością prób. Każde kolejne podejście gracza rozpoczyna się w miejscu, gdzie upadł talerz.
Do gry w frisbee można włączyć także czworonożnych członków rodziny. Taka zabawa z pewnością zaowocuje salwami śmiechu i dużą porcją ruchu. Psy uwielbiają aportować, a wysoko i daleko lecący talerz będzie dla nich nie lada wyzwaniem. Najbardziej zaawansowaną formą zabawy z dyskiem jest ultimate frisbee, do którego potrzeba jednak całej grupy zawodników dla dwóch drużyn. Jest to swego rodzaju połączenie zasad gry w futbol amerykański i koszykówkę. Być może twoje dziecko złapie bakcyla i kiedyś zechce zagrać w profesjonalnym zespole?
Frisbee – jaki model wybrać?
Na rynku dostępne są różne modele latającej zabawki, jednak każdy z nich będzie odpowiedni do fantastycznej zabawy. Wystarczy, aby był to dysk wykonany z odpowiednio lekkiego materiału. Wygodnym rozwiązaniem jest zakup frisbee z pokrowcem. Dzięki temu twoje dziecko będzie mogło z łatwością przypiąć je do plecaka. Jeżeli pociechy już trochę zapoznały się z zasadami gry, to najlepszym rozwiązaniem jest zakupienie im sportowego frisbee, czyli modelu, który jest już nieco bardziej profesjonalny. Dzięki temu dysk będzie dalej leciał i z większą dokładnością będzie można go wprawiać w ruch. Gdy rodzina lubi dodatkowe efekty specjalne, to możecie zdecydować się na zakup nieco bardziej zwariowanego modelu.
Wśród propozycji dostępnych na rynku znajdziesz np. talerze puszczające bańki mydlane lub takie, które ozdobione są kolorowymi światełkami. Dzięki tym dodatkom zabawa będzie jeszcze bardziej szalona.
Zabawa z frisbee podbija serca dużych i małych, a nawet czworonożnych na całym świecie. Prosty talerz daje mnóstwo wariantów gry i mobilizuje do wspólnego spędzania czasu na świeżym powietrzu. Świetnie sprawdzi się jako rozrywka podczas rodzinnych wakacji. Frisbee jest idealną opcją na plażę. Dzieci będą zachwycone! Do tego niewielki i lekki dysk można łatwo zapakować do torby. | Frisbee – idealna zabawka na plażę |
Czytanie listów nieodmiennie kojarzy się z wkraczaniem w czyjąś intymność. Szczególnie gdy mowa jest o listach do osób najbliższych, kogoś ukochanego. Tak na ogół oceniamy sytuację w przypadku zwykłych, przeciętnych osób. Trudniej jest tak samo jednoznacznie stwierdzić, gdy mowa o listach osób znanych i lubianych, a szczególnie tych, których potencjał artystyczny odebrała już śmierć. „Listy” Marka Hłaski są w związku z tym zbiorem szczególnym. Aktualne wydanie zostało wzbogacone o wiele listów dotąd niepublikowanych, można by zatem rzecz, że są już w nim wszystkie, które napisał Hłasko, a przynajmniej wszystkie, które udało się odzyskać. Jest to rzecz jasna zaleta nie do przecenienia, jednak obawiam się, że jednocześnie jedyna zaleta tej pozycji.
Szablonowo i bez polotu
Zebrane w tym tomie listy są ułożone chronologicznie, zatem otwierają je te pisane jeszcze w okresie dzieciństwa i dorastania. Młody Hłasko pisał listy zgodnie z ówczesną nauką pisania tego typu pism, a więc szablonowo i z użyciem całej palety charakterystycznych sformułowań. Gdy mowa o młodym człowieku, dopiero zaczynającym swoją przygodę z epistolografią, nie dziwi ten typ pisania, jednakże sprawa się komplikuje, gdy młodzieniec nigdy nie wyrasta z tego typu szablonowości tekstów.
Hłasko pisze zatem proste, bardzo infantylne w treści listy, w których brakuje jakiegoś własnego stylu. Rzecz jasna, z wiekiem ten styl podlega zmianom, jednakże nigdy nie nosi znamion typowego dla pisarstwa Hłaski nerwu. Szablon przyjęty w dzieciństwie pozostaje na stałe wzorem również dla dorosłego pisarza. I dlatego trudno powiedzieć, by lektura „Listów” należała do porywających.
Nieszczęścia naiwnego chłopca
Do lektury „Listów” nie ma potrzeby zapoznawania się z biogramem słynnego polskiego Jamesa Deana. Książką zaopiekował się rzetelnie Andrzej Czyżewski, dokonując omówienia każdego z okresów, na który został podzielony ten zbiór listów, dzięki czemu czytelnik zostaje odpowiednio wprowadzony w kontekst życiorysu Marka Hłaski. Wraz z tym opracowaniem dowiadujemy się kolejno o trudnościach wychowawczych, jakie prowokował młody Marek, problemach szkolnych, które szybko spowodowały konieczność podjęcia się zatrudnienia, a wreszcie pierwszych próbach pisarskich.
Marek Hłasko podjął się pracy już w wieku szesnastu lat, wykorzystując później to doświadczenie w swoich opowiadaniach. Wraz z kolejnymi utworami wzrastało zainteresowanie jego prozą, dość szybko udało mu się dostać do grona polskich literatów, a gdy już było blisko sławy, rozpoczęła się na niego nagonka w prasie, co było przyczyną niefortunnej prośby o azyl w Berlinie. Od tego momentu rozpocznie się tułaczka biednego Hłaski, a wraz z nią liczne nieszczęścia, jakie spadną na jego wiecznie chłopięcą głowę.
Problemy emocjonalne i finansowe
Emigracja już od początku jest przeżyciem frustrującym i obfitującym w negatywne emocje. Hłasko jeszcze długo wierzy, że uda mu się do kraju wrócić, szczególnie, że władze polskie, zwodząc go, dają mu odrobinę nadziei na taki obrót rzeczy. Powrót nigdy jednak nie dojdzie do skutku, a Hłasko na zawsze pozostanie człowiekiem tęskniącym za ojczyzną.
I tego w dużej części dotyczy treść tego zbioru. Najpierw ogromnej nadziei na powrót, później zgorzknienia i pogodzenia się z losem, a co za tym idzie, prób ułożenia sobie życia poza granicami kraju. Tęsknota jest więc dominującym uczuciem, wraz z nią w listach jest dużo o problemach z radzeniem sobie z emocjami, a wreszcie o problemach finansowych, ponieważ naiwność i dobroć Hłaski powoduje, że wykorzystuje go wiele osób. Od rodzonej matki, przez znajomych udających przyjaciół, a tak naprawdę donoszących na niego do Polski.
Nieświęty chłopiec
Obraz Hłaski, jaki wyłania się z tych listów, jest dwojakiej natury. Z jednej strony to wiecznie naiwny chłopiec, który wierzy ludziom za bardzo, z drugiej to również mężczyzna, który lubi się zabawić, wypić ponad miarę, a także zdradzać swoje partnerki. Nie da się jednak ukryć, że był to człowiek przez całe swoje życie nieszczęśliwy, którego los wyrzucił poza nawias historii jego ojczyzny, czego do końca życia nie mógł przeboleć ani wybaczyć. „Listy” nie należą do kategorii łatwej lektury, mimo prostoty języka, której używa ich autor, bowiem poziom smutku, jaki z nich wypływa, może przytłaczać. Jest to na pewno pozycja obowiązkowa dla wielbicieli Hłaski, ale czy dla innych zainteresowanych jego historią również? Zawsze warto samodzielnie to zweryfikować lekturą.
Źródło okładki: www.agora.pl | „Listy” Marek Hłasko – recenzja |
Elegancka, czarna myszka znanego producenta, który od lat cieszy się uznaniem graczy na całym świecie. Czy porządna marka wystarczy? Czy i w tym wypadku Roccat stanie na wysokości zadania i sprosta wymaganiom, jakie stawiają mu gracze oraz inni użytkownicy high-endowych peryferii komputerowych? Gdy złapałem za box Roccat Savu, pomyślałem, że może oto właśnie znalazł się godny przeciwnik dla mojej obecnej myszki, Razer DeathAdder Chroma. Przedział cenowy dokładnie ten sam, uznany producent też, wykończenie i jakość ponoć najwyższa. Jesteście ciekawi, czy Razer Savu przekonał mnie do siebie?
Po pierwsze, niektórych może odstraszać cena. Roccat Savu w tej chwili kosztuje około trzystu złotych, więc dla części czytelników nie jest to kwota, którą można w dowolnej chwili i bez namysłu wyjąć z konta bankowego, aby popędzić po mychę do najbliższego sklepu z elektroniką. Po drugie, ważnym czynnikiem podczas podejmowania decyzji o zakupie powinno być zrozumienie własnych potrzeb. Innymi słowy, należy sobie zadać parę prostych pytań: do czego służy mi myszka? Jak dużo gram na pececie? Czy potrzebuję ogólnej niezawodności, czy może raczej precyzji pod jednym, określonym kątem?
Kiedy już odpowiecie sobie na powyższe pytania i stwierdzicie, że tak, myszka dla graczy, która z powodzeniem służy również do pracy, jest dla mnie, możecie po nią biec do sklepu. A wiecie dlaczego? Bo Roccat Savu wymiata.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Aleś Ty piękna!
Co ja poradzę, że lubię elegancję? Po prostu podoba mi się, kiedy producent zadba również o efekt wizualny oferowanego sprzętu. Ogromnie dobre wrażenie robi jednak nie tylko sam wygląd mychy, ale i faktura zastosowanych materiałów. Na pewno nie jestem jedyną osobą, która lubi „zmacać" klawiaturę czy myszkę przed zakupem, więc doskonale wiecie, jakie to uczucie, kiedy okazuje się, że oto Roccat Savu idealnie pasuje do mojej dłoni, a w dodatku jest bardzo ergonomicznie zaprojektowany. A co do podświetlanego paska, który znajduje się na samym tyle mychy, to niestety nie jestem fanem takich bajerów. Nie oznacza to jednak, że nie doceniam go jako dodatku estetycznego.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Może trochę o ergonomii? Mimo, że głównym użytym w konstrukcji materiałem jest plastik, Savu ma tak naprawdę dwie powierzchnie. Pierwsza, gumowana, znajduje się na grzbiecie gryzonia, dzięki czemu dłoń nie ześlizguje się z niego zbyt często. Z kolei druga, lekko chropowata, sprawia z początku przeciętne wrażenie. To jednak szybko mija, ponieważ okazuje się, że zapewnia genialny chwyt. Faktycznie, trzeba przyznać, że taka faktura potrafi bardzo szybko się zetrzeć, a przynajmniej nie dotrwać do końca gwarancji. Jednak to bardzo miłe, że Roccat wziął sobie do serca narzekania graczy i postanowił właśnie w ten sposób im odpowiedzieć.
Niezwykle przypadły mi do gustu również główne przyciski, które posiadają wyraźny odklik (skok) i nie sprawiają wrażenia, że ukryta pod nimi gumka pęknie w ciągu miesiąca – a zdarza się to wcale nie tak rzadko, ale nie takim producentom, tylko budżetowym mychom za dwadzieścia złotych z supermarketu. Natomiast bardzo szybko moje uznanie zyskały boczne przyciski, które są zlokalizowane w takim miejscu, że nie traciłem kontroli prowadząc myszkę po podkładce. Nie powiem, że nie ma w tym zasługi małej „podpórki” pod kciuk (jest to gryzoń dla praworęcznych osób), która sprawia bardzo dobre wrażenie i wbrew pozorom wydaje się być całkiem przydatna! Podobnie z kółkiem – ma wyraźny przeskok i jest wygodne w użyciu.
Ważną rzeczą, jeśli mowa o funkcjonalności, jest też darmowy firmware, czyli program pozwalający na drobne zmiany – na przykład przypisanie dodatkowym przyciskom innych funkcji, makr czy zmiana DPI (rozdzielczości).
Brać czy nie brać?
Powiem jedno – brać, jeśli tylko macie zbędne dwieście pięćdziesiąt do trzystu złotych. Co najciekawsze, Roccat Savu nie pobił mojego DeathAddera Chroma... chociaż na stałe zagościł na moim biurku. Na Razerze pracuje i gra się świetnie, ale po prostu czasem odmiana jest bardzo miła. Tym bardziej, kiedy obok leży Savu! | Test myszy Roccat Savu |
Chrzest dziecka to jedna z tych okazji, na którą zapraszamy zarówno bliższą, jak i dalszą rodzinę, a także przyjaciół. Niektórzy z nich przyjeżdżają z bardzo daleka, specjalnie na tę uroczystość. Coraz częściej pojawia się u nas, zapożyczona z przyjęć weselnych, tradycja wręczania gościom drobnych upominków z podziękowaniem za przybycie. Jest to miły zwyczaj, upominki nie muszą być kosztowne, a każdy gość z pewnością doceni taki gest. Spersonalizowane słodycze
Aby podziękować gościom, możemy obdarować ich spersonalizowanymi słodyczami elegancko owiniętymi w folię, a także ozdobionymi wstążką w różowym lub niebieskim kolorze. Mogą to być lukrowane pierniczki w kształcie wózka, dziecka lub serduszka. Dodatkowo możemy na nich wykonać napis, podając imię dziecka i datę uroczystości. Taki upominek z pewnością zasmakuje każdemu. Koszt pierniczka waha się w granicach 1-3 zł.
Gipsowe aniołki
Wciąż bardzo modnym upominkiem są małe aniołki wykonane z gipsu lub masy solnej. Obdarowujący wierzą, że przyniosą szczęście tym, którzy je otrzymają. Aniołki wręczamy w foliowym woreczku, a związując je, możemy dołączyć drukowany bilecik z podziękowaniem za przybycie na chrzciny, datą uroczystości i imieniem dziecka. Niektórzy uważają taki upominek za niepraktyczny, ponieważ może służyć jedynie jako ozdoba, jednak cieszy się on dużą popularnością. Koszt jednego aniołka to około 1,50 zł.
Papierowy wózek z cukierkami
Bardzo ciekawym pomysłem są również oryginalne pudełka w kształcie wózka, w które możemy wsypać na przykład bakalie lub cukierki. Wózki najczęściej są w kolorze niebieskim lub różowym, pasującym do płci dziecka. Dodatkowo możemy dołączyć do nich bilecik z wierszykiem lub po prostu podziękowaniami dla gości. Dostępne są również pudełka w innych kształtach, takich jak konik na biegunach czy kołyska. Cena gotowego pudełka z cukierkami to około 4-5 zł za sztukę.
Lizaki
W sprzedaży dostępne są również okrągłe lizaki, na opakowaniach których możemy nakleić spersonalizowaną naklejkę. Możemy tam umieścić zdjęcie dziecka lub wymyślony przez nas tekst. Lizaki są owinięte folią i dodatkowo udekorowane kokardką w dowolnym kolorze. Taki upominek spodoba się z pewnością młodszym gościom przyjęcia. Dla starszych warto wówczas wybrać coś innego, może to być na przykład lizak z czekolady. Koszt jednego lizaka to około 2,50 zł.
Słoiczki z miodem lub konfiturami
Bardzo pomysłowym, a także pięknie prezentującym się upominkiem, może być mały słoik miodu lub konfitur. Wieczko słoiczka jest przykryte papierową serwetką lub innym materiałem i obwiązane wstążką, której kolor możemy dowolnie dobierać. Na wieczku możemy umieścić podziękowania, a na etykiecie dodać zdjęcie dziecka lub dowolny tekst. Taki upominek jest bardzo praktyczny, ponieważ każdy z gości może go zjeść, a dodatkowo wygląda bardzo efektownie. Koszt takiego słoiczka to około 5-6 zł za sztukę.
Butelki ze smoczkiem i słodyczami
Niektórzy rodzice decydują się na upominek w postaci małej butelki ze smoczkiem, która zamiast mleka mieści w sobie kolorowe cukierki lub draże. Na butelce można dodać etykietę z datą chrztu, a także imieniem dziecka. Koszt buteleczki to około 4 zł za sztukę.
Drukowane kartki ze zdjęciem dziecka
Jeśli nie zachwycają nas kolorowe upominki i słodycze, możemy wybrać elegancką drukowaną kartkę ze zdjęciem dziecka i dowolnie wybranym napisem. Wielu rodziców decyduje się na sesję zdjęciową z dzieckiem. Wówczas, profesjonalnie wykonana fotografia może stać się niezwykle efektowym i ciekawym upominkiem dla naszych gości. Taki prezent może ucieszyć zwłaszcza dziadków lub rodziców chrzestnych, którzy będą mogli oprawić sobie zdjęcie w ramkę i podziwiać je na co dzień. Druk takiej kartki na grubszym papierze fotograficznym to około 2 zł.
Mnogość wzorów i sposobów na podziękowania gościom może przyprawić o zawrót głowy. Ważne jest, aby wybierając upominek, dobrać go do charakteru naszej uroczystości, a także do wieku gości. Drobny, spersonalizowany upominek z pewnością zadowoli każdego z nich, jednak najważniejszym prezentem powinien być czas spędzony razem z całą rodziną. | Upominki – formy podziękowania za chrzest. Przegląd |
Wybór części używanych to idealne rozwiązanie dla osób, które chcą obniżyć koszty naprawy samochodu. Dzięki bogatej ofercie w Internecie mamy dostęp do nieograniczonej ilości części w bardzo przystępnych cenach. Możemy wybierać spośród oryginalnych oraz zmienników. Sprawdźmy, które z tych rozwiązań ma więcej zalet. Kiedy warto inwestować w części używane, a kiedy nie jest to wskazane?
Zakup części używanych jest szczególnie uzasadniony, gdy nowy element jest bardzo drogi. Tak się dzieje w przypadku części, które nie występują jako zamienniki. W ASO mogą być one niewyobrażalnie drogie, ponieważ nie ma dla nich alternatywy. Dobrym przykładem są wszystkie elementy wyposażenia wnętrza, gdzie np. koszt tapicerki fotela kierowcy do samochodu segmentu C w ASO wynosi około 3 tys. zł, natomiast za kwotę 200 zł możemy kupić cały używany fotel. Rachunek jest bardzo prosty.Montaż używanych części zamiennych nie jest wskazany, gdy chodzi o bezpieczeństwo. Podzespoły, takie jak sterowniki poduszek powietrznych, napinacze pasów bezpieczeństwa oraz elementy układu hamulcowego, powinny być fabrycznie nowe. Daje nam to pewność, że część jest sprawna i w razie awaryjnej sytuacji zapewni nam odpowiedni poziom bezpieczeństwa. Ponadto takie części objęte są gwarancją, co jest niezastąpione w przypadku wystąpienia usterki.
Kiedy oryginał, a kiedy zamiennik?
Wśród szerokiej oferty części używanych możemy wybierać między częściami oryginalnymi a zamiennikami. Wybór konkretnej opcji jest związany z tym, jakiej części poszukujemy. Oryginalne części warto wybierać np. w przypadku elementów blacharskich. Zamienniki praktycznie zawsze wymagają pracochłonnego dostosowania, co podwyższa koszty naprawy. Kolejnym detalem, który powinien być oryginalny, jest oświetlenie. Używane reflektory w dobrym stanie na pewno będą lepsze od zamienników. Również takie elementy, jak rozrusznik, alternator i skrzynia biegów, powinny być oryginalne.Jakość zamienników stale rośnie i w większości przypadków jest bardzo przyzwoita. Dlatego warto zwrócić uwagę na ofertę części używanych, które będą dobrą alternatywą dla oryginalnych, zazwyczaj dużo droższych części. Wybierając zamienniki, powinniśmy decydować się na produkty uznanych producentów, ponieważ gwarantuje to bezproblemowy montaż oraz prawidłowe funkcjonowanie. Unikajmy tanich zamienników, których trwałość jest bardzo krótka, więc ich zakup na rynku wtórnym to bardzo duże ryzyko.Jeśli posiadamy kilkunastoletni samochód, zakup używanych części okazuje się ekonomicznie najbardziej opłacalny. Jest to również jedyne wyjście w przypadku, gdy w wyniku kolizji ubezpieczyciel przyzna nam niewystarczające odszkodowanie. Jeśli mamy możliwość, lepiej wybierać części oryginalne. W większości przypadków zapewniają one wyższą jakość, która przekłada się na dłuższy okres eksploatacji. W przypadku części elektronicznych oraz takich, których stan można sprawdzić dopiero po zamontowaniu, wybierajmy sprzedawców, którzy oferują gwarancję rozruchową. | Używane części: oryginalne czy zamienniki – co będzie korzystniejsze? |
Jørn Lier Horst to znany norweski autor kryminałów. Napisał znakomitą serię książek, których głównym bohaterem jest William Wisting, doświadczony policjant z długoletnią praktyką. Niedawno zaczął też publikować coś na kształt jej prequela, który można by chyba określić mianem: wczesne sprawy Wistinga. Jest to jednak dość wszechstronny autor, przynajmniej jeśli chodzi o wiek czytelników jego książek. Aktualnie dostępne są także jego kierowane do młodzieży, nieźle przyjęte sensacyjne tytuły z serii „Clue” oraz prawdziwa perełka dla dzieci, czyli cykl „Operacja”. Operacja?
No dobra, właściwie to nie wiem, czy serię można określać tym mianem, oficjalnie chyba nosi nazwę „Biuro Detektywistyczne numer 2” lub „Tiril i Oliver”. Dla mnie to jednak „Operacja”, bo wszystkie książki, a jest ich jak na razie siedem, noszą tytuły zaczynające się od tego słowa. Ostatnią, jaką udało nam się z synem przeczytać, jest „Operacja posąg”, w której dzielnym młodym detektywom przyjdzie zmierzyć się ze sprawą zaginionego pomnika.
Bohaterowie
Główne postacie tego przesympatycznego kryminalnego cyklu dla dzieci to Tiril, Oliver oraz ich pies Otto. To właśnie oni stanowią skład Biura Detektywistycznego numer 2, jedynego takiego dziecięcego biura w Elvestad, niewielkim norweskim miasteczku. Skąd dwójka w nazwie? Ano wuj jednego z dzieciaków prowadzi własną działalność w tej dziedzinie i trzeba się jakoś odróżnić. Dziewczynka Tiril to najpewniej największa twardzielka w okolicy, natomiast Olivier to superbystry detektyw. Uzupełnieni najlepszym psem tropiącym w mieście nie mogą zawieść.
Znikający posąg
To już siódmy tom ich przygód, tym razem z miejskiego parku zniknęła wykonana z brązu rzeźba sikającego malca, pamiątka po wydarzeniu sprzed wielu lat. Co prawda dzięki Ottonowi szybko udaje się wpaść na właściwy trop, ale nieszczęśliwie pewna staruszka niszczy odciski butów pozostawione przez sprawcę kradzieży. Pytanie – czy jej działanie było na pewno przypadkowe – pozostaje na początku bez odpowiedzi. Na szczęście młodzi detektywi wpadają szybko na kolejną wskazówkę.
Biuro Detektywistyczne
Te kryminały dziecięce to aktualnie jedna z ulubionych serii mojego syna. Znakomicie napisane, świetnie zilustrowane, z zagadką, która choć dla wytrawnych czytelników kryminałów może wydać się nieco trywialna, to jednak dla dzieciaków jest idealna. Młodemu czytelnikowi nie jest łatwo wpaść na rozwiązanie, ale też nie mamy tu przekombinowanych i niestworzonych pomysłów. Czyta się to z przyjemnością, nawet jeśli to już drugi czy trzeci raz. No i można też spokojnie podarować coś z tej serii dziecku, które już czyta samodzielnie.
Dodatkowy atut
Mój syn bardzo lubi zabawy w wyszukiwanie szczegółów, którymi różnią się dwa obrazki. Uwielbia książki, w których trzeba pewien obiekt odnaleźć, czyli pozycje w stylu kultowego „Gdzie jest Wally” są dla niego idealne. W „Operacjach” także mamy właśnie taką serię zabaw ćwiczących spostrzegawczość. Hans Jørgen Sandnes nie tylko świetnie zilustrował kolejny tom przygód detektywów, ale przygotował na końcu publikacji szereg zagadek, w których celem jest odszukanie jakiegoś charakterystycznego szczegółu umieszczonego w książce. Wyszukiwanie prawych butów, wrony Świstajki czy myszy, która ukradła cukierki ślazowe, to dodatkowa frajda.
Polecam dla małych detektywów!
Zobacz również inne książki Jørna Liera Horsta.
Źródło okładki www.mediarodzina.pl | „Operacja posąg” Jørn Lier Horst – recenzja |
Mamy w tej chwili prawdziwy boom na fantastykę dla młodzieży. Na rynku pojawiają się kolejne dystopie i cykle fantasy, łatwo więc w zalewie nowych tytułów przegapić szczególnie wartościowe pozycje. Jedną z książek, na które warto zwrócić uwagę, jest dość nieszczęśliwie zatytułowana powieść „Ember in the Ashes. Imperium ognia”. Sabaa Tahir to debiutująca autorka, która szturmem wdarła się na światowe rynki. Podobno jedna z jej koleżanek po fachu przegapiła swój lot, była bowiem tak zaczytana w powieści „Ember in the Ashes”. Mogę w to uwierzyć, jako że dawno nie czytałam tak sprawnie napisanej i wciągającej książki. Nie zaczynajcie jej, jeśli następnego dnia musicie wcześnie wstać.
Społeczeństwo kastowe
Świat, który przedstawia Sabaa Tahir, jest mało przyjemny. Społeczeństwo podzielone jest na kasty, a wskutek wojny, która miała miejsce wiele pokoleń wstecz, u władzy są Wojanie. Ci bezwzględni wojownicy rządzą brutalnie, nie przejmując się prawami innych grup społecznych. W najtrudniejszej sytuacji są Scholarzy, którzy żyją w ciągłym strachu. Jedną z nich jest Laia – nastolatka, której rodzice zniknęli dawno temu. Powieść otwiera przejmująca scena, w której Laia traci resztę swojej rodziny. Żeby ocalić przynajmniej swojego brata, będzie musiała podjąć bardzo ryzykowną decyzję.Drugim bohaterem jest Elias, który należy do Wojan, ale nie jest z tego dumny. Planuje ucieczkę z miejsca, w którym szkolony jest na wytrawnego zabójcę i żołnierza. Jego historia splecie się z losami Lai w dość intrygujący i nie całkiem oczywisty sposób. W tle zaś autorka maluje barwny i sugestywny świat, w którym istnieją mniejszości etniczne, a ludzie skrywają wiele tajemnic.
Intryga
Choć świat Wojan i Scholarów jest malowniczy, najmocniejszą stroną tej książki jest sama fabuła. Autorka sprawnie korzysta ze znanych i lubianych motywów, splatając je jednak w zaskakujący sposób. Mamy oczywiście wątki miłosne, na szczęście poprowadzone w sposób niezbyt szablonowy. Bohaterowie wplątują się w polityczne intrygi, na każdym kroku można zostać zdradzonym, ale też sojusznicy kryją się w zaskakujących miejscach. To nie jest prosta historyjka o dwójce młodych ludzi – to wielowątkowa i mroczna opowieść o lojalności, szukaniu swojego miejsca i swojego głosu. Choć najważniejszymi bohaterami są Elias i Laia, książka pełna jest interesujących postaci drugoplanowych. Najciekawszą z nich jest chyba Komendantka – matka Eliasa, bezwzględna i okrutna przywódczyni, która snuje intrygi i bez wątpienia skrywa niejedną tajemnicę. To do jej domu trafi Laia – i to jej gniew może okazać się największym zagrożeniem.
Zaskakujące zwroty akcji
Sabaa Tahir umie zaskoczyć swoich czytelników. Oczywiście, spodziewamy się niespodzianek, jednak nie są one takie, jak oczekiwaliśmy. W tej książce nic nie jest czarne albo białe, dzięki czemu aż chce się o niej z kimś porozmawiać. Ruch oporu, który wydaje się skrywać więcej tajemnic niż rządząca armia, rodzina, o której nie wie się wszystkiego, przyjaciele, którzy okazują się być kimś innym – to wszystko sprawia, że od lektury „Ember in the Ashes. Imperium ognia” nie będziecie mogli się oderwać. Mam szczerą nadzieję, że autorka już myśli o kolejnych częściach. Książka dostępna jest także jako e-book (formaty EPUB i MOBI) za ok. 27 zł.
Źródło okładki: www.wydawnictwoakurat.pl | „Ember in the Ashes. Imperium ognia” Sabaa Tahir – recenzja |
Bracia i siostry potrafią nas denerwować jak nikt inny. Ale przy okazji udowadniają, że więzy krwi łączą bez względu na czas i przestrzeń. Oto powieści, które wyjątkowo interesująco eksplorują tę relację. Rodzeństwo to nasi najlepsi przyjaciele, a czasem… najgorsi wrogowie. Od zastraszania do randkowania, od mody do piłki nożnej, bracia i siostry dają nam wskazówki w wielu sprawach. Jeśli jesteś rodzicem wychowującym rodzeństwo, na pewno dobrze znasz wyzwania, jakie stawiają przed tobą każdego dnia twoje dzieci.
Zebraliśmy niektóre z naszych ulubionych literackich rodzeństw, które często wykazują trudną do zrozumienia (a niekiedy ekscentryczną) więź. Książki te będą nie tylko dobrym prezentem dla rodzeństwa, ale także przywołają nostalgiczne wspomnienia z naszego dzieciństwa.
„Słowik” Kristin Hannah
Ten światowy bestseller to osadzona w realiach wojennej Francji porywająca historia dwóch sióstr, które z pozoru nie mogłyby się bardziej od siebie różnić. W pełnej zagrożeń atmosferze II wojny światowej więzy krwi zostają wystawione na potężną próbę. Isabelle i Vianne, bohaterki „Słowika”, dopiero w obliczu najtrudniejszych decyzji zaczynają rozumieć siebie nawzajem.
Choć monumentalna powieść Hannah dotyka uniwersalnego tematu wojny, to właśnie ta intymna, trudna i skomplikowana więź między siostrami wybija się na pierwszy plan i skłania do przemyśleń na temat naszych własnych relacji z rodzeństwem i najbliższą rodziną.
„Zabić drozda” Harper Lee
Powieść Lee, zaliczana do ścisłego grona najważniejszych pozycji w amerykańskiej literaturze, to przede wszystkim wielka opowieść o skomplikowanych napięciach rasowych na południu Stanów. To jednak również fascynujące studium bratersko-siostrzanej więzi, genialnie sportretowane przez pisarkę w jej literackim debiucie. Scout i Jem wzajemnie się uzupełniają, tworząc jeden z najwspanialszych rodzinnych tandemów w literaturze. I chociaż ich drogi w „Zabić drozda” czasem się rozchodzą, to ostatecznie wiedzą, że zawsze mogą na sobie polegać. A to chyba najważniejsze.
Przeczytaj pełną recenzję książki Harper Lee „Zabić drozda”.
box:offerCarousel
„Opowieści z Narnii” C.S. Lewis
Epicka saga o Narnii to jedno z arcydzieł literatury fantastycznej, a przy okazji fantastyczny opis bliskich więzi między braćmi i siostrami. Rodzeństwo Pevensie, główni bohaterowie „Opowieści z Narnii”, są ze sobą bardzo zżyci, opiekują się sobą nawzajem i mogą na sobie polegać. Nie oznacza to jednak, że Lewis nie wystawia tej więzi na próbę, a nawet dopuszcza, by doszło między nimi do rodzinnej zdrady.
„Opowieści” to wszak jedna z najwspanialszych historii o genezie zła, którą pokonać może, a jakże, tylko siła rodzinnych więzów (no i trochę magii).
„Buszujący w zbożu” J.D. Salinger
Choć ani razu nie pojawia się w klasycznym dziele Salingera, Phoebe jest wszystkim, czym powinna być siostra skomplikowanego, zbuntowanego, wrażliwego brata. Jako jedyna wprost wytyka bohaterowi „Buszującego w zbożu” jego błędy, wskazując, że „nie lubi miliona rzeczy”, ale nadal jest gotowa do wspólnej ucieczki i wyjazdu na Zachód. Jako jedyne źródło prawdziwej miłości w życiu Holdena Phoebe tworzy z nim wyjątkową relację, opartą na szczególnym zrozumieniu i nietypowej dla „wszystkowiedzących” nastolatków autentycznej mądrości.
„Bez mojej zgody” Jodi Picoult
Poruszająca opowieść o dwóch siostrach, z których liczy się dobro tylko jednej. Annie urodziła się tylko po to, by uratować życie Kate, swojej starszej, ciężko chorej siostry. Genetycznie „zaprojektowano” ją tak, by była dla niej idealnym dawcą organów. Początkowo Annie godzi się na swój los, ale gdy zaczyna dorastać, coraz bardziej buntuje się przeciw swojej zbawicielskiej roli.
Choć „Bez mojej zgody” to przede wszystkim wstrząsająca historia o walce o prawo do samostanowienia, to relacja dwóch sióstr stanowi tu ważny wątek opowiedziany w interesujący sposób. A niespodziewane zakończenie powieści Picoult po prostu wbije cię w fotel.
Relacje między rodzeństwem potrafią być trudne. Z biegiem lat ewoluują i rozwijają się albo odwrotnie – zanikają bezpowrotnie. Niewidzialna więź łącząca osoby, w których żyłach płynie ta sama krew, jednak zawsze daje o sobie znać. Czasem w najmniej oczekiwanych sytuacjach. | 5 książek z rodzeństwem w rolach głównych |
Podwodne oceaniczne wyprawy już od dawna pobudzają wyobraźnię zarówno młodych, jak i nieco starszych śmiałków i poszukiwaczy przygód. Dla najmłodszych odkrywców podwodne podróże pozostaną na razie w sferze marzeń. Jednak dzięki różnorodnym zestawom klocków dostępnych na Allegro również oni będą mogli się wybrać na dalekomorską wyprawę już dzisiaj, we własnym domu. Oferta klocków inspirowanych oceanicznym życiem obejmuje wszystkie jego aspekty i z pewnością znajdziemy coś odpowiedniego do wieku i zainteresowań naszej pociechy. Przed zakupem, warto sprawdzić, jakie klocki ma dziecko i wybrać pasujący do nich zestaw. Dzięki temu nawet najmniejszy komplet będzie można rozbudować, a dotychczasowa kolekcja zostanie poszerzona o nowe elementy.
Dla najmłodszych
Maluchy zafascynowane bajkami o życiu oceanicznych stworzonek, takich jak Żółwik Sammy, lub często przeglądające kolorowe książeczki z wizerunkami rozgwiazd, muszli i łodzi podwodnych, z pewnością chętnie samodzielnie zbudują swój mały podwodny świat. Umożliwią im to zestawy Mega Blocks inspirowane popularnymi kreskówkami, np. SpongeBob (w cenie od 10 zł do 100 zł). W kompletach znajdziemy figurki Pana Gąbki i jego przyjaciół, a także klocki, z których dziecko zbuduje elementy ich wodnego świata, m.in. domki, siłownię czy szybkie i wielofunkcyjne pojazdy. W ofercie specjalnie dla dziewczynek jest m.in. zestaw Barbie - Podwodna kraina (ok. 35 zł) z figurką małej syrenki i klockami do zbudowania jej pięknej, podwodnej komnaty. Możliwość wybudowania całego podwodnego pałacu dają natomiast klocki Lego Duplo Podwodny zamek Arielki z serii Disney Princess – to wydatek od 250 zł do nawet 300 zł. Bardzo ciekawą propozycją są również drewniane klocki Podwodny świat (około 100 zł). W zależności od wybranego kompletu znajdziemy w nim bajecznie kolorowe elementy, z których maluch może ułożyć rozmaite morskie zwierzątka, m.in. żółwia, konika morskiego czy ośmiornicę. Niektóre klocki mają również nadruki, które np. imitują wodę, przedstawiają kraba, muszelkę czy rozgwiazdę.
Szybkie łodzie i profesjonalne konstrukcje
Starszakom, które na temat pojazdów czy specjalistycznego ekwipunku wiedzą już dużo więcej, spodobają się zestawy Lego City. Dla przyszłych badaczy oceanów idealna będzie seria Podwodny świat. W zestawie startowym (ok. 40 zł) znajdziemy trzy figurki nurków, robota do przeczesywania morskiego dna, rekina oraz skrzynię ze skarbem. Im większy i droższy komplet, tym więcej i coraz bardziej wyspecjalizowanych sprzętów zawiera. Zwieńczenie serii stanowi Podwodna baza (około 500 zł), a w niej wodolot, pontony, czy profesjonalna podwodna kapsuła do obserwacji morskiego życia.
Ciekawe uzupełnienie może stanowić pudełko klocków Lego Creator z serii Badacz oceanów. To wersja 3 w 1, z której można zbudować statek z ruchomym dźwigiem, samolot transportowy lub wspaniałą łódź podwodną. Dla tych, których bardziej fascynuje pełne adrenaliny przemieszczanie się po groźnych falach oceanu, świetny będzie zestaw Lego City Okręt (120 zł).
Dla poszukiwaczy przygód
Ci, którzy w morskich falach widzą pole do militarnych rozgrywek, szaleńczych pościgów i niebezpiecznych akcji, spędzą długie godziny, bawiąc się zestawami Hasbro Battleship (od 12 zł do 200 zł). W pudełkach znajdziemy elementy i maszyny pozwalające na stworzenie floty morskiej i powietrznej. Jeśli nasza pociecha lubi do swoich zabaw wplatać fabuły inspirowane ulubionymi bajkami, na pewno spodobają jej się klocki Lego Ninja Turtles Łódź podwodna. W zestawie oprócz figurek wszystkich postaci znajdują się dwie łodzie podwodne, co umożliwia organizowanie spektakularnych wyścigów, pełnych zwrotów akcji.
Fascynacja życiem oceanów ma szansę stać się początkiem wspaniałej pasji. Być może to nasza pociecha odkryje w przyszłości niezbadane dotąd miejsca czy nowe gatunki morskich stworzeń. Wyposażając malucha w zestaw klocków inspirowanych podwodnym światem i życiem w oceanie, umożliwimy mu przeżywanie wspaniałych przygód na dywanie jego pokoju. Będzie to nie tylko inspiracja do wielogodzinnej, wciągającej zabawy, ale również zachęta do poszerzania wiedzy w tej fascynującej dziedzinie. | Klocki małego badacza oceanów |
Okres wiosenno-letni należy do najbardziej nasłonecznionych, dlatego właśnie wtedy najchętniej wybieramy się z dziećmi na wycieczki i spacery. I choć pogoda sprzyja spędzaniu czasu na świeżym powietrzu, nie należy zapominać o prawidłowej ochronie maluchów przed słońcem i ukąszeniami owadów – szczególnie podczas pierwszych miesięcy życia. Kosmetyki dla najmłodszych
Promienie słoneczne zapewniają dziecięcej skórze solidną dawkę witaminy D, ale ich nadmiar może być dla niej szkodliwy.Kremy z filtrem przeciwsłonecznym to zatem podstawa każdego rodzinnego wypadu. Dla maluchów najbardziej polecane są kremy mineralne, ponieważ nie zawierają alkoholu i można je stosować już od pierwszych dni życia, najlepiej o wysokim czynniku SPF (minimum 30, a w przypadku niemowląt nawet 50), chroniące przed promieniowaniem UVA i UVB, a dodatkowo wodoodporne. Starszym dzieciom mogą się spodobać filtry w spreju, które aplikuje się zdecydowanie szybciej, pomijając nielubiany przez wiele pociech proces smarowania. Należy pamiętać, że kosmetyki ochronne nakłada się minimum 30 minut przed planowanym wyjściem z domu, aby preparat zdążył się wchłonąć w skórę. Kremy z filtrem trzeba stosować na wszystkie odsłonięte części ciała, ponawiając ich aplikację przy dłuższym przebywaniu na zewnątrz (dzieci często ścierają krem podczas zabawy czy nawet wiercąc się w wózku).
Odpowiednie ubranie dla każdego
Czapka lub chustka na głowę to obowiązkowy element ubioru każdego malucha bawiącego się na łonie natury. Chroni ona przed ostrym słońcem, które może powodować przegrzanie lub nawet poparzenie skóry. Na rynku jest wiele modeli nakryć głowy: czapki z daszkiem, kapelusze z materiału i słomkowe, popularne bandany, każdy zatem znajdzie coś dla siebie.
Ważne są także odpowiednie buty, dopasowane do miejsca, w którym będziemy przebywać. Na plażę wkładamy oczywiście klapki lub sandały, jednak na piknik w lesie warto zabrać zakryte, najlepiej dość wysokie buty i skarpetki. W odpowiednim obuwiu maluch nie nadepnie na twarde elementy podłoża – np. kamienie, korzenie lub szyszki – oraz na żądlące owady, które lubią się chować w wysokiej trawie.
Odpowiednio dobrana powinna być również odzież – kostium, szorty kąpielowe, krótkie spodenki i T-shirty warto zostawić na wypoczynek nad brzegiem morza. Na łące, w lesie czy w parku dużo lepiej sprawdzą się ubranka zakrywające ręce i nogi, uszyte z lekkich, oddychających materiałów. Ochronią pociechę przed komarami i kleszczami, które mogą przenosić groźne choroby. Warto wybierać jasne,stonowane kolory, które nie przyciągają insektów i nie pochłaniają promieni słonecznych (np. biel, odcienie beżu i jasnego brązu).
Przydatne akcesoria zawsze pod ręką
Na rodzinny piknik, wspólny spacer czy dłuższy wypad za miasto warto zabrać ze sobą kilka przydatnych akcesoriów. Jednym z nich jest mała składana parasolka, którą można zamontować w dziecięcym wózku, lub jej większy odpowiednik, zapewniający solidną dawkę cienia nawet w najbardziej słoneczne dni. Okulary przeciwsłoneczne sprawdzą się w przypadku całej rodziny – ochronią oczy przed intensywnym światłem i dostawaniem się np. ziarenek piasku czy pyłków. Warto mieć pod ręką również wodę w spreju do zwilżania twarzy oraz mokre chusteczki do przecierania brudnych małych rączek przed wyjęciem kanapki z piknikowego kosza.
Istotną kwestią, o której często zapominamy, jest zabranie na każdy wyjazd czy nawet krótkie wyjście odpowiedniego zapasu wody do picia. Zaabsorbowane swoimi zajęciami maluchy nie przyjmują odpowiedniej ilości płynów, co w bardzo słoneczne dni i przy dużym wysiłku (dzieci zużywają podczas zabawy ogromne zapasy energii) może szybko prowadzić do odwodnienia.
Bez względu na to, czy wybieramy się na rodzinny piknik, dwutygodniowe wakacje czy tylko krótki spacer po okolicznym parku, dziecko powinno być do każdej eskapady odpowiednio przygotowane. Warto zatem mieć pod ręką zestaw małego spacerowicza, dzięki któremu nasza pociecha będzie bezpieczna i zadowolona. | Jak ubrać malucha na letni piknik? |
Lamperie nie są zbyt popularne wśród osób wykańczających swoje domy lub mieszkania. Niezbyt przyjemne wspomnienia budzą ich starsze przykłady, z którymi spotkać się można nadal na klatkach schodowych w blokach lub kamienicach czy też szpitalach i urzędach. Obecnie ten sposób na ściany nie ma nic wspólnego ze swoimi PRL-owskimi odpowiednikami. Technologia produkcji farb poszła na tyle do przodu, że po pierwsze – malowanie lamperii jest bardzo proste, po drugie – nie musimy już używać preparatów o odrzucającym zapachu, a ponadto efekt końcowy jest sposobem na dekorację przy oczywistych względach praktycznych.
Zalety lamperii
Lamperia jest niezwykle praktycznym sposobem na wykończenie ścian. Warto zdecydować się na nią w miejscach, gdzie łatwo może dochodzić do zabrudzeń powierzchni. Zwykle wykorzystujemy ją na klatkach schodowych, w korytarzach, pokojach dziecięcych, rzadziej w kuchni. To pomysł warty uwagi w domach, w których mieszkają dzieci lub zwierzęta. Dzięki takiemu rozwiązaniu niestraszne będą nam plamy. Lamperia świetnie chroni ściany. Możemy je czyścić na mokro oraz szorować. Prócz tych zalet może również stać się sposobem na dekorację oraz modelowanie geometrii pomieszczenia. Jej granica umieszczona na wysokości poniżej połowy ściany sprawi, że sufit niskiego mieszkania wyda się wyższy. Jeśli pomalujemy ją wyżej, nieco obniżymy zbyt wysoki strop, nadając wnętrzu przytulnego klimatu.
Przygotowanie ściany pod lamperię
Aby lamperia była atrakcyjna wizualnie, należy starannie przygotować powierzchnię ściany przed jej malowaniem. Jeżeli występują nierówności, należy je pokryć gładzią i wyrównać zaprawą. Granice płyt kartonowo-gipsowych również trzeba będzie zaszpachlować. Następnie całość gruntujemy, aby użyta farba miała najlepszą przyczepność. Kolejnym krokiem będzie pomalowanie ściany farbą na wybrany kolor. Warto użyć wysokiej jakości produktu, który będzie trwały tak długo, jak sama lamperia. Do jej malowania przechodzimy po całkowitym wyschnięciu pierwszej warstwy. W niektórych przypadkach trzeba poczekać nawet dwie doby, ale dzięki cierpliwości unikniemy błędów i zachodzenia reakcji chemicznych, które mogą skutkować rozwarstwianiem się całości. Lamperię malować możemy na kolor zbliżony lub odmienny od bazowego. Używamy do tego celu odpornych na ścieranie farb lateksowych lub olejnych. Dzięki temu będziemy mogli ją czyścić nawet przy użyciu detergentu. Podobne właściwości posiada lakier lamperyjny, który zabezpiecza pomalowaną powierzchnię ściany i nadaje jej satynowy połysk. W takim przypadku kolor farby głównej jest widoczny na wierzchu, czasem o ton przyciemniony.
Lamperia – nietypowe materiały
Nowoczesne lamperie wcale nie muszą być malowane. Bardzo efektownie wyglądają te wykonane z drewna. W przyjemny sposób ocieplają wnętrze, definiując jego aranżację. Od stylu i wystroju zależy, na co warto się zdecydować. W łazienkach i kuchniach świetnie odnajdą się przykłady wykonane z płytek ceramicznych lub kamienia. Są odporne na wilgoć i łatwo jest je utrzymać w czystości. Dodatkowo urozmaicają wnętrze wzorem na ich powierzchni. Lamperia nie musi być nudna ani kojarzyć się z zamierzchłą przeszłością. Potraktowanie tego elementu w nowoczesny sposób pozwoli nam cieszyć się zarówno praktycznymi właściwościami, jak i dekoracyjnym charakterem. | Lamperia we współczesnej odsłonie |
Jeżeli planujesz odstawić swój samochód na całą zimę do garażu, dobrze go do tego przygotuj. Unikniesz dzięki temu niemiłych niespodzianek wiosną. Oto 10 zasad bezpiecznego garażowania samochodu zimą. Właściciele aut sportowych, kabrioletów czy też klasyków zapewne skorzystają z tych porad, gdyż ich pojazdy spędzają okres zimowy w stanie spoczynku. Garaż to świetne miejsce na przezimowanie, ale wcześniej zapoznaj się z poniższymi sugestiami.
Umyj i zabezpiecz nadwozie
Przed wjazdem do garażu warto najpierw dokładnie umyć samochód odpowiednimi szamponami. Jest to bardzo ważne, gdyż kwaśne deszcze i inne zanieczyszczenia mogą uszkodzić powłokę lakierniczą. Po rzetelnym osuszeniu samochodu można przejść do nałożenia warstwy wosku. Dzięki temu osiadający na lakierze kurz łatwiej usuniesz przez końcem zimowego garażowania. Należy również sprawdzić, czy w zakamarkach nie pozostały liście lub inne śmieci. To też dobry moment, by się upewnić, czy na nadwoziu nie pojawiły się wykwity korozji. Nawet małe ubytki warto zawczasu zlikwidować specjalnymi preparatami do usuwania korozji lub skorzystać z pomocy specjalisty.
Uchyl szyby
Jeżeli twój samochód będzie stał w suchym garażu, warto uchylić w nim szyby. W ten sposób wnętrze pojazdu będzie się wietrzyć i nie zatęchnie. Zapewnienie wentylacji w kabinie samochodu w okresie garażowania uchroni wnętrze auta przed nieprzyjemnym zapachem spowodowanym np. wilgocią.
Nasmaruj uszczelki
Kolejny prosty zabieg to naniesienie specjalnego silikonu do uszczelek, który zakonserwuje te gumowe elementy. Doskonale zabezpiecza przed przymarzaniem, a zarazem chroni przed korozją.
Unieś wycieraczki
Podczas tak długiego postoju wycieraczki mogą się przykleić do szyby, dlatego unieś je, aby nie dotykały powierzchni.
Wymień olej
Nawet jeśli to jeszcze nie czas na wymianę oleju, mimo wszystko wymień go, zanim na tak długi czas pozostawisz samochód nieużywany. Nowy olej zabezpieczy podzespoły silnika przed korozją.
Napełnij bak paliwem
Przed wjazdem do garażu odwiedź stację benzynową i zatankuj samochód do pełna. Zapobiegnie to skraplaniu się w baku pary wodnej. I wybierz paliwo jak najlepszej jakości, z największą ilością uszlachetniaczy. Nie zaszkodzi również zastosowanie stabilizatora paliwa. Taki preparat utrzymuje paliwo w stanie świeżości podczas długiego przechowywania, ułatwiając w efekcie rozruch w kolejnym sezonie.
Odłącz akumulator
Warto na wszelki wypadek odłączyć akumulator od instalacji. Ale co kilka tygodni go podładuj, bo nieużywana bateria bardzo szybko się starzeje.
Przepalaj silnik
To ważne, by co jakiś czas uruchamiać silnik. Po odpaleniu nagrzej go do temperatury roboczej. Samo odpalanie na krótką chwilę może przynieść silnikowi więcej szkody niż pożytku.
Sprawdź ciśnienie w oponach
Specjaliści radzą, aby przed dłuższym postojem zwiększyć ciśnienie o 0,5–1 bara. Dodatkowo można postawić samochód na kobyłkach warsztatowych. Zapewnia to na lepszą cyrkulację powietrza pod samochodem i pozwalana zachować opony w lepszej kondycji.
Wypierz tapicerkę
Aby uniknąć zatęchnięcia, warto przed zimą wyprać tapicerkę. Warto również kupić pochłaniacz wilgoci, który zapobiega skraplaniu się wody.
Pamiętaj, że odpowiednie przygotowanie pojazdu na garażowanie zimą pozwoli na spokojne rozpoczęcie następnego sezonu. | 10 zasad bezpiecznego garażowania samochodu zimą |
Posadzki z żywicy są bardzo trwałe i mają wysoką odporność na uszkodzenia mechaniczne, ścieranie oraz wilgoć. Nadają się do ułożenia w pomieszczeniach mieszkalnych, użyteczności publicznej, budynkach przemysłowych, tarasach i balkonach. Zależnie od rodzaju posadzek, różnią się kolorami, wzorami, przeznaczeniem i sposobem wykończenia. Do wyprodukowania posadzek z żywicy wykorzystuje się jeden z dwóch rodzajów żywic - epoksydową lub poliuretanową. Pierwsza ma wysoką odporność na działanie środków chemicznych, nadaje się więc do pomieszczeń narażonych na działanie chemii, np. garaży. Żywice poliuretanowe są niewrażliwe na zmienne warunki atmosferyczne i ścieranie. Sprawdzą się więc nie tylko w domach mieszkalnych, ale także budynkach przemysłowych.
Posadzki z żywicy - czym są i jakie mają właściwości?
Główną zaletą posadzek żywicznych jest ich trwałość, wodoszczelność i odporność na uszkodzenia. Nie ulegają zarysowaniu nawet w przypadku pomieszczeń intensywnie użytkowanych. Żywca na podłodze nie traci swojego koloru pod wpływem promieni słonecznych i jest odporna na działanie środków chemicznych. Nie wchłania brudu i jest łatwa w utrzymaniu czystości. Nie wymaga impregnacji, lakierowania ani żadnych czynności konserwujących. Jest niepalna i nie topi się pod wpływem słońca. Żywica na posadzki jest nakładana bezspoinowo, dzięki czemu tworzy jedną, gładką płaszczyznę. W sprzedaży dostępne są żywice na posadzki w różnych kolorach i o matowym lub satynowym wykończeniu. Łatwo więc dobierzemy rodzaj posadzki do planowanego wystroju i stylistyki wnętrza. Miłośnicy oryginalnych rozwiązań mogą wybrać posadzki żywiczne w dwóch kolorach lub o ciekawych wzorach.
Posadzki żywiczne: cienkowarstwowe, grubowarstwowe i kwarcowe
Ze względu na rodzaj wylewania posadzek żywicznych, rozróżnia się trzy ich typy:
Cienkowarstwowe posadzki z żywicy - możemy ułożyć je samodzielnie, ponieważ czynność ta nie wymaga posiadania żadnego specjalistycznego sprzętu, wystarczy wałek malarski. Mają około 0,5 mm i nakładane są na przygotowane wcześniej (oczyszczone i wyrównane) podłoże betonowe. Cienkowarstwowa posadzka żywiczna nadaje się do ułożenia w pomieszczeniach mieszkalnych, jest to jednak najmniej trwały rodzaj posadzek żywicznych. Ich skład zawiera dwuskładnikowe farby epoksydowe.
Grubowarstwowe - powstają z żywic poliuretanowych lub epoksydowych. Jest to rodzaj posadzek bardziej odpornych na zniszczenia, zarysowania i zmienne temperatury. Możemy ułożyć je w garażach, kotłowniach i salonach, a ze względu na wysoką odporność na wilgoć także w kuchniach, łazienkach, korytarzach, na tarasach i balkonach. Mają od 2 mm do 4 mm grubości, a układamy je podobnie jak zaprawę samopoziomującą.
Kwarcowe - mają dodatek oczyszczonego piasku, który sprawia, że posadzka po ułożeniu ma porowatą strukturę. Dzięki temu nie jest zupełnie gładka i ma właściwości antypoślizgowe. Piasek w żywicy ma też walory estetyczne ze względu na różnorodną kolorystykę i gramaturę. Tego typu posadzki możemy układać zarówno w pomieszczeniach mieszkalnych, jak i użyteczności publicznej.
box:offerCarousel
Wylewanie posadzek żywicznych - wskazówki
Składniki do żywic epoksydowych mogą mieć działania szkodliwe. Dlatego podczas nakładania posadzek żywicznych należy zachować ostrożność i środki bezpieczeństwa w postaci odzieży ochronnej, rękawiczek, maski, obuwia i okularów ochronnych. W przerwach należy myć ręce, a zakończeniu pracy, dokładnie wywietrzyć pomieszczenie.
Zależnie od tego, jakiej grubości posadzkę chcemy uzyskać, układamy do pięciu warstw żywicy. Jeżeli chcemy, aby nasza podłoga była antypoślizgowa lub wyglądem przypominała kamienną dekorację, w warstwie żywicy możemy zatopić piasek kwarcowy. Pierwszą czynnością, która poprzedzi nakładanie posadzki, jest przygotowanie podłoża. Polega ono na oczyszczeniu posadzki z pozostałości kleju, kurzu, pyłu, tłuszczu i innych zanieczyszczeń oraz uzupełnieniu wszelkich ubytków i szczelin gotową zaprawą.
Podłoga powinna być czysta i równa, ponieważ ma to decydujący wpływ na trwałość posadzki z żywicy poliuretanowej lub epoksydowej. Następnie przy użyciu taśmy malarskiej wytyczamy cokół. Jego wysokość zależy od naszych preferencji - powinna mieć od kilku do kilkunastu centymetrów od posadzki. Przed nałożeniem masy żywicznej, należy ją dokładnie wymieszać, co ujednolici jej strukturę. Do wykonania tej czynności najlepiej sprawdzi się wiertarka z mieszadłem mechanicznym.
Pierwszą warstwę stanowi bezbarwna powłoka żywicy gruntującej. Nakładamy ją pędzlem malarskim, zaczynając od cokołów. Po nałożeniu bazy gruntującej czekamy, aż całkowicie zaschnie (około 16 godzin) i aplikujemy kolejną warstwę żywicy w dowolnym kolorze. Możemy do tego wykorzystać pozbawione włosia wałki malarskie. Jeżeli przed nałożeniem drugiej powłoki żywicy upłynęły ponad 24 godziny, powinniśmy wykonać szlifowanie posadzki, a potem nałożyć warstwę preparatu żywicznego. Zwiększymy w ten sposób jego przyczepność i trwałość. Po całkowitym stwardnieniu obu powłok zacieramy posadzkę pacą do posadzek i malujemy ją lakierem ochronnym. | Posadzki żywiczne na balkonie, tarasie i do garażu. Zalety i wady |
Adrenalina to hormon wydzielany w organizmie człowieka pod wpływem nadmiaru emocji. Codzienność, rutyna może zanudzić. Dlatego też w wolnym czasie poszukujemy zajęć, które zmotywują do aktywności. Jedną z tych ekstremalnych jest Enduro. To rodzaj sportu motorowego, gdzie osoba prowadząca motor stara się pokonać wyznaczoną trasę na nawierzchniach terenowych czy też asfaltowych. Gdzie poszukiwać takich wrażeń i jak się do tego przygotować? Przygotowanie do jazdy
Sport ten, jeżeli człowiek chce go uprawiać systematycznie, wymaga odpowiednio wybranego miejsca i przede wszystkim pełnoletności. Co ważne, w takiej sytuacji niezbędne jest posiadanie prawa jazdy kategorii A. Natomiast dla osób, które marzą jedynie o zapoznaniu się z tą aktywnością, szkoły i akademie mają przygotowane różnorodne oferty. Można znaleźć szkolenia dla osób całkowicie niepotrafiących jeździć na motorze, lecz – co ważne – chcących poznać te maszyny. Można znaleźć również oferty zajęć dla dzieci. Warunkiem uczestnictwa w przypadku najmłodszych jest ich sprawne poruszanie się na rowerze. Weekendowe zapoznanie się z Enduro wymaga jednak odpowiedniego rozeznania się w ofertach szkół. Ważne, by na początku można było wypożyczyć zarówno ubranie do jazdy, jak i sam sprzęt. Zakup motoru specjalnie dostosowanego do tego sportu, zaopatrzenie się w części niezbędne do naprawy maszyny to koszt od 1500 zł (firma Cross) i więcej (Yamaha czy BMW). Jeżeli przygoda ma się przedłużyć, wówczas kupienie odpowiedniego wyposażenia wymaga sporego nakładu finansowego. W skład dobrze skompletowanego stroju do Enduro wchodzi:
Kurtka
Bluza
Spodnie
Buty
Kask
Bielizna
Rękawice
Gogle
Do czołowych specjalistów w produkcji akcesoriów do Enduro zalicza się firma Adrenaline, Off Road Action czy też O’Neal. Nie tylko ubranie, ale także miejsce jest istotne, by odczuć klimat, jaki niesie ze sobą ten sport.
Dobre miejsce na Enduro
Nie da się bezpiecznie i bez szkody dla motocykla, swojego zdrowia, ale przede wszystkim bez łamania prawa uprawiać Enduro w dowolnym miejscu. Sport ten wymaga odpowiednio przygotowanej nawierzchni i pozwoleń. Dlatego też trzeba poszukać w szkółkach, akademiach, ale i na forum miłośników sportu miejsc, do których można pojechać. Co ważne, w przypadku wyboru szkoły, miejsce jazdy jest przygotowane tak, by można skorzystać z wielu atrakcyjnych i jednocześnie trudnych kombinacji. Wraz z przewodnikiem uczestnik jest poinformowany, czego może się spodziewać po tej trasie. Jednak nie zawsze kurs zapewnia ubezpieczenie. O to trzeba często zadbać samemu. W całej Polsce, ale i poza granicami kraju, są specjalnie wyznaczone trasy, pozwalające na pokonywanie różnych trudności. Warto poszukać tych miejsc w pobliżu miejsca zamieszkania. Co istotne, cyklicznie realizowane są także konkursy, zawody dla osób systematycznie uprawiających ten rodzaj sportu. Trzeba też pamiętać, że Enduro charakteryzuje się przede wszystkim brudem, głośnym rykiem silników motoru i ogromnym wysiłkiem wkładanym w prowadzenie ciężkich maszyn. Jeżeli człowiek ceni sobie adrenalinę połączoną z wysiłkiem, Enduro jest ciekawym pomysłem na weekend. | Na weekend Enduro! |
Pierwsze sztućce to dla dziecka ogromny skok w dorosłość. Zachęcają do samodzielnego jedzenia, pomagają ćwiczyć koordynację ręka–oko i sprawiają, że posiłek staje się dla malucha przyjemnością. Warto z nich zatem korzystać nie tylko w domu, ale również podczas rodzinnych wycieczek. Podpowiadamy, jak wybrać idealne sztućce podróżne. Idealne, czyli jakie?
Dziecięce sztućce podróżne powinny zajmować niewiele miejsca, aby bez problemu zmieściły się w wypakowanym po brzegi plecaku czy torebce mamy. Najwygodniejsze są zestawy w pojemniczkach, które nie tylko umożliwiają higieniczne przewożenie schowanych w nich łyżeczek i widelców, ale także zapobiegają ich zawieruszeniu. Co więcej, po skończonym posiłku sztućce można schować bez obaw, że coś nimi ubrudzimy. Ważny jest również materiał, z którego wybrany przez nas produkt został wykonany. Musi być bezpieczny dla dzieci – m.in. nie może być zawierać bisfenolu (BPA) – elastyczny, odporny na uszkodzenia i łatwy w czyszczeniu. Dla maluchów warto wybierać sztućce w całości wykonane z tworzywa sztucznego, natomiast dla starszaków metalowe, ale z miękkim antypoślizgowym uchwytem. Należy także zwrócić uwagę na ich kształt: powinny dobrze leżeć w małej rączce i gwarantować pewnych chwyt ułatwiający jedzenie. Nie mniejsze znaczenie ma jakość wykonania oraz cena, która zależy przede wszystkim od producenta. Lepiej nie kupować najtańszych sztućców nieznanych marek, ponieważ nie wiadomo, czy spełniają wszystkie normy bezpieczeństwa.
Sztućce Fisher Price On-The-Go. Wygodny i bardzo praktyczny zestaw podróżny. Uchwyty pełnią jednocześnie funkcję osłony chroniącej przed zabrudzeniem, dzięki czemu sztućce bez problemu zmieszczą się nawet w kieszeni. Łyżeczkę oraz widelec wykonano z bezpiecznego tworzywa, niezawierającego BPA. Można je myć w zmywarce. Cena: ok. 10 zł.
Sztućce Zak! Designs Smiley Baby.Dostępne w dwóch kolorach: różowym dla dziewczynki i niebieskim dla chłopca. Wykonane z materiału dopuszczonego do kontaktu z żywnością. Można je myć w zmywarce. Doskonałe do nauki samodzielnego jedzenia. W zestawie wygodne pudełeczko do przechowywania. Cena: ok. 25 zł.
Sztućce Canpol Babies. W zestawie specjalnie profilowana łyżeczka i widelec (w kolorze zielonym, niebieskim lub różowym) oraz wygodne etui do przechowywania i transportu. Zaokrąglone kształty są bezpieczne dla delikatnych dziąseł oraz ząbków dziecka. Sztućce wykonano z bezpiecznego tworzywa sztucznego. Przeznaczone dla dzieci od 12. miesiąca życia. Cena: ok. 10 zł.
Sztućce ZoLi. Dostępne w kolorze różowym, zielonym i pomarańczowym. Specyficznie wyprofilowane uchwyty z antypoślizgową powłoką ułatwiają naukę samodzielnego jedzenia. Dla większego bezpieczeństwa zarówno widelec, jak i łyżeczka mają zaokrąglone końce. W zestawie wygodne etui podróżne. Wszystkie elementy wykonane zostały z bezpiecznego tworzywa, nadającego się do mycia w zmywarce. Cena: ok. 40 zł.
Sztućce Beaba. Zestaw składający się z łyżeczki oraz widelca w eleganckim etui podróżnym z uchwytem. Dostępne w kolorach: zielonym, fioletowym, niebieskim, łososiowym, różowym i miętowym. Wykonane z wytrzymałego i odpornego na uszkodzenia tworzywa, które można myć w zmywarce (na górnej półce). Idealne zarówno dla maluchów leworęcznych, jak i praworęcznych. Przeznaczone dla dzieci od 8. miesiąca życia. Cena: ok. 37 zł.
Sztućce Mastrad Paris. Dostępne w kolorze zielonym i pomarańczowym. W zestawie dopasowane kształtem etui ułatwiające transport. Wykonane z miękkiego, bezpiecznego tworzywa sztucznego, niezawierającego BPA. Oryginalnie zaprojektowane uchwyty idealnie pasują do dziecięcej rączki, ułatwiając naukę jedzenia. Przeznaczone dla dzieci od 6. miesiąca życia. Cena: ok. 25 zł.
Wybierając sztućce podróżne, warto zwrócić uwagę na dodatkowe funkcje. Nie są one niezbędne, ale bardzo przydatne podczas wspólnych wyjazdów. Niektóre modele zmieniają kolor pod wpływem temperatury, informując, że jedzenie jest zbyt gorące lub za zimne. Inne mają ograniczniki na uchwycie, dzięki którym dziecko nie ma możliwości włożenia łyżeczki czy widelca za głęboko do buzi. Jest to szczególnie ważne w przypadku dzieci, które dopiero niedawno zaczęły samodzielnie spożywać posiłki. Ciekawe są również podróżne miseczki z wyznaczonym miejscem na łyżeczkę lub widelec.
) | Podróżne sztućce dla dziecka. Jakie wybrać? |
Wybieramy zasłony do mieszkania. Jaki kolor i typ materiału możemy wybrać? Na co zwrócić uwagę przed kupnem? Dekoracje okienne są nieodłączną częścią wyposażenia w mieszkaniu. Pełnią nie tylko rolę estetyczną, ale także funkcjonalną, chroniąc pomieszczenie przed światłem i ciepłem dochodzącym z zewnątrz. Wybór odpowiednich elementów aranżacji okien może być jednak dość trudny. Przed kupnem zasłon należy zastanowić się nad ich długością, zwrócić uwagę na rodzaj tkaniny, wzór i kolor. Ponadto, zanim zdecydujemy się na odpowiedni model, musimy także wybrać, czy chcemy zasłony na miarę, czy też gotowce ze sklepu. Przygotowaliśmy krótki przewodnik, który wytłumaczy wszystko krok po kroku. Jak wybrać zasłony i na co zwrócić uwagę przed kupnem?
Na miarę czy gotowce?
Do wyboru mamy dwie opcje. W sklepach najczęściej znajdziemy zasłony o standardowym rozmiarze 130 x 240-260 cm. Modele te będą pasować do większości okien w blokach i domach. Z kolei jeśli mamy do czynienia z niestandardowymi otworami okiennymi, najlepszą opcją jest zamówienie zasłon na miarę. Do tego będziemy potrzebować dokładnych wymiarów naszych okien. Zazwyczaj szerokość jednej zasłonki powinna być równa mniej więcej połowie okna. Wysokość jest mierzona odległością karnisza od parapetu lub podłogi.
Na co zwrócić uwagę przed kupnem?
Przed wyborem zasłon do mieszkania warto zwrócić uwagę na ich estetykę i kolorystyczne dopasowanie do całości wnętrza, a także funkcjonalność i praktyczność. Po pierwsze, kolor i wzór zasłon powinien być dobrze przemyślany, by idealnie pasował do aranżacji wnętrza. Pod względem barwy może to być kolor dominujący w przestrzeni (np. do beżowych ścian – pastelowe, kremowe zasłony) lub odcień wprowadzający pewnego rodzaju kontrast (do jasnych ścian – ciemne zasłony). Wzór? Możemy postawić na niewielkie geometryczne printy (np. groszki lub paski) lub florystyczne motywy. Uwaga, wzory powinny nawiązywać do stylu i estetyki przestrzeni. Jeśli pokój jest urządzony w morskim stylu, na zasłonkach idealnie sprawdzą się np. wzorki z kotwicą czy innymi morskimi elementami.
Po drugie, materiał wykonania. Z reguły tkaniny wybieramy w zależności od charakteru wnętrza. Do sypialni najlepiej wybrać grubsze materiały świetnie chroniące pomieszczenie przed promieniami słonecznymi i ciepłem dochodzącym z zewnątrz. W sklepach Allegro możemy znaleźć wiele materiałów zasłonowych, które możemy wykorzystać w aranżacji naszej przestrzeni. W kuchni z kolei należy postawić na lekkie, zwiewne zasłonki lub przeźroczyste firanki, dzięki którym pomieszczenie zawsze będzie ciepłe i jasne.Po trzecie, należy także wziąć pod uwagę charakter pomieszczenia. Do małych pokojów wybieramy lekkie i krótkie zasłony. Ciężkie tkaniny w tym przypadku mogą wizualnie zmniejszyć ściany. W ciemnych wnętrzach z kolei najlepiej postawić na lekkie, zwiewne zasłonki, które dodadzą całości nutki lekkości i wizualnie powiększą pomieszczenie.
Sposoby montażu zasłon
Możemy postawić na taśmę marszczącą, szelki, kanał czy metalowe kółka. Do montażu będziemy potrzebowali karnisza, paneli oraz śrub mocujących konstrukcję na ścianie. Warto pamiętać, że w zależności od wybranego sposobu montażu układanie tkaniny na karniszu będzie nieco się różnić. Najpopularniejszą opcją są oczywiście kółka, tymczasem w pomieszczeniach minimalistycznych świetnie mogą się sprawdzić np. szelki.
Wybór zasłonek do mieszkania powinniśmy uzależnić przede wszystkim od kolorystyki i estetyki wystroju pomieszczenia. Przed kupnem należy zwrócić szczególną uwagę na rodzaj materiału, jego strukturę, wzór i kolor. Do montażu zasłon możemy użyć szelek, metalowych kółek lub kanału. | Zasłony – jak wybrać i dopasować do wnętrza? |
Podtytuł tej powieści mówi bardzo wiele o tym, czego można po niej się spodziewać. „Podróż terapeutyczna” oznacza kolejną bardzo osobistą książkę Grażyny Jagielskiej, która historię swojego życia zaczęła opowiadać czytelnikom najpierw w „Miłości z kamienia”, a potem w „Anioły jedzą trzy razy dziennie”. Żona korespondenta wojennego, żyjąca w nieustannym stresie, pod presją, trafiła w końcu na leczenie na oddziale, gdzie zwykle trafiają ofiary stresu bojowego. „Normalne” życie niczym wojna
Brzmi może i niewiarygodnie, ale przecież ludzi, którzy – wydawałoby się – nie mają nic wspólnego z zagrożeniem życia, ze strachem, wcale nie jest mało; tempo życia w dzisiejszym świecie, walka o sukces, o pracę, o bycie najlepszym, o realizację marzeń i jeszcze tysiąc innych rzeczy sprawia, że coraz więcej osób nie daje sobie rady. Kryzys. Załamanie. Depresja. I z dnia na dzień człowiek, który wszystkich zadziwiał energią, nagle staje się zupełnie bezradny. Właśnie o takich doświadczeniach, swoich własnych oraz osób, które poznała w trakcie terapii, pisze Grażyna Jagielska.
Podróż w poszukiwaniu celu
W „Ona wraca na dobre” trudno oddzielić tak naprawdę realną podróż w głąb dżungli amazońskiej, w górę Rio Negro, wymarzoną wyprawę z młodości, od tego, co jest jedynie fantazją, wędrowaniem jedynie w wyobraźni, wizjami pełnymi symboli. Choć bohaterka jest przecież realnie w Ameryce Południowej, to jej przyjaciółka, z którą cały czas rozmawia, towarzyszy jej przecież tylko w głowie – opowiada własną historię i obie szukają odpowiedzi na ważne pytania. Rodzina i bliscy pewnie mogą okazać się pomocni, ale być może na następnym etapie. Na razie one same muszą wiedzieć na pewno, czego chcą, co jest dla nich ważne, a z czego można zrezygnować.
Co to jest szczęście?
Czym ono jest? Kiedy jesteśmy szczęśliwi? Mając na koncie bankowym milion złotych? Gdy dostaniemy kolejną pochwałę, awans, nagrodę? A może odwiedzając jakieś egzotyczne miejsce, czym potem możemy się pochwalić? Gdy przychodzi załamanie, nagle te wszystkie sprawy wydają się jakoś mało istotne. Co tak naprawdę będzie stanowiło o mojej wartości? Przełamanie lęków? Ta podróż – zarówno ta realna, jak i ta wewnętrzna, metafizyczna, są próbą poszukiwania odpowiedzi. Trudne warunki klimatyczne, powódź, która wypłoszyła wszystkich turystów, bariera językowa – są niczym wobec determinacji, by uczynić kolejny krok ku swojemu uzdrowieniu.Jest to powieść szczera i być może nawet najbardziej osobista, choć dużo mniej realistyczna niż poprzednie dwie tej autorki. Opis traumatycznych przeżyć i procesu terapii opisany został chyba nawet bardziej z punktu widzenia przyjaciółki Ewy niż samej pani Grażyny, ale dzięki tej dwuwarstwowości ta podróż jest ciekawsza, bardziej metaforyczna, ogólna, nie jest historią tylko jednego „przypadku”. W tej poetyckiej podróży chodzi przecież nie tylko o pomoc dla siebie, ale pokazanie również innym, że na zatrzymanie się, na zadanie sobie ważnych pytań warto znaleźć czas, aby potem nie było za późno. Zmiana nie musi oznaczać ciągłej szarpaniny, maratonu, porównywania się z innymi i dostosowywania się do oczekiwań otoczenia. Poruszające. Emocjonalne. Niełatwe. Ale „Ona wraca na dobre” to pozycja warta przeczytania, szczególnie jeżeli czytaliście dwie poprzednie książki Grażyny Jagielskiej.
Źródło okładki: www.znak.com.pl | „Ona wraca na dobre. Podróż terapeutyczna” Grażyna Jagielska – recenzja |
Lato to czas, kiedy w modzie pozwalamy sobie na więcej. Słońce, wysokie temperatury i letni wiatr sprawiają, że nasze ciepłe ubrania zostają na dnie szafy, a my mamy ochotę na eksperymenty. Jeśli też czujesz potrzebę zmian, wypróbuj owocowe, soczyste stylizacje. Sorbet cytrynowy
box:offerCarousel
To kolor, który wspaniale podkreśla muśniętą słońcem skórę. Pasuje zarówno blondynkom, jak i brunetkom. Pokochają go także panie o ognistym kolorze włosów. Stylizacje w kolorze soczystej cytryny to hit tego lata. Przede wszystkim w twojej wakacyjnej szafie powinna znaleźć się żółta sukienka. To podstawa wielu zestawień. Noś ją z białymi sneakersami i plecioną torbą, aby poczuć się jak na włoskich wakacjach. Wieczorem przyda się jeansowa kurtka – najlepiej o kroju ramoneski. Możesz postawić również na wakacyjne dodatki, takie jak żółte okulary przeciwsłoneczne, lekkie i wygodne espadryle lub małą torebkę na cienkim pasku.
Szalona pomarańcza
box:offerCarousel
Mogłoby się wydawać, że to wyjątkowo trudny kolor, tymczasem zestawiając go z takimi barwami, jak nude, khaki czy róż, będzie świeży, nowoczesny i bardzo modny. Na co postawić tego lata? Przede wszystkim na pomarańczowe dodatki, letnie fasony i delikatne materiały. Pomarańczowa sukienka w stylu boho to strzał w dziesiątkę. Wybierz sukienkę maxi, która odsłoni dekolt. Ubrania w tym kolorze podkreśl złotymi dodatkami – metalowe duże bransolety i delikatne długie naszyjniki będą najlepsze. Zamiast biżuterii możesz skusić się na zmywalne, metaliczne tatuaże. Polecamy też pomarańczowe szpilki, które będą pasować i do skórzanych spodni, i jeansów. Warte uwagi są pomarańczowe spodnie, np. dzwony, takie jak nosi brytyjska królowa stylu – Victoria Beckham.
box:imagePins
box:pin
Zielone jabłuszko
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Zielony to jeden z najpiękniejszych letnich kolorów. Zainwestuj zatem w kurtkę w tym odcieniu. Chcesz być na czasie – postaw na zieloną bomberkę lub ramoneskę.
Cenisz klasykę? Wystarczy zielona marynarka lub lekka parka, która ochroni cię podczas chłodniejszych wieczorów. Doskonały wybór to także zielona sukienka lub kombinezon.
Łącz je z żółtymi lub czerwonymi dodatkami. Zieleń na ubraniach może pojawić się w formie printu. W tym sezonie najmodniejsze są egzotyczne kwiaty i liście. Poza tym sprawdzi się zielona plisowana spódnica. Tę z kolei połącz z prostym białym T-shirtem i sandałkami na płaskim obcasie.
Orzeźwiająca pitaja
box:offerCarousel
Pitaja, czyli inaczej smoczy owoc, ma piękną różową skórkę, która może stać się inspiracją do stworzenia wakacyjnych stylizacji. Mocny róż wspaniale podkreśla opaleniznę, dlatego warto mieć ubrania w tym kolorze w swojej szafie, zwłaszcza latem. Wybierając sukienkę w tym kolorze, postaw na bardzo prosty fason. Nie sprawdzą się ani falbany, ani tiule. Różowa sukienka powinna być skromna, bez ozdób, bo przecież sam kolor będzie wyróżniał cię z tłumu. Róż to kolor, który świetnie współgra z ubraniami i dodatkami w kolorze pomarańczowym. To bardzo świeże i nowoczesne połączenie.
Soczysta truskawka
box:offerCarousel
Przede wszystkim w twojej wakacyjnej garderobie nie może zabraknąć klasycznego czerwonego stroju kąpielowego, takiego jaki w latach 90. nosiła Pamela Anderson w kultowym serialu Słoneczny patrol. To absolutny must have. Nie zapominaj o sukienkach np. w typie hiszpanki i bluzkach z hiszpańskim dekoltem. Do tego obowiązkowo plecione dodatki: wygodne espadryle, torebki koszyki oraz plecione kapelusze z dużym rondem, które ochronią przed gorącym słońcem.
Do soczystych kolorów zawsze doskonale pasować będą ponadczasowe dodatki jak np. jeansowa katana, sportowe buty i torebka w typie listonoszki. | Owocowe stylizacje idealne na wakacje |
Dysponując bardzo małym budżetem na zakup karty graficznej, nie możemy oczekiwać wysokiej wydajności, nawet jeśli będzie to używana karta graficzna do 300 zł. Postaram się jednak podpowiedzieć, czym kierować się podczas zakupu jednego z najważniejszych elementów peceta. Przedstawione w tym artykule modele oferują w miarę przyzwoitą wydajność. Karta graficzna, jak sama nazwa mówi, jest odpowiedzialna za generowanie i wyświetlanie obrazu. Wspiera również procesor w różnych zastosowaniach, takich jak obróbka zdjęć, renderowanie materiałów wideo czy animacji. Obecnie sprzęt ten wykorzystuje tak zwane biblioteki CUDA i OpenCL do wykonywania poszczególnych zadań. W przypadku skomplikowanych obliczeń, a także zastosowań biznesowych, najczęściej używa się kart graficznych AMD Radeon Pro i NVIDIA Quadro. Te jednak nie nadają się do grania w gry, ponieważ skierowane są do innej grupy odbiorców.
Oznaczenia kart graficznych NVIDIA i AMD
NVIDIA i AMD stosują oznaczenia, które pomagają nie tylko w prosty sposób zrozumieć, z jaką kartą mamy do czynienia. Dzięki nim dowiemy się, jaka jest to generacja karty i jaka może być mniej więcej jej wydajność.
AMD dzieli swoje karty na Radeon, a więc modele podstawowe, a także Radeon RX – gamingowe, ze znacznie większą wydajnością. Są także modele z najwyższej półki, oznaczone nazwą Vega. Rozróżnianie jest bardzo łatwe – pierwsza cyfra to generacja danej karty, natomiast druga to wydajność. Przykładowo Radeon RX 480 będzie starszy od Radeona RX 580. Dodatkowo 580 będzie wydajniejsza od RX 560.
NVIDIA natomiast oznacza swoje karty graficzne według następującego podziału: GeForce to modele podstawowe, GeForce GT to średnia półka, natomiast GeForce GTX to typowe modele dla graczy. Tutaj podobnie jak w przypadku AMD pierwsza cyfra (bądź obecnie cyfry) oznacza generację, natomiast druga wydajność. Przykładowo obecnie jedną z najmocniejszych kart dla graczy jest GTX 1080 i jest ona wydajniejsza od GTX 1060 i nowsza od GTX 960. Aby nie było tak łatwo, producent dodaje jeszcze dopisek Ti, który sugeruje, że mamy do czynienia z o wiele mocniejszą kartą. Są także topowe wersje, tak jak u AMD. Mowa o Titan, a więc Titan X i Titan Xp. Producenci kart, a więc ASUS, MSI, Sapphire, ZOTAC, Sapphire i inni stosują także dodatkowe oznaczenia, np. OC, AMP. Nazwy te podpowiadają, że taktowanie rdzenia i pamięci mogło być podkręcone przez producenta, aby oferować jeszcze większą wydajność. Kupując taką kartę, otrzymujemy także autorskie chłodzenie. Niekiedy mamy do czynienia z tak zwanym wodnym chłodzeniem. Entuzjaści komputerowi sami wprowadzają modyfikacje w postaci bloków wodnych, aby otrzymać większą wydajność po podkręcaniu taktowania lub po prostu chcą mieć jak najcichszy komputer.
Z racji tego, że operujemy bardzo mocno ograniczonym budżetem, prezentowane karty graficzne będą pozwalały raczej na uruchomienie starszych tytułów. Powinny służyć jako rezerwa do dalszej rozbudowy komputera.
XFX R5 230 Core Edition 2GB GDDR3
box:offerCarousel
Pierwszym modelem jest produkt firmy XFX. Karta graficzna obsługuje takie standardy, jak DirectX 10, 10.1 i 11. Niestety, R5 230 nie należy do najmocniejszych układów. Już podczas premiery była to karta z najniższej półki. Tak czy inaczej ma trzy porty do podłączania monitorów: D-Sub, DVI i HDMI. Karta ma 2 GB pamięci DDR3, taktowanie rdzenia wynosi 750 MHz, natomiast pamięci 1300 MHz. Co ciekawe, wielu śmiałków z powodzeniem, aczkolwiek na bardzo niskich ustawieniach graficznych, uruchamiało na tym modelu takie gry, jak: GTA V, Fortnite i Battlefield 4. Z racji tego że jest to chipset AMD, mamy tu do dyspozycji takie technologie, jak FreeSync i Eyefinity. Osoby, które budują małe komputery z obudową miniPC, będą zadowolone z tego modelu, ponieważ XFX R5 230 ma tak zwaną budowę low profile, a więc ma zaledwie 6,88 cm wysokości. Współpracuje z płytą główną za pomocą złącza PCI Express x16 – standardowego obecnie portu. Karta kosztuje około 200 złotych, a więc dużo poniżej budżetu.
Gigabyte GT710
box:offerCarousel
GIGABYTE GT710 to model przeznaczony głównie do komputerów biurowych, ale za sprawą mocnego taktowania pamięci możliwe będzie uruchomienie starszych gier. Dużym atutem karty jest zastosowane przez producenta chłodzenie pasywne, a więc składające się tylko z radiatora. Oznacza to zupełną ciszę. Chipset GT 710 został przygotowany przez firmę NVIDIA. W porównaniu do XFX R5 230, gdzie zastosowano starsze pamięci GDDR3, w przypadku GIGABYTE GeForce GT710 mamy 2 GB pamięci GDDR5. Taktowanie rdzenia wynosi 954 MHz, natomiast pamięci 5010 MHz. Model ten wspiera standard DirectX 12 i OpenGL 4.5. Karta ma dwa złącza wideo: DVI i HDMI. Podczas testów w GTA V na niskich ustawieniach rozdzielczości można było uzyskać płynne 35-40 klatek na sekundę, co w karcie budżetowej jest naprawdę dobrym wynikiem. GT710 łączy się z podzespołami za pomocą złącza PCI-E. Karta kosztuje około 240 złotych.
XFX R7 240 Core Edition 2GB DDR3
box:offerCarousel
XFX R7 240 Core Edition to wydatek rzędu 280 złotych. Co ciekawe, pomimo tego że jest to jedna ze starszych kart graficznych, umożliwia płynną rozgrywkę (oczywiście, jeśli obniżymy ustawienia) w takich grach, jak: Counter Strike: Global Offensive, Crysis 3 i Skyrim. Nie są to najnowsze tytuły, ale nadal bardzo grywalne. W końcu w CS do dziś rozgrywane są turnieje, a przecież ta strzelanka wydana była sześć lat temu. Karta oferuje taktowanie rdzenia na poziomie 700 MHz, pamięci 1600 MHz. Ma 2 GB pamięci DDR3. Na śledziu znajdziemy takie złącza, jak: D-SUB, DVI i HDMI. W tym przypadku nie mamy jednak wsparcia DirectX 12. Karta ma chłodzenie aktywne, aczkolwiek wentylator może pracować głośniej tylko pod naprawdę mocnym obciążeniem.
ASUS GT 1030 2GB GDDR5
box:offerCarousel
Wprawdzie będzie to delikatne naciągnięcie kwoty, jaką dysponujemy, jednak miejmy nadzieję, że lada chwila karta ta będzie tańsza. Mowa o ASUS GT 1030 2GB GDDR5. Jej cena wynosi obecnie około 350 złotych, jednak widoczny jest jej spadek. Warto jednak zainteresować się tym modelem, ponieważ jeśli odpowiednio ustawimy detale, możemy cieszyć się rozgrywką w takie gry, jak: Wiedźmin 3, Battlefield 1, Watch Dogs 2, GTA V, Far Cry Primal oraz Fallout 4. ASUS GeForce GT 1030 jest niskoprofilową kartą, która korzysta z układu Pascal GP108. Oferuje 384 rdzenie CUDA oraz 2 GB pamięci wideo typu GDDR5. Za sprawą pasywnego chłodzenia nie generuje ona żadnych dźwięków. Jest to najmocniejszy w tym zestawieniu chipset graficzny. Obsługuje standard DirectX 12, taktowanie rdzenia wynosi 1266 MHz, w trybie boost podnosi się do 1506 MHz, natomiast taktowanie pamięci wynosi 6008 MHz. Karta może łączyć się z monitorami za pomocą DVI i HDMI. | Karta graficzna do 300 zł |
Zanim załadujesz kawę do ekspresu, musi ona przebyć setki kilometrów i szereg zabiegów pozwalających na wydobycie smaku i aromatu z ziaren kawowca. Kawę możesz robić w ekspresie, kawiarce lub zalewać wrzątkiem. Z mlekiem, cukrem, dodatkami smakowymi – pij kawę, jak lubisz! Międzynarodowy Dzień Kawy obchodzony 29 września to stosunkowo nowe święto, bo ustanowione w 2015 roku. W tak krótkim czasie zdobyło wielu zwolenników. Trudno się dziwić, bo wielu osobom ciężko jest wyobrazić sobie początek dnia bez aromatycznej, ciepłej kawy. Skąd pochodzi kawa i jaką drogę musi przebyć, by dotrzeć do Polski? Jaka jest najlepsza?
Uprawa kawy na świecie – skąd się biorą arabika i robusta?
Arabika i robusta to dwa najpopularniejsze gatunki kawy uprawiane na świecie. Pochodzą ze strefy pomiędzy zwrotnikami Raka i Koziorożca i tam się je uprawia. Kawowiec potrzebuje tropikalnych warunków (wysokiej temperatury i dużej wilgotności), by wydać owoce, z których pozyskuje się ziarna. Owoce kawowca zbiera się ręcznie lub przy użyciu specjalnych kombajnów, co wpływa na cenę kawy.
Robusta i arabika różnią się od siebie zawartością kofeiny i smakiem. Najpopularniejsza arabika ma mniej kofeiny, ale oferuje o wiele bogatszy smak w zależności od obróbki, z kolei robusta ma prostszy smak i zawiera więcej kofeiny, dlatego zwykle jest traktowana jako wzmacniający dodatek do arabiki. Smak kawy zależy w dużej mierze od jej pochodzenia, a także obróbki, jakiej poddawane są ziarna kawowca.
box:offerCarousel
Znanym, ale ze względu na wysoką cenę (ok. 2000 zł za kilogram) mało popularnym rodzajem kawy jest indonezyjski kopi luwak. Jej wartość i ekskluzywność wynikają z pochodzenia – owoce kawowca (zwykle arabiki) najpierw zjada łaskun (ssak nazywany w Indonezji lukawiem), po czym wydala sfermentowane ziarna. Są one oczyszczane, suszone i prażone. Kawa kopi luwak jest łagodna, słodkawa i ma nuty czekoladowo-karmelowe.
box:offerCarousel
Obróbka ziaren – jakie znacznie ma palenie kawy? Wybierać kawę mieloną czy w ziarnach?
Ziarna kawy od miąższu owoców oddziela się jedną z dwóch metod – na sucho lub na mokro, a następnie pozyskane ziarna suszy się i praży. Palenie kawy pozwala uwolnić jej smak i aromat, a temperatura palenia znacząco wpływa na to, jak kawa będzie smakowała. Najczęściej praży się mieszanki ziaren arabiki i robusty.
Jasne palenie odbywa się w 200°C i jego efektem jest korzenny posmak kawy, brak wyczuwalnej goryczki, zachowanie naturalnej kwasowości oraz jasnobrązowy kolor ziaren. Z kolei tzw. średnie palenie przeprowadza się w temperaturze 210°C. Średnio palone ziarna stają się brązowe, mają lekką goryczkę i są kwaskowate. Ciemno palona kawa praży się w 225°C, jest intensywna w smaku i ma silny aromat. Traci całą kwasowość, ma posmak karmelu i goryczki.
Kawę po uprażeniu pakuje się do szczelnych torebek, czasami ziarna są wcześniej mielone. Wybór kawa mielona a ziarnista zależy od indywidualnych preferencji. Jeśli masz rano czas na mielenie kawy i dysponujesz młynkiem do kawy lub ekspresem z wbudowanym młynkiem, wybieraj kawę ziarnistą – świeżo mielone ziarna mają więcej smaku i aromatu niż kawa mielona. Jeśli jednak nie masz ekspresu i nie chcesz codziennie mielić ziaren, wybieraj kawę mieloną.
box:offerCarousel
W czym najlepiej parzyć i jak podawać kawę, by zawsze była pyszna i aromatyczna?
Kawę można parzyć na wiele sposobów i w różnych urządzeniach. Najpopularniejsze są łatwe w obsłudze i pozwalające szybko uzyskać aromatyczny napój ekspresy ciśnieniowe. Dzięki nim można uzyskać kawę jak z kawiarni nawet w domowym zaciszu. Dużą popularnością cieszą się też ekspresy przelewowe.
Najprostsze w użytkowaniu są ekspresy kapsułkowe. Pozwalają uzyskać różne rodzaje kawy przy użyciu jednego przycisku. Jednak nie sprawdzą się dla wytrawnych kawoszy czy osób lubiących eksperymentować z parzeniem kawy i tworzeniem niepowtarzalnych mieszanek tego napoju. | Międzynarodowy Dzień Kawy – jak powstaje ten aromatyczny napój |
Na przestrzeni kilku ostatnich lat sztuki walki stały się niezwykle popularne. Te ogólnorozwojowe dyscypliny coraz częściej bywają elementem zbilansowanego treningu. Zapraszam na przegląd napięstników kosztujących mniej niż 20 złotych. Zalety płynące z trenowania sztuk walki
Na początek spróbujmy przekonać się do tego rodzaju dyscyplin. Większości z nas, zapewne za sprawą niezbyt ambitnych filmów trzeciej kategorii, kojarzą się one z brutalną walką na ringu. W tym przypadku warto jednak odgraniczyć fikcję od rzeczywistości oraz zawodowe sztuki walki od klasycznego treningu wspomagającego – to zupełnie odmienne rzeczy. Owszem, w ostatnim przypadku również możemy pokusić się o sparing z przeciwnikiem, ale o jakiejkolwiek szeroko pojętej agresji nie powinno być mowy. Jedyne, co ma nam towarzyszyć podczas zmagań treningowych, to koncentracja i precyzja.
Wszystkie dyscypliny sztuk walki są niesamowicie ogólnorozwojowymi rodzajami sportu. Kształtujemy dzięki nim praktycznie całe nasze ciało, poprawiamy wydolność, szybkość i ogólnie pojętą kondycję. Przy właściwie przeprowadzonym treningu, już w kilka dni jesteśmy w stanie osiągnąć efekty, na które za pomocą zwyczajnego sprzętu w siłowni musielibyśmy pracować tygodniami. Jeśli więc w naszej siłowni znajduje się specjalnie wydzielone miejsce z matami do treningu, koniecznie musimy spróbować swoich sił w sztukach walki i przekonać się, jak szybko pomogą nam one osiągnąć wymarzone rezultaty.
Czym są napięstniki?
By rozpocząć regularny trening sztuk walki z użyciem takich przyrządów, jak worki bokserskie czy choćby manekin wykonany z materiału bądź drewna, musimy najpierw wyposażyć się w napięstniki. Te ochraniacze pięści w swej konstrukcji przypominają klasyczną rękawicę z „krótkimi” palcami. Najczęściej są wykonane z elastycznego materiału, który nie tylko pozwala dopasować je do dłoni, ale i usztywnia cały nadgarstek sprawiając, że w mniejszym stopniu jesteśmy narażeni na kontuzję. Na wierzchniej części znajduje się gąbka ochraniająca górną powierzchnię dłoni oraz kostki, co ma diametralne znaczenie w przypadku treningu osób początkujących, a także podczas każdego sparingu. W tym miejscu należy wspomnieć również o napięstnikach profesjonalnych, które mają kształt klasycznej rękawicy bokserskiej, są zdecydowanie bardziej smukłe i wykonano je z o wiele twardszej pianki. Tą grupą ochraniaczy nie będziemy się dziś zajmować – służą tylko do sparingów, a ich cena znacznie przekracza założony przez nas budżet.
Napięstniki do 20 złotych – przegląd
Na aukcjach internetowych znajdziemy sporo ofert w kategoriach tego rodzaju sprzętu, choć najczęściej będzie to kilka powtarzających się modeli danego producenta. Dokonując wyboru, musimy przede wszystkim skupić się na rozmiarze. Napięstnik musi ściśle przylegać do dłoni, ale nie może w żaden sposób krępować ruchów. Równocześnie nie powinien uciskać na tyle, by ograniczać przepływ krwi. W dobraniu odpowiednich napięstników pomoże nam bogata oferta rozmiarów – najczęściej od XS do XL, oraz orientacyjna tabela podpowiadająca, jak dopasować rozmiar do dłoni. Jakość wykonania jest oczywiście również istotna, lecz w tym przedziale cenowym nie ma sensu liczyć na cuda. Teraz skupmy się więc na treningu, a w lepsze jakościowo napięstniki zainwestujmy nieco później.
Napięstnik Dragon– wykonane z poliestru i bawełny ochraniacze na pięści, których główną zaletą jest stosunkowo niska cena oraz precyzyjny sposób wykonania. Gruba warstwa pianki dobrze zabezpiecza kostki, a jej odpowiednie spasowanie sprawia, że nie przemieszcza się ona podczas wyprowadzania ciosów. Materiał, z którego je wykonano, jest stosunkowo przewiewny, więc powinien ograniczyć w pewnym stopniu pocenie się dłoni.
Napięstnik Allright– nieco gorszy pod względem wykonania od ochraniaczy firmy Dragon. W oczy rzuca się przede wszystkim słabsza jakość ściągacza elastycznego, która czasami skutkuje przesuwaniem się napięstnika podczas wyprowadzania ciosów. Natomiast model ten bardzo dobrze chroni kostki. Jego zaletą jest również niska cena oraz aż 4 wersje kolorystyczne: czarna, biała, niebieska i czerwona. Producent tych ochraniaczy, jako jeden z nielicznych, przy tabeli rozmiarów podaje orientacyjne wymiary dłoni, dzięki czemu bez problemu wybierzemy odpowiedni rozmiar dla siebie.
Napięstnik Spokey– zdecydowanie najciekawsza propozycja dla osób, które mają zamiar trenować z użyciem materiałowego worka treningowego. Napięstniki Spokey posiadają nieco cieńszą warstwę pianki od pozostałych, za to idealnie przylegają do dłoni. Ich ogromną zaletą jest możliwość regulacji ucisku poniżej linii nadgarstka, której dokonujemy za pomocą zapinanego na rzep paska. Te napięstniki posiadają również zdecydowanie najładniejszy design, więc nie będziemy w nich wyglądać niczym gospodyni domowa. Są wykonane z poliestru z domieszką bawełny, przez co dobrze odprowadzają wilgoć. | Ochraniacze na pięści (napięstniki) do 20 złotych. Przegląd |
Obudowa to bardzo ważny element komputera stacjonarnego. To w końcu w niej mieszczą się wszystkie podzespoły. Obudowa odpowiada też za prawidłową cyrkulację powietrza, a tym samym temperaturę pracy procesora i karty graficznej, które najczęściej się grzeją. Dlatego też nie wolno oszczędzać na tym elemencie i warto zdecydować się na model znanego i cenionego producenta. Ceny obudów do komputerów są różne. Zaczynają się od kilkudziesięciu złotych, a kończą na kilkuset, a nawet ponad 1,5 tys. zł. Te najdroższe powstały z myślą o osobach, dla których liczą się nie tylko możliwości, ale przede wszystkim oryginalny wygląd. Są one jednak na tyle drogie, że ich zakup nie jest opłacalny, o ile nie jesteśmy milionerami. Warto jednak na obudowę przeznaczyć około 100-200 zł.
Zalman Z9
To bardzo popularna, ale też stosunkowo droga obudowa typu Midi Tower. Można do niej włożyć płyty główne w rozmiarze Micro-ATX oraz standardowe ATX. Obudowa jest wyposażona w jeden wentylator o średnicy 120 mm, ale dodatkowo można zamontować jeszcze dwa wiatraki o średnicy 120/140 mm. Model Zalman Z9 ma trzy zewnętrzne kieszenie 5,25 cala i jedną 3,5 cala oraz pięć wewnętrznych 3,5 cala i 7 slotów rozszerzeń. Przedni panel został wyposażony w dwa złącza USB 2.0 oraz dwa porty mini-jack 3,5 mm. Za obudowę trzeba zapłacić od 180 do nawet 350 zł za wersję Plus Silent z portami USB 3.0 i oknem wykonanym z przezroczystego pleksi.
Cooler Master Elite 335
To także obudowa typu Midi Tower, w której można zamontować płyty główne w standardzie ATX i Micro-ATX. Została wykonana ze stali oraz plastiku ABS. Model Cooler Master Elite 335 pozwala na korzystanie z karty graficznej o maksymalnej długości 315 mm oraz chłodzenie procesora o wysokości do 163 mm. Obudowa ma cztery kieszenie zewnętrzne 5,25 cala, jedną zewnętrzną 3,5 cala i pięć wewnętrznych 3,5 cala, a także 7 gniazd rozszerzeń. Przedni panel ma dwa złącza USB 2.0 i wejście oraz wyjście audio mini-jack 3,5 mm. Za Cooler Master Elite 335 trzeba zapłacić od 170 do 200 zł.
SilentiumPC Brutus M25
To jedna z najlepszych obudów w kategorii cenowej 100-200 zł. Konstrukcja oferuje wiele elementów charakterystycznych dla urządzeń klasy premium. Są to między innymi: filtry przeciwkurzowe we wszystkich wlotach powietrza, beznarzędziowe montowanie napędów, zasilacz umieszczony w dolnej części i wreszcie miejsce aż na sześć wentylatorów o średnicy 120 mm każdy (dwa są w zestawie). Na dodatek przedni, a w sumie to górny panel obudowy ma aż cztery złącza USB – trzy USB 2.0 i jeden USB 3.0. Model SilentiumPC Brutus M25 kosztuje około 160-180 zł.
Aerocool VS-92
To także obudowa typu Midi Tower, czyli tak samo mieści płyty główne w rozmiarze ATX oraz Micro-ATX. Model Aerocool VS-92 pozwala na zamontowanie dodatkowo aż sześciu wentylatorów: trzech o średnicy 120 mm z przodu, dwóch o średnicy 120 mm z boku oraz jednego 120 mm od dołu (w zestawie znajduje się jeden wentylator 120 mm z tyłu). Obudowa pozwala na zamontowanie kart graficznych o maksymalnej długości 400 mm i chłodzenie procesora o wysokości do 158 mm. Na przednim panelu obudowy, który został umieszczony nad kieszeniami 5,25 cala, znajdziemy dwa porty USB 3.0 oraz złącze słuchawkowe i mikrofonowe mini-jack 3,5 mm. Aerocool VS-92 ma osiem zewnętrznych kieszeni 5,25 cala i sześć kieszeni wewnętrznych 3,5 cala. Za obudowę trzeba zapłacić około 200 zł.W cenie około 100-200 złotych można znaleźć mnóstwo ciekawych obudów, które spełnią oczekiwania nie tylko zwykłych użytkowników, ale też tych najbardziej wymagających, czyli graczy komputerowych. Warto zainwestować w model z dużą ilością miejsc na wentylatory i później dokupić wiatraczki, aby obniżyć temperaturę pracy podzespołów. | Polecane obudowy do komputerów |
Rozpoczynając pierwszą rozgrywkę w Splendor, nie byłem przychylnie nastawiony do tej gry. Ot, proste zbieranie kart. Niemniej po każdej kolejnej turze wciągałem się coraz bardziej. Dziś mogę śmiało powiedzieć, że Splendor to jedna z najlepszych gier planszowych wydanych w 2014 roku. Handlarze epoki Renesansu
Autorem gry jest francuz Marc Andre, a zilustrował ją jego rodak Pascal Quidault. Fabuła, której poświęcono jedno rozbudowane zdanie w instrukcji, stanowi tylko tło rozgrywki. Gracze wcielają się w handlarzy kamieniami szlachetnymi z epoki Odrodzenia. Wygrywa osoba, która zdobędzie największy splendor w tej dziedzinie (czyli zdobędzie 15 punktów). Trudno mi powiedzieć, żebym w czasie gry poczuł renesansowy klimat kupiecki. Nie jest to wina oprawy graficznej, gdyż ta stoi na wysokim poziomie i jest przyjemna dla oka. Przebojowość gry Splendor nie tkwi w fabule, a w prostej i wciągającej mechanice oraz sposobie wykonania jej elementów. Szczególnie żetonów przedstawiających szlachetne kamienie (diamenty, szmaragdy, rubiny, szafiry, onyksy) oraz złoto. Są dość spore i solidnie zrobione, co może przypaść do gustu zwłaszcza młodszym graczom. Na pochwałę zasługuje również wypraska, w której znajdują się dobrze dopasowane miejsca na wszystkie elementy.
Zasady gry
Przygotowanie elementów do rozgrywki zajmuje tylko chwilę. Wystarczy wylosować i rozłożyć odpowiednią liczbę arystokratów w jednej linii oraz potasować i odsłonić po cztery karty rozwoju z poszczególnego poziomu (od I do III). Do tego z boku wykładamy 35 żetonów kamieni szlachetnych oraz pięć żetonów złota (są to jokery, które zastępują dowolny kruszec).
Grę zaczyna najmłodszy uczestnik przy stole. Każdy podczas swojej tury może wykonać jedną z czterech czynności:
wziąć trzy różne kamienie szlachetne,
wziąć dwa takie same kamienie szlachetne (pod warunkiem, że w „banku” są dostępne co najmniej cztery kamienie tego rodzaju),
zarezerwować kartę rozwoju i zabrać żeton złota,
zakupić jedną kartę rozwoju albo jedną z zarezerwowanych wcześniej kart.
Pobrane klejnoty (można posiadać maksymalnie 10) umożliwią nam zakup kart rozwoju, które dzielą się na trzy poziomy. Za te z trzema kropkami na rewersie przyjdzie nam zapłacić najwięcej, ale też oferują sporo punktów prestiżu. Czym są punkty prestiżu? To cyfry widniejące w lewym górnym rogu karty (od 0 do 5). Oprócz punktów prestiżu, karty rozwoju dają nam bonus w poszczególnych kamieniach szlachetnych. Na przykład po zakupie karty z kopalnią w górach będziemy mieć na stałe jeden diament.
Można też spróbować pozyskać arystokratę wartego trzy punkty (należy mieć wtedy odpowiednie karty). Rozgrywka toczy się do momentu, w którym jeden z graczy osiągnie 15 punktów. Wtedy pozostali uczestnicy dogrywają swoją turę (tak, aby każdy z nich rozegrał identyczną liczbę tur) i następuje podliczenie punktów prestiżu. Wygrywa osoba, która zdobyła ich najwięcej, czyli osiągnęła największy splendor w handlu kamieniami szlachetnymi. Zasady banalnie proste. Podczas pierwszej rozgrywki skupiałem się tylko na dobieraniu takich kamieni, żeby było mnie stać na zakup upatrzonej karty. Dopiero podczas kolejnych gier starałem się planować długofalowo swoje poczynania i inwestować w te karty rozwoju, które umożliwią mi zdobywanie większej liczby punktów prestiżu.
Podsumowanie
Gra Splendorbyła nominowana do renomowanej nagrody Spiel des Jahres 2014 (przegrała z Przebiegłymi Wielbłądami „Camel Up”). To bardzo wciągająca gra z prostymi zasadami i świetnie wykonanymi elementami. Zabawa w handlarzy kamieniami szlachetnymi jest dynamiczna i przyprawia o szybsze bicie serca. Szczególnie pod koniec, kiedy ma się wrażenie, że zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki, gdy brakuje tylko tego jednego klejnotu. Niestety czujny rywal może zabrać go nam sprzed nosa. Na pudełku znajdziemy informację, że gra jest przeznaczona dla osób powyżej 10 roku życia. Z opanowaniem reguł powinny jednak poradzić sobie i młodsze dzieci.
Splendor to gra dla każdego. Prosta, w miarę szybka i z wyważoną mechaniką. Jej cena również jest rozsądna. Na Allegro można ją zakupić już za około 90 złotych. | Splendor – prawdziwy diament wśród gier planszowych. Recenzja |
Przesuszona i zaczerwieniona skóra na policzkach to jesienno-zimowy problem. Można go uniknąć, stosując odpowiednie kremy. Chronią one nie tylko przed wpływem mrozu, ale także wiatru. Warto sprawdzić, czy mają odpowiednie składy. Czego szukać w intensywnych kremach na zimę? Jesienno-zimowa pielęgnacja skóry twarzy
Dlaczego wybór dobrego, intensywnego kremu do pielęgnacji skóry jesienią i zimą jest tak ważny? To właśnie w tych porach roku, czyli gdy na zewnątrz panuje niska temperatura, skóra produkuje mniej łoju. Co za tym idzie – jest gorzej chroniona przed wpływem zimna i wiatru. W efekcie, niezabezpieczona substancjami natłuszczającymi, ulega przesuszeniu. Dodatkowo, gdy jest przemarznięta, może piec, a nawet pękać. Jej kondycji nie sprzyjają nagłe zmiany temperatury, np. wchodzenie do dobrze ogrzanych pomieszczeń i wychodzenie na zewnątrz, szkodliwy wpływ ma też promieniowanie UVB, które zimą jest równie wysokie jak latem.
Aby zminimalizować szkodliwy wpływ tych czynników, jesienią i zimą przed każdym wyjściem na świeże powietrze stosujmy specjalny krem. Za skuteczną zimową pielęgnację odpowiada szereg substancji, które mają pozytywny wpływ na skórę.
Czego szukać w kremach na zimę?
Doby krem zimowy powinien zawierać przede wszystkim treściwe gęste oleje o działaniu natłuszczającym. Najlepiej szukać w składach gotowych kosmetyków oleju migdałowego, arganowego, lnianego. Oleje to bogactwo witamin i składników mineralnych. Bardzo dobrze nawilżają i odżywiają skórę oraz dodają jej witalności. Przede wszystkim jednak zapobiegają wysuszeniu wierzchnich warstw skóry i utracie wody.
Podobne działanie ma masło shea oraz masło kakaowe. To pierwsze doskonale natłuszcza, regeneruje podrażnioną skórę i przyspiesza gojenie drobnych ran powstałych wskutek przemarznięcia. Zwolennicy naturalnej pielęgnacji mogą zainwestować w 100% masło shea.
W kremach zimowych warto szukać także witamin. Te najważniejsze to witamina A i E, mają one bowiem właściwości regenerujące i odżywiające. Można również wypróbować maść z witaminą A. Ważna w pielęgnacji skóry zimą jest poza tym witamina C – kwas askorbinowy wzmacnia i zwęża naczynia krwionośne, zapobiegając pękaniu naczynek.
Złotym duetem i niejako standardem w kremach na zimę jest zawartość pantenolu i alantoiny. Substancje te mają właściwości łagodzące podrażnienia spowodowane między innymi przez wiatr lub mróz.
I na koniec rzecz bardzo ważna, ale często pomijana – filtr przeciwsłoneczny. Dlaczego to tak istotne, by krem na niepogodę go posiadał? Promienie słoneczne zimą są równie intensywne, jak latem. Powinniśmy się przed nimi chronić w szczególności na stokach narciarskich bądź dłuższych spacerach. Wybierzmy zatem krem z dość wysokim faktorem, np. 30 lub 50.
Krem na zimę a typ cery
Ważną kwestią jest ponadto dobór kremu do rodzaju cery. Jeśli masz skórę tłustą, unikaj obciążających kremów. Zdecyduj się raczej na krem nawilżający, najlepiej jeśli nie będzie zawierał wody. W składzie nie powinno być też olejów mineralnych. Sprawiąją one, że skóra się świeci. Dobrym pomysłem jest zainwestowanie w zimowy krem z filtrem UV.
Z kolei do skóry suchej odpowiedni będzie krem półtłusty lub tłusty. Egzamin zdadzą te oparte na olejach czy maśle shea. Jeśli natomiast masz skórę naczynkową lub wrażliwą, szukaj preparatu z zawartością witaminy C. | Jakich składników szukać w intensywnych kremach na jesień i zimę? |
Pocztówki od dawna cieszyły się dużym zainteresowaniem. Wiele osób zbierało kartki pocztowe przedstawiające miasta, kwiaty czy w tematyce bożonarodzeniowej. Pojawili się również kolekcjonerzy pocztówek związanych z… piwem. Hobby polegające na kolekcjonowaniu pocztówek nazywa się deltiologią albo filokartystyką. Jest tak stare, jak stara jest tradycja wysyłania kartek pocztowych. Złote lata widokówek przypadały na XIX wiek i pierwszą połowę XX wieku. W Niemczech mówiono wówczas, że jeśli pociąg, którym podróżujesz, zatrzymuje się na jakiejś stacji na tyle długo, aby wysłać z niej kartkę, trzeba to zrobić. Wysyłano je i później kolekcjonowano tak zapamiętale, że już w XIX wieku zaczęto wydawać czasopisma dla zbieraczy widokówek.
Lokalne browary w cenie
Niewątpliwie do najcenniejszych „piwnych” widokówek należą przedstawiające browary. Na rynku najczęściej można spotkać pocztówki, na których widnieją duże i popularne przedsiębiorstwa. Najwyższe ceny w tej grupie osiągają jednak stare, przedwojenne widokówki, na których uwieczniono niewielkie zakłady regionalne, często już nieistniejące. Były one drukowane w małych nakładach, przetrwała ich więc garstka. Stały się przedmiotem zainteresowania nie tylko birofilistów, ale także regionalistów zbierających pamiątki z danego obszaru. Można też włączyć do kolekcji reprodukcje oryginalnych pocztówek tego typu oraz zwykle tanie, powojenne i współczesne widokówki.
Kartka pod dobrą datą i w mundurze
Na rynku dużo jest humorystycznych pocztówek ukazujących przyjemność picia piwa lub zgubne skutki pijaństwa, część z nich nawet została opatrzona frywolnymi wierszykami. Łatwo można więc znaleźć kartki pocztowe przedstawiające z jednej strony siedzące za stołami kompanie piwoszy, z drugiej zaś „ciężkie powroty” do domu i niezbyt przychylne reakcje małżonek. Do wielu z nich pozują dzieci – dziś rzecz nie do pomyślenia, kiedyś na porządku dziennym. Inne podkreślają zaradność gospodyń domowych, które pamiętają o tym, by zapewnić swoim mężom kufel piwa po ciężkim dniu pracy. Są również pocztówki ukazujące szczególnie mocny w armii pruskiej, a potem w siłach zbrojnych Cesarstwa Niemieckiego „nierozerwalny związek” żołnierza ze złocistym trunkiem (jego przejawem oprócz widokówek były m.in. przepiękne kufle rezerwistów). Ceny egzemplarzy z pierwszych dziesięcioleci XX wieku zaczynają się od kilkunastu złotych, a kończą na kilkudziesięciu, niekiedy kilkuset złotych. Czasem też uda się upolować ładną kartkę za kilka złotych.
Zobacz również: Naczynia dla birofila: kufle, szklanki i pokale
Reklama dźwignią… piwa
Można trafić również na widokówki „reklamowe”, związane z imprezami piwnymi lub markami piwa. Większość reprezentantek tej pierwszej grupy pochodzi oczywiście z monachijskiego święta Oktoberfest. Ma ono długą tradycję, w obiegu kolekcjonerskim pojawiają się więc pocztówki i stuletnie, i sprzed kilku lat. Ich zakup zależy od zasobności portfela. Przedstawicielki drugiej z wymienionych grup – reklamówki określonych marek piwnych – należą niewątpliwie do najtańszych pocztówek birofilistycznych. Te najpopularniejsze, wydawane w dużych nakładach można niekiedy kupić nawet za 1 zł lub 2 zł.
Pozujemy do zdjęcia
W XIX wieku i przez pierwsze dziesięciolecia XX wieku dużą popularnością cieszyły się kartki pocztowe będące w rzeczywistości zdjęciami danej osoby z nadrukowanym „formularzem” pocztówki na odwrocie. Wysyłało się je rodzinie i przyjaciołom, żeby nie zapomnieli, jak wygląda dawno niewidziany wujek czy stryjek. Jeśli jednak wujek czy stryjek byli piwoszami, istniało duże prawdopodobieństwo, że każą się sfotografować z kuflem pełnym piwa. Na rynku antykwarycznym można zatem znaleźć starannie wystylizowane pocztówki portretowe z piwem w tle, widokówki ze spotkania przyjaciół spędzających czas w restauracjach ze szklankami złocistego trunku (często przedstawiają one szczególnie rozmiłowanych w piwie niemieckich studentów), a nawet oddziały wojskowych z masywnymi kuflami w dłoniach. Ich ceny bywają różne. Niektóre widokówki przez długi czas nie mogą znaleźć nabywców, inne znikają kupione od razu po wystawieniu ich na sprzedaż, o kolejne toczą się wśród birofilistów zażarte licytacje.
Uzupełnieniem kolekcji pocztówek mogą być także zdjęcia z zakrapianych piwem imprez organizowanych np. w czasach PRL. Z wiadomych powodów pocztówek o tematyce piwnej było wówczas w obiegu niewiele. Zdjęć piwoszy i piwoszek konsumujących piwo w domowych pieleszach czy na łonie natury powstało jednak wówczas sporo i często pojawiają się na aukcjach.
Wzorów pocztówek z piwem są zapewne tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy. Zebranie wszystkich stanowi prawdziwe wyzwanie. Przykład Edwarda Whartona-Tigara, który zebrał milion pocztówek reklamujących papierosy, pokazuje, że warto takie wyzwanie podjąć…
Fotografie: archiwum własne autora | Deltiologia - sztuka zbierania pocztówek związanych z piwem |
Ciepłe, wysokie i doskonałe na zimową aurę pełną śniegu. Mowa oczywiście o śniegowcach. Jeżeli szukasz takich butów dla córki, warto sprawdzić, jakie modele można znaleźć na Allegro. W tym poradniku zapraszamy na przegląd śniegowców dla dziewczynek. Jakie buty wybrać?
Zima zbliża się wielkimi krokami. Nigdy nie wiadomo, jak dużo śniegu spadnie w tym roku, ale zawsze warto się na niego przygotować. Obuwie zimowe dla dzieci powinno być ciepłe, wykonane z wodoodpornych materiałów, z antypoślizgową podeszwą i przede wszystkim – wygodne. Wybór śniegowców dla dziewczynek nie jest sprawą najłatwiejszą, ale dzięki zorientowaniu się, co możemy znaleźć na Allegro, może być odrobinę łatwiejszy. Sprawdź, na co zwrócić uwagę, wybierając śniegowce.
Śniegowce Adidas
Wśród obuwia zimowego Adidas możemy znaleźć model Zambat, Holtanna Snow lub Winterfun. Każdy z wyżej wymienionych ma dodatkowe ocieplenie i antypoślizgową podeszwę. Model Zambat wyróżnia się ściągaczami w górnej części, które chronią nogi przed dostaniem się śniegu do wnętrza obuwia. Model Holtanna Snow wyposażony jest w trzy rzepy, które gwarantują szczelne zapięcie. Model Winterfun łatwo się zakłada przez naciągnięcie buta na stopę.
Śniegowce Adidas dostępne są w różnych odcieniach, w zależności od wybranego modelu – połączenia różu i szarego, niebieskiego i żółtego, szarego i czerwonego, fioletu i brązu oraz innych. Koszt śniegowców Adidas waha się od około 160 do 260 zł.
Śniegowce Demar
Śniegowce Demar to unikatowy wygląd obuwia dla najmłodszych. Wewnątrz buta znajduje się zapewniające ciepło futro z owczej wełny. Wiązania zakończone ściągaczem są łatwe w obsłudze również dla dzieci w wieku przedszkolnym. Śniegowce Demar wykonano z wygodnego i trwałego materiału, który sprawdzi się podczas jazdy na sankach, lepienia bałwana lub na zimowym spacerze z najbliższymi. Dostępne są w różnorodnej kolorystyce. Ich koszt to około 60 zł.
Śniegowce Hasby
Śniegowce Hasby są bardzo dziewczęce. Szaro-czarna, 17-centymetrowa cholewka zakończona została różowym futerkiem, który stanowi dodatkowe ocieplenie wewnątrz buta. Membrana Softshell chroni natomiast zewnętrzną część butów przed przedostaniem się wody oraz stopę przed porywistym wiatrem. Koszt śniegowców Hasby to około 100 zł.
Śniegowce American Club
Duży wybór śniegowców dla dziewczynek ma w swojej ofercie American Club. Poszczególne modele zapinane są na trzy rzepy, wnętrze buta wyściełane jest futrem i polarem. Dzięki temu buty są wyjątkowo ciepłe i wygodne. Co więcej, warstwa zewnętrzna nie przepuszcza chłodu i wilgoci do wnętrza, co podnosi komfort użytkowania podczas naprawdę zimnych dni i zabawy na śniegu. Koszt butów American Club to około 100 zł.
Podsumowanie
Wybierając śniegowce dla dziewczynek, warto zwrócić uwagę nie tylko na wygląd zewnętrzny, choć on oczywiście też jest istotny – w końcu to nie my będziemy dany but nosić. Istotne są również właściwości samego obuwia, które ochronią małą stopę przed chłodem, śniegiem i wilgocią. Długie zabawy na świeżym powietrzu będą znacznie bardziej przyjemne, jeżeli będzie ciepło w nogi. | Śniegowce dla dziewczynek |
Majowe i ciepłe dni zachęcają do weekendowych wypadów. Bardzo chętnie spędzamy czas nad wodą. Nie ma nic przyjemniejszego niż wyjazd ze znajomymi nad jezioro. Warto jednak zastanowić nad tym, jak się ubrać i co spakować do plecaka. O czym pamiętać, wybierając się nad jezioro?
Aktywność nad wodą wiąże się z tym, że powietrze jest wilgotne, a warunki atmosferyczne często zmienne – deszcze, burze, silniejszy wiatr, chłodniejsze noce i upalne dnie. Do tego bardzo często atakują nas komary.
To wszystko trzeba wziąć pod uwagę, kiedy zastanawiamy się nad tym, co zabrać ze sobą, jakie ubrania i dodatki będą najwłaściwsze i najpotrzebniejsze. Nie ma sensu brać ze sobą rzeczy zbędnych, szczególnie jeśli wybieramy się nad jezioro rowerem.
Jakie są wobec tego dobre stylizacje, które sprawdzą się podczas weekendu nad jeziorem? Sprawdź, co proponujemy.
Propozycje typu basic
Basic oznacza „podstawowy”, „fundamentalny”. Odnosząc to do mody, można przyjąć, że są to ubrania uniwersalne. To rzeczy bardzo spójne, zarówno kolorystycznie, jak i fakturowo. Docelowo przeznaczone są na wszystkie sezony. Latem są bardziej lekkie, cienkie i przewiewne, w kolorach pastelowych.
Idealnie sprawdzą się podczas wiosennego weekendu nad jeziorem. To ubrania wielofunkcyjne, można je nosić na wiele okazji. Sprawdzają się zarówno w chłodne, jak i w ciepłe dni. Są uszyte z wysokiej jakości materiałów. To najczęściej stuprocentowa bawełna, delikatne i cienkie dzianiny, denim i jeans, aksamit. Idealnie nadają się na wyjazd za miasto. Możesz w nich uprawiać sporty, biegać, ale i wypoczywać. Bardzo łatwo można wyczarować z nich wygodną i modną stylizację.
Pierwszą naszą propozycją jest stylizacja casualowa – zwykły bawełniany T-shirt, wygodna bluza lub koszulka typu longsleeve, legginsy lub jeansy. Obowiązkowo załóż wygodne buty, na przykład trampki lub tenisówki.
Drugą propozycją jest stylizacja sportowa, która właściwie sama w sobie jest basicowa, jeśli jako klucz zastosujemy wygodę. Wysokiej jakości bawełniane spodnie dresowe, bluza z kapturem lub wkładana przez głowę są zestawem bardzo prostym, ale idealnie sprawdzającym się nad jeziorem.
Banalność możesz przełamać kolorem, wzorem – nie muszą to być klasycznie dresowe szarości – lub fakturą. Zachęcam do dresowych rzeczy z nadrukami, pikowaniami, dodatkowymi aplikacjami.
Stylizacja wielowarstwowa
To kolejna propozycja uwzględniająca komfort noszenia, zmieniającą się pogodę, a także funkcjonalność. Ponadto warstwowość jest nadal bardzo modna. Sprawdzą się rzeczy wygodne, takie jak spodnie dresowe, jeansy lub getry, bluzy, koszulki, kurtki przeciwdeszczowe, buty sportowe, itd.
Warto założyć getry pod dresowe lub denimowe, miękkie spodnie, natomiast na T-shirt – bluzkę z długim rękawem, bluzę i kurtkę. Sprawdzi się to zwłaszcza w chłodniejsze dni lub na wypad rowerowy. W każdej chwili możemy schować niepotrzebne rzeczy do plecaka.
Te proste ubrania są wygodne i właściwie niezbędne podczas dwudniowego wyjazdu plenerowego nad jezioro.
Stylizacja przeciwdeszczowa
Pamiętaj, że w każdej chwili może zacząć padać. I tutaj niezbędne okażą się akcesoria przeciwdeszczowe. To przede wszystkim ortalionowe i przeciwdeszczowe kurtki, które jednocześnie chronią przed wiatrem.
Możesz je zastąpić podręcznym płaszczem przeciwdeszczowym, foliowym, który po złożeniu zmieści się w mniejszej kieszonce plecaka. Ciekawym rozwiązaniem będą także kurtki wyposażone w dopinany kaptur przeciwdeszczowy.
Na rynku obecne są również same przeciwdeszczowe kaptury. Taki ekwipunek pozwala na pozostawienie w domu parasola. Jeśli jednak zamierzasz go wziąć, wybierz składaną parasolkę, ponieważ jest zdecydowanie bardziej poręczna.
Ostatnim elementem są kalosze, które wcale nie muszą być nudne. Każda trendsetterka powinna zakupić oryginalne kalosze. Są one dostępne w wielu kolorach, wzorach i o różnej długości – do kostki, łydki lub kolana. | Weekend nad jeziorem – 4 propozycje wygodnych i funkcjonalnych stylizacji |
Szukasz pomysłu na prezent dla dziewczyny z rockową duszą? Oprócz biletu na koncert ulubionego zespołu lub sprzętu muzycznego, postaw na modne ubrania i dodatki! Sprawdź pięć obowiązkowych pozycji, które z pewnością przypadną jej do gustu i których nie powinno zabraknąć pod choinką w te święta. Ramoneska dla niespokojnej duszy
Zakupy dla rockowej dziewczyny zacznij od skórzanej i ciężkiej kurtki. Czarna ramoneska to obowiązkowa pozycja w szafie każdej zbuntowanej złośnicy! Podstawowy model kurtki motocyklowej to ten zdobny w skośnie wszyty suwak z przodu oraz patki czy pagony na ramionach. Obowiązkowe są też dwie wewnętrzne kieszenie po bokach lub kieszeń na wysokości klatki piersiowej. Często pojawiają się również otwarte suwaki na rękawach. Skup się na wersji oryginalnej, wykonanej ze skóry naturalnej lub postaw na równie modny, ekologiczny zamiennik z imitacji skóry, w tańszym wariancie. Obie opcje wypadną szczególnie korzystnie, jeśli zdecydujesz się na „rockowy pazur” w postaci nabijanych na kurtkę ćwieków lub nitów. Wybierz model z ozdobionymi ramionami, połami kurtki lub plecami.
Możesz także nadać ramonesce wyjątkowy charakter i ozdobić ją własnoręcznie przed wręczeniem prezentu. Taki osobiście wykonany upominek ma większą moc i nabiera niepowtarzalnego uroku. Zanim jednak ochoczo przystąpisz do pracy, warto zapoznać się szczegółowo z rodzajami ćwieków, aby idealnie dopasować je kształtem do materiału i faktury. Spośród licznych rodzajów, prym zdecydowanie wiodą ćwieki typu spike oraz bullets.Spike to tak zwane kolce, czyli ćwieki spiczaste o ostro zakończonych końcach. Występują pod wieloma postaciami: od tych najniższych (12 mm) do bardzo wysokich, sięgających nawet 2 cm. Model bullets to nic innego jak niewielkie ćwieki o zaokrąglonych końcach, kształtem przypominające naboje do pistoletu. Pozostałe popularne modele to również pyramid o charakterystycznym kształcie piramid oraz conde stud o kształcie stożka (zwykłego lub sześciokątnego). Rzadziej spotykane modele to „pukle” i „półkule” o okrągłych końcach, a także czaszki. Pamiętaj, że do wyboru masz także nity. Klasyczne nity mają postać krótkiego, metalowego pręta, zakończonego z jednej strony występem w postaci gładkiego łba. Do nabijania kurtki doskonale sprawdzą się nity rozchylne lub zrywalne, wyposażone w zakuwki z czterema języczkami, które rozgina się po zamocowaniu nita w materiale.Warto skupić się również na odpowiednim mocowaniu ćwieków i nitów. Możesz wybrać opcję najłatwiejszą w montażu, czyli przykręcaną na śruby lub mocowaną za pomocą blaszek. Niemałej precyzji i wprawy będzie wymagać od ciebie natomiast mocowanie na zasadzie nabijania.
Moja rada: Jeśli nie czujesz się na siłach, by ozdobić kurtę samodzielnie, oddaj ramoneskę w ręce specjalisty – kaletnika, który sprawnie i za niewielką opłatą pomoże ci stworzyć na niej unikatowy wzór lub napis.
Kratka w kratkę
Rockowy akcent podkreśli także odzież w kratę. Szczególnie popularny będzie motyw szkockiej kraty, utworzony z krzyżujących się pasów o różnej szerokości i barwie. Warto postawić na odmianę klasyczną, typu tartan w kolorach czerwono-białych. To połączenie, które wypada wprost idealnie ze skórzaną, czarną ramoneską. Motyw kraty doskonale sprawdzi się na odzieży wierzchniej, ale przede wszystkim warto zainwestować w garderobę „pod kurtkę”. Mogą to być kraciaste swetry z dzianiny o grubym splocie lub cieńsze narzutki otwarte z przodu. Zabaw się długością i zestawiaj ze sobą te kontrastowe – krótkie i maxi. Jeśli wolisz postawić na ubiór warstwowy, sięgnij dodatkowo po kurtkę typu bomber, która bez problemu zmieści się pod skórzaną motocyklówkę i wejdzie na gruby sweter. Obowiązkową pozycją w kratę będą także spodnie. Nieśmiertelny model „marchewek” o mocno zwężanych nogawkach i z wyższym stanem, to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Dodatki zdobne w szkockie motywy to także niezastąpione akcesoria, szczególnie zimową porą. Wybierz zamszowe rękawiczki, komin lub długi szalik, który można okręcić kilka razy wokół szyi. To najbardziej praktyczne pozycje sezonu. Pamiętaj, aby uniknąć przypadkowego efektu total look przy kracie. Warto zdecydować się tylko na jeden element garderoby w tym wzorze.
Ciężkie buty
Obuwie to solidna podstawa, bez której nie może obyć się żadna kobieta. Rockowej dziewczynie do gustu przypadną na pewno buty o ciężkiej i masywnej formie. Postaw na pozycje obowiązkowe i ponadczasowe. Wybierz nieśmiertelny model martensów oraz glanów. Najmodniejsze modele sezonu, które ponownie powróciły do łask, to te krótkie – długością sięgające kostki – i na grubej podeszwie typu słonina. Wszystkie opcje za kostkę również są dopuszczane i szalenie popularne. Do wyboru jest wiele opcji kolorystycznych, jednak te zdobione w kolorowe printy robią największą furorę. Popularne będą motywy zwierzęce, kwiatowe, metaliczne lub w kropki typu polka dots. Możesz zdecydować się także na wersję błyszczącą i lakierowaną lub gładką i matową. Oprócz oryginalnych martensów do wyboru masz także creepersy na grubej i solidnej platformie. Wybór kolorów jest równie bogaty, jednak najpopularniejsze to wersje czarne, białe lub mix obu tych barw. Wszelkie metaliczne lub holograficzne błyski także będą w cenie. Creepersy to buty, na które warto zwrócić uwagę także pod kątem ekologicznej mody, ponieważ licznie występują w wegańskich wersjach, bez użycia skór naturalnych.
Torba z ćwiekami
Torba z ćwiekami to podstawowy atrybut do noszenia na co dzień. W wersji większej, swobodnie mieszczącej rozmiar A4, lub tej mniejszej, idealnej do zarzucenia na ramię. Kopertówka do ręki wysadzana złotymi lub srebrnymi metalowymi nitami także może się przydać, i to nie tylko od święta.Jeśli wolisz, zamiast torby zdecyduj się na wybór plecaka. Postaw na modele wykonane z nietypowych materiałów, takich jak pianka. Skórzane tornistry czy teczki również znajdą grono swoich fanek, a szczególnie te, które ozdobione są ćwiekami lub motywem czaszek. Podstawowe kolory, po jakie warto sięgnąć, to obowiązkowe czernie, zgniłe zielenie, kolory starego wina, krwiste czerwienie, czekoladowe brązy czy szarości. Ponadto modne będą wszystkie złote, srebrne i miedziane odcienie.
Mocna biżuteria
Wyrazista i ciężka biżuteria to zawsze pewny prezent dla fanki ciężkiej muzyki. Naszyjniki w postaci złotych łańcuchów, także w wersji z kłódkami, obowiązkowe pieszczochy z kolcami lub dopasowane obroże, to obowiązkowe pozycje. Niegrzeczny look jest w modzie, dlatego warto kupić kilka naszyjników różniących się od siebie modelem i długością, traktowane jako jeden komplet do noszenia. Złote lub srebrne pierścionki to także dobry pomysł na upominek. Tu słowo „więcej” znaczy „lepiej”, więc postaw na zestaw kilku ciężkich sztuk, najlepiej o różnych kształtach i zdobieniach. Pamiętaj, że ma być niepokornie, dlatego odrzuć wszelkie pierścionki zdobne w kolorowe brylanciki lub kamienie strassu.Twoja dziewczyna, siostra lub przyjaciółka słynie z rockowej i zbuntowanej duszy? Teraz już wiesz, jakim prezentem ją poskromić i co najbardziej trafi w jej nieprzeciętny gust. Trzymaj się zasady „więcej znaczy lepiej” i pamiętaj o obowiązkowych, wszechobecnych akcentach w postaci ćwieków. | 5 top prezentów dla rockowej dziewczyny |
Piła spalinowa to bardzo przydatne narzędzie, które umożliwia m.in. ścinanie drzew, gałęzi oraz prace konstrukcyjne z elementami drewnianymi. Korzystanie z niej wymaga jednak przestrzegania pewnych zasad, a także zaopatrzenia się w profesjonalną odzież oraz akcesoria ochronne. Podpowiadamy, co jest potrzebne, aby bezpiecznie korzystać z piły spalinowej. Dobra piła spalinowa
Aby praca z piłą spalinową była komfortowa oraz bezpieczna, musimy przede wszystkim zaopatrzyć się w dobrej jakości sprzęt. Wybierając znaną i cenioną markę, mamy pewność, że wybrany przez nas sprzęt będzie działał bezawaryjnie, nie wymagając częstych napraw. Najchętniej wybierane są piły spalinowe, których największą zaletą jest mobilność. Ponieważ nie wymagają podpinana do sieci elektrycznej, możemy ich używać w nawet najdalszych zakamarkach ogrodu.
Piły spalinowe są bardzo wytrzymałe, a dzięki regularnemu smarowaniu będą działały szybko i niezawodnie. Przed zakupem warto jedynie sprawdzić moc, długość prowadnicy (ostrza) oraz ciężar wybranego modelu piły, a także poziom generowanego przez nią hałasu. Warto również sprawdzić, czy piła wyposażona jest w nowoczesne rozwiązania ułatwiające pracę (np. wspomaganie rozruchu, minimalizacja drgań) oraz zabezpieczenia, czyli m.in. hamulec awaryjny i blokadę przed przypadkowym uruchomieniem. Ważny jest również łatwy dostęp do części zamiennych oraz możliwość serwisowania w kraju.
Makita EA3200S35A.Łańcuchowa piła spalinowa z silnikiem o pojemności 32 m³ oraz ostrze tnące o długości 35 cm. Moc: 1,85 KM. Pojemność zbiornika z paliwem: 0,4 l. Automatyczne smarowanie łańcucha, sprzęgło trójdzielne, redukcja drgań, hamulec awaryjny SafetyMatic. W zestawie łańcuch, prowadnica, osłona rąk, klucz uniwersalny, wkrętak do regulacji gaźnika oraz ostroga zębata. Cena: ok. 750 zł.
Jakie akcesoria będą niezbędne?
Bezpieczne korzystanie z piły spalinowej wymaga zaopatrzenia się w profesjonalny osprzęt, dzięki któremu zminimalizujemy ryzyko urazów. Ważne są dopasowanerękawice ochronne z wkładką antyprzecięciową, które nie krępują ruchów i zapewniają pewny chwyt (cena: ok. 150 zł). Niezbędny będzie równieżkask z osłoną twarzy, zapobiegającą dostawaniu się opiłków drewna do oczu i nosa, oraz nakładkami wyciszającymi hałas (cena: ok. 500 zł). Zaawansowane modele wyposażone są w innowacyjny system wentylacji, zintegrowane gniazdo umożliwiające montaż lampy czołowej oraz wbudowane radio.
Wielu producentów oferuje dodatkowo specjalistyczną odzież (m.in. kurtki, spodnie i kamizelki) ze wzmocnieniami w miejscach narażonych na uszkodzenia (cena: od ok. 300 zł). W sklepach znajdziemy także buty przeznaczone do pracy z piłą, w których zastosowano wkładki antyprzecięciowe (cena: od ok. 1000 zł). Warto również zwrócić uwagę na to, czy samo narzędzie wyposażone jest w akcesoria zwiększające bezpieczeństwo, czyli np. osłonę rąk oraz końcówki ostrza.
Kask NAC B216.Model z miękkimi ochraniaczami uszu, które redukują poziom hałasu wytwarzanego przez piłę. Osłona twarzy wykonana z gęstej metalowej siateczki zabezpiecza oczy przed opiłkami drewna. Regulacja rozmiaru w zakresie 50–66 cm. Cena: ok. 90 zł.
Jak posługiwać się piłą?
Podczas pracy z piłą spalinową należy bezwzględnie przestrzegać pewnych zasad, ponieważ znacznie ogranicza to ewentualne wypadki. Przede wszystkim nie należy nosić luźnej odzieży (zalecany jest strój roboczy), wisiorków czy krawatów, ani rozpuszczać włosów, ponieważ wszystko to może się wkręcić w łańcuch narzędzia. Pił spalinowych (oraz elektrycznych i akumulatorowych) nie wolno używać w pomieszczeniach zamkniętych, siedząc lub stojąc na niestabilnych przedmiotach, a także wtedy, kiedy wokoło kręcą się ludzie lub zwierzęta. Piłę należy uruchamiać przed rozpoczęciem cięcia, a nie po dotknięciu nią pnia czy gałęzi, i przenosić tylko w momencie, kiedy jest wyłączona. Podczas korzystania z niej należy zawsze być czujnym, kontrolując co jakiś czas napięciełańcucha oraz umocowanie sprężyn. Najlepszym rozwiązaniem jest praca w towarzystwie, tak aby w razie nieprzewidzianych okoliczności ktoś mógł udzielić nam pomocy. | Jak bezpiecznie korzystać z piły spalinowej |
Jeśli szukasz pomysłu na prezent dla swojego dziecka, właśnie go znalazłeś! Muzyczna mata to idealny gadżet zarówno dla chłopca, jak i dziewczynki. Świetnie sprawdzi się w przypadku rodzeństwa i porwie w wir zabawy każdego, kto uwielbia taniec i muzykę. Zastanawiasz się, którą wybrać? Sprawdź! Maty dla niemowląt
Maty edukacyjne dla niemowląt mają wiele szeleszczących elementów, które skupiają uwagę brzdąca. Wiele z nich ma także interaktywne elementy dźwiękowe, np. piszczałki lub ukryte pod materiałem guziczki odtwarzające dźwięk klawiszy pianina. Wśród popularnych mat znajdziemy te, które mają w zestawie pianinko.
Maty z pianinkiem świetnie sprawdzą się zarówno dla niemowląt, jak i maluchów, bowiem pianinka można używać niezależnie od maty. Zabawa na takiej macie to nie tylko przyjemność, ale i wspomaganie rozwoju maluszka, zwłaszcza jego motoryki. Leżąc na pleckach, smyk będzie próbował nacisnąć klawisz stópką. Na brzuszku będzie próbował wyciągnąć rączkę, a więc będzie ćwiczył mięśnie do podniesienia się i późniejszego poruszania się na czworakach. Cena maty z pianinkiem to koszt ok. 139 zł.
Maty do tańczenia
Hitem wśród przedszkolaków i starszaków są maty do tańczenia. Gwarantują długie chwile radosnej, aktywnej zabawy, która nie tylko wprowadza dziecko w świat muzyki, ale także korzystnie wpływa na koordynację wzrokowo-ruchową. Matę do tańczenia najlepiej rozłożyć na podłodze w miejscu, gdzie nie ma kantów czy szklanych ozdób. Wśród mat znajdziemy chociażby te z podświetlanymi planszami, na które należy nadepnąć, aby zagrać i zatańczyć, oraz takie, dzięki którym sami stworzymy muzykę przez własne kroki.
Wśród popularnych mat do tańczenia znajdziemy m.in. matę Dance Step Mania. Dzięki wejściu USB lub TV mata pozwala na zabawę z tanecznymi grami na PC. Jest prosta w obsłudze, nie wymaga szukania dodatkowych sterowników i wciągnie do zabawy zarówno młodszych, jak i starszych domowników.
Najmłodszym tancerzom, zwłaszcza tancerkom, na pewno przypadnie do gustu mata od Smoby z idolką dziewczynek, sławną Violettą. Popularna jest także mata od Smily Play z funkcją nagrywania melodii oraz mata od Fisher Price. Smily Play pozwala nie tylko na zabawę taneczną, ale i na naukę cyferek czy alfabetu. Ceny wspomnianych mat to wydatek ok. 129 zł. Dla chłopców sprawdzi się np. mata Muzyczny Pociąg. Zapłacimy za nią ok. 65 zł. Maty do tańczenia dostępne są w wersji pojedynczej i podwójnej do tańca w duecie.
Maty perkusyjne
Ciekawym pomysłem są maty perkusyjne. Zachwycą zwłaszcza małych muzyków, którzy marzą o karierze perkusisty. To zabawa, która uczy poczucia rytmu. Maty perkusyjne odtwarzają dźwięk talerzy i bębnów perkusyjnych po uderzeniu w dany element pałeczkami. Przeznaczone są dla starszaków, ale również młodsze dzieci mogą na nich próbować swoich sił. Mata pozwala na podłączenie do niej słuchawek, dzięki czemu zabawa nie będzie przeszkadzała otoczeniu. Cena maty perkusyjnej to ok. 80 zł.
Wśród mat multimedialnych znajdziemy także te podwójne, łączące ze sobą matę perkusyjną z pianinem. Pozwalają one na wspólną zabawę dwójki dzieci i tworzenie swojego pierwszego muzycznego bandu. | Maty muzyczne – przegląd |
Wybierając router Wi-Fi do 200 zł, możemy oczekiwać większej funkcjonalności, bezpieczeństwa, dobrego zasięgu i kilku ciekawych rozwiązań, z których skorzystamy zarówno w obrębie domowej sieci, jak i w niewielkiej firmie. Poznajmy kilka propozycji, które warto uwzględnić przy zakupie. TP-Link Archer C60
Zaczynamy od modelu, który świetnie sprawdzi się w dużym mieszkaniu, domu lub firmie. Router TP-Link Archer C60 wyposażono aż w 5 anten zewnętrznych, które gwarantują pokrycie sygnałem bardzo dużej powierzchni. Ponadto zastosowano w nim technologię Wi-Fi 802.11ac, co przekłada się na duże prędkości transferu w każdym miejscu. W paśmie 2,4 GHz prędkość dochodzi do 450 Mbps, natomiast w paśmie 5 GHz – do 867 Mbps.
Na uwagę zasługują liczne funkcje pozwalające na personalizację routera oraz ustawienie wszystkich dodatków według własnych preferencji. Jest to między innymi funkcja kontroli rodzicielskiej oraz możliwość stworzenia osobnej sieci dla gości. Wszystkim możemy sterować za pomocą intuicyjnej aplikacji.
box:offerCarousel
TP-Link Archer C2
Kolejne urządzenie przeznaczono dla nieco mniej wymagających użytkowników, którzy nie potrzebują tak dużego zasięgu i wysokich transferów. Mimo to TP-Link Archer C2 oferuje dwupasmowe łącze w standardzie 802.11ac o łącznej przepustowości 750 Mbps. Są także gigabitowe porty Ethernet oraz port USB, który znacząco rozszerza funkcjonalność routera. Możemy bowiem do niego podłączyć drukarkę lub pamięć zewnętrzną (dysk, pamięć USB itp.), a następnie korzystać z niej w obrębie sieci domowej. Dwie anteny zewnętrzne zapewniają odpowiedni zasięg, zaś miła dla oka stylistyka pozwala ustawić urządzenie w widocznym miejscu.
box:offerCarousel
D-Link DIR-816L
Podobnymi parametrami charakteryzuje się model D-Link DIR-816L. W tym przypadku mamy do czynienia ze standardem 802.11ac o łącznej przepustowości (dwa pasma – 2,4 oraz 5 GHz) dochodzącej do 750 Mbps. Na uwagę zasługuje dość kompaktowa budowa z dwiema dużymi antenami zewnętrznymi. Nawet gdy ukryjemy router (np. za biurkiem), nie musimy się martwić o problemy z zasięgiem. Ciekawostką jest dostęp do chmury mydlink SharePort. Wystarczy podłączyć do routera pamięć zewnętrzną lub dysk USB, a następnie skonfigurować dostęp, dzięki czemu będziemy mogli korzystać z zapisanych danych nawet poza domem. Tym sposobem da się także zarządzać routerem oraz siecią domową.
box:offerCarousel
FRITZ! Box 4020
Za około 200 zł dostaniemy FRITZ! Box 4020. Co prawda, prędkość transferu jest tutaj troszkę niższa – około 450 Mbps w jednym paśmie 2,4 GHz – jednak stabilność połączenia, kompaktowa konstrukcja bez zewnętrznych anten oraz spore możliwości konfiguracji wynagradzają te braki. Zastosowany port USB umożliwia podłączenie dysku, pamięci zewnętrznej, drukarki i modemu 3G/4G, więc można korzystać z internetu mobilnego w obrębie sieci domowej. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby stworzyć osobną sieć dla gości. Cechą szczególną jest gwarancja aż 60 miesięcy.
box:offerCarousel
Xiaomi Mi Wifi 3
Na zakończenie propozycja za około 160 zł – Xiaomi Mi Wifi 3. Firma, która w Polsce kojarzy się przede wszystkim ze smartfonami, stworzyła również bardzo ciekawy, estetyczny i kompaktowy router Wi-Fi. To dwupasmowe urządzenie (pasma 2,4 oraz 5 GHz) zapewnia maksymalną prędkość połączenia do 1167 Mbps. Minusem mogą być tylko dwa porty LAN, ale jeśli ktoś woli korzystać z sieci bezprzewodowej taki brak nie będzie stanowił problemu. Plusem jest obecność portu USB wraz z funkcjami współdzielenia pamięci zewnętrznej bądź drukarki. | Router Wi-Fi do 200 zł – III kwartał 2017 |
Miłość to temat wdzięczny i inspirujący niemal w każdej dziedzinie. Wielu pisało o niej wiersze, układało piosenki, tworzyło filmy i malowało piękne obrazy. Jeszcze więcej na jej temat było rozmów – takich zwykłych, codziennych… Ale o tym już się nie mówi tak dużo. Miłość w języku
To piękne uczucie ma przecież i swoją zwykłą, prozaiczną wręcz stronę. To taka codzienność między dwojgiem ludzi, którzy są ze sobą od, powiedzmy, ponad trzydziestu lat i wciąż rozmawiają: ze sobą, o sobie i o tym, co jest pomiędzy nimi. On jest językoznawcą, a ona psychologiem. Jest jeszcze ta trzecia – ta, która podsłuchuje. Chociaż w tym konkretnym przypadku ta trzecia zadaje również pytania, tym samym zaprasza czytelników na prawdziwą ucztę dla ducha.
Książka „Pokochawszy” to wywiad z dwojgiem zwykłych, ale i niezwykłych ludzi. I sama książka jest dokładnie taka sama. Z jednej strony mamy tu zwykłą rozmowę – o życiu, o przezwyciężaniu problemów, o kłótniach i sposobach na ich zażegnanie. Z drugiej strony rozmówcy Karoliny Oponowicz są bardzo szczególni. Profesora Bralczyka nie trzeba chyba bliżej przedstawiać. Dość powiedzieć, że język polski prawdopodobnie nie ma przed nim tajemnic. Lucyna Kirwil jest zaś specjalistką w sprawach psychologii agresji. Jak może wyglądać ich zwyczajna rozmowa i o czym mogą oni opowiedzieć?
Klucz do szczęścia
W lekturze książki bardzo mi się spodobało uczucie ciepła i wzajemnego szacunku, który widoczny był w praktycznie każdym zdaniu wypowiadanym przez nich na temat małżonka. Nie ma tu miejsca na jakąś kokieterię czy może nie do końca szczerą skromność. Od samego początku widać, że oboje mają wprawę w dyskusjach, i że sprawiają im one całkiem niemałą przyjemność. I są smaczki…
Prawdopodobnie nie będę jedynym czytelnikiem, który po tę pozycję sięgnął głównie z powodu Pana Profesora. I muszę przyznać, że pod kątem językowym absolutnie się nie zawiodłem. A nawet wręcz przeciwnie. Lucyna Kirwil jest tu równorzędnym rozmówcą, dzięki czemu przyjemność czytania płynie właściwie z każdej linijki tekstu. Bez względu na to, czy dotyczy ona wspomnień o pierwszym spotkaniu, obserwacji na temat zmian w języku, czy może tego, jak radzić sobie w sporze.
W książce znajdują się również pytania – na pierwszy rzut oka – bardzo ważne, choć nie zawsze są one jednakowo zaakcentowane. Na przykład sam sposób na długie i szczęśliwe wspólne życie dociera do czytelnika dopiero po jakimś czasie, kiedy będzie on już w stanie zauważyć, w jaki sposób bohaterowie tego wywiadu odnoszą się do siebie. Z jednej strony widać, że stoi za nimi doświadczenie, a z drugiej, że nie stawiają na tworzenie sobie wrogów, lecz na wsparcie i dyskusję – nawet jeśli znacząco się ze sobą nie zgadzają.
„Pokochawszy” to nie jest książka, która podpowie czytelnikowi wprost, jak radzić sobie z miłością i w miłości. Jednocześnie jest to też doskonały, szczególnie językowo, przyczynek do rozpoczęcia rozmowy i do kilku ciekawych obserwacji i przemyśleń.
Jeśli zależy wam, by nawet w sytuacji zakochania „odpowiednie dać rzeczy słowo”, to poszukajcie tej książki na Allegro. Znajdziecie ją już za ok. 29 złotych.
Źródło okładki: www.wydawnictwoagora.pl | „Pokochawszy” Jerzy Bralczyk, Lucyna Kirwil, Karolina Oponowicz – recenzja |
Modny mężczyzna nie obejdzie się bez sztybletów. Są to buty odpowiednie na różne okazje i pasujące do wielu strojów, nie tylko do jeansów, a przy tym wygodnie się je nosi, bo mają płaską podeszwę i kształt dopasowany do naturalnego kształtu stopy. Sztyblety to charakterystyczne z wyglądu buty z płaską podeszwą, cholewką sięgającą nad kostkę i zaopatrzoną w szeroką gumkę. Wywodzą się z obuwia do jazdy konnej, szybko jednak trafiły do świata mody i zatraciły swoją pierwotną funkcję butów jeździeckich. Noszone są dziś do najróżniejszych zestawów, zarówno przez kobiety, jak i przez mężczyzn, a wersji kolorystycznych i modeli jest mnóstwo.
Sportowe i eleganckie
Jest to obuwie idealnie nadające się na okresy przejściowe – wczesną wiosnę i późną jesień. Zwłaszcza gdy jest ocieplone dodatkową warstwą we wnętrzu, wtedy można je nosić nawet w bezśnieżne zimy.
Sztyblety dla mężczyzn dostępne są w różnych wersjach stylistycznych, na okazje bardziej uroczyste lub inne, dopuszczające swobodę stroju.
Mogą być wykonane z gładkiej skóry licowej, wtedy nadają się na bardziej oficjalne wyjścia i do pracy, mogą też mieć wygląd bardziej casualowy albo wręcz sportowy – na spacery i nieformalne wyjścia. Tutaj nadają się skóry typu zamsz lub nubuk, ekoskóra, a dla lubiących ekstrawagancję – skóry egzotyczne, np. wężowa. W ofercie sztybletów casualowych i sportowych widać też większą swobodę kolorystyczną, np. można kupić kolorowe sztyblety w wersji niebieskiej, oliwkowej, szarej itp.
Sztyblety pasują do klasycznych jeansów, ale w wersji bardziej sportowej można je nosić nawet do dresowych spodni, a skórzane, eleganckie, klasyczne modele z węższymi noskami sprawdzą się jako dodatek do wyjściowych spodni – w pracy, na randce, na kolacji. Są wygodne i dobrze chronią stopę dzięki wysokiej cholewce.
Dobry wybór za mniej niż 200 zł
Buty z naturalnej skóry są najtrwalsze i najzdrowsze, ale mogą niemało kosztować, zależnie od jakości skóry i wykonania. Można jednak znaleźć bardzo dobre sztyblety męskie do 200 zł.
Mamy tu wersje zarówno casualowe, jak i eleganckie, łatwo więc znaleźć model na różne okazje i na każdą kieszeń i w ten sposób wzbogacić swoją garderobę o ten najmodniejszy obecnie fason obuwia.
Na koniec przypomnijmy, że skórzane buty wymagają odpowiedniej pielęgnacji. Ze względu na kapryśną pogodę panującą jesienią i wiosną, dobrze jest pomyśleć o preparatach impregnujących, które uchronią buty przed przemakaniem. Jeśli już dojdzie do tego, najlepiej do butów włożyć zwinięte gazety, które wchłoną wilgoć, i ustawić je w przewiewnym miejscu, absolutnie nie przy kaloryferze, bo skóra mogłaby stwardnieć i popękać. Z kolei pasta do butów jest niezbędna, żeby skóra, z której są wykonane, zachowała elastyczność, ładny wygląd i nie ulegała zniszczeniu pod wpływem np. soli drogowej. Skóry zamszowe i nubukowe czyści się i pielęgnuje specjalnymi preparatami, podobnie buty z tworzyw innych niż skóra naturalna, np. z tkaniny.
Męskie obuwie to temat zasługujący na oddzielny artykuł. Panowie w większości przypadków nie przywiązują takiej wagi do tej części garderoby, jak robią to panie. Stawiają głównie na wygodę i funkcjonalność i niezbyt chętnie eksperymentują z kolorami i modelami. Tym lepszym pomysłem wydaje się zatem zakup sztybletów, które łatwo zestawić z różnymi stylistycznie strojami, nawet oficjalnymi. Obok walorów estetycznych zachowują także cenione przez mężczyzn zalety, czyli wygodę noszenia i klasyczny, bezpieczny wzór. | Sztyblety – modne obuwie dla niego do 200 zł |
Klony palmowe należą do perełek ogrodów japońskich. Są to jedne z najpiękniejszych krzewów, jakie zostały stworzone przez naturę. Zachwycają swoim parasolowatym pokrojem oraz bogactwem barw i kształtów liści. Na całym świecie uprawia się ich około 350 odmian, natomiast w Polsce dostępnych odmian jest dużo, dużo mniej. Nie ma w tym nic dziwnego, dlatego że większość z nich nie wytrzymałaby naszych mrozów. Ale czy faktycznie uprawa klonów palmowych w Polsce jest niemożliwa?
Klon palmowy – czemu taki niesamowity?
Największym atutem klonu palmowego jest jego charakterystyczny pokrój, który przypomina nieco palmę. Pędy klonu palmowego rozrastają się w taki sposób, że cała korona tworzy coś na kształt parasolu, niebywale ozdobnego. Kolejną ozdobą są liście klonów palmowych, które mają pierzastosieczny kształt i są bardzo mocno powcinane, a przy tym ząbkowate i ostro zakończone. Dodatkowo wszystkie listki mają wyraźnie widoczne nerwy, przez co są jeszcze atrakcyjniejsze. W zależności od odmiany liście klonów palmowych mogą być czerwone, pomarańczowe, żółte lub w różnych odcieniach zielonego. Wszystko to sprawia, że każda odmiana jest niezwykle wyjątkowa.
Jak wygląda uprawa klonów palmowych w polskim ogrodzie?
Tak, musimy przyznać, że klon palmowy jest kapryśny i nie ma się co oszukiwać – będzie od nas wiele wymagał. Ale uprawa ta nie jest niemożliwa czy szczególnie skomplikowana. Chcąc uprawiać klony palmowe, musimy po prostu poświęcić im nieco więcej czasu i uwagi niż innym roślinom. Miejsce dla klonów palmowych powinno być słoneczne – ale nie nasłonecznione cały dzień, ciepłe, ewentualnie częściowo zacienione. Koniecznie, a nawet bardziej niż koniecznie miejsce to musi być osłonięte od wiatrów. Gleba winna być żyzna, lekko kwaśna, dość przepuszczalna i umiarkowanie wilgotna. Klony te nie znoszą gleb ani podmokłych, ani też zalewowych, jak również przesadnie suchych i zbyt przepuszczalnych. Gatunki te mają dość płytki system korzeniowy, dlatego w czasie upałów nie możemy dopuścić do przesuszenia podłoża, w którym rosną.
Warto wyściółkować podłoże pod klonami palmowymi – dzięki temu korzenie będą zabezpieczone przed wahaniami temperatur, jak również zapobiegniemy nadmiernemu wysuszaniu się gleby. Jako że rośliny te lubią wilgotne powietrze, możemy je sadzić przy różnego rodzaju ciekach i oczkach wodnych.
Ponieważ nie jest to roślina w pełni mrozoodporna, musimy osłaniać ją na zimę, szczególnie młode egzemplarze. Możemy do tego użyć juty, agrowłókniny lub chochołów ze słomy. Zabezpieczenia zdejmujemy wiosną, lecz jeśli usłyszymy komunikat, że zbliżają się wiosenne przymrozki – to roślinę okrywamy ponownie.
box:offerCarousel
Klon palmowy – który najpiękniejszy?
Do najpopularniejszych klonów uprawianych w Polsce należy odmiana Atropurpureum. Dorasta ona do trzech metrów wysokości, ale to nie wysokość ma tu znaczenie. To liście tej odmiany, które są wachlarzowate i powcinane, w kolorze intensywnie ciemnoczerwonym, czynią ją tak wyjątkową. Klony posadzone przy stawie czy oczku wodnym będą pięknie kontrastowały z otoczeniem, a ich liście dodatkowo odbijać się będą w tafli wody.
box:offerCarousel
Kolejna odmiana, która jest chętnie uprawiana w Polsce, to klon palmowy Dissectum. Jest to jedna z najwolniej rosnących odmian, która osiąga raptem 2 m wysokości. Liście ma bardzo powcinane, o dodatkowo postrzępionych brzegach i zielonej barwie. Rewelacyjnie wygląda jesienią, kiedy owe postrzępione liście przebarwiają się na jaskrawożółty kolor, co przy jego przewieszającym się pokroju daje niesamowity efekt.
Warto na dłużej zatrzymać się przy odmianie Orange Dream. Zaletą tej odmiany są mocno powcinane i ostro zakończone liście, które urzekają pomarańczowym kolorem. Klon palmowy Orange Dream pięknie przebarwia swoje liście w trakcie jesieni na kolor żółty. To przejście z pomarańczowej barwy w żółtą daje piorunujący efekt.
Klon palmowy – jednak nie taki straszny
Warto skusić się na zakup sadzonek klonów palmowych. Możemy posadzić drzewo przy domu, w ulubionym i osłoniętym od wiatru miejscu, a potem napawać się jego widokiem. Klony te świetnie sprawdzają się także w uprawie w doniczkach, nawet jako rośliny bonsai! | Klony palmowe – powiew orientu w ogrodzie |
Szukacie pomysłu na pyszne bezglutenowe śniadanie w wersji fit? Spróbujcie kaszy jaglanej z jogurtem i płatkami owsianymi. Ten zdrowy i niskokaloryczny posiłek zapewni energię na pierwszą część dnia. Zapoznajcie się z przepisem poniżej. Składniki:
100 g kaszy jaglanej
200 ml jogurtu naturalnego
4 łyżki płatków owsianych
Krok po kroku:
Kaszę płuczemy w zimnej wodzie. Następnie prażymy na suchej patelni. Teraz dolewamy wodę lub mleko i dodajemy szczyptę soli. Gotujemy, cały czas mieszając, około 10 minut. Ciepłą kaszę podajemy z jogurtem i płatkami. Opcjonalnie można dodać słodką konfiturę lub dżem.
Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia. | Kasza jaglana z jogurtem i płatkami owsianymi |
Istnienie systemu operacyjnego Windows 10 nie jest już dzisiaj żadną tajemnicą. Microsoft oficjalnie zaprezentował nową wersję swoich „okienek” 30 września 2014 roku. Premiera finalnej wersji następcy Windowsa 8.1 została zaplanowana na 29 lipca 2015 roku. Jeśli zastanawiacie się, jakie zmiany przyniesie nowy OS Microsoftu, to zapraszam do lektury tego poradnika. Standardowy interfejs
Wiele osób irytowało, że pierwsze, co pojawia się po starcie systemu Windows 8, to ekran w trybie Modern (dotykowe kafelki). Microsoft zdecydował, że położy bardzo mocny nacisk na ekrany dotykowe – niestety, zapominając przy tym, że ogromna część użytkowników „okienek” nadal używa zwykłego ekranu, gdzie jedynym sposobem integracji z interfejsem jest myszka i klawiatura. Nowy system przywraca stary, znany z Windows 7 design UI (Menu Start). Oczywiście, wygląd interfejsu w Windows 10 będzie uzależniony od tego, na jakim urządzeniu go odpalamy – na tablecie zobaczymy dotykowy tryb tabletowy, natomiast na klasycznym PC – tryb pecetowy.
Wirtualne pulpity
Microsoft skutecznie zwiększył przestrzeń roboczą. W Windows 10 wystarczy, że wciśniemy przyciski Win + Tab, a pokaże nam się ekran, dzięki któremu możemy przełączać się pomiędzy pulpitami oraz aplikacjami. Z pozoru nie różni się on zbytnio od ekranu pojawiającego się po Alt + Tab. Warto jednak zwrócić uwagę, że jest tu przycisk dodawania nowego pulpitu. Kiedy go klikniemy – możemy wstawić nowy pulpit. Dzięki wirtualnym pulpitom użytkownicy Windowsa zyskują to, co do tej pory było zarezerwowane dla osób korzystających z systemu Linux oraz Mac.
Uniwersalne aplikacje
Jedną z największych zmian, która niestety nie będzie dotyczyła wszystkich użytkowników Windowsa, są uniwersalne aplikacje. Skąd ich nazwa? Możemy je uruchomić zarówno na PC, tablecie, smartfonie, a nawet konsoli Xbox One. Posiadacze PC dostaną też całą masę nowych „appek”, m.in. odświeżony pakiet Office z nową wersją Outlooka.
Microsoft Edge
To kolejna wielka zmiana, jaką niesie Windows 10. Microsoft specjalnie na potrzeby nowych „okienek” stworzył nową przeglądarkę internetową Edge. Nie jest jeszcze wiadomo, czy będzie ona dostępna dla posiadaczy starszych wersji Windowsa. Wiele wskazuje jednak na to, że będzie funkcjonowała wyłącznie z Windows 10. Interfejs Edge jest bardzo minimalistyczny i ma nowy silnik renderowania. Wielki nacisk położono tutaj na opcje społecznościowe.
Cortana
Cortana to nic innego jak asystent głosowy, dobrze znany właścicielom smartfonów opartych o Windows Phone. Cortana wysłuchuje naszych komunikatów głosowych i np. wyświetla informacje. Algorytm asystenta ma w miarę „stażu pracy” uczyć się i działać coraz lepiej. Gdyby jednak kogoś ten nowy gadżet irytował, może go wyłączyć w odpowiednim menu.
Lepsze ustawienia
Windows 10 w końcu likwiduje fragmentację Panelu Sterowania i Ustawień, znaną dobrze z Windows 8.1. Teraz wszelkie systemowe opcje znajdziemy w zunifikowanym menu, które cechuje się prostym designem i łatwą obsługą. Dostępne będzie też nowe Centrum Powiadomień, które udostępni możliwość włączania i wyłączania Wi-Fi i innych funkcji.
Ulepszony tryb Continuum
Zwiększono czytelność interfejsu, który został dostosowany dla tabletów. Jeśli używamy trybu dotykowego, przyciski są większe, więc łatwiej obsłużyć je dotykowo. Sprawa wygląda podobnie w obszarze powiadomień. W trybie tabletowym usunięto za to ikony aktualnie odpalonych aplikacji przypiętych do paska zadań.
Gry
Microsoft nareszcie umożliwi strumieniowe przesyłanie każdej gry z Xbox One na dowolny PC lub tablet z Windowsem 10. Jest tu również nowa aplikacja Xbox dla PC i tabletów, która pozwala na dostęp do listy aktywności, wiadomości oraz znajomych.
Za darmo?
Według Microsoftu przez pierwszy rok od premiery Windowsa 10 posiadacze Windows 8.1 i 7 będą mogli pobrać darmową aktualizację.
Nowych funkcji przybywa
Do premiery zostało jeszcze trochę czasu, a Microsoft sukcesywnie wypuszcza coraz to nowe aktualizacje, wraz z którymi dostajemy nowe funkcjonalności. Możemy się więc spodziewać, że podczas rynkowego debiutu będzie ich znacznie więcej. | Jakie zmiany przyniesie Windows 10? |
Odpowiednio dobrane i solidnie wykonane wiertło do metalu to gwarancja sprawnej i szybkiej pracy. Jak trafnie wybrać wiertło do rodzaju materiału, który zamierzamy obrabiać? Z jakimi typami wierteł spotkamy się na rynku? Jak odróżnić wiertła do metalu?
Wiertło do metalu można bardzo łatwo odróżnić od wierteł przeznaczonych do innych rodzajów materiałów. Mają one bowiem ostrą końcówkę, która umożliwia efektywne skrawanie twardego materiału. Dodatkowo wiertła wykonane ze stali szybkotnącej – zwane wiertłami HSS – wyposażone są w noże umieszczone pod kątem 118 stopni, co zapewnia ich największą efektywność skrawania.
Na co zwrócić uwagę, wybierając wiertło do metalu?
Materiał, z którego wykonane jest wiertło
Większość mniej profesjonalnych wierteł do metalu przeznaczona jest do wiercenia w metalach miękkich. W przypadku wiercenia w metalach twardszych (np. w stali nierdzewnej lub narzędziowej) warto postawić na wiertła z domieszkami węglików tytanu lub kobaltu. Dobrym wyborem będą również wiertła wykonane ze stali chromowo-wanadowej oraz wanadowo-molibdenowej.
Wiertło nie musi być wykonane w całości z jednego metalu lub stopu. Na rynku dostępne są również wiertła powlekane tytanem.
Mocowanie wiertła
Uchwyt, do jakiego przeznaczone zostało wiertło, jest najistotniejszym aspektem, na który należy zwrócić uwagę. Określa on bowiem, czy wiertło będzie pasować do wiertarki lub innego urządzenia skrawającego. Standardowo wiertła do metalu przeznaczone są do czterech rodzajów uchwytów:
uchwytu Morse’a (stożkowego),
uchwytu SDS-Max,
uchwytu SDS-Plus,
uchwytu szybko mocującego.
Kształt wiertła
Kształt wiertła określa, czy wiertło nadaje jest do skrawania metali twardych czy do miękkich. Wiertła do metalu mają dużą ilość krawędzi tnących i niezwykle twarde ostrze na końcu, które skrawa metal. Niemniej jednak w zależności od twardości skrawanego materiału kształt wierteł nieco się różni. Wiertła do metali twardych są bardziej ostre, co ułatwia im skrawanie materiału. Z kolei wiertła do metali miękkich charakteryzują bardziej płaską końcówką.
Rozmiar i długość wiertła
Rozmiar wiertła to kluczowy parametr, który warunkuje jego prawidłowy dobór do rodzaju wykonywanej pracy i skrawanego materiału. Zwykle wiertła do metalu oferowane są w rozmiarach od 3 do 32 mm, jednak możemy spotkać się zarówno z cieńszymi (poniżej 1 mm), jak i grubszymi wiertłami (nawet powyżej 120 mm), które przeznaczone są do specjalistycznych prac.
Istotna jest także długość wiertła, która determinuje to, jak głęboką dziurę będziemy mogli wywiercić. Najdłuższe, specjalistyczne wiertła mogą cechować się długością dochodzącą nawet do 100 cm. Przykładem jednych z potężniejszych wierteł są długie wiertła NWKy 72x1000 lub NWKc 120 mm.
box:offerCarousel
Rodzaje wierteł
Rodzaj wiertła określany jest na podstawie materiału, z którego jest ono wykonane, oraz jego kształtu. Poniżej znajdziesz przykłady najpopularniejszych wierteł na rynku.
Wiertła uniwersalne – stosowane w szerokim zakresie mniej wymagających prac.
Wiertła ze stali szybkotnącej HSS – najpopularniejsze wiertła zapewniające dużą precyzję wiercenia, szybki posuw i umożliwiające wiercenie w twardszych metalach (np. wiertła HSS PointTeq Bosch).
Wiertła kobaltowe – dedykowane do bardzo twardych materiałów, niezwykle twarde i umożliwiające lepsze centrowanie wiertła podczas rozpoczynania wiercenia (np. wiertła kobaltowe Fanar).
Wiertła stożkowe – wiertła do rozwiercania, nawiercania, centrowania otworów w niemal każdym rodzaju metali nieżelaznych i w stali szlachetnej (np. wiertła stożkowe Coval).
Wiertła tytanowe – doskonałe wiertła powlekane tytanem, które zapewniają niezrównaną precyzję, długą żywotność i tempo pracy (np. wiertła tytanowe Profi-Line).
Oznaczenia wierteł do metalu
Zakres średnic oraz specyfika wiertła określona jest zarówno przez normy PN, jak i normy niemieckie DIN. Klasyfikują one wiertła w następujący sposób:
Oznaczenie NWKa lub DIN 338 – wiertła kręte z chwytem walcowym o średnicach od 0 do 20 mm;
Oznaczenie: NKWb lub DIN 340 – wiertła kręte długie z chwytem walcowym o średnicach od 0 do 20 mm;
Oznaczenie NWKc lub DIN 345 – wiertła kręte z chwytem stożkowym Morse’a o średnicach od 0 do 100 mm;
Oznaczenie NWKp lub DIN 1869 – wiertła bardzo długie z chwytem walcowym o średnicach od 0 do 20 mm;
Oznaczenie NWKy lub DIN 341 – wiertła bardzo długie z chwytem stożkowym Morse’a o średnicach od 0 do 80 mm.
Słowem podsumowania
Wybór wierteł do metalu na rynku jest bardzo zróżnicowany. Dlatego też przed podjęciem zakupowej decyzji warto dokładnie przestudiować parametry oraz specyfikę wiertła, by zapewnić sobie maksymalną wydajność i efektywność skrawania. | Jakie wiertło wybrać? Rodzaje wierteł do metalu |
W gronie dobrych znajomych zawsze mówi się (a nawet czasami i chwali) o mocy silnika, jego pojemności, możliwościach oraz – nie wiedzieć czemu – o wyznaczniku „dobrego smaku” w dzielnicy, czyli o felgach. To oczywiście delikatna przesada i generalizowanie, jednak dlaczego nigdy się nie porusza kwestii podstawowych, dzięki którym nie udałoby się nawet wsiąść do samochodu? Bo są nudne? Niewiele można na ich temat powiedzieć, a brak dużego zróżnicowania automatycznie niweluje atrakcyjność do najniższego poziomu? Może i coś w tym jest, ale jak szybko można się przekonać, np. wertując poszczególne zakładki witryny Allegro, taki pozornie zwykły dostęp do samochodu może się okazać bardziej skomplikowany niż… niejeden samochód.
Sukcesywnie unowocześniany wynalazek
Nie można przesadzać – otwieranie jakiegokolwiek samochodu nie jest procesem na tyle złożonym, by była potrzebna chociażby skrótowa instrukcja obsługi, istnieje jednak pewien ciąg czynności, jakie należy wykonać w przypadku rozwiązań bardziej skomplikowanych. Nie mówimy tutaj o tradycyjnym kluczyku wkładanym do zamka i otwieraniu każdych drzwi z osobna – wspomniane rozwiązanie jest już w większości przypadków pieśnią przeszłości. Zaczniemy jednak od czegoś, co – jak sądzę – jest znane 70% społeczeństwa poruszającego się na co dzień swoimi czterema kołami: od zagadnienia związanego z centralnym zamkiem.
Nie będzie spektakularnym odkryciem stwierdzenie, że centralny zamek jest rozwiązaniem szalenie powszechnym. Jego popularność pobiła już chyba wszelkie możliwe rekordy, a z jego zastosowania cieszą się ludzie na całym świecie. I pomyśleć, że jego kariera zaczęła się również od… zwyczajnego kluczyka, który po umieszczeniu w zamku i przekręceniu dysponował niebywale wygodną funkcją – właściciel samochodu mógł za jednym zamachem odblokować wszystkie drzwi w tym samym momencie.
Unowocześniania nie było końca i tak to wygląda po dziś dzień – zaczynając od kluczyka wyposażonego w przycisk zamykania i otwierania samochodu, na skomplikowanych „kluczykach” w postaci kart lub pilotów kończąc. Dwa ostatnie rozwiązania są przejawem absolutnej dominacji elektroniki w życiu człowieka w XXI wieku.
Wspomniane piloty są rozwiązaniem stosowanym przez większość producentów samochodów, przy czym różnią się między sobą wyglądem, wykonaniem i solidnością (często mierzoną przez pryzmat ich wagi), jednak zasada działania pozostaje taka sama lub przynajmniej bardzo zbliżona.
Rozwiązaniem równie interesującym są natomiast kluczyki w kształcie dość płaskich kart, pozostające domeną francuskiej marki Renault. Ich działanie jest właściwie takie samo – kartę wyposaża się z reguły w przycisk otwierania i zamykania samochodu oraz przycisk służący do otwarcia jedynie bagażnika (opcja przydatna w momencie, kiedy np. właściciel chce wyciągnąć lub włożyć do niego z powrotem parasol). Należy jednak pamiętać, że karty czy wszelkiego rodzaju kluczyki nie działają na energię słoneczną – są wyposażone w niewielkich rozmiarów baterię, którą co pewien czas należy wymienić. Koszt? Nie więcej niż 10 zł.
System bezkluczykowy jako obraz stuprocentowej wygody człowieka
Powyższe rozwiązanie nie jest jednak do końca takim, jakie się je przedstawia. Właściciel samochodu wyposażonego w system bezkluczykowy (a dodajmy, że kupując nowy pojazd w salonie, jest to zazwyczaj opcja dodatkowo płatna i wcale nie taka tania) posiada stosowny pilot lub kartę, jednak wygoda rozwiązania bezkluczykowego polega na tym, że owo urządzenie może pozostać w kieszeni właściciela, a samochód i tak zostanie otwarty.
Jak to działa? Na zasadzie impulsów elektromagnetycznych – po zbliżeniu się do samochodu i chwyceniu za klamkę pojazd rozpoznaje znajdujący się w kieszeni (nazwijmy tak dla uproszczenia) kluczyk i już w momencie chwycenia za klamkę odblokowuje wszystkie zamki. Efekt jest taki, że wygoda kierującego zupełnie na tym nie cierpi, a właściciel nie musi niczego naciskać ani wyciągać stosownego kluczyka celem otwarcia swoich czterech kółek.
System bezkluczowy, który w różnych markach samochodów posiada określoną nazwę, jest też wygodny z innego powodu – po otwarciu samochodu i zajęciu w nim miejsca, odpalenia silnika dokonujemy za pomocą specjalnego przycisku, kluczyk zaś w dalszym ciągu spoczywa na dnie kieszeni. Proces zamknięcia pojazdu bywa jeszcze ciekawszy – z reguły dokonujemy tego za pomocą specjalnego przycisku na klamce drzwi kierowcy, natomiast w bardziej luksusowych markach (choć nie tylko) jest też możliwość całkowicie automatycznego zamknięcia pojazdu. Wystarczy się po prostu od niego oddalić.
Pamiętajmy, że technologia i elektronika nie zawsze są bezawaryjne, a tym samym system bezkluczykowy czy nawet centralny zamek mogą przestać działać. Wówczas powracamy do rozwiązania, od którego cała historia wzięła swój początek – do tradycyjnego kluczyka, którym po ściągnięciu stosownej osłony otwieramy nasz nowoczesny samochód. | Jak otworzyć drzwi, czyli rodzaje dostępu do samochodu |
Dach twojej komórki zaczął przeciekać i wymaga naprawy? Budujesz nowe pomieszczenie gospodarcze i zastanawiasz się, czym je pokryć? Nasz miniporadnik pomoże ci dokonać właściwego wyboru. Czasy, kiedy widok przydomowych szop i komórek przywodził na myśl podmiejskie slumsy, na szczęście mamy już za sobą. Płyta pilśniowa, zużyty karton, kawałek ramy okiennej, stara deska – to wszystko mogło służyć za materiał do budowyogrodowej altanki. Dziś takie wytwory rodzimej kreatywności przeszły już do lamusa. Obecnie możemy za niewielkie pieniądze postawić w ogrodzie lub w pobliżu budynku przyzwoity drewniany lub murowany budynek gospodarczy, zwany – w zależności od upodobań – szopą, altaną lub komórką. Aby pomieszczenie długo nam służyło, musimy pamiętać o należytym pokryciu dachu.
Dach to podstawa
Wie o tym każdy, kto choć raz znalazł się podczas ulewy albo w palącym słońcu na otwartej przestrzeni. Za kawałeczek dachu, choćby utworzonego z korony drzewa, dalibyśmy się pokroić. Dach chroni dom przed deszczem, wilgocią, wiatrem, słońcem i upałem. Musi być doskonale szczelny i trwały, aby spełniał swoją funkcję. Również pomieszczenia gospodarcze, choć czasem bywają traktowane po macoszemu, wymagają porządnego zadaszenia. Przechowujemy w nich przecież mnóstwo ważnych dla nas przedmiotów: sprzęt sportowy, zapasowe opony, weki, warzywa i owoce na zimę, narzędzia ogrodnicze i wiele, wiele innych niezbędnych rzeczy. Dlatego komórka, w której przechowujemy nasze „skarby”, musi być właściwie zabezpieczona.
Papa termozgrzewalna
Aby dach był szczelny, z wierzchu musi być pokryty odpowiednią nieprzepuszczalną warstwą. Zasadniczo do wyboru mamy papę, blachę, gont (dachówkę) oraz różnego rodzaju elastyczne powłoki izolacyjne. Do wykonywania wielowarstwowych pokryć dachu może służyć papa termozgrzewalna, podkładowa lub zewnętrzna. Jest sprzedawana w rolkach kosztujących – w zależności od producenta – od kilku do kilkunastu złotych. Przeważnie wykonana jest z włókniny poliestrowej, może być pokryta masą z asfaltu, górę papy pokrywa posypka mineralna. Mocowana jest za pomocą klejów asfaltowych albo mechanicznie – gwoździami papowymi lub wkrętami. Na przykład za 1800 sztuk ocynkowanych gwoździ papiaków zapłacimy ok. 66 zł.
Gont bitumiczny
Nazywany jest gontem lub dachówką bitumiczną. Rdzeń wykonany z włókniny szklanej jest zanurzony w warstwie bitumicznej, a na wierzchu pokryty posypką mineralną. Z wyglądu może przypominać prawdziwy gont lub dachówkę ceramiczną. Dzięki różnym kolorom posypki mineralnej możemy uzyskiwać różne kolory pokrycia dachu. Gont bitumiczny to wdzięczny materiał. Łatwo się go układa, jest lekki, trwały szczelny i – co najważniejsze – niedrogi, np. za ok. 4 m kw. gontu Matizol zapłacimy ok. 80 zł. Gont jest elastyczny i łatwo się wygina. Przed jego ułożeniem trzeba na więźbie dachowej wykonać pełne deskowanie. Na dachach o nachyleniu poniżej 12 stopni zalecane jest stosowanie papy podkładowej.
box:offerCarousel
Blacha trapezowa
Blacha trapezowa bywa często stosowana na pokrycie garaży, wiat lub szop. Jest to rozwiązanie bardzo praktyczne i chyba najtańsze z możliwych. Blachy mają różne wykroje i kolory, więc można dobrać wzór odpowiedni do budynku. Przykładowa cena blachy to 23 zł za arkusz o wielkości 2000 mm x 620 mm. Blachodachówka – jak sama nazwa wskazuje – kształtem imituje dachówkę ceramiczną, chociaż nawet niewprawne oko od razu zauważy różnicę. Jest równie tania i można ją kupić z rozmaitych kolorach. Będzie doskonale zabezpieczać dach komórki.
box:offerCarousel
Przezroczysta płyta
Jeszcze innym niedrogim i praktycznym rozwiązaniem na zadaszenie pomieszczenia gospodarczego jest transparentna płyta PCW. Takie płyty są odporne na chemikalia, ogień i uszkodzenia mechaniczne. Pojedynczą płytę niemieckiej produkcji o rozmiarach 0,9 m x 2 m kupimy za 40 zł. Za 10 m bieżących płyty falistej PCW o szerokości 2 m zapłacimy ok. 450 zł. Takie płyty nadają się szczególnie do pokrywania lekkich konstrukcji drewnianych, np. szklarni.
Pomieszczenia gospodarcze wymagają niemal takiego samego zabezpieczenia przed deszczem, wiatrem i zimnem jak domy mieszkalne. Jeśli chcemy, aby nasza komórka długo nam służyła, postarajmy się, aby jej dach był wykonany porządnie, z dobrego solidnego materiału. | Czym za niewielkie pieniądze pokryć dach komórki? |
Chłodno, wietrznie i deszczowo. Taka atmosfera czeka nas przez najbliższe miesiące. Jednak nie musisz ulegać pesymistycznemu nastrojowi! Jesień i zima to doskonała okazja do kombinowania ze swoim stylem i modą. Bluza to idealne rozwiązanie na chłodniejsze dni – wygodna, ciepła i stylowa. Dowiedz się, jakie bluzy męskie są najmodniejsze i co warto mieć w szafie. Odkrycie świata mody
Wcześniej bluza kojarzyła się głównie ze sportem, miała pełnić przede wszystkim funkcję praktyczną. Teraz jej rola w casualowej modzie zmieniła się znacząco, a projektanci odkryli ją na nowo. Im bardziej sportowy szyk wszedł do codziennego użytku, tym więcej jest pomysłów na bluzę. Pojawiły się nowe kroje, zaczął się liczyć design, a jej zastosowanie przeszło ewolucję. Możesz pójść w niej do pracy oraz na uczelnię, a w sklepach znaleźć wiele modnych oraz oryginalnych wersji bluzy. Nie jest traktowana jako mało istotny element szafy, a jako kropka nad „i” udanej stylizacji. Warto znaleźć swój idealny model (albo kilka). Uratuje cię w sytuacji, gdy nie będziesz miał czasu na wymyślanie, w co się ubrać.
Zakładana przez głowę
Projektanci i młodzi designerzy upatrzyli sobie ten rodzaj bluzy do modowych eksperymentów. Jest prosta (z kapturem lub bez) i dlatego idealnie się nadaje do wprowadzania w życie najbardziej szalonych pomysłów. Ozdabiają ją dużymi nadrukami – od psów, przez dinozaury i kultowe postacie, po śmieszne obrazki popularne w internecie. Bawią się kolorystyką i łączą różne materiały. Wyszywają interesujące ornamenty lub dodają rockowe dżety. Naprawdę jest w czym wybierać. Każdy mężczyzna na pewno znajdzie dla siebie taki model, który będzie pasował do jego charakteru oraz stylu.
Jak ją nosić: z wąskimi spodniami oraz casualowymi oxfordkami lub trampkami. Dół powinien być bardziej stonowany, ponieważ to designerska bluza ma grać pierwsze skrzypce.
Bejsbolówka
Na rynku obecnie jest wiele bluz inspirowanych amerykańskimi kurtkami bejsbolówkami. Są zrobione z grubszej bawełny, która świetnie chroni przed chłodem. Jeśli lubisz amerykański klimat, to bluza dla ciebie! Jest również ponadczasowa, bo choć powstała w XIX wieku, nadal jest modna i chętnie noszona przez studentów. Odradzamy ją jednak krąglejszym panom, ponieważ taki fason może dodatkowo pogrubić.
Jak ją nosić: z węższymi spodniami i gładkim T-shirtem. Do bejsbolówki dobrze będzie wyglądał kontrastowy dół.
Bluza z kapturem, zapinana na suwak
Najbardziej klasyczna bluza, zwłaszcza w odcieniach granatu, czerni lub szarości. Każdy facet powinien mieć ją w szafie. Dlaczego? Bo pasuje naprawdę do wszystkiego i nie musisz jej prasować. Będzie dobra na wypad na działkę albo piwo z kumplem. Jest bezpretensjonalna i zawsze na czasie. Zainwestuj w bluzę z dobrej jakościowo bawełny oraz w neutralnym kolorze.
Jak ją nosić: ze spodniami o dowolnym kroju, T-shirtem w print oraz ramoneską. Rozpinana bluza z kapturem najlepiej wygląda w zestawieniu z kolorami z tej samej gamy.
À la ramoneska
Model zainspirowany klasyczną, skórzaną kurtką ramoneską. Krój jest albo taki sam, albo zbliżony, natomiast różni ją oczywiście materiał. Wbrew pozorom, ten model wygląda świetnie w dresowym wydaniu. Będziesz mógł ją nosić pod kurtkę puchową lub parkę, a zachować rockowy sznyt. Taka bluza nie musi być czarna! Istnieje jej wiele kolorystycznych wersji – w szarościach, granacie lub beżu.
Jak ją nosić: z rurkami oraz bardziej eleganckimi butami. Postaw na rockowy klimat i wybierz stylizację w ciemnych kolorach. | Najmodniejsze bluzy męskie |
Rodzice dzieci z AZS wiedzą, jak bardzo skóra ich pociech jest podatna na podrażnienia. Czasami nawet niewielka domieszka uczulającego materiału może doprowadzić do zaostrzenia zmian. Dlatego niezmiernie ważne jest to, aby ubierać dziecko w odzież z naturalnych tkanin, z odpowiednimi certyfikatami. Atopowe zapalenie skóry, nazywane również egzemą, występuje w różnym nasileniu. U niemowląt swędzące grudki i pęcherzyki na rumieniowym podłożu są zlokalizowane na policzkach, czole i głowie. U dzieci od drugiego roku życia wysypują na stopach, dłoniach, wokół nadgarstków i kostek, a także w zgięciach łokci i kolan. Te miejsca są więc szczególnie narażone, ale trzeba mieć na uwadze, że skóra to organ składający się z tkanek, które na siebie oddziałują. Jeśli więc podrażnimy okolicę np. brzuszka, to niewykluczone, że organizm zareaguje nasilonym wykwitem na dłoniach. Dlatego ubierajmy pociechę od stóp do głów w przyjazne dla skóry atopowej ubrania.
Materiały łagodne dla skóry
Każda domieszka materiału syntetycznego może podrażnić skórę maluszka. Oczywiście będą też przypadki, kiedy to odrobina elastanu czy wiskozy nie zrobią niczego złego, ale chyba żaden rodzic nie jest na tyle nieodpowiedzialny, żeby to sprawdzać, wiedząc, że istnieje ryzyko, że sprawi swojemu dziecku ból. Na wstępie możemy odrzucić wełnę, która bardzo często uczula, a poza tym może powodować zadrapania. Na rynku jest tak dużo ubranek przystosowanych do skóry atopowej, że na szczęście nie musimy uciekać się do tego typu sprawdzianów. Na szczęście nie są drogie. Szukajmy ubrań przygotowanych pod kątem dziecka z egzemą, gdyż najczęściej mają one certyfikaty, co oznacza, że przygotowano je z materiałów przyjaznych dla tego typu skóry i że nie były poddawane żadnym chemicznym procesom, np. barwienia.
Przyjazne materiały
Czyli jakie? Na pewno najłatwiej dostępna i najbardziej pewna będzie odzież z bawełny organicznej. W tym przypadku trzeba zwrócić uwagę na kilka rzeczy. Otóż nie wszystkie ubrania z metką cotton (bawełna) 100% będą zawierać to naturalne, organiczne włókno. 100% może oznaczać, że ubranko jest w całości wykonane z bawełny syntetycznej. Kierujmy się raczej tym, czy metka ma certyfikaty eko, według polskich, europejskich czy światowych standardów (ten wątek rozwijam w dalszej części artykułu). Nie wszystkie ubrania opisane jako wykonane z organicznej bawełny faktycznie z niej są. Mimo że wprowadzanie klienta w błąd to przestępstwo, niestety zdarza się, że producenci mijają się z prawdą. Kierujmy się przede wszystkim oznaczeniami certyfikatów, możemy też zasięgnąć opinii na wiarygodnych forach. Ekobawełna ze sprawdzonych upraw jest delikatniejsza niż konwencjonalna, a przy tym bardziej trwała, bo nie osłabiona procesami chemicznymi. Niebarwiona i niewybielana, jest zdrowa dla skóry. Podobnie zdrowy, a przy tym ekonomiczny, bo jego uprawa jest tańsza niż bawełny, jest bambus. Antyalergiczne włókna bambusa są jeszcze bardziej miękkie niż bawełniane, w dotyku przypominają jedwab. Są tak samo gładkie, a przy tym bardzo chłonne, dzięki czemu odprowadzają pot z powierzchni skóry. Można też sięgnąć po aksamitny jedwab, ale tu trzeba mieć na uwadze, że ten w pełni naturalny będzie drogi i niełatwo znaleźć producenta odzieży dziecięce wykonanej z tego surowca. Jedwabne sukienki można szyć na zamówienie, na specjalne okazje. Warto też wspomnieć o rewolucyjnym materiale, który jest co prawda sztuczny, ale został opracowany pod kątem atopii. Gruntowne badania potwierdziły, że nie drażni skóry z egzemą, a wręcz jest dla niej ukojeniem. Chodzi o evolon, który ma strukturę ograniczającą dostęp alergenów do zarażonych powierzchni. Mikrowłókna srebra, które są w nim obecne, mają działanie antybakteryjne. Niestety niewiele ubrań z evolonu zostało dotychczas wyprodukowanych. Szybciej znajdziemy pokrowce na łóżka albo ręczniki – warto po nie sięgnąć przy AZS, bo na pewno nie podrażnią skóry, a wręcz będą ją leczyć.
Jest jeszcze jeden typ materiału bezpiecznego dla dzieci z AZS, zrobiony z włókien konopi. Odzież z konopnych włókien charakteryzuje się wysoką higroskopijnością i doskonałą przewiewnością. Tworzą swoisty mikroklimat, przyjazny dla skóry. Badania pokazują, że śpiąc w ubraniu z takich naturalnych włókien, lepiej się wypoczywa.
box:offerCarousel
Dowody na bezpieczeństwo
Zdrowie dziecka jest najważniejsze, nie daj się więc zwieść zapewnieniom producentów, patrz na metki i weryfikuj. Wiele sieciówek ma w ofercie ubrania w 100% bawełniane, ale z bawełny, która jest barwiona i przetwarzana chemicznie. Często mają też na metkach certyfikaty, które jednak nie muszą oznaczać tego, że materiał będzie odpowiedni dla dziecka z AZS. Tak np. będzie w przypadku certyfikatu „Bezpieczny dla dziecka”, który ogólnie oznacza bezpieczeństwo użytkowania i komfort noszenia przez małe dzieci, ale wcale nie daje pewności, że ubranie jest uszyte z materiałów przyjaznych dla skóry z egzemą. Ten certyfikat nie będzie też informował, czy odzież jest odpowiednia dla niemowląt albo noworodków, które mają skórę delikatną – pod tym kątem opracowano standard Öko-Tex Standard. Jeśli odzież ma crtyfikat Öko-Tex Standard 100 oznacza, że została sprawdzona, a Międzynarodowe Stowarzyszenie na Rzecz Badań i Rozwoju Ekologii Wyrobów Włókienniczych Öko-Tex stwierdziło, że nie zawiera żadnych czynników rakotwórczych, barwników azotowych oraz alergizujących, a także innych szkodliwych związków, takich jak pestycydy, formaldehydy czy metale ciężkie. Jeśli chcemy mieć pewność, że ubranie jest zrobione z bawełny organicznej, wolnej od pestycydów, szukajmy produktów z oznaczeniem GOTS – Global Organic Textile Standard.
W przypadku dziecka z atopią liczą się szczegóły, a więc musimy też zwrócić uwagę na to, z jakich materiałów są zrobione dodatkowe elementy stroju, takie jak napy, metki, wszywki i naszywki – one także nie mogą być syntetyczne, np. napy nie mogą zawierać niklu. Zwracajmy uwagę na odzież spodnią – body, koszulki, rajstopki, spodnie. Jeśli są wkładane bezpośrednio na nogi, na pewno powinny być bawełniane, bambusowe czy jedwabne. Warto też zaopatrzyć się w rękawiczki niedrapki dla noworodka i niemowlęcia, by maluszek nie rozdrapywał jątrzących się i swędzących krostek. | Odzież dla dzieci z atopowym zapaleniem skóry |
Długie, mocne paznokcie są ozdobą dłoni i marzeniem wielu kobiet. Niestety, na skutek nieodpowiedniej diety, szkodliwych nawyków i niewłaściwie stosowanych zabiegów pielęgnacyjnych ich kondycja znacznie się pogarsza – stają się matowe, łamliwe i ciągle się rozdwajają. Tymczasem wygląd i stan paznokci możesz poprawić w kilku prostych krokach. Oto one. Nawyki dla zdrowych paznokci
Jeżeli chcesz mieć długie i zdrowe paznokcie, powinnaś zerwać z ich obgryzaniem. Nie jest to proste, ale wykonalne. Pomocne mogą się okazać wszelkie preparaty przeciw obgryzaniu paznokci. Możesz aplikować je bezpośrednio na płytkę, a także na lakier – czynność najlepiej powtarzać co kilka dni, aby gorzki smak utrzymywał się przez cały czas na płytce. Dodatkowo, jeżeli twoje paznokcie są łamliwe, za wszelką cenę unikaj zmywaczy z acetonem, które w widoczny sposób osłabiają płytkę paznokcia.
Regularnie używaj pilniczka do paznokci – najlepiej raz w tygodniu. Warto pamiętać, że paznokcie nie rosną w równy sposób, a wszelkie nierówności mogą ułatwiać ich łamanie się. Zawsze piłuj je w jednym kierunku. Pamiętaj także, że skórki stanowią naturalną barierę dla grzybów i bakterii, więc naruszając ich strukturę, narażasz paznokcie na infekcję. Szkodliwe dla twoich dłoni może okazać się nie tylko wycinanie skórek, ale także ich spychanie.
Niezwykle korzystny dla paznokci jest zabieg olejowania – sprawia, że płytka staje się mocniejsza, bardziej elastyczna i błyszcząca, a do tego regeneruje zniszczenia i ułatwia wzrost paznokci. W celu wzmocnienia paznokci warto wykorzystać gotowe olejki, które należy wmasowywać w płytkę i skórki dwa razy dziennie, lub samodzielnie wykonaną mieszankę olejków. W pielęgnacji dłoni i paznokci doskonale sprawdzają się oliwa z oliwek, olej jojoba, arganowy, kokosowy, z kiełków pszenicy, pestek winogron i słodkich migdałów.
Witaminy, minerały i zioła dla zdrowych paznokci
W stwierdzeniu „jesteś tym, co jesz” jest wiele prawdy. W końcu nasz jadłospis wpływa nie tylko na samopoczucie i kondycję organizmu, ale także na urodę. Paznokcie są zbudowane z białka, nazywanego keratyną, w związku z czym znaczne korzyści przyniesie im dieta bogata w proteiny, które można znaleźć m.in. w mięsie, rybach, jajach, fasoli, komosie ryżowej i produktach mlecznych.
Słaba kondycja paznokci często jest następstwem niewystarczającej ilości żelaza w diecie, dlatego nie należy zapominać o regularnym spożywaniu czerwonego mięsa, warzyw liściastych (takich jak szpinak, natka pietruszki), orzechów, produktów owsianych i żytnich, migdałów i skorupiaków.
Kolejnym składnikiem, którego nie może zabraknąć w twoim jadłospisie, jest biotyna, czyli witamina z grupy B. Pobudza ona wzrost komórek i pomaga metabolizować aminokwasy, które budują białka –może więc przynieść wiele korzyści paznokciom. Wśród źródeł biotyny warto wymienić boćwinę, jaja, kiełki pszenicy, produkty pełnoziarniste i łososia.
Aby zapobiec łamliwości i rozwarstwianiu się paznokci, należy zadbać o odpowiednią ilość wapnia w diecie. Znajdziesz je przede wszystkim w produktach mlecznych, takich jak mleko czy żółty ser.
Za łamliwość paznokci, a także pojawienie się białych plam na ich powierzchni, może być odpowiedzialny niedobór cynku. Ten ważny minerał możesz znaleźć przede wszystkim w ostrygach, pestkach dyni, nasionach sezamu, jagnięcinie, wołowinie i owsie.
Oprócz cynku w celu wzmocnienia paznokci konieczne jest spożywanie krzemu i magnezu. Pierwszy z nich znajduje się m.in. w otrębach owsianych, pszennych i ryżowych, w brązowym ryżu, ogórkach, kapuście czy białej cebuli. Natomiast wśród źródeł magnezu wymienia się pestki dyni, kakao, otręby pszenne, kaszę gryczaną, soję, migdały, białą fasolę, groch, szpinak, banany, płatki owsiane, pistacje i orzechy laskowe.
Jeżeli mimo urozmaiconej diety i stosowania sprzyjających paznokciom praktyk wciąż są one łamliwe i nie chcą rosnąć, warto wypróbować suplementy diety na włosy, skórę i paznokcie. Ważne, aby zawierały wspomniane powyżej składniki, czyli biotynę, krzem, cynk, magnez i żelazo. Wśród polecanych suplementów na paznokcie warto wymienić także preparaty ze skrzypem polnym, który stymuluje metabolizm kolagenu i zapobiega łamaniu się paznokci.
Wśród innych ziół, zbawiennych dla kobiecych dłoni, są: rdest ptasi, koper włoski, podbiał, perz i poziewnik. Stosowanie suplementów można wspomóc odżywkami wzmacniającymi płytkę i przyspieszającymi porost paznokci, które często są wyposażone w filtr UV stanowiący barierę dla szkodliwego promieniowania słonecznego.
Codzienne czynności, takie jak zmywanie naczyń, częste mycie dłoni czy sprzątanie bez rękawiczek, mogą osłabić kondycję paznokci. Na szczęście dzięki kilku prostym krokom możliwe jest wzmocnienie płytek paznokci i przywrócenie im zdrowego wyglądu. Oprócz zbilansowanej diety warto pamiętać o odpowiednich zabiegach na dłonie i paznokcie oraz stosowaniu odżywek i suplementów, które przyspieszają regenerację płytki. | Jak wzmocnić paznokcie i pobudzić ich wzrost? |
Współczesne kino i telewizję, a nawet niektóre festiwale, zalewają popularne filmy amerykańskie, które często nudzą i epatują głupotą. W obiegowej opinii funkcjonuje nieuzasadniony mit, że tylko za oceanem powstają produkcje z prawdziwego zdarzenia. Tymczasem intrygujące, wartościowe i nieszablonowe obrazy tworzą nasi bliscy sąsiedzi. Wystarczy wybrać się na intelektualną wycieczkę przez Bałtyk – do chłodnej Skandynawii. Humor smutkiem podszyty
Zimne, oszczędne w emocjach kino urzeka nadzwyczajnymi krajobrazami, charakterystycznymi dla odległej północy – hulający wiatr, ciemne, zasnute chmurami niebo i wątłe promienie słońca podkreślają nastrój często ponury, tajemniczy i zawsze fascynujący. Dominują surowe kadry, w których próżno szukać pustych efektów specjalnych, szczere, proste dialogi i bezkompromisowe spojrzenie na rzeczywistość. Rzeczywistość, która znacznie odbiega od wizji serwowanej przez amerykańskie komedie: ogołoconą z różowych blond-Barbie, irytującego śmiechu i koniecznie szczęśliwego zakończenia. Nie brak w niej humoru, ale podszytego refleksją, czasem czarnego, czasem z nutą nostalgii.
Kochanek królowej (reż. Nikolaj Arcel, 2012 r.)
Mimo typowo hollywoodzkiego tytułu, Kochanek królowej, ze wspaniałym Madsem Mikkelsenem w roli głównej, to coś znacznie więcej niż tylko olśniewające kostiumy i wnętrza doby oświecenia. Na duńskim dworze, nieco skostniałym i odchodzącym powoli do lamusa, wyraźnie zarysowano arcyciekawe stosunki – sieć misternych połączeń, których ramy tworzą skonkretyzowane normy społeczne i towarzyskie. Sprawy dodatkowo komplikuje wszechobecna polityka, przed którą nie ma ucieczki – w jej gierki uwikłani są zarówno królewscy poplecznicy, jak i antagoniści. Zaprezentowano tu świat czasu przełomu, do którego zmiany wkraczają niepostrzeżenie, ale nieuchronnie. Wiatr, który niesie nowe, zdecydowanie narusza nadszarpnięty, jednak wciąż precyzyjne nakreślony sposób postrzegania świata, władzy czy religii.
Szczególnie zachwyca rola drugoplanowa – postać króla, fantastycznie zagrana przez debiutanta, Mikkela Følsgaarda. Krystian VII to kapryśne, nieprzewidywalne i niestabilne emocjonalnie monstrum, które wyrosło w przekonaniu, że świat stworzono dla zaspokajania jego wyuzdanych zachcianek. Bez ograniczeń oddaje się patologicznym „zabawom” cielesnym, gdzie prym wiedzie nieujarzmiona nawet cieniem pozoru wyobraźnia na skraju obłędu.
Nie ma tego złego (reż. Mikkel Munch-Fals, 2010 r.)
Inspirująca, osobliwa komedia pomyłek, w której przeplatają się losy kilku nieszablonowych Duńczyków. Czworo współczesnych potomków Wikingów pozornie nie ma ze sobą wiele wspólnego, jednak zbliża ich niełatwa przeszłość i marzenia. Marzenia o bliskości i cieple drugiego człowieka, którego chcieliby zagarnąć na własność.
Mamy tu wyjątkowo barwną paletę charakterów: kobieta, która pogrąża się w coraz głębszej samotności, inna – nie może zaakceptować swojej cielesności. Przedstawiono też męski punkt widzenia – bohater, który wpadł w sidła własnych popędów i nie widzi drogi ucieczki oraz młody chłopak, który „sprzedaje się” i nieuchronnie zbliża ku przepaści. Zdawałoby się, że to obraz stricte depresyjny, jednak produkcje skandynawskie zawsze wymykają się jednoznacznym osądom. Ze splinu i przygnębienia wyrywa je czarny humor, którym podszyte są dialogi, a nawet sytuacje i zwodnicza niekiedy akcja.
Nie ma tego złego pozwala zajrzeć w głąb najskrytszych i najciemniejszych zakątków ludzkiej duszy. Postacie od pierwszych chwil sprawiają wrażenie skończonych i pokonanych przez życie, lecz kolejne kadry przekonują, że nie ma takiego dna, które chroniłoby przed upadkiem jeszcze niżej. Jednak nadchodzi Wigilia, która wszystko zmienia…
Obywatel roku (reż. Hans Petter Moland, 2014 r.)
Nawet skandynawskie kryminały, które prasa amerykańska okrzyknęła odkryciem roku, tworzą zupełnie nową jakość. I choć trup ściele się gęsto, nie uciekają od szczypty humoru, która powściąga ponury klimat kina „nordic-noir”. Mroczne, detektywistyczne zagadki i intrygi przeplatają się z bogatą i nieszablonowo zarysowaną sferą chłodnej obyczajowości, nie brak tu wątków politycznych i głęboko psychologicznych. „Podstępny” scenariusz odziera odbiorcę ze schematycznych wyobrażeń o przytulnej i świetnie zorganizowanej północy kontynentu, wszystko jest inne, niż wydaje się na pierwszy rzut oka.
Zachwycają krajobrazy charakterystyczne dla Skandynawii, bardzo surowe i zimne, w których królują burze śnieżne i mróz. Mroczny nastrój podkreśla ciemność polarnej nocy. Tylko w takich okolicznościach obywatelem roku może zostać bohater, który codziennie, skrupulatnie i solidnie… odśnieża.
Urzekają dialogi: świetnie napisane, żywe, bystre i pełne polotu. Czarny humor, którym je przyprawiono, łagodzi ponurą ciemność, która – tylko pozornie – okrywa wszystko: świat, bohaterów i ich nieprzeniknione dusze.
Gdy raz zasmakuje się w chłodnych, niezwykłych obrazach skandynawskich, trudno wrócić do banalnego „jankeskiego” kiczu, w którym nie ma miejsca na niedopowiedzenie, ukrytą myśl czy finezyjną groteskę. Kino naszych zamorskich sąsiadów sięga po niejednoznaczne obrazy nad wyraz często, opiera się na przemilczeniach, akcja nagle zawiesza się i – tylko iluzorycznie – staje w miejscu. Napięcie rośnie wtedy poza ekranem – Skandynawowie doceniają odbiorcę myślącego i wymagającego, świetnie rozumieją, że kinomanom nie wystarczy wyłącznie niewybredna, „tania” rozrywka. | Tajemnicze kino skandynawskie – poznaj kilka intrygujących filmów |
Co może się stać, gdy szalony chłopiec o skłonnościach do naukowych eksperymentów postanowi przetestować zestaw małego chemika na złotej rybce? Nikt, łącznie z nastoletnim naukowcem, nie przypuszczał, że rybka może zyskać nadprzyrodzone zdolności. „Moja złota rybka zombie” to pierwszy tom niezwykłej serii autorstwa Mo O’Hary. Opowieści o rodzeństwie i ich niezwykłej rybce sprawią, że historia doprowadzi dziecięcych czytelników do płaczu. Ale wyłącznie ze śmiechu! Bowiem opowieści o Tymku, Tytusie i rybce Frankie to niezwykła podróż, pełna ciekawości, eksperymentów, dowcipu, ale także niesamowitych zdarzeń i niespodziewanych zwrotów akcji.
Zielony eksperyment na rybce
Nastoletni Tytus w odczuciach swojego młodszego brata Tymka zawsze miał skłonności, aby zostać w przyszłości szalonym naukowcem. Te podejrzenia w pełni się sprawdziły, gdy Tytus dostał zestaw młodego chemika. Nikt nie przypuszczał, że nastolatek postanowi stworzyć toksyczną, zieloną substancję, w której zanurzy złotą rybkę. Gdy wydawało się, że oblepiająca maź pozbawiła rybkę życia, Tymek dzielnie przeprowadził szybką reanimację, wykorzystując do tego baterie. Chłopiec co prawda przywrócił Frankiego do życia, jednak nie do końca. Co poszło nie tak?
Co zrobi rybka-zombie?
Okazało się, że Frankie pod wpływem zielonej, chemicznej substancji przeszedł prawdziwą transformację. Złota rybka rozrosła się i zyskała niezwykłe zdolności. Frankie stał się nie tylko niezwykle inteligentny, ale także nauczył się hipnotyzować. Postanowił również zemścić się na swoim stwórcy. Tytus jednak dostrzegł w rybce potencjał i postanowił wykorzystać jej niezwykłe zdolności do własnych celów. Co może zrobić nastoletni geniusz o osobowości szalonego naukowca, który ma przebiegłą, hipnotyzującą rybkę zombie? Możliwości jest wiele – może spróbować przejąć kontrolę nad światem i zostać jego władcą. Może też spróbować zahipnotyzować swoją mamę.
Tymek, Tytus i Frankie, czyli przepychanki
„Moja złota rybka zombie” to doskonała rozrywka, pełna inteligentnego humoru i rozwijająca dziecięce patrzenie na świat. Z pewnością spodoba się tym czytelnikom, którzy mają starsze rodzeństwo i wiedzą, co oznacza troszczyć się o brata, ale także prowadzić z nim cichą wojnę. Tymek bowiem musi zdecydować, komu ma pomagać – swojemu rybiemu przyjacielowi czy może bratu, który często go dręczył. Z pomocą przyjdzie mu najlepszy przyjaciel Ravi, który również ma starszego brata. Książka Mo O’Hary to świetny początek serii, która rozbawia do łez, opowiadając o perypetiach rodzeństwa i ich niezwykłego zwierzątka.
Źródło okładki: www.wydawnictwoliterackie.pl | „Moja złota rybka zombie 1. Przybij płetwę na dzień dobry” Mo O’Hara – recenzja |
Gdy nadchodzą naprawdę zimne dni, każdy lubi się wtulić w coś ciepłego. W ruch idą kożuchy, futra i wełny. W tym sezonie furorę robią między innymi futrzane mankiety. Masz już taką kurtkę, płaszcz lub sweter? Futro towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów. Na szczęście nie trzeba zadawać śmierci zwierzętom, żeby móc korzystać z jego przytulnego ciepła. Jeśli jesteś entuzjastką tego materiału, powinnaś w tym sezonie zainteresować się szeroką gamą ubrań z imitującymi futro detalami. Nie tylko puszyste wykończenia wokół kapturów są modne. Również nakładane kieszenie i mankiety! Taka zimowa stylizacja z ich udziałem od razu zyskuje interesujący wygląd, no i rozpieszcza dodatkowym ciepłem. Zobacz, czego być może brakuje ci w szafie, by stworzyć modny look. Stylowej kurtki, parki a może płaszcza? Na wirtualnych półkach Allegro czekają na ciebie najmodniejsze fasony, które z powodzeniem uświetnią zimowe stylizacje. Oto nasze propozycje na mroźny dzień!
bbox:hint
Są tak samo ciepłe, miłe w dotyku i zapewniają komfort termiczny. Włókna syntetyczne w takim samym stopniu ochronią Cię przed mrozem i wiatrem, a utrzymanie ich w czystości jest łatwiejsze.
Co najważniejsze - w odróżnieniu od futer naturalnych - w trakcie ich produkcji nie cierpią zwięrzęta.
[/bbox]
W różowej parce i swetrowej sukience przez zimę
Kochasz wygodę i przytulne ciepło? Nie lubisz za dużo zastanawiać się nad tym, co by tu dzisiaj na siebie założyć? Jest na to prosty sposób. Sukienka swetrowa – stylowa, wygodna i ciepła. Wystarczy, że naciągniesz ją na siebie i gotowe. Bez kombinowania, bez dopasowywania bluzek do swetrów do spódnic! Fasony typu „etui” z dodatkiem wełny zagwarantują ci i komfort noszenia, i ochronę przed chłodem, więc zainteresuj się takim modelem. My wybraliśmy fason w grafitowym kolorze ozdobiony norweskimi wzorami. Ponadczasowy i tak bardzo zimowy jak żaden inny, prawda? Możesz go trochę podciągnąć i zbluzować za pomocą paska, a wtedy nabierze zupełnie innej sylwetki. Załóż do niej wygodne zamszowe kozaki na płaskim obcasie, w których na pewno się nie zmęczysz na śliskich chodnikach, a na górę załóż kurtkę z najmodniejszym detalem, czyli futrzanymi mankietami w bladoróżowym kolorze. Cud-miód! Będzie się świetnie komponować z białymi lub beżowymi dodatkami – przetestuj. Całość uzupełnij pojemnym shopperem lub torebką typu worek. Przytulnie i kobieco!
box:imagePins
box:pin
box:pin)
Beże, brązy i futro
Dziewczyny z Instagrama i znane modowe blogerki kochają ten fason kurtki od paru sezonów. Oversize’owa zielona kurtka z futrem wokół kaptura, wzdłuż zapięcia i mankietów cieszy się niesłabnącą popularnością, więc dołącz do grona wielbicielek. Modny look masz zagwarantowany, a do tego przyjemne ciepełko. W takim fasonie nie będzie ci straszny zimny podmuch wiatru ani mróz. Pod spód załóż beżowy sweter z miękkiej wełny, golf albo model z dekoltem w szpic, a do niego parę swoich ulubionych niebieskich jeansowych rurek lub boyfriendów, i przypieczętuj całość kowbojkami w brązowym kolorze. Oto nasza interpretacja futrzanego trendu. Jak ci się podoba?
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Biele, czernie i szarości
Na koniec propozycja dla miłośniczek klasycznych fasonów, które podkreślają atuty damskiej sylwetki. Jest tutaj zgrabna ołówkowa spódnica w kratkę – z charakterem i pięknymi liniami – oraz sweter klasyk, czyli dopasowany biały golf. Idealny wybór na zimny dzień, dla pań, które chcą podkreślić sylwetkę i dodać sobie trochę więcej krągłości w biuście. W takim zestawie przydadzą się również botki do kostki, u nas jest to model z szarej zamszowej skóry i z obcasem typu słupek. Wygodne i ponadczasowe. Jeszcze tylko czarna listonoszka na ramię oraz główny bohater, czyli płaszcz z szarym futrem wokół kaptura i mankietów, i właśnie stworzyłaś ciepłą i stylową stylizację na mroźny zimowy dzień z wykorzystaniem modnego detalu.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin)
Jeśli szukasz nowej kurtki lub płaszcza na zimę, weź pod uwagę właśnie te z futrzanymi mankietami. Kuszą puszystością, luksusową nutą (nawet te sztuczne) i przyjemnym ciepłem. Niezastąpione tej zimy! | Modny detal – mankiety z futra |
Młoty wyburzeniowe są narzędziem pracy zazwyczaj profesjonalistów. Dlaczego? Dobry młot wyburzeniowy to stosunkowo drogie narzędzie. Niezwykle ważne jest, aby młot wyburzeniowy był dobrej jakości, ponieważ warunki, w jakich pracuje ta maszyna, są ekstremalnie trudne. Młoty wyburzeniowe są narażone na ogromne przeciążenia, jakie występują w czasie kucia betonu i innych twardych materiałów budowlanych. Istnieje nomenklatura, która rozgranicza wielkościowo młoty do kucia. Młoty udarowe to nazwa ogólna, dotycząca wszystkich młotów do kucia, ale powszechnie jest ona używana w stosunku do mniejszych jednostek kujących. Młoty wyburzeniowe to te najcięższe urządzenia przeznaczone do najtrudniejszych zadań – przede wszystkim do skuwania grubych posadzek i tym podobnych konstrukcji betonowych.
Krótka charakterystyka
Przedstawicielem, może nie najcięższych młotów wyburzeniowych, ale z pewnością młotów wyburzeniowych wagi wyższej (czyli ok. 15-20 kg), jest bardzo znany i szanowany wśród fachowców model H65SB2 marki Hitachi. Dlaczego takie dobre opinie o tym narzędziu mozna usłyszeć od profesjonalistów – bo to urządzenie niezawodne, łatwe w obsłudze, dość tanie w serwisowaniu, o prostej konstrukcji, a zarazem stosunkowo konkurencyjne pod względem ceny.
Funkcje
Jak na urządzenie konstrukcyjnie proste przystało, młot Hitachi H65SB2 nie zachwyca mnogością funkcji. To narzędzie przeznaczone do kucia betonu w ciężkich warunkach. To właśnie jego podstawowe zadanie i w tym aspekcie spisuje się doskonale.
Hitachi H65SB2 posiada wygodnie umiejscowiony, bo w obrębie głównej rękojeści, włącznik, za pomocą którego dokonuje się prostego uruchomiania urządzenia. Brak łagodnego rozruchu, brak systemów wyczuwania obciążenia, które redukują zużycie energii świadczą o, być może, nieco przestarzałej technologii. Po części to prawda, bo sam młot na rynku występuje od lat w niezmienionej formie, ale dzieje się to w imię zasady – po co zmieniać coś, co jest dobre? Jak się okazuje był to strzał w dziesiątkę, ponieważ popularność młota Hitachi bije wszelkie rekordy. Zastosowany wyłącznik posiada przycisk blokady do ciągłej pracy, aby nie obciążać dłoni użytkownika w czasie długotrwałego kucia.
Narzędzia robocze – dłuta i szpice – mocowane są w uchwycie narzędziowym za pomocą okręcanego klina mocującego. To pewny i niemal bezawaryjny system mocowania osprzętu o sześciokątnym uchwycie narzędziowym.
Użyte materiały
Jak na solidne narzędzie przystało, cały korpus, tuleja robocza oraz uchwyt narzędziowy wykonane są z metalu – są to odlewy aluminium lub elementy stalowe. Wskazuje to na ich wytrzymałość i odporność na mechaniczne uszkodzenia w czasie pracy. Rękojeść to wytrzymałe tworzywo sztuczne, pokryte w części chwytowej miękką i antypoślizgową okładziną, która zwiększa komfort pracy.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Parametry
Hitachi H65SB2 dysponuje potężną energią uderzenia, jak na młot o wadze 16,5 kg przystało, wynosi ona aż 42 J. Uderzenia następują z częstotliwością 1400 uderzeń/minutę. Uzyskuje się to dzięki silnikowi elektrycznemu o mocy 1340 W. Sześciokątny uchwyt narzędziowy o kalibrze 30 mm pozwala na montowanie osprzętu dużej średnicy, adekwatnej do sporej energii uderzenia, jaką młot dysponuje.
Rozwiązania techniczne
W 8młocie wyburzeniowym Hitachi H65SB2 zastosowano proste i niezawodne technologie. Proste przeniesienie napędu generujące nieprzeciętną energię uderzenia. Dzięki prostocie urządzenie jest niezawodne, a usuwanie ewentualnych awarii jest stosunkowo proste i mało kosztowne. Rękojeść główna urządzenia jest amortyzowana, dzięki czemu drgania przenoszone na ręce operatora są zredukowane. Producent, konstruując młot, umożliwił prostą wymianę szczotek węglowych, do których dostęp został przewidziany z zewnątrz – bez konieczności ingerencji w głąb maszyny.
Wyposażenie
Młot Hitachi H65SB2 dostarczany jest w walizce z tworzywa sztucznego. Walizka posiada kółka transportowe, dzięki czemu przenoszenie urządzenia z miejsca na miejsce jest ułatwione. W walizce oprócz młota znajdziemy szpic do kucia betonu. Młot ponadto wyposażony jest w dodatkową, boczną rękojeść.
Podsumowanie
Hitachi H65SB2 jest jedną z bardziej udanych konstrukcji młotów tej wielkości. To konstrukcja prosta, być może toporna, ale okazuje się, że niezawodna i stosunkowo tania w eksploatacji i serwisowaniu. Dzięki tym podstawowym zaletom maszyna ma szerokie grono zwolenników i zadowolonych użytkowników. Młot objęty jest 3-letnią gwarancją producenta. Pozostaje tylko kuć... | Test młota wyburzeniowego Hitachi H65SB2 |
Wideoniania to jeden z obowiązkowych punktów wyprawki. Przed zakupem warto jednak poznać opinie na temat różnych modeli, gdyż ich funkcje bywają bardziej lub mniej praktyczne. Elektroniczna niania kojarzy się raczej z małym walkie-talkie. Taką jej wersję znamy sprzed kilku lat. Były to urządzenia skuteczne, ale zawodne i ograniczone funkcjonalnie. Niania musiała być podłączona do prądu, by działać, często ściągała sygnał z pobliskich urządzeń, szumiała i trzeszczała. Dzisiaj te urządzenia to wysokiej jakości, nowoczesne gadżety. Zapraszam na test jednego z nich.
Jak wybrać elektroniczną nianię?
Najpierw zastanów się nad tym, gdzie zamierzasz jej używać. Urządzenia z dużym i dobrym zasięgiem świetnie sprawdzą się na wyjazdach i w domkach jednorodzinnych. Do małego mieszkania wystarczy tańszy i poręczniejszy model. Sprawdź czas dotyczący działania bateria, zwłaszcza gdy będziesz używać monitora przez całą noc.
Niania Avent
Elektroniczna niania Avent to świetne i niezawodne urządzenie. Wygląd zewnętrzny zachęca do zakupu – zarówno kamera, jak i monitor są eleganckie i minimalistyczne. Niewielkie wymiary kamerki i możliwość montażu na ścianie sprawiają, że jest ona świetnym akcesorium do dziecięcego pokoiku. Możesz ją także postawić i przenosić w dowolne miejsca.
Funkcje podstawowe
Elektroniczna niania Avent z kolorowym ekranem wideo 3,5” gwarantuje dokładny i duży obraz. Bezprzewodowa technologia A-FHSS pozwala nawiązywać prywatne i bezpieczne połączenie na linii kamera–odbiornik. Zakłócenia są minimalne i w żaden sposób nie utrudniają korzystania z urządzenia. Kamera automatycznie przełączy się w tryb nocny, gdy w pokoju będzie za ciemno, zasygnalizuje także utratę sygnału lub niski poziom baterii. Gdy coś cię zaniepokoi, możesz zbliżyć obraz i przyjrzeć się dziecku, a dzięki świetnym głośnikom także bez przeszkód usłyszeć malucha.
Funkcje dodatkowe
Niania Avent posiada kilka ciekawych funkcji, które ułatwiają korzystanie z urządzenia. Najbardziej polubiłam tryb ECO, który zmniejsza pobór mocy, gdy w pokoju dziecka panuje cisza. Tryb ten wyłącza mikrofon i obraz, ale urządzenie cały czas działa i uruchamia się, gdy tylko maluch zacznie wydawać dźwięki. Dzięki specjalnemu czujnikowi cały czas masz też kontrolę temperatury w pokoju. Gdy ustawisz odpowiedni pułap, urządzenie sygnałem dźwiękowym poinformuje cię, że granica została przekroczona. Na szczególną uwagę zasługuje „megazasięg”! Producent podaje, że kamera będzie w stanie przekazać obraz w odległości 50 m w pomieszczeniu i do 300 m na zewnątrz. Sprawdziłam to. Zostawiłam dziecko na drugim piętrze i przeszłam na parter po przeciwnej stronie budynku – obraz i dźwięk były idealne!
Ciekawym dodatkiem jest lampka nocna o delikatnym świetle. Część dzieci z pewnością zaśnie spokojnie, gdy w pokoju nie będzie panował całkowity mrok. Pięć delikatnych melodii do wyboru pozwoli uspokoić dziecko, gdy nie będziesz mogła od razu do niego podejść. Jest też dostępna komunikacja dwukierunkowa – w urządzeniach tego rodzaju staje się ona właściwie punktem obowiązkowym. Wystarczy, że przytrzymasz przycisk z boku monitora, a będziesz mogła powiedzieć coś do dziecka.
Podsumowanie
Elektroniczna niania Avent to rewelacyjna propozycja dla wymagających rodziców – dokładny obraz, czysty dźwięk, zaskakujący zasięg i rewelacyjna wytrzymałość baterii z pewnością niejednego zaskoczą. Miałam okazję korzystać z kilku tego typu urządzeń i przyznaję, że ten model pozostawia konkurencję w tyle. | Elektroniczna niania Avent SCD630– test |
Zakup mieszkania to niemały wydatek. Kolejny wiąże się z koniecznością wyposażenia go w niezbędne sprzęty i meble. Na szczęście istnieje kilka sposobów na zmniejszenie kosztów urządzenia pierwszego lokum. Oto trzy metody, które umożliwiają zaoszczędzenie niemałej sumy. W życiu każdego człowieka przychodzi moment, w którym czuje się na tyle dojrzały i gotowy, aby wprowadzić do niego diametralne zmiany – rozpocząć budowę domu lub kupić własne mieszkanie. Najczęściej wiąże się to ze zmianą stanu cywilnego, miejsca pobytu, rewolucją na polu zawodowym. Co możemy wówczas zrobić, aby zawartość portfela mocno na tym nie ucierpiała?
Określamy nasze możliwości finansowe
Przede wszystkim musimy zacząć od określenia budżetu, którym dysponujemy. Musimy wiedzieć, jakie są nasze możliwości finansowe, ile możemy przeznaczyć na urządzenie lokum po jego zakupie, zdecydować, w jakim przedziale cenowym poszukiwać niezbędnych elementów wyposażenia nowego mieszkania. Nierzadko trzeba iść na kompromis, wybierając to, na co nas stać, kosztem tego, co nam się najbardziej podoba. Najlepiej z przeznaczonej na ten cel sumy odłożyć 10 lub 20% na tzw. fundusz awaryjny. Postarajmy się zmieścić wszystkie wydatki w zakładanych 80–90% budżetu. Wówczas unikniemy sytuacji, w której nagle będziemy musieli lub chcieli coś kupić, a nasze konto będzie puste.
Odnawiamy meble
Jednym ze sposobów na urządzenie mieszkania niskim kosztem jest przeprowadzenie rewitalizacji mebli, które już posiadamy lub otrzymaliśmy od znajomych albo członków rodziny. Zaleca się na początku kupować duże elementy (np. kanapę do pokoju dziennego, łóżko do sypialni), uzupełniając wystrój tych wnętrz o stare meble, którym dajemy drugie życie. Nawet jeśli stylem i kolorem odbiegają od nowo zakupionego wyposażenia, możemy je w prosty sposób ujednolicić i dopasować do wystroju. Być może stół kuchenny trzeba tylko oszlifować i przemalować, aby pasował do pozostałych mebli? Wystarczy papier ścierny i farba w kolorze odpowiadającym barwie nowych mebli lub zmiana uchwytów i tapicerki. Dzięki tym akcesoriom meblowym możemy przeprowadzić niejeden projekt DIY.
box:offerCarousel
Samodzielne przeprowadzenie metamorfozy mieszkania
Inną metodą na zmniejszenie wydatków w trakcie urządzania pierwszego mieszkania jest zrealizowanie niektórych prac wykończeniowych samodzielnie. Inspiracji i fachowych porad możemy poszukiwać w czasopismach lub na stronach internetowych o takiej tematyce. Świetnym źródłem pomysłów i informacji o technikach wykonania są programy telewizyjne prezentujące metamorfozy mieszkań.
box:offerCarousel
Co prawda, położenie gładzi warto pozostawić fachowcom, ale malowanie ścian nie jest zajęciem wymagającym specjalistycznych umiejętności. Wystarczy, że zaopatrzymy się w farbę (ta od wiodącego producenta może niewiele różnić się od tej o połowę tańszej), pędzle i wałki z kijem teleskopowym, a także taśmę malarską. Żeby wykonać prace wykończeniowe szybko i sprawnie, a do pomocy zawsze można zaangażować przyjaciół.
box:offerCarousel
Pozbywamy się niepotrzebnych rzeczy
Trzecim sposobem na zmniejszenie wydatków podczas urządzania lokum jest sprzedaż dotychczas posiadanych przedmiotów, które wciąż są w dobrym stanie. Często w nowym mieszkaniu trudno znaleźć miejsce na stare meble i dodatki, ponieważ nie pasują do niego pod względem stylu lub po prostu przestały nam się podobać. Możemy je oddać w dobre ręce lub sprzedać na portalu aukcyjnym. W ten sposób zwiększymy budżet na urządzenie nowego mieszkania, a ponadto unikniemy wrażenia zagracenia tej przestrzeni. | 3 sposoby na zmniejszenie wydatków podczas urządzania pierwszego mieszkania |
6 grudnia dzieci czekają na prezenty od św. Mikołaja. Już dzień wcześniej podekscytowane nie mogą zasnąć, bo przecież w nocy powinien przynieść upominki. I choć my, dorośli, wiemy skąd się podarki biorą, to myli się każdy, kto sądzi, że nie czekamy na nie. Warto więc sprezentować coś z tej okazji mamie, siostrze czy cioci, bo czy to dziecko, czy dorosły – wszyscy marzymy o prezencie w tym miłym dniu. Kosmetyki odgrywają ogromną rolę w życiu każdej kobiety, a coraz częściej po wiele preparatów sięgają też mężczyźni. Do kremów przyzwyczajamy się od najmłodszych lat. Mamy swoje ulubione preparaty kosmetyczne, ale zawsze z chęcią próbujemy nowości w nadziei, że to one zapewnią nam wspaniały, wymarzony wygląd. Warto więc zrezygnować z tradycyjnych drobiazgów, często kupowanych „na szybko” i po to, żeby było. Wybierzmy jakiś dobry krem do twarzy, który będzie świetnym prezentem mikołajkowym. Poniżej przedstawiamy kilka propozycji.
… dla każdego
Aby skóra wyglądała młodo i promiennie przez długie lata, trzeba o nią dbać i nawilżać ją od niemal najmłodszych lat. Im jesteśmy starsi, tym szybciej traci ona zdolność do utrzymywania wilgoci, a to powoduje spowalnianie niemal wszystkich naturalnych procesów zachodzących w skórze. Dlatego tak ważne jest stosowanie kremów nawilżających. W bogatej ofercie prezentowanej na Allegro znajdziemy specyfiki intensywnie nawilżające, które przyniosą wiele korzyści dla każdej cery wymagającej zdecydowanego wspomagania w walce z nadmierną utratą wilgoci.
… dla skóry tłustej
Głównym zadaniem kremów dedykowanych cerze tłustej jest normalizacja pracy gruczołów łojowych i redukowanie ewentualnych stanów zapalnych skóry. Preparaty powinny także działać matująco, bo tego typu cera ma skłonności do błyszczenia się. Producenci stosują różne składniki aktywne, które zamieniają sebum w malutkie, niewidzialne dla oka granulki, co sprawia, że tłusta cera nabiera ładnego, zdrowego wyglądu, jest matowa, a makijaż utrzymuje się znacznie dłużej. Każda kobieta będzie zadowolona z takiego prezentu, który zdecydowanie ułatwi jej codzienną pielęgnację wymagającej skóry. Dobry krem dla cery tłustej kupimy bez problemu za kwotę nie większą niż 30 zł. Jeśli zapakujemy go w piękne, świąteczne opakowanie, to mamy gwarancję, że prezent będzie bardzo miłą niespodzianką.
… dla cery suchej
Ten typ skóry wymaga bardzo silnego nawilżania. Właścicielki takiej cery narażone są na wczesne powstawanie zmarszczek. Aby temu przeciwdziałać, trzeba stosować silne preparaty nawilżające, więc kremów nigdy za dużo. Dobre, nawet niedrogie kremy zawierają bardzo skuteczne składniki aktywne, takie jak olej z oliwek, wyciąg z awokado, masło shea czy ekstrakt z nagietka, które zapewniają skórze nawilżenie, a właścicielce codzienny komfort. Z okazji dnia św. Mikołaja warto podarować kosmetyk, który będzie bardzo użytecznym prezentem dla każdego.
… dla skóry dojrzałej
Skóra dojrzała wymaga szczególnej pielęgnacji. Wraz z wiekiem maleje tempo procesu syntezy kolagenu, kwasu hialuronowego, skóra staje się coraz cieńsza i traci swoją sprężystość. Dla utrzymania jej młodego, świeżego wyglądu trzeba ją wspomagać. Bardzo dobrze sprawdzają się w tej roli kremy z kolagenem czy te zawierające kwas hialuronowy. Dzięki nim można uzupełniać niedobory tych substancji, a skóra staje się elastyczna i nabiera blasku. W ofercie Allegro znajdziemy wiele preparatów w cenie nieprzekraczającej 30 zł. Warto też zwrócić uwagę na kremy zawierające komórki macierzyste. Nie tak dawno, kiedy odkryto, że struktury skóry zawierają w sobie właśnie komórki macierzyste, których niestety z wiekiem ubywa, producenci kosmetyków zaczęli pozyskiwać je z roślin i stosować jako składniki aktywne w preparatach kosmetycznych. Taki krem będzie doskonałym podarunkiem dla każdej kobiety.
W dzień Świętego Mikołaja wszyscy cieszą się z prezentów. Zarówno dzieci, jak i dorośli czekają na tę szczególną chwilę, która rozpoczyna świąteczny, bożonarodzeniowy okres, chyba najpiękniejszy w całym roku. Zanim więc zaczniemy przygotowania, zanim zajmiemy się poszukiwaniem prezentów pod choinkę, podarujmy najbliższym upominki, aby utwierdzić ich w przekonaniu, że o nich pamiętamy. Kosmetyki to ten rodzaj prezentów, który zawsze wywołuje uśmiech na twarzy i czyni każdą buzię piękniejszą. | Mikołajkowy prezent – krem do twarzy do 30 zł |
Wydawałoby się, że gramofony to już przeszłość. Elektronika pozwala dziś przecież działać cuda, jeśli chodzi o miksowanie muzyki. Dlaczego zatem profesjonaliści wracają do gramofonów? Dla muzyków praca na gramofonach jest pewnego rodzaju prestiżem. Podkreślają oni, że sztuka DJ-ska uprawiana w każdy inny sposób jest niepełna i niegodna szacunku. Co więcej, nagrania z płyt winylowych mają jakość o wiele wyższą niż te zapisywane w formacie cyfrowym. Jak zatem szukać gramofonu dla DJ-a i go znaleźć?
Sterowanie i napęd
Gramofony różnią się między sobą przede wszystkim systemem obsługi. Spotyka się sterowane manualnie, półautomatycznie i automatycznie. Gramofony automatyczne same uruchamiają napęd, opuszczają ramię z igłą i rozpoczynają oraz kończą odtwarzanie. Mogą mieć funkcję „auto-repeat” (zapętlenie). Oczywiście DJ-e powinni poszukiwać sprzętu, który jest sterowany manualnie lub półautomatycznie (automatyka polega tu zwykle na powrocie ramienia do pozycji wyjściowej po wyłączeniu silnika). To umożliwi zachowanie kontroli nad odtwarzanym dźwiękiem.
Gramofony mają także różne napędy, które są odpowiedzialne za obracanie talerzem. Chodzi o napędy paskowy i bezpośredni. Pierwszy jest chwalony przez audiofilów za jakość dźwięku, ale nie można w nim modyfikować brzmienia. DJ-om poleca się zatem gramofony z napędem bezpośrednim silnikowym (Direct Drive), gdzie da się np. natychmiast zmienić prędkość i kierunek obracania się płyty. Jest szybki i precyzyjny, ma stabilniejsze obroty. Im wyższa moc silnika w danym gramofonie, tym lepiej sprzęt poradzi sobie podczas miksowania i skreczowania muzyki. Niestety napęd bezpośredni oznacza zazwyczaj droższy gramofon.
Stabilna konstrukcja
Trzeba sprawdzić, czy nóżki gramofonu absorbują wstrząsy (podkładki antygrawitacyjne). Zasadą jest, że wyższa waga oznacza lepszy gramofon. Dlaczego? Ponieważ nie absorbuje on obcych drgań, a tym samym nie zniekształca dźwięków. Najważniejsza jest stabilność, zatem zwracaj uwagę np. na ciężką płytę. Poza tym zawsze dobrze mieć zapasową igłę – jest to element, który się zużywa, i podczas skreczowania może ulec szkodzie.
Złącza
Gramofony dla DJ-a powinny przede wszystkim współpracować z pozostałymi urządzeniami, których używa muzyk, tj. z mikserem, wzmacniaczem, samplerem itd. Dlatego należy koniecznie zwróć uwagę na liczbę złącz, gniazd, wejść i wyjść, w jakie są one wyposażone. Niezbędne okazują się wyjścia Phono lub Line Our. Gramofony z tym drugim są wyposażone w przedwzmacniacz i nie wymagają uziemienia. Jeśli muzyk chce zgrywać sample i skrecze bezpośrednio do komputera, powinien także sprawdzić, czy przyszłe urządzenie posiada wyjścia USB. W najnowszych modelach gramofonów pojawiają się one coraz częściej. Pożyteczna będzie także łączność Bluetooth.
Funkcje
Tym, co odróżnia gramofony DJ-a od innych, jest funkcja regulacji pitch, czyli tempa utworu. Dzięki temu dopasujemy dwa utwory do siebie i później je zmiksujemy (włączony Quartz Lock utrzyma pitch na 0). W lepszych modelach zakres możliwych zmian będzie większy, a sama regulacja stanie się bardziej precyzyjna. Są 3 prędkości talerzy, zgodnie z prędkością nagrywania płyt: 33 i 1/3 obr./min (duże winyle), 45 (małe winyle), 78 (płyty szelakowe). Zwróć uwagę na przyciski Start i Stop z regulacją opóźnienia, Reverse, funkcję wstecznego odtwarzania, wreszcie kontrolę czasu startu silnika, lampkę stroboskopową, światełko punktowe i Key Lock.
Użyteczne jest rippowanie, czyli konwersja audio z płyt winylowych do formatu MP3. Im wyższy moment obrotowy, tym lepiej.
Jeśli planujesz skreczować lub miksować utwory z komputera, potrzebujesz oczywiście konsoli DJ z łączem USB i specjalnej płyty z kodem czasowym.
Marki
Najpopularniejszymi producentami są: Pioneer, Pro-Ject, Reloop, Stanton, Akai, Denon, Mixars, Numark, Audio-Technica, Omnitronic. Warto pamiętać, że im wyższa cyfra przy nazwie modelu, tym lepszy sprzęt.
Stan
Mogłoby się wydawać, że skoro gramofon to spory wydatek, to dobrze kupić używany. Problem w tym, że gramofon jest urządzeniem delikatnym, które z czasem się zużywa. Można wymienić wkładkę lub pasek napędowy, ale silnika lub ramienia już nie. Nowsze gramofony powstają z lepszych materiałów.
Wybór gramofonu nie należy do najłatwiejszych, a zakup do najtańszych. Właśnie dlatego, drogi DJ-u, powstał ten artykuł. Teraz wybór wymarzonego sprzętu będzie dla ciebie czystą formalnością! | Gramofony dla DJ-a |
Formularz dostawy i płatności pomaga kupującemu i sprzedającemu sfinalizować transakcję Formularz dostawy i płatności dostarcza dane niezbędne do sfinalizowania transakcji. Kupujący wypełnia go po zakupie i wybiera w nim formę płatności oraz sposób dostawy przedmiotu spośród udostępnionych przez Ciebie opcji. Dzięki formularzowi dowiesz się, jakie opcje wybrał Twój Klient.
W formularzu dostawy i płatności Kupujący może
wybrać formę płatności i sposób dostawy towaru,
wskazać adres do wysyłki - inny niż w ustawieniach konta,
zgłosić chęć otrzymania faktury VAT (jeśli udostępniasz taką możliwość),
wysłać do Ciebie dodatkową wiadomość.
Gdzie znaleźć formularz wypełniony przez Kupującego
Gdy Kupujący wypełni formularz, otrzymasz go w formie wiadomości e-mail. Dane na temat zakupów od Twoich Klientów znajdzesz też w zakładce Zamówienia.
Jeśli Kupujący zapłaci przez Allegro Finanse, informację o wpłacie znajdziesz w zakładce Lista wpłat od Kupujących.
Dane z formularza opcji dostawy i płatności będą dostępne w zakładkach przez ok. 60 dni. Po tym czasie, podobnie jak informacje o kupionych i sprzedanych przedmiotach, zostaną przeniesione do archiwum.
Jeśli zdarzy się, że wpłata od Kupującego zostanie anulowana, kartę płatności znajdziesz tylko w linku z mailowego powiadomienia "Kupujący wybrał sposób dostawy". W tym przypadku karta płatności, nie będzie dostępna z poziomu zakładki Lista wpłat od Kupujących. | Czym jest formularz dostawy i płatności? |
Filcowy kapelusz jest w tym sezonie bardzo modny. Wełniany, w klasycznym stylu i kolorze pasuje do wielu różnych stylizacji, więc jest także akcesorium bardzo uniwersalnym. Kapelusz zawsze dodaje elegancji, ale także zadziorności i seksapilu. Kapelusz świetnie łączy styl męski z kobiecym. Klasyczne modele z wełnianego filcu najlepszej jakości spełnią funkcją praktyczną (bo ogrzeją) i estetyczną (jako kropka nad „i” całego stroju). Nosimy je na co dzień i bawimy się własnym wizerunkiem, traktując je jako dodatek do obszernych płaszczy, skórzanych ramonesek, a nawet dzianinowych żakietów.
Fedora – najbardziej klasyczny z kapeluszy
Fedora to w tym sezonie nakrycie głowy must have i nie może go zabraknąć w szafie żadnej kobiety, która zna się na najgorętszych trendach. Historia tego kapelusza sięga XIX wieku. Nazwę zawdzięcza sztuce francuskiego dramaturga Victoriena Sardou z 1882 roku, której główna bohaterka Fedora Romanowa lubowała się w tym właśnie nakryciu głowy. Fedora wykonana jest z wełnianego filcu, ma wzdłuż główki wklęsłą fałdę, rondo, które może być różnej wielkości, przy czym najpopularniejsze (i jednocześnie najbardziej twarzowe) są dość wąskie. Główka może być ozdobiona kontrastową taśmą z rypsu, czyli tkaniny o bardzo gęstym splocie, tworzącym prążkowaną powierzchnię. Fedorę kochają gwiazdy. Kapeluszowy trend lansują choćby Beyonce, Katie Holmes, Miranda Kerr. Łączą ją z eleganckimi garniturami, ale także poszarpanymi jeansowymi kurtkami lub kwiecistymi sukienkami w stylu boho.
Czym się kierować przy wyborze kapelusza?
Przede wszystkim kapelusz powinien dobrze leżeć, więc żeby nie popełnić błędu, zamawiając go przez Internet, należy znać swój obwód głowy. Najlepszą metodą jego ustalenia jest owinięcie centymetra krawieckiego wokół głowy tuż nad uszami, tak żeby przechodził przez czoło (nie należy ściskać nim głowy!).
Najpopularniejszym damskim rozmiarem jest S lub M, co odpowiada obwodowi głowy wynoszącemu 55–58 centymetrów; większy obwód mogą mieć panie z bardzo gęstymi włosami. Warto wiedzieć, że niektórzy producenci dodają do kapelusza specjalne gąbeczki na rzepy, którymi w razie potrzeby można zmniejszyć jego obwód od środka.
Najlepiej wybrać model z węższym rondem i niezbyt wysoką główką – pasuje do wielu strojów i do większości kobiecych sylwetek.
box:imagePins
box:pin
box:pin
Kolor? Najbardziej klasyczne są brązy, szarości i ciemne zielenie, jednak zawsze warto pokusić się o coś bardziej widocznego - czerwień, śliwkę lub amarant. Tę ostatnią polecamy jednak tylko naprawdę odważnym paniom. Zawsze należy brać pod uwagę kolorystykę okryć wierzchnich, z jakimi kapelusz ma być łączony. Świetnie, jeśli pozostanie w tej samej tonacji. Oczywiście nie bez znaczenia jest również koloryt cery i włosów.
Jak nosić kapelusz?
Można nasunąć na przód lub zsunąć na tył głowy. Na sposób noszenia kapelusza nie ma gotowej recepty. Wszystko zależy od preferencji, fryzury i… nastroju. Kapelusz nasunięty na oczy stwarza look tajemniczy i nawet nieco mroczny. Zsunięty na tył głowy daje efekt nonszalancji, podobnie jak wówczas, gdy przechyli się na bok. Przed wyjściem z domu warto wypróbować różne warianty, żeby się przekonać, w którym czujemy się najlepiej i w którym jest nam najwygodniej.
Jeden kapelusz, dwa trendy
W tym sezonie panują dwa podstawowe trendy stylizacji z klasycznymi kapeluszami w roli głównej. Pierwszy z nich jest oczywisty – klasyka w nieco męskim wydaniu, czyli garnitur lub przynajmniej spodnie od garnituru połączone z golfem, a na to wełniany płaszcz lub kamizelka o przedłużonej linii. Całości dopełniają skórzane buty na płaskim obcasie, na przykład oxfordy, i prosta teczka.
Trend zupełnie odwrotny to nonszalancki, seksowny i niezwykle uroczy styl boho. Połącz klasyczny kapelusz z filcu ze zwiewną sukienką w kwiaty lub wzór paisley. Na sukienkę narzuć sweter o grubym splocie lub wełnianą marynarkę, a całości dopełnij zamszowymi botkami lub kozakami za kolana (piękne i supermodne!). | Filcowy kapelusz w klasycznym stylu |
Najmniejszy kontynent silnie działa na wyobraźnię czytelników. Ogromne przestrzenie interioru, jadowite stworzenia, przed którymi trudno się ustrzec, tajemniczy Aborygeni ze swoimi zanikającymi tradycjami, cudowne plaże i tropikalne lasy – wszystko to intryguje i stanowi doskonałe tło książek podróżniczych i powieści. Literatura australijska nie pojawia się zbyt często na naszych półkach. Od czasu do czasu ukaże się jakaś głośna powieść, jednak całe bogactwo australijskiego świata wydawniczego nie jest nam znane. Dociekliwy miłośnik Australii znajdzie jednak całkiem sporo pozycji, które go zainteresują, zarówno wśród powieści, jak i reportaży oraz książek podróżniczych. Jeśli interesuje was ten tajemniczy kraj na Antypodach, sięgnijcie po jeden z poniższych tytułów.
„Niewidzialni” Mateusz Marczewski
Na początek australijskiej przygody czytelniczej proponuję reportaż Mateusza Marczewskiego, wydany przez wydawnictwo Czarne. Tytułowi „Niewidzialni” to oczywiście Aborygeni – rdzenni mieszkańcy Australii. Systematycznie odzierani z godności i tożsamości, żyją na marginesie australijskiego społeczeństwa. Marczewski spróbował wniknąć w ich świat, a to, czego się dowiedział, opisał poetyckim językiem, w sposób niezbyt konwencjonalny. Jego książka budzi sporo kontrowersji i raczej nie wszystkim przypadnie do gustu, ale na pewno warto po nią sięgnąć, żeby zdobyć nieco głębszą wiedzę o Aborygenach.
„Terra nullius. Podróż przez ziemię niczyją” Sven Lindqvist
Dociekliwy czytelnik, który zapragnie dowiedzieć się więcej zarówno o Aborygenach, jak i o losach całego kontynentu, z pewnością nie rozczaruje się, sięgając po książkę Lindqvista. Nie będzie to jednak podnosząca na duchu lektura. Autor przemierza zachodnią część Australii, uznawaną za ziemię niczyją, jednocześnie analizując przyczyny upadku cywilizacji Aborygenów. „Terra nullius” to nie tylko książka podróżnicza, to przede wszystkim opowieść o historii Australii i o tym, jak biali osadnicy z rozmysłem i systematycznie niszczyli kulturę rdzennych mieszkańców tego najmniejszego kontynentu. To wstrząsająca i nieprzyjemna lektura, konieczna, jeśli chce się zrozumieć więcej.
„Australijczyk” Marek Niedźwiecki
Czytelnik pragnący lżejszej lektury może wybrać książkę popularnego dziennikarza radiowego, Marka Niedźwieckiego. Tytuł nie jest przypadkowy – Niedźwiecki już od piętnastu lat regularnie jeździ do Australii, kocha ten kraj i czuje się po części jego mieszkańcem. Jego książka jest właściwie wyznaniem miłości do australijskiego wina, miodu, australijskiej przyrody. „Australijczyk” to zbiór anegdot i ciekawostek, przede wszystkim zaś album z pięknymi zdjęciami. Przyjemnie wraca się do tak pięknie wydanej i pełnej pozytywnych emocji książki.
„Śniadanie z kangurami. Australijskie przygody” Bill Bryson
Nie bez powodu czytelnicy na całym świecie kochają Billa Brysona. Ten dowcipny Amerykanin potrafi śmiać się sam z siebie, zauważa wszystkie absurdy i opisuje je w sposób tak zabawny, że jego książek lepiej nie czytać w miejscach publicznych, chyba że nie wstydzimy się wybuchać śmiechem w środkach komunikacji miejskiej. W „Śniadaniu z kangurami” Bryson opisuje oczywiście swoje wędrówki po Australii, chętnie podkreślając czyhające na nieświadomego turystę niebezpieczeństwa. W lekkiej formie podaje sporo konkretnych informacji, które czytelnik pochłania niemalże nieświadomie, między jednym dowcipem a drugim. Nie wszystkich bawi humor Brysona, jednak trudno nie docenić jego polotu i błyskotliwości.
„365 dni bez zapałek. Jak rok w australijskim buszu odmienił moje życie” Claire Dunn
W przeciwieństwie do Brysona, który bał się jadowitych zwierząt, a busz traktował jako miejsce pełne niebezpieczeństw, Claire Dunn się nimi nie przejmuje. Mając dość swojej pracy, zapisuje się do szkoły przetrwania. Postanawia wziąć udział w najbardziej ekstremalnym programie, który zakłada spędzenie 365 dni w australijskim buszu, bez zapałek i innych zdobyczy cywilizacji. Będzie musiała sama zbudować sobie schronienie, zdobyć jedzenie, przygotować się do przetrwania zimy w dziczy. Książka napisana na podstawie prowadzonego przez Claire dziennika to bardzo szczera i często inspirująca opowieść o uczeniu się życia wśród dzikiej przyrody, polegania na samej sobie i odczytywania sygnałów, które daje las. „365 dni bez zapałek. Jak rok w australijskim buszu odmienił moje życie” to zapis przygody, o jakiej wiele osób marzy, ale niewiele ma odwagę, żeby ją zrealizować.Australia to dla nas – Europejczyków – dość nieznany kontynent. Rzadko wybieramy się w tak dalekie miejsce na wakacje. Jeśli jednak chcemy lepiej poznać ten tajemniczy zakątek świata, warto sięgnąć po książki, które pozwolą się przenieść do wyjątkowego Sydney, na świętą górę Aborygenów czy na Wielką Rafę Koralową. | Książki z Australią w tle |
Luz, fantazja, polot i swoboda – tak w kilku prostych słowach można zawrzeć esencję streetballa, czyli widowiskowej odmiany koszykówki. Jest to kwintesencja tego, co najbardziej efektowne w baskecie. Skomplikowane tricki wzbudzające zachwyt zebranych na trybunach kibiców to umiejętność, którą posługuje się każdy gracz. Streetball to świetna zabawa dla każdego amatora rzutów do kosza. Do jej uprawiania nie musisz być zawodowcem. Wystarczą dobre chęci i kilka podstawowych akcesoriów. Mimo że streetball wywodzi się z koszykówki, są to na dobrą sprawę dwie oddzielne dyscypliny. Uliczną odmianę tej gry charakteryzuje przede wszystkim ogromny luz i swoboda. Luz, który objawia się nie tylko w grze, ale także przepisach. Są one o wiele mniej restrykcyjne i pozwalają na atrakcyjną i widowiskową grę. W streetball gra się w zespołach liczących zazwyczaj od dwóch do pięciu zawodników. Dla tych najbardziej zakręconych na punkcie kosza przewidziano pojedynki 1 na 1. Zasady gry są często ustalane indywidualnie przed turniejami lub pojedynkami, a o zwycięstwie zazwyczaj decyduje określony pułap punktów, który jedna z drużyn osiągnie pierwsza. Różnic w porównaniu z klasyczną odmianą koszykówki możemy się doszukiwać więcej. W związku z tym, że mecze rozgrywane są na zewnątrz, a boiska pokryte są asfaltem lub tartanem, do gry używa się nieco innego sprzętu. O czym mowa?
Piłki do gry w streetball
Piłki przeznaczone do gry na boiskach outdoorowych typu asfalt, tartan lub beton powinny być przede wszystkim wytrzymałe. Do ich produkcji zazwyczaj stosuje się mieszanki wysokiej jakości gum. Im grubsza warstwa gumy, tym oczywiście lepiej uchroni piłkę przed zbyt szybkim zużyciem i zapewni lepszą przyczepność. Ponadto gwarantuje lepszą sprężystość, a ta jest bardzo istotna na twardych nawierzchniach. Jeśli już mówimy o przyczepności, warto zwrócić uwagę na powierzchnię piłki. Warunki panujące na boiskach zewnętrznych są różne. Piłki streetballowe szybciej się brudzą, mogą się zamoczyć, ich powierzchnia z czasem ulega starciu. Dlatego szukając idealnego modelu, warto wybrać ten z chropowatą powierzchnią. Pewniakiem wśród sprzętu do koszykówki jest firma Spalding – oficjalny producent piłek NBA i najlepszych europejskich lig. Sytuacja wygląda podobnie w jej outdoorowej odmianie. Wśród nich prym wiedzie model Spalding Platinum Streetball. Możemy ją kupić już za około 110 zł. Wykonana jest z bardzo grubej i solidnej gumy, dzięki czemu mamy pewność, że posłuży nam wiele lat. Głęboko zaznaczone wypustki gwarantują świetną kontrolę nad piłką.
Buty do gry w streetball
Obuwie koszykarskie różni się od zwykłego obuwia sportowego. Mało tego. Obuwie streetballowe, podobnie jak uliczny basket, dodatkowo musi się wyróżniać z tłumu. Buty do gry na boiskach zewnętrznych oprócz swych podstawowych właściwości muszą spełniać dodatkowe kryterium – powinny być ekstrawaganckie. Najwięksi producenci obuwia koszykarskiego łączą w nich oldschoolowy charakter z nowoczesną geometrią. Wybór jest naprawdę duży, a model, na który ostatecznie się zdecydujemy, pozostaje kwestią indywidualną. Do wyboru mamy uznane marki, takie jak Nike, And 1,Air Jordan, LeBron, Adidas, Reebok. Przy wyborze idealnej pary na pewno powinniśmy zwrócić uwagę na podeszwę. Powinna być wykonana z grubej gumy, która w połączeniu z opatentowanymi systemami zagwarantuje odpowiednią amortyzację. Delikatny bieżnik znajdujący się na podeszwie zapewni przyczepność.
Odzież streetballowa
Wychodząc na uliczne boisko, powinniśmy zadbać również o odpowiedni strój. Jeżeli nie są to oficjalnie zawody, idealnie sprawdzą się koszulki meczowe NBA lub ulubionych graczy. Do kompletu posłużyć nam mogą luźne spodenki koszykarskie z niższym stanem, które nie ograniczają ruchów. Wśród streetballowców uznaniem cieszy się odzież marki And 1, przeznaczona stricte do tej dyscypliny. Jako uzupełnienie ulicznego stylu można założyć frotki na nadgarstki lub czoło, które posłużą do wycierania potu pojawiającego się w trakcie gry. | Streetball – jak wybrać sprzęt do ulicznej koszykówki |
Kiedy mówimy o rosyjskiej fantastyce, to najczęściej jako pierwsze pojawia się nazwisko braci Strugackich. Ale przecież jeśli chodzi o rosyjskie czy może szerzej rosyjskojęzyczne tytuły z tego nurtu, to zarówno jeśli chodzi o starsze, jak i stosunkowo nowe książki – jest z czego wybierać . Dawno, dawno temu
Na początek chciałem wam zaproponować trzy książki wydane po raz pierwszy dość dawno, ale na tyle interesujące i prezentujące wysoki poziom, że nadal warto po nie sięgać. Pierwsza to „Galaktyczny zwiad” Siergieja Sniegowa, pozycja rozpoczynająca serię „Ludzie jak bogowie”. Książka pochodzi z okresu, kiedy jeszcze fantastyka naukowa była przekonana, że dzięki rozwojowi techniki uda się ludziom osiągnąć wszystko, zdobyć kosmos i wyplenić wszelkie choroby. Jest uroczo naiwna, dobrze napisana i pokazuje świetnie tę wiarę w siłę ludzkiego umysłu przez długie lata obecną w fantastyce. Choćby z tego powodu warto po nią sięgnąć.
Kolejne dwa starsze tytuły, które chciałem polecić, to „Miasto na górze” i „Wielki Guslar wita”, oba autorstwa Kira Bułyczowa. Ten pierwszy to wyjątkowo udana opowieść na temat zamkniętego społeczeństwa, ludzi żyjących pod ziemią w wyjątkowo trudnych warunkach i historia człowieka, który próbuje coś z tym zrobić. Druga to dla odmiany bardzo lekkie opowiadania dziejące się w nieistniejącym mieście Guslar. Mieście niby zwykłym, ale z nieznanego powodu dość często lądują w nim obcy, profesorowi Mincowi zdarza się często wynaleźć takie cudeńka jak podróże w czasie czy retro genetyka, a w sklepie od czasu do czasu można kupić złote rybki.
Współcześni królowie
W tej chwili najbardziej znane, przynajmniej w Polsce, nazwiska autorów rosyjskich to Siergiej Łukjanienko i Dmitry Glukhovsky. Obaj piszą znakomicie, obaj są bardzo popularni, obu kilka tytułów znajdziemy w naszym kraju. Przygodę z Łukjanienką zdecydowanie należy rozpocząć od książki „Nocny patrol”. W tym bardzo udanym urban fantasy autor wykreował interesujący obraz Moskwy, w której ścierają się siły światła i siły mroku. Książka okazała się ogromnym sukcesem i mamy już na rynku kilka kolejnych tomów tej opowieści, a większość z nich serwuje nam rozrywkę na bardzo wysokim poziomie.
Glukhovsky natomiast zaistniał w świadomości czytelników przede wszystkim za sprawą prawdziwej cegły pod tytułem „Metro 2033”. W jego świecie w wyniku globalnego konfliktu atomowego ludzie zostali zmuszeni do zamieszkania pod ziemią, a akcja powieści zabiera nas do tuneli moskiewskiego metra. Seria jest kontynuowana nie tylko przez tego autora, ale również przez pisarzy z innych krajów, w uniwersum znalazła się też między innymi krakowska Nowa Huta.
Przeczytaj pełną recenzję książki Dmitrija Glukhovsky'ego „Metro 2033”.
Zobacz także inne książki Dmitrija Glukhovsky'ego.
Kto jeszcze?
Po dłuższej przerwie, kiedy to pisarze zza wschodniej granicy nie cieszyli się zbytnią popularnością w Polsce, aktualnie mamy na rynku spory wybór ich książek. Znakomite, lekkie i udane fantasy tworzy Olga Gromyko, kilka jej książek tworzy cykle, ja natomiast polecić chciałem samodzielny tytuł, jakim są „Wierni wrogowie”. Świat w książce może nie jest jakoś przesadnie oryginalny, bo nawiązuje mocno do realiów stworzonych przez Tolkiena, ale książka jest świetnie napisana, interesująca fabuła wciąga, a humor jest lekki i niewymuszony.
Przeczytaj pełną recenzję książki Olgi Gromyko „Wierni wrogowie”.
Na baczną uwagę zasługuje także twórczość małżeństwa Diaczenków, zwłaszcza ich trylogia „Tułacze”, którą zaczyna „Odźwierny”. Choć to ich powieściowy debiut, to na tyle udany, że otrzymali za niego Nagrodę Euroconu dla najlepszych europejskich fantastów roku. Ciekawa historia, której bohaterem jest upadły mag, szybko wciąga czytelnika, a dekoracje fantasy ukrywają pod sobą sporo głębszej treści.
Polecić chciałbym także Marię Galinę i jej „Patrzącego z ciemności”. Książka przeszła u nas niestety bez echa, a to świetne science fiction czerpiące całymi garściami z tradycji braci Strugackich i w sposób arcyciekawy rozwijające jeden z ich pomysłów.
Na koniec
Na koniec proponuję jeszcze „Tajemną historię Moskwy”, której autorem jest Ekaterina Sedia, i „Rzecz o zbłąkanej duszy” Siergieja Sadowa. Tę pierwszą chciałbym polecić za umiejętność stworzenia oryginalnej, słowiańskiej wersji podziemnego moskiewskiego świata z Dziadkiem Mrozem i rusałkami na czele. Ta druga to lekka i zabawna historia, w której dwa diabły i jedna anielica musza wyjaśnić sprawę pewnej zbłąkanej duszyczki. Jeśli planujecie zabrać coś ze sobą na wakacje, będzie to pozycja idealna.
Książki rosyjskich i rosyjskojęzycznych pisarzy są powszechnie cenione – nic dziwnego. Ich styl jest wyjątkowy i warto się o tym samemu przekonać, sięgając choćby po pozycje wymienione w tym zestawieniu. | Rosyjska fantastyka – 10 polecanych pozycji |
Konsekwencje jazdy samochodem pod wpływem alkoholu są powszechnie znane. Osoby prowadzące auto w stanie nietrzeźwym stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo na drodze dla siebie i innych. Kłopoty związane z odebraniem prawa jazdy są przy tym błahostką. Ze względu na to, że nie zawsze jesteśmy w stanie ocenić, czy w naszym organizmie znajdują się „procenty”, warto zainwestować w alkomat. Aby być pewnym wyniku, lepiej nie oszczędzać. Dlaczego warto mieć alkomat?
To nieprawda, że w stanie nietrzeźwym zasiadają za kierownicę tylko osoby wracające z zakrapianej imprezy. Paradoksalnie wielu użytkowników samochodów złapanych na „podwójnym gazie” wcale nie piło tego dnia, w którym zostali skontrolowani przez policję. Alkohol utrzymuje się w organizmie dość długo i pozytywne badanie na jego obecność nierzadko stanowi efekt „wczorajszego spożywania”. Zgodnie ze starą zasadą „przezorny zawsze ubezpieczony” – zakup alkomatu pomoże nam podjąć prawidłową decyzję, czy możemy prowadzić auto. Tu jednak pojawia się pytanie o rodzaj urządzenia.
Biorąc pod uwagę powszechność użytkowania, rozróżniamy dwa podstawowe rodzaje alkomatów: półprzewodnikowy i elektrochemiczny.
Alkomat półprzewodnikowy
box:offerCarousel
Alkomat półprzewodnikowy jest zazwyczaj tańszy, ale – jak łatwo się domyślić – mniej dokładny i podatny na różnego rodzaju „zakłócenia”. I nie mamy tutaj na myśli działania fal elektromagnetycznych. Wpływ na pomiar ma różnego rodzaju jedzenie, żucie gumy, a nawet palenie papierosów. Do tego dochodzą nierzadko problemy z powtarzalnością wyników, wpływ rozładowania baterii i konieczność częstszej kalibracji urządzenia.
Tego typu produkty są popularne wśród użytkowników przede wszystkim ze względu na cenę, jednak korzystanie z nich nie daje gwarancji uniknięcia mandatu. Pomiar bowiem – szczególnie jeśli urządzenie nie było ostatnio kalibrowane – może być błędny. Do zakupu alkomatu półprzewodnikowego zachęcamy więc osoby rzadko badające zawartość alkoholu w organizmie lub chcące zabawić się w analizę wpływu wypicia kilku piw na wartości procentowe.
Cena alkomatu waha się od około 50 do 300 zł. Można także pomyśleć o zakupie alkomatu jednorazowego (niektóre kosztują nawet kilka złotych, ale dokładność pomiaru również nie będzie stuprocentowa).
Alkomat elektrochemiczny
box:offerCarousel
Na dokładne pomiary można liczyć, kupując alkomat elektrochemiczny, stanowiący niejako przeciwieństwo alkomatu półprzewodnikowego. Pomiar jest znacznie dokładniejszy, podatność na błędne rezultaty znikoma, a żywotność urządzenia – dłuższa. Kupując tego typu alkomat, możemy śmiało po negatywnym wyniku testu zasiąść za kierownicą i bezpiecznie ruszyć do celu. Najtańsze urządzenia kosztują około 200 zł, najdroższe – nawet 3000 zł i więcej. To spory wydatek, jednak konsekwencje wypadku czy odebranie prawa jazdy są znacznie poważniejsze.
Zobacz też: Xblitz ALControl Mini – profesjonalny alkomat elektrochemiczny dla każdego
Alkomaty specjalistyczne
box:offerCarousel
Istnieją jeszcze bardziej zaawansowane, specjalistyczne urządzenia, np. z drukarką umożliwiającą udokumentowanie (nie)trzeźwości. Z kolei alkomaty spektrofotometryczne są wykorzystywane głównie przez policję i sądy w sprawach dowodowych lub przez szpitale. Cena tych stacjonarnych urządzeń wynosi kilka tysięcy złotych i więcej. Firmy mogą sięgnąć po alkomat barowy mający zastosowanie w dyskotekach, zakładach pracy, na stacjach paliw, itp. Użytkownik po wrzuceniu monety i wykonaniu odpowiednich czynności szybko sprawdzi, czy może podjąć czynności zawodowe lub zasiąść za kierownicą. | Alkomaty – jak wybrać dobry model? |
Jazda na deskorolce to nie tylko zabawa dla dzieciaków, ale i ciekawa alternatywa treningowa dla aktywnych dorosłych. Warto jej chociaż raz spróbować, bo jest dyscypliną rozwijającą wszechstronnie. Poprawia wydolność, koordynację, poczucie równowagi i wzmacnia mięśnie. Warto pamiętać, że jazda na desce jedynie wygląda na łatwą, natomiast wymaga nie tylko silnych mięśni, ale i koordynacji oraz zmysłu równowagi. Aby czuć się pewnie na desce i robić postępy treningowe, trzeba włożyć sporo pracy w ćwiczenia techniczne. Dodatkowo specjaliści zachęcają, by włączyć do grafiku treningowego zajęcia ogólnorozwojowe. Ćwiczenia wzmacniające dobrane odpowiednio pod kątem deski znacznie zwiększą bezpieczeństwo i ułatwią naukę ewolucji.
Na trening uzupełniający warto znaleźć czas dwa–trzy razy w tygodniu. Zajęcia powinny trwać nie krócej niż 45 minut (ale jeżeli brakuje ci czasu, możesz przeprowadzić sensowny trening nawet w 30 minut). Treningów uzupełniających lepiej nie łączyć z tymi na desce, dlatego możesz je wykonywać w inne dni albo ułożyć sobie plan np. tak, że rano idziesz do siłowni, a po południu jeździsz na desce. Jakie elementy warto włączyć do treningu uzupełniającego w przypadku jazdy na desce?
Równowaga
Ćwiczenia równoważne poprawiają koordynację, dzięki czemu łatwiej będzie ci się nauczyć zarówno prostej jazdy na deskorolce, jak i skomplikowanych ewolucji na niej. W dodatku wzmacniają mięśnie korpusu i nóg, zmniejszając ryzyko przeciążeń i kontuzji.
Przydatny sprzęt:
taśma slackline,
mała piłka fitness,
kettlebell,
piłka bosu.
Przykładowe ćwiczenia:
chodzenie po równoważni,
przysiady na jednej nodze,
przysiad bułgarski (przyjmij pozycję wykroku, tylną nogę postaw na ławeczce kulturystycznej i zacznij robić przysiady na przedniej),
„jaskółka” z odważnikiem kettlebell w dłoniach (w czasie ruchu do przodu postaraj się opuścić ciężar jak najniżej, nie odstawiając go jednak na podłogę).
Siła nóg
Wzmacnianie nóg powinno być jednym z najważniejszych elementów treningu uzupełniającego. Ważne jest, aby nie wykonywać ćwiczeń typowo kulturystycznych (przysiady z mocno obciążoną sztangą), a raczej postawić na ćwiczenia funkcjonalne, z obciążeniem własnego ciała.
Przydatny sprzęt:
taśmy elastyczne,
obciążniki na nogi.
Przykładowe ćwiczenia:
wchodzenie po schodach
wykroki z przednią (lub tylną) nogą na krawężniku
Dynamika
W przypadku jazdy na desce czysta siła mięśni liczy się mniej niż moc. Ważniejsze jest to, czy twoje ciało umie wygenerować moc, czyli użyć siły mięśni w czasie ruchów dynamicznych. Do poprawy tego parametru służą wszelkie ćwiczenia, w których wykorzystuje się wyskoki, szybkie zmiany kierunku, sprinty itd.
Przydatny sprzęt:
skakanka,
step,
drabinka koordynacyjna,
pachołki sprinterskie.
Przykładowe ćwiczenia:
skoki na skakance z mocnym wybiciem,
wskoki na skrzynię,
slalom między pachołkami,
odbijanie piłki lekarskiej od ściany z przysiadem między odbiciami,
przysiad z wyskokiem w fazie wyprostu.
Ochrona przed konsekwencją upadków
Prawdopodobnie nie uda ci się zapobiec wywrotkom, więc twoje ciało powinno być przygotowane na kontakt z twardym podłożem. W tym celu warto wzmocnić brzuch, korpus i plecy, dzięki czemu, po pierwsze, twoja pozycja w czasie jazdy będzie stabilniejsza, a po drugie, w czasie wywrotki mięśnie zmniejszą ryzyko uszkodzenia kręgosłupa. Dodatkowo warto także porządnie popracować nad pasem barkowym. Mocne mięśnie przydadzą się np. wtedy, gdy w czasie upadku odruchowo spróbujesz podeprzeć się rękami, a to się często zdarza.
Przydatny sprzęt:
piłka szwajcarska,
trx,
mata do jogi.
Przykładowe ćwiczenia:
deska w wersji prostej i na boku,
pompki z dłońmi opartymi na dużej piłce fitness,
burpee,
podciąganie na drążku z różnym ułożeniem rąk (podchwytem, nachwytem, szeroko, wąsko).
Jeżeli będziesz trenować systematycznie, jazda na deskorolce da ci nie tylko radość, ale i znacznie poprawi kondycję. Dlatego namawiamy: warto spróbować. | Trening wzmacniający dla skaterów |
Okulary przeciwsłoneczne to nieodłączny element letniej garderoby. Wolisz aktualne trendy czy modne ponadczasowe kształty oprawek? Zainspiruj się stylem gwiazd kina, dobierając okulary przeciwsłoneczne do kształtu swojej twarzy! Wybierasz okulary przeciwsłoneczne? Na to musisz zwrócić uwagę:
1. Odpowiedni filtr. Promienie słoneczne UVA i UVB mogą narazić twoje oczy na silne dolegliwości. Aby ochronić narząd wzroku przed szkodliwym działaniem słońca, powinnaś wybrać okulary z odpowiednim filtrem. Najlepiej, żebyś zdecydowała się na soczewki z filtrem 400. Źrenice oka wyeksponowane na słońce zwężają się, broniąc się w ten sposób przed promieniami. Okulary przeciwsłoneczne z odpowiednim filtrem chronią oko, którego źrenica przesłonięta przyciemnionym szkłem nie zwęża się. Jeśli soczewki okularowe nie mają jednak odpowiedniego filtru, do źrenicy swobodnie wpadają szkodliwe promienie, niszcząc wzrok. Pamiętaj! Jeśli jedziesz latem nad morze albo zimą na ośnieżony stok, wybierz filtr oznaczony numerem 4, do prowadzenia samochodu w drodze na wakacje idealny będzie za to filtr 3.
2. Kolor szkieł. Barwa soczewek okularowych ma ogromne znaczenie dla widzenia. Szkła brązowe przebarwiają widziany obraz, ale na plaży najlepiej chronią przed oślepiającymi promieniami, z kolei szarozielone i szare nie mają żadnego wpływu na kolorystykę widzianych przedmiotów. Kolory słońca, czyli żółty i pomarańczowy, zwiększają kontrast widzenia w zachmurzone dni.
3. Ochrona przed odblaskiem. Antyrefleks i polaryzacja to ważne cechy okularów przeciwsłonecznych, szczególnie jeśli będziesz ich używać podczas prowadzenia samochodu. Powłoka antyrefleksyjna nie zmienia koloru ani kontrastu widzianego obrazu, za to zapobiega odbijaniu się światła od oka. Podobnie działa filtr polaryzacyjny, który redukuje odblaski światła od wody czy karoserii, jednak zwiększa kontrast i wzmacnia kolorystykę widzianych przedmiotów.
Okulary przeciwsłoneczne idealnie dopasowane. Wybór sław
Wybierając okulary, powinnaś dobrać ich model do kształtu twarzy, a barwę oprawek do swojej cery i koloru włosów. Właściwie dobrane oprawki pozwolą wymodelować twarz, optycznie ją wyszczuplić, ukryć mankamenty i wyeksponować zalety. W ofercie znajdziesz wiele interesujących i modnych modeli okularów słonecznych.
Aviatorki – oprawki, które w połowie lat 30. ubiegłego wieku stworzyła legendarna firma Ray-Ban nie pasują każdemu. Twarze owalne, kwadratowe i w kształcie gruszki mogą jednak bez obaw przebierać w różnych kolorach oprawek i szkieł aviotorek. W modelu doskonale prezentują się takie amerykańskie aktorki, jak Jessica Alba i Jennifer Aniston. Tom Cruise w filmie Top Gun i Leonardo DiCaprio w filmie Aviator również pojawili się w takich okularach.
Kocie – nowoczesny model z ostrym zakończeniem zewnętrznych kącików oprawek to propozycja dla pań o okrągłej i kwadratowej twarzy. Okulary tego typu przypadły do gustu amerykańskiej aktorce Evie Mendes.
Wayferery (tzw. kujonki lub nerdy)– kultowy model oprawek, który popularność zdobył już w połowie minionego stulecia w wersji czarnej. Dzisiaj wayferery można kupić w wielu wersjach kolorystycznych, a w oprawkach tego typu gustują aktorka Sienna Miller czy Kate Moss, brytyjska modelka, która spróbowała swoich sił w filmie. Okulary te z pewnością pamiętasz także z filmu The Blues Brothers. Jeśli masz owalną twarz, to model dla ciebie!
Muchy – ogromne oprawki, które zakrywają sporą część twarzy. Najpiękniej wyglądają w nich panie o twarzy owalnej. W muchach gustuje m.in. amerykańska aktorka Christina Ricci, w Polsce ten model oprawek rozsławiła Małgorzata Braunek, grając w nich w filmie Polowanie na muchy. Muchy były też nieodłącznym elementem stylu Audrey Hepburn.
Lenonki – okrągłe szkła legendarnych lenonek docenią panie o trójkątnych twarzach. Ten klasyczny model, symbol stylu muzyka i lidera zespołu The Beatles Johna Lennona, wybrały m.in. amerykańskie aktorki: Meg Ryan, Mary Kate i Ashley Olsen czy Natalie Portman.
Panie o twarzy owalnej mogą nazwać siebie śmiało szczęściarami. Wprawdzie nie muszą zwracać uwagi na kształt okularów, bo we wszystkich będą wyglądały pięknie, jednak ważna będzie kolorystyka oprawek. W zakupie właściwych oprawek znaczenie ma także cera. Kobiety z ciemniejszą karnacją mogą wybrać brzoskwiniowe, złote, brązowe, kremowe lub ciemnozielone okulary, za to do jasnej cery pasują kolory takie, jak śliwka, szary, niebieski, czarny, bursztynowy czy srebrny.
Okulary przeciwsłoneczne to nieodłączny element garderoby modnej kobiety. Warto mieć kilka par, aby dobrać ich model i kolor do swojego samopoczucia i całego stroju. Najlepiej wybrać oprawki pasujące do kształtu twarzy i karnacji, a soczewki okularowe bezpieczne dla oczu. | Okulary przeciwsłoneczne gwiazd kina – w których będzie ci najlepiej? |
Macie dosyć wciąż tych samych grillowanych mięs i warzyw? Dobrze trafiliście! Polecamy przepis na pysznego grillowanego ananasa z rusztu. Ten egzotyczny owoc będzie miłą odmianą od tradycyjnych potraw z grilla. Składniki:
800 g ananasa
2 łyżki oleju kokosowego
1 limonka
sos sriracha
sól
Krok po kroku:
Ananasa obieramy (odcinamy pióropusz i spód ananasa, po czym ostrym nożem odcinamy płaty skóry, wycinamy twardzy rdzeń ze środka), dzielimy na kawałki i nadziewamy na patyczki. Smarujemy olejem i grillujemy przez 5 minut. Przed podaniem polewamy go sosem, skrapiamy sokiem z limonki i dodajemy szczyptę soli.
Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia. | Grillowany ananas z kolendrą |
Słodko-kwaśne cytrusy, orzeźwiające nuty wodne, zapachy z wyraźnymi akordami kwiatowymi – te perfumy jesienią odkładamy na półkę, by w ich miejsce wybrać bardziej zdecydowane, orientalne kompozycje. Jak powinien pachnieć stylowy mężczyzna? Jedni twierdzą, że dymem, tytoniem i skórą, inni ideału doszukują się w kompozycjach drzewnych. Jedno jest pewne – idealne męskie perfumy nie mogą być mdłe, płytkie i banalne. Jesienią warto uważnie przyjrzeć się perfumiarskim nowościom, bo wśród nich znalazły się prawdziwe pachnące perełki.
Gdy aura za oknem się zmienia, naturalnie zaczynamy poszukiwania zapachów, które lepiej wpasowałyby się w jesienną aurę. Wśród perfum dla panów jesienią wiodą prym orientalne kompozycje o egzotycznych korzeniach. Ciężkie, otulające aromaty, w których z łatwością wyczuć można korzenne akcenty, urzekają swoją mocą i zdecydowaniem. Takie zapachy świetnie nadają się nie tylko na chłodne dni, ale też na wyjątkowe, eleganckie wieczory. Udaną alternatywą mogą być dla nich perfumy drzewne – lżejsze, bardziej świeże, do noszenia na co dzień – stanowią propozycję uniwersalną, bo można sięgać po nie nie tylko jesienią. Co jeszcze zachwyci nas w tym sezonie? Propozycji jest dość sporo.
Perfumy drzewne
Męskie perfumy i wody toaletowe o drzewnych akcentach to idealny sposób na to, by wyróżnić się z tłumu. Jesienią zdecydowanie znajdą się na szczycie list przebojów. Co urzeka w nich najbardziej? Świeżość, harmonia, wyrafinowane, głębokie aromaty, które nie męczą nawet pod koniec dnia. W tym zestawie prym wiodą:
Cartier, Declaration Parrfum: męski, solidny i silny zapach na wieczorne wyjścia i specjalne okazje. Zachwyca klasyczną kompozycją cedru, kardamonu, skóry, benzoiny, balsamu tolutańskiego. Intensywny i orzeźwiający aromat gorzkiej pomarańczy nadaje mu zmysłowości i głębi. Ciepłe akordy ambry i cedru stanowią piękne zwieńczenie kompozycji. Warto przyjrzeć się mu uważniej.
Guerlain, L’Homme Ideal Sport: optymistyczny zapach na dzień – dodaje energii i mocy. Jest ciekawym połączeniem słodkich migdałów z przyprawami i bergamotką. W podstawie kompozycji spotyka się kumaryna, paczuli i wetiweria. Sercem aromatu są nuty wodne, neroli i japoński kwiat wiśni. Z takimi perfumami zdecydowanie można szykować się na podbój miasta!
Ungaro, Silver: harmonijny, spokojny zapach dla statecznych i eleganckich panów. Przyciąga klasycznymi aromatami bursztynu, paczuli i zamszu. Nuty serca to cudowne geranium, świeża lawenda oraz macierzanka piaskowa. W nutach głowy znalazł się gorzki grejpfrut, wyraźny kardamon i ostrzejszy różowy pieprz. Klasyczny, po prostu bardzo dobry zapach na jesień.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
Perfumy z korzenną nutą
Perfumy korzenne nie mają sobie równych. Są zdecydowane, silne, zapadające w pamięć – dokładnie takie, jakich potrzebuje energiczny mężczyzna. Jesienią zajmą ważne miejsce w każdej kosmetyczce. Przyciągną uwagę ostrymi akcentami i głębokimi nutami, które utrzymają się na skórze przez długie godziny, stopniowo uwalniając swój urok. Wśród korzennych nowości na jesień znalazły się:
Kenneth Cole, For Him: harmonijna mieszanka na dzień urzeka doskonale dobranymi proporcjami orzeźwiającej cytryny, której naprzeciw wychodzi imbir i ciepła nuta drzewna. W kompozycji swoją obecność zaznaczyły też morskie minerały i sól morska, do tego słodki jaśmin i ciepły, delikatny bursztyn – to naprawdę bardzo udany zapach!
Kelsey Berwin, Zeus: niebanalny, ponadczasowy zapach, który z łatwością oprze się konsumpcyjnej modzie. Zachwycają przede wszystkim jego owocowo-kwiatowe korzenie – zielone jabłko, lawenda, konwalia. Do tego dochodzi pieprzny kardamon, drzewo cedrowe, paczuli. W chłodne, jesienne dni będzie prezentował się bardzo elegancko.
Abercrombie&Fitch, First Instinct Blue: ten zapach, choć potrzebuje odrobinę więcej czasu, by rozwinąć się na skórze, zapada w pamięć i na długo kradnie całą uwagę. Początek jest zdecydowany i świeży (bergamotka, mrożone jabłko, kardamon), potem pojawiają się: delikatna lawenda, rozmaryn i pieprz. Silny akcent skoncentrowany jest wokół aromatów drzewa sandałowego, fasoli tonka i ambry. Czy można przejść obok niego obojętnie? Nie ma takiej opcji!
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
Nuty wodne i cytrusowe
Wśród męskich zapachów na jesień 2018 pojawiło się też kilka perełek od znanych marek perfumiarskich. Doskonałą propozycję przygotował na przykład Ralph Lauren – jego Polo Ultra Blue są wyjątkowo świeże i energiczne. Te perfumy to idealna opcja na upalne dni, ale również jesienią sprawdzą się znakomicie. Podstawą tego zapachu jest nuta drzew, piżmo i sól. Aromaty głowy to cytryna, werbena cytrynowa, cedrat i bazylia. Sprawdzą się w wymagających sytuacjach i nawet po wielu godzinach nie zmęczą swoją intensywnością. Wyrazistsze są zapachy zawarte w innej propozycji od Ralpha Laurena, Polo Blue, te zapachy, choć podobne, całkowicie się różnią. Polo Blue jest mocniejszy i mniej oczywisty – zadziwia ciekawym połączeniem aromatu świeżego ogórka z soczystą mandarynką i melonem. Do tego dochodzą nuty drzewne, szlachetny zamsz, piżmo, bazylia i szałwia. Ten zapach jest intensywny, ale nie przytłaczający. Znakomicie poradzi sobie w każdej sytuacji.
Perfumy na jesień? Warto celować w orientalne i głębokie aromaty, wśród których dominuje zapach bursztynu, piżma, tytoniu, skóry i oczywiście wyrazistego kardamonu. Aromaty drzewne nie schodzą z list przebojów. Nie ma się co dziwić, są świeże i zmysłowe – dokładnie takie, jakie powinny być zapachy dla pewnych siebie, odważnych mężczyzn. Jesienią warto zwrócić się też w stronę orzeźwiającej klasyki – aromaty morskie i cytrynowe również w mroźnej końcówce roku znajdą swoich zagorzałych fanów. | Męskie zapachy – nowości na jesień 2018 |
Bogactwo pomysłów, wyjątkowe, charakterystyczne postacie i klimat, który wciąga – tak można opisać literacką twórczość Andrzeja Pilipiuka. Niezwykła wyobraźnia pisarza nie zawiodła i tym razem. Najnowszy zbiór opowiadań sprawia, że nie sposób się od niego oderwać. „Reputacja” to najnowszy zbiór opowiadań Andrzeja Pilipiuka, za pomocą którego pisarz udowadnia po raz kolejny, że jego niesamowita wyobraźnia i bogactwo językowe to prawdziwa gratka dla miłośników dobrej literatury. Wyjątkowe, charakterystyczne postacie, zamiłowanie do historycznych anegdot i odniesień do kultury, a także niezwykle interesujący język sprawiają, że czytelnik po zakończeniu lektury czuje nie tylko satysfakcję, ale także niedosyt.
Reputacja Pilipiuka
Andrzej Pilipiuk często nazywany jest mistrzem opowiadań. Jego pisarska reputacja wyprzedza „Reputację” i skłania do sięgnięcia po najnowszy zbiór opowieści bez wahania. Pisarz, który słynie z tworzenia niezwykle wciągających historii, po raz kolejny udowadnia, że w pełni zasłużył na uznanie czytelników. Jego krótkie formy jak zwykle zachwycają charakterystycznym klimatem, który sprawia, że czytelnik daje się wciągnąć w historię zawartą na zaledwie kilkudziesięciu stronach, a po jej zakończeniu odczuwa pewien niedosyt. Pilipiuk rozbudza wyobraźnię, kreując porywającą rzeczywistość, w której słowa i wyobraźnia pisarza mają niezwykle silny wpływ na czytelnika.
Bohaterowie, za którymi się tęskni
Andrzej Pilipiuk do mistrzostwa opracował język swoich opowiadań – niezwykle barwny, wciągający, wprowadzający pewien rytm do opowieści i sprawiający, że kolejne strony właściwie przerzucają się same. Jednak innym elementem, na który należy zwrócić uwagę, są kreowani przez niego bohaterowie. W „Reputacji” uwagę przyciąga doktor Skórzewski i Robert Storm. Postacie, przez pisarza niemal powoływane do życia, są nie tylko autentyczne, ale także charakterne i momentami niezwykle zabawne. Sprawiają, że czytelnik się do nich przywiązuje, a po skończeniu opowiadania odczuwa wręcz tęsknotę.
W oczekiwaniu na więcej
„Reputacja” pokazuje, że Andrzej Pilipiuk w dalszym ciągu utrzymuje doskonałą pisarską formę. Najnowsze opowiadania z pewnością spodobają się jego stałym czytelnikom, którzy z radością ponownie oddadzą się historiom wykreowanym przez nieograniczoną wyobraźnię autora. Natomiast czytelnicy, którzy z Pilipiukiem zetkną się po raz pierwszy, z pewnością zostaną zachęceni do zapoznania się z poprzednimi książkami pisarza. A niesamowita wyobraźnia autora sprawia, że jest co czytać.„Reputacja” dostępna jest także jako e-book w formatach EPUB i MOBI za ok. 24 zł.
Zobacz także inne książki Andrzeja Pilipiuka.
Źródło okładki: www.fabrykaslow.com.pl | „Reputacja” Andrzej Pilipiuk – recenzja |
Joga daje wiele możliwości. W zależności od tego, czego potrzebujesz, możesz wybrać jogę dynamiczną lub statyczną. Wbrew pozorom taka aktywność może być bardzo męcząca i w zależności od pory dnia warto wybierać inne asany. Rano przyda się dużo ćwiczeń oddechowych i rozciągających, żeby pobudzić ciało do działania. Wieczorem postaw na wyciszenie i relaks. Włącz muzykę relaksacyjną, załóż wygodny strój i rozwiń matę. Praktykuj uważnie i powoli, żeby nie przegrzać ciała przed pójściem spać, bo może to utrudnić zasypianie. Jak się rozluźnić i ułatwić zasypanie?
Wybierz pozycje, które wykonujesz swobodnie i nie powodują u ciebie dyskomfortu. Dzięki temu wieczorna praktyka będzie przyjemniejsza. Potrzebne pomoce, takie jak pasek, wałek czy roller, przygotuj obok w zasięgu ręki. Przeznacz na praktykę około 15–12 minut codziennie przed snem, jeśli masz problemy z zasypianiem.
Relaks z nogami przy ścianie
Usiądź twarzą do ściany, przybliż się do niej, a następnie połóż się i wyprostuj nogi na ścianie. Jeśli czujesz zbyt duże obciążenie w stawach kolanowych, odsuń się od ściany. Zamknij oczy, ręce rozłóż na boki, oddychaj głęboko i zostań w tej pozycji około 1–2 minuty.
Skręty tułowia
Usiądź po turecku i z głębokim wdechem oprzyj prawą dłoń na lewym kolanie. Lewą dłoń trzymaj na podłodze za plecami i skręć tułów. Jeśli nie dasz rady położyć dłoni na podłodze, połóż ją na klocku do jogi. Patrz przez swoje lewe ramię i weź kilka głębokich oddechów. Następnie powtórz pozycję na drugą stronę.
Krótkie rozciąganie
Połóż się na plecach, złącz stopy podeszwami i pozwól kolanom swobodnie opaść w kierunku podłogi. Nie za nisko, tak żeby nie odczuwać dyskomfortu. Jeśli napięcie jest zbyt duże, podłóż pod kolana zwinięty koc, poduszkę albo piłkę. Rozłóż ręce na boki i staraj się zrelaksować.
Pozycja dziecka
Usiądź na kolanach, a następnie pochyl się do przodu i połóż brzuch na udach. Wyciągnij ręce przed siebie i mocno wyciągnij kręgosłup. Możesz też położyć je wyżej, np. na dużej piłce do ćwiczeń. Wytrzymaj w pozycji 2–3 minuty, cały czas kontroluj wydłużony oddech. To jedna z najlepszych pozycji relaksacyjnych.
Kołysanka
W leżeniu na plecach przyciągnij kolana do klatki piersiowej. Skrzyżuj nogi w stawach skokowych i obejmij je rękami. Z wdechem przechyl się do siadu, z wydechem kołysz się z powrotem do leżenia. Powtórz około 15–20 razy. To bardzo dobry masaż dla przemęczonych i napiętych mięśni grzbietu. Możesz potrzebować do niego grubszej maty, żeby nie odczuwać dużego dyskomfortu.
Savasana
Połóż się wygodnie na placach, pozwól rękom i nogom opaść swobodnie. Zamknij oczy i oddychaj spokojnie. Możesz założyć ciepłą bluzę, żeby nie zmarznąć w pozycji. Możesz zostać w tej asanie tak długo, jak potrzebujesz. Mięśnie odpoczywają, a ciało się relaksuje. To bardzo dobra pozycja przed snem, bo pozwoli się wyciszyć.
Joga jest wskazana dla każdego. Regularna praktyka może bardzo zmienić ciało, wzmocnić je i poprawić wygląd. To także świetny sposób na poprawę samopoczucia i podniesienie poziomu energii. Joga działa wyciszająco na umysł, pomaga wejść w stan głębokiego relaksu. Wystarczy 15–20 minut prostych ćwiczeń każdego dnia, żeby czerpać z niej korzyści. Nie musisz być mocno rozciągnięty, to zapewni ci regularna praktyka. Zacznij od prostych pozycji, a następnie dokładaj kolejne, które będą większym wyzwaniem. Z czasem zauważysz, że ćwiczenia staną się dla ciebie ważnym elementem dnia i nie będziesz chciał ich pominąć. | Statyczna joga przed zaśnięciem |
Dzisiaj praktycznie każda kobieta lubi dbać o swój wygląd. Jednym z najważniejszych urządzeń, bez którego wiele z nas nie wyobraża sobie życia, jest depilator. Dlatego tego typu sprzęt może być świetnym pomysłem na prezent. Depilator to ciekawy wybór upominku dla partnerki. Nie jest bardzo drogi, a jednocześnie korzysta z niego wiele kobiet. Ale na jaki model się zdecydować, np. w cenie do 300 zł?
Braun Silk-epil 7721
Braun Silk-epil 7721 to jeden z lepszych depilatorów w cenie do 300 zł. Urządzenie jest w pełni bezprzewodowe, więc można go używać z dala od gniazdka prądowego. Na dodatek jest wodoodporne, co pozwala na depilację także pod prysznicem. Model ten wyposażono w aż 40 par pęset oraz ruchomą głowicę, która dopasowuje się do kształtów ciała. Takie połączenie pozwala na usuwanie włosków o długości zaledwie 0,5 mm, czyli dosłownie w rozmiarze ziarnka piasku. Sprzęt ma dwa stopnie prędkości oraz zaawansowane rozwiązania Gillette Venus, które gwarantują jeszcze lepsze efekty. Cena oscyluje w granicach 270-300 zł. Producent udziela na ten model 24-miesięcznej gwarancji.
Philips BRE620/00
Philips BRE620/00 to dość kompaktowy, chociaż bardzo skuteczny, depilator z ergonomicznym uchwytem. Producent zapewnia, że dzięki temu korzystanie z niego jest dużo wygodniejsze niż w przypadku konkurencji. Model ten jest wyposażony w głowicę depilującą z materiału ceramicznego, co ma gwarantować jeszcze pewniejsze chwytanie włosków. Depilator ma również lampkę Opti-light, która podświetla miejsce depilacji i pozwala wychwycić nawet najdrobniejsze włoski. W zestawie z Philips BRE620/00 znajduje się kilka nasadek. Sprzęt jest zasilany przez akumulator i można z niego korzystać zarówno na sucho, jak i na mokro. Kosztuje około 200-270 zł.
Remington EP 7030
Kolejnym urządzeniem w cenie do 300 zł jestRemington EP 7030. Za model ten trzeba zapłacić w granicach 210-260 zł, więc bez problemu mieści się w zakładanym budżecie. Depilator wyposażony jest w system 40 pęset oraz nakładkę, która dopasowuje się do kształtu ciała. Dzięki temu jest w stanie usuwać włoski o długości zaledwie 0,5 mm. Urządzenie zasila akumulator litowo-jonowy, który zapewnia do 40 minut pracy z dala od ładowarki. Do tego jest wodoodporny, więc można z niego korzystać także na mokro lub po prostu myć go pod bieżącą wodą. Ma dwie prędkości działania, uchwyt antypoślizgowy i lampkę podświetlającą miejsce depilacji.
Panasonic ES-ED50
Urządzeniem godnym uwagi w zakładanym przedziale cenowym jest również Panasonic ES-ED50. Model ten jest wyposażony w podwójny dysk tnący, który składa się w sumie z 48 pęset. Z depilatora można korzystać na mokro, a więc w trakcie kąpieli lub pod prysznicem. Zasilany jest z wbudowanego akumulatora. Ma dwie prędkości działania. W zestawie znajdują się różne nasadki, w tym trymer do linii bikini. Według producenta Panasonic ES-ED50 usuwa włoski o długości zaledwie 0,5 mm. Ponadto posiada również specjalny system złuszczający z generatorem bąbelków, dzięki któremu skóra zachowuje miękkość i zdrowy wygląd. Depilator kosztuje około 280-290 zł.
Braun Silk-epil 5541
Innym ciekawym modelem jest Braun Silk-epil 5541 w cenie około 240 zł. W zestawie znajdują się aż cztery nasadki – goląca, tnąca, do kontaktu ze skórą oraz do masażu o wysokiej częstotliwości. Depilator jest w pełni wodoodporny, więc można go myć, a także używać pod bieżącą wodą lub w trakcie kąpieli. Wbudowany akumulator zapewnia do 30 minut pracy na jednym ładowaniu. Urządzenie ma 2 prędkości działania i usuwa włoski o długości już 0,5 mm. | Depilator na prezent – propozycje do 300 zł. Święta 2016 |
Akcesoria mogą ułatwić nam życie – szczególnie gdy jesteśmy rodzicami. Które z nich sprawdzą się, gdy dziecko zachoruje? Czym jest analizator płaczu? Jak ułatwić sobie i dziecku podróż samochodem? Możemy mieć różne zdanie na temat akcesoriów. Jedni uważają je za niepotrzebne, inni są ciekawi nowinek, a jeszcze inni nie potrafią się bez nich obyć. Przychodzi jednak taki czas, gdy rzeczy mogą w dużym stopniu ułatwić życie. To czas, gdy zostajemy rodzicami.
Gdy dziecko zachoruje
Chore dziecko bywa marudne, rozdrażnione i płaczliwe. Jeżeli sprawa dotyczy niemowlaka, żadne słowa nie są w stanie go przekonać do wzięcia lekarstwa. Na ratunek rusza smoczek do podawania lekarstw. Co więcej, ułatwi precyzyjne dawkowanie dzięki miarce w specjalnej komorze, do której wlewa się lek. Dodatkowo, dzięki suwakowi możemy regulować wielkość otworu, przez który wypływa lekarstwo do buzi dziecka.
Bezdotykowe termometry, które wystarczy jedynie skierować w stronę czoła dziecka, są również dużym ułatwieniem dla rodziców. Nie musimy już mierzyć temperatury pod pachą lub w uchu. Pomiar mamy po kilku sekundach. Niektóre modele umożliwiają mierzenie temperatury pokarmów, które podajemy dziecku. Dzięki temu szybko i łatwo przekonamy się, czy woda na kaszkę lub mleko jest odpowiednio ciepła.
Dlaczego dziecko płacze?
Dla młodych rodziców, którzy mają problem z rozróżnieniem płaczu dziecka, wymyślono sprytne urządzenie – Why Cry Mini. Urządzenie ten to nic innego, jak analizator płaczu dziecka. Urządzenie jest proste w użyciu i po przeanalizowaniu płaczu malucha wskazuje, czy jest on głodny, śpiący, rozdrażniony, znudzony lub zestresowany. Ponoć sprawdza się w 95%.
Kredki na palce
Każde dziecko, prędzej czy później, odkrywa radość z rysowania. Jeżeli naszemu maluchowi idzie to wolniej i chcemy, aby przekonało się do tej czynności, możemy podarować mu kredki na palce. Pamiętajmy tylko, że kredki na palce to akcesoirum, który nie nauczy malucha prawidłowo trzymać ołówka. Może stanowić jedynie dodatkową atrakcję.
W podróży
Podczas długiej podróży samochodem dzieci się nudzą. Ile czasu można wyglądać przez okno? Ile można wymyślać gry i zabawy? Dobrym rozwiązaniem, który ułatwi życie rodzicom, może być organizator na siedzenie. Organizator podróżnika, albo – jak kto woli – pokrowiec na fotel, to zestaw kieszonek, gdzie dziecko może umieścić zabawki i książeczki. Najnowsze organizatory mają dodatkowo miejsce na tablet. Jest to jednak urządzenie, które całkowicie wyłącza dziecko.
W przypadku małych dzieci dobrym pomysłem są lusterka, które montuje się z tyłu. Jak wiemy, pierwsze miesiące życia dziecko spędza w podróży w foteliku odwróconym tyłem do kierunku jazdy. Jeżeli z takim maluchem podróżuje tylko jeden rodzic, sprawdzenie np. czy dziecko śpi, jest praktycznie niemożliwe. Wówczas lusterko może być akcesorium, które ułatwi życie. Benbat – lusterko aktywne do samochodu – robi coś więcej. Nie tylko pozwala opiekunowi zobaczyć, co robi jego dziecko, ale również zabawia malucha, aby ten spokojnie przebył podróż. Lusterko zabawnie miga oczami, uśmiecha się i umila podróż 4 melodyjkami i 4 efektami dźwiękowymi. Do zestawu dołączony jest pilot, który umożliwia obsługę rodzicom.
Akcesoria a opieka nad dzieckiem
Niektóre rzeczy potrafią zaskakiwać. O niektórych nie mieliśmy pojęcia, że istnieją. Bez względu na to, czy jesteśmy ich zwolennikami, czy też nie, niektóre rzeczy mogą sprawić, że opieka nad dzieckiem będzie o wiele łatwiejsza. | Gadżety, które ułatwią życie rodzicom |
Wiosna to czas, w którym szczególnie narażeni jesteśmy na infekcje. Mimo że cała przyroda po okresie zimowego marazmu budzi się do życia, czujemy się przemęczeni i osłabieni. Przesilenie wiosenne ma negatywny wpływ na organizm, osłabia przy tym naszą odporność. Jak nie dać się przeziębieniu i poprawić swoje samopoczucie wiosną? Czym jest odporność i jak ją wzmocnić?
Odporność organizmu to zdolność do ochrony przed wpływem niekorzystnych czynników, które mogą przedostać się do wnętrza organizmu, wywołując chorobę. Dlatego należy zatroszczyć się o prawidłowe funkcjonowanie układu immunologicznego. W tym celu warto wprowadzić zdrowe nawyki i zmienić styl życia.
Przede wszystkim postarajmy się o właściwą dietę. Włączmy do codziennego menu warzywa i owoce. Zadbajmy o dostarczenie witamin i składników mineralnych, szczególnie witaminy C (znajdziemy ją np. w natce pietruszki, jagodach goji, dzikiej róży, cytrynie, szpinaku, brukselce, chrzanie, czerwonej papryce), witaminy A (jej źródła to tran, marchew, pomidory, dynia, kapusta, wątróbka), witaminy E (kiełki zbóż, mięso, zielone warzywa, oleje roślinne). Na wzrost odporności wpływają także cynk, selen i żelazo. Dietę swobodnie można uzupełnić o bezpieczne suplementy, które uzupełnią brakujące składniki.
Ważna jest także aktywność fizyczna. Sport nie tylko podnosi poziom tzw. hormonów szczęścia (endorfin), ale także redukuje stres, dotlenia mózg i reguluje ciśnienie krwi. Wiosna sprzyja długim spacerom i zamianie samochodu na rower. Odporność wzmocnią również zioła i herbatki ziołowe. Wypróbuj np. szałwię, wyciąg z jeżówki (Echinacea), dziurawiec, kolendrę, bratek polny czy sok z pokrzywy. Zioła oczyszczają organizm z toksyn, dzięki czemu chronią układ immunologiczny przed drobnoustrojami chorobotwórczymi.
Zrezygnuj z używek
Palenie papierosów nie tylko wpływa na szybsze starzenie się skóry i przyczynia się do zwiększenia ryzyka zachorowania na tak poważne choroby, jak choroba niedokrwienna serca, rak płuc, nadciśnienie tętnicze, miażdżyca i udar mózgu, ale także powoduje, że tracimy naturalną odporność na infekcję i przeziębienia.
Duża dawka alkoholu również osłabia system odpornościowy. Wszystko przez to, że alkohol powoduje odwodnienie organizmu, co sprawia, że wypłukują się proteiny niezbędne do walki z wirusami i bakteriami. Alkohol wpływa na upośledzenie limfocytów, przez co ich aktywność jest osłabiona, co z kolei hamuje prawidłowe funkcjonowanie układu immunologicznego.
Zapewnij sobie zdrowy sen
Istotne jest także wysypianie się. 7–8 godzin snu na dobę w naturalny sposób wzmocni odporność organizmu. Dlaczego sen jest tak ważny dla naszego zdrowia? Podczas fazy REM, kiedy śnimy, wzrasta liczba limfocytów we krwi. Ponadto właśnie podczas snu organizm wytwarza cytokiny – substancje białkowe, które neutralizują wirusy, bakterie i grzyby. Jeżeli nie wysypiamy się w nocy, dochodzi do zaburzenia rytmu dobowego, co wpływa na osłabienie systemu odporności.
Śmiech to zdrowie!
Od czasu do czasu wybierz się ze znajomymi na kręgle, do kina czy na basen. Śmiej się! Śmiech nie tylko poprawia nastrój i dodaje energii, ale także redukuje stres, dotlenia mózg (który wytwarza więcej endorfin) i zwiększa odporność. Zadowoleni ludzie są zdrowsi, ponieważ śmiech wpływa na produkcję limfocytów T, które niszczą wirusy oraz zwiększają ilość przeciwciał chroniących błony śluzowe górnych dróg oddechowych przed zarazkami. Poza tym śmiech obniża wydzielanie kortyzolu i adrenaliny, które dodatkowo osłabiają układ odpornościowy.
Przeanalizuj swój dzień i zastanów się, ile czasu spędzasz w biegu. Praca, szkoła, codzienne obowiązki, nieregularne posiłki, używki, brak aktywności fizycznej – wszystko to sprawia, że jesteśmy przemęczeni i osłabieni, a bakterie i wirusy szybciej atakują nasz organizm. Postarajmy się tak sobie zaplanować dzień, aby uwzględnić w nim czas na posiłek w spokoju, ruch, ale także relaks, chwile dla siebie, przyjaciół i rodziny. | Jak poprawić odporność wiosną? |
Gra, która zbiera wszystkie możliwe nagrody, w tym najważniejsze odznaczenie przyznawane w Polsce – tytuł Gry Roku 2014. Oto najbardziej brutalny i wyzwalający najgorsze instynkty tytuł, jaki znam – „Potwory w Tokio”. Wydawnictwo Egmont specjalizuje się grach dla najmłodszych. „Potwory w Tokio” to jednak coś zdecydowanie dla starszych graczy. Wcielamy się tu bowiem w przerażające, krwiożercze bestie, które walczą między sobą o dominację nad miastem. Naszym zadaniem jest wyeliminowanie wszystkich przeciwników lub całkowite zniszczenie Tokio. Albo, jak ktoś woli, zostanie najpotworniejszym potworem na świecie.
Zawartość pudełka
W pudełku znajdziemy planszę przedstawiającą miasto, zestaw kostek, zielone kryształki energii, karty ze specjalnymi zdolnościami i garść znaczników, a także to co najważniejsze – pionki potworów i pasujące do nich plansze. Wszystko to jest starannie ułożone w plastikowej wyprasce, dzięki której elementy gry nie będą się ze sobą mieszały, a przygotowanie do rozgrywki zajmie dosłownie chwilę.
Gra przeznaczona jest dla dwóch do sześciu osób i trzeba przyznać, że niezależnie od liczby graczy jest równie emocjonująca! Chociaż moim zdaniem najwięcej przyjemności sprawia, gdy graczy jest co najmniej trzech. Instrukcja mieści się zaledwie na dwóch stronach i jest jasno i przejrzyście skonstruowana.
Rozgrywka
Jak wygląda rozgrywka? Na początku każdy z graczy wybiera postać, którą będzie walczył. Do wyboru są: Kraken, Alienoid, Meka Dragon, Giga Zaur, The King i Cyber Bunny. Z moich doświadczeń wynika, że Cyberkróliś cieszy się największą popularnością, mimo że wszystkie potwory mają dokładnie taką samą moc. Wszyscy zaczynają bez żadnych punktów zwycięstwa, za to z dziesięcioma punktami życia. W swoim ruchu gracz rzuca kostkami (maksymalnie trzy razy) i rozpatruje ich wynik. Na kościach są cztery rodzaje symboli: punkty zwycięstwa, siła ataku, możliwość leczenia ran i punkty energii. Zgromadzoną energię można wymieniać na karty, które wzmacniają siłę potwora. Potwór znajdujący się akurat w Tokio atakuje wszystkich pozostałych, a oni z kolei walczą tylko z nim.
Rozgrywka kończy się, gdy któryś z graczy zdobędzie 20 punktów zwycięstwa lub unicestwi pozostałych. Walka o wpływy w Tokio trwa czasami 15 minut, czasami pół godziny. Jest więc to gra na tyle krótka, że często rozgrywa się kilka partii pod rząd. Zwłaszcza, że pragnienie zemsty tli się w nas po każdej rozgrywce. No dobrze, wcale nie tli. Buzuje dzikim ogniem.
Dodatki
Do „Potworów w Tokio” można dokupić już dwa (anglojęzyczne) dodatki. „Power Up” wprowadza do rozgrywki kilka zmian i nowe karty, które każdemu z potworów dają unikalne cechy. Zaś dodatek „Halloween” wprowadza nowe karty (w tym przezabawne karty halloweenowych przebrań) i kości oraz nowe potwory: Pumpkin Jack oraz Boogie Woogie.
Jeśli w grach planszowych szukacie intelektualnej przygody, to „Potwory w Tokio” nie są dobrym wyborem. Ale jeśli chcecie poczuć radość z beztroskiego rzucania kośćmi i ogrom satysfakcji z wyeliminowania przeciwników z gry, to jest to zdecydowanie odpowiednia pozycja!
Zdjęcie pudełka: www.sklep.egmont.pl | „Potwory w Tokio” – recenzja gry |
Wydawać by się mogło, że fantastyka jest w Polsce na tyle popularna, iż jesteśmy mniej więcej na bieżąco z tym co najciekawsze w tym gatunku, nie mamy większych zaległości. Ten zbiór opowiadań udowadnia, że wciąż mamy sporo do odkrycia. Znany i płodny pisarz, u nas niestety prawie zapomniany
Harlan Ellison to autor, który w swoim dorobku ma chyba ponad 100 pozycji książkowych, ponad tysiąc opowiadań, kilkanaście prestiżowych nagród, a o jego twórczości w samych superlatywach wypowiadają się nie tylko uznani twórcy literatury fantasy, fantastyki naukowej i grozy, ale również wielcy reżyserzy filmowi. W Polsce jest jednak mało znany. Choć nie chciał być postrzegany jedynie jako twórca fantastyki, to właśnie w tym gatunku zyskał status twórcy kultowego, a jego dorobek z blisko 50 lat pracy naprawdę robi wrażenie. „To, co najlepsze” to wybór wszystkiego, co najciekawsze w jego twórczości jako autora krótszych form, to okazja do tego, by przyjrzeć się, jak dojrzewał jako pisarz, po jakie tematy sięgał najczęściej, to okazja, by zanurzyć się w świat jego wyobraźni, dać się prowokować do zadania sobie ważnych pytań.
Proza zmuszająca do uruchomienia wyobraźni i do myślenia
To literatura inteligentna i ambitna, nie znajdziemy tu raczej rzeczy czysto rozrywkowych. Jeżeli Ellison pisał coś, używając gatunkowych dekoracji, jakiejś stylistyki, to i tak zawsze starał się przede wszystkim zmusić czytelnika do refleksji, np. nad pułapkami rozwoju cywilizacji, słabościami ludzkimi, pragnieniami czy samotnością. Drażni, trafnie ocenia naszą rzeczywistość, straszy, przestrzega, pobudza wyobraźnię. Zwykle jego obserwacje i konkluzje nie są zbyt optymistyczne, dlatego może warto je sobie dawkować z rozwagą, ale posiadanie „To co najlepsze” na półce to okazja do obcowania z dobrą literaturą na długi czas. I warto zrobić na półce miejsce obok, bo wydawca na ten rok zapowiada jeszcze tom drugi antologii.
Nie tylko fantastyka
Teksty ułożone zostały w dziewięć tematycznych części – znajdziemy tu obok opowiadań również reportaż, felietony, eseje oraz humoreski. Są rzeczy bardziej osobiste, realistyczne, społeczne, a w opowiadaniach wcale nie jest jednostajnie: znajdziemy tu nie tylko fantastykę, ale także horror czy kryminał. Od pierwszych beletrystycznych prac, pisanych w wieku lat nastu, aż po dojrzałe, zaskakujące głębią teksty, w których przewijać się będą tematy strachu przed śmiercią czy pragnienia miłości. „To, co najlepsze” może nie jest zbiorem równym, ale na pewno bardzo interesującym. Wejście w świat wyobraźni Harlana Ellisona wymaga odrobiny wysiłku, bo to proza, w której świat przeżyć wewnętrznych bohaterów, rozbudowane opisy, sytuacja, w jaką zostali oni wrzuceni, są równie istotne jak akcja. Warto dodać, że polskie wydanie jest starannie przygotowane i zawiera aż trzy duże artykuły wstępne, wprowadzające w twórczość autora i pomagające w analizie jego utworów.
Praca pięciu tłumaczy, piękne wydanie i wreszcie to, co najważniejsze, czyli bogactwo pomysłów oraz świetne pióro Ellisona, sprawiają, że to naprawdę pozycja, którą warto mieć na półce. Nie bez przyczyny obok tego tytułu pojawia się określenie, iż to w fantastyce jedna z najważniejszych premier ostatnich lat. Dostępna jest nie tylko w wersji papierowej, ale również w elektronicznej. Na Allegro e-book do zdobycia od 34 złotych.
Źródło okładki: www.proszynski.pl | „To, co najlepsze. Tom 1” Harlan Ellison – recenzja |
Konieczność zakupu nowego kompletu opon letnich praktycznie zawsze wiąże się z niemałymi wydatkami. Chcąc je ograniczyć, warto zastanowić się nad wyborem jednego z niedrogich modeli oferujących zadowalające właściwości jezdne. Jakie opony wybrać, aby oszczędnościom nie towarzyszył spadek bezpieczeństwa podróżowania? Sava Intensa HP
box:offerCarousel
Jednym z liderów w produkcji budżetowych opon jest słoweńska firma Sava, znajdująca się w strukturze własnościowej koncernu Goodyear. Jednym z jej najpopularniejszych modeli jest Intensa HP, oferująca dobre osiągi w równie dobrej cenie. Opona ta ma kierunkowy bieżnik zoptymalizowany pod kątem dużej powierzchni styku z podłożem. Producent przyłożył także dużą uwagę do ekonomiki eksploatacji. Obniżona waga opony przekłada się na niskie spalanie i ograniczoną emisję CO2 do atmosfery. Dobrze rozłożony nacisk wydłuża natomiast żywotność Savy Intensa HP. W teście niemieckiego automobilklubu ADAC z 2017 roku Sava Intensa HP uzyskała ogólną ocenę dobrą, z wyróżniającą się wytrzymałością i niskim zużyciem paliwa. Za komplet 4 sztuk opon w rozmiarze 195/65 R15 zapłacimy od 680 zł.
Kumho EcowinG ES01 KH27
box:offerCarousel
Kumho to producent opon z Korei Południowej, który na polskim rynku kojarzony jest przede wszystkim z produktami ekonomicznymi. Tak też jest plasowana opona EcowinG ES01 KH27
, która w teście ADAC opon letnich 2017 otrzymała ogólną ocenę dobrą. Model EcowinG ma bieżnik o symetrycznej budowie, który w porównaniu ADAC wykazał się zadowalającą przyczepnością zarówno na nawierzchni suchej, jak i mokrej. Kumho daje 5 lat gwarancji na swoje produkty, a za komplet opon EcowinG ES01 KH27 (195/65 R15) zapłacimy poniżej 700 zł.
Uniroyal RainExpert 3: wyższa półka w niskiej cenie
box:offerCarousel
Wśród ciekawych promocji można się natknąć na znaną oponę Uniroyal RainExpert 3, której komplet w rozmiarze 195/65 R15 można nabyć już od 690 zł. Model ten ma zaawansowany, asymetryczny bieżnik, który został zoptymalizowany pod kątem jazdy na mokrej nawierzchni. W teście ADAC 215/65 R16 z roku 2017 opona RainExpert 3 osiągnęła najlepszy wyniki, biorąc pod uwagę przyczepność na mokrej jezdni. Duże zróżnicowanie rowków bieżnika zapewnia też bardzo dobrą kontrolę nad pojazdem podczas ulewnego deszczu i aquaplaningu.
Dębica i Kormoran – niedrogie opony polskiej produkcji
box:offerCarousel)
W ofercie Dębicy można wyróżnić produkt Presto HP, która posiada indeks „B” przyczepności na mokrej nawierzchni oraz „C” względem oporów toczenia. Opona ta, podobnie jak i inne spod znaku Dębicy, korzysta z technologii marki Goodyear, właściciela polskiego producenta ogumienia. Presto HP ma m.in. bieżnik dający dużą powierzchnię styku i konstrukcję o niskiej wadze zapewniającą dobrą ekonomikę jazdy. Za komplet opon o rozmiarze 195/65 R15 zapłacimy ok. 650 zł.
Jeszcze tańszą propozycją, kosztującą ok. 590 zł za komplet w rozmiarze 195/65 R15, jest opona Kormoran Gamma B2. Posiada ona indeks „C” przyczepności na mokrej nawierzchni oraz „F” odnoszący się do oszczędności. Opony marki Kormoran wyróżniają 10-letni okres gwarancji oraz wysoka, maksymalna prędkość jazdy „V” – do 240 km/h. | Polecane modele opon na wiosnę 2017: klasa budżet |
Im nowsze auto, tym więcej w nim elektroniki. Czy jesteśmy w stanie samodzielnie poradzić sobie z usterkami elektroniki w naszym samochodzie? Oczywiście, że tak. Musimy jednak zdawać sobie sprawę z tego, że rzeczy związanych z elektryką, które możemy samodzielnie naprawić, jest bardzo mało. Niedziałające wycieraczki, brak podgrzewania tylnej szyby
W większości przypadków usterka elektryczna występująca w pojeździe jest związana z przepaleniem bezpiecznika, który wystarczy wymienić na nowy. Jak tego dokonać? Na początek musimy dostać się do bezpieczników. Te mniej ważne z punktu widzenia działania silnika znajdują się wewnątrz pojazdu (w wielu przypadkach właśnie tutaj znajdziemy te, których szukamy). Po ich zlokalizowaniu i zdjęciu zaślepki musimy sprawdzić pozycję bezpiecznika, który jest odpowiedzialny np. za pracę naszych wycieraczek.
Dokładny opis znajdziemy na odwrocie zaślepki, którą przed momentem zdemontowaliśmy. Po czym poznać uszkodzony bezpiecznik? Powinniśmy zobaczyć przerwanie blaszki łączącej jeden element z drugim – będzie to świadczyć o przepaleniu elementu.
Brak podświetlenia deski rozdzielczej
Bardzo często usterką występującą w aucie jest zanik podświetlenia deski rozdzielczej. Gdy sprawdziliśmy już bezpiecznik odpowiedzialny za jej podświetlenie i nie stwierdziliśmy jego uszkodzenia, pozostają dwie możliwości. Na początek zdemontujmy element, który nie zostaje podświetlony i sprawdźmy, czy żarówka się nie przepaliła. Jeżeli jest sprawna, a podświetlenie nadal nie działa, zbadajmy przełącznik świateł. W wielu przypadkach styki w jego wnętrzu po prostu się zużywają, a co za tym idzie – uniemożliwiają przepływ prądu, co skutkuje brakiem podświetlenia.
Problem z elektrycznymi szybami
W przypadku elektrycznego sterowania szyb częstym problemem jest ich złe działanie. Zdiagnozowanie problemu musimy zacząć od sprawdzenia bezpieczników. Jeżeli ich stan nie budzi wątpliwości, możemy przystąpić do dalszej diagnozy. Najłatwiejszym sposobem jest odłączenie zasilania od silnika szyb znajdującego się w drzwiach (obowiązkowy demontaż boczków drzwi) i „wpięcie się” urządzeniem pomiarowym (multimetr, woltomierz) w kostkę.
Jeżeli podczas wciskania przycisków odpowiedzialnych za sterowanie szybami na ekranie urządzenia pomiarowego pojawią się wartości, będzie to oznaczać uszkodzenie silnika odpowiedzialnego za podnoszenie i opuszczanie szyb.
Problem ze światłami
Bardzo częstym problemem ze światłami jest występowanie tzw. efektu choinki. Polega to na zapalaniu się nieodpowiednich świateł w danym czasie, np. podczas hamowania uruchamiają się światła stopu oraz kierunkowskazy. W większości przypadków jest to spowodowane nieszczelnością lamp pojazdu – woda dostaje się do jej środka i powoduje zwarcia, czego efektem jest występowanie efektu choinki. Rozwiązaniem problemu będzie uszczelnienie lampy przy wykorzystaniu do tego chociażby silikonu. Przy jego nakładaniu pamiętajmy, aby nie nałożyć warstwy na element ruchomy, czyli ten, który demontujemy podczas wymiany żarówki pojazdu.
Problem z odpaleniem pojazdu
Kłopot z odpaleniem pojazdu w większości aut to problem z akumulatorem. Do zdiagnozowania tej usterki najlepszy będzie tester akumulatora. Jeżeli jego wskazania pokażą niskie wartości, należy go wymienić. Jeżeli się okaże, że jest sprawny, auto będziemy musieli przekazać w ręce mechanika.
Elektryka w naszym pojeździe to bardzo skomplikowany element. Jej odpowiednia diagnoza wymaga odpowiedniej wiedzy, dlatego w większości przypadków proponuję naprawę zlecić fachowcom. Pamiętajmy, że nieodpowiednie działania na własną rękę mogą spowodować zwarcia, co może skutkować nawet pożarem. | Problemy z elektryką w samochodzie – jak sobie poradzić? |
Warto zawierzyć naturze i poddać się jej rytmowi. Czyli czasami po prostu jej nie przeszkadzać. Ogród permakulturowy to przestrzeń, którą można zorganizować przy niewielkim wysiłku, a później tylko z radością ją obserwować i czerpać plony. Jesteśmy zabiegani, zapracowani, światem rządzi pieniądz... Takie czasy... Coraz więcej ludzi zaczyna odczuwać potrzebę głębokiej wewnętrznej przemiany, odnalezienia pasji oraz silniejszej więzi z naturą oraz ludźmi. Jeśli to czytasz, pewnie jesteś jednym z nich! Nie wiesz od czego zacząć? Nie masz pomysłu? Rozpocznij od swojego podwórka. Znajdź skrawek ziemi, gdzie będziesz mógł stworzyć swój mikroświat. Może być to również balkon lub taras. To pierwszy krok do zmian i wielki ukłon w kierunku naszej planety, która potrzebuje ochrony.
Od czego zacząć?
Każdy ogród permakulturowy należy starannie zaplanować i wykonać, aby zamienił się w samowystarczalny ekosystem. To jedna z jego ważniejszych cech – jest zgodny z naturą, a ona potrafi przecież o wszystko zadbać. Także to pozwala nam zaoszczędzić sporo czasu i pracy. A plony będą i wielka satysfakcja również!
Wybór miejsca
Żyjemy w Polsce, gdzie – ze względu na mroźne zimy i zazwyczaj upalne lata – panuje dość trudny klimat pod uprawy. Ogród musi mieć odpowiednie warunki glebowe, wodne i świetlne oraz być usytuowany z dala od dróg i zanieczyszczeń. Ważne jest też, żeby warunki w nim były zróżnicowane. Część upraw potrzebuje stanowisk słonecznych, część półcienistych. Wybierzmy zatem odpowiednią część działki. A jeśli mamy do dyspozycji balkon lub taras, zwróćmy uwagę na to to, by dobrać rośliny pod kątem stron świata, które są dla nich korzystne.
Oczywiście większość roślin najlepiej czuje się na stanowiskach słonecznych. Słońce sprawia, że warzywa i owoce szybciej dojrzewają, a ich smak jest słodszy. Jeśli chodzi o wilgotność, najlepiej znaleźć najniższy punkt na działce. Miejsce w obniżeniu spowoduje, że będzie do niego spływać woda. Jednak nie może być jej zbyt dużo. Na glebach ciężkich – gliniastych – woda zbiera się na powierzchni i jest bardzo powoli wchłaniana, za to dzięki elementom ilastym pozostaje dłużej wilgotna. Rośliny w ogrodzie permakulturowym powinny być osłonięte od wiatrów, które szczególnie w chłodniejsze dni wiosenne i jesienne mogą powodować spustoszenie. W Polsce najgroźniejsze i najgwałtowniejsze wiatry wieją z północy i ze strony zachodniej. Sprawdźmy więc, czy ta strona ogrodu jest odpowiednio osłonięta. Powinniśmy również zbadać glebę. Można wysłać próbkę ziemi do laboratorium lub zrobić to samemu przy użyciu miernika pH gleby.
Można też sprawdzić raport środowiskowy wykonany przez lokalne władze gminne, w którym powinny być zawarte podstawowe informacje na temat gleb, wody oraz zbiorowisk roślinnych, a także fauny.
box:offerCarousel
Dobór roślin
Odpowiednia selekcja roślin jest bardzo ważna już na etapie planowania ogrodu. Jest wiele roślin, które są ekspansywne. Niektóre mogą wpływać negatywnie na inne gatunki. Część roślin ma system korzeniowy palowy – czerpią składniki z głębszych warstw gleby – inne natomiast korzenią się płytko, porastając większą przestrzeń. Należy tak dobrać rośliny, żeby nie hamowały sobie wzajemnie rozwoju i żeby nie odbierały sobie składników pokarmowych. Przede wszystkim w ogrodzie produktywnym rezygnujemy z klasycznych grządek z jednym gatunkiem roślin, bo to powodowałoby wyjaławianie gleby. Poza tym w takim układzie rośliny nie chronią się wzajemnie.
Ideą ogrodu permakulturowego jest tworzenie tzw. gildii roślinnych, czyli grup roślin wzajemnie się wspierających i chroniących. Dowiedziono, że tam, gdzie rosną kapusta, marchew i dynia warto sadzić rośliny cebulowe, które swoim zapachem odstraszają ślimaki. Dobrze czują się ze sobą: ziemniaki, bób, fasola, kukurydza, seler, czosnek i groch. Na wspólnej rabacie sprawdzą się także: dynie, ogórki, fasola szparagowa, sałata, kalarepa, rzodkiewka, koper i seler.
Pamietajmy, żeby nie sadzić ze sobą ziemniaków i pomidorów, bo wtedy mamy murowaną zarazę ziemniaczaną na pomidorach. Na grządkach nie może zabraknąć takich roślin jak: żywokost (magazynuje minerały w liściach, idealny jako ściółka), koniczyna (zatrzymuje wilgoć w glebie, hamuje wzrost traw i przyciąga pszczoły), łubin i wyka (rośliny wiążące azot w glebie). Laicy zawsze mogą konsultować się ze specjalistami. Składnicą wiedzy na temat doboru gatunków jest też Internet oraz książki o ogrodnictwie.
box:offerCarousel
Przygotowanie miejsca pod rośliny
Jedną z naczelnych zasad tworzenia ogrodu permakulturowego jest brak ingerencji w strukturę gleby (w tradycyjnych ogrodach wierzchnia warstwa gleby jest przekopywana). Tutaj wystarczy, że jesienią przykryjemy wierzchnią warstwę tekturą, aby rośliny pod nią zgniły. W ten sposób powstaje wspaniała baza pod rośliny na wiosnę. Można użyć ciemnej folii (np. pryzmowej), pod którą zgnije nawet perz. Jeżeli jest kłopot z żyznością gleby, można dodać do niej popiół, który jest naturalnym nawozem i podnosi pH. Większość gleb w Polsce jest mocno zakwaszona, co nie sprzyja uprawom. Dość częstym wybiegiem przy słabej glebie jest tworzenie grządek wyniesionych. Po kilku latach ziemia na nich będzie o wiele zasobniejsza niż na grządkach płaskich. Uprawy permakulturowe dają wiele sposobów kształtowania terenu pod uprawę roślin. Oto kilka z nich:
Uprawa na pryzmach warstwowych – ułożenie pryzmy polega na usypywaniu kolejnych warstw: tektury, grubszych gałęzi, drobnych gałęzi (najlepiej przekompostowanych), słomy lub suszonej trawy (można dołożyć pokrzywy). Następnie należy ułożyć warstwę słomy, później przekompostowanej ziemi, znowu słomy i tak na zmianę. Ilość warstw i wysokość pryzmy zależy od nas. Warstwy można dodatkowo przelać gnojówką albo przełożyć obornikiem. Pamiętajmy, aby powierzchnię pryzmy przykryć słomą, która uchroni ją przez przesychaniem i przerastaniem niepożądanymi roślinami.
Uprawa na wyniesionej rabacie – taki rodzaj ogrodu permakulturowego można założyć nawet na balkonie czy tarasie (może to być podwórko dzielone z sąsiadami). Wystarczy drewniana skrzynka wypełniona warstwami, jak w przypadku uprawy na pryzmach, z tą różnicą, że mając spód skrzyni, nie musimy kłaść tektury. Taką samą skrzynię możemy postawić w naszym ogrodzie bezpośrednio na glebie, ale wtedy musimy się pozbyć dna. Warstwę słomy można zastąpić wysuszoną trawą.
Uprawa rzędowa – polega na umiejscowieniu sadzonek w rzędach obłożonych kartonami i słomą po obu stronach (najczęściej stosowana przy uprawie ziemniaków). Rośliny w miarę wzrostu części zielonej są pokrywane ściółką.
Uprawa w kostkach – do tego typu uprawy najlepiej sprawdzą się lekko zmurszałe kostki słomy sezonowane co najmniej rok. W kostkach słomy robimy niewielkie zagłębienia i nasypujemy do nich ziemię, a następnie sadzimy rośliny. Najlepiej użyć ziemi z kompostem i ewentualnie dodać zielony nawóz. Tego typu uprawa wymaga dodatkowego nawadniania kostki (można do tego użyć deszczówki).
Uprawa w beczce – ucinamy dno beczki i robimy w niej otwory (po bokach), następnie wkopujemy ok. 30 cm w ziemię, wkładamy centralnie rurę i zasypujemy kolejno drobnymi gałązkami, ziemią ogrodową, ziemią kompostową (można dodać bentonit, czyli naturalny nawóz zwierzęcy). Warstwy kolejno polewa się gnojówką. Wierzch ściółkujemy słomą. Rośliny sadzi się od góry i po bokach beczki.
Spirale ziół – to podobny do uprawy w beczce rodzaj kopca spiralnie ułożonego z centralnie umiejscowioną rurą służącą do podlewania. Najniżej znajdują się rośliny wilgociolubne, a na szczycie sucholubne. Od północy cieniolubne, od południa rośliny preferujące stanowiska słoneczne.
Naturalne nawożenie
Przy dobrze przygotowanym podłożu dodatkowe nawożenie nie będzie potrzebne. Jest jednak kilka roślin potrzebujących dodatkowego „zastrzyku”, aby dawały więcej plonów. Można w tym wypadku zastosować nawozy zielne z roślin motylkowych, facelii, żyta lub zwykłego nawozu ze sfermentowanego mniszka lekarskiego czy pokrzywy. Dobrym nawozem jest tez gnojówka, ale jej używamy raczej przed posadzeniem roślin. Jednym z naturalnych nawozów dostępnych na rynku jest biohumus pozyskiwany przez dżdżownice przerabiające resztki organiczne.
Naturalna ochrona roślin
Określenie szkodnik w ogrodzie permakulturowym nie istnieje. Wszystkie zwierzęta i owady mogą być pożyteczne. Zaprośmy więc ich jak najwięcej! Na pobliskich drzewach powieśmy budki lęgowe dla ptaków, usypmy kopczyki z kamieni i patyków, aby przyciągnąć żuki i jaszczurki. Łańcuch pokarmowy naszego ekosystemu zrobi za nas robotę. A jeśli to nie wystarczy, warto zgłębić wiedzę na temat nawozów naturalnych i ich samodzielnego sporządzania. Mogą do tego posłużyć zioła, glinki, wapno, popiół, a nawet szare mydło. Najlepiej rośliny chronić roślinami, czyli odpowiednim komponowaniem grządek. Olejki eteryczne niektórych ziół (szałwia, mięta, lubczyk) odstraszają nawet najbardziej niepożądanych gości. Jeśli to nie zadziała, możemy sami zrobić naturalne preparaty z czarnego bzu, rumianku, pokrzywy, czosnku, popiołu z papierosów, mniszka lekarskiego, pokrzywy czy cebuli.
Podczas prac przy zakadaniu ogrodu można sobie wyobrażać, jak będziemy się czuli, gdy już będzie gotowy, gdy natura zatroszczy się o wszystko, a my spokojnie usiądziemy, by napawać się widokiem świetnie funkcjonującego samodzielnego ogrodu. | Jak założyć ogród permakulturowy |
Myślisz o zmianie wystroju kuchni? Być może dopiero planujesz jej aranżację w nowym mieszkaniu lub domu? Zastanów się nad stylem shabby chic. W ekspresowym tempie zyskał on popularność i uznanie na całym świecie, a wnętrza skąpane w bieli i uroczych, postarzanych dekoracjach inspirują i zachwycają całe rzesze pasjonatów urządzania. Jasne, subtelne, romantycznie pastelowe – takie są wnętrza w stylu shabby chic. Pełne uroku, dosłownie „starego szyku” koncentrującego się na historii i przeszłości w delikatnej odsłonie. Ta stylistyka chętnie wykorzystywana jest w salonach i sypialniach, dlaczego jednak nie przenieść jej do kuchni? Nie ma wątpliwości, że wpisze się tam wzorowo!
Kolory kuchni shabby chic
Styl shabby chic jest bardzo dobrze określony i z góry wiadomo, czy dany element do niego pasuje, czy nie. W takich aranżacjach stawia się na jasność. Może być nieco rozmyta, podkreślona pastelowymi barwami czy przełamana szarością, ale nadal bieli i jej czystej formy nie może zabraknąć. Dobrze jeśli ściany i podłoga pomieszczenia są na tyle blade, aby stanowiły harmonijne tło dla wyposażenia i mebli w kuchni. Jeśli posadzka wykonana jest z drewna, to dobrze – doda poczucia ciepła i przytulności, tak ważnych w tym stylu. Istotne są też tkaniny. W kuchni umieścić je można w formie firanek i zasłon, a także obrusów i koronkowych serwet. Wszystko to na drodze do celu wrażenia zwiewności i romantycznej elegancji.
Meble do kuchni w stylu shabby chic
Meble w stylu shabby chic wyróżniają się charakterystycznym sposobem postarzania. Są zwykle pomalowane białą farbą i przecierane w wielu miejscach. Nadaje im to niepowtarzalnego uroku. Warto zwrócić uwagę na łatwość wykonania takich przeróbek samodzielnie. Dzięki temu zapomniane przedmioty zalegające w piwnicy lub perełki wyszukane na aukcjach staroci zyskają nowe życie!Wzornictwo i formy takich mebli są raczej klasyczne. Stoły mają rzeźbione nóżki, krzesła ozdobne szczebelki czy ażurowe oparcia. W kuchni powinno znaleźć się miejsce dla kredensu, który nawiązuje do starych tradycji, a i jest niezastąpiony w eksponowaniu dekoracji, porcelany i bibelotów, których tu również jest pod dostatkiem.
Dodatki i bibeloty – kwintesencja shabby chic
Shabby chic z pewnością nie jest dobrym wyborem dla miłośników minimalizmu. Jego przeładowanie ma swój nadzwyczajny urok, ponieważ każdy element dobierany jest w bardzo przemyślany i ostrożny sposób. Co kupić, aby kuchnia nabrała takiego wyrazu?Porcelana jest z pewnością tym, co stylowy szyk lubi najbardziej. Jest klasyczna, delikatna w formie, może być z lekkimi wzorami. Takie przedmioty eksponuje się na specjalnych wystawach i absolutnie nie chowa w szafkach. Warto pokusić się o tradycyjny komplet obiadowy lub serwis do kawy z filiżankami i imbrykiem. Warto poszukać przedmiotów, które choć wyszły z użycia, znów wracają do łask. Mleko podane w ozdobnej, metalowej bańce, waga zegarowa czy malowane w kwiaty i krajobrazy puszki na herbatę oraz pojemniki to małe dzieła sztuki, które nie zagracą kuchni, a tylko podkreślą jej wspaniały wyraz.
Kwiaty i urocze dekoracje
Mimo swych ważnych codziennych funkcji kuchnia w szykownym, romantycznym klimacie musi być okraszona nutą ozdób. Aniołki, serduszka, kwiatowe bukieciki czy wiązki lawendy to „kropka nad i” w gotowej aranżacji. Takie pomieszczenie można cały czas dopracowywać, przemieniać sezonowo. To wielka gratka dla zagorzałych perfekcjonistów.
Odrobina romantyzmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Styl shabby chic przypadnie do gustu wielu osób przez swoją pochwałę dla klasyki i staroci, do których pała się sentymentem. Lekkość, beztroska i niewinny urok to to, co skłania do zabrania się za postarzanie mebli i dekorowanie przestrzeni w zgodzie z tym stylem. | Shabby chic w kuchni – najciekawsze meble i dodatki |
Oszczędność wody i energii to postępowanie dobre nie tylko dla środowiska, ale również dla naszego portfela. Odpowiednio zaprojektowane urządzenia domowe wykonają całą pracę za nas, a miłą różnicę zobaczymy dopiero na rachunku. Jeśli planujemy remont albo dopiero urządzamy dom lub mieszkanie, warto postawić na wyposażanie z zastosowanymi nowoczesnymi systemami. Aby wybrać odpowiednią baterię łazienkową, która będzie wydajnie i skutecznie działać oraz zaoszczędzi niemałą kwotę, zapoznajmy się z ofertą rynkową.
Napowietrzanie wody
Perlator jest swego rodzaju sitkiem, które mocujemy na końcu wylewki. Jego działanie polega na wprowadzaniu do wypływającej wody powietrza, przez co ogranicza się jej zużycie nawet do 40-60%. Zupełnie nie odczuwa się i nie zauważa przy myciu mniejszej ilości wody wypływającej z kranu. Jedynie w sytuacji napełniania naczynia czy wanny będziemy musieli nieco dłużej poczekać. Zła jakość wody, jej zanieczyszczenia albo osadzający się kamień mogą wpływać na stan tej części baterii. W takiej sytuacji drobne oczka sitka mogą ulec zatkaniu, przez co przepływ będzie coraz mniejszy i nierównomierny. Zaletą jest możliwość wymontowania perlatora, jego wyczyszczenia bądź wymiany na nowy bez konieczności demontażu całej instalacji. W sprzedaży dostępne są części do niemal każdej wylewki.
Ograniczony przepływ wody
Baterie z systemami zmniejszającymi przepływ wody są w sprzedaży już od dłuższego czasu. Ich skuteczność i popularność sprawiają, że warto w nie zainwestować, a wydatek zwróci się z oszczędności za rachunki za wodę. Zwykle mają one umieszczony z boku lub z tyłu przycisk, którego użycie odblokowuje pełny przepływ wody. W normalnym użytkowaniu na co dzień wystarcza nam nawet o połowę mniej. Innym sposobem jest tzw. hamulec, który wytwarza opór na uchwycie baterii. Po jego przełamaniu otrzymujemy pełny przepływ, zaś gdy nie potrzebujemy, używamy zmniejszonej ilości wody.
Zawsze idealna temperatura wody
Baterie termostatyczne pozwalają ustalić pożądaną temperaturę wody, która będzie dostępna od razu z kranu. Bez konieczności zlewania początkowo zimnej wody, precyzyjnego ustalania proporcji mieszania. Urządzenie zrobi wszystko za nas. Prócz oszczędności na wodzie i energii takie rozwiązanie chroni nas również przed poparzeniem. Termostat po prostu nie dopuści do wypływu wody zbyt gorącej, np. w sytuacji gdy w instalacji nie będzie zimnej potrzebnej do zmieszania. Idealnie sprawdzi się w domach, w których są osoby starsze oraz dzieci. Nie można ich stosować w przypadku ogrzewania wody piecykiem łazienkowym albo kotłem przepływowym.
Elektronika w służbie oszczędności wody
Elektronika wdziera się śmiało we wszystkie dziedziny naszego życia. W kwestii oszczędzania również ma swoje zastosowanie. Rozwiązaniem zmniejszającym zużycie wody są baterie bezdotykowe, w których woda leci tylko wtedy, gdy podstawimy pod nie dłonie. Bardziej zaawansowane są wyposażone w pilot, na którym przyciskami określimy dokładnie parametry. Ustawimy żądaną temperaturę oraz siłę strumienia. Takie metody pozwalają zmniejszyć zużycie wody nawet o połowę.
Aby dodatkowo zwiększyć naszą skuteczność w oszczędzaniu, zaopatrzmy się również w odpowiednią, nowoczesną słuchawkę prysznicową. Jej budowa pozwoli na ustawienie rozproszonego lub skoncentrowanego strumienia zależnie od potrzeb. Połączenie jej z oszczędną baterią łazienkową pozwoli cieszyć się zmniejszonymi rachunkami za wodę i energię, nie ograniczając przy tym skuteczności użytkowania. | Bateria łazienkowa, która oszczędzi wodę i energię |
Zakup energooszczędnych urządzeń uzasadniony jest nie tylko troską o środowisko naturalne, ale także o stan portfela. Wiadomo bowiem, że mniejsze zużycie prądu oznacza niższe rachunki. Czy jednak kupno pralki energooszczędnej naprawdę się opłaca? Którą klasę najlepiej wybrać? Zacznijmy od podstaw
Pralka to urządzenie, które nie odpowiada za tak znaczny procent zużycia prądu w gospodarstwie domowym jak lodówka, pomimo tego, jak pokażemy poniżej, warto zainwestować więcej pieniędzy w pralkę energooszczędną. Szacuje się, że pranie kosztuje nas około 10% całej zużywanej w domu energii, co w perspektywie całego roku daje całkiem znaczną sumę. O energooszczędności pralki świadczy przypisana jej klasa energetyczna. Każdy producent ma obowiązek informowania o zużyciu energii przez jego produkty (wynika to z ustawy o obowiązkach w zakresie informowania o zużyciu energii przez produkty wykorzystujące energię), która powstała w celu dostosowania polskich norm do prawa Unii Europejskiej. Klasy energetyczne określa się literami od G do A, gdzie najwyższą, a więc najbardziej energooszczędną klasą jest ta oznaczona literą A. Od pewnego czasu funkcjonują także znaki +, które wprowadzono po tym, jak poszczególni producenci zaproponowali coraz mniej energochłonne urządzenia. Obecnie w przypadku pralek najwyższą klasą jest A+++, a tak naprawdę w sklepach nie można już kupić pralek w klasie niższej niż A.
Co oznacza w praktyce klasa energetyczna?
W celu odpowiedzi na to pytanie posłużymy się konkretnym przykładem. Załóżmy, że w ciągu tygodnia pralkę włączamy trzykrotnie, a jeden wsad obejmuje cały bęben, a więc ok. 6 kilogramów prania. Tak więc przyjmujemy, że w ciągu roku pralka pracuje 156 razy. Teraz należy porównać energochłonność poszczególnych klas pralek. W klasie A zużycie to określa się na około 1,2 kWh. Przy przyjęciu, że 1 kWh kosztuje 0,56 zł (jest to uzależnione od regionu i danego dostawcy, ale ceny wahają się tu najwyżej o kilka groszy) wychodzi, że rocznie pranie kosztuje nas ok. 105 zł (104,83 zł). Wyższa klasa, czyli A+, oznacza pobór mocy na poziomie 1 kWh. Stosując tę samą zasadę uzyskujemy wynik 87, 36 zł. Klasa A++ (0,9 kWh) natomiast kosztuje rocznie 78,62 zł. Posiadanie urządzenia w najwyższej klasie kosztuje 61,15 zł. Jak więc widać, różnica w cenie użytkowania pralki w klasie A i A+++ wynosi prawie 50%.
To jeszcze nie wszystko
Pralka, co oczywiste, pobiera nie tylko prąd, ale także wodę, więc należy uwzględnić także i ten aspekt w rozliczeniach. Dodatkowym parametrem, istotnym dla zużycia energii, będzie także efektywność prania i suszenia (wirowania). Klasy efektywności wyrażane są również w skali od A do G – najwydajniejsze pranie i suszenie gwarantuje klasa A, koszta realne są tu trudne do oszacowania, ale z całą pewnością można przyjąć, że wyższa klasa pozwala na większe oszczędności. Pobór wody na jedno pranie najczęściej zawiera się w przedziale 35 – 96 litrów. Wyliczenie utrudnia tu różna cena wody i jej odprowadzenia w poszczególnych gminach. Przyjmując uśredniony koszt na poziomie 7 zł za metr sześcienny, różnice między skrajnymi wartościami mogą wynieść kilkanaście złotych w skali roku (np. dla poboru wody na poziomie 39 l – 28,4 zł wobec 46,6 zł dla poboru wody rzędu 64 l).
Energooszczędność a cena pralki
Można przyjąć, że urządzenia w wyższej klasie energooszczędności i zużycia wody są droższe, ale nie jest to zasadą. Kwestię tę dodatkowo komplikują także elementy, takie jak wielkość pralki i dodatkowe funkcje. Z tych ostatnich warto wymienić wbudowaną wagę, która automatycznie dostosowuje zużycie wody do wielkości załadunku i tryb pracy Eco, pobierający mniej wody i prądu. Pozostaje więc zadać sobie najważniejsze pytanie. Czy warto kupować pralkę w najwyższej klasie energetycznej? Jak wskazaliśmy powyżej, oszczędności w skali roku wynoszą tu (w porównaniu do kasy A) 43,85 zł za prąd oraz dodatkowo ok. 10 zł za wodę. Z przyczyn oczywistych pomijamy tu dokładność prania (z zasady też wyższą w pralkach droższych). Przy różnicy cenowej, wynoszącej 500 zł pomiędzy pralką w klasie A+++ a A, inwestycja zwróci się najpóźniej po 10 latach. W przypadku pralki w klasie B i niższych współczynnik ten wyraźnie spada. Często jednak tańsze pralki w klasie A+++ mają niższą efektywność wirowania, co też przekłada się na rachunki.
Mówiąc prościej, można przyjąć, że im wyższa klasa energetyczna, tym większe oszczędności, choć ich wielkość nie jest znaczna, gdyż może wynieść od 50 do 70 zł rocznie.
Dlatego zamiast skupiać się tylko na klasach, skup się także na innych parametrach. Pamiętaj, że szczególnie istotne są dodatkowe funkcje – zwłaszcza dotyczące energooszczędności, ładowność bębna, łatwości obsługi czy poziomu emitowanego hałasu. Odpowiadając na zadane na początku pytania, powiemy, że:
– oczywiście warto kupić pralkę energooszczędną,
– klasa energooszczędności nie ma tak dużego znaczenia, ale im jest wyższa, tym oszczędności stają się większe.
Mamy nadzieję, że choć trochę rozwialiśmy twoje wątpliwości – reszta zależy od ciebie. Z pewnością nowa pralka w klasie A lub wyższej wprowadzi do twojego domu nową jakość i znaczne oszczędności.
Zobacz również: Czym się różnią pralki klasy A od A+ i A++? | Ile możemy zaoszczędzić kupując energooszczędną pralkę? |
Kasza jaglana jest robiona z prosa, a pod względem wartości odżywczych dorównuje kaszy gryczanej. Jest od niej znacznie bardziej obojętna smakowo, co sprawia, że nadaje się do przyrządzania zarówno potraw słodkich, jak i słonych. Jest bardzo polecana we wszelkich dietach odchudzających, chociaż ze względu na wysoki indeks glikemiczny odradza się ją diabetykom i osobom z insulinoopornością. Ma mało skrobi i dużo białka roślinnego, które jest dość dobrze przyswajalne, dodatkowo zawiera dużo krzemu, co sprzyja odchudzaniu. Jest najlepszą kaszą dla osób uczulonych, chorych na celiakię i tych, którzy z różnych powodów unikają glutenu, bowiem naturalnie go nie zawiera. Jak przyrządzać kaszę, aby nam się nie znudziła?
Śniadanie, kolacja
Każdy wie, że dietę należy układać w zależności od typu uprawianego sportu, godzin treningów, naturalnego poziomu przemiany materii. Nie wolno przy tym zapominać o chorobach genetycznych, hormonalnych i metabolicznych. Biorąc pod uwagę te czynniki, możemy ustalić, czy podaż węglowodanów zwiększyć rano czy wieczorem. Niezależnie od tego, czy jemy kaszę na śniadanie czy kolację, jedną z ciekawszych opcji podania będą płatki jaglane
albo kasza jaglana z owocami sezonowymi. W miarę możliwości nie należy płatków zalewać mlekiem, jogurtem ani kefirem, podwyższa to bowiem indeks glikemiczny.
Jeśli zależy nam na czasie, płatki jaglane będą najlepszą opcją, a jeśli mamy chwilę, kasza sprawdzi się równie dobrze. Owoce dobieramy w zależności od upodobań i zaleceń dietetycznych. W zimie można oczywiście dosypać owoce suszone, ale zawsze warto stawiać na świeże. Aby uczynić z kaszy pełnowartościowy posiłek, można dodać do niej siemienia lnianego, ostropestu i owoców goi. Takie śniadanie, zawierające dużo błonnika, będzie bardzo sycące, natomiast na kolację potrawy te wskazane są dla osób, które trenują popołudniami.
Z kaszy ugotowanej z pomidorami i przyprawami, a następnie przetartej na pastę, powstaje wegański i bardzo zdrowy pasztet, który można przechowywać w lodówce nawet tydzień.
Obiad
W daniach obiadowych kasza najczęściej zastępuje ziemniaki w klasycznych zestawach: białko, węglowodany, warzywa. Niekoniecznie tak musi być. Kasza jest idealnym zamiennikiem ryżu w risotto i gołąbkach.
Kasza jaglana dobrze wchłania płyny, dlatego świetnie sprawdza się w potrawach wzorowanych na kuchni śródziemnomorskiej. Jest sycąca jako dodatek do sałatek z pomidorami w oleju, pestkami dyni
i szpinakiem oraz szynką parmeńską. Tworzy podstawę do curry z kurczakiem, porem, marchewką i ananasem, zastępuje makaron w daniach z sosami pomidorowymi i mięsem oraz w zupie pomidorowej. Z pewnością jest zdrowszą alternatywą niż ryż, ziemniaki czy jasny makaron, a jej obojętny i tępawy smak doskonale się komponuje z innymi smakami, jednocześnie nie dominując, co jest typowe dla kaszy gryczanej.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Kasza jaglana jest świetnym zastępstwem nie tylko dla ziemniaków, ale i dla mięsa. Ugotowana i zmiksowana na gładko, może służyć do formowania placuszków z pietruszką i pieczarkami, które można smażyć albo piec. Masę z kaszy można zmieszać z rozdrobnioną rybą i uformować małe okrągłe pulpety w stylu skandynawskim albo ze szpinakiem i groszkiem i podawać jako wegański zamiennik hamburgera.
Desery
Kasza jaglana stosowana jest też jako wegański zastępca twarogu i serów w przyrządzaniu ciast i deserów. Do jaglaka kaszę najpierw lekko prażymy na patelni, aż będzie wydzielać delikatnie orzechowy zapach. Następnie przelewamy ją wodą w stosunku jedna część kaszy i dwie części wody i gotujemy na małym ogniu co najmniej 15 minut.
Aby uzyskać delikatniejszy smak kaszy jaglanej, można ją gotować w mleku roślinnym – kokosowym, migdałowym, sojowym. Jeśli nie wchłonie całego płynu, można ją odstawić na całą noc. Jaglaków nie trzeba piec, są lżej strawne i mniej kaloryczne od zwykłych ciast. Z masy można również robić pyszne muffinki i kruche ciasteczka z suszonymi owocami albo czekoladą. Kasza jaglana nadaje się zamiast mąki i masła do zagęszczania kremów do ciast, a z mąki jaglanej
można przygotowywać pyszne ciastka i naleśniki.
Przygotowując ciasto z kaszy, trzeba mieć świadomość, że pomimo zastąpienia cukru syropem z agawy albo stewią, masła – śmietanką kokosową, a jajek – siemieniem lnianym, nadal mamy do czynienia z kalorycznym produktem. Trzeba o tym koniecznie pamiętać, bo jaglane ciastka są wyjątkowo pyszne.
Jeśli na sercu leży nam, by jeść zdrowo, smacznie i dietetycznie, kasza jaglana będzie doskonałym wyborem. W kwestii przygotowywania potraw ogranicza nas jedynie wyobraźnia.
box:video | Najciekawsze potrawy z kaszy jaglanej – nie tylko na obiad |
Zakup samochodu z automatyczną skrzynią biegów to niewątpliwie wiele korzyści, ale także potencjalnych problemów z eksploatacją. Czy bilans zysków i strat okaże się dodatni? Jakie przekładnie należy omijać szerokim łukiem? Najważniejszy jest komfort
Do najważniejszych zalet skrzyni automatycznej zaliczyć można komfort użytkowania. Całość pracy związanej z wysprzęglaniem i zmianą przełożenia wykonuje za nas przekładnia. Nie musimy stale zwracać uwagi na poziom obrotów i zastanawiać się nad tym, czy wybraliśmy optymalny bieg.
Lewa noga zostaje więc wyłączona z jakichkolwiek działań. Docenimy ten fakt przede wszystkim podczas jazdy w korku, kiedy kierowcy korzystający ze skrzyni manualnej muszą co chwilę wciskać sprzęgło, zwalniać je i dodatkowo w międzyczasie wrzucać bieg. W najgorszej sytuacji są jednak właściciele samochodów, których sprzęgło nie jest wspomagane hydraulicznie i całą pracę musi wykonać noga podczas dociskania pedału.
Nowoczesny automat jest również inteligentny. Samodzielnie potrafi dobrać sposób zmiany biegów do stylu jazdy kierowcy. Wiele skrzyń oferuje poza tym dodatkowe możliwości, jak chociażby tryb „ekonomiczny” czy „sport” lub dodatkowe manetki przy kierownicy. Wszystko po to, aby zwiększyć komfort użytkowania.
Bezpieczeństwo podczas jazdy
Automat pozwala na pełne skupienie się na drodze podczas jazdy. Nie ma konieczności odrywania rąk od kierownicy, co pozytywnie wpływa na szybkość reakcji na zastane zagrożenia. Manualna zmiana przełożeń może natomiast rozpraszać, głównie świeżo upieczonych kierowców. Niebezpieczne są także pomyłki, które często powodują zgaśnięcie silnika podczas jazdy.
Z drugiej strony skrzynia manualna pozwala na precyzyjne dobranie przełożenia, dzięki czemu można w pełni wykorzystywać moment obrotowy, dokładnie wtedy, kiedy jest on nam potrzebny. Automat po wciśnięciu pedału gazu do oporu potrzebuje chwili zastanowienia, po której zredukuje przełożenie i zintensyfikuje przyspieszanie. Opóźnienie to jest groźne szczególnie podczas manewru wyprzedzania.
Osiągi i zużycie paliwa
Od lat uważa się, że samochody ze skrzyniami automatycznymi cechują się gorszymi osiągami od swoich manualnych konkurentów. W przypadku przekładni starszych generacji, wyposażonych w jedno sprzęgło, jest to prawda. Wynika to ze skomplikowania technologii hydrokinetycznej, która nie potrafi tak efektywnie przenieść momentu obrotowego, jak sprzęgło cierne występujące w przekładni manualnej. Sprawia to dodatkowo, że zwiększeniu ulega zużycie paliwa.
Inaczej pracują nowoczesne automaty wyposażone w dwa sprzęgła. W praktyce stanowią one połączenie dwóch przekładni mechanicznych, gdzie jedna odpowiada za biegi parzyste, a druga za nieparzyste. Taka konstrukcja pozwala na zminimalizowanie strat momentu, przyspieszenie reakcji, a co za tym idzie zwiększenie osiągów i obniżenie zużycia paliwa. Ich efektywność znajduje się więc co najmniej na poziomie przekładni manualnej.
Eksploatacja skrzyni automatycznej
Skrzynia automatyczna wymaga więcej troski, gdyż sprzęgło pracuje zanurzone w oleju. Ciecz smarującą należy wymieniać co ok. 50–60 tys. kilometrów wraz z filtrem. Zaniedbania mogą spowodować skrócenie żywotności układu. Z tego powodu samochód wyposażony w przekładnię automatyczną nie może być holowany, gdyż przy wyłączonym silniku nie pracuje pompa oleju.
Awarie, ach te awarie
Największą wadą automatów są z pewnością trapiące je awarie. Lista potencjalnych usterek jest bardzo długa, a koszty napraw – z reguły wysokie. Są jednak skrzynie, które należy omijać szczególnie szerokim łukiem. Należą do nich m.in. zautomatyzowane Selespeed/Easytronic, wszystkie typy bezstopniowej CVT oraz Geartronic produkcji koncernu GM. | Zalety i wady automatycznej skrzyni biegów |
Nie masz pomysłu co zrobić z mięsem mielonym i mozzarella? Sprawdź nasze pyszne włoskie bułeczki. Zobacz więcej przepisów na Allegro Kuchnia - www.allegro.pl/kuchnia Składniki:
4 bułki do hot dogów
400 g mielonej wołowiny
400 g pomidorów z puszki
2 ząbki czosnku
oliwa
1 mozzarella
sól
pieprz
2 łyżki parmezanu
bazylia
Krok po kroku:
Z mięsa formujemy kuleczki. Na oliwie podduszamy czosnek, następnie dodajemy pomidory i dusimy około pół godziny. Klopsiki obsmażamy, dodajemy do sosu. Gotujemy 5 minut, doprawiamy startym parmezanem, solą i pieprzem. Nakładamy na bułkę, dodajemy mozzarellę i zapiekamy w piekarniku rozgrzanym do 220 stopni przez 7 minut.
Sprawdź inne przepisy na przekąski na naszym kanale YouTube oraz allegro.pl/kuchnia:
box:video | Zapiekane bułki z klopsikami i mozzarellą |
Kochasz jeans? Jeśli tak, to świetnie się składa, bo w sezonie wiosna-lato nie powinnaś się z nim rozstawać. Najlepiej w wersji retro, czyli z wysoką talią, szerokimi nogawkami lub w oldschoolowych ciemnych kolorach i surowych wykończeniach. Chyba nie ma takiego drugiego ubrania w modzie, które od dziesiątek lat byłoby niezmiennie modne. Trendy ewoluują, zanikają i powracają do łask, a dżinsy z klasą i niegasnącym urokiem opierają się wszelkim zawirowaniom na modowej scenie. I prawie wszyscy je kochamy za uniwersalność, charakter i młodego ducha, którego wprowadzają do każdej stylizacji, bez względu na to, jaki by fason nie wybrać. Hit i kropka. Sezon wiosna-lato 2018 również będzie do nich należał, a styliści i projektanci zachwycają się retro krojami z przeszłości, jak dzwony rodem z epoki flower power oraz marmurkowym efektem prosto z lat 80. Nosimy double denim, czyli różne odcienie dżinsu i różne ubrania z denimu w obrębie jednej stylizacji i odważnie wkraczamy na ulice w denimowym total looku. Istne dżinsowe szaleństwo, więc jeśli masz na jego punkcie bzika, w tym sezonie powinnaś być w siódmym niebie. Zobacz nasze inspiracje i oczaruj wszystkich stylizacją z dżinsem w głównej roli, najlepiej w stylu retro.
W dzwonach przez lato
Moda na lata 70. trwa. Zaczęło się od mom’s jeans, czyli dżinsów z bardzo wysoką talią, a w tym sezonie powróciła moda na dzwony, zarówno te do kostki, jak również w skróconej wersji. Trzeba przyznać, w takich spodniach jest rozmach i sporo charakteru, a oczami wyobraźni od razu widzi się pokolenie flower power, roztańczone tłumy na Woodstocku, psychodeliczne ilustracje Petera Maxa i legendarne Summer of Love. Masz ochotę poczuć te wibracje i stworzyć nowoczesną stylizację, która spogląda w przeszłość? Nic trudnego! Postaw na szerokie granatowe dżinsy, najlepiej z białymi przeszyciami i przenieś się w inny wymiar rzeczywistości. Po latach supremacji denimowych rurek taki fason to wielka odmiana. W ciepły letni dzień załóż do nich krótki czarny top lub koszulę w kwiatowy wzór zawiązaną na supeł w talii i z podwiniętymi zawadiacko rękawami. Wygodne skórzane klapki zapewnią ci komfort przez cały dzień, a pleciona torba-koszyk wprowadzi do stylizacji wakacyjny luz. W takim swobodnym zestawie z nutą retro możesz oddać się urlopowym atrakcjom, zwiedzając europejskie stolice i nie tylko.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin)
Denim fajny jest!
Hit przełomu lat 80. i 90. właśnie powrócił do łask. O czym mowa? Nie, tym razem nie o kolorowych wiatrówkach czy torebkach „nerkach”, które też były wtedy modne. Tym razem mowa o dżinsie o charakterystycznym jasnym kolorze. Wyblakły dżins, także ten z efektem acid wash jest jednym z najgorętszych trendów na sezon wiosna-lato 2018, zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn i dotyczy nie tylko spodni. Co powiesz na oversize’ową dżinsową katanę z takiego wyblakłego denimu? Nie ma wątpliwości, że taki fason z powodzeniem wykorzystasz w wielu letnich stylizacjach, zarzucisz go na kwiecistą sukienkę lub połączysz z denimowymi szortami (pamiętaj o trendzie double denim). Uzupełnij strój wygodnymi klapkami na obcasie, podrasuj całość lenonkami i wrzuć na luz. Wakacje na horyzoncie!
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Dżins ma niejedno oblicze, a to najmodniejsze zwrócone jest w przeszłość i stamtąd czerpie inspiracje. Ty też tam ich poszukaj! Zestawiaj różne odcienie, mieszaj fasony i szukaj pomysłów w minionych dekadach. Retro jest modne! | Denim look w wersji retro |
Użytkowanie klimatyzacji samochodowej wiąże się z jej regularnym serwisowaniem, w skład którego wchodzi nie tylko napełnianie układu czynnikiem chłodzącym, ale również oczyszczanie. Sprawna oraz oczyszczona klimatyzacja i przewody wentylacyjne są niezwykle ważnym czynnikiem wpływającym na komfort podróżowania. Szczególnie doceniamy to podczas wysokich temperatur.
Klimatyzacja ma jednak podstawową wadę, generuje sporą ilość wilgoci, która osadza się w kanałach wentylacyjnych. W takim środowisku idealnie rozmnażają się bakterie i grzyby, które w dłuższej perspektywie mogą być szkodliwe dla naszego zdrowia. Dlatego tak ważne jest regularne odgrzybianie i czyszczenie klimatyzacji. Zaleca się robić to minimum raz w roku. Jeżeli natomiast z nadmuchu będzie wydobywał się specyficzny nieprzyjemny zapach, to znak, że natychmiast należy odgrzybić klimę.
Serwis klimatyzacji możemy częściowo wykonać samodzielnie. Niestety w domowych warunkach nie napełnimy układu, ale już z powodzeniem możemy odgrzybić klimatyzację. Przy każdym oczyszczaniu układu bezwzględnie należy wymienić filtr kabinowy na nowy – jest on siedliskiem bakterii.
Odgrzybianie klimatyzacji możemy przeprowadzić za pomocą ozonatora lub środków chemicznych.
Ozonowanie
Jeżeli zdecydujemy się czyścić klimatyzację samochodu za pomocą ozonu, musimy kupić urządzenie, które go wytwarza, czyli generator ozonu. Co to jest właściwie ozon i dlaczego stosuje się go do oczyszczania? Jest to gaz, który działa silnie utleniająco, a tym samym świetnie niszczy pleśnie, grzyby i bakterie. Dlatego tak skutecznie oczyszcza wnętrze samochodu, klimatyzację oraz przewody wentylacyjne.
Jaki kupić ozonator? Ceny urządzeń wahają się od ok. 150 zł nawet do 2 000 zł. Natomiast taki generator, który będzie wystarczający w domowych warunkach, nie powinien kosztować więcej niż 300 do 500 zł. Podstawowym parametrem, na który musimy zwrócić uwagę, wybierając ozonator, to wydajność. Im jest ona większa, tym lepiej. Dobry generator powinien mieć wydajność na poziomie 7-10 g na godzinę. Urządzeń o niższej wydajności nie warto kupować.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Jak przeprowadzić ozonowanie? W pierwszej kolejności musimy wyciągnąć stary filtr kabinowy i włożyć nowy, następnie zapalamy silnik, włączamy klimatyzację, ustawiamy obieg zamknięty i nastawiamy minimalną temperaturę oraz kierunek powietrza na wszystkie kanały. Włączamy ozonator, a rurkę, przez którą wydobywa się gaz, wkładamy w kratkę wentylacyjną. Pozostawiamy pracujący silnik i ozonator na minimum 30 minut. Cały cykl możemy powtórzyć 2-3 razy, co maksymalizuje skuteczność działania.
Podczas pracy ozonatora nie należy przebywać wewnątrz samochodu. Po całym zabiegu dokładnie wietrzymy samochód, a że ozon ulega bardzo szybkiemu rozpadowi, łatwo się go pozbyć z pojazdu. Tu uwydatnia się ogromna zaleta ozonu. Jest on całkowicie naturalnym gazem, a przez to samo oczyszczanie jest ekologiczne i bezpieczne dla zdrowia.
Ozonowanie warto przeprowadzić przynajmniej dwa razy w roku.
Czyszczenie chemiczne
Drugim sposobem oczyszczania klimatyzacji są środki, które usuwają grzyby, bakterie i drobnoustroje za pomocą składników chemicznych. Występują one w postaci aerozolu lub tzw. „granatu”. Pierwszy z nich aplikujemy w kanały wentylacyjne lub bezpośrednio na parownik. Drugi zaś stawiamy na podłodze pod filtrem kabinowym, aktywujemy i pozwalamy, aby cała zawartość uszła do wnętrza samochodu. Zawsze przed użyciem preparatu w aerozolu należy zapoznać się z instrukcją użytkowania i stosować się do niej. Każdy środek może wymagać nieco innego sposobu korzystania.
Kupując preparat do odgrzybiania klimatyzacji, trzeba zwrócić uwagę, czy nie jest to jedynie odświeżacz klimatyzacji, ponieważ jest ich bardzo dużo na rynku, a efekt ich działania da się odczuć jedynie przez kilka dni. Najlepiej zastosować środek przeznaczony do czyszczenia parownika, a nie taki, który wstrzykujemy w przewody wentylacyjne.
Parownik zazwyczaj znajduje się tuż za filtrem kabinowym. Obficie spryskujemy go odgrzybiaczem, ustawiamy nawiew na 1, zamykamy obudowę bez filtra i zostawiamy na kilka minut. Czynność można powtórzyć 2-3 razy.
Który sposób odgrzybiania klimatyzacji samochodowej jest lepszy? Zarówno ozonowanie, jak i środki chemiczne to rozwiązania skuteczne, pod warunkiem, że produkty są dobrej jakości i wszystko wykonamy, jak należy. Najlepszy efekt otrzymamy przez zastosowanie środka chemicznego na parownik, a następnie obfite ozonowanie. | Czym lepiej odgrzybić klimatyzację – chemią czy ozonem? |
Historia, co nie jest wielkim sekretem, przepełniona jest różnej maści bohaterami. Część z nich znana i podziwiana jest tylko lokalnie, ale są też i tacy, którzy stają się ikonami rozpoznawalnymi na całym świecie – nawet jeśli nie zawsze jest to ich zasługa. I to właśnie oni najczęściej znajdują swoich naśladowców. Czas na bohaterów
Tak jest między innymi z muszkieterami. Chyba każdy chłopiec, w którymś momencie swojego życia, zamarzył, by kimś takim zostać. Kodeks honorowy tej formacji potrafił zaimponować i zainspirować.
„Świat Muszkieterów” to książka, która przenosi czytelnika w realia II wojny światowej, czyli w czasy, które nastały na długo po pierwszych muszkieterach. Inne są również okoliczności geograficzne i polityczne. Zamiast dworskich intryg i potajemnych umów z przeciwnikami korony mamy tu jak najbardziej brutalną i brudną wojnę, w której to wróg ma przewagę niemal w każdym aspekcie. Czym zatem, w takich czasach, mogą zajmować się muszkieterzy – jedna z bardziej fascynujących (przynajmniej literacko) formacji, hm… mundurowych?
Okazuje się, że miano Muszkieterów przyjęła również tajna organizacja działająca na terenie okupowanej Polski. Nie zajmowali się oni jednak samą walką, a skupiali się bardziej na akcjach wywiadowczych.
Czas tajemnic
Jeśli do tej pory nazwa tej organizacji nie była znana zbyt szerokiemu kręgowi odbiorców, to wynikało to przede wszystkim z niemal absolutnych zasad konspiracji oraz ze specyfiki działania Muszkieterów. Te ostatnie niestety były również często przyczynkiem do nie zawsze słusznych i zasłużonych oskarżeń. Zdarzało się, że zarzucano im konszachty z obcymi wywiadami, wydawano na nich wyroki i nawet po zakończeniu wojny jeszcze przez długi czas musieli pozostawać w podziemiu. Niewykluczone, że wynikało to z ich skuteczności.
Sama organizacja powstała już na początku wojny i zrzeszała zaledwie kilkaset osób. Wszystkich obejmowała rygorystyczna zasada zachowania tajemnicy – „zapomnij albo zgiń”. Działali na terenach okupowanych przez wojska niemieckie i sowieckie. Zdobyte informacje przekazywali Anglikom, którzy, dzięki Muszkieterom, mogli planować dokładne i efektywne ataki skierowane w ważne strategicznie pozycje wroga.
Czas na prawdę
Muszkieterowie mieli w swoich szeregach ludzi niezwykle zaradnych i zdeterminowanych. Jednak jeszcze w trakcie wojny na wielu z nich zaciążyły niesłuszne oskarżenia o zdradę i kolaborowanie z obiema wrogimi stronami. Na założycielu organizacji, Stefanie Witkowskim, wykonano nawet wyrok wydany przez AK. Jeszcze długo po kapitulacji Niemiec Muszkieterowie musieli w milczeniu mierzyć się z tą niepochlebną opinią.
Książka Jerzego Rostkowskiego pozwala na pewną rehabilitację tej organizacji i przywrócenie jej dobrego imienia. I muszę przyznać, że choć praca nad takim materiałem z całą pewnością do najłatwiejszych nie należała, to autor sprawił, że „Świat Muszkieterów” czyta się niemal jak dobry wojenny kryminał. Zdecydowanie jest to pozycja godna polecenia każdemu wielbicielowi historii, a w szczególności okresu II wojny światowej na terenach polskich.
Książkę możecie dostać na Allegro już od ok. 32 złotych.
Źródło okładki: rebis.com.pl | „Świat Muszkieterów. Zapomnij albo zgiń” Jerzy Rostkowski – recenzja |
Właścicielki tłustej cery często narzekają na świecenie, zapychanie porów i zanieczyszczenie twarzy. Tymczasem tłusta cera bardzo często jest odwodniona i potrzebuje mocnego nawilżenia. Używanie kosmetyków nieodpowiednich do wieku może prowadzić do rozregulowania wydzielania sebum, a tym samym do przetłuszczania się skóry. Popularnym mitem jest, że skóra trądzikowa, zwłaszcza osób dorosłych, to wynik cery tłustej. Jednak najczęściej, chociaż nie zawsze, jest odwrotnie – trądzik jest owszem wynikiem złej pielęgnacji, ale u dorosłych pojawia się najczęściej na skórze suchej. Stosowanie w takich sytuacjach kosmetyków dla młodzieży prowadzi do dalszego jej wysuszania – cera próbuje się przed tym bronić i wytwarza dodatkową ilość sebum. Prawidłowa pielęgnacja tłustej skóry nie polega zatem na jej wysuszaniu, lecz na nawilżaniu i w ten sposób stopniowo zmniejszaniu jej świecenia oraz zapewnieniu cerze ukojenia.
Kiedy już wiemy, jaka pielęgnacja będzie wskazana dla naszej skóry, warto zainwestować nie tylko we właściwe kosmetyki. Najlepiej pozbyć się wysuszających żeli i toników dla młodzieży oraz kupić dobry ekologiczny olejek do demakijażu, delikatny żel do mycia twarzy i właściwy tonik. Dobrze jest też wspomóc pielęgnację domowymi maseczkami. Trzeba tylko pamiętać, że domowe maski nie powinny mieć kontaktu z metalem – przygotowujemy je w szklanych, ceramicznych, drewnianych lub plastikowych miseczkach, używając do tego drewnianych sztućców.
Zielona herbata
Zielona herbata to nie tylko zdrowsza alternatywa dla czarnej herbaty i kawy. Nadaje się również do zastosowań kosmetycznych – łagodzi poparzenia słoneczne, dostarcza minerałów, pomaga uregulować przetłuszczanie się i zamyka pory. Dwie łyżeczki herbaty zalewamy wrzątkiem tak, aby liście były zakryte (do naparu do picia używamy wody w temperaturze 70 stopni Celsjusza). Następnie dodajemy łyżeczkę skrobi ziemniaczanej, a kiedy przestygnie, nakładamy na 20 minut na twarz. Trzeba pamiętać, że każda cera, a szczególnie tłusta, wymaga po każdym myciu tonizowania. Domowy tonik można zrobić, dodając do 100 ml przegotowanej wody dwie łyżki ekooctu jabłkowego.
box:offerCarousel
Drożdże
Maska z drożdży nie tylko oczyszcza skórę przetłuszczającą się, ale też zmniejsza świecenie się, nawilża i pomaga zamykać pory. Dodatkowo działa na cerę odżywczo, co pomaga w regulowaniu wytwarzania sebum, oraz rozjaśnia i rozświetla. Cztery łyżeczki drożdży mieszamy z łyżeczkąmiodu i łyżeczką przegotowanej wody albo mleka. Papkę nakładamy na twarz na 20 minut. Maseczkę najlepiej stosować dwa razy w tygodniu. Osoby, które mają na sumieniu nadmierne przetłuszczanie skóry spowodowane złą pielęgnacją, od początku zauważą różnicę – po myciu skóra nie będzie ściągnięta i napięta, lecz gładka i nawilżona. Po kilku tygodniach pory będą mniej widoczne, a świecenie zostanie zmniejszone.
Kiszona kapusta i cytrusy
Sok z kiszonej kapusty albo sok z jednego cytrusa (najlepiej cytryny albo grejpfruta) mieszamy z ubitym na sztywno białkiem jajka. Do mieszanki można dodać kilka kropli oliwy z oliwek. Papkę nakładamy na twarz i przykrywamy kilkakrotnie złożoną gazą, aby nie wysychała. Maskę można trzymać na twarzy nawet 40 minut.
Oliwa z oliwek łączy się z sebum, co pomaga usunąć z twarzy tłustą warstwę; kwasy z kapusty albo cytrusów łagodzą wszelkie stany zapalne, dodatkowo penetrują i oczyszczają pory, a zawarta w nich witamina C rozjaśnia cerę. Białko działa ściągająco na pory.
Stosowanie takiej maski dwa razy w tygodniu znacząco zmniejsza świecenie i reguluje wydzielanie sebum, a cera staje się świetlista i gładka. Trzeba tylko pamiętać, że jeśli stosujemy jakiekolwiek maski z kwasami, koniecznie musimy zabezpieczyć skórę kremem z wysokim filtrem. Warto dodać, że samo przecieranie skóry sokiem z kiszonej kapusty albo sokami owocowymi czy nawet sokiem pomidorowym pomaga regulować jej pH i ma zbawienny wpływ na przebarwienia.
Maseczka z aspiryny
Do przygotowania maski oczyszczającej pory i tonizującej skórę będziemy potrzebować 3–4 pokruszonych aspiryn, łyżkę przegotowanej wody i łyżkę maślanki lub jogurtu naturalnego. Taką papkę nakładamy na twarz na 20 do 30 minut. Efektem stosowania maseczki dwa razy w tygodniu będzie rozjaśnienie skóry, eliminacja stanów zapalnych i zmniejszenie świecenia. Trzeba pamiętać, że aspiryna to kwas acetylosalicylowy, dlatego jej stosowanie wymaga stosowania wzmocnionej ochrony przeciwsłonecznej.
Maska z mąki
Najprostsza z możliwych masek – najbardziej nadaje się dla osób, których cera jest tłusta, świecąca się i z rozszerzonymi porami, nie ma natomiast właściwości likwidujących stany zapalne. Miesiąc stosowania tej maski co drugi dzień potrafi całkowicie wyeliminować świecenie i pozamykać pory. Do przygotowania użyjemy jednej łyżeczki miodu i jednej łyżki mąki żytniej. Do mąki powoli, ciągle mieszając, dodajemy ciepłą wodę – może to również być napar z zielonej herbaty, rumianku albo skrzypu. Papkę nakładamy na 20 minut na twarz, a potem delikatnie ją zmywamy i tonizujemy skórę. | 5 masek z kuchennych produktów – cera przetłuszczająca się |
Ubrania oversize od dłuższego czasu są na topie. Z mody dla dorosłych trend ten płynnie przeszedł do stylizacji dziecięcych, tym bardziej, że już jeden oversize`owy element powoduje, że cała stylizacja nabiera szyku. Zakładamy je dzieciom zarówno na co dzień, jak i na większe wyjścia. Podpowiadamy, co wybrać z szerokiej gamy propozycji, by być zawsze na topie. Zanim zaczniemy kompletować szafę swojego dziecka, musimy nauczyć się odpowiedniego zestawienia ubrań. W jednej stylizacji można połączyć maksymalnie 2 elementy oversize, naturalnie odpowiednio je równoważąc – luźna góra z dopasowanym dołem i na odwrót. Pamiętajmy też, aby nie przesadzić i by dziecko nie wyglądało jak w ubraniach ze starszego rodzeństwa.
Rzadko zdarza się, że to, co jest modne, jest również wygodne, dlatego korzystajmy z okazji i uzupełnijmy szafę naszej pociechy o kilka modnych sztuk garderoby. Jeśli dopiero zaczynamy przygodę z ubraniami oversize postawmy na koszulki, koszule i tuniki oversize – najlepszy wybór na co dzień: do szkoły, na spotkanie z przyjaciółkami, na zakupy. Najprostszym zestawieniem będzie połączenie luźnej koszulki lub tuniki z leginsami albo z szortami. Zwiewna tunika z cienkiego lnu idealnie pasuje na każdą okazję, a jeśli wybierzemy model ozdobiony koronką lub wykonany z białego zwiewnego muślinu dodamy całości lekkości i lekko hipisowskiego charakteru. Zarówno do szkoły, jak i na wypad za miasto czy rodzinną wycieczkę możesz wybrać również koszulkę w takim stylu ze spódniczkami – fajnie wygląda zestawienie tiulowej lub plisowanej spódniczki z luźną koszulką wiązaną w pasie.
Ponadczasowe modele oversize`owych koszul to element garderoby, który powinien się znaleźć w szafie każdej małej i większej modnisi. W cieplejsze dni obłędnie będą wyglądać luźne cienkie koszule z podwiniętymi rękawami, noszone do króciutkich szortów, w chłodniejsze każda młoda dama zada szyku w leginsach i ogromnej koszuli. W zależności od wybranego printu koszula może przeobrazić się w stylizację a’la pin-up girl (koszula w czerwoną kratkę, zawadiacka fryzura i bandanka we włosach), ale też w małą lady punk – z czarnymi sneakersami z dłuższą cholewką i leginsami.
Zdecydowanym przebojem tegorocznych wakacji będą również luźne materiałowe szorty w kant, o długości w kolano. Szorty ciekawie wyglądają w zestawieniu z bajecznie kolorowymi topami przed pępek oraz sandałami rzymiankami. W takiej stylizacji można osiągnąć rewelacyjny przestrzenny efekt, wystarczy na przykład do czarnych szortów z szerokimi nogawkami i topu dodać długą czarną kamizelkę i już mamy modny zestaw na rodzinną imprezę. Taka kamizelka będzie ponadto fajnym uzupełnieniem każdej letniej kreacji – od zwiewnej sukienki po zwykłe dżinsy i koszulkę.
Na Milan Fashion Week furorę robiły kurtki bomberki, przywodzące na myśl legendarne sceny z filmu Top Gun. Za duże o 2-3 numery kurtki typu bomber jacket to zdecydowany hit lata i nadchodzącej jesieni. Dlatego też nie mogło zabraknąć go nie tylko na wybiegach, ale i w większości młodzieżowych kolekcji. Ciekawym zestawieniem może być bomber w towarzystwie zwiewnej, dziewczęcej sukienki, świetnie prezentuje się również z plisowaną spódniczką. Takie połączenie jest nie tylko modne, ale i praktycznie – letnie wieczory mogą być chłodne, a żadna modna dziewczynka nie zechce się rozstać z ukochaną kurtką.
Przeciwieństwa się przyciągają, więc ubranka oversize na pewno długo jeszcze będą cieszyć się popularnością. Nie zwlekajmy więc i dajmy się pochłonąć zabawie modą, a wdzięczność naszych małych modnisi będzie bezcenną zapłatą.
Sport glamour
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Fot. Mango, H&M, Nike, Skechers, 5.10.15
Czarno-biała stylizacja spodoba się każdej dziewczynce, która lubi prostotę z odrobiną błysku. Crop top oversize wygląda obłędnie w zestawieniu z denimowymi szortami. Buty, bejsbolówka i worek-plecak mają złote elementy, które spinają całość w styl sportowego glamouru.
Casual
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Fot. Cool Club, 5.10.15., Yo!, Befado, 5.10.15.
Na co dzień proponujemy bluzkę oversize, z wydłużonym tyłem, do luźnych spodni. Dziecięca mda lubi kolor, dlatego też dajemy go tu sporo – brzoskwinia, seledyn, róż i brokatowy brąz na zabawnym plecaczku.
Hippie
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Fot. 5.10.15., Mango, Endo, Bartek
Sukienka oversize w kwiaty to świetna podstawa dla hippisowskiej stylizacji. Dodajmy tylko kapelusz albo chustę, sandały i kolorowy plecak – i mamy gotowy zestaw na wiele okazji. | Ubranka oversize dla dziewczynek 6+ |
Rysowanie może być wspaniałą, rozwijającą zabawą – wiemy to chyba wszyscy. U niektórych z nas zamiłowanie do szkicowania przetrwało fazę dziecięcej fascynacji i często bywa tak, że na widok ładnego rysunku lub ilustracji napotkanej w książce lub w gazecie myślimy sobie: „też bym chciał/chciała umieć tak rysować”. Wybieramy poradniki do samodzielnej nauki rysunku
Ci bardziej zdeterminowani w końcu zadają sobie pytanie, w jaki sposób mogą nauczyć się tworzyć piękne ilustracje. Sposobem na osiągnięcie celu może być zakup poradnika do samodzielnej nauki rysunku. Jedną z takich książek jest „Rysunek i malarstwo”. Najważniejsze techniki autorstwa znanej i cenionej brytyjskiej malarki i ilustratorki – Trudy Friend. To jedna z najlepiej przemyślanych i przygotowanych pozycji dostępnych na rynku i z pewnością każdy amator rysunku oraz malarstwa znajdzie tu coś dla siebie. Książka nie należy do najgrubszych, jednak liczy się treść, a nie objętość.
Autorka na blisko 200 stronach omawia różne metody tworzenia przykuwających oko ilustracji – począwszy od szkicu ołówkiem i piórkiem, poprzez rysunek przy użyciu flamastrów, pasteli i kredek akwarelowych, na malowaniu gwaszami, akwarelami i farbami akrylowymi kończąc. W swojej książce autorka prezentuje szereg technik pracy z różnorodnymi narzędziami, po zapoznaniu się z którymi czytelnik opanuje warsztat pozwalający na osiągnięcie ciekawych efektów prezentowanych na setkach przepięknych ilustracji zamieszczonych w książce.
Jako uzupełnienie tej książki można potraktować wydany w rok później „Przewodnik artysty. Pejzaże, kwiaty, zwierzęta” – kolejną książkę Trudy Friend poświęconą tematyce rysowania. Koncepcja samej pracy jest jednak nieco inna niż w przypadku „Rysunku i malarstwa”. Autorka postanowiła na konkretnych przykładach przyjrzeć się podstawowym problemom, z jakimi mogą się mierzyć początkujący artyści – po to, aby przedstawić dla nich konkretne rozwiązania. Gwarantuję, że treść zawarta w poradniku i oprawa graficzna sprawią, że nie raz chwycicie po tę książkę podczas prac nad własnymi projektami, a czasami po prostu po to, aby pooglądać zamieszczone w niej wspaniałe ilustracje.
Jak nauczyć się rysować postacie?
O ile poradniki autorstwa Trudy Friend mogą stanowić świetną podstawę do nauki rysowania malowniczych pejzaży, roślin i zwierząt, o tyle jeśli chcielibyśmy nauczyć się rysowania postaci, musielibyśmy sięgnąć po inny nieco inny poradnik.
Z pomocą przyjdzie książka „Rysunek. Przewodnik po sztuce rysowania”, której autorem jest włoski rysownik, Giovanni Civardi. Liczy ona ponad 400 stron i niemal w całości poświęcona jest rysunkowi przy pomocy ołówka, piórka i węgla. Autor nie ograniczył się, oczywiście, do przedstawienia technik rysowania postaci, choć niewątpliwie to im poświęcił najwięcej miejsca. W książce znajdziemy studia rysunku poszczególnych części ciała człowieka, ale też strony poświęcone architekturze oraz martwej naturze.
Wyłącznie rysowaniu postaci poświęcona jest za to książka Rysowanie postaci. Anatomia, kształty, proporcje, której autorem jest znakomity brytyjski malarz i rysownik, Barrington Barber. Dzięki temu opracowaniu dowiemy się m.in., jak zachować prawidłowe proporcje i perspektywę podczas rysowania postaci, jak wiernie oddać twarz oraz poszczególne części ciała. Po przyswojeniu zawartego w niej materiału będziemy dysponowali wystarczającą wiedzą do tego, aby podjąć się prób rysowania portretów, a nawet tworzenia od podstaw własnych postaci.
Od czego zacząć swoją przygodę z rysowaniem?
Spośród wartych wymienienia poradników do samodzielnej nauki rysowania wypada wspomnieć o jeszcze jednej książce autorstwa Barringtona Barbera, zatytułowanej „Nauka rysunku”. 12 lekcji rysowania, która znakomicie nadaje się na tę pierwszą, z którą zaczniemy naszą przygodę z rysunkiem. Z książki dowiemy się, jak rysować pejzaże, kwiaty, zwierzęta domowe, ludzi oraz martwą naturę, a więc niemal wszystko, czego moglibyśmy chcieć się nauczyć rysować. Książka jest odpowiednia zarówno dla początkujących, jak i dla bardziej zaawansowanych rysowników. Autor pokazuje, jak poradzić sobie z poszczególnymi tematami, pracując w myśl zasady „od ogółu do szczegółu”. Przedstawione w książce ilustracje prowadzą czytelnika od pierwszej kreski, poprzez ogólny zarys, aż do kompletnego dzieła.
Czy poradniki wystarczą, żeby nauczyć się rysować?
Nauka rysowania wymaga cierpliwości, systematyczności i… czasu poświęconego na ćwiczenia. Poradniki do samodzielnej nauki rysowania z pewnością okażą się w tej nauce pomocne. Dobrze jest zaopatrzyć się w kilka, które zapewnią nam możliwość obserwacji tego, jak w różny sposób poszczególni autorzy podchodzą do tych samych tematów i jak różne są efekty ich pracy. Duża różnorodność prac służących nam za przykłady ułatwi nam określenie naszych preferencji i, co bardzo ważne, wypracowanie swojego własnego stylu. Poradniki do nauki rysowania na pewno okażą się pomocne dla początkujących rysowników, zapewnią podstawy niezbędne na starcie i przekażą usystematyzowaną wiedzę, w oparciu o którą będą mogli dalej się rozwijać. Na dalszym etapie nauki polecamy również różnego rodzaju kursy wideo, dostępne np. w serwisie YouTube, oraz poszukiwanie inspiracji w serwisach Behance, Deviant Art. czy Pinterest. | Poradniki do samodzielnej nauki rysunku |
Jeśli uwielbiamy jazdę na rowerze, nie powinniśmy rezygnować z niej zimą tylko dlatego, że jest niska temperatura, a śnieg zalega na ścieżkach rowerowych. O czym należy pamiętać, by nasza jazda w zimowe miesiące była bezpieczna, a przede wszystkim by sprawiała radość, nie będąc zwyczajnym utrapieniem? Przygotuj rower
Ujemna temperatura nie powinna naruszyć naszego jednośladu, za to wilgoć, sól i piasek zdecydowanie mogą mu zaszkodzić. Aby uchronić rower przed korozją, należy pamiętać o pielęgnacji przed i po każdej przejażdżce (dzięki temu rdza nie zniszczy go przed wiosną). Na początek wycieramy sprzęt do sucha i smarujemy ruchome elementy. Oleje i smaryodprowadzą wilgoć z trudno dostępnych miejsc, takich jak przerzutki, korby, linki. Jeśli możemy poświęcić więcej funduszy na ten cel, warto zaopatrzyć się w zimowe opony z kolcami, jeśli nie – wystarczy spuścić trochę powietrza z kół, które dzięki temu będą bardziej przyczepne i zmniejszy się ryzyko ich uszkodzenia.
Oświetlenie to kolejna ważna kwestia. Zimą podczas jazdy rower powinien być stale oświetlony światłami przednimi i tylnymi. Jeśli wybieramy się na dłuższą wycieczkę rowerową, warto pamiętać o dodatkowych bateriach zapasowych – będziemy mieć pewność, że jesteśmy widoczni i bezpieczni.
Błotniki są koniecznością podczas zimowej jazdy. Uchronią ubranie przed błotem i solą, którą posypywane są zaśnieżone ulice. Zakładając błotniki, dbamy nie tylko o siebie, ale również o rowerzystów, którzy jadą przed i za nami. Ponadto komfort jazdy się zwiększa i dzięki temu unikniemy przeziębienia czy podrażnień skóry.
Przygotuj siebie
Najczęściej rezygnujemy z jazdy zimą przez niską temperaturę. Na samą myśl o aktywności fizycznej na zimnie dygoczemy i ostatecznie rezygnujemy. Jeśli nasz rower jest już odpowiednio zabezpieczony przed mrozem, wystarczy zadbać o siebie i ruszyć w drogę. Jak się ubrać? Najbardziej praktycznie, czyli „na cebulkę”, a najlepiej jeśli wykorzystamy odzież termoaktywną. Oczywiście dobrze jest pamiętać o tym, że nie można się ubrać za ciepło – w końcu podczas jazdy nasze ciało się rozgrzeje, a mało korzystne będzie dla nas, jeśli po pierwszych kilkuset metrach zalejemy się potem. Czapka, wygodny szalik typu komin, ciepłe skarpety i rękawiczki to podstawa, tak jak dokładnie wysmarowane odkryte części ciała (twarz i usta) tłustym kremem.
Jak jeździć?
Podczas jazdy zimą należy przede wszystkim zwrócić uwagę na powierzchnię, po której jedziemy. Wbrew pozorom można poczuć się pewnie, jadąc po śniegu, a nawet porowatym lodzie, ale jeśli na trasie natrafimy na „szklankę”, jedyny bezpieczny kierunek to jazda na wprost. Każda próba skrętu na gładkiej i śliskiej powierzchni może skończyć się bolesną wywrotką. Ponadto należy pamiętać, że droga hamowania jest znacznie dłuższa, dlatego poruszając się wśród pieszych czy innych pojazdów, należy zachować ostrożność i nie przesadzać z nadmierną prędkością. Jeśli chcemy uchronić się przed upadkami, należy obniżyć siodełko do takiego poziomu, jaki pozwala na oparcie się nogą o ziemię bez dużego przechylenia sprzętu.
Jak widać, przy odrobinie chęci można przygotować swój rower do warunków pogodowych, by podczas jazdy czuć się bezpiecznie i komfortowo. Jeśli będziecie się trzymać powyższych wskazówek, będziecie mogli cieszyć się jazdą na rowerze przez cały rok. | Bezpieczna jazda na rowerze zimą |
Można powiedzieć, że studio Stardock Systems Inc. specjalizuje się w grach 4X, a przynajmniej tych, które mają również taktyczną stronę. Graczom, którzy lubią ten gatunek, serii „Galactic Civilizations” przedstawiać nie trzeba – nareszcie doczekaliśmy się jej trzeciej odsłony. Chociaż wielu graczy, którzy uprzyjemniają sobie czas strategiamiwszelkiego rodzaju, a szczególnie tych nieco starszych, serię tę zna przynajmniej ze słuchu, nazwa studia może im nic nie mówić. Stardock zajmuje się produkcją gier od kilkunastu lat, a – licząc wszystkie dodatki – samo „Galactic Civilizations” ma 7 części. Poprzednia ukazała się aż dziewięć lat temu, dlatego najnowsza odsłona wzbudziła wśród fanów spore poruszenie.
Udany wstęp
Gry 4X charakteryzuje zazwyczaj sporo tekstu do przeczytania i wiele opcji do wybrania. Dlatego twórcy zrobili bardzo dobry, choć nieco krótki, samouczek, który łatwo i przyjemnie wprowadza nawet nieobeznanych graczy w najważniejsze zagadnienia. Pod względem całokształtu mechaniki, „Galactic Civilizations III” bardzo przypomina „Sid Meier's Civilization”, dlatego też decyzje trzeba podejmować rozsądnie i po wcześniejszym dokładnym przeanalizowaniu sytuacji.
Gracz będzie musiał eksplorować mapę, na której znajdzie wiele przydatnych miejsc, mogących ułatwić zdobycie dominacji nad galaktyką. Będą to na przykład sterty kosmicznych śmieci, artefakty lub nawet całe stanowiska archeologiczne, po których zajęciu możliwe będzie odkrycie bonusów dla całej galaktyki. Jednak ta nie jest pusta, a poza głównymi rasami pełno w niej także i piratów, którzy z chęcią przeszkodą w jej podboju.
Budowa imperium to podstawa
Taktyka odnosi się przede wszystkim do mapy – startujemy najczęściej z jedną planetą, ale możemy zajmować kolejne, najlepiej te, które nie leżą daleko, ale oferują obiecujące warunki. Każda ma swój „poziom", a im on wyższy, tym lepsza będzie do skolonizowania i rozbudowy, może również posiadać dodatkowe cechy, jak na przykład przyspieszanie badań dzięki swojej unikalnej florze. Planety zajmuje się przy pomocy ogromnego statku-kolonizatora, który buduje się długo, a który jest wrażliwy na ataki.
Kolejne kolonie rozwijamy samodzielnie, budując na nich wybrane konstrukcje. Ponieważ stawianie podobnych budynków obok siebie wspomaga ich pracę, można tworzyć wyspecjalizowane planety, szczególnie jeżeli te mają predyspozycje już od początku. Wspomniany przykład bonusu dla badań może oznaczać, że dana kolonia będzie świetnym centrum nauki. Ważne są także potężne stanowiska obronne, stacje. Te również buduje się przy pomocy specjalnych statków, można je także rozwijać. Jeżeli zasięg stacji obejmie cenne zasoby, będzie można je wydobyć dzięki skonstruowaniu określonego modułu, a jeśli będzie ona położona przy granicy, rozbudowa silniejszych systemów wojennych okaże się dobrym pomysłem.
Myśl taktycznie i wygrywaj
Nieprzemyślane ruchy to gwarancja porażki, tym bardziej, że jest to strategia turowa. Statki tworzy się pojedynczo w dokach, które mogą być osobną konstrukcją na mapie lub jednym z budynków planety. Jednostki posiadają ograniczony zasięg i mobilność, dlatego ważne jest dokładne zaplanowanie ich rozmieszczenia – w razie ataku posiłki mogą nie zdążyć z pomocą. Na szczęście można je łączyć w większe floty, przez co różne ich rodzaje mogą się wzajemnie wspierać. Istnieje także możliwość projektowania własnych statków – przy pomocy części z innych, już dostępnych.
Jeżeli już mówimy o tworzeniu floty, szykujemy się do wojny. Słabą stroną „Galactic Civilizations III” jest dyplomacja, która została potraktowana po macoszemu. Nie prezentuje zbyt wielu możliwości i, szczerze mówiąc, nie jest przydatna. To po prostu kolejna opcja, z której rzadko się korzysta.
Angielski w najlepszym wydaniu
Gra ma jednak jedną, ogromną wadę – brak polskiego wydawcy. Przekłada się ona na kolejne, czyli na cenę (prawie 200 złotych na Steamie) oraz brak polonizacji. Aby nie pogubić się w niektórych zagadnieniach, należy dobrze znać język angielski, inaczej rozgrywka będzie przypominała strzelanie w ciemno. A w przypadku tytułu taktycznego, byłby to ogromny błąd. Przykładem niech będzie drzewko technologiczne i doktryny – są rozwinięte, nawet bardzo dobrze, jednak lokalizacja mogłaby zdziałać cuda, ponieważ niektóre mocno zahaczają o tematy i słownictwo czysto techniczne.
Oprócz kilku crashy przy włączaniu programu, „Galactic Civilizations III” nie posiada większych błędów. Tak naprawdę ciężko jakieś zauważyć, o ile to w ogóle możliwe. Sporym minusem jest jednak ilość zasobów komputera, jakie gra jakie zużywa – tytuł ani nie wygląda, ani nie sprawuje się jakby tylu ich w rzeczywistości potrzebował, a potrafi zająć nawet do 5,5GB RAM-u i sporą część mocy czterordzeniowego, podkręconego procesora. Zużycie zasobów dziwi także dlatego, że nawet animacje nie są najwyższej jakości. Są jednak ładne, jak choćby w przypadku wydarzeń losowych czy rozmów z innymi rasami (za to walka wygląda tragiczne).
Kto będzie zadowolony z „Galactic Civilizations III”?
Na pewno fani serii – to dla nich pozycja obowiązkowa. Pozostali gracze powinni poczekać, nawet mimo tego, że produkcja oferuje wiele godzin świetnej zabawy. W pewnym momencie tryb single przestaje wystarczać i zaczynają się poszukiwania większego wyzwania. Zapewnia je zazwyczaj tryb multiplayer, ale w „GC III” dostępnych rozgrywek jest bardzo mało.
Dokładając do tego okropną, jak na polskie warunki, cenę i brak polonizacji, najlepiej wstrzymać się z zakupem do czasu, aż developer znajdzie polskiego wydawcę. W przypadku poprzednich odsłon serii zazwyczaj mijało nawet kilka miesięcy, więc jest nadzieja dla tych, którzy nie lubią grać w niezlokalizowane tytuły.
Wymagania systemowe „Galactic Civilizations III”
Minimalne
* System operacyjny: 64-bitowy Windows 10/Windows 8.x/Windows 7
* Procesor: Intel Core 2 Duo 1.8 GHz/AMD K10 Dual-Core
* Pamięć: 4 GB RAM
* Karta graficzna: GeForce serii 500/Radeon serii HD5x00/Intel HD 4000
* DirectX: wersja 10
* Miejsce na dysku: 12 GB dostępnej przestrzeni
Zalecane
* System operacyjny: 64-bitowy Windows 10/Windows 8.x/Windows 7
* Procesor: Intel Core i5 2.3 GHz lub jego odpowiednik
* Pamięć: 6 GB RAM
* Karta graficzna: kompatybilna z DirectX 10.1
* DirectX: wersja 10
* Miejsce na dysku: 15 GB dostępnej przestrzeni
Dostępność
Gra „Galactic Civilizations III” jest dostępna wyłącznie na PC. | „Galactic Civilizations III” – recenzja (PC) |
Uwielbiają je światowej sławy projektanci. Noszą z dumą gwiazdy i celebrytki. Złoty to jeden z tych kolorów, które nigdy nie wychodzą z mody i nie tracą na wartości. W dodatku to jeden najmodniejszych kolorów tego lata i warto go wykorzystać, tym bardziej że pasuje każdej kobiecie – bez względu na wiek, kolor włosów czy odcień skóry. Zimą doda elegancji, latem podkreśli piękną opaleniznę. Niestety, to również kolor, którego kobiety się po prostu boją. A niepotrzebnie. Tym razem pokażemy ci, jak okiełznać złoty kolor, wybierając go na przyjęcie weselne. Złota sukienka
Sukienka, którą wybierasz na wesele, chociaż złota, to paradoksalnie powinna być skromna. Jeśli stawiasz na ten kolor, zrezygnuj z ciężkich materiałów, takich jak satyna, krepina czy tiul. Złota sukienka powinna być dziewczęca i lekka. Doskonale w tym przypadku sprawdzą się sukienki rozkloszowane, o trapezowym kroju, z falbankami oraz te z łączonych materiałów. Ważna jest też długość. Złote sukienki maxi pozostaw na wieczorne gale i rozdania nagród. Na weselu najlepiej sprawdzi się sukienka o długości przed kolano.
Złoty to bardzo mocny kolor i chociaż pięknie współgra z bielą, na tę okazję zrezygnuj z łączenia tych dwóch barw. A jakie kolory jeszcze będą tworzyły ze złotym harmonijną całość? Złoto uwielbia czerń i chociaż na pierwszy rzut oka może ci się wydawać, że to kolor mało radosny i raczej nie pasuje na przyjęcie weselne, to bardzo się mylisz. To przede wszystkim kolor elegancki i taki, który „zdejmie” ze złota jego pompatyczny charakter. Czarne szpilki ze skóry, mała czarna kopertówka w zupełności wystarczą, żeby złota sukienka nabrała charakteru. Lubisz mocne, rockowe stylizacje? Do złotej sukienki załóż skórzaną ramoneskę – będziesz zachwycona efektem.
Nie jesteś przekonana do czerni? Dla pań, które nie chcą rzucać się w oczy, odpowiednie będą dodatki w kolorze écru. Chcesz iść na całość? Postaw na total look i obsyp się złotem od stóp do głów. Dobierz do sukienki małą złotą kopertówkę (np. o nieregularnym kształcie) oraz złote sandałki ozdobione błyszczącymi kamieniami. Pamiętaj – nie muszą być na wysokim obcasie.
Biżuteria
Złota biżuteria pięknie podkreśla kobiecą urodę. Złoto dodaje elegancji, podkreśla status, a nawet słynie z właściwości leczniczych. Warto mieć je zawsze na sobie. Co więcej, to kruszec, który sprawdzi się w połączeniu z każdą stylizacją weselną, bez względu na to, jaki kolor będzie tym dominującym w stylizacji. Postaraj się jednak w złocie nie utonąć. Przepych i oślepiający blask pozostaw na inną okazję. Tym razem postaw na umiar i delikatność.
Wyjątkowo modnym ostatnio odcieniem złota jest róż. Wiszące kolczyki z różowego złota nie będą potrzebowały już towarzystwa w postaci naszyjników czy bransoletek. Mocnym akcentem może okazać się również zegarek w tym samym kolorze. Najlepiej na męskiej, metalowej bransolecie. Doda ci pewności siebie i będzie ciekawym dodatkiem do wielu stylizacji. Delikatne naszyjniki i bransoletki dodadzą ci dziewczęcego uroku i złagodzą mocny kolor czy makijaż, który wybierzesz na tę okazję.
Złote szpilki
To buty, które w swojej szafie powinna mieć każda kobieta, gdyż sprawdzą się doskonale jako dodatek do wielu bardzo różnych stylizacji. Na wesele łącz je z mocnymi kolorami, takimi jak czerwień czy fiolet. Złote szpilki będą pasowały także do pastelowego i pudrowego różu. Wyjątkowo efektownie wyglądają w towarzystwie garnituru i stylizacji, w których główną rolę grają spodnie, gdyż nadają im kobiecego, seksownego charakteru. | Złoto na weselu – jak je okiełznać? |
One A9s to nowy smartfon HTC, odchudzona wersja modelu A9. Wyposażono go w ośmiordzeniowy procesor Helio P10, 3 GB RAM-u oraz 5-calowy wyświetlacz HD. Czy warto wydać na niego około 1200 zł? Specyfikacja HTC One A9s
wyświetlacz: 5 cali, 1280 x 720 pikseli, Super LCD, Corning Gorilla Glass
chipset: MediaTek MT6755 Helio P10 (4x 1,8 GHz A53 + 4x 1,0 GHz A53)
grafika: Mali-T860MP2
RAM: 3 GB
pamięć: 32 GB + slot na karty microSD
forma karty SIM: nano
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11b/g/n/ac (2,4 + 5 GHz), Bluetooth 4.2 z NFC, GPS z A-GPS i GLONASS
system operacyjny: Android 6.0 Marshmallow (nakładka HTC Sense UI)
aparat główny: 13 Mpix, f/2.2, dioda LED, autofocus, nagrywanie wideo 1080p/30fps
aparat przedni: 5 Mpix, f/2.8
funkcje: czytnik linii papilarnych, funkcja szybkiego ładowania
czujniki: akcelerometr, żyroskop, zbliżeniowy, kompas, Halla
bateria: 2300 mAh
wymiary: 146,5 x 71,5 x 8 mm
masa: 149,8 g
Konstrukcja
Na pierwszy rzut oka A9s jest bardzo podobny do HTC A9, ale jego obudowa nie jest identyczna. W A9 była jednoczęściowa – pokrywa zachodziła także na krawędzie. W przypadku A9s mamy oddzielny spód (metalowy) i boki (z tworzyw sztucznych), a ekran jest przeszklony. Zmienił się też rozkład niektórych elementów.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Z frontu zniknęło logo pod ekranem, ale proporcje pozostały podobne, nadal są niezbyt korzystne. Boczne ramki nie są najwęższe, ale w oczy najbardziej rzuca się bardzo szeroka dolna ramka. Obok przycisku głównego i czytnika palca umieszczono podświetlane przyciski dotykowe, których nie było w modelu A9. Nad wyświetlaczem dojrzeć można przedni obiektyw aparatu, głośnik rozmów oraz diodę powiadomień.
Przyciski znalazły się na prawym boku. Jest tam ząbkowany włącznik oraz długa i gładka regulacja głośności. Po przeciwnej stronie widać wypinaną zaślepkę na czytniki kart nanoSIM oraz microSD. Głośnik multimedialny znalazł się na dole, obok złącza microUSB, gniazda słuchawkowego i mikrofonu.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Aluminiowe plecy przecinają paski wspomagające pracę anten, środek zdobi logo producenta, a główny obiektyw (nieodstający) z diodą umiejscowiono w lewym górnym rogu. Przy górnej krawędzi widać także dodatkowy mikrofon.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Wykonanie smartfona jest bardzo dobre. Materiały są wysokiej jakości, a obróbka precyzyjna. Bryła jest zwarta, nie trzeszczy i nie ugina się pod naciskiem – widać za co się płaci. Design jest przyjemny dla oka, wyjątkowo dobrze prezentuje się matowy spód. Dobry efekt wizualny psują jedynie szerokie ramki wyświetlacza.
Ergonomia i użytkowanie
Ze smartfona korzysta się wygodnie, obsługa w wielu aspektach wypada lepiej niż w A9. Niestety konstrukcja jest nadal wydłużona, przez co trudno obsłużyć ekran kciukiem. Dużym plusem są za to przyciski dotykowe pod ekranem, które zastąpiły te na wyświetlaczu – zostały wyraźnie podświetlone. Reagują na dotyk – kiedy z nich nie korzystamy, w ogóle ich nie widać.
A9s dobrze leży w dłoni. Boki są matowe i zaoblone, nie drażnią opuszków. Telefon nie ślizga się nawet podczas długich rozmów, a obudowa jest przyjemna w dotyku i nie nagrzewa się. Pochwalić należy też łatwy dostęp do czytników, nie potrzeba kluczyka, a zaślepka trzyma się pewnie. Przyciski na boku łatwo odróżnić pod palcem, są odpowiednio twarde i mają precyzyjny skok.
Czytnik linii papilarnych jest wąski i wydłużony, umieszczono go w wyraźnym wgłębieniu. Łatwo na niego trafić, działa szybko. Pomyłki zdarzają się rzadko i nie są specjalnie irytujące. Samo umiejscowienie czytnika należy uznać jako bardzo dobre – dostęp jest łatwy, bez względu na to, czy smartfon trzyma się w dłoni, czy też leży on na biurku.
Głośnik monofoniczny trafił na dolną krawędź, dlatego łatwo go zasłonić. Brzmi całkiem nieźle, oferuje standardowy poziom dla telefonów ze średniej półki cenowej. Wszystkie gniazda umieszczono obok siebie – wtyczka od słuchawek może przeszkadzać podczas trzymania smartfona w prawej dłoni.
Są też minusy. A9s mocno zbiera odciski palców, szybko widać na nim smugi – zarówno na metalowej obudowie, jak i na przeszklonym wyświetlaczu. Do tego, w szczelinie pomiędzy bokami a tylną pokrywą zbiera się kurz i zabrudzenia, ale na szczęście łatwo je usunąć.
Wyświetlacz
Ekran HTC One A9s to panel Super LCD o przekątnej 5 cali i rozdzielczości HD, co daje zagęszczenie pikseli równe 294 ppi. Czcionki są odpowiednio ostre, a grafika gładka i efektowna. To krok wstecz w stosunku do AMOLED-a o rozdzielczości Full HD z modelu One A9, niemniej parametry wyświetlacza i tak należy uznać za dobre. Kąty widzenia nie sprawiają problemów, kolory są żywe i nasycone, ale, co ważne, nie zostały przejaskrawione. Biel prezentuje się naturalnie, czerń jest spłycona (to w końcu panel IPS, a nie AMOLED), ale i tak wygląda nieźle. Nie będzie problemów z podświetleniem – minimalny poziom nie oślepi po zmroku, a maksymalny powinien wystarczyć do komfortowej obsługi w słoneczny dzień.
Interfejs dotykowy jest odpowiednio czuły i precyzyjny. Niestety obsługuje tylko dwa punkty dotyku, nie nada się więc do zaawansowanych gestów i niektórych gier.
System operacyjny i wydajność
A9s działa pod kontrolą Androida 6.0 Marshmallow. Na razie nie wiadomo nic na temat aktualizacji do wersji 7.0 Nougat. Jak przystało na tajwańskiego producenta interfejs to nakładka Sense UI w najnowszej wersji. System nie różni się mocno od Material Design Google’a – górna belka i kolorystyka menu ustawień są bardzo podobne. Menu zostało jednak przeorganizowane, podobnie jak szuflada aplikacji, która pozwala na segregację i ukrywanie aplikacji oraz zawiera dodatkowe skróty. Lewy ekran to czytnik newsów BlinkFeed. HTC zrezygnowało z duplikowania aplikacji – podstawowe oprogramowanie pochodzi zatem tylko od Google’a. W pamięci jest jednak kilka praktycznych dodatków, jak np. menedżer wydajności.
Optymalizacja systemu jest bardzo dobra. Urządzenie działa szybko i sprawnie. Telefon nie zacina się, a animacje nie zwalniają. Można bez problemu pracować na kilku aplikacjach i płynnie się pomiędzy nimi przełączać, co jest zasługą 3 GB pamięci RAM. Podczas testów system działał stabilnie i ani razu się nie przeładował. Nie można jedynie liczyć na wyjątkowo szybkie instalowanie aplikacji – pod tym względem A9s odstaje od aktualnych flagowców, ale ogólny poziom należy ocenić jako wysoce satysfakcjonujący. Zastosowany układ MediaTeka, Helio P10, to wydajna jednostka. W AnTuTu 6.2.7 urządzenie zdobywa 52209 punktów, zaś GeekBench 4 ocenia układ na 727 punktów w teście single-core oraz 2831 punktów w multi-core. W trudnym teście graficznym 3DMark Slingshot Extreme opisywany smartfon uzyskuje 427 punktów. To nieznacznie gorsze wyniki od droższego modelu A9, wyposażonego w procesor Snapdragon 617.
Bateria
Akumulator A9s jest trochę większy od tego z A9 (2300 vs 2150 mAh), a rozdzielczość ekranu niższa (Full HD vs HD), więc rezultaty osiągane przez A9s są lepsze. Nadal nie można liczyć na rekordowy czas pracy, ale urządzenie bez problemu wytrzyma intensywny dzień użytkowania. Ja uzyskiwałem 3–4 godziny z włączonym ekranem, a nie oszczędzałem na podświetleniu. Aktywna była też transmisja LTE oraz Wi-Fi, a telefon pracował cały czas sparowany ze smartzegarkiem. Do dyspozycji są dwa tryby oszczędzania energii, pełny cykl ładowania trwa ponad 1,5 godziny.
Multimedia – gry, aparat, audio
One A9s, mimo średnich wyników w benchmarkach, nieźle radzi sobie z grami 2D i 3D. Grafika może nie jest najwyższej jakości, a zaawansowane gry nie działają idealnie płynnie, ale rozgrywka i tak jest satysfakcjonująca. Standardowo oprogramowanie Boost+ optymalizuje gry, by wydłużyć czas pracy na baterii, co przekłada się na obniżoną jakość grafiki oraz niższą rozdzielczość – kontury nie są tak gładkie, a grafika rozmyta. Jeśli jednak liczy się strona wizualna, optymalizację można wyłączyć.
Aplikacja aparatu posiada dwie belki. Prawa to wyzwalacz, tryb kamery, zmiana obiektywu i skrót do galerii, a lewa – skrót HDR, lampy oraz wysuwany panel z ustawieniami i trybami. Wśród tych ostatnich można wybrać panoramę, Aparat Zoe (zdjęcie i 3-sekundowy klip wideo), hyperlapse oraz tryb Pro. Po jego uruchomieniu na ekranie dostępne będą także ustawienia sceny, balansu bieli, ekspozycji (regulacja w zakresie 3/+3), ISO (100–1600), migawki oraz ostrości. Zdjęcia są dobre, ale nie wybitne. Do uzyskania najlepszych rezultatów potrzeba idealnych warunków świetlnych – aparat da się docenić raczej wiosną i latem. Co więcej, może on nie radzić sobie w pomieszczeniach. Szkoda, że optyka nie jest trochę jaśniejsza, bo A9s rejestruje dobre kolory oraz sporo detali. Selfie w domu nie zachwycają – są robione z wysokim ISO i wyraźnie ziarniste. Szkoda też, że brakuje stabilizacji optycznej, gdyż jakość nagrań wideo jest niezła. Przykładowe zdjęcia poniżej.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Jakość dźwięku na słuchawkach jest bardzo dobra. Brzmienie jest przestrzenne, czyste, wyraźnie odseparowane i dynamiczne. Dobrze słychać bas i sopran, a muzyka angażuje. Można skorzystać też z efektu HTC BoomSound, który jednak dodaje sztuczności.
Łączność i jakość rozmów
Nie miałem problemów z zasięgiem różnych interfejsów czy pracą GPS-a. Stabilnie pracował też Bluetooth sparowany ze smartwatchem, ale szkoda, że zabrakło obsługi kodeka aptX do sprzętu audio. Jakość rozmów oceniam dobrze.
Podsumowanie
HTC One A9s to po prostu dobry i ładnie wykonany średniak. Jego design jest udany, ekran dobry, system działa szybko i stabilnie – wydajności nie zabraknie także w grach. Nie można jednak liczyć na wyjątkowo długi czas pracy na baterii lub bardzo wysoką jakość zdjęć. Ogólnie poziom jest zrównoważony. Właściwie jedynym problemem są proporcje wyświetlacza do obudowy (tylko 65,8%), przez co, mimo obecności 5-calowego ekranu, konstrukcja jest dosyć długa, a ramki za szerokie. Mimo tego z urządzenia korzystało mi się przyjemnie. Zakup A9s może dać sporo satysfakcji.
W podobnej cenie dostępny jest Samsung Galaxy A5 2016 z ekranem AMOLED o rozdzielczości Full HD. HTC oferuje jednak wyższą wydajność, więcej pamięci wewnętrznej oraz RAM-u. One A9s to też lepsza propozycja niż Sony Xperia XA z gorszymi podzespołami i słabszym ekranem. Ciekawiej prezentuje się starsza Xperia Z3 Compact, o ile dla kogoś liczą się małe wymiary. Największym rywalem A9s może być jednak Xiaomi Redmi Note 3 Pro z wydajnym Snapdragonem 650 – choć posiada 5,5-calowy ekran, to wcale nie jest dużo większy od opisywanego A9s. | Test smartfona HTC One A9s – średniak klasy premium |
Z oferty ADATA wybrałem do testu trzy najciekawsze powerbanki – PV150 (79 zł), PV120 (79 zł) i PV110 (99 zł). Jak są wykonane? Jak się sprawują? Czy można na nich polegać? Producenci smartfonów wciąż zwiększają wydajność układów i rozdzielczość wyświetlaczy, często odbywa się to kosztem czasu pracy na baterii. Może się zdarzyć, że w najmniej dogodnym momencie smartfonowi zabraknie energii, właśnie dlatego bank energii staje się niezwykle ważnym i przydatnym akcesorium. Trzy tytułowe urządzenia wyposażone zostały kolejno w ogniwa: 10400 mAh, 5100 mAh oraz 10000 mAh. Różnią się nie tylko pojemnością, lecz także funkcjonalnością i wykonaniem.
Wyposażenie
Wszystkie banki energii pakowane są w takim samym stylu. Umieszczono je w białych, bardzo estetycznych opakowaniach z kolorowymi oznaczeniami. Mają okienka, przez które można podejrzeć wygląd urządzenia.
Dla każdego modelu wyposażenie jest takie same. Składa się na nie instrukcja obsługi oraz krótki kabel USB zakończony wtykiem microUSB typu B. Kable w zależności od zestawu różnią się między sobą. Przewód PV110 wygląda najbardziej surowo, jest czarny i ma 22 cm długości. PV120 ma przewód biały, o ładniejszych wtykach i 20 cm długości, a kabel z zestawu PV150 jest czarny i cieńszy, o połyskujących wtykach, mierzy zaś prawie 30 cm.
ADATA PV110 (99 zł)
Numerek w oznaczeniu modelu nie przekłada się na jego cenę i wydajność. PV110 to najmocniejsze urządzenie w zestawieniu, jeśli chodzi o wydajność i wykonanie. Powerbank wyposażony został w ogniwo litowo-jonowe o pojemności 10400 mAH. Dostępny jest w kolorze tytanowym, niebieskim, złotym, a nawet różowym. Jego wymiary to 102 mm długości, 77 mm szerokości i 21,5 mm grubości.
PV110to większy i cięższy bank energii, ale jego waga dalej pozostaje w normie dla produktów tego typu. Wynosi 260 g. Powerbank jest masywny i mocny, ma kształt spłaszczonej tabliczki z zaokrąglonymi bokami. Obudowa jest gruba, aluminiowa i dodatkowo szczotkowana. Została wykonana z jednego kawałka metalu. Przedni i tylny panel to połyskujący plastik w kolorze czarnym.
Z tyłu znajduje się tylko specyfikacja, a cały interfejs trafił na przedni panel. To płaski włącznik, obok którego jest gniazdo microUSB do ładowania urządzenia. Nad gniazdem znalazły się cztery niebieskie diody. Prawa strona to dwa pełne gniazda USB – jedno 1 A, drugie 2,1 A, służące do szybszego ładowania.
Urządzenie włącza się przez krótkie przytrzymanie przycisku. Jego wciśnięcie sprawia, że podświetlają się diody. Ich podświetlenie jest czytelne i mocne. Jeśli nic nie zostanie do niego podłączone, to powerbank wyłączy się automatycznie po 10 sekundach. To samo stanie się, gdy ładowane urządzenie zostanie odłączone. Podczas ładowania diody są włączone, a ich ilość oznacza stan baterii. Każda z czterech kresek odpowiada 25% jej poziomu. Do pełnego naładowania PV110 potrzeba 7–9 godzin w zależności od ładowarki. PV110 może obsługiwać jednocześnie dwa urządzenia.
PV110 to dobry powerbank na podróż. Ma duże ogniwo, jest cięższy i trochę większy. Może przeszkadzać w torebce albo ciążyć w kieszeni, ale w podróży lub na biwaku sprawdzi się idealnie. Bardzo dobre wrażenie robi jakość wykonania urządzenia. Wygląda elegancko i uniwersalnie, a do tego nie palcuje się. Spasowanie elementów jest wzorowe. Nie miałem żadnych problemów z PV110. Sprzęt spisał się świetnie, nie tracił energii i pozwolił naładować smartfon OnePlus Two (3300 mAh) aż trzy razy.
ADATA PV120 (79 zł)
„Stodwudziestka” ma ponad połowę mniejsze ogniwo o pojemności 5100 mAh (litowo-polimerowe). Urządzenie waży tylko 120 g i mierzy 106 mm długości na 70 mm szerokości, a jego grubość wynosi 14,5 mm. Obudowa wykonana została z tworzyw sztucznych. Szczyt imituje skórę i szew nitki, boki są metaliczne, a spód gładki. To bardziej kieszonkowo-torebkowa propozycja. Wizualnie może przypaść do gustu kobietom, ale nie tylko. PV120można mieć w kolorze czarnym, turkusowym lub białym (barwy czarna i biała są więc uniwersalne).
Na przedniej krawędzi znalazły się porty: dwa gniazda USB (1 A oraz 2,1 A), pomiędzy którymi jest gniazdo microUSB do ładowania PV120. Gniazda podpisane są na spodzie, a cztery niebieskie diody tym razem znalazły się na pokrywie. Ich zasada działania jest trochę inna niż w przypadku PV110. Komunikaty są tu mniej precyzyjne, gdyż każda dioda odpowiada za zakres kolejno 20–40%, 40–60% itd. Włącznik znalazł się na lewej krawędzi, tuż przy przednim panelu.
PV120 nie jest tak szybki w obsłudze, trzeba zajrzeć na spód urządzenia, by odróżnić gniazda. Włącznik znalazł się na innej krawędzi niż u poprzednika. Jednak na pochwałę zasługują diody na pokrywie, ich widoczność jest dużo lepsza niż w droższym PV110. Pokrywa również się nie palcuje, a metaliczne krawędzie wyglądają estetycznie. Trzeba jednak uważać na biały przewód USB, gdyż łatwo się brudzi i odbarwia.
W przypadku OnePlus Two energii nie starczyło na dwa pełne ładowania, więc PV120 będzie dobrym wyborem dla smartfonów o akumulatorach 2000–2500 mAh. Samo urządzenie ładuje się około 4–5 godzin z ładowarki 2 A. Może być jednocześnie ładowane i zasilać smartfona lub tablet, co przyda się w przypadku ograniczonej ilości gniazdek lub portów USB.
ADATA PV150 (79 zł)
Mimo podobnej ceny „stopięćdziesiątka” to prawie dwukrotnie większe ogniwo niż PV120. Jest tym razem litowo-jonowe. Gabarytowo bliżej PV150 do PV110. Urządzenie waży 235 g, ma 99 mm długości, 84 mm szerokości i 24 mm grubości. Można je mieć w takich samych wersjach kolorystycznych jak PV120 (biel, czerń, turkus).
PV150wykonany został z tworzyw sztucznych, które imitują skórę. Urządzenie wygląda, jakby było częściowo włożone w etui. Matową pokrywę zdobi logo producenta. Na połyskującym froncie znalazł się interfejs. Górna pokrywa zawiera cztery diody (25% mocy na jedną). Na panelu znajduje się także lekko odstający włącznik, gniazdo do ładowania microUSB oraz pojedyncze gniazdo USB typu A (2,1 A). Różnicą względem PV120 jest brak jednego portu USB, ale w zamian zyskujemy drugie tyle pojemności ogniwa.
Obsługa jest taka sama jak w przypadku PV120, a urządzenie również może być jednocześnie ładowane i zasilać smartfona lub tablet. Diody nie są tak dobrze widoczne, gdyż znajdują się przy krawędzi imitującej skórę, co sprawia, że w niektórych pozycjach ich nie widać, ale jest i tak lepiej niż w PV110. PV150 jest wyraźnie lżejszy i bardziej poręczny, sprawdzi się jako gadżet do plecaka lub w trakcie podróży. Jego ładowanie trwa 6–7 godzin, a pozwoli zasilić przeciętnego smartfona 4–5 razy. W przypadku OnePlus Two udało się na styk trzy razy.
Podsumowanie
Jak widać oznaczenie modelu może być mylące. Powerbankimają różne wymiary, możliwości, a tym samym różne przeznaczenie. PV110 to mocarz, najlepszy w podróż i do trudniejszych warunków. PV120 to bardziej torebkowa opcja, zmieści się nawet w kieszeni. Oferuje dwa porty USB, ale to ogniwo do mniejszych smartfonów. Natomiast PV150 to bank energii, który warto mieć pod ręką, sprawdzi się także jako urządzenie magazynujące energię podczas dłuższej podróży, a to wszystko kosztem tylko jednego portu USB.
Zarówno PV110, PV120, jak i PV150 są sensownie wycenione, pracują stabilnie, ładują szybko, nie grzeją się i nie tracą energii, gdy są dłużej nieużywane. Wszystkie wyposażone zostały w zaawansowane zabezpieczenia oraz niepalne obudowy. Moim faworytem jest PV110. Uważam, że warto dopłacić około 20 zł do tak dobrego wykonania. | Przegląd banków energii ADATA – PV110, PV120 i PV150 |
Książka szwedzkiej reporterki powinna być lekturą obowiązkową dla osób wybierających się na zagraniczne wakacje. Obnaża mechanizmy rządzące turystycznym przemysłem i skłania do zastanowienia, w jaki sposób powinniśmy podróżować. A może lepiej zostać w domu? „Witajcie w raju” to bardzo prowokujący i nastawiony na wywołanie kontrowersji zbiór reportaży z różnych miejsc świata. Łączy je jedno – są popularnym celem wyjazdów, i to wyjazdów różnego typu. Autorka nie oszczędza nikogo i bezlitośnie obnaża słabości każdego typu podróżowania, od zorganizowanych wyjazdów z biurem podróży zaczynając, na niezależnych wyjazdach z plecakiem kończąc.
All-inclusive
Wakacje typu all-inclusive są najwygodniejsze. Wykupujemy pakiet, w ramach którego mamy zapewnione dosłownie wszystko: przelot, noclegi, wyżywienie, drinki. Nie musimy się o nic martwić. Spędzamy dnie nad hotelowym basenem, z rzadka wychylając nos poza bezpieczny świat hotelu. Cieszymy się piękną pogodą, uśmiechami obsługi i dobrym jedzeniem. Nie zastanawiamy się, czy pokojówka ubrana w schludny strój, sprzątająca nasz pokój, kiedy wychodzimy na śniadanie, sama dzisiaj coś jadła. Nie obchodzi nas, że mieszka ona z gromadką dzieci w blaszanej budce, a w naszym luksusowym hotelu zarabia za mało, by kupić im buty.Dielemans dociera nie tylko do pokojówek, ale także do ludzi, którzy marzą o tym, by choć na chwilę dostać się za płot luksusowego kurortu. Mężczyźni i kobiety, którzy całymi dniami czekają na zbłąkanego turystę, by sprzedać mu cokolwiek – koraliki, ananasa, swoje ciało. Nie podejmują normalnej pracy zarobkowej, upojeni widokiem luksusu, na jaki nigdy nie będzie ich stać. Poniżają się i zamykają sobie szansę na normalne życie.
Plecakowicze
Unikanie dużych kurortów nie oznacza jednak, że naszym podróżowaniem nie wyrządzamy nikomu szkody. Plecakowicze, szukający miejsc tanich i niezepsutych masową turystyką, docierają do coraz to kolejnych zakątków świata, przynosząc ze sobą to, przed czym uciekają – tłum i komercję. Uśmiechnięci mieszkańcy rajskich wysp szybko orientują się, że turystę łatwo naciągnąć, sprzedając mu banany po zawyżonej cenie lub biorąc od niego dwa razy więcej za przejazd niż od miejscowego. Budują stragany z pamiątkami, porzucają uprawę roli, by oprowadzać turystów po okolicy, a wtedy ci, zniesmaczeni materialistycznym podejściem miejscowych, przenoszą się w kolejne „dziewicze” miejsce.
Turystyczna machina
Przemysł turystyczny jest bezlitosny i, zdaniem szwedzkiej reporterki, nie można podróżować, nie krzywdząc miejscowych i nie niszcząc środowiska. Kontrowersyjna to teza i niewygodna, a jednak warto się z nią zapoznać. Możemy się z autorką nie zgodzić, i prawdopodobnie tak właśnie będzie, ale warto dać się sprowokować do refleksji. Być może nie jest prawdą, że szkodzić się nie da. Od podróżowania już nie uciekniemy – świat stoi przed Europejczykami otworem i trudno byłoby nam nagle zapomnieć o możliwościach wyjazdu w odległe tereny. Jednak warto pomyśleć o tym, co możemy zrobić, by swoimi wakacjami nie szkodzić innym, nawet nieświadomie. „Witajcie w raju” to książka, która z pewnością podsunie nam trochę pomysłów.Książka „Witajcie w raju” dostępna jest także w wersji elektronicznej w formatach EPUB i MOBI za ok. 21 zł.
Źródło okładki:www.czarne.com.pl | „Witajcie w raju. Reportaże o przemyśle turystycznym” Jennie Dielemans – recenzja |
Subsets and Splits
No saved queries yet
Save your SQL queries to embed, download, and access them later. Queries will appear here once saved.